189

Przyjaciel Wesołego Diabła

  • Upload
    henryk

  • View
    230

  • Download
    9

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Kornel Makuszyński - ksiązka dla dzieci i młozieży

Citation preview

PRZYJACIEL WESOEGO DIABA

Powie dla modziey. [Wpisz adres firmy][Wpisz numer telefonu][Wpisz numer faksu]Kornel Makuszyski2013PRZYJACIEL WESOEGO DIABA

ZawartoWstp3ROZDZIA PIERWSZY ktry wesoo si zaczyna, a smutno si koczy5ROZDZIA DRUGI - w ktrym ko Huragan przecign mier, a pan jego chce nakarmi niemowl cebul10ROZDZIA TRZECI - w ktrym Huragan egna wiat, a Janek zwalnia z pokuty paczcego ducha18ROZDZIA CZWARTY - w ktrym umary oczy mdrca, a studnia ludzkim przemawia gosem26ROZDZIA PITY - w ktrym odbywa si straszny targ, a kamienne olbrzymy woaj o lito dla czowieka34ROZDZIA SZSTY - w ktrym, wielu sw nie bdzie mona odczyta, bo wygldaj jak zy42ROZDZIA SIDMY - w ktrym musimy si umiechn, bo zbyt wiele byo z nami smutku50ROZDZIA SMY - w ktrym krokodyle rzewnie pacz, a diabli zgrzytaj zbami58ROZDZIA DZIEWITY - w ktrym niedwied owi ryby, a mier owi dwch przyjaci67ROZDZIA DZIESITY - w ktrym szlachetny ratuje szlachetnego, a Piszczaka, we waciwe nie moe utrafi porzekado77ROZDZIA JEDENASTY - w ktrym sztuczni ludzie usiuj zbada wntrze piersi ywego czowieka87ROZDZIA DWUNASTY - w ktrym jest troch radoci i troch smutku a sztuczny rumak chce przepyn morze98ROZDZIA TRZYNASTY - w ktrym krwawy tygrys straszliwie ryczy, a nikt sobie z tego nic nie robi108ROZDZIA CZTERNASTY - w ktrym yk wody kosztuje dziesi plag, a zoto, co nie jest zotem, warte jest wicej, ni zoto117ROZDZIA PITNASTY - w ktrym nieszczsne serce wdruje przez gry, a szczliwa gowa schodzi w doliny129ROZDZIA SZESNASTY I OSTATNI - w ktrym tak dziwne dziej si sprawy, e soce dla wszystkich wschodzi na zachodzie140

WstpPrzedziwn histori, ktr w tej ksice opowiemy, syszaem od pewnego bardzo starego czowieka; jemu opowiedzia j jego ojciec, jego ojcu jego dziad, jego dziadowi jego pradziad, jego pradziadowi jego prapradziad, jego prapradziadowi jego praprapradziad, a temu praprapradziadowi. opowiedzia j nieznany czowiek, ktry mia wtedy sto siedemdziesit trzy lata i brod z dostojnej staroci tak potna, ze j przed nim nioso dwunastu pachokw, tak jak dwunastu paziw niesie ogon krlewskiego paszcza. Jasna tedy jest sprawa, e jest to historia sdziwa i gdyby cudownym opowieciom rosy z wiekiem srebrne brody, opowie, ktra mamy zamiar opowiedzie, dwigaaby brod rwnie wspania, jak w starzec. Tak si jednak dzieje na tym Boym wiecie, e to, co kiedykolwiek byo pikne, choby to byo przed picioma tysicami lat, pozostaje pikne na zawsze, a czas nie ma do tego przystpu; dlatego poezja, z piknych najpikniejsza, narodzona wtedy, kiedy Pan Bg wiat stworzy, nie starzeje si nigdy i kwitnie zawsze biaym, radosnym, wiosennym kwieciem. Wielkie zginy narody, w gruz legy miasta potne, wielkie pastwa przesypa szary popi niepamici, ale nie zgino to, co albo wyryte na kamieniu, albo zapisane w ksigach, albo w ywym sowie podawane byo z ust do ust i z serca do serca, opowieci o wszystkim, co byo u tych dawno umarych: wspaniae, bohaterskie, szlachetne lub pene wielkiego cierpienia. Pikno jest wieczne, pikno umiera nie moe. I po nas zostanie to tylko na wieczyste czasy, co duch piknego, obmyl nasza wspaniaego dokona.Dawne, sdziwe opowieci rozpowiadaj zazwyczaj o piknych sercach i wzniosych duszach, ktre wrd przygd nadzwyczajnych okazyway swoj sodycz lub potg. Wszystkim tym opowieciom i bajkom licznym naley wierzy caym sercem. Wszystkie bajki s prawdziwe i musiay si zdarzy kiedy, kiedy, kiedy wszyscy ludzie na wiecie byli jako dzieci. Ja wierz we wszystkie. S takie nadzwyczajne historie, ktre wasnymi ogldaem oczyma, chocia dziay si przed lat tysicem, s takie, o ktrych od innych syszaem i te w nie wierz gboko, ba s tak przedziwnie pikne, najpikniejsze na wiecie.Ta niebywaa historia, ktr opowiem w tej ksice, zdarzya si prawdziwie. wiadkowie jej dawno pomarli, lecz c z tego? Ludzie opowiadali j ludziom, ptaki ptakom, drzewa drzewom; sdziwa smutna noc opowiedziaa j modemu porankowi, a poranek, kiedy przey swj dzie, opowiedzia j cichemu wieczorowi; stary ksiyc, niebieski wczga, opowiada j niepoliczonej dzieciarni gwiazd, ktre dlatego mrugaj tak z wielkiego podziwu; wiatr opowiada j wodzie, a rzeki szemrzce morzu wielkiemu. Dlatego cay wiat peny jest bajki.Nie wiem, gdzie i kiedy stao si to wszystko; przed nami rozkwita soneczny dzie, lecz poza nami ley ocean mroku, niezmierny i mgami zasnuty; utony w nim dugie wieki, jake wic na tym ogromie znale te dnie, w ktrych si to wszystko dziao? Dziao si bardzo dawno. A gdzie? To wiem z pewnoci, e zaczo si gdzie na polskiej ziemi, bo serce tego chopca, ktry w tej opowieci najwolniejszy bierze udzia, jest przedziwnie polskie: mne i czyste, Poza tym niezmiernie go ukochaem. Niczego to wprawdzie nie dowodzi, a jednak jako tak mi si wydaje, e nie przylgnby mi tak do duszy, gdyby nie z mojej pochodzi ziemi. Pewny jestem przeto, ze to byo polskie chopi. Pamitacie, przyjaciele moi modzi, tych dwch oberwacw, Jacka i Placka, co ukradli ksiyc, o ktrych w poprzedniej mojej opowiedziaem ksice? Miaem do nich al za ich niecne postpki i dugiego potrzeba byo czasu, zanim si daem udobrucha. Wiele mi te mieszne nicponie napsuy krwi i wiele miaem z nimi utrapie, cho to te byli Polacy. Ten za chopak, ktry w tej ksice si ukae, bardzo mi przypad do serca. Czasem zakrcia mi si w oczach za. Tote o nic nikogo nie prosz, tylko o odrobin mioci dla niego. Czas ju jednak rozpocz jego niezwyk histori:

ROZDZIA PIERWSZY ktry wesoo si zaczyna, a smutno si koczy

Soce z krwawym alem na twarzy zachodzio tego dnia, na wiecie bowiem bya wiosna, pachnca i rozkwiecona. Zapada wieczr sodki, tak piknoci swoj rozrzewniony, e z oczw jego paday brylantowe zy rosy. Nad polami i wertepami, nad krt drog, wijc si jak burzliwy strumie to w t, to w ow stron, podniosy si cikie, biae mgy i snuy si leniwo, jak ogromna gromada biaych krw, ktre wiatr wypdzi na pastwisko, na trawy i burzany. Nad dalekimi grami, wrd ktrych rodz si wichry i gdzie si burzliwe lgn chmury, zasrebrzy si modziutki ksiyc, modzieniaszek liczny, nieco blady z lku, bo sam by na ogromnym niebie, z ktrego sczy si mrok. Wieczr uczyni si peny powiaty i widny, bo noc nie zdya jeszcze wypiwszystkiej dziennej jasnoci, co si rozpaczliwie chwytaa gazi drzew, jak srebrna,powiewna pajczyna. Ciepo byo i a duszno od zapachw niepoliczonych ziemi szczliwej, bujnej i bogatej. Woni dymio kade drzewo, a kady krzew nieystego gogu by jak kadzielnica. Pachniay wody woni leniw, rozmarzajc aby i pobudzajc je do tak potnych gosw radoci, e wiatr, muzykant przedziwny, wpada zniecierpliwiony w lasy oczeretw i poszy abie chry.Wrd tych gosw i wrd tych zapachw zda krt, ledwie wytyczon na pustkowiu drog, samotny podrny. By to czowiek srebrnego ju wieku, bo wosy mia srebrzyste, Przybrany w strj powany, w spowiae i wyrudziae aksamity, adnej nie mia przy sobie broni i od razu czyni pozr mdrca, tym bardziej, e twarz mia przedziwnie szlachetn, z wyrazem sodkiej dobroci; rdo jej byo w oczach radosnych, zarazem i bystrych, i patrzcych tak niewinnie, jak gdyby oczyma tymi patrzyo dziecko. Taki to by czowiek, na ktrego widok kady odkrywa gow, aby jego uczci i t szlachetno, co w caej jego bya postaci biednie przybranej, lecz godnej bisiorw i purpury. Jecha on na ogromnym koniu, tak dziwacznym, e na jego widok wszystkie konie wiata zdumiayby si zdumieniem wielkim, wac w bystrym koskim rozumie, czy mona by bez pomyki nazwa koniem to wielkie cielsko, pokryte skr niepewnej maci, jak gdyby wypowia, zakoczon z jednej strony olbrzymim bem, smutno opuszczonym ku ziemi, z drugiej bezwosym kikutem ogona. Ogon ten, ktrym smtny ten ko dawa od czasu do czasu znak, e si w nim jeszcze tua jaka resztka ycia, by jedyn, chocia cokolwiek zaniedban ozdob zacnego czworonoga, przez igraszk losu spokrewnionego z Bucefaem Aleksandra Macedoskiego. Stpa on z nadzwyczajn powag, dwigajc dobrotliwego mdrca i kilka pokanych tobow, sztywno stawiajc spracowane nogi, potnie u nasady kopyt kosmate. Pan jego patrzy jasnym spojrzeniem w zasnut cieniami daleko wieczoru, rumak za utkwi nieruchomy wzrok w ziemi, miertelnie obojtny na wszystko, co si dziao dookoa. Takie sprawia wraenie, e albo gboko o czym rozmyla, albo te, e on sam dawno ju zdech, a teraz drog stpa jego upir, wypowiay koski duch z wyysiaym od nadmiernych zmartwie ogonem.W pewnej chwili, kiedy si ku nim zbliy ciemny las - nie mona bowiem powiedzie, e ten melancholijny bachmat zdoa si zbliy ku lasowi - czowiek ze srebrnymi wosami i ze sodycz w twarzy podnis wzrok ku gwiazdom i rzek cichym, dobrotliwym gosem:- Pno ju, luby mj Huraganie, czy nie mgby si popieszy?

Wspaniaym, a tak burzliwie lotnym imieniem nazwany, rumak przyj t uwag bezdrgnienia, z niezmconym spokojem, jak gdyby nie chcia przerywa swoich tajemnych rozmyla. Umiechn: si tedy jego pan, przywyky wida do zwyczajw swojego czworonoga i rozpocz dusz przemow, usiujc z pomoc rozsdnych argumentw trafi do wielkiego koskiego rozumu, mieszajc w nie i takie sowa, ktre powinny poruszy i serce.

- Trzydzieci ju lat nosisz mnie, miy Huraganie, i przez trzydzieci lat niepojtym odznaczasz si uporem. Czy ci uczyniem co zego? Czy uderzya ci kiedy moja rka? Powiedz, zaprzecz, jeli moesz i jeli nie jeste niewdzicznikiem! A widzisz, e nie moesz Prosz ci, jak kogo dobrego, a ty wci swoje Wiem, e jeste zmczony, ale i ja te utrudziem si nadmiernie. Kiedy ty odpoczywae, ja rozprawiaem z mdrcami, co nie jest spraw lekk. Czym prdzej tedy chciabym by w domu, czego zapewne i ty pragniesz. Rosa pada coraz gstsza, a to nic dobrego na nasze stare koci. Popiesz si, dobry Huraganie! Ach, nareszcie! Widz, e si przygotowujesz do szybkiego biegu!

Rumak ani przez chwil jedn nie mia tak wspaniaego zamiaru, miertelnie sabym ruchem rzewnego ogona dajc zna jedynie, e nie jest czuy ani na pochlebstwa, ani na budzenie w nim ambicji.Dostojny jedziec spojrza z rozpacz w niebo, aby gwiazdy i rogaty ksiyc wezwa na wiadectwo, e wyczerpa anielsk cierpliwo; gronie zmarszczy czoo i. usiujc gos napeni gniewem, rzek:

- Widz, ze stworzenie, widz, niewdziczny koniu, e dobroci nie mona zajecha na tobie daleko. Mogem si tego po tobie spodziewa! Nie warto by dobrym. Ju mi dawno radzili dobrzy ludzie, abym ci sprzeda, albo wyprowadzi do ciemnego lasu i pozostawi wilkom na pastw. O, czemu tego nie uczyniem! Ale nigdy nie jest za pno Syszysz? Nigdy nie jest za pno! Ach, drysz z lku i trwogi!

Rumak, stpajc miarowo, z rozpaczliwym spokojem, nie poruszy nawet uchem.- Ach, tak - mwi gono jedziec - mylisz, e artuj? Mylisz si, zy Huraganie. Ju jutro rozstaniemy si na zawsze, a teraz Czy wiesz, co uczyni teraz? Zerw kolczast ga i bd ci smaga do krwi Moe zreszt nie do krwi, ale ci bd smaga, jeli natychmiast nie ruszysz cwaem Nie widz nigdzie cierniowej gazi, ale zwyczajna te wystarczy. Ho! ho! Nawet uderzenie rk te mocno boli, a ja mam potnie silne rce. Jeli wic nie umaro w tobie serce z przestrachu, ruszaj, a ywo!

Sdziwy Huragan tym razem machn imitacj ogona na znak, e wysucha przemowy swojego pana, ale nie ma wcale zamiaru zwracania jakiejkolwiek uwagi na straszliwe jego groby. Nieszczsny jedziec zmczy si wida wymylaniem tortur dla swojego rumaka, syna wiatru, wnuka nawanicy i pociotka burzy, rzek bowiem cicho:

- O, mdry ty jeste, cho zy i cho masz serce szatana. Wiesz, e nie ukrzywdzibym muchy, wic si zapewne miejesz ze mnie w piekielnej duszy. Odwr gow i spojrzyj mi w oczy! Wiem, e tego nie uczynisz, bo nie masz odwagi. A zreszt nie mw do mnie, bo ci nie odpowiem Le, le, jak mucha po smole Bdziesz potem stka kiedy ci nocny chd wlezie w koci, ale ja ci nie poauj- Och, jakie zimno wieje od gr!

Mwic to rozchyli paszcz i poy jego rzuci tak poza siebie, aby nimi okry grzbiet niewdzicznego bachmata, ktry czyn tak wspaniay z rwnie niezmconym przyj spokojem, przekonany zapewne, e gdyby luna ulewa, pan jego cakowicie paszcz z siebie zdejmie, aby przykry konia, ktremu straszliwymi grozi mkami. Zdali tak z upart powolnoci w stron, w ktrej si srebrzy rogaty ksiyc, ku jakim dalekim grom, ku jakiemu osiedlu. Wida, e podrny chcia tam dotrze przedtem, zanim noc zupenie owadnie ziemi, dlatego te na rozmaite sposoby pragn zachci do popiechu dziwacznego swojego konia, e si to jednak na nic nie zdao, bo szlachetne to zwierz doszedszy do bardzo sdziwego koskiego wieku z niewzruszonym spokojem wielkiego filozofa zdao omdlewajcym krokiem ku swojemu przeznaczeniu.Pan jego jednak coraz bystrzej wpatrywa si w gmatwanin, cieniw, w pezajce bezszelestnie wilgotne mroki i coraz czciej podnosi wzrok ku niebu, na ktrym kto, jak siewca wspaniay, sia zote gwiazdy jak i ziarno w skiby pierzastych chmur, przeoranych wiatrem. Nie byo lku w czystym sercu tego dostojnego czowieka; bystr jedynie ciekawo mia w spojrzeniu, kiedy nim goni wdrujce po powietrzu mige nietoperze lub cikie wielkie puchacze. Czasem jednak dreszcz przebiega po jego skrze, kiedy wysoko ponad gstwin chaszczw przelatywa ogromny cie, majcy ksztat ludzki; wtedy na krtk chwil rozlega si przejmujcy chichot i piekielny jaki miech, pomieszany z rozdzierajcym beczeniem, przypominajcym bek koza; rzadziej znw amanym lotem, to wznoszcym si ku grze, to opadajcym ku doowi, jak gdyby lecia ptak postrzelony, leciaa przez powietrze gowa ludzka, wyranie poncymi patrzca oczyma i wydajca w szybkim przelocie gos przenikliwy i przejmujcy, do szczekania podobny.- Diabowie i czarownice rozpoczynaj ju swoje harce!

- mwi do siebie szeptem jedziec i egna si znakiem krzya. Mimo woli uderza nogami konia po wydtym brzuchu, innego jednak nie wywoujc skutku ponad nieznaczne dudnienie, jak gdyby kto w pust i brzuchat uderza beczk; ani latajce czarcie gowy, ani czarownice, harcujce na wietrze, nie mogy tego miego zwierzaka wyprowadzi ze spokojnej rwnowagi. Rwnie mae wraenie czyniy na nim dziwne i niespodziane gosy, wytryskujce to tu, to wdzie z gstwiny albo niosce si przez cicho wieczoru, przez bezdroa, gwizdy, skomlenia, syki przecige i jadowite, pene gniewu warkoty, niecierpliwe bulgotania albo rozdzierajce jki jakby z obolaych ran krwawo si sczce. Siwy jedziec sucha ich bez zdumienia, jedynie drgnwszy czasem, kiedy si pustka napenia niespodzianie wielkim gosem, jak gdyby rozpaczliwej skargi, dobywajcej si chyba spod ziemi, ywej duszy bowiem nie mona byo dostrzec dokoa.

- Natura przedziwnymi rozmawia gosami

- mwi mdrzec sam do siebie wszystko yje i wszystko cierpi.

Zdaje si, e w tej chwili odmawia bezgonie modlitw za wszystkich cierpicych na ogromnym wiecie, bo spojrzenie, pene sodyczy, zwrci ku gwiazdom, a na ustach jego dray niewypowiedziane sowa. Ju oczu od gwiazd nie odwrci, lecz bdzi wrd nich mdrym i dobrym umiechem i niby je liczy, jak pasterz o zmroku liczy swoje owce. Zapomnia wida, e siedzi na koskim grzbiecie i e wdruje pustkowiem, jak gdyby po zwaach mroku wydosta si na niebo i bdzi po nim cicho radosny i szczliwy, nie zauway bowiem, e jego rumak, jak gdyby nage powziwszy postanowienie, przystan i tkwi w nieruchomoci jak pomnik granitowy na wasnej mogile. Mona byo wprawdzie nie dostrzec nieznacznej rnicy pomidzy powolnym ruchem dziarskiego bachmata a jego cakowit nieruchomoci; gdyby jednak jedziec nie by patrzy w niebo, lecz na boki, byby przecie mg dojrze, e drzewa i krzaki stany nieruchomo, dotd za z mizernym trudem usuway si w ty, co byo niezbitym dowodem, e ko posuwa si naprzd. Szlachetny jedziec musia zapewne wyczyta w gwiazdach, e jego bachmat dopuci si zamania panujcej w koskim rodzie dyscypliny i przystan w rodku drogi, wic powrciwszy na ziemi z niebieskich rozogw z niesychanym zawoa zdumieniem:

- Co uczyni, Huraganie?

Straszliwy Huragan sta bez ruchu i bez odpowiedzi, zamieniony w cisz, jak gdyby zjego imienia kto wszystkie wypuci wichry. Mdrzec zaniepokoi si.

- Czy ci, miy koniku, dotkny moje niewinne zniewagi?

- mwi dobrotliwie

czy moe co ci dolega? Ach, a moe jeste zbyt umczony? Jeli tak, zejd z twego grzbietu i pjd piechot, bo do domu i tak ju niedaleko.

Huragan adnego z siebie nie wyda gosu w tej zapewne myli, e jeli przystan w drodze, w takim razie ma jaki suszny powd, nie przystoi bowiem koniowi w jego wieku czyni cokolwiek bezmylnie i z urojenia; pragnc za dobremu o sobie mniemaniu da wyraz oczywisty i bardzo szczeglny, spuci eb jeszcze niej, zaczem dokona rzeczy niebywaej i wrcz szalonej, gdy mizern resztk ogona wion tak rozpaczliwie, e zdoa nim dotkn nakrapianej swojej skry. Skutkiem tego niepojtego wysiku nie by wprawdzie huk gromu, tylko lekkie klanicie, nagy jednak ryk lwa nie byby tak porazi zdumionego mdrca, jak to ogoniaste obkanie jego mdrego konia.

- Musiao ci si przydarzy co straszliwego!

- zawoa, znajc wspania roztropno swojego towarzysza. Spojrza bystro w mrok, unis si w strzemionach i ujrza tu przed pochylonym bem Huragana nieksztatne czego zarysy.

- Co to by moe?

- mwi zac szybko z koskiego grzbietu. Drcymi rkoma skrzesa ognia i odpiwszy od trokw elazn latarni, napeni j wkrtce biednym migotliwym wiatekiem; pochyli si ku ziemi i gono zakrzykn: na drodze leaa ubogo odziana kobieta, jakby mocnym zdjta snem, do piersi tulca malutkiedziecko. Mdrzec przyklkn i postawiwszy latarni na ziemi rzek cicho:

- Czy si wam przygodzio nieszczcie?

Kobieta nie odpowiadaa. W nim serce uderzyo gwatownie; uj j za rk i zakrzykn zduszonym gosem:

- Chryste Panie!

Rka bya zimna. Spojrza na jej twarz: bya biaa i wilgotna, moe od nocnej rosy, a moe od ez, wypakanych ju po mierci nad niedol dziecka, ktre spao sodko na jej sercu ju na wieki cichym. Tulia dziecko do siebie tak mocno, e dobry czowiek z trudem je odj od tej matki wiernej, powalonej przez jaki trud i jak mk na nieznanej pustej drodze; bose nogi dniaa w ranach, wic sza kdy z daleka, a nikt nie wie, dokd? Gd musia i jej ladem jak pies, gdy twarz jej bya miertelnie smutna i wyndzniaa. Mdrzec patrzy na ni wzrokiem zmconym przez zy i mwi cicho:

- O dobra, nieszczliwa matko! Musisz tu zosta, ale pij spokojnie Twojemu dzieciciu nikt krzywdy nie uczyni Bg mi je zesa, pokornemu biedaczynie, wic je zabior, a kiedy mu powiem, e je trzymaa w objciach przeciw mierci bronic Twoja dusza kry zapewnie w pobliu jak wilczyca, aby jeszcze raz, gdyby tak byo trzeba, umrze w jego obronie Patrz, patrz! O dziecistwo anielskie! mier jest przy nim, dokoa noc i strachy, a ono przez i sen si umiecha

Przytuli je ostronie do piersi i patrzy rozrzewniony; uoy potem na trawie, a sam przy wietle latarni rkami i ostr gazi pocz kopa grb w mikkiej, pulchnej ziemi.Niebo zarowio si na widnokrgu, gwiazdy zblady i wit pocz piewa ptaszcymi gosami, kiedy on ostatkiem si dwign nieszczliw kobiet i w witej uoy j ziemi. Oczy mia pene ez, kiedy tulc jednym ramieniem pice dziecko z niezmiernym trudem wspi si na grzbiet konia.

- Pjd, sieroto - rzek - u dobrego jeste czowieka. A ty, poczciwy Huraganie, nie gniewaj si, e ci przybyo ciaru. Odrobinka to jest i okruszyna Tylko moje serce stao si cisze, bo widziao niedol i mier Straszna to bya noc, ale ju soce wstanie niedugo Ruszaj, Huraganie, a jako

Nie skoczy swoich sw od nadmiernego zdumienia, Huragan bowiem, jak gdyby odrodzony, podnis eb, zara dononie i pomkn cwaem.

- Co czynisz, szalony koniu!

- zakrzykn dobry czowiek i w nagym lku przycisn dziecko do piersi.

ROZDZIA DRUGI - w ktrym ko Huragan przecign mier, a pan jego chce nakarmi niemowl cebulTrzsienie ziemi zdarza si rzadko, jednak si zdarza; zdarzy si nieraz, e aroczne morze poknie wysp, jak wieloryb ledzia; zdarza si, e si rozpknie sroga gra i pluje ogniem; zdarza si nawet, e soce si zami - wszystko si zdarzy moe; nie zdarzyo si jednak za ludzkiej pamici mniej wicej od lat trzydziestu, aby Huragan przypieszy kroku - albo, jak w tej chwili wanie, goni cwaem. Ustpoway mu z drogi, jak nasroonej burzy, drzewa i krzaki; ziemia, jakby przeraona, zdawaa si zapada, kiedy potnymi w ni bi kopytami. Mdry to by ko i rozumia, e to mae stworzonko, wydarte mierci, trzeba zanie czym prdzej pod dach dalekiego domu. W poczciwym, starym koskim sercu poczu wielk rado, e tam, gdzie z sdziwym swoim panem wid smtny ywot, co jasnego przybdzie; tote w radosnym porywie, pragnc zdumionemu jego szalestwem wiatu okaza swoje zadowolenie, wyprawia dziwne sztuki z mizern kocwk ogona, wiejc nim, jak gdyby to by buczuk sporzdzony ze wspaniaego ogona arabskiego konia. Tak si rwa do lotu, e gdyby nie mdre i wcale roztropne urzdzenie, e uczciwy ko moe biec jedynie w poczeniu z wasn skr, byby z niej wyskoczy, a ten niepotrzebny, hamujcy jego chci, a przy tym spowiay i nakrapiany ciar byby pozostawi na drodze psom na buty. Poniewa jednak szkoda byo czasu na dokonywanie tak powikanych zabiegw, wspaniay Huragan postanowi w caoci, wraz ze skr, przeby dalek drog, szalonym rwc pdem tak roztropnie, aby przy mijaniu wyrw lub powalonych pni nie zrzuci ze swego grzbietu jedca, ma istotk tulcego w ramionach. Huragan by wielkim filozofem i wiedzia, e gwatowne zetknicie si z tward ziemi jest spraw niemi, a ze wzgldu na dziwn krucho ludzkich koci, bardzo bolesn. Woaby za swj stary koski eb roztrzaska o najblisze drzewo, ni ow okruszyn ludzk narazi na bl. Dawno pogodzi si z tym, e musi dwiga swojego pana, rozumiejc, e istota, szczycca si posiadaniem czterech ng, powinna pomc nieszcznikowi, bardzo przez przyrod pokrzywdzonemu, ktry ma ich tylko dwie, poza tym za nigdy nie pragn, aby czowiek nosi na swoim grzbiecie konia, z tej prostej przyczyny, e ko by si na nim nie zmieci. Mdrze to sobie wykalkulowa w sdziwym rozumie i zadowolony by w sercu, nie objawiajc jednake radoci w sposb obkany, lecz speniajc swoj powinno z naleyt, nigdy nie pieszc si powag. Teraz jednak poczu wielk rzewno dla bezbronnej istoty, o ktrej nie wiedzia nawet, czy posiada i te dwie mizerne ludzkie nogi, owita bowiem bya w jakie chusty. Jake si przeto nie ulitowa nad czym takim biednym i nieporadnym i jak ostatniego choby nie wyprze z piersi tchu, aby je donie w miejsce bezpieczne?Huragan stojc w stajni przez wiele, wiele i lat u nie tylko siano, ale wiele majc czasu do rozporzdzenia, u zarazem i mdro i karmi ni serce; zna wo wiosny, wo ki i wiatru, lecz zna zarwno i oddech mierci. Wiedzia, e to, co nieruchomo leao na drodze tu u jego kopyt, to byo to co, co jest straszne i dreszcz budzce, i co si nazywa mierci; a obok jasne ycie tlio si w tej maej istotce, cudownej i rzewnej, wic stary ko gna teraz, aby uciec od miejsca mierci, nad ktrym jak mga polata smutek, nawet koskie serce mrocy lodowatym lkiem, a ocali to ycie, ktre w tej chwili mdry i dobry jego pan ogrzewa przy swoim sercu i jak pomyczek przed wichrem pdu zasania, aby nie zgas.

Pd, pd, dobry Huraganie, koniu poczciwy i roztropny!

Braknie mu tchu, serce w nim rozpaczliwie si tucze, ale ju niedaleko, niedalekoWytrwaj, szlachetny Huraganie, chocia raz w yciu, lecz w dobrej sprawie, zmieniajcy we wspaniay czyn burzliwe swoje imi!

Soce wytoczyo si na niebo w wietnym, bogatym stroju, dzie zapiewa tysicem gosw: Kiedy ranne wstaj zorze, a tu i wdzie szara grudka ziemi, zamieniwszy si w skowronka, ciskaa si pod niebiosa, a stamtd, cho pogoda bya zocista, lecia na ziemi deszcz, dziwny bardzo deszcz dwikw przelicznych, perliste kropelki trylw, bulgotanie cichutkie rozpiewanej wody. A razem, tu nad koskimi uszyma, ozwa si inny gos, rzewny i tkliwy: cichutki pacz dziecka. Huragan nigdy nie aowa, e zaniedbawszy jego wyksztacenie nie nauczono go w modoci ludzkiej mowy; mniema, e na osobiste potrzeby wystarczy mu sztuka wydawania z gardzieli przeraajcego cay wiat renia; w tej chwili jednak, poruszony tym gosem penym skargi, chciaby przemwi do tego maego czowieczka pocieszy go, e dom ju niedaleko. Przypieszonymi ruchami ogona nie dao si wyrazi tej radosnej nowiny, zreszt malek t istotk mao zapewne interesowao to, co tam z tyu wyprawia zacny Huragan ze swoim gadajcym ogonem. Trzeba byo jednake na wszelki sposb oznajmi siedzcemu na jego grzbiecie towarzystwu, e tu za lasem ukae si siedziba mdrca; Huragan uy najprostszego i nigdy niezawodzcego sposobu: zadar eb, obnay te zby, rozwar przystojn paszcz i zara; nie tak, jak zwykle, byle jak, lecz odwitnie, z peni radoci, z dum, potnie i porywajco. Zerway si z drzew przeraone ptaki, a dziki zwierz umyka w oszalaym popochu. Pan jego jednake zakrzykn:

- Huraganie, koniu, po trzykro obkany, czy pragniesz, aby niewinne dziecko umaro z przestrachu?

Nie z treci, lecz z dwiku sw poznao poczciwe konisko, e co stao si nie tak, jak trzeba.

- Zdaje mi si - pomyla z gorycz - e gdyby mnie nazwano osem, nie mgbym si obrazi

Tote z niema furi przeby reszt drogi i przez kamienn bram, rozwalon przez straszliwego i nielitociwego olbrzyma, nazwanego Czasem, wpad na kamienny podwrzec zielskiem zarosy. Dokoa sterczay mury, osmagane wiatrami i opakane przez niepoliczone deszcze, poksane przez dzikie, ze i nienasycone burze i poszczerbione przez pioruny. Byy to smtne ruiny gronego kiedy zamku, z ktrego ywe serce wyrwaa jaka wojna, a dusz z niego wygnaa jaka nawanica. Opuszczony, sta teraz, wieczc wierzch wzgrza szkieletami murw i wystawiajc na wiato soca czerwone rany w pokruszonych cegach, jakby je socem chcia wyleczy. Przez oczodoy okien patrzy na szeroki wiat, na dalekie widnokrgi i na siedziby ludzkie, ktre jak ptasie gniazda uwili jacy biedni ludzie na stoku wzgrza. Nie wszystko jednak byo ruin; w poudniowej stronie, ktra opara si przemocy czasu i zociom wichrw, staa okrga wiea wyniosa i wsparta fundamentami o ska, a w niej kilka sklepionych komnat, penych wielkiej ciszy i mikkiego mroku. Bya to siedziba owego starego czowieka, ktry w tej chwili ostronie zsuwa si z grzbietu Huragana, jak kruchy, lecz bezcenny skarb opasujc ramieniem znalezion sierotk. Huragan dysza ciko i niemal jcza ze straszliwego wysiku, blaskiem spowiaych oczw okazujc jedynie dum swojego czynu. By moe, e si zdumiewa rwnoczenie, jak to si sta mogo, e jeszcze yje, wedle bowiem ludzkiej i koskiej rachuby powinien po takim wysiku lee bez ducha, chwalebnie pracowity zakoczywszy ywot. A jeli i to miego nie pozbawio go ywota, zdumia si wkrtce po raz drugi, e nie wyzion tego bohaterskiego ducha pod naporem niezmiernej radoci: oto jego szlachetny i caym koskim sercem umiowany pan, tulc dziecko do piersi, zbliy blad swoj i wzruszon twarz do jego brzydkiego ba i gosem tak mikkim i ciepym, jak wiosenny wiatr zachodni, rzek:

- Huraganie, jeste najcudowniejszym koniem na wiecie Mj kochany, mj drogi Huraganie!

Spojrza gbokim spojrzeniem w wyblake koskie oczy, po czym ucaowa jego zgrzybiay eb.Co dziwnego musiao si sta w poczciwym koskim sercu, bo stary Huragan, pomawiany ju o szalestwo podczas straszliwego swego biegu w tej chwili zdradza wyrane optanie: rzewny swj ogon zmieni we wiatrak, strzyg uszyma, zamyka i otwiera oczy, dra caym ciaem, a nagle obnay wszystkie zby w najdziwaczniejszym umiechu. Ha, ha! By to umiech szeroki, rubaszny, szczliwy. Przesadzilibymy cokolwiek twierdzc, e w tej chwili Huragan mia min rozsdn albo te, e by wybitnie pikny. Mona by twierdzi przeciwnie, lecz to jest niezbicie pewne, e od pocztku wiata nie byo na nim szczliwszego konia.A mdrzec, patrzc na niego tkliwie, doda:

- Id teraz do stajni, poczciwcze, a ja za chwil zdejm z ciebie siodo i juki.

Huragan, wci optany radoci, chcia po raz drugi ju od narodzenia soca tego dnia i wyskoczy ze skry, okazujc nierozumny ten zamiar miesznym podrygiwaniem i nagym podnoszeniem coraz to innej nogi widocznie w mniemaniu, e nie ma lepszych sposobw na okazanie bezmiernego zadowolenia. Nagle mu si uroio, e moe zbyt ceremonialnie zachowuje si, jak na chwil radosn, wic mode przypomniawszy lata wierzgn tak potnie, e gdyby niebo wisiao cokolwiek niej ponad ziemi, byby je rozbi kopytami, jak krysztaow kul. Cae to szczcie, e sklepienie niebieskie umiecio si cokolwiek wyej, jak gdyby w przewidywaniu radosnego szalestwa najpoczciwszego wrd ogoniastych.Pan jego rwnie czu w sercu rado gbok i nieznan, lecz pomieszan z lkiem. By miertelnie znuony udrk minionej nocy, lecz si woli zdawi to znuenie i nie da mu sob zawadn. Niosc jednak t ludzk okruszyn do sklepionej przestronnej komnaty, zatrwoy si w szlachetnej duszy, aby ocaliwszy t sierotk przed mierci, nie uczyni jej krzywdy innej. C bowiem z ni pocznie? Daby wasne, cudownie dobre i pene sodyczy serce, aby zachowa ycie tego biedactwa. Jak to jednak speni? Siedzia tu od wielu lat na tej skale; lata posiwiay i gowa jego posiwiaa, a on, jak pustelnik, nigdy lub bardzo rzadko styka si z ludmi. Wiedzia, jak brn przez wasne a do zgryzoty pracowite ycie, lecz nie wiedzia tego adn miar, jak syci ycie cudze i to ycie ledwie tlce, malutkie i sabiuchne.Wiele myli przebiego przez steran jego gow, a kada bya zatroskana. Uoy dziecko na tapczanie, na ktrym sypia i spojrza na nie z ciekawym podziwem. Wieki to by mdrzec, lecz sam by jak dziecko, nieporadny i, z sercem prostaczka; wiedzia o dziwnych i tajemnych sprawach, ktre si dziej wrd gwiazd, lecz rady sobie da nie umia z wasnym yciem, straszliwie zawsze roztargniony; zajty sprawami wielkiej wagi, nigdy dobrze nie wiedzia, co si odbywa tu obok niego? Zna wielkie tajemnice przyrody, lecz nigdy nie wiedzia, jaki jest dzie tygodnia, czy ju zjad niadanie, czy jeszcze jest na czczo, tak e dopiero zbuntowany odek gniewnym mruczeniem dawa mu zna, e od dwch dni jest zupenie zapomniany. Gdyby tego mdrca i naga zapyta o jego imi, zastanowiby si gboko, zapomniawszy zgoa, jak si nazywa? Poczciwy Huragan, znajc swojego pana, wid ycie na wasny rachunek i wasnym ywi si przemysem, zdarzao si bowiem, e jego pan po dwch tygodniach przypomina sobie z przeraeniem, e nie nakarmi ukochanego zwierzta; zrywa si o pnocy z posania, bieg do jego legowiska i dugo, ze zami niemal tumaczy mu, e nie jest wart takiego konia, e jest bez litoci i e jest zbrodniarzem, ale za to teraz go nakarmi; w cigu tej dugiej przemowy zapomina, po co przyszed, i odchodzi bardzo pocieszony, e tak szczliwie naprawi zaniedbanie. A mdry Huragan wiedzia, co wiedzia, i chodzi sam na poszukiwanie ywnoci.Nikt nie zdoaby opisa niepoliczonych a miesznych wypadkw roztargnienianajlepszego tego czowieka. Razu jednego przygotowa sobie wod do mycia rk, a winn polewk na niadanie, po czym umy rce w polewce, a wypi wod; podczas srogiej zimy uoy na kominie due narcze drzew, po czym usiad obok, aby si ogrza, bardzo zdziwiony, e go dokuczliwiej jeszcze chd ksa z tego znakomitego powodu, e zapomnia roznieci ogie i grza si przy zmarzym drzewie; razu jednego, kiedy si potkn o kamie, podnis go, aby go przenie w inne miejsce, a zapomniawszy po chwili, w jakim celu dwiga ciki kamie, nosi go przez p dnia, a potem bardzo zmczony pooy go na tym samym miejscu, z ktrego go podnis; innym czasem chcc si poywi, usiowa owi w rzece ryby w ten przemylny sposb, e zanurza rk w wodzie i czeka, a bdzie mg schwyta tak nieopatrzn ryb, ktra mu si nawinie midzy palce, jednake chytre te stworzenia nie umiay doceni dowcipnego tego pomysu. Dobry ten czowiek zawsze czego szuka rozmawiajc gono z samym sob, bardzo tym zdziwiony, e chocia jest cakowicie samotny, zawsze na zadawane pytania otrzymuje odpowied. Przypomina on tego arabskiego mdrca, o ktrym wspania napisano histori. By to mdrzec tak znamienity, e Allach postanowi go nagrodzi za wspaniay rozum i tak raz rzek do niego:- Uka ci si o pnocy, a ty mi zadaj najtrudniejsze pytanie i zapytaj mnie onajwiksz tajemnic, a ja ci odpowiem!

Uszczliwiony mdrzec postanowi zapyta o rzecz niezmiernej wagi, obawiajc si jednak, e na widok Allacha trwoga moe mu pomiesza wielki rozum, postanowi zapisa sobie pytanie. W tym celu pocz szuka gsiego pira z coraz wiksz rozpacz, bo go w aden sposb nie mg znale. Czas mija, przeto wspaniay mdrzec zapyta przeraony:

- O Allach, gdzie jest moje piro?

- Twoje piro jest za twoim prawym uchem!

- odrzek Allach przekonany, e mdrzec nie mia innego zmartwienia i o t straszliw chcia go zagadn tajemnic.I naszemu mdrcowi acno mogo si to przygodzi. Myl kry gdzie wysoko, cgo tedy obchodziy mae sprawy? Nie mona si tedy dziwi, e siwy mdrzec patrzy na znalezion sierotk z niepokojem i trwog, nie wiedzc, co z ni pocz? Serce w nim zadygotao z wielkiego wzruszenia, kiedy spojrzay na niego oczta niebieskie, due i liczne. Dziecko umiechao si niebieskim umiechem i usiowao wydoby rczki z powijakw. Pomg mu agodnie, po czym usiadszy obok i starajc si na znuon, zmarszczkami pooran twarz sprowadzi z okolic serca sodk dobro, rzek z nadzwyczajn powag:- Czy moesz mi powiedzie swoje imi, dobra dziecino?

Dziecina usyszawszy miy, mikki gos umiechna si i zacza rczynami dziwne wyprawia harce, nie zdradzaa jednak chci do rozmowy z jedynego wprawdzie, lecz bardzo rozumnego powodu, e nie umiaa jeszcze mwi.Siwemu czowiekowi zdawao si jedna?, e za tym milczeniem kryj si innegbokie powody, wic powiedzia:

- Jeli mi nie chcesz zdradzi swojego imienia, nie bd nalega, bo moe pragniesz zachowa je w tajemnicy. Omiel si przeto zapyta o rzecz inn Racz mi powiedzie, biedne dziecko, czy jeste chopcem, czy dziewczynk, abym odpowiednio do twojej pci mg do ciebie przemawia. Zrozum bowiem, e byoby to oczywistym bdem, gdybym do chopca mwi: moja droga! - zamiast: mj drogi chopcze! Czy i na to mi nie chcesz odpowiedzie?

Ha! Twoja wola

Zasmci si sprawiedliwy ten czowiek i zacz rozmyla, dlaczego liczne tostworzenie nie chce mu odpowiedzie? Nagle spon cay, doni o czoo uderzy i zakrzykn zdumiony:

- Na Boga! a moe ty wcale nie umiesz mwi?! Tak, tak, to bardzo prawdopodobne Ludzie w twoim wieku zazwyczaj nie znaj jeszcze boskiej sztuki mowy. Biedactwo najdrosze! e te mi to od razu na myl nie przyszo Ach, to roztargnienie! Zdarzyo si jednak, o czym musiay ci doj suchy, e czcigodny chiski mdrzec Lao- Tse mia osiemdziesit dwa lata w chwili, kiedy si narodzi, mogoby si zdarzy przeto, e ty umiesz mwi Szkoda, wielka szkoda, e si tak. nie zdarzyo. Lecz c to czynisz, sodka dziecino?

Mdrzec patrzy ciekawie, jak dziecko, mao zwracajc uwagi na dobrotliwe jego sowa, usiowao do ust woy obie pistki, z czego wywnioskowa nieomylnie, e biedactwo jest godne. Porwa si czym prdzej z tapczana, uradowany swoj wyborn przenikliwoci i zawoa wesoo:

- Je, chcemy je! Doskonale! Zaraz zastawi uczt wymienit, godn takiego gocia

Pocz biega kta w kt, zadyszany i mocno przejty, wywraca wszystko do gry nogami, szuka, bada, wietrzy, wreszcie po dugiej chwili wydoby z mrocznych zakamarkw bochenek czerstwego chleba i dwie wielkie cebule. Podnis zdobycz wysoko w rkach, woajc:- Czy jade kiedy potrawy rwnie smakowite? Jest to zbytek godny filozofw! Dalej, dalej, wemy si do dziea i nie zostawmy ani kruszyny!

Z trudem przeama trzeszczcy chleb, a cebule odar z powoki. W tej chwili jednak oczy zapeniy mu si zami; poowa tych ez pochodzia z dziwnych waciwoci smakowitej cebuli, druga jednak poowa pochodzia z rozpaczy nagej i dotkliwej:

- Przecie ty, dziecinko, nie ugryziesz tego chleba

rzek ze smutkiem

nawet gdybym zwily zami. C ja poczn, c ja poczn, na Boga! Ech, gdybym ja tak mia koz! Przecie to koza wykarmia Jowisza w jego niemowlctwie, z czego mona wnioskowa, e kozie mleko jest dobroczynnym przysmakiem, ulubionym przez modzie. O tym, eby niemowlta jady cebul, historia nic nie mwi Koz, koz, krlestwo za koz!

W przeraliwej rozterce pocz biega po komnacie i nawykszy do ustawicznego szukania, szuka zapewne kozy; usilne te starania skazane byy z gry na niepowodzenie, brodate to bowiem i wesoe zwierztko jest do trudne do znalezienia tam, gdzie go nigdy nie byo. Do tego przekonania musia po niejakim czasie doj i ten przezacny czowiek, bo zwrciwszy si do dziecka rzek cicho, oblewajc kade sowo zami rozalenia:

- Obawiam si, e nigdy nie widziaem tu kozy.

Ponura ta wiadomo musiaa niebiesk sierotk przyprawi o nieutulone zmartwienie, gdy nagle zacza kwili, co sdziwego czowieka przyprawio z kolei o gbok rozpacz. Chwyci si rkoma, za srebrn gow i targa wosy. Pacz tego dziecka rozdziera mu serce; w bezradnoci swojej nie bardzo si od niego rni, wic nie wiedzc, co czyni, chcia uciec i biec nie wiadomo dokd, W tym samym momencie a zadra ze zgrozy, e mg pomyle o ucieczce, wic wznis spojrzenie w gr, jakby od nieba bagajc zmiowania.

- Ach, gdybym by pelikanem

- zakrzykn

- nakarmibym ci wasn piersi!

Poniewa naga zamiana mdrca w pelikana nie jest spraw zbyt prost i atw, korzy z tego szlachetnego pomysu rwnaa si daremnemu marzeniu o posiadaniu mlekodajnej kozy! Dwa te dobroczynne zwierzaki szybko tedy rozwiay si w mg, co wzmogo jedynie dziecinn ao, ktra z cichutkiego kwilenia, wci przybierajc na nateniu, podniosa si do rozgonego, a bardzo paczliwego narzekania na ze porzdki na wiecie i na brak sodkiego pokarmu. Razem i rozpacz biednego staruszka wzmagaa si coraz potniej. Serce si w nim krajao i pakaa w nim dusza. Osabn i nachyliwszy si nad dzieckiem, mwi cichutko:

- Sierotko najmilsza dziecinko anielska ptaszyno Boa okruszyno sodka przesta, przesta Patrz, i ja pacz Jeli Bg nas nie poratuje, to nie wiem, co bdzie Moe go matka twoja uprosi, aby mnie nauczy, jak ciebie nakarmi. Co wymyl, co wymyl, tylko nie pacz Kada twoja ezka toczy si po moim sercu jak kamie O dziecinko! Nie pacz, tylko nie pacz Soce wieci jasno, wic moe mnie owieci O tak, o tak Ciszej, ciszej! T ezk otrzemy i t take I ju masz oczki jak niebo Ha! ha! Umiechasz si! O ptaszku zoty! Ho! ho! mdrzy jestemy i wielbimy rado! Czekaj, biedactwo jedyne, zaraz ci rozwesel!

I w przystpie rozpaczy, tak uoywszy dziecko, aby go widzie mogo, siwy ten czowiek, na mier znuony, pocz wyprawia dziwne skoki i plsa przemiesznie, z niepokojem patrzc, czy to si dziecku podoba. Sam Pan Bg musia mie zy w oczach, kiedy ujrza tego cudownego starca z sercem przeczystym, miesznie podrygujcego wydajcego potne okrzyki, udajce piew. Pot spywa po jego bladych skroniach i lepi srebrne jego wosy; usta jego dray, a piersi dyszay ciko, a on taczy i przysiada, i rce dziwnie miesznie w gr wyrzuca. Dziecko, najpierw przelke widokiem czarnej postaci, z ktrej jak ze studni gbokiej dudnice dobyway si okrzyki, zaczo si umiecha, wreszcie rozumiejc, e podrygujcy wielkolud niczego bardziej zajmujcego nie wymyli, usno.Siwy czowiek otarszy pot z czoa usiad znuony. Ba si odetchn, aby tegodziecinnego snu, rowego i wiotkiego jak oboczek, nie rozwia oddechem. Siedzia i rozmyla gboko, wida jednak, e nie nadaremnie, nagle bowiem uderzy si doni w czoo i rzek szeptem sam do siebie:

- Na Boga! e te mi to od razu nie przyszo do gowy!

Ju bieg na palcach ku drzwiom, kiedy go znowu jaka troska uapia za dug, powan szat, gdy si zatrzyma, brew zmarszczy i rozmarszczy zaraz potem w sodkim umiechu.

- Wiem, co zrobi - szepn

- na wypadek, gdyby si przebudzio!

Z mrocznego kta doby wielk czarn tablic i ustawiwszy j w socu naprzeciwko dziecka, napisa na niej wielkimi literami:

Wychodz, lecz wkrtce powrc! Spij spokojnie!

Uspokojony gboko, e sierotka po przebudzeniu odczyta sobie ten napis i bdzie wiedziaa, gdzie si podzia, rozgorczkowany, jakby go kto goni, wybieg z komnaty. Wpad do stajni Huragana i gadajc do niego pite przez dziesite o wszystkim, co si stao, zdj z niego juki i szybkim krokiem pocz schodzi po stoku wzgrza ku ludzkiemu osiedlu. Kilka chat steranych i w ziemi si zapadajcych byo schronieniem dobrych i biednych ludzi, yjcych na tym pustkowiu jak ptaki. Jedni hodowali pszczoy, inni uprawiali mae poletka wydarte lasowi, co si szponami korzeni rodzonej ziemi czepi i nie chcia si da wydrze pracowitym ludziom. Patrzyli oni z tym wielkim podziwem, co a usta otwiera z nadmiernego natenia, jak mdrzec, ktrego widywali kroczcego z solenn powag dostojnym krokiem zadumanego marabuta, skacze w tej chwili przez pnie i wymachuje w ich stron rkoma. Patrzc z daleka na to widowisko niezwyczajne najrozmaitsze czynili domysy, wrd ktrych niemiao zjawi si i ten, e szanowny mdrzec nagemu uleg optaniu. Domys ten straszliwy zacz przybiera pozory prawdy, kiedy mdrzec, wpadszy w zdumion ludzk gromadk, zakrzykn gosem tak zdyszanym, e zdawao si, jakoby kade sowo oblane byo potem:

- Dobrzy ludzie, ratujcie, bo moje dziecko umiera z godu!

Syszc to, ci dobrzy ludzie pomyleli w pierwszej chwili, e natychmiastowaucieczka przed czowiekiem, ktremu si co w wielkim popsuo rozumie, bdzie rzecz roztropn. Widzc jednak w dobrych jego oczach zgryzot i niepokj, nabrali odwagi i zaczli rozpytywa, co by to bya za historia, ktra najdostojniejszemu z mdrcw kae skaka i wymachiwa rkoma; wic im zacz opowiada szeroko i dugo o wszystkim, co mu si zdarzyo ubiegej nocy, a tak rzewnie i piknie mwi o niebieskookiej sierotce, e w niejednych oczach zalniy zy. Waln tedy uczyniwszy narad orzekli, e mona by wielkim filozofem, a nie umie nakarmi dziecka. Z zachwytem uznali wspaniay bieg sdziwego Huragana za czyn wzniosy, wreszcie wybrali ze swego zgromadzenia star kobiet na piastunk dla znalezionego dziecka. Miaa si ona uda natychmiast do starego zamczyska iuly w przeraliwych kopotach zacnemu i przez wszystkich kochanemu czowiekowi, ktry usyszawszy, e jego sierotka bdzie miaa opiek, zapragn rado swoj objawi w sposb jaki niesychany. Byby podskoczy ze dwa okcie w gr, lecz na szczcie przypomnia sobie w ostatniej chwili, e t mod moe rado swoj okazywa pochy mimo sdziwych lat Huragan, lecz igraszki takie nie przystoj mdrcowi. Kiedy ze star niewiast, niosc jakie ze sob naczynia, wdrapa si z powrotem na wzgrze i kiedy oboje guszc kroki weszli do komnaty, dziecko przywitao ich szczebiotem, ktry mogyby zrozumie tylko ptaki; leao sobie spokojne i umiechnite, co mdrzec przypisywa wcale roztropnemu zawiadomieniu na tablicy. Nigdy jednak nie udao si tego dowie.Kobieta, ku wielkiemu zdumieniu mdrca, spenia szybko jakie tajemne i zawie zabiegi wobec kruchej i rowej na ciele niemowlcej osoby, nakarmia j przyniesionym ze sob mlekiem i utulia w ramionach, co niemowlc osob wprawio w stan wspaniaego zachwytu, objawiajcego si radosnym wierzganiem ntami tak gwatownie, e sam Huragan w chwili upojnego optania nie zdoaby tego uczyni lepiej. Stary czowiek, rwnie szczerze zachwycony, dawa temu wyraz sposobem niezbyt wymylnym, lecz powszechnie zrozumiaym, cmokajc wargami, na twarzy za mia umiech taki rzewny, e gdyby w tej chwili sroga panowaa zima, od promienia tego umiechu stajayby lody i niegi. Kiedy dziecko, nie majc zbyt wielu pomysw, jak spdza ycie w okresie niemowlctwa, znowu zasno, kobieta rzeka cicho:

- Ja tego chopca znam

- Wic to chopiec

- zapyta mdrzec zdziwiony - a jake wy go moecie zna?

Wtedy kobiecina opowiedziaa mu, e kiedy odjecha na Huraganie do dalekiego miasta, przez osiedle przechodzia miertelnie znuona niewiasta z tym wanie dzieckiem w ramionach. al byo patrze na jej nieszczsn biedot. Opowiadaa, e m jej zgin na wojnie, a ona, bez domu i sama jedna na wiecie, wdruje daleko, daleko, a do krlewskiej stolicy, po ratunek i po kawaek chleba. Pada, biedactwo, na drodze, a Bg zrzdzi, e mdrzec znalaz w powrotnej swej drodze j, ju umar, i to liczne dziecko, ktremu byo Janek na imi.

- Co wy z nim teraz poczniecie, szlachetny panie?

- zapytaa kobieta.

Siwy czowiek rozoy bezradnie rce i wida zastanawia si nad tym rozsdnym pytaniem, gdy nie odpowiada.

- Dajcie go do nas

- mwia kobieta - a cho bieda u nas, sierocie zgin nie damy.

Stary czowiek, nie zwaajc, e moe dziecko obudzi, zakrzykn z moc:

- Nigdy! przenigdy! mj on jest!- Jak to wasz?- Ja go znalazem i niech u mnie zostanie na cae ycie!- Bg was niech za to pobogosawi, dobry panie, lecz jake wy sobie dacie rad z niemowlciem?- Ha! - zakrzykn starzec.

Bya to odpowied w treci niezgbiona i dla prostego rozumu kobieciny niepojta, wic jej szeroko wyjani, e prdzej da sobie odci obie rce, niby t sierotk odda komukolwiek, wszystko uczyni, aby j wychowa, i e jeeli Pan Bg ratowa dzieci, rzucone na pustyni dzikiemu zwierzowi na poarcie, to mu pomoe zachowa przy yciu dziecko, na miujcymi sercu ludzkim spokojnie pice.

- Gdyby to bya dziewczyna - prawi - moe bym si zawaha, bo to i woski trzeba by jej zaplata i rozplata, i pikne sposobi stroje, delikatne do jedzenia dawa smakoyki. Ale on, Janek ho! ho! - dobre to bdzie chopczysko i suchy chleb bdzie ze mn jada. Mwi wam, dobra kobieto, e kiedy mu pokazaem cebul, nie zjad jej wprawdzie, ale mu si niej oczy miay.

- Dziwne! dziwne!

- rzeka kobieta.

A mdrzec gada z coraz wikszym zapaem:

- Mj ko Huragan te si od razu na nim pozna Omal dla niego nie wyzion ducha. Zwacie, dobra kobieto; jeeli szkapa poczciwa tak wielkie okazaa serce, miaebym ja, rodzaj ludzki podajc w pogard, wyrzec si dziecka, ktre Bg na mojej pooy drodze? Nie uczyni tego, chocia jestem zy i niepoczciwy Czemu si miejecie, dobra niewiasto Albo raczej, czemu macie w oczach zy? Dziwne to Raz mi si zdaje to, a raz tamto

Kobieta istotnie miaa si przez zy, syszc, jak ten czowiek z anielsk dusznazywa siebie zym i niepoczciwym.

- Wiecie, co wam powiem, szlachetny panie?

- rzeka

- najmdrzejszy to wy moe jestecie na wiecie, ale rady sobie z tym chopcem nie dacie.

- Dam sobie rad, jako ywo!

- mwi mdrzec, ale niezbyt pewnie.

- A przecie nie dacie! Wic ja tu zostan. Sama jestem i nikomu niepotrzebna, a sierocie zgin nie dam. Zajm si tym niebotkiem, a wy sobie rachujcie gwiazdy. Dopiero, kiedy podronie, to si bdziecie tym kopota, co z nim uczyni Czy godzicie si na to?

Siwemu czowiekowi niebo rozbkitnio si w oczach. Chwyci rk starej kobiety i ucaowa j ze czci.

- Co czynicie, panie?

- zawoaa ona niezmiernie zdumiona.

- Czcz serce szlachetne!

- odrzek wielki mdrzec z wielkimi zami w oczach.

- Gdybym by krlem, uczynibym to samo.

ROZDZIA TRZECI - w ktrym Huragan egna wiat, a Janek zwalnia z pokuty paczcego duchaMdrzec w dobrotliwy, ktry serce mia rwnie wielkie, jak rozum wspaniay, zwa si Witalis. Zwiedzi wiat i wszdzie poznawa ludzkie obyczaje; zna jzyki wielu ludw i widzia wszystko, co godne byo ujrzenia. Ksztacony w synnych uczelniach, kiedy ju tysice przewertowa ksig, nie zabiega o zaszczyty i fawory, lecz wiedz swoj niezmiern postanowi odda ludziom nieszczliwym. Zamiast, jak to inni mdrcy czynili, zamkn si wraz ze sw chwa w bogatej pracowni, on jak dobry aposto i jak peen sodyczy nauczyciel wdrowa wrd ludzi biednych. T drog chodzi, przez wszystkich zapomnian, ktr wlecze si na poranionych nogach ndza ludzka, ktr w stron wilgotnego grobu zmierza gd i cierpienie, bl i zgryzota. Jeli zaszed do wielkiego miasta, nie szed na dwr krlewski czy ksicy; lecz nieodmiennie zmierza szybko w zaropiae, botniste i zadumione zauki, w te straszne ulice, ktre mrocznymi oczyma okien nigdy nie oglday soca. Tam leczy, pociesza i ratowa. Sam biedny, nie mg ndzy poratowa zotem; sam dziurawym okryty paszczem, niczym nie mg okry nagich koci ebraczych. Przynosi jednak wicej ni zoto, bo serce pene wspczucia i tak sodkiej dobroci, e w najciemniejszym zauku czynio si jasno, kiedy on tam wchodzi z jasnym spojrzeniem i ze sowem penym gorcego wzruszenia. Umia jakby czarodziejskim zaklciem najtwardsze otworzy serce, a wielk tajemnic pokornej dobroci kadej uly zgryzocie.By lekarzem mdrym, przeto leczy chorych i czasem najnisze spenia przy nich posugi: Wyebranym groszem dzieli si z biedniejszym od siebie, nie dbajc o to, e sam moe zemrze z godu. Czczono go jednake i wielbiono nie tylko wrd nieszczsnej biedoty; schylali przed nim gowy moni i najmoniejsi, a krl jeden potny uczyni raz rzecz niesychan, albowiem na jego widok uklk przed nim wobec ciby dworzan i wasalw.

- Co czynisz, miociwy panie?

- zakrzyknli zdumieni.

- Kaniam si wielkoci

- odrzek krl

- albowiem on jest mdrcem, a ja tylko krlem!

Witalis mia zawsze umiech na twarzy, jak gdyby zoty jaki pajk w jego duszy ukryty wieczycie przd jasn przdz promieni, z nich ten umiech si stawa. Nie wiedzia ten mdrzec, co to jest gniew, zna tylko przebaczenie; bl cudzy stokro wicej bola go, ni wasny. Nie zna umczenia, lecz wielki trud swojego ywota dwiga radonie a niezmordowanie. A kiedy mu zabrako ju si na wdrowanie, kiedy mu posiwiay wosy, a szlachetna twarz, zmarszczkami pocita, przypominaa zoran ziemi, zawdrowa w to pustkowie. Mony jeden grabia pozwoli mu zamieszka w ruinach zamku, a przyjaciele jego, sawni uczeni, doktorowie i magistrowie, zaopatrzyli go w niezbdne przedmioty, w ksigi i przyrzdy tajemnicze, ktre su do badania tego, co na niezmiernym dzieje si niebie. Do tych ruin zajecha na miesznym koniu, ktrego nikt dosiada nie chcia, wic go darowano dobremu mdrcowi i w ten sposb niezbyt przystojny Huragan sta si jego wiernym sug. Raz do roku dosiada go Witalis i udawa si w dalek drog do wielkiego miasta, i tam przez wiele dni i wiele nocy wid dysputy z innymi mdrcami, zdumiewajc ich nie tylko rozumem niezmiernym, lecz przede wszystkim, opowieciami o tym, co mu si udao odkry na niebieskim sklepieniu. Bada on ruchy gwiazd i tajemnicze ich drogi; wrd zotego ich mrowia odnajdywa nowe, dotd przez czowieka nie widziane. Myl tak ostr, jak n, pata czarny mrok nocy, jak pat sukna, i promieniem bystrego spojrzenia dociera do niebieskich gbin, w otcha niezgbion tego morza, po ktrej soce pywa jak d zota, a ksiyc, jak d srebrna, A co dojrza tak wielk mk spojrzenia, e w oczach czu bl ostry i przeszywajcy, to zapisywa w ksigi. Bdzi wrd wietnych gwiazd, jak kiedy wdrowa wrd ludzkiej gromady i jak wrd ludzi szuka mioci, tak wrd gwiazd szuka Boga. Chcia w niezmiernej i nieogarnionej postaci niebieskiej znale t potg najcudowniejsz, ktra stworzya czowieka i gwiazdy, i mio, i cierpienie. Czemu to czyni i czemu oczy zalewaa mu krew podczas nocy bezsennych? Oto pragn wrd rojowiska gwiazd odnale mio najwysz i nieskoczon, znale Stwrc najwspanialszego i wtedy, na kolana upadszy, wybaga zami i paczem serca, aby i ziemi biedn i pen cierpienia zamieni na niebo przeczyste i wzniose. Dusza ludzka, po niebie oczyma choby wdrujca, pragnca wznie si ku gwiazdom i ku socu, staje si lepsza i czystsza; serce ludzkie pragnie si oderwa od ziemi i odetchn tym bezmiarem jasnoci, co jest ponad nami. Witalis zapomina o wszystkim, kiedy przez szka przybliajce bada niebo. Pragn dojrze na nim wszystko, aby pniej donie o tym ludziom i uradowa ich wieci o tym, e niby may i mizerny, i przyziemny czowiek zdoa wybiec myl poza wiat. A jeli to zdoa uczyni, moe kiedy, kiedy, zdoa tak spotnie sercem i duchem, e pognbi zgryzoty i cierpienie. Witalis mwi sobie w pokorze, e jest jednym z tych wielu tysicy, co ycie wasne oddadz, aby inni byli szczliwi. Czasem upada ze znuenia, lecz nie ustawa w trudzie. Szuka drogi do Boga przez gstwin gwiazd, niezmordowanie, niestrudzenie. Cay zamienia si w oczy, bystre i czujne, ledzc drog soca, wschody i zachody ksiyca. Przez lata cae wypatrywa na nim ladu ycia i yjcych istot. Zna drogi planet i wszystkie cudy Drogi Mlecznej oglda z pokornym zachwytem. Nata myl a do blu, aby si przekona, czy potne te i straszliwe wiaty, cho jak zote ziarenka piasku wydajce si ludzkim oczom, lataj moc w sobie tajemn, a tak niezmiern, e mog wpyn na losy czowieka, co si na Ziemi rodzi i umiera. Od wielu, wielu lat szuka rozwizania jakiej wielkiej tajemnicy. Trudzili si tym wszyscy mdrcy wiata, a on, wrd nich najbardziej wytrway, przysig sobie, e choby mia zgin z utrudzenia, jednak zdoa j wydrze niebu. Zapisywa grube ksigi i szuka, i szuka. ywi si byle czym, z tego yjc przewanie, co mu przynosili ludzie, ktrych leczy i ktrym przedziwne przyrzdza lekarstwa. Sawa jego i wie o nim krya szeroko i daleko, lecz on o tym nie wiedzia. W nocy wasa si po niebie, a we dnie wrd nieszczliwych; sypia krtko na twardym tapczanie, jakby si obawia, e marnuje na sen bezcenny czas. Samotny wrd ruin, nie zna adnej trwogi. Czasem tylko, kiedy podczas pochmurnych nocy nie mg ledzi ywota gwiazd i kiedy przy chuderlawym ogarku kreli cyfry i znaki, i tajemnicze koa, odczuwa niepokj. Zdawao mu si, e jaki mt pada na jego wyblake z nadmiernego utrudzenia oczy. Czasem czu w nich bl, czsto zachodziy one zami. Wtedy martwiao w nim serce, c by bowiem uczyni, gdyby jego oczy zagasy? Trud ycia poszedby na marne, na nic nie zdaaby si mka szukania. Wtedy si modli gorco o ask najwysz: o jasno i bystro spojrzenia. Zdawao mu, si, e te jego znuone oczy nowym napeniy si blaskiem, kiedy w nocnym mroku dojrza gwiazd - nie na niebie, lecz na lenej drodze, najliczniejsz gwiazd: dziecko umiechnite. Od tej chwili smutne jego ycie rozsonecznio si. Puste, mroczne komnaty napeniy si takim szczebiotem, jak si smutny las napenia na wiosn ptaszcym piewem. Wielki mdrzec odj gwiazdom odrobin mioci i odda j temu licznemu stworzeniu. Strasznie to by mieszny chopiec, ten Janek znaleziony w lesie. Od pierwszego dnia pobytu w siedlisku Witalisa gono i dobitnie, rzec mona, e nawet krzykliwie, ogosi caemu wiatu, e na razie poza jedzeniem nic go nie obchodzi. Nakarmiony, oznajmia wierzganiem, e raczy by zadowolony i nakazuje spokj powszechny, gdy pragnie odda si sennym marzeniom. Musiao mu si jednake nieustannie ni tylko to, co mona zje, bo obudziwszy si, niczego innego nie pragn. Mdrzec patrzy na te praktyki z radosnym zdziwieniem, nie mogc poj tak potnego obarstwa w tak maej osobie.Drug nadzwyczajn cech tego modzieca by absolutny brak poszanowania wzgldem osb powanych i dostojnych; z piastunk swoj by na stopie poufaej, a wobec swojego przybranego ojca, najlepszego z mdrcw, zachowywa si z nieprawdopodobnym nieposzanowaniem, uwaajc, e jego nos lub dostojne uszy doskonale nadaj si do wicze fizycznych. Witalis, anielsko cierpliwy, ze szczliwym umiechem poddawa rafinowanym torturom te Szlachetne ozdoby twarzy. Patrzy te ze zdumionym przeraeniem, jak piastunka umierzaa czasem zbytnie rozigranie modziecze mocnym klapsem w okolice misiste, co sprowadzao natychmiastowe opamitanie lekkoducha. Ile razy zostawa z nim sam, kiedy piastunka odchodzia do wioski, a may arok rozpoczyna swoje szalestwa, mdrzec wpada w rozpacz i nie wiedzc, jak go uspokoi, chwyta najgrubsz ksig i odczytywa mu kilka rozdziaw w greckim jzyku o filozofii. Wywoywao to mae trzsienie ziemi i protesty, co mdrca wielkim napeniao zdumieniem, nie mg bowiem poj, jak si to dzia moe, e na mode umysy mocne uderzenie w rozsdnie wybran cz ciaa moe mie wpyw wikszy, ni filozofia. Tak szczliwie mino lat kilka. Piastunka, rozkochana w chopaku, powrcia do swojej chaty, Witalis czyni swoje wyprawy na gwiazdy, a jedynym towarzyszem Janka sta si Huragan. Zaprzysigli sobie wieczyst przyja przy pierwszym spotkaniu. Stare, poczciwe konisko oznajmio j trzykrotnym wzniesieniem ogon? do granic moliwoci, czym bardzo rozczulony Janek owiadczy, e pikniejszego rumaka nie widzia w swoim yciu, co byo komplementem wtpliwej wartoci, gdy Huragan by jedynym przedstawicielem koskiego gatunku, jakiego chopiec kiedykolwiek oglda. Huragan jednak zwaa na tre, nie dba za o subtelnoci wysowienia i od tej chwili stali si par przyjaci wiernych i nierozcznych. Nie byo hardziej lekkomylnych wczgw na Boym wiecie nad nich dwch. Sdziwy Huragan mia nogi tak ju zgrubiae w kolanach, jak gdyby przez cae ycie klcza pobonie i modli si o owies; wzmg jednak w sobie resztk ducha i udajc, e rzeko biegnie, stawia nogi tak sztywno, jakby kada bya kokiem, ktry on pragnie wbi w ziemi, na jak wieczn pamitk. Janek drepta albo przy nim, albo si plta midzy jego nogami, skracajc sobie drog pod Huraganowym brzuchem. Wasali si po polach i okolicznych lasach, jak gdyby szukajc pilnie tego, czego nigdy nie zgubili. Huragan szczypa traw lub mode listowie, roztropnie suchajc, co mu jego may opowiada przyjaciel. Czasem przystanwszy, zastanawiali si obaj nad optaniem jakiego rudego zwierztka, ktre z gronym bulgotaniem, nakrywszy si kit ogona, przebiegao z drzewa na drzewo, co jest odwiecznym zwyczajem wiewirek. Roztrzsali podczas tych beztroskich podry sprawy najwikszej wagi, ktre stayby si wiekopomne, gdyby je by kto zapisa; wielkie to tedy nieszczcie dla potomnoci, e nigdy si ona nie dowie, jak si Janek zapatrywa na awanturnicz ktni i wzajemne wymylanie dwch srok albo co miao oznacza lekcewace machnicie ogonem, kiedy Huragan napotka na swej drodze wielk ropuch; Ko i chopiec umieli ze sob rozmawia tajemnicz jak mow, ktrej nikt obcy, najwikszy nawet filozof, rozumie nie mg. Huragan, jako bardziej dowiadczony, wiedzia oczywicie wicej o Boym wiecie, trzyma tedy na wodzy awanturnicz modo swojego przyjaciela. Nie uywa w tym celu roztropnych napomnie, lecz doranej przemocy. Ile razy Janek usiowa wspi si na drzewo, sdziwy rumak nie mogc mu towarzyszy w tej mapiej zachciance chwyta go zbami za pluderki i najspokojniej sprowadza na bezpieczn ziemsk nizin. Machniciem nieszczsnego ogona oznajmia, e mao go w tym wypadku obchodz gwatowne protesty niespokojnego przedstawiciela ludzkiego rodzaju. agodnym uderzeniem penego mdroci ba odrzuca Janka, ile razy chopiec stan nierozwanie nad gbok rozpadlin. Cieniem swojego brzuchatego cielska osania go przed pracym socem. Kiedy si za zdarzyo, e znuony wczg chopaczek usn na ce, Huragan stawa nad nim ostronie i trwa nieporuszony. Gdyby w takiej chwili grozio cokolwiek jego przyjacielowi, Huragan z nakrapianego konia acno w krwawego lwa by si, zamieni i byby stoczy miertelny bj z napastnikiem. Strzyg uszami i gronie na poy olepymi toczy oczyma, woajc mnym sercem gronego jakiego potwora, z ktrym stoczyby walk. Poniewa jednak nikt nie nadchodzi w straszliwych zamiarach, Huragan, przeraziwszy na wszelki wypadek wiat i ca natur napeniwszy trwog, rwnie zasypia. Radosny byby ywot tych dwch sprawiedliwych przyjaci, gdyby nie czas bezlitosny, co niezmiennie gasi soce wieczorem, a o wicie pomieniem je zapala, pilnie liczc, ile kto przey tych dni piknych i promienistych. Wydao mu si, e Huragan dobieg ju swojej liczby, wic zimnym na niego spojrzawszy wzrokiem kaza mu odej z tego wiata, penego wonnych traw, pachncego listowia i sodkich, miodem syconych, modych pdw. Dnia jednego Huragan wyszed ze swojego schronienia o wicie, kiedy Witalis i Janek jeszcze spali, spojrza po szerokim wiecie, drewnianym krokiem zbliy si do drzwi ich komnaty i zara dziwnie aonie. Przejmujcy musia to by gos, bo Janek otwarszy oczy skoczy z posania i rzek do obudzonego z naga Witalisa:

- Ojcze, co musiao si sta, bo Huragan pacze.

Wyszli czym prdzej, zaniepokojeni.

- Czemu nas budzisz, Huraganie?

- spyta mdrzec.

Spojrzawszy na konia, pozna od razu, e za chwil mier skoczy mu na spracowany grzbiet, aby go do ostatniej zmusi podry. Huragan rozd chrapy i z trudem uczyniwszy krok, zbliy eb do piersi swojego pana; mdrzec obj rkoma eb ten poczciwy i twarz sw do niego przytuliwszy, rzek cicho:

- Rozumiem ci, Huraganie

- Ojcze!

- krzykn Janek

- co si stao Huraganowi?

- Przyszed poegna si z nami

- rzek mdrzec.

- Czy odchodzi? Dokd odchodzi?

- Spracowa si, biedaczysko, wic idzie oszuka odpocznienia. Zbli si, drogi synu

Wzi Janka w ramiona i podnis go tak, e chopiec mg dotkn rcztamikochanej koskiej gowy.

- Poegnaj go

- mwi.

- Kocha on nas bardzo i mymy go kochali O Huraganie! Przebacz mi, jeli ci skrzywdziem kiedykolwiek, bo nigdy nie chciaem ci skrzywdzi. A to dziecko szczerze ci miowao. Nie pacz, Janku.. Moe Huragan nie umrze jeszcze Poow tych dni, ktre mi jeszcze zostay, oddabym ci, wierny przyjacielu

Huragan spojrza na niego mdrym, niemal ludzkim wzrokiem, trci go lekko, zadra, kiedy Janek rczyn go gadzi gono paczc, po czym powoli, z wielkim trudem saniajc si na steranych nogach, zwrci si ku pobliskim zarolom.

- Huraganie, najdroszy Huraganie!

- zakrzykn Janek.

Ko jednak po raz pierwszy nie odwrci si na to znajome woanie, lecz szed dalej z bem ku ziemi opuszczonym, miertelnie smutny.Mdrzec mia zy w oczach.

- Pragnie by samotny Nie woaj go Serce w nim pewnie pacze, wic mu nie przysparzaj boleci

Chopiec ka cicho, a mdrzec patrzy dugo, dugo bez sowa na t mierteln wdrwk najpoczciwszego na wiecie zwierzcia. Huragan odchodzi, jakby widokiem swej mierci nie chcia zasmuca tych, ktrych kocha. Nikt ju nigdy nie sysza o Huraganie. Dugo potem Janek bdzi wrd chaszczw, szukajc przyjaciela, lecz go nie znalaz.

Zosta sam.

Rozgarnity ponad wiek, chon w siebie kade sowo swojego przybranego ojca, ktry umia mwi tak przedziwnie, e Janek rozumia wszystko. Kiedy za Witalis zatapia si w swoje ksigi, chopiec rozmawia z drzewami i wiatrem, z wod i z ptakami. Wiedzia o wszystkim, co si dziao dookoa. Zna wszystkie zwierzta, ktre te i jego znay, zbliajc si do niego bez lku; rozumia tajemnicze piewanie wiatru i wiedzia, co ten wiatr przyniesie: przybiey przed burz, czy ucieka przed spiek. Bdzi spojrzeniem wrd chmur i wrd ich kbowiska umia wynale jaki ksztat znany, czowieka, zamek potny lub cwaujcego konia. Wiele, wiele razy widzia jak gdyby widmo Huragana, uczynione z wenistej chmury. Niebieskimi oczyma patrzy ze zdumieniem na niezmierne cudy nieba i ziemi. Kocha je wszystkie i nigdy niczemu nie uczyni krzywdy, ani drzewu, ani ptakowi, ani adnemu ywemu stworzeniu. Nie wiedzia te, co to jest lk. Poniewa sam krzywdy nie czyni, wierzy caym sercem, i i jemu nikt jej nie wyrzdzi. Gdyby nagle na ciece spotka ogromnego niedwiedzia, zdziwiby si bardzo, e taka tusta gra moe chodzi po boym wiecie, lecz nie pomylaby ani przez chwil, e trzeba ucieka.Nauczy si y byle czym; potrafi je suchy chleb i popija rdlan wod; czyni to, co czyni jego przybrany ojciec, ktrego kocha niewypowiedzianie. Szybko poj sercem dziecinnym, e ten siwy, pewnie najmdrszy na wiecie czowiek, niewiele wicej od niego wie o zwyczajnych sprawach; dumny by przeto bardzo, e czasem on, niedorostek, musia pamita o domowym gospodarstwie. Byo ono tak mizerne, e niewiele trzeba byo pracy, aby si z nim upora. atwo byo wprawdzie ze wszystkim w lecie, ciko jednake bywao w zimie, Czasem zamie burzliwa i wcieka i zway ogromne niegw odcinay ich od wszelkiej cznoci z ludmi. Godowali wtedy cierpliwie. Mdrzec przy ognisku pisa w swoich ksigach, a Janek, grzejc si przy ogromnym kominie, karmionym suchym badylem i szczapami drzewa, rozmyla o najrozmaitszych rzeczach albo patrzy w mrok, usiujc dojrze, czy si w nim co nie czai?Wiatr paka rozpaczliwie, usiujc przez komin dosta si do kominka, aby ogrza zgrabiae swoje palce. Na dworze optana zawierucha zmagaa si z drzewami, co postkujc od bolesnej udrki, wycigay ku ciemnemu niebu czarne ramiona, jakby bagajc niewidzialne soce o zmiowanie. Straszno byo i mroczno; ogarek wiecy jak drca iskierka chwia si niespokojnie. Dokoa w ruinach taczya po wyszczerbionych murach i wrd zapadych sklepie nieysta wichura. Wiatr skomli:

- O ja nieszczsny! o ja nieszczsny! A drzewa:- Ratunku! ratunku! ratunku!

Janek lea na posaniu z otwartymi oczyma i nasuchiwa tych paczw i narzeka.Ju mdrzec usn, a on, litujc si tej udrce i tym |rozpaczom, nie mg zasn.Wtem such naty, bo najwyraniej doszed go gos ludzki; nie mg sobie zdasprawy, skd ten gos pochodzi, bo raz mu si zdawao, e z kaduba wiey, drugi raz, e ze sklepionego brzucha podziemi. Czasem by to jak gdyby skowyt przecigy, czasem jak rozdzierajcy ryk albo cichy, peny rzewnej skargi jk. Tua si ten gos po rozlegym zamczysku, wzmaga si lub znw przygasa. Czasem czy si z paczem wichru w jedno wielkie narzekanie albo te, kiedy wiatr ucicha, brzmia najwyraniej jakby zawodzenie: O! o! o!Raz ten gos usyszawszy, sysza go teraz coraz czciej. Mijay czasem tygodnie i gos ten i nie powraca, a nieraz paka dzie po dniu. Zapyta Janek mdrca, co by ten gos oznacza?

- Syszaem ja jki te po wielokro razy, synku drogi

- rzek Witalis - lecz nie znam ich przyczyny. Moe to dusza cierpica i pokutujca skary si tak bolenie i Boego prosi zmiowania. - Czy mona jej pomc?- Ja nie wiem, dziecko kochane, Bg to jeden wie.

Mina zima i wiosna przyleciaa z jaskkami, a Janek Wci myla o tym kim, co ma pen dusz paczu i mieszka w mrocznych podziemiach. miao wic pocz kry wrd ruin, wszystkie zwiedzajc zakamarki i wszystkie zapade kty. Dziwoway si tym wdrwkom nietoperze, czasem znw stary puchacz nastroszy si gniewnie, spostrzegszy maego czowieczka, co mu sen zakca. Chopiec widzia w ciemnociach jak kot i coraz to nowe wrd ruin odkrywa tajemnice: jakie sale przestronne z zapad kamienn podog, komnaty do pieczar wilgotnych podobne, zawie korytarze i schody, wydeptane przez dawnych ludzi. Cae godziny spdza wrd tych umarych kamieni, paczcych nad swoj ruin zielon strug ez, sczcych si po zmurszaych cianach. Przez otwr w murze wczoga si raz do przestronnej komnaty, czynicej pozr dawnej kaplicy; przez jak szczelin wdara si tu odrobina sonecznego wiata. Janek wodzi ciekawym spojrzeniem po cianach i po kamiennej posadzce, w wielu miejscach wydtej i nierwnej.Nagle przywar do muru, gdy ryk ogromny jak gdyby podranionego zwierza wstrzsn caym rumowiskiem. Serce drgno w chopcu, ktry jednak nie wiedzia,co znaczy lk. Oczy tylko szerzej otworzy i patrzy zdumiony, jak si gazy jednej ciany szeroko rozstpiy, a z otworu wysza ogromna posta; byo to widmo czowieka zakutego w blachy; czarna broda zakrywaa mu piersi, z gby wion dym, a z oczw dwa rude strzelay pomienie. Janek nie mia odetchn, kiedy straszliwa ta mara ryczc okropnym gosem zbliya si ku niemu. Pomienie zgasy w jej oczach, ktre patrzyy w tej chwili na chopca wybauszone jak dwa ksiyce; potwr znowu otwar paszcz i wion chmur dymu. Byo to wprawdzie straszne, lecz bardzo zajmujce. Chopiec by wniebowzity.

- Wyborna to jest sztuka!

- zawoa

- jak to si robi?

Zdaje si, e w mar ogniem ziejc trzasn piorun zdumienia, gdy urwa w poowie potny ryk i gosem takim, jakby dziesiciu nagle zakrzykno chopa, zawoa:- Nie boisz si ty mnie?- Nie, szlachetny panie!

- odpar chopiec.

- Po raz wtry pytam ci, nie boisz si mnie?- Nie boj si, panie!

Wtedy potwr zakrzykn jeszcze potniej:

- Po raz trzeci pytam si ciebie, nie boisz mnie?- Wcale si was nie boj, wspaniay panie.Upir zawy tak przeraliwie, e okruchy gazw zaczy pada ze sklepienia. Zadymi ze srogiej gby, pomieniem chlusn z oczu i zakrzykn:

- Ja ci zjem!- Dlaczego, panie?

- zapyta Janek

- czy wam wyrzdziem co zego?- Zamorduj ci i por ciebie, may czowieku. Ha!

Uczyni wielki jeden krok i o wystp gazu pocz ostrzy straszliwe ky, tak e iskry leciay potnie Chopiec, zamiast umkn sta nieporuszany, ani przez chwil nie wierzc w sonecznym sercu, aby mu ktokolwiek na wiecie mg wyrzdzi co zego. W straszliwoci potwora byo zreszt co dziwnie miesznego, kiedy mu dym kbami bucha z gby, a z kw sypay si iskry.

- Poamiecie sobie zby, szlachetny panie!

Widmo zawyo przeraliwie w srogim zdumieniu.

- Chopcze!

- zakrzykn potwr

- czy chcesz umrze?- Ani myl!

- odrzek Janek, spostrzegszy, e ognisty wielkolud wci mu grozi mierci, ale nic mu nie czyni zego.

- Na wszystkie mki piekielne

- zawy straszliwiec

- nie wiesz ty, kto jestem!- Wiem, panie!

- odrzek Janek.

- Syszaem wiele razy, jakecie pakali. Dlatego szukaem was, aby was zapyta, co was boli? Myl, e chyba zby, jeli je tak ostrzycie na kamieniu. al mi was byo bardzo.- Powtrz to raz jeszcze!- al mi was byo, panie!- I ty mnie szukae?- Dugo was szukaem.- I nie boisz si mierci? - Nie, panie, bo kt mi j zada? - Ja! - rykn potwr.Janek rozemia si gono.

- Tego to ja si nie boj. Chcecie mnie, panie, tylko nastraszy, a ja wiem, e jestecie dobrzy i nieszczliwi. - Skd wiesz o tym?- Ojciec mi mwi, kiedy sysza, jakecie pakali.- Czy masz matk?- Nie mam, panie. Moja matka umara ju dawno.- Czy moesz przysic na pami matki, e sam mnie szukae i e si mnie nie lkasz?- Ju wam to powiedziaem, a jeli trzeba, przysigam na pami matki, e sam was szukaem i e si was nie lkam.- O Panie miosierny!

- jkn potwr.Zgasy w jego oczach pomienie, a zamiast nich wielkie pocieky zy. Widmo skurczyo si nagle i zmalao.

- Co czynicie, dobry panie!

- zakrzykn Janek zdumiony, bo dziwny czowiek nagle rzuci si na kolana przed chopcem i wycign ku niemu drce rce.

- Klkam przed tob, dziecko niewinne Nie wiesz ty, kto ja jestem. Lat trzysta mczyem si tu, potpieniec okropny, bo kiedy wymordowaem w srogiej wojnie ludzi mnstwo, dzieci mae wasn pobiem rk

- O Boe!

- szepn Janek.

- Za to w strasznej mce trwa miaem tak dugo, a mnie dziecko odnajdzie i nie przelknie si mnie. Zwa, chopczyno najdroszy, jak cika to bya, cho sprawiedliwa kara, bo czy mogem mie nadziej, e si znajdzie takie, co si okropnego mojego widoku nie przelknie? Tym ci to straszniej byo, e musiaem rykiem potwornym i ogniami ze renic straszy, i lkiem miertelnym kade przerazi dziecko. Dlatego mierci groziem i tobie, wybawcy mojemu. Przez lat trzysta cierpiaem straszliwie, milionem ez opakujc kad kropelk tej krwi, ktr wylaem niegodnie. A mi Bg przebaczy i ciebie tutaj przysa, dziecko jedyne. Teraz w dalek odejd drog i nigdy ju tu nie powrc.- Dokd pjdziecie, biedny panie?- Pjd pomidzy dusze zbawione - O, panie! To tam, gdzie jest matka moja?- Twoja matka jest wrd aniow.- A wy jej nie ujrzycie? - Ujrz, jeli jest taka wola Boska. - Bagam wic, panie, abycie powiedzieli matece mojej, e cho nie przypominam sobie jej twarzy, miuj j z caego serca- Powiem, och, powiem- I prosz j, aby zawsze bya przy mnie- Powiem, dziecino.Janek mia oczy pene ez i srogi duch te paka, jak to chopi. Nagle przygarn Janka do szerokiej piersi i tak si ciskali dugo, a Janek poczu, e obejmuje powietrze. Nikogo przy nim nie byo. Zdziwiony, lecz szczliwy, powraca przez ruiny. Kiedy szed w tamt stron, przedziera si z trudem przez zway cegie i ostre gazy, teraz za, jakby kamienie ywe byy, usuway mu si spod ng, wygodn dajc drog. Opowiedzia mdrcowi z powag wielk o wszystkim, co mu si wydarzyo. Witalis obj chopca ramionami i rzek ze sodycz: - aska Boska jest nad tob, chopcze ukochany. Bacz, jak wielka jest potga czystego serca, co srogie zniewala duchy i niebo wyprosi dla nich zdoa. Pomdlmy si za tego nieszczliwego czowieka, co w dalek uda si drog Mw za mn: Wieczne odpoczywanie racz mu da, Panie! Wieczne odpoczywanie racz mu da, Panie! I matece mojej najdroszej!I matece mojej najdroszej!A wiato wiekuista niechaj im wieci!A wiato wiekuista Ojcze, ojcze!Co, mj synu?- Patrz, patrz, re spadaj na nas z puapu!- To nie na nas, to na ciebie, to tylko na ciebie, dziecko przeczyste! - rzek Witalis.

ROZDZIA CZWARTY - w ktrym umary oczy mdrca, a studnia ludzkim przemawia gosemJanek mia ju lat czternacie. Ksztacony przez mdrca, wiedzia wiele i myl mia bystr. Prcz Witalisa uczy go las, wiatry i wody; las go naucza, e mierzy naley w gr, wicher go naucza pdu i siy, wody srebrzyste nauczay go, e duch jego powinien by czysty, jak gdyby odbija w sobie niebo.Kiedy poj, co dla niego uczyni ten siwy, samotny czowiek, ten biedaczyna pokorny i wspaniay, co czasem nie mia dla siebie okruszyny chleba, a jego wykarmi i wychowa, czu w duszy rzewno niezmiern. Kocha go tedy ponad wszystko w wiecie. Patrzy w jego zmczone oczy z niewypowiedzian mioci i czyni wszystko, by najdroszej tej istocie, mdrcowi temu najcudowniejszemu, ycie jasnym uczyni. Zmiata niemal proch z jego drogi. Nie pozwoli, aby Witalis, w ktrym wielkie i wspaniae dopalao si serce, jakkolwiek, najmniejsz chociaby trosk napotka w swoim pobliu. ywi go, czuwa nad jego snem, wielbi jego prac, za wielkie sobie poczytujc szczcie, tedy si ten ojciec najlepszy umiecha do niego. Oddaby ycie za ten umiech, wyrywany z promienistej duszy, jak kwiat z ziemi.Kiedy wielki mdrzec w noc pogodn bezgonie z gwiazdami gada, nazywajc wiele z nich imieniem jakim dziwnym, i kiedy spojrzeniem wrd nich bdzi, jak pasterz dobry wrd stada swoich owiec, Janek siada u jego stp, jak suka najwierniejszy, gotowy na kade skinienie. Czasem za z zapartym oddechem sucha chciwie, kiedy mdrzec naucza go o cudach niebieskich. Dusz mia wtedy w zachwyceniu i zdawao mu si, e stpa wrd zotego roju gwiazd, po niezmiernej Mlecznej Drodze.A Witalis mwi:- Owe gwiazdy, ktre Bg rozsia na niebieskim polu, jak zote ziarna zboa, s to wiaty ogromne i niepoliczone. Mci si myl czowieka, ktry by je pragn policzy albo dotrze do nich. Jestemy jako ten proch wobec soc potnych i wspaniaych. Bdmy przeto pokorni. Nikt nie wie, gdzie si zaczyna przestwr niebieski ani gdzie si koczy, nigdzie si bowiem nie zaczyna i nie koczy nigdzie. Jest to nieogarnione krlestwo Boe, co si pali zotymi ogniami. Gdyby mona policzy ziarnka piasku wszystkiej ziemi i wszystkie te, co le na dnie mrz, i gdyby je mona pomnoy tysice tysicy razy, byaby to liczba maleka i znikoma wobec liczby tych gwiazd, ktrymi usiana jest Droga Mleczna. Wiele, wiele ju lat bdz po niebie, a z dniem kadym wiksza jeszcze groza mnie napenia i dusza moja dry ze miertelnego lku przed t wspaniaoci niewypowiedzian i potg najstraszliwsz, co w przestworzu ponad nami wieczycie wisi. Dusza moja jak robak w prochu peza i zaledwie oczy miem podnie ku tej tajemnicy, co oczyma gwiazd na mnie patrzy z wysokoci.- Wszak jeste mdrcem, ojcze! - mwi Janek.- Mdro moja jest jak kaganek, ktry lada podmuch zgasi wobec soca. Jestem ja wrd pokornych najpokorniejszy; nie ogarn straszliwej potgi nieba, przeto wrd krociw wybraem gwiazd jedn i cae ycie powiciem, aby wyledzi jej drogi. C z tego, e je poznasz, ojcze?- Wielka to jest rzecz, dziecko moje. Zbadawszy drog jednej gwiazdy, zdobd uamek, okruszyn, dbo jedno niezmiernej tajemnicy. Czowiek po to yje, aby przez mki choby najsrosze, choby mu krew zalewaa mzg i choby w nim serce usychao z rozpaczy, zda do jej poznania. Pojmiesz to nie dzisiaj jeszcze, ani jutro. Straszne to s sprawy. O tym wiedz tylko, e jeszcze mi czasu niedugiego potrzeba, abym dokona tego dziea, ktrem zamierzy. Pod wielk ci powiem tajemnic - zacz mwi szeptem e ziemia, ktra si pask wydaje, nie jest paska, lecz okrga. Ja to ju wiem, lecz nikt na wiecie mi nie wierzy. Musz szuka dowodw. Ju widz brzask prawdy Moe lat kilka, a moe godzin niewiele od niej mnie oddziela O, dziecko! O tych niewiele godzin bagam Boga i o nic wicej. Ju jestem blisko, ju wiem wiele, lecz serce we mnie zamiera z lku, kiedy pomyl, e mier moe przyj do mnie dzisiaj jeszcze i zamkn mi oczy. Mnie jeszcze potrzeba oczu, tylko oczu! Niech bym skona, byle tylko moje oczy yy i mogy ujrze t prawd, ktrej czekam i szukam od pwieku. Dugo mu potem mwi o wielkiej tajemnicy ziemi i tak koczy:- Synu mj! Oczy moje s ju tak sabe, czasem, kiedy patrz, bl ostry przeszywa moj gow. Niech boli, niech boli, byle oczy moje nie zgasy. Boj si, dziecko moje C to, paczesz?- Oddabym ci moje oczy, ojcze najdroszy!- Wiem, wiem o tym. Znam twoj dusz, chopcze jedyny Nie pacz, daj pokj! Przecie nie olepem, cho czas zgi moje krzye i gow moj gnie ku ziemi. A ja j wznosz zawsze ku niebu i ku gwiazdom. Lecz gdyby moje oczy zagasy- Nie mw tak, ojcze! na Boga, nie mw!- Gdyby moje oczy zagasy - koczy mdrzec - wyprowad mnie na szczyt wiey, abym mg skoczy w przepa. Wielka, krwawa troska zapada w dusz chopca; drczy si i drczy, lecz przeciw grozie nic zdziaa nie mg. Wiedzia, e ojciec jego stera swoje oczy i e moe kiedy pa na nie mrok nieprzebity. Patrzy z niepokojem, jak czasem wielki starzec zakrywa je doni, jak gdyby chcia zasoni przed blaskiem. Dreszcz nagej trwogi wstrzsa wtedy Witalisem, a chopiec rozumia drapieno tej trwogi, co chciaa , pazurami wydrze te oczy, pene mdroci i umiechu. Czasem mdrzec, uzbierawszy zi rozmaitych, wyciska z nich soki, potem pcienko nimi zwilywszy, kad je na powieki i tak trwa przez dugie godziny, milczcy i miertelnie smutny.- Jak si czujesz, drogi ojcze? - pyta go kadego poranka.- Jeszcze widz! - odpowiada mdrzec z jasnym umiechem.Wiem, co mi naley uczyni - mwi Janek. - Wybior si w podr dalek do owych mdrcw, o ktrych mi opowiadae, e znaj leki na wszelkie choroby. Chobym mia wdrowa na koniec wiata, przynios ci owe cudowne maci i oczy twoje ozdrowiej.- Na nic to wszystko, synu mj - rzek mu Witalis. - Oczy moje me s chore, lecz gasn ju, bo zbyt dugo patrzyy. Dopalaj si tak, jak lampa oliwna albo tak, jak dzie ganie o wieczornej zorzy. Cud chyba moe je nowym peni blaskiem.- O, nieche si stanie cud!- Niegodny, niegodny jestem Ju i to jest cudem, e jeszcze widz Pjdmy patrze na gwiazdy Patrzyli nocy kadej na roziskrzone niebo tak dugo, a gwiazdy zaczynay blednc i ze zotych czyniy si srebrne, zanim jak srebrnouskie ryby nie skryy si w mlecznej powiacie nieba, jak w perowym jeziorze. Wtedy mdrzec zapisywa w ksigach o wszystkim, co zdoa nocy tej wyledzi wrd gwiezdnej zamieci, i dopiero szed na spoczynek. Raz rzek o zachodniej zorzy:- Dzisiaj bdzie noc taka, sierpniowa zota noc, podczas ktrej najwicej pada gwiazd. Pikny to jest widok. Gwiazdy burz si, jak gdyby pszczoowody chodzili wrd ulw i chwyta chcieli roje. Co wczenie dzi wieczr zapada Soce zapewne zachodzi w bogatej czerwieni, bo mi si wydaje, e czerwone wielkie koa wij si przed oczyma. Przetar doni oczy, powiekami je nakry, jak gdyby pragn da im odpocznienie. Kiedy za nadesza noc, oznajmiona graniem wierszczw i hukaniem puchaczw. Witalis podnis si ciko z siedziska i rzek:- Chodmy wdrowa po niebie, synu.Zbliy si ku przestronnemu oknu, przy ktrym na trjnogu wysokim osadzony by teleskop jednooki, czujnie w niebo wpatrzony, i przez ktry wida byo pat nieba ogromny, radonie gwiazdami byskajcy. Niebo wygldao tej nocy wspaniale, bogato i cudnie, jakby na nim namnoyo si gwiazd jarzcych i pysznych. W powietrzu jasno bya jaka srebrzysta i upojne wonie, od lasw i k bijce. wiat wyglda jak niezmierny koci, w ktrym krocie jarzy si wiate; dziwna bya ta wielka wieczorna cisza w tej wityni i mona byo mniema chyba, e wanie odbywa si Podniesienie, przeto organy umilky, piew si ludzki milczeniem kaja, a tylko wierszcze zamiast dzwonkw cichutkich odzywaj si z daleka. Tym wicej wiat do kocioa by podobny, e nisko nad ziemi pona jedna gwiazda blaskiem krwawym, wanie jak lampa wieczna przed otarzem. Witalis na niebie pooy spojrzenie i wodzi nim dugo we wszystkie strony. Janek stan poza nim i zachwyconymi oczyma mionie musn gwiazdy, ktre po dwakro miowa: dlatego, e byy ponad pojcie pikne, i dlatego, e on, ojciec jego, miowa je wielkim sercem. Nie chcc mci jego zadumy o rzeczach boskich i wieczystych, ktre wrd gwiazd maj mieszkanie, oddech nawet ciszy i nie way si sowem jednym sposzy tej ciszy niebieskiej; wydao mu si, e gdyby odezwa si w tej chwili, sowo jego byoby jak n, co cisz wieczorn w piersi uderza. Patrzy na Witalisa i widzia, e rk powoli wznosi, kadzie j na oczach, po czym ruch ten wielokro powtarza.- Stracona to noc, mj synu - rzek wreszcie ze smutkiem.- Czemu, ojcze? - spyta chopiec cicho.- Czy nie widzisz? - rzek mdrzec. - Wieczr wydawa si pogodny, a teraz mrok jest na niebiosach nieprzenikniony. Wiatr musia cikie przygna chmury z nad morza Ciemno jest straszliwa Nie ujrzymy ju dzisiaj gwiazd, mj synu.- Jezusie, Mario! - szepn chopiec. Blado wielka wygnaa wszystk krew z jego twarzy. Czu, e si w nim serce zaczo tuc niespokojnie. Gosem drcym, sowami, ktre byy te blade i bez krwi, drce i zdawione, rzek:- Ojcze najdroszy czy patrzysz w niebo?- Tak, Janku.- I nie widzisz gwiazd?- Nie ma dzisiaj gwiazd na niebie- Czy czy nie widzisz O Boe powiedz mi, ojcze ukochany czy niewidzisz tej gwiazdy czerwonej ktr zowiesz Marsem?- O czym mwisz, dziecko moje? Widziabym gwiazdy, gdyby nie te chmuryokropne - Ale ja je przecie Nie skoczy, bo mdrzec odwrci si nagle ku niemu.- Co chciae rzec? Dokocz!- Nie, ojcze! nie! nie! ja ich te nie widzWtem mdrzec wycign przed siebie rce i rzek gosem dziwnym:- Sysz gos twj, lecz nie widz ciebieAaa! - jkn nagle z tak rozpacz, e zdawao si, i mu serce pka.Janek przypad do niego, obj jego kolana i mwi, kajc:- Nic to, ojcze, ojczulku, drogi, jedyny, ukochany Nic to To minie To zaraz minie Odwr si! Patrz w niebo! O, czy ju widzisz?Mdrzec spojrza w niebo, patrzy dugo, dugo, potem pochyli srebrn gow na piersi.- Nie mam ju oczu! - rzek cichutko.Chopiec nagym wybuchn paczem i wi si z wielkiego blu u jego ng. Witalis pooy drc rk na jego gowie i powiedzia ze sodycz:- Nie mam ju oczu Bg mi je da. Bg wzi, niech bdzie imi Jego pochwalone. Tej nocy paday gwiazdy rojem niezmiernym, jak gdyby niebo pakao zotymi zami nad okropnym nieszczciem tego, ktry je tak bardzo ukocha. Witalis siedzia dugo w noc milczcy, i czasem tylko podnosi rce do oczu, jak gdyby chcia otworzy drzwi wiatu, albo jak gdyby chcia usun z nich mrok. Janek za, kajc cichutko, czeka z niepokojem poranka. Tuli w duszy nadziej, e moe potne wiato soneczne, brylantowymi promieniami uderzywszy zmartwiae oczy, do jasnego powrci je ycia. Ani soce jednake nie dokazao tego cudu. Witalis by lepy wieczn lepot. Reszta jego ycia miaa by mroczn mk i boleci bez nadziei. Zalany socem wiat zmieni si w pieczar, nalan ciemnoci, w ktrej mieszkaj tylko gosy. Mdrzec nie pokaza po sobie tej rozpaczy, co z naga go obja rcym i palcym pomieniem, wzniosemu swojemu sercu nakaza spokj, a duszy kaza uderzy czoem przed wyrokiem Boskim. Jak dawniej, tak i teraz mia umiech na twarzy, lecz jaki inny, pomieszany odblaskiem cierpienia i z pokornym poddaniem si jego mocy. Wspania czyni posta, jakoby wity, co na mczestwo ogniste zda z umiechnion radoci.Janek, patrzc na niego, chcia paka na los i krzycze, i woa wielkim gosem nie wiadomo kogo na ratunek. Wydao mu si to jak krzywd straszliw, e tak cierpi czowiek najlepszy na wiecie. Po jego modej gowie latay myli, jak ogniste ptaki; co czyni? Dokd pj po pomoc? Gdyby mg, byby sobie samemu oczy wyupi i oddaby je temu starcowi potnemu.- Na co mi oczy? - rozmyla w gorczce - czy po to, abym patrzy na jego nieszczcie? Och, ojcze, ojcze! Bogdajbym ja olepn, bye ty widzia. Tobie te oczy s tak potrzebne. Ju miae ujrze to, na co czekae p wieku. O, Boe! Zelij jaki ratunek! Naucz mnie, co mi naley czyni, aby zdoby wiato dla tych oczw jego zamarych. Jeli ycia mojego na to potrzeba, oddam ycie z radoci! Tak si targa w boleci chopak poczciwy, patrzc na najlepszego swojego ojca i przyjaciela, siedzcego przez dugie godziny bez ruchu i patrzcego w stron nieba bez nadziei. Cieszy go i pieci, czujny na kady szelest i na kade drgnienie. Tuli go i do snuukada, jak dziecko go karmi. Opowiada mu, co si odbywa na niebie i na ziemi, czy ptak przelecia, czy chmury goniy si po firmamencie. Mwi mu, e letnie byskawice igraj, zygzakowatym lotem cigajc niedocige nietoperze, albo e si ukaza sierp ksiyca.- Czy ksiyc ronie, czy maleje? - pyta Witalis.- Nie umiem tego pozna, ojcze.- Spojrzyj tylko, drogie dziecko. Jeli daje z siebie pozr litery C., wtedy maleje, jeli za ma ksztat litery D, wtedy ronie. Std starzy Rzymianie kamc ksiyc nazywaj, e niby na odwrt czyni, ni wskazuje podobiestwem swoim do tych liter, porzekado mieszne o nim wykoncypowali: Luna meniiax - si crescit, derescit, si decrescit - crescit. Co za sycha wrd ludzi?- Pacz nad nieszczciem twoim okropnym.- Powiedz im, ze le czyni. Bg nie chcia wida, abym do niebieskich dociera tajemnic. Taka Jego wola.- Powiem im, ojcze - rzek Janek, ukrywajc zy, aby nie zaszeleciy wrd jego sw, jak pery szeleszcz.- Zbli si do mnie, synku Witalis pooy mu na gowie rk, potem ni wodzi po chopicej twarzy.- Och! - szepn - czy to jeste ty?- Kt by inny, drogi ojcze! - odrzek z cichym zdumieniem Janek.- Tak, ty to jeste, ale i nie ty Schude tak bardzo, e ci nie poznaje moja rka To le, to le, dziecko moje Czemu si drczysz i trapisz, i czemu si dajesz zjada zgryzocie? Wicej ci trzeba si teraz, kiedy musisz opiekowa si niedonym lepcem. Janeczku mj jedyny! Przebacz mi, dziecko najdrosze, e ci takim staem si ciarem. Czy mi przebaczysz?- Ojcze, ojcze! - zawoa Janek, wybuchajc paczem - przecie ja bym dla ciebie ycie- Wiem, wiem, chopczyno Nie kocz! Niech ci Bg bogosawiTulili si do siebie, jak dwie sieroty, jak dwaj bardzo nieszczliwi.Kiedy si wieczr mia narodzi, Janek uoy Witalisa na posaniu, a sam poszed dostudni, aby wydoby wiadro wody. Opowiadano, e studnia ta, bardzo gboka, czy si w mrocznej czeluci z piwnicami ruin. Jej dna, na ktrym spa mokry, mchami obrosy mrok, nie byo mona dojrze. Janek dugo spuszcza wiadro, na skrzypicym wiszce acuchu, a kiedy zwj jego na koowrocie zupenie si rozwin, chopiec star pot z czoa i, odpoczywajc, opar si o kamienn cembrowin studni. Nagle drgn. Wydao mu si, e ze studziennej czeluci dobywa si jaki gos. Nachyli si i, usiujc ostrym spojrzeniem rozgarn ciemnoci, nasuchiwa. Mrok spa tam nieprzenikniony i niczego dojrze nie byo mona, lecz jakby otcha ziejca zimn wilgoci zamienia si w rozwart gardziel, bulgoccy wydoby si z niej gos i ociekajc wod usiowa wydosta si na wiat. Gos ten by daleki, jakby pochodzi z brzucha ziemi i hucza, jakby kto toczy gazy. Janek sucha dugo, a gos wspi si ku niemu i jak grzmot daleki zadudni: - Czy mnie syszysz, czowieku?- Sysz! - rzuci chopiec w czelu studni odpowied jak kamie.- Czy jeste ten, ktry ducha paczcego zwolni od mki?- Jam jest ten!- Suchaj, co ci mwi kto, co nie mwi nigdy: zy twoje pady na dno studni iobudziy tego, ktry pi.- Kto jeste ty, ktry pisz?- Tego ci powiedzie nie mog. To tylko wiedz, e mam sto tysicy lat.- Czy jeste duchem pokutujcym?- Nie jestem duchem, ziemia mnie urodzia, matka moja. Ogie mnie karmi, ojciec mj. Woda mnie poi, siostra moja. Smok z rubinowym okiem mnie strzee, brat mj. Czy mnie syszysz?- Sysz! Dlaczego przemawiasz do mnie?- Bo masz serce czyste, jak woda tego rdliska Bo nie znasz trwogi Bo ywych i umarych miujesz I jeste nieszczliwy.- Jestem bardzo nieszczliwy. Skd wiesz o tym?- Mam sto tysicy lat. Ja wszystko wiem, ja wszystko wiem. Oczy, ktre miujesz, zagasy Czy chciaby, aby spad z nich mrok i aby oyy?- O Jezu! - krzykn chopiec.- Czy daby sobie za to wyrwa serce?- O tak, dabym sobie za to wyrwa serce!- Czy znisby za to wielkie mki?- Najwiksze znisbym mki!- Przeto suchaj: gdyby kto da oczy ojcu twojemu i najstraszliwszej za to zada zapaty, czy nie okazaby trwogi?- Nigdy, przenigdy!- Tak czujesz moc ducha?- Bg widzi!Woda zabulgotaa w czeluci i dudnice sowa musiay w niej zaton, bo przez chwil trwao milczenie, jakby drce od zimnej wilgoci. Wnet potem gos zacz pi si ku grze i znw si na wiat wydosta. - Czy mnie syszysz, czowieku?- Sysz ciebie!- Musiaem spojrze w wodn gbi, aby dojrze to, co si ma sta. Widz zielonymi oczyma to, co nadchodzi. Nat such, nat such! Jam jest studnia mdroci, jam jest woda oywcza. Tedy ci mwi: jeli okaesz mstwo i roztropno, oyj oczy, ktre umary. - Co mam czyni? Powiedz mi, co mam czyni?- Bd mocny!- Jestem mocny- Miej nadziej!- Bd j mia- Nie pozwl, aby serce twoje struchlao i aby si ulka twoja dusza!- A gdybym si zatrwoy?- Wtedy wszystko przepadnie!- O, ty, ktry yjesz sto tysicy lat! Co mam uczyni? Jestem gotw na mier, lecz co mam uczyni?- Powstrzymaj zy. zy twoje padaj w studni, jak cikie gazy!- Ju nie pacz, ju nigdy nie zapacz, Co mam czyni jeszcze?- Czeka, czeka, czeka!- Czy mog tobie wierzy? Czy mnie nie mami gb?- Ziemia nie zna faszu, ogie nie kamie, a woda jest przeczysta. Ja jestem ziemia i ogie, i woda. Ja ci nie powiem, co si stanie. Ja ci ostrzegam jedynie, aby ci nie zabi lk. Odejd teraz Podnie acuchy, bo mi ci na piersi Ju mnie nigdy nie Usyszysz, czowieku, co duchy nieszczliwe pociesza Niech aska ziemi bdzie z tob, jako ju jest nad tob aska nieba Ostatnie sowa cichsze byy, jak gdyby ten, co przemawia, zapada si coraz gbiej. Janek chwil jeszcze sta pochylony i byskiem rozgorzaych oczw usiowa owieci czelu, wydron w skale; widzia jedynie uamek acucha, a poniej mrok gsty i ciki. Zdawao mu si, e t ciemno mona odwala jak ziemi. Szalona myl zamigotaa w chopicej gowie: aby si czepi tego studziennego acucha i krwawic rce zej na dno, i tam znale tego, ktry mwi. Opamita si jednak, zrozumiawszy, e czeka go tam mier zimna, straszna i nieuchronna, i e, gdyby z tej szalonej wyprawy nie powrci, na ziemi zostanie bez pomocy i opieki nieszczliwy lepiec.- y, y, ja musz y! - krzykno mu co bulgotem krwi w sercu.Chwyci rami koowrotu i w straszliwym podnieceniu pocz dobywa cikie wiadroz czeluci. Nie powiedzia ojcu o dziwnym gosie z gbi ziemi, rozwaajc, e jeli to bya zuda, z nadziej jedynie nakarmi starca i bl jego pomnoy. O wicie jednake poskoczy ku studni i dugo patrzy w jej dno, co jak oko ziemi z ciemnej wody zasnute, tsknym wzrokiem spogldao na skrawek bkitu. Woda staa nieruchoma, zimna i tajemnicza. - Ktokolwiek to by - rozmyla chopiec - nie mg by duchem zym. By to kto dobry, bo mi nakazywa mstwo i kaza hodowa nadziej. Tego by nie Uczyni zy. Duch ciemny rado ma z tego, jeli w czowieku ronie zwtpienie i rozpacz przy tym kilkakro wezwaem Boskiego imienia, a on przemawia do mnie w dalszym cigu. Tak, to by kto przyjazny Nie by to w czowiek nieszczliwy, ktrego uwolniem z pokuty, bo daby mi si pozna. I gos mia inny Nie, nie, to nie by on, lecz kto, co o tamtym wiedzia Jeli yje w tych podziemiach sto tysicy lat, moe wiedzie, co si stao przed kilku laty C mi doradza? Abym si nie da pognbi trwodze i abym si adnej nie ulk mczarni. O, ojcze mj! Jeli ci to moe wzrok przywrci, gosu z siebie nie wydam i zamr cicho, bogosawic ciebie Glos kaza mu czeka, wic Janek czeka. Czasem, przysiadszy na zwalonym kamieniu, trwa tak w bezruchu przez dugie godziny i patrzy w sin daleko, jak gdyby stamtd mia kto przyj i powiedzie mu, co si ma przydarzy. Nikt jednak nie nadchodzi. Z ludzkiego osiedla zjawiali si czasem ludzie, przynosili ywno, wspczucie i rady najrozmaitsze. Wielkie nieszczcie Witalisa wielk wrd owych prostaczkw wywoao ao. Wiele od niego zaznali dobroci, wic teraz nawiedzali go czsto, smutnym ogarniali spojrzeniem, a potem szeptali z Jankiem na osobnoci. Mwi jeden stary chop stuletni: - Dam ja tobie, sieroto, rad dobr. Uap ty sow albo puchacza, oczy mu wyjmij, zasusz, na proch zetrzyj i na nowiu ksiyca pi to daj ojcu w surowej wodzie. Musisz mu ten lek poda lew rk, serdeczn, a potem trzy razy splun, bo inaczej nie pomoe. Dziad mj to samo ze lepym jednym zrobi, a mdry by, jak kruk. - A lepiec w przejrza? - pyta Janek.- Przejrze to on nie przejrza, ale dlatego tylko, e pewnie puchacz te by lepy i oczy byy niedobre. Inaczej to by pomogo. - Zy to jest lek - mwi inny, bartnik stary, co mia lat jeszcze wicej. - Sowi oko na nic, bo tylko w nocy widzi Lepszy ja znam ratunek. - Powiedzcie mi o nim, dobry czowieku.- Trzeba nietoperzw kilkoro uowi i na drzwiach przybi, a pod nimi trzy kka, wicon kred naznaczy. A jakby przez trzy dni nie pomogo, namaci oczy rybim tuszczem, kiedy ksiy