Białyst k 2008 - pbc.biaman.plpbc.biaman.pl/Content/19870/Epea_T.VII.pdf · Ewa Frymus-Dąbrowska „Zrealizowano przy wsparciu finansowym ... Promocja kolejnej książki. Pani Anna

  • Upload
    hatuong

  • View
    214

  • Download
    0

Embed Size (px)

Citation preview

Anna Markowa Wiesaw Szymaski Jan Leoczuk Ewa Alimowska Janusz Taranienko, Leonarda Szubzda Joanna Papuziska Janina Kozak-Pajkert Magorzata Dobkowska Elbieta Michalska Halina Kabac Zbigniew Patryk Krzysztof Dbrowski * Agnieszka Krotk Regina Kantarska-Koper Irena Somiska Irena Grabowiecka Janina Puchalska-Ryniejska Katarzyna Drzemicka Roman Kowalewicz * Barbara Lachowicz Krystyna Gudel Joanna Dawidziuk Joanna Pisarska Wojciech Zaski Andrzej Wydmiski Jan Filewicz Marek Dobrowolski Tomasz Wilga Jzef Budziski Zofia Maria Dembiska Julian Dworakowski Teodor Sokoowski Elbieta Skpska Eugeniusz Szuborski Roman Kowalewicz Marek Kurasz Stanisawa Suszyska Anastazja Banasiak Janina Osewska Janusz Sowiski Mateusz Koos Dariusz Tichoniuk * Zofia Piasiewicz Dawid Klepado Anna Krot Kamil Dbrowski Eligiusz Buczyski Ewa Kondraciuk Kamila Korobkiewicz * Iwona Goko Piotr Balkus Bogdan Jankowski Juliusz Szczsny Batura lorgos Gotis Hatif Janabi Irena Somiska Irena Grabowiecka Krzysztof Gedroy Elbieta Cichla-Czarniawska Eugeniusz S z u lb o rs l^ ^ ^ ^ ^ ^ ^

Biaystok 2008

A l m a n a c h

K s i n i c a P o d l a s k a im. u k a s z a G r n i c k i e g o B i a y s t o k 2008

EPEA

Redaktor naczelny: Jan Leoczuk

Redakcja:Janusz Taranienko

Daniel Znamierowski

Redakcja techniczna: Ewa Frymus-Dbrowska

Zrealizowano przy wsparciu finansowym Urzdu Marszakowskiego Wojewdztwa Podlaskiego

w Biaymstoku.

Materiaw nie zamwionych redakcja nie zwraca

ISBN 978-83-60368-02-2

Skad i druk:

MARIUSZ LIWOWSKI15-703 Biaystok, ul. Zwycistwa 26c lok.7

tel. (85) 869-14-87, kom. 0602 766 304 www.prymat.stnet.pl, e-mail: [email protected]

TO M VII

http://www.prymat.stnet.plmailto:[email protected]

Anna Markowa1932-2008

W atelier Rembrandt"

W atelier Rembrandt"Przy ulicy Lipowej Zwanej modnie Rue de Tilleul Na fotelu malestwo Pierwsza fotografia

Za oknem wiat Oswojony gocinny Nowy dwudziesty wiek Bdzie pikny Tak mwi Wieczni optymici

Nikt nie widzi e nad horyzontem Wstaje daleka una

Moe wanie to dziecko Ju modzieniec W latach wielkiej wojny Na innej fotografii Nakreli sowa A kiedy ju nie bdzie nas" Poprosi o wspomnienie Kobiet w czerni

Pniej zapadnie cisza Midzy burzami

Modern - retro

W Elektro - Teatrze Modern Zwiewne panny Wypakuj oczy Na filmie Wrzos"Kochaj si namitnie W piknym ordynacie Michorowskim Wyobrani S tam - na ekranie Wielbi marnego aktora Rudolfa Valentino Biaego szejka

W Elektro - Teatrze Modern Charlie Chaplin Titina ach Titina Mistrz wabi gorczk zota mieszy przepowiada Czas dyktatorw

Reklamy krzycz Wszystko tu zobaczysz Ponury dramat Pogodn komedi Fars sensacj"

Elektro - Teatr Modern Zapomniane - niezapomniane Kino retro

Zaraz zagra orkiestra Oni rusz w tan Gdzie rdka czarodziejska Ktra ich oywi By zaczli wirowa W rytm modnego walca Radoni rozemiani Nieskoczenie modzi

Soneczny park Restauraqa Raj Brakuje tylko Gajw oliwnych

Zaraz zagra orkiestra Oni rusz w tan Niewiadomi przeznacze

Nie wiedz e nadchodzi Anio z mieczem ognistym Ktry ich rozproszy Na cztery strony wiata Daleko od raju

Ale jeszcze trwa Ta miniona niedziela Na fotografii

Zamieszkali w albumie

Gdzie s chopcy z tamtych lat Gdzie si pogubili"Kto to piewa?Marlena Dietrich?Edith Piaf?Nie pamitam

Gdzie dziewczyny z tamtych lat Gdzie si pogubiy?"

Tacy przystojni Takie urodziwe Zamieszkali w albumie Oprawnym w skr Z resztkami wzorw I zoce

Na twardym kartonie W barwie sepii Twarze powane Lub umiechnite Wystudiowane pozy Na specjalne yczenie Fotografa

PotemOni poszli na wojn One pozostay Zmieniy strojne suknie Na surow czer

Nie wiadomo kto wrci Zdy si zestarze Ktra z dziewczt zaznaa Spnionej mioci A kto pogubi si W ostatnich sowach piosenki Jak to waciwe jest"

Krtko trwao Od wczoraj Do dzi

Kto majstrowa Przy werku zegara Wskazwki oszalay Ju za pi dwunasta

Nie czuj lku Przed lustrem Widz spodziewane A jednak pytam Dlaczego tak krtko

Gdzie

Nie wrc do rde WyschyNie ocal korzeni ZgniyNie zamieszkam w tamtym domuZapominamGdzie byCzy by

lady

Moja pikna Ciemnowosa matka Wrzucia kamie W milczc wod stawu

Wry aAlbo chciaa zostawiDziecinny ladGestuDniaGodziny

Miaa racj Pamitam A przecie tyle Zapomniaam skrztnie

Zabroni Mojej piknej Ciemnowosej wnuczce Bawi si ladem na wodzie

Obecni inaczej

Niemodne domy Ktre wspominaj Zamierzch dawno Te mae okienka Za blad szyb Zarys ludzkiej twarzy Nikt nie wie czyjej Bo nikt nie pamita

Ci co odeszli Chodz po ulicach Tak nierealni W starowieckich strojach Nikn za bram Jakiej kamienicy Przy biednych kramach Nieruchomo stoj

W zauku wskim Przed dumnym paacem I w bujnym parku Pogreni w ciszy Zastygli w trwaniu Obecni inaczej Magiczne oko Urok starej kliszy

Epilog - Proba

Pomdl si za mnie Gdy trac nadziej I nawet drzewa Nie s mi przyjazne Spogldam w ciemno W porze - kiedy dnieje A kiedy mroczno Nie potrafi zasn

Pomdl si za mnie Bo dzisiaj nie umiem Sowa jak plewy Jak wyschnity orzech Nie widz twarzy W bezimiennym tumie Rzeki wdruj Do martwego morza

Pomdl si za mnie Gdy jestem bez domu W murach z betonu Umiera si w ciszy Nie wracaj sennie Po prostu si pomdl Jeli ci sucha To i mnie usyszy

Wiesaw Szymaski

Poegnanie Anny Markowej

Obraz pierwszy.

Jej rad iowy gabinet. Szara smuga papierosowej mgy, sczce si sabo wiato lampki na biurku i Ona - pochylona nad kartkami z kolejnym felietonem. Uwana, skupiona, cyzelujca sowa, by jak najmniej ich uy do powiedzenia jak naj- wicej.

I to ciche - Chod, chod, no co tam masz ? Co podpisa? A o czym to jest?

A kiedy zdarzao si, e krelia w moim tekcie cae akapity - powtarzaa z umiechem - felieton to trudna forma, trzeba si jej uczy cae ycie.

Dzi ju to wiem, Pani Anno, dzikuj za kad lekcj.

Obraz drugi.

Galeria Sledziskich. Promocja kolejnej ksiki. Pani Anna czyta swoje wiersze. Starannie, dobitnie, z widocznymi na twarzy emocjami.

Czyta i opowiada.0 wadze sowa, i o tym - jak trudne to tworzywo. I eby

go nie naduywa.

1 e nie pisze si dla siebie, tylko dla innych. Bo sowo poetyckie powinno poruszy w czytelniku t najbardziej draliw strun. Inaczej - szkoda sowa.

Dzikujemy, Pani Anno, za wszystkie sowa. Za wszystkie wiersze. Za wszystkie ksiki.

Biaostockie osiedle Piaski. Mieszkanie na 11 pitrze. Zapach kawy zmieszany z deszczem pyta: - A co tam w rodowisku? S nowe ksiki z wierszami? Kto wyda co nowego? A czytae nowego Rewicza... przegadany, prawda?

I koniecznie - Co sycha w Radiu? I te chwile szczliwe, kiedy pochwali si moga wiadomoci, e piosenka z jej tekstem znw gdzie co zdobya... e modzie robi musical...

I jeszcze najwaniejsze, e nowy tomik Sylwii bdzie lada dzie...

Gdyby nie Pani, czy kto wiedziaby, jakie pikne wiersze pisze Sylwia...

Dzikujemy, Pani Anno.Za piosenki, felietony, suchowiska, powieci i opowiada

nia. Ale przede wszystkim za wiersze.I za to, e ponad trzydzieci lat temu wybraa Pani Biay

stok. I e odkrya go Pani dla siebie... i dla nas - tak jak napisaa to Pani w jednym z wierszy:

Odkrywaam obce ldywdrowaam przez czas i pamii tylko jedno pokonao nasnormalne, zwyke, przemijanie -

Sowo jest odkrywaniem ldw i wiatw. Sowo pozwala za nic mie czas i przestrze. Wierz, Pani Anno, e to normalne, zwyke przemijanie - zwycia jedynie nasz fizyczno.

Ducha, zakltego w sowach wierszy, pokona nie jest w stanie.

Jan Leoczuk

* * *

szukam Panie tej jedynej drogi na ktrej dotknem Twojego Istnienia w nagociw koszulinie imieniaktre nad brzegami Jordanuzbieraokamyczki olnienia

albowiem tylko wierno z mioci dobyta odnale drog zdoa

w ciemnoci zachwytach

szukam wci drogi tej jedynej drogi

* * *

tsknoty jak drzewa o wionie obnaone z lici pozostaj bezmowne bo o czyme miay ni kiedy zerwane z gazi i gnane nieznan si wypdzone ptaki odleciay w niepowrotne przestrzenie

jak sny rozebrane z nienia koacz do drzwi

tsknotyokutane starociucz si z pokor Alzheimera

* * *

dotknie i skaleczynie dotknie a bl przywoa

sowem wychoszcze a kiedy zamilknie kamieniem zatoczy

za oknem droga pobiega w tsknocie dwa lepia kocie

ksiyc ociay nad snem strwoonym sarna sposzona i cisza domu

cho chleb na stole i n

kto dotknie mego serca...

* * *

zwtpiem w swoje kocinie s rusztowaniem dla moich podajzyk ogarnity blembekocze ju niezrozumiae frazywosy nie odczuwajwiatru zapltanego w snachrce bezradnenie ciesz si snem spracowania powaga w miertelnym skurczu kamienieje

tylko serce ociae samotnoci nie traci nadziei

i stawia kolejny krok w nieznane

szukajc dla doni ciepapod stopami odnajdywaem ciar podaniai zziajane serce

i tak mijay dni i noce

wiat w fotoplastikonie prezentowa ycie w nabrzmiaych bicepsach silikonowych piersiach westchnieniach pokrytych rem porankw

a donie niecierpliwe szukay jeszcze ziemi nie jaowej i zimnej

odtrcone w bezsenno na krawdzi wiata a moe na skraju ka i kartki papieru odchodziy

* * *

zapisuj dziecistwo coraz bardziej obce nie przystaj buciki z pomponikiem ani kubraczek z czerwonym sercem ni gwizdek sczerniay

wszystko jest obce i nierozpoznawalne

mama skpana w sepii o co bardzo prosi dziadek w niemieckim paszporcie niezomny w guchocie i cisza kurzem snu przykryta jakby mier w tej szufladzie skazana na ycie

nic ju nie ma szepcz stare tapety i wiatr za oknem niczym mierci welon

yciedziecistworoztrwonione

zan im Twj oddech zam knie m oje u sta i sny odp yn z posoczem k rw i mojej u dz ie l m i siy aby w zrok iem sw oim u tu li to co serce m oje nie zdy o

pozostaw Panie to czego nie darow aem mojej Basi co n ieba m i chciaa uchyli snw dalekie w oanie n ad kam i ciszy w iosennych nadz ie i jak p ierw sze kochanie

m oim synom dozw l aby w iersz serdeczny n a p rogach ich dom w strzeg radoci ycia a p o tem w horyzon tach uchyl m a fu rtk do og rodw zielonych w iecznego kochania

a przyjacioom jeeli z k rw i mojej odczytali co byo testam en tem nienia daj Panie aby o d td w cieple serca sw ego ogrzeli m oje zzibnite i stsknione donie

Ewa Alimowska

Cisza

Zwinita w kbek pi na strychu cisza na kocich apkach mrok si sadem skrada, dym z jaboniowych gazek rysuje na wypowiaym niebie nieme sowa.

Nikt ju w niebieskiej miednicy nie niesie chrustu z ogrodu: liszaje emalii zdartej do koci krel obce znaki; nikt ju nie siada na zydlu drewnianym,

przed gb pieca rumian, by wrzuca suche patyki w wiecznie godne usta tego, co wasne poar dzieci, Czasu, a one z gbi mroku, z wntrza ciszy

piewaj teraz moimi wargamiwiecznie t sam piosenk i rkajak z pergaminu drzwiczki pieca domknie,py strzepnie z kolan, podniesie si dziadek,

szurajc start, spowia podeszw, emaliowan mis w kt odstawi ciemny, prostuje plecy, spojrzy prosto na mnie, przez przepa nocy, ktra nas rozdziela.

Graale

Kocimitka w blaszanym wiadrze obok pompy, pompa taka, o ktrej by pisa Konstanty, eliwny cud natchnienia. Spomidzy gazi orzecha dzieci miech, pomidzy sowami lk si skrada, e minie agnostyczna chwila i znowu ciao ciaem bdzie, znowu kontury rzeczy stan si zbyt wielkie, wiksze ni rzeczy same.

Mrok na kocich apkach przebiega opotkami, cie jaskki czarny tnie niebo krwaw kresk, gdzie daleko wiara depcze pity nadziei, u mnie tylko mio, troch mieszna, w za duej na siebie sukience, w butach po starszej siostrze, ktrej wosy czarne wiatr rozwiewa daleki. U mnie pachnie mita, dry struna serca, domy podkasuj belki niby sprchniae kiecki i wdruj drk przez stare klony, lipy cite wydeptan, do arki serca, tu, gdzie ocalone wite graale codziennego dnia.

Lubi...

Lubi kiedy kiekuje w mroku ciszy ziarno, kiedy si kocur nocy na kolanach nieba ukada mruczc, kiedy kdzierzawa gowa wiatru opada mikko na wieczoru rami i wreszcie gwiazdom mona patrze prosto w oczy, wdrowa tam, gdzie swoje stragany rozkada snu handlarz, za gar zudze brzczc kac paci monet ycia.

Lubi ranki, kiedy dzie popiesznie pene nadziei baki trzscym si wozem na targ wiezie, wesoo pokrzykuje, miechem napenia a po nieba strop ulice gwarne, i tyle wok sw, tak si splataj echa, turkoty, obietnice, marzenia, nadzieje...

Ale najbardziej lubi poudniow chwil, puste, nieme podwrka, cegy, soca arem wypalone, bez czarny, rdz splamione wiadra, napis na murze, w nico lcy okrzyk niemy, jak z Pompei woanie, ktr popi wiekw okry jak szary caun; pelargonie krwawe pal si tylko w oknach, cie si kuli w bramie, zakochani przechodz taczc na obokach, i tylko ja, jak mieszny archeolog, zbieram na kolanach stuczone tabliczki pamici, na ktrych sowa mene, tekel, fares" pisze kocista rka czasu w wiekuistej chwili.

20

_________________________________________________________________I

Do synka

Nie zapomnij tej wierzby, z ktrej dziadziu prchno wybiera delikatnie przeroczyst rk, potem kadzi otarze pszczelich bogw, kapan w kapeluszu pciennym, z zason na twarzy, jak Mojesz, ktry chwa skrywa i brak chway, gdy odesza. Pamitaj lww kamienne paszcze, ktre zb czasu ugryz i one nawzajem, lecz poamay zby a on na rydwanie ognistym przemkn, burzc dom po domu, zamek, dzwonnic, koci, miadc politurowane parkiety, sekretery, stoy, kandelabry, i tylko lwy zostay przy do nikd bramie, pod ktr stae ze mn, tulc drobn rczk do mojej rki kruchej, sabej, nie znaczcej wicej ni grzechot koci na pamici stole.Nie zapomnij ogrodw, pelargonii, wini, sterty drzewa pod lip, ktrej dzisiaj nie ma, klonw zrbanych, bzw na cmentarzu wycitych, sowikw, pocaunkw, wytartych medali ez, ktre ju nie spyn, umiechw i ust, ktre pieway panom i damom Bizancjum,o tym, jak wiele kaza paci chytry celnik czas za urod, tak kruch, ledwie kilku chwil.

Janusz Taranienko

* * *

synowi

cakiem niedawno ty bye mnuywae moich renic uszu palcw jzyka a moje zdanieprzeksztacao znaki zapytania w prostoliniowe drogowskazy

terazgdy umiesz ju odrnia smaki kolory dwiki kiedy potrafisz oznaczy przestrze miar tsknoty za przeszo liczy tyle ile way dzisiaj

teraz wic dosy bym jaby tylko murem

(lipiec 2007)

wypowied; z niepamici

co miaemjakie wraenie odczucie czy moe zamiar projekt plan myl zapewne

o czym ku czemu

czas przyszy wyimaginowany wymylany na przekr urzeczywistniany na gwat interioryzowany przetwarzany w wiar w nadziej e tak!no no! przemieniany w prawdw suszn prawd niezbywaln niepodwaaln ide wietlist w cel w walk w tyralier ataku pod sztandarami i z bagnetami na sztorc

a moe na stos

nie pamitam

moje jakuby niepamici znuone

(listopad - grudzie 2008)

* * *

dzikuj ci dzikuj ju zrozumiaem wiem wystarczymj wspaniay od zawsze odlegy ode mnie wiecieto doskonale e przypomniae mi swoje zasadykogo puszcza przed sob komusi kania wczeniej a komu liza dup

jestem ci wdziczny za przywrcenie rwnowagiw moim niesfornym umylew niestosownych sowach i zachowaniuju poznaemtwoj regu pierwsz bynie patrze prawdzie w oczy

prawda nie ma oczuprawda nie ma ciaanie ma po co staza prawd nie da si jej wywiesina sztandarach wyryna pomnikach wypiewana barykadach wykrzyczena transparentach wyszeptana nagrobkachnie ma po co da si powiartowa za t materialn nieobecno idei

jedyna prawda zaley od wysokoci foteli a resztaa ta caa nieprzemilczana reszta to bezsensowne wymwki wykrty wygibasy wymiociny wy

ech ta woda te sowa

(listopad - grudzie 2008)

papierosowo, tu-tam na balkonie

/z Biaoszewskiego/

tu na balkonie jaw bluszczach i w pelargoniach jak konie alegorie! i ww doniczkach tujach jest tu jam i tujam sipo jedzeniach papierosowo w krzak!

a tam na blacharskim nowochamowie wy na balkonie papierosowo w tujach?w doniczkach z czym to? tam

Leonarda Szubzda

Gruszy z ulicy Grodzieskiej

ocali twoj porann wieo urod panny modej skrzyda aniow zabkanych w gazie

znieruchomiaa klcz prawie w oknie

modl siby wiatry ci ominy

pyn w sad dziecistwa pierwszej komunii pierwszej mioci lubnego welonu

tamta jestem prawdziwa nie tazamotana w szaro nie odrniajca pr roku oblubienica betonu

drepc w kko t sam wci ciek na ktrej zakwitasz aby mnie uratowa

W Puszczy Knyszyskiej

las wci ten sam ksiyc i gwiazdy te same i kamienie

one widziay

powstaca przybitego lanc do ciany zakatowanych nahajami powieszonych i rozstrzelanych

padaj stare krzye kapliczki chyl si ku ziemi umieraj dby i wite sosny

one syszay

broni szczk i renie koni

na mogiach urosy drzewakto pod lasem wy ora ludzkie kocichodzimy po krwi rozsieczonych

spopielaa w pamici tamta mio

testament milczcej ziemi

Kasztany z ulicy Sikorskiego

kiedy przychodzi czas godw wpinaj w szalejc ziele skrzyda motyli skrawki pierzastych obokw delikatne strusie boa

podobne rajskim drzewom wabi take musisz przystan zapatrzy si i zadziwi jak monatak zupenie nie panowa nad swoja urod

W Ranymstoku

z Twojej askistaj przed Tob Matko

pielgrzymutrudzony dwiganiem skamieliny sumienia

w naszym wiecie samotnych planet okaleczonych niepokojem wygasa ciepo

ocal nas przed yciem bez mioci

Mizar

na pomnikach wersety z Koranu pksiyce i gwiazdy egzotycznie brzmice imiona

spoczywaj w ciszy koysani piewem sosen wyznawcy Allacha

tutaj przyszo im y i umiera

przeszli dalek drog przed wiekami

z Krymuz rozlegych stepw Kipczaku ze Zotej Ordy

piknie jest tak trwa

ocali siebie gdy wok inno

tutaj wiem nie ma innoci

piasek i woda i drzewa nasze wsplne

i ziemia jedna

/ Bohoniki, czerwiec 1994/

29

Joanna Papuziska

Suchowola

aosne ochdstwo: poduszka pluszowa, pamitka od komunii, niedonych portretw szeregi.I nikt nie pacze ju nad biedaczyn z rozbit gow i szlamem w tchawicy.Co mu si majaczyo w dziwnej gorczce co dotkna wielu, miesznej gorczce wiary, mioci, nadziei.On umar na ni my dzi wszyscy zdrowi.

Janina Kozak-Pajkert

Cykl Zaduszki"

1. Moi bohaterowie powszedni

Rodzicom - z mioci

Nie prosiamebycie nazywali gwiazdy, uczyli gry na harfie, jadali ze mn na uroczystej porcelanie albo przypominali mi0 Powstaniu Warszawskim.

Nawet aspiryn i yk wody miaam pod rk na stoliku nocnym.

Kochaam Was tkliwie1 wiernie.Moe nawet wywoywaam podziw wrd Archaniow.Nie udzielili mi jednak mocy przywracania Wam umiechu ani krwi,lecz ofiarowali promie mioci.

2. DuchyMoim Ukochanym

Duchy nie odlatuj, podobno s lekkie i przeroczyste. Obserwuj nas z ukrycia i wskazuj proste drogi.

Matka przychodzi we snach w piknym koronkowym konierzyku. Palce ojca tak samo przykurcza nadmierny trud.miech brata pozostaje wci junacki i porywajcy, a nogi sistr s tak pikne, e mogyby stan obok Marleny Dietrich.

Tylko m i brat nie lubi si przypomina zbyt czsto, s dumni.Wierzyli w wyjtkowo swoich idei. mier ich zaskoczya chwytem poniej pasa.

A matka zjawia si nad ranem, przechyla gow i mwi - wiesz jak to jest - mczyni w naszej rodzinie przypadkiem czytali poezj bo zawsze byli cisi" i ciemni".

Przyjd nagle z rozkazem od Boga.Powiedz chod".I pjdziesz pokorna i kochajca.Zapisz to:z rozkazem od Boga".

Ukochani poeci

Patrz z rocznicowych portretw i ze srebrnego ekranu.

Przypominaj si bezgoniepewni, e przyjdziemyze zniczem i zapamitanym wierszem

Przecie nam stawiali znaki zakazw i przyzwole, ostrzegali krzykiem, nagradzali sowami tak misternymi, e tylko Archanio mg z nimi rywalizowa.

Czasem zjawiaj si we snach,mwi jzykiem Niebian.Nie rozumiemy Ich i nie moemy zatrzyma.Cho peni aprobaty, s zbyt nienaganni - przychylno objawiaj wycznie umiechem.

I rano na dzie dobry"mwimy do szyby:jestecieto dobrzedzikuj.

Magorzata Dobkowska

Amazonka

nie zaapaam si na statek jak zwykle przyszam za pno jednak ju tradycja wszystko si dzieje w spowolnionym tempie i nagle przypieszanieme kino niespodziewany dwik w uszach przenikliwy niczym strza z tulejki

zapewne robi to bezwiednie specjalnie udaj e ich troch goni swoim maym cznem wydubanym w drewnie i skrcam

a serwowali niadanie mistrzw obowizkowo jajka szynk kaw i pierwsze na trawie tylko szybkie bez zbytniej degustacji tudzie kontemplacji w obawie przed mrwkami i innym ywioem np. maskami dzikich tkwicych zych szuwarach nie tak jednoznacznych jak w radosnych programach telewizji familijnej

panowie w czapeczkach jasnych garniturach mi leniwie kingsajzy popijajc drinki pod wraeniem wstrznite panie nerwowo spokojne pogodne w garsonkach ciemnych okularach chadzaj powoli poyskujc nk wycigam lupk ogldam koczyny ldujcego owada pikny moe nieszczliwy nie mog si powstrzyma dorabiam legend

w zamaskowaniu - kauczuk bluszcz dziki wodorost znw wychynam z meandrw te zagadki rzeki prakoryta rozmaitoci prdy i spitrzeniaparostatek wieci w dali biel i muzyk powtrnie udaj e ich nieco goni dla zasady oraz dla grzecznoci a oni krzycz rwnie i rzucaj koo z drugiej strony burty

odbijam odpywam spokojna pod drzewa gazie nadbrzea patrz orchidee siedz kolibry i pij sok

Modlitwa (Obrazki dzkie)

dzisiaj witosiadam na aweczce koo Tuwima jak p PolskiMistrzu prosz arliwie pom Mistrz patrzy z niezmconym spokojem agodnym wyrozumiaym umiechem wie wszystko

o jeden kwiat Ci prosz tylko o jeden kwiat z bukietu bym moga ponownie (?) uzurpatorka krcioka na swoim koniu wyleczonym unie si na chwil nad dachy Biruny Agnelli Fast

Cykl ogrodw

czasem zapuszczam si do tego ogrodu dziwny to ogrd na wp nie plewiony mikko przechodzi z czci dzikiej w angielsk potem w poudniow wosko - francusk w wymuskane krzewy figury szpalery altany re ju nie pierwsze ju cywilizowane powojniki dzwonki zmienione w smaczne klementisy ciepo panuje niespieszny spokj i zadowolenie w tle delikatne skrzypce Haendel i Vivaldi licie opadaj z rzadka szybko s sprztane patki r osypuj si lekko z pojemnika muzy wprost do obrazu fontanny z wizionym abdziem

ja parweniuszka skradam si powoli ocieram trzymam potw drzew mchu bukszpanu jak komandos zwiadu sierotka albo anarchista raczej jeszcze ducha co daje te mie odczucia w konsekwencji dziwna ambiwalencja swoboda i dzikozmagaj si z szacunkiem dla harmonii formymiem jednak wyglda jaskek kontrastw zaprzeczeniespodzianki w pudle czarnej ry w studniprzemijania? rozkadu? nowej nadbudowyuzurpatorka pragnie prawa do kawaka ziemipidzi garci opotkami z bokuprzy beczce z deszczwk i ze zotym ukiemmccym powierzchni walk z przeznaczeniemnie ulegym jeszcze od przypadku losumog interweniowa wtrci si w naturale jeszcze mog - przecie mog - muszi gdy ju zamiera podaj okrutnie agodniema tratw licia by skrzyda wysuszyniepewnie odbi w gr siadajc na trawiez ktrej z zegarkiem w rku za pitnacie minutpoderwie go w dziobie biay tusty gobzgodnie z prawem istnie tylko tyle czasu

36

_

Szepcz mu na ucho

w Starej Pomaraczami na trawniku w otoczeniu cesarzy widniej dwa sfinksy

jeden wychodzi z pmrokuz ukrycia w cieniu drzewaz nieco cierpkim i ostrym listowiemnic mu nie potrzebao nic si nie troszczytakie sprawia wraenie malkontentsumienieponad wszystko skupiony wpadnity notuje rodzaje mchu owadw ludzi zachowuje dystans umiar zgod

drugi w penym blasku hemie sawy odbija promienie skr jak obronn tarcz okadzony spojrzeniem tysicy obiektyww aparatw fotograficznych skadajcych nalen danin i hod poyskuje od soca i fleszy pozwala si wielbizbyt oczywisty umiecha si z przymusem albo nic nie robi sobie z wasali w nocy fosforyzuje zgromadzonym wiatem nadrabia zmczenie lni energi niezniszczalny niby obaskawiony

zgadnijcie ktrego wybieram

(V 07)

Elbieta Michalska

winiobicie

Filon i Laura pod jaworem na podwrzu szlamuj kiszki.On z miednicy wyciga powoli gruboszarego wa dmucha mu do gardzieli i wyciska gwno.Ona w obcisej jak skarpeta czapce pokazaa bez ceregieli caemu wiatu e z przodu nie ma zba i zaczyna kwart wlewa do jelita wod.

Filon i Laura pod jaworem szlamuj kiszki.Ich rado ich miech.Gorcy smrd z jeszcze ywych trzewi nawet i Onw powietrzu ukada sonety.

-

Halina Kabac

Wntrze

mieje si gono i gupio.Jest kaprynai cigle skora do zakochania.

Nawet rumieni si od czasu do czasu.

Denerwuje, ale i wzrusza t star kobiet, w ktrej mieszka i ktra gronie spoglda z lustra.

Spotkanie

Cicho i nagle zjawia si.Obie skamieniaymy Z przeraenia.

Nim rozpoznaam, kim jest,Znika.Draa ga sposzona.

OdtdNa wszystkich lenych drogach Spotykam cie tamtej samy.

Wieczorny spacer po lesie

Jadwidze

Pora zmierzchu.Wiatr wy listopadowy, ale nis gr.

A w dole midzy pniami pies i my.I dookoa Bg Bezksztatny i Ogromny.Pulsowa? Ttni? Trwa?

Jakby Go wicej w wzach mroku?

Bylimy w Nim i pod Nim.wiat zosta za lasem.

Poegnanie na skraju lasu

egna mnie dzicio.Sysz stuk wrd sosen jak grud ziemi o deski.

Szeleci klepsydra kory na brzozie. Dziewanna dopala si stojc.

Zbigniew Patryk

List

Kochany Ojcze nie martw si zajechaem szczliwie zaparkowaem si umiarkowanie zakorzeniam si niepewnie

tul w sobie smutek e daleko e ale niepewno e ciemno e jasno - niejasna - i tsknie

takpoza tymwszystko jest bez zmian wzmagam si cigle z tym samym duchem ciao mam jeszcze cieple ale martwe jak pacierze puste pustk bezbronnego losu pami za zbola

nadaljestem upartynie daje si zakonserwowa chleb aobyktry mia mnie przywrci dla nieba chocia serce w wosk zamieni topnieje w marnociach

Kochany Ojczenie wiem jeszcze gdzie jesteale musz koczyczas si pieszy do yciazegar szczebioczee wit dawno drepczea we mniemrok w sile powstaje miasto z jednych grzechw do innych modw si budzi a oblicze moje chyli si ku zachodowi ponie wstydem bez zgrzytw.

Za Tob

Ojczeczy jestem jeszcze dzieckiem?

czy mwi czuj czy myla moe kocham jak dziecko?

nie wiem Ojcze

ale jak dziecko

tskni

Po Twojej mierci

nikogo nie wini e nie zrozumie Ojcze

dlaczegotak bardzo trudna musi by nasza wiara

dlaczego musimy walczy eby pokona ciemno eby ocali

dlaczego raz trwoga raz pokj raz dusza gorliwa raz oscha

nikogonie wini Ojcze e dzie sta si inny po Twojej mierci

e nie szukam ju prawdy

czystej

Rnica w pisowni

kiedy ostatni raz widziaem Twoje smutne oczy sine usta kruche ciao

nie winie nikogo Ojczee cierpisz za dugo za bardzoe niesprawiedliwie

zapytae tylkoczy mog powiedzie Cijaka jest rnicamiedzy szatanem a diabem

powiedziaem e mogale tylko dla tych co nie wierz

zesztywniaa cisza a za oknem jasno gasa

pospiesznie

Krzysztof Dbrowski

Wdrwka

Id, sam, przed siebie ziemia mikka, koca nie wida odliczam godziny przemijajce nieubaganie Ile to ju lat?Ju nie mog, musz odpocz

Id po mnie, nieustannie zatrzymasz si raz tylko raz Nic tam nie maJaki by powd tego cierpienia?Moe zakoczy si ktrego dnia?

Id, sam, przed siebie I nic nie zaprzta mego umysu jak kroczenie w jedn stron

Byem, Jestem i Bd

Niegdy umiech goci na mej twarzy Teraz zy spywaj po mych policzkach Niegdy wiat by peen barw Teraz widz jedynie czer Niegdy byem kim Teraz jestem nikim Niegdy kroczyem w wietle Teraz skrywam si w ciemnoci Wcale si nie zmieniem.

45

Otcha

Otcha bez granicBez kocaNie powinna istniea jednak jestJedyne co czyni to jestbez publicznocibez przyjemnociJedynie istniejez dnia na dzieCo w ni wpadniePrzepadnie na zawszePochonite przez ciemnoZimna czelu bez granicNic jej nie napeniNic nie da tego co potrzebujnicpowtarzam, NIC!

Koniec

Czycie dobroRzek Bg do luduA czowiek podnis rk na brata

Czycie dobro Rzek Bg do luduA miecz da mu nowych wyznawcw

Czycie to cholerne dobro!Anio mierci nie opuszcza Ziemi Serca skamieniay A Bg sta si czowiekiem I rzek

Idziecie do Jana po Objawienie

Agnieszka Krotk

1 . Gardenie

Chc sysze szepty Z dawnych lat...Na moim patio Zakwity znw gardenie Odzieram teraniejszo Z nieistniejcych znacze Jak mandarynk Przygldam si miastu Znowu jest ciepo Znowu gobie pi na gzymsach A bezdomni w zaukach Uprawiaj gorliw Mio ndzarzy A potem zasypiaj Zupenie tak jak my

2. Rzeby z drewna

Postawiam na komodzie Drewnianego yda W czarnym chaacieI mycceMa opuszczone rce Donie zwrcone do wiata Rozmawiam z nim w przerwach Midzy jedn prac a drug...

Pewnego razu, nocOpowiedzia mi swoj historiJak zdoby majtek sprzedajc sznurowadaJak modli si do JahweJak go powiesili...

3. Do nieznajomego

Widz CiSiedzisz przy ssiednim stoliku miejesz si, artujesz Rozmawiasz0 wojnie w Iranie1 sztuce wspczesnej

42 stopnie CelsjuszaWczoraj o 22.10Znowu zatrzsa si ziemiaEpicentrum na Morzu EgejskimDziki Bogu nie byo ofiarW ludziach, rybach i innych stworzeniach

Ja te odczuam wstrzs Wstrzsn mn do gbi I tak samo jak kady Chc Ci mwi0 smutku w mojej gowie1 pustce ktra mnie osacza Zapdza w puapk Drwi...

4. Monolog

Dlaczego tkwi w bezruchu?Odmierzam czas peniami ksiyca Godzina to za mao, by cokolwiek zmieni.A ty wci mwisz, e wszystko jest moliwe! Wszechmocny czowiek Oczekujcy zbawienia...

Jestem tuJak astronautaBadam powierzchni ZiemiUcz si oddycha obc atmosferWymawia obce sowaNie mog pozwoli sobie na zniechcenie.

Regina Kantarska-Koper

Niepokj

I

ronie we wntrzu osikowym dreniem niewidzialne rce prbuj odpdzi przeraone ze myli lecz one wdzieraj si kad szczelin w rozedrgane gazie krwiobiegu poruszaj kady nerw w gowie koacze motek niepokojui adne miejsce nie moe ci zatrzyma

II

w popielniczcepitrz siniedopakioczy biegajna wycigi z sercemodekjedzie winddo gardawyschegojak pustynnypiasek

Lk

wok fruwaj lki - jak drapiene ptaki w pogoni za zdobycz

czyje nieopatrzne sowa chwytaj je w klatk twojej piersi

jeli zatrzymasz je w sobie prbujc oswoi kornik lkubdzie ci toczy od rodka

ale najgorszy jest ten niewidzialnylk - kameleonczajcy si zewszdnieokrelonynienazwany

znienackanapada z bezkresuoplata mackami bez dotyku

oguszy cisz nabrzmia hukiemolepi mrokiemzamroczy blaskiemnie masz od niego kryjwkii nie wieszczy to blisko Bogaczy wrcz przeciwnie -pocztek mdrociczy szalestwa

kiedy byam poetk obcowaam z odlegymi galaktykami z bliska zagldaam w migotliwe oczy gwiazd spacerowaam po mlecznych drogach nieba znaam na pami partytur muzyki sfer

moja dusza piewaa cho jamilczaam wrd ludzi

rozmawiaam tylko z wiatrem-wczy kijem rozumiaam szept licii grone pomruki burzy a dzikie wiato ksiyca odsaniao mi tajemnice nocy

yciecigno mnie z mgawic na ziemizmusio do niechcianej walkio przetrwanie materii

* * *

Czy w wiecznoci nadal bd pojedyncza?Czy tylko nierozdzieln czstk fali tchnienia?Ja - nie Jabez wasnego ksztatu?Czy ostanie si kwant pamici niepowtarzalnego losu w mojej wiadomoci?Jeli nie, jaka to niemiertelno?!Czy kropla w oceanie czuje sw odrbno?

Irena Somiska

* * *

za mao byo ciebie zbyt agodnietraktowae wiatunosiy ci wszystkie prdy yciaoprstawiae tylko tajemnicy

i spoglday na ciebie spozarzeczywistocioczyzbyt gbokie

nadawae im nazwy ktre rozum ukada w wiaty a przecie tak naprawd nawet tynie miae nazwy

zagubiony w szeregu przypadkowych znacze splatae z nich celowo

i tak zaskakujco bezbronnystanewobec mierci

* * *

tak umieraam przez kilka kolejnych nocy: serce stawao na przystanku autobusowym porodku wiejskiej pustej drogi wsuchujc si w cisz jak w muzyk sfer

nie to byo inaczej bardziej prozaicznie opuszczaam powieki na oczy umarychi rka mi nie draa

ciao byo lepkie cuchno jak psujcy si zbi nie byo zasady idei - tej kosmetyki wiata

ktra chronichorych w odosobnionych miejscach mwic ta droga ma zawsze dwa wyjcia: oba s indywidualne jak chwila marzenia

obrazek idylliczny: w brzezinowym lasku zasadzono brzezinowe krzye z kad wiosn wypuszczaj nowe pki

kiedy Bg mnie powoa kiedy zaistnieje przeo jzyk ciaa na jzyk ducha

i moe si wydarzy symbioza jzykw

przypisani do tego domu w jego okna wcieramy przeroczysto gwar ulicy przenika przez szyby smug wiata i smug cienia

zatrzymujemy rozpad przedmiotw ju na krawdzi ich czasu mwisz posu nam jeszcze tak gadko wyrzebione przez rce jeli tylko si nie rozsypi od haasu

tak potrzebna nam pena widoczno by zniszczenia zmarszczki nie uroni patrz rozpad si nasz wiat za oknem

do ku doniwdrujce donie wci scalaj niewidoczn nici krg przedmiotw w sieci bo to przecie jest tylko nasze ycie

Codzienno

znw dach nad gow zmienia swoj kor domy s modsze o modo fruncych poetw ojciec poety zamieni socjalizm na limuzyn benzyn pachn odradzajce si drzewa

a w moim wntrzu sarny pitrz si biegnce prosto na wcznie mier bywa pikna co ja z wami zrobi moje przekute myli jakiemu oddam wzrastaniu sznur rozpasanych korali

przecie mnie nie oddzielisz od czujcej tkanki chirurg to demiurg ktry przerasta minie jego tkanki to my delikatne tworzywo wiata

i miej si wam w oczy odwiedzajcy ciko chorjednodniowi zabjcy ropiejce ebra wyskakuj spod wieej politury mebli

a dobry czowiek wstaje codziennie o szstej eby zdy na sidm gdy oywiona rano wstaje do ruchu materia

ja brzoza pacz brzoz

w brzezinie biaa niewinno pni wpisana w bia niewinno powietrza przywouje namitno ssakw

najgortsze s pocaunki w brzezinie

ja brzoza pacz brzoz

przestrze ktr stworzyam wok siebie lekko i czysto a po ziele lici a po t wulgarn ziele

ja brzoza pacz brzoz

narodziny dziecka ktremu chciaabym da lekko oddechu si wzrostu ide brzozy

* * *

Boe zachowaj nas dla litoci bymy sobie saminie uczynili krzywdy zbyt agodnej drogi wycielonej mikko dla stp aksamitem nocy z obrazu malarza ludowego ktremu byo na imi ciepo mikko i spokj

Boe zachowaj nas dla litocibymy sobie sami wybaczyli okruciestwo sowai twarzy a napalm niech nie wyre nam z oczu delikatnejpromienistej siateczki ktr zwano czuoalbo jeszcze inaczej w epoce koysek

i niech nasze dzieci dowiedz si o mierci dopiero wtedy gdy je powoaj na ostatni wojn i niechajbdzie to walka wewntrzna midzy mn a mn

i jeeli nie przyjdzie nam wskrzesi zabitego sumienianiech odrodzi si nazwa i niech trwa jak formua magiczna

Irena Grabowiecka

* * *

sikorko z mojego snu przybywajsta si bkitnopira

kupiam ci bilet ze snu do mojego ycia czekam by cie sta si ksztatem

ju sysz szelest twoich skrzyde i cie tsknoty widz

przybywaj

* * *

Nad Dolistwk wstaje dzie mgy resztkami si umykaj w nieznane soce niebo barwi czerwieni zaglda w wski pasek rzeki

A tak niedawno przecie topia swe wody w mokradle wypywaa wzmocniona by owi renie pawionych koni i piew skowronkw pod niebem

Wia si wrd zotakaczecwbkitu niezabudekwtrowaa pluskom Biaejby wpa w jej rozwarte ramionai pyn pyn boniami bielamido SupraliNarwimorza

Tak niedawno...

Rozsiado si miasto nad Bia w widach rzek rzeczuek wrd mokrade

Roso w horyzont w niebo rosoby dzi szumie lasami parkiem i wtrowa warkotem aut

Gdzie s dzi wody JabonkiBaantarkinurt Czapliczanki

Dolistwka spragniona resztk nurtu do Biaej czapie zaprasza krzywki na spotkanie pod mostem

Gdzie s dzi wody moje...

Janina Puchalska-Ryniejska

Pod niebem Podlasia

szemrz posgi drzew kolorow zamieci lici

wyciszone ptasie koncerty

melodie jesienne nuci wiatr

wspomnienia spod gorcego soca czas zasnuwa nimi babiego lata

uroki ycianabrzmiae gam barw jak podlaska jesie ciel si pod piro poetyckim sowem

niezalenieod lejcego si z niebaupauczy toncego w niegowej bieli wiata

W Puszczy Knyszyskiej

Przepdzony obok skry si za horyzont i wiatr roztaczony zapomnia o wiewie

Noc si upoia bezruchem przyrody ksiyc sw wdrwk rozpocz po niebie

Puszczask krain i stworzenia wszelkie jak w cichej modlitwie nastrj ten zespala

Trawy kwiaty licie namacia rosa rzek wilgotnoci makija utrwala

Zasny dzicioy pracowite mrwki i rude wiewirki i powabne anie

Do czasu a zadry znw serce przyrody gdy soce o wicie na horyzont stanie

Z wiatrem..

mie wraenia z karuzeli ycia czasprzywoany w pamici

weselne kuligi karnawaowe wirowania w izbie pod strzech latemna zielonym smugu pod brzczc lip

walc - oberek - tango...

kapela rnie od ucha (keczko... para za par...)

blisko serc zakochanychpiewysza radoci

do biaego rana

Katy

ciemnia pod chmurami a Oni idniepewno zmaga si z nadziej smutne ory na oficerskich czapkach w sercach

Katarzyna Drzemicka

* * *

w szklanej klepsydrze mojego istnienia ludzieprzesypuj si jak ziarenka piasku wybieram tylko te z ktrych zbuduj kapliczk pokoju

* * *

dla nasrozlegej puszczybrzaskksiycskpany w bagnach waki ostry lot nienobiaych zawilcw kobiercemarcowej wierzby puchmotyl jak anio w kielichu zocienia zielona rozkosz

smutek wichru nie dla nas

dla naswieczr ze witem...

Zapisane

pamitnik umiecha si kartami dziecistwa zapachem jabek

ulatuj marzenia tylko wiatr tak samo porywa agiel odzi...

Poukadane

za oknem nocwczy si zaukami budzi unksiyca

okrywam dzieci kodr snu

w twoich ramionach zasypiam

pod spadajc gwiazd ycze...

Zakoczone

jesie ycia targastrunami drzew czeka na modlitw wiateek pamici poncych od lat tak samo

tak samo...

* * *

Biay opatek - ty i ja - z mioci patrz w twoje oczy ktrymi tulisz nasze dzieci rozbiegana jak wiatekapod wigilijnym drzewkiem ubierasz ciepo by Pasterki chd nie zmrozi apostolstwa ktre trwa...

Roman Kowalewicz

Kolorowe zudzenia

w otwartych oknach twarze

po ulicy mieci niesie wiatr

pyzakrywa wiato

domokrcy oferuj rajskie myli

bankier robi interes sprzedajekolorowe zudzenia

Cisza

w ciszy gosy aniow sysz

serce ponie i wiat topnieje kostk lodu

wiaraumys otwiera

Dby

z powiek dbw spywaj zy wspomnie

w bruzdach kory zapisany czas kusiskarbami wiekw

pod stopami zielona rzeka w rozkwicie marze

czasu mi nie al gdy wntrze pachnie liciem

Barbara Lachowicz

* * *

Sylwester w deszczu Grudniowe spukuje nostalgie Ani patka niegu

wiateka na choinkach Pon przekornie

Chciaabym by z Tob - i milcze

Rozmawiaj myli Spowiadam si sobie Z wasnej gupoty i naiwnoci Guchoty lepoty skpstwa

Za bardzo oszczdzaam na mioci

Moja winaJak ocean sonymi kroplami peny Po urwiste brzegi i jeszcze mu deszcz Przedwitecznej dolewa goryczy

Nadmuchiwane bawany i wite rodzinyKiwaj si na trawnikachSzeleszcz bia foli - amen - amen - amen

Wszystko si odgrzeszyo ostatecznieI takie byo nagie i bezlistnePod jednym ciemnym dachem nieba

/31 grudnia 2003, New York/

Ra padziernikowa SzalonaPije z butelki po winie

Kwitnie zuchwale Chocia fortepian milczy Kominek pi i wierszcz

Jak tu si przysposobi Do patkw opadania Utraty tchu

W myli wirze Wiatru flety nas wiod W chocholi tan i sen

Tak nie chce si umiera Razem z r

A to tylko jesie - dzie krtszy

* * *

Myl nienobiaaObiega mnie kocim truchtemMikkoSpowija jak sen

Daam si porwa chwili

Ptaki zdumienia Chc rozpocz wiosn

Umarabym Gdyby nie trzepot rzs

* * *

Jedna chwila Nierozwana Uwita z tsknoty

A stan si Madonn Otoczon blaskiem

Zamkn mnie zote ramy

Bd pena aski

Uklkniesz Wtedy zejd z oboku I uklkn obok

Uniesz -Zostan rozsypane puzzle Ukadane ze witoci

Krystyna Gudel

* * *

pod rzs szczcie a w duszy rado gra

w zwyczajnej filiance poranna kawa stygnie pomniejszona0 ykw kilka

municie ust1 ciepy wzrok ku sobie

uje mio w donie obie

W ciszy

myli same odnajduj drog

kocha tkliwiej rozmawia z tym i z tamtym z poetyck fantazj staje w szranki

czasemoddech osadza na krawdzi skrzyde zbkanego motyla

szorstkoci doni wygadza zmarszczki na zmitej koszuli wybudzony umiech triumf kota nad myszy porak

w ciszy

O niesyszcych

otuleni cisz czuwaj nad kadym widzialnym wyrazem bdzw wymwionych obrazach rysujc w umyle nasze intencje

malujmy sob ich obecno

Zmczone oczy ulicy

kroczy lkliwie bol stopy od wylizganej czasem gadzi zmczone oczy ulicy bagalnie prosz

odchodzi w ciszy

Joanna Dawidziuk

* * *

Kto powiedzia Mio jest daleko

A ona w doniach Przy twarzy Spojrzeniu Twoich oczach

W tej chwiliZawieszonej w wiecznoci

/9 .12.2007 - na przystanku/

Adwent

Nieustannie zapalasz wiato lampy Przyzywasz Na pustyni cieki wyznaczasz Budzisz nadziej Obietnic zielon jak rado

Przychodzisz A wszystko si zaczyna

zbieraa krople w donie cho deszcz dawno odszed askotay palce

biegaschody prowadziy do drzwi i korytarzy klucze zgrzytay

gdzie budzi si soce na kolejny dzie umiechw i spacerw

patrzy zdumiona tak szybko odchodzi dzi ledwie chwila trudno si zagapi

/24 .10 .2007/

* * *

W witej stajence Na zwykym sianie Cae zbawienie wiata

W kruchej stajence Pierwsze karmienie MatkaWzruszeniem oplata

Ci co tam byli Szczliwsi nie bd

Misterium paradoksu

MalekiNiepojty

Mj Boe..

Przyszede i cay wiat zwariowa.A Ty leae sobie na sianiejakby zakoczenie Starego Testamentubyo czym zwyczajnym.

Ju wtedy wiedziae, e wito nie potrzebuje paacu.

Ale wiatoci nie poaowae. wiecio si mocno w Betlejem.No i Anioowie w penej gotowoci.

W kocu trzeba pokaza ludziom drog...

Jo a n n a Pisarska

Okno

iMagorzata staa w oknie pensjonatu. Podgrski pejza,

ktry zaczyna si ju na dobre zieleni, teraz owinity by lekk, smutn szaroci mawki. Wanie skoczyo si niadanie i wczasowicze grupkami udawali si na porann kaw. Jeszcze par minut temu moga spodziewa si, e w podobny sposb spdzi ten senny poranek. Poznany wczorajszego wieczoru mczyzna, podobnie jak ona, samotnie spdzajcy tu urlop, zaproponowa wsplne odbycie tego rozpoczynajcego dzie rytuau. Jednak dzi rano ukoni si jej od swojego stolika jakby z lekkim roztargnieniem i zaraz po niadaniu pospiesznie oddali. Szkoda. Wczorajszy krtki spacer deptakiem wprawdzie nie obiecywa od razu, by koniecznie musiao zaistnie pomidzy nimi jakie braterstwo dusz, ale na pewno stanowi dobry pocztek cakiem sensownej i sympatycznej znajomoci.

Janusz by wyranie modszy, jednak moe wrodzony takt, a moe te nabyta umiejtno obcowania z ludmi, nie pozwalay mu da jej odczu ani cicego ju jej na barkach szstego krzyyka, ani zmienionego chorob wygldu. Rozmawiali troch o swoich rodzinach, troch o sprawach oglniejszych. Tyle, eby z ostronym szacunkiem dla integralnoci rozmwcy, moe nawet nie wywnioskowa, ile intuicyjnie wyczu, e po tej drugiej stronie jest wystarczajce zrozumienie, ciepe, ludzkie zainteresowanie i delikatna, nie narzucajca si ch kontynuowania rozmowy. Zacz zapada zmrok i Magorzata, wci jeszcze nie do koca pewnie poruszajca si, zwaszcza poza domem, przynaglia nieco do powrotu. W tym momencie zapowied duszej rozmowy nastpnego dnia przy kawie wydaa si naturaln konsekwencj i w pewnym sensie oczekiwanym cigiem dalszym spaceru.

No c, nie zawsze to, co oczekiwane, okazuje si nieuchronnym" - pomylaa nieco sentencjonalnie i postanowia

pofolgowa ogarniajcej j po dwch niedospanych ostatnio nocach sennoci i w ten sposb zapewni sobie minimum poczucia niezmarnowania darowanego jej niespodziewanie czasu.

Przez chwil wzrok jej spocz na seledynowych, lnicych wilgoci wierzchokach rosncych przy pensjonacie modrzewi, by zaraz potem przemkn ponad dachami a do barokowej wiey kocioa. Przypomniao jej si, e tam spotkaa Janusza po raz pierwszy kilka dni temu. Posun si w awce robic jej miejsce, a ona waciwie zignorowaa ten grzecznociowy gest, przechodzc mimo i siadajc o kilka awek bliej otarza. Teraz ta krtka, munita jedynie skrajem wiadomoci scena, stana jej przed oczyma, narzucajc jak gbsz, nie rozpoznan do koca, ale drc umys symbolik. I podczas tego jednego rzutu okiem na koci przypomniaa sobie wszystkie lata poczucia odrzucenia - przez ludzi, przez Boga, przez najbliszego czowieka - i to, z jakim trudem i jak powoli odzyskiwaa nie tylko wiadomo wasnej wartoci jako czowieka, ale w ogle czowieczestwa. I to, e waciwie do tej pory nie wie, na ile proces ten jest trway, skoro rne drobne sploty zdarze potrafi j wci jeszcze kompletnie rozchwia emocjonalnie. Wprawdzie zdarza si to ostatnio ju niezmiernie rzadko, jednak poczucia penej stabilnoci nie odzyskaa i nawet na nie nie liczya.

Odesza od okna, odgarna kodr i poszukaa piamy. Pomylaa teraz o relacjach - zerwanych starych i powoli, ostronie budowanych nowych. I cho traktowaa je wszystkie jako dar, to w swoim wychodzeniu do ludzi nie potrafia i nie chciaa pozby si dystansu. Podobnie patrzya na Janusza. Oto gboki, mdry, ale obcy jej czowiek, ktrego ona ignoruje, przechodzc mimo, i ktry ignoruje j, skinwszy jedynie z daleka, wanie dlatego, e s sobie obcy i niczego od siebie nie oczekuj. Nie maj szans na blisze poznanie si, nie mwic ju nawet o przyjani, nie dlatego, by odczuwali do siebie wrogo czy kierowali jakimikolwiek spoecznymi uprzedzeniami, ale po prostu dlatego, e s nieznanymi sobie ludmi.

Magorzata przebraa si ju piam i teraz zakadaa na wierzch baweniany golf. W pokoju, jak we wszystkich pomieszczeniach pensjonatu, byo zimno. Wczasowicze artowali sobie czasem, e prawdopodobnie gospodarze uznawali za

niezbdne, by lecznicze waciwoci ostrego klimatu oddziayway we wszystkich jego przejawach, take przez wyzibione mury domu.

Ale nie!" - roztrzsaa dalej, a myli coraz bardziej nacieray. Przecie ludzie potrafi sta si sobie bliscy, to si zdarza."

I wiedziaa ju: innym tak, jej nie. Czua, jak ten symboliczny obraz mijania si w kociele, urasta niemal do obrazu caego jej ycia, do obrazu relacji nie tylko z ludmi, ale i z Bogiem. Nie zauwaya oto nawet, e traktuje Go jak kogo, od kogo niczego si ju nie spodziewa. Oscho ogarna jej serce niczym skorupa. Oscho niedopuszczajca przewiadczenia, e jest On Bogiem ywym, ingerujcym w ycie czowieka i kontaktujcym si z czowiekiem, przemieniajcym go i nadajcym jego yciu sens. No, wanie, sens ycia... W te rejony wolaa si nie zapuszcza. No, bo, dajmy na to: po co poznawa nowych ludzi na urlopie, skoro i tak trzeba bdzie wrci do szarej codziennoci i codziennego krgu osb.I c nadzwyczajnego mogaby taka znajomo da?

Pytanie to pozostao jednak bez odpowiedzi, bowiem w tej chwili usyszaa ciche pukanie do drzwi. Magorzacie przypomniao si w tym momencie, e gospodyni obiecaa podrzuci jej wiee rczniki, zawoaa wic: Prosz!", nie prbujc nawet przykry z powrotem ka. Drzwi uchyliy si do niemiao i nagle fala gorca przepyna po niej od stp do gw. W drzwiach sta Janusz, nie wiadomo, czy nie bardziej w tej chwili zmieszany od niej, ale nawet jeli tak, to nie dajcy po sobie pozna adnej nieodpowiednioci tej sytuacji. Powiedzia, e przeprasza, e nie podszed do niej od razu po niadaniu, ale musia nagle wykona jaki wany telefon i, poniewa mawka zdawaa si chwilowo ustpowa, proponuje kaw na miecie, gdzie w jakim sympatycznym miejscu mogliby kontynuowa wczorajsz rozmow. Jego spokojny, wrcz ujmujcy ton gosu i pogodne, lekko zamylone spojrzenie pozwoliy Magorzacie opanowa emocje i z peni poczucia taktu, jakby nie staa na rodku pokoju w swojej piaskowej piamie i nacignitym na ni piaskowym golfie przy odkrytym ku, tylko w zwykym sobie turystycznym stroju, gotowa do wyjcia, umwi si za dziesi minut w saloniku na dole.

Czy te dziesi minut, kiedy ju drzwi zamkny si i zostaa sama, stay si czym istotnym w yciu Magorzaty? Czy zmieniy cho na jot jej sposb mylenia, patrzenia, odczuwania rzeczywistoci, spraw i zdarze?

A wic Bg jednak jest!" - te sowa, nie wiadomo dlaczego wanie te, bo przecie nie zamierzaa tej oczywistej dla siebie prawdy poddawa prbie, zawisy jej na wargach i tkwiy gdzie wewntrz niej, co przebudowujc i przeksztacajc, ale co - tego nie wiedziaa, gdy przez kilka sekund staa kompletnie nieruchomo przy oknie, a potem prawie mechanicznie, ale z ca ostroci wiadomoci tego, co robi i pewn nawet dbaoci o szczegy, wkadaa spodnie, bluzk, polar i buty.

IIW yciu Magorzaty zmiany zachodziy wraz z upywem

lat coraz szybciej. Przynajmniej tak jej si wydawao, ale moe jest to wspln cech osb, ktre osigny ju pewien wiek. Dziwia si nawet troch sobie, e wci sta j na wysiek emocjonalny towarzyszcy poznawaniu nowych osb, angaowaniu si w dziaalno spoeczn czy nawet domorosej twrczoci. Jedno byo stae. Lubia co roku jedzi na wypoczynek w gry do znanego ju sobie pensjonatu, pomimo nieodmiennie panujcego w nim chodu, w gruncie rzeczy zacisznego i przyjaznego gociom.

I oto pewnego dnia staa w oknie swojego pokoju i patrzc na zatopiony w mawce, zieleniejcy ju z lekka pejza, wspominaa pewien sen, ktry nawiedzi j kiedy w tym miejscu, o podobnej porze roku i pogodzie. Przynio jej si mianowicie wwczas, e poznany w pensjonacie poprzedniego dnia mczyzna zapuka do jej pokoju z zaproszeniem na kaw, gdy przebrana ju w piam zabieraa si wanie do przedpoudniowej drzemki. Po kawie by spacer w strugach wydartego chmurom i poyskujcego wszdzie - na modych liciach, trawie, trotuarze, szybach okien - soca. A potem kolejny nastpnego dnia i tak przez cay tydzie do koca jej pobytu.

Magorzata odtd wiele razy, przebywajc w tym pensjonacie, kada si w deszczowe dni do ka, czasami nawet przecigajc czytanie czy spotkania ze znajomymi duej w nocy, by by rano bardziej zmczon, jednak sen si ju nigdy nie powtrzy. Umiechna si do swoich wspomnie.

Mio jest zatrzyma na duej to, co sprawia nam przyjemno. Ale w przypadku snu nie byo ju to istotne. Wystarczyo, e pojawi si raz, by da impuls pozytywnej przemianie, pogodniejszemu nastawieniu, otwarciu na ludzi, chci do pracy. By wpuci soce w mroczne zakamarki duszy, przyspieszy zdrowienie, przywrci bogactwo uczu. By niemal cofn czas.

Odesza od okna, odgarna kodr, zaoya piam z nieodcznym ju piaskowym bawenianym golfem i podesza do drzwi, by otworzy je roznoszcej zmian rcznikw gospodyni. Jednak w tej chwili drzwi uchyliy si przed ni do niemiao i nagle fala gorca przepyna po niej od stp do gw. W drzwiach sta Janusz, nie wiadomo, czy nie bardziej zmieszany i zaskoczony od niej, ale jego ujmujcy ton gosu i lekko zamylone spojrzenie pozwoliy Magorzacie zupenie, jak w dawnym nie, odzyska panowanie nad sob i wewntrzn rwnowag.

Poszli na kaw, a potem na spacer. Rozmowa potoczya si atwo, tak, jak za pierwszym razem. Janusz studiowa kiedy przez rok na kierunku, ktry ukoczya Magorzata i to dawao jej poczucie istnienia jakiej niewidzialnej nici, ktra poczya ich ju w modoci. Nie powiedziaa mu, e z upywem lat zmienia zawd, chocia byaby to ni kolejna. Jednak rozmowa o przeszoci potoczya si innym torem i nie chciaa potem wraca do tego tematu. Natomiast chtnie suchaa, gdy opowiada jej o swojej pracy, swoich pasjach i planach. Jego poczucie humoru, moe nie zanadto ywioowe i kipice, ile raczej refleksyjne i nieco filozoficzne, wprowadzao nut koleeskoci i prowokowao do kolejnych ripost i pyta.

Janusz zatrzyma si tym razem w innym miejscu i ich spotkania przy kawie i wsplne spacery stay si odtd najwaniejszym punktem dnia Magorzaty. Spacery w kad pogod: w strugach wiata, w chmurach, w deszczu. Deptakiem, ciekami, szlakiem na okoliczne wzgrza. Na koncert, do kocioa, do sklepu, na cmentarz. I rozmowy, rozmowy, rozmowy, ktre pyny niemal same, lekko i bez przymusu. Jakby znali si od zawsze i rozstali tylko na chwil, by teraz podj przerwany wtek. Jakby nie byo choroby, zbliajcej si staroci, rnicy wieku. Z atwoci sw, przychodzcych niby upragnieni gocie, sw, ktre kady si na usta perami, a wrd tych pere, to, co w historii kadego z nich byo naj

trudniejsze i najbardziej bolesne, teraz nabierao wartoci. Dotknite zaledwie, niby skrzydem ptaka, przywoane delikatnym pytaniem, wchodzio pod kojcy strumie nowego jakiego wiata i poddane nowemu ogldowi zyskiwao nowe znaczenie, odkryty zupenie samodzielnie sens. I kiedy wszystko ju prawie, wydobyte na to nowe wiato i ogarnite nowym spojrzeniem, zaczynao ukada si w cao i niemal domaga wdzicznoci, nadszed nieubaganie dzie wyjazdu Magorzaty.

Byo prawie poudnie, gdy podczas ostatniego spotkania zatrzymali si na nietypowo opustoszaej o tej porze dnia alei w parku. Magorzata zapisaa na kartce swj adres i numer telefonu i podaa j Januszowi ze sowami:

- Musimy si ju poegna.Mogo wyda si artem, gdy odpowiedzia:- Chyba nic ju wicej nie wymylimy.Jednak nie zabrzmiao jak art i wyraz twarzy, z jakim to

mwi, wskazywa, e artem nie byo.Magorzata zobaczya nagle t sytuacj, jak scen w melo

dramacie i sama nie wierzc wrcz, e takie sowa wychodz z jej wasnych ust, zapytaa:

- Wic egnamy si na cae ycie?Janusz, prbujc ten melodramat przeama, wrci do

waciwego sobie umiechu i tonu:- Przecie ludzie zawsze egnaj si na cae ycie. Nie

prawda?I rozstanie przebiego krtko i prawie wesoo, z lekkoci

dotychczasowych rozmw, jakby na wiecie nie istniay pocigi, uwoce na drugi kraniec wiata, jakby mona byo wybrane chwile wycign na zawoanie ze spichlerza wspomnie i przywrci do ycia z ca ich fizycznoci. A jednoczenie rozdzierajco, prawie a do granic blu, bo nie sdzia, e tak si przywie i wiedzc ju w tej chwili, e z powodw, ktrych nigdy nie dane jej bdzie pozna, telefon pozostanie niemy, a skrzynka na listy pusta.

IIIW kolejnym roku Magorzata jechaa do swojego pensjo

natu ze wiadomoci, e robi to po raz ostatni. Droga staa si dla niej zbyt cika, a bliej domu pojawiy si inne moliwoci miego spdzenia kilkunastu dni. Odwiedzia ju prawie

wszystkie miejsca, w ktrych bya z Januszem, z wyjtkiem tych bardziej odlegych.

W przeddzie powrotu stojc przy oknie, niemym wiadku jej dziwnego babiego lata, w pewnym momencie zostaa niemal uderzona nagym pojawieniem si pewnego wspomnienia, tak wyrazistego w swoich barwach, dwikach i zapachach, e a obezwadniajcego.

Przed oczyma stan jej dzie ich duszej wycieczki, niezwykle ciepy i jasny, z powietrzem niemal nieruchomym w swej sodyczy, rozgrzewajcej twarz i wlewajcej si stopniowo do wntrza, ogarniajcej cae ciao, wszystkie uczucia i myli. Magorzata wzia na drog kanapki i wod i poprosia Janusza, by ponis jej chlebak. I oto teraz ten obraz jej piaskowego, podobnie jak golf, chlebaka, odbijajcego barw od brzu kurtki Janusza, przytulonego do tego brzu i poruszajcego si na jego tle w rytm krokw i porusze ciaa w czasie marszu, w aurze woni rozkwitajcej przyrody i ptasich treli, ogarn j tak przemonie, z tak si uczu i takim bogactwem ich odcieni, e wprost nie potrafia im si oprze. Zobaczya nagle jakie nowe, zakryte dotd przed ni niuanse tej znajomoci. Wiele sw i gestw otworzyo swoj ukryt dotd tre. Chciaa gdzie biec, powiedzie komu o tym, zawoa: Bg nie tylko jest, ale potrafi stworzy relacje midzy ludmi na swj obraz i podobiestwo!" Woaa gdzie z gbin tsknoty, smutku i niezrozumienia: Dlaczego nie zadzwonie, nie napisae, nie przyjechae? Tyle mam ci do powiedzenia! Dlaczego nasza przyja nie moe trwa? Przecie nic zego si nie stao, nikogo nie skrzywdzilimy! To prawda, nie potrzebujemy siebie, jak powietrza. Przeywalimy duchowe wito, duchow uczt przy penym stole. Ale jednak znalelimy si! Tak niewielu to si zdarza..."

zy prawie wzbieray w niej, gdy usyszawszy ciche pukanie, biega do drzwi, wiedzc, e nie ma mowy, by tu przed jej odjazdem bya to gospodyni ze zmian rcznikw. Za drzwiami staa kobieta, ktrej twarz wydaa si Magorzacie znajoma, jednak nie moga sobie w tej chwili przypomnie, skd. Trudno te byo do koca okreli jej wiek. Wyraz skrywanego cierpienia i czer stroju mogy doda jej lat.

- Przepraszam pani - powiedziaa. - Jestem siostr Janusza. Wiele mi o pani opowiada, dlatego odwayam si tu przyj. Myl, e Janusz bardzo by sobie tego yczy.

Spucia na chwil gow, a potem podniosa j znowu i dodaa:

- By ciko chory. Zmar p roku temu.Jej agodne, ujmujce spojrzenie, spojrzenie Janusza, spo

czo na Magorzacie, gdy ta mwia:- Dzikuj, e pani przysza. To bardzo wiele dla mnie

znaczy. Chciaabym z pani porozmawia. Moe wyjdziemy gdzie na kaw albo na spacer.

/Piotrkowice 1.10.2007 r ./

W o jc iech Zaski

Czy jest tamten wiat?

Kiedy po bitwie warszawskiej legionici gnali bolszewika do Niemna, gdzie rozegra si kocowy epizod polsko- bolszewickich zmaga, Supral, tradycyjnie lecy na poboczu historycznych zdarze, jak zwykle nie zosta dotknity wrednym paluchem wojennego losu, w zwizku z czym niewiele epizodw zapisao si w pamici mieszkacw. Poza ochotnikami, ktrzy polegli wywalczajc nam niepodlego, a uwiecznionymi z nazwiska i imienia na skromnym pom- niczku wolnoci" w Ogrodzie Saskim", zbiorowa pami pogra si w bogiej amnezji.

Chocia... podobno... dla sztabu kwaterujcego jedn noc w Supralu w siedzibie Zachertw gospodarze wydali obiad. W t wanie noc miao mie miejsce pewne zajcie.

Modsi oficerowie i onierze, ktrym zabrako miejsca przy gwnym stole, posilali si w refektarzu. Gdy ju dobrze nadweryli zapasy fundatorki a fantazja kawalerska growa zacza nad rozsdkiem, pomidzy porucznikami Romanowi- czem, Zachssem i Domaskim wywizaa si dyskusja na poziomie wyszej duchowoci. Zachss, wyedukowany ateista z ewangelickim wychowaniem, wesp z Romanowiczem, socjalist z wyboru, negujc istnienie ycia pozagrobowego atakowali Domaskiego, katolika z urodzenia.

Aby udowodni, e nic, ale to nic, po mierci nas nie czeka, Zachss zdeklarowa si spdzi ca noc na czuwaniu przy trumnie polegego kolegi, ustawionej na katafalku w klasztornej bazylice.

Jak postanowili tak zrobili. Zachss wzi ze sob niedopit flaszk wina i uda si na zdeklarowany posterunek. A zegar na wiey bramnej jeszcze nie sta si aosn atrap wskazujc za pi 12-t, lecz uczciwie dzieli wiecznoci na rwne odcinki, nawet wydzwania godziny i powki.

Wic gdy zegar bramny zacz wybija pnoc jako tak nieswojo zrobio si porucznikowi, cho obawia si, jako ateista, nie mia czego... bo przecie nic tam nie ma.

Drce wiato poncych przy marach wiec wydobywao z mroku niepokj i karmio wrednie wyobrani. Zachsso- wi zaczy si poci rce. Wysoko, gdzie na chrze stukno co sucho, rozchodzc echem si a pod kopu wityni przed oblicze Chrystusa.

Wanie zza grubych murw dobiegao kolejne, przytumione bam... bam... bam, gdy z trumny zsuno si wieko i gonym hukiem grzmotno o posadzk. Porucznik byskawicznie sign rk do, na wszelki wypadek odpitej, kabury. Chd rkojeci rewolweru na chwil przywrci mu spokj, ale gdy z trumny wysuny si nogi i nieboszczyk usiad na jej brzegu... Zachss zdbia. Czu jak zamienia si w drewno, w ska... niemoliwe stao si poruszenie gow i oderwanie wzroku od zabitego kolegi, ktry cho martwy i zimny, wbrew logice sprycie zeskoczy na posadzk i wolnym krokiem, podkrelanym stukaniem podkutych obcasw i dzwonieniem ostrg, szed w jego kierunku.

Zamare soplem lodu serce ruszyo nagle... fala gorca przemkna od czubka gowy ku stopom i uczynia ciao na powrt sprawnym. Porucznik, nie mierzc, strzeli raz, drugi, trzeci. Nieboszczyk nie reagowa, szed. Strzeli znowu i znowu. Zmary nadal szed wolno. By ju o dwa kroki. Zachss poczu powracajce drewnienie ciaa. Tamten wycign przed siebie pi i rozwar... Na wycignitej doni leay wszystkie wystrzelone pociski! Ateistyczna wiadomo Za- chssa zagbia si do rodka, by moe rozpyna w mroku bazyliki. Porucznik straci czucie, osun si na posadzk i prawdopodobnie dowiadcza istnienia zawiatw.

Z hukiem rozwary si drzwi wityni. Do wntrza, wiecc latarkami, wbiega grupa wojskowych. Z gry z chru schodzi Domaski. Przybyli z bocznej nawy przynieli i ustawili na katafalku trumn z prawdziwym nieboszczykiem. Niedawny trup Romanowicz, pochyli si nad lecym, uj go za nadgarstek i zbadawszy puls odetchn z ulg.

- Chwaa Bogu... yje.Zabrali si do cucenia Zachssa wicon wod. Porucznik

otworzy oczy i wodzi nieprzytomnym wzrokiem po otaczajcych go twarzach.

- No... Henryczku - Zapyta go sodziutkim gosem Domaski. - To jak? Jest tamten wiat... czy go nie ma?

Zegar z ulicy Zgierskiej

- Jest tu od pocztku wiata - powiedzia o nim poprzedni waciciel, sprzedajc dom przy ulicy Zgierskiej w Supralu. Wisi na wprost drzwi w duym pokoju i wskazuje czas staromodnymi wskazwkami z dokadnoci elektronicznego zegara. Jego gone tik tak, tik tak, tik tak napenia cay dom. Niesyszalny jest tylko na strychu i w piwnicy.

Jeli przewiesi go na inne miejsce staje natychmiast i nikt, nawet najstarsi w miecie zegarmistrze, peni zachwytu nad stanem technicznym werka - czyli bebechw - nie potrafi wytumaczy tego dziwactwa w kocu martwej maszynerii.

Nie by te to defekt, raczej dziwactwo. Nie wydzwania godzin i powek. Za to w kurant uderza wedle swego widzi mi si. Mona powiedzie bez powodu. Najbardziej niepokojce byo to, e odzywa si, pord rozmowy z przyjacimi, czytania ksiki, ogldania telewizji. Nagle rozlegao si jego niskie, wibrujce bammmmm bammmmmm...

Po jakim czasie, w tych zdawaoby si pojedynczych i nieuporzdkowanych dzwonieniach, odkryli pewn regularno. W cigu dnia i nocy uderza zawsze o tej samej porze...o godzinie pitej i siedemnastej.

Przez rok mczyzna spisywa daty, w ktrych odzywa si kurant. Odstpy czasowe, w tygodniu czy miesicu byy przypadkowe, nie mona w nich byo ustali adnego porzdku. Wezwani na konsylium, spoza miasteczka, wiekowi zegarmistrze, krcili gowami i stwierdzali, e z czym podobnym w swojej praktyce i praktykach swych poprzednikw si nie spotkali i nie syszeli. Jest w tym co, co wykracza poza ich zdolno pojmowania. A e s racjonalistami, przypadek ten, aczkolwiek dziwny, dla nich nie bdzie przedmiotem docieka.

- Stan trybw nie wskazuje na to, by kto przy nich majstrowa i chcia zrobi taki dowcip. - Szepn mczynie na odchodne najmodszy zegarmistrz. - Zreszt z czego tu si mia?

Wisia na frontowej cianie, wskazywa nieubaganie mijajcy czas, nie wiedzie po co i dlatego wydzwania te swoje idiotyczne bammmm, bammmm.

Mczyzna, ktry gwnie powica czas badaniom zegara czu, nieomal mia pewno, e nie jest to przypadek, e bicie kuranta ma jaki ukryty, gbszy sens.

Prawd odkrya kobieta, ale nigdy si ni nie podzielia z mczyzn. Od tamtej pory, ilekro o godzinie dziewitnastej usyszaa bammmmm, bammmm nieruchomiaa, spogldaa na ma i szybko odwracaa gow, by ukry wypywajcy na twarz rumieniec.

Byo to przed paroma tygodniami. Kto dogoni j w Biaymstoku na ulicy. Poczua na ramieniu dotknicie i usyszaa swoje imi. Obejrzaa si i... I to by on... to nieziszczone w dziewczyskich marzeniach szczcie. On... z tej starszejo dwa lata klasy. Cae popoudnie spdzili ze sob. A czas jej mija jak w transie. Spacer, obiad, kawiarnia, hotel... I kiedy si to stao, co sta si nie mogo, usyszaa dochodzce z oddali, z gbi wiadomoci przecige, znajome bammmm, bammmm.

Po powrocie do domu m powiedzia:- Czy wiesz kochanie, e nasz zegar zmieni czas bicia?

Teraz dzwoni o dziewitnastej. Ciekawe dlaczego?- On ju jest taki peen zagadek. Bdziesz mia o czym

myle przez nastpne lata. - Powiedziaa kobieta i po raz pierwszy, spona rumiecem.

Ilekro spojrzaa na zegar, wydawao si jej, e szelmowsko mruy poky, malowany w kwiatki cyferblat, a wahado przypiesza mwic: oj ty, oj ty, oj ty!". Pomylaa, e to tykajce napomnienie jest wybaczajce... ale przecige bammmmm, bammmmm brzmiao jak ostrzeenie.

Ktrego wieczoru, w imieniny mczyzny, licznie zebrana rodzina zasiada za duym stoem. Miejsce na wprost solenizanta przypado modziutkiej kuzynce. Przyglda si jej z du przyjemnoci i dostrzeg, e ilekro zatrzyma na niej wzrok, ta miesza si, czerwienieje i zaczyna mwi goniej. Potem zowi jej kilka ukradkowych, przyzwalajcych spojrze. Oczyma wyobrani zobaczy si z ni i... przey chwil uniesienia.

I wtedy nad gow usysza uderzenie kuranta - bammmmm, baammmm. Znad talerza kobieta popatrzya pytajco na ma, na zegar i znowu na ma.

- Jest pita. Wczoraj, o pitej bylimy razem. Ot gupia... pewnie wymylio to moje poczucie winy. - Pomylaa kobieta. Ale mimo to czua, e zegar scementowa ich sabnce uczucie.

Andrzej Wydmiski

Przebinieg

l.Wygodnie usiad na awce; pierwszej z dugiego szeregu

po obu stronach dochodzcej do jeziora promenady. Palcami stp zsun japonki, przesun je do przodu i opar na nich pity wyprostowanych ng. Przedramiona zoy na oparciu tak, e donie zwisay luno, nie dotykajc drewnianych listew. Przed jego wzrokiem przesuwali si kolorowo ubrani ludzie.

Siedzia sam.Parne powietrze drgao w skwarze. Wczasowicze wracali

z pla. Koszul spina mu tylko jeden guzik, tu nad paskiem welwetowych spodni. Mocno zaronity tors przyciga spojrzenia niektrych kobiet. Nie zdawa sobie z tego sprawy. Cikie promienie soca powoli zamykay powieki. Nie wiedzc kiedy, zdrzemn si.

Po jakim czasie poczu, i gow trzyma na czyim ramieniu. Lekko rozwar praw powiek. Dugie powe wosy opaday dziewczynie na plecy. Biao-czerwony sweter o krtkich rkawach nadawa w jaki szczeglny sposb wdziku twarzy, a ta twarz, jak i rce, i wspaniae nogi - no, na ten rzut prawego oka - dokadniej: uda, miay czekoladow karnacj. Donie, nie, rce, a wic rce trzymaa na biaej spdniczce (z aglowego ptna?), A w prawej doni, tej dalszej od tego, co siedzia obok, a raczej to ona obok niego, ta dziewczyna, nie rka, nie do, wic w prawej doni zacinita bya duga smycz, trzymajca na uwizi rudego kundelka, bo nawet nie kundla; myl o wielkoci, posturze. Ten psiak gapi si na ludzi z chodnika siedzc na dwch apach. A ona, dziewczyna, opuszczone miaa powieki, a jeszcze bardziej opuszczone rzsy - dugie jak smycz.

Dziewczyna oprcz biaej spdniczki (z aglowego ptna?) I biao-czerwonego sweterka, i kremowych sandaw

(poruszya raz lew stop i zobaczy), nosia jeszcze imi Marta. O czym ten przebudzony wiedzia, bo wiedzia, e to ONA.

ONA - powiadam. I ebym si nawet zesra, to i tak nie uda mi si JEJ opisa. Ale postaram si o NIEJ (i nie tylko) opowiedzie troch. Bo to ja byem tym siedzcym na awce, Marta bya... no wanie... kim ona bya dla mnie?

2.Bya przebiniegiem.Kiedy jeszcze trwa zima, znajdziecie przebinieg wychyla

jcy si nad ziemi. A moecie by na ten czas pijani, moecie by wciekli i w najgorszych mniemaniach o sobie - i zobaczycie, co si z wami stanie, na ten czas.

Z wizienia si wyszo. Z globusem nabitym trzema latami, a globusem ostrzyonym na zapak i ze lepiami pochaniajcymi te dziewczyny, i z gniewem, i zdziczeniem, i... katharsis te.

Z wizienia si wyszo, powiadam, i si szo chodnikiem deszczowym miasteczka maciupekiego, i si nogi zaczy cofa, bo oto drugim chodnikiem, chodniczkiem, sza w zielonym paszczyku ze sztruksu, w biaych, po kolana gumowcach, z powymi wosami za plecy, z twarz o rysach, o rysach... Marty!, sza, powiadasz, zjawa.

I miao si wraenie, ale wtedy si nie miao wraenia, ale si tak mwi: ma si wraenie; no wic si miao wraenie, cho go si nie miao, e co czowieka rbno, bo si byo czowiekiem, w tym wizieniu; i kto wie, co to znaczy, to wie.

I si szo do tyu, a zjawa do przodu, do przodu, i si mogo wydawa, e tych dwoje si nie spotka; bo alogizm. I ona wtedy zaczepia oczy na czowieku, i wali si wiat, i potem to ju tylko czowiek chce, eby ten wiat si wali i wali...

3.Ale si nie wali...I to jest prawie nie do wytrzymania. A zjawia si zjawa.

Gdzie? Na przykad na meczu piki nonej. Mao tego - zjawa stoi pord, a pord pord jest kolega czowieka.

W dwa dni pniej czowiek widzi zjaw w miasteczku. Coraz mniej jest czowiekiem, coraz wicej ludziem. Podrywa zjaw. I zjawa jest z nim!

I jest zjaw coraz bardziej! I czowiek, ktremu odrastaj wosy prowadza zjaw po lasach, zabiera na jeziora, ktre

zawsze kocha, i przekonuje si, przekonuje si, powiadam. Bo zjawa potrafi przystan pod drzewem i mie w oczach zy, kiedy spadaj licie. A czowiek nie moe chcie niczego wicej. I jeszcze zjawa mwi ktrego dnia (byo soce wwczas sabe): pachniesz lasem, przyrod" - i znw wali si wiat, a krtkie wosy czowieka dr.

4.I znowu jest z ni w lesie; nie dlatego, e nie potrafi nicze

go poza tym wymyli, nie dlatego. I trzyma jej do, i widzi, e ona (zjawa) nie tylko widzi las, nie tylko, powiadam; lecz wtedy nie myli o sobie, bo moe i jego nie widzi, i czowiek wie. WIE!, e kocha... A ona, gdy wracaj, mwi: wiesz, chyba zaczyna si u mnie rodzi co na ksztat mioci. Po raz pierwszy". Wic co wtedy?! Jak to przyj? No, jak? I niech mi nikt nie prbuje powiedzie, e to banalne i ckliwe. Niech nie prbuje...

5.Si jest ze zjaw.Wszystko jest zjaw. Nie ma czowieka, nie ma lasw, je

zior, jakie si znao; wszystko jest zjaw.Tylko strach, strach, ktry spad niewiadomo skd, nie,

wiadomo - z mioci; strach nie jest zjaw. Strach nadaje zjawie materialne rysy. Nie ma nic gorszego dla zjawy, jak rysy. Te rysy grubiej, rosn, nabrzmiewaj; to ju nie s rysy. Wic co, wic co...

6.Zaczo si pi. Zaczo si wdrowa po knajpach. Solo

po knajpach. Popalio si lasy, spucio wod z jezior, powycinao reszt drzew. Nie byo ju lici...

7.Oddalenie si od siebie trwao. Tu nie ma co gldzi. Nie

ma co gada bgwico. Odeszo si. Odeszo si bardzo daleko, dalej, cholernie dalej, ni to si wydaje.

8.- Jak ci si yje? - spytaa teraz nie odmykajc oczu.Zabrako sw, oddechu zabrako. Bez pomocy rk wzuo

si japonki. Bezwiednie.

Powtrzya pytanie.- Do dupy i nijako - ambiwalentnie - odpowiedziao si,

bo trzeba byo co odpowiedzie. I ju si wiedziao, e nie moe by tego, co byo ongi.

Wstao si.Przytrzymaa za rk.- Siadaj - pocigna z powrotem na awk. Kundelek za

bulgota. W jej oczach odbijay si soca promienie - frazeso- wato.

- Po co przyjechaa? - si powiedziao.- Chciaam ci spotka.

9.Czuo si zgag.Niewidoczne soce si obudzio. Zewok lea obok wy

cignity. Spa. Psina warowaa. Wstao si bezgonie. Ubrao chykiem. Otworzyo si skrzypice drzwi, zamkno bez- skrzypico. W te pdy zbiego si schodami wskimi, z zakrtami, z zakrtami.

Hotel jeden sta w miecinie.

Ks. Jan Filewicz

Niebo Podlasia

Po niebie Podlasia pezaj rozleniwione chmury

soce jak zimna gwiazda jasno wieci

drzewa przebieraj sikolorowooddajc owoce

ptaki nawouj si odlatujc do ciepych krajw

a pola odpoczywaj po oddaniu plonw

na ki i pastwiska przyszo latow rnokolorowych odcieniach

a ja ubarwiam sercemioci tcz do podlaskiej krainy

Maj na Podlasiu

Maj na Podlasiu to dziwny malarz

malujebudzcptaki do piewu i przetacza po niebie radosne soce

tylko ksiyc jak str czuwa nad noc pen zapachw Podlasia

Wiosna na Podlasiu

Wiatr unosi ku grze warkocze kwiatw pachnie nasturcj a moje usta milcz

oddycha moda zielegaj ptactwem piewai promienie soneczneprzenikaj na wskro dotyk przyrody

czy moe by pikniejszy poemat...

pikno przyrody Podlasia ycie budzi si z zimowego snu

czy aby te cuda naprawd

dla mnie...

Ziemio podlaska

Ziemio podlaska ukoysana piewem ptakw okrytapaszczem jesieni piknao kadej porze roku

bd ze mn zawsze

* * *

ocalmy pikno podlaskiej krainy wszak pikno jest po to aby wiecznie trwao w nas...

* * *

W wierszach z Podlasia pachnie wierk a zapachcieli si pord zimy koyszc kwiaty snw i ka dziecistwa powraca

wilgi pogwizduj w gaziach brzz umiech i rado...

bogosawi ycie...

Joanna Pisarska

Droga Krzyowa

A moe nie trzeba wszystkiego rozsdza i wayAle wzi swj dzieJak szklank herbaty z jej gorycz na dnieMoe spojrze inaczej na najbliszychI na tych, ktrzy nas nie chcAlbo sta si kim innym dla tych, ktrzy tego nie oczekujMimo potykania si o gupstwaMimo niezrozumieniaMimo ogarniajcej nas beznadzieiBezsilnociI lkuOdda Bogu co Boe A czowiekowi co ludzkie Moe warto otworzy oczy na ciemno By zobaczy wiato

W ranach Twoich

w ranach Twoich przemienia si ycie moje

krwi kropl po kropli w raniec ciki zbieram za pas zatykam

stopom na odwag sowom po mstwo oczom dla miosierdzia

ycie moje nasyca si Tob

Matka

Ty wiesznie zranibym Ci nigdy

ale terazjeszcze ciszy bl musz Ci zada

teraz ten krzy to nie koniec

bd Ci prosio wci wicej

dlawci nowych wci przybywajcych

ogarniam zami Twoje kochanie

jestezawsze zasuchana po brzegi

bez reszty Matko

Cyrenejczyk

wezwae mnie a ja nawet nie wiem czy pragn tego zblienia

badam doni chropowato belki szacuj nachylenie drogi

krzy wrzyna si w oswojon codzienno wic uciekam wzrokiem

do szachownicy pl z okruszynami woni oliwnego gaju

gdy opar potu naszych ciaporaa swoj identycznoci

uczysz mnie tej drogi w rytm krokw nasyconych blem

z Tobdopierojestem

Marek Dobrowolski

Dwie...

Stay dwie trumny, na sztorc, dziwne jakie...A w tych trumnach tysice okien,a w tych oknach ludzie,ywi,ale im ycie kto odebra i runy.Bo to trumny byy, dziwne jakie..., jak dwie wiee.

/W hodzie tragicznie zmarym w World Trade Center/

* * *

Byo ciemno,przede wszystkim ciemno, cho przyjemnie.Byo ciasno,przede wszystkim ciasno, ale wygodnie.Byo mokro, byo bardzo mokro, ale ciepo.Teraz nie jest ciemno, ciasno mokro,i co bardzo boli.

ycie?

Przecie w onie matki byo ycie.

Ks. Tomasz Wilga

Jezus bezdomny

Szukaem

Spotkaem

Siedzc przy chorych Chodzc po salach.

DziPrzyszed na obiad.ZaronityBrudnyUsiad przy stole Opowiedzia histori0 nic nie prosi Zjad1 poszed dalej Mwi e wrci.

* * *

Ks. Janowi Twardowskiemu

spieszmy si odszed cichy krl poeta ojciecpozostay strofy woajce

boa krwka zapakaa

* * *

przed latyspotkaem ciebietak po prostudzi jeste gociemw mych skromnych progachmwiszukazujesz drog

sucham

Tsknota

tskni za domem penymchleba zapachu Matczynego piewania

Za podog, co skrzypi, gdy cisz usyszy Tykaniem zegara, co wojn pamitaI mysz przycup w kciku

* * *

wycigam dochwytam promienie wiatazamknite w rnobarwnej tczy

przynios je do domu zasusz za obrazem

pajk zatrzyma si na chwil zamyli si o niebie a w nocymysz na rodku pokoju zataczy w jej wietle

Jzef Zenon Budziski

* * *

Dzisiaj w nocy przekroiem niebo krkiem ksiyca

* * *

Napisaem wiersz modlitw do Boga nocprzy nieba bkicie z probo jasno w mrokuo goci nie ostatnicho odpuszczenie grzechw przygwodonych do krzyao pokorw moim nie cichym yciuo staro jutra ktra omina Bogao wieczn rado w przyszym yciu napisaem wiersz modlitw

* * *

Mj wierszjest jak ciemnesocezagubionew cieniu dymwnie zwizanyz drugim czowiekiemnie nakazujcypo prostu jestjest caoci chowy drapany na kartcejest bdem wiatamj wierszjego krzykimilczeni ai powrotyjest

/Grajewo, 24.10.2004/

* * *

Przed moim domem za oknem ronie drzewoi rozpina czule konary patrzc w socei cigle przypomina mi e jest

/Grajewo, 24.10.2004/

Zofia Maria Dembiska

Anio od wierszy

Z pkiem kluczy na szyi bez telefonui adresu

moe teraz otwiera piew sowika lub moknie w dziecicej zie

potrafi odsoni bezdomnym sowom niezamieszka kartk w moim sercu

Wiersz

Bez majtkui bez trwogi czysty i wasny jak kot nie zna jutraktre moe by apokalips

wierzy w natchnienie w ktrego strumieniu si rodzi w ciszy szarego serca yje krtko i popiesznie

potem zasypia nowy brzask budzi goi przeobraa nim spocznie w szklanej szkatuce sw

Jabonie

W ciemnych spdnicach obszytych traw po tysickro wpiy bukieciki w gazki na kilka dni maja

oczy spisujtaniec nadzieirowym tuszemna jedwabnym skrawku powietrza

potemprzez zielone tygodnie lici przd pracowicie wzory chmur i wiatru a plonspocznie w skrzynkach po czerwie ust

* * *

Macierzystwo przyfruno do gniazdna ramionach dzieci

chwile kwitn bujniei rozlatuj si beztrosko

odjazd pocigu zamyka ptaki w sercu trzepot skrzyde piew urwany

Wesele

Ona i Onna biaych koniach po oboku szczcia

za nimi orszakprzestrze muzyczna uskrzydla ramiona

przy zapalonych wiecach radoci taniec rozkwita szalony pocaunki si krc na rzsach

smaki si koysz od talerza do talerza

a czarodziej rytm uleci z cia obiektyw wesela witem si przysoni

dugo jeszcze jak wrble na piasku trzepota bd serca

Z dworca

Przez drzwi splecionych doni wchodzimy do domu

meble jak pies si asz przez okna mruczy bkit ciany biel pytaj czemu wracamy sami

Julian Dworakowski

Pamitajcie, drzewa

Bd przeciw wam wiadczy, e chodzicie na gowach bd przysiga nie na drog, a na kaubd dowodzi kawakiem nieba utopionym w kauy

bd rozjeda wasz obrazstworzonyby stworzy swj

pamitajcie, drzewa nie korona zielona a jedyn mdroci - zdrowe nogi, by w por zej z drogi

pamitajcie, drzewa - droga wam wiadkiem

Przykazanie zieleni

bdziesz miowa drzewo korzeniami swymi koron niemartw a jeli roniesz w ogrodzie pamitaj o drzewach rosncych przy drodze

przykazanie zielenibycie si wzajemnie

dozielenili

Teodor Sokoowski

Lec licie

Lec licie szumi drzewa Jesie zmarym psalmy piewa Cmentarnymi alejkami ywych tum wytrwale kry Ze zniczami i kwiatami A w tym tumie kady czowiek Do znajomych grobw dy By zapali na nich ogie By uroni zy spod powiek By odmwi Anio Paski Za byt wieczny dusz swych drogich Ukochanych nieboszczykw Cmentarz cay jak ptak rajski Wielobarwny tonie w kwiatach Tysicami lni pomykw Byszczy blaskiem pyt pomnikw0 minionych szepce latach Swe ramiona wznosz krzye Z kadym rokiem do nas bliejNa proch zwaa wszystkich prosz Myl kierowa ku niebiosom.

Lec licie szumi drzewa Jesie zmarym psalmy piewa1 zeschymi limi krci Przywouje nam z pamici Wszystko to co przemino Naszych dziadw i pradziadwI najbliszych nam rodzicw Modo zmarych crek synw Maych wnukw sistr i braci Cio i wujkw i przyjaciI ich ycie i ich dzieo

Wiele danych nam przykadw Jak miowa w swoim yciu Wiele ludzkich dobrych czynw W takich chwilach kt by nie czu W swoim sercu alu smutku Za bliskimi co tu le e tak yli z nami krtko Smtne myli w nas si snuj Wraz z tsknot i zadum.

Lec licie szumi drzewaJesie zmarym psalmy piewaIle to pokole przeszoPenic swoje powoanieIle od nas ju odeszoZ nami rwnie to si stanieWkoo si historia krciWiedz o tym wszyscy wiciDusze naszych bohaterwKtrzy za swych ziemskich braciZa Ojczyzn krew przelaliPrzez szlachetno charakterwW niebie si witymi staliTu ubodzy tam bogaciTam szczliwi tu w mogileA na wiecie przemian tyleTyle rzeczy si wydarzaW ciszy i pokoju susznymSpoczywaj Boe dzieciNa ich grobach lampka wieciW wito witych w Dzie Zaduszny.

Lec licie szumi drzewa Jesie zmarym psalmy piewa Na cmentarze pj nas skania Lec kartki z kalendarza Pyn dni miesice lata Bdzie tak do koca wiata A do czasu zmartwychwstania...

Elbieta Skpska

Twrco tczy

Wybrae cierniowe drzewo, skd serca oceniasz wedug punktw nieznanych.

Uniose mnie nad grzyw konia pdzcego galopem.

Zatrzymae w przestworzach na uamek wyznacznika czasu.

Pozwolie bezpiecznie przyj gorce promienie soca.

Zbyt mae s moje sowa, by mc ci podzikowa.

Czy sens poznanyi czyny jak kropka wystarcz?

Spojrzenie w Wielobyt

Nocne chmury Tworz ci kotar,By mg odpocz przed zmian Ksiycu...

Pozwalasz na czst Ingerencj w twoje pole Jednostkom przeciwlotniczym Powietrze...

Raz wcielasz si w zwierciado, Innym razem - w kopacza Powierzchniowych gbin W odo...

Ty chronisz stopy Przed zapaci Mimo zszargania Ziemio...

Spalasz chwasty Rozgrzewasz lody Siejesz iskry Ogniu...

Czy warto non stop To samo,Gdy zmienno Cech natury?

Spryna dnia

To dziwne, ehaaliw cisz, szum kranwki", kleksa na biaej kartce papieru zmy mona rozlanym sokiem z czerwonych grejpfrutw

To ciekawe, etak niewiele trzeba, aby nada tre jednym pocigniciem palca

To cudowne, ewe waciwym czasie pojawia si ser z wielkimi dziurami, przez ktre da si patrze bez zmruenia oka.

/2006.06.12/

Eugeniusz Szulborski

Moja Matka

Moja Matka Ostrona Moja Matka Wziemiwzita Moja Matka - A ile matek ostronycho Matkach zapomniao ile ostronoci wziemiwzito w przecigach ez w pocaunkach piercieni tych co cz - a do mierci - Mwi - jest Matk - ale gdyby Matk nie bya nie byaby moj ostronoci

moim natchnieniem moim ja

Moja Matka Ostrona Moja Matka Wziemi wzita Moja Matka -

Dugo czekaa na wschd soca oparta o zrbin studni stary db omszay gadzia doni Tej wody nikt nie wypije- mylaa - i przechylaa wiadro Jak zdrowy miech spadaa struga spadaa i cieka po deskachjak po strunach skrzypiec plum plum plum odzywaa si gbina A ty staa urawiem nad zrbin studni mszaa wysychaaprzez szczeliny twych oczu wychodzia rosa I dzi stoisz krzyem cmentarnym czy syszyszjak po twoich ramionach spywa deszcz?

- Wiekowi Kazaneckiemuwspomnieniew pitym dniu po mierci -

Kamie z kamieniastoczy si ju na dnoportret z nagonkmalujc rodzinnietwoi Barbarzycycigle wiele znacza ponad nimi ronie kruche imiju mi nie powieszgdzie Charon d trzymai jakie wiosow twj Styks on zanurzyd odpynapoza lata chudea wioso wierszemczas w przestrze wyduy

/1989.02.05/

IV Otwarty Konkurs Poetycki Majowej Konwalii

Dnia 02.06.2008 r. w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Wasilkowie odbyo si uroczyste rozstrzygnicie IV Otwartego Konkursu Poetyckiego Majowej Konwalii", organizowanego w ramach corocznych obchodw Dni Wasilkowa.

Organizatorami konkursu byli: Urzd Miejski oraz Miejska Biblioteka Publiczna w Wasilkowie, pod honorowym patronatem Burmistrza Wasilkowa. Celem konkursu byo inspirowanie ludzi utalentowanych oraz stwarzanie moliwoci prezentacji dorobku poetyckiego, konfrontacje twrczoci poetyckiej, a take popularyzacja kultury ywego sowa.

Regulamin konkursu stanowi, e kady uczestnik moe zgosi od 2 do 5 wasnych utworw, niepublikowanych, napisanych wycznie w jzyku polskim, nawizujcych do rodzimego regionu i luno powizanych z cytatem Zbigniewa Herberta:

Serce kamieni dry czasem jak serce maych zwierzt".

Do konkursu przystpio 31 uczestnikw.Komisja konkursowa w skadzie:Jan Leoczuk - przewodniczcyMagorzata Rokicka-SzymaskaIrena Grabowieckana posiedzeniu, ktre odbyo si 23 maja w Miejskiej Bi

bliotece Publicznej wyonia laureatw konkursu. Zostay przyznane cztery rwnorzdne nagrody oraz siedem wyrnie.

Nagrody zdobyli:Anna Piliszewska, Grzegorz Chwieduk, Aneta Skrzyp-

ko, Janina KarasiukWyrnienia:Adam Kiermut, Piotr Zemanek, Bogdan Nowicki, Miro

saw Brozio, Katarzyna Wiktoria Polak, Izabela Kiekucka, Paulina apiska.

Poniej prezentujemy wybrane utwory osb nagrodzonych.

Anna Pili szewskaza sidm grobl

to tutaj Czas przystaje w pciennych bamboszach a zmarli piwrd kartek pkatych albumw- w martwej ciszy kruchoci zetlaych przedmiotw szeleci ywa krucho papierowych ksiycw twarzy dawno zatartych ni si bliscy muskajc krawd wyobrani

wspomnienia przepywajc pluskaj ostronie- jest tak jakbyzawraca uparty nurt wody - sen si staje trzeszczcy i wyobraalny: z drobnych puzzli pamici z nierzeczy wistoci nieobecni przychodz

i pachnie ciastem kuchnia a wiato wydua chyboczce si cienie i sycha miech siostry- przestrze skrzypi skami lni smugami wosku

lici te kondukty mkn w sie od podwrza

Wniebowstpienie - figurka przydrona

Deszcz wydzioba jej oczy a Wicher beztrosko Starga suknie Dmuchajc W twarde ski ciaa

Min wiekCho klepaa pacierze drewniane Umar ptak Cho niedawno Ptaka pocieszaa

W rachitycznym podoku Krzywe donie skrywa MechPaciorki raca I wiata okruchy

Czasem kci si Z siostr - widnc Pokrzyw Gdy ksaj jej pity Pisklta i muchy

Lecz naraz Ju pogodna Przygarnia pisklta Muchy waki agodnie Otula swym cieniem

Bg przysiada na miedzy Li mity urywa I rozmyla Nad rychym jej Wniebowstpieniem

Aneta Skrzypko

* * *

Babciom i .p. Dziadkom

tykanie dziadkowego zegara wyznacza rytm mieszania herbaty z mioci cisza przeciga si leniwie ociera o twoje nogijakby bya dachowcem ssiadki ktrego tak lubisz/ na niedzielnych spodniach znw zostawi ci kosmyki cichoci ktre trudno doczyci/ srebrne yeczki bawi si w berka i przedrzeniaj dzwonki kocielne niemiaojakby bay si pana zakrystianina

* * *

jak niewidomaodmierzam czas:rysuj twoj twarz na szkledelikatny szkic palcami uwydatniawysokie czoo przez ktre przebiegaj - czasem -dwie zmarszczki ze zdziwieniem -blizn zapadajc si mikko nad praw brwii umiech z ktrym powracaa wiosnabarwy czerpi penymi garciamiz kory dbu i upiny kasztanaz bkitu nieba przygldajcego si sobiew strumieniuz listkw wierzby ktra zawsze pierwsza

w pogoni za socem twj portret

Janina Karasiuk

Klkam w czas wieczorny

Ziemio mego dziecictwa, ycia mojego, modzieczychlat!

Pozdrawiam ci szumem sosen, w ktrych zamieszkapodlaski wiatr.

Ziemio rodzinna pikna, ziemio ma podlaska,Nie chc by na tobie w p sprchniaym drzewem! Chc korzeniami gboko, jak db w ciebie wrasta, Rozbrzmiewa w drzew koronach, wdzicznym ptaszt

piewem.Chc widzie jak soce zaspane, budzi si i ziewa,I przedziera si z wolna przez gstwin len.Sysze jak kwiatki konwalii dzwoni na msz drzewom, I jak osiki, poranne race listkami szeleszcz.Chc o zmroku spoglda w Bugu ciemn to,Szumem brzz si zachwyca, olszyn i z siwych.I cho czas ju biel przyprszy m skro.Pragn lgn caym sercem, do tych miejsc szczliwych! Klkam w czas wieczorny, o majowej porze,Pod mym podlaskim niebem, z pieni uwielbienia.By za rodzinn ziemi, dzikowa Ci - Boe!Za kwietne sady i ki, i za szmer strumienia.

Tak mi tutaj dobrze, e nie wypowiedzie!I ju nigdzie w yciu lepiej mi nie bdzie!Pragn tu do koca pozosta, i wiedzie,e bd tu nawet wtedy, gdy mnie ju nie bdzie!!!

Naciesz mnie

Naciesz mnie ziemio hojnoci swoj, Urod, barw, zapachem bzw.Tak, bym si moga nasyci tob,Na czas wiecznego mojego snu.

Naucz mnie Panie, jak sucha ciszy, Pachncej ros podlaskich pl. Sonecznikami daj si zachwyci, Zotymi, na ksztat ognistych kul.

Naucz mnie Panie modli si cisz,Bog jak poszum kwiecistych k.W ktrych si jaskry z wolna koysz,I tul mikko do moich rk.

Chciaabym wielbi zagon ojczysty, Motylich skrzyde leciutkim wiewem. Chodnym obokiem mgy powczystej, Promiemi soca i ptaszt piewem.

Niech wszystko wok ronie i kwitnie! Niechaj melodi wdziczn rozbrzmiewa! Barwi si zoto, srebrno, bkitnie,Hymn ycia niosc hen, a do nieba!

Grzegorz Chwieduk

W iosna

blask umiechnitego dnia rozpostar swe skrzyda ogrd usany dotykiem wiosny promienie soca z drzewami flirtuj ziemia od zieleni nabrzmiaa

myli nasze usiady na listkach i na kwiatachwiatr cicho szepcze ciepe sowa a Ty ze mn chwytasz w donie przepywajce oboki

w puls wonnej trawy wtuleni nasycamy dzi zmysy wiosn czyst jak pragnienie

Bya

bya w tym tumie moim drogowskazem akomie Ci ogldaem

przy Tobie nie musiaem ukrywa swoich skrzyde

bya

w kocuprzyszya mi samotno artujce odchodzisz z tsknoty za reszt wiata

zostawia po sobie tyle znakw zapytania e mona nimi obwiesi nasz znajomy las

Konkurs poetycki O Srebrne Piro MDK - II edycja, 2008

Dnia 12 maja 2008 r. Jury w skadzie:1. Jan Leoczuk - Prezes Biaostockiego Oddziau ZLP,

Dyrektor Ksinicy Podlaskiej - przewodniczcy Jury2. Marian Piotr Rawinis - powieciopisarz, dziennikarz,

red. nacz. dwumiesicznika Aleje 3" - Czstochowa3. Janusz Taranienko - poeta i krytyk literacki, nauczy

ciel instruktor MDK

Po zapoznaniu si z 57 zestawami wierszy oraz 3 zestawami prozy poetyckiej nadesanymi na konkurs, postanowio:

* jednogonie przyzna nagrod gwn konkursu - "Srebrne Piro MDK" - za zestaw wierszy opatrzony godem "ANNA" - Agnieszce Jaranowskiej z III LO w Biaymstoku

* przyzna trzy rwnorzdne nagrody:- "czerwony" - Dorota Gryka z Zespou Szk w Mi

chaowie,- "Szytrus" - Szymon Trusewicz z Zespou Szk w

Michaowie,- "Hekate"- Dorota Sigillewska z II LO w Augustowie.

Jury przyznao rwnie 4 rwnorzdne wyrnienia, ktre zdobyli:

Agnieszka Jagieo z Liceum Plastycznego w Supralu, Anna Sok z Liceum Plastycznego w Supralu, Natalia Wiel- gat z II LO w Augustowie i Micha Ludwik z PG nr 12 w Biaymstoku.

Jury wyraa zadowolenie z nadesanych wierszy, ich rozpitoci tematycznej i rnorodnoci poetyk stosowanych przez modych adeptw pira, nie zatracajc przy tym wraliwoci poetyckiej.

Organizatorom konkursu naley wyrazi szczegln wdziczno: wszak dziki nim nie zganie nadzieja na otulenie otaczajcej nas rzeczywistoci czuoci wiersza. I modoci.

Grand Prix - Srebrne piro MDK

Agnieszka Jaranowska (III LO Biaystok)

Piosenka o Werterze

Siedzi pan, panie Werter, przy kawiarnianym stoliku w samym kocu sali z kapeluszem jak z czarnym spemo rozpostartych skrzydach pod ktrymi skrywa si bezwstydnie biay banda lad wielkiej towarzyskiej gafy

Taki wstyd, panie Werter

Umiecha si pan blado bardziej tak gdyby si pan krzywi nad tafl biaego cukru ktry rozsypa pan sigajc wci drc rk po cukiernic

Pochyla si pan i palcem kreli bezwiednie imi pewnej zwykej dziewczyny z Walheim

Jak tak mona, panie Werter

Szybko spostrzega pan jednak niezrczno swojego czynu i pospiesznie dmucha w cukier ktry znowu utworzy tylko pofalowan rwnin

Zaraz zabiera si pan za rysowanie konturu ust dziewczyny siedzcej przy stoliku naprzeciwko potem jej oczu zarysu policzkw gdy pije przez somk sodki napj