Kąkolewski Krzysztof - Mięso papugi

Embed Size (px)

Citation preview

Krzysztof Kkolewski Miso papugi Warszawa: Wydawnictwo von borowiecki, 1997

Na dysk przepisa : Franciszek Kwiatkowski Nie zna adnego z poj ludzkich, by nazwa stan w jakim si znajdowa. Nie wiedzia gdzie jest i e jest. Nie orientowa si gdzie by przedtem i czy by. Nie mia wspomnie, bo jeszcze nic si nie wydarzyo w jego yciu, ktre si dopiero zaczo. Nie mia o czym myle. Rozmyla nie majc ani jednej myli, wspomina nie majc adnego wspomnienia. Jedynym wspomnieniem by brak wspomnie. Obudzio go uczucie nudy, obejmujcej wszystko, zalewajcej zielonkaw pynn pustyni, na ktrej dnie by zatopiony. By tylko nud. Przez bezmiar wd dociera monotonny huk, nigdy nie ustpujcy, gdzie go przyzywajcy. Czasem, spaszczony przez pyn, dociera inny dwik, budzc nadziej, e ten stan nie bdzie trwa wiecznie. Wszystko jest obmylane tak, by uly przetrwaniu tego stanu, a wyszedszy z niego nie wiedzie, co spotkao to co, co nie wie, e czym jest. Byt podzielony jest stalowymi kurtynami zapomnienia, ale pami Jaona zacza si nie tylko na dugo nim go tak nazwano, w okresie bezimiennym, ale w tak nieprawdopodobnej chwili, e kwestionowano to z odcieniem niechci, potem gniewu i obrzydzenia, a zakazano mu o tym mwi. e pami Jaona moga by wczeniejsza od narodzenia, a nawet od poczcia, nie chcieli sysze. Moe to byy wspomnienia mierci? Moe okres poprzedzajcy nasze istnienie nie rni si od tego, ktry nastpuje po nim? Gdy mia sze lat, katechetka kazaa dzieciom narysowa jak scen biblijn. Jaon narysowa Jonasza w rybie przypominajcej okrt podwodny. Od pyska ryby szed korytarz do brzucha, a od brzucha do ogona. Ogon przypomina ster, skrzela - przewody wentylacyjne, a brzuch kajut. Wewntrz niej prorok siedzia na krzele przy stoliku jedzc ma rybk i czeka na koniec podry, gdy opuci swj statek innym wyjciem. Katechetka podara rysunek z nieuwiadomionego wstydu, czy poczucia, e to blunierstwo. W tym samym okresie upiera si, by sta przed sklepem z rybami w Pasau Stirnera i czeka a bd przenoszone akwaria, w ktrych ryby poddaway si koysaniu, zdziwione i szczliwe. Tam, gdzie by, nie byo nikogo, ale wok by kto. Zabezpieczony w kokonie niewiadomoci, w jajku niewiedzy, Jaon, jak dowiedzia si potem, e robi to ory (wrd zwierzt uznawa tylko drapiene) przebija si od rodka w nieznanym kierunku, ku czemu, o czego istnieniu nie wiedzia. Woa drug istot, nie wiedzc, e wewntrz niej jest. Woa matk nie wiedzc o jej istnieniu. Matka z drugiej strony dobijaa si do niego: - Jaki jeste? Kim si okaesz? Kim bdziesz? - pytaa nie zdajc

sobie sprawy z tego, e on odbiera dudnienie, syszy pytajcy gos, jak w okrcie podwodnym, gdy rzucaj bomby gbinowe. Cae miesice nie moga go zobaczy. Poeraa j ciekawo i obawa. Nie wiedziaa kto to. Najblisza istota na wiecie nie bya jej znana. Podobnie byo nim poznaa jego ojca: miaa przeczucie e spotka go, ale nie umiaa wyobrazi sobie jak on posta przybierze. Odgadywaa go we wszystkich spotkanych modych mczyznach, za kadym razem doznajc zawodu. Tu osoba, ktrej oczekiwaa, bya ukryta w niej samej i najbardziej niedostpna ze wszystkich na wiecie. Jedynym sposobem przeniknicia jej tajemnicy, byo okrelenie jej przez nazwanie. Chciaa dowiedzie si, jaki bdzie, a zarazem niewiadomie przez imi okrelaa, jakim pragnie go widzie, czego od niego oczekuje; ukadaa jego los. Jedno imi nie wystarczao. Nosi wic - poza przydomkami Najniewidzialniejszy, Najnieznaszy - imi Micha, wdz wodzw, pierwszy zwycizca pierwszego za, Archanio, ktry pokona bunt. Nie chciaa by by wojskowym, ale aby pokona bunt w sobie. By Augustynem, ktry uchyli wrt wszechwiata mwic "wasna myl jest faktem ze wszystkich najpewniejszym", mia szczliw modo. By i genialny i szczliwy, i wity. Ryzykowaa, e musi upa nisko, by zrozumie, e lepiej wyrzec si wszystkich majtkw wiata ni jednej myli. Pocigaa j modo w. Franciszka, wyzywajca, bogata, i tym bardziej szalone znalezienie prawdy, w. Antoni, jedyny ktry dokonywa cudw na jej oczach, odnajdujc wszystko, nawet najdrobniejsze przedmioty i w. Krzysztof - obaj, ktrzy mieli Chrystusa na rkach. Daaby mu trzydzieci imion. Wtedy prawo dopuszczao tak rzecz w Polsce. Pocigay j: Dawid, Salomon, Samuel; chciaa, by ywi si najdalsz tradycj, ale w przeczuciu niebezpieczestwa, jakie mogo zaciy nad jej synem, odrzucia t myl. Imi Jaon wymkno si tym planom. Nigdy nie nazwaa go eskim imieniem, wiedziaa, e bdzie chopcem, tymczasem nosi z ni jej imi Julianna, by czci kobiety, wic dziewczynk, ma Juli, tacy byli wobec wiata i prawa. Nie zwracaa si do niego adnym z tych imion, z ostronoci, by nie wypowiedzie go na gos, by za wczenie niczego nie uczyni, z zabobonnego szacunku dla nienarodzonej istoty. Zaledwie omielaa si mwi mu "ty". Jak dawniej nienawidzia mwi do siebie, tak teraz cae dnie przemawiaa, cho w pokoju bya sama. Potrafi da jej znak, e si nudzi? Czy wiedzc, e jest malusiekim lepcem, uyczaa mu swoich oczu, by widzia, co dzieje si na zewntrz, opowiadaa mu, co on wraz z ni robi: - Syneczku idziemy ulic. Ulica to dwa rzdy domw. Domy, to miejsca gdzie mieszkaj ludzie. Twoja matka jest czowiekiem. Ty bdziesz czowiekiem. Po obu stronach ulicy s drzewa. Nikt nie wie dokadnie czym s drzewa i do czego su Bogu. Wydobywaj si z ziemi, osigaj swj ksztat i wydaj na wiat inne drzewa. Wyjani mona tylko to, co zbudowa czowiek, ale co Bg - nie. Czowiek budowa z tworzywa boskiego i ju tworzywa nie sposb okreli.

Znajdowa si w gbi dwiku, przenika go caego, stawa si nim i wibrowa wraz z nim tymi wyrazami: - Przyszlimy ju do naszego domu. Tu bdziesz mieszka. Na cianie wisi ogromny kilim. Na przeciwlegej, Matka Boska Rajska. Teraz zagramy w szachy. Bior czarne figury. Ty dostajesz biae. Bior na siebie bl i trud ycia, ty dostaniesz niewinno i zwycistwo. Wiem z gry. Wygrasz t parti. Wychodz pionkiem i ty wychodzisz pionkiem. Zabij mojego. Zmie go z szachownicy - i dla podkrelenia jego zwycistwa, zrzucia pionka na ziemi i przydeptaa go. - T luk wyprowad swojego hetmana i widzisz, mj krl jest w szachu. Nie oszukuj, a ty wygrywasz. Ju przewyszasz mnie, bo ja ci ka siebie przewysza, a ty jeste posuszny. Posugujc si moim rozumem, pokonujesz mnie. Nie warto zabija krla. Wszystko na wiecie jest twoje, nawet przyszli twoi wrogowie bd do ciebie nalee; bo nale do wiata. Dlatego nie trzeba zabija - i wsypaa figury do pudeka. Jej umiejtno gry w szachy zadziwiajco sza na przd. Miaa drugiego, dawniejszego partnera. By nim przyszy ojciec Jaona. W narzeczestwie rozegrali par "gronych partii", jakby nie chodzio w nich o szachy, tylko o nich, a figury po obu stronach oznaczay ich rodzicw, znajomych, ich samych. Ojciec wygrywa z ni wszystkie partie. Tego wieczora przegra siedem pod rzd. - To czary! - spojrza na ni podejrzliwie. Poniewa nie odwaya mu si wyzna, e doskonali si, bo grywa z Jaonem (wtedy jeszcze bezimiennym), nie domyli si, e pokonay go ich poczone siy. Ta wygrana bya jednym ze rde wiary w przyszo Jaona. Ledwie si zaznaczy ju zwycia. Gdyby powiedziaa o tym mowi, usyszaaby, e kiedy Rosjanie schwytali go za lini frontu w 1916 roku i wizili samego w celi, te gra przeciw sobie. Zrobi szachy z chleba. Niemcy zaczli naciera i zapomniano o nim. Wtedy zjada figur po figurze, wyznaczajc sobie jedn na kady posiek, bo nie wiedzia kiedy i kto go odnajdzie. Dopiero teraz poznaa urok takswek warszawskich, pachncych skr i benzyn. Lubia to i nie przyprawiao j o mdoci. Musiaa si strzec tylko woni przypalonego mleka. Jedzia do muzeum oglda antyczne poski piknych chopcw. W bocznej galerii znalaza obraz, przed ktrym staa cae przedpoudnie. W mglistym wschodzie czy zachodzie soca morze, plaa i niebo byy przemienione w wiato, rozbite na siedem barw tczy. Podszed do niej jaki mczyzna, przyklkn: - Bagam niech pani mi pozuje. - Oj, eby nie wyszed z tego portret innej osoby - odrzeka matka. - Nie usiedziaabym spokojnie, bo ten kto by mi przeszkadza. Mczyzna zerwa si z klczek i odszed popiesznie. By to autor obrazu, przed ktrym zatrzymaa si matka Jaona. Przychodzi przyglda si swojemu dzieu, napawa si zachwytem zwiedzajcych. Dziwna odpowied nieznajomej przestraszya malarza. Dra o obraz. Odtd matka Jaona, ile razy zjawia si w galerii,

miaa za sob muzealnego detektywa. Nie tylko jej to nie przeszkadzao, ale rodzio wraenie, jakby to bya eskorta ze wzgldu na jej dziecko, jakby ono ju teraz zwracao na siebie uwag. Raz w tygodniu jedzia na uniwersytet mieszajc si z tumem modziey. Byy to czwartki, gdy wykada synny profesor T.: By przy Grecji. "Wojny perskie - mwi - byy dla Grekw rdem strat i lkw, ale take triumfw i upoje; day Maraton, Termopile, Salamin i Plateje. Day ca kfilozofi Grekw. Z euforii zwycistwa wyprowadzili myl rwnie mia jak wyzwanie pod Termopilami: Leukippos i Demokryt nie majc nawet szka powikszajcego, ujrzeli atomy." Potem profesor T. Mwi o Platonie, nazywanym tak dla potnych barw; wykadajc, przyglda si suchaczom przerzucajc wzrok z jednego na drugiego i przez sekund mwic do kadego z osobna, patrzc mu w oczy. A kiedy zbieg z katedry, podszed do Julianny powoli wstajcej z awki i oniemiaej na widok sawnego czowieka, zbliajcego si do niej: - Mia pani, cho to nie wypada, spostrzegem pani stan i odtd staram si mwi lepiej ni kiedykolwiek, bo przejrzaem chyba pani intencje, do czego mj wykad ma posuy i komu. Opowiadaa Jaonowi o jego ojcu, by wiedzia o nim wszystko, nim si poznaj, o jego tajnej misji na tyach frontu. "Wtedy Polski nie byo - objaniaa. - Jak si narodzisz zastaniesz wokoo Polsk. Twj tatu by odwany do szalestwa. Teraz w nadmiernym podziwie, szacunku dla nas, jakby niedowierzaniu, e taka rzecz jak my - mwia o sobie i Jaonie w niej - jest moliwa; pokorny i ostrony, otacza nas trwoliwym szacunkiem, jakby si nas ba. Troszek nas unika pod pozorem, by ci nie przeszkadza." Mwia tak, bo to oddalenie byo dla niej, przewraliwionej, zapowiedzi innego, ktre miao nadej. Opowie o tym, jak poznali si z ojcem, odkadaa na potem, gdy ju bdzie wioda z Jaonem dug, latami trwajc - dokd syn nie pjdzie do szkoy - rozmow i bd ksami caymi przedpoudniami. Wtedy te przygotuje go na spotkanie ze swoj matk, a jego babk. Wiele dyskutowano o podzie z doktorem. Przykada do jej brzucha suchawk i mwi: - Grzeczny. - Co? - wykrzykna przysza matka Jaona - Na Marszakowskiej kopn mnie w wtrob. May brutal! Nadchodzi rotmistrz szwoleerw, ukoniam mu si nisko, a on odsalutowa; przyznam, uszczliwiony, ale i tak zaskoczony, e nie zaczepi mnie. - Kawa chopa - odrzek szorstko doktor suchajc. - Zajmuje tyle miejsca co bliniaki. Urodzi pani stare dziecko. Podoba mi si mieszanka: ojciec atleta i przesubtelniona matka. Ale pani pragnienie kontaktu z dzieckiem jest nadmierne. Pani traktuje ppowin jak lini telefoniczn. - Czuj tam nieobojtny, niezbadany, nieopisany ogrom, bezde, jakbym miecia w sobie wszechwiat. - Trzeba odpocz i jemu da troch spokoju. Pani przedwczenie go

budzi. - Nic dla siebie, nic z egoizmu! Wszystko, by nie czu si samotny, po to daj mu odczu swoj obecno. On ju umie mwi! Odpowiada mi ruchami. Ach, gdybym moga usysze jego gos! Doktorze, bagam, niech pan pozwoli mi na chwileczk zaoy stetoskop. Speszona, jakby popeniaa witokradztwo przyoya suchawk do brzucha i podsuchiwaa dziecko. Sycha byo dwa ycia: jej i jego, jak dwa walczce we i zarazem upr, co w rodzaju gniewu tej oddzielajcej si czstki. Odezwao si mlaskanie, tarcie, bulgotanie i co jak ciche westchnienie, jakby sowa: - Blublublublublu... - Nie! - zerwaa z uszu stetoskop. - To jedyny okres w yciu gdy si nie umiera - objani doktor. - Kosztem przypieszenia pani zegara, jego zegar stoi. Umiera zacznie w chwili narodzin. Istota ludzka rozwija si i obumiera jednoczenie. Matka Jaona zasonia uszy. Kolega ma w banku potajemnie uprawia astrologi. Wezwaa go i poprosia, by co jej powiedzia o nieznajomym. Kiedy astrolog zaproponowa, e moe wywoa jego dusz, czekajc na narodzenie, by powiedziaa kim jest, krzykna: - Nie! Nie! Nie! - Moe tak lepiej - odrzek astrolog. - Wywoany przedwczenie mgby si zagubi i nie trafi na wiat. Codziennie wpadaa do kocioa Zbawiciela, przy placu o tej samej nazwie. Pytaa Boga, czy wolno jej pokazywa dziecku koci, otarz, jak zwiedzajcemu? Czy wolno modli si za niego, ale i w jego imieniu? Czy moe ju przedstawi Bogu dziecko? Czy Stwrcy wypada przedstawi Jego dzieo? I bya zazdrosna o Boga, o jego udzia w powoaniu Jaona na wiat. W miar jak zbliao si rozwizanie, gos doktora by coraz bardziej niespokojny. Hodowa Jaona jak owoc i ba si, by nie spad za wczenie, by jak ryby nie trzyma go na powierzchni morza i by jego mzg ani przez uamek sekundy nie by pozbawiony tlenu. Matka dopominaa si o Jaona, e ju chce go mie i narzucaa sw wol doktorowi. - To on wydaje pani rozkazy! - krzycza doktor, wskazujc na jej rozdty brzuch oskarycielskim gosem. - Znudzio mu si doczeka swej pory? Pcha si? Sam chce decydowa o swoich narodzinach? Moe i pocz si sam z siebie? Starcie woli Jaona i doktora skoczyo si przymuszeniem Jaona do pozostania. Dosignito go zastrzykiem poprzez matk. Siedemdziesit dwie godziny nie by wypuszczany na wiat. Trzy dni i trzy noce by w zamkniciu. - Zmieni pozycj, przetoczy si! Jaki to zonik! - rozpacza doktor. - C to za straszny czowiek! Obrazi si. Odtrca wiat. Odmawia opuszczenia ona matki. - Bezczelny. Ukarzemy ci. Nie bdziesz y - krzycza doktor chcc przenikn do Jaona. - Nie chcesz y? Nie chcesz? Wezwany na konsultacj profesor umiechn si:

- Panie doktorze, do tego. Trzeba ratowa t kobiet. Dano jej narkoz. - Nie pozwol, by umar nim si narodzi - ten gos doszed od matki Jaona. Przebudzia si - On ma y. Nie ja. Jeli pan mnie ocali, zgnoj pana w wizieniu. - Pani jest nieprzytomna. Nie ma pani prawa mie krzty wiadomoci. Pani si to ni - krzykn profesor. Doktor czu si winien. Baga profesora, ktrego sam wezwa, by usucha matki Jaona. - Dziecko jest pod narkoz. Broni si przed urodzeniem jak przed mierci. Co z niego bdzie? - mwi profesor. Jaon zosta skazany na mier nim si urodzi, ale matka ocalia mu ycie, oddajc swoje, a potem go urodzia. Stawka zostaa zdwojona. To go zobowizywao y podwjnie. Dwa ycia otrzyma w darze. Nie dano mu klapsa. - To dziecko ma ju rok - krzykn profesor i wyszed cay we krwi do azienki. Poona upucia ig, ktr miano da zastrzyk matce Jaona. Rzucia si po nastpn, ale rozwcieczony, wp obkany ze zmczenia doktor podnis ig z ziemi: - To nie ma znaczenia. Ona tego nie przeyje. Jaon mia zosta sierot. Oddalajc si, mylaa, e niemowlciu ta zamiana - jego ycie za jej ycie - nie wyjdzie na korzy. Wyobrazia sobie jego byt bez niej, tuaczk. Bezsilno ojca, obojtno stryja, bied wuja. Nie pozna nigdy jej, swojej matki. Jaka szkoda. - "Jakie moje zdjcia zostaj?" - zastanawiaa si. Zdjcie z wycieczki, gdy majc szesnacie lat, obejmuje jod jak przyjacik i patrzy w obiektyw pytajco i czule, nie wiedzc jeszcze, e patrzy w odleg przyszo, w oczy swojego dziecka, ktre narodzi si dwadziecia lat pniej. Miaa umrze nie zobaczywszy Jaona, nie przywitawszy si z nim i nie poegnawszy! - Pan jest przyjacielem naszego rodu? - szeptaa. Obraa si pan na noworodka? Karze pan jego matk? - Moja rola ju dawno skoczona - krzykn doktor. To tylko pani duch mwi. - Zoci si pan na umierajc? Rozkazuj panu mnie uratowa. Wystarczy mi dziewi lat! Aby doprowadzi dziecko do dziewitego roku ycia! - Niech pani zamilknie. Nie wolno traci si. Jaon usysza ogromny huk wiata. Przeraliwe wiato zacierao kontury. Gosy podpyway i odpyway. Potem nagle zasona rozdara si. Przejrzenie byo jak olepienie. Wynurzy si przed nim wiat. Ujrza trzy cienie. Trzy ksztaty pochylone nad Jaonem tworzyy jeden. Jaon nie zna bowiem jednoci, ani liczby trzy. Pierwsi ludzie pochyleni nad bali, w ktrej kpali Jaona zlewali si w jedno, ogromne, nienazwane bstwo. Nie wiedzia, e to s istoty i kim s te istoty. Po lewej panowa nadmierny blask, racy, po prawej, jak kotara, zielonkawa ciemno z ktrej przyszed. Czas pyn od prawej do lewej spychajc kotar coraz gbiej, dalej, rozszerzajc wielkie, wypuke osoby.

wiat tworzy si na jego oczach z sekundy na sekund. - Synu nie obraaj matki. Nie moesz tego pamita. To byoby chorobliwe, wstrtne. To jest fikcja, fantazja, na ktr pozwalasz sobie lekcewac matk. Nabraabym obrzydzenia do ciebie. Jego pami j gniewaa, bo wydawaa jemu nieprzygotowan, gdy sdzia, e jest niewiadomy. Obnaaa si przy nim, odsaniaa piersi, mwia niekontrolowanie sowa mioci nie przeznaczone dla istoty rozumiejcej, dwa nagie ciaa, podobne do siebie, ledwie rozdzielone, yjce - jak mylaa - jedn myl, jedn pamici, majc siedlisko w niej. Oznaczaoby to, e Jaon jest skaony nadmiarem, ktrego dla niego nie chciaa. - Zakazuj ci upiera si, e to pamitasz - skoczya spr matka. wiat rozszerza si z niezwyk szybkoci, rozwija, rs, dzieli si na wiaty, mnoy. Trzygowy olbrzym, ktry w Jaonie budzi cze jako pierwszy ksztat jaki ujrza, zacz pka; ukazay si luki i rozdzieli si na osoby, ktre miay si okaza matk, babk i jej suc Maniuni. Blisko ich bya ogromna, byy prawie nim, ale rado sprawio mu poczucie, e jest osobny. Wrcia nuda; woono go na pask, lecego. Nie wiedzia znw gdzie jest, pod nieruchomym bkitem, ktry zmuszano go kontemplowa. Parasolowate, rozpaszczone gazie wrastajce w niebo, przesuwajce si przed oczyma w szybkim - jak mu si wydawao - ruchu, bez koca; rozdzielajce i czce si harmonijnie druty tramwajowe, w kocu yrandol, iskrzcy si krysztaowymi pryzmatami. Ten blask, rozbity, zielonkawo fiokowo - rowy nauczy go mioci do krysztaw, lodu i brylantw. - Znowu si obraa. Nie chce wstawa. Nie chce chodzi. Nie chce mwi - rozpaczano. Wreszcie powsta i nie chcia wicej wsi do wzka. Pokocha od razu samochody. Uwieszony midzy matk a Maniuni, p szed, p by niesiony. Nie woa matki. Mia poczucie, e si wyodrbni, ale e matka dalej zostaje z nim poczona - i teraz ona jest jego czci. Jeszcze dobrze nie zna matki ani Maniuni, gdy pozna ryb. We trjk wdrowali pasaem Stirnera, gdzie mona byo kupowa wszystko. Matka wybieraa miso, owoce, jarzyny, ryby, kazaa je way, pakowa i nie Maniuni. Z magazynu za sklepem rybnym bi lodowaty chd. Byo tu pierwsze morze, jakie pozna Jaon. Na ca cian wymalowana bya scena z poowu wielorybw. Spitrzona fala staa po horyzont, a sklep wydawa si pochylony w bok. Towarzyszy temu syk powietrza doprowadzanego rybom. Terkot maszynki toczcej wydawa si terkotem silnika stateczku wielorybniczego. Wida byo wierzchoek gry lodowej - i z dziaka wystrzelono harpun. Wisia dym prochu, lina bya napita, harpun zanurza si w ciele i dziki bl emanowa z ogromnego wieloryba. rodek sklepu zajmowao akwarium. Klienci wybierali dla siebie ryby wskazujc je palcem, a sprzedawca owi je na ich oczach w siatk. Jaon podszed do szklanej tafli przewietlonej silnym wiatem przestrzeni wodnej. Do brzegu akwarium podpyna ryba,

zatrzymaa si i robic niewidzialne ruchy petwami i ogonem, przygldaa si Jaonowi. Jaon przystawi twarz do szka i patrzy rybie w oko, pomaraczowo-niebieskie, rwnie ciekawe jak jego. Oko patrzyo w oko, z tamtego oka przelewao si w jego oko wiato gbin, jakie wspomnienie Jaona. Jaon nie znajc sw, nie umiejc okreli tego, co chce wypowiedzie, chcia, by tej ryby nie zapano, by zawsze tu na niego czekaa. Wybuchn paczem, bo nikt go nie rozumia. Ryczcego wyniesiono go razem z paczk ywych ryb rzucajcych si w szarym papierze. Ktem oka zobaczy bysk brylantw u jubilera po przeciwnej stronie pasau. Do domu doszed spokojny. Ciemne, ogromne mieszkanie rodzicw, dotd paskie, jak namalowane to, w ktrym si porusza, wyonio si przed nim z niezwyk wyrazistoci. By ryb w niewidzialnej wodzie. Za pierwszym przedpokojem by drugi, udajcy hall. Tu Jaona rozbierano z czapeczki, szala, rajtuz, przed czterometrowym lustrem, od podogi do sufitu. Ledwie go uwolniono, Jaon podszed do lustra i ujrza chopczyka, ktry szed ku niemu jakby chcia si z nim zderzy. Jaon zatrzyma si, spojrza po sobie i przekona si, e jest tak samo ubrany, e to jest on sam. Wyodrbni siebie ze wiata. Przyoy najpierw usta, caujc siebie w lustrze, potem oko, a poczu zimno na gace oka jednoczenie z zielonoci renicy tak blisk, e zalaa cay wiat. Wciska oko patrzc i jednoczenie ogldajc siebie. Przyoy ucho, ale nie byo nic sycha. Wic zacz zgniata nos, liczc, e wejdzie w siebie; dwa ciaa: zimne i ciepe przenikny si na moment, a on prbowa obj lustro, ale penej jednoci nie osign. - Zazibisz si - krzykna matka. - To lustro to kawa lodu! Wesza Maniunia i Jaon, jak ucze w szkole jzykowej, nie robicy miesicami postpw, ktry nagle odway si powiedzie co w obcym jzyku, wyrzek wyranie: - Maniunia jest suba! - Przemwi! - krzykna matka i chwycia go na rce, i z wdzicznoci obja take Maniuni, i we trjk szaleni, miejcy si, zaczli si krci w kko po przedpokoju. Draam, e jest niemow. A on cay czas umia mwi, wszystko rozumia, tylko milcza. Maniuniu, ale co oznacza, e wybra te pierwsze sowa? O tobie? Tak Jaon pozna taniec. Zapach ciaa Maniuni, zawsze troch spotniaej, przesiknitej woni smaenia cebuli, uderzy w jego nozdrza jednoczenie jeszcze silniej ni obraz ich trojga, pojawiajcych si to nikncych w lustrze, w miar jak si krcili. Teraz budzenie byo czym innym ni dawniej. Byo krzykiem codziennym, kadorazowym, do odrbnego ycia, jakim by dzie z dzik nadziej na wszystko. wiat wyania si co dzie wyraniejszy i bardziej nie wyjaniony. Jaon otwiera oczy i widzia uchylone drzwi swego pokoju. Jego przyjcie na wiat przemeblowao dom i zmienio przeznaczenie pokoi. wiat za objawia si gstw ng stow, foteli i krzese z czarnego dbu w cienistym jadalnym. Jego cz mieszkania bya pusta. Ojciec by w

biurze, matka spaa jeszcze w gabinecie ojca. Daleko za oboma przedpokojami znajdowaa si kuchnia ze staromodn wnk na ka sucych. Wyprawy Jaona w gb domu, ku terenom Maniuni, zaczynay si natychmiast. Maniunia przygotowywaa wiadra do palenia w piecach. Obowizywaa cisza. Jaonowi wolno byo tylko szepta. Gdy na parapetach gruchay gobie, Maniunia otwieraa okno i przepdzaa je, by nie obudziy pani: - Urodzie si i teraz twoja mama jest tob zmczona. Przekradali si przez pierwszy i drugi przedpokj. Za drzwiami gabinetu trwaa cisza. Najmniejszy dwik nie wydoby si stamtd. Przeraony, e matki nie ma w pokoju, e znika, bieg za Maniuni. Ranek by ciemnawy. Niebo widziane przez firanki wielkiego pokoju byo zamglone. Na cianie przeciwlegego domu poblask zielonkawego neonu, ktry wczono mimo dnia. Maniunia nie zapalaa wiata. Zostawia otwarte drzwiczki pieca. Ogie obejmowa stos sosnowych szczapek. Patrzya w pomie, a Jaonowi kazaa odwrci wzrok. Kaktusy, drzewko pomaraczowe i cytrynowe, chiska ra stojca rzdem w donicach wzdu okien i drzwi balkonowych, rzucay cienie. Matka, stskniona za Jaonem wpada, biega ku niemu. Porwaa go wysoko: - Wic ty naprawd istniejesz Jaoniku? To nie sen? ni mi si! woaa do Maniuni. - To wane! To pierwszy sen o nim? - Nie. Setny, tysiczny. Dwadziecia lat przed tym, nim si urodzi, ju spotkaam go w nie. - ni si pani, jaki jest? - Nie powiem, nie powiem! - woaa radonie matka. - By przystojny. Na jej szlafroku z grubego jedwabiu byy kwiaty, na ktrych siaday motyle. - "Wic dzie trwa od snu do snu? A sen od dnia do dnia?" - myla Jaon, ale nie umia tego powiedzie. Zasadzono go do niadania na jego miejscu, po prawej stronie matki, zajmujcej szczyt pustego dwunastoosobowego stou, nakrytego na jednym kocu. Mia kubek z ludzk twarz, o prawdziwym, wypukym nosie i wybauszonych oczach. Jak ludoerca, z czaszki wypija kakao. Nastrj witeczny narasta. Matka, Maniunia i Jaon szykowali si do wyjcia po sprawunki. Ubierano Jaona. Matka zakadaa konierz z lisa. Pozwolia Jaonowi powcha futerko, pachnce perfumami i woy palce midzy jego szczki, by poczu ostre zby na palcu. Maniunia zachowaa tajemnic, e wczoraj wycign z szafy lisa, woy mu sznurek w zby i lis goni go po caym domu. Jaon ucieka cignc za sob lisa. Chowa si w jamie pod kanap, za nim wpada lis. Lis te utrzyma tajemnic. Cztery zwierzta zamknite byy w szafie: lis, skunks, bbr i opos. Gdy otwiera drzwi, zwierzta nieruchomiay i udaway martwe. Czekay, a Jaon zamknie szaf, by oy. Teraz Jaon spieszy si do ryby. Ryba, miaa nad lisem, jego Niedwiedziem Biaym i misiem przewag, ktrej Jaon nie umia sobie uwiadomi. - Mamo, co teraz bdziemy robili? - Wiesz przecie. Mama pjdzie do miasta i moe ci zabierze. - A potem?

- Przyjdzie tata i zjemy obiad. - A potem? - Maniunia poda kolacj. - A potem? - Bdzie noc. Pjdziesz spa. - A potem? - Bdzie nastpny dzie. - I co bdziemy robili? - Pjdziemy do miasta albo na spacer. - A potem? - Bdzie obiad, kolacja i noc. - A potem? - Znw dzie. - A potem? - Nastpny dzie. - A potem? - Bdzie nastpny dzie. - Zawsze mamo? - zapyta z niedowierzaniem Jaon, cho zmiana pytania oznaczaa, e ustpuje. - Zobaczysz, bdziesz mnie co dzie pyta: "a co bdzie potem", a ja ci bd odpowiada: "bdzie nastpny dzie". Jaon poczu si pokonany. Przytuli si do ng matki: - Do rybek. Najpierw poszli do tego sklepu cho nic nie kupowali. - Przepraszam, ale mj syn - powiedziaa matka Jaona - upiera si, by wchodzi do pana sklepu! - Niech przychodzi codziennie! Ile razy si zjawi, mam tum klientw. Jest moim szczliwcem. Bdzie pani dostawa rabat. - Nie chc rabatu. Kto przynosi szczcie, oddaje innym wasne. Gdy ryba nareszcie go dostrzega i podpyna, Jaona oderwano od szyby akwarium. - Czemu rybki nie maj rk? - dopytywa si Jaon. Do nastpnego sklepu mama Jaona wesza i nie silia si nawet, by udawa, e chce co kupi. Byy tam dwa lustra naprzeciw siebie. Matka, nie rzuciwszy okiem na pki, okrcaa si wok swojej osi i wysza, a za ni may pochd: Jaon i Maniunia. Byy dwa rywalizujce ze sob sklepy misne obok siebie. Maniunia bagaa pani: - Wejdmy do jednego i drugiego. - Maniuniu - odpowiadaa matka - czy to adnie mczy ludzi? - Taniej pani policz, a mnie tak ciekawi, ktry... - i tu nie mogc wymwi sowa zbankrutuje, bagalnie popatrzya na Jaona, ale i dla niego to sowo byo za trudne. - Obawiam si, e oba sklepy zbankrutuj - odpowiedziaa matka. Jaon nie wiedzia, skd si bierze miso. W obu sklepach byo w najlepszym gatunku, oddzielone od koci, pocite na kawaki. Byo produkowane w fabryce? Jaon jeszcze nic nie wiedzia o kociach, ani o krwi. Jeden sklep mieli ydzi, drugi chrzecijanie. Matka Jaona kupowaa u ydw. U chrzecijan miaa uczucie, e ulega przymusowi, prowadzono bowiem kampani przeciw handlowi

ydowskiemu. Jaon jeszcze o tym nie wiedzia, ale te wola chodzi do sklepu ydowskiego, bo tam w osobnej gablocie byy dla dzieci mae wdliny z marcepanu. Jaon da kiebaski i prosi, by mu pocito na bardzo cienkie plasterki. Do tego by chleb z marcepana. Chleb i kiebasa smakoway jednakowo. Nastpny by sklep z pasmanteri. Dwie stare kobiety powitay matk Jaona jak znajom. Prosiy, by wybieraa towary siedzc. - Mam wyrzuty sumienia. Tyle dr poczoch - skarya si matka - a lubi tylko jedwabne. W innych czuj si przygnbiona. Poprosz trzy - nie, moe cztery pary, cielistych. Poczochy byy bardziej cieliste ni ciao. - Starsze panie prowadz handel resztkami materiaw z fabryki bez zezwolenia - cichcem wyszeptaa Maniunia. - Skd wiesz - mwia cicho matka. - Na naszej klatce suce wiedz wszystko. - Maniuniu, na lito bosk, trzymaj si od nich z daleka. - Co pani kupia? - Cudn szmatk. Krepa chiska. Matka wesza za kotar oddzielajc sklep od zaplecza i Jaonowi kazaa zosta. Wysza podniecona. Miaa w rku paczk. Maniunia przyczepia sobie do guzikw trzy paczuszki. Teraz zbliyli si do damskiego salonu fryzjerskiego i Jaon napiera si, by stanli przed witryn. Byy tam dwa popiersia: brunetki i blondynki, umieszczone tak nisko, e ich gowy byy na wysokoci gowy Jaona. Zaglda im w oczy o dugich rzsach, nie zmieniajce wyrazu, nieustannie, jednakowo rozmarzone, sodkie, przyzywajce: - Mamo, gdzie jest reszta tych pa? - spyta Jaon, bojc si, e przecito je na p i cierpi. - Nie ma syneczku reszty. Te panie s z wosku - odpowiedziaa matka. - A my z czego jestemy mamo? - Z ciaa, kochane dziecko. - A kto robi ciao? - Bozia - odpowiedziaa matka, a Maniunia kiwna gow z uznaniem. Jaon si wcign matk do sklepu o nazwie "Ze wszystkim". Tam, w skrzynkach obok siebie, leay figi, orzechy kokosowe, ananasy, banany, karczochy. Stay w rzdach, w odwinitych workach rne gatunki fasoli, kasz, ryw i mki, rnobarwne - od ciemnobrzowych do fiokowych. Z kadego wystawaa deseczka z cen. Jaon prosi, by matka kupowaa wszystkiego po trochu w malekich torebkach, by mg zaoy sklep i sprzedawa Maniuni. Pastwo atyscy, w szarych fartuchach, peni powagi, poruszali si powoli. W sklepie poza nimi trojgiem nie byo klientw. Weszli do bocznej sali z herbat, oddzielonej od sali kawy - bo tam by elektryczny Murzyn kiwajcy gow. Maniunia nosia czasem czarne, murzyskie poczochy. Bya tam te papuga z czekolady, naturalnej wielkoci. Ara, o upierzeniu zoto - granatowo - zielono srebrzystym: - Mamo, kup mi papug. Tylko chc, by bya w klatce.

Nadesza pani atyska, troch uraona. - Prosz kilo herbaty "Kwiat Cejlonu" - powiedziaa matka. - Tyle nie mog sprzeda, bo mi si koczy - odrzeka pani atyska; zwaya pitnacie deko i podaa Maniuni, ktra i t paczk zawiesia na guziku. Pani atyska czekaa, a wyjd, jakby byli natrtami. Jaon chcia jeszcze i do sali z dziczyzn, ale matka zawrcia go i wyprowadzia ze sklepu: - Im al jest sprzedawa towary - powiedziaa matka. Maj wszystko i boj si, e kto im to zdekompletuje. Moe dugo marzyli, by mie ten sklep? Raz pani atyska nie sprzedaa mi grapefruitw, bo trzeba by byo zepsu dekoracj. Dalej byo Oko Opatrznoci nad optykiem i zegar, na ktrym wida byo upyw czasu: wskazwka minut posuwaa si skokami, w sposb widoczny, nieustannie, niezmordowanie. Jaon jak zahipnotyzowany patrzy na to emanowanie czasu. - Mamo, czy jest drzewo kaszowe? - pyta Jaon. Cho wiedzia, e nie ma, za kadym razem pyta: - A kluskowe? - Nie ma synu - wzdychaa matka. - A chlebowe? - Jest... - A kopalnie cukru? - Do. - Mamo, kup mi czowieka - naprzykrza si Jaon. - Albo daj mi Maniuni. - Maniuni nie dostaniesz - odpowiadaa matka. - Mamo, czy kady na wiecie jest czyim dzieckiem? - Tak. - Pani atyska te? A gdzie teraz mieszka babcia? - Kiedy ci powiem. - Pojedziemy tam? - Nie. Nie zobaczysz babci. Babcia bardzo ci kochaa. - To byo dawno? - Niedawno. - To dlaczego mnie ju nie kocha? - Bo jej nie ma - matce zaama si gos. Ju mnie nie pytaj wyszeptaa. - Minlicie si na tym wiecie. Babka znaa ci, cho ty jej nie znasz. Wikszo przestrg, ktre kieruj pod twoim adresem synu, pochodz od niej, bo kierowaa je do mnie, gdy byam maa, a ja ich nie zapomniaam. Zbliaa si godzina, gdy trzeba byo stawia obiad, bo ojciec mia niedugo przyj z biura. Listopadowe soce byo za domem. Chmury wysyay wiato. Paliy si neony i nie gaszono owietlenia witryn, z nich te braa si jasno. Prszy leciutko nieg, ledwie dostrzegalny, ale nadajcy przestrzeni inny wymiar i zaamujcy wiato. Wczesne popoudnie przypominao wieczr, uroczystszy ni wszystkie, jakie dotd Jaon przey. Od wilgotnych chodnikw bia powiata, a niebo byo ciemne. Wrble oblepiay drzewa i gwatownie wierkay. Pachniao spalinami i nawozem

koskim, w obie strony jechay doroki z podniesionymi budami. Przeszed kto palcy cygaro. Zapachniay mandarynki wystawione w skrzynce na ulic. Z barw uderza zapach wieych potraw. Czerwone kokosowe chodniki sigay daleko na ulic i zapraszay. Pod markizami stay drzewka cytrynowe i chronili si posacy, wsaci, w okrgych czapkach. - Zaczynaj si najkrtsze dni roku - powiedziaa matka. Z restauracji wyszed kelner i poda kopert posacowi, ktry poprawi czapk i ruszy biegiem. Sypno biaymi krupami jak mann. Pociemniao; zadar gow w gr i chwyta ustami nieg, coraz gstszy, a stali si biali, jak trzy bawanki. Powitanie ojca kadego dnia byo uroczyste, jakby wraca z daleka. Maniunia co chwila biega do okna, by wypatrywa. W pewnej chwili krzykna przeraliwym gosem: - Pan idzie! Matka uchylia drzwi na klatk schodow, Jaon sta w drzwiach do drugiego przedpokoju. Ojciec podnis w gr matk i pocaowa, a potem unis Jaona i pocaowa. Maniunia odebraa od niego teczk i paszcz. - Mam wielkiej wagi nowin - powiedzia ojciec. - Dyrektor Woynicki z on zo nam wizyt. Dzi mielimy dusz rozmow. Pod koniec, gdy wychodziem z jego gabinetu, dotkn mojego ramienia i powiedzia: "Opowiadaem o panu w domu. ona interesuje si pastwem, a ja stwierdziem, e nie mam zaszczytu zna pana ony. Czy nie zrobimy pastwu kopotu, gdybymy pewnego dnia, po uprzednim umwieniu si, zoyli pastwu wizyt?" Matka porwaa Jaona i uniosa w gr. - Tryumf! - krzykna. - Jako prawdopodobny termin tej wizyty ustalilimy nastpn sobot, o pi tej. Pastwo Woyniccy wybieraj si do nas z creczk, rwienic Jaona. Licz na to, e dzieci si zaprzyjani, bo Nika, jak j nazywaj, jest te jedynaczk. Woyniccy boj si, by nie czua si samotna i nie rosa w odosobnieniu. - Obawiam si ich zetknicia. Ani jedno, ani - jak mwisz - drugie nie zna dzieci. Maniunia wesza, otworzya kredens i zacza nakrywa do stou. Jaon myla, jak zniesie tak dugie oczekiwanie na Nik. Wieczorem nie mg usn. Matka piewaa mu. Nie chcia koysanki, wic matka ukadaa mu piosenk: "... i jechali uani. Koo domu licznej Hani. Lecz kwater wyznaczy im sierant wsaty Z daleka od jej chaty W nocy kuna, piew daleki, za walk tsknota Rankiem wrd pl pdz uani. Tum wyleg i pragnie im w dani wite przekaza myli i wol, e dla Boga, Polski i siebie Chc zachowa sw ziemi i rol.

Piosenka oddalaa si wraz z uanami, bysna jeszcze w kurzu szabla, czy ostroga. Obudziwszy si, Jaon stwierdzi, e przespa sporo. Bya ju bitwa: Wzi komendant lornetk, patrzy w odlege dale Widzi bysk, ruch To wrg! To wrg! Pdcie i wyjdcie na ty olszynki, Tam uderzajcie jakby w nasz stron, Gnajc wroga na jego koni ogonach Na nasze bagnety. Cofn si nasze pikiety, Ktre wpuszcz go, a potem zamkn I nie wypuszcz A ostatnia uleci z nich dusza. Jaon widzia t dusz, jak ulatuje. Z chiskiej krepy kupionej u starszych pa za kotar ju jest uszyta suknia; bez ciaa w rodku, pusta, byszczca i przezroczysta zarazem, mienic si wzlatywaa wyej i wyej. Krzykn i obudzi si. Matka klczaa przy jego ku i przypatrywaa si mu. - Mamo czemu nie piewasz? - Uani zwyciyli. S zmczeni, zmorzy ich sen - gos matki sta si ciszony, niewyrany, pochylia gow, opara o brzeg ka Jaona i gboko usna. Jaon lea nieruchomo i cicho, by jej nie zbudzi. Czy obudzi si jeszcze raz tej nocy, czy midzy tym a nastpnym przebudzeniem by jeszcze cay dzie, zapomniany? Matki nie byo. Spod drzwi do wielkiego pokoju sczyo si wiato. Sysza przytumione gosy rodzicw. Matka mwia: - Wczoraj na spacerze miaam dziwn rozmow z naszym synem. Pyta mnie: "czy ja jestem ja, czy ja jestem on. Bo wy mwicie o mnie on". My rzeczywicie przy nim, nie doceniajc, ile on ju rozumie, mwimy o nim "On", jakby mogo chodzi o Jego Majestat, a my jakbymy byli jego dworzanami. Par razy prbowa zreszt powiedzie o sobie "on", ale go napomniaam. - Co odpowiedziaa? - odezwa si ojciec. - Jeste Jaon. Przerazio mnie, by nie by dla siebie dwoma osobami. - adnie brzmi. Jak Jazon - odrzek ojciec. - On nie wie, e jest czym oddzielnym od wiata, bo waciwie on jeszcze nie czuje, e si urodzi. Dla niego on sam, misie, twoje lisy i ryby to jedno. - Ale zdobywca Zotego Runa, Jazon, jaka to mia posta! Cho dziaa podstpem, by nie lojalny... - i matka jeszcze raz zmienia temat: - Czy tych Woynickich zostawimy na kolacj? Ojciec musia kiwn gow, bo mwia dalej: - Dziczyzna i drb? Indyk i zajc? Baanty byyby za wystawne? Indyk, zajc i baant, due jak ludzie, szy koo siebie ulic Marszakowsk, ale Jaon nie wiedzia dokadnie, jak wygldaj, wic czu, e s podobne do papugi, misia i lisa. Potem papuga-baant, nie rozpocierajc skrzyde, oderwa si od ziemi i

ju byo rano. Jaon by sam w pokoju z zasonitymi kotarami, z przepeniajcym go uczuciem, o ktrym pniej dowiedzia si, e jest szczciem. Chcia krzykn, ale w por przypomnia sobie, e matka pi. "Mamo, gdzie ja byem, gdy to widziaem" - chcia zapyta. Jaon wybieg do wielkiego pokoju z zamiarem zapytania Maniuni. Ale wida zaspa, bo piec by ju gorcy i Maniuni nie byo. Pobieg do kuchni. - Mama pozwolia ci tu by? - zapytaa Maniunia. - Chciaem o co zapyta, ale zapomniaem o co - powiedzia Jaon i w tej chwili w drzwiach kuchni ukazaa si mama. Zaabsorbowana myl, ktra wida j obudzia, nie zauwaya niestosownoci, ktra si wydarzya: Jaon w kuchni. - Maniuniu, szykujemy przyjcie, ktre bdzie miao wielkie znaczenie dla twoich pastwa. - Wyprawa na zajca! Wyprawa na zajca! - krzycza Jaon. Zajc tu bdzie! Pozna si z misikami. - Nasz may bzdury - powiedziaa matka. W chwili gdy byli gotowi i Jaon sta niecierpliwy midzy matk a Maniuni przed drzwiami mieszkania, zabrzmia gwatownie nacinity dzwonek. Maniunia podskoczya: - Boe, kto to? Baa si dzwonkw. Raz gdy dzwoniono na ni z pokoju upucia talerz. Nie umiaa te szybko otwiera i sprawnie odsuwa rygli. Zniecierpliwiony go zadzwoni znw. By to ebrak. Gdy zobaczy przed sob dwie kobiety i dziecko, stojce za drzwiami, cakowicie ubrane, te drgn: - Padam z godu. Zemdlaem, polali mnie wod. Nic nie dali. Przeklem ich - unis si - Bg sysza. Wie, co z nimi zrobi. Stali na przeciw siebie, obserwujc si. Maniunia cofna si do kuchni, wyniosa gruby kawa chleba i podaa ebrakowi. - Co? - krzykn ebrak. Bogaci rzucaj zuchelek, co spad ze stou? A co zjem za godzin? - wrzeszcza i cisn chlebem w Maniuni. Matka gwatownie zatrzasna drzwi. - Boj si teraz wyj - powiedziaa. - Ten nie bierze chleba. Musi by co najmniej pi groszy powiedziaa Maniunia. - Czemu nie mwia? Skd braa pi groszy? - Dawaam od siebie. - O gupia, gupia, kochana Maniunia - powiedziaa matka. Wychyl si przez okno i zawoaj dozorc. Nie powinien go tu wpuszcza. Maniunia pobiega do okna, uszczliwiona, e odegra wan rol, ale cofna si. Baa si wysokoci: - ebrak ucieka - powiedziaa. - Maniuniu, powiedz, dozorca dostaje w ap od ebrakw? - Pani nie kazaa rozmawia ze sucymi, ale powiem. Bez zgody dozorcy, nie przelizgnby si. P dnia obchodzi taki wielki dom. Gdy kogo nie ma, czeka na strychu i wraca. Jego rejon jest od kocioa do pomnika. Obchodzi dwa domy dziennie. Gdy spotka u nas na podwrzu innego ebraka, waln go. Tamten upad. Skada

kapita na ksieczk. Wic dlaczego dawaa mu pi groszy? - eby nie przeklina. - Boisz si. - Moe i dozorca si go boi? - Zabraniam ci dawa mu grosza. Ile mu daa? Ile razy? Zwrc ci t sum. - Mamo, dlaczego ja jestem? - przerwa Jaon - Skd si wziem? - Urodzie si. Bo rodzice chcieli ci mie - poprawia si. Chcieli by istnia. - Co to znaczy? - Twoi rodzice wzili lub i postanowili ci mie. - Po co? - Dla ciebie. eby by szczliwy. - To ja nie jestem twj, tylko swj? - Mama ci daa ciebie w prezencie - wtrcia si Maniunia. - Jakby zgada Maniuniu - pochwalia j matka. - Ale nie, eby bawi si sob, jak misiem czy lalk. - Skd wiedziaa, e to ja si urodz? - Nie wiedziaam, e to ty. Nie znaam ci przedtem. - Jak mnie nie znaa, to jak moga chcie mnie mie, jeszcze wcale nie bya moj mamusi? - Byam zawsze, nawet jak nie wiedziaam, czy bdziesz istnia. - Nawet jak bya maa jak ja, ju bya moj mamusi? - Nawet wtedy. - Gdzie ja byem przedtem? - Nie wiem syneczku. - Nie wiesz? A gdybycie mnie nie mieli, co byoby ze mn? - Nikt nie wie. - A dlaczego nie urodzi si mj braciszek, tylko ja? - Bozia chciaa eby to by ty. - Co robi braciszek, ktry si nie urodzi? Mamusiu, dlaczego kto jest sob? Czemu ja jestem ja, a nie jestem tob? - Nie wiadomo syneczku. - Dzieci si bior z maestwa? - Mona to tak okreli. - Po co ludzie maj dzieci? eby one miay dzieci? - Kto wie, czy tak nie jest? - Czym si rni dziewczynki od chopcw? - Nie widzisz, e dziewczynki s ubrane w sukienki, a chopcy w spodenki? - Wolelicie bym by chopcem i ubralicie mnie w spodenki? - Wygldae na chopczyka. - Mamo, bagam, nie ubierajcie mnie nigdy w sukienk. - Dobrze, dziecko. - A dlaczego ci pastwo, co przyjd wol mie dziewczynk? - Synu, tylko nie omielaj si pyta ich, gdy przyjd. - Mamo czesz si tak - wykrzykn Jaon i zacz cign matk do fryzjera z woskowymi gowami na wystawie. - Moja pani to mczennica - jkna Maniunia, a Jaon teraz par ku modystce, ktra ustawia w oknie na drewnianych manekinach gw

kapelusze z woalkami: - Mamo, gdzie s twarze tych pa? Mamo, no to na buzi - nalega Jaon mylc o woalce. - Wtedy jeste najadniejsza. - Bo ju nie jestem taka moda i woalka przesania mi twarz. Szkoda, e nie poznae matki dwadziecia lat temu. - Dlaczego ci wtedy nie poznaem? - Rodzice nie mogli ci mie. - Czemu, mamo? - Byli za biedni... - ... dziecko mona mie gdy si ma tyle pienidzy, co tatu? - ...ale czy by mnie zna, jak jestem? Rodzc ci, narodziam si powtrnie - odpowiedziaa matka Jaona, odpowiadajc sobie, nie jemu. - Mamo, powiedz, co ty mwisz? - Zapamitaj moje sowa, by kiedy je zrozumie. - Jaon, nie mcz mamusi - wtrcia si Maniunia. - Milcza dwa lata, teraz chce sobie wynagrodzi. Niektre sowa wymawia dla samej przyjemnoci wymawiania ich - odrzeka matka. - Mlllleko. Mmllleko. Inaczej si mwi, inaczej smakuje. Doszli do sklepu pastwa atyskich. Zobaczywszy ca trjk, pani atyska zrobia min pen niezadowolenia. Matka i Maniunia weszy do bocznej sali, gdzie rzdami wisiay, gowami w d, zajce. Kady mia na pyszczku papierowy tamponik. Przez niektre przesika krew, skrzepa, prawie czarna. - Mamo, co im si stao? - krzykn Jaon. - Czuam, e tak bdzie. Zawsze baam si tej chwili - powiedziaa matka ni do siebie, ni do Maniuni i zwrcia si do Jaona: - To s zajczki na piecze. - Ale im si co stao. Nie ruszaj si. - Pani sobie yczy? - wtrcia si pani atyska zirytowanym gosem. - Teraz rozmawiam z synem - i zwrcia si do Jaona: - Synku. One nie yj. Musisz si dowiedzie, e jest mier. - I co z nimi bdzie? - Zajczki bd zjedzone. - My je zjemy? - Jednego. Gdy przyjedzie do ciebie dziewczynka, ktrej na imi Nika. - Nie chc je zajczka, jak on nie yje. - Jadby ywego? Jego by bolao. - Kto zrobi to zajczkowi? - Pan myliwy. Musia zabi zajczka, bymy go mieli jak przyjd rodzice Niki i Nika. - To zabijemy pana myliwego. - Czowieka nie wolno zabija. - A twj lis przedtem y? - y. - Mamo, ale ty nie umrzesz? - Nie mog ci tego obieca.

- Obiecaj! - krzykn Jaon, przeraony. - Nie mam nad tym wadzy. Nie ode mnie to zaley. - A od kogo? - Tak chce Bg. Jaon myla do tej chwili, e rodzice byli jego bogami, tajnymi krlami wiata, ktrzy ukrywaj si wrd zwykych ludzi, by wyprbowa, czy bdzie dzielny. Matka zaniepokojona jego milczeniem, dodaa: - A jak wyobraae sobie Jaoniku? e twoja matka i ojciec yj od pocztku wiata? Jake byliby starzy. Gdyby ci, ktrzy si narodzili nie umierali, nie byoby miejsca ani dla twoich rodzicw, ani potem dla ciebie. - Wic z ycia nie ma innego wyjcia tylko trzeba umrze przez mier? - nie rozumia jeszcze Jaon. - Kady to musi przej synku. - Wic wszyscy umr? - Wszyscy. Teraz ci powiem. Kiedy pytae o babci, gdzie jest. Teraz domylasz si? - Nie, mamo. - Nie ma jej ju na wiecie. - Babunia nie yje, tak samo jak zajczek? - Tak samo. - Wic jak kto jest maym dzieckiem, to kiedy te umrze? To po co go rodzi? - Synku, draam przed t rozmow. - Wstydzisz si, e urodzia mnie i przez to musz umrze? Nie przejmuj si mamo, mnie jest tak dobrze, tak si ciesz. A czowiek moe urodzi si drugi raz? - Niektrzy mwi, e tak. Ale ma innych rodzicw. Nie byby moim synem. - To nie chc. Nie chc obcej pani - przerazi si Jaon. - Dosy, moje kochane dziecko. Musimy kupi zajca. - Nie kupuj zajca. - Dobrze, nie kupimy. - To popro, by sprzedali papug. Matka pokrcia gow; gdy wychodzili, pani atyska zawoaa za nimi: - Czym wic mona suy? Matka, nie zatrzymujc si, lekko odwrciwszy gow powiedziaa: - Moe zdecyduje si pani sprzeda papug? - Nie ma mowy. I prosz nie przychodzi do tego sklepu. Pani si u nas nie podoba. Pani chce nam udowodni, e jestemy zymi kupcami. Niech pani znajdzie lepszych. - O, to nie bdzie trudno - rzeka matka pogodnie. - eby mie takiego smolucha suc, tak niedorajd! - krzyczaa za nimi pani atyska, by dotkn matk Jaona, obraajc Maniuni. Maniunia rozpakaa si. - Pani musi si za mnie wstydzi - szlochaa. Jaon chwyci rk Maniuni i przycisn do ust. To dopiero przerazio Maniuni. Wyrwaa rk:

- Paniczowi nie wolno caowa w rk sucej. Pani wyrzuci mnie ze suby. Niech jeszcze zobaczy to sklepikarka, to nas obgada na ca ulic. Jaonowi stay zy w oczach. Maniunia uklka przy nim i pocaowaa go w rk. Matka pocaowaa rk na gowie Maniuni. - Mamo, skd si wzia Maniunia? - spyta Jaon. - Maniunia pracowaa u twojej babki. Gdy twoja babka zachorowaa, poprosia mnie, abym po jej mierci wzia j do nas. Pod wieczr Jaonowi wydao si, e powraca do czego, co ju przey, a co go strasznie mczyo, poczu dojmujc nud, senno, kontury si zatary i wszystko oddalio. Rodzice byli odlegli, poruszali si podobnie do rybek w basenie. - Jestecie wieloryby - powiedzia i polecia w d z fal. Zbudzi go krzyk matki: - Jaonie, Jaonie! - woaa go, by wraca. - Jezu! - krzyczaa - on ma 41 stopni gorczki! - Jaonie - bagaa go - oddaj mi chorbk; oddaj. Ja bd chora za ciebie. Pojawia si znw trzecia osoba. By to wielki, ogromny olbrzym. Odchyla mu powieki, zaglda w oczy i w gb Jaona, przez usta. Oczy olbrzyma byy dobre, tylko za blisko patrzyy. Nie chcia Jaona porwa, ale ocali. - Mamo - powiedzia Jaon. - Kto tam czeka na mnie, by si urodzi? - Synu, le zrozumiae. Bozia nie daaby si urodzi nikomu, kto czekaby na mier maego chopca. Jaonowi al byo rozstawa si z matk. Zapomnia o ojcu. Byo mu al, e nie bdzie dorosy, nie pozna ycia mu przeznaczonego. Tak krtko tu by i wrci skd przyby. Co tam jest, co go czeka? Nie pamita. Raj? Bdzie to ogrd, ten z obrazu, ktry wisi nad jego kiem? Wystarczy przekroczy ram i znajdzie si tam. Rama jest nisza od progu, ale nie mia siy. - Jak z kupk? Czy jad? A jaki by przebieg wczorajszego dnia? sysza gos. By ranek. Olbrzym wida cay czas tu by. Przyniesiono mu fotel. Siedzia w nim rozwalony, bez krawata, z rozpitym konierzykiem. - Bylimy na zakupach. Chciaam kupi zajca, ale nie kupiam. - Dlaczego? - Jaon prosi, by tego nie robi. - Uwaga - krzykn doktor. - May si budzi. Hej, mody panie? Jak sny? Mczyy ci? - Kto zajrza do okna. Sta na podwrku, a siga gow tak, e widzia mnie w pokoju. - Ktre u pastwa pitro? - spyta doktor i usiad na ku Jaona, a si ugio. - Trzecie - odrzeka matka. - Chopcze, usid i otwrz japk. Aha - spojrza Jaonowi w gardo, zajrza w oczy, znw z bardzo bliska. Jego oko wydawao si ogromne. Podnis Jaonowi koszul i przyoy due, zimne ucho do plecw. Przesuwa nim w rne strony. Ucho miao na sobie

woski. Olbrzym przesiad si na fotel, wyj cygaro i zapali. - Wiemy skd si wzia choroba, a nie wiemy jaka to choroba. Wyrodzi si nam z tego moe liczna anginka - powiedzia radonie. - Dajmy chopcu blok rysunkowy i kredki. - Co rysowa? - spyta Jaon. - Jak pan zaglda do okna - powiedzia olbrzym. I co jeszcze? - zapyta Jaon. - Konia i krow. - Ko jest mem krowy? - zapyta Jaon. Nie dosta odpowiedzi. Doktor wsta, przepuci przed siebie rodzicw Jaona; gdy wyszli, zamkn za sob drzwi. Mwi cicho, nie tak jak rodzice. Raz tylko jego gos podnis si rozkazujco: "mniej zabawek, mniej prezentw, mniej informacji". Potem poszed, a po nim ojciec, do banku. Dzie by ciemnawy i Jaon uy niebieskiej i brzowej kredki, by odda kolory czubkw drzew za oknem, i nieba, z ktrego powoli odpywao wiato. Ba si usn, ale widocznie musia przespa cay dzie, bo usysza gosy rodzicw. - ...trzeba go powstrzyma w rozwoju. Na wiadomo o mierci omal nie umar - szeptaa matka. - Doktor kaza sobie powtrzy rozmow w sklepie atyskich. Powiedzia, e pytania Jaona s za wczesne. - Jako dorosy czowiek potpi ci, e hamowaa jego rozwj. Zreszt, jak to zrobisz? - Lepsze byoby zapalenie opon mzgowych? Draam, e to ju si stao, gdy Jaon w chwili przytomnoci opowiada swj sen. To scena z maligny. - Nadmierna ostrono powoduje, e spotyka nas to, czego chcielimy unikn - odrzek ojciec. - eby Jaon nie nabra wyobraenia, e jest wany dla wiata, jak dla nas i nie zacz ba si o siebie. W lecie, gdy trzymaem go na rkach na balkonie, nie chcia wychyli si w d. - Zarazia go Maniunia. Boi si "przepaci" - jak mwi - "to grzech, by ludzie mieszkali nad ludmi i chodzili im po gowach". - Zabobonna suca, rozmowy o mierci, nasz lk o niego... Pan Woynicki, gdy odwoywaem wizyt i przekadaem na nastpny tydzie, powiedzia: "Niech nasze dzieci jak najszybciej si ze sob zetkn. Nika jest te cigle wrd dorosych. Jest tak powana, a jej nam czasem al". Jaon chcia natychmiast wyzdrowie. Wstydzi si, e bdc mczyzn, jest chory i Nika o tym wie. Przez to jej nie zobaczy. Przeradzao si to w tsknot za nieznan istot, ma dziewczynk. Zarazem czu, e musi si z ni liczy, jak ojciec liczy si z panem Woynickim. Ju troch ba si jej ojca. Czy pan Woynicki go polubi? Co bdzie mwi o nim Nice? Czy bdzie go chwali? - Panna Nika podobno jest liczna. Pewnie czeka, a Jaon wyzdrowieje, by przekona si, jaki panicz jest. Trzeba szybko wstawa - przykazywaa Maniunia. Ale to wywoao nawrt gorczki. Jaonowi zobojtniaa Nika, a do

chwili, gdy obudzi si cakowicie zdrowy i zza drzwi usysza gos matki: ... eby Jaon nie rozchorowa si znw w dniu wizyty pastwa Woynickich. Co wtedy zrobimy? - Pamitasz anga do banku, z podpisem Woynickiego? - odrzek ojciec. - Maszyna o duych czcionkach, bezdrzewny papier, czarno zote litery nadruku, kilka zda, to nazwisko "Woynicki", ktre wydao si nam pikne, tajemnicze; jego niewyrany podpis. Oboje wiedzielimy, jak list odczyta, co jest napisane midzy wierszami. On otwar drog do ycia Jaonowi. Bez pisma obiecujcego mu dobrobyt, nie omielilibymy si go mie. - Najdroszy! Najmilszy! Byo dziewi dni do objcia stanowiska. Powiedziaam, e jedziemy na ten krtki czas na wakacje. Czuam, e matka odda nam salonik i bdziemy tam krlami. Moe tam, w domu rodzinnym, wtedy, pamitasz? W nocy z 22 na 23 lipca 1931 roku. Odtwrz wszystkie okolicznoci. 22 rano: odpust na witej Magdaleny, tumy, spotykamy znajomych, kupujemy co popadnie, trbki odpustowe, obwarzanki, dziecinny popychany zegarek. Jaon go gdzie ma. Jedzimy na karuzeli, szaleni, potem wszyscy na bryczki, powozy i linijki, by zdy na przyjcie do Palm, do Magdy Walickiej. Ta kawalkada pojazdw w pytkich wwozach i tunelach lenych, w zielonym wietle! Pani Magda witajca nas konno na granicy majteczku, szampan na ganku, przed domem kapela, tace. - Powrt przy ksiycu. Okoo p do trzeciej przed domem twojej matki. Ksiyc nie zaszed, a soce byo ju blisko. W saloniku byo ciemno, bo okiennice byy zamknite. - Kocham ci za to, e tak wszystko pamitasz - odezwaa si matka. - Dyrektor Woynicki, niedostpny, tajemniczy, szara eminencja. Nie byo mowy, by zoy mu pierwsz wizyt. Za wielki dystans. Okazuje si ojcem maej Niki i Jaon nas czy. Odnosz wraenie, e i pan Woynicki niepokoi si zetkniciem dzieci. Rano nocne rozmowy rodzicw wydaway si Jaonowi gosami olbrzymw ze snu; przypomnie sobie nie mg nic, ale tym bardziej, wydaway mu si wane. Ba si, by si nie rozchorowa z ciekawoci i niecierpliwoci, niepokoju, jak wypadnie spotkanie z Nik. Nie chciao mu si wierzy, wydawao si to wprost niemoliwe, gdy wyczekiwanego dnia Maniunia krzykna od kuchennego okna: - Jeden pan, pani i dziewczynka id przez podwrze do naszego wejcia. Otworzono na ocie drzwi na schody. Zawiao zapachem innych mieszka, dywanami, kurzem, gotowanym mlekiem, naftalin i spalonym gazem. Matka wysza przed prg mieszkania. Za ni sta ojciec, Jaon, w gbi Maniunia. - eby si tylko nie zakocha w tej dziewczynce - ostrzega go Maniunia. Pierwszym wraeniem Jaona byo, e Nika jest podobna do niego, prawie taka jak on. Miaa zadarty nosek, jakie maj tylko dzieci, zielone oczy, za due w stosunku do buzi i jasnoblond wosy. Miaa

w nich row kokard nieprawdopodobnej szerokoci, na nkach biae poczochy i czarne lakierki zapinane na pasek. Sukienka, zgodnie z mod dziecic, krtka. - Duo o tobie syszaam - powiedziaa Nika, jak osoba dorosa patrzc mu w oczy. Widzc, e Jaon stoi bez ruchu, niemy, patrzc na ni, dodaa: - Poka swoje zabawki. Poszli do jego pokoju. Niedwied Biay i Niedwied Brunatny, mi Karolinka, pluszowa mapeczka Wanda i celuloidowa laleczka Justysia, usadzeni rzdem, czekali na Nik. - Masz laleczk - wykrzykna radonie Nika. - Mona si ni bawi? Jak jej na imi? Wzia laleczk i poprawia na niej sukienk: - Wida, e tatu nie umie ubra dziecka. Ale mamusia wrcia i zajmie si biedactwem. Kochane malestwo. Bez mamy. Czy nie jest ci smutno z samymi zwierztkami? Nie masz innej laleczki, eby z ni porozmawiaa? - pocaowaa Justynk w policzek. - Mam misia Karolci. - Karolinka jest misiem - dziewczynk? Jak przyjdziesz do mnie, musisz zabra Justysi i Karolci do moich laleczek na wizyt. Zabierz te misia ktrego najbardziej lubisz. - To Niedwied Biay. Jest starszy ode mnie, bo dostaem go przed urodzeniem. Wszystkie misie, mapka i laleczka musz go sucha. Nawet ja czasem go sucham. - Jest stary jak na misia. Chciaam zabra Beat ale mama nie pozwolia. Dopiero jak bdziemy u was z drug wizyt, bdzie wypadao. Moi rodzice mwi, e zbyt kocham laleczki, bo nie znam dzieci. Teraz znam ciebie. Znam jeszcze jednego chopca. Mieszka w naszym domu, ale on wstydzi si bawi lalkami. Maniunia przybiega po dzieci. Proszono do stou. Ogromny st by rozsunity. Dzieci siedziay osobno, przy kocu stou nakrytym specjalnym obrusikiem z maymi ykami, widelczykami, talerzykami. Doroli mieli przysunity bar na kkach. Na pustej czci stou midzy dziemi a dorosymi stay pmiski z przystawkami. Jaonowi wydawao si, e Nika nie jest podobna do ojca. Ten niski, o duej gowie mczyzna jest ojcem tej dziewczynki? - zastanawia si Jaon. Pan Woynicki wzi do rki kieliszek napeniony biaym winem i powiedzia: - To zaszczyt dla banku, e praca u nas pocigna pana, bohaterskiego onierza czasw wojny i wybitnego prawnika powiedzia zwracajc si do ojca Jaona. - Praca u nas, to przyjcie klauzuli klasztornej - zwrci si z umiechem do matki Jaona. - Tyle, e zalecane jest szczcie rodzinne. Nasz bank staje si bankiem bankw. Polska zotwka, o ktr si opieramy, jest silna. Panu, panie Jzefie chcemy zleci badanie prb kredytowych zagranicznych firm w Polsce. Panie jeszcze nie wiedz, ale to delikatna sprawa. Za pomylno pastwa domu - podnis kieliszek i umoczy w nim usta, po czym postawi. Dzieci miay w kieliszkach swoje winko: sok z jabek i pomaraczy, i te speniy toast; podobnie maczajc usta w rowawym pynie.

Teraz odezwa si ojciec Jaona: - Bank sta si przedueniem mojej rodziny, now rodzin, ktr wybraem i ktra, chc, by mnie wybraa. Za pomylno naszych goci - podnis kieliszek. - Jestemy spokrewnieni przez bank - uzupeni Woynicki. Zblienie polskofrancusko - belgijskie jest podane i oczekiwane przez koa rzdowe. Jednak niektre spki zamiast inwestowa swoje kapitay w Polsce, zwracaj si do polskich instytucji kredytowych o poyczki. Bank obawia si, e staniemy si stron sabsz, a wtedy oni wyss z nas krew. Na stole pojawi si zajc, kupiony w tajemnicy przed Jaonem. Jaon zamkn oczy. Zarazem nie obchodzio go to. Dziewczynka siedziaa obok niego. Poczono ich dajc wsplne miejsce, mae nakrycia, nie wtrcano si do ich rozmw. Zaczynaa je zawsze Nika pytajc o co Jaona: - Czy tam, gdzie wyjedacie na lato z rodzicami jest rzeka? - Warszawa uwaa bank panw za instytucj drapien - odezwaa si matka Jaona. - Ciekawe! - zawoa radonie pan Woynicki. - Daje kredyty, a potem zabiera pod ich zastaw wielkie posiadoci, stajc si posiadaczem ogromnych dbr. - A potem, parcelujc je, zarabiamy dwa razy tyle, czynic nowych dunikw z tych, co kupili, ktrym jeszcze raz wszystko moemy zabra - wyjani pan Woynicki. - Szanowna i droga pani. Nie krlowie, a banki rzdz wiatem i wypowiadaj wojny. Niewidoczne, bo kto zwraca uwag na tablic na naszym budynku? Niewidoczne, bo tego chc. Nie udzielam wywiadw. Moje nazwisko jest prawie nieznane. Banki wiedz to, o czym nikt nie wie. Niemcy stan si bardzo potne w latach 1938-1941. Na ten czas moe przypa wojna. - To, co pan powiedzia, jest tajemnic? - spytaa matka Jaona. - W zalenoci od tego, z kim si mwi, rzecz pozostaje tajemnic lub nie - odrzek pan Woynicki. - Sdzi pan, e dzieci rozumiej, o czym mwimy? - spytaa matka Jaona. - Ja rozumiem! - wykrzykn Jaon. - Chc wojny! - Jeli zapytaa pani przy nich, to dlatego, e wie pani dobrze, e rozumiej i chciaa raczej usysze co od nich, a nie ode mnie. Takie s teraz dzieci, a przede wszystkim nasze dzieci. - Ty mj synu - matka zwrcia si do Jaona - nie wiesz, czym jest wojna, wic nie mw gupstw. Jaonowi stany zy w oczach. Uwaga matki spotkaa go przy Nice i jej ojcu. Chcia si zerwa i uciec od stou, ale ba si, e matka zatrzymaaby go si. Dusi zo i zy. Wtedy odezwaa si Nika: - Moemy ju i bawi si? - Niech id, dobrze? - zwrcia si pani Woynicka do matki Jaona. Nika wstaa, dygna i wsuna w rk Jaona rczk ma, delikatn. Zarazem Jaonowi wydawao si, e ciska go mocniej ni wypada i daje tym jaki znak.

- Musimy wykpa twoj laleczk - powiedziaa Nika. - Id do azienki i przynie wody - rozkazywaa. - S dziewczynki, ktre tylko na niby kpi lalki. Jaon, niezauwaony, przebieg przez wielki pokj i ubaga zajt Maniuni, by nalaa wody do salaterki. Maniunia sama j przyniosa z obawy, e Jaon rozleje. - To jest wanienka - owiadczya Nika, pokazujc salaterk. - Czy ty kiedy rozbierasz laleczk? - zapytaa. - Nie - rzek zawstydzony Jaon. - Dam ci laleczk. We j sobie. - Nie. Laleczka by pakaa, e jej nie chcesz. Bd musiaa przychodzi do ciebie opiekowa si ni. A teraz pooymy j spa. Nika zacza powoli zdejmowa sukienk z lalki, zoya na p i uoya z boku. Poza tym lalka miaa tylko majteczki. Nika dugo gadzia jej gwk, potem szybko zdja majteczki i woya do salaterki, dbajc, by gwka lalki si nie zamoczya. - No, do tego, malutka, kochana, woda wystyga - przemawiaa do lalki. - Mogaby si przezibi. Daj rcznik - zwrcia si do Jaona. Jaon rzuci si do szafy i wycign rcznik kpielowy, najwikszy jaki by. - O taki chodzio - pochwalia Nika. Zawina laleczk w roek rcznika. Udawaa, e nie widzi, e ze rodka celuloidowego ciaka wylewa si woda. - Nie masz nocnej koszulki dla twojego dziecka? - spytaa Nika. Musimy j pooy golusiek. Nie masz dla niej eczka? To bdzie spaa przy tobie. Nika podesza do ka Jaona, odchylia pledzik i pooya laleczk, po czym troskliwie j okrya i pogadzia po gowie. - Raniuteko, jak wstaniesz, obudzisz j, powiesz jej dzie dobry i ubierzesz j w majteczki i sukienk - przykazaa Nika. - Teraz zga wiato, eby moga usn. Jaon zgasi wiato i odnalaz Nik. Jego rka natrafia w ciemnoci na mikk sukienk i Jaon a odskoczy. - Moe ona jest chora i my czuwamy nad ni? - powiedziaa w ciemnoci Nika. - eby nie umara? - odezwa si Jaon. - Trzymaj mnie za rk. Bdziemy si martwi o dziecko i dodawa sobie otuchy. Rka Niki znalaza si w jego rce i Jaon odczu co, czego nie spodziewa si zazna. Siedzieli tak dugo, bez ruchu, a Nika osuna si bezwadnie na Jaona, a potem na jego eczko. Jej rczka rozwara si. Spaa. Jaon wsta i podszed do okna. Szczliwy, patrzy, jak gasn okna w przeciwlegej oficynie. Tak zastali go rodzice i pastwo Woyniccy. Najpierw ich gosy zabrzmiay ostro, gronie, gdy zobaczyli, e wiato jest zgaszone. Kiedy zobaczyli go wygldajcego przez okno, a Nik upion, pani Woynicka ucaowaa Jaona w gow. Nik, pic, ojciec odnis na rkach do takswki. Jaon sysza krztanin w wielkim pokoju, sprztanie, zsuwanie stou i woa co chwil matk. Gdy przysza wreszcie, prosi, by

mu piewaa. Czy ktry z uanw poleg? Matka nie piewaa o tym. cznik wpad na spienionym koniu z ma karteczk cinit w doni. Rotmistrz odjeda na bok i czyta j skupiony, a potem podrywa rozkazem w niewiadome strony. Wyjedaj w las, ciemny i gboki. onierze nie wiedz, e wskim zagonem wchodz na odsonite tyy, na teren wrogi. Bez dwiku jad uani, tylko lena cieka prowadzi ich w kraj nieznany, rozmawiajc cicho, by nie usysza ich wrg. Ale to przecie gos mamy Jaona, wymawiajcy znionym gosem jego imi: - Czy Jaon tam naprawd pi, nigdy nie wiem. Gdy wchodz ma zawsze zamknite oczy. - Niepotrzebnie kazaa usun prg. - Jeli jeste niespokojny, poczytam ci - odezwaa si matka. - Skarcia ostro Jaona, gdy powiedzia, e chce wojny - rzek ojciec. - Ja poczuem to samo, co on. - Jezus Maria! - krzykna matka. - Kiedy Woynicki nazwa mnie onierzem, ogarna mnie rozpacz. - Jeste nim. - Uwaasz tak tylko ty i pan Woynicki. Czyta moje akta, gdzie jest odpis rozkazu w mojej sprawie. A mnie co wieczr ogarnia rozpacz. Dlaczego w marcu 1920 roku wykonaem rozkaz zamiast zdezerterowa, pod obcym nazwiskiem uciec na front? Koledzy ginli, a ja mieszkaem na wygodnej kwaterze. - Twoja misja bya tysickro potrzebniejsza. Dae Polsce nawet to: powicie wasn chwa. Jaon usysza straszny, przeraajcy szloch. To nie matka pakaa, a ojciec - mczyzna. Potem Jaon usysza guche uderzenie. - Nie, nie - woaa matka - Wstyd si. Tak nie mona. Przesta. Samemu nie wolno siebie bi. To grzech. Jaon usysza, e rodzice walcz ze sob. - To zastrzel si - jcza ojciec. - Pistolet jest zamknity, a klucz schowany - odrzeka matka. Jaon boso podbieg do drzwi. Pooy si na ziemi. Chcia zobaczy co przez szpar. Cienie walczcych rodzicw przysaniay j to odsaniay. - Odbior ci ten klucz - szepta ojciec. - Znajd pistolet. - Nie znajdziesz. - lsk sta si dla mnie strasznym, mrocznym wspomnieniem. Te hady, czarne od sadzy uliczki, wiee kopal, ponce huty. Boj si tego widoku. A teraz znw dostaj zaszczytn i poufn misj. Znowu tam! - Przypomnij sobie! Jeszcze w 1916 roku bye na Tyach armii rosyjskiej, naraony kadej chwili na rozstrzelanie. Ja ci musz o tym mwi? - Spka Vaucaire jest potg. Mog niczego si nie dogrzeba, oszukaj mnie i gdy to wyjdzie, zwolni mnie z banku. - Damy sobie rad, bo mamy Jaona. Po wypowiedzeniu jego imienia Jaon usn jakby wezwany od strony snu, tam te bya matka i przywoywaa go. Obudzio go radosne wraenie, e w domu jest ukryty pistolet i e

bdzie wojna. Cichutko wchodzi do wielkiego pokoju. Okazao si, e zaspa. Matka pia ju herbat i z umiechem patrzya na niego jak wchodzi. Pad jej w ramiona. Nic, najmniejszego ladu tego, co tu si dziao w nocy. Rodzice nieraz ju mu si nili, we snach sprawdza, czy mu si nie ni i widzia najdrobniejsze szczegy ich twarzy, a potem budzi si i ich nie byo. Pistolet, misja za frontem, to by sen - pomyla. - Mamo, kiedy przyjdzie Nika? - spyta Jaon. - My pjdziemy do pastwa Woynickich i to ju w przysz sobot. Skoro tak szybko moe nastpi nasza rewizyta, oznacza to, e bdziesz Nik widywa czsto. Jedz niadanie, a twoja mama si ubierze. Maniunia wesza trzymajc w rku papierek. W rodku bya moneta. - Ci pastwo co byli wczoraj, s bardzo dobrzy. Dali mi pi zotych. - Pokazaa matce Jaona srebrn monet na papierku. - Niech jeszcze dziesi razy przyjd, a bd miaa ciel. - Maniuniu, ty w sklepie nie umiesz liczy! A swoje pienidze dodajesz i mnoysz. Masz kogo upatrzonego? - Nie znam nikogo. - Po co ma kogo zna Maniunia? - Twoi rodzice te musieli si pozna. - To wy nie znalicie si? - wykrzykn Jaon. - Nie. - A jak poznalicie si? - W ogrodzie na plebanii w Marzeniowie, gdzie mieszkaam z twoimi dziadkami, i gdzie bye ledwie si urodzie, i babcia zdya ci zobaczy. Szam od furtki midzy rabatami lewkonii. - Dlaczego sza? Lewkonie to kwiaty lww? - spyta Jaon. - Przyszam do praata, by o co zapyta. - O co? - Musisz wiedzie? - Musz. - Poszam spyta o rad. Chciaam wstpi do klasztoru. - Co to jest klasztor? - Tam suy si tylko Bogu. Nie widuje si nikogo i nie wychodzi. - Dlaczego chciaa wstpi do klasztoru? - Zobaczyam ogromny dom majcy czterysta lat, z zamurowanymi oknami. Zakonnice byy tam odcite od wiata. Nie wpuszczano nikogo. - Chciaa mieszka tam? - Nie wiedziaam, e istnieje twj ojciec, a naprzykrza mi si pewien pan. Twj dziadek, a mj ojciec chcia, bym za niego wysza za m, a ja nie chciaam. - Bya niegrzeczna? - Byam grzeczna. Nie sprzeciwiaam si decyzji twojego dziadka, tylko chciaam zamiast mowi suy Bogu. Nie miaam powodu by posuszna panu, ktry chcia si ze mn oeni. - To on by by moim tatusiem? - Wanie tego nie chciaam. Byby inny, nie tak kochany, bo ten

pan by inny. Chciaam i do klasztoru, by nie rozgniewa twojego dziadka. - A nie powiedziaa temu panu, e nie chcesz go? - Mwiam. Powiedziaam, e nie ma rodkw, ktrych nie zawaham si uy, by unikn zwizku z nim. "Gdybym bya mczyzn wyzwaabym pana na pojedynek, albo obiabym. Wstydz si pana natrctwa. Pan mi przeszkadza". - Co to jest pojedynek? - Dwch panw strzela do siebie, gdy jeden drugiego obrazi. - Z pistoletw? - Nie przerywaj, jak chcesz, bym opowiadaa. By soneczny, letni dzie, a ja szam smutna na plebani. Przedtem modliam si w kociele. Wyszam z ciemnego kocioa na przeraliwie jasn przestrze. Od kocioa schodzio si dugo w d, schodkami do plebanii. Potem bya furtka i drka midzy kwiatami. Zamiast ksidza wyszed mi na przeciw modzieniec ostrzyony krtko, z cieniem wsw nad warg. Spyta czym moe mi suy. Pomylaam, e to mody ksidz, ktry wyszed bez sutanny. Zrobio mi si strasznie al, e jest ksidzem. Powiedziaam, e przyszam do ksidza praata. "Jest za granic, w Rzymie". Odpowiedzia modzieniec i doda: "A my odnajmujemy plebani na letnisko". Jak to si stao, e zapomniaam i ksidz wyjecha do Rzymu? Polska bya w niewoli i ksidz narazi si kazaniami Rosjanom. Chcieli go aresztowa, ale w kocu pozwolili mu opuci kraj. Od chwili, gdy zobaczyam twojego ojca nie byo ju odwoania. - "Tylko on" pomylaam. Nikt i nic nie mogoby nas rozczy - bo, jak okazao si potem, twj ojciec pomyla to samo. Zapyta mnie jeszcze o co, to byy chyba sowa: - "A moe ja mog w czym pani pomc?" - "W tej sprawie, w ktrej przyszam nic mi pan nie moe pomc". - I wtedy ja si urodziem? - Dziecko, co ty wygadujesz! - wykrzykna matka. - Wracajc do domu zastanawiaam si, jakie zrzdzenie losu spowodowao, e zobaczyam tego modego chopca, kim jest i czy go jeszcze zobacz. Jeli chodzi o mnie, to wiedziaam: i ch wstpienia do klasztoru i dziwne zapomnienie, e ksidza nie ma, mnie tam zawiody. A on, skd tu trafi i dlaczego? Ale czy nie jeste za may, by tego sucha? Pomyl: nigdy, ja i twj ojciec nie poznalibymy si. - To ja bym si nie urodzi? - Byoby to niemoliwe. Wiesz, co si okazao? Twj ojciec jest nadludzko odwany. W czasie wakacji opuszcza si szybami nieczynnych kopal i wdrowa chodnikami, z ktrych wydobyto wgiel. Twoi drudzy dziadkowie, rodzice twojego ojca, mieszkali niedaleko Katowic, gdzie jest duo kopal. Bali si, e twj ojciec zginie. Ojciec twojego ojca w tym czasie chcia kupi kopalni. Chcia wydobywa wgiel. Ba si woy wszystkie oszczdnoci, bo zapowiadano, e wgiel stanieje. Pewnego dnia zwiedza kopalni, ktra bya do sprzedania. Oprowadza go dyrektor kopalni. Wrcili czarni od wgla. Bya specjalna azienka

dla dyrekcji. W jednej czci kpa si twj dziadek, w drugiej, za cienk cian, ten dyrektor. Kobieta obsugujca azienk nalewaa szampana. Rozmawiali przez to przepierzenie. Dyrektor czeka, a dziadek wyrazi decyzj kupna kopalni. Kiedy wicej powiem ci o takiej pani, ktra pracuje w ani. Nie ciesz si dobr opini. W gorcej parze podawaa rczniki i mya plecy. Chciano, by wino i obecno takiej pani skonia dziadka do szybszej decyzji. Wntrze kopalni przypominao dziadkowi jego zmartwienie z twoim ojcem. Zacz si zwierza dyrektorowi. Ten odpowiedzia mu, e ma dom w cudownej okolicy, takiej, e trudno uwierzy, jak jest pikna. S tam gry, ktre mona bezpiecznie zwiedza. Mona wynaj dom na lato. - I co? - spyta Jaon. - Rodzice twojego ojca przyjechali w nasze strony na wakacje. Reszt wiesz. Za duo ci nagadaam. Jestem za na siebie. Za pno i na spacer. Gdy ojciec wszed, matka, jak maa dziewczynka, okrcia si wok niego. Maniunia podaa ros z makaronem. Jaon dosta przez pomyk du yk. Bya cika. Czu dum, e jest cakowicie dorosy. - Nie wiem, czy to nie za wczenie dla Jaona, ale opowiedziaam mu, jak si poznalimy - odezwaa si matka. - Niech wie o nas wszystko - powiedzia ojciec. - Ach synu, byem przygnbiony, e zgodziem si wyjecha w miejsce, gdzie nic mnie nie czekao. Dzwon kocielny budzi mnie przed witem i cay dzie bi: Anio Paski, msze, pogrzeby, luby, chrzciny, nieszpory. To byo jak ostrzeenie, e ycie szybko mija. Cae dnie leaem w ogrodzie plebanii i czytaem ksiki teologiczne z biblioteki ksidza, lub wisiaem na drku, gow w d, jak nietoperz, by straszy sub. - Ach, o tym nie wiedziaam - radonie przerwaa matka. - I nagle, pewnego poranka, gorcego, smutnego i beznadziejnego, zobaczyem, e wrd kwiatw sza ku mnie przeliczna panna w sukni lekkiej, zwiewnej, rowej... - Tatusiu, jak wybuchnie wojna, bdziesz walczy? - spyta Jaon. - Boe, on wszystko pamita - zawoaa matka. - Jedno sowo pana Woynickiego! Zbliay si wita. Jaon wiedzia, e dwa, czy trzy razy ju je przey, ale o tym, jak o wszystkim, nawet o nim samym, opowiadaa mu matka. Zacz si okres oczekiwania na podarki, przylot Anioka i przyjcie Jezusa, mniejszego ni Jaon. - Na widok choinki Jaon powiedzia pierwsze w yciu sowo "pka" przypomnia ojciec. - Nie woa "mama" - ze smutkiem rzeka matka. - Skd je wzi? Co w jego jzyku oznaczao? - Mam pewn hipotez. Choinka wiecia mocno, zabawki odbijay wiato, wydao mu si to cudem, chcia wypowiedzie swj zachwyt, umia go sformuowa, ale nie zna sw. Sysza cigle, jak woamy radonie, cieszymy si, e Jaon "zrobi swoje": "kupka, kupka". Biedna gowina wychwycia tylko kocwk. Znaczyo dla

niego "pikne". - Mj Boe, gdyby pierwsze sowo potraktowa jako wyroczni, zapowiada co dobrego - westchna matka. Z oczekiwania na wita, Jaon zapad na now chorob. Trzy dni nie robi kupki. Matka cigle pytaa "czy nie ma na co ochoty". "Kupka dziecka cenniejsza jest matce ni zoto - szeptaa do Maniuni. Czy nie przekazaam mu skonnoci z czasw modoci? Byam niemdra. Przedkadaam pikno nad wszystko. Wyprnianie si uwaaam za nieestetyczne, wstydziam si, e mu podlegam i wstrzymywaam si przed wychodzeniem za swoj potrzeb. Pikno omal mnie nie zabio". Do azienki matka przyniosa nocniczek z gorc wod na dnie: - Nat wszystkie siy. Ca wol. - Co to jest wola? - Gdy sam zmuszasz si do czego. No stkaj: eee, eee, eee, eee! stkaa matka. - Ale ty te stkaj. Ja za ciebie kupki nie zrobi. - Ale ty mamo wyjd. Gdy wrcia po chwili, jej twarz posmutniaa. Kupka nie powstaa. Matka daa mu rozmoczonych suszonych liwek. - Mamo, czy to smaczne? - Nie synku, to lekarstwo. Nie wszystko je si dla smaku. Nie wszystko robi si dla przyjemnoci. Czasem trzeba znosi bl dla wasnego dobra. Nocnik sta cay czas w azience i Jaon czu wobec matki obowizek, ktry musia wypeni. Nata si, jcza, nie wiedzc, e matka podsuchuje pod drzwiami, a nagle kupka, ogromna, cuchnca, wysza z niego, zapeniajc nocnik. Wsta dumny, patrzy na swoje pierwsze wiadome dzieo. Bya tobrzowa, jak kredki. Woy wskazujcy palec, by sprawdzi jej konsystencj, gdy wpada matka. - Wstrtny chopaku - chwycia go za rk i zacigna pod kran nie baczc, e nogi ma sptane opuszczonymi spodenkami. - Nie brzydzisz si takiej ohydy? Jak to dobrze, e nie woy palca do ust, by sprbowa smaku. Matka by go zbia. Zdziwio go, e co tak cennego jak kupka jest zarazem obrzydliwe. - Nie dotyka bo mierdzi? - spyta. - Nie uywa si sowa "mierdzi". - Nie dotyka bo pachnie mierdzeniem? - dopytywa Jaon. - Kupki ani ognia nie wolno dotyka. - Mamo, ty i tata te robicie kupk? - Milcz. - Dlaczego ogldasz moj kupk? - Patrz, czy nie ma robakw. Jaon zamilk. - Co mojego gaduk zatkao? - matka zmienia front. - Mamo, zwierz moe y we mnie? - Malutkie tak. Due si nie zmieci. - Mamo, skd si we mnie wzia kupka? - Syneczku, wic nie sta ci na to, by si domyli? - zasmucia

si matka. Nie wiedzia, czego od niego znw chce. - Syneczku, pomyl, rano jesz talerz kaszki na mleku, potem ziemniaczki z masekiem, misko, chlebek z serem. Gdzie to by si w cigu lat w tobie zmiecio? - Ale mamo - rzuci si z gniewem Jaon. - Mwia, e z tego rosn, przybywa mi si, a jestem wikszy o trzy centymetry wic... Poczu olnienie i wstyd, e nie doszed, czym jest mierdzca masa, e by atwowierny. Wic matka troszeczk kamaa? Wytara mu rk, podtara go, wzia nocnik i sza z nim przez przedpokoje ku ustpowi, z ktrego Jaonowi jeszcze nie wolno byo korzysta. Kroczy za ni i wykorzysta chwil, by skrci do kuchni. Rzuci okiem na pocite tasakiem miso. Dotkn go z obrzydzeniem. Wola przesun doni po rozwakowanym ciecie. Wydawao mu si, e przez skr rki czuje jego smak, gdy bdzie ugotowane. Maniunia raz daa mu pocaowa ciasto. Teraz odwrcia si od niego udajc, e go nie widzi, bo musiaaby go przepdzi zgodnie z rozkazem pani. Jaon czu, e lubi, gdy jest w kuchni. Nie uwaaa, by siedzenie w kuchni byo czym zym. Gotowao si w kilku garnkach, buchaa para, ciemno buzowa ogie pod pyt paleniska, a osobna kuchenka gazowa nastawiona bya na cztery pomienie. Uczucie upokorzenia, e nie zgad czym jest kupka, nie opuszczao go. Pomie gazowy nie robi wraenia, e jest ogniem. Wola odblask z pieca kuchennego, wgiel z czarnego stawa si czerwony, a potem nikn. "Czy poczuj jego dotyk jak kupki? Czy bdzie mierdziao?" Byo dwoje drzwiczek, jedne nad drugimi; dolne uchylone. W tym momencie Maniunia przysza mu z pomoc. Wiedzia, e matka zakazuje Maniuni gotowa pranie i jedzenie jednoczenie. Odsuna wielki kocio (ukradkiem gotowaa tam bielizn), bojc si, e pani podajc za Jaonem odkryje przestpstwo. Fajerki pozostay odsunite. Ogie wydobywa si nad pyt. Jest mikki czy twardy? Jak woda da si utrzyma w doni, ale gdy j zgnie, ucieknie? Patrzy, a pomie zmieni kolor na biay, a potem na czarny. Maniunia baa si ognia, ogie bola? On jest mczyzn, chwyci go w rk i utrzyma. Chcia pozna dotyk ognia. Ksztat ognia znik gdy woy we rk. Nie poczu nic, wszystko zniko z oczu, przesta widzie. Co niespodziewanego, nieznanego, wicej ni bl ogarno go, jakby cay wszed w ogie. Cofn rk i natychmiast woy powtrnie. "Nie jestem tchrzem" - pomyla i podoga zachwiaa si, przybliya si do niego i uderzya go od dou z wielk si. mierdziao przypalonym misem, jak wtedy gdy Maniunia zagadywaa si w pokoju z matk Jaona, a zarazem Jaon czu, e ley w wodzie. - Mokry - powiedzia o sobie Jaon. Matka poderwaa go z wciekoci. Rozbieray go szybko. Matka zacza sparzon do smarowa biakiem, a potem polewa olejem

lnianym. - Czy nie trzeba lekarza? Cigle go wzywamy, wstydz si za ciebie Jaon. Jak mu powiedzie, co si stao? Na cae ycie zostanie ci blizna. Wiesz, e bye zemdlony? e moge upa twarz na odkryte palenisko? Czy wiesz, e tylko mae dzieci wkadaj rk w ogie? Jaon, ja bd ci bi - wykrzykna matka. - Za kar nie dostaniesz prezentw. Peen niepokoju, czy matka nie speni groby, szed na spacer. Na rce mia wielki kawa plastra, jakby raniono go na wojnie. Czy Anioek prezenty przynosi z nieba? Jaon widzia w sklepie takie same, jak te co dosta w zeszym roku. Wic Anioek kupuje je zwyczajnie, jak czowiek? Czy bierze wszystko bez pienidzy? Wchodzi do wszystkich sklepw, czy tylko do zaufanych? Moe wystpuje pod postaci czowieka? atyscy dekorowali wystaw na oczach przechodniw. Grube pity atyskiej w szarych poczochach znalazy si przed oczyma Jaona. Czy takiej osobie mg ukaza si Anioek? Jakby w odpowiedzi na t myl atyska zacza rozciga anielskie wosy na towarach. Potrcia papug. Ptak zakoysa si, jakby wzlatywa. atyska dostrzega Jaona, tupna gniewnie, kac odej. Prbowa skrci w stron sklepu z zabawkami, na prno, matka sza dalej. Chwyciwszy j za rk, cign j w t stron. Chwil trwaa prba si, ktr Jaon przegra, szarpnity silnie. - Nie wierz sobie! Walczysz z matk? "W jaki sposb rodzice porozumiewaj si z Aniokiem? zastanawia si Jaon - jak mona go odnale bez ich udziau?" Domyla si, e nawet jego rodzice, nie wiedz, gdzie jest niebo, inaczej wszyscy by tam poszli, niemoliwe wic, by poczta moga dostarczy list. Ale Anioek wszystko widzi. Gdy wrcili, rzuci si ku toaletce matki. Skoro ma pisa do nieba, moe wic wzi papier i kopert mamy. Nie zastanawia si, czy umie pisa. Wiedzia, e Anioek odczyta wszystko. Na kopercie narysowa niebo w formie zawirowanej spirali chmur i gwiazd. "Anioku, co tam chodzisz w raju - zacz. - Przynie mi zabawki, miej na tyle aski. Puki wojska, nawet dywizj, ile moesz, i samochd pancerny". Gdy skoczy, spostrzeg, e list napisa na kopercie. "Najwyej Anioek nie bdzie mia kopotu z otwieraniem. Przeczyta list przelatujc". Otworzy podwjne okno w wielkim pokoju i przyoy list do zewntrznej szyby. Ledwie matka wesza, zawoaa: - A co to za koperta? Kto pozwoli ci si rzdzi w rzeczach matki? To ty co znowu zmalowae? List? To ma by list? Dlaczego midzy oknami? Do kogo ten list? Jaon opuci gow. - Nie chcesz to nie mw. Czy dobrze, e udajesz, e piszesz? Bdzie ci trudno nauczy si naprawd. Zreszt nie wiem. Pisz, moe tak jest lepiej? Cay dzie list lea midzy oknami. Ale Anioek nie musia bra listu. Mg go czyta niewidzialny w chwili, gdy Jaon go pisa, zza jego ramienia. Rano pierwsz myl Jaona byo biec do okna. List znik. Jaon

bieg przez wszystkie pokoje, zakrcajc w kuchni, tam i z powrotem, szala. Czy dostanie prezenty? Drzewo weszo do ich domu na dwu nogach. Kazano mu sta na balkonie. Gdy Jaon podbieg kolejny raz by przyglda si przez szyb choince zobaczy, e co ley na parapecie midzy oknami. By to list, inny, w niebieskiej kopercie. - Do mnie! Do mnie! - krzycza Jaon. Otworzy okno, wyj list, podbieg do mamy. - Czytaj mi! Czytaj! Anioek zrzuci mi list. Matka spojrzaa na kopert i powiedziaa zdziwiona: - Rzeczywicie! Adresowany do ciebie. A listonosza jeszcze nie byo. - Rozdara kopert. - Tak, to do ciebie! - "Kochany Jaoniku. Cho na wielk zuchwao pozwolie sobie, piszc do Swojego Anioa Stra, odpisuj Ci, bo licz, e w przyszoci okaesz podobn odwag nie w tak bahych sprawach jak zabawki, ale w wielkich sprawach obrony Boga, ojczyzny, Twojej rodziny. Rozwayem na maej wadze anielskiej twoje dobre i ze uczynki. Lewa szalka, pisz to z blem, opada niej. Czciej bye niegrzeczny, ni grzeczny. Nie umiesz zastanowi si, nim co uczynisz. Dlatego prezenty by ci ominy, gdyby nie to, e na drodze niebieskiej, na wysokiej, ciemnej chmurze ujrzaem leccego nad wiatem, na potnym koniu, przy mieczu i z lanc (na jej kocu czerwienia si krew Zego Ducha, ktrego ni przygnit), mojego wodza Archanioa Michaa. Zaczem macha rkami i skrzydami. wity Micha cign wodze koniowi - Chodzi o maego Jaonika, ktrego jestem patronem. w. Micha powiedzia: Aniele Stru, Jaonowi dasz prezenty, ale dodasz rzg. Anio Str." Jaon zacz podskakiwa i krzycze: - Bd prezenty, bd prezenty. - Nie zwrcie uwagi na nic poza tym? - spytaa matka. W wigili ojciec wrci z banku wczenie, wnis z balkonu choink i przystawi do niej rozkadan drabin. Jaon podawa mu zabawki, a ojciec je wiesza. Bya to praca na wiele godzin. O zmierzchu Maniunia zacza nakrywa st. Rodzice rozmawiali o wuju Rudolfie. Czy si zjawi, jak zawsze w ostatniej chwili przed wieczerz? Ale czas pocigu stamtd ju min. Co si stao? Nie wiedzieli. - Jaoniku, id teraz do gabinetu. Tu przewietrzymy. Jaon wszed na parapet okna w gabinecie. Pierwsza gwiazda ju wiecia. Moe Anioek skorzysta z otwartych drzwi balkonu wleci i zostawi prezenty? Okna w caym domu byy tawe w porwnaniu z barw niegu. Gobie spay. Niebo i przestrze nad podwrzem byy puste. Anio nie zjawia si. Ale nagle, w przeciwlegej ocynie z samej gry ruszya winda, owietlona, w ktrej nie byo nikogo. Jaon przywar do szyby, ledzi jak ukazywaa si midzy pitrami. Zjechaa na sam d, wiato zgaso. Nikt z niej nie wysiad, nikt nie wsiad. Mg przyjecha ni z nieba, niewidzialny dla ludzkich oczu Anio. W tym momencie zapukano w cian. Jaon wpad do duego pokoju. Byo tu chodno, pachniao lasem. Pod choink pitrzyy si prezenty.

- Anioek przylecia wind - zawoa Jaon. - Jezu! - krzykna Maniunia. - Zawsze si boj jecha wind, e spadn, albo wylec za wysoko! Wojsko leao w pudekach jak w koszarach po capstrzyku. Zrobi pobudk i ustawia je w szyku. Nakrcany francuski samochd pancerny, miniatura ostatniego modelu, pomalowany na pustynny kolor ochronny, z dziaem na amunicj z kapiszonw. - Synu, nie wzie rzeczki. - Ja nie prosiem o rzeczk. - Ale j dostae. Rzeczka, bya to duga laska z cieniutkiego pdu bambusa. Psua wszystko. Wynis j do swego pokoju, chcia rzuci na ziemi, ale przedtem sprbowa czy jest gitka. Gia si wp, a nawet dalej. Jaon nacisn mocniej, a trzasna mu w rkach. Wtedy cisn j pod swoje ko. Zacza si kolacja wigilijna. Ojciec bra opatek, ama si z matk, Jaonem, Maniuni, a potem amaa si matka z Jaonem i Maniuni. Na kocu Jaonowi i Maniuni zosta kawaeczek opatka i wolno byo Jaonowi pocaowa Maniuni. Po podaniu wszystkich da, zostaa z nimi, ale nie chciaa usi do stou. Staa oparta o framug. piewaa koldy silnym falsetem, ktry nada pieniom co prawdziwie stajennego, pasterskiego. Przy "Lulaje Jezuniu" rozpakaa si. - Za matk paczesz, czy e ciotka Dziurzyna jest daleko? - Za moj matk i za pani matk, ktrej piewaam t kold odpowiedziaa Maniunia. W drugi dzie wit obudziy go gosy z duego pokoju. Jeszcze jeden gos, poza gosami rodzicw. Szczelina pod drzwiami bya silnie owietlona. "Ach, to stryj" - odgad Jaon. Zapomnia, e ma stryja. Cigle poznawa nowych ludzi i zapomina o nich. Nie mia czasu o nich myle: wuj Rudolf, stryj Hieronim. Jego rodzice mieli braci, a on nie mia. - Przestacie nazywa go Jaonem - zoci si stryj. - Nie podno gosu askawie, bo go obudzisz - powiedzia ojciec. - Czekaj was szalone, szalone kopoty z tym dzieckiem - mwi stryj. - Jak moglicie pozwoli, by mwi wasnym jzykiem? Zamiast da mu klapsa, wsuchiwalicie si w jego sowa. Rozmawiacie z nim z tak powag. - Z tob nie, kochany szwagrze - odpowiedziaa matka. - Stawiasz si na jednym poziomie. Zocisz si na wspomnienie o Jaonie. - Nie martwcie si mn. Wasz niby jedynak ma cechy zuchwaego najstarszego dziecka i najkapryniejszego najmodszego. Wychowujecie go na kogo wielekro zamoniejszego od was. Patrzy na wiat z wyyn, ktrych moe nigdy nie osignie. Co zrobi, gdy spadnie na niego los biedaka, a to moliwe, bo wszystkich do siebie zraa. - Jak ciebie, kochany szwagrze? - spytaa matka. - Niepokoi ci biedaku wszystko co si krci niej, pod twoimi nogami? Psy, koty, dzieci? Stryj nie panowa nad sob:

- Rok temu si krzywi, e nic mu nie przyniosem na gwiazdk! To jest faszyzm dziecicy. Utwierdzaj was Woyniccy kultem swojej creczki. Przeklestwo zbyt szczliwego dziecistwa bdzie go ciga do grobu. Widz go, jaki bdzie, gdy was zabraknie wiecznego sierot, nienawidzcego ludzi, nie lubianego, pysznego, pogardliwego, zgorzkniaego. - Jeli mylisz, e w jakim stopniu zaczarujesz przyszo tego dziecka, to si mylisz. Tu jestem ja, midzy tob a nim i odbijam te zatrute myli. - Od jego urodzenia stalicie si zabobonni. Nigdy wicej nie powiem sowa o tym chopcu. Dla mnie przestaje istnie. - Nie mw tak, kochany. Sami nie wiemy, co z nim pocz. Milcza tyle czasu, a teraz jednoczenie z mwieniem zaczyna pisa. Podpisuje swoje rysunki, od prawej do lewej, swoim pismem. Wydaje co w rodzaju nieustannej gazety. Musz chodzi do lustra, odczytywa j. I co by zrobi? - Powiedziaem, e na jego temat nie powiem sowa. - "Powiedziaem... e nie powiem" - przedrzenia go oj ciec. - To ja ju pjd - powiedzia stryj. Sycha byo odsuwanie cikich krzese i wszyscy wyszli, ale za chwil wrcili. - Niepotrzebnie si uniosem - mwi stryj. - Nic si nie stao. Jeste bratem - odrzek ojciec Jaona. - Jestem nieznony, bo mam do was prob. Trudno mi j wypowiedzie - zajkn si. - Bracie, bd mi przyjacielem. Chc przyj do was ze znajom. Jest pikna. Duo jej opowiadaem o was. Chce was pozna. Nazywa si widwiska. - Lepiej byo nie wypowiada tego yczenia, drogi bracie - odezwa si ojciec. - Przychodzc z ni do nas, zmieniasz jej stanowisko w swoim yciu. Co jej przez to obiecujesz, czy nawet dajesz, wprowadzajc do rodziny. A my nie chcemy by do tego uyci. - Boicie si mojej ony. - Z ni si te liczymy. Przecie nikt inny tylko ty wprowadzie j do naszego domu. Musielibymy jej o tym powiedzie, a tego przecie nie chcesz. - Wy nie lubicie mojej ony - wybuchn stryj z hukiem, powtrnie odsun krzeso. Znowu wszyscy wyszli do przedpokoju. Gdy rodzice wrcili do duego pokoju, Jaon zawoa: - A ja nie pi! A ja nie pi! A ja nie pi!... Matka staa i patrzya na niego: "Kiedy si obudzi? Co sysza? Czy wszystko sysza? Czy obudzi si w tej chwili?" - Zapiewa ci o uanach? - Chc wicej o bitwie - odpar Jaon. - S jeszcze w marszu - surowo odpowiedziaa matka. - Na tyach wroga. Jaon ujrza jakie miejsce, obce, grone na tyach wroga i ju spa. Cay dzie Jaon dra, e po jego przyznaniu si, e nie pi, rodzice przenios si do gabinetu. Ale nie wiedzia, e i oni

chcieli by w jego pobliu. Nastpnego dnia rano matka powiedziaa: - Dzi jest wany dzie. Pierwszy raz si rozstajemy. Zostawiam ci pod opiek Maniuni. Masz jej sucha. Maniunia bdzie przygotowywa obiad w kuchni, a ty bdziesz si bawi w swoim pokoju. Wolno ci, w razie czego, na Maniuni zadzwoni, ale nie wolno ci dzwoni dla zabawy. Twoja matka idzie do fryzjera. Teraz, przez ciebie mog si czesa tylko w warkocz. Od twojego urodzenia nie cinaam wosw i mam tak dugie, jak w dniu, kiedy poznaam twojego ojca. W sobot idziemy na wizyt do Niki i pastwa Woynickich. Twoja matka chce adnie wyglda. Gdy matka wysza Jaon przekrad si do kuchni: - Maniuniu, mnie nie wolno by w kuchni. Chod do pokoju, baw si ze mn. - Pani mnie wyrzuci. - Chod, bagam Maniuniu. Nie rb obiadu - prosi Jaon. Maniunia wytara rce cierk i powiedziaa: - A, najwyej utuk korzenie innego dnia. Jaon rzuci si do jej rki. Bya gruba jak kawa misa, twarda, szorstka i gorca. - Mwiam, nie wolno mnie caowa w rk - powiedziaa Maniunia, wyrywajc do, ale pochylia si i pocaowaa Jaona w usta. Bio od niej gorco, gorzkawy zapach. Bya w czarnych poczochach, "murzyskich", jak je nazywa w myli Jaon. Dostaa poczochy po jego matce. Zwijaa je w rurk nad kolanem i dalej wida byo bia jak mka nog. "Co u Maniuni jest pod spdnic?" - pomyla Jaon i wsun gwatownie rk. Zaskoczyo go, e noga Maniuni bya zimna jak zlodowaciaa, pokryta gsi skr. Sun rk w gr, patrzc na twarz Maniuni, ktra zmienia si. Co nieprzytomnego, jak obok przepyno jej przez twarz, chwycia rk Jaona, wyrwaa spod spdnicy i uderzya z caej siy. Jaon krzykn i rozpaka si, i jednoczenie wybuchna paczem Maniunia. - Mnie nie wolno panicza bi. Pani mnie wyrzuci. - Przepro mnie, przepro - mwi Jaon. Na sam myl o przeprosinach zrobio mu si sabo. Wzia go na rce, przycisna silnie, chwil oboje pakali. - Przez Jaona odejd. Taki jest niegrzeczny - powiedziaa Maniunia tonem kaprynym, nadsanym, ktry mimo groby zawartej w sowach, ucieszy go. - Niech mnie Maniunia zbije - da Jaon. - Prosz, niech Maniunia mnie zbije. Pooy si na ku Maniuni, by go zbia. - Chodmy na pokoje - powiedziaa Maniunia. Tam nastrj zmieni si. Sami w domu, szaleli z radoci. Gonili si naokoo stou, potem Maniunia kazaa Jaonowi taczy ze sob. Trzymaa go za obie rce i walcowaa, dostosowujc si do krokw Jaona i nucc melodi, ktr piewaa mu matka: "piewaj, ach piewaj walczyku ty Mio opiewaj i zote sny". Gdy zdyszaa si, usiada na fotelu zajmowanym zawsze przez matk

Jaona i powiedziaa: - Ach Jaoniku, jak si Jaonik zakocha. To jest wicej ni sen. Wtedy kocha si wszystko, nawet brudne garnki. - A Maniunia jest zakochana? - W tobie Jaoniku. I jeszcze w kim - dodaa szybko. Jaonowi zrobio si przykro. Maniunia zauwaya to: - Gdybym bya zakochana tylko w tobie, ile lat przyszoby mi czeka, a doroniesz! Zreszt niech tamten bdzie zazdrosny o ciebie. - Co to znaczy zazdrosny? - spyta Jaon. - Lepiej, jak nigdy si nie dowiesz - odpowiedziaa Maniunia. A teraz musz i do kuchni. Miaam obra ziemniaki, nastawi marchew, a Jaon mnie odciga od obowizku. Pani mnie wyrzuci. - Nie. Nie. Nie - baga Jaon i uczepi si rki Maniuni, nie puszczajc jej z pokoju. Twoja babcia mwia sucym wierszyk: "Dzisiaj, ach dzisiaj ja wszystko zrobi, a jutro, ach jutro odpoczn sobie". Na co Jaon, nie wypuszczajc rki Maniuni, zmusi j, by znw z nim taczya i piewaa: "Jutro, ach jutro ja wszystko zrobi, tylko, ach dzisiaj odpoczn sobie". Maniunia podchwycia te sowa i taczyli w kko piewajc piosenk leniuszkw. - Teraz ci naucz chowanego - powiedziaa Maniunia. - Ty w nic nie umiesz si bawi. Zaso oczy. Ja si schowam. Jaon nie chcia chowa gowy w donie i nie patrze, gdy Maniunia szukaa kryjwki. Potem nie chcia si chowa. Upiera si, e bdzie szuka. W kolejnej rundzie Jaon przeszuka pokoje, szafy, zajrza do kredensu, za wann, przeszuka wnk w kuchni, wyjrza na balkon, co byo zabronione, i Maniuni nie znalaz. - Maniuniu - krzycza. - Nie bawi si! Wychod! Maniunia znikna bez ladu. - Maniuniu, wychod, bo mama ci wyrzuci - wrzeszcza Jaon. - Masz mnie sucha. Wtedy Jaon przerazi si, e Maniunia wypada przez okno, albo posza i zostawia go samego. - Mamo, wracaj! Maniuni nie ma! - rycza. Ale ani jednej, ani drugiej nie byo. Teraz bardziej przeraao go, e nie ma matki. Rzuci si jeszcze raz do kuchni, bya pusta, obca, jakby nigdy adna ludzka istota nie bya w tym wntrzu. Jaon poczu, e jest sam, zupenie sam na wiecie. Pobieg z powrotem. W wielkim pokoju nacisn dzwonek i trzyma go bez przerwy, ale Maniuni nie byo. Moe matka i Maniunia nie yj? Tak wyglda mier, nage zniknicie. Jaon zawy z przeraenia. Jednoczenie rozleg si dzwonek do drzwi. Maniunia skoczya skd z gry, prosto na Jaona - bya na pawlaczu w drugim przedpokoju i popdzia do drzwi otwiera pani. - Zdawao mi si, e sysz gos Jaona - powiedziaa matka. - Co z obiadem? Matka wesza do kuchni:

- Nie. Nie do wiary. Kartofle nie obrane, marchew nie nastawiona. Co panna Mania sobie myli? - matka, gdy bya gniewna, uywaa oficjalnych zwrotw. - Mamo - powiedzia Jaon, patrzc matce w oczy - to ja kazaem Maniuni bawi si ze mn. Powiedziaem jej, e jest suc i musi mnie sucha. A gdy mnie nie suchaa, pakaem. - Nie chodzi tu o ciebie. Chodzi o drug osob, ktrej lekkomylnie zaszkodzie. Musisz zosta ukarany. Chod ze mn do swojego pokoju. Gdy weszli tam, matka powiedziaa: - Otwrz szaf. Nie, nie t cz. Teraz Jaon otworzy cz bielinian. Jeszcze przed godzin szuka tu Maniuni. - Tak, te drzwi; skoro poamae rzeczk, wybierz jeden z paskw twojego ojca. Zobaczymy jaki wybierzesz. Jaon przeamujc strach i upokorzenie wybra wojskowy pas ojca. - Bogu dziki nie ten z wowej skrki. Umiesz by odpowiedzialny, a czy odwany, zobaczymy. - Mamo - odezwa si Jaon tchrzliwie - ja ju prosiem Maniuni by mnie zbia. - I co? - spytaa matka niespokojnie jakby przestraszya si o niego. - Nie chciaa. - Zdejmij spodnie i podejd - znienacka chlasna go paskiem po poladkach. Jaon zawy. - Zabolao? - spytaa matka. - To dobrze. Za spodnie i schowaj pasek - rozkazaa i wysza. Obiad spni si o pi minut, ale ojciec to zauway. Wyj swj zoty, cienki jak listek zegarek, otworzy go i odsun na odlego dewizki od oczu: - Zapomnielicie o mnie - powiedzia ze smutkiem w gosie. - Nie, mj drogi - powiedziaa matka - ani na sekund nie zapominamy o tobie. Jeste naszym panem. - S naciski - powiedzia ojciec nie krpujc si Jaonem - bymy dawali kredyty midzynarodowym spkom. - I co pan Woynicki? - spytaa matka. - Jest niezomny. Jeliby mia odej, musiabym odej wraz z nim. - To bardzo pikne: zwierzchnictwo i przyja - powiedziaa matka Jaona. - Mojemu bratu to by si nie podobao. - Ale gdy Woynicki zostanie prezesem, ty bdziesz generalnym dyrektorem? - Nie wiem, moja ono. Tak samo, jak nie mam pewnoci, e jak Jaon doronie, oeni si z Nik Woynick. - Cicho! - krzykna matka. Mama znw obudzia si wczenie. Od rana przegldaa si w wielkim lustrze w przedpokoju. Na podwrko zajechaa takswka. Szofer zatrbi. Jaon wyrwa si

pierwszy. Usiad przy kierowcy i nieznacznie, potajemnie dotkn lewarka biegw. Zapomnia, e jedzie do Niki i chcia, by jazda bya jak najdusza. Nika dygna przed nim, jakby by dorosy. Czeka, czy wemie go za rk. Bardzo tego pragn. Dlatego nie rusza si z miejsca w przedpokoju. - Chod - powiedziaa Nika i nastpia wyczekiwana chwila szczcia. Rczka Niki, czysta, delikatna, poszukaa jego doni i pocigna j. Nika prowadzia go przez kory