40
tabu Matka Polka z depresją str. 18-19 21 maja 2013 portret Pod prąd przemijaniu Kafka Jaworska str. 6-8 MIASTA KOBIET nasze miejsca spotkań 564413TRBRA R E K L A M A

Miasta Kobiet maj 2013

Embed Size (px)

DESCRIPTION

 

Citation preview

t a b u

Matka Polka z depresjąstr. 18-19

21 maja 2013

p o r t r e t

Pod prądprzemijaniu

KafkaJaworskastr. 6-8

MIASTAKOBIETn a s z e m i e j s c a s p o t k a ń

564413TRB

RA

R E K L A M A

2 miasta kobiet 21 maja 2013

kobieca perspektywa

Może z okazji Dnia Matki zróbmy sobie babski wieczór?Świętujmy odpoczywając po swojemu. Nie czekajmy na kwiaty. Nie dajmy się stereotypom.

Między suką a kurą

Dzień Matki zbliża się wielkimi krokami. Nie lubię tego święta jak wielu innych tego typu. Nie lubię, bo wolę dostać całusa od mojego syna całkiem spontanicznie i usłyszeć zwykłe „Kocham cię, mamo” tak po prostu w zwyczajny dzień. Jakoś wtedy bardziej mnie to wzrusza. Według Nonsensopedii Dzień Matki, znany jest również pod kryptonimem: Gdzie moje kwiaty? - to jedyny dzień w roku, kiedy dzieci muszą być szczęśliwe, a ojciec daje pieniądze dzieciom. Zapewne na kwiaty. Ta nonsensowna definicja Dnia Matki jest mi bliższa niż powszechnie znana. Jest zabawna, a ja wolę powygłupiać się z moim synem, niż czekać na kwiaty. On to chyba wyczuwa, bo nie rysuje z tej okazji laurek z kwiatami, tylko ze swoimi ulubionymi superbohaterami.

Presja = depresjaDostrzegam jednak też pozytywne strony tego święta. Coraz częściej przy tej okazji mówi się publicznie o problemach polskich matek. Już nie tylko słodzimy, że bycie matką to największe szczęście na ziemi. Śmielej mówimy o tym, jak trudno godzić macierzyństwo z pracą zawodową, wychowywać dziecko samotnie, albo być matką niepełnosprawnego dziecka. Czasem mówi się też o presji społecznej bycia matką idealną, oazą spokoju z zadowolonym maluchem przy piersi, bez oznak zmęczenia, zniecierpliwienia, frustracji. Presji, która jest jednym z powodów depresji poporodowej, jaka dotyka tak wiele Polek.

Temu ostatniemu zagadnieniu poświęciliśmy jeden z ważniejszych artykułów aktualnego wydania naszego miesięcznika. Nie bez powodu burząc mit zadowolonej matki, dźwigającej dzielnie i samodzielnie wszystkie problemy.

Dwa wyjścia?Pomyślałam też, że z okazji tego święta dobrze by było zastanowić się nad tym, jaka jest polska matka dzisiaj. Agnieszka Graff powiedziała prowokacyjnie, że w Polsce matka ma tylko dwa wyjścia. Może być suką albo kurą domową. Suką, kiedy próbuje godzić pracę zawodową z macierzyństwem, z wiecznym bagażem wyrzutów sumienia, że za mało czasu poświęca dziecku. Słysząc od rodziny, znajomych, sąsiadów i męża, jak wiele obowiązków zaniedbuje. Albo kurą domową, matką, która przez cały dzień podciera pupy, pierze, nosi siatki z zakupami, miesza zupę, a potem słyszy od sąsiadki, albo nawet własnego męża, że nic nie robi, że się zaniedbała, roztyła, nie jest już taka jak kiedyś. Jedno i drugie boleśnie prawdziwe. Bądźmy realistkami, ale jednak nie pesymistkami. Wierzę, że jest coś jeszcze pomiędzy suką a kurą domową. I jestem przekonana, że bycie mamą, choć ma ciemne strony, to jednak fajna sprawa. Wiedząc, że niemal każda z nas ma podobne problemy, że słodkie bobasy znane z reklam nie istnieją, że żaden wybór, jakiego dokonamy nie będzie idealny, że każda matka bywa nieźle wkurzona, niespełniona, samotna, krytykowana przez sąsiadki, albo teściową, po prostu wrzućmy na luz. Absolutnie nie namawiam, by nie traktować serio swojego macierzyństwa. Chodzi tylko o to, by być dobrą matką na miarę aktualnych możliwości. Dać sobie samej prawo do bycia matką niedoskonałą. Taką, która zasypia bez wyrzutów sumienia, spowodowanych trudnym godzeniem ról. Bez rachunku sumienia, czy aby na pewno dobrze rozegrałam dzisiejszy dzień. Być może nie był on idealny, ale na pewno najlepszy z możliwych.

Babski wieczórW oswojeniu problemów, pomocne mogą być inne matki. Jedna z moich koleżanek niedawno podsumowała nasz babski wieczór pełen narzekań na trudne dzieci i trudnych facetów: „Lubię tak posłuchać was czasem, dziewczyny. Stwierdzam wtedy, że w sumie wszystkie mamy podobnie. Po takim wieczorze nawet czasem przytulę się do mojego starego, choć jesteśmy pokłóceni. I nie wydrę się na moją córkę, która drugi raz w tym tygodniu zgubiła strój do wuefu”.Może więc z okazji Dnia Matki zróbmy sobie babski wieczór? Świętujmy odpoczywając po swojemu. Albo idźmy do toruńskiego CSW, by niebanalnie świętować, dobrze się bawiąc. No, w każdym razie, Drogie Mamy, w tym roku nie czekajmy na kwiaty. Nie dajmy się stereotypom.

Emilia Iwanciw* - redaktorka prowadząca „Miasta Kobiet”

WYDAWCA: EXPRESS MEDIA Sp. z o.o. Bydgoszcz, ul. Warszawska 13, tel. 52 32 60 733 Prezes Zarządu: dr Tomasz Wojciekiewicz, Redaktor Naczelny: Artur Szczepański, Dyrektor sprzedaży: Adrian Basa, Redaktorka prowadząca: Emilia Iwanciw, tel. 52 32 60 863, [email protected], Teksty: Emilia Iwanciw, Dominika Kucharska, Dorota Kowalewska, Lena Kałużna, Sylwia Rybacka, Kamil Pik, Jarosław Jaworski, Jan Oleksy, Projekt i skład: Iwona Cenkier, [email protected], Ilona Koszańska-Ignasiak, Jakub Woźniak Sprzedaż: Paulina Anikowska, [email protected], tel. 52 32 60 772, Angelika Sumińska, [email protected]

miasta kobiet 21 maja 2013 3

relaks584713TR

BR

A

4 miasta kobiet 21 maja 2013

relaks

Nie wychodzi nam odpoczywanie. Sta-tystyki nie pozostawiają złudzeń: więk-szość z nas sobotę poświęca czas na porządki, pranie, zakupy, gotowanie i wiele innych domowych obowiązków.

Zamiast wyciszyć się po zabieganym tygodniu, albo odpocząć uprawiając sport czy imprezując, postanawiamy pracować w domu. Może warto przełamać ten stereotyp? Wyjść ze schematu i do-brze się bawić w miejscu, które z przełamywania stereotypów słynie?

Pora na wolną sobotę w Centrum Sztuki Współ-czesnej.

Sztuka relakSuCzęścią trwającego projektu pod nazwą „Wolna sobota dla mam” będzie dyskusja o odpoczywaniu.

Wśród dyskutantek pojawi się m.in. instruktorka jogi, socjolożka, trenerka personalna, terapeutka, fanka wspinaczki. Czy odpoczywanie jest sztuką? Jak najlepiej nam się odpoczywa? I czy w ogóle odpoczywamy? To tylko część pytań, na jakie po-szukamy odpowiedzi. I niejedyna atrakcja!

Sobota z puentą„Wolna sobota dla mam” odbywać się będzie 25 maja, czyli bardzo blisko Dnia Matki. - Z tej okazji za-chęcamy gorąco, by przyjść razem ze swoją mamą - mówi Katarzyna Toczko, rzeczniczka CSW w Toruniu. - To doskonała okazja, by spędzić miło cały dzień podczas wspólnego dziewczyńskiego zwiedzania wystawy poświęconej modzie, warsztatów deco-upage i kulinarnych, ćwiczeń tai chi, seansu filmo-wego.

Motywem przewodnim wydarzenia jest relaks. Dlatego nawet z warsztatów kulinarnych żadna

z uczestniczek nie wyjdzie zmęczona, bo zostanie pokazane, jak zrobić coś pysznego i efektownego przy małym nakładzie środków i czasu. Partnerem warsztatów są eksperci edukacji żywieniowej Na-turhouse.

Proste ćwiczenia tai chi to z kolei czas na wy-ciszenie dla kobiet w każdym wieku - niezależnie od kondycji. Puentą wolnej soboty będzie wieczór filmowy z odprężającym seansem „Zakochani w Rzymie”.

zapiSz Się za zajęciaW „Wolną sobotę dla mam” można też liczyć na coś dla ciała: bezpłatny manicure i makijaż wyko-nają kosmetyczki z toruńskiego salonu „Nathalie”.

Współorganizatorem i partnerem całego wyda-rzenia są „Nowości - Dziennik Toruński”.

Aby wziąć udział w poszczególnych warszta-tach należy zapisać się wysyłając maila pod ad-resem: [email protected] wpisując w tytule maila nazwę zajęć.

SZCZegóły oboK

Sobotajest naszaZamiast nadrabiać zaległości w sprzątaniu, przyjdź w sobotę do Centrum Sztuki Współczesnej w Toruniu ze swoją mamą lub sama. Porozmawiamy o... odpoczywaniu.

TeksT: emilia Iwanciw Zdjęcia: Tytus Szabelski

Czy odPoCzywanie jest sztuką?

jak Najlepiej Nam się odpocZywa?

i cZy w ogóle odpocZywamy?

Wolna sobota dla mamCSW w Toruniu 25 maja

P r o g r a m :

15.00-15.45 oraz 15.45-16.30warsztaty „TAI-CHI” dla początkujących, LabSen lub Taras w zależności od pogody; zapisy mailowe

15.00-16.30warsztaty kulinarne COŚ Z NICZEGO, czyli wspólne pichcenie sałatek ze świeżych produktów sezonowych, Czytelnia; zapisy mailowe

15.00-16.30warsztaty „DECOUPAGE”, II piętro; zapisy mailowe

16.00-17.00spacer po wystawie „CUDA NIEWIDY” poświęconej modzie, zbiórka przy recepcji; zapisy mailowe

17.00-18.30„SZTUKA ODPOCZYWANIA”, dolce far niente po polsku” - dyskusja z udziałem zaproszonych gości, LabSen; wstęp wolny

19.00 oraz 21.00seans filmowy: „ZAKOCHANI W RZYMIE” reż. Woody Allen, Kino Centrum; wstęp wolny

wolna sobota dla mam z Nowościami

orgaNiZaTorZy:

parTNerZy:

miasta kobiet 21 maja 2013 5

temat576613TR

BR

A

ędzy M

Wejdę z butami w Twoją duszę…Spróbuj tylko?!

Opowiedz o swoim najbardziej osobistym filmie.Nie mam.

Nie wierzę…Musiałby to być jeden tytuł, a ileż musiałabym wówczas wspaniałych filmów niesprawiedliwie pominąć. Bardzo emocjonalnie podchodzę do sztuki filmowej. Żyję w świecie filmów, które lubię, kocham i które żyją razem ze mną i takich, które były dla mnie tak złe, że staram się o nich nie pa-miętać. Jestem więc osobą, która nosi bagaż ulu-bionych filmów, nie jednego - wielu. Wolałabym zrobić listę 100 ukochanych, aniżeli musieć wybie-rać ten „jedyny”.

Czy istnieją filmy do których wracasz?Tak, do klasyki przede wszystkim i tu chyba zawsze Bergman zostanie na piedestale. Nie smutny, ale wybitny obserwator rzeczywistości. W zależności od nastroju oglądam, bo bardzo

lubię „Śniadanie u Tiffany”ego”, kocham „Casa-blankę”, „Dolce vita”, „Życie Zofii”, „Cinema Para-diso”, „Przełamując fale”, „Stowarzyszenie umar-łych poetów”, „Hair”, „Łowcę jeleni”, przegadane i przeintelektualizowane kino Allena - szczegól-nie „Annie Hall”, Almodovara niemalże w całości, wszystko Jarmana, Sheridana i Kieślowskiego, trochę Lyncha, Haneke’ego i Polańskiego, odro-binę von Triera, szczyptę Spielberga i Scorsese oraz wiele, wiele innych… filmów, artystów. Całą noc mogłabym wymieniać. Co dla wielu osób ciekawe nie bardzo przepadam za polskim kinem, ale tym starszym. Współczesne jest bar-dzo ciekawe i coraz lepsze. Jest masa filmów do których wracam. Niemalże zawsze kieruje mną nastrój. To on „wybiera” co oglądam. Jeżeli nie mam na jakiś film ochoty, to po prostu czytam książkę.

A jaki masz nastrój, gdy wracasz do Bergmana?Wiesz co… po prostu melancholijny. Mam wte-dy ochotę na wyciszenie. Kino to mój zawód, zatem z jednej strony budzi moje emocje, z dru-

Kino jest świetną podróżą, która może nas czegoś uczyć, ale niekoniecznie trzeba przekładać to, co się zobaczy, na prawdziwe życie. Nie robię z kina „kopiuj/wklej”. Filmy uczą nas, jak każda ze sztuk, wrażliwości.

Z Kafką Jaworską* rozmawia Janusz Milanowski

giej nie uniknę oceniania go pod względem, artystycznym, technicznym. To niełatwe zada-nie. Nie zawsze bowiem wirtuozeria techniczna idzie w parze z tym, czy film mi się podoba. Ge-neralnie wybieram filmy, które mnie poruszają, wzburzają emocje, budzą refleksje. Nawet jeśli pozostawiają nieco do życzenia co do techniki, nie są perfekcyjnym dziełem kinowym. Naj-gorzej jest jednak, gdy oglądam na uznanych światowych festiwalach filmy, które rozczaro-wują mnie nudnym perfekcjonizmem, a po-tem zostają nagrodzone. Niemożliwe, a jednak prawdziwe. Wtedy jest trudno.

Mówisz jak krytyk, który ma zawsze problem z oddzieleniem własnych emocji od bycia tym krytykiem. Czy aż tyle masz w sobie emocji, że pracując musisz walczyć z nimi?Nieee… Nie chciałabym być krytykiem, ale by-wam. To jest poniekąd wpisane w mój zawód. W kinie szukam jakiejś iskierki, bo jednak od sztu-ki powinno się wymagać tego czegoś po prostu. Film jednak zawsze pozostanie dla mnie sztuką.

jej portret

jawą a snem

>

6 miasta kobiet 21 maja 2013

miasta kobiet 21 maja 2013 7

jawą a snem

jej portret

>

>

R E K L A M A

*KafkaJaworska Prezeska Fundacji Biuro Kultury, Dyrektorka Międzynarodowego Festiwalu Filmowego To-fifest. Kuratorka programowa kina „Centrum” w Centrum Sztuki Współczesnej w Toruniu, wcześniej kina studyjnego „Orzeł”. Z zawodu polonistka, filmoznawczyni i kulturoznaw-czyni. Wielokrotnie nagradzana za swoją działalność na polu upowszechniania kultury filmowej. Prywatnie mama Jarka i żona Jarka seniora. Uwielbia koty i kuchnię włoską.

Oglądając biorę pod uwagę wszystko, co buduje film, rozkładam go na części, biorę pod uwagę do-świadczenie artystyczne reżysera, zdjęcia, muzy-kę i w końcu pytam siebie: czy to wszystko tworzy całość? I tu wracamy do tego, że tym krytykiem bywam, choć nie chcę.

Wymieniłaś filmy, których fabuła nie jest opty-mistyczna… Te filmy są zakorzenione w mojej głowie, ale czy to znaczy, że szukam czegoś smutnego w kinie? Raczej nie. Bardzo długo dojrzewałam do mo-mentu, w którym będę mogła przełknąć filmy komercyjne, dotykające tematów lekkich i dziś nawet polubiłam takie obrazy, jeśli cokolwiek ze sobą niosą.

A nie wynika to z Twojego spojrzenia na życie?Nie, nie. Postrzegam siebie jako osobę co naj-mniej bardzo pozytywną.

Co to znaczy bardzo pozytywną?Co to znaczy? Taka trochę wańka-wstańka. Gdy coś mnie załamie, to następnego dnia, albo po ty-godniu - wstaję. Nie jestem osobą depresyjną, nie mam z tym problemu. Na razie.

A co takiego może Cię załamać albo załamuje?Twardo stąpam po ziemi i tak naprawdę naj-większe zmartwienie wywołuje u mnie zawsze to, co jest ludzkie. Sztuka jest bardzo ważna dla mnie, ale z sali kinowej wychodzi się do rzeczy-wistości. Jestem matką, żoną, córką, przyjaciółką i to jest dla mnie absolutnie najważniejsze. Na pierwszym miejscu jest rodzina, życie jako takie. Staram się chwytać dzień, cieszyć się każdą chwi-lą, a jeśli jest ona smutna, to wyciągać wnioski. Mam swoje zmartwienia, przejścia, ale któż ich nie ma? Obiektywnie uważam, że wiele otrzy-małam od losu i dlatego staram się nie narzekać. A brudów, smutków, zmartwień nigdy nie wy-wlekam.

Mówisz, że przestrzeń osobista jest dla Ciebie najważniejsza. Artyści w tej przestrzeni często są beznadziejni. Kiedyś myślałem, że dziełem można usprawiedliwić wszystko. Teraz już tak nie myślę.Szalenie trudno jest na to odpowiedzieć. Jest bardzo wielu wybitnych filmowców, których ży-cie nie powinno być prototypem do czegokol-wiek. Ale są jacy są. Czasami ma to jakiś wpływ na ocenę, kiedy oglądam ich filmy, ale najzdro-wiej oddzielić jest ich życie od ich sztuki. Chyba że dzieło wynika z przeżyć, doświadczeń samego artysty, wtedy jest inaczej. Może dlatego, że kino jest sztuką, w której ekran stanowi swoistą grani-cę między jawą a snem. Snem dobrym lub złym, ale jednak snem. To nie teatr, w którym niemal dotykasz drugiego człowieka. W kinie jest ekran i w każdej chwili możesz wyjść z tej sali.

A na czym płakałaś w kinie?Hmm… Jak byłam dzieckiem, to na „E.T.”

A gdy przestałaś być dzieckiem?Często się wzruszam na filmach kostiumowych. Uwielbiam filmy bardzo proste, ale piękne. Ko-cham brytyjskie aktorstwo, a co za tym idzie, ten ich melancholijny romantyzm; „Rozważna i ro-mantyczna”, „Powrót do Howards End”, „Zakocha-na Jane” - wzruszają mnie wszystkie ważniejsze adaptacje literatury angielskiej. Mam też wielki problem z oglądaniem filmów, w których krzywda dzieje się dzieciom…

573013TRTH

A

jej portretCzy z tego, co oglądasz przenosisz cośdo życia?Chyba nie… Przykłady sytuacji, których chciała-bym uniknąć, czerpię z rzeczywistości, jak również i to, do czego dążę. Kino jest dla mnie takim ma-rzeniem raczej. Wchodzimy do sali i śnimy…

…a potem się budzimy……a potem się budzimy i wcale nie musi być go-rzej, ale może być lepiej. Albo tak samo w osta-teczności.

Do czego dążysz?Do celu bardzo prostego: żeby być zadowoloną ze swego życia, z tego, co się robi. Bardzo bym chciała podjąć jak najmniej złych decyzji, choć wiem, że i tak tego nie uniknę. Życie to taka mo-zaika chwil, momentów. W moim rozumieniu stan jestem szczęśliwy/szczęśliwa jest na tyle krótkotrwały i złudny, że wybieram po prostu in-ne pojęcie - bycie zadowoloną. Takie postrzega-nie rzeczywistości pomaga mi zachować balans i jest zdrowsze. Nie oznacza to, że nie umiem być szczęśliwa! Ale oczywiście, kiedy trzeba, tupię nogą.

Lubisz śnić na jawie i dlatego chodziszdo kina…Dla mnie kino jest świetną podróżą, która może nas czegoś uczyć, ale niekoniecznie trzeba prze-kładać to, co się zobaczy, na prawdziwe życie. Nie robię z kina „kopiuj/wklej”. Filmy uczą nas, jak każ-da ze sztuk, wrażliwości.

Myślisz o przemijaniu?Nie. Bardziej o emeryturze (śmiech).

Przecież czas jest domeną kina…Oj, wkładasz wszystko w jeden worek. Czas w ki-nie ma dla mnie znaczenie bardziej z technolo-gicznego punktu widzenia, ten czas rzeczywisty, który przemija, zmienia i samo kino. Są filmy wciąż aktualne. Spójrz na „Gwiezdne wojny”…

Tam przecież umierają gwiazdy…Nie, nie o to chodzi. Często, kiedy oglądamy star-sze filmy, weźmy na przykład kino gatunkowe lat 80., science fiction czy kino akcji, widzimy, że efektów specjalnych niewiele, technika kompute-rowa niemalże nie istniała. Patrząc na nie widzimy upływ czasu w kinie. Potrafimy nawet odrzucić takie filmy, gdyż stają się śmieszne. Choćby „Tron” z roku 1982 w porównaniu z najnowszym traci swą magię. A „Gwiezdne wojny”? To akurat feno-men, który nie utracił czaru i wielkości, a czas nie odcisnął na nim piętna tak intensywnie i krzyw-dząco.

Kino to sztuka, która się zmienia na naszych oczach w tempie przerażającym.Zgadzam się. To my decydujemy, czy wybiera-my to, co najnowsze, czy jednak nie. Według mnie najlepsze są te filmy, na które czas nie ma wpływu. To filmy mądre, ważne, wybitnie zreali-zowane, które idą pod prąd przemijaniu. To my

Według mnie najlepsze są te filmy, na które czas nie ma wpływu. To filmy mądre, ważne, wybitnie zrealizowane, które idą pod prąd przemijaniu. KafKa jaworsKa

TOFiFeST

przemijamy, zmieniamy się, na nowo odbieramy i odkrywamy sztukę filmową. Nasze ulubione fil-my sprzed dziesięciu lat albo kochamy dalej, albo odrzucamy. Przemijamy my, nie sztuka.

No, dobrze. Zróbmy mały chillout, jak mawia młodzież. Co lubisz?Lubię układać rymowanki, takie z rymami często-chowskimi (śmiech).

Dawaj!Nie! One najczęściej są wulgarne.

No, dawaj!Nie wypada. Ale to jest jeden z moich ukrytych talentów. Próbowałam pisać wiersze białe, chcia-łam być poetką, jednak stwierdziłam, że są bezna-dziejne, więc zaczęłam tworzyć częstochowskie, które często rozluźniają atmosferę.

Lubisz klnąć?Tak.

Na „k…”?Jestem polonistką i powinnam zaprzeczyć, mó-wiąc, że język polski jest bardzo piękny. Jest! Ale nie zmienia to jednak faktu, że ja się świetnie czuję, jeśli mogę siarczyście rzucić mięsem. Przy-nosi mi to wielką ulgę, za to też kocham język polski.

Bluzgasz w robocie?Staram się… raczej… nie.

No, to w domu?Yyy, bywa (śmiech). Co byś jeszcze chciał wie-dzieć? Co lubię jeść?

Co lubisz pić?Wino: białe i różowe. Od czasu do czasu czerwone.

Mocniejsze trunki?Wódka. Czysta i biała.

>

8 miasta kobiet 21 maja 2013

miasta kobiet 21 maja 2013 9

Czas odświeżyć wnętrze szafy i przygotować się na letnią pogodę. W wysokiej temperaturze nic nie

sprawdza się lepiej niż sukienka. Kiedy jesteś zabiegana, wystarczy zdjąć

ją z wieszaka, dobrać buty i gotowe! Masz do wyboru setki modeli i wzorów

sukienek na każdą okazję: do pracy, weekendowego relaksu, na komunię

albo wesele. Różowe, niebieskie, beżowe, dżinsowe, w etniczne wzory.

Eleganckie i na luzie. Niezależnie od figury znajdziesz coś

dla siebie. Skorzystaj z naszych inspiracji w Toruń Plaza!

1. Sukienka w kwiaty Reserved - 129,99 zł, Toruń Plaza 2. Kolorowy naszyjnik COYOCO - 59,99 zł, Toruń Plaza 3. Złoty naszyjnik Parfois - 49,90 zł, Toruń Plaza 4. Biała sukienka KappAhl - 149 zł, Toruń Plaza 5. Biała sukienka z motywem etno Mango - 139 zł, Toruń Plaza 6. Sukienka dżinsowa New Yorker - 99,95 zł, Toruń Plaza 7. Błękitna sukienka Mohito - 169,99 zł, Toruń Plaza 8. Sandały Wojas - 199 zł, Toruń Plaza 9. Sukienka Tatuum - 169,99 zł, Toruń Plaza 10. Sukienka United Colors of Benetton - 129 zł, Toruń Plaza

Toruń Plaza: ul. Broniewskiego 90, www.torun-plaza.pl, czynne codziennie od 9-21

1 2

10

Trendy z

sukienki

Anna Deperas-Lipińskastylistka Toruń Plaza

na każdą okazję

4

5

6

7

9

8dla siebie. Skorzystaj z naszych

6

33

10 miasta kobiet 21 maja 2013

O tym, żeby zagrać na bębnie, myślał chyba każdy, kto widział film „The Visi-tor” (polski tytuł to „Spotkanie”). Głów-ny bohater - profesor Walter Vale, po latach przyjeżdża do swojego miesz-

kania w Nowym Jorku. Okazuje się, że przebywa-ją tam nielegalni emigranci. Walter pozwala im zostać. W krótkim czasie zaprzyjaźnia się z dzikimi lokatorami i dzięki nim zaczyna odkrywać wyjąt-kowy instrument, jakim jest bęben afrykański.

Djembe, bo tak brzmi jego poprawna nazwa, to drewniany „kielich”, wykończony membraną ze skóry kozy afrykańskiej, naciągniętej grubym sznurem. Mówię sobie - raz kozie śmierć. Dzwonię i umawiam się na warsztaty prowadzone przez Przemka Kubskiego* w Miejskim Centrum Kultury w Bydgoszczy.

Boli, ale wartoCharakterystyczne dźwięki słychać już pod budyn-kiem. Kierowani słuchem, razem z fotoreporterem wchodzimy po schodach MCK. A w środku… Niezbity dowód na to, że sztuka różnorodności się nie lęka. Zamiast wystroju inspirowanego Czarnym Lądem, wita nas bogato zdobiony kre-dens, rzeźbione stoły, krzesła, sofa a’la Ludwik XVI i pokaźny taras. W końcu, kto powiedział, że lekcje gry na bębnach nie mogą się odbywać w jednym z najbardziej wystawnych pomieszczeń w całej kamienicy?

Djembe to drewniany „kielich”, wykończony membraną ze skóry kozy afrykańskiej, naciągniętej grubym sznurem. Mówię sobie - raz kozie śmierć i… zapisuję się na zajęcia gry na bębnach.

tekst: Dominika Kucharska zdjęcia: Tomasz Czachorowski

Klepnij kozę basem

W pokoju siedzi już kilka osób. Przeważają kobiety. - Jest dobrze, nie będę sama - myślę w duchu - i pytam dziewczyn, czy takie uderzanie w bęben najzwyczajniej ich nie boli, bo w końcu mężczyźni mają silniejsze ręce. - Oj, nieraz boli, ale warto - mówi Ilona. - Granie na bębnach pozwa-la oderwać się od rzeczywistości. Można wejść w muzyczny trans, chociaż jak ćwiczę w domu, podobno brzmi to jak wiecznie trwający remont - dodaje z uśmiechem Agnieszka.

„Stopy płasko na podłodze, bęben między nogami. Wewnętrzną krawędź unieś łydką. Teraz posłuchaj, wiem, że bystry z ciebie facet, ale pa-miętaj, żeby przy bębnach nie myśleć. Myślenie wszystko schrzani” - mówił w filmie „The Visitor” nauczyciel gry na djembe. Biorę sobie to do serca i siadam w kole z bębnem między nogami. Odpę-dzam natrętne myśli o niezrobionych zakupach i masie innych spraw do załatwienia. > Dominika Kucharska, autorka tekstu

relaks

miasta kobiet 21 maja 2013 11

relaks

W KOŃCU NAPRAWDĘ WPADAM W TRANS. UDAJE MI SIĘ NIE MYŚLEĆ. APETYT NA ODKRYWANIE KOLEJNYCH MOŻLIWOŚCI DJEMBE ROŚNIE Z KAŻDYM OPANOWANYM FRAGMENTEM, A KAŻDA POCHWAŁA DODAJE SKRZYDEŁ.

RYTM PRZEJMUJE KONTROLĘZaczynamy od rozgrzewki. Po kilku sekundach jednego jestem pewna - to nie tak, że po prostu uderzasz sobie w bęben i jakoś pójdzie. Mnie zdecydowanie nie idzie... Jestem spięta. Począt-kowo uderzam bardzo delikatnie, prawie bezdź-więcznie. Z czasem udaje się odważniej. Bacznie obserwuję dłonie siedzących obok mnie i powoli zaczynam wyłapywać, że inne ułożenie palców pozwala uzyskać ten właśnie dźwięk.

Moje dłonie pocą się już po kilku minutach gry. Co więcej, pocą mi się też łydki, nieprzyzwycza-jone do podtrzymywania bębna. A muzyka? Jest wyjątkowa, głęboka i niesamowicie wciągająca. Rytm przejmuje nade mną kontrolę.

Zaczynamy uczyć się czegoś nowego. Przemek rozkłada utwór na części pierwsze i gra nam jeden fragment. - Ile tych uderzeń? - pada pytanie. - Nie liczę muzyki, ale poczekaj, już mówię - odpowiada nauczyciel. Idzie mi lepiej niż na początku, choć do „dobrze” jest wciąż daleko.

Słyszę hasło - czas na solówki. Zadanie polega na tym, że każdy po kolei powtarza fragment, któ-ry przed chwilą ćwiczyliśmy. Trema jest, ale kto nie próbuje, ten nie zyskuje. Na zupełnie samodziel-ne granie decydują się nieliczni. Większość woli zagrać w parze z Przemkiem. Sama też wybieram tę opcję. - Będzie taśma nieprofesjonalna - kwitu-je żartobliwie fotoreporter. Zaczynamy grać we dwójkę. Dźwięki płynące z bębna uderzanego przez dłonie profesjonalisty słychać znacznie le-piej niż moje, ale to nic. Gdy gramy wszyscy ra-zem, czuję się pewniej i uderzam mocniej.

BĘBEN DLA KAŻDEGOW końcu naprawdę wpadam w trans. Udaje mi się nie myśleć. Apetyt na odkrywanie kolejnych możli-wości djembe rośnie z każdym opanowanym frag-mentem, a każda pochwała dodaje skrzydeł. Co ważne, nie ma tam nawet cienia krytyki. Zamiast tego Przemek cierpliwe powtarza te same ruchy i daje szansę każdemu.

Lekki ból w dłoniach czuję jeszcze następnego dnia. Rytm natomiast zostaje w głowie znacznie dużej. Chodzę po domu i wygrywam go na udach. Czekając w kolejce w sklepie budowlanych wy-

grywam go na kafelkach. Pisząc ten tekst, w prze-rwach wystukuję go na obudowie laptopa.

- Gry na djembe może nauczyć się prawie każdy. Nie dyskwalifikuję nikogo. Odrobina poczucia ryt-mu wystarczy, bo bez tego rzeczywiście może być trudno - mówi Przemek.

Pytam, czy razem z grupą zamierza występować na ulicy, w końcu sezon letni sprzyja takim akcjom. - Na to jest jeszcze zdecydowanie za wcześnie - od-powiada instruktor. - Ćwiczymy wspólnie dopiero od marca. Kiedyś próbowaliśmy grać w parku, ale straż miejska szybko nas przegnała.

R E K L A M A

*Przemek „Przembas” KubskiJuż od najmłodszych lat interesował się muzy-ką i czuł rytm. Pierwsze próby uderzania w bę-ben, za który służył stary odkurzacz, odbywały się jeszcze w dzieciństwie. Przygoda z profe-sjonalnymi bębnami afrykańskimi rozpoczę-ła się w 2006 roku, kiedy to po raz pierwszy „Przembas” wziął udział w warsztatach djem-be i dundun (afrykański bęben cylindryczny) na etnofestiwalu w Malborku, prowadzonych przez jednego z najbardziej znanych polskich „djembefola” - Wojtka Pęczka, lidera zespołu City Bum Bum w Łodzi. Przemek Kubski to wychowanek Zachodnioafrykańskiej Szkoły Rytmu City Bum Bum w Łodzi, w której za-czynał swoją bębniarską karierę. Swoją umie-jętność gry i doświadczenie zawdzięcza także takim gwiazdom muzyki afrykańskiej jak: Syl-wia Walczak, Seckou Keita, Namory Keita czy Adama Bilorou Dembele. Obecnie „Przembas” prowadzi warsztaty gry na djembe i dundun, zarówno w kraju jak i za granicą.

>

Klepnij kozę basem

950613BD

BH

A

Historia miłosnaukryta w szafi e

Ujrzałaś go w tłumie. Najpierw mignął tylko, przysłaniany przez dzielących Was ludzi. Równym tempem szłaś w jego stronę, chociaż ogarnęła Cię fala gorąca i usłyszałaś bicie własnego

serca. Żadna kobieta nie zebrałaby się do biegu. Nie wypada. Twój półprzytomny wzrok spoczął na jego szerokich ramionach. Wiedziałaś od razu, że teraz możesz czuć się bezpiecznie, że już nigdy nie zmarzniesz. Oto płaszcz idealny. Dwa rzędy guzików w kolorze espresso będą strzec Twojego delikatnego ciała przed złym wiatrem. Jest jeden, jedyny, niepowtarzalny i do tego w Twoim rozmia-rze! Zerkasz na metkę. Promocja! Czyli trzymasz w dłoniach swoje przeznaczenie, w cenie o 50 proc. niższej! Nogi same kierują się w stronę przy-mierzalni. Kolejka. I to nie byle jaka. Trzydzieści lat temu stałaś w podobnej trzymając dla mamy miejsce po drób na kartki, do mięsnego, o piątej rano. Łza wzruszenia, czasy dzieciństwa, zabawy na trzepaku za blokami, piaskownica. A płaszcz ma kolor piasku właśnie. Głaszczesz dłonią ma-teriał. Pod opuszkami Twoich palców poliester nabiera szlachetności kaszmiru. Bez mierzenia i zbędnych ceregieli sięgasz po portfel: „Zabieram Cię do domu maleńki”.

FATALNE ZAUROCZENIEOd tamtego felernego dnia minęły cztery lata. Nie założyłaś go ani razu. Okazało się, że jest za wąski i jeśli wykonasz jakikolwiek gwałtowny ruch, może pójść szew na plecach. Ale miłość no-si różowe okulary. Uznałaś, że to wszystko Twoja wina. Musisz tylko trochę schudnąć. Jakieś 10 kilo. On jest tego wart. Będzie Twoją motywacją! Gestem niemalże zaręczynowym urwałaś metkę i wraz z rachunkiem wrzuciłaś do kosza na śmieci. Dziś już wiesz, że było to fatalne zauroczenie. Chwilowa utrata rozumu, wynikająca z niedotle-nienia mózgu podczas zakupów w dusznym cen-trum handlowym.

Płaszcz zamieszkał w Twojej szafie przez zasie-dzenie. Przywykłaś do jego widoku i gdy pew-nego razu ktoś sugeruje Ci, że może czas się go

pozbyć, wpadasz w oburzenie. Przecież kosztował 500 zł, sporo kasy! Zaraz z dumą dodajesz, że upo-lowałaś go 50 proc. taniej, bo regularna cena to okrągłe tysiąc złotych! Niezła zdobycz, aż żal wy-rzucić. Zresztą jeszcze do niego schudniesz, prze-cież od dwóch dni jesteś na diecie.

ŁYPIĄ NA NAS CIUCHY Takich historii miłosnych jest w kobiecych garde-robach znacznie więcej. Tkwimy w szponach wy-rzutów sumienia i uczuć sentymentalnych. Łypią na nas z wieszaków ciuchy, w które się nie mieści-my, których już nigdy nasze ciało nie doświadczy. Są zbyt piękne, aby je wyeksmitować. Wiele za nie zapłaciłyśmy. Jeszcze nigdy nie było okazji, aby je założyć i pewnie nigdy nie będzie, ale nikomu ich nie oddasz. Kiedyś to zrobiłaś, podarowałaś jed-nej takiej czerwoną sukienkę. Zołza do dziś w niej chodzi i błyszczy. A Ty będziesz żałować do końca życia.

COŚ WYMYŚLĘZ moich obserwacji wynika, że nowych miesz-kańców garderoby nabywamy najczęściej przy okazji. A okazji potrafimy znaleźć sobie wiele. Na przykład wybieramy się na zakupy, aby nagro-dzić siebie samą - za zakończone sukcesem pro-jekt, zaliczony na piątkę egzamin. Wtedy decyzje podejmujemy pochopnie, będąc pod wpływem euforii: „Jaka piękna bluzeczka, bluzunia, blu-zuczenieczka! A do czego będzie mi pasowała? Nie wiem! Ale coś wymyślę! A ładnie mi w niej? Nie wiem! Ale ładnemu we wszystkim ładnie!”. Zdarza się też, że wędrujemy do sklepu w poszu-kiwaniu pocieszenia. Kiedy mamy tradycyjnego doła. Niestety, z kłopotu lub gorszego nastroju nie wyciągnie nas żadna, nawet najpiękniejsza para butów. Przypomnij sobie, jak z potrzeby zmia-ny pofarbowałaś włosy lub ścięłaś zapuszczany latami cudny koński ogon. Jak szybko żałowałaś tej decyzji? Rzecz nabyta w drodze depresyjnych zakupów, podobnie jak wizyta u fryzjera jako lek na całe zło świata, niemal na pewno następnego dnia budzić będzie niechęć lub wyrzuty sumienia.

Zdarza się, że wędrujemy do sklepu w poszukiwaniu pocieszenia. Kiedy mamy tradycyjnego doła. Niestety, z kłopotu lub gorszego nastroju nie wyciągnie nas żadna, nawet najpiękniejsza para butów. LENA KAŁUŻNA

TRENERKA WIZERUNKU

felieton

Dziś już wiesz, że było to fatalne zauroczenie. Chwilowa utrata rozumu, wynikająca z niedotlenienia mózgu podczas zakupów w dusznym centrum handlowym

TEKST: Lena Kałużna*

>

12 miasta kobiet 21 maja 2013

miasta kobiet 21 maja 2013 13

NUDA JAK ZWYKLEOkazja do zakupów to też wesele kuzynki. Nagle potrzebujesz „jakoś się ubrać”. To się dzieje na ostatnią chwilę, ale masz w głowie pomysł, jak będziesz wyglądać. Wtedy poszukiwana sukienka (nie wspominając o dopasowanych do niej butach, torebce, biżuterii, bieliźnie, pończo-chach i bolerku czy innej narzutce) najzwyczajniej chowa się przed tobą, a w sklepach jak na złość nic nie ma. Z przymusu kupujesz cały zestaw rzeczy, które założysz tylko raz. I oby nigdy więcej.

W NEUTRALNYM NASTROJUPrzepis na zakupy rozsądne, przyjemne i skuteczne jest nie-szczególnie skomplikowany. Musisz wiedzieć, czego chcesz, ja-ki efekt planujesz uzyskać, co jest tobie do tego potrzebne i oczywiście - co już masz, żeby nie powielać rzeczy bez sensu, bo się zmarnują. Najlepsze zakupy robimy z głową. Bez palących po-trzeb, w neutralnym nastroju i w przeznaczonym do tego czasie. Szafa to nie muzeum, ale miejsce użytkowe. Ubieranie się jest jed-ną z podstawowych potrzeb człowieka. Podobnie jak jedzenie. Czy w lodówce trzymasz serek, który przywiozłaś 2 lata temu z wakacji we Francji, tylko dlatego, że kiedyś był przepyszny, no i kupiony oka-zjonalnie „dwa w cenie jednego”? Dlaczego? Przecież opakowanie świetnie komponuje się z innymi produktami na półkach lodówki! Jeśli fantastyczna bluzka w barwne orchidee zalega w Twojej garderobie, nienoszona od niepamiętnych czasów, a Ty nie potrafisz się jej pozbyć, bo markowa, droga, a przede wszystkim cudna - to może opraw ją w ramę i powieś na ścianie? Mniej wyrzutów sumienia, bo masz dla niej zastoso-wanie. A w szafie znajdzie się miejsce na nowe, może tym razem lepiej przemyślane zakupy.

*Lena Kałużna - socjolożka, trenerka wizerunku. Pomaga kobietom odnaleźć własny styl. Prowadzi w Bydgoszczy pracownię wizerunkową dla kobiet - 80 metrów dobrej energii z ofertą szkoleń z rozwoju osobistego. Szcze-góły na www.kobiecaperspektywa.pl

Łypią na nas z wieszaków ciuchy, w które się nie mieścimy, których już nigdy nasze ciało nie doświadczy. Są zbyt piękne, by je wyeksmitować. LENA KAŁUŻNA

TRENERKA WIZERUNKU

>

556513TRTH

A

RE

KL

AM

A

14 miasta kobiet 21 maja 2013

kobieta przedsiębiorcza

Trudne te kawiarniane początki?Właśnie mija nasz pierwszy miesiąc i muszę przy-znać, że jestem przekonana, że Bydgoszcz jest go-towa na „Strefę”.

Patrząc z boku na Twoje biznesowe działania mam wrażenie, że nie boisz się niczego i po-jęcie ryzyka jest Ci obce. Bierzesz pod uwagę opcję, że któryś z Twoich pomysłów może naj-zwyczajniej nie wypalić?Nie (śmiech). Jestem optymistką we wszystkim, co robię. Przy tym tak jak sportowiec jestem bar-dzo nastawiona na cel i osiągnięcie sukcesu. Nasz upór i dużo wkładanej pracy zbliża nas do tego, co

Jej biznes, jej strefaJestem nastawiona na cel i osiągnięcie sukcesu. Nie ma opcji, żeby nie wyszło!

Z Eweliną Bejgrowicz*, joginką i szefową nowej kawiarni „Strefa”, rozmawia Dominika Kucharska ZDJĘCIA: Tomasz Czachorowski

sobie postanowiliśmy. Bez tego sukces nie przyj-dzie. Nie ma opcji, żeby nie wyszło!

Teraz masz większe doświadczenie. A jak by-ło wcześniej, gdy zdecydowałaś się otworzyć „Strefę Jogi”? Była nisza do wypełnienia, ale przecież ryzykowałaś, że ludzie tego nie pod-łapią, że asany i medytacja to nie ich bajka…Nie podchodziłam do tego w taki sposób. Moim celem było robienie tego, co lubię. Nie traktowa-łam „Strefy Jogi” jak pomysłu na biznes. Miałam pasję i zdolności, które pozwalały mi uczyć innych jogi, więc po prostu uznałam, że głupio tego nie wykorzystać. Dopiero później okazało się, że ro- >

biąc to, co sprawia mi przyjemność, mogę także zarobić, więc pozostaje tylko się z tego cieszyć.

Potem był pierwszy w Polsce salon łaskotek. Pamiętam, że gdy go otwierałaś powiedziałaś, że sama uwielbiasz być gilgana, a nie każdy ma to szczęście, że obok jest osoba, która po-łaskocze. Teraz prowadzisz kawiarnię. Dawa-nie ludziom dostępu do tego, co sama lubisz, jest dla Ciebie drogowskazem przy otwieraniu nowych biznesów?Jak najbardziej, ale to nie wszystko. Trzeba prze-kalkulować sobie, czy taka inwestycja będzie opłacalna i przyciągnie ludzi. Na „Strefę” zdecy-

miasta kobiet 21 maja 2013 15

kobieta przedsiębiorczadowaliśmy się dlatego, że mój narzeczony miał w Bydgoszczy kawiarnię i wiele doświadczeń z tym tematem związanych. Stąd w ogóle zrodził się pomysł, aby połączyć siły i sprawdzić, co w tym obszarze można stworzyć nowego. Poza tym ba-zujemy na ludziach, którzy ćwiczą tu jogę. To oni są głównymi klientami. Osoby, które przychodzą tu z ulicy to dla nas dodatkowy plus.

Bydgoszcz to dobre miejsce na prowadzenie takich kreatywnych działań biznesowych?Przyznam, że jeszcze rok temu chcieliśmy się stąd wyprowadzić w poszukiwaniu innej rzeczywisto-ści, także biznesowej. Celowaliśmy we Wrocław. Marzyły nam się mobilne konstrukcje z kontene-rów, które można postawić przy rzece. W każdej chwili można je przewieźć w inne miejsce. We Wrocławiu to nie wypaliło, bo obszar nad rzeką

jest tam często zalewany, więc byłoby niebez-piecznie. Później stwierdziliśmy, że może spróbu-jemy ten pomysł sprzedać w Bydgoszczy. Mieli-śmy gotowy projekt, biznesplan... Niestety, tu się to nie spodobało. Procedury są trudne do przej-ścia, a wizje urzędników często różnią się zupełnie od tego, co w głowie mają sami pomysłodawcy.

Skoro o procedurach mowa, prowadzenie ta-kiej działalności to także ogrom papierkowej roboty, która może przerastać i w pewien spo-sób obrzydzać nawet te zajęcia, które są naszą największą pasją. Masz wokół siebie osoby, które pomagają ci w biurowych obowiązkach?Papierkową robotą zajmuje się mój narzeczony. Przede wszystkim on ma w tym doświadczenie. W końcu sam wcześniej prowadził taki biznes. Ja natomiast powoli się przyuczam. Wystawianie faktur czy obsługa kasy fiskalnej to nie problem. Jeśli chodzi o sprawy urzędowe, to jeśli coś jest w zasięgu moich możliwości, to to robię. Za chwi-lę chociażby pójdę zapłacić za koncesję alkoholo-wą. Inną sprawą jest to, że jestem tu codziennie od godziny 11 do 22, więc rzadko mam szansę wyjść i coś załatwiać osobiście.

Jaką jesteś szefową?Chyba jestem wymagająca, ale nie znaczy to, że nieprzyjemna. Zatrudniliśmy dwie osoby. Na pew-no nie jestem osobą, która po kilku dniach stwier-dza, że jeśli ktoś czegoś nie potrafi, to niech spa-da. Na wyjaśnianie pewnych zadań i obowiązków poświęciliśmy trochę czasu i po miesiącu ta praca wygląda zupełnie inaczej. Co więcej, ja sama od pracowników uczę się bardzo wiele. Zatrudnione przez nas dziewczyny mówią, że jest to pierwsza praca, gdzie nie ma mobbingu, obgadywania się, nieprzyjemnej atmosfery. Jest po prostu luźno, bo bardzo się lubimy. Założyliśmy sobie, że to miej-sce ma być przyjazne i nie mają stąd wychodzić jakieś brudy czy złe emocje.

Strefa jogi, strefa łaskotek, kawiarnia „Strefa”... A co jest ulubioną strefą Eweliny Bejgrowicz?Zdecydowanie joga. Przede wszystkim się na niej nie męczę. Ostatnio stwierdziłam, że do tej stre-fy schodzi mi się najchętniej. Tam się odprężam.

Po zajęciach jestem jak nowa. Myślę, że pracując w kawiarni ludzie bardziej się męczą, niż ja ćwi-cząc na dole przez 3 godziny.

W pewnym sensie jesteś fenomenem. Zara-biasz robiąc rzeczy, które wielu osobom nie wydają się zajęciami dochodowymi. Mam na myśli chociażby salon łaskotek. Myślisz, że je-steś szczęściarą, a może to kwestia zaufania do siebie?Wychodzę z założenia, że w życiu trzeba próbo-wać. Przecież sama nie wiedziałam, czy znajdą się ludzie, którzy będą przychodzić na łaskotanie, a okazało się, że są chętni. Często klienci, którzy byli u nas raz i stwierdzili, że jest to przyjemne, ro-bią swoim znajomym prezent w formie sesji łasko-tania. To coś nietypowego, oryginalnego.

Co będzie następne? Coś już chodzi Ci po gło-wie?Na razie skupiam się na kawiarni. W okresie letnim chcemy rozbudować taras i ogródek przy Mły-nówce, więc będzie co robić.

Wyobrażasz sobie siebie w innej pracy?Tak. Jestem osobą, która może pracować wszę-dzie. Ostatnio zastanawiałam się, po co mi miesz-kanie, skoro przyjeżdżam tam tylko spać, a prze-cież mogłabym to robić gdziekolwiek. Oglądałam dokument o konsumpcjonizmie, o tym, że ku-pujemy tyle rzeczy bez sensu, niszcząc przy tym naszą planetę, a przecież tak nie trzeba i należy ciągle poszukiwać lepszych rozwiązań. To dało mi do myślenia i stwierdziłam, że naprawdę jesteśmy nienormalni…

>

*Ewelina BejgrowiczWłaścicielka „Stefy Jogi”, „Salonu Łaskotek” i nowo otwartej kawiarni „Strefa”. Sport towarzyszył jej od dziecka. Od szóstego roku życia wyczynowo trenowała akrobatykę sportową. W 2003 roku rozpoczęła prakty-kę ashtangi i od tamtej pory mata stała się jej życiem.

Jestem osobą, która może pracować wszędzie. Ostatnio zastanawiałam się, po co mi mieszkanie, skoro przyjeżdżam tam tylko spać, a przecież mogłabym to robić gdziekolwiek. EWElinA BEJgroWiCZ

STrefa

W Strefie możesz nie tylko uprawiać jogę, ale też napić się kawy

Jej biznes, jej strefa

16 miasta kobiet 21 maja 2013

tabu

Narodzinybez Photoshopa

W Galerii Miejskiej bwa w Bydgosz-czy można obejrzeć wyjątkową wystawę „Narodziny w sztuce”. Obok cudu narodzin, fotografie bydgoskiego artysty Wojciecha

Woźniaka pokazują również pełną pasji i za-angażowania pracę lekarzy, położnych i pielę-gniarek w tym szczególnym, nie tylko dla ko-biety, momencie.

CUD NARODZIN- Pomysł powstał w głowie lekarza, który na co dzień ma możliwość uczestniczyć w porodach - mówi Agnieszka Milik-Skrzypczak z Collegium Medium UMK. - Ciąża i narodziny dziecka sta-nowią od zawsze przykład wydarzenia wręcz mistycznego i jednocześnie są najbardziej pier-wotnym przejawem natury człowieka. Poród to akt, który ociera się o sacrum i profanum, budzi skrajne emocje i wspomnienia. Jest trudnym, ale fascynującym tematem, skłaniającym do reflek-sji nad sensem naszego istnienia. Ukazanie jego piękna jest prawdziwą sztuką.

MOCNE WRAŻENIENarodziny dziecka są bardzo intymnym momen-tem. To nie tylko radość z oczekiwanego dziecka, ale też ból, strach i wielki wysiłek. Maluch, który przychodzi na świat, nie przypomina od razu uśmiechniętego, różowego, wyestetyzowanego bobasa, znanego choćby z reklam produktów dla dzieci i kolorowych pism. A mama po trudach po-rodu nie przypomina modelki. Istotną cechą wy-stawy jest realizm zdjęć, które pokazują poród ja-ko przeżycie mistyczne i piękne, ale również pełne bólu, potu, wydzielin. W konsumpcyjnej rzeczywi-stości, której wiele części zostaje poddanych este-tyzacji i obróbce Photoshopem, fotografie mogą wywrzeć na odbiorcach ogromne wrażenie.

MEDYCYNA TO SZTUKAEkspozycję można oglądać w Galerii Miejskiej bwa przy ul. Gdańskiej 20 w Bydgoszczy do 7 czerwca, a następnie w Szpitalu Uniwersyteckim nr 2 im. dr. Jana Biziela w Bydgoszczy. Wszyscy zaangażowa-ni w ten wyjątkowy projekt chcą udowodnić, że medycyna ma wiele wspólnego ze sztuką.

Kuratorem wystawy został jej pomysłodawca, dr n. med. Maciej Socha, adiunkt Katedry Położ-nictwa, Chorób Kobiecych i Ginekologii Onkolo-gicznej Collegium Medicum UMK. Organizato-rem projektu jest Dział Promocji i Informacji CM. Wstęp na wystawę jest bezpłatny.

Poród to akt, który ociera się o sacrum i profanum,budzi skrajne emocje i wspomnienia.

TEKST: Dorota Kowalewska ZDJĘCIE: Wojciech Woźniak

ISTOTNĄ CECHĄ WYSTAWY JEST REALIZM ZDJĘĆ, KTÓRE POKAZUJĄ PORÓD JAKO PRZEŻYCIE MISTYCZNE I PIĘKNE, ALE RÓWNIEŻ PEŁNE BÓLU, POTU, WYDZIELIN.

www.zdrowiedlatorunia.pl

Zdrowie Dla ToruniaTwoja Rehabilitacja Domowa

UMAWIANIE WIZYT tel. 606-364-342

Zapewniamy skuteczną rehabilitację:- po urazach (skręcenia, zwichnięcia, złamania)- po incydentach neurologicznych (niedowłady, porażenia)- po zabiegach operacyjnych- po długotrwałym unieruchomieniu - w chorobach przewlekłych- w dolegliwościach bólowych kręgosłupa i stawów- w zwyrodnieniach i innych chorobach narządu ruchu

Oferujemy kompleksową rehabilitację medyczną w domu pacjenta:

- ćwiczenia indywidualne- metody specjalne (Bobath, PNF, sensomotoryka)- masaże lecznicze- masaże relaksacyjne- drenaż limfatyczny- zabiegi fi zykalne

39 złCałkowity koszt wizyty

z dojazdem na terenie Torunia

miasta kobiet 21 maja 2013 17

www.zdrowiedlatorunia.pl

Zdrowie Dla ToruniaTwoja Rehabilitacja Domowa

UMAWIANIE WIZYT tel. 606-364-342

Zapewniamy skuteczną rehabilitację:- po urazach (skręcenia, zwichnięcia, złamania)- po incydentach neurologicznych (niedowłady, porażenia)- po zabiegach operacyjnych- po długotrwałym unieruchomieniu - w chorobach przewlekłych- w dolegliwościach bólowych kręgosłupa i stawów- w zwyrodnieniach i innych chorobach narządu ruchu

Oferujemy kompleksową rehabilitację medyczną w domu pacjenta:

- ćwiczenia indywidualne- metody specjalne (Bobath, PNF, sensomotoryka)- masaże lecznicze- masaże relaksacyjne- drenaż limfatyczny- zabiegi fi zykalne

39 złCałkowity koszt wizyty

z dojazdem na terenie Torunia

914213BD

BH

A897213B

DB

HA

565813TRB

RA

590113TRTH

A MASZYNYDO SZYCIA

Toruń, ul. Białostocka 6,tel. 56 648 37 22

szwalnicze, domoweoraz części zamienne

temattabu

Matka Polka z depresją

Niekiedy medyczne fakty podane jak na tacy, nie są w stanie przebić się przez powszechne twierdzenie, że jeśli matka kocha dziecko, to coś takiego nie ma prawa się przydarzyć. Efekt? Do wroga

w postaci depresji dochodzi potępienie ze strony otoczenia. Tak zmasowany atak zbiera tragiczne żniwa…

Pewnie mi PrzejdzieAnia, 29 lat. Swoje pierwsze dziecko urodziła pół-tora roku temu. - Nie planowałam ciąży, ale gdy okazało się, że zostanę mamą, byłam szczęśliwa. Narzeczony też się ucieszył. Czego chcieć więcej? - pyta retorycznie. Sielanka skończyła jeszcze w szpitalu. O tym, że coś jest nie tak, Ania wie-działa już w kilka godzin po porodzie. - Począt-kowo sądziłam, że to zwykły szok, zmęczenie. Mówiłam sobie, że instynkt macierzyński zaraz zadziała, że tulenie się do maleństwa mi też za-cznie mi przynosić radość, że potrzebuję jeszcze trochę czasu.

Po powrocie do domu było tylko gorzej. - Wszystko, co robiłam przy synku, było mechanicz-ne, obojętne. Uczucia? Tylko negatywne. Niena-widziłam samej siebie. Byłam strasznie zmęczona, a nie mogłam spać. W niecałe dwa miesiące schu-dłam 20 kilo. Płakałam każdego dnia - wspomina. - W pierwszych tygodniach narzeczony i rodzina nie reagowali. Dopiero po miesiącu siostra zasu-gerowała, że to może być depresja poporodowa. Umówiła mnie do psychologa. Ulżyło mi już po pierwszej wizycie. Z każdą kolejną powoli wy-chodziłam z dołka - mówi. Na zwalczenie depresji Ania potrzebowała dwóch miesięcy.

Natalia, 27 lat. W praktyce samotna matka, choć w teorii nie rozstała się z ojcem swojego dziecka. On natomiast uznał, że zajmowanie się niemow-lęciem to zadanie kobiety. Ani razu nie zgodził się wykąpać córeczki, czy pomóc w jej usypianiu. - Nie miałam kogo poprosić o pomoc. Przyjaciółki rozjechały się po świecie. Rodzina mieszka kilka-set kilometrów stąd. Będąc w ciąży czytałam po-radniki, ale w zderzeniu z rzeczywistością na wiele się to nie zdały. Czułam się beznadziejnie, miałam wrażenie, że wszystko robię źle. Odechciało mi się być mamą, w ogóle odechciało mi się żyć - mówi.

niewinne z Poczuciem winyDepresja poporodowa może wystąpić u każdej z nas? - Niestety, tak i musimy sobie zdawać spra-wę z tego, że nie jest to wina kobiety. To choroba - wyjaśnia Aleksandra Łuczak, doktor psychologii i świeżo upieczona mama małego Alka. - Jak wska-zują statystyki, depresja poporodowa dotyczy co piątej młodej mamy i co ważne, a o czym się nie mówi lub mówi zdecydowanie mniej, może ona także wystąpić u mężczyzn - dodaje psycholog.

Czynników sprzyjających pojawieniu się de-presji poporodowej jest wiele. - Pamiętajmy, że kiedyś pod jednym dachem mieszkały rodziny wielopokoleniowe. Pomogły babcia, mama, sio-stra. Poza tym często młoda dziewczyna miała gdzie się nauczyć zajmowania dzieckiem, obser-wując młodsze rodzeństwo. Teraz bardzo często szuka się pomocy w Internecie lub w kolorowych gazetach. Tam widzimy uśmiechnięte bobasy, wymalowane, zadowolone kobiety, które często są zawodowymi modelkami i nie doświadczyły w minionym czasie trudu ciąży i porodu. W ko-lorowych magazynach wszystko wydaje się takie idylliczne. Potem kobieta patrzy w lustro, widzi dodatkowe kilogramy i mówi sobie: „jak ja wy-glądam”. Dziecko zamiast się słodko uśmiechać krzyczy wniebogłosy. Do tego wszystkiego może dojść jeszcze ból związany z cięciem cesarskim lub nacięciem i mit szczęśliwego macierzyństwa rozpada się na maleńkie kawałki. Wtedy u kobiety pojawiają się wyrzuty sumienia, z którymi trudno sobie samej poradzić - tłumaczy psycholog.

BaBy BluesCzęsto depresja poporodowa mylona jest jest z tzw. syndromem baby blues. Wywołują go sza-lejące w organizmie hormony. Taki stan dotyka nawet do 80 procent kobiet po porodzie. - Baby blues objawia się czasowym obniżeniem nastroju, płaczliwością czy drażliwością. Dodatkowo mo-że pojawić się chwilowa utrata zainteresowania dzieckiem, czemu często towarzyszy poczucie wi-ny, że nie jest się taką matką, jaką się być powinno - mówi Aleksandra Łuczak. - W przeciwieństwie do depresji baby blues nie wymaga leczenia. Ustępuje samoistnie, najczęściej po kilku dniach. Pamiętam, że dla mnie najgorsza była czwarta

Depresja poporodowa. Mówi się o niej coraz częściej, ale historie kobiet, które dotknęła ta choroba pokazują, że częściej to wciąż za mało.

TeksT: Dominika Kucharska

CzęsTo depresja

poporodowa myloNa jesT jesT

z Tzw. syNdromem baby blues.

wywołują go szalejąCe w orgaNizmie

hormoNy. Taki sTan doTyka

naweT do 80 procenT kobieT po porodzie.

JEDYNY W REGIONIE SALON OBRĄCZEK ŚLUBNYCH

Cardano Jewellery - Salon biżuterii ślubnej, ul. Św. Katarzyny 4, 87-100 ToruńWWW.CARDANO.PL

KUPON RABATOWY

na obrączki ślubne

-10%

ń

Kupon rabatowy ważny do 31.05.201318 miasta kobiet 21 maja 2013

>

miasta kobiet 21 maja 2013 19

temat

R E K L A M A

doba. Nagle po wielkiej radości poczułam, jak wszystko się we mnie gotuje, zaczęłam płakać i krzyczeć na mamę i męża tak na-prawdę bez powodu - przyznaje psycho-log.

„JAK MOŻESZ SIĘ NIE CIESZYĆ?”Zarówno w przypadku radzenia sobie z syndromem baby blues, jak i z depresją poporodową ogromne znaczenie odgry-wa otoczenie młodej mamy. Zadaniem najbliższych osób jest obserwowanie stanu kobiety i reagowanie, gdy sytuacja, zamiast na lepszą, zmienia się na gorszą. Niestety, błędem w wielu wypadkach po-pełnianym nie do końca świadomie, jest

Pamiętam, że w drugiej dobie po porodzie moja mama strasznie się zdenerwowała, bo Alek wyglądał, jakby uszło z niego życie. Dwa dni później lekarz wyjaśnił, że jest to normalne, że w drugiej dobie noworodek może być wiotki i sprawiać wrażenie, jakby był nieżywy. ALEKSANDRA ŁUCZAK

PSYCHOLOG

jeszcze większe dołowanie młodej mamy. Mówienie jej: „Zobacz, jakie masz śliczne dziecko, a ty się nie cieszysz, nie chcesz się nim zajmować”.

Różnie bywa także ze wsparciem w szpitalu. - Na pewno bardzo dużo zale-ży od placówki, do której trafimy. Wiem, że tam, gdzie ja rodziłam, był psycholog, ale do mnie nie dotarł. Dodam tylko, że na oddziale leżałam przez prawie dwa ty-godnie - mówi Aleksandra Łuczak. - My-ślę, że w każdym szpitalu kobiety przed i po porodzie powinny mieć kontakt z psychologiem. Pamiętam, że w drugiej dobie po porodzie moja mama strasznie się zdenerwowała, bo Alek wyglądał, jak-

by uszło z niego życie. Dwa dni później lekarz wyjaśnił, że jest to normalne, że w drugiej dobie noworodek może być wiotki i sprawiać wrażenie, jakby był nieżywy. Wiedząc coś takiego wcześniej z pewnością byłabym spokojniejsza. Je-stem też pewna, że gdyby przed poro-dem lub po porodzie ktoś uprzedził ko-biety, że przez kilka dni może się u nich pojawić smutek, złość, wahanie czy po-gorszenie nastroju i to jest naturalna poporodowa reakcja, to uniknęłyby one wielu stresów i zmartwień. Wiedziałyby, że to wina szalejących hormonów. Myślę, że wtedy i depresji poporodowych było-by mniej - dodaje psycholog.

R E K L A M A

JEDYNY W REGIONIE SALON OBRĄCZEK ŚLUBNYCH

Cardano Jewellery - Salon biżuterii ślubnej, ul. Św. Katarzyny 4, 87-100 ToruńWWW.CARDANO.PL

KUPON RABATOWY

na obrączki ślubne

-10%

ń

Kupon rabatowy ważny do 31.05.2013

556413TRTH

A

>

20 miasta kobiet 21 maja 2013

Może jest to paradoks, ale za każdym razem przed skokiem się boi. A jed-nak skacze, bo potrzeba adrenaliny jest silniejsza. Pokonać własny lęk, to zwycięstwo nad strachem i pełnia

wolności. Emilia Jarmołowicz skacze na spado-chronie już od pięciu lat. - Nie wiem, skąd mi się to wzięło, ale zawsze marzyłam o skakaniu, jesz-cze w czasach licealnych. Ale wydawało mi się to niedostępne: przechodzenie kursów, badań, zała-twianie formalności…

SKOK NA URODZINYPewnego razu poznała chłopaka, który latał na paralotniach. Pokazał jej, że istnieją skoki w tan-demie. Nakłonił, by spróbowała i sprawdziła, czy jej się to spodoba. - Zaczęłam szukać kontaktów ze skoczkami - opowiada Emilia. - Okazało się, że skakać można w Toruniu. Najpierw wykonałam skok w tandemie. Połknęłam bakcyla, przepa-dłam. Stwierdziłam, że muszę skakać sama.Akurat zbliżały się 25 urodziny Emilii i w formie prezentu zażyczyła sobie od najbliższych skok

w tandemie. - Rodzinie postawiłam sprawę jasno, że bez względu na ich reakcję i tak będę skakać. Po roku od skoku tandemowego zapisałam się na kurs w toruńskim Aeroklubie Pomorskim u Marka Tarczykowskiego. Miałam uzbierane 1000 złotych, co pokryło wszystkie niezbędne koszty - mówi Emilia Jarmołowicz.

POTRZEBA ADRENALINYAktualnie kurs kosztuje 890 złotych. W tym są trzy pierwsze skoki. Dodatkowym wydatkiem jest ubezpieczenie. Kurs podstawowy trwa jedynie dwa dni - najważniejsze wiadomości, zachowa-nie w sytuacjach awaryjnych, podstawowe zasa-dy skakania. Jeśli dopisuje pogoda, to trzeciego dnia kursu można odbyć już pierwsze trzy skoki na linie z wysokości 800 metrów. Spadochron jest wówczas podpięty liną do samolotu, która po pa-ru sekundach od wyskoku otwiera spadochron. Emilia Jarmołowicz ma w tej chwili na swoim kon-cie już 77 skoków. Od pierwszego skoku minęło pięć lat. Powtarza, że za każdym razem czuje pe-wien niepokój, ale chęć latania jest silniejsza. - Mój

Skok z wysokości czterech kilometrów, spadanie z prędkością około 180 kilometrów na godzinę, pęd powietrza utrudniający oddychanie i 60 sekund absolutnej wolności.

TEKST: Jan Oleksy ZDJĘCIA: Cygan

Zazdrościłam ptakom

organizm potrzebuje naprawdę silnych wrażeń, a poza tym mam niskie ciśnienie, więc skokami je sobie podnoszę - żartuje Emilia.

WOLNA JAK PTAKA o czym myśli będąc w powietrzu? - Skacząc z wysokości 3000-4000 metrów jestem w powie-trzu przez 40-60 sekund. To niezwykłe uczucie grawitacji. Jestem wtedy wolna jak ptak. Lubię ten pęd powietrza i tę ogromną prędkość 180 - 200 km/h. Na początku bałam się, ze zahaczę o kadłub lub skrzydło, ale przecież szybko spada się na zie-mię, a samolot zwalnia wtedy do 115 km/h.

Zawsze uspokaja ją świadomość, że ma jeszcze spadochron zapasowy, który zadziała automa-tycznie, gdyby wydarzyło się w powietrzu coś niespodziewanego. Po otwarciu spadochronu kontroluje wysokościomierz, ręce ma zajęte linka-mi sterowniczymi, jest mało czasu na rozmyślanie. Filozofować i podziwiać można przy skokach tan-demowych, gdy pilot wszystko robi za ciebie.

Z tym spadochronem zapasowym związane jest pewne zdarzenie, które Emilia niechętnie

jej pasja

>

Zabiegi w znieczuleniu komputerowym

Centrum Stomatologii DentusStomatologia:• zachowawcza • chirurgia stomatologiczna• protetyka • ortodoncja • implanty• rentgen zębowy

Toruń, ul. Chełmińska 21, tel. 56 622 59 25czynne codziennie w niedziele i święta od 8.00 do 20.00

Toruń, ul. Dziewulskiego 21, tel. 56 648 00 31• rentgen panoramiczny, cafalometryczny i zębowy

pon.-pt. 8.00-20.00, sob.-nd. 9.30-15.00

Bydgoszcz, Ku Wiatrakom 19, tel. 52 346 45 53czynne codziennie w niedziele i święta od 8.00 do 20.00

Bydgoszcz, ul. Waryńskiego 51, tel. 52 340 60 80pon.-pt. 8.00-20.00, sob. 8.00-14.00

R E K L A M A596113TR

THA

miasta kobiet 21 maja 2013 21

R E K L A M A

Był to pamiętny szósty skok. Otworzył mi się wówczas zapasowy spadochron, bo zbyt późno zabrałam się do otwierania głównego. EMILIA JARMOŁOWICZ

SPADOCHRONIARKA

wspomina. - Był to pamiętny szósty skok. Otwo-rzył mi się wówczas zapasowy spadochron, bo zbyt późno zabrałam się do otwierania głównego. I dopiero na ziemi zorientowałam się, że leciałam na dwóch spadochronach. Szczęśliwie dobrze się ustawiły, nic się nie poplątało. Mogło być gorzej.

NIE TYLKO DLA MĘŻCZYZNJest w Toruniu kilka skaczących dziewczyn. - Mam koleżankę, z którą w podobnym czasie zaczyna-łyśmy naszą przygodę. Często spotykamy się na lotnisku, chociaż ona przyjeżdża aż z Koszalina. Ale jednak głównie skaczą faceci - twierdzi Emi-lia. Trzeba pamiętać, że nie tylko chodzi o męską odwagę. Jest też prozaiczny powód - sprzęt waży około 20 kg, czyli tyle, co porządny plecak w góry. - Jeszcze nieraz słyszę, co ty robisz, dziewczyno! Przecież możesz się zabić! Odpowiadam, że ryzy-ko jest wpisane w ten sport - dodaje z uśmiechem.

CO NA TO FACET?Emilia ma partnera, który z kolei uwielbia jazdę chopperem i swoją pasją zaraża spadochroniar-

kę. Sam nie obawia się ryzyka, dlatego akceptu-je ryzyko, jakie przy każdym skoku ponosi jego ukochana. - Ostatnio byłam w pierwszej trasie na motorze. Gdy poczułam pęd powietrza, to od ra-zu przypomniały mi się wrażenia ze skoków. Mój chłopak też chce skoczyć, na początku przynaj-mniej w tandemie. Ciągnie go do tego, na pewno spróbuje, prędzej czy później - cieszy się Emilia.

CO SIĘ ZMIENIA? Skoki spadochronowe nie zmieniają diametral-nie osobowości skoczków. Emilia jednak stała się bardziej odważna, pewna siebie i otwarta na lu-dzi. - Skoki polecam tym wszystkim, którzy chcą spróbować czegoś nowego, niecodziennego i nie-banalnego i tym, którzy chcą się sprawdzić. Nie warto jednak na siłę przełamywać swoich blokad. Może skończyć się na jednorazowej przygodzie, która nie da satysfakcji. Skakać trzeba chcieć. Tak po prostu. Bez głębszej filozofii.

jej pasja

*EmiliaJarmołowiczdotychczas oddała 77 skoków spadochronowychznak zodiaku: Lewulubione jedzenie: chic & chipsnapój: piwoboi się pająków i wężyna co dzień jest kierowniczką recepcji hotelowej

Zazdrościłam ptakom

Zabiegi w znieczuleniu komputerowym

Centrum Stomatologii DentusStomatologia:• zachowawcza • chirurgia stomatologiczna• protetyka • ortodoncja • implanty• rentgen zębowy

Toruń, ul. Chełmińska 21, tel. 56 622 59 25czynne codziennie w niedziele i święta od 8.00 do 20.00

Toruń, ul. Dziewulskiego 21, tel. 56 648 00 31• rentgen panoramiczny, cafalometryczny i zębowy

pon.-pt. 8.00-20.00, sob.-nd. 9.30-15.00

Bydgoszcz, Ku Wiatrakom 19, tel. 52 346 45 53czynne codziennie w niedziele i święta od 8.00 do 20.00

Bydgoszcz, ul. Waryńskiego 51, tel. 52 340 60 80pon.-pt. 8.00-20.00, sob. 8.00-14.00

903613BD

BH

A

22 miasta kobiet 21 maja 2013

Jednym z najpopularniejszych suplementów zażywanych wiosną i latem są preparaty z beta-karotenem. Czy pomagają uzyskać piękną opaleniznę?

TEKST: Sylwia Rybacka

Soki i suplementy

między innymi skóra zewnętrzna, drogi oddecho-we i przewód pokarmowy. Odpowiednie jej spo-życie wspomaga wzrost kości, sprawność układu pokarmowego i proces widzenia. Witamina A jest niezbędna dla normalnego wzrostu, rozwoju, rozmnażania oraz sprawności układu odporno-ściowego. Bezpiecznym źródłem witaminy A jest beta-karoten i dlatego powinniśmy dostarczać go z naturalnych źródeł w codziennej diecie. Wypicie butelki soku pokrywa ponad 100 proc. dziennego zapotrzebowania organizmu na witaminę A.

GDZIE GO ZNAJDZIEMY?Najpopularniejszym źródłem beta-karotenu jest marchew, jednak - jak przekonuje dietetyk Nata-lia Wojciechowska z Centrum Dietetycznego Na-tur House - nie tylko. - Beta-karoten znajdziemy w żółtych i pomarańczowych warzywach takich, jak: marchew, dynia, pomidory oraz żółtych i po-marańczowych owocach: morele, brzoskwinie, nektarynki, melony i mango. Jego źródłem są tak-że zielone warzywa liściaste i tu wymienić należy szpinak, kalafior, brokuły, sałatę, cykorię, kapustę włoską, liście buraka, rzepę, gorczycę oraz inne warzywa i owoce, np. szparagi, groszek, wiśnie, czy suszone śliwki.

SUPLEMENTY POMAGAJĄ?Nie tylko w aptekach, ale także w prawie każdej drogerii znajdziemy preparaty z beta-karotenem, które reklamowane są jako te, które gwarantują nadanie brązowego kolorytu naszej skórze. Czy na pewno pomagają? Dietetyk Natalia Wojcie-chowska wyjaśnia - Suplementy diety zawierają-ce beta-karoten mają swoich przeciwników, jak i zwolenników. Ci, którzy myślą, że samo przyj-mowanie tabletek zapewni piękną opaleniznę, są w błędzie. Samo przyjmowanie tabletek na pew-no nie wywoła takiego efektu, ponieważ główne działanie beta-karotenu to ochrona przed wolny-mi rodnikami, których ilość w organizmie wzrasta pod wpływem działania promieni słonecznych. - stwierdza. - Przyjmowanie suplementów zawiera-jących beta-karoten na pewno jednak nie zaszko-dzi. Mogą one dostarczyć naszemu organizmowi skutecznych antyutleniaczy i pomóc w walce z wolnymi rodnikami. Warto więc zacząć łykać takie suplementy np. przed letnim okresem, by brązowić naszą skórę, można je także brać przez

cały rok, traktując je jako suplement uzupełniają-cy naszą dietę w witaminy. Ich działanie ochronne przed promieniami UV polega przede wszystkim na walce z wolnymi rodnikami.

W APTEKACH I DROGERIACHŚrodki z beta-karotenem znajdziemy w aptekach i drogeriach. Katarzyna Błoch zaznacza, że najle-piej wybierać te od farmaceuty. Dlaczego? - Jeśli chcemy kupić suplementy, to najlepiej w piguł-kach w aptece. Należy zwrócić uwagę na zawar-tość czystej substancji przypadającej na jedną ta-bletkę, ponieważ często wartości te są zakłamane. Najistotniejszym na opakowaniu jest więc ilość substancji na sto gramów masy tabletkowej - za-znacza.

UMIAR JEST NIEZBĘDNYSpożywając warzywa i owoce z beta-karotenem należy zachować umiar. Stosowanie go ładnie podkreśli naszą opaleniznę, jednak nadmiar może wiązać się z pojawieniem się na skórze pomarań-czowych plam. Dietetyk Natalia Wojciechowska stwierdza: - Dzienne zapotrzebowanie na beta--karoten dla dorosłego człowieka wynosi od 15 do 30 mg (100 gramów świeżej marchwi zawiera ok. 15 mg beta-karotenu). Przy założeniu, że ob-rana marchewka waży ok. 45 g, łatwo obliczyć, że średnio dziennie zjadać powinniśmy około trzech marchewek. Co ciekawe, szklanka soku ze świeżej marchewki zawiera ok. 9 mg beta-karotenu, czyli wystarczą maksymalnie trzy szklanki soku dzien-nie - stwierdza dietetyk.

zdrowie i uroda

B adania przeprowadzone na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu dowo-dzą, że beta-karoten jest substancją, która znacznie wpływa na poprawę kondycji na-szej skóry. Wszystkie osoby, które poddały

się badaniom, zaobserwowały poprawę stopnia gładkości oraz zmniejszenie suchości i szorstkości skóry. Po stosowaniu beta-karotenu aż 97 proc. uczestników badania stwierdziło poprawę jej ko-lorytu.

Katarzyna Błoch, kosmetolog-farmaceuta ba-dająca naukowo wpływ tej substancji na skórę, stwierdza: - Nie od dziś wiadomo, że opalona skó-ra wygląda o wiele ładniej i zdrowiej. Dobrze jest zażywać beta-karoten w suplementach lub pić sok z marchwi oraz stosować kosmetyki z dodat-kiem witamin A i E. Mają tę właściwość, że przy-spieszają proces melanogenezy (powstawania barwnika, a więc opalenizny), a także dodatkowo chronią skórę przed niekorzystnym działaniem promieni UV.

CZYM JEST BETA-KAROTEN?Większość z nas beta-karoten kojarzy z marchwią i sokami marchwiowymi. Jednak czym tak na-prawdę jest? - Beta-karoten w wątrobie i jelicie zostaje przekształcany w witaminę A, która jest niezbędna do prawidłowego funkcjonowania or-ganizmu - wyjaśnia Beata Dobkowska, zastępca dyrektora operacyjnego ds. produkcji Marwit sp. z o.o. - Wpływa na stan zdrowia błon śluzowych i tkanki nabłonkowej, z której zbudowana jest

miasta kobiet 21 maja 2013 23

temat901713B

DB

HA

temat

W centrum salonu w pruskiej ka-mienicy na Bydgoskim Przed-mieściu Kazimiera Żuławska siedzi przy fortepianie. Dym papierosów spowija pokój jak

muzyka Brahmsa spod jej dłoni. Podobnie jak al-kohol głowy niezwykłych gości, którzy w środku międzywojnia oddychają jeszcze Młodą Polską. Witkacy z boku kropi kolejny portret. To jego ko-lejna ucieczka do Torunia od zakopiańskiej nudy; utrapienia. W ułańskim mundurze paraduje poeta Karol Zawodziński. Niesiołowski jak zwykle spiera się ze Szpakiewiczem i Popławskim, by w  końcu machnąć ręką i stanąć przed sztalugami. Juliusz Osterwa siedzi zamyślony nad kieliszkiem wódki. Obserwuje to wszystko kilkunastoletni syn pia-nistki Marek Żuławski - przyszły wybitny malarz. Nagle z poważną miną podchodzi do niego mag Stanisław Przybyszewski. - Czy wiesz, chłopcze, co to jest delirium tremens - pyta. Młody Żuławski nie wie. - To żałuj - mówi Przybyszewski i dostoj-nie się oddala.

ZEPSUCIE UMALOWANYCH USTTak często wyglądały dnie i noce w willi Zofijówka przy ul. Bydgoskiej 26 w Toruniu, którą w 1921 ku-piła 40-letnia Kazimiera Żuławska, przenosząc się tu z modnego Zakopanego. Podążyli za nią naj-wybitniejsi przedstawiciele polskiej kultury. Przed I wojną pod Tatrami prowadziła wraz z mężem, młodopolskim pisarzem Jerzym Żuławskim, willę Łada; ostoję ówczesnej bohemy. Mąż zmarł i w ob-liczu kłopotów finansowych Kazimiera sprzedaje Ładę i przenosi się do Torunia, gdzie życie było tańsze. Jest już tłumaczką francuskiej literatury i postanawia wskrzesić klimat Łady w pruskiej kamienicy na Bydgoskim Przedmieściu, która dziś jest otynkowana. Był to jeden z ostatnich polskich salonów artystycznych w stylu Młodej Polski. Po odzyskaniu niepodległości Toruń liczył nieco po-nad 37 tys. mieszkańców i  tętnił życiem. Przyby-szów zaskakiwała elegancja przechadzających się po ulicach kobiet, co zauważył felietonista „Dnia Pomorskiego”. „Kobieta nieumalowana na ulicach Paryża wygląda jakby nie dokończyła toalety i wy-szła z domu w negliżu… Jest to wprost nieprzy-zwoite. (…) I u nas za przykładem Paryża zwyczaj ten z wolna przesiąka, i wywalcza sobie prawo obywatelstwa. I  u nas spotyka się coraz częściej panie umalowane. Zwolennicy starego porządku załamują ręce nad tem pogwałceniem utartych przekonań. Prowincjonalni moralizatorzy rozdzie-rają szaty nad „zepsuciem obyczajów”. Powstaje

polskiego modernizmu, aktorką Ireną Solską. Od 1910 r. Żuławscy mieszkają w Zakopanem i tam prowadzą słynną Ładę. Pięć lat później Kazimiera zostaje wdową. Żyje się jej coraz ciężej, aż w koń-cu sprzedaje Ładę i jej ducha przenosi do Toru-nia, do Zofijówki. Ruszyła za nią połowa polskiej bohemy.

Kazimiera Żuławska była zakochana we Francji; nie tyle jednak w modzie, jak większość dam ze sfer, co w jej kulturze intelektualnej. Studiowa-ła we Lwowie, a następnie w Szwajcarii obroniła doktorat z literatury francuskiej, pisząc pracę o bohaterkach kobiecych u Woltera. Urodziła trzech synów: Marka, Juliusza i Jerzego Wawrzyń-ca - tuż po śmierci męża.

Zofijówka tętniła życiem do 1926 r. i bynajmniej nie samymi hulankami stała. Powstało w niej wiele ciekawych projektów artystycznych, ważnych dla kultury polskiej. To Kazimiera namówiła Witka-cego, by swych dramatów nie pisał do szuflady, a Osterwa werbował tu aktorów do Reduty.

PRZEKUPUJĄC GESTAPOPotem Kazimiera przeniosła się do Warszawy, ale tam nie znalazła klimatu do stworzenia nowe-go salonu. Mieszkała na Żoliborzu, Mokotowie, w Śródmieściu, pracowała jako urzędniczka ZUS. Podczas II wojny wraz z Wawrzyńcem ratowała Ży-dów, pozwalając im u siebie mieszkać, załatwiając lewe papiery, etc. Potrafiła nawet skorumpować gestapo łapówkami w razie wpadki. Izraelska or-ganizacja Yad Vashem odznaczyła ich za to me-dalem „Sprawiedliwi wśród narodów świata”. Nie wyemigrowała po wojnie, choć mogła żyć w Lon-dynie. Zmarła 18 kwietnia 1971 r. w Warszawie. Marek został wybitnym malarzem, Juliusz - pisa-rzem i długoletnim prezesem Pen Clubu, Wawrzy-niec - taternikiem i alpinistą. (Dziękuję pani Katarzynie Kluczwajd z Muzeum Okręgo-wego w Toruniu za pomoc przy pisaniu tekstu)

Elegancka dama, która nigdy nie wyszła z domu bez kapelusza i bez różu na policzkach i czubkach uszu. - Najważniejsze to zrobić twarz z rana, a potem niech się dzieje, co chce - zwykła mawiać.

Brukowane uliczki, gazowe latarnie, kanalizacja i niezwykły XIX-wieczny park o angielskim założeniu; z kawiarniami, kinem i muszlą koncertową. Wśród jego starych cisów Kazimiera Żuławska zwykła spacerować zawsze umalowana.

Zawsze umalowana

około malowanych ust, zaróżowionych policzków, istna burza w szklance wody (…)”.

Bydgoskie Przedmieście było dzielnicą tyleż elitarną, co piękną, zamieszkałą przez generalicję i urzędników. Brukowane uliczki, gazowe latarnie, kanalizacja i niezwykły XIX-wieczny park o an-gielskim założeniu; z kawiarniami, kinem i muszlą koncertową. Wśród jego starych cisów Kazimiera Żuławska zwykła spacerować zawsze umalowana.

OD WOLTERA DO WITKACEGOPochodzącą z 1876 r. pruską kamienicę nazwała Zofijówką na cześć swej matki Zofii z Hanickich, energicznej Podolanki, która zostawiła męża w rodzinnym majątku na Wołyniu i zamieszkała z córkami we Lwowie. W 1907 r. Kazimiera wy-szła za mąż za Jerzego Żuławskiego, starszego od niej o 10 lat młodopolskiego dramaturga, który właśnie zakończył romans z femme fatale

TEKST: Janusz Milanowski ZDJĘCIE pochodzi ze zbiorów Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku

Kazimiera Żuławska

24 miasta kobiet 21 maja 2013

Wyższa Szkoła Języków Obcych w Świeciu

ul. Chmielniki 2 A, tel./fax (52) 333-02-70, tel. (52) 331-27-03

www.wsjo.edu.pl

Zapraszamy na nowoczesnestudia filologicznelicencjackie i magisterskie w zakresie:

∙ Filologii angielskiej ∙∙ Filologii niemieckiej ∙∙ Filologii rosyjskiej ∙

NOWOŚĆ! Studia łączone

- dwa dyplomy licencjata!

wysokie

stypendia

socjalne

Wyższa Szkoła Języków Obcych w Świeciu

ul. Chmielniki 2 A, tel./fax (52) 333-02-70, tel. (52) 331-27-03

www.wsjo.edu.pl

Zapraszamy na nowoczesnestudia filologicznelicencjackie i magisterskie w zakresie:

∙ Filologii angielskiej ∙∙ Filologii niemieckiej ∙∙ Filologii rosyjskiej ∙

NOWOŚĆ! Studia łączone

- dwa dyplomy licencjata!

wysokie

stypendia

socjalne

936213BD

BR

A585913TR

THA

792713BD

BH

B578513TR

THA

26 miasta kobiet 21 maja 2013

Wychodzę z założenia, że pojawiając się u mnie każdy mówi prawdę. Jeśli gra, wprowadza mnie w błąd, chcąc mnie po prostu sprawdzić i udowodnić, że to wielka bujda

- traci czas. Wtedy karty do niczego się nie przy-dadzą.

Wróżka nigdy nie występuje w roli sędziego. Nie ocenia osoby poszukującej odpowiedzi. Ow-szem, jeśli z przekazu wyniknie, że czynisz coś, co jest niekorzystne dla ciebie lub krzywdzi innych, mówię o tym, ale nie osądzam. Sędzią jest twoje sumienie.

DECYZJA NALEŻY DO CIEBIECzasami ciężar odpowiedzialności za decyzję przytłacza, człowiek czułby się lepiej, mogąc po-wołać się na wróżbę. Często spotykam się z pyta-niem: „Co mam zrobić?” Dzieje się tak zwłaszcza wtedy, gdy życie nas zmusza do wybrania między złym a czymś jeszcze gorszym. Ja jednak nie po-dejmuję decyzji za pytającego. Ten ciężar musi ponieść sam.

Dla dużej liczby osób proszących mnie o wróż-bę, życie to dyskomfort, cierpienie przerywane jedynie momentami radości. Moja rola sprowadza się do pomocy w zrozumieniu cierpienia, odkry-ciu jego źródła. Wszystko po to, by życie uczynić znośniejszym.

Pytającym często towarzyszy strach. Występu-ję wtedy w roli terapeutki. Przepowiadając przy-szłość staram się delikatnie sugerować to, co ma nastąpić.

BAŁAM SIĘ WRÓŻBKiedyś postanowiłam położyć karty sobie sa-mej, chociaż zazwyczaj tego unikam. Wiele kart wyglądało złowróżbnie. Gdy w środku ciemne-go pola zobaczyłam damę i króla trefl, nie wiem czemu, wymówiłam głośno imię bliskiej mi oso-by i poczułam wyraźny lęk. Okazało się później, że ta osoba właśnie w tym momencie otarła się o śmiertelne niebezpieczeństwo. Na szczęście wszystko się dobrze skończyło, ale ja byłam prze-rażona. Od tamtej pory do kart podchodzę z więk-szą ostrożnością.

DUCHOWA PODRÓŻPodczas wróżenia korzystam z wiedzy zdobytej dzięki zainteresowaniu filozofią, religiami, misty-cyzmem. Dla mnie jest to odkrywanie nowych światów, a wróżenie nigdy nie było zabawą, raczej potrzebą wewnętrzną. O swoich zdolnościach przekonałam się już w czasach studenckich. Po-twierdzały je koleżanki, które przychodziły, by im wykładać karty kolejny raz, bo poprzednie wróżby się sprawdziły.

Jestem pierwszą w Polsce tarocistką specjali-zującą się we współczesnym systemie Voyager Tarot, wprowadzającym nową symbolikę. Nadal się uczę.

Umiejętność odczytywania przekazów doty-czących przeszłości, teraźniejszości i przyszłości poprzez tarota, runy, tybetańską wróżbę MO czy inne systemy, to obszar nieskończony, pełen miejsc, które czekają na zbadanie.

Unikam zatem rutynowego traktowania wróże-nia, staram się, aby moje podejście do pytającego człowieka było pełne pokory i uwagi, empatii i od-powiedzialności.

R E K L A M A

Zwierzenia wróżkiCzęsto słyszę pytanie: „Co mam zrobić?”. Dzieje się tak zwłaszcza wtedy, gdy życie nas zmusza do wybierania między złym a jeszcze gorszym.

TEKST: Wróżka Inana ZDJĘCIE: Adam Zakrzewski

jej pasja

908613BD

BH

A

934013BD

BH

A947513B

DB

HA

924313BD

BH

A

kobieta w podróży

Nogi pomalowanena białoIm więcej blizn, tym większe powodzenie. Kobiety, które nie mają śladów biczowania, należą do gorszej kategorii.

TEKST: Jan Oleksy ZDJĘCIA: Ewa Bajraszewska

Etiopia to mało popularny kierunek. Ni-gdzie nie można kupić przewodników Kraj powszechnie kojarzy się z głodem, ubóstwem, z dziećmi z wielkimi brzucha-mi. - Starszym, interesującym się sportem

- z wybitnym biegaczem długodystansowcem Bikilą Abebe. - mówi Ewa Bajraszewska, podróż-niczka. - W stolicy Addis Abebie jest stadion jego imienia.

NIE DLA TURYSTÓWMiejsca, do których dotarła nie były przygo-towane pod turystów. Etiopia nie jest krajem turystycznym, nie ma tam folderków, przewod-ników, map czy pamiątek. Informacje typu „co, gdzie, kiedy” zdobywa się od miejscowych.

- Ja skorzystałam z wiedzy przewodnika etiopskiego, dobrze mówiącego po angielsku - wyjaśnia podróżniczka. Dzięki niemu trafiła na

południu kraju na ważną ceremonię plemienia Hamerów w dolinie rzeki Omo. Wszystko co zobaczyła, było autentyczne, żadnych teatral-nych aranżacji na pokaz. Samo prawdziwe życie, prawdziwy folklor. To niebywała gratka, uczest-niczyć w czymś takim.

- Aby tam dotrzeć jechaliśmy po bezdrożach, poruszaliśmy się po szutrowych drogach. Ale było warto - mówi z radością. >

28 miasta kobiet 21 maja 2013

miasta kobiet 21 maja 2013 29

temat

SMAGANIE DZIEWCZĄTDotarła tam w porze południowej. Pomału zaczęli się schodzić mieszkańcy z różnych stron, wiosek bliższych i dalszych. Kobiety po jednej stronie, mężczyźni po drugiej. - Moją uwagę zwróciła duża grupa dziewcząt, jak się dowiedziałam - wszystkie niezamężne. Skręcone włosy, drobne warkoczy-ki. Ciała i włosy wysmarowane czerwoną glinką z tłuszczem. Skórzane spódnice, wyszywane mu-szelkami i wiele, wiele bransolet. Dziewczyny przy-gotowując się do obrzędu, tańczą i skaczą w rytmie wybijanym bębenkami. Obok siedzą faceci z długi-mi kijami. Nogi pomalowane na biało. Czekają, aż dziewczyny do nich podejdą. Wtedy podrywają się i smagają kijami, a raczej biczują te biedne kobie-ty aż do krwi. Oczywiście na wyraźne ich życzenie. Niesamowite sceny, trochę barbarzyńskie. Ale cóż? Tradycja. Im kobieta ma więcej blizn, tym większe ma powodzenie, czuje się bardziej dowartościowa-na. Te, które nie mają śladów biczowania, należą do gorszej kategorii - wyjaśnia Ewa Bajraszewska.

SKOKI PRZEZ BYKIJeszcze ciekawiej wygląda dalsza, wieczorna część ceremonii, czyli rytuał inicjacyjny zwany Ukuli Bula. Jest to wprowadzenie chłopca w dorosłość. Zanim jednak dojdzie do tego, chłopiec musi przez wiele dni wędrować po wioskach i spraszać krewnych na tę uroczystość. Po zmierzchu tubylcy spędzają sta-da byków na jedną polanę i ustawiają je w rzędzie jeden obok drugiego, tak aby stykały się brzuchami. By stać się dorosłym, nagi chłopak musi trzykrotnie przebiec po kilkudziesięciu byczych grzbietach, udowadniając swoją sprawność. Nie jest to wcale taka łatwa sztuka. Po przejściu tego obrzędu męż-czyzna może już zapuścić włosy, które będzie splatał w warkoczyki, ale przede wszystkim będzie mógł wreszcie poślubić wybraną dla niego przez ojca dziewczynę. Może założyć własną rodzinę i posiadać swoje stado zwierząt. Jego rodzina musi zapłacić ro-dzinie przyszłej żony 30 kóz i 20 krów. Jest to wielki wydatek, szczególnie kiedy weźmiemy pod uwagę, że Hamer może mieć nawet cztery żony. - Obrzę-dowy wieczór kończy się tańcami i śpiewami. Piwo

z sorgo leje się strumieniami. Jest to okazja do swa-woli bez żadnych zahamowań. Po tym wieczorze nie miałam już żadnych wątpliwości, że nie była to udawana i reżyserowana uroczystość tylko dla tury-stów, a prawdziwy pełen energii, bólu ale i radości, tradycyjny obrzęd - twierdzi podróżniczka.

DZIKI BANANOWIECEwa Bajraszewska dotarła także do wioski za-mieszkałej przez plemię Dorse. Tubylcy mieszkają w chatach w kształcie ula, zwanych „łbem słonia”. - Tam poznałam zalety fałszywego czyli dzikiego bananowca - opowiada pani Ewa. - Ma on większe zastosowane niż zwykły banan do jedzenia. Z włó-kien robi się przędzę, a liście stanowią budulec na ściany domów i na płoty. Z łodyg bananowca można upiec… chleb. Kobiety Dorse rozcierają je na miąższ, z którego lepią masę. Poddają ją trzy-miesięcznej fermentacji. Jak masa stwardnieje, wyrabiają „ciasto”, kroją na kawałki, rozklepują i wypiekają placki. Pieką je nad ogniskiem między liśćmi bananowca, by się nie spaliły. Są dla nich tym, czym dla nas chleb. Tutaj, jak zresztą wszę-dzie, za zrobienie zdjęć trzeba było zapłacić.

PAMIĄTKA Z ETIOPIIJak już wspominaliśmy, ogólnie pamiątek jest bardzo niewiele. Pani Ewa przywiozła jedynie mi-niaturowy stołek pasterski o wysokości zaledwie kilkunastu centymetrów. Co ciekawe, ten „tabo-ret” używany nie tylko przez mężczyzn z plemie-nia Hamer i służy także do… spania. Tubylcy nocą opierają głowę właśnie na tym wyprofilowanym stołeczku i tak śpią. Hamerowie są ludem pa-sterskim. Pilnując bydła, mają zawsze stołek przy sobie. - Ten dwufunkcyjny mebel jest, oczywiście oprócz zdjęć i wspomnień, jedyną pamiątką przy-wiezioną do domu z etiopskiej wyprawy - podsu-mowuje podróżniczka.

RE

KL

AM

A

>

PARTNEREM STRONY SĄ

Nogi pomalowanena biało

585713TRTH

A

30 miasta kobiet 21 maja 2013

Moje cztery lata życia i pracy w Wiecz-nym Mieście to cztery lata wędrówki wąskimi uliczkami obcej kultury, od-miennej mentalności i rozbieżnych wartości. Zastrzegam, że nie chcę

krytykować Włochów i ich kraju. Pragnę tylko roz-wiać pewne mity.

Z cynicZnym uśmiesZkiemPierwszy raz odwiedziłam Rzym trzynaście lat temu. Kraj wybrany przez Boga - pomyślałam. Mają wszystko: Alpy, Apeniny, zieloną Umbrię, magiczną Toskanię, Morze Adriatyckie, Tyrreńskie, Jońskie. Wspaniała kawa, kuchnia, słodkie owoce, wino i słońce oraz mężczyzn, którzy przy każdej okazji obsypują kobiety komplementami. Włoskie życie widziane oczami turysty potrafi ogłupić, zafascynować, lecz codzienność na słonecznym półwyspie to zupełnie inna bajka…

WłosZki sypiają sameJacy są faceci? Ci słynni na cały świat kochanko-wie, do których wzdycha kobieca północ Europy? Może najpierw nieco o ich kulturze osobistej. Włosi uważają, że są najpiękniejszymi mężczy-znami świata, największymi romantykami i naj-lepszymi kochankami. Kobiety z Polski niech za-pomną o pięknych, prostych gestach, do których są przyzwyczajone. Pomoc w założeniu płaszcza, odsunięcie krzesła, przepuszczenie w drzwiach, to bezcenne maniery Polaków. Włoscy maczo bez względu na wykształcenie, zawód, pozycję spo-łeczną grzeszą brakiem dobrego wychowania.

Przykłady? Siedzę rano w barze kawowym. Dwóch mężczyzn w eleganckich garniturach przez kwadrans nie odrywa wzroku ode mnie, a potem przy wyjściu omal nie zabija mnie drzwiami!

Pomarzyć można również o wolnym miejscu w autobusie czy metrze. Najczęściej bywa tak, że wszystkie miejsca są zajęte przez panów, a nad nimi kołyszą się kobiety w różnym wieku z siatka-mi w ręku. Jeżeli ktoś ustępuje miejsca kobiecie w ciąży lub staruszkowi, to najczęściej cudzozie-miec.

I jeszcze jedno: mit o superkochanku Włochu należy szczerze wyśmiać. Badania dowodzą, że

co druga żona Włocha narzeka na brak intymnych relacji lub czuje się uprzedmiotowiona. Dlaczego? Bo facet jest zainteresowany przede wszystkim sobą. Mowa oczywiście o długich relacjach, nie jednorazowych romansach, gdzie każda ze stron chce zaprezentować siebie z jak najlepszej strony. Generalnie: wiele słów, mało czynów, wiele obiet-nic i jeszcze więcej rozczarowań.

Trudno Tu być ładną kobieTąWiesz jak trudno być tu ładną kobietą? Za to się płaci. Masz dylemat: być kobietą i dbać o swoją atrakcyjność, czy ją po prostu ukryć pod woalem i udostępnić tylko na wyjątkowe okazje. Będąc atrakcyjna, jesteś narażona na nieustanne obser-wacje, komentarze, zaczepki. Mężczyźni udają, że szukają ulicy, że się zgubili i wykorzystując chęć pomocy, wciskają ci dosłownie swoją wizytówkę z numerem telefonu. Potrafią też zagrać scenkę jak z filmu, że niby jesteś koleżanką, z którą urwał się kontakt i są zdolni do tego, żeby z wielkiej ra-dości spotkania po latach nagle cię pocałować. Na początku mnie to bawiło; dziś drażni i złości, ponieważ bardzo często są to ludzie w związkach, którzy szukają przygody.

Wiele Polek przyjeżdżających tu na wakacje myśli, że nie mogą przejść spokojnie rzymską ulicą, bo są tak piękne i wyjątkowe. Otóż nie! To zwyczaj, który płynie w ich krwi. Robią to zawsze i z każdą; teraz zaczepią ciebie, za chwilę inną.

miT słoWiańskiej blondynkiZnam wiele międzynarodowych małżeństw. Nie-prawdą jest, że tylko chętnie poślubia się tutaj kobiety z Polski, Rosji, czy Ukrainy ze względu na wyjątkową urodę Słowianek. To kolejny mit. Włosi wiążą się z kobietami za całego świata. Mitem jest też, że Włosi tracą głowę dla blondynek, oni zwy-czajnie lubią wszystkie kobiety, byle była atrakcyj-na - bella e dolce.

Prawdą jest, że wielu Włochów celowo szu-ka partnerki cudzoziemki. Wyjaśnili mi to dwaj włoscy wlasciciele butiku z elegancką kobiecą bielizną. - Dzieje się tak, dlatego że Włoszki stawiają nam zbyt wielkie wymagania, są zbyt agresywne i przestały dbać o siebie - powie-dzieli mi wprost.

chirurg W ZaloTachNarzekamy na naszą polską opiekę medyczną i służbę zdrowia. Po czterech latach tułania się w tutejszych szpitalach kłaniam się z tego miejsca polskim lekarzom, z którymi mam kontakt rów-nież dziś.

W zeszłym roku musiałam być operowana i przeżyłam szok po wizycie u chirurga. A było to tak… Zrobiłam badania i umówiłam się na wizytę, aby ustalić termin operacji. Doktor przejrzał moje wyniki i oznajmił, że muszę być szybko operowa-na, bo jest wręcz niebezpiecznie. Obiecał, że w cią-gu najbliższych dni powiadomi mnie o terminie zabiegu. Przy okazji zadał kilka dziwnych pytań, niezwiązanych z moją chorobą, tylko życiem osobistym; mężatka czy wolna i takie tam. Byłam zakłopotana i aby uniknąć drążenia tematu, po-wiedziałam, że nie przeszkadzam już i zobaczymy się na sali operacyjnej. Nie zdążyłam jeszcze opu-ścić terenu szpitala, kiedy otrzymałam SMS-a od pana doktora: „strasznie mi się podobasz...”. Byłam zmartwiona i przerażona. Boże, co ja teraz zrobię? Nie chcę być operowana przez lekarza, który za-chowuje się nieetycznie... Wieczorem zaczęłam zastanawiać się, czy nie polecieć do Polski na operację. Chirurg zaczął mnie codziennie nękać esemesami, choć wyraźnie mu powiedziałam, że sobie nie życzę, że mam partnera i dziecko. W koń-cu na moją stanowczą prośbę, skierowaną do dy-rekcji szpitala, zoperował mnie inny lekarz, a pan chirurg jeszcze przez pół roku przysyłał mi SMS-y. Nie wyobrażam sobie, żeby polski lekarz w ten sposób traktował pacjentkę.

Powtarzam jeszcze raz. Nie krytykuję Włochów. Pragnę tylko polskim dziewczynom, marzącym o słonecznym kraju i pięknych facetach, uzmysło-wić, że życie tu nie jest telenowelą. Jak wszędzie, zresztą…

wysłuchał Janusz Milanowski

*sylwia dombrowskaPochodząca z Chełmna poetka, dziennikarka, stylistka i wizażystka. Swoją twórczością zwyciężyła prestiżowy konkurs poetycki Concorso Nazionale di Poesia e Narra-tiva casa editoriale „ IL FILO”. Od 4 lat mieszka w Rzymie.

Zabiją cię drzwiami

Pragnę uzmysłowić polskim dziewczynom, marzącym o słonecznym kraju i pięknych facetach, że życie we Włoszech nie jest telenowelą

tekst: sylwia dombrowska*

kobieca perspektywa

1

4 ST

YCZN

IA 2

013

6811

2BIB

I/A

Najlepsze oferty nieruchomości z regionu nareszcie w jednym miejscu!

CO TYDZIEŃ W MAGAZYNIE:

aktualności z rynku modne wnętrza

porady budowlane

CO TYDZIEŃ W MAGAZYNIE:

aktualności z rynku modne wnętrza

porady budowlane

aktualności z rynkumodne wnętrza

porady budowlane

co piątek w gazecie zawsze w internecienajlepsze oferty nieruchomości!

32 miasta kobiet 21 maja 2013

jej portret

Tanio skóry nie sprzedamy

Jaką kobietą jest Agnieszka Szott-Hejmej?Ooo, najlepiej opisałby mnie mój mąż. Ale pew-nie powiedziałby, ze jestem roztargniona i zapo-minalska. Jedyne, czego nie zapominam, to có-reczka i portfel. Do tego optymistyczna, wiecznie uśmiechnięta, pozytywnie nastawiona do życia, może nieco naiwna i czasami zbytnio wierząca w ludzi. Bywam też nerwowa.

A co Cię najbardziej denerwuje?Hmm. Chyba krytyka, ale nie ta dotycząca wy-stępów na parkiecie, bo na tę już się uodporni-łam. Chociaż czasami niesprawiedliwe decyzje sędziów na boisku potrafią mnie bardzo zdener-wować. Jednak najbardziej drażni mnie, kiedy ktoś mi zarzuca, że jestem złą mamą, i radzi, jak powinnam postępować. Bardzo tego nie lubię, bo zawsze staram się z całych sił robić co tylko potra-fię, aby być jak najlepszą mamą.

Masz jakieś ulubione miejsca w Bydgoszczy, w których lubisz spędzać czas ze swoją rodziną?

Jestem zachwycona np. Wyspą Młyńską. Myślę-cinek jest doskonałym miejscem na zimę - da się i na nartach zjechać, i pospacerować, rowerem pojeździć, piknik zrobić czy zoo odwiedzić. Jest tam mnóstwo możliwości. Bardzo podoba mi się to, że w Bydgoszczy jest dużo zieleni, parków w centrum. No i rzeka. Brda dodaje wyjątkowego uroku temu miastu. Moi teściowie mieszkają na Osowej Górze i bardzo mi się też podoba położe-nie tego osiedla w sąsiedztwie lasu. Daje to moż-liwość wyjścia z domu na spacer prosto do lasu.

Mimo miłości do Bydgoszczy zdecydowałaś jednak, by nie przedłużać kontraktu z Artego Bydgoszcz i przenosisz się do Krakowa.W Artego spędziłam wspaniały czas, ale to może być dla mnie ostatnia okazja, aby spróbować swo-ich sił w Eurolidze. W moim wieku za rok lub dwa może się już taka oferta nie pojawić. Jak dla każ-dego istotne są dla mnie również sprawy finanso-we ale w tym przypadku decydująca była okazja do podjęcia wyzwania sportowego z najwyższej

półki. Gdyby w Bydgoszczy była szansa na udział w rozgrywkach na tym poziomie, to kto wie, może grałabym dalej w Artego.

Jak z perspektywy kilku tygodni oceniasz brą-zowy medal za trzecie miejsce wywalczone w tym sezonie z Artego Bydgoszcz w lidze?Na pewno nie było łatwo go zdobyć. Trener Herkt stworzył jednak bardzo ciekawy zespół i udało nam się skutecznie walczyć o najwyższe laury w tym sezonie. W półfinale po pierwszym meczu z Wisłą, który udało nam się rozstrzygnąć na naszą korzyść, nawet zaczęłyśmy myśleć sobie z dziewczynami - kurczę, może i finał uda się wywalczyć. Potem jed-nak Wisła pokazała, że jest na razie drużyną znacz-nie lepszą. A nam pozostała walka o trzecie miejsce. Przed meczami o brąz gdzieś tam z tyłu głowy była świadomość, że wygrałyśmy z toruniankami w se-zonie zasadniczym, ale pamiętałyśmy też, że wów-czas były one mocno osłabione brakiem czołowych zawodniczek. W efekcie okazało się, że rywalizacja o trzecie miejsce była bardziej ekscytująca niż finał zakończony wynikiem 4:0. U nas spotkały się dwie wyrównane drużyny, bardzo zdeterminowane do zdobycia medalu i tym bardziej czuję radość i sa-tysfakcję z wygranej 3:2. Nie jest sztuką osiągnąć taki sukces z zespołem zbudowanym za grube pie-niądze i naszpikowanym gwiazdami, dlatego tym bardziej cenię drużynę, którą udało się zbudować w Bydgoszczy i nasz sukces. Swoją drogą udział dwóch drużyn z regionu w walce o medale świad-czy o tym, na jak wysokim poziomie stoi koszyków-ka w województwie kujawsko-pomorskim.

Czy w trakcie meczów z Energią Toruń dało się odczuć bydgosko-toruńskie animozje?Oczywiście. Nie jestem co prawda rodowitą byd-goszczanką, ale zdążyłam się już przyzwyczaić, że szczególne emocje wyzwala rywalizacja po-między tymi miastami na każdej płaszczyźnie, nie tylko sportowej. Podczas meczów rozgrywanych w Toruniu zdarzało się np. słyszeć okrzyki pod naszą szatnią np. „Brzydgoszcz”, czy „Tyfusowo”. Ze strony naszych kibiców natomiast dało się za-uważyć szczególnie w komentarzach po meczach,

Chciałyśmy, aby kobieca reprezentacja była traktowana na równi z męską, a nie jak piąte koło u wozu. To żeńska koszykówka na szczeblu reprezentacyjnym ma większe sukcesy niż męska.

Z Agnieszką Szott-Hejmej*, koszykarką, reprezentantką Polski i brązową medalistką mistrzostw Polski w tym sezonie rozmawia Kamil Pik

zdjęcia: Kamil Pik, Tomasz Czachorowski

>

miasta kobiet 21 maja 2013 33

jej portret

Jeśli chodzi o życie po zakończeniu kariery sportowej, to na dzień dzisiejszy liczy się dla mnie tylko Bydgoszcz. agnieszka szott-hejmej

koszykarka

*agnieszka szott-hejmejagnieszka szott-Hejmej - 186 cm wzrostu, grająca na pozycji skrzydłowej wielokrotna reprezentantka Polski w różnych kategoriach wiekowych.

8 zdrowych dziewczyn na 16 powołanych. a poza pewną od dawna określoną grupą brakuje mło-dych koszykarek, które dobijałyby się do repre-zentacji i miały szansę nas zastąpić. To dzisiaj mnie najbardziej martwi, ale oczywiście bez względu na kontuzje naszym celem reprezentacyjnym jest awans na przyszłoroczne mistrzostwa Europy. Czy się uda? Gdybyśmy grały w naszym najsilniejszym składzie, to mogłabym ze spokojem patrzeć na wyniki, a tak, zobaczymy. Na pewno tanio skóry nie sprzedamy.

z czego twoim zdaniem wynika brak polskich dziewczyn, które mogłyby grać w reprezentacji?Myślę, że właśnie z pomijania żeńskiej koszyków-ki przez władze związkowe. Przecież zazwyczaj praktycznie niemożliwe jest, aby obejrzeć w tele-wizji mecze ligowe drużyn z poza czołówki. z re-prezentacyjnymi bywa podobnie. W okresie, gdy w reprezentacji grała jeszcze Małgorzata Dydek, to nasza koszykówka była mocno obecna w me-diach. Dzisiaj jest prawie zapomniana, a przez to coraz mniej dziewczyn interesuje się tą dys-cypliną i rozpoczyna treningi. Poza tym czasami

w wielu sztabach trenerskich brakuje po prostu odwagi, żeby postawić na młodość, nawet jeśli na początku miałoby to nie przynieść dobrych wyników w lidze. Dlatego marzy mi się, aby po zakończeniu kariery otworzyć w Bydgoszczy ko-szykarską szkółkę dla dziewczyn. ale do realizacji tego pomysłu jeszcze parę lat gry, mam nadzieję, mi pozostało.

masz jakieś hobby poza koszykówką?Bardzo lubię jeździć rowerem. Lubię również po-grać na komputerze. Interesuję się też ubraniami i modą.

Ulubiony styl, strój?Na co dzień najczęściej towarzyszy mi dres. a tak poważnie, to staram się łączyć elegancję z pew-nym luzem. Uwielbiam marynarki. Mam ich mnó-stwo. Chyba we wszystkich odcieniach wszystkich kolorów.

Czego byś nigdy nie ubrała?Butów na platformie. To zupełnie nie w moim stylu. Tak samo buty z świecącymi ćwiekami czy napami. Nie lubię również swetrów tak wyciętych, że odsłaniają pępek.

Co wprawia cię w dobry humor?Uśmiech i żart.

że wynik z Toruniem wzbudza gorące emocje. Toruńskie koszykarki z kolei proponowały, abym przeniosła się do Torunia, bo jest według nich ład-niejszym miastem. Ja jednak jestem zauroczona Bydgoszczą i myślę, że ta gorąca atmosfera doda-wała nam tylko motywacji do walki.

Planujesz tu wrócić?Czy zagram jeszcze w Bydgoszczy w koszykówkę, zobaczymy. Na pewno chciałabym. Natomiast je-śli chodzi o życie po zakończeniu kariery sporto-wej, to na dzień dzisiejszy liczy się dla mnie tylko Bydgoszcz. Jestem zachwycona tym miastem, tu mam moją rodzinę. Nawet planujemy z mężem budować tutaj dom.

Po sezonie ligowym rozpoczął się czas repre-zentacji. jakie masz oczekiwania od występów w reprezentacji?Niestety, na początek musiałyśmy negocjować z władzami Pzkosz, bo chciałyśmy, aby kobieca reprezentacja była traktowana na równi z męską, a nie jak piąte koło u wozu. To żeńska koszykówka na szczeblu reprezentacyjnym ma większe sukce-sy niż męska, a czułyśmy się spychane gdzieś na margines. Dotyczy to zarówno kwestii marketin-gowych, promowania naszych występów, trans-misji telewizyjnych, jak również takich podstawo-wych rzeczy jak opieka medyczna, ubezpieczenie zawodniczek podczas zgrupowania czy wypo-sażenie kadry w odpowiedni sprzęt. o wszystkie te elementy musiałyśmy zabiegać i negocjować, a przecież nie powinnyśmy skupiać się na tym tylko na zgrupowaniu. Na szczęście udało się do-gadać ze związkiem w najważniejszych sprawach.

a w kwestiach sportowych?sportowo to martwi mnie to, że znajdujemy się w takim momencie, że brakuje dobrych dziew-czyn, które można powoływać do reprezentacji. Na pierwsze zgrupowanie od 8 maja przyjechało

>

zdrowie i uroda

34 miasta kobiet 21 maja 2013

Coraz więcej z nas z uwagą czyta listę składników na opakowaniach kosmetykówi wybiera te z naturalnych komponentów.

TEKST: Sylwia Rybacka

Moda na ekologię dotyczy nie tylko dbania o środowisko naturalne, ale także o siebie. Na topie jest zdro-wy tryb życia. Szczególnie kobiety zwracają coraz większą uwagę na

jakość tego, co wpływa na ich ciało. Zmieniają dietę na taką, która będzie bogata w produkty nieprzetworzone, korzystają z naturalnych ko-smetyków.

NATURALNE, CZYLI JAKIE?Krąży przekonanie o tym, że wszystkie kosme-tyki określane jako naturalne są zdrowe, jednak nie zawsze tak jest. Czym więc różnią się od tych tradycyjnych, powszechnie dostępnych? - Ko-smetyki naturalne są przede wszystkim pozba-wione konserwantów, sztucznych barwników i zapachów czy dodatków odzwierzęcych - wy-jaśnia Małgorzata Tomaszewska z Manufaktury Kosmetyków Naturalnych „Avebio”. - Najczęściej korzystają z nich osoby żyjące w stylu ekologicz-nym, wegetarianie, weganie oraz posiadacze skóry wrażliwej i alergicznej. Skład większości takich produktów tworzy jeden bądź dwa natu-ralne składniki. Daje to konsumentowi pewność, że korzysta z produktu najwyższej jakości.

Okazuje się więc, że im krótsza lista składni-ków na opakowaniu, tym większa szansa, że jest on naprawdę naturalny.

PROPORCJA JAKOŚCI DO CENYWybierając kosmetyki naturalne musimy liczyć się często z większym wydatkiem niż w przy-padku popularnych środków pielęgnacyjnych. Ostatnio przeżywa czarne mydło Savon Noir, czy olej arganowy z Maroka. Małgorzata To-maszewska przekonuje, że olej, który jest w stu procentach naturalny, nie może być tani. - Pła-cąc więcej, mamy pewność, że jest to produkt wysokiej jakości prosto z Maroka. Tańszy często ma niewiele wspólnego z eliksirem młodości.

Kupując olej arganowy, który doskonale wpły-wa na skórę (można smarować nim po kąpieli

twarz i ciało) oraz włosy (nakłada się na noc i ran-kiem zmywa), powinnyśmy dokładnie przeczytać skład. Na rynku jest bowiem cała masa olejków, które mają w sobie zaledwie 10, 20 procent oleju arganowego. Reszta to zwykła chemia.

Należy też zburzyć mit, że wszystkie produkty eko mają bardzo krótką datę przydatności do uży-cia. Wynosi ona w zależności od produktu, od sze-ściu do piętnastu miesięcy, czyli tyle, ile faktycznie potrzeba na zużycie kosmetyku. Na przykład około 100 ml olejku arganowego wystarczy na około 6 miesięcy pielęgnacji twarzy. Zaletą wielu kosmety-ków naturalnych jest ich duża wydajność.

GDZIE JE ZNALEŹĆ?Jeszcze do niedawna kosmetyki naturalne były nie tylko mało reklamowane, ale również trudno do-stępne. Teraz można je znaleźć praktycznie wszę-dzie - począwszy od sklepów specjalistycznych po sieciowe drogerie. Niekiedy kobiety próbują samo-dzielnie wykonać proste mikstury, których celem jest odżywić ciało. Przepisy niegdyś przekazywane były z pokolenia na pokolenie, teraz z jednego in-ternetowego portalu na kolejne.

Jeden z największych polskich serwisów inter-netowych, zajmujących się modą i urodą - wizaż.pl, ogłosił plebiscyt najlepszych domowych sposo-bów na dbanie o ciało. Największą popularnością cieszy się peeling kawowy (uzyskał 831 głosów), a za nim (z dużo mniejszą liczbą głosów - 154) upla-sowała się maseczka drożdżowa do skóry tłustej. Zabawa w farmaceutę może jednak czasem przy-nieść nam więcej strat niż zysków. Często pojawia się problem z przechowywaniem mikstur. A to ważne, by kosmetyki, których używamy nie straciły swoich właściwości oraz nie zaszkodziły. Katarzyna Błoch, kosmetolog, przestrzega: - Samodzielnie robione preparaty mogą wywoływać alergie czy podrażnienia. Tak naprawdę nie mając wiedzy i do-świadczenia łatwo źle dobrać stężenie substancji. Błąd nie zawsze uwidacznia się na skórze od razu - dodaje. - Z kolei wybierając kosmetyki naturalne w sklepie musimy uważać na dobór składników,

ponieważ każda skóra indywidualnie reaguje, chociażby na olejki eteryczne.

Kosmetolog uważa jednak, że naturalne ko-smetyki dostępne obecnie na rynku mają bardzo wiele zalet: - Badania kliniczne, testy alergiczne, jeśli są w nich konserwanty - to dobrej jakości - mówi.

ROZSĄDEK NAJWAŻNIEJSZYPrzy wyborze kosmetyków najważniejsze jest to, aby dopasować je do swojej skóry. Warto korzy-stać z tych naturalnych, ponieważ przy długo-trwałym stosowaniu poprawią kondycję naszych włosów i cery nie wysuszając ich i nie zaburzając naturalnej gospodarki lipidowej. Kosmetyki tra-dycyjne zawierają substancje, które przy bardzo regularnym stosowaniu dadzą rezultat, jednak po odstawieniu często zauważamy, że efekt był tymczasowy. Tak działają np. odżywki do włosów z silikonami, czy balsamy do ciała o przyjemnej konsystencji i kuszącym zapachu. Skóra jest na-wilżona, a włosy gładkie i lśniące jednak tylko w okresie używania preparatu. Skóra uzależniona od balsamu szybko przestanie być gładka, kiedy skończy się opakowanie i nie użyjemy kolejnego. Włosy bez silikonowej odżywki staną się suche i bez połysku.

Kosmetyki naturalne mają szansę przywrócić naturalną gospodarkę lipidową skóry na dłużej. Oznacza to, że z czasem być może nie będzie po-trzeby, by nawilżać całe ciało po każdej kąpieli, kiedy przerzucimy się na naturalne mydło aloeso-we w kostce.

Są również minusy: mydła naturalne często nie pachną wcale, popularne i skuteczne natural-ne czarne mydło wręcz pachnie nieprzyjemnie. Konsystencja nie jest tak wygodna w użyciu jak w wypadku naszpikowanych chemią kosmety-ków. Balsam trudniej się rozprowadza. Mydło sła-biej się pieni. Można się jednak przyzwyczaić do tych niedogodności, widząc efekty.

Bliżej natury

956313BD

BR

A596013TR

THA

949613BD

BH

A

kobieca perspektywa

Zwinnyjak adam

Dwa samochody. Jedna kobieta.Postanowiliśmy sprawdzić jak w damskich dłoniachbędą się spisywać dwa nowe auta.

TEKST: Kamil Pik ZDJĘCIA: Kamil Pik

Oba samochody to przedstawiciele niewielkich pojazdów. Opel adam to najnowsze dziecko niemieckiego kon-cernu, mające konkurować z takimi markami jak mini czy fiat 500. Włosi

jednak postanowili nieco powiększyć swoją „pięć-setkę”. I to właśnie fiat 500L jest drugim autem, które zostało poddane kobiecym testom. Litera „L” oznacza tu „wielki” („large”).

- Pierwsze wrażenie? „Opel Adam” - śliczne ma-lutkie, kobiece i kolorowe auto. Fiat 500L? Od razu widać, że będzie to większe auto od opla, ale też ma dużo do zaproponowania - dzieli się pierwszy-mi spostrzeżeniami Aleksandra Rubczak-Grzego-rzewska, która chwilę później zasiadała po kolei za kierownicą obu pojazdów. - Po zajęciu miejsca w środku uderza mnie dopracowana w każdym detalu stylistyka. W obu przypadkach kojarzy mi się ona z włoskim stylem - okrągłe zegary, łączone ze smakiem w wykończeniach aluminium, skóra i inne materiały. W adamie w oczy rzuca się rów-nież podsufitka podświetlana ozdobnymi punkci-kami. Nie każdemu to się spodoba, ale dla wielu, zwłaszcza pań, może to być uroczy element wy-stroju wnętrza - zauważa Ola.

ADAM ZA MAŁY?W obu autach bardzo pozytywne wrażenie na testerce wywołało również nagłośnienie i mul-timedia pozwalające m.in. na podłączenie te-lefonu przez bluetooth. W adamie mamy nieco więcej możliwości multimedialnych. System audio-informacyjny IntelliLink umożliwia podłą-czenie smartphonów z systemem operacyjnym Android i iOS. Dzięki temu można korzystać ze swoich zasobów muzycznych oraz wyświetlać zdjęcia i mapy na 7-calowym ekranie dotyko-wym umieszczonym w konsoli centralnej. Młodzi ludzie mogą chętnie wykorzystywać to rozwią-zanie.

- Pierwsza zasadnicza różnica, ale i najważniej-sza pomiędzy tymi autami, to oczywiście ilość miejsca we wnętrzu. Widać, że włosi postanowili powiększyć „500” - kontynuuje Ola. - Adam oferuje całkiem komfortowe warunki jak na swój rozmiar, ale tylko dla kierowcy i pasażera siedzącego obok. Z tyłu natomiast jest już bardzo mało miejsca, ka-napę zaplanowano tylko dla dwóch osób, które i tak będą miały ciasno. Równie mało miejsca jest w bagażniku (pojemność 170l) - dosłownie na trzy torby z zakupami.

Adam to typowe autko miejskie, nadające się na drugie w rodzinie, które będzie wykorzysty-wane np. do podjechania do centrum na zakupy. Decydując się na ten model, powinniśmy być świadomi jego przeznaczenia. Jeśli jednak poszu-kujemy właśnie małego, zwinnego autka, które wciśnie się na najmniejsze miejsce parkingowe, a dodatkowo będzie przepełnione multimediami, to nie pożałujemy wyboru.

AUTO NA WEEKENDFiat 500L pozwala na podróż w dużo większym komforcie pasażerom posadzonym na tylnej ka-napie. - Powiększona wersja dostępnej od kilku lat „500” zaskakuje ilością miejsca przy swoich wy-

miarach zewnętrznych. Na tylnej kanapie całkiem wygodnie mogą podróżować trzy osoby. Nie ma też ryzyka, że przy wysokim wzroście będziemy zahaczać głową o podsufitkę - chwali włoski pro-jekt Ola. - Dużą przestrzeń zarówno na przednich fotelach, jak i na tylnej kanapie dopełnia bardzo pojemny bagażnik (aż 400 litrów).

Włosi wprowadzili w swoim samochodzie do-datkowe bardzo praktyczne rozwiązanie. Moż-liwość nie tylko składania tylnej kanapy, dzięki czemu powiększa się przestrzeń bagażowa, ale również jej przesuwania w poziomie tak jak przed-nich foteli. Nowy fiat 500L jest to zatem auto, któ-rym spokojnie możemy wybrać się na weekendo-wy, a nawet dłuższy wypad za miasto czy np. nad morze, bez obawy, że nie zmieścimy sporej porcji bagaży. Powiększona wersja tego miejskiego auta może zwiększyć liczbę właścicieli „500”.

Adam, który został nam udostępniony przez sa-lon Opel Mikołajczak, wyposażony był w benzyno-wy silnik 1,4 litra o mocy 100 KM. Do wyboru mamy jeszcze jednostkę o tej samej pojemności, ale mocy 87 KM oraz jednostkę 1,2 litra o mocy 70 KM.

1,4-litrowe silniki zapewniają maksymalny mo-ment obrotowy na poziomie 130 Nm przy 4000 obr./min. Wersja o mocy 100 KM gwarantuje przy-

36 miasta kobiet 21 maja 2013

>

494213TRTH

A

śpieszenie od zera do 100 km/h w niecałe 11,5 sekundy i umożliwia osiągnięcie maksymalnej prędkości 185 km/h.

- Adam ze stukonnym silnikiem pod maską prowadzi się doskonale, jest to auto bardzo dynamiczne i zwrotne. W ruchu miejskim poru-szamy się nim sprawnie, przy włączaniu się do ruchu, przy ruszaniu na światłach nie zawiedzie nas pozostając w blokach startowych. Bardzo praktyczna jest również dodatkowa funkcja „ci-ty”, która oprócz wspomagania kierownicy jesz-cze bardziej ułatwia manewrowanie kierownicą. Można to robić dosłownie jednym palcem - mó-wi Ola.

DLA CAŁEJ RODZINYMultisalon Reiski przekazał do testu fiata 500L wyposażonego również w benzynowy 95-konny silnik o pojemności 1,4 litra. Poza tym dostępne są silniki 0,9 TwinAir 105 KM oraz 1,3 Multijet II 85KM i silnik 1,6 Multijet II 105 KM.

Jednostka, którą mieliśmy okazję przetesto-wać, dysponuje maksymalnym momentem obro-towym na poziomie 127 Nm przy 4500 obr./min i przyspieszeniem od 0 do 100 k/h w 12,4 sekundy oraz prędkością maksymalną 178 km/h.

- Fiat 500L w ruchu miejskim o dużym natęże-niu nie sprawia wrażenia auta tak dynamicznego i zwinnego jak adam. Jest nieco bardziej „ospały” i sztywny, ale różnica ta nie przeszkadza w kom-fortowej podróży. Tym bardziej że gdy ruch ze-lżeje lub wyjedziemy poza miasto, przestajemy dostrzegać nieco mniejszą dynamikę pojazdu. A zaczyna nas cieszyć płynność, z jaką prowadzi się „500” i komfort, w jakim podróżujemy - pod-sumowuje swoją jazdę testową Ola Rubczak--Grzegorzewska.

Można więc z pełnym przekonaniem stwier-dzić, że opel adam doskonale spełni oczekiwa-nia kobiet poszukujących małego, miejskiego auta. Powiększony fiat 500L natomiast zdaje się być słusznym krokiem włoskich projektantów. Pojemna jak adam pierwotna wersja fiata 500 po dodaniu litery „L” zyskała na funkcjonalności i wygodzie podróżowania. Zyska zatem pewnie i nowych użytkowników, bo może posłużyć całej rodzinie.

Opel kontra fi atOba testowane pojazdy, mając podobne silniki, oferują też podobne spalanie. W cyklu mieszanym producenci deklarują dla fi ata 6,2 litra, a dla opla 5,5 litra paliwa na 100 km.

Opla adama w najuboższej wersji wyposażenia (producent deklaruje niezliczoną ilość jego kompilacji) z silnikiem 1,2 otrzymamyod 42 900 złotych.

Fiata 500L z silnikiem 1.4 16v 95KM w najuboższej wersji wyposażenia Fresh (dostępne są jeszcze Pop, Pop star, Easy, Lounge) zakupimy w cenieod 49 000 złotych.

kobieca perspektywa

miasta kobiet 21 maja 2013 37

>

38 miasta kobiet 21 maja 2013

kobieca perspektywaŚwiatowy Dzień Mleka

Nie tylko mlekoJeśli wykreśliłaś ten produkt z jadłospisu, pomyśl, jak go zastąpić

W spółczesna dieta zmniejsza wchła-nianie wapnia. Przyczyniają się do tego przetworzone produkty, białko obecne w mięsie, a także sód i ko-feina. Ze względu na funkcje jakie

wapń pełni w organizmie, ważne jest, by nie dopu-ścić do jego niedoboru. Czy to oznacza, że każdy z nas powinien codziennie pić mleko?

ORIENTACJA W PRZESTRZENICi, którzy lubią mleko, powinni pić przynajmniej jedną szklankę mleka dziennie. Naukowcy odkryli, że dorosłym picie mleka pomaga utrzymać ciało w zdrowiu. Dowiedziono, że przede wszystkim po-prawia ono koncentrację i orientację w przestrze-ni. Jednak nie tylko mleko zawiera potrzebny nam wapń. Można go znaleźć również w wielu innych smacznych i nie zawsze kalorycznych produktach.

- Doskonałym rozwiązaniem może być jogurt grecki, użyty np. do sosu sałatkowego - mówi Magdalena Smużyk, dietetyczka. - Możemy go

również dodać zamiast kalorycznej śmietany do przygotowania makaronu ze szpinakiem, albo pie-rogów z owocami.

Na rynku jest także coraz więcej nietypowych (może lepiej nowych) rodzajów masła. Ten produkt spożywany w nadmiarze szkodzi. Jednak kiedy jemy masło z umiarem, dostarcza naszemu organizmowi wielu niezbędnych składników i witaminy A, D, E oraz K. Na rynku jest coraz więcej rodzajów masła. Możemy kupić masło z ziołami, solą morską, która dostarczy dodatkowych mikroelementów, albo z czosnkiem. Dwa ostatnie właśnie wprowadziła na rynek Mleczar-nia Łowicz. Można je kupić w wygodnych i estetycz-nych kubeczkach, które bez wstydu postawimy na stół. - Masło tzw. smakowe jedzone raz na jakiś czas do grzanek z bagietki, czy jako przysmak ze świeżym chlebem nikomu nie zaszkodzi, a wręcz dostarczy or-ganizmowi niezbędnych witamin - mówi dietetyczka. - To także idealny dodatek do wszelkich potraw z ja-rzyn: odrobina masła ułatwia przyswajanie zawartych w nich witamin, a przy okazji podkreśla ich aromat.

KEFIRY, DESERYCo jeszcze warto zdjąć z półki z nabiałem? Mlecz-ne napoje fermentowane, czyli produkty otrzy-mywane z mleka pełnego, częściowo lub cał-kowicie odtłuszczonego, poddane fermentacji przez specjalne mikroorganizmy. Przy rezygnacji z samego mleka krowiego warto pić więcej ke-firów, jogurtów, maślanki, jeść sery. - Żółte sery mają nawet dziesięć razy więcej wapnia niż twa-rogowe - mówi dietetyczka. - Należy je jednak jeść w rozsądnych ilościach ze względu na kalo-ryczność.

Doskonałym rozwiązaniem są wyjątkowo cien-ko pokrojone sery mierzwione, popularne w ostat-nim czasie.

A co jeśli mamy ochotę na deser? Zamiast jeść niezdrowe ciastka z kremem, lepiej zjeść bogate w wapń i błonnik owsianki, płatki na mleku. Za-spokoją potrzebę zjedzenia czegoś słodkiego, a zarazem dostarczą witamin i poprawią przemia-nę materii.

R E K L A M A

950713BD

BH

A

589613TRTH

A

męskim okiem

R E K L A M A

Jarosław Jaworski*

Po moim pierwszym felietonie usłyszałem od pewnej kobiety, że mój tekst jest feministyczny. Bardzo mnie to zmartwiło. Bo wyszło na to, że jeżeli powie się „hej dziewuchy, fajnie jest myśleć i kierować się w życiu myśleniem” to jest już feminizm. Czy gdybym powiedział do facetów „chłopaki, odniesiecie sukces, jeżeli będziecie myśleć”, to ktokolwiek powiedziałby, że to wspaniałe zdanie wzmacniające męskość, czy raczej, że to wszyscy wiedzą?Z tej nieudanej pochwały wychylił się diabeł strachu. Strachu, że aspirowanie kobiety musi być czymś poparte - np. feminizmem, bo jeżeli nie będzie, to po prostu nie mieści się na skali. Bo nie ma na naszej codziennej polskiej, powtarzam polskiej, skali takiej podziałki, w której jest znacznik „normalna, myśląca i dążąca do celu kobieta”. Bo ta skala jest kaleka. Mam wrażenie, że nasza narodowa podziałka ma takie punkty: „dobra żona/córka/partnerka”, potem pustka i od razu „cwane/wredne babsko”, a potem „feministka”. „Babsko” to zazwyczaj kobieta samodzielna i suwerennie podejmująca decyzje w życiu. Suwerennie, czyli umiejąc konsultować je ze swoim partnerem jak równy z równym. „Feministka” to wiadomo co - zgroza i Środa.

Zdaję sobie sprawę, że nie zmienia się ustalonych przez wieki schematów społecznych w jeden dzień. Wręcz nie jestem zwolennikiem ich zmieniania w sposób radykalny, w końcu różnimy się i dopełniamy zarazem, i tak powinno pozostać. Ale na Boga, czemu nie ma na linii takiego punktu, w którym kobieta może być dynamiczna, mądra i nie musi być feministką? W mojej głowie rodzi się straszne podejrzenie graniczące z pewnością. Nie ma, bo kobiety same tego nie chcą. Wolą kryć się za „społecznie ustalonymi rolami”, wolą podpinać się pod faceta, by jakoś tam je utrzymał z dzieckiem. A jeżeli inna kobieta odnosi sukces, to trzeba ją oznakować „feministka”, bo to psychicznie pozwala się od niej zdystansować. No przecież ja nie zostanę feministką. Tym babochłopem, którego mężczyźni się boją. A skoro nie zostanę, nie muszę walczyć.Nie trzeba być feministką, by być wartościowym człowiekiem. Tak jak nie trzeba być katolikiem by dobrze wierzyć w Boga, i nie trzeba być białym, by zostać prezydentem USA. Trzeba tylko przestać się bać. Tylko tyle i aż tyle.

* Jarosław Jaworski - specjalista ds. public - relations i promocji kultury. Dziennikarz, rysownik satyryczny, scenarzysta radiowy i filmowy.

Same tego chcecie

589613TRTH

A

40 miasta kobiet 21 maja 2013

temat579813TR

BH

A