PROLOG Trwaa jeszcze wiosna w caej peni, ale na Agarach, zwanych
czasem wyspami na kocu wiata, nic na to nie wskazywao; mona by
przysic, e nastaa jesie, królowa burz. Nie pamitano tak dugiego
okresu zej pogody o tej porze roku. Sztormy przewalay si po
Bezmiarach. Poród mroku, pod zacignitym chmurami niebem, zwieczone
pian bawany tuky bami o wysoki klif.
Gdy mczyni wypynli w morze Po sw walk, zdobycz i chwa, Gdy znikny
maszty okrtów, Kobiety znowu czekay.
Gdy mczyni daleko na morzu W pocie czoa agle stawiali, Ich kobiety
staway na klifie. Kobiety tylko czekay.
Gdy mczyni uczepieni wantów Nowe ldy witali z daleka, Ich
kobiety nie zmagay si z linami. Kobiety musiay tylko czeka.
Gdy strzaskane sztormami aglowce Na dnie oceanu spoczyway, Na
klifie ony eglarzy Wci czekay, czekay, czekay…
Ile takich smutnych pieni powstao w zaktkach Szereru, do których
dociera sona bryza…
Nadcigawieczór, pogbiajc ciemnoci. Jej wysokoksinaAlida pani na
Agarach czekaa na ma, który powiód w morze wojenn eskadr.
Ksina nie ufaa Bezmiarom i nie kochaa ich, cho wiernie strzegy
granic jej woci. Stojc na urwisku, odgadywaa spojrzeniem zatopiony
horyzont, rozmawiajc z dwiema innymi kobietami.
aglowce ju od tygodnia powinny cumowa w porcie. Sylwetkaogromnego
mczyzny niewyran plamodcia siod pochmurnego nieba.
Towarzyszce ksinej kobiety byy prostymi mieszczkami, które tylko
tutaj i tylko przez chwil mogy by jej równe — bo tak samo czekay na
swych mczyzn. Lecz ujrzawszy nadchocego, pokoniy si swojej
pani i ucieky. Niewysoka wadczyni Agarów uniosa rk, uja olbrzyma
pod rami i zabawnie opara gow o jego okie.
— Jak nie wróci, wezm sobie ciebie — powieiaa smutno i figlarnie
zarazem. — Chcesz by ksiciem wyspy, królu gór?
Wiatr potarga jej jasne wosy. Od dwóch dni nie mia siy wichru, ale
spienione fale pod urwiskiem chyba o tym nie wieiay. Czarne morze
gotowao si niczym trucizna w wielkim kotle.
— W ogóle nie umiem pywa. — A co umiesz? Mm? — Nic, co przydaoby si
tutaj komukolwiek. — Olbrzym nie zna si na artach,
albo mia pody nastrój, w kadym razie nie podj przekomarza. — Pora
na mnie, wasza wysoko.
Zadara gow, próbujc w gstniejcym mroku wyczyta co z twarzy mczyzny.
— Chcesz… wraca? — Czekam tylko na powrót Raladana. I pierwszy
statek, który popynie z Aheli
dokdkolwiek, byle wysai mnie w Dartanie. — Mylaam, e znalaze
wreszcie swój dom. Ojca, przyjació… To ten kot! — po-
wieiaa z niechci. — On ci namówi, prawda?
. Porzucone królestwo
— Ten kot, wasza ksica wysoko, jest moim bratem od dwuiestu paru
lat. Mia pasujcy do sylwetki, gboki i silny gos. Mówi wyranie,
niepiesznie. Baro
lubia go sucha. — Niepotrzebnie daam ci ten list od niego. A kiedy
mówisz „wasza ksica wy-
soko”, to od razu wiem, e nie warto z tob rozmawia. No… —
zmitygowaa si — czasem, co prawda, chcesz mi tylko podokucza. Hej,
ielny straniku! — zawoaa go- niej, zwracajc si ku kpie ostrych
nadmorskich traw.
Wysoki i potny mczyzna, którego nie dao si nazwa olbrzymem tylko w
obec- noci towarzysza ksinej, podniós si z ziemi. Uzbrojony po zby,
od wielu lat by jej przybocznym gwarist. Skin gow i poszed
pierwszy. Maa kawalkada ruszya ku nieodlegym murom twiery
nadbrzenej.
— Grevie, czy jeli wyjednam zgod twojej pani, zechcesz posiowa si i
ze mn? Nikt tutaj nie potrafi wyoi mi skóry tak jak ty.
— Wasza godno chwali mnie na wyrost — odpar suga, ogldajc si przez
rami. — Jeszcze nie wyleczyem moich pknitych eber.
— A ja wyamanego barku. — Zaraz obaj biecie pknici i wyamani —
zagrozia ksina, omajc wiksz
od innych kp traw. — Nie, Glorm, nie wyjednasz na nic zgody, nie
biesz tuk si z moim przybocznym, bo masz isiaj sieie ze mn i bawi
mnie najlepiej, jak umiesz. Jestem wdow po eglarzu i mam by
pocieszana.
— Somian wdow, jak dotd… Nie wygaduj takich rzeczy nad morzem. — A
co, ty te jeste przesdny? Wszystkich was… pomoczyo. — Ksina, nie
mogc
czasem znale odpowiedniego sowa, miaa zwyczaj posugiwania si
pierwszym lepszym, które przyszo jej do gowy; jakkolwiek bywao to
zabawne, wiadczyo o czym nader niemiesznym, a mianowicie o tym, e z
jej wysokoci lepiej tego dnia nie zaiera. — Niestety, masz racj,
wojowniku. Nie jestem jeszcze wdow, wci jestem on solonego leia,
który nawet w maeskim ou porusza si tak, jakby pywa.
Grev, bariej przyjaciel ni suga jej wysokoci, wieia jednak, kiedy
powinien przypieszy kroku i nie sucha, co wygadywaa. Bujna przeszo
ksinej dochoia niekiedy do gosu i mona byo doszuka si w jej sowach
zarówno cynizmu tajnej wy- wiadowczyni Trybunau, jak te jadu
intrygantki i bezdusznego chodu skrytobójczyni, albo rozwizoci
ladacznicy. Bya kad z tych osób. A ponadto najbariej niewiern ze
wszystkich on, jakie nosia ziemia. Najbariej niewiern — i najbariej
kochajc ze wszystkich. Za swego ma-eglarza daaby si ugotowa
ywcem.
W ubiegym roku, u schyku lata nie zdy wróci na Agary, co oznaczao,
e spóni si trzy miesice — o ile w ogóle yje… Nikt nie pywa jesieni
po Bezmiarach. Lecz ksina kadego dnia stawaa na urwistym brzegu,
czekajc. Nie istniaa dla niej za po- goda, nie baa si deszczu ani
wichru. I bya pierwsz, która ujrzaa poród skbionych fal czarn
sylwet okrtu. Na pokaie ielnego aglowca najlepsi eglarze wiata, pod
wo swego kapitana, przedarli si przez sztormy i wrócili do swych
domów, dokonujc niebywaego wyczynu… Kobiety nie musiay ju
czeka.
W murze twiery nadbrzenej widniay mae elazne drzwi, a w niewielkiej
wnce czuwa wartownik. Na widok nadchocych zaomota w blach pici, da
si pozna przez niewielkie okienko i wróci na swoje miejsce. Hukny
odmykane zasuwy. Ksi- na i towarzyszcy jej mczyni znaleli si w
wskim korytarzyku. Poprzeani przez onierza z pochodni, wkrótce
wyszli na ieiniec.
Rozrzucone szerokim pókrgiem umocnienia nie tworzyy warowni w cisym
zna- czeniu tego sowa, byy to raczej poczone ze sob samoielne
zespoy forteczne, osa- niajce port przed atakiem z ldu i morza.
Wski kana portowy przegroono potnym acuchem, spinajcym niskie, lecz
baro obszerne baszty. Nazwano je bastejami; no- we sowo, uywane
tylko na Agarach, wydawao si jednak odpowiednie dla budowli
niemajcych odpowiednika nigie w caym Szererze.
Owe iwne baszty pomylane zostay jako platformy dla ia duego
wagomiaru. Mae agarskie ksistwo zawiczao sw si nie tylko wietnej
flocie wojennej i licz- nym okrtom kaperskim. Próbujc ochroni sw
niezaleno, postawio na nowe ro- aje broni, nie doceniane przez
wojska Wiecznego Cesarstwa. W Szererze od dawna
. Porzucone królestwo
nie budowano twier, prochowe iaa za stawiano tylko na pokadach
okrtów. Roz- bójnicze ksistwo, zasilajce sw szkatu dochodami z
handlu upami wojennymi, nie miao do lui, by stworzy liczn armi, ale
miao pienie… I szukao swojej szansy w nowinkach.
— Te basteje nie wystarcz — rzek Glorm, spogldajc na rysujc si w
mroku krp sylwet budowli. — Cesarstwo wci jest potne.
— Srogi z ciebie rbajo, ale aden polityk — nieomal pogardliwie
ocenia ksina. — Nie ma ju adnego cesarstwa.
Wkroczyli do fortecznego budynku mieszkalnego,w którym miecia si
jedna z trzech rezydencji ksinej.
— Nie ma ju adnego cesarstwa — powtórzya Alida, idc po schodach na
pitro. — Armekt i Dartan obroni si przed kadym atakiem, ale nie s
zdolne do prowaenia zaczepnej wojny morskiej, a có dopiero
zamorskiej. Ju i, gdybym chciaa, mogabym zepchn oba te mocarstwa na
ld. Ale nie chc, bo wo wod róne poyteczne rzeczy, których nie ma
sensu kupowa ani wytwarza na Agarach.
Nie do koca byo to prawd. Ksina Alida lubia czasem po msku napi mu-
skuy, ale w gruncie rzeczy wieiaa, na co sta jej pastewko. Wydanie
kontynentowi totalnej wojny morskiej bez wtpienia zaowocowaoby
zmieceniem z wód Szereru dar- taskich i armektaskich aglowców — a
po kilku latach potrzebnych do odbudowania floty, bezprzykadny
odwet. Wycicie bolesnego wrzodu, jakim byy Agary, mogo by z rónych
przyczyn odwlekane — lecz walka z gangren nie. Jakkolwiek rozbiene
byy interesy Armektu i Dartanu, utrata mórz musiaa doprowai
do zawarcia przymierza. Kontynentalne pastwa nie mogy zaakceptowa
uwizienia w ldowych granicach. Inna sprawa, e agarskie ksistwo roso
w si, i to, co nie mogo uda si teraz, by moe byo moliwe za lat
pitnacie albo dwaiecia.
— Za dwaiecia lat — dorzucia Alida, jakby syszc myli towarzysza —
ppek wiata bie tutaj, w Aheli. Nie mówi, e stolica jakiego
imperium… Tylko miasto, z którym liczy si bd musiay wszystkie inne
miasta Szereru, cznie z Rollayn i Kir- lanem, o Doronie nie
wspominajc.
Majc kopcce przy strzelniczych okienkach uczywa, dotarli na szczyt
schodów. Dalej byy pokoje ksinej, a bariej na prawo — gocinne.
Drzwi strzegli wartownicy z wóczniami.
—Choddomnie.No,niebdciuwoi!—prychna.—Zreszt,czytywogóle wiesz, co
to uwoenie? Albo chocia co to kobieta?
— Nie za baro — przyzna. — Nigdy mnie specjalnie nie pocigay. Ale
mczyni te nie — doda szybko, wic jej uniesione brwi, i mogaby
przysic, e zarumieni si lekko. — Nigdy nie miaem gowy… do tych
spraw.
Wzruszya ramionami. — Gdyby wicej byo takich na wiecie, ju dawno
umarabym z godu. Wszystko, co
mam, wydobyam z worków hutajcych si miy mskimi nogami. Nie bez
powodu mówi na to „klejnoty”.
Obojtna szczero, z jak zawsze wspominaa o swej przeszoci,
nieodmiennie wpra- wiaa go w zakopotanie. Mia dobrze po
czteriestce, wiia w yciu niejedno, ale do- piero na dalekich
Agarach nauczy si rumieni przy kobiecie. Jak chopiec.
W twiery ksina miaa tylko dwa pokoje. Zatrzymali si w iennym, baro
wy- godnie, a nawet bogato urzonym. Suba podaa wino i suszone
owoce, zabierajc zarazem paszcze ksinej i jej gocia. Uwolniona z
obszernej peleryny blondynka w ogó- le nie wygldaa na wadczyni.
Niska i okrglutka, raczej adna ni pikna, przewanie nosia warkocz
przerzucony na pier. Bya w wieku… nieokrelonym, co si zowie —
równie dobrze moga mie trzyieci jeden, jak i czterieci siedem lat,
a ile miaa na- prawd, nie wieia chyba nawet jej m. Taka
nieodgadniona, nie zmieniajca si przez iesiciolecia powierzchowno
bya zreszt czym zwyczajnym u Armektanek, wcze- nie dojrzewajcych,
baro dugo modych i starzejcych si nieomal z dnia na ie, a ksina
miaa w yach poow armektaskiej krwi.
Gustowaa w jasnych sukniach, niebieskich lub zielonych (zielone
pasoway do oczu), czsto z biaymi dodatkami. Teraz take miaa na
sobie do prost, cho gustownie skro- jon, szafirow sukienk,
ale rozpuszczone wosy zostay potargane przez wiatr i wygl-
. Porzucone królestwo
daa na ksin mniej ni kiedykolwiek. Jej go i przyjaciel przeciwnie,
wyglda na tego, kim by. Czerstwa i ogorzaa twarz, okolona krótko
przystrzyon brod, poznaczona bya w dwóch miejscach nieszpeccymi
bliznami. Z krótkim mieczem przewieszonym przez plecy, w futrzanym
kaanie i grubej mskiej spódnicy, okrywajcej cholewy butów, ol-
brzym wyglda na twardego wojownika, atwo zyskujcego posuch u
podobnych mu lui. Tak te byo w istocie. Historia ycia tego
czowieka, nie mniej barwna od historii ycia ksinej, zawieraa si w
niezliczonych grombelarkich legendach o Basergorze- -Kragdobie,
królu Cikich Gór i górskich rozbójników. Ten sam czowiek, póniej,
szuka spokoju i odpoczynku w bogatym „Zotym” Dartanie. Zamiast tego
znalaz now wojn, najwiksz, jaka miaa miejsce od stuleci. Uciek od
niej a na dalekie Agary.
Wojna dobiega koca, albo moe raczej odesza z Dartanu i szukaa
poywienia gie iniej. Starzejcy si wojownik wieia gie. Na Agarach
czuo si jej daleki, ale ju wyrany oddech.
— Chcesz wraca — ksina nawizaa do rozmowy rozpocztej na urwistym
brzegu. — Rzecz jasna. Moe to jakieprzeklestwo? Giekolwiek pojad,
armektaska Pani
Arilora cignie za mn, brzczc zbrojami i mieczami. Ju wi, e
nie uciekn. — Tutaj nie ma wojny. — Ale bie. Nie zaprzeczya. —
Skoro nie mog uciec, to bd jej suy. Ale na wasnych warunkach i na
wybra-
nym przez siebie polu bitwy. Wielu wiernych przyjació próbowao mi
wyperswadowa ucieczk z Cikich Gór. Zrobiem po swojemu, a teraz id
odszuka tych przyjació i poprosi, eby wracali ze mn.
— Zgo si? Co byo w tym licie od twojego kociego druha? — Nie wiem,
Alido, czy si zgo. Rbit pisze, e umówi si z Delenem. To mój
byy gwarista i… no, kto do specjalnych zada. — Morderca i
skrytobójca. — Ksina baro lubia nazywa rzeczy po imieniu. — No,
waciwie tak. Delen oeni si i… jest gruby. — Basergor-Kragdob
mia
niski, przyjemnie brzmicy miech. — Grubszy ode mnie? — Od… ciebie?
Nie jeste gruba. Uroia dwoje ieci i jeste… no… — Gruba. I co ten
twój gwarista? — Przez cae ycie wyglda jak chopiec. Zawadiaka,
mistrz miecza, wietny dowód-
ca, uwielbiany przez podkomendnych. isiaj jest gruby i ma dwie
córeczki, dla których zrywa agrest koo domu, bo ieciaki mog poku
sobie apki. Inni… Raner, drugi mój gwarista, nie yje. Jego siostra
Arma, moja najlepsza wywiadowczyni, rzi grombe- larkim Trybunaem.
Bie dobrze, jeli nie znajd w niej wroga, bo sojuszniczk… Wtpi.
Tewena, druga moja wywiadowczyni, mieszka gie w Armekcie. Nie wiem,
co porabia, nie wiem nawet, czy zdoam j odnale, chocia polegam na
Rbicie. Sam Rbit zmieni si najmniej, to przecie kot. Ostatnich
kilka lat po prostu przespa, czekajc, a zdarzy si co ciekawego.
Mieszkalimy w najwikszym i pono najpikniejszym miecie Szereru, a on
przez cay ten czas nie wylaz ze swojej komnatki, wyobraasz sobie?
Dla niego w caym Dartanie nie byo nic godnego uwagi. Spa i duma na
zmian, gapic si w okno, przez które wida byo jaki dach i kawaek
ulicy. Gdyby nie odczuwa natural- nych potrzeb, suba musiaaby
oczyszcza go z kurzu. Gdy wybucha wojna z Armektem, uzna, e to
jeszcze nudniejsze ni pokój, i odtd lea tyem do okna. Dla kota nie
istniej adne sprawy poza jego wasnymi.
Umiechna si z niedowierzaniem i pokrcia gow. — Nigdy nie wiiaam
kota. Wiem, jak wygldaj, ale nie wiiaam. — Rzecz jasna. I nie
zobaczysz, jeli cae ycie spisz na wyspach. Zreszt nawet na
kontynencie s miejsca, gie koty nie bywaj. Pytaem kiedy Rbita i
próbowa mi to wyjani, ale znuio mu si, nim dobrze zacz. Mylaem, e
si zastanawia, a on zasn, nadal wic nie wiem, dlaczego koty gie nie
bywaj. Na wyspach nie, bo to za morzem.
— Jestem pewna, e napatrz si jeszcze na koty — powieiaa znaczco. —
Nie zamierzam sieie na tej wyspie do mierci.
Mczyzna odpi pas z mieczem i pooy na stojcym obok stole.
. Porzucone królestwo
— Wziem sobie do serca zadanie chronienia waszej wysokoci — powieia
z hu- morem — ale sieie z tym po luku nie mona, w kadym razie nie
na krzele z opar- ciem. Na kamieniu, pod skaln cian, to co innego.
— Spowania i jakby posmutnia.
— Przecie brakuje ci tych twoich gór — zauwaya. — Pewnie zawsze ci
brakowao. Dlaczego je zostawie? Nie wyobraam sobie, eby Raladan
zostawi swoj son wod. — Umiechna si na sam myl, tak byo to zabawne.
— Czego szukae w Dartanie?
— Teraz ju nie wiem. Grombelard to na dobr spraw tylko wielka kupa
goych ska, moczona deszczem i owiewana wiatrem. Cztery miasta, bo
Londu nie licz… Zbu- dowaem tam wasne królestwo, niezalene, a nawet
niewidoczne dla imperium, miaem swoich urzdników, poborców
podatkowych, szpiegów i onierzy. Miaem to wszystko, co ty masz
tutaj, na Agarach. Ale ty ze swoimi aglowcami moesz dokd popyn,
moesz snu plany o rozszerzeniu swojego watwa. A ja osignem wszystko
i nie mo- gem ruszy ze swoimi górami na podbój reszty Szereru. Nie
chciaem przemieni si w jedn z grombelarkich ska, trwajc dla samego
trwania. No to ruszyem szuka szczcia. — Westchn. — Bya kobieta w
moim yciu, moe jedyna naprawd wana… Ale ju ci o niej
opowiadaem.
— Tamenath mi opowiada. Jeli choi o ciebie, to pierwszy raz
opowiadasz mi o czymkolwiek — sprostowaa z sarkazmem, ale nie majc
si z prawd; król Gór nie by czowiekiem wylewnym. — Ta kobieta to
owczyni, tak? Daa ci kosza.
— Kiedy nie. Zapytaa tylko, czy pojad do Dartanu. Bo ona stamtd
dopiero co wró- cia. Wolaa zosta jedn z mokrych grombelarkich ska.
Moe wiiaa, e po prostu jest tak ska i e ja jestem tak ska…
Miejsce skay jest w górach, Alido. Nawet jeli ma tam trwa dla
samego trwania. Ostatecznie moe i wysieiabym w Dartanie, albo
zreszt giekolwiek, byle dano mi wity spokój. Dalej bawibym si na
arenach Rollay- ny, wbajc Dartaczykom turniejowe hemy na oczy i
wyginajc blachy napierników w mieszne ksztaty. Ale nie.
Dokdkolwiek rusz, zaraz iie za mn wojna. Cua woj- na… Ale o tym te
ju mówiem. — Machn rk. — Starzej si.
— Nie jeste jeszcze stary. — Rzecz jasna. Ty za nie jeste gruba,
moja pikna ksino, jedno i drugie jest
prawd. Ale… co tu jednak mamy na rzeczy. — Bezczelnie,
nietaktownie… i susznie — powieiaa po chwili namysu. — Zosta
ze mn na noc, no! — zadaa kaprynie, jak iecko. — Wiesz tak samo jak
ja, e Raladan pogoi si ju… a zreszt, nie musi si dowieie. A mnie
wszystko boli, tak ci chc!
— O nie, co to, to nie — oznajmi szczerze zaniepokojony, wstajc i
biorc swój miecz. — Odczuwam i potrzeb mówienia, ale inne… nad
innymi potrzebami panuj. S rzeczy, których mczyzna nie robi
przyjacielowi.
— Nawet jeli ten przyjaciel pozwala? — Nic mnie nie obcho wasze
iwaczne obyczaje maeskie — uci. — Wasza
wysoko, czy mog ju i? — A wynocha! — zawoaa ze zoci. — Nawet prosto
do portu, powoaj si na mój
rozkaz, a przygotuj ci zaraz aglowiec do podróy! Ju ci nie ma na
moich Agarach! Machn rk i wyszed. Ksina czasem lubia mówi do
siebie. — Przesaia — rzeka po jakim czasie. — Ale on te o tym wie.
A zreszt to nie
*
Ksina nie bya jedyn kobiet na Agarach, której ba si jego godno
J.I.Glorm. Nie bya nawet t, której ba si najbariej.
Ksiniczka Riolata Ridareta nie popyna tym razem na wypraw ze swym
przy- branym ojcem. Grombelarki Król Gór by gboko przekonany, e
jeli w wyspiarskim ksistwie dojie do jakiej katastro, to za spraw
tej… tego czego.
. Porzucone królestwo
Na Wyspach powieie o kobiecie „foka” znaczyo to samo, co gie iniej
„kro- wa”. lepa Foka Ridi — jak z waciwym sobie wikiem przezwali j
agarscy eglarze — dowoia kiedy wszystkimi wojskami na wyspach, ale
rycho okazaa si niezdolna do sprostania zadaniu. Zostawiono jej
tylko flot wojenn, któr natychmiast zaniedbaa. Nie majc pojcia o
eglue, awanturowaa si po morzach, a stracia flagowy aglo- wiec
najlepszej agarskiej eskadry. Od tej pory dowoia tylko jednym
okrtem, istnym przytukiem dla wyrzutków z caej floty, chyba e
porzucaa go na par tygodni, zajmujc si czym innym.
Surowy maonek jej wysokoci Alidy pozwala przybranej córce na
wszystko; Glorm powtpiewa, czy Raladan skarciby ksiniczk po
wysaeniu przez ni w powietrze strzegcych portu bastei. Alida nie
znosia przybranej córki, a ju zwaszcza od czasu, gdy uroia mowi
dwoje wasnych ieci (które, dla odmiany, Raladan nawet lubi — ale
tylko tyle). Grombelarki góral, ilekro pomyla o rzcej pirackim
ksistwem roinie, czu, jak cierpnie mu skóra. To bya istna szajka
nieobliczalnych pomyleców, z których jedni nie znosili drugich,
kochali za to innych, wbrew wszelkim dajcym si poj reguom. A ju
ksiniczka Ridi bya bezsporn owych pomyleców królow. Po- trafic
spali w miecie dom dla uciechy, a zarazem bezwzgldnie wymagajc od
ksi- cych urzdników dbaoci o wszystkie ieci na Agarach; gotowa bya
kara gardem na wie, e jaki gówniarz w rybackiej wiosce przez cay ie
biega godny i nikt si tym problemem wagi pastwowej nie zaj.
Glorm nie mia wtpliwoci, e cakiem po prostu, ksiniczce brakowao
pitej klep- ki. Ulubion jej rozrywk byo zachoenie w ci z kim
popado; wiecznie azia z brzu- chem i kadorazowo, ku swej uciesze,
poronia, opic straszne napary z zió, które wprawie pomagay spi pód,
ale mogy nawet zabi niedosz mamuk, skrcaj- c si w okropnych
konwulsjach. Zafascynowana iaaniem napojów, potrafia urzi z tego
widowisko dla zaogi swojego aglowca. Niestety, nie zdecha pod
masztem, ku rozczarowaniu czci wiów.
Glorm obawia si zapdów ksinej Alidy, szczerze szanowa i ceni (cho
nie rozu- mia) Raladana, jak zarazy unika ksiniczki Ridarety — i by
kolejnym pomylecem na Agarach, bo po przyjacielsku kocha pierwsz
dwójk, pikn Ridi za… przyj do wiadomoci i zgaa si z faktem jej
istnienia, co byo nie lada wyczynem. Ponadto, prawiwie nie znoszc
ieci, okaza si najwspanialszym wujem-stryjem dla maluchów ich
ksicych wysokoci.
Ksiniczka czyhaa na w paacu. Ksicy paac w Aheli (w przeszoci gmach
Trybunau Imperialnego) nie by szcze-
gólnie okaza budowl, zapewnia jednak znacznie lepsze wygody, ni
nadmorska twier- a. Glorm zajmowa w paacu kilka nieduych komnat.
Odby do dugi wieczorny spacer ulicami Aheli — do dugi, by
zapomnie o sprzeczce z ksin Alid — i prze- razi si, ujrzawszy w
prywatnych pokojach pikn kaprynic, wystrojon w brzow sukni, haowan
caymi milami zotych nici. Niebezpiecznie znuone iewcz bawio si
swoimi trzema warkoczami: gdy krcio si na picie, sigajce do poowy
pleców powrozy zataczay obszerne krgi.
Historia tej iewczyny bya moe najiwniejsz histori Szereru.
Okaleczona, jed- nooka córka najwikszego pirata w iejach (którego
Glorm pozna kiedy osobicie), zamordowana przez cesarskich onierzy,
przywrócona zostaa do ycia za pomoc niepo- jtych si Szerni,
lecz stracia w zamian cz swego czowieczestwa. Bya teraz zarówno
kobiet, jak i Rubinem Córki Byskawic, Geerkoto, zoliwym Porzuconym
Przedmio- tem, który sw moc zastpi jej utracone ycie. Nie starzaa
si, stale pikniaa, a gdy byo to ju niemoliwe, moc Rubinu
szukaa ujcia na wiele innych sposobów. Humory i kaprysy
Ridarety bariej byy wybuchami mocy Riolaty, bo takie imi nosi
legendar- ny Ciemny Klejnot. Byo to zreszt imi przeklte, a raczej
majce moc Formuy, i nie naleao go wymawia. Pikna Ridi nauczya si
czciowo panowa nad mocami Rubi- nu; niektóre jej zdolnoci byy
grone, inne tylko zabawne, ale tak czy owak niepojte i niedostpne
zwyczajnym miertelnikom. Rozmawiajc z ksiniczk, Glorm zawsze sta-
rannie odsuwa od siebie myli o tym, kto… lub co waciwie stoi przed
nim. Umys tego nie obejmowa.
. Porzucone królestwo
Najwygodniej mu byo wiie tylko nieobliczaln mod kobiet. Ujrzawszy
wchocego, jednooka pikno wydaa okrzyk radoci, odruchowo do-
tkna opaski na twarzy, jakby chciaa sprawi, czy si nie zsuna, po
czym ruszya ku mczynie.
— Twój ojciec, wasza godno, powieia, e pyniecie do Grombelardu! —
rzeka, lekko zdyszana po zabawie z warkoczami. — Pyn z wami!
Glorm zmarszczy brwi. — Rzecz jasna. Tylko ciebie, wasza wysoko,
brakuje mi w Cikich Górach. Ksin Alid traktowa troch jak modsz
siostr, ale Ridaret zawsze trzyma na
dystans. Par miesicy wczeniej osai j agodnie ju przy pierwszej
próbie nawizania przyjacielskiej zayoci… i nie aowa tego.
— Zdaje si, e wiesz wicej ode mnie, wasza wysoko — dorzuci. — Pyn
do Dartanu, nie do Grombelardu. Sam. Mój czcigodny ojciec wybiera
si do Londu, ale w jakich wasnych sprawach. Mówisz, e zamierza pyn
teraz?
Chyba nie dosyszaa, albo raczej dosyszaa nie wszystko. — Ale z
Dartanu wybierasz si do Grombelardu? — Owszem, pani. Sam. — Sam,
ale w towarzystwie przyjació? Glorm spochmurnia jeszcze bariej, z
niechcimylc o dugim jzyku czcigodnego
roica. Starzec mia mnóstwo zalet… ale mia i wady. — Czy mam prawo
do wasnych spraw, ksiniczko? — Wasza godno — powieiaa beztrosko,
znów puszczajc pytanie mimo uszu —
wiesz przecie, e maj tu ze mn same kopoty. Nu si i bywam nieznona.
Chyba. Co innego na wojennej wyprawie. Jeli bd miaa co robi…
— Nie wyruszam na adnwojennwypraw. Czy to mój ojciec naopowiada ci
bajek, pani?
— Przecie wybierasz si do Grombelardu? — Ale nie na wojn — skama
gadko. — Sam przyznawae, e w górach nigdy nie byo spokoju. — Rzecz
jasna. Jednak, jeli nawet dochoio do bitew, to baro rzadko,
pani,
zmuszony byem w nich uczestniczy. Czy opowiadaem o czym takim? —
Jednak bye tam, wasza godno, królem wszystkich przebiegaczy gór, bo
tak si
tam zwiecie, prawda? Maomówny zazwyczaj mczyzna stan tego wieczoru
przed nie lada wyzwaniem.
To ju druga kobieta braa go na spytki. — I co z tego, pani? —
zapyta zniecierpliwiony. — Byem wanie ich królem, nie
jakim rbaj. To tylko tutaj panuje iwny obyczaj, e wadca
Agarów sam dowoi byle eskadr, agarska za ksiniczka okrtem. Wicej
namachaem si mieczami na darta- skich arenach, ni przez cae ycie w
Cikich Górach. Za modu musiaem wyrba sobie posuch, ale potem rzadko
ju sigaem po swe miecze. Walczyli dla mnie inni. I nie do- woiem
osobicie wszystkimi zbrojnymi odiaami. Czy pozwolisz mi wreszcie
usi w moim wasnym pokoju, wasza wysoko?
— Tak, pozwalam — rzeka, zbyt przejta, by zauway strofujcy sarkazm
w pytaniu; olbrzym rzeczywicie nie móg usibez pozwolenia
utytuowanejkobiety, która wszake bya gociem w jego prywatnych
komnatach. — Ale teraz? Chyba znowu biesz musia wyrba sobie
posuch?
— By moe. — Mczyzna po raz kolejny tego dnia odpi miecz i pooy go
na stole. Usiad i przetar twarz domi. — By moe, ksiniczko, bd musia
to zrobi. Ale moe wystarczy, jeli przemówi komu do rozsdku.
Nie zabior ze sob cho- cego Geerkoto, który jednym spojrzeniem
podpali mojego rozmówc. Dla kaprysu albo niechccy.
Przygryza usta. — Bd suchaa ci we wszystkim, wasza godno. — Rzecz
jasna, wasza wysoko. Wic zacznmy od zaraz: wyperswaduj sobie
t
podró. — Oprócz oka, czego mi brakuje? — zapytaa z narastajc zoci,
rozkadajc rce,
jakby chciaa si pokaza w caej okazaoci.
. Porzucone królestwo
Z mskiego punktu wienia wszystkiego miaa w nadmiarze. Ale w Cikich
Górach zwiastowao to tylko kopoty. Zreszt nie o to przecie
choio.
— Czego? Dwóch rzeczy: rozsdku i sumienia — odpowieia zupenie
powanie —. Przy czym rozsdek, pani, winien by zdrowy. Sumienie
jakiekolwiek, niechby chore.
Nie zadaa sobie najmniejszego trudu, by zrozumie, o co mu choi.
Zaczo do niej dociera to tylko, e nic nie wskóra.
— Bd robia wszystko, wasza godno! Bd… Moga zaraz przysic, e bie mu
gotowaa zupy na biwakach i nosia torb z pro-
wiantem, wiia to zupenie wyranie. — Wasza wysoko, natychmiast
przesta! — powieia stanowczo, poirytowany.
— Nie jestem Raladanem, by ciosaa mi koki na gowie! — Wasza godno,
nie zamkniesz przede mn Grombelardu! Jeli nie pojad z tob,
to wyrusz z twoim ojcem! — powieiaa gniewnie, cofajc si o dwa kroki
— Tego te mi zabronisz? Moe lepiej we mnie ze sob.
Wsta ciko i odszed kilka kroków od opuszczonego krzesa. — Mam do
tej rozmowy, pani — oznajmi po krótkiej chwili, odwracajc si
ku
niej. — Naprawd do. Chcesz towarzyszy mojemu ojcu? Prosz baro. Ze
mn w ka- dym razie nie pojeiesz. I mao tego: pilnuj si, eby nie wej
mi w oczy podczas jakie- go, przypadkowego ma si rozumie,
spotkania. Ta wyspa to istny jarmark, gie kady wygaduje co mu
przyjie do gowy — skonstatowa. — Jestem miertelnie znuony tym
wszystkim. Milcz, ksiniczko, i suchaj, co do ciebie mówi. — Zrobi
saby ruch doni, który jednak wystarczy, by zamkna usta. — Wybieram
si do Grombelardu nie po to, eby z wyciem biega po górach na czele
zgrai przebieraców. Jestem na to za stary, a zreszt nigdy nie byem
a tak mody, by kierowa trup cudaków. Tutaj, na Agarach, moesz
robi co ci si podoba. Ale Grombelard jest mój.
Znów otworzya usta, ale po raz drugi uciszy j gestem. — Jest mój.
Wiesz, czego tam szukam najbariej? Spokoju. Tak, wanie tam, w
ist-
nej jaskini zbójców, zamierzam odnale mój spokój. Nie znalazem go w
Dartanie, gie podobna do ciebie pannica umylia sobie zosta królow,
nie znalazem go te na Aga- rach, gie prostytutka jest ksin, wilk
morski ksiciem, a kobieta-Rubin nastpczyni tronu. Uciekem z Dartanu
i uciekam z Agarów. Z Grombelardu ucieka ju nie bd. Skoczyem. Co
nie znaczy, e zamierzam teraz ci wysucha. Oto drzwi, wasza wyso-
ko. Wybierajca si do Grombelardu wojowniczka atwo wybaczy mi t
szorstko.
Cokolwiek byo upione w tym czowieku, potrafio si obui. Do agarskiej
ksi- niczki nikt w ten sposób nie mówi. Ale grombelarki
Basergor-Kragdob — co znaczy- o przecie Wadca Cikich Gór — nie by
byle „kim”. Nie potrafia odnale w sobie gniewu, zoci… a nawet nie
czua si upokorzona. Tylko przywoana do porzdku. Ten niepiesznie i
spokojnie mówicy mczyzna mia prawo oywa si w ten sposób i byo
zupenie jasne, e niewielu jest na wiecie lui, którzy mog zignorowa
jego rozkaz. Mia wadcz si, jakiej nie podejrzewaa w
rycerzu-obieywiacie, choby nawet by synem mdrca Szerni. Znaa go od
wielu miesicy, a przecie nie wieiaa, kim jest. Rozumiaa, e
silniejszym od innych hersztem zbójców. A by królem jednej z
wielkich krain Szereru. — Przepraszam, wasza godno — powieiaa
cicho. — Tak, to twoje królestwo
*
Wczesnym rankiem zbui go ojciec. — Raladan wróci. Dopiero dwa okrty
przycumoway u nabrzea, a ju cae Agary
wie o niebywaym zwycistwie. Zdaje si, e pucili na dno siln eskadr
dartask i porwali konwojowane statki. Przyprowaili pryzy.
Grombelarki wojownik przetar powieki. ysy jak kolano, jednorki
starzec w ogóle z rysów twarzy nie przypomina syna — ale
za to pozwoli mu oieiczy wzrost. oe, na którym przysiad,
najdosowniej trzesz- czao pod ciarem dwóch wielkoludów. Tamenath —
bo tak brzmiao imi siwego
. Porzucone królestwo
olbrzyma — by niegdy matematykiem Szerni, uczonym próbujcym opisa
fenomen Pasm za pomoc liczb. Lecz sprzeniewierzy si prawom badanej
przez siebie potgi i po- zostaa mu tylko nabyta przez cae ycie
wiea. Nie by ju mdrcem-Przyjtym, zosta odtrcony przez Pasma.
Lecz w zamian odnalaz syna, którego musia porzuci przed laty wanie
z powodu swych bada nad Szerni.
— Jeli tak dalej pójie — dorzuci — kontynent bie zmuszony wyda wojn
Agarom.
Glorm przecign si i wzruszy ramionami. — A mylisz, ojcze, e na co
tutaj licz? Ju teraz na wszystkich poudniowych mo-
rzach niepoielnie panuj agarscy piraci. Garra przynaley do imperium
tylko na sowo honoru, ju prawie nie moe handlowa z kontynentem.
Trudno kierowa cae flotyl- le do osony kupieckich konwojów. Bo
silna eskadra, jak sysz, to ju isiaj za mao? I przesid si, bo
wyldujemy na podoe.
Tamenath usiad na zydlu. — Ale nie o Agarach chciaem porozmawia —
rzek po chwili. — Raladan wróci
i ju isiaj bie jasne, czy potrzebne mu w Aheli wszystkie mae
aglowce. — Wiadomo, e nie. — Wiadomo, nie wiadomo… To Raladan rzi
flot i nie chciaem da statku
od Alidy. Przyjacioom, synu, trzeba okazywa szacunek. — Starzec,
jak kady ojciec, potrafi z gupia ant paln jak mdro yciow. — Teraz
poprosz Raladana o statek i popyn prociutko do Londu.
— Wic rzeczywicie chcesz tam pyn ju teraz? I jak tu nie wierzy
plotkom. — Syszae jakie plotki? — Syszaem brednie i ksiycowe plany.
Tamenath umiechn si. — Lond jest teraz stolic Grombelardu i kto
powinien tam si rozejrze. — Rozejrz si, kiedy przyjie na to pora.
Czy naprawd musisz tam pyn wanie
teraz? Moe za pó roku albo rok? Nie próbuj mi pomaga. Ju o tym
rozmawialimy. — Jestem za stary, eby czeka pó roku. Nie musz ci
pomaga. Mam wasne spra-
wy. Ale moliwe, e zaatwiajc je, dowiem si niejednego. Na pewno nie
chcesz, ebym poieli si z tob uzyskan wie? Moe warto umówi si gie na
spotkanie?
— Dobrze, jeszcze o tym porozmawiamy. Ale czy koniecznie w tej
chwili, ojcze? To wszystko moe troch poczeka, jest ranek.
— Nie wiem, czy potem trafi nam si okazja do rozmowy w cztery oczy.
Zabieram ze sob ksiniczk.
— Co zabierasz? — Ksiniczk Riolat Ridaret. — Tamenath wieia, co
oznacza zowrogie imi,
i móg je wymienia bezkarnie. — Zaraz, zaraz… Wic przysza z tym do
ciebie? — Owszem. Przysza. — I zabierasz j? Ojcze, co zjade wczoraj
wieczorem? Albo moe raczej: co i ile
wypie? — Bie mi potrzebna — uci starzec. — Zreszt, upatrzyem j
sobie na synow,
w zwizku z czym zapragnem lepiej pozna. Podparty na okciu, wci lecy
w pocieli rozbójnik zyska pewno, e ojcu siwy
wiek rzuci si na rozum. Czasem tak bywao, podobno. Albo rzeczywicie
wla do brzucha straszliwe miejscowe piwo, co nikomu nie mogo uj
pazem.
— Rzecz jasna — powieia. — Ojcze, maj tu kiszon kapust, po wypiciu
soku ustpuje cz dolegliwoci.
— Nie wygaduj gupstw. Ta iewczyna jest w tobie na zabój zakochana.
Glorm straci resztki cierpliwoci. — Którdy do morza? — zapyta z
nieukrywan zoci, odrzucajc okrycie i siadajc.
— Na wszystkie Pasma Szerni, mam do, uciekam z tej wyspy
natychmiast, choby wpaw. Tu jest ze powietrze, niedobre
powietrze… Nigdy tu nie byo normalnie, a ju od wczoraj… Co za banda
pomyleców! Nie mam pojcia, co si tutaj ieje!
— Panuj nad jzykiem, chopcze.
— „Chopiec” ma bez maa pó setki wiosen, o czym pragnie przypomnie
roicowi. Ja ju pomam, e chcesz mi wtryni iecko za on…
— To nie ma nic do rzeczy. — Nie, no gie tam, zupenie nic do
rzeczy. Pomam. Ale to iecko jest, po
pierwsze, niemiertelne, po drugie, jest przedmiotem, a po trzecie,
jest chore na umyle, jak, nie przymierzajc, jego niedoszy te.
Boj si tego czego jak mierci w mczar- niach. Moja msko, ostatnio i
tak nader kapryna, niewtpliwie sprosta w noc polubn powabowi tej…
tej rzeczy, o ile wczeniej nie sfajdam si ze strachu na podog w ma-
eskiej sypialni, bo to moe mnie nieco, powiemy, skonfundowa…
— Prosz, bywasz czasem elokwentny, synu. I kto tu jest chory na
umyle? — Rzecz jasna, wiadomo kto. Ja. — To „iecko” ma trzyieci par
lat — oznajmi Tamenath z iwn surowoci.
— Wyglda na dwaiecia cztery, a zachowuje si, jakby miao szesnacie.
To „iecko” prawie nie pamita, kim byo kiedy, Rubin zatarw nim
wikszo wspomnie i Ridareta gotowa teraz sucha o wasnych swoich
iejach tak, jakby jej opowiadano zajmujc histori o kim obcym.
Waciwie wszystkie jej dowiadczenia dotyczokresu sponego tutaj, na
Agarach. Czyli zaledwie kilku lat. To, co byo wczeniej, jest jak
sen i pozostaje bez wikszego wpywu na to, jak jest isiaj. Ta istota
to prej… iwne zjawisko ni czowiek.
— O czym ty mówisz, ojcze, albo raczej: po co to mówisz? Znam
ksiniczk od roku, dobrze wiem, kim jest i jaka jest.
— No to nie pozwalaj kpi z siebie, kiedy mówi, e dam ci j za on,
albo kp razem ze mn. Masz powan wad, a mianowicie wszystko, co
dotyczy twojej osoby, bierzesz ze mierteln powag. Jutro, a moe
pojutrze ju mnie tutaj nie bie, dlatego umyliem sobie da ci na
poegnanie jeszcze jedn lekcj. Przemyl j. Dawno temu, gdy w
Grombelarie spotykae to tu, to tam jednorkiego starca, przyjmowae
jego nauki, cho nie wieiae, czemu je zawiczasz. A starzec przyszed
raz jeszcze i powieia to, co wreszcie móg powieie, e jest twoim
ojcem. Od tego czasu nie suchasz go w ogóle, cho jest raczej
mdrzejszy ni gupszy od tego tam, nieznajomego sprzed
wierwiecza.
Glorm westchn. Alida i Ridareta musiay nieomal zmusza go do
mówienia — ale yo kilka istot na wiecie, wobec których bywa wcale
rozmowny, i stary roic do nich nalea. Teraz jednak… by wczesny
ranek.
— Dajmy temu spokój. Moe ju po prostu za póno, bym nauczy si czego,
ojcze? Dwuiestoletni chopak chon kad wie, ale isiaj… To nie o to
choi, kim jeste, nieznajomym czy ojcem. Choi o mnie. Ju nie
mam dwuiestu lat, jak wtedy. Zobaczyem swoje, przeyem niejedno i
chyba jestem za stary na nauki.
— I komu to mówisz? Mam sto czternacie lat, synu, a Szerer ogldam
od blisko trzystu lat. I cigle jeszcze si ucz.
— Bye Przyjtym. Szer daa ci wicej ni innym. — Wiesz, co mi daa? —
Tamenath nierzadko bywa rubaszny, a kiedy iniej po
prostu dosadny. — To, co gotów jeste pozostawi na podoe w swojej
maeskiej sypialni.
— Masz sto czternacie lat, tak? Zdaje mi si, e luie yj zwykle jakie
pó wieku krócej. Czy naprawd Szer nic ci nie daa?
Tamenath najwyraniej nie usysza. Dobrali si z Ridaret. — Ksiniczk
zabieram, bo potrafi nad ni zapanowa, a nawet wykorzysta jej
zdolnoci — oznajmi. — Moe mylcy Rubin Córki Byskawic nie jest
potrzebny wo- jownikowi, ale baro przyda si komu takiemu jak
ja. Uczonemu.
— Uczonemu. Dobrze, niech si przydaje. Uczonemu. — Co znowu? Czy
nie jestem uczonym? Do tego nie trzeba by mdrcem Szerni. — Jeste,
jeste uczonym… Czy na pewno w swej uczonoci potrafisz dokadnie
po-
liczy, kiedy jej wysoko upe si i wyskoczy przez okno, zajie w ci z
Flot Grom- belark albo osobicie zatucze ebraczk, co ukrada jabko ze
straganu? Czasem zdaje mi si, ojcze, e z nas dwóch to ja mam wicej
zdrowego rozsdku, cho moe nie znam si na artach. Czy to nie ty, par
lat temu, próbowae zasili swoje stare ycie siami rubinu takiego jak
ten, który siei w Ridarecie? Mniejsza o roztropno zamiaru, ale co z
tego wyszo?
. Porzucone królestwo
— Nie wiadomo — lekko powieia Tamenath. — Dalej yj i nie jestem
Geerkoto. Ale nie umarem, a ju dawno nadszed mój czas. Bo
nadszed w samej rzeczy, waciwie powinienem ju by trupem. Waciwie
bez maa nim jestem.
— Niech ci bie, czcigodny trupie. Przyjem do wiadomoci, e kto taki
jak ty wietnie si czuje w towarzystwie wariatki, która jest
przedmiotem, a jeszcze bariej zjawiskiem, czy tak? Nigdy nie wiem,
czego spoiewa si po tobie. Czasem… czuj si czasem tak, jakbym to ja
mia syna. Ale nie zabroni ci podróowania w towarzystwie piknej Foki
Ridi, tylko trzymaj j krótko i z daleka ode mnie. Grunt, e nie
próbujesz mnie swata.
Starzec umiechn si pod nosem. — Zajm si czym powaniejszym, podobno
rozlatuje si Szer? — cign Glorm,
okrywajc si starannie z powrotem i zamykajc oczy. — No wiisz, jakie
to wane. Masz swoje wasne sprawy i nie obcho mnie one, a nawet
wicej: chc si trzyma od nich z daleka. Ale poniewa i ja mam swoje
plany, to… nie pogniewaj si, ojcze… — jeszcze raz rozchyli powieki
— waciwie wcale nie chc spotyka si z tob w Grombelarie, nawet jeli
biesz mia ciekawe wieci z Londu. Spotkajmy si dopiero wówczas,
gdy kady z nas dopnie swego.
— Zgaam si. Jednak aden z nas nie jeie do Grombelardu dla zabawy.
Co, jeli który bie potrzebowa pomocy drugiego? Przecie to moe by
sprawa ycia i mierci — w gosie starca zabrzmiaa powaga. — Jeste
pewien swych si? Ja ju nie. Jeli napytam sobie biedy, do kogo mam
si zwróci?
Przez krótk chwil panowaa cisza. — Susznie, ojcze, tylko gupiec
uwaa, e sam sobie porai z caym wiatem. Ka-
demu czasem s potrzebni przyjaciele. Dobrze, pomyl, gie i w jaki
sposób moemy sobie przekaza wiadomo.
Starzec podniós si z zydla, poklepa syna po ramieniu i
poszed.
. Porzucone królestwo
CZ PIERWSZA. WIERNI PRZYJACIELE .
Pyszny i iwaczny zarazem, biay dom dartaski, troch pitrzy si, a
troch rozpocie- ra na pagórku miy trzema zagajnikami. Zrazu
parterowy, zosta przebudowany — i zepsuty — zgodnie z mod narzucon
przez wielkie rody Rollayny, „zotej” stolicy Dar- tanu. Strzeliste
paacyki, wznoszone tam, gie bio serce królestwa, byy wiadectwem
pozycji wacicieli. Rozoyste, a zarazem lekkie rezydencje,
rozrzucone po caym kraju, zawzicie próbowano upodobni do ciasnych
domostw, stoczonych w obrbie murów stolicy. Udao si
znakomicie, bo dartaska architektura ju si po tym nie pozbieraa.
Liczcy kilkaset lat dom na pagórku by smutnym wiadectwem zgubnego
wpywu mody na sztuk.
Niele utrzymana, cho nieutwarona droga, wioda prosto do stóp
pagórka, a potem agodnym ukiem przecinaa zbocze. Na znacznej dugoci
wysypano j biaym wirem, niedostpnym w tych okolicach. Waciciel domu
musia by czowiekiem zamonym. wiadczya o tym nie tylko owa droga.
Dom by zadbany, a na rozlegej ce, nieopodal, paso si adne stadko
koni.
wiecio soce, a zarazem pada przelotny wiosenny deszcz. Haasujc co
si w pu- cach, z pastwiska uciekaa gromadka ieciaków w rónym wieku;
poganiany przez naj- starsz, iesicioletni moe pannic drobiazg szuka
schronienia przed deszczem na skraju zagajnika. Jaka wielka
peleryna, rozpita na sczkach i patykach, posuya do budowy
schronienia, lecz nie sprostaa zadaniu. Który ze stoczonych pod ni
malców niechccy kopn kek i „namiot” zawali si, pochaniajc
rozwrzeszczan od nowa gro- madk. Deszcz wprawie przemin równie
szybko, jak si pojawi, ale przejte ieciaki nieprdko to dostrzegy.
Od nowa wznoszono schronienie. iesiciolatka surowo na- pominaa
niezgrabiasza, który broni si, a na koniec, walczc ze wzbierajcymi
zami, ugity pod brzemieniem popenionej zbrodni, obrazi si i ruszy w
gb „kniei”. Jednak po kilkuiesiciu krokach przystan, wrzasn
wniebogosy i pdem ruszy z powro- tem. Idca w lad za krnbrnym malcem
rozgniewana iesiciolatka równie przystana i niepewnie przygryza
doln warg, wic mczyzn w iwnym, zielono-brunatnym stroju. Czowiek
ten zmierza chyba ku pastwisku; zapewne zszed z pagórka i uzna, i
obejcie kpy drzew ma si z celem, pody wic na przeaj. Natknwszy si
na malca, a potem jego niewiele starsz opiekunk, umiechn si
niewyranie i uczyni gest, który mia mie chyba uspokajajc
wymow. Popatrzy bystro. Nie baro potrafi rozmawia z iemi, ale by
spostrzegawczy.
— Witam wasz mod godno — powieia. — Jestem gociem twojej matki,
panienko. Nakazaa mi i na pastwisko, gie mam wybra dla siebie
konia. Czy nie zabiem?
„Jej moda godno” podobna bya do matki jak maa kropla wody do
wikszej. W brzydkiej buzi przycigay spojrzenie mocno zarysowane
usta kaprynicy i baro pa- sujce do nich, zronite ciemne brwi.
— Nie — powieiaa. — Czy to ty przyjechae wczoraj z… z daleka? —
Tak, ale bya ju noc i dlatego si nie poznalimy. Zreszt, nie jestem
nikim wa-
nym, tylko zwykym posacem, panienko. — Pani — poprawia. — Ale nie
musisz mnie tytuowa, wasza godno. Mama
mówi, e wszyscy doroli, którzy s wolni, na razie powinni mi mówi po
imieniu. A ty jeste wolny, panie?
Mczyzna potwieri, powcigajc umiech. — Mam na imi Tewena, tak jak
moja mama. — Witaj, Teweno. Jestem Neyet. Za plecami modej Teweny
ustawia si ju caa gromadka niefortunnych budowni-
czych namiotu. ieciarnia z ciekawoci wytrzeszczaa oczy na obcego.
Co naszepty- wano.
— Czy moecie mnie zaprowai do pachoków pilnujcych koni? — Mczyzna
by ju zmczony rozmow. — Musz wybra konia dla siebie, jeli chcecie,
to moecie mi pomóc. Znacie si na koniach?
. Porzucone królestwo
Tewena wyda lekko usta, jakby pytanie byo co najmniej niestosowne.
— Mam kucyka, mog pokaza. Mój brat nauczy mnie o koniach
wszystkiego.
Znasz, panie, mojego brata? — Nie… Zrozumiaem, e nie ma go teraz
tutaj? — Nie, bo pojecha do Semeny, doglda spraw — wytumaczya. —
Moemy i
na pastwisko. ieciarnia ju gnaa ku skrajowi zagajnika. Mczyzna
ruszy take, majc po prawicy
powan mod dam. Poprawia brzowe wosy dokadnie takim ruchem, jaki
dostrzeg wczeniej u jej matki, i tak samo popatrzya z boku,
przechylajc gow, jakby szukaa zaczepki.
— Jakie nowiny przywioze, panie? — Nowiny? — Posacy zawsze przywo
mamie nowiny. Skoro jeste posacem, to na pewno
przywioze nowiny. Neyet po raz drugi powcign umiech. — Przywiozem
tylko list. Nie wiem, co w nim byo. Pewnie jakie nowiny, tak
jak
mówisz, ale nie znam ich, Tewo. — Teweno. „Tewo” mog mówi tylko moi
przyjaciele i roina. — Nie jestemy przyjaciómi? — Nie, bo za krótko
si znamy. Jestemy znajomymi. Mczyzna pokrci gow. — ieci duo mówi o
swoich roicach — mrukn, bariej do siebie nili do
towarzyszki. — Wcale nie mówi duo o roicach. — Tak… Nie to miaem na
myli. — A co? — e mona lepiej pozna roiców, rozmawiajc z ich iemi.
— Mhm — powieiaa i zamylia si na chwil, marszczc brwi. — Ale to
znaczy,
e wcale nie powinnam z tob rozmawia, panie. Mama mi nie mówia, e
chce by lepiej przez ciebie poznana.
W yach tego iecka pyna najczystsza, niczym niezmcona krew jego
matki. Maa Tewena, bystra i nie tracca rezonu w wieku lat iesiciu,
ju wkrótce moga by gro- n intrygantk, sprzedajca swe usugi
królowej… albo komu, kto odpowiednio zapaci. Neyet pomyla, e raptem
za kilka lat moe tutaj oddawa listy nie w rce starzejcej si matki,
lecz ieiczcej wszystkie jej zalety (a moe wady?…) córki.
Na przeaj przez ak, poprzeany przez ieciarni, która zdya ju dobiec
do koni i wróci, maszerowa niestary pachoek. Dostrzegszy par na
skraju zagajnika, przypie- szy, zmierzajc na spotkanie.
— Jej godno uprzeia nas, e przyjiesz po konia, panie — mówi ju z
daleka. — Jakiego wierzchowca ci trzeba?
Odlego zmalaa. Suga skoni si lekko przed gociem swojej
chlebodawczyni. Po- saniec odpowieia skinieniem.
— Nie chc naduy uprzejmoci… Ma to by prezent dla mojego
zleceniodawcy. Jej godno powieiaa, ebym wybra zwierz, które
na pewno mu si spodoba, ale naprawd nie wiem…
— Polecono mi wyda wierzchowca, którego wybierzesz, wasza godno. —
Trzymacie tutaj, wi, farnety… Mylaem, e t krzyówk hoduj tylko w
Sey
Aye. To baro rzadkie konie. — Ale wcale nie takie drogie, bo
dobre tylko do jazdy po lesie. Sey Aye rzadko
handluje komi, ale jeli ju, to nie dla pieniy i te koniki to
najtasze sztuki, jakie ma jej godno. — Pachoek by czowiekiem
obytym i niegupim, majcym pojcie nie tylko o powierzonych koniach.
— Zupenie do niczego nieprzydatne, pani trzyma je tylko jako
ciekawostk. Chcesz farneta, wasza godno? Mamy tu liczn kobyk. Jest
i waach, ale to osio, nie ko… Gupi i uparty. A kobyka jak ywy
ogie.
— Zobaczmy. Wci otoczeni wianuszkiem ieciarni, podyli ku miejscu,
gie czeka drugi pa-
choek. Suy jej godnoci Teweny zamienili kilka sów. Wkrótce
przywieione zostay
. Porzucone królestwo
dwa wierzchowce. Neyet wprawnym spojrzeniem oceni sylwetki, linie
grzbietów i nóg, po czym obszed zwierzta dokoa, szukajc wad
postawy. Znalaz, ale niewielkie i, o ile pamita, waciwie typowe dla
tej rasy. U klaczy odkry dwa mae pipaki. Raczej nie byy
bolesne, ale troch ujmoway urody zadnim nogom.
— Co, zonica? — Potrafi czasem kopn — przyzna pacho. Oba koniki
miay dobrze zwizane ldwie, klacz bya nieco przebudowana, ale w
stop-
niu akurat takim, by poczyta to za zalet, nie wad. Take abie szyje
u wierzchowców nie przeznaczonych do galopad raczej uatwiay
ich zebranie, nili mogy utrudni od- dech.
Córa wacicielki tabunu najwyraniej wolaaby odgrywa troch wiksz rol
przy wyborze konia, nili jej przypada w uiale. Posaniec
dostrzeg narastajce niezadowo- lenie iewczynki i przypomnia sobie o
propozycji, któr sam niedawno zoy.
— Dorad mi, Teweno — poprosi. — Ten waach wyglda jednak na sporo
silniej- szego.
Pachoek chcia co powieie, lecz posaniec mrugn do znaczco i suga
zrozu- mia.
— Moda pani baro dobrze zna si na koniach — rzek, zaskarbiajc sobie
u ie- siciolatki cay worek wzgldów. — Na pewno warto posucha jej
rady, wasza godno.
iewczynka zbliya si do klaczy i agodnie nakrya jej chrapy, drug
doni gac po szczupaczym nosie.
— Do czego potrzebny bie ten ko, panie? — zapytaa z ca powag. — Pod
siodo czy tylko do zabawy, tak jak u nas? I kto go bie
dosiada?
— Mczyzna, mojego wzrostu, troch tszy. Ale nie za dobry jeiec. — A
gie? — pytaa dalej, przytrzymujc i rozchylajc pysk jednego, potem
za
drugiego zwierzcia, by móg dokona oglin. — Hm… Moe w górach. Uywaj
tam muów albo kevów, baro wytrzymaych
koników górskich, jednak wcale niewiele wikszych od farnetów, a
chyba mniej zwrot- nych. Naprawd nie wiem, czy te konie, podobno
baro dobre w lesie, mog sprawi si w górach. — Neyet pochyli si do
kopyt wierzchowców.
— Mog — orzeka z wielk pewnoci siebie. — Wanie dlatego, e s lekkie
i zwrotne.
— To jeszcze nie wszystko. Wiiaa kiedy góry, Teweno? — Tak. Baro
dawno. Nie jeiam konno, bo byam za maa, ale troch pamitam,
jak tam jest. We Buczka, panie. Szyszka jest nerwowa i za
saba dla duego jedca. Buczek nie jest mdry i troch uparty, ale atwy
w prowaeniu, a Szyszka ma w gowie psie figle. Góry to nie dla niej,
sposzy si i moe doj do nieszczcia — zakoczya stanowczo.
Mczyni wymienili spojrzenia. — Moe obejrzyj inne konie, wasza godno
— zaproponowa pacho. — Nie, wezm tego waacha. Buczek, tak? — Neyet
powtpiewa, by konik rze-
czywicie trafi w góry, jako upominek za nie mia adnych wad. — Myl,
e bie dobry.
— Wasza godno zabierze go ju teraz? — Nie, póniej. Kiedy bd odjeda.
— Biesz, panie, odjeda ju isiaj? — zapytaa Tewena. — Tak, panien…
Teweno. — To przyjd tutaj z tob, eby poegna si z Buczkiem. Zapytam
mam, czy nie
*
. Porzucone królestwo
wyginaa usta. Soce znowu gaso, przysonite bia chmur. Cienie drzew i
budynków roztapiay si powoli, wreszcie znikny zupenie.
— Co napisae? — zapytaa przez rami. Stojcy przy pulpicie mczyzna
pozwoli sobie na lekki grymas, majc pewno, e
jej godno nie wii. — „Powiniene wróci, jeste mi potrzebny” —
nie tyle przeczyta, co powieia
z pamici. — Od pocztku — zarzia. Pisarz odoy kart tam, gie
spoczywao ju kilka innych, wzi czyst, skreli na-
gówki i czeka, gotów przyj zakad, e znów skoczy si na jednym lub
dwóch zdaniach. — Pisz: „Dostaam list od jego godnoci Delena”… Czy
Delen tytuuje si godnoci?
— zapytaa pisarza przez rami, jak poprzednio. — Ukrad sobie jakie
imi rodowe? Pisarz nie mia o tym zielonego pojcia. — Nie wiem,
wasza godno. — Sama napisz ten list. Zostaw przybory i id. Mczyzna
poszed ku drzwiom, skoni si lekko do pleców swojej pani, po
czym
cicho wyszed. Skromna suknia o baro armektaskim kroju — rozcita
mocno z boku, a wic
w rodkowym Dartanie zgoa nieprzyzwoita, godna co najwyej kosztownej
ladacznicy — zamiataa falban posak, w rytm kroków i obrotów
poirytowanej wacicielki. Jej godno Tewena tuka si po ciasnej
komnatce jak zwierz, wystawiony w klatce na jar- marku. Przystana
nagle i znów zapatrzya si w niebo za oknem. Przyzwyczajona bya do
rozstrzygania wszelkich spraw bez niczyjej pomocy. Rozmawiaa sama
ze sob, toczc w mylach zaarte spory. Tewena-intrygantka przemawiaa
spokojnie, patrzc w okno, wac racje. Tewena-owczyni przygód dochoia
do gosu, miotajc si po komnatce. Niemal zawsze wygrywaa ta
pierwsza, zimna kaprynica o wygitych w dó kcikach ust. Zimna, bo
kaprysy Teweny nie byy zwykymi kaprysami. Pyny z
wyrachowania.
Chmura powoli odsaniaa soce. Cienie roiy si od nowa. Tewena stana
przy pulpicie i przeczytaa nagówki.
Jego Godno Neza.Iwin w Semenie Synu!
Mona tak byo w nieskoczono. Napisaa szybko, bez namysu:
Natychmiast wracaj do domu, potrzebuj Ci. Wyjedam na jaki czas,
raczej nie na dugo, ale musisz zaj si domem, a zwaszcza swoimi sio-
strami. Tewena nie potrzebuje niczyjej opieki, ale Weyna gotowa wyj
za m w cigu tych paru dni, gdy nie bie Ciebie ani mnie. Przyjedaj
jak najszybciej, nie mog czeka. Cauj Ci.
Neza.Tewena, Twoja matka
Odoya list i natychmiast wzia drug kart. Zastanawiaa si krótko.
Napisaa:
Jego Godno Delen w dobrach wasnych Drogi Przyjacielu! Przyjad
wkrótce, musimy si rozmówi. Czy przemylae, co robisz?
Rbit jest kotem i nie musi niczego rzuca, bo nic nie ma. Wygldaj
mnie lada tyie. Do zobaczenia.
N.Tewa
Wasnorcznie zwina i zapiecztowaa oba listy. Za oknem soce bawio si
z chmurami w chowanego. Pani domu rozpocza kolejn
ze swych bezgonych sprzeczek. Po pewnym czasie okazao si, e — jak
zwykle — o wiele wicej ma do powieenia nieruchomo stojca
intrygantka. owczyni przygód czasem tylko, i krótko, spacerowaa po
pokoju.
. Porzucone królestwo
Jeszcze jedna czysta karta znalaza si na pulpicie. Tym razem
list by dugi. W po- równaniu z dwoma poprzednimi — baro, baro
dugi…
Jej Dostojno Arma Pierwsza Namiestniczka Siego Trybunau
Imperialnego w Lonie Armo! Jakkolwiek zabawne wydaj Ci
si Twoje sny, nie artuj sobie z nich
wicej, bo pokazuj sam prawd. Trzymam wanie w rku list od Dele- na,
pol go razem z moim. Przeczytaj i wyrzu, nie musz dodawa, e ani
Delen, ani tym bariej Rbit, nie powinni si dowieie, i poznaa
jego tre. Cokolwiek zrobi nasi trzej wojownicy, a nawet to,
czy przy- cz si do nich, nie ma wikszego znaczenia. Naprawd wane
jest tylko to, co Ty postanowisz. Nie wyobraam sobie, by rzucia
wszystko i wyruszya w góry. Nie mam pojcia, co mogaby tam znale.
Chc wieie, czy po- zwolisz naszym przyjacioom awanturowa si po
górach, czy zabronisz im tego. Nie poo gowy pod topór. Wiem, jak
teraz wyglda Grombelard i nie mam adnych zue. Ale kocham tych
piiesicioletnich chop- ców, poderwanych do czynu przez wyleniaego
kocura. Pójd z nimi, bo moe w ten sposób uda mi si ustrzec ich
przed najgorszym. Ale pójd tyl- ko wtedy, gdy otrzymam Twoje
zapewnienie o yczliwej neutralnoci. Ani mi w gowie wika si w wojn z
Namiestniczk Trybunau. Zaczynajc gr z takiej pozycji — bo jakiej?
starej baby na koniu, z toporem? — nie je- stem dla Ciebie adn
przeciwniczk. Wszystko, co stanowio o mojej sile, od dawna ju nie
istnieje, nie mam w Grombelarie adnych znajomoci, szpiegów,
donosicieli, zapomniaam ju, jak zbiera si poufne wieci, gdy
Ty przeciwnie, masz wicej, ni miaa kiedykolwiek dotd. Przemyl
wszyst- ko dokadnie, ale piesz si. Lada tyie spotkam si z Delenem,
a potem z Rbitem, prawdopodobnie w Rollaynie. W kadym razie list
skieruj tu- taj, do mojego domu, a zostanie mi niezwocznie odesany
tam, gie bd. Nie musz chyba dodawa, e w Twoim posacu nikt nie moe
odgadn kuriera Trybunau. To ju mój kopot, jak odbior Twoje pisma,
eby nikt o nich nie wieia. Glorm i Delen to zreszt adne
zmartwienie, ale Rbita cigle si boj i moe nie bie od rzeczy, eby i
Ty sobie przypomniaa, e trzeba si go ba. Niczego nie lekcewa, a ju
zwaszcza nie lekcewa Rbi- ta, koniec koców to nie Glorm rzi
Grombelardem, tak tylko mu si zdawao. Wspominam o tym nie dlatego,
e s, i zgupiaa. Boj si po prostu, jak wpyna na Twoj ostro wienia
pozycja namiestniczki, która od lat nie ma w Cikich Górach adnego
godnego uwagi przeciwnika.
Jest co jeszcze, czego nie przeczytasz z listu Delena.
Rozmawiajc z jego posacem, dowieiaam si (oczywicie zupenie
przypadkiem) kilku cie- kawych rzeczy. To drobiazgi, na opisywanie
których szkoda czasu, ale moe znalazabym go troch… Jednak najpierw
musz wieie, jaka jest Twoja decyzja. Co zamierzasz, Armo? Napisz
mi. Pozdrawiam.
N.Tewa
.
Iwin przyjecha tak szybko, jak byo to moliwe, ale nie tak prdko,
jak yczya sobie jego matka.
Dwuiestodwuletni, postawny mody mczyzna by jedynym czowiekiem na
wie- cie, któremu jej godno Tewena ufaa bez zastrzee. Podobnie jak
modsza z dwóch sióstr, oieiczy po matce zarówno rozliczne talenty,
jak i rysy twarzy — tylko w- skie usta otrzyma po ojcu,
obieywiacie, który bawi teraz nie wiadomo gie (moe ju
. Porzucone królestwo
dawno nie y?). Tewena, od dwóch dni wygldajca przybycia syna, nie
robia mu ad- nych wymówek; okazao si zaraz, e susznie, albowiem jej
posaniec nie zasta modego pana w Semenie i zmitry sporo czasu,
szukajc go tu i tam. Iwin doglda interesów w stolicy okrgu,
posuszny za starej zasaie, i „paskie oko konia tuczy”, skorzysta z
okazji, by odwiei dwie nalece do matki wioski. Otrzymawszy wreszcie
list, co ry- chlej przyby razem z posacem, nie zagldajc ju nawet do
miasta — z ca pewnoci wic nie zasuy sobie na wyrzuty.
Iwin przywita si z siostrami, odwiey po podróy i dopiero wtedy stan
— a wa- ciwie zasiad — przed obliczem roicielki, która poprosia go
o towarzystwo przy po- siku. Pani domu zwyka jada sama; jeli
zapraszaa kogo do stou, to najczciej po to, by — odwrotnie, ni byo
przyjte w Dartanie — poruszy jakie wane sprawy. Jec, mody pan
zapozna si z listem od jego godnoci Delena (którego jeszcze w
Grombelar- ie zwyk nazywa wujkiem) i dowieia si, co byo w listach
wysanych przez matk w odpowiei. Potem zamyli si. Ju nie jad.
Tewena nie przeszkaaa mu. — To jakie szalestwo — rzek wreszcie. —
Chcesz wzi w tym uia? — Nie chc. — Ciotka Arma… — Iwin urwa i
umiechn si; iecicy nawyk zakorzeniony by
mocniej, ni si. — Jej dostojno Arma wysmaga im sieenia rózgami.
Jeli tylko uzna, e to dobry pomys.
— Cakiem moliwe, e uzna. — Ale zdaje mi si… nie wiem, byem jeszcze
ieckiem albo prawie ieckiem… ale
zdaje mi si, e pani Arma… — urwa, szukajc odpowiednich sów. — Zdaje
ci si, e Arma miaa chtk na Glorma. — No… wanie. Inaczej to chciaem
wyrazi. — Miaa. Dawno temu. Ale on nigdy nie mia chtki na ni, to po
pierwsze —
wyjania, odgryzajc may kawaek pieczystego. — A po drugie i
waniejsze, wadcy Gór uciekli z Grombelardu, chocia zawsze bya temu
przeciwna i nie wrócili nawet wtedy, gdy ich o to prosia. Kraj,
który kochaa, zawali si w gruzy. Stracia pod tymi gruzami brata.
Zostao tylko tyle, ile zdoaa ocali bez niczyjej pomocy. A teraz, po
latach, ci wierni towarzysze i wypróbowani przyjaciele powiadaj:
wracamy, chcemy oyska nasze królestwo. Tym królestwem rzi teraz
ona.
Odchyli si na oparcie krzesa i znów myla, marszczc czoo i brwi. —
Ksina Przedstawicielka Cesarza nigdy nie ukrywaa, e siei w
Grombelarie,
bo musi — kontynuowaa Tewena. — A ju odkd stao si jasne, e stary
cesarz lada miesic abdykuje na jej rzecz, w ogóle zaniedbaa sprawy
prowincji. Jedyn osob, któ- rej naprawd zaley na Grombelarie, jest
namiestniczka Trybunau w Lonie. Czyli w miecie na kocu wiata, do
którego mona dosta si waciwie tylko drog morsk, bo z drugiej strony
szlak wieie przez cae Cikie Góry. Peen wyrzutków mietnik, nie
kontrolowany przez nikogo.
— Moe wic nie byoby takie ze, gdyby kto zacz go kontrolowa? — Moe.
Nie podejm decyzji za Arm. — Ale Kragdob i Kobal… Moe to tylko moje
naiwne wyobraenia o bohaterach,
zroone jeszcze w iecistwie, ale jednak… chyba ich nie mona
lekceway? — Lekceway? Niemdry. Wtpi, eby potrafili wskrzesi
przeszo, niemniej
gdyby nie byo Army, mogliby narobi w Grombelarie do huku, eby
zawaliy si cae Cikie Góry. Ale Arma to nie byle kto. Zna ich obu na
wylot i ma w rku wszyst- ko, czego im brakuje.
— Czego waciwie chcesz szuka w Cikich Górach? Nie pogniewaj si,
Tewo — dorosy syn, zgodnie z armektaskim obyczajem, zwraca si do
matki po imieniu — ale… czy nie jeste ju za stara na takie
fanaberie?
Umiechna si. — Byam za stara ju iesi lat temu. Chciaam wyjecha z
Grombelardu jeszcze
zanim Glormowi przyszed taki pomys do gowy. Ile mona knu i wszy w
takim Badorze albo innym grombelarkim miecie?
— O? Nie lubisz knu i wszy, Teweno?
. Porzucone królestwo
— Ironia? Niezasuona. Mog robi jeszcze wicej, zreszt wiesz, e robi.
Ale mo- g tutaj, w Dartanie, albo w Armekcie. Dlatego rozumiem Arm,
która zawsze bya i sprytniejsza, i mdrzejsza… i w ogóle lepsza ode
mnie. adniejsza, co sprawiao, e moga wykrada róne sekrety nie tylko
za pomoc zota. Ale ju, niewane. W kadym razie rozumiem Arm, która
zdobya i chce utrzyma jedyne stanowisko w Szererze, mo- gce da jej
pen satysfakcj. Stanowisko na miar jej zalet, i to w kraju, który
zawsze kochaa.
— Twój syn jest baro zadowolony, e nie wykradaa adnych sekretów w
taki sposób, jak pani Arma… Ale ju, niewane — powtórzy sowo w sowo
za matk. — Powiesz mi wreszcie, dlaczego chcesz tam jecha?
— Nie chc, ju mówiam. — Ale jeiesz. — Tak, bo to s moi przyjaciele.
Bo mieszkam w domu, który mogam kupi tylko
iki temu, e zwizaam si z nimi kiedy. Bo rziam Grombelardem razem z
nimi, dawaam im wie, iki której zyskiwali posuszestwo wszystkich
mieszkaców tego kraju. Bo byam w Grombelarie kim, a teraz jestem
nikim. Tajn wywiadowczyni armektaskiego Trybunau w Dartanie.
Marnym, patnym szpiclem w subie dalekiego monarchy.
— Nie siem, e a tak ci to boli. — Nie bolao. Zabolao teraz. Kto
powieia mi: „Chod z nami, jeste nam po-
trzebna, bez ciebie bie ciko, a moe nie uda si wcale”. Z Kirlanu
nigdy niczego podobnego nie syszaam i nie usysz. Kirlan przysya mi
tylko par niepotrzebnych sztuk zota za wieci, bez których Trybuna
na pewno mógby si oby.
Skrzywi sinieznacznie, ale pokiwa gow. Dobrze zna swojmatk.
Niepowieiaa nic, co mogoby go zaskoczy.
— Mog zrozumie powody. Ale cigle nie wiem, co waciwie zamierzasz?
Jeli Arma nie wypowie wojny, no, to jeszcze pó biedy. Wesprzesz
starych przyjació, uda si wam albo nie. Ale jeli wypowie? Biesz
walczy z namiestniczk Arm? Kim, kto ma lui, wa, cay czas siei w
Grombelarie, a przede wszystkim, jak sama mówisz, znaciebie, Glorma
i Rbita na wylot? Nie wi adnych szans.
— Nie wiem, co zrobi. Jeli Arma powie „nie”, moe zrezygnuj, moe
zdoam na- mówi Glorma, eby zrezygnowa. Moe zrezygnuje Delen. Rbit
nie wróci w Góry sam, bo gdyby mia to zrobi, zrobiby ju dawno. A
moe zawr tajny sojusz z Arm i spi- trzymy im na droe takie
trudnoci, e uznaj si za pokonanych… jeszcze zanim Arma zmuszona im
bie zrobi krzywd? Nie wiem, Iwinie, co zrobi. Wiem tylko, e wol- no
mi zaj si swoimi sprawami, bo mam syna, któremu mog powierzy piecz
nad roin i domem, a wic tym, co najwaniejsze.
— Najwaniejsi s twoi przyjaciele, jak wi. No wanie, mniejsza o
mnie, ale masz jeszcze dwie córki, o ile dobrze
pamitam?
— Nie poo gowy za Glorma, jeli o to pytasz. Gdy gra pójie o tak
stawk, wycofam si. Mam dla kogo y. I w gruncie rzeczy mam pomys na
ycie. Przecie nawet, jeli ich zamiary si powiod, to ja z nimi w
Grombelarie nie zostan.
— Wycofasz si z gry tylko wtedy, jeli biesz moga. Wiesz lepiej ni
ktokolwiek inny, jakie to moe by trudne.
Umiechna si znad pucharka. — No, w tym cay urok tej przygody…
Zaufaj mi. — A co robi? Jestem tutaj. Ufam. Pokrci gow. — Wieczna
awanturnica — dorzuci z ciep przygan. — Przyjaciele
przyjaciómi,
*
Przed laty, w Badorze, jej godno N.Tewena kierowaa kancelari rady
miejskiej, co dawao jej dostp do wielu rónych spraw. Nie nosia
wtedy kosztownych sukni, ra- czej skromne szaty, odpowiednie do
piastowanego stanowiska. Teraz, przymierzajc kilka
. Porzucone królestwo
strojów podrónych, wiiaa wyranie, e jej nader wta uroda tylko na
tym zyskuje. Ciasny kok, przeszyty drewnian szpilk, albo wysoko
upity warkocz, lepiej pasoway do twarzy ni ciemnobrzowa fala
wosów, odgroona od czoa delikatnym diademem. Brzydka kobieta w
prostym stroju wygldaa o wiele lepiej ni brzydka kobieta w stroju
piknym. Przynajmniej taka kobieta jak ona.
Przyboczna niewolnica i krzepki pachoek czekali na majdanie,
przytrzymujc za uzdy cztery konie. Wszystko byo gotowe do
drogi… tylko pani domu wci sieiaa w swoich pokojach, roztrzsajc
najmniej wan ze wszystkich spraw na wiecie, a mianowicie t,
jaki strój woy do podróy: wygodn suknio obszernej spódnicy
czy raczej mski ubiór do konnej jazdy?
Wybraa sukni, tak jakbyo ustalone wczeniej. W Dartanie kobieta
jadcaw mskim siodle, i do tego w mskim stroju, zbytnio zwracaa
uwag. Kobiecym siodem Tewena w duchu pogaraa… ale postanowia na
razie go uywa.
W ostatnim z przechodnich pokoi mody gospodarz czeka na sw matk,
zabawiajc rozmow siostry. Maa Tewena nie wygldaa na szczególnie
zatroskan, za to pitnasto- letnia Weyna bya miertelnie obraona.
Dorastajca panna, odwrotnie ni jej roe- stwo, w ogóle nie bya
podobna do matki, ani z rysów twarzy, ani pod adnym innym wzgldem.
rednio adna — cho na tle matki i siostry prawie pikna — oieiczya po
ojcu zawadiacki umiech, raczej prdki ni obrotny jzyk, zamiowanie do
hulanek (powcigane przez surow roicielk) i lekkomylno
graniczc wrcz z gupot… Wiecznie skócona ze wszystkimi, bya
jednoczenie tak baro od nich zalena, e nie moga wyobrazi sobie domu
bez matki. Tewena wyjedaa czasem na dwa lub trzy dni, ale teraz
miao jej nie by co najmniej przez kilka tygodni. Weyna obrazia si
na wszyst- kich, usyszawszy pierwsz wzmiank o tym. Plotka staa si
faktem — i ycie przestao mie sens. Kilka tygodni pod opiek i
rozkazami gupiego starszego brata? Matka przy- najmniej rozumiaa
niektóre jej kopoty i potrzeby, ale Iwin? By straszny, straszny
jak… no, jak starszy brat.
Caa trójka wstaa na widok pani domu. — Piszcie do mnie o wszystkim,
co uznacie za wane — powieiaa Tewena, troch
bariej szorstko, ni chciaa. — Znajd czas na przeczytanie wszystkich
listów i na pewno odpisz. Tewo.
iewczynka podbiega do matki i mocno obja j w pasie. Tewena zoya
pocaunek na jej czole, przytulia i odsuna lekko.
— Weyno. Moda kobieta, zwykle wystrojona jak na bal, tego ranka
miaa na sobie nocn ko-
szul, uznaa bowiem, e mier moe j zabra w jakimkolwiek stroju. Nic
ju nie miao znaczenia. Z ociganiem zbliya si do matki,
ostentacyjnie wyda usta… i rozpakaa si, gdy tylko poczua ciep do na
policzku. Poegnanie trwao duej. iesiciolatka, za plecami starszej
siostry, popatrzya na brata, który take zerkn z ukosa. Spoglda-
jca nad gow obejmujcej j córki Tewena dostrzega t rozmow
spojrze i pomimo wzruszenia z trudem zapanowaa nad umiechem.
— Iwinie, zaopiekuj si siostr — powieiaa, delikatnie uwalniajc si z
ramion pitnastolatki.
Mody czowiek podszed i opiekuczo obj iewczyn. Ale zaraz przyklkn,
ca- ujc matk w wycignit do.
— Mój mczyzna — rzeka z nieskrywan dum. — Wróc szybciej, ni si spo-
iewacie, a przynajmniej mam tak naiej… Iwinie, zechcesz mi pomóc w
dosiadaniu konia.
ielnie panujc nad sob, nie obejrzaa si ju na córki. Prowaona przez
syna, wysza na ieiniec przed domem i zostaa lekko posaona w siodle.
Zamiaa si, czujc si modych mskich ramion. Ale zaraz potem przez
krótk, baro krótk chwil miaa w sercu co w roaju kbka zimnej
ciemnoci, bo przyszo, cho nie wydawaa si grona, bya jednak
nieodgadniona. Jej godno Tewena, przed laty wywiadowczyni króla
rozbójników, dobrze wieiaa, jak kruche jest lukie ycie. Mogo
przecie zdarzy si i tak, e po raz ostatni patrzya na swój dom i
swojeieci. Nikt, kto wyrusza w podró, nigdy nie moe mie pewnoci, e
wróci.
. Porzucone królestwo
W oczach syna dostrzega blady cie owej zimnej, skrytej w sercu
ciemnoci. Oboje myleli o tym samym.
Pokrcia lekko gow i umiechna si. Odpowieia podobnie. — Ufam ci —
rzek, i to byo ostatnie, co usyszaa od niego. Wieiaa, co mia na
myli. Droga wioda ku Semenie, a potem dalej, do okrgu Seneletty.
Zakoczona przed
rokiem wojna nie dotara do rodkowego Dartanu, ale ju w Miejskim
Okrgu Sene- letty stoczono kilka wikszych i mniejszych bitew.
Jednak od jakiego czasu kraj by zupenie bezpieczny; moda królowa
zaprowaia w swym watwie rzdy silnej rki. Przyboczna niewolnica i
uzbrojony pachoek to teraz bya eskorta a nadto wystarczajca na
drogach, po których jeszcze niedawno zbrojne bandy przepay tumy
powizanych, uprowaonych z wiosek chopów, z zamiarem sprzedania ich
w pierwszej z brzegu nie- wolniczej hodowli. Teraz, zamiast zbirów
i zbiegych z szeregu odaków, spotykao si na gocicach dobrze
uzbrojone patrole Królewskiej Stray Krajowej. Podróny wyru- szajcy
w podró z wikszym bagaem, jeli nie mia wasnego pocztu, móg nawet,
za umiarkowan opat, poprosi w najbliszym miecie obwodowym o asyst
dwóch albo trzech onierzy. Dartan szybko zapomina o krwawej wojnie,
w której pokona Wieczne Cesarstwo.
Lecz Tewena nie miaa zue. Szerer by zbyt may dla dwóch mocarstw i
dwóch ambitnych wadczy. Stary cesarz zakoczy wojn i doprowai do
zawarcia pokoju na nieupokarzajcych warunkach, ale nie mogo to
przysoni faktu, e przekazywa swej jedynej córce zaledwie
strzpy potnego niegdy imperium. Traktat pokojowy nie sa-
tysfakcjonowa zreszt adnej ze stron. Moda dartaska królowa na pewno
mierzya wy- ej ni rzenie po zwyciskiej wojnie zwasalizowanym, cho
formalnie niepodlegym, królestwem; lecz i majca wkrótce zasi na
tronie cesarzówna Werena z ca pewnoci snua plany odbudowy wietnoci
imperium, zwanego Wiecznym Cesarstwem. W takich oto czasach
Grombelard, najiksza z krain Szereru, mia doczeka si powrotu swego
dawnego wadcy, którego skryte w mroku bezprawia królestwo byo kiedy
prawiw potg… Jadc, Tewena z wielk przyjemnoci rozgldaa si po
okolicy. Zoty Dartan. Wszystko tutaj nazywano „zotym”. Bya Zota
Rollayna, byy Zote
Wzgórza… Ale to dlatego, e najbogatsza kraina Szereru stale mienia
si zotymi kolora- mi. Zamono i przepych, tak, ale skpane w ótych
promieniach dartaskiego soca, obwieione ótymi plaami nadmorskimi…
óte zboa, kiepskie, ale pikne piaszczy- ste drogi, jesieni za zote
licie klonów, spryskane królewsk czerwieni. Najuroiwszy kraj,
jaki mona sobie wyobrazi.
By ranek, soce dopiero rozpoczo sw wspinaczk po niebie, upa nie
doskwiera, przeciwnie — lekki wiatr wywoywa dreszczyk. W wyszych
trawach zalegaa jeszcze rosa. Tewena poczua naraz, e yje. Ju zdya
zatskni za swymi iemi i domem, lecz zarazem czua si wolna, jak
jeszcze nigdy dotd. W Grombelarie, kiedy, su- ya komu i jakiej
sprawie, nie byo tam miejsca na wolno. Potem urzaa swoje ycie w
Armekcie, a nastpnie w Dartanie — przewidywalne, spokojne, gadko
toczce si ycie. I oto nagle jechaa na spotkanie ze starym
przyjacielem, z którym przez ostat- nich kilka lat wymienia trzy
czy cztery listy… Poczua, e chce zobaczy t kpiarsk, wiecznie
umiechnit gb zawadiaki, e chce usi i snu plany najbariej szalonych
przedsiwzi. Bya wolna, moga… cokolwiek.
Pen piersi zaczerpna tchu. — Pokusujmy — rzeka, zwracajc si do
przybocznej. Prowacy juczne zwierz pachoek mocniej chwyciwoe i gdy
prowace kobiety
.
Skrzeczce mewy obsiady cay port. Byy wszie: migay nad falami, lniy
biel na dachach domów i straganów, gubiy pióra poród pak, worków i
beczek zoonych na
. Porzucone królestwo
nabrzeu. Ridareta, cho przyzwyczajona do plagi morskiego ptactwa —
bo przecie za- równo w agarskiej Aheli, jak i wszystkich innych
wyspiarskich portach nie brakowao mew — zostaa oguszona niebywaym
zgiekiem. Tutaj zleciao si ich iesi razy wi- cej, a poza tym byy
troch inne: wiksze, niemal zupenie biae, bez szarych dodatków, a
tylko z niewielkimi czarnymi plamami na ogonach i kocach skrzyde.
Mniej pochliwe, krzyczay o wiele goniej ni mewy, które znaa.
Jednorki olbrzym i jednooka pikno zeszli na ld w miecie,
które na pierwszy
rzut oka niczym nie rónio si od innych miast portowych. Nawet jzyk,
którym posu- giwali si mieszkacy Londu, mia znajome brzmienie, bo
grombelarki spokrewniony by, w iwny sposób, z garyjskim;
skdind wielu historyków uwaao, i Grombelard- czycy i Garyjczycy
wywo si od wspólnych przodków, a mianowicie od mitycznych
Shergardów, których plemiona opuciy kiedy Grombelard.
Pikny ywy Rubin, towarzyszcy starcowi, nie kry zawodu, gdy wyszo na
jaw, e legendarny Lond na kocu wiata nie wyrónia si niczym
szczególnym. Obraona ksi- niczka z miejsca daa si Tamenathowi we
znaki i ysy wielkolud, chcc nie chcc, przyzna w duchu racj
roztropnemu synowi. Zapanowanie nad Ridaret to bya jedna sprawa,
wy- trzymanie w jej towarzystwie — druga.
— A czego oczekiwaa? — zapyta, gdy przeierali si przez tumy w
wskich ulicz- kach, biegncych od portowego nabrzea. — W pogodnyie
wida std pónocne stoki Cikich Gór, ot i wszystko. Port to port.
Koty! — przypomnia sobie nagle i ucieszy si. — Peno tutaj kotów, i
to nie byle jakich. Przewanie wielkie gadba.
Z nagym oywieniem rozejrzaa si dokoa, jakby oczekiwaa, e z zauka
wypadnie zwarta kocia falanga.
— Gie s? — W porcie trudno je spotka, wicej w samym miecie, a
zwaszcza na poudniowym
przedmieciu. Jeszcze si napatrzysz, bd spokojna. — Jak wygldaj?
Wiiaam tylko rysunki. I tatua — przypomniaa sobie prymi-
tywne marynarskie nacicia, podbarwione sino, na ramieniu jakiego
majtka. Tamenath zacz opowiada o kotach. I ziwi si, jak trudne byo
to zadanie: opo-
wieie o rozumnej rasie komu, kto nigdy nie wiia jej
przedstawiciela. Przede wszystkim gwar i rozgardiasz panujce w
portowej ielnicy nie sprzyjay po-
gawdkom. Szybko zreszt okazao si, e pierwsze wraenie byo mylne —
Lond wcale nie przypomina znanych Ridarecie miast Morskiej
Prowincji i iewczyna zacza cho- n nowe wraenia, o kotach za suchaa
jednym uchem. Nabrzea, cumujce aglowce i sam port wyglday tak samo,
bo jak niby miay wyglda? — ale ju domy tylko z da- leka przypominay
budynki garyjskie.
Najbariej zdumiao agarsk pikno zachowanie mieszkaców miasta. Garra
i Wy- spy, przygniecione do ziemi kolanem Wiecznego Cesarstwa,
ujarzmione, byy bez maa spokojne i ciche — przynajmniej miy jednym
powstaniem a drugim. Imperialni le- gionici mieli tam uprawnienia,
o jakich grombelarcy onierze mogli tylko marzy. Jaki handlarz
szarpa Tamenatha za rkaw, cignc do swojego straganu; wielki starzec
przegna go si. Jaka baba próbowaa zawlec dokd Ridaret, gdy inna w
tym czasie wtykaa jej do rki grzebienie i tandetne ozdóbki. Gdyby w
jakimkolwiek miecie Mor- skiej Prowincji pojawi si tak bezczelny i
haaliwy przekupie, legionici rozbiliby mu pysk, zanim zdyby wrzasn
po raz drugi. Tutaj patrol onierzy w zielonych tunikach obojtnie
przeba si przez tum. Wojacy z rzadka tylko, niemal dobrotliwie,
wymie- rzali karcce razy drzewcami krótkich, baro masywnych
oszczepów — byy to raczej paki, za pomoc których odiaek torowa
sobie drog, ni or przeznaczony do walki. Handlowano wszystkim,
zarówno ze straganów, jak i przenonych koszów: smaony- mi rybami,
owocami, drobiazgami coiennego uytku, wod, plackami pieczonymi na
gorcej blasze, szmatami, skórami i rzemieniami, zarewiaym elastwem
zachwalanym jako niezawodna bro, rybami, rybami i rybami.
Ridareta, próbujca pozby si ebra- ka uczepionego jej buta, z coraz
wikszym zdumieniem spogldaa na niewzruszonego towarzysza. Starzec z
niezmienn cierpliwoci pomaga jej opa si od proszalnych iadów,
handlarzy, brudnej ieciarni i wszelkiego roaju nagabywaczy. Raz
tylko spoj- rza gniewnie i karcco — ale na ni, nie na natrta
bynajmniej. Chciaa rzuci mieiaka, dla witego spokoju.
. Porzucone królestwo
— Ani si wa! — rzek surowo. — Ju si nie odczepi, a mao tego, nie
spuszcz nas z oczu i okradn przy pierwszej sposobnoci. Kup ryb, ten
handlarz pracuje. A temu leniowi daj w zby, to tutaj najlepsza
jamuna.
Nie czekajc, a go posucha, sam cisn ebraka wielk doni za brudny ryj
i ode- pchn.
Skoowana i oszoomiona, skrya si za szerokimi plecami opiekuna.
Górujcy nad tumem Tamenath par do przodu, bez ceremonii, ale za to
z wielkim spokojem co i rusz plaszczc otwart rk czyje ciemi. W ten
sposób otwiera drog.
Niezwyka para zwracaa na siebie uwag. Wzrost, wiek, a na koniec
widoczna krzepa kalekiego starca, który bez wysiku dwiga,
przewieszony na pasie przez pier, podróny wór wielkoci
szalupy, przycigay spojrzenia. Równie zdumiewajca bya uroda
towarzy- szcej mu iewczyny, niebywale bujna, a zarazem mroczna,
podkrelona czerni niesa- mowitej opaski na oku. Znów próbujc, przez
rami, opowieie modej towarzyszce o kotach, Tamenath jednoczenie
poczyni szereg obserwacji i z kad chwil umacnia si w przekonaniu, e
powinien natychmiast zawróci, wsi z powrotem na statek i po- eglowa
na Agary, tam za jeszcze raz pomówi z mdrym synem i wzi sobie do
serca kilka jego uwag. Baro nie chcia sta si osob popularn, a
tymczasem byo jasne jak soce, e ktokolwiek ich zobaczy, nie
zapomni ju nigdy i pozna choby po iesiciu latach, w odlegej o sto
mil krainie. Staruch, choby wielki, to jednak tylko staruch, lecz
gdy szo o Ridaret, nie byo w tumie mczyzny, który nie miaby ochoty
capn j za tyek, ani takiej baby, która by si nie wcieka na jej
widok. A ju idc razem, wzbuali po prostu niebywa sensacj. Nawet w
portowym miecie, gie luie wiieli niejedno i naprawd niewiele ich
iwio, byli osobliwoci.
Zostawili wreszcie za sob nabrzea i zanurzyli si w krtych uliczkach
ielnicy por- towej. Tu take peno byo kramów, przekupniów i
ieciarni, ale panowa nieco mniejszy cisk, na straganach leay
lepsze i przyzwoitsze towary — za to panowa smród nie do
wytrzymania. wiea morska bryza, askawa w samym porcie, ugrzza w
botnistych za- ukach, gie pod nogami taplao si wszystko: gnce
resztki, zdeche szczury, oci i ko- ci, jakie bryy nie wiadomo
czego… a czasem nawet gorzej, bo wanie wiadomo. Przy cianach
domów yskay zielonkawe jeziorka skisych pomyj. Nad wszystkim
królowa zapach ryb, wonych, smaonych, gotowanych i zdechych.
Dosownie co kilkanacie kroków skrzypia na acuchach szyld obery,
niemal przed kad wystawiono stó, chy- ba jednak nie dla amatorów
jada i napitku. Przy owych stoach pod cianami gospód, na dugich
awach, zasiaday bd wrcz wylegiway si prostytutki, iwki, ladaczni-
ce i kurwy — uycie wielu okrele byo tu uzasadnione, albo nawet
konieczne. Obok cakiem adnych i niestarych iewczyn (a
niestarych oznaczao czasem lat mniej wicej iesi) ujrze mona byo
potwory z morskich gbin lub moe górskich jaski, starsze bez dwóch
zda od Tamenatha, troch bariej ode kudate, ale za to doskonale bez-
zbne. I znów: cho portowe piknoci nie byy dla ksiniczki Ridarety
niczym nowym, zaskoczya j i… no tak, bez maa zgorszya… ostentacja,
z jak zachwalay swe wiki. Podbita przez Wieczne Cesarstwo Garra
miaa jednak swoje tradycje i wasne obycza- je, róne od
kontynentalnych, a szczególnie od armektaskich. Kupczenie ciaem,
cho z koniecznoci tolerowane, byo w oczach Garyjczyków czym
niezmiernie plugawym i godnym najwyszej pogardy. Ladacznice choway
si po ktach i nigdy nie pozwalay sobie na bezczelno. Tutaj
rozpieray si na awach pod cianami, podkasane albo i pó- nagie,
chichotay, potrzsay trzymanymi w garciach cyckami i nawoyway
mczyzn, gono zachwalajc swe zalety i umiejtnoci. Bywao, e do
przechodnia podbiega kil- kuletni szczeniak i cignc go za rkaw,
opowiada o zadku i mokrych udach siostry albo mamy. Czerwona na
policzkach Ridareta, nie bdca w adnym razie cnotliwym niewi-
nitkiem, w cigu paru chwil zaledwie posiada, jak jej si zdawao, now
wie o tym wszystkim, co mog oraz czym mog mczyzna i kobieta, a bya
to wiea przekracza- jca najzuchwalsze jej wyobraenia.
Tamenath zauway ten rumieniec i zrozumiawszy, skd si bierze,
przewróci oczami. Ale przecie luie tak wanie odnosili si do wiata.
Kamstwo byo gorszce tylko w czyich ustach; we wasnych —
uzasadnione. O swoich iwactwach mówio si „moja sprawa”, o cuych za
„gupota”. da spaty dugu —
. Porzucone królestwo
baro dobrze; spaci wasne dugi — no, przecie nie mam czym. Pikna
Ridi — istne eglarskie pókurwi — czerwienia si, patrzc na
iwki.
— I tak… tak wyglda cay Grombelard? Tamenath, który odbieg ju gie
mylami, przez moment zwleka z odpowiei. — Co? A nie, Grombelard
nie… Raczej Armekt. Ale tylko gieniegie, w iel-
nicach ny no i portach — wyjani z roztargnieniem, a po chwili
dorzuci: — Lond to miasto na wskro armektaskie, ley na grombelarkim
pówyspie i to wszystko.
— Ale jest stolic Grombelardu? — Z koniecznoci i przecie od
niedawna. Górskie miasta to teraz zbójeckie jaskinie,
a z Londu do Armektu atwo mona si przedosta drog morsk. atwiej ni z
Londu w Cikie Góry.
Znowu si zamyli. — Dokd iiemy? — zapytaa. — Znale jakie mieszkanie.
Ale nie tutaj. Przy rynku gównym i w ogóle w gbi
miasta na pewno jest kilka przyzwoitych zajazdów, odpowiednio
drogich, eby nie bywaa tam hoota.
Poszli dalej. Zgodnie z przewidywaniami Tamenatha odszukali sporo
niezych gospód — jednak
noclegu nie dostali. Grombelarko-armektaski port na kocu wiata od
pewnego cza- su by jednym z najbariej zatoczonych miejsc Szereru.
Zaszkoiy mu dwie rzeczy: rozpad Grombelardu i podniesienie do rangi
stolicy prowincji. Niedue miasto niemal pkao od nadmiaru ludnoci,
której liczba podwoia si od chwili, gdy wyszo na jaw, e Grombelard
wali si w gruzy. Daleko nie wszyscy rzemielnicy, oberyci i
handlarze z Gór uciekli do Armektu i Dartanu, wielu obrao za cel
swego wygnania wanie Lond. Potem przyby jeszcze dwór wicekrólowej,
onierze, urzdnicy, a wielu z roinami… Nowa stolica, a zarazem port
przeadunkowy i najwiksze targowisko w tych stronach, podejmowao
ponadto przybyszów ze wszystkich stron wiata. Stary olbrzym nie
prze- wiia, e na samym pocztku swej grombelarkiej wyprawy bie musia
sprosta najbariej bzdurnemu wyzwaniu: mia oto w towarzystwie
wabicej wszystkie spojrze- nia piknotki nocowa… gie? No chyba w
jakim zauku, miy ebrakami. Ale pr- ej w miejscowym wizieniu, bo z
prawem imperialnym nie byo artów; wylegiwanie si na ulicach po
zmierzchu wszie traktowano jako powane wykroczenie. Rozmaici
bezdomni mieli swoje schowki i kryjówki. Tamenath mia tylko swój
podróny worek.
Obraony i szczerze rozelony — bo cierpliwo nigdy nie bya jego mocn
stron (doprawdy, szczególna cecha u matematyka…) — ysy staruch j
zrzi. Ridareta nie- zbyt suchaa, bo ogldaa koty. Jej towarzysz nie
min si z prawd, w miecie byo ich cakiem sporo. Zapytana, nie
potrafiaby okreli swych uczu. Ujrze róne od lui, rozumne
stworzenia, znane tylko z opowieci, to nie byo coienne przeycie.
Zmagaa si z… niedowierzaniem. Wszyscy wokó traktowali koty
najzupeniej normalnie, tak jak traktuje si kadego przechodnia
— cho, co prawda, nie kadego przechodnia przepusz- czano miy
nogami… Ale dla niej byo to niezwyke. Kosmate, niedue stworzenia
(to miay by te olbrzymie grombelarkie gadba?…) kojarzyy si raczej z
niewielkimi psami nili brami w rozumie. Nie nosiy oienia, chyba nie
uyway adnych przedmiotów, czasem tylko dostrzegaa co w roaju
paskich sakiewek, przywizanych do boku lub brzucha. Dostrzega te
drobne udogodnienia, których nie byo w znanych jej miastach, na
przykad niewielkie, luno zawieszone na zawiasach klapy, umieszczone
w dolnej cz- ci wielu drzwi, zwaszcza tych prowacych do sklepików i
gospód. Rozbawio j to przemylne rozwizanie. Podniecona i wci
niedowierzajca, nagabywaa Tamenatha, ale ten znowu wda si w
narzekania.
I w kocu zarazi j swoim zym humorem. — O co choi? — zapytaa zimno.
— Nie mamy noclegu, czy tak? Moe mogabym
co dorai, ale na razie nawet nie wiem, po co tu wyldowalimy. Dowiem
si czy nie? Co z t Szerni?
Wielkolud przesta narzeka. — Kiedy chciaem ci powieie, maruia, e
nudno. Mam ci opowiada teraz,
tutaj, na ulicy?
— No. Przynajmniej bie krótko. Jeste starym gadu i jak si
rozsiiesz, a jesz- cze pocigniesz z kubka, to zaczynasz prawi, e a
si rzyga chce.
Obruszy si, ale nic nie rzek, bo — uczciwie biorc — miaa racj.
Pokazana rodku rynku podwyszenie dla miejskiego herolda, puste
teraz, bo obwoywacz wyrykiwa swe wieci tylko trzy razy iennie.
Przysiedli na drewnianym stopniu. Starzec w zamyleniu gapi si na
przechodniów, którzy odpacali mu zaciekawionymi spojrzeniami.
— No? — ponaglia. — Po co tu jestemy? To nie ma nic do rzeczy, a w
kadym razie niewiele ma wspól-
nego z naszym noclegiem, a raczej brakiem perspektyw na nocleg… —
Zaraz ci kopn, ojcz