6
BORYSEK - CHŁOPIEC INDYGO Z MARSA Giennadij Belimow Spotkanie w anomalnej strefie O niezwykłym chłopcu imieniem Borysek po raz pierwszy dowiedziałem się, słuchając historii opowiadanych przez uczestników ekspedycji do anomalnej strefy położonej na północy obwodu wołgogradzkiego, znanej jako Pasmo Miedwiedickie. — Proszę sobie wyobrazić, jak wszyscy siedzą wieczorem przy ognisku i ten mały chłopiec w wieku około siedmiu lat żąda nagle stanowczo ciszy, aby móc opowiedzieć nam o mieszkańcach Marsa i ich wyprawach na Ziemię — powiedział jeden ze świadków, dzieląc się swoimi wrażeniami. — Ktoś wciąż rozmawiał cichym głosem i chłopiec zdecydowanie zażądał pełnej uwagi albo „nie będzie żadnej historii”. W końcu wszyscy ucichli i zupełnie nie skrępowany obecnością dorosłych, ubrany w letni T-shirt i baseballową czapkę chłopiec o okrągłej twarzy i dużych oczach zaczął opowiadać niezwykłą historię o marsjańskiej cywilizacji, megalitycznych miastach, statkach kosmicznych, wyprawach na inne planety i ziemskiej krainie o nazwie Lemuria, której życie poznał osobiście, gdy dawno temu przyleciał z Marsa na ten położony po środku oceanu ogromny kontynent, gdzie miał przyjaciół.... Wielu ludzi doznało szoku z powodu dwóch rzeczy. Po pierwsze, niezwykłej wiedzy jak na siedmiolatka - nawet profesor historii nie byłby w stanie tak obrazowo opowiadać o legendarnej Lemurii i jej mieszkańcach. Próżno by szukać w jakiejkolwiek szkole lub na uniwersytecie kogoś z takimi wspomnieniami. Nauka nie dowiodła jak dotąd istnienia innych cywilizacji i wygląda na to, że wcale się jej do tego nie spieszy. Po drugie, sposób mówienia Boryska odbiegał od sposobu wysławiania się dziecka z pierwszej klasy szkoły podstawowej. Używana przez niego terminologia oraz podawane szczegóły i fakty z przeszłości Marsa i Ziemi robiły na wszystkich ogromne wrażenie. Jedynie emocjonalne akcenty pozwalały zorientować się, że ta logiczna prelekcja jest dziełem dziecka. Dlaczego Borysek to opowiedział? — zastanawiał się mój rozmówca. — Być może został sprowokowany przez atmosferę obozu ekspedycji, w której uczestniczyli ciekawi ludzie o otwartych umysłach pragnący poznać tajemnice Ziemi i kosmosu. Przysłuchując się przez cały dzień ich dyskusjom, Borysek podzielił się z nimi swoimi dawnymi wspomnieniami. Czy mógł to wszystko wymyślić? Może oglądał filmy z cyklu Star Wars [Gwiezdne wojny] i zmyślił te historie? Wydaje się, że nie. To nie brzmiało jak fantazja — przekonywał mój rozmówca — ale raczej jak wspomnienia z przeszłości, wspomnienia z dawnych inkarnacji. Tego rodzaju szczegółów nie można wymyślić, trzeba je poznać osobiście. Słowa mówiące o wspomnieniach z dawnych inkarnacji zdecydowały o wszystkim - zrozumiałem, że muszę spotkać się z Boryskiem. Teraz, po spotkaniu z nim i jego rodzicami, staram się wszystko poukładać, tak by zrozumieć tajemnicę urodzin tej młodej istoty. Wspomnienia matki Boryska Borysek urodził się na tym świecie w mieście Wołżskij w szpitalu położniczym, ale na jego świadectwie urodzenia w miejscu przeznaczonym na miejsce urodzenia wpisano „Zirnowsk, obwód wołgogradzki”. Dokładna data jego urodzin to 11 stycznia 1996 roku, godzina 3:30. Być może astrolog będzie mógł powiedzieć coś więcej na ten temat. Jego rodzice to dobrzy i łagodni ludzie. Nadzieżda Kiprianowicz, matka Boryska, jest dermatologiem w miejskiej klinice - dyplom lekarza uzyskała w Wołgogradzkim Instytucie Medycznym w roku 1991. Jego ojciec, Jurij Towstieniew, jest emerytowanym oficerem, absolwentem Kamiszinskiego Wyższego Instytutu Wojskowego, i obecnie

Strefa Mroku - Borysek, Dziecko Indygo z Marsa(1)

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Borysek, dziecko Indygo z Marsa

Citation preview

BORYSEK - CHŁOPIEC INDYGO Z MARSA

Giennadij Belimow Spotkanie w anomalnej strefie

O niezwykłym chłopcu imieniem Borysek po

raz pierwszy dowiedziałem się, słuchając

historii opowiadanych przez uczestników

ekspedycji do anomalnej strefy położonej na

północy obwodu wołgogradzkiego, znanej jako

Pasmo Miedwiedickie.

— Proszę sobie wyobrazić, jak wszyscy

siedzą wieczorem przy ognisku i ten mały

chłopiec w wieku około siedmiu lat żąda nagle

stanowczo ciszy, aby móc opowiedzieć nam o

mieszkańcach Marsa i ich wyprawach na

Ziemię — powiedział jeden ze świadków,

dzieląc się swoimi wrażeniami. — Ktoś wciąż

rozmawiał cichym głosem i chłopiec

zdecydowanie zażądał pełnej uwagi albo „nie

będzie żadnej historii”.

W końcu wszyscy ucichli i zupełnie nie

skrępowany obecnością dorosłych, ubrany w

letni T-shirt i baseballową czapkę chłopiec o

okrągłej twarzy i dużych oczach zaczął

opowiadać niezwykłą historię o marsjańskiej

cywilizacji, megalitycznych miastach, statkach

kosmicznych, wyprawach na inne planety i

ziemskiej krainie o nazwie Lemuria, której

życie poznał osobiście, gdy dawno temu

przyleciał z Marsa na ten położony po środku

oceanu ogromny kontynent, gdzie miał

przyjaciół....

Wielu ludzi doznało szoku z powodu

dwóch rzeczy. Po pierwsze, niezwykłej wiedzy

jak na siedmiolatka - nawet profesor historii

nie byłby w stanie tak obrazowo opowiadać o

legendarnej Lemurii i jej mieszkańcach. Próżno

by szukać w jakiejkolwiek szkole lub na

uniwersytecie kogoś z takimi wspomnieniami.

Nauka nie dowiodła jak dotąd istnienia innych

cywilizacji i wygląda na to, że wcale się jej do

tego nie spieszy. Po drugie, sposób mówienia

Boryska odbiegał od sposobu wysławiania się

dziecka z pierwszej klasy szkoły podstawowej.

Używana przez niego terminologia oraz

podawane szczegóły i fakty z przeszłości

Marsa i Ziemi robiły na wszystkich ogromne

wrażenie. Jedynie emocjonalne akcenty

pozwalały zorientować się, że ta logiczna

prelekcja jest dziełem dziecka.

—Dlaczego Borysek to opowiedział? —

zastanawiał się mój rozmówca. — Być może

został sprowokowany przez atmosferę obozu

ekspedycji, w której uczestniczyli ciekawi

ludzie o otwartych umysłach pragnący poznać

tajemnice Ziemi i kosmosu. Przysłuchując się

przez cały dzień ich dyskusjom, Borysek

podzielił się z nimi swoimi dawnymi

wspomnieniami.

—Czy mógł to wszystko wymyślić? Może

oglądał filmy z cyklu Star Wars [Gwiezdne

wojny] i zmyślił te historie?

— Wydaje się, że nie. To nie brzmiało jak

fantazja — przekonywał mój rozmówca — ale

raczej jak wspomnienia z przeszłości,

wspomnienia z dawnych inkarnacji. Tego

rodzaju szczegółów nie można wymyślić,

trzeba je poznać osobiście.

Słowa mówiące o wspomnieniach z

dawnych inkarnacji zdecydowały o wszystkim

- zrozumiałem, że muszę spotkać się z

Boryskiem.

Teraz, po spotkaniu z nim i jego rodzicami,

staram się wszystko poukładać, tak by

zrozumieć tajemnicę urodzin tej młodej istoty.

Wspomnienia matki Boryska

Borysek urodził się na tym świecie w

mieście Wołżskij w szpitalu położniczym, ale

na jego świadectwie urodzenia w miejscu

przeznaczonym na miejsce urodzenia wpisano

„Zirnowsk, obwód wołgogradzki”. Dokładna

data jego urodzin to 11 stycznia 1996 roku,

godzina 3:30. Być może astrolog będzie mógł

powiedzieć coś więcej na ten temat.

Jego rodzice to dobrzy i łagodni ludzie.

Nadzieżda Kiprianowicz, matka Boryska, jest

dermatologiem w miejskiej klinice - dyplom

lekarza uzyskała w Wołgogradzkim Instytucie

Medycznym w roku 1991. Jego ojciec, Jurij

Towstieniew, jest emerytowanym oficerem,

absolwentem Kamiszinskiego Wyższego

Instytutu Wojskowego, i obecnie

pracuje w nadzorze budowlanym. Byliby

bardzo szczęśliwi, gdyby ktoś pomógł im

wyjaśnić tajemnicze zjawisko w postaci ich

syna. Jak dotąd przyglądają się swojemu

cudowi z ciekawością.

— Po urodzeniu Boryska zauważyłam,

że kiedy miał 15 dni zaczął już podnosić głowę

— wspomina Nadzieżda. — Jego pierwszym

słowem było „baba” (babcia), które

wypowiedział w wieku czterech miesięcy, i

można powiedzieć, że od tej chwili zaczął

mówić. Pierwsze zdanie wypowiedział w

wieku siedmiu miesięcy widząc gwóźdź w

ścianie i brzmiało ono: „Chcę gwóźdź” - mimo

iż dzieci zazwyczaj zaczynają mówić znacznie

później. Jego niezwykłe zdolności intelektualne

znacznie wyprzedzały rozwój fizyczny.

— Jak się objawiały?

— Kiedy Borysek miał rok, zaczęłam

dawać mu litery zgodnie z systemem Nikitina, i

proszę sobie wyobrazić, że kiedy miał półtora

roku, potrafił czytać gazety. Bardzo łatwo

nauczył się rozróżniania kolorów z całą gamą

ich odcieni. Kiedy miał dwa lata, zaczął

rysować, a kiedy skończył dwa i pół roku,

umiał już malować. Potrafił stosować odcienie

kolorów.

Do przedszkola poszedł, gdy skończył dwa

lata. Wszyscy opiekunowie twierdzili, że jest

bardzo uzdolniony do języków i wykazuje

niezwykły rozwój umysłowy. Zauważyli, że ma

fenomenalną pamięć. Z kolei jego rodzice

zorientowali się, że sposób, w jaki gromadzi

wiedzę, nie ogranicza się jedynie do obserwacji

otoczenia. Wyglądało, jakby czerpał ją również

z innych źródeł, jakby znikąd!

— Nikt go nie uczył — wspomina

Nadzieżda. — W jakiś sposób wykształcił w

sobie nawyk siedzenia w pozycji lotosu i

wsłuchiwania się w siebie! Zadziwiał nas

złotymi myślami i szczegółami o Marsie, o

układach planetarnych i innych cywilizacjach.

Skąd dziecko mogło o tym wiedzieć? Kosmos i

kosmiczne wątki w jego opowieściach to stałe

tematy, odkąd skończył dwa lata.

Mars, dzieci indygo i planetarne

katastrofy

W tym samym czasie Borysek oświadczył,

że dawno temu mieszkał na Marsie, kiedy

jeszcze nadawał się on do mieszkania. Później

planeta ta doświadczyła najgorszego w swojej

historii kataklizmu w postaci utraty atmosfery i

obecnie w podziemnych miastach mieszkają na

niej nieliczni ocalali. Wtedy często latał na

Ziemię w celach handlowych i w misjach

badawczych. Wygląda na to, że sam kierował

statkami kosmicznymi. Było to w czasach

istnienia cywilizacji lemuryjskiej, gdzie miał

przyjaciela, który zginął na jego oczach.

— Na Ziemi doszło do wielkiej katastrofy,

w czasie której wybuchły góry i wielki

kontynent rozpadł się na kawałki i pogrążył w

wodzie. W pewnym momencie na budynek, w

którym przebywał mój przyjaciel, spadł

ogromny głaz — opisuje Borysek. — Nie

mogłem go uratować i teraz na Ziemi

powinniśmy się znowu spotkać...

Borysek postrzega cały proces zniszczenia

Lemurii, jakby to stało się niedawno, i cierpi z

powodu śmierci tego Ziemianina, jakby był za

nią odpowiedzialny.

Pewnego razu zobaczył książkę Ernesta

Muldaszewa Skąd pochodzimy?, którą

przyniosła jego matka. Książka wywarła na

nim ogromne wrażenie. Rzucił okiem na

rysunki Lemurian, fotografie tybetańskich

pagod i dwie godziny później szczegółowo

rozprawiał na temat rasy lemuryjskiej i jej

odkryć.

— Ale Lemuria uległa zagładzie co

najmniej 800 000 lat temu — powiedziałam

ostrożnie — a jej mieszkańcy mieli ponad

dziewięć metrów wzrostu i ty to wszystko

zapamiętałeś?

— Tak, pamiętam i zapewniam, że nikt mi

tego nie powiedział — odrzekł Borysek.

Innym razem zaczął przypominać sobie

różne rzeczy po obejrzeniu ilustracji w drugiej

książce Muldaszewa W poszukiwaniu miasta

bogów, w której była mowa o komorach

grzebalnych i piramidach. Oświadczył, że nie

znajdą wiedzy pod piramidą Cheopsa, ale pod

inną. Niestety, do tej pory jej nie znaleziono.

Powiedział, że „życie zmieni się, kiedy

otworzą Sfinksa”, i dodał, że Sfinks otwiera się

gdzieś za uchem, ale nie pamięta dokładnie

gdzie. Kiedy ma natchnienie, mówi z dużym

zaangażowaniem o cywilizacji Majów,

odnosząc wrażenie, że ludzie niewiele wiedzą o

tej fascynującej społeczności.

Najbardziej uderzającą rzeczą jest jednak

to, że według niego obecnie nadszedł czas,

kiedy na Ziemi będą się rodzić wyjątkowe

dzieci, ponieważ wkrótce ma dojść na niej do

wielkich zmian i będzie potrzebna nowa wiedza

wykraczająca poza ludzką mentalność.

—Skąd wiesz o tych obdarzonych

niezwykłymi zdolnościami dzieciach i dlaczego

tak się dzieje? — zapytałem go w czasie

naszego spotkania. — Czy wiesz, że nazywa

się je „dziećmi indygo”?

—Wiem, że się rodzą, ale nie natknąłem

się na żadne w naszym mieście. Ale może Julia

Pietrowna coś o tym wie. Ona wierzy mi, co

być może znaczy, że coś czuje. Inni zwykle

śmieją się, kiedy opowiadam im moje historie.

Na Ziemi coś się stanie - dwie katastrofy - i

dlatego rodzą się te dzieci. Mają pomagać

ludziom. Bieguny zamienią się miejscami. W

roku 2009 dojdzie do pierwszej wielkiej

katastrofy na jednym z wielkich kontynentów, a

w roku 2013 do jeszcze większej.

—Nie boisz się tego, mimo iż to może

mieć wpływ także na twoje życie?

—Nie, nie boję się. My żyjemy wiecznie.

Na Marsie też była katastrofa, tam gdzie

poprzednio mieszkałem. To byli tacy sami

ludzie, jak my. Wybuchła wojna atomowa i

wszystko się spaliło. Trochę ludzi ocalało.

Zbudowano nowe domy i skonstruowano nowe

bronie. Doszło również do przeobrażenia

kontynentu. Ten kontynent nie był jednak duży.

Marsjanie oddychają powietrzem, które składa

się głównie z dwutlenku węgla. Gdyby przybyli

na naszą planetę, najchętniej przebywaliby

blisko kominów fabrycznych.

—A ty, który jesteś z Marsa, możesz

oddychać bez trudu naszym powietrzem, czy

też potrzebujesz dwutlenku węgla?

—Kiedy już ktoś znajdzie się w tym

ziemskim ciele, musi oddychać tutejszym

powietrzem. Nienawidzimy jednak ziemskiego

powietrza, ponieważ wasze powietrze jest

przyczyną starzenia się. Tam, na Marsie, ludzie

są wiecznie młodzi, mają stale około 30-35 lat i

nie ma ludzi starych. Z każdym rokiem na

Ziemi będzie rodziło się coraz więcej dzieci z

Marsa. W naszym mieście będzie ich co

najmniej dwadzieścia.

—Czy pamiętasz swoje dawne imię lub

imiona swoich przyjaciół?

—Nie, nigdy nie pamiętam imion.

—Od którego roku życia pamiętasz

siebie?

LIPIEC-SIERPIEŃ 2008 2 • NEXUS

— Swoje poprzednie życie pamiętam od

trzynastego roku, a tutaj od momentu urodzin,

ale nie zapominam, skąd pochodzę. Nosiliśmy

tam specjalne okulary i cały czas walczyliśmy.

Tam na Marsie była jedna nieprzyjemna rzecz:

stacja, którą należało zniszczyć. Marsa można

ożywić, ale ta stacja to uniemożliwia. To

sekret. Mogę narysować, jak ona wygląda, bo

byliśmy blisko niej. Ta stacja jest przeciwko

nam.

— Borysku, dlaczego nasze sondy

kosmiczne często „zamierają” po wylądowaniu

na Marsie?

Z Marsa nadchodzi sygnał, który usiłuje je

zniszczyć, ponieważ emitują one szkodliwe

promienie.

Byłem zdziwiony szkodliwymi

promieniami Fobosa. W roku 1988

mieszkaniec Wołżskija nazwiskiem Jurij

Łuszniczenko, który posiada niezwykłą moc,

próbował skontaktować się z kierownictwem

radzieckiego programu kosmicznego, aby

ostrzec ich przed nieuniknionym

niepowodzeniem ich marsjańskich sond

Fobos 1 i Fobos 2, głównie z powodu

promieni i radioaktywnych baterii, które są

obce dla Marsa. Jego ostrzeżenia

zbagatelizowano. Do dzisiaj nie odpowiedzieli

mu. Zdaniem Łuszniczenki, aby to

przedsięwzięcie się udało, konieczna jest

zmiana taktyki w czasie zbliżania się do

powierzchni Marsa.

UFO i zaginione planety

— Czy wiesz coś o wielowymiarowości?

No wiesz, żeby gdzieś lecieć, nie leci się

wzdłuż linii prostej, ale przeskakuje się przez

przestrzeń wielowymiarową? — zadałem

niepewnie nieco dziwne z punktu widzenia

głównego nurtu nauki pytanie.

Borysek nagle ożywił się i zaczął

energicznie tłumaczyć zasady budowy UFO.

— Tylko co wystartowaliśmy i już

byliśmy w pobliżu Ziemi!

Wziął kawałek kredy i narysował na tablicy

coś trójkątnego.

— Jest sześć warstw — tłumaczył

podekscytowany. — Zewnętrzna warstwa to 25

procent wytrzymałego materiału, następna to

30 procent i przypomina gumę, trzecia stanowi

kolejne 30 procent i jest metaliczna, następna

warstwa o magnetycznych własnościach

stanowi 4 procent — zapisał dane na tablicy. —

Jeśli naładuje się energią warstwę

magnetyczną, można latać po całym

wszechświecie.

Wszyscy dorośli spojrzeliśmy na siebie. W

której klasie uczą ich procentów? Oczywiście,

że nie mają ich jeszcze w szkole, ale wygląda

na to, że Borysek ma poważne trudności w

szkole. Po badaniu zapisali go od razu do

drugiej klasy, skąd pozbyto się go bardzo

szybko. Powiedzcie mi, kto tolerowałby nagłe

wtrącanie się dziecka w tok wykładu

nauczyciela w stylu: „Mario Iwanowna, pani

nie mówi prawdy! Pani nie uczy nas

właściwie!”

A do takich scen dochodziło częściej niż raz

dziennie. Teraz Boryska uczy nauczyciel, który

wykładał w Akademii Szczetinina, i chłopak

będzie zdawał egzaminy eksternistycznie.

Nauczyciel uważa, że Borysek powinien

studiować w szkole Szczetinina dla wybitnie

uzdolnionych dzieci. Ma już i nadal będzie miał

problemy związane z normalnymi dziećmi.

— Jakie Borysek ma zadanie na Ziemi?

Czy je zna? — zapytałem jego rodziców.

— Mówi, że zgaduje — odrzekła

Nadzieżda. — Wie coś niecoś o przyszłości

Ziemi, na przykład to, że wiedza będzie

rozdzielana według jakości i poziomu

świadomości. Nowa wiedza nigdy nie trafi do

ludzi bezwzględnych o paskudnych

przywarach, złodziei, bandytów, alkoholików,

ani do tych, którzy nie chcą zmienić się na

lepsze. Ci ludzie opuszczą tę planetę. Uważa,

że wiedza będzie odgrywała najważniejszą rolę.

Na Ziemi rozpocznie się czas jedności i

współpracy.

— Borysku, skąd o tym wiesz?

— Sam z siebie — odrzekł poważnie.

Kiedyś, gdy miał pięć lat, zadziwił

rodziców, kiedy zaczął mówić o Prozerpinie,

planecie, która „umarła” setki tysięcy albo

nawet miliony lat temu. Słowo Prozerpina

wypowiedział, mimo iż nigdy wcześniej go nie

słyszał, ponieważ jego rodzice po raz pierwszy

usłyszeli o tej planecie przypuszczalnie od

niego.

— Rozcięła ją wiązka i rozpadła się na

kawałki — wyjaśnił Borysek. — Fizycznie

planeta już nie istnieje, ale jej mieszkańcy

teleportowali się do piątego wymiaru, który wy

nazywacie światem równoległym.

LIPIEC-SIERPIEŃ 2008 3 • NEXUS

Obserwowaliśmy zagładę tej planety z Marsa

— wyjaśnił.

No i nagle powiedział coś

niewyobrażalnego. Powiedział, że Ziemia,

która jest żywą istotą, zaczęła akceptować

dzieci Prozerpiny, aby je edukować. Stąd od

czasu do czasu rodzą się tu dzieci, które

pamiętają swoją rodzinną planetę i uważają

siebie za istoty pozaziemskie.

To zjawisko zostało oczywiście, zauważone

przez świat nauki. Ja sam poznałem Walentynę

Gorszunową (Kainaja), która nie tylko pamięta

Prozerpinę, ale czasami w snach spotyka się ze

swoimi rodakami z tej planety. I nagle ona

również pojawiła się w tym samym mieście, co

Borysek i obydwoje odwiedzili Błękitną Górę

w anomalnej strefie Pasma Miedwiedickiego.

Oto, co pewnego razu powiedział Borysek

swojej matce, która zanotowała to w swoim

dzienniku:

— Jesteś prekursorką. Oczyściłaś dla nas

platformę. W najwyższych sferach jesteś

uważana za bohaterkę. Nosisz na swoich

barkach najcięższe brzemię. Weszłaś w Nowy

Czas. Holograficzny kod jest już widoczny,

został nałożony na przestrzeń. Wszystko się

rozświetli w nowym ogniu myślenia, bardzo

szybko... Przejście z jednego do drugiego

świata dokona się poprzez substancję Czasu. Ja

przyniosłem Nowy Czas. Przyniosłem Nową

Informację...

— Borysku, powiedz mi, z jakiego

powodu ludzie cierpią?

— Dlatego że prowadzą niewłaściwe

życie i nie są w stanie być

szczęśliwi. Musicie czekać na swoją

kosmiczną drugą połowę, nie

możecie angażować się w czyjeś

koleje losu, nie wolno łamać bądź

niszczyć waszej integralności,

popełniać nowych błędów. Musicie

połączyć się ze swoim

przeznaczeniem, zakończyć cykl

rozwoju i zbliżyć się ku nowym

szczytom możliwości. Musicie stać

się dobrzy. Jeśli ktoś was pobije,

macie pójść i uścisnąć go. Jeśli was

zawstydzą, nie czekajcie na ich

tłumaczenia, ale klęknijcie i

błagajcie o wybaczenie tych, którzy

was zawstydzili. Jeśli wam ubliżą i

poniżą was, podziękujcie im za to i

uśmiechnijcie się. Jeśli będą was

nienawidzić, pokochajcie ich

takimi, jakimi są. To jest stosunek

miłości, pokory i przebaczenia, tak

bardzo ważny dla ludzi. Czy wiecie,

dlaczego zginęli Lemurianie? Ja

również jestem trochę temu winien.

Otóż, nie chcieli dalej rozwijać się

duchowo, zeszli z tej drogi i w ten

sposób zniszczyli integralność

planety. Droga magii zawiodła ich

w ślepy zaułek. Prawdziwą Magią

jest Miłość.

— Skąd znasz takie słowa, jak

integralność, cykle, kosmos, magia,

Lemurianie?

—Znam... Keilis...

—Co powiedziałeś?

— Powiedziałem: „Pozdrawiam was!”

To w języku mojej planety.

W tym momencie Borysek i ja rozstaliśmy

się, obiecałem sobie jednak, że będę śledził

jego losy na tyle, na ile będzie to możliwe.

Kroniki marsjańskie

Mniej więcej rok później pojechałem do

Zimowska, aby spotkać się z Boryskiem i

poznać najnowsze szczegóły jego życia.

Pierwszą rozmowę odbyłem, oczywiście, z

jego mamą.

— Zajrzałam do jego pokoju, ponieważ

usłyszałam, że z kimś rozmawia. Zrobiłam to,

ponieważ wiedziałam, że jest sam —

wspomina Nadzieżda.

— Rzeczywiście był sam. Przed nim

znajdowała się kolorowa mozaika zrobiona z

dziecięcej zabawki - konstruktora

przedstawiająca podwójną spiralę DNA!

Poznałam ją dzięki rysunkom, które widziałam

w czasie studiów w instytucie medycznym.

Powiedział do kogoś: „Jestem pilotem statku

badawczego, naukowcem, ale nigdy nie

skrzyżuję ludzkiego i gadziego DNA! To jest

niezgodne z prawami naturalnej selekcji”.

Następnie padło kilka łacińskich słów. Byłam

zszokowana i zamiast słuchać dalej, zaczęłam

nim potrząsać. „Co to jest? Z kim

rozmawiasz?” Nagle ocknął się z transu, po

czym zmieszany rzucił: „Tylko się bawię”.

Nagle zdałam sobie sprawę, że nie znam

dobrze mojego syna. Kiedy zapytałam go o to

później, powiedział, że ta informacja nie jest

dla ludzi i że kiedy żył na Marsie, mieli trochę

inne gałęzie DNA - trochę inne od tych, jakie

mieli Lemurianie. Rozumiem, że wspominając

marsjański okres swojego życia, pamięta go z

punktów widzenia różnych okresów czasu.

Wygląda na to, że żył na Marsie wiele razy i

przypomina sobie różne okresy swoich żyć,

przypuszczalnie na przestrzeni wielu tysięcy

lat.

— Zatem nie traktuje pani tego jako

zwykłych dziecięcych fantazji?

— zapytałem.

— Pewnie byłabym szczęśliwa, gdyby

tak było, ale coś tu jest nie tak. Za dużo jest w

tym całkowicie nieznanych informacji. I nie ma

miejsca, gdzie mógłby je zdobyć. Nie sądzę

także, by pamiętał swoje dawne życia w taki

sam sposób, w jaki my pamiętamy wydarzenia

wczorajszego dnia. Oczywiście, że nie. Jego

pamięć jest fragmentaryczna i ujawnia się w

szczególnych okolicznościach, i możliwe że

stopniowo zaniknie. Tak, potrafi podłączyć się

do zewnętrznych źródeł informacji i być ich

przekaźnikiem, i dziesięć minut później

zwyczajnie zapomnieć je jak normalne dziecko.

Te połączenia zdarzają się coraz rzadziej -

albo kanał komunikacyjny ulega ograniczeniu,

albo dzieje się coś jeszcze innego... Dyktafon,

który jego rodzice kupili specjalnie do

rejestrowania jego opowieści o dawnych

życiach jest używany coraz rzadziej. Jest

znacznie mniej okazji ku temu.

Ich nagrania z ubiegłych miesięcy to ciekawe

wspomnienia Boryska na temat poważnych

kataklizmów, do których doszło na Marsie.

Twierdzi na przykład, że w ciągu ostatnich

kilkuset tysięcy, a nawet milionów, lat doszło

tam do poważnych problemów z wodą. Mars

zaczął tracić w katastrofalny sposób swoją

atmosferę i wodę. Borysek powiedział, że mieli

specjalne statki, które latały na Ziemię po

wodę. Wyglądały jak cylindry i pełniły rolę

statków-matek.

Opowiadał wiele o swoich obowiązkach i pracy

w kosmosie. Bardzo nie lubi amerykańskich

filmów o przygodach i wojnach w kosmosie,

uważając, że wszystko w nich jest wypaczone i

zmyślone. Marsjańskie statki mogły

podróżować po całym układzie słonecznym.

Mieli liczne bazy na różnych planetach i ich

satelitach.

Był najwyraźniej niezłym pilotem i posiadł

duże umiejętności zawodowe. Zgodnie ze

swoimi opowieściami wielokrotnie

uczestniczył w lotach na Saturna, w których

najtrudniejszym zadaniem było przemierzanie

strefy asteroid. W czasie zbliżania się do

Saturna zginęło wielu jego przyjaciół.

— Wiesz, mamo, ja nie tylko dostarczałem

wodę na Marsa! — oświadczył pewnego dnia.

— Stale mówisz „Mars to, Mars tamto”, ale ja

byłem odpowiedzialny za Jowisza!

Realizowaliśmy specjalny projekt polegający

LIPIEC-SIERPIEŃ 2008 NEXUS • 4

na badaniu możliwości stworzenia w naszym

układzie drugiego słońca, którym miał być

Jowisz. Niestety, potrzeba było do tego tak

dużej masy, że nie było jej tyle w całym

układzie słonecznym, w związku z czym

porzucono realizację tego projektu.

Pewnego razu powiedział, że ziemskich

naukowców zainteresowałby fakt, że układ

słoneczny nie składa się z dziewięciu planet,

ale że są jeszcze dwie i że ich orbity leżą poza

orbitą Plutona. Według niego Mars krążył

kiedyś bliżej Jowisza, zaś Księżyc należał do

Marsa. Dopiero po gigantycznym kataklizmie

kosmicznym Mars zmienił orbitę, a Ziemia

zyskała satelitę, Księżyc. Nie pamięta jednak

żadnych szczegółów dotyczących tego okresu.

Naturalnie nasuwającym się pytaniem jest

to, czy miał kiedykolwiek rodzinę w naszym

rozumieniu tego słowa, ale jego mama nic nie

wiedziała na ten temat. Borysek nigdy nic nie

wspomniał na temat jakiejkolwiek rodziny w

czasie swoich marsjańskich inkarnacji.

Pewnego razu podczas oglądania telewizji, a

konkretnie Discovery Channel, zaczął z

wielkim podnieceniem mówić o cywilizacji

Szaraków, małych humanoidalnych istotach o

wielkich oczach.

— To nie są Marsjanie — powiedział

wskazując na ekran. — My nie jesteśmy tacy,

bardziej przypominamy Lemurian i

Atlantydów. Po pierwsze, jesteśmy wysocy, a

ci są karłami. Po drugie, Szaraki są okrutne.

Pochodzą z innej galaktyki i prowadzą różne

eksperymenty na ludziach. Musieliśmy nawet

walczyć z nimi, bo to agresorzy. Nasza rasa

była dobra, mniej agresywna i bardzo

intelektualna, potrafiliśmy nawet używać

energii psychicznej.

Wyrzucając z siebie słowa jak z karabinu,

czasami jąkając się, wypowiedział to wszystko

w ramach krótkiej kwestii, po czym wrócił do

swoich normalnych zabaw i do „sprawy

Szaraków”, jak to określiła jego matka, nigdy

już nie powrócił. Wyglądało na to, że był to

przebłysk pamięci, który może się już nigdy

nie powtórzyć.

Współcześni ufolodzy mają już pewne

pojęcie o Szarakach. Czasowe porwania

(wzięcia) ludzi, eksperymenty na nich,

nierzadko o charakterze genetycznym,

wiwisekcje zwierząt (makabryczne okaleczenia

z całkowitym usuwaniem krwi z ciał bydła w

latach 1970. i 1980.) - wszystko to jest wiązane

przez świadków i badaczy głównie z

Szarakami. I Borysek nagle przypomniał sobie

o nich i przestrzegł przed nimi.

Coraz bardziej staje się wątpliwe, czy będą

nowe oświadczenia na temat życia w kosmosie,

na Marsie lub w układzie słonecznym. Jak

utrzymują specjaliści, chłopiec „zamyka się”.

Przypuszczalnie dzieje się to za sprawą

trudności wynikających z życia w naszej

ziemskiej rzeczywistości - podobnie jak ma to

miejsce w przypadku innych dzieci indygo.

Powszedni dzień na Ziemi

Nie odrywając wzroku od ekranu

komputera, Borysek szybko manipulował

klawiszami na klawiaturze. Toczył walkę w

jakimś podziemnym zamku. Bezskutecznie

starałem się odwrócić jego uwagę od gry.

Jego zapał do gry nie ustawał, mimo iż grał

nieprzerwanie od trzech godzin. Jego matka, jej

bliska przyjaciółka Walentyna Rubcowa-

Gorszunowa i ja rozmawialiśmy prawie o

wszystkim, co wydarzyło się w minionym

roku. W tym czasie Borysek ani na chwilę nie

oderwał się od swojej gry wideo i nie chciał

uczestniczyć w naszej rozmowie na temat życia

na Marsie.

Rok wcześniej był znacznie bardziej

rozmowny i z zapałem odpowiadał na moje

pytania. W rzeczy samej w pewnym momencie

powiedział wówczas: „To było pana ostatnie

pytanie!” - i nie słuchając żadnych argumentów

zaczął grać w grę wideo.

Teraz nie ma czasu na wspominanie swoich

byłych inkarnacji. Jego otwartość i

prostoduszność źle odbiły się na jego życiu.

Dzieci w jego wieku i starsze odpłacały mu,

jak to zwykle bywa, zazdrością i nienawiścią.

Czuł na sobie ich pięści i wyzwiska częściej

niż inni chłopcy.

W końcu nauczył się walczyć, mimo iż rok

temu mówił z zapałem: „Jeśli ktoś zawstydzi

cię, klęknij przed nim i proś o wybaczenie”.

Proza ziemskiego życia nie współgra z takim

stopniem dobroci we wzajemnych stosunkach.

Po sensacyjnym artykule na jego temat ludzie

zaczęli traktować go inaczej. Większość

przejawiała ciekawość i zainteresowanie, ale

około 15 procent okazywało niezrozumiałą

nienawiść i złość. Niestety, są to jego

najbezwzględniejsi prześladowcy. Przypomina

to trochę czasy Jezusa Chrystusa, który nauczał

O dobru i złu, co niektórzy ludzie traktowali

jako coś niedopuszczalnego. „Ukrzyżować go!”

- krzyczeli jego prześladowcy, no i

ukrzyżowano go.

— Nadszedł XXI wiek i wróciliśmy do

tamtych brutalnych czasów, i wygląda na to, że

niewiele się w nas zmieniło. Tymczasem

ufolodzy wciąż marzą o bezpośrednim

kontakcie z istotami pozaziemskimi. Jaki

kontakt? Przecież wciąż jesteśmy gotowi

ukrzyżować naszego brata, zgładzić za to, że

jest inny! Nawiasem mówiąc, wydaje się, że

odwiedzające nas istoty znają nas lepiej i wcale

im się nie śpieszy do bliższego kontaktu z

nami.

Być może gdyby nauczyciele Boryska

wykazali się większą mądrością i odnieśli się

do niego z większą uwagą, to...

— To, po prostu, idiota! — oświadczył po

kilkudniowych rozmowach z nim jeden ze

znajomych Nadzieżdy, miejscowy psychiatra.

Chłopiec nie pasował do utartej definicji

normalnego dziecka i taka wersja zjawiska o

imieniu Borysek obiegła świat. Nie tak dawno

temu jedna z matek przysłała do szkoły list

następującej treści: „Zabierzcie go z klasy, on

uczy nasze dzieci jak umierać...” Wdrożono

dochodzenie i okazało się, że chłopiec

opowiadał kolegom z klasy o reinkarnacji, to

znaczy reinkarnacji dusz (której, nawiasem

mówiąc, jest przykładem i świadkiem).

Wygląda jednak na to, że to słowo, jak i kryjąca

się za nim treść, nie były znane wielu osobom

w szkole, stąd ich obawy o możliwość

samobójstw wśród dzieci. „Jakże byłoby to

wesołe, gdyby nie było tak smutne”.

Nawiasem mówiąc, Borysek reaguje tak

samo jak normalne dzieci, gdy jakiś przedmiot

(np. rosyjski, matematyka) go nie interesuje.

Jego kłopoty potęguje rozwód jego

rodziców, a wraz z tym nieunikniony problem

podziału nowo otrzymanego mieszkania w

nowym budownictwie. W tych zmaganiach nie

było miejsca dla chłopca i jego dziecięcych

problemów - czasami głodny chodził do „cioci

Wali”, żeby coś zjeść, mimo iż mieszkała

daleko od jego domu. Przedłużający się proces

rozwodowy stwarza pełną napięć sytuację.

— Tak, Borysek znalazł się teraz w

trudnej sytuacji — dzieli się swoimi

spostrzeżeniami Walentyna Rubcowa-

Gorszunowa, stały członek ekspedycji

„Przeszukiwanie Przestrzeni” i jeden z jego najbliższych przyjaciół. — Otworzył się na ludzi, stara się pomóc im w zrozumieniu siebie samych i naszej

Ziemi, ale czy są oni w stanie zrozumieć go właściwie i ukierunkować jego wiedzę ku tworzeniu? Zawsze rzucano kamieniami w proroków lub ich

krzyżowano. Obecnie mamy trochę inne kamienie i krzyże, ale nastawienie do wizjonerów pozostało takie same. Pierwsze kamienie już w niego

rzucono... i zaczął się zamykać. Główną tego przyczyną jest, oczywiście, nastawienie ludzi. Ale czy można uzyskać dojrzały owoc z nasienia, które

tylko co wykiełkowało? Nikt nie jest w stanie przewidzieć, co się z nim stanie i czy potrafi on to wytrzymać.

Krótko mówiąc, nie wygląda na to, by Borysek miał mieć łatwe życie.

Zainteresowanie nauki dziećmi indygo

LIPIEC-SIERPIEŃ 2008 5 • NEXUS

To, że przedstawiciele nauki rzeczywiście interesują się Boryskiem jest niezaprzeczalnym faktem. Na spotkanie i badanie do Moskwy zaprosił go

profesor nauk fizyczno-matematycznych Władysław Ługowienko z Instytutu Ziemskiego Magnetyzmu, Jonosfery i Propagacji Fal Radiowych (IZMI-

RAN) Rosyjskiej Akademii Nauk.

W badaniu wzięli udział niektórzy koledzy profesora Ługowienki, który prowadzi badania dzieci indygo w Rosji i w innych krajach i uważa, że

rodzą się one na naszej planecie od dwudziestu lat celowo i że ma to najwyraźniej związek z przyszłym rozwojem ziemskiej cywilizacji.

Borysek został zaproszony razem ze swoją mamą na specjalny obóz edukacyjny położony nad Jeziorem Atal skim w obwodzie tulskim w miejscu,

gdzie ziemska energia ma szczególny wpływ na ludzi.

Czytałem naukowy raport o pomiarach zwykłych, eterycznych, emocjonalnych i mentalnych biopól uczestników obozu. Muszę stwierdzić, że po

pierwsze, chłopiec ma bardzo silne biopole w porównaniu z innymi uczestnikami i po drugie, po obozie jego biopole rozszerzyło się znacznie bardziej

niż u innych.

Fotografie aury Boryska również mówią wiele. Oto cytat z raportu:

„Przed eksperymentem dominującym kolorem na fotografii był żółty, który charakteryzuje intelektualną siłę szczęśliwej, miłej osoby. W lewym

dolnym rogu widać kolor jasnoczerwony, co sugeruje aktywność, bezinteresowną miłość i energię chłopca.

Po eksperymencie zdjęcie zmieniło się niewiele: w lewym dolnym rogu pojawiło się zielone światło, które wskazuje na siłę życiową, pozytywne

ukierunkowanie i przyjazne nastawienie chłopca”.

Ługowienko zamierza kontynuować obserwacje Boryska i ostatnio udał się do Zimowska, aby zapoznać się z jego życiem w domu rodzinnym. Udał

się również do anomalnej strefy na Błękitnej Górze w pobliżu Zimowska.

— Jestem pewien, że w sensie moralnym dzieci indygo bardzo różnią się od swoich rówieśników — relacjonuje profesor Ługowienko. — Posiadają

nadzwyczajne wyczulenie na jakikolwiek fałsz, rozwiniętą intuicję, zdolności telepatyczne i łączność z kosmosem. Możemy mieć nadzieję, że chłopcu

uda się wypełnić jego misję na Ziemi, której celu ani on, ani my nie potrafimy jak na razie odgadnąć.

A ja dodałbym:

— Jeśli złe moce go nie powstrzymają.

Chciałbym mieć nadzieję, że kłopoty, z jakimi musi się zmagać, wzmocnią go... Dzieci indygo odróżniają się swoimi niezwykłymi umiejętnościami,

szczególnie poglądami na świat, znajomością swoich misji na Ziemi oraz umiejętnościami pobierania informacji i wiedzy z noosfery (sfera ludzkich

myśli lub coś w rodzaju wspólnej świadomości) przy pomocy całkowicie otwartej świadomości. Ich rola i misja w ewolucyjnym procesie ludzkości nie

jest jeszcze jasna, niemniej wydaje się niemała.

Od redakcji: Publikację tego artykułu zawdzięczamy uprzejmości Projektu Camelot. Pełną wersję anglojęzycznego przekładu oraz

film wideo nakręcony przez zespól Projektu Camelot oraz inne materiały dotyczące Boryska dostępne są adreseminternetowym: http://project.ca melot.org/indigo_boy_from_mars.html.

Przełożył Jerzy. Florczykowski

LIPIEC-SIERPIEŃ 2008 6 • NEXUS