36
Pismo Uczniów Prywatnego Gimnazjum i Liceum im. I. J. Paderewskiego Maj - Czerwiec 2010 Playground AC DC Noc Kultury Slash Love never dies Murakami MIETEK JURECKI Specjalnie dla nas PODBIJAMY ŚWIAT! I b w Londynie, II a w Wiedniu, a Comenius w Hiszpanii Prezydent Liceum Paderewskiego Rozmowa z Tomkiem Stykiem

Playground, Maj - Czerwiec 2010

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Pismo Uczniów Prywatnego Gimnazjum i LO im. Paderewskiego w Lublinie (The magazine of Paderewski Private Grammar School in Lublin)

Citation preview

Pismo UczniówPrywatnegoGimnazjum i Liceumim. I. J. Paderewskiego

Maj - Czerwiec 2010PlaygroundAC DC ✹ Noc Kultury ✹ Slash ✹ Love never dies ✹ Murakami

MIETEK JURECKISpecjalnie dla nas

PODBIJAMY

ŚWIAT!I b w Londynie,II a w Wiedniu,a Comenius w Hiszpanii

Prezydent LiceumPaderewskiegoRozmowa z Tomkiem Stykiem

Paderewski zdobywa świat: Wiedeń, Londyn, Murcia. Fot. na okładce: Joanna Wośkowska

Maj&Czerwiec {Szkoła}04 _ Ewaluacja! Podsumowanie roku 2009/10

06 _ Jak leci Konkurs "Padermatyk" // Matury // Pomoc powodzianom // Pożegnanie Maturzystów // Dzień Dziecka w Paderewskim

08 _ Chór Akademos "We are the world" na koncercie i w studiu nagrań

09 _ Teatr "Makaron" - Debiut teatru Libretto

11 _ Relacja II A w Wiedniu

12 _ Relacja Good save the Queen - I B w Londynie

{Świat}10 _ Comenius W słonecznej Hiszpanii

14 _ Amnesty International Obrzezanie kobiet - bolesna tradycja // Pilna akcja: Tybetański pisarz więźniem sumienia

{Ludzie}16 _ Gimnazjum Manga - rozmowa z Nicole Stańczak

18 _ Liceum Prezydent Liceum Paderewskiego - rozmowa z Tomkiem Stykiem

20 _ Idol Gigant gitary - rozmowa z Mietkiem Jureckim

{Po szkole}23_ Muzyka Hells Bells - Koncert AC DC

24_ Muzyka Slash - Powrót ikony rock'n'rolla

27_ Musical Upiór 2: Love never dies

26 _ Teatr Głód Knuta Hamsuna w Noc Kultury

27 _ Literatura Japoński minimalizm Murakamiego

28 _ Language Qeens thousands years ago

30 _ Nauka Pięćdziesiąt lat lasera

31 _ Technika Czwarty stary komputer: Spektrum

32 _ Sport Mundial otwarty // Nietypowa F1

36 _ Rysunek Karoliny Tomaszewskiej

{Humor}34 _ Z przymrużeniem Wasze pytania do Judyty

35 _ Humor Kto zmienia żarówki // British humour

[ Od Redakcji ] Za chwilę wakacje! Ale zanim zaczniemy dwumiesięczną przerwę od szkoły, zapraszam do podsumowania ostatnich dwóch miesięcy roku szkolnego 2009/10. Były to miesiące wytężonej pracy (i ostatni dzwonek dla tych, którzy wcześniej nie mieli na nią czasu), ale mimo to już od maja dało się wyczuć swobodnią atmosferę lata. W maju wiele klas wybrało się na wycieczki, nawet do Londynu (1b) czy Wiednia (2a), a w czerwcu dziewięciu uczniów wyjechachło do Hiszpanii na trzecie spotkanie uczestników programu Comenius. Relacje z tych wyjazdów znajdziecie w tym numerze Playgroundu. Możecie przeczytać również o tym, co działo się na miejscu, nie tylko ostatnio, ale przez cały rok. W tym miejscu chciałabym zwrócić szczególną uwagę na podsumowanie największych sukcesów uczniów Paderewskiego. Wszystkim uczniom naszej szkoły gratulujemy tegorocznych osiągnięć i oczywiście życzymy wspaniałych wakacji. Do zobaczenia we wrześniu!

Olga Osuchowska

OPIEKUN REDAKCJI Pani Katarzyna SarzyńskaNACZELNA Olga OsuchowskaREDAKCJA Mateusz Cytryński ▪ Zuza Dziewiela ▪ Weronika Herbet ▪ Agnieszka Grygiel ▪ Ala Janusz ▪ Adrianna Kępińska ▪ Mateusz Kusio ▪ Weronika Skowera ▪ Karolina Tomaszewska ▪ Joanna WośkowskaWSPÓŁPRACA Pan Michał Orłowski

DRUK XEROFAX [Nadbystrzycka 20/8][[email protected]] [81 441 80 86]

www.playground.paderewski.lublin.plplayground@paderewski.lublin.pl

4 The Great Evaluation

Ida Jóźwiak (III x) jest laureatką konkursu matematy-cznego KO oraz konkursu krasomówczego KO.Aleksandra Frączkiewicz (III x) jest laureatką konkursu krasomówczego KO.Izabela Urbanek (III x) została laureatką konkursu języka angielskiego KO, a także lureatką ogólnopolskiej olimpiady j. angielskiego OLIMPUS 2010.Rafał Wysokiński (III x) został laureatem konkursu matematycznego KO. Rafał oraz Michał Kreft (II x) są laureatami XIV edycji wojewódzkiego Konkursu Matematycznego im. Ks. Dra F. Jakóbczyka, laureatami ogólnopolskiej olimpiady matematycznej OLIMPUS 2010, a  także otrzymali wyróżnienia za wyniki w  Międzynarodowym Konkursie „Kangur Matematy-czny”.Tina Radfar (II x) została laureatką konkursu j. francuskiego KO.Hubert Pomorski (III x) zajął 11 miejsce w finale VII Ogólnopolskiego Konkursu Wiedzy Informatycznej Uczniów Szkó ł Gimnazjalnych pod patronatem Kuratorium Oświaty w Szczecinie (brało udział ponad 1200 uczniów, do finału przeszło 32)

Joanna Wytrzyszczewska, Klaudia Szymańska, Marek Danelczyk, Michał Wronecki oraz Mateusz Cytryński uzyskali wyróżnienia za wynik w Międzynaro-dowym Konkursie „Kangur Matematyczny” organizo-wanym przez Towarzystwo Upowszechniania Wiedzy i Nauk Matematycznych oraz UMK w Toruniu.

Mateusz Cytryński i Michał Wronecki są laureatami ogólnopolskiego konkursu PANDA 2010 dla klas I

Mateusz Cytryński, Agata Borowiec, Agnieszka Grygiel i Monika Firych są laureatami ogólnopolskiej olimpiady j. angielskiego OLIMPUS 2010, Mateusz Błażejewski został laureatem ogólnopolskiej olimpiady matematycznej OLIMPUS 2010, zaś Tomasz Grygiel i  Małgorzata Borowiec są laureatami ogólnopolskiej olimpiady matematycznej OLIMPUS 2010.

Mateusz Cytryński, Michał Wronecki, Mikołaj Cygan, Mikołaj Kreft, Rafał Wysokiński oraz Joanna Wytrzyszczewska to laureaci ogólnopolskie-go konkursu MULTITEST 2009 z matematyki.

Dominik Chomicki zajął II miejsce, Mateusz Filip III miesce, Małgorzata Borowiec VII miejsce, Ida Jóźwiak XV miejsce, Aleksandra Łukasik XVII miejsce w III edycji międzyszkolnego konkursu języka hiszpańskiego (organizowanym przez Liceum Sobieskiego).

Aleksandra Frączkiewicz, Joanna Rutkowska i Michał Moskal zajęli zespołowe III miejsce w V edycji międzyszkolnego konkursu wiedzy o Francji organizo-wanym przez PROF-EUROPE Lublin.

Aleksandra Łukasik, Mateusz Błażejewski i Michał Kreft to finaliści konkursu j. angielskiego „Lublin – My candidate for the European Capital of Culture” organizowanego przez Gimnazjum nr 11.

Joanna Wytrzyszczewska otrzymała wyróżnienie indywidualne za rolę w spektaklu „Makaron” wystawionym przez Teatr „Libretto” PGLO im. I. J. Paderewskiego w Lublinie w ramach Przeglądu Teatrów Młodzieżowych i Kabaretów Młody Teatr – Scena Młodych 2010.

Ewa Ostrowska otrzymała I nagrodę, Aleksandra Łukasik II nagrodę, Aleksandra Nóżka i Anna Czajkowska III nagrodę, a Agata Piotrowska i Anna Choina wyróżnienia w I Międzyszkolnym Konkursie Autorskiej Poezji i Prozy.

Aleksandra Łukasik jest laureatką X Ogólnopolskiego Konkursu Recytatorskiego im. Józefa Czechowicza.Wiktor Łukasik, Michał Wiszniewski i Agata Piotrowska to laureaci XVI edycji konkursu "Wydajemy własną książkę".Aleksandra Łukasik zajęła II miejsce, Katarzyna Obroślak III miejsce, a Izabela Popko zdobyła wyróżnien ie w I Międzyszko lnym Konkurs ie Recytatorskim "Wiersz o ojczyźnie".

Nicole Stańczak jest finalistką Powiatowego Konkursu Plastycznego na znaczek pocztowy Wspólnie mówimy "NIE" przemocy.

W tym roku szkolnym wszyscy odnieśliśmy wiele sukcesów. Mamy przyjemność zaprezentować listę uczniów, którzy szczególnie wyróżniają się swoimi osiągnięciami. Gorąco gratulujemy!

GIMNAZJUM

LICEUMAleksandra Winiarska (II c) jest stypendystką Prezesa Rady Ministrów w roku 2009/10.

Karolina Nizioł (II c) została laureatką ogólnopolskiej olimpiady z języka rosyjskiego.Mateusz Kusio (I b) jest laureatem ogólnopolskiej olimpiady z historii, a także zajął III miejsce w Wojewódzkim Konkursie Muzyczno - Literackim „Muzyka Fryderyka Chopina muzyką wszystkich Polaków” pod patronatem Marszałka Województwa Lubelskiego oraz Lubelskiego Kuratora Oświaty.

Olga Osuchowska (I b) jest finalistką ogólnopolskiej olimpiady filozoficznej.Tomasz Styk (III c) został laureatem w zawodach II  stopnia olimpiady biologicznej szczebla wojewódz-kiego, a także przeszedł do etapu wojewódzkiego olimpiady wiedzy ekologicznej.

Wojciech Natkaniec (I d) oraz Jakub Piotrowski (I c) przeszli do II etapu okręgowego olimpiady z historii,Szymon Dębski i Andrzej Szerej (III b) oraz Alan Malesa (III a) przeszli do II etapu okręgowego olimpiady z ekonomii,Aleksandra Winiarska (II c) oraz Aleksandra Ostrowska i Aleksandra Reszka (III c) przeszły do II  etapu okręgowego olimpiady literatury i języka polskiego.

Daniel Frąk, Aleksandra Kozłowska oraz Mikołaj Gaćkowski przeszli do II etapu okręgowego olimpiady z języka angielskiego. Mikołaj ponadto zajął II miejsce w ogólnopolskim VI Konkursie Fotograficznym „Moja szkoła w obiektywie”.

Aleksandra Kozłowska zajęła I miejsce, Hanna Dropko V miejsce, zaś Dominika Miłosz VII miejsce w IV Międzyszkolnym konkursie Języka Hiszpańskiego.

Uczniowie klasy II a: Justyna Tarkowska, Hanna Dropko, Mikołaj Gaćkowski, Małgorzata Gantner, Paweł Szymończyk, Natalia Zarzeczna, Maria Daniela i Aleksandra Kalbarczyk zajęli III miejsce w  wojewódzkim konkursie prawniczym "Proces amerykański" organizowanym przez KUL.

Drużyna koszykarek zdobyła Mistrzostwo Lublina Szkó ł Ponadgimnazjalnych i zajęła I miejsce w Licealiadzie Wojewódzkiej, zaś drużyna koszykarzy zdobyła Mistrzostwo Województwa oraz Mistrzostwo Lublina Szkół Ponadgimnazjalnych.

GIMNAZJUM I LICEUMChór AKADEMOS zdobył wyróżnienie w VI Konkursie Pieśni Patriotycznej, III nagrodę w Konkursie Poezji, Prozy i Pieśni Patriotycznej "Ojczyzno moja najmilsza" oraz zajął III miejsce w XV Festiwalu Kolęd Puławy 2010. Ponadto w tym roku szkolnym Chór wziął udział w wielu pozakonkursowych prestiżowych projektach. Należało do nich wspólne wykonanie dwudziestu kolęd w opracowaniu Witolda Lutosłaskiego na koncercie "Rodzinne spotkania z muzyką", a także udział w koncercie "Estrada młodych" w ramach IV Lubelskiego Forum Sztuki Współczesnej im. W. Lutosławskiego.

Teatr "Libretto" zdobył wyróżnienie w Konkursie Teatrów Amatorskich Sezon Artystyczny 2010, organizowanym przez Dzielnicowy Dom Kultury SM Czechów.

5

Konkurs "Padermatyk"

Na początku maja nasza szkoła zorganizowała konkurs matematyczny "Padermatyk 2010" dla uczniów klas szóstych szkół podstawowych. Do rywalizacji przystąpiło 82 uczniów, z czego 61 zakwalifikowało się do II etapu. W konkursie przyznano pierwsze miejsce i tytuł Superpadermatematyka 2010, dwa drugie miejsca oraz dyplomy wyróżnienia dla 9 laureatów. Zwycięzcy konkursu zostali nagrodzeni odtwarza-czami mp3 i mp4. Dodatkowo wśród wszystkich uczestników, którzy awansowali do II etapu rozlosowano trzy nagrody specjalne: loty samolotem nad Lublinem.

Matury

Uczniowie trzecich klas liceum mogą odetchnąć z ulgą i nareszcie odpocząć: najtrudniejsze za nimi. Egzaminy życia, zarówno polskie, jak i międzynarodowe, trwały przez znaczną część maja. Więcej o maturze IBO na stronie 12. Wszystkim Maturzystom życzymy wysokich wyników, które zapewnią im indeksy na wymarzo-nych uczelniach.

Dary dla powodzian

26 maja w naszej szkole została zorganizowana akcja zbierania darów dla powodzian z gminy Wilków, w wyniku przerwania wału na Wiśle stracili swój dobytek. Młodzieży, nauczycielom i pracowni-kom szkoły udało sie zebrać ponad 300 kilogramów najpotrzebniejszych artykułów przemysłowych, spożywczych oraz ubrań. Dary zostały przetranspor-towane do Zespołu szkół nr 1 w Opolu Lubelskim.

6 Jak leci

Maj i czerwiec w Paderewskim

7Jak leci

Pożegnanie maturzystów

Pożegnanie maturzystów przygotowane przez klasy drugie przyniosło w tym roku wiele wzruszeń i powodów do szczerego uśmiechu. Część oficjalna obfitowała w nagrody i gratulacje. Najlepsi z uczniów zostali wyróżnieni specjalnymi odznakami. Drugą część, mniej oficjalną, poświęcono na wspomnienia w postaci filmu zmontowanego z nagrań z poprzednich lat. Drugoklasiści wystawili również skecz o Paderewskim. Nie zabrakło oprawy muzycznej - spotkanie umiliły występy muzyczne uczniów, którzy mieli okazję zaprezentować się na szkolnej scenie po raz ostatni. Ogłoszono również wyniki ankiety o tegorocznych maturzystach, którą wcześniej wypełniali uczniowie liceum. Wychowawcy żegnali swoje klasy, którymi (nie bez przyjemności) opiekowali się przez kilka lat. Warto tu przytoczyć słowa sora Macieja Kiwały: „wy tacy duzi, dorośli, a my ciągle w liceum”. Tego dnia pożegnaliśmy także pana Stefana Giordano, który po wielu latach pracy w Paderew-skim przechodzi na emeryturę.

Dzień Dziecka

1 czerwca przedpołudniowe lekcje zostały zastąpione dwoma wydarzeniami. Obchody Dnia Dziecka rozpoczęliśmy od koncertu, na którym uczniowie Paderewskiego zaprezentowali swoje dotychczasowe osiągnięcia w ramach projektu Comenius (więcej na stronie 10). Po uroczystej, ale jednocześnie radosnej gali rozpoczął się coroczny Festiwal Talentów Artystycznych i Naukowych, znany w Paderewskim jako Talent Show. Chociaż na scenie dominowali muzycy (wokaliści i instrumentaliści), to jednak publiczność miała okazję podziwiać także popisy taneczne, rysowanie na żywo i teatr jednego aktora. W plebiscycie na najlepszy pokaz zwyciężyły dwie osoby: Aleksandra Łukasik za monodram pt. Lament paranoiczki oraz Daniel Frąk za wykonanie (śpiew, gitara) utworu Philipa Larue Chasing the daylight (na zdjęciach). Z okazji Dnia Dziecka pojawiło się także specjalne wydanie Playgroundu.

WE ARE THE WORLD! W Dniu Dziecka nauczyciele Paderewskiego zrobili swoim uczniom niezwykły prezent: wystąpili wraz z Chórem Akademos na koncercie w ramach programu Comenius! Ten sam utwór został również nagrany na płytę, którą zaprezentowano na spotkaniu w Hiszpanii.

Kilkanaście lat temu kilkunastu wybitnych amerykańskich wokalistów postanowiło zwrócić uwagę świata na nierówność i niesprawiedliwość. Nasz chór poszedł w ich ślady. W ramach programu Comenius przygotowaliśmy legendarny utwór, zaprezentowa-liśmy go na żywo w "Paderewskim", a także nagraliśmy w studio. Ta piosenka i praca nad nią były niezwykła z kilku powodów. Po pierwsze, mieliśmy okazję pokazać się z zupełnie innej strony. Tym razem nie śpiewaliśmy chóralną barwą, ale każdy z nas miał szansę popisać się jako solowy wokalista lub wokalistka. Podobnie jak oryginał, nasze wykonanie "We are the world" było podzielone na krótkie solówki. Po drugie, na scenie towarzyszyli nam nasi nauczyciele, którzy już od jakiegoś czasu mieli ochotę zaśpiewać ze szkolnym chórem. Na koncercie można było usłyszeć panią Danutę Bednarczyk, sorkę Katarzynę Dzieciuch, sorkę Ewę Kalbarczyk, sorkę Agnieszkę Mikosz, sorkę Barbarę Ostrowską, sorkę Katarzynę Sarzyńską, sorkę Annę Sikorę, sora Tomasza Siwka, sorkę Małgorzatę Szczurek, sorkę Agnieszkę Święch i sorkę Krzysztofę Trzaskowską. Cały skład został nagrodzony burzliwymi owacjami na stojąco! Zaledwie weekend wcześniej, w piątek 28 maja Akademos (tym razem bez kadry) nagrał singiel w studiu Bajm. Nigdy nie pomyślałabym, że

jeden z najbardziej znanych lubelskich zespołów ulokował swoje robocze studio za magazynem pewnego marketu. Chociaż jest ono malutkie, nie można odmówić mu świetnego klimatu i… fantastycznego akustyka, którym jest pan Adam Drath. Nagrywanie "We are the world" (oraz pięciu piosenek przygotowanych przez solistki) dla mnie osobiście było świetną przygodą. Nasz chór wziął udział również w Talent Show. Aby zaprotestować przeciwko majowym ulewowom, wystąpiłyśmy (panowie tym razem wspierali nas na publiczności) z odpowiednim antydeszczowym ekwipunkiem w piosence "Ciągle pada". To na pewno my przyciągnęłyśmy trzydziesto-stopniowe upały! W międzyczasie pracowaliśmy i nadal pracujemy nad repertuarem na najważniejszy chóralny konkurs, organizowany corocznie w ramach programu "Śpiewająca Polska". Pokażemy intrygują-ce połącznie chóru, solistki i fortepianu w piosence "Ta nasza młodość", gospelowe "Down by the riverside", a także obowiązkowy w tym roku folklor. Koncert odbędzie się w Szkole Muzycznej im. Karola Lipińskiego, 19 czerwca o godzinie 18. Zapraszamy!

Olga Osuchowska

8 Chór Akademos

9Teatr

Za parę tygodni minie rok, od kiedy zaczął się nasz teatralny projekt. Scenariusz powstał bowiem na początku wakacji 2009, specjalnie na potrzebę Libretta. Został napisany na podstawie pomysłu sorki Elżbiety Niczyporuk, zaś jego autorką jest pisząca te słowa Olga Osuchowska. Jednak ten etap pracy nie skończył się na jednej czy dwóch wersjach. Razem modyfikowaliśmy tekst, żeby dopasować go do naszej grupy. W końcu ukształtował się jej ostateczny, dziesięcioosobowy skład. Główna rola przypadła Asi Wytrzyszczewskiej, zaś pozostali aktorzy to Olga Dzieciuch, Ola Frączkiewicz, Iga Kurowska, Mateusz Kusio, Kasia Obroślak, Patrycja Skowrońska, Paweł Szymończyk, Karolina Wójcik i ja. Sztuka opowiada o młodej Sudance Makarim, która wraz z rodzicami przeprowadziła się do Polski i rozpoczęła naukę w polskiej szkole. Jej odmienność jest wyzwaniem dla szkolnej społeczności. Uczniowie są tylko ludźmi: bywają fałszywi i niewrażliwi, borykają się z uzależnieniami, dążą do celów po trupach. Na początku Makarim wydaje im się obca albo przynajmniej egzotyczna. Z czasem przekonują się jednak, że pomimo chłodnego przyjęcia nowej koleżanki, mogą na niej polegać. Nasz debiut miał miejsce 26 kwietnia w Chatce Żaka, na konkursie Scena Młodych. Mogliśmy liczyć na bezcenne wsparcie klasy 1 b (do której chodzimy ja i Mateusz), która pojawiła się wśród publiczności . Jury dostrzeg ło Asię Wytrzyszczewską - odtwórczyni głównej roli w naszym spektaklu otrzymała wyróżnienie. Miesiąc później, 25 maja wystąpiliśmy w kolejnym przeglądzie: Sezon Wiosna 2010 w Domu Kultury ABC na Czechowie. Tym razem cała grupa została doceniona wyróżnieniem za autorski spektakl "poruszający problem braku tolerancji". Na "Makaronie" został oparty scenariusz musicalu, który w przyszłym roku zostanie wystawiony na finałowym spotkaniu przedstawicieli szkół partnerskich programu Comenius.

Olga Osuchowska

Libretto serwuje "Makaron"Na początku tego roku szkolnego w Paderewskim uformowała się grupa teatralna Libretto, która działa pod kierunkiem pani Elżbiety Niczyporuk. Niedawno można było obejrzeć pierwsze efekty wtorkowych prób. Libretto wystawiło autorską sztukę pod tytułem "Makaron".

Spotkaliśmy się w HiszpaniiW drugim tygodniu czerwca miało miejsce trzecie spotkanie uczestników programu Comenius. Tym razem reprezentanci szkół z sześciu państw spotkali się w gorącej Hiszpanii.

10

Wyjazd był dla nas przede wszystkim świetną zabawą. Wszyscy zostaliśmy bardzo ciepło przyjęci przez Hiszpanów. Część naszej grupy mieszkała w hostelu w mieście Murcia, zaś reszta przez cały tydzień gościła w domach hiszpańskich uczniów, w położonym niedaleko miasteczku Alguazas. Jednak i tak spędzaliśmy razem tyle czasu, że to praktycznie nie miało znaczenia. Do pokoju wracałyśmy tylko na nocleg. Cały, międzynarodowy zespół Comeniusa był tym razem stosunkowo nieliczny (z Polski przyjechało osiem osób, z pozostałych szkół po dwie), dlatego bardzo szybko zintegrowaliśmy się. Gospodarze pokazali nam mnóstwo ciekawych miejsc, zabrali nas na targi i do sklepów. W trakcie wyjazdów zwiedzaliśmy miasto, w którym nie brakuje wiekowych zabytków. Miłym akcentem na

zakończenie spotkania w Hiszpanii była impreza przy basenie przygotowana specjalnie przez Hiszpanów (my też taką zaplanujemy!). Przed południem wspólnie pracowaliśmy w szkole nad naszym partnerskim projektem. Zobaczyliśmy i omówiliśmy wszystkie przygoto-wane wcześniej prace: prezentacje multimedialne, filmy, nagrania. Odbyły się także dwie tury warsztatów, które prowadziła sorka Anna Dąbska. Pierwsze miały za zadanie jeszcze bardziej nas zintegrować, drugie natomiast były już stricte związane z przeciwdziałaniem przemocy. Razem wypracowaliśmy wnioski, które będą pomocne w przyszłych działaniach związanych z projektem "Żyć w zgodzie. Razem przeciwko przemocy i konfliktom".

Asia Wytrzyszczewska

Comenius

11Reportaż

Nasza podróż rozpoczęła się pierwszego maja w samo południe, na Dworcu Centralnym w Warszawie. Do stolicy niegdysiejszego Imperium Habsburgów przybyliśmy po ośmiu godzinach podróży pociągiem. Wbrew pozorom wcale nie była szczególnie męcząca, a wszystko dzięki ludziom, którzy wprowadzali wesoły nastrój. Naszym wiedeńskim domem został hostel Wombat's, któremu nie brakowało atutów takich jak swobodny dostęp do komputerów i kuchni, chill-out room, bar, bilard, piłkarzyki, jak również informatory o Wiedniu. Posiłki serwowano wedle maksymy "najedz się do syta", dlatego nikt nie mógł narzekać na pusty żołądek. Hostel położony był niemal w centrum Wiednia, skąd mieliśmy blisko do zwiedzania miejsc wartych uwagi. Na wycieczkach towarzyszy ły nam wspaniałe przewodniczki: Ela Forma i Ola Haszcz, absolwentki Paderewskiego i studentki wiedeńskie-go Medizinische Universitat. Dzięki dziewczynom nie tylko nie zgubiliśmy się w stolicy Austrii, ale też zobaczyliśmy niezliczoną ilość wyjątkowych miejsc. Nie sposób omówić wszystkich atrakcji. Podziwialiśmy między innymi Belweder, Ratusz, Pałac Schönbrunn, Kamikadze. Te sześć dni okazało się dla nas świetną lekcją historii. Oczywiście nie zabrakło zabawy. Wpadliśmy nawet do wesołego miasteczka. Ogromny urok Wiednia na pewno nie pozwoli nam zapomnieć o tym, co widzieliśmy i co razem przeżyliśmy. Niestety, wszystko co dobre, szybko się kończy i tak było też z naszym wyjazdem. Wiedniu, jeszcze do Ciebie wrócimy!

Weronika Skowerawe wspópracy z Sorem Miłoszem Mieleckim

Sześć dni w WiedniuNasza dwudziestodwuosobowa załoga razem z kapitanami, Sorem Miłoszem Mieleckim i Sorem Tomkiem Siwkiem po trudnych miesiącach nauki miała okazję trochę się zrelaskować, a jednocześnie zwiedzić "od stóp do głów" stolicę Austrii: Wiedeń.

12 Reportaż

W londyńskim Underground na każdym kroku depczemy napisy "MIND THE GAP". Kiedy wsiądziemy już do kolejki, słychać pełne zdanie: "Mind the gap between the train and the platform", czytane cudownym brytyjskim akcentem. Słowa te będziemy pewnie powtarzać jeszcze długo, przypominając sobie atrakcje Londynu, które większość z nas miała okazję podziwiać pierwszy raz w życiu. Już samo lotnisko Heathrow można uznać za jedną z nich. Dotarliśmy tam przez Monachium, a potem metrem przejechaliśmy na Dover Street, gdzie mieścił się nasz uroczy hostel. Ilość piętrowych łóżek (z wystającymi sprężynami) na metr kwadratowy przekraczała moje zdolności rachunkowe, ale spartańskie warunki sprzyjały rozgrywkom w makao i koedukacji z sąsiadami. Przez pierwsze dni w Londynie panowała prawdziwie brytyjska pogoda: deszcz, deszcz, deszcz. Z tego powodu zaczęliśmy zwiedzanie miasta od zagłębienia się w znane na całym świecie muzea. Muzem of Science oraz Natural History Musem bardzo przypadły nam do gustu. Wieczorem tego samego dnia postanowiliśmy wybrać się na Tower Bridge, by w świetle księżyca podziwiać Tamizę. Następny dzień zaczął się od kawki w Starbucks'. Potrzebowaliśmy dużo energii, bo w planach mieliśmy wszystkie "best ofy" Londynu: Piccadilly i Leicester Square, National Gallery, Wielkiego Benka, Parlament, London Eye. Co chwila błyskały flesze, dzięki czemu mamy bogatą dokumentację wyjazdu i możemy oglądać samych siebie na tle charakterystycznych miejsc. Kolejne takie miejsce to Buckingam Palace, który zobaczyliśmy następnego dnia, oczywiście podczas widowiskowej zmiany warty. Czekając na nią, w pobliskim St. James Park znaleźliśmy zielone leżaczki, na których odpoczynek kosztował nas po 1.5 £ za godzinę. Tego samego dnia pojechaliśmy do Muzeum Madame Tussauds. Zachwytów nad woskowym Zakiem Efronem i Robertem Pattisonem nie było końca, a kiedy

emocje opadły, sfotografowaliśmy się także z Obamą, Britney, Papieżem i innymi osobisto-ściami. Następnie udaliśmy się do British Museum, a pod koniec dnia ogranął nas zakupowy szał na modnej Oxford Street. Przez cały dzień staraliśmy się namówić naszą sorkę Agnieszkę Łobejko, żeby poznać Londyn również od jego innej strony i zobaczyć SoHo by night. Jednak nie było nam dane imprezować do rana. Każdy kolejny bramkarz bezwzlędnie żądał ID - dowodów tożsamości... Kiedy jednak staliśmy przygnębieni na środku Leicester Square, zaczepił nas dosłownie czarujący młodzieniec, który zaprezentował nam moc iluzji. Sztuczki z małymi piłeczkami i kartami poprawiły nam humor, a na pamiątkę dostaliśmy jedną z magicznych kart. Ostatniego dnia stanęliśmy na dwóch półkulach świata jednocześnie. Zajrzeliśmy do Greenwitch, obserwatorium z południkiem 0o, które mieści się w pięknych zabytkowych budynkach na zielonym wzgórzu. Kolejnym punktem programu był szekspirowski Globe Theatre i galeria sztuki współczesnej Tate Modern. Wstąpiliśmy też na Camden Garden, targowisko staroci i rękodzieła, które mnie osobiście bardzo zainspirowało. Zaledwie kilka godzin później, około dziesiątej wieczorem, nastąpiła szybka ewakuacja z hostelu. Do dwudziestej trzeciej musieliśmy złapać ostatenie metro na Heathrow. Tej nocy spaliśmy na lotnisku, bo dopiero o szóstej rano wylecieliśmy z Anglii, za to tym razem bez wizji przesiadek. Tegoroczna majówka pozwoliła nam poczuć klimat Londynu. Na własne oczy zobaczyliśmy nieśmietelne symbole Wielkiej Brytanii i przez parę dni posmakowaliśmy życia w stolicy Królestwa. Przy okazji było nam bardzo miło w swoim wąskim gronie wspominać cztery lata, które razem spędziliśmy oraz dyskutować o przyszłości przy kartach i chińskich zupkach.

Joanna Wośkowska

God save the QueenCała nasza ośmioosobowa klasa mieści się nie tylko w malutkiej sali nr 3, ale nawet w  londyńskiej budce telefonicznej. Mieliśmy okazję dowiedzieć się o tym w trakcie pięciodniowej majówki, którą spędziliśmy w (godnej klasy międzynarodowej) stolicy Wielkiej Brytanii. Wielokulturowy, artystyczny i pełen zabytków Londyn wywarł na nas niemałe wrażenie.

13

Bolesna tradycjaPod tajemniczą nazwą "klitoridektomia" kryje się uwłaczający godności kobiet rytuał – obrzezanie. Polega on na usunięciu części lub całej łechtaczki, czasem również warg sromowych. Zabieg ten, o bardzo drastycznym przebiegu, w Afryce wykonuje się ze względów religijnych na ogromną skalę.

14

Klitoridektomia to traumatyczne wspomnie-nie z dzieciństwa. Jak informuje UNICEF, codziennie aż 6 tysięcy dziewczynek w wieku 4-13 lat przechodzi ten straszliwy rytuał. W efekcie dzisiaj w 28 krajach żyje 130 milionów obrzezanych kobiet. Obrzezanie jest praktykowane głównie przez plemiona Afryki Środkowej oraz (od niedawna legalnie) w Egipcie. Zgodnie z tradycją, przeprowadza się je również w Etiopii, Kenii, Sudanie, Somalii, Czadzie. Ze względu na falę przyjeżdżających emigrantów, problem wkrótce może zacząć dotyczyć również Europy. W mniej rozwiniętych krajach rytuał wiąże się z niewyobrażalnym bólem, a także poważnymi problemami zdrowotnymi, ponieważ w trakcie "zabiegu" pomija się podstawowe zasady higieny. Wykonują go ludzie bez wykształcenia medyczne-go (z arabskiego halaleiso), którzy pobierają opłatę za samo okaleczanie. Nikogo nie interesują niegojące się później rany. Rany te bywają bardzo dotkliwe. Nierzadko do usunięcia kobiecych narządów płciowych stosuje się jedynie wrzątek, a fragmenty ciała są zeskrobywane. Inna metoda to wprowadzanie

żrących substancji po wcześniejszym nakłuwaniu, wycinaniu, naciąganiu, przekłuwaniu, przypalaniu i skrobaniu łechtaczki. Czasem całe narządy płciowe kobiet są po prostu wycinane. Kolejny krok to zaszycie pochwy. Pozostawiany jest jedynie mały utwór, a pomiędzy szwami umieszcza się niewielką słomkę, służącą do odprowadzania płynów. Okaleczanie, zwłaszcza przymusowe i brutalne, jest bezwzględnie niegodziwe i nieludzkie. Tym bardziej przeraża fakt, że obrzezanie kobiet przeprowadza się z woli rodziców dziewczynek, zresztą zwykle przy ich udziale. Wierzą oni, że rytualny "zabieg" zapewni córce szczęście, "czystość" i szybkie znalezienie męża. Zazwyczaj dokonuje się go na kilku dziewczynkach na raz i towarzyszy mu podniosła, świąteczna atmosfera. Inaczej jest w Etiopii, gdzie młode kobiety są porywane, gwałcone, a następnie obrzezane i zmuszane do ślubu z oprawcą, gdyż wraz z dziewictwem dziewczyna traci szansę na znalezienie innego męża i satysfakcjonujące życie. Chociaż wiele organizacji międzynarodo-wych (włącznie z Amnesty International) stara się informować o problemie, do tej pory nie podjęto skutecznych działań przeciwko obrzezaniu kobiet, na przykład poprzez edukację afrykańskich plemion. Klitoridektomia nie dotyka kobiet w krajach wysoko rozwiniętych, dlatego społeczność międzynarodowa nie zdaje sobie sprawy ze skali tego okrutnego rytuału. Brutalne okaleczanie narządów płciowych jest mało medialne, więc wciąż pozostaje tematem tabu. Niestety nasza błoga nieświadomość dla milionów kobiet jest równoznaczna z ogromnym cierpieniem, któremu nikt nie zapobiega. Otwórzmy oczy. To się dzieje naprawdę.

Joanna Wośkowska

Amnesty International

15

Tagyal, 47 lat, jest głośnym tybetańskim uczonym i pisarzem, autorem książki "The Line between Sky and Earth", opisującej grozę protestów w 2008 roku. 23 kwietnia oficerowie bezpieczeństwa zabrali pisarz wydawnictwa, w którym pracował, w mieście Qinghai, we wschodnich Chinach. Później tego samego dnia urzędnicy udali się do jego domu i skonfiskowali dwa komputery. Następnego dnia, około 2.30 rano urzędnicy wrócili do domu pisarza, informując rodzinę pisarza o zatrzymaniu go. Uważa się, że Tagyal przetrzymywany jest w Ośrodku Zatrzymań Xining, stolicy prowincji. Pomimo kilku prób nikomu nie udało się go odwiedzić. Tybetańczycy pozostający pod nadzorem policji, zwłaszcza zatrzymani pod zarzutami inspirowania do separatyzmu są często poddawani torturom i innym formom złego traktowania. Tagyal cierpi z powodu słabego wzroku oraz dolegliwości trawiennych. Zatrzymanie Tagyala zostało po raz pierwszy nagłośnione na blogu, który wkrótce zablokowano. Autorzy bloga zasugerowali, że aresztowanie pisarza było spowodowane publikacją

napisanego przez Tybetańczyka w dniu 17 kwietnia listu otwartego. Podpisany również przez kilku innych tybetańskich uczonych i artystów, list wyraża kondolencje dla ofiar trzęsienia ziemi, które 14 kwietnia nawiedziło Qinghai. Brak informacji o zatrzymaniu innych sygnatariuszy listu.

ZAREAGUJ. Napisz apel w obronie Tagyala i przed 1 lipca wyślij go na adres:

Director of the Qinghai Provincial Department of Public Security He Zaigui Tingzhang Qinghaisheng Gong'anting 1001 Fang, 10 Ceng Gong’antingdalou Xiningshi 810000 Qinghaisheng People's Republic of China

(Użyj formy grzecznościowej Dear Director (Szanowny Panie Dyrektorze)).

PILNAAKCJA

Tybetański pisarz więziony w Chinach23 kwietnia tybetański pisarz i uczony Tagyal został zatrzymany pod zarzutem "podżegania do separatyzmu". Amnesty International uznaje go za więźnia sumienia i  alarmuje, że Tybetańczykowi grożą tortury i inne formy znęcania się.

Lepiej zapal świecę, niżbyś miał przeklinać ciemność

Amnesty International (od 20 lat w Polsce!)

Patrz i rysuj Nicole Stańczak to specjalistka od mangi. Jej prace mogliśmy ostatnio oglądać na wystawie w dolnym korytarzu Paderewskiego. Pla Playgroundu, Nicole opowiada o ulubionym stylu, który jednocześnie jest jej wielką pasją.

16

PLAYGROUND: Na pewno nie raz słyszałaś pytanie "Kto nauczył Cię tak rysować?"…

NICOLE: Jestem samoukiem, inspiruję się tym, co widzę i słyszę. Nie znam się na rysowaniu jako takim, za to od dawna interesuję się mangą. Swoje rysunki zaczęłam doskonalić około V klasy, a moje pierwsze szkice przypominające mangę sięgają przedszkola. Jako mała dziewczynka często rysowałam z koleżankami na szkolnym korytarzu. Kiedy uczyłam się w pierwszych klasach podstawówki, panowa ła moda na komiks „W.I.T.C.H.”, który starałyśmy się kopiować. Co prawda nasze rysunki były raczej podróbką tego stylu, ale coś się już się wtedy we mnie zrodziło, chciałam rozwijać w tym kierunku. Oglądałam mnóstwo obrazków w Internecie i uznałam, że manga jest po prostu magiczna, czarująca. Ja też chciałam tworzyć coś podobnego. Próbowałam naśladować rysowników tak długo, aż mi się uda - i chyba w jakimś stopniu się udało. Razem z kolegami założyłam wytwórnię „Zryty komiks”. Na lekcjach rysowaliśmy komiksy po kadrze, podając sobie kartkę. W ten sposób powstała moja g a l e r i a i n t e r n e t o w a , w w w. z r y t y k o m i k s . deviantart.com. Obecnie nadal umieszczam w niej swoje prace.

Wielu młodych ludzi próbuje swoich sił w rysowaniu mangi. Co sprawia, że ten styl jest tak popularny?

Myślę, że zwłaszcza dla najbardziej zaangażowa-nych fanów mangi nie jest ona tylko stylem rysowania, ale wręcz filozofią, nawet jeśli brzmi to dziwnie. Ale to dopiero początek. Manga sama w sobie jest stosunkowo łatwa do opanowania, a przy tym może być dobrym wprowadzeniem do realizmu i wielu innych stylów, ponieważ naukę rozpoczyna się od proporcji. W realizmie rysujemy postaci tak, jak je widzimy, co początkującym może sprawiać problemy. Natomiast w mandze rozrysowujemy schematy blokowe. Na przykład wysokość człowieka to wysokość jego siedmiu głów,

chociaż nie jest to sztywna zasada. Zdarzają się postaci mające po pięć lub sześć głów wysokości. Zresztą manga to szerokie pojęcie i dlatego moim zdaniem każdy jest w stanie nauczyć się tak rysować. Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że oprócz szczerych chęci przyda się samokontrola i determinacja do podejmowania kolejnych prób. Poza tym, w osiągnięciu zamierzonych efektów pomaga zdolność obserwacji, dostrzegania podobieństw i różnic między postaciami czy przedmiotami. Zachęcam do prób, a w razie problemów zapraszam do mnie.

Co dla Ciebie jest najtrudniejsze w rysowaniu?

Jak na razie ograniczam się głównie do postaci. Próbuję rysować obiekty, ale nie wychodzą mi tak dobrze. Chociaż najgorsze są chyba konie. Wyglądają, jakby były przejechane walcem drogowym. Póki co, nie proście mnie o jednorożce, na pewno nie wyjdą magicznie. Kolejną rzeczą, której nie potrafię rysować są dłonie. Wiele razy zwracano mi uwagę, że dziewczyna na obrazku ma dwie lewe dłonie albo że są zbyt małe. Ale będę ćwiczyć i kiedyś na pewno się tego nauczę.

Czy masz swój ulubiony rodzaj mangi?

Jeśli dobrze pamiętam, zaczynałam od shoujo. Podziwiam Naoko Takeuchi, autorkę „Sailor Moon”. Podoba mi się sposób, w który rysuje długie nogi i długie palce. Z kolei w czasach piątej, szóstej klasy zrobiłam około tysiąca rysunków pod tematem „Naruto”, dlatego mam dużo naleciałości z tego stylu. Twarze są w nim bardziej proporcjonalne, więc oczy mniejsze niż w typowej mandze. Myślę, że pomogło mi rysowanie tych twarzy z różnej perspektywy. Dzisiaj doceniane są na przykład moje chibi, czyli zdeformowane postacie o wielkich głowach i bardzo małych ciałkach, zwykle o wysokości dwóch głów. Tak naprawdę, rysuję po prostu po swojemu. Łączę te wszystkie style, a moją obecną inspiracją są elementy podpatrywane

Wywiad: Gimnazjum

17

u różnych artystów w serwisie DeviantArt. Jednak nie kopiuję wszystkiego z jednej pracy, tylko wybieram sobie poszczególne elementy, do których później upodabniam elementy własnych rysunków. W ten sposób zbieram sobie w głowie „bazę danych”, którą wykorzystuję do tworzenia postaci tak, aby każda wyglądała inaczej.

Zdarza Ci się opierać swoje rysunki na stylu innym niż manga?

Kiedyś próbowałam rysować martwą naturę, ale teraz mi to nie wychodzi. Wszystko, co spróbuję narysować, zostaje przez innych uznane za mangę. Parę razy mnie to dobiło, ponieważ bardzo starałam się sprawić, aby rysunki wyglądały inaczej. Ale i tak zawsze słyszę „to jest manga”.

Czym najbardziej lubisz rysować?

Miałam tablet (już z niego nie korzystam, bo piórko się zgubiło), ale nie umywało się do kartki i ołówka. Najbardziej lubię ołówki miękkie aż do przesady, w rodzaju 9B lub nawet 12B. Trudno się je ściera, ale bardzo ładnie wyglądają rysowane nimi włosy i oczy. Ostatnio polubiłam też cienkopis. Kiedyś próbowałam tuszu i wychodziło mi całkiem nieźle, dopóki tusz się nie rozmazywał. Natomiast do kolorowania używam kredek akwarelowych, zwłaszcza tych firmy KOH-I-NOOR. Są bardzo miękkie, wygodne, można uzyskać wiele intensywnych kolorów. A jeśli coś nie wyjdzie, można je rozmazać wodą i da się łatwo pomalować szczeliny między kolorami.

Rysowanie to po prostu Twój sposób na spędzenie wolnego czasu, czy może łączysz z rysunkiem swoje plany na przyszłość?

Mama radzi, żebym została dekoratorem wnętrz, ale nie sądzę, żebym miała wystarczającą wyobraźnię przestrzenną. Z kolei tata powiedział, że mogłabym projektować suknie ślubne. Ja sama na razie myślę raczej o kształceniu swoich umiejętności języko-wych, ale kto wie, jak ułoży mi się życie. Być może będę uczyć się rysunku.

Póki co masz jeszcze dużo czasu na tworzenie, dlatego życzę dużo weny twórczej. Będziemy wypatrywać Twoich kolejnych prac! Dziękuję za rozmowę.

rozmawiała Agnieszka Grygiel

Prezydent liceum PaderewskiegoW ankiecie z okazji pożegnania maturzystów, licealiści uznali Tomka Styka za najaktywniejszego społecznie trzecioklasistę. Dla Playgroundu, Prezydent Liceum opowiada o swojej kadencji.

18

PLAYGROUND: Czy startując na prezydenta liceum, miałeś koncepcję, co chciałbyś zmienić?

TOMASZ: Tak, miałem koncepcję, na czym moglibyśmy się skupić. Jednym z moich pomysłów było oddawanie krwi, kolejnym organizacja zbiórki na rzecz domów dziecka. Od dawna chodziło mi też po głowie, żeby ogłaszać dni w wybranym kolorze. Reszta pomysłów wyszła w ciągu roku, w trakcie rozmów na zebraniach. Większość z nich wynieśliśmy z gimnazjum, bo tam samorząd dzia ła ł dość intensywnie. W pierwszej i drugiej klasie liceum próbowałem angażować się w działania samorządu, ale nie udawało nam się złapać kontaktu i nie było kogoś, kto ogarnąłby całość i koordynował wszystkie działania.

Jak oceniasz współpracę z całym Samorządem?

Bardzo dobrze. W tym roku znaleźli się ludzie, którzy naprawdę chcieli coś zrobić. Pod moją nieobecność (czyli na przykład teraz, po maturze) moi zastępcy cały czas działają, wszystko ma ręce i nogi. Przez cały rok nie było większych konfliktów. Czasem zdarzały się co najwyżej jakieś małe niedomówienia. Ktoś coś źle zrozumiał i zrobił, więc na chwilę atmosfera stawała się trochę nerwowa. Do takich problemów trzeba podejść na luzie. Trzeba być pozytywnie nastawionym, uśmiechać się, rozmawiać i na pewno wszystko wyjdzie dobrze. Z niewolnika nie ma robotnika, z chętnymi osobami się pracuje, z niechętnymi nie. Na szczęście tych chętnych osób było więcej. Na zebraniach było swobodnie, ale bardzo kreatywnie. Uczniowie wypowiadali się, przedstawiali swoje pomysły, brali udział w dyskusji. Każdy pomysł przechodził przez grono samorządu. Przekonałem się jednak, że czasem niektóre z nich warto realizować bez konsultacji z samorządem. Przykład to Dzień Dresa. Wszyscy

podeszli do tej akcji bardzo sceptycznie, natomiast wydaje mi się, że było zabawnie, sympatycznie, była to w Paderewskim jakaś ciekawa nowość.

Z której akcji najbardziej się cieszysz?

Z oddawania krwi. To szczególna akcja, bo nie da się po prostu kupić krwi. Trzeba - dosłownie - poświęcić coś z siebie. Jednocześnie nie było trudno zorganizować zbiórkę. Zarówno Dyrekcja, jak i nauczyciele od początku okazywali zainteresowanie, nie było też problemów z formalnościami. Wystarczyło ustalić termin z Regionalnym Centrum Krwiodawstwa i znaleźć ludzi, którzy zdeklarowali, że oddadzą krew.

Jakie były trudniejsze momenty? Czy udało się zorganizować wszystko, co zaplanowaliście?

Nie wyszła akcja "Szlachetna paczka", czyli zbiórka prezentów bożonarodzeniowych dla ubogich rodzin. Pomimo wielu prób, nie udało nam się skontaktować z regionalnym koordynatorem. Nie udało się również zarejestrować szkolnego sztabu WOŚP. Dwa lata temu wystąpi ły komplikacje ze sztabem Paderewskiego i chyba nadal ciąży nad nami zła opinia, dlatego w tym roku nasz sztab nie został zarejestrowany.

Samorząd nie tylko organizuje uczniowskie inicjatywy, ale czasem musi też interweniować. Czy w tym roku zdarzały się takie przypadki?

Pamiętam dwie takie sytuacje. We wrześniu musieliśmy zaopiniować wykroczenia na Zielonej Szkole, a wiosną próbowaliśmy wprowadzić poprawki do statutu. Chodziło o to, aby pozbawić czynnych praw publicznych osoby, które mają zagrożenia albo warunki. Zorganizowaliśmy referendum. W gimnazjum poprawki przeszły, w liceum niestety nie. Niestety - ponieważ aby

Wywiad: Liceum

19

samorząd sprawnie funkcjonował, na zebraniach musimy być w komplecie. Zdarza się jednak, że nauczyciele niechętnie puszczają z lekcji uczniów, którzy mają problemy z ocenami. W takich sytuacjach na naszych spotkaniach po prostu brakuje reprezentantów z niektórych klas, więc trudniej cokolwiek omówić i podjąć decyzje, a później trzeba biegać po szkole i w pośpiechu powtarzać, o czym rozmawialiśmy na zebraniu. To bywa uciążliwe.

W tym roku kończysz szkołę i kolejna osoba przejmie Twoją funkcję. Czym powinien zająć się następny prezydent naszego liceum? Chciałbym, żeby szkoła na stałe włączyła się w pomoc ubogim rodzinom. Możemy na przykład pomagać uboższym dzieciom w odrabianiu lekcji. Dzięki temu tacy uczniowie nie mają później braków i nadganiają równieśników, których stać na korepetycje. Taka forma wsparcia poszerza ich perspektywy.

Po wakacjach czekają Cię studia. Czy kierując samorządem, nauczyłeś się czegoś, co może być przydatne na uczelni? Czy jako student też będziesz tak aktywny społecznie?

Tak, chciałbym działać w samorządzie uczelni (chociaż na przewodniczącego można kandydować dopiero od trzeciego roku). Młodzi ludzie są bardzo krea tywni i mogą dużo zrobić , zorganizować, zmienić na lepsze. Doświadczenia, jakie zdobyłem w tym roku na pewno mi pomogą, nie tylko w udzielaniu się społecznie. Rozwinęła się moja umiejętność kierowania ludźmi, zarządzania ich umiejętnościami i zdolnościami. Kolejna rzecz to umieję tność rozmowy, prowadzenia dialogu i reprezentowania grupy na większym forum, w tym wypowiadania się przed większą publicznością. Na samym początku walczyłem ze stresem, kiedy musiałem iść do nauczycieli albo Dyrekcji, ustalać, załatwiać, negocjować. Ale z czasem czułem się z tym coraz lepiej i w końcu współpraca ze wszystkimi układała się bardzo dobrze.

rozmawiała Olga Osuchowska

Fot. Joanna Wośkowska

Tomek na Maratonie PisaniaListów Amnesty Inernational

Dzień w dresie

Oddawanie krwi

Gigant gitaryJest jednym z najlepszych polskich gitarzystów. Zdobył wszystkie możliwe nagrody w polskich konkursach gitarowych. Tworzy i gra z ogromną pasją i zaangażowaniem. Specjalnie dla Playgroundu, Mietek Jurecki opowiada o swojej karierze zawodowej, polskim showbiznesie, współczesnej muzyce i jej wykonawcach.

20

PLAYGROUND: Czym jest dla Pana muzyka?

MIETEK JURECKI: Muzyka jest moją pasją i najpiękniejszą rzeczą na świecie, bo nie ma nic wspólnego z polityką ani z realizmem.Pierwszy kontakt z grą na instrumencie miał Pan w wieku czterech lat. Skąd wzięło się to zaintereso-wanie?

To zasługa moich rodziców. W pewnym momencie zauważyli, że mają dość uzdolnione muzycznie dziecko. W czasach mojego dzieciństwa najbardziej popularnym instrumentem był akordeon, więc rodzice wymyślili, że ich syn będzie grać na akordeonie . Poszed łem na dwie lekcje i dowiedziałem się jak zagrać gamę. Ale do świadomości ludzi zaczęła docierać już muzyka zespołów gitarowych: Beatlesów, Stonesów, Czerwonych Gitar. To nie była już nawet moda, to było szaleństwo, wyzwolenie z wszelkich tradycyjnych schematów. Właśnie ta muzyka mnie fascynowała, byłem nieprzytomny z wrażenia. Zacząłem kombinować, jak odwieść rodziców od akordeonu. Przekonałem ich ceną - gitara była tańsza. Pamiętam, jak ojciec kupił mi ją w Domu Towarowym za 615 zł. Szedłem z gitarą zapakowaną w tekturowe pudło przez podwórko i wszyscy koledzy padali z zazdrości. Wkrótce rozpocząłem „karierę solową”. Mój ojciec zrobił mi metalową k o n s t r u k c j ę z a k ł a d a n ą n a s z y j ę , a b y m mógł grać jednocześnie na harmonijce ustnej i gitarze. Do nogi przymocowałem janczary (dzwonki które zakładają koniom na nogi). Dzięki temu sam grałem perkusję, melodię i akompaniament.Po pewnym czasie odkryłem, że mało który ze znanych muzyków używa gitary akustycznej. Profesjonalne polskie zespoły miały gitary elektryczne robione przez rzemieślników. Zwykli ludzie nawet nie wiedzieli, czym jest wzmacniacz. Można było kupić jedynie przystawki do gitar akustycznych które podłączało się do radia. Ja miałem duże, prehistoryczne radio z okrągłym

„magicznym okiem”. Za pieniądze ze swojego pierwszego występu na weselu, razem z kolegami z zespołu kupiliśmy cztery pięciowatowe głośniki. Przybiliśmy je do kawałka sklejki, wycięliśmy otwory i ta sklejka oparta o ścianę stanowiła naszą kolumnę głośnikową. Wszyscy byliśmy podłączeni do jednego wzmacniacza. Na dworcu głównym we Wrocławiu znajdo-wał się Dom Kolejarza, a w nim elektryczne gitary - co prawda robione domowym sposobem, ale nam wydawały się prawdziwe! Postanowiliśmy się tam zapisać, żeby móc grać na takich gitarach. W związku z tym musieliśmy się trochę poświęcić. W zamian za dostęp do sprzętu, braliśmy udział w różnych przeglądach w Domach Kultury, na których nie grano rockowej muzyki tylko piosenki z festiwali. Potem zaczęliśmy grać rockowe koncerty podczas których publiczność tańczyła. Najpierw zrobiliśmy rozeznanie wśród publiczności i potem graliśmy to co oni chcieli, co kochali i co lubili. A starsi koledzy zastanawiali się: „co ci gówniarze robią, że im to tak nieźle wychodzi” (śmiech). W pewnym momencie zaczęliśmy grać przed coraz większą publicznością. To było istne szaleństwo! Zamiast ze zmarszczonym czołem grać skompliko-wane utwory, które rzadko kto zrozumie, graliśmy hity - po prostu to, co ludzi lubili. Pierwszy raz w życiu pojechałem na koncert za granicę do NRD. Graliśmy w zoo, bo Niemcom coś się pomieszało i myśleli, że jesteśmy zespołem folklorystycznym. Postawiliśmy aparaturę i jak uderzyliśmy, to w klatce z sępami fruwały pióra a niedźwiedź dostał szału. Może chciał posłuchać (śmiech). Grałem w wielu zespołach, nagrywałem pierwsze swoje utwory, po czym dostałem propozycję od zespołu Haliny Frąckowiak i to już było bardzo poważne przedsięwzięcie. Podczas koncertów wielokrotnie spotykałem się w różnych miastach np. z Hołdysem, z Budką, z Czerwonymi Gitarami itd.

Wywiad

21

W większości zespołów grał Pan na gitarze basowej. Dlaczego?

Wszystko zaczęło się w Domu Kultury Kolejarza we Wrocławiu. Instruktor muzyczny Marian Konieczny (znakomity facet z którym zagrałem z tysiąc wesel) przyniósł nuty z trudną partią gitary basowej. Nasz basista niestety nie mógł sobie z tym poradzić. Instruktor kazał mi to zagrać. Wziąłem basówkę i zagrałem. Właśnie wtedy dowiedziałem się, że to ja będę grać na basie. To był dla mnie dramat! Wydawało mi się, że bas jest mało efektownym instrumentem którego nie słychać. Nie miałem niestety wyboru, więc zacząłem z nieszczęśliwa miną grać na basie. Niebawem okazało się, że robię to ciekawie, po swojemu i w nietypowy sposób. Mimo że gram na basie, myślę gitarowo i w efekcie linie basu są ciekawsze, a jednocześnie pasują do reszty utworu. To sprawia, że piosenka staje się charakterystyczna.Kiedy pierwszy raz przyjechał Pan do Lublina?

W pierwszym semestrze studiów ekonomicznych (wybrałem je, bo na Akademii Ekonomicznej we Wrocławiu był klub w którym nasz zespół miał próby) zdarzyło się, że miałem do wyboru zdawać język rosyjski albo jechać z zespołem na koncerty do Lublina. Oczywiście wybrałem koncerty. Po powrocie poszedłem do dziekanatu, aby załatwić zaliczenie ale na szczęście okazało się, że jest po terminie i nie ma już takiej możliwości.. To tyle, jeśli

chodzi o moje studia. Pamiętam z nich jeszcze jedno: na egzaminie wstępnym chciałem mieć za jednym podejściem dwa przedmioty z głowy, więc zdawałem geografię po rosyjsku.Jak wspomina Pan współpracę z Budką Suflera?

W 81' robili zmianę w składzie i potrzebowali basisty. Znaliśmy się już wcześniej, więc padło na mnie. Dali mi kasetę z piosenkami, które mieliśmy grać na koncercie. Znałem nuty, więc w hotelu wszystko sobie spisałem. Następnego dnia zapytali m n i e : „ c o m oże s z j uż z a g r ać? ” . K i e d y odpowiedziałem, że wszystko, nie mogli mi uwierzyć. Graliśmy razem olbrzymie ilości koncertów, co było dla mnie wielkim przeżyciem. Kiedy pierwszy raz wychodziłem z nimi na scenę publiczność podniosła tak ogromną wrzawę, iż myślałem, że gdzieś się pali. Ale po prostu ludzie tak wówczas reagowali na ten zespół. W ciągu pierwszej wspólnej trasy trwającej miesiąc, zagraliśmy dziewięćdziesiąt koncertów. Wszystko wydawało się idealne: scena, reflektory, dym, tu grają, tam śpiewają. Co prawda po trzech koncertach dziennie trzeba było jechać na chwilę do hotelu a potem setki kilometrów na kolejne koncerty, ale ja to lubię, bez tego bym zwariował! Ponieważ pasjonowała mnie jednak muzyka bardziej skomplikowana a w Budce nie mogłem tego realizować więc wiele razy odchodziłem z zespołu i potem wracałem. Grałem koncerty solo, zacząłem

22

grać z Perfectem, pojechałem z Hołdysem do Ameryki itd. W pewnym okresie zaczęliśmy zarabiać niewyobrażalne pieniądze i wówczas atmosfera w zespole zaczęła się powoli stawać nie do wytrzymania. Po dwudziestu paru latach przestałem tam grać i odzyskałem wolność. Gram teraz w takich miejscach w jakich z Budką nie zagrałbym nigdy, np. na festiwalu Ryśka Riedla, na zlotach Harleyowców itd. Teraz, kiedy ktoś dzwoni z propozycją koncertu, nie muszę się nikogo pytać „czy mogę?”. Co sądzi Pan o dzisiejszym showbiznesie? Czy nie wydaje się Panu, że słucha się muzyki, która bywa dosyć płytka?

Tak, to prawda. Dzisiaj pojawiają się chwilowe „gwiazdy”, których za chwilę już nie ma, bo po prostu one gwiazdami nigdy nie były. Gdzie na przykład podziała się Gosia A., która podobno występuje „na żywo”? Na koncercie, na którym występowała, byłem jedyną osobą grającą na żywo. W jej imieniu przyszedł facet z płytką w kieszeni, powiedział „Najpierw nr 2, potem 15, a potem 17” (śmiech). To nie są koncerty, tylko publiczne odtwarzanie płyt, czyli oszustwo! Kiedyś w ogóle nie było takiej możliwości, więc żeby zaistnieć, naprawdę trzeba było mieć talent. Przeboje dało się zanucić i zagwizdać. Niestety, muzyka miała wartość tylko do momentu gdy zachodnie firmy fonograficzne przyjechały do Polski po to, żeby zarabiać pieniądze. Tylko naiwni myślą, że firmy te są u nas po to by pomóc młodym, utalentowanym, polskim muzykom. Dzisiaj w radiu puszczają ludziom mówiącego rytmicznie Murzyna, wciskając im kit, że on śpiewa. Czasami zastanawiam się, czy tak nie wyglądają nowe czasy muzyki, a ja mam do tego jakieś "starcze podejścia". Ale to nie są nowe czasy - to jest po prostu kicz i oszustwo. Gdy dzisiaj włączam radio, nie potrafię odróżnić stacji, bo w każdej z nich jest ta sama muzyka, te same pseudo-hity. Popularność zdobywa się dzięki gimnastyce przed kamerą: skłon, przysiad, w prawo, w lewo. To można zrobić z każdym klientem klubu fitness. Wystarczy ubrać go w złote lub srebrne ciuchy - żeby błyszczał.Co Pan sądzi o szansie na wybicie się naprawdę zdolnych młodych ludzi?

Szkoda mi ich, bo dzisiaj liczy się tzw. „wydarzenie medialne”, a nie prawdziwy talent. Żeby nie zapomnieć o tym, czym jes t muzyka , prowadzę warsztaty i organizuję konkursy, m. in. "Solo życia". Wygrywają ludzie, o których najczęściej nikt nigdy wcześniej nie słyszał. Po swoim zwycięstwie niektórzy laureaci nagrywają teraz płyty i grają koncerty z Piaskiem, Hołdysem. Pomagam im, współpracuję z nimi, polecam ich znanym muzykom. Staram się „holować”

uzdolnionych gitarzystów, bo w przeciwnym razie nie mają szans. W tej chwili playback i półplayback tak zdominowały rynek, że w zasadzie ty i ja możemy w tej chwili wziąć do rąk gitary i nie znając utworów udawać, że gramy. Młodzi ludzie mają dużo trudniej niż kiedyś, nawet kiedy muzyka rockowa była tępiona. Pomóc może im jedynie determinacja. Jeżeli coś jest dobre, to prędzej czy później ktoś to zauważy. Nie wolno przejmować się, że tu nie wyjdzie, tam nie wyjdzie. Nawet „Dżem” był kiedyś zespołem traktowanym z przymrużeniem oka, a teraz ich przeboje są śpiewane przez kilka pokoleń To są właśnie hity ponadczasowe. I co z tego, że teraz się tak nie gra? Najlepszą radą jest nie zwracanie uwagi opinie krytyków. Krytyk to taki facet, który za bilet na koncert płacić nie musi, bo mu dadzą, za płytę też nie da ani grosza, bo dostanie od wydawcy, a potem Cię jeszcze obsmaruje. Jeżeli ktoś będzie miał teraz dobry pomysł na muzykę z dużym ciosem, to wedługg mnie będzie miał dużą szansę na sukces.A jakie, według Pana, zagrożenia mogą czekać młodych ludzi w branży muzycznej?

Hasłem SOLO ŻYCIA jest tekst „Lepiej grać, niż pić lub ćpać”. Widzę, co dzieje się z wieloma młodymi ludźmi i to mnie przeraża. Komuś się może wydawać, że napije się, zapali jointa, „wyluzuje się” i dzięki temu lepiej zagra. Bzdura! Co będzie lepiej? Nie będzie! Znikną problemy? Nie! Pojawią się tylko dodatkowe i na drugi dzień do tego wora z nieszczęściem nazbiera się jeszcze więcej. Używki są chwilową formą ucieczki, ale ucieczki donikąd. Niestety, to silne pokusy i tendencja do ulegania im wzrasta. Lepiej je zostawić, a zająć się muzyką. Dopiero wtedy dostaje się kopa!Zapytam jeszcze o plany na przyszłość.

Muzyka! Gramy, śpiewamy. Obecnie dość mocno rozwija się moja koncertowa kariera solowa. Nie spodziewałem się, że tak trudna muzyka znajdzie aż takie zainteresowanie odbiorców. Poza tym ustawiła się już dość pokaźna kolejka do nagrywania płyt w moim studio. Prawie codziennie coś nagrywam lub gram na żywo. Zajmuję się tym, co jest moją pasją.Życzę więc Panu kolejnych sukcesów. Dziękuję za rozmowę.

rozmawiała Weronika Herbet

Zdjęcie z oficjalnej strony  Artysty

Wywiad

23

HELLS BELLSTym wydarzeniem od kilku miesięcy żyły wszystkie czasopisma muzyczne. Kiedy tylko w mediach pojawiła się  wiadomość, że 27 maja 2010 AC DC po raz drugi w swojej karierze wystąpi w Polsce, rozpoczęło się wielkie odliczanie.  

AC DC zawsze było dla mnie legendą. Angusa Youga uważałam za gitarowego geniusza ubranego w szkolny mundurek, występującego w teledysku po drugiej stronie ekranu. Nie mogłam uwierzyć, że zobaczę go na żywo - nawet kiedy 27 maja stałam już przy samej scenie w sześćdziesięciopięcio-tysięcznym tłumie na lotnisku w Bemowie. AC DC supportował Dżem, co było dla mnie kolejnym szokiem. Połączenie gigantów rocka ze sceny polskiej i międzynarodowej dało naprawdę niesamowity efekt. Dżem grał zarówno stare kawałki ("Wehikuł czasu”), jak i całkiem nowe. Niezależnie od repertuaru, publiczność świetnie się bawiła. Support spisał się naprawdę nieźle, przygotowując publikę na wielkie uderzenie. Kiedy AC DC pojawiło się na scenie (z Angusem na czele), na publiczności rozpętało się szaleństwo. Wszyscy krzyczeli, skakali i próbowali dostać się jak najbliżej sceny. Zespół, chcąc ułatwić nam zadanie, wychodził na wybiegi wśród publiczności. Nie dość , że muzycy wciąż utrzymywali z nią świetny kontakt, to na dodatek pokazali polskim fanom rocka, co oznacza prawdziwe show. Przykład? Na samym początku koncertu na scenę wjechała normalnych rozmiarów lokomotywa. Następnym niezapomnianym i obowiązkowym elementem występu był dzwon z logo zespołu, który pojawił się w trakcie utworu „Hells Bells”. Wokalista, Brian Johnson, chcąc

wydobyć z niego dźwięk, zaczął huśtać się jego na sznurze. Publiczność stojąca pod samą sceną oniemiała ze szczęścia, widząc nad sobą latającego idola. Radość nie trwała jednak długo, gdyż po krótkiej chwili Brian postanowił skupić na muzyce. Przez cały koncert Angus czarował publikę swoimi solówkami. Momentami grał w tak szybkim tempie, że nie dało się zlokalizować jego palców. Dopiero wtedy całkowicie doceniłam jego umiejętności. Kolejną atrakcją ze strony gitarzysty był nieodłączny element każdego z koncertów AC DC, czyl i . . . s t r iptease. Kiedy Angus zaprezentował temu wielkiemu tłumowi swoje bokserki z napisem (a jakże) „AC DC", muzykę zagłuszyły wrzaski publiczności, a wszystkie aparaty fotograficzne poszły w ruch. To nie koniec niespodzianek. W trakcie piosenki „Whole Lotta Rosie”, na lokomotywie usiadła dmuchana postać słynnej Rosie, która ledwo mieściła się na scenie. Co ciekawe, manipulowano nią w taki sposób, że poruszała się w rytm muzyki. Koncert AC DC był niewątpliwie wielkim wydarzeniem dla polskich fanów rocka. Zespół udowodnił, że pomimo upływu lat wciąż nie traci formy. Mamy nadzieję, że nigdy się to nie zmieni!

Weronika Herbet

24 Muzyka

Album „Slash” jest pierwszym od początku do końca solowym albumem gitarzysty. Kiedy pierwszy raz posłuchałam kawałków znajdujących się na płycie, zdziwiła mnie rozbieżność stylów. Znajdują się tu powolne, nastrojowe ballady z brzmieniem gitary akustycznej, jak na przykład „Saint is a Sinner Too”, lecz także żywiołowe utwory typu „Hold on”, czy „Ghost”. Jednak wszystkie utwory mają jedną wspólna cechę: charakterystyczny styl gry Slasha. Jego solówki są zaliczane do najlepszych na świecie. Gitarzysta ma też mnóstwo oryginalnych pomysłów, które teraz zrealizować. Slash zaprosił do współpracy wielu artystów. Wśród nich znaleźli się m.in. starzy przyjaciele z podwórka, Steven Adler i Flea (gitarzysta Red Hot Chilli Peppers). W nagraniach wzięli także udział Kid Rock („I hold on”), Alice Cooper („Baby can’t drive”), Adam Levine („Gotten), Addrew Stockdale („By the sword” i Iddy Pop, który propozycję utworu zaśpiewał Slashowi do telefonu, a demo odtworzył w tle z boom boxa. Na płycie znalazł się też najbardziej trashowy utwór w karierze gitarzysty, „Nothing to say” nagrany z M. Shadowsem. "Całe życie chciałem coś takiego zrobić, ale nigdy nie byłem z zespole grającym w takim stylu”, mówi Slash. Zaskoczeniem był dla mnie udział Fergie. Chociaż jest znana z popowego Black Eyed Peas, gitarzysta dostrzegł w niej potencjał na gwiazdę rocka. „Zbieranie ich wszystkich było wspaniałym doświadczeniem, przyniosło mi mnóstwo zabawy, z każdą z tych osób naprawdę świetnie się pracowało” - przyznaje w jednym z wywiadów. Slash nie tworzył jednak z myślą o konkret-nych wokalistach. Najpierw pisał muzykę i nagrywał demo, a dopiero potem zastanawiał się, który głos będzie pasował do danej piosenki. Napisanie tekstów zostawił natomiast swoim gościom. Dzięki temu każdy z artystów potrafił odnaleźć się w repertuarze i wniósł w płytę większy wkład, co na pewno miało wpływ na różnorodność utworów. Solowa płyta to i tak niewątpliwie odmiana w karierze Slasha. Grając w zespołach, reszta grupy narzucała mu swoje propozycje. Tym razem mógł stworzyć coś swojego i spełnić muzyczne aspiracje. Jako fanka mam nadzieję, że na tym się nie skończy.

Weronika Herbet

Ikona rock'n'rolla powracaDługie, czarne, kręcone włosy opadające na oczy, cylinder, luźno przewieszony Gibson Les Paul i porywcze solówki - oto Slash. Były gitarzysta Guns n’ Roses wydał właśnie swoją solową płytę i znów próbuje opanować świat rockową rewolucją.

25

Love never dies to moja pamią tka z Londynu. Warto było zrobić sobie taki prezent, bo muzycznie sztuka jest bardzo dobra. W ścieżki wplecione zostały motywy typowe dla muzyki XIX wieku i w ogóle muzyki dawnej, za którą szczególnie przepadam. Oczywiście na niej się nie skończyło i klasyczne motywy mieszają się z współczesnymi. Pozytywnie zaskoczyła mnie obecność lutni elektrycznych w „Beauty Underneath”, idealnie zgrywających się ze skrzypcami i głosami wokalistów. Zresztą na nich też nie mogę narzekać. Bardzo dobre wrażenie wywarli na mnie Eryk (czyli tytułowy Upiór) i Christine (w tych rolach Ramin Karimloo i Sierra Boggess), zaś partie Gustawa zostały mistrzowsko wykonane przez nastoletniego Charliego Mantona. Muzyka wprowadza nas w odpowiedni nastrój, a sam Upiór pojawia się w sposób dość oryginalny: growlując przy akompaniamen-cie elektryków. Growlingiem (przypomnę, że chodzi o zdzie- ranie sobie gardła, szczególnie lubiane przez metalowców) kończy się pierwszy akt. Niestety akurat tę part ię wykonuje sędziwa Madame Giry, co moim zdaniem jest kompletnie nietrafione. Tym sposobem przej-dźmy do s łabszej s t rony musicalu, którą jest jego fabuła. Otóż okazuje się, że kąpiel w fontannie głową w dół nie zaszkodziła Upiorowi (w książce Gastona Leraux Eryk w ten właśnie sposób żegna się ze światem) i tak się złożyło, że razem z Madame Giry i jej córką Meg postanowił wyemigrować do Ameryki, aby założyć własny teatr (niestety, pojawiają się już polskie tłumaczenia, nieco inaczej wyjaśniające słowo funhouse). Jednak geniuszowi muzyki wcale nie odpowiada poziom wykonawców, dlatego postanawia zaprosić do siebie swoją miłość z dawnych lat wraz z rodziną. Christine przyjeżdża bardzo chętnie, ale jeszcze przed nią dociera do Coney Island jej świeżo nabyta zła sława. Mieszkańcy miasteczka witają dziewczynę

okrzykami „paryska dziwka”. W realiach epoki ich oskarżenia nie są bezpodstawne. Nie dość, że diwa ma nieślubne dziecko, to nie chce zdradzić, kto jest jego ojcem. Zaskoczeniem były dla mnie również poważne modyfikacje pozostałych postaci. Raul na przykład został alkoholikiem, zaś Meg Giry jest nieszczęśliwie zakochana w Eryku, który z kolei stracił swoje demoniczne poczucie humoru i błyskotliwość. Libretto również pozostawia wiele do życzenia. Kwestie bohaterów chwilami brzmią jak z „Mody na sukces”, a słuchając niektórych piosenek

słyszymy w kółko te same teksty („Take your heart and sing for me” śpiewane bez przerwy przez trzy minuty naprawdę może zdenerwować). Co prawda sposób wypowiedzi ca łkiem c iekawie odda je charakter postaci (Eryk wyraża s i ę p i ę k n y m l i t e r a c k i m językiem, Raul mówi niemalże gwarą), lecz nie do końca wiem, c o m y ś l e ć o t e o r i a c h spiskowych snutych przez M a d a m e G i r y a l b o przyśpiewkach chóru oraz zwrotach w stylu „Meg, shut up!”. J a k w i ę c o c e n i ć t e n musical? Ostatecznie mogłabym zaryzykować stwierdzenie, że jest dobry, ale pogrążyła go końcówka. Dramatyczny krzyk Christine (nie zdradzam, co było jego powodem) i śmierć

większości bohaterów zamiast łez wywołały u mnie atak śmiechu. Aczkolwiek zaskoczył mnie wybór dwóch postaci, które nie powiesiły się i nie rzuciły do morza ani pod pociąg. Samej muzyki dobrze się słucha, ale i tak nie uznałabym jej za „największe dzieło A.L.Webbera”. Radzę też poczekać na polską wersję. Warszawski teatr Roma jako jeden z pierwszych na świecie podobno dostał już prawo do wystawiania sztuki. Mam nadzieję, że jak zwykle pozwoli sobie na małe zmiany w scenariuszu.

Alicja Janusz

Musical

Love never diesNa płycie "Love never dies" jest napisane, że to "największy musical od czasu Upiora z opery". Album ten zawiera nagranie muzyki z najnowszego musicalu A. L. Webbera, który jest kontynuacją "Upiora..." i wkrótce ma być wystawiany w Londynie.

„Głód” zaspokojony?Noc Kultury (w tym roku z 5 na 6 czerwca) to taki nasz karnawał w  Rio połączony z  początkiem sezonu w mediolańskiej La Scali i  wyprzedażą w Media Markt – konsumpcja kultury każdego rodzaju na wielka skalę. Można było do woli lawirować pomiędzy przedstawieniami młodzieży z domów kultury, koncertami muzyki poważnej i  degustacjami w  staromiejskich lokalach. Ale i w tej beczce miodu znalazła się łyżka dziegciu, notabene nie do końca rodzimej produkcji, a mianowicie spektakl „Głód Knuta Hamsuna” Teatru Centralnego, Lubelskiego Teatru Tańca i  norweskiego Drammens Teater.

26

Niżej podpisanemu zajęło dość dużo czasu aż odkrył, że widelec z wyłamanym zębem, który pojawił się kilka tygodni temu na plakatach i billboardach reklamujących to przedstawienie, to w istocie widelec z wyłamanym zębem. To zadziwienie przerodziło się w drugie – zadziwienie samą osobą Knuta Hamsuna i jego twórczością. My tutaj, w Polsce, gdzie czas okupacji zdaje się być prosty i łatwy w ocenie, nie mamy takich jak on. Hamsun (1859-1952) był wybitnym norweskim pisarzem, który swoją powieścią Głód (1890), gdzie odnajdujemy pierwsze strumienie świadomości i monologi wewnętrzne, zainicjował modernizm w l i t e ra tu rze . Powrotem do na tury jako przeciwieństwa zdegenerowanego świata ludzi w książce "Błogosławieństwo ziemi" (1920) przekonał do siebie Komitet Noblowski. Cieniem na wszystkie dotychczasowe dokonania pisarza położyła się jednak jego postawa wobec nazistowskiej napaści na Norwegię. Mówiąc w dużym skrócie i nie wdając się w szczegóły, poparł on tę akcję i współpracował z nową władzą. Zaraz po wyzwoleniu spotkały go za to prześladowania: zamknięto go w domu starców, potem szpitalu psychiatrycznym, jego proces wielokrotnie odkładano, by w końcu (po apelacji) sąd skazał go na olbrzymią grzywnę. Swe doświadczenia z tamtych lat opisuje w poruszającym szkicu autobio-graficznym "Na zarośniętych ścieżkach" (1948). Bardzo pobieżnie zarysowałem ten problem. Reżyszerzy spektaklu, Ryszard Kalinowski i Łukasz Witt-Michałowski, dokładnie przyjrzeli się postaci Hamsuna. Sztuka w zasadzie rozgrywa się na dwóch poziomach: na jednym z nich uskutecznia swoje umiejętności popisowy Lubelski Teatr Tańca (Barbara Czajkowska, Wojtek Kaproń, Beata Matysiak, Anna Żak), na drugiej zaś Jacek Brzeziński, wcielający się w postać Hamsuna

w szpitalu psychiatrycznym, na nowo rozważającego swoją sytuację oraz dotychczasową działalność. Bardzo mocno zaakcentowano jego duchową samotność wywołaną głuchotą – przesłuchujący nie są uobecnieni, nadawane są tylko ich głosy, a pytania, wychodzące niejako z próżni, pojawiają się na plastikowej, przeźroczystej kotarze przedziela-jącej scenę. Mimo to, Brzeziński każdą kwestię wypowiada tubalnym stentorem – Hamsun pozostaje niewzruszony w swoich poglądach. Trudno odpędzić się od myśli, że to twórcy spektaklu tak zażarcie krytykują „miękką” demokrację lub pragną „jasno świecącej na krańcach Europy” Norwegii. W końcu, Hamsun, osamotniony i odurzony lekami, sam staje się bohaterem swej własnej powieści – odrzucony przez ludzi, stale poszukujący, zbyt świadomy i zbyt wolny. 11 czerwca zespół wystąpił na deskach teatru w Drammens nieopodal Oslo (tego, który pomagał zrealizować go u nas). Zanosi się jednak, że nieprędko zobaczymy go znowu w Lublinie. Szkoda. Można Hamsuna oceniać różnie, można różnie podchodzić do takiego połączenia tańca i słowa, można mówić wreszcie o relatywizmie moralnym i usprawiedliwianiu winnych. W końcu po to jest treść i po to jest forma, by o nich dyskutować. Tutaj dygresja: przed spektaklem aktorzy rozdali widzom całkiem niezapisane, kilkudziesięciostronicowe bruliony z napisem „Hamsun” na okładce. W kulminacyjnym momencie przedstawienia ze stropu spadła na Hamsuna góra właśnie takich zeszytów. Część publiczności (nie wiem, czy zgodnie, czy też wbrew woli realizatorów) rzuciła w niego swoimi. Ja swój postanowiłem jednak zatrzymać.

Mateusz Kusio

Teatr

27

Mniej znaczy więcejHaruki Murakami to bodaj najpopularniejszy obecnie japoński pisarz. W empiku jego część półki z literą M jest zawsze szczelnie zastawiona zbiorami opowiadań o minimalisty-cznym wyglądzie. Książki nie powinno się oceniać po okładce, wiem. Ale dlaczego nie, skoro w tym przypadku okładka nie kłamie?

Rozmiary mogą odstraszać, choć "Ślepą wierzbę" samą z siebie czyta się naprawdę szybko. Co jest i wadą, i zaletą. Mam bowiem taką teorię, że zbiory opowiadań są formą tyleż wdzięczną, co okropną. Jeśli opowiadania są dobre, za szybko się kończą. Jeśli okropne, cóż, zawsze możemy mieć nadzieję, że kolejne jakoś nas pocieszy i zatrze kiepskie wrażenie pozostawione przez poprzednie. Co krzepiące, w przypadku Murakamiego nie ma co mówić o historiach naprawdę słabych. Są tylko… minimalistyczne. Niektóre aż do przesady, zwłaszcza jeśli ktoś wierzy, że porządna historia ma wstęp, rozwinięcie i zakończenie. Osobiście nie upieram się przy tym ostatnim, ale niewielka część historii zdaje się mieć charakter nierozwiniętych scenek, bardziej szkiców niż całości. Z drugiej strony, lubię japoński minimalizm. Żadnego rozwodzenia się nad tym, że pogoda tak piękna, a jakie śliczne wnętrza! Jeśli już o wnętrzach mówimy, to ludzkich, o emocjach, przemyśleniach, wątpliwościach i relacjach. Czasem odrobinę niecodziennych, jak chociażby w "Zatoce Hanalei", która opowiada o matce zmarłego po ugryzieniu rekina młodego surfera, czy o życiu z duchem w "Opowieści o ubogiej krewnej". Odniesienia do biografii samego autora też mamy: akademik i lata studiów, bóg jazzu, jazzowi puzoniści i pianiści oraz stroiciele fortepianów. Delikatnie przebija się myśl, że opowiadania są dość osobiste, co nie przeszkadza, a wręcz dodaje smaczku, bo zaczynamy się zastanawiać, jak nasza interpretacja historii ma się do tego, co twórca miał na myśli. A że nie zawsze wiadomo, czy istnieje w ogóle jakaś myśl, którą moglibyśmy z lektury wynieść? Cóż. Oto japoński minimalizm.

Ada Kępińska

Haruki Murakami ...urodził się w 1949 roku w Kioto. W 1978 roku na meczu baseballowym nagle doznał "obja-wienia" - poczuł chęć pisania.

Swoją pierwszą powieść, Hear the Wind Sing, Murakami napisał w wieku 30 lat (wcześniej razem z żoną prowadził klub jazzowy). Wysłał ją na konkurs literacki i zajął pierwsze miejsce, zdobywa-jąc nagrodę Gunzō. Kolejnymi utworami pisarza były: Pinball, 1973 i Przygoda z owcą. Trylogia (tzw. Trylogia Szczura) została uhonorowana Nagrodą Literacką Naoma dla Początkujących Pisarzy. Następne książki (Koniec Świata i Hard-boiled Wonderland, Tańcz, tańcz, tańcz, Na południe od granicy, na zachód od słońca) ugruntowały jego pozycję jako pisarza, a także przyniosły mu sławę na Zachodzie, głównie w Stanach Zjednoczonych. W latach 1986 - 1988 mieszkał we Włoszech, gdzie napisał jedną z nielicznych powieści realisty-cznych w swoim dorobku, Norwegian Wood. Książka odniosła oszałamiający sukces, a Murakami stał się gwiazdą mediów. W 1991 przeprowadził się do Stanów Zjednoczonych, gdzie pracował na Uniwersytecie Princeton, a potem na Uniwersytecie Williama Howarda Tafta w Santa Ana. Po trzęsieniu ziemi w Kobe, a także ataku gazowym sekty Najwyższa Prawda w tokijskim metrze, w 1995 powrócił do kraju. W tym samym roku ukazała się Kronika ptaka nakręcacza, oceniana przez krytyków jako największe osiągnięcie literackie pisarza (uhonorowana nagrodą Yomiuri). W kolejnych latach napisał Underground, Sputnik Sweetheart i (już w XXI wieku) Kafka nad morzem. Jest autorem kilku zbiorów opowiadań. Murakami jest także tłumaczem. Przełożył z angielskiego utwory takich autorów, jak m.in. Francis Scott Fitzgerald, Raymond Carver, John Irving, Truman Capote. W wolnym czasie regularnie bierze udział w maratonach.

Literatura

28 Interlanguational (History)

The ancient times are generally associated with great leaders and conquerors, such as Ramesses II, Pericles, Alexander the Great, Jules Caesar etc. As the world was still in the cradle, the empires had to grow and fall and were based on political power built by men. The role of women was strictly stated and consisted of serving men and being the base of the house. The role of kings and national leaders felt in vast majority on men who also held the offices and were army members. In spite of that domination, there are examples when an ancient woman managed to get powerful and started ruling over the country. Of course, they aren’t cumulated in one place or one period of time and didn’t influence over the course of history as massively as the rulers listed above but, still, they have a prominent in human’s history. As I want to consider the ancient times only, I’m going to investigate only the queens whose reign lasted between two specific dates: the invention of script (around 3850 BC) and The West Roman collapse (476 AD). I have to remember that term ‘antiquity’ is reserved for a particular part of the world which consists of southern and western Europe, northern Europe, Minor Asia, Middle East and the Black Sea basin. What’s more, I’ll describe only the women who had a real political power in their territory. Thus, I won’t take in the account those ones who were, for instance, mistresses or advisers. I want to focus on the women who had a real and recognised political power. Surprisingly, the ancient Egypt appears to be a country which had periods when the reign was resting in female hands. The first example is queen of New Kingdom – Hatshepsut, coming from 18th dynasty. The dates of the reign are uncertain but generally they’re located in the very late 16th and first half of 15th century BC. According to Nowa Encyklopedia Powszechna (1997), she got the power after a death of her husband, Thutmose II, when their son (who later was Thutmose III) was

young. She became a regent, than she proclaimed herself a pharaoh. It’s clearly visible, that her ambitions pushed her into taking over the Egyptian throne illegally. However, her further conduct shows that her ambitions knew the limits. During her reign, she didn’t focus on political fight but stabilized the country with a peaceful foreign policy and development of trade. According to Haywood et al. (1998), although her policy gave the Egypt’s enemies time to prepare for new war, Hatshepsut managed to keep the territory of Egypt intact. Hatshepsut enriched her country also with trade profits and built many new temples, such as Mortuary of Temple of Hatshepsut in Deir el Bahari, Egypt. Another queen of ancient Egypt is much more known and symbolic. It’s Cleopatra VII, the queen in 51 BC – 30 BC who came from Ptolemaic dynasty. Her reign is carefully told by the Cleopatra film (1999), directed by Franc Roddam. It shows how much devotion she had needed to achieve the authority she had finally. She seduced Jules Caesar who helped her than in conflict with Ptolemy XIII. The fruit of their love was Ptolemy XV Caesarion. After the death of Caesar in 44 BC, she allied herself with Mark Antony. According to Janczynowska (1983), the alliance scared Gaius Octavius and began the new chapter of a civil war. She killed herself after the defeat dealt by Octavian after battle of Actium. Cleopatra’s ambition was to become the wife of the Roman emperor. Egypt was waging difficult, bloody and expensive wars in the time of her reign. She had many problems with overcoming the difficulties in executing her ambitious plan. Her conduct led her and her kingdom to collapse. She didn’t know the moment when she had to stop her lust for power. That’s why her reign wasn’t as successful as the reign of Hatshepsut. Of course, not only Egypt was the place were the women were holding power in their

W międzynarodowej szkole nikogo nie dziwią eseje w języku angielskim. W  tym numerze prezentujemy pracę na temat władczyń w  starożytnym świecie. Jak wyglądało życie królowych kilka tysięcy lat temu?

Was it is easy to be a queen in the ancient time?

hands. A very interesting example of such a situation is the reign of Boudicca (spelled also Boudica or Boadicea). Thanks to passages from Annales and De vita et morbus Iulli Agricolae by Tacitus and Romaike Istoria by Cassius Dio, we know that she was wife of Prasutagus, Iceni king who made Romans the co-rulers of his country after his death. However, that began the occupation of Iceni land. Boudicca whose nation was persecuted and whose daughters were raped by Romans stirred up an uprising in 60 AD. Within its time, many Roman settlements were destroyed and many Romans were slaughtered. According to fragment of Annales in Wielkie Mowy Historii, vol. I (2006, p. 87), Boudicca gave a famous speech to other tribes: “They will not sustain even the din and the shout of so many thousands, much less our charge and our blows. If you weigh well the strength of the armies, and the causes of the war, you will see that in this battle you must conquer or die. This is a woman's resolve; as for men, they may live and be slaves". After the defeat in 61 AD, Boudicca committed suicide. She didn’t have ambitions, she had her love to motherland and her honour. Although her country collapsed, her short reign is a story of real, justified resistance, not a political fight of ambitions and passions. As we can see, we were able to find many interesting examples of female authority, even in as masculinised period as antiquity was. The reign of those three women may not be assessed as a one because they seem to be totally different. Hatshepsut got the power as a result of a ruse but with good effects. Her reign is characterised by calmness in the time of many polit ical transformations of a ancient world. Cleopatra was too ambitious and cunning, therefore her rule finished disastrously. Boudicca gave her nation the substitute of freedom in time of Roman cruel expansion, she died for her and Iceni honour. However, we should obviously say that the reign of a woman in the ancient time was very difficult and much more problematic than the men’s ones were. They had to cope with men’s domination and passions, logistic problems and, what’s the most important one, their one cravings and lusts. We can say that it was hard for woman to rule an ancient country, though, it was hard for an ancient country to be ruled by a woman.

Mateusz Kusio

29

Pięćdziesiąt lat lasera16 maja minęło pół wieku od skonstruowania urządzenia, które dziś ma niezliczoną ilość zastosowań i zostało na dobre związane z naszą codziennością. Życzenia z okazji pięćdziesiątych urodzin kierujemy w stronę lasera.

30

Nazwa „laser” jest skrótem od ang. Light Amplification by Stimulated Emission of Radiation (po polsku: "wzmocnienie światła przez wymuszoną emisję promieniowania"). U podłoża działania tego urządzenia leży właśnie zjawisko wymuszonej emisji promieniowania. Polega ona na emisji fotonów (cząstek przenoszących falę świetlną) przez materię pod wpływem innych fotonów. Wszystkie – inicjujące emisję i emitowane – są identyczne. Proces ten został przewidziany przez Alberta Einsteina. W przypadku lasera, fotony są dostarczane przez lampę ksenonową podłączoną do elektrod. Pobudzają one ośrodek czynny (gazowy, np. helowo-neonowy, lub na ciele stałym, np. rubinowy) do emisji promieniowania, które jest kierowane do rezonatora optycznego, który przepuszcza wytworzone światło o określonym kierunku i określonej długości fali. Poprzednikiem laserów by ły masery, działające na tej samej zasadzie, ale z tą różnicą, że maser wzmacniał mikrofale, czyli dłuższe od fali promieniowania świetlnego. Pierwszy laser (rubinowy) uruchomił Theodore H. Maiman 16 maja 1960 roku w ośrodku badawczym w Malibu

w Kalifornii. Teoretyczne i badawcze podstawy działania laserów opracował zespół Charlesa H. Townesa, James P. Gordona i Herberta J. Zeigera. Trwała zimna wojna, więc pomysł został szybko podchwycony przez naukowców radzieckich. W 1970 opracowali często dziś używany laser półprzewodnikowy. Polacy również mieli swe zasługi w rozwoju techniki laserowej. W grudniu 2001 roku w Instytucie Wysokich Ciśnień PAN zaprezentowany został niebieski laser, bazujący na azotku galu. Projekty masera i lasera były napędzane przez zapotrzebowania wojska i po dziś dzień technika laserowa jest stosowana w wojskowości. Lasery s łużą do detekcji obiektów, które należy zbombardować, co pozwala na ograniczenie ofiar. Jednak oprócz tego lasery są dziś fundamentalne dla elektroniki: czytniki, światłowody, drukarki – to wszystko i wiele, wiele innych działa za ich pomocą. Technologia ta współcześnie jest również niezwykle ważnym narzędziem pracy w przemyśle precyzyj-nym i chirurgii.

Mateusz Kusio

Nauka

31

ZX Spectrum to jeden z pierwszych małych przenośnych komputerów domowych, obok tak znanych i popularnych wówczas jak Commodore 64, Atari czy Amstrad CPC. Komputery te, przy porównywalnej do Odry mocy obliczeniowej, znacznie różniły się od niej rozmiarami. Wyglądem p rzypomi n a ły dz i s i e j s ze k l awia tu ry PC . W przypadku szlagierowego modelu Spectrum 48K można nawet powiedzieć, że ze względu na typ zastosowanych wielofunkcyjnych klawiszy wyglądały wręcz jak duże kalkulatory. Klawiatury i kalkulatory zasadniczo nie mają wyświetlacza. Spektrum też nie miało, dlatego nie można przyrównać go do współczesnych komputerów przenośnych znanych jako laptopy. Aby z niego korzystać, należało podłączyć go do monitora. Obraz był co prawda kolorowy, ale jego wymiary wynosiły 256 na 192 pikseli, czyli mniej więcej tyle, co w telefonie komórkowym. Dla porównania, stare telewizory miały rozdzielczość 768 na 576, nowe 1920 na 1080 lub 1280 na 720. C h o c i aż S p e k t r u m m ożn a n a z y w ać komputerem, jego system operacyjny daleko odbiegał od tych stosowanych we współczesnych urządzeniach. Wszystkie komendy wpisywało się w języku BASIC, wbudowanym jako ROM. Na Spectrum dostępne były jednak programy oraz dużo gier. Komputer posiadał złącze, do którego podłączało się tradycyjny magnetofon. Gry i programy nagrywano na kasety w postaci dźwięku (analogowego), które potem Spectrum odczytywał, przetwarzając na użyteczną postać cyfrową. Niektóre komputery z serii miały nawet wbudowane lub dołączane dyski twarde. Jeżeli chodzi o prędkość taktowania procesora... Cóż dzisiaj 3,5-6 MHz to niezbyt wiele (współczesne komputery posiadają procesory o prędkości powyżej 2GHz). Pamięć RAM i ROM to zwykle kilkadziesiąt lub nawet kilkaset KB. Duża część komputerów miała szeregowy interfejs znakowy RS-232, który do dziś jest używany, np. w komputerach klasy PC. Oczywiście, Spectrum posiadał wbudowaną klawiaturę , generował kolorowy obraz i odtwarzał dźwięk. Do

większości komputerów Spectrum można było dołączyć inne urządzenia, np. drukarkę, pamięci taśmowe, stacje dyskietek. Niektóre modele pozwalały na łączenie się w sieć i komunikację pomiędzy wieloma komputerami (np. korzystając z systemu CP/M). Obecnie można pobrać z sieci Emulatory Spectrum, czyli programy uruchamiane na naszych komputerach PC i symulujące działanie Spectrum. Można w ten sposób załadować i przetestować "stare i nieśmiertelne" gry oraz programy użytkowe. Do popularnych symulatorów należą "zx32" i "Z80", dostępne są także emulatory w wersji na X-Windows (czyli np. na Linux-a). Warto wspomnieć najbardziej popularne gry z tamtego czasu: Boulder Dash, BruceLee, Zorro, Jumping Jack, całą masę gier planszowych i trójwymiarowych (Knight Lore, Alien 8, Hobbit, Spy vs spy) oraz niesamowitą i trudną grę Gyron (pierwsza osoba, która ukończyła tę grę otrzymała w nagrodę samochód Porsche). Przyszłych programistów mogą zainteresować też inne, oprócz Basica i assemblerów, języki programowania: Logo, Lisp, Forth, C a także Pacsal.

Mateusz Kuśmierz([email protected])

Technika

SPEKTRUMSeria komputerów ZX Spectrum podbiła świat w latach osiemdziesiątych. Jej twórcą był Brytyjczyk Clive Sinclair, który za ten projekt otrzymał w 1982 tytuł szlachecki. Przyjrzyjmy się jego zabawce i oceńmy, czy na ten tytuł zasłużył.

Mundial otwartyJest na świecie miesiąc, w którym oczy wszystkich skierowane są na małe grupki ludzi. Jest taki miesiąc, który jednoczy wszystkich do kibicowania. Miesiąc, który wyzwala w  człowieku tak olbrzymie pokłady emocji, że pęcherz jest w stanie pomieścić więcej zimnego napoju, niż zwykle. Ten miesiąc to Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej.

32

Od ostatnich Mistrzostw minęły cztery lata i właśnie przyszła pora na następne. Mundial 2010 odbywa się w Republice Południowej Afryki i… został już otwarty! Przypomnijmy sobie, co działo się te cztery lata temu. Zwyciężyli Włosi, którzy w pamiętnym finale pokonali Francuzów dzięki rzutom karnym. Z pewnością każdy pamięta historyczną już główkę Zinedina Zidana. Właśnie ją można okrzyknąć najciekawszą akcją meczu. Trzecie miejsce zajęli gospodarze, czyli nasi sąsiedzi, Niemcy. W małym finale pokonali Portugalię. Mecze toczyły się na dwunastu stadionach, a w fazie kwalifikacyjnej spisała się nawet nasza polska reprezentacja, która, według wielu, miała duże szanse na awans. Może Niemcy byli poza naszym zasięgiem, jednak czym były Ekwador czy Kostaryka przy TOP - t rzydzies tu drużynach świata! Nies te ty, optymistyczne nadzieje nie zostały spełnione i Polakom nie udało się zajść daleko. Zadecydował mecz z Ekwadorem – przegrany 0:2. Ale nie ma co rozpamiętywać tego, co było. Spójrzmy pozytywnie w przyszłość, chociaż w tym

roku nasza reprezentacja nie zagra na Mistrzo-stwach. Przygotowujemy się do Euro 2012, i to nie tylko budując stadiony. Jakich meczy możemy się więc spodziewać? Najciekawiej zapowiada się grupa G – Wybrzeże Kości Słoniowej, Portugalia (osłabiona jednak o podstawowego pomocnika Nani’ego) i Brazylia, uważana za jedną z najlepszych drużyn świata. Jedna z nich będzie musiała jednak odpaść. Kto? Niedługo się dowiemy. Taka impreza to także czas na wszelkie promocje. Media Markt oferuje typowanie drużyn, które znajdą się w finale. Obstawiamy? Moim zdaniem duże szanse mają Hiszpanie, Włosi, Argentyńczycy (jeden z najlepszym snajperów świata, Messi, zasila tę drużynę), nie można też zapominać o Brazylijczykach czy Francuzach. (Kibicujemy Argentynie i Hiszpanii!!! - red. nacz.). Czas pokaże, kto ma rację. A jak na razie pozostaje mi życzyć dobrego odbioru i genialnego widowiska!

Mateusz Cytryński

Sport

33

Była niedziela, 30 maja. Mateusz obudził się z cudownym przeświadczeniem, że zbliża się wyścig F1. Grand Prix Turcji w Stambule zapowiadało się nieźle. Pokazały to sobotnie klasyfikacje, w których to, pierwszy raz w tym sezonie, do czołowej dziesiątki zakwalifikowali się obaj zawodnicy teamu Renault. To w jego barwach jeździ Polak Robert Kubica. Jego dotychczasowe osiągnięcia dawały nadzieję na dobry wynik i powiększenie dorobku punktowego. Pozostawało czekać. Mateusz, jedząc śniadanie, typował swoich faworytów, kalkulując przy okazji szanse ulubionych zawodników. W tym sezonie niewiele ekip może zagrozić wiodącej prym dwójce. Mark Webber, Sebastian Vetel. Oni też startują z czołowych pozycji, a konkretnie pierwszej i trzeciej. Przedzielił ich tylko ten Anglik Lewis Hamilton. No nic, Sebastian miał zły dzień. Zaraz za nimi miał polecieć drugi kierowca z McLarena, Jenson Button. Zapowiadał się ciekawy start. Chłopiec oczywiście nie zapomniał o swoim rodaku. Siódme miejsce dawało dobre nadzieje na zastrzyk punktowy, jednak o czoło-wych pozycjach nie było co marzyć. Zbliżała się druga, czyli upragniony czas wyścigu. Po przygotowaniu popcornu, zimnej coli dla rodziców i paczuszki marchewek dla siebie, Mateusz zasiadł w fotelu i rozpoczął odliczanie... Nareszcie ruszyli! Webber oczywiście obronił swoje miejsce, ale zaraz… Vettel wyminął Hamiltona! Jednak nie na długo. Już w połowie pierwszego okrążenia Anglik przeprowadził udany kontratak i zajął utraconą pozycję. Poza tym w czołówce nie zaszły drastyczne zmiany, nie

licząc kilku pojedynków. Mateusz zmarkotniał – F1 należy do charakterystycznego typu sportów, w których najważniejszy jest start. Później zawodnicy dojeżdżają zwykle na tych samych pozycjach, z jakich wyruszyli. Spróbował obejrzeć jeszcze trochę, posłuchać tego ciekawego i bardzo (zieeeeeew) ciekawego komentarza… Po czym zasnął. Zasnął z przeświadczeniem, że nic się już nie stanie. Wyścig był rozstrzygnięty po pierwszych trzech minutach. Miałby rację, gdyby nie… Tata nie powstrzymał się od głośnego okrzyku. Jak przystało na zapalonego kibica, zerwał się z kanapy, widząc niecodzienną sytuację. Po jakichś pięćdziesięciu okrążeniach dwójka czołowych kierowców (obaj z ekipy teamu Red Bull) znalazła się poza torem. Przetarł ze zdziwienia oczy, nie mogąc uwierzyć w to, co zobaczył. Jak to możliwe, żeby przegrać wyścig, mając w nim pewny dublet?! To niebywałe, żeby kierowcy z tej samej stajni walczyli ze sobą o zwycięstwo, jadąc w odległości… dwudziestu centymetrów od siebie. Mateusz ze zdziwieniem oglądał finisz wyścigu. Zero wiwatów, charakterystycznego skakania zwycięzcy. Nikt nie mógł po prostu uwierzyć w to, co się stało. „Ciekawe" - pomyślał chłopak - „Jak widać, nie wszystkie wyścigi wyglądają tak samo. W każdym z nich z toru wylatuje inny kierowca!”.

Do oglądania zapraszaMateusz Cytryński

O dwóch takich, co wypadli z toru

W ostatnim numerze poprosiliśmy, żebyście zwierzyli się ze swoich problemów. Zgodnie z obietnicą, nasza konsultantka Judyta udzieliła odpowiedzi na Wasze trudne pytania.

34

Wszyscy dookoła mają dziewczyny / chłopaków lub prowadzą bogate życie towarzyskie. Ja jestem samotny i muszę żerować na przeżyciach innych. Co powinienem zrobić?

Mateusz, 17 lat

Drogi Mateuszu,Na początek kup sobie czekoladę Alpen Gold „Uśmiechnij się!”. Na pewno poprawi Ci humor. Jeśli zostanie kilka kawałków, podziel się ze znajomymi. Dzięki temu zjednasz sobie ich sympatię. Nie spodziewaj się jednak, że na kilku kawałkach się skończy. Wkrótce będzie to stały wydatek z Twojego kieszonkowego. Następnie, jeśli chcesz być popularny, musisz kupić sobie co najmniej połowę najnowszej kolekcji D&G, zacząć słuchać „muzyki” nowoczesnej, kupić dwie tony żelu do włosów (spokojnie, to zapas tygodniowy), przypakować na siłowni (ale żeby się nie zmęczyć i nie zniszczyć fryzury!), a także nauczyć się „śpiewać” jak Justin Bieber (jeżeli nie masz kobiecego głosu, będziesz musiał zrezygnować z tego punktu). Potem wystarczy jeszcze druga połowa kolekcji D&G i świat należy do Ciebie!

Pozdrawiam,Judyta

Ostatnio miałem kilka zatargów z nauczycielami. Chociaż miałem absolutną słuszność (jak zawsze), chyba nadużyłem ciętej riposty. Co teraz?

Mateusz, 17 lat

Drogi Mateuszu,Jeśli do tej pory Twoje nazwisko widnieje w dzienniku, na pewno nie było aż tak źle. Jedyne co ci teraz pozostaje, to uważnie obserwować, czy w tej kwestii nie zachodzą ewentualne zmiany. Gdyby zaczęło dziać się coś niepokojącego, koniecznie odegraj przed nauczycielami dramatyczną scenę. Łzy i rozpacz powinny zmiękczyć im serca. W Twoim głosie ból musi mieszać się z błaganiem o wybaczenie. Nie zapomnij o stałym punkcie tego typ uwypowiedzi, czyli zdaniu „To się nigdy więcej nie powtórzy!”. Potem dobrze będzie wybuchnąć gorzkim płaczem i wykonać kilka zrozpaczonych gestów. Możesz się także pocieszyć, że przecież miałeś rację (oczywiście, nie wspominaj o tym w swojej przepełnionej żalem mowie). I pamiętaj: Zasada 1. Uczeń zawsze ma rację!Zasada 2. Jeśli uczeń nie ma racji, patrz zasada 1!Mam nadzieję, że pozwoli ci to przezwyciężyć ciężkie chwile. Życzę powodzenia!

Pozdrawiam,Judyta

Wśród swoich znajomych zaobserwowałem niepokojące zjawisko. Każdy ma o innych zdanie różne od tego, które prezentuje przy nich samych. Jak mam się w tym odnaleźć?

Mateusz, 17 lat

Drogi Mateuszu,Sądzę, iż w takiej sytuacji powinieneś przyjąć postawę obronną. Zacznij wypowiadać niepochlebne opinie na temat własnej osoby. Jeśli jesteś człowiekiem wpływowym, inni szybko pójdą w Twoje ślady. Tym sposobem staną się samokrytyczni i zaczną podchodzić do siebie z dystansem. Może to otworzy im oczy i zobaczą swoje prawdziwe „ja”! Efektem ubocznym może być depresja oraz liczne kompleksy. Gdyby nastąpiły, proponuję udać się do specjalisty lub sięgnąć po najnowsze medykamenty z apteki.

Pozdrawiam,Judyta

Z przymrużeniem

35Humor

To okropne!Żarówka się przepaliła, ale sam przecież nie poradzisz sobie z wkręceniem nowej. Kogo poprosić o pomoc?

Kilkunastu Irlandczyków. Jeden trzyma żarówkę, a reszta pije, aż pokój zacznie wirować.

Trzech Sycylijczyków. Jeden wymienia żarówkę, a dwóch zajmuje się świadkami.

Dwóch mistrzów Zen. Jednego, by wymienił żarówkę i jednego, by jej nie wymieniał.

Dwóch egzystencjalistów. Jeden wkręca żarówkę, a drugi obserwuje, jak żarówka sama w sobie symbolizuje żarzące się nadzieje subiektywnego postrzegania rzeczywistości w bezkresnym absurdzie wieczności.

Trzy feministki. Jedna wkręca żarówkę, a dwie dyskutują, co jeszcze można zrobić bez facetów.

Pięciu palaczy. Kiedy razem zapalą, żarówka też to zrobi dla towarzystwa.

Dwie gwiazdy disco polo. Jedna wymienia żarówkę, a druga śpiewa, jak bardzo tęskni za tą starą.

Jednego goryla. W tym przypadku będzie jednak potrzebne mnóstwo żarówek.

Psychiatrę. Ale zmieni żarówkę, tylko jeśli ona sama też będzie chciała się zmienić.

Dwie blondynki. Jedna trzyma żarówkę, a druga kręci domem.

Ale nie proś kolegów - bo prawdziwi mężczyźni nie boją się ciemności!

Żarówka – przedmiot, którego działanie opiera się na zdolności w c h ł a n i a n i a c i e m n o ś c i . G d y włączamy żarówkę, ona natychmiast z wielką prędkością zaczyna zasysać ciemność, a tarcie wywołane dużą powoduje jej raptowne nagrzewanie się.

BRITISHhumour

Karolina Tomaszewska