148
Catwalk #9,5 FashionPhilosophy Fashion Week Poland #11

Catwalk #9,5

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Catwalk #9,5

Citation preview

Page 1: Catwalk #9,5

Catwalk

#9,5

FashionPhilosophy Fashion Week Poland #11

Page 2: Catwalk #9,5
Page 3: Catwalk #9,5

redaktor naczelna: Anna Pajęckazastępca redaktor naczelnej:Justyna Pajęcka

zdjęcia: Rafael Poschmann

autorzy tekstów:Justyna PajęckaŁukasz ZasłonaMichał Strzelecki

skład i oprawa graficzna:Anna Pajęcka

kontakt:[email protected]

zdjęcie z okładki: Rafael Poschmannfacebook.com/posh.photographie?ref=ts&fref=ts

zdjęcie pochodzi z pokazu kolekcji: Odio & Jakub Pieczarkowski

zdjęcie z plakatu ze str. 2: Kamil Bogdański

Page 4: Catwalk #9,5

6 FPFWP czwartek – w obiektywie Rafaela Poschmanna20 Koniec złuódzeń? – tekst Justyny Pajęckiej26 Łódź you like? – rozmowa Michała Strzeleckiego z Moniką Gromadzińską34 FPFWP piątek – w obiektywie Rafaela Poschmanna56 Modopolis z Monopolis – tekst Łukasza Zasłony 64 OFF Out of Schedule – w obiektywie Rafaela Poschmanna 100 Fashion Week po polsku – tekst Michała Strzeleckiego104 Moda potrzebuje rewolucji! – rozmowa Łukasza Zasłony z Maksymilianem Gorockiewiczem112 FPFWP sobota – w obiektywie Rafaela Poschmanna 138 Klaudia Markiewicz – nowa marka – rozmowa Michała Strzeleckiego z Klaudią Markiewicz146 ale to już było… - tekst Justyny Pajęckiej

SPIS TREŚCI

Page 5: Catwalk #9,5

Być może kazaliśmy Wam długo czekać, ale wreszcie udało nam się skończyć prace nad spe-cjalnym wydaniem magazynu Catwalk, w całości poświęconym jedenastej edycji FashionPhi-losophy Fashion Week Poland. Podczas tej samej edycji pierwszy raz objęliśmy patronat me-dialny nad pokazami strefy OFF Out Of Schedule i wystawy fotograficznej Young Fashion Photographers Now. Ale sam fakt objęcia patronatu medialnego w żaden sposób nie wpłynął na naszą ocenę całej imprezy, o czym będziecie mogli przeczytać na kolejnych stronach ma-gazynu. Zauważycie też, że niezależna ocena trzech redaktorów Catwalk jest mocno zbieżna. Dlatego bez wahania jako twórcy najbardziej udanych kolekcji tej edycji wymieniani są: Mo-nika Gromadzińska, Klaudia Markiewicz, Kas Kryst, Ola Bajer - BOLA, duet Odio & Jakub Pieczarkowski, Magda Floryszczyk i Paulina Ptashnik. Jako najlepszy pokaz 11. odsłony jed-nogłośnie wymieniliśmy The Puppies, czyli markę tworzoną przez Maksymiliana Gorockiewi-cza, który debiutował podczas tej odsłony tygodnia mody, dlatego tym bardziej należą mu się wielkie brawa. Jak zwykle po FPFWP rozmawiamy z twórcami, którzy zrobili na nas tak duże wrażenie, że chcemy dowiedzieć się jak najwięcej o ich działalności. Tym razem są to Monika Gromadzińska, wcześniej wspomniany twórca marki The Puppies i również debiutantka w fe-nomenalnym stylu - Klaudia Markiewicz. A oprócz tego mnóstwo zdjęć z pokazów autorstwa znakomitego Rafaela Poschmanna. Nie przedłużając - miłego czytania i oglądania oraz być może - do zobaczenia podczas wio-sennej edycji!

Anna Pajęckaredaktor naczelna Catwalk

WSTĘP

Page 6: Catwalk #9,5

CZWARTEK

FashionPhilosophyFashion Week vol. 11

zdjęcia: Rafael Poschmann

#Magda Floryszczyk#Claudia Danna#Katarzyna Łęcka#Kędziorek

Page 7: Catwalk #9,5

Magda Floryszczyk

Page 8: Catwalk #9,5

Magda Floryszczyk

Page 9: Catwalk #9,5

Magda Floryszczyk

Page 10: Catwalk #9,5
Page 11: Catwalk #9,5

Magda Floryszczyk

Page 12: Catwalk #9,5

Claudia Danna

Page 13: Catwalk #9,5

Claudia Danna

Page 14: Catwalk #9,5

Kędziorek

Page 15: Catwalk #9,5

Kędziorek

Page 16: Catwalk #9,5
Page 17: Catwalk #9,5

Katarzyna Łęcka

Page 18: Catwalk #9,5

Katarzyna Łęcka

Page 19: Catwalk #9,5

Katarzyna Łęcka

Page 20: Catwalk #9,5

KO-NIECZŁUÓ-DZEŃ?tekst: Justyna Pajęckazdjęcia: Rafael Poschmann

Page 21: Catwalk #9,5

#zwyrd #klaudiamarkiewicz #thepuppies #monikagroma-dzinska #kaskrystKilka tygodni temu zakończyła się kolejna, je-denasta już edycja imprezy Fashionphilosophy Fashion Week Poland, zwanej szumnie polskim tygodniem mody. Dzisiaj ten tytuł brzmi dosyć ironicznie. Mam wrażenie, że bardziej odpowied-nie byłoby określenie Festiwal Rozczarowań i czu-ję się trochę jakbym miała deja vu.

Zmierzch polskiej mody

Dokładnie rok temu pisałam o swoim rozgory-czeniu związanym z jedną z poprzednich od-słon. W międzyczasie pojawiła się kolejna edycja, a z nią nowe złudzenia. W końcu jubileuszowa dziesiątka zawsze kojarzy się z czymś dużego for-matu. Nowa lokalizacja. Więcej pokazów. Tydzień mody zbliżył się nawet do tygodnia nie tylko z na-zwy i miał trwać prawie siedem dni. Wyczekiwane fajerwerki w rezultacie zdawały się jednak przypo-minać zimne ognie, których widok jak wiadomo nie jest już tak spektakularny. Fashion Week znów wylał na mnie kubeł zimnej wody i przypomniał, że Łódź to nie Mediolan, a my wciąż nie zeszli-śmy na ziemię. Pół roku później znów zaczynamy wielkie modowe święto jak samą imprezę określi-ła Prezydent Łodzi, wykazując się przy tym dużą dawką poczucia humoru bądź niekontrolowanym optymizmem. Tym razem jest podobnie. Sponso-rem programu po raz kolejny jest rozczarowa-nie przez duże R. Tylko zrobiło się trochę jakby smutniej. Atmosfera jakaś taka grobowa, a grupa ładnych ludzi ubranych na czarno zgromadzona przed wejściem tylko potęguje wrażenie jakbyśmy zmierzali na pogrzeb. Czy to apokalipsa polskiej mody i tylko cienka czerwona linia dzieli nas od wybuchu skandalu? Wyolbrzymiam. Nie zmienia to jednak faktu, że prognozy dla samego wyda-rzenia nie są zbyt pozytywne. Zminimalizowana liczba pokazów. Kiepska selekcja modelek. Sala świecąca pustkami. Showroom przypominający wiejski jarmark. Zresztą chyba nawet tam mamy większy wybór produktów. Goście też jakoś tacy mniej kolorowi. Można dużo mówić o światowym poziomie. Rzucać hasłami o tysiącach gości. Mię-dzynarodowym zasięgu. Zagranicznej prasie. Ale

to ciągle będą tylko hasła. Można opierać się na liczbach. Tyle, że te nie działają tutaj na korzyść. To jedenasta edycja. A w tym przypadku powinno procentować doświadczenie. Tu nie ma miejsca na błędy, których nie było nawet pięć lat temu, kiedy Fashion Week startował. Tak naprawdę najgorszą rzeczą jaką można zrobić, kiedy już zbudujesz markę to opierać się tylko na logotypie. Na tym, że wszyscy już o nas słyszeli. Bo torebka Chanel nawet jeśli będzie kiepska i tak znajdzie zwolen-ników, bo w końcu ma metkę Chanel. Tylko, że w ten sposób przez dłuższy czas można manipulo-wać tylko grupą osób nieświadomych dla których liczy się tylko ta właśnie metka. Ale świadomość odbiorców rośnie i nawet najlepszy PR nie pomo-że, jeżeli nie obroni się jakość. Oczywiście, nie jest tak, że możemy doszukiwać się tylko negatywów, tworząc listę skarg czy zażaleń i sam Fashion Week należy spalić, a na jego miejsce postawić stadion, ale jeżeli coś ma potencjał warto mówić o tym co jest nie tak zamiast entuzjastycznie przyznawać, że wszystko jest świetnie, jeżeli w rzeczywistości ma to niewiele wspólnego z prawdą. Ale uznaj-my, że więcej grzechów nie pamiętam i spróbujmy krótko podsumować ostatnią odsłonę.

A gdyby tak zażądać autonomii dla strefy Off?

Off Out Of Schedule. Czasem mam wrażenie, że gdybyśmy z tej strefy zrobili całkowicie odrębną imprezę byłoby to wydarzenie prezentujące na-prawdę wysoki poziom. Szkoda tylko, że tym ra-zem ta część została w pewien sposób pominięta. O ile lokalizacja, Monopolis była dość przyjem-na, bardzo łódzka, a nawet na chwilę przywróciła klimat Bielnika i Elektrowni znany z pierwszych edycji FFWP to zminimalizowanie liczby nie-dzielnych pokazów do trzech, na dodatek umiesz-czenie ich w godzinach, kiedy część gości odsypia sobotnie afterparty to zabieg dość krzywdzący dla projektantów. Pomijając ten fakt, na najlepszy pokaz czekaliśmy tak naprawdę przez cały Fa-shion Week. Monika Gromadzińska i jej ‚Łódź you like?’ przypomniały mi czego brakuje mi w polskiej modzie. Za często sięgamy do zagra-nicznych wzorców. Nie czerpiemy inspiracji z tego co rodzime. Mamy zbyt małą świadomość własnej kultury, sztuki. Wstydzimy się tego co polskie. Lubimy mówić, że tu niczego nie ma, a tylko to co odległe może przynieść natchnie-

Page 22: Catwalk #9,5

nie do stworzenia czegoś wartościowego. I chyba właśnie dlatego wciąż nie możemy mówić o mo-dzie polskiej, a jedynie o modzie z Polski. Monika robi w tym kierunku ogromny krok do przodu. Sięga do twórczości Władysława Strzemińskiego i Katarzyny Kobro, artystów z których twórczoś-cią miał styczność każdy, kto choć raz odwiedził łódzkie Muzeum Sztuki. Wygląda przez okno i poprzez swoją kolekcję maluje Łódź taką jaką mogą zobaczyć ją tylko mieszkańcy. Ci, którzy mieli okazję chłonąć ten klimat. Nie jest to jednak pomnik, a raczej lustrzane odbicie. Do tego pod-kład muzyczny i możemy przez chwilę zobaczyć kawałek historii miasta włókniarzy. Mam nadzie-ję, że więcej projektantów będzie chciało iść w tę stronę, bo to naprawdę dobry kierunek. Pokusi-łabym się o stwierdzenie, że tym razem Monika pokonała nawet Kas Kryst, która podczas ostat-nich edycji była nieoficjalną królową Offa, a pod względem ilości entuzjastów jej marki zdomino-wała tę strefę. Najnowsza kolekcja może i nie jest tak spektakularna jak poprzednie projekty Kas Kryst, ale i tak należą się jej szczere gratulacje. Rzadko się zdarza, że tak młodzi projektanci two-rzą kolekcje tak regularnie i tak świadomie bu-dują własną markę. Projektantka po raz kolejny przekonuje, że nikt tak jak ona nie rozumie czer-ni, tego jak wiele zastosowań może mieć ten kolor. Znów też na chwilę przenosi się w czasie, żeby do współczesności przenieść kolejną garść inspiracji. Jest trochę grzeczniej niż zwykle, ale na pewno nie nudno. Dodatkowy plus za dostosowanie się do sezonu. Łódzki Fashion Week ma to do siebie, że niewielu twórców zwraca na to uwagę w swo-ich projektach. Regularnie tworzonych kolekcji możemy się spodziewać też w przypadku marki Zwyrd, której debiut mogliśmy oglądać podczas dziesiątej edycji. Przyznam, że najnowsza propo-zycja trochę rozczarowuje. Poprzedni pokaz po-zytywnie zaskoczył. Podejrzewam, że i dziś mo-głoby być podobnie, gdyby projektant pozostał przy męskich sylwetkach. Co prawda ‚Self De-struct’ na tle dość wtórnych, niewyróżniających się kolekcji prezentowanych w Alei Projektantów wypada naprawdę nieźle. Jednak w porównaniu z ‚Core’ sporo traci. Brakuje mi tu zaangażowania, którym młody projektant wyróżniał się podczas debiutu. Mężczyźni u Zwyrda w nowym sezo-nie nie wydają się też tak silni. Jest troszkę mniej mocy. I choć tym razem Grzegorz Marcisz równie ambitnie podszedł do tematu, projektując tak-

ZWYRD

Page 23: Catwalk #9,5

KAS KRYST

Page 24: Catwalk #9,5

że modę dla kobiet, ta część pokazu zupełnie do mnie nie przemawia. Być może moje wymagania były w tym przypadku zbyt duże, ze względu na to jak dobre wrażenie wywarł na mnie Zwyrd po-przednią kolekcją i swoim podejściem do mody. Debiuty jednak wszyscy oceniamy bardziej łagod-nie. Przy każdej następnej prezentacji nie ma już taryfy ulgowej. Wciąż jednak trzymam się opinii, że modzie marki Zwyrd warto dać szansę i czekać na rozwój. Tylko czy znowu się nie łudzę? Może tak jak w przypadku dokonań muzycznych opi-nia na temat drugiej płyty zawsze jest najbardziej surowa? Pozostając w temacie debiutów war-to zwrócić uwagę na dwa największe odkrycia tej edycji - The Puppies i Klaudia Markiewicz. Pierwszy pokaz przywrócił wiarę w nowe mar-ki na rynku mody męskiej w Polsce, bo właśnie takiej mody bardzo brakuje na łódzkim Fashion Weeku. Przyznam, że kiedy czytałam opis ko-lekcji miałam wrażenie, że nie wyjdzie z tego nic

dobrego. Mnogość wykorzystanych materiałów, synkretyzm inspiracji, potencjał metaforyczny. Zwykle w przypadku początkujących projek-tantów takie hasła okazują się zabiegiem marke-tingowym i niewiele mają wspólnego z prawdą. A tutaj mamy pozytywne zaskoczenie. Odważne zestawienia. Łamanie barier. Nowa jakość męskiej mody. Motyw broni budzi skojarzenia z rewolu-cją. Ta kolekcja to pewien przełom. Zerwanie ze stereotypem. Wprowadzenie nowych rozwiązań. Jeżeli to wizja przyszłości polskiej mody, to jestem zachwycona. Klaudia Markiewicz swoją kolekcją udowadnia, że w modzie chce zaistnieć nie tylko jako popularna blogerka, ale przede wszystkim projektantka z konkretną wizją. To chyba jedyny naprawdę warty uwagi pokaz strefy Studio. Jest mrocznie, ale nie banalnie. Dopracowane deta-le. Świetne stylizacje. Charakterystyczny motyw żuka sprawia, że kolekcja nie znika w tłumie. Ogromny plus za dodatki. I chociaż historia jest

JAROSŁAW EWERT

Page 25: Catwalk #9,5

o przemijaniu projektantka z pewnością szybko nie zniknie.

Aleja Rozczarowań

Szkoda, że główny wybieg swoim poziomem od-staje od pozostałych stref. O dziwo to te niszowe pokazy, które nie cieszą się taką popularnością jak te z Alei Projektantów są zwyczajnie lepsze. Co drugi pokaz słynnej Designer Avenue zdaje się opatrzony hasłem ‚sponsorowany’, a nawet naj-bardziej zdolni projektanci trochę jakby odpuści-li i zdają się przypominać gwiazdy pop podczas gościnnych występów na popularnych festiwa-lach, które to co najlepsze zostawiają na indywi-dualny koncert. Oczywiście są wyjątki. Duet Odio i Jakub Pieczarkowski cały czas trzymają poziom wprowadzając gości w delikatnie psychodeliczny klimat. Pozwalają też snuć domysły, że kogoś sko-piowali, bo przecież ktoś z Polski nie mógł wpaść na tak dobry pomysł. Ola Bajer, czyli Bola rów-nież prezentuje wzrost formy i pokazuje najlep-szą kolekcję w karierze. Na uwagę zasługuje też Jarosław Ewert. Czy to przypadek, że akurat au-torzy najlepszych kolekcji Alei zaczynali właśnie od strefy Off? Nie mogę zapomnieć o genialnej jak zwykle kolekcji Nenukko, a w szczególno-ści oprawie pokazu. To historia o rozczarowaniu kulturą masową i tęsknotą za autentycznymi wię-ziami międzyludzkimi, jak mówią projektanci. Rzeczywiście można było odczuwać te emocje. To nie tylko modowe show, ale przede wszyst-kim wartościowy spektakl z bardzo dobrej jakości odzieżą w tle. Czy warto wymienić kogoś jeszcze? Kolekcje, które również zapamiętałam to Paulina Ptashnik, Magda Floryszczyk i Malgrau. Ale na tym chyba koniec. Nie chcę generalizować. Być może zapomniałam o kimś kogo projekty także zasługują na uznanie, ale skoro już po kilku tygo-dniach, które minęły od wydarzenia nie mam ich w pamięci, widocznie nic nowego nie wniosły. To oczywiście tylko subiektywna opinia i można się z nią nie zgadzać, ale przecież nie obiecywałam, że będę obiektywna.

Showroom, czyli nie kupuję u polskich projek-tantów

Oprócz samych pokazów organizatorzy przygoto-wali również dla nas szereg innych atrakcji. Naj-ważniejsza to oczywiście showroom projektan-

tów. Cóż, zanim przekroczyłam próg łódzkiej hali Expo myślałam nawet o tym, że może zrobię ja-kieś zakupy. 5 minut spędzonych w tej strefie zu-pełnie pozbawiło mnie złudzeń. Zastanawiam się czy jedynym kryterium decydującym o zakwalifi-kowaniu się do grona wystawców było kryterium finansowe. Trochę szkoda, że ktoś zapomniał o selekcji, bo naprawdę nie było w czym wybierać. Strefę poza pokazami zdecydowanie ratuje wysta-wa Young Fashion Photographers Now. Co edy-cję możemy dzięki niej poznać prace naprawdę zdolnych fotografów. Wbrew pozorom nie tylko skupiających się na modzie. Edytoriale niektó-rych mogliście zresztą znaleźć w poprzednich wydaniach Catwalku. Tym razem swoje prace prezentowali m.in.: Adam Cekiera, Jakub Kulig, Ola Bydlowska czy Tomek Mac. Zdecydowanie lepsze rozmieszczenie zdjęć niż podczas dziesią-tej odsłony FFWP. Lepsza lokalizacja. Szkoda, że sam wernisaż oparł się na kilku słowach o tym jak to fajnie, że mamy w Polsce młodych fotografów mody, więc cieszmy się tym i pijmy wino. O ile ciekawiej dla samych odbiorców, a na pewno le-piej dla autorów zdjęć byłoby, gdyby każdy z nich miał okazję powiedzieć kilka słów o pokazanych pracach.

Cóż, jedenasta już edycja przynosi więcej pytań niż odpowiedzi. Każdy wydaje się być już coraz bardziej zmęczony szukaniem pozytywów. Czy ta Łódź już tonie? Czy często poruszany kilka edycji temu temat przeniesienia Fashion Weeka do War-szawy nie został zbyt szybko zamknięty? Czy na-prawdę musimy wciąż obserwować jak dobrze za-powiadający się projekt staje się ubogim krewnym tygodnia mody, tańszą linią, wersją dostępną dla wszystkich? Kolejny towarzyski bankiet zamiast modowej imprezy o naprawdę światowym pozio-mie. Czy to nam wystarcza? Czy jako entuzjaści mody nie wymagamy zbyt mało? Koniec złudzeń, drodzy Państwo. Czas otworzyć oczy.

Page 26: Catwalk #9,5

ŁÓDŹyoulike?

z Moniką Gromadzińską rozmawiał Michał Strzelecki

zdjęcia: Rafael Poschmann

Page 27: Catwalk #9,5
Page 28: Catwalk #9,5

Sztuka jest sposobem patrzenia na świat. Moda, jeden z jej obszarów, należy do kluczowych elementów, które tworzą obszar współczesnej kultury masowej i popularnej.  Umiejętne posługiwanie się nią możemy przekuć na stworzenie własnej narracji. Jedna z najlepiej zapowiadających się projektantek, wykorzystując ten swoisty język, odczarowuje miasto jakim jest Łódź. W tle tej historii nie mogło zabraknąć FashionPhilosophy Fashion Week Poland.

Po raz kolejny swoją kolekcją udowodniłaś, że jesteś zdolną projektantką. Z sezonu na sezon rozbudzasz coraz większe zaciekawienie, a co za tym idzie, stawia się Tobie coraz większą poprzeczkę. Odczuwasz presję? Czytasz recenzje na temat Twoich kolekcji i czy krytyka działa na Ciebie mobilizująco?

Bardzo interesuję się podsumowaniem tego, co udało mi się zrobić do tej pory, ale poprzeczkę stawiam sobie wyżej sama. Właściwie, nigdy nie dostałam złej recenzji, którą musiałabym się przejmować. Krytyka, jeśli już występuje, to ze strony znajomych, którzy bardziej mi doradzają niż krytykują, co zresztą pomaga mi w myśleniu o zmianach. Jestem ciekawa opinii innych, staram się ich słuchać, ale nie zawsze kieruje się nimi w stu procentach. Ostateczną decyzję zawsze podejmuję sama.

Co jest takiego w modzie, ubiorze, że postanowiłaś zająć się właśnie projektowaniem?

Moja fascynacja modą dotyczy jej różnorodnych właściwości – tego, że można ją czytać, różnie interpretować i nadawać zupełnie nowe znaczenia. Wcześniej nie wiedziałam jakich środków używać do budowania własnej

opowieści. Tworzenie kolekcji jest jak pisanie jakiejś historii, która dla odbiorcy musi pozostać zrozumiała i czytelna.

W jaki sposób przygotowywałaś się do prezentowanej kolekcji?

Był to dla mnie naturalny proces, ponieważ na co dzień mieszkam w Łodzi. Przyglądam się temu miastu odkąd się tu przeprowadziłam. Mówi się, że najciemniej pod latarnią. Pomyślałam sobie… jak mogłam jeszcze nie wpaść na to, że w tym mieście jest tak wiele antagonizujących się miejsc, które są dla mnie inspirujące. Całe miasto i to, co się tutaj dzieje, jest ewenementem w stosunku do innych miast w Polsce. Całe piękno jakie można z niego wydobyć, ukryte jest w kontrastach i pozornej brzydocie. Myśl Strzemińskiego, cały konstruktywizm miesza się tutaj z PRL-em, współczesną termomodernizacją, którą zresztą przełożyłam na nadruki w swojej kolekcji. Słynny łódzki „Retkiński Egipt” jest tutaj moim ulubieńcem i właśnie m.in. ten motyw pojawił się na ubraniach.

Kiedy przeczytałem co stało się inspiracją dla Twojej kolekcji, moje zaciekawienie sięgnęło zenitu. Zastanawiałem się w jaki sposób młody projektant może interpretować miasto, które większość ludzi uważa za odpychające pod wieloma względami. Poza tym uwzględnienie tak wielu wątków jak architektura, łódzcy artyści i popkultura jest dość odważne. Co było dla Ciebie kluczem przy projektowaniu?

Wyjściem do tematu był wspomniany kontrast i antagonizmy, które tworzą klimat tego miasta. Nie przeniosłam bezpośrednio pewnych elementów już istniejących, nie chodzi przecież o to, aby nadrukowywać coś co istnieje, tylko przetworzyć to na swój własny sposób. Symbolem np. pałacowego tematu są nadruki marmurowe i kwiaty, które odnoszą się do secesji, przepychu jaki cechuje łódzką architekturę historyczną. Kolejnym odniesieniem, ale też nie bezpośrednim do architektury, są motywy zaczerpnięte z dorobku artystycznego Kobro i Strzemińskiego. Następnym etapem było odwołanie się do łódzkich klubów piłkarskich, które również wpływają na podział miasta. Stąd wykorzystanie herbów piłkarskich w jednej z sylwetek.

Page 29: Catwalk #9,5

Wracając do inspiracji artystami, czemu właśnie Kobro i Strzemiński? Czemu nie np. Modzelewski, Fijałkowski, Łódź Kaliska?

Opierałam się na przeciwieństwach, dlatego mój wybór padł właśnie na nich. Ich wewnętrzny konflikt małżeński, także w jakiś sposób wypisuje się w sytuację Łodzi, w której wszystko jest w rozłamie. Poza tym sztuka Kobro, jej bryły stoją również nieco w kontrze do malarstwa Strzemińskiego, które przywołuje na myśl organiczne formy.

Planowanie przestrzenne polskich miast nie należy do najlepszych. Nasz gust estetyczny nie jest rozpieszczany. Łódź jest przykładem miasta, gdzie ciekawa, niestety w dużym stopniu zaniedbana zabytkowa architektura, koresponduje z tą mniej udaną z czasu socrealizmu. A Tobie jednak udało się stworzyć „dobrą kolekcję” na podstawie obserwacji, „tego brzydkiego miasta”.

Zazwyczaj jest tak, że jeżeli ktoś się inspiruje jakąś architekturą, to właśnie nie polską. Sięga się raczej po inspiracje Azją, Skandynawią. Rzeczywiście, możemy odnaleźć tam przykłady uporządkowanej i spójnej architektury, estetyki, która jest w mainstreamie. Może z tego wyjść dobra kolekcja, albo bardzo banalna. Patrząc na naszą mało uporządkowaną przestrzeń miejską z pewnością trudniej jest się nią zainspirować i przełożyć na tworzywo jakim jest materiał.

W jaki sposób zatem Ty patrzyłaś na to miasto i swoją kolekcję?

Łódź jest dla mnie wielobarwnym miastem. Różnorodności tej nie chciałam przełożyć 1:1 w procesie tworzenia kolekcji. Starałam się to wszystko przefiltrować w taki sposób, aby powstała historia o Łodzi. Lubię, kiedy ludzie potrafią czytać i interpretować treści nie do końca pokazane wprost.

Przyglądając się Twoim wcześniejszym kolekcjom, uplasowałbym Cię jako minimalistkę. Tą kolekcją zaprezentowałaś się z innej strony, sięgając po nadruki i aplikacje inspirowane awangardą. W jakim kierunku zmierzasz?

Rzeczywiście, poprzednie kolekcje cechuje prostota form i nacisk na konstrukcję, która

była na pierwszym planie. W kolekcji którą mogłam teraz pokazać, dominował obraz. W tej kolekcji myślałam o architekturze, ale nie przeniosłam jej na formę ubrań, lecz znalazła ona swoje ujście bezpośrednio na tkaninie. W tej chwili interesują mnie formy i nadruki rodem z modernizmu, które chciałabym kontynuować.

Zastanawiasz się nad pójściem w bardziej komercyjny obieg. Do jakich odbiorców kierujesz swoją linię ubrań?

Właśnie do takich, którzy nie chcą chodzić tylko w szarym dresie. Niestety sklepy w Polsce, Internet i ulice są przepełnione tego typu kolorystyką i ubiorem na wskroś, gdzie wszyscy wyglądają jednakowo. Do tego co ja proponuję trzeba się przekonać. Pewnie nigdy nie będzie tak, że po moje rzeczy będzie sięgać rzesza ludzi. Osób, które myślą o ubiorze np. tylko pod względem utylitarnym, nie zainteresuje moja oferta. Ale tych, którzy chcą się wyróżnić, są interesujący i nie boją się koloru, moje projekty przekonają.

Gdzie teraz można zakupić Twoje ubrania? Wiadomo, że showroomy internetowe chłoną wiele „świeżych” kolekcji. W całej masie tego co proponują, trudno w odpowiedni sposób wyeksponować swoją kolekcję. W jaki sposób myślisz o dotarciu do szerszego pola odbiorców?

Jak na razie jestem na showroom.pl. Myślę, aby zacząć sprzedawać tam moją zimową kolekcję, którą pokazałam na poprzedniej edycji FW. W tej chwili prowadzę jeszcze rozmowy z innymi dystrybutorami odzieży, ale jeszcze nic nie jest potwierdzone. Myślałam o targach, ale przez pryzmat finansowy nie na wszystkie mogę sobie pozwolić.

Masz długoterminowy plan na rozwój własnej marki?

Myślę, że muszę w końcu zacząć z kimś współpracować, ponieważ jestem ciągle sama. Nie mogę w pełni być jednocześnie marketingowcem, własnym managerem i projektantką.

Chciałbym zapytać Cię o FW. Wielu bardzo dobrze zapowiadających się projektantów, po

Page 30: Catwalk #9,5

pierwszej, bądź drugiej edycji nie pokusiło się o zaprezentowanie swoich kolekcji ponownie. Ciebie na szczęście mogliśmy jeszcze zobaczyć. To już Twoja kolejna, czwarta przygoda z tą modową imprezą. Możesz powiedzieć o konkretnych korzyściach, jakie niesie za sobą pokazanie własnej kolekcji na FW?

Pomysł na pokazanie  w strefie OFF mojej aktualnej kolekcji zrodził się już w trakcie pracy nad poprzednią.  Na sto procent jednak nie mogłam przewidzieć, czy ze wszystkim zdążę na obecną edycję. Kilka dni  przed terminem nadsyłania zgłoszeń  to sami organizatorzy wysłali do mnie oficjalne zaproszenie. Gdyby nie ten fakt, zaprezentowałabym ją w następnej edycji. Zauważyłam, że udział w  strefie  OFF  to nie jest jakaś super medialna promocja. Tak naprawdę, jeżeli samemu się o to nie zatroszczysz to samo pokazanie kolekcji  właściwie wiele nie zmienia. Myślę, że inni zrezygnowali z pokazania swoich kolekcji  być może dlatego, że od początku  mieli taki zamiar albo zabrakło im wytrwałości.

Czyli to, co zakładali sobie organizatorzy, pod tym względem w niczym młodemu twórcy nie pomaga i w żaden sposób na nic wymiernego się nie przekłada?

Przy strefie OFF muszę powiedzieć, że to się w ogóle nie sprawdza. W tej edycji byłam zadowolona z miejsca, w którym pokazy miały się odbywać. Powrót do pofabrycznej przestrzeni wydawał się trafiony. Niestety, na miejscu okazało się, że jest tam zbyt mało miejsca, aby pomieścić wszystkich zainteresowanych. Na moim pokazie, który był ostatnim w tej edycji, dało się zauważyć brak osób związanych z mediami. Ponadto, backstage był zdecydowanie za mały, aby pomieścić cała ekipę, modeli i kolekcje prezentowane danego dnia. Po tej edycji mam wrażenie, że strefa OFF została potraktowana bardzo marginalnie i jeśli jeszcze będę prezentować kolejną kolekcję podczas FW to już nie w tej strefie – choć jej założenia jak najbardziej mi odpowiadają. Myślę, że warto juz dla samych OFF-ów przyjechać do Łodzi na FW. Jednak ewidentnie ta edycja pokazała mi, że do ideału względem organizacji i podejścia do projektantów, traktowania ich równorzędnie z projektantami z Alei, nadal jest bardzo daleko.

Page 31: Catwalk #9,5
Page 32: Catwalk #9,5
Page 33: Catwalk #9,5
Page 34: Catwalk #9,5

FashionPhilosophyFashion Week vol. 11

PIĄTEKzdjęcia: Rafael Poschmann

#Bajer Ola BOLA#Łukasz Jemioł#Klaudia Markiewicz#Odio i Jakub Pieczarkowski

Page 35: Catwalk #9,5

Bajer Ola BOLA

Page 36: Catwalk #9,5

Bajer Ola BOLA

Page 37: Catwalk #9,5

Bajer Ola BOLA

Bajer Ola BOLA

Page 38: Catwalk #9,5
Page 39: Catwalk #9,5

Bajer Ola BOLA

Page 40: Catwalk #9,5

Łukasz Jemioł

Page 41: Catwalk #9,5

Łukasz Jemioł

Page 42: Catwalk #9,5
Page 43: Catwalk #9,5

Łukasz Jemioł

Page 44: Catwalk #9,5

Klaudia Markiewicz

Page 45: Catwalk #9,5

Klaudia Markiewicz

Page 46: Catwalk #9,5

Klaudia Markiewicz

Page 47: Catwalk #9,5

Klaudia Markiewicz

Page 48: Catwalk #9,5

ODIO & Jakub Pieczarkowski

Page 49: Catwalk #9,5
Page 50: Catwalk #9,5

ODIO & Jakub Pieczarkowski

Page 51: Catwalk #9,5

ODIO & Jakub Pieczarkowski

Page 52: Catwalk #9,5

ODIO & Jakub Pieczarkowski

Page 53: Catwalk #9,5

ODIO & Jakub Pieczarkowski

Page 54: Catwalk #9,5

ODIO & Jakub Pieczarkowski

Page 55: Catwalk #9,5
Page 56: Catwalk #9,5

MODOPOLIS Z MONOPOLIStekst: Łukasz Zasłonazdjęcia: Rafael Poschmann

Dominującym trendem jedenastej edycji FashionPhilosophy Fashion Week Poland okazała się ogólna tendencja... do kryty-kowania łódzkiej imprezy. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki jakiejś wyjątkowo parszywej wiedźmy, jad, który po-zostawał dotychczas szczelnie zamknięty w kuluarach, szero-kim strumieniem niepochlebnych komentarzy rozlał się w ro-dzimych mediach. Kto i w jakim celu odkręcił ten kurek często niczym nieumotywowanych zarzutów? Skąd nagle tyle odwa-gi? Czy łódzki tydzień mody chwieje się w posadach? Bzdura!

#Paulina Ptashnik #Kas Kryst #Acephala #Romana #Monika Gromadzińska

Page 57: Catwalk #9,5

Klaudia Markiewicz

Page 58: Catwalk #9,5

Główny oręż krytyki pod adresem imprezy wy-toczyły osoby, które swą obecność na Fashion Week Poland ograniczyły do kilku pokazów z tzw. Alei Projektantów, będącej w istocie najsłab-szym ogniwem minionej edycji. Zarzuty tyczy-ły się najczęściej „nieudolnej” organizacji, która „urągała ludzkiej godności”. Nie mniej rozgory-czenia wywołała także nieliczna atencja rodzi-mych celebrytów, w których blasku mieli naj-wyraźniej nadzieję, choć przez chwilę ogrzać się komentujący. Od biedy celem ataków stawali się goście press room’u - dziwacznie wystylizowa-ni, a przede wszystkim za młodzi (jakby wiek i ubiór mogły stanowić wymierny wyznacznik posiadanych kompetencji...). O samej modzie mówiono niewiele i nie ma w tym nic zaskakują-cego. Trudno bowiem dostrzec sylwetki prezen-towane na wybiegu przez mgłę urażonej dumy. Rada na przyszłość? Do leczenia kompleksów, znacznie odpowiedniejszym miejscem od tygo-dnia mody, wydaje się jednak kozetka specjalisty.

Aby odciąć się od przygnębiającego grona pry-chającej z niezadowolenia kołtunerii, obserwując kolekcje, postanowiłem przyjąć założenia utożsa-miane przez japońskie „Trzy mądre małpy”. Nie widzę nic złego, nie słyszę nic złego, nie mówię nic złego. Nie chcąc wytykać nikomu braków w oryginalności, w czasie pisania artykułu zapo-minam o kolekcjach ‘Artisanal’ Margieli oraz wywrotowej twórczości duetu Meadham Kir-chhoff. Tracę świadomość istnienia mody Rafa Simonsa, zarówno tej powstającej pod dachem autorskiej marki, jak i tej, projektowanej dla le-gendarnego Diora. Nic mi nie mówią historycz-nie i histerycznie uwikłane topielice z wybiegów Simone Rocha. Zapominam też o nowej męskiej estetyce z londyńskich pokazów JW Andersona czy Astrid Andersen, a co najważniejsze, mój wzrok staje się nieczuły na wszelkie odcienie szarości. Po wprawnie przeprowadzonej mo-dowej lobotomii okazuje się nagle, że jasnych punktów na firmamencie Fashion Week Poland błyszczy się co nie miara. Zwłaszcza, jeśli po-szukać ich na awangardowej scenie tygodnia mody, OFF Out Of Schedule, która w tej edycji powróciła wreszcie w podkreślające jej urodę wnętrza łódzkich fabryk. Do niegdysiejszych za-kładów przemysłu spirytusowego Monopolis.

Tercet na skrzypce, wiolonczelę i bęben, z ludo-wym przytupem przywitał nas na prezentacji naj-

Paulina Ptashnik

Page 59: Catwalk #9,5

Paulina Ptashnik

Page 60: Catwalk #9,5

nowszej damsko-męskiej kolekcji Pauliny Ptash-nik, Messis wiosna/lato 2015. Po apokaliptycznej wizji Czarnobyla z poprzedniego sezonu, w której projektantka straszyła przeciwgazowymi maska-mi, tym razem wszystko skupiło się wokół sielskiej celebracji życiodajnej energii matki Ziemi. Mimo odmiennej scenerii, Ptashnik udało się dochować wierności estetyce swej marki, poruszającej się w ryzach ograniczonej palety barw i prostoty. Tra-dycja ludowa w interpretacji projektantki nie trą-ci cepeliadą, ani skansenem, nie jest też przaśna czy karnawałowa. Manifestuje się w pomysłowo dobranych, wyważonych detalach, które ludycz-nym charakterem zabarwiają neutralną bazę. Czy to w postaci kłosów zboża figlarnie wystających z kieszonek prostych koszulowych sukienek i sportowych plecaków czy też postrzępionych, surowych wykończeń workowatych spódnic, koł-nierzyków koszul, spodni, a nawet płaszczy. Ów oszczędny, nowoczesny, lniano-bawełniany folk rozegrany w barwach rozmytego seledynu, bieli i szarości gdzieniegdzie poprzetykanych złotem, znacznie lepiej, niż w wiejskiej stodole, odnaj-dzie się latem na rozgrzanych ulicach miasta.

„(...) Ta nić czarna się przędzie:

Ona za mną, przede mną i przy mnie,

Ona w każdym oddechu,

Ona w każdym uśmiechu,

Ona we łzie, w modlitwie i w hymnie...”

oraz, chciałoby się dodać, w głównej roli każdej z dotychczasowych kolekcji. Słowa Norwida z po-wodzeniem mogłyby stanowić credo twórczości Kas Kryst, projektantki, która od początku swej kariery pozostaje wierna off-owej scenie łódzkie-go tygodnia mody. Doniosły ton poezji wieszcza wyjątkowo trafnie charakteryzuje także najnow-sze propozycje marki, która tym razem, dokonu-jąc stylistycznej rewolty, podąża w stronę klasyki. W rozmowie z Kas Kryst, zainicjowanej przez nasz nie do końca pochlebny komentarz dotyczą-cy kolekcji opublikowany na fan page magazynu, projektantka wyjaśniła nam przyczyny kryjące się za wyborem nowej estetycznej ścieżki: „Chciałam pokazać, że potrafię poruszać się w różnych sty-lach. Chcę się rozwijać, a nie siedzieć w bezpiecz-

nej strefie”. Jak zatem ów rozwój przełożył się na prezentowane ubrania? „W tej kolekcji ważny jest detal. Przeskalowane kołnierze, kieszenie i płasz-cze. Rożnego rodzaju plisowania, łączenie od-miennych faktur często pozornie niepasujących do siebie materiałów”. I choć w kolekcji nadal odnajdziemy wiele elementów charakterystycz-nych dla DNA marki - skontrastowane warstwy błyszczących i matowych tkanin, sportowe wtręty w postaci bluz i szortów z mięsistych materiałów o chropowatej fakturze - to trudno nie odnieść ogólnego wrażenia, że styl projektantki w istocie spoważniał i nieco się „uspokoił”. Pytanie brzmi, czy w podobnym tempie dojrzewa także jej do-tychczasowy klient werbowany wśród głodnej nowości młodzieży? Czy okaże się gotowy, aby wymienić prezentowane dotychczas finezyjne ubrania, skrzące się niczym dyskotekowa kula, na plisowane spódnice? Wnioskując po ogromnej charyzmie projektantki oraz kultowym statusie, którym niemal od początku istnienia cieszy się marka, odpowiedź na te pytania wydaje się oczy-wista. To za Kas Kryst podążają klienci, nie od-wrotnie. Znając zresztą cechujące ją zamiłowanie do eksperymentów, ów zwrot może okazać się je-dynie stylistycznym flirtem, który nie przetrwa do następnego sezonu. Z tej perspektywy „klasyka”, ograniczona do jednej kolekcji, zamiast sztampą może, paradoksalnie, okazać się urozmaiceniem.

Pod intrygująca nazwą Acephala (kobieta bez głowy) skrywa się młoda marka tworzona przez duet projektantów, Monikę Kędziorę i Bartka Ko-rzeniowskiego. Ich debiutancka kolekcja, Attitu-des passionelles wiosna/lato 2015, zaprezentowa-na w trakcie Fashion Week Poland, zbudowana na bazie monochromatycznych, wielowarstwo-wych sylwetek o dość skomplikowanych kon-strukcjach, sugeruje, że w tym przypadku obcu-jemy z twórczością pretendującą do miana mody konceptualnej. Powstającej jako wyraz uprzednio powziętej idei, którą, za pomocą ubrań i styliza-cji pokazu, projektanci starają się przełożyć na wybieg. Jak czytamy we wprowadzeniu, źród-łem inspiracji dla kolekcji okazała się atmosfe-ra panująca w XIX-wiecznym szpitalu psychia-trycznym Salpêtrière oraz snujący się niegdyś, jego zapewne mrocznymi i przygnębiającymi korytarzami, rezydenci placówki. Zaprezento-wane na wybiegu zestawy asymetrycznie krojo-nych ubrań, poszarpanych niczym w napadzie

Page 61: Catwalk #9,5

Kas Kryst

Page 62: Catwalk #9,5

ekstatycznego szału, według twórców stanowią garderobę współczesnej histeryczki. Sylwetki komponowane z utrzymanych w neutralnych barwach, luźno zwisających fragmentów mate-riału, łączonych ze sobą za pomocą sznurowań, przywodziły na myśl rozpadające się osobowości przebywających pod psychiatrycznym nadzorem bohaterek tego obiecującego debiutu. Aż strach pomyśleć, co czai się za rogiem kolejnego sezonu.

Nowa kolekcja marki Romana, na pierwszy rzut oka stonowana i utrzymana w klasycznych for-mach, przy bliższym poznaniu przeobraża się w wielowątkową opowieść o modzie. DISGUISE wiosna/lato 2015 stworzyły damskie i męskie ubrania, które najlepiej oglądać pod lupą. Wów-czas stajemy się świadomi wszystkich konstruk-cyjnych i dekoracyjnych niespodzianek, którymi projektantka tak wprawnie obudowała prezento-waną kolekcję. Korzystając z sobie tylko znanego estetycznego kodu połączyła elementy psycho-delicznej estetyki op-artu, cętki leoparda, kratę i typograficzne nadruki w zaskakująco spójną układankę. Tak skomponowane modowe puzzle zostały wzbogacone o niebanalne detale: asyme-tryczne kieszenie, frędzle i wijące się wokół syl-wetek pasy materiału. Dzięki nim baza kolekcji, stworzona z prostych sukienek, długich, trans-parentnych spódnic, pudełkowych marynarek i płaszczy, a w męskiej części, z koszul i szortów, uległa modowej magii. Przy całej jednak różno-rodności zastosowanych zaklęć, całość nie spra-wia wrażenia przyciężkiej czy przeładowanej. To z kolei zasługa użytej palety kolorystycznej, sku-pionej wokół bieli, beżu i szarości, urozmaiconej przebłyskami czerwieni, lawendy i pomarańczu. Słowem, moda intymna, pełna sekretów, któ-re stopniowo odkrywają obleczone w nią ciała.

Projektant, który osiąga sukces, jak każdy artysta, posiada wysoko rozwiniętą umiejętność obserwa-cji świata. Potrafi dostrzec fragmenty i detale, któ-re zwykłym zjadaczom chleba zazwyczaj umykają uwadze. To, co najpierw, w procesie poszukiwa-nia inspiracji udaje mu się zaobserwować, prze-twarza następnie w oryginalną artystyczną wizję. Sukces osiąga wtedy, gdy to, co pozornie dobrze znane i zaczerpnięte z zupełnie innego teryto-rium, osadzone w kontekście mody nienachalnie ją urozmaica. Stwarza nową, choć nadal użytko-wą jakość. Dostrzec potencjał w brzydocie i prze-obrazić ją w piękno to nie lada wyzwanie. Tym

razem ta trudna sztuka udała się Monice Groma-dzińskiej, która wszystkim kolegom po fachu, śle-po zapatrzonym w zachodnie wzorce, bezczelnie, a niekiedy zupełnie bezmyślnie kopiującym za-graniczne wybiegi, po mistrzowsku zabiła ćwie-ka najnowszą kolekcją zadedykowaną Łodzi. Jak gdyby zdawała się mówić: obudź się i otwórz oczy, oderwij wzrok od ekranu laptopa! Rozejrzyj się dookoła i zobacz ile nieodkrytego piękna znajdu-je się wokół ciebie. Jak wiele artystycznego poten-cjału kryje się w zwykłym spacerze, w wygląda-niu przez okno zachmurzonego blokowiska. Bądź oryginalny, wykorzystaj to, z czym stykasz się na co dzień, oczywiście jeśli potrafisz. A ona potrafi! Aby się o tym przekonać wystarczy przyjrzeć się najnowszej kolekcji. Szpetny sposób malowania miejskich blokowisk, będący solą w oku każde-go estety, zyskuje nowe życie w postaci tęczowego nadruku zdobiącego ubrania. Odwieczna, pełna nienawiści walka między dwoma łódzkimi klu-bami piłkarskimi, wydająca na świat masę topor-nych, totemicznych emblematów, ożywa na nowo na transparentnej tkaninie prostych sukienek. Zbyt prozaicznie? Wielobarwne rzeźby Katarzy-ny Kobro oraz dzieła Władysława Strzemińskie-go, postaci trwale wtopionych w historię miasta, przetworzone przez Gromadzińską, niczym płót-na Mondriana w legendarnej kolekcji Yves Saint Laurent, nobilitują status prezentacji. W efekcie powstała kolekcja różnorodna jak samo miasto - delikatne i agresywne zarazem, pełne kontra-stów, a mimo to tworzące spójną, nierozerwalną całość, w której brak przypadkowych elementów.

I to właśnie ta metropolia, posiadająca długą tekstylną tradycję, wydaje się być właściwym tłem dla tego rodzaju pokazów. Czerwone dy-wany komercji i przewidywalności niech będą rozwijane w Warszawie. Łódź z kolei, podobnie jak Londyn, powinna stać się kolebką awangardy. Wylęgarnią najciekawszych, najbardziej postępo-wych pomysłów rodzimej mody. Kuźnią młodych talentów kształconych w najważniejszej szkole projektowania w tym kraju. Warto inwestować w ich potencjał, aby wraz z nim nadal rozwijały się idee, których próżno szukać gdzie indziej. Z reputacją miejsca skupiającego prawdziwych pa-sjonatów mody, którzy chcą i potrafią o niej dys-kutować, a nie przypadkowych celebrytów, łódz-kiej imprezie będzie jak najbardziej do twarzy.

Page 63: Catwalk #9,5

Romana

Page 64: Catwalk #9,5

OFF OUT OF SCHEDULEvol. 11zdjęcia: Rafael Poschmann

#Baiba Ladiga#Kas Kryst#Paulina Ptashnik#The Puppies#Monika Gromadzińska#Romana#Zwyrd

Page 65: Catwalk #9,5

Baiba Ladiga

Page 66: Catwalk #9,5

Baiba Ladiga

Page 67: Catwalk #9,5
Page 68: Catwalk #9,5

Baiba Ladiga

Page 69: Catwalk #9,5

Baiba Ladiga

Page 70: Catwalk #9,5

Kas Kryst

Page 71: Catwalk #9,5

Kas Kryst

Page 72: Catwalk #9,5

Kas Kryst

Page 73: Catwalk #9,5

Kas Kryst

Page 74: Catwalk #9,5

Kas Kryst

Page 75: Catwalk #9,5

Kas Kryst

Page 76: Catwalk #9,5

Paulina Ptashnik

Page 77: Catwalk #9,5

Paulina Ptashnik

Page 78: Catwalk #9,5

Paulina Ptashnik

Page 79: Catwalk #9,5

Paulina Ptashnik

Page 80: Catwalk #9,5
Page 81: Catwalk #9,5

Paulina Ptashnik

Page 82: Catwalk #9,5

THE PUPPIES

Page 83: Catwalk #9,5

THE PUPPIES

Page 84: Catwalk #9,5

THE PUPPIES

Page 85: Catwalk #9,5

THE PUPPIES

Page 86: Catwalk #9,5

Monika Gromadzińska

Page 87: Catwalk #9,5

Monika Gromadzińska

Page 88: Catwalk #9,5

Monika Gromadzińska

Page 89: Catwalk #9,5

Monika Gromadzińska

Page 90: Catwalk #9,5

Romana

Page 91: Catwalk #9,5

Romana

Page 92: Catwalk #9,5

Romana

Page 93: Catwalk #9,5

Romana

Page 94: Catwalk #9,5
Page 95: Catwalk #9,5

Romana

Page 96: Catwalk #9,5

Zwyrd

Page 97: Catwalk #9,5

Zwyrd

Page 98: Catwalk #9,5

Zwyrd

Page 99: Catwalk #9,5

Zwyrd

Page 100: Catwalk #9,5

FASHION WEEK PO

POLSKUtekst: Michał Strzeleckizdjęcia: Rafael Poschmann

#Karolina Marczuk#Klaudia Markiewicz#Magda Floryszczyk#Ola Bajer - BOLA

Page 101: Catwalk #9,5

Najważniejsze tygodnie mody na świecie od-bywają się dzięki istnieniu silnego rynku mody i prognozom, które świadczą o tym, że mają one szanse na komercyjny sukces. Fa-shionPhilosophy Fashion Week Poland przy swoim debiucie miało ogromny potencjał. Wraz ze wsparciem środowiska modowego, mogło stać się kluczowym wydarzeniem dla rozwoju tego sektora przemysłu w Polsce. Nie tylko sam przemysł miał skorzystać, ale rów-nież miasto – Łódź. Zobaczmy zatem jak wy-glądała i co przyniosła jedenasta już edycja polskiego tygodnia mody.

Czas jaki minął od hucznego startu pokazał niestety, że mimo tylu edycji, wciąż nie jest to wydarzenie reprezentatywne dla całej branży mody. Znaczenie tej imprezy zmalało, żeby nie powiedzieć, że przestało w ogóle być istotne dla wielu osób. Niestety, ale obecna edycja pokazała, że nawet lojalni projektanci, którzy coś w branży osiągnęli, nie pojawili się na niej. Zabrakło m.in. MMC, Chrabelskiej, Pauliny Plizgi, Klimas… Chcąc budować solidną markę, o założeniach jakie na początku postawili sobie organizatorzy, nie może być mowy o funkcjonowaniu tego typu wydarzenia bez ważnych dla krajowej mody projektantów. Głównie za ich sprawą do Łodzi przyjeżdżał szereg znaczących dziennikarzy i stylistów. Jak można było się przekonać, wiele redakcji nie pokusiło się o przybycie, bądź ogra-niczyło do wysłania stażystów. Jeden z głównych patronów medialnych, jakim jest Elle, postano-wił swoją obecność zredukować do wyświetla-nia logo przed pokazami. Za dalszym rozwojem i marketingiem marek i nazwisk, zarówno zna-nych jak i debiutantów, stoją właśnie branżowe profesjonalne media. Myślę, że każdy kto inte-resuje się modą, chciałby przeczytać konkretne artykuły o polskich kolekcjach, profesjonalne opinie na temat tego, co na łódzkich wybiegach się pojawiło. Same zdjęcia z towarzyszących im-prez oraz ciekawie ubranych ludzi nie wystarczą.

Pomimo wciąż niesprzyjającej prasy, organiza-torzy nadal próbują poprzez szereg inicjatyw pracować nad tygodniem mody. Z pewnoś-cią nie można odmówić im zaangażowania we współpracę z Lizbońskim i Berlińskim Fashion

Weekiem oraz pozyskiwania strategicznych partnerów. Ponadto wyróżnić trzeba starania o sprowadzenie do Łodzi wielu profesjonalnych kupców. Pytanie tylko, czy rzeczywiście jest czym handlować? Dzięki FPFWP polskie marki mogły pojawić się na wielu zagranicznych blo-gach i portalach. W szerszej świadomości od-biorców pojawili się także debiutujący projek-tanci, szczególnie ze sceny Studio i Off. Trzeba jednak wykonać jeszcze dużo pracy, aby wszyscy ci, którzy dobrze rokują pozostali przy tej impre-zie i chcieli nadal współpracować, a nie myśleć o ucieczce do stolicy.

Faktem jest, że z edycji na edycję coraz mniej zna-nych nazwisk polskiej sceny modowej uczestni-czy w tym wydarzeniu. Wyjątek stanowią m.in. Dawid Tomaszewski, ODIO i Jakub Pieczarkow-ski, Michał Szulc i Łukasz Jemioł. Ci dwaj ostat-ni pokazują jedynie tańsze linie swoich kolekcji, jak Sold i Basic. Nazwiska panów sprawiają, że na ich prezentację licznie przybywa tłum, któ-rego w ciągu dnia na innych pokazach brakuje. Ten fakt także powinien dać organizatorom do myślenia. Natomiast projektanci o mniej „cele-bryckim” statusie, także udowadniają, że warto zwrócić na nich szczególną uwagę. Zarówno de-biutanci, jak i ci, którzy są weteranami Tygodnia Mody w Łodzi.

Moją uwagę zwrócił pokaz Karoliny Marczuk, która w drugim dniu pokazów Studio zaprezen-towała kolekcje Sea Eye. Projektantka konse-kwentnie trzyma się obranej przez siebie drogi, dlatego po raz kolejny mogliśmy zobaczyć modę uliczną w najlepszym wydaniu. Ubrania wyróż-niały geometryczne cięcia, zróżnicowane fak-tury zaakcentowane różnymi odcieniami m.in. bieli, błękitu i fioletu. Zabawa formą i konstruk-cją podkreśliły lekkość i bezpretensjonalność ubrań. To co pokazała Karolina było żywą od-skocznią od powtarzalności i nudy, jaką charak-teryzowały się poprzednie kolekcje. Wszyscy, do których styl projektantki przemawia, z niecierp-liwością powinni wyczekiwać momentu, kiedy kolekcja pojawi się w sprzedaży.

Ostatni dzień pokazów Studio, zaowocował w jeszcze jeden godny uwagi pokaz. Na zakoń-czenie Klaudia Markiewicz zrobiła ogromną przysługę wszystkim tym, którzy mogli zwąt-

Page 102: Catwalk #9,5

pić w strefę Studio jedenastej edycji Fashion Weeka. Wybieg zawładnęła kolekcja „Vanitas”, którą, jak można się domyślać, zdominowała czerń. Kolor bardzo wymagający, nie dający się łatwo okiełznać. Ale jej się udało! Projektantka, dzięki różnym fakturom, pokazała nam mrocz-ny kolor w jego najlepszej odsłonie. Mnogość odcieni korespondowała z formą ubioru i cięcia-mi konstrukcyjnymi. Modelki zaprezentowały na sobie ubrania z ręcznie wykonanych dzianin o żakardowych wzorach, a także z holograficz-nym połyskiem skóry. Cały look dopełniały dodatki w postaci kopertówek i plecaków. Tak dopracowana i pełna kolekcja mogłaby z powo-dzeniem cieszyć nasze oko na Designer Avenue.

Ze wspomnianej Głównej Alei warto przyjrzeć się propozycjom na sezon wiosna/lato 2015, choć w dalszym ciągu pozostaje ona najmniej spójna pod względem poziomu kolekcji i ich grup docelowych. Jak na dziewiętnaście poka-zów i związane z nimi oczekiwania, był to słaby sezon. Gdyby na jego podstawie określić stan polskiej mody, powiedziałbym, że jest nudna i przewidywalna. Pomimo pojedynczych przy-padków trudno o pozytywne komentarze i entu-zjazm, z jakim chciałbym pisać o kolekcjach wy-znaczających trendy na wiosnę/lato. Być może znów należałoby pytanie skierować do organi-zatorów, odnośnie kryterium w doborze pro-jektantów? Ale wracając do tematu. Z pewnoś-cią pozytywny komentarz należy się Magdzie Floryszczyk. W poprzedniej edycji debiutowała w segmencie Studio, gdzie jej kolekcja spotka-ła się dużym uznaniem. Na nadchodzący sezon projektantka także postawiła na minimalizm i funkcjonalność. Dzięki temu jej przekaz jest prosty, czytelny, ale nie banalny. W kolekcji „Ka-lemba” połączyła prostą klasyczną formę ubrań, z elementami sportowymi, dbając jednocześ-nie o detale i najwyższą jakość materiałów. Nad dość zachowawczą paletą barw i bez zbędnych ozdobników, ubiór wyróżniała geometria, zaba-wa z symetrią i asymetrią. Magda wydaje się być świadomą projektantką, która umiejętnie łączy własną wizję z wymaganiami rynku. Jej moda przeznaczona jest dla osób, które znają się na niej, ale nie mają konieczności oznajmiania tego światu w ostentacyjny sposób. Myślę, że wiele z obecnych na polskim tygodniu mody osób

mogłoby się od projektantki uczyć.

Kolejny transfer ze strefy Studio dokonał się u Oli Bajer – Bola. W tym przypadku, projek-tantka także nie zawraca z wcześniej obranej estetyki. W jej kolekcji wciąż możemy obserwo-wać przewodnią myśl z geometrycznym trak-towaniem materiałów. Udowadnia nam, że te-mat ten nie został przez nią wyeksploatowany i można go interpretować na nowo. Na dam-skich i męskich ubraniach pojawiły się autor-skie nadruki. Zestawione ze sobą różne faktury i kolory stworzyły ciekawe połączenie. Domino-wała biel, czerń i mocna czerwień. Świadomość łączenia ze sobą różnych aplikacji oraz świetna umiejętność gry kolorem zasługuje na podziw. Kolekcja SS „fylgir” została potraktowana z dużą dbałością o detale, a także samą stylizację. Dzię-ki dodatkom w postaci pierścieni i okrągłym okularom, całość nabrała dość awangardowego stylu. Ponadto marka Bola wyszła naprzeciw dzisiejszemu klientowi i swoją kolekcje potrak-towała kompleksowo. Znajdziemy w niej niemal każdy element garderoby, od okryć wierzchnich po topy i czapki z daszkiem. Ola Bajer udowod-niła tym samym, że wciąż się rozwija, nie powie-działa ostatniego słowa i z pewnością jeszcze nas zaskoczy.

Obserwując poczynania tych młodych ludzi na naszym rynku mody, nie można oprzeć się wra-żeniu, że FPFWP pod względem kształtowania obrazu sceny debiutantów spełnił oczekiwania. Takie odkrycia mogłyby zostać wyrazistym symbolem polskiej mody i polskiego Fashion Weeka, który stałby się marką rozpoznawalną nie tylko w kraju. Mógłby, ale brak sensownej strategii promocyjnej i udział w nim projek-tantów, stawia go pod coraz większym znakiem zapytania. Organizatorzy powinni postarać się, żeby Łódzki Fashion Week zamiast być narzę-dziem PR-u, stał się realnym biznesem, który pobudzi nie tylko rozwój mody w naszym kraju, ale również poprawi turystyczno-ekonomicz-ną sytuację Łodzi. Wciąż czekamy, aby udział w nim wiązał się z korzyścią i renomą wszyst-kich, którzy go tworzą.

Page 103: Catwalk #9,5

Bajer Ola - BOLA Magda Floryszczyk

Page 104: Catwalk #9,5

MODA POTRZEBUJE REWOLUCJ I !

z Maksymilianem Gorockiewiczem rozmawiał Łukasz Zasłonazdjęcia: Rafael Poschmann

fot. Krzysztof Wyżyński

Page 105: Catwalk #9,5

„Paskudne brzydolisze, fuja”! Takie reakcje, na naszym fan page, wywołała kolekcja, którą jed-nogłośnie uznaliśmy za jedno z największych objawień jedenastej edycji Fashion Week Poland. Wcale nas to nie dziwi, gdyż moda projektowa-na przez Maksa Gorockiewicza, stawiającego pierwsze kroki w tym twardym biznesie, do naj-łatwiejszych nie należy. By ją zrozumieć potrzeba odrobiny kulturowego wyrobienia. By ją polubić, otwartego umysłu. O kulisach kontrowersyjnego debiutu rozmawiamy z założycielem marki The Puppies.

Skąd pomysł na intrygującą nazwę marki?

Nazwa The Puppies funkcjonowała począt-kowo jako tytuł mojej pierwszej, niepubliko-wanej jeszcze, kolekcji. Idealnie wpisywała się w jej nieco fetyszystyczny charakter. Przyjęła się na tyle, że wkrótce stała się także nazwą bran-du. The Puppies to z jednej strony delikatne, bezbronne, niewinne „szczeniaczki”, a z dru-giej buntownicze, agresywne psy - „szczenia-ki”. Ambiwalencja zawarta w nazwie współgra z charakterem mojej mody. W kolekcji można odnaleźć nawiązania do youth culture, hip-ho-pu, ale też bardziej dziewczęcej, niewinnej styli-styki. Jak ta z filmu Sofii Coppoli „Przekleństwa niewinności”.

W prezentacji, którą debiutowałeś na Fashion Week Poland, zobaczyliśmy kominiarki i mi-litarne bombery, ale także delikatną koronkę i zmysłowe przezroczystości. Czemu ma służyć tak wyrazisty kontrast? Co chcesz w ten sposób zamanifestować?

Nieoczywistość mody we współczesności, ale także niepewny status samego człowieka, z którym moda jest nierozerwalnie związana. Wszechstronny kontekst pozwala wyrazić moją osobistą opinię na różne tematy oraz nawiązać do kręgów zainteresowań i zjawisk, które uwa-żam za istotne czy ciekawe estetycznie.

Jakie to zatem zjawiska?

Przede wszystkim postmodernizm, w którym poszczególne elementy istnieją odrębnie, poza kontektstem, a jednocześnie przywołują różne skojarzenia. Sam proces projektowania kolek-cji mógłbym z kolei przyrównać do literackiego

„strumienia świadomości”. Technika ta polega na subiektywnym zapisie umysłowego przeży-wania człowieka, tego, co aktualnie słyszy, wi-dzi, czuje, myśli oraz skojarzeń, które mu się nasuwają. Na powstanie kolekcji miały wpływ różne kręgi kulturowe i występujące w nich zja-wiska: relacja ubiór męski-damski i ich wzajem-na korespondencja, moda uliczna, antymoda, youth culture, sztuki wizualne, uniformizacja, hip hop, ruch LGBT oraz w dużej mierze media. Telewizja, gazety, ale głównie internet i estetyka tumblra, gdzie obok siebie spotykamy tak różne elementy, jak przemoc, sztukę, gender, erotykę SM czy religię. Poetyka internetu idealnie od-wzorowuje synkretyzm ponowoczesności.

Mówiąc o inspiracjach nie sposób pominąć pytania o religijne wtręty w kolekcji, które, w kontrowersyjny sposób, zestawiasz z bro-nią, a tym samym z silnie agresywną, wojen-ną symboliką. Skąd pomysł na połączenie obu porządków, przemocy i wiary?

Umieszczenie „maryjek-butelek” w kieszeniach kamizelki z kolekcji, uważam za całkiem oczy-wiste. Cała sylwetka była dość militarna, figurki posłużyły zatem za zamienniki granatów, które znajdują się zazwyczaj w podobnych miejscach w tego rodzaju odzieży. Analogiczne znaczenie posiadają także „maryjki” trzymane przez mo-deli w dłoniach. W wielu sylwetkach nawiązuję do islamskiej estetyki. W naszym kraju można spotkać wielu maniaków religijnych, których poglądy w swej skrajności niewiele różnią się od tych posiadanych przez islamskich fanatyków. Stąd też katolicka „maryjka” zastępująca formę granatu. Co ciekawe taka figurka kosztuje trzy złote i pochodzi z Częstochowy. Wyjątkowy symbol religijny przybiera postać komercyjne-go, tandetnego produktu do nabycia za grosze. To zresztą nie tylko figurka, ale też bidon, bu-telka na wodę święconą z odkręcaną koroną. Z tych wszystkich względów stanowi dla mnie idealnie postmodernistyczny rekwizyt. Sam wi-zerunek Matki Boskiej jest zresztą bardzo spo-pularyzowany i skomercjalizowany nie tylko w Polsce. W Ameryce Łacińskiej, wizerunek Matki Bożej z Guadalupe wykorzystywany jest na wszelkie możliwe, niekiedy kuriozal-ne sposoby. Zdobi torby, T-shirty, nawet skar-

Page 106: Catwalk #9,5
Page 107: Catwalk #9,5

petki sprzedawane na okolicznych straganach. Modne są również tatuaże z Matką Boską! Jej wizerunek wykorzystują więźniowie i gangste-rzy. Broń, stanowiąca rozwinięcie swego rodza-ju „terrorystycznej” estetyki kolekcji, to także część popkultury naszych czasów. Jest wszech-obecna, podobnie jak motywy czaszek na ko-szulkach. Zabawy z bronią to szczeniacka gra, ale też poważny problem współczesności. Wi-doczny zwłaszcza w Stanach, gdzie każdy może posiadać pistolet, a zamachy w szkołach czy miejscach publicznych stają się coraz częstsze. Powszednieją, funkcjonują jako część codzien-ności. Nie bez powodu pistolety występujące w kolekcji zostały zahaftowane. To kolejny zdobniczy obszar mody zarezerwowany raczej dla kobiet. Poprzez multiplikację motywu broni i wykonanie haftu białą nicią na białym mate-riale uzyskałem zjawisko estetyzacji przemocy. W kolekcji niebezpieczne spluwy, to już tylko pistoleciki, tworzące swojego rodzaju delikatną fakturę.

Komu zatem dedykowane są twoje ubrania? Ekstremistom?

Kogo mam na myśli tworząc? Wspomniane na początku „szczeniaczki”, w szerokim rozumie-niu tego słowa. Jeśli chodzi natomiast o kon-kretne osoby, które mogłyby nosić moje ubra-nia? Są nimi na przykład młodzi mieszkańcy wielkich, multikulturowych aglomeracji. Załóż-my, że wychodzą do klubu w sobotnią noc i na zwyczajny T-shirt zarzucają jeden z moich prze-zroczystych topów. Jednym elementem odzieży zmieniają całą sylwetkę. Takie widzę praktyczne zastosowanie dla organdynowych bomberów, jedwabnych bluzek czy przykrótkich T-shirtów - czyli tej mniej komercyjnej części kolekcji. Inna wizualizacja to gorąca plaża. Ociekający wodą osobnik wychodzi z morza i narzuca na siebie jedno z odzień The Puppies. Choć w tym kontekście nagość nie razi, to ultra lekkie ubra-nia z kolekcji, stwarzają pewnego rodzaju dy-stans. Chronią przed słońcem, lekko zakrywają i nonszalancko powiewają na wietrze (śmiech).

Stroje The Puppies równie dobrze prezentują się na dziewczętach. Całkowicie popieram polity-kę wymiany garderoby. Skoro jakiś chłopak nie posiada wystarczającej charyzmy, aby włożyć

płaszcz z plisami, równie dobrze może go nosić jego dziewczyna. Zresztą moja wizja ogranicza się do wybiegu i sesji zdjęciowej. Na to, co po-tem dzieje się z ubraniami, nie mam właściwie żadnego wpływu. Interpretacji może być wiele, bo czy przezroczysta jedwabna bluzka z pro-stokątnym cięciem, uszyta z wełnianej tkaniny albo bawełnianej dzianiny mogłaby nie pasować komukolwiek w jakiejkolwiek sytuacji?

W takim wypadku, co z “zasadami”? Czy nie łatwiej jest żyć w świecie, w którym chłop cho-dzi w spodniach, a kobieta w sukience? Po co dodatkowe “komplikacje”?

Z drugiej strony można zapytać po co nam takie schematyczne podziały? Czy mają logiczne uza-sadnienie? Gaultier trafnie stwierdził mówiąc, że materiał nie ma płci, bo jak można wprowa-dzać podział na damskie i męskie w przypadku tkaniny? A co pomiędzy? Utrzymywanie tego rodzaju podziałów w modzie świadczy o ogra-niczonym myśleniu. To pozostałości po czasach, w których ubiór był często narzędziem politycz-nej propagandy, określał pełnione role społecz-ne i kulturowe. Wróćmy jednak do materiałów, które odgrywają ogromne znaczenie w mojej kolekcji. Osobiście uważam koronkę za coś tan-detnego i nieciekawego wizualnie. Zastosowa-nie jej jednak w męskiej sylwetce i zderzenie z dość agresywną maską i formą islamskiej tu-niki, pozwoliło tchnąć nowe życie w materiał, który wydawał się martwy.

Męska moda potrzebuje liftingu?

Potrzebuje rewolucji!

Dlatego właśnie zdecydowałeś się łamać sche-maty?

Nie wiem, czy decydowałem się łamać jakiekol-wiek konwencje. Ważniejszym założeniem było dla mnie stworzenie kolekcji bez oglądania się na innych. Bez powtarzania sprawdzonych, wy-świechtanych rozwiązań. Nie przyświecała mi jednak chęć bycia kontrowersyjnym czy obrazo-burczym. W trakcie tworzenia kolekcji poszed-łem zresztą na pewne kompromisy wymuszone polskim rozumieniem mody. Odznacza się ono brakiem poparcia dla kreatywności i oryginal-ności, jeśli nie stoją za nimi wielkie nazwiska.

Page 108: Catwalk #9,5

Polakom nadal brakuje modowego indywi-dualizmu, odwagi w doborze ubrań. Żyjemy w nietolerancyjnym kraju.

Tak, i choć osobiście dostrzegam szansę powo-dzenia dla mojej mody w Polsce, to jednak do-piero wówczas, gdy podobny styl sprawdzi się na zachodzie. To trochę jak z rurkami u mężczyzn. Hedi Slimane wprowadził je u Diora kilkanaście lat temu. Polacy początkowo pukali się w głowy, a dziś połowa ulicy to faceci w rurkach. Wszyst-ko wydaje się więc kwestią czasu...

Po co zatem czekać i występować przed sze-reg? Nie kusiło cię, by podążyć za tłumem i tworzyć pod publiczkę? Zwłaszcza, że marka stawia dopiero pierwsze kroki?

Oczywiście, że łatwiej jest iść za tłumem, ale w projektowaniu mody nigdy nie interesowa-ło mnie kopiowanie oraz inne sposoby na po-prawienie wyników sprzedaży. Mam absolut-ną świadomość, że moda to także biznes, ale tym niech zajmują się inni. Ja wolę skupić się na kreatywnej stronie projektowania. Z czasem pewnie pozbędę się tych utopijnych ideałów, ale póki co, chcę tworzyć tak, jak czuję.

Czym zaskoczysz nas w najbliższej przyszło-ści?

Sesją zdjęciową z Taleksandrą Niką Smolińską, która stanie się ostatecznym ukoronowaniem kolekcji „02 Virgin Suicides”. Studiuję także malarstwo i grafikę projektową, co chciałbym wykorzystać w pracy nad nowymi projektami. Tym zresztą zająłbym się najchętniej, właściwie już teraz. W głowie kiełkują pierwsze pomysły, pojawiają się kolory, formy... A teraz przede wszystkim chcę przetrwać jesień (śmiech).

Page 109: Catwalk #9,5
Page 110: Catwalk #9,5
Page 111: Catwalk #9,5
Page 112: Catwalk #9,5

FashionPhilosophyFashion Week vol. 11

zdjęcia: Rafael Poschmann

SOBOTA

#Aga Pou#Jarosław Ewert#Aleks Kurkowski#Nenukko#Michał Szulc SOLD

Page 113: Catwalk #9,5

AGA POU

Page 114: Catwalk #9,5

AGA POU

Page 115: Catwalk #9,5

AGA POU

Page 116: Catwalk #9,5

JAROSŁAW EWERT

Page 117: Catwalk #9,5

JAROSŁAW EWERT

JAROSŁAW EWERT

Page 118: Catwalk #9,5
Page 119: Catwalk #9,5

JAROSŁAW EWERT

Page 120: Catwalk #9,5

ALEKS KURKOWSKI

Page 121: Catwalk #9,5

ALEKS KURKOWSKI

Page 122: Catwalk #9,5

ALEKS KURKOWSKI

Page 123: Catwalk #9,5

ALEKS KURKOWSKI

Page 124: Catwalk #9,5

NENUKKO

Page 125: Catwalk #9,5

NENUKKO

Page 126: Catwalk #9,5

NENUKKO

Page 127: Catwalk #9,5
Page 128: Catwalk #9,5

NENUKKO

Page 129: Catwalk #9,5

NENUKKO

Page 130: Catwalk #9,5
Page 131: Catwalk #9,5

NENUKKO

Page 132: Catwalk #9,5

MICHAŁ SZULC SOLD

Page 133: Catwalk #9,5

MICHAŁ SZULC SOLD

Page 134: Catwalk #9,5

MICHAŁ SZULC SOLD

Page 135: Catwalk #9,5

MICHAŁ SZULC SOLD

Page 136: Catwalk #9,5

MICHAŁ SZULC SOLD

Page 137: Catwalk #9,5
Page 138: Catwalk #9,5

zdj. Zuza Gołaś

Page 139: Catwalk #9,5

KLAUDIA MARKIEWICZ - NOWA MARKArozmawiał: Michał Strzeleckizdjęcia z wybiegu: Rafael Poschman

Page 140: Catwalk #9,5

Znana wcześniej dzięki swojemu blogowi, jako Nonszalnacka, na polską scenę tygodnia mody we-szła z przytupem. Jej debiutancka kolekcja nie tylko została zauwa-żona i doceniona, ale co najważ-niejsze – wywołała emocje i dysku-sje. O umiejętności radzenia sobie w polskim świecie mody i budowa-niu przyszłej marki z Klaudią Mar-kiewicz rozmawiał Michał Strzele-cki. Klaudio, gratuluję ostatniej kolekcji pokazanej na FashionPhilosphy Fashion Week Poland! Zbie-rasz wiele pozytywnych recenzji. Czy w związku z tym pojawiły się już na horyzoncie jakieś ciekawe propozycje?

Dziękuję! Sama jestem zdziwiona, że są to same pozytywne opinie, zwłaszcza, że to mój debiut na FW. Dostałam kilka ciekawych propozycji, jednak głównie korzystnych marketingowo. Żeby osiągnąć jakieś znaczące zyski finansowe, muszę chyba jeszcze długo poczekać. W Pol-sce początkujący projektanci nie mają pod tym względem łatwo.

Brałaś udział także w innych konkursach dla projektantów w Polsce. Czego Twoim zda-niem brakuje tego typu imprezom, aby młody twórca mógł pojawić się w świadomości szer-szej publiczności i z powodzeniem mógł roz-kręcić swój biznes?

Przede wszystkim dobrego marketingu. Na-głośnienia tego typu imprez w mediach, próby znalezienia większej ilości sponsorów i zwróce-nia uwagi firm z branży na młodych, zdolnych projektantów, których w Polsce mamy bardzo wielu!

Jeśli miałabyś jeszcze raz podejmować decyzję wzięcia udziału w FW, zrobiłabyś to bez wahania?

Zdecydowanie tak. Pomimo ogromnego nakła-du pracy, sprawiło mi to ogromną przyjemność i satysfakcję. Kocham to co robię! I mam na-dzieję, że dostanę kolejną szansę podczas przy-szłej edycji.

Co było powodem tego, że chciałaś pokazać swoją

kolekcję na Polskim Tygodniu Mody? Czy Twoje oczekiwania z nim związane zostały spełnione?

Zajmuję się projektowaniem już pięć lat i stwier-dziłam, że przyszła najwyższa pora, żeby wyjść ze swoimi pomysłami do szerszej publiki, zoba-czyć jak moja praca zostanie odebrana przez lu-dzi. Udało się, zostałam zauważona przez Radę Programową FW i dostałam możliwość zapre-zentowania kolekcji, więc spełniłam swoje pla-ny.

Tworząc kolekcje myślałaś jednocześnie o czynniku marketingowym, sprzedaży itd.? Pytam, ponieważ wiem, że jesteś po studiach I stopnia i zastanawia mnie fakt, czy uczelnia artystyczna, w Twoim przypadku ASP w Ło-dzi, przygotowuje młodego twórcę pod kątem biznesowym do zawodu projektanta?

Chyba każdy projektant, który przedstawia swoją kolekcję, myśli w tych aspektach. Pro-jektowanie to moja praca i chciałabym, żebym również z kolekcji które tworzę mogła się utrzy-mać. Ale zdaję sobie sprawę, że nic nie przy-chodzi od razu. Debiut więc traktuję bardziej marketingowo. Byłoby wspaniale, gdyby ludzie w ogóle zwrócili uwagę na to, czym się zajmuję. Jeśli chodzi o studia, to przez te pięć lat bez wąt-pienia w pewnym stopniu mnie ugruntowały, przynajmniej psychicznie. Jednak stwierdzam, że wszystko osiągam sama, szkoła niewiele po-maga.

Czy podział na segmenty studio i OFF jest dla Ciebie jasny i zrozumiały? Wiele osób z bran-ży zastanawia się nad sensem funkcjonowania tych dwóch projektów na FW.

Nie do końca. Wydaję mi się, że Studio funkcjo-nuje jako przestrzeń pomiędzy Offem a Aleją, pret-a-porter a alternatywą niszą. Teoretycznie, według założeń, bliżej mu do Designer Avenue, ale tak naprawdę to połączenie dwóch światów. Do jednego worka zostają wrzucone i zestawio-ne ze sobą bardzo różne kolekcje. Wydaję mi się, że chyba lepiej byłoby poszerzyć strefę Alei i OFF o parę pokazów i podzielić pomiędzy nie projektantów Studio. Tak byłoby klarowniej dla wszystkich.

Wróćmy znów do Twojej kolekcji. Na Twoim

Page 141: Catwalk #9,5
Page 142: Catwalk #9,5
Page 143: Catwalk #9,5

blogu non-szalancka.blogspot.com można zaobserwować, że lubisz bawić się kolorem, w kolekcji postawiłaś głównie na czerń. Cze-mu właśnie ten kolor? Wielu projektantów sięga po niego w swoich kolekcjach i nie za-wsze udaje się im go obronić.

Kocham czerń! Daje nieskończone możliwości, jest ponadczasowa, wieloznaczna i wielopłasz-czyznowa. Według mnie to najlepszy kolor jaki istnieje, eksponuje cechy osoby, która ją nosi. Pomimo utartego stereotypu, że jest łatwa do „ogrania” przy projektowaniu, bardzo łatwo o potknięcie, stąd tak jak mówisz, nie zawsze udaję się obronić czerń w kolekcji.

Skąd zrodziła się w Tobie chęć sięgnięcia po motywy marności, przemijania. Skąd pomysł na wykorzystanie w nadrukach Żuka?

Ten motyw fascynował mnie od zawsze. Pomi-mo że wywodzi się z przestarzałej z dzisiejszej perspektywy Księgi Koheleta, jako sam prąd intelektualny jest maksymalnie aktualny, wiele współczesnych twórców sięga po niego i go prze-twarza. Przemijanie jest czymś, co nas otacza, nikogo nie omija i nie sposób go nie zauważyć. Motyw vanitas ma tak szeroki zasób symboli, że stanowi dla mnie niekończącą się inspirację. W tej kolekcji jednak najbardziej wpłynął na mnie symbol żuka - jego budowa anatomiczna, struktura, kolorystyka. Po analizie, przełożyłam go na formy ubiorów, wzory żakardowe w dzia-ninach oraz podporządkowałam mu dobór ma-teriałów. Owady są dla mnie fascynujące.

Chcesz tworzyć w estetyce, którą możemy oglądać blogerkę Nonszalancką, czy marka Klaudia Markiewicz będzie podążała raczej w innym kierunku?

Przez kilka lat prowadziłam blog o modzie (te-raz mam na to zdecydowanie mniej czasu, po-święciłam się bardziej projektowaniu) i to wtedy nawiązałam wszystkie kontakty, nauczyłam się jak poruszać się w środowisku. Chwilowo ode-szłam od blogowania, gdyż bardzo nie podoba mi się sposób w jaki przedstawiani są blogerzy w mediach. Moja strona internetowa dawała mi możliwość dzielenia się z ludźmi spojrzeniem na modę i stylizację, a w tym momencie bycie blogerką zakrawa o obciach. Nie chcę być od-

bierana, jako osoba aspirująca do bycia tylko celebrytką. Mam nadzieję, że ten obraz w końcu się zmieni, bo prowadzenie bloga sprawia na-prawdę dużo przyjemności! Jeśli chodzi o este-tykę tych dwóch przestrzeni - strony i projekto-wania - to od samego początku oddzieliłam je od siebie grubą linią. I mimo że są zakorzenione w jednym, w modzie rzecz jasna, nie chcę żeby były tym samym, żeby odbierano je równo-znacznie i równolegle. Dlatego blogowałam pod pseudonimem, a projektuję pod nazwiskiem. Strona była dla mnie alternatywą i rozrywką, tym jak kreowałam się w wirtualnym świecie, niejednokrotnie z przymrużeniem oka. Design natomiast jest moim życiem na co dzień, tym co robię na poważnie i co chcę robić w przyszłości. Z nim się identyfikuję, blogiem się bawię.

Niestety blog, w tym przypadku modowy, stał się na tyle powszechny i popularny, że nagle wszyscy poczuli się kompetentni do prowa-dzenia tego typu „internetowego dziennika”. Nie uważasz, że niestety większość tych ludzi kompletnie nie ma pojęcia o modzie, mery-torycznej wiedzy, a na jej temat się wypowia-da? Tego typu osoby przyczyniły się do tego, że jak sama powiedziałaś, wstydzisz się bycia blogerką.

Niestety, najczęściej tak właśnie jest. Pół biedy jeśli nie mają merytorycznej wiedzy a przedsta-wiają jedynie swoje stylizacje, to jak się ubierają i tylko do tego ogranicza się ich blogowanie. Nie oczekujmy od nich wszystkich znajomości hi-storii mody, bo do prowadzenia bloga wystarczy szczypta dobrego smaku i gustu. Gorzej, jeśli aspirują do komentowania i wyrażania swoich opinii na temat szeroko pojętej mody, pokazów, ideologii czy genezy trendów. Wtedy wychodzi każdy najmniejszy brak wiedzy, co prowadzi do ośmieszenia. A internet nie wybacza i pamięta takie sytuacje. Mimo to, jak widać, niektórych to nie zraża wcale. I to dzięki nim powstał właś-nie taki obraz blogera, który ciąży niestety nad wszystkimi.

Będąc po swoim debiucie, myślisz już o budo-waniu wizerunku własnej marki. Jest już ktoś, kto Tobie w tym pomaga?

Zobaczysz jak o tym myślę śledząc rozwój mo-jej marki. Poza tym, nie jestem w stanie prze-

Page 144: Catwalk #9,5

widzieć co stanie się w przyszłości. Jeśli chodzi o pomoc, to póki co radzę sobie sama. Muszę!

Masz określoną grupę dla jakiej chcesz two-rzyć ?

Bardzo nie lubię takiego precyzowania z góry. Chcę, żeby moje ubrania nosiły osoby, którym podobają się te rzeczy, ich estetyka. Jeśli założy je bizneswomen - super, jeśli zbuntowana nasto-latka, starsza pani, moja mama czy koleżanka - tak samo mnie to ucieszy. Ubrania są dla ludzi, nie ludzie dla ubrań, dlatego nie ma sensu z góry zakładać lub przekreślać kogokolwiek.

Wszystkie pozytywne doniesienia, jakie moż-na przeczytać o Twojej kolekcji, uznajmy za sukces. Musisz jednak być też przygotowana na tych, którzy chociażby z czystej zazdrości będą chcieli Ci dokuczyć. Miałabyś im coś do powiedzenia ?

Owszem, dotarły do mnie pewne kuriozalne uwagi. Na samym początku, chciałabym ser-decznie pozdrowić te osoby i pogratulować im bujnej wyobraźni oraz życzyć, żeby miała ona równie bogate odbicie w ich pracy i twórczości. Wtedy na pewno będą mieli szanse w końcu za-błysnąć czymś innym niż złośliwością!

Wybiegając w przyszłość myślisz już o kolej-nej kolekcji? Mogłabyś coś na jej temat zdra-dzić czytelnikom Catwalk Magazine?

Tak! Jestem bardzo podekscytowana działaniem nad nową kolekcją. Mogę zdradzić, że pokażę się od trochę innej strony, przy zachowaniu kil-ku elementów bazowych, głównie technicznych.

Jeśli rozmawiamy o przyszłości, myślisz o tym, aby spróbować swoich sił np.: na stażu w którymś ze światowych domów mody? Je-śli tak, to jaki kierunek byś obrała ? A może chcesz się skupić na karierze w Polsce?

Teraz skupiam się nad rozwojem własnej mar-ki. Jestem jednak bardzo otwarta na nowe do-świadczenia i cały czas dużo się uczę, więc ni-czego nie wykluczam. Czas pokaże!

Page 145: Catwalk #9,5
Page 146: Catwalk #9,5

ale to już było....

Można mówić, że polski Fashion Week jak na pię-cioletnią imprezę radzi sobie świetnie i wcale nie trzeba tego poprawiać. Czasem obawiam się tyl-ko, że to co najlepsze mamy już za sobą, a te jede-naście edycji to już za dużo i nie za bardzo mamy co proponować. Dlatego, kiedy mam wrażenie, że to już może być koniec, smutny finał imprezy, która przez ostatnie cztery lata stanowiła ważny punkt w moim kalendarzu myślę, że to dobry czas na krótkie podsumowanie, dlaczego było warto.

Światła, seks, lasery

Maldoror. Projektant totalny. Artysta. Kiedy projektował w Polsce nie dbał o konwenanse. Zresztą nadal nie dba. Ostatnio na wybiegu po-kazał klapki Kubota. Bo może. Bo od zawsze robił to co chce i nie zastanawiał się czy ktoś to kupi. Kupili. Skandal wywołał przez przypa-dek. Przy okazji pokazał jaki wpływ na społe-czeństwo w Polsce mają media, szczególnie te najtańsze. Wystarczyło kilka słów, a właściwie jedno nazwisko. Na wybiegu pojawi się Kata-rzyna W. Dowcip, sarkazm, prowokacja? Bulwa-rowa prasa podchwyciła temat, a o projektancie zrobiło się głośno. Jemu jednak nie chodziło o rozgłos. To był jego komentarz do nierozerwal-nego związku polskiej mody z show-biznesem. Dosadny, mocny, bez zahamowań. Dokładnie taki jak projekty marki. Po tej sytuacji Grzegorz Matląg stał się w pewnych kręgach enfant ter-rible. Chwilę później uciekł z kraju, a polski ry-nek mody pomógł mu spakować walizki. Było to dosyć niewdzięczne zagranie, bo projektant był jedną z najważniejszych postaci polskiej mody niezależnej. Dzisiaj może trochę złagod-niał, ale nadal robi swoje i nie dba o opinię tych, którzy chcieli zniszczyć jego własną. Pamiętam

mój pierwszy kontakt z modą marki Maldoror. Na wybiegu pojawiła się Jola Rutowicz, znana z kiepskiego telewizyjnego show gwiazdeczka klasy B. Bez lateksu, tandetnych tipsów, które były jej znakiem rozpoznawczym. To było za-skakujące, ale idealnie pasowało do koncepcji. Modelki czy modele Matląga to nie okładko-we piękności. Tutaj uwagę przyciąga charakter. Kolczyki, tatuaże, ogolona głowa. Wszystko jest na miejscu. Nie ma tematów tabu. Seks idzie w parze z religijnymi inspiracjami. Ktoś móg-łby mi wtedy powiedzieć, że Maldoror prowo-kuje, tworzy modę w atmosferze skandalu. Jest w tym jednak zaskakująco prawdziwy. Tej au-tentyczności brakuje w świecie mody, gdzie mnogość kreacji jest wręcz zatrważająca. Przez kilka edycji Fashion Weeka na te pokazy czeka-łam z bijącym sercem. To był najjaśniejszy mo-ment każdej odsłony. Rezygnując z jego udziału organizatorzy popełnili błąd. PR-owy zabieg? Ciężko powiedzieć, ale nie ma następców i ra-czej nie będzie.

Francuska rewolucja

To ciekawe, że najlepsi polscy projektanci tworzą poza granicami kraju. Zanim w ogóle powstała marka Maldoror, do Paryża uciekła stąd Paulina Plizga. Jedna z najlepszych projektantek nieza-leżnej mody w Polsce, która po latach, wraz ze startem łódzkiego Fashion Weeka postanowi-ła przypomnieć o sobie rodzimym odbiorcom. Weteranka strefy Off od kilku edycji nie pojawia się w Łodzi. Skupia się na tworzeniu kostiumów teatralnych. Wbrew pozorom to trudniejsze za-danie niż realizacja pokazu mody. Jakie były jej kolekcje? Niebanalne. Wychodzące poza sche-mat mody użytkowej. Nikt się nie zastanawiał

tekst: Justyna Pajęcka

Page 147: Catwalk #9,5

czy to da się nosić do biura i jaka jest zdolność sprzedażowa projektów. Bo odbiorca twórczości tej artystki to nie przeciętny bloger, a raczej wy-trawny koneser. Niektórych szokowała, inni byli zachwyceni. To co wydawało się brzydkie u niej nabierało nowego znaczenia. Ciężko przyzwy-czaić się do Offa bez Plizgi. Jej moda najlepiej oddawała ducha tej strefy. To było coś więcej niż tylko poczekalnia przed głównym wybiegiem. Myślę, że nie tylko ja liczę na jej powrót.

Męski kod

Nie ukrywam, że moda męska jakoś od dawna ciekawi mnie bardziej niż damska. Dlatego też troszkę boli mnie fakt, że coraz rzadziej może-my obserwować męskie sylwetki na łódzkich wybiegach. Doskonale pamiętam, kiedy poka-zy Off odbywały się w klimatycznym Bielniku i Elektrowni, a swoje kolekcje pokazywali tu Konrad Parol, Marcin Podsiadło czy Hyakinth. Ten pierwszy nie tak dawno wrócił z nową mar-ką BLGR i stwierdził, że nie chce już robić poka-zów. Pierwszą kolekcję nowego brandu pokazał w formie prezentacji. Jak to zwykle u Parola ja-kość ubrań robiła wrażenie. Podobnie funkcjo-nalność. Ceny są za to niższe, ale projekty na tym nie tracą. Wzrasta za to dostępność samej

kolekcji, co zdecydowanie stanowi atut nowego pomysłu projektanta. Podsiadło nawet na chwi-lę wrócił na wybieg polskiego Fashion Weeka. Przypomniał o sobie, zaprezentował naprawdę świetną kolekcję i do Łodzi nie wrócił. Przynaj-mniej na razie. Mam wrażenie, że nie został od-powiednio doceniony przez gości imprezy. Być może miała na to wpływ kiepska godzina po-kazu. Ciężko to określić. Cóż, pozostaje czekać na kolejny powrót. Hyakinth zachwycił mnie już od swojego debiutu w strefie Off. Z sezonu na sezon podwyższał własną poprzeczkę. Zro-bił świetny pokaz w Alei Projektantów po czym zastosował ten sam chwyt co Parol czy Podsiad-ło. W Łodzi więcej się nie pojawił. Trudno po-wiedzieć co dziś dzieje się z marką Hyakinth. Jej założyciel Jacek Kłosiński rozwija nowy projekt i raczej nie wspomina o reaktywacji. Te trzy na-zwiska to górna półka polskiej mody męskiej, a ich pokazy to była esencja polskiego Fashion Weeka.

Samo zuo i cała reszta

Podczas jedenastej edycji FFWP patrząc na liste projektantów ciężko mi było uwierzyć, że kiedyś na tym wybiegu swoje ubrania pokazywała Ania Kuczyńska, Anna Poniewierska, Custo Barce-lona czy choćby duet Paprocki i Brzozowski. Wtedy jeszcze wiele mówiło się o prestiżu samej imprezy. Wiele było tych wartych zapamiętania pokazów, którym dziś trudno dorównać. Jak choćby ten marki Zuo Corp z charakterystyczną sukienką z nadrukiem stworzonych przez Ro-berta Kutę. To było show o którym trudno zapo-mnieć. Kolekcja, wobec której nie można było przejść obojętnie. A pamiętacie słynne legginsy Agnieszki Maciejak? Początki Bohoboco? Po-kazy Plastikowego? Roberta Kupisza na wybie-gu? Kiedy showroom był pełen wysokiej jakości ubrań, a projekty marki Madox nie były perłą pośród tanich szkiełek. Ja pamiętam to bardzo dokładnie i tym bardziej mi przykro, że odeszli-śmy od tego poziomu. Bo wciąż mocno wierzę w polską modę i to że impreza, którą nazywa-my tygodniem mody będzie odzwierciedleniem tego, co na tej płaszczyźnie mamy najlepszego.

„A pamiętacie słynne leg-ginsy Agnieszki Maciejak? Początki Bohoboco? Poka-zy Plastikowego? Roberta Kupisza na wybiegu? Kiedy showroom był pełen wyso-kiej jakości ubrań, a pro-jekty marki Madox nie były perłą pośród tanich szkie-

łek.”

Page 148: Catwalk #9,5

catwalkmagazine.plfacebook.com/MagazineCatwalk