Upload
others
View
0
Download
0
Embed Size (px)
Citation preview
Nasza Księgarnia
Przełożyła Magdalena Koziej
Ilustrowała Denise Brunkus
BARBARA PARK
Zuźka D. Zołzik imprezuje
Tytuły oryginałów angielskichJunie B. Jones Is (almost) a Flower GirlJunie B. Jones and the Mushy Gushy ValentineJunie B. Jones Has a Peep in Her Pocket
Text copyright © 1997, 1998 by Barbara ParkIllustration copyright © 1997, 1998 by Denise BrunkusAll rights reserved. Published in the United States by Random House Children’s Books, a division of Random House, Inc., New York
© Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo „Nasza Księgarnia”, Warszawa 2013© Copyright for the Polish translation by Magdalena Koziej
Projekt okładki Karia KorobkiewiczIlustracja na okładce Denise Brunkus
�
1 Rysiek
Nazywam się Zuźka Zołzik. A właściwie to Zu-
zanna D. Zołzik. Na D zaczyna się imię Danuta.
Tylko że mnie się Danuta wcale nie podoba. Wy-
starczy więc samo D.
Jestem panną.
Panną zostaje się wtedy, gdy twój chłopak, nie-
jaki Rysiek, rzuca cię na przerwie. A ja wcale nie
oczekiwałam takiego okropnego kłopotu.
To stało się dzisiaj na szkolnym boisku.
Najpierw bawiłam się w koniki z przyjaciółka-
mi: Lucynką i Gretą.
�
Nagle mój chłopak Rysiek przebiegł tuż obok
mnie. Gonił nową dziewczynkę, która ma na imię
Julia.
– RYSIEK! – wrzasnęłam na całe gardło. –
HEJ, RYSIEK! CO TY WYPRAWIASZ?!
No i pognałam za nim. Rzuciłam się na niego na
trawniku. Potem trochę się siłowaliśmy, jak w za-
pasach. I tarzaliśmy po trawie.
Wreszcie usiadłam mu na nogach. I bardzo
wdzięcznie przygładziłam włosy.
– Cześć, Rysiu – sapnęłam. – Jak się masz dzi-
siaj? Bo ja świetnie. Tylko że właśnie widziałam,
jak gonisz tę nową Julię. Proszę, żebyś z tym skoń-
czył. Mówię serio.
Rysiek ze zdziwieniem uniósł brwi.
– A niby dlaczego?
Wciągnęłam policzki i spojrzałam surowo na te
go faceta.
7
– DLATEGO, Rysiek! Bo jestem twoją dziew-
czyną. A ty jesteś moim chłopakiem. Chłopak mo-
że gonić tylko swoją dziewczynę i odwrotnie. Tak
to już jest.
Rysiek wpatrywał się we mnie bez słowa.
Wzruszyłam ramionami.
– Przykro mi. Takie są zasady – wyjaśniłam.
Twarz Ryśka posmutniała.
– Ale ja LUBIĘ gonić Julkę! – jęknął. – To
świetna zabawa.
Poklepałam go wyrozumiale po ramieniu.
– No cóż, ja nie ustalam zasad, Rysiu. Ja tylko
wprowadzam je w życie.
Potem wstałam z jego nóg. I usiadłam obok na
trawie.
Rysiek nie odzywał się przez jakiś czas. Wresz-
cie wstał. I bardzo miło potrząsnął moją ręką.
8
– Zuziu – powiedział. – Fajnie być twoim chło-
pakiem, ale myślę, że już czas, abyśmy zaczęli ga-
niać inne osoby.
Po chwili pokiwał mi na do widzenia. I popę-
dził, by znów latać za tą nową Julią.
Wybałuszyłam na niego oczy.
– NIE, RYSIEK, NIE! – krzyknęłam. – NIE!
NIE! WRÓĆ!
Ale on biegł dalej.
Poczułam, że robi mi się słabo i niedobrze.
Osunęłam się na trawę. Ale miałam pecha.
Bo właśnie wtedy rozległ się dzwonek na lekcję.
I wszystkie dzieci zaczęły biec do budynku.
Oprócz mnie.
Ja dalej siedziałam na trawie.
Nauczycielka zawołała mnie po imieniu.
Ona nazywa się Pani. Ma też inne imię, ale
mnie się podoba Pani, i kropka.
Wreszcie Pani po mnie przyszła.
– Zuziu, kochanie? Dlaczego nie idziesz na lek-
cję? Masz jakiś problem?
Spojrzałam na nią z rozpaczą.
– Rysiek – odparłam smutno. – Mój problem to
Rysiek.
Potem łzy napłynęły mi do oczu. I zaczęło mi
lecieć z nosa.
Pani zamknęła oczy.
– O nie, tylko nie kłopoty z facetami! – jęknęła.
– JESZCZE NIE TERAZ.
Podała mi chusteczkę. I podniosła mnie z zie-
mi. I odprowadziła do Sali nr 9.
10
2 Ptaki, a szczególnie
szczygiełki
Mama miała dzień wolny. Wyszła po mnie na
przystanek autobusowy. Pchała wózek, w którym
był mój braciszek Oleś. Podbiegłam i uścisnęłam
ją za nogi.
– Mamo, mamo! Tak się cieszę, że cię widzę!
– powiedziałam. – Bo dziś jest najgorszy dzień
w moim życiu. Czuję się, jakby mnie przepuszczo-
no przez SZYNKĘ, mówię ci.
Mama uniosła ze zdziwieniem brwi.
– A, masz chyba na myśli MASZYNKĘ, Zuziu.
Jak ktoś jest wykończony, bo miał trudny, męczą-
11
cy dzień, mówi, że czuje się, jakby go przepuszczo-
no przez MASZYNKĘ.
Pokiwałam głową.
– Tak, mamo. Taki właśnie miałam dzień. Bo
mój chłopak Rysiek woli ganiać za innymi osoba-
mi. Właśnie ta wiadomość mnie wykończyła.
Sięgnęłam do kieszeni i wyciągnęłam batonik.
– Popatrz. Widzisz, jaka byłam smutna? Nie
mogłam nawet zjeść na przerwie. Bo miałam ściś
nięty żołądek i było mi słabo.
Mama wyjęła batonik z mojej ręki. I odgryzła
ze smakiem wielki kawałek.
– Mmmm. Dziękuję, kochanie – powiedziała.
Gapiłam się bez słowa na tę kobietę. Bo najwy-
raźniej nic do niej nie docierało.
– Nie, mamo, nie chodzi o to, żebyś zjadała mój
batonik – wyjaśniłam. – Chodzi o to, żeby ci było
12
mnie żal. No i jeszcze musisz mi powiedzieć, jak
mam odzyskać Ryśka.
Mama nachyliła się i mnie przytuliła.
– Przykro mi, kochanie. Wiem, że ci smutno
z powodu Ryśka. Ale tak szczerze mówiąc, jesteś
o wiele za młoda na to, żeby mieć chłopaka.
Wyprostowała się i dodała:
– Jesteś jeszcze małą dziewczynką.
Tupnęłam ze złością.
– Wcale nie jestem mała! – wybuchnęłam. –
A poza tym wszystkie dziewczynki w szkole mają
chłopaków, mamo! Moja najlepsza przyjaciółka Lu-
cynka ma Seweryna. A druga najlepsza przyjaciół-
ka Greta – Roberta. Kasia chodzi z Jankiem, Aga-
ta z Wiktorem. A Marysia z Bogusiem Beksą. A ja
nie mam nikogo.
Mama westchnęła.
13
– Przykro mi, kochanie, ale wszystkie te dziew-
czynki są za młode, żeby mieć chłopaków – oświad-
czyła. – Proszę cię, Zuziu, nie zaczynaj tej hecy
z chłopakami zbyt wcześnie. Małe dziewczynki po-
winny być wolne jak ptaki, wesołe jak szczygiełki!
Skrzywiłam się.
– A co ptaki, a zwłaszcza szczygiełki, mają
z tym wspólnego?
Mama się roześmiała.
– Tak się mówi, gdy ktoś nie ma żadnych zobo-
wiązań i jest wesoły. To znaczy, że możesz biegać
i bawić się, z kim zechcesz.
Zmierzwiła mi włosy.
– Nie musisz martwić się wyborem chłopaka,
dopóki nie będziesz o wiele, wiele starsza.
– Ale ja już jestem o wiele starsza – parsknę-
łam z oburzeniem. – A poza tym wcale nie chcę
14
być jak ptak, a tym bardziej jakiś tam szczygiełek,
tylko jak ludzie.
Podbiegłam do Olesia. I złapałam go za drob-
ną rączkę.
– Patrz, mamo. To jest rączka dzidziusia. Wi-
dzisz, jaka jest malutka?
Przyłożyłam dłoń do jego małej łapki.
– Popatrz na moją rękę. Widzisz, jaka jest duża
w porównaniu z jego dłonią? Widzisz, mamo?
Potem złapałam jedną z maleńkich stópek Ole-
sia.
– Widzisz jego maleńką stópkę? Moje są bilio-
ny razy większe.
Wyprostowałam się na całą wysokość.
– Jestem duża, mówię ci. Jestem właściwie tak
duża jak dorosła pani.
Mama zachichotała.
– Przykro mi, skarbie, ale jednak obawiam się,
że jesteś za młoda na chłopaka.
Książkę wydrukowano na papierze Creamy 70 g/m2 wol. 2,0.
RedaktoR pRowadzący Anna GarbalRedakcja Magdalena Korobkiewicz, Joanna KończakKoreKta Ewa Mościcka DTP, Redakcja techniczna Joanna Piotrowska
ISBN 9788310124067
P R I N T E D I N P O L A N D
Wydawnictwo „Nasza Księgarnia”, Warszawa 2013 r.Druk: EDICA Sp. z o.o., Poznań