902
Maria Dąbrowska Noce i dnie. Tom I Bogumil i Barbara Tom II Wieczne zmartwienie Nasza Księgarnia Warszawa 1996 Na dysk przepisal Franciszek Kwiatkowski Tom I Bogumil i Barbara Dawnymi czasy Niechcicowie Ŝyli mniej więcej tak, jak Ŝyją wszyscy po dworach na wsi. Utrzymywali zaŜyle i urozmaicone stosunki z calą, nawet najdalszą rodziną siedzącą przewaŜnie na takich samych jak i oni folwarkach lub na związanych źródlami dochodów ze wsią pańskich posesjach śród ogrodów na skrajach miast. Czuli się organiczną częścią potęŜnego jakby plemienia, które wystarczalo samo sobie, mialo wlasną rodzinno-przyjacielską gwarę, zastanawialo się, w jaki sposób wychowywać swe dzieci, aby je raz na zawsze uchronić przed wplywami z zewnątrz, zalatwialo wszystkie sprawy Ŝyciowe, prawie Ŝe nie wychodząc poza granice środowiska, a nawet zgola poza granice narastającego ciągle od wszystkich stron rodu. Ale dziad Bogumila Niechcica, Maciej, zacząl się niepostrzeŜenie z tego świata wydzielać. W domu jego pojawiali się coraz częściej znajomi i przyjaciele spoza klanu, uczeni, profesorowie, artyści, pisarze dzienników, dzialacze i czlonkowie klubów politycznych, ludzie niepewnego pochodzenia albo którzy wyszli ze swojej sfery. Mówiono, Ŝe Maciej Niechcic traci dla obcych rozum, serce, a przede wszystkim pieniądze. Uznano go za czlowieka niespokojnego i zaczęto się go wystrzegać. Za okoliczność lagodzącą jego dziwactwa starali się względniejsi spośród krewnych uwaŜać domniemaną ambitną chęć naśladowania wielkich panów, magnatów i dostojników rządu, patronujących nauce, sztuce lub ruchom politycznym. Wprędce jednak przekonano się, Ŝe tego rodzaju ambicje nie przyświecaly Niechcicowi, gdyŜ nie widać bylo, aby znaczenie i świetność jego domu wzrastaly pod jakimkolwiek względem. Maciej Niechcic zdawal się raczej wszystko czynić po temu, aby zbiednieć i zmarnieć. Między innymi, po wojnie 1830 roku, zapragnąl jeden ze swoich trzech dziedzicznych majątków zamienić na inny, z jakichś względów lepiej odpowiadający jego widokom. Przy prowadzeniu związanych z tym ukladów okazal więcej ufności do ludzi niŜ przezorności w dopilnowaniu swych interesów, na skutek czego kupil majątek ze stanem hipoteki, który wnet stal się powodem utraty i świeŜego nabytku, i jednego z pozostalych rodzinnych folwarków. Syn Macieja Niechcica, Michal, odziedziczyl tedy po ojcu dobra Jarosty mocno juŜ okrojone, wziąl teŜ po nim niespokojne usposobienie. Wyrywal się tak samo niesfornie z granic swojego świata, a Ŝycie samodzielne rozpocząl od gorszącego uczynku. OŜenil się z nowicjuszką panien dominikanek, Florentyną Klicką, bardzo ladną i bardzo ubogą panienką znakomitego nazwiska, która wstąpila byla do klasztoru, Ŝeby nie być na lasce bogatych krewnych. Powiadano, Ŝe Michal Niechcic potajemnie się z nią w tym

Maria D ą - slavcenteur.ru · drogi świ ętego powołania. Bogumił chował si ę zdrowo, a maj ąc pi ętna ście lat wzi ął z ojcem udział w powstaniu 1863 roku. Do powstania

Embed Size (px)

Citation preview

Maria D browska Noce i dnie. Tom I Bogumi i Barbara Tom II Wieczne zmartwienie Nasza Ksi garnia Warszawa 1996 Na dysk przepisa Franciszek Kwiatkowski Tom I Bogumi i Barbara Dawnymi czasy Niechcicowie yli mniej wi cej tak, jak yj wszyscy po dworach na wsi. Utrzymywali za ye i urozmaicone stosunki z ca , nawet najdalsz rodzin siedz c przewa nie na takich samych jak i oni folwarkach lub na zwi zanych rdami dochodw ze wsi paskich posesjach rd ogrodw na skrajach miast. Czuli si organiczn cz ci pot nego jakby plemienia, ktre wystarczao samo sobie, miao wasn rodzinno-przyjacielsk gwar , zastanawiao si , w jaki sposb wychowywa swe dzieci, aby je raz na zawsze uchroni przed wpywami z zewn trz, zaatwiao wszystkie sprawy yciowe, prawie e nie wychodz c poza granice rodowiska, a nawet zgoa poza granice narastaj cego ci gle od wszystkich stron rodu. Ale dziad Bogumia Niechcica, Maciej, zacz si niepostrze enie z tego wiata wydziela . W domu jego pojawiali si coraz cz ciej znajomi i przyjaciele spoza klanu, uczeni, profesorowie, arty ci, pisarze dziennikw, dziaacze i czonkowie klubw politycznych, ludzie niepewnego pochodzenia albo ktrzy wyszli ze swojej sfery. Mwiono, e Maciej Niechcic traci dla obcych rozum, serce, a przede wszystkim pieni dze. Uznano go za czowieka niespokojnego i zacz to si go wystrzega . Za okoliczno agodz c jego dziwactwa starali si wzgl dniejsi spo rd krewnych uwa a domnieman ambitn ch na ladowania wielkich panw, magnatw i dostojnikw rz du, patronuj cych nauce, sztuce lub ruchom politycznym. Wprdce jednak przekonano si , e tego rodzaju ambicje nie przy wiecay Niechcicowi, gdy nie wida byo, aby znaczenie i wietno jego domu wzrastay pod jakimkolwiek wzgl dem. Maciej Niechcic zdawa si raczej wszystko czyni po temu, aby zbiednie i zmarnie . Mi dzy innymi, po wojnie 1830 roku, zapragn jeden ze swoich trzech dziedzicznych maj tkw zamieni na inny, z jakich wzgl dw lepiej odpowiadaj cy jego widokom. Przy prowadzeniu zwi zanych z tym ukadw okaza wi cej ufno ci do ludzi ni przezorno ci w dopilnowaniu swych interesw, na skutek czego kupi maj tek ze stanem hipoteki, ktry wnet sta si powodem utraty i wie ego nabytku, i jednego z pozostaych rodzinnych fol warkw. Syn Macieja Niechcica, Micha, odziedziczy tedy po ojcu dobra Jarosty mocno ju okrojone, wzi te po nim niespokojne usposobienie. Wyrywa si tak samo niesfornie z granic swojego wiata, a ycie samodzielne rozpocz od gorsz cego uczynku. Oeni si z nowicjuszk panien dominikanek, Florentyn Klick , bardzo adn i bardzo ubog panienk znakomitego nazwiska, ktra wst pia bya do klasztoru, eby nie by na asce bogatych krewnych. Powiadano, e Micha Niechcic potajemnie si z ni w tym

klasztorze widywa i e j wa ciwie stamt d wykrad. A chocia potem przeprowadzono wszystko wedug prawa i obycza ju, panna odbya pokut i uzyskaa zwolnienie z nowicjatu, a oboje dostali rozgrzeszenie i lub, to przecie dwory i dworki dugo nie mogy darowa Niechcicowi tego post pku. On jednak bardzo si tym nie przejmowa, bo chocia dobrym by dla ka dego czowiekiem, to uczu , na ktrych mu zale ao - powa ania, przyja ni, blisko ci - szuka tak jak i ojciec, nie po s siednich dworach, ale po wiecie, rd ludzi zajmuj cych si prac umysow albo sprawami publicznymi. Pani Florentyna za czua si szcz liwa w tych nowych dla siebie stosunkach, zarwno dlatego, e zaznawszy w modo ci wiele upokorze od ludzi rwnego sobie stanu uwa aa towarzystwo innego pokroju za wielk ask losu, jak i dlatego, e czu si szcz liw byo zgodne z jej miuj cym wszystko usposobieniem. To byli rodzice Bogumia Niechcica. Bogumi Adrian by ich najmodszym synem, przyszed na wiat w wiele lat po lubie. Starsze dzieci powymieray, co byo, jak mwiono w okolicy, kar Bo za odwrcenie si pani Florentyny z drogi wi tego powoania. Bogumi chowa si zdrowo, a maj c pi tna cie lat wzi z ojcem udzia w powstaniu 1863 roku. Do powstania Micha Niechcic przysta te nie wtedy, kiedy to zostao postanowione przez ziemia stwo, ale od razu na pocz tku, razem z mieszcza stwem, inteligencj miejsk , rzemie lnikami i r nego rodzaju modzie . Jego udzia w walkach by o tyle wybitny, e po kl sce Jarosty zostay skonfiskowane, a on sam zesany na Syberi . ona pod ya za nim. Syna, Bogusia, wzi li pod opiek krewni, jedni z tych, ktrzy potomstwo Macieja Niechcica uwa ali za rodzin wariatw. Obowi zki wychowawcze wobec powierzonego im modzie ca pojmowali w taki sposb, e Bogumi po niejakim czasie uciek od nich, i to tak akuratnie, e lad po nim zagin . Przez ten czas pani Florentyna pochowaa w dalek ich tajgach m a, wrcia do Polski i opakawszy zaginionego syna zostaa gospodyni w pewnym znajomym dworze. Bya z tego kawaka chleba zadowolona, gdy odznaczaa si w dalszym ci gu skromn pogod ducha, ktra jej nie opuszczaa w adnych okoliczno ciach ycia. Po niejakim czasie jej sterane wiekiem i prze j ciami zdrowie niezmiernie podupado. Wtedy wa ciciele dbr Kr pa, u ktrych pracowaa, wyporz dzili dla niej mieszkanko w oficynie i tam umie cili j razem z bratem, rwnie byym powsta cem, Klemensem Klickim, ktry dot d, jako nie maj cy rodkw do ycia i przy tym saby na umy le, znajdowa si by w przytuku. Do tego to domku, gdzie rezydentka Florentyna Niech cicowa do ywaa swych dni wesp z Klemensem Klickim - pewnego dnia zapuka wracaj cy z wieloletniej tuaczki syn Bogumi. Barbara Joanna, p niejsza ona Bogumia Niechcica, bya z domu Ostrze ska. Jej znowu dziad, Jan Chryzostom Ostrze ski, straci maj tek Lorenki rd mnstwa niepomy lnych okoliczno ci natury gospodarczej, wiadcz cych tyle o ci kim poo eniu caego w ogle kraju, co i o tym, e gromadzenie i utrzymywanie dbr ziemskich nie le ao w charakterze owego Jana Chryzostoma. Lecz je li posiada on podobnie jak Niechcicowie zdolno do tracenia maj tno ci doczesnych, to nie zdradza natomiast adnych upodoba do obejmowania w posiadanie lub tworzenia jakichkol wiek innych dbr, bardziej niematerialnych. Nie wydziera si te do nik d ze

swojej sfery, przeciwnie, marnowa ojcowizn yj c z rodzin i ssiedztwami w najlepszej komitywie. By penym ycia hulak , ktrego wszyscy lubili, gdy ze wszystkimi pi, polowa, gra w karty i ta cowa. Synom nie zostawi ju wasno ci, tylko drobne dzier awy. Jeden z nich, Adam, by powabnej powierzchowno ci i mia usposobienie ojca. Podczas gdy jego bracia pod ochodzili na powrt do wasnych maj teczkw, on straci na swej dzier awie wszystko, a e nie cierpia wsi, przenis si niebawem do miasta, gdzie zosta urz dnikiem skarbowym. Stosunki jednak towarzyskie utrzymywa wy cznie z okoliczn ziemia sk szlacht , gdy tylko z ni potrafi dobrze si bawi . Mia szcz cie do ludzi, mimo braku maj tku by wsz dzie dobrze widziany i wkrtce o eni si z Jadwig Jaraczewsk , pann na dwu folwarkach. Do o enku, prcz szcz cia, pomg mu i przypadek. Ojciec, mianowicie, panny modej wyda j za niego z gniewu, e si o mielia zakocha w guwernerze z s siedztwa, czowieku niemieckiego i mieszcza skiego pochodzenia. Ojciec w by mason, demokrata i dawny major napoleo ski, przenikni ty ideaami rewolucji francuskiej, co mu jednak nie przeszkadza o ywi lepe przywi zanie do tradycji, do herbu i do rodu. Chcia on by wyda swoj crk za m tak, eby to byo zgodne zarwno z wymaganiami rodu, jak i z jej uczuciami. Gdy jednak po odkryciu romansu z nauczycielem zacz a mu si upiera , e je li nie pjdzie za niego, to wst pi do klasztoru - w napadzie przekory, okrucie stwa i dumy postanowi j wyda bez uwagi na jej uczucia za pierwszego, kto si trafi, byle to tylko by szlachcic. Trafi si wa nie Adam Ostrze ski, ktry nadto dzi ki urokowi osobistemu zdoby sobie ju dawniej yczliwo rodzicw panny. Panna wst pia z paczem w nakazane jej zwi zki ma eskie i nie bya z m em szcz liwa. Adam Ostrze ski w bardzo niedugim czasie straci obydwa posagowe folwarki i zacz on na dugie miesi ce porzuca dla innych kobiet - ona za nie moga zapomnie swego nauczyciela. Posiadali jednak oboje tyle wdzi kw i czuo ci usposobienia, e nie mogli pozosta dla siebie oboj tnymi. Po kadej stracie maj tkowej, po ka dym nieporozumieniu i rozej ciu si uczu wracali do siebie na nowo rd wybuchw rozpaczliwej mio ci i mieli ze sob sze cioro dzieci, z ktrych czworo si chowao. Barbara bya najmodszym z tych dzieci, podobnie ja k Bogumi by najmodszy u swych rodzicw. Nie pami taa ona ju domu swego zamonym. Urodzia si w miasteczku, w ktrym Adam Ostrze ski po wielu odmianach losu obj stanowisko burmistrza. Miaa pi lat, kiedy stracia ojca. Adam Ostrze ski zgin od pioruna we wasnym mieszkaniu, w chwili gdy stan wszy w czasie burzy przy oknie usiowa lepiej je domkn , eby woda deszczowa nie cieka na podog . Owdowiawszy pani Jadwiga Ostrze ska za namow seniora rodu, bogatego radcy Joachima Ostrze skiego, poczuwaj cego si do opieki nad rodzin lekkomy lnego krewniaka, przeniosa si do miasta gubernialnego Kali ca. Otworzya tam stancj dla uczniw ksztac c zarazem i wychowuj c z wielkim trudem wasne swe dzieci. Po roku takiego ycia wybucho powstanie 1863 r; wszyscy chopcy ze stancji, nie wy czaj c najstarszego Ostrze skiego, Daniela, poszli do lasu. Pani Jadwiga zbiedniaa wtedy do re szty i musiaa zmieni obszerne mieszkanie na pokoik z poddaszem oraz wyp rzeda nieomal wszystkie meble. Ani na chwil jednak nie podupada na duchu i ani na chwil nie dopu cia, by dzieci przestay si

uczy . Smutne do wiadczenia modych lat rozczaroway j do honorw i korzy ci pyn cych z maj tku lub urodzenia. Wierzya tylko w wyksztacenie. Pragn a, by jej synowie byli uczonymi, a przynajmniej, by zaj li stanowiska wymagaj ce zaj wy cznie umysowych; to samo chciaa uprzyst pni i crkom. Gdy powstanie upado, a Daniel, ranny w nog , wrci ostatecznie do domu, pani Jadwiga poruszya wszystkie mo liwe stosunki a do znanego radcy Joachimowi kalinieckiego wicegubernatora w cznie - aby synowi umoliwi uko czenie gimnazjum, a potem wst pienie do Szkoy Gwnej. L kliwa i niepewna siebie z natury - stawaa si za art i nieugi t , gdy szo o pokonanie szykan albo trudno ci zwi zanych z ksztaceniem dzieci. Pod tym wzgl dem bya gotowa na najwi ksze ofiary i upokorzenia, a do wstr tnego jej szukania protekcji u czynnikw rz dowych. Tylko pomocy materialnej nigdy od nikogo ni e przyjmowaa - pod tym wzgl dem bya niemile i opryskliwie dumna - z niech ci godzia si jedynie na letnie wyjazdy do Piekar Wielkich, maj tku radcy Joachima. Poza tym wierzya, e w najgorszych warunkach da sobie zawsze rad i e z czasem dzieci jej dopomog . Jeden syn mia by przyrodnikiem, drugi in ynierem. Byli oni ju w wy szych zakadach naukowych, Daniel w Warszawie, a Julian w Petersburgu, i zarabiali na swe ycie lekcjami. Matce jednak wci jeszcze nic nie mogli przysya , mo e te nie poczuwali si do tego, zaj ci sprawami wiedzy. Tak, e pani Jadwiga z dwiema crkami ya w niewysowionym ubstwie. Przez pierwsze lata utrzymywano si prawie wy cznie ze sprzeda y ostatkw dawnej wietno ci: pciennych obrusw, starych futer, webowej bielizny i pami tkowych sreber. Gdy tego zabrako, starsza crka, Teresa, doszedszy do wy szych klas gimnazjalnych, zacz a dawa lekcje, ktre nie zawsze starczay na obiad, ale n ie pozwalay umrze z godu. Poo enie rodziny znacznie si polepszyo, kiedy Daniel i Julian sko czyli studia. Julian pozosta w Petersburgu i tylko listem zawiadomi, e ma ju dobr posad , lecz Daniel zamieszka z matk i siostrami i zacz wykada przyrod w wie o zao onej prywatnej szkole realnej w Kali cu. Zawd nauczyciela by jednym z tych niewielu zawodw, jakie si otwieray wwczas w Polsce przed lud mi z wyksztaceniem. Tak e i crka Teresa zostaa niebawem nauczycielk w gimnazjum, do ktrego przedtem sama chodzia - a gdy najmodsza, Basia, uko czya szko - i ona zacz a udziela wie o nabytej wiedzy po r nych prywatnych domach. 1 W domu pani Adamowej Ostrze skiej zrobio si teraz wesoo, gwarno i rojno. Wzi to jak si nale y mieszkanie w rodku miasta, a przyjaciele Daniela i znajome Teresy schodzili si do niego po poudniu i wieczorami na herbat , na wsplne czytanie ksi ek, na piewy i na ta ce. Modziutka panna Basia, mimo powa nych zarobkw dochodz cych do kilku rubli miesi cznie, nosia jeszcze krtk sukni . Uwa ana bya przez towarzystwo zbieraj ce si u pani Adamowej prawie e za dziewczynk , ale w sposb, ktry nie upokarza jej mio ci wasnej. Nie tylko bowiem dopuszczano j do wszystkich uciech bardziej dorosego zespou, ale w yr niano j niejednokrotnie w najrozmaitszy sposb. Przyjaciele Daniela Ostrze skiego byli to modzi studenci lub wie o poko czeni adwokaci, doktorzy i nauczyciele, przyrodnicy, hist orycy i matematycy. Wszyscy mieli w sobie zapas si i zdoln oci na miar

wielkich przedsi wzi , a w braku rozleglejszego pola dziaania, do ktrego rz d nikogo nie dopuszcza, wyadowywali nadmiern energi w gaw dach i zabawach. Czytano wsplnie "Histori cywilizacji Anglii" Buckle'a albo "Przyczyny zjawis k w przyrodzie organicznej" Huxleya, dyskutowano teori Darwina, grano etiud rewolucyjn i preludium zwane "powsta cze" Szopena oraz sonat Patetyczn Beethovena, piewano ballady Mickiewicza albo pie ni: "Orle, powsta z wi zw, z ran...", "Schowaj, matko, suknie moje, pery, wie ce z r ...", "Czemu sercu smutno..." i tym podobne, odbywano przy ksi ycu spacery nad rzek i po parku, ta czono do biaego dnia, wyprawiano si odziami w okolice Kali ca albo pod przewodnictwem Daniela urz dzano ekskursje botaniczne. Latem przenoszono ten sam tryb sp dzania wolnego czasu na wie , do radcy Joachima, ktry ch tnie gromadzi koo siebie zarwno ubog rodzin , jak i jej przoduj cych pod wzgl dem towarzyskim i umysowym przyjaci. Panna Barbara zasmakowaa wtedy w rozmaito ci ycia oraz w duchowych rozrywkach, ktrych udzielaj c si wesoo braa za istot swojej wasnej natury. Czua si w owym czasie osob radosn i szcz liw , zwaszcza gdy rd go ci znajdowa si pan Jzef Toliboski, mody prawnik niewysokiego wzrostu , ale zgrabny, brunet z czarn brod i jasnymi oczami, ktrych kolor by zimny, stalowy, a wyraz ognisty i pieszczotliwy. Zdawa si on by mocno zaj ty modsz pann Ostrze sk . Chocia nie widywali si nigdy sam na sam, ale rd ludzi zawsze by przy niej. Razu pewnego, w czasie wycieczki, cae towarzystwo spocz o na wzgrku nad rzek . Cz o yska w tym miejscu bya zaro ni ta i okryta kwitn cymi nenufarami, ktre bardzo si podobay pannie Barbarze. - Szkoda - powiedziaa - e nie mo na ich dosta . Jzef Toliboski spojrza na ni i nic nie mwi c, bez u miechu, jakby to nie by zalotny figiel, ale surowe wiadectwo jego gotowo ci na wszystko, wszed, jak sta, w rzek , pogr y si w ni do ramion i wrci z nar czem ci kich, biaych kwiatw. Pozostali na brzegu przez cay czas dowcipkowali za nosz c si od miechu, a panna Barbara pakaa. Po tym wydarzeniu bya tym bardziej szcz liwa, gdy pan Jzef znajdowa si rd go ci. Min o par lat. Daniel zar czy si . Teresa tak e niebawem zostaa narzeczon . Panna Barbara przepadaa za Danielem i uwielbiaa Teres . Tote ich narzecze stwo napeniao j jednocze nie rado ci i rozpacz , cieszya si ich szcz ciem, a martwia si , e ich do pewnego stopnia utraci. I nie tylko ich. Obawiaa si , e gdy brat i siostra ub d z domu, rozpierzchnie si rwnie to mie, rozumne towarzystwo, rd ktrego tak bogo upywaa jej modo . Chocia bywao nieraz, e czua si sama nieod czn cz ci , a nawet o rodkiem wieczorw, zabaw i pogawdek, nie miaa o sobie tak dobrego mniemania, aby przypuszcza , e ci przyjemni ludzie schodz si tak e i dla niej. Przychodzili dla brata, ktry by najm drszym i najucze szym z nich wszystkich, i dla siostry, ktra bya niezwykl e interesuj c i pi kniejsz od niej osob . Obie uroczysto ci weselne mao zostay pannie Barbarze w pami ci, gdy cay czas my laa o tym, czy przyjaciele brata b d nadal bywa w ich domu. Wszelkie nadzieje co do tego stracia ostatecznie, ujrzawszy swoj now bratow . Daniel Ostrze ski o eni si z pann Michalin Polesk , crk ziemia skiego domu spod Warszawy. Rodzice panny modej byli wa nie w przededniu utraty maj tku, ich ze interesy

odstraszyy ostatnio kilku po danych konkurentw i w tych warunkach uwa ali ma estwo z modzie cem dobrego rodu i ktremu wr ono wielk przyszo naukow za rzecz nie do pogardzenia. Wszelako nie mogli si powstrzyma , eby tu i wdzie nie opowiada , e crka ich popenia mezalians, usprawiedliwiony tylko wielk mio ci , ktrej oni jako rodzice nie chcieli sta na zawadzie. Gosy te doszy do pani Adamowej i z tego powodu przyj cie nowej synowej wypado nieco wynio le. Danielowa Ostrze ska bya modsza od panny Barbary, miaa lat siedemna cie, ale bya ju rozro ni t , pysznie zbudowan , dojrza kobiet , strojn , rumian , przyci gaj c wszystkie oczy. Panna Barbara wygl daa przy niej na niedoros dziewczynk i tak si te poczua. Zdawao jej si , e po raz pierwszy zobaczya prawdziw kobiet , wobec ktrej takim jak ona nie pozostaje nic innego, jak tylko usun si w cie . Gdy tedy po jednym i drugim weselu nast pio w istocie kilka cichych, pustych i oszcz dnych tygodni - uznaa skrycie sw modo za sko czon , a przy sposobno ci opakaa rwnie nieuniknion , jak mniemaa, utrat przyja ni pana Toliboskiego. Bowiem je eli nie zakocha si on w bratowej, czego oczywi cie b dzie si musia wystrzega , to w kadym razie w bij cym od niej blasku przestanie zauwa a drobn Basi . Rzeczy jednak nie poszy tak le. Przeciwnie, po krtkiej przerwie dawne stosunki znowu si nawi zay, grono przyjaci zacz o ponownie si spotyka , ju nie w jednym domu, a w trzech. Michasia Danielowa bya w istocie dna hodw, ale nie wierzya te , aby czyjekolwiek wspzawodnictwo mogo jej te hody od ebra . Lubia pod ka dym wzgl dem byszcze , lecz na wiato, w ktrym chodzia, wyci gaa innych, nawet, owszem, posiadaa wyj tkowe zdolno ci do organizowania udanych przedsi wzi towarzyskich. Czy na przyj ciu, czy na wycieczce lub lizgawce, czy w czasie powaniejszych zebra umiaa uwydatni rol i zalety ka dego z uczestnikw, tak e wszyscy czuli si dobrze, na swoim miejscu, potrzebni i po dani - i ch tnie wobec tego przyznawali jej we wszystkim pierwsze stwo. Nie posiadaa wielkiego wyksztacenia, nie uko czya nawet gimnazjum, jak Basia i Teresa Ostrze skie, tote gdy rozprawiano w tym modym towarzystwie na temat y z historii, przyrody lub filozofii, potrafia nieraz powiedzie zabawne gupstwo, mieszaa oglnie znane fakty, zda rzao jej si nawet przekr ca bardziej oderwane wyrazy, nie mwi c o nazwiskach. Za to z upodobaniem urz dzaa deklamacje, ywe obrazy i przedstawienia amatorskie i do tych rzeczy poci gna za sob wszystkich, o co zreszt nikt nie mia pretensji, bo stosunki towarzyskie zyskay dzi ki temu ogromn rozmaito . Specjalno ci pani Michasi byo robi wszystko z niczego. - Z niczego - mwia - wytrzasn am kolacj , z niczego urz dziam kurtyn i dekoracje. I t sukni , ktr si wszyscy tak zachwycaj , uszyam sobie, po prostu mwi c, z niczego. Wobec panny Barbary nowa bratowa okazaa si bardzo serdeczna i obie mode osoby pr dko si ze sob zaprzyja niy. Przyja ta bya nawet ze strony pani Michaliny bardziej zupen a, bo panna Barbara ywia zawsze niejakie zastrze enia. Mi dzy innymi pani Michalina do objaww przyjaznej blisko ci zaliczaa wsplne omawianie strojw i stara dotycz cych piel gnowania urody. Panna Barbara za z trudem znosia tego rodzaju poufno . Zarwno mio wasna, jak jej wstydliwo strasznie cierpiay, gdy bratowa gania lub chwalia j pod tym wzgl dem, albo kiedy si

rozbieraa, eby pokaza nowy krj gorsetu czy te majtek. Za to rozmawia z ni o potocznych wydarzeniach byo wesoo i przyjemnie. Znika te obawa o utrat wzgl dw pana Toliboskiego. Danielowa Ostrze ska w ogle bya w tej dziedzinie znacznie mniej niebezpieczna, ni si zdawao. Panowie uwielbiali j , ale z daleka. Mimo wielkiej swobody obej cia bya zbyt pot na i zbyt odwi tna, eby wznieca bardziej osobiste uczucia. Zapewne i mio do Daniela czynia j niedost pn, niektrzy jednak panowie twierdzili, e i dla m a jest ona oboj tna, gdy w ogle nie posiada w sobie uczu i temperamentu mio nicy. Daniel wszelako musia w zwi zku z ni o czym innym by przekonany; panna Barbara nie wyobra aa sobie, aby mo na byo widzie kogo rwnie szcz liwie wygl daj cym i bez pami ci zakochanym, jak on by w tym okresie. Tak czy inaczej, adnej z panien modego towarzystwa pani Michalina nie odbia adoratora, a panna Barbara zys kaa nawet rd zabaw, przez bratow urz dzanych, dwu powa nych konkurentw, ktrzy jednak z powodw nie do wyra nych dla otoczenia zostali odrzuceni. Za Jzef Toliboski mimo oczywistej pi kno ci pani profesorowej, jak zwano Danielow Ostrze sk , mimo jej falistych, kruczych, kunsztownie uczesanych splotw, zocistyc h oczu i umiej tno ci obracania si w wiecie - nie przesta w dalszym ci gu asystowa pannie Barbarze. I to nie tylko na oczach ludzi - chodzili teraz razem na samotne spacery, w czasie k trych mody czowiek nie by tak nadskakuj cy jak na wieczorkach, ale potrafi zawsze spojrzeniem, u ciskiem r ki albo sowem - zwaszcza sowem - da pozna swoj przyja . Panna Barbara cierpliwie radowaa si tym stanem rzeczy w ci gu dwu nast pnych lat, a pki nie rozesza si wiadomo , e Jzef Toliboski si eni. Rozrywki i spotkania towarzyskie byy ju w owym czasie rzadsze, praca zawodowa pochaniaa coraz to wi cej czasu, Danielowi i Teresie urodziy si dzieci. lub Jzefa Toliboskiego z nieadn , bogat pann Nareck odby si w Warszawie, gdzie rodzice narzeczonej sp dzali zim . Jzef Toliboski wyrzek si pi knej przyszo ci, jak mu rokowano w adwokaturze, i pa stwo modzi zamieszkali w oddalonym o kilka mil od Kali ca Borownie, maj tku posagowym panny modej. Barbar Ostrze sk ogarn wkrtce potem jakby przestrach przed uczestnictwem w yciu. Odsun a si zupenie od wiata, ubieraa si czarno i surowo, a e nosia krtkie wosy i wygl d miaa nieco chopi cy, zacz to j nazywa "klerykiem". Bliskie stosunki utrzymywaa tylko z siostr , ktra bya, zdaje si , jej powiernic . Pewna za yo czya j rwnie ze szwagrem. By to niezbyt przystojny, ale wesoy, dowcipny i energicz ny Litwin, nazwiskiem Kocie, ktry siostr swojej ony bardzo lubi i zawsze potrafi j rozrusza . Panna Barbara, jak przedtem marzya wci o dalszych studiach i o nieokre lonym bli ej odznaczeniu si w dziedzinie pracy umysowej, a mo e literackiej, tak teraz stracia nagle wszelkie po d tym wzgl dem ambicje i postanowia nauczy si krawiectwa. W tym celu za po yczone od szwagra pieni dze wyjechaa do Warszawy, gdzie w znanym magazynie sistr Kunke, na rogu Krlewskiej i Krakowskiego Przedmie cia, zacz a pobiera odpowiednie nauki. Ten rodzaj pracy wyrwna pewne niedoci gni cia jej przyja ni z bratow Michalin . Teraz z punktu widzenia zawodowego moga z przyjemn oci rozprawia z ni o strojach i bieli nie. A poniewa czua si winn , e nie potrafia dawniej sprosta pod tym wzgl dem upodobaniom Michasi, wi c saa do niej cz ste listy z opisami

najodpowiedniejszych w danym sezonie ubiorw, czarn ych ze zotem atasw, b kitnych sukien z tymi adamaszkowymi stanikami, modnych ciemnoszafirowych aksamitw oraz najbardzie j noszonych w Pary u kostiumw koloru "wydra". Po wyczerpaniu si po yczonego funduszu panna Barbara rzucia krawiectwo, ale nie opu cia Warszawy. Zacz a na nowo zarobkowa udzielaj c lekcji arytmetyki i robt r cznych na pensji, zao onej przez jej szkoln kole ank . Tym sposobem wrcia do dawnego rodzaju towarzystwa i dawnych upodoba intelektualnych. Poznaa przy tym nowy rodzaj duchowych przyjemno ci, nie zwi zany z osobistymi stosunkami. Dostarczay go jej zbiory mu zealne, teatry, wystawy obrazw, poranki w Towarzystwie Muzycznym i odczyty publiczne. Ten nowy sposb obcowania z wiedz i sztuk nazywaa w listach do siostry "prawdziwym u ywaniem ycia". Odzyskaa wesoo , dawn kalinieck band przestaa uwa a za niezast pion , latem ju nie zawsze je dzia do siostry i do matki. Sp dzaa wakacje i ferie wi teczne albo na Litwie u niedawno poznanej rodziny szwagra, gdzie za ktr bytno ci odrzucia znw o wiadczyny staraj cego si o ni modzie ca - albo u dalszej krewnej Ostrze skich, pani adziny, zamieszkaej w miasteczku Borku, na pnocnym Mazowszu. Do tego Bo rku panna Barbara lubia je dzi , gdy czua si tam po dana; ogl dano j i podziwiano jako warszawiank , osob z wielkiego wiata. A prcz tego byy to okolice zupenie inne ni pod Kali cem. Wsz dzie naokoo rozci gay si mieszane li ciaste lasy i przez te lasy wioda droga od kolei do Borku. Je dc t drog panna Barbara z przyjemno ci zapominaa o tym, co byo i co b dzie, i ton a caym jestestwem w niadym g szczu, w r nolitej, penej piewu i szumu zieleni. Oczywi cie we dnie, gdy o ile zdarzyo si przebywa lasy noc , dr aa nieco, zwaszcza przy mijaniu olbrzymiego lasu w dobrach Kr pa, gdzie zawsze prchno wiecio blado w ciemno ciach. Jan ada pochodzi z drobnej szlachty, ale pami o morgach, co musiay byy nale e do jego dziadw - dawno zgin a. Bywa pisarzem prowentowym i oficjalist w wielkich maj tkach, a e odznacza si skrz tno ci i mia szcz cie, wi c si troch dorobi. Troch si dorobi, a troch wzi w posagu za on. Kiedy panna Barbara go poznaa, by czowiekiem nie ubogim, peni obowi zki s dziego gminnego, mia posad sekretarza w jakim przedsi biorstwie Towarzystwa Rolniczego, a nadto by na po wrt jakby po trosze ziemianinem, posiada na wasno przytykaj cy do miasteczka pi kny dwr, ogrd i par wk ziemi po rozpadym dominium Borek Dworski. czy w sobie kilka zawodw, a wygl da, jakby go sta byo na kilkana cie. By to urodziwy, silny chop o krzaczastych czarnych brwiach, jasnych pod nimi ocz ach, szerokim czole, w skiej a okr gej brodzie i pysznych, spadaj cych na malinowe usta w sach. O eni si z rozumn , ale chorowit , niepoka n i l kliw pann , ktrej potem cae ycie nie cierpia. Pani Zenobia adzina bya w porwnaniu z nim, zarw no z urodzenia, jak z wychowania, wielk dam , za co tym bardziej lubi j spycha w k t i dotkliwymi artami wymawia jej to brak urody, to chorob . W zwi zku z tym w cieka si rwnie wiecznie na w te, inteligentne, nerwowe po matce dzieci i bi je, a wistao. Dla obcych by go cinny, serdeczny i wesoy i nie miao si wra enia, e to przez fasz. Po prostu ka dego lubi wi cej ni li swoj rodzin . Dla pani adziny przyjazdy Barbary Ostrze skiej byy czym

prawdziwie opatrzno ciowym. Przywozia ksi ki i pisma, mo na byo w rozmowie z ni zapomnie o smutnym, cierpkim yciu, na ktre patrz c panna Barbara my laa: - Jak to dobrze, e ja nie wyszam i nigdy nie wyjd za m . ada obecno panny Ostrze skiej uwa a za sposobno do urz dzania wieczorkw i przyj , za ktrymi przepada. Na jednym z takich ta cuj cych wieczorkw znajdowa si kto , kto zrazu ta czy, a potem wycofa si za prg s siedniego pokoju i stamt d zacz wodzi spojrzeniem za jedn z bawi cych si osb. Zasuwa si przy tym coraz to bardziej w cie aksamitnej portiery, jakby pragn kierunek swego wzroku osoni tajemnic . Nie by to ju modzieniec, ale m czyzna, wysoki, o dugich i pi knych nogach, w skim stanie, rozlegej piersi i szerokiej, przyjemn ej twarzy. Moda osoba, z ktrej nie spuszcza oczu, miaa na sobie czarn , ukadan spdniczk z bokami podpi tymi nie tak przesadnie, jak to widzia u innych, i staniczek cay naszywany d etami. Wygl daa najwy ej na lat osiemna cie, wosy jej byy czarne i krtko obci te, oczy - jeszcze nie zdoa zauwa y jakie, twarz drobna, lecz wyra na, harda i szczera. Ukad caej postaci by swobod ny i powci gliwy, ruchy niewymuszone, a gdy uwijaa si po sali w swym l ni cym pancerzyku, wiato mienio si na nim tysi cem zotych zygzakw i byskawic. Kto z domowych przeszed mimo zaj tego patrzeniem go cia, ktry drgn i zapyta zmieszany: - Kto jest ta panienka w takim staniczku w zygzak? Modym czowiekiem, ktry si tak zapyta, by Bogumi Niechcic. 2 Panna Barbara Ostrze ska miaa ju dwadzie cia pi lat w ow zim , w ktr poznaa Bogumia Niechcica - on za by czowiekiem trzydziestosze cioletnim. Nie zrobi na niej wra enia i gdy nazajutrz po wieczorku, na ktrym zosta jej przeds tawiony, wyjechaa do Warszawy, to ju w drodze pami taa go jedynie o tyle, e gdy sanki wjechay w mroczne kr pskie lasy, pomy laa: - Aha, to tu gdzie mieszka w Niechcic, co si tak na mnie gapi. - Gdy , owszem, zauwa ya, e si jej przypatruje. Na Wielkanoc nie je dzia tego roku do Borku, bya u Kociew, u ktrych mieszkaa ju teraz i matka Ostrze ska, i gdzie ka de przybycie cioci Basi byo mocno oczekiwane przez dw ie creczki pani Teresy, Oktawi i Sabin . Dopiero latem udaa si znowu panna Barbara do adw, a gdy tylko do nich przyjechaa, Bogumi Niechcic zacz bywa w ich domu coraz to cz stszym go ciem. Panna Barbara patrzya na niego teraz duo askawszym okiem, zwaszcza gdy si dowiedziaa, e by w powstaniu i e potem do wiadcza niezwykych przygd tuaj c si dugo po wiecie. Co prawda jej nadzieja, e co o tych rzeczach usyszy, okazaa si ponna; Bogumi Niechcic nie yczy sobie czy te nie umia nic powiedzie o swych ciekawych zapewne prze yciach. Panna Barbara bya patriotk i przebywaj c w Borku cz sto chodzia za miasto na wzgrek zwany mogi powsta cw, eby skada tam wianki. Wzgrek by poro ni ty dzik r i zielem, a znajdowa si na skraju lasu w pobli u biaych murw parafialnego cmentarza. Pola przytykaj ce do drogi, co sza mi dzy cmentarzem i lasem, nale ay ju do dbr Kr pa, w ktrych Bogumi Niechcic by rz dc. Cz sto go te tam w swoich wycieczkach spotykaa, to na

koniu, to pieszo, i zawsze wtedy towarzyszy jej a do posesji adw. Prbowaa przy tej sposobno ci zagadn go ostro nie o przeszo . Ale Bogumi i wtedy nie mg si zdoby na adne opowiadanie. Zapytany za pierwszym razem, czy wie, e ten kopczyk to jest mogia powsta cw, odpowiedzia: - Tak, wiem - i spojrzawszy przelotnie na cmentarz nagle si go no roze mia. Panna Barbara wzi a to za prostactwo i przez reszt drogi milczaa nieprzychylnie, piesz c tak, jakby pragn a okaza , e nie chce, by jej nad y. Bogumi nad a jednak przygn biony i ze spuszczon gow , wreszcie rzek tonem prosz cym o przebaczenie: - Wiem o tym, bo jestem sam z tych stron. St d pochodz . Z niedaleka. I tu - doda - i tu... - zaj kn si . Nie powiedzia nic wi cej. Lecz dziwna rzecz, ta niejasna odpowied w zupeno ci zadowolia pann Barbar . egnaj c si zapytaa jeszcze tylko, jakby na znak, e go poj a: - Umie pan jak pie z tych czasw? - Owszem - odpar niezmiernie ucieszony. - Umiem i zaraz jutro zapiewam. I od tego czasu cz sto w saloniku pa stwa adw piewa soczystym barytonem r ne piosenki powsta cze. Jedn z tych pie ni bardziej ni innymi zachwycaa si panna Barbara. Sw jej nie moga nigdy zapami ta . Wiedziaa tylko, e po ka dej zwrotce powtarza si tam: a wi c polami, borem, lasami i ost pem marsz piewaj c, bracia, partyzantko, yj... czasami te przypominaa sobie ze rodka sowa: broni nie mamy, a wi c co masz, z tym w bj... reszta wiecznie gin a w niepami ci. Za to melodi tego piewu potrafia wywoa w sobie na ka de zawoanie, teraz i przez cae ycie, i zawsze czya si ona ze wspomnieniem Borku i czasw tu prze ytych. Dzi ki tej pie ni panna Barbara pogodzia si z tym, e Bogumi Niechcic nie umia nic powiedzie o rzeczach, ktre byy w nim dla niej najbardziej interesuj ce. Zacz a nawet przekada t skryto nad ch tn wymowno dawnych swoich znajomych i przyjaci, gdy nagle Bogumi sam popsu jej dobre usposobienie. Raz na przyj ciu u sekretarza s du, na ktre j zaproszono wesp z adami, obecni byli dwaj oficerowie rosyjscy z po bliskiego garnizonu. Panna Barbara zrazu si nasro ya. Wprawdzie przed kilku laty sama w Kali cu dawaa lekcje w rosyjskim domu wicegubernatora Rybnikowa, ale przy bli szym poznaniu okazali si to ludzie szlachetni, krytycznie wobec swojego rz du usposobieni, a Polsce ycz cy wyzwolenia, przy tym z tradycjami udziau w ruchach post powych i rewolucyjnych. Stary Rybnikow nieraz sam oprowadza pann Barbar po mogiach i pobojowiskach powsta czych, znajduj cych si w okolicach Kali ca. Tu za miaa przed sob obcych oficerw, o ktrych nie wiedziaa nic prcz tego, e byli odakami nosz cymi znienawidzony mundur. Takich nie spotykaa w swym otoczeniu. Ani w Kali cu, ani w Warszawie wojskowi w prywatnych domach nie byli przyjmowani. Lecz na gu chej prowincji byo to we zwyczaju, zwaszcza gdy brakowao partne rw do winta lub modzie y do ta ca. Tak e po pewnym czasie panna Barbara oswoia si z tym dra ni cym widokiem, a nawet bya rada, bo nadarzaa si jej mo e jedyna sposobno zetkn si z wrogami swej ojczyzny i da im pozna , co o nich my li. Uczynia to w ten sposb, e jednemu z oficerw pozwolia si do siebie z lekka

zaleca , a gdy j po podwieczorku zaprosi do ta ca - wyniosym spojrzeniem i odmow uprzytomnia mu, jaki dystans dzieli crk ujarzmionego narodu od naje dcy. Gdy w poczuciu odniesionego zwyci stwa rozgl dna si mimo woli dokoa, ujrzaa, e Bogumi Niechcic siedzia tymczasem przy niedu ym stoliku z drugim oficerem i pi z nim krupnik. Pi po prostu na umr i nawet zdawa si ju by troch podpity, gdy poczerwienia, a jego modre oczy zmalay i miay niem dry wyraz. Co gorsza, gdy si podsun a, usyszaa, e Niechcic wa nie jemu, temu Moskalowi, opowiada o swych przygodach powsta czych. Mwi po polsku i panna Barbara najwyra niej usyszaa: - My za wtedy wyszli my z tego lasu i dalej e na Ruska. - Oficer odpowiada po rosyjsku co , w czym panna Barbara nie moga si poapa . Syszaa tylko pojedyncze sowa: - moodiec... moodiec... lubieznyj drug, Bogumi Michajowicz... - i widziaa, e pan Bogumi z tym oficerem bardzo sobie wiadczyli. Zgorszona wysza do bocznego pokoju i nie miaa ju ochoty powraca do zabawy. Gdy si nazajutrz zobaczya z Niechcicem, powiedziaa do niego ostro: - adnego pan sobie znalaz powiernika do tych zwie rze , ktrych my jeste my niegodni. Niechcic stropi si i przerazi. - Co ja zrobiem? Czy ja co mwiem? - j ka. - Pewno byem pijany. Jezus Maria, na pewno byem pijany - doda z rozpacz . Nie prbowa ju si nawet tumaczy . Powtarza tylko: - Czy pani mi to kiedy daruje? Nie daa mu co do tego na razie adnej pewno ci, ale oczywi cie, niebawem rzecz posza w zapomnienie i przez nast pne tygodnie Bogumi Niechcic uchodzi nawet po trosze za staraj cego si o r k panny Ostrze skiej. Pani adzina powiedziaa jej pewnego dnia, e o wiadczyby si on dawno, tylko nie mie. A panna Barbara odrzeka na to: - Niech nie mie. Ja go nie chc . Potem jednak aowaa tych sw. Dr czya j my l, e powtrzone mogy zrobi panu Niechcicowi zbyt wielk przykro . Usiowaa obmyli co innego, bardziej askawego, co mogaby mu za porednictwem pani adziny oznajmi . Gdy jednak zacz a mwi z ni o tym i dowiedziaa si na wst pie, e tamte sowa nie zostay powtrzone - uspokoia si i zaniechaa zamiarw dawania mu nadziei. Tym bardziej e po krtkim okresie wyrozumiao ci pod tym wzgl dem razi j w nim znowu brak jakiegokolwiek wyrobienia umysowego. Niechcic by mo e na swj sposb rozumny, ale nie mia znajomo ci literatury i mnstwa b dcych w obiegu wiadomo ci naukowych, nie mia te krzty dowcipu, bez ktrego rozmowa towarzyska bya wszak rzecz bez powabu i czcz . Panna Barbara dziwia si temu wszystkiemu, bo syszaa od pani adziny, e rodzina Niechcicw bya kiedy znana z r nych umysowych zamiowa i e po konfiskacie maj tku Jarosty wywieziono podobno z tamtejszego dworu znaczn i warto ciow bibliotek do jakich rosyjskich zbiorw. Poza tym przecie Niechcic przebywa tyle lat za granic . Jak e si mg tam nie ksztaci ? Raz, mimo e sobie wci obiecywaa o nic go ju nie pyta , zagadn a go, czy zna jakie j zyki. Odpar, e umie po niemiecku, a na dowd zapiewa: Der Mensch lebt nicht von Brot allein, er muss auch etwas glcklich sein. Pannie Barbarze piosenka ta wydaa si gupia i prostacka, popsua

jej nawet wspomnienie tamtych innych pie ni, ktre jej si w panu Niechcicu wi cej podobay ni li on sam. Wicej ni on - mimo e przecie Bogumi Niechcic by przystojny, a nawet mia w sobie co , co wi cej znaczy ni li foremne ciao. Wszystko od stp do gowy byo w nim sympatyczne. P atrz c na jego twarz spogl dao si niby w czysty, przestronny dziedziniec wiod cy do bezpiecznego domu. Wystarczao go ujrze , aby by dobrze usposobionym, nie tylko do jego osoby, lecz w ogle do ycia. Wszelako panna Barbara mwia sobie, e przystojnych jest wsz dzie duo na wiecie i e to wszystko tak si na tle Borku wydaje. Gdy tylko sobie wyobrazia siebie z nim w Warszawie alb o w Kali cu, wnet doznawaa uczucia, przed ktrym sama bya rada skry si cho w mysi dziur . Doznawaa prze wiadczenia, e b dzie si go wstydzia. Na takich r nego rodzaju niepewno ciach zeszy wakacje. W ostatnim dniu, a nawet w ostatniej godzinie pobytu panny Ostrze skiej w Borku, Niechcic wyzna jej swe uczucia. Byo to w ogrodzie, po ktrym wyszli pochodzi przed wyruszeniem na kolej. Panna Barbara daaby wwczas nie wiem co za to, eby moga nie odpowiedzie , eby j kto zwolni z tej konieczno ci. - Zaraz - rzeka wreszcie, zaczerpn wszy ze wszystkich si powietrza - zaraz. Niech pan si namy li, mo e pan nie wie na pewno, czy pan mnie kocha. Mnie si to zdaje niemo liwe. Ja si tego nie czuj godna. - Wiem na pewno, e pani kocham - odpar chmurnie. - Ale skoro pani tak mwi, to znaczy, e ja pani jestem niemiy - doda takim gosem, jakby mwi o ci cym nad sob wyroku mierci. - Nie jest mi pan niemiy - zaprzeczya zrozpaczona - tylko mnie si zdaje, e my nie... e my nie jeste my dla siebie. - Dlaczego? - zapyta usiuj c opanowa wra enie, jakie te sowa na nim sprawiy. I nagle odpowiedzia sam sobie: - Tak, rzeczywi cie, my nie jeste my dla siebie. Susznie mnie pani odrzuca. Pani z jej wyksztaceniem, z jej urod , z jej stanowiskiem w wiecie zasuguje na lepszy los ni zwi zanie ycia z takim jak ja czowiekiem. - To jest, jak to? Co? - zawoaa stropiona, ale od domu zacz to woa , e ju najwy szy czas jecha . Rozmowa si przerwaa i panna Barbara wpada jeszcze do swojego pokoiku, eby zobaczy , czy czego nie zostawia. Gdy wysuwaa i zatrzaskiwaa z powrotem puste szufladki, raptem poj a odpowied pana Niechcica. My la, e go nie chciaa, poniewa by rz dc i ubogim czowiekiem. A tymczasem ona dopiero w tej chwili uprzytomnia sobie t okoliczno . A przez cay czas dot d w swych s dach o nim nigdy, przenigdy nie braa jej pod uwag . Na mio bosk , nie moga go zostawi z tego rodzaju my l , rwnie przykr dla niego, jak dla niej. Wypada na werand potr caj c, niezbyt przytomnie czekaj ce by j po egna towarzystwo, odszukaa Niechcica i poci gna go za sob w g b mieszkania. - Panie - tumaczya po piesznie - panie, ja bym bya nie wiem jak szcz liwa z takim jak pan czowiekiem. Nie mam adnego stanowiska w wiecie. Nie jestem niczym lepszym... to jest... nie jestem niczym w ogle. Nie mam adnego tam wyksztacenia. To nie o to idzie... Zatchn a si . Co jeszcze chciaa powiedzie ? Chciaa - o, wi cej, ni chciaa, potrzebowaa ze wszystkich si obja ni mu, jaki by stan jej serca. e czuje si ju spalona i zu yta, niezdolna do

mio ci, gdy on zasugiwa na dar wielkiego i pierwszego uczucia. Dar wielkiego, tak, wielkiego i pierwszego uczucia. Bogumi patrzy na ni dokadnie oczy w oczy, a widz c jej pasuj ce si ze sob milczenie rzek po prostu: - Rozumiem, pani kocha innego. Panna Barbara rzucia si na to jak uderzona. - Nic pan nie rozumie! - krzykn a z gniewem, ktry jednak wyda si Bogumiowi jakby czym dobrze wr cym. - I sk d ten pomys? Ja nikogo, jako ywo, nie kocham - przeczya ju agodnie i tylko z l kiem, e kto w ogle mg o tej rzeczy mwi . Wezbra w niej mciwy al nadaj c inny bieg my lom i sowom. - Ja nie odmawiam, pan mnie le poj . Tylko teraz tak mao czasu i jestem zaskoczona. Trudno si porozumie . Syszy pan? Ju nas woaj ! Rzeczywi cie z balkonu woano: - No, modzi pa stwo, do ju , do ju tajemnic! - Wi c umwmy si , umwmy si tak. Je eli ja przyjad tu na Bo e Narodzenie, to znaczy, e wszystko dobrze, e si zgadzam. Albo nie - ja napisz i w li cie wszystko wyja ni . Albo nie... Lepiej niech pan przyjedzie do Warszawy, na Wszystkich wi tych. Albo niech pan napisze, a ja panu odpowiem. I niech pan si nie martwi. Wszystko b dzie dobrze. Tylko trzeba troch poczeka . Bogumi patrzy na ni uwa nie i powtarza: - Dzi kuj . Dobrze. Przyjad . Napisz . B d czeka. W chwil potem panna Barbara wyrwaa si z u ciskw zebranego na ganku, artuj cego grona, skoczya do powozu, zapytaa: - A gdzie moja walizka?! - po czym spojrzawszy na zegarek krz ykn a i ju do koca drogi dr aa, czy si nie sp ni. 3 Tak wi c zostali mniej wi cej narzeczonymi. Mniej wi cej, bo panna Barbara do ostatniej chwili nie bya pewna swych uc zu ni zamiarw. W jednym z listw do siostry, pani Teresy Kocieowej, z ktr jedn jedyn poruszaa te sprawy, rd opisu przedstawienia Hamleta i wystawy obrazw wspominaa mimochodem: "p odobno tam u was mwi , jakobym bya narzeczon . Zaprzeczaj, kochana siostrzyczko, tym pogoskom, wszak e to nic pewnego. Czuj , e kiedy przyjdzie co do czego, powiem: nie - i wszyst ko si rozchwieje. Ale wracam do wystawy obrazw. Zapomnia am ci jeszcze napisa , e widziaam przepi kny obraz Matejki "Portret pana". Od razu mo na pozna , e to mistrz wielki malowa. I wiesz, je dziam na t wystaw wind . Co za niezwyky wynalazek!" W innym li cie donosi, e otrzymuje czasem listy od Bogumia Niechcica. "Nazywa mnie w nich - pisze - gwiazd , ktra zaja niaa nad jego ciemnym yciem. Chc mu napisa , e mam dla niego siostrzan przyja , i na tym niech poprzestanie. Jak my lisz, czy powinnam tak zrobi ?" Czciej powtarzay si w tych listach wzmianki o kim innym, kogo z kolei panna Barbara zwaa gwiazd . "Nie wiem, czemu imi pana J. T. wci si powtarza w mych listach - dziwia si sama jednym razem. - Przecie go ju nie kocham". A kiedy indziej donosia, e zwiedzaa z kilku przyjacikami gabinet zoologiczny w uniwersytecie, i dodawaa: "G dy przechodziy my dziedziniec uniwersytecki, domy lasz si , o czym wtedy my laam. My laam o tych, ktrych poznaam, gdy nosili jeszcze niebieskie czapki z biaymi obwdkami. Gdy nie byli takimi

jak teraz sztywnymi panami w tu urkach, lecz chopcami, penymi zapau, a w oczach rozumnych wiecio tyle ognia, tyle wiary, tyle mio ci. Tak ywo stan a wtedy przed moimi oczami posta tego, ktry jest ukrytym kwiatem mojej duszy i ktrego ws pomnienie jak brylantowa gwiazda zawsze przy wieca b dzie mojemu yciu. - Niech ci to nie przera a jednak, nie kocham go ju , lecz te obrazy przeszo ci s mi zawsze tak drogie. Nimi yj ". Przy ko cu innego listu znajdowa si dopisek: "Na Krlewskiej ulicy na wystawie w oknie zobaczyam cudn fotografi Byrona. Musz si dowiedzie , ile kosztuje, bo musz j sobie kupi . Co za wyraz i co za oczy! A cho bez brody, wiesz, kogo mi przypomina?!..." W pocz tkach zimy Bogumi Niechcic zacz nieco wi cej miejsca zajmowa w tych zwierzeniach. "Z panem Bogumiem - pisaa w poowie grudnia - dot d jeszcze nic nie postanowiam, boj si , bym p niej nie aowaa, cho gdyby mnie kto zapyta, czy go nie kocham, musiaabym pow iedzie , e cz sto czuj dla niego co wi cej ni yczliwo . Lecz przytumi t yczliwo , a nawet zapomnie o niej przychodzi mi z wielk atwo ci . Jestem widocznie wprawna. Przecie stumiam tysi c razy mocniejsze uczucie". Przed samym Bo ym Narodzeniem doniosa energicznie: "Czy wiesz, co postanowiam w kwestii l'amour? Ot widz , e Bogumi naprawd mnie kocha. Ostatni jego list tak dobrze maluje jego proste i szczere uczucia. A wobec mio ci c st d, e ju niemody. Jam tak e ju niemoda, cho , miech powiedzie , niedawno wzi mnie tu kto na pensji za jedn z uczennic. A i pan Bogumi podobno my li, e mam osiemna cie lat. Ciekawa jestem, jak min zrobi, kiedy go wyprowadz z b du. Jednak mimo smutnych dowiadcze , ktre ju mam za sob , nie czuj si znw tak bardzo rozczarowan do ycia. Nawet z pewn nadziej patrz w przyszo . Tak wi c, ko ci rzucone. Pojad , tak jak obiecaam, do Borku i niech si dzieje wola nieba, co b dzie, to b dzie". I wkrtce po Nowym Roku zacz y wychodzi zapowiedzi Bogumia Niechcica i Barbary Ostrze skiej - w Warszawie w ko ciele Karmelitw na Lesznie. W Warszawie, a nie w Borku, gdy o to prosiy kole anki i przyjaciki panny Barbary, ktrych yczenie byo dla niej wi te. Prcz tego miaa nadziej , e do Warszawy zjedzie na jej wesele Julian, in ynier z Petersburga. Co prawda, obiecywa on ju dawniej przyby na lub Daniela i Teresy, a jednak nie przyjecha. W ogle od czasu osiedlenia si poza stronami rodzinnymi ani razu jeszcze nie widzia si ni z matk , ni z rodze stwem. Tym razem jednak tak si zo yo, e mia swoje zawodowe sprawy do zaatwienia w Warszawie, a wi c mo e jednak przyjedzie. Wyjazd do jakiego na ko cu wiata poo onego Borku byby go na pewno odstraszy, a panna Barbara ani s i spostrzega, jak zacz a dzie swego lubu uwa a po trosze za okazj do zobaczenia si z bratem. Zaraz w czasie wi t w Borku, kiedy jej zar czyny stay si oficjalne, panna Barbara poprosia Niechcica, eby j zawiz do matki. Bogumi westchn , gdy si z tym do niego zwrcia. - Nie chciabym - powiedzia - eby pani my laa, e si mojej rodziny wstydz , ale boj si , e moja matka nie spodoba si pani. To ju zupenie niedo na staruszka. A je li pani idzie o zado uczynienie zwyczajom, to ona biedna przesza ju tyle i stoi tak dalece poza yciem, e nie przywi zuje do tego wagi. A ja tym bardziej.

Panna Barbara pomy laa, e jej narzeczony te nie zna si na zwyczajach, gdy te wymagay, aby starsza pani Niechcicowa zo ya wizyt rodzinie przyszej synowej. Wiedziaa jednak, e to jest ze wzgl du na stan jej zdrowia, a tak e na r ne inne okoliczno ci, jak odlego , koszty itp., niemo liwe. Zreszt konwenanse obyczajowe nie byy dla niej adnym bo yszczem, nie chciaa by maostkow i nie podj a tej sprawy, ale nalegaa stanowczo, e bdc tak blisko musi pozna sw wiekr . Syszaa zawsze, e synowe ze wiekrami le yj , pragn a jak najpr dzej okaza , e bdzie pod tym wzgl dem stanowia wyj tek. Pon a ch ci oczarowania swej wiekry, wzbudzenia w niej mio ci do siebie, dania jej pozna , e inteligentna, taktowna panna wie dobrze, co si matce nale y od syna, i e nie b dzie pragn a nigdy go jej odebra . Spo rd czekaj cych j w ma estwie zada i obowi zkw to wydawao jej si w tej chwili najwa niejszym. Wobec tego Bogumi przyjecha po ni nazajutrz w niezwykle pi knych, l ni cych sankach. rd pobrz kiwania dzwonkw zasiedli oboje na granatowych mro nych poduszkach i wsun li nogi w kudy przepysznej, pokrytej suknem baranicy, a sanie szar pny nimi po cichu, a odchylili si w ty, i pomkn y z sykiem i wistem po srebrzystej od so ca drodze. Panna Barbara aowaa nami tnie, e pan J. T. jej nie widzi. Gdy skr cili i wiatr mieli nie w twarze, a z boku, Bogumi obja ni, e to s najlepsze dworskie sanki, ktre pa stwo Kr pscy polecili mu wzi , gdy si dowiedzieli, e jedzie po narzeczon . - Tak? - ucieszya si panna Barbara. - Wi c to wida przyjemni, rozumni ludzie - i stosunki z nimi musz by dobre. - Stosunki s dobre - odpar Bogumi - pki yj starzy Kr pscy, ktrzy pami taj jeszcze, e mj ojciec by takim jak i oni czowiekiem. Lecz teraz syn ma obj pomau rz dy w maj tku, a z tym nie wiem, jak b dzie. Panna Barbara milczaa niemile zdziwiona, gdy uwa aa mimo woli, e owi Kr pscy dopiero teraz b d mieli dane do szanowania i nale ytego traktowania Bogumia. On za rzek jeszcze po namy le: - Mieszka te z nami stary mj wuj. Ob kany. - Syszaam o tym - odpara panna Barbara askawie. Jej chwilowe rozdra nienie min o i zacz a znw roi , e zdob dzie rwnie sympati owego wuja. Kto wie, mo e nawet wpynie na rozja nienie mrokw jego umysu. Syszaa ju o wypadkach przywrcenia wadz umysowych za pomoc troskliwej dobroci. I ukadaa sobie w mylach, jak si z tymi obojgiem przywita, jak ich zabawi, a nawet, co b d po jej odje dzie mwi , jak o niej marzy i ni . - Kr pa - rzek Bogumi. Panna Barbara z biciem serca ro zejrzaa si wkoo, niespokojna, czy otoczenie b dzie si jej podoba . Przestraszaa j my l, e mogaby si dosta w brzydk , niemi okolic . Na szcz cie widok rozlegego ogrodu, bramy i widniej cego w g bi, rozpostartego zacisznie i powabnie na tle pot nych drzew dworu - usposobi j jak najlepiej. Zarwno poo enie wsi, jak rozplanowanie folwarku byo zachwycaj co malownicze. Lecz gdy wjechali w podwrze, roztoczyy si przed oczyma panny Barbary jakby kulisy tego pi knego widoku. Sanki zacz y stuka i podskakiwa na zgnojonej grudzie przed obor , nieg by tu wszdzie zbrukany i za miecony. Dugie bez ko ca, jednostajne budynki otaczay dokoa olbrzymi, pusty i smutny dz iedziniec, z ktrego raz po raz zryway si stada kawek z przenikliwym i kl skaj cym wrzaskiem.

Pani Florentyna zajmowaa jeden z trzech przydzielo nych jej rodzinie pokoikw w n dznej oficynie, mao r ni cej si od innych budynkw folwarcznych. Wielkie polne kamienie uo one byy pod drzwiami wej ciowymi zamiast schodkw. W pokoiku pani Niechcicow ej byo ciasno i duszno, i czu byo md wo , jakby wo s dziwej staro ci. Matka Bogumia siedziaa w trzcinowym, powy cieanym zwykymi poduszkami fotelu, a nogi miaa okryte kra ciast chustk . Bya otya i spojrzaa na pann Barbar oczyma wielkimi, lecz bez wyrazu, jakby nie nastawionymi ju na aden z przedmiotw tego wiata. Gdy panna Barbara pochylia si do jej r ki, staruszka pogadzia j drug r k z wysikiem po wosach. Panna Barbara zapu cia ju w ci gu tego roku dugie wosy i okr caa je warkoczami dokoa gowy. - Pi kne wosy - rzeka matka Niechcica gosem tak saby m, jakby si odezwa z dziecinnej nakr conej zabawki. - Ja te miaam du e, pi kne wosy. Ale teraz... - zamilka i po upywie pew nego czasu dodaa z ao ci : - powyaziy. Niewiele co wi cej zostao w czasie tej wizyty omwione. Wypili jeszcze we troje herbat z bardzo dobrymi ciasteczkami, a kiedy potem wychodzili, Bogumi zapyta w sieni dziewk id c dok d z szaflikiem: - Czy przy starszym panu jest kto? - Ludwiczk posalim! - krzykn a nie ogl daj c si i piesz c w swoj drog . Bogumi obja ni narzeczon : - Wujowi, zwaszcza zim , zdaje si , e to ci gle jest jeszcze powstanie. I ucieka nam na noc do lasu, tak e musimy go pilnowa . Boimy si , eby nam biedak nie zamarz. Panna Barbara staa ze spuszczonymi oczyma i nie pr osia, eby j z tym wujem zapozna . Sanki ju na nich czekay, ale Bogumi rzek prosz co: - Ja bym chcia jeszcze pani pokaza nasze nowe mieszkanie. Za dwa tygodnie ma by ostatecznie opr nione. Teraz tam jeszcze mieszkaj , ale ju si wkrtce wynios . Szkoda, e nie mo na odnawia , bo mrz. Postaramy si tylko wymie , wyporz dkowa. To blisko, z tamtej strony ogrodu. Pjdziemy? eby pani nie my laa, e b dziemy tak n dznie mieszka jak tu. Mamy dosta cay osobny dom. Panna Barbara najbardziej pragn a czym pr dzej wraca do Borku i do Warszawy. Nie moga sobie siebie w tej Kr pie wyobrazi . Przestaa wierzy w swj lub. - Nie, oczywi cie, to ma estwo nie mo e doj do skutku - mylaa, jak gdyby nie znalazszy w rodzinie i siedzib ie Bogumia tych mo liwo ci, ktrych szukaa, nie widziaa ju adnych innych nadziei na rado w przyszym po yciu. Nie miaa jednak nagli do powrotu i cho nie upatrywaa adnego sensu w ogl daniu mieszkania, w ktrym nie miaa zamiaru mieszka , posusznie brn a przez nie ne zaspy za Bogumiem. Wkrtce zobaczyli w dom i p anna Barbara nabraa troch otuchy. By to niedu y, schludny domek stoj cy w ogrodzie, maj cy widok na ki i na lasy. Przed domem na trawniku rd wierkw bawiy si jakie dzieci w szubkach i kapturkach. - Prawda, dzieci - pomy laa Barbara. - B d przecie pewno miaa dzieci. - I przemkn o jej przez my l, jakie szubki, jakie kapturki b d one nosiy, gdy tak b d biegay po trawniczku rd wierkw. Zatupaa po niegu, niby to z zimna, a w gruncie rzeczy z nagej rado ci.

- Czyje to dzieci? - spytaa. - Czyje? - Dawnego administratora - wyja nia Niechcic. - By tu niejaki Winczewski, co zarz dza wszystkimi folwarkami dominium, bo do mnie to nale y tylko Kr pa. Ale teraz, kiedy mody Kr pski sko czy studia rolnicze, starzy skasowali od Nowego Ro ku tego administratora. I my mamy po nim dosta mieszkanie. - To si dobrze zo yo - zawoaa panna Barbara i wstrz sna si . Bogumi zl k si , e jej zimno, i zacz prosi , eby przed odjazdem napia si miodu. Inaczej mo e si jad c przezi bi . Ruszyli z powrotem w podwrze, a panna Barbara zape wniaa po drodze Bogumia, e dawno jej si nigdzie tak nie podobao jak w tej Kr pie. Przedtem rada bya da mu uczu , e j tu wszystko przygn bia. Teraz jednak dr aa, aby si nie domy li poprzedniego stanu jej duszy. Za jeszcze ra niej poczua si , gdy wypia owego miodu. Ochoczo wsiada do sanek, a kiedy wyjechali pomi dzy lasy, zapragn a, by j Bogumi pocaowa. Nic nie mwia, lecz on odgad jej ch ci, a wtedy naraz ycie z nim wydao jej si czym atwym i powabnym, gdziekolwiek by je zasnuli, w Kr pie czy te nie w Kr pie, rd pi knych czy te oboj tnych krajobrazw. Lecz po powrocie do Warszawy uczua, e ani ten mid, ani ta jazda sankami, ani te pocaunki nie dadz si porwna z niczym, co tutaj miaa. I znw popada w w tpliwo ci i w m czarnie, co dr cz czowieka, gdy nieodparty gos nami tno ci nie wskazuje drogi, a umys i wola nie s w stanie kierowa si innymi nakazami nie zbudzonego jeszcze ducha. Ze strachem czekaa blisk iej godziny lubu i coraz cz ciej, co dzie prawie pisywaa do siostry. "Gdyby szo tylko o mio - skar ya si - wiedziaabym, jakie mam sowo powiedzie . Nie, - byoby to sowo. Ale lub, wesele, ma estwo - z tym si czy tyle r nych dodatkowych rzeczy, ktre czowieka baamuc i nie daj mu rozpozna swych uczu . Przy tym zdaje mi si , e je li si teraz cofn , to ju nikt wi cej nie bdzie si chcia ze mn o eni . A y samotnie z wasnej woli - niekiedy mi si ta my l podoba... Lecz gdy tylko si na to zdecyduj , wnet mi al tego, czego si wyrzekam, i na odwrt, pragn y tak jak wszyscy, wypeni swe przeznaczenie, by on, matk , pani domu, wyprbowa swe siy. Ambicja, ciekawo , wszystko wchodzi tu w gr , a wszystko takie silne!" Na dwa dni przed lubem przysza wiadomo , e ani pani Teresa, ani jej m nie przyjad . Ich dziewczynki zachoroway na odr i adne z rodzicw nie chciao od chorych dzieci odjec ha. O tym, by matka Ostrze ska sama miaa przyjecha , nie byo mowy. Pani Adamowa ju od dawna baa si na wasn r k wyrusza poza Kaliniec, bo jej si zawsze zdawao, e w drodze umrze na serce. Nie do na tym, in ynier Julian rwnie donis, e nie mo e przyjecha . Stan y mu na przeszkodzie wa ne czynno ci przy nowo buduj cej si linii kolejowej. Listy od rodziny nadeszy jednocze nie i panna Barbara odczytywaa je ze zami w oczach - i z tak rozpacz w sercu, jakby zjazd rodziny by jedynym szcz ciem, ktrego w dniu lubu oczekiwaa. W przyst pie ao ci zacz a niezwocznie pisa do pani Teresy. "Z paczem - byy sowa jej listu - dowiaduj si , e ani ty, ani Lucjan, ani Mama nie b dziecie na lubie, i z paczem b d pojutrze egna Warszaw . Czuam si tutaj taka szcz liwa, jakby cay wiat do mnie nale a. Te chwile min i nigdy ju nie wrc . Moe jeszcze si wstrzyma ? My l, e wy macie teraz zmartwienie i e ja nie mog by z wami, czyni mi ycie niezno nym. Nie widz

dostatecznie wa nego powodu, abym teraz nie miaa by z wami. Nie, upieranie si przy ma estwie, do ktrego nie czuj adnego zapau, wydaje mi si w tej chwili czcz igraszk pr noci wobec uczucia do was, najsilniejszego i najprawdziwszego, bo nie zwi zanego z adn wiatow ambicj ..." Zmierzch zapad, przestaa widzie litery i musiaa zaniecha pisania. Usiada na stoeczku przy piecu i pakaa grzej c zmarzni te r ce. Znajdowaa si w swym pokoiku na pensji, w g bi lokalu sycha byo miechy i bieganin po schodach. Na ulicy rozlegao si klaskanie kopyt po bruku, a potem po lizgiwanie si podkw o kamienie, jakby kto konia zatrzymywa. wiato zapalonej wa nie latarni zabyso na cianie pokoju. Panna Barbara czua si jak podr ny, ktry wyrusza w niepowrotn drog i ktrego jego najukocha si nie przyszli przed odjazdem po egna. A jej wczorajszy wiat, uczennice, kole anki, znajomi pogodzili si ju z tym, e ich miaa opu ci , nie liczyli ju na ni w swych zabawach. Wtem zapukano i zjawili si adowie, a z nimi Bogumi Niechcic. Mieli przyby dopiero nazajutrz w poudnie, lecz i oni te otrzymali wiadomo od rodziny Ostrze skich, a nie chc c, aby panna Barbara czua si osamotnion , przy pieszyli swj przyjazd. Narzeczona nie wiedziaa, jak im dzi kowa i gdzie ich z rado ci posadzi . Zapalia wiato, chciaa kaza dawa herbat , lecz oni naglili, by si ubraa i wysza z nimi na miasto. Pjd do znajomej adom cukierni na czekolad , a potem wybior si razem do teatru. Grano tego wieczora "Czartowsk aw ". ada zakupi lo i panna Barbara znalaza si z Bogumiem w samym rodku wystrojonego, szemrz cego wiata, w piewnym, niewyra nym zgieku strojonych instrumentw, w rz sistym blasku kandelabrw. Serce jej bio, miaa uczucie, e wszyscy na nich patrz i os dzaj jej wybr. I e dla ka dego w tej chwili widoczne s braki pana Niechcica, jego niedostateczne wyksztacenie, jego mieszkanie w n dznej oficynie, do ktrej wchodzi si po kamieniach i gdzie panuje zaduch. Popenia mnstwo niezr czno ci, a cho bya tu na swoim gruncie, czua si tak za enowana, e zaraz na wst pie zrzucia za parapet lo y r kawiczki; na szcz cie siedzieli na parterze i nie wzbudzio to wi kszej sensacji - musieli jednak odwoa si do pomocy wo nego. Bogumi, na odwrt, zachowywa si z pow ci gliw niewymuszon swobod czowieka nieobytego, lecz ju z natury nigdzie nie czuj cego si obco. Przychodzio mu to tym atwiej, e nie zwyk by mie wci siebie na widoku i e nie mia tak pobudliwej wyobra ni, jak jego narzeczona. Ochon wszy nieco panna Barbara spojrzaa bardziej przytom nie i zauwaya, e Bogumi ma na sobie nowe ubranie i wygl da bardzo przystojnie. Jaka pani w krzesach zauwa ya wida to samo, gdy odwracaa si i spogl daa nie to, e na ich lo , ale cakiem wyra nie na Bogumia. Panna Barbara zaczynaa si na nowo czu nieswojo, a ju wr cz przerazia si , gdy ujrzaa, e Niechcic nagle wsta i ukoni si owej damie. Nie miaa si spyta , kto to, musiaa doczeka , a spytaj adowie, i usyszaa, e to krewna Kr pskich, ktr Bogumi widzia par razy w ich domu. Uspokoia si , lecz w czasie pierwszego antraktu doznaa nowego wstrz nienia. Gdy si przechadzali we czworo po kuluarze, moda panienka w seledynowych mu linach mijaj c ich upu cia niechc cy wachlarz. Bogumi podnis go i zosta obdarzony ta kim spojrzeniem, e panna Barbara spostrzegszy to zadr aa. Co

gorsza, gdy mijano si potem raz jeszcze, spojrzenie si powtrzyo, a tym razem panna Barbara miaa wra enie, e i pan Niechcic jak gdyby si u miechn . Nie miaa nic na to powiedzie , nie czua si w prawie do tego, lecz wpada w skryt rozpacz. Po raz pierwszy uprzytomnia sobie, e nie sama ona tylko jedna musi by koniecznie przedmiotem uwielbienia Bogumia. Mg si on przecie z atwo ci zakocha w ktrej z owych dwu dam. Wszak da dowd, e si potrafi zakocha od pierwszego wejrzenia, a t z krzese zna ju w dodatku przedtem. Obie damy byy te przecie sto razy od niej pi kniejsze i wspanialej ubrane, a oprcz tego, co tu skrywa , patrzyy na niego tak, jak ona nigdy na niego nie patrzya. Im on nie zdawa si prostakiem. Snad trzeba byo by tak pi kn i tak ubran jak one, by oceni zalety Bogumia, a ona, wida , biedna, nie znaa si na rzeczy. Niemono pokochania Bogumia ca peni uczucia wydaa jej si nagle nie - godn lamentu i rozgosu - wy szo ci rozczarowanego serca, ale upo ledzeniem duchowym, kalectwem i poni aj c niedol . Strach, e Bogumi domy li si , jak wielk bya pod tym wzgl dem niedo g, przyprawi j nieomal o zemdlenie. Uczua si w niebezpiecze stwie i jak przedtem pragn a odwlec dzie lubu, tak teraz dr aa, czy przez czas dziel cy j od otarza serce Bogumia nie odwrci si od niej ze wstr tem i ach, jak chciaa, eby ju byo po wszystkim. Jednak w czasie trwania przedstawienia przej a si nim do tego stopnia, e zapomniaa o swym nieoczekiwanym strapieniu. Gdy wychodzono z teatru, trwo ne my li przypomniay si znowu, lecz nie miay ju tej siy co przedtem. ar uczu , pyn cy ze sceny, udzieli jej si i doznaa pociechy. Czua si zdoln do pokochania Bogumia, a nawet ju go lubia, ju go chciaa caowa i nie baa si o jego uczucia, gdy jechali do domu z teatru. Bo kto kocha - ten si nie l ka. Mwi c jej dobranoc przed drzwiami domu, gdzie mieszkaa, Bogumi powiedzia nie miao: - Musz kogo troch zasmuci . Tak mi al, bo taka o ywiona. Ale c mam robi . Nie b dziemy zaraz mieli tego domku w ogrodzie. w administrator dosta miejsce dopiero od kwietnia i na razie do tego czasu b dziemy musieli zosta na starym mieszkaniu. Wuja przeniosem do jednego wolnego pokoiku na grce, a my b dziemy mieli przy mamie pokj z kuchni . Panna Barbara a zadr aa z uciechy na t wiadomo . Tak bardzo pragn a okaza czym Bogumiowi przemian , ktrej ulega. - Ale to nic nie szkodzi - rzeka. - Tu czy tam, b dziemy razem i wszystko b dzie dobrze. - Wiedziaem, e tak powie - uradowa si Niechcic. Wci jeszcze nie mia jej mwi "ty", a nie mg, nie chcia ju "pani". Znalazszy si na powrt w swym pokoju panna Barbara zapalia lamp i siedziaa w milcz cej zadumie przy stole nie zdejmuj c akietu ani czapeczki. Na koniec wzrok jej, goni cy wci jeszcze obrazy prze ytego wieczoru, pad na zacz ty o zmierzchu list do Teresy. Przeczytaa go, podara, a nast pnie zrzuciwszy okrycie napisaa po piesznie nowy. "Spakaam si - pisaa - droga siostrzyczko, na wiadomo , e nikt z was na lubie nie b dzie, ale c , trudno. Jestem teraz caa przej ta my l o tym, by sprosta obowi zkom, ktre na siebie bior , mo e wi c lepiej, e zobaczymy si potem, gdy b d bardziej spokojna. Za bogosawie stwo Mamy i za ksi ce dary z serca dzi kuj . Zapowiaday cie, e nie b dzie wyprawy, a to to caa wyprawa! Wyobra sobie, e Bogumi dowiedziawszy si , e b d

sama, przy pieszy przyjazd. Tylko co sp dzili my z nim i z poczciwymi adami wieczr w teatrze. Dawano "Czarto wsk aw ". Gra bya zachwycaj ca, od uroczych piosenek mao mi serce nie wyskoczyo z piersi, a dekoracje przedstawiaj ce grski krajobraz wyday mi si cudem. Wrciam rozmarzona i jedno mnie tylko gn bi, e gdy ja tu u ywam, wy tam stroskani czuwacie nad kami moich najukocha szych dziewczynek. O, gdy Bg pozwoli, e b d ju zdrowe, musz kiedy do mnie na wie przyjecha . Od kwietnia bdziemy mieli liczne mieszkanie w osobnym domu w ogrodzie. Teraz dopiero widz , jak wielk pomy lno ci jest dla mnie to ma estwo i mio Bogumia. Charakter jego podoba mi si coraz bardziej, nie masz poj cia, jak zyskuje na porwnaniu z ka dym z moich znajomych, a zwaszcza z tym, co, tak b dc obiecuj cym, tak si okaza zawodnym i nieciekawym. A je li idzie o stanowisko pana Niechcica i o to, e grozi mi zakopanie si na wsi, jak ubolewa moja dobra Michasia, to nie l kam si tego. Przyrod zawsze kochaam rwnie silnie jak ksi ki i dobre towarzystwo. Nie przera a mnie to, e b d ya rd lasw i rd k. A stanowisko pana Niechcica jest dla mnie a nadto dobre, dziwi si nawet, e bdc przystojnym, a wcale jeszcze niestarym czowiekie m, nie obejrza si za bogatsz . Wszak e ja nic nie posiadam prcz paru sukienek i koszul, ktrych liczba co prawda znaczni e si z waszej aski zwi kszya, ale to te i wszystko. Moje lekcje nie s adnym stanowiskiem. Lubiam je, gdy lubiam przebywanie z miymi dziewcz tami, ale nie miaam nigdy zamiowania do bakalarst wa, nie przynosio mi te ono tyle, bym si moga obej bez waszej, najdro si, pomocy. Traktowaam t prac zawsze jak co tymczasowego. Jak wiesz, marzyam o czym innym - wszak syszaa o kobietach, co pojechay na wy sze studia do Krakowa, do Petersburga lub za granic . Lecz gdybym nawet miaa i rodki, czy odwayabym si na to? Pewno nie - zreszt za p no ju o tym mwi i my le . Wszystko tamto przepado. Tak wi c dzi kuj Bogu za to, co jest, i jestem najlepszej my li. ciskam was, Mamie r czki i nki cauj , wasza - po raz ostatni wy cznie tylko wasza - Bar. Ostrz." W dzie lubu Barbary i Bogumia wypada za pogoda - mrz, wicher i zadymka. Nim zd ono powsiada do karet, furmani, konie i dachy pojazdw zasypane zostay niegiem. By ju zmierzch. Jechano powolutku rd r owego wiata latar i jakby przedzieraj c si przez drgaj ce zwoje g stego mu linu. W ko ciele wszyscy musieli sta cay czas okutani w rotundy i szuby - gdy panowao w nim lodowate zimno, a za ka dym otwarciem drzwi smugi niegu zaczynay wia po posadzce. Z rodziny panny Barbary obecna bya t ylko pani adzina z m em, ze strony Bogumia wyst powa jego dalszy krewny tego samego nazwiska, Hipolit Niechcic, posiadaj cy niedaleko Borku wasny folwark. Oprcz tego byy kole anki, przyjaciki i znajomi panny Barbary. Panna moda nie miaa adnej specjalnej lubnej sukni, ubrana bya w nowy, ale ju od jakiego czasu noszony granatowy watowany kostium z szarym baranki em i tak barankow z granatowym czapeczk . Bya zamy lona i miaa nie widywany u niej dot d, nieco wyniosy i srogi wyraz oczu. Gdy na chrze zacz to gra i piewa , dwie zy spyn y po jej twarzy, ktra jednak e poza tym ani drgn a. Wszyscy inni wci ze sob szeptali tak, e w ko ciele prcz odgosw niepogody sycha byo wiszcz cy szelest. Panowie odzywali si nawet basowym pgosem. Na krtko przed oczekiwanym ukazaniem si ksi dza drzwi ko cielne

jeszcze raz si otwary, a potem z grzmi cym hukiem zamkn y. Nikt nie zwrci na to uwagi, gdy do ko cioa wci jeszcze wchodzili ci i owi spo rd ulicznej gawiedzi. Nagle jednak odwoano pana modego. Tu za nim odeszli w g b ko cioa Hipolit Niechcic i ada. Teraz dopiero panna Barbara zacz a dr e i mieni si na twarzy. - Co si stao? - my laa i nie miaa zapyta , lecz serce w niej upado. Mo e Bogumi rozmy li si i nie chce z ni bra lubu, moe to owa pani z krzese lub ta z wachlarzem zjawiy si , by przerwa uroczysto . Tak czy inaczej, miaa niejasne poczucie, jakoby zasu ya na tego rodzaju nieask losu, i truchlaa, czekaj c najgorszego. Bogumi tymczasem powrci do orszak u, a ujrzawszy wpatrzon w siebie, zmienion twarz narzeczonej, podszed do niej i pocaowa j w r k. - Co si stao? - szepn a - prosz pana. - Nic, kochanie - odpar - wszystko dobrze. - Lecz by blady jak ptno i pomimo wysiku nie zdoa si u miechn - tak e panna Barbara nie odzyskaa spokoju i mylia si przy powtarzaniu sw obrz du. R ka jej dr aa tak, e ksi dz z trudem tylko zdoa jej wo y obr czk . Gdy po zaatwieniu wszystkich formalno ci znale li si we dwoje w karecie, Bogumi powiedzia pr dko: - Moje dziecko, nie przejmuj si tym bardzo. Moja matka umara. Nagle. Dostaem depesz ze dworu. Tak wi c lubna podr pani Barbary bya to podr na pogrzeb. Mieli tylko tyle czasu, by zabra rzeczy i wyruszy na kolej. Poci g, na ktry wedug otrzymanego zawiadomienia miay by wysane konie z Kr py, odchodzi o sidmej z minutami. adowie i Hipolit Niechcic mieli zosta do rana, by pozaatwia rzeczy, ktrymi pa stwo modzi nie zd yli si zaj . Do dworca Kowelskiego nie byo bardzo daleko. Bogum i znalaz sanki zaprz one w bystrego konia i przybyli na czas. Budynek stacyjny sta w polu i by tak zasypany, e w rd sinobiaej mgawicy wida byo tylko ciemn smug niskiej ciany z niewyra nie o wietlonymi oknami. Dokoa bya pustka i hucza wiatr. Poci g sta ju , wieci i dysza, jego czarne ksztaty rozpyway si w sypkiej ostrej zawiei. Weszli do poczekalni. Bogumi kupowa bilety, a pani Barbara szcz kaa z zimna z bami i powtarzaa: - Jezus Maria, pr dzej, pr dzej, bo nie zd ymy. - To znw milka, zamykaa oczy, eby nie patrze , jak Bogumi powoli odbiera reszt . W powietrzu co niejasno d wi czao, zapewne druty czy sygnay, czy supy telegraficzne. Wreszcie znale li si w przedziale, w ktrym drzema ju jegomo w l ni cych kaloszach. Jechali pi godzin i przez cay ten czas nie mieli ze sob mwi ni post powa swobodnie jak ludzie zalubieni. Zmara bya pomi dzy nimi, pani Barbara czua, e Bogumi wci o niej my li, i nie moga mu tego mie za ze, przeciwnie, musiaa mu to chwali . On za w istocie zapada co chwila w zadum , rd ktrej wszystko obecne znikao mu sprzed oczu. Cz sto jednak zrywa si i prosi on, to by si na nim opara, to by si poo ya. - Czy ci nie zimno, kochanie, czy nie godna - pyta, a ona odpowiadaa: - Nie, dzi kuj panu - gdy nie moga tak ni st d ni zowd zacz mwi mu "ty". Niekiedy oboje zaczynali drzema , a pani Barbara majaczya, e matka Bogumia nie umara, popada tylko w omdlenie. Gdy przyjad , b dzie ju przytomna, lecz ci ko chora, a wtedy ona roztoczy nad ni opiek , b dzie j na r kach

przenosi z ka na fotel, a staruszeczka wyzdrowieje - c to bdzie za rado . O, jak e pragn a zasta j przy yciu i zatrze pami wizyty, w czasie ktrej tak jej si wszystko u wiekry nie podobao. O dwunastej w nocy siedli do sanek i jechali nimi d o czwartej nad ranem. Na szcz cie wiatr usta najzupeniej, wypogodzio si , wieci ksi yc, noc bya przeczysta i lazurowa. Teraz jednak jeszcze trudniej byo im porozumiewa si ze sob , gdy byli odziani w stercz ce konierzami wysoko ponad gow olbrzymie, ci kie futra, przez ktre mwili do siebie niby przez cian . Pani Barbara, wygl daj c jednym okiem ze swych nied wiedzi, zachwycaa si tylko po cichu przywalonymi niegiem sosnami i wierkami, co wieciy w ksi ycu ol niewaj cym blaskiem. Na koniec wjechali w znajome ju podwrze i stan li cicho przed niziutkim swym domem. Zrazu nie byo nikogo wida , psy tylko poszczekiway, lecz niebawem otoczyli ich ludzie. B yo ich kilkoro. W milczeniu zacz li wieci latarni , bo ksi yc zaszed i robio si ciemno. Okno pokoju starszej pani Niechcicowej by o otwarte i wida byo przez nie zapalone wiece. Zmara le aa jeszcze wida na ku. Pani Barbara wydobya si z sanek, a Bogumi pomg jej zesun z ramion nied wiedzie, w ktrych nie moga si ruszy . - Ostro nie - powiedzia wiod c j ku wej ciu przez kamienie, ktre su yy za schodki. 4 Mieszkanie po dawnym administratorze Winczewskim ni e zostao Niechcicom na pierwszego kwietnia oddane. w admini strator otrzyma miejsce samotnego i musia jeszcze tymczas em rodzin zostawi w Kr pie. Jego ona bya le usposobiona do Niechcicw, gdy maj c im odst pi pi kny dworek w ogrodzie uwa aa ich po trosze za przyczyn utraty miejsca. Kiedy pani Barbara dowiedziaa si o tego rodzaju mniemaniach od swej su cej, Bylisi, popada w przygn bienie, ktre dopiero Bogumi musia rozprasza . - Jak e mo esz martwi si takimi rzeczami - mwi i tuli j do siebie. - Przecie wiesz, e to nie ma z nami adnego zwi zku. Wszak stary Kr pski nie mnie ma odda zarz d dominium, tylko synowi. Ludzie ze wsi musz czym zapenia wolne chwile, a Winczewska ma ich teraz wi cej ni drudzy. Wci czeka na przeprowadzk i koo gospodarstwa nie tak ju chodzi jak dawniej. Wic sobie wymy la takie rozmaite historie. I Bogumi sam rzeczywi cie nic sobie z tego nie robi. Gdy spotyka dzieci z dworku, zaczepia je, bra je ze sob na konia lub na linijk , a one jawnie okazyway, e za nim przepadaj . Rwnie i z pani Winczewsk , gdy mijali jej ogrd i ujrzeli j z dala, wszczyna zawsze weso rozmow , a jej skwaszona twarz stawaa si przy tym na chwil nieco weselsza. Jeli pani Barbara bya wtedy obecna, to staa cay cz as jak na arz cych si w glach. Nie rozumiaa, jak Bogumi mo e post powa w taki sposb z lud mi, ktrzy le o nich my l . Sama staraa si jak moga unika spotkania z chud , zawsze cierpko skrzywion postaci z dworku, a i dworek omijaa z daleka, aby nie my lano tam czasem, e chodzi patrze , czy si jego mieszka cy nie wynosz . Natomiast w samotno ci cz sto projektowaa sobie, e pewnego dnia zdob dzie si na to, eby pj do byej

administratorowej i eby tak jej powiedzie : - Ani mi si nio, droga, szanowna pani, ani mi si nio pragn innego mieszkania ni to, co mam. yjcie sobie, pa stwo, gdzie jeste cie, jak dugo chcecie, zrzekam si tego dworku raz na zawsze. - Wezm - rzeka raz do Bogumia - pjd i tak jej powiem. - Nie czy e tego czasem - przestrzega j Bogumi - bo si z ciebie na miej albo tym bardziej ci obmwi , e si chcesz tutaj rz dzi jak szara g , e masz protekcj , rozporz dzasz mieszkaniami. I raz jeszcze zabrania, lecz wyraz twarzy mia zad owolony, jakby mu si podobao, e pani Barbara nie w inny sposb, a w taki wzi a te sprawy do serca. Ona za zaniechaa pomau zamiaru pj cia do pani Winczewskiej, ale wszystko, co jej chci aa powiedzie , mwia swej su cej, Bylisi. Mwia, a potem aowaa, e je li to jej gadanie si rozniesie, to ich mog naprawd zostawi , gdzie byli, i e nawet, gdy si dworek opr ni, osadz w nim kogo innego. I zdawao jej si , e Bogumi ju nazbyt pogodnie znosi niepomy lno losu, ktra kazaa im pozosta w starej siedzibie. Mogo mu przecie cho czasem przyj do gowy, e miejsce to nie jest znw takie czarowne, tymczase m on pomartwi si jedynie na wst pie, a potem by ju taki z wszystkiego rad, jakby o sprawie mieszkania wr cz zapomnia. Jednak e, gdy napomkna z gorycz raz i drugi o szkaradnej dziurze, w ktrej wypado im y, ujrzaa nad swoje spodziewanie, e zrobio to na nim bardzo silne wra enie. Cay dzie by przygn biony i zdawa si przed ni wstydzi . I pani Barbara, jakby jej szo nie o praktyczne wyniki, ale o wybadanie jego stosunku do tej sprawy, wnet przyznawaa, e pogardzane mieszkanie ma swoje zalety. Za w gruncie rzeczy miao ono du o zych stron. Schodki z dzikiego kamienia stanowiy z nich bodaj najmniejsz . Byo ciemne, wilgotne i niskie, a myszy niepodobna w nim byo wy t pi . Byo i ciasne, lecz t szczupo wymieniaa pani Barbara Bogumiowi wa nie jako zalet . C by teraz zrobili z obszernym pomieszczeniem we dworku po Winczewskich? Nie mieli by do tych pokojw co wstawi , przecie cudem zdoali zapeni te "ciupki" w oficynie. Gorzej byo natomiast, e w owych "ciupkach" pani Barbara nie czua si dostatecznie u siebie. Zaraz przez sie , naprzeciwko ich drzwi, mieszka ogrodowy, za nim, w izbie z osobnym wyj ciem na podwrze, ya stara, wysu ona komornica Ludwiczka, a jeszcze dalej, na samym ko cu domu, znajdowao si co po redniego mi dzy kurnikiem a stancj , miejsce, w ktrym tuczono g si. Za w przeciwlegym szczycie domu, za ich mieszkaniem, bya w dzarnia. Pakowny to by wi c i dosy ludny budynek, lecz pani Barbara cz sto w chwilach zego usposobienia mwia, e czuje si , jakby zamieszkaa w czworakach. Co prawda owe zbyt bliskie i niepo dane s siedztwa wyszy jej pod r nymi wzgl dami na dobre. Ogrodowy okaza si jednocze nie stolarzem, a maj c w zimie nieco czasu porobi dla pa stwa Niechcicw brakuj ce stoy i stoki. A Ludwiczka nauczya pani Barbar we wa ciwym czasie nasadza kury, kaczki, perlice, sprawdza jajka i chodzi koo kurcz t. Co do gotowania, pieczenia chleba i przyrz dzania zapasw, to du o wiedziaa Bylisia od zmarej starszej pani, ale i w tych rzeczach ostatnie zdanie nale ao nierzadko do Ludwiczki. Ogrodowy i Ludwiczka stali si tedy dla pani Barbary prawdziw opatrzno ci , gdy znajdowali si pod r k, mo na byo czerpa z ich pomocy i do wiadczenia prawie niechc cy, rd s siedzkich

spotka w sieni i w progu. To bya pomy lna okoliczno , bo udawa si specjalnie gdzie dalej po rad pani Barbara nigdy by si nie odwaya - baa si i wstydzia kr pskich ludzi. A sama na pocz tku rzeczywi cie do niczego nie umiaa si wzi . Sposobno ci, by si tego lub owego z domowych zaj nauczy , miaa za panie skich czasw dosy i u radcy Joachima, i u matki, zwaszcza pki ya stara, wszystko umiej ca piastunka ich, Bursztynka. Lecz wczesna panienka Barbara uwa aa roboty gospodarskie za co tak atwego, e szkoda byo na nie pi knego czasu modo ci. Tymczasem przekonaa si , e potrzeboway one znacznej umiej tno ci, a tak e zamiowania. Tego ostatniego nie moga w sobie wzbudzi , gdy ze wszystkich zaj pani domu, ktre j n ciy w ma estwie, moga si na razie odda prawie wy cznie tylko temu, czego najbardziej nie lubia, to jest k uchni. Zach cona przez wskazwki Ludwiczki, miaaby ochot chowa du o drobiu i wi , lecz przy tym mieszkaniu wiele chowa nie byo mona, gdy nie byo gdzie trzyma . Na ca ywizn Niechcicowie dostali tu tylko szczup zagrod w oglnych zabudowaniach dworskich. Pani Barbara nie lubia tam chodzi , by nie brn przez gnojwk i nie spotyka su by dworskiej, ktrej widok przypomina, e i oni te su . Zreszt , te par kur, kaczek i perliczek, jako te winie i krow , ktre do gospodarstwa nale ay, Bylisia bya ju przyuczona sama oprz ta , pani Barbarze zdawao si nawet, e nie jest ona zadowolona z wdawania si w te rzeczy. A e pani Barbara wci patrzya na ni mimo woli jak na su c nie swoj , a zmarej starszej pani, wi c usuwaa si na bok i dogl daa tylko paru kur, co siedziay na jajkach u niej w kuchni. Nadchodzia wiosna. Pani Barbara tyle si naroia przed lubem, co bdzie sia i sadzi u siebie na wsi w ogrdku, lecz przy podwrzowej oficynie nie byo i ogrdka, mo na byo tylko patrze , jak si przyjmuj w doniczkach flance pelargonij, ktre jej podarowa s siad ogrodowy. Tym bardziej nie mo na byo marzy o tym, co si przedstawiao pani Barbarze jako jedna z najwi kszych przyjemno ci ma eskiego po ycia - o zaproszeniu na lato rodziny i kole anek. Mieszkanie byo zbyt ciasne i zbyt n dzne. Tak wi c pozostawaa tylko kuchnia. Bogumi nie by pod tym wzgl dem czowiekiem wielkich wymaga . Nie by arokiem, nie lubi da wymylnych, ale pani Barbara dobrze widziaa, e je eli co z drobiazgw, su cych do op dzania codziennych potrzeb, mo e mu zrobi przyjemno , to gdy na st podano co , co lubi, albo gdy si w kuchni jakie danie wyj tkowo udao. Mo e przywi zywa wag do jedzenia, jak kto inny przywi zuje j do stroju, do wygl du mieszkania lub do zwyczajw ycia towarzyskiego. I chocia byli ubodzy i musieli je skromnie, lubi, eby byo podane czysto, smacznie, bez aowania przyprawy, i lubi mie poczucie, e w domu nigdy nie brak czego do przek szenia w szafie albo w spi arce. Pani Barbara przeciwnie, jak yje, nie dbaa o jedzenie i nie miaa w tej dziedzinie prawie adnych szczeglnych upodoba . Konieczno jedzenia uwa aa za pewnego rodzaju upo ledzenie czowieka i prawd mwi c, je eli na co kiedy aowaa pieni dzy, to na jedzenie. Ju pr dzej rozumiaa przyjemno picia, lubia dobre wino. Staraa si jednak, jak moga, sprosta swym kulinarnym obowi zkom i nabraa w pieczeniu, sma eniu i gotowaniu pewnej za arto ci, a nawet ambicji. Gdy co przy obiedzie albo kolacji szwankowao, ona bya t , co si gniewaa. Bogumi bardzo lubi wik ze sztuk mi sa, a tak e ledzie marynowane z cienko

do nich krajanym kwaszonym ogrkiem. - Fe, fe - my laa pani Barbara o tych potrawach, lecz przyrz dzaa je, a cho byy takie prostackie, nadanie im odpowiedniego smaku, zapachu i krucho ci wymagao caej kopalni wiedzy: Cz sto si te to jedno, to drugie nie udawao. Bogumi jednak nie dawa niczym wtedy pozna , e si czuje nieswojo, spo ywa nie wzdragaj c si i mwi o czym innym, jakby w obyczajach jego le ao ujawnia tylko wesoe i dodatnie uczucia. Lecz pani Barbara przyciskaa go do muru, powtarzaj c ze zami w oczach: - Ty chyba jesz mnie na zo . Przecie widzisz, e mi so twarde, e ogrki za sone, e chrzan zanadto sparzony. Dlaczego robisz mi na zo ? Bagam ci , nie jedz. - I bardzo bya w takich wypadkach roz alona. Podwrzowe mieszkanie miao t jeszcze wa ciwo , e przesi kao podwrzowymi woniami. Pki trwaa zima, nie dawao si to we znaki, ale wiosn i latem pani Barbara bardzo cierpiaa z powodu blisko ci chleww, obory i stajni, zwaszcza gdy jej si przypomniao, e wie e wiejskie powietrze byo jedn z tych rzeczy, na ktre si jad c tutaj cieszya. Ju pr dzej i atwiej przywyka do nowego dla niej rodzaju ciszy i haas w, jakie panoway w podwrzu. Z pocz tku noce w dawnym pokoiku na Lesznie wydaway jej si znacznie spokojniejsze ni noce w Kr pie. Tam - daleki, przytumiony gwar miasta lub czyja zap niona, niewyra na muzyka za murami napaway cae jestestwo koj cym poczuciem blisko ci ludzi, a nie m ciy spokoju i usypiay raczej, ni rozbudzay. Tu po sko czeniu robt dziennych zapadaa nagle tak wielka cisza, jakby ludno wymara, a wiat cay zagin bez ladu w nieprzebytych ciemno ciach. Ledwo jednak poo ono si spa , str nocny zaczyna chodzi i gwizda przera liwie na wibruj cej metalowej wistawce z kamyczkiem w rodku. Nadto je eli by deszcz i na podwrzu stay kau e, to mia on zwyczaj przechodzi pod samymi oknami Niechcicw, gdzie byo pasmo bru ku. To powodowao takie dudnienie w cianach, e pani Barbara jeszcze przed zagwizdni ciem budzia si z najmocniejszego snu. O wp do czwartej dzwoniono ju do doju, a dzwonek znajdowa si na jednym z drzew, stoj cych w pobli u ich domu; o czwartej szy znw koo ich okien djki rozmawiaj c i szcz kaj c ba kami. Zaraz potem wdarz omota w okiennic i Bogumi zaczyna si ubiera . Zim zapala wieczk i zasania j rozwart ksi k od oczu pani Barbary, a p niej, kiedy nastay wczesne ranki, uchyla okiennic y tylko tyle, by poznajdowa swe rzeczy. Stara si zachowywa jak mg najciszej, najostro niej, ale jak zwykle, gdy wiadomy wysiek woli jest zanadto ku czemu napi ty, nagle potr ca krzeso lub upuszcza co z piorunuj cym haasem. Przera ony zastyga wtedy na chwil , a pani Barbara mwia: - Nic nie szkodzi, ja nie pi , nie pi ... Gdy Bogumi wyszed, wszystkie odgosy milky na pa r minut, a potem nagle cay dom razem z rodzin ogrodowego, ze star Ludwiczk , psami, tucz cymi si g mi i wasn pani Barbary su c Bylisi zaczyna si odzywa , wstawa , krz ta , st pa, a i w podwrzu brzmia ju rwetes i zgiek. Na wsi nikt nie miarkuje ni gosu swego, ni haasu, jaki sprawiaj przedmioty. Drzwiami wali si tak, e tynk oblata ze cian, okiennice zamyka si , jakby si je chciao poama w drzazgi, mwi si , jakby wszyscy byli gusi. Lecz poza noc , w ci gu ktrej jeszcze i psy nie ustaway szczeka , i poza chwilami wyruszania do

pracy lub powrotu z pl, na podwrzu przez wi ksz cz dnia panowaa cisza. Jednak nie bya to powabna cisza wi ejska, pena szumu drzew i szczebiotu ptasz t, jak pani Barbara znaa z przechadzek z przyjacimi. Bya to wielka, prawie przygn biaj ca cisza opuszczonego miejsca. Wszystko, co yje, znajdowao si w polach lub na pastwiskach, albo wewn trz budynkw gospodarskich; podwrze wygl dao wtedy - latem jak powa pustynia, zim jak caun miertelny. Je eli nawet kto si rusza pomi dzy budynkami, chodzi koo drobiu czy wi albo rzn sieczk - to koatanie maszyny, odgos krokw i wabi cych stworzenie nawoywa zwi kszay tylko osowiae milczenie i pustk . W pierwszych tygodniach pani Barbara my laa, e jej gowa p knie od chwil gwatu, a serce zamrze z ao ci od godzin ciszy, ale niebawem przyzwyczaia si do jednego i do drugiego. Nauczya si nawet mwi gromko, co jej przyszo tym atwiej, e gos miaa z natury dono ny. Za olbrzymie puste godziny wypeniaa, czym moga. Ksi ki i gazety, ktre przysyaa czasami pani Teresa Kocieowa, nie wystarczay, by zaj cay wolny czas; sprz tanie, polewanie kwiatw na oknach i przyrz dzanie posikw szo te pr dko, gdy Bylisia wawo si ze wszystkim zwijaa. Reszt wolnego czasu sp dzaa pani Barbara najcz ciej z wujem Bogumia, Klemensem Klickim. By to szczupy i drobny czowie k o m tnym spojrzeniu bladych oczu, o siwych, bujnych wosach i rozwichrzonej, srebrzystej brodzie. Chodzi latem w zrudziaej czamarze, a zim w ko uchu, z ktrego nawet w domu niech tnie si rozdziewa, a i jedno, i drugie przepasywa zawsze mocno ci gni tym rzemiennym pasem. Nie mia jeszcze lat sze dziesi ciu, lecz ycie przedwcze nie uczynio go starcem. W czasie powstania dosta by cios kozack pik w gow , tak e mu pka czaszka. A kiedy leczy si potem daleko od stron rodzinnych, ona jego ucieka z domu z rosyjskim oficerem dragonw. Te wypadki byy, jak mwiono, przyczyn , e dosta ob du. Jednak ob kanie jego byo spokojne i agodne i polegao gwnie na pomieszaniu ludzi, czasw i zdarze . Pani Barbar na przykad bardzo lubi, ale kim ona jest - tego nie mg rozpozna . Zwykle bra j za go cia, za przebywaj c u nich czasowo kuzynk i odnosi si do niej zawsze z wyszukan uprzejmo ci . Zmar matk Bogumia uwa a za swoj matk i przewa nie mia j te za wci jeszcze yj c. Cz sto niecierpliwi si i pyta: "Gdzie mama posza, dlaczego tak dugo nie przychodzi?" Czasami zbywano go tym lub owym, kiedy indziej tumaczono mu, e mama nie yje. Wtedy paka i mwi, e teraz jest ju zupenym na tej ziemi sierot . Co do Bogumia, to zdawa sobie spraw , e to jest Bogumi Niechcic, jego siostrzeniec, ale uwa a go za maego chopca i cz sto obiecywa mu da w skr . To znw przychodzi czas, kiedy poznawa ludzi, ale za to by przekonany, e powstanie trwa ci gle i e jest na drodze do zwyci stwa. Nawczas co dzie prawie wyobra a sobie, e tylko na krtko wpad z obozu do Kr py, eby si zobaczy z rodzin , i e wnet musi wraca . Niekiedy przez par dni z kolei co wieczr wybiera si do lasu. Latem, gdy go mniej pilnowano, zwaszcza dawniej przed przybyciem pani Barbary, Bogumi nieraz, wyszedszy rano w pole, znajdowa g o pi cego pod stogiem albo na skraju lasu. Zim uciekano si do najrozmaitszych sposobw, by go w domu zatrzyma . Najbardziej skutecznym byo da mu zna po cichu, e Moskale s we wsi i e ma si nie rusza ze swojego pokoju. Wtedy uspokaja si , ale, niestety, na wszelki wypadek, eby go nie znale li, chowa si do szafy albo pod ko

i bardzo trudno byo go stamt d wyci gn. Lepiej byo, kiedy si pani Barbarze udawao wmwi w wuja Klima, e przecie w ostatniej bitwie partia zostaa rozproszona i e dopiero taki a taki ma przyby i da zna , gdzie si oddzia na nowo zbierze. Wtedy przez kilka tygodni by spokj. Klemens Klicki czeka cierpliwie pory pal c fajk albo piewaj c pgosem star panie sk piosenk : Gdy ta cuj zwinna, ywa, z wiatrem kosa moja pywa. Za mn chopcw rj... za mn chopcw rj. W ta cu do mi lekko ci nie, czuym okiem na mnie by nie narzeczony mj... narzeczony mj. Czsto te , je eli pani Barbara bya przy nim, opowiada jej o stoczonych potyczkach i swych przygodach w obozie. Bieg jego my li by w tej materii tak prawidowy, a opowiadania tak malownicze, e pani Barbara suchaa go z zaj ciem, a nieraz nawet z patriotycznym uniesieniem. Wuj Klemens cz sto te wspomina o swoich dowdcach, ktrzy nosili cudzoziemskie nazwi ska: Szmeyc i Navoni. Na Szmeyca wymy la, a Navoniego chwali. Je eli Bogumi znalaz si w pokoju w czasie tych opowiada , wujowi zaczynao si nagle zdawa , e jest w obozie, i krzycza na Bogumia: - Wyno mi si zaraz do matki pod pierzyn , bo ci zbij na kwa ne jabko. Ja dzieci na rze prowadzi nie my l ! By wytumaczy pani Barbarze przyczyn tego gniewu, Bogumi opowiedzia jej potem, e po rozbiciu oddziau, w ktrym by razem z ojcem, i kiedy ojca nast pnie w domu aresztowano, on uda si z powrotem do partii i bi si wtedy razem z wujem Klemensem. - Ale dziwna rzecz - doda ze miechem - wtedy wuj mnie tak nie wypdza. Chocia miaem dopiero pi tna cie-szesna cie lat. Byem co prawda t gi, mocny i potrafiem, jak si okazao, du o wytrzyma . Teraz mu si wida zdaje, e byem modszy. Raz w lecie nie dao si namwi wuja Klemensa, by na noc zosta w domu. Dosta napadu ostrego szale stwa, rozbi okno, pokaleczy si i musiano go zwi za. Na pani Barbarze zrobio to straszne wra enie, pakaa tak, e Bogumi si przel k i prosi, by nie zwracaa na ob kanego biedaka tyle uwagi i nie po wi caa mu tyle czasu. - Moje dziecko - nalega serdecznie - moje kochane dziecko. Nie na to przecie wysza za m , eby piel gnowa szale ca. Trudno, trzeba go zostawi wi cej na Boskiej opiece. Nasza mu i tak ju wiele nie mo e pomc. Po tych sowach pani Barbara zaraz poczua si rzeczywi cie skrzywdzona przez los i odrzeka z godno ci : - C robi , musz wypenia obowi zki, na jakie zostaam skaza... ktre tutaj zastaam - poprawia si . Od tego czasu pani Barbara to postanawiaa sobie, e skoro ma by ofiar , b dzie ni w caej peni i wszystkie swe siy, cae ycie powi ci wujowi Klemensowi, to buntowaa si , e w istocie nie na to wysza za m , by piel gnowa obcego sobie b d co b d, nieprzytomnego czowieka. Gdy jednak wpada z tego powodu w cich rozpacz, nagle sprawa zaczynaa jej si przedstawia inaczej. Przypomniaa sobie, e wuj Klemens jest powsta cem, czowiekiem, ktry walczy za wolno - i opiekowanie si nim byo nie ofiar ani strat ostatnich lat modo ci, ale zaszczytem, honorem, ktry j wywy sza ponad inne zamoniejsze i weselej yj ce kobiety.

Zaczynaa si wtedy czu szcz liw i siedz c w pokoju wuja z jakim szyciem, piewaa razem z nim: "Gdy ta cuj zwinna, ywa"... Miaa przy tym uczucie, e jest suchana i ogl dana przez tysi ce nieznanych ludzi, ktrzy lubuj si tym widokiem i pochwalaj jej suszne post powanie. Tak jednak czy inaczej my laa, od jednego nie moga si teraz, po zaszym z wujem Klemensem wypadku, uwolni , to od strachu, od niepokoju o niego. Bogumi nie poznawa jej pod tym wzgl dem. Dawniej, o ile bya przy wuju, to bya, ale gdy zes zed jej z oczu, to si spokojnie zajmowaa czym innym; teraz nie moga so bie da rady, je eli nie wiedziaa przez chwil , gdzie on jest, co robi, jak si miewa. Odbiegaa do niego od stou, gdy wuj Klemens na wasne yczenie, jako ukrywaj cy si , jada u siebie; w nocy usyszawszy kroki zrywaa si w przekonaniu, e to nie str , lecz wuj Klemens wybieg na dwr i chodzi pod oknami - a w ci gu dnia bez ustanku, je li sama tam by nie moga, posyaa do jego pokoju Bylisi nakazuj c: - Id no, zajrzyj, czy starszemu panu co si nie stao! Bogumi dziwi si z p