274

James Dashner Wi Zie Labiryntu 01 Wi Zie Labiryntu

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Thomas zostaje wyciągnięty z metalowego pudła, przypominającego windę. Trafia w ten sposób do dziwnego miejsca, Strefy. Nie pamięta nic - poza tym, jak ma na imię. Jest człowiekiem bez przeszłości, bez właściwości. Prawie idealnym Nikim, podobnym do innych chłopaków, których właśnie ma okazję poznać. To, co określa każdego z nas, co stanowi punkt odniesienia - przeszłość, dla niego - dla nich jawi się jako coś upragnionego i niedostępnego. Thomas nie zna odpowiedzi na pytania: skąd się wziąłem? Kim byli moi bliscy? Co mnie ukształtowało? Co było, zanim trafiłem do Strefy? Powoli, każdego dnia zaczyna uświadamiać sobie, że jednak istniała jakaś przeszłość i że ktoś lub coś mu ją odebrało. Tym, co udaje mu się mimo wszystko przypomnieć, nie chce się z nikim dzielić. Z pojedynczych okruchów nie potrafi sklecić spójnej wizji.Strefa jest wyizolowaną częścią Labiryntu. Żyją w niej młodzi chłopcy, stosunkowo dobrze zorganizowani w hierarchiczną społeczność. Funkcjonują oni w nienormalnych warunkach, zaopatrywani przez tajemniczych opiekunów w niektóre potrzebne do życia przedmioty. Co określony czas „zasilani” przez Stwórców kolejną, równie jak oni zagubioną osobą. Trochę sytuacja ta przypomina opisaną we Władcy much Goldinga. Trochę pod względem atmosfery przywodzi na myśl film Cube. Zestaw bezwzględnie przestrzeganych twardych praw i obowiązków, hierarchia oraz nieodłącznie związane z nią antagonizmy. Mieszkańcy Strefy próbują zrozumieć Labirynt - dziwną kamienną budowlę, stanowiącą zagadkę naprawdę trudną do rozwiązania. Próbują znaleźć z niego wyjście, codziennie mozolnie penetrując ścieżki podlegające nieustannym zmianom. W kamiennych drogach Labiryntu czyha na nich niebezpieczeństwo - Bóldożercy, wyrafinowane maszyny, atakujące ich z bezwzględnością, zaciętością i zaskakującą inteligencją.Pojawienie się w Strefie Thomasa przynosi zmiany. Nieoczekiwanie, wkrótce po nim zostaje przysłana pierwsza widziana tutaj dziewczyna. Wydaje się, że dzieje się coś bardzo ważnego, a czasu na rozwiązanie zagadki Labiryntu jest coraz mniej. Ktoś chyba postanowił przyspieszyć bieg wydarzeń... Zegar tyka, zegar przyspiesza.

Citation preview

  • JAMES DASHNER

    Wizie labiryntu

    Tom I

    Tumaczenie ukasz Dunajski

  • To obecnie jedno z najgortszych nazwisk w wiecie literatury dla modziey.

    Jego trylogia Wizie Labiryntu od wielu miesicy jest jednym z najwikszych

    bestsellerw na rynku amerykaskim. To seria porwnywana swoim rozmachem i okrutn

    wizj dystopicznego wiata do synnych Igrzysk mierci Suzanne Collins.

    Zreszt podobnie jak trylogia Collins, rwnie Wizie Labiryntu ma zosta

    sfilmowany. Wytwrnia th Century Fox okrelia realizacj tego filmu jako jeden z

    najwikszych priorytetw na najblisze miesice, reyseri powierzajc Catherine

    Hardwickle, odpowiedzialnej za sfilmowanie pierwszej czci sagi Zmierzch.

    Zanim James Dashner odnis midzynarodowy sukces trylogi Wizie Labiryntu

    napisa kilka serii dla modszych czytelnikw.

    Mieszka w South Jordan City w stanie Utah z on i czwrk dzieci.

    Caa trylogia Wizie Labiryntu ukae si w Polsce nakadem wydawnictwa

    Papierowy Ksiyc. www.wiezienlabiryntu.pl

  • Powsta, rozpoczynajc nowe ycie, otoczony przeszywajc ciemnoci i stchym,

    zakurzonym powietrzem.

    Dwik metalu uderzajcego o metal; podoga gwatownie zadraa i przewrci si.

    Przeczoga si na czworakach do tyu, kropelki potu spyway z jego czoa pomimo

    przejmujcego chodu. Uderzy plecami o zimn, metalow cian. Wsta i przesuwa si

    wzdu niej, dopki nie dotar do kta pomieszczenia. Osun si na podog i przycign

    nogi do tuowia, majc nadziej, e jego oczy wkrtce przywykn do ciemnoci.

    Przy kolejnym wstrzsie pomieszczenie szarpno w gr, niczym stara winda w

    szybie kopalnianym.

    Dwiki skrzypicych acuchw i mechanicznych k, przywoujce na myl

    staroytn fabryk stali, rozbrzmieway dookoa, odbijajc si od cian pustym, brzkliwym

    wistem. Pozbawiona wiata winda koysaa si na boki, wjedajc na gr, przyprawiajc

    go o mdoci; zapach spalonego oleju zaatakowa jego zmysy, sprawiajc, e poczu si

    jeszcze gorzej. Zbierao mu si na pacz, jednak jego oczy pozostaway suche; mg jedynie

    siedzie samotnie w ciemnoci i czeka.

    Nazywam si Thomas, pomyla.

    To... to bya jedyna rzecz, jak pamita ze swojej przeszoci.

    Nie pojmowa, jak to mogo by moliwe. Jego umys funkcjonowa bez zarzutu,

    prbujc rozpozna otoczenie i znale wyjcie z tej sytuacji. Fala informacji zalaa jego

    myli - fakty i obrazy, wspomnienia i szczegy o wiecie, o sposobie, w jaki ten wiat

    funkcjonowa. Przywoa obraz niegu na drzewach, wspomnienie przejadki drog zasypan

    limi, hamburgera z frytkami, ksiyca rzucajcego jasn powiat na trawiast k, kpieli

    w jeziorze, zgieku i zamtu miejskiego ycia o poranku.

    Jednak nadal nie wiedzia, skd pochodzi ani w jaki sposb znalaz si w spowitej

    ciemnoci windzie, czy te kim byli jego rodzice. Nie pamita nawet swojego nazwiska.

    Obrazy ludzi przemykay mu przez gow, jednak nie potrafi ich rozpozna, twarze

    zastpowaa udrczona plama kolorw. Nie potrafi sobie przypomnie choby jednej znanej

    mu osoby lub przywoa jakiejkolwiek rozmowy.

    Wagon windy wci si wznosi, koyszc si na boki. Thomas przyzwyczai si do

    nieustannie szczkajcych acuchw, ktre wcigay go na gr. Upyno sporo czasu.

    Minuty zamieniy si w godziny, chocia nie mg by tego pewny, poniewa kada sekunda

    wydawaa si wiecznoci. Nie. By przecie sprytniejszy. Jego zmysy podpowiaday mu, e

    by w ruchu od co najmniej p godziny.

    Co dziwne, poczu, jak strach go opuci, zupenie niczym chmara komarw

  • przegoniona przez wiatr, ustpujc miejsca wszechogarniajcej go ciekawoci. Chcia

    wiedzie, gdzie si znajduje i co to wszystko oznaczao.

    Wagon, skrzypic i wydajc dwik guchego uderzenia, szarpn i zahamowa,

    sprawiajc, e Thomas ponownie upad na tward podog. Zrywajc si na nogi, poczu, e

    wagon koysze si coraz wolniej, a w kocu zatrzyma si zupenie. Zapada zowroga cisza.

    Upyna minuta. Dwie. Spoglda w kadym kierunku, jednak zewszd ogarniaa go

    ciemno. Szed ponownie po omacku wzdu ciany w poszukiwaniu wyjcia. Jednak nie

    znalaz niczego prcz zimnego metalu. Jk zawodu rozbrzmia echem, niczym przenikliwe

    zawodzenie mierci. Kiedy zanikn, powrcia cisza. Krzykn znowu, wzywajc pomocy,

    uderzajc piciami w cian.

    I nic.

    Thomas wrci z powrotem do kta, obj kolana ramionami i zadygota, a strach

    powrci. Poczu niespokojne drenie w piersi, jak gdyby jego serce chciao si wyrwa i

    opuci ciao.

    - Niech... kto... mi... pomoe!- krzykn. Kade sowo rozdzierao jego gardo

    przenikliwym wrzaskiem rozpaczy.

    Nad jego gow rozleg si gony brzk - przestraszony, wcign gwatownie

    powietrze, spogldajc w gr. Prosta linia wiata przeszya sufit, Thomas obserwowa, jak

    si powikszaa. Ciki zgrzytliwy dwik ujawni obecno podwjnych rozsuwanych drzwi,

    ktre po chwili stany otworem. Po tak dugim czasie spdzonym w ciemnoci, wiato ranio

    jego oczy; odwrci wzrok, zasaniajc twarz domi.

    Usysza dwiki dochodzce z gry - gosy - i strach sparaliowa jego ciao.

    - Patrzcie na tego sztamaka!

    - Ile moe mie lat?

    - Wyglda jak klump w koszulce.

    - Sam jeste klump, smrodasie.

    - Stary, ale tam mierdzi pociskiem!

    - Mam nadziej, e podobaa ci si przejadka, wieuchu.

    - Std nie ma powrotu, kole.

    Thomas poczu ogarniajc go fal gorca i paniki. Gosy byy jakie dziwne,

    rozbrzmieway echem. Niektre z nich wydaway mu si zupenie obce - inne za znajome.

    Spojrza spod przymruonych powiek w stron mwicych osb, starajc si przyzwyczai

    oczy do wiata. Z pocztku dostrzeg jedynie przemieszczajce si cienie, ktre wkrtce

    przybray ksztat ludzi nachylajcych si nad wyrw w suficie, spogldajcych na niego i

  • wskazujcych go palcem.

    Nagle, zupenie jak gdyby kto wyregulowa ostro jego wzroku, twarze stay si

    wyrane. Jego oczom ukazali si chopcy - niektrzy modsi, inni starsi. Thomas nie wiedzia,

    czego si spodziewa, jednak ich widok zaskoczy go. Byli nastolatkami. Dzieciakami.

    Niektre z jego obaw odpyny, jednak nie na tyle daleko, aby uspokoi omoczce wci

    serce.

    Kto spuci lin, na kocu ktrej znajdowaa si wielka ptla. Thomas zawaha si,

    nastpnie podszed i wsadzi do niej praw stop; ciska j mocno, podczas gdy kto na grze

    wciga go w stron wiata. Zobaczy las doni, cae mnstwo rk, i te donie chwyciy go za

    ubranie, wcigajc na gr. Rzeczywisto zdawaa si wirowa kbic si mg twarzy,

    kolorw i wiate. Burza emocji rozrywaa mu wntrznoci; chcia krzycze, zbierao mu si

    na pacz i wymioty. Chralne gosy ucichy, kiedy wycigano go z ciemnego kontenera i kto

    do niego przemwi. Wiedzia, e nigdy nie zapomni tych sw.

    - Mio ci pozna, sztamaku - powiedzia chopak. - Witaj w Strefie.

    Wcigajce go donie w kocu znikny, gdy Thomas stan twardo na ziemi i otrzepa

    kurz z koszulki i spodni. Wci olepiony wiatem, zachwia si. Zeraa go ciekawo,

    jednak czu si zbyt sabo, aby dokadniej przyjrze si otoczeniu. Jego nowi towarzysze

    milczeli, kiedy obraca gow we wszystkie strony, starajc si rozejrze wokoo.

    Gdy obraca si powoli, pozostae dzieciaki chichotay, przygldajc si mu.

    Niektrzy chopcy wycignli rce i szturchali go palcami. Musiao ich by co najmniej

    pidziesiciu. Mieli poplamione i przepocone ubrania, jak gdyby wrcili po cikim dniu

    pracy. Byli rnej postury, wzrostu oraz rasy, a ich wosy miay rn dugo. Nagle

    zakrcio mu si w gowie. Zamruga oczami, przygldajc si twarzom chopcw oraz

    dziwnemu miejscu, w ktrym si znalaz.

    Stali porodku olbrzymiego dziedzica wielkoci siedmiu boisk pikarskich,

    otoczonego z czterech stron potnym murem z szarego kamienia, ktry pokrywa gsty

    bluszcz. Wysokie na kilkadziesit metrw ciany tworzyy idealny kwadrat wok nich, a w

    kadej z nich, dokadnie porodku, znajdowaa si duga szczelina, za ktr rozpocieray si

    cieki i dugie korytarze.

    - Patrzcie na tego szczylniaka - rozbrzmia chropowaty gos. Thomas nie widzia, kto

    wypowiedzia te sowa. - Od tego krcenia si w kko kole skrci sobie kark.

    Kilku chopcw wybuchno miechem.

    - Zawrzyj twarzostan, Gally! - wtrci kto niskim gosem.

    Thomas ponownie skupi wzrok na tumie obcych stojcych przed nim. Wiedzia, e

  • musi mie si na bacznoci - czu si, jakby by pod wpywem rodkw odurzajcych.

    Wysoki, jasnowosy chopak o kwadratowej szczce powcha go, jego twarz pozbawiona

    bya jakiegokolwiek wyrazu. Niski, pulchny kole wierci si nieustannie, spogldajc na

    Thomasa wybauszonymi oczami. Krpy, uminiony Azjata skrzyowa ramiona,

    przygldajc si mu, a podwinite rkawy obcisej koszulki uwidoczniy bicepsy.

    Ciemnoskry chopak - ten sam, ktry go powita - spojrza na niego z marsow min.

    Niezliczona reszta wpatrywaa si w niego.

    - Gdzie jestem? - zapyta Thomas, zdziwiony tembrem wasnego gosu. Nie brzmia

    tak, jak powinien, by wyszy, ni si spodziewa.

    - Na pewno nie u mamy - rzuci ciemnoskry chopak.

    - Wylaksuj.

    - Do ktrego Opiekuna trafi? - krzykn kto z gbi tumu.

    - Mwiem, smrodasie - odpowiedzia ostry i przenikliwy gos. - To klump, wic

    bdzie Pomyjem. Bez dwch zda.

    Chopak rozemia si, jak gdyby opowiedzia najlepszy kawa w yciu.

    Thomas ponownie poczu uporczywy mtlik w gowie, syszc tak wiele sw i zda,

    ktre pozbawione byy sensu. Sztamak. Smrodas. Opiekun. Pomyj. Wyskakiway z ust

    chopakw tak naturalnie, e czu si nieswojo, nie znajc ich znaczenia. Zupenie jakby wraz

    z utrat pamici utraci rwnie cz rozumienia mowy.

    Ocean emocji zalewa jego umys i serce. Zdezorientowanie. Ciekawo. Panika.

    Strach. Jednak przede wszystkim ogarniao go ponure uczucie rozpaczy, jak gdyby wiat,

    ktry zna, przesta istnie, zosta wymazany z jego pamici i zastpiony obrzydliwym

    substytutem. Pragn uciec jak najdalej od tych ludzi i tego miejsca.

    Chopak o szorstkim gosie przemawia:

    -...nawet tego nie zrobi, dam sobie za to rk uci.

    Thomas w dalszym cigu nie widzia jego twarzy.

    - Powiedziaem, zawrzyj twarzostan! - krzykn ciemnoskry modzieniec. - Lepiej

    zwijaj chlipado, inaczej ci je ukrc!

    To musia by ich przywdca, uwiadomi sobie Thomas. Nie mogc znie widoku

    wpatrujcych si w niego kilkudziesiciu par oczu, skupi swoj uwag na przygldaniu si

    miejscu, ktre tamten chopak nazwa Stref.

    Podoe dziedzica wyoono olbrzymimi kamiennymi blokami. Wiele z nich byo

    naznaczonych pkniciami, spomidzy ktrych wyrastay chwasty i trawa. W pobliu jednego

    z naronikw dziedzica znajdowa si dziwny, rozpadajcy si drewniany budynek, ktry

  • wyrnia si na tle szarego kamienia. Wok niego znajdowao si kilka drzew, ktrych

    korzenie niczym pazury przebijay kamienn podog w poszukiwaniu poywienia. W innym

    rogu znajdoway si uprawy - z miejsca, w ktrym sta, Thomas rozpozna kukurydz,

    sadzonki pomidorw, drzewa owocowe.

    Po drugiej stronie dziedzica znajdoway si drewniane zagrody dla owiec, wi oraz

    krw. Spora kpa drzew w ostatnim z naronikw wygldaa na uschnit i obumar.

    Pogodne niebo mienio si bkitem, jednak Thomas nie dostrzega ladu promieni soca,

    pomimo blasku dnia. Pezajce po murach cienie nie zdradzay czasu ani kierunku - rwnie

    dobrze mg by wczesny poranek, jak i pne popoudnie. Gdy wzi gboki oddech,

    starajc si uspokoi nerwy, zaatakowaa go mieszanka zapachw: wieo przekopanej ziemi,

    nawozu, zapachu sosny, czego zgniego oraz czego sodkiego. Z jakiego powodu wiedzia,

    e byy to zapachy gospodarstwa.

    Thomas spojrza na swoich porywaczy, odczuwajc dziwn, acz konieczn potrzeb

    zadania im pyta.

    Porywacze, pomyla. Dlaczego to sowo pojawio si w mojej gowie?

    Spojrza na nich, przyjrza si dokadnie ich twarzom. Oczy jednego z chopcw

    pony nienawici. Wyglda na tak rozwcieczonego, e Thomas nie zdziwiby si, gdyby

    ten dzieciak wyskoczy na niego z noem. Mia czarne wosy, a kiedy ich oczy si spotkay,

    chopak pokiwa gow i odwrci si, odchodzc w kierunku liskiego, elaznego supa i

    drewnianej awki. Wielokolorowa flaga zwisaa nieruchomo na szczycie masztu, jednak z

    powodu braku wiatru nie mg dostrzec jej wzoru.

    Wstrznity Thomas wpatrywa si w plecy chopaka, dopki ten nie odwrci si i

    nie usiad. Thomas szybko spojrza w inn stron.

    Nagle przywdca grupy, ktry wyglda na jakie siedemnacie lat, zrobi krok

    naprzd. Mia na sobie zwyczajne ubranie: czarny podkoszulek, jeansy, teniswki, zegarek

    cyfrowy. Z jakiego powodu jego ubir zaskoczy Thomasa. Wyobraa sobie, e powinni tu

    nosi co bardziej zowieszczego, niczym wizienny uniform. Ciemnoskry chopak mia

    krtko przycite wosy i gadko ogolon twarz. Lecz poza zmarszczonymi brwiami, nie byo

    w nim nic gronego.

    - To duga historia, sztamaku - przemwi. - Z czasem zrozumiesz. Jutro zabior ci na

    Wycieczk. Do tego czasu... postaraj si niczego sobie nie poama. - Wycign do niego

    do. - Jestem Alby - powiedzia, wyranie czekajc na ucisk doni.

    Thomas odmwi. Instynkt przej kontrol nad jego czynami. Bez sowa odwrci si,

    podszed do pobliskiego drzewa i usiad, opierajc si plecami o szorstk kor. Fala paniki,

  • niemal nie do zniesienia, ponownie zalaa jego ciao. Wzi jednak gboki oddech, starajc

    si pogodzi z sytuacj.

    Uspokj si, pomyla. Niczego nie wymylisz, jeeli pozwolisz, aby strach tob

    zawadn.

    - Opowiedz mi - zawoa Thomas, starajc si opanowa gos. - Opowiedz mi t dug

    histori.

    Alby spojrza na kompanw stojcych przy nim, przewracajc oczami, a Thomas

    ponownie przyjrza si tumowi chopcw. Jego pierwotne obliczenia nie odbiegay daleko od

    rzeczywistoci - byo ich pidziesiciu lub szedziesiciu, poczwszy od dziesiciolatkw

    a po niemal dorosych, jak Alby, ktry wydawa si jednym z najstarszych. W tej wanie

    chwili Thomas poczu, jak serce podchodzi mu do garda. Uwiadomi sobie wanie, e nie

    wie, ile sam ma lat.

    - Powanie - powiedzia, porzucajc mask odwagi. - Co to za miejsce?

    Alby podszed do niego i usiad po turecku. Tum chopcw zgromadzi si za nimi.

    Zagldali z kadej strony, aby lepiej widzie.

    - Jeeli si nie boisz - powiedzia Alby - to znaczy, e nie jeste czowiekiem. A jeeli

    bdziesz dziwaczy, to zrzuc ci z Urwiska, bo to bdzie oznaczao, e jeste wariatem.

    - Z Urwiska? - zapyta Thomas, a krew odpyna mu z twarzy.

    - Purwa - powiedzia Alby, przecierajc oczy. - Nie byo tematu, rozumiesz? Nie

    tuczemy sztamakw, moesz mi wierzy. Po prostu nie daj si zabi, postaraj si przey,

    rozumiesz?

    Przerwa i Thomas uwiadomi sobie, e krew musiaa ju cakowicie odpyn z jego

    twarzy po tym, co przed chwil usysza.

    - Posuchaj - powiedzia Alby, a nastpnie przejecha doni po swoich krtko

    ostrzyonych wosach i westchn. - Nie jestem w tym dobry. Jeste pierwszym sztamakiem

    od czasu, kiedy zgin Nick.

    Thomas otworzy szeroko oczy, a kolejny chopak zrobi krok naprzd i trzasn

    Albyego w gow.

    - Wstrzymaj si do cholernej Wycieczki - powiedzia z dziwnym akcentem,

    ochrypym gosem. - Dzieciak nam tu skona ze strachu, a jeszcze nic nie usysza. - Pochyli

    si i wycign do w kierunku Thomasa. - Jestem Newt, wieuchu. Mam nadziej, e

    wybaczysz ten klumpobekot naszemu nowemu szefostwu.

    Thomas wycign rk i ucisn do chopca, ktry sprawia wraenie

    sympatyczniejszego ni Alby. By te od niego wyszy, jednak wydawa si o rok modszy.

  • Mia dugie blond wosy, ktre opaday na uminione ramiona.

    - Morda, smrodasie - burkn Alby, cignc go za rami, aby usiad przy nim. -

    Przynajmniej rozumie poow z tego, co do niego mwi. - Kilka pojedynczych miechw

    dobiego zza ich plecw, a nastpnie wszyscy zebrali si za Albym i Newtem, stajc jeszcze

    bliej siebie, aby przysuchiwa si rozmowie.

    Alby rozoy rce domi do gry.

    - To miejsce to Strefa. Tutaj mieszkamy, jemy i pimy. My jestemy Streferami. To

    wszystko, co...

    - Kto mnie tu przysa? - zapyta Thomas, dajc odpowiedzi, porzucajc strach i

    dajc upust zoci. - Skd...

    Jednak zanim zdy zada kolejne pytanie, Alby chwyci go za koszulk i pochyli

    si, wsparty na kolanach.

    -Wstawaj, sztamaku, no wstawaj! - powiedzia, unoszc si i cignc Thomasa za

    sob.

    Thomas, cay rozdygotany, w kocu si podnis. Opar si o drzewo, prbujc

    wyrwa si z ucisku Albyego, ktry sta naprzeciw niego.

    - Nie przerywaj mi, choptasiu! - wrzasn Alby. - Purwa, jeeli powiemy ci wszystko,

    co chcesz usysze, to zdechniesz na miejscu, a jeszcze wczeniej walniesz klumpa w portki.

    Grzebacz wycignie ci za kopyta i tyle bdziemy mieli z ciebie poytku.

    - Nie wiem, o czym mwisz - odpar powoli Thomas, zdumiony stanowczoci w

    swoim gosie.

    Newt chwyci Albyego za ramiona.

    - Stary, wylaksuj. Swoim kazaniem narobisz wicej szkody ni poytku.

    Alby puci koszulk Thomasa i cofn si, dyszc ciko.

    - To nie przedszkole, szczylniaku. Zapomnij o dawnym yciu, rozpocze nowe.

    Wykuj zasady i przestrzegaj ich. Suchaj, gdy do ciebie mwi, i nie pyskuj. Zrozumiae?

    Thomas spojrza na Newta w poszukiwaniu pomocy. Poczu, jak bl i mdoci

    wykrcaj jego wntrznoci. zy, ktre stara si powstrzyma, paliy jego oczy.

    Newt skin gow.

    - Rozumiesz, co do ciebie gada, wieuchu?

    Skin ponownie.

    Thomas a kipia ze zoci, chcia komu przywali. Zamiast tego mrukn:

    - Tak.

    - Ogay - powiedzia Alby. - Dzisiaj jest twj Pierwszy Dzie, sztamaku. ciemnia si,

  • niedugo wrc Zwiadowcy. Pudo przyjechao dzisiaj pniej, nie mamy wic czasu na

    Wycieczk. Pjdziemy jutro, z samego rana. - Odwrci si w stron Newta. - Znajd mu

    jak prycz i dopilnuj, eby si pooy.

    - Ogay - odpowiedzia Newt.

    Alby ponownie spojrza na Thomasa, mruc oczy.

    - Za kilka tygodni ci przejdzie, Njubi, i wtedy si przydasz. aden z nas Pierwszego

    Dnia niczego nie wiedzia. Jutro rozpoczynasz nowe ycie.

    Alby odwrci si i zacz si przeciska przez tum stojcych za nimi chopakw, a

    nastpnie uda si w stron skonego, drewnianego budynku w rogu. Wikszo dzieciakw

    zacza si rozchodzi, jednak zanim to nastpio, kady z nich obrzuci Thomasa znudzonym

    spojrzeniem..

    Thomas skrzyowa ramiona, zamkn oczy i wzi gboki oddech. Poczu, jak jego

    ciao wypenia pustka, ktr natychmiast zastpi smutek przeszywajcy serce. Tego byo za

    wiele - gdzie on w ogle si znajdowa? Co to za miejsce? Jakie wizienie czy co? Jeeli tak,

    dlaczego go tutaj zesano i na jak dugo? Jzyk, ktrym wszyscy si tutaj posugiwali, by

    jaki dziwny i wydawao si, e aden z chopcw nie przejby si tym, czy Thomas

    pozostanie ywy, czy martwy. zy ponownie napyny mu do oczu, jednak tym razem nie

    pozwoli im wypyn.

    - Co takiego zrobiem? - wyszepta do samego siebie. - Co takiego zrobiem, e mnie

    tutaj zesano?

    Newt poklepa go po ramieniu.

    - Przechodzisz, wieuchu, dokadnie przez to samo co my, kiedy si tutaj

    znalelimy. Kady z nas mia swj Pierwszy Dzie, wyac z tej ciemnej puchy. Nie jest

    kolorowo i nie bdzie, o czym wkrtce przekonasz si na wasnej skrze. Tak czy owak,

    wiem, e dasz z siebie wszystko. Przecie widz, e nie jeste zafajdanym maminsynkiem.

    - Czy jestemy w wizieniu? - zapyta Thomas. Prbowa przekopa mroczn otcha

    swojej pamici w poszukiwaniu jakiejkolwiek wyrwy w przeszoci.

    - Nazadawae ju sporo pyta jak na pocztek, stary. Nie mam dla ciebie odpowiedzi,

    przynajmniej nie teraz. Najlepiej bdzie, jeli przestaniesz zadawa pytania i pogodzisz si ze

    zmian. Jutro bdzie nowy dzie.

    Thomas nie odpowiedzia. Spuci gow, wpatrujc si w skaliste, popkane podoe.

    Dostrzeg pasmo chwastw obrastajcych krawd jednego z kamiennych blokw, spod

    ktrych ciekawsko wyglday drobne, te kwiaty poszukujce soca, ktre dawno ju

    skryo si za olbrzymimi murami Strefy.

  • - Przekimasz si u Chucka - powiedzia Newt. - Moe i jest troch tustawy, ale w

    porzdku z niego chopina. Poczekaj na mnie, zaraz wracam.

    Ledwo Newt skoczy wypowiada zdanie, kiedy nagy, przeszywajcy krzyk rozdar

    powietrze. Wysoki i piskliwy, niemal nieludzki wrzask rozbrzmia echem, odbijajc si od

    kamiennego podoa dziedzica. Wszyscy zebrani zwrcili si w kierunku rda

    przenikliwego dwiku. Thomas poczu, jak krew przemierzajca korytarze jego y zamienia

    si w lodowat brej, kiedy zda sobie spraw, e przeraajcy wrzask dobiega z

    drewnianego budynku.

    Rwnie Newt podskoczy i zmarszczy czoo, wyranie zaskoczony.

    - Purwa! - powiedzia. - Czy ten cholerny Plaster nie potrafi poradzi sobie z tym

    chopakiem beze mnie? - Pokiwa gow i kopn lekko Thomasa w nog. - Znajd Chucka,

    powiedz mu, e ma ci zaatwi wyro. - Nastpnie odwrci si i pobieg w kierunku

    drewnianego budynku.

    Thomas zsun si na ziemi, opierajc si plecami o szorstk kor drzewa. Podkuli

    nogi i zamkn oczy w nadziei, e kiedy ponownie je otworzy, ten przeraajcy koszmar si

    skoczy.

    Thomas siedzia w miejscu przez dusz chwil, zbyt przytoczony, by si ruszy. W

    kocu zmusi si, aby spojrze na rozwalajcy si budynek. Przed wejciem zgromadzio si

    kilku chopakw, ktrzy wpatrywali si niespokojnie w grne okna, jak gdyby spodziewali si

    ujrze tam szkaradnego potwora wyskakujcego w eksplozji odamkw drewna i szka.

    Jego uwag przyku metaliczny dwik przypominajcy stukanie, dobiegajcy z gazi

    powyej. Spojrza w gr i dostrzeg bysk srebrnoczerwonego wiata, tu przed tym, jak

    znikno po drugiej stronie pnia. Zerwa si na nogi i obszed drzewo dookoa, nachylajc si

    w poszukiwaniu jakiegokolwiek ladu tego, co usysza, jednak dostrzeg jedynie szare i

    brzowe gazie, uoone w ksztacie palcw szkieletu i wygldajce rwnie ywo jak on.

    - To ukolec - odezwa si kto z tyu.

    Thomas odwrci si i dostrzeg stojcego nieopodal chopaka, niskiego i pkatego,

    ktry wpatrywa si w niego. Wyglda bardzo modo - by prawdopodobnie najmodszy z

    wszystkich chopcw, ktrych dotychczas pozna. Mia dwanacie lub trzynacie lat. Brzowe

    wosy opaday mu na uszy i szyj, sigajc ramion. Bkitne oczy spoglday na niego,

    byszczc na smutnej, obwisej i zarumienionej twarzy.

    Thomas skin gow w jego kierunku.

    - uko co?

    - ukolec - opowiedzia chopiec, wskazujc na drzewo. - Nic ci nie zrobi, chyba e

  • jeste na tyle gupi, by go dotkn... - zawaha si - sztamaku.

    Ostatnie sowo nie zabrzmiao w jego ustach naturalnie, jak gdyby nie przyswoi

    jeszcze slangu panujcego w Strefie.

    Kolejny wrzask, tym razem dugi i peen boleci, rozdar powietrze i serce Thomasa

    zamaro. Paraliujcy strach przeszy go dreszczem, jakby lodowata rosa dotkna jego

    rozpalonej skry.

    - Co si tam dzieje? - zapyta, wskazujc budynek.

    - Nie wiem - odpowiedzia pucoowaty chopak, wci wyranie dziecinnym,

    przeraonym gosem. - Ben tam ley, jest bardzo chory. To Oni go dopadli.

    - Oni? - Thomasowi nie spodoba si sposb, w jaki chopiec wypowiedzia to sowo.

    - Dokadnie.

    - Kim s Oni?

    - Mdl si, aby si o tym nigdy nie dowiedzia - odpowiedzia Chuck tonem bardziej

    pewnym siebie, ni wskazywaa na to sytuacja. - Jestem Chuck. Byem wieuchem, zanim ty

    si pojawie.

    To ma by moja obstawa na noc? - zapyta w mylach Thomas. Nie mg si pozby

    uczucia strasznego dyskomfortu, a teraz dosza do tego jeszcze irytacja. To jaki absurd. Jego

    gowa pulsowaa.

    - Dlaczego wszyscy nazywaj mnie wieuchem? - zapyta, ciskajc popiesznie do

    Chucka i wypuszczajc j od razu.

    - Bo jeste ostatni Njubi - odpowiedzia ze miechem.

    Kolejny krzyk dobieg z domu, dwik, ktry brzmia jak skowyt godzonego,

    torturowanego zwierzcia.

    - Jak moesz si mia? - zapyta Thomas, przeraony haasem. - To brzmi tak, jakby

    kto tam umiera.

    - Nic mu nie bdzie. Nikt nie umiera, o ile wrci na czas i dostanie Serum. Wz albo

    przewz. Albo iga w pupsko, albo zdychasz. Tylko boli.

    Thomas zawaha si przez chwil.

    - Co boli?

    Chuck spuci wzrok, jakby niepewny odpowiedzi.

    - Hmm, bycie udlonym przez Bldoercw.

    - Bldoercw? Thomas robi si coraz bardziej zdezorientowany. Udlenie...

    Bldoercy. Sowa przepenione byy trwog i uwiadomi sobie, e nie jest ju pewien, czy

    na pewno chce usysze wicej.

  • Grubasek wzruszy ramionami i odwrci si, przewracajc oczyma.

    Thomas westchn, dajc wyraz swojej frustracji, i opar si o drzewo.

    - Wyglda na to, e wiesz niewiele wicej ode mnie - powiedzia, zdajc sobie spraw,

    e to nie bya prawda. Utrata pamici wprawiaa go w zakopotanie. Pamita doskonale, jak

    funkcjonowa wiat, jednak mia kompletn luk w pamici odnonie detali, twarzy i nazwisk.

    Zupenie jak w ksice, w ktrej w kadym zdaniu brakowao kluczowego sowa

    umoliwiajcego mu zrozumienie caoci. Nie wiedzia nawet, ile mia lat.

    - Chuck, jak mylisz... Ile mam lat? Chopak przyjrza mu si dokadnie. - Jakie

    szesnacie, i gdyby by ciekawy, to masz okoo metra osiemdziesiciu. Szatyn. No i jeste

    szpetny jak psie jdra - powiedzia, po czym parskn miechem.

    Thomas by tak zdumiony, e ledwo dosysza ostatnie zdanie. Szesnacie? Mia

    szesnacie lat? Czu si o wiele starzej. - Jeste pewny? - przerwa, szukajc sw. - Skd...

    Nie wiedzia nawet, o co dokadnie chcia zapyta.

    - Nie martw si, przez kilka dni bdziesz chodzi otpiay, jednak w kocu si oswoisz

    z tym miejscem. Ja tak zrobiem. To jest teraz nasz dom. Lepsze to ni kupa klumpu. Spojrza

    na niego, przewidujc jego kolejne pytanie. - Klump to synonim stolca. Klump to dwik

    spadajcego klocka do muszli.

    Thomas spojrza na Chucka, nie mogc uwierzy wasnym uszom.

    - Fajnie. - To wszystko, co by w stanie odpowiedzie. Wsta i podszed do starego

    budynku. Buda - to byo odpowiednie sowo, aby go okreli. Wysoki na dwa lub trzy pitra,

    wyglda, jak gdyby mia si za chwil zawali - szalone skupisko kd, desek, grubych

    sznurw i pozornie przymocowanych okien. Za nim masywne, obronite bluszczem

    kamienne ciany. Idc przez dziedziniec, Thomas wyczu wyran wo pieczonego misa i

    palonego drewna, ktra sprawia, e skrcio go w odku. Wiedzc, e okrzyki wydawa ten

    chory chopak, poczu si lepiej. Dopki nie pomyla o tym, co je spowodowao...

    - Jak ci na imi? - zapyta Chuck, starajc si go dogoni.

    - Co?

    - Jak si nazywasz? Nadal nam nie powiedziae. A wiem, e to pamitasz.

    - Thomas - wymamrota, mylami przebywajc gdzie indziej. Jeeli Chuck mia racj,

    wanie odnalaz powizanie z innymi mieszkacami Strefy. Wsplna utrata pamici.

    Wszyscy mieszkacy Strefy pamitali swoje imiona. Dlaczego nie pamitali imion swoich

    rodzicw? Albo przyjaci? Dlaczego nie pamitali swoich nazwisk?

    - Mio ci pozna - odpowiedzia Chuck. - Nic si nie martw, zajm si tob. Jestem tu

    ju od miesica i znam to miejsce jak wasn kiesze. Moesz na mnie liczy.

  • Thomas znajdowa si ju pod drzwiami chaty, przed ktr staa niewielka grupa

    dzieciakw, gdy poczu w sobie przypyw nagej wciekoci. Odwrci si twarz w stron

    Chucka.

    - Ty sam nic nie wiesz, wic nie wmawiaj mi, e mog na ciebie liczy! - Odwrci si

    ponownie w stron drzwi z zamiarem odnalezienia odpowiedzi na kilka pyta. Nie wiedzia

    jednak, skd znalaz w sobie ukryte pokady determinacji i odwagi.

    Chuck wzruszy ramionami.

    - Cokolwiek powiem, to i tak nie sprawi, e nagle poczujesz si lepiej - rzuci. - Sam

    cigle jestem Njubi. Moemy si jednak zakumplowa...

    - Obejdzie si - przerwa mu Thomas.

    By ju przy drzwiach, ohydnej, wyblakej od soca zbitce desek. Otworzy je i jego

    oczom ukazaa si grupa niewzruszonych dzieciakw stojca na powykrzywianych schodach,

    ktrych porcz bya poskrcana i powykrzywiana we wszystkich kierunkach. ciany pokoju i

    korytarza oklejono ciemn, odac ju tapet. Jedyn dekoracj, jak dostrzeg, by

    zakurzony wazon na trjnonym stoliku oraz zniszczone czarnobiae zdjcie kobiety w bieli.

    Oglnie dom sprawia wraenie nawiedzonego, zupenie jak z filmw grozy. Brakowao

    nawet niektrych desek w pododze.

    Wszystko mierdziao tu kurzem i stchlizn - w odrnieniu od przyjemnych

    zapachw z zewntrz. wiato migoczcych lamp fluorescencyjnych rozchodzio si po

    suficie. Nie zastanawia si wczeniej nad tym, skd mieszkacy Strefy pobierali prd.

    Spojrza na starsz kobiet na zdjciu, zastanawiajc si, czy nie mieszkaa wczeniej w tym

    domu i nie opiekowaa si tymi osobami.

    - Patrzcie, szczylniak przylaz - zawoa jeden ze starszych chopakw. Zorientowa

    si, e by to ten sam czarnowosy chopak, ktry wczeniej rzuci mu zabjcze spojrzenie.

    Wyglda na jakie pitnacie lat, by wysoki i szczupy. Jego nos, wielkoci maej pici,

    przypomina zdeformowanego kartofla. - wieuch pewnie sklumpa si w gacie, gdy usysza

    babski krzyk maego Bena. Szukasz klumpersa, smrodasie?

    - Nazywam si Thomas. - Chcia jak najszybciej zej mu z oczu. Bez sowa podszed

    do schodw, tylko dlatego, e byy najbliej, tylko dlatego, e nie wiedzia, co zrobi. Tyran

    zastawi mu drog i podnis do.

    - Chwila, wieynko - powiedzia, wskazujc kciukiem pitro nad nimi. - Njubi nie

    mog oglda... zainfekowanych. Alby i Newt tak nakazali.

    - O co ci chodzi? - zapyta Thomas, starajc si opanowa gos i nie przywizywa

    wagi do tego, co tamten mia na myli, mwic zainfekowany. - Nie wiem, gdzie jestem.

  • Szukam jedynie pomocy.

    - Posuchaj, szczylniaku. - Chopak zmarszczy czoo i skrzyowa rce. - Ju ci

    wczeniej widziaem. Co mi tu mierdzi i dowiem si, co to jest.

    Fala ognia przepyna przez yy Thomasa.

    - W yciu na oczy ci nie widziaem. Nie mam pojcia, kim jeste, i nie chc wiedzie

    - wyrzuci z siebie. Prawd mwic, nie wiedzia, skd miaby go zna. I jakim cudem ten

    dzieciak mg go pamita?

    Chopak parskn miechem poczonym z odcharkniciem flegmy. Potem jego twarz

    staa si powana. Zmarszczy brwi.

    - Widziaem ci... wieuchu. Niewielu ludzi tutaj moe powiedzie, e zostali

    udleni. - Wskaza palcem na pitro nad nimi. - Ja zostaem. Wiem, przez co przechodzi

    may Benny. Byem tam i widziaem ci w trakcie Przemiany. - Wycign palec i trci go w

    pier. - Zao si o arcie Patelniaka, e Benny powie to samo.

    Thomas spoglda w jego oczy, jednak nie odezwa si ani sowem. Panika zawadna

    nim ponownie. Lepiej by nie moe. Co jeszcze na niego czekao?

    - Bldoerca sprawi, e zlae si w gacie? - zapyta chopak z sarkazmem. -

    Malestwo si przestraszyo? Nie chciaby, aby ci udli, prawda?

    Znowu to sowo. Udli. Thomas stara si o tym nie myle i spojrza w kierunku

    schodw, skd dobiegay jki chorego, odbijajce si echem od cian.

    - Jeeli Newt tam jest, to chc z nim porozmawia.

    Chopak nie odpowiedzia, wpatrujc si w Thomasa przez dusz chwil. Nastpnie

    pokrci gow.

    - Wiesz co, Tommy... masz racj, nie powinienem by taki ostry dla Njubasw.

    migaj na gr, jestem pewien, e Alby i Newt ci o wszystkim opowiedz. miao.- Sorry za

    tamto.

    Poklepa go lekko w rami, a nastpnie zrobi krok w ty, wskazujc gow w stron

    schodw. Thomas wiedzia jednak, e chopak co kombinuje. To, e straci pami, nie

    oznaczao wcale, e jest idiot.

    - Jak si nazywasz? - zapyta Thomas, prbujc zyska na czasie, zanim zdecyduje, co

    dalej.

    - Gally. I nie daj si oszuka. To ja tutaj jestem przywdc, a nie te dwa dziady na

    grze. Ale ja. Moesz si do mnie zwraca Kapitanie Gally, jeli chcesz.

    Po raz pierwszy si umiechn. Jego zby idealnie komponoway si z obrzydliwym

    nosem. Brakowao mu dwch lub trzech jedynek, a aden z pozostaych zbw w yciu nie

  • mia kontaktu ze szczoteczk. Odr wydobywajcy si z ust Gally ego przywoa z pamici

    Thomasa okropne wspomnienia i sprawi, e go zemdlio.

    - W porzdku - powiedzia. Mia ju do tego chopaka i marzy, aby waln go w

    twarz. - Zatem niech bdzie Kapitan Gally. - Nabuzowany adrenalin, przesadnie zasalutowa,

    zdajc sobie spraw, e przesadzi.

    Za ich plecami rozbrzmia chichot zgromadzonych osb i Gally spojrza w ich stron,

    rumienic si. Kiedy Thomas zwrci oczy ku niemu, dostrzeg wymalowan na jego twarzy -

    na pomarszczonym czole i olbrzymim nosie - nienawi.

    - Id - powiedzia Gally. - I trzymaj si z dala ode mnie, krtasie.

    Wskaza na schody, tym razem nie odrywajc od Thomasa wzroku.

    - W porzdku. - Thomas rozejrza si dookoa po raz kolejny, zawstydzony, zmieszany

    i wcieky. Czu, jak krew napywa mu do twarzy. Nikt nie stara si go powstrzyma za

    wyjtkiem Chucka, ktry sta przy frontowych drzwiach, krcc gow.

    - Nie wolno ci - powiedzia modszy chopak. - Jeste Njubi, nie moesz tam i.

    - Id - rzuci Gally szyderczo. - No dalej.

    Thomas poaowa, e w ogle wszed do chaty, jednak chcia przecie porozmawia

    z facetem o imieniu Newt. Zacz wspina si po schodach, ktre z kadym kolejnym

    krokiem skrzypiay pod jego ciarem. By moe zatrzymaby si z obawy przed ich

    zaamaniem, gdyby nie wpatrujce si w niego na dole pary oczu. Szed wic dalej,

    wzdrygajc si za kadym razem, gdy usysza trzask pkajcej deski. Schody wiody na

    podest, skrcay w lewo, a nastpnie prowadziy do korytarza, z ktrego mona byo wej do

    wielu pokoi. Tylko przez jedn szpar w drzwiach przebijao si wiato.

    - Przemiana! - krzykn z dou Gally. - Miego seansu, krtasie!

    Zupenie jakby drwina dodaa mu odwagi, Thomas podszed do owietlonych drzwi,

    nie zwracajc uwagi na skrzypic podog i miech dobiegajcy z dou, nie przejmujc si

    lawin sw, ktrych nie rozumia, i okropnym uczuciem, jakie wywoay. Wycign do i

    przekrci mosin gak, otwierajc drzwi.

    Wewntrz Newt i Alby kucali obok kogo lecego na ku.

    Thomas przysun si bliej, aby przyjrze si caemu zamieszaniu, jednak gdy jego

    oczom ukaza si chory, ktrym si opiekowali, serce mu zamaro. Powstrzymywa si, by nie

    zwymiotowa.

    Obraz, ktry ukaza si jego oczom, widzia zaledwie przez chwil, jednak

    wystarczajco dugo, aby wyry si w jego pamici do koca ycia. Blada, wykrzywiona

    posta zwijajca si z blu, z nag, odraajc piersi. Sie zielonych,.napitych y oplataa

  • cae jej ciao, niczym elektryczne przewody wpuszczone pod skr. Fioletowe siniaki,

    czerwona wysypka oraz krwawe zadrapania. Posta przewracaa przekrwionymi i

    wytrzeszczonymi oczami. Nagle Alby zerwa si na nogi, zasaniajc przeraajcy widok,

    cho nie mg uchroni uszu Thomasa od krzykw i jkw. Szybko wypchn go z

    pomieszczenia i zatrzasn drzwi za sob.

    - Co ty tu robisz, wieuchu?! - wrzasn rozwcieczony. Jego oczy pony.

    Thomas poczu, jak robi mu si sabo.

    - Ja... potrzebuj odpowiedzi - wymamrota. - Co dolegao temu dzieciakowi? -

    Thomas chwyci si porczy na korytarzu, patrzc w podog i nie wiedzc, co robi.

    - Zabieraj mi si std i to ju! - rozkaza mu Alby. - Chuck ci pomoe. Jeeli jeszcze

    raz ci dzisiaj zobacz, to nogi z dupy powyrywam! Osobicie zrzuc ci z Urwiska,

    rozumiesz?

    Thomas poczu wzbierajcy w nim strach i upokorzenie. Poczu si jak maleki

    szczur. Nie odzywajc si ani sowem, min Albyego i ruszy w d skrzypicymi schodami

    tak szybko, jak tylko mg. Nie zwracajc uwagi na wszechobecne spojrzenia zebranych na

    dole dzieciakw, zwaszcza Gally ego, wyszed na zewntrz, cignc Chucka za rk.

    Nienawidzi ich. Nienawidzi ich wszystkich. Wszystkich z wyjtkiem Chucka.

    - Zabierz mnie std - poprosi. Uwiadomi sobie, e Chuck mg okaza si jego

    jedynym przyjacielem.

    - Si robi - odpowiedzia Chuck radonie, zadowolony, e okaza si potrzebny. - Ale

    najpierw pjdziemy do Patelniaka po aro.

    - Nie wiem, czy kiedykolwiek jeszcze bd w stanie co przekn. Nie po tym, co

    widziaem.

    Chuck skin gow.

    - Spokojna gowa. Spotykamy si za dziesi minut pod tym samym drzewem, co

    ostatnio.

    Zadowolony, e opuci chat, Thomas uda si w umwione miejsce. W Strefie

    przebywa zaledwie chwil, a ju chcia z niej uciec. aowa, e nie mg przywoa

    wspomnie dotyczcych wczeniejszego ycia. Jakichkolwiek. O matce, ojcu, przyjacioach,

    szkole albo swoim hobby. Albo o dziewczynie.

    Zamruga kilka razy, starajc si przywoa w pamici obrazy z chaty.

    Przemiana. Tak Gally to nazwa.

    Mimo e nie byo zimno, ponownie przeszy go dreszcz.

    Thomas opiera si o drzewo, czekajc na Chucka. Przyglda si Strefie, najgorszemu

  • z koszmarw, w ktrym przyszo mu teraz y. Cienie rzucane przez kamienne mury urosy

    znacznie, peznc po pokrytych bluszczem cianach po drugiej stronie.

    Przynajmniej zorientowa si w kierunkach - drewniana chata staa w

    pnocnozachodnim kracu Strefy, wcinita w mroczn smug cienia, zagajnik lea po

    poudniowowschodniej stronie. Teren gospodarstwa, na ktrym kilku pracownikw chodzio

    wci po polu, rozciga si przez cay pnocnowschodni kwarta Strefy. Z

    poudniowowschodniej czci sycha byo ryk i renie zwierzt.

    Na samym rodku dziedzica znajdowa si szyb z wci otwart wind, jak gdyby

    zapraszajc Thomasa, aby wskoczy do rodka i wrci do domu. W pobliu, okoo piciu

    metrw na poudnie, sta budynek wykonany z chropowatych betonowych blokw, z

    potnymi elaznymi drzwiami i bez jakichkolwiek okien. Wielki, okrgy uchwyt

    przypominajcy stalow kierownic wskazywa jedyny sposb na otwarcie drzwi, zupenie

    jak w odzi podwodnej. Thomas nie wiedzia, ktre uczucie byo silniejsze - ciekawo, co

    kryo si w rodku, czy te strach przed poznaniem.

    Przenis swoj uwag na cztery ogromne szczeliny porodku otaczajcych Stref

    murw, kiedy pojawi si Chuck, niosc ze sob kilka kanapek, jabka oraz dwa metalowe

    kubki z wod. Thomasa zaskoczyo uczucie nagej ulgi, ktre go ogarno - nie by zupenie

    sam w tym miejscu.

    - Patelniak nie by zadowolony, e szwendam si po jego kuchni przed kolacj -

    powiedzia Chuck, siadajc obok drzewa i zapraszajc Thomasa ruchem rki, aby do niego

    doczy. Thomas przysiad si, wzi kanapk, jednak zawaha si, gdy przed jego oczami

    ponownie pojawi si przeraajcy obraz wydarze z chaty. Wkrtce jednak uczucie godu

    zwyciyo i wbi apczywie zby w kanapce. Cudowny smak szynki, sera oraz majonezu na

    nowo pobudzi jego zmysy.

    - Stary - wymamrota Thomas z penymi listami - ale byem godny!

    - Ja myl - odpowiedzia Chuck, przymierzajc si do swojej kanapki.

    Po kilku kolejnych gryzach, Thomas zada w kocu pytanie, ktre nie dawao mu

    spokoju.

    - Co waciwie dolega temu Benowi? Nie wyglda ju nawet jak czowiek.

    Chuck spojrza na chat.

    - Sam nie wiem - wymamrota z roztargnieniem. - Nie widziaem go.

    Thomas czu, e grubasek nie by do koca szczery, jednak postanowi na niego nie

    naciska.

    - Moesz mi uwierzy, lepiej, eby go teraz nie oglda.

  • Chrupa jabko, przygldajc si olbrzymim dziurom w murach. Pomimo i siedzia

    daleko, zauway, e byo co dziwnego w kamiennych krawdziach wyj prowadzcych do

    zewntrznych korytarzy. Poczu, jak krci mu si w gowie od patrzenia na wysokie ciany,

    jak gdyby unosi si nad nimi.

    - Co tam jest? - zapyta w kocu, przerywajc cisz. - To jest cz jakiego

    ogromnego zamku, czy co?

    Chuck zawaha si. Wyglda na zmieszanego.

    - Hmm, nigdy nie wychodziem poza Stref...

    Thomas przyjrza mu si uwanie.

    - Co ukrywasz - powiedzia po chwili, a nastpnie przekn ostatni kawaek kanapki,

    popijajc wielkim haustem wody. Fakt, e nikt tu nie chcia udzieli adnych odpowiedzi,

    zaczyna mu dziaa na nerwy. Jeszcze gorsze byo to, e nawet jeeli otrzymaby odpowiedzi

    na swoje pytania, to nigdy nie miaby pewnoci, czy s one prawdziwe. - Po co te wszystkie

    tajemnice?

    - Tak tutaj jest i ju. Tutaj wszystko jest dziwne i wikszo z nas nie wie nawet

    poowy.

    Thomasa wkurzao, e Chuck zdawa si w ogle tym nie przejmowa. e byo mu

    wszystko jedno, i kto ukrad mu jego ycie. Czy oni wszyscy oszaleli? Wsta i ruszy w

    kierunku wschodniej szczeliny.

    - C, nikt nie zabroni mi si tu rozejrze. - Musia si czego dowiedzie o tym

    miejscu, inaczej odejdzie od zmysw.

    - Zaraz, zaraz! - wrzasn Chuck, starajc si go dogoni. - Uwaaj, te maluchy za

    chwil si zamkn! - zawoa, z trudem apic oddech.

    - Jak to zamkn? - zapyta Thomas; - O czym ty mwisz?

    - Wrota, lamajdo.

    - Jakie wrota? Ja tu nie widz adnych wrt. - Thomas wiedzia, e Chuck nie zmyla,

    po prostu nie rozumia, o czym on mwi. Zaduma si i zorientowa, e zwolni kroku, nie

    pieszc si ju tak w kierunku wyjcia.

    - No a jak nazwaby te wysokie szpary? - Chuck wskaza na niezwykle dugie

    szczeliny w murach. Dzielia ich od nich teraz odlego dziesiciu metrw.

    - Nazwabym je wielkimi szparami - powiedzia Thomas, starajc si zamaskowa

    swoje zmieszanie sarkazmem, jednak czu, e nieskutecznie.

    - To s po prostu wrota. I zamykaj si co noc.

    Thomas zatrzyma si, sdzc, e Chuck co pomiesza. Spojrza w gr, nastpnie na

  • boki, przygldajc si dokadnie masywnym kamiennym pytom, kiedy niegrone uczucie

    niepokoju przemienio si w jednej sekundzie w strach.

    - Jak to zamykaj?

    - Sam si przekonasz za jak minut. Zwiadowcy niedugo wrc, wtedy te wielkie

    mury zaczn si przesuwa, zamykajc szczeliny.

    - Chyba ci oso poksa - wymamrota Thomas. Nie potrafi sobie wyobrazi, w jaki

    sposb te gigantyczne ciany mogyby si porusza. By pewien, e Chuck si zgrywa.

    Dotarli do monstrualnego rozamu w murze, za ktrym rozpocieraa si sie

    kamiennych cieek. Thomas wpatrywa si z otwartymi ustami w kamienne wrota. Dopiero

    ich widok z bliskiej odlegoci wprawi go w prawdziwe osupienie.

    - To Wschodnie Wrota - powiedzia Chuck zadowolony, jak gdyby wanie pokaza

    mu stworzone przez siebie dzieo sztuki.

    Thomas ledwo go usysza, zszokowany tym, jakie wraenie wywoa rozam

    widziany z bliska. Szeroka na co najmniej sze metrw wyrwa w murze wznosia si wysoko

    ku niebu. Krawdzie muru byy gadkie, za wyjtkiem dziwnego, powtarzajcego si wzoru

    po obu stronach Wrt. Po ich lewej stronie znajdoway si gbokie kamienne wyobienia o

    rednicy kilkunastu centymetrw, ktre biegy od ziemi.

    Z prawej strony Wrt, z krawdzi muru wystaway trzydziestocentymetrowe

    metalowe prty, rwnie o rednicy kilkunastu milimetrw, uoone w ten sam wzr co

    wgbienia po drugiej stronie. Cel ich budowy by oczywisty.

    - To jaki art?! - zawoa Thomas, czujc ogarniajc go fal przeraenia. - Ty

    naprawd si nie zgrywae? Te ciany napraw si przesuwaj}

    - A ty mylae, e o co mi chodzio?

    Thomas nie mg przetrawi tej informacji.

    - Sam nie wiem, mylaem, e mwisz o jakich mniejszych drzwiach, ktre si

    zamykaj, albo o cianie, ktra zsuwa si z gry. Jakim cudem te mury si przesuwaj?

    Przecie one s olbrzymie i wygldaj, jak gdyby stay tutaj z tysic lat. Myl o

    przesuwajcych si olbrzymich kamiennych murach, ktre mogyby go uwizi wewntrz

    tego miejsca zwanego Stref, dogbnie go przeraaa.

    Chuck wzruszy ramionami, wyranie zirytowany.

    - Nie wiem, po prostu si przesuwaj. W dodatku wydaj przy tym cholernie

    zgrzytajcy odgos. To samo tyczy si Labiryntu - tam ciany rwnie przemieszczaj si co

    noc.

    Nowa informacja przykua uwag Thomasa, wic odwrci si twarz do kompana.

  • - Co przed chwil powiedziae?

    - Ale co?

    - Mwie co o labiryncie. Powiedziae: to samo tyczy si labiryntu.

    Chuck obla si purpur.

    - Nic tu po mnie - powiedzia i ruszy w kierunku drzewa, spod ktrego dopiero co

    przyszli.

    Thomas nie zwraca na niego uwagi, pochonity bardziej ni kiedykolwiek

    zewntrznym wiatem Strefy. Labirynt} Tu przed sob, za Wschodnimi Wrotami, dostrzeg

    ciek prowadzc w lewo, nastpnie w prawo i dalej biegnc prosto. Zauway rwnie, e

    ciany korytarzy byy podobne do tych, ktre otaczay Stref, a podoe wyoono

    masywnymi kamiennymi blokami, zupenie jak na dziedzicu. Bluszcz by tam gstszy. W

    oddali, kolejne szczeliny w murach prowadziy do kolejnych cieek, ktre rozpocieray si

    w gb w rnych kierunkach, a cieka wiodca prosto koczya si lepym zaukiem po

    jakich stu metrach.

    - Wyglda jak labirynt - wyszepta, prawie miejc si do siebie. Nic gorszego nie

    mogo go ju chyba spotka. Kto wyczyci mu pami i umieci go w gigantycznym

    labiryncie. Sytuacja bya tak niewiarygodna, e a zabawna.

    Serce podskoczyo mu do garda, kiedy zza rogu niespodziewanie wyonia si jaka

    posta. Wychyna z jednego z odgazie po prawej stronie na gwn alejk i biega w

    kierunku Strefy, wprost na niego. Chopak, spocony, z poczerwienia twarz i przylegajc

    od potu do ciaa koszulk, nie zwolni, rzucajc tylko okiem na Thomasa, gdy go mija.

    Pobieg wprost do betonowego budynku w pobliu windy.

    Thomas obrci si, wpatrujc si w wycieczon posta, nie potrafic odpowiedzie,

    dlaczego nowy rozwj wydarze tak bardzo go zaskoczy. Dlaczego nie wyjd na zewntrz i

    nie przeszukaj labiryntu? Wtedy uwiadomi sobie, e kolejne postacie wbiegay do Strefy

    przez trzy pozostae wejcia, wszystkie wykoczone jak biegacz, ktry go dopiero co go

    min. W labiryncie nie mogo by nic dobrego, skoro ci chopcy wrcili z niego wycieczeni

    i ledwo ywi.

    Thomas przyglda si zaciekawiony, jak biegacze spotkali si przy elaznych

    drzwiach niewielkiego budynku. Jedna z osb przekrcia zardzewiae koo, stkajc przy tym

    z wysikiem. Chuck wspomina wczeniej co o zwiadowcach. Co oni tam robili?

    Potne drzwi w kocu drgny i przy oguszajcym pisku metalu uderzajcego o

    metal chopcy zdoali otworzy je na ocie. Po chwili zniknli w rodku, zamykajc za sob

    wrota z silnym, guchym hukiem. Thomas sta osupiay, jego umys by niezdolny do

  • stworzenia jakiegokolwiek logicznego wyjanienia wydarze, ktre wanie zaobserwowa.

    Niby nic si nie stao, jednak co w tym starym budynku przyprawiao go o gsi skrk i

    napawao niepokojem.

    Kto szarpn go za rkaw, wyrywajc z otchani rozmyla. Chuck wrci.

    Thomas nie zdy nawet pomyle, gdy pytania samoistnie wylatyway z jego ust.

    - Kim s ci faceci i co oni tam robili? Co jest w tym budynku? - Odwrci si i

    wskaza na Wschodnie Wrota. - I dlaczego, do cholery, mieszkacie wewntrz labiryntu? -

    Uczucie niepewnoci rozsadzao mu gow.

    - Nic wicej ci nie powiem - odpar Chuck z powag w gosie. - Myl, e powiniene

    si ju pooy. Musisz si wyspa. Aha - przerwa, podnoszc palec i nadstawiajc prawe

    ucho - zaraz zobaczysz.

    - Co zobacz? - zapyta Thomas zdziwiony, e Chuck nagle zacz zachowywa si

    jak dorosy, a nie jak dzieciak, ktry chwil wczeniej rozpaczliwie chcia si z nim

    zaprzyjani.

    Gony huk przeszy powietrze, sprawiajc, e Thomas a podskoczy. Nastpnie

    rozleg si okropnie zgrzytajcy dwik. Thomas potkn si i upad. Czu, jak gdyby caa

    ziemia si trzsa. Rozejrza si wok spanikowany. Mury si zamykay. Mury naprawd si

    zamykay, czynic go winiem Strefy. Ogarno go uczucie wszechobecnej, duszcej

    klaustrofobii, ktra miadya mu puca niczym woda napywajca z kadej strony.

    - Uspokj si, wieuchu - zawoa Chuck, starajc si przekrzycze haas. - To tylko

    mury!

    Thomas ledwo go usysza, zbyt zaabsorbowany i przeraony widokiem zamykajcych

    si Wrt. Zerwa si na nogi i starajc si nie przewrci, cofn si o kilka krokw, aby mie

    lepszy widok. Nie mg uwierzy wasnym oczom w to, czego wanie by wiadkiem.

    Monstrualny kamienny mur z prawej strony jakby wanie ignorowa wszelkie prawa

    fizyki, przemieszczajc si po kamiennej pododze w otoczeniu iskier i kurzu. Zgrzytajcy

    dwik a stuka Thomasowi w kociach. Zda sobie spraw, e jedynie ta ciana si

    przesuwaa, zmierzajc w lew stron, by szczelnie zamkn wejcie poprzez zczenie

    wystajcych z niej prtw z wyobionymi wgbieniami po przeciwnej stronie. Spojrza za

    siebie w kierunku pozostaych wej. Zawroty gowy oraz podnoszcy si do garda odek o

    mao nie powaliy go z powrotem na kolana. W kadej z czterech stron Strefy mury od prawej

    ciany przesuway si, zamykajc wejcia.

    Niewiarygodne, pomyla. Jakim cudem jest to moliwe?

    Czu, e musi stamtd ucieka, przelizn si pomidzy zamykajcymi si

  • kamiennymi pytami, nim bdzie za pno. Musi uciec ze Strefy. Jednak zdrowy rozsdek

    wygra - labirynt skrywa jeszcze wicej niewiadomych ni wntrze Strefy.

    Thomas prbowa wyobrazi sobie, jak to wszystko dziaao. Potne kamienne mury,

    wysokie na kilkadziesit metrw, przemieszczajce si niczym przesuwne szklane drzwi -

    wspomnienie z przeszoci zawitao mu w gowie. Stara si je przywoa, zatrzyma,

    uzupeni o twarze, imiona, miejsce, jednak w nastpnej chwili wspomnienie umkno w

    otcha zapomnienia, sprawiajc, e ukucie alu zdominowao pozostae emocje.

    Przyglda si, jak prawa ciana dobia do celu podry, wbijajc stalowe prty w

    przeciwn cian i czc si w cao. Rozbrzmiewajcy echem huk roznis si po Strefie,

    gdy wszystkie cztery Wrota zostay zamknite na noc. Thomas poczu ostatnie ukucie trwogi,

    dreszcz strachu, ktry przeszy jego ciao i po chwili znikn.

    Zawadno nim zaskakujce uczucie spokoju. Westchn z ulg:

    - Wow! - Czu si gupio, e byo to jedyne sowo, jakie przychodzio mu do gowy w

    takiej chwili.

    -Wielkie mi rzeczy, jakby powiedzia Alby - wyszepta Chuck. - Z czasem si do

    tego przyzwyczaisz.

    Thomas rozejrza si ponownie dookoa. Poczu si zupenie inaczej, kiedy wszystkie

    ciany tworzyy zwart cao, gdy nie byo ju moliwoci wyjcia. Zastanawia si, jaki to

    miao cel, i nie wiedzia, ktra konkluzja wydawaa si gorsza - to, e zostali uwizieni

    wewntrz, czy te to, e zostali odgrodzeni od czego z zewntrz. Myl ta natychmiast

    odpdzia krtkie uczucie spokoju, pozostawiajc w jego umyle spustoszenie w postaci

    miliona przeraajcych moliwoci zwizanych z tym, co mogo czai si na zewntrz, w

    otchani labiryntu. Ponownie sparaliowa go strach.

    - No chod - powiedzia Chuck, cignc Thomasa ponownie za rkaw. - Wierz mi,

    kiedy zapada zmrok, lepiej dla ciebie, eby by w ku.

    Thomas wiedzia, e nie ma innego wyboru. Zmusi si do poskromienia targajcych

    jego ciaem emocji i poszed za swoim nowym przyjacielem.

    Zatrzymali si nieopodal Bazy - tak Chuck nazwa zbitk krzywych desek i szyb - w

    mrocznym cieniu pomidzy budynkiem i kamienn cian za nim.

    - Gdzie idziemy? - zapyta Thomas, wci czujc si przytoczony widokiem murw z

    bliska. Myli wypeniay mu obrazy labiryntu, zdezorientowanie oraz strach. Uwiadomi

    sobie, e musi to przerwa, inaczej oszaleje. Starajc si uspokoi, wykona nieudan prb

    obrcenia niedawnych zdarze w art. - Jeeli oczekujesz buziaka na dobranoc, to na mnie

    nie licz.

  • Chuck nie zwolni ani na chwil.

    - Przymknij si i trzymaj blisko mnie.

    Thomas zrobi wydech, wzruszy ramionami i pody za chopakiem idcym wzdu

    tyu budynku. Szli w milczeniu, dopki nie dotarli do niewielkiego zakurzonego okna, przez

    ktre na kamienn cian i bluszcz padaa saba wizka wiata. Thomas usysza, jak kto

    porusza si wewntrz.

    - azienka - wyszepta Chuck.

    - No i? - Przeszy go dreszcz niepokoju.

    - Uwielbiam to robi. Mam z tego niebywaa frajd przed snem.

    - Co robi? - Thomasowi wydawao si, e Chuck co kombinowa. - Moe lepiej,

    jak...

    - Przymknij si i patrz. - Chuck wszed po cichu na wielk, drewnian skrzyni stojc

    pod oknem. Przykucn tak, e osoba wewntrz nie moga go dostrzec. Nastpnie wycign

    do i lekko zastuka w szyb.

    - To jaka gupota - powiedzia szeptem Thomas. Nie mogli sobie wybra gorszej pory

    na strojenie artw, przecie Newt bd Alby mogli by w rodku. - Nie szukam kopotw,

    dopiero co si tu znalazem!

    Chuck powstrzyma si od miechu, zasaniajc usta doni. Nie zwracajc uwagi na

    Thomasa, zastuka ponownie w szyb.

    Cie przesoni wiato. W nastpnej chwili okno otworzyo si. Thomas odskoczy,

    aby si schowa, ze wszystkich si przyciskajc ciao do tylnej ciany budynku. Nie mg

    uwierzy, e zosta wcignity w robienie sobie z kogo jaj. Kt widzenia z okna zapewnia

    mu bycie niezauwaonym, jednak wiedzia, e Chuck si zdemaskuje, jeeli tylko osoba

    wewntrz wystawi gow za okno.

    - Kto tam? - krzykn chopak szorstkim, przepenionym zoci gosem.

    Thomas wstrzyma oddech, gdy zorientowa si, e osob, z ktrej artowali, by

    Gally - zna ju ten gos.

    Wtedy, bez ostrzeenia, Chuck wystawi nagle gow przed szyb i wrzasn na cae

    gardo. Gony huk wewntrz wskazywa, e kawa si uda - wizanka przeklestw, ktra

    nastpia chwil pniej, nie pozostawiaa adnych zudze. Gally nie podziela ich poczucia

    humoru. Thomasa ogarna dziwna mieszanka grozy i zakopotania.

    - Zabij ci, ty smrodasie! - krzykn Gally, jednak Chuck zdy ju zeskoczy ze

    skrzyni i bieg w stron dziedzica. Thomas zamar, usyszawszy, jak Gally otwiera od

    wewntrz drzwi i wybiega z budynku.

  • W kocu otrzsn si z oszoomienia i pogna za swoim nowym, i jedynym,

    przyjacielem. Ledwo skrci za rg, kiedy tu przed nim pojawi si Gally, wydzierajcy si

    wniebogosy niczym spuszczona z acucha bestia.

    Od razu podbieg w kierunku Thomasa.

    - Chod no tu! - krzykn.

    Serce podskoczyo Thomasowi do garda. Wszystkie znaki na niebie i ziemi

    wskazyway na to, e za chwil oberwie.

    - To nie ja, przysigam - powiedzia, jednak po chwili zda sobie spraw, e nie byo

    powodw do strachu. Gally nie by a tak wielki, tak naprawd, to Thomas mg go w kadej

    chwili powali.

    - Nie ty? - warkn Gally. Podszed do niego powoli i zatrzyma si tu przed nim. -

    To dlaczego si tumaczysz, skoro nic nie zrobie?

    Thomas nie odpowiedzia. Czu si niezrcznie, jednak nie by ju przeraony, jak to

    miao miejsce jeszcze chwil wczeniej.

    - Nie rb ze mnie waa, szczylu - fukn Gally. - Widziaem w oknie tust mord

    Chucka. - Wskaza ponownie palcem, tym razem na jego pier. - Lepiej szybko si zdecyduj,

    kogo obierasz za przyjaciela, a kogo za wroga, rozumiesz? Jeszcze jeden taki waek, i gwno

    mnie obchodzi, czy to bdzie twj pomys, czy nie, a komu poleje si farba z pyska.

    Rozumiesz, co do ciebie mwi, Njubi?

    Jednak zanim Thomas zdoa cokolwiek odpowiedzie, Gally odwrci si i zacz si

    oddala. Thomas chcia mie to ju za sob.

    - Przepraszam - mrukn, wzdrygajc si na myl, jak gupio zabrzmiao to w jego

    ustach.

    - Znam ci - doda Gally, nie odwracajc si. - Widziaem ci w trakcie Przemiany i

    dowiem si, kim jeste.

    Thomas odprowadzi go wzrokiem, dopki nie wszed do Bazy. Nie pamita zbyt

    wiele, jednak co podpowiadao mu, e nigdy wczeniej nie paa do kogo a tak wielk

    niechci.

    Zdziwi go fakt, jak bardzo nienawidzi tego faceta. To bya czysta, szczera nienawi.

    Obrci si i jego oczom ukaza si Chuck, stojcy przed nim i wpatrujcy si w ziemi,

    wyranie zawstydzony.

    - Wielkie dziki, bracie. Przepraszam. Gdybym wiedzia, e tam bdzie Gally, to w

    yciu bym tego nie zrobi.

    Zaskakujc samego siebie, Thomas rozemia si. Godzin wczeniej sdzi, e nigdy

  • wicej nie usyszy tego dwiku wydobywajcego si z jego ust.

    Chuck spojrza uwanie na Thomasa i po chwili na jego twarzy niemiao zarysowa

    si umiech.

    - No co?

    Thomas potrzsn gow.

    - Nie przepraszaj. Ten... smrodas sobie na to zasuy, a i tak nie wiem, kim on jest. To

    byo niesamowite. - Czu si ju znacznie lepiej.

    Kilka godzin pniej Thomas lea w mikkim piworze obok Chucka na ku z

    trawy w pobliu Zieliny. Byo to szerokie pasmo zieleni, ktrego wczeniej nie zauway, a

    ktre spora cz mieszkacw Strefy wybraa na miejsce swojego noclegu. Thomasowi

    wydao si to dziwne, jednak najwyraniej wewntrz Bazy nie byo wystarczajcej iloci

    miejsc dla picych. Przynajmniej byo mu tam ciepo. Myl ta sprawia, e po raz setny

    zastanowi si nad tym, gdzie si znajdowa. Jego umys nie potrafi przywoa nazw miejsc,

    pastw lub wadcw oraz tego, jak zorganizowany by wiat. adna z obecnych tu osb

    rwnie tego nie wiedziaa lub te nie chciaa si z nim t wiedz podzieli.

    Lea w ciszy przez dusz chwil, wpatrujc si w gwiazdy i przysuchujc si

    cichym szmerom licznych rozmw unoszcych si nad Stref. Nie mg zasn, a w dodatku

    nie potrafi wyzby si uczucia bezsilnoci i beznadziei, ktre trawiy jego ciao i umys -

    chwilowa rado wywoana kawaem Chucka ju dawno wyparowaa. To by naprawd dugi

    i niezwyky dzie.

    Wszystko byo takie... dziwne. Pamita mnstwo pozornie nieistotnych szczegw

    zwizanych ze swoim yciem, takich jak jedzenie, ubrania, nauka, zabawa, oglny obraz tego,

    jak zbudowany by wiat. Jednak szczegy, ktre czc si z obrazem, tworzyyby cao

    wspomnienia, zostay w jaki sposb wymazane. To byo jak ogldanie fotografii poprzez

    mtn wod. Przede wszystkim jednak, bardziej ni cokolwiek innego, odczuwa... smutek.

    Chuck wytrci go z zadumy.

    - No i przetrwae Dzie Pierwszy, wieuchu.

    - Ledwo.

    Nie teraz Chuck - chcia mu odpowiedzie. - Nie jestem w nastroju.

    Chuck odwrci si i opar na okciu, spogldajc na Thomasa.

    - W cigu najbliszych kilku dni sporo si nauczysz i powoli si oswoisz z tym

    miejscem. Ogay?

    - Chyba ogay. Skoro tak twierdzisz. Skd si wziy wszystkie te dziwaczne sowa i

    wyraenia? - Wygldao to tak, jakby przyswoili jaki obcy jzyk i wymieszali go z wasnym.

  • Chuck odwrci si z powrotem i z cikim oskotem pooy si na ziemi.

    - Skd mam wiedzie? Jestem tu od miesica, mwiem ci ju.

    Thomas zastanawia si, czy Chuck wiedzia wicej, ni mwi. Dziwaczny z niego

    dzieciak. By zabawny i sprawia wraenie bezbronnego, jednak tak naprawd to nic o nim

    nie wiedzia. Sprawia wraenie tak samo tajemniczego, jak wszystko inne w tym miejscu.

    Po upywie kilku minut Thomas w kocu odczu ciar mijajcego dnia i pozwoli, by

    sen zawadn jego umysem.

    Jednak zanim zdy zasn, niespodziewana myl zawitaa mu w gowie. Myl,

    ktrej si nie spodziewa.

    Nagle Strefa, otaczajce j mury, cay Labirynt - wszystko to wydao mu si...

    znajome. Kojce. Ciepe uczucie spokoju zagocio w jego piersi i po raz pierwszy, odkd si

    tutaj znalaz, nie czu ju, e Strefa bya najpodlejszym miejscem w caym wszechwiecie.

    Znieruchomia, otworzy szeroko oczy i wstrzyma oddech na dusz chwil.

    Co si wanie stao? - pomyla. Co si zmienio?

    Jak na ironi, uczucie, e wszystko bdzie dobrze, zasiao w nim niepokj.

    Nie do koca rozumiejc skd, wiedzia instynktownie, co powinien zrobi. Nie

    pojmowa tego. To uczucie - niczym objawienie - byo dziwne. Obce i znajome zarazem.

    Jednak czu si z nim... dobrze.

    - Chc by jak ci, ktrzy wychodz na zewntrz - powiedzia na gos, nie wiedzc, czy

    Chuck ju spa. - Do wntrza Labiryntu.

    - Co? - odpowiedzia Chuck. Thomas wyczu cie irytacji w jego gosie.

    - Zwiadowcy - powiedzia Thomas, nie wiedzc, skd w jego gowie pojawio si to

    sowo.

    - Nie wiesz, o czym mwisz - mrukn Chuck, przewracajc si na bok. - Spij.

    Thomas poczu nagy przypyw pewnoci, pomimo e tak naprawd nie wiedzia, o

    czym mwi.

    - Chc zosta Zwiadowc.

    Chuck odwrci si i opar na okciu.

    - Lepiej od razu wybij to sobie z gowy.

    Reakcja Chucka zastanowia go, jednak nie zamierza skada broni.

    - Nie prbuj mnie...

    - Thomas. Njubi. Mj przyjacielu. Odpu sobie.

    - Jutro pogadam o tym z Albym.

    Zwiadowca, pomyla Thomas. Nawet nie wiem, co to waciwie oznacza. Czy ju

  • kompletnie mi odbio?

    Chuck pooy si ze miechem.

    - Ale z ciebie klump. Id spa.

    Jednak Thomas nie potrafi przesta o tym myle.

    - Co w gbi... wydaje mi si znajome.

    - Id... spa.

    Nagle to do niego dotaro. Poczu, jak gdyby w kocu poczy kilka elementw

    ukadanki. Nie wiedzia, jak wyglda jej ostateczny obraz, jednak mia uczucie, jakby sowa,

    ktre cisny mu si na usta, nie naleay do niego.

    - Chuck, ja... Myl, e ju tu wczeniej byem.

    Usysza, jak jego przyjaciel podnosi si i gwatownie nabiera powietrza. Thomas

    jednak przewrci si na bok, nie chcc kontynuowa rozmowy, przestraszony faktem, e

    przegoni uczucie otuchy, zabijajc wewntrzny spokj, ktry dopiero co ukoi jego myli.

    Tej nocy sen przyszed do niego znacznie szybciej, ni si spodziewa.

    Kto potrzsn Thomasem, budzc go ze snu. Otworzy szeroko oczy i ujrza

    wpatrujc si w niego z bliska twarz. Reszt krajobrazu wci spowijaa ciemno

    budzcego si ze snu poranka. Otworzy usta, chcc co powiedzie, jednak zimna do

    skutecznie mu je zamkna, uniemoliwiajc wykrztuszenie jakiegokolwiek dwiku.

    Zawadna nim panika, dopki nie dostrzeg twarzy napastnika.

    - Cicho, wieuchu. Nie chcesz chyba obudzi tucioszka, co nie?

    To Newt - chopak, ktry by chyba drug najwaniejsz osob w Strefie. Powietrze

    przesiko jego porannym oddechem.

    Cho Thomas si go nie spodziewa, to nie wyczu zagroenia z jego strony. Nie mg

    si przy tym oprze ciekawoci, co te Newt od niego chcia. Thomas skin gow, starajc

    si przekona Newta wzrokiem, by zwolni ucisk. Ten w kocu cofn do i odchyli si,

    siadajc na pitach.

    - No dalej, wieuchu - wyszepta Newt, wstajc. By wysoki. Wycign do i

    pomg Thomasowi si podnie. By tak silny, e omal nie wyrwa mu rki. - Poka ci co,

    nim wszyscy si obudz.

    Jakakolwiek myl o nie zdya ju opuci ciao Thomasa na dobre.

    - Ogay - odpowiedzia, gotowy do drogi. Zdawa sobie spraw, e powinien zachowa

    podejrzliwo, poniewa nie posiada adnych podstaw, aby komukolwiek tu zaufa, jednak

    ciekawo zwyciya. Nachyli si i szybko naoy buty. - Dokd idziemy?

    - Po prostu id za mn. I trzymaj si blisko.

  • Skradali si pomidzy wsko rozoonymi piworami, o ktre Thomas o mao si

    kilka razy nie potkn. Nadepn komu na rk, w zamian otrzymujc szturchaca w ydk

    oraz syszc przenikliwy krzyk blu.

    - Sorry - wyszepta, nie zwracajc uwagi na zowrogie spojrzenie Newta.

    Kiedy tylko opucili, trawnik i postawili nogi na twardej kamiennej posadzce

    dziedzica, Newt zerwa si i zacz biec w stron zachodniej ciany. Z pocztku Thomas si

    zawaha, zastanawiajc si, dlaczego tak si spieszyli, ale prdko porzuci t myl i ruszy za

    nim.

    wiato byo sabe, jednak wszelkie przeszkody majaczyy niczym postacie we mgle,

    wic nie mia problemw z ich ominiciem. Zatrzyma si dopiero, gdy uczyni to Newt, obok

    masywnego muru, ktry growa na nimi niczym wieowiec - kolejny znajomy obraz

    dryfujcy po mrocznej rzece jego wyczyszczonej pamici. Thomas dostrzeg niewielkie

    czerwone wiateka poyskujce to tu, to tam wzdu muru, ktre poruszay si,

    zatrzymyway, znikay i pojawiay ponownie.

    - Co to jest? - zapyta najgoniejszym szeptem, na jaki byo go sta, zastanawiajc si,

    czy jego gos brzmia tak samo niepewnie, jak on si czu. Migoczcy, czerwony blask wiate

    skrywa jakie ostrzeenie.

    Newt sta naprzeciwko bujnej zasony z bluszczu, ktra przykrywaa mur.

    - Dowiesz si w swoim czasie, wieuchu.

    - To gupota, e zaprowadzie mnie w to dziwaczne miejsce i nie odpowiadasz na

    moje pytania... - Thomas zamilk, zaskoczony swoj wypowiedzi. - Sztamaku - doda,

    starajc si wypowiedzie ostatnie sowo z sarkazmem.

    Newt wybuchn miechem, jednak chwil pniej opanowa si.

    - Lubi ci, wieuchu. Ale teraz przymknij si i patrz.

    Newt zrobi krok naprzd i wsadzi rce w gsty bluszcz, odsuwajc kilka pnczy od

    muru, by odsoni przykurzone i oszronione pmetrowe okno. Byo ciemne, jak gdyby kto

    zamalowa je na czarno.

    - Czego szukamy? - zapyta szeptem Thomas.

    - Trzymaj portki, chopie. Zaraz jeden bdzie przechodzi.

    Mina minuta, nastpnie druga. Pniej kolejne. Thomas nie potrafi usta w miejscu,

    zastanawiajc si, jak Newt moe tak po prostu sta nieruchomo i wpatrywa si w ciemno.

    I nagle to si zmienio.

    Upiorne, migoczce wiato rozbyso w oknie. Caa paleta kolorw migotaa na

    twarzy i ciele Newta, zupenie jak gdyby sta naprzeciw owietlonego basenu. Thomas by

  • cakowicie nieruchomy. Mruy oczy, prbujc dostrzec, co si dziao za oknem. Nagle

    poczu potny ucisk w gardle.

    Co to jest? - pomyla.

    - Na zewntrz jest Labirynt - powiedzia szeptem Newt. Oczy mia szeroko otwarte,

    niczym w transie. - Wszystko, co robimy, cae nasze ycie, wieuchu, obraca si wok

    Labiryntu. Kad chwil, kady dzie powicamy, starajc si znale cholerne wyjcie,

    ktrego by moe nawet nie ma. apiesz? Dlatego chc ci pokaza, z jakiego powodu lepiej

    si tam nie zapuszcza. Wyjani, dlaczego te wielgane mury zamykaj si na noc. Pokaza

    ci, dlaczego nigdy, przenigdy, nie powiniene wystawia dupasa na zewntrz.

    Newt cofn si, wci przytrzymujc bluszcz. Skin gow, aby Thomas zaj jego

    miejsce i wyjrza przez okno.

    Thomas podszed do okna, nachylajc si, dopki nosem nie dotkn zimnej

    powierzchni szka. Potrzebowa tylko chwili, aby skupi wzrok na poruszajcym si po

    drugiej stronie obiekcie, aby przez warstw brudu i kurzu dostrzec to, co jego kompan chcia

    mu pokaza. A wtedy zatrzymao mu dech w piersi, jak gdyby podmuch lodowatego wiatru

    zamrozi mu serce.

    Wielki, potny stwr rozmiarw krowy, jednak bez wyranego ksztatu, wi si i

    kbi wewntrz spowitego ciemnoci korytarza. Wspi si na przeciwleg cian,

    nastpnie wskoczy na podwjnie przeszklone okno z gonym hukiem. Thomas wrzasn,

    nim zdoa si powstrzyma, uciekajc od okna - jednak niedoszy napastnik odskoczy do

    tyu, pozostawiajc szyb nieuszkodzon.

    Thomas wzi dwa gbokie oddechy i ponownie podszed do okna. Na zewntrz byo

    zbyt ciemno, aby mg si przyjrze dokadnie, jednak dziwne wiata poyskiway z

    niewiadomego rda, ukazujc rozmazane srebrne kolce oraz lnice cielsko kreatury.

    Dodatkowo potworne przyrzdy wystaway z jego tuowia niczym zowieszcze ramiona: pia

    tarczowa, noyce i dugie prty, ktrych funkcji mg si jedynie domyla.

    Kreatura bya odraajcym zespoleniem zwierzcia z maszyn i wygldao na to, e

    zdawaa sobie spraw, e jest obserwowana, e wie, co kryje si za murami, wewntrz Strefy,

    i e pragnie dosta si do rodka, aby urzdzi sobie uczt z ludzkiego misa. Thomas poczu,

    jak lodowate przeraenie pustoszy jego wntrze niczym rak, ktry trawi kolejne organy.

    Nawet pomimo utraty pamici by pewien, e nigdy wczeniej nie widzia czego rwnie

    makabrycznego.

    Zrobi krok w ty, czujc, jak odwaga, ktra przepeniaa go jeszcze ubiegej nocy,

    wyparowaa.

  • - Co to za paskudztwo? - zapyta. W jego wntrznociach co si przewrcio i

    zastanawia si, czy kiedykolwiek bdzie w stanie jeszcze co zje.

    - Mwimy na nie Bldoercy - odpowiedzia Newt. - Parszywe mordy, co nie? Ciesz

    si, e wya jedynie w nocy. I e chroni nas te mury.

    Thomas przekn lin, zastanawiajc si nad tym, jak mgby kiedykolwiek tam

    wyj. Jego pragnienie zostania Zwiadowc zostao wystawione na cik prb. Musia to

    jednak zrobi. Wiedzia, e musi to zrobi. Byo to niezwykle dziwne uczucie, zwaszcza w

    obliczu tego, co wanie zobaczy.

    Newt spojrza w okno z roztargnieniem.

    - Teraz ju wiesz, co za cholerstwo czai si w Labiryncie. Teraz ju wiesz, e to nie

    zabawa. Przysano ci do Strefy, wieuchu, wic masz nie da si zabi i pomc nam

    wykona zadanie, dla ktrego si tu znalelimy.

    - Jakie zadanie? - zapyta Thomas, przeraony na sam myl o odpowiedzi.

    Newt odwrci si i spojrza mu prosto w oczy. Pierwsze promienie wschodzcego

    soca przedary si przez korony drzew i Thomas dostrzeg kady szczeg jego twarzy,

    napit skr, zmarszczone czoo.

    - Znale wyjcie - odpowiedzia Newt. - Rozkmini ten cholerny Labirynt i znale

    drog do domu.

    Kilka godzin pniej Wrota ponownie zaczy si otwiera, z hukiem, trzaskiem i

    dudnieniem ziemi. Thomas usiad na starym, przekrzywionym stole piknikowym przed Baz.

    Jego myli kryy nieustannie wok Bldoercw. Zastanawia si, dlaczego te potwory tam

    byy i w jakim celu przemierzay mroczn otcha Labiryntu. I, co waniejsze, co by zrobi,

    gdyby dopady go te poczwary?

    Prbowa pozby si tych obrazw z gowy, skupi si na czym innym. Na

    Zwiadowcach. Opucili Stref, nie odzywajc si do nikogo, wbiegli do Labiryntu i zniknli

    za rogiem. Rozmyla o tym, co widzia, nawlekajc na widelec jajko sadzone i bekon. Nie

    odzywa si do nikogo, nawet do Chucka, ktry w ciszy wcina niadanie obok niego. Biedak

    stara si nawiza rozmow, jednak Thomas nie zwraca na niego uwagi. Chcia, aby go

    zostawiono w spokoju.

    Nie pojmowa tego. Jego mzg by przeciony nieskoczonymi prbami

    przyswojenia tej niewiarygodnej informacji. Jak to moliwe, aby labirynt, otoczony tak

    wysokimi i grubymi murami, by tak wielki, e dziesitki dzieciakw nie mogy znale z

    niego wyjcia przez tak dugi czas? Kto zbudowa t konstrukcj? I, co waniejsze, dlaczego

    j zbudowa? Jaki jest jej cel? Dlaczego si tu znaleli? Od jak dawna ju tam byli?

  • Pomimo e Thomas stara si o tym nie myle, jego umys nieustannie powraca do

    obrazu odraajcego Bldoercy. Niczym jaki pijcy krew upir, wspomnienie atakowao go

    nieustannie, ilekro zamruga lub przetar oczy.

    Thomas wiedzia, e jest bystrym dzieciakiem - przeczuwa to. Jednak nic w zwizku

    z tym miejscem nie miao sensu. Za wyjtkiem jednego. Mia zosta Zwiadowc. Dlaczego

    by tego a tak pewien? Ta myl bya silna nawet teraz, kiedy ju wiedzia, co zamieszkuje w

    labiryncie.

    Szturchaniec w rami wytrci go z zadumy. Spojrza w gr i ujrza Alby ego, ktry

    sta przed nim ze skrzyowanymi na piersi ramionami.

    - Co marnie wygldasz, wieuchu - powiedzia Alby. - Miae ciekawy widok z

    okna rano?

    Thomas powsta z nadziej, e nadesza pora odpowiedzi. A moe po prostu liczy na

    to, e odwrci czym uwag od ponurych myli.

    - Na tyle ciekawy, e chc si czego dowiedzie o tym miejscu - odpowiedzia, majc

    nadziej, e nie wyprowadzi Alby ego z rwnowagi, jak to miao miejsce dzie wczeniej.

    Ten skin gow.

    - Ty i ja, sztamaku. Idziemy na Wycieczk. - Ruszy przed siebie, jednak po chwili

    zatrzyma si, unoszc palec. - adnych pyta a do koca, rozumiesz? Nie mam czasu na

    twoje mielenie jzorem.

    - Ale... - Thomas przerwa, gdy tylko Alby zmarszczy brwi. Dlaczego musia by z

    niego taki palant? - Ale powiesz mi wszystko. Chc wiedzie. - Ubiegej nocy postanowi nie

    mwi nikomu o tym, jak to miejsce wydawao mu si dziwnie znajome, zupenie jak gdyby

    ju wczeniej tutaj by, i e pamita pewne rzeczy z tym zwizane. Dzielenie si tymi

    spostrzeeniami nie byo najlepszym pomysem.

    - Powiem ci to, co mam do powiedzenia, wieuchu. A teraz idziemy.

    - Mog i z wami? - zapyta Chuck zza stou.

    Alby schyli si i wykrci mu ucho.

    - Aa! - wrzasn Chuck.

    - Nie masz niczego do roboty, krtasie? - zapyta Alby. - Jakich kibli do czyszczenia?

    Chuck przewrci oczami, a nastpnie spojrza na Thomasa.

    - Baw si dobrze.

    - Postaram si. - Nagle zrobio mu si al chopaka. aowa, e tak go tu traktowali.

    Nie mg jednak nic na to poradzi, musieli i.

    Thomas odszed z Albym, wierzc, e Wycieczka oficjalnie si rozpocza.

  • Rozpoczli od windy, ktra bya ju zamknita - podwjne metalowe drzwi,

    pomalowane bia farb, spoczyway ciko na ziemi, wyblake i popkane. Rozpogodzio si

    znacznie, a cienie rozcigay si w kierunku przeciwnym do tego, ktry Thomas wczoraj

    zaobserwowa. Wci nie widzia soca, jednak wygldao, jakby lada moment miao si

    wyoni zza wschodniego muru.

    Alby wskaza na drzwi na ziemi.

    - To jest Pudo. Raz w miesicu pojawia si Njubi, jak ty. Zawsze. Raz w tygodniu

    otrzymujemy zaopatrzenie, ubrania, troch arcia. Nie trzeba nam wiele, wikszo

    wytwarzamy sami.

    Thomas skin gow. Nie mg usta w miejscu, odczuwa niewyobraaln potrzeb

    zadawania pyta. Niech kto mi zaklei usta, inaczej nie wytrzymam, pomyla.

    - Nie wiemy nic o Pudle - kontynuowa Alby. - Skd si wzio, jak dziaa i kto za tym

    stoi. Ci, ktrzy nas tu przysali, nic nam nie powiedzieli. Mamy elektryczno, sami

    hodujemy wikszo ywnoci i dostajemy jako takie ciuchy. Raz prbowalimy odesa z

    powrotem w Pudle jednego tpego wieucha, jednak cholerstwo nie chciao ruszy, dopki

    go stamtd nie wycignlimy.

    Thomas zastanawia si, co znajdowao si pod drzwiami, kiedy nie byo tam Puda,

    jednak nie zapyta. Odczuwa pltanin emocji - ciekawo, frustracj, zdumienie. Wszystko

    splecione wci ywym obrazem odraajcego Bldoercy.

    Alby cign dalej, nie spogldajc ani przez chwil na Thomasa.

    - Strefa skada si z czterech czci. - Wyprostowa palce, wyliczajc cztery kolejne

    sowa. - Zielina, Mordownia, Baza i Grzebarzysko. Zaapae?

    Thomas zawaha si, nastpnie potrzsn gow, zmieszany.

    Alby zamruga szybko, po czym mwi dalej. Wyglda, jakby wanie myla o

    tysicu innych rzeczy, ktre wolaby robi w tej chwili. Wskaza najbliszy naronik, gdzie

    znajdoway si pola i drzewa owocowe.

    - To Zielina, gdzie mamy uprawy. Nawadniamy je poprzez rury w ziemi. Musimy,

    inaczej ju dawno pomarlibymy z godu. Tu nigdy nie pada. Nigdy. - Wskaza na

    poudniowo - wschodni naronik, na zagrody i obor. - Mordownia. Tam trzymamy i ubijamy

    zwierzta. - Wskaza na aosne kwatery. - To Baza. Gupie miejsce, jest dwa razy wiksze

    ni na pocztku, poniewa stale je powikszalimy, kiedy przysyali nam drewno. To nie

    apartament, ale si sprawdza. Tak czy inaczej, wikszo z nas i tak pi na zewntrz.

    Thomasowi zakrcio si w gowie. Tak wiele pyta kbio mu si pod czaszk, e nie

    potrafi ich uporzdkowa.

  • W kocu Alby wskaza na poudniowozachodni naronik, na obszar leny, gdzie

    znajdowao si kilka awek oraz umierajcych drzew.

    - Mwimy na to Grzebarzysko. Cmentarz znajduje si na tyach tego miejsca, w rogu,

    gdzie las jest gstszy. Nie ma tam nic wicej. Mona tam posiedzie i odpocz, poazi, jeli

    wolisz. - Odchrzkn, jak gdyby chcia zmieni temat. - Przez najblisze dwa tygodnie

    bdziesz pracowa jeden dzie pod okiem rnych Opiekunw, dopki nie dowiemy si, w

    czym jeste najlepszy. Moesz by Pomyjem, Budolem, Grzebaczem lub Oraczem, co ci

    znajdziemy. Idziemy dalej.

    Alby ruszy w kierunku Poudniowych Wrt umiejscowionych pomidzy

    Grzebarzyskiem a Mordowni. Thomas pody za nim, krzywic si od nagego zapachu

    gnoju dochodzcego z zagrody.

    Cmentarz? Po co im cmentarz w miejscu penym nastolatkw? - pomyla. To

    intrygowao go o wiele bardziej ni nieznajomo sw uywanych wci przez Albyego -

    takich jak Pomyj czy Grzebacz - ktre wcale nie brzmiay dobrze.

    O may wos nie zapytaby o to, jednak zmusi si do trzymania dzioba na kdk.

    Sfrustrowany, skierowa swoj uwag na zagrody na terenie Mordowni. Kilka krw

    skubao i przeuwao siano szczelnie wypeniajce korytko; winie wylegiway si w bocie,

    od czasu do czasu ruszajc leniwie ogonem, daway znak, e w ogle yj. W kolejnej

    zagrodzie znajdoway si owce, a w klatkach obok kury i indyki. Pracownicy krztali si tu i

    wdzie, sprawiajc wraenie, jak gdyby cae swoje dotychczasowe ycie spdzili na farmie.

    Dlaczego pamitam zwierzta? - zastanawia si Thomas. Nie dostrzega w nich

    niczego nowego lub interesujcego. Wiedzia, jak si nazyway, czym byy karmione, jak

    wyglday. Dlaczego pamita tego typu szczegy, jednak nie by w stanie sobie

    przypomnie, gdzie czy te w jakiej sytuacji ju je wczeniej widzia? Utrata pamici bya

    zaskakujca w caej swojej zoonoci.

    Alby wskaza na wielk obor z tyu, pomalowan czerwon farb, ktra zdya ju

    dawno wyblakn, przybierajc matowy kolor rdzy.

    - Tam pracuje Rozpruwacz. Paskudna robota, oj paskudna. Jeeli nie przeszkadza ci

    krew, moesz zosta Rozpruwaczem.

    Thomas pokrci gow. Rozpruwacz, to wcale nie brzmiao zachcajco. Idc dalej,

    skupi sw uwag na widoku po drugiej stronie Strefy, na miejscu, ktre Alby nazwa

    Grzebarzyskiem. Im bliej muru, tym bardziej drzewa staway si grubsze i rosy znacznie

    gciej, miay w sobie wicej ycia i lici. Mroczne cienie wypeniay gbi lasu pomimo

    wczesnej pory dnia. Thomas spojrza w gr, mruc oczy, w kocu dostrzeg soce, cho

  • wygldao dziwnie - byo bardziej pomaraczowe, ni by powinno. Zda sobie spraw, e to

    kolejny dowd na wybirczo jego pamici.

    Skierowa wzrok na Grzebarzysko, jednak jarzcy si dysk wci unosi si przed jego

    oczami. Zmruy oczy, aby go przegoni, gdy nagle ponownie dostrzeg czerwone wiateka,

    ktre zamigotay gboko w ciemnoci lasu.

    Co to jest? - zastanawia si, poirytowany, e Alby nie odpowiedzia mu wczeniej.

    Caa ta otoczka tajemniczoci dziaaa mu ju na nerwy.

    Alby zatrzyma si, a Thomas ze zdziwieniem zorientowa si, e dotarli do

    Poudniowych Wrt. Dwie ciany wznosiy si przed nimi, tworzc wyjcie. Masywne pyty z

    szarego kamienia pokryway liczne pknicia i gsty bluszcz, przez co sprawiay wraenie tak

    starych, jak tylko Thomas by w stanie sobie wyobrazi. Wycign szyj, aby dostrzec szczyt

    murw wznoszcych si wysoko ponad nimi. Zakrcio mu si w gowie i dozna

    niezwykego wraenia, e spoglda w d, a nie w gr. Cofn si chwiejnym krokiem, po

    raz kolejny podziwiajc konstrukcj swojego nowego domu, a nastpnie skierowa wzrok na

    Alby ego, ktry sta obrcony plecami w stron wyjcia.

    - Tam znajduje si Labirynt - powiedzia Alby, wskazujc kciukiem przez rami, a

    nastpnie zamilk. Thomas spojrza we wskazanym kierunku, przez szpar w cianach, ktre

    tworzyy wyjcie ze Strefy. Korytarze na zewntrz wyglday tak samo jak te, ktre widzia

    nad ranem z okna przy Wschodnich Wrotach. Myl ta przyprawia go o dreszcze, sprawiajc,

    e zastanawia si, czy lada moment nie zaatakuje ich wybiegajcy zza rogu Bldoerca.

    Zrobi krok w ty, nim zda sobie spraw, co czyni.

    Uspokj si - zbeszta si w mylach, zawstydzony.

    Alby kontynuowa.

    - Jestem tu ju dwa lata. Ci, ktrzy przybyli tu przede mn, w wikszoci nie yj. -

    Thomas wybauszy oczy, serce uderzao mu o ebra jak optane. - Od dwch lat prbujemy

    znale std wyjcie i nic. Cholerne mury przemieszczaj si kadej nocy, tak samo jak te

    przed nami. Sporzdzenie mapy nie jest wcale takie proste. - Skin gow w kierunku

    budynku z betonu, w ktrym wczorajszej nocy zniknli Zwiadowcy.

    Kujcy bl przeszy Thomasowi czaszk - zbyt wiele informacji naraz zalewao jego

    umys. Byli tutaj od dwch lat? Mury Labiryntu si przemieszczay? Ile osb zgino? Zrobi

    krok naprzd, chcc zobaczy Labirynt na wasne oczy, jak gdyby odpowiedzi czekay tam na

    niego wyobione w skalnych murach.

    Alby wycign do i pchn Thomasa w pier, odpychajc go.

    - Tam nie wejdziesz, sztamaku.

  • Thomas poskromi swoj dum.

    - Dlaczego?

    - Wydaje ci si, e wysaem do ciebie Newta przed pobudk dla zabawy? Purwa, to

    jest Pierwsza Zasada. Jedyna, ktrej nie moesz zama, bo nigdy ci nie odpucimy. Nikomu,

    ale to nikomu, oprcz Zwiadowcw, nie wolno wchodzi do Labiryntu. Jeeli zamiesz t

    zasad i wczeniej nie zabij ci Bldoercy, to sami ci zatuczemy, rozumiesz?

    Thomas przytakn, przeklinajc w mylach Albyego. By pewien, e przesadza. Mia

    nadziej, e tak wanie byo. Tak czy inaczej, jeeli mia jakiekolwiek wtpliwoci odnonie

    tego, co ubiegej nocy powiedzia Chuckowi, to wanie znikny. Chcia zosta Zwiadowc.

    Bdzie Zwiadowc. Gboko wewntrz wiedzia, e musi tam i, e musi wej do

    Labiryntu. Pomimo wszystkiego, czego dowiedzia si i dowiadczy, uczucie to wzywao go,

    nie dajc mu spokoju, niczym gd lub pragnienie.

    Nagy ruch na murze, po lewej stronie Poudniowych Wrt, przyku jego uwag.

    Zaskoczony, zareagowa natychmiast, spogldajc w sam por, by dostrzec bysk srebra.

    Kpa bluszczu poruszya si w chwili, gdy co w niej znikno.

    Thomas wskaza palcem na cian.

    - Co to byo? - zapyta, nim Alby zdy go ponownie uciszy.

    Alby nie spojrza nawet we wskazanym kierunku.

    - adnych pyta, dopki nie skoczymy, wieuchu. Ile razy mam ci jeszcze

    powtarza? - Przerwa, a nastpnie westchn. - To ukolec. W ten sposb obserwuj nas

    Stwrcy. Lepiej, eby nie...

    Przerwa mu grzmicy donony alarm, ktry rozbrzmiewa ze wszystkich stron.

    Thomas zasoni uszy, rozgldajc si wok. Ryczca syrena o mao nie sprawia, e serce

    wyskoczyo mu z piersi. Jednak kiedy ponownie spojrza na Albyego, powstrzyma emocje.

    Alby nie wyglda na przestraszonego. Wydawa si by raczej... zdziwiony.

    Zaskoczony. Alarm rozbrzmiewa, odbijajc si echem od murw.

    - Co si dzieje? - zapyta Thomas. Uspokoi si, e jego przewodnik nie podziela

    drczcych go obaw o nadchodzcym kocu wiata, jednak Thomas mia ju dosy

    zalewajcych go fal paniki.

    - Dziwne. - Byo to jedyne sowo, ktre wypowiedzia Alby, rozgldajc si uwanie

    po Strefie. Thomas dostrzeg rozgldajcych si wok ludzi w zagrodach, najwyraniej tak

    samo jak on zmieszanych. Jeden z nich, chudy, ubocony chopak, krzykn do Albyego:

    - Co jest z tym nie tak? - I spojrza z jakiego powodu na Thomasa.

    - Nie wiem - odburkn Alby nieobecnym gosem.

  • Thomas nie mg ju tego znie.

    - Alby! Co si dzieje?

    - Pudo, smrodasie, Pudo! - To wszystko, co odpowiedzia Alby, zanim ruszy

    szybkim krokiem, bdcym oznak paniki, w stron centrum Strefy.

    - Co z nim? - dopytywa si Thomas, starajc si dotrzyma mu kroku. Mw

    wreszcie! - chcia do niego wykrzycze.

    Jednak Alby nie odpowiedzia ani nie zwolni kroku, a Thomas, podchodzc coraz

    bardziej do windy, zauway dziesitki dzieciakw biegajcych po dziedzicu. Dostrzeg

    Newta i zawoa go, starajc si opanowa przybierajcy na sile strach, powtarzajc sobie, e

    wszystko bdzie dobrze, e musi by jakie sensowne wyjanienie tej sytuacji.

    - Newt, co si dzieje?! - krzykn.

    Newt spojrza na niego, nastpnie skin gow i podszed, dziwnie spokojny w rodku

    panujcego wok chaosu. Pacn go w plecy.

    - W Pudle nadciga cholerny Njubi. - Przerwa, jak gdyby oczekiwa, e Thomas

    bdzie pod wraeniem tej informacji. - Wanie teraz.

    - No i? - Przygldajc si uwaniej Newtowi, Thomas zda sobie spraw, e to, co

    wczeniej postrzega jako spokj, w rzeczywistoci byo niedowierzaniem. By moe nawet

    podekscytowaniem.

    - A to - odpowiedzia Newt - e nigdy wczeniej w tym samym miesicu nie pojawio

    si dwch wieuchw, a co dopiero dwa dni pod rzd.

    Powiedziawszy to, pobieg w kierunku Bazy.

    Po dwch minutach nieustannego ryku alarm w kocu usta. Tum zebra si na rodku

    dziedzica wok stalowych drzwi, przez ktre Thomas - zaskoczony, uwiadomi to sobie -

    przyby zaledwie wczoraj.

    Wczoraj, pomyla. Czy to naprawd wydarzyo si zaledwie wczoraj?

    Kto klepn go w rk. Thomas obrci si i ujrza stojcego przy nim Chucka.

    - Jak tam, wieuchu? - zapyta Chuck.

    - W porzdku - odpowiedzia, pomimo e byo to dalekie od prawdy. Wskaza na

    drzwi windy. - Dlaczego wszyscy tak wiruj? Przecie kady z nas tak si tu dosta.

    Chuck wzruszy ramionami.

    - A bo ja wiem? W sumie to zawsze pojawiali si regularnie. Raz w miesicu, zawsze

    tego samego dnia. Moe ci, co za tym stoj, zdali sobie spraw, e twoja obecno tutaj to

    jedna wielka poraka i wysali lepszy model. - Rozemia si piskliwym chichotem,

    szturchajc Thomasa okciem w ebra i sprawiajc, e w jaki niewytumaczalny sposb

  • Thomas polubi go jeszcze bardziej.

    Thomas spojrza na swojego nowego przyjaciela z udawan zoci.

    - Zaczynasz mi dziaa na nerwy.

    - Wiem, ale mimo to jestemy kumplami? - zapyta Chuck, parskajc miechem.

    - Wyglda na to, e nie mam za duego wyboru. - Jednak prawda bya taka, e

    Thomas potrzebowa przyjaciela, a Chuck nadawa si idealnie.

    Chuck skrzyowa ramiona z wyrazem zadowolenia wypisanym na twarzy.

    - W takim razie postanowione, wieuchu. Tutaj kady z nas potrzebuje kumpla.

    Thomas chwyci Chucka za konierz, zgrywajc si.

    - Ogay, kumplu, w takim razie zwracaj si do mnie po imieniu albo spuszcz ci

    szybem, jak tylko Pudo odjedzie.

    - Puci Chucka i wtedy wpada mu do gowy myl. - Zaraz, czy prbowalicie...

    - Prbowalimy - przerwa mu Chuck, nim zdoa dokoczy myl.

    - Czego?

    - Powrotu wind po wyadunku - odpowiedzia Chuck.

    - Nic z tego. Pudo nie ruszy, dopki kto jest w rodku. Thomas przypomnia sobie,

    e Alby ju mu o tym wspomina.

    - To ju wiem, ale co z...

    - Te prbowalimy.

    Thomas powstrzyma si od jku niezadowolenia - rozmowa robia si coraz bardziej

    irytujca.

    - Ciko si z tob dogada. Czego prbowalicie?

    - Zejcia szybem po tym, jak winda odjechaa. Nie da si. Moesz otworzy drzwi, ale

    napotkasz jedynie bezkresn przestrze, otcha i ciemno. adnych lin, zero. Nie ma takiej

    opcji.

    - Jak to moliwe? Czy...

    - Prbowalimy.

    Tym razem Thomas jkn.

    - Ale czego?!

    - Wrzuci jakie rzeczy do szybu. Nigdy nie usyszelimy, jak uderzaj o ziemi.

    Spadaj ca wieczno.

    Thomas zawaha si, zanim odpowiedzia, nie chcc, aby Chuck ponownie mu

    przerwa.

    - A ty co, czytasz w mylach czy jak? - zapyta, starajc si woy w to jak najwicej

  • sarkazmu.

    - Nie, po prostu jestem genialny - odpowiedzia Chuck, puszczajc do niego oko.

    - Nigdy wicej nie wa si puszcza do mnie oka - rzuci Thomas z umiechem.

    Chuck moe i by irytujcy, jednak byo w nim rwnie co, co sprawiao, e wszystko

    wydawao si mniej straszne.

    Thomas wzi gboki oddech i spojrza z powrotem na tum ludzi zebrany wok

    szybu.

    - Wic ile jeszcze do dostawy?

    - Zazwyczaj okoo p godziny od alarmu.

    Thomas zastanowi si przez chwil. Musiao by co, czego jeszcze nie prbowali.

    - Jeste pewien odnonie tego szybu? Czy prbowalicie... - przerwa, czekajc na

    wtrcenie ze strony Chucka, jednak ten milcza. - Czy prbowalicie zrobi lin?

    - Tak, z bluszczu. Najdusz, jak si chopakom udao uple. Powiedzmy, e ten

    may eksperyment si nie powid.

    - Co masz na myli?

    Co znowu? - pomyla Thomas.

    - Nie byo mnie przy tym, jednak syszaem, e chopak, ktry zgosi si na

    ochotnika, ledwo zszed trzy metry w d, kiedy co furkno w powietrzu i przecio go na

    p.

    - Ze co? - rozemia si Thomas. - W yciu w to nie uwierz.

    - Ach tak, mdralo. Widziaem koci tej ofermy. Przecite rwniutko na p. Trzymaj

    go dla przestrogi, eby innych gupota nie korcia.

    Thomas czeka, a Chuck si rozemieje lub chocia umiechnie, poniewa to musia

    by art. Czy kto kiedy sysza, aby przecito kogo na p? Jednak Chuck milcza.

    - Ty tak na powanie?

    Chuck wlepi w niego oczy.

    - Nie jestem kamc, wie... Thomasie. Chodmy, zobaczymy, kogo przywiao. Nie

    mog uwierzy, e bye wieuchem tylko przez jeden dzie, cholerny klumpasie.

    Idc, Thomas zada ostatnie pytanie.

    - Skd wiecie, e to nie jest zaopatrzenie albo prowiant?

    - Wtedy alarm si nie wcza - odpowiedzia Chuck. - Zaopatrzenie dostajemy co

    tydzie o tej samej porze. Hej, spjrz. - Zatrzyma si i wskaza na kogo w tumie. By to

    Gally, ktry utkwi wzrok wanie w nich.

    - O purwa - powiedzia Chuck. - Chyba ci nie polubi.

  • - Taa - wymamrota Thomas. - Tyle to i ja ju wiem. Zreszt z wzajemnoci.

    Chuck szturchn Thomasa okciem i chopcy doczyli do zebranych gapiw,

    nastpnie oczekiwali w milczeniu na rozwj wydarze. Wszelkie pytania kbice si gowie

    Thomasa wyparoway. Straci ch do rozmowy po spotkaniu z Gallym. Chuck najwyraniej

    wrcz przeciwnie.

    - Zapytaj go, na czym polega problem - powiedzia, starajc si brzmie jak twardziel.

    Thomas chcia by na tyle odwany, jednak pomys ten wydawa si obecnie

    najgorsz z opcji.

    - Wiesz, on ma znacznie wicej kumpli ode mnie, wic nie warto z nim zadziera.

    - No tak, ale ty jeste mdrzejszy. Zao si te, e jeste od niego szybszy. Bez

    problemu powaliby go i tych jego kumpli.

    Jeden z chopakw stojcych przed nimi spojrza na nich przez rami z wyran

    irytacj.

    Pewnie jaki jego kumpel, pomyla Thomas.

    - Przymknij si - sykn na Chucka.

    Drzwi z