16
Lotnisko w Jasionce należy niewątpliwie do najlepszych portów, bo samoloty mogą tu lądować, gdy w innych miej- scach w kraju warunki pogodowe na to nie pozwalają. U nas notuje się najwięcej tzw. dni lotnych w roku. Nic dziwnego, że miano międzynarodowego portu Rzeszów miał oficjalnie już dawno, bo od początku kwietnia 1974 roku i był zarazem zapasowym lotniskiem dla warszawskiego Okęcia. A prze- dłużony do 3200 metrów pas startowy jest obecnie drugim co do długości w Polsce, po warszawskim lotnisku im. F. Chopina. Nowoczesna aparatura nawigacyjna i oświetle- niowa pozwala przyjmować tu samoloty nawet w trudnych warunkach atmosferycznych. W minionym roku lotnisko zyskało też nową drogę kołowania i wybudowana została druga płyta postojowa, siedmiokrotnie większa niż wcześniej i zdecydowanie o większej nośności. Teraz można przyjmować największe samoloty pasażerskie i w ruchu cargo, czego widomym poświadczeniem było chociażby wylądowanie w Jasionce Rusłana An-124, który waży blisko 180 ton. Ten kolos, w lotniczym ruchu transportowym jeden z największych na świecie, gdy siada na lotnisku, to inne samoloty wydają się być w porównaniu z nim jak zabawki. Powstaje też nowoczesna 33-metrowa wieża kontroli lotów, która będzie spełniać swe funkcje jeszcze w tym roku i ma być zarazem w swej konstrukcji i architektonicznym kształcie jednym z wyróżników rzeszowskiego lotniska. Jednocześnie w otocze- niu portu oraz w obrębie Podkarpackiego Parku Naukowo- -Technologicznego Aeropolis wyrasta w szybkim tempie nowoczesna technologicznie sieć różnych firm. Aspiracje międzynarodowe portu z każdym miesiącem potwierdzane są lotami bezpośrednimi do kilkunastu miast w Europie i do USA (w różnych jak dotąd okresach). W ubiegłym roku z Portu Lotniczego Rzeszów-Jasionka odprawiono prawie pól miliona pasażerów i te rokowania rosną, bo zmienia się tu w szybkim tempie baza i zaplecze techniczne, a nowy terminal (w jednym dniu może zapewnić obsługę około 700 pasażerom) już prezentuje się w pełnej krasie, wyposażany i sposobiony do oficjalnego otwarcia na wiosnę, najprawdopodobniej w kwietniu. Na pewno przed Euro 2012. A jako jedyne dotąd lotnisko w całym pasie wschodnim i najdalej wysunięte na południowy wschód Polski, nie tylko z okazji europejskiej imprezy piłkarskiej będzie miało wciąż rosnące znaczenie. Zapewne też realnie port Rzeszów-Jasionka stanie się zapasowym miejscem lądowań i startów w żywiole przemieszczania się kibiców po stadionach Polski i Ukrainy, w tym zaś do najbliższego nam Lwowa. Terminal o ciekawym kształcie architektonicznym, widziany z góry w kształcie litery „T”, szerszym swym bokiem odwrócony jest do płyty postojowej. Na czterech kondygnacjach (w tym jedna podziemna) ulokowane są łącznie na blisko półtorahektarowej powierzchni nie tyl- ko pomieszczenia do wypełniania bezpośrednich funkcji obsługi przylotów i odlotów pasażerskich (szacunkowa przepustowość roczna ok. 1,5 miliona pasażerów). Dziewięć wind i ruchome schody oraz dwa tzw. rękawy, którymi można się przemieścić bezpośrednio pomiędzy terminalem i samolotem, zapewnią szybkie i komfortowe poruszanie się podróżnym. Całość jest komercyjnie uzupełniona i wypo- sażona, m.in. strefą obszaru wolnocłowego i kompleksu handlowego w obrębie przeznaczonym dla pasażerów, jak również lożami biznesowymi. Jak podkreśla Stanisław Nowak, prezes zarządu spółki z o.o. Port Lotniczy Rzeszów-Jasionka, budowa terminala, który należy do najnowocześniejszych tego typu obiektów w Polsce, była jednym z najważniejszych zadań inwesty- cyjnych spółki lotniskowej. Tempo prac modernizacyjno- -inwestycyjnych jest tu imponujące. Przypomnijmy w tym kontekście, że spółka zarządza portem od 1 lipca 2009 roku, a jej udziałowcami są samorząd województwa i PP Porty Lotnicze. Spółka powstała równo w 60 lat od bardzo ważnego momentu – odbudowania lotniska po II wojnie światowej w wyniku decyzji PKWN i udostępnienia go dla potrzeb cywilnej komunikacji lotniczej. Już nie tylko Polskie Linie Lotnicze LOT, ale także inni przewoźnicy pojawiają się w naszym porcie, bo i Euro- lot realizował rejsy do Wrocławia i Szczecina, czyli na najdłuższej trasie w Polsce, zawieszone wskutek małego zainteresowania pasażerów. Niemiecka Luſthansa obsługuje trasę do Frankfurtu, a PLL LOT i OLT-Jetair codziennie do Warszawy (ten drugi przewoźnik także do Gdańska via Katowice). Jednym z pierwszych po LOT partnerów był irlandzki Ryanair, który od początku listopada oferuje też rejsy na trasie do Manchesteru, a w marcu wznowi loty do Barcelony-Girony. Jest połączenie z Egiptem, które niedawno uruchomił touroperator Alfa Star. W tym roku z Jasionki można będzie dotrzeć także do Londynu (Stansted i Luton), Bristolu, Birmingham, East Midlands, Dublina oraz do Gre- cji (Kos i Heraklion), Turcji (Antalya), Tunezji, na Wyspy Kanaryjskie (Gran Canaria) i do Bułgarii (Burgas). Ryszard Zatorski Nr 2 (194) lRok XVII luty 2012 r. lISSN 1426 0190 Indeks 334 766 lwww.echo.erzeszow.pl Cena 2 zł, VAT 5% Miesięcznik Towarzystwa Przyjaciół Rzeszowa WYSOKIE LOTY WYżSZA SZKOłA INFORMATYKI I ZARZąDZANIA s. 8-9 Laureaci II Podkarpackiego Festwalu Piosenki Aktorskiej, Filmowej i Musicalowej „Piosenka w Meloniku” zorganizowanego przez RDK w swojej filii w Białej, w towa- rzystwie jury, od prawej: Małgorzaty Boć, Pawła Orkisza i Bożeny Stasiowskiej-Chrobak. Fot. Rafał Białorucki. Nowy terminal w Jasionce.

Echo Rzeszowa

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Czasopismo mieszkańców rzeszowa.

Citation preview

Page 1: Echo Rzeszowa

Lotnisko w Jasionce należy niewątpliwie do najlepszych portów, bo samoloty mogą tu lądować, gdy w innych miej-scach w kraju warunki pogodowe na to nie pozwalają. U nas notuje się najwięcej tzw. dni lotnych w roku. Nic dziwnego, że miano międzynarodowego portu Rzeszów miał oficjalnie już dawno, bo od początku kwietnia 1974 roku i był zarazem zapasowym lotniskiem dla warszawskiego Okęcia. A prze-dłużony do 3200 metrów pas startowy jest obecnie drugim co do długości w Polsce, po warszawskim lotnisku im. F. Chopina. Nowoczesna aparatura nawigacyjna i oświetle-niowa pozwala przyjmować tu samoloty nawet w trudnych warunkach atmosferycznych.

W minionym roku lotnisko zyskało też nową drogę kołowania i wybudowana została druga płyta postojowa, siedmiokrotnie większa niż wcześniej i zdecydowanie o większej nośności. Teraz można przyjmować największe samoloty pasażerskie i w ruchu cargo, czego widomym poświadczeniem było chociażby wylądowanie w Jasionce Rusłana An-124, który waży blisko 180 ton. Ten kolos, w lotniczym ruchu transportowym jeden z największych na świecie, gdy siada na lotnisku, to inne samoloty wydają się być w porównaniu z nim jak zabawki. Powstaje też nowoczesna 33-metrowa wieża kontroli lotów, która będzie spełniać swe funkcje jeszcze w tym roku i ma być zarazem w swej konstrukcji i architektonicznym kształcie jednym z wyróżników rzeszowskiego lotniska. Jednocześnie w otocze-niu portu oraz w obrębie Podkarpackiego Parku Naukowo--Technologicznego Aeropolis wyrasta w szybkim tempie nowoczesna technologicznie sieć różnych firm.

Aspiracje międzynarodowe portu z każdym miesiącem potwierdzane są lotami bezpośrednimi do kilkunastu miast w Europie i do USA (w różnych jak dotąd okresach). W ubiegłym roku z Portu Lotniczego Rzeszów-Jasionka odprawiono prawie pól miliona pasażerów i te rokowania rosną, bo zmienia się tu w szybkim tempie baza i zaplecze techniczne, a nowy terminal (w jednym dniu może zapewnić

obsługę około 700 pasażerom) już prezentuje się w pełnej krasie, wyposażany i sposobiony do oficjalnego otwarcia na wiosnę, najprawdopodobniej w kwietniu. Na pewno przed Euro 2012. A jako jedyne dotąd lotnisko w całym pasie wschodnim i najdalej wysunięte na południowy wschód Polski, nie tylko z okazji europejskiej imprezy piłkarskiej będzie miało wciąż rosnące znaczenie. Zapewne też realnie port Rzeszów-Jasionka stanie się zapasowym miejscem lądowań i startów w żywiole przemieszczania się kibiców po stadionach Polski i Ukrainy, w tym zaś do najbliższego nam Lwowa.

Terminal o ciekawym kształcie architektonicznym, widziany z góry w kształcie litery „T”, szerszym swym bokiem odwrócony jest do płyty postojowej. Na czterech kondygnacjach (w tym jedna podziemna) ulokowane są łącznie na blisko półtorahektarowej powierzchni nie tyl-ko pomieszczenia do wypełniania bezpośrednich funkcji obsługi przylotów i odlotów pasażerskich (szacunkowa przepustowość roczna ok. 1,5 miliona pasażerów). Dziewięć wind i ruchome schody oraz dwa tzw. rękawy, którymi można się przemieścić bezpośrednio pomiędzy terminalem i samolotem, zapewnią szybkie i komfortowe poruszanie się podróżnym. Całość jest komercyjnie uzupełniona i wypo-sażona, m.in. strefą obszaru wolnocłowego i kompleksu handlowego w obrębie przeznaczonym dla pasażerów, jak również lożami biznesowymi.

Jak podkreśla Stanisław Nowak, prezes zarządu spółki z o.o. Port Lotniczy Rzeszów-Jasionka, budowa terminala, który należy do najnowocześniejszych tego typu obiektów w Polsce, była jednym z najważniejszych zadań inwesty-cyjnych spółki lotniskowej. Tempo prac modernizacyjno--inwestycyjnych jest tu imponujące. Przypomnijmy w tym kontekście, że spółka zarządza portem od 1 lipca 2009 roku, a jej udziałowcami są samorząd województwa i PP Porty Lotnicze. Spółka powstała równo w 60 lat od bardzo ważnego momentu – odbudowania lotniska po II wojnie

światowej w wyniku decyzji PKWN i udostępnienia go dla potrzeb cywilnej komunikacji lotniczej.

Już nie tylko Polskie Linie Lotnicze LOT, ale także inni przewoźnicy pojawiają się w naszym porcie, bo i Euro-lot realizował rejsy do Wrocławia i Szczecina, czyli na najdłuższej trasie w Polsce, zawieszone wskutek małego zainteresowania pasażerów. Niemiecka Lufthansa obsługuje trasę do Frankfurtu, a PLL LOT i OLT-Jetair codziennie do Warszawy (ten drugi przewoźnik także do Gdańska via Katowice). Jednym z pierwszych po LOT partnerów był irlandzki Ryanair, który od początku listopada oferuje też rejsy na trasie do Manchesteru, a w marcu wznowi loty do Barcelony-Girony. Jest połączenie z Egiptem, które niedawno uruchomił touroperator Alfa Star. W tym roku z Jasionki można będzie dotrzeć także do Londynu (Stansted i Luton), Bristolu, Birmingham, East Midlands, Dublina oraz do Gre-cji (Kos i Heraklion), Turcji (Antalya), Tunezji, na Wyspy Kanaryjskie (Gran Canaria) i do Bułgarii (Burgas).

Ryszard Zatorski

Nr 2 (194) lRok XVII luty 2012 r. lISSN 1426 0190 Indeks 334 766 lwww.echo.erzeszow.pl Cena 2 zł, VAT 5%Miesięcznik Towarzystwa Przyjaciół Rzeszowa

w ySokie loty

w yżSza Szkoł a iNfor m at y k i i zar ządza Nias. 8-9

Laureaci II Podkarpackiego Festwalu Piosenki Aktorskiej, Filmowej i Musicalowej „Piosenka w Meloniku” zorganizowanego przez RDK w swojej filii w Białej, w towa-rzystwie jury, od prawej: Małgorzaty Boć, Pawła Orkisza i Bożeny Stasiowskiej-Chrobak. Fot. Rafał Białorucki.

Nowy terminal w Jasionce.

Page 2: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WANr 2 (194) rok XVII luty 2012 r.2

Pogoń za mirażem szybkiego wzbogacenia jest wszechobecna. Najszybsza droga do tego celu to handel. Liczne firmy w Polsce angażują osoby, które mają organi-zować prezentacje towarów. Sąsiad opowiedział mi jak wygląda takie

„pozyskiwanie”. Jego ciotce na specjalnym szkoleniu dali zapo-trzebowanie na 30 zestawów za 10 000 PLN. Jeśli sprzeda ten zestaw, to zostanie kierownikiem i będzie mogła werbować innych i pobierać od nich marżę. Chciała pożyczyć od niego pieniądze, aby kupić te zestawy. Dobrze – powiedział mój sąsiad- ale odpowiedz mi na kilka pytań.

Ile do tej pory sprzedałaś zesta-wów? – No, dwa. A w jakim cza-sie? – No, w trzy miesiące. To w takim razie w jakim czasie sprze-dasz 30 zestawów za 10 000 PLN? I sąsiadka zrezygnowała z takiej pracy. Jak pracują w ten sposób ci pozyskani akwizytorzy, łatwo się domyślić.

Ostatnio byłem na takiej pre-zentacji. W sali zostali zgroma-dzeni w zasadzie emeryci zwa-bieni, głównie zachętą, że każdy

z obecnych otrzyma upominek, a małżeństwa nagrodę. Ponadto odbyło się losowanie nagród. Zwy-cięzcy otrzymali nagrody: pierwsza 1000 PLN, ale pod warunkiem że zwycięzca kupi zestaw pościeli za 3 200 PLN, druga nagroda to szmaciane pantof le. Każdy z uczestników otrzymał torbę na zakupy jednorazowego użytku. Przy okazji jeden z uczestników pokazu przedstawił następującą opinię: – Ludzie, wy naprawdę jesteście tak naiwni? To, że wydaje wam się, że to był super zakup, to tylko przez to, że zapłaciliście tyle pieniędzy za to 4 tysiące – trzeba być naprawdę idiotą. Jeśli ktoś jest chory, to niech przeznaczy te pieniądze na leczenie, a nie na tandetne, śmierdzące wełniane kołdry. Kupcie sobie w markecie za dwie stówki, to jest to samo i nie wierzcie tym, co tu zachwalają. Na 99 procent to producenci, albo ci, którzy tak to sobie tłumaczą, bo za 4 tysiące to musi być dobre.

Przecież to banda oszustów, którzy wiedzą jak zmanipulować hołotę i wcisnąć im kit wart 200 zł za 4 tysiące. Że niby to choroby leczy. Jeśli byłoby to takie dobre, to by wszyscy o tym wiedzieli. Ciekawe, jaką polewę mają ci akwizytorzy z naiwniaków, co kupili...

Moja żona otrzymała w pre-zencie plastikowy zegarek chiński, alarm bez bateryjki. Opowiadał mi przyjaciel, że jego żona zgromadzi-ła już cztery takie zegarki. Prezen-tacji w naszym mieście jest wiele, takich jak: materiały higieniczne, sprzęt gospodarstwa domowego, pościel, kosmetyki, materace. Jest więc okazja, aby zdobyć tak upragnione zegarki chińskie typu alarm. Nabijanie ludzi w butelkę, to opatentowany wynalazek kapi-talistyczny, służący konkurencji w handlu. Zapraszam na prezentacje.

Zdzisław Daraż

dar Serca od milioNówWielka Orkiestra Świątecznej Pomocy zagrała 8

stycznia br. już po raz 20. Tysiące młodych wolonta-riuszy pod wodzą Jurka owsiaka zbierały pieniądze, tym razem na zakup najnowocześniejszych urządzeń dla ratowania życia wcześniaków oraz pomp insulino-wych dla kobiet ciężarnych z cukrzycą. Wspomagani byli przez artystów koncertami na dziesiątkach scen w całym kraju, także i na rzeszowskim rynku. Był to dar serca znaczony symbolicznymi serduszkami, noszonymi dumnie przez tych, którzy zasilali skar-bonki. Prawie 50 milionów już policzono z datków i licytacji w kraju, w tym około 1,5 miliona z Podkar-pacia. W Rzeszowie zbierało te pieniądze ponad 400 wolontariuszy z 5 sztabów, z których największy był ten z liceum Kopernika, czyli IV LO. Orkiestra zagra-ła znów wspaniale – artyści nie szczędzili talentu, a inni ludzie groszy uskładanych w kopiec pożytecz-nych pieniędzy, które posłużą chorym dzieciom. I nie przeszkodziły w tym ostrzeżenia niektórych guślarzy w sutannach, którzy gest serca darczyńców na WOŚP piętnowali jako grzeszny uczynek.

tuNel przy zaporzeSzybko, bez zatrzymywania ruchu na zatłoczonej

zwykle alei Powstańców Warszawy, powstało przy zaporze przejście pod tym traktem, łącząc lewo-brzeżne bulwary z rekreacyjną częścią nad zalewem. Umowę z Inżynierią na wykonanie tej inwestycji prezydent tadeusz ferenc podpisywał przy stoliku pod mostem kolejowym 5 sierpnia ub. roku, tuż po

uroczystym otwarciu ponadkilometro-wego odcinka trasy łączącego ul. Prze-mysłową z Podkarpacką, a 29 grudnia tunel już został oddany, by piesi i rowe-rzyści mogli tędy przemieszczać się w obie strony bez kolizji z samochodami. Chociaż i samochodem też można się tam zmieścić, co łatwo sobie wyobra-zić, obserwując jak wypasione bryki ludzi związanych ze Stalą suną sznurem alejkami parku, przeznaczonymi wszak wyłącznie dla pieszych i rowerzystów. Jakby nie można było kilkadziesiąt metrów przejść piechotą. Tunel, choć ma tylko 30 metrów długości, symbolicznie i bardzo praktycznie spiął jednak dwie strony nadwisłocza. Tak jak w latach 70. ub. wieku zapora, zwana dziś oficjalnie mostem Karpackim, połączyła starą część miasta z obszarem powstającej dzielnicy Nowe Miasto i z wciąż nowymi terenami, które przyrastają w Rzeszowie. Teraz tylko trzeba uporządkować zalew,

odmulić, stworzyć prawdziwą bazę dla sportów wodnych – kajakarzy i żeglarzy, a od spacerowiczów przepędzić w lecie wszechobecny tam niczym w kur-niku fetor ptasi.

Ryszard Zatorski

włoSkie odzNaczeNie dla policJaNta z rzeSzowa

Policjant z Rzeszowa, nadkomisarz Tadeusz Łuk-sa, otrzymał włoskie odznaczenie za służbę na rzecz pokoju i współpracę z włoskimi karabinierami. Medal ten przyznało mu włoskie Ministerstwo Obrony za udział w misji pokojowej EULEX w Kosowie. Odzna-czenie wręczył zastępca Podkarpackiego Komendanta Wojewódzkiego Policji, inspektor Andrzej Sabik.

Nadkomisarz Tadeusz Łuksa wielokrotnie brał udział w misjach pokojowych. Po raz pierwszy na półroczną misję w kosowskiej Mitrovicy wyjechał w grudniu 2004 roku. Na następną w 2006 roku. Była to półtoraroczna misja w Leposavicy na gra-nicy serbsko-kosowskiej. Obie misje odbywały się w ramach zapewnienia pokoju w tym rejonie przez Organizację Narodów Zjednoczonych. Pod koniec 2008 roku rzeszowski policjant rozpoczął kolejną, tym razem roczną, misję w Pristinie. Pełnił tam obowiązki oficera dyżurnego w sztabie bazy. W skład zespołu wchodziło dwóch polskich policjantów oraz trzech włoskich karabinierów. To właśnie za służbę podczas tej misji Tadeusz Łuksa otrzymał włoskie odznaczenie.

kal

KOMENTARZE

Zdzisław DARAŻ

Szybka, duża kaSa

iNtereSuJące

uSecHł pomNikJakieś dziesięć lat temu prezydent Andrzej Szlachta

zasadził przy hali na Podpromiu wyrośniętą sadzon-kę dębu. Wiekopomnego mozołu owego podjął się wespół z burmistrzem Bielefeldu dla uświetnienia umowy o bezgranicznej i dozgonnej miłości obu miast, kwitnącej od tej pory w związku partner-skim, czyli bez ślubnego pokropku. Każdy choć trochę obyty z florą kuma, że o zieleninę należy dbać zwłaszcza w początkowych latach wrastania w glebę, nawet uświęconą. Musiała owa dbałość u byłego prezydenta szwankować srodze, albo debinkę posadzono zielonym do dołu, gdyż uschło toto nie doczekawszy pierwszej rocznicy sadzenia. Zapewne z tęsknoty. Sadzący jednak wykazał się nie byle reflek-sem. Zauważył absencję dębu po dziwięciu latach od uschnięcia i wszczął stosowny raban, że jakaś wraża siła musiała mu pomnikowe drzewko podprowadzić. Panie pośle, nie ma co pieklić się! Wystarczy posadzić nowy dąb, najlepiej zielonym do góry, później ciut go doglądnąć i po krzyku. Dla pewności radzę zamówić stosowny pokropek.

NiecHciaNa patroNkaŁadnych parę lat zdjęta z frontonu rzeszowskiego

teatru rzeźbiona głowa patronki, Wandy Siemaszko-wej, poniewiera się gdzieś pod chmurką na przysto-dołowych tyłach owego przybytku sztuki i duchowej kontemplacji, nawet narodowej za PKWN. Skoro dla patronki nie stało miejsca gdzieś w kuriaszczim zale lub w kącie holu owego teatru, ani przed budynkiem, to coś sensownego wypadało z rzeźbą zrobić. Jeśli obok magistratu znalazł się przytułek dla wielkiej główki kapusty w rękach Bigosowej (dla niepozna-ki nazwano toto monumentem ku czci Kazimierza Górskiego), to dlaczego nie znaleziono jakiegoś

przyzwoitego skwerku dla tak wielkiej postaci pol-skiego teatru? Problem chyba tkwi w tym, że artysta wyrzeźbił ową głowę w niesłusznej politycznie kon-wencji plastycznej i w takich również czasach. Czyżby z kulturą w naszym mieście było jak z Herkulesem, o którego wielkości ponoć świadczą rozmiary jego maczugi pod Ojcowem?

doktorka od żydoStwaOd pewnego czasu Rzeszów ogłoszono wszem i

wobec stolicą innowacji. Trudno zatem dziwić się, że tu pewna pani doktor od ginekologii odkryła niezwykle nowatorską metodę poczęcia żydowskiego potomka. Otóż polega ona na pojawieniu się w nume-rze PESEL albo numerze rejestracyjnym samochodu cyfr 7, 2, 9. Jeśli jakiś magistracki gryzipiórek umieści te cyfry w którymś z owych numerów, to znaczy, że spłodził starozakonnego. No, może nie do końca sam tego dokonał. Jednak na pewno wskazał na jego żydowski korzeń. Zatem przed nawiązaniem każdej znajomości należy uprzednio delikwenta, tudzież oną, wylegitymować z dowodu osobistego i doku-mentu tożsamości automobilu. Oczywiście po to, aby zachować narodową cnotę w stanie nienaruszonym, czyli pozostać w stanie dziewictwa narodowego, pożą-danego przez naszą ginekolog i pewnego ojdoktora radiomaryjnego. Zasługi dla miasta wynalazczyni owej metody są porównywalne jedynie z zasługami pewnego radnego, sławnego wyłącznie z tego, że prze-chodzi ulice po pasach i przy zielonym świetle oraz pluje wyłącznie do koszów na odpadki, nie klnie na stadionach i jest za budową metra albo przynajmnie tramwaju. Nie znalazłem nigdzie niczego na temat kondycji psychicznej pani ginekolog, ale na wszelki wypadek radzę omijać ją wielkim łukiem, pomimo że to ponoć kobieta mlekiem i miodem płynąca.

Nawojka Kumak

Pierwszy raz w historii Rzeszowa biskupi i rabini ramię w ramię spotkali się w rzeszowskim ratuszu, zauważył prof. wacław wierzbieniec, przypominając dziedzictwo kulturowe i religijne Żydów w dziejach naszego miasta. A miało to miejsce 17 stycznia br. podczas 15. Dni Judaizmu w Kościele katolickim w Polsce, które tym razem obchodzono centralnie w Rzeszowie, w połączeniu z między-narodowym dniem pamięci o ofiarach Shoah. Ambasador Izraela w Polsce zvi rav-Ner pośmiertnie uhonorował medalami Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata tych, którzy ratowali współbraci Żydów w czasie okupacji niemieckiej – katarzynę Sikorę z Rzeszowa, Stanisława Grocholskiego z Przeworska i Józefa kulpę z Lubaczowa. Medale odebrali ich potomkowie. Wskazując na te akty człowieczeństwa, odwagi i poświęcenia wobec bliźnich, bp kazimierz Górny sparafrazował to stwierdzeniem: „Jeszcze Polska nie zginęła, dopóki kochamy”. Były też tego dnia wspólne modlitwy na cmentarzu żydowskim i nabożeństwo w farze w intencji ofiar Shoah. A wieczorem niezapomniany koncert Josepha malovanego, kantora nowojorskiej Fifth Avenue Synagogue, który znakomicie zwieńczył ów dialog międzykulturowy.

Ryszard Zatorski, fot. autor

bracia żydzi

przytupy mieJSkie

Nie zapominajcieo towarzystwie przyjaciół rzeszowa!

Prosimy o przekazanie 1 procentu od podatku, kierując go w Waszym PIT na rzecz Towarzystwa,

wpisując adres:

towarszystwo przyjaciół rzeszowa35-051 rzeszów, ul. Słoneczna 2

krS 0000039866

Panel dyskusyjny w ratuszu. Od lewej: red. nacz. „Więzi” Zbigniew Nosowski, prof. dr hab. Jan Grosfeld (UKSW), Boaz Pash (rabin Krakowa), Michael Schu-drich (naczelny rabin Polski, rabin Warszawy i Łodzi), ks. bp dr Mieczysław Cisło (przew. komitetu ds. dialogu z judaizmem przy Konferencji Episkopatu Polski), ks. bp. Kazimierz Górny (ordynariusz diecezji rzeszowskiej).

Wolontariuszki WOŚP w Rzeszowie. Fot. Józef Gajda.

Page 3: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WA Nr 2 (194) rok XVII luty 2012 r. 3

Chciałem Panu pogratulować wyboru na przewodniczącego SLD oraz wcześniej Klubu Parlamentar-nego SLD. Informację tą przyjąłem z zadowoleniem i nadzieją, że lewica od tego momentu stanie się liczącą formacją, tak jak to było w latach 1993-97 oraz 2001-05. Pamiętam te pierwsze lata też z autopsji, bo w drugiej kadencji Sejmu RP byłem posłem, członkiem Klubu Parlamen-tarnego Sojuszu Lewicy Demokra-tycznej. Z kim się tylko spotykam w Rzeszowie, to w rozmowie, po obję-ciu przez Pana tych ważnych funkcji, pojawia się wielki optymizm, że coś wreszcie zmieni się na dobre.

Podzielić należy pana opinię wyrażoną na ostatnim posiedzeniu Rady Krajowej Sojuszu, że SLD musi mieć wyraźną i programową toż-samość, żeby rozmawiać z innymi z pozycji partnera, a nie rozbitka szukającego ratunku. Zgodzić się też należy, że SLD musi być postrze-gane jako siła odważna i zdolna do rządzenia krajem, z dobrymi kadrami i programem. Musi mieć wizerunek takiego ugrupowania, które nie będzie postrzegane jako reprezentant wąskich, partykular-nych interesów. Świadomi jesteśmy, że naszym wspólnym celem musi być przecież budowa Polski silnej, twórczej, bogatej i szanowanej w świecie. Takimi wartościami kiero-wał się, jak pamiętamy SLD, kiedy

pozostawał u steru rządów. Dobrze jest, że szef SLD o tym przypomina i z całą stanowczością potwierdza, że te same wartości kierują postę-powaniem obecnego kierownictwa partii, mimo że jest w opozycji. Z zadowoleniem trzeba też przyjąć, że wszystkie nowe projekty ustawowe przedstawiane przez rząd Sejmowi, Sojusz chce oceniać pod względem propaństwowości oraz społecznej wrażliwości.

„Echo Rzeszowa” jest czasopi-smem mieszkańców. Satysfakcją dla nas jest udzielenie przez Pana, specjalnie dla „Echa Rzeszowa” odpowiedzi na kilka problemów ważnych dla rozwoju naszego regio-nu oraz kraju.

- Jakie widzi Pan możliwości rów-nomiernego rozłożenia działań rządu na rozwój wszystkich regionów kraju, w tym Podkarpacia.

- Żeby istniał rozwój, musi istnieć nowoczesna gospodarka. Rozwój konkurencyjnej gospodarki zawsze opiera się na wiedzy, na najnowszych technologiach. Dlatego nie można zapominać o inwestycjach w naukę, w badania. Gwarancją rozwoju jest też nowoczesna infrastruktura. A ta, jak wiadomo, nie wygląda w Polsce najlepiej. Konieczne są zatem inwe-stycje na usprawnienie sieci dróg, kolei. Tak, by wszystkie regiony w kraju były ze sobą dobrze połączone. Sprawnie działający kraj, a w nim

sprawnie działające i rozwijające się regiony, to zinformatyzowana administracja. A do tego potrzebny jest powszechny dostęp do szeroko-pasmowego Internetu.

- Czy obecny projekt budżetu państwa to uwzględnia.

- Mam wrażenie, że wszystkie budżety konstruowane przez pana ministra Rostowskiego są księgo-wym zapisem przychodów i rozcho-dów. W jego polityce nie dostrzegam ducha humanizmu, zaś jedynie „buchalteryzmu”. Bez wymiany ministra finansów na człowieka o nieco szerszych horyzontach trudno spodziewać się, aby kolejne budżety były prorozwojowe, zakładały w swej istocie niwelowanie różnic rozwojowych pomiędzy regionami. A tu potrzebna jest energia. Taki-mi ludźmi o sporej dawce fantazji, przebojowości oraz ogromnych kom-petencjach niewątpliwie byli mini-strowie finansów w rządach SLD: Marek Belka i Grzegorz Kołodko. Na szczęście jest Unia Europejska, która prowadzi bardzo aktywną politykę rozwoju regionalnego, opartą na solidarności międzyterytorialnej i międzyludzkiej. Unia poświęca na ten cel jedną trzecią budżetu wspól-notowego.

- Jaka jest realna szansa zmniej-szenia bezrobocia dla absolwentów szkół zawodowych i wyższych.

- Potrzebna jest silniejsza inte-

gracja szkolnictwa w yższego z systemem edukacji oraz współpraca z rynkiem pracy. I to dotyczy zarów-no wymiaru systemowego, czyli współpracy ministerstw: edukacji, szkolnictwa wyższego i pracy, ale też instytucjonalnego, czyli współpracy na linii uczelnia – szkoła. Niezbędny jest wspólny system monitorowania losów absolwentów szkół średnich i wyższych. Możliwy powinien też być system „ścieżek powrotu” do systemu edukacji, który stwarzałby możliwość uzupełnienia kwalifikacji, np. o kwalifikacje zawodowe. Istot-nym wyzwaniem jest dostosowywa-nie oferty kształcenia na poziomie wyższym do potrzeb rynku pracy. Zaś sam rynek pracy powinien być stymulowany do korzystania z oferty i „efektów” kształcenia na poziomie wyższym. Jak? Choćby poprzez systemy zachęt fiskalnych dla przedsiębiorców i pracodawców do zatrudniania absolwentów i inwe-stowania w młode kadry.

- Czy obecne gospodarowanie Funduszem Pracy daje nadzieję na większe aktywizowanie bezrobotnych.

- Nie sądzę. W 2011 r. zre-dukowano stawki na aktywizację bezrobotnych z 7 miliardów złotych, jakimi dysponowały urzędy pracy do 3,2 miliarda. Rząd najwyraźniej nie traktuje bezrobocia jako problemu społecznego. Mniej pieniędzy na aktywne formy walki z bezrobociem

sprawia, że będzie to drugi rok z rzędu, kiedy urzędy pracy muszą wybierać, czy np. udzielić bezro-botnemu pomocy na otwarcie firmy w jej maksymalnej wysokości, czyli ponad 20 tys. zł, czy taką pomoc redukować, tak aby trafiła do jak największej liczby pozostających bez pracy. A to jest zasadnicza różnica, kiedy otrzymuje się na otwarcie fir-my zamiast 20 tys. np. cztery razy mniej. Dziś wiele osób rezygnuje dlatego z prób otwarcia własnej działalności gospodarczej. Polska na aktywne formy walki z bezrobociem wydaje mniej niż 0,5 proc. PKB. A średnia dla krajów Unii wynosi 1,6 proc. PKB.

- Dziękuję za rozmowę.Stanisław Rusznica

Miasto

mieJSkie decyzJe co tam paNie w radzie

zmiaNy Na lewicy

Lokacja miasta na prawie magdebur-skim w 1354 roku wymusiła utworzenie centrum administracji samorządowej na rzeszowskim rynku, przeznaczonego na siedzibę władz miejskich. Obecny kształt nadano siedzibie władz miasta w latach 1897-1900 według projektu Franciszka Skowrona. I taka sytuacja trwa ponad 100 lat. Jest oczywiste, że nie może on obecnie pomieścić wszystkich jednostek Urzędu Miasta. Dlatego miesci się on w kilkuna-stu budynkach rozrzuconych po centrum. Dla petentów to kłopot, bo często, aby załatwić jedną sprawę, muszą wędrować z budynku do budynku. I tak przeciętny Kowalski, aby załatwić sprawę, wędruje do ratusza w Rynku 1, aby udać się do Rady Miasta winien pomaszerować do alei pod Kasztanami, zaś dla załatwienia sprawy w Straży Miejskiej należy pofatygować się na Baranówkę, czyli ul Ofiar Katynia 1. Stam-tąd do Zarządu Transportu Miejskiego w Rzeszowie już tylko na ul. Trembeckiego 3.

Również w Śródmieściu należy wyko-nać niezły slalom, aby załatwić sprawę. Na przykład udać się do Biura Obsługi Informatycznej i Telekomunikacyjnej przy ul. Targowej 1, a następnie do Wydziału Architektury przy ul. Kopernika 15. Kolej-no można zameldować się w Wydziale Kultury w Rynku 11 i Wydziale Gospo-darki Komunalnej i Inwestycji w Rynku 12. Przy ulicy Ofiar Getta podejmie sprawę w Wydziale Komunikacji. Pogoni Pan Kowalski jeszcze do Wydziału Ochrony Środowiska w Rynku 7 oraz na ulicę Słowackiego 9 do Biura Rozwoju Miasta Rzeszowa.

Argumenty za budową nowego Ratusza są oczywiste. A jednak okazuje się że ta sytuacja dla radnych PIS i PO jednak nie jest ważna. Radna Jolanta Kaźmier-czak, występując na sesji stwierdziła, że w obecnej sytuacji priorytetem powinna być obwodnica północna(?). I wnioskujemy, by te zaplanowane pieniądze przeznaczyć właśnie na tę drogę - mówiła również szefowa klubu PO. Chodzi o to, aby nie pozwolić prezydentowi rozpocząć tę histo-ryczną inwestycję w czasie jego kadencji. Mieszkańcy się nie liczą, liczą się gierki polityczne niektórych partyjniackich rad-nych. Ich glosami wniosek pani Kaźmier-czak został przyjęty.

Zdzisław Daraż

w malawie bez zmiaN

rozmowa z leszkiem millerem, przewodniczącym Sld oraz klubu parlamentarnego Sld

W styczniu wpierw prezydent zwołał sesję nadzwyczajną, w czasie której wespół ze swo-im pełnomocnikiem, Krzysztofem Kadłucz-ką, po raz kolejny przekonywał radnych do celowości przyłączenia Malawy. Tym razem oponentom prezydenckim nawet gęby nie chciało się strzępić. Pogadał sobie o niczym jedynie radny Kopaczewski i nawet był za, aby w głosowaniu być przeciw. Skoro na sesję nie dotarło dwoje radnych SLD i nie pomógł z galerii donośny okrzyk jakiegoś obywatela „Andrzej nie podnoś ręki”, projekt znowu upadł, a razem z nim cała iluzoryczna, lepio-na gliną i podpierana kołkiem koalicja z PO. Jest ona wyłącznie na papierze, bo w realu koalicjant jest prezydencką opozycją, cza-sem ostrzej krytykującą jego inicjatywy od radnych PiS. Znawcy przedmiotu twierdzą, że w małżeństwie najgorsze jest pierwsze 50 lat, a później już jakoś idzie. Nie sądzę, aby miało to przełożenie na związek koalicyjny w radzie. Bowiem w tym przypadku kon-sumpcja następuje tu i teraz. PO skonsumo-wała to, co miała do skonsumowania i cały czas cudzołoży z prawymi i sprawiedliwymi. To jak to jest? Można zjeść ciastko i nadal je mieć? Można zajść częściowo w ciążę? To się jakoś bardzo brzydko nazywa!

Niewiele wody upłynęło w Wisłoku i nadzwyczajną sesję skrzyknięto z inicjatywy wybitnego architekta z Radomia, tyrającego w mozole dla niepomyślności Rzeszowa. Chodziło o wycofanie zgody Rady Miasta na budowę estetycznego pawilonu w miejsce szpetnych blaszaków, stojących naprzeciw Instytutu Muzyki URz., przy ul. Dąbrow-skiego. Uznał on socrealistyczną koncep-cję za coś niepowtarzalnego i w dodatku dostrzegł w miejscu owych blaszaków jakąś oś widokową z pomnikiem, której nikt wcześniej nie widział. Coś z tą osią radnemu porąbało się, ponieważ stanowią ją blaszaki i trochę krzaków a nie widoki, nawet na świetlaną przyszłość. Ma on również dale-ko w nosie, albo i jeszcze gorzej, opinię mieszkańców osiedla, gdyż ma w poważaniu wyłącznie oś. Już w następnym dniu sypnę-ło mokrym śniegiem i mieszkańcy osiedla wznieśli mu po przeciwnej stronie osi czyli w parku Inwalidów Wojennych swoisty pomnik wdzięczności. Można go obejrzeć na stronie 15. Wprawdzie nietrwały, ale wzniesiony w porywie serca za to, że udało mu się uwalić oddolną inicjatywę i obronić blaszaki. Przy-znać jednak należy, że znalazł sobie cieka-wych sojuszników. Jak zagłosuje jego klub i koalicyjna szeryfówna z PO było wiadomo, ale żeby go wsparli radni SLD, z których

dwoje dało sobie na wstrzymanie?Sesja statutowa także miała

swoją dramaturgię. Radni dostali elektroniczne zabawki do zgłasza-nia się do głosu i samego głoso-wania poprzez naciskanie odpo-wiednich guzików w podstawie mikrofonu. A było ich raptem 5 i to opisanych. Ponoć małpa jest w stanie opanować perfekcyjnie do 20 prostych czynności. Niektórzy radni z tymi 5 nie dawali rady i słupki na ekranie tak głupiały, że głosowania trzeba było powta-rzać, aby dyrektor Kubiak mógł policzyć palcem.

J e d n a k ż e p r a w d z i w y c h rumieńców sesja nabrała, gdy padło hasło - Malawa. Wpierw wystąpił wybitny architekt z Radomia i kropnął na raty taką demagogią, że nawet Macierewi-czowi kopara by opadła. Sobie tylko znaną metodą wyliczył, że w przyłączone tereny prezydent wpakował już 250 mln grosiwa miejskiego, a do roku 2016 dopakuje do 400 mln. Wszystko kosztem miasta, co zaświad-cza o braku odpowiedzialności i chaosie w rozwoju, a powinno być wyczucie. Panie radny, przecież to nie kiełbasa! Pochwalił się, że ma potencjał i bez Malawy. Grzmiał, że nie ma pustych biurowców dla inwestorów i miasto nie chce skorzystać z opracowania przez architektów-altruistów za symboliczną złotówkę koncepcji zagospodarowania tere-nów przydworcowych. Natomiast metropoli-talny Rzeszów, to przede wszystkim ościenne powiaty. Zabrał głos również radny Kopa-czewski, który całe zło widzi w Brukseli, chociaż samo miasto podoba mu się bardziej od Rzeszowa, ale to dlatego, że u nich nie było komuny. Nie dostrzega biedaczysko, że również ze względu na zadawnione animo-zje Flamandów z Walonami, często długo nie mogą zmontować belgijskiego rządu. I wówczas po prostu nie ma kto przeszkadzać. Ale na Rzeszów idzie stamtąd ponoć zły kierunek, przez Malawę. Radny Kiczek, niby koalicyjny, pierwsze inwestycje transporto-we w mieście zapamiętał sprzed niespełna trzech lat, a metropolia, to u niego 500 tys. mieszkańców. Chyba rżnie głupa na sztywno.

Zaczęło się tłumaczenie jak krowie na rowie, że to bzdury. Inwestycje w przy-łączonych sołectwach finansowane były i nadal będą w zdecydowanej większości ze środków unijnych, żadnych biurowców nikt nie buduje dla inwestorów, deklaracja

opracowania koncepcji zagospodarowania terenów przydworcowych za złotówkę, to zwykla bujda na resorach i w dodatku par-cianych, a drogi są budowane już od 10 lat. W dodatku czym innym jest obszar metro-politalny, a czym innym najważniejsza jego część, czyli miasto rdzeniowe. Wyszło na to, że edukacja samorządowa i ogólna części rajców jest niezbędna. Ale skoro w Łodzi radni uchwalili zakaz palenia papierosów w tunelach, chociaż ani metra takiego nie mają i nie zamierzają budować, to dlaczego w Rzeszowie nie może być równie głupio na płaszczyźnie demagogii? W głosowaniu o Malawę padł wynik remisowy, ponieważ wiceprzewodniczący rady nie zdążył na głosowanie.

Jeśli ktoś nie wie, niechaj sięgnie do prasy rzeszowskiej z czasów włodarzenia miastem przez Jabłońskiego i Krogulskiego. Oni mieli identyczne problemy z poszerzaniem Rzeszo-wa, nawet demagogiczne działa wytaczane do zwalczania takiej idei nie odbiegały kali-brem od dzisiejszych, że o argumentacji nie wspomnę. Przy czym przeciwni byli wówczas głównie Żydzi, którzy na obrzeżach lokowali swoje często szemrane geszefty, aby nie pła-cić miastu podatków. Czy ich naśladowcy też mają jakieś geszefty, czy czynią tak li tylko dla czystej przyjemności, bo logiki w tym nie ma? Czy ktoś pamięta, że biegnąca dziś przez środek miasta linia kolejowa z dworcem głównym została zbudowana dale-ko od miasta, w Ruskiej Wsi, a koszary przy Dąbrowskiego i Langiewicza wybudowano też kawał za miastem?

Roman Małek

Jak dłuGo będą trudNości w doStępie

do urzędu miaSta?

Antoni Kopaczewski, primus inter pares sesyjnych inter-nautów. Gdyby na prezentowanej na jego biuście tekturze zmienić drugą sylabę, wyszłoby - Arbeit macht frei, gdyż nie posądzam go, że natchnienia szukał u św. Jana ewangelisty. Tylko dlaczego biust wypinał w kierunku prezydenta? Pewnie pomylił go z wojewodą. Fot. autor.

Leszek Miller

Page 4: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WANr 2 (194) rok XVII luty 2012 r.4

Żyją wśród nasSama Sobie Sterem,

żeGlarzem, okrętemRejent (notariusz) teresa panek-wiśniow-

ska jest rzeszowianką z urodzenia i serca. Z tym miastem związała swoje życie, pracę zawodową i życie rodzinne. Tutaj wychowała się, maturę zdała w II Liceum Ogólnokształ-cącym, tylko na studia wyskoczyła do Lublina na UMC-S. W 1969 r. ukończyła prawo. Potem odbyła równocześnie dwie aplikacje: sądową i notarialną. Po ich ukończeniu wybrała pracę w notariacie.

Dlaczego notariat? Wolała notariat, ponie-waż dawał jej większą możliwość pracy z ludźmi w sytuacjach bezkonfliktowych, które występują prawie zawsze w sądzie. Praktyka zweryfikowała to jej przekonanie. Do niej bowiem przychodzą wciąż ludzie, którzy również mają sprawy konfliktowe i pytają, co mają zrobić, jak radzi rozwiązać ich problemy. W sądach, szczególnie w sprawach karnych, a najprawdopodobniej tymi zajmowałaby się, gdyby zdecydowała się zostać sędzią, są to zawsze konflikty ostrzejsze.

Jej sukces jako notariusza polega na tym, że udaje się doprowadzać do ugody w bardzo wielu przypadkach. Oczywiście bez uciekania się do pomocy sądu. Bardzo wielu klien-tów skonfliktowanych przychodzi do niej w nadziei, że pomoże im rozwiązać ich problem, ponieważ słyszeli od innych, że „Pani pogo-dziła sąsiadów”. I to jest dla niej największą satysfakcją, że przychodzą po latach i dziękują lub polecają jej usługi innym, swoim znajo-wym, bliskim, sąsiadom.

Ma klientów już z trzeciego pokolenia. W rodzinie zachowali dokumenty, przychodzą z nimi i proszą, by nadal prowadziła ich już nowe sprawy.

Notariat ma to do siebie, że życie z jego perspektywy wygląda lepiej niż z perspekty-wy sędziego. Jest więc bardzo zadowolona ze swojego wyboru. Nikt z rodziny nie wywierał na nią presji, miała wolną rekę. Mama Stefania była nauczycielką w rzeszowskich szkołach, ojciec Stefan pracował w Wojewódzkim Związku Gminnych Spółdzielni w Rzeszo-wie, przez lata był jednym z jego dyrektorów. Brat Andrzej po ukończeniu Rzeszowskiej Politechniki wyjechał do Warszawy i tam urządził sobie życie. Sama miała wiele okazji, by wyjechać z Rzeszowa. Nie skorzystała z tych możliwości.

Wielu znajomych dziwiło się jej, zarzuca-ło nawet, że zamknęła się na prowincji, nie mogło zrozumieć jej motywów. Nie ciągnęło jej w świat. Rzeszów jest jej miejscem na ziemi. Nie zgadza się też z zarzutami i negatywnymi ocenami swojego miasta. Najlepiej czuje się wśród swoich rzeszowian. Zna ich wielu i oni znają ją. Przychodzą i często mówią: „Znam Panią, ale znałem(am) także rodziców pani”.

Niepokoi ją natomiast to, że coraz mniej dostrzega autentycznych rzeszowian (tych z dziada pradziada), którzy na tle prawie 200 tys. mieszkańców walczyliby bardziej skutecz-nie o zachowanie i kultywowanie tradycji i charakteru Rzeszowa, jego dorobku i wartości.

Zanim w 1992 r. otworzyła własną, prywat-ną kancelarię notarialną w Rzeszowie, przeszła dobrą szkołę już jako aplikantka i asesorka w państwowych biurach notarialnych. Szcze-gólnie ostro lądowała, gdy ówczesny prezes Sądu Wojewódzkiego, aleksander oleszko, zdecydował, że ma samodzielnie poprowadzić biuro notarialne w Kolbuszowej, a później w Łańcucie.

Dała radę, zdobyła doświadczenie, uwierzy-ła we własne siły. Czuje się świetnie na swoim. Zawsze chciała być samodzielna, bez szefa nad sobą, działać z pełną odpowiedzialnością

za to, co robi. Po prostu tak, jak to poeta powiedział: „Sama sobie sterem, żeglarzem, okrętem”. Przez cztery kadencje (12 lat) była prezesem Rady Izby Notarialnej w Rzeszowie, czyli wojewódzkiego samorządu notariuszy. Od niedawna ograniczyła zakres swojej dzia-łalności w tym zakresie, ponieważ chce mieć więcej czasu dla siebie i dla rodziny. Obecnie jest wizytatorem w samorządzie notarialnym.

Czym jest notariat w życiu społeczeństwa? Po sprywatyzowaniu biur notarialnych zmienił się charakter notariatu. Przestał być workiem, do którego wrzucano różne sprawy, np. księgi wieczyste, bo i te wtedy prowadził. Dzisiaj w notariacie odczuwa się puls społecznego życia. Tu skupiają się niemal wszystkie problemy społeczne, wynikające ze zmian, jakie zaszły w Polsce po 1990 r. Przykładowo: kiedyś nie-wielu studentów miało własne mieszkania, a teraz bardzo dużo rodziców kupuje mieszka-nia dla swoich dzieci studentów. Sprawy z tym związane załatwia się w notariacie. Sporo jest majątkowych umów małżeńskich, szczególnie gdy małżonkowie chcą odrębności majątkowej. Notariat dokonuje teraz poświadczeń dzie-dziczenia, które są równoznaczne z sądowym nabyciem spadku. Nadal robi się testamenty i działy spadkowe. Z nowych czynności doszedł zapis windykacyjny, w którym można sobie rozporządzić przedmiotem, który będzie wchodził w skład spadku. Jest to ważne dla tych szczególnie, którzy mają skomplikowaną sytuację rodzinną, np. jedno z małżonków (majętne), mające dzieci z różnych związków oficjalnych i pozamałżeńskich, chce przed swoją bliską już śmiercią sprawiedliwie zabez-pieczyć wszystkie. Kiedy to załatwił, poczuł ulgę i dziękował Pani rejent.

Przy okazji załatwiania tego typu pro-blemów notariusz poznaje przy okazji stan majątkowy swoich klientów. Zaobserwowała, że większość załatwianych spadków dotyczy-ła majątków, zgromadzonych już po 1990 r. Wprowadzane zmiany wymagają ciągłego dokształcania się, zapoznawania się z nowymi przepisami. I to lubi. Czuje się z tym bardzo dobrze.

Czy spełniły się marzenia Teresy, te z dzieciństwa i te z dojrzałego już życia? Tak. Pragnęła mieć rodzinę, ma szczęśliwą rodzinę. Marzyła o podróżach, jeździ teraz po świecie. Szczególnie polubiła Afrykę. Ostatnio była na Madagaskarze. Podróżuje z 11-letnią wnuczką Aleksandrą. Obie czują się wspaniale w swoim towarzystwie. Mąż nie znosi podróży, których elementem jest lot samolotem dłuższy niż pięć godzin. Ma wreszcie pracę, która daje satysfakcję i zaspokaja jej ambicje. Rozwiązuje ludzkie problemy, pomaga innym w ich dość skomplikowanych sytuacjach.

Lubi muzykę i literaturę. Ma mnóstwo ksią-żek, spośród których wybiera tę najciekawszą i wtedy czyta ją do białego rana. Lubi przede wszystkim reportaże. Tych ostatnio jest sporo na rynku księgarskim. Ma w czym wybierać. Tylko czasu ma za mało.

Józef Kanik

„Pieśń to nasza broń” – tak w Wypożyczalni Muzycznej Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej w Rzeszowie śpiewał, działajacy w ramach sekcji artystycznej Uniwersytetu

Trzeciego Wieku, chór „Cantilena”. Okazją do zaśpiewania specjalnie dla tego chóru napisanego hymnu była wizyta w Rzeszowie grupy seniorów z Mielca, także słuchaczy UTW, któ-rych powitała starościna roku danuta przywara-kamieniecka.

Wizyta w naszej wypożyczalni gości z mieleckiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku stała się okazją do pokazania się, pochwalenia sukce-sami, a może zarażenia ogromnym zaangażowaniem chóru „Cantilena”,

prezentującym bardzo zróżnicowany tematycz-nie repertuar.

Barbara Balicka

wizyta mielczaN

walczę o czyStość w polSkim Sporcie

Teresa Panek-Wiśniowska

W tym roku obchodzi 50. rocznicę urodzin. Jest rodowitym rzeszowianinem. Młode lata spędził w samym centrum Rzeszowa, tu bowiem przyprowadzała go mama do przedszkola mieszczącego się przy ulicy Grunwaldzkiej, a później do Szkoły Podstawowej nr 3 przy ulicy Hoffmanowej. Następnie, jak to zwykle bywa, szkoła ponadpodstawowa i matura w liceum ogólnokształcącym. Dyplom studiów wyższych z socjologii otrzymał w rzeszowskiej Wyższej Szkole Informa-tyki i Zarządzania. W swoim życiorysie ma różne miejsca pracy. Mile też je wspomina. Pracował w Zelmerze, ale i w warzywniaku, pomagając swojej mamie w prowadzeniu tego małego interesu.

Lubił zawsze pracować społecznie. Gdy zamieszkał w osiedlu „Nowe Miasto”, zaangażował się zaraz do pracy samorzą-dowej. Przez dwie kadencje był członkiem rady nadzorczej. Obecnie, już czwartą kadencję przewodniczy samorządowej radzie w tym osiedlu. Przez dwie kaden-cje (2002-2006, 2006-2010) był radnym miasta Rzeszowa. W ostatnich wyborach samorządowych do tej rady otrzymał „jedynkę” na liście Platformy Obywatel-skiej, ale w ostatniej chwili zrezygnował.

Więcej czasu chce poświęcić piłce nożnej. W ostatniej dekadzie związany jest pracą w różnych organach Polskie-go oraz Podkarpackiego Związku Piłki Nożnej. Od lutego ubiegłego roku jest też prezesem Podkarpackiej Federacji Sportu, zrzeszającej 29 okręgowych organizacji sportowych. Wśród kibiców oraz mieszkańców Rzeszowa, ale chyba i całej Polski, kojarzony jest z piłką noż-ną. Zasłynął wieloma przedsięwzięciami, przez co podkarpacka piłka zmienia się coraz bardziej na lepsze. kazimierz Greń zawsze podkreśla, że jest to zasługa nie tylko jego, ale całego środowiska piłkar-skiego. Ma odpowiednie doświadczenie w pracach Związku Piłki Nożnej. W latach 2000-2004 w strukturze Polskiego Związku Piłki Nożnej pełnił odpowie-dzialną funkcję przewodniczącego Sądu Koleżeńskiego. W kadencji 2002-2004 był prezesem Rzeszowskiego Podokręgu Piłki Nożnej. Przez ostatnie dwie kaden-cje, od 2004 jest jednogłośnie wybierany prezesem Podkarpackiego Związku Piłki Nożnej.

Jest bardzo popularnym i cenionym działaczem w kraju, o czym świadczy choćby uzyskanie w 2004 roku trzeciego, a w 2008 pierwszego wyniku wyborczego w wyborach na członka Zarządu Polskie-go Związku Piłki Nożnej. Po roku zrezy-gnował z członka Zarządu w proteście przeciwko złemu kierowaniu związkiem przez Grzegorza Latę. Ma pretensje do Laty, że nie zrealizował dotychczas prak-tycznie ani jednego punktu z przedwy-borczych obietnic, a w PZPN konieczne jest natychmiastowe, kompleksowe roz-poczęcie zmian w sferze szkoleniowej, organizacyjnej i finansowej.

Ma na swoim koncie wiele sukcesów. Za najważniejszy uważa dobre wzajemne współdziałanie działaczy, trenerów i niezłe

wyniki drużyn w rozgrywkach różnego szczebla. Ceni sobie dobrą współpracę z sejmikiem i zarządem województwa oraz z samorządami powiatowymi i gmin-nymi. Pozyskał dotacje na wiele imprez sportowych, zakupiono wiele sprzętu dla klubów, ostatnio powstało 8 nowych, pełnowymiarowych boisk sportowych w ramach projektu Euroboiska. Rozwija się działalność szkoleniowa młodzieży, trene-rów, instruktorów i sędziów. Do różnych wydziałów i komisji na szczeblu krajo-wym wprowadzona została znaczna ilość osób z naszego terenu. Pomaga to szerzej działać na rzecz podkarpackiej piłki. Na Podkarpacie udało się ściągnąć m.in. eliminacje mistrzostw Europy kobiet, finał MP juniorów, mecze międzypań-stwowe reprezentacji futsalu. Otworzony został sportowy ośrodek gimnazjalny w Krośnie, kolejny będzie w Tarnobrzegu. Podjęte zostało kilka spektakularnych decyzji dających ulgi finansowe klubom, poprzez zniesienie opłat za obserwatorów i delegatów.

Kazimierz Greń ma również fascyna-cje muzyczne. W ubiegłym roku wraz z posłem mieczysławem Golbą nagrali pły-tę „G-7 BAND”. Obecnie jest po nagra-niach próbnych drugiej płyty. Specjalnie dla nich zostało napisane kilkanaście kompozycji. Kazimierz mówi, że muzy-ka, to wspaniała dla niego odskocznia od wszystkich problemów, jakie niesie ze sobą codzienna praca i życie. Z żoną Haliną mają dwoje dorosłych dzieci, córkę Katarzynę i syna Rafała. Jest też wnuczek Karolek, syn Rafała.

Od ponad roku Kazimierz prowadzi swój blog internetowy, na którym wyraża swoje opinie i komentarze związane z fut-bolem. Przez miniony rok przekazywał do wiadomości publicznej informacje, któ-rych próżno byłoby szukać gdziekolwiek indziej. Zamierza to czynić nadal (www.grenkazimierz.blog.onet.pl).

Przy podsumowaniu pracy Podkar-packiego Zarządu Związku Piłki Nożnej, prezes Greń mówi, że nazbierało się tego wiele. Czas globalnych podsumowań przyjdzie z pewnością na wojewódzkim zjeździe w marcu br.

Stanisław RusznicaFot. Janusz Pytel

Kazimierz Greń

Klub Kultury RSM KAR-TON przygotował wystawę prezentującą dorobek arty-styczny mieszkanki osiedla, alicji Szmuc. Wyekspono-wano na niej prace malar-skie i grafikę. Swoistą cieka-wostką jest to, że większość obrazów została namalowana na tekturze.

Artystka preferuje zdecy-dowanie motywy pejzażo-we, zwłaszcza bieszczadzkie, kwiatowe oraz konie w całej swojej dynamicznej krasie. Wernisaż wystawy otworzył gospodarz, Józef tadla, a popisem estradowym uświet-niła go młoda adeptka sztuki wokalnej barbara Jastrzęb-ska.

Rom

wyStawa w kartoNie

Z lewej Alicja Szmuc, obok Józef Tadla. Fot. R. Małek

Page 5: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WA Nr 2 (194) rok XVII luty 2012 r. 5wSpomNieNia z wężykiem cz. 17

woJewódzki Sztab woJSkowy w rzeSzowieGen. dyw. F. Czekaj

Lektura II poprawionego wyda-nia książki Stanisława Żurka „UPA w Bieszczadach” ze znamiennym podtytułem „Straty ludności pol-skiej poniesione z rąk ukraińskich w Bieszczadach w latach 1939-1947” do kategorii lekkiej i przyjemnej nijak nie przystaje. Nie pozwala na to mroczna treść wpisana w czas nacjonalistycznej pogardy nawet dla elementarnych wartości humanitar-nych, czas zezwierzęconej nienawiści do wszystkiego, co polskie, czas bezdusznego obłędu w pojmowaniu idiotycznej utopii ideologicznej.

Szkoda tylko, że książka została napisana mało staranną polszczyzną. Ponadto autor zamiast przypisów wmontował informacje bibliograficz-ne w tekst, co zaszkodziło zwartości i przejrzystości opisu. Sporo jest także niczym nieuzasadnionych powtórzeń. Te formalne uchybienia jednak nie umniejszają dokumen-talnych i poznawczych walorów opracowania. Tutaj autor z aptekar-ską precyzją, ogromną znajomością realiów tamtych czasów, przy bene-dyktyńskim trudzie docierania do

wszelkich dostępnych źródeł, podjął próbę rzetelnego zbilansowania skali upowskiego ludobójstwa w Bieszcza-dach. Zajął się także oceną Akcji Wisła, wyrosłymi na tych polach śmierci legendami, chociażby gene-rała Świerczewskiego, pułkownika Gerharda czy ogniomistrza Kalenia, bezsensem upolityczniania historii.

Cóż z tego, że tejże historii poli-tyka jest tak potrzebna, jak świni siodło? Cała ludobójcza machina zbudowana na faszystowskich fun-damentach, wspieranych pokrop-kiem cerkiewnym, zmierzała do fizycznej zagłady wszystkiego co nieukraińskie, zwłaszcza Polaków. Zaczęło się od rzezi wołyńskiej, a zakończyło zwyrodniałymi mor-dami w tak zwanej Zakierzonii, zwłaszcza w Bieszczadach. Autor precyzyjnie zbilansował tylko zwe-ryfikowane zbrodnie i wyszło mu, że nacjonaliści ukraińscy bestialsko zamordowali ponad 1 800 naszych rodaków. Wielu Ukraińców także straciło życie, jeśli tylko mieli inne od OUN UPA zdanie, albo sprzyjali Polakom.

Wiele uwagi poświęca autor współczesnym odniesieniom do tam-tych bestialskich zdarzeń. Dostrzega odradzanie się w zachodniej Ukra-inie i wśród ukraińskiej emigracji faszyzujących tendenji nacjonali-stycznych, gloryfikowanie zbrod-niarzy strojonych w patriotyczne uniformy, odgrzewanie antypolskich nastrojów. Nie można z tych powo-dów nawet upamiętnić miejsc kaźni Polaków. Z drugiej strony mnożą się w Polsce nielegalne pomniki bandytów spod znaku OUN UPA, z którymi cackają się nasze władze, a emerytce z podlubaczowskiego Radruża każą rozbierać skromny pomnik upowskich ofiar na cmenta-rzu. A wszystko w imię idiotycznej poprawności politycznej i umizgów

do Ukrainy, jako wskazanego przez Giedroycia, Michnika i Kuronia naszego sojusznika na wschodzie. I trwa ten obłędny taniec chocholi nad grobami zaszlachtowanych ordynarnie rodaków. Nie ma w ocenie tamtych zdarzeń nawet cienia jakiejś symetrii. U nas ipeenowscy historycy nie tylko z Rzeszowa i Lublina, z Grzegorzem Motyką na czele, traktują UPA jak rycerskich partyzantów lejących krew za ichnią ojczyznę, a tych którzy ich zwalczali w obronie polskości traktuje się jak zbrodniarzy. Natomiast we Lwowie nie można postawić skromnego pomnika ku czci pomordowanych profesorów polskich, chociaż w takiej Pawłokomie dało się i prezy-denci Polski i Ukrainy walili się w piersi aż dudniało na Chryszczatej, w Cisnej czy w Baligrodzie. Docho-dzi do ordynarnego zakłamywania historii, tak jakby na tych zglisz-czach prawdy dało się budować trwałe i rzetelne porozumienie. Nic bardziej błędnego! Dlatego słusznie ukraińscy ideolodzy od OUN i UPA określają tych naszych speców od wybielania nacjonalizmu – użytecz-nymi idiotami.

Odrębną sprawą, chociaż ściśle związaną z nacjonalizmem ukraiń-skim, jest ocena Akcji „Wisła”. Bez jej przeprowadzenia cała Zakierzo-nia spływałaby krwią i znaczyła łunami jeszcze długie lata. Doty-czyłoby to również ludności ukraiń-skiej. Likwidacja zaplecza logistycz-nego dla band kończyła praktycznie ich działalność, chociaż jeszcze kilka lat tu i ówdzie dawały o sobie znać banderowskie niedobitki. Lanie łez nad rzekomymi nieludzkimi warunkami w obozie w Jaworznie też trąci myszką i historyczną głu-potą. Bandyci uzyskali status ofiar z całym dobrodziejstwem inwenta-rza! Toż dopiero jest absurd! A już

poprawNość czy fałSz?

- Logistyczny romans z okręgiem długo trwał?

- Nie zdążyłem się nawet znudzić. Skorzystałem z nadarzającej się okazji i 17 maja 2002 roku na własną prośbę wylądowałem w swoim Rzeszowie, jako szef Wojewódzkiego Sztabu Wojskowego.

- Za dużo takich chyba nie było?- Tylko trzech generałów w Polsce

szefowało WSzW. Oprócz mnie gen. Jan Szałaj w Olsztynie i w stolicy gen. Włodzimierz Zieliński.

- Spokojna robota?- Nic podobnego! Znowu wpadłem

z deszczu pod rynnę, ale to lubię.- Z czym to się jadło?- Zaczynała się w sztabach rewolu-

cja nazywana dla niepoznaki struktu-ralną reorganizacją. Najpaskudniejsze w tym wszystkim było to, że musiałem sporo zwalniać, zwłaszcza komendan-tów WKU. Czy pan wie, jak krajało mi się serce, gdy pod kapelusz musiałem wysyłać swoich dobrych i wypróbowa-nych przyjaciół? Zwłaszcza płk. Jana Wojtynę w Rzeszowie, płk. Tadeusza Stopę w Jarosławiu i płk. Wiesława Lewandowskiego w Sanoku. Jestem im wdzięczny za zrozumienie, gdyż w naszych relacjach prywatnych nic się nie zmieniło.

- A poza tym?- Musiałem doprowadzić do stanu

używalności poważnie nadgryzioną zębem czasu bazę WSzW. Przecież wstyd było w czymś takim, co zasta-łem, urzędować! A przecież każdy wie, że wojsko cierpi na chroniczną dolegliwość niedostatku pieniędzy.

- Prezydent Ferenc mawia, to zrób bez pieniędzy.

- Właśnie tak zrobiłem. Chociaż trochę grosiwa znalazło się przy dobrym szukaniu. W konsekwencji pojawił się nowy dach z przynależ-nościami, nowa elewacja, płytki w korytarzach, i nie tylko, kancelarie z prawdziwego zdarzenia. Można było zacząć po ludzku urzędowanie wojskowe.

- Wszystko tak jak po maśle?- To nie u nas, na Podkarpaciu!

Zawistne nieroby zza węgła wszystko

uważnie obserwowały i zaczęło się. Do prokuratury, i nie tylko, zaczęto dywanowo słać zatroskane donosy na temat, co ten Czekaj wyrabia. Nic nie robi, tylko łamie wszystko, co nadaje się do łamania, zwłaszcza prawo. A donosili, oczywiście, w trosce o to, aby Najjaśniejsza Rzeczpospolita, broń Boże, nie doznała jakiegoś uszczerbku na swoich srebrach rodowych.

- To dopiero patrioci!- Najczęściej miernoty, którym

niczego robić się nie chce. Ale obiekt WSzW do dziś wygląda imponująco i to się liczy. Tego się trzymajmy.

- Ale nie tylko z takimi przyszło działać?

- Zdecydowana większość kadry ochoczo i z dużym zapałem przystą-piła do pracy. Jestem dla nich pełen uznania.

- Nic nie zgrzytnęło?- Jeśli, to wyłącznie ze strony moje-

go następcy. W niczym nie dołożył się, ale niczym przysłowiowa żaba, nadstawiał nogę, gdy konie podku-wali. Swojej zwierzchności chwalił się, że przejął ruinę i niczym Kazi-mierz Wielki wszystko przebudował. Sprawiał tym samochwaleniem moim współpracownikom sporą przykrość, ale woleli dla świętego spokoju wszyst-ko przemilczeć. Ot, mały człowiek do małych interesów.

- Nie samą kancelarią sztab żyje!- To tylko konieczne warunki.

Ażeby zadziałać mobilnie na podległe jednostki ogłosiłem współzawodnic-two między WKU na organizację naj-lepszego punktu przyjęcia cywilnych petentów i wzorcowe przygotowanie mobilizacyjnego rozwinięcia jednostek (MRJ).

- Dało to coś?- Efekty mnie zaskoczyły, oczywi-

ście na plus. Komendanci potraktowali to naprawdę odpowiedzialnie i ambit-nie. Do dzis dumny jestem, ze miałem sposobność i zaszczyt kierować tak znakomitymi oficerami, jak chociażby: płk Buryło z Jarosławia, płk Abram z Jasła, płk Szyndlar z Rzeszowa, płk Skworzec z Sanoka.

- Nie ćwiczyliście militarnie?- I to jeszcze jak! Pod auspicjami

ówczesnego ministra spraw wewnętrz-nych, Krzysztofa Janika, w Bieszcza-dach odbyły się ćwiczenia wspólnie z policją, strażą graniczną, strażą pożarną i leśnikami. Na te ćwiczenia zjechali wszyscy wojewodowie z całej Polski. Ćwiczenia prowadził nasz wojewoda Jan Kurp.

- Siły były duże?- Imponujące! Całe 40 jednostek

straży pożarnej, ponad 100 policjan-tów ze śmigłowcem, ponad 100 pogra-niczników ze szwadronem na koniach, straż leśna, An 2 z krośnieńskiego aeroklubu, no i nasze wojsko z WSzW.

- Mieliście iść na wojnę?- Odwrotnie! Ćwiczenia miały

pokazać, co powinni robić wojewoda i szefowie wszystkich służb mundu-rowych na swoim terenie w czasie wojny, gdy działania zbrojne toczą się daleko od nich. Miały uzmysłowić jakie istnieją zagrożenia i jak na nie skutecznie reagować.

- Ale nieprzyjaciel być musi!- Był i to niezwykle przebiegły,

w postaci silnej grupy dywersyjnej, która zamierzała głęboko na tyłach frontu wysadzić zakłady zbrojeniowe w Trzciańcu.

- Wysadzili?- Usiłowali! Wzniecili spory pożar,

który od razu zaczęli gasić strażacy i sikawkowi zakładowi. Policja zaś z pogranicznikami organizowała pościg za dywersantami. Służba zdrowia zaję-ła się rannymi.

- No to po wojnie?- Teraz zaczyna się najciekawsza

część ćwiczeń. Otóż dwóch ucie-kających dywersantów chroni się w szkole terroryzując dzieci i ciała pedagogiczne.

- No to pat.- Prawie! Ale po co w policji mają

negocjatorów? Przylatuje taki śmi-głowcem z Rzeszowa i zaczynają się targi z dywersantami. Dostają samo-chód i mogą jechać.

- Coś za łatwo im poszło.- Nic podobnego! Cały czas są pod

kontrolą, podobnie jak pozostali ich

kamraci. Straż leśna organizuje zapory i zawały, na drogach działają uzbrojo-ne punkty kontrolne. Bezdroża i gór-skie wertepy bez przeszkód pokonuje na koniach szwadron pograniczników, co rusz zapędzając dywersantów do matni.

- Nie mieli szans.- Żadnych! Wprawdzie dotarli na

lotnisko w okolicy Arłamowa, skąd miał ich zabrać samolot, ale połączo-nymi siłami zapuszkowaliśmy ich. Całość jednak pokazała jak niezbęd-ne jest współdziałanie i koordynacja poczynań wszystkich służb. Bez nich panowałby chaos.

- Kto rządził służbami munduro-wymi?

- Sami zacni i kompetentni ludzie. Policją gen. Józef Jedynak i płk Józef Gdański, Strażą Graniczną gen. Hen-ryk Majchrzak, Wojewódzką Strażą Pożarną st. bryg. Andrzej Stopa, Dyrekcją Lasów Państwowych dyrek-tor Jan Kraczek ze swoimi wyjątkowo przebiegłymi leśnikami z Nadleśnic-twa w Birczy – nadleśniczym Zbignie-wem Kopczakiem i leśniczym Józefem Czwerenką.

- Leśnicy nie bali się?- Zawierzyli nam, że nie zrobimy

krzywdy lasom i wiedzieli, że ćwi-czenia bardzo urozmaici możliwość działania w lesie. Nie zawiedli się.

- A jak to z generałami było? - Po lekturze książki „Generałowie

i admirałowie III Rzeczpospolitej” zorientowałem się, że nadspodziewa-nie liczna, niemal 40-osobowa grupa generałów wywodzi się właśnie z Podkarpacia. Postanowiłem nawiązać z nimi kontakt i zaprosić ich tutaj, na rodzinne śmiecie. Machina poszła w ruch. Powołaliśmy komitet organiza-cyjny, zebraliśmy adresy i wysłaliśmy informacje, że w październiku 2003 zamierzamy zorganizować w Rzeszo-wie spotkanie. Poprosiliśmy wojewodę Jana Kurpa, marszałka Leszka Dep-tułę, prezydenta Tadeusza Ferenca o wsparcie organizacyjne przedsięwzię-cia i przyjęcie generałów. Ponieważ był to rok Sikorskiego całość ochrzciliśmy hasłem „Generałowie Podkarpacia u

gen Sikor-skiego”

- Odpo-wiedzieli?

- Ponad 3 0 , a l e c z ę ś ć z nich była w podeszlym wieku i z kiepskim stanem zdrowia. Ale i ci ser-decznie potraktowali naszą inicjtywę. Przyjechało 25.

- Tylu na raz Rzeszów nie widział?- Nie widział. Wszyscy umunduro-

wani, zgodnie z podkarpacką tradycją pojawili się w kościele garnizonowym na koncelebrowanej przez biskupa Kazimierza Górnego mszy w intencji ojczyzny. Później złożyliśmy kwiaty pod pomnikiem gen. Władysława Sikorskiego i pomaszerowaliśmy do ratusza na spotkanie z władzą woje-wódzką i miejską.

- Tak bez kapeli?- Nie do końca! Przed ratuszem

czekała kompania honorowa pod-halańczyków, a orkiestra wojskowa grała marsza generalskiego. Robiło wrażenie.

- Niespodzianki były?- A jakże! Wpierw do ratusza

zaprosiliśmy prezydentów i burmi-strzów miast oraz starostów powiatów, z których wywodzili się generałowie. Następnie zaprosiliśmy wszystkich na kolację do łańcuckiego zamku. Od bramy do wejścia stały szpalery pod-halańczyków z zapalonymi pochod-niami, a wewnątrz w sali balowej w towarzystwie władz wojewódzkich miejskich i terenowych zaprezento-walismy wszystkich generałów, czyli przdstawiliśmy ich karierę wojskową i obecne zajęcie. Później w sali jadalnej do kolacji zasiadło 64 uczestników spotkania, bo tylko tyle mieścił bie-siadny stół.

- Rzeczywiście imponujące.- Była jeszcze wizyta w Uniwer-

sytecie Rzeszowskim i oczywiście w Bieszczadach. Takie spotkania weszły już w tradycję.

Roman Małek

przyjęcie przez nasz Senat uchwały potępiającej Akcję „Wisła” i prze-praszanie kogokolwiek za nią jest przedsięwzięciem tyleż kuriozalnym, co i niemądrym. Przesiedlani zabie-rali cały swój dobytek. Pozostawiali ubożuchne chaty kryte najczęściej strzechą, w których pod jednym dachem gnieździli sie ludzie i cały inwentarz gospodarski, a przejmo-wali na ziemiach zachodnich dobrze urządzone i prosperujące gospodar-stwa o nieznanej im nawet kulturze rolnej. W dodatku te ich budy od razu w większości palili banderowcy zgodnie z taktyką spalonej ziemi. Jeśli ktoś z przesiedlonych domaga się odszkodowania, to niechaj zwra-ca to, co otrzymał.

Książka pojawiła się bardzo na czasie. Właśnie wtedy, gdy nasi naprawiacze historii i spece od poli-tyki historycznej podjęli zmasowane wysiłki w lakierowaniu trudnych i mrocznych kart stosunków pol-sko-ukraińskich, albo wręcz w ich zakłamywaniu. Autor słusznie wyty-ka autorom większości przewodni-ków po Bieszczadach zgodne poda-wanie zaniżonych zbrodni UPA, nieprawdziwych źródeł konfliktu, bądź przemilczanie tego, co nigdy nie powinno podlegać zapomnie-niu. Tak, jakbyśmy sami wstydzili się za to, co uczynili nacjonaliści ukraińscy.

Roman Małek

HiStoria Na kołku

Page 6: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WANr 2 (194) rok XVII luty 2012 r.6 Echa kulturalne

rzeSzowSki kaleJdoSkop kulturalNyStyczeń to

nie tylko wej-ście w nowy r o k , p r z e -n i e s i o n y z innego kraju zwyczaj ulicz-nej parady w dniu Trzech Króli, ale też obchodzone każdego roku w p o ł o w i e stycznia uro-

dziny Rzeszowa. Obchodzone z różnym skutkiem i różnie organizowane przez mniej lub bardziej zmieniające się w około ratuszowych biurach ekipy. Tegoroczny pomysł sprowadził się do zapro-szenia na stary rynek szkolnej dziatwy. Był Pan Prezydent, były baloniki i była nawet piosenka o tym, że Rzeszów to nie jest jakieś małe miasteczko. W świadomości dorosłych mieszkańców święto to przeszło jakoś bez echa. W wizji animatorów tej okazji zabrakło ochoty przypomnieć o tej rocznicy zarówno mieszkańcom centrum jak i położonych na obrzeżach nowych dzielnic. Marzyło mi się, że urodziny będą interesującym wydarzeniem

kulturalnym i towarzyskim – niekoniecznie z flaszką. Że unikając tym razem chałturników z innych stron, prezentujących się z play backu, będzie można zobaczyć własny, rzeszowski poten-cjał artystyczny. Że zorganizowany zostanie cykl imprez o różnym charakterze, skumulowanych w określonym okresie, gdzie tematem wiodącym będzie moje miasto - Rzeszów.

Od dziesiątków lat zakompleksieni, na klęcz-kach prawie słuchamy zagranicznych piosenek, w których przewijają się nazwy miast, regionu, kra-iny: Paris, Kopenhaga, Chicago, Georgia, Luizjana. Przykłady można wymieniać długo. I utwory te nadal istnieją na estradach, w głośnikach i na ekranach. A kto z rzeszowian zna jakąś piosenkę o swoim mieście? Nie można, bo prowincjonalne? A nieprawda. Rzecz tylko w tym, że tekst takiej piosenki nie powinien być grafomański, lecz napisany gustownie. Oczywiście, za tym powinna iść muzyka, melodyjna, nieskomplikowana, ale skomponowana fachowo. Tak, to prawda, że z jed-nej strony w prostocie jest genialność, ale też dla tego gatunku muzycznego jest to jedyny sposób na uniknięcie niebytu i na powszechne zaistnienie.

Przeglądałem niedawno stosy płyt jakie roz-panoszyły się w moim mieszkanku. W pewnym momencie natknąłem się na – naprzód jedną, po chwili drugą płytkę z nagraniami rdzennie rzeszowskiego zespołu DWA BALONY I TEN TRZECI. Włożyłem do odtwarzacza płyt i po chwili pokiwałem głową. Znowu – cholera – mia-łem rację. Muzyka i teksty tomka Sienkiewicza – potomka twórcy Jacusia Rzeszowiaka, Jurka Sienkiewicza, napisane z nerwem, satyryczną ikrą, często z nostalgią jaka przychodzi podczas wędrówek po rzeszowskich ulicach i zaułkach. Jest w tych piosenkach klimat rzeszowski. Płyty wyda-ne bardzo profesjonalnie. I co? Kiedy ostatnio ta grupa miała okazję zaprezentować się w swoim mieście na publicznym koncercie?

Nie ma w naszym mieście kabaretu, bądź podobnej formy scenicznej, BALONY mają taki charakter. Nawet nie wiem, czy już im przeszedł zapał do tego rodzaju działalności, czy już nie oklapnęli wobec braku zainteresowania się ich twórczością. A ilu jest jeszcze w mieście takich wyciszonych twórców, którzy swoją energię skie-rowali na prozaiczne zarabianie na bochenek chleba i coś do niego? A przecież oni, ze swoim repertuarem mogliby np. raz w miesiącu, w jakimś godnym miejscu, w centrum miasta, wystąpić ze swoim programem. To nic nie szkodzi, że reper-tuar będzie się zmieniał powoli, ale rozsmakowana publiczność będzie się zmieniać i Rzeszów będzie miał nową dla miasta, stałą formę rozrywki.

Był kiedyś w Rzeszowie przy ZDK Kaba-ret MELUZYNA. Niestety, zabrakło andrzeja listwana, zabrakło romka konieczkowskiego, ale inni są. Mają smykałkę do pisania. Henek wądołkowski napisał KABARETOWĄ HISTORIĘ RZESZOWA. Opracował ją scenicznie ryszard kudzian, piosenki napisali nieżyjący, niestety, andrzej listwan i Janek wywrocki, opracowali to muzycznie andrzej warchoł i Grzegorz pliś, a na dzień dobry utrwalił to kamerą Andrzej Warchoł. I co? I nic! Kto o tym wie?

A ja wiem, bo moja praca dziennikarska (i nie tylko) nie kończy się o godzinie 15.oo.

NoworoczNe koNcertyNoc Sylwestrowa dawno minęła, a my wciąż żyliśmy w

świątecznej atmosferze. Sporo placówek zorganizowało różnego rodzaju imprezy. Noworoczne koncerty odbyły się w Młodzie-zowym Domu Kultury pod nazwą „W drodze do Betlejem”. Wystąpiły zespoły tańca ludowego „Rzeszowianka” i zespół wokalny z Zespołu Szkół nr 6. W WDK koncertowały Kleryc-ki Zespół Muzyczny Grupa z Quisllismq oraz Chór Wyższego Seminarium Duchownego z Rzeszowa. W Muzem Etnograficz-nym czynna jest wystawa „Ludowe obrzędy noworoczne na pograniczu kultur”. W Filii nr 10 WiMBP wystawiono jasełka „Czas radosny, czas świąteczny”.

po raz XX zaGrałaWielka Orkiestra Świątecznej Pomocy zagrała po raz XX,

także i w Rzeszowie. Cieszyła się wielkim powodzeniem, na rynku wokół estrady było tłumnie. Największe uznanie zyskał zespół Stachursky.

dzień Judaizmu w kościele

W Rzeszowie miał on bogaty program, m.in. w Galerii Fotografii Miasta otwarto wystawę „Społeczność żydowska w Rzeszowie na fotografiach z lat 1865-1945. Edward Janusz i autor nieznany”. Prof. wacław wierzbieniec wygłosił referat na temat „Dziedzictwo kulturowe i religijne Żydów w Rzeszowie” w czasie uroczystości, jakie miały miejsce w ratuszu 18 stycznia br.

biblioteki Swoim czytelNikomRzeszowskie biblioteki zapropnowały ciekawe imprezy swoim

czytelnikom, szczególnie tym młodszym. Oddział dla dzieci i młodzieży przy ul. Słowackiego zorganizował spotkanie z twórczością Jana Brzechwy - „Wiersze wam niosę – o uśmiech

proszę”. Filia nr 3 przy Krzyżanowskiego spotkanie z autorką Agnieszką Przywarą na temat „Anielskie sprawki”.

„Kubuś i jego przyjaciele – Prosiaczek i ciasto miodowe” zaproponowała filia przy ul. Podchorążych.

ciekawa wyStawaW Muzeum Okręgowym wystawiono ponad 130 grafik

wyciągniętych z magazynu. Są to ciekawe i cenne grafiki od XVII do XX wieku. Tak sobie leżały w magazynie. Teraz można oglądać je. Warto.

„klimaty” aktywNeArtur Dutkiewicz Trio zagrał w Jazz Clubie „Klimaty” (w

Galerii Graffica). Na program koncertu złożyły się kompozycje własne lidera zespołu oraz utwory z ostatniej płyty „Hendrix Piano”.

młodzi laureaci19-letnia Sabina bury, uczennica Zespołu Szkół Muzycznych

nr 2 w Rzeszowie zdobyła Grand Prix i I miejsce na XI Mię-dzynarodowym Konkursie Pianistycznym w Zgorzelcu. Nadto dwoje innych uczniów tej samej szkoły zdobyło pierwsze miej-sca: 10-letnia klaudia łagodzic i 13-letni krzysztof zwoliński. Serdecznie gratulujemy i życzymy dalszych osiągnięć!

bez dyrektoraKolejna placówka kultury w Rzeszowie została bez dyrektora.

Z dniem 31 grudnia 2011 r. Antoni Borek, dotychczasowy dyrek-tor Teatru Maska odszedł na emeryturę. Obowiązki dyrektora tymczasowo pełni Jacek Malinowski, dyrektor artystyczny tegoż teatru. Nowy dyrektor ma być wyłoniony w drodze konkursu. Kiedy? Poczekamy, zobaczymy.

bez foNtaNNyRada Miasta Rzeszowa głosami radnych PiS oraz PO skreśliła

z projektu budżetu na 2012 r. środki na fontannę multimedialną. Radni motywowali swoje stanowisko tym, że jej budowa może poczekać na lepsze czasy. Wszyscy wciąż czekamy na te lepsze czasy. Pytanie do rajców miejskich: kiedy i kto oznajmi nam, że one nadeszły i możemy sobie pozwolić na taki luksus, jak postawienie w mieście nowej fontanny?

Józef Kanik

z moJeJ

Jerzy dyNia

...a wizJoNerów Nadal brak

przed ekraNem

Uczestniczący w zajęciach kulturalnych swoją ocenę o nich wyrażają nogami, tzn. jeśli coś się nie podoba, to po prostu wychodzą ze spektaklu. Dyżurni antyperelowscy pyskacze z uporem maniaków usiłują udowodnić, że PRL był pustą dziurą w historii Polski. Może by ten zamiar się udał, gdyby nie dzieła artystów z tego okresu. Dotyczy to wielkich dzieł literackich, muzycznych, plastycznych i oczywiście znakomitych polskich filmów.

Widzowie z ogromnym zadowoleniem oglądali polskie powtórki zamiast ociekających krwią amerykańskich krymina-łów lub filmów półpornograicznych. I tak oglądaliśmy „Stawkę większą niż życie” lub „Janosika”. W paśmie Kino Polska wprowadzono klasykę z okresu PRL i tam oglądaliśmy „Lalkę”, „Popiół i diament”. Ponadto uruchomiono sześć nowych pasm filmowych, w których emitowane były dzieła polskiego kina, wyprodukowane w latach powojennych.

W ramach pasma „Filmowy podwieczorek” zobaczyliśmy popisowe produkcje polskiego kina, m.in.: „Dziewczyny do wzięcia” Janusza Kondratiuka, „Upał” Kazimierza Kutza oraz „Mocne uderzenie”, czyli Niebiesko-Czarni i Skaldowie w komedii muzycznej z 1966 roku.

W paśmie „Komedie wieczorową porą” zobaczyliśmy i takie tytuły, jak „Przygoda z piosenką” Stanisława Barei czy „Fetysz”. Zaś w paśmie zatytułowanym „Kino w kostiumie”, czyli głów-nie filmy mające wiele wspólnego z historią - „Pan Wołody-jowski”, „Chłopi” i im podobne. W cyklu „Polka w kinie”, jak nietrudno się domyślić, widzieliśmy najciekawsze i najgłośniejsze role kobiece, m.in.: „Pyskate!”, „Jowita” i „Ja tu rządzę”. Zobaczyliśmy też filmy wojenne, takie jak: „Kanał” Andrzeja Wajdy, „Westerplatte” oraz „Dzień czwarty”.

Okazuje się, że nie da się odesłać tego okresu w życiu Polski w nie-pamięć. Obecnie Polacy z nostalgią wspominają inne produkcje made in PRL. Jak nie pamiętać gdy na półce w naszym domu stoi kaseciak Uni-try MK232 oraz: szpulowy magne-tofon Unitra "Aria", kasetowy deg Diora MDS-454, gramofon Unitra "Bernard", odtwarzacz CD Fonica CDF 003, amplituner Radmor 5012,

korektor (equalizer) Rad-mor 5471. W niektórych domach w narożnikach pod sufitem 4 kolumny Tonsil 120 i 80 W.

Zdzisław Daraż

oGlądaJą filmy z prl

OKRĄGŁA KŁADKA

Będąc w Chinach z żonką,Tego roku w maju,Również się zachwycałemOkrągłą kładką w Szanghaju.

Na krytyki KultysaOraz PiS-u mowe,Niech pan moim tekstem W ten sposób odpowie.

Chce pan zbudować kładkęTylko z tej przyczyny,Że Wielki Prezes KultysaKazał gonić Chiny.

Skończmy jednak na tymJednym kompromisie.Kładka będzie w Rzeszowie,Dyktatura w PiS-ie.

Jerzy Ochab

Koncert Josepha Malovanego.

Kadr z filmu „Sami swoi”.

Kadr z filmu „Lalka”.

Page 7: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WA Nr 2 (194) rok XVII luty 2012 r. 7Echa kulturalne

NaSza Galeria zaSłużoNycH

euGeNiuSz orlof1941 – 1978

Urodził się w Ołpinach koło Jasła. W 1959 r ukończył Liceum Pedagogiczne w Krzeszowicach, studia wyższe w 1964 r. w UJ ( pedagogikę), tytuł doktora zdobył w 1971 r. Prace rozpoczął w Gorlicach, w latach 1967-70 pracował w Studium Nauczycielskim w Krośnie.

Po likwidacji SN w Krośnie przeniósł się do WSP w Rzeszowie (adiunkt w katedrze pedagogiki). Był dyrektorem Okręgowego Ośrodka Metodycznego w Rzeszowie, który przekszałcił w Instytut Kształcenia Nauczycieli i Badań Oświa-towych. Przez dwa lata był kuratorem okręgu szkolnego w Rzeszowie i wcielał w życie zasady reformy szkolnej, uchwa-lonej w 1973 r. Skupił się na organizowaniu i doskonaleniu systemu szkolnego na wsi oraz systemu kształcenia nauczycieli.

W 1975 r. wrócił do IKNiBO na stanowisko wicedyrektora do spraw naukowo-badawczych. Pełnił funkcję przewodniczącego Państwowej Komisji Egzaminów Kwalifikacyjnych, kontynuował badania w zakre-sie nauk pedagogicznych, interesował się szczególnie tematyką związa-ną z przygotowaniem do zawodu nauczycieli i ich startu zawodowego.

W dorobku pozostawił około 50 prac, publikacji i artykułów oraz przygowaną do druku rozprawę habilitacyjną. Działał na wielu polach. Był działaczem ZMW, ZNP, członkiem Towarzystwa Naukowego w Rzeszowie, prezesem rzeszowskiego oddziału Wolnej Wszechnicy Polskiej, brał udział w pracach Sekcji Schweitzerowskiej Polskiego Towarzystwa Szpitalnictwa.

Przedwczesna smierć przerwała jego ambitne plany, zaś środowisko rzeszowskie straciło świetnie zapowiadającego się naukowca, badacza o szerokich zainteresowaniach, dobrym warsztacie naukowym i dużej dyscyplinie pracy.

Z domu Kowalska, urodziła się w Wieliczce. Ojca służbowo przeniesiono do Drohobycza, w którym mieszkała w latach 1922-1944. W szkole podstawowej rysunku uczył ją Bruno Schulc. Tam zdała maturę. Polonistykę studiowała w UJ i we Lwowie na Uniwersytecie Jana Kazimierza. W Drohobyczu pracowała jako nauczycielka do 1 czerwca 1941 r. Do Rzeszowa przeniosła się z całą rodzi-ną w 1944 r.

Od 1956 r. aż do przejścia na emery-turę w 1971 r. pracowała w Wojewódzkiej i Miejskiej Bibliotece Publicznej w Rze-szowie, w tym od 1957 r. na stanowisku kierownika Działu Dziecięcego. To wtedy organizowała i rozwijała sieć bibliotek dla dzieci na terenie miasta Rzeszowa i województwa rzeszowskiego. Dzięki jej inicjatywie w Rzeszowie pozyskano środki na nowe lokale i ich wyposażenie. Sukcesem było zorganizowanie pięknej biblioteki dla dzieci przy ulicy Żeromskiego oraz oddziałów dla dzieci przy filiach bibliotek w różnych częściach miasta.

Wprowadziła wiele nowych form pracy z dziećmi i młodzieżą, jak konkursy z wiedzy czytelniczej, spotkania z autorami książek dla dzieci, a także organizowanie teatrzyków dziecięcych, wystawiających przedstawienia oparte na książkach znanych autorów.

Działała w Związku Zawodowym Pracowników Kultury i Sztuki oraz w Stowaszyszeniu Bibliotekarzy Polskich.

Wokaliści z Klubu 21. Brygady Strzelców Podhalańskich w Rzeszo-wie zdobyli najwyższe laury podczas III Centralnego Przeglądu Wojska Polskiego Kolęd i Pastorałek w Gdyni „Nadmorska Kolęda”. Reprezento-wali garnizon i miasto Rzeszów pod kierownictwem instruktora ew y Jaworskiej-pawełek . W kategorii soliści tytuł laureata festiwalu otrzy-mali agnieszka podubny i arkadiusz kłusowski. Wyróżnienie trafiło do rąk katarzyny Sztaby. W Kategorii zespoły wokalne przywieźli wyróż-nienie dla tercetu Presto. Grand Prix Festiwalu oraz nagrodę specjalną

Dyrektora Obronności i Promocji MON wyśpiewał także Arkadiusz Kłusowski. Ponadto instruktor wokal-ny Ewa Jaworska-Pawełek została uhonorowana nagrodą specjalną za profesjonalne przygotowanie wokalne oraz dorobek artystyczny. Wokali-sta Arkadiusz Kłusowski otrzymał zaproszenie do udziału w koncercie kolęd „Święta Pokoju i Pokój Świąt”. Koncert ten miał już swoją premierę podczas spotkania wigilijnego Mini-stra Obrony Narodowej z rodzinami żołnierzy pełniących służbę w pol-skich kontyngentach wojskowych poza granicami kraju, które odbyło

się 17 grudnia w elbląskim teatrze im Aleksandra Sewruka.

Należy wspomnieć, że katarzyna Sztaba, agnieszka podubny, małgo-rzata boć oraz małgorzata chruściel - solistki z Klubu 21 Brygady Strzel-ców Podhalańskich brały i będą brać udział w tym koncercie. Ze względu na ogromne zainteresowanie koncer-tem środowiska wojskowego, Dyrektor Departamentu Wychowania i Promo-cji Obronności Ministerstwa Obrony Narodowej polecił go powtórzyć, tym razem w Warszawie 4 lutego 2012 r.

inf. własna

SukceSy rzeSzowiaN

Ponad 80 uzdolnionych muzycznie osób z całego Podkarpacia wzięło udział w II Podkarpackim Festiwalu Piosenki Aktorskiej, Filmowej i Musi-calowej „Piosenka w Meloniku”. Naj-lepsi z nich zostali uhonorowali Sta-tuetkami Melonika oraz nagrodami.

Festiwal odbył się 13 stycznia w Rzeszowskim Domu Kultury, filia „Biała”. – Celem festiwalu jest wspar-cie dla najzdolniejszych wokalnie mieszkańców naszego regionu, prezen-tację ich umiejętności oraz wyłonienie najlepszych talentów estradowych. Poprzez festiwal chcemy także pro-pagować kulturę muzyczną wśród naszych mieszkańców – mówi mariola cieśla, dyrektor Rzeszowskiego Domu Kultury.

Każdy z wykonawców zaprezen-tował w języku polskim lub obcym piosenkę filmową, musicalową lub aktorską. Artyści zostali podzieleni na trzy kategorie wiekowe: szkoły gimnazjalne, ponad gimnazjalne oraz osoby dorosłe.

Ich występy na scenie oceniło pro-fesjonalne, muzyczne jury w składzie: przewodniczący jury paweł orkisz to poeta i bard z Krakowa autor ballad i piosenek turystycznych, uznawany za jednego z najlepszych wykonawców utworów Cohena, Okudżawy i Wysoc-kiego. Członkowie jury: małgorzata boć wokalistka rzeszowskiego zespołu rockowego Revolution z Rzeszowa, brała także udział w koncertach dla żołnierzy w Afganistanie i Sarajewie oraz bożena Stasiowska-chrobak

pracownik Instytutu Muzyki Uniwersytetu Rzeszowskiego, gdzie prowadzi zajęcia dyrygo-wania i emisji głosu.

- Oceniając uczestników festiwalu braliśmy po uwagę talent muzyczny, muzykalność, łatwość śpiewu oraz walory głosowe. Ważna była także interpretacja wybranego utwo-ru oraz sposób zachowania się na scenie – mówi Paweł Orkisz. Po prawie siedmiu godzinach przesłuchań komisja artystycz-na przyznała festiwalowe Statuetki Melonika.

W kategorii wiekowej 13-15 lat zwyciężyła anna Naleśnik z Sanoka, drugie miejsce zajęła ola mielcarek z Krosna, a trzecie aleksandra toc-ka z Jasła. Wyróżnienia otrzymały aleksandra Stawarz z Rzeszowa oraz dominika czekaj z Błażowej.

W kategorii wiekowej 16-19 lat najlepszą okazała się kamila Niewia-domska z Brzozowa, drugie miejsce zajęła paulina mazepa z Lubaczowa, a miejsce trzecie katarzyna Naleśnik z Sanoka. Przyznano także wyróżnienia dla karoliny Gacek z Brzozowa, kata-rzyny patli z Krosna oraz marceliny Steczkowskiej z Krosna.

W kategorii wiekowej powyżej 19 lat jury przyznało pierwsze miejsce dla Joanny boguń, drugie dla karoliny Sołtys, trzecie dla tomasza Gnapa (wszyscy z Rzeszowa). Wyróżnienia otrzymały karolina Janociak ze Ska-winy oraz weroniki król i małgorza-

ta bukała (wszyscy Rzeszów). Patronat honorowy nad festiwalem

objęli mirosław karapyta marszałek województwa podkarpackiego oraz tadeusz ferenc prezydent miasta Rze-szowa. Patronat medialny nad imprezą objęły: Telewizja Polska S.A. Oddział w Rzeszowie, Polskie Radio Rzeszów, Gazeta Codzienna „Nowiny”, Portal Internetowy „Gospodarka Podkar-packa”, Miesięcznik „Day and Night”, Portal Internetowy „Rzeszow4u”, Mie-sięcznik „Nasz Dom Rzeszów” oraz Miesięcznik „Echo Rzeszowa”.

Pomysłodawcą i twórcą festiwalu jest Rzeszowski Dom Kultury. II Pod-karpacki Festiwal Piosenki Aktorskiej, Filmowej i Musicalowej pn.„Piosenka w Meloniku” jest następstwem pro-jektu realizowanego przez Rzeszowski Dom Kultury „Musical w Meloniku” laureata Ogólnopolskiego Konkursu „Dom z Wyższą Kulturą”, gdzie głów-nym organizatorem tego przedsięwzię-cia był Alior Bank.

Rafał Białorucki, fot. autor

zaśpiewali pioSeNki z meloNika

aNNa klocowa1911 – 2010

W styczniu, w klubie „Zodiak” spółdzielni mieszkaniowej o iden-tycznym zawołaniu, odbyło się doroczne spotkanie członków i sympatyków Podkarpackiego Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięk-nych w Rzeszowie, połączone z prezentacją i promocją drugiego tomu „Sztuki Podkarpacia”. W spotkaniu uczestniczyli także artyści, których sylwetki i wybra-ne dzieła znalazły się w owym II tomie. Całe spotkanie prowadzili Jacek Nowak i adam Głaczyński. Aktywni członkowie Towarzystwa zostali uhonorowani grafikami podkarpackich artystów.

W drugim tomie „Sztuki Pod-karpacia” zaprezentowano 51 uznanych twórców. Tak, jak różno-rodne jest pojmowanie przez nich warsztatu plastycznego i odmienne widzenie otaczającej rzeczywistości godnej artystycznego spojrzenia, tak niejednorodny jest sposób opi-sania poszczególnych twórców. Na tym właśnie zasadza się niepowta-rzalna uroda wydawnictwa. Osią-gnięcie takiego efektu finalnego, uniknięcie monotonii w odbiorze,

było możliwe dzięki zaangażowa-niu sześciu autorów o odmiennym temperamencie, upodobaniach i preferencjach artystycznych (mag-dalena rabizo-birek, dorota ruc-ka-marmaj, Stanisława zacharko, Jacek kawałek, piotr wójtowicz i Jacek Nowak). Walorom tre-ściowym nie ustępuje edytorska elegancja. Całość uzupełnia płyta przygotowana przez redaktorów rzeszowskiego radia, zawierająca treść rozmów przeprowadzonych z artystami.

Roman Małek

Nowe dzieło zacHęty

Na pierwszym planie laureat nagrody Grand Prix Arkadiusz Kłusowski (w niebieskiej marynarce), obok z prawej Ewa Jaworska-Pisarek.

Laureaci w grupie dorosłych.

Page 8: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WANr 2 (194) rok XVII luty 2012 r.8

wyżSza Szkoła iNformatyki i zarządzaNiaWyższa Szkoła Informatyk i i

Zarządzania w Rzeszowie istnieje od 16 lat. Uczelnia ma uprawnienia do kształcenia na 20 kierunkach, obecnie kształci na 12. Do tej pory tę rzeszow-ską szkołę wyższą ukończyło ok. 26 tys. absolwentów. WSIiZ to lider IT i uczelnia, która stawia na innowację. 16 lat działalności potwierdziło skutecz-ność tej drogi. - Jesteśmy w czołówce uczelni w Polsce pod względem wyko-rzystywania nowoczesnych rozwiązań technologicznych w kształceniu, zarzą-dzaniu uczelnią, obsłudze studentów. Korzystając z osiągnięć informatyki stworzylismy wraz z firmą zależną Partners In Progress (w której WSIiZ jest głównym udziałowcem) zintegro-wany system zarządzania uczelnią i obsługi studentów - Uczelnia.XP. Do tej pory system został wdrożony w 55 wyższych uczelniach publicznych i niepublicznych w kraju – podkre-śla prof. tadeusz pomianek, rektor WSIiZ.

Uczelnia znana jest z wykorzysty-wania zaawansowanych technologii informatycznych w procesie dydak-tycznym. Jako pierwsza wprowadziła

elektroniczne legitymacje i e-indeksy. W trosce o stałe podnoszenie jakości kształcenia, uczelnia otworzyła Cen-trum Edukacji Międzynarodowej, w którym znajduje się 17 nowoczesnych laboratoriów wysokich technolo-gii teleinformatycznych, w tym np. laboratorium grafiki 3D, automatyki i robotyki oraz jaskinia 3D. Ogółem uczelnia ma 67 nowoczesnych labora-toriów (np. kryminalistyki, kosmetolo-gii i laboratorium finansowe symulują-ce giełdę papierów wartościowych), w których studenci kształcą umiejętności praktyczne, bardzo cenione przez przyszłych pracodawców. - Nowocze-sne Centrum Edukacji Międzynaro-dowej o powierzchni 5.352,6 m kw powstało w Kielnarowej, na terenie kampusu uczelni. Budynek jest w pełni

zinformatyzowany, wyposażony w wysoce specjalistyczny i innowacyjny sprzęt, gdzie kształcą się głównie spe-cjaliści z szeroko rozumianej branży informatycznej. W CEM mieszczą się sale wykładowe i ćwiczeniowe, sala audytoryjna dla 300 osób, biblioteka multimedialna oraz 17 laboratoriów nowoczesnych technologii. Budynek, w którym mieści się CEM to okazała bryła zaprojektowana w nowoczesnym stylu. Innowacyjny i kompleksowy projekt unijny został zrealizowany w ramach programu operacyjnego „Roz-wój Polski Wschodniej” – podkreśla urszula pasieczna, rzecznik prasowy WSIiZ.

Oferowane przez WSIiZ kierunki tworzone są po dokładnych anali-zach zapotrzebowania rynku pracy.

Rzeszowska szkoła wyższa zdobyła 7 miejsce w Polsce pod względem preferencji pracodawców. Badania na grupie około 3 tys. przedsiębiorstw z wszystkich województw przeprowadził ośrodek TNS PENTOR. Taki wynik pokazuje, że absolwenci WSIiZ są wysoko cenieni na rynku pracy w całej Polsce. WSIiZ na bieżąco wzbogaca ofertę dydaktyczną.

Uczelnia ma znakomitą kadrę, któ-rą stanowią światowej sławy autoryte-ty: m.in. prof. Jan Winiecki, członek

Rady Polityki Pieniężnej, prof. Ryszard Bugaj, pracownik Instytutu Nauk Ekonomicznych PAN, prof. Witold Koziński, wiceprezes Narodowego Banku Polskiego oraz prof. Bartłomiej Kamiński, doradca Banku Światowego. - Studentów przyciąga też możliwość zdobycia międzynarodowych certy-fikatów, podnoszących kwalifikacje na rynku pracy i dlatego bardzo cenionych przez pracodawców. Do tej pory uczelnia wydała ok. 60 tys. mię-dzynarodowych certyfikatów, głównie informatycznych i językowych, a także biznesowych, uznanych w Polsce i za granicą. Dodatkowy atut to między-narodowość. W WSIiZ studiuje ok. 1000 studentów z zagranicy, z kilku-nastu państw z całego świata – mówi Pasieczna.

Uczelnia ma trzy kampusy: w Rzeszowie, Tyczynie i największy w Kielnarowej, który jest miejscem głównych inwestycji WSIiZ. Mieści się tam akademik o wysokim standardzie, jedna z największych hal sportowych w Polsce, gdzie m.in. trenują siatkarze z całego świata i kilkadziesiąt labora-toriów specjalistycznych. Jest też hotel z sauną i spa, stajnia, park linowy i nowoczesne Centrum Edukacji Mię-dzynarodowej.

Powołana w Rzeszowie wiosną 1996 roku Wyższa Szkoła Informatyki i Zarzą-dzania bardzo szybko wrosła w akademicki krajobraz miasta. Konsekwentnie, ambitnie i niezwykle pragmatycznie podeszło jej kierownictwo do rozwoju nie tylko bazy, ale przede wszystkim profesjonalnej kadry, która miała tworzyć fundamenty jej wysokiej pozycji w systemie nie tylko polskiego szkolnictwa wyższego. O szybko ugruntowanej renomie uczelni zaświadczają zajmowane od lat czołowe miejsca w prestiżowych rankingach szkół wyższych. Od roku 2000, jako jedna z trzech polskich uczelni, jest członkiem pozarządowej organizacji UNESCO.

Prof. nadzw. dr hab. inż. tadeusz pomianek jest tu pierwszym po Bogu, czyli rektorem. Absolwent krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej oraz Francuskiego Instytutu Zarządzania, swoją karierę w Rzeszowie rozpoczął od pracy w Politechnice, gdzie doszedł do godności prorektora. Nieco uwierał go biurokratyczno-kolegialny gorset obowiązujący w uczelniach państwowych, dlatego założył w naszym mieście Stowarzyszenie Promocji Przedsiębiorczości, któremu zaczął prezesować. To zaś Stowarzyszenie z kolei wystąpiło w roli zało-życiela Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania. Prezesuje w licznych organi-zacjach, między innymi stał na czele Polsko-Amerykańskiego Instytutu Małej Przedsiębiorczości i jest prezesem Polskiego Związku Pracodawców Prywatnych Edukacji PKPP „Lewiatan”. Specjalizuje się w zarządzaniu zasobami ludzkimi.

Nieskorzystanie z nadarzającej się sposobności porozmawiania z tak nie-zwykłą postacią, byłoby z mojej strony grzechem bez prawa do uzyskania rozgrzeszenia. Dlatego nie zgrzeszyłem i znalazłem się w gabinecie rektorskim, urządzonym funkcjonalnie i estetycznie, ale dosyć skromnie w porównaniu z podobnymi przybytkami władzy uczelnianej.

- Politechnika to tylko wspomnienia?- Zdecydowanie nie! Tam poznałem praktycznie, czyli bez żadnych ozdob-

ników, cały mechanizm funkcjonowania uczelni państwowej, zwłaszcza jego irytujące słabości. To budziło naturalny odruch racjonalizatorski.

- Co najbardziej?- Nieracjonalny przerost roli ciał kolegialnych. Te gremia powinny realizować

funkcje doradcze a nie decyzyjne. Przecież one składają się z ludzi obarczonych różnymi interesami, o które będą zabiegać przede wszystkim. I o nie dbają. To wpływa negatywnie na efektywność podejmowanych decyzji. U nas proporcje są właściwe.

- Czyli?- Władza wykonawcza jest w rękach rektora, a funkcje doradcze w ciałach

kolegialnych.- Co to daje?- W uczelniach publicznych koszty kształcenia są o 70 procent wyższe od

naszych. Nie wynika to z potrzeb, lecz partykularnych interesów. Sytuacja wygląda identycznie w przypadku efektywności firm państwowych i prywatnych. Wykonaliśmy stosowną analizę, z której wynika niezbicie, że w jednostkach państwowych wydajność wynosi 47 procent wydajności firm prywatnych, a wynagrodzenie jest wyższe o 35 procent w porównaniu do prywatnych. Z powyższego wynika, o ile bardzie wydajnie muszą pracować pracownicy firm prywatnych, żeby otrzymywać analogiczne wynagrodzenie do państwowych.

- Tak musi być?- Broń Boże! Przecież przed wojną firmy państwowe były pod tym względem

porównywalne z prywatnymi. Chociażby te funkcjonujące w ramach COP.- To gdzie jest pies pogrzebany?- Wynika to ze złej diagnozy zarówno w Unii jak i w Polsce. Nieefektywność

sektora państwowego jest pochodną błędów systemowych, które zezwalają na „przejadanie” środków publicznych. Zaskakuje niereformowalność tego systemu.

- W szkolnictwie wyższym też?- Jak najbardziej! Tutaj mamy do czynienia wręcz z anachronicznym syste-

mem. Niby istnieje gospodarka rynkowa, która preferuje najlepszych, a realia są akurat odwrotne. Niby narzekamy na niski poziom kształcenia – i słusznie – ale system państwowego dotowania szkolnictwa wyższego zmusza część pry-watnych uczelni do „sprzedawania” dyplomów, a część do wielkiej szarpaniny o zachowanie dobrego poziomu. Od sześciu lat nie otrzymujemy żadnych dotacji z Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego do studiów stacjonarnych, a taki obowiązek prawny na rządzie spoczywa. Dyskryminacja uczelni niepublicznych jest sprzeczna z Konstytucją RP. Chory system finansowania zamiast wspierać lepszych wspiera kiepskich. Dotacja dla uczelni publicznych jest wprost pro-porcjonalna do liczby studentów, a uczelnie niepubliczne są jej pozbawione, co stanowi skuteczny przepis na coraz gorzej wykształconego absolwenta. Jest zachętą do bylejakości i marnotrawienia środków publicznych. Liczba studen-tów (a nie poziom studiów) jest jedyną gwarancją egzystencji szkół wyższych. Środowisko uczelni niepublicznych prowadzi walkę, by rząd realizował zapisy ustawy. Od kilku miesięcy sprawą zajmuje się Rzecznik Praw Obywatelskich i z prawnego punku widzenia mamy sprawę wygraną. Dotacja do studiów stacjonarnych w obu sektorach uruchomi mechanizm wspierający lepszych, a wyeliminuje kiepskie uczelnie niepubliczne i publiczne.

uczelNia z GeNemdłuGowieczNości

Szkoła z cHarakterem

Stypendium pokrywające czesne, atrakcyjne praktyki i dobrze płatne staże, to atuty studiów na studiach II stopnia na kierunku informatyka, które ruszają w Wyższej Szkole Infor-matyki i Zarządzania w Rzeszowie od kwietnia tego roku. Podania można składać od 1 lutego do 16 marca. Większość przedsiębiorców zgodnie podkreśla, że w dobie kryzysu infor-matyka jest tą dziedziną wiedzy, która nie tylko nie traci zainteresowania pracodawców, ale wręcz go zyskuje. To jeden z niewielu zawodów, na który niezmiennie jest zapotrzebowanie.

Studia ruszą w trybie niestacjonar-nym (zajęcia odbywają się w soboty i niedziele) a także stacjonarnym. Uwzględniając specyf ikę kierun-ku oraz realia rynku pracy, WSIiZ proponuje skondensowanie zajęć do trzech dni w tygodniu. – Studenci II stopnia kierunku Informatyka zwykle

już pracują na etatach. Często więc nie decydują się na studia dzienne, gdyż nie mogą pogodzić ich z pracą. My proponujemy rozwiązanie, które da im możliwość kształcenia się w trybie dziennym, bo zajęcia chcemy zorganizować po południu – wyjaśnia dr inż. mariusz wrzesień, prodziekan Wydziału Informatyki Stosowanej WSIiZ.

WSIiZ wygrała konkurs Minister-stwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, dzięki temu studia stacjonarne na informatyce będą realizowane w ramach „kierunków zamawianych”. 50 procent studentów Informatyki z najwyższą średnią z ostatniego roku studiów otrzyma 5 000 zł stypen-dium rocznie na pokrycie czesnego. Druga połowa dostanie stypendium na czesne finansowane przez uczel-nię. Stypendium będzie można łączyć z innymi, np. socjalnym, ministra i

sportowym.Studenci informatyki będą mieć

zapewnione atrakcyjne praktyki i staże w najlepszych firmach infor-matycznych. Otrzymają bezpłatne materiały dydaktyczne (skrypty i kursy e-learning do wybranych zajęć oraz materiały szkoleniowe do warsz-tatów przygotowane przez praktyków z branży IT).

Znaczącym atutem dla studentów informatyki jest możliwość kształce-nia praktycznego z wykorzystaniem najnowszych narzędzi i osiągnięć techniki, niedostępnych w innych uczelniach w Polsce. WSIiZ otworzy-ła w ubiegłym roku 17 laboratoriów zaawansowanych technologii tele-informatycznych, wśród nich m.in. laboratorium automatyki i robotyki, grafiki 2D i 3D z jaskinią wirtualną, a także analizy i odzyskiwania danych.

uczelNiaNy Hit wioSNy

W tym roku uczelnia będzie prowadzić nabór na 12 kierunków studiów, w tym 3 nowości: fizjoterapia, filologia angielska i logistyka. Będzie też kontynuować studia na: informatyce, administracji, bezpie-czeństwie wewnętrznym, dziennikarstwie i komunikacji społecznej, a także: ekonomii, finansach i rachunkowości oraz turystyce i rekreacji, kosmetologii i zdrowiu publicznym.

WSIiZ jako jedyna uczelnia w Polsce i jedna z czterech w Europie prowadzi anglojęzyczne studia Aviation Management (zarządzanie lotnictwem). Absolwenci bez problemu znajdą pracę w dynamicznie rozwijającym się międzynarodowym sektorze lotniczym. Uczelnia zapewnia studentom staże i praktyki w międzynarodowych portach lotniczych. Podpisała umowę o współpracy z Deutsche Lufthansa SA.

Centrum Edukacji Międzynarodowej

Rektor prof. nadzw. dr hab. inż. Tadeusz Pomianek ze studentami na tle budynku głównego.

Page 9: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WA Nr 2 (194) rok XVII luty 2012 r. 9

WSIiZ to uczelnia, w której stu-denci zdobywają przede wszystkim umiejętności praktyczne, cenione przez pracodawców. Do ich dyspozycji jest 66 specjalistycznych laboratoriów, w tym 17 innowacyjnych pracowni wysokich technologii tele-informatycz-nych z najnowocześniejszym sprzętem dostępnym na świecie.

laboratorium fiNaNSoweStudenci finansów i rachunkowości

oraz ekonomii poznają tajniki świata finansów w laboratorium finanso-wym. Dokonują skomplikowanych operacji finansowych przez symu-

lowanie warunków pracy maklera, brokera, dealera walutowego i anali-tyka finansowego. Laboratorium jest wykorzystywane m.in. na zajęciach z: zarządzania portfelem inwestycyjnym, analizy technicznej rynków finan-sowych, inżynierii finansowej i na warsztatach inwestycyjnych. - To jedna z pierwszych takich inicjatyw w Euro-pie Środkowo-Wschodniej. W labora-torium są 24 terminale analogiczne do tych, jakich używają maklerzy i analitycy finansowi. Profesjonalny sprzęt umożliwia łatwe i komfortowe posługiwanie się oprogramowaniem finansowym i wykresami cenowymi poszczególnych instrumentów finanso-wych – tłumaczy dr andrzej cwynar, dyrektor Instytutu Badań i Analiz Finansowych WSIiZ.

dla aSów wywiaduStudenci bezpieczeństwa wewnętrz-

nego zdobywają wiedzę kryminali-styczną oraz śledczą w laboratorium kryminalistycznym oraz odzyskiwania i analizowania danych. Do ich dyspo-zycji jest najbardziej ceniony na świe-cie program do informatyki śledczej EnCase Forensic, na jakim pracują np. jednostki dochodzeniowe, wojsko i wywiad oraz przenośne zestawy do informatyki śledczej i analiz śled-czych telefonów, PDA, nawigacji itp. W laboratorium można też odzyskać informacje z telefonów komórkowych oraz kart SIM – wyjaśnia dr mariusz wrzesień, prodziekan Wydziału Infor-matyki Stosowanej w WSIiZ.

Grafika komputerowa w JedNym palcu

Z myślą o przyszłych grafikach komputerowych, montażystach, ani-matorach i programistach grafiki WSIiZ utworzyła innowacyjne labora-toria. Studenci dziennikarstwa i komu-nikacji społecznej na specjalności: grafika komputerowa w mediach i Web design oraz studenci informatyki będą zdobywać w nich praktyczne umie-jętności. W laboratorium wirtualnej rzeczywistości i przetwarzania obrazu będą uczyć się m.in. tworzenia modeli trójwymiarowych, dodawania efektów specjalnych, tworzenia grafiki do gier komputerowych i programowania wirtualnych spacerów i prostych gier – wyjaśnia paweł trojanowski z Kate-dry Reklamy, Grafiki Komputerowej i Nowych Mediów WSIiZ.

Imponujące wyposażenie labora-torium to: jedyna w Polsce wirtualna jaskinia 3D, 18 stacji kompleksowo wyposażonych w nowoczesne opro-gramowanie do tworzenia grafiki. Na wyposażeniu studio motion capture do

przenoszenia ruchu z aktora na postaci wirtualne oraz drukarka trójwymia-rowa do tworzenia rzeczywistych modeli zaprojektowanych w wirtualnej przestrzeni.

Zajęcia w laboratorium grafiki komputerowej i sztuki cyfrowej przy-gotują przyszłych grafików 2D i 3D, montażystów wideo, pracowników drukarni i studia fotograficznego. Nowoczesne laboratorium wyposażone jest w najnowsze oprogramowanie do edycji zdjęć, tworzenia grafik wektoro-wych, składu i innych działań związa-nych z grafiką 2D oraz do tworzenia grafiki 3D.

NowoczeSNe laboratoria medyczNe

i koSmetoloGiczNeDla studentów zdrowia publicznego

i informatyki uczelnia oferuje zajęcia w nowoczesnym laboratorium zdalnej diagnostyki medycznej, wyposażonym m.in. w nowoczesny system teleinfor-matyczny do zdalnego monitorowania parametrów fizjologicznych pacjenta, Eye-tracker, generatory funkcyjne, oscyloskopy, oprogramowanie wirtu-alnego laboratorium systemów pomia-rowych (LabView).

Do dyspozycji studentów kosmeto-logii i zdrowia publicznego są nowo-czesne laboratoria: Hodowli Komórek i Tkanek oraz Laboratorium Immu-nologii i Alergologii, Laboratorium Kosmetologii, Biologii i Mikrobiologii oraz Laboratorium Chemii Kosme-

tycznej. - W laboratoriach biologii i mikrobiologii studenci poznają budo-wę organizmów na poziomie komórki i tkanki – wyjaśnia prof. Stanisław wołowiec, dziekan Wydziału Turysty-ki i Nauk o Zdrowiu WSIiZ.

Edukacja z zastosowaniem nowo-czesnych urządzeń o wysokim pozio-mie technicznym pozwala przy-gotować przyszłych kosmetologów – specjalistów kosmetyki oraz recep-tury kosmetycznej. Studenci uczą się wytwarzać kosmetyki według własnych receptur. Zdobywają też praktyczne umiejętności niezbędne w zawodzie kosmetologa, ćwicząc m.in. na kombajnach kosmetycznych wyposażonych w ultradźwięki, peeling kawitacyjny oraz urządzenia do wyko-nania zabiegu mikrodermabrazji diamentowej, mezoterapii bezigłowej i sprzęt wyposażony w fale RF itp.

Z kolei studenci kierun-ku turystyka i rekreacja korzystają z najbardziej zaawansowanych systemów rezerwacyjnych Amadeus, jakich używają największe linie lotnicze świata (m.in. British Airways, Lufthan-sa). Specjalistyczne labora-torium oferuje najwyższy poziom rezerwacji on-line w samolotach, hotelach i firmach rent-a-car.

raJ dla iNformatyków i proGramiStów

W otwartym w ubiegłym roku Centrum Edukacji Międzynarodowej WSIiZ jest 17 innowacyjnych labora-toriów zaawansowanych technologii teleinformatycznych, które wykształcą praktycznie przyszłych informatyków i programistów. - Do laboratorium automatyki i robotyki WSIiZ zakupiła kilkanaście nowoczesnych robotów: humanoidalnych, przemysłowych, kołowych i gąsienicowych oraz robota kroczącego i sterowniki PLC. Studenci uczą się obsługi poszczególnych typów robotów oraz pracy z wykorzysta-niem najnowszych programowalnych sterowników logicznych – podkreśla Jacek Jamiński, opiekun laboratorium. Jest to praktyczne przygotowanie na światowym poziomie do zawodu automatyka robotyka, inżyniera pro-gramowalnych układów cyfrowych oraz informatyka.

W laboratorium inżynierii oprogra-mowania kształcą się wysokiej klasy programiści. Pracownia jest wypo-sażona w zaawansowane aplikacje modelowania oprogramowania i ana-lizy procesów biznesowych – wyjaśnia dr inż. arkadiusz lewicki z Katedry Zastosowań Systemów Informatycz-nych WSIiZ.

By podnieść kwalifikacje przy-szłych programistów WSIiZ stworzyła laboratorium inteligentnych systemów informacyjnych. W pracowni studenci informatyki realizują badania z zakre-su diagnostyki obrazowej. Profesjonal-ne oprogramowanie służy do analizy obrazów z wykorzystaniem zaawanso-wanych algorytmów obróbki grafiki.

Z myślą o zapewnieniu jak naj-szerszych kwalif ikacji informaty-kom WSIiZ stworzyła laboratorium akustyki i przetwarzania dźwięku. Tajniki przewodowych i bezprzewo-dowych sieci komputerowych studenci informatyki poznają w laboratorium zaawansowanych technologii siecio-wych i bezprzewodowych wyposażo-nym w nowoczesny sprzęt sieciowy firmy CISCO.

- Studenci poznają szerokie spek-trum nowoczesnych technologii sto-sowanych we współczesnych sieciach teleinformatycznych. Zdobywają umie-jętności praktyczne z projektowa-nia, administrowania i zarządzania sieciami komputerowymi, a także

bezpieczeństwa sieciowego. Uzyskają certyfikaty CISCO - wyjaśnia dr inż. Janusz kolbusz z Katedry Elektroniki i Telekomunikacji WSIiZ.

Z kolei zajęcia symulacyjne w laboratorium projektowania sieci komputerowych i teleinformatycz-nych, to jedna z podstawowych metod zdobywania wiedzy o projektowaniu i konfiguracji sieci komputerowych i teleinformatycznych.

Nowoczesne sieci komputerowe w coraz większym stopniu wykorzystują technologie światłowodowe. Na rynku pracy wzrasta zapotrzebowanie na inżynierów sieci komputerowych. W laboratorium fizyki optoelektroniki i miernictwa telekomunikacyjne-go (światłowody) studenci zdobędą umiejętności związane z instalacją infrastruktury kablowej dla sieci światłowodowej LAN oraz łączy WAN.

wyżSza Szkoła iNformatyki i zarządzaNiauczelNia z GeNemdłuGowieczNości

- Jest na to jakaś recepta?- Przede wszystkim dywersyfikacja przychodów. U nas przychody z dzia-

łalności pozadydaktycznej stanowią 55 procent, a w polskich uczelniach z nielicznymi wyjątkami kilka procent. Nasza kadra prowadzi badania naukowe i współpracuje z gospodarką. Dzięki temu może bardziej praktycznie i efektywnie kształcić. Doceniono nas, bo choćby w rankingu TNS „Pentor”, dotyczącego oceny uczelni przez pracodawców, zajęliśmy 7 miejsce w kraju. Publiczne szkoły wyższe nie muszą zabiegać o dodatkowe pieniądze, ale raczej skupiają się na walce o większa dotację.

- Gratulacje! Wasze oczko w głowie?- Informatyka! Przecież to gen długowieczności. Pod względem wykorzysta-

nia najnowszych narzędzi IT należymy do ścisłej czołówki w Polsce. Zatrudnia-my znakomitą kadrę profesorską amerykańsko-polską. Współpracujemy z uzna-nymi w świecie firmami informatycznymi i wydajemy ich certyfikaty doceniane przez pracodawców polskich i zagranicznych. Mamy zaawansowane systemy i dlatego nasi absolwenci są chętnie zatrudniani, a zakłady pracy równie chęt-nie nawiązują z nami współpracę. Jako przykład podam fakt, że nasza spółka zależna wdrożyła system informatyczny „Uczelnia XP” w 64 uczelniach w Polsce opracowany przez naszych specjalistów. Obecnie został wprowadzony w AGH.

- Kształcicie cudzoziemców?- Około 1000 osób, co stanowi najwięcej w kraju. Jest to swoisty drenaż

mózgów, gdyż chętnie podejmują oni pracę w Polsce. A nawet jeśli wracają do swoich państw, to z pewnością są dobrymi ambasadorami naszego kraju. M.in. z ich powodu specjalnie nie obawiamy się niżu demograficznego.

- Dlaczego przyjeżdżają do was?- Najlepiej ilustruje to odpowiedź ukraińskiego studenta, której udzielił

swojemu ambasadorowi na pytanie, jaka jest różnica pomiędzy naszą uczelnią a ukraińską. Odrzekł, iż tu wszystko jest przewidywalne i nikt nie wręcza łapówek.

- Źródła rozwoju?- Zawsze 20-30 procent przychodów inwestujemy. Dlatego „dorobiliśmy się”

trzech kampusów, oraz konsorcjum uczelnianego złożonego z: Wyższej Szkoły Europejskiej im. ks. J. Tischnera w Krakowie, Wyższej Szkoły Zarządzania i Administracji w Zamościu i WSIiZ w Rzeszowie, i co się z tym wiąże kilku-nastu tysięcy studentów. Wszędzie obowiązuje identyczny, efektywny system organizacyjny.

- Unia pomaga?- Owszem, i z tej pomocy korzystamy. - Co dalej?- Konsekwentnie stawiamy na rozwój najnowszych technologii IT i powoli

przygotowujemy się do wykorzystania środków unijnych, które po roku 2014 będą wspierać rozwój innowacyjności. Rozwijamy pracę naukową i współpracę z gospodarką. Nasze laboratoria nie stoją i nie będą stały bezczynnie. Podejrze-wam, że budowane z takim rozmachem w niektórych uczelniach publicznych laboratoria będą miały problem, żeby zarobić na swoje utrzymanie.

- Pan rektor ma czas na słabości?- Nie za wiele. Z zamiłowania i zawodowej przydatności uważnie śledzę lite-

raturę fachową z dziedziny finansów i organizacji. Bardzo lubię zbierać grzyby. No i przyrządzam zdrowotne nalewki według własnych receptur. Ponoć strawne.

- Brzmi obiecującoRoman Małek

PS. Nalewki degustowałem. Niebo w gębie!

Fot. archiwum WSIiZ

wSiiz kSztałci praktyczNie

Uczelnia od początku przyznaje stypendia z własnych środków. Studenci mogą ubiegać się o stypendia socjalne, naukowe Fundacji Edukacyjnej Przedsiębiorczości, Rektora, mieszkaniowe oraz dla osób niepełnosprawnych. WSIiZ ma unikatowy System Bezpłatnych Miejsc, który gwarantuje studia za darmo już od pierwszego semestru.

Rektor prof. nadzw. dr hab. inż. Tadeusz Pomianek ze studentami na tle budynku głównego.

CEM - labolatorium giełdowe.

Jaskinia 3D

Robot humanoidalny

Page 10: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WANr 2 (194) rok XVII luty 2012 r.10

Zwięczyca, administracyjne osiedle Rzeszowa, wg danych z 1.01.2010 r. posiadało 3084 mieszkańców. Usytuowane jest w południowo-wschodnim krańcu Rzeszowa, po lewej stronie doliny Wisłoka i po obu stronach drogi Rzeszów-Krosno.

Obszar Osiedla od południa i zachodu wyznaczają granice mia-sta, od wschodu rzeka Wisłok.

W granicach osiedla znajdują się następujące ulice: Beskidzka, Brzegowa, Jarowa, Karkonoska, Leśna, Nowogrodzka, pl. św. Józe-fa, Podkarpacka, Saletyńska, Sta-rowiejska, Świętokrzyska, Nalepy, Wetlińska, Zawiszy Czarnego, Zwięczycka.

Na terenie osiedla jest ujęcie i nowoczesna stacja uzdatniania wody dla Rzeszowa, dom ludowy, Szkoła Podstawowa nr 5 i Gimna-zjum nr 13 przy ul. Beskidzkiej. Ponadto kościół parafialny pw. Św. Józefa przy ulicy Jarowej. Parafia ta powstała w 1974 roku.

Zwięczycę do Rzeszowa przyłą-czono w dwóch etapach. W 1950 roku przyłączono północną część, a w 2008 roku całą wioskę i do tego roku przebudowano ulicę Podkarpacką.

Część Zwięczycy od ulicy Gra-nicznej (ok. 400 osób) przyłączyła się do Osiedla Staroniwa.

W osiedlu działa 15 osobowa Rada Osiedla z przewodniczącym Januszem micałem. Radą kieruje 5 osobowy zarząd, w skład którego jeszcze wchodzą: zastępcy Stani-sław bednarski i artur berłowski, sekretarz Jadwiga miąsik, członek Stanisław pasternak.

Jak w każdym nowym osiedlu przyłączonym do miasta jest sze-reg problemów natury prawnej. Działki Skarbu Państwa, leżące już na terenie miasta są jeszcze we władaniu gminy Boguchwała, bądź starostwa, podobnie jest z obiektami. Sytuacja taka powoduje przeciąganie w czasie remontów ulic, budowy chodników itp. Nie-

mniej jednak nastąpił po przyłą-czeniu szybki rozwój potrzebnych inwestycji, szczególnie dróg, ulic oraz chodników. Do większych inwestycji można zaliczyć budowę kładki nad potokiem Paryja mię-dzy ulicą Jarową i Starowiejską oraz remonty szkoły, przedszkola i domu kultury. Wybudowano par-king na 50 miejsc przy Szkole nr 5. W osiedlu tym oddano kosztem ok. 40 mln zł. drogę łącząca ulicę Przemysłową z ulicą Podkarpacką, a przy tym kolektor wodny. Droga ta docelowo połączy się z trasą S-19 na wielopoziomowym skrzy-żowaniu w Kielanówce.

Nad rzeką Lubczą w przysiółku Kaczarne w osiedlu planowany jest aquapark i boisko piłkar-skie. Decyzję podejmie miasto i inwestycję tę zacznie realizować, jeżeli Skarb Państwa przekaże miastu ten teren bezpłatnie na cele publiczne. W Zwięczycy przed przyłączeniem do miasta była A-klasowa drużyna piłkarska, któ-ra korzystała z boiska KS IZOLA-TOR Boguchwała. Po przyłączeniu do miasta gmina nie była zaintere-sowana dalszą pomocą dla klubu i sekcja piłki nożnej upadła. Miesz-kańcy chcą reaktywować tę sekcję, ale brak boiska powoduje, że jest to obecnie nie do zrealizowania. Stąd oczekiwanie na inwestycje w przysiółku Kaczarne.

Ryszard LechforowiczFot. Józef Gajda

Przez cały styczeń trwały w rzeszowskich klubach i domach kultury spotkania noworoczne. Miały one szczególnie uroczysty charakter. W Osiedlowym Domu Kultury „Tysiąclecia” Rzeszow-skiej Spółdzielni Mieszkaniowej odbyło się kilka takich spotkań. Już tradycyjnie dużą aktywno-ścią wyróżnili się w tym emeryci zrzeszeni w Klubie Seniora oraz w Kole Emerytów i Rencistów. Nie przestraszył ich nawet śnieg oraz mróz. Na spotkania przybywali, by przede wszystkim złożyć sobie życzenia. Był też czas na rozmowy i wspomnienia.

Na spotkaniu zorganizowa-nym przez przewodniczącą Klubu Seniora, irenę walczak , była pełna frekwencja członków Klu-bu. Byli też tradycyjnie obecni przyjaciele tego środowiska: radny Rady Miasta Rzeszowa, kierownik Administracji osiedla 1000-lecia Bogusław Sak, były poseł do Parla-mentu Europejskiego mieczysław Janowski, przewodniczący Rady Spółdzielczej Jan potera i prze-wodniczący Rady Samorządowej bronisław wiśniewski. Miłym akcentem spotkania było poświę-cenie opłatków oraz wina przez współpracującego na co dzień z emerytami ojca ekspedyta rober-ta osiadacza z klasztoru ojców bernardynów. Nie obyło się też bez prezentów, które, jak powie-działa przewodnicząca, otrzymują wszyscy dobrzy ludzie, a obecni na sali do nich się zaliczają. Pre-zentem była odśpiewana pieśń „Nie było miejsca dla Ciebie”. W podobnym tonie poseł Mieczysław Janowski, po słowach życzenio-wych zaproponował zaśpiewanie pieśni „Pójdźmy wszyscy do sta-

jenki”. W drugiej części spotkania przy dźwiękach zaprzyjaźnionego zespołu muzycznego „Megrez” była możliwość zabawienia się, jak to już zwykle w karnawale bywa.

Drugie spotkanie zorganizowa-ne było już wspólnie przez Koło Emerytów i Rencistów oraz Klub Seniora. Wsparte zostało przez pracowników ODK „Tysiąclecia”. Mieszkańcom osiedla pokazano obrzęd bożonarodzeniowy oraz jasełka. Brali w tym udział dzieci, młodzież, studenci i emeryci zrze-szeni w kołach, grupach twórczych i zespołach działających w Osie-dlowym Domu Kultury „Tysiąc-lecia”. Najmłodszy uczestnik miał dwa i pół roku, a najstarszy około 80 lat. W bożonarodzeniowej scence rodzajowej w roli gospo-darza domowego wystąpił feliks foryt – przewodniczący Komisji Samorządowej Osiedlowej Rady Spółdzielczej RSM, a w roli gospo-dyni krystyna rogozińska – przewodnicząca Koła Emerytów i Rencistów. Grupę kolędników przygotował Klub Seniora. Kolęd-nicy wykorzystali teksty pastorałek oraz kolęd śpiewanych w okolicach Słociny. W przedstawieniu jaseł-kowym najważniejszą rolę pełnił oczywiście król Herod, w którego wcielił się Feliks Foryt. Publiczno-ści podobały się bardzo występy uczestników odgrywających role Marii i Józefa z dzieciątkiem, aniołki, diabły, żyd. Śpiewano kolędy znane oraz dwie specjalnie przygotowane na to przedsta-wienie. Były to „Hej kolędnicy” i „Dziel się opłatkiem”. Słowa napisała Halina kostoń, a muzykę opracował wojciech bednarczyk. Kilka kolęd zaprezentowały pod dyrekcją Wojciecha Bednarczyka,

połączone chóry z klasztoru ojców bernardynów oraz z kościoła w Zalesiu. Kolędy śpiewali nie tylko chórzyści, wykonawcy scenek, ale i publiczność zgromadzona w sali. Śpiewali też zaproszeni goście. Wśród nich byli: ks. dr ireneusz folcik, proboszcz parafii Świętego Józefa, andrzej filip – zastępca prezesa RSM, władysław finie-wicz - wiceprzewodniczący Rady Nadzorczej RSM, aleksander zacios – prezes Stowarzyszenia im. św. Brata Alberta, bogusław Sak – kierownik administracji osiedla 1000-lecia, Jan potera – przewodniczący Rady Spółdzielczej i bronisław wiśniewski – prze-wodniczący Samorządowej Rady Osiedla. Występy bardzo podobały się wszystkim obecnym na tym przedstawieniu, czego dowodem były też gromkie brawa, a na końcu gratulacje i podziękowania kierowane do młodych i starszych artystów. Przedstawienia miały piękną oprawę scenograficzną, dla uczestników były specjalnie przygotowane stroje. Wśród miesz-kańców osiedla oraz w samym ODK „Tysiąclecia” panuje dobra atmosfera twórczej pracy z pożyt-kiem dla siebie i innych. W przy-gotowaniu tego spotkania na szczególne wyróżnienie zasługują, m.in.: Halina kostoń, wojciech bednarczyk, feliks foryt, kry-styna rogozińska, irena walczak, krystyna krok, kazimiera fal-kowska, anna kwiecień, cecylia kuczma, zofia węgrzyn, Józef kozerski, wanda święch, Jani-na wiktor, zofia tomaszewska, czesława paluch, władysław pleśniak, anna paściak, eleonora rymarz.

Stanisław Rusznica

Na ścieżkacH zwięczycy

NoworoczNe SpotkaNia

kulturalNiktańce w Nocy

Miłośnicy tańca w Rzeszowie uczestniczyli pierwszy raz w Nocnych Warsztatach Tanecznych „Odnaleźć Siebie”. Pomysłodawcą zajęć były instruktorki tańca oraz Rzeszowski Dom Kultury.

W programie warsztatów znalazły się zajęcia z aktorstwa, technik wyrazu scenicznego oraz improwi-zacji ruchowej. Nie zabrakło także warsztatów tańca współczesnego oraz zajęć z partnerowania i choreogra-fii. Całość warsztatów przebiegała pod fachową opieką instruktorek: kamili korolko, anny Guni, karoliny Słonki, które dzieliły się z młodymi tancerzami swoją wiedzą i doświadczeniem scenicznym.

W zajęciach udział wzięło ponad 25 osób z całego Podkarpacia, m.in. z Rzeszowa, Jasła i Stalowej Woli. Warsztaty odbyły się w nocy z 21 na 22 stycznia w Rzeszowskim Domu Kultury, filia „Staromieście” w godzinach 22-6. Wszyscy uczestnicy otrzymali certy-fikaty potwierdzające udział w warsztatach. Kolejna nocna nauka tańca już za rok.

koNcert Na pobitNie Rzeszowski Dom Kultury, filia „Pobitno” był orga-

nizatorem „Koncertu Noworocznego”. Podczas imprezy dla mieszkańców osiedla, swój dorobek artystyczny zaprezentowały dzieci i młodzież z sekcji działających w Rzeszowskim Domu Kultury.

Przybyli goście wysłuchali koncert kolęd i pasto-rałek, a pokaz taneczny zaprezentował Zespół Tańca Nowoczesnego „Confetti”. Atrakcją spotkania był spek-takl teatralny „Nocny Świat” w wykonaniu Dziecięcej Grupy Teatralnej. Mieszkańcy osiedla uczestniczyli także w prezentacji wyrobów „Szkoły Ceramiki”.

urodziNy rzeSzowaNa Rynku w Rzeszowie miała miejsce inscenizacja

wydarzenia z 19 stycznia 1354 roku, kiedy to król Kazi-mierz nadał miastu prawa miejskie. Tak Rzeszów uczcił swoje 658. urodziny, których organizatorem w dniu 19 stycznia, był Rzeszowski Dom Kultury.

Podczas imprezy w historyczną inscenizację wcielili się rycerze Zakonu Boju Dnia Ostatniego, zaś na scenie odbyła się prezentacja 23 kolorowych totemów wyko-nanych przez uczniów szkół rzeszowskich. Prezentacji towarzyszyły okrzyki i hasła uczniów związane z uro-dzinami miasta. W prezentacji totemów uczestniczył prezydent Rzeszowa tadeusz ferenc.

Najlepsze totemy, przygotowane specjalnie na tę okazję, zostały nagrodzone. Za najbardziej efektowny totem, zdaniem publiczności zgromadzonej przed sce-ną, został uznany totem ze Szkoły Podstawowej nr 3. Zwycięska szkoła oraz jej uczniowie otrzymali piłkę z autografem prezydenta Rzeszowa oraz worek słodyczy.

Z okazji 658. urodzin miasta, wszyscy którzy przybyli na Rynek w Rzeszowie, wspólnie odśpiewali „Balladę historyczną”, autorstwa Jana wywrockiego i małgorzaty ostrzychowskiej.

Dodatkowymi atrakcjami były występy „Tancerzy Ognia”, którzy zaprezentowali specjalny pokaz – fire-show. Podpalono także urodzinową płonąca liczbę 658. Urodziny miasta zakończył przemarsz uczniów z totemami przez ulice Rzeszowa: Kościuszki i 3 Maja w kierunku Filharmonii Podkarpackiej.

Rafał Białorucki

rzeSzowSki dom kultury

W styczniu koło nr 1 Stowarzysze-nia Emerytów i Rencistów Policyjnych zorganizowało w restauracji „Klubo-wa” doroczne spotkanie opłatkowe swoich członków. Frekwencja była imponujaca, podobnie jak i atmosfera.

Uczestników i przybyłych gości powi-tała przewodnicząca koła, Jadwiga michalczyk . W spotkaniu udział

wzięli: podkarpacki komendant policji gen. Józef Gdański, komendant miej-ski policji witold Szczekala, zastępca prezydenta miasta Stanisław Sien-ko, kapelan policji ks. dr bogusław przeklasa oraz kierownioctwo zarzą-

du Stowarzyszenia z wiktorem kowalem i bolesławem pezda-nem na czele.

Oprócz ciepłych i serdecznych życzeń noworocznych, wrę-czenia medali stowa-rzyszenia, łamania się uprzednio pokro-pionym przez kape-lana opłatkiem, było miejsce na szampań-ski toast oraz słodki poczęstunek. Później już popłynęły zawo-dowe wspomnienia i nastapił ogólny, sen-

tymentalny powrót do wspólnych doznań i przeżyć.

Roman Małek , fot. autor.

opłatkowe SpotkaNie

Od lewej: Stanisław Sienko, Jadwiga Michalczyk, Józef Gdański, ks. Bogu-sław Przeklasa, Witold Szczekala, Wiktor Kowal, Bolesław Pezdan, Jan Mazur.

Odzakę honorową Stowarzyszenia, zastępcy prezy-denta Stanisławowi Sience (w głębi) wręczają gen. Józef Gdański (z lewej) i prezes Wiktor Kowal.

Janusz Micał

Page 11: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WA Nr 2 (194) rok XVII luty 2012 r. 11Spotkania z przeszłością

19 lutego 1846 – początek rzezi gali-cyjskiej.

19 lutego 1921 – podpisanie sojuszu polsko-francuskiego przeciw Niemcom.

26 lutego 1927 – ustanowienie „Mazur-ka Dąbrowskiego” hymnem państwowym.

4 lutego 1945 – początek konferencji jałtańskiej.

15 lutego 1951 – największa zmiana granic wschodniej Polski po II wojnie światowej.

28 lutego 1963 – w Rzeszowie spadla temperatura do -35,8 °C.

19 lutego 1981 – podpisanie w Rze-szowie tzw. porozumienia rzeszowsko--ustrzyckiego.

6 lutego 1989 – początek obrad okrą-głego stołu.

18 lutego 1996 – referendum uwłasz-czeniowe (32% frekwencji)

k a l e N d a r i u m

zawierucHa Na wScHodNim poGraNiczu cz. ii

Prezydent Ukrainy, Wiktor Januko-wycz, specjalnym dekretem zarządził, że obchodzony w listopadzie Dzień Wolno-ści nie będzie związany z pomarańczową rewolucją. Przeniósł to święto na 22 stycznia, kiedy to Ukraińcy obchodzą zjednoczenie Ukrainy po I wojnie światowej. Dzień Wolności ustanowio-ny został przez prezydenta Wiktora Juszczenkę na pamiątkę protestów z 2004 roku. Opozycja oskarżyła wówczas władze Ukrainy o sfałszowanie wyni-ków wyborów prezydenckich. Według oficjalnych wyników wygrał je Wiktor Janukowycz, który pełnił w tamtym czasie funkcję premiera. Ostatecznie pod wpływem wielodniowych, masowych protestów zarządzono powtórzenie dru-giej tury głosowania, w której zwyciężył ówczesny przywódca opozycji Wiktor Juszczenko.

Najwidoczniej nie pasowało to urzę-dującemu prezydentowi. Powołując się na liczne glosy płynące z różnych środo-wisk postanowił to zmienić. I tak Dzień Wolności, obchodzony dotychczas na Ukrainie na pamiątkę pomarańczowej rewolucji, został połączony z Dniem Jedności świętowanym 22 stycznia w rocznicę zjednoczenia Ukrainy po I wojnie światowej. Dekret w tej sprawie został ogłoszony w grudniu i w ubie-głym roku Ukraińcy, szczególnie ci z Zachodniej Ukrainy, jeszcze obchodzili Dzień Wolności 22 listopada w rocznicę

wybuchu pomarańczowej rewolucji. W tym roku będzie już po nowemu.

Jest to krok do stopniowego wyma-zania z pamięci pomarańczowej rewo-lucji. Prezydent Janukowycz, publikując dekret o „zjednoczeniu świąt” oznajmił, że „tylko zjednoczona, niepodległa i wolna Ukraina może przystąpić do wspólnoty zamożnych państw jako równoprawny partner i potencjalny lider regionu Europy Środkowo-Wschodniej”. Ktokolwiek chciałby z tego coś zrozu-mieć, to nie jest to możliwe. Ten pusty w treść banał niczego nie oznacza. Sprawa jest prosta. Główna rywalka Janukowy-cza siedzi w więzieniu. Wiktor Jusz-czenko już nie liczy się w ukraińskiej polityce. Prezydent Janukowycz doszedł do słusznego, według niego wniosku, to po co Ukraińcom przypominać o dniu, którego główni bohaterowie przechodzą już do historii, tym bardziej, że dla Janukowycza jest to bardzo niewygodna współczesna pamięć historyczna.

Lepiej dać Ukraińcom jedno święto: Dzień Jedności. To bezpieczna historia. Odwołuje się do zjednoczenia Ukrainy 22 stycznia 1919 roku w wyniku połą-czenia Ukraińskiej Republiki Ludowej i Zachodnioukraińskiej Republiki Ludo-wej, powstałych po pierwszej wojnie światowej.

Wcześniej, w 2010 roku, prezydent Wiktor Janukowycz przywrócił sobie wszystkie uprawnienia, którymi przed

wymazać pomarańczową rewolucJęNa zieloNeJ ukraiNie

zakerzoNiaNazwę Zakerzoński Kraj nosiły w struk-

turze organizacyjnej OUN tereny znajdujące się w pojałtańskich granicach Polski. Termin Zakerzonia obejmuje część obszaru obec-nego województwa podkarpackiego oraz drobne części małopolskiego i lubelskiego. Tereny te były zamieszkane głównie przez ludność polską, natomiast mniejszość naro-

dową stanowili na nich m.in. Łemkowie, Bojkowie, Ukraińcy.

Kierownictwo upowskiej Zakerzonii swoją siedzibę zlokalizowało w powiecie lubaczowskim, w miejscowości Monaterz obok Werchraty. Budowę bunkrów dla Krajowego Prowidu OUN zapoczątkował Zalizniak. Budowało je 12 zaufanych strilciw UPA i członkowie SKW pod kierownictwem Myrona Kudłajczuka ps. „Dowhyj”, z powia-tu hrubieszowskiego.

Wszystkie prace trzeba było wykonać ręcznie, a urobek wywozić daleko poza rejon budowy. „Stiah”, krajowy prowydnik był nadzwyczaj ostrożny i uchodził wśród swoich niemal za istotę nadludzką. Jarosław Staruch „Stiah” ur. 17 listopada 1910 w Bereźnicy Wyżnej. Absolwent gimnazjum w Brzeżanach i Wydziału Prawa na UJK we Lwowie. Członek UGRW i Głównego Sztabu Wojskowego UPA. Po wojnie był przewodni-czącym OUN w tzw. Zakierzońskim Kraju, czyli na terenie Polski. Bunkry Krajowego Prowydu otaczała strefa ochronna i każdy, kto przypadkowo znalazł się w pobliżu, obojętnie Polak czy Ukrainiec, ginął bez śladu. Były tak zamaskowane, że działania wojsk KBW w czasie operacji „Wisła” nie doprowadziły do ich odnalezienia.

Ponadto każdy z członków Krajowego Prowydu OUN w Polsce posiadał oddzielną kryjówkę. Na przykład „Dalnycz” (Petro Fedoryw) oraz „Orest” (Myrosław Onysz-kiewicz) ukrywali się w rejonie Ulhówka (28 km na wschód od Tomaszowa Lubelskiego), Bunkier „Stiacha” składał się z 3 pomiesz-czeń: 1) 3,5-3,5 m, 2) 2-1,5 m, 3) 2,5-2,5 m oraz korytarza z wejściem i z niszami obok wejścia 0,5-0,5. Bunkier zrobiono sposobem podkopania, a ziemię wyniesiono na dalszą odległość.

Również w dniu 19.09.47 r. odkryto bunkier „ Cyganów” w rejonie obecnej wsi Monasterz PGR). W bunkrze tym znaj-dował się Ośrodek Techniczny „Wulkan” Krajowego Prowydu OUN, kierowany przez

„Cyhana”, zajmujący się opracowywaniem i wydawaniem materiałów propagandowych. Bunkier miał wejście z lasu, a sam znajdo-wał się pod dróżką, która prowadziła przez polankę. Bunkier składał się z długiego korytarza i jednego pokoiku.

dl aczeGo powSta ł a zakerzoNia?

Agencja Reutera podała 16 marca 1944 r. w depeszy z Moskwy:

Nikita Chruszczow, przewodniczący Rady Komisarzy Ludowych Ukraińskiej Republiki Sowieckiej w przemówieniu wygłoszonym na sesji Ukraińskiej Rady Najwyższej w Kijowie w d. 1 marca, domagał się wcielenia do Ukraińskiej S.S.R okręgów Chełma, Hru-bieszowa, Zamościa, Jarosławia, Tomaszowa. Cztery pierwsze z tych okręgów – stwier-dził dalej Reutera – wymienione zostały na posiedzeniu Wszechzwiązkowej Rady Z.S.S.R. w lutym rb., obecnie jednak po raz pierwszy włączony tu został Tomaszów.

Jak absurdalne są wymienione w nim roszczenia, o tym świadczą stosunki naro-dowościowe na odnośnym obszarze. Według polskiego spisu ludności z roku 1931 odset-ki narodowości w wymienionych pięciu powiatach przedstawiały sie następująco: Powiat Chełm: Polacy 74,4 proc., Ukraińcy 8,1 proc., Żydzi 12,6 proc., Niemcy 4,2 proc. Powiat Zamość: Polacy 87,3 proc., Ukraińcy 1,7 proc., Żydzi 10,8proc., Niemcy 0,0 proc. Powiat Tomaszów: Polacy 71,5 proc., Ukra-ińcy 17,1 proc., Żydzi 11.0proc., Niemcy 0,3 proc. Powiat Hrubieszów: Polacy 78 proc., Ukraińcy 14,7 proc., Żydzi 6,6 proc., Niemcy 0,3 proc. Powiat Jarosław: Polacy 81,4 proc., Ukraińcy 14,1 proc., Żydzi 4,1. Warto przy-pomnieć, że żona Chruszczowa urodzona była koło Hrubieszowa i miała niewątpliwie wpływ na nagłą decyzję Nikity.

Natychmiast po wyzwoleniu Lubaczo-wa władze sowieckie powołały do życia mili-cję złożoną z Ukraińców - członków UPA,

na której czele stanął komendant lubaczow-skiej milicji z okresu okupacji sowieckiej.

Władze wojewódzkie w Rzeszowie długo nie wiedziały czy powiat lubaczowski należy, czy też nie należy do Polski. Nie wiadomo było też czy interwencje Chruszczowa doprowa-dzą do ustanowienia granicy na dawnej linii Ribbentrop- Mołotow, czy zostanie ona na nowo wytyczona.

Stalin w rozmowach z gen. Sikorskim podkreślał, że podstawą rozmów jest linia Curzona, jako wschodnia granica Polski. Rozmawiałem na ten temat ze znanym pisa-rzem, Janem Gerhardem, który twierdził, że „na wypadek gdyby granica stanęła na Zbruczu, a Polska znalazłaby się w orbicie państw zachodnich, to sowieci tworzyliby na kresach ukraiński ruch narodowo-wyzwo-leńczy, taki sam jak popierali później w Korei i Wietnamie czy w Afryce.” Zakierzo-nia była przykładem tej tezy.

Można dlatego przyjąć, że Zakerzonia powstała, aby oderwać jeszcze większą część Polski dla ZSRR.

Zdzisław Daraż

Konf likt polsko-ukraiński wywołali Austriacy przekazując władzę nad Lwo-wem Republice Ukraińskiej. Przyjęta przez rząd polski w latach dwudziestych polityka inkorporacyjna do Ukraińców, nie sprzy-jała polityce porozumienia obu narodów. Antagonizowanie Ukraińców z Polską kontynuowali sowieci, a później Niemcy. Bez wątpienia główną odpowiedzialność za ludobójczy atak na Polaków ze strony UPA ponoszą nacjonaliści ukraińscy wykorzysty-wani przez Stalina i Hitlera.

pomarańczową rewolucją dysponował Leonid Kuczma. Ukraina stała się republiką prezydenc-ką. Trybunał Konstytucyjny orzekł, że zmiany konstytucyjne wprowadzone w 2004 r. po pomarańczowej rewolucji, która obaliła Kuczmę, były nielegalne. Sąd uznał zapisy ogranicza-jące władzę prezydenta za nieważne. Reforma konstytucyjna uchwalona przez parlament w 2004 roku była wynikiem kompromisu między przywódcą pomarańczowej rewolucji Wikto-rem Juszczenką a obozem Kuczmy. Zwolennicy ustępującego prezydenta zgodzili się wtedy na powtórkę sfałszowanych wyborów prezydenc-kich, choć wiedzieli, że w uczciwej walce wygra Juszczenko. Ale jednocześnie zagwarantowali sobie ograniczenie uprawnień głowy państwa. Parlament zdecydował więc wtedy głosami posłów z obu zwalczających się obozów, że pre-zydent traci prawo wyznaczania i odwoływania premiera oraz ministrów. Kandydata na szefa

rządu wybierać miała Rada Najwyższa, czyli par-lament. I ona decydowała o obsadzie stanowisk ministerialnych.

Te zmiany sprzed sześciu lat zmieniły ustrój Ukrainy, która z państwa prezydencko-parla-mentarnego stała się państwem parlamentarno--prezydenckim. Tak więc Ukraina wraca do stanu z czasów Leonida Kuczmy, który samo-dzielnie decydował o tym, kto będzie kierował rządem i resortami, oraz mianował i odwoływał szefów administracji regionalnych. Juszczenko potrafił pogodzić się z tym, że stracił władzę w wyniku wyborów. Janukowycz tak nie postąpi, a Ukraina oddala się od europejskiego modelu politycznego. Jej ustrój coraz bardziej upodabnia się do tego, co obserwujemy w Rosji czy na Bia-łorusi. I tak pomarańczowa rewolucja przechodzi do historii. Wraca stare…

Adam Kulczycki

Wikipedia

Page 12: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WANr 2 (194) rok XVII luty 2012 r.12móJ powoJeNNy rzeSzów

Nowomowa

cztery - JedeNaście - dwadzieścia JedeN

To żaden kod magiczny. Tyle bowiem trwała niemiecka okupacja Rzeszo-wa. Cztery lata, jedenaście miesięcy dwadzieścia jeden dni i nocy. Od 9 września 1939 do 2 sierpnia 1944 roku.

Prawie trzy dni gnietli się mieszkań-cy: Niemcewicza, Staszica i kawałka Hetmańskiej w piwniczce murowanego domu sędziego Dydka. Ojciec Fran-ciszek siedział w dołku wykopanym na podwórzu i przykrytym starymi drzwiami. Pilnował drewnianego gniazda rodzinnego i pierzynowo--poduszkowego dobytku wyniesionego do ogródka, jako materiał łatwopalny. Śmich na sali! Obszerny drewniak pod dwoma żółtymi konikami oca-lał bez najdrobniejszych skreśleń. Trochę chyba cudem, bo w sąsiedni walnął artyleryjski, małokalibrowy pocisk ruski. Przebił ścianę i jako niewybuch wylądował grzecznie na otomanie w jadalnym. Wyleźliśmy z piwnicy w piękne przedpołudnie. Na naszym podwórzu ojciec gadał z dwo-ma radzieckimi patrolowcami, którzy mieli pod sobą piękne, rosłe konie, a

na głowach futrzane papachy. Jeden zupełnie dobrze mówił po polsku.

Co mógł robić na codzień sześcio-letni chłopczyna wyzwolony znowu na polskie dziecko? Babcia trzymała opiekuńczą pieczę przede wszystkim nade mną, bo starszy Sławek od rana gdzieś buszował. Ojciec, jak przystało na człowieka dość dobrze znanego w Rzeszowie, siedział na mieście. Gdzieś nad Staronową unosił się przez dwa dni czarny obłok gęstego dymu. To płonęły podpalone przez Niemców duże maga-zyny. Z moimi rówieśnikami, Tadkiem Kwasem i Zygmuntem Jakubowskim, patrzyliśmy jak sroka w kość na ciężkie pojazdy jadące w kierunku PZL. Pierw-sza radocha to głaskanie i karmienie marchewką stadka koni, które pasły się na łące Pasternaczki przy Staszica. Pozwalano nam nimi jechać na oklep do Wisłoka na pławienie. Szło z nami dwóch lub trzech ogolonych na glacę młodych, sowieckich sołdatów, którzy mieli na sobie jakieś ferszalunki ze star-szych braci i po parę lat więcej od nas.

Moja babcia Agnieszka wzięła mnie, kromki chleba ze smalcem, zatkaną gazetowym zwitkiem flaszkę z czarną zbożówką i poszliśmy sprawdzić, co tam na Pobitnym, w Załężu i Staro-mieściu. Tam była rodzina babci, a na górce spoczywał jej Michaś. Koło ubez-pieczalni stała grupka ludzi i gapiła się na rozbite, niemieckie auto ciężarowe z doczepioną armatą. Most wisłokowy leżał w wodzie. Przeszliśmy na drugą stronę deszczółkową prowizorką, która od strony miasta wychodziła na ulicę

Rzeźniczą. Woda cicho chlupotała, po drugiej stronie Wisłoka pełno było woj-ska, samochodów i konnych zaprzęgów.

Prawie cały sierpień 1944 był prze-piękny! Starszy brat Zygmunta Jaku-bowskiego, Bronek, zabrał nas do koszar słynnej, przedwojennej dwu-dziestki. Boże, czego tam nie było! Części niemieckich mundurów, całe opakowania różnych haftowanych i malowanych oznaczeń, stosy kostek trotylu, setki drewnianych stojaków i okrągłych pudeł żółtego smaru. Było to oczywiście barachło, ale dla nas! Bronek zorganizował też wyprawę zaopatrzeniową do magazynów żyw-nościowych „Afaelu” przy ulicy Konop-nickiej. Nic nie wyszabrowaliśmy. Stała tam żołnierska warta.

Na skrzyżowaniu ulic Chrzanow-skiej i Dąbrowskiego sterczał dość długo wrak czołgu z namalowanym na wieżyczce obrotowej żółtym jeleniem. Tank miał urwaną lufę armatnią. W drodze do kościoła wojskowego wla-złem na czołg. Zajrzałem do środka i zauważyłem pozostawiony tam polski ślad. Solidnie uwaloną kupę.

W moim domu sama kuchnia miała wielkość dzisiejszego M2. Najbliższe sąsiadki: Inglotowa, Jakubowska, Dur-kowa warzyły na kuchennej blasze jedzenie dla stacjonujących po innych domach rosyjskich sołdatów. Stoły roz-stawiano w ogrodzie. Oficerowie jedli na pokojach. A było z czego pitrasić. Stosy konserw „swinnaja tuszonka”, całe beczki amerykańskiej margaryny i przecieru pomidorowego, worki ryżu,

perłowej kaszy i mąki kukurydzianej. Do tego mleko w proszku i w puszkach.

Wnętrze Rzeszowa nas nie intere-sowało. Lataliśmy jak z piórkiem po Wisłoku, koszarach przy Dąbrowskie-go, rozwalonym Cegielskim, podoficer-skich blokach przy Langiewicza. A za nabojami, hiźlami, trotylem, gazmaska-mi i innymi wojskowymi cymeliami. Aż dziw bierze, że wszyscy przeżyliśmy w jednym kawałku.

Armia Radziecka stanęła nad Wisło-ką. W dużym ogrodzie Inglotowej rozłożył się szpital polowy pod amery-kańskimi, podwijanymi namiotami z drewnianymi, wygodnymi pryczami. Przywozili rannych także amerykań-skimi sztudrami, w dzień i w nocy. Ile tej rosyjskiej, żołnierskiej młodości umarło pod jabłonkami i węgierkami?

Nie wiem. Przy karabinowych salwach grzebano ich na placu koło kamienicy Dzierżyńskich przy Podzamczu.

Między rannymi chodziło dwóch lekarzy, chyba trzy pielęgniarki i moja babcia, sąsiadka Jakubowska oraz Ziętkiewiczowa. W dłoniach miały Matkę Boską Rzeszowską i koronkę. Pochylały się nad twarzami rannych, odmawiały kawałki litanii za umiera-jących, żegnały się i podawały obrazek do pocałowania. Niektórzy przytomni całowali. Nikt tym samarytankom nie przeszkadzał. Lekarze usuwali się, pielęgniarki ciekawie przyglądały się. Nam zabraniano tam chodzić.

W wojewódzkie miasto Rzeszów ruszyliśmy gdzieś po wrześniu.

braterskie przesłanie – wysma-żył poseł Arkadiusz Czartoryski wespół z pisowską spółką do bratanków Madziarów. Zapewnia ich o bezgranicznym poparciu w słusznej walce ze wszystkimi o honor i niezależność, które zdeptać im chcą siepacze z Unii. Pewnie nikt tego przesłania nie zauważył, zwłaszcza Manuel Barroso i takie tam inne pachołki z Brukseli, ale ten Budapeszt jakoś trzeba wspierać skoro prezes I Ogromny zaprosił go wzorcowo do Warsza-wy. Nikt inny specjalną tesknotą do nich nie pała, zwłaszcza że nieco głupot narobili. Nawet na nas to odbiło się. Nie byłoby to nawet śmieszne, gdyby nie fakt, że pismani odgrzali PRL-owską retorykę, w której na każdym kroku dominowała bratnia pomoc, nawet na czołgach, braterstwo broni, braterskie więzi i braterskie pozdrowienia. Oczywiście, wszyst-ko jak należy przesyłane nie tylko w formie przesłania. No i po co było wybrzydzać na ten PRL, że był do niczego? W razie potrzeby jego dorobek frazeologiczny nadal pasuje jak ulał do politycznej rzeczywistości i jedynie słusznej ideologii. Wraca nowe, ale żeby

akurat spod prezesa?idzie kierunek – z Unii Euro-

pejskiej i będzie siał spustoszenie w naszych walorach narodowych i gospodarczych. Ten maszerujący ku nam kierunek zlokalizował rad-ny Kopaczewski w związku z oma-wianiem w czasie sesji propozycji przyłączenia do Rzeszowa Malawy. Tu nie ma żartów, bo jeśli już ten kierunek idzie przez Malawę, to znaczy, że nie stoi, tylko zaiwania jak należy. Można mu wprawdzie podstawić nogę, ale czy to coś pomoże? Kierunek raz puszczony w ruch, puszcza sie stale. Takie są prawa socjotechniczne. Powinien radny Kopaczewski dla przeciw-wagi ustawić inny kierunek na ową unię, dać mu przyśpieszajacego buta i pogonić do roboty w naszym narodowym dziele. Problem tylko w tym, że ów musi być precyzyjnie ustawiony do marszu. No i nie pod wiatr, a na Malawę!

męczennicy Jedności – nazwa manewrów Armii Strażników Rewolucji w Iranie, które dla odmiany zorganizowali sobie nie w cieśninie Ormuz a przy granicy afgańskiej. To nie żadna armia zbawienia ani bojówki Dzier-żyńskiego, lecz irańskie wojsko,

chociaż tak głupio się nazywa. Męczennicy Jedności - toż dopiero jest zagadka! Co to może znaczyć? Któż aż tak zmęczył się ową jed-nością, że manewry trzeba było zorganizować? A może owa jed-ność nie chce męczyć się w kupie? Normalni pragmatycy twierdzą, że w jedności siła, a nie męczeń-stwo. Z drugiej strony wojujący strażnicy rewolucji, aby osiągnąć jakikolwiek cel militarny muszą działać wspólnie i jeszcze w sposób zdyscyplionowany. Zatem mogli w tych manewrowych męczarniach wykuwać jedność celu i działa-nia. No, chyba że tak nazwano manewry po to, aby wróg rewolucji nie zorientował się. Może takie manewry przydałyby się w partii prezesa I Ogromnego? Już trze-cia grupa męczenników odeszła od niego. Zatem, czy nie czas na manewry?

przed i po Nowym roku – zapowiadał rzecznik premiera, Paweł Graś, pojawienie się tak istotnych zmian w funkcjonowaniu rządu, że miały one wyjątkowo dobrze robić głównie kondycji finansowej państwa i obywate-lom. Logiczne to raczej nie jest, ponieważ aby miało państwo, to

musi ono wpierw zabrać, albo nie dać obywatelom. Specjalnie również tego nie zauważyłem poza dużym wzrostem cen, ale skoro śnieg tej zimy nie trzyma się har-monogramu, to dlaczego miałby dobrze sprawować się ów rząd? Nie dziwi mnie to wcale. Dziwi natomiast niechlujstwo językowe niedorzecznika prasowego. Nie można do jednego wora wrzucać dwu różnych form deklinacyjnych. Świadczy o tym użycie przyimków, które rządzą innymi przypadkami. W dodatku połączył je spójnikiem i. Przyimek przed wiąże się z narzędnikiem, a przyimek po z miejscownikiem. Zatem nie można powiedzieć przed Nowym Roku. Aby nie popełnić błędu składnio-wego pan rzecznik winien wyrazić się – przed Nowym Rokiem i po Nowym Roku, albo jeszcze lepiej – przed Nowym Rokiem i po nim. Człon zaimkowy bowiem pozwala uniknąć powtórzenia, którego nasz język nie za bardzo toleruje.

rezydentowanie – i to wygod-ne, bo jako marszałkowska laska, według posła Bolesława Piechy ma zapewnione w Sejmie była minister zdrowia Ewa Kopacz. Zaś tym cho-rym zdrowiem państwowym musi

zajmować się Bartosz Arłukowicz, chociaż nie on dostarczał nie-strawnych rozwiązań, od których owo zdrowie dostało galopujacej biegunki pogarszanej silnym kasz-lem. Skutki widać i czuć na każdym kroku. Na szczęście dla Arłukowi-cza biegunka nie jest zakaźna, ale na nieszczęście zakaźna jest admi-nistracyjna głupota. Mnie jednak frapuje słowotwórczy talent posła Piechy. Bo przecież do jego czasów język polski nie znał takiego poję-cia jak rezydentowanie. Za chwilę, nie daj Boże, chlapnie jeszcze jakimś prezydentowaniem. Cieka-we od czego utworzył poseł ten neologizm? Od rezydencji raczej nie, ponieważ Sejm ma tyle wspól-nego z reprezentacyjnym pałacem ile osioł z czystej krwi rumakiem. Zaś rezydent jako źródłosłów też nie pasuje, bo to dyplomata pro-tektora w państwie zależnym, albo ubogi krewny na garnuszku dworu. Specjalnie nie dziwię się topor-ności językowej posła, gdyż jako ginekolog zajmował się głównie obroną dzieci napoczętych, nawet tych fatalnie napoczętych, a mniej zdrowiem ich matek. Przecież to musiało się jakoś zemścić.

Roman Małek

Na zachód od Rzeszowa rozciąga się kraina niewysokich, falistych wzniesień poprzedzielanych dolinami rzeczek i potoków, z których jedne płyną na północ, inne na północny wschód, a co niektóre – jak rzeczka Lubcza – kierują się na południowy wschód. Pod względem krajobra-zowym jest to teren może niezbyt ciekawy, niemal bezleśny i na dodatek gęsto zabudowany. Wzdłuż dolin roz-ciągają się zabudowania rozlicznych wiosek tworzące zwarte ciągi, a i po pagórkach nie brak domów. Każda z nich ma swoją historię, zabytki, cie-kawostki, co niektóre godne są jednak

większej uwagi i warte odwiedzenia.

W górnej części wspo-mnianej doliny Lubczy leży Zgłobień, wieś to duża i dobrze zagospodarowana, której początki sięgają być może XIV wieku. Gdy-by bezkrytycznie wierzyć dokumentom, to pierw-sza wzmianka mówiąca o budowie tu kościoła, i to parafialnego, pochodzi z 1313 roku. Pergamin ów jest jednak falsyfikatem.

Wiarygodne informacje o Zgłobniu są znacznie późniejsze i pochodzą dopiero z 1 połowy XV stulecia. W tym czasie wieś należała do Spytka z Tarnowa, potem Jana z Jarosławia i innych członków rodziny Tarnowskich i jako taka stanowiła ośrodek sporego klucza dóbr.

Jak na owe czasy wieś to była spora. W 1536 roku gospodarzyło tu 38 kmieci, było dwa dwory i dwa folwarki, dwa młyny wodne, no nie inaczej, tylko dwie karczmy. Zgłobień miał wielu właścicieli. Po Tarnowskich należał m.in. do Jordanów, Lubomir-skich, Straszewskich i Jędrzejowiczów.

Ostatnim właścicielem tut. majątku był Eugeniusz Willner. Jego majątek „reforma rolna” dotknęła znacznie wcześniej. W latach trzydziestych grunty zostały rozparcelowane, a resztą posiadłości, już pod koniec 1939 roku, zawładnęli Niemcy. W XIX wie-ku, oprócz folwarku, była tu cegielnia, młyn i gorzelnia, od 1867 roku rów-nież szkoła. Na przełomie XIX i XX wieku wieś liczyła 1146 mieszkańców, dziś grubo ponad 1500.

Nad wioską góruje kościół parafial-ny pw. św. Andrzeja stojący na zboczu doliny po jej północnej stronie. W jego sąsiedztwie ukształtowało się pewne-go rodzaju centrum. Jest tu szkoła, dom kultury, ośrodek zdrowia i dom handlowy oraz zespół podworski od ponad półwiecza spełniający już cał-kiem inne funkcje. Na skraju dawnego założenia dworskiego stoi niepozorny, parterowy budynek zbudowany z kamienia i cegły, znany jako spichlerz. Taką funkcję spełniał istotnie przez blisko 200 lat, jest to jednak pierwot-ny dwór o wyraźnym nawet do dziś obronnym i renesansowym charak-terze. Zbudowany został w pierwszej połowie XVI wieku i jeszcze w tym stuleciu przebudowany i powiększony.

Wzniesiony został zapewne staraniem Anny z Sieniawy Jordanowej, ówcze-snej dziedziczki wsi.

W budynku, pierwotnie zapewne piętrowym, zachowały się detale rene-sansowej architektury, dwa kamienne portale i obramowanie okna. Z jego historii warto podkreślić przyna-leżność do Ligęzów. W początkach XVII wieku mieszkała tu Elżbieta z Jordanów Ligęzowa, matka Mikołaja Spytka Ligęzy, pana na Rzeszowie. Po przeciwnej stronie zespołu wznosi się nowy dwór, stylowy, późnokla-sycystyczny budynek zbudowany w pierwszej połowie XIX wieku, a może nawet nieco wcześniej. Jest zadbany i ładnie utrzymany. W obrębie dawnej posiadłości zachowały się pozostałości parku krajobrazowego założonego na przełomie XVIII – XIX wieku.

Wspomniany kościół to budowla także leciwa, bowiem w zasadniczym zrębie wzniesiony został staraniem Lubomirskich w 1741 roku. W latach 1913-1929 świątynia została znacząco rozbudowana, do głównego korpusu dodano nawy boczne, a od fron-tu wyniosłą wieżę, nadano mu też wystrój neorenesansowy. Restaurowa-ny w latach 1056-1958 otrzymał nową, na swój sposób awangardową i można powiedzieć zgodną z duchem czasu

socrealistyczną polichromię. Jej auto-rem był Stanisław Jakubczyk, ceniony artysta pochodzący z Lubatowej koło Krosna, a w dziele tym pomagał mu Jan Standy.

Kończąc wizytę w Zgłobniu można pojechać dalej w górę doliny, gdzie krajobraz wyraźnie się zmienia. Przez Wolę Zgłobieńską droga wyprowadza na wierzchowinę rozległego wzgórza zwanego Wielkim Działem, wznie-sionego 378 m n.p.m. i ponad 150 m na dolinę Wisłoka płynącego po jego przeciwnej stronie. Wielki Dział okrywa Wielki Las. Rozległy kom-pleks leśny o bogatym i różnorodnym drzewostanie. Spora jego część tworzy rezerwat przyrody „Wielki Las”, o któ-rym już swego czasu pisałem.

Stanisław Kłos, fot. autor

do zGłobNia!

Tak uprzątnięto po wojnie żydowski kirkut, obecny plac Ofiar Getta z pomnikiem wdzięczności pośrodku. Po lewej stronie dom kolejarza, po prawej w głębi komin młyna Legięcia.

rezydeNtowaNie męczeNNików JedNości

bogusław kotula

Page 13: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WA Nr 2 (194) rok XVII luty 2012 r.13Rozmaitości

TAN

KU

J NA

JTAN

IEJ!

Stacja benzynowa ul. LubelskaStacja benzynowa ul. Trembeckiego

„Gdzie słyszysz śpiew, tam wstąp, tam dobre serca mają”. Tymi słowami Goethego rozpoczęła w styczniu 10. jubileuszowy koncert Jolanta Niżańska – dyrektor Zespołu Szkół Muzycznych nr 1 im. Karola Szymanowskiego w Rzeszowie. Koncert „W tanecznych rytmach” z cyklu Młodzież Naszemu Miastu zorganizowany był pod patronatem prezydenta miasta Rzeszo-wa. Jego współorganizatorami były Filharmonia oraz Fundacja Szkolnictwa Muzycznego. Wzięły w nim udział szkolne zespoły, orkiestry i soliści. Koncert zorganizowany został w pięknej sali koncertowej Filharmonii im. Artura Malaw-skiego. Na początku wystąpiła orkiestra szkolna pod batutą roberta Naściszewskiego. W dalszej części uczestnicy koncertu mieli możliwość posłuchania muzyki wykonywanej przez indy-widualnych artystów oraz zespoły muzyczne. Koncert tradycyjnie prowadzili bożena mar-towicz i łukasz rusin.

W koncercie uczestniczyło wielu gości. Był wicekurator oświaty antoni wydro oraz grupa pracowników Kuratorium: marek Soja, Janina świerczewska, marta mazur-douse-ry, Jadwiga koczewska. Centrum Edukacji Artystycznej reprezentował główny wizytator krzysztof Szczepaniak. Z Rady Miasta był

obecny andrzej dec, przewodniczący oraz radni Stanisław ząbek i mirosław kwaśniak. Z Urzędu Miasta uczestniczyła zastępca dyrektora Wydziału Edukacji wiesława Szymańska. W sali koncertowej można było zauważyć głównie całe rodziny oraz znajomych występujących na scenie artystów. Było też wielu innych miesz-kańców miasta Rzeszowa.

Młodzieży, uczestnikom koncertu publicz-ność podziękowała na stojąco gromkimi oklaskami za urządzenie tak wspaniałej uczty duchowej. Słowa uznania należą się dyrekcji szkoły: Jolancie Niżańskiej, bożenie marto-wicz, marcie dybka-tyczyńskiej oraz nauczy-cielom, którzy ten koncert przygotowali.

W ramach prezentacji młodych talentów pokazywaliśmy już w „Echu Rzeszowa” wielu szczególnie utalentowanych uczniów tej szkoły. Występowali oni też w tym koncercie. Teraz przy okazji informacji o nim zaprezentujemy losowo wybraną uczestniczkę koncertu, wero-nikę Surę, która wystąpiła w kwintecie akor-deonowym. Ma ona 16 lat, uczęszcza do klasy czwartej Ogólnokształcącej Szkoły Muzycznej II stopnia. Naukę na instrumencie zaczęła w wieku 6 lat. Swoje umiejętności kształciła na akorde-onie klawiszowym, 3 lata temu zmieniła go na instrument z klawiaturą guzikową. Młoda akor-deonistka doskonali grę na akordeonie na róż-nych kursach pod kierunkiem wielu wybitnych akordeonistów, takich jak: Włodzimierz Lech Puchnowski, Grzegorz Stopa, Alfred Melichar, Yuri Shishkin, Aleksander Dmitriew, Aleksan-der Selivanow. Weronika prowadzi działalność solową i zespołową. Grała w duetach z wiolon-czelą, akordeonem, w sekstecie instrumentów różnych, obecnie gra w trio ze skrzypcami i wiolonczelą. Jest też pierwszą akordeonistką rzeszowskiego kwintetu akordeonowego. Ma na swoim koncie niemałe osiągnięcia, m.in. 4 miejsce na Międzynarodowym Konkursie „Coupe Jeunesse” 2007 w Dunajskiej Stredzie na Słowacji, dwukrotnie w 2010 i 2011 roku zajęła 1 miejsce na Międzynarodowym Konkur-sie „Euromusette – Goldentango” w Rajeckich Teplicach na Słowacji. Na swoim koncie ma też 1 miejsce na XVI Międzynarodowych Spotka-niach Akordeonowych w Sanoku (2010) w kate-gorii zespołów mieszanych, a także 6 miejsce z zespołem na Międzynarodowym Konkursie Akordeonowym w Klingenthal (Niemcy) w 2011 roku. W kwietniu 2011 roku koncertowała na Litwie, a w 2009 r. na Węgrzech, gdzie wraz z zespołem reprezentowała Zespół Szkół Muzycz-nych nr 1 w Rzeszowie.

Weronika otrzymuje stypendium prezydenta miasta Rzeszowa za wybitne osiągnięcia.

Stanisław Rusznica

w taNeczNycH rytmacHMieszkańcy Rzeszowa nie są

zadowoleni z funkcjonowania miejskiej komunikacji publicz-nej. Mają pod jej adresem wiele krytycznych uwag. Autobusy się spóźniają, bo często stoją w ulicznych korkach, a sieć linii jest niewystarczająca, by spraw-nie dojechać do pracy, osiedli mieszkaniowych lub centrów handlowych. W autobusach nie ma warunków do wygodnego podróżowania, bo tabor w więk-szości jest przestarzały i mocno wyeksploatowany, w dodatku jest go za mało, by rozładować ścisk panujący na niektórych trasach. Te wszystkie niedo-godności mają już niedługo się skończyć.

Władze miasta przygotowały bowiem projekt radykalnego usprawnienia komunikacji publicznej. Ma ona wkroczyć w XXI wiek w pełnym tego słowa zna-czeniu. Realizacja planu kosztować będzie ponad 400 milionów złotych. Pieniądze pochodzić będą z funduszy europejskich i Rzeszów ma je już przyrzeczone. Miasto wniesie jedynie swój wkład finansowy wymagany przepisami.

Po perypetiach z hiszpańską firmą, która podjęła się opracowania projektu, ale się z tego nie wywiązała, potrzebną dokumentację opra-cował w końcu zespół specjalistów z Krakowa i projekt został dostarczony do Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości, skąd po zaopiniowaniu trafi do Ministerstwa Rozwoju Regionalnego. Musi jeszcze uzyskać akceptację Komisji Europejskiej i można będzie go realizować.

ambitNy proGram

Prezydent miasta tadeusz ferenc podczas nie-dawnej konferencji prasowej wyraził przekonanie, że ocena merytoryczna projektu, która potrwa w Warszawie około trzech miesięcy, na pewno będzie pozytywna i finansowanie go ze środków unijnych zostanie uruchomione.

Program usprawnienia miejskiej komunikacji publicznej w Rzeszowie jest ambitny i nowator-ski – powiedział podczas konferencji kierownik projektu, paweł potyrański. Jednym z jego ele-mentów będzie Zintegrowany System Zarządzania Ruchem i Transportem Publicznym, sterowany komputerowo. Na skrzyżowaniach, w autobusach i na przystankach zainstalowanych zostanie wiele różnego rodzaju urządzeń informatycznych. Udo-

godnieniem dla pasażerów będą rozmieszczone na przystankach tablice świetlne, informujące za ile minut nadjedzie autobus określonej linii. Pasażerowie dowiedzą się również o połączeniach i możliwościach przesiadek. Tradycyjne bilety papierowe zastąpione zostaną e-kartami ważnymi na wszystkie linie w mieście.

Komunikacja miejska będzie miała priorytet na ulicach miasta. Na wielu trasach wydzielone zostaną buspasy, które umożliwią autobusom sprawny przejazd. Wiąże się z tym nadzieje, że wielu mieszkańców Rzeszowa zrezygnuje z jazdy własnym samochodem na rzecz sprawnie działa-jącej komunikacji publicznej.

przebudowa uliczNycH ciąGów

Dla usprawnienia ruchu w mieście konieczna jest przebudowa niektórych ulic, co również jest przewidziane w programie transportowym. Nie-które z zadań są już realizowane, między innymi przebudowa ulicy Podkarpackiej. W planie jest modernizacja ulicy Rejtana i kilku innych. Prze-budowane zostaną także najważniejsze skrzyżo-wania, zatoki autobusowe i pętle. W sumie takich inwestycji będzie 11.

Na ulicach miasta pojawią się też nowe auto-busy komunikacji miejskiej. Będzie to tabor nowoczesny, k limatyzowany, zapewniający wygodne podróżowanie. Planuje się zakup 80 takich autobusów. Rozpisany został już przetarg na ich dostawę. Projekt transportowy ma być zrealizowany do końca 2014 r.

kal

wielka moderNizacJakomunikacja miejska na miarę XXi wieku

Weronika Sura

Autostrada A4 w budowie. Fot. Józef Gajda.

Page 14: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WANr 2 (194) rok XVII luty 2012 r.14

Ponad 213 mln zł ma kosztować Cen-trum Badawczo-Rozwojowe Napędów Lotni-czych. Powstanie ono w Rzeszowie na terenie Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego „PZL--Rzeszów”. Inwestycja współfinansowana jest z unijnego Programu Operacyjnego Rozwój Polski Wschodniej.

***W osiedlu Wilkowyja powstaje murowa-

na cerkiew prawosławna. W kwietniu 2011 roku, po wmurowaniu kamienia węgielnego, rozpoczęto budowę nowej cerkwi. Cerkiew jest prawie w stanie surowym zamkniętym. Jeszcze trzeba położyć blachę, dokończyć kopułę. Najbardziej na powstaniu cerkwi w Rzeszowie zależało arcybiskupowi Adamowi, prawosławnemu ordynariuszowi Diecezji Prze-mysko-Nowosądeckiej, który finansuje budowę, oraz mieszkańcom parafii i osobom z nimi zaprzyjaźnionym.

***Targi ślubne w Rzeszowie. Pokaz sukien,

makijażu, fryzur, bielizny i innych akcesoriów ślubnych cieszył się dużym zainteresowaniem wśród osób, które odwiedziły rzeszowskie targi ślubne

***W Rzeszowie kierowcy protestowali prze-

ciwko wysokim cenom paliw. Około trzydzieści samochodów zgromadził w Rzeszowie protest przeciwko wysokim cenom paliw. Kierowcy blokowali krajową czwórkę między Rzeszowem a Łańcutem.

***Z bazarów handlarze zwierząt uciekli do

Internetu. „Szczenięta. Cena 0 złotych”. „Smycz

500 złotych. Pies gratis”. Takimi ogłoszeniami na portalach handlarze próbują omijać prawo, zakazujące sprzedaży zwierząt bez rodowodu.

***Niezwykłe, karnawałowe suknie zaprezento-

wały uczennice z klasy sztuki i projektowania Akademickiego Liceum Ogólnokształcącego w Rzeszowie podczas pokazu, który odbył się przed restauracją La Grotta w Galerii Mille-nium Hall. Do wykonania swej karnawałowej kolekcji użyły klocków lego, styropianowych kulek oraz folii. Podczas pokazu zaprezento-wane też zostały maski weneckie wykonane przez gimnazjalistów z rzeszowskich szkół. W sumie na pokaz zgłoszonych zostało ponad 150 masek, spośród których wybrano 14 najbardziej pomysłowych.

***Miasto zbudowało drogę prowadzącą do

nowego osiedla na prywatnej działce. Właści-cielka gruntu zatarasowała przejazd i umieściła tabliczkę: „Teren prywatny”. Chodzi o ulicę Krogulskiego, boczną ulicy Lubelskiej. Urzęd-nicy z rzeszowskiego ratusza wytyczając drogę byli przekonani, że teren ten jest własnością miasta. Dopiero, gdy droga była gotowa, wła-ścicielka działki zgłosiła swe prawa do niej. Na polecenie wojewody sprawę tę badał starosta leżąjski (chodziło o bezstronność) i orzekł, że miasto ma teren zwrócić. Władze Rzeszowa chcą działkę, po której biegnie droga, wyku-pić, ale właścicielka tak cenę wywindowała, że kilkakrotnie przewyższa rzeczywistą wartość tej ziemi.

kal

krótko

Rada Miasta Rzeszowa podjęła uchwałę o nadanieu nazwy ulicy 9. Dywizji Piecho-ty. Wykreślono tylko jej historyczną nazwę „Drezdeńska”. (w walkach o Drezno pod Budziszynem zginęło 4. 902 żołnierzy, głównie z Rzeszowszczyzny). W uza-sadnieniu uchwały napisano, że z takim wnioskiem zwrócił się Zarząd Wojewódzki Związku Żołnierzy Wojska Polskiego.

W Rzeszowie była już ulica 9. Drez-deńskiej Dywizji Piechoty. Takie miano otrzymała dywizja 19 sierpnia 1945 roku. Nazwa z wykazu ulic miasta wykreślona została w 1990 roku. Przez ponad 20 lat podejmowane były starania o przywróce-nie nazwy tej ulicy w mieście. Pierwszym bojownikiem w tym zakresie był płk Józef malik, wspierany przez kombatantów i byłych żołnierzy zawodowych dywizji. Przez lata w mieście czyniono wszystko, aby żyjących weteranów wojny i powojen-nej służby pozbawić dumy z ich wojennych i powojennych dokonań. Świadczą o tym w ostatnich latach obchody rocznicy zwycię-stwa. Szczególnie rażący był i w dalszym ciągu jest brak szacunku dla tych żołnie-rzy, którzy szli ze wschodu do Berlina i nad Łabę.

9. Dywizja Piechoty ma bogatą tradycję w Polskim Wojsku. Jej powstanie związane było z odrodzeniem się niepodległego pań-stwa w 1918 roku. Dywizja wzięła chwaleb-ny udział w wojnie polsko-bolszewickiej i obronie Lwowa.

W marcu 1939 roku, po uzupełnieniu w czasie tajnej mobilizacji, została przerzuco-na na Pomorze Gdańskie i weszła w skład armii " Pomorze "

23 września 1993 roku na placu ape-lowym 30. Sudeckiego Pułku Zmechani-zowanego odbyła się główna uroczystość rozformowania dywizji. W jej miejsce utworzona została 21. Brygada Strzelców Podhalańskich. Mieszkańcom miasta dywizja z numerem 9 zawsze będzie przy-pominała tę nazwę - Drezdeńska z jej 30. Sudeckim Pułkiem przy ulicy gen. Lan-giewicza. Dla weteranów wojny nadanie jednej z ulic w mieście Rzeszowie nazwy 9. Dywizji Piechoty będzie pewną rekompen-satą za lata upokorzenia, za niedocenione zasługi dla miasta i regionu.

Jan Machno

liSty

robiąc porządki w szuf ladach i przeglądając różne papierzyska natknąłem się na dwie notatki z „rozmów o nieobecnych”. był to cie-kawy cykl spotkań, organizowanych wspólnie przez rzeszowski oddział towarzystwa literackiego im. a. mickiewicza i bibliotekę muzeum okręgowego w rzeszowie. inicja-torkami tych spotkań były czesława Szetela, prezeska rzeszowskiego oddziału oraz Grażyna materna, kierowniczka muzealnej biblioteki. Spotkaniom nadano wspólny tytuł „rozmowy o nieobecnych”. odbywa-ły się one w sali muzeum okręgowe-go, miały piękną oprawę i cieszyły się dużym zainteresowaniem.

ich bohaterami byli, już nie żyją-cy, działacze kultury z rzeszowa i podkarpacia: Jerzy pleśniarowicz, tadeusz Stanisz, franciszek lipiń-ski, maria Siedmiograj, władysław długosz, zofia makuszkowa, edward klein, franciszek kotula, Stefan reczek, Stanisław pigoń.

u mnie zachowały się notatki z dwóch spotkań- rozmów: o fran-ciszku lipińskim i marii Siedmio-graj. oto fragmenty z tych notatek, wypowiedzi osób, biorących udział w spotkaniach.

„Rozmowa” o Franciszku Lipińskim miała miejsce 22 marca 1993 r. Wzięli w niej udział prócz licznych gości członkowie rodziny: żona Henryka, synowie Stanisław i Mariusz, wnuko-wie Krzysztof i Mateusz. Wchodzących do sali witała okolicznościowa wysta-wa dokumentów, zdjęć, afiszy, wycin-ków prasowych, ilustrujących bohatera i członków jego rodziny. Na początku wyświetlono film dokumentalny o Franciszku, nakręcony przez jego syna Mariusza. Film pokazywał go na tle domu, pól i Rzeszowa. Wprowadzał uczestników spotkania w atmosferę domu Lipińskich, będącego swoistym ośrodkiem kultury, miejscem, w którym bywali artyści, literaci, dzien-nikarze, prawnicy, lekarze, księża, działacze kultury.

Dr Anna Niewolak-Krzywda omówiła twórczość poetycką F. Lipińskiego w kry-tycznoliterackiej ocenie własnej. W dyskusji zabierali głos m.in. Władysław Czajewaski przytoczył treść uzasadnienia o zwolnieniu F. Lipińskiego z funkcji naczelnika wydzia-łu kultury w Urzędzie Wojewódzkim w Rzeszowie w 1948 r. Znalazł je w teczce akt osobowych. W uzasadnieniu określon go jako „element obcy klasowo”. Red. Jan Grygiel przytoczył fragment z książki J. Hena, mówią-cy o działaniach grupki animatorów kultury w Rzeszowie w 1945 r. tuż za linią frontu. Wśród nich był Franciszek Lipiński i to bar-dzo aktywny. Krzysztof, wnuk, przypomniał wiersz dziadka pt. „Kraków stary”, nagrodzo-ny w 1936 r. Przeczytał też listy Kazimierza Dejmka do jubilata oraz dużo wcześniejszy S. I. Witkiewicza. Syn Mariusz zaśpiewał trzy ballady, które ojciec bardzo lubił.

Art. pl. Franciszek Frączek wspominał swoje spotkanie w urzędzie z Franciszkiem jako naczelnikiem wydziału kultury. „Zapa-miętałem ten uśmiech, z którego promienio-wały dobroć i życzliwość dla ludzi. Mnie zro-zumiał jako człowiek sztuki”. Ubolewał nad tym, że później nie spotkał już tego pokroju urzędników od kultury. Zdzisław Łopatkie-wicz, dyrektor Muzeum im. M. Konopnickiej w Żarnowcu, poinformował, iż nasz bohater bywał częstym gościem Zofii Mickiewiczowej z domu Konopnickiej. Przyjechał do Żar-nowca specjalnie wtedy, gdy przebywała tam Wanda Siemaszkowa. Namówił ją na objęcie dyrektury Teatru w Rzeszowie.

Żona Henryka miała wiele do opowiedze-nia. Musiała jednak skrócić swoje relacje z braku czasu. Podała przyczyny, dla których musieli opuścić Kraków po wybuchu II woj-ny i schronić się najpierw w Głogowie Młp a później w Rzeszowie. Mąż tuż przed II wojną wydał książkę pt. Z bronią u nogi czekamy”. Bali się szykan ze strony okupanta. Gdy zmarła W. Siemaszkowa, mąż złożył wieniec z pięknych polnych kwiatów. Bardzo przeżył nagłe zwolnienie go z funkcji naczelnika wydziału kultury. Odbyło się to w przeddzień otwarcia Muzeum w Łańcucie, które przy-gotowywał i kompletował bibliotekę. Mimo zwolnienia pojechał do Łańcuta, by dopilno-wać przygotowań do części artystycznej.

Wiesław Zieliński, literat, mówił o wpły-wie F. Lipińskiego na młodych rzeszowskich pisarzy. Podobnie Zbigniew Domino, literat, przypomniał rolę, jaką odegrał w tworzeniu w Rzeszowie Oddziału Związku Literatów Polskich. Był dobrym wzorem dla młodych pisarzy i poetów. Zakończył wnioskiem do władz miasta, by te jego imieniem nazwały jedną z ulic. Ten wniosek deczekał się zreali-zowania. Jest ulica, nosząca imię Franciszka Lipińskiego.

Mogę stwierdzić, że był to bardzo udany wieczór. Przypomniano sylwetkę człowieka, który zrobił wiele dla Rzeszowa i wojewódz-twa i to w szczególnie trudnym dla nich okre-sie, bo w latach okupacji i w piewrszych latach odbudowywania ze zniszczeń wojennych oraz tworzenia nowego ośrodka wojewódzkiego, jakim został Rzeszów, siedziba nowo utwo-rzonego województwa.

Józef Kanik

zapiSki z dawNycH lat

rozmowy o NieobecNycH

Drugi od lewej autor, dalej Maria Siedmiograj, Tadeusz Sokół, Franciszek Lipiński.

Page 15: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WA Nr 2 (194) rok XVII luty 2012 r.15wieści Spod kiJa

zimowewędkowaNie

pod paraGrafem

Luty kojarzy się nam przede wszystkim z wędkarstwem podlodo-wym. Jeżeli spełnią się prognozy syn-optyków i po kilku dniach mroźnych utworzy się na powierzchni wody tafla lodu, wygospodarujmy trochę czasu i wybierzmy się na ryby.

Wędkowanie podlodowe ma nie-wątpliwie swój niepowtarzalny urok, który w mróz i śnieżną zawieruchę, nie jednemu wędkarzowi każe gnać z mini wędką nad zamarzniętą taflę. Planując zimowe wędkowanie pamię-tajmy o własnym bezpieczeństwie. Każdy lód jest zdradliwy i chodząc po nim należy zachować ostrożność.

Nie wychodzimy na taflę, jeśli jej grubość nie przekracza 10 cm, a tem-peratura w ciągu minionych 3-4 dni była wyższa od -8 stopni Celsjusza. Jeżeli po fali mrozów temperatura powietrza podnosi się od -8 do 0 stopni Celsjusza, wytrzymałość lodu spada o 10-20 procent, a po kilku-dniowej odwilży obniża się nawet dwukrotnie. Na lód nie powinno się wchodzić w pojedynkę, ale nie wol-no też chodzić blisko siebie, należy zachować odległość 3-5 metrów od siebie. Warto zaopatrzyć się w 20-30-metrową linkę asekuracyjną. Ostrożności nigdy zbyt wiele.

Po dotarciu na wybrane łowisko przystępujemy do wykonania otwo-rów w lodzie – przerębli. Otwory w lodzie można wykłuwać lub wiercić. Do wykłuwania służy czekan lodowy tzw. pierzchnia, która składa się z drewnianej rękojeści z wmontowa-nym w nią ostrzem w kształcie dłuta. Długość pierzchni powinna wynosić 1-1,5 metra przy ciężarze ok. 2,5 kg.

Wygodniejszym w użyciu narzę-dziem jest świder – wiertło do lodu. Wadą otworu wierconego jest jego średnica – zbyt mała, aby bez kło-potów wyholować większą rybę, np. leszcza. Do wędkowania przygoto-wujemy kilka otworów odległych 3-5 metrów od siebie. Najlepiej, gdy znajdują się one nad spadem dna. Umożliwi to nam łowienie na róż-nych głębokościach.

Po wykonaniu otworów i oczysz-czeniu ich z resztek skruszonego lodu, powinniśmy łowisko zanęcić niewielką ilością zanęty (bardzo drobno mielonej) sklejonej i obciążo-nej tak, aby dotarła do dna tworząc tuż nad nim kuszącą chmurkę zanę-tową. Zanętę dobrze jest wzbogacić larwami ochotki lub drobno posie-kanymi czerwonymi robakami kom-postowymi. Łowić możemy na wędkę spławikową używając jako przynęty larwy ochotki lub czerwonych roba-ków, a nawet różnego rodzaju past czy przynęt roślinnych. Bardziej finezyjną metodą jest łowienie na błystkę podlodową lub imitację kieł-ża zdrojowego zwanego mormyszem lub mormyszką. Ta metoda wymaga zastosowania wędki, a raczej wędecz-ki zaopatrzonej w specjalny czujnik zwany kiwakiem. Gatunkiem ryb, które można łowić w przeręblu są: okoń, płoć, krąp, leszcz.

Co robić, gdy kapryśna aura ostatnich zim nie skuje lodem wody? Pozostaje nam wędkowanie takie, jak późną jesienią, tzn. metodą prze-pływanki, pamiętając, aby zestaw wędkowy maksymalnie udelikatnić. Wyposażeni w sprzęt dobrany do miejsca i metody wędkowania może-my liczyć na brania leszcza, karpia, płoci, okonia, klenia, jazia czy jelca.

Nawet gdy woda nie obdaruje nas rybą, wrócimy do domu napompowa-ni świeżym, zimowym powietrzem. Poczujemy się jak po zabiegu kriote-rapii – rześcy i zapewne pełni chęci powtórzenia zimowej eskapady.

W lutym obowiązuje zakaz poło-wu: bolenia, brzany, certy, miętusa, sandacza, suma, szczupaka, świnki oraz ryb prawnie chronionych.

Janusz Jędrzejek

Nie zamierzałem już czegokol-wiek pisać na temat stanu wojen-nego, gdyż jest to daremny trud. Czekam jedynie na odtajnienie następnych analiz i kokumentów NATO w tej sprawie. Jednakże okoliczności i treść wyroku wyda-nego na autorów stanu wojennego zmuszają do kilku ref leksji, z prawem nie mających wiele wspól-nego, ale i wyrok wyłamuje się z kanonów prawnych.

Zacznijmy od aktu oskarżenia. Wynika z niego, że ówcześnie rzą-dzący naszym krajem, uznawani przez wszystkich członków ONZ, założyli w sposób zorganizowany grupę uzbrojonych gangsterów, którzy mieli zamiar coś tam rabo-wać dla korzyści własnych. Nie sprecyzowano co i komu. Trzeba mieć nie byle jakie poczucie humo-ru, aby taki kabaret wymyślić. Nie-którzy uczeni w piśmie prawnym twierdzą, że tylko takie kuriozalne oskarżenie można było sklecić z jakim takim szacunkiem dla pra-wa. Chociaż nikt nie widział, aby ci „gangsterzy” ganiali po kraju i wymachiwali giwerami.

Później wysoki sąd, który orze-kał w tej sprawie, był jakby z innej bajki. Sądząc po walorach wizual-nych ów sąd w czasie ogłaszania stanu wojennego żeglował jeszcze w skrzynce po marmoladzie i na baczność wchodził pod stół. Nie mam nic przeciwko wiekowi i uro-dzie sędziny, ale dla przyzwoitości wypadało wyznaczyć kogoś, kto przynajmniej znał tamtą atmos-ferę ze świadomej autopsji, a nie opowieści, zwłaszcza prokuratorów z IPN.

Nie zamierzam odnosić się do wymiaru kary, ale do uzasadnienia i okoliczności. Byłem dotychczas przekonany, że od ustalania zja-wisk i faktów historycznych są historycy. Jakże błądziłem, co z rozbawieniem uświadomiłem sobie dopiero teraz. Otóż nasz niezawi-sły sąd uznał w swoim wyroku, że grupa gangsterów uzbrojonych rzeczywiście działała i że nie było żadnego zagrożenia interwencją wojsk Układu Warszawskiego, albo jak kto woli, braterską pomocą na czołgach, do której aż rwali się zwłaszcza nasi ówcześni połu-dniowi i zachodni przyjaciele. Jeśli sąd jest w tych zawiłościach historycznych kompetentny do wyrokowania, to mam jeszcze kilka historycznych kwestii do roz-strzygnięcia. Niektórzy twierdzą, że ten Władysław Jagiełło wcale nie musiał w 1410 roku wyrżnąć chrześcijańskiego rycerstwa i bra-ciszków zakonnych pod Grunwal-dem, bo oni wcale nie zamierzali napadać na Rzeczpospolitą, a jedynie wybierali się na nieszpory i turniej rycerski dla uczczenia świętej pamięci królowej Jadwigi, nota bene wielkiej sojuszniczki krzyżowanych braciszków. Jeszcze

inni upierają się, że gdyby Piłsud-ski nie zorganizował wyprawy na Kijów, to cud nad Wisłą byłby niepotrzebny i ksiądz Skorupka nie musiałby zatrzymywać pod Ossowem bolszewickiej nawały. Są też tacy, którzy twierdzą, że w maju 1926 roku, pieszczoch naszych narodowych patriotów, Józef Piłsudski, stworzył znakomi-cie zorganizowaną grupę przestęp-czą, która skutecznie zamachnęła się zbrojnie na legalnie wybrane władze. Zginęło coś z cztery setki obywateli, prezydent Najjaśniejszej i marszałek Sejmu dostali publicz-nie po pyskach i nie tylko. Ponoć w Berezie Kartuskiej i twierdzy brzeskiej zorganizował żłobek dla nie po marszałkowsku myślących, w których żłobkowi opiekunowie stosowali rewelacyjne metody wychowawcze, a tych rzekomo nie powstydziłoby się paru uzna-

nych w świecie „wychowawców”. Ciekawe, że ipeenowska prokura-toria nie wykazuje tym żadnego zainteresowania. Pewnie ofiary tamtych czasów nie były narodem polskim. Ale ten fakt powinien rozstrzygnąć kompetentny sąd. Na początek wystarczy. Dalsze kwe-stie historyczne do wyrokowania mogę wskazać o każdej porze dnia i nocy. W ilościach zgodnych z zapotrzebowaniem.

Sąd w yrokował o niebycie zagrożenia interwencją na podsta-wie braku takich zapisów w pro-tokołach z posiedzeń radzieckiego naczalstwa. Naprawdę nie trzeba być specjalnie biegłym w zawi-łościach militarnych interwencji, aby wiedzieć, że są to operacje ściśle tajne, gdyż inaczej utraciłyby atut zaskoczenia. Dla przykła-du o interwencji w Afganistanie wiedział tylko Breżniew i jeszcze bodajże dwie osobistości. Reszta tylko może domyślać się czegoś po czynionych przygotowaniach, które zawsze kamuflowano niby planowymi manewrami, albo nie-zbędnymi ćwiczeniami. Ponadto, gdyby sąd pokusił się o lektu-rę ujawnionych niedawno przez NATO, po uprzednich staraniach ministra Sikorskiego, dokumen-tach i analizach oraz wynikach wywiadowczych z tamtego czasu, miałby nieco inny opis zdarzeń. Sporo jest również opracowań sporządzonych przez uznanych historyków i wskazujących na real-ność takiego zagrożenia. Wystar-czy sięgnąć chociażby do opinii Zbigniewa Brzezińskiego, niekwe-stionowanego znawcy sowieckich realiów z czasów Breżniewa. Sąd jednak nie miał żadnych wątpli-wości i wydał wyrok na zagroże-nie. Ale przecież od sądu nikt nie powinien wymagać wiedzy histo-rycznej i dlatego nie powinien on dawać wmanewrować się w takie maliny, aby osądzając pospolite przestępstwo musiał wyrokować o dziejowych zawirowaniach. Bo inaczej wszystkie historyczne instytucje i gremia trzeba będzie pogonić na zieloną trawkę, albo, nie daj Boże, do polityki czy IPN. Natomiast zdiwaczałego Słomki, Adama zresztą, nie należało pusz-kować, lecz skierować na estradę do roboty w kabarecie narodowym pod zawołaniem „Jedna baba dru-giej babie”.

Roman Małek

oSądziliHiStorię

zezem Na wproSt

zakatowaNy w meliNieW kamienicy przy ulicy Króla Kazimierza w Rzeszowie doszło do

zabójstwa 35-letniego mężczyzny. Stało się to podczas libacji alkoholowej. W pewnym momencie wywiązała się awantura. Ktoś z biesiadujących rzucił, że obecna na imprezie młoda kobieta, została zgwałcona przez 35-latka. Mężczyzna został zaatakowany przez męża owej kobiety. Do bójki włączyła się ona sama i jeszcze jeden z uczestników libacji.

Domniemany gwałciciel został brutalnie pobity. Dostał kilka ciosów metalową rurką w głowę. Oprawcy okładali go i kopali, aż stracił przytom-ność. Następnie rozebrali prawie do naga i wyrzucili na klatkę schodową. Powiadomieni o tym zajściu przez sąsiadów policjanci zastali leżącego na klatce nieprzytomnego mężczyznę, który miał liczne obrażenia. Funkcjo-nariusze udzielili mu pierwszej pomocy oraz wezwali karetkę pogotowia, która przewiozła pobitego do szpitala. Niestety, skatowany mężczyzna zmarł nie odzyskawszy przytomności.

Policja zatrzymała 21-letniego Mateusza L., jego 23-letnią żonę Annę oraz ich 24-letniego znajomego Pawła L. Usłyszeli oni zarzut dopuszcze-nia się pobicia ze skutkiem śmiertelnym. Sąd zastosował wobec nich areszt tymczasowy na 3 miesiące. Grożą im kary do 10 lat pozbawienia wolności.

włamaNie do kościoła Dwa kościoły w Rzeszowie zostały okradzione. Najpierw złodzieje

włamali się i okradli kościół przy ulicy Partyzantów, a następnej nocy skradzione zostały miedziane rynny z kościoła przy ulicy Reformackiej. Tydzień później domniemani sprawcy znaleźli się w rękach policji. W pierwszym przypadku podejrzanymi o włamanie i kradzież stali się dwaj mężczyźni w wieku 22 i 21 lat. Natomiast złodziejem rynien okazał się nieletni.

Mężczyźni zostali zatrzymani w związku z kradzieżą samochodu marki chevrolet aveo. W trakcie wyjaśniania tej sprawy okazało się, że ci sami sprawcy są odpowiedzialni za kradzież z włamaniem do kościoła na Staromieściu.

Jak ustalili policjanci, mężczyźni ukryli się wieczorem w kościele na strychu. Gdy kościół został zamknięty, przez nikogo nie niepokojeni rozpoczęli jego plądrowanie. Rozbili skarbonkę znajdującą się przy szopce bożonarodzeniowej, próbowali również dostać się do innych skarbonek, ale to im się nie udało. Splądrowali też zakrystię, skąd zabrali cztery mikrofony bezprzewodowe oraz odtwarzacz DVD. Znalezionym w zakrystii kluczem otworzyli sejf, w którym znajdował się klucz do drzwi wejściowych kościoła. To umożliwiło im wyjście z budynku. Łączne straty powstałe w wyniku kradzieży i spowodowanych zniszczeń, to blisko 1400 złotych. Skradzione pieniądze wydali na alkohol i papierosy. Sprzedali również odtwarzacz i jeden z mikrofonów. Pozostałe trzy mikrofony poli-cjanci odzyskali. Mężczyźni przyznali się do popełnionych przestępstw. Grożą im kary do 10 lat pozbawienia wolności.

Dzień później policjanci z wydziału kryminalnego rzeszowskiej komendy zatrzymali sprawcę drugiej kradzieży. Okazał się nim 15-letni mieszkaniec Rzeszowa, wielokrotnie już notowany za podobne przestęp-stwa. Już w trakcie wstępnych ustaleń przyznał się do kradzieży z kościoła przy ulicy Reformackiej miedzianych rynien o szacunkowej wartości 500 złotych. Dwukrotnie próbował je sprzedać w punkcie skupu złomu, ale nie zostały przyjęte. Okazało się też, że nieletni jest poszukiwany w związku z ucieczką z młodzieżowego ośrodka wychowawczego w Krakowie. Sprawą nieletniego zajął się Sąd Rodzinny w Rzeszowie.

trzy lata więzieNiaNa trzy lata więzienia skazał Sąd Okręgowy w Rzeszowie byłą księgo-

wą Teatru Maska i Muzeum Dobranocek w Rzeszowie. Kobieta ma też zwrócić ponad 800 tysięcy złotych, które sobie przywłaszczyła. 44-letniej Edycie P. prokuratura zarzuciła, że systematycznie podbierała pieniądze z kasy Teatru Maska i Muzeum Dobranocek. Jak ustalono, aby ukryć przestępstwo kobieta fałszowała dokumentację księgową, między inny-mi kserokopie wyciągów bankowych i bilanse oraz podrabiała faktury. Proceder ten w Teatrze Maska trwał od 2004 do 2010 roku, a w Muzeum Dobranocek w 2009 roku. Kontrola przeprowadzona przez Urząd Miasta wykazała, że z kasy teatru wyparowało w ten sposób ponad 775 tysięcy złotych, a z kasy Muzeum Dobranocek ponad 47 tysięcy złotych. Gdy fakt ten został ujawniony, dyrektor teatru dyscyplinarnie zwolnił księgową.

Oskarżona tylko częściowo przyznała się do zarzucanych jej nadużyć. Tłumaczyła, że do takiego kroku popchnęły ją problemy osobiste.

kal

Okazała budowla wzniesiona w parku Inwalidów Wojennych (na tyłach Instytutu Muzyki, czyli obok osi).

Page 16: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WANr 2 (194) rok XVII luty 2012 r.16

Co z tego, że ktoś potrafi mówić w sześciu językach, jeśli w żadnym z nich nie potrafi słuchać.

A. N. DobrowolskiNiektórzy bardzo starają się, aby zapewnić sobie

dobrą przeszłość.A. Decowski

Gdybym spotkał prawdziwego chrześcijanina, byłbym chrześcijaninem.

Mahatma GhandiZaręczyny to sensowna instytucja, rodzaj izby

wytrzeźwień dla odurzonych.E. Waugh

Nie ma odpornych na ciosy, są tylko źle trafieni.J. Kulej

Małżeństwo to zdarzenie, po którym mężczyzna przestaje kupować kwiaty, a zaczyna kupować warzywa.

A. UniechowskiNajlepszym barometrem ekonomicznym są

żebracy. Gdy zarabiają trzy razy tyle co profesorowie, to znaczy, że gospodarka jest dobra.

C. FrauchiWśród ludzi jest więcej kopii niż oryginałów.

P. PicassoZbigniew Ziobro to kotlet mielony, który udaje

befsztyk.K. Kutz

Zebrał Rom

mądrości

W cieniu siatkówki, żużla, piłki nożnej, skoków do wody wyrosła w Rzeszowie pozycja nowej dyscypliny sportowej, a mianowicie żeńskiej koszykówki. AZS bowiem nie rezygnuje z walki o ekstraklasę. Tabela czołówki I Ligi centralnej koszykówki kobiet przedsta-wia się następująco. Pierwsze miejsce dla AZS OPTeam RES-DRÓB Rzeszów - 23 pkt, drugie Language Schol Pabianice - 22 pkt, trzecie MKS PWSZ Koon-Bet Konin - 22 pkt.

Rzeszowiankom do końca pierwszej części pozostał jeszcze jeden mecz w Lublinie, a następnie czeka je udział w turnieju Final Four PZKosz i rywalizacja w finałowej grupie C, w której zagrają cztery najlepsze zespoły z grup A i B. Najważniejsze będzie spotkanie w Lublinie. Panuje opinia, że najważniejszymi kandy-datami do awansu w spotkaniu w Lublinie są Pabianice i Rzeszów.

Od początku jedynym sponsorem drużyny jest RES DRÓB. Wielka to zasługa dyrekcji tego przecież nienaj-większego w naszym mieście zakładu. Myślę, że kogut

zapieje ze zdziwienia, że tak prosta forma propagandy i popularyzacji rzeszowskiego ośrodka akademickiego jest poza zainteresowaniem rektorów rzeszowskich uczelni. Podobno żaden z rektorów nie pogratulował akademiczkom sukcesów.

Wydaje się, że POLFA mogłaby włączyć się do spon-soringu drużyny rzeszowskich akademiczek. Sponsoring będzie potrzebny po wejściu drużyny do ekstraklasy. Redakcja „Echa Rzeszowa” zachęca rzeszowskie firmy do wsparcia koszykarek AZS Rzeszów na zasadach członka wspierającego. Członkostwo można uzyskać poprzez opłacenie składki na sezon sportowy 2011/2012 w ramach niżej określonych pakietów o zróżnicowanej wartości: Pakiet Platynowy o wartości 10.000 zł, Pakiet Złoty o wartości 5.000 zł, Pakiet Srebrny o wartości 4.000 zł, Pakiet Brązowy o wartości 2.000 zł, Pakiet Rubinowy o wartości 1.000 zł. Opłacenie składki człon-kowskiej następuje w formie przelewu na konto 56 1240 1792 1111 0010 1635 7083.

Zdzisław Daraż

rozmaitości

KRZYŻÓWKA

Poziomo: 3/ pre z ydent Ferenc, 7/ chłodna ulica osie-dla Mieszka I, 8/ jednostka objętości ropy naftowej, 9/ są proste i rozwinięte, ale zawsze z kropką, 10/ główny kościół biskupa, 11/ kaczka z zalewu (ułóż z liter RAKKAW), 14/ chrupiące półksiężyce z piekarni, 15/ tkanka, szkielet zęba, 16/ jego dzieła są znane i uznane.

Pionowo: 1/ imię Dostojewskiego, autora „Idioty”, 2/ lutowy znak Zodiaku, 3/ można ją zażyć i kichać, 4/ w przysłowiu o świętach zapowiada śniegi i błota, 5/ powiązania, relacje, ponoć na nie nie ma rady, 6/ ukraińskie miasto kojarzone z powstaniem Chmielnickiego i „Trylogią” Sienkiewicza, 11/ Janusz, autor „Króla Maciusia I”, zginął razem z dziećmi w Treblince, 12/ dział mate-matyki, 13/ patron zakochanych, kojarzony z 14 lutego.

Rozwiązania prosimy przesyłać na kartkach pocztowych pod adresem redakcji. Z tej krzyżówki wystarczy podać hasła zawierające literę G. Za prawidłowe rozwiązanie krzyżówki z poprzedniego numeru nagrodę otrzymuje kazimierz zaborowski z Rzeszowa.

Emilian Chyła

1 2 3 4 5 67

89

1011 12 13

14

15

16

Sportowe puzzle

azS opteam reS-drób rzeSzów

Wydawca: TOWARZYSTWO PRZYJACIÓŁ RZESZOWA.Redaktor naczelny: zdzisław daraż. Redagują: Józef Gajda, Józef kanik, bogusław kotula, kazimierz lesiecki, roman małek, Stanisław rusznica, ryszard zator ski.Adres redakcji: 35-061 Rzeszów, ul. Słoneczna 2. Tel. 017 853 44 46, fax: 017 862 20 55. Redakcja wydania: roman małek.Przygotowanie do druku: Cyfrodruk Rzeszów, druk: Geokart-International Sp. z o.o.Redakcja nie od po wia da za treść ogło szeń i nie zwraca materiałów nieza mó wio nych. Zastrzega sobie prawo skracania i adiustacji tekstów oraz zmiany ich tytułów.email: [email protected], strona in ter ne to wa www.echo.erzeszow.pl ISSN – 1426-0190czasopismo mieszkańców.

Młody, ale odruchy ma prawidłowe, no i kufel dzierży pewną ręką. Dobrze rokuje. Nadaje się do Ruchu Palikota.

Z ŁAWECZKI NAD WISŁOKIEM

apteczNa ruletkaSiedziałam sobie na tej mojej

ławeczce nad Wisłokiem, siedziałam, aż tu naraz coś mnie zaswędziało na nosie. Wyciągam lusterko, patrzę, a tu jakiś pryszcz mi się zrobił. Pryszcz, jak pryszcz, posiedzi i zejdzie. No, ale żeby pryszczem ludzi nie straszyć, poszłam do apteki po najtańszą maść cynkową, którą znam od dzieciństwa i z dobrym skutkiem gdy trzeba stosuję. Wypróbowany, tani, polski produkt. W napotkanej po drodze aptece pani za okienkiem podaje mi małą tubkę i słodko mówi: „trzy osiemdziesiąt”. Ile? - pytam, nie wierząc własnym uszom. Odpowiedź jest ta sama. – A dlaczego

w innych aptekach ta maść kosztuje około dwóch złotych? - wiercę dziurę w brzuchu pani farmaceutce swymi durnymi dywagacjami. – Bo chyba z innej hurtowni, co jest przecież takie oczywiste - burczy kobitka.

Niestety, nie jest to dla mnie oczywiste i wychodzę z pryszczem na nosie. Aptek ci u nas jak mrówek, no bo przecież ludziska ciągle na coś niedomagają, ciągle cosik ku zdrowiu kupują. Ceny przeróżne, bo przecież na medykamentach wszyscy muszą zarobić: lekarze przepisując drogie leki, za które firmy farmaceutyczne fundują im darmowe wczasy na Majorce czy gdzie tam (a to nie byle co), hurtownie trzymając u siebie owo to cudo, no i farmaceuci wystawiając ten medykament na ladę przed kupującym (jako pracownicy aptek mogą mieć wszelakie leki prawie za grosze), no i... graba-rze, bo nie każdego zwykłego zjadacza chleba stać na zakup we właściwym czasie leków. No i interes się kręci, i pryszcz mi do tego...

Gdy byłam uczennicą „dziesiątki” często bawiliśmy się w „kółko i krzy-żyk”- bazgrało się raz kółko, raz krzyżyk, mając nadzieję, że szybko uda nam się mieć zgodność znaczków na podręcznej kartce papieru. Czasem udało się dość szybko osiągnąć zwycięstwo, ale innym razem szczęście uśmiechnęło się do przeciwnika. Jak w rosyjskiej ruletce. Za mną już dziecięce wykreślanki, a na nosie mam pryszcza i coś z tym muszę zrobić. Poczekam do wiosny, wystawię nos do słońca i będzie po pryszczu. I jeszcze jedno, przypomniało mi się, co mówiła moja babcia-niania: „Nie wkładać nosa w nie swoje sprawy”... No i mam nauczkę na całe życie, a do tego pryszcza na nosie...

Nina Opic

łup włamywaczyPrzechodzący wieczorową pora ulicą Piłsudskiego w Rzeszowie mężczyzna

zauważył rozbitą szybę w sklepie meblowym oraz kilku mężczyzn niosących telewizor. O swych skojarzeniach powiadomił policję. Znajdujące się w pobliżu patrole natychmiast podjęły poszukiwania włamywaczy. Po chwili zauważyli kilku mężczyzn, którzy na widok radiowozów rzucili się do ucieczki. Szybki pościg doprowadził do zatrzymania czterech z nich. Nieśli oni telewizor oraz monitor, a przy jednym znaleziono pilota do tegoż telewizora. Nie ulegało wątpliwości, że zatrzymani chwilę wcześniej włamali się do sklepu meblowego.

Sprawcami tegoż włamania okazali się 21, 31 i 39-letni mieszkańcy powiatu dębickiego oraz 26-letni mieszkaniec podrzeszowskiej Stobiernej. Wszyscy zatrzymani byli nietrzeźwi, a w przypadku 21-latka alkomat wykazał blisko 4 promile alkoholu w wydychanym powietrzu. Zatrzymani mężczyźni trafili do policyjnego aresztu. Za włamanie grozi im kara do 10 lat pozbawienia wolności.

Jak ustalili prowadzący sprawę policjanci, mężczyźni ci byli już notowani i wcześniej karani. Dwóch z nich, 31-letni mieszkaniec Dębicy i 26-latek ze Sto-biernej mają na swym koncie po kilka wyroków za wcześniejsze przestępstwa. Teraz obydwaj korzystali z warunkowego zawieszenia kary. kal

okradali firmęPracownicy firmy budowlanej, wykonującej roboty w Rzeszowie, systema-

tycznie ją okradali. Wynosili z budowy różnego rodzaju narzędzia, a także wyposażenie mieszkań, w których byli zakwaterowani. Straty spowodowane złodziejskim procederem oszacowane zostały na prawie 70 tysięcy złotych. Przedsiębiorca powiadomił policję o kradzieżach w jego firmie. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Rzeszowscy policjanci zatrzymali najpierw jednego podejrzanego mężczyznę, a następnie trzech następnych. W policyjnym aresz-cie znaleźli się 26-latek na stałe zameldowany w Gryfinie oraz 21, 27 i 28-letni mieszkańcy Ustrzyk Dolnych. Byli oni pracownikami firmy wykonującej prace budowlane w Rzeszowie.

Jak ustalono na przełomie września i października ubiegłego roku mężczyźni ci włamali się kilkakrotnie do pomieszczenia magazynowego firmy, w którym przechowywane były narzędzia budowlane. Kradli wiertarki, wkrętarki, szli-fierki kątowe, młoty wyburzeniowe. Z mieszkań zaś, które podnajmowała dla nich firm, wynosili sprzęt AGD i RTV. Ponadto jeden z zatrzymanych skradł należący do firmy samochód marki volkswagen caravelle. Zarówno samochód, jak i skradzione elektronarzędzia oraz wyposażenie mieszkań złodzieje zbywali po zaniżonych cenach paserom. W sumie zarzuty usłyszało łącznie siedem osób. Czterem sprawcom włamań i kradzieży grożą kary do 10 lat więzienia, a paserom do 5 lat więzienia. kal