22

MAREK K¢SKRAWIECPijani Bogiem Oko Êwiata. Od Konstantynopola do Stambu∏u Barbara Ehrenreich Za grosze. Pracowa i (nie) prze˝y Marc Fernandez, Jean-Christophe Rampal Miasto –

  • Upload
    others

  • View
    2

  • Download
    0

Embed Size (px)

Citation preview

Page 1: MAREK K¢SKRAWIECPijani Bogiem Oko Êwiata. Od Konstantynopola do Stambu∏u Barbara Ehrenreich Za grosze. Pracowa i (nie) prze˝y Marc Fernandez, Jean-Christophe Rampal Miasto –

(ur. 1967) – dziennikarz i reporta˝ysta.Dwukrotny zdobywca nagrody Grand Press za teksty publikowane w „Newsweeku”. Prowadzi zaj´cia z dziennikarstwa Êledczego na Uniwersytecie Jagielloƒskim. W 2007 roku razem z Grzegorzem Indulskim wyda∏ ksià˝k´ Afganistan. Po co nam ta wojna?

MAREK K¢SKRAWIEC

Page 2: MAREK K¢SKRAWIECPijani Bogiem Oko Êwiata. Od Konstantynopola do Stambu∏u Barbara Ehrenreich Za grosze. Pracowa i (nie) prze˝y Marc Fernandez, Jean-Christophe Rampal Miasto –

MAREK K¢SKRAWIEC

czwarty pożarTeheranu

Page 3: MAREK K¢SKRAWIECPijani Bogiem Oko Êwiata. Od Konstantynopola do Stambu∏u Barbara Ehrenreich Za grosze. Pracowa i (nie) prze˝y Marc Fernandez, Jean-Christophe Rampal Miasto –

Sven Lindqvist Wyt´piç ca∏e to byd∏oJuliette Morillot, Dorian MalovicUchodêcy z Korei Pó∏nocnejCees Nooteboom Drogi do SantiagoWalerij Paniuszkin, Michai∏ ZygarGazprom. Rosyjska broƒKonrad Piska∏a Sudan. Czas bezdechuÅsne SeierstadKsi´garz z Kabulu, Dzieci GroznegoKamila S∏awiƒskaNowy Jork. Przewodnik niepraktycznyTiziano Terzani W AzjiFabienne VerdierPasa˝erka ciszyXue Xinran Dobre kobiety z Chin

Arkadij Babczenko Dziesi´ç kawa∏ków o wojnie. Rosjanin w CzeczeniiMax Cegielski Pijani BogiemOko Êwiata. Od Konstantynopola do Stambu∏uBarbara Ehrenreich Za grosze. Pracowaç i (nie) prze˝yçMarc Fernandez, Jean-Christophe RampalMiasto – morderca kobietPeter Godwin Gdzie krokodyl zjada s∏oƒceDavid GrannZaginione miasto ZTony Horwitz B∏´kitne przestrzenieWojciech JagielskiDobre miejsce do umierania, Modlitwa o deszczNocni w´drowcy, Wie˝e z kamieniaTobias Jones Sny o Utopii. Podró˝e w poszukiwaniu dobrego ˝yciaKrystyna Kurczab-Redlich G∏owà o mur KremlaMurat Kurnaz Guantanamo. Pi´ç lat z mojego ˝ycia

Page 4: MAREK K¢SKRAWIECPijani Bogiem Oko Êwiata. Od Konstantynopola do Stambu∏u Barbara Ehrenreich Za grosze. Pracowa i (nie) prze˝y Marc Fernandez, Jean-Christophe Rampal Miasto –

MAREK K¢SKRAWIEC

czwarty pożarTeheranu

Page 5: MAREK K¢SKRAWIECPijani Bogiem Oko Êwiata. Od Konstantynopola do Stambu∏u Barbara Ehrenreich Za grosze. Pracowa i (nie) prze˝y Marc Fernandez, Jean-Christophe Rampal Miasto –

Copyright © by Wydawnictwo W.A.B., 2010

Wydanie I

Warszawa 2010

Page 6: MAREK K¢SKRAWIECPijani Bogiem Oko Êwiata. Od Konstantynopola do Stambu∏u Barbara Ehrenreich Za grosze. Pracowa i (nie) prze˝y Marc Fernandez, Jean-Christophe Rampal Miasto –

Pewien mułła beszta dwóch wieDniaków

bij>cych pokłony przed urn> do głosowania:

– Dlaczego wielbicie t@ skrzynk@, niedowiarki?

– Czcigodny mułło, ona dokonała cudu: cała wieD wrzuciła do Drodka Qasema, a wyszedł z niej Jusef.

Nicolas Bouvier, Oswajanie ċwiata

Page 7: MAREK K¢SKRAWIECPijani Bogiem Oko Êwiata. Od Konstantynopola do Stambu∏u Barbara Ehrenreich Za grosze. Pracowa i (nie) prze˝y Marc Fernandez, Jean-Christophe Rampal Miasto –

Morze

Kaspijskie

Morze Czarne

Mo

rze Czerw

on

e

Morze Âródziemne

Zatoka Perska

Morze Arabskie

Bu∏garia

Rumunia

Ukraina

Rosja

Mo∏dawia

Gruzja

Turcja

Kazachstan

Armenia

Iran

Azerbej-d˝an

Uzbekistan

Kirgistan

Chiny

Turkmenistan

Afganistan

Pakistan

Indie

Irak

Arabia

Saudyjska

Syria

Jord

ania

Izrael

Liban

Cypr

Oman

Om

an

Zjednoczone Emiraty Arabskie

Kuwejt

Bahrajn

Katar

Egipt

Sudan

Erytrea

Jemen

Etiopia

Tad˝ykistan

Page 8: MAREK K¢SKRAWIECPijani Bogiem Oko Êwiata. Od Konstantynopola do Stambu∏u Barbara Ehrenreich Za grosze. Pracowa i (nie) prze˝y Marc Fernandez, Jean-Christophe Rampal Miasto –

M o r z e

Ka s p i j s ki e

AZERBEJD˚ANARMENIA

Kandowan

Baku

TU

RC

JA

Erywaƒ

TabrizD˝olfa

Raszt

Bandar-e Anzali

TURKMENISTAN

UZBEKISTAN

Aszhabad

Maszhad

Herat

Qazwin

AFGANISTANI R A N

Zatoka

Perska

Maskat

PA

KIS

TA

N

ZahedanBam

Kerman

ZJEDNOCZONE EMIRATY ARABSKIE

Abu Zabi

OMAN

Manama

Kuwejt

BAHRAJNK ATAR

Ad-Dauha

ARABIA

SAUDYJSKA

I R AK

KUWEJT

Bagdad

SzirazPersepolis

Jazd

Karad˝Teheran

Quom

Isfahan

Bandar-e Torkaman

Gonbad-e Kawus

Page 9: MAREK K¢SKRAWIECPijani Bogiem Oko Êwiata. Od Konstantynopola do Stambu∏u Barbara Ehrenreich Za grosze. Pracowa i (nie) prze˝y Marc Fernandez, Jean-Christophe Rampal Miasto –
Page 10: MAREK K¢SKRAWIECPijani Bogiem Oko Êwiata. Od Konstantynopola do Stambu∏u Barbara Ehrenreich Za grosze. Pracowa i (nie) prze˝y Marc Fernandez, Jean-Christophe Rampal Miasto –

9

prolog

Szahrama wyj>tkowo m@czyła dziD gra na santurze. Był wystra-

szony i wcale nie próbował tego ukryć. Kilka tygodni wczeDniej

w jego domu odbyła si@ prywatka. Młodzi m@HczyFni, młode

kobiety. GłoDna muzyka, taniec, troch@ alkoholu własnej pro-

dukcji. I jeden zdrajca. Do dziD nie bardzo wiadomo, kto nim

był, wi@c teraz połowa towarzystwa patrzy na siebie wilkiem.

Ustawił telefon gdzieD na szafie z ksi>Hkami i nagrał kilkanaDcie

minut zabawy. Po czym zaniósł film rektorowi uczelni. Jutro

Szahram idzie na rozmow@. Zupełnie nie wie, czego si@ spo-

dziewać. W Iranie nie ma jasnych reguł. MoHe zostać skreDlony

z listy studentów, moHe zostać zawieszony, a moHe tylko rektor

pogrozi mu palcem.

Szahram, zazwyczaj najweselszy w całym towarzystwie mo-

ich znajomych z Szirazu, teraz widzi tylko najczarniejszy ze

scenariuszy. Odkłada santur, trapezoidalny instrument z drew-

na orzechowego. R@ce ma sztywne i nie jest mu łatwo trafić pałeczkami w odpowiednie struny, których jest ponad pi@ć-dziesi>t. Nie sposób osi>gn>ć wymaganej koncentracji, gdy

w głowie słyszy si@ wci>H głos dziekana: „RozpoznaliDmy na

filmie pi@ć osób. Jednak rektor oczekuje, He poda mu pan pełn> list@ swoich goDci”.

Siedzimy w milczeniu. Jest jeszcze Arad, który najpierw akom-

paniował Szahramowi na tarze, instrumencie podobnym do

gitary, a potem na dafie, b@bnie przypominaj>cym wielki tam-

buryn. Arad był na feralnej imprezie, wi@c doskonale rozumie

nastrój przyjaciela i m@cz>cy go dylemat: ukrywać przyjaciół czy ratować własn> skór@? Uderza delikatnie w daf i zaczyna

opowiadać histori@.

Page 11: MAREK K¢SKRAWIECPijani Bogiem Oko Êwiata. Od Konstantynopola do Stambu∏u Barbara Ehrenreich Za grosze. Pracowa i (nie) prze˝y Marc Fernandez, Jean-Christophe Rampal Miasto –

10

Dwóch przyjaciół w@drowało od wielu dni po wypalonym słoBcem

pustkowiu. Jechali konno z Szirazu do Jazdu. Nagle zerwał si@ wi-

cher, nadci>gn@ła burza. Jedna z błyskawic zadała Dmiertelny cios,

po chwili druga. Ale w@drowcy jechali dalej. Nie wiedzieli, He s> martwi, nie rozumieli, He konie nios> tylko ich dusze. Kiedy byli juH bardzo zm@czeni, dotarli do pi@knego domu, w którym stoły uginały

si@ od jadła i napojów. „CóH to za miejsce?” – pytaj> podróHnicy. „To

jest Raj – odpowiada im Gospodarz, zielonooki m@Hczyzna w bł@kit-

nej pelerynie. Po czym stawia warunek: – Tylko jeden z was moHe tu

zostać, ten wyHszy. Ty zaD – mówi do niHszego – jesteD grzesznikiem

i musisz natychmiast si@ st>d wynieDć”. W@drowiec, który dost>pił zaproszenia, próbuje przekonywać: „To mój przyjaciel, znam go od

lat, wiem, He nie mógłby popełnić Hadnej zbrodni, która skazywała-

by go na Dmierć z pragnienia na pustkowiu”. Jednak Gospodarz kr@ci

głow>: „Widz@ dalej niH ty, potrafi@ zejDć gł@boko w dusz@ człowieka

i odnaleFć w niej najbardziej ponure tajemnice”.

W@drowiec nie ufa Gospodarzowi. Siodła konia i rusza wraz z przy-

jacielem w dalsz> drog@. Nie rozmawiaj> zbyt wiele, nie maj> sił. Ale

w sercu wyHszego z m@Hczyzn zaczyna kiełkować ziarno nieufnoDci:

„MoHe powinienem zostać w tamtym domu? MoHe nie znam przy-

jaciela tak dobrze, jak myDl@? MoHe naleHało zaufać Gospodarzowi?

MoHe skazałem si@ na Dmierć z pragnienia i wieczne pot@pienie?”.

Po kilkunastu godzinach obaj w@drowcy s> na skraju Dmierci. I wte-

dy dostrzegaj> kolejny dom, bardzo podobny do poprzedniego.

Tym razem drzwi otwiera im niebieskooki m@Hczyzna w zielonej

pelerynie. „CóH to za miejsce?” – pytaj> podróHnicy. „To jest Raj”

– odpowiada im Gospodarz i zaprasza obydwu do Drodka, gdzie

pod ci@Harem jedzenia i napojów uginaj> si@ stoły. „AleH wczoraj

trafiliDmy do podobnego domu i tylko jednemu z nas zezwolono

pozostać” – mówi> w@drowcy. „To miejsce było Piekłem – odpowia-

da Gospodarz. – Piekło to raj dla ludzi, którzy gotowi s> zostawić przyjaciół w potrzebie”.

Page 12: MAREK K¢SKRAWIECPijani Bogiem Oko Êwiata. Od Konstantynopola do Stambu∏u Barbara Ehrenreich Za grosze. Pracowa i (nie) prze˝y Marc Fernandez, Jean-Christophe Rampal Miasto –

Nast@pnego dnia Szahram idzie do rektora. Gegnaj>c go

w drzwiach, ani ja, ani Arad nie pytamy, czy przekaHe list@

goDci.

Szahram wraca po trzech godzinach. Jest uradowany, pała-

szuje monstrualne iloDci jedzenia. Gdzie on to wszystko mie-

Dci? Jest przecieH chudy jak patyk. Pomi@dzy jednym a drugim

k@sem opowiada, He usłyszał duHo gorzkich słów na swój temat

od rektora, religijnego radykała z czarn> brod> i w tanim gar-

niturze à la AhmadineHad. Ale na koniec, gdy był juH pewny

usuni@cia z uczelni, okazało si@, He rektor teH jest człowiekiem.

„Podobno dobry z pana student, wykładowcy pana ceni>, moHe

kiedyD pan zm>drzeje. Nie wyci>gn@ konsekwencji. Niech pan

juH idzie”. O list@ goDci nawet nie zapytał.W Iranie bardzo cz@sto Raj zamienia si@ w Piekło, a Piekło

w Raj. Jak w opowieDci Arada.

Page 13: MAREK K¢SKRAWIECPijani Bogiem Oko Êwiata. Od Konstantynopola do Stambu∏u Barbara Ehrenreich Za grosze. Pracowa i (nie) prze˝y Marc Fernandez, Jean-Christophe Rampal Miasto –
Page 14: MAREK K¢SKRAWIECPijani Bogiem Oko Êwiata. Od Konstantynopola do Stambu∏u Barbara Ehrenreich Za grosze. Pracowa i (nie) prze˝y Marc Fernandez, Jean-Christophe Rampal Miasto –

13

dziś ulica jest nasza

Teheran. Szesnastego czerwca 2009 roku. Godzina 20.30. Wie-

czór przyniósł miastu w prezencie przyjemny, lekki powiew

wiatru. PoDród gwałtownie zapadaj>cego zmroku moHna jesz-

cze raz rzucić okiem w stron@ majestatycznych gór Elburs, któ-

re odpoczywaj> po całodziennym boju ze słoBcem próbuj>cym

roztopić ostatnie j@zory Dniegu na szczytach. Zazwyczaj o tej

porze ludzie wdychaj> DwieHe, czerwcowe powietrze, wyzwa-

laj>c zm@czone płuca od smogu. Daj> si@ uwodzić zapachom

przypraw zapowiadaj>cych dług>, póFn> kolacj@ – najwaHniej-

szy ceremoniał iraBskiej codziennoDci. Od kilku dni coD si@ jed-

nak zmieniło. Zapachy s> delikatne, jakby pochowane. Chyba

nikt nie ma dziD ochoty tracić czasu w kuchni.

Godzin@ póFniej m@HczyFni, kobiety, młodzieH i dzieci wycho-

dz> na ulice, balkony, dachy i wzniecaj> nieprawdopodobny ru-

mor. „Allahu Akbar! Marg bar diktator!” (Bóg jest wielki! Cmierć dyktatorowi!) – niesie si@ w promieniu wielu kilometrów. Płon> kontenery z odpadkami, a na murach i ulicach ludzie wybija-

j> miarowy rytm. Czym popadnie: kijami, cegłami, pokrywami

koszy na Dmieci. Jak w Irlandii Północnej w latach siedemdzie-

si>tych. W kilka minut dziesi>tki osiedli dwunastomilionowej

metropolii zamieniaj> si@ w twierdze.

Ludzie nie id> na demonstracj@ do centrum miasta. Wychodz> przed własne domy, by czekać, aH usłysz> jazgot nadjeHdHaj>-cych oddziałów policji. Chwil@ póFniej lec> pierwsze kamienie,

cegły z okolicznych budów i przekleBstwa. Stara Parwin – legen-

da dzielnicy, miotała kamieniami jeszcze w siepaczy ostatniego

szacha – próbuje dyrygować młodzieH> z pierwszej linii.

– Najpierw rzucaj, potem uciekaj! Jak rzucasz, to najpierw

przystaB na chwil@ i wyceluj! Nie marnuj sił i kamieni! Mehdi,

Page 15: MAREK K¢SKRAWIECPijani Bogiem Oko Êwiata. Od Konstantynopola do Stambu∏u Barbara Ehrenreich Za grosze. Pracowa i (nie) prze˝y Marc Fernandez, Jean-Christophe Rampal Miasto –

14

za ci@Hka ta cegła, nie dorzucisz! Co za t@py dzieciak! – Siedem-

dziesi@cioletnia Parwin krzyczy z dachu, na którym stoimy, ale

nikt jej nie słyszy. Tumult niesamowity, a i głos juH nie ten. Choć wzroku moHna pozazdroDcić.

– Patrzcie na tego tam, pod bram> domu Darabich. Tego na

motorze! SprawdFcie go, to na pewno basidH! Nie dajcie si@

zajDć od tyłu! Allahu Akbar!

Kiedy czarne i zielone mundury przypuszczaj> ostatecz-

ny szturm, uHywaj>c miotaczy gazu, tłum rozpierzcha si@

we wszystkie strony. Ludzie chowaj> si@ po budynkach, by z da-

chów prowadzić dalsz> walk@. Co odwaHniejsi miotaj> kamie-

nie z okien swoich mieszkaB. Widz@, jak z domu naprzeciwko

ktoD strzela do policji z racy sygnalizacyjnej. JuH za chwil@ całe

jego mieszkanie wypełnia dym pocisku z gazem łzawi>cym.

IraBczycy s> bardzo emocjonalni, wi@c łatwo trac> głow@. Geby

strzelać do policji z własnego mieszkania?

Nasz> ulic> dowodzi Ali, „pan baryłka”. Gruby, niewysoki, w>-saty właDciciel pobliskiego fast foodu, z dyplomem inHyniera,

miota kamienie rami@ w rami@ z pi@tnastoletni> córk> Negin.

PolubiliDmy si@ od pierwszego spotkania przed miesi>cem, kie-

dy okazało si@, He w>sy zapuDcił dwadzieDcia osiem lat temu na

czeDć Lecha Wał@sy, a na dodatek zna jeszcze Jana Tomaszew-

skiego, Grzegorza Lat@ i Kazimierza Deyn@, polskie gwiazdy

futbolu z lat siedemdziesi>tych.

Rano Ali przyznaje mi racj@, He to było głupie – wyjDć przed

tłum policjantów z córk>. Ale kolejnej nocy Negin znów jest

z ojcem na ulicy. I tak przez nast@pne trzy noce, zanim trosk-

liwi iraBscy znajomi zdecyduj>, He trzeba mnie przenieDć na

bezpieczniejsze osiedle. „ JesteD jedynym obcokrajowcem w tej

okolicy. W koBcu jakiD Hyczliwy o tym doniesie i wszyscy b@-

dziemy mieli problem”.

Ostatecznie trafiam kilka kilometrów na południe, na Jusef

Abad, ale tu jest niewiele spokojniej. Tu takHe ludzie s> wDciek-

Page 16: MAREK K¢SKRAWIECPijani Bogiem Oko Êwiata. Od Konstantynopola do Stambu∏u Barbara Ehrenreich Za grosze. Pracowa i (nie) prze˝y Marc Fernandez, Jean-Christophe Rampal Miasto –

15

li. Jeszcze tydzieB temu Dwiat był pi@kny, a wi@kszoDć wierzyła,

He krwawy system da si@ zmienić. Bali si@ kolejnej, krwawej re-

wolucji, po której nast>pi chaos. Chcieli stopniowych, pokojo-

wych reform i byli przekonani, He po wyborach nowy prezydent

Mir Hosejn Musawi otworzy wreszcie kraj na Dwiat, i ten Dwiat

zobaczy, He prawdziwy Iran to nie tylko brodaci m@HczyFni

i kobiety w czarnych czadorach. DziD stracili złudzenia. Władza

przypom niała narodowi star> zasad@ obowi>zuj>c> w dyktatu-

rach: „Głosowali, jak chcieli, a wybrali, kogo trzeba”. Czyli Mah-

muda AhmadineHada.

Walki w Teheranie tocz> si@ wedle powtarzaj>cego si@ sce-

nariusza. Po kilkunastu, kilkudziesi@ciu minutach pierwszego

starcia okolica si@ uspokaja, a policja odjeHdHa. „Zieloni rewo-

lucjoniDci” (kolor kampanii wyborczej Musawiego) wychodz> przed domy i licz> straty. Sprz>taj>, dogaszaj> ogieB. Nikt za

nich tego nie zrobi. To jest ich dzielnica i musz> o ni> zadbać, by nast@pnego poranka obudzić si@ w miar@ normalnym mie-

Dcie i pójDć do pracy. Teraz wszyscy zeszli si@ przy hyundaiu

pana Abdiego. Na Drodku białej maski dumnie leHy cegłówka.

WyHłobiła w niej pi@kn>, wielk> kołysk@, co dowodzi, He lecia-

ła z wysoka, z któregoD z pobliskich domów, prawdopodobnie

rzucona przez jednego z demonstrantów. I jeszcze ta wybita

szyba od strony kierowcy, chociaH to akurat moHna zwalić na

policyjn> pałk@.

– Oj, pan Abdi si@ wkurzy, jak wróci do domu. Bardziej b@dzie

zły na nas czy na policj@? – zastanawia si@ komitet „zielonej

rewolucji” z naszej ulicy.

– Na nas. Chyba musimy zrzucić mu si@ na blacharza – mówi

z przekonaniem pan Nozari.

– Ale nie za duHo, przecieH wiedział, co si@ Dwi@ci. Mógł auto

gdzieD przestawić – zrz@dzi inny.

– Tak? Na przykład gdzie? Znasz tu jakieD spokojne miejsce?

Dom to jest dom – ucina Nozari.

Page 17: MAREK K¢SKRAWIECPijani Bogiem Oko Êwiata. Od Konstantynopola do Stambu∏u Barbara Ehrenreich Za grosze. Pracowa i (nie) prze˝y Marc Fernandez, Jean-Christophe Rampal Miasto –

16

Nast@pnego dnia jad@ kilka kilometrów na zachód, do znajo-

mych na lunch. Na osiedlu złoHonym z kilku ogrodzonych wyso-

koDciowców zastaj@ wyłaman> bram@, wybite niemal wszystkie

szyby w holu dwóch bloków, potłuczone doniczki. NajwyraFniej

zastosowano tu zasad@ odpowiedzialnoDci zbiorowej. Drzwi

znajomych zdobi kartka, na której Afnaz narysowała map@ doj-

Dcia do mieszkania, gdzie odbywa si@ zebranie lokatorów.

Poprzedniej nocy młodzieH ustawiła przed osiedlem baryka-

d@ z wielkich płon>cych kontenerów i czekała na kr>H>cy po

okolicy oddział basidHów. To najbardziej znienawidzeni ludzie

w obj@tym rewolt> Teheranie. MieszkaBcy s> w stanie znieDć widok umundurowanych policjantów, ale cywilni bojówkarze,

cz@sto dowoHeni przez władz@ spoza stolicy i sowicie przez ni> opłacani – to juH za wiele.

Walka z basidHami to spore ryzyko. Przemieszczaj> si@ szybko

na motocyklach, w grupach licz>cych około dwudziestu m@H-czyzn, i nigdy nie wiadomo, w co b@d> uzbrojeni. Czasem maj> tylko kije, czasem Hyletki i noHe, czasem strzelaj> z karabinków

do paintballa, by znaczyć przeciwników farb>, a potem łatwiej

ich wyłapywać. Bywa jednak, He uHywaj> broni palnej, morduj> ludzi, a potem odjeHdHaj>. „Sprawca nieznany, podszywał si@

pod basidHa. Cledztwo zamkni@te” – kwituje si@ potem w poli-

cyjnej kartotece.

Lunch u znajomych połykam w poDpiechu, ogl>daj>c nocne

zdj@cia nakr@cone kamer> narzeczonego Afnaz – DHawada, ce-

nionego iraBskiego dokumentalisty. Obraz jest wyraFny tylko

w promieniu kilku metrów od płon>cego kontenera.

– Kiedy chłopcy odparli zza barykady pierwszy atak, byli

szcz@Dliwi, a my wyszliDmy przed dom gratulować im zwy-

ci@stwa. Pół godziny póFniej, gdy nadal Dwi@towali, basidHowie

zaatakowali z drugiej strony – opisuje DHawad, mocno gesty-

kuluj>c, a długie włosy co chwila niebezpiecznie zbliHaj> si@ do

pomidorów na jego talerzu.

Page 18: MAREK K¢SKRAWIECPijani Bogiem Oko Êwiata. Od Konstantynopola do Stambu∏u Barbara Ehrenreich Za grosze. Pracowa i (nie) prze˝y Marc Fernandez, Jean-Christophe Rampal Miasto –

17

W kamerze widać tylko koBcówk@ finałowej akcji. Jasny mo-

tocykl wjeHdHa wprost w ludzi, obok basidH goni młodego chło-

paka i próbuje trafić go w plecy drewnianym dr>giem. Potem

juH niewiele moHemy dostrzec, jest tylko dFwi@k. Krzyki, j@ki,

brz@k szkła, znowu j@ki.

W kilka chwil barykada pada, a bojówkarze rozbiegaj> si@

po blokach, tłuk>c szyby i doniczki. Wyłamuj> drzwi w kilku

mieszkaniach, wybieraj>c je na chybił trafił, bij> domowników,

demoluj> meble. Przez pół godziny chodz> w gór@ i w dół po

metalowych schodach przeciwpoHarowych na zewn>trz budyn-

ku. Wal> w nie kijami, przeklinaj>, zagl>daj> przez okna.

Nast@pnego dnia na zebraniu mieszkaBcy wspólnie podejmu-

j> decyzj@, He zamkn> wieczorem dzieci w domu, by wi@cej nie

brały udziału w walkach.

Kolejna noc. Serce miasta, niedaleko skrzyHowania ulic Wa-

liasr i Enqelab. Kiedy tam dojeHdHam, z mojej komórki znika za-

si@g. JuH wiem, He nast@pne godziny b@d> gor>ce. W rejonach,

gdzie zanosi si@ na starcia, władze wył>czaj> stacje przekaFni-

kowe, by uniemoHliwić powstaBcom kontakt. Ale teheraBczycy

ucz> si@ pilnie z dnia na dzieB, z nocy na noc. Po kilku poraH-kach, kiedy policja zaganiała manifestantów w Dlepe uliczki, te-

raz uwaHniej wybieraj> miejsca starć. Obsadzaj> skrzyHowania

z kilkoma drogami odwrotu, rozstawiaj> czujki na rogach ulic

i na dachach. Wylewaj> na asfalt olej, by wywracać motocykle

basidHów. Nie pozwalaj>, by w pierwszym szeregu demonstran-

tów pojawiali si@ przypadkowi ludzie. Oni potrafi> tylko krzy-

czeć, a kiedy policja atakuje, zaraz uciekaj>, wzniecaj>c w tłu-

mie panik@.

Mija gor>ca noc. Wychodz@ na ulic@ i nie mog@ poznać Dwiata

naokoło. W nocy oczy piekły od snuj>cych si@ wsz@dzie resz-

tek gazu łzawi>cego, panował chaos. Teraz Enqelab wygl>da,

jakby nic si@ nie stało. Nie ma policji, nie ma basidHów, ktoD zabrał spalone Dmietniki. Ludzie id> do pracy, na zakupy. Czy

Page 19: MAREK K¢SKRAWIECPijani Bogiem Oko Êwiata. Od Konstantynopola do Stambu∏u Barbara Ehrenreich Za grosze. Pracowa i (nie) prze˝y Marc Fernandez, Jean-Christophe Rampal Miasto –

18

tak wygl>da miasto w Drodku rewolucji? Dopiero niedaleko

Uniwersytetu TeheraBskiego napis na murze: „Krew naszych

braci b@dzie wod> dla drzewa naszego gniewu”. TuH obok

kolejny: „Moja krew jest zielona”. I jeszcze jeden: „DziD ulica

jest nasza”.

Tego samego dnia Pajom, student Uniwersytetu Amir Kabir,

zaprasza mnie na spotkanie ze swoimi kolegami z uczelni.

Trafiam akurat na moment, kiedy kilka osób w napi@ciu ogl>-da w internecie film. Widać na nim, jak kawalkada motocykli

z uzbrojonymi w kije basidHami rozbija demonstracj@, po czym

odjeHdHa. Jednak ludziom udaje si@ dopaDć jednego z marude-

rów i wywrócić mu motor. Bojówkarz, jeszcze przed chwil> tak

pewny siebie, teraz kl@czy na ziemi, płacze, bije si@ po twarzy

i błaga o litoDć. Przed rozerwaniem na strz@py broni go jedna

z manifestantek. Obejmuje jak syna, choć przecieH to wróg. Od-

gania H>dny zemsty tłum. Prawie słysz@, jak krzyczy: „Nie b>dF-cie tacy jak oni!”. Choć nie udaje si@ jej zapobiec dotkliwym

kopniakom dosi@gaj>cym twarzy basidHa, ratuje mu Hycie.

I jeszcze jeden film, nakr@cony przez włosk> telewizj@ na ulicy

Waliasr. Tym razem to nie basidHowie, ale policjanci z jednost-

ki antyterrorystycznej wbijaj> si@ klinem w tłum. Demonstran-

tów jest jednak zbyt wielu. Oddział musi si@ szybko wycofać –

na zgub@ jednego z motocyklistów. Tłum osacza go i powala na

ziemi@. A jednak zawsze znajdzie si@ ktoD, kto pomoHe. Tym

razem trzech m@Hczyzn i kobieta chroni> wroga, sadzaj> go

w bramie, polewaj> głow@ wod>. Młody policjant z podbitym

okiem oddycha ci@Hko. Jest przeraHony, wci>H chyba nie moHe

uwierzyć, He Hyje.

Pajom uwaHa, He litoDć to bł>d. Zwłaszcza wobec basidHów.

– Oni dopiero wtedy zaczynaj> myDleć, kiedy Dmiertelnie si@

boj>. To dlatego ludzie w niektórych miejscach rozwieszaj> plakaty z ich zdj@ciami. Jak któryD z basidHów zostanie ci@H-ko pobity lub spal> mu samochód, inni zastanowi> si@, czy

Page 20: MAREK K¢SKRAWIECPijani Bogiem Oko Êwiata. Od Konstantynopola do Stambu∏u Barbara Ehrenreich Za grosze. Pracowa i (nie) prze˝y Marc Fernandez, Jean-Christophe Rampal Miasto –

19

warto słuHyć władzy. – Te słowa w ustach dwudziestotrzylatka

o szczupłej posturze i delikatnych rysach brzmi> wyj>tkowo

złowrogo.

Demonstracja, walka, ogieB. „Sk>d wzi>ć cegły i gruz? Jak

traktować policjantów z drogówki, kamieniem czy dobrym sło-

wem? Na razie dobrym słowem”. Narada Pajoma i jego czterech

kolegów trwa juH trzeci> godzin@, ale cały czas obraca si@ wo-

kół ulicznych protestów, choć na samej ulicy nie da si@ wygrać z uzbrojonym po z@by systemem.

IraBczycy s> mistrzami improwizacji. Spontaniczne, emocjo-

nalne demonstracje to ich Hywioł. Tyle He czasem jest po nich

tyle trupów, He ludzie trac> ochot@ na wszelk> aktywnoDć i przez

nast@pnych kilka lat siedz> cicho, cierpi> w samotnoDci i ukła-

daj> dla potomnych nostalgiczne pieDni upami@tniaj>ce m@-

czenników. Wszystkie długofalowe scenariusze, plan A, plan B,

efekty za kilka lat – wi@kszoDć IraBczyków nie ma do tego cierp-

liwoDci.

A jednak w ci>gu kolejnych dni coD zaczyna si@ zmieniać. Spo-

tykam coraz wi@cej ludzi zdaj>cych sobie spraw@, He s> na po-

cz>tku długiej drogi ku wolnoDci i musz> dostosować do niej

swoje metody. Nie mog> dać si@ wykrwawić w ulicznych wal-

kach. Planuj> wi@c spotkania z robotnikami, by namawiać ich do

strajków, bojkotuj> towary firm podległych Gwardii Rewolucyj-

nej, wysyłaj> w niebo zielone balony, stempluj> mury podobi-

zn> Musawiego, kolportuj> ulotki, wypisuj> hasła wolnoDciowe

na banknotach, a na workach ze Dmieciami pisz> „Ahmadine-

Had”. Zasypuj> internet informacjami o kolejnym blackoucie. Ta

oryginalna inicjatywa polega na wł>czeniu maksymalnej liczby

urz>dzeB elektrycznych o okreDlonej porze, najlepiej podczas

przemówienia prezydenta. W efekcie sieć nie wytrzymuje prze-

ci>Henia i pada, a ludzie klaszcz> i krzycz> w ciemnoDci. Co

tam rozmroHona lodówka i zepsute mi@so, nareszcie z ekranu

telewizora znikn@ła ta brodata, zakłamana twarz.

Page 21: MAREK K¢SKRAWIECPijani Bogiem Oko Êwiata. Od Konstantynopola do Stambu∏u Barbara Ehrenreich Za grosze. Pracowa i (nie) prze˝y Marc Fernandez, Jean-Christophe Rampal Miasto –

Arad, były student relegowany z Uniwersytetu TeheraBskiego

za zorganizowanie demonstracji upami@tniaj>cej rozruchy stu-

denckie z 1999 roku, mówi mi:

– Nie ma nic prostszego niH pi@knie zgin>ć na ulicy. Ale prze-

Hyć i zmienić kraj to naprawd@ byłoby pi@kne. I to musi kiedyD nast>pić. DziD wiemy, He prawda i Bóg jest po naszej stronie, He

jest nas wi@cej niH niewolników systemu, He jesteDmy silni jak

nigdy dot>d. Dlatego musimy wykorzystać t@ przewag@, mu-

simy naszych władców ci>gle czymD zaskakiwać, zawstydzać, zam@czać, doprowadzać do rozpaczy. Wygramy, choćby za

dziesi@ć lat.

Brzmi to jak przygotowane wczeDniej przemówienie, ale jest

szczere, z gł@bi serca.

Page 22: MAREK K¢SKRAWIECPijani Bogiem Oko Êwiata. Od Konstantynopola do Stambu∏u Barbara Ehrenreich Za grosze. Pracowa i (nie) prze˝y Marc Fernandez, Jean-Christophe Rampal Miasto –

21

wolność na rolkach

Chyba nigdy nie zapomn@ tego widoku. Dwa miesi>ce przed

wyborami przyjechaliDmy na tradycyjn> iraBsk> kolacj@ do

mieszkania dwójki malarzy, Nedy i MadHida, na osiedlu Ewin.

Po drodze był jeszcze przystanek w kawiarni, a właDciwie przy

kawiarnianym okienku, obok którego stało kilka innych samo-

chodów. Mi@dzy nimi kr@cił si@ kelner z kart>. ZamówiliDmy

kaw@ i lody. Były pyszne, potwornie słodkie, jak to w Iranie. Na

pocz>tku podróHy bardzo mnie to m@czyło, z ledwoDci> dawa-

łem rad@ tradycyjnemu cukierkowi rozdawanemu w lokalnych

liniach lotniczych. Potem bez codziennej, pot@Hnej dawki cu-

kru nie mogłem juH Hyć. W kaHdym razie tamtego wieczoru by-

łem pewny, He juH nic u Nedy i MadHida nie zmieszcz@. Tyle He

kilkanaDcie minut póFniej zobaczyłem coD pi@knego: wielki stół z siedmioma potrawami, a kaHda w innym kolorze. Najbardziej

urzekł mnie fesendHun. To coD na kształt gulaszu z kaczki (lub

kurczaka), zmieszanego z przecierem z granatów, orzechami

włoskimi i lekko zapiekanym ryHem. Wszystko ma doDć spe-

cyficzny, słodko-kwaDny smak, do którego trzeba si@ przyzwy-

czaić. Ale warto, bo odrzucaj>c fesendHun, odrzuca si@ kawałek

iraBskiej wraHliwoDci.

ObjadaliDmy si@, spogl>daj>c na ekran telewizora. Jak w wielu

iraBskich domach, takHe i tu podstaw> kontaktu ze Dwiatem

była oficjalnie zakazana antena satelitarna.

Na nadawanym z Londynu kanale BBC Farsi trwa właDnie

dyskusja o wyroku oDmiu lat wi@zienia, który tego dnia wydał teheraBski s>d na dziennikark@ Roksan@ Saberi. AmerykaBska

korespondentka o japoBsko-iraBskich korzeniach została ska-

zana za wykonywanie zawodu bez wymaganych zezwoleB oraz

szpiegostwo – w jej teheraBskim mieszkaniu policja znalazła