Leopold Tyrmand - Zły

Embed Size (px)

Citation preview

LEOPOLD TYRMAND

ZY1955

Mojemu rodzinnemu miastu Warszawie AUTOR

Wszystkie postacie, zdarzenia, sytuacje oraz dialogi wystpujce na kartach poniszej opowieci s fikcyjne i nie posiadaj adnych konkretnych odpowiednikw w realnym yciu. S zwykym tworem imaginacji. Leopold Tyrmand Osoby ktre stykay si bezporednio lub porednio ze ZYM w pocigach podmiejskich, tramwajach, autobusach, trolejbusach, barach mlecznych, knajpach, nocnych lokalach, dansingach, restauracjach, zakadach zbiorowego ywienia, bufetach stacyjnych, kawiarniach, na ulicach Warszawy, placach, skwerkach, mostach, dworcach kolejowych, przystankach tramwajowych, targowiskach, bazarach, Koszykach, ciuchach, przed kinami, stadionami sportowymi, aptekami, lizgawkami, w sklepach, w domach towarowych, w warsztatach samochodowych, w garaach i resztkach ruin, i wszdzie indziej: Marta Majewska sekretarka Witold Halski lekarz Edwin Kolanko dziennikarz Juliusz Kalodont Eugeniusz migo szofer MPK Fryderyk Kompot cukiernik MicHal Dziarski porucznik MO Jonasz Drobniak buchalter Filip Merynos prezes spdzielni Woreczek Aniela suca Robert Kruszyna byy bokser Albert Wilga inynier Jerzy Meteor hochsztapler Obywatel Kudaty herszt Kubu Wirus reporter Wiesaw Mechciski obuz Lowa Zylbersztajn dziaacz sportowy Olimpia Szuwar kobieta dorodna przed czterdziestk Jzef Siupka kolejarz Hawajka bufetowa Franciszek yczliwy ogrodnik Antoni Pajk listonosz Szaja dra Mefistofeles Dziura fryzjer Roma Leopard parkieciara, czyli kociak Zenon hokeista Edward om bileter Zofia Chwaa sdzia Jan Wczeniak urzdnik Jussuf Ali Chassar Egipcjanin Kitwaszewski mechanik Maciejak starszy sierant MO Meto bandzior Izydor Tkaczyk krawiec

Klusiski wywiadowca Doktor Dzidziaszewski ginekolog Siostra Leokadia pielgniarka Paciuk majster i wielu, wielu innych.

CZ

PIERWSZA

1Jestem adna pomylaa Marta Majewska, ujrzawszy si w lustrze. Apteka miaa stare, wypenione meblow politur wntrze. Szufladki, wieyczki z rnitego w bejcowanym drzewie gotyku, zmatowiae ze staroci boazerie. I lustra; troch wyszczerbione, troch zke, za szkem gablot w ukowych, niby romaskich oprawach wszdzie lustra. Chyba jestem adna? zastanawiaa si Marta, gdy skrcony w limak, nabity ludmi ogonek wypchn j tu przed lad, za ktr byy lustra. To bzdura powiedziaa niemal szeptem jaka tam adna? Przyjemna i tyle. Znona. W lustrze wida byo niewysok posta, szczup twarz z zadartym noskiem, ciemnoblond wosy, ktrych nieregularnie a modnie rozrzucone kosmyki wymykay si spod zgrabnego czarnego beretu. Mam za due usta i za jasne brwi. Gupia! O czym myli. Mimo woli umiechna si, ukazujc rwne, biae zby, i wtedy twarz jej nabraa jakiej jasnej, tkliwej wesooci, jakiego ujmujcego ciepa. Oryginalna oto waciwe sowo zakonkludowaa z satysfakcj nie adna, adna tam pikno, ale oryginalna Zaraz te dodaa: Niewielka sztuka by oryginaln w tym tumie zagrypionych, kaszlcych, zakatarzonych, okutanych w chustki i szaliki klientw apteki Kolejka przedstawiaa widok przygnbiajcy. Ta pogoda mylaa Marta z najwysz niechci. Za oknami zacina deszcz ze niegiem, plac Trzech Krzyy ton w bocie, w migotliwym, mtnym wietle rozchybotanych wysoko lamp, otulonych brudnym welonem soty. Co chwila kto mokry, parujcy wilgoci i zimnem, wciska si do ciepej, przepenionej apteki. Porcelanowe soiki z czarnymi skrtami aciskich nazw, rwne emaliowane tabliczki na szufladkach budziy sympati i zaufanie. Tu bya pomoc przeciw wichrom i grypom, przeciw dojmujcemu zimnu i przejmujcej dreszczem wilgoci. Herba rutae przeczytaa cichutko Marta. Znw si umiechna. Magia apteki Tajemnicze aciskie sowa, oznaczajce zwyk traw Zacza czyta przyszpilone pluskiewkami napisy: .Cibasol tylko na recepty lekarskie ogaszaa Naczelna Izba Aptekarska; Tu sprzeda odrczna. Zapracowana farmaceutka po drugiej stronie lady liczya byskawicznie kolumienki maych cyferek na receptach. Myli Marty powdroway do domu. Biedna mama, tak j w nocy bolao To wyczekiwanie w nie koczcym si ogonku nuyo. Tyle dzi do roboty, a chciaabym si spotka jeszcze z Zenonem Zapracowana farmaceutka automatycznym ruchem wyja Marcie recept z rki. Bilamidu nie ma. Ekstrakt z czarnej rzodkwi wycofany z lekospisu powiedziaa szybko, po czym otworzya jaki skorowidz i czego szukaa. To moe jest co zastpczego? bkna Marta zaskoczona. Jest. Isochol zamiast bilamidu. I sok z dziurawca albo cholesol. Ale musi pani przynie now recept albo zapaci pen cen. Co za pech! rzeka cicho Marta. Ci lekarze sarkna jaka kobieta

w opatulonym szalikiem kapeluszu, tu za Mart zapisuj lekarstwa, ktrych nie ma w aptekach Prosz pani zacza Marta, ale nie wiedziaa, co powiedzie. Stan jej w gowie cay koowrt od nowa: zwolnienie z pracy dla matki, skierowanie do orodka zdrowia, czekanie godzinami na lekarza rejonowego, nieudana randka z Zenonem. Na wykup specyfikw bez recepty nie starczy mi z pewnoci pienidzy. Tyle zachodu szepna znowu, po czym dodaa goniej: Ile to bdzie kosztowa bez recepty, prosz pani? Farmaceutka wymienia cen. Z tyu kolejki kto powiedzia cakiem gono: Co tak dugo? Nie mona tak dugo zaatwia jednej osoby Prosz pani, mama zacza Marta. Ze zmczonej twarzy, spod siwych, schludnie upitych wosw spojrzay na ni przelotnie bystre oczy farmaceutki. To dla pani? spytaa. Nie rzeka szybko Marta dla mojej matki. Wtroba i woreczek ciowy. Farmaceutka zdecydowanym ruchem owka przekrelia nazwy lekw na recepcie i wpisaa nowe, po czym wypisaa kwit kasowy. Marta umiechna si z wdzicznoci. Co na ksztat umiechu rozlunio skupion twarz farmaceutki. Powiedziaa: Kto nastpny, prosz Tak ju byo, e umiech Marty budzi umiech na twarzach innych ludzi ha zasadzie jakiego czarodziejskiego mechanizmu. Zamkna za sob drzwi apteki i staa przez chwil na progu. Wicher, nieg, deszcz, boto, mce, niepewne wiato, gsta ma lutowego wieczoru, w ktrej ludzie biegn szybko, uciekajc przed tym, co jest w powietrzu, tocz si do tramwajw, spiesz si, nie patrzc na nikogo. Dugi rzd skulonych postaci drepta w botnistej papce trotuaru, czekajc na 113, nieco dalej taki sam szereg wypatrywa niecierpliwie oliborskiego autobusu. Marta szybkim krokiem, przechodzcym niemal w bieg, ruszya w stron Wiejskiej. Kiedy i jak to si stao, tego nie potrafiaby w pierwszej chwili powiedzie. W tej samej sekundzie oczy wypeniy jej si zami i gryzcy al zala jej serce. Tyle trudu, tyle stara, takie potrzebne, takie strasznie potrzebne kuy szpilki bezsilnej goryczy. Obydwa flakony leay rozbite na bruku; z jednego sczy si pyn, z drugiego bielay zmieszane z botem tabletki. To bya pierwsza reakcja. Nastpn bya wcieko, a w chwil potem przeraenie. Spokojnie, kochana Zo piknoci szkodzi sepleni wysoki wyrostek, zataczajcy si z lekka. Mia tuste blond wosy, spocon twarz i rozpit na szyi barchanow koszul. To on gwatownym ruchem wytrci jej flakony z rki. Przypadek, zaczepka czy nieuwaga, ktrej winna jest pogoda, boto, popiech? Jedno nie ulegao wtpliwoci facet by pijany. I nie by sam. Obok zamiewa si niski, gruzowaty chopak w letnim paszczu. Zwariowa pan! Jak pan chodzi? Prosz si odsun! zawoaa Marta. Wysoki usiowa j obj. Po co ten krzyk, koleanko? Pozbiera si, oczyci he, he, he! zamiewa si gruzowaty, wgniatajc butem tabletki w brudnoczarn ma. Z pobliskiego ogonka do 116 zaczli si odwraca ludzie. Paru

przechodniw przystano w pewnej odlegoci. Co pan zrobi z lekarstwem?! Milicja! zacza krzycze Marta. al, zo i obawa dygotay w jej gosie. Czua wo nic mytego ciaa i brudnego ubrania napierajcego na ni wyrostka. Od oddalonego o trzy kroki zaledwie kiosku Ruchu oderwaa si jaka posta. By bez czapki, nosi welwetow, rozpit kurtk. Jednym skokiem dopad do wysokiego i Marty. Wok nich narasta tum niepewny, ciemny, niewyrany jak pogoda. Mietek! Gub si! Po co ten Haas pchn wysokiego w bok, po czym szybkim, bezczelnym gestem uj Mart za podbrdek i brutalnie poderwa jej gow do gry. Siostro! rzuci przez zby. Siostrzyczko Uwaaj, jak chodzisz Syszysz! Nie aduj si na spokojnych ludzi, bo bdziesz paka! A teraz No, tak doda szybko niski gruzowaty wpakowaa si na koleg jak torpeda i ma al Sam widziaem rzuci kto z tumu, zbierajcego si bliej wokoo ta pani biega jak szalona Wiadomo tum oywi si mody chopak zabawi si trzeba mu da drog Nieprawda! zagrzmiao naraz z boku. Z kiosku wychylaa si czerstwa twarz, zdobna w siwy, sumiasty ws i uwieczona pikn maciejwk z lnicym daszkiem. Nieprawda, prosz pastwa! Ten obuz winien! Wszystko dobrze widziaem! Zaczepia, szczeniak, wytrci tej pani! Ja bym ciebie, draniu z okienka wynurzya si sucha, kocista pi, groca wysokiemu wyrostkowi. Dziadziu rzek niski, opierajcy si okciami o kiosk zamknij jap, dobrze? Co teraz bdzie? zawoaa Marta. Gos si jej ama, nie moga oderwa oczu od sponiewieranych lekarstw. Ojejej eby tacy chopcy! Jak to mona powiedziaa niemiao jaka kobiecina w chustce. A pani co? szarpn si ku niej ten w welwetowej kurtce. Do domu! Kalesony pra! Ju Nagle zwin si nieoczekiwanie, gwizdn przeszywajco przez zby, pchn z caej siy Mart na kiosk, roztrci pierwszych z brzegu i krzykn: Chopaki! Chodu! To, co nastpio teraz, byo rodzajem snu, za sen ten przenio kilkanacie osb w cigu uamka sekundy. Kiedy przetarli oczy byo ju po wszystkim. W bocie trotuaru lea wyrostek w welwetowej kurtce, krwawic obficie. May gruzowaty klcza pod kioskiem, trzymajc si oburcz za gow. Podnosi si powoli, spojrza bdnym wzrokiem ciko pobitego czowieka, zatoczy si, spi wszystkie siy i zacz ucieka w stron kocioa w. Aleksandra. Pijany znik gdzie bez ladu. Tum ockn si, zakoysa, zaczto woa ze wszystkich stron: Pogotowie! Milicja! Czowiek ranny! Kto pomg podnie si Marcie, ktra oddycHaa ciko. Od strony Wiejskiej biego dwch milicjantw.

W dyurce Pogotowia zabrzmia telefon. Siostra podniosa suchawk. Tak. Pogotowie. Ktry komisariat? Trzynastka. Dobrze. Zaraz sprawdz, prosz pooy suchawk. Rozczya si, spojrzaa na tablic z wykazem komisariatw i nakrcia numer. Pooya suchawk, podniosa drug. Ambulatorium? Tu dyur. Wzywa trzynasty komisariat. Ma u siebie rannego czowieka. Kto jedzie? Doktor Halski. Doskonale. Z oszklonej kabiny dyurki wida byo hali i korytarze. Siostra dyurna nacisna dzwonek. Z pokoju szoferw wyskoczy kto i wypad na dziedziniec, po czym rozleg si szum zapuszczanego motoru. W gbi korytarza ukazaa si wysoka, szczupa posta w biaym kitlu pod sam szyj i w narzuconym na ramiona paszczu. Obok sza otulona w kouch pielgniarka. Lekarz umiechn si do siostry dyurnej. Psia pogoda powiedzia i doda: Siostro, prosz mnie szybko poczy z redakcj Expressu Wieczornego. Siostra dyurna nakrcia numer i podaa lekarzowi suchawk. Redakcja Expressu? Czy mgbym mwi z redaktorem Kolanko? Dzikuj. Krtk chwil czeka, bbnic smukymi palcami po szybie. W suchawce odezwa si sympatyczny mski gos: Tu Kolanko. Sucham. Doktor Halski. Dobry wieczr, panie redaktorze. Dzwoni zgodnie z przyrzeczeniem. Prosz zaraz przyjecha do trzynastego komisariatu. Na Wiejsk. Wspaniale. A wic sdzi pan, e znw? Nie wiem nic na pewno. W kadym razie jaka bjka uliczna i bardzo cikie pobicie czy nawet gorzej, ilu tam jad. Dzikuj. Jestem za dziesi minut na miejscu. Doktor Halski pooy suchawk. Umiechn si raz jeszcze do siostry dyurnej. Moe co siostrze przywie z miasta? spyta. Mamy jeszcze ca noc przed sob Mia mi, mod twarz i spokojne oczy. Dzikuj odpara siostra dyurna niczego nie potrzebuj. Powodzenia. Doktor Halski spojrza na wielki, elektryczny zegar: bya sidma dwadziecia. Wsiad szybko do niskiej, szarej kody z tym krzyem na drzwiczkach. May wz wyprysn w zasnut deszczow zamieci Ho, przeci Marszakowsk. Szofer wczy syren, przechodnie zaczli przystawa, oglda si. Nawet najsoneczniejszy optymista nie byby w stanie nazwa trzynastego komisariatu miejscem radosnym. Sprawia raczej wraenie ponure, na co skada si take fakt, e mieci si na parterze starej, mocno nadszarpnitej przez wojn kamienicy, w pokojach wysokich i ciemnych, ktrym nawet codzienne malowanie nie odebraoby brudnoszarej atmosfery wiejcej z odrapanych cian. Doktor Halski wszed pewnym krokiem i od razu skierowa si do smutnej awki, na ktrej spoczywa ksztat ludzki nakryty welwetow kurtk. To samo pomyla szybko identycznie to samo. Sprawnie

odgarn zmity, mokry szalik, niechlujn, lepk od krwi chustk do nosa i prowizorycznie zaoony opatrunek z waty. Szybkimi palcami obszuka ko szczkow: bya nienaruszona. Przy drzwiach powsta szmer, stojcy przy nich milicjant usiowa zatrzyma jakiego pana w zsunitym na ty gowy kapeluszu. Pan ten powiedzia: Prasa i okaza co milicjantowi, ktry usun si z przejcia. Doktor Halski powiedzia: Siostro, surowic przeciwtcow. Gaz, bandae Pielgniarka ju miaa w rku wygotowan strzykawk, niezmiernie szybko i celowo wyjmowaa przybory z torby. Gdy Halski podnis pen strzykawk do gry, wzrok jego pad na twarz lecego. Wrd smug wytartej krwi i siniakw tkwiy czujne, przytomne oczy. Halski pochyli si nad obnaonym ramieniem i poczu wyran wo alkoholu w oddechu rannego. Wszystko tak samo, wszystko si zgadza pomyla i wbi ig. Pielgniarka przemywaa doln szczk wod utlenion. Halski szybko i bezlitonie zdezynfekowa ran, ranny skurczy si z blu i zawoa: Auuu! Pielgniarka posypaa sowicie suliamidon, krew zmieszaa si z tym proszkiem. Do Halskiego podszed mody sierant milicji o twardej, nie ogolonej twarzy, w narzuconym na plecy szaroniebieskim waciaku, i dziennikarz. Dziennikarz by mocno zbudowany, zagite w d rondo modnego kapelusza wisiao mu nad czoem. Powiedzia: No i co? To samo rzek Halski. Co To samo? spyta sierant. Niezwykle silne uderzenie w szczk, tak zwany uppercut w jzyku piciarskim, cios podbrdkowy. W dodatku wzmocniony czym metalowym, maym kastetem albo duym piercionkiem. Oczywicie, poszarpane yy w pobliu ttnicy szyjnej i przeyku, okolica bardzo delikatna, ukrwiona, std bardzo obfity krwotok. Ale nic gronego; w gruncie rzeczy ko caa, przeyk nie uszkodzony. A wic to samo? spyta raz jeszcze dziennikarz. Bez wtpienia rzek Halski. Co pan na to? Nic nie rozumiem obruszy si sierant. O czym panowie mwi? Zaraz rzek dziennikarz, nie zwracajc uwagi na sieranta. Zaraz, niech pan pomyli. Panie przerwa sierant. Kto pan w ogle jest? Oto moja legitymacja poda mu dziennikarz. Panie doktorze, to wtedy Redaktor Edwin Kolanko czyta sierant. Kierownik dziau miejskiego Expressu Wieczornego ze subowego nawyku spojrza na fotografi, po czym przenis wzrok na yw osob. Ta sama mska, energiczna twarz, jasne oczy i jaki cie pobaliwej ironii w kciku ust, co mogo znamionowa dobro, troch nieprzewidzianego niedostwa lub nieco bierny sceptycyzm. Oczywicie. I to jest najbardziej zdumiewajce doktor zapali papierosa. A wic takie samo uderzenie, taka sama rana? dziennikarz spojrza na rannego. Skd znam t twarz pomyla. Naley std wnosi, e facet ma wietn znajomo boksu i co twardego w rku. Czy nie? Halski umiechn si z lekk drwin.

Jaki facet? Co za facet? Wic to, e bia za kadym razem ta sama rka, przyjmuje pan jako pewnik? dziennikarz szuka po kieszeniach. Wycign mentolowe, poczstowa sieranta i wetkn papierosa w usta rannego. Chyba mu nie zaszkodzi? To te zdrowotne rzek do Halskiego. Lekarz skin przyzwalajco i przytkn zapak. Ranny zacign si chciwie. Tak jest powiedzia Halski. Idmy dalej. Twierdzi pan, e ran powoduje rodzaj kastetu, a moe piercionek. Skoro wiemy, e piercionki nosi si na lewym rku tedy biorc pod uwag si ciosu umiechn si Halski dojdziemy do wniosku, e facet jest albo makutem, albo onatym, czyli noszcym piercionek na prawej doni. Kochany redaktorze, nie tdy droga. Wydaje mi si, e metoda indukcyjna w stylu niezapomnianego Sherlocka Holmesa na nic tu si nie przyda. To jest warszawska sprawa, jak sdz: tu naley szuka wyjanie w problemach i tradycjach naszego miasta, w jego nastrojach i kolorycie. Stara, klasyczna, detektywna szkoa zawodzi w takich wypadkach, gubi si w jaskrawociach warszawskich sytuacji i warszawskich temperamentw. O czym panowie mwi, jak pragn zdrowia? zdenerwowa si na dobre sierant. Oczy rannego biegay niespokojnie, z najwysz uwag. Bardzo obywatela kapitana przepraszam odezwa si jaki gos. Halski, dziennikarz i sierant odwrcili si. Przy barierze, przecinajcej pokj na dwie czci, stao trzech mczyzn, obok siedziaa na krzele dziewczyna. Kilku milicjantw tkwio pod cianami. Niech obywatel kapitan zechce mnie zwolni mwi do sieranta jeden z mczyzn, krpy, w palcie z wziutkim, futrzanym konierzem, z teczk pod pach. Sierant przeszed na drug stron bariery i przybra postaw urzdow. Zaraz sporzdz protok powiedzia, siadajc za biurkiem. Obywatelu doktorze zwrci si do Halskiego czy poszkodowany moe zeznawa? Oczywicie rzek Halski. No, wsta pan uj rannego delikatnie, lecz stanowczo za rami. Nic ju panu nie jest, prawda? Jaki tam poszkodowany? mrukn gono stary czowiek z siwym wsem, w maciejwce, stojcy przy barierze. Ranny dwign si, usiad, podtrzymywany przez pielgniark, niepewnie wsta. By wysoki i silny, mia na sobie tani, zmit, granatow dwu rzdwk, pod ni brudny, zielony pulower pod szyj, z wyoonymi rogami konierzyka niemiosiernie brudnej, ongi niebieskiej koszuli. Wyglda najwyej na dwadziecia lat. Pochyli si ku zaboconemu butowi z tandetnej namiastki zamszu, z przesadnym rantem na nosku, zawiza sznurowado. Skd ja znam t twarz? pomyla znw dziennikarz. Gdzie mi migna? Ma adne zielone oczy, ale jakie krzywe, ze. Ile takich twarzy przesuwa si codziennie przez dworce podmiejskie, domy towarowe, czwartorzdne jadodajnie Pozwolicie, obywatelu sierancie rzek dziennikarz e zostaniemy z doktorem przy przesuchaniu? Prosz bardzo rzek sierant, ale nie sprawia wraenia zbytnio zadowolonego. Ja nic nie widziaem mwi po podaniu nazwiska i adresu krpy z konierzem, na ktry nie starczyo futra ja mam on i dzieci i jestem strasznie zmczony. Wie pan, obywatelu sierancie, cay dzie w biurze.

Staem w kolejce do autobusu, ci pastwo zaczli si kci, podszedem bliej. A potem si wszystko jako skbio, ten deszcz ze niegiem, prosto w oczy i ju ten pan lea na ziemi. Zdaje si, e go kto kopn jeszcze kilka razy, ale kto, to nie wiem, nie widziaem Moecie i do domu, obywatelu rzek sierant, piszc szybko. Nastpny. Kto nastpny? To byo olniewajce zacz mody czowiek w okularach, zbliajc si do bariery. Nazywam si Marczak Anatol, jestem studentem Politechniki, mieszkam na oliborzu. Staem w kolejce do autobusu. Widziaem, jak ta pani zostaa zaczepiona w ordynarny sposb przez trzech drabw. Wygldali na pijanych, jednym z nich jest ten oto, dwaj uciekli. Gdy ten przeszed do rkoczynw, nagle w sam rodek kto wskoczy, jaki cie, nieuchwytny, nieokrelony wszystko skotowao si byskawicznie i po chwili ten drab lea na bruku, a drugi klcza na ziemi, trzymajc si oburcz, o tak za gow. Ciosw nie zdoaem zauway, wszystko stao si tak nagle, wydaje mi si tylko, e w cie by niewysokiego wzrostu i zanim rozpyn si w ciemnociach, kopn jeszcze kilka razy lecego w gow i w brzuch. Wtedy podnis si straszny krzyk. To wszystko. Olniewajce, czy nie? Z takimi nie mona inaczej Dzikuj powiedzia sierant jest pan wolny. Prosz pani zwrci si modzieniec w okularach do Marty prosz sobie zapisa moje nazwisko. Jestem zawsze gotw wiadczy na pani rzecz w sdzie. Marczak Anatol, Kozietulskiego cztery. Trzeba raz na zawsze skoczy z tym obuzerstwem. Do bariery podszed stary czowiek w maciejwce. Bya to wspaniaa maciejwka, czyciutka, ciemnoniebieska, z maym, lnicym lakierem daszkiem. Ta maciejwka doskonale pasowaa do rumianej, usianej drobniutkimi ykami krwistoci twarzy z siwym, sumiastym wsem. Starzec trzyma si prosto, lask, ktr mia w rku, raczej wymachiwa, ni si podpiera. Nazwisko i imi? spyta sierant. Kalodont Juliusz. Jak? Dziennikarz, Halski i sierant jak na komend spojrzeli na starca. Przecie mwi: Juliusz Kalodont. Obywatelu twarz sieranta zagodniaa w zmaganiu z rozbawieniem. Zaraz jednak spowaniaa a do opryskliwoci. Nie artujecie chyba z tym? uczyni gest, jakby sobie czyci zby. Jak pan moe, panie rewirowy rzek starzec z wyrzutem, rozpinajc znoszony, lecz czyciutki paltot. Oto mj dowd. Halski i dziennikarz nie wytrzymali i przechylili si przez barier. W dowodzie widniao czarno na biaym: Juliusz Kalodont. Zgoda, obywatelu Kalodont rzek sierant z rezygnacj. Co dalej? Dalej to, e ja bym z nich pasy dar, z tych chuliganw, otrw, wczykija, w! Do tego doszo, e kobieta nie moe przej ulic o sidmej wieczr, panie rewirowy. I to gdzie? Na placu Trzech Krzyy. Ja jestem komisantem Ruchu, mam kiosk koo Instytutu Guchoniemych. Ten dra Kalodont wskaza trzsc si lask na faceta w welwetowej kurtce, ktry znw usiad, opar si ciko o cian i pali resztk starego sporta ten podszed do mnie po papierosy, a jego koleka rzuci si na t pani. Wytrci jej lekarstwa z rki, wszystko poszo w boto Ja widziaem, wszystko widziaem Ten tu skoczy do tej pani i uderzy j, o

tak, uderzy, pchn z caej siy, a ciana w kiosku jkna. A potem Co potem? zawoa Halski. Potem z tumu wystpi ogromny, pikny pan, sam widziaem, jak Boga kocham, wspaniay czowiek, z grzyw jak u lwa Jednym zamachem ramienia powali tych wszystkich gwniarzy i Niech ja dostan tego lwa w rce mrukn sierant ze zoci. I co! Wanie, co? rzuci Halski. Tego to ja nie wiem. Znik tak, jak si zjawi. Nie wiem, gdzie znik. Ale dobrze im tak, tym mieciarzom, chuligani, psia ich ma! Tu staruszek wykona gest lask, znamionujcy narastajcego w nim ducha boju. Spokj rzek sierant. Moe pan ju i. To, co pan mwi, nie wnosi nic nowego. Jak to nic nowego? Zechce pan przyj do wiadomoci, panie rewirowy, ja zostaj. Ta pani moe mnie jeszcze potrzebowa Kalodont skoni si rycersko w stron Marty. Pozwoli pani rzek sierant grzecznie do Marty. Marta wstaa i podesza. Wygldaa smutno i le, zmczona i zdenerwowana. Jaka wietna! pomyla szybko dziennikarz i zdj kapelusz. Biedna zastanowi si doktor Halski. Umiechn si do Marty i nieoczekiwanie dla siebie postpi o krok naprzd. W jej stron. Prosz pana rzeka Marta do sieranta mnie si to wszystko wydaje jakim nieporozumieniem. Rzeczywicie, ci modzi ludzie zachowali si w stosunku do mnie agresywnie, wrcz ordynarnie. Ale ja nie wiem moe to ten deszcz ze niegiem, ta wichura, by moe, e biegam zbyt szybko i potrciam kogo nieumylnie. Jestem gotowa przyzna si i przeprosi, ale nie w tym rzecz. Biegam do domu, do chorej matki, niosc lekarstwa, ktrych zdobycie kosztowao mnie mnstwo trudu. Rzecz w tym, e utraciam te lekarstwa, ja doprawdy nie wiem, z czyjej winy, moe z mojej Z czyjej winy?! hukn Kalodont. Z winy tych parszywcw, panie rewirowy! Zaczepia si zachciao, apa za Ja bym ich na rok czasu kadego! Pani nazwisko? spyta sucho, lecz uprzejmie sierant. Majewska, Marta Majewska. Lat dwadziecia cztery. Jestem sekretark w dyrekcji Muzeum Narodowego. No, tak rzek sierant to s dla mnie sprawy drugorzdne. W zasadzie bya pani wiadkiem poranienia tego czowieka. Co pani moe o tym powiedzie? Niewiele, Raczej nic. Ten pan pchn mnie silnie na kiosk, straciam na chwil oddech i wtedy to wszystko si rozptao. Gdy po sekundzie wrciam do siebie, byo ju po wszystkim i ten pan lea na trotuarze. Moe tylko Co takiego? Prosz mwi. Nic wiem, to mogo by przywidzenie, efekt napitych nerww, ta pogoda Nie chc si wyda dziecinn, mieszn Niech pani powie rzek agodnie Halski. Marta odwrcia si do niego i ujrzaa szczup, chopic twarz i bkitne, spokojne oczy. Wie pan rzeka Marta do Halskiego w pewnym momencie wydao mi si, jakby z tego botnistego, burego pmroku, z deszczu, mgy, niegu,

z tej kotowaniny szarych postaci wpiy si we mnie jakie oczy. Teraz przypominam je sobie dokadniej Byy przeraliwie jasne, jarzce si, jakby same biaka bez renic, a tak intensywnie, a do blu, wbite we mnie, przewietlone jak nieludzk moc i pasj Straszne! Pielgniarka poruszya si niespokojnie, milicjanci zbliyli si do Marty, po plecach dziennikarza przebieg dreszcz, Kalodont poczu si dziwnie nieswojo, wyrostek w welwetowej kurtce zamar z papierosem na wp wzniesionym do ust. Sierant chrzkn, Marta ukrya twarz w doniach. Halski podszed do Marty i rzek: Prosz si uspokoi Co to jest? doda z lekk obaw. Na skroni Marty widniao cieniutkie pasemko krwi. Halski zdecydowanym ruchem zdj jej beret z gowy i odgarn wosy ze skroni. wiea wo tych wosw przenikna mu do wiadomoci. liczna jest pomyla wanie teraz, taka zmczona, zdenerwowana, a przecie liczna Siostro powiedzia prosz o jaki antyseptyk i plaster. Skaleczya si pani powiedzia do Marty. To gupstwo rzeka Marta nawet nie czuj. Na pewno o kant kiosku zawoa Kalodont ach, ty draniu! podsun si z lask ku wyrostkowi. Czy ja mog ju i? spytaa Marta sieranta. Oczywicie odpar protok mam sporzdzony. Gdyby zechciaa pani zoy skarg do Komisji Orzekajcej Stoecznej Rady Narodowej, to prosz si do nas zgosi. Marta, Kalodont, Halski i dziennikarz zaczli si zbiera ku wyjciu. Sierant rzek: Panie doktorze, prosibym pana o pozostanie jeszcze przez par minut. Dziennikarz powiedzia do Marty: Czy pozwoli si pani odwie do domu? Dzikuj odpara Marta mieszkam o trzy kroki std, na Konopnickiej. A moe napiaby si pani filiank gorcej kawy po tych przejciach? Dzikuj rwnie. Musz by zaraz w domu. Moja mama czeka na mnie, chora i z pewnoci bardzo ju niespokojna. Halski umiechn si. Co jest mamie? spyta. Wtroba i woreczek ciowy odpara Marta. Prosz mi poda swj adres. Nie mam przy sobie recept, ale jeszcze dzi wieczorem dostarcz pani ich tyle, ile rodkw przeciw dolegliwociom wtroby zna wspczesna medycyna, cznie z homeopati, zielarstwem i lecznictwem tybetaskim rzek Halski. Marta umiechna si po raz pierwszy, co spowodowao, e w pokoju umiechnli si wszyscy. Dzikuj rzeka z prostot i podaa adres. Blondyni o zocistym odcieniu wosw i skry, jak doktor, maj naturaln przewag nad rudawymi blondynami, do jakich nale. Ponadto na mej twarzy z pewnoci zna skonnoci do alkoholowego obrzku; czego w adnej mierze nie mona rzec o obliczu doktora zaspi si w duchu dziennikarz i z gorycz popatrzy na Mart. Za zaraz po jej wyjciu przesta o niej myle. No, a teraz ty, syneczku rzek sierant wstajc i poprawi pas co powiesz? Wyrostek zbliy si do bariery. Przez chwil patrzy zimno i lekcewaco na sieranta, po czym rzek, wolno cedzc sowa: Nic Dostaem w mord i jestem poszkodowany. To wystarczy. Sierant poczerwienia lekko. Opanowa si i spyta: Imi i nazwisko?

Mechciski Wiesaw. Adres? Miedziana dwa. Pracujecie gdzie? W warsztatach na Karolkowej. Dowody. Zapomniaem w domu. Dowody. Legitymacj z pracy powtrzy flegmatycznie sierant. Wyrostek zacz grzeba po kieszeniach i wycign jaki strzp papieru. Co wy mi tu dajecie! gos sieranta zadrga pasj, twarz mu spurpurowiaa wiadectwo szczepienia tyfusu sprzed dwch lat? Suchajcie, jak mi natychmiast nie okaecie czego, to przez trzy tygodnie si std nie ruszycie! A do rozprawy za wczgostwo Wyrostek wzruszy ramionami i wyj postrzpiony, ceratowy portfel, z ktrego doby powiadczenie zameldowania. Sierant spojrza i rzek ze zym umiechem: Ach ty Macie szczcie, e Dlaczego kamiecie? Przecie mieszkacie na Pradze, na Kawczyskiej? To teraz umiechn si krzywo wyrostek ale przedtem na Miedzianej Sierant pisa co, po chwili rzek: Jeli chcecie zoy skarg o pobicie, to tu, do nas. Was, za zachowanie si na ulicy i usiowanie wprowadzenia wadzy w bd, pocigniemy do odpowiedzialnoci. A teraz wynosi si, ty poszkodowany Wyrostek narzuci kurtk i wyszed. Stojcemu przy drzwiach milicjantowi zowrogo zabysy oczy i zatrzsy si rce. Poszkodowany sykn ja bym ci poszkodowa, gdyby nie moje ubranko mnie nie wolno Sierant zwrci si do Halskiego i dziennikarza: Moe panowie ze mn pozwol. Przeprowadzi ich do maego pokoju. Stanli wok biurka. No wic, panie doktorze zacz sierant o czym panowie tak zagadkowo rozmawiali? Halski zapali papierosa i otuli si paszczem. Widzi pan, panie sierancie rzek ja cay tydzie jestem na nocnym dyurze. Za chorego koleg. I jed. Po raz pierwszy do Rembertowa, przed trzema dniami na Grochw, przed dwoma do kina Ochota, przedwczoraj na dworzec w Podkowie Lenej, wczoraj do domu towarowego na Suewcu. Za kadym razem zastaj kogo powalonego piorunujcym uppercutem w szczk, ze zmasakrowanym podbrdkiem, skopanego bezlitonie. Za kadym razem nikt ze wiadkw zajcia nie potrafi wytumaczy, co si stao, kiedy i jak, kto by sprawc. Wszyscy bredz o jakim cieniu, szybkim jak byskawica, nieuchwytnym jak mgnienie oka, o bysku ciosu, pici, o jakim ksztacie zamazanym, niewyranym, piekielnie zwinnym. Raz mwi o mocarnej postaci, innym razem o kim niewielkiego wzrostu, nic nie mona z tego poj, uchwyci, uj, sprecyzowa, kto to jest, jakim chocia moe by? Nie wie si nic, nic i nic Jedno jest tylko pewne: za kadym razem na ziemi pozostaje ciao poszkodowanego, a tym poszkodowanym jest niezmiennie kto w stylu paskiego dzisiejszego klienta. A wic zawsze napastnik, zawsze prowokujcy, zawsze obuz pozostaje na placu jako bezwadna,

nieprzytomna, skatowana ofiara. A kto wie, czy z czasem nie zaczn zostawa zwoki Halski zacign si mocno papierosem. Sierant tar czoo. Porachunki? powiedzia. Na to najbardziej wyglda, krwawe sdy mtw wielkomiejskich Czyby? rzek sceptycznie dziennikarz. Prosz si zastanowi, sierancie, e tu nie wchodzi w gr jaki jeden, konkretnie umiejscowiony wypadek, lecz seria czynw, zczonych ze sob okolicznociami i metod. Szeroko skali i warunki, w ktrych si to wszystko dzieje, wskazuj raczej dziennikarz zawaHal si. Na co wskazuj? rzek ostro sierant. Ja nie chc niczego sugerowa powiedzia wolno Halski. Mamy zaledwie pewne dane, obserwacje, przypuszczenia, ale mnie wydaje si, e mamy do czynienia z jak zorganizowan akcj Zreszt, nie wiem To, co powiedziaem, moe by niezwykle mylne, pochodzce z mych upodoba do spraw ciekawych i niecodziennych Wie pan, takie fantazje Sierant wydawa si ton w mylach. A dzisiaj? Co byo dzisiaj? rzek jakby sam do siebie. Wanie, co wiemy po dzisiejszym? podchwyci dziennikarz. Student Politechniki mwi o kim maego wzrostu, pan Kalodont o kim ogromnym. Ponadto, e ma grzyw lwa. No i oczy. wietliste, jarzce si, biae oczy, przeraajce oczy oczy mordercy lub witego, czy nie tak? A wic co nowego rzek Halski oczy, wzrost, lwia grzywa, to wszystko s nowe elementy. Nic nowego umiechn si kpico dziennikarz w gruncie rzeczy nic nowego, bo jaki wzrost? Jakie oczy, a zwaszcza czyje? Ju od tygodnia, gdy doktor Halski opowiedzia mi przy kawiarnianym stoliku o swych pierwszych spostrzeeniach i mylach, wiemy cigle to samo, czyli tyle prawie, co nic W porzdku rzek sierant. Dzikuj panom. Gdy wyszli, podnis suchawk telefonu i nakrci numer Komendy Gwnej MO. Jaki list do ciebie, Marto. Szczupa, starsza pani podesza do ozdobnej komody i wyja spod wazonika prostokcik koperty. Marta zdejmowaa paszcz. Jak zwykle pierwsze ruchy Marty w mieszkaniu miay gboki sens gospodarski tu co poprawi, tam co przesun, wdzie co przestawi. Takie gesty s najczciej dziedziczne, z czego mona wnosi, e obdarzya j nimi pani Majewska, za sam teori potwierdzaaby w tym wypadku prosta obserwacja: mae, jednopokojowe mieszkanko lnio schludnoci i urokiem. Byo tu duo sprztw, stoczonych przymusowo na ciasnej przestrzeni, lecz z pieczoowitym namysem, okraszonych ze smakiem dobranymi przedmiotami. Marta otworzya kopert i przeczytaa: Szanowna Pani! Uprzejmie dzikuj za podzikowania. Jestem niezmiernie ciekaw Pani samopoczucia, myl jednak, e nie jest ono a tak potrzebujce pomocy, aby telefonowa do Pogotowia. Sam nie wiem, czy si z tego cieszy, czy smuci? Pragn Pani take donie, e zostay odkryte rewelacyjne rodki na dolegliwoci wtroby. cz serdeczny ucisk doni Witold Halski

Marta zmruya oczy. Cieszya j powcigliwo i taktowny humor tych zda, maskujcy z zamierzon naiwnoci co, co podobao si Marcie najwicej. Od sprecyzowania owego czego bya w tej chwili jak najdalej, niemniej tak blisko, jak kada kobieta w takiej sytuacji. Lekki powiew niepokoju przepyn obok jej serca. Wiedziaa przez chwil z nieomyln pewnoci, e za moment powie jakie sowa, od ktrych si wszystko zacznie, e nie jest w stanie wypowiedzie tych sw, e nie moe si przed nimi broni ani ucieka, gdy nie wie, jakie one s. Pomylaa o Zenonie, chciaa spyta, czy nie zostawi dla niej adnej kartki. Ju formuowaa myl, gdy naraz, sama nie wiedzc dlaczego, najzupeniej mimowolnie rzeka: Jak si dzi czujesz, mamo? I natychmiast zagryza wargi. Zrozumiaa. Teraz byo to nieodwracalne. Jak przeznaczenie w greckich tragediach prbowaa zakpi z wasnych myli. Przeznaczenie zwalio si pomidzy stojc na stole filiank herbaty i rozoony numer Przekroju, wprost w miy, tawy krg stojcej na pce lampy. Przeznaczenie kiwao na ni kolorowym jak neon palcem za okienn firank. A wiesz, e nie najlepiej pani Majewska zdja okulary i odoya robtk przez par dni miaam wzgldny spokj po tych lekarstwach, dzisiaj w biurze znw mio Podobno zostao wynalezione nowe lekarstwo na cierpienia wtroby Marta w zamyleniu podesza do okna boj si tylko, czy nie ma ono przypadkiem ubocznego dziaania Dowiedziaam si o nim dopiero dzi Co tam lekarstwa Ludziom w moim wieku naley po prostu zmienia wtrob na now, a star oddawa do kapitalnego remontu, jak mwi szoferzy. A gdyby jednak? Co nowego Wie mama, dzisiejsza medycyna Kochanie, ja zayj wszystko, co mi przyniesiesz. Nie wiem, czy zdajesz sobie spraw z dokuczliwoci tego mienia. Jestem gotowa na wszelkie dziaania uboczne, byle tylko pomogo. Ale ja nie jestem gotowa szepna do siebie Marta i odwrcia si do matki. Staa tak, smuka, zgrabna, drobna na tle kretonowej firanki. Sk w tym, i to dziaanie uboczne dotyczy nie bezporednio chorego, mateczko Ale nie zwracaj na mnie uwagi. Wieczr by zimny, lecz przyjemny. Przyjemnie byo i dobrze znanymi, lubianymi ulicami, Marta lubia nieregularnie rozrzucone wille na Frascati, szeroki fragment skarpy nad Centralnym Parkiem, stary, bielony budynek dawnego senatu, wreszcie hojn, bogat prostot zaoenia sejmowego pord rozlegych trawnikw i kunsztownych latar. Znaa tutejsze zakamarki i przejcia. Byo tu czysto, spokojnie, zacisznie. Skrcia z Wiejskiej w przewity gmachu Sejmu, mina Ministerstwo Gospodarki Komunalnej i zesza azienkowsk w d. Wytworna zaciszno dzielnicy sejmowej zmieniaa swj charakter zewszd rozcigay si tereny urzdze sportowych, poprzecinane elaznymi ogrodzeniami, siatkowymi lub z grubych prtw. Park Sobieskiego, w gbi Myliwieckiej trybuny kortw tenisowych, boiska i spitrzony hangar krytych trybun stadionu Wojska Polskiego, dalej ciemny masyw pywalni wszystko to, soneczne i

zielone latem, czynio raczej odstrczajce wraenie w zimowy wieczr. Puste, ciemne przestrzenie, rozpywajce si w pmroku kontury, szerokie, nie oywione ulice i jezdnie, cisza sabo uczszczanej peryferii, rozrywana od czasu do czasu poszumem przejedajcych trolejbusw wszystko to nie wzbudzao zaufania. W samym rodku tego krajobrazu tkwiy ruiny ogromnego kocioa. Mijajc ruiny Marta pomylaa ju zupenie konkretnie, e jest tu cakiem nieprzyjemnie. Nerwy dodaa w myli po prostu pozostaoci zajcia sprzed paru dni. Ten koci za dnia nie wzbudza w niej, jak w kadym oswojonym z ruinami warszawiaku, adnych refleksji. Teraz wyglda gronie. Przystana mimo woli, zafascynowana. Spojrzaa w gr: z wznoszcych si do wysokoci ppitra stopni leciay w ciemno olbrzymie, joskie kolumny, podtrzymujce potny, ciki tympanon. Ta upiorna kolumnada nie miaa adnego oparcia, adnego zaplecza; rozupana przed dziesiciu laty bomb witynia leaa w gruzach. Nic, tylko obione, gigantyczne supy i strzpy cian. Jak to si trzyma przez tyle lat? Taki warszawski Partenon, bez dalszego cigu za kolumnad fasady. Nie darmo w zeszym roku ukoczya histori sztuki. Za kocioem cigna si remiza trolejbusowa. Ciche, ciemne trolejbusy stay w rwnych rzdach, jak pice hipopotamy. Zaraz za remiz rozbysy koyszce si wiata, z gbi duego placu dobiegay dwiki walca ywiarze, rozsiewane przez wesoy, cho schrypy adapter. Przed duym potem z desek stay grupki modziey. Marta odetchna z ulg. W Warszawie apie si ycie na gorco. Prno tego miasta zdumiewa, w pewnych wypadkach demoluje, w innych jest uciliwa i dezorganizujca, jeszcze w innych uszczliwia sw dynamik i kae optymistycznie wierzy w przyszo. W Warszawie nawet lodowisko chwyta si na gorco, jeszcze nie ostyge z prac przygotowawczych, jeszcze nie dopieczone, prosto z rk robotnikw i technikw. C z tego, e nie ma trybun, e bandy toru s prowizoryczne, a szatnie z dykty i tektury? Jest ld, wisz nisko lampy, rozlega si walc ywiarze, jest wic i modzie. Tumy modziey na rnych rodzajach yew, na przykrcanych, przypinanych paskami i przytwierdzonych do specjalnych butw. Na turfach, niegrkach, halifaxach, hokejach, panczenach. Jest rado, krzyk, miech, s gwizdy, awantury, gonitwy, przechwaki, flirty, popisy, sprzeczki. Otwarte zostao nowe sztuczne lodowisko a wic jestemy i my, ywiarze, i jest nas mnstwo! Specjalne urzdzenia jeszcze nie s gotowe, jeszcze si je wykacza, to dopiero pocztek robt nie szkodzi, to nic nie przeszkadza, wykoczy si, a my si tymczasem polizgamy! Skoczy si walc ywiarze, dawa Re poudnia! Od niepamitnych lat te dwa walce stanowi o warszawskiej lizgawce, s jej hymnem. Strzecie si nie mie tych pyt na nowym lodowisku! Majka zawoa mody czowiek, otulony paszczem, pod ktrym widnia zielono czarny dres hokejowy z emblematem warszawskiego AZS. Co si z tob dzieje? Nie mog si ciebie doczeka Jak si masz, Zenon!.;. Marta wspia si na palce i pocaowaa Zenona w policzek. Mj chopcze, niektrzy ludzie ciko pracuj, nie mwic ju o obowizkach domowych wzorowej crki. adna praca nie habi umiechn si Zenon. Chod, zagrzejesz

si nieco w naszej szatni. Jak si czuje mama? By to bardzo adny chopiec, ten Zenon. Hokejowy, nieksztatny rynsztunek nie mg zatrze silnej gibkoci jego postaci, szerokoci klatki piersiowej, dugoci ng. Na mocarnie sklepionej, niadej szyi osadzona bya pikna gowa modego gladiatora o czarnych, jakby rzebionych wosach i ciemnych oczach. By bardzo wysoki, beret Marty siga mu zaledwie do ramienia. Z treningu chyba nici powiedzia. Baagan na tym nowym lodowisku Znw wpucili publiczno. Niepotrzebnie emy si rozbierali. Przebierz si. Pjdziemy troch Pod Kuranty. Od wiekw nie siedziaam w kawiarni. To znw nie jest takie proste. Jest cay pierwszy i drugi skad i ci z kierownictwa sekcji. Ma by jaka odprawa. Nie mog. Majka, zrozum, chc ju w tym roku zaatwi raz na zawsze dyplom. eby ty wiedziaa, jak oni teraz na AWFie patrz na udzia w yciu sekcji A strach Daj spokj. Taka gwiazda jak ty, eby si z tym liczy rzeka Marta z leciutk ironi. Wiesz na egzaminie nietrudno zgasi najwiksz gwiazd rzek Zenon, lecz wida byo, e nie zamierza protestowa przeciw swej wartoci. Przeszli szatni ogln, pen dzieciarni i walajcych si gazet, brudnych od obcierania yew] Zenon otworzy drzwiczki przepierzenia, dzielcego barak na p. Stay tu szafki na sprzt, opatrzone tysicem napisw, czstokro mocno nieprzystojnych. Ciasna przestrze midzy szafkami wypeniona bya rnokolorowymi dresami zawodnikw, sztucami, nagolennikami, pancerzami ze skry, butami, ywami, kijami hokejowymi. W tym galimatiasie przedmiotw miay si, gaday, yskay zdrowymi zbami mode, zuchwae twarze. Marta nie bya tu nie znana. Serwus, Majka! zawoa jaki mody olbrzym o bardzo opalonej twarzy. Czoem, Antek! rzucia Marta jaki ty opalony! A co? W dech, nie? Wczoraj wrciem z Zakopanego Mwi ci, pogoda typu bajka, na medal. Cze, Marta, jak si masz? syszaa z tyu i z bokw. Przyjd w niedziel splun na krek Gramy z jakimi achami z Krakowa. Wstawimy im baki, zobaczysz. Zenon gra jak szatan, jak ty jeste. Bd! miaa si Marta ale to niewiele wam pomoe. Sdzisz, e nam dosun, blondyneczko? Wyrzu te myli, melduj ci, zaatwimy ich sze koo. Zenon usiad i sznurowa buty, gdy wsta na ywach, by ogromny. Majka spyta Antek jaka jest rnica pomidzy koniem a koniakiem? Nie wiem. Taka, jak midzy rumem a rumakiem! Dobre, co? Marta rozemiaa si, wszyscy si miali, trudno tu byo nie mia si, jaki kult miechu wisia w gstym od dymu papierosowego powietrzu. Dowcip by religi tych modych ludzi, nade wszystko w wiecie cenili dowcip, dla dowcipu gotowi byli uczyni wszystko, nawet krzywd, nawet gupstwo. Jake Zenon tu przynaley Dusz i ciaem pomylaa Marta. We wzroku Marty, spogldajcej na poprawiajcego bodiczki Zenona, migotaa tkliwo, to prawda, ale taka tkliwo, jakiej mczyni bardzo nie lubi, czuo kobiety, ktra jeszcze kocha, ale ju wie, e s rzeczy, o jakich jej chopiec nie ma i nie moe mie pojcia. Do szatni wszed barczysty mczyzna w kouchu. Panowie po

wiedzia skoczcie ktry na lodowisko, bo tam jakie historie. Znowu rozrabiaj. Zenon, jeste na ywach. Zenon podnis si, woy paszcz na ekwipunek i rzek: Chod, Majka, postoimy troch na powietrzu. Nie jest za zimno. Marta lubia widok rozjedonego, suncego tumu. Chrzst yew, kolorowe zygzaki, usmarkane z wysiku, mrozu i radoci twarzyczki dzieci moga na to patrze godzinami. I rozumiaa si na rzeczy, trzy zimy spdzone z Zenonem day jej wiedz o prawach, zasadzkach i tajemnych znakach tego wiatka, o tym, co si dzieje na logogryfie przesuwance lodowiska. Umiaa dostrzec butelk po wdce pod awk i bysk ywy przy obuzerskim podcinaniu jadcych spokojnie dziewczt, orientowaa si w technice hokejowego faulu, w nastrojach lizgawki o kadej porze dnia. Od razu te dostrzega, co wie pozornie nie zwizane ze sob postacie, uwijajce si wrd tumu. Grupa kilkunastu wyrostkw, co najwyej szesnastoletnich, czya si w potnego wa, ktrego dynamika pdu roztrcaa ywiarzy, przewracaa, zagarniaa w sw orbit usuwajce si niezrcznie dziewczta. Na czele jecHal nieduy, lecz krpy facet w dwurzdowym, ciemnym garniturze o kanciastych, wypchanych ramionach; na szyi mia brudnobiay szalik z taniutkiego jedwabiu, na gowie okrg, kraciast cyklistwk, sterczc wysoko, z przesadnym fasonem na ciemieniu. JecHal szybko i pewnie, z rkami w kieszeniach, przekada z wpraw, kiedy zbliy si, wida byo krostowat twarz o grubym, zadartym nosie. Te oprychwki to oni wypychaj gazetami rzek Zenon z umiechem, wskazujc na kraciast czapk daje to ulubiony fason, a zarazem stanowi pewn ochron przed uderzeniem. W umiechu Zenona bya wzgardliwa aprobata dla chopaka, widzia w nim co zabawnego. Strj odpowiedni na niedzielne imieniny u szwagra rzeka Marta, lecz nie popara sw umiechem. W pewnej chwili rozpdzony w przysiad w tak zwanym pistolecie i pru z wielk szybkoci, najeony wystawionymi do przodu ywami, przez lodowisko, gwacc wszelkie prawida ruchu. Rozleg si krzyk, chopcy szybko podnieli si i rozpierzchli, na lodzie leaa maa dziewczynka, usiujca si podwign. Zenon jednym zamachem dugich ng przesadzi band i w cigu sekundy znalaz si przy dziewczynce; wzi j na rce i ostro przyhamowa naprzeciw Marty. Co ci si stao? spyta, sadzajc dziewczynk na bandzie. Due zy byszczay w brzowych jak piciogroszwki oczach. Wskazaa na praw ydk: przedarte baweniane spodnie i poszarpana skarpetka odsaniay spore zadrapanie. yw! Takie obuzy! usta dziewczynki cigny si znw w bolesn podkwk. Marta wyja jej z kieszeni chusteczk. Do wesela si zagoi powiedziaa wesoo a spodnie jutro zacerujesz. Swoj drog zwrcia si gwatownie do Zenona i umilka. Zenon spoglda z jakim upodobaniem na lodowisko, na ktrym modziecy w oprychwkach znaleli now zabaw. Typowali jedn z wiszcych nad tafl lodow lamp meczowych, rozpdzali si i miotali kamieniami w gr. Trzy prby wypady mizernie, ale za czwartym razem pkaty facet w wizytowej dwurzdowce wycelowa. Huk zbitego szka i pkajcej wielowatowej arwki, sposzony krzyk lizgajcych si, odpryski szka na lodzie naga redukcja owietlenia. Co nawalio w caym przewodzie i kilka wielkich

lamp zgaso. Na lodowisku powsta ruch, rycerze pmroku rozpoczli gorczkowe uwijanie si. Wtedy wanie Marta poczua nage, przypieszone bicie serca. Nie, to chyba zudzenie, przecie to niemoliwe, aby to byy te same wietliste, jarzce si niesamowitym blaskiem, przeraliwie biae oczy? Z szatni klubowej wypado kilku zawodnikw i barczysty mczyzna w kouchu. Zenon pru penym gazem w tum. Pkaty w dwurzdowce jecHal ostro, ale nie mg si rwna z hokeist. Zenon pochyli si w polizgu kanadyjki, otoczy go zgrzytliwym wiraem i zapa za rami. Wolnego, kolego! rzek twardo. Co teraz bdzie? Wyrostek spojrza w twarz Zenona; by duo niszy i mimo wyranej krzepkoci na pewno sabszy, ale w jego perkatej twarzy i zimnych, obelywych oczach Zenon dostrzeg co, co kazao mu puci rami: bya w tych oczach gotowo na wszystko, a do koca. To przez nieuwag, panie kierowniku rzek z faszywym umiechem, rozszerzajcym mu grube usta na ca twarz ja przepraszam, to nieostronie Genialne pomyla Zenon ale humor u tych kozakw Wydao mu si to naraz doskonaym dowcipem i nie mg powstrzyma umiechu, co wyrostek od razu podchwyci. Panie kierowniku, ja zaraz panu kierownikowi odpal pidziesitaka Za t lamp, dobra? Tylko pozbieram od druhw, psia ich dola. Rzeczywicie, druhowie kupili si ju ciasno wok nich, Zenon ledwie si obejrza, gdy otoczony by przez spocone twarze, brudne szaliki, zepsute zby, zionce wdk oddechy i spojrzenia. eby mi zaraz, syszysz, do kasy lodowiska rzek gono i rozepchn mocno napierajcych. Zaraz, zaraz zawoa pkaty w dwurzdowce i wataha rozjecHaa si na wszystkie strony. Zenon podjecHal do Marty, przy ktrej stali zawodnicy. Co si stao? spyta Antek. Genialne rzek Zenon wiesz, Majka, co ten bandzior powiedzia: To przez nieuwag. Tak powiedzia. Maj riposty, co? Antek i kilku innych rozemieli si, Marta dygotaa. No i co? rzucia gwatownie. Co teraz z nim zrobicie? Nic odpar Zenon niefrasobliwie. Co mu zrobisz? Za lamp nie zapaci, bo droga, milicja daleko, bi si z nim nie bd. Ty si na tym nie znasz. Majka, to wadcy Czerniakowskiej ulicy, ten krpy w oprychwce to postrach Czerniakowa. Chopcy rzek mczyzna w kouchu adujcie si na ld, oprniamy przed czasem lodowisko z publicznoci. Id nada przez megafon. Zwarta grupa hokeistw wjedaa na tafl. Zrozum, Majka rzek niepewnie Zenon, gdy zostali sami gdybym go mia gdzie w neutralnym miejscu, to zrobibym z niego marmolad, ale tu oni mnie znaj Dzi dam mu po uchu, jutro wieczorem bd wychodzi sam z treningu i kilkanacie cegie zaprawi mnie, nie wiadomo skd, kiedy i jak, w eb Ju ja to znam. Marcie stana przed oczami smuka posta w biaym, lekarskim kitlu. Co ma do tego doktor Halski? pomylaa szybko, zupenie zdezorientowana. Rozumiem rzeka Marta i Zenon poczu si naraz, jakby na tym wiecie nigdy nie zosta powiedziany aden dowcip. W tej chwili z pmroku lodowiska, z chrzstu yew wbiy si w Mart na uamek sekundy biae renice i zgasy. Stao si to tak nagle i tak na pewno, e Marta zadraa, przeszyta dreszczem. To odbysk lodowej tafli, o, to wanie to szepna w duchu, wiedzc dobrze, e tak nie jest. W najciemniejszym rogu lodowiska pkaty w oprychwce przyhamowa

przed jakim holendrujcym, niskim panem w pumpach. Gdy pan w pumpach przesuwa si obok, chwyci go gwatownie za rk, wytrcajc go z rwnowagi wprost w karkoomny piruet. Tatusiu rzek pkaty poycz pidziesit zotych Panie! krzykn pan w pumpach pu, bo zawoam! Wicej nie zdy ju powiedzie. Jadcy na penym gazie chopak w swetrze z wykadanym konierzem podci go z penego rozpdu. Poczu jeszcze kilka uderze ywami w plecy i silne szarpnicie za tyln kiesze spodni. Ratunku! Milicja! rozdar si. Ciiiicho! sykn pkaty i przejecHal mu woln yw po twarzy. Rebiata! Do domu! rzuci i wszyscy rozpryli si na boki. Wszystko razem trwao sekundy i pan w pumpach, zanim obtar krew z policzka, nie wiedzia nawet dobrze, co si stao. Teraz na lodowisku powstao straszliwe zamieszanie, w ktrym potny gos z megafonu, obwieszczajcy: Publiczno proszona jest o opuszczenie lodowiska, wzmaga zupeny chaos. Marta powiedziaa: Zenon, przebierz si, odprowadzisz mnie do domu, dobrze? A trening? Opucisz trening, prosz ci, ja mam dosy tych awantur. Dobrze, Majka, zaczekaj. Przecie nic takiego si w gruncie rzeczy nie stao Wrd wdow i rozkopw pod przysze trybuny, rozcigajcych si w zamarzej glinie za lodowiskiem, stao sze ciemnych postaci. Panowa tu ju zupeny mrok, rozbysy jedynie gwiazdami lutowej nocy. Jedna z postaci, niewysoka, pkata, kanciasta, mwia, tamszc co w palcach: Sto siedemdziesit i dokumenty. apciuch, masz tu pidziesitaka, id do kasy, po i powiedz, e to za lamp. Tak trzeba. Id sam, kozak si znalaz, co innych posyasz, jak taki dentelmen odpar wysoki, amliwy cie. Wont, ty achmaniarzu, ja ci poka, gupi szczylu Wolisz, eby ci przetrcili od razu, jak jutro przyjdziesz? Gdzie takich baranw zbieraj? Nie kapujesz, e z nimi trzeba by dobrze, gwniarzu? Sam zaatwi, wszystko musz za was Pkata posta wyja pienidze z portfela i schowaa do kieszeni. Portfel wyrzucia daleko za siebie, w ciemno. Ledwie dotkn ziemi, gdy podniosa go jaka pieczoowita rka. Pidziesitak dla mnie, reszta do podziau rzek pkaty, kadc rce do kieszeni. Albo lepiej masz, Stasiek, i skocz po benzyn. Kup par ogrkw, kapujesz Kiedy i skd wpada pomidzy sze postaci grom, tego nie wie nigdy adna z szeciu zainteresowanych osb. Poza tym grom nie jest nigdy czym mikkim, za to, co znalazo si naraz na skostniaej glinie pomidzy szeciu silnymi, zwinnymi i gotowymi na wszystko ludmi, byo na tyle mikkie, by nie sprawia adnego Haasu, za na tyle granitowo twarde, by uczyni rzecz niebywa ci pi spord szeciu postaci z ng. Szsta w tej samej sekundzie rzucona zostaa potnym ciosem w brzuch na usypisko zlodowaciaej gliny.. Przez kilka chwil kotowa si dziwaczny, straszny bj w zupenych ciemnociach i w zupenym milczeniu, gdy si jednak nic nie wie, kiedy i skd padaj byskawiczne kopnicia w usta i w podbrzusze, w szyj i w serce wtedy ludzie zaczynaj kaszle, krztusi si blem i strachem, charcze. Moje oko! Gowa, o Jezu! Gowa!? Uuuuch! Morduj! Aaaaaa! Wtedy te, rzucona z

si parowego mota, pkata posta otworzya z jkiem oczy i to stao si przyczyn jej zupenej klski. Naprzeciw jej oczu pony w ciemnociach inne oczy, tak przeraajco biae, e pod postaci pkat i kanciast zdrtwiay kolana; jej szesnastoletni dusz, nie znajc dotd, co to obawa, owadno nagle dzikie przeraenie. Macajc jak lepy przed sob, przewracajc si na czworakach po gliniastym nasypie, ranic sobie rce i padajc na czoo, czowiek, ktry nie ba si w swym krtkim yciu ani krwi, ani noa, zacz, potykajc si, ucieka przed oczami. Jaka dziwna groza rzucaa jego sercem. Biegnc coraz szybciej przez znane sobie pagry dopad do wasnorcznie wycitej niegdy dziury w drucianym ogrodzeniu, przegramoli si na drug stron i znalaz si na tyach remizy trolejbusowej. Tu poczu si pewnie, odetchn gboko, otar usta i zbliy rk do smugi wiata z latarni ulicznej. Krew! szepn co to byo? I nagle poczu, e nie jest sam. Nic nie widzia ani nie sysza, lecz co kazao mu ucieka. Jak alarmowy sygna instynktu dosza do jego wiadomoci pewno, e tu za nim czai si niewidzialne, nieznane co, ktre nie woa, nie grozi, nie pyta, niczego nie da, tylko niszczy, unicestwia. Lecz co niszczy, dlaczego? Nad tym nie prbowa nawet zastanowi si, gdy musia ucieka biec co si w zmaltretowanych nogach, apic z trudem wyduszony z piersi piekielnym uderzeniem oddech. Dyszc ciko przesadzi kamienie i pot, dzielcy remiz od ulicy. Na myl mu nawet nie przyszo, by si broni, zapa w biegu kamie, przyj walk w tych zakamarkach, dziurach, potach, mieciach, ktre zna jak wasn kiesze, w ktrych tyle razy on innych Wypad w przesmyk pomidzy zabudowaniami i ruinami kocioa. Nie sysza, lecz czu pogo. Jego wiszczcy oddech kaza przystan idcym po drugiej stronie ulicy Zenonowi i Marcie. Widzieli, jak ciemna posta, wyprzedzajca ich daleko, wbiega chwiejnie na stopnie portalu, a za ni co jakby cie, zatarta sylweta, za ktr nie mona byo rczy, czy naley do rzeczywistoci. Ciemna posta zawaHaa si przez mgnienie oka, serce tuko w niej obdnie, gdy minwszy kolumnad znalaza si w upiornej nawie. Ale nie byo wyboru. Nie pozostawao nic innego, jak samobjczy skok w ciemno zdruzgotana podoga nawy urywaa si bowiem nagle jak szczelina przepaci w dole rozcigaa si ciemna kruchta, najeona rozbitym murem, potrzaskanymi prtami elbetowych zbroje, fantastyczn koronk poszarpanych murw, zardzewiaymi sztabami i elaznymi szynami. Ale w dole by ratunek. Ciemna posta wiedziaa dobrze, e wrd cienkich kolumienek kruchty, wrd zwaw potuczonej cegy ukryte s elazne drzwi starego przeciwlotniczego schronu prowadzcego do podziemnych odmtw nie znanych nikomu prcz kilku ludzi. Tylko tam widzia ratunek i skoczy desperacko w d, na rozdzierajce koci cegy. Nie zdy si unie na rozedrganych, zakrwawionych ramionach, gdy wyczu raczej, ni usysza spadajcy obok niego z koci mikkoci cie. Ostatkiem si rzuci si midzy kolumny kruchty, ku elaznemu zaworowi. Wtedy wanie Marta i Zenon posyszeli straszny, rozpaczliwy krzyk, ludzkie wycie, od ktrego zamary im serca. Aaaaarrhhh! chrypiao w ruinach ogromnego kocioa. Przebiegli ku schodom portalu, Zenon stawia ju nog na stopniu, gdy

Marta szepna z trwog: Nie! Prosz ci, Zenon, nie W momentach dramatycznych Zenon nie by tchrzem, ale ju po chwili, gdy krzyk si nie powtrzy, poczu wielk wdziczno dla Marty, e myli o nim. Jakie porachunki wadcw Czerniakowa rzek z umiechem. Zdejmujc nog ze stopnia, strci jaki mikki przedmiot. Pochyli si. Bya to kraciasta, wypchana gazetami oprychwka, od jakich roi si w Warszawie. Popatrz, nie mwiem rzek do Marty, dumny z trafnoci swego rozumowania. Marta wpatrywaa si w czapk rozszerzonymi z przeraenia oczyma. Wydao jej si nagle, przez uamek sekundy, e co zrozumiaa.

2 Kuba! Kubaaa! Kolanko wychyli si z drzwi na korytarz, zawis niemal na rkach. Kubaaa! Gdzie on jest, ten Na schodach rozleg si oskot o dalekim pokrewiestwie z grsk lawin. Na kocu, korytarza ukazaa si kulka czego, szybko rosnca w oczach, ktra na kilka metrw przed Kolanka zacza hamowa na szeroko rozstawionych nogach. Z bryki ciaa, ubrania i ruchu wyoni si cay umiechnity Kubu. Jestem, panie redaktorze. O co chodzi? Kolanko jednym ruchem wcign go do pokoju i zamkn drzwi. Pokj redakcji miejskiej Expressu Wieczornego mgby z powodzeniem suy za przecudn wizj klasycznego wczgi: takie iloci starych gazet i papierw odnale mona jedynie w cichych marzeniach zmczonych trampw o kach i kodrach. Na cianie wisiay: karykatura Kolanki, rozkad jazdy pocigw podmiejskich sprzed trzech lat, plan Saskiej Kpy i godo pastwowe. Ty pacanie nie myty rzek Kolanko z gorzkim wyrzutem. Kubu przybra postaw obronn. Ju nie bd, panie redaktorze rzek na wszelki wypadek, cofajc si kln si na czyst, niewinn mio, jak ywi dla pana redaktora Tylko co si stao? Chopczyku powiedzia Kolanko ze sodycz w gosie chopczyku, siadaj. Popatrz, wyhodowaem ci na wasnej piersi. Jako nieletnie pachol igrae beztrosko w cieniu mej potnej opieki, figlujc swawolnie wrd nowinek z magazynw odzieowych, wrd spacerkw po stolicy, wrd wieci o nowych liniach tramwajowych i o nowalijkach w sklepach warzywnych. Hasae jak rozkoszne rebi po rozogach trzeciej kolumny, miejskiej kolumny naszego chwalebnego organu. I co? Tak mi si odwdziczasz? Takie jest twoje przywizanie do tego, ktry ci wykarmi mlekiem z drzewa wiadomoci dobrego i zego? Okrga, dwudziestodwuletnia i piegowata twarz Kubusia wyraaa bl i rozpacz. Wida byo, i jest do gbi wstrznity. Panie redaktorze zawoa niech pan tak nie mwi! Nie wolno panu! Przecie wie pan, e jestem jak opoka za panem redaktorem, e moe pan zawsze i ufnie wesprze na mnie swe znuone ciao e jestem dla pana gotw na wszystko, na najwysz ofiar, jestem gotw na niech si dzieje, co chce! natychmiast skoczy po papierosy, nawet tu Kubu zakry oczy doni i zwiesi w strasznej mce gow nawet przynie herbat! Zamilcz powiedzia Kolanko, tumic jawnie wzruszenie niech przyjd do siebie Ju dobrze Czytae dzisiejsze ycie? Nie odpar Kuba niefrasobliwie. Nie zwykem czyta od samego rana tych marnych wistkw konkurencyjnego papieru. O tej porze czytuj wycznie to, co sam napisaem poprzedniego dnia. A w ogle w gosie Kubusia zabrzmiaa wzgarda dziwi si panu, e pan, taki inteligentny czowiek, traci czas o poranku na czytanie tej gazety.

Zamknij dzib! warkn Kolanko. Masz, czytaj. Poda Kubusiowi wie pacht porannego wydania ycia Warszawy. Kubu wzi dziennik w dwa palce, z ostentacyjn odraz, w miar jednak czytania zakrelonej czerwonym owkiem wzmianki twarz mu si wyduaa, z okrgej staa si owalna, a z owalnej pociga, duga i bardzo zmartwiona. No i co ty na to? wzi si pod boki Kolanko, chostajc go wzrokiem penym szyderstwa. As reportau Expressu Wieczornego, reporter iskra, reporter widmo, czowiek, dla ktrego nie ma drzwi zamknitych, dziennikarz, u ktrego w lewej kieszeni spodni bije puls Warszawy Oczy i uszy stolicy Magik prasy popoudniowej, wobec ktrego najtwardsi dyrektorzy domw towarowych poni si jak zasromane dzieweczki, zwierzaj si z tajemnic nowego asortymentu bielizny dla leciwych gospody i jedz z rki jak ptaszki Jednym sowem: Kuba Wirus! I ten oto Jakub Wirus dowiaduje si o czym takim z malekiej zajawy na pitej kolumnie ycia. He, he, he miech ten zadwicza w uszach Kubusia jak dzwon pogrzebowy. Opuci rk z gazet jak czowiek ugodzony miertelnie w samo serce, spuci gow i rzek gosem nabrzmiaym cierpieniem: Tak To koniec:.. Widocznie zestarzaem si. Czas mi si wycofa, odda miejsce modszym, pj do administracji na wygodny fotelik z gumow poduszk i spdzi na nim reszt mych dni Niech modsi rusz w wity bj o nowiny z Koszykw i po wywiady z piaskarzami, pracujcymi w znoju nad regulacj Wisy Mj kres nadszed. Oko moje stracio blask i sokol bystro, moja rka zagubia niechybn pewno. Ha, c! Pozostaj ciche dumania przy klubowym stoliku na ulicy Foksal i rzewne wspomnienia z dni chway. Nagle zerwa si jak oparzony. Panie redaktorze! Jak pragn caowa winiowe usta tej nowej brunetki z kolportau, co nam si obu podoba oni nie mogli otrzyma tej wiadomoci z Pogotowia! Pogotowie mam obstawione jak zoto i niemoliwoci jest, eby ten tu Kubu bluzn sowem straszliwie dyskredytujcym omawian osob nie zawiadomi mnie o czym takim Ja nie wiem, ale niech ja bd ostatni mieciarz, a nie Wirus, jeli w przecigu dwch godzin pan redaktor nie bdzie mia Spokojnie, smarkaczu Kolanko przybra ton mentorski widzisz przecie, e nie jest podane ani kiedy, ani kto udzieli pomocy temu facetowi. Nie pisze, czy zabrano go do szpitala, czy milicja prowadzi dochodzenie. Nic prcz tego, e znaleziono takiego pobitego w ruinach kocioa przy ulicy azienkowskiej. I tyle. Chyba bdziesz musia uda si do kolegw z ycia Warszawy, jeli si chcesz czego dowiedzie Co? Tam? Nigdy! zawoa Kubu dramatycznie. Moja noga tam nie stpnie po kraniec dni moich, u tych pszczelarzy! Chyba e bd mieli dla mnie jakie pienidze doda ciszej, na stronie, po czym znw wznis gos do poprzedniego rejestru: A pan, panie redaktorze, zbyt szybko i zbyt wczenie straci wiar we mnie To rzekszy znik jak wyssany z pokoju przez niewidzialny elektroluks. Dlaczego pszczelarze? zdziwi si Kolanko. To pozostanie na zawsze tajemnic barwnoci stylu Kubusia Wirusa. Ale jaka trafno w tym jest

umiechn si do siebie. Nawet nie zdyem mu da tego Kischa pomyla, wyjmujc z szuflady wieo kupion ksik. Jeli bowiem trzydziestoczteroletnie serce redaktora Edwina Kolanki bio dla kogo na obecnym etapie jego ycia, tym kim by tylko Kubu Wirus. Kiedy siedem lat temu zjawi si w redakcji pitnastoletni chopak o zsiniaych z zimna wargach, w niezdarnym ubraniu zszytym z amerykaskich kocw wojskowych, Kolanko od razu nim si zainteresowa. Dziwio go samego to zainteresowanie; przewalay si natenczas nad Warszaw pierwsze zimy odbudowy, pene udrk zdruzgotanego przez wojn miasta. Przez te zimy Warszawa przebijaa si jak przez morderczy ogie wielkiej bitwy o ycie: w szlamie, w bocie, w gruzach, w nie opalanych norach zamiast mieszka, w ktrych obite dykt okna symbolizoway dom. Uczucia twardniay, dzieci pice w bramach zrujnowanych kamienic lub w botnistym niegu ulicy nie czyniy na nikim wraenia. Kolanko nalea raczej do ludzi mocnych, to znaczy odpornych, to znaczy, czstokro, niezbyt wraliwych. A przecie od samego pocztku dojrza w oczach Kubusia co, co wzniecio w nim ciep lito. Kubu by sierot, rodzicw straci w czasie wojny. Mia jakie ciotki czy stryjw na Ziemiach Zachodnich, ale rodzina stanowia dla Kubusia rzecz drugorzdn. Rzecz pierwszorzdn bya Warszawa. Jakie instynkty i umiowania decydoway o tym w duszy pitnastoletniego chopca, tego trudno jest doj, Kubu orzek, e tu jest jego miejsce, jego serce, jego przyszo. I zosta. Zaczepi si o redakcj nowo powstaego Expressu Wieczornego, biega na posyki; do kliszami, do drukarni, po odbitki szczotkowe, po papierosy, po buki, po piwo. Z czasem sta si niezbdnym, lubili go wszyscy za to, e nie sprawia nikomu kopotu, by sprytny, obrotny, dowcipny, uczynny, bardzo warszawski, gazeciarski, dziecko Expressu. Nigdy nie naprzykrza si, nigdy od nikogo niczego nie potrzebowa, zawsze by gotw do uprzejmoci i przysug, co najwaniejsze: nikogo nie obarcza trosk o siebie i nikt sobie gowy nie zaprzta tym, czy Kubu pi i gdzie Kubu pi, czy Kubu je i co Kubu je. Taka krzepka samodzielno budzi powszechn sympati. Ale to wszystko. W walczcej o swj dzie nastpny Warszawie ludzie byli niebywale zajci; obdarzali chtnie sympati, w wypadkach nagych doran pomoc. Na ciep, podtrzymujc, troskliw przyja, tak wanie, jaka Kubusiowi bya potrzebna, nikt nie mia czasu. Nikt z wyjtkiem Kolanki. Za to Kolanko mia opory. Kolanko by troch sceptykiem, troch mantyk, troch egoist i troch cwaniakiem taki charakter, wytrzsiony mocno w ostatniej wojnie, nie stanowi yznej gleby, na ktrej zakwita zazwyczaj opiekucza przyja dla kilkunastoletniego chopca. Skoczyoby si tedy na niewyranych sympatiach i przychylnociach, gdyby nie Kubu. Bowiem na zasadzie trudno wytumaczalnych rewanw Kubu pokocHal Kolank. Nie mia pocztkowo po temu adnych specjalnych powodw: to inni redaktorzy przynosili mu ciepe skarpetki, puszki konserw z gulaszem wieprzowym, obdarowywali go biletami do kin i na mecze. Natomiast Kolanko z nim rozmawia. Kad woln chwil Kuba spdza przy biurku Kolanki, wlizgiwa si do pokoju, w ktrym pracowa Kolanko, czyhajc apczywie na momenty, gdy rozjazgotany telefonami i oskotem maszyn do pisania pokj pustosza i

cich. I znw trudno powiedzie, by rozmowy te byy dla Kolanki filantropi: nic z tych rzeczy rozmowy te pasjonoway Kolank, wiecznie chciwego kolorw ycia reportera, dziennikarza do szpiku koci, kochajcego zachannie atmosfer, styl i barw przeywanej chwili, nastrojw miasta, jzyka warszawskiej ulicy. Kt mg lepiej opowiada mu o bazarach i placach, o ogrdkach i plaach, o piekarniach i sklepikach, o tramwajach i knajpach ni Kuba Wirus, pitnastoletni czowiek, dla ktrego ycie na bruku dwigajcego si z gruzw i ndzy miasta nie miao tajemnic? Za Kuba czu wymienicie, e to, co mwi, to, co opowiada z takim wkadem si w trafno formuowania, zostaje zrozumiane i docenione, e ten, ktry sucha, sucha nie z uprzejmoci, lecz z palcego, chciwego zainteresowania nim. Kub, e jeden jedyny czowiek na wiecie potrafi w peni go zrozumie i sprawiedliwie oceni nieuchwytn gbi, mdro, dosadno, atrakcyjno, cay gorzki, rynsztokowy, knajacki urok i ostry jak brzytwa humor jego warszawskiej, ulicznej gadki. Tym czowiekiem by Kolanko i Kubu kocHal go za to. Za kiedy w czasie tych nie koczcych si rozmw, patrzc w ponce policzki i ruchliwe, piwne oczy Kubusia, Kolanko dostrzeg w oczach tych co wicej ni zabawn, bystr kozakeri i obuzerski spryt: spod grubej warstwy ukutego w arze dowiadcze przekonania o nikczemnoci i ndzy wiata wyziera jasny, modzieczy optymizm, gdzie na dnie tych oczu niemiao poyskiway ukryte zoa uczciwoci i lojalnoci. Tego samego dnia Kolanko wszed do ksigarni i kupi par ksiek: by wrd nich Prus i Jack London, eromski i Dickens. Dalej wypadki potoczyy si rewelacyjnie, cho bez zbytniej reklamy. Nikt w redakcji nie zdawa sobie nawet sprawy z tego, kiedy Kubu zda matur i zacz pracowa w dziale miejskim jako reporter. Nikt prcz Kolanki. Zanim ktokolwiek zdoa si zorientowa w tym, co si stao, Kubu zacz rosn w saw. Niespoyta energia, dynamika i zapa, sprzgnite z celnoci obserwacji i dowcipu, talent dostrzegania sensacji w fakcie pojawienia si w sprzeday nowego typu margaryny i przedziwna umiejtno zawarcia caego poematu o tym zjawisku w dwuszpaltowej notce na trzydzieci wierszy takie zalety wznosiy Kubusia byskawicznie w gr. Ju niebawem zaczto o nim mwi jako o asie dziau miejskiego, wraz z rosnc wielkomiejskoci odbudowywanej Warszawy rs Kuba jako gwiazda wielkomiejskiego reportau. Zacz nosi dobre marynarki, bajecznie kolorowe muszki u konierzyka koszuli i bywa w Klubie Dziennikarzy, gdzie pokazywano go nawet palcami od stolikw, mwic: To ten Wirus z Expressu Wtedy te nastpi pierwszy wielki konflikt pomidzy nim a redakcj, ktrej kolegium uwaao si za rodzaj kolektywnej macierzy Kubusia. Postanowiono mianowicie, e zostanie on zapisany na wysze studia dziennikarskie, i wtedy Kuba powiedzia twardo: Nie! Po czym wyjani swe stanowisko, mwic obrazowo i chaotycznie, e redakcja jest dla tym, czym czysta woda dla ryby, ktra dotd zmuszona bya pywa w bajorze, e w gazecie znalaz swe najistotniejsze powoanie, e gazeta daje mu ycie i nauk zarazem, codzienne doskonalenie si w tym, co on, Kuba Wirus, uwaa za najcenniejsze i najwaniejsze, i najbardziej ukochane, e on jest dziennikarzem z najgbszych fibrw duszy, e by ju chyba dziennikarzem w onie matki, a w kadym razie na pewno dziennikarzem pozostanie a do ostatniego oddechu, e wreszcie tu Kubu wrci do

swych ichtiologicznych metafor oni, to znaczy ci z kolegium, chc wrzuci jego, ryb rzeczn, do oceanu nauk ekonomiczno socjalnych, na co on. Kubu, typowa ryba jeziorowomiejska, nie ma ani ochoty, ani odpornoci, przynajmniej na razie, i e trzeba czeka, a jemu samemu przyjdzie na to ochota, aby si pogbi i zapragn pisania krytyk z Zachty czy Muzeum Narodowego w miejsce nowinek z rzeni miejskiej. Na koniec w oku Kubusia byso co na ksztat zy, kiedy mwi, e oni mog go zmusi do opuszczenia redakcji, ale nie zmusz go do decyzji sprzecznej z jego najdokadniej przemylanymi planami yciowymi, po czym doda, przybierajc postaw czowieka wiadomego swej wartoci, e jakkolwiek myl ta sprawia mu nieznony bl, to jednak sdzi, i znajd si w Warszawie redakcje, rade go natychmiast zatrudni. Tak heroiczna postawa w walce o prawo do stanowienia o swym losie oraz adunek wzruszenia w sowach Kubusia nie mogy nie wpyn na stanowisko kolegium, co uwidocznio si w oglnym rozczuleniu. Wychodzc z tego zebrania, gdy znaleli si sami. Kubu rzek do Kolanki: Moim celem jest zosta takim samym dziennikarzem jak pan Wtedy Kolanko po raz pierwszy w yciu poczu si, jakby mia syna. Zrozumia, e od lat jest przy nim kto, komu bdzie mg co zostawi, przekaza, ktry po nim poniesie co dalej, w przyszo. Mijajc Poloni Kolanko pchn lekko Kubusia w drzwi. Wypili trzy wiartki wdki, po czym dugo siedzieli milczc, za w milczeniu tym byo mnstwo wzajemnych uczu i kupa zadowolenia. Pierwszy raz pili razem alkohol. Ta chwila wymagaa bowiem wielkiej dojrzaoci i gbokiego, oboplnego zrozumienia. O, redakcje warszawskie! Ile w was czaru i odrbnoci od innych redakcji wiata! Na dobr spraw wszystkie redakcje, od Melbourne do Archangielska i od Valparaiso do Rangoonu, wygldaj jednakowo: wszdzie jest baagan i sekretarz redakcji, zbrojny w noyce i klej. Ale baagan redakcyjny ma wszdzie i zawsze wasn, wewntrzn logik, wasny ukryty sens i ad, regulujcy pozorn Haaliwo i niby chaotyczn bieganin. Inny baagan panuje w zacisznych, obszernych redakcjach skandynawskich, inny w ciasnych, rozdygotanych redakcjach woskich, inny w ciemnych, pokrytych nigdy nie cieranym kurzem redakcjach angielskich, a inny w warszawskich. Za mimo nieustajcego baaganu codziennie o oznaczonej porze ukazuje si gazeta i w tym zjawisku naley szuka wyjanienia, dlaczego baagan redakcyjny jest zawsze baaganem pozornym. Istnieje wiele rzeczy, rnicych midzy sob redakcje, s to: pogldy i zainteresowania, styl pracy i format drukowanej gazety, potencja talentw i chwyty reklamowe oraz mnstwo innych spraw. Natomiast jedna jedyna rzecz czy wszystkie redakcje od Nowej Zelandii do Karelii i od Lizbony do Wadywostoku: jest ni kult dziennikarskiej drapienoci polegajcej na tym, aby wiedzie najlepiej. Tylko te redakcje yj, w ktrych czai si po ktach, wrd stert makulatury, koszw do mieci, biurek, maszyn do pisania, telefonw, dziennikarska drapieno. W oczach, gestach i sowach krzyczcych i piszcych w nich ludzi musi wyranie byszcze wieczna, nieugaszona dza, palce pragnienie, aby nigdy nie da si niczym zaskoczy, natomiast stale, zawsze, nieustannie i wszdzie zaskakiwa, olniewa, oszaamia innych. Powie kto: Ale to

efekciarstwo i bdzie mia suszno. Tak, to wielkie, wspaniae efekciarstwo, ktre stworzyo wspczesn pras i jej potg. O reszcie decyduje stosunek do gazety. Paryanin skonny jest posdza sw pras o wszelkie bezecestwa, ale si jej boi, londyczyk drwi ze swej prasy, lecz jej wierzy, berliczyk niezbyt dowierza swej prasie, ale si jej sucha, warszawiak kpi ze swej prasy niemiosiernie, ale si z ni liczy. Dlatego te w rzadko ktrej metropolii prasa moe uczyni tyle zego lub dobrego, tak wiele stworzy lub tak doszcztnie zniszczy, jak w Warszawie. Dlatego codzienna liturgia kultu tego, aby wiedzie najlepiej, stanowi w warszawskich redakcjach tak wiele. S one bezlitosne, te redakcje, dla tych, ktrzy nie wiedz najlepiej, za ci, ktrych nie mona niczym zaskoczy, ktrzy wiedz wszystko bez puda, chociaby tylko w pierwszej sekundzie rozmowy, ci stanowi o obliczu tych redakcji. Do takich nalea wanie Edwin Kolanko. Geniusz jest rzecz bezwzgldn: mona by genialnym portierem hotelowym czy sprzedawc tekstyliw, o geniuszu decyduje, jak si dan rzecz robi, a nie co si robi, i dlatego nie bdzie w tym adnego naduycia, gdy stwierdzimy, e Kolanko by dziennikarzem genialnym. Jak to si dziao, e wiedzia on zawsze tego samego dnia, gdy zadecydowana zostaa jaka zmiana w rzdzie lub budowa nowego, gigantycznego osiedla mieszkaniowego, gdy odkryte zostay nowe, sensacyjne wykopaliska, dokonany nowy polski wynalazek albo postanowiony nowy rozwd, o ktrym gucho jeszcze byo przy stolikach warszawskiej bohemy w Lajkoniku to pozostanie na zawsze jego tajemnic, Jak robi, e najbardziej rewelacyjn i skomplikowan histori kryminaln potrafi zawrze w czterdziestu wierszach jednej szpalty, w ktrej oprcz wyczerpujcych informacji byy jeszcze barwno i dowcip tego nikt nie potrafi doj. Do na tym, e wszyscy wiedzieli na pewno, i Edwin Kolanko to wielki dziennikarz, chocia nie potrafili wytumaczy, na czym ta ich pewno polega. Tymczasem wytumaczenie byo samo w sobie do proste: Edwin Kolanko by dziennikarzem absolutnym, kwintesencj gazeciarskiej drapienoci, wszystko w nim suyo dziennikarstwu, wszystko w nim mwio o dziennikarstwie. Na przykad zwyke burberry w kolorze khaki, mikki weniany szalik i brzowy kapelusz, ktre na kadym innym czowieku wygldaj jak normalny paszcz, szal i kapelusz, nabieray na Kolance w jaki magiczny sposb cech wyrazistego uniformu. Widzc je, kady mwi bez wahania: Ten facet jest dziennikarzem. Ubrany jest jak najtypowszy dziennikarz. Kolanko szed niezbyt czystym korytarzem, otwiera drzwi rnych pokojw, rzuca w nie umiechnite: Dzie dobry. Jak si masz? i natychmiast zamyka je za sob. Wola nie ryzykowa zasadniczych wymian pogldw z redaktorami mutacji prowincjonalnych, recenzentk teatraln lub kierowniczk dziau sierocicw. Wszed do sekretariatu, w ktrym panowa straszny krzyk, stanowicy w istocie przyjacielsk rozmow o wycigach konnych pomidzy dwoma wysokimi reporterami sportowymi a specjalist od porad prawnych. Obok, rozwalony na bujajcym fotelu, znany felietonista piewa z uczuciem modn piosenk o melancholijnej doli starego konia, ktry musi ustpi miejsca samochodom na drodze. Porodku tej nawanicy dwikw przy duym biurku, pokrytym pedantycznie uoon korespondencj, zaproszeniami, terminarzami,

siedziaa z godnoci starsza pani, licznie uczesana, uderzajco schludna, o ladach duej urody na twarzy. Wchodzcego Kolank pozdrowia promiennym umiechem, po czym spokojnie przypudrowaa nos. Skd si tu wzi ten fotel babuni? spyta Kolanko wskazujc na siedzenie rozbujanego felietonisty. To jest pierwsza nagroda w nowym konkursie pod nazw: Walczymy z bezsennoci!, panie redaktorze. Stefan powiedzia, e trzeba znale pikny symbol tej walki, wobec tego nabylimy ten fotel w drodze kupna. Czy jest Stefan? spyta Kolanko. Jest odpara pani. Kolanko bez pukania otworzy drzwi z napisem Redaktor Naczelny i wszed do pokoju. Pokj by urzdzony brzydko, przy pomocy tanich imitacji drogich mebli. W oszklonej bibliotece leay bezadnie i nieporzdnie jakie broszury. Przy oknie sta niski czowiek, trzymajc rce w kieszeniach marynarki. Patrzy w okno, na zawalone belami gazetowego papieru dugie podwrko. Z dou dochodzio dudnienie maszyn drukarskich. Czowiek przy oknie odwrci si i rzek: Jak si masz? Siadaj. By mody mia twarz pocigajc i bystre, ciemnoniebieskie oczy. W jego okrgawej postaci uwidoczniay si skonnoci do tycia. Umiechn si i umiech ten podkreli jeszcze jego rzeczywist modo. Kolanko usiad w fotelu, przerzucajc nogi przez skrzane oparcie. Redaktor naczelny rzek: Imponujce. Na medal, doprawdy. Masz dar nieustannego wprowadzania mnie w podziw. I to od szesnastu lat. Za kadym razem z innego powodu. Takich skarpetek jeszcze nie widziaem. Podobaj ci si? rzek Kolanko bez wesooci. Bardzo si ciesz. Podobaj si to moe niewaciwe sowo. Ale s doprawdy imponujce umiech naczelnego redaktora by sam ironi, lecz tak dobrotliw i pobaliw, e zniewalajc do rewanu. Kolanko umiechn si. Suchaj, Stefan rzek masz chwil czasu? Dla ciebie zawsze. Od szesnastu lat mog ci sucha o kadej porze dnia i nocy. Dobrze, e zaznaczasz te szesnacie lat. To, co ci powiem, dotyczy spraw dawnych, moe jeszcze starszych. Ciekawe rzek redaktor naczelny, siadajc za biurkiem i wysypujc papierosy na szklany blat. Bierz. I sucham ci. Jeste ode mnie o rok modszy, a wic obecnie jestemy ju w rwnym wieku, nie? Stefanku, nat pami i powiedz mi Kolanko zapali wolno i z namysem papierosa czy pamitasz taki niemy film z Douglasem Fairbanksem pod tytuem: Znak Zorro? Pamitam rzek szybko i z zapaem redaktor naczelny. Szed w kinie Czary, na elaznej czy na Chodnej, ju nie pamitam, gdzie byo kino Czary Czowieku, co za czasy! Taka maa, brudna, zapluta salka, zaduch i dalszy cig za chwil co par minut, w najbardziej interesujcych momentach, i deszcz na ptnie, na starej, zuytej tamie, i Douglas Fairbanks, ucielenione marzenie z wsikiem, zoty sen dziesicioletnich chopcw, Czarny Pirat i Robin Hood Ja to widziaem w kinie Bajka. Te gdzie na Chodnej czy na elaznej. Taka sama smrodliwa salka, brudne schody i krzesa. Te kina,

wiesz, drugorzdne i czwartorzdne, to byy uniwersytety naszego pokolenia w wielkich miastach. Chonlimy z ekranu wiedz o yciu i ideay, przykazania, etyk i gestykulacj. Ksztatowalimy nasz dziesicioletni moralno na herosach niemego filmu. Douglas Fairbanks i Eddie Polo, Harry Piel i Tom Mix wyznaczali nasze poznanie wiata i nasze zasady w tym samym stopniu, w jakim dArtagnan, Winnetou, Old Shatterhand i pan Woodyjowski ksztatowali naszych ojcw. Redaktor naczelny zamyli si. Wiesz, co w tym jest powiedzia. Film kowbojski i sensacyjny z pocztkw lat dwudziestych by sztuk wysoce moraln. Ciesz si, e to rozumiesz. Zwycia zawsze, po fantastycznej galopadzie i nieludzkiej bijatyce, dobry szeryf, str prawa, przedstawiciel i stronnik adu i dobra. I my, tam na salce kina Forum czy Uciecha, wielbilimy si, zrczno i prawo szeryfa, a nienawidzilimy, a do wrzasku, podych zodziei byda, ohydnych koniokradw i szataskich mordercw. Te czarnobiae klisze psychiczne byy prymitywne, lecz zdrowe. Natomiast To nie naley do dzisiejszej pogadanki Kolanko umiechn si ciepo, jak zawsze, gdy rozprawia o sprawach pasjonujcych to byoby ju o rozwoju filmu i literatury sensacyjnej w latach trzydziestych. Na razie powiedz, czy pamitasz film Znak Zorro, z wielkim Douglasem, czarujcym akrobat? Pite przez dziesite. Jakie nocne pojedynki, sztylety, szpady. Douglas Fairbanks unoszcy si na rozkoysanym ogromnym yrandolu w jakim zamku, nad chmar swych przeladowcw i racy bezlitonie wstrtnych wrogw, kadcy pokotem cae ich szeregi jednym byskiem swego niezwycionego ora Pamitasz Kolanko wsta. Gdy zapala si do czego, potrafi mwi niezwykle sugestywnie, urzeka rozmwcw. Zorro wszdzie by, Zorro wiedzia wszystko, Zorro by zawsze silniejszy, zrczniejszy, mdrzejszy i odwaniejszy od swych wrogw. Zorro by przede wszystkim niepokonany, zawsze zwyciski. Na myl nam nie przyszo, by wtedy spyta, jak to si wszystko dzieje? Ta naiwna idealizacja ludzkich moliwoci bya dla nas nie tylko czym oczywistym i wiarogodnym, ale stanowia take wspania poywk naszych marze, wierze i ukocha. A przecie jako dziesicioletni zabijacy, postrachy wielkomiejskich podwrek, nie bylimy ju gupi, zaczynalimy nasz wiedz o tym, czego na wiecie mona dokona, a czego nie. Mimo to drelimy przez dwugodzinne spektakle o ycie Zorra i szalelimy z radoci, gdy zwycia. Nie pytalimy nigdy, dlaczego Zorro by zawsze w miejscu najbardziej nieoczekiwanym, skd si tam wzi i w jaki sposb wydosta si z knebla, acuchw, kajdan i zamurowanego na amen lochu, w ktrym zostawilimy go w poprzedniej scenie. Niepotrzebne nam byy rzeczowe wyjanienia w sprawie pogromu i rzezi, jakiej nie uzbrojony Zorro dokona przed chwil na tumie uzbrojonych po zby, olbrzymich drabw. Pragnlimy namitnie tych nieprawdopodobiestw, modlilimy si o nie w gbi omoczcych, chopicych serc. Mj chopcze powiedzia redaktor naczelny ze zrozumieniem.

Ciesz si z twej romantycznej, chopicej wieoci. Nie sdziem, e jeszcze tyle jej zachowae. Nie pojmuj tylko, skd i w zwizku z czym naszy ci te wspomnienia? Szanowny panie redaktorze Kolanko pochyli si nad biurkiem na szeroko rozstawionych rkach mam niewtpliwy zaszczyt oznajmi panu, e Zorro pojawi si w Warszawie. Jeli nie we wasnej osobie, to w kadym razie w osobie kogo, kto bez cienia wtpliwoci jest jego synem, wnukiem lub jakim polskim powinowatym. W Warszawie? umiechn si redaktor naczelny, lecz by to umiech skopotany, pokrywajcy wytony namys w Warszawie? Teraz? W tysic dziewiset pidziesitym czwartym roku? Pod koniec ostrej zimy? Wrd przepenionych tramwajw? Wrd trosk o zwikszenie powierzchni mieszkalnej i o podniesienie produkcji artykuw konsumpcyjnych? Tak powiedzia z naciskiem Kolanko wszystko si zgadza. Teraz. W Warszawie. Mam! wykrzykn redaktor naczelny, podrywajc si z fotela i uderzajc si w czoo. Mam! Nie mw nic Masz. Chyba masz jasne oczy Kolanki zalniy podnieceniem, jak zawsze wobec bysku zrozumienia i bystroci, tych najhartowniejszych broni prawdziwego dziennikarza. Wiem redaktor naczelny mwi dobitnie i sucho. Chuligastwo. Wrzd spoeczny. Trudne zagadnienie socjalne naszych czasw. Jeszcze nie zbrodnia, a ju wystpek. Ciepo Gorco umiechn si Kolanko. No wic? Prbuj dalej Pasjonujce. Moe by pasjonujce, tylko czekaj Ten twj warszawski Zorro, o ile istnieje Na biurku zadzwoni telefon. Redaktor naczelny podnis suchawk. Tak powiedzia, po czym po chwili: Niech tu przyjdzie. Natomiast, prosz pani, na razie nie ma mnie dla nikogo. Jestem miertelnie zajty. Odoy suchawk i rzek do Kolanki: To Kuba. Ma do ciebie jaki pilny interes. Wszed Kuba. Spod rozpitej w popiechu brezentowej kurtki na futerku wygldaa przekrzywiona, rezedowooliwkowa muszka. Twarz mia zgrzan, zna na niej byo maskowane napicie. Wzi bez pytania papierosa z rozsypanych na biurku i zapali. Kolanko spojrza na pytajco. No i co? powiedzia, nie wytrzymujc efektownego milczenia Kuby. Nic takiego rzek Kubu ju zupenie sztucznie i zacign si papierosem nic takiego. Tylko e rozmawiaem z tym facetem. Kolanko chcia gwizdn z podziwu, ale si w por pohamowa. Uwaa za wysoce niepedagogiczne okazywa Kubusiowi uznanie w formie zdumienia. Z jakim facetem? zapyta redaktor naczelny. Zaraz rzek Kolanko opowiadaj wszystko dokadnie. Kubu usiad na biurku. Facet mieszka na Fabrycznej rzek z wystudiowan nonszalancj. Kamieniczka, mwi wam, plakatowa. Powile i jego romantyka, przewodnik krajoznawczy, strona taka i taka. Wewntrz cakiem przyzwoicie, mona y, o ile nie ma si takich przesadnych wymaga, jak

umywalka czy wieszak. Facet pkaty, niewysoki, krpy, nabity w sobie, wie pan, jeden z tych nieduych kilkunastoletnich bykw, naadowanych dynamitem. Nazywa si Jan Stry. Duo mnie kosztowao talentu, zanim zacz opowiada. Ci pszczelarze! Kubu oywi si gwatownie nic nie potrafi, nic a nic. Wie pan, jak to byo? Facet sam mi opowiada. Kto go goni, przeladowa, wreszcie skatowa do nieprzytomnoci na dole, pod doln krucht tego zrujnowanego kocioa na azienkowskiej. Natomiast nazajutrz rano znaleziono go, rwniutko uoonego, na stopniach wityni. Kto go zaatwi na dole, a potem wynis dwa pitra w gr po akrobatycznych ruinach i zoy pieczoowicie na ulicy tego nie wie. Mao boi si o tym mwi. Jego twarz, caa w strupach, sicach, plastrach, niebieskosina, kurczy si na samo wspomnienie tego zajcia. ciskao mnie w doku, gdy patrzaem na t mask, byy na niej jeszcze widoczne lady obcasw, mimo e upyn ju ponad tydzie. Jego ruchy, wie pan, ta caa apaszowsko knajacka gestykulacja ganie w oczach na wspomnienie tamtych chwil i facet staje si naraz podobny do wychowanka dobroczynnej ochronki w szarym fartuszku. Wreszcie, na zakoczenie, powiedzia mi: Przyjacielu, imi moje miao do niedawna mocne znaczenie tu, na bliskim Czerniakowie. Dwiczay w nim noe i szko butelek z czerwon kartk, napaci i rabunki, krwawe nocne rozprawy i guche odgosy rozbijanych kamieniami czaszek. I inne jeszcze sprawy, o ktrych pragn zapomnie. Ja i moi chopcy bylimy w stanie rozpdzi na cztery wiatry lokalne zawody zapanicze i obezwadni jednego z najpotniejszych w Warszawie atletw, tak e by zdany na nasz ask i nieask. Nie wiedziaem, co to strach. To wszystko skoczyo si teraz bezpowrotnie. Ju nigdy nie wyjd ciemn noc w rozogi czerniakowskiego portu, na szlak ulic Mcznej i Zagrnej, pod drewniane, le owietlone poty Przedwczoraj przyjem prac w warsztacie wikliniarskim i mam cich nadziej spdzi najblisze par lat na maym krzeseku, wyplatajc kobiaki. Pytasz, co pniej? Kto wie, moe uda mi si wstpi na kursa stenografii, lecz s to plany dalekie i miae, wymagajce energii, ktrej mi zbrako. Nie podam ju niczego prcz spokoju. Przyjacielu, posuchaj, powiem ci co, co zdobyem jako najcenniejsz prawd mego modego ycia: pamitaj nie ma silnych! Kady znajdzie w kocu lepszego od siebie. Ja znalazem i wysiadam. Mam dosy Zapanowao przez chwil milczenie. Wszyscy palili podliwie, kby dymu unosiy si nad biurkiem. Ubarwie troch t wypowied rzeki Kolanko. Wtpi, czy Jan Stry tak wanie mwi. Troch przyzna Kubu zgodnie ale jej sens oddaem cile i wiernie. Nowa dewiza yciowa Jana Strycia: nie ma silnych! pochodzi wprost od niego. Skd on to wszystko wydosta? gryz si w duchu Kolanko. Skd on to wie, ten smarkul, jak on to zdoby? Ale adna sia pod socem nie zmusiaby go do zadania Kubusiowi tych pyta. Suchajcie, chopcy, brakuje mi tylko jednego ogniwa rzek redaktor naczelny. Masz, czytaj Kolanko poda mu numer ycia Warszawy z zakrelon czerwonym owkiem wzmiank. Redaktor naczelny ogarn

notk jednym spojrzeniem, przygryz lekko doln warg i powiedzia: Rozumiem. W porzdku. Suchaj, Kuba, zostaw nas samych. Wiesz takie sprawy z zakresu ycia uczuciowego twego pryncypaa, mistrza, wychowawcy i ideau redaktora Kolanki, o ktrych prawdziwy mczyzna rozmawia tylko w cztery oczy. W sze jest ju trudniej. Kubu wzi pi papierosw i wyszed. Redaktor naczelny podszed do okna, woy rce w kieszenie i zapatrzy si na podwrze. Nie mw nic powiedzia cicho, nie odwracajc si do Kolanki wiem, co chcesz powiedzie. Nie wszystko odpar Kolanko, bawic si owkiem. Musz ci jeszcze zaj troch czasu opowiadaniem o ostatniej pasji pewnego modego lekarza, nazwiskiem doktor Witold Halski. Ot doktor Halski spdza ostatnio bezsenne noce, amic sobie gow nad nastpujc zagadk Gdy skoczy, redaktor naczelny odwrci si z powrotem od okna. Teraz wiem wszystko rzek powoli. Nawet to, co ci rozsadza, od czego wprost pkasz. No, powiedz wreszcie, wyrzu z siebie, zap mnie za klapy, wytrznij ze mnie odpowied, krzycz! Przecie znam ci szesnacie lat i wiem, e nic na wiecie nie jest w tej chwili dla ciebie wane, e nic nie istnieje, prcz jednego jedynego, zasadniczego pytania: kiedy my si wczymy do partii? My to znaczy Express Wieczorny! Kolanko umiechn si. I milcza. Wida byo, jak bardzo jest zadowolony. Zapao go! pomyla nie bez zoliwej uciechy. Ju teraz nie bdzie mia spokoju, tak jak ja Ju go trzyma. Biedny Stefan. Redaktor naczelny chodzi wolnym krokiem po dywanie, dymic jak komin. Mimochodem sprawdzi, czy drzwi s dobrze zamknite. Potem, od niechcenia czy suchawka ley prawidowo na widekach telefonu. Wreszcie zatrzyma si przed Kolanka, ktry spojrza na z uwag. Wiedzia, e za chwil usyszy co wanego. Posuchaj rzek redaktor naczelny to, co ci mwi, przeznaczone jest wycznie dla ciebie. Przedwczoraj mianowany zosta specjalny penomocnik do walki z chuligastwem na terenie Warszawy. Jest to wiadomo cile poufna, sam fakt stworzenia takiego stanowiska nie zosta podany do wiadomoci publicznej, co wskazuje na to, w jak wakiej i skomplikowanej problematyce obraca si sprawa chuligastwa. Penomocnik wyposaony zosta w daleko idce uprawnienia. Oczy Kolanki byy sam uwag. Jest to mody, podobno bardzo zdolny oficer z Komendy Gwnej MO kontynuowa redaktor naczelny. Mwi si o nim jako o wschodzcej gwiedzie w swym zawodzie. Chwil milczeli. Po czym Kolanko rzek: Czy mgby mi powiedzie jego nazwisko? Szesnacie lat pomyla szybko redaktor naczelny szesnacie lat Kochany chopak, tylko troch zanadto lubi wdk Ale c? Owszem rzek po niedostrzegalnym momencie wahania. Owszem. Nazywa si porucznik MicHal Dziarski. Dzikuj rzek Kolanko, niedostrzegalnie oddychajc z ulg. By wcieky na siebie, e zada to pytanie. Wspaniay facet, ten Stefan pomyla z wdzicznoci. Co by to byo, gdyby nie mg albo nie

zechcia odpowiedzie Straszliwa sytuacja Po czym doda: A o tym, kiedy my zaczniemy tasowa karty, nie myl na razie. My to znaczy Express Wieczorny. Daj im zagra kilka pul singla, a potem otworzymy raz w ciemno i zdublujemy na widno Dobra? Tym bardziej i naley si liczy z tym, e porucznik Dziarski usidzie ju niebawem na czwartej rce. No, tymczasem Otworzy drzwi. W sekretariacie przyj go skbiony tum czekajcych i wrogie okrzyki: Jak mona tak dugo! miota si komentator polityczno ekonomiczny. My mamy naprawd, rzeczywicie wane sprawy! pienia si ze zoci pani redaktor kulturalny w typie odwiecznej sawantki i sufraystki. W drzwiach sta umiechnity redaktor naczelny. Prosz Prosz bardzo powtarza. W redakcji miejskiej Kuba lea na stole, jad buk z kiebas i wertowa szybko biec pras codzienn i tygodniow. Kolanko stan przy biurku, przekadajc machinalnie anonse, zaproszenia, komunikaty. Kubu powiedzia na miasto! Zaatwisz dzi dyrekcj barw mlecznych, krtki wywiad z konserwatorem baszt staromiejskich, nowiny z przemysu terenowego, otwarcie muzeum filatelistycznego, zakady wyrobu termoforw, zaopatrzenie sklepw WSS w drode. Piknie zrobie dzi tego Strycia, nie ma co Ale to jeszcze nieaktualne Kolanko chwali, nie patrzc na Kubusia. Nie mam alu do nikogo rzek Kubu pogodnie. To bya sprawa honoru. Wyj z szuflady butelk taniej wody lawendowej i przetar rce. Woy kurtk, nastawi konierz, poprawi muszk. Kubusiu odezwa si mikko Kolanko, siadajc na biurku. Posuchaj: jestemy jak cierpliwi ogrodnicy, grzebicy w zachwaszczonym ogrodzie. Musimy mie czujne oczy i czue rce. Uwaaj, synku w tej chwili kad w twj mzg woskow tabliczk jak pyt gramofonow przed nagraniem i obi na niej pierwszy rowek. Dziarski. MicHal Dziarski. Zapamitaj sobie to imi i nazwisko, a zarazem zapomnij, jak si je wymawia. Natomiast miej oczy i uszy otwarte i gdziekolwiek lub kiedykolwiek w cigu najbliszego czasu dowiesz si o nim czego, notuj to sobie pilnie na swej woskowej tabliczce. Chc wiedzie o tym nazwisku i jego wacicielu wszystko, co zdoby mog tacy dwaj ludzie jak ty i ja. Zrozumiae? Kubu kiwn powanie gow. I wyszed. Kolanko stan przy oknie i zapali papierosa. Za wwozem torw kolejowych rozcigaa si zachodnia Warszawa: dachy, resztki ruin, kompleksy zabudowa fabrycznych Towarowej, Karolkowej, Zotej, uckiej, Grzybowskiej, Krochmalnej. Moje miasto szepn Kolanko kocham je jak myliwiec, ktrego sensem i chlub jest niezawodna orientacja. Dlatego jestem dziennikarzem. Otworzy szuflad i wzrok jego pad na ksik Kischa. Rozwar j, zacz czyta. Dziennikarstwo sentymentalne pomyla po chwili ale mie i smaczne Zagbi si wygodnie w fotel i w ksik. Ockn si na dwik telefonu. Tu ja, Kuba usysza w suchawce. Co jest? Nic specjalnego. Robi si pogoda Telefonujesz, eby mi to zakomunikowa? Nie, nie tylko, Chciaem powiedzie panu redaktorowi,

e jestem godny. To id na obiad. Wanie zamierzam to za chwil uczyni. Mam straszny apetyt na zrazy z kasz. Nieze. Dzikuj ci za ciso informacji. Tylko co to mnie obchodzi? Doprawdy? Nic a nic? Szkoda. No to do widzenia. egnaj, mody patafia nie! Aha! Aha! Bybym zapomnia na mier Chciaem jeszcze panu powiedzie, e niejaki pan MicHal Dziarski jest skarbnikiem Warszawskiego Towarzystwa Filatelistw. Cauj pana redaktora w policzek Kuba! Po drugiej stronie drutu nie byo ju nikogo. Genialny gwniarz pomyla Kolanko. By sam i nie potrzebowa przed nikim ukrywa zbluffowanego wyrazu zaskoczenia na twarzy. Po co mu Kisch? Kady jego dzie jest ciekawszy od dziesiciu opowiada Kischa. Poszed do sekretariatu. Oto ksika Egona Erwina Kischa rzek do schludnej, starszej pani za biurkiem ktr reporter Jakub Wirus skada za moim porednictwem na pani rce jako nagrod pocieszenia w konkursie pod nazw: Walczmy z bezsennoci!

3yjemy tu, w Warszawie, yciem tramwajowym. Znaczy to, e w naszej warszawskiej epoce tramwaj wznis si do roli symbolu. Oczywicie tramwaj wyraa miejsk jednostk komunikacyjn, tak sam jak trolejbus czy autobus. Mwi si: yjemy yciem takim czy innym, wtedy gdy ycie owo dobywa z czowieka jego najistotniejsze cechy. Czyli e w zetkniciu z nim czowiek objawia si w caej swej okazaoci. Przepeniony irracjonalnie tramwaj warszawski stanowi doskonay odczynnik, przekonujemy si w nim codziennie, jacy jestemy i jak bardzo yjemy yciem tramwajowym. W chwili gdy najbliszy blini demoluje nam ledzion, masakruje nerki, unicestwia czar dopiero co kupionego paszcza, niweczy z trudem przyszyte guziki, gasi brutalnie przepikny poysk arliwie wyczyszczonych butw, gniecie na miazg wiezione dla dzieci ciastka, umiecha si przepraszajco, pakujc nam w usta rkaw od kurtki, w ktrej przed chwil czyci kominy lub wypakowywa stare ledzie w takiej chwili, powtarzam, instynkty, jak dziaa aglowej fregaty, wysuwaj si gronie z burt naszych dusz. Wtedy dopiero spostrzegamy z przeraeniem, jacy potrafimy by pierwotni, dzicy, egoistyczni, ktliwi, nietolerancyjni, zalepieni, krtk