45
1 P OLSKA PACHNIE KWIATAMI Wywiad z Katty Kowaleczko ZIEMIA, KTÓRA SIĘ OTWIERA Nieznane oblicze Puerto Montt Dorota Stańczyk CO KRAJ TO OBYCZAJ Monika Trętowska Ambasada RP w Santiago de Chile BIULETYN

Monika Trętowska ZIEMIA, KTÓRA SIĘ OTWIERApewnegorazuwchile.co/.../07/Nieznane-oblicze-Puerto-Montt-str.-14.pdf · między tym gdzie się kończy coś chilijskiego, a zaczyna coś

Embed Size (px)

Citation preview

1

POLSKA PACHNIE

KWIATAMI Wywiad z Katty Kowaleczko

ZIEMIA, KTÓRA SIĘ OTWIERA

Nieznane oblicze

Puerto Montt

Dorota Stańczyk

CO KRAJ TO OBYCZAJ

Monika Trętowska

Ambasada RP w S a n t i a g o d e C h i l e

BIULETYN

2

WSTĘP

ZATRZYMAJ SIĘ, POMYŚL

„ Żyjemy dłużej,

ale mniej do-

kładnie i krót-

szymi zdaniami” napisała w

wierszu „Nieczytanie” polska

poetka Wisława Szymborska,

laureatka nagrody Nobla. Te

słowa celnie przewidują szaleń-

stwo naszych czasów, często ich

bezrefleksyjność i powierz-

chowność. Żyjemy w epoce, w

której coraz trudniej przychodzi

nam to „zatrzymanie się”, zna-

lezienie chwili na namysł, zadumę. Wszystko jest dziś na wyciągnięcie ręki, wszystko

otrzymujemy niemal natychmiast. Współcześni nie chcą czekać. Właściwie bez względu

na to gdzie los ich rzucił, stoją przed ogromem wyborów i wybierają wśród niemal nie-

kończącej się różnorodności. Czy to tylko powód do radości? Nie jestem tego taka pew-

na. Jesteśmy wobec tej wielości możliwości często bezbronni, zdajemy sobie jak współ-

czesny świat jest nieprzewidywalny, sam nieświadomy kierunku w jakim zmierza. Warto

się nad tym zastanowić, najlepiej idąc na spacer. Może po zmroku, aleją Alameda przez

centrum Santiago. Uśpioną we mgle, pustą, nierzeczywistą jak obraz ze snu. I próbować

szukać odpowiedzi w „Księdze pytań” Pablo Nerudy, chilijskiego poety, również nobli-

sty. „Czy bardziej cierpi ten, kto czeka zawsze, czy ten, kto nigdy nie czekał na nikogo?”

Aleksandra Piątkowska

Ambasador RP w Chile

3

Wydawca Ambasada Rzeczpospolitej Polskiej w Santiago de Chile Zespół redagujący: Jacek Piątkowski [email protected] Anna Kowalczyk [email protected] Monika Trętowska [email protected] Agata Sękowska (pomoc w tłumacze-niach) Zdjęcie na okładce: Magdalena Owsiak Photography www.magdaowsiak.com Mar del Plata Providencia-Santiago tel (0056-2) 2 204 12 13 [email protected] http://santiagodechile.msz.gov.pl https:twitter.com/PLenChile http://www.facebook.com/ambasadachile

SPIS TREŚCI

AMBASADA RP W SANTIAGO DE CHILE

4-9 Wywiad: Katty Kowaleczko

10-12 Co kraj to obyczaj Monika Trętowska

14-17 Nieznane Oblicze Puerto Montt Dorota Stańczyk

18-27 Ziemia, która się otwiera

28-29 Ratuję chilijskie psy Jolanta Polk

30-31 Muzyk, twórca, artysta Anna Wiesner

32-34 Moja mała Hiszpania Karolina Bodych

35 Gwardziści przed pałacem La Moneda Nano Fernández

36-37 Smaki Polski Cristobal del Castillo Camus

38-42 Kupię, zjem, poszukam

43 Chile o Polsce i Polakach

44 Witamy na końcu świata

45 Calle sin salida

4

POLSKA PACHNIE KWIATAMI

‘Tak naprawdę nie wiem gdzie w moim domu przebiega gra-nica między tym gdzie się koń-czy coś chilijskiego, a zaczyna coś polskiego. Po drodze wszystko się wymieszało’. O Polsce i polskich korzeniach, z popularną chilijską aktorką Katty Kowaleczko rozmawia Monika Trętowska.

ROZMAWIA MONIKA TRĘTOWSKA

WYWIAD

5

C zuje się Pani Polką?

Jakaś część mnie jest bardzo polska. Mam w Polsce rodzinę, z którą utrzymuję stały kontakt. Mój tata Tadeusz Kowaleczko, który wyemigrował z Polski do Chile zmarł w 1988 roku w San-tiago, ale jest pochowany w swo-im rodzinnym mieście, Lublinie. Zawsze kiedy tylko mam okazję być w Europie odwiedzam Pol-skę, choćby przejazdem. Bardzo dobrze się tam czuję. Bardzo lu-bię Polaków. Dlaczego?

Bo są bardzo gościnni, bo doce-niają kiedy ktoś mówi choć tro-chę po polsku. Polacy mają świetne poczucie humoru i są niezwykle podobni do Chilijczy-ków. Lubią rozmawiać i lubią się bawić. Poza tym, języka polskie-go używa się tylko w Polsce, więc Polacy wiedzą, że istnieje wiele różnych sposobów, nie tylko werbalnych, aby się porozumieć. Można na przykład używać mimi-ki, kiedy jesteś na spotkaniu i niczego nie rozumiesz i nikt nie ma „słownik” (śmiech). Można też spróbować coś narysować. Jeżeli komuś zależy na wzajem-nym zrozumieniu się, środki któ-re temu służą, są niczym nieogra-niczone. W Polsce zauważyłam dużo większą gotowość do zrozu-mienia obcokrajowców, niż ma to miejsce w innych krajach. Czy mówi Pani po polsku?

Nie, znam tylko kilka słów, cho-ciaż bardzo chciałabym nauczyć się polskiego. Każdy mój pobyt w Polsce jest jak zastrzyk motywa-cji. Niestety w Chile nie mam z kim porozmawiać po polsku, więc stopniowo zapominam ko-lejne zwroty i słowa. Trudno się uczyć samemu.

Ma Pani swoje ulubione pol-skie słowo?

Dżdżownica (śmiech). Uważam, że jest urocze!

Pani ojciec używał języka pol-skiego w domu? Uczył Panią?

Tylko niektórych słów. Kiedy tata przyjechał do Chile w latach 50–tych XX wieku, powiedział „Tutaj chcę zacząć nowe życie. Pragnę być szczęśliwy i wciąż mam na to szansę”. W moim domu rodzin-nym mówiono czasem po polsku, tatę odwiedzali polscy znajomi, ale mnie nie nauczył zbyt wiele. Zapisał mnie do szkoły, gdzie uczono wyłącznie po hiszpańsku. Znacznie później, jeden z moich przyjaciół udzielił mi kilku lekcji przed moją pierwszą wyprawą do Polski. W Chile Pani ojciec poświęcił się sztuce i malarstwu. Czy bardzo tęsknił za Polską? To był kraj jego młodości, a po-tem traumy wojennej, kiedy stracił rodzinę. Jak Pani o swojej Polsce opowiadał?

Myślę, że tata był w Chile bardzo szczęśliwy. Miał tu rodzinę i pra-cę, którą uwielbiał. Zwiedził Chile i uważał je za piękny i przyjazny kraj do życia. Bardzo je cenił. Z drugiej strony nostalgia to bar-dzo silne uczucie, zwłaszcza u emigrantów, którzy nie mogą wrócić do swojego kraju. Jednym z wielkich snów taty był sen o powrocie do Polski. Zostawił nam wskazówki, co mamy robić w dniu kiedy umrze. Tak jak tego chciał został pochowany w Lubli-nie obok swojej matki i babci. Nostalgia za ojczyzną zmusza do wspomnień, snucia opowieści, rozpamiętywania przeszłości. Są choćby smaki czy kolory, których

nie można przywieźć ze sobą i to uczucie zostaje na zawsze. W Chile, niektóre rzeczy przenosiły tatę myślami na chwilę do Polski. Na przykład ciemny chleb czy masło. Sprawiały mu zawsze ogromną przyjemność, mówił o nich zawsze z nutką nostalgii. Pamiętam jak bardzo tęsknił za Polską. Kiedy była w Pani w Polsce po raz pierwszy, jak wypadła konfrontacja wyobrażeń z rzeczywistością? Czy coś Pa-nią zaskoczyło?

Kiedy pojechałam razem z mamą do Polski po raz pierwszy, czekał na nas mój przyrodni brat. To co zobaczyłyśmy przerosło nasze oczekiwania. Byłyśmy zachwyco-ne miejscami, kolorami, potra-wami, o których opowiadał nam tata i których uczył gotować mo-ją mamę w Chile. To, w jaki spo-sób zostałyśmy ugoszczone, jak nas traktowano było niebywałe. Czasami chodziłyśmy po mieście same, jak wtedy, kiedy szukały-śmy z mamą „poczta” i trochę się pogubiłyśmy. Nagle ktoś do nas podszedł, pytając ‘Czego szuka-cie? Chodźcie ze mną.’ Zupełnie bezinteresownie nam pomógł, odprowadził nas na miejsce. To było bardzo miłe. Zwiedziłyśmy dużą część Polski. Mój przyrodni brat wziął ponad miesiąc wolnego w pracy, więc mogłyśmy ruszyć we wspaniałą

AMBASADA RP W SANTIAGO DE CHILE

W POLSCE ZAUWAŻYŁAM DUŻO WIĘKSZĄ GOTOWOŚĆ DO ZROZUMIENIA OBCOKRAJOWCÓW NIŻ MA TO MIEJSCE W INNYCH KRAJACH.

6

podróż do wielu pięknych miejsc, ważnych dla historii Pol-ski i dla mojej rodziny. Ja też zapamiętuję kraje kieru-jąc się ich smakiem i kolorem. Jakie ma według Pani Polska?

Nigdy nie byłam w Polsce w zi-mie i nie wiem czy chcę (śmiech). Jej kolory w innych po-rach roku są jasne, intensywne. W powietrzu unosi się jesienią zapach dymu, a wiosną i latem pachną kwiaty, które Polacy bar-dzo cenią. Natomiast polskie do-my pachną dobrym jedzeniem i przyprawami, między innymi czerwoną papryką. Nie ma za to ají, popularnej przyprawy w Chi-le, za którą nieco tęsknię będąc w Polsce. Zauważyła Pani inne różnice?

Inny jest podział terytorialny i gęstość zaludnienia. Kiedy ktoś przyjeżdża do Santiago, od razu napotyka taką masę ludzi, którzy niemal zderzają ze sobą, a mia-sto wydaje się hałaśliwą dżunglą. W Polsce wszystko jest lepiej zorganizowane, również dzięki przyjaźniejszej geografii kraju. Poza tym będąc w Polsce na-prawdę uświadomiłam sobie, że urodziłam się i wychowałam na

Nowym Kontynencie. Kiedy od-wiedził nas w Chile mój przyrod-ni brat, pokazałam mu budynek z 1800 roku, który nie zrobił na nim większego wrażenia. Ja sto-jąc przed słynnym Żurawiem w Gdańsku, drewnianym, zabytko-wym dźwigiem portowym z 1444r. nie mogłam w to uwie-rzyć! Chilijczycy w tym czasie pewnie nie czuli się nawet Chilij-czykami. Ma Pani swoje ulubione miej-sce w Polsce?

Zawsze kiedy jadę do Polski od-wiedzam Lublin, cmentarz św. Agnieszki, gdzie leży mój tata. Inne ulubione miejsca... hmm, jest ich dużo, Gdańsk, Gdynia, Szczecin, Kraków, który jest wy-jątkowo piękny. To miejsca, któ-re żyją zarówno w dzień, jak i w nocy. W Polsce jest wiele wyjąt-kowych miejsc, o których nikt w Chile nie ma pojęcia, jak na przy-kład kopalnia soli niedaleko Kra-kowa (Wieliczka – red.). To prawdziwy klejnot, który trudno opisać. Moją szczególną uwagę zwra-ca stosunek Polaków do historii. W Polsce przeszłość jest wciąż obecna. Zawsze bardzo mnie wzruszają te wszystkie tablice

pamiątkowe, wiszące na rogach ulic, upamiętniające śmierć pol-skich żołnierzy czy zabójstwa osób cywilnych. I te wszystkie miejsca są wciąż żywe, leżą tam kwiaty i palą się świeczki, wła-śnie po to aby nie zapomnieć. Czy w Pani rodzinie w Chile przetrwały jakieś polskie tra-dycje czy zwyczaje?

Mam oczywiście kilka butelek polskiej wódki, które są schowa-ne w domu niczym skarb! Dopie-ro co mieliśmy święto uchwale-nia w Polsce Konstytucji 3-go Maja. Co roku mamy w zwyczaju wypijać z tej okazji kieliszek, wznosząc toast „Na zdrowie” za polską konstytucję. Lubimy pol-ską wódkę i zawsze ją kupujemy, uważając, że jest zdecydowanie lepsza np. od szwedzkiej, która jest bardzo w Chile popularna. Często dajemy ją też w prezen-cie. A zwyczaje? Do dziś prze-trwały te mocno zakorzenione w rodzinie tradycje wielkanocne czy bożonarodzeniowe. Prze-trwał też zwyczaj zdejmowania butów w domu, choć w Chile nikt tego nie robi. Poza tym moja córka maluje pisanki wielkanoc-ne, szuka pierwszej gwiazdy w Wigilię, przyjmuje Komunię Św. w Boże Narodzenie. To są te tra-dycje, które pielęgnujemy do dziś. Tak naprawdę nie wiem gdzie w moim domu przebiega granica między tym gdzie się kończy coś chilijskiego, a zaczyna coś pol-skiego. Wszystko się wymieszało.

Jest coś bez czego nie może Pani wrócić z Polski?

Papierosy ‘Sobieski’. Palę i lubię je mieć przy sobie. Zawsze przy-wożę też jako pamiątkę drewnia-

WYWIAD

7

AMBASADA RP W SANTIAGO DE CHILE

ZAWSZE KIEDY JADĘ DO POLSKI ODWIEDZAM LUBLIN, CMENTARZ ŚW. AGNIESZKI, GDZIE LEŻY MÓJ TATA. INNE ULUBIONE MIEJSCA... HMM, JEST ICH DUŻO, GDAŃSK, GDYNIA, SZCZECIN, KRAKÓW...

AMBASADA RP W SANTIAGO DE CHILE

8

ne, ręcznie robione pudełka i ozdobne, kolorowe, pięknie po-wycinane papiery. Jak one się nazywają? Wycinanki?

Tak, wycinanki! Z folklorystycz-nym motywem kogutów i kur. Moi przyjaciele bardzo je sobie cenią. To coś co zawsze im przy-wożę na pamiątkę.

Pani córka była już w Polsce?

Jeszcze nie i to jest dług jaki mam wobec niej, zwłaszcza, że bardzo chce jechać. Urodziła się już po śmierci dziadka, ale od-czuwa z nim silną więź. Podtrzy-mują ją nasze rozmowy o nim, troska z jaką obchodzimy się z jego rzeczami, które zostawił, jego obrazy, które wiszą w na-szym domu. Moja córka ma na-wet podobne upodobania arty-styczne. Również maluje?

Lubi malować i chce studiować sztukę. Kiedyś zapytała mnie, gdzie studiował dziadek, bo chce zdawać tą sama uczelnię. Mój ojciec bardzo wpłynął na moje dzieciństwo i później ja, jako ma-ma, która często nie wiedziała jak być mamą, imitowałam to jak mnie wychowywano. Nie wiem czy to dobrze czy źle, ale rezultat jest ciekawy. Moja córka lubi pi-sać, czytać, interesuje się litera-

turą i sztuką. Poza tym często rozmawiamy o teatrze. Któregoś dnia widziałyśmy polski plakat. W Chile plakat to tylko medium informacyjne, w Polsce zaś to sztuka, w dodatku wysoko ceniona na świecie. Chcąc nie chcąc zmotywowało to moją córkę do zwrócenia uwagi na to co się dzieję w Polsce i na to, że w innych częściach globu niektóre rzeczy przybierają inne formy po to, żeby osiągnąć ten sam cel. Myślę, że to cenna lek-cja. Ma Pani więcej z mamy czy z taty?

Nie wiem (śmiech). W pracy ko-ledzy podkreślają, że jestem Pol-ką, bo jestem bardzo punktualna i zorganizowana. Może dlatego, że moje otoczenie to aktorzy, z reguły dość bałaganiarscy, roz-trzepani i często nieobecni du-chem. Mi natomiast wydaje się, że jestem też bardzo chilijska.

W PRACY KOLEDZY PODKREŚLAJĄ, ŻE JESTEM POLKĄ, BO JESTEM BARDZO PUNKTUALNA I ZORGANIZOWANA... MI NATOMIAST WYDAJE SIĘ, ŻE JESTEM TEŻ BARDZO CHILIJSKA.

WYWIAD

9

Jestem dumna z tego, gdzie się urodziłam. Uwielbiam chilijskie rękodzieło, folklor, lubię tańczyć cuekę (chilijski taniec narodowy – red.). Jednocześnie tańczyłam też kiedyś mazurki, kiedy przy-gotowałyśmy prezentację szkol-ną mojej córki i bardzo mi się to podobało. Zatańczyłyśmy nawet w naszych krakowskich strojach! Wszystko to sprawia mi ogromną przyjemność, ale nie stawiam jednego wyżej od dru-giego. Z jakiegoś powodu urodzi-łam się tutaj. Może wspaniale byłoby urodzić się w Polsce, któ-ra może się np. poszczycić wspa-niałym teatrem, bo polski teatr, aktorzy, reżyserzy i ich sztuki są naprawdę imponujące. Jednak przyszło mi tworzyć teatr tutaj i to w Chile wybrałam go jako ścieżkę życiową. Nie żyję nostal-gią, żyję chęcią do podróży, do odkrywania nowych miejsc i lu-dzi, ale korzenie zapuściłam tu-taj, w Chile i tutaj mam rodzinę. A propos sztuki, planuje Pani pewien projekt związany z polskim teatrem.

Żebyśmy niczego nie zapeszyły! (śmiech) Tak, to prawda. Polska ma wspaniałych, wielkich dra-maturgów i cudownych reżyse-rów. W zeszłym roku w Hawanie natknęłam się na festiwal teatru polskiego. Widziałam afisze pol-skich spektakli w Meksyku i w Hiszpanii. Zapytałam wtedy sa-mą siebie „Dlaczego polskiego teatru nie ma w Chile?”. Dlatego też chciałabym kupić prawa au-torskie i zacząć pokazywać w Chile czym jest polski teatr i pre-zentować sztuki polskich drama-turgów, którzy są tutaj zupełnie nieznani. Niedawno, w dzielnicy w któ-rej mieszkam, zaangażowałam się w inicjatywę związaną z czy-

taniem książek młodzieży szkol-nej. Każdy z nas, ochotników, mógł wybrać autora, którego pokaże młodym ludziom. Zabra-łam wtedy ze sobą Sławomira Mrożka, którego uwielbiam. To była wielka niespodzianka, bo ani uczniowi ani profesorowie nie znali tego autora, twórcy o tak wielkim przecież dorobku. Nauczycielom filozofii spodobał się na tyle, że prosili mnie póź-niej o kontakty do wydawnictw, gdzie można kupić jego książki. Odkryli coś zupełnie nowego i to samo chcę zrobić z polskim tea-trem. Odkryć go dla Chile. Gości-liśmy już w Chile polskie zespoły teatralne, które przywiozły wspaniałe sztuki. Pamiętam, że widzowie byli zachwyceni. Dla-tego myślę, że jest tutaj miejsce dla polskich artystów. Kluczową sprawą dla mnie jest teraz zdo-bycie dobrych tłumaczeń z języ-ka polskiego bezpośrednio na hiszpański. Trzymam kciuki, żeby się udało. Ja też!

Bardzo dziękuję! Wielu Chilijczy-ków zna historię Polski pełną

bólu i cierpień wojennych. Nie-wiele osób jednak wie, co się działo wcześniej i dlaczego Pola-cy są tacy jacy są. Tak patriotycz-ni, tak romantyczni, tak walecz-ni. Czym dla nich jest polskość. W chilijskich księgarniach można łatwo znaleźć albumy ze zdjęcia-mi wieży Eiffela czy krzywej wie-ży w Pizie, ale z fotografiami Zamku Królewskiego w Warsza-wie już nie. Ludzie nie wiedzą nawet co to jest Wawel. Kiedy moi przyjaciele pojechali do Kra-kowa, zachwycili się nim na tyle, że chcieli zostać w Polsce i stu-diować właśnie tam! Są w Polsce miejsca, które na pewno spodo-bałyby się Chilijczykom.

Katty Kowaleczko (Katarzyna Helena Kowaleczko), znana również jako Katty Ko, chilijska aktorka polskiego pochodze-nia. Jej ojciec, Polak Tadeusz Kowaleczko, po II wojnie światowej wyemigrował do Chile, gdzie rozpoczął karierę artystyczną. Jego rysunki ukazywały się m.in. w gazecie ‘El Mercurio’. W wieku 15 lat zaczęła pracować jako modelka, wystę-powała także w konkursach piękności dla nastolatek. Od czasu swego debiutu w serialu telewizyjnym ‘La invitación’ w 1987 r. wystąpiła w ponad 30 serialach i filmach fabular-nych. Ponowne uznanie publiczności przyniósł jej udział w produkcji ‘Los 80’. Kowaleczko jest również prezenterką programów rozryw-kowych w telewizji Canal 13 i autorskiego programu w Ra-dio Imagina. Ma córkę Micaelę.

AMBASADA RP W SANTIAGO DE CHILE

NIE ŻYJĘ NOSTALGIĄ, ŻYJĘ CHĘCIĄ DO PODRÓŻY, DO ODKRYWANIA NOWYCH MIEJSC I LUDZI, ALE KORZENIE ZAPUŚCIŁAM TUTAJ, W CHILE I TUTAJ MAM RODZINĘ.

10

CO KRAJ

O dkąd mieszkam w Santiago z ciekawością śledzę owe

chilijskie różnice życia codzienne-go. Momenty, które dezorientują polskiego turystę, zbijają z tropu jego polskie przyzwyczajenia. Na co dzień, na ulicy, w sklepie, w metrze. Choć Polska i Chile są zadziwiająco do siebie podobne, znalazłam kilka takich sytuacji na bazie własnych przygód i obser-wacji zagubionych, zagranicz-nych turystów. Oto moje Top 10. Może przyda się planującym wi-zytę w kraju wina i pustyni Ata-cama.

W PRAWO CZY W LEWO? Pytając Chilijczyka o drogę trzeba być przygotowanym na odpo-wiedź 'idź w gorę' albo 'idź w dół'. Równie często możemy usłyszeć radę ‘idź w stronę gór’.

W wąskim kraju wciśniętym mię-dzy Andy a Pacyfik rządzi geogra-fia, nasze swojskie 'w prawo' - 'w lewo' zastępuje odniesienie do wielkich gór na horyzoncie. O ile jesteśmy na ulicy i łatwo do-strzec szczyty jest to całkiem lo-giczna i jasna rada, ale będąc w podziemiach metra w mieście którego nie znamy, położenie Andów jest dla biednego turysty raczej zagadkowe. Kilkakrotne dopytanie się czy to znaczy pra-wo czy lewo może przynieść po-żądany przez nas skutek. Nie warto nie tracić nadziei.

BIPNIJ BIP-EM Skoro o metrze mowa, to i tu czekają na turystę niespodzianki. Na próżno dopytywać się w San-tiago o bilet dniowy, tygodniowy czy miesięczny, jak w Warszawie. W Santiago biletem jest tzw. kar-

MONIKA TRĘTOWSKA

MONIKA TRĘTOWSKA TO POLSKA DZIENNIKARKA I PODRÓŻNICZKA, KORE-

SPODENT POLSKIEGO RA-

DIA W CHILE. JEST TEŻ AUTORKĄ BLOGA WWW.TRESVODKA.COM

Są takie kraje na świecie, gdzie za pocałunek na ulicy możemy trafić do więzienia, prezentem w postaci zegarka śmiertelnie obrazić gospodarza, a popularnym gestem ‘OK’ narazić się na guza. Każde społeczeństwo ma swoje zwyczaje, które mogą nam ułatwić bądź utrudnić aklimatyzację i po-byt w danym kraju, zwłaszcza pierwszy. Nie trzeba sięgać głęboko, ot, życie i sprawy codzienne jak zakupy, transport czy jedzenie mogą nas nieco zdez-orientować. Ile razy w Polsce zagraniczny gość zdziwił się na prośbę zdjęcia butów po wejściu do domu i siedzenia w samych skarpetkach albo kap-ciach! Ile razy w Chile zdumiałam znajomych naszą typową polską mizerią, dodając śmietanę do ogórków!

TO OBYCZAJ

FELIETON - AMERYKA ŁACIŃSKA MOIMI OCZAMI

11

AMBASADA RP W SANTIAGO DE CHILE

ta BIP, należy ją doładowywać i płacić nią za każdy przejazd w bramkach metra czy przy wejściu do autobusu. Nie ma innej opcji, nie warto męczyć pytaniami biednej pani w kasie. Po bipnię-ciu w metrze przysługują nam za to dwa przejazdy za darmo auto-busem, choć tylko w przeciągu godziny.

METRO ZIELONE - METRO CZERWONE Zaraz zaraz, metro nie zatrzyma-ło się na stacji! Była przecież w spisie przystanków i była prze-cież po drodze! To pewnie dlate-go, że jedziemy w godzinie szczy-tu, kiedy każda linia oznaczona jest światłem zielonym albo czer-wonym. To nie tyle sposób na upiększenie wagonów, co znak, że metro zatrzymuje się wtedy na co drugiej stacji. Tak Chilijczy-cy próbują rozładować nieco tłok w metrze. Wsiadając, trzeba zer-

knąć na kolor wagonu i kolor na-szej stacji docelowej… Niejeden turysta, który spieszył się na lot-nisko bądź autobus, wie jak bar-dzo te kilka straconych minut może być ważne.

W KOLEJCE DO… AUTOBUSU Dużym zaskoczeniem dla polskie-go turysty mogą być kolejki do autobusów miejskich. Chilijczycy grzecznie czekają jeden za dru-gim, by wsiąść do pojazdu fron-towymi drzwiami, i tylko fronto-wymi! W odróżnieniu od Polski te środkowe i tylne zarezerwo-wane są dla wysiadających. Co ciekawe, czasem kolejki są na-wet dwie! To moje niedawne odkrycie z okolic metra Los Leo-nes w Santiago: pierwsza, pod-stawowa kolejka to ludzie, którzy chcą koniecznie w autobusie usiąść, druga to ludzie, którzy są gotowi stać. Kiedy kończą się

NA PRÓŻNO DOPYTYWAĆ SIĘ W SANTIAGO O BILET DNIOWY, TYGODNIOWY CZY MIESIĘCZNY, JAK W WARSZAWIE.

PYTAJĄC CHILIJCZYKA O DROGĘ TRZEBA BYĆ PRZYGOTOWANYM NA ODPOWIEDŹ 'IDŹ W GORĘ' ALBO 'IDŹ W DÓŁ'

12

miejsca siedzące, do akcji wkra-cza kolejka nr 2. Można więc czasem przyjść później, a poje-chać wcześniej niż inni!

CHILIJSKA ENIGMA Prawdziwą enigmą dla cudzo-ziemca będzie niemalże całko-wity brak rozkładów na przy-stankach autobusowych. Nie ma godzin, nie ma tras, nie ma nazw poszczególnych przystan-ków linii… Znajdziemy jedynie znak z numerami autobusów i nazwami stacji końcowych. A co po drodze? Strzelaj i zgaduj, al-bo pytaj... Dopiero na przedniej szybie autobusu, jak już podje-dzie, zobaczyć można 4 czy 5 głównych przystanków. I tyle! Jak zauważyłam, Chilijczycy jeż-dżą ‚na pamięć’. Jak tajemniczy jest to system dla cudzoziem-ców nie znających miasta, Chilij-czycy orientują się dopiero wte-dy, kiedy muszą wytłumaczyć komuś‚ z zewnątrz’ jak dojechać do’… Pomocna w tej sytuacji okaże się aplikacja mapcity.com. Warto ją mieć pod ręką.

SPECJALNE TAKSÓWKI Jeśli nie metro i nie autobus to może taksówka? Tu uwaga na colectivos, zwłaszcza w małych miastach. Colectivios to specjal-ne taksówki, które ruszają do-piero wtedy, kiedy zbierze się w nich czwórka pasażerów miesz-kających w tej samej dzielnicy. Są dużo tańsze od zwykłych, ale siłą rzeczy podróż może trwać dłużej. Jak je poznać? Jeśli na przystanku nie widać oznacze-nia colectivos, naprowadzić na to mogą napisy dzielnic na da-chu samochodów.

WSZĘDOBYLSKIE NUMERY Robiąc zakupy w Santiago nie

można zapomnieć o wzięciu nu-merka. Nie tylko na poczcie, ale i w supermarkecie na dziale se-rów i mięsa, a nawet w aptece. Ciągle widzę cudzoziemców, którzy czekają w nieskończo-ność, zdezorientowani sytuacją. Bez numerka ani rusz!

ZAKUPOWE 3 W 1 Sklep z kosmetykami też może być przygodą. To właśnie tam odkryłam jeden z najbardziej zaskakujących chilijskich syste-mów. Otóż, okazało się, że w sklepach, gdzie kupuje się ‘za ladą’ u jednej pani ekspedientki należy wybrać produkt, po czym z kwitkiem udać się do kasy w innej części sklepu, a w trzecim miejscu (i u trzeciej pani) ode-brać zakup. Dla polskiego tury-sty może to się wydać stratą czasu i błędem logistycznym szefa, bo w Polsce wszystko to robi zwykle jedna i ta sama oso-ba. Tłumaczę to sobie jednak tym, że takim sposobem w Chile bezrobocie jest naprawdę ni-skie.

PRZESŁUCHANIE W KASIE Sytuację z poprzedniego punktu można ominąć udając się do sklepu samoobsługowego albo supermarketu. Tu jednak przy-gotowanym być trzeba na zalew pytań przy kasie. Jeśli ktoś nie mówi po hiszpańsku, trudno odgadnąć co to za wywiad skoro kupujemy rzeczy tak niegroźne jak chleb, ser czy wodę. Tymcza-sem panie lub panowie w chilij-skiej kasie zapytają nas czy zbie-ra się punkty danej sieci, czy ma się kartę członkowską, a potem jeszcze czy zechcemy podaro-wać kilka peso z reszty na fun-dację dobroczynną. W sumie nic strasznego, ale pytań co niemia-ra!

ZAGINIONE PIĘTRO Dział damski jest na drugim pię-trze, mówi ktoś. Wspinacie się na drugie, a tam są zabawki al-bo sprzęty sportowe? To pew-nie dlatego, ze w Chile nie ist-nieje coś takiego, jak parter, czyli piętro 0. Numeracja zaczy-na się od razu od 1. Rzecz ma się tak samo z budynkami mieszkal-nymi czy biurami. Właśne dlate-go Chilijczycy w Polsce popełnia-ją czasem ten sam błąd, ale na odwrót, lądując za to piętro ni-żej. Tu nie winna jest błędna matematyka turystów tylko inny pomysł rynków nieruchomości. Chilijskich inności na pewno jest znacznie więcej. Życie codzien-ne każdego z nas jest pełne na-wyków, których sobie czasem nawet nie uświadamiamy. Czę-sto robimy rzeczy machinalnie, jak Chilijczycy i ich autobusowa jazda na pamięć. Jedną z naj-większych przyjemności podró-żowania jest m.in. obserwowa-ne i odkrywanie owych zwycza-jów w różnych zakątkach świa-ta, innych sposobów organizacji spraw, innych rozwiązań i me-tod, by osiągnąć ten sam cel. Można się czegoś wzajemnie nauczyć. W końcu inaczej nie zawsze znaczy gorzej.

ROBIĄC ZAKUPY W SANTIAGO NIE MOŻNA ZAPOMNIEĆ O WZIĘCIU NUMERKA. NIE TYLKO NA POCZCIE, ALE I W SUPERMARKECIE NA DZIALE SERÓW I MIĘSA, A NAWET W APTECE.

FELIETON - AMERYKA ŁACIŃSKA MOIMI OCZAMI

13

AMBASADA RP W SANTIAGO DE CHILE

ODWIEDŹ I POLUB NASZEGO FACEBOOKA www.facebook.com/ambasadachile

14

P uerto Montt zostało założone w 1853 roku przez Vincente Pereza

Rosales i zbudowane przez niemieckich i chilijskich osad-ników na brzegu Zatoki Relon-cavi. Od początku było wiado-mo, że terytorium to stanie się głównym centrum biznesu na południu kraju, ze swoim bogactwem ryb, nieprzebra-nymi lasami, przygotowywało do tego co nieznane na połu-

dniowym krańcu kraju. Obec-nie Puerto Montt, mimo swo-jej długiej i ciekawej historii oraz szerokiego zakresu usług oferowanych turystom, staje się - niestety - tylko krótkim epizodem w czasie ich podró-ży. Często można spotkać się z opinią, że jedyną zaletą tego miasta jest to, że można się z niego szybko wydostać. A przecież Puerto Montt to nie tylko terminal autobusowy...

NIEZNANE OBLICZE

PUERTO MONTT Każdego ranka Puerto Montt budzi się spoglądając na niebieskie wody Za-toki Reloncavi oraz wypatrując w oddali Patagonii. To deszczowe miasto, dom żeglarzy i rybaków, często traktowane jest tylko jako brama do tego co ukryte na ekstremalnym południu.

DOROTA STAŃCZYK

DOROTA STAŃCZYK, Z WYKSZTAŁCENIA POLI-

TOLOG, MIESZKA W PU-

ERTO MONTT OD STYCZNIA 2012 R. AU-

TORKA BLOGA PEWNE-

GORAZUWCHILE.CO

ZOBACZ W CHILE

15

AMBASADA RP W SANTIAGO DE CHILE

Kropla deszczu na szybie

Puerto Montt jest typowym miastem południa Chile, co oznacza życie tutaj toczy się o wiele wolniej niż w stolicy. Na ulicach nie widać pośpiechu, mieszkańcy dzień w dzień wę-drują do pracy, dzieci i młodzież w mundurkach kroczą rano po-woli i ospale do szkoły. Tak na-prawdę miasto ożywa, dopiero gdy przychodzi okres turystycz-ny (listopad – marzec). Codzien-nie w porcie, pojawiają się statki rejsowe wraz z tysiącami tury-stów, przez co, na ulicach robi się nieco tłoczniej i można po-czuć się bardziej anonimowo. Ponieważ Puerto Montt jest jed-nym z miast o największej ilości opadów deszczu w roku, każdy słoneczny dzień celebrowany jest tutaj dwa razy bardziej niż w innych miastach Chile. Wtedy niemal z każdego ogródka rozta-cza się zapach grillowanego mięsa oraz słychać gwarne roz-mowy mieszkańców. Na pierw-szy rzut oka, Puerto Montt, mo-że wydawać się miastem mało atrakcyjnym, ale bardzo zyskuje po bliższym poznaniu. Miejsce, w którym leży oraz niezwykłe, często zjawiskowo piękne okoli-ce sprawiają, że nie tylko jest idealnym miejscem na tury-styczne wypady, ale również dobrym miejscem do życia.

Osadnicy, najstarsze drzewo i patache

Centralnym punktem miasta jest rynek (Plaza de Armas). Był to pierwszy element planu bu-dowy Puerto Montt oraz pierw-szy chilijski plac, którego częścią były ogrody. Znajdujący się na nim pomnik imigrantów nie-mieckich, przypomina turystom o pierwszych mieszkańcach oraz

o tym jak istotny wpływ mieli oni na tradycję i obyczaje tej części kraju. Ważnym miejscem wokół placu jest Kościół im. Matki Boskiej z Góry Karmel (Catedral de Nuestra Señora del Carmen de Puerto Montt) wy-budowany w 1856 r., w stylu gotyckim, z najstarszego drzewa na świecie (Alerce). Niedaleko centrum, na jednym ze wznie-sień, znajduje się pomnik histo-ryczny - Dzwonnica Campanario należąca do szkoły im. Św. Fran-ciszka Ksawerego (Torre Campa-nario Colegio San Francisko Javier). Decyzję o budowie pod-jął, w 1893 roku, ówczesny rek-tor szkoły, jezuita Lorento Wol-ter. Parę metrów od rynku znaj-duje się również deptak Diego Portales, którego częścią jest molo (Muelle). To z niego rozta-cza się niesamowity widok na zatokę, okoliczne wyspy oraz Andy. Prowadząca wzdłuż wy-brzeża aleja prowadzi do zbudo-wanego pod koniec XIX w. naj-słynniejszego portu i targu w mieście – Angelmo. Z portu od-pływają promy do Aysén, Puerto Natales oraz na wyspę Chiloé, a targowisko uważane jest serce miasta. Po zakupach można usiąść w jednej z wielu znajdują-cych się tam restauracji i spró-

bować chilijskich potraw. Domi-nują dania ze świeżych owoców morza jak curanto – tradycyjna potrawa z wyspy Chiloé, pata-che, pastel de jaiba (zapiekanka z kraba) oraz ryby - merluza, konger i łosoś.

Spoglądając z góry

W przeszłości indianie Ma-puche nazywali ówczesne tere-ny Puerto Montt – Mellipulii, co oznaczało w języku mapudun-gun „Cztery Wzgórza”. Rzeczy-wiście miasto położone jest na wzniesieniach i praktycznie z każdego miejsca roztacza się malowniczy widok na okolicę. Najlepsze panoramy można oglądać z trzech specjalnie przy-gotowanych punktów obserwa-cyjnych. Pierwszy z nich znajdu-je się ok. 400 m. od rynku, tuż przy Urzędzie Gminy. Drugi – Cerro Miramar - znajdziemy pa-rę metrów od terminalu auto-busowego, skąd widać wyspę Tenglo oraz Angelmo. Wulkany Osorno i Calbuco, czy wyspa Maillen to tylko niektóre wyjąt-kowe miejsca, które zobaczymy z głównego i zarazem najlepsze-go tarasu widokowego Manuel Montt, który znajduje się na naj-wyższym wzgórzu Puerto Montt.

16

Zanim ruszymy na Carre-tera Austral

Gminę Puerto Montt tworzą również najbliższe wsie i wyspy. Najważniejszą z nich jest wyspa Tenglo. Na jej szczycie znajduje się sanktuarium, które zostało wybudowane na pamiątkę wi-zyty Jana Pawła II w 1987 r. Du-żą atrakcją cieszą się letnie rejsy po zatoce, w czasie których można podziwiać np. wyspy Maillen i Guar oraz okoliczne widowiskowe krajobrazy. W Puertro Montt swój początek ma także kultowa i legendarna wśród podróżników Carretera Austral (R-7). Zanim rozpocznie-my podróż po bezkresach Pata-gonii, możemy zatrzymać się w jednej z okolicznych wsi i odpo-cząć na plaży. Najpiękniejsze

znajdziemy w rejonie Piedra Azul, Lenca oraz Metri.

Gra muzyka

Każdego lata, tysiące turystów, bierze udział w tzw. Szlaku Tra-dycji (La Ruta de los Tradicio-nes). Jest to wydarzenie kultu-ralne, które umożliwia odwie-dzającym poznanie zwyczajów i sposobu życia mieszkańców Pu-erto Montt oraz okolicznych wsi. Na przełomie stycznia i lu-tego, w każdą sobotę i niedzie-lę, odbywają się fiesty w róż-nych miejscach miasta. Wszę-dzie oferowane są unikalne smaki chilijskiej kuchni, gra mu-zyka, można kupować lokalne rzemiosło. Fiesta oznacza prze-de wszystkim dużo niezapo-mnianej zabawy. Inną letnią

rozrywką są wydarzenia arty-styczne organizowane w parku La Paloma, który znajduje się ok. 6 km od centrum. Na tym cztero-hektarowym obszarze znajdują się ponadto boiska sportowe, miejsca piknikowe i restauracje. W okresie zimo-wym, przede wszystkim w lipcu, kiedy za oknem leje deszcz, można wybrać się do Domu Sztuki Diego Rivera (La Casa del Arte Diego Rivera), gdzie oby-wają się Międzynarodowe Dni Teatru (Temporales Internacio-nales de Teatro). Impreza ma historię, która sięga już dwóch dekad, a udział w nim jest dar-mowy. W dodatku, przez cały rok w Domu Sztuki, odbywają się wystawy prac znanych chilij-skich artystów oraz tymczasowe ekspozycje twórców ze świata.

ZOBACZ W CHILE

17

Tekstem o Puerto Montt rozpoczynamy publikację nowego cyklu , którego celem jest

zachęta do podróżowania po Chile. W poprzedniej serii artykułów próbowaliśmy

odpowiedzieć na pytania najbardziej uniwersalne - czym i jak podróżować, gdzie spać, z

jakich źródeł informacji korzystać przy planowaniu wyjazdu do Chile. Teraz chcemy zwrócić

uwagę na chilijskie miasta, zmierzyć się ze stereotypami, którymi obrosły, pokazać je z

perspektywy osób, które w nich mieszkają. Osób, które widzą i wiedzą więcej niż przeciętny

turysta. W końcu Chile, to nie tylko Santiago.

AMBASADA RP W SANTIAGO DE CHILE

18

ZIEMIA, KTÓRA SIĘ OTWIERA W Chile ziemia trzęsie się praktycznie każdego dnia. Z różnym natę-żeniem, w różnych miejscach i z różnym skutkiem. Warto wiedzieć dlaczego tak się dzieje, czego możemy się spodziewać przyjeżdża-jąc do Chile i jak się chronić przed skutkami trzęsień i wstrząsów tektonicznych. Ruchy ziemi tłumaczą specjaliści, a ich konsekwencje wspominają, ci którzy je przeżyli.

DLACZEGO W CHILE SIĘ TRZĘSIE?

C zęsto słyszymy lub czytamy w wiadomościach o trzęsieniach ziemi w różnych części świata.

Zwykle pojawiają się w nich państwa takie jak Chi-le czy Japonia, ale trzęsienia zdarzają się też w Turcji lub we Włoszech. Skąd się biorą? Dlaczego w niektórych stronach świata można stąpać twar-do po ziemi, a w innych nierzadko całe osiedla legną w gruzach? Ziemia jest planetą dynamiczną i tak jak mo-żemy obserwować wybuchy wulkanów i ich skut-ki, tak również w geologicznej skali czasu obser-wujemy jak zmieniają się i poruszają kontynenty. Wyobraźmy sobie pływający Półwysep Indyjski, który zderza się w pewnym momencie z konty-nentem azjatyckim. W taki właśnie sposób w uproszczeniu powstały najwyższe góry na świecie, Himalaje. Ściślej mówiąc, to płyta Indyjska napar-ła na płytę Euroazjatycką. Już na początku ubiegłego wieku niemiecki geofizyk i meteorolog Alfred Wegener przedstawił teorię wędrówki kontynentów. Zakłada ona, że skorupa ziemska nie jest jednolita i składa się z płyt tektonicznych, które są ruchome. Patrząc na mapę świata łatwo zauważyć, że brzegi Afryki i Ameryki Południowej pasują do siebie jak ulał i rzeczywiście ok. 135 mln lat temu były częścią jednego kontynentu, Gondwany. Na początku teoria ta nie cieszyła się uznaniem w kręgach nau-kowych, gdyż dla geologów była jak teoria Koper-nika i zmieniała całkowicie sposób widzenia na-szej planety. Została uznana dopiero po śmierci tego wielkiego naukowca. W Chile mamy do czynienia ze zbieżnością płyt tektonicznych. Powstaje tutaj tak zwana strefa subdukcji, czyli miejsce gdzie płyta oceaniczna Nazca napiera na płytę Południowoamerykańską i

wsuwa się pod nią stopniowo wypiętrzając Andy. Ruch ten produkuje ogromne ilości energii, która uwalniana jest podczas trzęsień ziemi. To że Chile leży w strefie subdukcji jest zarówno przekleń-stwem, ze względu na ilość aktywnych wulkanów i trzęsień ziemi związanych z tą strefą, jak i błogo-sławieństwem, które obdarza ten kraj bogactwem złóż mineralnych. Trzęsienia ziemi mierzy się w skali Richtera, która jest skalą logarytmiczną. Wzrost o dwa stopnie w tej skali, to 1000-krotny wzrost energii. Znaczy to, że różnica siły między trzęsieniem 2 a 3 stopnia jest niewielka, natomiast pomiędzy 7 a 8 stopnia jest już poważna. Na świecie trzęsienia czy raczej wstrząsy poniżej 2 stopnia w skali Rich-tera występują średnio 8000 razy dziennie! Chilij-czycy są przyzwyczajeni do tego i na wstrząsy o

CHILE

19

niewielkiej sile prawie nikt nie reaguje. Dzięki za-stosowaniu odpowiedniej technologii w budownic-twie, tak w Chile jak i w Japonii, ilość ofiar nawet przy silnych trzęsieniach jest znikoma. Nierzadko skutkiem trzęsień ziemi są tsunami, które mogą dokonać szkód w miejscach odległych nawet o tysiące kilometrów od epicentrum. Trzę-sień ziemi na razie nie da się przewidzieć, wiado-mo gdzie występują z najwyższym prawdopodo-bieństwem i w jaki sposób się przed nimi chronić. Najbezpieczniej przebywać na wolnym powietrzu z dala od czegokolwiek, co mogłoby na nas spaść. Jeżeli jednak nie uda nam się wydostać z budynku,

to należy schować się obok solidnego mebla, który mógłby utrzymać ścianę, tworząc tak zwany trój-kąt życia. Siedząc zaś na egzotycznej plaży jeżeli zauważymy bardzo silny odpływ, zamiast podzi-wiać muszle i spacerować po dnie morza, należy uciekać jak najdalej i najwyżej, bo to oznaka nad-chodzącej fali tsunami.

Katarzyna Staniewska, z wykształcenia geolog, ze specjalizacją w mineralogii stosowanej i geo-chemii. Studiowała w Berlinie na Technische Universität. Mieszka w Chile od 2007 roku.

Przed trzęsieniem

1. Sprawdź czy budynek jest odporny na wstrząsy. Jeżeli nie, oznacza to, że wewnątrz nie istnieją bezpieczne miejsca. Zidentyfikuj Strefę Bezpie-czeństwa znajdującą się na zewnątrz budynku.

2. Jeżeli budynek jest odporny na wstrząsy ziden-tyfikuj bezpieczne miejsce wewnątrz budynku. Takie miejsce powinno znajdować się daleko od okien oraz od obiektów, które mogłyby spaść (np. meble, lampy lub urządzenia klima-tyzacyjne). Bezpieczne miejsce może znajdo-wać się pod drewnianym stołem lub pod struk-turalną ścianą budynku.

3. Sprawdź gdzie znajdują się zawory wody, gazu oraz prądu i naucz się jak je wyłączyć w przy-padku trzęsienia ziemi.

4. Upewnij się, że instalacje elektryczne są w do-brym stanie.

5. Utrzymuj strefy drzwi i korytarze wolne od przeszkód takich jak piecyki, rośliny i meble.

6. Rekomenduje się, żeby drzwi sypialni były otwarte i podparte, zwłaszcza jeżeli są to sy-pialnie dzieci, osób starszych albo niepełno-sprawnych.

7. Duże przedmioty powinny znajdować się we-wnątrz mebli, a meble w których znajdują się rzeczy szklane powinny być zamykane na klu-czyk.

Podczas trzęsienia ziemi

8. Jeżeli twój budynek jest odporny na wstrząsy nie wychodź z niego. Nie używaj windy, klatek

schodowych ani zewnętrznych schodów prze-ciwpożarowych.

9. Otwórz drzwi wewnętrzne i zewnętrzne i zo-stań w bezpiecznym miejscu.

10. Jeżeli jesteś na zewnątrz w otoczeniu wyso-kich budynków, skieruj się na środek ulicy uważając na samochody (kierowcy mogą nie zauważyć, że ziemia się trzęsie) w bezpiecznej odległości od kabli elektrycznych i drzew.

11. Jeżeli prowadzisz samochód zmniejsz pręd-kość i zatrzymaj się w bezpiecznym miejscu daleko od drzew i kabli elektrycznych. Jeżeli znajdujesz się w tunelu, staraj się z niego wy-jechać, a gdyby to nie było możliwe włącz światła awaryjne i zatrzymaj się.

Po trzęsieniu

12. Jeżeli znajdujesz się na wybrzeżu bezzwłocznie udaj się do wyznaczonej Strefy Bezpieczeń-stwa, która znajduje się na wyższej wysokości.

13. Zakręć zawory prądu, gazu i wody wyjdź do Strefy Bezpieczeństwa na zewnątrz budynku. Należy być przygotowanym na kolejne trzęsie-nia lub wstrząsy powtórne.

14. Nie używaj zapałek ani świec gdyż gaz może się ulatniać. Jeżeli widoczność jest ograniczo-na najlepiej użyj latarki.

Więcej informacji o tym jak zadbać o własne bez-pieczeństwo można znaleźć w „Antes, durante y después de sismos y terremotos”, wydanym przez chilijskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Bezpieczeństwa Publicznego.

CO ROBIĆ KIEDY ZIEMIA SIĘ TRZĘSIE?

AMBASADA RP W SANTIAGO DE CHILE

20

C hile leży w tzw. "pierścieniu ognia" - najaktywniejszym sejsmicznie obsza-

rze świata, co przekłada się na dziesiątki silnych trzęsień ziemi rocznie, zagrożenie falami tsuna-mi, a także obecność ponad 2000 wulkanów, z czego 55 jest wciąż czynnych. Przyczyną tych zja-wisk są ruchy płyt tektonicznych, które dryfując na powierzchni ziemskiego płaszcza nieustanie się ścierają poruszane siłą ciążenia oraz prądami konwekcyjnymi.

Do najsilniejszych zjawisk sejsmicznych dochodzi w strefach subdukcji, czyli tam gdzie płyty bezpośrednio na siebie nachodzą. W takim przypadku jedna z płyt wsuwa się pod drugą po-wodując jej wypiętrzenie. W taki sposób, w wyni-ku kolizji płyty indyjskiej z kontynentem azjatyc-kim, powstały Himalaje. Podobnie na terenie Chi-le poprzez wsuwanie się płyty Nazca pod płytę południowoamerykańską jesteśmy świadkami powolnego wypiętrzania się Andów, których naj-wyższy szczyt - Aconcagua - wznosi się na wyso-kość 6961 metrów nad poziomem morza.

Średnia prędkość ruchu płyt w tutejszej strefie subdukcji jest jedną z największych na świecie i wynosi około 8 cm na rok. Choć ta wiel-kość nie wygląda imponująco, to jednak należy pamiętać, że mówimy tu o przesunięciu całego

kontynentu! Przy tak olbrzymich masach z upły-wem czasu prowadzi to do ogromnego wzrostu ciśnienia i wewnętrznych naprężeń. Energia sprę-żysta, kumulująca się całymi dekadami, ostatecz-nie zostaje gwałtownie uwolniona. Zjawisko zwa-ne “trzęsieniem ziemi”, to nic innego jak rozłado-wanie się tektonicznych naprężeń poprzez nagły przeskok mas skalnych.

Chile z wybrzeżem o długości prawie 4500 km musi się dodatkowo liczyć z bardzo groźnym zjawiskiem bezpośrednio związanym z procesami sejsmicznymi, a mianowicie falami tsunami. Po-wstają one przez zaburzenie ogromnych mas wo-dy przy podwodnym trzęsieniu. Powstała fala rozchodzi się w każdym kierunku prowadząc do spiętrzenia wody przy płytkich wybrzeżach i wy-sokiej, niezwykle niszczącej fali wdzierającej się głęboko w ląd, która zawsze zbiera krwawe żni-wo.

Dawniej do opisu amplitudy drgań wstrzą-sów sejsmicznych używano skali Richtera. Każdy kolejny stopień tej logarytmicznej skali oznaczał 10-krotnie większą poziomą amplitudę drgań oraz około 32-krotnie większą wyzwoloną ener-gię. Wstrząs o wartości 7 stopni ma więc tysiąc razy większą energię niż ten o wartości 5. Choć nazwa “skala Richtera” wciąż pojawia się w me-diach, to współczesna sejsmologia do oceny wiel-kości wstrząsów sejsmicznych wykorzystuje tzw. magnitudę. W przedziale typowych trzęsień zie-mi (między 3 a 7) pokrywa się ona ze skalą Rich-tera, jednak różni się poza tym przedziałem.

Bardzo małe wstrząsy z przedziału 3,5-4,2 są odczuwane tylko przez niektórych ludzi. Cza-sem trudno je odróżnić np. od drgań wywoła-nych przez przejeżdżającą nieopodal ciężarówkę lub autobus. Na świecie rejestruje się ich około 30 tysięcy rocznie. Wstrząsy z przedziału 4,3-4,8 (ok. 4800 rocznie na świecie) są wyraźnie odczu-walne, lecz właściwie nieszkodliwe. W Chile te zjawiska są równie powszednie, co np. opady śniegu zimą w Polsce i wielu Chilijczyków nawet nie zauważa wstrząsów słabszych niż 5. Przy ma-gnitudzie 7, występującej kilkanaście razy na

DLA WTAJEMNICZONYCH

PRĄDY KONWEKCYJNE, SUBDUKCJA I MAGNITUDA

Źródło: http://web.mit.edu/12.000/www/m2009/teams/5/smorphology.html

CHILE

21

świecie w skali roku, mamy już do czynienia z po-ważnymi zniszczeniami. Silniejsze niż 8 można określić już jako katastrofalne.

Trzęsienie ziemi o magnitudzie 8.3 zdarza się raz na kilka lat i odpowiada energii jaka została uwolniona podczas detonacji najpotężniejszej bomby termojądrowej o nazwie “Car”, samej w sobie równoważnej 3000 bomb, które spadły na Hiroshimę. Najsilniejszy wstrząs tektoniczny od-notowany w dotychczasowej historii pomiarów sejsmicznych miał magnitudę 9.5, co można przy-równać do jednoczesnej detonacji pięćdziesięciu kilku bomb “Car” w jednym miejscu. Doszło do niego w Chile 22 maja 1960 roku w Valdivii. Szacu-je się, że uwolniona wtedy energia stanowiła pra-wie 1/4 sejsmicznej energii wszystkich trzęsień ziemi na naszej planecie w całym XX wieku. Oprócz zmian w naturalnym krajobrazie i olbrzy-mich zniszczeniach, wstrząs wywołał fale tsunami. Nie tylko “zaatakowały” one w wybrzeże połu-dniowoamerykańskie, osiągając w niektórych miejscach wysokość kilkunastu metrów, ale poko-nały cały Pacyfik i uderzyły w Hawaje, Japonię i Filipiny zabijając tam łącznie ponad 200 ludzi. Ra-zem na skutek wstrząsu i fal tsunami zginęło wte-dy około 5 tysięcy osób, co biorąc pod uwagę ska-lę kataklizmu graniczy z cudem. Dla porównania trzęsienie z 2004 roku o sile 9,1 na Oceanie Indyj-skim pochłonęło życie 294 tysięcy ofiar.

W pierwszej dziesiątce światowych rekor-

dów możemy też znaleźć trzęsienie ziemi sprzed 4 lat z epicentrum u wybrzeży centralnej części Chi-le. Wstrząsy o sile 8,8 spowodowały wtedy śmierć ponad 500 osób. W czasie ich trwania płyty tekto-niczne przesunęły się względem siebie na odle-głość 11 metrów. Przez ruch mas skalnych należą-cych do płyty Nazca, które w wyniku tego znalazły się bliżej środka Ziemi, doba skróciła się o 1,26 milionową część sekundy. Nieznacznie zmienił się też środek ciężkości Ziemi, przez co oś ziemska przesunęła się o 8 cm.

W marcu tego roku na głębokości 10 km pod dnem Oceanu Spokojnego w odległości 100 km od 180-tysięcznego miasta Iquique znowu dość silnie zatrzęsła się Ziemia. Mimo ogromnej magnitudy, oszacowanej na 8,2, na szczę-ście straty nie były duże.

Szacuje się, że łącznie ciągu ostatnich 60 lat w trzęsieniach ziemi w Chile śmierć poniosło prawie 41 tys. ludzi, jednakże dzięki rozsądnej za-budowie i wdrożeniu specjalnych technologii an-tywstrząsowych Chile wydaje się coraz lepiej przy-gotowane na kolejne kataklizmy...

dr Remigiusz Durka

fizyk teoretyk, aktualnie przebywający na stażu podoktorskim w Instituto de Física, Pontificia Universidad Católica de Valparaíso

AMBASADA RP W SANTIAGO DE CHILE

[Źródło: wolframalpha.com] Chile 2004-2014: wstrząsy o magnitudzie większej niż 5

22

O budziłam się w nocy, co oznacza, że zatrzęsło naprawdę porządnie. Wcześniej zdarzało mi

się już czytać o wstrząsach w gazetach, których ja w ogóle nie czułam. Tym razem było inaczej. Wy-skoczyłam z łóżka, żeby obudzić moją córkę. Spo-tkałyśmy się w przedpokoju, trzymałyśmy się fra-mug drzwi i patrzyłyśmy na siebie w osłupieniu. Hałas był ogromny, budynek trzeszczał, skrzypiał, przechylał się na boki, ale… wytrzymał. W pewnym momencie zatrzęsło wyjątkowo silnie. Zobaczyłam tylko jak w jednej chwili z półki wyplute zostały wszystkie książki. Słyszałam jak w kuchni bije się szkło, spadają garnki i inne przedmioty. Miałam wrażenie, że to nigdy się nie skończy. W pewnej chwili zgasło światło, słyszałam jak za oknem wyją

alarmy samocho-dowe. Wreszcie po około trzech minutach wszyst-ko się uspokoiło. Jedynym źró-dłem światła oka-zał się telefon ko-

mórkowy. Dzięki temu znalazłam spodnie, sweter, klucze od mieszkania. Szybko zeszłyśmy z córką po schodach przed budynek. Na klatce schodowej pa-liło się światło alarmowe, wokół widziałam mnó-stwo tynku i płytek ceramicznych, które odpadły ze ścian. Dopóki nie przyszedł świt siedziałam przed budynkiem razem z sąsiadami. Powoli zaczynały do nas docierać pierwsze informacje, o pierwszych ofiarach śmiertelnych na południu Chile... Dopiero po 12 godzinach zobaczyłam rozmiar katastrofy w telewizji, bo przez cały dzień nie było prądu, nie mieliśmy dostępu do internetu i nie działały telefo-ny. Tam gdzie mieszkam, nie było widać, że trzęsie-nie ziemi było tak silne. Nic się nie zawaliło, było tylko bardzo pusto na ulicach. Trzeba przyznać, że budownictwo antysejsmiczne w Chile jest napraw-dę bardzo bezpieczne…

Elżbieta Jedlewska muzyk, od 23 lat pracuje i

mieszka w Chile.

W Chile grzmi zawsze wtedy kiedy wybierają nowego prezydenta. No,

prawie zawsze. Sam przeżyłem tu co naj-mniej pięć naprawdę silnych trzęsień zie-mi. Wiążą się z nim zarówno wspomnienia dramatyczne, mrożące krew w żyłach, jak i zabawne, do dziś prowokujące uśmiech na twarzy. Pamiętam, kiedy mieszkałem w Vina del Mar, kilka wstrząsających obra-zów, które zobaczyłem po kolejnych sil-nych wstrząsach. Pod ludźmi spacerujący-mi w nocy nagle rozstąpiła się ziemia, żeby za chwilę znów się zamknąć. Unierucho-mionym musiano amputować nogi na miejscu. Innym razem wstrząsy były tak

silne, że z cmentarza w Valparaiso, położo-nego na jednym wzgórz, zaczęło wyrzucać trumny, wraz z ludzkimi szczątkami. Widok był makabryczny. Ludzkie zwłoki leżały na ulicach, podwórkach, dachach domów. Widziałem dorosłych mężczyzn, często 40., 50. letnich, szlochających ze strachu, uspa-kajanych przez swoje znacznie starsze ma-my. Mi na szczęście, nigdy, nic się nie sta-ło. Raz tylko, kiedy zatrzęsło w środku no-cy, moi ówcześni sublokatorzy, niemal siłą wyciągnęli mnie z łóżka i wypchnęli z do-mu. Dopiero po chwili zorientowałem się że jestem kompletnie goły. Na szczęście poszukiwania szlafroka nie trwały zbyt dłu-go…

Raul Nałęcz-Małachowski malarz, w Chile od 1950 r.

CHILE

PRZEŻYLIŚMY TRZĘSIENIE ZIEMI W CHILE WSPOMNIENIA

23

AMBASADA RP W SANTIAGO DE CHILE

By Claudio Núñez [CC-BY-SA-2.0 (http://creativecommons.org/licenses/by-sa/2.0)], via Wikimedia Commons

24

B ył to dość niecodzienny pią-tek. Postanowiłam zostać w

domu, ale około 245 nad ranem za-dzwoniła do mnie znajoma z pro-pozycją spotkania się. Pomyślałam, że to jakieś szaleństwo i powiedzia-łam jej, że to jeszcze przemyślę. Rozbudzona, nie wiedziałam, czy iść, czy nie iść, czy wstać z łóżka, czy nie, czy powiedzieć mamie, że wychodzę, czy nie przerywać jej snu. W końcu ta letnia noc dobiegała końca i można było leniwie z niej korzystać… Obróciłam się więc na drugi bok i zaczęła zasypiać, kiedy moje łóżko zaczęło się kołysać. Eh, kolejny wstrząs, pomyślałam, które zaraz przejdzie, jak wszystkie inne, pomyślałam. Jednak tak się nie stało. Ziemia nie przestawała drżeć. Po chwili zdałam sobie sprawę, że to nie jest żaden zwykły wstrząs. Zdezorientowana zerwa-łam się z łóżka. Wszystko dookoła poruszało się z jakąś wielką siłą, co chwilę gasło światło, czemu towarzyszył gigantyczny hałas. Pobiegłam w stronę pokoju mamy, którą znalazłam skuloną na koryta-rzu. Przez okno widać było błyski, jakby ktoś pstrykał zdjęcia. Były to pozry-wane kable elektryczne, które iskrzyły oświetlając spowite w ciemnościach miasto. Naokoło słychać było dźwięki tłuczonego szkła, huk spadających z półek rzeczy. Z zaskoczeniem spostrzegłam, że jedną stopę mam wyżej od drugiej o jakieś dziesięć centymetrów. Jak to możliwe w mieszkaniu na czwartym piętrze? Budynek falował raz za razem na wszystkie strony, a ja prosiłam wszystkich świętych, by się nie rozleciał i byśmy nie znalazły się pod jego gruzami. Po chwili wszystko ustało. Spojrzałam na mamę i bez słów zaczęły-śmy schodzić najszybciej, jak to możliwe. W tej samej chwili rozległy się krzyki ludzi, którzy wybiegli ze swoich mieszkań w piżamach. Wszyscy przerażeni, wielu z nich po raz kolejny do-świadczyło tej nieokiełznanej siły natury, inni, jak ja i moja mama, zetknęli się z nią po raz pierwszy w życiu. Wyszłyśmy, żeby zgromadzić się razem z innymi w bezpiecznym miejscu. Wszyscy byli zdezorientowani, telefony nie odpowiadały, nie było światła. Ktoś miał radio, a tam coś mówiono o tsunami, lecz nikt nie wiedział, ani gdzie, ani kiedy zaatakowało Chile. Cały czas czekaliśmy w ciemnościach, kiedy nastąpiły wstrząsy wtórne. Wtedy to, po raz pierwszy, stanowiliśmy prawdziwą sąsiedzką wspólnotę, poznaliśmy nasze imiona, wspólnie doda-waliśmy sobie odwagi. Niektórym udało się dodzwonić do swych bliskich. Dowiedziałam się, że mojemu bratu, który nocował poza domem, nic się nie stało. Zaczęło świtać i dopiero wtedy odważyliśmy się wrócić do domów – w świetle dnia wszystko wydaje się bezpieczniejsze. W naszym mieszkaniu wszystko było poprzewracane. Na ziemi leżały książki, partytury muzyczne, obrazy, talerze, rozbite butelki. Nasz dom przy-pominał nieco pole walki po suto zakrapianej alkoholem imprezie w barze. Ale, jak to w życiu, wszystko udało się zacząć od nowa.

CHILE

Agnieszka Lisowska

projektantka wnętrz, absolwentka kierunku diseno integral na

Universidad de Chile .

25

Fasada Muzem Sztuk Pięknych w Santiago po trzęsieniu ziemi w 2010 r.

Źródło: http://es.wikipedia.org/wiki/Terremoto_de_Chile_de_2010#mediaviewer/Archivo:Museo_de_Arte_Contempor%C3%A1neo_Earthquake_in_Chile.jpg

AMBASADA RP W SANTIAGO DE CHILE

26

T o był bardzo inten-sywny dzień, w któ-

rym wydarzyło się na-prawdę dużo. Jednak cały czas miałem dziwne przeczucie, jakby coś naprawdę ważnego mia-ło jeszcze nastąpić. Jed-nak intensywność codziennych zajęć i racjonalny sposób myśle-nia, który się siłą rzeczy przyjmuje, żyjąc w społeczeństwie, gdzie wszystko dzieje się z zawrotną prędkością, sprawiło że nie przy-wiązywałem większej wagi do wewnętrznego głosu, który wołał we mnie: „Uwaga, dziś czeka Cię coś naprawdę niezwykłego!”. Pamiętam, że to był piątek. Około 2200 wróciłem do mojego domu w samym sercu Santiago – dzielnicy Lastarria, gdzie zajmo-wałem lokum na szóstym piętrze. Zastanawiałem się, co robić w tę piątkową noc, może wyjść na imprezę, spotkać się ze znajomy-mi, czy może najnormalniej w świecie pójść spać? Zamknąłem oczy i wsłuchałem się w siebie myśląc, która z opcji byłaby naj-lepsza. Ostatecznie zostałem w domu, żeby spędzić spokojnie czas, zrelaksować się – jednak mimo to nie opuszczało mnie uczucie niepokoju. Kiedy w końcu położyłem się, czułem się cały czas dość nie-swojo i nie mogłem zasnąć, przewracając się z boku na bok. Gdzieś około 230 wreszcie udało mi się zasnąć, jednak godzinę później, dokładnie o godzinie 3, 34 minuty i 8 sekund, usłyszałem huk i poczułem jak ziemia zaczyna tańczyć, a budynek, w którym mieszkałem rozchodzić się w dwie strony. Spojrzałem przez okno i zobaczyłem, jak fragmenty najstarszych kamienic spadają na ziemię, a uliczne lampy pękają jak zapałki. Wyglądało to niczym inwazja Marsjan… Budynek przypominał łódź na pełnym morzu albo galaretkę, która się trzęsła z boku na bok… Nie wiem nawet, w jaki sposób zdołałem wydostać się z bu-dynku i dotrzeć do jakiegoś bezpiecznego miejsca, przecież na-wet chodzenie wydawało się niemożliwe… Razem z resztą miesz-kańców zgromadziliśmy się na patio, niektórzy z moich sąsiadów właśnie wrócili z fiesty, inni w piżamie zerwali się ze snu, jedni płakali, inni trzęśli się ze strachu. Było to okropne doświadczenie. Po kilku godzinach dostrzegłem wszystkie zniszczenia, jakie przy-niosło trzęsienie i niestety, dowiedziałem się, ile osób w całym kraju zginęło tej nocy. To było dla nas wszystkich najstraszniejsze. Sam zrozumiałem, jak niesamowicie ważna jest umiejętność wsłuchania się w siebie, w swoje przeczucia i umiejętność zrozu-mienia ich. Ponadto, zdałem sobie sprawę, iż jesteśmy całkowicie bezradni wobec sił natury, że w każdym właściwie momencie my i świat wokół nas może przestać istnieć. Stałem się bardziej świa-domy tego, co dzieje się tu i teraz, uznałem że należy cieszyć się chwilą tak, jakby ta miała być ostatnią. To właśnie chwile i mo-menty kształtują nasze życie i to, że możemy się czuć naprawdę szczęśliwi.

Cris Sandoval

aktor chilijski, studiował design w Buenos Aires, nauczyciel yogi

CHILE

27

AMBASADA RP W SANTIAGO DE CHILE

By Jorge Barrios[CC BY-SA 3.0(http://creativecommons.org/licenses/by-sa/2.0)], via Wikimedia Commons

28

RATUJĘ CHILIJSKIE PSY

Jeden z pierwszych obrazów ulic Santiago, które zostają w pamięci, to wi-

dok bezdomnych psów. Są niemal wszędzie, leżą na przystankach autobu-

sowych, szczekają na przejeżdżające samochody, trzymają się razem na-

wet przed pałacem prezydenckim. Co ciekawe przez ulice przechodzą tyl-

ko na zielonym świetle. O „pieskim szczęściu” w Chile, pisze Jolanta Polk,

agregada comercial Ambasady Wielkiej Brytanii w Chile.

POLONIA

29

AMBASADA RP W SANTIAGO DE CHILE

P ierwszy pies wkroczył do mojego życia w naj-mniej oczekiwanej

chwili – w dniu mojej pierw-szej komunii. Pamiętam bar-dzo dobrze, jak ubrana w dłu-ga białą sukienkę i lakierowa-ne pantofelki, z wałkami we włosach i zdobiącymi je mały-mi, białymi kwiatuszkami, trzy-małam w ramionach malutką kremową kuleczkę – mojego pierwszego szczeniaczka. Wcześniej rodzice nie pozwa-lali mi mieć psa. Na podwórku bawiłam się z Zolką, suczką pani Koralewskiej, naszej są-siadki. W dniu mojej pierwszej komunii – dniu, który dla każ-dego Polaka jest wyjątkowym wydarzeniem – dowiedziałam się, że Zolka wpadła pod sa-mochód i osierociła trzy szcze-niaczki. Mama nie chciała że-bym tego dnia pogrążyła się tylko w rozpaczy. W ten spo-sób stałam się właścicielką mojego pierwszego pieska. Od tego momentu minęło już wiele lat. Zdążyłam w tym czasie wyjechać z Polski, mieszkać i pracować w wielu krajach. W 1999 r. przyjecha-łam do Chile. Jadąc z lotniska do mojego nowego domu w dzielnicy Ñuñoa, patrzyłam zaskoczona na wałęsające się po ulicach psy. Obok pałacu prezydenckiego La Moneda zebrała się ich cała gromada. Wszystkie bez właściciela, bez obroży, bez smyczy. Niektóre w sweterkach, niektóre z weł-ny, inne z polaru. Wszystkie leniwie grzały się w zimowym słońcu. Sądzę, że właśnie wte-dy zakiełkowała w mojej gło-wie myśl, ze muszę coś zrobić żeby to zmienić. Żeby psom nigdy nie zabrakło nadziei na

lepsze jutro. Od tamtego pamiętnego dnia nasz dom stał się tymcza-sowym schroniskiem dla prze-szło 30 psów, którym szukali-śmy nowych właścicieli. Jeden z nich pozostał z nami na zaw-sze, a dziś ma jeszcze dwóch kolegów. To Noelia, Dalia oraz niedawno przybyła Julieta. W tym czasie ja i moje dzieci poświęciliśmy wiele go-dzin troszcząc się o bezdomne psy z Ñuñoa w jedynym chilij-skim schronisku miejskim, któ-re w pełni zasługuje na tę na-zwę. Od 2010 roku należymy do Centrum Ratownictwa Psów (www.facebook.com/voluntarioscrc?fref=ts) i wspie-ramy jego działania m.in. uczestnicząc w dniach adop-cyjnych, wyprowadzając psy na spacer poza ośrodek, pro-wadząc wyprzedaże garażowe i zbierając darowizny. Od dwóch lat jesteśmy partnerem Matpet (www.facebook.com/pages/Matpet-Refugio-de-Perritos/281548868545066?fref=ts), dość specyficznego schroniska w Curacavi, w któ-rym 150 psów otrzymuje poży-wienie i opiekę weterynaryjną dzięki ludziom dobrej woli, którzy każdego miesiąca prze-kazują niewielkie sumy pienię-dzy na jego utrzymanie. Niestety, nasza praca to tylko kropla w morzu potrzeb. Sytuacja psów jest opłakana, brakuje choćby przepisów pra-wa, które chroniłyby psy i ustanawiały sankcje dla tych, którzy je porzucają. Propono-wana przez wielu eutanazja wydaje się być najprostszą metodą rozwiązania proble-mu, jednak nie jest najbardziej efektywna. W Europie, w tym

w Polsce, coraz powszechniej-sza jest tendencja stosowania sterylizacji oraz prowadzenia szeroko zakrojonych działań społecznych, których celem jest wzrost wśród właścicieli psów odpowiedzialności za swoich pupili. Nie mam prawa żeby pou-czać kogokolwiek jak ma żyć i postępować. Jedyne, co mogę zrobić, to przyczynić się choć-by trochę, zupełnie bezintere-sownie, poświęcając własny czas i odrobinę serca, żeby chronić zwierzaki z ulicy. Od redakcji: Niezdecydowa-nych na adopcję psa lub kota zachęcamy do obejrzenia tele-dysku Moby’ego do utworu „Almost home” - http://www.youtube.com/watch?v=qr_qFHF7Zr0

W 1999 R. PRZYJECHAŁAM DO CHILE. JADĄC Z LOTNISKA DO MOJEGO NOWEGO DOMU W DZIELNICY ÑUÑOA, PATRZYŁAM ZASKOCZONA NA WAŁĘSAJĄCE SIĘ PO ULICACH PSY.

30

POLONIA

MUZYK, TWÓRCA, ARTYSTA…

C hociaż zarabiam na życie ucząc w szkole, jestem przede wszystkim wio-

lonczelistką związaną z wieloma projektami artystycznymi. Dla mnie muzyka to nie tylko hob-by, ale również sposób na życie. Mam to szczęście, że moje miejsce pracy jest stabilne i zawsze pozostawia mi odrobinę wolnego czasu na realizację in-nych pasji. Elitarna, międzyna-rodowa szkoła Nido de Aguilas w Santiago, w której pracuję, to nie tylko bardzo dobra placów-ka jeżeli chodzi o poziom nau-czania, ale także fantastyczne środowisko pracy. Uczę dzieci grać na wiolonczeli wykorzystu-jąc tzw. metodę Suzuki, którą stworzył japoński skrzypek i pe-dagog Shinichi Suzuki. Stosując ją, dzieci uczą się gry na instru-mencie w podobny sposób w jaki uczą się mówić w języku ojczystym. Wierzymy że każde dziecko może nauczyć się grać na danym instrumencie, tak jak każde dziecko może się nauczyć mówić. Najważniejsze jest stworzenie odpowiedniego śro-dowiska, które będzie sprzyjało nauce. Dzieci mogą uczyć się grać tą metodą, nie musząc zdawać żadnych egzaminów, gdyż według Shinichi Suzuki, każde dziecko rodzi się geniu-szem. Jego rozwój zależy od otoczenia i w dużej mierze od dorosłych. Niestety to właśnie

oni „zabijają” w dziecku różne talenty, ograniczają je i hamują jego postępy. W Nido de Aguilas nauczy-ciele mają czas na planowanie zajęć, komunikację z rodzicami, organizację zajęć, czy spraw-dzanie prac domowych. Dlate-go prawie nigdy nie muszę „zabierać” swojej pracy do do-mu, na co niestety nie mogą sobie pozwolić nauczyciele w innych szkołach. Dzięki temu mam czas na zajmowanie się pracą artystyczną i tak ważną dla każdego rodziną. Jeżeli pozwala mi na to czas biorę udział w różnych projek-tach artystycznych, często z udziałem sławnych artystów czy gwiazd muzyki pop jak np. Pe-ter Gabriel czy Richard Clayder-man (akompaniowałam w or-kiestrze towarzyszącej im pod-czas występów w Chile). Od czasu do czasu gram w kame-ralnej orkiestrze Camerata Universidad de los Andes pod batutą Eduardo Browne oraz biorę udział w projektach musi-calowych (My Fair Lady, The Soun of Music, Martin Rivas). Zanim rozpoczęłam pracę peda-gogiczną w Nido de Aguilas miałam możliwość grania w wielu orkiestrach chilijskich tj. Orquesta Sinfonica de Chile, czy Orquesta Filharmonica Teatro Municipal de Santiago de Chile. Byłam także asystentem kon-

certmistrza wiolonczel w orkie-strze kameralnej w Talce, gdzie miałam okazję występować również jako solista. Nadal współpracuję z santia-gińskim Teatro Municipal i wraz z kwartetem Egmont, który działa przy teatrze koncertuję i udzielam lekcji mistrzowskich w wielu regionach Chile. Obecnie planuje również cykl koncertów kameralnych wraz z japońską pianistką Kunika Shikarawa. Kocham swoją pracę, uwiel-biam uczyć i występować. Nie jest to łatwe, bo wymaga ogromnego wkładu siły, energii i kreatywności. Pewnie ktoś z Państwa spyta co ma twórczość do wykonywania muzyki i czy muzyk instrumentalista jest twórcą czy odtwórcą? To jed-nak temat na zupełnie inną hi-storię.

Wiolonczelistka Anna Wiesner, mieszka w Santiago od 2008 roku. Pisze o genialnych dzieciach, chilijskich orkiestrach i współpracy z… Peterem Gabrielem.

KOCHAM SWOJĄ PRACĘ, UWIELBIAM UCZYĆ I WYSTĘPOWAĆ. NIE JEST TO ŁATWE, BO WYMAGA OGROMNEGO WKŁADU SIŁY, ENERGII I KREATYWNOŚCI.

31

AMBASADA RP W SANTIAGO DE CHILE

32

Z anim przyjechałam do Santia-go, mieszkałam w słonecznym Madrycie przez prawie trzy

lata. W stolicy Chile nie brakuje mi jednak towarzystwa Hiszpanów. Czę-sto mam wrażenie, że urządzili sobie tutaj swoją małą ojczyznę. Mój part-ner jest z Extremadury, firma w któ-rej pracuje prowadzona jest przez wyjątkowo sympatycznych Hiszpa-nów (Nicolás jest z Salamanki, a José Ignacio z Madrytu), a nasz najlepszy

przyjaciel Gorka pochodzi z Bilbao. Każdy jest z innego regionu, ale łączy ich jedno - pasja do dobrej kuchni.

Życie ulicy

Hiszpania to kraj, który nie bez przy-czyny, znany jest z życia "na ulicy". Na każdej, dosłownie każdej, ulicy znajduje się co najmniej jeden bar, knajpa lub chociaż kawiarnia. Hiszpa-nie uwielbiają życie poza domem,

Moja mała

Hiszpania

Gdzie szukać w Santiago dobrej hiszpańskiej restauracji? Dokąd pójść na

tradycyjną paellę? Gdzie wieczorami przypada najwięcej Hiszpanów na

metr kwadratowy? Na spacer śladami kuchni półwyspu Iberyjskiego za-

prasza Karolina Bodych, autorka bloga “Moja wielka przygoda w Santia-

go”.

KAROLINA BODYCH

KAROLINA BODYCH,

PRAWNIK. W

SANTIAGO OD

STYCZNIA 2014 R.

PRACUJE W FIRMIE

PACIFIC CONSULTING

SPA, ZAJMUJĄCEJ SIĘ

DORADZTWEM

PRAWNYM I

FINANSOWYM.

La Balbona

ZOBACZ W SANTIAGO

33

spotkania z przyjaciółmi, kolacje z rodziną czy imprezy do rana. Jednocześnie trzeba pamiętać, że kuchnia hiszpańska charakte-ryzuje się przede wszystkim prostotą. Co zatem stoi za ma-gicznym smakiem tych potraw? Przede wszystkim świeże skład-niki krajowego pochodzenia. I choć sekretny składnik nie ist-nieje to na przykład tortilla tor-tilli jest nierówna. "Moja mama robi najlepszą" - tak zawsze twierdzi Juan, mój "pololo". W ciągu prawie trzech lat spróbo-wałam pewnie około pół tysiąca egzemplarzy. I wierzcie mi, że każda smakowała inaczej. Czy zatem kuchnia hiszpańska sma-kować będzie tak samo w in-nych miejscach na ziemi? Jako fanatyk dobrego jedzenia i amator potraw z półwyspu Ibe-ryjskiego postanowiłam zbadać, ku wielkiej radości Juana, jak wygląda kondycja hiszpańskiej kuchni w Santiago.

La Balbona

La Balbona (Av. Vitacura 3891) to restauracja, która cieszy się chyba największą popularno-ścią. Właściciel i pracownicy to Hiszpanie. Doskonale rozumieją potrzeby klientów i są w stanie zaoferować dania i serwis na wysokim poziomie. Dania w stu procentach oddają ducha trady-cyjnej kuchni hiszpańskiej, choć w nieco bardziej nowoczesnym wydaniu. Napić sie tam można również hiszpańskiego piwa, co klienci bardzo sobie cenią. To jedno z tych miejsc, gdzie so-botni obiad z rodziną nagle za-mienia się w długie popołudnie zakrapiane ulubionym przez Hiszpanow ginem z tonikiem czy rumem z colą. Drinki poda-wane są "jak w domu", czyli w dużym kieliszku, przypominają-

cym ogromną koniakówkę, ze smakowitą dekoracją. Klientela to w większości Hiszpanie, choć nie brakuje przedstawicieli in-nych nacji.

La Boqueria

Tuż za rogiem znajduje się re-stauracja specjalizująca się w daniach z Katalonii - La Boqu-ería (Pasaje el Manio 1637). Tu-taj z pewnością nasz portfel ucierpi bardziej, ale będziemy mieli okazję spróbować potraw, w naprawdę nowoczesnym wy-daniu. Atmosfera nie jest już tak luźna jak w Balbonie, a wśród klientów nie znajdziemy tylu Hiszpanów co w lokalu ob-ok. Choć jedzenie jest wyjątko-wo smaczne, to nie poleciłabym tego miejsca "początkującym". W końcu lepiej zawsze zacząć od klasyki.

La Cocina de Javier

Przykładem dobrej, klasycznej kuchni hiszpańskiej mogą być dania z restauracji La Cocina de Javier (Av. Vitacura 7482). Javier, założyciel i przez lata szef kuchni, to Hiszpan, który był prawodopodobnie jednym z pierwszych w Chile, którzy za-częli serwować dania typowe dla swojej ojczyzny. W karcie

znajdziemy również i inne pro-pozycje, zatem najedzą się na pewno wszyscy. Ja miałam oka-zję zapoznać się ze zdolnościa-mi tamtejszego kucharza nad jeziorem Vichuquen (na połu-dnie od Santiago), gdzie serwo-wał wielką paelle dla gości miej-scowej mariny. Sukces restaura-cji dał życie filii, mieszczącej się na tej samej ulicy, która serwu-je jedynie dania na wynos.

La Iberica

La Iberica (Santa Isabel 462, róg z Avenida Italia) to zdecydowa-nie najbardziej hiszpańskie z hiszpańskich miejsc w Santiago. Właściciel i szef kuchni, Fernan-do, to przesympatyczny Kata-

AMBASADA RP W SANTIAGO DE CHILE

HISZPANIA TO KRAJ, KTÓRY NIE BEZ PRZYCZYNY, ZNANY JEST Z ŻYCIA "NA ULICY". NA KAŻDEJ, DOSŁOWNIE KAŻDEJ, ULICY ZNAJDUJE SIĘ CO NAJMNIEJ JEDEN BAR, KNAJPA LUB CHOCIAŻ KAWIARNIA

El Magdalena

34

lończyk. Jego restauracja znaj-duje się w miejscu tak charak-terystycznym, że podczas prze-chadzki po Avenida Italia w go-dzinach obiadowych podczas weekendu, nie sposób przega-pić widoku paelli przygotowy-wanej niejako “na żywo”, w oknie knajpy. Choć sam zapach wabi przechodniów już zdecy-dowanie wcześniej... Paella Fer-nando to zdecydowanie nie ta sama paella, której spodziewa-my się po spędzeniu wakacji w Walencji czy innym nadmor-skim kurorcie. To nie jest jej charakterystyczna wersja, z której wyłaniają się muszle muli czy ogony krewetek. Fernando swoją sztandarową paelle przy-gotowuje na bazie warzyw i kurczaka. W mojej subiektyw-nej skali dostaje 10/10! W kar-cie oczywiście znajdziemy i inne rodzaje paelli – z czarnym ry-żem, który swój kolor zawdzię-cza atramentowi mątwy czy wersję klasyczną z owocami morza oraz wiele innych cha-

rakterystycznych przysmaków jak ser manchego czy dania mięsne. Fernando dodatkowo na zamówienie robi paelle pod-czas przyjęć, która cieszy się dużym powodzeniem. Już nie mogę doczekać się obchodów własnych urodzin... Choć re-staurację Fernando odwiedzają w większości Hiszpanie, to przy-znaje z zadowoleniem, że liczba chiliskich gości stale rośnie.

El Magdalena

Przenieśmy się teraz do serca dzielnicy Providencia, na ulicę Las Urbinas. Tu znajduje się knajpa El Magdalena (Las Urbi-nas 27), której właścicielem jest przezabawny i sympatyczny Javi. Javi jest Chilijczykiem, ale na kuchni hiszpańskiej zna się naprawdę nieźle. Jego szef kuchni pochodzi z kraju Basków i razem tworzą bardzo zgrany duet. Miejsce to popularne jest szczególnie w czwartkowe wie-czory, gdy liczba Hiszpanów przekracza prawdopodobnie

dozwoloną ilość na jeden metr kwadratowy. Wieczory to czę-sto niekończące się happy hour na hiszpańskie piwo. Do tego serwowane są typowe tapas i zabawa trwa tam czasem do samego rana. Co ciekawe, Javi musiał nieco zmodyfikować swoje menu ze względu na wy-bredny gust swoich chilijskich klientów. Typowy hiszpański ser manchego nie sprzedawał się w ogóle i praktycznie został wycofany z karty.

Pamiętajmy chwile

I choć jak widać, nie brakuje w

Santiago miejsc, w których

można dobrze zjeść, to należy

pamiętać też, że Hiszpanie

przede wszystkim cenią sobie

życie rodzinne. Ci którzy tutaj

są sami lub tylko ze swoją dru-

gą połową również lubią orga-

nizować wspólne obiady czy

asado. Często z właśnie pozna-

ną w Chile "rodziną" czy cho-

ciażby ze znajomymi czy współ-

pracownikami. Tak jak to było

w moim przypadku, kiedy jeden

z ostatnich weekendów spędzi-

łam w domu José Ignacio przy

wielkiej paelli autorstwa Nico-

lasa. I to właśnie te chwile będę

pamiętać z mojej przygody w

Chile najmocniej.

HISZPANIE UWIELBIAJĄ ŻYCIE POZA DOMEM, SPOTKANIA Z PRZYJACIÓŁMI, KOLACJE Z RODZINĄ CZY IMPREZY DO RANA.

La Ibérica

ZOBACZ W SANTIAGO

35

GWARDZIŚCI PRZED PAŁACEM LA MONEDA

J edną z ceremonii, które można po-dziwiać na placu Konstytucji w San-tiago jest uroczysta zmiana warty

Gwardii Prezydenckiej przed pałacem la Moneda. Gwardziści chronią prezyden-ta republiki oraz pałac , w którym urzę-duje już od czasów kolonialnych. Na gwardii spoczywa również obo-wiązek czuwania nad bezpieczeń-stwem wszystkich poprzednich prezy-dentów kraju oraz szefów obcych pań-stw w trakcie ich wizyt w Chile. To zada-nie wykonują począwszy od momentu ich powitania, a skończywszy na wszyst-kich uroczystościach i innych punktach programu ich wizyt w Chile. Gwardia jest podporządkowana Departamentowi Bezpieczeństwa Pre-zydenta, który jest odpowiedzialny tak-że za eskortę prezydencką towarzyszącą szefowi państwa podczas wszystkich czynności publicznych i prywatnych rea-lizowanych w kraju i za granicą. Poza tym, ochrania jego najbliższą rodzinę oraz dom, w którym mieszka prezydent. Dawniej La Moneda była ochra-niana zarówno przez wojsko jak i cara-bineros, jednak w roku 1932 ówczesny prezydent Arturo Alessandri Palma po-stanowił, iż obowiązek ochrony pałacu prezydenckiego zostanie przekazany wyłącznie tym ostatnim. Od tamtej pory reguła ta jest przestrzegana nieprze-rwanie. Ceremonię zmiany warty można podziwiać co drugi dzień roboczy około godziny 9 rano na Placu Konstytucji przy dźwiękach marszów wojskowych oraz tradycyjnych pieśni chilijskich. Te pierw-sze mają budzić pewność siebie, te dru-gie zachęcać Chilijczyków i turystów do

uczestnictwa w ceremonii. Plac znajduje się pomiędzy ulicami Agustinas, Morandé, Moneda oraz Te-atinos. Stoją na nim dumne pomniki niektórych chilijskich prezydentów, a wokół niego można podziwiać majesta-tyczne gmachy ministerstw, finansów, sprawiedliwości oraz spraw zagranicz-nych. W momencie przybycia kolejnej zmiany gwardii na plac, gwardia ustępu-jąca przekazuje wartę i opuszcza pałac La Moneda. Nowy kontyngent jest zo-bowiązany strzec go przez kolejne czter-dzieści osiem godzin. Dowódcą Gwardii jest porucznik carabineros. Począwszy od 2001 roku istnieje jednostka kobiet-policjantek, stąd nie należy się dziwić widząc panią porucznik wydająca rozkazy korpusowi bezpieczeństwa i gwardzistom. Mundury, które noszą gwardziści są replikami uniformów carabineros z roku 1927.

NANO FERNÁNDEZ GALLARDO

NANO FERNÁNDEZ GALLARDO JEST RE-

DAKTOREM I DYREK-

TOREM URBAN SAN-

TIAGO MAGAZINE ORAZ REDAKTOREM BARRIO ITALIA TV. TWITTER: @URBANSANTIAGO

AMBASADA RP W SANTIAGO DE CHILE

36

WIZYTA W POLSCE

SMAKI POLSKI Cristóbal del Castillo Camus, historyk pracujący dla Muzeum Historycznego i Wojskowego w Santiago, otrzymał zaskakujący prezent na zakończenie studiów - podróż w wybrane przez siebie miejsce. Wybrał Kraków i Śląsk. Opowiada nam o spacerach po parkach, uczcie wielkanocnej i o rytmie ży-cia w południowej Polsce.

J akie było twoje pierwsze wrażenie po przyjeździe do

Polski? Moje pierwsze wrażenie było dość zaskakujące: trzeba być cierpliwym... W Santiago jeste-śmy przyzwyczajeni, że wszyst-ko dzieje się w biegu, jesteśmy szybko zniecierpliwieni, jeżeli musimy czekać. Na szczęście o

tym aspekcie życia w Polsce uprzedziła mnie wcześniej zna-joma, Justyna, która wyjechała po mnie na lotnisko. Nie pozo-stało mi nic innego jak uzbroić się w cierpliwość i skupić na podziwianiu widoków, space-rowaniu po uliczkach Krakowa i korzystać w pełni tego słowa znaczeniu z pobytu w Polsce.

Co Ciebie najbardziej za-skoczyło podczas wizyty w Polsce? Tego co mnie najbardziej za-skoczyło doświadczyłem w do-mu mojej znajomej, Natalii w Krakowie (byłem tak przez kil-ka dni), a później u Magdy z okolic Gliwic. Tam poznałem, co oznacza prawdziwa polska gościnność - niesłychanie przy-

37

jazna atmosfera, szczera chęć ugoszczenia mnie, je-dzenie, no i oczywiście typo-we polskie trunki. Dane mi było poznać całą paletę sma-ków polskiej kultury kulinar-nej, smak pierogów ruskich i placków ziemniaczanych, Żu-brówkę z sokiem jabłkowym w przytulnym barze na kra-kowskim Kazimierzu, czy też domową nalewkę, idealną w chłodną wiosenną noc. Po-nadto, miałem okazję uczest-niczyć w obchodach Wielkiej Nocy, którą w Polsce świętu-je się zupełnie inaczej niż w Chile. My, Chilijczycy, obcho-dzimy głównie Wielki Piątek i przygotowujemy wtedy spe-cjalne posiłki – głównie ryby i owoce morza. W Wielką Nie-dzielę panuje zwyczaj jedze-nia czekoladowych jajeczek. W Polsce natomiast jajka – te prawdziwe – maluje się, święci w kościele w koszycz-ku, a w niedzielę rano cała rodzina razem uczestniczy w śniadaniu wielkanocnym dzieląc się gotowanymi na twardo jajkami oraz innymi pysznymi smakołykami.

Co najlepiej zapamię-tasz po wizycie w Pol-sce? Tym co najbardziej zapamię-tałem z Polski, to ludzie i pej-zaże. Miałem wiele okazji, żeby rozmawiać z Polakami, zwłaszcza z rodzicami i dziad-kami Magdy na temat historii Polski. Istnieje wiele więzi miedzy Chile a Polską, zwłaszcza w historii najnow-szej, które pogłębiły moje zainteresowanie Waszym krajem. Dlatego też uczę się języka polskiego i planuje kolejne wakacje w Polsce.

AMBASADA RP W SANTIAGO DE CHILE

38

Przyjeżdżając na krócej lub dłużej do innego kraju, od razu, niemal bez-

wiednie zaczynamy szukać punktów odniesienia w nowej codzienności.

Najbliższego sklepu, piekarni, targu, gdzie można kupić dojrzałe pomidory.

Wiemy, ze przyjaźń z rzeźnikiem jest nieoceniona, a adres restauracji, gdzie

karmią „dobrze i tanio” jest na wagę złota. Publikujemy drugą część nasze-

go przewodnika zakupowego po Santiago, dobre adresy i rekomendacje.

Zapraszamy jednocześnie do jego współredagowania, czekając na Państwa

sugestie, rady i pytania.

KUPIĘ, ZJEM, POSZUKAM

K iermasz staroci jest w każdym zakątku ziemi świadectwem epok i przemian, tradycji i mód,

przemijania technologii, po prostu dowodem cią-głości życia w danym miejscu. Dlatego po przyjeź-dzie do nieznanego wcześniej kraju, obok cmenta-rza i bazaru z rękodziełem, ciekawość zaraz mnie pcha do staroci. Powie mi ktoś, że w Chile starzyzna to nie sta-rocie i że nie warto się nawet włóczyć w poszuki-waniu rzeczy trącących myszką. Odpowiem, że ja ich generalnie nie kupuję, tylko szperam, wącham, dotykam, głaszczę i czuję się jakbym była co chwilę w innej epoce. I wcale nie dostaję od tego zawrotu głowy. Bo do Chile rzeczywiście nie przyjeżdżamy po relikty odległych epok. Skoro wyjaśniliśmy so-bie rzeczy pryncypialne, ruszajmy naszym szla-kiem. Szperanie wśród staroci w Santiago zaczynamy od Bio Bio (stacja metra Franklin), gdzie można znaleźć mydło i powidło. Kto chce upiec kilka pie-czeni na jednym ogniu - polecam. Można kupić różyczki do ogrodu, trochę rąbanki, maść na reu-matyzm, torebkę z wężowej skórki, stare książki w dobrej cenie. Mi się wydaje, że jest to miejsce dla „zaangażowanych” włóczęgów i hobbistów. Tam występują najciekawsze i najlepiej zachowane sta-re sprzęty i instrumenty muzyczne, a jak się dobrze rozejrzeć to i tanie okazy starego malarstwa. Wy-prawę na bazar Bio Bio najlepiej zaplanować na cały dzień. Ale jakby ktoś chciał poszwędać się bliżej i przy okazji zobaczyć fajny kawałek Santiago, polecam

spacerek (he, he) Avenidą Brasil od Alamedy do rzeki Mapocho. Pełni wrażeń ze spaceru po praw-dziwej starówce miasta (z pięknymi palmami!) do-cieramy do hangaru (dawna zajezdnia), który jawi się jak przeciwieństwo Bio Bio. Targ jest uporząd-kowany, każdy zna tu swoje miejsce w szeregu, zwłaszcza miejski pachołek i klient. To siedlisko cwaniaków, gdzie niczego nie kupisz okazyjnie, nie wytargujesz, nie pobiesiadujesz, a gdyby nie to swoiste, zwolnione tempo, można by rzec, że lu-dzie jak mrówki kręcą się by nam to co stare odku-rzyć, wypucować, podhajcować i oddać za dwa razy tyle. Tutaj panuje konkret. Jak szukasz dresz-czyku odkrywania i swobody bajania, to idź gdzie indziej. No chyba, że faktycznie ciekawią cię me-ble i metaloplastyka, stare wyroby z miedzi oraz piękne, niepowtarzalne (byleby dotknąć!) wyroby drewniane Mapuchów - stołki, balie, dzieże, niecki, stolnice, kociuby. Te ostatnie piękne, pamiętające tysiące przyrządzonych i wypieczonych w pionier-skich warunkach chlebków… Poza samą przyjem-nością docierania w to miejsce, obok głównej hali gnieżdżącej przede wszystkim meble, napotykasz cały kwartał składzików, zakładzików i warsztaci-ków, gdzie jeszcze nie wytarto kurzu, nie wszystko wywleczono na światło dzienne. Jeżeli nie pasuje ci dłuższa wyprawa spacerem wśród wiekowych palm, wpadasz taksówką w sobotę na Plaza Peru. Ten bazarek to magnate-ria bazarków ze starociami, co również dotyczy cen. Może dlatego tu upodobałam sobie to co ma-lutkie, tycie-tycie: stalówki, szydełka do repasacji

TARGI STAROCI

39

AMBASADA RP W SANTIAGO DE CHILE

pończoch (czy ktoś to jeszcze pamięta?). Ale nie powiem, inne ciekawostki też się trafiają. Ten pla-cyk jest ważny z tego powodu, że skromni bazaro-wi sprzedawcy mają własne najprawdziwsze skle-py, więc jak ktoś jest nowicjuszem, może zawrzeć znajomość na potem, do kolejnych poszukiwań. Żeby w Chile poczuć się jak odkrywcą trzeba poszukać rzeczy typowych dla jego tradycji. Najle-piej blisko i w warunkach pełnego komfortu. Na przykład w ,,caracol”, koło lwów na ulicy… Los Leo-nes. Tu znajdziemy bodaj trzy pięterka obrazów, sztućców, srebrnych naczyń, naczyń ze szkła wyko-nanych przez nieliczne w historii Chile huty, ale za to typowe dla zwyczajów miejskich andyjskiego ludu: kompotiery, dzbany, naczynia na oliwę, ka-rafki, szklanice, flachy, flaszki, butelki, buteleczki, butelczyny… Gdzieśmy jeszcze nie doszli? A no, do Barrio Italia, gdzie w soboty uliczny bazar staroci przepla-ta się z malutkimi restauracjami, sklepikami i spa-cerującymi turystami. Gdzieś między ulicami Cau-polican i Lautaro można poprzebierać w naczy-niach z tradycyjnych stopów, przedmiotach do de-

koracji, poprosić o renowację właśnie zakupionych mebli. Komu zaś nie spodobały się okazy sztuki sta-rej, może parę kroków dalej zapytać o Trece - jed-ną z najbardziej znanych galerii malarstwa w Chile (która czując znak czasów, przeniosła się w to jakże obecnie modne miejsce) i zamiast włóczyć się po ulicy w zimną porę roku, zobaczyć co nowego na warsztacie u współczesnych twórców pędzla. Im bliżej końca roku, tym mniej czasu na nowo-ści sezonowego bazaru staroci przed Municipali-dad de Providencia. Uwierzcie, że to nie miejsce spotkań biznesowych, a towarzyskich. Tego pana co sprzedaje książki z ta panią co starą zastawę, nas – zwiedzających tu, z tymi, co sprzedają gdzie indziej. Na potwierdzenie zaś tezy z pierwszej linij-ki powiem, że od kiedy tu jestem, zawsze widzę ten sam mebel postawiony w grudniu w tym sa-mym miejscu przy Pedro de Valdivia. Na oczach starej lalki, co to właśnie wywraca oczami, utrwala się tradycja myszkowania. No bo przecież nie o prawdziwe zakupy w tym wszystkim chodzi…

Grażyna Machałek, Konsul RP w Chile

es.w

ikip

edia

.org

/wik

i/P

ers

a_B

io_B

%C

3%

AD

o#m

edia

vie

wer/

Arc

hiv

o:G

alp

ones_B

iob%

C3%

AD

o_5.J

PG

„SZPERANIE WŚRÓD STAROCI W SANTIA-

GO ZACZYNAMY OD BIO BIO (STACJA ME-

TRA FRANKLIN), GDZIE MOŻNA ZNALEŹĆ MYDŁO I POWIDŁO. KTO CHCE UPIEC KILKA PIECZENI NA JEDNYM OGNIU - POLECAM”

40

KUPIĘ, ZJEM, POSZUKAM

P ierwszą płytę w Chile kupiłam w sklepie Kind of Blue w dzielnicy Lastarria (ulica Merced

323). Od tamtej pory jest jednym z moich ulubio-nych. Klasyka z najwyższej półki, wydawnictwa dla koneserów i właściciel pasjonat, który sprowadzi dla nas na zamówienie płyty ze Stanów Zjednoczo-nych - to miłe niespodzianki dla melomana. Jak zapowiada nazwa sklepu nawiązująca do słynnej płyty Milesa Davisa, z wizyty zadowoleni będą przede wszystkim miłośnicy bluesa i jazzu, ale zna-leźć tam można również półki z salsą, bossa novą, tzw. muzyką świata czy dobrym popem. Nie wszy-scy wiedzą, że sklep ma również drugie piętro, peł-ne winyli. Jeżeli ktoś szuka muzyki stricte chilijskiej, zwłaszcza współczesnej i mało znanej, powinien wystapić do La Tienda Nacional , kilka kroków da-lej (ulica Merced 389), gdzie odbywają się też spo-tkania z artystami i małe koncerty. Po winyle wybieram się regularnie do sklepu Sonar w podziemiach przy stacji metra Los Leones (Av. Providencia 2209, Paseo Las Palmas, 2209, lokal 017). Tamtejsze półki wypełnia głównie rock, pop, elektonika i alternatywa, ale znajdą też coś dla siebie miłośnicy jazzu, bluesa i klasyków laty-noamerykańskich. To tu kupuję limitowane wyda-nia winyli czy strony B wydawnictw. Są też płyty i koncery na DVD. Sonar to kolejny sklep, w którym właściciel doskonale wie co ma w ofercie i można z nim spędzić całe godziny na rozmowach o swoich ulubionych artystach czy koncertach życia. Płyty i winyle sprowadza też na zamówienie. Wyprawa w okolice metra Los Leones będzie tym bardzej owocna, że poza wspomnianym skle-pem Sonar, znajdują się tam też inne: Disquería Billboard (Providencia 2124 Local 5, Galería Bou-levard Drugstore), Funtracks (Nueva de Lyon 029) i Needle Vinyls (Avenida Providencia 2124, Galeria Drugstore), gdzie poza muzyką można kupić też stylowe adaptery. Moją wielką trójkę ulubionych muzycznych miejsc w Santiago zamyka rynek staroci Bío Bío przy metrze Franklin ze stoiskiem pana Orlando na czele (Galpon 5, stoisko nr 100). Wielki fan Elvi-sa Presleya sprzedaje winylowe perły i perełki, wy-

dawnictwa z lat 60-tych czy 70-tych, klasyków i artystów, którzy święcili kiedyś triumfy, ale dziś pamiętają o nich tylko pasjonaci. Choć jego stoisko nie jest duże, wizyta i rozmowa z Orlando może stać się prawdziwą kopalnią wiedzy i nowych inspi-racji. Po prostu nie można wyjść od niego z pusty-mi rękami. Zwłaszcza jeżeli ktoś kocha funk, sambę albo bossa novę. Dodatkowym atutem jest fakt, że każdy winyl można przesłuchać, a ceny zaczynaja się już od kilku tysięcy pesos. Na Bío Bío warto zresztą rozejrzeć się dookoła. Rynek staroci pełen jest muzycznych stoisk i zaku-rzonych, wysłużonych płyt, które niejednego jesz-cze mogą uszczęsliwić. Znaleziska bywają napraw-dę zaskakujące. W zeszłym roku kupiłam tam m.in. winyl Ireny Santor za dwa tysiące pesos! Podobne okazje zdarzają się też w malutkich sklepach na Avenida Italia, gdzie właściciele wyprzedając sta-re, używane meble, pozbywają się często starych płyt swoich rodziców czy dziadków. Miłośnicy latynoamerykańskiej, tradycyjnej muzyki powinni wybrać się za to do sklepu Disco-manía niedaleko Plaza de Armas (ulica 21 de Mayo 583, lokal 894), który działa tam od lat 50-tych. Cueca, musica andina, folklor, etno, Nueva Can-cion Chilena, Canto Nuevo, bolero, tango – do wy-boru do koloru. Discomanía ma też stronę interne-tową, przez którą działa jak sklep internetowy (www.chilediscomania.com). Warto też śledzić informacje o lokalnych targach muzycznych w po-szczególnych dzielnicach stolicy, z Feria Internacio-nal de la Musica w Centro Cultural Estacion Mapo-cho na czele. Coroczny, kilkudniowy przegląd chilij-skiej sceny muzycznej to świetna okazja na zakup płyty, a przy okazji zobaczenie artysty na żywo (www.feriapulsar.cl) Tym, którzy przed zakupem lubią poczytać sobie o historii tutejszej muzyki al-bo przejrzeć najświeższe recenzje polecam stronę www.musicapopular.cl z wiadomościami ze świata muzyki w Chile. Monika Trętowska, dziennikarka, podróżniczka, korespondent Polskiego Radia. Autorka bloga tresvodka.com

Muzyka

41

AMBASADA RP W SANTIAGO DE CHILE

„WIELKI FAN ELVISA PRE-

SLEYA SPRZEDAJE WINYLO-

WE PERŁY I PEREŁKI, WY-

DAWNICTWA Z LAT 60-TYCH CZY 70-TYCH, KLASYKÓW I ARTYSTÓW, KTÓRZY ŚWIĘ-

CILI KIEDYŚ TRIUMFY, ALE DZIŚ PAMIĘTAJĄ O NICH TYLKO PASJONACI”

AMBASADA RP W SANTIAGO DE CHILE

42

ROWERY

O d ponad czterech lat obserwuję jak kultura rowerowa w Chile rozkwita. Na ścieżkach i

ulicach jest coraz więcej rowerzystów, powstają nowe sklepy z bogatą ofertą, warsztaty, a nawet rowerowe pchle targi, a w każdą niedzielę działa "recreociclovia" (kilka głównych ulic Santiago jest zamknięta w godz. 9-14 i przekazana na użytek sportowo-rekreacyjny—przyp. red.). Cieszę się, że powoli miasto staje się coraz bardziej przychyl-ne dla amatorów dwóch kółek. Jeżeli ktoś zasta-nawia się nad kupnem roweru warto najpierw zrobić rozeznanie co oferuje nam rynek. Dobre sklepy. Na ulicy San Diego w centrum Santiago, nazywanej zagłębiem rowerowym, ma-my kilkanaście sklepów rowerowych, które oferu-ją rowery każdego typu, dla dużych i małych, ta-nie i droższe: kolarki, składaki, bmx’y, rowery miejskie, trekkingowe, górskie i dla dzieci itd. oraz akcesoria i osprzęt rowerowy. Każdy tam znajdzie coś dla siebie. Sklepy te oferują też ser-wis gwarancyjny. Mamy tam popularne marki chilijskie takie, jak Oxford i Bianchi, ale również i zagraniczne Schwinn, Trek, Scott, Schwalbe, Rale-igh. Można tam kupić również polskie rowery marki Kross. Warto wymienić niektóre sklepy znajdujące się przy ul. San Diego: Rey de las Bicicletas (www.elreydelasbicicletas.cl), Bikenew (www.bikenew.cl), Outlet Bicicleta (www.eloutletdelabicicleta.cl), San Diego Bike Shop (www.sdbikeshop.cl), Mundo Bikes (mundobikes.cl), Terrbike (www.terrabike.cl), MKR (www.mkr.cl), MAQ Bike (www.maqbike.cl), Bicicletas Vargas (bicicletasvargas.cl), Caupolican (www.icbikes.cl), czy Esper Bicicletas (www.casaesper.cl). Polecam również sklepy rowerowe (Full Bike, Trek Bicycle, Belda Cycles, Belda Kids, Scott) mieszczące się w Mall Sport przy Av. Las Condes 13 451. Warto zajrzeć również do sklepów inter-

netowych www.beldabikes.com czy www.urbant.cl. I jeszcze dwa linki dedykowane miłośnikom i użytkownikom rowerów - www.chilebikes.cl i www.bicicultura.cl. Wściekli rowerzyści. A dla tych najbardziej zagorzałych polecam śledzenie strony interneto-wej Movimiento de Ciclistas Furiosos, czyli Ruchu Wściekłych Rowerzystów, gdzie znajdziecie cieka-we informacje i zapowiedzi wydarzeń związanych z promocją kultury rowerowej. - www.furiosos.cl Warto pamiętać, że rząd chilijski i władze miejskie zapowiadają rozwój systemu ścieżek ro-werowych w całym kraju. Tylko w Santiago do 2025 roku ma powstać ich w sumie 1000 km, wli-czając już ok. 200 km istniejących. Do tego celu wykorzystane ma być również koryto rzeki Mapo-cho przepływające przez miasto. Do zobaczenia na trasie! Radosław Smyk, sekretarz ds. ekonomicznych Ambasady RP w Santiago.

Na ścieżce rowerowej na ulicy Marin, róg Salvador. W tle

jeden ze sklepów i warsztatów rowerowych z charaktery-

stycznym muralem.

KUPIĘ, ZJEM, POSZUKAM

43

CHILE O POLSCE I POLAKACH W naszym przeglądzie mediów chilijskich chcemy pokazać jak różnorodne są informacje, które kreują wizerunek naszego kraju. Czasem nawet nie-wielka wzmianka o tym co polskie, może mieć znacznie większy wpływ na świadomość czytelników i być dla nich czymś bardziej atrakcyjnym, niż wie-lostronicowe analizy i poważne komentarze z pierwszych stron gazet. Na nasz wybór informacji do biuletynu spójrzmy też z przymrużeniem oka. Tym bardziej, że w Chile słońce świeci naprawdę ostro.

C hilijskie media sporo miejsca poświęciły zaproszeniu przez Michelle Bachelet, pre-zydenta Chile, międzynarodowych eksper-

tów, którzy mają podjąć się analizy i rekomendo-wać zmiany w chilijskim systemie emerytalnym. Wśród nich znalazła się Polka, profesor Leokadia Oreziak ze Szkoły Głównej Handlowej w Warsza-wie. Chilijski portal ekonomiczny Pulso podkreśla jej krytyczny stosunek do systemów emerytal-nych opartych na prywatnych funduszach inwe-stycyjnych.

Dziennik „La Tercera” opublikował całostronico-wy tekst pod znamiennym tytułem „El milagro polaco en educacion”. Artykuł jest poświęcony świetnej pozycji Polski w międzynarodowych ran-kingach, w których ocenia się poziom edukacji w poszczególnych krajach. Dziennikarze gazety pod-kreślają dwie wartości, na których oparta została polska reforma edukacji – autonomia i decentrali-zacja.

„El Mercurio” recenzuje na całej kolumnie ostat-nią książkę Anne Applebaum, której hiszpański tytuł brzmi „El telon de acero. La destruccion de Europa del Este 1944-1956”. Autorem tekstu jest Alejandro San Francisco, profesor Universidad Catolica de Chile.

Dziennikarze sportowi z „La Tercera” wspominają wspaniałą grę Polaków podczas Mundialu w 1974 r. Tekst w całości poświęcony „Orłom Gór-skiego”, ilustruje zdjęcie z pamiętnego półfinało-wego meczu RFN-Polska, na którym Grzegorz Lato walczy z Paul’em Breitnerem.

Wybitny chilijski pi-sarz Jorge Edwards z entuzjazmem pisze w dzienniku „La Segun-da” o wystawie dzieł z kolekcji Grażyny Kul-czyk, zaprezentowa-nych w Madrycie pod

wspólnym tytułem „Każdy dla kogoś jest nikim”. Podkreśla jej nie tylko artystyczne, ale i ważne intelektualne przesłanie.

Juan Antonio Munoz, dziennikarz muzyczny z ga-zety „El Mercurio”, dość krytycznie odniósł się do jednej z najważniejszych premier tego roku Tea-tro Municipal w Santiago. Inscenizację opery „Katia Kabanova” czeskiego kompozytora Leosa Janacka nazwał „nierówną”, ale zwrócił jednocze-śnie uwagę na świetny występ polskiego śpiewa-ka operowego Aleksandra Teligi. Nasz bas dał czadu.

Portal Terra prezentuje inicjatywę dziewięciu państw Europejskich, w tym Polski, utworzenia Europejskiego Instytutu Pokoju. Jego celem jest stworzenie mechanizmu skutecznego rozwiazy-wania konfliktów na poziomie globalnym.

El Dia” opisuje wyprawę dwóch chłopców z Coqu-imbo, Rubena (l.13) i Claudio (l.10), do Polski. „Ich marzenia się spełniły” pisze dziennikarz o ich wi-zycie, która była możliwa dzięki wymianie ucz-niowskiej między gimnazjami im Jana Pawła II w Lubinie i Coquimbo.

PRASA CHILIJSKA

44

WITAMY NA KOŃCU ŚWIATA Fizyk, a może architekt? Tancerka czy gita-rzystka? Znawca X Muzy albo projektant najbezpieczniejszego statku pasażerskiego na świecie? A może po prostu dobry czło-wiek? Kto wie, kim będą te maluchy w przyszłości. Rośnie nowe pokolenie Pola-ków, którzy urodzili się tu w Chile. Pokazu-jemy ich dziś i trzymamy kciuki. Jedno wie-my na pewno – już teraz są zupełnie wyjąt-kowi. Kolumnę objął patronatem Klub Ma-łego Polaka w Chile (www.klubpolaka.cl).

Gabriela Rodzice: Anita Dzie-ciątkowska i Franci-sco Briceño Wzrost, waga: 52 cm, 3,400 kg Kim będzie w przy-szłości? Według mamy: tan-cerką i poliglotką Według taty: gita-rzystką klasyczną

Lucas Rodzice: Justyna Skro-bańska i Cristián Maze Wzrost, waga: 51 cm, 3,265 kg Kim będzie w przyszło-ści? Według mamy: kryty-kiem filmowym Według taty: projektan-tem statków

Ignacio Rodzice: Ula Wno-rowska i Mauricio Javier Fuentes Vega Wzrost i waga: 51 cm, 3,890 kg Kim będzie w przy-szłości? Wg mamy: naukow-cem i odkrywcą (tak jak Ignacy Domeyko, zresztą znajomi nazywają go już "mały Domey-ko") Wg taty: mam nadzieję że będzie dobrym czło-

wiekiem.

Miłosz Humberto Rodzice: Agnieszka Aniela Muchalska i Humberto Alejandro Carrasco Gomez Wzrost, waga: 55 cm, 4,380 kg Kim będzie w przyszło-ści? Według mamy: Hmm… wielkim (oby nie do-słownie, bo i tak urodził się dość duży : ), kocha-nym i kochającym człowiekiem oraz wspaniałym lekarzem medycyny lub biorąc pod uwagę tradycje rodzinne – architektem. Według taty: wynalazcą w dziedzinie fizyki

KLUB MAŁEGO POLAKA

45

M am na imię Pędzel. Podobno dlatego, że

mój ogon trochę go przypomina. Jestem

psem pani Ambasador RP w Chile. I jestem z tego

bardzo dumny. Jednak nie zawsze tak było.

Wcześniej wałęsałem się sam po ulicach Santia-

go. O takich jak ja mówi się tu różnie,

„vagabondo” albo „callejero”. Miałem kiedyś

dom, ale ktoś mnie z niego wyrzucił. Nie pamię-

tam już kiedy i dlaczego. A może nie chcę pamię-

tać? Kiedy znalazłem się na ulicy byłem często

bardzo głodny, było mi zimno i czasami bardzo

się bałem. Szczególnie jak robiło się ciemno, a ja

przecież jestem taki mały. Pewnego dnia (nawet

nie wiedziałem, że to był pierwszy dzień świąt

Bożego Narodzenia) postanowiłem przecisnąć się

przez płot pewnego domu. Nawet nie wiem dla-

czego to zrobiłem. Coś kazało mi to zrobić i już.

Nagle wyszła z niego jakaś pani (dopiero później

dowiedziałem się, że jest panią ambasador i jest

bardzo ważna), krzyknęła i złapała się za głowę.

Czułem, że się strasznie mnie przestraszyła. Nie

ukrywam, że mi też trzęsły się nogi ze strachu. Po

chwili popatrzyła jednak na mnie tak, że byłem

pewny że z nią zostanę. Dała mi kawałek parów-

ki, pogłaskała i zaraz poszliśmy na pierwszy spa-

cer. Trzymała mnie na długiej czerwonej wstążce,

bo przecież nie miała smyczy. Wyglądałem tro-

chę głupio, a koledzy zza rogu strasznie się ze

mnie naśmiewali. Nie myślałem jednak wtedy o

tym. Byłem po raz pierwszy od bardzo dawna

naprawdę szczęśliwy. Sądziłem przecież że znala-

złem się na ulicy bez wyjścia. Jednak w końcu

udało mi się je znaleźć. Dlaczego? Nie umiem od-

powiedzieć.

CALLE

SIN SALIDA

ZWIERZAK