Upload
hatuong
View
212
Download
0
Embed Size (px)
Citation preview
S APERE AUDE STR. 1
Ferie.... Znowu się skończyły. I dlaczego tak szybko,
i dlaczego były za krótkie? W tym roku nie można przy-
najmniej powiedzieć, że zima nam na ferie nie dopisała.
Poniżej -150C w dzień, poniżej -200C w nocy nie co roku
się nam zdarza... No i śnieg... Chociaż niektórzy twierdzą,
że w taką pogodę jest za zimno nawet na lodowisko. Cóż,
o gustach się podobno nie dyskutuje.
Pierwsze półrocze już za nami, zaczyna się zbieranie ocen
na drugie, które dla maturzystów, czujących już na plecach
oddech matury, będzie jak zwykle nieco krótsze. Studniów-
ka minęła, matury nie da się przełożyć, więc może czas
zacząć się uczyć??? Na to podobno nigdy nie jest za póź-
no.... Pozdrawiamy. Redakcja
Rok 11 Nr 4/65
luty 2012
Miesięcznik. Wydaje zespół „Sapere aude”. ZSO w Zambrowie
sapere aude
Gazeta Społeczności Szkolnej Zespołu Szkół Ogólnokształcących w Zambrowie
W TYM NUMERZE:
Highway to hell 5
ACTA. Dwugłos w sprawie 6
Kocham teatr 8
Szlachecki tytuł? Tylko w LO 16
Komiks 15
Spotkanie z rodziną zastępczą. S 10
Studniówka a.d. 2012. S.3
ROK 11 4/65 S TR. 2
K alendarz
grudzień-styczeń
W dniach 7 - 9 grudnia 2011r. najstarsi gimnazjaliści z naszej szkoły pisali
próbny egzamin gimnazjalny – w tym roku w nowej wersji.
7 grudnia sprawdzili swoje umiejętności z języka polskiego, historii i WOS-u. Na polskim należało się wykazać znajomością II części „Dziadów” Ada-
ma Mickiewicza. Uczniowie mieli napisać rozprawkę na temat: „Co znaczy
być człowiekiem?” To ich zszokowało.
Następnego dnia, 8 grudnia, przyszedł czas na zmierzenie się z matematyką
i przedmiotami przyrodniczymi. „Zadania z matmy były trudne, szczególnie
te otwarte” – mówili niektórzy. W jednej z klas tylko jedna osoba wykonała
poprawnie wszystkie otwarte zadania.
Ostatni dzień próbnych egzaminów , 9 grudnia – sprawdzenie wiadomości z języków obcych nowożytnych. Na rozszerzonym języku angielskim był
do napisania e-mail. Wśród uczniów zdania były podzielone co do stopnia
trudności.
O swoich wynikach uczniowie dowiedzieli się jeszcze przed feriami zimo-
wymi. Cóż zostaje mi powiedzieć? Drodzy trzecioklasiści, przesyłam kop-
niaki na szczęście i powodzenia na egzaminie w kwietniu .
AM
A tak z życia (kulturalnego) Zambro-
wa.....
21 stycznia otwarto w Zambrowie
Centrum Kultury mieszczące się
przy ulicy Wyszyńskiego.
Nowa siedziba Miejskiego Ośrodka
Kultury dysponuje salą widowiskowo
-kinową na 344 miejsca. Sala ta posia-da scenę o powierzchni 120 m2 oraz
olbrzymi ekran kinowy. Wyposażona
jest w profesjonalny sprzęt kinowy
(projektory: 2D i 3D) i nagłaśniający
oraz oświetleniowy estradowy.
W Centrum Kultury znajduje się
ponadto sala klubowo-kawiarniana,
sala konferencyjna, sala teatralno-taneczna, pracownia tkaniny oraz
pracownia malarska. Na parterze są
też pomieszczenia administracyjne
MOK i szatnie. W piwnicach budyn-
ku dostosowanego do potrzeb osób
niepełnosprawnych znajdują się
przestronne pomieszczenia przezna-
czone na siedzibę Regionalnej Izby Historycznej (3 duże sale wystawowe,
magazyn, szatnia, pomieszczenia
administracyjne, w tym pomieszcze-
nia na broń), sala na próby Miejskiej
Młodzieżowej Orkiestry Dętej, maga-
zyn na instrumenty muzyczne i stroje.
Galę otwarcia uświetnił swoim kon-certem Maciej Maleńczuk.
em
Pod koniec listopada i w początkach grudnia nasza szkolna czytelnia tętniła
życiem. Uczniowie, w tym wolontariusze, wykonywali przeróżne artystycz-
ne prace, tzn. pocztówki, zaproszenia, rysunki na szkle, wszystko o tematy-ce bożonarodzeniowej. Była to pracochłonna, czasochłonna, a czasem też
żmudna praca. Wykonano w sumie około 140 prac – 20 zaproszeń, ponad
40 kart pocztowych i 75 witraży. Główną inicjatorką przedsięwzięcia była
Pani Joanna Gierałtowska.
AM
17 stycznia tegorocznych maturzystów odwiedzili przedstawiciele Szkoły
Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie. Dwójka studentów przepro-
wadzała warsztaty dotyczące autoprezentacji. Zamysł był taki, że mają one posłużyć lepszemu przygotowaniu do wygło-
szenia prezentacji na maturze ustnej z języka polskiego. Ale właściwie nie
dowiedzieliśmy się z nich niczego odkrywczego. Większość osób wie,
że trzeba od czasu do czasu nawiązywać kontakt wzrokowy z egzaminato-
rem oraz nie przesadzać z mimiką i gestykulacją. Zajęcia nie odnosiły się
tylko do matury ustnej, ale też do rozmowy kwalifikacyjnej, która kiedyś
w przyszłości też nas czeka. I tu mini ciekawostka. Warto umieć wymienić
trzy swoje wady (i najlepiej jest za bardzo nie zmyślać, bo wtedy łatwo się wkopać i cały wysiłek na nic), bo zalety to – wiadomo – prosta sprawa...
em
A w naszej szkole jeszcze
przed feriami, a także i po, oczywi-
ście nie działo się mało....
W dniach 7-9 grudnia odbyły się
próbne egzaminy gimnazjalne.
7 grudnia trzecioklasiści musieli
zmierzyć się z częścią humanistyczną,
8 grudnia z częścią matematyczno-
przyrodniczą, a
9 grudnia z wybranym językiem
obcym.
18 grudnia - kwesta
„Bożonarodzeniowy Dar Serca”
22 grudnia-wigilia szkolna 17 stycznia - spotkanie z rodzicami
uczniów gimnazjum
18 stycznia - spotkanie z rodzicami
licealistów
em
21 stycznia- STUDNIÓWKA!!!!!, czyli pierwszy prawdziwy bal w życiu
maturzystów.
Studniówka odbyła się w tym roku nie w szkole, a w sali Eliot w Rutkach Kossakach. Niemal dwieście par i zaproszeni goście, wśród których
nie zabrakło wicestarosty zambrowskiego p. Stanisława Rykaczewskiego,
a także rodzice i nauczyciele, bawiło się przy muzyce zespołu BOSS MU-
SIC z Łomży. Przemówienia, polonez, a potem zabawa do białego rana.
S APERE AUDE STR. 3
... czyli był raz bal...
21. stycznia 2012r. - ta data pozostanie na długo w pa-
mięci tegorocznych maturzystów. Powód? To właśnie
wtedy w sali Eliot w Rutkach-Kossakach odbyła się
studniówka maturzystów z naszego ZSO. Niemal dwie-
ście par (?) i zaproszeni goście, wśród których obecny był
wicestarosta zambrowski Stanisław Rykaczewski, rodzi-
ce i nauczyciele z osobami towarzyszącymi, bawiło się przy muzyce zespołu BOSS MUSIC z Łomży. Ci, którzy
zostali zaproszeni, wiedzą jak było. Pozostali zawsze
mogą przeczytać moją relację, aczkolwiek do lektury
zapraszam wszystkich, choćby dla „odświeżenia” pamię-
ci.
Ile głów tyle rozwiązań, czyli łatwe wyjścia z trudnych
sytuacji... Aa – kompromis?!
Na moją klasę (IIIa) spadła odpowiedzialność za przygo-
towanie zaproszeń, jak też ich rozdysponowanie i dostar-
czenie. Zadaniem IIIc było wykonanie napisu
'STUDNIÓWKA 2012'.
W związku z tym, że bal studniówkowy nie miał miejsca,
jak w poprzednich latach, w auli znajdującej się w szkole,
ale w specjalnie wynajętej w tym celu sali, znaczna część
przygotowań nas ominęła – mam tu na myśli dekorowa-
nie poszczególnych klas, tzw. wnęki oraz samej auli. Tak wśród samych 'zainteresowanych', jak i wśród reszty
społeczności szkolnej słyszało się opinię, że nie czuje się
już w tym roku w takim stopniu, jak to dotąd bywało, tej
niezwykłej studniówkowej magii, która nierozerwalnie
łączyła się z widokiem rozbieganych trzecioklasistów
pochłoniętych wytężoną pracą. Teraz zabrakło licealistów
szarżujących co chwila po korytarzach, od jednej do drugiej klasy, na dwa dni przed imprezą i w ogóle tego
dość szeroko pojętego chaosu, który bez wątpienia wiąże
się z postępującymi w ekspresowym tempie pracami.
Pozostawały jednak pytania, które padały zarówno w
środowisku uczniowskim, jak i gronie nauczycieli: czy
przerwanie swego rodzaju tradycji (bo myślę, że wielolet-
ni zwyczaj organizowania balu maturalnego w budynku
szkoły można określić jej mianem) i spróbowanie czegoś dla nas nowego (w innych zambrowskich szkołach stud-
niówka niezmiennie odbywa się w wynajętych na tę
okazję pomieszczeniach, w tym roku w wyremontowanej
sali pana Leszczyńskiego przy ul. Fabrycznej bawił się
zarówno 'Czerwoniak' , jak i 'Siwa') okaże się trafnym
wyborem.
Nieodłącznym elementem przedstudniówkowej fali
przygotowań, którego także teraz nie mogło zabraknąć,
był z całą pewnością wyniosły, jakże patetyczny dźwięk
poloneza często rozbrzmiewający na szkolnych koryta-
rzach. Żeby zapoznać się z planem uroczystości, a także
przeprowadzić ostateczną próbę poloneza, zarówno tego
'chodzonego', jak i pokazowego, na dzień przed wielkim
balem udaliśmy się autokarami do Rutek.
Raz, dwa, trzy – STUDNIÓWKA!!
Na ten dzień czekaliśmy już od września. Wróć! Jak legenda głosi, byli też tacy, którzy po usłyszeniu pierw-
szego szkolnego dzwonka w swoim życiu z niecierpliwo-
ścią oczekiwali nadejścia owego dnia. ..
I oto nadszedł! Co prawda część oficjalna miała zacząć
się o 20:00, ale z powodu przedłużającej się sesji zdjęcio-wej wszystko się "nieco" opóźniło.. Po przemówieniach
ukoronowanych dostojnymi polonezami wszyscy udali
się za suto zastawione stoły. Parkiet stał pusty przez kilka
sekund. Był to tzw. minimalny czas reakcji. Dźwięk
nieśmiertelnego przeboju ,,Daj mi tę noc" zagrany przez
kapelę musiał wszakże dotrzeć do maturzystów siedzą-
cych bliżej sceny, Ci zaś, odruchowo reagując na bo-dziec, potrzebowali kilku długich ułamków sekund
na połączenie się w pary. Siła niesłabnącego przyciągania
(grawitacja) + obranie wyznaczonego kierunku + natych-
miastowy start w stronę parkietu – ograniczona prędkość
(szpilki!) = wynikiem tego równania było owe „kilka
sekund”. Od tego momentu parkiet już nie pustoszał... Co
więcej, nie ma takich reguł matematycznych, wzorów
chemicznych, a nawet skomplikowanych praw fizycz-nych, za pomocą których byłabym w stanie opisać to, co
się później działo. Otóż parkiet płonął, a młodzież razem
z nim! Dla wszystkich, którzy bawią się w trakcie tej
jednej nocy, cała złożona rzeczywistość zawiera się
pod podszewką jedynego słowa ... 'jutro'. W czasie tej
metafizycznej podróży bawiących się jest wielu, a każdy
z nich przeżywa swoją studniówkę na własny sposób.
Wspomniane wyżej 'jutro' łączy nas wszystkich i oznacza całą nieznaną nam przyszłość, m.in. to, co nas czeka
następnego dnia, gdy nastanie świt, a my zbudzimy się
ze snu przesiąknięci niepewnością niewyraźnej nam
(Ciąg dalszy na stronie 4)
Jedyna taka noc w życiu...
ROK 11 4/65 S TR. 4
jeszcze wizji kolejnych dni, lat..
Jak co roku każda z maturalnych klas przygotowała dla
swojego wychowawcy coś specjalnego – takie występy
stały się już tradycją w naszym liceum. My (IIIa) pokusi-
liśmy się o przygotowanie dla p. prof. Jankowskiego czegoś, co miało przykuć uwagę zarówno jego, jak
i innych zebranych, w związku z czym padło na układ
taneczny. W efekcie pracy włożonej w stworzenie czegoś
unikalnego powstały trzy krótkie, ale jakże rytmiczne
wersje taneczne utworów takich jak: Opa Opa, Danza
Kuduro i La Bomba, które spotkały się z dużą owacją
zgromadzonej na oficjalnej 'premierze' publiczności (tak, tak, oficjalnej, bo kilka prapremier mieli okazję ujrzeć
uczniowie, którzy nie raz podglądali nasze dokonania
podczas prób...). Z naszych ust popłynęły jeszcze słowa
piosenki, wedle której `Abrakadabra! Jareczek to magia.
To on jest sekretem na wyśmienity rok.` – ów tekst
powstał na bazie wyników przeprowadzonej w naszej
klasie burzy mózgów. Za linię melodyczną posłużył niekwestionowany przebój dzieciństwa wielu z nas,
czyli ,,Gummi Bears" (popularne ,,Gumisie").
Inne klasy także miały coś w zanadrzu: IIIb zaśpiewała
dla p. prof. Kozłowskiej utwór Lombardu pt. ,,Przeżyj to
sam" przy akompaniamencie gitary, na której zagrała jedna z uczennic tej klasy, IIIc zdecydowała się na wyko-
(Ciąg dalszy ze strony 3) nanie zaaranżowanego specjalnie na tę okazję miksu
piosenek takich, jak: ,,Agnieszka'' – Łzy, ,,Dlaczego" –
Boys i ,,Szansa" – Virgin, przygotowanego dla p. prof. Grudzińskiej. Należy tu dodać, iż transparent, który
zaprezentowały `Skrzaty Małgorzaty` spotkał się z grom-
kimi oklaskami rozentuzjazmowanej publiczności. Kolej-
ną klasą, która postanowiła coś zaśpiewać dla swojej
wychowawczyni, była IIId – po przeprowadzeniu
w tekście znaczących zmian przedstawiła ona p. prof.
Kośnik kawałek Czerwonych Gitar o dobrze znanym
wszystkim tytule ,,Tak bardzo się starałem''. IIIe wyrecy-towała swoją wdzięczność dla p. prof. Słaby w tzw.
'kilku' słowach, które ułożyła specjalnie dla niej.
Tak to klasy maturalne złożyły wyrazy szczerej podzięki
swoim wychowawcom za trzyletni trud, którzy włożyli
w uformowanie ich nieokrzesanych duszyczek.
Moim zdaniem tegoroczną studniówkę można zaliczyć
do tych najbardziej udanych w historii naszego ZSO.
W szeregach uczniów Konopnickiej standardowo królo-
wała elegancja połączona z pięknem klasycznej prostoty.
Podsumowując temat: nie ma co dzielić włosa na czworo
– bo część chciała radykalnych zmian, drudzy tylko
takich wyważonych, a jeszcze inni woleli, by wszystko
pozostało tak jak się przyjęło od lat... Miejsce zorganizo-
wania balu studniówkowego i oprawa muzyczna – te
kwestie od początku budziły nie lada emocje, stając się tematem niejednokrotnie zaognionych i niepozbawio-
nych kontrowersji rozpraw maturzystów naszego ZSO.
W finale: *Zmiana dj'a na zespół była moim zdaniem
dobrą decyzją. Dlaczego? Gdyż po prostu sprawdził się
i tyle – grał kawałki dla osób o różnym guście muzycz-nym, a także nie robił zbytecznych przerw i przestojów
w trakcie imprezy. *Przeniesienie miejsca uroczystości
ze szkolnej auli na salę... No cóż wg mnie są plusy, są
minusy... Z pewnością wystrój sali nie budził żadnych
zastrzeżeń – był wysmakowany i szykowny. W finale
wszyscy bawili się świetnie. „Gastronomia” bez zarzutu.
„Program wieczoru” – zwarty i bez zbędnych elemen-
tów. Oczekiwań wszystkich nie sposób spełnić, ale myślę, że wyobrażenia większości zostały choć częścio-
wo zrealizowane.
mCh
Bardzo chciałbym dostać na półrocze ocenę dobrą z zachowania.
Brałem udział w paru konkursach, ale czasami coś mi „odwala”. W następnym półroczu
będę próbował zachowywać się o wiele lepiej, ale to będzie dla mnie trudne, ponieważ
już mam taki charakter rozrabiaki.
W 1. półroczu chodziłem na kółko matematyczne. Dobrze wywiązywałem się z obo-
wiązków dyżurnego. Chodziłem na dyżur do toalet.
Zasłużył na czwórkę? Samokrytyka
S APERE AUDE STR. 5
Wyjątkowa osoba, z którą udało mi się przeprowadzić wywiad, pragnie pozostać anonimowa, pomimo tego uważa, że
i tak zostanie rozpoznana. Oczywiście muszę uszanować podjętą przez nią decyzję. Nasza rozmowa dotyczyła wyróż-
nienia w konkursie internetowym.
Skąd pomysł na wzięcie udziału w konkursie ?
Konkurs ogłoszono w internecie. Natknęłam się na niego przypadkiem. Moje działanie było spontaniczne (chyba
ze względu na późną porę, gdyż dochodziła 2300). Pomyślałam sobie : „A co tam !” i wysłałam swoje zdjęcia. Zasady
były proste. Każda z uczestniczek musiała wysłać 4 swoje zdjęcia (profil, całościowe, a reszta wedle uznania). Nagro-
dą były sesje i umieszczenie w bazie modelek określonego magazynu.
Jak zareagowali twoi rodzice ? Czy, jako posłuszna córka, zapytałaś ich o zdanie ? Przyznam szczerze – nie. Postawiłam rodziców przed faktem dokonanym, ale kiedy dowiedzieli się, że jedną
z 9 wytypowanych dziewczyn jestem Ja, byli bardzo zaskoczeni i dumni.
Opowiedz o sesji. Jakie uczucia towarzyszyły ci tego dnia ?
To tak. Na sesję musiałam jechać 29 grudnia. Byłam umówiona na 1000, wiec mój „dzień pracy” zaczął się już o 5
rano. Na początku przez 30 min pracowała nad moim wyglądem wizażystka (makijaż), następnie fryzjerka (włosy) i
na końcu stylistka (ubrania), która przygotowała dla mnie górę różnych ciuchów. Po całym procesie przyszła pora
na najważniejsze, na zdjęcia.. o zgrozo ! Początki były `bardzo trudne. Masa obcych ludzi – profesjonalistów w tym
fachu, a ty masz robić jakieś pozy, interakcje, itp ... Nie oszukujmy się, bez stresu i tremy oczywiście się nie obyło.
Tak po 30 min. zaaklimatyzowałam się i było dobrze. Do każdego zdjęcia była zmiana charakteryzacji, czyli powtórka
z rozrywki: makijaż – fryzura – ciuchy – zdjęcie. Cała sesja trwała ok. 7 godz. Po „pracy” zmęczenie dało mi się
we znaki. Czułam się, jakbym w ogóle nie spała. Ale warto było.
Czy chciałabyś zajmować się modelingiem zawodowo ?
Hmm...Wiadomo, że większość dziewczyn, tych starszych i tych młodszych, marzy o tym, aby w przyszłości zostać
modelką. Ale czy to jest to ? Przeciętnemu człowiekowi kariera modelki kojarzy się tylko z wybiegiem, prezentowa-
niem ubrań lub pozowaniu do zdjęć, lecz nie zdaje sobie sprawy, że dochodzi do tego swego rodzaju wyrzeczenie tj. diety. Jak na razie nie jest to to, czym chciałabym zajmować się zawodowo.
Jednak nie chcę zniechęcić młodych dziewczyn. Próbujcie swoich sił w konkursach, na sesjach czy castingach. Pokaż-
cie na co was stać. Powodzenia.
I takim oto sposobem dotarliśmy do końca. Podczas tej rozmowy dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy. Ja rów-
nież zachęcam WAS, drogie dziewczęta, do brania udziału w takich (przypadkowo) nadarzających się okazjach, które
mogą być początkiem waszej światowej kariery.
Oliwia Kalinowska kl. II cg
Highway to hell – droga do sławy
Rok 2011 dobiegł końca. Świat ga-
meingowy był niezwykle obfity w
różnego rodzaju premiery. Co miesiąc
dostawaliśmy niezwykle ekscytujące
tytuły, z których każdy mógł wybrać coś dla siebie. Dla przypomnienia:
Deus Ex: Bunt Ludzkości, The Sims 3: Średniowiecze, Portal 2, Bulletstorm, Star Wars: The Old Republic, Call of
Duty: Modern Warfare 3, Battlefield 3
To tylko nieliczne z ubiegłorocznych premier. Na polskim rynku także nie wiało nudą. Dostaliśmy praktycznie każdy
rodzaj gry. Nail'd (Wyścigowe), Call of Juarez: The Cartel (First Persion Perspective), Wiedźmin 2: Zabójcy Królów
(Third Person Perspective). Wymieniłem tylko kilka tytułów wydanych przez Polaków. Dwoma pierwszymi grami
uraczyło nas studio Techland, które ma za sobą rok nieustającej pracy. Na początku roku dostaliśmy wyżej wspomnia-ne Nail'd. Bardzo dobra gra wyścigowa, w której do dyspozycji dostajemy motory i quady. Grę urozmaicają wymyślne
tory, do których ukończenia wymagany jest spryt. Kolejną grą jest Call Of Juarez: The Cartel. Trzecia odsłona niezwy-
kle udanych gier typu FPP. Ta część gry w porównaniu do poprzedniczek, spotkała się z dość negatywnymi opiniami.
Powodem tego jest to, iż z czasów westernu przenieśliśmy się do... współczesności. Dla fanów serii był to strzał
w piętę. Taka zmiana wiązała się także ze zmianą strojów, broni i przede wszystkim klimatu. Następna grą (moim
zdaniem najbardziej udaną), jest Dead Island. Gra z gatunku Survival Horror, w której wcielamy się w jednego z 4
bohaterów. Cała rozgrywka osadzona jest na wyspie będącej ekskluzywnym kurortem wypoczynkowym. Istnieje tu
możliwość grania z innymi graczami, dzięki czemu tytuł ten jest jeszcze ciekawszy. Moim zdaniem są to 3 najciekaw-sze gry studia Techland. Pozostałe wytwórnie również nie spały i dały nam lub wkrótce dadzą jakiś powód do dumy,
w postaci gry. Przed nami rok 2012, który szykuje się równie ciekawie i ekscytująco. Jakie gry będą warte uwagi,
a jakie będą zwykłymi śmieciami? Przekonamy się już niedługo. Adrian
Kącik gracza
ROK 11 4/65 S TR. 6
Artykuł ten był pisany przed 26 I.
Ostatnio można zauważyć coś w stylu zmasowanego ataku
prawnego na sieć. Wpierw, całkiem niedawno, amerykański Kon-gres miał przegłosować wprowadzenie w życie ustawy SOPA
(Stop Online Piracy Act), która oznaczałaby praktycznie koniec
mnóstwa stron internetowych. Ktoś wrzucił na Youtube coś nie-
zgodnego z prawami autorskimi (to na pewno)? W takim razie
będzie można bez procesu zamknąć serwis. I to odnosi się do każdej strony internetowej. Wygląda jednak na to, że
internauci wygrali pierwszą batalię: głosowanie na razie przesunięto, ustawę odrzuca całkiem sporo deputowanych, zaś
Obama zapowiedział weto. Tymczasem w Polsce...
Wróć, źle. Tymczasem w Japonii... Nasza ambasador ma podpisać „Umowę handlową dotycząca zwalczania obrotu towarami podrabianymi”, czyli
niesławną ACTA, która w sporym uogólnieniu grozi cenzurą Internetu. Pomimo serii protestów i ataków hakerskich
ludzi zrzeszonych w Anonymous, które zdjęły na jakiś czas strony rządowe i gróźb ujawnienia kompromitujących
danych, rząd się nie ugiął. A może właśnie dlatego? Może to była przesada? Może wystarczyłyby petycje, ciągłe
dzwonienie do posłów itd.? Nie mnie to oceniać.
Natknąłem się w Internecie na analizę prawną ACTA dokonaną przez Konrada Gliścińskiego, doktoranta prawa
cywilnego na Uniwersytecie Jagiellońskim. Odsyłam Was do tego tekstu(google it), tutaj wypunktuję zaś niektóre tezy.
ACTA jest dokumentem przestarzałym i już w preambule zawiera błędy: „ochrona własności intelektualnej jest decydująca dla rozwoju każdej gałęzi gospodarki na świecie”. Raport ONZ ds. rozwoju przemysłu wskazuje, że nadal
nie ma dowodów na to, by był to czynnik decydujący oraz wylicza przemysły farmaceutyczne, chemiczne oraz wyso-
kich technologii jako te, które naprawdę potrzebują praw własności intelektualnej. Ponadto obecnie, aby zapobiegać
piractwu powinno się tworzyć nowe możliwości dzielenia się wiedzą, a nie wprowadzać zakazy. Piraci to obejdą,
uczciwi ucierpią.
Postanowienia ACTA dotyczące sieci są nieprzemyślane i nie biorą pod uwagę tego, czym Internet tak naprawdę
jest. By dobrze rozwiązać problem, potrzeba by długiej debaty. Zaś środki egzekwowania tych postanowień mogą naruszać prawa człowieka.
Kto z was coś tworzy? Kto z was publikuje swe dzieła w Internecie? Czy nie będziecie się bali po wprowadzeniu
umowy w życie i jej ratyfikowaniu (za kilkanaście miesięcy) nadal czegoś opublikować? Nigdy nie wiadomo, czy ktoś
was nie pozwie. Zatem zamiast wspierania innowacyjności ACTA ją ograniczy.
Jednak jest druga strona medalu. To użytkownicy Internetu stworzyli tę ustawę. Nie wszyscy, ale znacząca część.
Tyle plików piracono przez tyle czasu, że w końcu musiało dojść do jakiejś reakcji. Co prawda przesadzonej, ale trzeba
spojrzeć w lustro i spytać się: „Czy ja też nie miałem w tym udziału? I czy nie ja swymi działaniami sprowokowałem
tą umowę”? Wnioski i działanie pozostawiam Wam.
A.R
ACTA – co ? jak ? gdzie ? dlaczego ?
Młodzież XXI w. to dzieci Internetu. Chociaż nasze pokolenie ewoluowało wraz z postępem technicznym, teraz stanęliśmy przed globalnym ograniczeniem internetowym, którym jest dokument ACTA. Można śmiało stwierdzić, że
przez lekkomyślność władz państwa nie możemy być już równie swobodni w sieci, jak byliśmy dotychczas. Co to jest ACTA? Anti-Counterfeiting Trade Agreement, a po polsku Umowa handlowa dotycząca zwalcza-
nia obrotu towarami podrabianymi. Jest to taka umowa, która ma za zadanie ochronę rozpowszechnianych dzieł (to
tak w SKRÓCIE). Przepisy są jasne, jeżeli jesteś podejrzany o rozpowszechnianie/udostępnianie informacji objętych
prawami autorskimi, możesz, w najgorszym przypadku, trafić do więzienia lub zapłacić grzywnę. To samo dzieje się
w internecie. Zapytacie pewnie, jak oni to sprawdzają. Z pewnych źródeł wynika jasno, że nasi okoliczni dostawcy
Internetu będą zmuszeni sprawdzać zawartość każdego pakietu danych, który wysyłamy i który odbieramy w poszuki-waniu treści łamania uprawnień przysługujących artystom. To znaczy, że konsekwencje ponosi osoba, która np.. wysy-
ła plik mp3 koledze, wrzuca filmik z imprezy, podczas której leci objęta prawem własności twórców muzyka lub
zacytuje artykuł, wypowiedź objętą copyrightem. Dlaczego Polska „weszła” w tak niepotrzebne, zdaniem wielu, zobowiązanie? Jest na to kilka argumentów.
(Ciąg dalszy na stronie 7)
Co? Jak? Gdzie? Dlaczego?
S APERE AUDE STR. 7
Pamiętnik studentki
Szajning lajk e star, czyli wyrób modelkopodobny.
Tadadam, tadadam, Olga tu, Olga tam – taki przekaz obserwuję już od kilkunastu dni w mediach, głównie plotkarskich.
Zwierzęce i obuwnicze serwisy raczą mnie nagłówkami typu : "Olga wygrała TOP MODEL!!" , "Mamy nową TAP MADL!!!" . Ciekawa jestem, jak potoczą się losy Olgi. Zostanie aniołkiem Vicoria's Sekret? Może otworzy Paris
Washion Week? A widzicie pod tekstem narysowany czołg? :) Nasza ambitna modeleczka na pracy w zawodzie nie
chce poprzestawać. Marzy o aktorstwie. Szkoda tylko, że aktorstwo nie marzy o niej... Jestem w stanie wyobrazić sobie
przebieg jej kariery. Oczyma wyobraźni widzę genialne role drzewa w "Na Wspólnej" i sutanny Ojca Mateu-
sza.Chociaż to mogłoby być nieco za odważne:) W szczytowym momencie kariery Olga gra Złote Tarasy w nowej
"Mega-Śmiesznej-Komedii-Dekady". Piękne.
Pomijając już osobę Olgi, cały program "Top model" jest jakimś fenomenem. Cała koncepcja polega na wyłowieniu
z "tłumu pięknych, niedoświadczonych, młodych Polek", tej jedynej, Top Modelki. Przypomina mi to trochę bajkę
o Kopciuszku, co to go szukają po całym królestwie. Tylko że książąt czterech... Nie wiem za bardzo, czy taka dziew-
czyna zrobi prawdziwą karierę. Przykład? Kate Moss została "odkryta" na...lotnisku, gdy wracała z rodzicami z waka-
cji. Sama Anja Rubik stwierdziła, że taki program nie wygeneruje nam nowej supermodelki na miarę Cindy Crawford
czy Naomi Campbell. Wygenerował natomiast "Dżoannę". Krupa jest już w Polsce postacią kultową, podobnie jak jej
teksty. "Dziefczyno, masz takie hipnotajzing oczy!" czy "Nie przechosisz, dobra, dżast kiding". Sos po steku:) Top
Model jest dla mnie fabryką wyrobów modelkopodobnych, bo nie wróżę tym dziewczynom wielkiej kariery na miarę
Anji Rubik. Wystarczy spojrzeć na zwyciężczynię pierwszej edycji. O "Palinie" już kilka tygodni po zakończeniu
programu słuch zaginął. Moim skromnym zdaniem , "Tap madl"(Dżoanna <3) odniosło jednak ogromny sukces. Daje
"dziefczynom" szansę na to, by się pokazać i zabłysnąć. Lajk e star :)
Po pierwsze – nasz kraj chce mieć (prawdopodobnie) wsparcie ze strony USA i UE bądź podejmuje decyzje zgodne z interesami większych państw tj. Niemcy czy Francja.
Po drugie – mogą być to zagadnienia związane z pieniędzmi. Za podpisanie i poparcie ACTA możemy (Polska)
dostać pewne dotacje, np. na walkę z piractwem. Argument numer trzy to chęć zdyscyplinowania użytku internetowego. Ograniczenie wolności słowa i karanie
jego użytkowników za, nie oszukujmy się, błahostki. Musimy jednak mieć na uwadze fakt, że artyści i inne osoby zamieszczające treści na stronach internetowych
chcą mieć dochód ze swojej pracy. Więc to, że kopiujemy lub ściągamy ich prace za darmo, nie upoważnia nas do ich
posiadania. I to jest chyba najważniejszy powód całego zamieszania. Zastanówmy się jednak, czy kraj demokratyczny pozwala na takie, a nie inne,
traktowanie internautów ? Demokracja powinna kojarzyć się nam z wyborem ludzi,
a nie z samowolną decyzją rządu. Czy warto ryzykować poparcie, panie premierze?
Powinniśmy piąć się na szczyty nowoczesności, a nie prowadzić zaściankowe rzą-
dy. Nie wracajmy do czasów komuny, czyli cenzury na prawdę. Jak zrozumieć postępowanie hakerów lub osób strajkujących? Są to ludzie, dla
których liczy się prawda, ale też którzy nie szanują cudzego wysiłku. Nie chcę
nikogo oceniać, ale może tylko takie, radykalne w skutkach, środki pomogą Polsce pozbyć się fali buntu.
Na szczęście ACTA wejdzie w życie dopiero po wyrażeniu zgody przez Parla-
ment Europejski i ratyfikowaniu umowy przez wszystkie kraje członkowskie. Wy-
starczy brak zgody jednego państwa i umowa nie będzie obowiązywać. Do tego
zmierzają protesty przeciwników ACTA w Polsce. Wczoraj nasiliły się one m.in.
W Lublinie, Poznaniu, a nawet w Sopocie pod domem premiera RP. „Tymczasem Europejski Trybunał Sprawiedliwo-
ści orzekł, że nie można zmusić dostawców Internetu do zainstalowania systemu zapobiegającego nielegalnemu po-bieraniu plików. Stanowiłoby to naruszenie Karty Praw Podstawowych UE”. Zobaczymy, jaka decyzja będzie podjęta
dla dobra naszego kraju. Moje zdanie o tej umowie jest takie. Staram się nie oceniać zbyt pochopnie działań przywódców naszego pań-
stwa. Trudno jest analizować funkcjonowanie i decydowanie rządu, kiedy jest się tylko biernym obserwatorem. Nie-
mniej jednak chciałabym, żeby ta upragniona wolność słowa była nieodłącznym atrybutem Internetu, tak jak jest to
w naszej gazetce.
Oliwia Kalinowska, IIcG
(Ciąg dalszy ze strony 6)
ROK 11 4/65 S TR. 8
Kocham teatr!
Teatr to coś co kocham!
-Witamy cię, Kasiu, w naszym gronie. Proszę, abyś się przedstawiła i opowiedziała nam o sobie. Tak powitali
mnie członkowie Teatru Form Różnych w Zambrowie. Dowiedziałam się o nim od koleżanki, która działa
w teatrze od siedmiu lat i postanowiłam spróbować swoich sił w aktorstwie.
Na początku wszystko wydawało mi się takie obce. Nie znałam nikogo i nie wiedziałam, gdzie się podziać. Po jakimś czasie ludzie stali się bardzo sympatyczni i zrobiła się prawdziwie rodzinna atmosfera. Pierwszym
występem była msza fatimska, gdzie śpiewałam w stroju ludowym. Z tego powodu dostałam od kolegów nową
ksywkę – „cyganeczka”. Występowaliśmy też dla dzieci w przedstawieniu pt. „Brzydkie kaczątko”, gdzie grałam srokę, a moje koleżanki –
kaczuszki:).
Najbardziej mile spędzony czas
wspominam, kiedy to dostaliśmy
propozycję zagrania w krótkometra-żowym filmie pt. „Romeo i Julia
z Łomży” . Jest to film o Leonie
Kaliwodzie, który stał na czele Pol-skiej Organizacji Wojskowej w Łom-
ży. Zginął podczas rozbrajania Niem-
ców. Darzył on uczuciem piętnasto-letnią Halinkę Jarnuszkiewiczównę,
która nie mogąc pogodzić się ze stratą
ukochanego, popełniła na jego grobie
samobójstwo.
Myślę sobie: Kaśka, jest to niesamo-wite przeżycie, musisz spróbować!
Byłam bardzo podekscytowana i zarazem zmartwiona, bo nie wie-
działam, czy się nadaję. Intuicja
podpowiadała mi, żeby spróbować i postanowiłam wziąć udział w tym przedsięwzięciu. Raz kozie śmierć!
23 września pojechaliśmy do Łomży na nagranie poszczególnych scen do filmu. Musieliśmy być ubrani sto-
sownie do tematu filmu i czasu wojennego. Miałam na głowie chustę i byłam ubrana w szary płaszcz, długą różową spódnicę oraz czarne buty na obcasie. Czułam się jakbym była w tamtym świecie i wszystko byłoby
OK, gdyby nie to, że wiał wiatr i zimno przeszywało nas do szpiku kości. Razem z Olą grałyśmy młode panien-
ki, które udały się na spacer po okolicy. Aby zobaczyć pracę, jaką włożyliśmy w produkcję, mogliśmy siebie
obejrzeć 11 listopada na kanale TVN24. Rany! Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że byłam w telewizji!
Wielką zachętą dla wszystkich są nagrody za pracę w teatrze. Jeśli weźmie się udział w pięćdziesięciu wystę-pach, dostaje się wiersz, jeśli w stu – statuetkę. Na razie mam na swoim koncie około dwudziestu występów,
ale zamierzam dojść do stu, a może i jeszcze więcej!
Co sądzę o teatrze? Jak tam jest naprawdę?
To proste! Teatr Form Różnych ma same zalety! Jedną z nich są wspaniali ludzie w różnym wieku. Najmłodsza
jest jedenastoletnia Ania, zaś najstarsza – pani Tereska, która ma 78 lat. Teatr sprawia, że mogę się rozwijać i zdobywać nowe umiejętności. Teatr prowadzi pani Małgorzata Trocha, jej zastępcą jest pan Zbigniew Dow-
laszewicz. Podkład muzyczny wykonuje pan Andrzej Knapkiewicz. Wszyscy tutaj mają większe doświadcze-
nie niż ja i dzięki temu mogę się od nich uczyć i zyskuję nowe spojrzenie na świat. Przypominamy wszyscy taką...mieszankę wedlowską:) Kolejna zaleta to świetna atmosfera, dzięki czemu w teatrze czuję się jak u siebie
(Ciąg dalszy na stronie 9)
S APERE AUDE STR. 9
Pamiętnik studentki
w domu.
I ta magia, kiedy wszyscy próbujemy stworzyć coś naszego, niepowtarzalnego i niezapomnianego. Coś, co
zostanie na długo w pamięci widzów. Nawet nie wyobrażacie sobie, ile to sprawia radości, kiedy występujemy
na scenie. Czasami kątem oka obserwuję dzieci i widzę, że uśmiech nie schodzi im z twarzy, a oczka świecą jak lampeczki. Sądzę, że są bardziej zainteresowani wydarzeniami dziejącymi się na scenie niż dorośli. I te grom-
kie brawa, które sprawiają, że jesteś szczęśliwa. Masz poczucie, że dajesz radość nie tylko sobie, ale też i in-
nym. Wierzcie mi lub nie, ale coś w tym jest! Dlatego uważam, że każdy ma swoje marzenia, a ja moje właśnie spełniam i zachęcam wszystkich, żeby robili to, co kochają i co sprawia im wielką frajdę. Nie zniechęcajcie się
niepowodzeniami! Każdy upada, lecz podnosi się z podwójną siłą!
Ciekawostki o teatrze:
*zaczął swoją działalność 31 sierpnia 1999r. *w 2000r. zdobył PIERWSZĄ NAGRODĘ SPECJALNĄ PRZEGLĄDU TEATRÓW WIEJSKICH I OBRZĘ-
DOWYCH w Szepietowie
*sukces odniósł dzięki przedstawieniu „Dziadowskie zaloty”; o spektaklu szeroko pisała prasa regionalna
w 2000r.
*działalność teatru znana jest nie tylko w regionie i Polsce, ale i poza granicami kraju!
*od czasu powstania teatru, czyli od dwunastu lat w jego historię wpisało się 130 osób
Katarzyna Gosk, IIcG
(Ciąg dalszy ze strony 8)
1 grudnia
Zawsze, kiedy przechodzę obok pomnika Kopernika, rozczula mnie widok dzieciaczków ze szkolnych wycie-
czek. Biegają wokół monumentu, z uśmiechami na malutkich twarzyczkach, rozentuzjazmowane, nieprzejmu-
jące się niczym. Tabula rasa *. Nie wiedzą jeszcze, ile razy życie kopnie je tak, że będą zwijać się z bólu. Ile razy będą płakać ze smutku, bezsilności czy straty. Ile razy będą przeklinać zły czas, który trwa i tęsknić
za tym, który minął. Doświadczać ludzkiej podłości i śmiać się z życiowych absurdów. Póki co, niech będą
beztroskie i niewinne. Niech rozświetlają swoim uśmiechem szarą pustkę dnia dorosłych.
Tabula rasa – z łac. "niezapisana tablica".
6 grudnia
Epokowym doświadczeniem w życiu każdego studenta jest pierwsze kolokwium. W moim przypadku wybór padł na PMS... Sorry, PSM*. Nie wiem, co było gorsze – nerwy i ogólny stres czy konieczność przypomnienia
sobie, jak to jest się....uczyć :) Znowu. Do tej pory można było chodzić wieczorami ze znajomymi na herbatę
(aaa-ha..) lub pooglądać Housa. A tak?! To monumentalne doświadczenie uświadomiło mi, że do sesji już tylko 2 miesiące. Trzeba zacząć ogarniać.
PSM – Polski system medialny
7 grudnia
Po każdej burzy przychodzi słońce. I tęcza. Jak stąd do Nowego Jorku.
8 grudnia
Do wielu rzeczy mam nieprzemierzone pokłady cierpliwości. Komunikacja miejska się do nich nie zalicza. Wsiadam do 520 z wieeelkim trudem. Starsze panie zatapiają się w lekturze "Faktu", "Chwili dla Ciebie " tu-
dzież innego periodyku. Studenci topią się w muzyce z mp3, próbując dobudzić się na zajęcia. Cześć im
i chwała, że wstali na ósmą:) Jakieś dziewczęce włosy bezlitośnie smagają moje usta, dopiero co pomalowane błyszczykiem. Damm!!! 7.45, to będzie piękny dzień.
Justyna/znana jako Chudzik od października studiuje dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim.
ROK 11 4/65 S TR. 10
Kubuś zwraca się do nas: mama i tata...
Ten wywiad to efekt realizacji projektu edukacyjnego, który to obowiązek w związku z reformą edukacji trzeba
w gimnazjum wypełnić, aby otrzymać świadectwo ukończenia szkoły. Oliwia Kalinowska z klasy IIcG odwiedziła
w Długoborzu rodzinę zastępczą, państwa Lidię i Andrzeja Gontarskich. Prowadzą oni swoją działalność od roku 2003. Oliwii opowiedzieli o blaskach i cieniach tej misji. Poczytajmy i pomyślmy...
Aktualne dane statystyczne na temat placówek opiekuń-
czych i dzieci, które w nich przebywają są zaskakujące.
W Polsce zarejestrowanych jest 3075 placówek opie-
kuńczych różnego rodzaju, w których przebywa
151 373 dzieci. Ośrodki te dzielą się na domy zastęp-
cze, rodzinne domy dziecka oraz na rodziny zastępcze.
Rodzina zastępcza jest to forma opieki
nad małoletnim dzieckiem, którego biologiczni rodzice
są nieznani albo pozbawieni władzy rodzicielskiej
lub którym ograniczono władzę rodzicielską. Rodzinny dom dziecka to ośrodek wychowawczy dla osieroconych lub pozbawionych opieki rodziciel-
skiej dzieci oraz młodzieży do 18 roku życia, który jest
zorganizowany w naturalnych rodzinach zastępczych,
w przystosowanych domach rodzinnych. Powoływa-
niem tego typu placówki zajmuje się wojewoda
w zależności od potrzeb.
Jak to wygląda na terenie naszego miasta, powiatu,
gminy? Aby zdobyć informacje, udałam się do państwa Lidii i Andrzeja Gontarskich. To właśnie oni zajmują
się, poza wykonywaniem własnej pracy zawodowej
i wychowywaniem trojga swoich dzieci, prowadzeniem
rodziny zastępczej. Robią to od 2003 roku, czyli
od blisko 10 lat.
W jakich okolicznościach założyliście państwo rodzinę
zastępczą ?
Przyjaźniliśmy się z dwiema rodzinami, które przy nas
rozpoczynały tego rodzaju działalność. I ponieważ to, co obserwowaliśmy jakby spod podszewki, bardzo się
nam spodobało, doszliśmy do wniosku, że też chcieliby-
śmy się tym zajmować. Najpierw jednak musieliśmy
rozważyć, czy sobie poradzimy z tym wyzwaniem,
pracując i wychowując własne dzieci. A potem stwier-
dziliśmy, że to nie jest nic strasznego i poczyniliśmy
odpowiednie kroki, żeby zrealizować nasze postanowie-
nie.
Jaka była reakcja państwa biologicznych dzieci ? Czy
łatwo zaakceptowały nowych członków rodziny ?
Reakcji jako takiej nie było. Nasze dzieci właściwie
same zaproponowały nam, abyśmy przygarnęli kilkoro
milusińskich, gdyż często bawili się wspólnie z wycho-
wankami znajomych, o których wspominaliśmy już
wcześniej.
Ilu podopiecznych przewinęło się przez Państwa dom
w ciągu tych lat pracy? W jakim byli wieku ?
Jesteśmy pod stałym nadzorem kuratora. Jednocześnie
możemy mieć najwyżej troje dzieci z ośrodka, przy czym
niewskazane jest rozdzielanie rodzeństwa. Jako pierwsze trafiły do nas dwie dziewczynki. Jedna 2,5 roku, druga
w wieku 3 lat. Były malutkie i słodkie. Wszyscy pokocha-
liśmy je od pierwszego dnia pobytu w naszym domu. Są
sytuacje, kiedy rodzeństwo jest liczne. Raz zdarzyło się
nam, że w przeciągu kilku tygodni przyjechało do nas
czworo dzieci. Kwalifikowały się już do adopcji, więc nie
były u nas długo. Ale to był tylko jeden raz. Kiedyś mieli-
śmy pod opieką kolegę naszego młodszego syna, który miał 17 lat i koniecznie chciał skończyć szkołę w Za-
mbrowie.
My jako opiekunowie nie wybieramy sobie dzieci. Oczy-
wiście ze względu na naszą pracę nie bierzemy dzieci
malutkich, które potrzebują opieki dwudziestoczterogo-
dzinnej. Teraz mamy u siebie dwóch chłopców. Kubuś
ma 3 lata, a Damian w styczniu ukończył 10 lat.
Jakie warunki trzeba spełnić, żeby zostać rodzicem za-
stępczym ?
My zgłosiliśmy się do Ośrodka Adopcyjno – Opiekuńcze-
go w Łomży, ponieważ do końca grudnia ubiegłego roku
była to placówka, która trzymała pieczę nad rodzinami
zastępczymi. Od stycznia, zgodnie z nową ustawą, uległo to zmianie
i bezpośrednio nie podlegamy już pod ten ośrodek.
Teraz jest to Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie
w Zambrowie. Żeby zaś zostać rodzicem , trzeba oczywi-
ście mieć chęci, ale też odpowiedzialność i świadomość
decyzji, którą się podjęło.
Po zgłoszeniu przechodzi się szereg badań psychologicz-nych, wywiadów środowiskowych, testów, dzięki którym
pracownicy poznają kandydatów i sprawdzają, czy moż-
na im powierzyć tak zobowiązujące zadanie jak opieka
nad dzieckiem.
Później odbywa się czteromiesięczne szkolenie, które
obejmuje kilka grup tematycznych poświęconych różnym
problemom związanym z wychowaniem dzieci w instytu-
cji zwanej rodziną zastępczą. Są to m.in. zagadnienia prawne związane z tym, z czym będziemy się w naszej
pracy z dziećmi spotykać oraz związane ze stanem zdro-
wia i rozwojem w określonym wieku. Dużo było też
takich kursów, które przygotowywały nas do rozwiązy-
wania problemów emocjonalnych, psychicznych, z który-
mi nasi podopieczni mieli już styczność w swoim kró-
ciutkim życiu.
(Ciąg dalszy na stronie 11)
S APERE AUDE STR. 11
Trzeba tu zaznaczyć, że nie były to spotkania wyłącznie dla rodzin zastępczych. Równie dobrze mogli w nich
uczestniczyć zwykli rodzice, którzy chcieli dowiedzieć
się czegoś więcej o wychowywaniu dzieci. Świetne
zajęcia ! Bardzo nam się podobały ! Mówiliśmy o
więziach oraz o tym, co te dzieci łączy, jakie role przej-
mują w swoich, nie oszukujmy się, patologicznych
rodzinach.
Po ukończeniu kursów wybrane rodziny spotykają się
mniej więcej co miesiąc i wymieniają doświadczenia.
W jaki sposób otrzymujecie państwo nowych wycho-
wanków ? Jeżeli biologiczni rodzice nie wywiązują się ze swoich
obowiązków względem dziecka, to nakazem sądu zosta-je ono im odebrane i przyjeżdża bezpośrednio do nas.
Zwykle to szkoły, do których uczęszczają dzieci, infor-
mują odpowiednie służby, które decydują o ich dal-
szych losach. Często kurator, czasami również policja,
muszą to robić siłą. Nie jest to przyjemny widok.
Jaka pomoc potrzebna jest rodzinie zastępczej ? Kto jej
udziela ? Na pewno potrzebne jest wsparcie typowo psycholo-
giczne, bo w wielu sytuacjach potrzebujemy po prostu
kogoś, kto podtrzymałby nas na duchu. Takie wsparcie
jest bardzo ważne. W konfliktach z własnymi dziećmi
decyzje podejmuje się zupełnie inaczej. Opiekując się
cudzymi, trzeba się kogoś poradzić – co zrobić? co będzie dla nich lepsze? jak to zrobić? Od tego są spe-
cjalnie wyszkolone osoby, tj. pedagog i psycholog.
Dla rodziny zastępczej ważna jest też grupa wsparcia,
która istnieje dzięki temu, że wszyscy w środowisku
znamy się dość długo i dobrze. W momencie kryzysu,
całkowitego załamania, zwątpienia, a czasami nawet
w wypadku codziennych problemów z wychowankami, jest się do kogo wygadać, poradzić. Ta druga strona nas
rozumie, bo ma podobne kłopoty. Fajnie też jest spo-
tkać się i podzielić własnymi doświadczeniami z pracy
z dziećmi.
Pomocy materialnej udziela nam zwykle Powiatowe
Centrum Pomocy Rodzinie. Ta instytucja określa, co
prawnie przysługuje nam jako opiekunom dzieci
w różnym wieku. Wiadomo, że kiedy dziecko jest malutkie, to trzeba kupić mu łóżeczko, pieluszki, ubran-
ka, im zaś jest starsze, tym większe są wydatki
na książki, zeszyty, biurko, ubrania, itp. Pomoc nie jest
obowiązkowa, ma charakter uznaniowy. Można ją
otrzymać bądź nie. Od tego roku jednak ustawa mówi,
że trzeba, ale jak wiadomo, co jakiś czas to się zmienia.
Co miesiąc urząd przyznaje nam odpowiednią kwotę
na pokrycie kosztów utrzymania dzieci. Od stycznia, bez względu na wiek, kwota ta wynosi 1000 zł
na dziecko. Wcześniej było to bardziej skomplikowane,
ponieważ na maluszki takie jak Kubuś przysługiwała
kwota 1100 zł , a na starsze, powyżej 7 roku życia, pod
warunkiem, że nie jest się rodziną spokrewnioną ,860.
(Ciąg dalszy ze strony 10) Początki każdej działalności nie są łatwe. Jakie instytu-
cje, jacy ludzie wspomagali państwa, kiedy zaczynaliście
tą szlachetną działalność ?
Od początku pomagał nam OAO (Ośrodek Adopcyjno-
Opiekuńczy). Muszę też przyznać, że i nasi pracodawcy
byli i są bardzo przychylni naszej działalności. Jeżeli wystąpi jakiś nagły wypadek, zawsze możemy się
„urwać” wcześniej z pracy. Często również interesują się,
jak nam idzie i czy nie mamy problemów. To bardzo
uprzejme z ich strony. Oprócz tego wspomagali nas na
początku przede wszystkim rodzice z grupy wsparcia
i urzędnicy, którzy sprawują nad nami nadzór meryto-
ryczny i prawny. Współpraca jest bardzo przyjemna
i owocna.
Proszę opowiedzieć mi o swoich sukcesach i porażkach
wychowawczych, bo nie wątpię, że i takie się zdarzają.
Wiem z własnego doświadczenia, że także w rodzinach
naturalnych. Sukcesem dla nas jest, kiedy naszym podopiecznym dobrze kończy się pobyt u nas. Zwłaszcza tym, którzy
przebywali u nas przez jakiś czas i zostają adoptowani.
Nowa rodzina zapewnia im wtedy opiekę na całe życie
i miłość jak do własnego dziecka. Ze spokojem możemy
oddać naszego wychowanka z myślą, że jego sytuacja
jest jak gdyby wyjaśniona.
Naszym osobistym sukcesem jest to, kiedy trafia do nas dziecko chore, a nam udaje się rozwiązać chociaż część
jego problemów zdrowotnych, zaspokoić pragnienia lub
potrzeby. Na przykład Kubuś. Miał wadę serca, alergię,
refluks, a w tej chwili każdy specjalista mówi nam, że nie
wymaga już żadnego leczenia i wszystko jest w porząd-
ku. To naprawdę cieszy.
Porażek jako takich nie mieliśmy, lecz było kilka sytua-
cji, kiedy ktoś nabroił. Na samym początku naszej dzia-łalności trafił do nas bardzo mądry i inteligentny chłop-
czyk Kamil. Miał wtedy 6 lat i potrafił płynnie czytać
oraz starannie pisać. Któregoś dnia podpalił w kotłowni
dwa worki po cemencie. Taki mały „pirotechnik”.
W domu powiało grozą, bo gdyby nas nie było, mogłoby
się skończyć pożarem.
Z jakimi największymi problemami podopiecznych spo-
tkaliście się państwo przez tych 9 lat swojej działalności? Jednym z „niełatwych” przypadków jest właśnie dzie-
więcioletni Damian, który ma zaburzenia psychiczne
i jest upośledzony umysłowo. Czasami reaguje tak agre-
sywnie, że aż trudno sobie to wyobrazić, a jeszcze trud-
niej poradzić i zaakceptować. Są sytuacje, kiedy nas bardzo eksploatuje psychicznie. Ostatnio jest poprawa,
ale pierwsze pół roku było naprawdę trudne – gryzł się,
rzucał z byle powodu na ziemię, a kiedy prosiliśmy go,
żeby poszedł się umyć po kolacji, potrafił krzyczeć nawet
przez półtorej godziny. Teraz na szczęście mu się to nie
zdarza. Zauważyliśmy również, że Damian nie potrafi się
niczym zająć, pobawić, niczym się nie interesuje. Z domu
(Ciąg dalszy na stronie 12)
ROK 11 4/65 S TR. 12
natomiast wyniósł coś w rodzaju choroby telewizyjnej. Nie lubi robić nic innego, jak tylko siedzieć
przed telewizorem. Jego biologiczna mama nie mogła
mu wyłączyć sprzętu, bo reagował wrzaskiem, gryzie-
niem się i agresją. W zerówce miał tylko 50 % fre-
kwencję, ponieważ kategorycznie nie chciał chodzić
do przedszkola i cały czas siedział przed telewizorem.
Kiedy matka po raz pierwszy odwiedziła Damiana, już
u nas w domu, a on oglądał jakąś bajkę, wyłączyliśmy telewizor, żeby przyszedł się przywitać. Damian nawet
nie pisnął – taki mały sukces.
Przyzwyczajenia Damiana utrudniały też pracę nauczy-
cieli. Przeszkadzał innym ciągłym zabawianiem się
kolorowymi mazakami, chodzeniem po klasie. Nauka
nie była dla niego interesująca, chociaż nie miał proble-
mu z chodzeniem do szkoły. Oczywiście było zaświad-
czenie z poradni i jego pedagodzy mieli świadomość tego, że ma kłopoty ze skupieniem uwagi przez cho-
ciażby 5 minut lekcji. Niestety, często wdawał się
w bójki z kolegami. My na początku myśleliśmy,
że inni dokuczają mu ze względu na jego niepełno-
sprawność. Później okazało się, że zaczynał się sam.
Jak zachęcaliście go państwo do nauki lub też innych
form aktywności? Kto wam w tym pomagał ?
Zachęcaliśmy go do nauki, opowiadając, że jeśli się
nauczy liczyć, to nie będzie miał kłopotów z robieniem
zakupów, jeżeli nauczy się czytać, to sam będzie czytał
bajki, że się usamodzielni. To nasz sposób motywowa-
nia dzieci do działania (opracowany i stosowany przez nas już od kilku lat). Jak wszyscy rodzice mamy też
system kar i nagród – jeżeli nauczysz się tego, możesz
obejrzeć bajkę, jeśli nie – telewizora nie włączamy.
Ta druga możliwość jest, jak słyszeliśmy, skuteczniej-
sza.
Dzieci takie jak Damian rzadko jednak są one oddawa-
ne do rodzin zastępczych, częściej trafiają do specjal-
nych placówek, gdzie zajmują się nimi odpowiedni
(Ciąg dalszy ze strony 11) specjaliści.
Co Państwo czujecie, kiedy rozstajecie się z dziećmi, kiedy
zostają adoptowane ?
Trzeba powiedzieć, że są to najtrudniejsze chwile
w życiu. Kiedy mieliśmy pierwsze dzieciaczki, dziew-
czynki były u nas przez 2 lata, było bardzo źle. Jak to
nazwać ?.... Zdjęć dziewczynek nie oglądaliśmy przez
dobry rok. Prawie jak po pogrzebie. Co na zdjęcie, to w płacz. W dniu wyjazdu nasze dzieci wróciły ze szkoły
z wysoką temperaturą. Płakały po kątach chyba ze dwa
dni. Było nam naprawdę ciężko. Teraz już się trochę
oswoiliśmy z myślą, że dzieci są u nas na trochę. Nasza
rola polega na tymczasowej opiece i koniec końców musi
my się rozstać.
Coraz częściej martwimy się o dzieci. Nie daje nam spo-
koju myśl, co one przeżywają w tym momencie. Dla nich to kolejne emocjonalne doświadczenie. Bardzo się prze-
cież do nas przywiązują – Kubuś zwraca się do nas mama
i tata. Jak mamy mu wytłumaczyć, że nie jesteśmy jego
rodzicami tylko ewentualnie wujkiem i ciocią?
Jakie cechy osobowości, wykształcenie trzeba mieć, żeby cieszyć się z tego zajęcia ?
Lidia od 16 lat pracuje w Specjalnym Ośrodku Szkolno-
Wychowawczym w Długoborzu, a ja (Andrzej)
w Zakładzie Karnym w Grądach Woniecku.
Nasi znajomi twierdzą, że trzymamy dyscyplinę,
ale mamy też „rękę” do dzieci. Osobowość ? Trzeba zrozumieć, co czuje dziecko. Jeżeli
zabierzemy mu na siłę na przykład gorące żelazko, dziec-ko nie zrezygnuje z wysiłku, aż dowie się, co to takiego.
Naszą rolą jest przekonanie go, że żelazko jest niebez-
pieczne i możemy się nim poparzyć. Między innymi
takich rzeczy uczymy się na spotkaniach/szkoleniach.
Jadąc do państwa troszeczkę zabłądziłam. Kiedy przypad-kową osobę pytałam o drogę, wypowiadała się ona
o państwa działalności w samych superlatywach. Jak to
jest? Czy czujecie państwo wyjątkowość swojego domo-
wego, że tak to ujmę, zajęcia ? Absolutnie nie. Ludzie często mają po pięcioro
– sześcioro dzieci. To nie jest nic nadzwyczaj-
nego. Powiemy więcej, jest to dobry sposób, żeby pomóc dzieciom w potrzebie. Nasza
pasja, jaką stało się zajmowanie powierzonymi
nam milusińskimi, jest normalna, przyziemna,
więc z tego miejsca chcielibyśmy zachęcić
czytelników do zakładania takiej działalności.
Dodajmy, że zgodnie z nowym prawem
od stycznia tego roku można stać się zawodo-
wym rodzicem zastępczym. Czym się to różni od naszej sytuacji ? Otóż osoba, która prowa-
dzi taką formę opieki i ma oczywiście podpi-
saną umowę o pracę, po przepracowaniu
(Ciąg dalszy na stronie 13)
S APERE AUDE STR. 13
określonej liczby lat i osiągnieciu wieku emerytalnego otrzymuje prawo do emerytury na takiej samej zasadzie jakby pracowała gdzie indziej.
Natomiast niezawodowa rodzina zastępcza, owszem dostaje środki na utrzymanie dzieci/podopiecznych, ale nie
będzie mogła starać się o emeryturę czy rentę.
Czy utrzymujecie państwo kontakty ze swoimi dawnymi podopiecznymi ?
Tak. Piszemy do siebie na portalach społecznościowych, dzwonimy do nich lub oni nas odwiedzają. Traktujemy ich jak dalszą rodzinę i jest nam miło, kiedy pamiętają o świętach w naszym domu, urodzinach czy imieninach. Zawsze
są u nas mile widziani. Kiedy jednak ludzie adoptują dziecko i chcą zapomnieć o przeszłości pociechy, to i my nie
znamy nawet miejsca zamieszkania dzieci.
Jak to jest z rodzinami zastępczymi i rodzinnymi domami dziecka u nas w Zambrowie ?
W ciągu ostatnich lat nie pojawiła się żadna taka instytucja, wręcz przeciwnie. Kilka rodzin zastępczych zrezygnowa-ło. Jest to trochę przygnębiające. Media aż huczą od informacji o porzuconych lub zaniedbanych dzieciach, a tutaj jest
nas tak mało. Niby ciągle słuchamy i współczujemy, a powinniśmy zrobić coś więcej. Rozmowa z tobą może przeko-
na młodych ludzi, że opieka nad często niechcianymi dziećmi nie jest trudna.
Podsumowując. Bycie rodzicem zastępczym nie jest niczym wyjątkowym. Trzeba tylko wiary w siebie i kilku
tygodni szkolenia, żeby zrobić coś wielkiego dla tego jednego, choćby najmniejszego, szkraba.
I cieszyć się jego szczęściem. Oliwia Kalinowska kl. II cg
Zdjęcia: Mateusz Kalinowski kl. III ag
(Ciąg dalszy ze strony 12)
Przez lata zastanawiałem się jak to będzie wyglądać. Zastanawiałem się, jak sobie z tym poradzę.
Wy, czytelnicy, też pewnie macie takie wątpliwości. Jak to będzie wyglądać i czy dacie radę za pierwszym razem?
… Dobra, bez tych dwuznaczności. Czy dacie sobie radę ze zdobyciem prawa jazdy? Co was czeka? Jestem pewien, że osoby zainteresowane tematem już
zdołały uzupełnić braki za pomocą Internetu, zatem ten artykuł dedykuję tym, którzy zwykle pozostawiają ten problem
na później.
Po obowiązkowych, płatnych badaniach u lekarza (jeśli masz jakiś problem ze wzrokiem, najlepiej wpierw załatw
sobie wizytę u okulisty celem badania wzroku) lub w medycynie pracy (tu już od razu zbadają ci oczy) otrzymujesz
zaświadczenie o możliwości kierowania autem. Następnie wybierasz sobie jedną z działających na rynku szkół jazdy
i tam składasz wymagane dokumenty.
Od tego momentu zaczynasz właściwą naukę. Przez parę tygodni chodzisz na zajęcia teoretyczne i starasz się zapamię-tać jak najwięcej z kodeksu. Potem dostajesz kartę kierowcy i wybierasz instruktora, który przez następne kilka miesię-
cy wyszkoli cię w 30 godzin na dobrego kierowcę. Przynajmniej takie są plany.
Pierwsze lekcje są proste: uczysz się zmiany biegów, jeździsz po mało uczęszczanych drogach i starasz się opanować
kierownicę, która na początku uparcie znosi cię na środek jezdni. Później zaczynają się schody i jazda miejska
po Zambrowie. Ja krążyłem głównie, ale nie tylko, po Alei Wojska Polskiego i pobliskich uliczkach, kilkanaście razy
przejeżdżając przez to wyremontowane skrzyżowanie obok pralni. Trochę czasu spędziłem także na placu manewro-
wym, wykonując podstawowe ćwiczenie z egzaminu praktycznego - jazdę po łuku. Monotonnie ruszam do przodu,
przejeżdżam parę metrów, skręcam w prawo i zatrzymuję auto w kopercie. Potem na wstecznym wracam do punktu wyjścia. I tak w kółko.
Wreszcie przychodzi czas, gdy za kierownicą spędzasz po dwie godziny. Jedziesz do Łomży. Mijasz plac budowy,
wyjeżdżasz za Nagórki i wreszcie możesz jechać ponad 50 km/h. W Łomży ogarnia cię zdziwienie – na jednym skrzy-
żowaniu siedem na dziesięć samochodów to „elki”. Z czasem przyzwyczajasz się do tego widoku. Wyjeżdżasz te 30
godzin, jeżdżąc po mieście oraz na placu, gdzie ćwiczysz wspomniany „łuk” i inne manewry. Parkujesz, zawracasz
i ruszasz ze wzniesienia... Powoli zdobywasz potrzebne umiejętności. Powtarzasz z instruktorem wszystkie praktyczne
zagadnienia egzaminu państwowego (m.in. sprawdzanie płynów i świateł). Uważnie zapamiętujesz swoje błędy i obiecujesz sobie, że ich nie powtórzysz. Starasz się zapamiętać jak najwięcej. Starasz się także dowiedzieć, co inni
robili źle. Zdajesz egzamin wewnętrzny i dowiadujesz się, kiedy stawisz się do WORDu, na ulicę Zjazd, by tam spraw-
dzono twe umiejętności. Powtarzasz jak szalony teorię i we własnym zakresie starasz się ćwiczyć na placu. Powoli
zbliża się TEN dzień, a ty modlisz się, by nie zżarła cię trema.
Tak, trema. Trema jest dobra, ale tylko wtedy, gdy sprawia, że dajesz z siebie 100%. Jednak gdy za bardzo się dener-
wujesz... Zapomnisz o zmianie biegów. Zapomnisz o pieszym na pasach. Przekroczysz prędkość. Nie włączysz kierun-
ku. Popełnisz błąd.
Życzę szczęścia. Możesz go potrzebować. A.R.
Egzamin...
ROK 11 4/65 S TR. 14
Orkiestra grała 8 stycznia
Niecały miesiąc temu, 8 stycznia 2011 roku, odbył się XX Finał Wielkiej Orkiestry Świą-
tecznej Pomocy. Wolontariusze w całym kraju zebrali około 40 milionów złotych, bijąc
kolejny rekord. Jednym z wolontariuszy, już po raz kolejny, była wiceprzewodnicząca
naszego SU, Patrycja Tymińska.
Cześć. Byłaś jedną z wielu wolontariuszek WOŚP z naszej szkoły. Czy możesz nam powie-
dzieć, kto jeszcze z ZSO brał udział w tej akcji?
Pamiętam, że oprócz mnie byli jeszcze Adrian Skibniewski, Justyna Leszczyńska, Milena
Cukierman, Paulina Mieczkowska, Ania Buczkowska i Alicja Zawistowska. Jak długo trwała w twoim przypadku zbiórka?
Wolontariusze spotkali się w niedzielę 8.I o godz. 7.00 w MG nr 1. Zbierałam pieniądze w dwóch etapach: od 7.30
do 12.30 pod sklepem „Topaz”, a następnie do godziny 17 na hali MG1. W sumie moja praca trwała 10 godzin.
Godne podziwu. A gdzie kwestowali nasi koledzy i koleżanki?
Zambrowski sztab WOŚP obejmuje teren miasta Zambrów, jak również Wysokiego Mazowieckiego oraz miejscowo-
ści gminnych, tj. Szumowo, Kołaki Kościelne, Rutki. W Zambrowie wolontariusze kwestowali przy kościołach, super-
marketach oraz ważniejszych miejscach życia społecznego.
Ile pieniędzy udało się zebrać? Padł kolejny rekord w naszym mieście: 39 338,87 zł.
Jak się czujesz pomagając ludziom?
Czuję się lepszym człowiekiem, daje mi to radość oraz satysfakcję. Orkiestra jest także pewnym rodzajem uzależnie-
nia. Jeżeli raz zostaniesz wolontariuszem, wracasz do tego co roku. W zambrowskim sztabie panuje rodzinna atmosfe-
ra, z którą ciężko się rozstać.
Czy po raz pierwszy brałaś udział w WOŚP?
To był czwarty raz. Zaczynałam w 2009 roku. Jak mówi koordynator akcji w Zambrowie, pan Trochimowicz, jestem
już „starym, doświadczonym wolontariuszem”. Czy chciałabyś wylicytować coś na aukcji WOŚP?
Co roku kupuję los na loterię organizowaną przez zambrowski sztab. Jednak wylicytowanie czegoś na warszawskiej
aukcji byłoby ciekawym doświadczeniem, z pewnością na szczytny cel, bo każda złotówka ma tu ogromne znaczenie.
Czy w przyszłości będziesz brała udział w WOŚP?
Sądzę, że tak. Trudno się rozstać z Orkiestrą. To jest jak własny rodzaj heroiny, coś, bez czego nie można zacząć
nowego roku. J
Jakie są reakcje ludzi na zbiórkę? Różne. Jedni podchodzą do nas i z uśmiechem wrzucają pieniądze i odbierają serduszka, inni zaś uznają WOŚP
za przykry obowiązek i spotykając wolontariuszy mówią im, że mają już serduszko. A przecież my nikogo nie nama-
wiamy, wrzucenie pieniędzy do puszki ma wynikać z potrzeby serca. Rok temu spotkałam się z nieprzyjemnościami
ze strony starszej pani. Z koleżankami (musimy stać minimum po dwie osoby) usłyszałyśmy, że jesteśmy satanistami
pracującymi dla diabła. Mimo takich uwag wolontariusze się nie poddają i wiedzą, że to, co robią, jest szczytną misją.
I tak powinno być. Dzięki wielkie za wywiad.
A.R.
,,LISTY DO M." czyli: `What the world needs now is love, sweet love..`
Oklepana tematyka? N-ta polska komedia romantyczna? Następny obraz opowiadający o niemożności odnalezienia własnego ,,ja", miłości, przebaczeniu, itd.? Dokładnie TAK! Tyle, że opowiedziany w sposób inny niż wcześniej.
Tak na wstępie – czy nic nie rzuciło wam się w oczy, kiedy po raz setny podziwialiście plakat promujący ten film?
Jakieś skojarzenia i wrażenie, że gdzieś musieliście widzieć cokolwiek podobnego? Jeśli tak, to owe refleksje były jak
najbardziej trafnymi, bo w niezwykły sposób przypomina on ten, który przed laty (2003r.) reklamował inną komedię
romantyczną, okrzykniętą mianem komedii wszech czasów: ,,Love actually" (To właśnie miłość).
W produkcji występuje czołówka polskich aktorów. Atut? Niekoniecznie, bo wielu z nas przejadło się już oglądanie
na wielkim ekranie Tomasza Karolaka, Macieja Stuhra, Piotra Adamczyka, Pawła Małaszyńskiego, czy też może
Katarzyny Zielińskiej głównie z tego powodu, iż mamy okazję ich podziwiać w większości powstających w Polsce komedii... Co nie zmienia faktu, że dobrze odegrali swoje role. Do reszty śmietanki aktorskiej, którą możemy ujrzeć
(Ciąg dalszy na stronie 15)
Recenzja. Listy do M.
S APERE AUDE STR. 15
w ,,Listach do M.", należą bez wąt-pienia: Roma Gąsiorowska, Agniesz-
ka Dygant, Wojciech Malajkat
i Agnieszka Wagner.
Reżyserem jest Mitja Okorn .
Na czym polega siła tego obrazu?
Jest przecież grany w polskich
kinach od 3 miesięcy.
Według mnie na dość niezłym scena-riuszu Karoliny Szablewskiej oraz
Marcina Baczyńskiego i w dość
zabawnych dialogach. Film dostarcza
też licznych emocji. Ci, którzy jesz-
cze nie mieli możliwości jego obej-
rzenia, spytają - a o czym on tak
właściwie jest?
Otóż jest to opowieść o tym, jak grupa bohaterów, powiązanych
ze sobą za sprawą więzów rodzin-
nych, a czasem zawodowych,
w magiczny, wigilijny czas postana-
wia iść za głosem serca. 5 mężczyzn
i 5 kobiet zabieganych pośród szarej
codzienności zderzy się z rzeczywi-stością, która tak nimi zakręci,
że wpadną w sidła miłości i wir magii
świąt. Kilku bohaterów, kilka histo-
rii.. a wszystko to w ciekawy sposób
łączy się i przeplata. Radio-
wiec ,,Zetki", a jednocześnie samotny
ojciec, na nowo zakocha się w przy-
padkowo poznanej dziewczynie pracującej dorywczo jako Mikołajka
w jednym z warszawskich centrum
handlowym. Jej kolega, święty Miko-
łaj, mimo iż jest już po 40-stce, to w
rzeczywistości niedojrzały singiel,
który wigilijny wieczór spędza na
szukaniu skradzionej komórki. Poli-cyjny negocjator po dokonaniu nieu-
danej próby samobójczej, zdaje sobie
sprawę, iż musi ratować swoje mał-
żeństwo. Należy jeszcze wspomnieć
o małżeństwie pozbawionym rodzin-
nego ciepła czy też o mężczyźnie,
który boi się przedstawić rodzicom
swoją drugą połówkę- faceta. Czy zatem warto poświęcić ok. 2h
na obejrzenie tego filmu? Mhm,
jak na polskie kino produkcja Okorna
jest zdumiewająco przyzwoita
i wyjątkowo sprawnie zrealizowana.
Myślę, że osoby, które gustują w tego
typu gatunku powinny się skusić,
a nie pożałują.
mCh
(Ciąg dalszy ze strony 14)
ROK 11 4/65 S TR. 16
sapere aude,
Gazeta społeczności szkolnej Zespołu Szkół Ogólnokształcących w Zambrowie
Redakcja: E. Mendalka, (IIIbLO), M. Chrostowska, M. Cwalina (IIIa LO), A. Milewska i O. Kalinowska (IIcG), A. Głębocka,
K. Kowalewska (IIa), Alan Rashid (IIbLO)
Kontakt z redakcją: 18 - 300 Zambrów, ul. M. Konopnickiej 16, tel. 086 271 27 08,
Opieka redakcyjna: Joanna Mrozowska
Skład i księgowość: Robert Mrozowski
Nakład: 120 egz.
S z l a c h e c k i t y t u ł ? T y l k o w L O
Środowisko szkolne od wieków obfituje w modne zachowania, określenia i hasła. Przyszło mi żyć w czasach, kiedy to nastała moda
na średniowiecze. Rzeczywiście, od pewnego czasu, gdy przeglą-
dam portale internetowe typu „Kwejk” czy „Besty”, często natykam się na określenia dotyczące wszechobecnej SZLACHTY oraz
PLEBSU. Myślałam, że staromodne podziały klasowe mamy daw-
no za sobą. Cóż… jednak się myliłam.
Wszystko zaczęło się niewinnie, od podziału profilów w ogólniaku.
Jak możemy się domyślić, szlachtą obwieszcza się oczywiście Mat-Fiz. Dlaczego mnie to nie dziwi? Może dlatego, że taka biedna
humanistka z plebsu jak ja, nigdy nie pojmie magii wyrażeń wy-
miernych i poetyckiego piękna logarytmów (jak widać, nie każdemu jest to dane). Ciekawi mnie jednak, jak często wypowiedzi tak
zwanej „szlachty” są poprawne gramatycznie. I tu mam pomysł,
dlaczego nie robić wpisów „Szlachta nie ma czasu na posługiwanie się poprawną polszczyzną”? Jednak na samych profilach się nie
skończyło. Podziały zaczęły tworzyć się w klasach, a także poza
nimi…
Zanany nam wszystkim „facebook” przepełniony jest wpisami
na tablicach bardzo aktywnych użytkowników tj. „Szlachta wchodzi do klasy po dzwonku”, „Szlachta się nie uczy, szlachta umie” ,
„Plebs milczy, kiedy szlachta się bawi” oraz innych, mniej lub
bardziej zgodnych z rzeczywistością uwag. Jednak one same nie są tak ciekawe, jak komentarze umieszczane pod nimi. Posty tego typu stają się pretekstem do zaciętych dyskusji,
z których uciechę mają nie tylko sami zainteresowani, ale także osoby trzecie, którym sprawia przyjemność czytanie niektórych inteligentnych
komentarzy kolegów i koleżanek.
Każdy baczny obserwator może zauważyć pewną zależność, a mianowicie,
że ludzie należący do wspomnianej szlachty to zazwyczaj osoby chcące podbu-
dować swoją pozycję w klasie/szkole, a ich teksty w stylu „Szlachta się nie uczy, bo umie” niekoniecznie oddają rzeczywisty obraz. Często bardziej intere-
suje je podwyższenie swojej pozycji lub łechtanie ego, niż faktyczne skupianie
się na nauce.
Na koniec mała dygresja. Podczas wielu lekcji historii oraz języka polskiego
do naszych uszu docierają ciekawostki na temat wspomnianej klasy społecznej w dawnych czasach oraz o utrzymywaniu przez nich higieny czy też stanu
skóry głowy. Tak więc, drodzy koledzy i koleżanki, panowie szlachta, zanim
zaczniecie jakiekolwiek porównania, zapoznajcie się ze wszystkimi aspektami,
które łączą się z danym zagadnieniem.
K. Kowalewska
Szare komórki zawiodły?
Jest na to rada!
4– 2011/2012
ważne do 12 marca
2012