24

Atheneum nr 6/2012

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Grudniowe wydanie Gazety Studenckiej UKW "Atheneum"

Citation preview

Page 1: Atheneum nr 6/2012
Page 2: Atheneum nr 6/2012
Page 3: Atheneum nr 6/2012

Redaktor naczelna: Żaneta KomośZastępca redaktor naczelnej: Urszula GąsiorKoordynator i korekta: dr Aleksandra NorkowskaKorekta: Magdalena Banasiak, Agnieszka Ciekot, Urszula Gąsior, Angelika Jesionek, Piotr Ossowski, Katarzyna RybkaRedakcja: Paulina Dzieńska, Milena Lewandowska-Florczyk, Marcin Ogłoziński, Filip Olender, Justyna Osińska, Łukasz Płaczkowski, Maja Przybylska, Justyna Steranka, Agnieszka Szlachcikowska, Żaneta Szlachcikowska, Joanna WieczorekFotografia: Sylwester Netkowski, Maja Przybylska, Jakub SzczepaniakSkład: Aleksandra Kreja, Piotr OssowskiWydawca : Koło Inicjatywy Dziennikarskiej „Atheneum” przy współpracy z Samorządem Studenckim UKWOkładka: Fot. Trapped Inside Me, oprawa graficzna: Agnieszka Ciekot Kontakt: [email protected]

STOPKA REDAKCYJNA

SPIS TREŚCI

Od redakcjiSiedziała na czwartym siedzeniu za kierowcą. W autobusie relacji Kosza-lin-Toruń panował okropny tłok, a ja od rana marzyłam o podróży w po-jedynkę z nosem przyklejonym do szyby. Zrobiła dla mnie miejsce obok siebie. Na pierwszy rzut oka wydawała się pasażerką znudzoną podróżą w ko-munikacji publicznej. Zauważyłam, że ściągnęła z uszu słuchawki i schowała je do plecaka. W mig pojęłam, że czegoś ode mnie chce. Rozmowa z nią byłaby ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowałam. Standardowe wydały mi się jej pytania o to, skąd pochodzę, czemu Toruń jest moim celem podróży, itp. Wpadłam w osłupienie na pytanie o moje życie. Ni-gdy nie spotkałam się z tak niebywałą ciekawością względem mojej osoby u współpasażera. Obstawiłam, że to zło-dziejka lub po prostu lesbijka. Mocniej przycisnęłam do siebie torebkę z posta-nowieniem niewyciągania komórki do końca podróży. Teraz dopiero pojmuję, jak bardzo się wtedy myliłam. Między gradem pytań skierowanych w moją stronę usłyszałam historię niezwykłą i chyba nawet nieprawdopodobną. Moja mina, gdy powiedziała, że jest jedyną w swoim mieście taksówkarką – bezcen-na. Ta drobna, młoda i śliczna dziew-czyna śmiga po mieście nowiutkim

Fordem lepiej niż niejeden facet. Kurs na licencję taksówkarską i ze znajomo-ści planu miasta zrobiła w dwa tygo-dnie. Wszystko za namową znajomego, bo wystarczyło mieć tylko prawo jazdy kat. B i trochę chęci. Początki bywają trudne, nawet w tym zawodzie. Pijana i agresywna młodzież w dresach w wieku 16-19 lat należy do najgorszej klienteli. Dlaczego? Bo zazwyczaj nie chcą pła-cić za kurs i zostawiają po sobie spory nieporządek. Najlepiej płacącymi są natomiast prostytutki i Romowie. Sama przyznała, że to taksówkarstwo to do-chodowy zawód tylko wówczas, gdy się pracuje w weekendy. Jej życie towarzy-skie na tym nie zubożało, bo umiejęt-ność planowania czasu miała w małym palcu. W jej dłoniach lśnił nowiutki ta-blet. Z uśmiechem opowiedziała, że ku-piła go za kosztowności znajdowane na tylnym siedzeniu taksówki. Ta wzmian-ka zrobiła na mnie piorunujące wraże-nie. Podobnie jak uwaga o współpracy korporacji z agencjami towarzyskimi. Nie lubiła takich klientów. Czuła do nich niechęć za to, że musi ich tam za-wozić. Przez cały czas zachowywała się jednak bardzo profesjonalnie, starając się być miłą w myśl zasady „nasz klient – nasz pan”. Wiele razy się bała, ale nigdy nie pomyślała, by zrezygnować. Czy to

przykład osoby, która może pracować wszędzie i czerpać z tego satysfakcję? Uwielbia swoją pracę, bo wiąże się to z nieustannym kontaktem z ludźmi. Jed-nak to, co tak kocha, przynosi jej także strach. Bo niby jak młoda kobieta ma przeżyć nocną zmianę sam na sam w aucie z obcym, namolnym mężczyzną? A no, przytakiwać mu i nie wchodzić w żadne poważne dyskusje. Niczego nie planowała, chciała żyć na własny rachu-nek, uniezależnić się od rodziców. Na moje pytanie, czemu nie kontynuuje nauki, odpowiedziała, że nawet nie ma matury. Jednak nigdy nie mówi „nigdy”. Mnie natomiast cieszy to, że kobieta za kółkiem już nie budzi takiego postra-chu. Ta historia zwróciła moją uwagę na jedną ważną kwestię – nie mamy pojęcia, kto siada koło nas w autobusie czy w tramwaju, kogo mijamy na ulicy bądź w sklepie. Wystarczył jej uśmiech i chęć podzielenia się ze mną swoją histo-rią. Choć w dzisiejszych czasach to i tak dla niektórych zbyt wiele. Pozostaje mi wierzyć, że nadchodzące święta Bożego Narodzenia poruszą wiele obojętnych serc, a Nowy Rok przyniesie więcej oka-zji do tego, by się po prostu uśmiechnąć.

MAGDALENA BANASIAK

Podsumowanie roku 2012 3Organizacja Otrzęsin 5Panel Kół Naukowych 7Sprawa krzyża 8Wspomnienie Edwarda Rajszysa 9Jarosław Gugała na UKW 11V Światowy Tydzień Przedsiębiorczości 12Spektakl Ślub 12

Wojna Płci 13Moja Impreza 14Poradnik Świąteczny 15Kino: Kika 16Student z Pasją: Trapped Inside Me 19Kalendarium 21Rozrywka 22

3

Page 4: Atheneum nr 6/2012

Minął rok. To właśnie 365 dni temu narodził się pomysł wznowienia gazety studenckiej, którą trzymacie teraz w rękach. Od pojawienia się pomysłu do zrealizowania go musiały minąć jeszcze trzy miesiące, jednak udało się. Pierwszy numer ukazał się w marcu i od razu podbił serca bydgoskich studentów. Przez ten czas wiele się zmieniło, zarówno na Uczelni, jak i w samym Atheneum – od szaty graficznej po teksty. Grono redaktorów powiększyło się prawie dwukrotnie, a liczba stron zosta-ła zwiększona.

W tym artykule skupię się na podsumowaniu całego zeszłego roku, tego co się wydarzyło na

naszej Uczelni, a działo się naprawdę sporo. Odrodzenie Atheneum, wybory nowych władz Uniwersytetu, Juwenalia, Blokada Łużyka i wiele, wiele innych. Gotowi na wspomnienia? To zaczynamy!

Marzec 2012. Niewątpliwie dla nas – redaktorów – najważniejszy moment. To właśnie wtedy pojawił się pierwszy elektroniczny numer „nowego” Atheneum – odrodzonego projektu, którego realizację wstrzymano kilka lat temu. Jednak, dzięki wysiłkom wielu osób, udało się go wskrzesić. Dwanaście stron, niewielka liczba tekstów, skromne grono redaktorów pod czujnym okiem pani dr Aleksandry Norkowskiej. Pomimo wielu przeciwności był to dla nas

ogromny sukces, udało się zmotywować ludzi, znaleźć finanse i wydać pierwsze papierowe numery. Najpewniej Atheneum poszłoby w zapomnienie, gdyby nie upór i determinacja kilkunastu studentów z pasją.

W tym samym miesiącu miało miejsce jeszcze jedno ważne wydarzenie, a dla Uczelni niewątpliwie najważniejsze w tym roku – wybory nowych władz UKW. O funkcję rektora ubiegało się dwóch kandydatów, prof. dr hab. Jacek Woźny i prof. dr hab. Janusz Ostoja-Zagórski, który, jak się w późniejszym czasie okazało, zasiadł na miejscu prof. dr. hab. Józefa Kubika, kończącego swoją kadencję. Hasło wyborcze nowego rektora brzmiało: „Szybkie decyzje, sprawne działanie”. Ostat-nie wydarzenia pokazały, że prof. Janusz Ostoja-Zagórski nie rzuca słów na wiatr i fak- tycznie podejmuje odważne i stanowcze decyzje.

Kwiecień 2012. Miesiąc Kół Naukowych, który zaczął się 19 kwietnia, a skończył w maju. Wtedy to mieliśmy możliwość zapoznać się z działalnością studentów podczas drugiej edycji Targów Kół Naukowych organizowanych przez Samorząd Studencki UKW. Nieco później mogliśmy uczestniczyć w IV Bydgoskim Kongresie Kół Naukowych, który odbywał się pod hasłem „Studenci Miastu i Regionowi”.

Zostali również wybrani prorektorzy, którzy od tego roku akademickiego wspierają rektora w pracy na rzecz Uniwersytetu. Funkcje te piastują obecnie: prof. dr hab. Sławomir Kaczmarek, dr hab. Roman Leppert, prof. nadzw. UKW i dr hab. Piotr Malinowski, prof. nadzw. UKW.

Maj 2012. Nastąpiło odrodzenie się, dawniej cyklicznego, przeglądu twórczości studenckiej na UKW. Po dwóch latach nieobecności na naszej Uczelni ponownie została zorganizowana PESTKA, czyli Przegląd Eksperymentalnych Studenckich Tworów Karkołomnie Artystycznych. To inicjatywa, która zrodziła się wśród członków Uczelnianego Klubu Turystów „Róża Wiatrów”.

Bez wątpienia nie można zapomnieć o Blokadzie Łużyka – imprezie, która stała się legendarna nie tylko wśród studentów z bydgoskiego Uniwersytetu, ale i wśród

Czas na wspomnieniażaków z całej Polski. Dziesiąta już edycja odbyła się 16 maja i, jak zwykle, przyciągnęła setki uczestników, którzy pomiędzy dwoma akademikami grillowali i świętowali na Juwenaliach.

Po imprezie „łużyckiej” odbył się pierwszy w historii Bal Kazimierza Wielkiego. Wydarzenie to zostało zorganizowane w stylu średniowiecznym, można było m.in. zobaczyć zbroje, jak i również rekonstrukcję walki. Bal okazał się sukcesem, więc mamy nadzieję, że w przyszłym roku odbędzie się ponownie. Wielu studentom podoba się koncepcja własnych, unikalnych imprez, które są od razu kojarzone z naszym Uniwersytetem.

Czerwiec 2012. Nasza znienawidzona sesja, która na szczęście zniknęła równie szybko jak się pojawiła i pozwoliła w końcu studentom odpocząć od ciężkiego obowiązku studiowania na całe trzy miesiące. Na niektórych, tych najbardziej żądnych wiedzy, czekał specjalny termin pogłębiania zasobów intelektualnych, czyli tak zwana „Kampania Wrześniowa”. Niejeden z nas przekonał się, że potrafi ona bardzo skutecznie urozmaicić czas wakacyjnego lenistwa. Po wakacjach i wrześniowych zmaganiach nadszedł czas powrotu na Uczelnię.

Listopad 2012. Otrzęsiny Studenckie – niewątpliwie druga, co do wielkości, impreza studencka w Bydgoszczy, a sądząc po recenzjach i ogólnych reakcjach uczestników, o wiele lepsza niż tegoroczne Juwenalia. Ponad trzy tysiące ludzi (nowych i starych studentów)zebrało się w Hali Łuczniczka, by wspólnie bawić się do białego rana przy rytmach takich gwiazd jak Bracia Figo Fagot czy Pezet. Nie można zapomnieć także o Gooralu, którego występ był wspaniałym widowiskiem.

Jak widać wiele się zdarzyło podczas tych kilku miesięcy i jestem przekonany, że w przyszłym roku czeka nas jeszcze więcej atrakcji, wydarzeń i emocji. Jedno jest pewne, cokolwiek by się nie działo, my –redaktorzy – będziemy blisko i wszystko dokładnie opiszemy. Tak więc do zobaczenia w następnym numerze!

FILIP OLENDER

2012/2013

PODSUMOWANIE ROKU 2012

4

Page 5: Atheneum nr 6/2012

Targi Kół Naukowych na UKWUczestnicy PESTK-i

Studenci na Otrzęsinach

Pezet na scenie w czasie Otrzęsin Blokada Łużyka

fot.

Maj

a Prz

ybyl

ska

fot.

Jaku

b Sz

czep

ania

k

fot.

Ale

ksan

dra S

zam

ocka

fot.

Sylw

este

r Net

kow

ski

fot.

Jaku

b Sz

czep

ania

k

5

Page 6: Atheneum nr 6/2012

Pezet, Gooral i Bracia Figo Fagot to wykonawcy, którzy zagościli na scenie w hali Łuczniczka w czasie największych Otrzęsin Studenckich 2012 w Polsce. Organizatorzy zafundowali uczestnikom dużą dawkę różnorodnej muzyki i feno-menalnej zabawy. Wśród bydgoskich studentów znaleźli się również tacy, którzy tego dnia postanowili nie świętować – zostali wolontariuszami.

Koncerty rozpoczęły się 22 listopada o godzinie 21.00. Wtedy to drzwi hali Łuczniczka zostały otwarte

dla 3 tysięcy studentów z całej Bydgoszczy. Jednak dla kilkunastoosobowej grupy żaków, wydarzenie to zaczęło się zdecydowanie wcześniej.

Droga do nieprzespanych nocy

– Organizację tej imprezy rozpoczęliśmy już w lipcu – komentuje Grzegorz Czeczot – przewodniczący Samorządu Studenckiego UKW i organizator wydarzenia. – Wtedy to przeprowadziłem rozmowy z wykonawcami i wstępnie zarezerwowałem miejsce, co

wcale nie było tak proste, jakby się mogło wydawać. Musieliśmy „wstrzelić” się w czas, kiedy obiekt miał wolne od pełnienia głównej funkcji, hali sportowej, tak by równocześnie był to termin odpowiadający wykonawcom i przede wszystkim studentom. W kolejnych dniach organizatorzy zajęli się przygotowywaniem dokumentacji celem starania się o pozwolenie na imprezę masową. Rozpoczęło się bieganie od drzwi do drzwi, rozmowy, negocjacje. Następnie przyszedł czas na pozyskiwanie partnerów, sponsorów, promocję i nieprzespane noce. Organizacja tak dużego wydarzenia to nie tylko praca papierkowa i rozmowy z wykonawcami. Jest to również odpowiedzialność za bezpie-czeństwo tysięcy ludzi. Do zabezpieczenia Otrzęsin Studenckich 2012 potrzebny był ambulans z dwuosobową opieką medyczną oraz dwuosobowy patrol pieszy, 42 pracow-ników ochrony osób i mienia, a także studenci, którzy pomogli w obsłudze wydarzenia.

„Strefa wolontariuszy”

Odprawa i ostanie szkolenia dla ochotników miały miejsce w hali Łuczniczka. W pomie-

szczeniu, do którego prowadziły drzwi z na- pisem „Strefa Wolontariuszy”, o godzinie 18.00 zebrało się około 90 osób. Ich celem była bezinteresowna pomoc. Początkowo lekko zdezorientowani, zajęci byli rozmo-wami, niektórzy szeptali: „To tylko 6 godzin pracy”. Przyszli tam z własnej, nieprzy-muszonej woli. Jedni po raz pierwszy, inni zarażeni poprzednimi inicjatywami, zajęli się następnymi. Wśród nich byli studenci różnych kierunków, różnych roczników i różnych uczelni. – Na trzy tygodnie przed koncertami otrzęsin zorganizowano pierwsze spotkanie dla ochotników i okazało się ono dużym zaskoczeniem – wspomina Marta Magulska – wiceprzewodnicząca Samorządu Studenckiego UKW i koordynator wolon-tariuszy na Otrzęsinach Studenckich 2012. – W czasie pracy z Grzegorzem w biurze licytowaliśmy się, ile przyjdzie osób. Wtedy liczba 60 ochotników nawet nam się nie śniła! A później było ich jeszcze więcej…Nie prowadzono żadnej specjalnej rekrutacji czy też selekcji. Wolontariuszem mógł zostać każdy, kto nie bał się wyzwań i chciał zaangażować się w pomoc. W trakcie trwania imprezy studentom, którzy zgłosili się na ochotnika nie wolno było wypić ani kropli alkoholu. Kilku z tego powodu zrezygnowało, wybierając zabawę ze znajomymi. W końcu niewielu potrafi poświęcić swój czas – nie oczekując nic w zamian – dla zupełnie obcych ludzi. – Wolontariuszem zostałam za namową koleżanek. Któregoś wieczoru padł pomysł, by zaangażować się w pomoc przy otrzęsinach i jak ustaliłyśmy, tak zrobiłyśmy – opowiada Milena Solecka, studentka I roku pedagogiki. – Mimo że nieliczna grupa studentów potrafi docenić to, że jesteśmy tam dla nich, pomoc przy organizacji tak wielkiej imprezy jest cennym doświadczeniem.Ochotnicy trudzili się jedynie za słowo „dziękuję”. Do ich obowiązków należały dyżury w szatniach, bramkach, kasach, a także patrole przy scenie. W wielu przypadkach dodatkowo dochodziła walka ze zmęczeniem. – Najcięższa wydaje się być praca z ludźmi, ponieważ nie można ująć ich w żaden schemat – komentuje Karolina Piekarska, studentka I roku MU pedagogiki pracy z zarządzaniem zasobami ludzkimi. – Nawet jeśli w głowie ma

\ Organizacja Otrzęsin studenckich 2012

Kiedy satysfakcja zagłusza zmęczenie

Marta Magulska (UKW) i Piotr Gałczyński (WSG) – koordynatorzy wolontariuszy

6

Page 7: Atheneum nr 6/2012

się przygotowane scenariusze, to nie można przewidzieć wszystkich sytuacji. Zawsze istnieje możliwość, że stanie się w obliczu czegoś niespodziewanego i wtedy trzeba improwizować.

Zbieranie doświadczeń i dobra zabawa

Okazuje się jednak, że wolontariat to nie tylko żmudna praca. Studenci-ochotnicy, pomimo zmęczenia, pomoc w organizacji największej imprezy dla żaków jesieni 2012 wspominają z całkiem innej perspektywy. – Najbardziej w pamięci utkwiło mi stanie pod sceną w trakcie koncertu Pezeta – wspomina Dawid Nowakowski, student III roku administracji. – To jest ten mały-wielki przywilej, że my wolontariusze może- my być bardzo blisko wykonawców i czuć tę siłę, która bije zarówno od nich, jak i od głośników. Staliśmy przed barierkami, trzy metry od jednego z najbardziej rozpoz-nawalnych raperów w Polsce i mogliśmy poczuć energię, która strumieniami wydo-bywała się ze sceny. Taki mały bonus potrafił wynagrodzić wszystkie trudy, jakie napotkaliśmy w ciągu całego wieczoru. Poza tym, gdy widzi się radość innych, ma się świadomość, że nasze wysiłki mają sens – dodaje.

Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi

Organizacja tak dużego wydarzenia nie obyła się bez wpadek. Na szczęście niewielkich. Nikt z uczestników, wykonawców i organizatorów nie ucierpiał, jednak tylko dlatego, że dość wcześnie udało się wykryć problemy i im zapobiec. Na tydzień przed imprezą okazało się, że występ pierwszej gwiazdy został ustalony na godzinę 21.00. W tym samym czasie

planowano również otworzyć kasy. Mogło dojść do dużego niezadowolenia ze strony uczestników, którzy byli nastawieni na występ Braci Figo Fagot. Rozładowanie kolejki, przy dwóch wejściach z otwartymi kasami biletowymi i dwóch dla uczestników z bile- tami zakupionymi w przedsprzedaży, mogło trwać nawet 45 minut. Osoba, której zale-żałoby na tym występie, straciłaby połowę, stojąc w kolejce do kasy lub szatni.– Nie mogłem zmienić harmonogramu na tydzień przed wydarzeniem, ponieważ jest to jeden z ważniejszych dokumentów w pro-cesie starania się o pozwolenie na imprezę masową – tłumaczy Grzegorz Czeczot. – Zaproponowałem więc ostatniemu wykonawcy, zespołowi Nilfgaard – zwycięzcy Przeglądu Kapel Bydgoskich, występ na Juwenaliach, a koncerty wszystkich gwiazd,

po wcześniejszej konsultacji, przesunąłem o 30 minut. Dzięki temu zabiegowi oraz wspaniałej przedsprzedaży na występie Braci Figo Fagot bawiło się przeszło 1 500 uczestników.

Coś dla kogoś

– Co daje mi praca z wolontariuszami? – Marta milknie na chwilę, a na jej twarzy widać zadumę. – Satysfakcję, radość – to za mało. Chyba nie potrafię wyrazić tego słowami. Jednak na myśl o ekipie wolontariuszy, którzy podejmują się działań w imię idei, robi mi się ciepło na sercu – dodaje. – Dlaczego to robię? – Grzegorz powtarza zadane mu pytanie. – Bo oprócz tego, że lubię wykorzystywać nabyte przez sześć lat doświadczenie na korzyść bydgoskich studentów, to także uwielbiam uczucie, gdy fala trzech tysięcy studenckich rąk porusza się w rytm muzyki przy światłach ze sceny i doskonale wtedy wiem, że ci ludzie bawią się znakomicie. Po ostatnim występie wolontariusze wyszli na płytę hali Łuczniczka pozbierać śmieci. Wyglądali niczym pomarańczowe mrówki z czarnymi workami w ręku. Na kilka minut przed godziną 4.00 Grzegorz Czeczot zebrał wszystkich ochotników na jednej z trybun. Poprosił, by usiedli – dla wielu, po tylu godzinach intensywnej pracy, była to ulga. Kilka słów przemówienia, podziękowania, zdjęcie pamiątkowe. Łuczniczka rozbrzmiała gromkimi brawami i śmiechem. W powietrzu unosiła się radość.

ŻANETA KOMOŚ

FOT. JAKUB SZCZEPANIAK

Studenci-ochotnicy w czasie dyżuru w szatni

Od lewej: Karolina Piekarska, Alicja Topolewska, Emilia Matuszak i Jakub Kujawa –wolontariusze po skończonej pracy

Organizacja Otrzęsin studenckich 2012 /

7

Page 8: Atheneum nr 6/2012

Większość osób uważa, że życie żaków polega tylko na doborowej zabawie, wystrzałowych imprezach i dużej dawce alkoholu. Są jednak studenci, którzy poza „tym” dzielą się swoją pasją naukową z innymi, robiąc wiele dobrego, nie tylko dla siebie, ale i dla otoczenia. Mogliśmy to zauważyć podczas Panelu Kół Naukowych, który zorganizowało Studenckie Koło Naukowe Terapii Pedagogicznej i Koło Naukowe Dydaktyków przy Instytucie Pedagogiki UKW.

Spotkanie poprowadzone przez mgr Gorettę Siadek i mgr Joannę Szymczak odbyło się 14 listopada 

w sali audytoryjnej Auli Nova Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego. To właśnie tutaj studenci mogli pokazać, że robią coś więcej prócz samego studiowania. Mieli również możliwość zaprezentowania swoich sukcesów, które odnoszą wraz ze swymi przyjaciółmi w Kołach Naukowych. Żacy, którzy występowali podczas Panelu, pokazali swoje dotychczasowe osiągnięcia naukowe oraz to, nad czym obecnie pracują. Ponadto opowiedzieli o swoich planach na przyszłość, które związane są z działalnością w ich Kole.

Podczas Panelu dwa razy występował Łukasz Warchoł – ambasador Wydawnictwa Naukowego PWN na UKW. Zachęcał do współpracy, a także mówił o tym, by organizacje studenckie zgłaszały się do Wydawnictwa, ponieważ w miarę możliwości, udzielą im pomocy, zapewniając wsparcie medialne. Dzięki obecności PWN na Panelu Kół Naukowych można było zakupić książki akademickie z 20-procentowym upustem.

Łącznie dwadzieścia Kół podzieliło się swoim dorobkiem naukowym – począwszy od pedagogicznego, poprzez historyczne, a nawet motoryzacyjne. Jedną z ciekawszych form dodatkowej aktywności przedstawiło Koło Naukowe Socjologii Wychowania i Resocjalizacji. Studentki przybliżyły swoją działalność oraz – jak dla niektórych – dość nietypową pracę. W ramach swojej praktyki uczestniczyły w akcji „Cała Polska czyta dzieciom”. W zakładzie karnym w Koronowie wykazały się kreatywnością, czytając bajki maluchom, podczas gdy ich opiekunowie rozmawiali ze swoimi bliskimi. Kolejną akcją zorganizowaną przez członków Koła było nagrywanie audiobooków wraz z więźniami osadzonymi w zakładzie karnym w Potulicach.

Kolejny zgrany zespół tworzą fani motoryzacji. W swym kole propagują bezpieczeństwo na drodze, prowadzą szkolenia z udzielania pierwszej pomocy, a także zajmują się mode-larstwem. Głównym stowarzyszeniem, z któ- rym współpracują członkowie Koła Moto-ryzacyjnego „98oTeam” jest Automobilklub Kujawsko-Pomorski. Większość studentów należy również do tego klubu. Daje im to

\ Panel kół naukOwych

Życie studenta Kołem się toczy

możliwość lepszego rozwoju, poza tym mogą uzyskać licencje dla sędziów sportów samochodowych oraz brać udział w więk-szości imprez organizowanych przez Automobilklub. Swoją działalność zaprezentowało również Akademickie Centrum Wolontariatu, którego opiekunem jest dr Przemysław Grzybowski. Współpracuje ono z Fundacją Dr Clown, gdzie młodzi ludzie przebierają się w stroje klaunów i odwiedzają oddziały dziecięce w szpitalach. Poprzez swój śmieszny, bardzo kolorowy strój odciągają uwagę dzieci od trudów choroby. Wolontariusze chcą również, choć na krótki czas, pomóc rodzicom zapomnieć o zmartwieniach i spowodować, by także na ich twarzach zagościł uśmiech. Dzieci nie mogą się doczekać wizyt studentów, które odbywają się przeważnie co dwa tygodnie. Dla malucha przebywającego przez długi czas w szpitalu jest to wielka radość. Dzięki odwiedzinom bardzo często dzieci są przepełnione siłą, mają motywację, aby wstać z łóżka i cieszyć się każdym dniem.

Panel Kół Naukowych pokazał, że studenci chcą i potrafią pomagać innym. Swoją działalność kierują głównie do najmłodszych, przy tym realizując swoje pasje z głębokim zaangażowaniem. Spotkanie, podczas którego zaprezentowano tak dużą rozmaitość inicjatyw podejmowanych przez członków Kół Naukowych, wskazało niezrzeszonym jeszcze studentom jak wiele można zdziałać, wymagając od siebie więcej niż tylko udział w obowiązkowych zajęciach dydaktycznych.

PAULINA DZIEńSKA

Prof. R. Leppert podczas przemówienia na Panelu Kół Naukowych

FOT. SYLWESTER NETKOWSKI

Studenci na Panelu Kół Naukowych

infO z wielkiej bukwy

8

Page 9: Atheneum nr 6/2012

Kwestia krzyża zdjętego ze ścian sali senatu UKW oraz gabinetu rektora prof. dr hab. Janusza

Ostoja-Zagórskiego wciąż budzi sporo kontrowersji. Nie dalej jak kilka dni temu mogliśmy obejrzeć relację z próby wręczenia rektorowi figurki Światowida przez członków Stowarzyszenia Młodych Konserwatystów. Temat poruszają także „Gazeta Wyborcza”, „Gazeta Pomorska” oraz spore grono mediów online. Tylko na Facebooku powstały dwie grupy wyrażające poparcie dla rektora bądź zaniepokojenie ewentualnymi skutkami tej decyzji. Atheneum jako prasa akademicka postanowiło przeprowadzić sondę wśród braci studenckiej UKW, by przekonać się, co o tej sprawie myślą studenci.

– Zdecydowanie lepiej, gdyby rektor zabrał się za sprawy ważniejsze. Już któryś rok nasz instytut (Historii i Stosunków Międzynarodowych) przenoszony jest z Przemysłowej, USOS nadal działa w kratkę. Krzyże to sprawa drugorzędna, niemająca praktycznie żadnego znaczenia dla życia studentów.

Radek, stosunki międzynarodowe

– Jestem wierzącym, praktykującym katolikiem i decyzja rektora mnie nie razi i w żaden sposób nie obraża. Krzyżyk noszę na szyi i to on jest symbolem mojej wiary, nie krzyż na ścianie. Jeśli jednak rektor uważa się za katolika, to powinien zostawić krzyż na swoim miejscu.

Edyta, lingwistyka stosowana angielski z rosyjskim

– Rektor ma prawo podjąć taką decyzję, ale nie rozumiem czemu ma służyć jej nagłaśnianie. Może ma prowokować debatę publiczną, może ma prowadzić do porozumienia między zwolennikami i przeciwnikami decyzji rektora oraz sekularyzacji, jednak jednocześnie trudno powiedzieć, czy tego konfliktu nie zaogni. Osobiście podjąłbym taka samą decyzję, bo jestem przeciwnikiem oznaczania symbolami religijnymi miejsc publicznych niesłużących celom religijnym.

Robert, filologia angielska

– Dla mnie jest to manifestacja, próba zabłyśnięcia rektora i promocji UKW ze względu na kontrowersyjność tego tematu. Inaczej sprawa by wyglądała, gdyby chodziło o odmowę zawieszenia krzyża, którego wcześniej na ścianie nie było. Jednak dzięki posunięciu rektora media zwróciły swoją uwagę nie tylko na kwestie polskości, katolicyzmu i ich propagowania na uczelni,

która jest miejscem świeckim, ale także na samo UKW. A promocja z posmakiem skandalu zawsze sięga dalej. Myślę, że rektor był świadom działania tego mechanizmu, dzięki czemu zwrócił uwagę również personalnie na siebie.

Ola, pedagogika

– Uważam, że zdjęcie krzyży jest bardzo rozsądnym posunięciem. Żyjemy w kraju wolnym, gdzie każdy ma prawo do własnego wyznania, toteż zawieszanie krzyży będących symbolem chrześcijan w pewien sposób tę wolność ogranicza. Jeśli wieszamy krzyże, postawmy również posągi Buddy oraz inne symbole kultu religijnego. Według mnie wyznanie jest kwestią indywidualną i zdjęcie krzyży w dzisiejszych czasach nie powinno wzbudzać żadnych kontrowersji.

Asia, bezpieczeństwo narodowe

– Krzyż jest naszą tradycją narodową, chociażby z tego powodu, że państwo polskie było budowane na religii chrześcijańskiej i to ona jest fundamentem każdego Polaka, a rektor, jako przedstawiciel uczelni świeckiej, powinien stać na straży naszych tradycji.

Maciej, inżynieria materiałowa

– Pomysł usunięcia krzyży – symbolu chrześcijaństwa – uważam za zdecydowanie słuszne posunięcie. Instytucja publiczna, jaką jest uczelnia wyższa, powinna być miejscem stykania się różnych kultur oraz religii, a nie propagowania jednej, „właściwej”. Wyznanie to sprawa osobista. Każdy ma prawo do wyboru i noszenia symboli religijnych, z którymi się utożsamia. Polska dawno powin-na przejść, na wzór Francji, proces laicyzacji.

Grzegorz, geografia

Okazuje się, że paląca kwestia krzyża rezonuje również poza murami UKW i regionem bydgoskim. Głos w sprawie zabierają politycy (Ruch Palikota, młodzi socjaldemokraci), ogólnopolskie stowarzyszenia o charakterze katolickim, nawet tabloidy („Fakt”). Również i my postanowiliśmy sprawdzić, co w tej kwestii myślą studenci innych uczelni wyższych.

– Uważam, że rektor UKW, postanawiając o zdjęciu krzyża z sal wykładowych uczelni, a także ze ściany swojego gabinetu, podjął jedną z odważniejszych, ale i lepszych decyzji. Jakby na tę sprawę nie patrzeć, jest to państwowa uczelnia świecka, w której naj-ważniejszym i jedynym symbolem powinno być godło Rzeczpospolitej Polskiej, które ma być elementem wspólnym dla wszystkich. Zarówno w nazwie, jak i w statucie uczelni nie wspomina się o Kościele katolickim, więc

jakim prawem ma się tam znaleźć krzyż? Przecież nie każdy z pracowników czy studentów musi zgadzać się z nauką Kościoła katolickiego – co z muzułmanami, buddystami, czcicielami Kryszny czy z wyz-nawcami Latającego Potwora Spaghetti? Jeżeli zostawimy krzyż, każdy z nich powinien mieć prawo do tego, by symbole świadczące o jego poglądach religijnych także wisiały na ścianach uczelni, a wówczas efekt mógłby być tylko komiczny. Sadzę, że miejsce krzyża jest w kościele, a nie w państwowej uczelni, natomiast swoje poglądy i przekonania każdy może prezentować swoim zachowaniem.

Kasia, Uniwersytet Gdański, filologia angielska

– Jestem przeciwna zdejmowaniu krzyży w miejscach publicznych, takich jak np. szkoły, uniwersytety. Polska jest krajem katolickim, więc mamy do tego prawo, by wisiały. W krajach islamskich, żydowskich, bud-dyjskich również zawieszane są symbole wyznaniowe w miejscach publicznych i tam innowiercy nie wnoszą protestów, nikt nie ma nic przeciwko. Dlaczego w takim razie w Polsce ma to ludziom przeszkadzać? A no dlatego, że coraz częściej próbuje się atakować Kościół, a krzyż drażni... Myślę, że w kraju, gdzie tak walczy się o tolerancję (!) m.in. dla homoseksualistów, powinno się również tolerować fakt, że krzyże znajdują się w miejscach publicznych.

Ania, Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego, teologia, dziennikarstwo

i edukacja medialna

– Ze względu na wielorakość kulturową w Polsce istotność wieszania krzyży jest znikoma. Dlaczego faworyzować tylko jedną religię? Mimo że jest to większość wyznaniowa. Dlaczego w takim wypadku nie powiesić innych symboli religijnych, w tym latającego potwora spaghetti?

Mirek, Politechnika Rzeszowska, technologia chemiczna

W 2009 roku Europejski Trybunał Praw Człowieka wydał wyrok, w którym jednoznacznie zaznaczył, że narzucanie obecności krzyża w szkole jest formą naruszania wolności sumienia i wyznania. Jednak po apelacji rządu włoskiego skierowanej do Wielkiej Izby Trybunału w Strassburgu decyzję diametralnie zmieniono. Uznano, że krzyż jako symbol religijny może zawisnąć na szkolnej ścianie, o ile taka jest wola danego narodu, w tym wypadku włoskiego.

OPraCOWALI: URSZULA GąSIORGRZEGORZ POraZIK

Sprawa krzyżaOPinie studentów / infO z wielkiej bukwy

9

Page 10: Atheneum nr 6/2012

Od 1986 roku w bliskości Świąt Bożego Narodzenia symboliczny ogień zapalany w Betlejem przewożony jest do Wiednia, a stamtąd – dzięki skautom – trafia do różnych zakątków Europy. Docierając do Bydgoszczy, odbierany jest również przez harcerzy zgromadzonych w Akademickim Kręgu Instruktorskim ZHP im. Janusza Korczaka przy UKW. Myślą przewodnią, która patronuje tegorocznej akcji Betlejemskiego Światła Pokoju jest hasło: „Odważ się być dobrym”. Osobą, która przez długie lata wszczepiała kolejnym rocznikom studentów potrzebę dostrze-gania drugiego człowieka był druh Edward Rajszys – wieloletni opiekun AKI. Mimo iż nie ma go już wśród nas, pozostał w pamięci tych, którym towarzyszył w Drodze; bez względu na to czy były to spotkania trwające kilka chwil, czy długoletnie znajomości i przyjaźnie.

Z naszą Uczelnią związany był od początku jej istnienia, pełnił wówczas funkcję zastępcy

Komendanta Chorągwi ZHP. Dla studentów Wyższej Szkoły Pedagogicznej organizował obozy adaptacyjno-szkoleniowe rocznika „0”. – Moje spotkania i współpraca z druhem hm. Edwardem mają długą historię – wspomina dr Urszula Sobkowiak. – Ich początek sięga 1971 r., pierwszego obozu dla studentów – harcerzy, zaczynających swoją pedagogiczną edukację w ówczesnej Wyższej Szkole Nauczycielskiej w Bydgoszczy, zorganizowanego w Harcerskim Ośrodku Wodnym w Funce (aktualnie jest to Harcerskie Centrum Edukacji Ekologicznej). Druh przyjechał z wizytą (trochę z wizytacją) na to zgru-powanie[…]. Rok później obozy nabrały „rozmachu” i stały się ważnym punktem programu dla wszystkich nowych studentów […]. Druh Rajszys przez dwa lata był tu komendantem, a ja jego zastępcą. Przez kolejnych 20 lat pełnił funkcję drużynowego, bezpośrednio pracując z jedną z grup uczestników. Sprawowałam niełatwą, ale jakże pasjonującą funkcję komendantki kolejnych obozów, mając wspaniałą kadrę i w jej składzie zawsze druha Edwarda. Składające się na obozową codzienność wyz-wania są doskonałą płaszczyzną ujawniania i rozwijania kreatywności – własnej i cudzej. Edward Rajszys był tu mistrzem.

Dewizą, która przyświecała wszystkim jego poczynaniom, a którą – jak wspominają bliskie mu osoby – nieustannie przytaczał i realizował, były słowa J. Kasprowicza: „Kochałem naj-lichsze źdźbło trawy i człeka co z losem się zmaga...”. Hm. Barbara Maklakiewicz, podkreśla, iż w trosce o doskonalenie się młodych ludzi, każdego z nich otaczał szacunkiem, zachęcał do perfekcjonizmu i „mobilizował do podejmowania wyzwań”. Obecny opiekun Kręgu dodaje: – Obozy, organizowane w otoczeniu pięknej przyrody, miały bogaty program szkoleniowy. Ucze-stniczenie w zajęciach sportowych i rekrea- cyjnych, w imprezach o charakterze kultu-ralnym sprzyjało nawiązywaniu trwałych przyjaźni. Posiadał dar wykrzesywania ze studentów zdolności i umiejętności, które wielu z nich dopiero wówczas odkrywało w sobie. Dla tysięcy absolwentów Uczelni Funka jest miejscem pięknych przeżyć, miejscem ważnym i znaczącym. Druh Edward był nie tylko wychowawcą, ale także cenionym wykładowcą. – Choć nie pracował jako etatowy nauczyciel akademicki, to jednak – jak wspomina dr Sobkowiak – zawsze był „nasz”. Jego kontakt ze stu-dentami wzbogacało więc prowadzenie zajęć z metodyki harcerskiej, organizacji czasu wolnego oraz socjologii turystyki i obsługi ruchu turystycznego na Wydziale Pedago-gicznym i w Instytucie Geografii. Przez wiele lat, gdy pełnił funkcję dyrektora Biura Turystycznego „Gromada”, organizował krajowe i zagraniczne wyjazdy, w których studenci również brali udział. Dzięki nim mieli okazję doświadczyć bogactwa przyrody i różnorodności kultur, a przede wszystkim poznać ludzi, którzy zamieszkiwali odwiedzane przez nich regiony. Wspólny szlak prowadził najczęściej w Bory Tucholskie, w góry i na Litwę. W wyprawach – poza członkami i absolwentami AKI – uczestniczyli m.in. pracownicy Uczelni. Jednym z nich jest Iwona Staszewska-Chyła, wieloletni przyjaciel Kręgu. Wracając pamięcią do podróży, podkreśla ona, iż składały się na nie m.in. „cudowne, pełne refleksji spacery po wileńskim cmentarzu Rossa i w alei ośnieżonych tatrzańskich świerków…”. Tereny nad Wilią i Niemnem były dla Edwarda Rajszysa miejscem szczególnym. Urodził się w Wilnie i w wieku 12 lat, tuż po zakończeniu wojny, jako repatriant osiedlił się wraz z rodziną w Bydgoszczy. Wielokrotnie

odwiedzał Litwę nie tylko ze względu na mieszkających tam krewnych. Organizował akcje charytatywne, nawiązywał kontakty z rodakami. Szczególnie z nauczycielami szkół polskich, z ZHP na Litwie, z Uniwersytetem Polskim w Wilnie, działaczami kulturalnymi (skupionymi wokół Domu Polskiego) czy z zespołami artystycznymi. Reprezentanci tych środowisk uczestniczyli w zimowiskach i biwakach AKI organizowanych na terenie naszego kraju. Poszerzaniu wiedzy o historii i kulturze Wileńszczyzny towarzyszyła nau-kowa refleksja studentów UKW działających w Międzywydziałowym Studenckim Kole Kresoznawczym, założonym przez druha Edwarda w 2005 roku. Już znacznie wcześniej roztaczał opiekę nad studiującą w Bydgoszczy młodzieżą z terenów Litwy, Białorusi i Ukrainy. Serdeczne więzi trwały po zakończeniu studiów. Beata Czaplicka, była zastępczyni dyrektora Domu Polskiego w Wilnie, na wieść o jego śmierci podzieliła się m.in. tym osobistym wspomnieniem: – Był człowiekiem tak bardzo godnym podziwu – twardym, srogim, a zarazem niezwykle dobrym, przyjaznym, kochającym… Wiele pięknych wrażeń zawdzięczam mu w życiu […], a jak pierwszy raz poznaliśmy się w górach, mówił o mnie „wileńskie dziewczę wdzięczności pełne…”. Po latach zrozumiałam

Jest jak Światełko…Edward Rajszys (1933-2008)

Druh Edward Rajszys

WSPOMNIENIE

10

Page 11: Atheneum nr 6/2012

jak bezgraniczną miał miłość do Wilna, Kresów i ludzi tutejszych, i jak bardzo pragnął nam pomagać”. Druh Edward był żarliwym krzewicielem myśli korczakowskiej. Wzorując się na patronie Kręgu, dawał doskonały przykład instru- ktorom harcerskim, przyszłym wychowaw-com i pedagogom. Szczególną opieką ota- czano chore dzieci. Podczas każdego z zimo-wisk w Murzasichlu odwiedzano zakopiańską Klinikę Rehabilitacji i Ortopedii, w Byd-goszczy zaś do chwili obecnej członkowie AKI regularnie spotykają się z pacjentami Wojewódzkiego Szpitala Dziecięcego. Druh Rajszys stawiał na pierwszym miejscu w hierarchii zadań Kręgu organizację zabaw i przedstawień dla małych pacjentów. – Studenci przełamując często nieśmiałość, wcielali się w odgrywane przez siebie postaci, aby wywołać uśmiech na twarzach dzieci – wspomina Barbara Maklakiewicz. Spotkania te niosą ze sobą obopólne korzyści: kształtują wrażliwość ludzi młodych i pomagają dzieciom przetrwać chorobę. Nie sposób tu wymienić wszystkich podej-mowanych przez Edwarda Rajszysa inicjatyw jednoczących różnorodne środowiska. Współpraca z wojskiem pozwoliła na roz-budowę Funki. Dzięki nowatorskiej, jak na lata 60., akcji BANJO (Bydgoska Akcja Nauki Języków Obcych), której był inicjatorem, przez ponad trzy dziesięciolecia w ośrodku nad Jeziorem Charzykowskim dochodziło do corocznych spotkań młodzieży z różnych krajów świata. Jako absolwent toruńskiego Technikum Budowlanego był współza-łożycielem przyzakładowej spółdzielni miesz- kaniowej (obecnie: Spółdzielni Mieszkanio-wej „Budowlani”). Za pracę zawodową, dydaktyczną i za działalność społeczną został

wielokrotnie nagrodzony odznaczeniami państwowymi i resortowymi. Wiele dobra dla Uczelni przyniosła współpraca druha Edwarda z rektorami: prof. Edmundem Trempałą i prof. Andrzejem M. de Tchorzewskim.Opiekun AKI pozostał w sercach dzięki temu, że patrząc – widział, a słuchając – słyszał. Maciej Weryho wspomina: – Druh Edward był i nadal jest dla mnie osobą niezwykle ważną, o czym przekonuję się tym bardziej, im więcej lat upływa od jego odejścia. Czas, który miałem szczęście spędzić w towarzystwie druha, stanowi dla mnie niezwykle bogate źródło inspiracji i refleksji. Wiele mi ofiarował, wiele nauczył. Przede wszystkim rzeczy w życiu fundamentalnej, mianowicie tego, że drugi człowiek zawsze jest wartością nadrzędną, najważniejszą. Bo

nawet do Boga, jakkolwiek Go rozumiemy i sobie wyobrażamy, droga wiedzie poprzez spotkanie z drugim człowiekiem, który jest tu i teraz, obok.Edward Rajszys był postacią wyrazistą: silną, odważną, cierpliwą, „o wyjątkowej kindersztubie, pewnie jeszcze przedwojennego szlifu”, na co zwraca uwagę Iwona Staszewska-Chyła. „My, Stare Żubry” – zwykł zwracać się do męskiej części instruktorów, jak wspomina wieloletni członek AKI, Kamil Kuruś. Zdawał sobie sprawę, jak ważna dla młodych ludzi jest nadzieja, poczucie wartości i zakorzenienia. Wielu z nich jego ideami, myślami i pamięcią czynów każdego dnia dzieli się z tymi, którzy są obok.Przywiązywał wagę do rzeczy powszednich i pozornie prostych. – W sposób szczególny odnosił się do chleba i wszystkiego, co on symbolizuje. Stąd też zapewnie wziął się pomysł budowy kaszubskiego pieca chlebowego w Funce – przypomina Elżbieta Kaczmarowska, należąca do grona przyjaciół AKI. W ten przedświąteczny czas godzi się wrócić pamięcią do Wychowawcy, który przekonywał, iż wspólne celebrowanie codzienności oraz odkrywanie dobra w sobie i w drugim człowieku sprawia, iż życie nabiera smaku.

ALEKSANDra NORKOWSKA FOT. ARCHIWUM RODZINY

Autorka składa serdeczne podziękowania wszystkim osobom, które zechciały podzielić się wspomnieniami. Szczególne wyrazy wdzięczności za udostępnienie materiałów kieruje ku żonie Edwarda Rajszysa, Pani Krystynie oraz jego córce, Pani Hannie Derda.

Na cmentarzu zakopiańskim przy grobie Olgi i Andrzeja Małkowskich - twórców Harcerstwa Polskiego

Dzień Dziecka w Wojewódzkim Szpitalu Dziecięcym w Bydgoszczy

WSPOMNIENIE

11

Page 12: Atheneum nr 6/2012

2012/2013

Jarosław Gugała, znany dziennikarz, podczas gościnnego wykładu na Uniwersytecie Kazimierza Wielkiego skierował ostre zarzuty wobec kondycji mediów, wyjaśnił, dlaczego widz łaknie komercyjnych treści, podpowiedział, dla- czego „męskie i żeńskie laseczki” nie mogą być prezenterami oraz zdradził pięć żelaznych zasad, jakimi powinien kierować się reporter.

Osobistym przemyśleniom towa-rzyszyła promocja najnowszej książki Gugały Doskonale a nawet

gorzej. Świat we mgle absurdu. Publikacja jest rozbudowanym zbiorem felietonów zamieszczonych na łamach „Newsweeka”, wzbogaconym o kolejne. Lektura stanowiła zaproszenie do dyskusji, która odbyła się 7 listopada w gmachu Wydziału Humanistycznego przy ul. Jagiellońskiej 11.

Media upolityczniają się

– Musicie być silni, aby się nie zrażać i nie bać się wyrażania prawdy obiektywnej. Swoje poglądy należy zostawić w szatni – rozpoczął wieloletni wydawca serwisu informacyjnego programu Polsat.Reporter wysunął postulat, aby powołać instytucję chroniącą przetrwanie służebnej roli mediów wobec społeczeństwa. Jedną z niegasnących wad globalnych jest kondycja mediów. Paradoksalnie, choć stale się rozwijają, przeżywają kryzys. Prezenter telewizyjny nazwał prasę „dwugłowym smokiem”, a dziennikarzy przyrównał do „żołnierzy ideologicznego frontu”. – Media upolityczniają się i dzielą na te, które zmierzają do prawdy i te, które zatracają się w kłamstwie. Dziennikarz pełni służebną rolę wobec społeczeństwa, jego zawód jest misją. Stronniczość polityczna deprecjonuje rzetelność – oznajmił gość UKW.

Nagość składnikiem sukcesu

Prezenter Wydarzeń dostrzegł, że oprócz upolitycznienia, prasa choruje na komercjalizację. – Prasa nauczyła się, że trzeba żyć z awantur, polityki. Tematy zmieszane z golizną są przepisem na sukces. Media wiedzą, że więcej osób to kupi. Jakość treści nie ma znaczenia. Liczy się: nie kto, lecz ile. Przecież więcej osób zainteresuje się hałaburdą niż wykładem na temat savoir-vivre. Dziennikarze nie chcą interesować się prawdą, bo jest to nieopłacalne – ubolewa Gugała.

Polityka zagraniczna nudzi

Na zakończenie Jarosław Gugała bardzo chętnie odpowiadał na pytania słuchaczy. Oto jedno z nich: – Skąd bierze się przekonanie, że widz to debil? – Bo widz ku-puje treści lansowane przez media. A przecież dziennikarstwo nie może polegać na szczuciu, lecz na merytorycznej rozmowie. Nie można zamulać ludzi sprawą Madzi. Oczywiście, temat ten zasługiwał na uwagę, ale ciągłe epatowanie tym problemem jest odpowiedzią na preferencję statystycznego widza. Nie wiem, czy zauważyliście, ale coraz rzadziej mówi się o polityce zagranicznej. Wewnętrzne badania pokazują, że ludzie przełączają stację, widzimy wówczas drastyczny spadek oglądalności. A przecież trzeba rozsmakować ludzi wiedzą o rzeczach poważnych, aby pojawił się pozytywny snobizm – wnikliwie odpowiedział gość UKW.

Widz ślini się

Gugała, zapytany o cechy dobrego pre-zentera, odpowiedział, że musi to być osoba kompetentna i wyrazista, jednakże: – Nie można być pięknym lub totalnym brzydalem. Jak prezenterka jest za ładna, to widz patrzy na nią i nie koncentruje się na przekazie. Nieza-

leżnie od tego, czy to jest męska czy żeńska laska. W Polsce przyjęło się, że pogodynki muszą być super-ładnymi dziewczy-nami. Natomiast w ame-rykańskich mediach furorę robi kobieta, która ma nadwagę. Jest tak charyzmatyczna, że każdy chce jej słuchać. Nawet jak mówi o burzy, ludzie się cieszą. Inną szalenie ważną cechą jest

przekonanie, że to, co się mówi jest ważne i musi zostać przekazane. Dziennikarstwo nie jest pracą, lecz pasją – przestrzega felietonista.

Brak etatów w telewizji

Powyższa odpowiedź sprowokowała do kolejnego pytania: – Czy trzeba mieć duże plecy, aby dostać pracę w mediach? – Plecy to zamknięty, oligarchiczny rynek. Jeżeli chodzi o telewizję to drzwi są pozamykane. Wielokrotnie spotykam ludzi, którzy cechują się ogromną wiedzą, znajomością języka, predyspozycjami radiowymi, telewizyjnymi, ale niestety im też się nie udaje – oznajmił wieloletni reporter.

Na zakończenie wydawca Wydarzeń zdradził pięć przykazań, jakimi powinien kierować się dziennikarz. – Po pierwsze: Nie myśl. Po drugie: Jak już myślisz, to nie zapisuj. Po trzecie: Jeżeli już myślisz i zapisujesz, to nie publikuj. Po czwarte: Jeśli myślisz, zapisujesz i publikujesz, to się pod tym nie podpisuj. Po piąte: Jeżeli myślisz, zapisujesz, publikujesz oraz podpisujesz tekst, to się później nie dziw – zażartował Gugała i kończąc wykład dodał:– A tak naprawdę, jeśli czujecie, że dziennikarstwo jest waszą pasją, to rozwijajcie się w tym kierunku. Jeżeli nie, zajmijcie się czymś innym, bo szkoda czasu.

ŻANETA SZLACHCIKOWSKAFOT. JAKUB SZCZEPANIAK

jarOsław gugała w instytucie filOlOgii POlskiej

Barbie nie zrobi kariery w telewizji

Studenci podczas wykładu Jarosława Gugały

12

Page 13: Atheneum nr 6/2012

V ŚwiatOwy tydzień PrzedsiębiOrczOŚci na ukw / teatr

Jak odnieść sukces podczas rozmowy kwalifikacyjnej? Czym charakteryzuje się europejskie CV? W jaki sposób pozyskać dofinansowanie na swój biznes? Na te i wiele innych pytań można było poznać odpowiedź podczas V Światowego Tygodnia Przedsiębiorczości.

Warsztaty, które odbywały się w dniach 12-18 listopada, miały za zadanie jak najlepiej przygotować

studentów do wejścia na rynek pracy. Wszystkie zajęcia były prowadzone przez doradców zawodowych oraz specjalistów ds. rekrutacji, przedsiębiorczości itp. W darmowych warsztatach mógł brać udział każdy student, który wcześniej zgłosił chęć udziału w Biurze Karier UKW.

Różnorodność tematyczna

Chętnych do uczestnictwa w zajęciach nie brakowało – Byłam już wcześniej na warsztatach prowadzonych przez zaproszonych specjalistów i było to pozytywne doświadczenie. Dlatego dzisiaj przyszłam jeszcze raz, żeby pogłębić swoją wiedzę – powiedziała jedna z uczestniczek ćwiczeń pt. „Twój sukces na rozmowie kwalifikacyjnej”. Poza tym studenci mieli okazję brać udział w takich szkoleniach, jak: „ABC przedsiębiorczości”, „Autoprezentacja”, „Poznaj swoje predyspozycje zawodowe” czy „Europejskie dokumenty aplikacyjne”. Specjaliści, którzy je prowadzili, doradzali w jaki sposób wejść na rynek pracy, co się na nim liczy i na co zwracać szczególną uwagę. Odpowiadali też na zadawane pytania. Poprzez przygotowane ćwiczenia

i pracę w grupach zachęcali studentów m.in. do kreatywnego myślenia i poszukiwania inspiracji w otaczającym ich świecie.

Międzynarodowe korzenie

Światowy Tydzień Przedsiębiorczości jest częścią międzynarodowej inicjatywy zapoczątkowanej przez Carla Schramma – prezesa amerykańskiej Fundacji Kauffmana, premiera Wielkiej Brytanii, Gordona Browna oraz organizację Make Your Mark. Ich celem było utworzenie globalnego środowiska, które sprzyjałoby rozwijaniu przedsiębiorczości ludzi młodych. „Chodzi o to, by uwierzyli oni w siebie i swoje możliwości, ale też czuli, że społeczeństwo ich popiera, a ich pomysły zasługują na uwagę” – brzmi komunikat na oficjalnej stronie projektu.

ŁUKASZ PŁACZKOWSKI

Bez problemów z pracą po studiach

13

Obłuda, zakłamanie, knucie kolejnych in-tryg, zakładanie maski na maskę, w kon-sekwencji upadek. To wszystko i o wiele więcej można zobaczyć w najnowszej propozycji Teatru Polskiego w Bydgosz-czy, reżyserowanej przez Pawła Włodziń-skiego.

Akcja „Ślubu” Witolda Gombrowicza dzieje się w pomieszczeniu, które dawniej służyło bohaterom jako

dom, a obecnie z powodu braku pieniędzy stało się tanim motelem, przynoszącym do-chód. Przedstawienie zaczyna się od ukaza-nia Henryka (Michał Czachor), relacjonują-cego powrót do domu, którego nie poznaje. W mieszkaniu zastaje swoich zubożałych, upadłych, zdegradowanych rodziców, a tak-że byłą narzeczoną. Dziewczyna nie czekała na niego wiernie i pozwalała sobie na liczne romanse. Henryk nie dowierza temu, co sta-ło się z jego domem i bliskimi. Bohaterowie spektaklu podejmują próbę powrotu do sy-tuacji sprzed wojny, gdy żyło im się lepiej. Niestety, kolejne starania coraz bardziej przypominają farsę. Na pochwałę zasługują aktorzy, a szczegól-nie Michał Czachor, który zachwyca, wcie-lając się w postać. Swoim „gadaniem” nie zanudza widza, a wręcz zaciekawia. Sprawia, że chce się go słuchać przez cały spektakl z tą samą uwagą. Widać, że reżyser poświę-

cił wiele czasu na pracę z aktorami i dzięki temu osiągnął bardzo dobry efekt końcowy. Mateusz Łasowski, grający Pijaka, jest bar-dzo przekonujący i rzeczywisty w swej roli. Nie można tu pominąć Beaty Bandurskiej i Michała Jarmickiego, wcielających się w role Matki i Ojca. W sztuce ważną rolę odgrywa również światło. Zmienia się w zależności od oko-liczności, współtworzy nastrój bohaterów. Pomagają przechodzić akcji z jednej sceny w drugą. Istotna jest również muzyka, która jest przyjemna w odbiorze.Paweł Wodziński swoim przedsta-wieniem pokazuje uniwersalność dramatu Witolda Gombrowi-cza, który mimo tego, że napisa-ny zostaø sześćdziesiąt lat temu, nadal jest aktualny. Spektakl ten udowadnia, że nie da się wrócić do sytuacji sprzed traumatycz-nych wydarzeń, a kolejne próby naprawienia rzeczywistości i tak skończą się fiaskiem. „Ślub” jest głęboką metaforą naszych czasów, ponieważ na każdym kroku można spotkać się z rozpadem więzi ro-dzinnych, wielu kłamie, a jak upa-da, to samotnie. Spektakl stanowi ważną lekcję dla nas samych. Do-datkowo pokazuje, że nic się w nas nie zmieniło i ciągle zakładamy

maski, ostatecznie gubiąc się w nich, zamiast po prostu być sobą. Przedstawienie Wodziń-skiego doskonale przedstawia otaczającą nas smutną, lecz prawdziwą rzeczywistość. W grudniu spektaklu już nie zobaczymy, ale od Nowego Roku ponownie wróci na deski. Warto wybrać się do Teatru Polskiego, by sa-memu go zobaczyć i ocenić.

ANNA WIąCEK

Wszyscy kłamią! Wszyscy upadają!

Scena ze sztuki, fot. Teatr Polski Bydgoszcz

Page 14: Atheneum nr 6/2012

2012/2013

wOjna Płci

Przedświąteczne (równo)uprawnienieP: Święta, Święta – miło, jednak nim czło-wiek usiądzie do Wigilii to roboty jest tyle, tu posprzątać, tam pokupować...

M: Pff. Odezwał się najbardziej zmęczony Świętami człowiek na świecie. Biedny – matka, żona i kochanka w jednym. Robisz zakupy, sprzątasz, gotujesz, pieczesz i do tego kolędy śpiewasz? Ha, ha, dobre sobie, przecież mężczyźni mają luz, co Ty mi tu wciskasz?

P: Po pierwsze – w dzisiejszych czasach równouprawnienia wcale luzu nie mają, harują jak woły! Najlepsi kucharze to męż-czyźni, nawet w profesjonalnych ekipach sprzątających jest ich coraz więcej, a Ty uważasz, że my biedni unikniemy przygoto-wań? Zazdroszczę Twojemu facetowi...

M: Patrząc na te biedne kobietki uginające się pod ciężarem świątecznych zakupów, obawiam się o Was, mężczyzn. W końcu to my myjemy okna, pierzemy firanki, prasu-jemy obrusy i patroszymy karpia... Mojemu mężczyźnie masz czego zazdrościć – będzie mu w domu pachniało domowym barsz-czem i ręcznie lepionymi pierożkami. Ba, nawet udekoruje pierniki. Jak tylko umyje okna– na szczęście nie muszę go o nic pro-sić, bo sam poczuwa się do odpowiedzial-ności za swoje otoczenie. Może to mi powi-nieneś zazdrościć ?

P: No widzisz – sama sobie odpowiedzia-łaś – jednak mężczyźni również mają spo-ro zajęć przed Świętami. Czy też chcesz powiedzieć, że jego pasją życiową jest my-cie okien? Spójrz na to uczciwie – obecnie przed Świętami trzeba popracować, nieza-leżnie od płci.

M: Wydaje mi się, że to kwestia zmieniają-cych się kryteriów– nie wszystkie kobiety mają takie szczęście jak ja. Przecież wielu jest mężczyzn, którzy stronią od odkurza-cza, nie wiedzą jak zetrzeć kurze, a śmieci wynosi za nich krasnoludek. Ale widzisz, mimo nadchodzącej harówki, już mi się

uśmiech na twarzy maluje, gdy piekę pierniki i wybieram prezenty dla najbliż-

szych...

P: Nie dziwię się, że dla Ciebie Świę-ta są miłe, skoro musisz martwić się

jedynie o to, jak mają inne kobiety. Prezenty... Tak... Nie ma to jak

kupować mnóstwo rzeczy, któ-re można nabywać przez cały

rok, po cenach kilkukrotnie wyższych i w kolejkach

kilkunastokrotnie dłuż-szych.

M: Zaskoczę Cię. Moje prezenty już

od dawna leżą za-

pakowane w świąteczny papier i czekają na kokardki, także ten problem odpada. Jak znasz najbliższych, to wiesz, co im kupić. Każdy ma swoje obowiązki i problemy, ale czy naprawdę nie możemy czasem pomy-śleć, czy inni nie mają gorzej? I nie po to, by nam było lepiej, tylko żeby docenić to, co mamy i przestać narzekać? Już nie mogę się doczekać zapachu makowca i wycinania foremkami pierniczkowych cudów...

P: Cóż – większość społeczeństwa, jeśli kie-rujemy się Twoimi kategoriami myślenia o innych, prezenty kupuje w okolicach grud-nia. W domu, owszem, pachnie ładnie, ale i tak pożytek z tego jest dopiero w Wigilię. A potem znów nauka przed sesją...

M: Ba, nawet przed dwiema, ale kto by się tym przejmował? Upieczemy ciasteczka, będziemy mogli spędzić trochę czasu z naj-bliższymi i w końcu docenić, ile szczęścia mamy we własnych domach. Czy to do Cie-bie nie przemawia?

P: Może faktycznie Święta to ten krótki okres w roku, gdy ciastka powinny nabrać większego znaczenia niż nauka. Masz rację – warto spędzić czas z najbliższymi, ale chy-ba powinniśmy pamiętać o nich nie tylko w Wigilię, ale cały rok. W takim razie Martyno – życzę Tobie wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku.

M: Piotrusiu, Tobie z okazji nadchodzących Świąt życzę więcej optymizmu i radości. Li-czę, że będziesz się dalej rozwijał kulinarnie, by Twoja kobieta faktycznie miała najlep-szego kucharza w domu.

M i P: Wszystkim, którzy czytają naszą woj-nę, życzymy spokojnych Świąt, bez walki płci – pomagajmy sobie, nie tylko w ten wy-jątkowy czas!

MARTYNA TADROWSKA PIOTR OSSOWSKI

Page 15: Atheneum nr 6/2012

15

MOjA IMPREzA

Imprezy. Każdy na jakiejś był, nie wszystkim dane jest zapamiętać któ-rąkolwiek. Z tymi zachowanymi w pa-mięci problem jest zgoła inny. Otóż – jak zadecydować, która z nich była tą najlepszą? Jakie kryterium o tym prze-sądza? Towarzystwo, muzyka czy może ilość pochłoniętego etanolu? Przyjmij-my jednak, że najlepszą jest ta, którą pamiętamy najdłużej.

Przypominam sobie pewien impre-zowy epizod. Klub, gdzie królowały drinki z palemką, techno i banano-

wa młodzież. Do tej pory nie mam pojęcia, co mnie podkusiło, aby się w nim pojawić. Pewnie to, że był niedaleko, a w promie-niu kilku kilometrów żadnego innego jesz-cze wtedy nie otwarto. Powtarzając sobie i znajomym, że dopóki nie spróbujemy,

nie dowiemy się, czy było warto, raźnie podążyliśmy w kierunku wcześniej wspo-mnianego przybytku. Jak to zwykle bywa w tego typu przygodach, problem pojawił się już na początku. Pod wpływem „before party” nie każdy z naszej paczki był w sta-nie wejść do klubu o własnych siłach. Nie umknęło to uwadze strażników porządku tegoż lokalu, co zakończyło się pozosta-wieniem nas przed zamkniętymi wrotami. Niestety bez możliwości renegocjacji sta-nowisk umięśnionych panów.

Jak nie, to nie. Postanowiliśmy przenieść się w domowe „pielesze”. Na domówkach też może być fajnie i zdecydowanie było. Pierwsze trzy godziny suto zakrapianej biesiady z dobrą muzyką i w doborowym towarzystwie przerwał, nic innego, jak dzwonek do drzwi. Ktoś uporczywie pró-

bował wyrwać mnie z rytmów płynących wówczas z głośników. Chcąc nie chcąc, udałem się sprawdzić, kogo licho niesie. Za drzwiami ujrzałem trzy nieznajome twarze. Studenci przechodzili koło bloku w poszukiwaniu wrażeń, usłyszeli muzy-kę i wpadli na pomysł, że przyłączą się do imprezy. Z rozsądkiem zabitym przez alkohol zgodziłem się, tym bardziej, że na „wkupne” przynieśli własne trunki.

Koniec końców okazali się fajnymi ziom-kami. Jako jedni z nielicznych zostali, aby pomóc posprzątać pobitewny chaos. Jak widać, niekiedy odrzucenie na chwilę uprzedzeń, może się skończyć nawiąza-niem nowych znajomości. Koledzy zali-czyli dobrą imprezę, a ja odzyskałem wiarę w ludzi.

0ZZY

Domowe „pielesze”

Konkurs przedłużony do 7 stycznia! Przeżyłeś lepszą imprezę? Podziel się swoimi wraże-niami przesyłając tekst na adres e-mail naszej redakcji [email protected] do 7 stycznia. Najlepszy zostanie opublikowany w naszej gazecie i nagrodzony niezapomnianym wieczorem o wartości 300 zł w SODA

Club & Lounge Bar!

Page 16: Atheneum nr 6/2012

16 2012/2013

Święta

Student, zakupy, prezenty, święta… Mie-szanka wybuchowa! Jednak gdy dodamy do zestawu kreatywność, z tej bombki świątecznej mogą wyniknąć wigilijne cuda. Wystarczy wziąć sprawy w swoje ręce i spróbować stworzyć coś samodziel-nie.

Okres przedświąteczny to wyzwa-nie dla każdego studenta. Szał za-kupów związany z grudniowymi

wydarzeniami powoduje niemały zawrót głowy. Na sklepowych półkach znajdziemy mnóstwo kolorowych gadżetów, które kuszą swoim widokiem, jednak nie zawsze ceną. Sklepy internetowe są wypełnione ofertami prezentów „łatwych, prostych i przyjem-nych”. Jak wśród tego całego zamieszania nie zagubić świątecznego ducha i nie zwariować podczas wyboru idealnego podarku dla bli-skiej osoby? Jak sprawić, by wigilijne upo-minki były wyjątkowe? Lepiej kupić prezent czy zrobić go samemu? Gdzie szukać weny i skąd czerpać inspiracje? Wiele pytań, a cza-su coraz mniej… Czas podjąć wyzwanie i rozszyfrować te świąteczne zagadki.

StrategiaDo Wigilii zostało naprawdę niewiele czasu. Jednak nie załamujmy się, nie kupujmy byle jak i byle gdzie. „Zakupy na ostatnią chwilę” to jedna z najgorszych rzeczy, jakie możemy zrobić w czasie świątecznego szaleństwa. Bezpieczne jest: planowanie, obmyślanie i wymyślanie prezentów przed wybraniem się do centrum handlowego. Warto poświę-cić na to chwilę, by oszczędzić sobie niepo-trzebnych nerwów i biegania od sklepu do sklepu po reklamację czy produkt, który jest nam niezbędny do stworzenia upominku. Lista świątecznych zakupów to przydatna pomoc w chwili, gdy dostaniemy oczopląsu po wejściu do kolejnej kolorowej alejki. Do-pasowanie prezentu do gustu i potrzeb ob-darowywanej osoby jest kolejnym punktem do zrealizowania. Nie musimy się jednak ograniczać. „Miłość od pierwszego wejrze-nia” istnieje również w święta, jednak mimo to warto mieć przy sobie tę spisaną inspira-cję i koło ratunkowe w jednym.

Natchnienie„Inspiracja” to słowo-klucz. Można znaleźć ją wszędzie. Spacer zaśnieżoną alejką, tą sklepową czy szlakiem internetowych stron, to tylko jedna z propozycji do wykorzysta-nia. W katalogach roi się od pomysłów na

prezenty, jednak nie zawsze są one trafne. Warto kierować się rozsądkiem przy prze-glądaniu kolejnych in-spiracji, by nie popaść w handlową pułapkę. Istnieje wiele stron internetowych, gdzie możemy obejrzeć zdję-cia przedmiotów wyko-nanych własnoręcznie, wraz z przepisem na nie umieszczonym w zestawie. Modne jest robienie ubrań, ozdób, akcesoriów i wielu innych przedmiotów samemu. Plusem samodzielnego majster-kowania jest z pewnością niski koszt, co dla każdego studenta jest nie lada gratką. To również sposób na święta! Nie ograniczajmy się, pozwólmy wyobraźni działać.

PlanowanieSprawdź, czy to, co wypatrzyłeś w sklepie można stworzyć samemu. Zaplanuj wyko-nanie i zbierz potrzebne materiały, dodaj do projektu nutkę własnej kreatywności i wpleć w to cechy osoby, dla której robisz to wszystko. Ulubiony kolor, ładny wzór, użyteczne kształt i zastosowanie – możliwo-ści jest mnóstwo! W Internecie znajdziesz nowatorskie rozwiązania i propozycje, któ-re wesprą Twoją kreatywność i pomogą w wykończeniu dzieła. Ofiarowanie własno-ręcznie zrobionego prezentu może ucieszyć bardziej niż podarunek ze sklepowej półki. Taki upominek będzie jedyny w swoim ro-dzaju, niezależnie od efektu końcowego. Nie przejmuj się, gdy coś nie pójdzie zgodnie z planem, małe błędy dodadzą uroku i charak-teru przedmiotowi, który wykonujesz. Może majsterkowanie stanie się Twoim nowym hobby, a znajomi oszaleją na punkcie zro-bionych przez Ciebie przedmiotów?

DziałanieBransoletka ze starych rzemyków, opaska ze skrawków pociętej koszulki czy pomalowa-nie ubrań w modne w tym sezonie motywy „galaxy” – to tylko kilka pomysłów na wła-snoręcznie wykonany gadżet. Przybornik ze zużytej puszki po konserwach to pro-pozycja dla nieuporządkowanych, którym można podarować odrobinę ładu. Samo-dzielnie wykonana teczka na notatki – dla sumiennego studenta. Naszyjnik na sznur-

ku z przedmiotem, który ma znaczenie dla osoby, której wręczamy prezent, to recepta na niezapomniany upominek. Koszulka czy kubek z nadrukiem to także dobre rozwiąza-nie. Można wykorzystać farbki i wykonać go samemu, ale istnieje możliwość zamówienia u specjalisty gadżetu z zaprojektowanym przez siebie nadrukiem, co nie odbierze prezentowi indywidualnego charakteru. Czasem ozdobienie kupionego przedmiotu, sprawi, że stanie się on wyjątkowy. Nie bój-my się eksperymentować!

Bez ograniczeńPrzedświąteczny czas to chwila, gdy może-my sprawić bliskim wiele radości i pozwolić sobie na zabawę w majsterkowicza. Zro-bienie własnoręcznie prezentu umożliwia wykazanie się samemu przed sobą oraz po-kazanie bliskim, że chcemy im dać coś uni-katowego. Kluczem do sukcesu jest okazanie obdarowywanej osobie, jak bardzo nam na niej zależy i jak duży wkład włożyliśmy w upominek dla niej. Kolejnym plusem sa-modzielnego wykonania prezentu jest to, że sami decydujemy o kształcie, kolorze czy jego zastosowaniu. Możemy perfek-cyjnie trafić w gusta bliskich, nie musimy szukać idealnego upominku na sklepowych półkach i rezygnować z niektórych cech, w celu kupienia czegoś, co jest tylko bliskie ideałowi. Spełnianie marzeń i wzajemne sprawianie radości to jedne z piękniejszych elementów świąt Bożego Narodzenia. Sami możemy stworzyć magię, poprzez podaro-wanie prezentów zrobionych własnoręcznie i ze szczerego serca.

MAJA PRZYBYLSKA

Świąteczny survival

fot. Maja Przybylska

Page 17: Atheneum nr 6/2012

17

/ kulturalne ukwiecenieREcENzjE

Film Pedra Almodóvara – Kika – prze-szedł do historii kina głównie z powo-du kontrowersyjnej sceny gwałtu. Są też i tacy fani hiszpańskiego obrazu reżysera, którzy czują niedosyt. Pozy-tywny.

Tytułowa Kika wciąż szuka miłości. Z czegoś trzeba żyć, dlatego Kika, jako kosmetyczka, nie odmawia

zrobienia makijażu nieboszczykom. W swoim fachu jest profesjonalistką. Nieste-ty, jej relacje damsko-męskie odbiegają od ideału. Nadmierna naiwność, wrodzo-na skromność czy złe wybory to jedne z wielu cech, które sprawiają, że życie Kiki nie jest bajeczne. Pomimo tego, prostolinijność charakteru czterdziestoletniej kobiety nakazuje jej wierzyć, że nie wszyscy przedstawicie-le płci męskiej są draniami. Ta bezgraniczna ufność prowadzi bohaterkę wciąż ku nieznanym mężczyznom, nowym doświad-czeniom. Wydekoltowana Kika (jest za gorąco) zapoznaje się z

Ramonem. W tym momencie rozpoczy-na się niebanalna historia opowiedziana przez Almodóvara.Widowiskiem rządzi nagość. Twórca fil-mu zdaje sobie z tego sprawę. Dlatego reżyser w swoim charakterystycznym sty-lu przyodziewa erotykę w groteskę. Od-biorca zapomina o gołym ciele czy poroz-rzucanej bieliźnie. Nietuzinkowa ironia, wyłaniająca się z rozbieranej sceny, do-minuje nad obrazem. Jednych to drażni, innych zachwyca. Scena gwałtu w filmie zostaje przedsta-wiona zdecydowanie zbyt długo. Jest to zabieg celowy, podkreślający groteskę.

Almodóvar to świetny prowokator. Po-zwolił wkraść się nudzie do percepcji obrazu. Jednakże zabieg atakującej mo-notonności, pomimo balansowania z tak niesmacznym widokiem, powoduje, że ciekawsze są zdarzenia poprzedzające akt. Incydent z mandarynką nie ratuje tej sce-ny, choć może u widza dobitnie pobudzić wyobraźnię. Często można spotkać się z opinią, że Kika jest ukoronowaniem artystycznej pasji Pedra. Tymczasem tutaj twórczość Almodóvara nabiera innego wymiaru – wzbudza kontrowersje. Czy warto po-przez scenę gwałtu – najczęściej kryty-

kowaną jako nieludzki obraz sponiewierania ciała kobiety – dążyć do swej reżyserskiej indywidualności? Jedno jest pewne – film długo pozostanie w pamięci. Nawet u obojętne-go odbiorcy. Nikt nie jest ide-alny. Kika tym bardziej. Warto przekonać się o tym na własne oczy.

AGNIESZKA SZLACHCIKOWSKA

FESTIWALW dniach: 13.01.2013 r. – 18.01.2013 r. odbędzie się coroczny festiwal AFF-Era Filmowa organizowany przez Dyskusyjny Klub Filmowy, przebiegający pod hasłem „Kino oświetlone menorą”. Widzowie mają szansę obejrzeć m.in.: „Mu-simy sobie pomagać” (2000), „Co nas kręci, co nas podnieca” (2009), „Poważny człowiek” (2009), „Oczy szeroko otwarte” (2009), „Pociąg życia” (1998), „Palacz zwłok” (1969), „W ciemności” (2011), „Liban” (2009). Redakcja „Atheneum” ma do rozdania 7 pojedynczych wejśció-wek na dowolnie wybrane przez siebie seanse. Aby zdobyć bilet wystarczy odpowiedzieć na pytanie: która edycja artystycznego przeglądu AFF-Era Filmowa przypada w styczniu 2013 roku? Odpowiedzi wraz z danymi uczestnika (imię i nazwisko, rok oraz kierunek studiów) należy przesyłać na adres: [email protected] do 10 stycznia 2013 roku z dopiskiem „Recenzje”. Re-dakcja poinformuje zwycięzców o wygranej.Szczegółowe informacje dotyczące programu AFF-Ery dostępne są na stronie organizatora: www.affera.palac.bydgoszcz.pl.

KONKURS Dla miłośników dobrego kina redakcja „Atheneum” ma do rozdania trzy wejściówki na pro-jekcje filmowe realizowane w ra-mach Dyskusyjnego Klubu Fil-mowego. Seanse odbywają się co czwartek o godz. 19.30 w Pałacu Młodzieży przy u. Jagiellońskiej 27. Wszyscy zainteresowani mają okazję obejrzeć w grudniu następujące filmy: 13.12 – „Raj: miłość”(2012), 20.12 – „Jesteś Bogiem” (2012), 27.12 – „Zako-

chana bez pamięci” (2012), 03.01.2013 – „Whisky dla aniołów” (2012), 10.01 – „Bestie z południowych krain” (2012), 17.01 – „Pokłosie” (2012). Cena biletu ulgowego, za okazaniem ważnej legitymacji studenckiej, wynosi 5 złotych.Aby zdobyć pojedynczą wejściówkę wystarczy odpowiedzieć na pytanie – kto jest reżyserem filmu „Whisky dla aniołów”, którego emisję zaplanowano na 5.01.2013 r. Odpowiedzi wraz z danymi uczestnika (imię i nazwisko, rok oraz kierunek studiów) należy przesyłać na adres: [email protected] do 10 stycz-nia 2013 roku z dopiskiem „Recenzje”. Redakcja poinformuje zwycięzców o wygranej. Laureaci będą mieli prawo wyboru wej-ściówki na dowolny seans.

Sztuka gwałtu

Page 18: Atheneum nr 6/2012

18

student z Pasją\ TRAPPED INSIDE ME

Pięciu mężczyzn – każdy inny, ale razem tworzą niesamowite połączenie – Trap-ped Inside Me. Studenci Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy, stanowiący grupę, wykorzystują zarów-no ciężkie hardcorowe brzmienia jak i sporo melodii. Inspirują się przy tym masą różnych gatunków. Muzyka jest ich pasją, a życie traktują jak przygodę.

Zespół powstał na początku roku 2012. – Po przygodach w Matchboxie i 180 stopniach, wraz z

Maciejem Dziubichem i Michałem Gram-czewskim, naszym perkusistą, zaczęliśmy wspólny projekt – mówi Maciej Bokiej. – Po jakimś czasie doszedł do nas Szymon Grygorkiewicz, który gra na gitarze oraz Mateusz Serwach, który zajął się wokalem.

Zespół tworzą sami humaniści, w składzie znajdziemy trzech dziennikarzy, historyka oraz filologa.

Maciej Bokiej jest studentem dziennikar-stwa i komunikacji społecznej na UKW. Gra na gitarze basowej od 7 lat. Poza tym zajmuje się tworzeniem teledysków, foto-grafią i grafiką. Swoją przygodę z muzy-ką zaczął w liceum, gdzie poznał Macieja Dziubicha i Szymona Grygorkiewicza, któ-rzy zainspirowali go do nauki gry na basie. – Po pewnym czasie stworzyliśmy zespół Matchbox. Cztery lata później dołączyłem w roli basisty do 180 stopni, gdzie grał już Michał i od jakiegoś czasu Maciej – wspo-mina student dziennikarstwa.

Pierwszym z gitarzystów jest Maciej Dziu-bich, student dwóch kierunków: dzien-nikarstwa i komunikacji społecznej oraz bezpieczeństwa narodowego. – Fascynuje mnie Hiszpania: język, kultura, architek-tura, temperament i mentalność tamtejszej społeczności. W ten sposób narodziła się miłość do Barcelony. Uwielbiam poznawać nowe miejsca. Każda podróż to nie tylko ogrom wspomnień, ale również kapitalne przeżycie – mówi. Swoją przygodę z gatun-kiem hardcore zaczął dzięki rodzinie. Tak narodziła się w nim miłość do gitary. Jest twórcą większości materiału zespołu i od

lat zajmuje się komponowaniem nie tylko ciężkich dźwięków.

Szymon Grygorkiewicz to drugi gitarzy-sta Trapped Inside Me.Student ostatniego roku filologii angielskiej, uwielbia grę na gitarze oraz kalifornijskiego punk rocka, którym fascynuje się od wielu lat. – Pasjo-nuję się kulturą Stanów Zjednoczonych, w przyszłości chciałbym zamieszkać w San Diego – komentuje chłopak. Oprócz pasji i studiów zajmuje się także tłumaczeniami, zarówno amatorsko jak i zawodowo. Jeździł również wyczynowo na deskorolce, ale nie-stety kilka lat temu doznał kontuzji kolan i w chwili obecnej porzucił sport na rzecz gi-tary i zespołu. Dzięki temu jednak ma czas, aby skupić się na muzyce, którą zajmuje się od wielu lat.

Michał Gramczewski to również barwna postać. Jest absolwentem historii i inte-gracji europejskiej na UKW. Kocha insce-nizacje historyczne. Uwielbia samocho-dy, a zwłaszcza ryk silnika na torach off roadowych, gra na perkusji. – Muzyka jest dla mnie bardzo ważna, ale na pierw-szym miejscu stawiam jednak adrenalinę, która unosi się w powietrzu podczas za-wodów off roadowych. Mimo tylu zain-teresowań, znajduję czas i siłę na każde z nich, bo to część mnie – opowiada Michał.

Wokalista kapeli to wielki fan Batmana – Mateusz Serwach. Studiuje dziennikarstwo i komunikację społeczną, gdzie poznał Ma-cieja Bokieja oraz Macieja Dziubicha. Do zespołu dołączył jako ostatni i od razu wpa-sował się swoim mocnym wokalem do pa-nującej tam atmosfery. Przygodę z muzyką rozpoczął w swoim rodzinnym Janikowie, zaczynając jako zwykły odbiorca. W pew-nym momencie pojawił się zamiar, by dać muzyce coś od siebie. Pomysły na teksty i ich szkielety tworzy właśnie on, później z zespołem omawiają i poprawiają je tak, by każdy z osobna mógł się pod nimi podpi-sać. – W końcu teksty mają odzwierciedlać to, co czujemy, jakie mamy problemy i co daje nam szczęście – mówi. Swoje zaintere-sowania rozwija także poza sceną: Mateusz pisze pracę magisterską, w której analizuje językowy obraz człowieka w tekstach pio-senek.

Trapped Inside Me: co tak naprawdę ozna-cza? Wybieranie odpowiedniej nazwy dla ze-społu to twardy orzech do zgryzienia. Na początku każdy członek składu przygoto-wał kilka, a nawet kilkanaście nazw. Burza mózgów była długa i ciężka. Zdecydowali większością głosów. „Trapped Inside Me” oznacza „uwięzione we mnie, w nas”. Pod tym może podpisać się każdy z nich. Nazwa jest trochę tajemnicza, bo co jest uwięzio-ne? – Problemy, szczęście, to, co nas boli, to, co nas cieszy, ale również to, o czym nie mówimy, tylko kamuflujemy w tekstach – twierdzą zgodnie członkowie zespołu.

Miłość do muzyki

2012/2013

Page 19: Atheneum nr 6/2012

19

/student z Pasją

Dzięki kapeli realizują siebie, własne ma-rzenia, pragnienia. Potrafią bezkolizyjnie pogodzić tę pasję z obowiązkami na uczelni oraz pracą zawodową i świetnie zorgani-zować czas. Dla nich muzyka to miłość od pierwszego słyszenia. Dbają o ten związek, grając minimum jedną próbę w tygodniu.

Zadebiutowali koncertem w Wągrowcu, gdzie podczas dwudniowej imprezy dzie-lili scenę m.in. z Frontside. Dali też kilka większych popisów swoich umiejętności, między innymi w lipcu tego roku podczas pierwszej edycji Bulwar Fest w Bydgosz-czy – zagrali z The Cuffs oraz Turbo A.C.’s. Później Trapped Inside Me można było usłyszeć w Estradzie u boku francuskiego Kickbacka. Obecnie przygotowują singiel, aby móc dotrzeć do szerszej publiczności. Instrumenty zostały zarejestrowane, pozo-stało dopieszczenie wokalu. Teledyskiem,

który planowo ma się pojawić jeszcze w tym roku, będą zajmować się: Maciej Bo-kiej i Karol Sawicki (przyjaciel zespołu). Wtedy też, oprócz nagrań live na portalu Youtube, będzie można zobaczyć ich klip. W 2013 roku chcą nagrać i wydać też de-biutancki, profesjonalnie zrealizowany i brzmiący krążek. – Zdajemy sobie sprawę, że dobrze brzmiąca płyta to swego rodzaju przepustka, dająca nowe możliwości– do-dają.

Muzyka, którą grają jest sumą tego, czego słuchali przez lata. Energetyczne brzmie-nia, punk, hardcore, także metal. – I wte-dy okazało się, że można jeszcze mocniej i zdecydowanie melodyjniej – wyjaśnia Ma-ciej Bokiej. Ich hardcore jest ciężki, szybki i agresywny, ale dodając do kompozycji tro-chę melodii nadają jej świeżości oraz zróż-nicowania.

Dla nich pasja to indywidualna sprawa. Chociaż wszyscy wchodzący w skład kapeli mają naprawdę wiele zainteresowań, to mu-zyka odgrywa bardzo ważną rolę w życiu każdego z nich. Granie sprawia im radość, stanowi odskocznię od codzienności i po-trafi rozładować negatywne emocje. – Zda-jemy sobie sprawę, że gatunek, który gramy jest ciężki i nie do każdego słuchacza może dotrzeć, ale chcemy budować markę, pozy-cję i wierzymy w to, co robimy – stwierdza Szymon. – Świetnie się ze sobą dogaduje-my, wszystkie decyzje organizacyjne i mu-zyczne podejmujemy wspólnie. W końcu jesteśmy bardzo dobrymi kumplami, a jest to ważny element spajający kapelę. Bo prze-cież każdy znany zespół zaczynał tak samo, czyli od początku – mówią członkowie. Chcą spełniać swoje marzenia ciężką pracą, ale z uśmiechem na twarzy. JUSTYNA OSIńSKA

fot. Archiwum Trapped Inside Me

TRAPPED INSIDE ME

Page 20: Atheneum nr 6/2012
Page 21: Atheneum nr 6/2012

14-15 grudnia godz. 19.00

„Mickiewicz. Dziady. Performance”

SPEKTAKLTeatr Polski Bydgoszcz,

al. Mickiewicza 2

Zgodnie z cennikiem biletów Teatru Polskie-

go Bydgoszcz

WSTĘP

21

14-15 grudnia godz. 19.00

Gaetano Donizetti„Napój miłosny”

OPERA KOMICZNAOpera Nova w Byd-

goszczy,ul. Marszałka Focha 5

Zgodnie z cennikiem biletów Opery Nova w

Bydgoszczy

19-20 grudniagodz. 19.0021 grudnia

godz. 17.00 i 20.00

„Łaknąć” SPEKTAKLTeatr Polski Bydgoszcz,

al. Mickiewicza 2

Zgodnie z cennikiem biletów Teatru Polskiego

Bydgoszcz

29-30 grudnia godz. 19.0031 grudnia

godz. 20.00

„Klub kawalerów” i czterodaniowa kolacja w Restauracji Warzel-nia Piwa Bydgoszcz

SPEKTAKL/EVENTTeatr Polski Bydgoszcz,

al. Mickiewicza 2

Zgodnie z cennikiem biletów Teatru Polskie-

go Bydgoszcz

29-31 grudniagodz. 16.00 i 20.00

„Gala Sylwestro-wo – Noworoczna

2012/2013”KONCERT

Opera Nova w Byd-goszczy,

ul. Marszałka Focha 5

Zgodnie z cennikiem biletów Opery Nova w

Bydgoszczy

1 stycznia godz. 17.00

„Gala Noworoczna 2013”

Prowadzenie – Artur Andrus

KONCERTOpera Nova w Byd-

goszczy,ul. Marszałka Focha 5

Zgodnie z cennikiem biletów Opery Nova w

Bydgoszczy

11-12 stycznia godz. 19.00

Amilcare Ponchielli„La Gioconda”

OPERAOpera Nova w Byd-

goszczy,ul. Marszałka Focha 5

Zgodnie z cennikiem biletów Opery Nova w

Bydgoszczy

16 grudniagodz. 18.00

„Wszyscy Święci” SPEKTAKLTeatr Polski Bydgoszcz,

al. Mickiewicza 2

Zgodnie z cennikiem biletów Teatru Polskie-

go Bydgoszcz

24-27 styczniagodz. 19.00

Johann Strauss „Zemsta nietoperza”

OPERETKAOpera Nova w Byd-

goszczy,ul. Marszałka Focha 5

Zgodnie z cennikiem biletów Opery Nova w

Bydgoszczy

16-18 i 20 styczniagodz. 19.00

Johann Strauss „Baron cygański”

OPERETKAOpera Nova w Byd-

goszczy,ul. Marszałka Focha 5

Zgodnie z cennikiem biletów Opery Nova w

Bydgoszczy

/ kulturalne ukwiecenieKAlENDARIUM

Page 22: Atheneum nr 6/2012

rOzrywka

Odpowiedz na pytanie: „Jakiego miejsca w Bydgoszczy dotyczy ta fotografia?” Odpowiedzi można przesyłać na adres e-mail: [email protected] do 7 stycznia 2013 r. W zgłosze-niu należy podać imię, nazwisko, rok i kierunek studiów. Wśród poprawnych odpowiedzi rozlosujemy dwa dwuosobowe bilety na spektakl „niespodziankę” do Teatru Polskiego Bydgoszcz.

Rozwiązanie z poprzedniego numeru: ławki z Muszli Koncerto-wej w Parku im. W. Witosa.

Bilety otrzymały: Alicja Chmura, administracja, II rok MUBożena Czaplewska, ochrona dóbr kultury, I rok MU

KONKURS

38

6

13

87

7

7

166

6

6

8

8 9

1

9

99

9 5

5

2

5

4

42

4

7

6

3

3

1

4 7 8

22

4 raZY SUDOKU!fot. Maja Przybylska

2012/2013

3

8

61

3

8 71

66

8

91 9

9

9

5

525

4

24

7

31

78

12

55

2

8

3

8

7

167

91

99

9

5

5

54

2

4 7

3

7

82

5

2

7

7

44

381

6

9

9

5

54

2

4

7

3

8

25

27

7

46

3

46

2

2

521

Page 23: Atheneum nr 6/2012
Page 24: Atheneum nr 6/2012