207

Porzucone królestwo - Feliks W. Kres

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Najmroczniejsza ze wszystkich książek Kresa. Gorzka, okrutna opowieść o zawiedzionych marzeniach, niespełnionych miłościach i straconych złudzeniach.

Citation preview

Copyright © by Feliks W. Kres
Skad i korekta: Pawe Dembowski i Katarzyna Derda Projekt graficzny okadki: Mariusz Ciela Ilustracje map: Maria epkowska Ilustracja na okadce: Andrzej Grabowski
Wszelkie prawa zastrzeone  All rights reserved
ISBN ----
.   Porzucone królestwo  
 
PROLOG Trwaa jeszcze wiosna w caej peni, ale na Agarach, zwanych czasem wyspami na kocu wiata, nic na to nie wskazywao; mona by przysic, e nastaa jesie, królowa burz. Nie pamitano tak dugiego okresu zej pogody o tej porze roku. Sztormy przewalay si po Bezmiarach. Poród mroku, pod zacignitym chmurami niebem, zwieczone pian bawany tuky bami o wysoki klif.
Gdy mczyni wypynli w morze Po sw walk, zdobycz i chwa, Gdy znikny maszty okrtów, Kobiety znowu czekay.
Gdy mczyni daleko na morzu W pocie czoa agle stawiali, Ich kobiety staway na klifie. Kobiety tylko czekay.
Gdy mczyni uczepieni wantów  Nowe ldy witali z daleka, Ich kobiety nie zmagay si z linami. Kobiety musiay tylko czeka.
Gdy strzaskane sztormami aglowce Na dnie oceanu spoczyway, Na klifie ony eglarzy  Wci czekay, czekay, czekay…
Ile takich smutnych pieni powstao w zaktkach Szereru, do których dociera sona bryza…
Nadcigawieczór, pogbiajc ciemnoci. Jej wysokoksinaAlida pani na Agarach czekaa na ma, który powiód w morze wojenn eskadr.
Ksina nie ufaa Bezmiarom i nie kochaa ich, cho wiernie strzegy granic jej woci. Stojc na urwisku, odgadywaa spojrzeniem zatopiony horyzont, rozmawiajc z dwiema innymi kobietami.
aglowce ju od tygodnia powinny cumowa w porcie. Sylwetkaogromnego mczyzny niewyran plamodcia siod pochmurnego nieba.
Towarzyszce ksinej kobiety byy prostymi mieszczkami, które tylko tutaj i tylko przez chwil mogy by jej równe — bo tak samo czekay na swych mczyzn. Lecz ujrzawszy  nadchocego, pokoniy si swojej pani i ucieky. Niewysoka wadczyni Agarów uniosa rk, uja olbrzyma pod rami i zabawnie opara gow o jego okie.
— Jak nie wróci, wezm sobie ciebie — powieiaa smutno i figlarnie zarazem. — Chcesz by ksiciem wyspy, królu gór?
Wiatr potarga jej jasne wosy. Od dwóch dni nie mia siy wichru, ale spienione fale pod urwiskiem chyba o tym nie wieiay. Czarne morze gotowao si niczym trucizna w wielkim kotle.
— W ogóle nie umiem pywa. — A co umiesz? Mm? — Nic, co przydaoby si tutaj komukolwiek. — Olbrzym nie zna si na artach,
albo mia pody nastrój, w kadym razie nie podj przekomarza. — Pora na mnie, wasza wysoko.
Zadara gow, próbujc w gstniejcym mroku wyczyta co z twarzy mczyzny. — Chcesz… wraca? — Czekam tylko na powrót Raladana. I pierwszy statek, który popynie z Aheli
dokdkolwiek, byle wysai mnie w Dartanie. — Mylaam, e znalaze wreszcie swój dom. Ojca, przyjació… To ten kot! — po-
wieiaa z niechci. — On ci namówi, prawda?
.   Porzucone królestwo  
 
— Ten kot, wasza ksica wysoko, jest moim bratem od dwuiestu paru lat. Mia pasujcy do sylwetki, gboki i silny gos. Mówi wyranie, niepiesznie. Baro
lubia go sucha. — Niepotrzebnie daam ci ten list od niego. A kiedy mówisz „wasza ksica wy-
soko”, to od razu wiem, e nie warto z tob rozmawia. No… — zmitygowaa si — czasem, co prawda, chcesz mi tylko podokucza. Hej, ielny straniku! — zawoaa go- niej, zwracajc si ku kpie ostrych nadmorskich traw.
Wysoki i potny mczyzna, którego nie dao si nazwa olbrzymem tylko w obec- noci towarzysza ksinej, podniós si z ziemi. Uzbrojony po zby, od wielu lat by jej przybocznym gwarist. Skin gow i poszed pierwszy. Maa kawalkada ruszya ku nieodlegym murom twiery nadbrzenej.
— Grevie, czy jeli wyjednam zgod twojej pani, zechcesz posiowa si i ze mn? Nikt tutaj nie potrafi wyoi mi skóry tak jak ty.
— Wasza godno chwali mnie na wyrost — odpar suga, ogldajc si przez rami. — Jeszcze nie wyleczyem moich pknitych eber.
— A ja wyamanego barku. — Zaraz obaj biecie pknici i wyamani — zagrozia ksina, omajc wiksz
od innych kp traw. — Nie, Glorm, nie wyjednasz na nic zgody, nie biesz tuk si z moim przybocznym, bo masz isiaj sieie ze mn i bawi mnie najlepiej, jak umiesz.  Jestem wdow po eglarzu i mam by pocieszana.
— Somian wdow, jak dotd… Nie wygaduj takich rzeczy nad morzem. — A co, ty te jeste przesdny? Wszystkich was… pomoczyo. — Ksina, nie mogc
czasem znale odpowiedniego sowa, miaa zwyczaj posugiwania si pierwszym lepszym, które przyszo jej do gowy; jakkolwiek bywao to zabawne, wiadczyo o czym nader niemiesznym, a mianowicie o tym, e z jej wysokoci lepiej tego dnia nie zaiera. — Niestety, masz racj, wojowniku. Nie jestem jeszcze wdow, wci jestem on solonego leia, który nawet w maeskim ou porusza si tak, jakby pywa.
Grev, bariej przyjaciel ni suga jej wysokoci, wieia jednak, kiedy powinien przypieszy kroku i nie sucha, co wygadywaa. Bujna przeszo ksinej dochoia niekiedy do gosu i mona byo doszuka si w jej sowach zarówno cynizmu tajnej wy- wiadowczyni Trybunau, jak te jadu intrygantki i bezdusznego chodu skrytobójczyni, albo rozwizoci ladacznicy. Bya kad z tych osób. A ponadto najbariej niewiern ze wszystkich on, jakie nosia ziemia. Najbariej niewiern — i najbariej kochajc ze wszystkich. Za swego ma-eglarza daaby si ugotowa ywcem.
W ubiegym roku, u schyku lata nie zdy wróci na Agary, co oznaczao, e spóni si trzy miesice — o ile w ogóle yje… Nikt nie pywa jesieni po Bezmiarach. Lecz ksina kadego dnia stawaa na urwistym brzegu, czekajc. Nie istniaa dla niej za po- goda, nie baa si deszczu ani wichru. I bya pierwsz, która ujrzaa poród skbionych fal czarn sylwet okrtu. Na pokaie ielnego aglowca najlepsi eglarze wiata, pod wo swego kapitana, przedarli si przez sztormy i wrócili do swych domów, dokonujc niebywaego wyczynu… Kobiety nie musiay ju czeka.
W murze twiery nadbrzenej widniay mae elazne drzwi, a w niewielkiej wnce czuwa wartownik. Na widok nadchocych zaomota w blach pici, da si pozna przez niewielkie okienko i wróci na swoje miejsce. Hukny odmykane zasuwy. Ksi- na i towarzyszcy jej mczyni znaleli si w wskim korytarzyku. Poprzeani przez onierza z pochodni, wkrótce wyszli na ieiniec.
Rozrzucone szerokim pókrgiem umocnienia nie tworzyy warowni w cisym zna- czeniu tego sowa, byy to raczej poczone ze sob samoielne zespoy forteczne, osa- niajce port przed atakiem z ldu i morza. Wski kana portowy przegroono potnym acuchem, spinajcym niskie, lecz baro obszerne baszty. Nazwano je bastejami; no- we sowo, uywane tylko na Agarach, wydawao si jednak odpowiednie dla budowli niemajcych odpowiednika nigie w caym Szererze.
Owe iwne baszty pomylane zostay jako platformy dla ia duego wagomiaru. Mae agarskie ksistwo zawiczao sw si nie tylko wietnej flocie wojennej i licz- nym okrtom kaperskim. Próbujc ochroni sw niezaleno, postawio na nowe ro- aje broni, nie doceniane przez wojska Wiecznego Cesarstwa. W Szererze od dawna
.   Porzucone królestwo  
 
nie budowano twier, prochowe iaa za stawiano tylko na pokadach okrtów. Roz- bójnicze ksistwo, zasilajce sw szkatu dochodami z handlu upami wojennymi, nie miao do lui, by stworzy liczn armi, ale miao pienie… I szukao swojej szansy  w nowinkach.
— Te basteje nie wystarcz — rzek Glorm, spogldajc na rysujc si w mroku krp sylwet budowli. — Cesarstwo wci jest potne.
— Srogi z ciebie rbajo, ale aden polityk — nieomal pogardliwie ocenia ksina. — Nie ma ju adnego cesarstwa.
Wkroczyli do fortecznego budynku mieszkalnego,w którym miecia si jedna z trzech rezydencji ksinej.
— Nie ma ju adnego cesarstwa — powtórzya Alida, idc po schodach na pitro. — Armekt i Dartan obroni si przed kadym atakiem, ale nie s zdolne do prowaenia zaczepnej wojny morskiej, a có dopiero zamorskiej. Ju i, gdybym chciaa, mogabym zepchn oba te mocarstwa na ld. Ale nie chc, bo wo wod róne poyteczne rzeczy, których nie ma sensu kupowa ani wytwarza na Agarach.
Nie do koca byo to prawd. Ksina Alida lubia czasem po msku napi mu- skuy, ale w gruncie rzeczy wieiaa, na co sta jej pastewko. Wydanie kontynentowi totalnej wojny morskiej bez wtpienia zaowocowaoby zmieceniem z wód Szereru dar- taskich i armektaskich aglowców — a po kilku latach potrzebnych do odbudowania floty, bezprzykadny odwet. Wycicie bolesnego wrzodu, jakim byy Agary, mogo by z rónych przyczyn odwlekane — lecz walka z gangren nie. Jakkolwiek rozbiene byy  interesy Armektu i Dartanu, utrata mórz musiaa doprowai do zawarcia przymierza. Kontynentalne pastwa nie mogy zaakceptowa uwizienia w ldowych granicach. Inna sprawa, e agarskie ksistwo roso w si, i to, co nie mogo uda si teraz, by moe byo moliwe za lat pitnacie albo dwaiecia.
— Za dwaiecia lat — dorzucia Alida, jakby syszc myli towarzysza — ppek  wiata bie tutaj, w Aheli. Nie mówi, e stolica jakiego imperium… Tylko miasto, z którym liczy si bd musiay wszystkie inne miasta Szereru, cznie z Rollayn i Kir- lanem, o Doronie nie wspominajc.
Majc kopcce przy strzelniczych okienkach uczywa, dotarli na szczyt schodów. Dalej byy pokoje ksinej, a bariej na prawo — gocinne. Drzwi strzegli wartownicy  z wóczniami.
—Choddomnie.No,niebdciuwoi!—prychna.—Zreszt,czytywogóle wiesz, co to uwoenie? Albo chocia co to kobieta?
— Nie za baro — przyzna. — Nigdy mnie specjalnie nie pocigay. Ale mczyni te nie — doda szybko, wic jej uniesione brwi, i mogaby przysic, e zarumieni si lekko. — Nigdy nie miaem gowy… do tych spraw.
Wzruszya ramionami. — Gdyby wicej byo takich na wiecie, ju dawno umarabym z godu. Wszystko, co
mam, wydobyam z worków hutajcych si miy mskimi nogami. Nie bez powodu mówi na to „klejnoty”.
Obojtna szczero, z jak zawsze wspominaa o swej przeszoci, nieodmiennie wpra- wiaa go w zakopotanie. Mia dobrze po czteriestce, wiia w yciu niejedno, ale do- piero na dalekich Agarach nauczy si rumieni przy kobiecie. Jak chopiec.
W twiery ksina miaa tylko dwa pokoje. Zatrzymali si w iennym, baro wy- godnie, a nawet bogato urzonym. Suba podaa wino i suszone owoce, zabierajc zarazem paszcze ksinej i jej gocia. Uwolniona z obszernej peleryny blondynka w ogó- le nie wygldaa na wadczyni. Niska i okrglutka, raczej adna ni pikna, przewanie nosia warkocz przerzucony na pier. Bya w wieku… nieokrelonym, co si zowie — równie dobrze moga mie trzyieci jeden, jak i czterieci siedem lat, a ile miaa na- prawd, nie wieia chyba nawet jej m. Taka nieodgadniona, nie zmieniajca si przez iesiciolecia powierzchowno bya zreszt czym zwyczajnym u Armektanek, wcze- nie dojrzewajcych, baro dugo modych i starzejcych si nieomal z dnia na ie, a ksina miaa w yach poow armektaskiej krwi.
Gustowaa w jasnych sukniach, niebieskich lub zielonych (zielone pasoway do oczu), czsto z biaymi dodatkami. Teraz take miaa na sobie do prost, cho gustownie skro-  jon, szafirow sukienk, ale rozpuszczone wosy zostay potargane przez wiatr i wygl-
.   Porzucone królestwo  
 
daa na ksin mniej ni kiedykolwiek. Jej go i przyjaciel przeciwnie, wyglda na tego, kim by. Czerstwa i ogorzaa twarz, okolona krótko przystrzyon brod, poznaczona bya w dwóch miejscach nieszpeccymi bliznami. Z krótkim mieczem przewieszonym przez plecy, w futrzanym kaanie i grubej mskiej spódnicy, okrywajcej cholewy butów, ol- brzym wyglda na twardego wojownika, atwo zyskujcego posuch u podobnych mu lui. Tak te byo w istocie. Historia ycia tego czowieka, nie mniej barwna od historii ycia ksinej, zawieraa si w niezliczonych grombelarkich legendach o Basergorze- -Kragdobie, królu Cikich Gór i górskich rozbójników. Ten sam czowiek, póniej, szuka spokoju i odpoczynku w bogatym „Zotym” Dartanie. Zamiast tego znalaz now wojn, najwiksz, jaka miaa miejsce od stuleci. Uciek od niej a na dalekie Agary.
Wojna dobiega koca, albo moe raczej odesza z Dartanu i szukaa poywienia gie iniej. Starzejcy si wojownik wieia gie. Na Agarach czuo si jej daleki, ale ju wyrany oddech.
— Chcesz wraca — ksina nawizaa do rozmowy rozpocztej na urwistym brzegu. — Rzecz jasna. Moe to jakieprzeklestwo? Giekolwiek pojad, armektaska Pani
 Arilora cignie za mn, brzczc zbrojami i mieczami. Ju wi, e nie uciekn. — Tutaj nie ma wojny. — Ale bie. Nie zaprzeczya. — Skoro nie mog uciec, to bd jej suy. Ale na wasnych warunkach i na wybra-
nym przez siebie polu bitwy. Wielu wiernych przyjació próbowao mi wyperswadowa ucieczk z Cikich Gór. Zrobiem po swojemu, a teraz id odszuka tych przyjació i poprosi, eby wracali ze mn.
— Zgo si? Co byo w tym licie od twojego kociego druha? — Nie wiem, Alido, czy si zgo. Rbit pisze, e umówi si z Delenem. To mój
byy gwarista i… no, kto do specjalnych zada. — Morderca i skrytobójca. — Ksina baro lubia nazywa rzeczy po imieniu. — No, waciwie tak. Delen oeni si i… jest gruby. — Basergor-Kragdob mia
niski, przyjemnie brzmicy miech. — Grubszy ode mnie? — Od… ciebie? Nie jeste gruba. Uroia dwoje ieci i jeste… no… — Gruba. I co ten twój gwarista? — Przez cae ycie wyglda jak chopiec. Zawadiaka, mistrz miecza, wietny dowód-
ca, uwielbiany przez podkomendnych. isiaj jest gruby i ma dwie córeczki, dla których zrywa agrest koo domu, bo ieciaki mog poku sobie apki. Inni… Raner, drugi mój gwarista, nie yje. Jego siostra Arma, moja najlepsza wywiadowczyni, rzi grombe- larkim Trybunaem. Bie dobrze, jeli nie znajd w niej wroga, bo sojuszniczk… Wtpi. Tewena, druga moja wywiadowczyni, mieszka gie w Armekcie. Nie wiem, co porabia, nie wiem nawet, czy zdoam j odnale, chocia polegam na Rbicie. Sam Rbit zmieni si najmniej, to przecie kot. Ostatnich kilka lat po prostu przespa, czekajc, a zdarzy si co ciekawego. Mieszkalimy w najwikszym i pono najpikniejszym miecie Szereru, a on przez cay ten czas nie wylaz ze swojej komnatki, wyobraasz sobie? Dla niego w caym Dartanie nie byo nic godnego uwagi. Spa i duma na zmian, gapic si w okno, przez które wida byo jaki dach i kawaek ulicy. Gdyby nie odczuwa natural- nych potrzeb, suba musiaaby oczyszcza go z kurzu. Gdy wybucha wojna z Armektem, uzna, e to jeszcze nudniejsze ni pokój, i odtd lea tyem do okna. Dla kota nie istniej adne sprawy poza jego wasnymi.
Umiechna si z niedowierzaniem i pokrcia gow. — Nigdy nie wiiaam kota. Wiem, jak wygldaj, ale nie wiiaam. — Rzecz jasna. I nie zobaczysz, jeli cae ycie spisz na wyspach. Zreszt nawet na
kontynencie s miejsca, gie koty nie bywaj. Pytaem kiedy Rbita i próbowa mi to wyjani, ale znuio mu si, nim dobrze zacz. Mylaem, e si zastanawia, a on zasn, nadal wic nie wiem, dlaczego koty gie nie bywaj. Na wyspach nie, bo to za morzem.
— Jestem pewna, e napatrz si jeszcze na koty — powieiaa znaczco. — Nie zamierzam sieie na tej wyspie do mierci.
Mczyzna odpi pas z mieczem i pooy na stojcym obok stole.
.   Porzucone królestwo  
 
— Wziem sobie do serca zadanie chronienia waszej wysokoci — powieia z hu- morem — ale sieie z tym po luku nie mona, w kadym razie nie na krzele z opar- ciem. Na kamieniu, pod skaln cian, to co innego. — Spowania i jakby posmutnia.
— Przecie brakuje ci tych twoich gór — zauwaya. — Pewnie zawsze ci brakowao. Dlaczego je zostawie? Nie wyobraam sobie, eby Raladan zostawi swoj son wod. — Umiechna si na sam myl, tak byo to zabawne. — Czego szukae w Dartanie?
— Teraz ju nie wiem. Grombelard to na dobr spraw tylko wielka kupa goych ska, moczona deszczem i owiewana wiatrem. Cztery miasta, bo Londu nie licz… Zbu- dowaem tam wasne królestwo, niezalene, a nawet niewidoczne dla imperium, miaem swoich urzdników, poborców podatkowych, szpiegów i onierzy. Miaem to wszystko, co ty masz tutaj, na Agarach. Ale ty ze swoimi aglowcami moesz dokd popyn, moesz snu plany o rozszerzeniu swojego watwa. A ja osignem wszystko i nie mo- gem ruszy ze swoimi górami na podbój reszty Szereru. Nie chciaem przemieni si w jedn z grombelarkich ska, trwajc dla samego trwania. No to ruszyem szuka szczcia. — Westchn. — Bya kobieta w moim yciu, moe jedyna naprawd wana…  Ale ju ci o niej opowiadaem.
— Tamenath mi opowiada. Jeli choi o ciebie, to pierwszy raz opowiadasz mi o czymkolwiek — sprostowaa z sarkazmem, ale nie majc si z prawd; król Gór nie by czowiekiem wylewnym. — Ta kobieta to owczyni, tak? Daa ci kosza.
— Kiedy nie. Zapytaa tylko, czy pojad do Dartanu. Bo ona stamtd dopiero co wró- cia. Wolaa zosta jedn z mokrych grombelarkich ska. Moe wiiaa, e po prostu  jest tak ska i e ja jestem tak ska… Miejsce skay jest w górach, Alido. Nawet jeli ma tam trwa dla samego trwania. Ostatecznie moe i wysieiabym w Dartanie, albo zreszt giekolwiek, byle dano mi wity spokój. Dalej bawibym si na arenach Rollay- ny, wbajc Dartaczykom turniejowe hemy na oczy i wyginajc blachy napierników  w mieszne ksztaty. Ale nie. Dokdkolwiek rusz, zaraz iie za mn wojna. Cua woj- na… Ale o tym te ju mówiem. — Machn rk. — Starzej si.
— Nie jeste jeszcze stary. — Rzecz jasna. Ty za nie jeste gruba, moja pikna ksino, jedno i drugie jest
prawd. Ale… co tu jednak mamy na rzeczy. — Bezczelnie, nietaktownie… i susznie — powieiaa po chwili namysu. — Zosta
ze mn na noc, no! — zadaa kaprynie, jak iecko. — Wiesz tak samo jak ja, e Raladan pogoi si ju… a zreszt, nie musi si dowieie. A mnie wszystko boli, tak  ci chc!
— O nie, co to, to nie — oznajmi szczerze zaniepokojony, wstajc i biorc swój miecz. — Odczuwam i potrzeb mówienia, ale inne… nad innymi potrzebami panuj. S rzeczy, których mczyzna nie robi przyjacielowi.
— Nawet jeli ten przyjaciel pozwala? — Nic mnie nie obcho wasze iwaczne obyczaje maeskie — uci. — Wasza
wysoko, czy mog ju i? — A wynocha! — zawoaa ze zoci. — Nawet prosto do portu, powoaj si na mój
rozkaz, a przygotuj ci zaraz aglowiec do podróy! Ju ci nie ma na moich Agarach! Machn rk i wyszed. Ksina czasem lubia mówi do siebie. — Przesaia — rzeka po jakim czasie. — Ale on te o tym wie. A zreszt to nie
*
Ksina nie bya jedyn kobiet na Agarach, której ba si jego godno J.I.Glorm. Nie bya nawet t, której ba si najbariej.
Ksiniczka Riolata Ridareta nie popyna tym razem na wypraw ze swym przy- branym ojcem. Grombelarki Król Gór by gboko przekonany, e jeli w wyspiarskim ksistwie dojie do jakiej katastro, to za spraw tej… tego czego.
.   Porzucone królestwo  
 
Na Wyspach powieie o kobiecie „foka” znaczyo to samo, co gie iniej „kro- wa”. lepa Foka Ridi — jak z waciwym sobie wikiem przezwali j agarscy eglarze — dowoia kiedy wszystkimi wojskami na wyspach, ale rycho okazaa si niezdolna do sprostania zadaniu. Zostawiono jej tylko flot wojenn, któr natychmiast zaniedbaa. Nie majc pojcia o eglue, awanturowaa si po morzach, a stracia flagowy aglo- wiec najlepszej agarskiej eskadry. Od tej pory dowoia tylko jednym okrtem, istnym przytukiem dla wyrzutków z caej floty, chyba e porzucaa go na par tygodni, zajmujc si czym innym.
Surowy maonek jej wysokoci Alidy pozwala przybranej córce na wszystko; Glorm powtpiewa, czy Raladan skarciby ksiniczk po wysaeniu przez ni w powietrze strzegcych portu bastei. Alida nie znosia przybranej córki, a ju zwaszcza od czasu, gdy uroia mowi dwoje wasnych ieci (które, dla odmiany, Raladan nawet lubi — ale tylko tyle). Grombelarki góral, ilekro pomyla o rzcej pirackim ksistwem roinie, czu, jak cierpnie mu skóra. To bya istna szajka nieobliczalnych pomyleców, z których jedni nie znosili drugich, kochali za to innych, wbrew wszelkim dajcym si poj reguom. A ju ksiniczka Ridi bya bezsporn owych pomyleców królow. Po- trafic spali w miecie dom dla uciechy, a zarazem bezwzgldnie wymagajc od ksi- cych urzdników dbaoci o wszystkie ieci na Agarach; gotowa bya kara gardem na wie, e jaki gówniarz w rybackiej wiosce przez cay ie biega godny i nikt si tym problemem wagi pastwowej nie zaj.
Glorm nie mia wtpliwoci, e cakiem po prostu, ksiniczce brakowao pitej klep- ki. Ulubion jej rozrywk byo zachoenie w ci z kim popado; wiecznie azia z brzu- chem i kadorazowo, ku swej uciesze, poronia, opic straszne napary z zió, które wprawie pomagay spi pód, ale mogy nawet zabi niedosz mamuk, skrcaj- c si w okropnych konwulsjach. Zafascynowana iaaniem napojów, potrafia urzi z tego widowisko dla zaogi swojego aglowca. Niestety, nie zdecha pod masztem, ku rozczarowaniu czci wiów.
Glorm obawia si zapdów ksinej Alidy, szczerze szanowa i ceni (cho nie rozu- mia) Raladana, jak zarazy unika ksiniczki Ridarety — i by kolejnym pomylecem na Agarach, bo po przyjacielsku kocha pierwsz dwójk, pikn Ridi za… przyj do wiadomoci i zgaa si z faktem jej istnienia, co byo nie lada wyczynem. Ponadto, prawiwie nie znoszc ieci, okaza si najwspanialszym wujem-stryjem dla maluchów  ich ksicych wysokoci.
Ksiniczka czyhaa na w paacu. Ksicy paac w Aheli (w przeszoci gmach Trybunau Imperialnego) nie by szcze-
gólnie okaza budowl, zapewnia jednak znacznie lepsze wygody, ni nadmorska twier- a. Glorm zajmowa w paacu kilka nieduych komnat. Odby do dugi wieczorny  spacer ulicami Aheli — do dugi, by zapomnie o sprzeczce z ksin Alid — i prze- razi si, ujrzawszy w prywatnych pokojach pikn kaprynic, wystrojon w brzow sukni, haowan caymi milami zotych nici. Niebezpiecznie znuone iewcz bawio si swoimi trzema warkoczami: gdy krcio si na picie, sigajce do poowy pleców  powrozy zataczay obszerne krgi.
Historia tej iewczyny bya moe najiwniejsz histori Szereru. Okaleczona, jed- nooka córka najwikszego pirata w iejach (którego Glorm pozna kiedy osobicie), zamordowana przez cesarskich onierzy, przywrócona zostaa do ycia za pomoc niepo-  jtych si Szerni, lecz stracia w zamian cz swego czowieczestwa. Bya teraz zarówno kobiet, jak i Rubinem Córki Byskawic, Geerkoto, zoliwym Porzuconym Przedmio- tem, który sw moc zastpi jej utracone ycie. Nie starzaa si, stale pikniaa, a gdy  byo to ju niemoliwe, moc Rubinu szukaa ujcia na wiele innych sposobów. Humory  i kaprysy Ridarety bariej byy wybuchami mocy Riolaty, bo takie imi nosi legendar- ny Ciemny Klejnot. Byo to zreszt imi przeklte, a raczej majce moc Formuy, i nie naleao go wymawia. Pikna Ridi nauczya si czciowo panowa nad mocami Rubi- nu; niektóre jej zdolnoci byy grone, inne tylko zabawne, ale tak czy owak niepojte i niedostpne zwyczajnym miertelnikom. Rozmawiajc z ksiniczk, Glorm zawsze sta- rannie odsuwa od siebie myli o tym, kto… lub co waciwie stoi przed nim. Umys tego nie obejmowa.
.   Porzucone królestwo  
Najwygodniej mu byo wiie tylko nieobliczaln mod kobiet. Ujrzawszy wchocego, jednooka pikno wydaa okrzyk radoci, odruchowo do-
tkna opaski na twarzy, jakby chciaa sprawi, czy si nie zsuna, po czym ruszya ku mczynie.
— Twój ojciec, wasza godno, powieia, e pyniecie do Grombelardu! — rzeka, lekko zdyszana po zabawie z warkoczami. — Pyn z wami!
Glorm zmarszczy brwi. — Rzecz jasna. Tylko ciebie, wasza wysoko, brakuje mi w Cikich Górach. Ksin Alid traktowa troch jak modsz siostr, ale Ridaret zawsze trzyma na
dystans. Par miesicy wczeniej osai j agodnie ju przy pierwszej próbie nawizania przyjacielskiej zayoci… i nie aowa tego.
— Zdaje si, e wiesz wicej ode mnie, wasza wysoko — dorzuci. — Pyn do Dartanu, nie do Grombelardu. Sam. Mój czcigodny ojciec wybiera si do Londu, ale w jakich wasnych sprawach. Mówisz, e zamierza pyn teraz?
Chyba nie dosyszaa, albo raczej dosyszaa nie wszystko. — Ale z Dartanu wybierasz si do Grombelardu? — Owszem, pani. Sam. — Sam, ale w towarzystwie przyjació? Glorm spochmurnia jeszcze bariej, z niechcimylc o dugim jzyku czcigodnego
roica. Starzec mia mnóstwo zalet… ale mia i wady. — Czy mam prawo do wasnych spraw, ksiniczko? — Wasza godno — powieiaa beztrosko, znów puszczajc pytanie mimo uszu —
wiesz przecie, e maj tu ze mn same kopoty. Nu si i bywam nieznona. Chyba. Co innego na wojennej wyprawie. Jeli bd miaa co robi…
— Nie wyruszam na adnwojennwypraw. Czy to mój ojciec naopowiada ci bajek, pani?
— Przecie wybierasz si do Grombelardu? — Ale nie na wojn — skama gadko. — Sam przyznawae, e w górach nigdy nie byo spokoju. — Rzecz jasna. Jednak, jeli nawet dochoio do bitew, to baro rzadko, pani,
zmuszony byem w nich uczestniczy. Czy opowiadaem o czym takim? — Jednak bye tam, wasza godno, królem wszystkich przebiegaczy gór, bo tak si
tam zwiecie, prawda? Maomówny zazwyczaj mczyzna stan tego wieczoru przed nie lada wyzwaniem.
To ju druga kobieta braa go na spytki. — I co z tego, pani? — zapyta zniecierpliwiony. — Byem wanie ich królem, nie
 jakim rbaj. To tylko tutaj panuje iwny obyczaj, e wadca Agarów sam dowoi byle eskadr, agarska za ksiniczka okrtem. Wicej namachaem si mieczami na darta- skich arenach, ni przez cae ycie w Cikich Górach. Za modu musiaem wyrba sobie posuch, ale potem rzadko ju sigaem po swe miecze. Walczyli dla mnie inni. I nie do- woiem osobicie wszystkimi zbrojnymi odiaami. Czy pozwolisz mi wreszcie usi w moim wasnym pokoju, wasza wysoko?
— Tak, pozwalam — rzeka, zbyt przejta, by zauway strofujcy sarkazm w pytaniu; olbrzym rzeczywicie nie móg usibez pozwolenia utytuowanejkobiety, która wszake bya gociem w jego prywatnych komnatach. — Ale teraz? Chyba znowu biesz musia wyrba sobie posuch?
— By moe. — Mczyzna po raz kolejny tego dnia odpi miecz i pooy go na stole. Usiad i przetar twarz domi. — By moe, ksiniczko, bd musia to zrobi.  Ale moe wystarczy, jeli przemówi komu do rozsdku. Nie zabior ze sob cho- cego Geerkoto, który jednym spojrzeniem podpali mojego rozmówc. Dla kaprysu albo niechccy.
Przygryza usta. — Bd suchaa ci we wszystkim, wasza godno. — Rzecz jasna, wasza wysoko. Wic zacznmy od zaraz: wyperswaduj sobie t
podró. — Oprócz oka, czego mi brakuje? — zapytaa z narastajc zoci, rozkadajc rce,
 jakby chciaa si pokaza w caej okazaoci.
.   Porzucone królestwo  
 
Z mskiego punktu wienia wszystkiego miaa w nadmiarze. Ale w Cikich Górach zwiastowao to tylko kopoty. Zreszt nie o to przecie choio.
— Czego? Dwóch rzeczy: rozsdku i sumienia — odpowieia zupenie powanie —. Przy czym rozsdek, pani, winien by zdrowy. Sumienie jakiekolwiek, niechby chore.
Nie zadaa sobie najmniejszego trudu, by zrozumie, o co mu choi. Zaczo do niej dociera to tylko, e nic nie wskóra.
— Bd robia wszystko, wasza godno! Bd… Moga zaraz przysic, e bie mu gotowaa zupy na biwakach i nosia torb z pro-
wiantem, wiia to zupenie wyranie. — Wasza wysoko, natychmiast przesta! — powieia stanowczo, poirytowany.
— Nie jestem Raladanem, by ciosaa mi koki na gowie! — Wasza godno, nie zamkniesz przede mn Grombelardu! Jeli nie pojad z tob,
to wyrusz z twoim ojcem! — powieiaa gniewnie, cofajc si o dwa kroki — Tego te mi zabronisz? Moe lepiej we mnie ze sob.
Wsta ciko i odszed kilka kroków od opuszczonego krzesa. — Mam do tej rozmowy, pani — oznajmi po krótkiej chwili, odwracajc si ku
niej. — Naprawd do. Chcesz towarzyszy mojemu ojcu? Prosz baro. Ze mn w ka- dym razie nie pojeiesz. I mao tego: pilnuj si, eby nie wej mi w oczy podczas jakie- go, przypadkowego ma si rozumie, spotkania. Ta wyspa to istny jarmark, gie kady  wygaduje co mu przyjie do gowy — skonstatowa. — Jestem miertelnie znuony  tym wszystkim. Milcz, ksiniczko, i suchaj, co do ciebie mówi. — Zrobi saby ruch doni, który jednak wystarczy, by zamkna usta. — Wybieram si do Grombelardu nie po to, eby z wyciem biega po górach na czele zgrai przebieraców. Jestem na to za stary, a zreszt nigdy nie byem a tak mody, by kierowa trup cudaków. Tutaj, na  Agarach, moesz robi co ci si podoba. Ale Grombelard jest mój.
Znów otworzya usta, ale po raz drugi uciszy j gestem. — Jest mój. Wiesz, czego tam szukam najbariej? Spokoju. Tak, wanie tam, w ist-
nej jaskini zbójców, zamierzam odnale mój spokój. Nie znalazem go w Dartanie, gie podobna do ciebie pannica umylia sobie zosta królow, nie znalazem go te na Aga- rach, gie prostytutka jest ksin, wilk morski ksiciem, a kobieta-Rubin nastpczyni tronu. Uciekem z Dartanu i uciekam z Agarów. Z Grombelardu ucieka ju nie bd. Skoczyem. Co nie znaczy, e zamierzam teraz ci wysucha. Oto drzwi, wasza wyso- ko. Wybierajca si do Grombelardu wojowniczka atwo wybaczy mi t szorstko.
Cokolwiek byo upione w tym czowieku, potrafio si obui. Do agarskiej ksi- niczki nikt w ten sposób nie mówi. Ale grombelarki Basergor-Kragdob — co znaczy- o przecie Wadca Cikich Gór — nie by byle „kim”. Nie potrafia odnale w sobie gniewu, zoci… a nawet nie czua si upokorzona. Tylko przywoana do porzdku. Ten niepiesznie i spokojnie mówicy mczyzna mia prawo oywa si w ten sposób i byo zupenie jasne, e niewielu jest na wiecie lui, którzy mog zignorowa jego rozkaz. Mia wadcz si, jakiej nie podejrzewaa w rycerzu-obieywiacie, choby nawet by synem mdrca Szerni. Znaa go od wielu miesicy, a przecie nie wieiaa, kim jest. Rozumiaa, e silniejszym od innych hersztem zbójców.  A by królem jednej z wielkich krain Szereru. — Przepraszam, wasza godno — powieiaa cicho. — Tak, to twoje królestwo
*
Wczesnym rankiem zbui go ojciec. — Raladan wróci. Dopiero dwa okrty przycumoway u nabrzea, a ju cae Agary 
wie o niebywaym zwycistwie. Zdaje si, e pucili na dno siln eskadr dartask i porwali konwojowane statki. Przyprowaili pryzy.
Grombelarki wojownik przetar powieki. ysy jak kolano, jednorki starzec w ogóle z rysów twarzy nie przypomina syna — ale
za to pozwoli mu oieiczy wzrost. oe, na którym przysiad, najdosowniej trzesz- czao pod ciarem dwóch wielkoludów. Tamenath — bo tak brzmiao imi siwego
.   Porzucone królestwo  
 
olbrzyma — by niegdy matematykiem Szerni, uczonym próbujcym opisa fenomen Pasm za pomoc liczb. Lecz sprzeniewierzy si prawom badanej przez siebie potgi i po- zostaa mu tylko nabyta przez cae ycie wiea. Nie by ju mdrcem-Przyjtym, zosta odtrcony przez Pasma.
Lecz w zamian odnalaz syna, którego musia porzuci przed laty wanie z powodu swych bada nad Szerni.
— Jeli tak dalej pójie — dorzuci — kontynent bie zmuszony wyda wojn  Agarom.
Glorm przecign si i wzruszy ramionami. — A mylisz, ojcze, e na co tutaj licz? Ju teraz na wszystkich poudniowych mo-
rzach niepoielnie panuj agarscy piraci. Garra przynaley do imperium tylko na sowo honoru, ju prawie nie moe handlowa z kontynentem. Trudno kierowa cae flotyl- le do osony kupieckich konwojów. Bo silna eskadra, jak sysz, to ju isiaj za mao? I przesid si, bo wyldujemy na podoe.
Tamenath usiad na zydlu. — Ale nie o Agarach chciaem porozmawia — rzek po chwili. — Raladan wróci
i ju isiaj bie jasne, czy potrzebne mu w Aheli wszystkie mae aglowce. — Wiadomo, e nie. — Wiadomo, nie wiadomo… To Raladan rzi flot i nie chciaem da statku
od Alidy. Przyjacioom, synu, trzeba okazywa szacunek. — Starzec, jak kady ojciec, potrafi z gupia ant paln jak mdro yciow. — Teraz poprosz Raladana o statek  i popyn prociutko do Londu.
— Wic rzeczywicie chcesz tam pyn ju teraz? I jak tu nie wierzy plotkom. — Syszae jakie plotki? — Syszaem brednie i ksiycowe plany. Tamenath umiechn si. — Lond jest teraz stolic Grombelardu i kto powinien tam si rozejrze. — Rozejrz si, kiedy przyjie na to pora. Czy naprawd musisz tam pyn wanie
teraz? Moe za pó roku albo rok? Nie próbuj mi pomaga. Ju o tym rozmawialimy. — Jestem za stary, eby czeka pó roku. Nie musz ci pomaga. Mam wasne spra-
wy. Ale moliwe, e zaatwiajc je, dowiem si niejednego. Na pewno nie chcesz, ebym poieli si z tob uzyskan wie? Moe warto umówi si gie na spotkanie?
— Dobrze, jeszcze o tym porozmawiamy. Ale czy koniecznie w tej chwili, ojcze? To wszystko moe troch poczeka, jest ranek.
— Nie wiem, czy potem trafi nam si okazja do rozmowy w cztery oczy. Zabieram ze sob ksiniczk.
— Co zabierasz? — Ksiniczk Riolat Ridaret. — Tamenath wieia, co oznacza zowrogie imi,
i móg je wymienia bezkarnie. — Zaraz, zaraz… Wic przysza z tym do ciebie? — Owszem. Przysza. — I zabierasz j? Ojcze, co zjade wczoraj wieczorem? Albo moe raczej: co i ile
wypie? — Bie mi potrzebna — uci starzec. — Zreszt, upatrzyem j sobie na synow,
w zwizku z czym zapragnem lepiej pozna. Podparty na okciu, wci lecy w pocieli rozbójnik zyska pewno, e ojcu siwy 
wiek rzuci si na rozum. Czasem tak bywao, podobno. Albo rzeczywicie wla do brzucha straszliwe miejscowe piwo, co nikomu nie mogo uj pazem.
— Rzecz jasna — powieia. — Ojcze, maj tu kiszon kapust, po wypiciu soku ustpuje cz dolegliwoci.
— Nie wygaduj gupstw. Ta iewczyna jest w tobie na zabój zakochana. Glorm straci resztki cierpliwoci. — Którdy do morza? — zapyta z nieukrywan zoci, odrzucajc okrycie i siadajc.
— Na wszystkie Pasma Szerni, mam do, uciekam z tej wyspy natychmiast, choby  wpaw. Tu jest ze powietrze, niedobre powietrze… Nigdy tu nie byo normalnie, a ju od wczoraj… Co za banda pomyleców! Nie mam pojcia, co si tutaj ieje!
— Panuj nad jzykiem, chopcze.
 
— „Chopiec” ma bez maa pó setki wiosen, o czym pragnie przypomnie roicowi.  Ja ju pomam, e chcesz mi wtryni iecko za on…
— To nie ma nic do rzeczy. — Nie, no gie tam, zupenie nic do rzeczy. Pomam. Ale to iecko jest, po
pierwsze, niemiertelne, po drugie, jest przedmiotem, a po trzecie, jest chore na umyle,  jak, nie przymierzajc, jego niedoszy te. Boj si tego czego jak mierci w mczar- niach. Moja msko, ostatnio i tak nader kapryna, niewtpliwie sprosta w noc polubn powabowi tej… tej rzeczy, o ile wczeniej nie sfajdam si ze strachu na podog w ma- eskiej sypialni, bo to moe mnie nieco, powiemy, skonfundowa…
— Prosz, bywasz czasem elokwentny, synu. I kto tu jest chory na umyle? — Rzecz jasna, wiadomo kto. Ja. — To „iecko” ma trzyieci par lat — oznajmi Tamenath z iwn surowoci.
— Wyglda na dwaiecia cztery, a zachowuje si, jakby miao szesnacie. To „iecko” prawie nie pamita, kim byo kiedy, Rubin zatarw nim wikszo wspomnie i Ridareta gotowa teraz sucha o wasnych swoich iejach tak, jakby jej opowiadano zajmujc histori o kim obcym. Waciwie wszystkie jej dowiadczenia dotyczokresu sponego tutaj, na Agarach. Czyli zaledwie kilku lat. To, co byo wczeniej, jest jak sen i pozostaje bez wikszego wpywu na to, jak jest isiaj. Ta istota to prej… iwne zjawisko ni czowiek.
— O czym ty mówisz, ojcze, albo raczej: po co to mówisz? Znam ksiniczk od roku, dobrze wiem, kim jest i jaka jest.
— No to nie pozwalaj kpi z siebie, kiedy mówi, e dam ci j za on, albo kp razem ze mn. Masz powan wad, a mianowicie wszystko, co dotyczy twojej osoby, bierzesz ze mierteln powag. Jutro, a moe pojutrze ju mnie tutaj nie bie, dlatego umyliem sobie da ci na poegnanie jeszcze jedn lekcj. Przemyl j. Dawno temu, gdy  w Grombelarie spotykae to tu, to tam jednorkiego starca, przyjmowae jego nauki, cho nie wieiae, czemu je zawiczasz. A starzec przyszed raz jeszcze i powieia to, co wreszcie móg powieie, e jest twoim ojcem. Od tego czasu nie suchasz go w ogóle, cho jest raczej mdrzejszy ni gupszy od tego tam, nieznajomego sprzed wierwiecza.
Glorm westchn. Alida i Ridareta musiay nieomal zmusza go do mówienia — ale yo kilka istot na wiecie, wobec których bywa wcale rozmowny, i stary roic do nich nalea. Teraz jednak… by wczesny ranek.
— Dajmy temu spokój. Moe ju po prostu za póno, bym nauczy si czego, ojcze? Dwuiestoletni chopak chon kad wie, ale isiaj… To nie o to choi, kim  jeste, nieznajomym czy ojcem. Choi o mnie. Ju nie mam dwuiestu lat, jak wtedy. Zobaczyem swoje, przeyem niejedno i chyba jestem za stary na nauki.
— I komu to mówisz? Mam sto czternacie lat, synu, a Szerer ogldam od blisko trzystu lat. I cigle jeszcze si ucz.
— Bye Przyjtym. Szer daa ci wicej ni innym. — Wiesz, co mi daa? — Tamenath nierzadko bywa rubaszny, a kiedy iniej po
prostu dosadny. — To, co gotów jeste pozostawi na podoe w swojej maeskiej sypialni.
— Masz sto czternacie lat, tak? Zdaje mi si, e luie yj zwykle jakie pó wieku krócej. Czy naprawd Szer nic ci nie daa?
Tamenath najwyraniej nie usysza. Dobrali si z Ridaret. — Ksiniczk zabieram, bo potrafi nad ni zapanowa, a nawet wykorzysta jej
zdolnoci — oznajmi. — Moe mylcy Rubin Córki Byskawic nie jest potrzebny wo-  jownikowi, ale baro przyda si komu takiemu jak ja. Uczonemu.
— Uczonemu. Dobrze, niech si przydaje. Uczonemu. — Co znowu? Czy nie jestem uczonym? Do tego nie trzeba by mdrcem Szerni. — Jeste, jeste uczonym… Czy na pewno w swej uczonoci potrafisz dokadnie po-
liczy, kiedy jej wysoko upe si i wyskoczy przez okno, zajie w ci z Flot Grom- belark albo osobicie zatucze ebraczk, co ukrada jabko ze straganu? Czasem zdaje mi si, ojcze, e z nas dwóch to ja mam wicej zdrowego rozsdku, cho moe nie znam si na artach. Czy to nie ty, par lat temu, próbowae zasili swoje stare ycie siami rubinu takiego jak ten, który siei w Ridarecie? Mniejsza o roztropno zamiaru, ale co z tego wyszo?
.   Porzucone królestwo  
 
— Nie wiadomo — lekko powieia Tamenath. — Dalej yj i nie jestem Geerkoto.  Ale nie umarem, a ju dawno nadszed mój czas. Bo nadszed w samej rzeczy, waciwie powinienem ju by trupem. Waciwie bez maa nim jestem.
— Niech ci bie, czcigodny trupie. Przyjem do wiadomoci, e kto taki jak ty  wietnie si czuje w towarzystwie wariatki, która jest przedmiotem, a jeszcze bariej zjawiskiem, czy tak? Nigdy nie wiem, czego spoiewa si po tobie. Czasem… czuj si czasem tak, jakbym to ja mia syna. Ale nie zabroni ci podróowania w towarzystwie piknej Foki Ridi, tylko trzymaj j krótko i z daleka ode mnie. Grunt, e nie próbujesz mnie swata.
Starzec umiechn si pod nosem. — Zajm si czym powaniejszym, podobno rozlatuje si Szer? — cign Glorm,
okrywajc si starannie z powrotem i zamykajc oczy. — No wiisz, jakie to wane. Masz swoje wasne sprawy i nie obcho mnie one, a nawet wicej: chc si trzyma od nich z daleka. Ale poniewa i ja mam swoje plany, to… nie pogniewaj si, ojcze… — jeszcze raz rozchyli powieki — waciwie wcale nie chc spotyka si z tob w Grombelarie, nawet jeli biesz mia ciekawe wieci z Londu. Spotkajmy si dopiero wówczas, gdy  kady z nas dopnie swego.
— Zgaam si. Jednak aden z nas nie jeie do Grombelardu dla zabawy. Co, jeli który bie potrzebowa pomocy drugiego? Przecie to moe by sprawa ycia i mierci — w gosie starca zabrzmiaa powaga. — Jeste pewien swych si? Ja ju nie. Jeli napytam sobie biedy, do kogo mam si zwróci?
Przez krótk chwil panowaa cisza. — Susznie, ojcze, tylko gupiec uwaa, e sam sobie porai z caym wiatem. Ka-
demu czasem s potrzebni przyjaciele. Dobrze, pomyl, gie i w jaki sposób moemy  sobie przekaza wiadomo.
Starzec podniós si z zydla, poklepa syna po ramieniu i poszed.
.   Porzucone królestwo  
CZ PIERWSZA. WIERNI PRZYJACIELE .
Pyszny i iwaczny zarazem, biay dom dartaski, troch pitrzy si, a troch rozpocie- ra na pagórku miy trzema zagajnikami. Zrazu parterowy, zosta przebudowany — i zepsuty — zgodnie z mod narzucon przez wielkie rody Rollayny, „zotej” stolicy Dar- tanu. Strzeliste paacyki, wznoszone tam, gie bio serce królestwa, byy wiadectwem pozycji wacicieli. Rozoyste, a zarazem lekkie rezydencje, rozrzucone po caym kraju, zawzicie próbowano upodobni do ciasnych domostw, stoczonych w obrbie murów  stolicy. Udao si znakomicie, bo dartaska architektura ju si po tym nie pozbieraa. Liczcy kilkaset lat dom na pagórku by smutnym wiadectwem zgubnego wpywu mody  na sztuk.
Niele utrzymana, cho nieutwarona droga, wioda prosto do stóp pagórka, a potem agodnym ukiem przecinaa zbocze. Na znacznej dugoci wysypano j biaym wirem, niedostpnym w tych okolicach. Waciciel domu musia by czowiekiem zamonym. wiadczya o tym nie tylko owa droga. Dom by zadbany, a na rozlegej ce, nieopodal, paso si adne stadko koni.
wiecio soce, a zarazem pada przelotny wiosenny deszcz. Haasujc co si w pu- cach, z pastwiska uciekaa gromadka ieciaków w rónym wieku; poganiany przez naj- starsz, iesicioletni moe pannic drobiazg szuka schronienia przed deszczem na skraju zagajnika. Jaka wielka peleryna, rozpita na sczkach i patykach, posuya do budowy schronienia, lecz nie sprostaa zadaniu. Który ze stoczonych pod ni malców  niechccy kopn kek i „namiot” zawali si, pochaniajc rozwrzeszczan od nowa gro- madk. Deszcz wprawie przemin równie szybko, jak si pojawi, ale przejte ieciaki nieprdko to dostrzegy. Od nowa wznoszono schronienie. iesiciolatka surowo na- pominaa niezgrabiasza, który broni si, a na koniec, walczc ze wzbierajcymi zami, ugity pod brzemieniem popenionej zbrodni, obrazi si i ruszy w gb „kniei”. Jednak  po kilkuiesiciu krokach przystan, wrzasn wniebogosy i pdem ruszy z powro- tem. Idca w lad za krnbrnym malcem rozgniewana iesiciolatka równie przystana i niepewnie przygryza doln warg, wic mczyzn w iwnym, zielono-brunatnym stroju. Czowiek ten zmierza chyba ku pastwisku; zapewne zszed z pagórka i uzna, i obejcie kpy drzew ma si z celem, pody wic na przeaj. Natknwszy si na malca, a potem jego niewiele starsz opiekunk, umiechn si niewyranie i uczyni gest, który  mia mie chyba uspokajajc wymow. Popatrzy bystro. Nie baro potrafi rozmawia z iemi, ale by spostrzegawczy.
— Witam wasz mod godno — powieia. — Jestem gociem twojej matki, panienko. Nakazaa mi i na pastwisko, gie mam wybra dla siebie konia. Czy nie zabiem?
„Jej moda godno” podobna bya do matki jak maa kropla wody do wikszej. W brzydkiej buzi przycigay spojrzenie mocno zarysowane usta kaprynicy i baro pa- sujce do nich, zronite ciemne brwi.
— Nie — powieiaa. — Czy to ty przyjechae wczoraj z… z daleka? — Tak, ale bya ju noc i dlatego si nie poznalimy. Zreszt, nie jestem nikim wa-
nym, tylko zwykym posacem, panienko. — Pani — poprawia. — Ale nie musisz mnie tytuowa, wasza godno. Mama
mówi, e wszyscy doroli, którzy s wolni, na razie powinni mi mówi po imieniu. A ty   jeste wolny, panie?
Mczyzna potwieri, powcigajc umiech. — Mam na imi Tewena, tak jak moja mama. — Witaj, Teweno. Jestem Neyet. Za plecami modej Teweny ustawia si ju caa gromadka niefortunnych budowni-
czych namiotu. ieciarnia z ciekawoci wytrzeszczaa oczy na obcego. Co naszepty- wano.
— Czy moecie mnie zaprowai do pachoków pilnujcych koni? — Mczyzna by ju zmczony rozmow. — Musz wybra konia dla siebie, jeli chcecie, to moecie mi pomóc. Znacie si na koniach?
.   Porzucone królestwo  
 
Tewena wyda lekko usta, jakby pytanie byo co najmniej niestosowne. — Mam kucyka, mog pokaza. Mój brat nauczy mnie o koniach wszystkiego.
Znasz, panie, mojego brata? — Nie… Zrozumiaem, e nie ma go teraz tutaj? — Nie, bo pojecha do Semeny, doglda spraw — wytumaczya. — Moemy i
na pastwisko. ieciarnia ju gnaa ku skrajowi zagajnika. Mczyzna ruszy take, majc po prawicy 
powan mod dam. Poprawia brzowe wosy dokadnie takim ruchem, jaki dostrzeg wczeniej u jej matki, i tak samo popatrzya z boku, przechylajc gow, jakby szukaa zaczepki.
— Jakie nowiny przywioze, panie? — Nowiny? — Posacy zawsze przywo mamie nowiny. Skoro jeste posacem, to na pewno
przywioze nowiny. Neyet po raz drugi powcign umiech. — Przywiozem tylko list. Nie wiem, co w nim byo. Pewnie jakie nowiny, tak jak 
mówisz, ale nie znam ich, Tewo. — Teweno. „Tewo” mog mówi tylko moi przyjaciele i roina. — Nie jestemy przyjaciómi? — Nie, bo za krótko si znamy. Jestemy znajomymi. Mczyzna pokrci gow. — ieci duo mówi o swoich roicach — mrukn, bariej do siebie nili do
towarzyszki. — Wcale nie mówi duo o roicach. — Tak… Nie to miaem na myli. — A co? — e mona lepiej pozna roiców, rozmawiajc z ich iemi. — Mhm — powieiaa i zamylia si na chwil, marszczc brwi. — Ale to znaczy,
e wcale nie powinnam z tob rozmawia, panie. Mama mi nie mówia, e chce by lepiej przez ciebie poznana.
W yach tego iecka pyna najczystsza, niczym niezmcona krew jego matki. Maa Tewena, bystra i nie tracca rezonu w wieku lat iesiciu, ju wkrótce moga by gro- n intrygantk, sprzedajca swe usugi królowej… albo komu, kto odpowiednio zapaci. Neyet pomyla, e raptem za kilka lat moe tutaj oddawa listy nie w rce starzejcej si matki, lecz ieiczcej wszystkie jej zalety (a moe wady?…) córki.
Na przeaj przez ak, poprzeany przez ieciarni, która zdya ju dobiec do koni i wróci, maszerowa niestary pachoek. Dostrzegszy par na skraju zagajnika, przypie- szy, zmierzajc na spotkanie.
— Jej godno uprzeia nas, e przyjiesz po konia, panie — mówi ju z daleka. — Jakiego wierzchowca ci trzeba?
Odlego zmalaa. Suga skoni si lekko przed gociem swojej chlebodawczyni. Po- saniec odpowieia skinieniem.
— Nie chc naduy uprzejmoci… Ma to by prezent dla mojego zleceniodawcy.  Jej godno powieiaa, ebym wybra zwierz, które na pewno mu si spodoba, ale naprawd nie wiem…
— Polecono mi wyda wierzchowca, którego wybierzesz, wasza godno. — Trzymacie tutaj, wi, farnety… Mylaem, e t krzyówk hoduj tylko w Sey 
 Aye. To baro rzadkie konie. — Ale wcale nie takie drogie, bo dobre tylko do jazdy po lesie. Sey Aye rzadko
handluje komi, ale jeli ju, to nie dla pieniy i te koniki to najtasze sztuki, jakie ma  jej godno. — Pachoek by czowiekiem obytym i niegupim, majcym pojcie nie tylko o powierzonych koniach. — Zupenie do niczego nieprzydatne, pani trzyma je tylko jako ciekawostk. Chcesz farneta, wasza godno? Mamy tu liczn kobyk. Jest i waach, ale to osio, nie ko… Gupi i uparty. A kobyka jak ywy ogie.
— Zobaczmy. Wci otoczeni wianuszkiem ieciarni, podyli ku miejscu, gie czeka drugi pa-
choek. Suy jej godnoci Teweny zamienili kilka sów. Wkrótce przywieione zostay 
.   Porzucone królestwo  
 
dwa wierzchowce. Neyet wprawnym spojrzeniem oceni sylwetki, linie grzbietów i nóg, po czym obszed zwierzta dokoa, szukajc wad postawy. Znalaz, ale niewielkie i, o ile pamita, waciwie typowe dla tej rasy. U klaczy odkry dwa mae pipaki. Raczej nie byy  bolesne, ale troch ujmoway urody zadnim nogom.
— Co, zonica? — Potrafi czasem kopn — przyzna pacho. Oba koniki miay dobrze zwizane ldwie, klacz bya nieco przebudowana, ale w stop-
niu akurat takim, by poczyta to za zalet, nie wad. Take abie szyje u wierzchowców  nie przeznaczonych do galopad raczej uatwiay ich zebranie, nili mogy utrudni od- dech.
Córa wacicielki tabunu najwyraniej wolaaby odgrywa troch wiksz rol przy  wyborze konia, nili jej przypada w uiale. Posaniec dostrzeg narastajce niezadowo- lenie iewczynki i przypomnia sobie o propozycji, któr sam niedawno zoy.
— Dorad mi, Teweno — poprosi. — Ten waach wyglda jednak na sporo silniej- szego.
Pachoek chcia co powieie, lecz posaniec mrugn do znaczco i suga zrozu- mia.
— Moda pani baro dobrze zna si na koniach — rzek, zaskarbiajc sobie u ie- siciolatki cay worek wzgldów. — Na pewno warto posucha jej rady, wasza godno.
iewczynka zbliya si do klaczy i agodnie nakrya jej chrapy, drug doni gac po szczupaczym nosie.
— Do czego potrzebny bie ten ko, panie? — zapytaa z ca powag. — Pod siodo czy tylko do zabawy, tak jak u nas? I kto go bie dosiada?
— Mczyzna, mojego wzrostu, troch tszy. Ale nie za dobry jeiec. — A gie? — pytaa dalej, przytrzymujc i rozchylajc pysk jednego, potem za
drugiego zwierzcia, by móg dokona oglin. — Hm… Moe w górach. Uywaj tam muów albo kevów, baro wytrzymaych
koników górskich, jednak wcale niewiele wikszych od farnetów, a chyba mniej zwrot- nych. Naprawd nie wiem, czy te konie, podobno baro dobre w lesie, mog sprawi si w górach. — Neyet pochyli si do kopyt wierzchowców.
— Mog — orzeka z wielk pewnoci siebie. — Wanie dlatego, e s lekkie i zwrotne.
— To jeszcze nie wszystko. Wiiaa kiedy góry, Teweno? — Tak. Baro dawno. Nie jeiam konno, bo byam za maa, ale troch pamitam,
 jak tam jest. We Buczka, panie. Szyszka jest nerwowa i za saba dla duego jedca. Buczek nie jest mdry i troch uparty, ale atwy w prowaeniu, a Szyszka ma w gowie psie figle. Góry to nie dla niej, sposzy si i moe doj do nieszczcia — zakoczya stanowczo.
Mczyni wymienili spojrzenia. — Moe obejrzyj inne konie, wasza godno — zaproponowa pacho. — Nie, wezm tego waacha. Buczek, tak? — Neyet powtpiewa, by konik rze-
czywicie trafi w góry, jako upominek za nie mia adnych wad. — Myl, e bie dobry.
— Wasza godno zabierze go ju teraz? — Nie, póniej. Kiedy bd odjeda. — Biesz, panie, odjeda ju isiaj? — zapytaa Tewena. — Tak, panien… Teweno. — To przyjd tutaj z tob, eby poegna si z Buczkiem. Zapytam mam, czy nie
*
.   Porzucone królestwo  
 
wyginaa usta. Soce znowu gaso, przysonite bia chmur. Cienie drzew i budynków  roztapiay si powoli, wreszcie znikny zupenie.
— Co napisae? — zapytaa przez rami. Stojcy przy pulpicie mczyzna pozwoli sobie na lekki grymas, majc pewno, e
 jej godno nie wii. — „Powiniene wróci, jeste mi potrzebny” — nie tyle przeczyta, co powieia
z pamici. — Od pocztku — zarzia. Pisarz odoy kart tam, gie spoczywao ju kilka innych, wzi czyst, skreli na-
gówki i czeka, gotów przyj zakad, e znów skoczy si na jednym lub dwóch zdaniach. — Pisz: „Dostaam list od jego godnoci Delena”… Czy Delen tytuuje si godnoci?
— zapytaa pisarza przez rami, jak poprzednio. — Ukrad sobie jakie imi rodowe? Pisarz nie mia o tym zielonego pojcia. — Nie wiem, wasza godno. — Sama napisz ten list. Zostaw przybory i id. Mczyzna poszed ku drzwiom, skoni si lekko do pleców swojej pani, po czym
cicho wyszed. Skromna suknia o baro armektaskim kroju — rozcita mocno z boku, a wic
w rodkowym Dartanie zgoa nieprzyzwoita, godna co najwyej kosztownej ladacznicy  — zamiataa falban posak, w rytm kroków i obrotów poirytowanej wacicielki. Jej godno Tewena tuka si po ciasnej komnatce jak zwierz, wystawiony w klatce na jar- marku. Przystana nagle i znów zapatrzya si w niebo za oknem. Przyzwyczajona bya do rozstrzygania wszelkich spraw bez niczyjej pomocy. Rozmawiaa sama ze sob, toczc w mylach zaarte spory. Tewena-intrygantka przemawiaa spokojnie, patrzc w okno, wac racje. Tewena-owczyni przygód dochoia do gosu, miotajc si po komnatce. Niemal zawsze wygrywaa ta pierwsza, zimna kaprynica o wygitych w dó kcikach ust. Zimna, bo kaprysy Teweny nie byy zwykymi kaprysami. Pyny z wyrachowania.
Chmura powoli odsaniaa soce. Cienie roiy si od nowa. Tewena stana przy pulpicie i przeczytaa nagówki.
 Jego Godno Neza.Iwin w Semenie Synu!
Mona tak byo w nieskoczono. Napisaa szybko, bez namysu:
Natychmiast wracaj do domu, potrzebuj Ci. Wyjedam na jaki czas, raczej nie na dugo, ale musisz zaj si domem, a zwaszcza swoimi sio- strami. Tewena nie potrzebuje niczyjej opieki, ale Weyna gotowa wyj za m w cigu tych paru dni, gdy nie bie Ciebie ani mnie. Przyjedaj jak  najszybciej, nie mog czeka. Cauj Ci.
Neza.Tewena, Twoja matka
Odoya list i natychmiast wzia drug kart. Zastanawiaa si krótko. Napisaa:
 Jego Godno Delen w dobrach wasnych Drogi Przyjacielu! Przyjad wkrótce, musimy si rozmówi. Czy przemylae, co robisz?
Rbit jest kotem i nie musi niczego rzuca, bo nic nie ma. Wygldaj mnie lada tyie. Do zobaczenia.
N.Tewa
Wasnorcznie zwina i zapiecztowaa oba listy. Za oknem soce bawio si z chmurami w chowanego. Pani domu rozpocza kolejn
ze swych bezgonych sprzeczek. Po pewnym czasie okazao si, e — jak zwykle — o wiele wicej ma do powieenia nieruchomo stojca intrygantka. owczyni przygód czasem tylko, i krótko, spacerowaa po pokoju.
.   Porzucone królestwo  
 
 Jeszcze jedna czysta karta znalaza si na pulpicie. Tym razem list by dugi. W po- równaniu z dwoma poprzednimi — baro, baro dugi…
 Jej Dostojno Arma Pierwsza Namiestniczka Siego Trybunau Imperialnego w Lonie  Armo!  Jakkolwiek zabawne wydaj Ci si Twoje sny, nie artuj sobie z nich
wicej, bo pokazuj sam prawd. Trzymam wanie w rku list od Dele- na, pol go razem z moim. Przeczytaj i wyrzu, nie musz dodawa, e ani Delen, ani tym bariej Rbit, nie powinni si dowieie, i poznaa  jego tre. Cokolwiek zrobi nasi trzej wojownicy, a nawet to, czy przy- cz si do nich, nie ma wikszego znaczenia. Naprawd wane jest tylko to, co Ty postanowisz. Nie wyobraam sobie, by rzucia wszystko i wyruszya w góry. Nie mam pojcia, co mogaby tam znale. Chc wieie, czy po- zwolisz naszym przyjacioom awanturowa si po górach, czy zabronisz im tego. Nie poo gowy pod topór. Wiem, jak teraz wyglda Grombelard i nie mam adnych zue. Ale kocham tych piiesicioletnich chop- ców, poderwanych do czynu przez wyleniaego kocura. Pójd z nimi, bo moe w ten sposób uda mi si ustrzec ich przed najgorszym. Ale pójd tyl- ko wtedy, gdy otrzymam Twoje zapewnienie o yczliwej neutralnoci. Ani mi w gowie wika si w wojn z Namiestniczk Trybunau. Zaczynajc gr z takiej pozycji — bo jakiej? starej baby na koniu, z toporem? — nie je- stem dla Ciebie adn przeciwniczk. Wszystko, co stanowio o mojej sile, od dawna ju nie istnieje, nie mam w Grombelarie adnych znajomoci, szpiegów, donosicieli, zapomniaam ju, jak zbiera si poufne wieci, gdy Ty  przeciwnie, masz wicej, ni miaa kiedykolwiek dotd. Przemyl wszyst- ko dokadnie, ale piesz si. Lada tyie spotkam si z Delenem, a potem z Rbitem, prawdopodobnie w Rollaynie. W kadym razie list skieruj tu- taj, do mojego domu, a zostanie mi niezwocznie odesany tam, gie bd. Nie musz chyba dodawa, e w Twoim posacu nikt nie moe odgadn kuriera Trybunau. To ju mój kopot, jak odbior Twoje pisma, eby nikt o nich nie wieia. Glorm i Delen to zreszt adne zmartwienie, ale Rbita cigle si boj i moe nie bie od rzeczy, eby i Ty sobie przypomniaa, e trzeba si go ba. Niczego nie lekcewa, a ju zwaszcza nie lekcewa Rbi- ta, koniec koców to nie Glorm rzi Grombelardem, tak tylko mu si zdawao. Wspominam o tym nie dlatego, e s, i zgupiaa. Boj si po prostu, jak wpyna na Twoj ostro wienia pozycja namiestniczki, która od lat nie ma w Cikich Górach adnego godnego uwagi przeciwnika.
 Jest co jeszcze, czego nie przeczytasz z listu Delena. Rozmawiajc z jego posacem, dowieiaam si (oczywicie zupenie przypadkiem) kilku cie- kawych rzeczy. To drobiazgi, na opisywanie których szkoda czasu, ale moe znalazabym go troch… Jednak najpierw musz wieie, jaka jest Twoja decyzja. Co zamierzasz, Armo? Napisz mi. Pozdrawiam.
N.Tewa
.
Iwin przyjecha tak szybko, jak byo to moliwe, ale nie tak prdko, jak yczya sobie jego matka.
Dwuiestodwuletni, postawny mody mczyzna by jedynym czowiekiem na wie- cie, któremu jej godno Tewena ufaa bez zastrzee. Podobnie jak modsza z dwóch sióstr, oieiczy po matce zarówno rozliczne talenty, jak i rysy twarzy — tylko w- skie usta otrzyma po ojcu, obieywiacie, który bawi teraz nie wiadomo gie (moe ju
.   Porzucone królestwo  
 
dawno nie y?). Tewena, od dwóch dni wygldajca przybycia syna, nie robia mu ad- nych wymówek; okazao si zaraz, e susznie, albowiem jej posaniec nie zasta modego pana w Semenie i zmitry sporo czasu, szukajc go tu i tam. Iwin doglda interesów  w stolicy okrgu, posuszny za starej zasaie, i „paskie oko konia tuczy”, skorzysta z okazji, by odwiei dwie nalece do matki wioski. Otrzymawszy wreszcie list, co ry- chlej przyby razem z posacem, nie zagldajc ju nawet do miasta — z ca pewnoci wic nie zasuy sobie na wyrzuty.
Iwin przywita si z siostrami, odwiey po podróy i dopiero wtedy stan — a wa- ciwie zasiad — przed obliczem roicielki, która poprosia go o towarzystwo przy po- siku. Pani domu zwyka jada sama; jeli zapraszaa kogo do stou, to najczciej po to, by — odwrotnie, ni byo przyjte w Dartanie — poruszy jakie wane sprawy. Jec, mody pan zapozna si z listem od jego godnoci Delena (którego jeszcze w Grombelar- ie zwyk nazywa wujkiem) i dowieia si, co byo w listach wysanych przez matk w odpowiei. Potem zamyli si. Ju nie jad.
Tewena nie przeszkaaa mu. — To jakie szalestwo — rzek wreszcie. — Chcesz wzi w tym uia? — Nie chc. — Ciotka Arma… — Iwin urwa i umiechn si; iecicy nawyk zakorzeniony by
mocniej, ni si. — Jej dostojno Arma wysmaga im sieenia rózgami. Jeli tylko uzna, e to dobry pomys.
— Cakiem moliwe, e uzna. — Ale zdaje mi si… nie wiem, byem jeszcze ieckiem albo prawie ieckiem… ale
zdaje mi si, e pani Arma… — urwa, szukajc odpowiednich sów. — Zdaje ci si, e Arma miaa chtk na Glorma. — No… wanie. Inaczej to chciaem wyrazi. — Miaa. Dawno temu. Ale on nigdy nie mia chtki na ni, to po pierwsze —
wyjania, odgryzajc may kawaek pieczystego. — A po drugie i waniejsze, wadcy Gór uciekli z Grombelardu, chocia zawsze bya temu przeciwna i nie wrócili nawet wtedy, gdy ich o to prosia. Kraj, który kochaa, zawali si w gruzy. Stracia pod tymi gruzami brata. Zostao tylko tyle, ile zdoaa ocali bez niczyjej pomocy. A teraz, po latach, ci wierni towarzysze i wypróbowani przyjaciele powiadaj: wracamy, chcemy oyska nasze królestwo. Tym królestwem rzi teraz ona.
Odchyli si na oparcie krzesa i znów myla, marszczc czoo i brwi. — Ksina Przedstawicielka Cesarza nigdy nie ukrywaa, e siei w Grombelarie,
bo musi — kontynuowaa Tewena. — A ju odkd stao si jasne, e stary cesarz lada miesic abdykuje na jej rzecz, w ogóle zaniedbaa sprawy prowincji. Jedyn osob, któ- rej naprawd zaley na Grombelarie, jest namiestniczka Trybunau w Lonie. Czyli w miecie na kocu wiata, do którego mona dosta si waciwie tylko drog morsk, bo z drugiej strony szlak wieie przez cae Cikie Góry. Peen wyrzutków mietnik, nie kontrolowany przez nikogo.
— Moe wic nie byoby takie ze, gdyby kto zacz go kontrolowa? — Moe. Nie podejm decyzji za Arm. — Ale Kragdob i Kobal… Moe to tylko moje naiwne wyobraenia o bohaterach,
zroone jeszcze w iecistwie, ale jednak… chyba ich nie mona lekceway? — Lekceway? Niemdry. Wtpi, eby potrafili wskrzesi przeszo, niemniej
gdyby nie byo Army, mogliby narobi w Grombelarie do huku, eby zawaliy si cae Cikie Góry. Ale Arma to nie byle kto. Zna ich obu na wylot i ma w rku wszyst- ko, czego im brakuje.
— Czego waciwie chcesz szuka w Cikich Górach? Nie pogniewaj si, Tewo — dorosy syn, zgodnie z armektaskim obyczajem, zwraca si do matki po imieniu — ale… czy nie jeste ju za stara na takie fanaberie?
Umiechna si. — Byam za stara ju iesi lat temu. Chciaam wyjecha z Grombelardu jeszcze
zanim Glormowi przyszed taki pomys do gowy. Ile mona knu i wszy w takim Badorze albo innym grombelarkim miecie?
— O? Nie lubisz knu i wszy, Teweno?
.   Porzucone królestwo  
 
— Ironia? Niezasuona. Mog robi jeszcze wicej, zreszt wiesz, e robi. Ale mo- g tutaj, w Dartanie, albo w Armekcie. Dlatego rozumiem Arm, która zawsze bya i sprytniejsza, i mdrzejsza… i w ogóle lepsza ode mnie. adniejsza, co sprawiao, e moga wykrada róne sekrety nie tylko za pomoc zota. Ale ju, niewane. W kadym razie rozumiem Arm, która zdobya i chce utrzyma jedyne stanowisko w Szererze, mo- gce da jej pen satysfakcj. Stanowisko na miar jej zalet, i to w kraju, który zawsze kochaa.
— Twój syn jest baro zadowolony, e nie wykradaa adnych sekretów w taki sposób, jak pani Arma… Ale ju, niewane — powtórzy sowo w sowo za matk. — Powiesz mi wreszcie, dlaczego chcesz tam jecha?
— Nie chc, ju mówiam. — Ale jeiesz. — Tak, bo to s moi przyjaciele. Bo mieszkam w domu, który mogam kupi tylko
iki temu, e zwizaam si z nimi kiedy. Bo rziam Grombelardem razem z nimi, dawaam im wie, iki której zyskiwali posuszestwo wszystkich mieszkaców tego kraju. Bo byam w Grombelarie kim, a teraz jestem nikim. Tajn wywiadowczyni armektaskiego Trybunau w Dartanie. Marnym, patnym szpiclem w subie dalekiego monarchy.
— Nie siem, e a tak ci to boli. — Nie bolao. Zabolao teraz. Kto powieia mi: „Chod z nami, jeste nam po-
trzebna, bez ciebie bie ciko, a moe nie uda si wcale”. Z Kirlanu nigdy niczego podobnego nie syszaam i nie usysz. Kirlan przysya mi tylko par niepotrzebnych sztuk zota za wieci, bez których Trybuna na pewno mógby si oby.
Skrzywi sinieznacznie, ale pokiwa gow. Dobrze zna swojmatk. Niepowieiaa nic, co mogoby go zaskoczy.
— Mog zrozumie powody. Ale cigle nie wiem, co waciwie zamierzasz? Jeli Arma nie wypowie wojny, no, to jeszcze pó biedy. Wesprzesz starych przyjació, uda si wam albo nie. Ale jeli wypowie? Biesz walczy z namiestniczk Arm? Kim, kto ma lui, wa, cay czas siei w Grombelarie, a przede wszystkim, jak sama mówisz, znaciebie, Glorma i Rbita na wylot? Nie wi adnych szans.
— Nie wiem, co zrobi. Jeli Arma powie „nie”, moe zrezygnuj, moe zdoam na- mówi Glorma, eby zrezygnowa. Moe zrezygnuje Delen. Rbit nie wróci w Góry sam, bo gdyby mia to zrobi, zrobiby ju dawno. A moe zawr tajny sojusz z Arm i spi- trzymy im na droe takie trudnoci, e uznaj si za pokonanych… jeszcze zanim Arma zmuszona im bie zrobi krzywd? Nie wiem, Iwinie, co zrobi. Wiem tylko, e wol- no mi zaj si swoimi sprawami, bo mam syna, któremu mog powierzy piecz nad roin i domem, a wic tym, co najwaniejsze.
— Najwaniejsi s twoi przyjaciele, jak wi. No wanie, mniejsza o mnie, ale masz  jeszcze dwie córki, o ile dobrze pamitam?
— Nie poo gowy za Glorma, jeli o to pytasz. Gdy gra pójie o tak stawk, wycofam si. Mam dla kogo y. I w gruncie rzeczy mam pomys na ycie. Przecie nawet, jeli ich zamiary si powiod, to ja z nimi w Grombelarie nie zostan.
— Wycofasz si z gry tylko wtedy, jeli biesz moga. Wiesz lepiej ni ktokolwiek  inny, jakie to moe by trudne.
Umiechna si znad pucharka. — No, w tym cay urok tej przygody… Zaufaj mi. — A co robi? Jestem tutaj. Ufam. Pokrci gow. — Wieczna awanturnica — dorzuci z ciep przygan. — Przyjaciele przyjaciómi,
*
Przed laty, w Badorze, jej godno N.Tewena kierowaa kancelari rady miejskiej, co dawao jej dostp do wielu rónych spraw. Nie nosia wtedy kosztownych sukni, ra- czej skromne szaty, odpowiednie do piastowanego stanowiska. Teraz, przymierzajc kilka
.   Porzucone królestwo  
 
strojów podrónych, wiiaa wyranie, e jej nader wta uroda tylko na tym zyskuje. Ciasny kok, przeszyty drewnian szpilk, albo wysoko upity warkocz, lepiej pasoway  do twarzy ni ciemnobrzowa fala wosów, odgroona od czoa delikatnym diademem. Brzydka kobieta w prostym stroju wygldaa o wiele lepiej ni brzydka kobieta w stroju piknym. Przynajmniej taka kobieta jak ona.
Przyboczna niewolnica i krzepki pachoek czekali na majdanie, przytrzymujc za uzdy  cztery konie. Wszystko byo gotowe do drogi… tylko pani domu wci sieiaa w swoich pokojach, roztrzsajc najmniej wan ze wszystkich spraw na wiecie, a mianowicie t,  jaki strój woy do podróy: wygodn suknio obszernej spódnicy czy raczej mski ubiór do konnej jazdy?
Wybraa sukni, tak jakbyo ustalone wczeniej. W Dartanie kobieta jadcaw mskim siodle, i do tego w mskim stroju, zbytnio zwracaa uwag. Kobiecym siodem Tewena w duchu pogaraa… ale postanowia na razie go uywa.
W ostatnim z przechodnich pokoi mody gospodarz czeka na sw matk, zabawiajc rozmow siostry. Maa Tewena nie wygldaa na szczególnie zatroskan, za to pitnasto- letnia Weyna bya miertelnie obraona. Dorastajca panna, odwrotnie ni jej roe- stwo, w ogóle nie bya podobna do matki, ani z rysów twarzy, ani pod adnym innym wzgldem. rednio adna — cho na tle matki i siostry prawie pikna — oieiczya po ojcu zawadiacki umiech, raczej prdki ni obrotny jzyk, zamiowanie do hulanek  (powcigane przez surow roicielk) i lekkomylno graniczc wrcz z gupot… Wiecznie skócona ze wszystkimi, bya jednoczenie tak baro od nich zalena, e nie moga wyobrazi sobie domu bez matki. Tewena wyjedaa czasem na dwa lub trzy dni, ale teraz miao jej nie by co najmniej przez kilka tygodni. Weyna obrazia si na wszyst- kich, usyszawszy pierwsz wzmiank o tym. Plotka staa si faktem — i ycie przestao mie sens. Kilka tygodni pod opiek i rozkazami gupiego starszego brata? Matka przy- najmniej rozumiaa niektóre jej kopoty i potrzeby, ale Iwin? By straszny, straszny jak… no, jak starszy brat.
Caa trójka wstaa na widok pani domu. — Piszcie do mnie o wszystkim, co uznacie za wane — powieiaa Tewena, troch
bariej szorstko, ni chciaa. — Znajd czas na przeczytanie wszystkich listów i na pewno odpisz. Tewo.
iewczynka podbiega do matki i mocno obja j w pasie. Tewena zoya pocaunek  na jej czole, przytulia i odsuna lekko.
— Weyno. Moda kobieta, zwykle wystrojona jak na bal, tego ranka miaa na sobie nocn ko-
szul, uznaa bowiem, e mier moe j zabra w jakimkolwiek stroju. Nic ju nie miao znaczenia. Z ociganiem zbliya si do matki, ostentacyjnie wyda usta… i rozpakaa si, gdy tylko poczua ciep do na policzku. Poegnanie trwao duej. iesiciolatka, za plecami starszej siostry, popatrzya na brata, który take zerkn z ukosa. Spoglda-  jca nad gow obejmujcej j córki Tewena dostrzega t rozmow spojrze i pomimo wzruszenia z trudem zapanowaa nad umiechem.
— Iwinie, zaopiekuj si siostr — powieiaa, delikatnie uwalniajc si z ramion pitnastolatki.
Mody czowiek podszed i opiekuczo obj iewczyn. Ale zaraz przyklkn, ca- ujc matk w wycignit do.
— Mój mczyzna — rzeka z nieskrywan dum. — Wróc szybciej, ni si spo- iewacie, a przynajmniej mam tak naiej… Iwinie, zechcesz mi pomóc w dosiadaniu konia.
ielnie panujc nad sob, nie obejrzaa si ju na córki. Prowaona przez syna, wysza na ieiniec przed domem i zostaa lekko posaona w siodle. Zamiaa si, czujc si modych mskich ramion. Ale zaraz potem przez krótk, baro krótk chwil miaa w sercu co w roaju kbka zimnej ciemnoci, bo przyszo, cho nie wydawaa si grona, bya jednak nieodgadniona. Jej godno Tewena, przed laty wywiadowczyni króla rozbójników, dobrze wieiaa, jak kruche jest lukie ycie. Mogo przecie zdarzy si i tak, e po raz ostatni patrzya na swój dom i swojeieci. Nikt, kto wyrusza w podró, nigdy nie moe mie pewnoci, e wróci.
.   Porzucone królestwo  
 
W oczach syna dostrzega blady cie owej zimnej, skrytej w sercu ciemnoci. Oboje myleli o tym samym.
Pokrcia lekko gow i umiechna si. Odpowieia podobnie. — Ufam ci — rzek, i to byo ostatnie, co usyszaa od niego. Wieiaa, co mia na myli. Droga wioda ku Semenie, a potem dalej, do okrgu Seneletty. Zakoczona przed
rokiem wojna nie dotara do rodkowego Dartanu, ale ju w Miejskim Okrgu Sene- letty stoczono kilka wikszych i mniejszych bitew. Jednak od jakiego czasu kraj by zupenie bezpieczny; moda królowa zaprowaia w swym watwie rzdy silnej rki. Przyboczna niewolnica i uzbrojony pachoek to teraz bya eskorta a nadto wystarczajca na drogach, po których jeszcze niedawno zbrojne bandy przepay tumy powizanych, uprowaonych z wiosek chopów, z zamiarem sprzedania ich w pierwszej z brzegu nie- wolniczej hodowli. Teraz, zamiast zbirów i zbiegych z szeregu odaków, spotykao si na gocicach dobrze uzbrojone patrole Królewskiej Stray Krajowej. Podróny wyru- szajcy w podró z wikszym bagaem, jeli nie mia wasnego pocztu, móg nawet, za umiarkowan opat, poprosi w najbliszym miecie obwodowym o asyst dwóch albo trzech onierzy. Dartan szybko zapomina o krwawej wojnie, w której pokona Wieczne Cesarstwo.
Lecz Tewena nie miaa zue. Szerer by zbyt may dla dwóch mocarstw i dwóch ambitnych wadczy. Stary cesarz zakoczy wojn i doprowai do zawarcia pokoju na nieupokarzajcych warunkach, ale nie mogo to przysoni faktu, e przekazywa swej  jedynej córce zaledwie strzpy potnego niegdy imperium. Traktat pokojowy nie sa- tysfakcjonowa zreszt adnej ze stron. Moda dartaska królowa na pewno mierzya wy- ej ni rzenie po zwyciskiej wojnie zwasalizowanym, cho formalnie niepodlegym, królestwem; lecz i majca wkrótce zasi na tronie cesarzówna Werena z ca pewnoci snua plany odbudowy wietnoci imperium, zwanego Wiecznym Cesarstwem. W takich oto czasach Grombelard, najiksza z krain Szereru, mia doczeka si powrotu swego dawnego wadcy, którego skryte w mroku bezprawia królestwo byo kiedy prawiw potg…  Jadc, Tewena z wielk przyjemnoci rozgldaa si po okolicy. Zoty Dartan. Wszystko tutaj nazywano „zotym”. Bya Zota Rollayna, byy Zote
Wzgórza… Ale to dlatego, e najbogatsza kraina Szereru stale mienia si zotymi kolora- mi. Zamono i przepych, tak, ale skpane w ótych promieniach dartaskiego soca, obwieione ótymi plaami nadmorskimi… óte zboa, kiepskie, ale pikne piaszczy- ste drogi, jesieni za zote licie klonów, spryskane królewsk czerwieni. Najuroiwszy  kraj, jaki mona sobie wyobrazi.
By ranek, soce dopiero rozpoczo sw wspinaczk po niebie, upa nie doskwiera, przeciwnie — lekki wiatr wywoywa dreszczyk. W wyszych trawach zalegaa jeszcze rosa. Tewena poczua naraz, e yje. Ju zdya zatskni za swymi iemi i domem, lecz zarazem czua si wolna, jak jeszcze nigdy dotd. W Grombelarie, kiedy, su- ya komu i jakiej sprawie, nie byo tam miejsca na wolno. Potem urzaa swoje ycie w Armekcie, a nastpnie w Dartanie — przewidywalne, spokojne, gadko toczce si ycie. I oto nagle jechaa na spotkanie ze starym przyjacielem, z którym przez ostat- nich kilka lat wymienia trzy czy cztery listy… Poczua, e chce zobaczy t kpiarsk, wiecznie umiechnit gb zawadiaki, e chce usi i snu plany najbariej szalonych przedsiwzi. Bya wolna, moga… cokolwiek.
Pen piersi zaczerpna tchu. — Pokusujmy — rzeka, zwracajc si do przybocznej. Prowacy juczne zwierz pachoek mocniej chwyciwoe i gdy prowace kobiety 
.
Skrzeczce mewy obsiady cay port. Byy wszie: migay nad falami, lniy biel na dachach domów i straganów, gubiy pióra poród pak, worków i beczek zoonych na
.   Porzucone królestwo  
 
nabrzeu. Ridareta, cho przyzwyczajona do plagi morskiego ptactwa — bo przecie za- równo w agarskiej Aheli, jak i wszystkich innych wyspiarskich portach nie brakowao mew — zostaa oguszona niebywaym zgiekiem. Tutaj zleciao si ich iesi razy wi- cej, a poza tym byy troch inne: wiksze, niemal zupenie biae, bez szarych dodatków, a tylko z niewielkimi czarnymi plamami na ogonach i kocach skrzyde. Mniej pochliwe, krzyczay o wiele goniej ni mewy, które znaa.  Jednorki olbrzym i jednooka pikno zeszli na ld w miecie, które na pierwszy 
rzut oka niczym nie rónio si od innych miast portowych. Nawet jzyk, którym posu- giwali si mieszkacy Londu, mia znajome brzmienie, bo grombelarki spokrewniony  by, w iwny sposób, z garyjskim; skdind wielu historyków uwaao, i Grombelard- czycy i Garyjczycy wywo si od wspólnych przodków, a mianowicie od mitycznych Shergardów, których plemiona opuciy kiedy Grombelard.
Pikny ywy Rubin, towarzyszcy starcowi, nie kry zawodu, gdy wyszo na jaw, e legendarny Lond na kocu wiata nie wyrónia si niczym szczególnym. Obraona ksi- niczka z miejsca daa si Tamenathowi we znaki i ysy wielkolud, chcc nie chcc, przyzna w duchu racj roztropnemu synowi. Zapanowanie nad Ridaret to bya jedna sprawa, wy- trzymanie w jej towarzystwie — druga.
— A czego oczekiwaa? — zapyta, gdy przeierali si przez tumy w wskich ulicz- kach, biegncych od portowego nabrzea. — W pogodnyie wida std pónocne stoki Cikich Gór, ot i wszystko. Port to port. Koty! — przypomnia sobie nagle i ucieszy si. — Peno tutaj kotów, i to nie byle jakich. Przewanie wielkie gadba.
Z nagym oywieniem rozejrzaa si dokoa, jakby oczekiwaa, e z zauka wypadnie zwarta kocia falanga.
— Gie s? — W porcie trudno je spotka, wicej w samym miecie, a zwaszcza na poudniowym
przedmieciu. Jeszcze si napatrzysz, bd spokojna. — Jak wygldaj? Wiiaam tylko rysunki. I tatua — przypomniaa sobie prymi-
tywne marynarskie nacicia, podbarwione sino, na ramieniu jakiego majtka. Tamenath zacz opowiada o kotach. I ziwi si, jak trudne byo to zadanie: opo-
wieie o rozumnej rasie komu, kto nigdy nie wiia jej przedstawiciela. Przede wszystkim gwar i rozgardiasz panujce w portowej ielnicy nie sprzyjay po-
gawdkom. Szybko zreszt okazao si, e pierwsze wraenie byo mylne — Lond wcale nie przypomina znanych Ridarecie miast Morskiej Prowincji i iewczyna zacza cho- n nowe wraenia, o kotach za suchaa jednym uchem. Nabrzea, cumujce aglowce i sam port wyglday tak samo, bo jak niby miay wyglda? — ale ju domy tylko z da- leka przypominay budynki garyjskie.
Najbariej zdumiao agarsk pikno zachowanie mieszkaców miasta. Garra i Wy- spy, przygniecione do ziemi kolanem Wiecznego Cesarstwa, ujarzmione, byy bez maa spokojne i ciche — przynajmniej miy jednym powstaniem a drugim. Imperialni le- gionici mieli tam uprawnienia, o jakich grombelarcy onierze mogli tylko marzy.  Jaki handlarz szarpa Tamenatha za rkaw, cignc do swojego straganu; wielki starzec przegna go si. Jaka baba próbowaa zawlec dokd Ridaret, gdy inna w tym czasie wtykaa jej do rki grzebienie i tandetne ozdóbki. Gdyby w jakimkolwiek miecie Mor- skiej Prowincji pojawi si tak bezczelny i haaliwy przekupie, legionici rozbiliby mu pysk, zanim zdyby wrzasn po raz drugi. Tutaj patrol onierzy w zielonych tunikach obojtnie przeba si przez tum. Wojacy z rzadka tylko, niemal dobrotliwie, wymie- rzali karcce razy drzewcami krótkich, baro masywnych oszczepów — byy to raczej paki, za pomoc których odiaek torowa sobie drog, ni or przeznaczony do walki. Handlowano wszystkim, zarówno ze straganów, jak i przenonych koszów: smaony- mi rybami, owocami, drobiazgami coiennego uytku, wod, plackami pieczonymi na gorcej blasze, szmatami, skórami i rzemieniami, zarewiaym elastwem zachwalanym  jako niezawodna bro, rybami, rybami i rybami. Ridareta, próbujca pozby si ebra- ka uczepionego jej buta, z coraz wikszym zdumieniem spogldaa na niewzruszonego towarzysza. Starzec z niezmienn cierpliwoci pomaga jej opa si od proszalnych iadów, handlarzy, brudnej ieciarni i wszelkiego roaju nagabywaczy. Raz tylko spoj- rza gniewnie i karcco — ale na ni, nie na natrta bynajmniej. Chciaa rzuci mieiaka, dla witego spokoju.
.   Porzucone królestwo  
 
— Ani si wa! — rzek surowo. — Ju si nie odczepi, a mao tego, nie spuszcz nas z oczu i okradn przy pierwszej sposobnoci. Kup ryb, ten handlarz pracuje. A temu leniowi daj w zby, to tutaj najlepsza jamuna.
Nie czekajc, a go posucha, sam cisn ebraka wielk doni za brudny ryj i ode- pchn.
Skoowana i oszoomiona, skrya si za szerokimi plecami opiekuna. Górujcy nad tumem Tamenath par do przodu, bez ceremonii, ale za to z wielkim spokojem co i rusz plaszczc otwart rk czyje ciemi. W ten sposób otwiera drog.
Niezwyka para zwracaa na siebie uwag. Wzrost, wiek, a na koniec widoczna krzepa kalekiego starca, który bez wysiku dwiga, przewieszony na pasie przez pier, podróny  wór wielkoci szalupy, przycigay spojrzenia. Równie zdumiewajca bya uroda towarzy- szcej mu iewczyny, niebywale bujna, a zarazem mroczna, podkrelona czerni niesa- mowitej opaski na oku. Znów próbujc, przez rami, opowieie modej towarzyszce o kotach, Tamenath jednoczenie poczyni szereg obserwacji i z kad chwil umacnia si w przekonaniu, e powinien natychmiast zawróci, wsi z powrotem na statek i po- eglowa na Agary, tam za jeszcze raz pomówi z mdrym synem i wzi sobie do serca kilka jego uwag. Baro nie chcia sta si osob popularn, a tymczasem byo jasne jak  soce, e ktokolwiek ich zobaczy, nie zapomni ju nigdy i pozna choby po iesiciu latach, w odlegej o sto mil krainie. Staruch, choby wielki, to jednak tylko staruch, lecz gdy szo o Ridaret, nie byo w tumie mczyzny, który nie miaby ochoty capn j za tyek, ani takiej baby, która by si nie wcieka na jej widok. A ju idc razem, wzbuali po prostu niebywa sensacj. Nawet w portowym miecie, gie luie wiieli niejedno i naprawd niewiele ich iwio, byli osobliwoci.
Zostawili wreszcie za sob nabrzea i zanurzyli si w krtych uliczkach ielnicy por- towej. Tu take peno byo kramów, przekupniów i ieciarni, ale panowa nieco mniejszy  cisk, na straganach leay lepsze i przyzwoitsze towary — za to panowa smród nie do wytrzymania. wiea morska bryza, askawa w samym porcie, ugrzza w botnistych za- ukach, gie pod nogami taplao si wszystko: gnce resztki, zdeche szczury, oci i ko- ci, jakie bryy nie wiadomo czego… a czasem nawet gorzej, bo wanie wiadomo. Przy  cianach domów yskay zielonkawe jeziorka skisych pomyj. Nad wszystkim królowa zapach ryb, wonych, smaonych, gotowanych i zdechych. Dosownie co kilkanacie kroków skrzypia na acuchach szyld obery, niemal przed kad wystawiono stó, chy- ba jednak nie dla amatorów jada i napitku. Przy owych stoach pod cianami gospód, na dugich awach, zasiaday bd wrcz wylegiway si prostytutki, iwki, ladaczni- ce i kurwy — uycie wielu okrele byo tu uzasadnione, albo nawet konieczne. Obok  cakiem adnych i niestarych iewczyn (a niestarych oznaczao czasem lat mniej wicej iesi) ujrze mona byo potwory z morskich gbin lub moe górskich jaski, starsze bez dwóch zda od Tamenatha, troch bariej ode kudate, ale za to doskonale bez- zbne. I znów: cho portowe piknoci nie byy dla ksiniczki Ridarety niczym nowym, zaskoczya j i… no tak, bez maa zgorszya… ostentacja, z jak zachwalay swe wiki. Podbita przez Wieczne Cesarstwo Garra miaa jednak swoje tradycje i wasne obycza-  je, róne od kontynentalnych, a szczególnie od armektaskich. Kupczenie ciaem, cho z koniecznoci tolerowane, byo w oczach Garyjczyków czym niezmiernie plugawym i godnym najwyszej pogardy. Ladacznice choway si po ktach i nigdy nie pozwalay  sobie na bezczelno. Tutaj rozpieray si na awach pod cianami, podkasane albo i pó- nagie, chichotay, potrzsay trzymanymi w garciach cyckami i nawoyway mczyzn, gono zachwalajc swe zalety i umiejtnoci. Bywao, e do przechodnia podbiega kil- kuletni szczeniak i cignc go za rkaw, opowiada o zadku i mokrych udach siostry albo mamy. Czerwona na policzkach Ridareta, nie bdca w adnym razie cnotliwym niewi- nitkiem, w cigu paru chwil zaledwie posiada, jak jej si zdawao, now wie o tym wszystkim, co mog oraz czym mog mczyzna i kobieta, a bya to wiea przekracza-  jca najzuchwalsze jej wyobraenia. Tamenath zauway ten rumieniec i zrozumiawszy, skd si bierze, przewróci oczami. Ale przecie luie tak wanie odnosili si do wiata. Kamstwo byo gorszce tylko w czyich ustach; we wasnych — uzasadnione. O swoich iwactwach mówio si „moja sprawa”, o cuych za „gupota”. da spaty dugu —
.   Porzucone królestwo  
 
baro dobrze; spaci wasne dugi — no, przecie nie mam czym. Pikna Ridi — istne eglarskie pókurwi — czerwienia si, patrzc na iwki.
— I tak… tak wyglda cay Grombelard? Tamenath, który odbieg ju gie mylami, przez moment zwleka z odpowiei. — Co? A nie, Grombelard nie… Raczej Armekt. Ale tylko gieniegie, w iel-
nicach ny no i portach — wyjani z roztargnieniem, a po chwili dorzuci: — Lond to miasto na wskro armektaskie, ley na grombelarkim pówyspie i to wszystko.
— Ale jest stolic Grombelardu? — Z koniecznoci i przecie od niedawna. Górskie miasta to teraz zbójeckie jaskinie,
a z Londu do Armektu atwo mona si przedosta drog morsk. atwiej ni z Londu w Cikie Góry.
Znowu si zamyli. — Dokd iiemy? — zapytaa. — Znale jakie mieszkanie. Ale nie tutaj. Przy rynku gównym i w ogóle w gbi
miasta na pewno jest kilka przyzwoitych zajazdów, odpowiednio drogich, eby nie bywaa tam hoota.
Poszli dalej. Zgodnie z przewidywaniami Tamenatha odszukali sporo niezych gospód — jednak 
noclegu nie dostali. Grombelarko-armektaski port na kocu wiata od pewnego cza- su by jednym z najbariej zatoczonych miejsc Szereru. Zaszkoiy mu dwie rzeczy: rozpad Grombelardu i podniesienie do rangi stolicy prowincji. Niedue miasto niemal pkao od nadmiaru ludnoci, której liczba podwoia si od chwili, gdy wyszo na jaw, e Grombelard wali si w gruzy. Daleko nie wszyscy rzemielnicy, oberyci i handlarze z Gór uciekli do Armektu i Dartanu, wielu obrao za cel swego wygnania wanie Lond. Potem przyby jeszcze dwór wicekrólowej, onierze, urzdnicy, a wielu z roinami… Nowa stolica, a zarazem port przeadunkowy i najwiksze targowisko w tych stronach, podejmowao ponadto przybyszów ze wszystkich stron wiata. Stary olbrzym nie prze- wiia, e na samym pocztku swej grombelarkiej wyprawy bie musia sprosta najbariej bzdurnemu wyzwaniu: mia oto w towarzystwie wabicej wszystkie spojrze- nia piknotki nocowa… gie? No chyba w jakim zauku, miy ebrakami. Ale pr- ej w miejscowym wizieniu, bo z prawem imperialnym nie byo artów; wylegiwanie si na ulicach po zmierzchu wszie traktowano jako powane wykroczenie. Rozmaici bezdomni mieli swoje schowki i kryjówki. Tamenath mia tylko swój podróny worek.
Obraony i szczerze rozelony — bo cierpliwo nigdy nie bya jego mocn stron (doprawdy, szczególna cecha u matematyka…) — ysy staruch j zrzi. Ridareta nie- zbyt suchaa, bo ogldaa koty. Jej towarzysz nie min si z prawd, w miecie byo ich cakiem sporo. Zapytana, nie potrafiaby okreli swych uczu. Ujrze róne od lui, rozumne stworzenia, znane tylko z opowieci, to nie byo coienne przeycie. Zmagaa si z… niedowierzaniem. Wszyscy wokó traktowali koty najzupeniej normalnie, tak jak  traktuje si kadego przechodnia — cho, co prawda, nie kadego przechodnia przepusz- czano miy nogami… Ale dla niej byo to niezwyke. Kosmate, niedue stworzenia (to miay by te olbrzymie grombelarkie gadba?…) kojarzyy si raczej z niewielkimi psami nili brami w rozumie. Nie nosiy oienia, chyba nie uyway adnych przedmiotów, czasem tylko dostrzegaa co w roaju paskich sakiewek, przywizanych do boku lub brzucha. Dostrzega te drobne udogodnienia, których nie byo w znanych jej miastach, na przykad niewielkie, luno zawieszone na zawiasach klapy, umieszczone w dolnej cz- ci wielu drzwi, zwaszcza tych prowacych do sklepików i gospód. Rozbawio j to przemylne rozwizanie. Podniecona i wci niedowierzajca, nagabywaa Tamenatha, ale ten znowu wda si w narzekania.
I w kocu zarazi j swoim zym humorem. — O co choi? — zapytaa zimno. — Nie mamy noclegu, czy tak? Moe mogabym
co dorai, ale na razie nawet nie wiem, po co tu wyldowalimy. Dowiem si czy nie? Co z t Szerni?
Wielkolud przesta narzeka. — Kiedy chciaem ci powieie, maruia, e nudno. Mam ci opowiada teraz,
tutaj, na ulicy?
 
— No. Przynajmniej bie krótko. Jeste starym gadu i jak si rozsiiesz, a jesz- cze pocigniesz z kubka, to zaczynasz prawi, e a si rzyga chce.
Obruszy si, ale nic nie rzek, bo — uczciwie biorc — miaa racj. Pokazana rodku rynku podwyszenie dla miejskiego herolda, puste teraz, bo obwoywacz wyrykiwa swe wieci tylko trzy razy iennie. Przysiedli na drewnianym stopniu. Starzec w zamyleniu gapi si na przechodniów, którzy odpacali mu zaciekawionymi spojrzeniami.
— No? — ponaglia. — Po co tu jestemy? To nie ma nic do rzeczy, a w kadym razie niewiele ma wspól-
nego z naszym noclegiem, a raczej brakiem perspektyw na nocleg… — Zaraz ci kopn, ojcz