Upload
maria-las
View
215
Download
1
Embed Size (px)
DESCRIPTION
Stefan Banach, artykuł opublikoany w Tygodniku Podhalańskim
Citation preview
Góralskie geny geniusza. Historia Stefana Banacha.
„Geniusz – gen i już”, żartował Hugon Steinhaus, lwowski profesor matematyki. I żartując
miał chyba na myśli głównie swojego młodszego kolegę i przyjaciela, Stefana Banacha, samouka
obdarzonego matematycznym geniuszem i fenomenalną pamięcią. Mało kto wie, że geny tego
wybitnego naukowca stawianego jednym rzędzie z Kopernikiem i Skłodowską-Curie, pochodziły w
prostej linii z biednej chłopskiej chałupy we wsi Ostrowsko.
Ta historia zaczęła się gdzieś w 80 latach XIX wieku. Wtedy to wraz z kilkoma innymi
chłopakami z Ostrowska, niejaki Stefan Greczek liczący sobie lat kilkanaście, puścił się w podróż „do
Peśtu”. Peszt rozbudowywał się wówczas na potęgę, a Polacy, zwłaszcza górale, masowo chodzili
tam na zarobek. Stefek poszedł z innymi, na własnych nogach, bez pieniędzy, bez wykształcenia.
Jedyne co Stefek miał na pewno to wrodzona bystrość umysłu, umiejętność czytania i pisania
wyniesiona ze szkoły powszechnej i talent do języków. Pracodawcy poznali się widać na inteligencji i
pracowitości młodego górala, bo szybko od łopaty przeniesiono go do biura. Stefan nie zapomina
jednak skąd pochodzi i wraca do Galicji, tym razem, jako ordynans na usługach austriackiego oficera
stacjonującego w Krakowie.
Wydarzenie, które zmieniło losy świata.
Stefan poznaje pannę służącą nazwiskiem Katarzyna Banach. Katarzyna pochodziła ze wsi
Borówna pod Lipnicą Murowaną i służyła w domu sąsiadującym z domem austriackiego przełożonego
Stefana. Młodzi poznają się i zakochują, a 30 marca 1892 roku przychodzi na świat owoc tego związku
- chłopiec, który imię weźmie po ojcu, a nazwisko po matce. Stefan Banach urodził się jako dziecko
nieślubne, bo zgodnie z prawem żołnierz austriacki mógł się ożenić tylko w przypadku, gdyby
małżeństwo poprawiło jego sytuację ekonomiczną. Katarzyna jest biedna i ślub z nią Stefanowi
groziłby utratą służby. Młodzi uzgadniają, że to ojciec zatroszczy się o wychowanie dziecka oraz że
nigdy nie wyjawi mu, kim była matka. Miesięczne niemowlę trafia najpierw pod opiekę babki,
Antoniny Greczek do Ostrowska albo jakiejś innej kobiety opłacanej przez Greczka. Po kilku
miesiącach jednak Stefan zostaje oddany na wychowanie do domu krakowskiej właścicielki pralni,
pani Franciszki Płowej, byłej pracodawczyni Katarzyny Banach. W dokumentach szkolnych z różnych
lat jako opiekunowie wymieniani są Franciszka Płowa, Juliusz Mien – popularny fotograf francuskiego
pochodzenia i Stefan Greczek. Greczek, który w międzyczasie założył nową rodzinę i zdobył posadę
urzędnika podatkowego, opiekował się synem nie tylko na papierze. Stefan junior zapraszany był do
jego domu, bawił się z przyrodnim rodzeństwem, ale nie mógł zwracać się do niego jak do ojca, bo
fakt posiadania nieślubnego syna Greczek utrzymywał w tajemnicy przed swoimi młodszymi dziećmi.
Dopiero po wybuchu II wojny światowej, w trakcie ucieczki do Lwowa, pozostałe dzieci Greczka
dowiedzą się, że Stefan jest ich bratem.
Mimo tylu wspierających go osób mały Stefek nie opływał chyba w dostatki, skoro już od 15
roku życia dorabiał dawaniem korepetycji. Korepetycjami zarabiał też prawdopodobnie podczas
swoich studiów na Politechnice Lwowskiej. Bieda zmusiła go zresztą do imania się wtedy różnych
zajęć włącznie z tańczeniem w przedstawieniach operowych i pracą na budowie. Klepanie biedy nie
sprzyjało nauce, którą ostatecznie przerwał wybuch I wojny światowej. Po latach syn Stefana odkrył
w starych dokumentach indeks ojca ze studiów, a w nim ledwo dwa zaliczone semestry. Kiedy
zastanawiał się na głos, gdzie podziewają się pozostałe zaliczenia, matka wyznała, że ojciec studiów
nie skończył. Nie mówili mu o tym, bo uznali, że to niepedagogiczne.
Największe matematyczne odkrycie
O tym, że w życiu Stefana Banach nastąpił wielki przełom, który uczynił z niego
najwybitniejszego polskiego matematyka wszechczasów, zadecydował przypadek. W czasie wojny
Stefan wrócił do Krakowa i któregoś letniego wieczoru wraz ze swym przyjacielem, też
matematykiem, wybrał się na spacer na Planty. W tym samym czasie po Plantach spacerował Hugo
Steinhaus, wykładowca matematyki na uniwersytecie we Lwowie. W pewnym momencie Steinhaus
usłyszał, że dwaj młodzi mężczyźni rozmawiają ni mniej ni więcej tylko o jednym z najbardziej
wówczas modnych matematycznych problemów roztrząsanych w kręgach akademickich.
Zaintrygowany Steinhaus przyłączył się do nich i… tak oto narodziła się znana w świecie polska szkoła
matematyczna. Młodzi ludzie wraz z kilkoma innymi entuzjastami założyli Towarzystwo
Matematyczne, a to z kolei powołało do życia specjalistyczne pismo poświęcone badaniom nad
matematyką. Kiedy zaś w 1918 roku „wybuchła wolność” ta grupa opętanych matematyką chłopaków
sprawiła, że Polska przynajmniej w jednej kwestii stała się niezaprzeczalną potęgą: w matematyce.
Steinhaus, sam znakomity matematyk, w zwykł był mawiać, że jego największym
matematycznym odkryciem był Stefan Banach. Wraz ze nim właśnie Banach przygotowuje i publikuje
pierwszą swoją pracę naukową. Pracę, która od razu ściągnęła oczy wszystkich polskich
matematyków na wybitnego samouka. Zafascynowany fenomenalną łatwością z jaką Stefan radził
sobie z najtrudniejszymi matematycznymi problemami, Steinhaus wystarał się dla niego o posadę
asystenta na uniwersytecie lwowskim.
Najdziwniejszy doktorat w historii polskiej nauki
Profesorowie lwowskiej uczelni szybko zorientowali się, że mają do czynienia z geniuszem.
Już po kilku miesiącach pracy usiłowali go przekonać, żeby jak najszybciej obronił doktorat. Uczelnia
wystarała się o zgodę ministerstwa, by do egzaminu doktorskiego dopuścić osobę bez stopnia
magistra. Pojawił się jednak inny problem. Banach owszem uwielbiał obmyślać nowe twierdzenia i
uwielbiał ich dowodzić, ale robił to w zasadzie w pamięci, a zapisywanie ich zwyczajnie go nudziło. W
związku z tym profesorowie z uniwersytetu wpadli na znakomity pomysł i przydzielili Banachowi
asystenta, którego zadaniem było chodzić z nim do kawiarni, wypytywać o nowe pomysły, a potem je
spisywać. Tak powstał praca doktorska Banacha, ale i to nie był jeszcze koniec kłopotów, bo Banach
wcale się nie spieszył z przystąpieniem do egzaminu. Musiałby na tę okazję założyć muszkę, frak i
rękawiczki, a to było nie bardzo w jego stylu. On – ku oburzeniu lwowskich elegantów- chodził w
koszuli z krótkimi rękawami, z rozpiętym kołnierzykiem, grał w piłkę kopaną, wypijał hektolitry kawy,
koniaku i piwa i nie rozstawał się z papierosem. Rękawiczki, kamizelki i inne ceregiele związane z
samym egzaminem były mu zdecydowanie nie w smak. Koledzy profesorowie tracili już cierpliwość i
postanowili na egzamin zaciągnąć go podstępem. Pewnego dnia poinformowano Stefana, że
przyjechało kilku kolegów z Warszawy i bardzo by chcieli, aby im pomógł w rozwiązaniu pewnej
matematycznej kwestii. Banach bardzo lubił pomagać, lubił też życie towarzyskie, tak więc ochoczo
pospieszył na pogawędkę z kolegami z Warszawy. Następnego dnia dowiedział się, że jest doktorem.
Praca, którą tak mimochodem obronił, stała się fundamentem nowego działu matematyki zwanego
analizą funkcjonalną.
Profesor kawiarniany
Potem wszystko poszło w tempie ekspresowym i w wieku lat 35 Stefan Banach osiągnął
ostatni możliwy szczebel uniwersyteckiej kariery: został profesorem zwyczajnym. Jego prace
naukowe miały rewolucyjne znaczenie dla dalszego rozwoju matematyki, a jego wykłady i
podręczniki uformowały grono znakomitych następców. Banach całą swoją młodość przepracował
jako korepetytor, nic więc dziwnego, że nawet najbardziej skomplikowane kwestie wykładał w
sposób jasny i zrozumiały, zawsze też otoczony był gromadką swoich studentów. Jak potem
wspominali, był człowiekiem życzliwym i traktował ich z ojcowską wręcz troską. Pomagał im
rozwiązywać problemy nie tylko matematyczne, ale i przyziemne problemy życiowe. Młodzi ludzie
uwielbiali go za jego bezpośredni styl bycia, za to że potrafił być czarującym kompanem na
studenckich imprezach, na których obtańcowywał wszystkie studentki. Mimo swego geniuszu i
rosnącej w zawrotnym tempie sławy, pozostawał dowcipnym, otwartym, młodym człowiekiem.
Największe znaczenie miały jednak oczywiście jego znakomite naukowe publikacje. Napisał
ich ponad 60. O tym zaś jak one powstawały, do dziś krążą legendy. Banach bowiem pracować nie
umiał właściwie tylko w jednym miejscu: przy biurku. Większość swoich najważniejszych prac
stworzył przy kawiarnianym stoliku. Najpierw w kawiarni Roma, którą później z nieznanych przyczyn
zamienił na Kawiarnię Szkocką. Złośliwcy twierdzą, że powodem tej zmiany mogły być niezapłacone
rachunki. Jak to powiedział Hugo Steinhaus, „żeby zdobyć majątek, trzeba mieć szczęście. Żeby go
utrzymać, wystarczy brak fantazji.” Banach miał szczęście, ale miał i fantazję, w związku z tym
notorycznie brakowało mu pieniędzy. Jakiekolwiek były powody zamiany Romy na Szkocką, to tam
właśnie spotykali się codziennie profesorowie i nieliczni, wybrani studenci na rozmowy o
matematyce. Dziwne to były rozmowy. Głównie siedzieli i myśleli. W międzyczasie pili kawę lub
koniak. Od czasu do czasu ktoś przerywał milczenie i rzucał jakimś zdaniem. Inni kiwali głowami albo
śmiali się, po czym znowu milczeli. Potrafili tak siedzieć po kilkanaście godzin. Najważniejsze i
najbardziej skomplikowane przemyślenia zapisywali na marmurowych blatach stołów. Na dłuższą
metę okazało się to jednak niepraktyczne, bo sprzątaczki w Kawiarni Szkockiej porządnie
wywiązywały się ze swoich służbowych obowiązków i następnego dnia po olśniewających
twierdzeniach i jeszcze bardziej olśniewających dowodach nie było ani śladu. Dlatego w końcu żona
Banacha, jego ukochana Lusia, dokonała rzeczy wiekopomnej i za 2 złote 50 groszy kupiła im zeszyt.
Ten zeszyt, nazywany dziś od nazwy kawiarni Księgą Szkocką, stanowi świętą relikwię dla
matematyków w Polsce i na świecie. Zostały w niej zapisanych na przestrzeni lat 193 problemy
matematyczne. Są tam wpisy zarówno stałych uczestników tych spotkań, jak i zagranicznych gości,
między nimi wpis von Neumanna, później twórcy cybernetyki. Rozwiązując problem można było
wygrać piwo, butelkę whiskey, 10 deko kawioru albo … żywą gęś. Gęś ostatecznie zdobył węgierski
matematyk Per Enflö za rozwiązani problemu nr 153, który postawił uczeń i współpracownik
Banacha, Stanisław Mazur w roku 1936. Na rozwiązanie problem czekał lat 36. Rzecz jasna autor
rozwiązania przyjechał do Polski i gęgająca nagroda została mu przez Stanisława Mazura wręczona.
Karmiciel wszy
Kiedy zbliżała się wojna Stefan trzy razy dostawał zaproszenie do wyjazdu i podjęcia pracy na
uniwersytetach amerykańskich. Za trzecim razem podstawiono mu pod nos czek z wypisaną jedną
cyfrą: 1. Miał wstawić tyle zer, ile uważa za stosowne. Odpowiedział, że to za mało, aby zostawić
Polskę, Lwów i Kawiarnię Szkocką.
Na wyjazd zdecydowała się część kolegów. Wielu innych zginęło podczas wojny. Stefan Banach i jego
syn, później doktor nauk medycznych, niemiecką okupację Lwowa przeżyli jako karmiciele wszy w
instytucie badań nad tyfusem. Brzmi to straszliwie, ale w realiach II wojny oznaczało właściwie
sytuację uprzywilejowaną. Karmiciel wszy nie musiał się bać łapanek, wywozu na przymusowe
roboty itd. Dostawał też większe porcje żywieniowe. Wśród karmicieli wszy we Lwowie znalazło się
oprócz Banacha wielu zasłużonych intelektualistów i studentów między innymi Zbigniew Herbert.
Wszy karmiło się codziennie w sesjach po 45 minut. Karmiciele siadali wtedy przy stołach i
rozmawiali. Podobno nawet w tych momentach Banach oddawał się swej pasji i toczył matematyczne
dysputy. Kiedy po raz ostatni rozmawiał z synem w 43, mówił, że chce się zająć fizyką i że ma pomysł,
który na pewno przyniesie mu Nobla. Wycieńczony i wyniszczony wojennymi przeżyciami i nędzą,
profesor Stefan Banach zmarł na raka oskrzeli w sierpniu 1945.
16856 Planetoida Banach
Jego śmierć była niepowetowaną stratą dla polskiej nauki, ale jego sława jest żywa w każdym
miejscu, gdzie naucza się matematyki. Jego nazwisko utrwaliło się w matematycznych pojęciach,
takich jak przestrzeń Banacha, paradoks Banacha-Tarskiego, twierdzenie Banacha-Steinhausa,
twierdzenie Hahna-Banacha, gra Banacha-Mazura. Napisano o nim mnóstwo artykułów i książek w
różnych językach świata. Większość z nich znana jest, niestety, głównie specjalistom. Ostatnio jednak,
dzięki kryminałom Marka Krajewskiego rozgrywającym się w przedwojennym Lwowie, uczony ten
trafił do wyobraźni powszechnej. Dzięki tym publikacjom coraz więcej wiemy o tym niezwykłym
człowieku. Być może jednak najlepiej scharakteryzował osobę Stefana Banach i rolę jaką odegrał, jego
odkrywca i współpracownik, Hugo Steinhaus:
Był zdrowy i silny, był realistą aż do cynizmu, ale dał nauce polskiej, a w szczególności
matematyce polskiej, więcej niż ktokolwiek inny. Nikt bardziej niż on nie przyczynił się do rozwiania
szkodliwego mniemania, że we współzawodnictwie naukowym można brak geniuszu ( choćby tylko
brak talentu) zastąpić innymi zaletami, które zresztą mają tę właściwość, że trudno je stwierdzić.
Banach zdawał sobie sprawę ze swojej wartości i z tego, jakie wartości stwarza. Akcentował swoje
pochodzenie góralskie i miał dosyć lekceważący stosunek do typu ogólnie wykształconego inteligenta
bez teki.(…) Jego najważniejszą zasługą jest przełamanie raz na zawsze i zniszczenie do reszty
kompleksu polegającego na poczuciu niższości Polaków w naukach ścisłych, maskującego się
wywyższaniem jednostek miernych. Banach temu kompleksowi nigdy nie podlegał - łączył w sobie
iskrę geniuszu z jakimś zadziwiającym imperatywem wewnętrznym, który mu mówił bezustannie
słowami poety "Jest tylko jedno: żarliwa gloria rzemiosła!" - a matematycy wiedzą dobrze, że ich
rzemiosło polega na tej samej tajemnicy, co rzemiosło poetów...
P.S. Syn Stefana Banach, również Stefan, w 1943 uciekł ze Lwowa do dziadka w Ostrowsku.
Stefan Greczek żył 100 lat i zmarł w roku 1968. Nie otrzymał nigdy formalnego wykształcenia, ale w
władał biegle niemieckim, sam nauczył się łaciny, a po I wojnie światowej tytułowano go panem
radcą. Poza Stefanem miał jeszcze pięcioro dzieci: Wilhelma – prawnika, dyrektora PKP w okręgu
katowickim, Kazimierza – doktora prawa, Tadeusza – lekarza medycyny, Bolesława, który zmarł w 21
roku życia, też student prawa, oraz Antoninę – magistra farmacji.
W roku 1997 roku imieniem Banacha naukowcy z amerykańskiego Prescott Observatory
nazwali okrążającą Słońce planetoidę z pasa głównego asteroid.