24

Gazeta Akademicka, marzec 2011

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Gazeta Akademicka, marzec 2011

Citation preview

Page 1: Gazeta Akademicka, marzec 2011
Page 2: Gazeta Akademicka, marzec 2011

Zawodzące staruszki, przeciągle wyśpiewu-jące kolejne zwrotki gorzkich żali, nachal-ne zachęty, by odsta-wić nie tylko papie-rosy i piwo, ale nawet pozornie niewinną kawę czy słodycze. Opowiadanie o śmier-ci, cierpieniu, bólu i to dokładnie wtedy,

gdy świat budzi się z zimowego snu… Do tego – już niezbyt optymistycznego – zestawu sko-jarzeń z hasłem „Wielki Post” dochodzi jeszcze przeświadczenie, że i tak nikt nie bierze tego „poszczenia” na serio, że normalne życie toczy się gdzieś obok.

Redakcja Gazety Akademickiej nie zamie-rza prowadzić akcji promującej umartwienia. Kampania „Wielki Post jest cool” byłaby głupia

W każdy czwartek o godzinie 19.00 w ośrodku Duszpasterstwa Akademickiego przy ulicy Prusa odbywają się spo-tkania zatytułowane „Papież do nas listy pisał”. Podczas spotkań omawiane są poszczególne listy Jana Pawła II, które kierował podczas ponty(katu do różnych grup wiernych. Poprzez rozważania treści listów chcemy poznać głębiej nauczanie papieża i przygotować się do jego beaty(kacji.

– 24.03. List do rodzin, ks. Artur Lach – 31.03. List o różańcu, ks. Zbigniew Gaczyński

– 07.04. List do osób starszych, ks. bp Stefan Siczek – 14.04. List na rok Eucharystii, ks. Sławomir Płusa

Zapraszamy

Wielki Post nie ma najlepszego PR-u…

i infantylna. Nie chodzi o „zmianę wizerunku”, sprzedaż tych 40 dni w atrakcyjnym opakowa-niu, ale o odnalezienie w nich mądrości życia. Mądrości akceptującej różnorodność, pozwala-jącej znaleźć czas zarówno na szaloną zabawę (karnawał), jak i na ciszę, modlitwę i szukanie tego, co w życiu jest naprawdę ważne. Dla niektórych wielkopostna atmosfera może być męcząca, a niektóre zwyczaje i stylistyka wręcz obciachowe. Trudno. Istnieje jednak wiele osób, które doświadczyły bliskości Chrystusa i któ-re potra(ą praktykom wielkopostnym nadać głębszy sens… W prezentowanym numerze Gazety Akademickiej przeczytać możemy mię-dzy innymi o trzech niezwykłych nawróceniach – pisze o nich Leszek Wianowski (s. 21), o rela-cji między umartwieniem a wolnością (s. 20 ), a także o tym, jak przeżywamy czas Wielkiego Postu (s. 7).

Niewiedza (ignorancja) miewa różne odmiany. Można nie mieć informacji na jakiś temat, bę-

dąc świadomym tego braku; można jednak – i ta sytuacja jest dużo groźniejsza – znać po-bieżnie jakieś zagadnienie i być przekonanym, że wszystko jest jasne i oczywiste. Warto spraw-dzić, czy nasza wiedza na temat spowiedzi świętej nie ma takich braków. Większość osób wie, co myśleć o Kościelnej Komisji Majątkowej, która nawet po likwidacji stała się symbolem „kościelnych przekrętów”. Zachowując prawo do własnych poglądów, warto poznać zdanie drugiej strony, dlatego zachęcamy do przeczy-tania wywiadu z ks. Stanisławem Pinderą, człon-kiem wspomnianej komisji.

Katolicy to normalni ludzie – nie jesteśmy mo-notematyczni, zaprogramowani wyłącznie na religijność. Dlatego też Wielki Post to dominu-jący, ale nie jedyny temat tego wydania. Mamy nadzieję, że każdy z Czytelników znajdzie w Ga-zecie coś dla siebie.

ks. Marek Adamczyk

Papież do nas listy pisał…

Page 3: Gazeta Akademicka, marzec 2011

Kilka słów o mnie. Zawsze byłem wie-rzący w tym sensie, że nigdy nie zwątpi-łem w Boga, ale nie zawsze byłem z Nim w najlepszej relacji. Niestety w swojej młodości miałem kilka lat błędów i wy-paczeń, tzn. zagubienia moralnego. Na szczęście Pan Jezus mnie uratował. Bar-dzo głęboko doświadczyłem Jego mi-łości miłosiernej i mocy, która wyrwała mnie z mojego zagubienia.

Historia mojego powołania jest dość długa, więc nie będę się o niej rozpisy-wał, w każdym razie do furty klasztor-nej zapukałem w wieku ok. 26 lat i tak rozpoczęła się moja nowa przygoda z Panem Bogiem. Przez te bez mała 20 lat życia zakonnego przeżywałem różne chwile: trudne, piękne, smutne i rado-sne, ale nigdy nie żałowałem mojej de-cyzji o zostaniu zakonnikiem. Cieszę się, że jestem dominikaninem, kocham mój zakon i cieszę się, że mogę głosić Dobrą Nowinę. Przed wstąpieniem do zakonu myślałem, że będę miał dużo wolnego

Zaproszenie na rekolekcje wielkopostne

REKOLEKCJE WIELKOPOSTNE DLA STUDENTÓW

Prowadzi o. Janusz Chwast OP

ndz godz. 18, pn-śr godz. 20:00

27.03(ndz) - 30.03(śr)

Kościół św. Jadwigi, Os. Akademickie

DUSZPASTERSTWO AKADEMICKIE

WWW.DA.PR.RADOM.PL

czasu i bałem się nudy w życiu zakon-nym. To może jest moje największe za-skoczenie: nie ma nudy, a życie płynie wartkim strumieniem. Może w moim przypadku dlatego, że od kilkunastu lat pracuję ze studentami, a oni nie pozwo-lą się człowiekowi nudzić.

Tytuł rekolekcji: „Kocham cię życie”. W czasie tych rekolekcji akademickich będę starał się powiedzieć o tym, dla-czego nasze życie jest dobre i piękne. Dlaczego powinniśmy się nim cieszyć i je cenić. Wokół nas jest niemało ludzi nieszczęśliwych, smutnych, zagubio-nych, a i nas dopada nierzadko zniechę-cenie i pustka. Zastanowimy się więc też, dlaczego w nas czasami nie ma radości i czujemy się nieszczęśliwi. Co to na-sze życie może niszczyć i degradować? A w związku z tym będziemy też próbo-wać choć trochę pokazać drogę do ra-dosnego, wypełnionego sensem życia. Serdecznie zapraszam na rekolekcje.

Janusz Chwast OP 

Page 4: Gazeta Akademicka, marzec 2011

44 GaGaGaGazezezezezezezezetatatatatatatatatatatatatatatata A A A A A A A A A A A A A A Akakakakakakakakadededededemimimimimimimimimickckckckckckckckckaaaaaa

Studenci o Janie Pawle II

Anna GodlewskaAkademia Pedagogiki Specjal-nej w Warszawie, III rok, peda-gogika

Jan Paweł II był Papieżem który pokazał, jak ważne jest porozumienie i dialog

międzyludzki. Był kimś ważnym, uczą-cym prawdziwej modlitwy i budowania relacji z innymi ludźmi. Uczył odpowie-dzialnej miłości, która jest w stanie prze-trwać próbę czasu.

Ania KowalczykPolitechnika Warszawska, II rok, energetyka

Słowa Jana Pawła II przy-woływane są często, fragmenty jego książek

ob(cie cytowane w mediach. Ale co one dla nas znaczą, jak wpływają na nasze życie? Kim DLA MNIE jest Jan Paweł II? W jego osobie widzę gorliwego obroń-cę życia, wielkiego teologa, nauczyciela o(arnego patriotyzmu, poetę trudnej głębokiej liryki... Co mnie najbardziej urzekło? Jego odwaga, pokora i radość służby. Dla mnie Jan Paweł II był przede wszystkim apostołem Chrystusa, czło-wiekiem błogosławionym, czyli szczęśli-wym. Świętym.

Anna Sobkiewicz Uniwersytet Warszawski, II rok, dziennikarstwo

Kim dla mnie był?  Ła-twiej mi chyba powie-dzieć, kim dla mnie jest Jan Paweł II. Jest człowie-

kiem, którego – paradoksalnie – zaczę-łam poznawać dopiero po jego śmierci. Ogrom materiałów, wyemitowanych wówczas przez media,  pozwolił  mi po-znać papieża od nieznanej wcześniej strony. Odkryłam człowieka, który nie boi się mówić o seksie, antykoncepcji, in vitro, problemie AIDS w Afryce czy wie-lu innych tematach, uznawanych przez wielu za kościelne tabu. Jego otwartość na dialog i umiejętność logicznej argu-mentacji swoich  przekonań bardzo mi wówczas zaimponowały i do dziś stano-wią dla mnie  źródło inspirującej  moty-wacji do odważnego głoszenia swoich poglądów.

Anna WiosnaUniwersytet Muzyczny w Warszawie, II rok

Najłatwiej powtórzyć za wszystkimi utarte już slo-gany: był człowiekiem

Wielkim, Świętym, autorytetem moral-nym, intelektualnym, otwartym świato-poglądowo... Zdaję sobie jednak sprawę, że nasza wiedza o Janie Pawle II jest cią-gle zbyt mała. Opieramy nasze wspo-mnienie o nim o te same słynne epizo-dy – wadowickie kremówki i góralskie przyśpiewki. Tymczasem mało kto, tak naprawdę zna jego nauczanie, ja sama nie przeczytałam choćby jednej z jego encyklik. Może właśnie zbliżająca się be-aty(kacja jest dobrą okazją do bliższego poznania nauki Jana Pawła II?

Ewa FiedorukUniwersytet Łódzki, I rok, (nanse i rachunkowość

Jan Paweł był dla mnie, jak pewnie dla większości z nas, wielkim człowie-

kiem. Gdy słyszę Jego imię staje mi przed oczami postać człowieka po-zdrawiającego tłumy, uśmiechniętego, ale przede wszystkim widzę dobrego Pasterza o wielkim sercu. Jana Pawła II cenię za to, że nie bał się poruszać tzw. trudnych tematów. Nigdy nikogo nie wyśmiewał. Potra(ł każdemu wybaczyć.

Ewa MazurkiewiczKatolicki Uniwersytet Lubelski, V rok, pedagogika

Towarzyszył mi od zawsze. Dojrzały, lecz młody du-chem, spokojny, ale pełen

energii, prawdziwy i pełen pokoju. Nie-strudzony świadek Chrystusa, człowiek głębokiej wiary. Papież – wychowawca, pedagog, przewodnik. Gotowy do po-święceń, umiejący dostrzec w każdym człowieku dobro i piękno. Taki był dla mnie Jan Paweł II.

Konrad KulitaPolitechnika Warszawska, V rok, budownictwo

Jan Paweł II był dla mnie symbolem pojednania,

był człowiekiem, który szanował wy-znawców innych religii, był świadkiem

nadziei. Jan Paweł II pozostanie niepod-ważalnym autorytetem, miał niesamo-wity dar jednania ludzi bez względu na światopogląd czy religię. Potra(ł swoim nauczaniem dawać nam przykład do na-śladowania.

Maciej Dzik UMCS Radom, II rok, historia i Wyższa Szkoła Biznesu, I rok, administracja

Dla mnie papież Jan Pa-weł II był wybitnym po-litykiem, mężem stanu,

charyzmatycznym duchownym, obroń-cą praw człowieka i życia nienarodzo-nego, człowiekiem ponad podziałami, walczącym o słuszną sprawę sprawie-dliwości, a także męczennikiem systemu komunistycznego, który obalił. Ogólnie wspaniały człowiek, myślący o innych, ni-gdy o sobie. To On powiedział: nie bójmy się miłości, która stawia wymagania oraz o roli robotnika w systemie współcze-snego kapitalizmu, że jest podmiotem, a nie przedmiotem.

Olga Nawarastudentka II roku pedagogiki

Cieszę się, że mogłam żyć w czasach Jana Pawła II. Był On wielkim autory-tetem, przewodnikiem, Ojcem Narodów. Świad-

kiem głębokiej wiary, niegasnącej na-dziei i prawdziwej, bezinteresownej mi-łości. Był człowiekiem wszechstronnym, wyjątkowym, wrażliwym na piękno. Zaskakiwał pogodą ducha, spontanicz-nością, poczuciem humoru. Swoim sło-wem porywał wielkie tłumy, miał świet-ny kontakt z młodzieżą. Był miłośnikiem literatury i poezji, uwielbiał sport, kochał przyrodę. Wielki Pasterz Kościoła, przy-jaciel ludzi. Chyba nikt z nas nie jest w stanie w sposób wyczerpujący opisać w kilku zdaniach, jaką osobą był Jan Pa-weł II.

Dla mnie najważniejszy jest fakt, że On nadal żyje pośród nas. Dla ludzi, którzy wierzą – nigdy nie odszedł. To, co najbar-dziej wartościowe, zaszczepił w naszych sercach. „Możemy być pewni, że nasz Umiłowany papież stoi obecnie w oknie Domu Ojca, spogląda na nas i nam bło-gosławi” – jak powiedział kardynał Jo-

Page 5: Gazeta Akademicka, marzec 2011

55555GaGaGaGaGaGaGaGaGaGaGazezezezezezezezezezezezezezezezezetatatatatatatatatatata A A A A A A A A A Akakakakakakakadedededededededededededededededededemimimimimimimimimimimimimimimimimimimimimimimimimimimickckckckckckckckckaaaaaaaa

Paweł RomanowskiPolitechnika Warszawska, III rok, budownictwo

Kim dla mnie był Jan Paweł II? Myślę, że takie pytanie powinien zadać

sobie każdy z nas w perspektywie zbliża-jącej się kolejnej rocznicy śmierci Karola Wojtyły oraz jego beaty(kacji. Pierwsze skojarzenie, które mi się nasuwa, to czło-wiek wielkiej wiary. Wzór do naśladowa-nia. Dawał nam przykład, jak się modlić, ufać Bogu i zawierzyć mu swoją co-dzienność. Był człowiekiem odważnym, który nie bał się wyzwań stawianych mu przez Najwyższego. Swoją postawą potra(ł pociągnąć za sobą rzesze ludzi. Docierał do najdalszych zakątków Ziemi, głosząc Ewangelię. Swoim życiem poka-zał, że był troskliwym Pasterzem, dbają-cym o swoje owce. Jednak nie są to moje jedyne skojarzenia z osobą Naszego Pa-pieża. Myśląc o nim, mam również przed oczyma człowieka, który w istocie był patriotą walczącym o swoją Ojczyznę. Nie wolno nam zapomnieć o tym, że gdyby nie On, rzeczywistość w naszym kraju mogłaby być nadal „czerwona”. To właśnie jego postawa wobec komuni-zmu, w dużej mierze, pozwoliła nam od-zyskać jakże upragnioną niepodległość.

Tomasz MotykaUMCS Lublin, IV rok, (lologia polska

Jan Paweł II to niewątpli-wie najważniejsza postać współczesnej historii. Dla mnie osobiście był strażni-kiem moralności, przewodnikiem życia. Jan Paweł II to niesamowity drogowskaz w drodze do świętości. Ceniłem go za jego otwartość na różne sprawy i pro-blemy, szczególnie te, które dotyczyły młodzieży, z którą Papieża łączyła szcze-gólna relacja. Ta relacja dotyczyła rów-nież mnie, mimo że nie poznałem go osobiście, nawet Go nie widziałem, to każde jego słowo, treść nauczania wy-twarzały więź, która zmienia moje życie do tej pory.

Ula Greinert-MotykaUniwersytet Wrocławski, I rok, administracja – magisterskie studia uzupełniające

Kiedy myślę o Janie Paw-le II czuję spokój i radość, przez głowę przelatu-

ją mi różne obrazy, wspomnienia. Jak wielu młodych ludzi, i mnie poruszał Jego autentyzm, spokój, uśmiech, Jego słowa. Papieża Polaka poznawałam poprzez Jego listy do młodzieży, frag-

menty encyklik, które omawialiśmy na spotkaniach wspólnoty. Miałam 16 lat, gdy zbliżał się rok 2005 – rok XX Świato-wych Dni Młodzieży. Dzięki namowom rodziców zapisałam się na to niezwy-kłe wydarzenie. Czekałam na spotkanie z Ojcem Świętym, niestety 2 kwietnia dotarła do mnie wiadomość o śmierci Papieża. Byłam wtedy w kościele na mo-dlitwie różańcowej. Pamiętam ten dzień. Kilka dni później odbyła się Msza święta we wrocławskiej archikatedrze. Razem z członkami wspólnoty, do której należa-łam, wracaliśmy autobusem do naszych domów i z obcymi ludźmi śpiewaliśmy „Barkę”. Wiedziałam już, że moje ma-rzenie się nie spełni – nie zobaczę Jana Pawła II podczas ŚDM w Kolonii. Jednak kiedy pomyślę o tym, co wydarzyło się podczas tych dni, myślę, że był on obec-ny na każdej ulicy w centrum Kolonii. Jego twarz można był zobaczyć naryso-waną kredą na każdym deptaku, był na ogromnej fotogra(i ułożonej z tysięcy małych zdjęć.

Jan Paweł II był i jest dla mnie autoryte-tem, szczególnie w sprawach ochrony życia, wychowania, poszukiwania drogi życiowej. Nikt tak jak On nie mówił o mi-łości małżonków, o znaczeniu rodziny, ojczyzny i o obecności Chrystusa w ży-ciu człowieka. Nie mogę powiedzieć, że zgłębiam Jego naukę, ale niektóre z jego myśli wciąż mi towarzyszą, jak drogo-wskazy. Jan Paweł II jest orędownikiem moich modlitw od paru lat, a pierwszą intencją, jaką mu powierzyłam było ro-zeznanie mojej drogi życiowej i wybór męża – czuję, że bardzo mi w tym po-mógł.

Małgorzata Wiśniewska Uniwersytet Warszawski, I rok, socjologia

Jan Paweł II był, a wła-ściwie jest dla mnie oso-bą, która pokazała mi, że można żyć inaczej…

pełniej, będąc blisko Pana Boga. Ojciec Święty jest dla mnie przykładem niesa-mowitej wiary, wytrwałości i całkowite-

go oddania Jezusowi. Cenię w nim to, że nigdy nie był konformistą, lecz zawsze żył zgodnie ze swoimi wartościami i nie wahał się przyznać do Chrystusa. Moim zdaniem to wszystko, ale oczywiście i wiele więcej, czyni Go Wielkim Człowie-kiem.

Krzysztof Wojutyński Politechnika Warszawska, IV rok, inżynieria chemiczna

Pamiętam Go jako czło-wieka, który pomimo choroby i wieku potra(ł na swoich spotkaniach

gromadzić tłumy. Będąc kiedyś na jed-nym z takich spotkań w Krakowie, mo-głem odczuć, że każda z kilkuset tysięcy zgromadzonych tam osób jest dla niego ważna. Każdemu ma coś do powiedze-nia, przekazania. Spotkanie się z Nim na krakowskich Błoniach podczas jednej z ostatnich pielgrzymek wywarło na mnie ogromne wrażenie, które wspomi-nam do dziś.

Ania Rozińska<ecistka, I rok Akademia Mu-zyczna w Poznaniu

Kim był dla mnie JP II? Po-winnam powiedzieć: Był dla mnie wzorem do na-śladowania, wrażliwym człowiekiem pełnym mi-łości i wiary w młodych.

Dość banalne i oczywiste... Jednak co innego powiedzieć, kiedy tak naprawdę się go nie słuchało, nie czytało, nie zoba-czyło. Młodzi ludzie żyją swoim życiem, nie doceniają tego, co posiadają, dbają tylko o siebie i swoje zainteresowania. Nie dostrzegają czegoś piękniejszego, ludzi o wielkich sercach, bo ich autory-tetami są liderzy sławnych zespołów. Znam wiele takich osób i byłam jedną z nich. Zbyt późno, bo w czasie choroby i śmierci Jana Pawła II zaczęło docierać do mnie, kim jest, i naprawdę SŁUCHAĆ, tego co mówił. Niestety bywa tak, że do-ceniamy kogoś zbyt późno.

Nasi Przyjaciele

Page 6: Gazeta Akademicka, marzec 2011

Siedem i ćwierć minuty

od: No comments.

www.youtube.com This video was recorded in 2008 and smuggled out of the state of Orissa, India. These events were not covered by the media, but many Christians were killed and churches destroyed, there were 50,000 Christians displaced from their homes. Notice the police standing by and watching, allowing the Christ

·

20 grudnia 2010 o 12:33 · Udostêpnij

Zobacz wszystkie komentarze: 8

Ania Wiosna !"#$#%&#!'#!()*+!),!&-)*,!.#/(',0!123!4#53)*!267!*-4/&,89!:-/!#6*(9!;$+!

&23!6763)*!6*3;#<!)=+)*380!">*+/>3!)=#?-9!7-=-)9!'#!?)*+)'/#!$#)'-:3!)2@!$#!&-)*3:!<?2--

$#4#<62! %3*! &-)*3:! ?#A20! B+<A@! :3$&-/9! 53! 67#62-5! 4#53)*! #$?>C628! ?*>#/9! ?+=,6*+8!

'3A3?2*#>9!4#&2'#>!/#4.('3>-9!*-4/&,8!)'>#&@!2&'3>&3'#?,9!&23!:3)'3<!:3$&-/!?!)'-&23!*--

4/&,8!#6*(!&-!.>-?$@0!D.>*3$*-&#!4&239!53!'3&!EA42/!:3)'!%->$*#!%>('-A&+9!53!&23/'C>*+!

&23!*$#=-A2!#%3:>*38!;#!$#!/#F6-9!&23!*>#%2=#! '#! :3$&-/!&-!4&23!?>-53&2-0!B-=#! '#!)63&!

.>*34#6+!?!'3A3?2*:2G!H=+67!?2-$#4#<62!?!IJ2-$#4#<62-67KG!L%>-*+!?#:3&9!4#>$3>)'?9!

;?-='C?!2!-;>3):2!$#.-$-:,!&-)!*3!?)*+)'/267!)'>#&M!N*+!4#534+!)2@!.>*+*?+6*-28!$#!

*=-G

O2-=+!$*23F9!:3$&-!*3!*?+/=+67!2&$+:)/267!(A260!P=(4!A($*2!?!/>@;(0!"#<>#$/(!$?C67!4@56*+*&!&-!*23420!"#6*,'-

/#?#!&23?23A3!?2$-89!-A3!(6*+&&-!.#A26:-!#$)(?-! '+67!&-:%A253:! )'#:,6+679! 53%+!*>#%28!423:)630!O262G!P#!4-=#!

.#?23$*2-&30!Q#.-&2!.#!;=#?-670!Q-5$3!($3>*3&23!$>3?&2-&,!.-=/,!R!.#!;=#?239!53%>-679!%3*!A2'#<62!R!?=,6*-!

?!&-)!'3&!#$>(67!4-=3;#!$*236/-!?#%36!*=- !&23!676@!'3;#!#;A,$-80!123!676@!&-!'#!.-'>*380!SA3!#;A,$-)*!$-A3:0!"#!

67?2A2!?>*(6-:,!$#!<>#$/-!67=#.6-0!P#!:3)*6*3!$*236/#0!L$!>-*(!$#)'-:3!/#.&2-/-!?!;=#?@0!"A-4+!/>?2!&-!:-)&3:!

/#)*(A20!O2:,!;#!.-=/,9!67+%-!676,!4(!.#=-4-8!&#;20!"=-6*30!P-4'+67!$?C67!A35+!&-!*23429!:3$3&!4-!>#*'>*-)/-&,!

6*-)*/@9!67+%-!&23!5+:30!H$:@62-!&-;23:!/#%23'+9!>C?&235!%2'3:0!"#'34!:(5!'+A/#!4->'?3!62-=-!&-!(A26+0!B&C)'?#!62-=0!

T-/!$#%>*3!?.-)#?(:,!)2@!?!*?+6*-:&3!5+6230!L%#/!.>*367#$*,!2!$+)/('(:,!A($*239!.>*3:35$5-:,!)/('3>+0!

U*#/(:,63G! P#! 4-=#! .#?23$*2-&30! B+<A@9! 53! &-49! '#A3>-&6+:&+4! V(>#.3:6*+/#49! ?! #;CA3! &23! 423<62! )2@! '#!

?!;=#?230!L$!>-*(!.#:-?2-:,!)2@!.+'-&2-0!WA-6*3;#!&2/'!&23!>3-;(:3G!"#A26:-&62!)'#:,!#%#/!2!()=(5&23!>#%2,!423:)63!

.>*3<A-$#?6#40!1XQP!&23!?)'-?2-!)2@!*-!'+42!A($Y420!123!.>#'3)'(:30!123!.#$&#)2!;=#)(0!N*+!6*(:,!)2@!'-/!)-4#!

%3*>-$&2!?#%36!.>*34#6+9!&23*-?2&2#&3;#!623>.23&2-9!:-/!4+9!.-'>*,6+!&-!3/>-&!4#&2'#>-G!N#!*!?=-$*-42!/>-:(G!!

123!?).#42&-:,6!:(5!#!L1H!6*+!2&&+67!#>;-&2*-6:-67!I?-A6*,6+67K!#!.#/C:!2!).>-?23$A2?#<8!&-!<?236230!">*36235!

'#!&23!:3)'!.#:3$+&6*+!.>*+.-$3/0!WA-6*3;#!&23!2&'3>?3&2(:,G!">*3<A-$#?-&2-!67>*3<62:-&9!-!'-/53!4(*(=4-&C?!

'#!.>#%A34!6-=+67!X&$220!

"#&-$! Z[\! *-%2'+670! U3'/2! >-&&+670! P+)2,63! (67#$Y6C?! *4()*#&+67! $#! (6236*/2! .>*3$! ]-A,! &23&-?2<620!

J!242@!6*3;#G!S&'+67>*3<62:-F)/23:!2$3#A#;220!U'>-67(0!"#6*(62-!*-;>#53&2-0!P+A/#!$A-6*3;#!&23!4-4!.#6*(62-9!

53!6#<!42!*-;>-5-!*3!)'>#&+!'3;#!4-=3;#9!.=-6*,63;#!67=#.6-9!/-'#?-&3;#!.>*3*!?+*&-?6C?!72&$(2*4(G

W#'>?-A2<623!$#!/#F6-G!L%3:>*3A2<623!'3!^!42&('!Z[!)3/(&$!&26*+4!&23().>-?23$A2?2#&3:!.>*34#6+!?#%36!%3*-

%>#&&3:!2)'#'+!A($*/23:G!N#!>#%2623G!B+<A2623 !I'#!)'>-)*&3K!2!?>-6-623!$#!.#>*,$/(!$*23&&3;#G!S!4#53!:3)'3<623!

*)*#/#?-&29!-A3!2!'-/!(?-5-6239!53!&23!4#5&-!&26!*>#%28G!N29!/'C>*+!)'-A2!?!/>@;(!2!&23!2&'3>?3&2#?-A29!.3?&23!'35!

'-/!4+<A3A20!W+)/('(:6230!D<?2-$-42-:623!2&&+670!"2)*623!#!'+40!"3?&23!'#!&23?23A39!/>#.A-!?!4#>*(9!-A3!A3.)*3!'#!

&25!.#*#)'-?-&23!%23>&+4!?#%36!*=-0

T353A2!6763623!#%3:>*38!'3&!EA42/9!?.2)*623!&-!)'>#&23!+#('(%3 !.3>)36('2#&!#]!67>2)'2-&)!2&!X&$2-

T-!()=+)*-=-4!#!&24!$*2@/2!B->62&#?2!B-A26/234(9!/'C>+!67#8!&23!&-A35+!$#!5-$&3:!#>;-&2*-6:2!.>*362?$*2-=-:,63:!

.>*3<A-$#?-&2#49!)*6*3;C=#?#!2&'3>3)(:3!)2@!.#$#%&+42!.>#%A34-429!67#62-5%+!'+49!6#!$*2-=#!)2@!?!_?-&$*23!

?!Z``a!>#/(0!U/#F6*+=!/(A'(>#*&-?)'?#!2!.#A#&2)'+/@9!#%36&23!.>-6(:3!?!1->#$#?+4!S>672?(4!N+]>#?+40

Page 7: Gazeta Akademicka, marzec 2011

Jak rozumiem specjalny czas w litur-gicznym kalendarzu Kościoła, prze-znaczony na post i umartwianie? Po co praktykować wyrzeczenia i wię-cej niż zwykle się modlić? Jakie zna-czenie ma dla mnie Wielki Post? Jak przeżywam ten szczególny okres? Te pytania zadałam kilku pracownikom i studentom Politechniki Radomskiej.

Wielki Post rozpoczyna się oczywiście od Środy Popielcowej. Kojarzy mi się z czasem pokuty, umartwienia, postu, jał-mużny, pogłębionej modlitwy. Staram się w tym okresie wyciszyć oraz nie uczestni-czyć w zabawach. Jest to oczywiście ra-dosny czas oczekiwania na święto Zmar-twychwstania naszego Pana i Zbawiciela Jezusa Chrystusa. Nie może tutaj być mowy o żadnym smutku. W tym okresie uczęszczam na wielkopostne nabożeń-stwa: gorzkie żale i drogę krzyżową. Sta-ram się także pogłębiać i kontemplować mękę Chrystusa. Z utęsknieniem czekam na dni Triduum Paschalnego, a także odbywające się w tych dniach liturgie, a zwłaszcza liturgię Wielkiej Soboty. To również pogłębiony czas pracy nad sobą, walka z własnymi słabościami oraz wy-korzenianie wad i grzechów. Oczywiście ważne jest wprowadzenie w życie jakie-goś postanowienia wielkopostnego, które będzie ćwiczyło moją wolę, nauczy mnie bardziej kochać oraz rezygnować z wła-snego egoizmu.

Michał Jachimkowski, pracownik Biblioteki Głównej

Czym jest dla mnie Wielki Post? Przede wszystkim przypomnieniem, by się za-trzymać i poświęcić więcej czasu Bogu. Zastanowić się nad kierunkiem, w którym zmierzam i być może zawróceniemn na właściwą drogę. Pierwsze skojarzenie z Wielkim Postem to pokuta, ale o radosnym wydźwięku, a zdecydowanie jest to czas, by nadrobić zaległości w modlitwie.

Paulina Grzegorczyk, pracownik sekretariatu w Instytucie

Filologiczno-Pedagogicznym

Wielki Post to dla mnie okazja, aby za-stanowić si nad swoim postępowaniem i podjąć kroki naprawcze. Oczywiście uczestniczenie w hucznych imprezach od-pada. W każdy piątek w miarę możliwości staram się uczestniczyć w nabożeństwie drogi krzyżowej. Biorę również udział

Nie samym chlebem żyje człowiek…

w corocznie organizowanych rekolekcjach wielkopostnych, żeby dobrze przygoto-wać się do przeżycia świąt Wielkiej Nocy.

Izabela Jakubiak, studentka II roku ekonomii

Wielki Post ma dla mnie szczególne zna-czenie, gdyż jestem osobą wierzącą i prak-tykującą. Jest dla mnie czasem ducho-wego skupienia i zachęty do wytężonej pracy nad sobą. Dzięki podejmowanym postanowieniom staram się jak najlepiej przygotować do świąt Wielkiej Nocy. W czasie Wielkiego Postu bardziej niż kie-dykolwiek przemawiają do mnie słowa o konieczności nawrócenia, i chociaż sta-ram się nieustannie poprawiać swoje ży-cie, to w tym czasie zyskuję silniejszą mo-tywację. Nie jest to dla mnie bynajmniej czas smutny, lecz radosne oczekiwanie na

najważniejsze święta w roku liturgicznym. Sądzę, że każdemu przyda się czasem chwila zatrzymania w biegu codzienno-ści, spojrzenia na siebie krytycznym okiem i zastanowienia się, co można w sobie udoskonalić, a Wielki Post daje ku temu wyjątkową okazję.

Anita Korzeniowska, studentka II roku ekonomii SUM

Wszystkim pracownikom i studentom Po-

!"#$%&!'!( )*+,-.'!#/( 01$234( *51( 6!# '!(

7,."(8"9:* !;(!."&!#/<$#(:(&*.(+,59,4(*("*'-

0#(=,->?;(8.8&<@(2(.#9$(9#.2"'!(?92#$%8A(

7*-!3"*/-14(0#(=,+/3$!#(=,'8"1(9,+2!(.!3(

2( 82&*&!*( :;*.&#/( .;*5,ści i grzeszności. Jest wyrazem =9*$1(&*+(.,5<A

Anna Wasiak

Page 8: Gazeta Akademicka, marzec 2011

Nie będę pilotem

Jest to odpowiedź na pytanie: czy po studiach będziesz pilotem? Studiuję w Wyższej Szkole O(cerskiej Sił Powietrz-nych w Dęblinie kierunek bezpieczeń-stwo narodowe. To chluba polskiego lotnictwa. Dotychczas kształciła tylko pilotów mundurowych. Austriacy utwo-rzyli w Dęblinie lotnisko, na którym przez kilka miesięcy działała Francuska Szkoła Pilotów. Tam szkolili się lotnicy dla nowego polskiego wojska. Od paź-dziernika 2009 roku szkoła otworzyła się dla studentów cywilnych, takich jak ja.

Postanowiłam złożyć dokumenty. Sły-sząc o renomie Wojskowej Akademii Technicznej i Akademii Obrony Naro-dowej w Warszawie, wiedziałam, czego mogę się spodziewać po uczelni z takimi tradycjami jak WSOSP, i nie myliłam się. To był strzał w dziesiątkę! Pierwsze dni ob(towały w dużą dawkę podniecenia. Możliwość wejścia na teren jednostki, gdzie znajduje się wydział lotnictwa i kosmonautyki, tylko z przepustką świadczył o wyjątkowości uczelni i osób, którym dano przywilej kształcenia się na niej.

Nie nosimy mundurów, nie salutujemy, nie jeździmy na ćwiczenia w koszarach. Zajęcia odbywają się z wysoko wykwa-li(kowaną kadrą naukową szkoły, zło-żoną głównie z pracowników wojska. W większości to profesorowie i doktorzy. Na zajęcia przychodzą w mundurach, przez co poznaliśmy stopnie wojskowe o(cerów. Nie stosują wobec nas metod

kształcenia jak dla podchorążych. Może-my się spóźniać na zajęcia i nie chodzić na wykłady, tak jak jest to przewidziane na innych uczelniach cywilnych.

Jako pierwszy rocznik cywilny spotka-liśmy się na początku z nieprzychylno-ścią ze strony rówieśników ze studiów mundurowych. Nie mogli zaakceptować naszej obecności na uczelni. To szybko się zmieniło. Zaczęli dostrzegać pozy-tywne aspekty nowej sytuacji, zwłaszcza wśród kadry naukowej, która zmieniła podejście z typowo rygorystycznego na bardziej otwarte na zmiany. Pierwszym krokiem ku poprawie naszej sytuacji było założenie kół naukowych, takich jak: Koło Szybowników i Koło Młodych Konstruktorów, które może się pochwa-lić stworzeniem modelu Myszołów i wy-jazdem na konkurs Aero Design w Kali-fornii, gdzie zajęło 8 miejsce na świecie i 4 w Europie.

Jak na debiutantów musicie przyznać, że to wielkie osiągnięcie i zaistnienie w światowym środowisku lotniczym. Koło Szybowników również ma swoje

REKLAMA W GAZECIE AKADEMICKIEJ

osiągnięcia, jak np. zajęcie 1 miejsca na Mistrzostwach Polski w szybownictwie.

Mimo że nie mamy łatwo i dopiero prze-cieramy szlaki młodszym rocznikom, sy-tuacja ta daje nam możliwość wykazania się pomysłowością i determinacją w dro-dze do celu – cechami tak potrzebnymi do osiągnięcia sukcesów zawodowych. Uczelnia w niedługim czasie ma zostać przekształcona na Akademię Lotniczą, co zmieni jej status wśród światowych uczelni lotniczych. Zostaną otworzone nowe kierunki, takie jak logistyka czy ra-townictwo medyczne.

O znaczeniu i prestiżu, jakim cieszy się szkoła, przekonałam się podczas praktyk w Polskich Liniach Lotniczych LOT. Nie-stety na ten temat nie mogę nic powie-dzieć, ponieważ zobowiązałam się do nieujawniania informacji dotyczących zadań wykonywanych w ramach prak-tyk. Teraz wiem, że to jest to, co chcę ro-bić w życiu. Zapraszam wszystkie osoby pasjonujące się lotnictwem, i nie tylko, w nasze szeregi .

Monika Kowalczyk

Page 9: Gazeta Akademicka, marzec 2011

25 pytań Gazety Akademickiej

Absolwent Wydziału Rzeźby kra-kowskiej ASP, dyplom w pracow-ni prof. Antoniego Hajdeckiego. Autor programu nauczania rzeźby oraz organizator pracowni rzeź-biarskich dla studentów Wydziału Sztuki Politechniki Radomskiej. Uprawia rzeźbę w kamieniu i me-talu, zajmuje się także małą formą rzeźbiarską i medalierstwem.

1. W życiu kieruję się…bardziej intuicją niż rozsądkiem

2. Gdy muszę podjąć trudną decyzję, to…potrzebuję czasu, rozważam

3. W sytuacjach kon(iktowych…dążę do kompromisu

4. Irytuje mnie…banał, brak rozumienia kwestii najbar-dziej oczywistych

5. Nastrój poprawia mi…pogoda, światło, drink

6. Zawsze wracam do…no najłatwiej byłoby powiedzieć „do domu”, ale w kwestiach mentalnych szu-kam podstawy, tak bym to ujął

7. Zawsze sprawdzam, czy... nie ma takiej okoliczności, w której ja za-wsze coś robię czy coś sprawdzam

8. Chciałbym…być wolny, zdrowy, piękny i bogaty

9. Święta spędzam…z rodziną

10. Chętnie słucham…radio, radio w domu mam w  każdym miejscu poza łazienką i ubikacją

11. Zapominam o…głównie o szczegółach, ale ponieważ je-stem roztargniony, również o rzeczach ważnych zdarza mi się zapomnieć

12. Chętnie czytam…newsy i także informacje o pracy arty-stycznej kolegów (śmiech)

13. Dzieciństwo kojarzy mi się z…sankami i z takim wilgotnym chlebem posypanym cukrem, była bieda, była bieda

14. W domu najchętniej pomagam w…najczęściej odkurzam, co nie znaczy, że jest to najciekawsze i najbardziej ulubio-ne zajęcie

15. W życiu liczy się…lojalność

16. Uśmiecham się, gdy myślę…że mam szansę jutro jechać na wieś, mam tam takie swoje królestwo

17. W wolnych chwilach…no jadę na wieś właśnie

18. W łazience nucę…jeśli chodzi o słowa, to „Dziwny jest ten świat”, a jeśli nucę melodię, to „Wesołe jest życie staruszka”

19. Najczęściej mówię…jeden drugiemu wybił oko, później go przeprosił

20. Poezja czy proza…no wypada powiedzieć poezja, ale bez prozy ani rusz, no nie da się żyć

21. Autorytetem jest dla mnie…niektórych tutaj zaskoczę – moja żona

22. Sport: uprawianie czy oglądanieraczej oglądanie

23. Uroda czy intelekt...jestem wyposażony w taki zmysł obser-wacji, że piękna nie da się uniknąć, no ale jednak intelekt

24. Ranny ptaszek czy nocny marek…jeśli chodzi o ptaszka, to raczej ranny, no ale tak na poważnie, to im jestem star-szy, tym łatwiej mi jest wstać rano

25. Urlop spędzałbym… tam gdzie ciepło, oczywiście z  wyjąt-kiem piekła

Dr Wiesław Jelonek

Prodziekan ds. Dydaktycznych i Studenckich

Politechnika Radomska, Wydział Sztuki

Page 10: Gazeta Akademicka, marzec 2011

Z życia duszpasterstwa akademickiego

W życiu do pewnych wydarzeń trzeba się przygotować. Przed wyprawą w góry wybrać najlepsze buty, przed pójściem na plażę odpowiedni olejek. Szczegól-nie jednak należy się przygotować do tych wydarzeń, które mogą w naszym życiu wprowadzić zmiany na lepsze. Ta-kim wydarzeniem są święta Bożego Na-rodzenia, na które przygotowują nas, jak dobrze wiemy, rekolekcje.

Tegoroczne rekolekcje w duszpaster-stwie akademickim odbyły się od 5 do 8 grudnia. Jak dla mnie (a myślę, że i dla wszystkich, którzy w nich uczestniczyli) były bardzo dobrym czasem przygoto-wania się do połamania się opłatkiem, ale również czasem do zmiany siebie, do przemyśleń nad własnym życiem. Bardzo ważną rolę odegrał Ksiądz Ro-bert Patro, duszpasterz akademicki oraz współtwórca Przystanku Jezus, który wygłosił nauki. Rekolekcje rozpoczęły się Mszą Świętą z nauką rekolekcyjną. Pierwsza nauka dotyczyła znaku STOP. Świat biegnie, a my razem z nim, ale w pewnym momencie trzeba się za-trzymać. Właśnie rekolekcje są na to odpowiednią chwilą, w której możemy odnaleźć siebie w wirze codziennych obowiązków. Druga nauka ukazywała Boga, który jest naszym przyjacielem, w dodatku z poczuciem humoru. Bardzo wyraziście ujął to krótki (lm przedsta-wiający różnicę między mózgiem ko-biety a mężczyzny. Mężczyzna posiada mózg skonstruowany z szu<adek, każda szu<adka odpowiada za odpowiedni aspekt życia, a więc dom, rodzina itp. Ma również szu<adkę, która nazywa się „ni-cość” i jest to stan, w którym nie dzieje się nic. Inaczej natomiast skonstruowa-

ny jest mózg kobiety, w którym to znaj-dują się ogromne ilości nitek, które się mieszają i są nie do ogarnięcia, przez co kobiety nie mogą zrozumieć mężczyzn. Ten (lm w sposób komiczny przedsta-wiał relacje damsko-męskie. Dzień trzeci był poświęcony Zbawicielowi, który cały czas jest przy nas, nie zostawia nas, na-wet gdy jesteśmy od niego bardzo da-leko. Ostatni dzień był dniem spowiedzi świętej i czasem na zmiany. Dla mnie to była bardzo ważna nauka, z której za-pamiętałem pewną ideę. Bardzo często w moim życiu pewne wydarzenia powo-dowały we mnie chęć zmiany, takiej ra-dykalnej, od razu, od teraz, ale kończyło się to zazwyczaj (askiem. Zmiany w na-szym życiu powinny zachodzić stopnio-wo, powinniśmy być na nie dobrze przy-gotowani. Takie przygotowanie dawały

właśnie te rekolekcje. Podczas każdego spotkania towarzyszyła nam modlitwa. Każdą naukę Ksiądz Robert rozpoczynał modlitwą do Ducha Świętego. Podczas tych rekolekcji adorowaliśmy Jezusa ukrytego w Najświętszym Sakramencie, uwielbialiśmy Go wspólnym radosnym śpiewem. To był bardzo dobry czas.

Bardzo ważnym wydarzeniem była rów-nież Noc Konfesjonałów zorganizowa-na w duszpasterstwie akademickim 21 grudnia, tuż przed Wigilią Bożego Naro-dzenia. Tu chciałbym się podzielić pew-ną anegdotą. We wtorek tuż po Mszy roratniej (warto dodać, że w DA podczas adwentu odbywały się roraty, po któ-rych można było zjeść pyszne śniadan-ko w bardzo przyjemnej atmosferze :) rozmawialiśmy o tym, i obawiałem się, że może być bardzo mało chętnych. My-liłem się. Podczas Nocy Konfesjonałów można było w ciszy i spokoju doświad-czyć miłosierdzia Bożego w sakramencie pokuty. Bez zabiegania, ale w skupieniu i rozwadze, jeszcze lepiej przygotować się na przyjście Pana.

Rekolekcje i Noc Konfesjonałów były świetnym przygotowaniem do Bożego Narodzenia. Bardzo się cieszę, że mo-głem zatrzymać się i spojrzeć na moje życie z nowej perspektywy. Myślę, że jest wiele osób, które podzielają moją opinię. Nie byłoby tego, gdyby nie Dusz-pasterze Akademiccy, dlatego dla nich Wielkie Dzięki.

Tomek Motyka

Debata o młodzieży w Duszpasterstwie Akademickim

Rozpoczęcie roku akademickiego

Page 11: Gazeta Akademicka, marzec 2011

JESIENNY OBÓZ DA

Tatrzańskich szczytów zdobywanie,

to dla studentów żadne wyzwanie!

SPOTKANIE NOWOROCZNE TAIZE

Kawałek dalej się ruszyliśmy,

po świętach Rotterdam odwiedziliśmy!

OBÓZ NARCIARSKI NA SŁOWACJI

Zimowe szaleństwo – wielkie księdza

Marka zwycięstwo!

ADWENT 2010

Nie takie straszne skoro świt wstawanie,

bo po roratach smaczne śniadanie!

Page 12: Gazeta Akademicka, marzec 2011

Nowy Rok witamy postanowieniami, ale – spójrzmy prawdzie w oczy –

nie ma szans żeby zacząć je spełniać już w pierwszych miesiącach roku.

Dieta? Odpada, przecież przełom stycz-nia i lutego to czas sesji, każdemu stu-dentowi niezbędna jest wtedy płynąca z frytek i czekolady energia!

Oszczędzanie? Ludzie dostali od Boga rozum i ktoś mądrze wymyślił wyprzedaże, których apogeum wypada właśnie w styczniu. Szkoda tylko, że przeceniając sukienkę o 70%, nie wziął pod uwagę, że odbierze tym samym innemu człowieko-wi wolną wolę, również dar Boży…

Regularna nauka? Zmęczenie sesją zdecydowanie wymaga porządnego odpoczynku, czyli odseparowania od podręczni-ków na dłuższy czas…

Aż przychodzi marzec, miesiąc wyjątkowo smutny. W skle-pach same nowe kolekcje, na które przy studenckim budżecie mogę co najwyżej popatrzeć przez łzy. Zaczyna się wiosna, więc robi się cieplej, pozimowych fałdek na brzuchu nie moż-na dłużej ukrywać pod grubą kurtką i szerokim swetrem. Nad-chodzący Wielki Post ma naprawdę świetne wyczucie czasu, a noworoczne postanowienia niemal same się w nim spełnia-ją pod nazwą wielkopostnych. Tylko najpierw trzeba się do tego przygotować, czyli najeść do pełna w tłusty czwartek – dzień pożegnania ze słodyczami – i zabawić do upadłego w ostatki. Zaleta nr 1 Wielkiego Postu – dobry pretekst dla diety. Po takim pożegnaniu karnawału i tak nie ma się siły ani ochoty na więcej, przynajmniej w najbliższym czasie, któ-ry, jak już człowiek się przyzwyczai do lenistwa, ostatecznie przedłuża się do kwietnia. Bo cały Wielki Post to takie NICnie-robienie – NIEchodzenie godzinami po sklepach, NIEobjada-nie się, NIEpicie alkoholu (chyba że jakaś dyspensa imprezo-wo-urodzinowa). Dlatego zawsze, gdy nadchodzi Wielkanoc, dziwię się, że z tego NIC wynika TYLE dobrego. Pomijając, że się schudnie, a zebrane na koncie pieniądze tylko czekają na przeceny kolekcji wiosennych, okazuje się, że zaległości w nauce jakimś cudem zniknęły, a piątkowe i sobotnie wie-czory można spędzić inaczej niż w klubie i się przy tym nie nudzić. Poza tym z głodu i tęsknoty za słodkościami można ułożyć wielkanocne menu mazurkowo-jajkowe. Swoją drogą, Wielki Post jest udany kolorystycznie – zaleta nr 2 – można wytłumaczyć noszenie źle dobranego do koloru włosów odcienia (oletu wpasowywaniem się w klimat panujący w kościele; oczywiście wiem, że lepiej mi w lila, ale ta purpura jak na ornatach księży jest taka piękna…

W ogóle to dostałam strasznie trudne zadanie. Okulary na nosie wcale mi nie pomagają w napisaniu tych 4 tysięcy zna-ków o Wielkim Poście. Wiadomo czym teoretycznie jest, kiedy i po co. Jestem wierząca, chodzę do kościoła i co? Pierwsze, co przychodzi mi do głowy na myśl o Wielkim Poście, to że nie jem wtedy słodyczy. I że w rozpoczynającą go Środę Po-pielcową po Mszy muszę zawsze szybko biec do domu zmyć z włosów tę ciemną kupkę popiołu!

Rozumiem, jakbym miała googlować Ramadan, ale nie, wpi-suję hasło „Wielki Post”. W wieku 20 lat dowiaduję się z Wiki-pedii, że jest takie nabożeństwo, jak gorzkie żale. Co prawda wątpię, żebym się na nie wybrała, ale przypomniało mi się,

że w piątki w Wielkim Poście odprawia się drogę krzyżową, a to jedno z niewielu nabożeństw, na które chętnie chodzę – nie śpiewa się tam „zawywających” pieśni i naprawdę można się skupić. Gorzej z Triduum Paschalnym, zwłaszcza w Wielki Piątek, kiedy cały orszak przenosi Jezusa do grobu… momen-tami zamiast na Niego patrzę na ministrantów; mam nadzie-ję, że mi wybaczy, ale to też Jego wina, że niektórzy są tacy przystojni...

Doszłam do wniosku, że w mojej rodzinie sposób przeżywa-nia Wielkiego Postu jest chyba dziedziczony co drugie poko-lenie. Wyrzeczeniem dla mojej babci jest… niemalowanie pa-znokci, a to przecież dobrze, że każdy dopasowuje postano-wienia do siebie. Jakbym założyła, że w poście nie będę grała na komputerze, to bym się nie umartwiła, bo i tak nie gram. Ale te paznokcie to całkiem dobry pomysł, na co dzień nie ruszam się z niepomalowanymi…

Wielki Post zaraz się zacznie, także póki co pomaluję paznok-cie na czerwono, pobiegam po sklepach (może znajdę jesz-cze jakieś przecenowe ochłapki), w międzyczasie wciągnę cheeseburgera z frytkami i jakieś m&m’sy na deser, a wieczo-rem wyskoczę do klubu. I tak mija mój dzień powszedni, wiel-kopostny będzie więc się różnił tym, że te czynności wykreślę z gra(ka. A duchowo czym?…

Marysia Domagała

Brunetki i blondynki rozważania o Wielkim Poście

fot. ks. Zbigniew Niemirski „Gość Niedzielny”

Page 13: Gazeta Akademicka, marzec 2011

Wolę Adwent. Takie jest moje pierw-sze skojarzenie z Wielkim Postem.

Bo wiadomo – Adwent, czas radosnego(!) oczekiwania, zimowa aura, dekoracje na ulicach i w sklepach, w rozgłośniach tan-detne, ale powszechnie lubiane, świątecz-ne piosenki – w tym nieśmiertelne Last Christmas. Wreszcie przygotowania do samego świętowania – ubieranie choinki,

przyrządzanie wigilijnych potraw i ciągle towarzysząca temu myśl o chwili, kiedy wraz z bliskimi usiądziemy przy wspól-nym stole, przełamiemy się opłatkiem, pogadamy, pośmieje-my się, pośpiewamy kolędy i – dla jednych opcjonalnie, dla drugich obowiązkowo – obejrzymy Kevina, który, jak co roku w tym czasie, zostaje sam w domu.

A teraz od strony liturgicznej. Adwent to roraty, dla mnie wspomnienia dzieciństwa – wstawanie o 530, gdy na dworze ciemno, zimno, pokonywanie chęci pozostania w ciepłym łó-żeczku i wędrowanie z lampionem do kościoła po skrzypią-cym śniegu. I tak aż do samego Bożego Narodzenia i kolejnej pięknej chwili, czyli pasterki, kiedy cały kościół śpiewa pełną piersią „Bóg się rodzi”, zagłuszając przy tym – ten jeden raz w roku – skonsternowanego organistę.

I teraz o Wielkim Poście? Okresie pokuty, zadumy, dobrowol-nego rezygnowania z przyjemności? Nie brzmi zachęcająco. A co od strony liturgicznej? Copiątkowa droga krzyżowa, niedzielne gorzkie żale. Już staje mi przed oczami tłum star-szych pań, śpiewających żal duszę ściska, serce boleść czuje... Pamiętam, że gdy byłam mała, spytałam mamę, czemu te panie mają takie zbolałe miny? Mama – stosownie do moje-go wieku – odpowiedziała, że szkoda im Pana Jezusa, który tyle musiał wycierpieć za nas na krzyżu. Na co ja odparłam, że biedny ten Pan Jezus, najpierw droga krzyżowa, a teraz jesz-cze takiego wycia musi w swoim domu słuchać. Sporo wody w Mlecznej upłynęło od czasu tej rozmowy, a ciągle trudno mi się nie zgodzić ze słusznością mojego rozumowania. Za-stanawiam się, jak to się dzieje, że czas przygotowania do na-szego najważniejszego święta mamy za 40-dniowy maraton smutku i poważnej miny, który trzeba jakoś przeczekać, zaci-snąć zęby i wytrzymać. Aż wreszcie nadejdzie moment kulmi-nacyjny – Triduum Paschalne, przez wielu postrzegane jako pasmo przydługich obrzędów, którego jedynym atrakcyjnym punktem jest wielkosobotnia „święconka”. Potem na szczęście już z górki – wielkanocne śniadanko, biały barszczyk, jajeczko, kiełbaska, babeczka (mam tu na myśli ciasto), a w telewizji przygody psa Beethovena albo Kargula i Pawlaka. Kolejnego dnia – powtórka z rozrywki, tym razem zakrapiana (i mam tu na myśli wodę). Tak więc samo świętowanie jest jak najbar-dziej do przyjęcia. Co zatem zrobić, by te 40 dni poprzedza-jące samą Wielkanoc nie były czasem, który z trudem prze-czekujemy, ale rzeczywiście przygotowało nas na radość ze zmartwychwstania Jezusa?

Może na początek zastanówmy się, na co czekamy – Wielkanoc to nie tylko pisanki, zajączki i kurczaczki, to przede wszystkim Wielkie Święto Miłości. Właśnie miłość 2000 lat temu skłoniła Boga to zesłania na ziemię swojego Syna. Po co? Tylko po to, żeby przeżył mnóstwo upokorzeń, zaznał ogromnego bólu i umarł w haniebny sposób, na krzyżu. Wszystko dlatego, że

pokazać, że Jego miłość do nas jest bezwarunkowa, że każde-go z nas pragnie zbawić. Zbyt patetycznie? To może prościej. Tak to już z nami jest, że trudno nam uwierzyć w słowa, prze-konują nas przede wszystkim czyny. Skąd wiesz, że mama Cię kocha? Oprócz tego, że Ci to mówi, przygotowuje również pyszny obiad, każe nosić czapkę i gdy tego nie robisz, obie-cuje, że „nie będzie latać z Tobą po lekarzach”, a później i tak nie dotrzymuje słowa. W ten sposób okazuje miłość. A Bóg? Gdyby tylko przekazał nam przez któregoś z proroków, że nas kocha, to uwierzyłbyś? Ja nie. Bóg był mądrzejszy, wiedział, że nie tak łatwo człowieka przekonać, dlatego dał nam ogromny dowód miłości i nie były to kanapki do szkoły, była to o(ara z upokorzenia i cierpienia własnego Syna. Mnie to przekonuje.

Jeśli więc Bóg przez śmierć swojego Syna chciał nas zapewnić o swojej miłości, to czy życzył sobie, byśmy na wspomnienie o tym sztucznie się umartwiali i stroili zbolałe miny? Na pew-no nie. Po co zatem Wielki Post? Wydaje mi się, że to jest do-bry czas, żeby zwolnić. Żeby pójść na spacer i przyjrzeć się pięknu natury, żeby pobyć z przyjacielem, żeby znaleźć czas na dobrą książkę. To nie jest tak, że Kościół zakazuje zabawy w Wielkim Poście, by zmusić nas do smutku i żeby klubom spadły obroty. Jest to raczej gotowa recepta, jak w naszym codziennym biegu na chwilę się zatrzymać i przypomnieć sobie, o co w tym naszym życiu w ogóle chodzi. Tak samo jest z umartwieniami wielkopostnymi. Nie chodzi o to, by przez 40 dni ciekła nam ślinka na widok słodyczy lub by omijać sze-rokim łukiem telewizor. Wyrzeczenie się takiej przyjemności ma nam uświadomić, że te rzeczy nie stanowią sensu nasze-go życia, że spokojnie poradzimy sobie bez nich. A chwile wcześniej bezmyślnie spędzane przed komputerem, a teraz przegadane przy kawie z dawno niewidzianym przyjacielem, przypomną nam o tym, kim naprawdę jesteśmy i co jest dla nas ważne. Przypomną nam o ogromnej miłości naszego Ojca w niebie i o tym, co dla nas zrobił, by nasze życie skoń-czyło się (a właściwe zaczęło) happy endem.

Ania Sobkiewicz

Brunetki i blondynki rozważania o Wielkim Poście

Page 14: Gazeta Akademicka, marzec 2011

W Polsce rower postrzegany jest przede wszystkim jako urządzenie rekreacyjne. W Europie na zachód od Odry – jako środek transportu. W wielu miastach duńskich, niderlandzkich, niemieckich udział roweru w ruchu drogowym sięga kilkudziesięciu procent. Rowerami jeż-dżą uczniowie do szkoły, urzędnicy do pracy, widzowie do teatru, emeryci do piwiarni. Większość osób korzystających na co dzień z roweru, używa go także w zimie. W centrach miast widzi się znacznie więcej rowerów niż samocho-dów. Poruszanie się rowerem jest spraw-ne i bezpieczne.

A wcale nie zawsze tak było. W latach siedemdziesiątych Europa borykała się z tymi samymi problemami co Polska dzisiaj. Na wzrastające zatłoczenie ulic planiści odpowiadali rozbudową układu drogowego. Poszerzano jezdnie kosz-tem chodników, zieleni i torowisk tram-wajowych. Sygnalizację programowano tak, by przepuścić jak największy potok pojazdów. Ludzi spychano do przejść

podziemnych. Skutek był opłakany: na ulicach coraz mniej pieszych, a coraz więcej samochodów; i coraz większe korki.

Zrozumiano, że jest to droga donikąd. Od kilku dekad w Europie kładzie się nacisk na rozwój komunikacji publicz-nej, pieszej i rowerowej. W planowaniu przestrzennym, w organizacji ruchu w mieście transport rowerowy jest trak-towany równie poważnie, jak inne ro-dzaje komunikacji. Bada się potrzeby transportowe, natężenie ruchu, buduje się infrastrukturę – tak by do każdego celu dało się szybko i bezpiecznie do-trzeć rowerem.

A kiedy tak będzie w Polsce? Czy musi-my powtarzać wszystkie błędy? Bierzmy sprawy w swoje ręce! „Miasta dla rowe-rów” – pod tym hasłem powstała ogól-nopolska sieć współpracy na rzecz upo-wszechnienia roweru w mieście. Tworzą ją organizacje społeczne z kilkunastu ośrodków. Wśród nich jest Bractwo Ro-werowe z Radomia.

„Miasta dla rowerów” – poważna sprawa!

Owocem prac sieci jest już kilka dużych projektów. W ramach jednego z nich przewidziano osiem regionalnych se-minariów popularnonaukowych. Zapra-szani są na nie przedstawiciele organów administracji publicznej odpowiedzial-nych za transport w miastach. Wykła-dy mają na celu pokazanie dobrych przykładów dbałości o ruch rowerowy w miastach europejskich, a także ostrze-żenie przed błędami, które niestety po-pełniane są w większości miast polskich. Jedno z seminariów – pod hasłem „Poli-tyka transportu rowerowego w mieście. Urbanistyka – infrastruktura – dialog społeczny” – odbyło się 16 grudnia na Wydziale Transportu Politechniki Ra-domskiej. Wykładów słuchało blisko sto osób.

W ramach innego projektu – „Rowerowe Przyspieszenie” – w kilkunastu radom-skich szkołach odbyły się zajęcia, na któ-rych członkowie Bractwa Rowerowego uczyli, jak sprawnie i bezpiecznie poru-szać się rowerem po mieście. W druku są

Page 15: Gazeta Akademicka, marzec 2011

broszury z zestawem porad oraz opisami polecanych tras z największych dzielnic do centrum Radomia.

Co do jakości życia radomskiego rowe-rzysty – przygotowywane jest znacznie większe opracowanie: „Społeczny raport na temat polityki rowerowej w Rado-miu”. Szeroko omówiono w nim obec-ne warunki ruchu rowerowego oraz miejskie dokumenty określające polity-kę transportu rowerowego. Następnie dokonano analizy źródeł i celów ruchu w mieście; wynikiem było określenie korytarzy komunikacyjnych łączących największe generatory ruchu ze śród-mieściem. Na tych trasach szczegółowo badane będą warunki poruszania się rowerem. Powstający dokument będzie częścią raportu krajowego – podob-ne prace prowadzone są równolegle w dziesięciu dużych miastach w Polsce.

Jedno z cyklicznych spotkań roboczych

sieci „Miasta dla rowerów” planowa-ne jest w Radomiu. W każdym z miast uczestnicy zapoznają się z miejscowymi problemami, oceniają jakość infrastruk-tury transportu rowerowego. Co poka-żemy im w Radomiu? Nasze problemy z urzędnikami nikogo nie zaskoczą – tak samo jest w całej Polsce. Fakt, że trasy rowerowe w Radomiu nie tworzą spój-nej sieci – powstają w przypadkowych miejscach przy okazji innych inwestycji – też Polaka nie zdziwi. Natomiast war-to podkreślić, iż niektóre rozwiązania stosowane w Radomiu można uznać za wzorcowe, przynajmniej jak na polskie warunki. Najciekawszym przykładem jest budowana obecnie droga rowero-wa dookoła osiedla Południe. Zaprojek-towano tam między innymi wyniesione przejazdy: skrzyżowanie drogi rowero-wej z drogą osiedlową przebiega w po-ziomie tej pierwszej. Rowerzysta jedzie

„po równym”, zaś wyjeżdżający z drogi podporządkowanej ma do pokonania coś w rodzaju wydłużonego progu zwal-niającego. Takie bezpieczne rozwiąza-nie jest powszechnie wykorzystywane w Europie – również w przypadku przejść dla pieszych; w Polsce to nowość. A po-myśleć, że jeszcze parę lat temu musie-liśmy tłumaczyć urzędnikom, iż kostka brukowa nie jest właściwą nawierzchnią na drogę rowerową!

„Miasta dla rowerów” to poważna spra-wa. Nie chodzi tu o to, żeby sobie poha-sać na dwóch kółkach. Walczymy o prze-strzeń miejską przyjazną dla człowieka. Rower nie truje, nie hałasuje, nie tworzy korków. Czyste powietrze, ciszę i swobo-dę ruchu ceni sobie chyba każdy. A za-tem – zapraszamy do współpracy!

Łukasz Zaborowski

Skarbnik Bractwa Rowerowego

Page 16: Gazeta Akademicka, marzec 2011

Moja przygoda zaczęła się dzięki organi-zacji AIESEC działającej m.in. w Kielcach, której wcześniej byłem członkiem przez okres dwóch lat.

Po drugim roku studiów na Politechnice Świętokrzyskiej w Kielcach pojechałem na wolontariat na Ukrainę. Ktoś może zapyta, dlaczego tam? Może się zdziwi-cie, ale jednym z powodów było podnie-sienie umiejętności językowych, chodzi-ło mi głównie o język angielski i rosyjski. Jak to możliwe? Mieszkałem w Mariupol, mieście leżącym na wschodzie Ukrainy, nad Morzem Azowskim. Język, który jest tam głównie używany, to język ro-syjski, ale w programach telewizyjnych wszyscy posługują się językiem ukraiń-skim. Do moich obowiązków należało przeprowadzanie szkoleń po angielsku (wspólnie z osobami z takich krajów, jak Indie, Chiny, Taiwan, Egipt czy Holandia) dla uczniów liceów oraz osób w wieku 18-23 lata. Szkolenia dotyczyły głównie takich umiejętności, jak praca w zespole czy autoprezentacja. Czas wolny wyko-rzystywałem na zwiedzanie tego niedo-cenionego przez turystów kraju. Udało mi się zobaczyć, wspólnie z osobami, z którymi tam współpracowałem, więk-szość najciekawszych miejsc Ukrainy, poczynając od Lwowa, przez Kijów, a na Krymie kończąc. Język rosyjski przydał się najbardziej na Krymie, gdzie byłem tłumaczem dla podróżujących ze mną osób z Azji.

Przygoda na Ukrainie przyczyniła się do podjęcia decyzji o wzięciu udzia-łu w programie ERASMUS i tak już

od końca sierpnia tego roku jestem w Irlandii, a wraz z początkiem wrze-śnia stałem się studentem kierunku International Business Management. Mieszkanie, bo trudno to nazwać aka-demikiem, dzielę z Turkiem, Hindusem i Francuzem. Każdy z innego kraju, innej kultury, mówiący innym językiem i wy-znający inną religię, ale jest jednak coś, co nas łączy – język angielski oraz stu-dia na tej samej uczelni. Każdy uczy się od kogoś czegoś innego i to jest dobre, że możemy się wymieniać doświadcze-niem z różnych kultur oraz stron świata. Ostatnio podczas weekendu byłem na narodowym zjeździe chrześcijan. Po-łowa uczestników pochodziła z Irlandii i Irlandii Północnej, a druga połowa to

PODRÓŻE AKADEMICKIE

Przygoda z językami obcymi…

studenci międzynarodowi (m.in. USA, Kanada, Chiny, Francja, Australia, RPA, Sudan, Singapur i kilka innych krajów). Niezwykle cenne było zobaczenie stu-dentów z wielu – często krańcowo od-miennych – krajów, których łączy jeden cel, jedna wiara w Chrystusa. Większość uczestników spotkania była protestan-tami. Ponieważ nigdy do tej pory nie miałem okazji takich kontaktów, były one dla mnie niezwykle cenne.

Przed wyjazdem na Erasmusa większość ludzi sugerowała, że będzie to czas nie-kończącej się imprezy. Rzeczywiście na początku było dużo czasu wolnego, więc można było podróżować po Irlan-dii, ale teraz, gdy mam mniej niż miesiąc do sesji, nawet ciężko było znaleźć czas, aby napisać ten artykuł. Tym co odróż-nia irlandzkie uczelnie od tej, w której studiuję w Polsce, jest większa liczba zadań praktycznych, praca w między-narodowym zespole oraz bezpośred-niość podczas rozmowy ze studentem. Niektórzy wykładowcy oburzają się, gdy ktoś zwracając się do nich, używa formy „proszę pana…”. Reakcja jest zazwyczaj prosta: „mów mi Mark”. Taki zwyczaj na polskich uczelniach wydaje się niewy-obrażalny.

Każdemu polecam dalekie podróże, któ-re stwarzają możliwość osobistego po-znania nowych kultur i sprawdzenia, czy potra(ę poradzić sobie w całkiem nowej rzeczywistości.

Piotr Bobrowski

Page 17: Gazeta Akademicka, marzec 2011

1. Sakrament pokuty i pojednania wymyślili irlandzcy zakon-nicy, traktując go jako formę życia ascetycznego. Przez wieki wszedł on do tradycji Kościoła.

A) prawdaB) fałsz

2. Istnieją trzy formy sprawowania sakramentu pokuty i po-jednania. Która z nich ma charakter nadzwyczajny i dlacze-go?

A) indywidualna spowiedźB) nabożeństwo pokutne z indywidualną spowiedziąC) udzielenie ogólnego rozgrzeszenia wielu penitentom

(spowiadającym się) bez wysłuchania indywidualnej spo-wiedzi

3. Biorąc pod uwagę delikatny charakter i znaczenie sakra-mentu pokuty, każdy kapłan, który spowiada, zobowią-zany jest do bezwzględnego zachowania tajemnicy do-tyczącej grzechów wyznanych przez penitentów. Co grozi kapłanowi za złamanie tajemnicy spowiedzi?

A) kara grzywny w wysokości miesięcznej pensjiB) ekskomunikaC) usunięcie z urzędu kościelnego (wydalenie z kapłaństwa)

4. Osoba, która się spowiada, zobowiązana jest do:A) rachunku sumienia, odprawienia wcześniejszej pokuty

i przyjęcia Komunii świętejB) wyznania win przyjaciołom i ich naprawieniaC) żalu za wszystkie grzechy, szczerego ich wyznania i zadość-

uczynienia

5. W jakim terminie należy wypełnić zadaną na spowiedzi po-kutę?

A) do jednego tygodnia od odbytej spowiedziB) przed przyjęciem Komunii świętejC) przed następną spowiedzią

Rozwiązanie testu:

1. Odpowiedź B. Sakrament pokuty i pojednania ustanowił Jezus Chrystus. On dał Apostołom i ich następcom władzę odpuszczania grzechów, mówiąc: „Weźmiecie Ducha Świę-tego. Komu odpuścicie grzechy będą odpuszczone, a komu zatrzymacie będą zatrzymane” (J 20, 22-23). Chrystus ustano-wił sakrament pokuty dla wszystkich grzeszników w Kościele, a przede wszystkim dla tych, którzy po chrzcie popełnili grzech ściągający śmierć, tj. odstępstwo od wiary, zabójstwo, cudzołóstwo. Ojcowie Kościoła przedstawiają ten sakrament jako „drugą deskę (ratunku) po rozbiciu, jakim jest utrata ła-ski”.

2. Odpowiedź C. Rozgrzeszenie wielu równocześnie peni-tentów bez uprzedniej indywidualnej spowiedzi jest formą nadzwyczajną sakramentu pojednania. Stosuje się ją, gdy:

1° zagraża niebezpieczeństwo śmierci i brak czasu na to, by kapłan lub kapłani wyspowiadali poszczególnych peniten-tów;

2° istnieje poważna konieczność, a mianowicie, kiedy z uwa-gi na liczbę penitentów nie ma dostatecznie dużo spowied-ników do należytego wyspowiadania każdego z osobna

w odpowiednim czasie, na skutek czego penitenci bez wła-snej winy muszą pozostawać przez długi czas bez łaski sakra-mentalnej albo Komunii świętej.

Ten, komu zostają odpuszczone grzechy ciężkie przez absolu-cję generalną, jest zobowiązany, by jak najszybciej przy nada-rzającej się okazji odbyć spowiedź indywidualną.

3. Odpowiedź B. Spowiednik, który narusza bezpośrednio tajemnicę sakramentalną, podlega ekskomunice wiążącej mocą samego prawa, zastrzeżonej Stolicy Apostolskiej. Gdy zaś narusza ją tylko pośrednio, powinien być ukarany stosow-nie do ciężkości przestępstwa. Osobie objętej ekskomuniką zabrania się:

1° jakiegokolwiek posługiwania w sprawowaniu O(ary eu-charystycznej lub w jakichkolwiek innych obrzędach kultu;

2° sprawować sakramenty i sakramentalia oraz przyjmować sakramenty;

3° sprawować kościelne urzędy lub posługi albo jakiekolwiek inne zadania bądź wykonywać akty rządzenia

4. Odpowiedź C. Te akty penitenta muszą zaistnieć jednocze-śnie. Są „jakby materią” tego sakramentu.

5. Odpowiedź C. Zadośćuczynienie powinno być zasadniczo odprawione jeszcze przed następną spowiedzią. Jeśli jednak ktoś z uzasadnionych względów nie mógł go wykonać, może przystąpić do spowiedzi i potem wypełnić pokutę. Można też przystępować do Komunii św. jeszcze przed wypełnieniem zadanej pokuty. Jeśli ktoś nie zrozumiał albo zapomniał, jaką pokutę zadał mu kapłan, może spełnić dobrowolną i poinfor-mować o tym kapłana przy następnej spowiedzi. Jeśli nazna-czona pokuta nie mogła ani nie może być w przyszłości zre-alizowana, należy poprosić kapłana o zmianę i o wyznaczenie innej.

Opracowanie: dk. Zbigniew Kominek

[email protected]

Minitest Sprawdź, co wiesz o spowiedzi

Page 18: Gazeta Akademicka, marzec 2011

Druga strona medalu

Zwracanie zagrabionego

Informacje medialne dotyczące prac Komisji Majątkowej zbudowały ob-raz ogromnych nadużyć, w wyniku których Kościół otrzymał nienależ-ne mienie lub odszkodowania. Choć sama komisja przestała istnieć, nadal wraca się do niej w medialnych spo-rach. Dla właściwego osądu sprawy warto poznać opinie odmienne. Go-rąco zachęcamy do lektury wywiadu.

GAZETA AKADEMICKA: Jaką funkcję pełnił Ksiądz Infułat w Komisji Mająt-kowej, jaka była struktura tej komisji?

Ksiądz Infułat Stanisław Pindera: By-łem jednym z 12 członków Komisji Ma-jątkowej dla Kościoła katolickiego. Sześć osób reprezentowało stronę rządową i sześć stronę kościelną. Ze strony rzą-du wyboru członków dokonał Minister Spraw Wewnętrznych i Administracji, a Kościoła – Sekretarz Generalny Episko-patu. Siedziba komisji mieściła się w jed-nym z budynków MSWiA w Warszawie. Członkowie Komisji pracowali w trzech czteroosobowych zespołach orzekają-cych. W skład każdego zespołu wcho-dziły po dwie osoby ze strony kościelnej i państwowej. Ja pracowałem w trzecim zespole. Każdy z członków w swoim re-feracie miał konkretne sprawy, które prowadził.

Czy istniały również inne komisje ma-jątkowe?

Poza komisją katolicką funkcjonowała analogiczna Komisja dla Kościoła ewan-gelicko-augsburskiego, cerkwi prawo-sławnej, gminy żydowskiej oraz mię-dzykościelna komisja dla pozostałych wyznań.

Słyszymy jednak tylko o komisji ka-tolickiej, czy zakres prac podejmowa-nych przez inne komisje jest wyraźnie mniejszy?

Rzeczywiście w mediach mówi się nie-mal wyłącznie o naszej komisji, co jest nieco zaskakujące, zważywszy, że do komisji katolickiej wpłynęło 3603 wnio-sków, a do komisji dla gminy żydowskiej ok. 7000 wniosków.

Wróćmy do genezy Komisji Majątko-wej. W jakim celu został powołana?

Kościół katolicki, jak każda inna wspól-

potrzebuje do pełnienia swojej misji oprócz wolności także środków mate-rialnych, tradycyjnie nazywanych „do-brami doczesnymi Kościoła”. Majątek ten powstawał przez wieki w wyniku daro-wizn bądź zapisów testamentalnych. Po II wojnie światowej, w 1950 roku nowa władza ustawą o przejęciu przez państwo „dóbr martwej ręki” pozbawiła Kościół niemal wszystkiego, co stano-wiło jego trwały majątek. Dobra te były odbierane w sposób bardzo brutalny. Z biegiem lat fakty te stawały się coraz bardziej wstydliwe nawet dla komuni-stów i postanowiono to naprawić.

Kiedy powstała sama komisja?

W 1989 roku, jeszcze przed zmianą systemu rząd komunistyczny zawarł z Kościołem swoistą ugodę, porozumie-nie, któremu nadano charakter ustawy. Określono w nim procedurę restytucji zagrabionych dóbr. Jednym z istotnych rozstrzygnięć było założenie, że wszyst-kie wnioski, jakie Kościół chciałby złożyć do rozpatrzenia, muszą wpłynąć do ko-misji do końca grudnia 1992 roku. Dlate-go też roszczenia zgłoszone po tej dacie nie były rozpatrywane.

Rozumiem, że Kościół w ramach tej procedury mógł ubiegać się o zwrot wszystkich swoich własności?

Niestety wiele osób jest o tym przeko-nanych. Kościołowi nie były zwracane wszystkie nieruchomości, które utra-cił na podstawie powojennych aktów prawnych. Kościołowi można było zwró-cić – na podstawie złożonych wniosków – tylko te dobra, które zostały zabrane wbrew prawu ustanowionemu przez

władze komunistyczne. Może jakiś przykład: jeśli para(a miała 55 h ziemi – przypominam, że według ówczesnego prawa można było zabrać Kościołowi 50 h – to w takiej para(i powinno pozostać 5 h, i jeśli rzeczywiście tak się stało, nie ma żadnej podstawy, by w ramach Ko-misji Majątkowej ubiegać się o zwrot 50 h. Jeśli jednak złamano ówczesne prawo i z 55 h zabrano na przykład 53 h, to para(a może ubiegać się o zwrot ca-łości, czyli 55 h. To bardzo ważna infor-macja, bo określa zakres pracy komisji. Nie chodzi o całe mienie, która zabrano Kościołowi, ale jedynie niewielką część, którą zabrano z naruszeniem ówczesne-go prawa.

Jak przebiegał proces odzyskiwania dóbr?

Stroną postępowania był poszkodowa-ny podmiot kościelny, który przedsta-wiał roszczenie wobec Skarbu Państwa. Wynajmował prawników-pełnomocni-ków, reprezentujących go przed komi-sją. Najprostszym rozwiązaniem była dobrowolna ugoda. Dochodziło do niej, gdy dobra nie zmieniły właściciela, tzn. należały nadal do Skarbu Państwa. Ko-misja zatwierdzała ugodę między stro-nami, której nadawała klauzulę wyko-nalności. Problemy zaczynały się wtedy, gdy dobra zmieniły właściciela, zostały sprzedane lub w ich miejsce powstały inne podmioty, np. szkoły, szpitale. Je-śli państwowa agencja nie wyznaczyła gruntu zamiennego za skon(skowaną nieruchomość, komisja miała prawo zgodnie w wolą wnioskodawcy przy-znać mu wskazaną nieruchomość jako mienie zastępcze. Trzeba wiedzieć, że

Wywiad Gazety Akademickiej z Księdzem Infułatem Stanisławem Pin-derą, członkiem Kościelnej Komisji Majątkowej, która 1 marca br. za-kończyła swoją działalność

Page 19: Gazeta Akademicka, marzec 2011

CARITAS ACADEMICAW bieżącym roku kalendarzowym Caritas Academica zmienił swoją siedzibę. Obecnie pomoc i informację można uzyskać w Ośrodku na Górniczej 2. W ramach pomocy żywnościowej, dzię-ki współpracy z Bankiem Żywności jesteśmy w stanie objąć po-mocą prawie 150 osób z ubogich rodzin radomskich studentów. Pomoc polega głównie na rozdzielaniu darów żywnościowych. Z pomocy korzystają głównie studenci pierwszych lat studiów. Termin składania podań upłynął w połowie lutego, ale pierwsza tura darów będzie wydawana na przełomie marca i kwietnia br.

komisja nie była organem rzeczoznaw-czym. Nie mogliśmy podważać orzeczeń urzędnika państwowego, np. co do wy-ceny terenów.

A jeśli strony się nie zgadzały?

Jeśli strony nie były w stanie dojść do ugody, to komisja była zobowiązana do wydania orzeczenia. Żeby zapadło jakiekolwiek orzeczenie, musiała być zgodność, czyli 4 głosy pozytywne. Jeśli tak nie było, mieliśmy tzw. nieuzgodnie-nie stanowisk i wtedy wniosek miał taką rangę: „komisja nie uwzględniła sprawy”. Wówczas obydwie strony – państwowa i podmiot kościelny – miały 6 miesięcy na dochodzenie swoich praw w sądzie. Trzecią formą było uzyskanie zadość-uczynienia z ministerstwa (nansów. Na posiedzeniach komisji był obec-ny przedstawiciel ministerstwa i jeżeli inne możliwości zostały wyczerpane mógł on, w pewnych okolicznościach, zdecydować o rekompensacie pienięż-nej. Trzeba podkreślić, że jeżeli komisja wniosek odrzuciła, nie było odwołania.

Dlaczego tak długo trwały prace ko-misji?

W porozumieniu ustalono czas zwrotu nieruchomości na 6 miesięcy, czyli powi-nien zakończyć się już w roku 1990. Po uregulowaniu przypadków najłatwiej-szych pozostały jednak duże i sporne kwestie. Jednym z takich przypadków była Nowa Huta, którą postawiono na dobrach cystersów. Jak można oddać Nową Hutę cystersom?

Kolejnym powodem była obstrukcja ze strony urzędników instytucji Skarbu Państwa, gmin, starostw. Bo to na nich ciążył obowiązek zwrotu zagrabionych dóbr. Komisja nie miała żadnych instru-mentów prawnych, by zmusić organy państwowe do współpracy.

Jaka była statystyka załatwionych i odrzuconych spraw?

Wśród wszystkich wniosków, które wpłynęły do komisji, 215 nie zostało zakończonych; zawarto 1486 ugody i wydano 998 orzeczeń. Odrzucono 666 postępowań. W 132 wnioskach stro-ny nie uzgodniły stanowisk, czyli miały 6 miesięcy na odwołanie się w sądzie.

Jednym z często przytaczanych za-rzutów jest fakt, że nie przewidziano trybu odwołania dla decyzji komisji…

Komisja nie była sądem ani organem władzy administracyjnej. Była natomiast ciałem kolegialnym powołanym wspól-nie przez państwo i Kościół, które zawar-ły umowę o wyrównaniu krzywd i której to umowie nadano walor ustawy. Była

więc rodzajem sądu polubownego. Sądy takie funkcjonują i nie zaskarża się ich decyzji do żadnej innej instancji. Trzeba też pamiętać, że w 1989 roku, kiedy po-wołano komisję, nie było dwuinstancyj-ności. Nie było samorządów. Były rządy komunistyczne. Nie było więc w tym nic sprzecznego z Konstytucją.

Kolejny zarzut to: Kościół dostał i sprzedaje?

Co jakiś podmiot kościelny miał zrobić z ziemią, jeśli strona państwowa tylko na taką formę zwrotu się zgadza, a przyzna-ny grunt jest na przykłada 100 km od pa-ra(i? Para(a nie ma możliwości jej upra-wiania. Ziemia taka była sprzedawana za zgodą wyższych władz kościelnych. Środki te były przeznaczone na remonty, budowy czy bieżącą działalność.

Co zatem Kościołowi zwrócono?

W 1939 roku Kościół posiadał 382 tys. 833 hektarów ziemi. Nieruchomości ko-ścielne stanowiły 9,6% uprawnej ziemi w kraju. Dziś łącznie posiada 76 tys., w tym 16 tys. na ziemiach odzyskanych. Według prof. Walędzika Kościół otrzymał

razem 108 milionów w gotówce i od 3-4 miliardów w ziemi i nieruchomościach. Inne podawane liczby są z kosmosu.

Dziękuję za rozmowę

Wywiad przeprowadził ks. Zbigniew Gaczyński

Ksiądz Infułat Stanisław Pindera był go-ściem na cyklicznych spotkaniach pracow-ników naukowych w budynku Duszpa-sterstwa Akademickiego przy ul. Prusa 6 w dniu 25.10.2010 r.

Page 20: Gazeta Akademicka, marzec 2011

W biogra(i włoskich małżonków Luigiego i Marii Quattrocchich natra(łem na intry-gujący szczegół. Syn

znanego włoskiego adwokata, wspomi-nający z rozrzewnieniem swoje dzieciń-stwo, długie wspólne spacery z ojcem i posiłki na szczytach gór, mimochodem dodał, że w drodze powrotnej obowią-zywała prosta reguła: żadnych napoi! Niby nic, ale pomysł, by w upalne letnie południe, gdy włoski klimat przypo-mina rozpaloną patelnię, wlec ze sobą dziecko i metodycznie, z rozmysłem pozbawiać je picia, wydaje się – łagod-nie mówiąc – dyskusyjny. Wystarczy teraz dodać, że wspomniany ojciec – Luigi Quatrocchi – zo-stał ogłoszony przez Jana Pawła II błogosławionym, i w głowie, niemal auto-matycznie, uruchomia się schemat rodem z nisko-budżetowych dreszczow-ców, w których religijne obsesje rodziców stają się początkiem dramatycz-nych wydarzeń, stanowią-cych istotę (lmu. Można oczywiście, z zakłopotaną miną, zwalić wszystko na „inne czasy”, tłumacząc, że taki był wtedy model wychowania; moż-na w końcu stwierdzić, że to detal, szcze-gół pozbawiony większego znaczenia. Być może jednak odczucia, jakie budzą się w nas na myśl o podobnych środkach wychowawczych, mówią o naszych cza-sach więcej niż nam się wydaje.

Jestem przekonany – choć teza wyda się kontrowersyjna – że tym, co najmocniej decyduje dziś o religijności, jakości re-lacji między mężczyzną i kobietą, stylu pracy i wielu innych fundamentalnych kwestiach, jest model konsumpcji, któ-ry osadza się w nas w postaci nawyków. O te nawyki toczy się zresztą nieustanna walka, mają swoją „rynkową cenę”. Czy nam się to podoba, czy nie, o tym, kim jesteśmy, decyduje nie tylko wrodzona wrażliwość, wiedza o tym, co według nas jest dobre, a co złe, ale również suma na-wyków i przyzwyczajeń. Według starej teorii zachowanie ludzkie determinuje prosta reguła: jeśli podejmujemy jakieś działania i okazują się one korzystne, to

mamy tendencje do ich powtarzania. Siła utrwalonego wzorca zachowań nie polega wyłącznie na skłonności do po-wtarzania określonych czynności, istot-na jest również „wytrenowana” umiejęt-ność podejmowania wysiłku i ponosze-nia „kosztów”.

Czytałem kiedyś, że w jednym z ekspery-mentów w mózgu szczura namierzono obszary odpowiedzialne za „doznania erotyczne”, znaleziono również sposób ich pobudzania. Gdy przez małe elek-trody przepuszczano impulsy o odpo-wiednim natężeniu, zwierzę doznawało

dokładnie takich samych wrażeń, jak w czasie kopulacji. Naukowcy umieści-li włącznik w klatce i za każdym razem, kiedy szczur łapką nacisnął guzik, wyda-wał się dziwnie zadowolony. Nietrudno się domyślić, że gryzoń powtarzał czyn-ność wielokrotnie, a mówiąc dokładnie, zaprzestał jakiejkolwiek innej aktywno-ści. Uczeni nie przerywali eksperymentu ciekawi, kiedy gryzoń odpuści. Po wielu godzinach zwierzę zdechło. Powodem, jak można było się spodziewać, wcale nie było „przegrzanie” układu nerwo-wego, szczur umarł z głodu. Nie potra-(ł przerwać kompulsywnej czynności nawet na krótką chwilę, niezbędną do zaspokojenia głodu. Szczerze wątpię w prawdziwość tej historii, ale ilustru-je ona pewien mechanizm. Kiedy pada słowo „wolność”, zazwyczaj myślimy o wszystkich zewnętrznych czynnikach (ludziach, strukturach, przepisach), które ograniczają naszą swobodę. Ale istnieje jeszcze wolność wewnętrzna, zdolność

Obżarstwo! Post! Wolność!

do wyboru takiej drogi, którą uznam za słuszną. To co krępuje taką wolność, to nawyki, przyzwyczajenia, nieumie-jętność rezygnacji z przyjemności czy jakiegoś szczególnego rodzaju doznań. Odwołując się do biednego szczura – problem nie sprowadza się jedynie do tego, by „guzik szczęścia” był w naszych dłoniach, istotne jest to, czy jego używa-niem nie kierują żadne „konieczności”. Najwyraźniej i najdobitniej widać to na przykładzie nałogu. Człowiek stojący w bramie i obracający w palcach pięcio-złotówkę teoretycznie może iść gdzie

chce, jest wolny. W praktyce pójdzie do monopolowego; on po prosto „musi” iść właśnie tam. Zdolność do wyrze-czeń, panowanie nad namiętnościa-mi sprawia, że nasze działania nie są od nich uzależnione.

Post ma sens, bo zwiększa wolność. Czyni nasze działa-nia niezależnymi od zachcianek, namięt-ności i przyzwy-czajeń. Oczywiście chodzi o prawdziwy post, a nie kwestię, czy jeść schabowe-

go w piątek, czy nie. Post to zmierzenie się z jakimś destruktywnym nawykiem, pozornie drobną słabością. Dla jednego będą to internetowe gierki, dla kogoś innego piwo sączone z kumplami „tyl-ko” trzy razy w tygodniu czy codzienne 3 godziny spędzone przed telewizorem. Post i to, co w starej szkole chrześci-jańskiej określano mianem umartwień (jakże archaicznie brzmi to słowo) ma sens, bo zwiększa przestrzeń wolności, tej najważniejszej, wolności we mnie. Zapachniało stęchłym średniowieczem? Biczowanie, chleb i woda, siermiężna włosiennica… Co jeszcze? Rzeczywiście pierwsze skojarzenia nie są specjalnie atrakcyjne. Ciekawy jestem tylko, czy symbolem naszych konsumpcyjnych czasów nie stanie się stukilowy nasto-latek. Słowem: hamburger, konsola i prawdziwa miłość przeżywana w Inter-necie… Wybieram post, wybieram wol-ność…

ks. Marek Adamczyk

Page 21: Gazeta Akademicka, marzec 2011

Problem nawrócenia, a potem stałego nawracania się jest integralnie wpisa-ny w ludzką naturę. Traktując je w swej fundamentalnej warstwie jako, podjęty z przekonaniem, odwrót od zła, wykazu-je swoistą konieczność wykonania tego aktu z racji konieczności naprawy isto-towych relacji z Bogiem. Stąd mniejsze i większe nawrócenia, dłużej trwające i natychmiastowe, spektakularne i ciche, przebiegające w ciszy konfesjonałów, w adoracyjnych kaplicach, znanych sanktuariach… Są jeszcze nawrócenia sławne i pokorne, a wszystkie – ważne przed Bogiem, bo inicjujące nową dro-gę, nowy sposób bycia, możliwość za-dzierzgnięcia nowych z Nim relacji.

Różny też jest sam przebieg nawrócenia, tak jak niepowtarzalny jest Bóg w swo-ich planach wobec człowieka. Nie wy-pada zatem budować jakiejś typologii nawracania, bo byłaby to zupełnie nie-uzasadniona próba ujęcia wszechmocy Boga w sztywne schematy. Ale jakaś ty-pologia jest potrzebna – na miarę czło-wieka, aby mógł sam spojrzeć na Boga przez pryzmat swoich słabości, swoich niemożności i swoich pragnień odno-wienia tego, co nieopatrznie zniszczył. Idąc zatem tropem ludzkich niedosko-nałych typologii może jednak wypada podjąć próbę spojrzenia na nawrócenie nie tyle nawet w aspekcie „kto”, ale bar-dziej „jak”, bo a nuż dla mnie, zupełnie zresztą różniącego się od innych, a prze-cież podległego dramatycznemu prawu grzechu, również jest przeznaczony czas powrotu.

Paweł, czyli nawrócenie głośne

Wydarzenia w jego historycznym kon-tekście nie ma co przypominać – jest doskonale znane. Jest to opis wypadku, który przydarzył się funkcjonariuszowi pewnej ideologii, przekonanemu o jej niepodważalnej słuszności w stosunku do wszystkich innych ideologii. Paweł, wierny i inteligentny wyznawca Prawa, zdawał sobie sprawę z jego blasków i cieni. Wiedział, że Tora jest dana od Boga, ale wiedział też, że ludzka ewo-

lucja jej elementów doprowadziła do takiego „rozwoju” treści nakazów i zaka-zów, że praktycznie czyniła je niewyko-nalnymi. Kon<ikt zatem między uczciwą faryzejską pobożnością a zdrowym spoj-rzeniem człowieka autentycznie chcące-go dążyć do Boga, aby Mu służyć, musiał ostatecznie zakończyć się eksplozją, ty-leż zresztą spektakularną, co hałaśliwą. Skądinąd bowiem przecież powszech-nie znany luminarz akcji eksterminacyj-nej wymierzonej przeciwko członkom chrześcijańskiej sekty, zagrażającej, w jego najgłębszym przekonaniu, pod-stawom wierności Prawu, zostaje w oka-mgnieniu upokorzony i zgnieciony. Tak to widać z zewnątrz, ale też, i to przede wszystkim, Szaweł zostaje podniesiony do godności rozmówcy Boga – i tak to jest naprawdę.

Paweł wydał owoce godne nawróce-nia, bardzo spektakularnego i wręcz efektownego. Nawrócenie połączone z chrystofanią, takie jak w wypadku „ex--Szawła”, zawsze bowiem daje potężny, głęboki, nadprzyrodzony skutek. Paweł staje się więc od tej pory wielkim apo-stołem Jezusa Ukrzyżowanego i Zmar-twychwstałego, rozumiejącym jak nikt po nim ukryte i tajemnicze prawdy wiary i cieszący się nadprzyrodzonym mistycz-nym widzeniem Boga.

Można powiedzieć, iż w wypadku Pawła wszystko było wielkie: wielka wierność Prawu i zaangażowanie w jego rozwój, wielkie i totalnie przemieniające udzie-lenie się Boga i równie wielkie działanie w sprawach Jego, o którym Paweł po-wziął dogłębne i niepodważalne prze-konanie, iż jest Jedyny i Prawdziwy.

Augustyn, czyli wezwanie subtelne

Okoliczności niemal idylliczne: ogród, słoneczny dzień, grono bliskich przyja-ciół… Takie jest zewnętrzne tło najważ-niejszego życiowego wydarzenia, jakie miał przeżyć późniejszy doktor Kościoła. Niepokój trawił Augustyna już od daw-na, najpierw zresztą czysto egzystencjal-ny. Niestabilny moralnie i podszyty he-donizmem sposób życia, jaki prowadził, a także zaangażowanie w profesje, które przynoszą jedynie doczesne korzyści, zostały wkrótce potem „uzupełnione” ty-leż niefortunnymi, co wzmacniającymi niepokój eksploracjami intelektualnymi: retoryką, (lozo(ą, a w końcu – maniche-izmem. Błyskotliwy i wielki umysł Augu-styna musiał więc stanąć do walki o wła-

TRYPTYK INTELEKTUALNY

Nawrócenie… Wezwanie… Metanoia

Page 22: Gazeta Akademicka, marzec 2011

sną intelektualno-duchową tożsamość. Głęboka i, już wtedy, rozległa wiedza, również o chrześcijaństwie (wszak Pon-tycjan zobaczył na stoliku Augustyna Listy św. Pawła), powoduje, że walka ta staje się długa, bolesna i ciężka – praw-dziwa walka duchowa tytana. Rozgrywa się ona jednak na tym polu, na którym przyszły święty biskup Hippony czuje się najlepiej i najbezpieczniej, a więc na płaszczyźnie ducha, który jeszcze jest niespokojny, bo nie osiadł w Bogu, ale który tego Boga wyczuwa i do którego podświadomie lgnie.

A więc Augustyn już pragnie nawróce-nia, ale jeszcze walczy i to dopiero na doczesnym polu walki – w przestrzeni własnego „ja”, gdzie jeszcze nie ma Bo-żego „Ty”. Jeszcze więc poddaje re<eksji, wnioskuje, ostatecznie ciągle jeszcze wadzi się z Bogiem, nie chcąc, czy, bar-dziej prawdopodobne, ciągle jeszcze nie umiejąc poddać swojego umysłu pod rozkazy Jego umysłu. Augustyn prze-czuwa Boga, ale jeszcze nie wie o Nim najważniejszego: On z wielką tęsknotą go wyczekuje.

Intelektualna walka przeciąga się, wy-czerpując siły Augustyna, Bóg zaczyna więc ingerować w sposób prosty i wy-razisty, ale i subtelny. Opatrznościowy dla procesu Augustynowego nawróce-nia Pontycjan, rozradowany odkryciem w rękach przyjaciela pism Pawłowych, jakby za impulsem chwili – a przecież za wolą Boga – zaczyna snuć opowieść o św. Antonim i jego pustelnikach w Egipcie, aby w końcu – jakby stawiając kropkę nad i – opowiedzieć o nawróce-niu swoich towarzyszy spaceru po ogro-dach w Trewirze.

Augustyn poruszony opowieścią Ponty-cjana, zwłaszcza zaś wzmian ką o nawró-ceniu, wchodzi w ostatni etap swojej duchowej walki. Postawiwszy drama-tyczne pytanie o jakość i sens dotych-czasowego sposobu życia, doprowadza w bolesnym monologu do jego agonii, oblewając swoje zwycięstwo rzęsistym strumieniem łez. I tu następuje kulmi-nacja, tak plastycznie opisana w VIII księdze „Wyznań”. Augustyn, zmęczony walką, jeszcze leżąc na swym pobojowi-sku pod drzewem (gowym, nagle słyszy owo słynne: Tolle, lege. Posłuszny we-zwaniu chwyta książkę, która pierwsza wpada mu w ręce i czyta słowa z Listu do Rzymian, które stają się dla niego funda-mentem nowego życia.

Edyta, czyli metanoia ducha

Pan Bóg lubi intelektualistów. Edyta Stein, wrocławianka, najzdolniejsza asy-stentka, a później doktorantka Husserla, w końcu zaś święta męczennica z Au-schwitz swoją drogę do Boga przeżyła na wskroś intelektualnie, nawracając rozum (meta nous). Niezwykle uzdolnio-na i inteligentna widzi swoje posłannic-two w nauce. Oddaje się wielu jej dzie-dzinom, aby ostatecznie przylgnąć do (lozo(i, mając za swoich mistrzów lub przyjaciół takie osobowości, jak, oprócz wspomnianego już Husserla, Adolfa Reinacha, Maxa Scheelera oraz Romana Ingardena. Obraca się zatem w kręgu fenomenologii, którą przyjmuje jako narzędzie do poszukiwania i zgłębia-nia prawdy. Bardzo szybko też dostrze-ga słabości religii żydowskiej, w której

w końcu urodziła się i wzrastała. Poprzez myśl Maxa Scheelera, a potem dzięki przyjaźni z Adolfem Reinachem i Jadwi-gą Conrad-Martius zwraca się więc ku protestantyzmowi. Bóg już zaczął wołać Edytę, ale to jeszcze nie był jej czas.

Przyszła karmelitanka w obecnej chwi-li próbuje odkrywać wielkość i głębię Boga w rzeczywistościach doczesnych: porusza ją głęboki mistycyzm muzyki Bacha i napawają głębokim smutkiem i współczuciem okrucieństwa pierw-szej wojny światowej. Sama zaś staje w środku niesionych przez nią dramatów, gdy na froncie ginie jej przyjaciel Adolf Reinach. Ale to właśnie spotkanie z wdo-wą Reinach odciska się w pamięci Edyty Stein jako spotkanie z osobą spokojną, zupełnie pogodzoną z losem i pełną wiary.

A Bóg woła coraz głośniej, coraz mocniej oddziałując na ruchliwy i bezkompromi-sowo szukający prawdy intelekt Edyty.

Doprowadza do spotkania we frank-furckiej katedrze z prostolinijną wiarą niemieckiej kobiety, ale też powoduje zakup przez Edytę „Ćwiczeń duchowych” św. Ignacego Loyoli, które przyszła świę-ta czyta – jakżeby inaczej! – jedynie z po-budek intelektualnych, szukając w nich wyłącznie psychologicznych inspiracji. A Bóg jest już bardzo blisko…

W czerwcu 1921 roku w Bad Bergza-bern w domu wspomnianej już Jadwi-gi Conrad-Martius następuje przełom. Bóg „przypuszcza atak”, posługując się inną wielką karmelitanką, św. Teresą od Jezusa. Jej biogra(a, czyli „Księga moje-go życia” wpada w ręce Edyty, która po całonocnej lekturze, nad ranem zamyka ją z okrzykiem: To jest prawda! Tyle fakty.

Bóg w ten sposób położył kres poszu-kiwaniu przez Edytę prawdy. 1 stycznia 1922 roku Edyta Stein przyjmuje chrzest. Długi proces mozolnego zbliżania się do wiary, a potem jej poznawania z precy-zją naukowca zaprawionego do (lozo-(cznego myślenia pokazuje, że nawró-cenie i owocne życie wiarą to nie jest akt emocjonalny, tym mocniejszy, im więk-sza egzaltacja i uczuciowe zafascynowa-nie Bogiem. Emocje z pewnością miną, a więc to, co ma pozostać, musi być za-korzenione w znacznie trwalszym pod-łożu – woli, rozumie, w całej osobowości. Dopiero takie umocowanie daje szanse na wejście w nowość życia Bożego.

Ku mnie…

Trzy postawy wobec Boga trzech jakże różnych osobowości – mocnej w swym działaniu, subtelnej w swej naturze, in-tensywnej w swym poznawaniu świata i człowieka, a wszystkie bezkompromiso-wo szukające Go i wszystkie w swych po-szukiwaniach ukontentowane. Bóg zna-lazł sposób, aby dotrzeć do każdej z nich.

Człowiek nigdy nie jest opuszczony przez Boga. Powinien jednak starać się czytać znaki, których On mu nie skąpi, delikatnie, acz stanowczo, przywołując do siebie. Nawrócenie w takim kontek-ście będzie więc zawsze kulminacją, mo-mentem swoiście przekroczonej masy krytycznej Bożych wezwań. Sumują się one bardziej w sercu niż w umyśle po to, aby w jakimś momencie, uruchomione tajemniczym Bożym zapalnikiem, który czasami jest zwyczajną codzienną sy-tuacją, wybuchnąć wielkim Bożym we-zwaniem.

Leszek Wianowski

Page 23: Gazeta Akademicka, marzec 2011

Dominikanin dzieli się także swoimi prze-myśleniami dotyczą-cymi wartości cier-pienia, zalet starości i sposobu na pogod-ną śmierć. O tej ostat-niej szerzej mówi w książce „Śmierć? Każdemu polecam!”.

W rozmowie z Aliną Petrową-Wasile-wicz dotyka tematu, którego zazwyczaj unikamy. Nikt przecież nie lubi myśleć o własnej śmierci. Podążając jednak za tokiem rozumowania o. Badeniego, możemy przekonać się, że taka re<eksja o umieraniu wyszłaby nam nawet na do-bre. Zakonnik przybliża czytelnikom wy-obrażenia nieba, piekła i czyśćca. Często podkreśla, że również na ziemi możliwe jest doświadczenie raju. Pięknie opowia-da o mistyce, kobiecej intuicji i „dziw-nym” Bogu. Z jego słów płynie prawdzi-wa mądrość duchowa.

„Autobiogra(a” i „Śmierć? Każdemu po-lecam!” to pozycje obowiązkowe dla czytelników chcących poznać o. Joachi-ma Badeniego. W pierwszej z wymie-nionych książek, oprócz bogatej treści, znajdują się również fotogra(e osób najbliższych dominikaninowi. Można za-tem samemu pokusić się o ocenę urody Alicji Ancarcrony :)

Gazeta Akademicka poleca

Wydawca: Diecezjalne Duszpasterstwo Akademickie w Radomiu

Siedziba redakcji: ul. Górnicza 2, 26-600 Radom; e-mail: [email protected]: ks. Marek Adamczyk, ks. Artur Chruślak, Maria Domagała, Kinga Dżbik, Anna Gruszka, ks. Zbigniew Gaczyński, Michał Jachimkowski, Monika Kowalczyk, Joanna Marzec, Elżbieta Moczoł, Tomasz Motyka, ks. Mirosław Nowak, Joanna Rychel, Magda Skrok, Anna SobkiewiczKorekta: Justyna DomagałaFoto: ks. Zbigniew Niemirski („Gość Niedzielny”), Marcin Kuncewicz, ks. Artur Chruślak, Łukasz Kamiński, Patrycja Zając, Archiwum Duszpasterstwa AkademickiegoOpracowanie gra+czne: [email protected], mateusz([email protected] wydawnicze: Jacek PacholecDruk: Instytut Technologii Eksploatacji – PIB Radom

Ojciec Joachim Badeni

Trudno w zaledwie kilku zdaniach przy-bliżyć niezwykłą po-stać o. Joachima Ba-deniego. Na szczę-ście dominikanin sam robi to najlepiej, opowiadając o swo-im jakże barwnym życiu w książce „Au-tobiogra(a”, będącej

rozmową z dwoma dziennikarzami „Ty-godnika Powszechnego”. Z właściwym sobie poczuciem humoru odtwarza przed czytelnikiem obrazy ze swojego dzieciństwa i młodości. Poznajemy jego matkę – Alicję Ancarcronę, z pochodze-nia Szwedkę, niezwykle mądrą i piękną kobietę. Podobno oglądano się za nią na ulicy nawet gdy miała prawie osiemdzie-siąt lat! O. Joachim opowiada również o czułym dotyku Matki Boskiej, który stał się początkiem pewnych zmian w jego życiu. Nie oznacza to jednak, że wstąpił od razu do zakonu. Przed nim jeszcze służba w wojsku oraz nie byle jaki dyle-mat do rozwiązania – żenić się czy też nie? Summa summarum młody Kazimierz Ba-deni pozostał wierny swemu powołaniu i przyjął święcenia kapłańskie.

W „Autobiogra(i” raczy nas niecodzien-nymi historiami z okresu nowicjatu w Anglii. Jedna z nich, dosyć makabrycz-na, dotyczy grzebania zmarłych zakonni-ków. Trudność polegała na tym, że trum-nę trzeba było zanieść na cmentarz, do którego prowadziła stroma ścieżka. Bra-cia opracowali więc metodę transporto-wania zwłok na wózku do jarzyn, który specjalnie do tego celu przyozdobili. O. Joachim, wypełniając któregoś pięk-nego dnia ten obowiązek, tak się roz-pędził, że wylądował razem z trumną w grobie.

RSTE WT OS A P AZ

KS

AU

DD

EM

ICK

IE

D A

SkąDokąd Raz Dwa Trzy

RAZ DWA TRZY – zespół, który na rynku muzycznym jest klasą samą w sobie, po siedmiu latach wydaje autorską płytę. Akustyczne brzmienie w połączeniu z delikatnym zabarwieniem dźwięków elektronicznych daje niesamowity efekt. Muzyka naturalna (mimo elektroniki) podkreśla klasę zespołu. Jak sami mówią w zapowiedzi płyty, ich zamiarem było: Żeby muzyce pozwolić grać, a słowom znaczyć. Teksty napisane przez Adama Nowaka to potężna dawka sensów, spo-strzeżeń dotyczących egzystencji czło-wieka. W piosenkach jest próba określe-nia miejsca, czasu i przestrzeni świata, w którym żyjemy, o czym świadczy ty-tuł „SkądDokąd”. Melodyjne brzmienia sprawdzają się nie tylko w słuchaniu in-dywidualnym, ale również koncertowo. Polecam tę płytę wszystkim, ponieważ każdy odnajdzie w niej coś dla siebie.

Magdalena Skrok Tomasz Motyka

Page 24: Gazeta Akademicka, marzec 2011