227
8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg) http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 1/227

Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

Embed Size (px)

Citation preview

Page 1: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 1/227

Page 2: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 2/227

Page 3: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 3/227

Wielki dzień

Kronika niedoszłych wydarzeń Andrzej Strug

Page 4: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 4/227

OD REDAKCJI

P wieśd An rzeja Struga pt.Wielki zieo- Kr nika nie szłych wy arzeo ukazała się w warszawskimdzienniku Kurier Poranny w r ku 1926. ruk wan ją w cinkach nia 1sierpnia do 3 listopada.

Później wznawiana nie była.

Wielki zieo jest p wieścią- m żna rzec - „bliźniaczą” w st sunku wcześniejszeg lat trzynaście Zakopanoptikonu

, czyli kr niki czter ziestu ziewięciu ni eszcz wych w Zak panem. L sy bu utw rów były takżep bne: nie wsze łszy zbi r wej e ycji zieł Struga,Wielki zieo z stał zap mniany prawie

szczętnie i p minięty nawet w wykazach bibli graficznych jeg twórcz ści. Stał się tak nie bezwoli pisarza - wszystk świa czy tym, że nie pragnął n wznawiad swej p wieści i przyp minad jejczytelnik wi. M tywy takiej ecyzji były zapewne części w te same c w wypa ku

Zakopanoptikonu : Wielki zieo jest również książką całkiem mienną p z stałej spuściznyliterackiej Struga.

Istnieją je nak p stawy, aby przypuszczad, że biekcji tej łączyły się zastrzeżenia innej jeszczenatury, które także p wstrzymywały pisarza p wtórnej publikacji utw ru. Wielki zieo jestmian wicie p wieścią p lityczną. Pisany w r ku 1926, tuż p wypa kach maj wych, zawiera śdnie wuznaczne akcenty sympatii i uznania la Józefa Piłsu skieg . Jak wia m , w latach następnych- zwłaszcza p sprawie brzeskiej- st sunek Struga zarówn sameg Piłsu skieg , jak i całeg

b zu sanacji uległ ra ykalnej zmianie: pisarz znalazł się w bec nich w nieprzeje nanej p zycji iwznowienie Wielkiego dnia m gł by w tych warunkach z stad zr zumiane jak r zaj ug wej

eklaracji p litycznej. Takich łu zących gestów, które by p znakiem wątpliw ści stawiały jegcredo ideowe, chciał Strug za wszelką cenę uniknąd. Najlepszym w em takieg stan wiskapisarza jest fakt, że rzucił fiar waną mu g n śd aka emika literatury: przyjęcie bą ź c bą źurzę weg tytułu i stan wiska n sił by- jego zdaniem - charakter współpracy z k łami rzą zącymi.

Zastrzeżenia te - a nie są ne tylk hip tezą- straciły ziś swą wagę. lateg też wy awcy wporozumieniu z Ż ną pisarza z ecy wali się mim wszystk ad Kr niką nie szłych wy arzeowręce czytelników. Uczynili t tym śmielej, żeWielki zieo- obok Zakopanoptikonu - należy najznak mitszych utw rów Struga. Sp tykamy tu ten sam c wKr nice czter ziestu ziewięciu ni deszczowych błysk tliwy hum r i wcip, tę samą fantazję i p mysł w śd sytuacyjną, tę samą

sw b ę i r zmach narracji, tę samą n w czesn śd techniki literackiej.

Wyliczenie p wyższe nie wyczerpuje jeszcze p krewieostwa bu p wieści. Łączą się ne p na twyraźnymi węzłami fabularnymi: i w je nym, i w rugim utw rze miejscem akcji jest Zak pane wrazze wszystkimi loka lnymi szczegółami; i tu, i tam bracamy się w i entycznym śr wisku sp łecznymi t warzyskim; i tu, i tam występują części w te same p stacie. Na k niec gęst r zsiane aluzje

syłająraz po raz czytelnika Kr niki nie szłych wy arzeo p szczególnych fragmentówZakopanoptikonu. Różny jest tylk czas akcji- w Wielkim dniu r zgrywa się na już p pierwszejw jnie świat wej, w P lsce niep ległej.

Page 5: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 5/227

Mim tych wszystkich p bieostw i zbieżn ściKr nika nie szłych wy arzeonie jest dalszymciągiem Kroniki dni deszczowych . mienn śd pr blematyki i przebiegu akcji sprawia, że biep wieści trakt wad należy jak zieła rębne i niezależne.

Wielki zieojest - jak już p wie zieliśmy- p wieścią p lityczną. P na t jest n jeszcze p wieścią „z

kluczem”. Zawarł w niej Strug satyrę na st sunki p lityczne w P lsce z pierwszych lat niep legł ści.Jest t satyra jak najbar ziej k nkretna i kreśl na. Jej strze mierzy wyraźnie we wszystkie partie

jawnie prawicowe i nacjonalistyczne, przede wszystkim w Stronnictwo Narodowo-Demokratyczne.Niejedna z wprowadzonych tu przez pisarza postaci jest karykaturalnym portretem tej czy innejznanej s bist ści p litycznej. ryginały tych p rtretów- dodajmy - ukryte pod przejrzystymikryptonimami (Dziadosz- Piłsu ski, M ch-Dmowski, Galanty- K rfanty it .) nie m gły czywiściep z stad tajemnicą la ówczesneg czytelnika.

Ten najbar ziej wi czny, p częty z ucha bieżącej publicystyki zamysł satyrycznyWielkiego dnia stracił już wiele ze swej aktualn ści. Aby g w pełni zr zumied, zisiejszy odbiorca - jeśli nie k rzysta z

własnej pamięci - musiałby p służyd się właśnie „kluczem”- k mentarzem tak szczegół wym, że jegbjęt śd niewiele by ustęp wała bjęt ści samej książki. Sp rzą zenie teg r zaju k mentarza

przekracza, rzecz prost a, m żliw ści wy awcy.

Żywa nat miast i nie wymagająca ża nych atk wych bjaśnieo jest inna str na satyry Struga. Jestnią prze stawi ny przez pisarza braz „nie szłych wy arzeo”- faszystowskiego zamachu stanu.Mim całej gr tesk w ści teg prze stawienia - a m że właśnie zg nie z nią- zawarta tu z stała

gr mna suma wie zy mechanizmach sp łeczneg ziałania i mechanizmach wła zy. M żna je ynie p ziwiad fakt, że już w r ku 1926 p trafił Strug tak trafnie zanaliz wad pr cesy i zjawiskasp łeczne, które - zarówn w samej P lsce, jak i całej Eur pie – wystąpiły w pełni pier ziesięd lat

później. Łatw też przewi zied, że uwaga współczesneg czytelnika skupi się prze e wszystkim natych właśnie pr blemach p wieści.

Wydania Wielkiego dnia dokonano - p bnie jak t miał miejsce w wypa kuZakopanoptikonu - nap stawie zach waneg k mpletu wycinków zKuriera Porannego, znaj ująceg się w p sia aniuPani Nelly Strug wej. Na marginesach gazety raz mię zy wierszami tekstu znalazły się licznepoprawki i zmiany wpisane ręką An rzeja Struga. Wszystkie te uzupełnienia aut ra z stały przezwy awców uwzglę ni ne, ch d nie znacz n ich w tekście ani w przypisach. Nie znaczan równieżtych fragmentów utw ru, które - w bec zaginięcia kilku gazet wych cinków p wieści z k mpletuautorskiego - uzupełni n na p stawie pierw ruku w czas piśmie.

Szczególnie kł p tliwa la wy awców była sprawa r zmieszczenia k mentarzy aut ra. ług śdniektórych z nich skłaniała raczej przesunięcia- z przyczyn estetyczno-edytorskich - na koniecksiążki, je nak ze wzglę u na t , że stan wią ne integralną częśd tekstu p wieści, wiążą się ściśle zfabułą utw ru i r zwijają akcję, umieszcz n je u łu k lumn, uważając, że ecy ujące znaczeniebę ą miały la czytelnika wzglę y nieformalne, lecz merytoryczne.

Książki nie za patrz n w k mentarze, wyjaśnienia encykl pe yczn-sł wnik we it ., p ch zące re akcji. Sp rzą zenie ich w szer kim zakresie nie był- jak p wie zieliśmy- m żliwe, nat miastprzypisy śd gólne i nie wyczerpujące mijałyby się w tym wypa ku z celem. Re akcja graniczyła

się przetłumaczenia zwr tów bc języcznych raz st s wała pis wnię i interpunkcję tekstu

Page 6: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 6/227

b wiązujących przepisów. Uje n lic ne z stał także brzmienie nazwisk i nazw własnych niezawsze konsekwentnie podanych przez autora.

Page 7: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 7/227

WSTĘP

Sprawy tu p wie ziane, zebrane we ług zeznao świa ków i autentycznych kumentów ep ki,ziały siębardzo dawno albo jeszcze wcale się nie ziały i przypuszczalnie czas ich nie nastąpi nig y.

Nie jest zresztą wyklucz ne, że na zł śd nam wszystkim r zp czną się w najbliższym czasie, m że jutro. Jedno pewne - nie p wtórzą się ne nig y, ch d i za t nikt nie zaręczy.

Więc póki czas, należy p wie zied wszystk kła nie i uczciwie. Jeżeli, na szczęście, nie ział sięnic p bneg ani nik mu się tym nie śnił , wyw łajmy z nic ści szczytną fikcję, która zawsze jest pewniejszą rzeczywist ści. Ur j ne wy arzenia i zmyśleni lu zie p zw lą nam p znad ją samą,agdy kie yś się każe, że praw y je nak nic p bneg nie był , p cieszajmy się, że t przeminęłbez p ważniejszej szk y la n rmalneg biegu naszych spraw.

P zwalamy s bie zap minad wielu taktach, ale bia a sp łeczeostwu, jeżeli nie zna lu zi i wy arzeo,

których nig y nie był . Przez wzglą na p tężne znaczenie rzeczy nie istniejących.

Page 8: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 8/227

I

Fryzjer Ireneusz g lił teg prze p łu nia już sió meg z k lei znak miteg P laka i weg sió megzaciął właśnie prze chwilą ku haobie znaneg wirtu z stwa w sw im zaw zie. Przepraszał guniżenie, ch d nie był winien. Ręka mu rgnęła, ale k muż by nie rgnęła, g yby się wie ziałznienacka, że ten sam lek G łyszyszk , który żył brych kilka lat w próżniactwie i w nę zy na

alekiej Harc wni i stamtą czynił wypa y Zak paneg , żeby nabierad k g się ał na ile się tamał , a nie p gar zał nawet szóstką, znikł z h ryz ntu, z stawiwszy wszę zie ługi, r bne c

praw a, ale za t w każ ym sklepiku, u każ eg szewca, u każ eg kelnera, u każ eg z niezlicz nychznaj mych, z którymi był na „ty”, u znaj mych z wi zenia, a nawet u nieznaj mych, c m głuch zid za zwykłą żebraninę. I panu Ireneusz wi był winien c ś k ł pięciu k r n, nie liczącprzepa łej zapłaty za wiel kr tne strzyżenie r zwichrz nej gł wy, w której z arzały się i wszy. Terazbył wystr j ny w cu wne k rty, na palcu lśnił mu gr mny brylant, w g rsie wa mniejsze, u

mankietów wa większe... Pan Ireneusz z p czątku g nie p znał, ch d przy r b cie przyglą ał mu się p ejrzliwie, raz p razułypiąc w lustr . Ale G łyszyszk sam się przyznał znaj m ści. W t ku r zm wy wsp mniał niechcenia sw jej cukr wni na Kujawach, yrekt rstwie Banku gólneg Zasilenia (znana w kraju„Ban za”) i tym, że kan y wał na p sła na Sejm Ustaw awczy. Tu właśnie pan Ireneusz już niewytrzymał, alb wiem Sejm był jeg najwyższą umą i chlubą, tak sam zresztą jak naszą. Pan p sełprzybył, aby wie zid stare kąty, a zarazem zakupid tereny na Pałaj ówce, g zie ma stanąd h teln w czesny na tysiąc p k i. Sam zamieszkał w pensj nacie „Mur eli ”- ża nych wygó , kr pna

ziura... Czyż n zamarzył kie y, żeby g puszcz n b aj za próg aryst kratyczneg „Mur elia”?

P sze ł, ale pan Ireneusz już nie mógł prac wad. G łyszyszk g bił. Z stawiwszy paru klientówp m cnik wi, wyrwał się z zakła u i sk czył na rugą str nę ulicy. W wiecznie pr wiz rycznejru erze, sklec nej z esek, przyp minającej barak, w szeregu kien wystaw wych pr uk wały sięna pokaz oszczypki, ciupagi, kilimy, cukry, kapelusze amskie, ser aki, p cztówki. W tej r zległejbu zie k ncentr wał się stary kat licki han el, bsia ły z p k lenia w p k lenie przez czcig ner y patrycjusz wskie Kun larskich, Hapaczy, Czkawków, Tan eciarów, rzyjów i bmaoców,p wiązanych ze s bą związkami krwi tu zież p wikłaniem licznych małżeostw. Stary,

śm ziesięci letni Zen bi bmaniec, fabrykant w jł k wych pant fli, kiwał mą rą gł wą, słuchającIreneusza, ż nateg z jeg r z ną wnuczką, z mu Hapaczanką.

- Nie żałuj innym szczęścia, a Bóg nie p żałuje i t bie, Irku. A najlepiej temu, c p przestał naswoim...

- Nik mu nie zaz r szczę, mam kawałek chleba i szacunek lu zki, ale serce mnie b li za tą P lskę! Jakt , taki P szu ralski, p kątny ra ca z miasta bczyc, jest szefem departamentu? Jak to, takiSzulim P lirszt k, hiena wyb rcza za cztery k r ny na niówkę, przechrzcił się na PrzemysławaHrajskieg i jest za pan brat z ministrami? Ską n ma pienią ze? Na jakich świostwach się r bił? Alejtenant Naderspan? Niem iec zakuty, ani sł wa p p lsku, ek wnik jakich mał , b przez cztery lataw jny uchr nił się fr ntu- kra ł p szpitalach i tu u nas przez całą w jnę, a teraz przyłazi mi tstrzyc się jak nig ynic - pułk wnik w jsk p lskich!

- A p jakiemu z t bą ga ał?

Page 9: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 9/227

- Jeszcze by tyż- tr chę się p uczył, psi syn...

- A widzisz...

- Nic nie wi zę. Wi zę, że pierwsza lepsza szuja wych zi u nas na lu zi, a p rzą ny czł wiek...

- Irku, nie bę ziesz p żą ał ż ny bliźnieg tweg- t się sam przez się r zumie, ale przedewszystkim - ża nej rzeczy, która jeg jest! Przykazanie b że!

- Nik mu nie zaz r szczę, ale g ybym się nie był zak pał w tej ziurze... t, jeszcze je en. Wch zigodny stary pan - m je uszan wanie panu br ziej wi... Przyglą am ja się- kto? Niech no dziadekzgadnie!

- No?

- Pamięta zia zi urzę niczynę star stwa z N weg Piargu, tyt o szwarc wał przez całą w jnę i

przez całą w jnę szpiclem był w A-Stelle? W siemnastym r ku, kie y się t wy ał i wyszczuli g zmiasta, uciekł pr st Warszawy...

- Żygiec?? I cóż n teraz p rabia?

- Jest star stą w ywersyszkach na kresach, na granicy b lszewickiej, ma p s bą cały p wiat.Skandali

Patriarcha chrząknął i p myślał przez chwilę.

- Trzeba się cieszyd, że wsze ł na brą r gę. P czciwy t był człowiek.

- Co?!

- N c ? Za stareg rzą u piln wał p rzą ku. A bez p rzą ku w m narchii nie wytrzymałaby Austria,nie p biłaby M skali i cóż by był z całą tw ją P lską? I taki Żygiec ma sw ją cząstkę zasługi, głupcywygrzali go z Nowego Piargu, ale w stolic y razu się na nim p znali i teraz alej r bi sw je, pilnujep rzą ku. Nie t bie, szczeniaku, są zid racji stanu, i ź g lid, ruszaj, pilnuj interesu!

- zieo bry panu bmaoc wi... C też mi się prze chwilą wy arzył- jeszcze się cała trzęsę... Jaksię masz, Ireociu! D pier c była u mnie Milka, wiecie, ta Brajbisza... Wielka pani! Kupiła wanaj r ższe kapelusze, pół tuzina czyst je wabnych p ocz ch i żeby się ch d tr chę p targ wała,

żeby się b aj skrzywiła! Ma pełną t rebkę tysiącmarkówek i dolary. Taka Milka-kelnerka, co zkaż ym pierwszym lepszym za wa zieścia k r n... Ale t nici Wcz raj kupiła „Pęcakówkę”! Akt urejenta w Nowym Piargu - sie em tysięcy lar wi Słyszane rzeczy? I zie wag n mebli, f rtepiany,dywany, obrazy - „Pęcakówkę” już przer biła w hip tece na jakąś „Miramarę”. Ale t jeszcze nici Mapraw ziweg , najślubniejszeg męża, mili nera z Ameryki, nazwiskiem rałas. Właśnie ten sam

rałas, c w zeszłym r ku kupił w Krak wie całą ulicę Pętliczki i gazetęNowe Nowiny, a potem trzymiesiące sie ział na M ntelupich i puścili g . Słyszycie? N i c ? N i c ?...

Pani Kun larska yszała ciężk , zr biła się czerw na jak haltsygnał, była przeraż na, zachwyc na,burz na. Przez chwilę milczeli wszyscy tr je.

Page 10: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 10/227

- Niech się P lska źwiga- zaczął patriarcha. - M ja pani Kun larska, c pani szk zi, że taka Milka wyszła na lu zi za łaską patrzn ści? Kt sam bez grzechu, niech rzuci kamieniem, wszem, alestrzeżmy się zawiści...

- T się ci ci płacił byd p rzą ną k bietą i wierną ż ną, a har wad w magazynie... cha-cha-chal... -

wybuchnął em nicznie Ireneusz. Wypa ł ze sklepu i trzasnął rzwiami, aż spa ła tabliczka znapisem: „Sklep Chrześcijaoski. Ceny stałe”.

- Takem zgłupiała, p wiem panu, żem jej p liczyła zwyczajnie, jak każ emu. Teg nig y nie żałuję...Takich trza rzed, trza rzed...

- Teraz pani p wie ziała mą rze. T nasze słuszne praw . Ile t się lu zi zb gacił!

- Jeszcze nig y g śd tak nie sypał pienię zmi jak wten sezon.

- P lska się źwiga. Już p pensj natach w tym tyg niu ceny sk czyły p ł wę- oto co znaczy

rganizacja! A pani jak s bie myśli?

- Tr chę tam p ni słam i myślę jeszcze, ale taka już m ja branża- b ję się Ży ów.

- Zakała r u lu zkieg . Napuścili teg gmin jak r bactwa. Wójt b i się Ży ów, k misarz się b i,star stw się b i...

- Wszyscy przekupieni. W p nie ziałek wójt zn wu kupił parę k ni, a k misarz wcz raj publicznie piłpiw u Brajbisza z K pciukierem i kt wie, m że już ubili sprawę. Taki ży wski „Bazar Centralny” r ku zje nas wszystkich... Pój ziemy z t rbami, panie bmaniec...

- Pani Kun larska, ja tam już teg nie żyję.

- Ale ja?

R zstali się w smutku. Starzec stęknął i zaczął p prawiad ceny. Na haft wanych pant felkach pięd ziesiąt pr cent wyżej, na pr stych trzy zieści. Na wyrzynanych pu ełkach, na k ziczkach, naszarotkach, na ramkach, na Sabałach sie em ziesiąt pięd. Westchnął. Z tru em przykucnął,p niósł tabliczkę i zawiesił ją z p wr tem w szkl nych rzwiach- „Sklep Chrześcijaoski. Cenystałe”. Stanął we rzwiach i przez szybę zagapił się na ulicę.

Na Człapówkach r ił się lu zi. Były t pierwsze nie lipca i g ście napływali nawałą, każ ymp ciągiem. Ileż t sez nów zapamiętał stary bmaniec, świa ek nar zin, źwigania się, r zw ju iwreszcie, p w jnie, gwałt wneg , amerykaoskieg r zkwitu r zinneg miasta. Wsp minał stareczasy, kie y był mł y i p nie zielach latał na Piw nt i Czarneg Stawu. Kie y nie był k lei, niebył nawet cesarki, a na Człapówkach precz jeszcze stały chałupy, górale byli tu jak u siebie w mu,a p chleb, p świece, p tyt o i p resztę trza był p syład N weg Piargu. Wsp minał pana

kt ra Chałubioskieg w ser aku i w sł mianym kapeluszu i pierwszych g ści, c przyjeż żalifurkami aż z Krak wa. P tem jeż żali k leją aż Charówki, a wreszcie- wielki zieo: tarł tupierwszy p ciąg z l k m tywą przystr j ną zielenią i czarn-żółtymi ch rągiewkami, wi zącznak mitych g ści i sameg panasektionschefa k lei z Wie nia, pana h frata Putzfrala, który p

ur czystym bie zie w zakła zie kt ra Mamca raczył p fatyg wad się s biście i piesz naCzłapówki i zakupił w jeg skr mnym sklepiku parę pant fli i fujarkę. Ach, i t był już tak awn ... A

Page 11: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 11/227

potem wojn a świat wa... N cne gł sy ciężkich ział ukli... Zastój w han lu, głó , nę za; je ynie p kątne spekulacje tyt niem i kaszą awały m żn śd przetrwania... Żał bny zieo list pa a,g y przyszła wieśd śmierci stareg m narchy, jca lu ów, je yneg piekuna P laków... P rtret znieśmiertelnymi b k br ami wisi tą w jeg sypialni i z stanie tam nia jeg nie alekiegpogrzebu, ale co się stanie p tem z czcig nym brażeni przeszł ści? Wyrzucą g synk wie, wnuki iprawnuki, niebaczni na t , że P lska P lską, a w zięczn śd w zięczn ścią... Mł e p k lenie...

Zalewał n Człapówki. la bmaoca nawet siwi pan wie i r ztyłe matr ny była t nie warz namł zież. Cóż pier reszta... Przyglą ał się teg r cznym g ści m. Sez n zap wia ał się brze. raz u znad był , że tym razem przeważała publika brze ziana i za zierająca łba góry. Ga ał tgł śn , był z r we i wes łe. Pannice z wyg l nymi szyjami i rami nami, w sukienkach p k lana,lekkich, prześwitujących w sł ocu na wskr ś, aż alszych tajemnic, pal ne, r zwy rz ne, ciągnęłyza s bą gr ma y chł paków. Zawsze tak był i bmaniec bynajmniej teg nie p tępiał, ale w tymr ku wyglą ał t jak ś tr chę zana t ... Brak był ur ku awnej elegancji, półuśmieszków,miz rzenia się. ukra k wych sp jrzeo- wszystk wy awał mu się zbyt jawn grzeszne i bnaż ne.Chł paki były bezczelne, t by jeszcze zupełnie uszł , ale panni chy były wiele g rsze. Jeżeli k bietazaczyna s bie tak p czynad, cóż się ziwid, że mężczyzna się rwie, żeby razu rzecz k oczyd? A te„ ancygi”... I tu ne przyszły, w zeszłym r ku był je en, a w tym razu cztery...

Publika wy ała mu się tym razem jeszcze r ynarniej sza, ga ał t za gł śn , ruszał się niez arnie,gęby były pr ste, nieszlacheckie, amy w m nych kusych ubraniach wyglą ały na przebranekucharki, ileż był za art n sych, grub n gich, przysa zistych, p kracznych...

- N we paostw , paskarze, czarna gieł a, zł zieje gr sza publiczneg i prywatneg ... stawcybutów la armii na papierzanych p eszwach, fabrykanci ersatzów, ukrywacze cukru, truciciele,

łap wnicy, szelmy...

Stary mamr tał, wyrzekał, klął w uszy i p mst wał, a je nak c ś mu się w tych lu ziach p bał .W każ ym razie byli mu bliżsi, ser eczniejsi niż taki pan z panów, pan hrabia Men erzycki, który zesp k jną g n ścią p rusza się w tym tłumie, jakby nie wi ział tej całej h ł ty, i zie, jakby ich tuzg ła nie był . Minął czas hrabiów...

Nastał czas zb gac nych chamów... N - i Ży ów. Wcz raj Kazik Tan eciara liczył z jc wskiegsklepu Ży ów na Człapówkach g ziny trzeciej sió mej p p łu niu- na stu przech niówwypa ał ich sześd ziesięciu pięciu. Ale na pięd ziesięciu przejeż żających fiakrów przypa ał

czter ziestu, którzy w zili Ży ów. Czyli Ży teg r czny jest grub b gatszy p lskieg g ścia. Cwięcej, jest h jniejszy, nie liczy się z gr szem, mniej s bie żałuje, r zbija się. Wszyscy w Zak panemwyrzekają na nig y niesłychane bezczelne r zbijanie się ży stwa w tym sez nie. awniej Ży się niepchał p Tatry, a jeżeli się p kazał, sie ział jak mysz p mi tłą i ch ził na palcach. Ale jak ś zeszłeg r ku...

Ale teraz była t praw ziwa plaga, p lski g śd był burz ny, każ y klął, p paru niach pak wał się iruszał z zapasku z neg miejsca. Zarzekał się, że n ga jeg nie p stanie tu więcej. Klął i z stawał.Wybierał się Krynicy, g zie był znacznie g rzej, i wracał. Wyjeż żał Jaremcza, Tatar wa, W r chty i nie ruszał się z miejsca, b tam już byli sami Ży zi. Wzbierała nienawiśd, jawnie r zlegały

się straszne p gróżki, c chwila wybuchały awantury. Czyż niep legła P lska k niecznie ma bydży wska?

Page 12: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 12/227

Stary bmaniec kiwał gł wą patrząc na ulicę, mruczał p n sem, wz ychał, szy ził, klął, wreszcienie chcący, myśląc czymś zupełnie innym, westchnął: -Matk B ska, Król w Anielska! - i czepiłtabliczkę z napisem: „Sklep Chrześcijaoski”, i wsa ził ją głęb k za szafę.

Page 13: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 13/227

II

Pchełka jest wieczny. T serce Zak paneg niezlicz nych lat bije niestru z nym tętnem, na ającrytm i miarę wszystkiemu, c żyje p Tatrami. Nie był p Tatrami, nie ma i nie bę zie sprawy,która nie ur ziłaby się i nie ch wała w jeg murach, p jeg achem. Nie był i nie bę zietakieg kresu ziej weg ani prą u i e weg , ani zaga nienia, ani sp ru, ani krycia, ani pl tki,ani skan alu, które śmiałyby się byd bez Pchełki.

A ch d zał życiel i prar zic hist rycznej knajpy, imd Herakliusz Pchełka, awn już st i za bufetemniebieskim i sławetny zakła przesze ł w ziesiąte ręce, a nawet przeniósł się n w zbu waneggmachu przy zbiegu ulic y March łt wskiej i Człapówek, zawsze jest n la nas i p z stanie- jak był-Pchełką, c w języku serca znaczy- miejsce jedyne.

t st lik p knem, przy którym w prze e niu wielkiej w jny grywali w szachy wielki, a ziś już

zmarły p eta Sajtafernes z samym zia szem, który by nam żył wiecznie!... Tu w kącie na plusz wziel nej kanapie, ziś już wypełzłej i blazłej biał ści, sia ywali: gr mny pisarz Firlejusz, Sybirkpisarz wielki, gniłek pisarz uży, Butelecki pisarz sp ry, Języczkiewicz pisarz śre ni, a z nimi naszarym k ocu, z ich paoskiej łaski, Tłuk pisarz mały. b k na kanapie p płótnem Mirmi ajaKobietaz ynią sia ywała wielka artystka, ru wł sa Przes lioska ze wspaniałą panią secun v tSt kil wą, w wą p prze wcześnie zgasłymmecenasie Giewoncie, w towarzystwienajwybitniejszych akt rów, malarzy, p lityków, p etów raz każ eg , który się przysia ł. P knemprzy małym st liczku, zawsze sam tny i gr z ny świata gazetą, wysia ywał uparcie sw jeczarne godziny Odo Trucicie lczyk, czł wiek wszechstr nnie i bez ennie utalent wany, który zaciął sięi lat trzy ziestu nic nie napisał, śmiertelnie braż ny na literaturę p lską, p cząwszy Reja iK chan wskieg , a sk oczywszy na futurystach w wieku szczenięcym, Babichlebcu i adaju, oraz naprzyjśd mających synach ich przyszłych synów. Tu r zkracz ny prze bufetem wypijał i wypija na alniezlicz ne wó ki trwając g zinami na p sterunku znany malarzreligijny (żeby tru niej byłzga nąd), Bluźniewierski, r zprawiając na st jączkę sztuce z krytykiem muzycznymGłuch niemcem, który pił wyłącznie piw maszcz ne arcyksiążęcym p rterem żywieckim. Tu wsamych rzwiach fil l g Kluch i matematyk Łazanka p bili się t , kt z nich jest świnią, jeżeli wszeroko znanym taternicko-sportow ym zatargu Kier elmana z Hakmayerem pierwsze wejście naWielbłą zie Uch pierwszy z nich utrzymywał i p trzymywał uparcie, że...

Ach, jakieście wy już stare, wy mł e czasy....

t trzy zrujn wane kanapy na weran zie, r z ziel ne nicami pełnymi kurzu, w których sterczałysuche badyle po niewiadomych krzewach … sameg p czątku wielkiej w jny świat wej przez całecztery ciężkie lata sie zieli tam bez przerwy, czuwając i żującGł s Nar u, przyjaciele Rosji i Ententy -naprzeciwk wejścia. Na praw starzeli się, czekając na wyp wie zenie się paostw centralnych,enkaen wcy i cierpliwie ssali k miśne c.k. mlek z wymienia wielkieg Sr kulasa(Nowa Reforma ). Nalew p rastali przez cztery lata niep legł ści wcy, którzy żyli wiarą i nig y nic nie czytali.Stoliki tezwiązane były wzajemną p gar ą i nienawiścią, p tężniejszymi niż sama niep legł śd, którąnareszcie wysie zieli, aż przyszła...

Wszystk t miał w pamięci- i niezlicz nych lu zi, i ługie czasy- je yny czł wiek na świecie; był twierny kapłan tej świątyni, ziś już brze p starzały, kelner- pan Franc. Patrzy na tych nowych

Page 14: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 14/227

g ści i bserwuje, i p słuchuje, ac s bie myśli- któż wie? Lata p przepełni nej sali, r bi sw je taksam teraz jak za czasów, kie y kt r Senes był mł y, kie y nie był jeszcze k lei ani sanat rium,ani p czty, ani March łt wskiej ulicy, a n termin wał za picc la i stary Pchełka, g y bywał wg rszym hum rze, walił g kluczem p łbie...

- A, to kochany pani

- Kochany?! Co to znaczy „k chany”? k g pan t mówisz?!

- Panie lek, nie rób pan głupieg - wi zę, że się panu brze p w zi, więc i ja się cieszę...

- Słyszane rzeczy!

Pan yrekt r G łyszyszk wypa ł z r li. Nie mógł się przecie zapierad łużej. P czciwe w gruncieserce twarł się w nim niebacznie i już się nie m gł mknąd. Przez nie mkniętą szparę jak gaz

bezwła niający wsunęły się natychmiast stare wsp mnienia, a z nimi kelner Franc.

- Mił mi pana wi zied.

- Ach, stare, dobre czasy...

- Jak la k g bre, ja w lę t , c teraz.

- Cha-cha-cha ... Winszuję, winszuję!

- A pan wciąż u Pchełki?

- pół r ku jestem z p wr tem. Byłem na wł skim fr ncie i rani ny p Piave, i z użym srebrnymmedalem.

- A, p winsz wad!

- ziękuję. Trzymałem bufet na stacji w Rzerząciu i wpa łem p same uszy, p tem prób wałem tuwłasny interesik i wpak wałem się z gł wą, zarwałem je neg lichwiarza, który na mnie p stawił, iparu p rzą nych lu zi, których żałuję. C ja mam ługów! N , i z p wr tem meg psieg fachu na

żyw tnią kat rgę. C tam ja- nie ma o czym ga ad... A pan szan wny?

- Jako tako, jako tako.

Franc umierał z ciekaw ści. yrekt r bąkał niechcenia t i w ze sw jej k l salnej kariery, Francwyłupiał c raz szerzej czy. R z ziawił gębę i zapamiętał się w ekstazie, jak g yby stanął w bliczucudu . Na próżn g ście na weran zie zw nili na nieg łyżeczkami. Nie mógł się erwad. Spytanymim ch em, ile też wyn szą te jeg ługi, Franc z r zpaczą graniczącą niemal z umą wymówiłstraszliwą cyfrę, a yrekt r ze smutkiem p kiwał gł wą.

- N , p ga aliśmy, ale na mnie czas. C też ja płacę, k chany panie Franc?

- Była herbatka i wa ciasteczka- wszystkieg ziewięd ziesiąt sześd mareczek.

- Nie mam r bnych, więc niech bę zie mię zy nami p awnemu, na rachuneczek... Jak się tam c śuzbiera, zapłacę razu... Ale a c nt tamteg sprze w jny m gę panu c ś zaliczyd...

Page 15: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 15/227

G łyszyszk pił resztki herbaty i wyjął p łużny bl czek. kręcił zł te piór i nagryzm lił paręsłów. Wyrwał kartkę, p ał kelner wi, wstał i br usznie kiwnął mu gł wą.

Natychmiast p rze weran ą za yg tała wspaniała maszyna, która niep strzeżenie zajechała była iteraz zwawszy się, zwróciła p wszechną uwagę. yrekt r wsia ł. Klapnęły lśniące rzwiczki, m t r

zawarczał, wypuścił gęstą chmurę ymu i ruszył pę em. Franc stał słupiały, smr liwy ym wy ałmu się niebiaoskim ka zi łem. P ł gą wyginała mu się p n gami, więc reptał na miejscu izataczał się. Przy samych czach trzymał mały papierek, ale jeszcze nie mógł się liczyd wszystkichzer - nie, t był sen...

Jak wi zia ł przemknął się awny, b arty, z ychający z gł u lek z Harc wni, któreg żywiał zlit ści p rcyjkami wykra anymi z kuchni i zasilał papier sami, a w zamian trzymywał czasami przeczytania ustęp z ręk pisu p wieści p tytułemP wójne życie jca Du sza, pisanej łówkiemna papierze wijania ciastek z firmą: „Pchełka- Zakła Pierwsz rzę ny- Cukry i sł ycze”.Przewinęła się p stad kt ra czarnej magii, pr fes ra Trupiłły, i jeg me ium, hrabianki Zyty

Chę ża-Jaszcz mirskiej, i sprawa skarbów p Szafranczyk wym Upłazem, i straszliwe urywki zkr niki mnicha u sza... awn zap mniane zieł r zwarł się prze nim jak m rze, zatapiał się wfantastycznej p wieści i wymknął się sam s bie.

Wyw łał g pier na świat b ży sam pryncypał zi nąc mu w uch bezecnymi klątwami. Franccknął się- g ście zw nili łyżeczkami, walili ciupagami kamienną p ł gę.

- Pies pana... panie Pchełka! Nie czekanie paoskie, żebym ja tu na pana har wał... iabła zpaoską zap wietrz ną bu ą! M żesz mnie pan na p żegnanie... Zaczynam n we życie!

I nie zabrawszy z zakła u nawet kapelusza, z g łą gł wą, wpr st jak stał, wierzgając n gami w taktonestepa Koh-I- N r, wygrywaneg właśnie przez kwartet czterech braci czeskich, muchalów,ruszył pr st „Batruza” (Bank Tru u iZachodu).

W głównym sal nie, p wieczną palmą, w zacisznym kącie, g zie kilkunastu lat wisi wystawi nyna sprze aż braz malarza miejsc weg GnębiszaNimfy i fauny w Drabiniastej Dolinie 1 redaktorUrwilewski po dwugodzinnej gadaninie przeplatanej demo nicznym szeptaniem przek nał nareszciepułk wnika Na erspana, że r zpaczliwy stan becny w P lsce nie a się utrzymad i nie a sięprzeczekad, że gr źne niebezpieczeostw b lszewickieg p żaru, śmi g zinny zieo r b czy,reforma rolna, szalony spadek mar ki, k rupcja, r zmyślny bezrzą mas oskieg gabinetu i kn wanialewic we nurtują niewi cznie a skutecznie i z nia na zieo, a jak becnie już z minuty na minutę,p mywają zrąb Rzeczyp sp litej. Wszystk wisi na wł sku i je yna ra a, je yne zbawienie- wy adwalną, nieubłaganą bitwę wszechnikczemn ści. śd jał wych p lemik, śd bezsilneg uja ania,czas byd br ni, a krew przelana niech spa nie na czł wieka, który jest przekleostwem nar u.Więc nie zwlekając...

- Panie pułk wniku, zwycięstw jest zapewnione - przemówił sp k jnym basem p seł Piach, któryprzez cały czas r zm wy sie ział w milczeniu pełnym aut rytetu.

- Wojsko jest po naszej stronie.

1 braz przen szący naszą p czciwą linę p greckie nieb w czasy blężenia Tr i, zieł st razy puszczanena l terię fant wą, a nie m gące nia zisiejszeg trafid na szczęśliwca, który by je wygrał.

Page 16: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 16/227

Bie ny pułk wnik p glą ał w p pł chu t na je neg , t na rugieg . Jeszcze się bał. Jeszcze mu wtym wsz ystkim czeg ś brak wał - ach, właśnie najważniejszeg ... Ża en się tym ani nie zająknął, a jakże tu był zapytad?... Więc milczał i myślał: „C r bid? C tu r bid?Heilige Mutter Gottes hilf!...Nic nie rozumiem... Der Teufel hole euer Polen ...”2 P seł Piach z awał się czytad w jeg myślach.

- Panie pułk wniku, główna przeszk a bę zie usunięta w p wie niej chwili. teg przecieżzaczynamy. No?

Pułk wnik Na erspan etchnął głęb k . gr mna, ciężka zm ra zsunęła mu się z karku. Nieezwał się jeszcze ani je nym sł wem, ale awny strach znacznie zelżał, a p czynał się już zupełnie

n wy. Ach, w tej tru nej, p wikłanej P lsce każ ej p rze trzeba wie zied, k g się bad! Man darf sich nicht irren 3. P seł Piach sp jrzał mu pr st w czy. Zimny błysk tych kularów przecinał statniewahania. Tu nie w ln się był spóźnid ani je ną sekun ę. Ani je ną- sage und schreibe! 4 Wstał,wypr st wał się i śd nikł brz ąknął str gami.

- Pan wie, jak ż łnierzbis auf die Knochen5

nie umiem mówid. C tu uż ga ad, jeżeli P lska mniep trzebuje, znam tylk je n sł w - rozkaz!

- Siadaj, generale - ezwał się z naciskiem p seł Piach.

- We le naszeg pr gramu pan p seł bejmuje Ministerium Spraw W jsk wych- zauważyłpółgł sem re akt r Urwilewski.

Pułk wnik wstał p n wnie i p n wnie trzasnął piętami, za tym razem str gi brzękły pełnym t nem,ra śnie i źwięcznie.

Na lbrzymiej weran zie h telu Knur wicza, śd pustej tej p rze, g yż zap wie ziany wielkimiafiszami jazzban murzyoski zna jezi ra Sa za nie przybył jeszcze, zatrzymany na granicy z p w upr testu związku zaw weg Murzynów warszawskich, bywateli p lskich- gr n sób brej w li

taczał zwartym k łem krągły st lik. Nie był la wszystkich miejsca, pan wie stali, p chyleni śr ka, zakrywając plecami wszystk , c się ział . Wszyscy mówili razu, ra zili, spierali się, ch dw całym zgr ma zeniu je en tylk Gęgulicz, taternik, mówił p angielsku. Gęgulicz miał praw ziweurwanie gł wy, każ y mu kazał tłumaczyd sw je argumenty, na wyścigi sypał się mnóstw pytao,ra , sp strzeżeo.

Miss Kulf n uśmiechała się wielkimi zębami i p trząsała kapeluszem z ziel nymi yn a łami wuprzejmej, ale stan wczej m wie. Bełk tała w głębi chu ej gr yki źwięki głuch-g łębie,niezr zumiałe la sameg tłumacza, i zawzięcie pisała w ługim, wąskim n tatniku.

Szł tu zatrzymanie miss Kulf n jeszcze na je en zieo, g yż up rczywa niep g a nie ała jejujrzed gór w całym ich przepychu. Wcz rajsza p p łu ni wa wycieczka sam ch em M rskieg

ka była je nym nieprzerwanym, z szataoską l giką przepr wa z nym skan alem.

2 Heildge Mutter... (niem.) - Matk B ska, p móż!... Niech iabli p rwą waszych P laków... 3

Man darf... (niem.) - nie w ln się mylid. 4 Sage und schreibe (niem.) - sł wnie. 5 Ż łnierz bis auf die Knochen (niem.) - ...do sz piku k ści.

Page 17: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 17/227

Na stawie murem leżała mgła, miss u ławiła się ścią pstrąga, który zresztą, jak się później kazał ,był gruntu zepsuty. W r ze p wr tnej na w grzm tami pijany sz fer wjechał w lasi hrabiaCz p, je yny czł wiek wPolsce o kulturze angielskiej, złamał wa żebra. R zpal n gnisk (veryinteresting! 6), które niebawem zgasił eszcz. P macku, w nieprzebitym mr ku, który r z zierał ptr sze swymi jękami ranny hrabia, spuszczan się w ół ku schr nisku, jak się kazał , zapchanemu

abs lutnej stateczn ści. Zanim specjalnie attasz wany nieurzę w przy znak mitej p różnicymł szy referent wy ziału pras weg Ministerium Spraw Zagranicznych, pan kt r Gawr nek,skamłaniem, klękaniem, zaklęciami w imię P lski tu zież p strachem wła zy z łał wyżebrad lar zbitków kawałek p ł gi i kilka gałązek cetyny; zgnębi ny Gęgulicz bawił miss, jak umiał.Wskazywał jej r baczki święt jaoskie, na które miss p wie ziała, że na Saraputrą ch zą ne

wielk ści chrabąszczy, a w lasach Buna na Nigrem tak świecą, że mieszkaocy n cami wnajwiększym gąszczu czytają gazety. Źle!

p wie ział lawinie, która w t właśnie miejsce zsunęła się kie yś z W ł szyna i zmi tła pasmlasu tu zież p gięła niezmiernie m cną żelazną barierę na sz sie. Miss Kulf n wsp mniała lawiniena Hikairo- T p, która w jej czach starła z p wierzchni ziemi h tel górski pełen mili nerów i p żarław linie trzy miasta i sie em ziesiąt wsi. Źle!

Zainteres wał ją pier żętycą jak nap jem nar wym górskim, mającym cu wne własn ściregulujące ż łą ek. P nieważ Angielka czuła się już tr chę nie brze, wychyliła chciwiebł g sławi ną ciecz ze styl weg rzezaneg czerpaka (very interesting! ), który Gęgulicz natychmiastofiarowa ł jej na pamiątkę. Żętyca smak wała bar z - very refreshing 7...

Na t sł w tylk czekał p lski pstrąg, przyczaj ny w angielskim ż łą ku, g yż znak mitagl btr tterka zagulg tała, chwyciła się burącz za l rnetkę wiszącą na rzemyku w k licach łka i

sko czyła ze sch ków ganka wpr st w ziejące ciemn ści, na sr gi eszcz.

I tak alej, przez całą n c (ileż razy), a teg pchły... Wycieczka ta zadmiła efekt prze wcz rajszychtaoców góralskich i pięci g zinneg wykła u pr fes ra Łys łaja górach, p kazywanych na mapieplastycznej w tłumaczeniu Gęgulicza, c p różnica zni sła z charakterem właściwym jej rasie. Przezcały czas taczał ją wybrane t warzystw z „Mur elia” i z n w twarteg palace-hotelu„Cyk rianum”, g zie zamieszkiwała na k szt p w łaneg ad hoc 8 K mitetu Przyjęcia. Wiecz ryspę zan w ancingu Pchełki lub w ancingu kawiarni „Parmeoskiej”, g zie na pastwę znak mitegg ścia awan najpiękniejszych tancerzy. L l Uściski, Kazi klaski raz zaw wy tancerz (zadarmo!) , sam pan Stanisław Tył n żec, na zmianę późnej n cy bracali i przytulali, i wykręcali

brzy łeg grzm ta, p cąc się la P lski. Była na wyświetleniu kin brazu patri tyczneg wytwórniwarszawskiej „Chryj p l”, p tytułemPrzodownik Tapir . Dalej lekarz klimatyczny doktor Wrzepickibawił ją statystyką gruźlicy, czerw nki i mał znanej ch r by górskiej, bjawiającej się strą maniąfabularną, która na nizinach występuje w na er złag z nej f rmie szczerstwa i zwyczajnych pl tek.Centralny muzeolog miejscowy, dyrektor Bryka- Bracki, pr wa zał ją p wszystkich zbi rachgórskich; była w „Sabał vianum”, g zie we wz r wym p rzą ku zł ż ne są prastare legen ytatrzaoskie, baśnie i przysł wia, a p eta Tatr, Gwiz ał, recyt wał niektóre z własnych utw rów. Byław ziale szczypków i mamałyg w Muzeum Szk larstwa Tatrzaoskieg , które jej żyw

6

Very interesting! (ang.) - bardzo ciekawe.7 Very refreshing (ang.) - bar z rzeźwiające. 8 A h c (łac.)- w tym celu.

Page 18: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 18/227

przyp mniał twórcz śd Trabuków, plemienia lnej Megerii, które w czasach jej mł ści ch ził jeszcze na czw rakach, a becnie, p ziałaniem misj narzy brytyjskich, ch zi już na tr jakach.P znała lbrzymie plany regulacyjne Zak paneg , które r zł żył prze nią na p ł ze sam yrekt rregulacyjny, pan Baczewski. lśni na k l salnymi zamiarami, przyznała się, że pier terazuwierzyła w P lskę. Wówczas wystąpił pr fes r Łys łaj, hist ri graf gór, czł nek Aka emii Pioskiej izasłuż ny ba acz r zjemstw granicznych śre ni wiecza, przek nał upartą Angielkę na mapach i

kumentach, że Czesi nig y nie mieli prawa...

b arz n ją mnóstwem styl wych ramek, pu ełek i igielników. K men ant „P gruch tu”( ch tnicze P g t wie Ratunk we), bar n Kneipenheim, który w chwilach w lnych śle zenia ichwytania zagini nych chętnie aje się f t grafii, fiar wał jej zbiór własn ręcznych z jęd znajgr źniejszych wypraw l wc wych i z ciekawszych wnętrz zakła ów kulinarnych, Brajbisza,Pchełki i R zmaryna, w gust wnej teczce ze skórek p maraocz wych, wyk nanej w znanychwarsztatach zdobniczych pani Youly.

P cił się k ł niej, kt i jak mógł, ale Angielka była niezm r wana. Pilnie ba ała każ ą rzecz, wy ając c chwila gar ł we krzyki p ziwu i zasten grafując wszystk w sw im wielkim n tatniku.

gólne jej wrażenie był wyb rne, jej książka P lsce miała przysp rzyd nam sławy, ur bid p rnąpinię angl saską, ułatwid s jusze, t r wad r gę tak p żą anym kredytom - gdy wczorajszy fatalnyzieo zatarł najmilsze wrażenia i p ał w wątpliw śd tak lbrzymie ewentualne, czyli najpewniejsze a

nie ające się bliczyd rezultaty góln p lityczne, kulturalne, m ralne i wiele innych, p ch nych ikonsekwentnie wy nik wych. K bieta jest k bietą, tym bar ziej stara panna, a teg tak wyjątk wszpetna. Jej uprzejm śd cał zisiejsza była wyraźnie r bi na, w kątach ust wypełzała zł śliw śd, czytaiły w s bie jakieś gr źby, w g akaniu jej wystąpiła rewniana schł śd. Trzymała się jak tak psześciu pr szkach „zapart linu” magistra Trutk nia, a kt r Szcz t ręczył za nią, że tak za patrz na

je zie sameg L n ynu bez ża nej p trzeby. Ale hum r i p g a przepa ły.

Jak na zł śd sameg rana p g a była bajeczna. Je n sp jrzenie na M rskie k urat wał bysytuację. Namawian ją, błagan , sam wielki p eta Balthazar, starzec p śnia aniu niec zakr pi ny,ukląkł prze czupira łem i pr sił rzewnie, ale na p glą ała tylk c chwila na zegarek zawiesz ny nak ścistym knykciu i c raz m cniej trząchała gł wą. Czekała tylk na p ciąg. Sam chó mecenasaHatłamajskieg warczał prze kawiarnią, a w nim walizki miss Kulf n i prezenty p lskie.

śd był wsiąśd i ruszyd, a za wie g ziny byłaby z p wr tem- p ciąg tak zwanypospieszny złatw ścią ał by się g nid w Chabówce, a jak nie, t w Suchej, a jak nie, t w M krej, a nie, t- do

iabła - w Krak wie; mecenas g tów był na wszystk ...

ciągnął st lika wóch panów i zaczął natarczywie szeptad a grażad się.

- Żeby gr my biły i pi runy strzelały, na musi z baczyd M rskie k . C jej u nas zaimp nuje? T jedno... Co zatrze wczorajszy skandal? Tylko to!

Jeg ważna, męska myśl, jeg szybka ecyzja zapaliła bu safan ułów.

Miss wstała i r z awała shakehan y9 na prawo, na lew i k ła. sam ch u wsia ł pr fes rŁys łaj, Gęgulicz i pani Za arlecka w imieniu k biet zak piaoskich, a pr wa ził sam Hatłamajski.

9 Shakehandy (z ang.) - uściski ł ni.

Page 19: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 19/227

Reszta t warzystwa, niewtajemnicz na, p rał wała na w rzec piech tą. Sam chó zaś zMarch łt wskiej skręcił prze samym w rcem na praw i parł z szybk ścią śm ziesięciukil metrów...

Page 20: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 20/227

III

Na tarasie „Cyk rianum” w głęb kich trzcin wych f telach sie zieli b k siebie trzej pan wie wśre nim wieku, nieskazitelnie ubrani, nieskazitelnie wyg leni i milczeli z najwyższą ystynkcją, az awali się na c ś czekiwad. Je en czytał gazetę, rugi up rczywie śle ził za łyskaniem g łych nóżekhrabianeczki Wici biegającej p lnym tarasie, trzeci patrzał na jej b nę, ma em iselle Génisse, a potr sze na mal wnicz r zściełającą się linąZakopanego. Chwilami trzej panowie rzucali na siebieszybkie sp jrzenia. waj już fajtali ze z enerw wania prawą n gą zał ż ną na lewą- bie w białychflanelowych spodniach zaprasowanych na ostry kant, Trzeci , p grąż ny w gazecie, p chwili zacząłtak samo.

Zn wu sp jrzeli p s bie, g yż str ny p trójnych rzwi pr wa zących z sali ja alnej na tarasusłyszeli szybkie kr ki. Na taras weszła szybk , niemal wbiegła, mł a para i wsparłszy się p al naparapecie, zaczęła żywi ną r zm wę świeżymi, źwięcznymi gł sami, ale w ziwnym języku.

czywiście zachwycali się wi kiem, który był przepiękny, ale mł a ama była zbyt czarna, miała zakrągłe czy, a mł y czł wiek w prześlicznie skr j nym ubraniu sp rt wym kazywał na tle błękitu

nieba zbyt manifestacyjny profil.

Trzej panowie porozumieli się czami pełnymi z umienia.

- Żarg n na tarasie „Cyk rianum”!

- Jesteśmy szukani!...

- Cich , Ży y! - krzyknął zza gazety trzeci pan.

Mł a para, zajęta ustawianiem aparatu f t graficzneg , nie zwróciła na t ża nej uwagi.

- Mój r gi, p pr ś tu nas pana yrekt ra, tylk natychmiast, r zumiesz?

L kaj skł nił się i wybiegł.

Na taras wt czył się gruby stary pan i jeszcze grubsza jejm śd. Pan był w ługim star żytnym tużurkudo kolan, pani w kuse j b r sukni bez rękawów, z bnaż nymi czerw nymi rami nami, p tężnymi jak szynki. Stąpała szer k , kaczym ch em p lskiej matr ny, m cn stawiając grube, słupiaste ły y.Stanęli u balustra y i patrzyli. Nagle rgnęli trzej pan wie. Jeg m śd przemówił, ale tak n śnie, jakby chciał, żeby g usłyszan na s bistej- sie emnaście kil metrów w linii p wietrznej. Je nakp czciwiec ten mówił właściwie niejak sameg siebie- p pr stu był zachwyc ny.

- No, to rozumiem! To dopiero rozumiem! Niech mnie choler a zatłucze, jeżelim się czeg ś p bnegsp ziewał –góry! Cha-cha-cha! Praw ziwe góry!Co, stara? Cha-cha-cha-cha...

P tęga jeg gł su przeraziła trzech panów. Pr stactw tej pary tw rzył bru ną plamę nanieskaziteln ści wspaniałeg h telu i na majestacie krajobrazu.

- Ciesz się, ciesz, brze nas tu be rą za tą zakazaną elegancję...

- Niech rą, b t mnie nie stad?

Page 21: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 21/227

Mama z tru em przegięła się w tył i patrząc ku górnym piętr m zapiszczała cienkim i hart wnymrodzajem sopranu, jaki przenika przez najgrubsze mury:

- Antosiu!!!

Śr k wy z trzech panów syknął i em nstracyjnie zasł nił s bie uszy.

- Antosiu!!!

- A co?!

- Zaraz mi wytrzepiesz ubranie z r gi! P uszki, k ł ry przewietrzyd!! Całą p ściel na balk n!Przeszukaj brze materace, na pewn są pluskwy!

Ży wska para uśmiechała się yskretnie. Stary, wys ki, chu y pan w ługim, g niastym żakiecie,przecha zający się sam tnie p tarasie sztywnymi, b cianimi kr kami, przystanął i skarcił

wrzeszczącą jejm śd biczem wejrzenia sp za wielkich amerykaoskich kularów. Wy arła g zprze bie nich r zpamiętywao. Były czł nek byłej Izby Panów, ucz ny ek n mista, który w ciągu latwu ziestu pięciu w wykła ach sw ich zwalczał Marksa, aż g wreszcie bił, aut r gł śneg zieła

Raczej nigdy ! i epokowej broszury A co potem ?, szambelan papieski i szambelan cesarskiego dworu,zażyły ze zmarłym m narchą, kawaler wielkiej wstęgi r eru ivi e et impera i k twicy świętegEneasza, hrabia H n racy P ściług, c ziennie systematycznie prac wał na swymi pamiętnikami.Przed bia em r zmyślał, przetrawiał, p bie zie spisywał sw ją wielką przeszł śd, nie szczę zącp uczeo i niezlicz nych przytyków tej niep ległej P lsce i jej, p żal się B że, m r słym męż mster wniczym, wypa łym sr ce sp g na, pas żyt m mętnej ep ki. brzy ły babsztyl wrzaskamisw imi wytrącił mu z gł wy głęb ką myśl, już niemal sf rmuł waną w prze ziwnym af ryzmie-

paradoksie.

- T niechybnie były minister i była ministr wa pierwszeg rzą u lu weg , b ch d krótk rzą zili,ale nakra li śd na t , żeby ich przyjęt „Cyk rianum”. Alb też p seł lu wy, nę zny cham,który nam wy ziera ziemię. I ja mam z nimi zisiaj sia ad st łu...

- Panie dyrektorze - ezwał się pan ze śr k weg f tela.

- Sługa pana prezesa... Słucham...

- Pan nie dotrzymuje umowy...

- Jak to? Jak to?!

- biecan nam, że w „Cyk rianum” bę ziemy w lni Ży ów!

- Ręczę h n rem..;.

- Pan myśli, że my z Warszawy tak bar z tęsknimy za cebulą?

- Nig y bym s bie nie p zw lił...

- A jednak?

- Niem żliw śd! póki ja st ję na czele zakła u...

Page 22: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 22/227

- brze, że się pan ujął za nami wszystkimi. T za tyle r gie pienią ze jeszcze mamy Ży ówcierpied? My przyjechali na świeże p wietrze, gór, a pan nam tu wyrzą zasz Gęsią ulicę!

- Przepraszam, nie mam przyjemn ści...

- Ornadelowa jestem, centralny hurt na jarzyny w głównych halach, a pan kt bę zie, jeżeli w ln ... - T już zupełnie inna rzecz... Ży zi Ży ami i pan, panie yrekt rze, nie śmiesz przeczyd czywist ści,ale pani br zika sw im całym zach waniem...

- Jakie to, jakie to zachowanie? Co znaczy - zach wanie? Pój ź n tu, stary, b isz się? K g się maszbad?

ystyng wani pan wie wszyscy trzej jak na k men ę r zł żyli ręce.

Ant sia na górze zaczęła trzepad. yrekt r sp jrzał, z baczył na balk nie wywal ne bety i złapał się

za gł wę. Hrabia w krótkich sł wach, bez ża nych k mentarzy zażą ał rachunku. Ży i Ży ówkap eszli bliżej. Wreszcie uchem Świętym nawie z ny yrekt r myślił się, schylił się błyskawicznie siweg pana ze śr k weg f tela i naszeptał mu w uch parę słów, p których siwy pan zbla ł i

struchlał. zikim wzr kiem sp jrzał na praw , na lew , waj tamci przylgnęli nieg .

- Co?!

- Co?!

yrekt r zakła u wyk ślawił twarz w nakazie bezwzglę neg milczenia. Pan wie przywar wali, ale już nie z ążył zatknąd gęby pani rna el wej, a ch dby na ążył- któż by p łał babie, która przez

trzy zieści lat była przekupką?

Tak się też stał .

W wyniku g rsząceg zajścia mł y książę Kangórski wraz z księżniczką si strą u ali się natychmiast księżnej matki (z mu Wąch ckierówna) i p mim nie ysp zycji tej statniej niezwł cznie

wypr wa zili się z zakła u. Małżeostw rna el z stali sr m tnie wypr szeni, ale zanim się wynieśli,urzą zili k l salną chryję w głównym hallu w bec najwytw rniejszeg t warzystwa. W finalnympodsumowa niu wynieśli się prócz hrabieg P ściługa: paostw generał stw Ant niusz stwMer zielewicz stw z ziedmi, pan re akt r Ch cki-Klocki (Cwał P lski ), gł śna artystka

ramatyczna, b żyszcze Skawiny i Trąb szewic, panna aja Nag laska, za nią jej przyjaciel, gwiazdorfilm wy Lech Manikurewski, a za nimi ich wspólny przyjaciel, Kakałanpasza, mł y, biecującyEgipcjanin.

Na próżn yrekt r zarzą zający, pan Lawirecki, pierwsz rzę ny fach wiec i eur pejski żentelmen,błagał, usp kajał secesjoni stów. Płakał, klękał prze nimi i zrywał się lecied alej, g yż c chwilaprzych ziły wieści hi b we. Ex us znak mitych g ści w samym p czątku sez nu mógł na szarpnądbyt wielkiej instytucji, urzą z nej z nie znanym w P lsce nakła em i przepychem i zięki temupozostaj ącej na razie w na wyraz napręż nej sytuacji finans wej.

Trzej pan wie nie zwracali ża nej uwagi na zatargi r zpierające wnętrze h telu. Sie zieli na tarasie, ztr ską na cz le i z zegarkami w ręku.

Page 23: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 23/227

- Sk ocz ne. Już nie przyj zie- stwier ził gr b wym gł sem dyrektor Krach (Bank Odbudowy iDobudowy),

- M że Amerykanie zawie li g w statniej chwili?- spytał strapi ny prezes ra y na z rczej, panW jciech Marłamski, je yny z trójcy, który wł żył w ten interes własne wa tysiące larów.

- Amerykanie nigdy n ie zawi ą, ile w góle istnieją- bąknął z g ryczą ra ca prawny banku,mecenas Szantarek, najbar ziej ze wszystkich naraż ny i trzymający na wszelki przypa ek wp g t wiu w kieszeni paszp rt zagraniczny na imię Mik łaja Szalbierskieg , za patrz ny we własnąf t grafię.

- Mecenas chce p wie zied...

- W tych niach nik mu nie m żna wierzyd.

- Mrajski sam jest zaangaż wany. Mrajski...

- A jeg Francuzi sp ciemnej gwiaz y? A k nszachty z Pio ziukiem? A akcje „Włóczk p lu”?Zwyczajny zł ziej...

- Panie mec enasie! Nie p zwalam wyrażad się w p bny sp sób czł wieku tak zasłuż nym... Takp ważnym... Je nym sł wem, je ynym czł wieku, który m że nas jeszcze urat wad!- dyrektorKrach aż p wstał z f tela.

- Tak jest! Abs lutnie s li aryzuję się z yrekt rem! Jak pan śmiesz w takiej chwili...

- P wtarzam: zwyczajny zł ziej! Wiecie tym równie brze jak ja.

yrekt r Krach pa ł bezsilnie na f tel. Prezes Marłamski p raz pierwszy p myślał p ważnie niezwł cznym wyjeź zie za granicę. Któż m że zaręczyd za wła ze p lskie? ziś bi rą łapówki, a jutrpakują k zy jakby nig y nic...

Zapa ł p nure milczenie. Hrabianeczka Wicia na niższym tarasie ur cz skakała przez sznurek.Mademoiselle G énisse palała się r zp starta w m lał ści na ławce, jakby się awała sł ocu. W

le czerw ne achy, zieleo rzew, bł g śd zacisza i p g y. Na h ryz ncie góry, miły bracie-wieczne i nieśmiertelne. Krzyż ze szczytu Piw ntu bł g sławił p k j wi świata i lu zi m brej w li.Nic nie widzieli. Siedzieli jak ociemniali. Na wi eży h tel wej majestatycznie u erzyła ruga g zina, az nią ch ziła statnia na zieja, jeszcze źwięczał ech jej nielit ściwych kr ków. Już zamknęła zas bą rzwi. Cisza, śmierd, grób. , ir ni! W głębi h telu elektryczny g ng in yjski zagęgałtajem nicz , lubieżnie, kusząc , zapraszając g ści na bia .

Nagle z aleka, ską ś z łu, r zległ się gł s nieprzyjemny, jakby lepki.

- Halo! Halo - Krach!!

Trzej pan wie sp jrzeli p s bie w p pł chu i szukali, r zglą ali się, g zie, ską i kt p zwala s bietak obcesowo...

- T kt ś pana...

- C ? Nie słyszę... mnie?

Page 24: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 24/227

- W ła wyraźnie: Krach!

- Halo, Szantarek, mecenasie! Halo, mecenasie!!

- Co to jest?!

Wreszcie prezes Marłamski na samym le, za styl wą kratą gra zającą teren h tel wy, pnę zną rewnianą ru erą sklec ną z samych przybu ówek, a wzn szącą ku niebu na wóch rągach

eskę z wielkim napisem: „Pensj nat «Meluzyna»„- krył sprawcę tych krzyków. Mały łysyczł wieczek machał ku nim sł mianym kapeluszem i wciąż c ś wrzeszczał, ale słyszed był niep bna, b je n cześnie szczekiwał g pies i wymyślała mu kucharka z „Meluzyny”, wywiesz na zokna.

- To Mrajski!

- Oni!

- n sam! Zwari wał czy c ?!

- B że, musiał się stad c ś straszneg - jęknął prezes chwytając się za ch re serce - kied y n się jużb i nas przyjśd. Przyjaciele, ratujcie mnie!...

Mecenas p macał się p kieszeni, g zie miał paszp rt, p macał się p g rsie, p którym wypuszałasię wiązka stu larówek, cała g tówka banku, ep zyty w ów, sier t i wielu innych i i tów, bejrzałsię jak tygrys, p rwał kapelusz Kracha i runął w ół, zesk czył z lneg tarasu, ześliznął się zestr mej p chył ści i ciężk u erzył kratę.

- C się stał ?!

- Już się nic nie stał ... wi zenia!

- Gadaj! Co? Jak? Co Amerykanie?

- C znaczy cała Ameryka, kie y mnie g ziny nie chcą o was puścid...

- Jak t nie chcą? Kt ? Już p licja?

- C za hałasy p knem?! Tu są ch rzy...

- Jaka policja? Bzika pan masz?

- Ga aj pan raz, c jest, b Marłamski stanie ataku...

- W n mi stą , b p myjami zleję...

- Dwa razy mnie wyrzucali za drzwi...

- Ale zg zili się?

- C się mieli zg zid?! Musiałem bch zid k ła, przełaziłem przez pł ty, pies mi berwał palt ...

A pani milcz, ciężkiej ch lery!

Page 25: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 25/227

- Co? Co? Ty parchu...

- Lepszy ja katolik od ciebie , parzygnacie, b m świeży. Zachciał wam się h telu z wyższą elegancją. AŻy ów nie puszczają nie tylk na próg, ale nawet w bramie parku już sterczy rab i zastępuje r gę.Mówi, że pół g ziny zaszły wielkie b strzenia.

- Ale my tu właśnie tylk la Amerykanów... Sam pan kazałeś...

- Ja kazałem... A lich was wie ział , że tu takie byczaje. Amerykany strasznie braż ne, anigadania.

- Co?! Co?! Byli tu?! Byli?!

- Pół g zinyśmy się bijali. Zwymyślan nas statnimi sł wy, najg rzej, że je en jeszczerozumietr chę p p lsku, b bym tę rzecz jak ś jeszcze wykręcił.

- Fatum mnie ściga! Więc i t Ży zi?! - Wszyscy trzej. Jakich się panu zachciał Amerykanów? Tych praw ziwych, z kinemat grafu, nasr katych k niach, z piórami na gł wie? Jacy są, tacy są- lary mają. Strasznie burzeni na P lskę, jasię tam nie brażam, b m sam P lak i kat lik, ale im nikt nie nakaże zn sid czeg ś p bneg .

- Więc cóż z nami bę zie? Mamy już rał wad za granicę? A h n r? A nasze ż ny? zieci? Mrajski,ratuj!

- Nic nie obi ecuję, ale zaraz trza nich gnad z przepr sinami. Już trzeba iśd! Wymyślad na P lskę ilewlezie! Natychmiast wypr wa zajcie się z tej bu y, z awanturą. Wszyscy trzej machnijcie listy

twarte, piętnujcie it . Ameryka musi mied za śduczynienie 1

- Wszystk , wszystk bę zie zr bi ne! C trzeba jeszcze? Zaraz sypiemy. G zie ni stanęli?

- W pensj nacie K szermana na P ścieliskiej, b t , z przepr szeniem, rt ksy.

- Czy nie był by t brze wi ziane, g ybyśmy się tam przenieśli wszyscy trzej?

- Owszem! Ows zem! T wcale nieźle p myślane. A za płatą K szerman się zg zi.

- Ach, co za u lga... I bę ziemy wszyscy razem!

- Ja nie, mnie ża ną miarą nie wypa a. Zresztą mnie nie alek , st ję w refekt rium . .st ł wników, bar z mi tam brze. Jeszcze je n . Ja ich buntuję, żeby kupili ten głupi h tel z całąpaoską para ą. Je en się już zapalił. Tani kupią. „Cyk rianum” le wie zipie. Trzeba hałasu w prasie,listów g ści, skarg, zażaleo- pój zie za pół arm , zar bimy i my.

Już był brak mieszkao. P mim g rączk weg ruchu bu wlaneg trzech lat miejsc w śd niem gła p ład wzm ż nej frekwencji. I tu bjawiła się bł g sławi na prężn śd i z umiewającyr zr st n weg p lskieg życia. Cu ziej wy r zpł ził się w niezlicz nym mnóstwie cu wn ści icudactw c zienneg życia. P wstał kilka ziesiąt n wych pensj natów, z tych „Łak dWielk p lska”, „Miz rzele”, „Buli nówka”, „Przyr zenie” i „Matr na” mur wane i urzą z ne zn w czesnym k mf rtem, ale była t kr pla w m rzu, które wukr tnie w ciągu nia, w map spiesznymi p ciągami zalewał góry p tężnym przypływem, pływu zaś nie był . Masa g ści

Page 26: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 26/227

r sła, wypiętrzała się, zwierała się, ściskała się, jak m gła, usiła się, n c wała p weran ach, pstrychach, p łazienkach, na bilar ach, w piwnicach. Wskutek ciśnienia masy krzywa cen szła kugórze, wzn sząc się z g ziny na g zinę. Praw natł ku miaż żył żywi ły mniej zas bn-odporne,

rzucając je z p wr tem na niziny i pa ły, lub też wypierał je z zie ziny k mf rtu alek wpierw tne pustacie p górskie, g zie p zikich wąw zach, na urwiskach, na młakach, nakamieniskach, na mal wniczych Cierpisówkach, na Pijawkach, na kuczyskach, Chamówkach iWałówkach, na Gł wniach i M r wniach czyhały na nich zgraje prymitywnych z zierców wp staci z r wych, p tężnie r zmn ż nych familii Hapczaków, Łapczaków, Łupieżników, rzyjów,Ryjów i wielu innych p t mków-r u Sabałaj ów. Ci n siciele prakultury górskiej, w wiecznych,niez artych cyfr wanych p rtkach, przech wali nam wiernie prastary język, muzykę, malarstw ,rzeźbę, architekturę, legen y i p ania, przysł wia i wierzenia, bez których awn nie z stał by się znas już nic. Lu teg st pnia u uch wi ny i genialny... Ach, czyż i teraz jeszcze trzeba?... Nietrzeba! Wiemy, znamy t brze i wierzymy niezł mnie, a kt jeszcze nie wie, niechże spę zi mię zynimi lato.

Zresztą... Nie jest zn wu tak źle, jak się t mówi, jest znacznie g rzej, jeżeli nie m żna stadw lneg kąta nawet na Śmier ziałówce, ani na ręczarni, ani na Marach, ani na Kirach, ani wreszciena Zł ziejskim Gr niu. W tym r ku zap wia ał się właśnie c ś p bneg .

Za tym razem rzą kateg rycznie zanie bał sweg prymitywneg b wiązku uregul wania r zkła u iprzy ziału letnisk. n śny urzą repartycyjny, zależny Ministerium Z r wia (z r j wiska), odMinisterium Spraw Wewnętrznych (kresy), Ministerium pieki Sp łecznej (letniska p miejskie),

epartamentu Marynarki (m rze i letniska na rzeczne) i Ministerium R lnictwa (równiny ipustk wia, jak tw ck, Ra śd i Kaczy ół), i óbr Paostwa (góry i lasy), nie z łał się uzg nid znikim ani z samym s bą. W rezultacie n śne tabele wyrównawcze nie z stały na czas starcz ne zcentrali w jewó ztw m, a cóż mówid star stwach! Ra y miejskie, sejmiki, t warzystwakraj znawcze i sp rt we kreśliły i zaraz p Wielkiej N cy przysłały Główneg Urzę uRepartycyjneg zap trzeb wania n śnych k ntyngentów. rganizacje sp łeczne spełniły swój

b wiązek. Wielka próba wpr wa zenia ła u w cha s letni, ni sła ref rma, której nam zaz r ściłazagranic a, utknęła nie z winy sp łeczeostwa. Martwy biur kratyzm wypaczył wielką i eę, c g rzej,nawałą kólników, p zw leo, wzbr nieo, uzupełnieo, w łao, urgensów i n nsensów raz rzuc nąw statniej chwili szaraoczą na zwyczajnych inspekt rów letnich puszcz nych na kraj, z którychkaż y p ł wy czerwca latał p kraju jak k t z pęcherzem, i wplątaniem wreszcie w t wszystkMinisterium K lei, p ciął i sk mpr mit wał p wagę gł sz neg prawa, i r zpętał anarchię

mas wej jaz y na niepewne i na przepa łe, znak micie wzm ż ną przez tych szczęśliwców, którzyprzez s biste st sunki, za specjalne zasługi i za łapówki z łali uzyskad legalne karty up ważniające

braneg , gł sz neg i p twier z neg przy ziału. Ci bie ni zatruwali sez n bieżącywszczynaniem docho zeo, rekursami i napast waniem p licji, a z p licją całej reszty w ist cieniewinnych letników, wła z miejsc wych i właścicieli pensj natów, jeżeli ci statni w góle m gąb aj w naj r bniejszej mierze i w najsłuszniejszej sprawie zasłużyd na mian niewinnych.

W rezultacie z stał , jak był , a za całe za śduczynienie p rażni nej pinii musiał starczyd, żeprezes Główneg Urzę u zawiesił czter ziestu ziewięciu k misarzy letnisk wych z całeg etatupięd ziesięciu, g yż tylk je en je yny p wiesił się sam.

Page 27: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 27/227

IV

Wszę zie tł k. Na bia ach u Brajbisza zgł niali g ście g zinami musieli wystawad w g nkuczekając na chłapy, zlewki, nie gryzki i resztki, z ezynfek wane znak mitym gęstym s sempaprykowym (gulasz à la M rskie k ), p którym każ y z głębi spal nych wnętrzn ści ryczał:- Piwa!- Ale i piwa częst kr d brakł . U Pchełki, g zie ja ali ygnitarze, p licja piln wała k lejki i p rzą ku.W kawiarni „Parmeoskiej” w g zinach bia wych urzę wała Straż bywatelska. C się zaś ziałp p rzę nych knajpach, p p k jach la śnia ao, p bia ach „g sp arskich” u szlachetnychw ów, które pamiętały lepsze czasy i st ł wały tylk la bra publiczneg na świeżym maśle idrogo, bo w prywatnym mieszkaniu - teg nikt nie ch ził.

- Oto mi sezon! To jest dopiero rok! - w łali w ekstazie wielcy i mali prze siębi rcy, i nawetnajmarniejsi, w r zaju K ł una, reparat ra i k nstrukt ra zbierająceg p ulicach stare paras le,p tłucz ne garnki, urwane bcasy, wyłysiałe szcz tki, splugawi ne papiery,ostatnie resztki portek,

których by się rak nie czepił, a które na ulicy bleciały same z zamyśl neg górala- i z teg wytwarzałpiękne zabawki, r biazgi, pamiątki i inną zak piaoszczyznę, tanią i bynajmniej nie g rszą r giej,pyszniącej się za lustrzanymi szybami wspaniałych sklepów na Człapówkach.

Ten r Pabianini sp ziewał się trzech pełnych sal, g ł n ga tancerka, genialna Mela Hycalska,również. Również chór karynistów z Mie zyszynka, również p eta ziugalski, p eta Skraba, p etaRduch, poeta Halcion i poetk a Gen wefa Sztyk. Również ap st ł i prelegent zg y i ra ści, s cj l g ip eta, A am Szl ch, przeplatający swój wzni sły wykła własnymi p ezjami, również Maria righi,s mnambulistka, kataleptyczka, wróżbiarka klęsk, ra ści i alekich ziej wych wy arzeo.

Cha s różn k l r wych afiszów dmił w czy, wzywał, kusił, krzyczał ze wszystkich parkanów, z kiensklep wych, a był t pier wstęp p czątku, g yż wkrótce miały przybyd zap wie ziane naczelne

uchy nar u, lu zie zapraw ę wielcy i znak mici: wielki Firlejusz, arcykapłan pr zy p lskiej, książęp etów Balthazar, pieśniarka Szczelioska-Cieklioska, pr fes r rekt r An rzej Kałamasza ( czyt:„Prawy wizerunek bywatela p lskieg ”), pr fes r Myjak ( czyt: „Nę za p stępu”), ksią z prałatSwięt kra zki ( czyt: „Roma aeterna ”). Zap wie zian na p ł wę lipca najaz trupy teatralnej

yrekt ra Kasiarza, g zie mię zy innymi w b gatym pr gramie tkwił gwóź ź sez nu, k me iaobyczajowa Hyc p łóżk genialneg P czt kleja, w reżyserii Stanisława Trupa, zdekoracjamiTapicernika i starszeg raba. P za tym wiele, wiele atrakcji szlachetnych i wes łych. W k ocu lipcazag ści jeg eminencja kar ynał Sacc i R ma, przyw żąc P lsce najwyższe ary bł g sławieostwa;redaktor Jan Deliriusz Tremens, monarchista po lski, z czytem: „ k nieczn ści króla”; pacyfistaangielski sir Har l Shrayt n Hebes; ziałacz etyczny wł ski Pallchtni-Gumini. Wreszcie zjeż ża całapleja a najmł szej p ezji i pr zy jeszcze mł szej, ziewięciu mł zieoczych geniuszów i trzy

ziewczęce geniuszki, aby w je nym je ynym niep równanym wiecz rze aut rskim wytrysnądg rącym gejzerem natchnienia p przew em sweg jca- prarodzica - zapła niacza, a becniepatriarchy ruchu najmł szych, sę ziweg re akt ra Salaman ra Hyca. Zap wie ziany byłfantastyczno- świat wy bal k stium wy re akcjiMigrydy , urzą zany przez zespół k nfekcji, literaturyi sztuki p kierunkiem wielkieg kr jczeg w ru król wej Pani amy, niezrównaneg w h jn ści lasztuki re akt ra Fatałacha, zacneg , grubeg ktrynera

A góry!

Page 28: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 28/227

Ach, wy, wieczyste i nieśmiertelne... zie ziny p niebne, wielebne, z eptane przez b haterskiep k lenia taternicze, piane przez wszystkich p etów... Wy, białe i purpur we! Wy, ziel ne igranat we, bławe i ry ze, p sępne i utulne... Cierpliwe świa ki kataklizmów ziej wych, bez ennychnę z i rza kiej ułu y, przel tneg szczęścia lu zk ści i czł wieka. Zawr tne szczyty, gr zą ziejąceżleby i krzesanice, r zk szne hale łąk, g zie pląsają białe chmury wiec w rytm pieśni juhasów i wyciawichrów... Wasze knieje przepastne, szmarag we jezi ra, przełęcze r z zierające serce na wiestr ny świata w r zk szy zapatrzenia... Wasze skarby, ur ki i tajemnice- limby, jagody, szarotki,nie źwie zie, pieczary, grzyby, p t ki, siklawy, rysie i żbiki, wasze ziw ż ny sia ane przez białe

rły p kwiecistych g ryczk wych zb czach, na limb wych kwa rygach-rydwanach wiezione przezmn gie zaprzęgi p słusznych świstaków... Wy, echa gr mów i p szumów, gł sy wabiące zaklętegmilczenia... W nie symf nii tysiąckwiecia i ziół k jące leki... Up jne sz ł my litw r weg k rzenia,źró ła krzepiące żętycy, natchnienie p etów, wizje malarzy cu wn ści, złakni nych na arm pziemi ciasnych miast... W góry, w góry, miły bracie!

G zieżeś jest, bracie r z ny, kut st py z bywc ? Milczy szczęk tweg stal weg czekana,rąbiąceg zwały l ów i skał... Pusta t rba twa p różna, zawarcisk ngiś niewyczerpaneprzemn gich skrzepieo ciała i ucha, któreś bn sił ciężk i wiernie p zawr tnych wyżynach... G zietowarzyszka twoich wznies ieo, i ąca za t bą jak cieo w czeluście gór, p nieta b haterstwa, ur kinatury sie mi kr cąca i p na t wsłuchana w baśo twą przy n cleg wym gnisku, kryta wraz zt bą je ną l en wą peleryną, a w g rące p łu nia r zrzuc na h jnie w pachnącym cieniuk s rzewiny... Którąś, t nącą w bujni traw, rat wał nieustraszenie m cą twych niechybnychp całunków?

Nie ma jej, b i ciebie już nie ma. Ją uwi ła kus m a i bnażenie r gich szat. P chł nął ją ancingwir krężny spieni nych ciał i haszysz wy urman zikieg jazzban u. A ty? Kę yżeś jest, s l ziemi,tęg ły y b j wniku gór, ep k wy i epicki taterniku, któryżeś, zawsze w p prz ku nar u wspinającsię, sze ł i p ciągał za s bą resztę nieświa mą i bierną?

Uwikłały cię tr ski i tru y wielkieg służebnictwa, wciągnęły cię labirynty biur paostw wych,przygni tły cię g n ści i st jeostwa, jesteś p słem, jesteś ministrem, jesteś generałem, jesteśk misarzem p licji, wyjeż żasz z ulicy Fre ry na cały świat i nie ma t bie kresu ani k oca, ganiaszoceanami, p rzeskakujesz st lice jak wicher, jak telegraf bez rutu, jak k t z pęcherzem. Alb jakprzeznaczenie piszesz nam prawa twar e i mą re la szczęścia i m cy paostwa i ryjesz je w martwymspiżu, aby nam na każ ym kr ku gruch tały g lenie i r zbijały nasze nieszczęsne gł wy. Kreśliszprzepisy wyk nawcze słuszne i stre, które nas rzynają. Wła asz eksp rtem i imp rtem, i je nymnaszym p rtem. Ratujesz r żyznę i walutę, jak bry lekarz sie zisz niem i n cą przy ich ł żu,zasłanym pierzynami marek. Walczysz z ciemn tą i z brakiem szkół, zakła ając n gę na n gę pziel nym st likiem w Ministerium światy. Alembikujesz i wypę zasz tęgie spirytusy zmuszająckaż eg p ja, by spłacał ług jczyźnie przy każ ym kieliszku w mili nie knajp. M n p lizujesz nampapier sy, napychasz je mierzwą śmietników i sr gim smr em nasycasz jczyste p wietrze. Jakz łasz i m żesz, paostw twórczysz nam, wcz rajszy k leg , a ziś panie nasz i wła c!

bu wujesz t , c był i czeg jeszcze nie był , i czym nik mu się nie śnił .Regulujesznie ga ni ne żywi ły, jak K pernik zmieniasz wieczne br ty na lepsze lub na znacznie g rsze.T bie cześd i chwała, a ch d góry tęsknią za t bą, zwalniamy cię la braku czasu i sił, które w

szczerym zł cie ałeś na skarb paostwa, nie glą ając się wiele z teg trzymasz we w zięcznymzwrocie.

Page 29: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 29/227

Ale ty - ty przeniewierc , któryś nam przepa ł marnie i nę znie na bez r żach burzliwej ep ki!...b artusie wcz rajszy, ty leniu ub gi a szlachetny, p etyczny arm zja zie, wisusie i lekk uchu, c ś

był zawsze niczeg , jen służenia szczyt m... K leg i bracie, gar wniku, taternikuprze w jenny, któryś kawałku chleba, wspierając się na byle ł kciu twar ej kiełbasy, ganiał pTatrzech jak pies z wywiesz nym językiem, gł sząc chwałę gór i w ln ści!

Zabrała cię chęd życia i zbytku. Za miskę s czewicy zaprze ałeś pierw ró ztw twych i ealnychp czątków, w epnąłeś i wlazłeś mię zy i eały w ł we syt ści raz świoskie... Liczman za zł t , uszęza boga-cielca - bą ź zap mniany i przeklęty!

Albowiem tw je góry t czarn gieł a i lichwa. Zwały bru ów i krzyw , a par wy zawsz ne szalbierstw i zł ziejstw, cuchnące kryminałem, który cierasz się c ziennie z lubieżn ścią k ta napuszczy. G rączk wymi chwytami rapiesz się c raz wyżej p hy zie wszetecznej twojej wspinaczki,p ścianach zastygłeg kału i łez b artych ze skóry tw ich fiar, c raz wyżej, wyżej, aż ci zaśmier ziw sam n s cza własneg sam ch u, a sprze ajny szacunek lu zki nakaże ci zap mnied strachu

b żym.

Ż łnierze łyskają nagim cielskiem w mundurach z twojego patentowanego papierowego sukna.Piwnice tweg pałacu zawal ne są w rami cukru wyc faneg ze sprze aży, mili ny lu zi trują siętw ją fałsz waną sacharyną - kieszenie ci pękają zaświa czeo na wywóz ługich p ciągów jaj,ma sła, parafiny, mąki, skór i świo - sam ty, świni , c każ y wie, czeg ci nikt nie p wie, generalnyreprezentancie wszystkich firm świata, zalewających kraj tan etą i łaj actwem, prezesie stu rana z rczych, czuwający na śrub waniem akcji nie istniejących towarzystw, fikcyjnych fabryk,księżyc -banków, „P lsprytów”, „P lhapów”, „Szwin l p lów”, który balasz i wyn sisz ministrów,kupujesz p słów i sprze ajesz ich z lichwą, który trzęsiesz prasą, że rży prze t bą sam k misarz

rzą u w trw ze, by który z jeg agentów przypa kiem nie zaczepił ciebie; profesorze korupcji,kawalerze wielkiej łapówy, rybaku mętnych wó , zł zieju nar wy i g aoski, kryminał tęskni zat bą, ale nie my i nie Tatry!

syd. Bez g ryczy i namiętn ści stwier zid należy jak fakt, że taternictw głęb k upa ł . Górysier ciały i sam tniały w c raz t wzrastającej ziewicz ści. Wpraw zie i Buruś. i Szuruś, i

Fa ensztejn sprze awali w tym r ku mas w , p h ren alnych cenach plecaki, ciupagi, zębate buty,nawet liny i haki, ale ze sch r niska przy Czarnym Stawie już przybiegał zierżawca Błażej Stryk zalarmem, że nikt nieg nie zaglą a lub tak jak nikt. G ści pełniusieok , aż Zak pane piszczy itrzeszczy, a w górach pust . Przybył z narażeniem życia przez l wce i przez śmiertelnyKlamrat

yrekt r wys k górskieg h telu na Je enastu Jezi rami, z umi ny, że tą nikt nieg nietarł. Psuły mu się kiełbasy, zatęchły jaja, stęskni ne piw ekspl wał w butelkach.

Niby kt ś tam c ran wych ził w góry, wlekli się lu zie z w rkami ku Próżnic m, p jeż żałyfurmanki, na p zór wyglą ał niemal jak rzewiej, ale była t jen blaga. Czere y te nie ch ziły

gór. Stawały p pr stu w kawiarni „Próżnickiej”, g zie w tym celu zał ż n ancing z góralskim jazzban em i stamtą wracały mu na bia , częśd r złaziła się p k licznych zacieni nych

ziurach na zbieranie kwiatów, jagó i grzybów, c był je ynie zmyśl nym parawanem,zasłaniającym c ś lepszeg . P bliskie regl we linki pełne były par szukających s bnienia, które było bardzo trudno - ale tru niej jeszcze zaliczyd t czystej turystyki.

Page 30: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 30/227

C praw a napływały wycieczki szk lne. Nieszczęsne zieci, gł ne i niewyspane, wpr st ze stacjik lej wej krutni pr fes r wie gnali w góry i w ciągu paru ni pę zali je f rs wnie pwertepach,zaprawiając i hartując przyszłych br oców jczyzny ( kólnik Ministerium światy). Na

p czynkach pr fes r wie nękali ich wykła ami ge l gii gór, ba ylach, ga ach i wa ach, ana następnym etapie egzamin wali sur w z nabytej wie zy. Na wichrami ujących przełęczachkazan im śpiewad pieśni religijne (instrukcja Ministerium Wyznao Religijnych i świeceniaPubliczneg ), p czym na n clegach musieli spisywad sw je wrażenia ( kólnik). wsch zie sł ocaoceniano te wypracowania i stawiano st pnie. Za pały i wóje elikwent m ła wan w rkówkamienie, raz za karę, a p wtóre la wzb gacenia muzeów szk lnych ( kólnik). Na trzeci zieobezsilna, ch ra, znę zniała mł zież, wracając na st jączkę w natł cz nym wag nie, skła ała s bietajemną przysięgę, że póki życia n ga ich nie p st i w górach. Czy t m że jest turystyka?

C g rzej, zanikł ze szczętem wspinactw fach we, szk ła charakterów i męstwa. lbrzymia kartaziejów naszej kultury fizyczn-m ralnej była zamknięta. G zie się p ział zastęp nieustrasz nych

rycerzy, k nywaczy niebywałych pierwszych wejśd, którzy p ścianach wygła z nych przez miliar ylat, śliskich jak szkł , pięli się ku i ealnym cel m? którzy w pr st pa łych k minach na ziejącymiprzepaściami, zaparłszy się p tężnymi karczyskami i lę źwiami z żelaza, całą k mpanią z lni byliwisied g zinami, grając w karty; którzy szaleostwem sw jej wagi i cu em równ wagiprzezwyciężali na każ ym kr ku niezł mne prawa ciążenia, każ ej chwili igrając ze śmiercią nawyścigi? Ci, c n c wali na Czerw nym Gzymsie z rłami w zaw y, pan wali straszliwąprzewieszkę p B br wym g nem, balili mit szerz ny p klubach alpejskich całeg świata abs lutnej, nauk w stwier z nej nie stępn ści Je enasteg Mnicha, tej igły przesubtelnejgotyc kiej, przeglą ającej się w lazurze Mysieg Stawu?

G zieżeś jest p tężny Ł mag , któreg wielkim imieniem na wieczne czasy chrzcz n szparę pwybrzuszeniem Hrubej Cubryny? G zieżeś Nagabczyoski i Przych jc , i ty, nieśmiertelny Gzylu, c ściewe trójkę weszli p raz pierwszy i statni w ziejach na Psią Czapkę str ny Suczeg Stawu? A tywiecznie kłęb wiskiem lin m tany, p zwaniający pękiem haków z bywc litych murówPrze nieg Bilar u, straszneg Łyseg K nia i Śmiertelnej Jagó ki w Z sinej Grani, nasamotnikazawsze ch zący- przet nie w lny nieg nych, szczerczych p są zeo- prawy, kochanyprzyjacielu, serdeczny Bontruchu?

A alej znikli nam, przepa li p świecie i Z ybel, i bcas oski, i Wyrywalski, i Gar wnik, i p jewicz, iButelecki, i Piw szyoski, i baj bracia Sznaps.

Wia m w całej P lsce G yszu, że z stał, i t najsłuszniej, wielkim ygnitarzem i na białym k niuprz uje ur czystym p ch m nar wym, kryty chwałą r erów. wie za chwil w góry, alewys ka jeg g n śd nie p zwala mu już na wspinaczkę. Wiernie zjeż ża tu c r ku we własnej

s bie pan minister Wit siecki, któreg buty turystyczne ważyły ngiś p sześd kil10. Ale i on raczejbu uje p górach, niż ch zi. W sierpniu z stanie twarty na K k n wej Hali, w sercu gór, lbrzymih tel jeg imienia, na tysiąc p k i, w c jeg wiel letnich zabiegów i stateczneg przełamania

10 ne t p zw liły mu w pamiętnym niu ustad na n gach na Mienim Garbie- wąskiej jak brzytwa grani, skąstraszliwy huragan zerwał był jeg k legów: Kmit sa, Wyszeptalskieg , Kier elnika i M cha, którzy zepsnęli się ina całe życie p rapani i naznaczeni zawiśli cu em na resztkach złachmani nych p rtek na Cyplu

Piasteczk wym, ską ich z tru em i za r gie pienią ze zn siła firma ubezpieczeni wa braci Chiena i En e zLanck r ny (bar n Kneipenheim wraz z „P gruch tem” śle ził wówczas turystę węgierskieg Balwany'eg ,zagini neg prze w jną świat wą).

Page 31: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 31/227

wr gich przeciw temu ziełu zakusów ze str ny epig n wych r zbitków Klubu Pierw tnych Tatr, naczele któreg stały zacietrzewi ne baby w r zaju pani H n raty Pałeckiej, ge l ga Slimana i księ zaJ achima Stuły. Na ur czyste twarcie zgł sili sw je przybycie najwyżsi st jnicy paostwa, elegacize wszystkich p ważniejszych gór świata raz sam we własnej s bie arcyksiążę A albertus L nginus,następca tr nu p łącz nych królestw Big terii, Bel eru i Bagateli, w t czeniu przy ziel nych owych wawców, biskupów m nsign rów Benza i Svant lenca Tacy.

Znak mity i przepiękny- pamiętamy g wszyscy- Zygfryd Alabama- Liczyoski, który przysp rzyłchwały P lsce przezzdobycie wschodniego szczytu Mungo- Tip w Nigerii, z stał w sw im czasieznęc ny przez tajnych strzelców, rzezaoców król wej Baby w linę bez wyjścia i zamknięty w jejuf rtyfik wanym haremie w st licy paostwa Cabara na płask wyżu Ph t, cztery tysiące piędsetmetrów na p zi mem m rza, g zie pięciu lat nie sięgają ża ne nasze epesze ypl matyczne anin ty werbalne. P z stają nam tylk rzeczy stateczne, czyli w jna z król wą Babą, jeżeli nie w ln śd wielkieg czł wieka, t prestige Rzeczyp sp litej. Jak tychczas, przeważają prą ypacyfistyczne, ale ską iną ch zą nas wieści, że wszyscy nasi a mirał wie z G yni st ją p parą.

sie li tu z zia a pra zia a p tężni wspinacze, kt r Zwierz i bar n Kneipenheim, nieje n kr tnieprzy k leżeoskim piwie u Brajbisza analiz wali fatalny bjaw zaniku za naszych czasów zarównfach wej str m wspinaczki, jak i zwykłej taternistyki, a nawet włóczęg wskieg gar wnictwa, takmiłeg leniwej uszy P laka. Zwierz wi ział przyczyny teg w absur alnie i h ren alnie wybujałymr zw ju sp rtów b isk wych, bezmyślnych i nieszlachetnych, w p wszechnym schamieniup w jennym i wreszcie w gr źnych st sunkach granicznych, g yż z wi sną strategiczne szczyty iprzełęcze, na skutek wia mych incy entów ypl matycznych w Genewie i na sie em ziesiątejczwartej mię zynar wej k nferencji uzbr jeni wej w Buen s-Aires, zn wu z stały zajęte przez

ziały nieprzyjaciela, a najważniejsze r gi turystyczne na tamtej str nie są rutowane ipodminowane.

Bar n, sur wy asceta, piętn wał zniewieściał śd r u męskieg i wyg nictwem wyw łanąnie kiełznaną, jawną r zpustę, szerz ną przez m y k biece, przez tak zwane plaże i r zbestwi nedancingi.

Sami też mał ch zili w góry, b t i wiek ich p tr sze naciskał, a zresztą znali sw je Tatryna wylot,wz łuż i w p przek, zajrzeli nie raz i nie ziesięd razy w każ ą ziurę, n- i nie był zachęcającejatm sfery, nie był i zesp łu.

kt r Zwierz zimą i latem pisał ni słe wiel t m we zieł te retyczn-fach we, m n grafięszósteg żebra w S baczk wych Chrustach na ziurawym K tłem, zawiłe kreśląc mapykilku ziesięciu głównych wariantów raz kilkuset skrótów i przyczynków nich, wpr wa z nychprzez niezlicz nych taterników w ciągu sie emnastu lat chwili hist ryczneg nia pierwszegwejścia, k naneg przez Piw szyoskieg i starszeg Sznapsa. Bene yktyoska ta praca,niezr zumiała już la zisiejszeg p k lenia, p chłania g całk wicie. Bar n tylk w zimie na nartachwyruszał czasami w góry; p za tym niezm r wanie czuwał yżurując, prze bia em u Pchełki, p

bie zie i wiecz rami u Brajbisza, na cał ścią zaga nieo tatrzaoskich i strażując w strymp g t wiu, by na zaw łanie spieszyd z p m cą zagini nym w górach, c czynił z fiarn ścią i wagą,odziedziczonymi po wielkim Gdyszu, swoim u mił wanym przyjacielu i p prze niku. Pijał wyłącznie

jasne piw k cimskie, p ł wy zaprawi ne p rterem żywieckim. Był kan y atem krzyżaficerskieg r eru święteg Vigilata-Rat wnika ( ewiza: „Nie śpij nig y.”). W k ł nich skupiał się

Page 32: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 32/227

grono pozost ałych mił śników gór. Piękna pani Ewa, laureatka k biecych zaw ów na igrzyskachmię zynar wych, architekt Wyrypa, pierwszy z bywca Szklanej Turni, becnie p chł niętybu wą ub cznych ubikacji h telu na K k n wej Hali, muze l g Bryka-Bracki, przyrodnik Tuja,br niący prze trzebieżą resztki fl ry tatrzaoskiej, yktat r regulacyjny Baczewski, na któreg życie

były się już trzy zamachy ze str ny tajnej mafii miejsc wej KT (K ł-Tunów), zwalczających terr remwielkie ref rmy, p pierane przez wszystkie rzą y i przez cały naró , maj r Łazikiewicz, wó caBa nu Żlebiisk weg (armia sł ny półn cneg P hala, zajęta becnie f rtyfik waniem prze p lah telu p K k n wym Stawem), pułk wnik w rezerwie, nieustrasz ny Pu elman, k men antrestauracji w Morskim Oku (punkt eksp n wany na samym p graniczu), mł y, biecujący wspinacz

użel, pracujący niestru zenie p kierunkiem bar na Kneipenheima, Czyngismaoski, znany malarzciał wy łuż nych, rnit l g alpejski Piz , przech wujący w spirytusie swe preparaty rł w-sójk we,znak mita malarka R zmachajczykówna, K bzaj, muzyk zbierający mel ie, szmery i krzykigóralskie, książę Stearyn- bertyoski, snycerz, i wreszcie, czyli prze e wszystkim- genialny WitalisBebech, któreg imię zbyt jest znane, by p trzeb wał k mentarza.

Ta szczupła wysepka na m rzu miejsc weg zakamieniałeg k łtuostwa znaj wała się prówn leżnikiem Pchełki, a p p łu nikiem trzecieg st lika na weran zie, licząc na półn cnypółn c -wschó - NNO - wejścia. Wiecz rami wraz ze sł ocem zach ziła na chwilkę mówsw ich i wraz z księżycem wsch ziła już u Brajbisza na n cne wigilie. W sez nie była t je yna azana pustyni przyjez nej h ł ty, która jak nap rem ruch meg jał weg piasku gr ziła zasypaniem itych szczątków ngiś bujnej sławy zł teg wieku star zak piaoskich Prac i ni. Czy wrócą ne?

Ach, nielit ściwa p lska rzeczywist ści!...

Hist ryczne, ep k we i je yne w P lsce Zak pane spa ł rzę u jakiejś Krynicy, Szczawnicy,

Ciech cinka, In wr cławia, Iw nicza, Nałęcz wa, ruskiennik. Tej ban zie letników był abs lutniewszystk je n . Słyszan na własne uszy, jak pewne t warzystw paskarsk-warszawskie gł śn ipublicznie tuż w bliczu Piw ntu un sił się na wyższ ścią Sk lim wa! Inni p pr stu nie zważali nagóry. Reszta nawet ich zupełnie nie wi ziała ślepymi głup ty czami. R bili tutaj t sam cwszę zie- je li, pili, grali w karty, pl tk wali, taoczyli, flirt wali. Przyn sili ze s bą pusty zamęt izgiełk, swój hałaśliwy, ar gancki byczaj i masę pienię zy. Szastali się sam chodami do Morskiego

ka, miaż żąc wszystk nap tkane p r ze, w p g ę zasypywali nas kurzawą, kie y in ziejzalewali nas bł tem. P bijali ceny, em raliz wali reszty górali, kupców, ja ł ajców i h telarzy.

la nich pierwszeostw zawsze i wszę zie. Niczym stały się wie za, sztuka, zasługi wiek p mne, życie

ane jczyźnie. Pierwszy lepszy spekulant kryminalny, chamuś amerykaoski rałas, zadmiewał wtym sez nie p etę ziw ż na czy genialneg muzyka Lę źwiana, pierwszy lepszy hurt wnik jaj,Majer Mend el Wieprz z Ciepłej ulicy, zadmiewał malarza kwiatów i pszczół, genialneg IzraelitęRosenszpika.

Taternicy? Ch d prawie ich nie był , patrzan na nich jak na wariatów. Nawet panny paskarskieprzen siły wylizanych z echlaków, suwających kikut wymi n gami po posadzce dancingu, nad okutemęskie buty wspinaczów. Straszna ep ka.

Przynieśli tu sw je straszne p wietrze warszawskie i wielk p lskie jeszcze g rsze, i tak alej, każ y

sw je, bez ża nej żena y ani pamiętania. Przywieźli tu szwin le p lityczne i walutowe i zaduchsejmu, i smr y czarnej gieł y, i piwniczny fet r p ziemnych kn wao, spisków i k nspiracji.

Page 33: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 33/227

Patrzył na t prastary Piw nt i p nur kiwał żelaznym krzyżem.

Page 34: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 34/227

V

W pensj nacie panien Trychioskich11 „ ziewczęcinek” na ulicy N w piarskiej, p biedzie trzejpan wie p r zumieli się nieznacznym sp jrzeniem z re akt rem Urwilewskim i zaszli jeg p k juna papier sa i na kr pelkę cherry bran y. Z bszerneg balk nu, przybraneg skrzynkami r zkwitłychnasturcji, r zp ścierał się wi k na wspaniałe pasm Tatr. Przez łuższą chwilę wszyscy czterejzapatrzyli się na góry, p rwani niezwalcz nym ur kiem majestatu. Każ y na chwilę stał się jeszczeszlachetniejszym i głębiej, g ręcej anym świętej sprawie, którą zamierzyli byli wraz z najlepszymisynami na r u, nie zważając na czas wakacyjny i na grube zresztą ryzyk . Rzecz zaprzysięż na ma sięwypełnid jak nakaz p lskieg l su. Przypa k we lekkie p tknięcie się k l salneg zamiaru, które ichwypł szył ze st licy, z stał szczęśliwie zażegnane.

Doktor Bru lik przywiózł bre wieści. Nie tylk nie zaszły ża ne fakty p żał wania gdne, aleprzeciwnie, nieprzyjaciel niczeg się nie myśla i na r zwartą u stóp przepaścią sp k jnie napawasię uzurp waną wła zą, nie wie ząc, że ni jeg są p licz ne. W Warszawie spokojnie. Każ y zwtajemnicz nych czuwa na wyznacz nym stan wisku. Mł zież tylk zana t wre i kipi, ale tętrzymają w żelaznym ręku wytrawni w z wie, Chuliganiewicz, ksią z lewajtys i hrabia Szynel.

zielni rzemieślnicy st ją w p g t wiu, każ y cech jest sztabem. Kwiat ficerów armii, wszyscynajbar ziej fach wi generał wie, wszystkie niemal k misariaty p licji st łecznej, cały r bny han el,szlachetni sklepikarze, całe epartamenty licznych ministeriów, większ śd re akcji pism, r żkarze,kluby wi ślarskie, trzy czwarte ra y miejskiej, restaurat rzy i rzeźnicy... Wątpliwe są telef ny itramwaje, za t przechylają się na naszą str nę list n sze i urzę nicy hal miejskich. Ministerium K lei jest pan wane przez lewicę, ale wszystkie yrekcje są nasze, zresztą la przełamania klas wych

k lejarzy uruch mi się ba ny k lej we. czywiście całe uch wieostw ... czywiście banki, przemysłi han el... N , czywiście ziemiaostw . A Sejm na wakacjach, a zia sz na alekich kresach zabawiasię „igrami” w jennymi - mamy r związane ręce!

Z pewnym późnieniem zjawili się mecenas Pałkin, H n rariusz Akt, rejent hip teczny, i sam prezesP lskiej Ligi Han lu i Przemysłu („P lhap”), Ima ł oski. Prezes zaraz na p czątku znajmił wielkimtryumfie sprawy. Oto przed chw ilą p r zumiał się statecznie z p rnymi nafciarzami.Zagwarant wany akces zgł siły firmy: „Gaz pych”, „Trysk p l”, „R p t k”, „Naft lej”, a za nimiprzyjdzie reszta - kwestia paru ni. I jakby na zamówienie geniusza ra ści teg piękneg nia,wchodzi ot yły i szarmancki najszan wniejszy magnat Burak-Sł wioski, zie zic na Mach rach i

G rzałach, razu, pr gu zgłasza przystąpienie Chrześcijaoskich Cukr wników12

i wszystkichg rzelników zje n cz nych w Pr ukcji P łącz nych Nar wych Związków13.

Zapan wał nastrój p g ny i ser eczny. kt r Bru lik przyniósł ze s bą atm sferę k chanejWarszawki i sk nałe n winy, p za tym tajne k perty, zapieczęt wane żółtym lakiem, p a resemp sła Piacha.

11 Cztery si stry Trychioskie- Paulina, Melania, Letycja i Agnieszka - w p rzą ku wieku, najmł szej,czter ziest letniej, najstarszej, zwane przez g ści Pula, Mula, Lula i G ułą, miały z awien awna wyb r wą

klientelę, czyst nar wą, raz słynęłyz sk nałej kuchni. 12 W gwarze k nsumentów: „Ch waj cukier”. 13 W gwarze ulicznej: „Pij, P lsk , na z r wie”.

Page 35: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 35/227

P seł czytał je jeszcze prze bia em, ale nic tym nie mówił, więc nikt nie śmiał pytad. Re akt rUrwilewski je en był zatr skany, nie spał przez całą n c, myśląc je nym. Parcie myślenia był taknatęż ne, że teraz wpr st mim w li wypsnęł mu się niejak fizj l gicznie:

- Ależ tak nie m żna zaczynad! Nie ma najważniejszeg i, c g rsza, nikt tym nie myśli.

Uciął i p żał wał p niewczasie, właściwie nie był t właściwe miejsce wszczynania zaga nieokapitalnej miary.

P seł Piach sp jrzał nao wzr kiem ciężkim i wła czym, przejętym becneg ministraspraww jsk wych, któreg był esygn wanym następcą. Pr fes r Chryparski sp jrzał nao ciekawie, jeszczeciekawiej kt r Bru lik, czł wiek n wy, nie tak awn puszcz ny p ufn ści i wyłażący zeskóry, żeby się wsłużyd i wkupid jeszcze ściślejszych kół. Nie z je neg pieca chleb ja ał, bywał naw zie i p w zem, i jeszcze g rzej, teraz, zięki wyjątk wym uz lnieni m intrygi p litycznej iwielu zręcznym, ch d ciemnym przysług m, był w całym r zpę zie ku n wej karierze, a niestety czuł

się tu jeszcze jak ś bc . - Mów, re akt rze, kie yś już zaczął- zw lił zimn p seł Piach.- Jesteśmy tu w gr niewtajemniczonych.

Tu p patrzał na Bru lika z całk witą przychyln ścią, ale niec przy ług , s bliwie, jak g yby mu,wszem, ufał i wierzył, ale bynajmniej nie wys k ści nawet trzech gr szy. Bru lik wi

przyp mniał t zwykłe sp jrzenie znaneg całej Warszawie k ntr lera tramwaj weg , który lakaż eg pasażera jest uprzejmy, ale zanim spraw zi jeg świstek, ma każ eg przez sekun ę

wóch za ja ąceg na gapę lub, c g rzej, za sfałsz wanym biletem.

Re akt r, który był nie tylk p litykiem, ale mę rcem i myślicielem, p miark wał się natychmiast.Zaczął gł sem biektywnym, wykła wym, jak g yby szł zaga nienie s cj l giczne. Re akt rb wiem był przeważnie s cj l giem, czywiście w sw im r zaju.

- Masa nie r zumuje i nic też nie r zumie. Masa czuwa, aje się p rwad przez sugestię wielkichżywych symb li. Symb l wielkiej sprawy- t nie sł w , nie sztan ar, nie racja, ale prze e wszystkim-wielki cz ł wiek. Kt ś, k mu m żna wierzyd na ślep . Kt ś, k g m żna uk chad, za k g wart gł węp ł żyd. I trzeba t przyznad, że tamci mają takieg . Cóż zr bid, mają! Wiemy wszyscy, że jegwielk śd t fikcja, wiemy, że... Mniejsza t - t nie ważne, żeby czł wiek sprawy był napraw ęwielki. Ważne, żeby uch ził za takieg . Czymże są wielk ści hist ryczne? Wypa kiem. Faktem.

Sugestią. A w gruncie- wielką tajemnicą! Wielkimi lu źmi bywali nieraz pan wie bar z śre ni.Czymk lwiek bę zie la hist rii pan zia sz, t inna rzecz. la nich jest b giem! Cała reszta ichmężów t nę zarze - n je en wystarcza. U nas wpr st przeciwnie, mnóstw mą rych mężów stanu,wszę zie r zum, pierwsz rzę na k mpetencja, a je nak ani je neg , k g by m żna p kazadciemnym masom ludu i inteligencji: - Oto on! - Republika t alentów, ale mas m trzeba króla!

- A Moch?!

Sam p seł nie wytrzymał i rzucił t wielkie imię.

- A generał ajw r? A Galanty?

- Rekt r Kapitulski? Generał Bałtynik?

Page 36: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 36/227

- A p seł Kaczan? A p seł Kulebiaka?

- A nasz admira ł?

- A prezes Szwabejda?

- A generał Michigan?

- A tu becny pan p seł Piach?- śmielił się nareszcie rzucid i Bru lik, natychmiast zgr mi nywejrzeniem przez tyczącą s bę, je nak z nie strzegalnymcieniem półuśmiechu, który ał mu

ga nąd, że nie uczynił fałszyweg p sunięcia. P bnym sp jrzeniem p rzą na k bieta karcimł eg czł wieka, g y mu się w zap mnieniu wypsnie c ś nieprzyzw iteg .

Re akt r Urwilewski bezra nie r zł żył rami na, p kiwał mą rą gł wą.

- tóż t , m i pan wie, cała litania wybitnych imion - a nam idzie o jednego I

- Redaktorze, jednak Moch... - strzegł sur w p seł.

- M ch jest zapraw ę wielkim czł wiekiem, największym z nas, cóż, kie y t imię nie przemówi mas. R biliśmy, c śmy m gli, ale za ług sie ział za granicą, teraz trzyma się z ala. Mał kt wie, żet nasza królewska gł wa, nasz wó z. My g znamy, elita, ale reszta? Wszak i zie tłumy! Tłumnig y nie czuje praw ziweg mę rca. A tu trzeba k g ś p kazad! P kazad! Czł wiek napraw ęwielki nig y nie bę zie wielkim- chyba cu wnym, jakimś trafem.

- Trzeba był chwytad traf !

- Agitacji nie był !

- Zgody na jednego nie by ło!

- Wszystk już był , pan wie. Pr m waliśmy ajw ra, Galanteg , Menueta i Kaczana, i Kulebiakę,f rs waliśmy ile wlezie i a mirała, je nak jak ś, jak ś... I jesteśmy teraz bez firmy. W przeł m wymm mencie nie mamy w ręku zaczar waneg atutu, jakim jest je en czł wiek i je n imię! gr mnyskrót psychiczn -intelektualny la bezmyślnej masy... Niechby na pierwsze ni, niechby wystarczył na

jakie dwa tygodnie... Bo masa, panowie, ta ciemna masa w dzisiejszej epoce to... to...

Re akt r westchnął, pan wany nagle przez ciężkie myśli. Bru lik strzegł w przyszłym ministrze

spraw w jsk wych wyraźne nieza w lenie i naganę za te niewczesne wywnętrzania wątpliwejmą r ści, ale bał się wyrywad.

Pr fes r Chryparski zaczął wyw zid uczenie, że w naszej ep ce lu zie wielcy są nie na czasie. Ep kaprzewagi in ywi ualn ści minęła, zamknęła ją wielka w jna świat wa. Na cz ł wy arzeo wysuwasię p tęga zbi r w ści i lu zk śd znalazła la niej świetny symb l. Cześd la nieznaneg ż łnierza tkult zbi r w ści, która wszystk czyni.

- B p mim wszystk , c nas pl tą, jesteśmy em kracją, str nnictwem ep ki, g y tamci- a nie jest to paradoksem - są r mantycznym przeżytkiem, w gruncie zaś m narchistami na wzórb lszewików.

- I lateg muszą wyginąd.

Page 37: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 37/227

- I lateg my musimy zwyciężyd.

Ale re akt r bstawał przy sw im. Więc zaczęt mawiad p szczególne kan y atury. G y szł a mirała, przesk cz n g razu jak wielk śd zmarn waną przez g rliwe i zbyt f rs wneprzedym anie g , wyw łane zresztą raźną p trzebą mini nej ep ki, c sprawił w zacnym a mirale

pewne przer sty psychiczne i r ze my intelektualne. Zaczęt się spierad Kulebiakę, Kaczana...

- Panowie - zniecierpliwił się re akt r- jesteście na złej r ze, jak anti tum trzeba namk niecznie ż łnierza gł śnym imieniu, a więc tęgieg generała. G zie jest taki?

- Generał Michigan! - zawyr k wał Ima ł oski aut rytatywnym basem.- Generał, przez wia meintrygi usunięty z w jska, pracuje w naszym przemyśle, w ra ach na z rczych p tężnych zakła ów, zktórymi p zawierał był na er k rzystne um wy bę ąc jeszcze w Ministerium Spraw W jsk wych.Ch d p śre ni , pracuje alej la uk chanej przez siebie armii.

- Co za logika!

- Czł wiek żelaznej k nsekwencji!

- I jest teraz bar z , bar z zam żny. Wiemy tym w hip tece- uzupełnił pan H n rariusz Akt.

- Ach, panowie, panowie! - bia ał re akt r.

Na tę chwilę prze willę zajechał pę em i stanął jak wryty sam chó . Chmura pyłu przyleciała tuż zanim i kryła tumanem cały m.

- A cóż t za by lęta zajechały?!

- Arogancja paskarzy!

Mecenas Pałkin p chylił się z balk nu, żeby statnimi sł wy zwymyślad sz fera, a więc p śre nibrutalnych bałwanów, g y je en z bałwanów, zakurz ny niep znania, przesłał mu ręką całusa, a

rugi, zamask wany aut kularami, z tru em grabuszący się z miejsca, sna ź z rętwiały ługiegsie zenia, p witał g wes łym krzykiem:

- Serwus, Pałkin- jesteśmy I

Z r żeni przybysze, nie trzepawszy się nawet z kurzu , czarni jak k miniarze, razu zaczęli zi nąd i

tryskad ze siebie wielkimi n winami:

- Wszystk g t we! Z g ziny na g zinę niesłychane akcesy! Termin już wyznacz ny, zieo i g zina- na pół g ziny prze p czątkiem p wia mi ne bę ą ambasa y zagraniczne. Lewica śpi wnajlepsze - bonne nuit, citoyens... 14

Re akt r Nieb szczycki p ciągnął p sła Piacha rugieg p k ju i wręczył mu k pertęzapieczęt waną ziel nym lakiem.

14 Bonne nuit... (franc.) - dobrej nocy, obywatele...

Page 38: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 38/227

- Przysłan nas waszeg r zp rzą zenia, panie p śle. Nużnikiew icz r zwinie natychmiast akcjępr pagan wą. Wszyscy musimy p zielid się pracą, mamy niewiele czasu, a grunt tutejszy jestzupełnie nieprzyg t wany...

- Co? Tutaj, w Zakopanem? Co my tu mamy do roboty?!

- Ach, nie wiecie jeszcze, panie p śle, statnichnowinach - pr szę, czytajcie t pism .

P seł błyskawicznie r zszarpał k pertę. Nieb szczycki p wrócił t warzystwa. Wszyscy t czyliNużnikiewicza. Znak mity ten publicysta p wia ał sw je kawały. Zabrzmiał chóralny śmiech- ach,ten Nużnik zawsze wyk mbinuje c ś takieg ...

yrekt r Sztyber stał sam tnie na balk nie i patrzał na Tatry nie wi ząc ich zupełnie. Był abs lutnieprzek nany, że przejechał na śmierd nie tylk wą świnię, ale i chł pca, który wyleciał spę zad ją z

r gi. Nie więcej jak prze pół g ziną. Nie alej jak za P ł żynem... iabli mu na ali p sam k niecr gi sia ad kier wnika...

- Pr szę pana, cóż bę zie? - spytał z łu sz fer rgiasik.- Trzeba jak ś, teg ś... Żeby, br o B że, jakieg kawału... I czemu t jaśnie pan nie trąbił?

- I i t je en! Na świnię bę ę trąbił!!

- Ale chł pak...

- Nie był czasu- że sam winien, t czywista.

- G yby był trąbi ne, t pr t kół razu p naszej str nie.

- Ci pan wie zeznają, żem trąbił...

- Ech, z panami to nigdy nie wiadomo...

- Ty zezna sz, słyszałeś i wi ziałeś...

- Ja tam zeznam, ale kt mi uwierzy? Sie emnaście razy byłem karany.

- Ale w sie emnastu k ocach kraju. Kt tym m że wie zied?

- Gazeciarze wie zą. Zaraz mnie piszą i wyp wie zą...

- Więc bierz i t na siebie! rgiasik, wiesz, że nie stracisz na tym.

- Ach, B że je yny, z jaśnie panem ciężka służba!

- T tylk na wszelki wypa ek. B jak się zgł szą, zapłacę.

- Jaśnie panie, b t z góralami... Żeby jakieg kawału... B jak tu przywali cała gran a... Za blisknam wypa ł .

- C ty mówisz I?

Page 39: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 39/227

- Sia ajmy t lepiej i w świat. Trza im na tę chwilę zejśd z czu, a trakt wad przez k g ś- naprzózameldujemy w komisariacie.

- Benzynę masz?

- Jest. liwy tr chę za mał . - Nabierzemy w mieście, zaraz sch zę. Walimy M rskieg na bia . P tem się z baczy.

Sztyber wysunął się chyłkiem. M t r zawarczał, p jechali.

- Panowie II

Baryt n p sła Piacha zabrzmiał n śnym, metalicznym p źwiękiem. Tak się zywa trąba. Takprzemawia wła za. Wszyscy utkwili weo czy, karni jak ż łnierze, i nastawili uszy na baczn śd. Piachwytrzymał ługi m ment ciszy, t cząc p zgr ma z nych strym, znanym wejrzeniem w za,

chrząknął i zaczął wzniósłszy znacząc hist ryczną k pertę. - Na m cy najwyższych up ważnieo bejmuję kier wnictw prac przyg t wawczych, mających nacelu k nanie na terenie tutejszym wielkich aktów manifestacyjnych, p z stających w związku zwia mymi pracami nar wymi w st licy, a mających na celu...

Przerwał mu wybuch wrzasku kilku grubych gł sów na le. Natychmiast włączył się nich brzęktłucz nych szyb i przeraźliwy yszkant wy pisk panny Luli. Pierwszy znalazł się na balk nie re akt rNieb szczycki i berwał cegłą p łbie, zat czył się- p trzymali g Ima ł wicz i Pałkin. Wyjrzałprzeraż ny Nużnikiewicz i c fnął się natychmiast.

- Oni! Oni!

- Ten sami

- awad g tu!

- Jasiek! W jtek! Ję rek!

- Tutaj, chł pcy! Tutaj!

- Ratunku! Ratunku! - piszczały uniesi ne panna Lula i panna Mula.

rewniany m zapełnił się zł wr gim ł m tem. Ima ł wicz i Pałkin już cisnęli ziemięNieb szczyckieg i na wyścigi z Nużnikiewiczem pchali się rzwi. Nagle rzwi się tw rzyły iwpa ła panna G uła (najstarsza), naga i zupełnie m kra. Nieszczęśni spisk wcy sp jrzeli p s biedzikimi oczami.

- Ratujcie! Ratujcie! Ach-ach-ach-ach!!! - Pa ła na ziemię zem l na b k re akt ra, który zem lał zestrachu.

Wszyscy runęli rzwi i utknęli w ścisku, przepierali się, bili się ze s bą na pięści, kąsali się zębami,arli na s bie garnitury walcząc życie, alb wiem spisek był wykryty i zb lszewiczała tłuszcza

chł pska, p ju z na przez tutejszych lu wców... Same ich ryki ścinały krew w żyłach!

Page 40: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 40/227

Cu em zwinn ści i bezczeln ści, płaszcząc się na papier, zwijającsię w kłębek jak nid, r zprężając się jak czł wiek z gumy, prześliznął się Nużnikiewicz na pierwszeg i runął w ół p sch ach.

Re akt r Urwilewski, świa m przesmyków „ ziewczęcinka”, p pr wa ził wszystkich p z stałychkrytym gankiem, łączącym willę z tarasem sąsie niej willi „Łazanka”, g zie p r zsa zał ich na

leżakach p samym parapetem, nakazując sp kój. „ ziewczęcinek” trząsł się w p sa ach, leciałyszyby. Zawsze przyt mny p seł Piach p śpiesznie żuł i ja ał fatalną k pertę. Urwilewski m lił sięp cichu. Pr fes r Chryparski szczerze w głębi uszy zrywał ze spiskiem i p święcał się wie zybezpartyjnej, a Ima ł oskiemu stanęły prze czami stare czasy, kie y g r b tnicy w w rkuwyw zili na taczkach. Pałkin leżał na wznak na p ł ze, nieruch m , z p wstrzymanym echem-H n rariusz Akt przypuszczał, że zem lał lub zg ła umarł. Bru lik p pełzł na czw rakach na zwia y,czy p la w lna r ga. Ujrzał przez szparę, że tłum górali z wi łami i z hakami g ni przez łąki zaczł wieczkiem w żółtym garniturze, uciekającym z niepraw p bną szybk ścią w kierunkuPałaj ówki. P chwili tłum przystanął, zawahał się i p krótkiej nara zie u ał się w kierunku miasta.

Re akt r Nieb szczycki cknął się, ale wnet zamknął czy. tw rzył i znów zamknął. Tuż przy jegb ku leżała nieznaj ma naga k bieta. W mu w k ł cisza. K bieta była niec przewię ła, alewłaśnie re akt r takie lubił, ch d w takiej chwili nie p stał mu t nawet w gł wie, w której g rwałp rzą nie. Akt k biecy kryty był chr pawą gęsią skórką, z której zewszą sączyły się kr ple. Nic niepamiętał i jeszcze nic nie r zumiał i czekał, aż się ten sen sam sk oczy..

Nagle k bieta bjęła g rami nami i zapiszczała tuląc się nieg :

- Ratuj mnie! Ratuj prze tłuszczą! Zamknij rzwi balk nu, b przeciąg! Zaziębię się, wysk czyłampr st z wanny! Z bacz, c się zieje na le... Cisza? Cisza? Zanieśże mnie na łóżk ! Ach, p szli! Kto

ty jesteś? Przyleciałeś mnie rlim l tem... Sam ch em z alekiej st licy... Zamknij na klucz rzwi sieni, b jeszcze kt wej zie. Uratujesz mnie? P żałujesz mnie? Królewiczu...

Nieszczęsny re akt r z tru em, stękając, lepiał się niewiasty, z tru em, stękając, wstał na n gi,ale naga czepiła się lewej n gi i nie puszczała g siebie.

- Pani dobrodzika jednak pozwoli...

Z tru em wl kąc się p p ł ze, p suwał się ku rzwi m.

Tak sk oczył się kr pne niep r zumienie. Ślepy traf, najgłupsze wy arzenie nieraz balają plany

czł wieka, nar u, lu zk ści. Ale w anym razie i i tyczny przypa ek miał czynienia znajharto wniejszymi lu źmi ep ki. Ch dby p ł wa z nich p legła w zikim napa zie, resztapr wa ziłaby alej r zp częte zieł . Życie zn wu weszł w sw je prawa. Już przybyli szklarzewprawiad szyby. P p wórzu wałęsali się w za umie waj p licjanci p pięci p br ą, chu y

lbrzym i tłusty karzeł. Śmiertelnie zawsty z ne si stry zwl kły na ół wciąż jeszcze nieprzyt mną,majaczącą G ułę. Nieb szczycki sie ział w f telu z bwiązaną gł wą. P seł Piach wyznaczał nag zinę sió mą p sie zenie. G y się już r zch z n , wpa ł z yszany Nużnikiewicz, był sp c ny ile wie zipał, lewą gębę (zawsze tę samą!) miał m cn wypchaną i p siniacz ne lewe k .

- Ach, nareszcie... Byliśmy tak niesp k jni...

Page 41: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 41/227

- Ależ pan szan wny cu wnie biega- w zięczył się Bru lik, który prze tem nie miał zaszczytu znads biście znak miteg czł wieka.

- Owszem, w razie potrzeby...

- Tylk t pana urat wał ! - Urat wał , ale sekun ę za późn ...

statecznie ucierpieli tylk lekk baj re akt r wie z Warszawy. Nieb szczyckiemu, który byłstarszym panem, nieraz już spa ły cegły na łeb, ale znak mity Nużnikiewicz p raz pierwszy w swoimżyciu stał w pysk niewinnie.

Page 42: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 42/227

VI

T łumbas ze łzami wzruszenia, ale z c chwila, na każ ym kr ku wzrastającym z umieniem r zglą ałsię p uk chanej zie zinie. Starszy siem lat, r ztył się jeszcze i zmężniał. Na ulicy zwracałp wszechną uwagę p g ny lbrzym ziany w skórzaną kurtę i w lbrzymie kute trzewiki, które ppiaszczystym ch niku zgrzytały utaj ną p tęgą. W ścisku na Człapówkach, w r ztargnieniu ziwnejza umy z arzał mu się niechcący p trącid k g ś. G śd skakiwał, jak g yby g musnąłprzech zący tramwaj, ale g śd w p rę p wstrzymywał za zębami g rzkie sł w- niezgrabiasz byłzbyt imp nujący p stawą, a nieprzebrana br d, r zlana na jeg wielkim twarzyszczu, z ra zała

czywistą brą w lę. Czasami westchnął z głębi k l salnej piersi, aż jaki taki bejrzał się zprzestrachem. Czasami stawał w miejscu jak wryty i wytrzeszczał szare, p czciwe gały, ujrzawszyznienacka latarnię elektryczną tam, g zie rzewiej wszyscy wybijali s bie zęby, artystycznie kutym st na p t ku, g zie się hycał p kamieniach, wspaniałą willę, wyr słą na awnym pustk wiu.Gubił się w nieprzebranym mnóstwie r zp czętych bu wli. Ileż n wych wspaniałych sklepów! C zak mf rt i zbytek! w carnie i łak ciarnie aż wywalały na zewnątrz k sze i skrzynie ananasów,bananów, smukłych górków z Ariz ny, p tw rnych yo z Malaity, win gr n mar kaoskich- gdy

awniej, ach, czyż tak awn - je yny p czciwy Cm d han l wał ulęgałkami i śliwkami k ł p czty,na świeżym p wietrzu, p sw im lbrzymim paras lem, i t wystarczał jak ś przecie...N w p wstałe wielk paoskie kawiarnie nieśmielały g , jeg , który wa zieścia sez nów spę ził pknajpach. Brajbisz r zbu wał l kal na wszystkie cztery str ny świata, r zciągnął weran ę na półm rgi, na stawił wa pięterka z b ku, p naczepiał, p nalepiał rewnianych mansar ek i ubikacjiskleconych z l ajśni - niez arna ru era z awała się puchnąd i wypuczad się w jakiej p czwarnejch r bie. Ale ta ch r ba była p stępem.

Je nak usza tęskniła za awnym, za r gim. Smutek zaczynał jątrzyd wwielkim sercu. Wprost zw rca p rwał g ur k stęskni nych wsp mnieo, ch ził p mieście g ziny jak urzecz ny, a

tychczas nie sp tkał znaj mej twarzy. Wśró tysięcy g ści, r jących się wszę zie, ziała jakaśprzerażająca pustka. Tłum był bcy, inny, jakby sfałsz wany, zamieni ny, jakby gwałtem przesa z nyna tutejszy grunt. zik wyglą ały te p stacie na tle «gór. Nie, t Szczawnica, m że K nstancin...Człapówki?... March łt wska?... Raczej Aleje Ujaz wskie, ale w s b tę, chwilami- zg ła ulicaHandlo wa w samej Falenicy. Mniejsza t , T łumbas nie był nig y i nie bę zie antysemitą,przeciwnie, zawsze marzył tym, by r acy Ży zi zbliżyli się gór, b wierzył, że tylk przez tprzygarną się P lski praw ziwej, tej najist tniejszej, która przez lata niew li taiła się p Tatrami. I

t żył tej p ciechy, zbliżyli się na sp ziewanie m cn . T był bre, jen m że zbyt rapt wne?Była w tym ra śd, m że tylk niec zana t p bna tej p Wawrem. szałamiał g t zresztąna równi z najaz em tych p wsze nich braci P laków, h r filisterskich, burżuazyjnych, k łtuoskich.Ale i w tym zjawisku iściła się właściwie jeszcze je na p myśln śd p lska, wielka, n wa z bycz, którąnależał tylk brze przetrawid.

G y tak się p cieszał, garnęła g p nur śd. Uk chane szczyty, których wy zierała się zeo usza tylu lat i które wi ział t prze s bą w awnym ich przepychu, były je nak- c tu uż ga ad

sprofanowane.

Page 43: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 43/227

Jeg Zak pane przestał istnied. Myślał t sam , c re akt r Nieb szczycki tak pięknie i głęb kwyraża w sw ich l tnych artykułach, tylekr d w łając naszeg czasu gł sem w łająceg napuszczy: „G zieżeś jest, m ja Warszaw ?!”

G yby ch d je na twarz znaj ma! glą ał się za wi mami awnych szczęśliwych czasów -

nik gusieok ... garnęła g wizja straszliwa - t wtrąc ny jest w jakiś niezr zumiały świat, sam je en, sam tny p śró bceg , wr gieg plemienia, skazany, by jak upiór plątał się mię zy żywymi.

W kr pnej tej chwili ujrzał c ś, c błyskawicznie, jak magia kin weg brazu, przeni sł g wstecz.Bł gi uśmiech r zszerzył jeg szer ką twarz. Ale zamarł natychmiast.

Byli t trzej pan wie. Ten w bru nej, na miernie szer k skrzy łej panamie z nastawi ną naprzóbu ą, przyp minającą k rnet szarytki, t re akt r Szurg t- a więc żyje jeszcze ten szubrawiec... Tenłysy ze zmiaż ż nym n sem, bez kapelusza, w sp rt wym ubraniu, t Hyż , były prezes byłychŻarliwców Tatr... s bnik z papier sem w na miernie ługiej trzcin wej cygarniczce i z tikiem w

rgającej br zie t ta szuja Wyz ychalec, były prezes byłych G rliwców. I ą we trzech i r zmawiająprzyjaźnie - niesłychane! Na bitkę T łumbas str pi ny przystaje- na bitkę stanęli i ni15.

Sp jrzeli s bie w czy i c ś ich rzucił ku s bie. Trzy pary rami n garnęły grubeg T łumbasa, a nszer kim bjęciem zgarnął kupy wszystkich trzech i ścisnął p tężnie. Stali tamując ruch uliczny.Nie wymówili ani je neg sł wa, tylk sapali ze wzruszenia.

Pierwszy ezwał się Szurg t.

- Witamy cię w w lnej P lsce, T łumbasie, i przebaczamy ci naszą ciężką krzyw ę. U zielamy ciamnestii...

Mógł był tym nie wsp minad, ale Szurg t p z stał Szurg tem. Takt wny Hyż zaga ał p haobieniu gór przez h ł tę, Wyz ychalec westchnął na r zpierzchnięciem się starych przyjaciół.Zr zumieli się pierwszeg sł wa i czywiście p szli razem na bia .

Brajbisz p siwiał, ale p awnemu brzuchaty i ystyng wany sp k jnie król wał za bufetemzawal nym smak łykami. Nalewał właśnie wó kę g ści wi, g y trzej przyjaciele przepchali się przeztłum i stanęli prze nim. Sp jrzał na T łumbasa i zastygł. Wó ka przelała się i lała się na bufet, jużstrugą ściekała na p ł gę. Brajbisz zastygł niejak p trójnej p tęgi... P pierwsze, T łumbasamiał za awn zmarłeg na hiszpankę; p wtóre, T łumbas i jeg skazał był neg czasu za

podnoszenie cen - był t c praw a już bar z awn , za t był bar z m cn-, a dalej, rzecznajbardziej nieoczekiwana - tamci trzej p g zeni, w t warzystwie T łumbasa, który i im brzenakła ł, zresztą słusznie. Taka rzecz m że się przyśnid, ale na jawie, mię zy żywymi lu źmi ża nąmiarą nie m że byd praw ą. Wylał z pół butelki suwerena i chciał lad k oca, ale Szurg t wyrwałmu z rąk butelkę.

- Panie Brajbisz, nie marnuj pan arów b żych! Cóż się stał ? N ! N ! Napij się pan z nami! Na zg ę!Kocha jmy się! Niech żyje P lska, panie Brajbisz!!

15 Trzy wymieni ne s bist ści za awnych czasów, p czas wia mych r zruchów w Zak panem,

spow wanych up rczywą niep g ą (sie em tyg ni eszczu!), z stały skazane przez ówczesneg yktat raeszcz weg , T łumbasa, na baty: Szurg t zaoszczerstwo rzucane na bu prezesów - wa zieścia pięd; Hyż zabrazę Wyz ychalca- piętnaście; Wyz ychalec za brazę Hyźa- ziesięd ( k liczn ści łag zące).

Page 44: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 44/227

Ten Szurg t pisał nim wNowej Parzenicy , że rakarza gminy, Scierwienkiewicza, kupuje psiesa ł , że s sów sypuje kantary y, żeby jeg kelnerk m był łatwiej... Że w piwnicy swegh telu zak pał truteg i brab waneg turystę węgierskieg Balwany’eg , który rzek m zaginąłbył na Zaza nim Szczycie... Ten prezes Hyż za m wę kre ytu napuścił nao sw ich ban ytówŻarliwców, którzy mu zrab wali st butelek wó ki... Ten Wyz ychalec z zaz r ści kelnerkę Kaziękazał sw im G rliwc m p wybijad mu wszystkie szyby...

A je nak rgnęł c ś w starym sercu. Bujne czasy prze w jenne, mł sze... I łzy zakręciły mu się wczach. P na przekąskami, na miskami z s sami, z r lm psami, z g rącymi kiełbaskami, z r la ą, z

galaretami wyciągnął bie ręce zg y. Nic nie mówiąc przepili i zakąsili p star zak piaoskuporterem.

- Panowie... - zaczął stary truciciel i uciął.

- Niech żyje Brajbisz!! - zawrzasły cztery gł sy.

- Rypcium- pipcium, a k góż t ja wi zę?! T łumbas, c za nabieranie? Więc ty żyjesz?

Bar n Kneipenheim wynurzył się z tł ku i patrzał na nich p ejrzliwie. n t - onego czasu -własn ręcznie prał nahajem re akt ra Szurg ta jak kapitan Sam br ny centralneg rewiru(Człapówki i B cznica). Wyz ychalca i Hyża brabiał był architekt Wyrypa, który teraznie ga ni nym sp jrzeniem łypał na nich bu sp za pleców bar na. T łumbas p rwał ich w bjęciai rozczulony ryczał wnieb gł sy.

- Zaczynam wierzyd, że jestem w Zak panem! C wyście tu nar bili! Jak m gliście puścid!

- Rypcium- pipcium, fala nas zalała, ale kie y już ty jesteś, zaczniemy ra zid! - iabli nas wzięli, teg się już nie r bi- zawyr k wał architekt Wyrypa- ja przeni słem sięzupełnie na Halę i nig y nie bywam w tej ziurze. Chyba czasami wpa nę na chwilę knajpy...

- Czasami, t znaczy c zieo!

- Ch ciażby, t w niczym nie zmienia p ł żenia.

- A wy, pan wie? W każ ym razie mił mi...- bar n skł nił się wyni śle, ale zarazem z pewnąp lub wn ścią ku trzem tamtym.

- I nam ską iną jest przyjemnie... - p wie ział Szurg t w imieniu p szk wanych.- Są zę, żebar n p tylu latach żałuje pewneg uniesienia, którym w lelibyśmy zap mnied.

- Właściwie niczeg nie żałuję, ale nie mam nic przeciwk temu, żebyśmy zje li razem bia . Jastawiam i pr szę was wszystkich. Niech żyją starzy! Jacy byli, tacy byli. Z arzały się i świnie, paniere akt rze, ale te p prawiły się z pewn ścią?

- Przeżyliśmy tyle przewr tów...- zaczął re akt r.

- Panie Brajbisz, na mój rachunek! tylk bez ża nych kawałów. Zostaw pan swoje wynalazki dlazwyczajnej h ł ty. Pann Kaziu, p naszemu, jak awniej bywał , na p czątek wie butelkik ntuszówki.

Page 45: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 45/227

Jak się masz, Kaziu! Ślicznie jeszcze wyglą asz- zaw zięczył się Wyz ychalec.

- Pa am nóżek, p c też się pan g lił, wyglą a pan jak stary fagas!

- Tylko wypraszam sobie!

- Naw zajem. Winien mi pan siem k r n czter zieści halerzy sierpnia r ku wunasteg !Wypa ł by t jak ś zwal ryz wad…

Page 46: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 46/227

VII

Jan Deliriusiz Tremens, nie patrząc na pustą salą, recyt wał swój wiek p mny czyt „niezbę n ści króla”. B lał g c praw a serce, ale serce t już wiele zni sł . Różnie bywał w P lscez nieśmiertelną i eą m narchizmu.

W Trupiszczach był prze mi tem wacji i wyniesi n g na rękach, a tuż za pr giem zabrała gp licja. W Kazir zicach sie zieli w pierwszych rzę ach: star sta, generał ywizji, kan nicymiejsc wej k legiaty, k men ant p licji, rejent, ziemiaostw i najgrubsze matr ny, a sala byłanabita. G y zaś sze ł najm cniejszeg efektu: „P lska sier ca nie ma jeszcze króla, ale tęskni

o, n jest jej najg rętszym marzeniem, zł tym snem sławy i r zenia. n w nas becny wuchu, jest p śró nas na tej sali. Cześd naszemu panu i zbawcy! Pan wie i panie, złóżmy mu h ł

pr zez p wstanie...”

P wstały pierwsze rzę y jak je en mąż, nielu zkieg ryku zgasła pr wiz ryczna elektryczn śd,wyw łując krótkie spięcie. W ciemn ści zaczęły latad p sali zgniłe jaja, p mi ry, nawet żywe żaby.Prelegent i zwolennicy monarchii zostali splugawieni - sala kazała się je nak w przygniatającejwiększ ści republikaoską. W Cebuliocach w Wielk p lsce salę zapełnili Niemcy i figury ficjalne, alena próżn czekali na prelegenta, był n sacz ny przez tłum w h telu „Kajzerluft”, a g y pękły rzwi

jeg numeru, p lekkim przesunięciu je nej sztucznej szczęki p pisał p terr remz b wiązanie, że n ga jeg nie p stanie więcej w p wiecie cebulioskim. Ukra zi n mu przy tymskrypt czytu, ale pr fes r Tremens umiał g na pamięd.

W Zakopanem nie p rzysze ł nikt, nawet ficjalny prze stawiciel wła zy la utrzymania p rzą ku, ani

pies z kulawą n gą. Ale ap st ł czynił sw je. rewniana pusta bu a jak lbrzymi rez nat r brzmiaławielkimi hasłami. G y ch ził sweg wielkieg efektu, strzegł g płaczliwe, natrętne iprzenikliwe miauczenie k ta. Zająknął się na je ną sekun ę, ale nie m gł t byd gł sem bstrukcji,g yż nie słychad był nik g , kt by wch ził, a zresztą nikt na świecie nie p trafiłby tak u awadkota 16 prócz praw ziweg k ta- po pros tu na salę zakra ł się k t.

- ...Pan wie i panie! Złóżmy mu h ł ...

Na sali szalał atak czyjejś straszliwej ch r by. Czyjeś wnętrzn ści wywalały się na zewnątrz. Ciężkiespazmy przepełni neg ż łą ka i zapchanych kiszek zan siły się w sr gich skurczach, sięgających głębi trzewi. P czwarnym chórem grały, prześcigały się, splatały się w piekielne ak r y wszystkiem żliwe gł sy, charczenie, kaszle, p stępki, przelewy, m ulacje śmiertelneg cierpienia. kr pneprzerwy ające prze smak tru neg k nania, westchnienia żegnające ten świat... I nagle n wy szałeksplozji, targa nia najcięższe, ryki. Pustka rewnianej sz py wzmagała h rren aln śdtejniesam witej jaz y już nie Rygi, ale S my i G m ry...

Prelegent nie mógł teg znieśd łużej. P raz pierwszy w b haterskim sw im t urnee, na własnymczycie p czuł tkliwe nu n ści. U zielił mu się z nieprzepartą p tęgą cierpienie nieznaneg

czł wieka- zesk czył z estra y, p leciał kąta.

16

Nikt na świecie, prócz je neg czł wieka na świecie, a ten ukrywa się w Zak panem i g y zechce, w w lnejchwili wytchnienia spraw najwyższej wagi, p trafi naśla wad każ eg i wszystk , z wyjątkiem samegosiebie.

Page 47: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 47/227

G y wreszcie sk oczył, w gr b wej ciszy ezwał się gł s męski, mel yjny, pełen współczucia ip wagi. Stała na nim wyni sła p stad piękneg mł eg czł wieka. Sp k jne, głęb kie, smutne

czy sp tkały się z jeg nieszczęściem załzawi nym sp jrzeniem.

- Z wielką przyjemn ścią słuchałem paoskieg wykła u. Każ e paoskie natchni ne sł w zbliża wielki

m ment wyrażenia się i ei paostw w ści p lskiej w kształtach czystej f rmy. Jest t równieżza aniem meg życia, ale w zie zinie sztuki. Jak uch p krewny pragnąłbym k nad paoskiegportretu, kategorii D, w formie DU 4.

- ziękuję ser ecznie szan wnemu panu za jeg becn śd i uznanie. Nie mieszkam... Daruje mizarazem szan wny pan chwil wą przerwę, sp w waną brzy kim napa em fizj l gicznym,wyw łanym sugestią szczególniejszej wizji słuch wej- wy ał mi się, że kt ś na sali p legaprzeokropnym wymiotom.

- Nie był t wizją, szan wny panie, i nie były t bynajmniej wymi ty. P pr stu pragnąłem wyrazid

panu w imieniu słuchaczy, którzy nie pisali, najwyższy zachwyt zgr ma zenia...

- To pan?!

Był w tym krzyku burzenie, był i p ziw, że czł wiek z r wy z ła wyczynid z siebie c śpodobnego.

- Przejąłem ten sp sób wacji m ich przyjaciół z Wysp Sal m na, mian wicie na Malaita, ch dtaksam jest i w Maramasika. Zwyczaj ten r zp wszechni ny jest na Trzech Królach, je nej z WyspA miralskich, na B g tu, a zresztą na całym p brzeżu N wej Gwinei, na tysiącu wysepek, naSemtigoro i na Otong-Djava, i na Nob, i na Xomba... Zwyczaj tak samo dobry, jak...

- Szan wny panie, c za kawały?!

- Nig y bym s bie nie p zw lił, pan mnie nie zna, ale wracając rzeczy, czymże są nasze klaski?Konwenansem, zwyczajem. Tam na wyspach, g zie w każ ej wi sce jest c najmniej p je nym królu,a g zie, jak tą , nie bywał czytów, twarzanie źwięków- za przeproszeniem - rzygania jestuznaniem la g sp arza p uczcie, częst kr d niestety skła ającej się z ludzkiej pieczeni. Dla mniepaoski wykła był praw ziwą ucztą. Nig y nie żartuję, szan wny panie- ał wi ząc w czachap st ła wzrastającą wściekł śd.

- I pan tam był?

- G ybym nie był, nie mówiłbym tym,

- statecznie wszystk jest m żliwe, ale w takim razie pan jest chyba brzuch mówcą?

- W pewnym wzglę zie wszem, ale tylk w niesieniu m jej p wójnej rzeczywist ści, ile nasię wyp wia a. Jak taki, jeżeli p tępiam paoską ziałaln śd, t niemniej szczerze ją p chwalam.

- Czy uważa pan, że p winienem k oczyd czytu?

- k oczenie był by n nsensem, g yby pan w góle nie zaczynał, ale kie y stał się przeciwnie,

przerwanie t ku paoskich myśli nie przeszk zi nik mu ze zgr ma z nych sf rmuł wania s biecał ści i ei m narchicznej.

Page 48: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 48/227

- A zatem? Więc?

- Każ e „zatem” jest przypa kiem! Tym bar ziej tak tru ne p jęcie jak „więc”. Są zę, że najpr stszewyjście jest przez te rzwi. Czy nie mógłby pan fiar wad jakieg k lwiek r biazgu m ichzbi rów? Zbieram wszystk . Guzik paoskich sp ni yn a na wątłej nici, czy m gę mu p móc i

erwad g pana statecznie? Pan g i tak zgubi, a la mnie bę zie cenną pamiątką. Umieszczę gobok guzika zgubionego podczas seansu przez znakomitego Guzika- cu twórcę.

sz ł mi ny pr fes r Tremens sam erwał guzik i p ał mu g na ł ni.

- ziękuję. G y pan zechce przejrzed m je zbi ry, p zna pan n wy świat. ział m narchiczny zawierapamiątki p zaprzyjaźni nych ze mną królach, p arcyksiążętach i ich ż nach.

- A czy i tam tak wiernie k chają sw ich panujących?

- Jak gdzie?

- Tak jak u nas p winni k chad sw jeg m narchę, g yby g mieli szczęście już p sia ad.

- Na gół nie w tym st pniu, ale wszem. T zależne n śnych l kalnych k nstytucji. Na takiejOtong- java król ma praw każ eg ze sw ich p anych zabid pałą nasa z ną zębami mrówk ja a,ale nie ma prawa zabrad mu ż ny...

- Dlaczego?!

- We le prawa wszystkie k biety na wyspie należą króla.

- wszem, ale w takim razie c p rabia lu n śd męska?

- Sam król k nywa c wi snę czas weg przy ziału k biet, aż w łania. w łania są jaknajczęstsze i za t król jest ubóstwiany. U nas w razie g yby pan zechciał u zielid mu teg prawałaski, byłby jeszcze bar ziej k chany, niż t ma miejsce becnie.

- Wyp wia a pan bar z śmiałe i ee. Ja niestety jestem skręp wany naszymi niezn śnymiwarunkami p litycznymi raz wzglę nym liberalizmem naszeg najjaśniejszeg kan y ata.

- Ach, już g pan ma?

- Mamy go wszyscy! I pan go ma!

- Ja? Jeżeli g mam, t ... Niech t pana nie braża, g yż najściślej zach wuję równ śd, w ln śd ibraterstw mych bu przyr z nych rzeczywist ści. Z tych zaś je na jest awna bebech wm narchiczna. awniej niż pan.

- bawiam się je nak, że pan jest wariatem...

- mnie pr szę się nie bawiad. Pan zaś jesteś najr zumniejszym ze znanych mi s biściekról bójców.

- Bar z mi przykr , ale bę ę zmusz ny zażą ad pana satysfakcji. Paoskie nazwisk ?

Page 49: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 49/227

- Nie p trzebuję się ukrywad, b i tak mnie tu wszyscy znają, ale nie p wiem, póki mi pan niewyjawi nazwiska swego pretendenta.

- T najgłębsza tajemnica naszeg związku, wszyscy skła aliśmy straszną przysięgę.

- la mnie mógłby pan zr bid wyjątek, sam przez trzy miesiące byłem królem. Jan eliriusz Tremens wytrzeszczył czy.

- ...Za p bytu m jeg na Alupie zmarł król Zgaga Trzeci, u ławiwszy się przy bie zie k ściąn s r żca. W cztery ni p p grzebie w wa królewska i regentka brała mnie s bie za małż nka.Musiałem przyjąd zaszczytną fertę, g yż inaczej czekał mnie p żarcie. We le brzmienia k nstytucji,z stałem panującym p imieniem Bebecha Pierwszeg . n wiłem s jusz z Imperium Brytyjskim,wyp wie ziałem w jnę plemieniu Nag lasów i wygrałem ją zięki yskretnej p m cy rezy entaangielskieg , sir R llm psa. Nie jest t je nak tak ważne, jak się wy aje hist ri graf m m jegpanowania. Ra ę ministrów zaprzątałem głównie teatrem w rskim, g zie wystawiałem wyłączniem je ramaty. Przyjm wan je z alek większym jeszcze uznaniem niż w teatrze Pursiczana wKrak wie, nie mówiąc już k łtuoskiej Warszawie. Wi wnię taczał k r n królewskich amazonek zzatrutymi strzałami i nikt nie śmiał mi się wymknąd. Sceny gwałtu, bitew i m r erstw nakazane byłakt r m przeżywad samej głębi, rzeczywiście i realnie, we le met y genialneg reżyseraŚlimanecznika z teatru „Batuta”. Ciała zabitych artystów natychmiast p prze stawieniu awanebyły wi z m na p żarcie...

- Pr szę natychmiast przestad! Ja nie chcę teg słuchad! Któż by panu zechciał występ wad w takichsztukach? I

- Cha-chaI Któż by zechciał? Żałuję pana- jeżeli P lskę nie stad na lepszych m narchistów, tnie alek je zie wasz preten ent. Więc pan nie ma p jęcia, c t jest w la praw ziwegm narchy! C znaczy jeg r zkaz! Zresztą, trupa teatralna skła ała się wyłącznie z jeoców plemieniaNag lasów, którzy sami niejak byli zawczasu trupami, g yż w myśl k nwencji w jennej wyspwszyscy z góry przeznaczeni byli na zje zenie. T ich pewneg st pnia zachęcał .

- Pan bę zie m że we mnie wmawiał, że i pan ja ał lu zkie mięs ?

- tychczas mi teg brak. I pan by się przyzwyczaił prę zej czy później, g yż teg wymaga tamtejszyklimat. W m im gabinecie wisi klatka zbu wana w stylu zak piaoskim z żeberek i m stków mł ych

ziewcząt, które s biście były na m im st le. Przebywa w niej uk chana m ja papuga Chaliba-Chalibaka i p wtarza mi w języku Mbrava: „Dotvo-rreck! Dotvo- rreck!”, c znaczy: „Niech żyje król!”

Jan eliriusz Tremens zebrał statnie kruchy sw ich wła z umysł wych i sp jrzał w byłeg królażebrząc mił sier zia. Ale Witalis Bebech nie znał lit ści la nik g , kt się nie trzymał ściśle wgranicach właściwej s bie czystej f rmy. Kt się z łał utrzymad, miał w nim wierneg przyjaciela.

Page 50: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 50/227

VIII

Zresztą, jak tychczas, pr fes r Tremens nie był wyjątkiem- ża en czyt się nie u ał, ża enk ncert ani ża en zespół p etów. Haniebna publika teg r czna nie ch ziła nig zie prócz knajp, kinai ancingów. pust szały nie tylk szczyty gór, ale i szczyty nar u przen śne, m ralne,intelektualne, które wz rem awnych lat zjeż żały tu w celach szerzenia światła przez p ruszanienajważniejszych pr blematów tu zież wlewanie tuchy nar wi, a zresztą i z za aniami g ziwejr zrywki. Publika nie chciała światła, nie p trzeb wała tuchy, a c r zrywki, t w lałanieg ziwe. jechał śmiertelnie uraż ny pr fes r Myjak („Nę za p stępu”), jechałaz pustej salich ra znanej zniewagi sł wicza Szczelioska-Cieklioska, zaangaż wana pery w P rt-Ryko,przeklął Zak pane ksią z prałat Swięt kra zki („Roma aeterna ”), który miał na wi wni jenpięd ziesiąt pachnących r ynarną stęchlizną bab tercjarek, spę z nych na gwałt, w statniej chwili,przez miejscowego proboszcza.

Za t bezwsty nica Mela Hycalska taoczyła nag przez wa wiecz ry przepełni ne p brzegi, ażp licja miejsc wa p nakazem bawiąceg w Zak panem yrekt ra epartamentu byczajów,d kt ra Rzezaoca (ten sam, a w kat z N weg Sącza), zmusz na była wzbr nid alszych rgii, za clewicowo- ży wska prasa st łeczna przez cały ty zieo blewała ją kubłami belg, a prasa nar wau erzyła w sameg yrekt ra. Pięciu mł zieoczych p etów z zesp łu KUKRA17 jak pięd krzakówr zkwitłeg jaśminu stanęł z ziewiczymi skryptami w ręku na estra zie Sali P mpejaoskiej(przebu wanej z awneg szynku „P P mpą”) i ług , ług stał struchlałych prze pustką, niemając nawet czym jej płacid, g y właściciel tak wej, gruby cham z Ziel neg unajca, Pałan a, stałrozkraczony w jedynych drzwiach odwrotu.

Straszliwym krachem naszej p lityki wł skiej mał nie stał się czyt znak miteg etyka i m ralisty,senatora Pallchini- Gumini, który p niezlicz nych ypl matycznych ceregielach zjechał tu nareszcie,ubłagany na k lanach przez pewne sfery. Ale pewne sfery ut nęły w masie hałastry sez n wej. wypełnienia sali nie wystarczał „ ziewczęcinek”... Nie p ciągał nik g nawet t , że prelegent pk niec zeszłeg r ku własną b haterską ręką p palił był m lu wy w Cap rett , g zie prócz wieluk biet i zieci spł nęli waj jeg k le zy senat r wie, Lenini i S cialitti. Sytuacja była już takstraszna, że przy ziel ny znak miteg g ścia wice yrekt r pr t k łu, pr fes r Babel, mówiącywszystkimi językami i p wie zialny za wszystk , na g zinę prze prze stawieniem truł sięp tężną awką „karawaniny”, która na szczęście była zwietrzała.

Wówczas bjął k men ę zielny, bawiący tu na url pie generał Mer zielewicz. k men er wał naczyt k mpanię Ba nu Żlebisk weg , k mpanię W jsk wej Trzebieży Lasów i wa plut ny saperów H wli K rnika i zapchał salę. pierwszych rzę ów, ażeby jak tak zasł nid ż łnierzy, łapan

lu zi na ulicy, wyciągan za łeb z knajp, w k ocu k misarz p licji płacił razu łapy każ emuprzyzw iciej ubranemu p tysiąc marek, a na rugie tyle wy awał asygnatę płatną p czycie.

Sytuacja była urat wana, na sali pan wał taki smró , że trzeba był tw rzyd wszystkie rzwi i kna.Wł ch per r wał gniście, a ilekr d p rucznik Pigwa, który pamiętał tr chę łaciny, trącił generała wk lan , generał p cierał się ręką p łysinie. Wówczas straszliwy trzask ż łnierskich klasków zapalał

17 Gaj p etów, któreg nazwa skła a się z p czątk wych liter ich nazwisk: Kasy , U k wski, Kłak wicz, Rzep,Aresztyoski.

Page 51: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 51/227

Wł cha szerzenia c raz większych gwałtów. Pallchini był zachwyc ny przyjęciem. G y sch ził zestra y, ze wzruszenia p tknął się nieszczęśliwie i wywalił się jak ługi, amy z pierwszeg rzę urzuciły się ku niemu, generał złapał się za gł wę- huragan klasków.

Ten sukces złag ził niec kr pne wrażenie skan alu z miss Kulfon 18, a zarazem był la czynników

miar ajnych gr źnym strzeżeniem, że akcji pr pagan wej i uzupełniając ypl matycznej niem żna p wierzad zaw nej inicjatywie sp łecznej. Niezwł cznie te y z rganiz wan L tneP g t wie Przyjęd p przew nictwem byłeg k nsula r syjskieg w Zambezi, Bazyleg

imitriewicza Tich grajcewa, syna byłej P lki, a również ż nateg „na Francuzce kat liczce” zBawarii, pani v n Hack, prim v t Chtzirsky, na c wszystk w sw im czasie prze stawi ne byłyministerium wyczerpujące kumenty. Zresztą p ręczenia p sła Wz uły i hrabieg Szynela usuwaływszelkie wątpliw ści c wys kiej k mpetencji kan y ata, któremu p wierz n jak najszybsze

branie s bie urzę ników P g t wia we le ziałów: kultury t warzyskiej, kraj znawstwa,n śnych języków, literatury, sztuki, sp rtów itp. Alb wiem P lsce, a szczególniej Zak panemu

zagrażały teg lata najaz y znak mitych g ści, bą ź ciekawych p znania tajemniczeg kraju, bą źsterroryzowanych przez namowy i obietnice licznych, niera z zbyt g rliwych p lskich i ealistów iidealistek, rozsianych po kuli ziemskiej.

W p ł wie lipca, nie sk r yn wawszy się c czasu, zjechały je n cześnie Kapela Truba urówKaszubskich p yrekcją pr fes ra Paź ziury, teatr „Mim- rama” Szwarca z n wymmisterium -Rosa ultima na wrzosach p ety ziw ż na i jeszcze zespół aka emików-hellenistów (ci się wybrali!),którzy przez całe lat bjeż żali kraj i g ziwie zarabiali na skr mne życie, wystawiając abs lutnienieznaną trage ię Archiparcha z Khity, k paną wa lata temu w Psar ach przez Franca Müllera,zasłuż neg ba acza, pr fes ra uniwersytetu w Köpenick 19.

18 P rwana Angielka jechała w sp k jnym rętwieniu aż Łysej P lany. Tam je nak nagle wpa ła w szał izaczęła wrzeszczed. Hatłamajski stanął. Nic nie m gł załag zid furiatki. Wysk czyła, p biegła Białki irzuciła się w w ę. Stary pr fes r Łys łaj z narażeniem życia wlazł p k lana, Gęgulicz już t nął, alekzniesi ny przez prą , pani Za arlecka arła się w r zpaczy, Hatłamajski trąbił na g ściocu, a Angielka była już naśr ku rzeki. Wówczas z tamteg brzegu z krzaków wypa li Czesi, urat wali ją i zabrali siebie. Już w trzy nip tem przyszły gazety praskie ze straszliwymi rewelacjami. Ambasa r angielski czytał ministrowi wWarszawie gr źną n tę werbalną, minister prze sięwziął telegraficznie straszliwe represje, ale inspekt rWęch sz, przysłany z Warszawy, wraz z p inspekt rem Szpicleinem z Krak wa i całą p licją zak piaoską niem gli kryd sprawców p rwania. Stawili się sami pier p tyg niu, g y sierżant p lskieg p sterunku

graniczneg na Łysej P lanie p wrócił z wesela si stry, ką u ał się p kryj mu za p lskim url pem. Czujniż łnierze b wiem na biegłszy na krzyki areszt wali Hatłamajskieg , Łys łaja i panią Za arlecką, a dozn sz neg prą em Gęgulicza ali kilka salw. Trzech jeoców wraz z sam ch em zabrali i trzymali przez ty zieow sz pie w lesie na Żabiej Trawce, czekając p wr tu sierżanta, któreg bali się wsypad przez raźny mel unek

zajściu. Gęgulicz, wyrzuc ny p al na czeski brzeg, błagał esłanie g mu via Suha H ra, rżącprze staniem się w ręce P laków z Łysej P lany. ch zenie pr wa zi sę zia śle czy spraw szczególnejwagi i p trzy razy ziennie wysyła Warszawy telegraficzne rap rty. W ziesięd ni p katastr fie na sze ł

Warszawy p czątek pracy miss Kulf n, p tytułemU barbarzyoców zikieg Wsch u, umieszczonej wewrogim Polsce germano-czesko-sowiecko-judofilskim New Fallshings Magazine . Był t stek straszliwychłgarstw, przekręceo i niep r zumieo raz brazy, zł ści i głup ty: „W Zak panem każ y h uje psy, aby szczudnimi Ży ów... Literaci, których p znałam, r bili wrażenie żebraków.;. Zak pane a całe Tatry należy niezwł czniezwrócid Czech m...” it . Cóż t bę zie alej? 19

Szlachetna mł zież nie wie ziała jeszcze, że trage ia kazała się ap kryficznym fałszerstwem, k nanym zbene yktyoską preme ytacją przez p łeg Niemca, napiętn waneg należycie przez cały świat nauk wy.Przekła u k nał pr fes r Stanisław Trup.

Page 52: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 52/227

Na t wszystk przyjechał w lbrzymim turbanie fakir in yjski z pięciu córeczkami, lat sie miu piętnastu, i z niewzrusz ną p wagą przez trzy ni wysia ywał w milczeniu u Pchełki, przebierającróżaniec, t cz ny egz tycznie zianymi w tysiące mieniących się k l rów czarnymi panienkami.Nie p wia ał na ża ne pytania za awane mu w przeróżnych ialektach świata i nie zwracał uwagina nikogo i na nic. G y ciekaw śd p wszechna szła najwyższych granic p rażnienia, na czwarty

zieo lbrzymie afisze gł siły tak straszliwe zap wie zi, że p mim zł ziejskich cen największa salatrzeszczała tł ku, a lbrzymie zbieg wisk tych, c nie stali biletów, zatam wał ruch uliczny.Knur wiec złamał k ntrakt z hellenistami i z Truba urami, przez c zrujn wał ich szczętu, i naestra ę wsze ł fakir w ur czystej pr cesji, p prze z ny przez pięd córek, które ustawiły się p bu str nach pękatej heban wej beczki ze zł tymi bręczami.

Zagaił rzecz łuższą prze m wą w nieznanym języku, p czym czarny niew lnik z sekty węż ja ów,przepasany żywą żmiją, p ał mu lbrzymi świecący t pór. Fakir prawił bł g sławieostw i krótkąm litwę na gł wą każ ej z klęczących córek, plunął w garście i straszliwymi ci sami t p ram r wał je p k lei, aż legły p k tem, br cząc krwią. Tłum z rętwiał w słupieniu, gr b wa,przerażająca cisza naprężała niem żliw ści p raż ne nerwy, p czwarne zjawy zaczynały pełzad pzamarłych mózgach - w usznym p wietrzu wisiał ciężki mas wy błę . Ale nie awszy etchnądzmiaż ż nym wi z m, którzy sie zieli z p wstrzymanym tchem, p tw rny jciec przy p m cyniew lnika zaczął wrzucad krwawe zwł ki i szczątki gr mnej beczki, wreszcie wsk czył w nią iu eptywał t z systematyczną zaja ł ścią.

Nie śd na tym, zesk czywszy krwawymi b symi n gami, które r zn siły czerw ne śla y p eskachestra y, ujął w ręce lbrzymi kuty tłuk- niew lnik ujął za rugi i baj na wyścigi zaczęli tłuc imiaż żyd reszty nieszczęsne zieci. Utłukłszy wszystk na miazgę, zabili beczkę i niew lnik zaczął ją zw lna wytaczad ku kulis m, zapierając się z wysiłkiem czarnymi ły ami. Fakir wzniósł rami na,p jął t pór, p niósł i zawiesił g elikatnie w p wietrzu. jął rękę- t pór wisiał nieruch m , fakirm lił się, niew lnik pchał sw ją straszną beczkę, publiczn śd zaczynała bracad gł wami i sp tykadsię mię zy s bą zikimi czami śre nicy talerzyków eser wych; zaczęły się r zlegad pierwsze jękikob iece, g y, zanim beczka t czyła się ek racji prze stawiającej rzewa szarpane wiatrem, przeciwnej str ny r zwarły się rzwi i je na p rugiej weszły wszystkie pięd fakirzanek, najmniejszej największej, przy ziane w świeże, pięknie pras wane b mbiaste białe sukienki.Fakir przył żył rękę cz ła, ust, brzucha- zasł na spa ła.

tą przez trzy ni pchali się lu zie bu y p tężneg hecarza, który p niósł ceny i awał czieo p sie em prze stawieo. Ci, co jeszcze nie byli, rzecz pr sta pchali się, b umierali z ciekaw ści,

ci, c t wi zieli p piętnaście razy, przepłacali bilety p ziesiędkr d u przekupniów, ażeby patrzednareszcie tajemnicę tej kr pnej magii. Zwari wał już sie emnaście subtelniejszych kobiet, ludziekłócili się p całych niach, analizując szałamiające zjawisk .

Na skutek streg p trząsu starganych w służbie publicznej nerwów Nużnikliewicz p pa ł w szał iskarżał siebie publicznie fikcyjne zbr nie szczerstw i łaj actw, i całymi niami r zpisywał listy

rewelacyjne i błagalne niezlicz nych sw ich fiar. znajmiał niecnym zamachu stanu, w który gwpętan , przyg t waniach, straszliwej intry ze. Kajał się i magał się p stawienia prze są emp l wym Nieb szczyckieg , Pałkina i reszty tutejszych spisk wców, śmielił się w szaleostwiewymieniad szereg wielkich tajnych imi n st łecznych. Zamknięty na trzy spusty i strzeż ny w zieo iw n cy przez re akt ra Urwilewskieg , który k nfisk wał te wariackie pisma, lecz ny baokami

Page 53: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 53/227

Page 54: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 54/227

z urzę u przez zielneg k misarza z r wia, kt ra Wrzepickieg , cucił uśpi ną publiczn śd. Napróżn !

P ł żenie był tragiczne. Lu zie przyt mni byli w niesk oczenie g rszym stanie niż uśpieni, b ciprzynajmniej nic nie czuli. Przyt mni przech zili męki wahania się mię zy wiarą a niewiarą w t , na

c patrzały ich czy, mię zy p czwarnym snem, a jeszcze g rszą jawą. T też nawet nieustraszenilekarze r zbiegli się wkrótce. Wówczas pier właściciel hurt weg skła u buj i baj (znanych dby z afiszów i gł szeo „P lbujbaj”), p mysł wy przemysł wiec, yrekt r han l wy i głównyakcjonariusz Towarzystwa Warszaws kiej Fabryki czytów, inżynier Blag sz Spinkert n, z jcaKuc w ł cha, a z ci tki Amerykanki i p sia ający bywatelstw p lskie- wyszukał i spr wa ził nagwałt we własnym sam ch zie świat we me ium tu zież niezaw ną wróżbiarkę, kabalarkę,czytającą z ręki i z n gi, zaklinaczkę i wyw ływaczkę uchów, genialną pannę, słynną w świecienauk wym wszystkich półkul świata jak N emi Th rba.

N emi przecha zała się w za umie wśró zaklęteg tłumu, umając na tym, c r bid. Jej sława

wystawi na była na szwank. Teraz cały świat z awał się patrzed na nią. W razie p w zenia zaślubi jąz pewn ścią uk chany Blag sz. W razie p w zenia fiarują jej kier wnictw Instytutu Tajemnicfun acji pr fes ra Szk lnika w Górach K bierzyoskich p Pruszk wem. Ale jeżeli się nie uda...Ch ziła i ch ziła męcząc się, a chwilami czyniła wątłe, nie ga ni ne gesty, je ynie la tychbie nych, niesk oczenie ufających lu zi, którzy p glą ali ją ze wszystkich rzwi pr wa zących na salę, nikt b wiem nie śmielił się już wejśd prócz je neg je yneg Blag sza, który nig y przeniczym się nie c fał. Cóż tu p cząd? Ci śpią, jak spali, a ten jak wisiał, tak wisi...

Czas płynął ciężk i p rnie. N emi, la miany, p wąskiej esce przeszła na scenę. Prz wnikwisiał nieruch m , zapatrz ny wybałusz nymi czami, w bezkresy niesk ocz n ści. N emi p eszła

bliżej i wpr st ruch w wyciągnęła rękę góry i tknęła palcami jeg buta.

I stał się cu . P licjant zleciał na ziemię. Niestety, zwalił się wpr st na cu twórczynię i zgniótł jąfatalnie. Sala żyła i szalała zamętem. Każ y pytał każ eg i wszyscy pytali wszystkich:- C się stał ?-Nikt nic nie pamiętał! Spinkert n uniósł N emi krywając p całunkami jej zimne ciał , wyczerpane zcu twórczeg flui u. Starszy prz wnik w łał już z wys k ści sceny:

- Pan wie i panie, pr szę się usp k id 1 Pan wie i panie, pr szę się natychmiast r zejśd!20

20 Ch d zaraz nazajutrz, jak t w naszej P lsce, wszyscy zap mnieli całym wy arzeniu i p szli s bie alej, jestb wiązkiem kr nikarza tej ciekawej ep ki przyp mnied pewne fakty. Nie nastając bynajmniej na uszczuplenie

sławy panny N emi, trzeba je nak p ad praw ę, g yż nawet cu a, a m że ne właśnie prze e wszystkim, niep winny byd fałsz wane.

tóż K curbatan-Naparkan ra bez ża nej przeszk y wsa ził sweg sam ch u córeczki, zała wał sw jeaparaty rugieg ciężar weg w zu, w którym już leżały spak wane bale i paki marek p lskich i ruszyłwartk P ścieliską ulicą. W pół g ziny był na Pach ł wskiej P lanie, g zie nał ż n na k ła stal we zębatetaśmy Citr ena i ba w zy zaczęły się wspinad na przełęcz Pielechy. Zsunęły się w linę na Zapajdacznem i polesistym zb czu Kic nia wcz łgały się na grzbiet Smaleni uby. G y jechan pierwszych tyczekgranicznych, fakir kazał stanąd i sam stanął w sam ch zie, brócił się wstecz ku wsch wi, g zie alek nah ryz ncie wi ad był światła Zak paneg , skupił się-w mił sier ziu i w p tę ze i skinął w al ruchem

nieprzebranej br ci. W tej samej sekun zie żyła zaczar wana sala i spa ł uwięzi ny w p wietrzu starszyprz wnik. Sam ch y szybk zjechały na czeską str nę i w g zinę później fakir m r wał już swe córkitu zież licznych wi zów w pr wincj nalnym górskim teatrze „Perskie iva l ” w Hrubercu.

Page 55: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 55/227

IX

Nazajutrz ósmej ran wiceminister Cukiernicki z stał telegraficznie zawiesz ny za na użyciewła zy. g zinie je enastej chł pcy biegali p wszystkich ulicach z nadzwyczajnym dodatkiem.

Nawet w Warszawie - pisał Szurg t- nie pochwalono ministra-bolszewika, nawet Warszawaulękła się eur pejskieg skan alu! P sze ł w uraki g rliwy włamywacz ybiący nastan wisk ministra. Nie u ała się bru na gra... Internowani najszanowniejsi obywatele,którzy pół stulecia bez różnicy wyznania bu wali świetn śd p tatrzaoskiej st licy!Narusz ne praw własn ści, z bytej krwawą pracą! Cóż ziwneg , że p różnicycu z ziemscy, których w tym sez nie r i się u nas, r zn szą P lsce straszne wieści, ach-w anym razie aż na t usprawie liwi ne... fiar m przem cy re akcja w imieniuwzburz nej pinii przesyła najser eczniejsze współczucie. Ra zimy g rliwemu stupajce, abyczym prę zej, czyli najbliższym p ciągiem, puścił te str ny, g yż ze swej str ny nie

biecujemy bynajmniej uprzyjemniad mu p bytu. Przeciwnie, zisiejszeg wiecz razaczniemy sięgad b gateg materiału faktyczneg , który już zbyt awn czekuje światładziennego.

A wcz raj był już tak szczęśliwy! G y późną n cą p wracał z b haterskiej wyprawy, źwigając tekępr t k łów i z stawiając za s bą gr ma ę ł trów jęczących w areszcie gminnym- Pani Miaja,zajmująca p k je naprzeciwk , p witała g tak ur cz ... Umyślnie czekała na nieg w szaciecielist nikłej, sp l której, kę y był sp jrzed, wybuchały palące ur ki. Mówiła o szeptem, z ustamina ustach: „Ty b haterze, waleczniku, ty mój cukiereczku...” K biety z bywa się tylk śmiałymmęskim czynem. Tylk wzglą na sw je wys kie stan wisk i niezn śna becn śd kuzynki pani Miai,która spała w sąsie nim p k ju, ale nazajutrz miała wyjechad, r czyła zupełne szczęście- ziśwłaśnie. ygnitarz przez całą n c przewracał się na łóżku i liczył g ziny. Zale wie usnął, przyniesi nmu epeszę. ług ją czytał, g yż była ługa, a jeszcze łużej nie wierzył cz m.

Mistyfikacja? Głupi żart jakieg ś wypuszcz neg z k zy warszawskieg paskarza? Nie, t chybazemsta centralnego hurcisty- r gisty, przyłapaneg przezeo na leju rycyn wym i na „twar linie” i wsa z neg na wa tyg nie... Prze trzema niami sp tkał u Pchełki p łeg B raksa i zapamiętał jeg bazyliszk we sp jrzenie. Nie awn strzegał g szef epartamentu stary Spisk: „Panie ministrze,z takim B raksem lepiej nie zaczynad...” P tężny czł wiek płacił mu teraz, ach, wiceminister aż

tychczas nie wierzył, że w P lsce rzą zą paskarze...

Nie, t niep bieostw ! Tu przeszył g reszcz i skier wał g na praw ziwą r gę.- Po prostuminister namyślił się i kan y uje, wia m jakiej partii, a wyb ry za pasem... Musiał się wkupid n wej k mpanii. Więc t tak... Ale i w takim razie P lską rzą zą paskarze! czywiście lewica za cznieszarpad ministra, a jeg bę zie br nid- t g pier rżnie. I były wiceminister z ecy wał się w

jednej chwili - ach, wartk szł życie p lskie w tej ep ce... C za przewr ty! Co za niespodzianki!

Na zł śd wszystkim p stawi i n sw ją kan y aturę i, wszystkich iabłów, właśnie na lewicy! Czyżsama pani Miaja nie była usp s bi na raczej lewic w ? I tam są lu zie p rzą ni i przyzw icie ubrani.Czas trząsnąd się z przesą ów, z pl tek i z paszkwilów. I ą n we czasy, mł a P lska się wykluwa i

każ y uczciwy i r zumny bywatel b wiązany jest wziąd czynny u ział w tym tru nym p ł gu.C k lwiek mówido partiach i programach - demokracja przede wszystkim! P mózgu ygnitarza już

Page 56: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 56/227

krążyły wielkie, wieczne hasła. W ln śd, równ śd i... C ś tam jeszcze był trzecieg ... Mił śd? Nie.P wszechn śd? Nie. Sp łeczeostw ? W ln śd? T już był . Aha- bohaterstwo!

I naraz Cukiernicki p czuł się b haterem. Już n a się we znaki ministr wi z rajcy i nę znemureakcyjnemu gabinetowi, i paskarskiej mafii...

G y zesze ł na ół, na przepysznym tarasie „Mur elia” wśró śd liczneg t warzystwa,rozproszonego grupami i parami na trzcinowych f telach, p palmami i rzewami mig ał wymi

sa z nymi w zak piaoskich styl wych ka ziach, p jawienie się jeg nie sprawił ża neg wrażenia.Zupełnie jak g yby wsze ł pierwszy lepszy jakiś starszy referent lub naczelnikwyd ziału. Na praw i nalewo rozdaw ał sw je zwykłe- ygnitarskie półukł ny, ale bierał również tylk półukł ny i ani je neg uśmiechu, ani cienia pewnych gestów, zrywao się i pełnych uszan wania p ryptywao, których tak awna przywykł.

Taki szczeniak hrabicz K ngórski leży w f telu z bezczelnie za artymi n gami i kłania mu się w tej

samej p zycji, zale wie kiwnąwszy gł wą. Stara księżna Szeszyczyoska u ała, że g nie wi zi, ch dpatrzała właśnie w jeg str nę przez sw ją zł tą l rnetkę. Wypa ał na t , jak g yby aryst kracja jakimś ras wym węchem, zie zicz nym p prz kach czystej krwi, już wyczuła jeg tak n wą,tajemną rew lucyjn śd.

R zglą ał się szukając pani Miai- była na le na placu tenisowym. Latała zapalczywie, p bijającpiłkę, a p rugiej str nie siatki skakał prze nią jakiś mł k s w nieprzyzw icie r zchełstanej k szuli. I

na sama, ubrana zbyt krótk , zana t p kazywała k lana- ach, najcu niejsze na świecie...

Przez chwilę napawał się tym brazem mł ści, która i w tenis wych harcach grywała wiecznemisterium pal ących gzów. Cóż z teg , że Miaija jest k kietką i p kazuje się niec za wys knieznaj memu mł k s wi, kie y nie alej jak zisiejszej n cy nikt inny, jen n sam zainkasujewszystkie te skarby... Czekał, aż sk oczą grę, znajmi jej natychmiast, że p wpływem wczorajszejich r zm wy, przek nany p trzebie ra ykalizmu i em kracji, wystąpił z cuchnąceg gabinetu irzuca się w wir p lityki jak rycerz, a w przyszł ści p seł lub senat r p stępu- w ln śd, równ śd,bohaterstwo!

Życie śmiał się nieg . Pełen wewnętrzneg śmiechu patrzał, jak w kącie tarasu p cyprysempr fes r Jan eliriusz Tremens gwałt wnym wytrząsaniem rami n iroztwieraniem, i zaciskaniemwszystkich palców przek nywał stareg hrabieg P ściługa. Marzenia ściętych głów! P patrywałminy i ruchy śmiesznych intrygantów, którzy tu przyszli wciągad w sw ją ciemną kabałę skretyniałychsłużalców tra ycji, zgrup wanych w cieniu rzewa liwneg . Nieszczęsne epig ny ze strachem i zżą zą słuchały buj zamach wych, naszeptywanych przez takieg Piacha, przez takiegoChryparskieg , przez takieg , p żal się B że, Nieb szczyckieg . Hrabia Men erzycki, już sna źp zyskany, wytrząsa rękami p samą br ą patriarsze Wsch niej Galicji, księciu Ży aczewskiemu.Znad, że się bar z b i, ale słucha. Znad, że milcząc ssący sw je cygar r ynat Mich r wski ma jużzabity w gł wę klin, z którym nie m że s bie p ra zid. Br ni się jeszcze flegmatyczny Anglik Murga-Przew rski, ale już g trzyma za ba k lana jak pijawka bezczelny i nie czepny re akt rNieboszczycki.

Page 57: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 57/227

P rażnił g jak g rąceg źrebca gł śny, swaw lny śmiech Miai, wy arł się z niej jak instynkt, jakpł mieo. P prawiała s bie c ś p sukienką, praw y tr chę już zana t ... a mł k s całym s bąnapierał na siatkę, jakby już, już miał wy rzed się niej z statniej wątłej przegr y k nwenansu.

- zieo bry, panie ministrze...

- A, zieo bry, panie p śle!

- Nic nie wie ziałem, że pan minister nas puszcza.

- Ja? Bynajmniej się nie wybieram. Wła nie teraz jak w lny czł wiek p cznę s bie z ty zieo;wart by zajrzed w góry, p g a się ustala. B statecznie z ecy wałem się zisiaj wypr wa zid sięz tego gabinetu.

- Ach, teraz r zumiem... Rzeczywiście nie miał pan stamtą ża neg wi ku...

- Ża nych wi ków! Stary, zmurszały świat, stagnacja... - Najpiękniejszy wi k p sia a „Cyk rianum”, cóż, kie y tam teraz pełn Ży ów...

Wiceminister ze z ziwieniem sp jrzał na p sła. Ale pani Miaja już biegła w górę p sch kach, za niąr zchełstany mł k s. Trzymała w zębach śwież r zkwitły pączek krem wej róży i ten robnyszczegół z prze ziwną siłą r z muchał w nim p żar zmysłów. Zastąpił jej r gę, ale pani kiwnęła mutylk nie bale gł wą, minęła g zręcznie i p biegła alej, za nią zapamiętały mł k s. Przelecieliprzez taras bu ząc p r ze yskretne uśmiechy i znikli w podwojach hotelu, jak gdyby w nie

glą ającym się już na nic p śpiechu musieli k nad natychmiast jakichś rzeczy statecznych. Akuzynka już wyjechała...

Wiceminister również nie glą ał się na nic i ruszył za nimi starając się przynajmniej nie biec, lecz iśd zniewymusz ną p w ln ścią. P żerała g zaz r śd. pier na sch ach puścił się całym pę em. Ująłza klamkę rzwi uk chanej. Zastukał. Stukał jeszcze. Jeszcze. I jeszcze...

Teraz miał ch tę walid pięściami. M c wał się z klamką, siny z wściekł ści... Za sekun ę już bę zietłukł łbem w te straszne rzwi... Musiał stąpid, g yż przenikliwy szelest je wabiów znami n wałzbliżanie się samej g sp yni „Mur elia”, pani Pag ziny21. Szła jak marmur wy p sąg w czarnym

jedwabnym pokrowcu. Ani uśmiechu, ani sp jrzenia. wróc na w b k nieskazitelnie klasycznympr filem, wyrzekła w przestrzeo zimnym i martwym, nieubłaganym gł sem:

- Rachunek czekuje g na le w biurze. Jeg rzeczy spak wane znaj ują się u p rtiera. Żegnam.

Zaszeleściły czarne je wabie. P sąg przesunął się i znikł za zakrętem k rytarza. Wiceminister słupiałi w je nej chwili p ział się g zieś sam s bie. Czuł się jak kawałek cukru, który r zpuścił się nagle wszklance bar z g rącej herbaty. Pani Pag zina, tak lao uprzejma, tak uprze zając grzeczna,niemal uniż na...

21 Z mu hrabianka Kucz łapska.- Prze wielu laty, wczesną mł ścią, p pełniła była mezalians, z

nieprzezwycięż nej pierwszej mił ści wych ząc za niejakieg Szajera. czasu g y nieb szczyka zastąpiłbry szlachcic Pag a, aryst kracja p lska up bała s bie „Mur elia” stan wiąc jeg przeważającą klientelę,a reszta g ści musiała strajad się wys kieg p zi mu.

Page 58: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 58/227

pier zauważył, że rzwi jeg apartamentów są twarte na ścież. Str pi ny wsze ł siebie,ale nie przysze ł siebie, wła nięty n wym z umieniem. Pierwszy p kój zawal ny byłwspaniałymi empir wymi meblami, ywanami, nicami kwiatów, brazami, lustrami. Elektr technik jak pająk wisiał na rabinie p samym sufitem i przykręcał wspaniały żyran l wy brażającystar żytny kręt g aoski. Wiceminister minął g jak we śnie i stanął na pr gu gabinetu. Był tampust jak w st le, a p śr ku wa raby w góralskich p rtkach upa łeg taoc wałynaprzeciwk siebie na szcz tkach, zapełniając wytw rne wnętrze ciężkim rem p tu. Stanął w

twartym knie. Na knie leżała gazeta, zł wr g jak żmija szeleszcząc na przeciągu. Wziął jąbezmyślnie ręki...

Ra zimy g rliwemu stupajce, aby czym prę zej, czyli najbliższym p ciągiem...

brócił się jak nakręc ny manekin i bez je nej myśli w gł wie, jak lunatyk, sunął wejścia, znieszczęsną gazetą zaciśniętą w ręku. Zn wu rzwi pani Miai... Wsparł się nie ciężk , n gi wyginałysię p nim w różne str ny jak wa pręty wikliny. Zatrząsł się w strachu; zn wu szelest pani

Pag ziny. Za nią mały jeg m śd w aksamitnej kurtce, ni sący żółty zygzak skła aneg metra.

- Pr szę wziąd miarę. U góry rzeł p lski, a p nim herb Sinaw a. Litery zł te: „Tu raczyłzamieszkad.. .”

- Jaśnie pani p zw li, ja s bie zapiszę, b t czł wiek...

- Tu raczył zamieszkad za zrzą zeniem patrzn ści...

- ... patrzn ści...

- A mirał Cymbergaj w pamiętnych niach... - ...Dniach...

- Wielkieg przeł mu. Zamiast „raczył zamieszkad” p praw, pan „raczył g ścid”!

- Już. Tylk , pr szę pani, z tym herbem?

- Herb Sinaw a? Każ y si ł t wie- kajuta w szczerym p lu, a na nią za arta g ła n ga ze zł tąk twicą w ręku. R zumiesz pan?

- Ach, r zumiem... Ale... praszam się łaski pani... G ybym t ja mógł g zie z baczyd... Ch dby na je ną chwilę...

- Pr szę się u ad bibli tekarki, panny v n Mól, i zażą adHerbarza centralnego , i szukad p literą„S”. Ma byd g t we za trzy ni, żeby natychmiast p najwyższym jeź zie m gł byd przybite.Cztery śrubki ze zł c nymi gł wami!

- Tak jest, pr szę pani, wszystk bę zie na czas. Całuję rączki.

- Panie Kwacz!

- Słucham?

Page 59: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 59/227

Page 60: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 60/227

- Pr szę, pr szę I

- ...Jedn ym sł wem... Kt też bejmuje yktaturę?

- I pan się pyta?! Nie wie pan, kt jest na t stan wisk esygn wany przez sam przeznaczenie?!

- Doprawdy...

- Żałuję pana! Każ e małe zieck sp tkane na ulicy p wie panu bez wahania.

- N tak, ale przecież n właśnie ma byd... Czyżby przesze ł was?... nas?

- W ist cie zawsze był z nami.

- Ależ t niesłychane?!

- Całkiem nie. Najmężniejszy ż łnierz ep ki, wó z genialny i zwycięski, czł wiek głęb k religijny,

rycerz bez strachu i zarzutu, bohater tego gatu nku w uszy sw jej zawsze musiał byd z nami.

Bie ny wiceminister zapa ł p samą szyję w zimne z umienie. Burak trzymał na jeg ramieniu ciężkąłapę, czuł ją brze i słyszał jeg gł s baw li, a je nak jeszcze teraz przypuszczał, że mu się twszystk śni. Wszystk , p cząwszy p ranneg telegramu z ymisją, nie, jeszcze alej- p cząwszy

wcz rajszeg zikieg wi wiska z fakirem i rewizji na Człapówkach... Zaraz się bu zi i ujrzy przysw im b ku sw ją cu ną Miaję...

Page 61: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 61/227

X

W historycznym, ale przyciasnym gabinecie u Brajbisza, w ścisłym gr nie i zamknięci na klucz hałasów sal restauracyjnych i ancingu, przy zasł niętych knach i przy wielu różn kształtnychbutelkach, c wieczór bra wali tajemnie. Sprawa p suwała się z każ ym wiecz rem, tym bar ziejże c zieo przybywali c raz t n wi starzy. naj ywali się, witani najser eczniej i blewani łzami iwó ką. Star taternicy zmuszeni byli pid całymi niami, niemal bez przerwy. Starzy ruh wie spa ali znieba i z księżyca, przybywali z k oca świata, wstawali nawet z gr bów, spiesząc na zew. Alb wiem wtych burzliwych czasach, w zamęcie straszliwej w jny i tylu, tylu zmian nieje nemu z arzył się bydp są z nym prze wczesne zejście z teg świata. C za k leje! C za l sy! A je nak przezwyciężającnajokrop niejsze przeszk y parli przez lą y i ceany,przez gieo i w ę ku uk chanej zie zinie.

Wrócili Nagabczyoski i Gzyl, którzy przez całą w jnę trzymali się razem i prze arli się nie alej jakprze paru miesiącami z b lszewickiej R sji, g zie mieli niezłe p sa y na Kaukazie, jak „spece” pr wa zania p górach znak mitych cu z ziemców, g ści WCIK-u. skarżeni przez czrezwyczajkę

kręg wą l wca Aza-Lik ( becnie l wiec Sk t pr g niewskiej K muny) t , że na szczycieKazbeku (Nachamkes na nowych mapach) zaśpiewali Jeszcze P lska nie zginęła- c wy ał się pwy ruk waniu wrażeo z p róży przez gl btr tterkę angielską, niejaką miss Kulf n- spę zili zeszłązimę w p ł ż nym na je nej z przełęczy granicznych zamku Mżchet, zamieni nym na więzieniepolityczn e, i czekiwali niewes łeg l su za murami grub ści trzech sążni, g y bł g sławi na lawinawi senna wywaliła je ną ścianę ich kazamatu i baj więźni wie wymknęli się na sr gą grao, g zienikt ich nie mógł sięgnąd. Szli gł zie, r biąc niebywałą graniówkę ług ści k ł sie miusetkil metrów, póki w pieczarach Sfangagzi nie wpa li w ręce za ek wanych tam trzech lat

p wstaoców plemienia a aurów, którzy na tych straszliwych wyżynach trwali, żywiąc się je yniemięsem mamuta, setek tysięcy lat wmarznięteg w l wcu. Ci ser ecznie przyjęli P laków ip ziwiając ich b haterstw , karmili ich tr skliwie, wi ząc ich tęskn tę za jczyzną, a g y

p częli, spuścili ich w ół, zaszytych w skóry k z jów, p straszliwie str mych p lachśnieg wych z zawr tną szybk ścią. Je nym r zpę em ni sł ich na sam rynek star żytnegmiasta, g zie za piek wał się nimi k nsul p lski, pan G ł rancew, bar z przyzw ity M skal.Wsp mnienia ich przygó rukuje trzeci z k lei k nkurencyjny miesięcznik ilustr wany pt.Naok łcałeg świata , p re akcją alajlama.

Piw szyoski był w rugiej bryga zie i ranny, p rzuc ny na grzbiecie P p Czarbana, przezim wał w

starej k palni srebra, żywiąc się k nserwami zbieranymi p starych k pach. Z wi sną przesze ł narumuoską str nę i zaciągnął się tamtejszej armii, g zie w ził batali nem, a p tem pułkiemstrzelców górskich. Z k ocem w jny nie chcian g puścid nawet na krótki url p i p wierz n mu

rganizację f rtów i bl khauzów górskich na n wej granicy str ny Węgier. Prac wał ciężk iuzyskał bywatelstw rumuoskie, ale p rwała g nieprzem ż na tęskn ta Tatr i uciekł rzucającż nę, z mu hrabiankę Fas lescu, i nawet w je zieci. Na wó teg wszystkieg p kazywałordery - mamałygi II klasy i święteg Ruma- raz szramę na lewej ł patce.

Naj ziwniejsze k leje przesze ł wieczny sam tnik, fil z f B ntruch. Ten fanatyczny humanitarystacałą w jnę przesie ział w piwnicy pewneg mu na ulicy Baytl wskiej w Krak wie, pr testując

przeciwk w jnie. Przez cztery lata pisał przy świecy traktaty fil z ficzne, ramaty, p wieści ipamiętnik sw ich wrażeo. W pismach sw ich przeczuł P lskę blisk na wa lata naprzó , a g y jej

Page 62: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 62/227

nareszcie czekał, zapr test wał przeciwk n wym p lskim w jn m i sia ł w klaszt rze . .st ł wników w Górach Pajęczyoskich, c g br nił służby w jsk wej na ch tnika tu zież zpoboru 22. P zawarciu p k ju ryskieg uciekł z klaszt ru pr st Zak paneg , wl kąc za s bąklątwę.

Każ y łgał, jak tam p trafił, star taternicy wszystkieg słuchali sercem, wzruszali się i p każ ymszczególniejszym epiz zie niesam witych p wieści, zamiast p wątpiewad i przyciskad p wia acza

muru, wzn sili szklanice i pili na jeg cześd.

Ale kie y się p jawił yrekt r G łyszyszk , nikt nie uwierzył nie tylk temu, c s bie ga ał, alenawet własnym sw im cz m. pier kie y razu zaczął za wszystkich płacid, c weszł niejak wstałe, niepisane z b wiązanie w bec każ eg , kt w jakiejk lwiek knajpie usia ł w jegtowarzystwie, zaprzestano dochodzenia prawdy.

Zazwyczaj przew niczył T łumbas. W śr ku pierwszeg , inauguracyjneg p sie zenia sr m tnie

wyrzuc n za łeb re akt ra Szurg ta, który, jak stwier z n , nie p prawił się bynajmniej, nawet je ną marną krztynę. Z stał, czym był-nał g wym szczercą, bru asem i warch łem. Na szczęściewyklucz n g prze najtajniejszymi uchwałami, ale ziwny ten umysł niemal ga ł ich zamiary23.

wa p sie zenia strawi n na słuchaniu z zapartym echem p wia ao starych t warzyszówtu zież na g zeniu Hyża z Wyz ychalcem, w których p pierwszych uniesieniach żyła zastarzaławzajemna nienawiśd. P je nan ich zał żywszy naprę ce pr wiz ryczne ciał „Żar-G r” z w marówn rzę nymi prezesami, mające za za anie wchłaniad napływających r zbitków z bu awnychorganizacji 24. Po czym prace NŻT-u (Niech Żyją Tatry!) p suwały się raźnie. Uchwal n :

1. Wskrzeszenie i r zenie taternictwa przez wzn wienie wielkich czynów.

2. straszanie gór filistrów, paskarzy, przybłę ów, aut m bilistów i tym p bnych typówsam zwaoczych, p hasłem: „Wara gór h ł cie ceperskiej, bez różnicy wyznania”. W f rmule tejp g z n szczęśliwie prą y liberalne, patri tyczne z antysemickimi, które zaznaczały się je nak zpewną wyrazist ścią.

22 Ten kres jeg życia p twier za swym świa ectwem ksią z Erazm Fiakier ze zgr ma zenia . . st ł wników,ziś znak mity kapłan, gł śny i zaja ły ngiś, a za szczególniejszą łaską b ską nawróc ny w sw im czasie

socjalista.23

„W wolnej, legalnej Polsce - pisał w Gazecie Sezonowej - jak stare nieuleczalne liszaje ra zają się spiski ik nwentykle. Nie ma tak święteg celu, który by usprawie liwiał k nspirację. Źle się zieje p Tatrami, upa łystare, wielkie tra ycje i uż jest r bienia, ale ch dby miał runąd Piw nt i Karmnica, ch dby miaławyschnąd cna czar wna Rynna, nie w ln rat wad niczeg przez spiski i zamachy! Tym bar ziej żezbieranina starych łacha j ów, która przywlekła się tu z wszystkich k oców świata z zaszarganą przeszł ścią,

brała s bie za gł wę sławi neg rągala i i i tę, pamiętneg sprze w jny licznymi aktami sam w li ibezeceostwa, a za skarbnika niejakieg G łyszyszkę (sam brzmienie teg nazwiska starczy zacharakterystykę.), znaneg tutejszeg wy rwigr sza, który p czas w jny r bił się f rtuny na nie wykrytych

tą zł ziejstwach i łaj actwach”. 24 Prze w jenne związki Żarliwców Tatr i G rliwców Tatr właściwie niczym nie różniły się siebie pwzglę em pr gram wym ani taktycznym. Je nak z czasem współzaw nictw w ążeniu szlachetnychcelów wyk pał mię zy nimi przepaśd bez enną, przez którą pluwali się nawzajem szczerstwami i g zili w

siebie kamieniami brazy. ch ził twartych walk wręcz, a w je nej z nich (z bycie łaźni gminnej,kup wanej przez G rliwców w pamiętnym sez nie up rczywej niep g y) prezes Hyż wysze ł zezmiaż ż nym n sem, a prezes Wyz ychalec z tikiem w przetrąc nej szczęce.

Page 63: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 63/227

3. Upierw tnienie Tatr przez przeciw ziałanie bu waniu tam h teli, znaczeniu róg, wzn szeniu naszczytach figur świętych25, umieszczaniu klamer i bu ek z w ą s wą, r zklejaniu afiszów nakrzesanicach, przeprowadzaniu kolejek na szczyty 26, m stów na p t kach, ekspl atacji siły w nejsiklaw, wywozowi piargu granitowego, wapien neg i każ eg inneg , wyręb wi lasów, bu waniu nagranicznych szczytach k szar, f rtów i bl khauzów, it .

4. ążenie ustaw weg zabezpieczenia rezerwatu Tatr, ką wpuszczan by tylkwykwalifik wanych turystów, egzamin wanych przez specjalną k misję NŻT-u.

5. pan wanie przez NŻT zarzą ów wszystkich st warzyszeo l kalnych, mających związek z górami.

6. Z bycie la czł nków NŻT-u wszystkich k ncesji na terenie Zak paneg , a zwłaszcza ancing wej,tyt ni wej i wó czanej.

7. Wznowienie i obsadzenie prz ez zaufanych lu zi Związku Majestatu Gór i uzbr j nej StrażyGórskiej, ając jej w bec mas wych niszczycielskich wycieczek k rp racyjnych, w jsk wych iszk lnych wie górskie armaty, przyst s wane strzelania s lą na większe legł ści.

8. Ograniczenie ziałaln ści „P gruch tu” niesienia p m cy ypl m wanym taternik m wp ważnych, eksp n wanych wyprawach. W wypa kach zwyczajnych zbłą zeo, zaginieo i innychuszk zeo lub śmierci mas wych i niefach wych „P gruch t” zach wuje neutraln śd, p z stawiającte sprawy inicjatywie p licji i lekarzy raz prze siębi rstw p grzeb wych.

Te punkty wytyczne zaprzysięż n s bie ur czyście i blan należycie. I zaraz w najbliższych niachna zakręcie sie emnasteg kil metra na Burk tnem r ztrzaskały się wa sam ch y.Pierwszy,wi zący patriarchalną r zinę rzeźnicką paostwa Szpików z wiema r słymi córkami, najechał w

r zpę zie na bal p ł ż ny przez Gzyla, rugi zaś r ztrzaskał się najechawszy w parę chwil p tem naszczątki pierwszeg i znacznie p g rszył stan p szkodowanych. Z drugiego wylecieli jak z procy trzejży wscy Amerykanie wraz z yrekt rem Krachem i z Przemysławem Mrajskim, wracający z glę zinterenów na M rskim kiem, przeznacz nych na bu wę wielkiej elektr wni. Piw szyoski zmł szym Sznapsem na PsimGrzybku zamarkowali udatnie napad rabunkowy na wycieczkę pensjiżeoskiej panny Pech-Krancówny z Jaszcz wa, c wyw łał k l salną bławę wszystkich r zajówbr ni, w której z całą wskazaną zresztą bezczeln ścią wzięli u ział na ch tnika baj napastnicy.Bi l g kt r Szelma szerzył p myślnie panikę, r zpuszczając niezm r wanie fakty epi emiiczerw nki i tyfusu i alarmując wszystkie kawiarnie w P lsce wściekłych psach tu zież niechybniegr żącym b mbar waniu Zak paneg przez Czechów z f rtecy a h czbudowanej na szczycieZawitej 27.

25 Nie szczę z n nawet Mnicha- w r ku zeszłym ustawi n tam figury świętych Ksmy i Damiana.26 W związku z p jawieniem się inżynieraBosakiera, znanego skandalicznego projektodawcy kolejki naKarmnicę, i przyjaz em trzech Ży ów amerykaoskich, mających rzek m finans wad tę p tw rną zbr nię. 27 Ta kac zka przez nieświa meg rzeczy Szurg ta stała się prasy i bleciała cały kraj, biła się winterpelacjach sejm wych i mał nie wyw łała ymisji ministra spraw w jsk wych, a z nią upa ku całeggabinetu. P ruszyła pinię czeską, a PAT ement wał ją z tak znak mitą niezręczn ścią, że sp w wał

wuznaczne k mentarze w najp ważniejszych rganach prasy eur pejskiej i wyw łał mas wy najaz naSzmeks k resp n entów w jennych z całeg świata. Mówi n tym na p sie zeniu Ra y Ligi Nar ów, cp psuł pewne k mbinacje czeskie i wa razy tyle p lskich.

Page 64: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 64/227

W rezultacie mnóstw lu zi uciekał , lecz przybywał wa razy tyle. Hyż i Wyz ychalec przezp wła ne s bie łamy z rganiz wanej mł zieży, przez służące, przez fiakrów, przez tercjarki, nawyścigi, starając się przesk czyd je en przez rugieg , puszczali znak mite baj y i wersje, a nie byłtakieg i i tyczneg głupstwa, które by nie znalazł wiary i p słuchu wśró m tł chu teg r cznychtak zwanych g ści. G śd z Warszawy ra był tym n win m, znał g wany pl tek p litycznych,wypiekanych c ran jak bułki przez pewne wytwórnie, bałe p trzymanie tempa w życiunar wym. A warszawista słuchał teg je nym uchem, a wypuszczał rugim.

pier przybysze z zielnic, z głęb kich ziur pr wincj nalnych, którzy w tym r ku znakomicieprzeważali, łykali każ ą baj ę Hyża i Wyz ychalca w l t i w cał ści, jak szczupak uklejkę, i ch r bliwie

pychali się tą z ra liwą strawą. G y aptekarz, a nawet lekarz z Part liszek (ziemia wileoska) sp tykałsię z urzę nikiem star stwa ze Smr zynia (P m rze), a nich przyłączała się jeszcze „intylegientnakubita”, pani rejent wa z Pik liczyniec (na rzeką Tykwą), z r słą córką, ich czwór-zespół zawziętejwiary w głupstwa zaiste przen sił góry z przyr z neg miejsca w tchłanie czwartegwymiaru,g zie nie był rzeczy niem żliwych.

P tyg niu takieg systematyczneg zakażania pinii mał kt na gół usze ł cał prze czymś wr zaju stanu p g rączk weg , z ra zająceg się w nie kreśl nym niep k ju, p bnym lekkieg , rażniąceg swę zenia zmiennym prą zie, nie ająceg się umiejsc wid, tak że s bniknim tknięty nie wie nawet, w które miejsce ma się p rapad. Bezwie nym r zn sicielem tejpsych zy był re akt r Szurg t, czujny jak żuraw na każ e tchnienie świostwa; był n jejp mn życielem z abiając i uzupełniając nikłe p gł ski. n t pier na awał im kształtyk nkretne, trafiające przek nania, czerpiąc materiał faktyczny zawsze z pierwszej ręki, z zas bówsw ich fen menalnie r zwiniętych grucz łów zja liwej wy braźni.

Już się z arzały nagłe, mas we p pł chy, sympt matyczne la kresu p prze zająceg jakieś wielkiea nie kreśl ne czekiwania. Zaraz następneg nia na ancingu u Pchełki, g y zabawa szła wnajlepsze, g y genialny p lif nista i w zirej Załepczyoski egrał właśnie swój kawałek na balii, aprzybyła n cnym p ciągiem para sal n wych f rtancerów Lena Swierzbaszanka i MiguelPulverbestan theil taoczyli „shimmy na wspak” i zaczynali n wy, mniej znany taniec ma k ,zale wie Miguel bjął sw ją tancerkę p k lanami, a na przy r z zierając tęsknej, lubieżn-

rientalnej muzyce, wzm ż nej bakchicznymi jękami całeg pers nelu jazzban u, p ł żyła mu się naplecach - wybuchła panika.

Przybyła w wie ziny zamężnej wnuczki pani ra czyni Burmył wa, najszlachetniejsza, prawdziwa

(jakich już nie ma!), siw wł sa i p sąg wa matr na p lska z Zaleszczyk, która nie wi ziała w życiusw im n wych taoców i nig y czywiście nie stąpiła na próg ancingu, namówi na przez wnuków,u ała się wraz z nimi sp jrzed na te n we cu actw . Sie ziała patrząc jak skamieniała przez jakiepółt rej g ziny. Wi ziała skąp i cienk ubrane k biety uwiesz ne na szyjach tancerzy, przyklej ne

nich i bn sz ne p sali w g rszących p rygach, le wie, le wie tykające ziemi r zem l nymin gami. Wi ziała, jak cierały sięo nich bą ź bi rami, bą ź tyłami, jak w g rączk wym śnie.Wi ziała mn gie pary nóg splatających się ze s bą w zbyt symb licznie zawikłanych k mbinacjach.

zielnie przetrwała wszystk , wmawiając w siebie, że jest starą k bietą, która już nie m że sięnałamad wym gów n wej ep ki. Ale g y para zaw wców r zp częła sw je ma k , zwłaszczaże f rtancerz sameg p czątku z ejm wał ją brzy zeniem za swój n s, za bezczelną pewn śdsiebie, za zbyt cienkie nogi i za na miernie ługie, płaskie trzewiki z hy nie spiczastymi k ocami i

Page 65: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 65/227

wy awał jej się z każ ą chwilą c raz bar ziej p ejrzanym... Nie wytrzymała zielna matr na,zbunt wała się, rzuciła precz błu ną hipn zę ep ki, zerwała się st lika, przy którym sie ziałaskamieniała jak p sąg szlachetnej tra ycji, wspierając się na ciupa ze, i runęła na g rszyciela, któryp ważył się był w jej czach, cierając sięniemal nią, wyprawiad c ś p bneg z ła ną i h żąp lską ziewczyną.

- Precz stą , parchu!... Ty zł zieju! Ty han larzu żywym towarem!!...

Miguel Pulverbestan theil berwał tylk raz je en ciupagą przez plecy i czyż stara, przezacnamatr na swą zwi tczałą ręką m gła sprawid mu jakik lwiek ból? Ale subtelny na h n rze artysta,

urz ny i burz ny, znał napa u histeryczneg strachu i jak t czyni, g y nao kt ś machnie b ajchustką n sa, cienk n gi p k j wy piesek, na wrażliwy ratlerek- zapełnił salę sw imprzenikliwym piskiem i jazg tem bezgranicznej r zpaczy. Mi tał się p sali, krzycząc gwałtu, latał k oca k oca, wreszcie wypa ł na weran ę, w łając:- Pogrom! Pogrom! Pogrom! - i p leciał wciemną n c.

Na weran zie p wstał zupełnie zr zumiały p pł ch, są z n , że na sali tanecznej rzeczywiście za tymrazem... Tym bar ziej, że pewni tam becni współplemieocy sk nfun waneg f rtancerza, którychnikt nie ruszał, zamiast brócid w żart uniesienie wiek wej s by, płynące z najszlachetniejszychp bu ek, wszczęli niep trzebnie pr testy i krzyki, w których paru przeczul nych bywateli

patrzył się brazy P lski.

P nie ługiej chwili p wszechneg zamętu bjaw wys ce znamienny: wszyscy na raz zaczęli uciekadprzez wszystkie rzwi i kna. I fiary, i sprawcy rzek meg p gr mu stł czyli się w braterskiej panice.P pięciu minutach l kal był pusty.

Ale r zjątrz ny Miguel latał p Człapówkach alarmując inne ancingi. Na zapchanej sali u Knur wcabyła właśnie chwil wa przerwa w rgii taoca. Pan wała tam skupi na cisza. Mł ciany p lif nista,szesnast letni E zi Perech nik, przy najlżejszym, jaki tylk byd m że, ak mpaniamenciesmyczk wym wy bywał tęskne źwięki u erzając gum wymi pałeczkami p klawiaturze skła ającejsię z trzynastu wąskich, ługich butelek. Ta muzyka tajemniczych szmerów, stłumi nych westchnieo,przeplatanych wi m wymi jakimiś p jękami, sprawiała ławiące wrażenie. Wszyscy zastygli,zasłuchani w majaczącą, przesubtelni ną, wciąż wyłaniającą się i wciąż gasnącą sł ką i znanąmel ięWandeniere Michała Schuberta. - Pogrom! Pogrom!!

razu z kilkunastu miejsc ujawnił się zew w p staci przeraźliwych pisków. Pulverbestan theil byłnatychmiast t cz ny. Na próżn ziki murzyoski jazzban wszczął ziką wrzawę i całymi garściamiciskał na salę serpentini i c nfetti, starając się zagłuszyd i r zpr szyd wszczynające sięniep r zumienie. P sali b k c nfetti latały już belgi i sł wa, których nie p bna c fnąd.

Miguel z rami nami wzniesi nymi góry lament wał, t cz ny przez współczujących, którzy zn wut czeni byli k liskiem lu zi rwiących, g y na ich peryferii raz p kątach sali je n stki katylinarne

oraz bardziej od innych pijane p szczuwały aktów gwałtu.

Wyraźnie p gr m w był usp s bi ny współprezes „Żar-G ru” Wyz ychalec, g y współprezes Hyżzaklinał g na wszystkie święt ści humanitaryzmu i najlepszych tra ycji p lskich, by nie wszczynał

rozlewu krwi t u zież bcinania bró , póki P lska znaj uje się w tak ciężkiej zależn ści finans wej iypl matycznej Zach u, g zie, jak wia m ... Wyz ychalec replik wał argumentami i

Page 66: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 66/227

termin l gią czarnej s tni, Hyż ze łzami w czach złapał g błagalnie za bie ręce. Wyzdychalec,pacznie zr zumiawszy ten gest przyjacielskiej szczer ści, wy arł się mu z furią i p chwili baj już

b rykali się ze s bą, balając zastawi ne st liki, wreszcie w zaja łej walce runęli na ziemię.

T wrócił uwagę sali. Bójka wóch p wszechnie znanych ziałaczy, którzy prze chwilą sie zieli

p przyjacielsku, wyw łała z umienie i tysiące mysłów. Jazzban szalał. Wyz ychalec, na którymsie ział krakiem współprezes Hyż , r zpaczliwym gł sem wzywał ratunku... Na wrażliwy Miguel,wi ząc r zp czynającą się rzeź, p pę ził z krzykiem pr st ancingu w kawiarni „Parmeoskiej”.Ale g y wpa ł na salę, stał się razu mię zy ścianę a T łumbasa, taocząceg właśnie javę zp wiewną panną Szperlinżanką, którą nasz lbrzym w ciężkich p rygach bn sił p pr stu p sali,zaciśniętą jak w klamrach w jeg p tężnych rami nach. Zwinny fach wiec nie wymierzył je nakT łumbas weg susa w tył, a raczej właśnie jak specjalista nie przypuszczał, żeby kt ś mógłzap mnied w taocu, że tuż za s bą ma ścianę. Przyparty do muru i zgnieciony ogromnymi plecami,wrzasnął tak cienk i przeraźliwie, że Murzyn krążący p sali i mący w k l salny b mbar n, którymbył pasany, przestał ryczed, a taoczący zatrzymali się w miejscu.

- Przepraszam - bąknął mu przez ramię T łumbas. T mówiąc na eptał mu kutym bcasemwielk ści k oskieg k pyta na sam szpic płask st peg lakierka, miaż żąc mu trzy palce i je nym, żetak p wiem, p ciągnięciem pióra wyc fując g z biegu na całą resztę świetnie zap wia ająceg sięsezonu. Delika tny Miguel r zszl chał się spazmatycznie i skacząc na je nej n ze szybk zmierzał kuwyjściu, wrzeszcząc na erwanym gł sem, pełnym łez:

- Pogrom! Pogrom! Pogrom!

P czciwy T łumbas natychmiast puścił sw ją pannę i rzucił się ku niemu z przepr sinami, ale

f rtancerz ujrzawszy t , złapał się za jakieg ś przech ząceg generała i zasłaniając się nim przegr źnym chuliganem błagał ratunek.

Wywiązała się bar z przykra awantura, g yż ża en p lski ficer, a cóż pier generał, nie śmienik mu mówid p m cy w niebezpieczeostwie. Nie wie ząc nawet, c i zie ani kt się za nimkryje, generał mężnie stawił cz ł brutalnemu napastnik wi. C sł w , t tragiczne niep r zumienie.Generał uczynił się czerw ny jak rak, a T łumbas, który, jak wia m , i tak zawsze jest czerwony,p bla ł jak ściana. Nareszcie z bu str n pa ły sł wa g ne p żał wania. t czył ich tłum, a ch dnikt nic nie r zumiał, je ni natychmiast wzięli str nę generała, inni str nę cywilneg napastnika. razu p kłócił się ze s bą czterech panów i wie panie, p sekun zie kłócił się już szesnastu panów i

siem pao, p tem znacznie więcej i w k ocu wszyscy... prócz trzech panów sie zących s biesp k jnie w alekim kącie sali na aksamitnej kanapie, p brazem mł eg malarza batalisty iportrecisty b haterów, p rucznika ek wnickieg , prze stawiającym generała Puszczakę w ymiep cisków, br niąceg Gr na. Nużnikiewicz i Szurg t paru g zin urabiali pinię P lsceznak miteg g ścia, k legi ziennikarza bratnieg nar u. P ejm wali g sut , p staropolsku, ana e wszystk pr st wali nieg ne fałsze, szerz ne p świecie p ł żeniu Ży ów w P lsce, c im sięwreszcie u ał . Cu z ziemiec jug sł wiaoski, re akt r Sawa rinsztejn, zja ł wystawną k lację,wypił sp r najlepszeg wina i becnie szybk n t wał s bie tekst epeszy wpływ wegdziennika Novi Lgaci w Banialuce:

Page 67: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 67/227

„Ch d w górach tutejszych znak micie przeważa lu n śd p ch zenia r zennie ży wskieg ,p gr my w Zak panem są na p rzą ku ziennym... Prz uje w tym w jsk p lskie, a wzór ajągen erał wie... Artysta, ucz ny czy przemysł wiec ży wski narażeni są w każ ej chwili...”

Page 68: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 68/227

XI

Na tajnym p sie zeniu w willi „ ziewczęcinek” re akt r Urwilewski w wyczerpującym referaciezanaliz wał stan umysłów w Zak panem. Stwier ził ch r bliwe p niecenie i napręż ne, ch dzupełnie nieświa me czekiwanie jakichś bliżej nie kreśl nych wy arzeo. Pr fes r Chryparskizaznaczył na er i wyjątk w ciężki p zi m umysł wy i kulturalny g ści teg r cznych i efinitywnie

kreślił na p stawie ficjalnych list g ści zamel wanych bar z znaczny pr cent żywi łów bcych inikły setek lewic wców. Ci statni byli t przeważnie nał g wi pijacy i zaw wi taternicy, zresztąnie bez pewnych p kątnych wpływów na bar ziej z em raliz wane łamy miejsc wych górali razna źle n t wanych r b tników tartaków książęcych. Zawsze liryczny Nieb szczycki ub lewał naupa kiem umysł wym n wej P lski, który tak jaskraw em nstruje się w teg r cznej; zbieraniniezak piaoskiej. Mecenas Pałkin, któremu p wierz n r zejrzed się w st sunkach rdzenniemiejsc wych, zawarł przyjaźnie ze starymi r ami góralskimi, zajmującymi się han lemchrześcijaoskim, raz z najwybitniejszymi czł nkami ra y gminnej. Wszystk t lu zie p b żni istateczni, zakamieniałe k łtuny w brym, starym stylu, żywi ł surowy jeszcze, ale przez to samona er p atny p jęcia wyraźnych, m cnych haseł, a przy tym karny i z gruntu z r wy m ralnie.Mecenas p zyskał wóch nie ceni nych agentów, wyb rnych znawców terenu, którzy paru niniezm r wanie i całk wicie ali się sprawie za zwr tem k sztów i skr mnymi ietami ziennymi.T pan wie Ireneusz Łupieżniak, mł y utalent wany fryzjer, sk nały i inteligentny agitat r, razFranciszek bmaoczyk, awny ług letni kelner w zakła ach Pchełki, p wszechnie znany p TatramiFranc - baj sk nale bznajmieni z życiem sez n wym i p sia ający s biste st sunki zwybitniejszymi g śdmi, jacy szeregu lat nawie zają Zak pane. yrekt r Sztyber przy p m cyswego szofera Orgiasika i starego znajomego fiakra Bezorczyka pracuje na zg ą sz ferów i furkarzy,

która bez wątpienia bę zie tylk pr wiz ryczna, ale w każ ym razie ręczy za parę ni, tyg nia, cla sprawy p winn wystarczyd. pierwszeg sł wa p r zumiał się z p licją miejsc wą. P mijając

niepewnego komendanta i komi sarza, pana kt ra Mel enh rna, znalazł w starszym prz wnikuGafie wszystkie źró ła i nici wpływów a ministracyjnych.

Nużnikiewicz w rap rcie sw im nie wykazał się zbyt p myślnymi rezultatami, g yż paru ni jestniezn śnie skręp wany w ruchach i zmusz ny jest przesia ywad w mu lub wałęsad się pustr nnych brzegach Rynny, w bezp śre nim p bliżu „ ziewczęcinka”. Niesp zianie przybyłyb wiem z Warszawy pewne in ywi ua skrajne, które prześla ują g za słuszne kampanierewelacyjne, przeprowadzane swoje g czasu na łamach pism nar wych. Szczególne

niebezpieczeostw zagraża mu ze str ny wóch in ywi uów w jsk wych, r zzuchwal nych inie bliczalnych. Za t p zyskał re akt ra miejsc weg rganu sez n weg , kt ra Szurg ta,czł wieka charakteru i talentu, który za niewygór wane subsy ium p jął się przepr wa zidkampanię pr pagan wą w wielkim stylu i już ją nawet zap czątk wał we wcz rajszym numerzeGazety Sezonowej . kt r Chryparski p zyskał alszy szereg pr fes rów wyższych uczelni, mię zyinnymi pr fes ra Klacha, pr rekt ra uniwersytetu w Liszkach, i ziekana wy ziału prawneg wG ł le zi, pr fes ra prawa rzymskieg Chlupa- ten statni jak warunek p stawił tylk uzyskaniek ncesji na restaurację k lej wą na stacji węzł wej Tr ciczki, zierżawi ną bezprawnie przez

sławi neg lewic wca, p sła Psubrata, c - są zi referent - p przesileniu a się uskutecznid beztru n ści, jeżeli teg zechce zechcied łaskawie nasz przyszły a k chany minister apr wizacji. Tuuśmiechnął się kusząc w str nę Cukiernickieg , który śmiechnął mu się p takując i sł k .

Page 69: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 69/227

Minister ze sw jej str ny znajmił, że szersza ziałaln śd jest lao na razie utru ni na, a nawetniewskazana dla powod zenia wia mej sprawy, ale wśró bliższych sw ich przyjaciół p litycznychp siał już ziarna zwątpienia i p lewa je c ziennie niejasnymi nap mknieniami. W razie większychtru n ści (ale tylk w takim razie!) zga za się ujawnid pewną tajemnicę ministerialną, która u erzy w

pinię jak pi runem i w je nej chwili zmiecie gabinet.

kt r Bru lik znajmił, że kapitan Zakrat wiecki, p. . k men anta ba nu W jsk wej TrzebieżyLasów, w zastępstwie kapitana Nie liczyoskieg , zawiesz neg w funkcjach w więzieniu w NwymPiargu, jest definitywnie pozyskany - t znaczy sie miuset ż łnierzy i p ficerów raz trzystapar k nnych w zów. Ba n Żlebisk wy jest wr g pan wany przez fanatyczneg zw lennika

zia sza, ale w sw im czasie wyśle się ten ział na wys k górskie manewry ZarwaoskiejDoliny rozkazem DOG-enu numer 8, co jest zapewni ne przez urzę nika w jsk weg , niejakiegSzpikułę, który jest abs lutnie pewny. C saperów z H wli K rnika t sie zą ni w nami tach,zagubieni w głębi lasu, bez ża neg związku z k men ą garniz nu, która nie ręczy nawet, czy ichprzypa kiem już nie w łan lasów zakr czymskich, zagr ż nych przez szaraoczę- przyczynekdo obecnego kierownictwa Ministerium Spraw Wojskowych.

P seł Piach chrząknął znacząc . Ujął w wa palce k pertę pięci kr tnie zalak waną ziel nymlakiem 28 i bawiąc się nią z w ziękiem, przez chwilę milczał. P tem uśmiechnął się przel tnie- jeszczechwila - i nagle cisnął w zgr ma z nych błyskawic wym mi tem sp jrzenia. Jeszcze prze chwilą byłtowarzyszem i kole gą, czł wiekiem czującym i lu zkim, teraz urósł nagle, gł wa żachnęła się w tył nasterczącej szyi, brwi zarys wały się w wie pi run we smugi, łag ne, wyr zumiałe bliczeskamieniał na spiż...

ezwał się czł wiek czynu i wła zy; tak mówi wó z w stan wczym momencie dziejowym,

brzemiennym k l salnym p r em nie bliczalnych wy arzeo.

- Panowie!!

Wytrzymał łuższą chwilę, w ząc p zgr ma z nych czami strymi jak wie brzytwy. P k leiprzeszywał każ eg na wskr ś, a g y przeszył statnieg , Sztybera, erwał nich wzr k i przesłałgo w dal, ku stolicy i dalej - w wielk śd celu i w niesk ocz n śd i eału.

P wrócił na ziemię, garnął gr ma ę zastygłą w czekiwaniu, skupił ją w je en sn p, sprzągł g jakbyniezł mnym p wrósłem ze stal weg łaocucha, zacisnął g , zamknął na kłó kę, sch wał klucz kieszeni i nagle, niesp ziewanie złag niał.

- Panow ie, na ch zi nasz wielki zieo! tychczas r zwijaliśmy naszą ziałaln śd na gólnym tleprzewr tu, przyg t wywaliśmy umysły, p awaliśmy nielit ściwej krytyce klikę rzą zącą,p zyskiwaliśmy s juszników, swajaliśmy pinię z yktaturą jak met ą n w czesneg rzą zenia...

zisiejszeg nia, a nawet tej już minuty mamy przejśd czynu- u erzył pięścią w stół - niec fając się prze niczym, uzbr jeni w najwyższą wagę, tym bar ziej że, jak stwier zam, nic nam niezagraża. G y naczelni nasi męż wie w st licy uzg nili swój stateczny wybór, który jest li tylk

28 Była t p wtórna, ziś pier na esłana ysp zycja ziałao, którą już raz, nie czytawszy jej k oca,

p seł Piach zja ł był w m mencie niebezpieczeostwa. Jej treśd p sia ał w s bie, przepajała g na całeg , a je nak jak czł wiek ścisły, umyśle matematycznym, nie ufał s bie i epeszą zażą ał jej p wtórzenia, c naparę ni wstrzymał akcję nie tylk na miejscu, ale i w samym centrum.

Page 70: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 70/227

uświa mi nym wyrazem gł su nar u, kie y r zważania i ceny umilkły prze faktem k nanym-od dz isiejszeg nia rzucamy w masy wielkie imię! O zisiaj n ma byd naszym symb lem isztan arem, niechaj n nas ratuje, świeca i pr wa zi. trzech ni wszyscy p z stający w sferzenaszych tutejszych wpływów, wszyscy c je neg , starca kła ąceg się gr bu niem wlęcia pierwszym uśmiechem witająceg ten świat, mają bu zid się i zasypiad z tym wielkimimieniem! Sprawmy, by niechętni, którzy w naszej burzliwej ep ce wszę zie m gą się czaid, zamilkliraz na zawsze, by p ch wali się p sw ich n rach i yg tali ze strachu. Najjaśniejszy yktat r za trzy

ni zag ści p śró nas. Zg tujmy mu przyjęcie królewskie. Tu przybę zie ur czysta elegacja pr sidg przyjęcie wła zy. Tu nastąpią akty zaprzysiężenia najjaśniejszeg yktat ra i przysięga n wegrzą u. Tu bę zie miał miejsce ur czyste bjęcie wła zy, stą bę zie at wany pierwszy manifest

yktat ra nar u i wreszcie jeg tryumfalny jaz st licy. Czeka nas wielkie szczęście i pracaniemała. Natychmiast ją r zp czniemy zieląc mię zy siebie najważniejsze cinki ziałania. A teraz-pan wie, wstad!! Wzn szę krzyk na cześd teg , który jest słupem granicznym n wej ep ki, naszym

n wicielem i wybawcą, Parakletem li p lskiej, który jest mężem zwiast wanym ngiś w

objawieniu natchnienia -- mężem tymi Tym właśnie, któreg nam p trzeba... - Pan wie, niech żyje... - Niech żyje generał Michigan! - wyrwał się Ima ł oski.

- Wiwat ajwór... - pisnął je n cześnie Nużnikiewicz.

P seł Piach czerwieniał szybk na twarzy. Zaklął. U erzył pięścią w stół. Tupnął n gą. G y twarz muzb r wiała w zastraszający sp sób i nie wia m , c miał się stad alej- wśró przenikliwegmilczenia r zległ się jeg gł s ziwnie przytłumi ny.

- Pan wie, pr szę się zana t nie spieszyd, nie myślad się niczeg prze czasem, g yż za was i w

waszym imieniu p myślan już tym! I na e wszystk , pr szę mi tu nie krzyczed! zieł nasze jeszcze nie k nane i wymaga pewnych str żn ści. Zaw łajmy przycisz nymi gł sami, jak tegwymagają k liczn ści, pamiętając, że gł s serca wyraża się nawet w szepcie:- Niech żyjenajjaśniejszy yktat r, a mirał Te fil Cymbergaj!

Tuż p willą ryknęł .

- Kt t przyjechał?

- To nie auto...

- Nic, t cielę..; Gł s p wtórzył się, beczący, tęskny i niewinny.

- Panowie, panowie, do rzeczy - a zatem jeszcze raz: Niech nam żyje...

- Niech żyje...

- Najjaśniejszy...

- Żyje a mirał yktat r...

- Niech Cymbergaj...

Page 71: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 71/227

- Niech żyje najjaśniejszy...

- Cymbergaj...

- Teofil Cymbergaj...

- A mirał Te fil...

- Cymber...

- Cym...

Cicha manifestacja r zpr szyła się w półgł sach, p mrukach, nie mówieniach i szeptach i urwała sięw nieła zie. Nie był t huczne, b byd nie m gł , był za t ser eczne i czute, b tak byd musiał .

- Pr szę gł si

- Pr szę.

- Mnie tam wszystko jedno - jak p stan wi ne, tak bę zie- tylk , la B ga, czemuż wcześniej niewskazan mi, kt t ma byd?! Ja się zaangaż wałem f rmalnie na Michigana. C p wie światprzemysł wy, metalurgia, nafta i pr ukty p ch ne...

- A całe chrześcijaoskie cukr wnictw ?!- bia ał r zkła ając ręce Burak-Sł wski, czując na s biesp jrzenie wiceministra apr wizacji, pełne wyrzutu.

- Ja z tru em przek nałem trzech wó ców ywizji tylk wyłącznie w imię generała ajw ra...-lament wał Bru lik.

- To straszne... Bo DOG- en numer 3 stawia tylk na generała Bałtynika - westchnął maj r St ł nóg,śwież przybyły kurier z Warszawy.

Pr fes r Chryparski i re akt r Urwilewski, pierwsz rzę ne mózgi str nnictwa, sp jrzeli p s bie wstrapieniu. W leliby k g inneg na yktat ra, b każ y z nich miał tam k g ś sw jeg ... P seł Piachgr źnie zał m tał knykciem p st liku.- Cich tam! Pan wie! gł szenie najwyższeg imienianastąpił w terminie wyznacz nym przez tych, którzy teg mieli praw . Nie ścierpię wyrzekao lubcienia jakichk lwiek są ów! Karn śd i p słuszeostw! A oto moje rozkazy...

Page 72: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 72/227

XII

Już wiecz rem teg nia rewniany sal n fryzjera Ireneusza blepi ny był p rtretami a mirała inajwybitniejszymi scenami z jeg b haterskieg żyw ta bą ź w z jęciach f t graficznych, bą ź wrepr ukcjach brazów słynnych mistrzów. Zgr zą z ejmująca bitwa p Sk nfun en-Skör, gdya mirał w łunach i r zpryskach trzy ziest centymetr wych granatów, na z bytym pancernikuniemieckim „ unkle Ahnung” biera szpa ę wicea mirała nieprzyjacielskieg , hrabieg Ypsil na,otoczony sta em ł zi p w nych wyszczerzających ku niemu z w y gr źne perysk py... Jegeskadra - spiesząca całą siłą pary na ratunek nieszczęsnej P lsce, zagr ż nej na wszystkich granicach-

sacz na przez straszliwe l zwały, które ją trzymały w uwięzi listopada do maja 29 i nie puszczałyzielnych marynarzy jczyzny w łającej z aleka w statniej p trzebie... Ur czysty wjaz eska ry

p rtu na Saskiej Kępie, g y cała st lica ługich miesięcy wytęskni na wyległa witad alekiegzbawcę jczyzny... A mirał leżący krzyżem wraz ze sw im sztabem na p kła zie „Świętej Eusapii”p czas bitwy w Zat ce Ujaz wskiej przeciwk VII armii nieprzyjacielskiej, a na nim bł g sławiącap stad święteg Ligata-Kr nikarza i święteg Wł zimierza z G aoska... P pularny p rtretakwafortowy - jasne cz ł , czyst wyg l na twarz i siwe patriarchalne b k br y p czciweg wilkamorskiego - z napisem: „Wszystkie czyny pisane są na w zie”.

Ireneusz i g ląc, i strzygąc, i p ma ując, i fryzując, i my ląc, i myjąc, i perfumując bawił klientówp wia aniem wielkich czynach a mirała. Niby t wszyscy je umieli na pamięd lub przynajmniej

znad p winni, ale w naszej burzliwej ep ce, g y wielkie wy arzenia i niesp zianki c zieo wyrastają jak grzyby p eszczu, wielu z nas rychł zap mina najważniejszych z arzeniach p pr stu la ulgiw gł wie przeciąż nej brzemieniem na zwyczajn ści. Ireneusz w ciągu trzech ni bkuwał się

eru ycją tyczącą wielkiej, hist rycznej p staci słuchając wraz z kuzynem Francem kursówwiecz rnych mecenasa Pałkina i czytając zieła hist ryczne, p ezje i ramaty p święc neupamiętnieniu i uczczeniu b hatera nar weg 30 raz jeg własne utw ry literackie i w jsk we.Wie ział wszystk , na każ ą biekcję miał g t wą p wie ź, alb wiem z arzały się i bjawyciemnoty , uprze zeo i g rsząceg zakażenia pinii przez wr gów a mirała i P lski.

Kelner Franc był z nim w ciągłym k ntakcie jak agent wy ziału pr pagan y przy Centralnej K misjiPrzyjęcia. R zn sił n p pensj natach, p sklepach, p kawiarniach i restauracjach tu zież pulicach ezwy, p rtrety, z jęcia f t graficzne, p sążki, płask rzeźby związane z wys ką s bą. Byłnawet zanadto gorliwy - zięki sw im k l salnym st sunk m zaraz pierwszeg nia r zprze ał

wszystk statniej marnej p cztówki. W magazynach wy ziału pr pagan y były pustki, mecenasPałkin był w r zpaczy i na gwałt telegraf wał p n we zapasy.

29 Zjawisk wych fen menalnych l ów w Cieśninie Klebera w zimie zroku 1918 na 1919 nie jest jeszczestatecznie zba ane przez mete r l gów. A miralski ziennik kręt wy zaginął, a bserwacje, p miary i

wszelki materiał przyr niczy znaj uje się g zieś w bcych rękach. Ze zr zumiałą niecierpliw ścią czekamy napamiętniki wielkieg a mirała, g zie ta up rczywa epi emia kry znaj zie wyjaśnienie z najlepszeg źró ła. 30 K man r Sł ta- Bitwa pod Skonfunden- Skör , z mapą, Sześd miesięcy wśró l ów-pamiętnik k men antat rpe wca „ yskretny”, kapitana Jerzeg Ułg sza, Żółty a mirał - kt ra Smę y;Litania błagalna p myślnewiatry w czasie burzy - T. C; Artyleri ą ciężka i br na wybrzeży w trzeciej w jnie krzyż we j, z prze m wąksię za k ntra mirała Czapy- T. C; O zrazów nels oskich Cymbergaja, epiz y m rskie n wych czasów-

k ntra mirał Z zisław T pielec;Przysięga, Cymbergaja, dramat w trzech aktach - Lucjan Szczyl; Wywó i przemiany dziejowe herbu Sinawoda, z atlasem litografii barwnych - miczman Chwalisław Zycba ;Poczet r erów i znaczeo a mirała Te fila Cymbergaja,z atlasem plansz d komentarzami historycznymi - tenże.

Page 73: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 73/227

Szereg bezr b tnych artystów malarzy tu zież yletanckie panny, które sie ziały p wszystkichpensj natach, smar wali na gwałt afisze na k l salnych yktach, dostarczonych bezinteresownieprzez yrekt ra Chamana, yrekt ra óbr książęcych. Ale wkrótce zabrakł farb.

Re akt r Szurg t szalał. Rzucał c ziennie p wa wy aniaGazety Sezonowej raz puszczał trzech

atków na zwyczajnych. la braku gł wy, czasu i miejsca zawiesił walkę z T łumbasem i zp ejrzanym k ns rcjum star taterników, ch d Wyz ychalec ze sw imi zw lennikami, łączywszysię spisk wców, zarzucał g materiałami rewelacyjnymi niezmiernej wagi. Sprawy czyst l kalnejnatury musiały ustąpid prze zaga nieniem gólnym. Wzni słe, a nawet szczytne ytyramby sw jeprzeplatał zja liwymi pi runami przeciwk jawnym i mniemanym wr g m wielkiej je n stki, ale ite starał się utrzymad raczej w stylu r z zierania szat, strzegąc się brzucania bł tem kogokolwiek,alb wiem miał przy s bie nie ścigni nych p lemistów, wa wielkie st łeczne pióra b j we,Nieb szczyckieg i Nużnikiewicza, których uwielbiał, a których się bał i wsty ził jak nikczemny szm kpr wincj nalny, wyw zący się ze szmiry ziennikarskiej najbar ziej zapa łychdziur galicyjskich.Wielkie pióra st łeczne inspir wały re akt ra. ba waj przyznawali mu żywi ł wy talencik, aleNieb szczycki zarzucał mu, że pisze zbyt mą rze i ciężale, g y publika, nie tylk tutejsza, ale ist łeczna, bynajmniej nie lubi myśled, a w zasa zie nawet zupełnie nie myśli. Nużnikiewicz wy rwiwał

jego salonowe maniery.

- Pan się r zpisujesz rlim piórem, a wreszcie i gęsim, g y w P lsce trzeba pisad starą mi tłą,k pyścią, wi łami, p grzebaczem, jeżeli się chce p rwad za s bą naró .

- Mniej myśli, jak najmniej- strzegał Nieb szczycki.- Raczej krzyki, raczej bez k liczne bełk tania,tajemnicze westchnienia i miłe, wyp czynk we ygresje starych, lepszych czasach. Niech t bę zie jak najlżejsze, zal tne i ul tne, czytelnik t prze kła a na e wszystk . Nie w ln przerażad g

n w ścią i alarmem, trzeba z nim p staremu - je n w kółk , a w kółk , a w kółk , wiecznie tymisamymi umił wanymi g t wymi frazesami. Tą je ynie met ą a się wreszcie przemycid c ś tamw

anej chwili p trzebneg . Czytelnik przepa a za star p lskim czcig nym łgarstwem, zabr uszną bezczeln ścią, za pl tką, która się kupy nie trzyma, ale zabawi i z stanie zapamiętana, i

bę zie p wtarzana, a im jest głupsza, tym łużej nie zaginie w pinii narodowej. W gruncie czytelnikgazet zawsze jest i i tą... Nawet mój czytelnik, panie k leg Szurg t.

Franc r zp wia ał furkarz m, że a mirał na terenie róg tatrzaoskich zakaże bezwzglę niesam ch ów, sz fer m biecywał amnestię za przejechania i wyrug wanie barbarzyoskich fiakrów.Restaurat r m, pensj nat m zapewniał zasa ę cen w lnych, których zw lennikiem był a mirał,

g ści m zap wia ał rak oskie represje lichw żywn ści we i p wszechne p tanienie, g yż g y tylka mirał stanie u wła zy, lary amerykaoskie, tychczas nieufne (c się im ziwid?!), zaleją P lskę.Pijak m biecywał bniżenie akcyzy na wó kę, tercjark m zniesienie cła na w ę z L ur es, naróżaoce i brazy święte. R b tnik m tartaków książęcych p n sił zar bki i awał każ ejdniówki p ziesięd lajśni i p wa w rki tr cin31.

R bił na swój sp sób t sam , c czynią bez mała wszyscy p czas wyb rów, póki nie z stanąwybrani, p wierzając z tą chwilą realizację gł sz nych pr gramów czynnik m ziej wym, w lib żej, głup cie wyb rców i innym żelaznym praw m życia.

31 yrekcję óbr usp kajał Ima ł oski.

Page 74: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 74/227

K biety p lskie też nie zawi ły. Na gł s k men y z miejsca r zwinęły agitację, w p t cznym, językuzwaną g rączk wą, na razie temperatura zwłaszcza starszych niewiast p ni sła się parę kresek.Wyraził się t w na miernym przyprawianiu Cymbergajem każ ej p trawy i każ eg kęsa przy st le,bez pytania, czy t k mu smakuje, czy nie. Musiał smak wad!

Rychł p czuli t na s bie g ście innych gustach. P wszystkich pensj natach wszczęły sięniesnaski. Zbi r we kłótnie w większym stylu r zgrywały się zazwyczaj wa razy ziennie, przy

bia ach i wieczerzach. Już w rugim niu kampanii a mirał wyraźnie przeważał, a p wieczórzwyciężył generalnie, jak Zak pane ługie i szer kie. Mnóstw p rnych przeni sł się innychpen sj natów, ską zn wu musieli uciekad prze strasznym a mirałem- cała bie a, że już nie był

ką . T też wielu upa ł na uchu, uległ terr r wi wielkieg imienia i p ał się sr m tnie.szczę z n r zmyślnie tylk trzy zakła y: „Mur elia”, g zie mieszkała aryst kracja raz znak mity

Anglik sir Philander Kiep, prezes British Pes hing Clubu, p chł nięty zresztą wyłącznie p ławianiemgł waczy w p t kach górskich, ale sp krewni ny z l r em r g gem i l r em Feinsztejnem; alej„Cyk rianum”, g zie teraz sie zieli sami Ży zi, ale mię zy innymi senat r Symcha, na er wpływ wyp tentat finans wy w Chicag , który, g yby chciał, mógłby zbawid P lskę- i jeszcze księżyi m„G sp a”, szanując sp kój uch wieostwa, które zresztą był i tak g t we.

Wreszcie w trzecim niu teg Wielkieg Tyg nia Nar weg sie em pao właścicielek pensj natówzmówił się, by za lekk p wyższ ną płatą wywiesid sztan ar wręcz i wyraźnie wr gi tymniep k j m. W sie miu rug rzę nych zakła ach na styl wych bramach zak piaoskich zatkniętnapatykach je n brzmiące gł szenia:

SP KÓJ ZAPEWNI NY!ROZMOWY POLITYCZNE WYKLUCZONE!

Re akt r Urwilewski ra ził, żeby im ad sp kój, i nakazał tylk r zciągnąd cichą bserwację nap ejrzanymi gniaz ami. Ale statnia resztka t lerancji prysła i r zleciała się na kawałki, g yzapalczywa pani Sztukamięska, właścicielka pensj natu „P B żym arem”, wywiesiłaprowokacyjne okrzyki:

NIECH ŻYJE ZIA SZ! PRECZ Z CYMBERGAJEM!

W pół g ziny później całą szer k ścią ulicy Mamcówki walił nieprzelicz ny tłum pao,kobiet,matr n, bab, ziewic, p l tków, kucharek, praczek, mamek, tercjarek, flirciarek, kelnerek,kilimiarek, panien sklep wych it ., it . Zale wie wyłaman bramę i r zszarpan straszny napis, paniSztukamięska, która na szczęście ukryta w cichym zakątku gr u p lewała właśnie bratki, z ążyła

kr pnym wrzaskiem zaalarm wad nieszczęsnych sw ich g ści, którzy, jak który stał, rzucającwszystk na pastwę l su, runęli przez rzwi i kna, przez k str pate pł ty, przez p t ki i młaki na

alekie tyły i nie parli się aż w zikim pustk wiu w p sępnej Ga zik we j ziurze, g zie m glipamiętad się i p żał wad sweg niewczesneg up ru. Stamtą ujrzeli niebawem kłęby gęstegymu, pł mienie strzelające ku niebu - straszliwy p żar „B żeg aru”.

Straż gni wa nie z stała puszcz na miejsca wypa ku, a g y tęgie chł py w kaskach zaczęłyr zpychad m łą fizycznie, ch d piszczącą wnieb gł sy masę k biecą, p przekłuwan im wszystkiekiszki szpilkami kapeluszów i ża en ratunek nie mógł mied miejsca. P licja t czyła miejsce p żaru

Page 75: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 75/227

i graniczyła się czuwania na p rzą kiem wśró tłumu gapiów i spraw zania kumentóws bistych u mł ych lu zi w wieku p b r wym. Panna G uła, której wszyscy wie zieli, że własną

ręką p ł żyła gieo, stała we chwale i we wspaniałej bezkarn ści i rżała z lubieżneg uniesieniapatrząc na zieł sw je. burzeni tym głębi stary jeg m śd, rejent z Nieprozumic, panPech wicz, wraz z synem, stu entem p litechniki, gł śn skarżali p palaczkę. t czeni przez ściski pisk babski, szczypa ni i pluwani na wszystkie str ny, urat wani z stali przez p licję, któraareszt wała ich za zakłócenie p rzą ku publiczneg i za wyw łanie zbieg wiska, a Pech wicz-syn zabrak kumentów esłany z stał natychmiast N weg Piargu, r zp rzą zenia włazwojskowych jako dezerter.

Panna G uła, bsypana kwiatami, niesi na z stała mu na rękach r zentuzjazm wanegtłumu, witana przez wzrusz ne si stry i g ści w łających:- Niech żyje! - Przy obiedzie, gdy podanopiw , sam Nużnikiewicz wniósł t ast, który był je nym hymnem chwalebnym na rzecz z r wejprzemocy i odwagi.

Na próżn k pał g p st łem ług n gi re akt r Urwilewski, który p chwalał sam czyn, ale jakmę rzec uważał p bne manifestacje za niewczesne i zbę ne, a więc przez t sam niewskazane.Na próżn p seł Piach przeszywał g ruzg cącym sp jrzeniem, a sie zący b k Nieb szczyckiszarpał g za rękaw sw ją łag ną ł nią. Nic nie m gł zatam wad wylewu zapalczyweg Nużnika,przepełni neg p na wszelką miarę gr źną zawart ścią. Tryskały p mi ty natchnienia, lały siękatarakty zgęszcz nych para ksalnych argumentów, ni sąc zawiesiste kawalce w smaku k chanegNużnika. Jak pisał, tak mówił.

R zważniejsi czekali, aż sk oczy, zapaleocy, zwłaszcza p niec ne panie, wchłaniali z r zk szą strąw o teg je yneg w sw im r zaju natchnienia. Przech nie na N w piarskiej ulicy, nieświa mi

rzeczy, przyspieszali kr ku zatykając n sy.

Page 76: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 76/227

XIII

W l kalu spisk wym NŻT-u r zważan pr jekt, który jrzał awna i tylk zięki r zpr szeniu pświecie star taterników leżał ł giem. Ch ził wysa zenie w p wietrze h telu na K k n wejHali, któreg twarcie ł ż n przyszłeg r ku z p w u wia mych kł p tów finans wych.Pr jekt awca, k lega bcasioski, wych ził z zał żenia, że la wyk oczenia h telu potrzeba jeszczebar z wiele tysięcy miliar ów marek p lskich, a więc w razie natychmiast weg zniszczenia bu wypienią ze te bę ą za szczę z ne i jak czysty zysk bróc ne byd m gą na sprawy związane zist tnym p żytkiem sp łecznym. Nie należy zatem rzeczy kła ad, tym bar ziej że na miejscuznaj uje się śd znaczny zapas ynamitu, by brócid wszystk w kupę gruzu, która niebawemp r śnie i nie bę zie szpeciła kraj brazu.

T łumbas był „za”. Przeklęty h tel bę zie r zsa nikiem zapasku zania gór. Już słychad, że parupaskarzy wybiera s bie ziałki na Hali, żeby bu wad s bie wille. P ejrzani Amerykanie szwen ająsię w k licach h telu, ba ając Żółtą Turnię; na której chcą zał żyd k palnie siarki. Prze wcz raj wK libie u Stryka n c wał B sakier, sławi ny inżynier, wyszczuty ngiś, z a się na zawsze,pr jekt awca k lejki na Karmnicę. I tak alej!

p jewicz bawiał się, że stępca Wyz ychalec m że ich z ra zid, g yż sprawę wysa zeniap trącan mim ch em w jeg becn ści. Jeg sztama z Szurg tem nie p lega wątpliw ści. Wk nsekwencji należał by chyba bu utrupid, zgła zenie p bnych typów był by przysługą anąsp łeczeostwu, c nie znaczy, żeby się tym chwalid, nawet wpr st przeciwnie, trzeba t zr bid pcichutku. Hyż g rąc p pierał myśl m r erstwa, g yż szł jeg wr gów s bistych, szczerców,którzy haobili g r zp wia ając, że uciekł z placu b ju w bitwie p Mię zykaszą, g y n w góle niebył w ża nym w jsku, nawet w p lskim, g yż u ał mu się szczęśliwie uniknąd teg zaszczytu.Architek t Wyrypa był w kł p cie, b nie alek tragiczneg h telu stała jeg własna chałupka, więctruchlał, że w razie czeg ... Zresztą z bólem serca gł s wał „za”, zawsze g tów p święcid siebie la

bra uk chanych gór. Bar n Kneipenheim p wstrzymał się gł s wania, m tywując t sw imstan wiskiem urzę wym, jak k men anta „P gruch tu”. biecał je nak przez sw je k l salnest sunki i wpływy sprawid, by w razie katastr fy skier wad p ejrzenia na Czechów, którzy sie zą wpermanencji na punkcie obserwacyjnym na C apnej K pie i jak t p wszechnie wia m , uważają ówh tel jen za chytre up z r wanie i zamask wanie p tężnej war wni p lskiej, pierając się naobranym punkcie strategicznym oraz na nie praktykowanej nigdy, chyba we wczesnym

śre ni wieczu, grub ści granit wych murów tej p ejrzanej bu wli.

- Taki kawał m że je nak spr w k wad w jnę...- zauważył mł szy Sznaps.

- Tym lepiej! Bę ziemy mieli całe Tatry! - zaw łał starszy.

B ntruch był „za”, w bec czeg jeg wieczny antag nista, Butelecki, który w uszy aż tą uparcienie wierzył w z bycie przezeo Turni Jagó ki w Z sinej Grani- gł s wał „przeciw”.

Pierwsz rzę ny taternik i znak mity bi l g pr fes r Tuja milczał. G y wszystkie sp jrzenia skier wałysię ku niemu, p pr sił gł s.

- K le zy, całą uszą i bar ziej niż kt k lwiek z was jestem za tą zbr nią, jak t nazwie ceperskah tel wa m raln śd. Tak, ta wstrętna bu a p winna zniknąd z p wierzchni ziemi. Ale czyż nie m żna

Page 77: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 77/227

jej zwyczajnie, p lu zku p palid? Wybrad czas halneg wiatru i wówczas wypali sięw niejwszyściutkie rzew , statniej eski.

- Z stanie mur wana ru era, która skazi kraj braz, a bę zie sterczed p k nu świata!

- Przepa nie efekt pr testu, b p żar przypiszą wypa k wi. Wybuch przysp rzy nam zw lenników wcałej P lsce, a wówczas góry z staną urat wane.

- C tu uż mówid, kie y nie ma czym ga ad?

- Owszem, koledzy - parł z p wagą Tuja.

- Więc nie kręd i ga aj, c ci i zie- burknął T łumbas.

- P wiem. Zastanówmy się prze e wszystkim na kapitalnym zaga nieniem: cóż t są we góry,których tak zaja le br nimy prze skażeniem?

- Góry - t góry...

- Nie pled, Tuja, szk a czasu!

- Góry t nie tylk grzbiety, turnie, przełęcze i szczyty, t nie tylk szpary, przewieszki i wybrzuszenia.Nie tylko doliny i potoki... I nie tylko lasy, k zice, świstaki... T sk ocz ny, i ealny k mpleks zjawisknatury, g zie wszystk , k ści jaskini weg nie źwie zia sp czywających wiecznym snem wnie stępnych pa aczk wych pieczarach naj r bniejszeg k mara, który żyje przeciętnie trzy ipół minuty, łączą się w lbrzymią Je n śd. W tej Je ni nie ma zjawisk wielkich ani małych- wszystkie

ne, nie p mijając ża neg , p legają naszej pieczy i br nie!

- Słusznie!

- Każ y t wie...

- A więc z tym większą ufn ścią, że bę ę zr zumiany, gł suję za p żarem, a przeciwko wybuchowi -zaczynam...

- Sk ocz lepiej!

- Napij się, t ci ulżył

- Tuja, aję ci trzy minuty czasu, zaczynaj i k ocz, b , wszystkich iabłów...

- Wystarczy mi i je nej minuty. Czy wiecie, c t jest maniaculus sper a? P p lsku spierzączkaprzytykolistna?...

- Masz ci los!

- Nie wiecie?

- Nie wiemy, nie wiemy i pies ją...

- Tuja, nie zawracaj w gł wie...

Page 78: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 78/227

- Je yne w Tatrach święte kępki najrza szej r śliny b żej... R z ne si strzyce tych, które calałytylk w Ałtaju, w je nej je ynej linie K r ylierów i w gr zie b tanicznym na górze Sprigtona wAtabasca... Niep z rne, a je yne w sw im r zaju, statnie, już zanikające...

Niep z rny, a je yny w sw im r zaju, statni, zanikający już typ przyr nika, k chany Tuja, wzniósł

góry cienkie rami na i szara, szczeciniasta gęba r zpr mieniała natchnieniem.

- Nie płacz, Tuja, nikt ci nie rusza tw jej rzeżączki!

- Co to jest?

- r bna r ślinka cu wnych ź ziebełeczkach, p myśled, że w naszych Tatrach!.. Trzy miejsca nakuli ziemskiej, a mię zy nimi P lska! C za chwała...

- Więc?

- Ileż tru u, zanim wym głem na k mitecie bu wy p szan wanie la tych kilku metrówkwa rat wych! zięki starej przyjaźni z prezesem bu wy u ał mi się nakryd tę przestrzeo p trójnąsiatką stal wą i calid ją prze barbarzyostwem kamieniarzy i cieślów...

- Daleko to?

- Ach, zale wie st sie emnaście metrów!... Na przyszły r k bę ę mógł zacząd części w przesa zadp parę kępek na wybrany i zba any grunt, na glebę p krewną chemicznie i bi l gicznie, w miejsce,które musi p z stad nieznane. pier p twarciu meg testamentu nauka je naj zie...Alb wiem, rzecz ciekawa, spierzączce t warzyszą bakterie współżyjące...

- Jeszcze czego!

- ajże ty nam sp kój!

- brze. tóż świa czam, wystarczy mi trzech sez nów la przesa zenia wszystkich kępek iwówczas róbcie s bie, c chcecie...

- Wiesz, Tuja, jak alece szanujemy naukę, ale nie m żemy czekad.

- Nie m żemy puścid alszeg trw nienia gr sza publiczneg !

- Jeżeli teraz nie wysa zimy h telu, bę ziemy musieli kie yś zniszczyd całe miast , które się tamr zbu uje, a czy t był by lu zkie?

Tuja był w r zpaczy. Przeklęty h tel był: jeg zm rą ziesięciu lat, nia kie y p wstał samwiek p mny zamiar, czyst i ealny, niem żliwy zrealiz wania i blicz ny na aleką, alekąprzyszł śd. Je nak nastał straszny zieo, g y zał ż n kamieo węgielny. A teraz- mal że już tegr ku nie twart h telu i tylk na zwyczaj szczęśliwy krach z p lską walutą r czył klęskę. Ach,Wit siecki p sw jemu też k chał góry, uparł się i jak maniak r bi sw je... Tuja wie ział, że z chwilą

twarcia zakła u ża na siła nie uratuje spierzączki h ł ty ceperskiej, która jak by ł wy epcze,wytratuje wszystk k ła. Nie p m że bmur wanie ani p trójna siatka stal wa, przeciwnie,zwróci t uwagę, p nieci wan alizm ciemneg tłumu... Starcie z p wierzchni ziemi h telu był jeg

Page 79: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 79/227

marzeniem, ale wybuch tej m cy, by zetrzed z p wierzchni ziemi bu wlę- ziewięd ziesiąt ziewiędszans na je ną - zniszczy razu i je yny w Tatrach zasiąg spierzączki.

- Nie płacz. Tuja, jak ś się temu zara zi...

- Profesorze - ezwał się G łyszyszk - a g yby wyk pad t wszystk p rzą nie, zała wad w wielkąskrzynię razem z ziemią i przenieśd str żnie w sp k jniejsze miejsce? Bi rę na siebie r b ciznę iwszystkie koszta.

- Nie podobna jeszcze, niestety! brane przeze mnie miejsca nie są jeszcze należycie zba ane pwzglę em bakteri l gicznym. W zeszłym tyg niu na m je nieszczęście w bu miejscach kryłem wziemi śla y nie znaneg mi r bn ustr ja, któreg nie ma w zasięgu na Hali. T m gł by zaszk zidspierzączce lub nawet ją wygubid. Nie m gę brad na m je sumienie takieg straszneg ryzyka. N wykł p t! Ach, kie yż ja bę ę miał nareszcie sp kój...

Za umali się wszyscy, ża en nie śmielił się za rwid z tr sk ucz neg . prócz bar na, który p sia ałwszechstr nne wykształcenie m we, byli t lu zie ciemni i pr ści, praw ziwi taternicy, t też ichcześd la wie zy tatrzaoskiej była ślepa i fanatyczna. P za tym jak pierwsz rzę ni wspinacze,

k nywujący niem żliwych wejśd i zejśd, wyr bili w s bie niejak zaw w wytrawną l gikę, która je ynie rat wała ich śmierci. T też r zumieli, że w zaga nieniu upierw tnienia Tatr wszystk , cpierw tne, musi byd zach wane, cal ne, nawet przymn ż ne. Jeżeli chr na Tatr ma mied jakik lwiek sens, trzeba chr nid i uchr nid wszystk- cisa, któreg awn już nie ma- dospierzączki- ł sia, któreg nig y nie był - karł wateg węg rza wys k górskieg(amphiclistus mama), któreg jeszcze nie kryt w Tatrach, a który, jak w ził teg Tuja w sw ichgł śnych pracach, bezwzglę nie b wiązany jest tu przebywad, jeżeli istnieją w góle jakiek lwiek

prawa natury. Uchwal n je n gł śnie p palenie, przeciwk gł s wi Buteleckieg , który naprzekór B ntruch wi uparł się przy wysa zeniu. Tuja ściskał k legów p k lei, głęb k wzrusz ny.

- K le zy, zanim przej ziemy sprawy sp tęg wania p pł chów, ukarania z rajcy Wyz ychalca iwygnania z Zak paneg Szurg ta, zarzą zam półg zinną przerwę; Wyrypa, nalewaj i niech nam tuprzyni są z kuchni c ś g rąceg .

G zina była bar z spóźni na, ale na żą anie szefa star taterników bu z n kucharza, rzuc n gnia. Sam Brajbisz, który nig y nie spal w ciągu sez nu, zasze ł gabinetu. Był zatr skany,

nawet wystraszony.

- Co pan za miny st r isz? C się stał ?

- brze tam pan m ra zid na szlachetnymi sprawami tatrzaoskimi... A c się u nas wyrabia?

- N c , jeszcze panu mał ?

- la takich jak pan święte życie, jen Tatry jęczą i tych paru nas, głupich i ealistów... Jeszcze więcejh ł ty?! Już byś pan nie p ra ził. Nig y tyle teg nie był ...

- Nie skarżę się. Zgrzeszyłbym, g ybym narzekał, ale są p za tym sprawy publiczne, różne rzeczyp lskie... Nie tylk pan wie, i ja jestem na nieszczęście i ealistą.....

Zgr ma zeni wybuchnęli p tw rnym, zikim rykiem, epickim z r wym śmiechem star taterników.

Page 80: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 80/227

Nie r zchmurzył t Brajbisza. Nie p m gły kpiny ani kawały. J wialny i p g ny truciciel i z ziercan sił w s bie jakiś ciężar i milczał. pier p paru kieliszkach zaczął przebąkiwad mętnie i tajemniczo

nie ga ni nych jakichś, gr żących g zieś, k muś kataklizmach... Że się na c ś zbiera... Że się krewp leje... kr pn ści bę ą się ziały...

- Gdzie?

- Co?

- Jak?!

- Tutaj, u nas. C t , ślepi jesteście? Małe zieci? Bę zie rew lucja!

- Z byka pan spa łeś?

- Gdzie?

- Jak?

- Tutaj, w Zak panem. kr pny spisek się g tuje. W Warszawie się b ją, więc tu ma byd wszystkgł sz ne i pier stą - haj a na Warszawę. Wielk p lskie pułki już zajęły Kraków- fr nt pój zie

od zachodu, od Poznania, jak za Hin enburga, a u nas ma byd zał ż na główna kwatera i ma bydgł sz ny n wy rew lucyjny rzą . Spr wa zają sameg Cymbergaja...

- Panie Brajbisz!

- Co?

- Napij się pan w y!

- Ch dbym wypił całe M rskie k , nic nie p ra zę na t , c jest.

- Panie Brajbisz?

- Co?

- Znałeś pan Krupę?

- Panie T łumbas?

- No?

- Krupy nie miałem przyjemn ści... Ale wiesz pan, że na pana już wy any wyr k śmierci? Nie śmiej siępan, b tu nie ma ża nych szpasów!

I Brajbisz p niósł góry rami na na znak zgr zy, i złapał się za gł wę. Stuknął ł kciami stół, ażezwał się wszystk szkł .

T łumbas już się nie śmiał- p bla ł i r zejrzał się k ła słupiałym wzr kiem. zielneg tegczł wieka zawsze m żna był str pid czymś nie czekiwanym i wytrącid g- czywiście na je ną

chwi lę - z równ wagi, ale ta chwila wystarczała nieraz, by ał w y największej mał uszn ści lub

Page 81: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 81/227

najwyższeg męstwa i wpa ał w naj ziksze awantury. Takim już był. Taternicy sp glą ali p s bie,nie wie ząc, czy się śmiad, czy nie. Czy t tylk głupi kawał, czy też c ś aż tak ziwneg , że... że...

- Panie Brajbisz - zaczął p ważnie bar n, z jęty niewytłumacz nym, ciężkim przeczuciem- pro szę zak oczenie tych k me ii!

- Panie bar nie, jak ż nę i zieci k cham, straszliwa rew lucja wisi na nami! A pan, panie baronie,też skazany na śmierd...

- Rypcium-pipciuml! Za co?!

- T nie m ja rzecz. Za c ? Za nic, jak t się r bi w każ ej rew lucji. Pan też, panie Hyż-p winsz wad...

- To sprawa Wyzdychalca i Szurgota! ... K le zy, br omy się!

- ...I pan, panie Bontruch... Podobno i pan, panie majorze... O reszcie nie wiem.- Nie czekanie ich, prę zej my się nich zabierzemy! A nasz ba n t psy? Trzystu lu zi! Nabagnetach ich r zni sę!! Morowe powietrze! My im p każemy...

Maj ra aż z ławił najszlachetniejsze burzenie i tajemna ra śd, że nareszcie zacznie się jakieśzałbybranie.

- I zie tu cała ywizja- p nur , ale sp k jnie zauważył Brajbisz.- Prze chwilą pili tu u mnie znaj mikolejarze...

Spisk wcy za umali się- a więc je nak... Je nak... P chł nięci górami teg st pnia, że ża en znich nie miał jeszcze chwili w lneg czasu, żeby ruszyd n gą p za Zak pane, a nawet p za knajpęBrajbisza, wyjąwszy przel tne m menty na ancingach, nie zważali na głupie p gł ski i pl tki, któreim się bijały uszy. K łtuostw miejsc we i przyble ną gawie ź sez n wa g tują przyjęcie laCymbergaja i bn szą się z nim bezczelnie- c ich t m gł bch zid? ni r bili sw je. Zajęcipr ukcją i szerzeniem własnych p pł chów i bmyślaniem zamachów, puszczali mim uszu

grażanie się p lityków na wakacjach, artykuły Szurg ta i histerię cymbergajską, r zn sz ną przezzwariowane baby. A jednak...

Ot - taki wyr k śmierci, ch dby był naij czywistszą blagą, w pierwszej chwili samym lapi arnymbrzmieniem sw ich p nurych słów i nieciekawą wizją, która wyrasta sp za nich aut matycznie,

szałamia najmężniejsze serca i zmusza up rczywych, szybkich ciekao, czy czasami nie trzebaprze e wszystkim awad nura- brad n gi za pas, nie czekając, aż się c śk lwiek bliżej wyjaśni.Wszyscy co do je neg , nawet i nie skazani, przeżyli ten m ment sz ł mienia, jeżeli nie strachu, aleprzeminęł t wzglę nie szybk .

Maj r Łazikiewicz jak prawy ż łnierz cknął się pierwszy i klął w ciągu półt rej minutynaj hy niejszymi sł wy, jakie r zą się p czas w jny i są la ż łnierza tuchą i m litwą wniebezpieczeostwie b ju, p sileniem w gł zie, nap jem w spiek cie pragnienia, źwignią, którap maga p czas n cneg alarmu piąd p pręg na r z ymającym się k niu, tarczą, która nieje neg

sł niła prze zbyt ług namyślającym się p ciskiem, balsamem la cierpieo ranneg ... P czymgł sem niec przygłusz nym zaczął mówid T łumbas.

Page 82: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 82/227

- A więc, k le zy, jczyzna w niebezpieczeostwie! P kieg iabła ni się wybrali ze sw imzamachem? Nie mieli już g zie, żeby ichmorowe powietrze... Brajbisz, gadaj pan po ludzku, co i jak?Czeg pan się b isz, u stareg iabła? Ruszy cię kt ? Za c ? Ani pan lewica, ani pan prawica-wszystkich p równu trujesz i b zierasz... K le zy, zawsześmy byli na służbie i eałów jak ci rycerzenieznani... Wyrypa, trząchnij stareg bałwana, niechże ga a... Sznaps, nalej mu wó ki- pij, Brajbisz, inie znaj strachu, my cię nie amy... Bę ziesz ty ga ał, ch lery...

Nie mógł ga ad. Nie sw j ny z przewr tami sp łecznymi, restaurat r yg tał, aż mu zęby zw niły.Chciał się napid i zanim niósł kieliszek ust, r zlał wszystk . R zpłakał się rzewnie. Szl chaniestareg czł wieka wzmagał tragizm tej chwili. W strapi ne serca taterników, jak gęsty k r iał,zaczęł napływad męstw . Sp jrzeli p s bie, p r zumieli się czami bez je neg zbyteczneg sł wa.Byli g t wi walki, z ecy wani na r gą r zprze aż życia, nawet cichy pr fes r Tuja, niez lnyskrzyw zid zwyczajnej muchy (mucha p sp lita). T łumbas je nym sp jrzeniem bjął naczelne

wó ztw , a reszta wiernymi czami zaprzysięgła mu p słuszeostw . Maj r Łazikiewicz znaczącymnaciskiem ż łnierskieg wejrzenia , na baczn śd, awał mu p r zkazy Ba n Żlebisk wy. Brajbiszprzemówił nareszcie.

- Murzyni mi się buntują, b jeżeli wypa ną r zruchy, tercjarki r zszarpią ich pierwszych jak iabłówprzygrywających s mskieg grzechu... Już mi się wóch umył białej skóry, a trzej praw ziwina gwałt chcą jeż żad, żą ając gr mneg szk wania. Je en z nich, k nsul generalnyrepubliki Santa- Guan , gr zi interwencją ypl matyczną. Jeżeli mi się r zpierzchną, jestemzrujn wany... Tamte ancingi mnie zje zą, a w ża nym jazzban zie nie ma tylu praw ziwychMurzynów jak w m imi... ziś p p łu niu przyjechał jakichś pięciu niepewnych rapichrustów izajęli u mnie trzy numery. Wyglą ają na p rzę nych waluciarzy, wyglą ają na p różującychzł ziei, wyglą ają wreszcie na c ś bar z pasku neg- t chyba szpiegi, ale czyje?... Prze g zinąn cnym p ciągiem przybyła wycieczka szk lna, sami maturzyści, bę zie ich ze wu ziestu, z w mapr fes rami, na których strach p patrzed - je en g rszy rab rugieg . Jacyś szczególniejsi tuczni wie, a jeżeli już mają t byd uczni wie, t chyba z ban yckiej szk ły zaw wej. Patrzą się naczł wieka jak zbóje, p kła li na st le pałki gum we i wszyscy c je neg w żółtych k szulach.Sie zą teraz w kącie na weran zie, jakby na c ś czekali...

- Hyż , ruszaj n z baczyd, c t takieg! Bez je neg sł wa p sze ł nieustrasz ny Hyż , który nieuciekał w bitwie p Mię zykaszą.

- Co dalej? - pytał T łumbas.

- A mirał Cymbergaj bejmuje yktat rską wła zę...

- Co?!

- Co?!

- Co?!

- Brajbisz, nie wierz pan głupim ga ani m...

- Śmiech na sali! peretka ha świeżym p wietrzu...

Page 83: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 83/227

- Ja ręczę za a mirała - burzał się Łazikiewicz - t p czciwy czł wiek. G yby mu c ś p bnegzapr p n wan , uciekłby ze strachu i nie parłby się aż na Wyspach A miralskich...

- Az rugiej str ny ni by g nig y nie wybrali na gł wę spisku. n nie ma gł wy, tylk serce.

- brze. brze! Przyjeż ża za trzy ni, niezmierne przyg t wania!...

- P pr stu chce się p kazad, n t bar z lubi, a tamci g bę ą bn sid z całą para ą, na zł śdzia sz wi. Ileż t już razy był ?

- gł sz ny bę zie w Warszawie, a tu przyja ą pr sid g przyjęcie yktatury- wszystk uł ż nemą rze, p makiawelsku!

- Bajdy!

- Bujdy na resorach!

- U Cybuły w największej tajemnicy biją p n cach manifest yktat ra... Franc, który się puścił u nichna agitat ra, przyniósł mi g n kryj mu. Nasz Ireneusz, ten z naprzeciwka, który też zwari wałnatenczas i... popiera zamach...

- Dawaj no pan ten manifest...

- Czynię rzecz straszliwie niebezpieczną... G yby mnie z ra z n ...

- k g pan t mówisz!? Jak śmiesz?!

- Przepraszam! wszem! Ale życie m je wisi na wł sku! M gą mi sk nfisk wad interes!

- Nagabczyoski, czytaj gł śn i wyraźnie!

- Na mił sier zie b skie- jak najciszej! Ściany mają uszy.

- „ burz ny bezeceostwami nikczemników, którym w zamęcie ziej wym u ał się pan wad rzą y naszeg nieszczęśliweg kraju, p rusz ny jękiem meg uciśni neg lu u, p stan wiłem za w lą b żąi p ra ą mę rców nar u ująd w sw je ręce wła zę naczelną na paostwem.

Niniejszym p stanawiam, r zkazuję, ekretuję i głaszam, c następuje:

1. głaszam b strz ny stan w jenny na całym teryt rium paostwa.

2. głaszam m bilizację trzech r czników.

3. R związuję Sejm, ra y miejskie, sejmiki p wiat we i gminne.

4. Rzą tychczas wy usuwam i aję g ysp zycji wła z są wych.

5. becneg gł wę paostwa, który usze ł i ukrywa się prze wymiarem sprawie liw ści, głaszam zawyjęteg sp prawa i wyklęteg za sw je ziałania w całk witym p r zumieniu z wła zamik ścielnymi...”

Page 84: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 84/227

Maj r Łazikiewicz nie mógł słuchad alej- wy arł Nagabczyoskiemu straszny manifest, r zszarpał gna kawałki i eptał n gami, rycząc jak śmiertelnie ug z ny zwierz. eptał nie przestając ryczed.Ryczał i nie przestawał eptad.

- Wszyscy podzielamy... - zaw łał T łumbas- ale syd teg ! D syd, jasnej ch lery, zwari wałeś

czy co?!

K le zy błapili g w kilku, szarpał się. wy zierał się, reptał w miejscu i ryczał, któryś zatkał mugębę, ukąsił g w rękę i ryczał c raz lepiej. Zabrał się nieg sam T łumbas- zaczął nim trząśd,gł wa mu latała, aż strach był patrzed, że mu się całkiem urwie, p tem je ną łapą przytrzymał muręce, a rugą, szer ką jak ł pata, strzelił g mię zy ł patki, że tuman kurzu buchnął z mun uru, waliłi walił, aż huczał , ten nic: szarpie się, wije się a wrzeszczy.Wówczas T łumbas brócił g siebietyłem i p sa ził mu st łka p tw rnym sw im k lanem.

- Ajajajajajaj!!!

T p m gł . Maj r wrzasnął, urwał i umilkł. T łumbas w pasji cisnął nim na kanapę, aż spa ła ześciany jeg własna r zgł śna, znana z repr ukcji i p cztówek karykatura pę zla malarza Chulskieg ,zawiesz na przez czcicieli ngiś na wieki wieczne w hist rycznym gabinecie, g zie T łumbasprzesie ział pół życia i wypił niewiar g ną mn g śd nie bliczalnych butelek przenajróżniejszychtrunków.

- Łazik, jakże ci jest?

- Już tr chę lepiej - stęknął maj r.

- Napij się, t ci ulży... Napili się wszyscy. Wszyscy już uwierzyli w straszną praw ę manifestu, a przez t sam w sw jewyr ki śmierci, które aż tej chwili były niczym, jak jen zwyczajną baj ą zak piaoską.

- Panie Brajbisz, a zatem wrócimy wych wyr ków...- zagaił T łumbas niepewnym gł sem.

- Jesteście wszyscy tyg nia śle zeni przez ich agentów we le wskazówek Szurg ta i Wyz ychalca.Szurg t c ziennie skła ał tajne rap rty samemu ministr wi spraw w jsk wych...

Łazikiewicz zerwał się na równe n gi i natychmiast pa ł na kanapę, ciężka lewa łapa T łumbasa jużz stała na jeg karku, prawą p rwał za p ręcz f te l, w którym sie ział Brajbisz, i przysunął g siebie tuż.

- Co to znaczy?

- T znaczy, że ich tajny trybunał...

- Pytam, co za taki minister?

- Minister? Nowy minister spra w w jsk wych, p seł Piach.

Maj r zaryczał, zaszam tał się, ale ujęty w ma paluchami T łumbasa natychmiast przycichł.

- Słyszane rzeczy?!

Page 85: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 85/227

- A tak! U nich wszystko gotowe...

- Więc?

- Więc mając w y, że wy tu knujecie k ntrzamach, p stan wili sk oczyd zwami od razu.

- Jakie dowody?!

- Nie mają w ów, ale mają rację!- wybuchł maj r. - Niech nas p wieszą, c je neg ! Za tsam , że się nie mylą! Za t , że niczym nie wiemy, jak statnie bałwany, że puściliśmy potwornego spisku pod samym naszym n sem, że zbr nicz milczeliśmy, g y... , ir ni !... Nie mają

w ów, ale ich zełgane w y t nasza rehabilitacja w bec hist rii, t wieniec p śmiertny nam giłach niewinnie skazanych i i tów, nie j ów, by laków... haob !...

- C śmy mieli r bid?- r zważał zawsze sp k jny Tuja.- C tu jest r bienia p śró nie pisanejh ł ty, jaka zjechała się teg r ku? G yby t inne czasy a awni g ście- ale wówczas nasz gł s, gł s

taterników, byłby słuchany, nasza w la byłaby r zkazem, jak w wych cu wnych niach naszejdyktatury deszczowej...

- No, no... - burknął Brajbisz- ajmy temu lepiej sp kój...

- Nie, trzeba przyp mnied b haterskie czasy!...

Ale T łumbas trącił g butem p st łem. Tuja jęknął i urwał. Zr zumiał, że Brajbisz, za wejdyktatury obity, też m że się brazid, a Brajbisz był teraz bar z p trzebny jak inf rmat r.

- M żemy się przed tylk na Ży ach- zaznaczył bar n- r zpuśdmy p gł skę, że n wy rzą planuje

p gr m. T ich skupi p naszą k men ą, ą razem zastraszy zamach wców przez wzgląd nazagranicę i na finanse.

- rana i ę mię zy r b tników, na tartaki, ja ich p ni sę!- zapalał się Gzyl.

- Za późn , nic pan nie p ra zisz! Mają biecane n weg rzą u p ziesięd lajśni atku naty zieo i p w rku tr cin.

- Ja im biecam p pięd w rków!

- Jedyne oparcie - t w jsk ! Łazik, ga ajże, iabła! czeg ty tu jesteś?

Łazikiewicz westchnął p nur .

- Ja bym ra ził jak jciec i przyjaciel- żywił się nagle Brajbisz.- Natychmiast, nie tracąc je nej chwilizabierajcie się wszyscy i jaz a w góry. Macie swój kąt na Rypci wej Grapie, p rzą ne, jak się patrzyschr nisk . Wybijecie, pan wie, je ną klamrę w y uch wym K minie i ża na siła ziemska nie

stanie się was. Ja zaraz was za patrzę w żywn śd i wó kę na miesiąc czasu- czywiścienakre yt, a jak już bę zie m żna wracad, am wam znad. Zabierzcie ze s bą wszystkich waszych, pandyrektor Bryka- Bracki też zagr ż ny i pan pr fes r Zwierz, i panna R zmachajczykówna, i panAntymoniusz... Doprawdy nie ma innej rady na takie rozbestwienie. .. Trzeba im zejśd z czu właśnie wnajg rszy czas. P za tym Cymbergaj na pewn gł si amnestię, t takie p czciwe serce... A teraz cóż-za mał was, c r bid? Uciekajcie...

Page 86: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 86/227

Ra a była r zumna, ale straszne statnie sł w ... Teg sł wa nie zna taternik, który nig y nie ucieka.Zatrzęśli się wszyscy ze zgr zy, nawet G łyszyszk , który je nak nie mógł nie zatr szczyd się sw je

bra i miliar y, które w razie krycia jeg sympatii p litycznych bezwarunk w p legałyk nfiskacie i upaostw wieniu. R zważał i namyślał się, jakaś i ea świtała w jeg gł wie...

Ale ża en ze spisk weg gr na nie r zważał i nie r zmyślał, i ża na i ea nie zaświtała w ich gł wach.Zerwali się jak je en mąż i zawrzasnęli:

- Przenigdy!!

Brajbisz r zł żył ręce z rezygnacją, a bar ziej jeszcze z r zpaczą. Tajemnym jeg zamierzeniem byłp zbyd się niebezpiecznej ban y, która zał żyła s bie u nieg gniaz . Straszne czy szpiegówzamachu były już nao zwróc ne. Wpraw zie zł żył na ręce Franca ur czystą eklarację, że całą uszątrzyma z Cymbergajem, p jął się starczenia trzech sw ich kuchmistrzów na wielki bankiet w„Mur eliu” na st sób raz bezcenne srebra r we- ale bał się straszliwie, że je nak za tę ban ę

p jów m że g sp tkad ślepy wet r zbestwi neg tłumu, który w m mentach przewrotowychzawsze bywa nie bliczalny. Ser ecznie żał wał skazanych, ale jeszcze ser eczniej- rzecz arcyludzka -sameg siebie. Ciężk stękając wysze ł strapi ny.

- N i c bę zie? Łazik? Jaki tam uch w w jsku? Przecież t statnia nasza st ja...

- uch? Zwyczajny, ż łnierski...

- Co to jest?

- To jest, co jest, i tyle.

- T nie za uż ... W przeciwnym razie m żna by tu razu zapr wa zid pewien p rzą eczek. T jestzresztą świętym b wiązkiem w jska. C , nie?

- Armia... Armia...

Maj r umilkł, p żerany w sw im ż łnierskim sercu przez spl t szkara nych przeciwieostw. P twystąpił mu na cz ł nieprzywykłe myślenia. Serce pchał g czynu, aż się w nim śmiała ch ta

awantur i zabijatyki, wie ział wszystk , c by tu p cząd i jak- ale rozkazu ni e miał. Nie zawitał jeszcze nikt z Warszawy. Ani listu, ani telegramu. Cóż miał p wie zied przyjaci ł m w tej strasznejg zinie?... Zacisnął szczęki i milczał.

Mocno, stanowczo zastukano do drzwi. Przyjaciele spojrzeli po sobie.

- Pr szę! - zaw łał ważnie T łumbas.

W pr gu stanęła kr pna p czwara lu zka, wizja p grzebu i śre ni wiecza. Czarny rab wst s wanym kapeluszu bszytym srebrnymi gal nami, w czarnej sukmanie z białymi guzami,przepasany przez ramię szarfą, na której wyszczerzała się trupia czaszka na skrzyż wanymi gnatami.Stał z zapal ną żał bną latarnią, która łag nie chyb tała na czarnym rążku. T łumbas skulił się izmalał w je nej chwili. Wszyscy c je neg przez parę sekun p kręcali gł wami w bezra nym,rozpaczliwym odruchu, jakby szukając, którę y by je nak... Ale gabinet nie p sia ał kien, tylkwentylat r, a w je ynych rzwiach wr tu stał upiór. Wziąwszy zaś jeszcze p uwagę, c należy

Page 87: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 87/227

sk nstat wad i niejak p kreślid, że zgr ma zeni pili ra ząc i ra zili pijąc już jakichtrzechgodzin...

- Niech bę zie p chwal ny...- przemówił straszy ł przerażając łag nym gł sem.

- wszem, na wieki wieków - p wie ział uprzejmie bar n i ał z niezmierną ulgą:- Ale to nietutaj!

- Od kogo to?

- O tej godzinie eksportacja?! po nocy?

- Kt tu umarł?

- Jazda, jazda, panie czarny - paoski nieb szczyk nie znaj uje się mię zy nami...

- A, z przepr szeniem panów, praszam się łaski...- karawaniarz uśmiechał się przyp chlebnie.

- Czego jeszcze?!

- Ja tu mam parę listów... B mnie przysłali... Czy tu nie ma je neg takieg pana, nazwiskiem, zaprzeproszeniem - T łumbasa?

- Jestem - T łumbas wstał i r zpr st wał się w całej lbrzymiej swej kazał ści.- Czego ode mniechcesz?!

- Są listy pana i wszystkich krewnych, k legów i przyjaciół zmarłeg ...

- C za listy? Kt umarł?

- Zapr szenia chyba alb c ... Ja nie wiem, pr szę jaśnie pana, ja pana P kła neg z firmystatniej P sługi...

T łumbas wy arł mu wielką k pertę z żał bnym brzeżeniem. Na sztywnej karcie- p trupiączas zką - stały nieliczne czarne sł wa:

Jan T łumbas za zbr nie przeciwk jczyźnie trybem raźnie-p l wym skazany na karęśmierci za cznie i bez prawa apelacji. wyk naniu wyr ku specjalne zawia mienie nienastąpi. Mó l się i nie zwlekaj z uregul waniem reszty spraw ziemskich. Albowiem

niewia my twój zieo i g zina!Trybunał Trzech Upełn m cni nych R. Ż.

- Pan Stefan Nagabczyoski?

- Jestem.

- Pr szę szan wneg pana.

- Pan baron Kneipenheim?

- To ja.

Page 88: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 88/227

- Pr szę.

- Pan Gzyl?

- Dawaj...

Wszyscy skazani s tali w słupieniu ze sw imi kartami w ręku i p glą ali na siebie nawzajem,przerzucając się zikimi sp jrzeniami. Fakt był je nak m cniejszy naj alej i ących wątpliw ści.Absur alna pr ce ura i makabryczna f rma ręczenia wyr ków zamieniała wszystk w sen, p czętyw wieku sie emnastym w Hiszpanii, i teg w malignie, ale ist ta teg wszystkieg była nie mniej, araczej tym bar ziej przerażająca.

Wreszcie wszyscy, unikając kr pneg list n sza, który stał we rzwiach, zat pili skamieniałe czy wprzewo niczącym.

- T łumbas, bu źże się, ziałaj!

- Upraszam niezwracanie mi uwagi Ja ziałam. I alej stał jak bałwan, sapiąc, wpatrz ny w ścianę, na której wisiał le ruk, tancerka, której kt ś kie yś r bił br ę i wąsy. Trwał by t jutra,g yby nie Łazikiewicz, który str , t nem ficerskim rzucił w str nę zwiastuna śmierci:

- Na c pan czekasz? W tył zwr t! Już cię tu nie ma!

Karawaniarz za reptał na miejscu i uśmiechał się, w zięczył się i kryg wał.

- Łazik, aj mu tam c i niech i zie z B giem. T łumbas wi ząc całą niezgłębi ną gr zę p ł żenia upa ł na uchu, sflaczał i g tów był na każ e p niżenie, ch d nie wierzył w ża ną m żliw śd ratunku.

- Co?! Jeszcze czego?! Za takie...

- R zkaz, trzystu iabłów, r zumiesz?! G łyszyszk , który sie ział najbliżej rzwi, wy był stmarek i ze wstrętem p ał czekającemu. Karawaniarz p cał wał g w rękę i wysze ł z„p chwal nym”, na które nikt nie p wie ział. pier p chwili T łumbas wyjąkał ur czyście wstr nę zamkniętych rzwi:

- Na wieki wieków- amen... B że, zmiłuj się na nami grzesznymi... Światł śd wiekuista niechaj namświeci teraz i w g zinie... Jeżeli t w góle m żliwe... Amen...

Zachlipał, zawył głuch i bezsilnie jak uży, bar z stary pies zapłakał... Grube łzy staczały się zw lnapo r zległych p liczkach. Maj r Łazikiewicz zat czył się i ciężk grzm tnął ścianę.

- A je nak karn śd prze e wszystkimi Cóż by mi szk ził wypr wa zid k mpanię i zetrzed tplugastwo z powierzchni kuli ziemskiej? Gzyl - stawaj na baczn śd i słuchaj- bo ku la w łeb! Słuchaj I

- K g mam słuchad? Takieg j ł pa, c wy aje na śmierd najlepszych przyjaciół? Pluję na ciebie, i źprecz!

- K g ja wy aję?

- Nas!

Page 89: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 89/227

- Łżesz! Ja nie m gę bez r zkazu...

- M żesz ty znieśd, że T łumbas, taki czł wiek, st i t i płacze? H ł t I Tchórzu! Wypieramy sięciebie!

Bracia Sznaps kłócili się ze s bą zawzięcie... Nagabczyoski na zalanym st le pisał testament... Wyrypachrapał p st łem... Tuja zastygł w skurczu wariackieg z umienia, zapatrz ny w latarnię, którastała w kącie zap mniana i swę ziła świecąc gr b w sp za zak pc nej szyby.

T łumbas wciąż łkając r zp starł rami na i na aremnie szukał parcia macając w p wietrzu, zat czyłsię, p chylił się i runął na kanapę miaż żąc Piw szyoskieg i p jewicza, którzy skuleni je en przy

rugim spali tam awna. Gzyl r zbrajał bijących się braci... Bar n z m n klem w ku, którynakła ał tylk w pewnych m mentach, eklam wał z przejęciem balla ę hiszpaoską Juanicie zT b s skaczącej Gwa alkwiwiru, c zazwyczaj znaczał , iż bar n pid już więcej nie bę zie, bnie m że... G łyszyszk w kącie, g zie leżały zwal ne na kupę peleryny, kręcił się w kółk jak pies,

który u eptuje s bie p słanie... Maj r ze łzami w gł sie per r wał w przestrzeo, klnąc się ficerskimh n rem... A kę y sp jrzał, h n r taternika stawał prze nim jak wi m ... Walka bez wyjścia,wyrzuty sumienia i żelazny b wiązek służby r z zierały mu serce... rzwi uchylały się str żnie...Zakra ła się czarna zm ra ze srebrnymi gal nami... Już przestąpiła próg... Już się uśmiecha...

- Czego jeszcze?!

- Czy pan maj r Łazikiewicz?

- Czego chcesz?

- Pr szę pana maj ra... B zap mniałem w kieszeni... - Co?!

- List, jeszcze jeden, ostatni...

- Do mnie?!

- A tak... I z stała tu jeszcze m ja lampka- zap mniałem...

Maj r nie wierzyłoczom - i n był skazany!... Straszny papier rżał mu w ręku. krutne listytaoc wały mu prze czami w kr pnym shimmy szkieletów. W k ocu wy arł się z słupienia,p sk czył ku rzwi m, ale żał bnik był już alek . Zat czył się p tężnie, zmagał się z nawałnicą, którami tała jeg krętem wy zierając mu p kła sp stóp. Już, już pa ał, ale je nak, je nak ustał nażelaznych taternickich n gach. R zejrzał się- wszyscy spali.

- Co?! Co?! Mnie?! Oficera?! Kie y tylk trybunał w jsk wy... Je ynie p w łany... I p ża nymp z rem nie puszczalne... Ł tr wska cywilban a skazuje ficera?!... brze! Dobrze! A zatem jestem w sw im prawie! Armia znieważ na! Nie czekanie wasze! Armia nie p zw li nig y... Alarm!Alarm! K mpania... Baczn śd!!!!!

Page 90: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 90/227

XIV

Wieczór aut rów zap wie ziany był na jutr . lbrzymie błękitne afisze wyliczały sie em ziesięciutrzech aut rów i aut rki, wy ruk wanych zł tymi czci nkami jak p tężny fun ament, a zarazemimp nujące tł ziałaln ści re akcji Wia uktu Mł ej i Zagranicznej Literatury.Byli to staliwspółprac wnicy, ale na wiecz rze ujrzed i słyszed się a zą tylk nieliczni i wybrani, p sę ziwymprzew em wielkieg Firlejusza, p któreg lbrzymimi skrzy łami mł a literatura ezwie się publiczn ści zak piaoskiej, Tatr i całeg świata. Ci byli wy ruk wani zł tymi: panie-Miz rzeska, Nina Klek tyoska; Iw Sam kat, Marceli Sm rg oski, Lu wik Ch iocia, Swieżynek,Radomiejski, Pamfilian Baden-Baden, Curym, Frajter, Niemopucewicz, Otto Karawer i inni.

Organizator wyprawy artysty cznej, re akt r Salaman er Hyc, piastun mł ej p ezji, której licznep k lenia wyh wał już na sw im ł nie, ziarski i pr miennie, p pr meteusz wsku mł y

bjeż żał Zak pane na re akcyjnym sam ch zie, skła ając n śne wizyty la zapewnieniapowodzenia wielkiemu prze sięwzięciu, ch d był n zupełnie zapewni ne. Same imi na mówiły zasiebie. Ale atm sfera teg sez nu, jak t wyczuł już na parę stacji prze Zakopanem , była śdzagmatwana. W g zinę p przyjeź zie uchwycił fermenty i miazmaty p lityczne, zwaśnieniapartyjne, spl ty intryg, g rączkę nie kreśl nych baw i czekiwao, c raczej nie sprzyjał sp k jnejr zk szy przetrawienia zap wie zianej uczty p etyckiej. Wreszcie zap wie ź przyjaz u wielkiega mirała na zieo jutrzejszy krzyż wała p nieką r gę p w zenia, wch ząc w nią pewnegst pnia fatalnie. Nie p bna był mienid nia, g yż największa sala, Knur wca, była zajęta na całyty zieo, a chcąc przeczekad przewlekłą cymbergaja ę, należał by żywid w ciągu tyg nia czternastuprzywiezion ych p etów i wie p etki, czeg każ y re akt r w lałby uniknąd.

Witalis Bebech, któremu pierwszemu czywiście re akt r zł żył wizytę zapraszającą, przyjął gnajłaskawiej w ki sku chioskim, w sw im parku, na bezcennych matach, ale wieści na zwyczajnymwiecz rze wysłuchał śd zimn .

- Miejsc w śd nasza niczym nie zasłużyła na zaszczyt p bnie k l salnej pr ukcji.

- W jakim r zumieniu wyraża pan p bnie z ecy waną pinię, tak zresztą p chlebną la naszejredakcji?

- Dawne Zakopane, nawiedzane przez elitę inteligencji i talentów tu zież przez niezlicz nychmił śników tak wych, znał czasy limpijskich bankietów artystycznych, becnie z małymizaszczytnymi wyjątkami publiczn śd sez n wa jest bezmyślną i b gatą grubą tłuką, nie stępną laża nej p ni sł ści. A teg wpa liściei jeszcze na Cymbergaja. W jakim właściwie celuprzybyliście, pan wie?

- Ach, tym bar ziej pragniemy trzaskad tę tak sur w zakwalifik waną przez pana publiczn śd zwrażeniami najn wszej p ezji.

- Żeby tylk na sama nie trzaskała panów- ile w góle przyj zie...

- Przen śnię paoską r zumiem w znaczeniu wyjątk wej p rn ści teg r cznych g ści...

Page 91: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 91/227

- Nic p bneg , p pr stu sfanatyz wany tłum m że r zpę zid panów na cztery wiatry, którezresztą nik mu nie szk zą, jeżeli przytym nikt nie wali kijem.

- Czy nie przesa a, szan wny panie? Wielka hiperb la pewnej z pewn ścią um tyw wanej l kalnymiwarunkami goryczy?

- Ża nej g ryczy- jest, jak jest, jak mówili m i przyjaciele w Trebiz n zie, g ym ich wie załwsadzonych na pal po uśmierzeniu buntu Faja -paszy i Galimatystów, którzy też byli p etami.

- Czy nie mógłbym usłyszed paru szczegółów z statniej paoskiej tak niesłychanie ciekawej p róży?

- Czekam właśnie na przybycie m ich bagaży, g zie mam m je szkice i n tatki. Przybyłembowiemaeroplanem.

- Jakże wy ał się panu nasz Bliski Wschó p w jnie świat wej, glą any z l tu ptaka?

- Znaczne zachmurzenie i stan wczy zwr t ku mistycyzm wi. P rzezi futurystów na Eufratem... - Straszna tragedia!...

- Byłaby mniej straszna, g yby się tam znalazł kilkunastu naszych.

- Pan po dawnemu uprzedzony..:

- Bynajmniej! Liczę wśró nich s bistych przyjaciół, ale tylk rzeź utrwaliłaby ich pr gram igraniczyłaby ich zatrważającą liczebn śd. Teraz każ y nazywa się futurystą. Ja wi zę w P lscetylko

jednego jedynego.

- Pata?

- Ach, nie.

- Pataszona?

- Co znowu - t raczej już klasycy. Je yny w P lsce futurysta t C r eliusz Cales ni, ale cóż, i ten półkrwi wł skiej. P bn n si się z zamiarem zmiany nazwiska, ale i t p kreśli tylk fakt, żePolskanie jrzała rew lucji literackiej.

- A je nak paoskie zieła...

- Uznanie mnie bynajmniej nie cieszy. W lałem, g y nikt nie przych ził na m je sztuki, a p licjak nna r zpę zała tłumy wi zów. Teraz p przyjeź zie p aję rewizji mój st sunek o stosunku

zieła twórcy i wr tnie. Zaczynam neg wad p trzebę r zumienia czeg k lwiek la siągnięciai ealnej granicy mię zy bezsensem a n nsensem i p niesienia się czysteg absur u, c jestnajtrudniejsze.

- Bez wątpienia. Z pewn ścią je nak wracając z Trebiz n y przelatywał pan na Rumunią?

- Tak jest, Węgry źwigają się p klęsce, zauważyłem w przel cie uży ruch umysł wy wz łuż liniikolejowych.

- Czy zima w Tatrach nie jest dla pana za surowa?

Page 92: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 92/227

- Raczej za ługa.

- Kie yż ujrzymy w st licy...

- Jesienią wystawiam ramat z życia górali- R zina Manglów, starcie p staci żywi ł w

bergs nicznych z przeciwieostwami erekcyjneg er tyzmu, starcie zmierzające przez p zapłci w śdku i ealnej rgii, zresztą bezkrwawej.

- Bę ziemy czekiwali z wciąż wzrastającym zaciekawieniem...

- Nie ma na c ... I tak mnie świat nie zr zumie.

- Czy m gę jeszcze zapytad, jak się pan czujew swojej tak uroczej samotni?

- Coraz gorzej.

- ziękuję najser eczniej w imieniu re akcjiWiaduktu ... Panie Pęklisz...

Pęklisz w skupieniu nastawiał maszynę, Bebech mal wnicz wsparł się na ł kciu, wyciągając n gi iwysyłając sp jrzenie w al nie ścigni ną.

Pszszsz... Paaachch!!! W blasku magnezjum schwytane - z stał u erzające p bieostw .

P żegnani łaskawie, jechali.

W „Mur eliu” zastali Lecha Manikurewskieg stu iująceg wśró sześciu luster n wą r lę w filmienar wym, przeznacz nym la pr pagan y zagranicznej, p tytułemO pust u b nifratrów.

- Nad czym pan obecnie pracuje?

- rabiamy nużące z jęcia w terenie, alb wiem b hater prze prześla waniem ucieka w góry,g zie bjawia mu się święty Grzyb sław i napr wa za g na właściwą r gę. Wcz raj musiałemzlatywad ze szczytu Gębala.

- Czy są zi pan, że tematy religijne m gą przyciągnąd la nas sympatie zagranicy?

- Bez wątpienia, ile st ją na wyżynie wiary, wzm ż nej przez śr ki techniczne. Wspaniałe wnętrzanaszych świątyo, b g b jne życie naszych zak nników, barwne pr cesje k rząceg się lu u są zresztąniezastąpi nym akces rium plastycznym. Na tym tle mł a P lska występuje w uroku niejako

pierw ró ztwa m ralneg , które też wn si skarbnicy lu zk ści na każ ym kr ku.

- Czy za w l ny pan jest, mówiąc zaw w , ze współpracy z yrekt rem Buj alioskim?

- Wynagr zenie jest więcej niż skr mne, ale pracuję z zapałem, b t dla Polski. W filmacherotyczno- byczaj wych żą ałbym zupełnie innych warunków.

- Czy pierwiastek er tyczny jest z zasa y wyłącz ny z filmów pr pagan wych?

- Całą naszą akcję przepaja namiętna mił śd jczyzny. P za tym w st sunkach lu zkich k nujemyzdjęd wyłącznie z mił ści i niezachwianej wiern ści małżeoskiej.

- Czy nie cierpi na tym napięcie ramatyczne raz wyrazist śd pewnych braków?

Page 93: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 93/227

- Bynajmniej! W naszym filmie ajemy brazy wóch ślubów- na różnym p zi mie t warzyskim-dwojga chrzcin i dla prz e stawienia cał kształtu p lskieg życia- trzech brzę ów p grzeb wych,we le taksy trzech klas... Występuje trzystu księży.

- Cał śd zatem wypa nie imp nując ?

- Bez wątpienia. C k lwiek mówią yrekt rze Buj alioskim...

- Ach, czyż mówią?

- O kim ni e mówią?

- Tak, tak... Pan chciał p wie zied...

- Ja? Nic nie chciałem p wie zied.

- R zumiem i nie nastaję. A pan t cz ny tu jest najbar ziej wyb r wym t warzystwem? Czy nieprzeszkadza to panu w pracy?

- „Mur eli ” jest zakła em najlepszych tra ycjach- jutr na przykła przyjmujemy w naszychmurach wielkieg a mirała Cymbergaja. Rzecz ziwna, ale nie miałem tą zaszczytu glą ad g

s biście. Znam g ze z jęd film wych- niesłychane z ln ści reprezentacyjn -teatralne,wspaniał śd m narsza a zarazem br tliw śd t jeg wyraz, nie ścigły nawet w filmieKról Strucel ,g zie je nak gra genialny Kava Pu ing... Stu iuję też maniery i byczaje tutejszej aryst kracji, którest ją niżej wszelkiej krytyki w p równaniu z film wym aniem tej sfery. Za t p ziwiam w ziękAmerykanek, na przykła taka pani rallas, ż na mili nera, tym bar ziej że z p ch zenia P lka, wkaż ym sw im ruchu i ruchu z ra za niezaprzecz ną rasę.

- Nie bę ziemy łużej przeszka zali panu w pracy... P zw lę s bie jeszcze prze p żegnaniemzapytad, c też pan są zi becnym sez nie?

- Bez wątpienia najliczniejszy i, c należy p nieśd, zgr ma ził prze stawicieli wszystkich zielnic ikrajów Rzeczyp sp litej.

- A tak wy atny napływ mniejsz ści nar wych?

- Mniejsz ści są teg r ku w znacznej większ ści, c nie m że nie wpływad asymilacyjnie iprze mi t w w tej p ważnej sprawie.

- Ale jednak ekscesy?...

- Nie przewi uję ża nych ekscesów.

- A c tych, które je nak miały miejsce?

- Również.

- ziękujemy panu najser eczniej... Panie Pęklisz!

Pszszsz... Pęęęchch!!! P jechali.

Page 94: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 94/227

ług szukali i trąbili p Zaklicówkach, zanim naleźli chatę, w której zamieszkał czł wiek tak ziwnya bezmiernie biecujący, jak aut r Znag sytów, Kąpieli ciał 32 i sk nfisk waneg również, jak ipoprzednie, poematu Ostatni u ój Baala33. sławi ny p eta Babsztyl przyjął g ści w sw im gabinecienag . Nie sł nięty niczym, bujnie r zr śnięty i m cn wł siały jeg akt znami n wał pewnąr zmiękł śd linii przy p czynającej się tył ści. Przyp minał zniewieściał śd rzeźby greckiej ep kip prze zającej kres upa ku, z nazbyt m że p kreśl ną wy atn ścią brzucha.

Re akt r był niec str pi ny. F t graf Pęklisz bynajmniej nie ukrywał sw jej razy i uparcie patrzyłw okno. Bab sztyl ważnie i niemal zaczepnie patrzał im pr st w czy i czekał. Re akt r pł nił sięc raz m cniej i ze spuszcz nymi p wiekami p żał wał p niewczasie, że tu zajechał.

- Wiadukt ra by wie zied...

- Pr szę! Pr szę!- za u nił Babsztyl rwiącym basem.

- ...Czy tak krutne i barbarzyoskie prześla wania p licyjne nie zachwiały paoskiej ecyzji alszegpropagowania...

- Czeg ?! Niczeg nie pr pag wałem i nie pr paguję!

- Ależ w najszlachetniejszym znaczeniu...

- Nawet w ża nym znaczeniu! Czy i pan już uległ hipn zie naszeg k łtuostwa i błu nej pru erii?

- Jest t abs lutnie wyklucz ne i niem żliwe, sam jestem g rliwym czytelnikiem paoskim...

- Ja myślę... Wszyscy mnie p tępiają, a wy zierają s bie m je książki.

- Są zę, że up rczywe k nfiskaty przyprawiają pana tkliwe straty materialne, nie mówiąc m ralnych? Czy nie mógłbym usłyszed ściślejszych cyfr?

- Na straty m ralne w góle pluję...

- Wszyscy p ziwiamy paoskie męstw .

- A materialnych nie mam ża nych, zupełnie wr tnie- każ y nakła w cał ści i zie w świat pr st zrukarni, p w lnych cenach, tym już myśli mój p czciwy P rubski.

- A w ilu egzemplarzach, jeżeli w ln ...

- bijamy p cichu ze stere typu w miarę p trzeby. Kąpieli puściłem tą siemnaście tysięcy.Udoju dobiegam dwudzieste g sió meg tysiąca.

- T znak micie! A przekła y?

- P śre niczy mi w tym specjalna agencja „Szałamai”, którą zał żyłem w Lipsku, ale akcja zale wier zp częta. Zresztą zgł szenia mam na wszystkie języki prócz żarg nu.

32

Towarzystwo Wydawnicze Ruja i Porubski.33 Na tle p ao babil oskich i tajemnych misteriów pelasgicznych, frygijskich i paryskich, z prze m wąpr fes ra Lizania. Wy awnictw „Szałamaja” w Chrzan wie.

Page 95: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 95/227

- Czy Ży zi b jk tują pana?

- Tak sam jak chrześcijanie- wszyscy mnie czytają.

- laczegóż je nak?

- Język ży wski nie jest śd giętki... Tak twier zą m i wy awcy, agenci i krytycy, którzy są Ży ami.

- trzymał pan zaszczytne znaczenia zagraniczne?

- Jestem h n r wym czł nkiem wszechr syjskieg K mj bp ła34 i czł nkiem k resp n entem sektybezwsty ników w Sarepcie. Wszystkie zieła m je są przeł ż ne na język s wiecki, ale G siz at zzasa y nik mu nie płaci. Uch zę za b lszewika i wie zany bywam przez p licję p lityczną. Aletym pan m aje się czepne p t mikuUdoju i nie p trzebuję się na nich skarżyd.

T mówiąc Babsztyl p wstał w całej kazał ści, przeciągnął się leniwie i niechcący, jakby w

zap mnieniu p ł żył rękę na ramieniu f t grafa. Pęklisz uparcie patrzał w kn . Zaniepokojonyre akt r natychmiast p jął aktualną sprawę wiecz ru aut rów.

- Ani myślę na t ch zid.

- Dlaczego?

- W góle nie bywam w Zak panem.

- A je nak taka ur czyst śd...

- ziękuję panu. Już wukr tnie napast wał mnie ksią z lewajtys na Człapówkach w biały zieo.

- Czyż p bna?!

- Jak wi zę, pan niczym nie wie?! Ła ny re akt r... Ale paoski współprac wnik artystyczny tnapraw ę śliczny chł pak... Cóż taki zasępi ny? A czemu się tak marszczy? A, nieła nie... A,niegrzecznie...

Re akt r zatrząsł się na krześle. Babsztyl burącz ujm wał gł wę f t grafa i przechylał ją ku s bie zezniewalającą przem cą. Ale f t graf trzymał się p ręczy f telu i nie awał się kręcid kna.

- Czy m żliwe, żeby ksią z...

- Odlewajtys chodzi teraz na swoje wyprawy a la Sav nar la, na czele bab tercjarek. Już wszyscyMurzyni z jazzban ów p uciekali na łeb na szyję, prócz je neg , któreg pa ły p b żne baby aż naZł ziejskim Gr niu. W je nej chwili wlazłna smreka i sie zi tą na samym szczycie, brzucanykamieniam i przez yżurne tercjarki...

- Jak to, i on wytrzyma tak...

- Trzyma się wu ziestu czterech g zin. C bę zie alej, nie wia m ...

- I pan się nie bawia...

34 K muna Je inienja b ich P łów (K muna Zje n czenia bu Płci).

Page 96: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 96/227

- Re akt rze, ja już pój ę...

- A ja nie puszczę, a ja nie puszczę...- rech tał Babsztyl klepiąc f t grafa p p liczku.

- Czeg się mam bawiad?

- Żeby n tu nie przysze ł...

- Kt , Murzyn? Gr nie stą bar z alek , zresztą, niechby przysze ł... Wiesz, re akt rze, Murzyn teżm że byd... Też...

- Ja pytam księ za lewajtysa.

- Wykluczone, nie p każe się za nic. Winien tu na Zaklicówkach góral wi Sycaczajk wi za cały przeszłysez n, a z m im g sp arzem Kaplicą też c ś tam był , a raczej z jeg córką Maryną...

F t graf wstał i zmierzał ku knu. Wstał i re akt r.

- ziękujemy za chwilę interesującej r zm wy, p zw li pan jeszcze... Panie Pęklisz!...

- Re akt r zwari wał? Ja nie bę ę... Ani myślę...

- Pr szę, pr szę...

Babsztyl ustawiał się mal wnicz i bezwsty nie, r z ymając tyły t rs. Aparat yg tał w rękuwstydliwego artysty. Jeszcze raz spojrza ł z r zpaczą na re akt ra, ale Hyc nie znał lit ści w służbiere akcyjnej. Pszszszs... Bęęęchc!!!!

- Antoni - rzekł re akt r sz fera- g zie tu są Lasy Tr ciczk we?

- Za Praszczurówką.

- Walimy. Staniesz przed leśniczówką!

- Przecież re akt r ani na chwilę nie śmie przypuścid, żeby w naszym piśmie ukazała się f t grafiatego bydlaka?

- betnie mu się resztę, a a się samą gł wę.

- Bę zie r bił awantury- t wstrętny wariat...

- Ale gł śny... Ale gł śny...

- P winien sie zied w Tw rkach p same uszy.

- Mój r gi, iluż t naszych aut rów p winn tam przebywad na stałe... Współczesna literaturawyglą ałaby znacznie przyzw iciej...

- A my? - mruknął, wróciwszy się niechcenia sz fer.

- C za „my”? C Ant ni s bie myśli?

Page 97: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 97/227

- Nic. Myślę, że bez takich musielibyśmy zwinąd bu ę, i t prę k . Na samych panach pisarzach jak siępatrzy nie ujechalibyśmy za alek .

- Bo co?

- B tacy sami s bie ra zą i bez nas. A insi sami się pr szą, lgną jak te muchy śmier zącegkawałka.

- Niech n Ant ni lepiej uważa, żeby nie był jak wcz raj- pr szę trąbid...

- Trąbię, trąbię, czy t ja nie zWiaduktu ?

- R zzuchwalił się nam ten Barnum, z takim nie m żna zana t p k leżeosku- ezwał się re akt rpo francusku.

- Ale przywiązany interesu- rzekł Pęklisz p angielsku.

Musieli przejechad przez Człapówki. Re akt r c chwila wymieniał ukł ny- uprzejme, uniż ne,p prawne, wyni słe, lekceważące i ża ne. P bu str nach ulicy r ił się lu zi pióra.

- C tu teg ! C tu teg ! C ni tu s bie urzą zili zjaz z całej P lski? A skarżą się, że literat nie m żes bie p zw lid na letnie mieszkanie- wieczna blaga. Nasza wielka ankieta czerwcowa jest jednymłgarstwem.

- Pr szę zważyd, że większ śd przybyła tu piech tą, a żywiają się tylk kart flami i czarną kawą imieszkają p st łach- tyle że mają wspaniałe p wietrze.

- Najważniejszy skła nik, bez p wietrza nie był by natchnienia. Ant ni- w lniej, iabła- omał ście nie przejechali wóch pao!!

- Ech... t si stry Tanganajskie, c tu u nas wciąż wysia ują w bramie, czekając na pana re akt ra zręk pisami.

- Pr szę mi uważad! Nie w ln przejeż żad nawet najsłabszych talentów!- zaw łał sur w re akt riał p wł sku:- I tu je iabli przynieśli... Cóż t za straszne baby...

- Niech je re akt r przepuści parę razy, a brze, przez camerę bscurę - p ra ził Pęklisz w językuflamandzkim - czepią się.

- Mą ra ra a, ale czy są zicie, k leg , że ja teg nie wiem? T si strzenice biskupa Zalążka! Muszę sięim jak ś wymigad... Trzeba bę zie c ś umieścid na czepne.

- Redaktorze - a f t grafie, t d t kr pne p kraki?

- Podretuszujesz pan.

- Ła ne rzeczy pan zamierzasz...

- Życie mnie zmusza. Tak sam r bią w Paryżu i wszę zie. I literatura bywa czasami czarną gieł ą.

- Byle nie za częst ...

Page 98: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 98/227

- W miarę p trzeby i k nieczn ści.

- Ależ musimy się ch d tr chę liczyd z czytelnikami...

- C teg t ani tr chę.

- P rzą ni literaci nas puszczą...

- Nic się pan nich nie bój, każ y z nich brze wie, g zie raki zimują.

- Ale my jesteśmy na świeczniku!

- Jesteśmy i z staniemy, niech się pan nie bawia... Stój! Stój! Ajajaj przeje zie g ...

Zazgrzytały hamulce- re akt r zasł nił s bie czy.

- Ratujcie!... Ratujcie!...

- Ale nic mu nie jest... C mi pan włazisz p maszynę?! Ślepy czy c ?

- Ratunku! Aaaa... Aaaa...

Re akt r sł niłoczy - jakiś s bnik, czerw ny i zlany p tem, arty i trzęsący się ze strachu, stał nast pniu i trzymał się kurcz w za kar serię, i już przekła ał n gę.

- Ale p zw li pan, c t ma znaczyd?

- Re akt rze, re akt rze, nie p znajesz mnie? kie yś... Kie yś... Nie tak awn ... byliśmy... byliśmy...Ajajaj! Już mnie gania. Ruszajmy, ruszajmy! T ja! Ja! Ja! n mnie zabije na śmierd - goni mnie odtrzech godzin...

Pęklisz bejrzał się- ciężkim truchtem p biegał ku nim gruby ficer.

- NużnikiewiczI- zaw łał redaktor w nieprzebranym zdumieniu.

- To ja, to ja, drogi kolego...

- Nig y nie byłem tw im k legą!

- Byłeś... Byłeś...

- To potwarz!

- Nie pamiętasz? Zap mniałeś?

- Pr szę się natychmiast czepid!

- Re akt rze, każ ruszad, b ten zbój mnie zatłucze- już nie mam sił...

- Za p zw leniem, nig y nie mieszam się cu zych spraw. Pr szę zejśd. Ant ni, ruszaj!

- Nie zej ę... Za nic na świecie...

- Ty paszkwilisto... Ty brudasie...

Page 99: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 99/227

- Mea culpa! Mea culpa! J uż nie bę ę. Hyc! Hyciu! Hycieoku...

- Ant ni, stad!!!

- Bę ziecie winni m jej śmierci! Nar wcy was zlinczują... Panie maj rze... sk oczmy te żarty... baj

mamy syd... - Ja ci am... Żarty... Ja ci...

Nużnikiewicz usk czył za sam chó , b gruby ficer biegł resztą tchu. Wsparł się skrzy łsamochodu i yszał jak miech.

- Mam zaszczyt... Maj r Bałaganiec... 69 p.p.... Ślub wałem s bie... Za hy zenie i szczerstwa...Własn ręcznie... Za bru y i p myje... Wyłazisz mi stamtą ? Pój ź tu- tu sam... O tu... Waruj mi...Łaj aku!...

- A zatem nie przeszkadzam y pan m... Miłej zabawy, panie maj rze... Ant ni- jazda!Sam chó zawarczał, za ymił. baj pan wie bejrzeli się z całym krucieostwem ciekaw ści, ale kurzzasł nił wszystk .

- Ten mu a łupnia...

- M że by je nak należał się tr chę zlit wad, wszak t ... Żeby tak praw ę p wie zied... T d t naszbyły współprac wnik...

- Kłamstw , Nużnikiewicz nig y...

- Redaktorze...

- Więc niech g napierze i za t ...

- Chyba że tak - ale jeżeli kt ś za t sam napierze pana re akt ra?

- Jeszcze się taki nie nar ził- a lb już umarł...

- Panie mu świed...

Leśny rzybunia, stary góral, uskarżał się, że helleniści są bar z kiepskimi r b tnikami i że tylk z

własnej lit ści i z łaski księcia nie wyrzucił ich jeszcze tą na złamany łeb.

- Aha - na złamany łeb - czy m żna wyrażad się tak mł zieży aka emickiej?...

- Niech ta bę zie i nie na złamany, ale j ta jez em sprzęciwny takiej nauce, b z teg i zie ingłupstw .

- Wyp wia a się pan kateg rycznie przeciwk klasycyzm wi, a tymczasem spór t trwa w alszymciągu w całej Eur pie. C praw a Frayenkirch, Sab tanella, v n Kin erbeth, Clarinetti są przeciw, zato takie powagi, jak Pernaud, Katharson, Ernest Cruicshaux, van Dyndel, w ostatnim roku wytoczyliargumenty nie czekiwanej wagi i zw lna, ale stale przechylają szalę na str nę p zytywneg

r zstrzygnięcia.

Page 100: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 100/227

Page 101: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 101/227

- E - co to za las! K rnik w nim sie zi i żre.

- Ach, pr szę nam p kazad weg znak miteg k rnika, którym się tyle czyta po gazetach... O - tamna drzewie... to kornik?

- T jest, pr szę pana re akt ra, wiewiórka... - Wiewiórki też szk zą rzew m?

- Nie szkodzom.

- T bar z brze. Musimy na jesieni r zpisad ankietę wśró p etów na użyciach urbanizmu.

Leśny splunął i szybk p sze ł naprzó . Na p rębie uczynił się sł necznie i wes ł . rzybuniafant wał wie panny, które przyłapał na zbieraniu p zi mek. Ale nie był c im zabrad na fant, b niemiały ani peleryn, ani paras lek, ani kapeluszy, ani lasek, nawet t rebek... Ubrane golutko,

kusiuteok , błagały zmił wanie. - Muszą panie c ś ad...

- Cóż my wam amy?

- To nie moja rzecz - musicie mi c ś ad, b takie praw .

- Kiedy nic nie mamy!

- To aresztujcie nasi

- Nie ma takieg prawa, musi byd c ś z rzeczy ane na fant, ja t zamel uję w P próżnicach, apanie się p fatygują, zapłacą karę i bi rą sw je rzeczy. Takie praw .

- Więc cóż z nami bę zie?

- A nic. Ja p trzebuję mied fant. Czyli wa fanty i już.

Czł nk wie re akcji na eszli i z śd czywistym za w leniem zagapili się na ur ziwe pannice.

- Ach, panie redaktorze...

- Pani mnie zna? - re akt r z warszawskim szykiem uchylił kapelusza.

- Cała Warszawa pana znal...

- Cała P lska...- p prawiła ruga panna. Ch d re akt r awien awna tym wie ział,jednakuśmiechnął się przemiłe. Prze stawił Pęklisza inawzajem usłyszał nazwiska panien: HankaLaurk wska i Mela Albumherczanka. razu znajmiły, że awna piszą p ezje i wciąż n siły się zzamiarem wie zid re akcję, je nak brak im był wagi, becnie szczęśliwy traf p zwala imnareszcie...

- Na p czątek pan re akt r p m że nam wybrnąd z śd zabawneg p ł żenia, tym bar ziej że jest

n bez wyjścia...

Page 102: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 102/227

- Pr szę? Służę?

P wia mi ny w paru sł wach, zapr p n wał leśnemu zapłacenie kary.

- Ja nie mam prawa br ad ręki pienię zy. Ani gr sza! Tylk fant. Takie praw .

- Więc?

- Muszę c ś stad tych panienków...

- Kie y my nic już nie m żemy ad! Nie mamy nawet chusteczek do nosa... Nawet grzebienia wewł sach, b bcięte...

Hanka i Mela p ni sły nagie, pal ne rami na i kręciły się w miejscu- sł oce prześwietlał nawskr ś jak pr mieniami R entgena wątłe, kuse sukieneczki i nie istniejącą b aj resztę- tak dalecebył t cu wne.

- Sami wi zicie, panie leśny- rzekł zachwyc ny re akt r.

- Wi zę, ale nic na t nie p ra zę.

- Więc?

- Nic. Muszą mi c ś ad.

- t mój bilet wizyt wy- teg śd!

- Bilet t nie jest ża na rzecz.

- Ale tam napisane, kt ręczy za te panie! R zumiecie?

- R zumiem, ale ża nych p ręczeniów się u nas nie praktykuje, in same rzeczy.

- Ja wi zę, że nie ga amy się z panem. Zabieramy panie, zwie zimy bóz naszych tragicznychwyk lej nych hellenistów, a p tem wieziemy panie sam ch em.

- Doskonale!

- Przepysznie!

- Pani dawno pisuje, panno Hanko? - p chylił się re akt r na r bną szataoską bl n yneczką.

- Pani dawno pisuje, panno Melu? - szeptał Pęklisz stając ch cz w rugą parę przy b ku m cnej,sprężystej brunetki.

Wieczna mł ści! At li zale wie w blasku sł oca i w w niach żywicznych nawiązały się niewinneiurocze skojarzen ia ich p jęd, już p paru kr kach usłyszeli za s bą gr źny krzyk:

- Halt!!

brócili się. Leśny rzybunia stał r zkracz ny i mierzył nich z ubeltówki. Panny zaczęły piszczed

wnieb gł sy i jak należy p ch wały się za czł nków re akcji. Ci jak należy wypięli naprzó piersi i stalinieustraszeni jak mur.

Page 103: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 103/227

- aj pan sp kój głupim żart m!

- Stary i i t ! Miałbyś interwiew z f t grafią zak piaoskieg p wójneg numeru- rozumiesz?Sameś s bie winien - teraz... bę ziesz miał - przepraszam panie najmocniej, ale z nimi, jak paniewi zą, nie m żna inaczej.

- My nie r zumiemy teg sł wa...

- Ależ t wariat, n g tów napraw ę strzelid.

- Nie powiadajcie mi figl ów, b mam praw strzelad, póki zechcę. Takie praw !

Te sł wa wyp wie ziane z pewn ścią siebie sp za wycel wanej wururki, z gr źnie przymruż nymlewym kiem, wi nęły jak p nury para ks brutalneg życia.

- Cóż mamy r bid, wszystkich iabłów? Pęklisz, aj mu tam c na czepne- razu trzeba był

teg zacząd. Ale redakcja Wiaduktu nie znała ryg ru panująceg wśró służby książęcej. Zale wie Pęklisz wy byłpugilares - wie mł e pary wie ziały się, że sytuacja ich p g rszyła się znacznie.

- Aresztuję bu panów za usił wanie przekupienia służby leśnej p z stającej na służbie.

- Więc c ?

- Ano, pr wa zę panów yrekcji w P próżnicach, stamtą eślą panów p licji wZakopanem la spisania pr t k łu, a p tem m że panów wypuszczą za kaucją r zprawy są wej,o ile jeszcze na t przyzw li są w N wym Piargu.

- A my!?

- Panie mi c ś a zą ze sw ich rzeczy i m gą s bie iśd z B giem.

- Więc chyba p ocz chy?

- M gą byd p ocz chy, byle całe.

- Niech się pan wie nie wracają, my już z ejmujemy...

- Panie leśny, jeżeli pan tylk nie jest wariatem...

- Tyle samo ja waryjok co i pan sami

- Więc weźcie od nas, o - papier śnicę, - macie tu ciupagę... P c panie mają ch zid z g łymin gami? Jeszcze panie g t we sp tkad g zie p r ze księ za lewajtysa z tercjarkami...

- Pan jest niby ucz ny i re akt r, a na niczym się pan nie r zumie. Jakże ja pana m gę c przyjąd,kie y fant musi byd p brany tej właśnie s by, która włazi w szk ę. Pan wie są winniprzestępstwa brazy urzę nika na służbie, a te panny przekr czenia ustawy leśnej.

- Już z jęłyśmy p ocz chy, ale nie puścimy panów w niebezpieczeostwie. I ziemy razem! Co, Mela?

Page 104: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 104/227

- Tak, Hanko!

- Nie ma niebezpieczeostwa, tylk k l salny jakiś absur , ale panie są zachwycające!

- Teraz, moje panowie - tu leśny jął je ną rękę strzelby i czepił ze siebie p str nek zwinięty w

gruby zwój, i cisnął prze siebie- teraz, pr szę, niech je en pan bwiąże rugieg pana m cn wpęcinie je nym k ocem, a rugi pan niech bwiąże je neg rugim, in prę k , b mi już ręcezem lały cel wania...

Wie ząc już teraz z całą pewn ścią, że mają czynienia z niebezpiecznym błąkanym, baj pan wiebwiązali się sznurem.

- Niech panienki teraz p ł żą p ocz szki tam na pniaku... Taki ziękuję- m gą s bie panie iśd! Apanowie - AchtungI Stanąd mnie tyłem...

- A c byście zr bili, jakbym ja tu był sam je en? Kt by mnie wiązał za n gę?- wymknęł się

redaktorowi zjadliwe pytanie.

- Sam byś pan s bie zawiązał!

- A, prawda...

bu im zaczynał się mieszad w gł wie. Z arzenie niewiaryg ne, p tw rne- a jednak...

Na t z p chył ści zb cza zjeż żał ur czysty p chó . Trzech ziel nych haj uków pieszych z blachamina piersi p prze zał białeg k nia, na którym sie ziała imp nująca, tyła pers na w ziel nympłaszczu spływającym samej ziemi. Fantastyczny garybal yjski ziel ny kapelusz z rlim piórem

rzucał cieo na twarz tyłą, wielk paoską, mą rą i krutną. Za samym g nem białeg k nia kr czył jeszcze trzech ziel nych haj uków.

- Pr szę pana! C ten wariat paoski leśniczy wyrabia z nami...- redaktor, zduszony przez oburzenie,nie mógł więcej mówid.

- skarżam pana prze całym cywiliz wanym światem! - ryczał Pęklisz i rzucił się ku ygnitarz wi,zap mniawszy, że jest uwiązany za n gę. Szarpnął się i przewalił się na ziemię, balił i re akt ra.Zapiszczały panny st jące p al na pieokach.

st jnik nawet nie raczył sp jrzed na jeoców ani na panny. Ani rgnął. Patrzał w al kamiennymwzr kiem. Leśny regulamin w nie ejm wał br ni ka. Sześciu haj uków stał jak wk pani.Skamieniała w bezruchu biała k była tylk g nem ganiała się bąków miar w i ur czyście.Nareszcie generalny pełn m cnik wyciągnął sp peleryny rękę w zielonej rękawicy i r zp starł ją, jak lbrzymi wachlarz na całym zajściem.

- C k lwiek tu miał miejsce, przekr czenie leśne, wykr czenie leśne, a ch dby przestępstw leśne, zokazji przybycia na nasze ziemie najjaśniejszeg wielkieg a mirała ja, Wiór sław ychta-Trociniecki,generalny pełn m cnik i l k tenent jeg książęcej m ści, głaszam łaskę amnestii na przeciąg trzech

ni najwyższeg tu przebywania. rzybunia! Jestem z ciebie zadowolony!

- Sługa książęcy, jaśnie wielm żny panie yrekt rze!!

Page 105: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 105/227

- Trombalec! O znajmisz je n stk m ujętym, żeby najkrótszą r gą puściły teryt rium naszegpaostwa leśneg Zimne N ry. Pilnuj, niech nie zabi rą p str nka. rzybunia! Br o n gi!

Leśny, uszczęśliwi ny p chwałą, uczynił wa szybkie chwyty, ale zawi ły zmartwiałe ręce, wururkabsunęła mu się, ale p chwycił ją we mgnieniu ka- i nagle a niespodziewanie jeden po drugim

huknęły wa strzały i parę śrucin zawa ził skamieniałeg białeg rumaka. K była żyłanatychmiast w najgwałt wniejszy sp sób. Wielk rzą ca błapił ją za szyję i sa ził w lbrzymichsusach w głąb liny, kazując tył znacznie szerszy za u tyłej klaczy. Haj ucy p pę zili za nim iznikli za zakrętem leśnej r gi.

- Dawno pani pisuje, panno Hanko?

- Mela, kie yśmy t zaczęły?

- W sió mej klasie.

- Zapewne liryka mił sna?

- Prę zej er tyczna...

- Na kim się panie wz r wały?

- Jedna na drugiej.

- A stu i wały panie Mirabella?

- Nie.

- M że M ugataLe rituel ér otique ?

- Nie.

- A m że panie h ł ują naszemu Babsztyl wi?

- Pfe!

- Bar z brze. Winszuję pani m sam zieln ści w tak mł ym wieku. Czy panie już c ś wy ały?

- Nic.

- A g zie panie w góle ruk wały?

- Jeszcze nigdzie.

- Z umiewające! Ale je nak zgłaszały się panie ze sw imi p ezjami pism? których?

- Jeszcze ża nych. Chcemy siągnąd sam p czucie i sam p głębienie.

- Niebywałe! Abs lutnie niep jęte! Niezmiernie t rza kie w naszych czasach i zasługuje na najwyższep chwały! Już t je n wystarcza, żeby mied paniach wyr bi ne p jęcie. prawdy, panie sąz umiewające.

- Zachwycające!

Page 106: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 106/227

- Prześliczne!

- I takie utalentowane!

- I takie mą re!

waj re akt rzy przez łuższą chwilę mawiali u stóp mł ych aut rek sw je a racyjne litanie.ziewczęta stały b s na wóch pieokach, wśró kwiatów i traw, wiane zapachem p zi mek,

których p pr stu czerwieniała cała p ręba. Sł oce prześwietlał je na wskr ś, lekki p wiew szemrałw sukienkach jeszcze lżejszych, nie zana t , ale tyle, ile był p trzeba, słaniając p sąg w związane k lana, p wlecz ne zamiast p ocz szek bursztyn wą patyną palenizny.

- Cu wnie pal ne nóżki- i jak równ miernie - panie zapewne ch zą b s ?

- Owszem, ale do prawdziwie artystycznego opa lenia nóg trzeba je namaścid płynem „Balla yna” wsam p łu nie.

- Są ziłem, że teg celu służy „Messalina” magistrów Szantażyckieg i Syf na?

- „Messaliny” używają tylk starsze panie!

- Przepraszam... praw y, tak mał mam czynienia ze starszymi paniami I

- Nie ziwię się panu, ale starsi pan wie nieraz bywają napraw ę interesujący. czywiście, nie literaci- ale na przykła malarze? Muzycy?

- M że muzycy, ale malarze? Jak t pani ujmuje?

- wszem, prze e wszystkim malarze jak świa czeni plastycy.

- A więc i rzeźbiarze?

- Ci są zana t brutalni, za twar zi.

- Nawet Rodin?

- Nie znam g s biście.

- Ani ja!

- A pani, pann Mel , zga za się z przyjaciółką w tych ciekawych cenach?

- We wszystkim się zga zam z m ją Hanką, przecież my piszemy razem, jak nier zerwalny zespółtwórczy, tak sam jak pan wie G nc urt wie. Wszystkie nasze p ezje są wspólne...

- A więc zjawisk je yne w literaturze p lskiej! Dlaczegóż panie ukrywały się tak ług prze e mną?

- Byłyśmy nieśmiałe.

- Ależ tak nie w ln ! Panie muszą się nareszcie sł nid! Na p czątek aję r zp rzą zenia paop je nej szpalcie. Wpr wa zam panie w świat, c zresztą jest la mnie zaszczytem.

- Re akt rze, pamiętaj się- bąknął Pęklisz p n rwesku.

Page 107: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 107/227

- Wiem, c r bię- burknął re akt r p uosku.

- Panie re akt rze! Najuk chaoszy! ,- Nie zawie ziemy paoskiego zaufania! A - Pod jakim mianemwch zą panie literatury?Ra zę unikad p wójneg nazwiska, przyp mina t firmę han l wą.

- Przenig y! My jesteśmy je ną niep zielną ist tą! - Mamy sp r pseu nimów wyb ru, tylk jak ś nie m żemy się z ecy wad statecznie.

- A więc pr szę...

- Phoenissa?

- Już jest taka!

- Co za szkoda... Pravitri?

- Jest!

- Cóż t zn wu? Więc c ś p lskieg : Amelia Hanna Tęcz grajska?

- Mamy już panią Tęcz prajską- m gą byd niep r zumienia z krytyką. Ta pani jest nieszczególnien t wana, a zresztą t już bar z stara p etka.

- Placyda?

- Są takie wie i ża na nie chce ustąpid, krytycy bi rą je ną za rugą, a niektórzy za je ną je yną, tęsamą - mam z nimi uż kł p tu za każ ym n wym zbi rkiem, p wa razy na r k, na szczęście jedna

wych zi za mąż, a ruga, jak się sp ziewam, jest umierająca.

- Biedna...

- Ale cóż p cząd? Mamy jeszcze je n - łena Hra yska, bie p ch zimy z Ukrainy. Takiej zpewn ścią pan nie znaj zie?

- Jest pani Helena Hra yszczak, p wieści pisarka hist ryczna, aut rkaWnyków w łyoskich, znowubę ą p mylenia.

- T nieszczęście! Niechże nas pan sam chrzci- z góry się zga zamy!

- Krótk , niezaściank w , niec zaga k w i zwyl tem w szer ki świat- jed nym sł wem, t ut court:Melba!

- Cudownie!

- Zga zamy się.

- Jeszcze nie wszystko - amy na samym k ocu „h”, bę zie t r binę w guście hin uskim.

- Wspaniałe!

- Re akt rze! A zasłuż na aut rka sztuk luowych, autorka Gucia z Koprowej Wody i Stelmach czyk ł ziej?, poczciwa pani Maria Mehlbach?

Page 108: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 108/227

- A niechże ją wszyscy iabli!- re akt r zamyślił się na chwilę...

- A więc nic nam nie p z staje jak jen k nkurs i p wszechne, równe, tajne gł s wanie czytelnikówWiaduktu . Umieścimy bliźniaczą f t grafię bu pao, t, na tych pieokach, a p sp em trzywybrane p ezje i rnament zak piaoski - aję pani m całą k lumnę!

- Redaktorze... Redaktorze... Redaktorze - m lest wał Pęklisz p chiosku, ale Hyc u ał, że nie r zumieteg języka.

- Kolego, do aparatu! Niech panie ujmą się za ręce - tak. K leg , tylk mierz pr st p sł oce!Pr szę się uśmiechnąd!

- Ale musimy wł żyd p ocz chy, buciki!

- Nic p bneg ! Mój zak piaoski numer p wójny pr testuje przeciwk na użyci m urbanizmu!

F t graf jeszcze mruczał, ale czarna Mela sp jrzała nao kątem ka sp przymruż nych rzęs i Pęklisz- jak ręką jął- przestał się wz rygad.

G y wsia ali sam ch u r zszczebi tani, mł zi i szczęśliwi, nagle Pęklisz przyp mniał s bie-pe ant re akcyjny, który wszystk brał p ważnie.

- A helleniści?

- N , cóż helleniści... P c wpr wa zad zgrzyty wakacyjneg numeru?... a się wzmiankę...

- Je nak nawet wzmianki trzeba ch d c śk lwiek...

- Mam aż na t materiału z wywia u z leśnym.

- Re akt r zap mina, że nie mamy z jęcia teg bałwana.

- Z ejmiesz pan pierwszeg lepszeg górala.

- A strzelba?

- Cóż, u iabła, t leśny nie m że nawet na chwilę z jąd strzelby? Mam już tytuł: „Czł wiek natury n w czesnym klasycyzmie”. Jeżeli helleniści są przeciwneg z ania, puszczę i ich głsu.

P jechali K zim Lasem. Tuż za R baczk wym Zakrętem ujrzeli w przel cie, jak Nużnikiewicz, leżąc wr wie, pił w ę z zeszł r czneg śniegu, a p rugiej str nie sz sy, w rugim r wie, gruby maj r,p r zpinany i r zmamłany bezwsty nie, leżał na wznak, r zkrzyż wany, ysząc w p g ne nieb .

- Przewieziemy panie tr chę - Ant ni, je ź na Part łówkę, miniesz Cycagi i przez Gmyrlę wyje ziemyna główną sz sę!

- Re akt r zap mina, że na pierwszą minut sie emnaście mamy wywia umówi ny z Uja są!

- Kto to taki? - spytała Mela.

- Ach, m że t Hiszpan? Niech nas pan wie zabi rą ze s bą!

Page 109: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 109/227

- P eta z K lumbii i Ekwa ru, Uja sa a Psisc , który przy gitarze śpiewa sw je balla y-zeszł r czna nagr a Baytla- k niecznie musimy zatrzed niemiłe wcz rajsze wrażenie, na jegok ncert nikt nie przysze ł.

- Ach, my z Melą zatrzemy wszystk ! Z baczą pan wie!

- Jest wpół rugiej...- wahał się re akt r. G y puszczali się zak sami ze Gmyrli, na je nym zzakrętów ujrzeli krzyż z Męką Paoską, a p nim na kamie niu sie ząceg stareg górala.

- Ach, jaki stary! A ch, jaki miły! Pr szę stanąd i zaraz sf t graf wad g la nas! Panie redaktorze,pr szę mi p życzyd ch d z pięd ziesiąt marek, muszę mu ad - pr siła Mela Albumherczanka.Wysk czyła z auta i z niewysł wi nym w ziękiem p eszła żebraka. Pęklisz wygrabusił się zsie zenia ze sw im wielkim aparatem, re akt r przysunął się bliżej Hanki.

- Na wieki wieków, staruszku. - p witała g Mela. Na wi k pięknej ziewczyny w zgrzybiałych czach starca zatliły się gniki p wracająceg życia. Wśró sieci zmarszczek ciemneg , uwę z neg wwichrach blicza przebiegł cieo awn zap mnianeg uśmiechu. Z nieprzebraną w zięczn ściąprzyjął z cu nych rączek jałmużnę i zaczął bełk tad sw je m litwy i bł g sławieostwa. Pękliszr zstawiał trójnóg. P chwili wysia ła i Hanka, za nią re akt r.

- A m że byście wstali? M żecie jeszcze stanąd na n gach?

- A m gę, m gę, panieneczk ...

- Niech lepiej sie zi z niec wzniesi nymi rękami, jak Sabała na p mniku.

- Szk a, że nie ma gęśli...

- Nie maci e tu g zie gęśli?

- Gęsi? Nie mam... Nic nie mam.

- Gęśli!

- Ani je nej gęsi...

- Nie słyszy.

- Piękny kaz. Re akt rze, stao k ł nieg , bę zie bar ziej charakterystyczne- star śd i mł śd,prostactwo i najwykwintniejsza kultura.

- K leg , tylk żeby był wi ad szczyt Piw ntu, m żna t bę zie ad artykułu „Nasza re akcja wTatrach”.

braz był charakterystyczny. Piękny mł y czł wiek w nieskazitelnie pras wanych sp niach, zniep szlak wanym prze ziałem na szlachetnej czaszce ług gł wca, z za umąw oczach a zarazem znie ającą się zaprzeczyd inteligencją, w białych trzewikach na gum wych p eszwach, sprężysty,g tów przesk czyd każ ą przeszk ę wi ącą celu upragni neg przez naró- a obok niegop stad ze starej legen y tatrzaoskiej, z ługimi białymi wł sami, spa ającymi na rami na, wyschłej,p rys wanej twarzy, jakby w rzewie rytej przez znak miteg bieżysasa, w zgrzebnej jen k szuli iw takich samych portkach, bosy i ubogi na ciele i na duchu - a b k nieg świetny talent, umysł

Page 110: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 110/227

wszech garniający, byty z najp prawniej zi entyfik wanymi talentami nar u i za pan brat zgeniuszami świata, sę zia i r zjemca, superarbiter w zawiłych a tak częstych zatargach twórcz ści zp w zeniem, ten, który bez prawa rekursu wywyższa i strąca w nic śd, lew najświetniejszychsal nów i kawiarni st licy, b żyszcze wytw rnych k biet, ach, p trzykr d szczęśliwy- a obok niegowiek wy żebrak, zia z g ścioca, gasający w nę zy wśró uk chanych gór, nie zaznawszy w życiuniczeg prócz p zi mych tr sk i głupiającej pracy, nie znany nik mu w Warszawie, puszcz ny przezwszystkich - a b k nieg z i nizyjskim uśmiechem na ustach wytwórca i zbieracz twórców, czł wieknależący hist rii, je en z w zów ep ki, p prze nik i prekurs r wszystkieg , c ma byd lub nie byd- a b k nieg wi m bezimienneg gr bu, szczątek ciemnej lu u masy, żyjącej li tylk jak zimnep ł że martwicy p życi ajną glebą r zącą kwiaty talentów; a b k nieg Pęklisz, zapal ny wyjątk w ciekaweg z jęcia, nakryty czarną płachtą,manewro wał trójn giem.

- Staruszku! A p suocie się krzyneczkę na lew ! Słyszycie mnie?

- yd słysę, słysę...

- I patrzajcie pr st w tę czarną ziurę...

- Tac j patrzę, patrzę...

- Mela, n nie rywa czu ciebie. Sp bałaś mu się bar ziej niż ja!

- Staruszku! A którą byście z nas w leli? Mnie czy tę maluśką bialuśką?

- He-he-he... He-he-he...

- Ale powiedzcie!

- Przypatrzcież się brze i ga ajcie...

- He-he-he...

- No!

- To wom powim, co wom powim, ale wom powim - jak t u nas górale p wie ają- bia ł wcp przó skika, a c rniutka in za em bryka.

- Aj, nie r zumiem, la której t z nas większy k mplement?

- Co to znaczy?

- A t za przepr seniem panienków, jak barana, teg tryka, wców na hali przypuscają...

- Masz ci los.

- Jak to przypuszczają? Kt przypuszcza?

- Pann Hank , ja przypuszczam, że t już jest z h wli inwentarza... ajmy lepiej sp kój.

- A c t , na książkach się m licie, umiecie czytad?

- Umię ta p w ludku, sp trafiem.

Page 111: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 111/227

- T wy bar z p b żni! uż się m licie?

- Bajt ś ta mał . Pana B ga tyla t lu zi skamła! Trza g straśnie na ręczyd, umitrężyd, aż mu sięzaś znu zi, że splunie i c ś tam cłeku z teg nieba cyknie na sw je święte czepienie.

- Filozof z was nie lada...

- Mela! Panie redaktorze...

- Doprawdy!...

- No-no... No-no...

- T ż t Chrzciny barona Wyszmurfy!! I wy to czytacie?!!

- A pocytujem se, jo...

- I rozumiecie z tego bodaj cokolwiek?

- Sytka prec rozumie, fajniutko nadrukowane, na wyrozumienie.

- I p ba wam się ta p wieśd?

- Dobra jest rzecz.

- M i r zy, ależ nawet ja sama jej nie r zumiem! Nawet sam aut r! Aut r, t takie sł w naznaczenie pana, który tę p wieśd napisał z gł wy. I ten jest niepewny teg , c sam napisał. A cóż

dopiero wy?

Re akt r był tak przeraż ny tą niepraw p bną zaga ką, że aż r zejrzał się k ła, spraw zając,czy t przypa kiem nie sen... I panny były sz ł mi ne. I Pęklisz w czarnej płachcie na gł wie stałzbaraniały - a stary nic.

- Nie r zumiecie, b ście mł y, a pana aut ra warujcie się pytad, b t wasza rzecz jest r zumied, banie jego.

- T p glą przestarzały, r mantyczn -natchnieni wy alb też rew lucyjnie n wy, superrealistycznyczy jak tam jeszcze...

- Cytajcie p w ludku, p lekudku a cierpliwie, ba nie wartk , nie na raty, t j ziecie całeg sensu.

- Ależ ja nie mam czasu, g ybyście wie zieli, c za mnóstw rzeczy czeka m jej ceny!

- A wy, gazdo, dawno to czytacie?

- Cytom - czekajcieże - na święteg Michała bę ą trzy r ki, jakem zaczął.

- N , t już p pr stu niem żliwe... I jeszczeście nie sk oczyli?

- ziś ran zacząłem kartkę sie em ziesięd i ziewiątą. Akurat tyle tyż mam r ków.

Page 112: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 112/227

- Niesłychana s bliw śd- t góral ze starej, zanikłej już kultury zak piaoskiej- kaz wymierający zep ki Mł ej P lski na tatrzaoskich wakacjach, znad, że tarty z literatami, których pr wa zał pgórach. Pęklisz, r bimy wywia . Słuchajcie, gaz ...

- Ja ta nie gaz a, ub gi jez em, in kątem sie zę u gaz y.

- T nik mu nie uwłacza. A pr wa ziliście p górach panów literatów, takich, c książki piszą?

- Prowadzalim si ę ś’ nimi za mł ych lat, czemu nie, z panem Sybirkiem, z panem Firlejuszem, zgniłkiem, z Balthaizairem, z panią R iz ziewicz wą.

- Ależ n zna ich wszystkich! T niewyczerpana kr nika tej strupieszałej Mł ej P lski. N i cóż-opowiadajcie po kolei o każ ym.

Stary góral wysilił się w pamięci, chrząknął, p niósł kciuk lewej ręki i p ł żył na nim wskazującypalec. Zaczynał liczyd na palcach, żeby się zaś nie zmylid. Ale panny wciąż kręciły się k ł nieg i nie

ały się staremu skupid. Łypał na g łe rami na i bar ziej jeszcze na panienczyne nóżki, jakich się niez baczy na P halu ani w Hrubem, ani zaś w Cienkiem.

- A c t za fajniuśką spinkę macie na szyi? Pewnie bar z stara- prze ajcie mi ją, bę ę miała zimowego kapelusza...

- Mela, t ż t krzyżyk, nie spinka.

- Gaz , c t , krzyżyk czy spinka?- Hanka, t chyba jakiś góralski amulet? prze ajcie mi t !

- Ta to nie na sprzedaj, bo to mi jest, panienko, wy zielune przez wielką s bem jak , nie p wiem,

na gr ę, b m g ny nie jest i nie beł, ale, wicie wy, tak się t nazywa z urzę u- polskieprzyr zynie, czyli ześ taki r er, p wie ają, że jeszcze na tyn przykła ficjerski. He-he-he...

Wszyscy wytrzeszczyli czy, a panny wy awały takie piski, że nawet sceptyk fil z f, który już tylewi ział, sz fer Barnum, ł żył numer Żółteg K mpresu, w którym był zaczytany, i wylazł z maszyny.

Ist tnie w brzeżu r zchełstanej nę znej k szuliny, na k ścistej, czarnej bru u i sł oca ecepiersi wej górala, t nąc w siwym wł sieniu wisiał na wypełzłej wstę ze, zmięt sz nej i skręc nej nasznurek, autentyczny ficerski krzyż P l niae restitutae.

Pierwszy burzył się re akt r, który p sia ał tę znakę35 i miał właśnie na s bie jej miniaturę wklapie białej kurtki. Jeszcze bar ziej burzył się Pęklisz, który niej aspir wał. Jeszcze bar ziejBarnum, który się jej nie sp ziewał.

- Ską t macie?! Pr szę natychmiast z jąd! A t bezczeln śd! Ależ t pr fanacja wys kiegodznaczenia!! Jak ficer P lski r z nej nakazuję wam ad ten krzyż. Zarazem p ciągam was

p wie zialn ści za nieprawne n szenie ek racji i r erów- paragraf 311 Ustawy Karnej.Sia ad z nami sam ch u- jesteście areszt wani!

- Re akt rze, zlituj się na bie nym, głupim staruszkiem!

35 Za usługi związane z niezm r waną selekcją talentów i za ufun wanie prze w ma laty aka emiiliterackiej swojego imienia.

Page 113: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 113/227

- Przecież n nawet nie r zumie, czeg się puścił!

- Nie, panno Hanko! Nie, panno Melo! M im b wiązkiem jest czuwad na każ ym kr ku...

- Na pewn k muś ukra ł i para uje teraz, a głupim g ści m p wia a, że jest ygnitarzem

zre uk wanym na bruk i bez śr ków życia! Spryciarz, praw ziwy góral- sia aj n tu k ł mnie,sia aj z brej w li, k chany bac , b ja cię p sa zę- zapraszał Barnum.

Stary struchlał i trzęsącymi się rękami zaczął wiązywad z szyi wstęgę zam taną na węzeł. Ręce murżały, prób wał i zębami, ale stary węzeł nie puszczał. Ręce mu pa ły bezsilnie.

- Zawiązad s bie k szulę p szyją, żeby nie był wi ad, i jaz a! G y g tak wieziemy, bę zie tcorpus delicti a zarazem in flagranti.

Góral skrzywił się jak płakania i wstał, a n gi się p nim trzęsły. Sięgnął głęb k za pazuchę,wygrzebał zmięt sz ny, bru ny świstek i p ał re akt r wi.

Hyc z brzy zeniem r zwijał zlepi ny papier, a g y g r zp starł, trzy za ek wane pchły wysk czyły zkumentu na jeg białą szatę. sk czył jak jeleo, a g y sp jrzał na papier, z ębiał i zbaraniał.

P cierał ł nią cz ł , przymykał czy...

- Jak to?! Jak to?! To pan?

- J , pr sę łaski pana re akt ra... T ja...

- T pan jeszcze żyje? II

- Pięknie przepraszam pana re akt ra, ale żyję ta jeszcze, żyję - za przyzw leniem b żym...

- Więc pan nie umarł?!

- Jeszczem nie p marł - pr szę mi piknie ar wad...

- Kto to taki?

- Kto on jest?

- T Bartł miej Tłuk, były nieg yś literat! Panie Tłuk, przepraszam za niep r zumienie, ale któż by sięsp ziewad mógł... C za l sy! Moje uszanowanie panu! Jestem redaktor Wiaduktu - Hyc... Słyszałpan zapewne?

- Nie, nie słyszałem...

- Co za idiota! - wyrwał się re akt r wi, na szczęście p węgiersku.

- n tylk zap mniał, b nie mógł przecie nie wie zied! - br niła g Mela.

- Pan Hyc? Redaktor Hyc? - przyp minała wzburz na Hanka.

- Nie, panienk , takieg nie pamiętam.

Page 114: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 114/227

- Mniejsza o to - wybaczył re akt r- anamnesia senilis i tyle. Zaraz uczynimy próbę. C pan napisał wsw im życiu? Jakie p wieści?

- Pisałem... uż pisałem... Ale... Ale...

- uż , b uż , ale g ybyś pan pisał lepiej, t nie sie ziałbyś pan zisiaj p krzyżem.

- A c n napisał takieg ?

- Nie pamiętam, nic nie czytałem.

- Ani ja, ale imię i nazwisk brze pamiętam.

- I ja!

- Taki stary pisarz p winien by mied jakąś emeryturę alb byd umieszcz ny w przytułku la starców isierot - t praw y burzające!

- Jeszcze czeg , w naszej P lsce! Burżuazja bę zie myślała zasłuż nych lu ziach pióra? Niechz ychają z gł u!- ir niz wał Ant ni, który lubił b lszewiz wad p z stając w wiecznych zatargach zp licją za przejechanie i jaz ę w stanie nietrzeźwym.

- Jakże teg szł , p wia ajże pan! Ja t wszystk wy rukuję, niech cały świat wie...

- Nie sp bałech się p sam k niec i pan wie krytyki mnie zry uk wały. Bez r k byłem we służbieza w źneg u meg statnieg wy awcy, pana Lunaczarskieg , w Grójcu, alem raz mu zgubił wekselna pięd zł tych, więc mnie wziął i wygnał. P tem prze awałem na k lejce, na grójeckiej, resztki m ichnakła ów za pół arm - ale i tak ani pies z kulawą n gą nie kciał brad, a na ten k niec k n ukt rwyrzucił mnie w biegu p Bani chą, g ziem pół r ku przeleżał we śpitalu. Żebrałem na Wiejskiejulicy prze Sejmem razem z kupą inszych k legów, malarzy, muzyków i akt rów, czekając naukwalowanie ymyry tury la strupieszałych pisarzów, ale uchwały nie był , in wsp m żenie lekuokiez łaski prześwietneg pana marsiałka - t te utki sytk bez reśty zabierał s m Chwarc, b wciużzgrywa się w karty z tymi hrabskimi szulerami, t p trzebuje, a mnie ani insym ani razu nic nieprzypa ł . Więc raz chwyciłem na ulicy sameg pana marsiałka Tr mpetera i m żem c takieg jemurzekł, czeg nie spamiętam, b m z tej krzyw y pijany beł. n mnie kazał zabrad i wnetki wieźlimnie Tw rek za brazę takiej pers ny, g zie był sp r naszych, ale więcej mł ych niźli starych,więc sp k jn ści mał , in wieczny rejwach a skręt. Tam tyż mnie sze ł i ten r er sie em

r ków zapóźni ny, b w tej głównej r er wni nie m gli się mnie pytad, jak żem n c wał pm stem, w szynku alb g zie się ał . pier jak zesłabł ciężej na tę w ę we gł wie awniejszypan minister Kulebiaka, ten sam, c mi tej chwały użyczył, i z wielką para ą przywiezi ny był Tw rków, p znał mnie p czciwy człek i zaraz napisał, g zie trza. T pir przybył sam pan śtucnydepartament, ekscelencyjo pan Obora, i mnie przy wszystkich dochtorach z wielkim gadaniem na tym

r erze bwiesił i p jechał. Ale nie na bre mi się ta łaska bróciła, b pier literaty waryj kiwzięły mi zaz r ścid a u ręczad, a g zie mnie który pa ł, t prał, żeby mu ad t m je

r zynie. Myślę sobie, dobrze nie bardzo - uciekłem i za śtreką brzem zmiatał. W Częst ch wienap tkał mnie pan wy awca Lunaczarski, b n na p kutę tam był zesłany za zastrzelenie wp je ynku pana M rta eli, chtóry kie yś pana k legę, Firlejusza, trzymał w zierżawie, i ał mi na półbiletu Trzebini. We Trzebini nalazła się taka stara pani, c naczyniła gwałtu, i na mój chó

Page 115: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 115/227

amat ry grały mój ramat Elżbieta w str ju nie bałym, ale cóż, nikt nie przysze ł, b ksią z wnie zielę bwieścił mnie za farmaz na i p licja mnie wygnała z miasta. Więc...

- N , bę zie chyba syd, panie Tłuk. Ja t wszystk gł szę.. C za skan al! Ch d właściwie... Źle, jakkt za ług pisze, a jeszcze g rzej, jak za ług żyje. C ?

- Święte sł wa pana re akt ra...

- Jednak jeszcze tam kto ś panu pamiętał prze paru laty. P czas wyb rów m jej aka emii miałi pan kilkanaście gł sów jakichś starych panien, Pęklisz- wal n g prę zej, b czas na bia .Ale z małeg k aczka, b szk a użej kliszy.

- A uż pan zarabia?

- Nie brak d brych lu zi, ają ub giemu. Mał który mnie p minie nie b arzywszy. Zawsze lepiej nasw im niż z wy awcą…

- Tylk ra ziłbym panu nie zanie bywad się tak- zauważył re akt r zwracając mu ypl m- pchełaż się na panu r i.

- W lę ja, pr szę pana re akt ra, z m imi pchłami jak awniej z panami krytykami.

- Żegnaj, gaz !- przesłała mu ręką całusa Hanka.

- Na wieki wieków, staruszku! - żegnała g Mela Albumherczanka.

- N , wi zenia. Energicznie up mnę się paoską krzyw ę, ch d i w literaturze jestemzw lennikiem praw natury. W każ ym razie p ejmę starania, żeby panu an k ncesję na jaką małątraficzkę. brze?

- Niech Pan Bóg wynagr zi panu re akt r wi! Niech Matka B ska... Ale praszam się łaski pana redaktora...

- Co jeszcze?

- B zanim bę zie g t wa ta trafika, czy nie mógłby mi pan re akt r użyczyd z je neg papier sika?

- A, pr szę, pr szę...

Re akt r p żegnał się łaskawie z weteranem-inwali ą. P ał mu nawet rękę. Stary Tłuk p kł nił musię k lan i ucał wał re akt rską rękę. P jechali.

Page 116: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 116/227

XV

Przez cały zieo krążyły p mieście p mniejsze k rp racyjne p ch y z rkiestrami, a na g zinęsió mą wyznacz ny był p chó generalny, w którym cała lu n śd i g ście mieli u ad się na w rzecwitad wielkieg g ścia. Na gwałt ek r wan my ch rągwiami i zielenią, na ulicy March łt wskiejwzniesi n sześd bram tryumfalnych36. Na gwałt zbieran p atek p główny na k szty przyjęcia ibia a temu, kt się ciągał...

P bierała p atek i tw rzyła Straż bywatelską przy p ch ach mł zież przywiezi na niawcz rajszeg specjalnym p ciągiem. Była t brana, inteligentna mł zież, przeważnie znajwyższych klas gimnazjalnych raz z przer zmaitych wyższych uczelni, przy ziana w żółte k szule,a zamiast lasek lub ciupag n sząca wysmukłe pałki gum we. W skła wycieczki wch ziła rużynapsów p licyjnych, bermanów i wilków, specjalnie tres wanych la wywia u, p ścigu i kąsania wterenie górskim. Ciał pr fes rskie przew niczące tym wycieczk wicz m skła ał się z wybitnychpe ag gów-specjalistów . i sp rt wców wykła ających gimnastykę raz te rię i praktykę gier naświeżym p wietrzu, nie awn wynalezi nych i wpr wa z nych we Wł szech.

Już w parę g zin p ich przybyciu zapan wał wz r wy ła w cha tycznym życiu sez n wym, g ziezazwyczaj nikt nie szan wał ustaw i przepisów. Ustał niezn śny tł k na Człapówkach, sklepy byłypuste, kawiarnie puste, dancingi puste, l u zie p kryli się p mach alb li też wyszli w góry, że niepowiemy - uciekli. We wszystkich jeż żających p ciągach pan wał ścisk śmiertelny, a na stacjimiały miejsce g rące sceny. pier g y Straż bywatelska zapr wa ziła specjalne przepustki nawyjaz , p parte gum wymi pieczęciami, stacja k lej wa pust szała, a ch d p ciągi ch ziłypuste, t p paru g zinach wracały je nak pełne p brzegi. Patr le żółtystów, jeż żące pwszystkich ulicach na zarekwir wanych sam ch ach, czuwały na wszystkimi. We wz r wymp rzą ku były się prze p łu ni we próbne niejak p ch y k rp racyjne, p prze zane izamykane przez karne żółte plut ny, g y bu ch nikami szły ich b czne sł ny, strącającprzech ni m kapelusze z głów i waląc gum wymi prętami za niebaczniejsze sł wa.

P pierwszym, najbar ziej imp nującym p ch zie pensj natów i pensj narzy nar wych, któreg łączył się mnóstw publiczn ści i gapiów, miast zamarł w skupieniu i w czekiwaniuwy arzeo zg ła nie ających się przewi zied. W p ch zie tym w śnieżn białych sukniach czterysi stry Trychioskie ni sły ukwiec ny feretr n z p bizną a mirała na prze niej str nie, a z tyłu zsymb liczną p stacią P lski, st jącą p pas w m rzu. Za nimi kilkaset właścicielek, zierżawczyo i

yrekt rek pensj natów p przew em zasłuż nej, grubej pani Kacz, właścicielki star m negpensj natu „Swistakówki” na Księżej Górze. Za nimi tłum pensj narzy i pensj narek, trzymających się

36 1. Brama gminy: „Witaj w zu!”, zbu wana z pik, z bytych na Czechach na Żółtymi Stawami. 2. Od ku pców kat lickich: z pustych pak p t warach, p wlecz nych gipsem, c ;czynił wrażenie cykl piczne, znapisem - „Swój sw jemu na sw im i sw jel” 3. g ści: „Witaj g ściu jak u siebie w mu”, cała upleci na z k s rzewiny, z tarczą herb wą Sinaw a-kajuta w szarym polu itd.4. przemysłu g sp ni -szynkarsk eg : zbu wana z pustych antałków i z pustych butelek. Napis:„Wszystk la Ciebie, Panie!”

5. bractw, sióstr tercjarek, s alicji i innych rganizacji nab żnych: „P Tw ją piekę garniemy się,bł g sławi ny Te filu- mó l się za nami!”, 6. óbr książęcych brama str łuk wa z lajśni i z wiórów: „Witam Cię, H sp ynie, na m jej ziemi!”

Page 117: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 117/227

p ręce szóstkami. rkiestra k miniarzy n w piarskich grała znaneg Marsza morskiego 37, a wprzerwach plut n cz ł wy żółtystów śpiewał swój wzni sły hymn:

P żółtym sztan arem, zwartymi hufcami, Przysięgą związani na życie i sk n,

Z mł ścią i z wiarą, wszak przyszł śd prze nami, Kroczymy, kroczymy, gdzie wiedzie nas on.Mąż, wskazany l su palcem,

patrzn ści zwiastun nasz, ceanów był zuchwalcem -

Teraz, Polsko, jego masz!

Majestatyczne ak r y mł ych gł sów znami n wały brzask lepszeg nia la sk łataneg nar u.Wszyscy, całym tłumem p wtarzali sławny ów refren, ni sący nam, którzy teg tak p trzebujemy,tchnienie czynu i bohaterstwa:

Pał ! Pał ! Pał gum wa, Brzękniesz sł w i rzecz g t wa! Pr st , jasn pr wa źże nas w al! Eja! Eja! Wa lże, walże, wal!

W pieśni tej nie był przechwałki ani frazesu. P haratanych przy tych wzruszających pr cesjach byłsp r , ale zn wu nie tak wielu, jak tym krzyczan p tem w Warszawie. Przeważnie wystarczał samp strach, w zi t , że energiczna i r zennie nar wa wła za bę zie zawsze u nas słuchana, g ytylk za p stawy rzą zenia weźmie argumenty nie parte, które trafią każ eg przek nania.

Zresztą we pałki były na wskr ś n w czesne i humanitarne, ich za aniem nie była chęd kuczeniaani zemsta , przetrącanie k ści lub br o B że- śmierd; p w łane były ne, by pamiętad, p uczyd, bywyjaśnid i p przed pewne pr ste praw y, które la wielu wy ają się zbyt sk mplik wane, a przez t itrudne.

Panika, wyw łana przez pr cesje, miała użą wart śd wych wawczą. Jeszcze prze bia em zaczęłynapływad akcesy wielu sób p mieszcz nych na listach nieprzeje nanych, a reszta uciekła. Skazaniprzez Tajny Trybunał Trzech star taternicy znikli z wi wni, p ciągając za s bą wielu innych, którzynie byli obj ęci wyr kami. Warch li p szli w góry p mim niepewnej p g y. Ży zi na gółzach wywali się na zwyczaj p prawnie, ale prze tem u ał im się wyjechad c je neg .

Bar na Kneipenheima i jeg przyjaciół wyrat wała z tru neg p ł żenia, g y nie p bna był z stad i nie p bna był uch zid, niejaka pani Parawaoczyk, którą zastał u siebie w mu już sió mej ran , g y p wrócił wyspawszy się u Brajbisza. Nieszczęśliwa niewiasta rzuciła mu się nóg iskła ając u jeg stóp cały swój majątek błagała rat wanie jej je yneg si strzeoca. Staś maturzystawysze ł był w góry prze trzema niami, t warzysząc pani kt r wej, g yż b je mieszkali w„Ułasinku” u pani Maci rnickiej.

37 Utwór k mp zycyjny pana star sty p wiatu świn gr zkieg , Szl mper wicza, który aż pan waniaczasów pana ministra Kier ela był rganistą w parafii Czarna Gęś na P m rzu.

Page 118: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 118/227

- Czy wia m pani, jakim szlakiem mieli zamiar iśd?- spytał bar n urzę wym t nem, kiwnąwszy nasekretarza „P gruch tu”, pana Zmiętyla, inwali ę tatrzaoskieg , który wyk pycił s bie n gę wk lanie, wyrzuc ny z balk nu rugieg piętra pewnej willi przez pewneg męża pewnej ż ny i jakinwali a sekretarz wał.

- „Pierwszeg nia- czytała z papierka nieszczęsna ci tka - mieli iśd B sym Cichcem naprzó naP ściel Prze nią, p czym, przen c wawszy w schr nisku «P Pierzyną», rana mieli się rapad pZaza niej przez cały zieo i zan c wad w szałasie na błapanem, przy gnisku, nazajutrz zaś zamierzali tylk przejśd łatwą przełęcz Trzynastkę...”

- Nie taka na łatwa - mruknął bar n.

- „...I już stamtą mieli iśd pr st schr niska sł wackieg «Tepla Utulnia», żeby p cząd”.

- Tak jest, t im się należał ...

- Panie komendancie!... Wypadki górskie są straszną katastr fą la serca n śnych krewnych, ale tuzachodzi...

- Co zachodzi?

- Więc już p wiem wszystk ! kt r wa jest straszną k bietą! pier g y już p szli, wie ziałamsię z najlepszeg źró ła... I tysiąckr d razy więcej rżę z rowie mego ukochanego Stasia wt warzystwie tej przeklętej Messaliny niż na nie wszystkich przepaści tatrzaoskich...- Ach, nigdy,nig y bym g nie była puściła...

- Pani br ziejka się bawia...

- Każ a g zina spę z na przez Stasia w jej t warzystwie wysysa krew z meg r gieg chł pca,który jest wątły... Ratujcie g !

- T szk a, ale „P gruch t” nie p ejmuje się p bnych ratunków- mamy ustawę, panidobrodziko.

- Czyż ustawa wzbrania rat wania niewinneg sie emnast letnieg ziecka z pazurów k biety-wampira?

- Ustawa w góle nic nie mówi wampirach, które ficjalnie nie są znane w Tatrach.

- Więc jeżeli nie mówi, t się zga za!

- Pr szę pani - p przestaniemy na zwyczajnym zaginieniu, przewi zianym w ustawie. Pr szę p pisadeklarację! Zmiętyl- podaj pani formularze.

Nieszczęsna ci tka p pisała papier p lewając g łzami.

- I ę, szan wna pani! Na razie pr szę nie żywid ża nych baw. Zmiętyl - telefonuj do Brajbisza poNagabczyoskieg , niech mi tu staje natychmiast i bu zi resztę, która tam śpi. Niech się apr wi ują namiejscu - zbiórka za g zinę na Psiarach. Telef nuj, żeby natychmiast p słał B ntrucha p Zamałygę,a Zamałyga niech zaalarmuje Staszka Pyciarę, Pyciara Kus raja W jtka, a W jtek Ję rzka

Page 119: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 119/227

Pasku ziarza, a Pasku ziarz Liszkę, a Liszka Kiszkę i braci jeg . A zaś Kiszka błazę, a błaza Cm ka, aCmok...

- Bar nie, czy nie pę zie syd?

- Pisz, kie y każę- teren jest niezmiernie r zległy...

- Ach, jak najwięcej, jak najwięcej górali, panie k men ancie, ja cały mój majątek... strzegamrównież i pana bar na prze tą k bietą.

- Pr szę się nie enerw wad, nie bę zie trzeba aż tyle. Zmiętyl, pisz- a Cm k K leśnicę, a K leśnicaDmarę, a Dmara Beksę, a Beksa Józka Nawracają, a Nawracaj Zawracaja...

- Panie bar nie, z aje się, że ich już był trzynastu...

- Tak jest, szan wna pani! A Zawracaj Wawrzka Psitaka, a Wawrzek Wą lnika, a Wą lnik Kle fasa

Siarę, a Siara bu Nieb raków, Jaśka i T mka, a... - Panie bar nie, jaka też jest w zwyczaju taksa rat wnicza?

- My taternicy narażamy życie bezinteresownie.

- Ach, zacni, zacni panowie! Ach, bohaterowie!...

- A T mek Gąg ła, a Gąg ł G n lę, a G n la Pawełka Hurmaka, a Hurmak T rbielą, a T rbielS mę, a S ma G m rę... Zaś górale p bierają, pani br zik , p ziesięd tysięcy za niówkę istrawne.

- Panie baronie!!

- Pisz alej, Zmiętyl, na czym t stanęliśmy?

- Na Gomorze.

- Pisz: G m ra zawia mi Chleją, a Chlej Krzeja, a Krzej Pakularza, a Pakularz Pasku ziarza, aPasku ziarz Kukwę...

- Panie baronie!I

- Pr szę się nie enerw wad, niech pani bę zie łaskawa sp cząd... A zaś Kukwa Madka Grycha, aGrych prycha... a prych Sa leja, a Sa lej Łykacza, a Łykacz W niaka, a W niak Byłejaka, aBylejak Ubz rę.

- Przepraszam pana bar na, m że by...

- W tej chwili. W pierwszej rezerwie zaś pój ą za nami w trzy g ziny... Pisz, Zmiętyl, c się gapisz, uiabła, tu życie lu zkie i zie! W pierwszej rezerwie pój ą: Staszek Kusy, brubajski, Jached,

Kuczera, Kampe ra, fich, Pryszczel, Gęba i zięba...

- Który?

Page 120: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 120/227

- baj. A alej jeszcze Kucybała, Taratuła i Szabatura. A w rugiej rezerwie, w pięd g zin p naspój ą: Szur, Sztyląg, g rzałek Marcin, ył ...

Bar n p niósł na chwilę wzr k r ztargni ny- w p k ju już nie był pani Parawaoczyk. Sp jrzał przezokno - nieszczęśliwa ci tka za arłszy kiecek hycała przez kamienie, które zawalały uliczkę Za

P t kiem i wnet mu znikła z czu.

- C ś ty zwari wał?!

- Milcz i rób, c każę: wszystkich mel ujesz w k men zie p licji jak k men er wanych nap szukiwania. Zgł sisz nazwiska i a resy zagini nych i pr t kół spisany z panią Parawaoczyk.Apr wizacja na ty zieo, k nserwy, suchary, trzy zieści litrów spirytusu. Tyt niu kres weg pięd kil .Czekany, liny, haki, raki - który ma za ek wany karabin, niech też bierze. Rekwirujesz cztery fury pbagaże. Brajbisz wy a elikatesy: kiełbasę, masł , sar ynki, r lm psy, knipere ki, likiery, wszystko narachunek lka. Pięd nami tów amerykaoskich wy a ci Łazikiewicz. Z kamieni ł mów p życzysz

klusek ynamit wych wa zieścia kil ...

- A jak nie a zą?

- Mówię: p życzysz! W sz pie tyłu je na eska bruszana...

W ten sp sób p wstała legalnie armia taternicz -góralska, której są z nym był zaważyd na l sachprzyszłych wy arzeo.

A Zak pane się uk rzył . Wielu z p rnych, których, jak t u nas, bynajmniej zn wu nie był tak wielu , z sameg strachu szł wewnętrzneg przek nania, że je nak st sunki nasze awnadoma gały się kar ynalneg zwr tu... Albwiem nie wia m jeszcze... Z rugiej zaś str ny, trzeba tprzyznad...

- Tak, tak - pan wie, różnie tam bywał w tych przeł m wych m mentach, które lateg też tak się nazywają, żeby łamad słabe serca lu zkie i wtrącad je w jarzm ry wanu zwycięskiej str ny.

Zwycięstw był zupełne. P seł Piach, trzymawszy n wą k pertę pieczęt waną ziel nym lakiem,grubą jak jasiek, nucił p n sem tryumfalne arie i rzucał na praw i na lew wiek p mne n winy.

zamachu stanu przystąpiła cała reszta wahających się tychczas rganizacji: T warzystw

Akcyjne Mielenia Kawy, Trust Wytwórni Bal ników, aryst kratyczny Klub Karciany, Związek H wliJamników, T talizat r Nar wy ze wszystkimi filiami, Związek Zaw wy Akuszerek- a któż bywyliczył wszystkie te niezlicz ne k rp racje! Nieprzyjaciel niczeg się nie myśla i nie prze siębierzeża nych śr ków p ru. zia sz ze sw imi jeź zi p kresach z jakąś tam inspekcją, trzy czwarteministrów p r zjeż żał się na url py. S cjały i lu wcy nie ają znaku życia. Przewrót k na się z

ziś na jutr . Zwycięstw sam spa nie z rzewa, jak jrzała gruszka...

Nie p zielali tych uniesieo ani re akt r Urwilewski, ani profesor Chryparski. Byli to nie tylko politycyp tężneg b zu, ale i mę rcy nar u. garniali ni cał kształt spraw i ich ciągł śd, g y p seł Piach jak genialny praktyk żył niem. Uzupełniali się znak micie.

Page 121: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 121/227

Piach był cynikiem, czywiście nar wym, i nieprzeje nanym realistą, brał n wszystk , c tam byłi jak tam był , nie przebierając ani wiele myśląc, i walił t bez ła u i skła u na je ną kupę jakryczałt wy p żytek świętej sprawy. Był mu wszystk je n , czy kt i zie za nim z przeknania, czy zgłup ty, z czysteg p święcenia, czy z bru neg wyrach wania. Nie w awał się w r zważania, czya mirał jest napraw ę wielkim - t wszystk je n , trzeba jen , żeby za takieg uch ził. Immniejszym się każe jak wielki czł wiek, tym łatwiej bę zie nim kier wad. Im bę zie głupszy, tymbar ziej bę zie słuchad mą rych w nar zie.

Nie napawali g ża ną tr ską wi żółtyści, którzy wyr ili się tak na sp ziewanie, a byli ażtychczas legen ą trakt waną przez sfery nar w -miar ajne st licy z p błażliwym,

lekceważącym uśmieszkiem. I t się przy a. Niech się r zbijają- t wytwarza bry nastrój,sterr ryz wany nieprzyjaciel przy waru je i ani piśnie, a g y rzecz bę zie k nana, n we wła ze razu p wściągną na użycia.

Przeciwnie Urwilewski i Chryparski - ch zili strapieni i pełni tru nych myśli. Niep k iła ich

bezprzykła na łatw śd, z jaką szerzyła się w masach bra n wina, zamach stanu, a mirał, yktaturabezsejm wa. Piach utaił prze nimi (miał teg praw ) treśd manifestu, który ruk wał się pn cach u Cybuły, b g yby przypuszczali c ś p bneg , z pewn ścią złamaliby karn śd, rzucilibywszystk i gnali st licy p bliższe inf rmacje.

Nie wierzali a mirał wi. Znamienna przewaga serca, która tak ur cz cech wała g jakczł wieka, sprawiała, że nie był n w góle z lny ża nej ecyzji. bawiali się je nak, że g y razwyniesi ny z stanie na nie ścigłą wyżynę wła zy, ulegnie zawr t wi gł wy, wypsnie się z rąkn wemu rzą wi i zechce napraw ę rzą zid, nie glą ając się na nic, jak yktat r, a gr ził by t jakimś k l salnym kataklizmem głupstw, który zawczasu już z ejm wał gr zą. Urwilewski znał brze

a mirała i lubił g nawet, g yż p pularny b hater bawił g sw ją bezgraniczną naiwn ścią, z jaką brałna seri sw ją r lę ziej wą, ale któż zaręczy, że ten bezkrytycyzm nie wybuja nagle p na wszelkąmiarę... Chryparski, umysł nie tylk na wyższą, ale i na szerszą miarę eur pejsk -nowoczesny,

bawiał się zgrai księżej i ew tek, która zechce ekspl at wad znaną i wz r wą, m że nawet nieczana t przykła ną nab żn śd a mirała. kt r Bru lik strzegał prze ciemną ban ą aferzystów,

mniemanych ficerów, famulusów, fakt rów raz ich znaj mków i kumów, którzy jak gęsty kłąbniemiłych zapachów taczali a mirała na m rzu i na lą zie, k rzystając z jeg p czciw ści, świętejnaiwn ści tu zież ambicji.

A dalej - p jawienie się żółtych k szul, nie czekiwane, a tak imp nując bezczelne, był gr źbą

jakiejś uzurpacji faktycznej wła zy przez żywi ły niep w łane, bliżej nie znane, tajemnicze inieoblicz alne. Nikt z przew ników tej strasznej mł zieży nie uważał za st s wne zamel wad się up sła Piacha i aż tej g ziny, p faktycznym pan waniu ich w Zak panem, niemal przez całą bęnikt z głównej kwatery w „ ziewczęcinku” nie wie ział właściwie, a nawet nie miał p jęcia, w jakimst sunku planów i prac nar wych p z staje ta ziwna ban a. Je n był wia mym- bjęlifaktyczną wła zę, stali się panami ulicy i przywłaszczyli s bie wielkie imię a mirała.

P seł Piach, tępy esp ta, nie awał nik mu stępu tajnych k pert i wyjawiał tylk t , c mu sięsp bał , zasłaniając się najwyższymi pełn m cnictwami. Ale nietru n był wyczud, że i n nic tym nie wie, a tylk na rabia miną. Ża ne miny nie m gły wystarczyd lu zi m tej miary, c re akt r i

pr fes r, ale reszta sztabu p przestawała na tym. ziwna lekk myśln śd! C tu się ziwid jakimśk mpars m, kie y nawet taka warszawska gł wa jak Nieb szczycki tylk p rygiwał w bezmyślnej

Page 122: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 122/227

ra ści, jakby już wszystk miał g t we w kieszeni. R zczul ny ziałaln ścią żółtej mł zieży,zachwycał się jej zieln ścią i sprawn ścią, nucił fałszywym gł sem pieśo pale i n sił się zp witalnym, a w ist cie bar z niebezpiecznym artykułem Szurg ta.

Witaj nam w górach, mł zieocza rużyn ! Tyś r zwarła prze nami zaklęty, tajemny skarb

nar weg sezamu! Niesp zianie, zamgl nymi łzą wzruszenia czami ujrzeliśmy mł ąP lską, zbr jną w najszlachetniejsze i eały a mężną,-a śmiałą, a nie czekającą ża nych

yskusji, r k wao, wyników, p stan wieo, up ważnieo, jen wręcz czyniącą zieł sw je wtumulcie nia, nie zwlekając chwili, zawsze g t wą, karną i ch czą. awna tęskniłaP lska za waszą żółtą k szulą, za waszą wspaniałą wagą, za waszą pałką! Niech żyje! Niechżyje! Niech żyje!- która jak serce zw nu, b i z kształtu p bna, bu zi naró rętwiały wnikczemnym poddaniu si ę kupacji zży ziałej lewicy. Eja! Eja!

Najbar ziej zaś niep k ił bu mężów stanu t , czym się w ich sferach tak przechwalan , c trąbi nna prawo i lewo, to jest - trudna do zrozumienia n iebaczn śd i bezczynn śd nieprzyjaciela. baj nie

ufali, i jeden bardziej jeszcze od drugiego, tej zagadkowej ciszy.

Sekun wał im w tym Bru lik, który brze znał perwersje lewicy wylęgniętej w skryt bójczychspiskach, wyh wanej i zestarzałej w mafiach, k nspiracjach, zakusach i zamachach. Węszył i nypał,g zie mógł, przeważnie w sferach w jsk wych i k ł w jska, które wszak tyle znaczył ... Szczególniejp ejrzanym wy ał mu się przybycie z Warszawy maj ra Bałagaoca, znaneg mu sk nalespiskowca-przec hery, który p jawił się i znikł mu z czu, wpa ł jak kamieo w w ę. Ba n Żlebisk wybył na manewrach głęb k w górach, zresztą z k men ą jeg nie wart był nawet zaczynad- był nz em raliz wany i pan wany przez wr gie siły. Maj r Łazikiewicz był błę u any sprawie

zia sza, a g y przybył mu jeszcze w sukurs zły uch w jska, maj r Bałaganiec, pierwsz rzę ny

spryciarz, który słyszał, jak trawa r śnie, a przy tym czaj usza g t wy na wszystk ... Był , był sięna czym zastan wid, ale p seł Piach ani chciał słuchad tym, p przestając na tym, że k men atwier zy Kraków jest w jeg ręku. Ch dby tak był- to za czym z Krakowa przyjedzie pierwszakompania...

W jsk wym ba nem Trzebieży Lasów w ził jakiś ciemny j ł p z r syjskiej służby, saperamiHodo wli K rnika rugi j ł p, c.k. p kr ju i abrychterunku, baj g t wi na wszystk , ale je ynie zawyraźnym r zkazem przeł ż nej k men y.

Jak je yna zbr jna sł na yktat ra z stawali żółtyści, był ich m że ze czter ziestu, m że więcej,

m że mniej, m że nawet i stu, nie p bna się był p łapad, g yż tr ili się w czach, latając pmieście, i byli wszę zie na raz. zielna t mł zież, ale niechże się tu p każe b aj je en plut nż łnierzy Łazikiewicza... A kt zaręczy, że nie wystąpi i cały ba n?

Cały sztab „ ziewczęcinka” wyśmiewał się z jeg baw, mecenas Pałkin świa czył, że sam imięa mirała wystarczy, by utrzymad wszystk w przykła nej karn ści. Armia awna tęskni zaprawdziwym wodzem.

- Trzeba się liczyd i z tym, że armia nasza, niestety czyst lą wa, niez lna jest czuwad należyciewielk ści m rskieg geniusza.

- Tym bar ziej bę zie n la nich zaga k wy i hipn tyzujący.

Page 123: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 123/227

- Nie p prze z n wielkieg aktu należytą pr pagan ą.

- Jak t ? Nie n siliśmy się t z nim niemal aż przesa y?

- T był dawno. Wszyscy o nim zapomnieli.

- Akt bjęcia wła zy bę zie się tak błyskawicznie, że nikt się nie z ła pamiętad- naró naszprzyjmuje bez yskusji fakty k nane, zresztą na yskusje lub inne niep żą ane bjawy mamynaszych k chanych żółtysiów, którzy nie ustępują wł skim, a ci k nali cu ów w alek g rszychwarunkach.

Re akt r Urwilewski, pr fes r Chryparski usił wali p bu zid myślenia tępeg Piacha i w tym celuzamknęli się z nim w s bnym p k ju. Ale p seł, czując tak bliską n minację na czł nka rzą u i szefacałej armii, przyjął ich wyni śle, p stawił ich na baczn śd i zakazał szerzenia wątpliw ści płynących zestrachu. Pan wie byli głęb k urażeni, ale nie śmielili się brazid.

Przyw łał kt ra Bru lika i zwymyślał g statnich za puszczanie idiotycznych plotek. Rewoltazwari waneg zia szysty, jakieg ś maj ra Łazikiewicza? Je n jeg sł w jak ministra spraww jsk wych zetrze ją w pr ch wraz z tym nikczemnikiem.

Generał Mer zielewicz bawił na url pie i czuł, że c ś się święci, ale wystrzegał się jak gnianiebezpiecznych st sunków i r zmów, których g zachęcan z różnych str n. G y przetyg niem pułk wnik Na erspan zaczął prze nim wykreślad nie kreśl ne perspektywy i czynidk mpr mitujące aluzje, wymilczał się ypl matycznie i u ał, że nie słyszy, a ch dby słyszał, t nier zumie. zisiaj już sameg rana natarczywie p szukiwał Na erspana, a g y g nie zastał w mu,zaczął wytrwale ch zid p knajpach i wreszcie pa ł g na weran zie u Pchełki.

- N , pułk wniku, jak ś pan m p wi zł ? Wiezie, nic nie p r bisz? Ha? C , jaki ruch? Ha?

- Pan generał już t zabemerk wał?

- No, ja- że zawsze, ch d k g się pan spytaj! Ja-że sameg p stąpienia na p lską służbę na tczekał...

- Wie denn? 38

- Jeżeli panu, pułk wniku, t nie zr bi różnicy, t m gliby my pójśd ch dby w tę minutę tych

panów... - Pan generał ze s bą całkiem fertig 39 jest? Bo tam nie pora parlamentieren 40. Trzeba ga ad- tak odernicht 41. Jak iśd, t tylk p t , żebyAchtungsstellung zu halten und sich gehorsamst zu melden 42.

- B że mój, t ja g t wy. Ja i zawsze był g t wy. Mał t ja B ga pr sił, żeby nam ał na k niec naw za nast jąceg s ł ata, sw jeg czł wieka, specjalistę jak się patrzy? Nu, p m jemu i wyszł!

syd ja miał yletantyzma i kiereoszczyzny. A tam, patrząj, i b lszewizm za pr giem...

38 Wie denn? (niem.) - jak to?39 Fertig (niem.) - gotowy.40

Parlamen Ueren (niem.) - pakt wad.41 Oder nicht (niem.) - ...lub nie.42 Achtungsstellung zu halte n... (niem.) - stanąd na baczn śd i mel wad p słusznie.

Page 124: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 124/227

- A jak tam u pana generała w ywizji? Wie geht’s43?

- U mnie? Jak to w Polsce - ja ywizj nny k men ant, pełny pan i car, a naczelnikiem sztabu u mniesie zi nawiązany na szyi taki szczeniak major Brygacki. Nie, siedzi cicho i robi swoje, a ja wiem, niech ja by tylk zechciał pisnąd, czy tam sw ją uszę P lską pr wa zid- t n mnie zaraz za łeb alb i

kulą w łeb, a ywizja tak i byd pój zie za nim... T sam w bryga ach i p pułkach. Chytra mechanikazaprowadzona - ha? Na tej chytr ści n się i trzyma, b na czym? Ha?

- Każ a mechanika znaczy nic, jak n wy rzą i Exzellenz pan Admiral von Ziembergei a überalles 44 od nowy pan Kriegsminister Befehl - dringend w j e ną g zinę wszę zie przysze ł jest!

- To-to i jest! To-to!

- pier p tem bę zie klar45. A przedtem - nic nie wiadome jest, keine dunkle Ahnungl 46

- N i c pan pułk wnik prze stawia s bie? Tak mię zy nami... Mię zy k legami, panie pułk wniku?

Ja s ł at, pan s ł at...

- Cóż... W takich szumces wych k liczn ściach nikt nie m że byd abs lutnie- jakże t p wie zied ppolsku - garantirowany?

- Zastrachowany!... Nu, ale...

Pułk wnik nał żył na twarz minę nieprzenikni ną. Wcz raj mel wał się u przyszłegministra spraww jsk wych i wysze ł sk nstern wany, niemal zachwiany. krył w nim z umiewającąlekk myśln śd i pewn śd siebie, a w jeg najbliższym t czeniu ani je neg Ausforschungs-oficera 47.I ża nych wia m ścio nieprzyjacielu. Keine Spur von Auskunftsbureau 48... Aż tej chwilikeineBehorchersagentenmeldungen 49.

I t ma byd minister! Wie denn?

tej chwili brał taktykę niezł mnie wyczekującą.Sicher ist sicher 50. P stan wił s bie ani się niep śpieszyd, ani nie późnid się je ną sekun ę i pilnie bserw wał fakty.

- A jak pan pułk wnik... B t jak ni jak, a zawszeż t sztacki minister... Czy n zna ucha armii? t, naten przykła , p wyższenia p służbie. Pr szę zr zumied, nasze kła y...

- kła y, Umschl äge? Wie denn? Nie bardzo rozumiem I

- Służb we kła y! N - pensja...

- Aha - Ruhegehalt - emerytury dla Indenruhestandversetzteoffiziere 51?

43 Wie geht' s? (niem.) - c słychad? 44 A über alles (niem.) - przede wszystkim.45 Klar (niem.) - jasne.46 Keine dunkle Ahnung! (niem.) - nie ma najmniejszeg p jęcia. 47 Ausforschungs (niem.) oficer - oficer zwiadowczy.48

Keine Spur... (niem.) - ani śla u biura inf rmacyjneg . 49 Keine Behorchersagentenmeldungen (niem.) - nie ma ża nych mel unków agentów nasłuchu. 50 Sicher ist sicher (niem.) - la wszelkiej pewn ści.

Page 125: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 125/227

- Aj, pułk wniku- jakże t p naszemu? kła y t nie emerytura, a zwyczajne kła y- przecież wyżydnie m żna. t i P lska- kła y małe, a nał gi uże.

- Pobory I

- N ! A t przecież w jennemu czł wieku najważniejsze! Ż na, zieci i jakie takie przyjemn ści...

Na ulicy zar ił się tłumu. Kilkunastu żółtystów ni sł w tryumfie jakieg ś pana, który zwisał im zrąk bezwła nie, jak ciężk pijany. ban aż wana gł wa kiwała mu się na praw i na lew , jakby sięnie mógł czemuś na ziwid. Chwilami bu ził się, szarpał się, wierzgał n gami jak w nagłym przystępieszału i p chwili znów m lewał i awał się nieśd.

igrały się żółtaki. W tłumie zgr ma z nym na r gu B cznicy i gapiącym się na p chó „Han luChrześcijaoskieg ” z sę ziwym bmaocem na czele, r zległy się nieg ne krzyki:- Precz zŻółtakami! - Prz wy plut n runął w tłum, szukając win wajców. Re akt r Nieb szczycki, p trąc nybrutalnie i bal ny na ziemię, w zr zumiałym ruchu nawymyślał któremuś z sympatycznychchł pców smarkaczy i zanim się z łał źwignąd z ziemi, runął z p wr tem, leciusieok muśniętyp łbie mał kalibr wą gum wą pałką. P chwili zerwał się i rzucił się ku nie znanemu s bieprowody r wi, który w tumulcie wy awał r zkazy. P pierwszych, śd nier zważnych sł wach,alb wiem re akt r prze e wszystkim p winien był ad się p znad, kt jest i zacz- pr w yr żółtejmł zieży, znany na bruku warszawskim h wca psów, Chuliganiewicz, p trakt wał g sw imoficerskim kalibrem ( - Mał ci jeszcze, Ży zie? Masz!) i fiara tragiczneg niep r zumienia m lałana dobre.

Mł zież na rękach ni sła mu zasłuż neg męża, wzn sząc na jeg cześd krzyki. SamChuliganiewicz i sam Pr w czyoski esk rt wali g i zł żyli w „ ziewczęcinku” wystarczającek n lencje. zięki temu p seł Piach miał m żn śd p r zumienia się z kier wnictwem żółtegniebezpieczeostwa. T p r zumienie, które był je nak alszym ciągiem wielkieg niep r zumienia,zabrał niewiele czasu.

Ani ficjalna mina Piacha, ani jeg twar y gł s, ani przeszywające sp jrzenie, ani jegpełn m cnictwa nie sprawiły najmniejszeg wrażenia. baj pan wie z najwyższym lekceważeniemzbyli sur wą in agację przyszłeg ministra uśmiechając się rwiąc , z minami sk ocz nych zbójów.Tajny pełn m cnik wie ział się, że przybyli jen z grzeczn ści, jak żentelmeni, przepr sidp krewną rganizację za niep r zumienie p wstałe zresztą nie z ich winy, a bynajmniej nie majązamiaru legitym wad się prze nim lub p wia ad mu się c sw ich alszych kr ków.

- M żemy byd zresztą w najlepszych st sunkach, ale pan wie s bie, a my s bie.

- Ależ t anarchia!

- M że pan p seł nazywad t , jak s bie żywnie chce, nie bę ziemy kłócili się sł wa.

- Panowie... Panowie, jest eście uzurpat rami... Pan wie, gubicie wielką sprawę! Pan wie, nie macieża nych kumentów...

51 Indenruhestandversetzteoffiziere (niem.) oficerowie przeniesieni w stan spoczynku.

Page 126: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 126/227

- Mamy, panie p śle, mamy... - i yskretnym sp jrzeniem p w łali się na sw je maczugi, które wczasie r zm wy trzymali p pachą.

- Pan wie, wyw łacie w masach ruch burzenia, który was zmiaż ży, ale nie was tu i zie.Zarazem zburzy wielkie zieł , które z tru em się źwignęł ... Jak śmiecie paraliż wad szlachetniejsze

zamiary...

Tak per r wał trzęsąc się z burzenia re akt r Urwilewski.

- Głupi by się sk oczyły wasze szlachetn ści i wasze zieła, bez teg t uzupełnienia- tuk peratysta Pr w czyoski machnął mu prze n sem maczugą, aż zaszumiał . Machnął iChuliganiewicz.

- T wy r zsyłacie na praw i na lew błazeoskie wyr ki śmierci? ch zą nas najsur wsze protestyprzeciwk tej ł buzerce ze str ny najp ważniejszych bywateli!...

Tak wybuchnął nie m gąc się pan wad p wściągliwy zazwyczaj pr fes r Chryparski.

- Pr simy p anie nam nazwisk i a resów tych panów...

- ...Którzy naszą fiarną walkę nazywają ł -bu-zer- ką!...

- A my ich prze-ko-na- my, że się mylą!

Tu baj je n cześnie grzm tnęli pałkami w stół, aż n życe brzękły, skł nili się i p szli.

Page 127: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 127/227

XVI

U bywatelki Za arleckiej w skr mnym, zacisznym pensj nacie „Ka zi łówka” zgr ma ziła się wtajemnicy i z wielu str żn ściami garśd nieprzeje nanych przeciwników i przeciwniczekreakcji i

reakcyjnej rew lucji. Był t gr n wyprób wane i niezł mne, które w czasach niew li ni sł przenar em nieśmiertelny kaganiec. Ich szlachetn śd przetrwała wszystkie próby, a teraz saczeni przezmorze wz burz neg k łtuostwa, ciemn ty, świostwa i przem cy, jak p czas p wszechneg p t pu,

bsie li statni ciasny pagórek, wynurzający się jeszcze sp na gr źneg zalewu w zacisznym p k ju„Ka zi łówki” na górce, z wi kiem na ulicę Cichy Przech ek. Przew nictw bjął stary kt rSenes.

- Obywatelki i bywatele. Z niemałym niebezpieczeostwem zebraliśmy się tu w p ufnym gr nie,zmuszeni teg przez nazbyt wia me wy arzenia. Jesteśmy cięci st licy, g zie nasi braciazpewn ścią wytężają wszystkie siły... Zak pane m cą; zbiegu k liczn ści stał się śr kiemspisk wców- ziś wiecz rem przybywa esygn wany przez naszych wr gów yktat r- r zgrywająsię prze naszymi czami wy arzenia ziej we i tragiczne. Jesteśmy skazani na bezczynn śd, je naknie wątpię, że każ y z nas natęży wszystkie siły i k oca spełni swój b wiązek w bec jczyzny,którą krwią własną i tru em wy byliśmy z niew li. aję gł s bywatel wi Wygmeralskiemu,który p jął się łaskawie referatu sytuacji.

Re akt r Wygmeralski zaczął szczegół wej charakterystyki paru ubiegłych lat jak ep ki, którąnazwał „p prze zającą”. Niesłusznie uważana jest na za przejści wą. We współczesnym tempie

ziej wym na całym świecie nie ma miejsca na tak zwane ep ki przejści we. Ep ka ta w P lsce,zarówn jak w Eur pie, p prze zała t , czeg zmierzała z żelazną l giką, zamask waną je ynieprzez wir kraoc wych r zbieżn ści p litycznych i lbrzymi k mpleks zagmatwao natury czystg sp arczej. Referent w zwięzłych sł wach tknął traktatu wersalskieg , błu y Anglii, perwersjiNiemiec, które grywają w bec świata k l salną k me ię wewnętrznych zaburzeo, ch zącą umiejętnie reklam wanych puczów i licznych m r erstw p litycznych, ciężkieg p ł żeniasojusznicze j Francji, stateczneg bankructwa b lszewickiej R sji, p lityki Małej Ententy i paostwbałtyckich raz eg istycznej przewagi Stanów Zje n cz nych. mówił p bieżnie p litykę k l nialnąHiszpanii, sprawę Iraku i kraju juba, zagmatwania arabskie i p ejrzaną atm sferę Ang ry,przyszł śd In ii i Egiptu... Główny nacisk p ł żył referent na analizę zeszł r cznych wy arzeowł skich jak ciekaweg eksperymentu hist rii. Wystrzegał się anal gii, p kreślał je ynie wz ry

taktyczne, z których pełną garścią czerpali nasi sw jscy wichrzyciele zap minając w przyr z nejciemn cie swej zaja ł ści, że t strategia p lityczna Wł ch p w jennych, uzależni na p ł żas cjalneg , wy ała jak pr ukt naturalny specyficzne ruchy, których małp wanie jestnieprzebaczalnym błę em l gicznym i ten kar ynalny błą musi się p mścid prę zej czy później.

- bawiam się, że t bę zie później, a tymczasem p r zwalają nam wszystkim łby...

- Pr szę nie przerywad referent wi!

- Za aniem m im jest je ynie narzucid tł gólne wy arzeo, które spa ły na nas jak g ybynie czekiwanie. Nie są ne niesp zianką la mnie inie p winny nią byd la czytelników m ich

artykułów z jesieni zeszłeg r ku, w których przewi ziałem mniej więcej nieunikni ny r zwój

Page 128: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 128/227

wypa ków ustąpienia gabinetu tręta. Fala tryumfującej reakcji zaleje nas c praw a, lecz rychłminie, m że nawet znacznie prę zej, niż się sp ziewamy...

- I to pociecha!

- Pr szę gł s w kwestii f rmalnej!- Albowiem …

- Nie puszczam ża nych spraw f rmalnych, zanim nie ustalimy głębszych przyczyn obecnegop ł żenia. Referent ma gł s...

- Albowiem...

- Obywatelu Senesie!

- Alb wiem niep bieostwem jest przypuścid, aby przy rzą ach łużej niż przez r k je en z łali sięutrzymad...

- R k? Cały r k?

- Obywatelu Senesie!!

- Obywatelko Zadarlecka, pr szę się usp k id! niczeg nie j ziemy nie wysłuchawszy k ocatrafnych i p uczających uwag szan wneg re akt ra!

- G yby zaś uzurpacja wła zy miała się przeciągnąd aż list pa a przyszłeg r ku- hipoteza,zaznaczam, czyst te retyczna, ale ułatwiająca jrzewanie zjawisk sp łeczn-p litycznych, którychbę ę mówił p niżej - t bez wątpienia reakcja sk mpr mituje się tym bar ziej i tym jaskrawiej lanajszerszych mas. P pierwsze pr blemat g sp arczy, alej finans wy, a w szczególn ścizagadn ienie walut we, na którym p zw lę s bie zastan wid się bszerniej i p w ład się na szeregnader wymownych cyfr...

Tu re akt r przerwał i zajął się p szukiwaniem n śnej n tatki, wy bywając p k lei ze wszystkichkieszeni pliki gazet, br szur, papierów, wycinków, k pert. bywatelka Za arlecka skakała na krześle,małż nek Za arlecki, st jący na czatach w pr gu p k ju, patrzał na nią z zachwytem p mieszanym zestrachem, stara panna, panna Klara Jupczanka, b haterka awnych b jów, wiel letnia sekretarkabyłeg BN (Bólu Niewiast), cierała s bie łzy, buchalter tartaków książęcych Zawyrkacki nie rywał

re akt ra czu pełnych bezgranicznej cierpliw ści, g t wej na wszystk , aka emiczki Lina i Ninak rzystając z przerwy pisywały szybk sw je n tatki z referatu, inwali a Łupikijczyk zgrzytałzębami, mł y wysmukły s cjalista, p seł Ciech cinek, ir nicznie p kręcał ługą szyją w zbyt

bszernym k łnierzyku, niezł mny bywatel Rył , burmistrz miasta Wyłżygr sz wic, stężał wnajwyższym skupieniu, nakrywszy czy krzaczastymi brwiami, a wygodnie ukryty za fortepianemz ążył już usnąd p seł lu wy, bywatel S lec.

Re akt r przerwał bezła ne p szukiwania i teraz systematycznie przeglą ał sw je papiery i świstki,r zkła ając je na p szczególne kupki. Przew niczący kt r Senes p magał mu w tym zajęciu,patrząc z p wagą na usypywanie kupek. bywatelka Za arlecka, p rygując mim wie nie we wciążwzrastającym zniecierpliwieniu, p jeż żała wraz z krzesłem ku st lik wi prezy ialnemu. W napiętejciszy źwięcznie bzykały muchy tłukące się szyby zamknięteg kna.

Page 129: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 129/227

P knem sie ział w h n r wym, muzealn-star awnym, głęb kim i bar z niskim f telu, zk lanami p br ą, zagłębi ny jak w zycba zie, chluba zgr ma zenia, były minister, bywatelTatusiewicz. Wi ział n z góry przez kn , jak ze st jącej naprzeciwk willi „Zł ta G sp a” wajmł zi żółtyści wywlekali r zmamłaną służącą, głuch niemą Fabiannę, znaną na całym CichymPrzech ku z teg , że była najwierniejszą kucharką, a przy tym je yną i sam tną na całe Zak panemari awitką. Uch ził t jej na such aż czasu najaz u żółtystów, teraz waj zielni chł pcy napróżn ciągnęli ją k ści ła, g zie żółty, śwież mian wany kapelan, ksią z lewajtys, miał z niejwypę zad iabła.Fabianna, gruba i niezdarna jak krowa, sam ym sw im bezwła em stawiałanieprzezwycięż ny pór, zaparła się w bł t b symi n gami i waj ciency i smukli mł cianisiepacze nie m gli ruszyd jej z miejsca. Wówczas pier je en z nich smagnął ją gumą przez plecy i wpół sekun y później baj leżeli na ziemi. W pół sekun y później zerwali się, w pół sekun y późniejodsa zili się, jak wie żółte pchły przesk czyli wys ki parkan gra zający uliczkę p sesji . .st ł wników i znikli.

Głuch niema w furii mi tała się p ulicy w kółk , rycząc głuch . Na sw je nieszczęście na zakręcieukazał się właśnie pr fes r Tumigrajczyk w śwież upranym i pras wanym żółtym nankin wymgarniturze, ążący z p śpiechem na k nferencję i spóźni ny jak zwykle g zinę. Niósł n n winyniezmiernej wagi, niecierpiące zwł ki. Mariawitką, z czywszy jeg żółt śd, w szale braż nejg n ści sk czyła nao tyłu i młócąc g pięściami p plecach, p jechała na nim. Pr fes r, nie mającp jęcia, c się za nim święci, p leciał w al jak k o para ier, z szal ną babą na karku, wys kwyrz ucając prze siebie cienkimi n gami.

Re akt r Wygmeralski znalazł p trzebną n tatkę. P niósł łag ne swe czy i znajmił z właściwąmu skr mn ścią, która była jeg ur kiem, że jak niespecjalista w sprawach walut wych, bę ziezmuszony po zakomunikowaniu t abeli cyfr, zamiast k mentarza, czytad wa przyczynki pr fes raMrzycha, p czym niezwł cznie r zp czął p szukiwad n śnych wycinków.

bywatelka Za arlecka już jechała z krzesłem sameg st łu. Na próżn czcig ny Senes piędrazy z rzę u bierał jej gł s. Nie z łał g jej wy rzed. Zapiszczała histerycznie, sypiąc błyskawiczniemknącymi sł wami jak eszczem, i nikt jej nie z łał zatrzymad ani nawet zr zumied. Ak mpani wał jej baryt nem inwali a Łupikijczyk i uet ten wreszcie bu ził p sła S lca.

- Pr szę gł si

Tubalny jeg bas, zaprawi ny na mas wych wiecach p g łym niebem, zagłuszył razu arie

r zpętanej goryczy.

- Nie czas na ucz ne referaty, trza ziaład, a przynajmniej br nid się! znajmiam, że na jutr ranzw łuję k l salny wiec. U am. się m ich znaj mych mał r lnych przew ników tatrzaoskich iprzez nich przyg tują umysły. przemy się na masie lu wej i rew lta starych pryków i żółtychmy łków pryśnie jak kamf ra. G y u a mi się jeszcze p nieśd fiakrów, par bczaków znanych z

zikieg temperamentu raz ściągnąd z gór juhasów...

- Przepraszam, fiakrzy należą pr letariatu, a zatem mnie- ezwał się przenikliwymyszkantem p seł Ciech cinek.- Mam zamiar zw ład na jutr ran wiec r b tników ze wszystkich

tartaków i papierni raz fiakrów, sz ferów, subiektów han l wych, k lejarzy, r b tnikówbu wlanych, kelnerów...

Page 130: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 130/227

- Fiakrzy są g sp arskimi synami i razem z jcami swymi bę ą jutr na m im wiecu.

- Fiakrzy są r b tnikami transportowymi i jako tacy...

- bywatele, la bra jczyzny uzg nijcie wasze ziałania- w łał stary Senes ze łzami wzruszenia w

gł sie. - W kwestii formalnej! Wszyscy przew nicy z stali ziś ran zm biliz wani na wielką wyprawęratunk wą, p szukującą pani doktorowej Poddajeckiej!

- T tru n , bez przew ników nic nie p ra zę, a zatem świa czam, że wiecu nie bę zie!- znajmiłz ulgą p seł S lec.

- C za nieszczęście!...

- Zważywszy wybitnie r lny charakter P hala, s bni na em nstracja pr letariatututejszego

nie siągnęłaby skutku, p ciągając tylk za s bą niep trzebne represje! - znajmił z ulgą p sełCiechocinek.

- bywatele p sł wie, cóż z nami bę zie?

- Pr szę gł si- zaw łał pan minister Tatusiewicz czyniąc na lu zkie wysiłki, aby źwignąd się zestar żytneg zycba u. Natychmiast p sk czyli buchalter Zawyrkacki i burmistrz Rył i chwyciwszyp pachy ygnitarza p n sili g str żnie. Panna Nina z panną Liną rywały nieg f tel, którysię o przylepił i razem z ministrem wzn sił się góry.

- W imieniu wspólnej i wzajemnej naszej wielkiej przeszł ści pr szę i wzywam bywateli p słów, aby

w tym gr źnym m mencie nie r zpętywali emag gii...

- rzucam z burzeniem p są zenie emag gię! M ja partia nig y...

- I ja pr testuję najg ręcej! Zbyt znana jest patri tyczna przeszł śd str nnictwa lu weg ...

- bywatele p sł wie! Żałuję niezmiernie... I niep miernie się ziwię, że m je sł wa m gływyw ład... Któż bar ziej niż ja jest prześwia cz ny?... Ale nawet najbar ziej p wściągliwe wiecezw ływane w tych niach g rączk wych m gą wbrew świa mej w li bu p słów bu zid rzemiącew uszach tłumu rew lucyjne hasła s cjalne i na werężyd sp kój w kraju, tak nam niezbę ny lauzyskania kre ytów zagranicznych.

- lateg też nie pr klamuję strajku p wszechnego - parł z g n ścią p seł Ciech cinek.

- lateg też w łuję mój wiec- westchnął p seł S lec.

- A zatem ja, Łupikijczyk, p n szę inwali ów w jennych! praw y, haoba wam, pan wie p sł wielu u pracująceg !

- Odbieram gł s bywatel wi Łupikijczykowi i udzielam mu ostrej nagany!

- Bolszewik! - zaw łał nie p sia ający się z burzenia p seł Ciech cinek. ,

Page 131: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 131/227

- Upraszam bywatela p sła Ciech cinka miark wanie sweg najsłuszniejszeg burzenia-urzę wał kt r Senes- a na e wszystk p wródmy tak interesująceg referatu przerwanegprzez wybuch niewczesnych uniesieo, najzupełniej zresztą usprawie liwi nych przez wyjątk wep ł żenie... Pr szę zajęcie miejsc i sp kój- redaktorze, zaczynamy!

- Inflacja, garniająca nas i p w lnie, st pni w wzn sząca się z nia na zieo jak p wó ź, w ciągur ku, licząc ściśle aty zisiejszej- którą z minimalną nieścisł ścią, liczącą się niele wie na g ziny,m żemy uważad za p czątek kresu rzą ów zje n cz nej reakcji- pr wa zi z niezł mną l giką sytua cji para ksalnej. Cytuję we ług pr fes ra Mrzycha: „...Impas inflacyjny r ku stanie sięwyrazem i jak g yby ujściem ługieg szeregu impasów naszeg życia sp łeczn-p lityczneg , które

eszł przyr z nej bazy zaga nieo g sp arczych i zagubił się w p wikłanym spl cieróżn rakich emag gii, stan wiących same w s bie n wy impas, impas naszeg parlamentaryzmu.T up rczywe na używanie impasów raz p sługiwanie się i eami świętnymi zarówn przezw luntarystów piękn uchów, nielicznych nie bitków i ealizmu, jak i przez typy żerujące,stupr cent we brzuch płazy, k nał już gr źneg p mieszania p jęd, tak że niesp sób bezkataklizmu k nad zwr tu ku z r wym, realnym p staw m bytu paostw weg . Znaj ujemy sięniejak w impasie impasów, splątanych w je en centralny mentlik...”

- A wojsko?! - wyrwał się zupełnie mim wo li burmistrz Rył , a raczej wyrwał mu się t sam przezsię, g yż w jsku myślał ustawicznie i bez przerwy, tak sam zresztą jak wszyscy becni, c

jednego.

Była t ich i ea natrętna, najsłuszniejsza i nie parta- b czegóż wreszcie jest w jsk , którezgr ma zeni w naj kr pniejszych czasach i w najtru niejszych warunkach h wali z najwyższymp święceniem i chraniali tak piecz ł wicie?

T magiczne sł w , raz nareszcie wymówi ne, razu wyła wał nagr ma z ne napięciezebranych. Referat zn wu z stał przerwany. Za chwilę sam przew niczący zap mniał się i włączył bezła nej yskusji, a raczej wielkieg cha su krzyków, tyra , wezwao, żalów, tragicznych lubb haterskich gestów i niezr zumiałych skłóceo. bywatelka Za arlecka sk czyła na sameg ministraTatusiewicza, który, unieruch mi ny w sw im f telu, bezra nie patrzył na nią z łu, g y mu psamym n sem wywijała rękamio rapieżnie r zczapierz nych palcach i trajk tała piskliwym,nieczytelnym peanem. Nie prób wał nawet replik wad, zajął się je ynie cieraniem s bie czuitwarzy, g yż zapamiętała niewiasta, pr wa z na stateczn ści, bficie bryzgała weo śliną.P sł wie Ciech cinek i S lec, chwil w p g zeni, przyparli kąta bywatela inwali ę. K leżanki

Nina i Lina kłóciły się ze s bą. Burmistrz miasta Wyłżygr sz wic ch ził grupy grupyp słuchując w skupieniu i starając się c ś z teg chwycid i c ś zr zumied, i zapamiętad, ażebyzawieźd t na aleką pr wincję. kt r Senes krzyczał ucha re akt r wi, żeby zechciał uważad tza przerwę, p której referat bę zie pr wa z ny alej. W p k ju czynił się g rąc nie wytrzymania. Służąca Te sia na lbrzymiej tacy wn siła kawę, p zi mki i stertę ciastek m wejroboty.

Skr mny ten p wiecz rek uciszył burzę, a raczej przyciszył ją tylk , g yż argumenty,k ntrargumenty i bustr nne żale musiały się przepychad przez słynne ciastka ka zi ł wskie,na ziewane najsmaczniejszymi przeróżn ściami. K rzystając z teg kt r Senes, wchł nąwszy w

siebie parę łyków kawy, p wstał i u zielił s bie gł su rżąceg ze wzruszenia.

Page 132: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 132/227

- Obywatele! W jsk jest naszą święt ścią i bia a temu, kt wciąga je w p litykę, ch ciażbynajszlachetniejszą! B aj by nas raczej skuły więzy najczarniejszej reakcji... B aj by z eptane byłynaj r ższe i eały lu zk ści, niżbyśmy mieli ja em brat bójstwa zatrud uszę naszeg walecznegż łnierza, la któreg je ynym wr giem ma byd jen nieprzyjaciel nastający na naszą w ln śdzewnętrzną... bywatele, t nasz b wiązek i nasze przykazanie - ale jest czł wiek, bywatele, którywła a uszą ż łnierza i n je en ma praw rzec, czy i kie y, p c i jak armia nasza ma byd wezwanap br o la r zstrzygnięcia ciężkieg sp ru wewnętrzneg ! Jeżeli ist tnie na ej zieczas wielkiejpróby... bym teg nie żył, ale jeżeli są z ne jest nam żyd i czekad walki brat bójczej lautrzymania ła u wewnętrzneg - t ecyzja nie należy nas, bywatele! n je en a hasł irozkaz...

Tu brzucił wszystkich nakazującym sp jrzeniem, szer kim rzutem ramienia wzniósł prawicę iwyciągniętym palcem wskazał p za siebie ku górze, na ścianę.

- n je en, bywatele, ten, który zawsze czuwał Umilkł w natchnieniu i ług patrzał na

zgr ma z nych wybałusz nymi czami, pełnymi łez i entuzjazmu. Wszyscy sp jrzeli w górę, kę ywskazywał patriarcha, ale wnet ich czy p uciekały, zmieszały się, załatały, a we wszystkich twarzachwyraził się z ziwienie, znak zapytania i w k ocu- przykre zawsty zenie. Inwali a Łupikijczykuśmiechał się zja liwie. kt r nie wie ząc, c tym myśled, na aremnie kręcił gł wą na praw i nalew , szukając wytłumaczenia tych ziwnych min, które w takiej chwili były c najmniej nie namiejscu, jeżeli nie były w góle alek p suniętym skan alem...

Wreszcie brócił się i sp jrzał w górę p za siebie. Wieniec zru ziałej k s rzewiny taczał walpustej ściany, g zie tkwił tylk zar zewiały hak i yn ały sam tnie sute fest ny pajęczyny.

Pierwsze, c ujrzały jeg z umi ne czy, był t struchlałe niep znania i z umiewając ścieniałe, jakby w ciągu je nej chwili utracił wie piąte sw jej n rmalnej wagi, wi m małż nkaZa arleckieg . rugie, c usłyszały jeg uszy, był t wy usz ny, jąkający się pisk bywatelkiZadarleckiej.

- Czyż miałam puścid święt kra czej pr fanacji?... Czyż każ emu m wi nie gr zi... każ ejchwili... napa i p gr m żółtystów?... bywatele... g t wa jestem wraz z mężem i z ziedmi zginąd zich ręki... M gą spalid nasz m... Ale wz rygam się prze zniewagą, która m gła sp tkad tenwizerunek... I dlatego... tylko dlatego...

Milczał kt r Senes i milczeli wszyscy. Nie był słów la wyrażenia g ryczy teg m mentu. P czulisię sam tnieni i bezsilni w tej P lsce, którą stw rzyli nareszcie p tylu wysiłkach i fiarach. P sełCiechocinek, nie s ch zący nig y, ani na chwilę, z gruntu nauk weg , miał przynajmniej realnes cj l giczne uzasa nienie tej przykr ści i ile tylk Sejm nie bę zie r zpę z ny, śmiał patrzał wprzyszł śd. P seł S lec niezł mnie wierzył w swój lu , ile zach wane bę zie jegoprze stawicielstw . Reszta, niestety, nie wyłączając ministra Tatusiewicza, upa ła na uchu izapa ała się c raz głębiej w czarnych myślach. Je en inwali a Łupikijczyk zgrzytał zębami. Na próżnre akt r Wygmeralski p raz trzeci szeptał ucha przew niczącemu- czy m że pr wa zid alejswój wykła . Z ruzg tany kt r Senes nic nie słyszał i nic nie wie ział52.

52 Sytuacja w cał kształcie sw im bynajmniej nie była gr źna, była raczej p ważnie śmieszna. Ale maj rBałaganiec, prze wcz raj przybyły zwiastun autentycznych n win z Warszawy, p chł nięty był całk wicie

Page 133: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 133/227

p g nią za Nużnikiewiczem, który wymykał mu się z rąk jak uch pisk rza wyszk l ny na kinemat graficznychzniknięciach, sztuczkach i trickach. Już wie niewinne s by były p bite p ciemku przez nerw weg maj ra.Nużnikiewicz przebierał się za księ za, za górala, za k lejarza i wi ząc wszę zie, na każ ym kr ku, bławęniezlicz nych terr rystów nieprzyjacielskich, w statniej już r zpaczy, przebrany za w wę w żał bie, przyczepił

się z tyłu nieznaj meg sam ch ui p gnał sam nie wie ząc ką z szybk ścią siem ziesięciukilometrów na g zinę. Niezł mny maj r wart wał pilnie zieoi n c, nie spuszczając z ka „ ziewczęcinka”,ską jeg fiara znikła bez śla u, ku niezmiernemu zaniep k jeniu przyjaciół. pier sp tkawszy naN w piarskiej pr fes ra Tumigrajczyka przyp mniał s bie warszawskich zleceniach i przekazał jeniezwł cznie. Niezwł cznie p pę ził pr fes r „Ka zi łówki” z dobrymi nowinami, ale sfanatyzowanawariatka p gnała g aż Księżeg Lasu, g zie ze strachu stracił przyt mn śd. Tam urat wał g pier patr lpo licji byczajów, pilnujący g ści ch zących lasu na czytanie p ezji raz zbierających tam jag yi grzyby.Fabianna wyrwała się pr fes r wii uciekła, a pr fes r, skarż ny praktyk wanie nie byczajn ści w miejscupublicznym, z stał przetrzymany przez m c w areszcie, póki ran nie przybył p k misarz pan K len , naszczęście jeg awny uczeo, który też, czywiście, nie uwierzył w autentyczn śd jeg zeznao, ale p czciwiepuścił g p znaj m ści, zaleciwszy mu na przyszł śd większą p wściągliw śd, a przynajmniej glę n śd, iwskazał mu nawet p ufnie nie tak aleką K cią linkę, bar z miłą, raz p lankę na Cichych Meszkach, ką

nie zapuszczały się patr le byczaj we. Rzecz znamienna, że pr fes r, wstrząśnięty ziką przyg ą, zap mniałna szczęt całej zawart ści brych n win i w ciągu ciężkich ni nie mógł ulżyd ani sw im przyjaci ł m, ani s biesamemu.

Page 134: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 134/227

XVII

zieo w zieo, regularnie sw ich g zinach i minutach p ciągi p spieszne, s b we i w ł we,zienne i n cne, nieświa me stanu rzeczy p Tatrami, wyrzucały na w rcu tłumy p różnych

spragni nych p czynku we wspaniałym zaciszu gór. Wysia ali ze sleepingów aryst kraci, p tentacii p sł wie suwerenni a bezpłatni, w blasku jasn żółtych skórzanych waliz i kufrów, tł czyli się

rug klasiści u ający c ś lepszeg i wreszcie h r y byle jakieg p spólstwa, wymięt sz ne wp tw rnym ścisku star niemieckich prze ziałówek i byłych c.k. gruch tów, zaśnie ziałychstinkwagenów, g zie zach wały się jeszcze napisy świa czące mł ści P lski: „Nichthinauslehnen! ”53 oraz „Zv lite up ra cit ieżu az wych iti z tah mista”5455 .

N w przybyli nie mieli najmniejszeg p jęcia n wych st sunkach, c na każ ym kr ku wyw ływałna zwyczaj śmieszne niep r zumienia, z których większa częśd miała wynik tragiczny. Istniały tu wiewła ze, nawet trzy, jeżeli liczyd „ ziewczęcinek”, g zie sie zieli pan wie jutra. P licja urzę wała, alenie mieszała się niczeg , zł zieje hasali bezkarnie, już je enastej wiecz rem gras wali, łazilikupą p samych Człapówkach, nie mówiąc już prawi ł wym b zieraniu turystów wracających zmierzchu z M rskieg ka, up j nych zaznanymi wrażeniami i balsamiczną w nią lasów. Spę zant na zł czyoców ścienneg m carstwa, którzy r zmyślnie puszczani byli przez granicę w celupoderwa nia r zw ju turyzmu na p lskiej str nie. wa patr le żółtystów, k men er wane zr zkazem natychmiast weg przywrócenia bezpieczeostwa na sz sie, wróciły nag i b s , b arte

nitki, a trzeci już nie p sze ł.

Właścicielki pensj natów, restaurat rzy, fiakrzy, lekarze, han larze wszelkim żywym i martwymt warem z g ziny na g zinę p n sili ceny. Sz ferzy bezkarnie m r wali lu zi. Pijani w biały

zieo wyprawiali bezecne awantury. K biety złeg życia pan szyły się cynicznie w miejscachpublicznych, otoczo ne zgrają alf nsów, h chsztaplerów, hien wyb rczych i n ż wców, którzyz umiewając szybk zamienili restauracje i kawiarnie, a zwłaszcza ancingi w bezwsty ne lupanaria.

pier g y p czas taoca z stał zaczepi ny, znieważ ny, bity i kra zi ny pan w jewodaSwyniuch wski (kresy), Mieczysław Kacaraba, straszny ten fakt przeważył szalę. Wciąż jeszczezastępujący nie becneg k misarza p licji starszy prz wnik Mył , wezwany natychmiast przeł że już ban aż waneg st jnika, sł nił prze w jew ą praw ziwy stan rzeczy. Wła za jestnieczynna nia najaz u i uzurpacji żółtystów. Wła za musi zach wad ścisłą i jak najp prawniejsząneutraln śd w bec wielkich zmian, które się g tują w Warszawie i tutaj, a zanim się ne nie ug tują...

Nieopatrzny dygnitarz sp niewierał prz wnika najbar ziej karczemnymi sł wy i cisnął weoł wianą p pielniczką, a za pienią ze p życz ne kucharki pensj natu „P Jesi trem” wyprawił

53 Nicht hinauslehnen! (niem.) - nie wychylad się! 54 Zv lite up ra ci t... (sł w.)- zanim wyj ziecie z teg p mieszczenia, up rzą kujcie zież. 55 Wyso ki st jnik Ministerstwa K lei, aut r znaneg p różnym af ryzmu, umieszcz neg w pewnychciaśniejszych prze ziałach: „P z staw t miejsce w takim stanie, w jakim chciałbyś je zastad!”- nie zdaje sobiesprawy z zakł p tania, w jakie wpr wa za tych wyjątk wych p różnych, którzy p ważnie traktują napisyurzę we. Af ryzm ten, a raczej nakaz, zniewala ich niezwł czneg p jęcia niemiłych prac herkules wych,związanych ze stajniami Augiasza. Af ryzm ten naraża wielu, a więc wszystkich nas, na puszczanie się

niep słuszeostwa w bec wła z (karalne trzech lat więzienia). Pr p n wałbym napis: „P z staw to miejscenie p garszając stanu, w jakim jest” alb : „Nie naśla uj sweg p prze nika, a zasłużysz na w zięczn śd swegnastępcy!” Najlepiej zaś zwrócid się wybitniejszych literatów lub gł sid k nkurs.

Page 135: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 135/227

natychmiast st licy szereg gwałt wnych epesz, nieliczących się ze sł wami i malującychokropnystan bezpieczeostwa w bec karyg nej i wpr st kryminalnej nieczynn ści wła z p w łanych56.Pewne wyrażenia ub ły w jew ę krak wskieg , niektóre sł wa ukłuły k men anta p licjipaostw wej, inne tknęły sameg ministra spraw wewnętrznych, który za pini wał, że taksk mpr mit wany w jew a (c k lwiek zaszł , był następstwem głęb kieg nietaktu- wojewodanie śmie taoczyd publicznie!) nie m że utrzymad aut rytetu paostwa na kresach. Starszy prz wnik,najbar ziej z nich wszystkich braż ny, p łączył się natychmiast z N wym Piargiem. Star stan w piarski, kt r M cz, p łączył się z Krak wem. Kraków p myślał i uznał, że afera jest m cnp ejrzana. W g zinę później starszy prz wnik Mył , wezwany telef nu, trzymał następującyrozkaz od swojej be zp śre niej wła zy: „Inwigil wad s bnika p ająceg się za w jew ęKacarabę. Wykryd mistyfikację. Wkr czyd jak najspieszniej. P stęp wad w myśl przepisów. nieśdprze g ziną sie emnastą”.

Teg tylk był p trzeba g rliwemu urzę nik wi. Już g zinie trzynastej w jew a leżał czysie ział w areszcie gminnym, związany p str nkami, g yż stawiał pór wła zy i z ra zał znaki szału,bijąc na praw i na lew aresztujących g p licjantów, którzy zmuszeni byli w br nie p wagi wła zywybid mu trzy zęby raz złamad mu je n żebr i b jczyk57.

Z g ści bar ziej znak mitych przybyli w tych niach:

Łukasz Barbiz n z Warszawy, malarz krów i r biu, zł ty me al Ministerium R lnictwa (willa„Kurnik”).

kt r G liat Kun elman, p seł ze Str nnictwa Nar w-Narodowego.

Ksią z prałat Augustyn Chuzia, prezes St warzyszenia „Se es” (Swój Sweg ).

Ksią z Erazm Fiakier ze zgr ma zenia . . st ł wników, nawróc ny s cjalista z Krak wa (willa„Naprzó ”).

Anna Csillagh („Ja, Anna Csillagh”- wszyscy wie zą), ptantka p lska58.

Generał ywizji hrabia Schlecht zu Schlacht, ymisj n wany zwycięzca (willa „Szept”).

Mametr Lupa, literat, autor Lafiryndiona , trzymał sie em gł sów plebiscyt wej Aka emiiLiterackiej imienia B rmana i Szwe eg w Warszawie (willa „Sława”).

56 zięki nie balstwu mł cianeg żółtysty, yżurująceg w tych g zinach w czarnym gabinecieustan wi nym na p czcie i telegrafie la perlustracji czerw nej k resp n encji, epesze te szły we lea resów, na czym ucierpiał prze e wszystkim a zarazem je ynie sam pan w jew a. 57 W t ku wynikłych stą ch zeo starszy prz wnik tłumaczył się, że tak nief rtunne wkr czenie jeg i

alsze stą wynikłe przykre niep r zumienia ugrunt wane były na tym, że kumenta i świa ectwa t żsam ścip szk waneg ygnitarza były w nazbyt już zupełnym i niebywale wz r wym p rzą ku, c znami nujezazwyczaj wybitnych szustów i zbr niarzy; patrzVademecum wzorowego policjanta (wydawnictwonieurzę we). k liczn śd ta uznana z stała za łag zącą, niemniej je nak starszy prz wnik Mył za karęprzeniesi ny z stał Krak wa, zaś w jew a uzyskał url p beztermin wy, bezpłatny i leczniczy. 58

Anna Csillagh jak k bieta nieśmiertelna nie zginęła w burzy, która zni sła m narchię habsburską.Przeciwnie, jej fenome nalne wł sy ur sły jeszcze piętnaście centymetrów zięki zwilżaniu ich wyłączniewłasnym płynem. Zakła y sw je przeni sła P lski i bu wała je w Łysych Kłakach p Łgierzem.

Page 136: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 136/227

Aleksander Faja- Lepietycki, yrekt r rkiestry kąpiel wej w Sławinku p Lublinem (willa„Mie nica”).

Profesor Leichman- P k jnik, mistyk i metapsychik, magnetyzer, wyw ływacz uchów, ga ywaczprzeszł ści i przyszł ści, aut r zieł nauk wych, uczeo i następca wielkiego Sharla-Thana (willa

„Blagusia”).

Ewaryst hrabia Szynel, były wielki kurzacz w ru cesarskieg w Gatczynie, prezes licznychzwiązków i st warzyszeo (willa „Bałałajka”).

Zen bi Łuj, magister farmacji, wynalazca „inwali lu” i „cywiliny”59.

Generał armii greckiej, Epaminondas Saphan- uł .

kt r Ap ll Różaniec, pr fes r nauk sp łecznych w uniwersytecie kat lickim w Górze Kalwarii.

Pr fes r Ararat Atlantycki, znak mity p różnik, jubilat (willa „P Guliwerem”). Wśró przybyłych w statnich niach przeważali ygnitarze, których wypł szyły ze st licyniep k jące wieści przewr cie. Nic ziwneg , alb wiem gatunek lu zi niez ecy wanych jestzawsze i wszę zie najliczniejszy. Uch ząc prze niebezpiecznymi wy arzeniami i prze ryzykiem

p wie zenia się za je ną lub za rugą str ną, zanim zapa nie r zstrzygające zwycięstw , męż wieci brali właśnie Zak pane. Tam b wiem w przeł m wej g zinie znaj wad się bę zie yktat r,któremu w razie p w zenia zamachu razu bę zie m żna zł żyd p winsz wanie raz przysięgęwiern ści. Tam też najłatwiej p zyskad jeg łaskę w m mencie pierwszeg up jenia wła zą.

Z nikczemnej tej h ł ty wyróżniał się Fl rian Tyka, czł wiek sympatyczny i prawy, ale z lewic wąprzeszł ścią, śd zresztą zamierzchłą; zamierzchł ścią wą per wał je nak śd umiejętnie wpewnych m mentach ziej wych. Aż tychczas tru n mu był przechylid się stan wcz naktórąk lwiek ze str n walczących, tym bar ziej że jeg wybitnie wys ki wzr st nie p zwalał nawyraźniejsze przechylenie się p na barierą zielącą g przepaści partyjnych, g yż gr ził tzachwianiem równ wagi, którą cenił na e wszystk . Mąż ten zajm wał różne stan wiska zaszczytnew machinie paostw wej, ale wciąż nie mógł się jak ś ustabiliz wad, przebierając w ministeriach,p żerany przez najsłuszniejszą zresztą ambicję. Wychu ł też, tym bar ziej że i up rczywy katarż łą ka... Ale wy awał się za t jeszcze wyższym. becnie zn wu był bez przy ziału, więc g y zamachu stanu zaczęli mówid natarczywie nawet najp ważniejsi lu zie w Warszawie, gwałt wnie

zapragnął etchnąd świeżym p wietrzem i wyjechał w góry. Tu unikał znaj mych i na sam tnychspacerach głęb k i ług , aż bólu gł wy, r zmyślał na P lską, która teg bar z p trzeb wała.Zamach utkwił mu w gł wie jak klin- czy bę zie? Jak t bę zie? Któż t bę zie? Czyżby a mirał?Wie zieli t wszyscy w Zak panem, ale Tyka jeszcze nie awał temu wiary, zbyt był na t r zsą nym.W ist cie zaś zżerała g tajemna zawiśd, z czeg sam nie z awał s bie sprawy. są zał a mirała wszystkie g , nawet teg , c p sia ał napraw ę, a c był w nim słuszne i piękne. Nie wierzał

59 Liczne fiary są we w pers nelu lekarskim, ficerskim tu zież ży wskim, związane tak częst zezw lnieniem w jska z r wych mł zieoców, p bu ziły magistra Łuja do spreparowania odpowiednichleków, które raz na zawsze zabiły łapówki i wszelkie na użycia p b r we raz płynące stą ramaty więzienne.

„Inwali l” (kr ple), zażywany w ciągu miesiąca prze terminem p b ru, ziała nie parcie zwalniając (serce,wątr ba, wysypka na ciele), p czym „cywilina” (pigułki), zażywana również w ciągu miesiąca, usuwa ra ykalnieniszczące skutki „inwali lu”. Liczne świa ectwa i p zięk wania (patent Główneg Urzę u Z r wia).

Page 137: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 137/227

jeg nab żn ści, p wątpiewał jeg zwycięstwach, mawiał mu nawet ur y, która teraz jeszcze,w r ku jeg żyw ta pięd ziesiątym ziewiątym, ciskała mu p st py serca wszystkich kobietp lskich, i kt wie, czy pan Fl rian nie zaz r ścił mu najbar ziej tych k biet, był t b wiem czł wieksur wych byczajów i przesa y wierny starej ż nie.

Ulubi nym miejscem jeg sam tnych przecha zek była linka Ku ziurze, która przyp minała muszczęśliwe zieciostw i fantastyczne p wieści Juliusza Verne'a raz puszcze Kana y, g zie zresztą

jeszcze nie był. Lubił przesia ywad w tamtejszej pieczarze na st sie suchych liści, nazn sz nych tam całych stuleci przez jesienne wiatry. cięty świata umał patrząc z mr cznej głębi na zieleo

lasu mieniącą się w p g nym sł ocu i myśli jeg stawały się wzni słe i ur czyste, mą re i twórcze, atrafiały się i m menty natchnienia, w których sam la siebie stawał się wielkim, czasami nawetolbrzymim. Wzn sił się wys k p na słab stki i r biazgi lu zkie, które w takich chwilach nie

ch ziły mu nawet k stek60.

I za tym razem całe kł p ty zamach we wraz z a mirałem ul tniły się bez śla u, g y tylk przekr czył

próg pieczary. garnęły g cisza i wzni sł śd. Uł żył się wyg nie na liściach i zagłębił się w czystych,szlachetnych myślach. R zważał sp rną sprawę mun urów urzę niczych, biur wych i gal wych; była

na lao zupełnie jasna, urzę nik p lski mun uru p trzeb wał natarczywie, ale mun urówsw jskich, nar wych, partych na wiecznych str jach lu wych. R zważał str je góralskie,kaszubskie, krak wskie, ł wickie... pier klasy czwartej wzwyż miały się zaczynad żupany ik ntusze, la ministrów zł ta lama i purpura, la sekretarzy stanu srebrna lama i błękit, la

yrekt rów epartamentów barwa ciemn ziel na ze srebrnym kałamarzem -ła wnicą na srebrnympasie i ącym przez ramię. W jew wie urzę waliby w szyszakach, star st wie w k łpakach...

W wizji natchnienia ujrzał republikę p lską mieniącą się na sw ich szczytach świetnymi barwami, a

szara nizina prac witej lu n ści słała się u stóp wła zy p słuszna i szczęśliwa. Przemijała ta chwila, wgłębi pieczary r zpływały się plamy barw, t nęły w mr ku i wynurzały się jeszcze, wreszcie ucichłyłu ząc czy łag ną róż wą p światą, jakby łuną alekieg p żaru. I niesp zianie- b któż by sięteg sp ziewał- na tle łuny alekieg p żaru wył niła się gr mna p stad w kasku strażackimzapiętym p br ą, z t p rem za pasem, z k newką w ręku.

- Nie lękaj się, Tyk ...

Łag ny bas lbrzyma zahuczał p sklepieniempieczary jak aleki grzm t. P żar w głębi jaskinir zżarzył się i struchlały ygnitarz p znał patr na sweg , święteg Fl riana. P mim wys kieg

wzr stu zale wie mu sięgał k lan. - Nie lękaj się. Tyk , słuchaj pilnie i wierz! Alb wiem zwiastuję ci wielką n winę...

Szczupłe n gi pana Fl riana ugięły się same. Ukląkł i rżąc na całym ciele w bliczu cu u p chyliłgł wę w p k rze.

60 Pieczara wa znana jest w nie napisanych jeszcze ziejach wielkich p lskich usz, które tam szukałyskupienia. Tam prze laty bmyślany z stał przez naszą sławę, Ewelinę Giczałk wską, wiekopomny dramatSerce Haluni . Tam wielki Kurwantys przekr czył swój Rubik n i przesą ził zał żenie k l salneg k ncernu

metalów i papierów. Tam umał prze wyb rami p seł Sumatrak, je n cząc r zbieżne kluby. Tam sw jegczasu jesienią fil z f Pieprz wysie ział walne r z ziały sweg zieła. Zaglą ali tam i nie żał wany Hes, i jegbiograf Hesik, i wielu, wielu innych.

Page 138: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 138/227

- czyśd uszę tw ją i ciał , a zbą ź się zawiści, alb wiem t bie t wszyscy zaz r ścid bę ą. Zaiste,p wia am t bie, imię twe p wtarzad bę ą nar y ziemi... Każ y, k g zaszczycisz je nymuśmiechem, bę zie t pamiętał k oca życia i zieci m sw im przekaże t w pamięci, a zieci jegwnukom, a wnuki prawnukom. .. Z m narchami świata jak równy z równymi p pachę ch zidbę ziesz... trzymasz wszystk , czeg nie masz: mą r śd, ar wym wy, i p się ziesz języki świata,byś mógł p uczad królów i książąt raz ich ambasa rów... Bę ziesz wywyższał i p niżał, bę ziesz nagra zał i karcił... zw ny świątyo bid bę ą na tw je sp tkanie... T ci p wia am. Tyk , kuzbu waniu, abyś się zaś przyg t wał ku przeznaczeniu twemu... A teraz p nieś gł wę i patrzaj miw czy, a p wia aj szczerze, g yż pytad ciebie bę ę!

Tyka wzni ósł czy struchlałe i ut nął cały w niezmiernym bliczu święteg .

- Czy wyrzekasz się błę ów niecnej mł ści tw jej?

- Wyrzekam się i zarzekam, i klnę się, b ajbym się z teg miejsca nie ruszył...

- Nie klnij się! awna patrzę na ciebie z nieba i wi zę p prawę tw ją. Ale tą masz byd czystymi prawym, jak na tej ziemi bywali święci paoscy. Czy p łasz, pytam ciebie Tyk !

- P łam przy tw jej p m cy, najświętszy patr nie mój...

- Czy biecujesz cha zad tylk prawymi r gami, a jeżelibyś zbaczał, t też tylk i zawsze jeszczebardziej na prawo!

- biecuję !

- Czy biecujesz zalewad p żary rew lucji? Czy biecujesz łeb ucinad hy rze?

- Wszystk bę ę zalewad i wszystk bę ę bcinad!

- Te y nakazuję ci, masz byd chytrym jak wąż i czasu masz zw zid lu zi wszystkich, aż wr g wietw i staną się przyjaciółmi twymi, a awni przyjaciele wr gami. Za tajemnym zrzą zeniem wywyższącię nieg ni tw i zw lennicy, a przeciwnicy tw i, lu zie cn ty, przygarną cię nazajutrz, g y sł niszoblicze twoje - albowiem, g y na ej zie p ra, zadmię i p rażę wszeteczne umysły na lewicy, by stałysię narzę ziem patrzn ści. I tak bę zie!

- Amen...

- A teraz zbliż się i zak sztuj świętej w y mą r ści i praw y, by sczezły i zgasły w t bie statniekwasy przeszł ści!

I przechyli ku niemu święty k new sw ją, i tknie brzegów jej Tyka rżącymi wargami. A g yp ciągnie pierwszy łyk, przepełni g bł g śd rajska, a za rugim łykiem sł ni się prze nim jakbymgła gęsta, która zieliła g p znania praw y, a za trzecim łykiem wyj zie zeo szatan mały, któryw czeluściach jeg jak s liter i r bak jeszcze przebywał, i r zpłynie się w p staci niewi zialnej jakp wietrze brzy kie. A uw lni ny resztek iabelskich łyknie p raz czwarty i pier ż garniesw ją n wą wielk śd i pycha jak wicher g rący u erzy w jeg serce. A g yby chciał pid alej, ejmieświęty naczynie ust jeg .

Page 139: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 139/227

Page 140: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 140/227

W k ocu upa ł na uchu i zwątpił, i przybył Zak paneg p cząd. Aliści n wy przyjaciel, jak siękazał , znak mity znawca zaga nienia i świa m najtajniejszych zakamarków tatrzaoskich, zwrócił

jeg uwagę na parę miejsc p znacz nych na skałach bą ź znakiem p trójneg krzyża, bą ź literą „R”,p bizną k r ny i p bizną berła, które zresztą p bne były również i wszystkieg inneg .Więc zn wu p jął ł m i ł patę fanatyczny starzec i zabijał się pracą z łaski niecneg żartu WitalisaBebecha, który twier ził i przysięgał, że skarby we znaj ują się p Tatrami alb w góle nie ma ichnigdzie 61. sze ł kapliczki, str żnie krążył ługie n gi r zkrzyż wanej p staci, zajmujące całąszer k śd r żyny, westchnął i znikł za zakrętem. A Tyka wciąż się m lił.

I byłby się zam lił nam na śmierd, i wstąpiłby prze wcześnie nieba, na ając inny bieg ziej mP lski (strach p myśled, c by z nami wszystkimi się stał!), g yby nie t , że zza nagłeg zakrętu

linki wypa ł nareszcie na r zpę z nym i nastawi nym na najwyższy numer biegu m t cyklur zjątrz ny K ci . bjechał już był wszystkie linki, p lanki, laski i skałki, wskazane w przew nikupo Zakopanem jako „sam tne zakątki” i „ulubi ne przez zak chanych miejsca niewinnych sp tkao”, iw k ocu wpa ł jak burza na r żynę wi ącą Ku ziurze. I n k chał Felę, c więcej, p przysięgła mu

na wiern śd, a w szczególn ści i prze e wszystkim, że nig y nie pój zie na wycieczkę ani nawet naprzecha zkę z T lem. I t wia uje się służącej Z si, która była na jeg ż ł zie i inwigil wałaFelę w pensj nacie „Utulinek”, że „panienka p szła g zieś właśnie z tym panem...”

Wypa łszy zza zakrętu, natychmiast ujrzał w górze czerw ny sweter Feli i flanelę T la. T zaślepiłzielneg sp rt wca i rek r smena i był przyczyną straszneg wypa ku, który urat wał n gi Tyki,

niezbę ne już teraz la nar u. B wiem pier w statniej chwili sp strzegł K ci przeszk ęleżącą w p przek r żyny. Całym ciałem przechylił się na praw , skręcił gwałt wnie na str me zb czechcąc bjechad we n gi i całym prze nim k łem gruchnął pieo zamask wany w bujnej po pastrawie. Wysa z ny z si ła, p leciał w górę p na buki i ch jaki i znikł w lesie. Tyka, zbu z ny, ługgram lił się stękając, wreszcie zebrał i źwignął sw je zmartwiałe stare k ści i zaczął ur czyściesch zid w ół, na niziny p lskie, które słały się wiernie u jeg stóp.

61

W sprawie zamur wanych w klaszt rze w I i tyocu na rzeką Bre nią, a w statnich latach ukra zi nych,wywiezionych i w niewiadomym miejscu zak panych insygniów królewskich, patrz czyt pr fes ra StefanaFl t wskieg „Regalia Piast wskie i ich l sy” (z przezroczami).

Page 141: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 141/227

XVIII

Mim trw żliwych wieści, czekiwao na przybycie yktat ra i szal nych na użyd żółtej milicji,wieczór aut rów zap wia ał się wspaniale. Był t wieczór mł ych w całym i wyłącznym znaczeniuteg sł wa. Re akcjaWiaduktu k nała jaknajstaranniejszego do b ru imi n i piór, a na patr na tejświetnej manifestacji mł ści w literaturze zapr sz n wielkieg Firlejusza, uk chaneg zarównprzez mł ych, jak przez starych. Futuryści p przew em p etów-awanturników Babichlebca i

a aja grażali się, że nie puszczą wiecz ru w bec skan aliczneg p minięcia futurystów.grażali się urbaniści, tramwaiści i maszyniści. brażeni byli również fujaryści, fanatycywsi

nienawi zący miast i bruku, nie mówiąc jużo piekielnikach i diablistach, powszechnie u naswyklętych i b jk t wanych62. Na og ół wielu był braż nych, a mał wybranych, razem wziąwszywystęp wał teg wiecz ra nie więcej niż wa zieści r i sie mi r p etów lub p etek.

Miejsca były r zchwytane, lbrzymia sala Łapikurza wyglą ała świetnie, przeważalibowiem literaci i

literatki zebrani ze wszystkich zielnic P lski. Tw rzyły się mal wnicze grupy k ła wybitnychs bist ści. Rej w ził i najgęściej był blęż ny najwyższy wzr stem i najpiękniejszy z ur y krytykygalewicz, który czytał wszystk , c tylk kt ś w P lsce napisał, znał wszystkich, a z każ ym był w

zg zie nie przestając byd w zg zie z samym s bą. Jeg uśmiech łaskawy, który nie sch ził munig y z twarzy i z którym znak mity krytyk nawet sypiał, śmielił i przygarnął wielu zwątpiałych s bie twórców i p mógł, wyjaśnił im nie mylnie samych siebie i przez t wy bywał na jaw nierazzupełnie nie czekiwane wart ści. Teraz r zmawiał z wy awcą sameg Firlejusza, FranciszkiemM rta elą, który p trząsał srebrn czarną grzywą ap st ła i nie zga zał się na c ś, p magając s bieurywk wymi ruchami bu rąk, w których trzymał byt najwybitniejszych literatów. Ale ygalewicz

r zlał swój uśmiech szerzej p twarzy i M rta elą nie wytrzymał, i musiał się z nim zg zid, i wnetzakiwał zatr skaną gł wą patriarchy, który ma za uż zieci. łączył się nich ystyng wany,sztywny i zimny, jakby wyjęty z trumny, re akt r Szpitalnicki i niep równany mł y p eta i krytykSzaja, tłumacz ny już na język chioski, a alej genialna,o żółtej nastr sz nej czuprynie panna SabinaMiz rzelska, p etka, która m gła i umiała pisad literalnie na wszelki temat w granicach życia i śmierci.

Mił i jak ś st jnie był p patrzed na tę grupę. Un siły się p na nią jak g yby yskretne jaśnienia i rgania pr mieni twórcze. Pr mieniał i re akt r Hyc pr wa zając skutku sw je wielkie zieł .Nagabywany i t cz ny, r zrywany na wszystkie str ny, każ emu p trafił rzucid miłe, czasami mą resł w , jakieś b n m t, warszawski wcip, uwagę na czasie, zaimpr wiz wany af ryzm, a cichaczem

łypał kiem w kąt sali, g zie sie zieli sk nfe er wani przeciwnicy, a na ich czele bezczelny i g t wyna wszystk Babichlebiec. T też siłacz Barnum nie stęp wał g ani na chwilę.

Dzwonek.

Re akt r Hyc w paru sł wach zwięzłych i m cnych tw rzył p sie zenie i z głęb kim ukł nemu zielił gł su Firlejusz wi. Grzm t klasków, ryk uznania p witał mistrza. Firlejusz czytał gł semcichym i przerywanym. P mim wysiłku nastawi nych uszu tru n był c śk lwiek usłyszed.Słuchacze p przestali na zapatrzeniu się w piękne rysy starca. cierały p je yncze sł wa, czasami

62 Czciciele szatana nie różnią się siebie niczym, tylk je ni mają na czele p etę występująceg ppseudonimem Czartogon, a drudzy - Wi ełkiewicza-Sm lioskieg .

Page 142: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 142/227

wył nił się z głucheg mruczenia całe z anie ni ślejsze i t nęł w nier zwikłanym p szmerze. Ibył t nastr j we i wzruszające.

P jeź zie Firlejusza na sali nastąpił prężenie p wagi i r zpr szenie skupienia. Mł zi spełniliświęty swój b wiązek w bec zamierzchłeg p k lenia i byli ra zi, że znaleźli się nareszcie mię zy

s bą. Sala zawrzała tętnem zł tej, ur czej, sw b nej mł ści. Mł zieoczy re akt rNiecieczy ,Janek Tudolejczyk, trzymany przez k legów, wierzgał n gami, k piąc w przestrzeo, a nie m gąc

sięgnąd Zmysława Maskara zkieg (aut r p ematu m rskiegPancernik „Lipiec”), który wy zierałsię ku niemu z tłumu p wstrzymujących g r zsą niejszych p etów. Łysy Babsztyl, uch zący tu

jeszcze za mł eg , twarcie flirt wał z ulubieocami sw imi- z biał gł wym jak albin s StasiemSzelmutem (autor Aner i ów) i z kę zierzawym, czarnym jak Murzyn Zbyszkiem P lirszt kiem(P róż „Błękitnej Sarny ”). Aresztyoski z zesp łu KUKRA, który wybłagał uHyca na kolanach prawo do

czytania ziś je neg je yneg s netu, p stan wił s bie niezł mnie czytad ich sie emnaście.Musiał się nareszcie wyp wie zied, z estra y w każ ym razie g nie zrzucą- a p tem niech się zieje,c chce. Z p gwaru źwięcznych mł ych gł sów wyłaniał się raz p razu suche rech tanie. Tśmiech szy erczy Babichlebca zywał się zł wr g z kąta sali, zap wia ając nie bliczalne skan ale.Ale tuż w p bliżu za każ ym razem Barnum p wia ał mu jak ziki wieprz bas wymp chrząknięciem, strzegając yskretnie, że n tu jest i czuwa.

Hyc zw ni. Na estra ę wspina się p wątłych sch ach, jak łasząca siękoteczka , lekka, w perł wejsukience k lan, panna Sabina Miz rzelska (Nasza Saba). Zaszeleści kartkami i wnet sukienka zsunie

jej s ię z ramienia... P prawi ją leniwym ruchem ręki. Upuści je ną kartkę. P chyli się nisk , by jąp jąd, i wie krągłe g łębice wyjrzą zza perł wej sukienki, sp jrzą p sali, spł sz ne c fną się... Igł s m cny, a stłumi ny, a pieściwy zanuci, zap wie:

- Lunia i policjant konny .

Czyta wyraźnie a ur cz , a jakby nieśmiał , p ziecięcemu:

- Ja przepraszam, że się spytam, Dobry panie przodowniku,Kę y śpieszysz na k niku – Na takim ślicznym k niu?

- G nię, g nię r b tników,

Metal wców, b lszewików, Co strajkuj ą, nie chcą kud, Jen wiecują na bł niu.

- Je źże z B giem, led, nie zwlekaj, A uż ich tam nasiekaj! ...Jen chwileczkę zaczekaj... Ja tak pr szę... Bą ź str żny! B masz szablę jak wa r żny,

A bę ziesz rąbad kiszek, Więc się nam nie skalecz wpalec,

Page 143: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 143/227

B Lunia płakad bę zie... Bardzo - i mój braciszek – Tolo,Ot - tyci, drogi malec...

Rzęsiste klaski zlały się z p tw rnym rykiem Babichlebc weg śmiechu. Barnum chrząknął jakn s r żec i stanął tuż za nim. a aj ścisnął w ręku stal wą ciupagę...

Panna Sabina p wacji stanęła w pąsach i uczyniła się jeszcze mł sza, w tym m mencie wyglą ałanajwyżej na lat czter zieści. Z na ąsaną minką, z wyrzutem zap wie ziała n wy tytuł:

- Moja srebrna mewa .

- M ści panie yrekt rze, Pr szę url p na m rze. Palce b lą maszyny, Usp k iły się Chiny, Nic nie stoi na przeszkodzie,Bym się płukała w w zie.

- Sie ź, panna, i stukaj alej, W y s bie w miskę nalej! Zbunt wała się Arabia, Ciężk pracuje sam hrabia. A w Li ze trzęsienie ziemi,

Sie ź, póki się c ś nie zmieni!

- Ach, nieczuły yrekt rze, Ach, ty hrabio - ty potworze,Nie puszczacie mnie nad morze,Przebrzy ła Lig w Genewie... Cóż ja p wiem srebrnej mewie! Nic nie powiem srebrnej mewie – B się k nferencja czyni. I nie bę zie, nie bę zie Maryni,

Ach, nie bę zie teg lata w G yni... Srebrna mewo...

Za tym razem Barnum z ążył w samą p rę przypaśd i zatkad paszczę Babichlebc wi. Ani pisnął.klaski, klaski. Aresztyoski już wysk czył na estra ę i czyhał z wiązką s netów. a aj p niósł

stal wą ciupagę...

Na t tylneg wejścia ukazał się na estra zie r ny mł zian w żółtej k szuli. Zabębnił p st lepałką.

Page 144: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 144/227

Page 145: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 145/227

XIX

Przez wszystkie bramy tryumfalne, w p w zi gni i świateł, w nie milknącym ani na je ną chwilęgrzm cie krzyków, niesi ny przez tłum na rękach, up j ny i szczęśliwy tarł nareszcie a mirał „Mur elia” i p stawi ny na n gach p zewnętrzną k lumna ą, sapnął. Przyjął chleb i sól paniPag ziny, która na pr gu czekiwała g na klęczkach, i u ał się przyg t wanych laoapartamentów.

- Smę a, c mam teraz czynid?- zaga nął sweg sekretarza, p wiernika i bi grafa.

- A mirał musi natychmiast przemówid tłumu z balk nu.

- Ta c ja p wim? Jaż tu inc gnit I

- Przecież jutr i tak wszystk się pełni...

- Jutro jest jutro, a dzisiaj - dzisiaj. Rozumiesz?

- Ach, admirale, te wieczne obawy!

- B ję się. Panie, zach waj nas złeg ... Nikt nie przewi zi jego sztuczek diabelskich... Apage...Apage...

- Amen. Ale jutro o tej porze...

- Jutr t jutr . ziś nie m gę przemawiad.

- Słyszy a mirał te krzyki?

- Skaranie boskie...

A mirał miał wielką ch tę p kazad się i przemówid. Ale p mim up jenia niesłychanym przyjęciemteraz blewał g nagły strach. Na chwilę wy ał mu się t wszystk snem. Zamęt, cza w gł wie,

reszcze w krzyżu. I wi m p nureg , nie ga ni neg czł wieka... A mirał jęknął i zwalił się naf tel. Smę a p ał mu tabletkę „ tuch lu” i szklankę w y- przełknął...

- A mirale... Słyszy a mirał, jak krzyczą?

- Niech krzyczą. Smę a, czeg ni mnie pr wa zili? Namówili... Zahukali... Nabrali mnie... Jateg nie chciałem... Ja zupełnie nie r zumiałem, c ch zi... Klnę się na B ga! Dopiero teraz mnie

lśniła praw a. A- więc t tak?! To tak! Dobrze! Smę a - pisz natychmiast nieg epeszę, ale nieg sameg : Niniejszym mel uję p słusznie...

Smę a ani się ruszył, sp k jnie palił papier sa. Znał brze te i tym p bne m menty słab ściz arzające się a mirał wi w ważniejszych etapach jeg żyw ta. Myślał teraz, jak wybrnąd z pewnychprzeciwieostw, które wynikły na tutejszym gruncie wskutek współzaw nictwa wóch czynników,które ba p pierały yktaturę, a były ze s bą w zażartej nienawiści. Żółtyści byli mu bliżsi uchem,ale Piach i tamci trzymali wszystk w ręku, trzymali i a mirała, a więc i jeg , Smę ę, który jutr m żebyd ministrem, a m że i nie byd... Chuliganiewicz był sympatyczniejszy, ale Piach t w każ ym razie

Page 146: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 146/227

minister sp raw w jsk wych i przyjaciel sameg M cha raz Kulebiaki, wóch filarów n weg ustr ju,a tamci krzywili się na żółty ruch, wyk rzystywali g czasu, żeby nazajutrz p zwycięstwiezlikwi wad g z całą bezwzglę n ścią. Ale czy żółtyzm a się zlikwi wad? Wia m , c bę zie jutr- ale pojutrze?

„ tuch l” ziałał. A mirał źwigał, się z przygnębienia. Przemijał brzy ki sen. Wracał p czucierzeczywist ści. A mirał słuchał żółteg hymnu, śpiewaneg na jeg cześd przez tysiączne tłumy p

knami, i ukła ał m wę.

- Smę a, chyba wypa a p zięk wad publicznie tym żółtym? Chuliganiewicz rap rt wał na w rcu,że t ni wszystk tu zr bili!

- Lepiej ad sp kój, b t urazi naszych...

- Wszyscy są nasi! Ja reprezentuję cały naró , inaczej nig y bym się nie zg ził...

ceanów był zuchwalcem, Teraz, Polsko, jego masz!

- Słyszysz, Smę a? M je imię t P lska!

Nagle bez ża neg stukania wsze ł Chuliganiewicz, a tuż za nim, na jeg karku, wpa ł p seł Piach.

- Jak to? Co to? - p sk czył ku nim burz ny sekretarz.

Chuliganie wicz bez cerem nii usunął g na b k, aż Smę a zat czył się p ścianę.

- A mirale, wzywam cię na balk n, m i chł pcy chcą, żebyś nich przemówił parę ciepłych słów.

- yktat rze, parę słów na s bn ści... Bar z ważne n winy...

- Z Warszawy?! - a mirał zerwał się na równe n gi.

- Nie ma ża nych n win, a mirale! Telegraf i p czta są w m im ręku- uśmiechnął się żółty naczelnik.

- A więc?

- Dobrze. Powiem przy tym panu.

- Ależ pr szę- bąknął Chuliganiewicz.

- skarżam teg pana prze tw im majestatem o gwa łty i na użycia, które są alb szaleostwem, albpr w kacją. Jeg ban a k mpr mituje nasz ruchi tw je wielkie imię, p które się p szywa...

- A mirale, ależ p seł Piach jest ch ry...

- Co?!

- Ch ry na elikatn śd, która gubi P lskę. T czł wiek stary, który nig y nie zr zumie i ei pałki. Alelewica razu zr zumiała- w Zak panem jest cich jak makiem siał.

- A Warszawa? A cały kraj?

Page 147: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 147/227

- Wyje ziemy tam jutr razem z yktat rem, a p jutrze rana zaczniemy urzę wad w k chanejWarszawie. Bę zie t sam . W mysie n ry się p ch wają. Mamy tam na usługi piętnaście tysięcymł zieży, która natychmiast przyw zieje żółte k szule- wszystkie związki hrabieg Szynela!Uniwersytet! P litechnika! Wszystkie szk ły!

- Brawo, panie Chuliganiewicz! T p wie ziane p ż łniersku, p p lsku.

- I p wł sku, panie a mirale, i p wł sku!

Piach ze zgr zą patrzał na jutrzejszeg yktat ra. Prze chwilą wie ział się, że pałkarze wygnalig ści ze wszystkich kawiarni, ze wszystkich ancingów, r zpę zili wieczór aut rów, zjaz entystów i

czyt jubileusz wy znak miteg p różnika Atlantyckieg- i pałkami p gnali t wszystk naw rzec. Mnóstw ziałaczy nar wych jest p bitych, a reszta śmiertelnie uraż na i maga się

satysfakcji. W krótkich sł wach pełnych burzenia napiętn wał t bezeceostw , które straszliwieszkodzi dobremu imieniu dyktatora...

Ale „ tuch l” już ziałał w najlepsze. Niep równany epicki i limpijski ptymizm, bezgranicznapewn śd siebie już wróciły na sw je miejsce. A mirał br usznie p klepywał p ł patce jutrzejszeg ministra spraw w jsk wych, który stał milczący jak pieo, z p nurą tęp tą we wła czych

czach. Chuliganiewicz śmiał się szy ercz . A mirał śmiał się wraz z Chuliganiewiczem.

- Ależ, panie p śle, t r biazgi, głupstw , nie ma się czym przejm wad!

- Nie ma czym ga ad! A mirale, wyj ziemy na chwilkę na balk n?

- I ę.

gabinetu weszli burzą pr fes r Chryparski, re akt r Urwilewski, Nieb szczycki z czarnąprzewiązką na gł wie, Pałkin i t czyli p sła Piacha- wszyscy patrzeli mu w oczy.

- epesz wad sameg M cha!

- Niech tu natychmiast przyjeż ża KulebiakaI Trzeba rat wad sytuację! M że jeszcze znaj ziemyk g ś inneg ...

- Re akt r szalał? Jużeśmy się wk pali i nie ma m wy...

- Pan wie, ciszej, na mił śd b ską- posk ramiał ich kt r Smę a, strw ż ny nie na żarty.

Ale Pr w czyoski już stał w pr gu, pieszcząc się ze sw ją pałką.

- Pr szę się nie kręp wad, ża na ga anina nie zaszk zi naszemu ziełu. My plujemy na sł wa, mystwarzamy fakty. Czy chcecie, czy nie chcecie, czy wam się p ba, czy nie, a mirał należy nas i Polski.

- brze mówisz, naczelniku- p chwalił ksią z lewajtys, który ukazał się w pr gu- a wszyscy trojezależymy tylk B ga.

Page 148: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 148/227

G y a mirał w pełnym gal wym mun urze, ze wszystkimi r erami63 ukazał się na balk nie, tłum szalał. Jak z je nej piersi wy arł się i p witał g refren żółteg hymnu:

Pał ! Pał ! Pał gum wa...

A mirał z jął z gł wy p zł cisty pier g napusz ny strusimi piórami i z sł niętą gł wą słuchałhymnu. Tłum uciszył się. P ch nie pełgały p na m rzem głów, sztan ary niezlicz nych rganizacjizak piaoskich trzep tały na lekkim p wiewie, z góry patrzały na t gwiaz y, z ali- Tatry.

A mirał przemówił gł sem p tężnym, nawykłym wy awania r zkazów w ryku wiatrów i w hukuział. Jeg m wa był t raczej szereg krzyków.

- Rodacy! Mówię krótk i węzł wat , b jestem ż łnierzem! Czeg nam p trzeba?! P lsce trzebawła zy! Wła zato siła! Prze naszą siłą ugnie się anarchia, sk oczy się panujący w P lsce skan al!Nie ma mił sier zia la wr gów i la tych, c się wahają! Bóg jest z nami, a my z B giem! Kt zB giem zaczyna, ten zwycięża! Mó lmy się i walczmy! Ty, b haterska mł zieży, brze się zasłużyłaś

jczyźnie! Pr wa ź alej zieł r zp częte w mił ści, a niech trw ga garnia wszystk bezb żne iprzeklęte! ziękuję wszystkimi A teraz- jak ngiś hufce pra jców naszych zBoga-rodzica szły nap haoca - tak i my p t mni z Jej imieniem zmiaż żymy wr ga! Wzywam wszystkich, by wraz ze mnąna p czątek n weg życia mówili trzy Z r waś Maryja !

Tłum zak łysał się, zafal wał i wnet tysiące głów p chylił się ku ziemi. P tężny, a łag ny p szmerm litwy garnął ziemię i un sił się ku niebu. A mirał klęczał wsparty cz łem kamienną balustra ęi zat nął w m łach. P lska miała w za.

- Co za czł wiek!- un sił się ksią z lewajtys trzepiąc Z r waśki.

„C za spryciarz! Ten się zna na P lsce!”- myśleli jak je en mąż klęczący b k siebie Chuliganiewicz iPr w czyoski trącając się ł kciami.

- Panie, zmiłuj się na nami...- m lił się Nieb szczycki p raz pierwszy lat czter ziestu pięciu.

P seł Piach klęczał jak bałwan, z czami wybałusz nymi w przestrzeo, pr fes r Chryparski patrzał naoczami ziejącymi nienawiścią, re akt r Urwilewski patrzał na Chryparskieg , sekretarz Smę a z

łag nym uśmiechem mruczał p n sem, u ając, że się m li.

W tłumie zgr ma z nym p b żni mówili już awien awna sw je trzy Z r waśki, niep b żniczekali, aż się t sk oczy, ew tki, tercjarki i k biety z Bractwa Nagłej Śmierci, którym nig y nie śdpacierzy, m amr tały alej i szybsze ch ziły już sie emnastej...

63 Nieścisł śd, a mirał nawet na swej atletycznej piersi ża ną miarą nie mógłby zmieścid na raz wszystkichsw ich r erów. Zwykle n si je na zmianę. Przy sp s bn ści wymienimy jeg mniej znane zagraniczneodznaczenia-, p lskie b wiem raz wszystkich wielkich paostw Eur py p sia a czywiście wszystkie, i t wnajwyższych st pniach. A więc: wielki krzyż zł ty świętych Z una i Blina (Załgaria), gwiaz a świętej Żuchwy i

świętej Chałwy (Be cja), znaka wi eł święteg Augiasza (paostw Negr p ntu), gwiaz a k man rskawielkieg żółwia (republika Nigeria), włócznie święteg Rama ( lna Eti pia), znaka ziel nej papugi (w lnepaostw Ga u-Ga u, Afryka Śr k wa), i wiele, wiele innych.

Page 149: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 149/227

Page 150: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 150/227

Uczta przeciągnęła się g ziny je enastej. T ast Piacha wypa ł ficjalnie i słab , g yż jutrzejszyminister spraw w jsk wych nie mógł się pę zid najczarniejszych myśli. A mirał zwierzył mu się znajbliższych sw ich zamiarów: bjąwszy wła zę, natychmiast zarzą zi p wszechny p st trzy ni wy iwy a e ykt nakazujący całej lu n ści kat lickiej w niu czwartym bycie sp wie zi p k ntr ląwła z a ministracyjnych. Księża c praw a bę ą przeciążeni, ale t tru n , b tylk sk n ens wanieteg aktu w je nym niu z ła zawiesid na całym nar em stan łaski, niezbę ny la p myśln ścin wych rzą ów. Zarazem zmusi bezb żnych wyznania grzechów, c wielu z nich m że r zidm ralnie, a prze e wszystkim a bfity materiał rewelacyjny kn waniach wywr t wych. Piach wi ztru em u ał się c ś wytarg wad i urwad z teg ukazu i stanęł na tym, że sp wie ź je n ni wą

graniczy się w jska i urzę ników paostw wych.

Podczas raut u przez sal ny „Mur elia” przesunęły się tłumy. Wszystk , c był na miejscuznak mitszeg lub wybitniejszeg , pchał się, by ujrzed yktat ra i zł żyd mu h ł . Wielu bynajmniej jeszcze nie z ecy wanych przybył się p kazad, żeby na wszelki wypa ek zauważ n ich becn śd.Jutr był by ich alek więcej, ale i ziś mał k g brak wał . Krytyk ygalewicz bn sił p sal nachswój niep równany uśmiech, pr wa ząc się p rękę z byłym i jutrzejszym ministrem Sł wiczem,

la zaznaczenia, że jeżeli jest tu becny wcz rajszy czł nek gabinetu, uch ząceg za ra ykalny, t in, czł nek literatury, która w ist cie nie zna b zów, m że tu byd bez ujmy la swej przeszł ści i

przyszł ści. Smę a, który miał aspiracje literackie, na skakiwał wielkiemu krytyk wi i t r wałmur gę bocznego gabinetu, g zie przebywał a mirał. Ale w p k ju był czarn księży, którzybsie li i bstąpili a mirała, i nik mu nie awali nieg stępu. Wśró czarneg mr wia mieniły

się fi lety prałata Sacc i R ma i amaranty m nsign re Buluvay a Puma, którzy przybyli P lskina ur czyst ści związane z zał żeniem kamieni węgielnych p szesnaście n wych klaszt rów, z teg

wóch w p bliżu Zak paneg , w Górze Malarii. A mirał nie szczę ził im słów zachęty, a jak prawy

marynarz rzucił i eę misj narskich klaszt rów pływających. Byłyby t płask enne m nit ry krążącep Wiśle i jej pływach, la czuwania na lu em p lskim, raz p gr mnych jezi rach kres wych,la nawracania p gan praw sławnych. Właśnie ygnitarze K ści ła, Hiszpan i Wł ch, r zważali ten

śmiały pr jekt p r zumiewając się ze s bą głęb kim sp jrzeniem.

Zresztą a mirał czar wał wszystkich. la każ eg miał łaskawe sł w , uśmiech, k r ialny uściskł ni. Z nieje nym z prze stawi nych mu panów razu na pierwsze p witanie cał wał się zubeltówki, p star p lsku. R zchmurzył nawet p nure blicze braż neg na P lskę i na cały świat

generała hrabieg Schlecht zu Schlachta szepnąwszy mu, że ma g na wi ku jak ministra spraww jsk wych, g yż p seł Piach jak cywil jest niem żliwy. Wielu, wielu pan m szeptał a mirał miłe

n winy. W up jeniu jutrzęjszą wła zą r z awał na praw i na lew st jeostwa i urzę y,zap mniawszy ur czystym cyr grafie w czter ziestu czterech punktach, który p pisał byłprzedwczoraj w Wielkoznaniu 64.

Tote ż ścisk k ł nieg był niezmierny i wreszcie nawet Smę a stracił gł wę, ch d p magał mu kt rBru lik i waj t warzysze awnych b jów a mirała, którzy uch zili za zagini nych65, ale przylecielitu za nim na gwałt, wie ziawszy się, c się g tuje; byli t : były starszy inspekt r raf i mielizn

64 ryteg wiecz ra jeszcze prze uczta mian wał prezesa yrekcji k lej wej zbęskiej (Michał Kic, zawia wcastacji Zak pane, który mu pierwszy p ał chleb i sól), a iutanta przyb czneg spraw lą wych (generał

Mer zielewicz), star stę w P chrząk wicach (miejsc wy nauczyciel lu wy Paniuś, aut rziełka Cymbergaizm jak r związanie grubej p trzeby P lski ).65 Ż ny ich trzymywały emeryturę, g yż a mirał nie zap minał t warzyszach br ni.

Page 151: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 151/227

Waterkł s i były k men ant tab rów eska ry miczman Zycba . Pan wie ci razu przyp mnielis bie awne czasy, kie y a mirał był górą a z nim ni. razu p sw jemu zabrali się uk chanegw za, który w brym swym sercu miał la nich nieprzezwycięż ną słab śd. Smę a czuł sięzagr ż nym, ale na tych panów nie ziałały jeg miny ani gesty, ani zupełnie wyraźne belgi, b bylit waj m r wcy m rscy, z jakimi ystyng wany sekretarz nie miał nig y czynienia. Ci ze swojejstr ny najbezczelniej sypali na praw i na lew naj alej i ącymi bietnicami i Smę a ze zgr ząwi ział, że k ł tych wóch p ejrzanych przybłę ów już się kręcą lu zie alek gęściej niż k łniego samego.

P wszechną uwagę zwracał na siebie przemiły staruszeczek, sut bł ż ny gwiaz ami na bu b kachi bch zący salę w t warzystwie p nureg s bnika, czarneg jak k miniarz, z ciężkim zł c nym

yn a łem na szyi, wy brażającym sfinksa walcząceg ze sł niem. Był t senat r francuski markiz eCroquemita ine, gł śny ba acz i przyjaciel Sł wian, starzec zasłuż ny, becnie zi i ciały zupełnie iwłócz ny p świecie z prelekcjami przez nie wyjaśni neg bliżej m nsieur B ncqa. Przyjmowani wP lsce z należnymi h n rami, tuczyli się chwałą i sutymi rzą wymi h n rariami, bezpłatną jaz ą iucztami wyprawianymi na ich cześd. M nsieur B ncq systematycznie ekspl at wał P lskę, bw żącswą fiarę p wszystkich miastach p wiat wych i ając mu sylabiz wania zawsze ten samniezmienny tekst, wy ruk wany wielkimi w łami, a senat r p trafił jeszcze czytad ruk wane i nap jutrze miał wyznacz ny wieczór, a ziś trafił na przyjęcie a mirała. Impresari wmówił w nieg , żeświetny ten raut jest urzą z ny specjalnie na jeg cześd. Zresztą ucz ny był przek nany, że znaj ujesię w Czech sł wacji, na szczęście w r zm wach wyręczał g m nsieur B ncq , a senat r bełk tałtylk i szeplenił, przysia ał, kłaniał się, uśmiechał się i ściskał za ręce „ces braves et chers petitsTchec sl vaques”66. A mirał p święcił mu łuższą chwilę i ucz ny, lśni ny wspaniał ścią s by,p znał, że mówi z samym prezy entem Masarykiem, i zięk wał mu g rąc za przybycie.

Pr fes r Atlantycki przysze ł p skarżyd się na p gwałcenie jeg czytu przez żółtą milicję. Wpr teście tym t warzyszył jubilat wi znak mity ge graf, ług letni i niezm r wany ba aczŚr k wej Warecji- pr fes r Kajutasz, becnie właściciel centralnej fabryki gl busów, znaczającysię wie zą i naj łuższymi wąsami na świecie raz specjalista lu ów i l ów himalajskich, przyjacielwielu chanów i lamów na płask wyżach Zavratsanu Półn cneg - Sę sław Kirpicz-Kirpiczacki,pr fes r Wyższej Szk ły Sztabu Generalneg67.

- Panie admirale, niezmiernie mi przykro w takim dniu... - z niezmierną p wagą zaczął pr fes rAtlantycki.

- Dyktatorze, wie za p lska jest znieważ na- wybuchł pr fes r Kajutasz, gr źnie ruszając wąsami,które natychmiast najeżyły się jak wa r gi.

- Nic p bneg nie z ążył mi się nawet w Harmi erbarkarze- rzucił pr fes r Kirpiczacki.

Ale a mirał wziął w bjęcia r zjątrz neg jubilata i ucał wał w ba p liczki.

- Ależ k pę lat, r gi, k chany panie Araracie, winszuję, winszuję! Jakże paoskie z r wie? G zież siępan teraz wybiera, panie profesorze? - zwrócił się Kirpicza.- A pan zawsze piękny i mł y, nic siępan ni e zmienił naszeg statnieg wi zenia!

66 Ces braves... (franc.) - ci mali, dzielni i drodzy Czesi.67 W Polsce.

Page 152: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 152/227

A mirał nie wie ział jeszcze prze chwilą istnieniu trzech ucz nych i wi ział ich p raz pierwszy wżyciu, ale genialny Smę a, który znał wszystkich, z ążył g p inf rm wad błyskawicznie, wi zącnasr ż ną elegację sunącą przez salę.

Atlantycki r zpłakał się z r zczulenia. Kirpiczacki r zpr mieniał jak z rza p larna wsch ząca na

iament wym pałacem jeg przyjaciela, ra ży J mkipura. Kajutasz w szer kim uśmiechu zat czyłwąsami ku górze w bie str ny, aż zeszły mu się na gł wą. Tak umiał a mirał p zyskiwad lu zi, apatrząc na fen menalne wąsi liska pr fes ra Kajutasza skinął na sekretarza.

- Smę a, a g zie t nasza k chana pani Anna? Już p chwili ukazała się majestatyczna pani Csillagh kryta królewskim płaszczem swych wł sów. A mirał przerwał ucz ną r zm wę tra ycjach ibyczajach plemienia Ululasów i z lub ścią patrzał na wspaniałą k bietę. Pr fes r Kajutasz ujrzawszy

ur cze wi zia ł , które znał li tylk z gł szeo, nastawił ku niej wąsy, które usztywniły się w je nejchwili. Nie parła im się jeszcze ża na k bieta w Warszawie.

- Mił mi zap znad paostwa ze s bą- wi zisz, pani Ann , że i w P lsce mamy nie la a tęgWł chów... Cha-cha-cha...

- Cudze chwalicie, swego nie znacie! Panie admirale! Moje uszanowanie pani...

- Bar z mi mił - pan czywiście używał m jeg płynu I

- Nie, pani br zik , ale zisiaj, jeżeli pani p zw li...

- W każ ym razie strzegam pana prze blagierskim „siejb wł sem” pr wiz ra Łys kupczyka. Szk aby był tak cu nych wąsów.

Na te sł wa wąsy stanęły szt rcem, jakby były upleci ne z namagnetyz wanych rutów, i ch ducz ny znaj wał się prawie metr pani Anny, musnęły ją lekk niby przel tny zefirek. Ale tegbył śd, by reszcz przejął Annę Csillagh. Zniew l na nie partą mił ścią, p chyliła gł wę, a nap bla łe cz ł jej sunęła się gruba k tara kasztan watych wł sów. Wsparła się na ramieniuucz neg , który skł niwszy się prze a mirałem wypr wa ził ją z sali. A mirał ług patrzył za nimi iwestchnął.

Raut zak oczył się p półn cy, g ście r zch zili się w p ni słym nastr ju i wielu, wielu byłwyróżni nych, zaszczyc nych, bcał wanych i uszczęśliwi nych. Przez cały czas przyjęcia a mirał jakżyci ajna chmurka wi senna zraszał zgr ma zenie eszczem bietnic i n minacji. Nie n t wałateg ża na kancelaria, ale sł w i pamięd a mirała były jak mur68. R zch zili się n wi ygnitarze

mów sw ich w szczęściu i w bezgranicznym aniu s bie yktat ra i ni je ni już sami przez siętw rzyli p tężny fun ament wła zy yktat ra i b aj sami je ni wystarczyliby, ch dby nawet nie

pierała się na na łasce patrzn ści, na k nieczn ściach ziej wych i na w li nar u.

68 Inspekt r Waterkł s i miczman Zycba nie sk r yn wali się mię zy s bą ani z a mirałem i w wyniku tegbraku łączn ści miały miejsce pewne k lizje i zagmatwania w mian waniach. Sam a mirał w łatwwybaczalnym p nieceniu mian wał wóch w jew ów łó zkich, a trzech łuckich raz wóch p słówna zwyczajnych i ministrów upełn m cni nych na tej samej placówce ypl matycznej w Parlag nii, którejprzyjazny st sunek la P lski należał um cnid. Je en Smę a jak sk ocz ny żentelmen nic nik mu nie

obiecywał, g yż myślał tylk s bie, a zje nawszy s bie praw ziwych panów jutra, których ga ł razu-Chuliganiewicza i Pr w czyoskieg- p zyskał ich la swej kan y atury na ministra spraw zewnętrznych, a byłna tyle wyr bi nym mężem stanu, że niezlicz ne n minacje w sw im res rcie ł żył jutra.

Page 153: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 153/227

Jan eliriusz Tremens wracał pełen nier zwikłanych sprzeczn ści i p tykając się na ciemnej r żyniewśró pł tków, wi ącej willi „Tr nówki”, ga ał siebie gł śn :

- Je yna, je yna sp s bn ści... Za parę ni a mirał mógłby pr stym manifestem ugrunt wad tr n ibyd k r nację... C za cu wna kazja!... Przecież żółtyści są m narchistami czystej w y!... Ach,ten czł wiek... C za czł wiek!... Święty, prawy... I jest w nim wielk śd i łaskaw śd, i królewsk śd, ip waga, i p mpa... Cóż, kie y...

I pr fes r w r zpaczy targał się za resztę wł sów.

- Kto idzie?

- To ja, profesor Tremens!

- Co za jeden? Legitymacja!Latarka ślepiła pr fes ra. Ujrzał żółte k szule i gum we pały.

- P c się pan włóczysz p n cy?

- Wracam do domu.

- T każ y m że p wie zied! Ga asz pan praw ę czy nie?

- Mieszkam w „Tr nówce”, tu zaraz, byłem na raucie u yktat ra...

- U najjaśniejszeg pana yktat ra! Zr zumian ? G zieś pan był, pytam jeszcze raz!

- U najjaśniejszeg pana yktat ra...

- Wród! Co za kpiny? Ja ci tu dam! Ską wracasz?!

- najjaśniejszeg pana yktat ra.

- Marsz mu! Już cię tu nie ma!

Ta czujn śd i wz r wa bał śd tytulaturę należną wła cy niezmiernie ujęły pr fes ra. Wszystkbył by na najlepszej r ze, g yby nie...

- Stój!

- Bar z mi mił , że pan wie tak g rliwi...

- Nikt się pana t nie pyta. Legitymacja! Kt ? Ską ? ką ?

- Ależ ja najjaśniejszeg dyktatora...

- Aha...

- Prze chwilą legitym wałem się u sąsie nieg żółteg p sterunku, który st i tuż, parę kr ków.Tamci pan wie mnie przepuścili.

Page 154: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 154/227

- Co?!

- C ?! Żółty p sterunek...

Napastnicy znikli jak wi ma, a za chwila ucichł tup t ich ucieczki69. Pr fes r p reptał alej p

macku, ręcząc się strasznym pr blematem - alb wiem tajny związek m narchistów, któregnależał70, zawarł był już pakt z prezesem hrabią Szynelem, wyw zącym się ze znak miteg r ufrank oskieg P liszynelów i był sp win wacny z Bregancami, z Hohensalzami i Cukierfajnami oraz

cierał się c ziennie tr n, cierając g z kurzu na służbie w Gatczynie. Ale prą ziejów wysunąła mirała...

- kazja je yna! Je yna! C tu r bid? C p cząd?- jęczał pr fes r.

Na t ską ś z góry, z ciemn ści zwał się gł s słabi ny, ale głęb ki i łag ny.

- Jesteś w kł p cie, przyjacielu?

- Ach, to ty Witalisie? Co tu robisz?

- p czywam, ale pój ź na górę!

Była t prac wnia ser eczneg przyjaciela Bebech weg , malarza Czyngismana71. K rzystał z nie j dlascha zek z ur czą księżniczką czeską Pripravičką, która c s b tę przekra ała się o zza granicy nakarym k niu. Już jechała, r zpł ni na i zupełnie szczęśliwa, a n słyszał jeszcze tętent zł tych,p ków jej bachmata i wz ychał z ulgą, mając prze s bą ty zieo w ln ści, który bę zie mógłp zielid mię zy wie zę, literaturę, sztukę i sw je trzy legalne ż ny raz liczne p t mstw .

- Ga aj więc, przyjacielu...

- Ale czy nie jesteś przypa kiem ch ry?- Tremens strzegł wyraźne znużenie w jeg czachi wgł sie.

69 Była t niec spóźni na akcja specjalnej ekspe ycji p licjipolitycznej, wybranej ze wszystkich defensywwarszawskich i przysłanej, na wyraźny r zkaz szefa zagr ż neg gabinetu, pr fes ra Z łzaka, la zba aniap gł sek krążących rzek mym spisku g tującym się w Zak panem. Ekspe ycja, wyp saż na w psy p licyjne izł ż na z najzręczniejszych agentów, inwigilantów, pr w kat rów, współprac wnikówi k nfi entów, ap z stająca p k men ą p inspekt ra kt ra Szpieg ty, zaczęła urzę wad pier prze g ziną i jużz łała stwier zid kateg rycznie fakt przybycia a mirała i kryd miejsce jeg tajneg schr nienia- hotel

„Mur eli ”. alej suka p licyjna armusia, laureatka k e ukacyjneg liceum p licji psiej, trzymała r zkaz przejśd rganizacji żółtej w celach wywia u a zarazem uwie zenia i przepr wa zenia na str nę p licjipaostw wej psów przeciwnika. alej areszt wan wóch k munistów-futurystów, p etę Babichlebca i p etęDadaja. Dalej aresztowani zostali na tajnym zebra niu: kt r Senes, p ający się za burmistrza miastaWyłżegr sz wic niejaki Rył raz buchalter Za yrkacki, p ejrzani kn wanie zamachu na życie a mirała.

alej r zciągnięt ścisłą inwigilację na willą „ ietyniec”, g zie mieszkali p seł Ciech cinek i p seł S lec.Wreszcie na ranem naczelnik ekspe ycji p inspekt r Szpieg ta raz większ śd jeg lu zi i psów z staliareszt wani przez pełniąceg w zastępstwie b wiązki k misarza p licji starszeg prz wnika Gafę, który

trzymał był z N weg Piargu sur wy r zkaz zlikwi wania uprzykrz nej ban y zł ziejskiej słynnegSz ppenfel a (zwaneg Kukułką). 70 Zamask wany p firmą T warzystwa H wli Królików – spółki z granicz ną p ręką. 71 Nagr z ny zł tym me alem na zeszł r cznej wielkan cnej wystawie w sal nach Chwyta Zagar lioskieg .

Celem jeg jest jście statecznej syntezy k biety w plastyce. Jeszcze prze paru laty mal wał akt k biecyw p staci ziel nkawej glisty. becnie wi zi g w barwie cegł wej, a ujmuje ją w p grubieniui za krągleniutu zież śr k wym skurczeniu, na kształt jrzałeg p mi ra. R kują mu gr mną przyszł śd.

Page 155: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 155/227

- Nie. Zresztą k bieta czeska zawsze jeszcze p trzebuje czeg ś zakuteg w stal, w r zaju rycerzyk pijników, nych tęg pchajców Żyżki, którzy p Bier hra em na ziewali na swe sztychy p trzechcesarskich wraz z ich k omi...

- Czy zacząłeś ramat historyczny z wojen husyckich?

- Staram się iśd w śla y pułk wnika Ps n żka ze znanej legen y, nalezi nej w zeszłym r ku przezprofesora Podpivnego.

- T mój przyjaciel...

- Tym bar ziej... Ale p tem czuję się niec wyczerpany- to chwilowe.

Tremens prze stawiał mu tragiczny węzeł sprawy, a Bebech, przepr siwszy przyjaciela, ubierał się.G y zasznur wał lewy trzewik, rzekł:

- Czy waj ci preten enci nie m gliby r zstrzygnąd sweg sp ru przez walkę wręcz alb rzucająck ści?

- Witalisie, oprzytomnij - to nie romans rycerski, ale zagadnienie polityczne!

Witalis zasznur wał prawy trzewik i rzekł:

- A zatem je neg z nich trzeba zabid.

- Czł wieku!!

- fiarą musi paśd hrabia Szynel, g yż przeszka za. M gę się teg p jąd la bra kraju- po prostu

pój ę z nim w góry i wrócę sam, a jeg nie naj zie ża en „P gruch t”. A c a mirała, teg teżbi rę na siebie, przek nam g bez tru u, że ma się gł sid królem.

- Masz zaszczyt znad g bliżej?

- Sp tkaliśmy się na wyspach Malapag s, g y płynął przeciwk fl cie Fain sów, którzy naniezlicz nych pir gach... Piliśmy bru erszaft piwem palm wym i jesteśmy na „ty”...

- T niezmiernie, niezmiernie ważna wia m ści T m że mied k l salne następstwa...

Witalis r zsznur wał prawy trzewik, z jął g i rzekł:

- Od razu p czułem, że trzewik jest za bszerny. K bietą, czeska jest p tęgą! Zawsze przypuszczałemraczej, że mam za uże n gi... G t wa mied nieprzyjemn ści na granicy za przemycanie p lskiejkonfekcji... A jednak - - c za instynkt wny zmysł praktyczn ści- nawet p myliwszy się, przezzap mnienie, nie zap mniała z stawid trzewika właśnie z prawejnogi.

- Inaczej nie m głaby g była wł żyd – stwier ził zimn pr fes r Tremens zabierając się ch u.

- Racja!

Page 156: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 156/227

XX

A mirał znuż ny ur czyst ściami wsze ł ł żnicy i upa ł w f telu bez uszy. Właścicielka„Mur elia” ukazała się na pr gu i przebiegłszy p kój lekkimi st py, upa ła nóg a mirał wi.

- A niechże przecie jejm śd prze e mną nie klęka!

- yktat r się p zw li r zzud...

- Pani nadto czyni...

źwigając ją z ziemi, p czuł p je wabiami bł gą pulchn śd... I te p k rne czy... Uwielbienieg t we na wszystk ... Szatan czyhał na święteg męża... Jeg cieo w p staci kubistycznej p łamanejp kraki taoc wał na ścianie na m numentalnym ł żem i k łysał się na purpur wym baldachimie,uczepi ny na zł tych frę zlach.

A mirał przemógł się i z tru em wymawiając sł wa sp cił się.

- Pr simy cię, z staw nas... N cnej m narchini yannie... C w te szyby zamierzchłe zaglą a... Samasię ku sp czynk wi miej...

yszał ciężk przez chwilę.

- P aj mi brewiarz... Nieb iskrzy się gwiaz ami... Ave Maria gratia plena...72 Smę !

- Panie?

- Czy wiesz, g zie śpią Waterkł s z Zycba em?

- Na lewo.

- A pan domu?

- Nie wiem.

- T ś kiep.

- Zgoda.

- Ave Maria - nie wiesz, g zie śpi ten Pag a?

- Nie wiem.

- T ś wielki ureo I

- Już rugi raz słyszę.

- A ty g zie śpisz?

- Ja nie śpię.

72 Ave Maria... (łac.)- Z r waś Maria, łaski pełna...

Page 157: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 157/227

Page 158: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 158/227

Page 159: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 159/227

Aliści w twartych rzwiach już st ją szatani! Najwi ęksi, najg rsi... Jest sam M ch, jest Kulebiaka iSzwabej a, i Galanty, i Piach, i ksią z lewajtys, i hrabia Szynel, i generał ajwór, i Urwilewski, iNużnikiewicz, i Pałkin, i Krach, i Hatłamajski, i...

- Lu zie, puśdcie mnie!... Zlitujcie się na e mną!

Nikt na nieg nie zważa, nikt nawet nie sp jrzy. Waterkł s i Zycba balają g brutalnie na ziemię...Chuliganiewicz ze Smę ą ustawiają jakiś zł wieszczy aparat..R z ają każ emu k ła wstrętnegum we rurki, splątane i wijące się jak ga y- B że, c t bę zie, c bę zie?! Wszystkie zbiegają się wświecącym cylin rze, który st i p śr ku... Gr ma a t czyła tą ręczącą zaga kę... P li służalcyWaterkł s i Zycba przygniatają g k lanami... przez siłę, jak prawcy... Wk rzeniają w nieg jakąśrzecz kr pną... Zawrzaśnie!. Mi ta się i tłucze łbem ziemię... I wi zi- wszyscy już trzymają wgębach sw je rurki i na k men ę M cha:- Razem, panowie bracia! Raz, dwa, trzy!! - jak wezmą

ąd...

R zsa za g ból r zpierający, r z zierający trzewia, ból tak krutny i niep jęty...

Wi zi p łych siepaczy... Na cz łach żyły nabrzmiałe, czy wybałusz ne z wysiłku, pyski r z ęte jakbanie. mą... mą...

Czuje w brzuchu żar pł mienia i targająceg się psa wściekłeg , i tysiąc n żów krających... Czuje, żer z yma się c raz szerzej, że pęka na nim ubranie i pęka na nim skóra i że r złupuje się jeg czaszka, iwyłażą mu z gł wy czy...

- Lit ści!!- ryknie statnią resztką tchu.

Bu zi się w zimnych p tach, zm r wany, i maca się p brzuchu, w którym g jeszcze pali.

- Haaaa... Haaa... - stęknął Smę a sia ając na sł miance. Pan i sługa bu zili się je n cześnie.

- C ci t ? Miałeś zły sen?

- Haaa...

- Sen mara, ale czeg ś p bneg , c mnie się przyśnił , nie był jeszcze nig y... ...

- Wielcy lu zie mają wielkie sny, ale i ja tym razem...

- Tylk wróg r zaju lu zkieg mógł wymyśled c ś p bnie kr pneg ... Apage satanas...73

- Mnie się tylk śnił p sie zenie n wej ra y ministrów... I c a mirał p wie, kt też był ministremspraw zewnętrznych?

- No?

- Ja sam! Prawda, dziwny sen?

- Każ e głupstw m że się przyśnid, ale t , c mnie się przyśnił ...

- Nie p bna p wie zied.

73 Apage satana s... (gr.) - i ź precz, szatanie...

Page 160: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 160/227

- W każ ym razie, Smę , p mó lmy się... Sekretarz łysnął kiem z bezsilną wściekł ścią, ale p słusznie ukląkł na sł miance. Zżerała g nienawiśd, ale musiał się m lid. Zaczął szeptad:

- B ajeś skisł... A b aj cię p łamał ! T ja z mił ści la ciebie bę ę ci służyd za arm ?...Nie czekanie tw je... R z aje teki byle raoci wi, a czł wiek wi nic nie kapnie... Wielki czł wiek!...

A bitwy pod Skonfunden-Sk ör całkiem nie był ! Słyszysz? L zwałów też nie był !... I nic nie był ...R zumiesz?... Jesteś na m jej łasce, b jak mi się znu zi, t ja cię tak urzą zę... Służ panu wiernie, aon ci p... Ale niedoczekanie twoje... Amen!

- Amen! - p wie ział a mirał sp czywając na ł żu.

Nagle w ciszy n cnej r zległ się al ny p gł s ż łnierskich kr ków. Jakiś ział piech ty sze łgłówną sz są i zbliżał się z każ ą chwilą. Już chrzęścił żwir na p wórcu „Mur elia”.

A mirał sie ział na ł żu, Smę a na sw jej sł miance i obaj patrzali sobie w oczy, a oczy ichr zszerzały się c raz bar ziej...

ział stanął jak je en mąż. źwiękła br o stawiana n gi na wa chwyty...

- T chyba żółtyści zaciągają wartę...

- ...T nie ban a... T praw ziwi ż łnierze... Panie, zlituj się na e mną... t, i k niec... Strasznykoniec... Do czego mnie doprowadzili...

Przez chwilę na słuchiwali, a strw ż ne serca biły im jak wa mł ty.

- Wyjrzyj n , Smę a... Błagam cię...

- Ani myślę... Cóż ja? Ja jestem nici... Niech a mirał sam nich wyj zie i przemówi... Jeszcze m żnaich przeciągnąd na naszą str nę...

- Smę a, ja ci r zkazuję! Marsz natychmiast- i ź w gaciach, ruszaj, jak st isz, b tu nie ma chwili stracenia...

- Co ja im powiem?

- znajmisz im, że m im r zkazem... ficer w zący mianowany jest majorem... Plutonowyp p rucznikiem. Szereg wcy c je neg kapralami, p ficer wie wie szarże wzwyż...

- A ja, a mirale, c bę zie ze mną?

- P za tym wszyscy trzymają krzyż świętej Zyty, który chcę kre wad jutr ...

- A kt bę zieministrem spraw zagranicznych?

- A alej aję im wszystkim url py na sześd tyg ni... Url py zaczynają się tej chwili... I zaraz niechi ą iabła... Niech s bie i ą z B giem...

- A ja?

- Bę ziesz ministrem! Led! Gnaj!

Page 161: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 161/227

P knem zachrzęściły kr ki kilku ludzi i wnet um ilkły. Smę a rapał się p gł wie. ciągał się.

- Bę ziesz ministrem! Smę , przysięgam ci, że bę ziesz!

- Spraw zewnętrznych?

- Jakich tylk żywnie chcesz... I ź! I ź!

Sekretarz wysze ł, a a mirał wysk czył z ł ża, p biegł sł mianki i na gwałt zaczął naciągadsp nie Smę y leżące na ziemi.

P p rtykiem „Mur elia” słab świeciła szczę n ści wa żarówka. Smę a, skra ając się str żnie,wyjrzał przez szybę lneg hallu. P bu str nach p filarami stały nieruch me p stacie. whełmach, z br nią na ramieniu, a p śr ku w głębi p wórza, p palmami, czerniał plut n, st jącyw wurzę zie.

Smę a jęknął, zaszczekał zębami i p cichutku uchylił rzwi. - bry wieczór, chł pcy... Przyn szę wam brą n winę... Najjaśniejszy a mirał mianuje was obukapitanami... Winszuje wam i aje wam url p... Zaraz m żecie jechad mu... waszychmateczek... Cóż wy na t ?

Ż łnierze milczeli. Z głębi p wórza masy ż łnierskiej łączył się je en i szybk zmierzał p rtyku... Przesk czył razu trzy st pnie... Smę a c fnął się i przymknął rzwi. ficer tw rzył je,stanął w westibulu i r zglą ał się p półmr ku wnętrza. Był pust , wtem sp za k lumny r zległ sięgł s rżący:

- Cześd! Cześd, panie p p ruczniku... Cześd!...

Właśnie pan a mirał przysłał mnie, aby uprze zid... A mirał mianuje pana generałem bryga y...

- Kt mówi?- zwał się gr źny gł s.

- Główny przyb czny sekretarz. P wtarzam, że tej chwili pan jest generałem... Winszuję iznajmiam, że zarazem ek r wany jest pan krzyżem świętej Zyty...

- Takieg krzyża nie ma...- burknął mł y generał.

- Jest od jutra! A teraz admi rał u ziela panu generał wi url pu sześci tyg ni weg la p rat waniazdrowia...

- Jestem zupełnie z r wy - czyś pan się wściekł?! P p rucznik patrzał wzr kiem baranim w kierunkuk lumny. Przetarł s bie czy i p sze ł bliżej, zasze ł za k lumnę, ale gł s niewi zialneg wariata

ezwał się już z rugiej str ny.

- I m że pan generał razu jechad s bie mu, bar z pr szę...

- Co jest?!

- Ż łnierze też trzymali url py... G zie jest plut n wy? Chciałbym się p zielid z nim szczęśliwąn winą... trzymał p wyższenie na p p rucznika.

Page 162: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 162/227

P p rucznik bracał czami w niemym przerażeniu.

- T już wszystk , panie generale. Je n jeszcze, pr szę zaraz esład mu ż łnierzy, czyli panówkapralów, g yż cały plut n...

P p rucznik jęknął i ciężk wsparł się k lumnę. Na t ze sch ów zbiegł r ny rab w żółtejkoszuli i w fantastycznym wojskowym stroju.

- Chuliganiewicz, k men ant p licji nar wej i szef sztabu głównej żółtej kwatery! Cześd, paniep ruczniku! Jak ż łnierze p lscy p r zumiemy się razu! Prze e wszystkim eklaruję się jakbezgranicznie any naszemu zia sz wi i mel uję, że tylk jak jeg czł wiek wsze łem w tbł t , by paraliż wad niecne zamiary zamach wców...

- P p rucznik łubin ski z Ba nu Żlebiskowego! Z r zkazu k men anta ba nu maj ra Łazikiewiczar zstawiam warty h n r we w rezy encji pana a mirała.

- A, t pięknie! T g nie!...

- Niech żyje Ba n Żlebisk wy!- pisnął Smę a zza k lumny.

- Kto tu?! - huknął przeraż ny Chuliganiewicz.

- To ja...

- Co za ja?

- T jakiś błąkany- rzekł p p rucznik łubin ski. Skł nił się, zr bił w tył zwr t i wysze ł trzaskającdrzwiami.

Chuliganiewicz i Smę a przez chwilę p ejrzliwie patrzyli s bie w czy.

- A c , panie Smę a, czy nie mówiłem zawsze, że armia jest z nami!

- Słyszałem, c ś pan mówił właśnie prze chwilą.

- T był zwyczajny f rtel w jenny.

- bawiam się, że i ów maj r Łazikiewicz p pr stu bierze nas na kawał...

- I i tyzm! Tchórz stw !

- Jak pan śmiesz...

- C się stał ? C się tu zieje? C za ż łnierze w parku?- miczman Zycba ukazał się u szczytusch ów w samej żółtej k szuli na grzbiecie.

- Nic! Dobra nasza - i ź spad!

Smę a był zbyt inteligentnym ypl matą, by razu zaufad akces wi takiego dziadoszowca jakŁazikiewicz. W za umie wsze ł apartamentów a miralskich. Ł że z bal achimem był r zbabrane,

w pokoju - nik g . Smę a szukał sweg ubrania. Ubranie znikł ...

Page 163: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 163/227

Page 164: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 164/227

Straszne sł wa75 razu wyw łały przeraźliwą ciszę, zaiste gr b wą. Wszyscy spuścili oczy iskamienieli ze zgr zy. Nikt ani pisnął. Nikt nie skarcił bluźniercy. Nikt nie pr test wał.

Była t cisza bezbrzeżna a tak głęb ka, że nie p bna był z niej wybrnąd. Minuty płynęły. Z awałsię, że zawaliła się t niesp żyta wielk śd. Że r zwiał się czar- cu twórca ziejów. Że bry

geniusz puścił jczyznę, że bez st i, bez br ny, jest na w najg rszej p trzebie... Zabrakł P lscenie tylk wielkieg męża- b g i tak wszak nie był - ale nawet święt ści jeg imienia, szczytnejzłu y, z którą tak łatw pr wa zid ciemne tłumy... Umarł kt ś je yny, najuk chaoszy inajpotrzebniejszy...

- Czy m żna?

Wsze ł Waterkł s znajmiając ra sną n winę, że zak piaoski ział fr nt wy. Ba n Żlebisk wy,przystąpił zamachu i ał się p k men ę a mirała, stawiając prze „Mur eliem” wartęh n r wą. zielny marynarz miał twarz r zpr mieni ną.

Tuż za nim ukazał się ksią z lewajtys, który wracał tak późnej p rze z brzę u ur czystegzaprzysiężenia n wych żółt -związk wców w p ziemiach k ści ła parafialnego, a na twarzy jegopr mieniała święt śd.

Za nim wsze ł nieśmiał Jan eliriusz Tremens w celu p ufneg p wia mienia K mitetuNar weg , że hrabia Szynel zrzeka się najszlachetniejszej k r ny na rzecz yktat ra, ale pnastępującymi warunkami... Na twarzy jeg były wypisane sł wa Pisma: „Panie puśd słu zetwojemu, albowiem …”

A za nim wsze ł sam hrabia Szynel, by w ład swą rezygnację, a twarzy jeg biła królewsk śd.

Tuż za nim wsze ł sekretarz przyb czny, kt r Smę a, z zapytaniem, czy niema tu przypadkiema mirała? W bliczu jeg była tr ska i wyraźny strach.

Tuż za nim wsze ł mł y chł piec, r ynans sztabu Żółtej Milicji, i p ał przew niczącemu pakiet.Twarz jeg nic nie mówiła, g yż był n tylk ż łnierzem p z stającym na służbie.

- Co to takiego? - spytał p seł Piach nie m gąc pan wad z enerw wania.

- epesze, panie p śle !

- ziękuję... Piach r zerwał k pertę. Ist tnie była t epesza, i t śd ługa. Wszyscy wparli czy w pana p sła,p żerani ciekaw ścią n win z Warszawy. G yż Zak pane Zak panem, ale czywiście wszystk , c siętu ział czy nie ział , zależał p sunięd i p w zeo lub p śliźnięd i klęsk warszawskich.

Piach up rczywie czytał. Czytał i czytał. I jeszcze czytał. Czytał i nie mógł sk oczyd... A w twarzy jegprzewa lały się bicia uczud splątanych i zmiennych, a na cz le nabrzmiała chmura tru nych myśli

raz wielka żyła. Żyła grubiała c raz bar ziej, czy zaszły krwią, twarz z bla ej stała się rumianą,p tem czerw ną, a alej purpur wą - granat wą...

75 Niechajże nig y świat się nie wie, kt w tym gr nie p ważył się je wyp wie zied pierwszy.

Page 165: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 165/227

- Wody! - zawrz asł kt r Pałkin, w którym cknął się lekarz. Zerwał się i usił wał r zpiąd k łnierzykna r z ętej szyi p sła. P tężna łysa gł wa, je na z naczelnych w nar zie, p chyliła się bezwła nie. Zzesztywniałych palców wypa ł zł wr gi papier...

Chwycił g razu kilkanaście rąk. Wyrywan g s bie, wreszcie zwyciężył pr fes r Chryparski i

usił wał czytad.

- czytad gł śn I

- C się stał ?

- Prę zej, prę zej!!

- Profesorze!

Pr fes r erwał czy papieru i zaczął się przyglą ad p k lei każ emu z s bna z taczających g

panów, jak g yby nie p znawał ich, a zarazem nie p znawał siebie sameg i niczeg na tym b żymświecie. Sk ł waciały bystre czy, gęba r zwarła się w tępym, bezra nym zagapieniu...

P paru minutach przew niczący leżał na wpół r z ziany, r zwalony na fotelu, z kompresem nałysinie i na sercu. Reszta tych panów ugrup wała się w mal wniczy żywy braz, śd p sp lity w

ramatach kin wych, g y w szóstej i statniej części filmu Zł t i śmierd, Krwawe klejn ty czy Związek Czarnej Ręki - przestępcy, zgr ma zeni w je nym p k ju la p ziału łupów z bywanychprzez całe pięd aktów z niemałym tru em i narażeniem życia, słyszą bijanie się p licji... Alepan wie ci grali ze zbyt ramatyczną przesa ą, p licji b wiem jeszcze nie był- to po prostu pukali

rzwi p czciwi k le zy ze Związku Żółtej Ręki, magający się sweg u ziału w zyskach.

Waterkł s, hrabia Szynel, ksią z kapelan lewajtys, a p pewnych wahaniach i Smę a ugrup walisię s bn p knem, a sp jrzenia ich mówiły wiele.

Innymi sł wy- cza rny gabinet żółtych, urzę ujących na p czcie i telegrafie, zwracał K mitet wiNar wemu własną epeszę, już cyfr waną bez je neg błę u i jak najstaranniej przepisaną namaszynie - z krótkim piskiem:

„Wstrzyman z r zkazu k men y Żółtej Milicji. K piaprzekazana Narodowej Komisji dla Walki zWr gami yktat ra, w celu wszczęcia ch zeo”.

Podpis nieczytelny.

Page 166: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 166/227

XXI

P ranek był rzeczywiście cu wny, jak g yby sam nieb zapragnęł zaznaczyd swój wyraźny akces wiek p mnych wy arzeo teg nia. Jak g yby geniusz gór, wła ca wichrówi chmur, wy ał był

zawczasu n śne zarzą zenia. Sł oce tw rzył ur czyst śd przepisanej g zinie, zalewającpurpurą i zł tem całą P lskę, jak ługa i szer ka, i Zak pane też. Przewi ział t był w wieszczymnatchnieniu mł y p eta Almanz r Fr ter pisząc wcz rajszeg wiecz ra sw ją ę p witalną. Niem gł byd inaczej, ch d n cą był znaczne zachmurzenie i p kr pywał nawet eszcz. awy ruk wana była na pierwszej str nie specjalneg numeru najpiękniejszym cicerem, na jakiez była się rukarnia Cybuły76.

WIELKI ZIEO

ty, p ranku, r są łaski zlany, Szczęście nar u P tęgi i chwały... . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .Na lazurowym parawanieW nne sian żęci, W trybularzu jap oskie w nie, Sznury mew lecą p za n e, Eska ra rłów na niebie, Chylą się z gór całuny

Chmur nieb siężne, Aż Tatry gniem spł ną Z k oca k oca

wsch ząceg sł oca. Cisza...Cisza...

e źwiny Kalisza I od Skawy do Hryniawy,I G aoska P baoska Niechaj w la bę zie Paoska.

Uderzy dzwon! dzwon! Dzwoni!To on!!. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .Ciebie tęskniła usza p ety, Wz ychały miecze W p chwie spleśniałej, Niewiasty starejM ły wróżebne, Wierneg tłumu Chł pne siermięgi

76

Page 167: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 167/227

I r la czarna pługa, Jeziorna smuga,

stała niwa, Owocne drzewa,Jagó k bierce, Buki, jawory i jedle,Kwiaty i miody,Warzyw ogrodyCiebie w łały na sw je g y. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .Dusza narodu, gdy cherla,O panie, wodzu,Leku nam cię trzeba, Tw jeg berła.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .Ten zieo na wieki zasłynie, Już namaszcz ne twe imię,

Bałtyku aż gór Wichrem bije zg ny chór... A witajże nam, witaj, miły h sp ynie!

Artykuł wstępny twarcie już gł sił wielką n winę, rzucając statni listek fig wy glę n ści.Szurg t, pisząc g n cą, był najpewniejszy, że la a chwila na ej ą epesze z Warszawy niec fni nych faktach k nanych. Utwier zały g w tym n winy i p gł ski zn sz ne re akcji

późnej n cy przez zag rzałych patri tów w r zaju Hier nima Tacy, który nie puszczany nawet napróg „ ziewczęcinka” wie ział t sam , c i K mitet Nar wy. Wszystkie cztery panny Trychioskiena wyścigi telef n wały re akcji p ufne n winy p słuchane p e rzwiami, p patrz ne przez

ziurkę klucza lub wyssane z palca.

Up j ny re akt r, któreg na raucie yktat r uściskał był k r ialnie, r zszalał się w natchnieniu, a jeg zawsze ch r bliwa, a ziś wys ce g rączkująca wy braźnia pł ziła ytyramby chwalebne nacześd wielkieg nia, a wr gów t piła w mętach kału, jakich nie p wsty ziłby się był b aj samNużnikiewicz w Warszawie. Wziąwszy p uwagę, że Szurg t przy n cnej pracy, a zresztą i przy

ziennej też, b k kałamarza miał na biurku półhalbę piwa, której zapuszczał czasu czasu,

zresztą częściej niż rza ziej, p parę kr pli spirytusu- artykuł ów nabrzmiewał, pęczniał, p tężniał - ażukazał się rankiem weg wielkieg nia jak sk ocz ne arcy zieł :

Sczezła zm ra usząca P lskę czterech lat męczeoskich, piekielnych, prze którymiwz rygnie się p t mny hist ryk. H n r P lski cal ny- em n r zkła u i anarchii,zaprze awca nar u za ju asz we czerwieoce na pastwę Niemców i b lszewików, w nę znejucieczce szuka ratunku la siebie a zagrabi nych skarbów... Ściga z rajcę zemsta lu ui czujnezastępy żółtej mł zieży. Jutr , złapany w haniebnej ucieczce, a gł wę i gar ł p mieczkarzący wraz z całą sw ją szajką. Haoba P lski, zgraja ł trów i ł trzyków, gnębicieli lu u,z rajców i zł ziei, zwana gabinetem Z łzaka, już w całym k mplecie ra y ministrów zasia a

p kluczem i w trybie raźnie przyspiesz nym prze są em nar u z a sprawę z całeg

Page 168: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 168/227

pół r ku bezeceostw, kra zieży i gwałtów, które zasłyną w ziejach p nazwą rzą ówlewicy. Stajnie Augiasza znalazły sweg Herkulesa. Herosie nasz! Nie znaj mił sier zia la zakały nar u! W twej ręce t pór likt rski i miecz!Łag n ścią la z rajców zginęła Rzeczp sp lita- zepsutą krew trzeba wyprud i lad z żyłnar u. Witamy cię, wielki n wicielu, jcze nasz...

Numer na zwyczajny z stał r zchwytany. Przeczytawszy czarn na białym, że przewrót się k nał, azamach się u ał, wielu wybitnych bywateli razu zrzucił maskę glę n ści, w której wcz raj jeszcze kła li się spad. Niez ecy wani ygnitarze, st jnicy, p litycy, prze siębi rcy,dostawcy,

ziennikarze, którzy przybyli tu, aby uniknąd gr źnych stard warszawskich i przeczekad ręczący czas,zanim zapa nie r zstrzygnięcie, ziś g ziny ósmej ran zapełniali lbrzymi hall „Mur elia” i

usząc się w ścisku, zapisywali się we ług numerów na wielkich arkuszach, na którymi czuwałniewyspany i z ręcz ny m ralnie kt r Smę a. Sp tykali się tam brzy znaj mi i przyjaciele, którzywcz raj wiecz rem, a nawet jeszcze ziś ran w pewnych r zm wach wyrażali się bar z krytycznie

g tujących się zmianach. Sp tykali się i z ra snym z ziwieniem rzucali się s bie w bjęcia...

Wszyscy magali się au iencji, pr sili nią, przymilali się, błagali, żebrali, skamłali i sekretarzgeneralny najuprzejmiej zapisywał ich we le k lei, ale nie awał nik mu ża nych bietnic, g yża mirał, znuż ny, śpi jeszcze i prze ur czyst ściami na M rskim kiem, które r zp czną się wpół

pierwszej, nie bę zie mógł przyjąd nik g .

- Szk a, że pan wie nie p fatyg wali się na wcz rajszy raut- a mirał był wyjątk w przystępny...

Na t wia ywał się, że niemal wszyscy z tych panów przyjechali alb wcz raj półn cy, alb ziś szóstej ran i że pierwszym ich pragnieniem był zł żyd h ł yktat r wi. Mniej zręczni byli wcz raj

ch rzy, a najsłabsi uchem zwalili ch r bę na sw je ż ny i zieci.

Tłum nie r zch ził się, przeciwnie, wzrastał z każ ą chwilą, zapełniając hall yskretnym p gwaremprzycisz nych r zmów. Iluż tam był mniemanych ministrów, yrekt rów jakich kt chce

epartamentów, p słów zagranicznych, ra ców ambasad i tak dalej, i tak dalej, a wszyscy byli gotowina wszystk la ubóstwianeg yktat ra i la P lski.

Już w pół g ziny p ukazaniu się przeł m weg numeru tłum wypiętrzył się p k lumna ąp rtyku, a w kwa rans później wywalił się na p wórze.Warta honorowa pod kolumnamiwzm cni na była śmiu ż łnierzy w b j wym rynsztunku, w hełmach i z granatami za pasem. Wparku p przez rzewa wi ad był k mpanię r zł ż ną na trawie k ła karabinów ustawi nych wk zły. P rzewami przecha zał się p rucznik Legunda ze swymi podporucznikami: Oleandrzakiem,Fasunkiewiczem i łubin skim.

P rucznik c chwila p n sił czu lewy knykied i sp glą ał na zegarek. Klął statnich słów.

- Mad jeg ... Nie wytrzymam łużej. Ten i i ta maj r s bie myśli, że czł wiek to maszyna... Niewytrzymam...

- Wytrzymajcie, p ruczniku, zaraz przyleci łącznik i zabieramy się nich- usp kajał g p p rucznikFasunkiewicz.

- K me ia i tyle, a t ci kawały!...- p p rucznik lean rzak był we wspaniałym hum rze.

Page 169: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 169/227

- G ybyśmy plunęli na wszystk i zaczęli sami- g rączk wał się p p rucznik łubin ski-egralibyśmy r lę hist ryczną! P t mni bł g sławiliby naszą pamięd! A tak, zn wu się wszystk

rozlezie bę zie z teg ...„G yby p rucznik miał...

- Mam!!

- Jak ś nie wi zę...

- Chce sz, t ci je p każę?

- P każ tym pan m! A laczeg ś nie chciałzaczynad w n cy? Spietrani byli, aż… tej p rze by był pkrzyku i tamci w Warszawie przywarowaliby natychmiast.

- Idioto - przecież t i zie, żeby się wyrwali- a pier my ich za łeb...W polit yce nie ma bałaganuŁazik ma instrukcje sameg maj ra Bałagaoca.

- Tutejsi, we ług ciebie, t się niewyrwali? Czego ci jeszcze trzeba? A dzisiejszy Nowy Giewont ? Co odtyg nia wyrabia żółte pasku ztw ? A przyjęcie? A raut?

- Ża na Psia Wólka nie śmie nier bid na własną rękę.

- Psia Wólka, g zie sie zi yktat r i cała gr ma a- t d t zisiaj, tej g zinie, najważniejszy punktpolskiego frontu!

- Wólka nie Wólka, a tw je psie praw słuchad, c każą- zrozumiane?

- Aj, c t bę zie! C t bęzie! Komedia I tyle - c za kawały!!- podporucznik Oleandrzak wybuch ł nagłym, chich tliwym, na wpół szczeniackim śmiechem.

- Co jest?! - huknął k men ant k mpanii.

- B mi się naraz wy braził , jakie t bę ą miny, kie y się zacznie! Warta h n r wał Cha-cha-cha...Cha-cha-cha...

- Nic s bie nie wy brażaj, tylk pilnuj sweg ! Jak gwiz nę- bstawiasz wszystkie wejścia i zajmujeszhotel...

- Rozkaz!....Komedia i tyle - c za kawały!

- Ty t czysz park i żeby mi się nie wymknął ani pies z kulawą n gą z teg całeg raostwa!

- Rozkaz! Zajmę bramę, t czę parkan, cisnę granatem w park i sk men eruję - pa nij! Niech siękła ą, inaczej walę k lbami...

- Szk a, że ziś nie ma bł ta! K me ia i tyle...

- A ty, generale...

- Pr szę bar z !

- ...Jak najwyższy szarżą zamel ujesz się a mirał wi i p ziękujesz mu za awans i p stawisz muwartę u rzwi.

Page 170: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 170/227

- A jak mi umrze ze strachu?

- T pój zie pr st nieba.

- Komedia i tyle - ach, c za kawały!...

- P ruczniku... N , a jeżeli t praw a, c napisał Szurg t?

- Jeżeli praw a, t tym g rzej la nich, b Łazik pój zie na całeg . n im tu urzą zi p wiecz rekświęteg Bartł mieja w sam p łu nie!

- A potem co?

- C ? T ty i teg nie wiesz, c bę zie? Jak tylk tym przewąchają w Warszawie, zaczną wiad przezwszystkie roga tki. Któż ich br na- te żółte ...rze? Cóż ty s bie myślisz, i i t , że takich jak my nie mawszę zie?

W p bliżu, p p sągiem wielkieg patri ty M cha77, pięciu panów był w wi cznym zatargu.P mim święt ści miejsca pan wie ci nie m gli zapan wad na s bą. Był t pięciu w jew ówłó zkich czy też łuckich z wcz rajszeg mian wania. Każ y z nich chciał byd w jew ą łó zkim, ża ennie chciał iśd Łucka, a ch dby wóch zg ził się c Ł zi i Łucka, t z stawał jeszcze trzech,którzy wisieli w p wietrzu. Czekali więc na bu zenie się yktat ra, a tymczasem kłócili się, i t c razgorzej 78.

- Zaraz panów przek nam - ajcież mi p wie zied je n sł w !...

- Pr szę!

- Mów pan!

- Czy mię zy panami jest ch d je en z Ł zi?

- Jak to?

- Bezczeln śd!

- tóż świa czam, że ja jestem z Ł zi!

- T znad razu!

- Wierzymy! Wierzymy!

- Cha-cha-cha...

77 ar P laków amerykaoskich, przywiezi ny przez bywatela rałasa i czasu ustawi ny w parku „Mur elia”,zanim stanie na placu Mocha, przewi zianym w planie regulacyjnym Zak paneg . Wielki mąż sie zi na krześlekurulnym, w str ju klasycznie a am wym, i bejmuje ramieniem nagą Ententę, która mił śnie p chyla się kuniemu. rzeł sie zący mu na ramieniu nakrywa b je skrzy łami. p staci Ententy p z wała ur cza

Rosjanka, pani Bezogowornikow.78 Byli to panowie: Chamulec - wypę z ny za pijaostw star sta k n ja zki, Stul- właściciel sam ch u,ziaw lioski- szwagier Waterkł sa, nuprejczyk - teśd Chuliganiewicza, i Szwankh lc- kolega szkolny Zycbada.

Page 171: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 171/227

- Mówię wyraźnie, jestem z miasta Ł zi, więc ja je en wch zę w rachubę... zresztą w Ł zi... Wmieście Ł zi- mówię wyraźnie - m że byd tylk je en w jew a...

- I t taki, który jest z Ł zi...

- Cha-cha-cha!...

- Pan wie zaś, jeżeli m że byd tym m wa, wyznaczeni jesteście najwyżej Łucka... I w góle niewiem praw y, są ząc z tych k nceptów, w jakim t warzystwie się znaj uję...

kt r Smę a był w r zpaczy. zięki swej zaiste wyjątk wej kulturze i pan waniu na s bąurzę wał p prawnie i uprzejmie, ale raz p raz chwytał się za gł wę, g yż z awał mu się, że la achwila czaszka r zleci mu się na p szczególne klepki. Teraz kręcił się na górze jak w ukr pie, łag zącgniewy K mitetu Nar weg , który w całym sw im skła zie na gwałt pchał się yktat ra i

magał się bu zenia g natychmiast. Był t na razie nie puszczalne.

P rzwiami sterczał w n wym ubraniu marynarskim były kelner Franc, mian wany tej n cypierwszym ordynansem 79. Uszczęśliwi ny, urzę wał z całym majestatem i gr źnie syczał, g y nak rytarzu r zległ się gł śniejsze sł w .

- Ależ, pan wie, jeszcze pół g zinki! A mirał zakazał mi sur w bu zid się prze g ziną ziesiątą...A mirał jest bar z wyczerpany, a czeka g przecież cały zieo nużących ur czyst ści...

- Panie Smę a, bierze pan na siebie niezmierną p wie zialn śd!

- Bi rę ją w bec panów, w bec yktat ra i p t mn ści.

- Więc jakie są n winy z Warszawy?

- Na razie ża nych.

- Jak tor -a czytał pan zisiejszą gazetę?

- Czytałem.

- I co?

- N i cóż?... Niewinne hiperb le, płynące zresztą z najszlachetniejszych p bu ek.

- Wspaniała p wie ź!

- Za te hiperbole...

- Niep czytaln śd! Karyg na lekk myśln śd!

- Mówię panu twarcie, że najbliższe t czenie a mirała...

- Gdzie pan Chuliganiewicz?

79

Za zasługi w pr pagan zie ruchu żółteg , przy p parciu sameg Chuliganiewicza, któremu zł żył był cały swójmajątek jak kaucję, p warunkiem, ze bę zie n sił wszystkim, c czyni, z kim się wi uje, c mówi i cmyśli yktat r.

Page 172: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 172/227

- G zie jest Pr w czyoski?

- Gdzie miczman Zycbad?

- A kapelan Odlewajtys?

- A doktor Brudlik?

- Jestem... Jestem... M je uszan wanie pan m! Bru lik ukazał się na b cznym tarasie, p którymroilisię czł nk wie k mitetu, kręcąc się w strasznej irytacji. P twarzach znad był , że ża en znjch niezmrużył ka tej n cy. Smę a rzucił się ku k le ze, ale Bru lik miał twarz strapi ną.

- I co?!

- A nic...

- A tamci?

- Nie wiem... Pr w czyoski już był na tr pie z psem p licyjnym, ale pies lar uciekł mu w r ze...Chuliganiewicz i Zycba pr wa zą ch zenia w areszcie, wymuszając zeznania areszt wanychtej n cy zamach wców lewic wych i jakichś tam jeszcze, rzek m z warszawskiej p licji p litycznej,z

r bi nymi legitymacjami, ksią z kapelan ał za wygraną i m li się...

- Puścid żółtą mł zież..

- I na co my czekamy?

- M że c ś się stanie... M że się Bóg zlituje na P lską...

- Pr szę panów! - zaw łał p seł Piach.- M że syd tych szeptao i sekretów?! Jak upełn m cni nyprzez Rzą Nar wy, żą am puszczenia mnie a mirała! Natychmiast! Bez sekun y zwł ki-inaczej wej ę siłą! Za mną, pan wie bracia!

K mitet wcy zebrali się w kupę, nacisnęli na Smę ę i Bru lika i wyparli ich k rytarza. r ynansmarynarki Franc syczał z aleka jak par wóz.

Smę a i Bru lik szli prze nimi ze spuszcz nymi gł wami. Tak stanęli prze rzwiami ustr j nymifest nami róż białych i czerw nych. Sekretarz jeszcze się wahał, ale przyparty przez zwartą masęKomitetu Narodo weg wyciągnął klucz z kieszeni i tw rzył.

- To tak?...

- A więc a mirał jest sk nfisk wany...

- I zamknięty na klucz...

- I kt , któż t trzyma nieg klucz w kieszeni?!

- Horrendum!

- Mafia!

Page 173: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 173/227

- Natychmiast sw b zid a mirała!

Bru lik p znał p niewczasie, że się niep trzebnie p śpieszył z akcesem na str nę partiiChuliganiewicza. Usił wał łag zid sytuację, miz rzył się i przymilał, skła ał ręce i r zkła ał, ale g ychwycił za ramię Pałkina, mecenas epchnął g i syknął:

- Ty brudasie! Ty zdrajco!

- Pan mecenas jest ziś wyjątk w r z rażni ny...

- Łaj aku...

- Ach, panie mecenasie...

Wpak wali się prze p k ju. Smę a r ztwierał rugie rzwi. K mitet stanął w pr gu sypialni. Piachz Hatłamajskim p eszli na palcach m numentalneg ł ża. Minister spraw w jsk wych str żnie

tknął ramienia uśpi neg yktat ra. - A mirale... Czas wstawad... Sytuacja wymaga...

W sypialni, przydmi nej amarant wymi st rami, zapan wał gr b we milczenie. Hatłamajski p chyliłsię na p uszkami, garnął brzeg k ł ry... Z bliska sp jrzeli s bie w czy i baj przestraszyli sięsw ich twarzy... Ł że był puste. W półmr ku k mnaty pan wał milczenie. I zn wu jęknął Smę a, izn wu Bru lik stęknął.

Nagle z grupy k mitetu wysunął się re akt r Urwilewski i i ąc w kierunku ł ża, sp strzegł p r zeza karmazyn wym parawanem a mirała, który stał tam we własnej s bie, już ubrany we wcz rajszy

strój gal wy, z szarfami i r erami, i z piór puszem na gł wie.

- zieo bry, a mirale! Ale doprawdy, nikt z nas nie rozumie, dlaczego...

W je nej sekun zie wszyscy znaleźli się za parawanem. Chwila ulgi. Chwila słupienia. Nareszcie kt śz arł zasł nę z je neg kna ze zł wr gim, przenikliwym szczękiem bręczy na żelaznej sztan ze.Lunęł światł ...

Prze k mitetem stał w ubi rze a miralskim manekin, który zawsze t warzyszył a mirał wi wp różach la zaszan wania k szt wnych szat i utrzymania ich w reprezentacyjnej sprawn ści. Z

legł ści paru kr ków złu zenia przyp minał p stad a mirała, który był niec zbyt barczysty ikrótk szyjny. Brak był tylk siwych b k br ów, n i gł wy...

Zw lna czy czł nków k mitetu zaczęły się rywad manekina, krągłe, wybałusz ne źrenicesp tkały się i p trącały siebie bez ża neg zewu i skutku, jak sp jrzenia niewi mych. Wreszciewszystkie oczy wp arły się w Smę ę, który struchlał i ugiął się p nap rem straszliweg niemegpytania. bejrzał się, ale kt r Bru lik już uciekł. Zasł nił s bie twarz rękami i zaszl chał.

- Panie Smę aI Zapytuję ciebie, c uczyniłeś z a mirałem?!

Czł nk wie k mitetu zwarli się i t czyli zbr niarza. Sztylety ich jeszcze sp czywały w p chwach,ale te czy g rsze były niż sztylety.

- Nie wiem...

Page 174: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 174/227

- C się stał ? p wia aj natychmiast!

- Ja nie wiem... G zie... G zie n się p ział!

- Jak to?!

- Co?!

- Przysięgam B gu, żenic nie wiem...

- A któż wie?

- Nikt nie wie - uciekł...

- Uciekł?!!

- A mirał?!

- p wia aj, jak był ! p wia aj!

- Opowiadaj, opowiadaj! - ryczał Hatłamajski trzęsąc g za rami na, aż mu bie na gł wa latała nawszystkie strony.

- Mecenasie, puśdże g ! Niech gada.

- Bę ziesz ty ga ad?!

- Jeszcze w n cy... Jak tylk przyszła warta h n r wa... A mirał stracił pan wanie na s bą tegst pnia, że... że... Mniejsza t , śd że kie ym wrócił na górę... ażeby g usp k id... nawetura wad brą n winą, że cały Ba n Żlebisk wy... N , śd p wie zied- już g nie był ...Szukałem... Szukałem wszę zie... Zabrał mi ubranie... Szukaliśmy przez całą n c…I jeszcze goszukamy... I m że się znaj zie... Wierzmy, że m że... m że...

- Kłamstw !!

- Niegodna intryga... Niesłychana w ziejach!

- P rwanie zacneg , słabeg czł wieka...

- Żeby g pętad i wyzyskiwad...

- Szantaż!

- Mafia!

- Ależ. na B ga...

- Milczed! Jesteś pan areszt wany!

- Za co?! Za co?! Lit ści!...

- p wiesz prze są em p l wym!

Page 175: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 175/227

- Lit ści! Jestem niewinny!

- Mecenasie, p pr ście n tu ficera w ząceg k mpanią h n r wał

- Panie p śle, nie p bna nik g wtajemniczad w tę straszną sprawę p za najściślejszym gr nem!

P suwamy się za alek ... - Rzecz jest nieprawdopodobna!...

- Jeżeli uciekł, t c tu ra zid, jest już alek ...

- Jest tu, w Zak panem! Tu jest, nie wia m tylk g zie. P szukiwania trwają, sześd najlepszychnaszych psów p licyjnych jest w r b cie. Są na wyraźnym tr pie. La a chwila g tu spr wa zą- juz;my mu damy!... ,

Te stan wcze sł wa miczmana Zycba a sprawiły, że Smę a p niósł się na uchu i p wstał z klęczek,

a pan wie z k mitetu zaczęli każ y p sw jemu, jak tam który p trafił, wyprawiad gesty z umienia,rozpaczy i zgrozy.

- Ską panu miczman wi wia m , że n tu jeszcze jest?

- On? Co za on? Nie rozumiem!

- Co?

- Kt ? Jeżeli mówimy najjaśniejszym yktat rze, t przebywanie jeg w brębie tutejszej gminy jestniezbicie zapewni ne. g ziny ziewiątej wiecz rem wszystkie r gi i ścieżki są bstawi ne iabs lutnie nik g się nie wypuszcza.

- Kt t zarzą ził?

- Trzecia k mpania Ba nu Żlebisk weg .

- Oni?!

- Ech, iabła...

- zieciostw . P rucznik Legun a, w zący k mpanią, jest nam any uszą i ciałem.

- I p c ... P c ten bałwan...

- Kto? Kto taki, szanowny panie redaktorze?

- Nie, nic. Ja tylk tak siebie... Zapan wał milczenie. Z ala ch ził śpiewogromnejgromady:

ceanów był zuchwalcem, Teraz, Polsko, jego masz!

Pieśo zbliżała się. T tłumy wiernych zbierały się p „Mur eliem”, by ujrzed i p witad yktat ra,

u ająceg się M rskieg ka na ur czyst ści związane z ficjalnym bjęciem wła zy. Byli t ci,których nie stad był na jaz ę na miejsce ur czyst ści alb którzy już za ża ną cenę nie m gli stad

Page 176: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 176/227

k ni, g yż wcz raj wszystkie fiakry i sam ch y były zamówi ne i niesk ocz nym sznuremciągnęły teraz właśnie ku M rskiemu.

Mąż wskazany l su palcem, patrzn ści zwiastun nasz,

ceanów był zuchwalcem, Teraz, Polsko, jego masz!Pał ! Pał ! Pał gum wa...

Tłum grzmiał klaskami, krzykami. Pr fes r Chryparski str żnie wyjrzał przez kn . W brębiezie zioca czerniała zbita masa panów w str jach wizyt wych. Za żyw pł tem cała ulica jak ługa i

szer ka, gł wa przy gł wie,nabita była pstrym tłumem, ruchliwym, niesp k jnym, p niec nym. krzyków rgały szyby.

Był t wspaniałe, na wyraz p żą ane i niezmiernie w tym m mencie kł p tliwe. W tym „Mur eliu”

p wójnie sacz nym, przez śmietankę i przez h ł tę, nie p bna był zebrad myśli i ra zid nastrasznym p ł żeniem. K mitet Nar wy mi tał się jak w g rączce. Wszyscy z r zpaczy jeszczewierzyli, że się c ś stanie, że la a chwila zguba się znaj zie. Należał zyskad na czasie...

- ł żyd wszystk , gł sid, że yktat r zach r wał...

- T wywrze złe wrażenie- dopiero co - tego, i chory...

- Nie! Nie!

- Niech kt ś przemówi tłumu,- żeby się usp k ił, b a mirał...

- C a mirał?

- P r zumiewa się przez ra i z Warszawą...

- T zachwieje wiarę, że wszystk już załatwione...

- A t śmy w epli!...

- Ra źcie, pan wie! Ra źcie!

- Ra źmy!

ceanów był zuchwalcem, Teraz, Polsko, jego masz!Pał ! Pał ! Pał gum wa, P wiesz sł w i rzecz g t wa! Pał ! Pał , pr wa źże nas w al! Eja! Eja! Walże, walże, wal!

- T już przech zi wszystkie miary... Ja kapituluję... Wyjeż żam... Uciekam...

- Redaktorze! Wytrwaj na stanowisku!

- I ja już i ę... I ja nie chcę zwari wad!

Page 177: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 177/227

- Mecenasie! R zkazuję ci z stad!

- Ale co? Co?

- Ra źmy!!

Zjawienie się Chuliganiewicza razu zbu ził k nwulsje nie kreśl nej na ziei. Wszyscy rzucili się niego jak do zbawcy.

- Ratuj nas pan!

- Ratuj P lskę!

- Ratuj siebie!

H wca psów ras wych był zatr skany. Je nak w bezczelnym tym bliczu tkwił c ś w r zaju i ei.Wszyscy uchwycili się za t i wpatrywali się w ciężką pracę myśli, która bijała się w wielkiej,wyrazistej twarzy Chuliganiewicza, którą przeciwnicy p lityczni nazywali zazwyczaj „zakazanympyskiem”.

Pał ! Pał , pr wa źże nas w al!

Słyszycie, pan wie, jak się g magają! Trzeba g k niecznie p kazad... La a chwila... N- za półg ziny bę ziemy g tu mieli... Ręczę! Ja ręczę!... B jeżeli psy zawi ły, t nie zawie zie nauka!

- Jak t p kazad? Cóż tu m żna p kazad?

- Co za nauka?

- Wszystko na nici

- Milczed! - huknął Chuliganiewicz.- Niezaw ne me ium, uśpi ne przez wielkieg ucz neg , la achwila napr wa zi nas na śla teg ... Je nym sł wem, pr fes r magii kt r Leichnam-Pokojnik d jasn wi ząca N emi Th rba! Ja za nich ręczę!

- B że mił sierny, ja zwariuję- bia ał re akt r Nieb szczycki, który nie ufał ża nemu me ium czasu, jak się sk mpr mit wał z żarliwą br ną słynnej szustki jap oskiej, markizy shukiva, którabyła r ynarną Niemką, Luizą Szmelc.

- I ja ręczę za Th rbę! To natchniona!

- Leichnam-Pokojnik to nasza chluba!

- Więc na teraz... t mój plan...

Ale wrzaski tłumu głuszyły wszystk . Entuzjazm, wiara, na zieja i mił śd wy zierały się z tej masyludzkiej.

- Pał I Pał I Pr wa źże nas w al!

- Niech żyje yktat r!

Page 178: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 178/227

- ...A mirał!... raaał!...

- Niech żyje zbawca jczyzny…

- Niech żżżyyjee!!!!

- Pał ! Pał ..;

- Mój plan... bmyśliłem wszystk ... A mirał natychmiast p każe się na balk nie... W t czeniu naswszystkich... Przemówi tłumu, wezwie g r zejścia się... Tłum usp k i się... TymczasemPokojnik go sprowadzi... P rzek namy g ... Zabierzemy g M rskieg ... Reszta pój zie jak zpłatka... Ireneusz! Sam tu!

P seł Piach uczynił się granat wy, gwałt wnym szarpnięciem r zerwał na s bie k łnierz k szuli.Nieb szczycki zem lał, Chryparski zachich tał histerycznie. Smę a r ztw rzył gębę, wytrzeszczał czyi patrząc w lustr zastygł w słupieniu. Reszta rzuciła się Chuliganiewicza.

- Milczed! Ja tu r zkazuję! Zginęlibyście beze mnie! Niedojdy! Kapcany - wam r bidzamachy...Ireneusz, dalej!

Fryzjer Ireneusz jak karny żółty ż łnierz nie pytał nic. Szybk i sprawnie nasa ził namanekin gł węa mirała, r zczesał mu siwe b k br y, uł żył kapelusz z piór puszem z lekka na lewe uch , jakzwykle n sił a mirał80.

- Irek, gł wą p wia asz, żeby mi się t m cn trzymał ! Jak mu się łeb urwie p czas przem wy, a jeszcze pr st w tłum, t już teg nawet ja nie p trafię nik mu wytłumaczyd!

- Nie ma strachu, panie naczelniku! bwiązane rutem...

- m taj jeszcze raz... Jak r bid, t r bid p rzą nie!

Chuliganiewicz stąpił parę kr ków i lub wał się sw im ziełem...

- sk nale! Jest w nim wszystk , czeg P lsce p trzeba... Przyznajcie, pan wie, że taki właśnieyktat r byłby la nas i ealny... I ufam niezł mnie, że j ziemy teg z naszym k chanym

adm irałem...

Wśró wrzasków tłumu, w nie ającym się garnąd zamęcie, jaki pętał nieszczęsne, z ręcz ne gł wy

becnych, wsze ł niep strzeżenie ksią z kapelan lewajtys i rzucił się ku yktat r wi zr zp startymi bjęciami.

- Nareszcie! Nareszcie! Ach, Bogu zięki! A mirale, nabawiłeś nas straszneg niep k ju... Jak byłm żna...

- Admirale! Wszystko dobrze! Nie lękaj się, jczulku! Zwycięstw ! Armia z nami!

Miczman Zycba pier g y p chylił się, by ucał wad rękę a mirała, c czynił zawsze na zieo bry- ujrzał pusty rękaw.

80 Gł wa a mirała, rzeźbi na w w sku i napuszcz na yskretnie żywymi barwami, zieł artysty rzeźbiarzaCzapigi, paru ni stała w knie zakła u fryzjerskieg p firmą „Ireneusz”, gr ma ząc tłumy wielbicieli.

Page 179: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 179/227

Ksią z wzniósł ręce nieba i zachwiał się. Zycba przykucnął nagle ziemi i jak złapana wiewiórka kręcił gł wą na praw i na lew łypiąc błę nymi czami. Ksią z runął i przygniótł miczmana.

- Zycba ! Bez kawał wi Wsty ź się!

- Już r zumiem... Ale c bę zie alej?...

- Nie tw ja gł wa... Z baczymy! Masz ga ad za nieg ... Jak najgł śniej!

- Ale co?

- Wszystk je n , byle gł śn ... Tak jak wcz raj- ja ci bę ę p p wia ał!81 Brad g , a str żnie! Irek,mówię - str żnie! A pan wie wszyscy za mną!

P chó wyt czył się na k rytarz. K mitet Nar wy sunął sztywn jak zahipn tyz wany. W sypialniz stał tylk ksią z kapelan r zkrzyż wany na ywanie i re akt r Nieb szczycki wciąż zem l ny.

Ryk entuzjazmu p witał a mirała, g y nad doniczkami kwiecia, rozstawionymi na parapecie balkonu,ukazał się jeg piór pusz, ep lety, wstęgi i r ery raz siwe b k br y, p wiewające jak żywe nalekkim p wiewie. Zycba , skul ny za nim, witał tłum szer kimi ruchami st s waneg kapelusza.

bnażyły się wszystkie gł wy.

- Włóż mu kapelusz... str żnie, ch lery... Teraz ga aj, rycz!

- Co?

- Niebawem bejmę wła zę i tak alej - wal c k lwiek, a gł śn!

- Niebawem!... bejmuję!... Wła zę!...P wierz ną mi!... Przez naró ...! przez Boga!...

- No?

- Dob rze. G y się t k na, ślubuję it ...

- G y się!... T k na!... Ślubuję nar wi!...

- Co?! Co?!

- Wszystko!

- Ślubuję wszystk !... Mił śd!... Wiern śd!... P słuszeostw ... I że cię nie puszczę... Aż śmiercimojej!... Amen!

- A teraz k ocz i niech s bie i ą iabła i już...

- Już k oczę!... A teraz, bracia! ... I źcie iabła!... I już...

Mówca, k pnięty straszliwie, razu stracił tremę. Chciał się p prawid. P cierając s bie lę źwie,ciągnął:

81 Ist tnie, miczman Zycba , zżyty z a mirałem, wyśmienicie prze rzeźniał jeg gł s i ruchy ku zabawie sztabua miralskieg statku lini weg „Tapir”.

Page 180: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 180/227

- iabeł b wiem... P wtarzam t i wierzę... który pętał wr gów naszych... I pr wa ził ich upa ku... Jak Amalecytów, p gan bmierzłych... Których przeklinam!... A was bł g sławię i...

- syd!

- I... syd!... - Już! Irek- bracaj g str żnie! Pan wie, natychmiast g t czyd, zasł nid. Pr fes rze, o jasnejcholery, tu na prawo - pchad g , sunąd p ziemi...Ufff...

Je nak brak p czty i gazet zaniep k ił wielu. wóch g zin gazety warszawskie p winny się byłyznaj wad p kawiarniach i u sprze awców. P ciąg p ranny nie przysze ł jeszcze, spóźni nyodpółt rej g ziny82. Zaczynały krążyd najbar ziej fantastyczne p gł ski.

Że p stacją Suchą- inni twier zili, że już p M krą-- t czy się bitwa mię zy w jskami rzą wymia zbunt waną armią nar wą... Że na Zak pane i ą sam ch y pancerne, inni, że wie eskadrysam l tów z b mbami, wysłane ran z Warszawy, m gą tu byd la a chwila. p wia an , że straszny

zia sz jest sa z ny w więzieniu, inni, że uciekł, inni, że zginął w walce; że Warszawa się pali.Przeważały je nak inf rmacje r zsą niejsze, że przewrót k nał się tej n cy bezkrwaw , arcy ppolsku, i nowy r zą awn by już na esłał k munikat urzę wy wy arzeniach, g yby nie t , żetelegraf był g zieś tam przerwany83. Opowiadano sobie po cichu wierutne bajdy, jakoby dyktatorn cą wyjechał był Warszawy, t jak by zbiegł Czech sł wacji. pier g y g ujrzan nawłasne czy i usłyszan jeg gł s, zaczęt twier zid kateg rycznie, że yktat r n cą kazał uwięzidp sła Piacha za kn wania przeciwk s bie. G y ujrzan na balk nie i Piacha, wszczęły się u Pchełki, u

Knurowca, u Brajbisza i nawet u Rozmaryna 84 p gł ski, że t cztery stare panny, si stry Trychioskie,p różniły ziałaczy nar wych przez swe niecne intrygi, i zaraz na p czekaniu znaleźli się tubylcy,starzy wr g wie sióstr, którzy p szczuwali górali, pijanych przy nie zieli i p niec nychpatri tycznym kazaniem księ za Ultaja, misj narza, wybicia na p czątek wszystkich szyb w„ ziewczęcinku”. Gaź ziny, przybyłe śwież z gór z szczypkami i z bryn zą, r zp wia ały, że napogranicznych gr zbietach trzech ni t czy się w jna z Czechami, że wi ziały zabitych i rannych, żeCzechy prą naszych i że jutr w jna zwali się na Zak pane.

Pl tka jest je yną inf rmacją życiu publicznym la lu zi ciemnych, którzy nie czytają gazet, raz lanerwowc ów, których wy braźnia wyprze za zbyt p w lny bieg wypa ków; a dalej, dla

82 Katastr fa miała miejsce prze N wym Piargiem. P ciąg t war wy wi zący ła unek rzewa na ziewanegk rnikiem sp tkał się z p czt wym, wyjątk w pustym, g yż Kraków wrzał pl tek zamach wych ipasażer wie, spragnieni sp k ju i p czynku, bali się jechad gniska rew lucji. Nie był fiar w lu ziach, awinę p n szą całk wicie urzę nicy i służba k lej wa cinka N wy Piarg-Zak pane, którzy wie ziawszy sięwcz raj fen menalnym awansie k legi Kica p rzucili służbę i wszyscy pchali się yktat ra p

br ziejstwa i łaski. W tłumie prze „Mur eliem” byli zawia wcy wszystkich stacji i przystanków,telegrafiści, magazynierzy, kasjerzy, zwr tniczy, lampucery,smarownicy, tragarze. Na natarczywe dzwonienieN weg Piargu burknęła c ś tam bufet wa stacji Zak pane i p wu ziestu pięciu minutach p ciągi sięsp tkały. 83 Był t praw ą i t p samym Zak panem. Uczynił t n cą w związku z manewrami wys k górskimi patrol

telef niczny trzeciej k mpanii Ba nu Żlebisk weg . 84 r ynarny fiakierski „p kój śnia ao” na P ścieliskiej ulicy, g zie zbierają się szum winy miejskie i wiejskieraz mniej zam żni turyści.

Page 181: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 181/227

r zg rycz nych pesymistów, których je yną p ciechą są tylk rzeczy złe i g rsze i bjawyniep myślne, la ślepych fanatyków zapatrz nych w swój cel i ealny a zamykających czy na praw ężycia. Ci, im p bni i wielu innych, a w pewnych m mentach ziej wych wszyscy stają się i ealnymp ł żem la fen menalneg pł zenia się pl tk-bakcylów i bajk -sp rów, un szących sięzazwyczaj w p niec nej atm sferze przeł mów.

W Polsce prasa narod wa, rganizacje, związki i st warzyszenia nar we, pinia nar wa i każ apraca praw ziwie nar wa w zb żnym, nar wym ążeniu sp pularyz wania wielkich hasełnar wych i sw ich wielkich lu zi, la przyśpieszenia p rnych wy arzeo i la p ruszenia biernej,

spałej masy, awien awna r zpyla w tłumach up banie pewnych upr szczeo i skrótówmyśl wych, które awane zażycia w f rmie raźnych aneg t i p gł sek, mniej lub więcej, lub jeszcze więcej, a najczęściej zg ła niepraw ziwych, zmierzają je nak ku praw zie, a mijając się z nią, jej wyłącznie służą.

K łtuoskie Zak pane, zalane nawałą g ści nar wych, z których każ y przywiózł ze s bą zarazki i

predyspozycje swojej dzielnicy, swojego miasta, swojego miasteczka, swojej parafii lub swojejr zinnej ziury, w tych niach wielkieg przeł mu stał się puszczą p zwr tnik wą, g ziez umiewając szybk , na p czekaniu i p pr stu w czach r zkwitał nieprzebrane szaleostwp gł sek, pl tek, baj i buj . Niepraw p bne i m żliwe, straszne i śmieszne, radosne i ponure,p myślne i zabójcze- g niły ne je na rugą, wymijały się, prześcigały się, splatały się, ścierały się zes bą, przetwarzały się niep znania, ginęły w ścisku, z stawały p stępnie w tyle i ganiałyresztę, m r ując p r ze nieudolniejsze, mniej przystosowane do walki o byt...

W tych niach, a szczególnie w tym wielkim niu, trzeba był mied gł wę z kamienia lub głuchnąd jak pieo, żeby się stad cał i nie ad się uwikład pl tce. T też każ y i wszyscy ch zili jak zakatarzeni,

jak tknięci p stępną malarią- p równania te je nak zg ła nic nie mówią, są b wiem zjawiska,których p pr stu nie ma czeg przyrównad. Lu zie nie sp strzegli, że n szą w s bie ziwnyzarazek, niezba any a niebezpieczny, i że każ ej chwila mózg ich, p min wany i przeżarty, m że

szaled i p ad się pierwszemu lepszemu przypa k wemu z arzeniu, pierwszej lepszej najgłupszejw świecie p gł sce, w jaką w n rmalnych czasach nie uwierzyłaby nawet babka sp k ści ła, a która

ziś wyw ład m gła mas wą panikę, nie bliczalną w skutkach.

Je nak p gł ska wściekłych psach, która zaczęła up rczywie krążyd już g ziny ziewiątej ran ,nie była pr stym zmyśleniem. Ten i ów - a takich przybywał z każ ą chwilą- wi zieli na własne czygr ma ę psów spieni nych i z yszanych, które tui tam przemykały się chyłkiem a milczkiem.

Wi zian je niemal je n cześnie p Reglami, w Próżnicach, p Turbałówką. Lu zi garniałatrw ga, ale przemagała ciekaw śd, p bu str nach March łt wskiej i Człapówek stały tłumyczekające na najwyższy przejaz .

Ujrzan sam chó z trójk l r wym sztan arkiem- jakiś bar z stary pan zawzięcie wymachiwałkapeluszem, uśmiechając się p marszcz ną gębą, r ztwartą jak u śnięteg san acza. Senat r markizde Croq uemitaine witał tłumy zgr ma z ne na jeg cześd, u ając się na bankiet urzą zany la niegna M rskim kiem. Przyjechały sam ch y stu entów abisyoskich i lu zie twierali gęby z p ziwuna wi k burnusów, zaw jów i k miniarskiej ur y sympatycznych g ści. Przetryn ały się trzynę zne fiakry r z zw ni ne starym żelastwem, zaprzęż ne w jasn k ściste chabety, p w ż ne przez

b artych Ży ków n w piarskich, wi zące czcig neg jubilata, pr fes ra Ararata Atlantyckieg ,raz najsłynniejszych ge grafów P lski, którzy byli już wszę zie na kuli ziemskiej alb bę ą.

Page 182: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 182/227

Page 183: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 183/227

I miast wymarł . Baryka wan sklepy, g zie szukający schr nienia lu zie usili się w ścisku.P mim że psy nie zaczepiały nik g , błąkany strach gnał lu zi na wszystkie str ny, het z miasta, ażna Zapaj aczne, aż Białeg , Czarneg , Bureg ...

Był t je nak tylk niep żą anym epiz em, który nie p winien mied miejsca, a tym bar ziej

przerywad t ku wiek p mnych teg wielkieg nia wy arzeo. Psy psami, ale wszak zieje tw rząludzie - wracamy zatem do nich.

rzą wych i tylk wa żółte, reszta b wiem z ychała w różnych miejscach, a za nimi pier płynęł jak w ap sp lite psiarstw . P inspekt r resztą sił, szeptem p szczuł armusię w kierunku strychu- i rasowa wilczyca

je nym sk kiem przebyła rabinę- za nią psy p licyjne, za nimi wa żółte. Tak zginął na p sterunku,b haterską śmiercią, nie czekawszy wielkieg nia, re akt r Pr w czyoski, wzór cnót ż łnierskichnarodowo- żółtych, a z nim jeg wierne psy.

Page 184: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 184/227

XXII

Wyprawa „P gruch tu” p szukująca zagini nej pary beszła już bez skutku sp rą p ład gór. Ba an jak najstaranniej liny i przełęcze, zb cza, skałki, k miny i przepaściste ziury. Na trzeci zieoczeskie p sterunki graniczne i zaczaj ne w pieczarach rezerwy sp strzegły z przerażeniem wielkiegr ma y, które p lskiej str ny kryły zb cza Pepiczk wej K py. Na alarm stanęły p br niąliczne kompanie trzymane potajemnie na granicy wbrew punktowi 16, 18 i 21 umowy w Buenos-Airesz r ku 1921 raz na przekór wyraźnemu brzmieniu pr t k łu atk weg , spisaneg wpaź zierniku teg ż r ku na Wyspach Zł ziejskich. L rnety czeskich ficerów wpiły się w atakującemasy... Wojna...

Natychmiast zaterk tały telef ny. P biegła wieśd w niziny- wnet leciała st licy, zw łała Ra ęMinistrów, bu ziła prezy enta. P leciała alej- Paryża, Rzymu, L n ynu- błyskawicą

biegła cały świat i wróciła, a samej półn cy zastukała gr źnie Warszawy.

Wó z wyprawy, bar n Kneipenheim, raz sztab taternicki, nie mówiąc już góralach, z lub ściąpatrzali z wyżyny na p pł ch w jsk nieprzyjacielskich, które na r zkaz z Pragi przepr wa ziły właśnieplanowy odwr ót na wcześniej przyg t wane p zycje. Jaki taki z górali uszczypnął naprę ce ź ziebk

ynamitu i wkrótce m r słe petar y zaczęły hukad a grzmied tysiąckr tnym echem na r zległąliną Spivneg Plesa, kę y ściągał nieprzyjaciel.

- Panie barunie, a c bę zie, jak z teg bę zie w jna?

- Bę zie- t bę zie.

- J tys tak s bie myślę.

- Niechże ta bę zie raz ta w jna, b ij juz za awn nie beł!

- Nie p wie aj figlów, b ś głupi. C ty wis w jnie?

- Bajt ś m m wie zied, b m we w jnę mały beł! Wy macie śd, a j by ra p patrzed- o hej!...

- p wietrza, gł u i w jny... Panie B że, smiłuj się ty na nami...

- Amen! - p twier ził p ważnie bar n i tym przeciął yskusję.

Ale Nagabczyoski był p rzą nie spietrany tym, c się stał . Liczył n na t , że w razie powodzeniazamachu stanu cała rużyna taternicka, bciąż na wyr kami śmierci, bę zie się m gła schr nid p

piekę bratnieg nar u i w Szczyrbie czy w Ł mnicy zał żyd k l nię emigracyjną i tam czekadlepszych czasów lub w stateczn ści jakiejś amnestii. Teraz zawiśli wszyscy mię zy niebem a ziemią.

- Słuchaj, cóż z nami bę zie?

- Rypcium- pipcium... Trzeba zwyciężyd lub zginąd.

- Ale c bę zie napraw ę?

- Zobaczymy.

Page 185: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 185/227

T łumbas, wó z uch wy tej wiek p mnej wyprawy, g nił resztkami sił. jciec Tatr, pr m t r itwórca wszystkich spraw taternickich, kulturalnych i m ralnych na terenie zak piaoskim, prezesMajestatu Gór, prezes są u r zjemczeg w zatargach wspinackich, prezes T warzystwa chr nyPstrąga i Świstaka, prezes... it ., it ., wu ziestu trzech lat nie był w górach, g yż p chł niętyTatrami nig y nie miał na t czasu. Był zm r wany wu ni wą włóczęgą, parzył s bie n gi, niemógł zmrużyd ka na n clegach przy gnisku... Jeg płuca, przywykłe gęstej atm sfery knajpy, wyziewów piwa, śle zi i cza u tyt ni weg , źle zn siły czyste, lekkie p wietrze szczytów i przełęczy.A przy tym upa ł na uchu- bał się straszliwie i żółtych r aków, i Czechów. Teraz pier wie ział,na jakie się ważył szaleostw , i awn byłby się wymknął i uciekł, g yby tylk wie ział ką .

Reszta sztab wców bawiła się bez ża nej tr ski, jak g yby byli na najzwyczajniejszej wycieczce. Szliśpiewając, urzą zali p r ze k nkursy włażenia na nie stępne „chł pki” w granicach, spuszczalisię p ściankach i k minach, wysypiali się setnie na n clegach, palili gniska aż p nieb , że łunastała na Tatrami, i pili, pili, tak pili, że inten ent wyprawy, starszy Sznaps, przeraż ny, już rugieg

nia wyprawił rużynę sie miu górali Brajbisza p n we zapasy spirytusu i rumu.

Górale bżerali się pieprznymi frykasami z puszek i pili na umór, a że mieli ze s bą muzykę, nic im niebrak wał szczęścia i g t wi byli na wszystk .

Wreszcie prze p łu niem trzecieg nia w zacisznej k lebie na K cim Upłazku kryli zagini nąparę. Staś leżał nieruch m , nakryty k cem, a kt r wa P ajecka, półnaga, zaczęła była właśniep ranną t aletę i czarując , nakazującym ruchem ramienia, który na chwilę sł nił ją całą, usunęła z k leby bar na, T łumbasa i Gzyla, którzy weszli byli najpierwsi. P nieważ T łumbas ciągał się wpr gu, Gzyl i bar n weszli z p wr tem, aby g wyciągnąd, i z stali wszyscy trzej. Wówczas kt r wazerwała się i zaapel wała ich h n ru, a peleryna zsunęła się z niej całkiem. Musieli wyjśd... Staś

p k cem nie awał znaku życia.

Trzej taternicy p glą ali p s bie czami r zszerz nymi z p ziwu i z zachwytu, r zkła ając ręce,p trząsając gł wami, przymykając czy i rżąc z cicha, jak t czynią w p bnych wypa kach niemalwszyscy mężczyźni.

- Pani szan wna nie uległa ża nemu wypadkowi?

- Ach, nie, co znowu?

- A t warzysz pani również?

- Staś?... Jest nieco wyczerpany... Panie Stasiu!... Śpi jak zabity... Ach, muszę s bie strzyc wł sy, tylez nimi kł p tu na wycieczkach, a właśnie zgubiłam grzebieo...

- Służę pani! - Gzyl, najbez czelniejszy, wsk czył k leby. T łumbas i bar n p przestawali nap glą aniu przez szpary w ścianie.

Na ciągnęła reszta. Chmura górali t czyła k lebę. wie ziawszy się, że jest urat wana przez„P gruch t”, pani kt r wa nie p sia ała się z zachwytu. G y garnąwszy się jak tak , wyszła naświatł zienne, czy całej gran y zaświeciły, a twarze r zpr mieniały. Wszyscy zap mnieli Czechach, żółtych, wyr kach śmierci i całym świecie. Zap mnieliby na szczęt i bie nym Stasiu i

Page 186: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 186/227

zostawiliby go w kole bie na śmierd gł wą, tym bar ziej że szczęśliwy bie aczek nie bu ził sięp mim całeg zgiełku, g yby nie kt r wa.

Uł ż n g w siatce- spał alej - i p niesi n na bambus wym rągu. Kapela u erzyła siarczyście ip szli lasem p krzykując a śpiewając, strzelając na wiwat jak rszak bakchiczny, a cu na pani na

czele.

Hej, Madziar pije,Hej, Ma ziar płaci, Hej, za Ma ziarem płaczą zieci... Hej, płaczą zieci, hej, płaczą ż ny, Hej, bo Madziara nie ma doma.

T łumbas p czuł w s bie n we życie. P rygując na niez arnych sw ich n gasach, p ążał za pięknąpanią krygując się, a gr mnymi plecami spychając innych z wąskiej perci na kamieniste zb cze. Z

każ ą chwilą wzmagał się tł k k ł pani kt r wej. Przyjaciele już wymieniali mię zy s bą belżywesł wa i szturchaoce. Bracia Sznaps pierwsi sczepili się ze s bą.

- Wsty źcie się! - zauważył bar n. - Nie umiecie się zach wad w bec amy!...

T mówiąc zepchnął ich bu w ół p straszliwej w tym miejscu str m ści zb cza, g zie każ y innyprzyzw ity czł wiek p niósłby śmierd na miejscu. Ale bar n wie ział, c czyni. Sznaps wie, świetniwspinacze, ześlizgiwali się z półeczki na półeczkę, a p rwani r zpę em musieli zbiec aż na sam ół,g zie wił się srebrny p t k Parabulec. Pani kt r wa z zachwytem przypatrywała się tej zieln ści,w której bracia z musu walczyli ze s bą lepsze, biła w ł nie i ezwała się nie str żnie, że nikt naświecie nie k nałby czeg śp bneg . Nie wie ziała, że „P gruch t” był już p pierwszymśnia aniu, zakr pi ny jak należy...

Od razu sk czył w ół Gzyl, za Gzylem B ntruch i Hyż . Za nimi p pewnym namyśle Nagabczyoski, zanim zbel, za nim je n cześnie we trzech hycnęli Piw szyoski, Wyrypa i p jec. G łyszyszk , którynig y nie był zbyt świetnym taternikiem, a teg r ztył się z b gactwa, zaczął się str żniespuszczad na sie zeniu, ale wnet berwała się p nim na wyręż na kępa murawy i miliar erp leciał za innymi na łeb na szyję.

Z hukiem t czyły się za nim i prze nim wielkie głazy, p t kami lał się r bny piarg, urywały się izjeż żały w ół sam tne limby, pę ziły w fantastycznych p sk kach k rniaki i całe kępy krzaków,

u niły głuch t czące się yle i kłaty, rusz ne z wiecznych miejsc, kę y murszały w sp k ju ziesiątków lat... Wypa ały ze swych zrujn wanych n r wypł sz ne świstaki i przeraźliwym

gwiz aniem pruły ciepłe p wietrze. Lawina piargu zasypała p t k i zbiegające srebrne w y zaczęłysię gr ma zid tw rząc na p czekaniu n we jezi r , które już grał w sł ocu barwami sele ynu ibłękitu...

Pani doktorowa upojona obraz em b haterstwa, które wyw łała je nym sw im sł wem, westchnęłaziwnie piersi wym p jękiem, który jak sztyletem r zk szy ubó ł T łumbasa i bar na, je ynych ze

sztabu, którzy p z stali byli na górze.

- Ach, la każ eg z tych lu zi nie p żał wałabym teraz niczeg . M gą żą ad e mnie, czeg tylkzapragną...

Page 187: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 187/227

T łumbas, nie m gąc na razie znaleźd słów p wie nich, milczał i sapał, wreszcie etchnął ciężk jak sł o.

- Pani doktorowo, jest ich jedenastu... - zauważył bar n gł sem ziwnie aksamitnym.

- Więc cóżz tego?! - rzuciła wyzywając kt r wa, z takim p łyskiem w ziel nkawych czach, żebar n p czerwieniał, a T łumbas zbla ł jak ściana.

- Ale ni... ni pój ą łem... Sp tkamy się pier za trzy g ziny... Aż na Suchym P śla ku...Więc...

- Więc?

T łumbas r z ął swe miechy płucne, wypuczył się p b hatersku i gruchnął pięścią w szer ką pierś,aż zagrzmiał . Pa ł na k lana i zerwał się natychmiast.

Rzucił zikimi czami i błapił je ną ręką wpół pierwszeg z brzegu Ję rzka Pasku ziarza, rugiegJaśka Krzeja i wziąwszy ich p pachy źwignął, r zkracz nych, wraz z w rkami, i ryknął:

- Drobnego!

Natychmiast zapit liły gęśle, ezwał się i u erzył bas i T łumbas zataoczył, niemił sierniewytrząsając góralami.

- Olaboga... Aaaa! - wrzasnął je en. - ...Tad ynamit... Jezu, ynamit... Pięd kil ... h-oho-ho...Ratujcie, ludzie...

T łumbas, czerw ny i sp tniały, p stawił ich na ziemi i wzn sząc góry rami na, stanął przepiękną panią.

- Ja... ja... We mnie... Ja bstanę za ziesięciu- jak Boga kocham!

- Fi donc! 86

- Madame, excusez ce dr ôle de type, il est so ûl!... Mais de votre beaut é aussi... Comme moi-m ême...Et s'il fait dix - chose possible - permettez moi d' étre l'on-zi éme et ça fera votre total... 87

- C’est a dire?! 88

- ...C’est à dire, que moi, comme le chef de l' équipe, je partirai le premier - n'est-ce pas, cheremadame?... 89

- Oui... Oui... - bełk tał zaniep k j ny T łumbas, u ając, że r zumie.

- Alors tout le monde est ivre. Et vous aussi, cher baron... 90

86 Fi donc (franc.) - a fe!87 Madame, excusez... (franc.) - niech pani wybaczy temu g nemu p żał wania s bnik wi, n jest pijany!...Ale z p w u pani piękn ści... Tak jak i ja... A jeśli ich bę zie ziesięciu - c jest m żliwe- niech mi pani pozwolibyd je enastym, t bę zie cał śd. 88

C’est à dire?! (franca- co to znaczy?89 C’est à dire, que moi,... (franc.) - t znaczy, że ja jak wó ca wyprawy wyruszę pierwszy- niepraw aż,droga pani?

Page 188: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 188/227

- Parfaitement, madame! Et ces heros, qui pour vous bravent la mort - tu wskazał na linę- et cesgens aussi... 91 - brócił się ku gr ma zie górali szczerzących zęby ku pięknej pani.

- A więc p aję się Czech m, którzy t przych zą mnie wybawid... Ach, c za cu wna przyg a!

Ist tnie ział w jsk czesk sł wackich p kra ł się lasem i t czył ich tak niesp ziewanie, żeża en z gr ma y nie mógł się wymknąd... Chyba p na wyraz niebezpiecznej str miźnie nagiegzb cza, g zie bstrzał był jak na ł ni. razu wszyscy trzeźwieli jak je en mąż. Zabawa k oczyłasię zupełnie p ważnie. T łumbas stchórzył i wparł się w masę góralską, skulił się, żeby Czechy niezauważyły jeg gr mu i żeby się nie zabrały nieg pierwszeg ...

Pani kt r wa już k kiet wała nieprzyjaciela. Przechyliła na b k gł wę i rzuciła im sp rzęspł mienie sp jrzeo, szukając ficera. Każ y z ż łnierzy czeskich patrzał je nym kiem na nią, rugimna bar na, w którym myślali się k men anta.

zielny bar n rzucił w k m n klem i wystąpił naprzó . Sięgnął kieszeni p kument„P gruch tu”…

- Se je jak vesi nep r zumiczk ... Na z ar, fajne ż łnierzyki! Sl venskie itki... Jak je z ravie panuMasaricku? My nie wojujemo, my tu ratujemo. My bez strzelbicek, bez armatulek, nema nic!... 92

Ż łnierze stali z wybałusz nymi czami i żaen ani pisnął.

- Rypcium- pipcium... Który tu ga a p czeskiemu? Wystąpił prych, stary przemytnik i kłus wnik,izaczął się wyjęzyczad, a bar n, ch d się mu ręce trzęsły, la kazania niewinn ści raz fantazji zapaliłpapierosa. prych splunął i rzekł:

- Panie barunie, żeby mnie ślak trafił, pijany jez era... Niech mnie pan barun puści. Spiełem się i nicnie wiem, co jest, a czego nie ma...

- C ni ga ająI

- Nic nie ga aj , a jak ga aj , t ga a tech wóch, że nic nie r zumijpo czeskiemu i chcom do nas...Straśne jakieścid cygaostw ...

Jeszcze chwila strachu i zamętu i rzecz się wyjaśniła- Czesi się p awali! Ist tnie ż łnierze byli bezbr ni, ale była ich taka m c, że bar n jeszcze p ejrzewał w tym jakiś p stęp. Wreszcie skrzyknąłparu górali, starych c.k. fel febli, i p wierzył im jeoców. Uczynił się twar y i nie stępny, r zpierałago duma.

- Obrubajski - spisad mi ich c je neg !93

90 Alors tout le mon de... (franc.) - a więc wszyscy są pijani. I pan, r gi bar nie, też... 91 Parfaitement, madame... (franc.) - słusznie, pr szę pani! A ci b hater wie, którzy la pani narażają się naśmierd... a ci lu zie także... 92 Se je jakovesi nep r zumiczk ... (sł w.)- t jakieś niep r zumienie... Niech żyją zielne ż łnierzyki!Sł wackie zieci... Jak z r wie pana Masaryka? 93

Statystyka jeoców p statecznym spraw zeniu prze stawiła się, jak następuje:Czechów 0Sł waków 1

Page 189: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 189/227

- Rozkaz, panie barunie!

- Kiszka - zrewi wad i ebrad br o i kumenty!

- Rozkaz, panie barunie!

- T łumbas, ch źże tu, byku je en! C ja mam z nimi r bid?

- P pr wa zid p strażą naszej granicy.

- Rypcium-pipcium, jes t ich ziesięd razy tyle c nas!

- Walmy z nimi na Czuprynę i na Ł patę, tam k ł M rskieg mają sie zied p różnychdziurachpatr le Łazika. amy ich i niech ich iabli bi rą- też jest w jsk sp ciemnej gwiaz y...

- W jna wyszła z m y w tych str nach.

Pani kt r wa skrzywiła się na taki brót sprawy. Nagle na samym nie liny gruchnęła salwa, ap tem zaczęły p stukiwad p je yncze strzały.

- nas walą! Ach, jak t ślicznie!- klaskała w ręce piękna pani.

Stary kłus wnik brubajski p patrzył w ół przez służb wą wunastkę „P gruch tu” i zarech tał.

- Co jest?

- Nasi ż łnierze!

- Nasi? milę za granicą?

- A m że t napraw ę w jna? C my wiemy? trzech ni uż się m gł zmienid!

- Ach! W jna! W jna! laczeg przestali strzelad?

- P błąkały się. Naszych panów bierą w niew lę. Cha-cha- cha... Pan Nagabczyoski już berwał k lbą...Sznapsy bij m się ze ż łnierzami!, Pan G łyszyszk , bi ak, ulęknięty, z ręcamy g ry! Kume ie sięwyrabiają...

- uż ich?

- Ze dwa cugi. O - trzeci leży p wyżej na buli. Jest i je en masingwer... Tam k, w górze, pKrzesaniczką...

- Też ten Łazik zajechał ze sw imi manewrami...

P laków 9Hucułów 13Rusinów 25Ma ziarów 37

Niemców 76Ży ów 251Razem 412

Page 190: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 190/227

- Zabieramy ze s bą tę k mpanię. I jeoców. Walimy całą gran ą- my im urzą zimy jutr wielkizieo... A pani z nami!

- Ale ką ? Zresztą, wszystk mi je n .

- T tajemnica. Ale p ufnie p wiem pani, że jutr świcie zajmujemy grao na M rskim kiem. Anocuj emy w ślicznym miejscu na Wyżnim Stawem.

- A mają pan wie ubi ry kąpiel we?

- Jakie pani tylko chce!

- Urzą zimy igrzyska limpijskie, a kt zwycięży...

Page 191: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 191/227

XXIII

Profesor Leichnam- P k jnik był burz ny- zamknięt mu rzwi prze n sem. C praw a sekretarz,kt r Smę a, zięk wał mu w najbar ziej wyszukanych sł wach, biecał mu krzyż świętej Zyty i

zapewnił g , że jeg fabryka par wa cu wnych leków, ziół i maści, p firmą „Cu p l”, bę ziezw lni na p atku majątk weg , br t weg , ch weg i wielu innych, że trzyma kate ręszarlatanistyki na wszechnicy, którą zechce s bie sam brad, ale ucz ny, przyjmując te ary razniewielką k pertę, w której p czułymi palcami wywni sk wał lary, p z stał głęb k uraż ny inieprzeje nany. Zapragnęł się i jemu p z stad przy wielkim łtarzu p lityki i umyślił był s biestan wisk tajneg ra cy przy pr st usznym (jak myślał) yktat rze. Wreszcie, p r zmawiawszy z

r ynansem Francem p g zie, p sze ł wraz z panną N emi, knując w sercu zemstę.

Schodzili po mar mur wych sch ach, b je styl wi, st jni i g ni, pełni tajemnicz ści, z czamizapatrz nymi w nie strzegaln głębie prabytu i przeznaczeo lu zk ści... Milczeli patrząc w siebie, nznuż ny na miernym wytryskiem flui u, na bu ząca się pier z ultrasnu lu zkieg życia.

pier skręciwszy z March łt wskiej na Mamcówki, już nie alek willi „Blagunia”, N emiezwała się pierwszym sł wem:

- Imi na nasze należą zatem hist rii.

- I tak już należały, córk m ja...

- Jakże mił byd sławnymi

- St kr d milej byd p żytecznym nar wi.

- Pr fes rze, trzeba ich był wytrzymad z parę g zin. M żna g był kryd i sch wad jeszcze lepiej,nieźle by był na takim t warze p pask wad.

- yktat rzy jak t war psują się szybk , b nig y nie wia m , c bę zie jutro...

- Więc laczeg pr fes r nie żą ał g tówki?

- Nie mają! Czyż nie wiesz teg , N emi ty, jasn wi ząca?

- Ty stary łgarzu! P każ k pertę, ty hyclu, łaj aczyn , ty zł ziejski pr fes rze, wywł k sp ciemnej

gwiazdy I

- Milcz, łachu r ...

A mirał stał ze spuszcz ną gł wą, p k rny i struchlały, prze bliczem k mitetu, ale szczególniej bałsię Chuliganiewicza, Zycba a, księ za kapelana i reszty sw ich najbliższych. Przestęp wał z n gi nan gę, znę zniały ze strachu i z niewyspania, w wymięt sz nym cywilnym ubranku, które był naniego za ciasne i - rzecz okropna - bez hist rycznych b k br ów wilka m rskieg , które zg lił był laniep znaki; by ujśd p mście nieprzyjaciela. W kącie stał rugi n, tamten, w świetnym str ju, kryty

r erami, wspaniały i piękny, z czami i z rumieocem panny... A mirał zerkał na nieg z uk sa i rżałze strachu, że tamten naraz żyje, ezwie się, a przez t sam n sam zaniknie, zgaśnie... Mącił mu

Page 192: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 192/227

się w gł wie. Chwilami wypełzała na wierzch statnia na zieja, nę zna jak z ychająca glista- że tm że się nareszcie bu zi, g yż cała ta chryja jest jen snem... Wie ział je nak, że t nie sen.Wz ychał i jęczał.

P seł Piach był bezra ny. C tu p cząd z bie nym stw rzeniem, któremu nakazan egrad

lbrzymią r lę ziej wą? Warszawa p winna sur w p wia ad za tak straszliwą p myłkę.P ł żenie był p pr stu r zpaczliwe. bw ład k g ś n weg ? Zmarn wad gr mny nakła reklamy,w którą już uwierzyły mili ny bywateli, i zaczynad rzecz n wa? N i k g tu wystawid tak napoczekaniu?

Wyrzec się wielkieg czł wieka? Nie p bna- nasza ep ka żyje i ycha kultem wielk ści. Azresztą, lewicy musi byd przeciwstawi ne wyraźnie u s bi ne anti tum...

Wreszcie ksią z kapelan lewajtys wzniósł rami na jak na kazaniu p grzeb wym wnajpa tetyczniejszym miejscu i zatrąbił gł sem ze spiżu i metalu:

- Admirale!!! Cóżeś uczynił?!

A mirał w p wie zi r zpłakał się natychmiast jak bezbr nne zieck . burzenie zgr ma z nychpa ł , zr ził się r zczulenie na tą r zbrajającą pr st tą, w której zaiste była wielk śd. Zapa ł

milczenie, w wielu czach zakręciły się łzy...

Wsze ł hrabia Szynel, a w jeg twarzy i w całej p staci pr mieniała królewsk śd, przydmi na jakbylekką czarną gazą, rzekłbyś, m narcha w żał bie... Wspierał się na ramieniu pr f esora Tremensa,który niósł p pachą wielką u ę z pieczęcią yn ającą na czerw nych sznurach. Ujrzawszy a mirała

baj pan wie str pili się zupełnie wi cznie i sp jrzeli na siebie błę nymi czami94.

- A... Jeżeli tak...

Hrabia targnął się za lewy wąs i na tym p przestał, pr fes r bezwie nym ruchem chwycił się zawł sy, których je nak awn nie był na sw im miejscu, cz chrał s bie łysinę- historyczna dudap t czyła się p st py a mirała...

- C się stał ?!- spytał re akt r Nieb szczycki, p ważnie zaniepokojony.

- Przyn szę wieśd straszliwą.

A mirał upa ł na kanapę. P seł Piach zachłysnął się i zaczął rzęzid. Ksią z kapelan przeżegnał się,kt r. Bru lik uciekł, miczman Zycba puścił się za nim, jakby g chciał g nid. Reszta skamieniała i

p wstrzymała ech. Je en Chuliganiewicz nasr żył się jak zbój i czekał mężnie, g t wy nawszystko.

- Przez Zak pane przewaliła klęska w p staci niezlicz nych psów, które...

94 P czas g y inni czynili sameg świtu r zpaczliwe wysiłki w celu nalezienia yktat ra, pr fes r nietracąc czasu wraz z rejentem hip tecznym H n rariuszem Aktem przyg t wali pr t kół bjęcia wła zy

zie zicznej. k ł je enastej, g y był czywiste, że a mirał już się nie naj zie, p stan wili zask czydk mitet przez fakt k nany, zapełniając nim próżnię p lityczną, która r zwarła się, jak g yby była

zainscenizowana przez sam ą patrzn śd. Przyszły hist ryk p wie: „Szk a, że się tak nie stał ”, zaśm narchista p lski: „C się wlecze, t nie u ciecze”. Hrabia Szynel jest w sile wieku,zresztą ma syna ż nategz księżniczką Ksenią P chalimską-B g chulską, naturalną córką wielkieg księcia Wszyw ł a.

Page 193: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 193/227

- Ależ wiemy! Wiemy!...

- Rakarz gminy już je łapie i wnet wyłapie!

- Tu nie p ra zi ża en rakarz ani wszyscy rakarze i hycle Rzeczyp sp litej, nawet g yby się nich

przyłączyli ci, których tak nazywamy p przen śnią... Tu p trzeba...

- Więc?

- Psy m gą p wrócid każ ej chwili... W tak kr pnych k liczn ściach wła za musi się znaleźd w rękuczł wieka, który...

- Który?

- Który nie ucieka nieg nie w g zinę niebezpieczeostwa, nawet fikcyjneg ... Który a się raczejp żred przez psy, jak b haterski król P piel przez myszy, niż... puścid swój tr n i swój lu !...

Pr fes rze, u zielam ci gł su! Trem ens p niósł się na palcach i zaszeptał natarczywie w wielkie, ras we uch hrabieg .

- brze... I tę zwł kę wycierpię la bra jczyzny...

- Hrabio! Wzywam cię, byś ał sp kój yktat r wi, który już i tak p kut wał sw ją przel tnąsłab śd... I nie ręcz nas. Co masz za nowiny? Czy tylko o tych psach?

Hrabia r ześmiał się tragicznie niczym Mefist w interpretacji naszeg znak miteg Buhajca.

- Tylko o psach!... Cha-cha- cha!... Ależ te psy - tu hrabia p stąpił parę kr ków i jak przeznaczeniestanął na kanapą a mirała - przez te psy i przez pana, panie a mirale, straciłem megnajwierniejszeg sługę...

- Co?

- Kogo?!

- Jak?!

- ziałacz nar wy Pr w czyoski, czł wiek kryształ wy, zginął na stan wisku przy p szukiwaniuzbiegłeg yktat ra, zje z ny żywcem przez psy... N wa ta żał ba spa nie na gł wę...

- Hrabio! Nie przeklinaj... - z ążył p wstrzymad g kapelan.

- Jezus Maria! - jęknął Nieb szczycki.

- Zemsta! Zemsta! - zaryczał Chuliganiewicz mi tając się p p k ju i tryskając łzami na wszystkiestrony.

„Dobrze mu tak!” - p myślał Smę a.

- Prócz teg zginęły nam c je neg wszystkie psy żółte...- k oczył hrabia.

- I mój lar?!

Page 194: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 194/227

- Tak, i Dolar!

- Mój lar! Genialny pies, który w najg rszych warunkach z łał wytr pid wszystk , c trąciłży stwem i lewicą! lar, który węchem umiał różnid praw ziweg nar wca karier wicza…

lar, który warczał, g y p słyszał sł wa: „ref rma r lna”, „ śmi g zinny zieo r b czy”,

„s cjalizm”, „mas n”... żał ści...

Chuliganiewicz zapamiętał się w bólu. Charczał niezr zumiałymi sł wy, latał p p k ju, bił pięściamiościanę, k pnął p r ze ulubi neg k ta a mirałai trafił nim w kn , wreszcie zaczął jak szal nył m tad pałką p arach trzymanych przez yktat ra wielbicieli, a r zł ż nych na gr mnymchioskim st le. Tłukł bezcenne serwisy p rcelan we, miaż żył pu ła, b mb nierki, gniótł i r z zierała resy i ypl my, p niewierał w ami pamięci i uwielbienia, wreszcie zgarnął t wszystk naziemię i zaczął eptad n gami. Nikt nie śmielił się wezwad g pamiętania.

Wreszcie lbrzym p rzucił zieł zniszczenia. Zapłakał jeszcze raz i zaw łał:

- Pan wie!... Nie zabraknie nam Pr w czyoskich.... ani Cymbergajów... Ale takieg psa lara...takiego psa!...

I na t nawet nikt nie ważył się p wie zied. Chuliganiewicz zmagał się ze s bą i przemagał się.Wreszcie zaklął szpetnie z ruska i przyt mniał. Przyp mniał s bie, że P lska czeka na nieg .

lbrzymimi kr kami p sze ł a mirała, stanął prze nim w karnej p stawie służb wej i krzyczał:

- Najjaśniejszy yktat rze, śd tych kawał w! Racz natychmiast przebrad się - raz, dwa! Jedziemyniezwł cznie na M rskie k chwytad m ment ziej wy! Tw rzyd fakty k nane! wszystkich

iabłów, tu nie ma chwili stracenia! Wstawaj, najjaśniejszy yktat rze! Już!!

Admir ał stęknął i z tru em wygram lił się z głęb kiej kanapy i stanął na rżących n gach. Żal byłpatrzed na nieg .

- brze... brze... Alę ajcie mi c ś zjeśd... wunastu g zin... Nic w ustach...

- Kawa raz!!! - ryknął Chuliganiewicz tak strasznym gł sem, że Franc, który p słuchiwał p erzwiami, sk czył jak szal ny i z bajeczną szybk ścią, która a się p jąd je ynie przez p równanie z

przyśpiesz nym tempem brazu kin weg , p leciał kuchni i przyleciał ze srebrną tacką.

A mirał ja ł łapczywie, a tymczasem Smę a przy p m cy Ireneusza ściągali mu trzewiki i cywilne

spodnie.

- C pan wie tak sie zicie z n sami ziemi? C się stał ? Nieszczęście? Głupstw i tyle, które się niep wtórzy - co, kochany dyktatorku?

- Nie! Nie!

- Panie Smę a, z ałeś pan egzamin z nie łęstwa na celujący! zisiaj ja bę ę piln wał yktat ra.

- Pr szę bar z !... Jakim t prawem...

- Takim prawem!! - wrzasnął Chuliganiewicz gwiz nąwszy mu pałką p samym n sem, aż Smę ac fnął nagle gł wę i mał jej s bie nie r złupało ścianę.

Page 195: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 195/227

K mitet stał jak słupiały, ża en z czł nków nie śmiał sp jrzed na rugieg . Hrabia i ksią z kapelanlub wali się energią sw jeg czł wieka. Pr fes r Tremens schylił się z tru em, p niósł hist ryczną

u ę i uznał, że z takim yktat rem jak ten i z takim zausznikiem jak Chuliganiewicz hrabia śmiałm że puszczad się na pan wanie wła zy bez ża neg ryzyka, i t w najbliższym czasie- niech jenoa mirał zarżnie się sam, ku czemu i zie najwyraźniej, a rżnąd, t g już rżnie ów nie ceni nyChuligani ewicz, który chwilami z ra za jakby niejasne przeczucie sw jej r li ziej wej.

P seł Piach trząsł się z burzenia i umierał ze wsty u. n, przew niczący k mitetu i jutrzejszy, awłaściwie już zisiejszy minister spraw w jsk wych, nie wie ział, c p cząd alej, p pr stu zgubił sięw wy arzeniach. Nie śmiał huknąd jak należał na bezczelneg chama ani g wygnad. Patrzał zbezsilną r zpaczą, jak wie kreatury Waterkł s i Zycba uwijali się k ł nieszczęsneg a mirała,lekceważąc wybraoców nar u... Jak Smę a, któremu p za nikczemn ścią przyznawał niep śle niąinteligencję, płaszczył się prze Chuliganiewiczem, jak Bru lik łasił się nieg g rzej psa... A alejnie kiełznana żółta mł zież... Sam w lne, bezprzykła ne n minacje... Na ch ziła przerażającawizja ciemnej ban y, która wnet t czy yktat ra, p myli wszystk , zmąci i splugawi, i wreszcie runiew przepaśd rew lucji wraz z najlepszymi na ziejami nar u... Ratunku! Ratunku! A z Warszowynikogo - ża nej wieści, wszystkie epesze, n winy, wszystkie p łączenia w ręku błąkanegł trzyka...

I p seł Piach chrząknął- k mitet rgnął, zaniep k ił się, zaszeptał, ale Chuliganiewicz sp jrzał pnich, wytrzymał p ciski wściekłych czu, czekał, aż wszystkie czy spuściły się ziemi, i spytałostro:

- Pan po seł chciał c ś na mienid? Pr szę!

- Nie, nie... Ja tylko tak.

- B mi się z awał ...

- Nie, ja tylk chrząknąłem.

A mirał pił resztki kawy. Zycba , Waterkł s, Smę a, Bru lik ubierali g na gwałt. awał im r bid zes bą wszystk , nawet p magał skwapliwie. Fryzjer Ireneusz nalepiał mu hist ryczne b k br y,

jęte figurze w sk wej- i temu się p ał bez cienia pr testu, nawet bez z ziwienia. Smę a p ałmu trzy tabletki „ tuch lu”, p łknął, p pił w ą. Waterkł s wetknął mu w usta zapal neg papier sa- zaciągnął się z r zk szą.

Wreszcie pr fes r Chryparski wysk czył na śr ek p k ju i zakrzyknął histerycznym falsetem,zarywającym z k gutka:

- Panowie! pamiętajmy się ! C czynimy?! Zanim p je ziemy M rskieg ka, musimy wie zied!...Z najzupełniejszą pewn ścią!... C się zieje w Warszawie...

- Ja wiem, c się zieje w Warszawie!...- zagrzmiał Chuliganiewicz kr pnym basem- i na tym syd!

- Pr testuję...

- Milczed, pr fes rze! Ani, ani je neg sł wa więcej! I wy, pan wie z k mitetu, cich mi byd-zr zumian ? Jeżeli nie umiecie myśled przeł m w , z stawcie t nam! Panie hrabi , pan sią zie z

Page 196: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 196/227

najjaśniejszym, ja z księ zem kapelanem na prze nim sie zeniu. Wdrugim samochodzie pan prezesk mitetu, a reszta je źcie s bie, jak żywnie chcecie. Jak się czuje najjaśniejszy yktat r?

- C raz lepiej... Chciałbym tylk ...

- Pr szę?

- Chciałbym uczynid przeglą k mpanii h n r wej i ebrad rap rt, t mi a p znad uchaw wojsku,b przecież w jsk ...

- Najsłuszniejsza rzecz! Zycba , ruszaj p k men anta k mpanii!

W tej samej chwili za knem r zległ się gł s k men y i gr mki ł m t kr ków k mpanii ruszającej zmiejsca.

- trąbi n !

I w t n marszu r zległ się wes ł raźny śpiew mł ych gł sów:

Fajo, fajo porcelanowa!Fajo, fajo porcelanowa!Kt cię, faj , bę zie kurzyd, G y ja bę ę w w jsku służyd? Fajo, fajo porcelanowa!

- ch zą...

- Ależ t skan al!

Gł sy śpiewających i ich kr ki alały się. Zycba zjawił się z mel unkiem, że k men ant ba nu,maj r Łazikiewicz, w łał k mpanię la sk ncentr wania całeg ba nu na Cap wskiej P lanie,gdzie ma s ię byd przeglą generalny i efila a. A mirał zrazu ucieszył się tą wieścią, ale wnet c śsię w nim jakby zająknęł ... „ tuch l” już ziałał, ale sna ź statnia resztka strachu i zgr zywymknęła mu się w płaczliwym krzyku.

- Tak... Pan wie p litycy się zabawiają, a ja mam za wszystk płacid... Ja nie chcę płacid! Nie bę ępłacid!

- Jakie płacid? C za płacid?- grzmiał br usznie Chuliganiewicz.

Na t sł w , p wtarzane natarczywie, pierwszy r ynans Franc, p słuchujący p e rzwiami, a trzy ziestu lat p z stający w tresurze kelnerskiej, wpa ł p k ju i zgięty ziemi przywar wałprze a mirałem z uśmiechem łasząceg się jamnika.

- Biała kawa, cukier s bn , wie bułeczki z szynką... Papier sów nie był- wa tysiące wieściepięd ziesiąt mareczek, sługa pana a mirała...

Page 197: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 197/227

XXIV

P bnie wspaniałeg brazu, jaki prze stawiał M rskie k teg nia, nie wymarzył w wizjachsw ich ża en p eta, któremu wszystk w ln , ani plastyk, wi zący świat w szaleostwier zkiełznanych barw i kształtów. G y przebiegniemy myślą najwyższe w ziejach literatury i sztukik ncepcje majestatu, gr mu i chwały, g y przyp mnimy s bie H mera, Trkwata Tassa, Miltona iMniszkównę, a alej - Michała Ani ła, Rubensa, Makarta i bu naszych braci M naszków, nieznaj ziemy i u nich, nawet w naj alszym przybliżeniu, wyrazu lub b aj bicia tak bezgranicznejm numentaln ści brazu, wzm ż nej przez najwyższe napięcie i ei nar wej i je yny, szczyt wy w

ziejach P lski m ment wielkieg przeł mu- zieo zamknięcia smutków, kł p tów, nie li i hy yp prze nieg kresu i zieo r zwarcia sł necznych wierzejów nar weg chramu na przestwórra ści, święt ści i wszechpełni nar wych k nao.

teg , c się teg nia wi ział , ałby się p równad je ynie ep k wy film- a któż g z nas niewi ział- wytwórni „Hux”, g zie w trzeciej części, w górach Panurgii, na Jezi rem Burmylskim, cesarzAmilkar Lwia Skóra w prze zieo bitwy p Argumentem ślubuje w bec armii, wasalów isprzymierz nych lu ów zwyciężyd lub zginąd. Ale tam występ wali akt rzy i statyści, wszystk byłprzebrane i zełgane: góry z tektury, jezi r z kalaf nii i z tłucz neg szkła... Tu najszczersza, niczymnie przy z bi na praw a ukła ała się w imp nujące zieł sztuki.

Ża en akt r świata - ani Valentino, ani Patentino, ani Framor, ani Bramor, ani Maks Linder, aniLafiryn er, ani Pat wraz z Patasz nem razem wzięci nie tw rzyliby p staci yktat ra wielkiegonar u z tak wspaniałą wyrazist ścią i praw ą. Był z umiewające, jak czł wiek, który p razpierwszy w życiu był yktat rem, z łał tak głęb k wejśd w sw ją r lę. Tłumy zgr ma z nep żerały g czami, chł nąc zeo tuchę i na zieję. Każ y czekiwał nieg łask i br ziejstw, awielu p pr stu m lił się nieg jak święteg . Sp r sób wi ział żółtą aure lę na jeggł wą, niektórzy p wpływem st jąceg b k nauczyciela fizyki, pana K ptyckieg z Wy muszyc,utrzymywali, że t jen refleks zł tych gal nów a miralskieg kapelusza. Fizyk z stał tkliwiepoturbowany i wrzucony do jeziora.

Niezlicz ne tłumy piętrzyły się na wiecznej m renie i stubarwnym wieocem pasywały jezi rk lusieoka. Lu zie wspinali się na skały, sie zieli na rzewach. Na pięd kil metrów jezi ra

g ściniec zawal ny był fiakrami i sam ch ami, a wciąż przybywały n we. P mim niezmiernychzapasów ja ła i nap jów nagr ma z nych przez centralną restaurację Szyl ziuka i przez g sp ę lafiakrów p firmą Burka, p mim przyg nych straganów i przekupniów i na wciąż p nawianeg rączk we telef ny wciąż napływających rezerw, jeszcze prze zak oczeniem mszy m rskiej, którabyła pierwszym numerem bfiteg pr gramu, na M rskim kiem gr ził p pr stu głó .

Zgł niałych nie straszały ani zbójeckie ceny,ro snące z każ ym kęsem, ani bestialska brutaln śdsłużby, ani cuchnące k tlety i tak zwane gulasze, z których niezlicz ne muchy w łały p mstę nieba. Walcz n kawałek chleba, każ ą k śd. wu ziestu pięciu żółtych mł zieoców strzegł zpałkami w ręku bia u przyg t waneg la a mirała, k mitetu i najcelniejszych g ści, a wystawny

bia , zieł specjalneg kuchmistrza spr wa z neg aż z bufetu stacji k lej wej Babówka, t pniał zkaż ą chwilą. Krak wskie wesele Baczyoskieg miał w beczkach już tylk tr chę mętów,aut cysterna Kant r wicza jeszcze p puszczała z paru kranów, piwa awn już nie był ani kr pli.

Page 198: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 198/227

Chleb k oczył się właśnie. Za skąpą p rcję zupy ze zwyczajnej w y, zasypanej garścią bierzyn i zaprawi nej łyżką p myj, płac n p wa tysiące marek.

P nieważ nab żeostw m rskie na tratwie trwał bar z ług , wielu uciekał z brzegu knajpyzakr pid się i zakąsid. K rzystając z teg , że impresari , m nsieur B ncq , w ał się w intensywny flirt

z nieznaj mą brunetką, czemu sprzyjał nielu zki ścisk,senator markiz de Croq uemitaine wymknął się iprześliznął bufetu. Trzymany przez impresaria na sur wej iecie starzec, p rwany przezsmak wite w nie i natychmiast t cz ny przez ra ców kulinarnych, którzy w bec znak mitegcu z ziemca zapragnęli p pisad się p lską kuchnią, ał się libacj m i bżarstwu. Wó ka- śle ź ptatrzaosku. Wó ka - kiszka wątr biana. Wó ka- chł nik z rakami i z l em. P ch c ny senat rz ążył jeszcze z wielkieg kufla taternickiej mieszanki (piw jasne, p rter, spirytus, jał wcówka,musztar a, papryka) wychylid t ast na cześd trés ch ére et magnanime petite nation tch écoslovaque...si cruellement opress ée par les Polonais... 95 - i zwalił się p stół.

Wypił! Wypił- nic nie z stawił,

A b ajże g , a b ajże g Pan Bóg bł g sławił...

Przy źwiękach tej star p lskiej pieśni bakchicznej zasłuż ny przyjaciel Sł wian sk nał p st łem96.

Mł zieocza żółta milicja utrzymywała wz r wy p rzą ek, ani razu zresztą nie zakłóc ny ziękip ni słemu nastr j wi mas. Tylk na sz sie, g zie na całe kil metry ciągnął się stł cz ny p stójk ni, p w zów, sam ch ów, wybuchały części w niep k je bez ża neg p w u i byle c , aprzeważnie nic, wynikające z awneg a za strzająceg się z każ ym niem antag nizmu fiakrów isz ferów. Naiwni fiakrzy usił wali p wstrzymad nieprzełamaną ew lucję k nia maszyny, którazawitała już i P lski. Niby nieumyślnie zagra zali r gę r zpę z nym sam ch m, prali

śmierci sz ferów przyłapanych na s bn ści. Ci w wecie pł szyli im k nie i przejeż żali na śmierdich kury, świnie i zieci. W sez nie g rszące te zatargi były na p rzą ku ziennym.

T warzystw Majestatu Gór, któreg zał życielem jeszcze prze w jną był T łumbas, ustawiczniera ził na wyznaczeniem n weg p st ju la p jaz ów, które przyw ziły turystów na M rskie ki czekały g zinami, zanim g ście naje zą się i napatrzą. Wszyscy się zga zali na je n : że p stójnależy alid jezi ra, a z czasem- g y a Bóg czekad, spali się h tel na morenie - przenieśd

alej cu u natury i nastr je trzeci rzę neg knajpiarstwa. Ale pier w tym właśnie niu- wtrzynaście lat n śnej uchwały- wyruszyła świcie n śna k misja, by zba ad rzecz na miejscui wyznaczyd n wy p stój, p czym T warzystw Majestatu wszczęł by starania w gminie, w

star stwie, w Ministerium R bót Publicznych, w Ministerium K munikacji, w Ministerium Ref rmR lnych (wywłaszczenie n śnych terenów), w Ministerium Skarbu, w Sejmie, w Senacie i g zie się

95 ...tres chere et magnanime... (franc.) - ... r gieg , wielk uszneg małeg nar u czeskieg ... tak sr zeuciskaneg przez P laków... 96 Impresari , bliżej nie wyjaśni ny m nsieur B ncq , kawaler r erów libijskich, w ciągu kilku miesięcynajb ezczelniej k łatał u rzą u p lskieg szk wanie, p w łując się na t , że senat r był je ynymśr kiem jeg utrzymania. Nie p party należycie przez ambasa ę, która zwróciła się p licji z wni skiemwy alenia p za granice paostwa - ce personnage louche( ta p ejrzana s bist śd) - monsieur Boncoq p ra ziłsobie sam - urzą ził w prasie bruk wej francuskiej straszną nagankę na P lskę, w wyniku której ambasa r

nasz, hrabia M nic , musiał byd w łany. Zastąpił g bar n Szybaka, który epesz wał Warszawy p trzyrazy ziennie, magając się skutecznej interwencji, aż przeraż ny minister spraw zagranicznych musiał zatkadgębę niebezpiecznemu szczercy wielu tysiącami zł tych franków.

Page 199: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 199/227

tylko da, by już w pięd ziesiątą r cznicę wiek p mnej uchwały, w lipcu r ku paoskieg 1961, m żnabył ur czyście p święcid i tw rzyd n wy, racj nalny p stój.

szóstej ran k misja r zp częła sw je prace pierwszeg śnia ania w M rskim ku, p czymp suwała się wz łuż sz sy; ba ając teren, nara zając się prac wała wytrwale i w cnie, nie zważając

na szal ny ruch na sz sie, wyw łany ur czyst ściami wielkieg nia, alb wiem skła ała się z lu ziap litycznych, szczytnych maniaków, których je yną jczyzną były Tatry. P wieczór k misja tarła

Praszczurówki nie znalazłszy miejsca p wie nieg na p stój, prócz je nej je ynej p lany naG yrli, która i ealnie na awała się teg przeznaczenia. Czł nk wie k misji etchnęli sw b nie ina weran zie małej mleczarni sióstr Tumilejczykówien skr mnym małym piwem wychylili t ast nacześd k naneg zieła. Spisali n śny pr t kół i p pisali, g y usługująca w mleczarni góralkaTe sia przysłuchująca się ich r zm wie zwróciła uwagę, że G yrla (inaczej Cyrla) leży chyba za aleko

M rskieg , a zbyt blisk Zak paneg , by płacił się k muk lwiek wysia ad na n wymp st ju, a więc i jeż żad tak weg . K misja, zł ż na z ucz nych specjalistów, p grąż na wsw im ążeniu i ealneg r związania zaga nienia p st ju, była str pi na uwagą pr staczki, którau erzyła w sam fun ament wielkieg gmachu... reasumpcji uchwały nie szł je nak z p w uniesłychanych wy arzeo, których miejscem była sz sa... A których wyprze zad nam nie wypa a97.

...Kazanie księ za kapelana lewajtysa wciąż jeszcze grzmiał na jezi rem. P tężny gł s leciał zaw ę, na przeciwległy brzeg, bijał się litych krzesanic, wracał i krążył w niezmiernym k tleskalnym, gr ma ząc wielkie sł wa i wielkie myśli, niesłychane p równania, brazy antejskie, wiz jepr r cze, klątwy i zł rzeczenia, bł g sławieostwa, hymny p chwalne... Wym wa ta wzbierała,wzbierała i murem r sła na szmarag wą w ą. P stad męża wybraneg przez patrzn śd wzn siłasię c raz wyżej i st jąc na w zie sięgała gł wą p niebneg zrębu szczytów. I wi ziały ją wyraźnietłumy zasłuchane, skamieniałe, z twartymi gęby wchłaniające każ e sł w kazn ziei.

97 Prace k misji są wz rem met yki, p wagi i rzeteln ści w liczeniu się z l giką zaga nienia, które piera się nazach waniu i p niesieniu Majestatu Gór. Przeglą terenów zaczęt wa kil metry jezi ra. Ale znawcaTatr zim wych, narciarz Szyptuch, stwier ził, że leżą tu miejsca typ w lawin we. Na trzecim kil metrze byłteren i ealny na r zszerzenie sz sy, ale pr fes r Tuja br nił g rąc b gatych i je ynych na p lskiej str nie Tatrzasięgów mrzanki (sypialnica wsty liwa- betylia pu ica) i br nił je w bec kulturalneg k legium. Aż sió meg kil metra szła stra p chył śd zb cza tu zież nagle zak sy sz sy. Na ósmym, już za Grzm tami, naterenie naj p wie niejszym, tuż przy sz sie, znaj wały się niezmiernie rza kie bnażenia warstwicge l gicznych, chluba nauki tatrzaoskiej i cel pielgrzymek uczniówi uczo nych. Słynny ge l g pr fes r Farsalskizaapel wał uczud k misji nap tkał stan wczy sprzeciw. Wówczas zaczął ga ad. P wóch g zinach ża en

z czł nków k misji nie mógł już wytrzymad, ali za wygraną p jechali alej. alej znów gr ziły lawiny. alejznaj wał się gaj limb wy, nie istniejący zresztą, ale był t miejsce wzruszającej i świętej legen y, jak tSabała z Jan sikiem na zmianę piln wali tu prze szatanem zaklętych skarbów, m tyw, który zbyt głęb kwrósł w literaturę p lską, by m żna się był nao p ważyd i spr fan wad g gn jem k oskim i smr embenzyny - b cóż się stanie z legen y? Zbyt wym wnym był pr test, który ur czyście zgł sił je yny w k misjipoeta, Apoloniusz Kucyk, odkrywca nowej formy poetyckiej, Wateliny, by m żna się był spierad. alej szłyma łki, które wymagałyby nazbyt już gr mnych nakła ów. alej na sk nałą równinką sterczała je nak skałagenerała J cha, ze wspaniałą tablicą spiż wą, z napisem w ziesięciu językach, w cem w zięczn ści całegnarodu... Dalej, na jedynym w tej k licy równiejszym miejscu, Bratnia P m c Centrali Banków ewiz wychbu wała wspaniały m na st pięd ziesiąt p k idla wypuszczonych z wiezienia czł nków ra na z rczych,dyrekt rów i pr kurentów. alej pleniły się i zer wały już zanikające kazypokraczynki praczki (cipcipagomy lica), szarej ptaszynki, p legającej szczególnej pieczy Majestatu Gór, c przyp mniał kateg rycznie

rnit l g Pijawiec. Na Burkutnem k misja przetrąciła c k lwiek naprę ce i p jechała alej. I tak dalej.

Page 200: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 200/227

n sam, sie zący na purpur wym aksamitnym f telu-tr nie, bitym zł tymi frę zlami, wi ział siebie jako niezmiernego wielkoluda. Niczym kapitan Guliwer - który też był marynarzem -król wał narzeszami przyziemnych liliputów. Mizerne stały się te góry, jezi r uczynił się jak balia zzafarbk waną w ą- maleoką była cała P lska...

- ...Czegóż nie k na mąż nam zesłany? Czeg nie przezwycięży jego miecz? Czego nie zbuduje jegop tężna ręka? Czeg nie garnie jeg niesłychana gł wa? t szczęście i br ... t p żytek nar ubezcenny, niezaw ny, jak chleb karmiący zgł niałe rzesze... Nar zie p lski! t szczęściewchodzi do twojego domu! Bezpieczeostw r ziny i święteg mienia, nagr ma zenie b gactwa iwesela! P niesienie p upa łej marki, która m r wana ży wską ręką i niemiecką, i b lszewicką,p wstaje t ze sw jej niem cy na sam źwięk wielkieg imienia! Na sam źwięk teg imieniazagranica niesie nam zł t , banki Eur py i Ameryki, i Azji, Afryki i Australii na wyścigi fiarują namswoje miliardy - b nie miały k mu ich p wierzyd w haniebnym kresie bezeceostwa i z ra y, b nieufały rabusi m... Niech bę ą przeklęci!...

W porywie nat chnienia kazn zieją na sw im wzniesieniu z tyczek krytych kilimami brócił się nagleku restauracji Szyl ziuka, piętrzącej się na wys kiej m renie, zapchanej lu zi i huczącej pijackimp gwarem, i w łał lbrzymim gł sem na półn c świata, ku alekiej stolicy:

- ...I ty, zakał nar u, zły em nie, p tw rze i gnębicielu! t bie mówił ów mąż święty, g yp wia a: „ t wielki zieo, p licz ne tw je g ziny i p licz ne są minuty tw je, a sekun a tw jana ch zi kr kiem grzmiącym, a śla y jej sm łą piekielną znacz ne są p ziemi...” I p jmie cię szatan, jak iabeł m cny, na wi ły sw je, i źwignie ciebie wraz z brzemieniem bezecn ści tw jej, i ciśnie w

gnie ziury swej p ziemnej, byś g rzał przez tysiąckr d p tysiąclecia i więcej! Amen!

A mirał p takiwał gł wą i najg ręcej przyłączał się tych życzeo, ale ch d niezł mnie wierzył wpr r ctw , wierzył zarazem w m c iabelską i wizja wielkieg wr ga, neg p nureg czł wiekamająceg na swe r zkazy złe m ce, z jęła g reszczem zgr zy...

Już przysze ł był siebie. Up j ny przepychem tryumfu, zap mniał strasznej n cy. Jużbezgraniczna pewn śd siebie pętała jeg nikłe sam p czucie. sł nięte gł wy i zgięte karki...Hymny chwalebne... Fanfary trąb, krzyki wierneg lu u... Świat był u jeg stóp.

A jednak te raz zn wu wyłazi straszne wi m i mróz przejeż ża przez krzyże. A jeżeli... Jeżeli je nak?...C p ra zą mę rcy nar u, biskupi, hrabi wie i wszystkie żółte p tęgi, g y tamten ruszy nareszciew jsk i czerw nych r b tników, i ciemną czerniawę chł pską? G zież się p zieje prze gniewem iprze p mstą jeg , cięty m rza, na którym je ynie czuł się m cn , ską mógł w stateczn ści zWaterkł sem i z Zycba em zn wu r zwinąd swój sztan ar a miralski i na czele wiernej eska ryp płynąd w szer ki świat, zacząd jeszcze raz wielką ep peję, która n wą chwałą kryje sławne imię

jego na dalekich morzach?...

bejrzał się na praw , na lew z umi nymi czami- zn wu wszystk wy ał mu się snem... P rwałsię, jak g yby chciał uciekad... Ale usłyszał za s bą chrapliwe p chrząknięcie Chuliganiewicza i pa łna fotel.

Page 201: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 201/227

Wierny Smę a wie ział, c się zieje w sercu ubóstwianeg czł wieka. Wy był nieznaczniebuteleczkę z kr plami p trójneg ekstraktu „menażeryzyny”98, p trząsnął i p chyliwszy się naa mirałem p p z rem r zm wy, sł nił g tłumu i ał mu p wąchania. A mirał p ciągnąłn sem, rgnął k nwulsyjnie stóp głów, złapał się za p ręcze f tela, r ztw rzył usta, zamknął

czy, zastygł- i jak nie kichnie I

- Na zdrowie!!! - ryknął Chuliganiewicz.

- Na zdrowie!!! - p wtórzył K mitet Nar wy.

- Na zdrowie!!! - p jęli bliżej st jący pan wie i panie.

- Na zdrowie! Na zdrowie!... Zdrowie!!!... Zdrowie!!! - zahuczał na m renie, na zb czach, na jeziorem, za jeziorem.

A mirał p wstał i kłaniał się na wszystkie cztery str ny świata z niep równaną łaskaw ścią

majestatu. Był prze braż ny. Stał się lekki, mł y, g tów na wszystk . Uczuł w s bie prężn śd tapira imą r śd wiel ryba. Jak sł o g tów był z eptad i zmiaż żyd st pą każ ą przeszk ę, a gł wę wzniósłwyżej żyrafy. Uśmiechnął się czarując i z królewską st jn ścią p ał ramię pierwszej z brzeguniewieście; była t pani Anna Csillagh, kryta klejn tami i płaszczem swych wł sów, je ynych na kuliziemskiej. Sie emnaście rkiestr u erzył sie emnaście różnych p l nezów, żółta milicja t r wała

r gę przez zbity tłum, waląc pałkami na praw i lew - łeb nie łeb, pysk nie pysk. Najjaśniejszyyktat r, st jny k mitet i zapr szeni g ście u ali się na bia .

Na próżn elegacja mieszana Majestatu Gór, Rycerzy Mie zianych Piargów i T warzystwa Klamer iZnaków99 starała się zapr wa zid jakiś ła i p wstrzymad wan alizm tłumów. Nie p magały pr śby

ani gr źby. W stu miejscach na raz pal n gniska. b zieran nagieg pnia już statnie bezcennelimby, handlowano jawnie sza r tkami, zwalan jezi ra gr mne głazy. tysiąca sób kąpał się je n cześnie, bez różnicy płci, i w lbrzymiej większ ści bez k stiumów, bez majteczek i bez listkafig weg , ale za t z wrzaskiem, stan wcz wzbr ni nym, i z my łem, najsur wiej zakazanym przez

98 N wy preparat ucz neg wł skieg , kt ra Menageri, na który skła ają się wy zieliny n śnychgrucz łów żyrafy, tapira, wiel ryba i sł nia. 99 elegacja przybyła wraz z księ zem-taternikiem Serdl em w celu p święcenia i ur czysteg twarcia n wej

ławki la wyg y turystów na Za niej Buli, słynnej z je yneg w sw im r zaju rzutu ka na jezi r . W tychciężkich czasach trzy rganizacje wspólnym k sztem z były się na styl wą ławę, z tablicą pamiątk wą,zawierającą nazwy trzech st warzyszeo raz piękną sentencję:

G Y ZECHCESZ KIE YK LWIEK P PEŁNID BRZY KI CZYN, WSPOMNIJ NA TO, CO WIDZISZ TERAZ PRZE S BĄ!

Po bokach umieszczono napisy:WSTY Ź SIĘ ZAŚMIECAD GÓRY!

oraz:NIE WYRZYNAJ TWEGO NAZWISKA ANI INNYCH NIEPRZYZWOITYCH

NAPISÓW. MYŚL RZECZACH WZNI SŁYCH! Nawet z tyłu na parciu wi niały sł wa:

WSTY Ź SIĘ, NIE CZYOTEGO TUTAJ ANI NIGDZIE GDZIE INDZIEJ!

G y elegacja w p cie cz ła wy rapała się na Bulę, przek nan się niestety, że ur czyst śd należy ł żyd lepszych czasów, g yż ława, uk ocz na prze paru niami, z stała już ukra zi na wraz ze wszystkimisentencjami.

Page 202: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 202/227

Page 203: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 203/227

Nie alek , na st kach K tł weg , w r mantycznej szczelinie skalnej, Lech Manikurewski- grał trzeciączęśd filmu tatrzaoskieg Tajemnica Wisiomego Szczytu 101 i aby się stał za śd w li aut ra, p

ługim szam taniu się i wytrzeszczaniu czu, z pianą na ustach, z twarzą skaż ną szaleostwem,musiał wreszcie ad gnia i p ł żyd trupem na miejscu piękną k leżankę Halę Bałakierównę zteatrzyku „Puma w P kasaniach”.

Zam r wana z zaz r ści b haterka zamienia się w ucha Tatr, krąży p Wisi rnym Szczytem,strasząc turystów i zapła niając p etę -sam tnika Wę z na, który pisze w jasn wi zeniu ramat nie wykrytej zbr ni. Zabójca symuluje wypa ek górski, przekupuje lekarza i wych zi cał , alesp k ju już nie zazna. W czwartej części jest w Paryżu, ręcz ny kr pnymi wyrzutami sumienia,g zie nurza się w r zpuście i szczęśliwie gra na gieł zie. W piątej strzela zikie wieprze na Fl ry zie iżeni się z Chinką. W szóstej lekarz na ł żu śmierci wyznaje praw ę i nie umiera, c gmatwa sprawę.

pier p p wr cie kraju zabójca wraz z r ziną sie zą w l ży na premierze ramatu Wę z naTajemnica Wisiornego Szczytu. Ujrzawszy na scenie swą mił śd i zbr nię tak ga ni ną skarża siępublicznie. Z l ży naprzeciwk p twier za t zmartwychp wstały kt r, zażywa truciznę i umieranapraw ę. P licja k nna w n wych hełmach wjeż ża na wi wnię i zabiera zbr niarza wraz zChinką. Wę z n wyrzeka się sławy i i zie klaszt ru, aby bc wad mistycznie z cieniem uk chanej

fiary (z tekstu łącz neg pr gramu).

Spełniwszy straszną zbr nię, na wpół błąkany, szarpiąc się za wł sy, łamiąc ręce i n gi i rąc nas bie ubranie, wpa ł na czterech panów nieźle ciętych, którzy usie li s bie pod smrekiem wzacisznym miejscu z pięknym wi kiem i zamierzali właśnie grad w karty, ale nie zaczęli jeszcze,zagapiwszy się na tajemną scenę mił sną, która r zgrywała się tuż prze ich czami. P glą ali t weczterech z p wstrzymywanym echem, czekając, aż na ej zie m ment najciekawszy. czekawszysię zamiast arcymiłeg wi wiska kr pneg m r erstwa, sp jrzeli p s bie błąkanymi czami iwytrzeźwieli w je nej chwili. Znak mity akt r fach w r zjątrzał się i r zpę zał w swej r li, biegnącku operator wi numer 2, czyhającemu nao p p bliskim smrekiem, i wpa ł w ręce czterechban ytów, którzy p walili g w je nej chwili i przytł czyli ziemi. Zbity pięściami i sk pany kutymibutami artysta zem lał. Trzech panów spragni nych sprawie liw ści trzymał go mocno, czwartyp leciał p p licję. P chwili Lech cknął się i zaczął błagad.

- Bierzcie wszystk , c mam... Pienią ze, zegarek, pierści nki... Mam w k szuli spinkę brylant wą... Ipuśdcie mnie... r zy, k chani pan wie...

- Milcz, ł trze!

- Morderco!

- Nie jestem burżujem, jestem ub gim artystą... Lit ści...

- Nie ma lit ści- zam r wałeś niewinną fiarę!

- Nieprawda!...

- Nie zapieraj się, t się na nic nie z a.

- Wi zieliśmy wszystk !

101 Wytwórni „G ł p l”, scenariusz napisał znany p eta yoski.

Page 204: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 204/227

- Ach, wy by lęta... By lęta... Nie bij, kanali ! Czyż są na świecie takie kretyny?! Ty ł trze, nie bij!... Tbyła scena z filmu... Aj! Aj! Cha-cha- cha!... Ła ny film!

- Każ y zbój m że tak p wie zied.

Na cienki, przeszywający wrzask bejrzeli się trzej pan wie. T krzyczała zam r wana panna, tasama, w czerwonym swe trze, w niebieskiej przewiązce na gł wie; za nią perat r numer 1,bwiesz ny t rbami, z r zkracz nym trójn giem p pachą; za nim bla y jak śmierd reżyser, pan

Z zich Bieżuner. Bez chwili namysłu perat r, pan K rbacz, były kapral szw leżerów, nagr z nykrzyżem walecznych, grzm tnął w kupę ciał ciężkim, kutym trójn giem. Zar ił się. Lech z łałwysw b zid prawą rękę i nie panując już na s bą wygarnął trzy razy w sam brzuch je neg znapastników. Napastnik czując, że jest trafi ny śmiertelnie, p g ził się z l sem i umarł, czyli zem lał.

waj p z stali przy życiu, którzy też bywali na w jnie, zerwali się i p nieśli ręce góry.

Lech z tru em, stękając i jęcząc, źwignął się z ziemi, a zale wie stanął na n gach, n wy atakwściekł ści mr czył jeg umysł. Zmierzył i strzelił w łeb je nemu z napastników, ch d wie ział, żema w brauningu film we nab je. Napastnik, który tym nie wie ział, zat czył się i krzyknąwszy:-Jezus Maria! - pa ł trupem; za t ze strachu cknął się śmiertelnie ranny, zerwał się na równe n gi i ztrzema kulami w brzuchu rzucił się ucieczki. P z stały z nielu zkim wrzaskiem tarzał się u stópstrasznego strzelca...

W góle teg nia miał miejsce mnóstw niep r zumieo. Sam a mirał był w przepysznym hum rze.Znakomici ludzie, dopusz czeni jeg st łu, z uwielbieniem wyrypiali nao czy i z twartymi gębamichwytali każ e sł w yktat ra. Przy wó ce i przekąskach, w przel cie, jakby niechcenia, sie miuz nich uzyskał na er wys kie n minacje i każ y z nich un sił się na rlim rzutem oka dyktatora, nad jeg jasn wi zącą niemal ceną lu zi, g yż wybrał właśnie naj p wie niejszych, c znami n wałstan wczy zwr t ku likwi acji tychczas weg w tej rzeczyp sp litej babioskiej bałaganu i

twierał erę the right man n the right place 102 , a zaczęł się już sameg szczytu pirami yhierarchicznej, g zie zasia ł mąż tak wybitnie patrzn ści wy.

W góle usza wielkieg czł wieka jest zaga ką, a raczej wielką tajemnicą. Nikt nie z ła ciec, jakczuwa, jak myśli czł wiek praw ziwie i napraw ę wielki. A mirał przy bie zie nie myślał i nieczuwał, raczej un sił się g zieś p na rzeczywist ścią i p na samym s bą, a sw je własne myśli,

wrażenia, p czucia miał g zieś głęb k p s bą, jak l tnik chmury lub żeglarz n m rskie. Niemiały o przystępu przewi ywania, tr ski, niep k je. Zamach stanu, przewrót, zawr tnewyniesienie sw je miał już alek za s bą, były t sprawy awn spełni ne, niemal zamierzchłe. Zżyłsię z yktat rską wła zą, jak g yby się z nią był ur ził. Czuł się z nią wygodnie, jak w starych,wysie zianych sp niach. Lu zie byli p czciwi, ślep mu ani, p słuszni i maleocy jak mrówki, aP lska czymś ur cz upr szcz nym, łatwym niczym małe g sp arstw mleczne- na trzy pięciukrów jnych. Ciężar wła zy? p wie zialn śd? A czeg Chuliganiewicz, Waterkł s, Zycba ,ksią z kapelan, żółty hrabia i wreszcie- last not least 103 - cały ten K mitet Nar wy?

Ta b ska lekk śd myśli, która lekk myśln ścią staje się pier w rękach plebsu i tłumu, z biłaa mirała niezwalcz nym ur kiem. Wszyscy ychali sp k jnie, p glą ając na twarz szczerą i

102 The right man on the right place (ang.) - właściwy czł wiek na właściwym miejscu. 103 Last not least (ang.) - statni, lecz bynajmniej nie mniej ważny.

Page 205: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 205/227

p g ną, twartą na przestrzał jak wierzeje, kę y miły przewiew chł zi uzn j ne cz ł i siewaplewę a kąk l celneg ziarna.

Szczególniejszymi wzglę ami taczał yktat r amerykaoskieg bywatela rałasa, któreg p znałwcz raj na raucie i mian wał ra cą s bistym spraw finans w-g sp arczych. Był t

stan wisk naczelne i wszyscy trzej ministr wie skarbu zaangaż wani wcz raj, a których nazwiskyktat r już nie pamiętał, bę ą mu p p rzą k wani. Pr fes r Chryparski żbiczymi czami

świ r wał w tym Amerykaninie. Uch ził n p wszechnie za zwyczajneg ban ytę, któreg nawetmili ny nie uchr niły trzech miesięcy kryminału (w r ku zeszłym), ch d były w czachsprawie liw ści p ważną k liczn ścią łag zącą, b inaczej rałas stałby sześciu lat ciężkiegwięzienia104 . Ale mie ziane cz ł rałas we rwił s bie z pr fes rskieg świ r wania, Amerykaninsp jrzał mu razu pr st w czy z tak bezczelnym zbójeckim uśmieszkiem, że prfesor niewytrzymał. Spuścił p wieki jak panienka i p myślał: „T jeszcze tęższy rao niż sam Galanty...”

P seł Piach musiał zn sid becn śd generała bar na Szlecht zu Szlachta, na bitkę p sa z neg tuż

przy nim. Obaj ministrowie spraw wojskowych rozmawiali o nowym umundurowaniu i obaj zgadzalisię na je n , że ma t byd bezwzglę nie najpierwsza z ra ykalnych ref rm w w jsku, zniszcz nym iz epraw wanym przez zia sza i zia sz wców. czywiście Piach wie ział z abs lutną pewn ścią,że Warszawa r bi ten absur i wiele mu p bnych, ale s ba yktat ra bę zie szczętniesk mpr mit wana, a sama yktatura jak taka m że p upaśd w pinii nawet tak karnej jak pinianar wa. Tym bar ziej że k góż p stawid na miejsce a mirała? Galanty? Wielkieniebezpiecze ostw , b lich ich tam wieli! M że się jeszcze wy ad kie yś c ś takieg ... HrabiaSzynel? Zbyt gr mny skan al, nawet na nasze st sunki... I zatrzymał się na s bie samym.

A hrabia był najlepszej myśli. Zamęt w kraju, który musi nastąpid p zwycięskim zamachu,

z ez rganiz wanie wszelkiej wła zy już p paru niach rzą ów p bnej figury jak yktat r,wszystk t wyw ła ferment w p żą anym kierunku. Wszyscy zapragną sp k ju i m cnej wła zy-

r ga m narchii bę zie twarta. Czyż P lska nie tęskni awna za królem?! K ściół, i armia, ipół mili na urzę ników, i b gata burżuazja p lska i ży wska, i ciemne k łtuostw

r bn mieszczaoskie, i chł pi... A czymże jest błę ny kult zia sza, tak p wszechny na lewicy?G y g raz zabraknie, i lewica pój zie za prą em. I zie t , żeby g zabrakł jak najprę zej- m że już się t stał alb nastąpi la a chwila, a ch dby się późnił , t w tym już Chuligaoc wa gł wa,żeby teren był uprzątnięty jak najrychlej. Żółty ruch, mł zieoczy i zapamiętały, bez tru u i zniewie lkim tylk krwi przelewem wyniesie g na tr n... I hrabia r zglą ał się w k ł i bawił sięniczym na farsie w „Casin e Paris”. Patrzał na a mirała, który przepysznie grał sw ją r lę, nap nure twarze K mitetu Nar weg , na tę straszną zbieraninę g ści spod ciemnej gwiazdy, nagenerała Mer zielewicza, który, ziś mian wany a iutantem generalnym, wytrzeszcz ny i głupiały,a w gruncie z ychający jeszcze ze strachu prze zia szem, sterczał jak rąg za krzesłem yktat ra.

104 Gł śna sprawa upa ł ści Banku jczyźnianeg raz zagini nych zaliczek skarb wych na linię k lej wąPanamów - Zł ziejaszki. W t ku sprawy rałas upewniał sw ich a w katów, że w razie czeg ... czeg ś zresztąnie puszczalneg , bę zie musiał przez sw je k l salne st sunki gł sid n wą, jeszcze je ną amnestię, a jak ,rezerwę miał już przyg t wany plan ucieczki z więzienia w lnej Ameryki. Skazany je nak na lekkie trzymiesiące „za naganne prze czenia”, wyr k przyjął, g yż więzienia się nie wsty ził, a jak fanatyczny m n teistawierzył tylk w lara. pier g y ż na, pani Melania, wzbu ziła w nim górn l tne ambicje p lityczne, czuł,

że we trzy miesiące zawa zają mu tkliwie. Ewangeliczna br d ministra sprawie liw ści usunęła razu teprzeszk y, g yż Amerykanin p jął się niezwł cznie p niesienia marki p lskiej i wzbu ził niezachwianą wiaręw swo ją genialn śd.

Page 206: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 206/227

Wszystk t był tak zabawne, że hrabia z tru em wstrzymywał śmiech. Szukał czami sw jegChuligana, żeby wymienid z nim pewne mrugnięcie, ale nie był g przy st le.

Chuliganiewicz, zamknięty w ciemnej k mórce telef nicznej, awna wisiał przy słuchawce ina aremnie klął statnich słów starając się p łączyd z Warszawą. Jak tą , nie był ża nej

wia m ści n cy przeł m wej. P czta r zbiteg p ciągu zaginęła bez śla u, linia telegraficzna byłaprzerwana g ziny ziewiątej wiecz rem. Ale ran k men a Ba nu Żlebisk weg wysłałasam ch em patr l telef niczny la naprawy linii... I jak tychczas, zywali się up rczywie wciążsami żółci telef niści z Zak paneg .

zielny ż łnierz miał głęb ką p gar ę la ziałaczy z Centralnej Ra y Kn wao Nar wych105 , aleprzecież sp ziewał się, że ci elikatni pan wie nie c fną się już za tym razem, g yż pracewarszawskie p sunięte były zbyt alek , a na t czuwał tam szef piętnastu tysięcy zm biliz wanejżółtej mł zieży, generał W ryszk , i ksią z Rakasz, i starszy Pr w czyoski, którzy w razie zawahaniasię panów z Centralnej Ra y mieli puścid się na z góry uł ż ne fakty k nane i pchnąd wszystk z

pieca na łeb, na t ry czyst rew lucyjne...

Tym trzem męż m ufał bezgranicznie, ale je nak...

Miał niezł mne p stan wienie pr wa zid k oca sw ją tajemną misję na tutejszym terenie:„urzą zid” panów z k mitetu i „spławid” a mirała, a przez t tw rzyd r gę la żółtej m narchiikróla Szynela Pierwszeg . Musiał je nak wie zied c k lwiek, c się stał tej n cy w Warszawie.

- Halo! Halo! A b ajże was wszystkich nagła śmierd!

Wreszcie wypa ł z kabiny i mał nie balił Smę y, który p słuchiwał p e rzwiami. Złapał g za

k łnierz i trząchnął nim.

- C ? C ?? Wiesz ty, gn jku, c się u nas r bi z takimi ciekawymi panami?

- Panie Chuliganiewicz, nie pora na żarty... Ja muszę znad praw ę... B i ja chcę służyd świętejsprawie...

- Cóż t za taka święta sprawa?

- Żółta!

- brze p wie ziane. Ale u mnie trzeba służyd jak pies- na wóch łapach - zr zumiane? Ap rt wadpan potrafisz?

- P trafię!

105 ... la zapan wania na pinią za mał sameg świostwa. la balenia przeciwnika nie wystarczają intrygi,łgarstwa i p myje... M i pan wie nar wi, bez wagii ryzyka zawsze bę ziemy p śmiewiskiem nar u. Wnaszej ep ce przestarzałym jest typ ziałacza, któreg p zw lę s bie przyrównad zł zieja kiesz nk weglub k mbinat ra perująceg skr mnymi śr kami w przypa k wym zbieg wisku. Jutr należy typu

włamywacza, rycerskiego bandyty - ten m że nawet ulec w walce lub z stad skazany, ale st i się prze są emapelacyjnym hist rii (ustęp z m wy Chuliganiewicza na statniej nara zie w Wielk znaniu żółtych z elegacjąRa y Kn wao Nar wych).

Page 207: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 207/227

- razu wi ad, że z pana ani wilk, ani wyżeł, ani jamnik... Umiesz się pan p k pad? Wygrzebadziurę p najg rszym lisem?

- Bę ę się starał jak najg rliwiej...

- Nie ma czasu, żeby pana przetres wad. Ale i tak jesteś pan z r u pu lów, jak i paoski a mirał. - Pr szę pana, w na er zł ż nych i zawiłych st sunkach lu zkich pu le są niezbę ni!

- Niezbę ni, nie niezbę ni, ale m gą się przy ad.

- Bar z m gą! Są rzeczy przykre, p ufne i wsty liwe, g zie trzeba wykazad wyjątk wą subteln śd ibrak przesą ów. Ale pu el w ist cie swojej jest wierny!

- Niech n by nie był... brze, przyjmuję pana na służbę. Na p czątek masz pan alej r bid t sam ,co i teraz - taoc wad przy a mirale...

- Rozkaz!

- Nie spiesz się, i i t , b nic jeszcze nie r zumiesz! Słuchaj i milcz! A mirał m że p jechad Warszawy jak yktat r, a m że się i razu sk oczyd tutaj, na miejscu... Masz mu byd wierny ostatka! Pchaj g głupstwa na każ ym kr ku, r zumiesz?

-Wystarczy g nie wstrzymywad, b n i tak sam się pcha!

- Masz g pr wa zid absurdu!

- T już nie alek .

- Tym lepiej. A teraz wiesz, k mu służysz? P myśl i p wie z r zumnie!

- Polsce!!

- Wród!

- Hrabiemu Szynelowi jako...

- Te pu el! Nie bą ź n na p czątek zana t inteligentny. Wród!

- Już wiem! Mam służyd panu, panie Chuliganiewicz, mam służyd wiernie jak pies, a reszta bę zie midodana!

- tóż t . Teraz ruszaj tw jeg a mirała.

Page 208: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 208/227

XXV

O trzysta kr ków sz sy na Burkutnem bar n Kneipenheim, maj r Łazikiewicz i Gzyl sie zieli w lesiena zwalonym pniu i wszyscy trzej wygwizdywa li w za umie jakieś smętne arie. ch ziła g zinatrzecia. Sł oce piekł jak gniem, w lesie był uszn r zpraż nej żywicy.

- Łazik!- ezwał się wreszcie Gzyl- i czemu ty, idioto, nie zaczynasz? Pietra masz?

Maj r aż sk czył góry.

- Obywatelu Gzyl! Aresztuję cię za mieszanie się ziałao w jska... i za brazę wó cy ziałuprzy pełnieniu funkcji.

- Aresztuj i mnie, by laku je en, b i ja ci też p wiem, żeś... Rypcium-pipcium!

- Porucznik Brygacy!!

- Jest! - zwał się gł s z głębi lasu.

- Prę zej! Sam tu!

- O co idzie?

- Nie ma ża neg „ c i zie?”!! Jak st i p rucznik Brygacy? G zie pas? Tych wóch bywateli bradp straż. W razie g yby prób wali uciekad- strzelad! Już!

- Panie maj rze, mel uję p słusznie... Łazik, czyś ty się wściekł z g rąca?!

- Poruczniku Brygacy!

- Jestem!

- Pan p rucznik bejmuje p mnie wó ztw ba nu...

- Panie maj rze, p zw lę s bie zauważyd, że jest tu kapitan Sitwa, któremu we le starszeostwa...

- Racja! Zresztą, róbcie s bie, c chcecie. Regulamin służby p l wej... W razie śmierci wó cyziału…

- A g zież ty się wybierasz, Łazik?

Maj r wziął się p b ki i zaczął reptad w miejscu wykręcając się na praw i na lew , wyczyniającc ś w r zaju taoca, i przyśpiewywał na znaną nutę.

Strzelę s bie w łeb! Strzelę s bie w łeb! Strzelę s bie, strzelę s bie, Strzelę s bie w łeb!

- Ską n wziął wó ki? Słuchaj, Gzyl...

Page 209: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 209/227

Gzyl wyciągnął ręce zł ż ne na krzyż i eklam wał z g rącą ir nią:

- Masz, wiąż mnie! Masz, z rajc , wy aj mnie wr g m! Niech wyr k wi śmierci stanie się za śd.P ły siepaczu, czyo sw ją p winn śd!

- I ten także... Bar n, ajże mi b aj je en łyk, b strasznie mi się chce jeśd!

- Nie ma nic. Wszystk wychlali...śmy.

Strzelę s bie w łeb! I wam wszystkim też! I wam wszystkim, i wam wszystkimI wam wszystkim też!

Prze taoczącym stanął kapral sp c ny jak mysz i służbiście trzasnął piętami.

- Panie maj rze, mel uję p słusznie, mel unek kapitana ruta. - Jakeście się tu stali?

- Na r werze zarekwir wanym u pijaneg g ścia, który spał w r wie.

- Gdzie kapitan?

- Za Mnichem, z półk mpanią i z jeocami.

- Czytajże, Łazik, bracie!

- Czytaj, Gzyl, b mi się dmi w czach.

- „Wszystk g t we, zaczynamy piętnasta punkt. Puszczam naprzó jeoców w pięciu falachtyralierskich, g y ich bę zie już brze wi ad jezi ra, ruszam wa karabiny maszyn we. Na strzałytamci na grani p palają l nty. zbel z Piw szyoskim, p słani sameg rana, pracują na sz sie; je en p szczuwa fiakrów, rugi sz ferów, żeby w ecy ującej chwili wyw ład mię zy nimi walkę naprze strzeni trzech kil metrów, c uciekinier m etnie wrót. C mam r bid z jeocami?”

- Doskonale!

- Ale co dalej?

- Tę y p naszym n sem wszystk bę zie wiad...

- Brad ich p k lei i...

- I co?

- I nic. Zagnad t i wpak wad w zagr ę p wcach, , tu zaraz, pół kil metra stą , i przetrzymadprzez n c. M że Bóg a eszczu...

- I co z tego?

- Na jutr muszą byd wia m ści.

Page 210: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 210/227

- Muszą! Kto je zmusi? A jak...

- Panie majorze! Od pana porucznika Legundy!

- „G zina czternasta. Czwarta k mpania w p rzą ku. W mieście straszna panika z p w u psów,

które już przeszły. Chcą się brad Ży ów. Zasięgałem pinii tutejszych naszych czynnikówmiar ajnych, ale p seł Ciech cinek i p seł S lec ziś ran wyjechali furką Szczawnicy. Nie mającaż tej chwili ża nych inf rmacji z Warszawy i nie m gąc ad s bie ra y, puściłem g zinietrzynastej trzy zieści wieśd, że g zinie piętnastej nasz zia przyjeż ża Zak paneg pancerką.

g zinie czternastej trzy zieści wyruszam z k mpanią h n r wą na w rzec. Z r zkazu wójta nabramach tryumfalnych na gwałt zmieniają napisy. P rtrety a mirała już znikły. P sterunek żółtych

puścił telegraf i uciekł za Turbałówkę. Wszystkie aparaty zepsute. Pułk wnik Na erspan zamel wałsię u mnie i świa czył, że zbiera wszystkich tu becnych ficerów url p wanych la p witania na

w rcu w za naczelneg . Na mił sier zie b skie- c r bid alej?!! Przyślij mi, ch lery, jakiśr zkaz, b inaczej zwariuję!”

- N , właśnie, jak tą , wszystk i zie najp myślniej- ezwał się bar n.

- Co za ironia?

- I g yby nie był całkiem Warszawy ani reszty kraju na półn c N weg Piargu, bylibyśmy panamip ł żenia. Ale ch d nie mamy ża nych wieści stamtą . Warszawa jest, jeżeli tylk tej n cy nienastąpił tam trzęsienie ziemi lub p t p. A więc...

I bar n umilkł. Gzyl, maj r, p rucznik Brygacy r ześmieli się szy ercz .

- Ra źmy, przyjaciele! - Ra źmy...

Usie li we czterech na pniu i zaczęli gwiz ad znaną pi senkęKsią z mi zakaz wał... - ale wypa ł tnie tylk fałszywie, ale i na wyraz p nur . Nagle maj r Łazikiewicz zerwał się i wyciągając bie pięściw kierunku Warszawy, zaczął zł rzeczyd.

- C k lwiek jest czy bę zie... Żebym tam nie wiem c ... Bałaganiec musi stanąd prze są empolowym!

A jak nie... A jak nie... - ja mu sam w łeb strzelę! Z rajca!Zdrajca! Zdrajca!106

106 P pułk wnik Bałaganiec wyjechał był prze trzema niami p yrektywy la Ba nu Żlebisk weg , któryznalazł się za w lą wypa ków na najbar ziej eksp n wanym cinku p czynao zamach wych. Wpr st z

w rca ósmej ran u ał się „Harmi eru” i g ziny je enastej wiecz rem czekał na au iencję,g szcz ny przez znaj mych a iutantów, p czym zasnął na kanapie w p czekalni i przespał tę n c sp k jnie wt warzystwie czcig neg bywatela Wiernygi z Przypuściszek, ziemi wileoskiej, który spę zał tam już piątąn c, czekując na m żn śd zak munik wania naczelnemu w z wi autentycznych a na er pilnych p gł sek zamiarze przekr czenia rzeki Wsypy przez b lszewików, raz sympatycznej star winki pani Ululajtys, któraprzekra ła się aż z Wy rajg ły, przebywając wpław p graniczne jezi r Kier zi ły p strzałami szaulisów, bywręczyd w z wi niczkę z krzaczuszkiem czter listnej k niczyny raz garnuszek s l nych wiunów. Staruszka

czekała wóch tyg ni i z up rem Litwinki nie umierała jeszcze p pieką kt ra pułk wnikaŁapi uszczyosikieg , który ją p karmiał herbatą. piątej ran Bałaganiec ujrzał gigantyczną p stad maj raPieleszy i myśląc, że t na nieg k lej, zerwał się z kanapy. Ale maj r Pielesza wyn sił tylk sam ch u

Page 211: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 211/227

bezwła ne zwł ki pr fes ra Z łzaka, prezy enta gabinetu, który, zatrzymany na au iencji ziewiątejwiecz rem, zaniemógł, g yż łużej już nie mógł. Bałaganiec zasnął sł k . G y się cknął, w p czekalni już byłpełn , ale sam P pijawa upewnił g , że jak tylk wó z się bu zi, bę zie n puszcz ny pierwszy. k łp łu nia P pijawa wsunął się sypialni i zamel wał przybycie elegacji Galanteg , Kulebiaki i Szwabej y,którzy przyszli, aby kateg rycznie zaprzeczyd niecnym a up rczywym p gł sk m, jak by sfery nar wezamierzały zamach stanu. Wó z pił kawy, p stawił filiżankę na n cnym st liku, stęknął i schylił się p łóżk .P pijawa szybk umknął- but strzelił w zł c ne rzwi. - No i co? - pytał Bałaganiec. - Nic, trzeba tr chę p czekad... P g zinie zgł siła się p n wnie elegacja z błaganiemo br nę str nnictw nar wych skarż nych przezczero jakieś zamachy... P pijawa zastukał str żnie rzwi sypialni, a g y rugi but huknął w zł c ne eski,szybk wepchnął Bałagaoca szepcząc: - I ź śmiał , zia nie ma trzecieg buta... Bałaganiec, głęb k wzrusz ny, trzasnął w pr gu str gamii stał w sam łeb armatą-przyciskiem, daremimienin wym lekkiej artylerii, który był raczej ciężki. - N cóż, i ź się tr chę przejśd, spróbujemy za g zinę. Jak wi zę, zia się nauczył trafiad. - To rozumiem, przes trzelał się i za trzecim razem trafił - zachwycał się Bałaganiec, który był artylerzystą. - Ch ź, t cię patrzymy. C b li? - Ani, ani - przeciwnie, razu r zjaśnił mi się w gł wie, już wiem, c mam r bid! - C za łeb!... Bałaganiec spieszył na telegraf, by epesz wad Zak paneg i p wstrzymad Łazika jakieg głupstwa,wie ząc, jak był z enerw wany. P r ze bmyślił tekst p ufnej epeszy: FIRMA „HIENA” KLAPA ST P WYŚWIETLANIE ŻÓŁTEG GA A W ŁANE ST P LIKWI ACJA W T KU ST PZAJĘCIE REKWIZYTÓW I AKT RÓW NA MIEJSCU WSTRZYMAD ST P CZEKAD EPESZY NUMER 2 ST P P nieważ- guz na cz le nabierał, przekręcał s bie czapkę na uch , wreszcie na ulicyPsubrackiej sze łszy k l salnych amerykaoskich magazynów Braci Łapk wskich przejrzał się w wielkim lustrze st jącym w je nym z

kien, z jął czapkę i z czułym uśmiechem zabrał się ba ania śla ów krótkiej au iencji. Nagle ujrzał w lustrzec ś takieg , że jak parz ny bejrzał się za siebie. Ujrzał skul ne plecy czł wieka w szer k skrzy łej panamie,który szybk jak szczur przemykał się mię zy przech niami i znikł we wspaniałych p w jach magazynu.Gruby maj r r ztrącając lu zi p gnał za nim w śla . bleciał lne ziały glą ając się na wszystkie str ny iściągając na siebie ciekawe sp jrzenia panien sprze ających. Szary cieo w panamie zamajaczył w ziale wstążeki znikł. Szary garnitur i panama wśliznęły się źwigu. Maj r natychmiast rzucił się w tym kierunku, ale źwigp sze ł w górę. Wsk czył sąsie nieg i kazał jechad. Win ziarz, przeraż ny, ruszył str , aż ech tam wał ,i wyrzucił maj ra na czwartym piętrze- sąsie ni źwig już ch ził. Ale szary garnitur z, panamą zaplątał sięwśró wych zących pao i prześliznął się ziału ywanów- maj r za nim. Z ziału ywanów przyb rówp różnych. Z ziału przyb rów zabawek, zabawek futer- major za nim. Przelatywali przez wielkiehale, spuszczali się błyskawicznie ze sch ów, zawracali pę em na sch y, przeskakiwali przez k ntuary...Panika garnęła panny, w źni mówili interwencji ze strachu i z szacunku przed mundurem, inspektorzytelef n wali p p licję, K men y Miasta, a tym bar ziej p p g t wie, g yż je en z tych panów na pewnbył wariatem, a m że i baj uciekli z Tw rek... Wreszcie maj r z łał strzec, jak tamten pa ł wielkiego

k sza, wsk czył i nakrył się wiekiem. - Kupuję ten k sz!- znajmił maj r zamykając g na zatrzaski i ch wając klucz kieszeni.- Pr szę t zanieśd

r żki! K sz jęknął. Panna z ziału k szów pa ła zem l na. Maj ra r zpierał tryumf, ręce mu rżały z ra ści. K szzaczął błagad. Maj r r ześmiał się jak szatan. waj w źni ze struchlałymi czami p wlekli ciężki k sz, zepchnęlig z krętej p chylni i uciekli żegnając się p r ze. Maj r majestatycznie zstęp wał ze sch ów. G y k sz,wrzeszcząc przeraźliwie, wyleciał z ciemnych czeluści na śr ek pak wni, natychmiast t czył g tłum p licji,sprze ających, kupujących. - T mój k sz!- znajmił-major.- Panie maj rze, trzeba bę zie je nak tw rzyd... - Panie k misarzu, t m ja własn śd prywatna... - Nie! Nie! Ratujcie mnie, n chce mnie zabid!

- Milcz, ł trze!- wrzasnął maj r k piąc w k sz. - Panie maj rze! Kapitan Chioczyk, yżurny ficer inspekcyjny K men y Miasta... Pr szę pana maj ra ze mną... - Owszem, ale razem z koszem!

Page 212: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 212/227

- Bałagaoca też m gł sp tkad p r ze c ś nieprzyjemneg . Alb my wiemy, c się g zie zieje?

- Nic nie wiemy! Żółci m gli g zabid.

- Żółci? brze! Bi rę zatem stu zakła ników i bia a im, jeżeli...

- Mał . Za takieg czł wieka...

- Panie maj rze, mel uję p słusznie, że telef n g t wy!

Sierżant patr lu telef niczneg p awał maj r wi słuchawkę zatkaną pakułami.

- C słychad?

- Zak paneg linia przerwana. M rskieg w ła kt ś raz za razem: „Hal , Warszawa? Hal ,Warszawa?!” I tak wciąż.

- Kto gada?

- Tamten pytał tak sam , alem się nie wyrywał, symul wałem przerwanie.

- Dobrze.

Maj r nasr żył się. Uczynił się ur czysty. Sp jrzałp k legach wła czym wzr kiem, nakazał ciszę ietkał słuchawkę. Wszyscy zaparli ech, maj r zmarszczył się, aż strach był patrzed, przył żył

słuchawkę ucha, ale natychmiast erwał ją i zatkał starannie.

- No i co?!

- C słychad?

- Łazik, bracie, ty nie wiesz, c ga ad?

- Nie wiem! - rzekł maj r t nem kateg rycznym, z cieniem jakby r zpaczliwej umy.

- Co jest? - spytał kapitan Sitwa wyłaniając się z mr ków lasu.

- P nieważ mamy nareszcie p łączenie z M rskim, należy z teg sk rzystad, i t jak najprę zej.

- Więc?

- Więc namyślamy się teraz, c mówid.

- I jak?

- I do kogo?

- I od kogo - to przeci eż grunt.

Tymczasem p licjanci cięli wiklin we zawiasy. fiara chwyciła się za .p licjanta, pl tła się k ł niegirękami i n gami jak wąż i piszcząc przenikliwie już znikała w tłumie granat wych mun urów. Maj r, któreg

ciągnęł w tył sześciu żan armów, z ążył wymierzyd tylk je en straszliwy ci s pięścią, który ug ził w ł patkęp licjanta pleci neg przez Nużnikiewicza. - G zie są wariaty?- pytali sanitariusze p g t wia przepychając się przez lu zi.

Page 213: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 213/227

Kapitan Sitwa zaklął, wyrwał Łazik wi słuchawkę, etknął ją i bez ża neg namysłu za u niłponurym basem:

- Hal ! Hal ! Mówi Zak pane! Kt przy telef nie?... Cz łem!... Tak jest!... Telef n z Warszawy,g zina czternasta pięd ziesiąt trzy- tej n cy wielkie areszt wania w sferach nar wych i żółtych.

Uwięzieni: Galanty, Szwabej a, Kulebiaka... generał W ryszk , ksią z Rakasz... Resztki Naczelnej Ra yKn wao z M chem na czele z łały umknąd Wielk znania... W st licy stan w jenny... W jsk naulicach brata się z czerw nym tłumem... Tutaj panika... g zinie piętnastej, czyli natychmiast,przybywa sam zia sz pancerką. ...C ?... Praw a! Praw a! Prze chwilą trzecia k mpania Ba nuŻlebisk weg z trąbami przeciągnęła prze naszymi knami na w rzec... Pr szę r zkazy!...

- syd! syd, b się załżesz...- zaszeptał maj r.

- Sitwa, halt! - błagał bar n.

Kapitan Sitwa przylepił się aparatu i słuchał z r zk szą. Aż przebierał n gami z uk ntent wania, ażprzysia ał ziemi. Reszta t czyła g ciasnym k łem, ł wiąc z zataj nym echem chrapliw-śliskie kiksy i zgrzyty.

- Rozkaz!... Rozkaz!... Tak jest... Natychmiast...

- Sitwa, syd!

- Już! B się p łapią...

Maj r chwycił za słuchawkę i ciągnął siebie, kapitan złapał się burącz za aparat i nie puszczał - taklinią łamaną p suwali się w głąb lasu. rut z cichym szelestem r zwijał się z bębna, reszta p ążała zanimi. Nagle Sitwa puścił słuchawkę, maj r przewalił się z nią na ziemię.

- Już! Cha-cha-cha!... Cha-cha-cha-cha!.

-Co?!!

- T łumbas się ezwał!! Czesi spuszczają się na jezi r !... Ach, c bym ał, żeby na t p patrzed!...

W tejże chwili gór zagrzmiał głuch , p tężnie. Za rgały echa Wybałuszyna, ZaszytychTurni, od Rozprutej Grani...

- Rypcium-pipcium - zr biliśmy, c śmy m gli, a alej niech się zieje w la b ża. Tymczasem z ał bysię c ś przetrącid.

- Kt z t bą ga ał?

- Jakiś „pułk wnik S kół”.

- To sam Chuliganiewicz!

- Klął kr pnie, ale ten trzyma fas n. Mówię wam, wywalał r zkaz za r zkazem bez ża neg namysłu.

- I co? co?

Page 214: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 214/227

- Wszyscy z żółtej milicji, p z stali w Zak panem, mają na łeb na szyję ruszad na w rzec witadDziadosza - sam natychmiast siada do samochodu i zabiera ze s bą yktat ra jak kup. Bę zie tupół g ziny...

- Kapitan Sitwa!

- Jest!

- Zwalid mi smrekaw poprzek drogi. Zaraz - już!

- Zrobione!

- Jak się tylk p każe, awad mi g tutaj razem z najjaśniejszym yktat rem! Ale, na mił śd b ską,ra źmy! Ra źmy, bracia... Bar n, jak z nimi ga ad? W epnęliśmy w grubą chryję...

- Tak, czasami tru n bywa r bid hist rię...

Wtajemniczeni wszyscy co do jednego ju ż k ł g ziny trzeciej byli najgłębiej przek nani, że n cubiegła nie przyni sła w st licy r zstrzygnięcia. Alb zamach- p raz już który!- ł ż n , alb też zatym razem przeciwnik ważył się wkr czyd i... nic ziwneg , że twarze k mitetu i twarze żółtychnaczelników wy łużf ały się c raz bar ziej. R bił się p nur p mim gęstych sam zwaoczycht astów, które przybłę na h ł ta, rwawszy się yktat rskieg st łu, wzn siła raz p razu.Przewodnicy nar u słuchali z minami p grzeb wymi tej wym wy. Była na jeszcze fatalniejsza „szampana”, który wykręcał gębą i krajał p ż łą ku jak n żem. A mirał czuł się sk nale ip ch c ny na cały gł s p wia ał m rskie aneg ty, wyw łując salwy śmiechu i baterie klasków,tak że i czł nk wie k mitetu musieli je nak c ś niec ś symul wad. P seł Piach uśmiechał się jak

ch ry na ż łą ek, re akt r Nieb szczycki uśmiechał się jak k nający, pr fes r Chryparski jaknieboszczyk, redaktor Urwilewski jak trupia czaszka...

Chuliganiewicz, bróciwszy już p raz setny mię zy bu ką telef niczną a st łem, p chylił się nakrzesłem hrabieg Szynela i zaszeptał. Hrabia p kiwał p takując imp nującą gł wą i uśmiechnął sięzja liwie. P chylił się na krzesłem Piacha i zaszeptał. Piach p trząsnął gł wą z burzeniem, aż tłuste,

bwisłe pyski załatały mu jak galareta. Chciał się zerwad z miejsca, ale ciężka łapa przygw ź ziła gdo siedzenia.

- Za nic w świecie... Pr testuję!...

- Ależ wszystk uł ż ne, tłumy czekują wielkieg m mentu... p t przecież przywalił tutaj całe ttałałajstw ...

- póki nie bę ę miał autentycznych wia m ści z Warszawy...

- Ależ pr szę, pr szę... Wszystk w p rzą ku!

- Jak to?! Pan wie?

- Wiem, wiem...

- Pr szę w y...

- Pan p seł mi nie ufa?

Page 215: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 215/227

- Nie ufam... Pan jesteś alb błąkanym... Alb ...

- Albo?

Sąsia , generał Szlecht zu Szlacht, jak żentelmen starał się nie słyszed i umyślnie nawiązał r zm wę

ze sw im sąsia em z lewej str ny, prezesem Racj nalnych Ziemian, yr ymałą, bezp śre nichobrotach zb żem mię zy ziemiaostwem jak pr ucentem a armią jak sp żywcą, zaga nienie naczasie, które był prze mi tem namiętnej yskusji publicznej i wtrącił już wielu zielnych ficerówna ulicę zielną. Ale prawym uchem ł wił każ e sł w przycisz neg sp ru, g yż jak bystry

bserwat r nastr jów uchwycił był w atm sferze teg bankietu pewne szczególniejsze znakistrzegawcze, które un siły się na st łem, p mieszane z r jami tatrzaoskich much. Znad był p

minach jakby załamanie, w wielu czach generał wi ział wyraźnie strach, na którym jak czł wiekw jny znał się sk nale, czytał g nieraz w czach sweg sztabu, a c ziennie przy p rannymg leniu w skła anym lustrze sztab wym. I ten z umiewający brak wia m ści ze st licy... A z rugiejstr ny niekłamana, najszczersza pewn śd siebie a mirała... A z trzeciej str ny zastanawiająca

bezkarn śd wszystkieg , c się ział paru ni w Zak panem, jak g yby t Zak pane wraz zgórami erwał się reszty paostwa i krążył sam zielnie w pustej przestrzeni na kształtn w wył ni neg księżyca P lski... Czyżby rzą czuł się aż tak alece bezsilny? M żliwe. A c , jeżelirzą p pr stu i zie na k ntrzamach i pr w kuje a mirała i żółty ruch naj alej p suniętych granic

stateczn ści, żeby w pewnej chwili runąd znienacka i zmiaż żyd bóz nar wy; a z nim i jego?!...Błyskawica nagłej praw y lśniła g jakby jasn wi zeniem. Generał ujrzał siebie jak żyweg- zakratą, w bliczu są u p l weg ... P czuł reszcz w krzyżach i trząsnął się. reszcz natychmiast

pan wał ż łą ek i zaczął wygrywad na nim niep k jące arie. Generał skulił się, stęknął.

Przemawiał właśnie s bisty ra ca finans wy yktat ra, bywatel rałas, właściciel całej ulicy

Pętliczki w Krak wie, sie miu óbr rycerskich w Wielk p lsce i na P m rzu, niezmierzonych prerii ipampasów w Ameryce, licznych fabryk, banków tu zież rapaczy nieba i piekła...107

- ...I arm się miz rzyła P lska lara, na nic się jej nie z ał skamład ani się wypinad. larpatrzy p świecie z r wych ziwek, sp bania! C się jemu miał sp bad w naszej P lsce?Wynę zniałe t , b arte jak statnia łachu ra, żebrzące p świecie zmił wania. Ale t nic, i z bi ybywa p ciecha, jak się lar przył ży, g rzej, że ziewucha była w rękach łaj ackich, sp niewierana jak się patrzy. Ale teraz naró się cknął i zł ziejskie rzą y balił, i r z eptał, i splunął w t miejsce. Ico jest? Dobra nasza! Teraz nasz najjaśniejszy yktat r p służy za jca i za swata bie nej

ziewczyninie. Na p ręczenie takiej znak mitej s by zaraz się r zpali lar- bo to byk! I nie

wytrzyma, żeni się lar, zakwitnie bie na nasza jczyzna...

Umilkł nagle i na gwałt przez tłum gapiów, których w ciągu bia u nazłaził się mnóstw sali,prze zierał się wyjścia- nie czas był na sł wa. Za nim wypa li Ima ł wki i ksią z Odlewajtys. Zanimi wnet generał Szlecht zu Szlacht i miczman Zycba . I pr fes r Chryparski... I reaktorNieb szczycki... I p b haterskiej walce wewnętrznej- p seł Piach! I sam hrabia Szynel! Resztabiesia ników jeszcze się namyślała. A mirał, który przy bie zie nie ruszył kaczki „p a miralsku”,

107

Przesa a. rałas awna zlikwi wał sw je interesa amerykaoskie, ażeby prac wad la Polski, tymbar ziej, ze p sie zeniu wóch lat w Sing-Sing (sprawa staw w jennych) Ameryka tak mu brzy ła, ze gz niej stawi n ciupasem p rtu i piln wan , żeby wsia ł na par wiec.

Page 216: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 216/227

r zmawiał sp k jnie z Chuliganiewiczem, ze Smę ą i z Bru likiem, którzy p chł nięci zajęciamisłużb wymi w góle nie sia ali st łu.

- Najjaśniejszy, p nieważ elegacja nar u jak ś nie na ążyła, p przestaniemy na tej wspaniałejmanifestacji i p w li bę ziemy s bie wracali? Na pewn zastaniemy już na miejscu elegację... C ś

się chmurzy...

- Czy aby pan masz wia m śd, że już ja ą?

- Ależ ja ą!Jad ą! Jeszcze jak … Teraz, najjaśniejszy yktat rze, trzeba ezwad się tłumów. Trzebap zięk wad tym lu zisk m i biecad im na al sw je łaski.

- No tak! Tak! A wi ecz rem bejmę wła zę... Kt tu tak wrzeszczy?

- A wiecz rem bejmie yktat r wła zę. T kuchmistrz-szef lamentuje z powodu tych kaczek... Arestaurat r uciekł.

- Zacny czł wiek, że aż tak cierpi z p w u sweg błę u- jakże się mają ci pan wie?

- Jeszcze nie wracają...

- Panie pułk wniku, mel uję p słusznie, przypr wa ziliśmy restaurat ra.

- wa zieścia pięd! Kaliber trzy!

- Rozkaz!

Kuchmistrz przestał lament wad, za t restaurat r razu wziął pełny t n i zaryczał tak właśnie, jakt niejak b wiązuje czł wieka dwicz neg prętami gum wymi.

- Siąśd mu na łbie, a bę zie cich . Tak się r bi u b lszewików.

- Rozkaz!

Wnet uciszył się w kuchni. A mirał westchnął.

- Mój pułk wniku, nie mieszam się tw ich r zkazów, ale czy t nie za sur w ?

- Na samą myśl, że yktat r też mógł się strud...

- N , ale za łaską b ską nic mi nie jest. Czy nie mógłbyś w ład sweg r zkazu?

- Nig y teg nie czynię!

- Raz jeg wys k ... zezw lił zainteres wad się przestępnikiem, pan łużny jest bez r zmówzastan wid karę! t c ! - rzekł burz ny a iutant generalny.

- Ależ yktat r wi przysługuje praw łaski!- ezwał się Smę a, który miał elikatne nerwy.

- Bezsprzecznie! yktat r jest wła cą naszych ciał!

- A więc? C mam r bid?

Page 217: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 217/227

- Jeżeli yktat r ułaskawia...

- Ależ ułaskawiam g ! Naturalnie! ajcież mu już sp kój!

- Ej, tam! syd!

- C pan pułk wnik każe?

- ar wad mu resztę!

- Rozkaz!

- Ile stał?

- Trzy zieści sie em, panie pułk wniku!

- Kazałem wa zieścia pięd!

- stał trzy zieści sie em, b nasz kaliber był słabszy- numer pięd!

- Nie, pułk wniku, n , nie! T już za uż ! Trzeba mu t jak ś wynagr zid.

- Najwyższą nagr ą był la nieg już t , że yktat r raczył zaszczycid jeg knajpę, a ten bałwan niep trafił nawet teg cenid.

- - Spr wa zid mi g tutaj!

- awad tu teg łaj aka!

waj żółci wpr wa zili fiarę z wiszącą gł wą i z n gami pałę ającymi się bezwła nie.

- Panie Szyl ziuk, p ziękuj pan najjaśniejszemu yktat r wi za ułaskawienie. Najjaśniejszy ar wałpanu resztę kary.

Skat wany źwignął gł wę. Jeg tłusta gęba była zalana łzami, usta napuchły i bwisły, n swtł cz ny był śr ka, a cała twarz spłaszcz na, z eptana jak stary kal sz, b nie arm p czasegzekucji trzech żółtych sie ział mu na gł wie. Ujrzawszy tę nie lę a mirał użalił się.

- Nie bawiaj się pan, jesteś ułaskawi ny! Szyl ziuk p niósł na yktat ra ciężkie sp jrzenie przekrwi nych czu, które w tej chwili miały wyraz p bny wóch jaj sa z nych na śmietanie.

- A la upamiętnienia pierwszeg nia meg pan wania u zielam ci k ncesji na bufetsejmowy!

Restaurat r pa ł jak ługi nóg a mirała, p czym żółci wywlekli g z p wr tem kuchni.

- yktat rze, nie m żna tak awad f lgi sercu... T d t znany truciciel!

- Jeszcze nam wy truje p słów! yktat r p patrzał na nich z p lit waniem.

- A ja wam zaręczam, że nik g nie struje, zap minacie, że zisiaj ma nie byd p słów ani ża negsejmu!

- Prawda!

Page 218: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 218/227

Wskutek natł ku przyg nych biesia ników kaczek nie starczył nawet na pół st łu, ale niestetywszystk , c był znak mitszeg , uległ , g yż nich zaczynano obnoszenie potraw. Dyktator niemógł się ukazad tłum m bez sweg wyspaniałeg rszaku i czekał cierpliwie. Waterkł s raz p razuwybiegał za sz py i za bu y z abiając m renę i p wracał przyn sząc n winy z teatru cierpienia.Najciężej zmagali się p sw ją kępą k s rzewiny waj ministr wie spraw w jsk wych. P seł Piachłu ził się, że generał umrze na miejscu, tak strasznie jęczał. Generał cierpiał zarazem m ralnie, g yżprzypa ł śd wa przyp minała mu najg rsze m menty jeg b jów. Pr fes r Tremens, który calałbę ąc wegetarianinem, ch ził k ł sweg hrabieg jak matka r z na. P trzymywał mu gł wę,

cierał sp tniałe cz ł i pieszcz tliwymi sł wy awał mu tuchy. Przyszły król p lski twier ził, żewszyscy są truci, i na gwałt w łał lekarza, ksią z kapelan lewajtys w łał księ za, miczmanZycba magał się yktat ra, aby mógł się z nim p żegnad i ad mu p piekę sw ją sier c nąr zinę.

Na bitkę sr ze cierpiących jców nar u ręczyli fanatyczni czł nk wie Majestatu Gór, ch zący je neg rugieg , i niep mni na ża ne prawa lu zk ści ani na prawa natury urągali ich

męczarni m prawiąc im g rzkie kazania czci należnej cu m przyr y raz magając się wypłatyustal nych grzywien. pier interwencja żółtych z pałkami parła napastników.

Re akt r Nieb szczycki czując, że usza zeo uch zi, zasł nięty bujnymi p krzywami, ykt wał sw jąstatnią w lę k le ze Urwilewskiemu, który zale wie p k szt wał był sw jej kaczki i już przysze ł

siebie.

- St wa zieścia akcji „P lkurzu” zapisuję si strzenicy m jej, Ejerberżance... Trzysta akcji... , B żemił sierny, ratuj!I... Trzysta akcji bratu m jej zmarłej ż ny, Kar l wi... aaa... ... Himmelkl tz wi,p warunkiem, że się chrzci... Niechże g najjaśniejsze pi runy... Tysiąc piędset larów,

sch wanych w gabinecie m im w Warszawie, w najniższej szufla zie k m y, w starym kal szu,bwiązanym... ... żółtą tasiemką, fiaruję... na cele... na cele... na cele... Już wam ziękuję, k leg ,

z aje mi się, że za łaską b ską zaczynam wracad siebie...

P w li p wracali wszyscy, wynurzając się z pachnącej k s rzewiny, z bujnych szczawiów, ściągając zustr nnych zakamarków, sp za pł tów, sp głazów. Je en pr fes r Chryparski musiał na raziep z stad i w zaciszu kryształ weg strumyka, którym pływały szmarag we w y jezi ra, zacząłprad g rliwie siebie i szaty sw je. Rychł wykrył g yżurny inspekt r Majestatu Gór i kazawszy musw ją blachę legitymacyjną, na której wyryte były trzy gwiaz y i cztery litery, zażą ał wys kiejgrzywny za zanieczyszczanie wó , a g y pr fes r p chł nięty praniem p wie ział mu nie na ającą

się p wtórzenia belgą- zabrał mu żakiet i buty i alił się z szybk ścią równającą się ucieczce.

ch ziła g zina trzecia. Trębacze, p zbierani ze wszystkich rkiestr bę ących na miejscu, wgrzmiących fanfarach głaszali na cztery str ny świata r zp częcie ur czyst ści pierścienia. Nachrapliwy wrzask trąb, usiłujących przekrzyczed je na rugą, tłumy zbiegały się zna jezi ra. Echa skał p wtarzały i wzmagały her iczne fałsze i kiksy wzrusz nych trębaczy, zlewając się w je en ryk jerych oskiej fanfary. Niewiasty bar ziej nerw we m lały, pewne, że ten piekielny alarm zwiastuje jakieś kr pne niebezpieczeostw . Psy wyły. Lu zie, szczególniej nab żni a zupełnie pijani, padali naziemię, na której zresztą leżeli awna, i tarzali się w strachu, zgr zie i wyrzutach sumienia, słyszącstraszne wezwanie na są stateczny. Reszta tł czyła się ku m renie chcąc byd jak najbliżej faktu

historycznego niezmiernej donios ł ści- bjęcia wła zy przez yktat ra w r ku paoskim 192., żebyp tem na star śd mied c p wia ad sw im wnuk m p starą lipą w lecie, a zaś p rą zim wą przy

Page 219: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 219/227

k minku. Ścisk i zamęt wzmagały żywi ły niesf rne i zł zieje kiesz nk wi raz r zpr sz na w tłumieban a Sz ppenfel a (zwaneg Kukułką)108 , który a mirał wi przyp mniał się jeszcze sprze w jny, zParyża, g zie zresztą nazywał się jeszcze Sz ppenfel em i g zie nie miał zaszczytu p znad gł śnega mirała, g yż całe trzy lata sweg gł śneg p bytu na Sekwaną spę ził w Santé, przyłapany nar b cie w wag nie sypialnym PLM. A mirał razu przyp mniał s bie hrabieg i zapr sił g sweg st łu, g zie wypa ł mu sie zied mię zy n w mian wanym szefem Główneg Urzę uBezpieczeostwa, kt rem Łapaczem, a panią rałas wą. W ur czym nastr ju tej je ynej w sw imr zaju uczty z Łapaczem, tychczas nieznaj mym, razu r zga ali się ziwnie ser ecznie i zarazp pstrągach, bez alszych ceregieli, p naszemu, p p lsku wypili na braterstw , a g y się błapili,hra bia wyciągnął mu pugilares, a był zbyt wyr bi ny t warzysk , by zap mnied sąsia ce. Bawił ją zujmującym w ziękiem i tuż prze nieszczęsnymi kaczkami „p a miralsku”, flirtując p st łem zmiękką ł nią ur czej Amerykanki, z jął jej pierścieo z iamentem i ciężką brans letę ze zł tegp wójneg łaocucha.

A mirał stał na weran zie, królując na tłumem. Patrzał z jc wskim uśmiechem na wierny lu , któryfal wał, wypiętrzał się i usił się u jeg stóp w p rywie bezgraniczneg uwielbienia. Burza krzyków, f anfary grzmiących trąb, wciąż wyłaniający się z wrzawy refren żółteg hymnu z awały się un sid gku górze. Chwiał się na n gach, la a chwila erwie się ziemi i p płynie na jezi rem, p naszczyty - pr st nieba. garnęła g święta zgr za i wielkatrwoga.

- Panie, nie bieraj mnie jeszcze lu wi memu... aj mi pełnid zieła... Nie jestem g t wy iwłaściwie, że tak p wiem, nieg zien jestem...

Wsparł się na ramieniu wierneg Smę y i przych ził siebie- niep trzebnie pił teg brzy łegszampan a... Pięd ziewic w bieli zstęp wał ze sch ków weran y z róż żkami liwnymi. rkiestra

reprezentacyjna z miasta N weg Piargu zaczęła c ś na er ur czysteg , c z tru em wyłaniał się zciężkich, wyjących ak r ów i nie m gł się jak ś wygram lid... Pięciu mł zieoców-hellenistów wklasycznych prześciera łach, z gałęźmi majeranku, pięciu starców z blaszanymi ia emami na łysychgł wach, ni sących pl ny ziemi: pęk kł sów, główkę kapusty, kalafi r, górek i ynię.

A mirał uczuł zbierające łzy, wśró tryumfu garniał g smutek... Wspaniały braz tłumu, jezi ra, górprzesłaniała jakaś zł wr ga wizja p grzeb wa... T rkiestra, zapatrz na w sw je nuty, rżnęła wnajlepsze c ś w r zaju marsza żał bneg , utwór sp ciemnej gwiaz y, pełen fałszów i zgr zy, ibeznadziejnej melancholii...

- B że, cóż ni wyrypiają na tych trąbach...

- T chyba c ś jakby z Wagnera- szepnął Smę a.

108 Ścigany pieciu lat przez p licję całeg paostwa, przybył Zak paneg na świeże p wietrze raz nawystępy g ścinne, r zmieściwszy swą szajkę zł ż ną z mężczyzn, k biet i zieci p pierwsz rzę nychpensj natach. Sam p imieniem hrabieg Alfre a Wieruty zamieszkał w „Cyk rianum” wraz z ż ną i wiema

r słymi córkami, g zie lubiany i szan wany p wszechnie przez b gatych Ży ów bierał ich systematycznie zklejn tów i larów. Hrabia należał entuzjastów, którzy p mszy m rskiej p nieśli byli a mirała na

rami nach aż restauracji. źwigając wielkieg czł wieka i krzycząc: „Niech żyje!”- hrabia z ążył cenid jegek racje i czepid mu szczer zł ty p wójny me al braci syjamskich i gwiaz ę z gr mnym brylantem, archana Saphan- uły, wła cy Kwapistanu.

Page 220: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 220/227

- Nu, ich... - mruknął a iutant generalny - jeszcze by z Wagnera... Nie przy nich pisane... Nie im,urak m, herbatę pid... Pr st sr m i tylko...

...Anną Csillagh ze srebrnym talerzem w wyciągniętych naprzó ł niach zstęp wała majestatycznie.Płaszcz je wabistych wł sów, je ynych na kuli ziemskiej, p trzymywał z tyłu tr je ziewczątek z

wiankami st kr tek na główkach. Na srebrnym talerzu zł ty pierścieo z lbrzymią perłą... P jejprawej str nie miczman Zycba ze zł c nym trójzębem Neptuna, p lewej inspekt r raf i mielizn,urzę nik m rski Waterkł s, z pucharem nalanym p brzegi pieniącym się szampanem...

A mirał wypiął brzuch, aż brzękły na nim krzyże, me ale, gwiaz y, łaocuchy, zł te runa... Wła czymkiem bejrzał się na swój rszak, p patrzał i żachnął się z brzy zenia. Ci pan wie stali jak kupa

nieb szczyków... Zgarbieni i zwątlali, z ziel nymi twarzami zataczali się na miękkich n gach... Błę ne,zapa nięte czy, sine usta wyw ływały wizje gr b we. reszcz nie kreśl neg złeg przeczuciaprzeszył serce yktat ra...

amy h n r we, pani rałas wa i hrabina Wierucina, p chyliły się prze nim w głęb kim w rskimukł nie i ujęły g p ręce. rżący ze wzruszenia p eta Almanz r Fr ter we fraku przeglą ałg rączk w skrypt sw jej y, bas pery, znak mity Buhajec, prze ymał s bie cenną grz ykęwy ając głęb kie brzuszne p grzm ty... rkiestra zawrzasła błąkanym rykiem wszystkich na razkornet- à-pist nów, altów, walt rni, saks f nów, helik n-basów, b mbar nów i yktat r ruszył zmiejsca. Imp nujący, niezrównany niósł we chwale sw ją p tężną gł wę i sp jrzeniem w za iwła cy, czami ze spiżu patrzał w bezkresy przeznaczeo nar u, w czarne wyl ty mn gich aparatównastawi nych nao z prawej str ny i z lewej, i z prz u, i z tyłu.

Sch ził, a c parę kr ków zatrzymywał się na sekun ę, zapatrz ny w zrąb gór, w głęb k

bmyślanej ekstazie. Wzmagał t efekt, i tak już przep tężny, i przenikał tłumy świętym reszczemnaj alej i ących czekiwao. Czując na s bie mili ny sp jrzeo; p rwany przez natchnienie, a mirałprzystanął nagle jak wryty. P niósł czy ku niebu i wzniósł rami na... Wszystkie czy utkwiły wniebie. Wszyscy powstrzymali dech. Wszyscy o czekiwali cu u przeżywając m ment, który raz je en je yny tylk mied m żna w sw im życiu... P czym a mirał zstęp wał c raz niżej na jezi r , c razgłębiej w tłum, r zpychany na wie str ny przez p trójne k r ny Straży bywatelskiej, któranapierając plecami, gni tąc i miaż żąc masę lu zką, wyciskając z niej łzy, jęki, spazmy i krzyki, łamiącżebra i kręg słupy, zale wie z łała tw rzyd r gę prze yktat rską pr cesją.

t jezi r . Anna Csillagh uklękła i p chylając prze a mirałem umne cz ł p sunęłamu srebrny

talerz z pierścieniem. A mirał ujął gr mny klejn t i z umi ny jeg nie pisaną lekk ścią nał żył gna palec Smę a przem cą wypchnął p etę Fr tera, który umierał z tremy.

- No, zaczynaj pan! Tylk gł śn !

Nikły p eta razu sp cił się jak mysz. Skulił się jak zm kła kura. Wszystk wir wał k ła nieg ina nim. Góry się chwiały. R zwarte u jeg stóp jezi r wciągał g w siebie... Jeg niezmierz natafla zaczęła się bracad wraz z brzegami...

- Zaczynasz pan?!

P eta kaszlał jak k mar i zapiszczał gł sem wysil nym, zrywającym się c chwila w zgrzytliwekogutki:

Page 221: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 221/227

Grzmią trąby! Wicher w zawody

głasza wielkie imię, C p częte z czystej w y,

lśniewa ziemne nar y!zięki t bie, a mirale,

Polska! Polska! Polska naszaPrzebywa ziś we chwale;

zięki t bie nasze m rze Służy P lsce, jak m że. Szumiące, pełne bałwanów, C nie znały innych panów...

- Gł śniej!- syczał Smę a.

P eta chrząknął jak trzy ni we pr siątk , nabrał echu, przymknął czy, wypiął się i zr z zierającą r zpaczą wrzeszczał ziecinnym yszkantem:

Każ y bałwan tw je imię Niesie na spienionym grzbiecie,Twym imieniem jak taranemBurzy pas żytów szaoce I prze t bą, sw im panem, Sw im królem, yktat rem, Bieży bałwan za bałwanem,

Klną się wszystkie swym h n rem Jak twoje powo łaoce...

- Gł śniej!!

P eta wysa ził czy na wierzch, na ął szyję, aż mu żyły pękały, zjeżył wł sy na czaszce i nagle jakzupełnie inny czł wiek zaga ał bcym, chrapliwym basem:

Grzmią trąby! Huczy litaura, G y z p kła u „Bucentaura” Jak legen arny ża Ciskasz pierścieo w k M rza I p ślubisz je za ż nę – Niech bę zie bł g sławi ne! Niech się spełni tajemnica...

- Gł śniej!!!

P eta urwał. Z niezmiernym wysiłkiem przełknął c ś niemił siernie twar eg , niczym gnat.Zał m tał mu w skr niach, zaszumiał mu w uszach. Sł wa uwięzły wob lałej grz yce, język stał sięsztywny i suchy jak wiór. Smę a trącił g p żebr , na wrażliwy p eta, z enerw wany

niem żliwej stateczn ści, sk czył i mał nie p trącił sameg yktat ra. A mirał sp jrzał nao zdobrotliw ym p błażaniem, p eta struchlał, zachwiał się - Smę a ani Zycba st jący tuż nie z ążyli g

Page 222: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 222/227

p trzymad i Almanz r Fr ter wpa ł jezi ra i zanurzył się z gł wą, wnet p niósł się na n gi iciekając w ą wygrabusił się na brzeg - tysiąc rąk wyciągnęł się nieg ku p m cy. Ut nął w

śmiejącym się tłumie, nie wy awszy z siebie gł su109 .

Wystąpił Buhajec. Znak mity artysta, któreg życie był je nym nieprzerwanym ani przez je ną

chwi lę p ch em tryumfalnym p wszystkich perach kuli ziemskiej, sława wszechświatowa,osobisty przyjaciel wielu cesarzy, królów, sułtanów, szachów, mahara żów i chanów, nie liczącprezy entów niezlicz nych republik, r zglą ał się sp k jnie p niezmiernej wi wni jezi ra110 .

bszar ten był igraszką la artysty, który śpiewał w sali „Columbian Maggi pera”, wyn szącejpiętnaście hektarów przestrzeni i blicz nej na st siem ziesiąt tysięcy wi zów. Mistrz miał zacządnatychmiast p wrzuceniu pierścienia. Ksią z lewajtys gł sem zgasz nym bł g sławił już p łacinierękę a mirała. Mistrz przewietrzał s bie płuca, wciągając p wietrze i wyrzucając je z siłą. R z ymałsię, pęczniał, r zszerzał się p tw rnych r zmiarów i malał, kurczył się. Świst jeg echuprzyp mniał gł s syreny, pę wypieraneg p wietrza marszczył p wierzchnię jezi ra znacząc na nim

ługą smugę.

yktat r wzniósł w górę pierścieo, p trzymał g przez chwilę i z zamachem g nym Nibelungówcisnął... Święty pierścieo zakreślił łuk, trącił w ę, p sk czył, puścił trzy kaczki i z stał nap wierzchni. Nie rywając czu patrzał weo tłum z umi ny... Szmery... Szepty...- Cud... Cud... Cud...

Wreszcie w piersi mistrza za yg tał jak w p tężnych tł kach kurierskieg par w zu, g y rusza zmiejsca, i b ski gł s zaczął wyścieład grubym, miękkim aksamitem jezi r , skały, zb cza,szczyty...

O spiendida,O sacra buida

Di Dandalo dal mare mapa...111

Z r zk szą słuchał yktat r, z zataj nym echem słuchały tłumy czar wnych źwięków. Alepierścieo wciąż pływał up rczywie, jakby em nstracyjnie, i zgr z , za lekkim p wiewem górpo w lutku zbliżał się brzegu. yktat r patrzył nao z nienawiścią. Symb liczny pierścieo z awał się

rwid ze sweg p słannictwa i czynił t publicznie. Był martwą rzeczą, a je nak był niep słuszny.Zbunt wał się i zawracał brzegu. yktat r pi run wał g oczyma - nic nie p magał . NaprzóZycba , p tem Waterkł s bejrzeli się nao. Zerknęła ku niemu i pani Anna, wi cznie zmieszana...Starcy, trzymający ary ziemi, je en p rugim p spuszczali gł wy jak rzemiące szkapy... yktat rprzeklinał w uszy Smę ę, który śmiał bstal wad p bny „klejn t”, statnią tan etę teatralną- i

p c , p c ta straszna wy ęta perła?! na t jak pęcherz trzyma pierścieo, który zresztą też jest109 Milczy i tą jeszcze. Zerwane struny gł s we br nią jak tychczas st licę i pr wincję jeg wiecz rówaut rskich raz czytów „ alszych wymiarach p ezji”, „Niezba anem”, a głównie s bie samym. 110 Był n je ynym kan y atem na stan wisk szefa gabinetu p katastr falnym ustąpieniu mistrza, któreg P lska nie m że żał wad zisiejszeg nia wraz z jeg małż nką. Niestety sprzeciwił się temu stan wczimpresario wielkiego artysty, Salomon O ’Tw ck Nuta, pierając się na na er strych klauzulach k ntraktu. Ch dwia mym był p wszechnie, że czynił t z p uszczenia an nim weg m carstwa, które zawzięł się nazgubę P lski, nie stad nas był w bec pustek w skarbie nar wych str nnictw na p krycie szk wania zazłamanie k ntraktu. Na zwyczajny K mitet kupienia, zał ż ny w celu zbierania skła ek na ten cel, r zwinąłszal ną pr pagan ę, reklamę i kar tę, ch zące praw ziweg terr ru. Przez miesiąc cały kraj nurzał się w

rgii przymus wych anin, kwiatków, l terii, nalepek i z łan zebrad zale wie k ł sie emnastu tysięcy

marek polskich, a i te ukra ł wreszcie czł nek k misji rewizyjnej k mitetu, zwyczajny zł ziej, p sia ającynieskazitelną pinię i paszp rt na kryształ weg czł wieka. 111 Znana aria z opery Śluby weneckieClarinettiego.

Page 223: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 223/227

ęty... Był t kr pne... P ni sły brzę , przepiękny symb l bracał się w farsę... I wszyscy na tpatrzą... Patrzą...

Wtem w upajającą, ciężką sł ycz Buhajc weg śpiewu wtrąciły się gł sy bce, p trzaskującesuch , przenikliwie, p pę liwie- straszliwie... Szalał na jezi rem jakby czyjś śmiech cyniczny i

szyderczy, niepowstrzym any, zan szący się w r zpętanej zł śliw ści...

Lu zie p glą ali p s bie ze z umieniem, z wciąż wzrastającym burzeniem. Rzekłbyś, wróg chytry,niewi zialny nastawił g zieś w nie stępnych skałach p tw rną machinę-grzech tkę, by zburzydp ni sły nastrój ur czyst ści nar wej i z hy zid wszystk , c święte. Rzekłbyś- tysiące strychszy eł kłuł na wskr ś w napiętą ciszę, bezecny trajk t g ził w tłum z góry i z łu, i z b ków, i ztyłu, i ze wszystkich str n na raz... lbrzymi amfiteatr murów skalnych p wtarzał i mn żył echa,wypełniała g ulewa trzasku, niep wstrzymana, nie wytrzymania kr pna, r z zierająca uszy,r zsa zająca gł wy...

Buhajec już nie śpiewał. yktat r w niejasnym przeczuciu czeg ś stateczneg zasł nił s bie uszy iczekał z r zpaczą. Tuż u jeg stóp pierścieo z wielką perłą bijał sameg brzegu... Teraz wylą ujei zaraz... I...

Perła r z ymała się, skręcała i zastygała w kształcie sk rupy wielkiej wrzeci n watej muszli...

Wśró nieprzerwaneg trzasku r zległ się przeraźliwy gwiz. Raz... Dwa... Trzy! To Chuliganiewicz zgóry restauracji zw ływał żółtą milicję. Wszystk , c żółte, runęł przez tłum waląc pałkami,r zgniatając i tratując wszystk p r ze. Tłum zachwiał się, zafal wał... krzyki trw gi, wrzaski, jęki, piski, spazmy...

Ze sk rupy wyjrzał tłusty ślimak r zmiarów sp rej r puchy. Wypuścił czarne paci rki czu, wysunąłr gi i sp jrzał na yktat ra z szataoskim szy erstwem u ającym p k rę... Wysunął hy ne białemacki i tknął g w lewy but. yktat r wrzasnął, sk czył i brócił się w miejscu. Ujrzał skłębi nąmasę pleców lu zkich- wszystk uciekał pchając się w panice, we wrzasku, p ganiane kr pnymtrajkotem...

yktat r wparł się w tłum i pchał się za innymi, i wrzeszczał nie g rzej niż inni... W pewnej chwilispo strzegł, że epce p szczątkach wierneg Zycba a, r zgnieci neg na miazgę jak lbrzymikaraluch... alej leżał r zpłaszcz ny i wbity w ziemię p seł Piach... Nagle kt ś g bjął z tyłu za n gi-

bejrzał się z twarzą skaż ną szaleostwem - ślimak urósł jak pies, źwigał na s bie fantastyczną

perł wą bu ę i wartk pełzł ku niemu...

- Ratuj, dyktatorze!...

błapiły g czyjeś m cne rami na. Twarz znaj ma, piękna, a zmieni na - ogromne czarne oczy...Kobieta- ziw, k bieta z gł wą łysą jak pałka... Nagle zaplątał się w c ś n gami i upa ł. Tłum nakryłg ... yktat r wie ział, że jeżeli teraz nie źwignie się z ziemi- zginie. Z r zpaczą r zplątywał na s biewięzy - p znawał je. T je yne na świecie wł sy platały g jak skręty śmi rnicy i przygniatały g ziemi, wciągały g w śmiertelną matnię, g zie szalał mnóstw epcących nóg, tratujących twar ychbutów...

Page 224: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 224/227

Wreszcie napór tłumu p rwał g , ścisnął i p niósł. Znalazłszy się na m renie uczuł, że pękają mużebra. Na aremnie wrzeszczał:

- To ja! To ja! Ludzie, nie poznajecie waszego ukochanego dyktatora?!

Wszyscy szaleli, a każ y zajm wał się tylk s bą. I ział się t jak p czwarny sen, w maligniep częty. P nie milknącymi ani na chwilę karabinami maszynowymi, napierany przez masy czeskiejpiech ty, wiel tysięczny tłum parł je yneg ratunkui wy jścia i wreszcie zapchał, i zaparł je s bą wokropnym zatorze.

Na t spa ł nagle huk tak straszliwie miaż żący, że tłum przysia ł ziemi i na chwilę skamieniał.Drugi huk... Trzeci... Czwarty...

C ś się r zpryskiwał , c ś się brywał w skałach, staczał się w niesk ocz nych p grzm tach...Ziemia rżała p n gami, zamierały serca, w uszach huczał ... Piech ta czeska następ wała,

pasywała tłum, cinała je yne wyjście..Tłum ruszył z miejsca i biegł, rycząc i kwicząc.W pewnejchwili, yktat r uczuł, że p rywają g z bu str n p rami na i wl ką, i pę zą z nim. ał się un sid, zrza ka trącając ziemię bezwła nymi n gami...

Tłum zrza ł, p ruszył się. Jakieś szalałe k nie, jacyś zwari wani górale... Baryka y p w zów, f urek...bal ne sam ch y... Ryk niep jęty, zł ż ny z setek przekrzykujących się nawzajem trąb

sam ch wych, krzyki, jęki, gwałt... Tumany kurzu zakrywają wszystk . I nareszcie...

Nareszcie Chuliganiewicz... Nareszcie wierny Smę a, b arty, unurzany w bł cie i w k oskichłajnach...

- Dyktatorze! Ruszamy natychmiast!

- Ale c t ?... C t był ?... C jest?...

- Bóg przeciwk nam- jęknął ksią z kapelan lewajtys, w splugawi nej sutannie, b artej na kształts bliweg fraka sięgająceg g nem ziemi.

- A na bitkę –wojna! - bełk tał Smę a.

- Głupstw ! Byleby stą raz wyjechad! Prę zej tam!!- krzyczał Chuliganiewicz na żółtych, którzy tużb k nieg na sz sie uwijali się jak pętani. Je ni bili się z furkarzami, ru zy uprzątali r gę prze

samochodem, trz eci kła ali pałkami jakieg ś sz fera. yktat r, wytrąc ny brutalnie z r li wła cy, uktóreg stóp jeszcze prze chwilą słał się wszystk , glą ał się k ła błąkanymi czami wetrw ze i w zamęcie. C praw a umilkły strzały karabin we- a mirał jak f icjalny bohaternar wy nie mógł bad się w jny- ale Czesi la a chwila m gli wziąd g niew li i wówczas c bybył z yktaturą? C bez nieg p częłaby P lska? Czyjeż imię zagrzeje naró walki? Kt zwyciężynieprzyjaciela?

- Prę zej, prę zej, panie pułk wniku!- p pę zał Chuliganiewicza.

- Zaraz...

- Los Polski zal eży teg , bym usze ł niew li!

Page 225: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 225/227

- czywiście...

Wreszcie wpak wan g sam ch u. Zabrali się z nim: Chuliganiewicz, Smę a, hrabia Szynel,ksią z kapelan. Żółci blepili maszynę jak r bactw , czepiając się, jak który mógł. Już mieli ruszad, g y

jeden ze starców, którzy w p ch zie nieśli byli pl n ziemi- a ten i teraz jeszcze trzymał w garści swój

symb liczny górek- zbliżył się wśró niskich ukł nów i p ał yktat r wi pierścieo z perłą.

yktat r żachnął się z najwyższym brzy zeniem, ścierpł ze strachu. Zn wu p rwała g błąkanawizja iabelskieg ślimaka, zawrzeszczał...

A walka żółtych z furkarzami zbliżała się z każ ą chwilą sam ch u. B haterska mł zież ulegała;dzikie, pij ane chł py prały ciężk . Niebawem sam chó z stał t cz ny przez żółtych nie bitków,którzy szukali ratunku p sł ną majestatu yktat ra. A mirał p sze ł i wła czym skinieniem rękinakazał góral m p stąpid- nie wymówił przy tym ani je neg sł wa.

I ża en z r zjątrz nych fiakrów nawet nie pisnął. Całą gr ma ą p chylili się prze wspaniałymwła cą, czepili się kół, p parli plecami, stęknęli, źwignęli, przechylili gr mną maszynę iprzewrócili ją góry n gami, nakrywając wszystkich. Żółci już wyrywaliprzed siebie het, precz, dogóry, na ziel ne zb cze, górale za nimi...

Piw szyoski i zbel przecha zali się p weran zie restauracji i je en przez rugieg chełpili sięczynami sw imi prze gr nem kelnerek i p mywaczek, które p wyłaziły ze sw ich kryjówek i jeszcze

głupiałe ze strachu, r zglą ały się p spust sz nym l kalu. P r zbijane szyby, p przewracane st ły,wszę zie szczątki talerzy, butelek. R zkra zi ne były nakrycia, brusy i c tylk ał się zabrad.

Nawet nę zne s lniczki, p wie marki za tuzin, nawet gipsowe popiersie niewiadomego wielkiegoczł wieka, z btrąc nym n sem, który kryty sk rupąkur zu stał wieków na szczycie kre ensu...Nawet ręcznej r b ty pejzaż M rskieg ka, któreg kr pn ści pstrzyły czarna lit ściwe muchyw ciągu p k leo... Ze wszystkich numerów znikły p uszki i k ce, zabran z kuchni garnki i r n le... Zgóry ch ziły r z zierające jęki właściciela restauracji, który, pier chł nąwszy z zamętu,p czuł, jak smakują pałki gum we. Kuchmistrz stękał tuż na trawie, leżąc na brzuchu, a wierny pieslizał mu rany.

Wszę zie k ła p r zrzucane były szczątki amskich kapeluszów, p łamane paras lki, t rebki,swetry, narzutki, pantofelki, pantofliska...

Jezi r i góry, czyszcz ne z intruzów, r ztaczały sw ją krasę w łagdnych promieniachprze wiecz rneg sł oca. Jaki majestat... C za cisza...

- Jednak szkoda Kociej Lalki...

- Szk a i Żabieg Sł nia...

Page 226: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 226/227

P czas wybuchu zwaliły się z Grani Skr buleckiej; r ztrąciły się krzesanicę i w szczątkach ut nęły wolbrzymim usypis ku p Prze nią Pałygą wie charakterystyczne turniczki, które zapamiętał każ y,ch dby raz tylk w życiu był w M rskim112 .

Gaj k s rzewin wy na usypisku zagrzebany był p łamkami. Znikły p zwałami piargu trzy

cu wne limby, pielęgn wane i strzeż ne jak święt śd przez sekcję limb wą T warzystwa MajestatuGór, za patrz ne w tablice chr nne i pleci ne p trójnymi zw jami rutu k lczasteg ...113

Ale za t Mnich części w trząsnął się ze święt kra zkieg unab żnienia. Figura święteg amianaberwała się i r zleciała w pr ch, a K sma, gr źnie przechyl ny na przepaścią, zaglą ał w ół,

zaniepokojony losem brata.

Ucichł gwar bezła neg , paniczneg wr tu rzesz ceperskiej h ł ty. Najaz pływał w haniebnejucieczce. Piw szyoski i zbel p pijali z platanej flachy i zagryzali kaban sem, wsłuchani w rytmb skiej ciszy. Z ala gór już ch ził p gwar kr ków gr ma y. Uch ł wił nikłe źwięki gęśli i

basów, które splatały się z pluskiem fali, z w nią k s rzewiny, ze srebrzystym p szmeremzw nków wczych, który spływał z gór... zywał się niezakłamane, praw ziwe serce Tatr,na ch zili w tryumfie witezie gór, je yni, którzy mieli praw przebywad w tej zie zinie, zwycięzcyceperskiej szaraoczy, spa k biercy Sabały i Jan sika- bohaterowie...

W murowanej piwnicyTaoc wali zbójnicy. Kazali se piknie grad. Taj na nóżki p glą ad...

112 Nazwa K ciej Lalki p wstała stą , że turnia wa z kształtu p bna była grzyba. Żabi Sł o zaw zięcza swąnazwę temu, że w góle nie miał wyraźneg kształtu. bie turnie, tru ne i niebezpieczne, wie zane z rza katylk przez wyjątk w zwari wanych wspinaczy, n siły numer sie emnasty, czyli statni, a więc najwyższy wr zległej skali nie stępn ści, uł ż nej przez zaprzysięż ną k misję wspinaczy. P za sie emnastą klasązaczynała się już abs lutna techniczna niem żliw śd, którą przełamywał z rza ka je en je yny B ntruch, c

był siągnięcia mię zy innymi lateg , że ch ził zawsze na sam tnika, bez świa ków, 113 Były t limby numer 317, 318, 319. Jak wia m , wszystkie limby na p lskiej str nie Tatr są zlicz ne ip numer wane, c znak micie wzm gł ich p rn śd i siły r zr cze i zap biegał ich zanikaniu.

Page 227: Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

8/14/2019 Andrzej Strug - Wielki dzień - 1957 (zorg)

http://slidepdf.com/reader/full/andrzej-strug-wielki-dzien-1957-zorg 227/227

1957 CZYTELNIKTł czenia pr jekt wał AN RZEJ RA ZIEJ WSKI Zamieszcz ne z jęcie: f t. Malarski, 1927. Prłnte InPoland. S. W. „Czytelnik, W-wa 1957 r. Wyd. I.Nakła 20230 egz. Obj.: ark. wyd. 17,75; ark. druk. 24,5. Papier druk. m/ gł 82X104, 60 g, kl.V. an skła ania 2.2.1957r. Podpisano

ruku 3.7:1957 r. ruk uk ocz n w sierpniu 1957r.Zakła y Graficzne „ m Sł wa P lskieg w Warszawie. Zamówienie Nr 900. B-24.