Upload
anonymous-wcnklb1fa4
View
6
Download
3
Embed Size (px)
DESCRIPTION
Borysek, dziecko Indygo z Marsa
Citation preview
BORYSEK - CHŁOPIEC INDYGO Z MARSA
Giennadij Belimow Spotkanie w anomalnej strefie
O niezwykłym chłopcu imieniem Borysek po
raz pierwszy dowiedziałem się, słuchając
historii opowiadanych przez uczestników
ekspedycji do anomalnej strefy położonej na
północy obwodu wołgogradzkiego, znanej jako
Pasmo Miedwiedickie.
— Proszę sobie wyobrazić, jak wszyscy
siedzą wieczorem przy ognisku i ten mały
chłopiec w wieku około siedmiu lat żąda nagle
stanowczo ciszy, aby móc opowiedzieć nam o
mieszkańcach Marsa i ich wyprawach na
Ziemię — powiedział jeden ze świadków,
dzieląc się swoimi wrażeniami. — Ktoś wciąż
rozmawiał cichym głosem i chłopiec
zdecydowanie zażądał pełnej uwagi albo „nie
będzie żadnej historii”.
W końcu wszyscy ucichli i zupełnie nie
skrępowany obecnością dorosłych, ubrany w
letni T-shirt i baseballową czapkę chłopiec o
okrągłej twarzy i dużych oczach zaczął
opowiadać niezwykłą historię o marsjańskiej
cywilizacji, megalitycznych miastach, statkach
kosmicznych, wyprawach na inne planety i
ziemskiej krainie o nazwie Lemuria, której
życie poznał osobiście, gdy dawno temu
przyleciał z Marsa na ten położony po środku
oceanu ogromny kontynent, gdzie miał
przyjaciół....
Wielu ludzi doznało szoku z powodu
dwóch rzeczy. Po pierwsze, niezwykłej wiedzy
jak na siedmiolatka - nawet profesor historii
nie byłby w stanie tak obrazowo opowiadać o
legendarnej Lemurii i jej mieszkańcach. Próżno
by szukać w jakiejkolwiek szkole lub na
uniwersytecie kogoś z takimi wspomnieniami.
Nauka nie dowiodła jak dotąd istnienia innych
cywilizacji i wygląda na to, że wcale się jej do
tego nie spieszy. Po drugie, sposób mówienia
Boryska odbiegał od sposobu wysławiania się
dziecka z pierwszej klasy szkoły podstawowej.
Używana przez niego terminologia oraz
podawane szczegóły i fakty z przeszłości
Marsa i Ziemi robiły na wszystkich ogromne
wrażenie. Jedynie emocjonalne akcenty
pozwalały zorientować się, że ta logiczna
prelekcja jest dziełem dziecka.
—Dlaczego Borysek to opowiedział? —
zastanawiał się mój rozmówca. — Być może
został sprowokowany przez atmosferę obozu
ekspedycji, w której uczestniczyli ciekawi
ludzie o otwartych umysłach pragnący poznać
tajemnice Ziemi i kosmosu. Przysłuchując się
przez cały dzień ich dyskusjom, Borysek
podzielił się z nimi swoimi dawnymi
wspomnieniami.
—Czy mógł to wszystko wymyślić? Może
oglądał filmy z cyklu Star Wars [Gwiezdne
wojny] i zmyślił te historie?
— Wydaje się, że nie. To nie brzmiało jak
fantazja — przekonywał mój rozmówca — ale
raczej jak wspomnienia z przeszłości,
wspomnienia z dawnych inkarnacji. Tego
rodzaju szczegółów nie można wymyślić,
trzeba je poznać osobiście.
Słowa mówiące o wspomnieniach z
dawnych inkarnacji zdecydowały o wszystkim
- zrozumiałem, że muszę spotkać się z
Boryskiem.
Teraz, po spotkaniu z nim i jego rodzicami,
staram się wszystko poukładać, tak by
zrozumieć tajemnicę urodzin tej młodej istoty.
Wspomnienia matki Boryska
Borysek urodził się na tym świecie w
mieście Wołżskij w szpitalu położniczym, ale
na jego świadectwie urodzenia w miejscu
przeznaczonym na miejsce urodzenia wpisano
„Zirnowsk, obwód wołgogradzki”. Dokładna
data jego urodzin to 11 stycznia 1996 roku,
godzina 3:30. Być może astrolog będzie mógł
powiedzieć coś więcej na ten temat.
Jego rodzice to dobrzy i łagodni ludzie.
Nadzieżda Kiprianowicz, matka Boryska, jest
dermatologiem w miejskiej klinice - dyplom
lekarza uzyskała w Wołgogradzkim Instytucie
Medycznym w roku 1991. Jego ojciec, Jurij
Towstieniew, jest emerytowanym oficerem,
absolwentem Kamiszinskiego Wyższego
Instytutu Wojskowego, i obecnie
pracuje w nadzorze budowlanym. Byliby
bardzo szczęśliwi, gdyby ktoś pomógł im
wyjaśnić tajemnicze zjawisko w postaci ich
syna. Jak dotąd przyglądają się swojemu
cudowi z ciekawością.
— Po urodzeniu Boryska zauważyłam,
że kiedy miał 15 dni zaczął już podnosić głowę
— wspomina Nadzieżda. — Jego pierwszym
słowem było „baba” (babcia), które
wypowiedział w wieku czterech miesięcy, i
można powiedzieć, że od tej chwili zaczął
mówić. Pierwsze zdanie wypowiedział w
wieku siedmiu miesięcy widząc gwóźdź w
ścianie i brzmiało ono: „Chcę gwóźdź” - mimo
iż dzieci zazwyczaj zaczynają mówić znacznie
później. Jego niezwykłe zdolności intelektualne
znacznie wyprzedzały rozwój fizyczny.
— Jak się objawiały?
— Kiedy Borysek miał rok, zaczęłam
dawać mu litery zgodnie z systemem Nikitina, i
proszę sobie wyobrazić, że kiedy miał półtora
roku, potrafił czytać gazety. Bardzo łatwo
nauczył się rozróżniania kolorów z całą gamą
ich odcieni. Kiedy miał dwa lata, zaczął
rysować, a kiedy skończył dwa i pół roku,
umiał już malować. Potrafił stosować odcienie
kolorów.
Do przedszkola poszedł, gdy skończył dwa
lata. Wszyscy opiekunowie twierdzili, że jest
bardzo uzdolniony do języków i wykazuje
niezwykły rozwój umysłowy. Zauważyli, że ma
fenomenalną pamięć. Z kolei jego rodzice
zorientowali się, że sposób, w jaki gromadzi
wiedzę, nie ogranicza się jedynie do obserwacji
otoczenia. Wyglądało, jakby czerpał ją również
z innych źródeł, jakby znikąd!
— Nikt go nie uczył — wspomina
Nadzieżda. — W jakiś sposób wykształcił w
sobie nawyk siedzenia w pozycji lotosu i
wsłuchiwania się w siebie! Zadziwiał nas
złotymi myślami i szczegółami o Marsie, o
układach planetarnych i innych cywilizacjach.
Skąd dziecko mogło o tym wiedzieć? Kosmos i
kosmiczne wątki w jego opowieściach to stałe
tematy, odkąd skończył dwa lata.
Mars, dzieci indygo i planetarne
katastrofy
W tym samym czasie Borysek oświadczył,
że dawno temu mieszkał na Marsie, kiedy
jeszcze nadawał się on do mieszkania. Później
planeta ta doświadczyła najgorszego w swojej
historii kataklizmu w postaci utraty atmosfery i
obecnie w podziemnych miastach mieszkają na
niej nieliczni ocalali. Wtedy często latał na
Ziemię w celach handlowych i w misjach
badawczych. Wygląda na to, że sam kierował
statkami kosmicznymi. Było to w czasach
istnienia cywilizacji lemuryjskiej, gdzie miał
przyjaciela, który zginął na jego oczach.
— Na Ziemi doszło do wielkiej katastrofy,
w czasie której wybuchły góry i wielki
kontynent rozpadł się na kawałki i pogrążył w
wodzie. W pewnym momencie na budynek, w
którym przebywał mój przyjaciel, spadł
ogromny głaz — opisuje Borysek. — Nie
mogłem go uratować i teraz na Ziemi
powinniśmy się znowu spotkać...
Borysek postrzega cały proces zniszczenia
Lemurii, jakby to stało się niedawno, i cierpi z
powodu śmierci tego Ziemianina, jakby był za
nią odpowiedzialny.
Pewnego razu zobaczył książkę Ernesta
Muldaszewa Skąd pochodzimy?, którą
przyniosła jego matka. Książka wywarła na
nim ogromne wrażenie. Rzucił okiem na
rysunki Lemurian, fotografie tybetańskich
pagod i dwie godziny później szczegółowo
rozprawiał na temat rasy lemuryjskiej i jej
odkryć.
— Ale Lemuria uległa zagładzie co
najmniej 800 000 lat temu — powiedziałam
ostrożnie — a jej mieszkańcy mieli ponad
dziewięć metrów wzrostu i ty to wszystko
zapamiętałeś?
— Tak, pamiętam i zapewniam, że nikt mi
tego nie powiedział — odrzekł Borysek.
Innym razem zaczął przypominać sobie
różne rzeczy po obejrzeniu ilustracji w drugiej
książce Muldaszewa W poszukiwaniu miasta
bogów, w której była mowa o komorach
grzebalnych i piramidach. Oświadczył, że nie
znajdą wiedzy pod piramidą Cheopsa, ale pod
inną. Niestety, do tej pory jej nie znaleziono.
Powiedział, że „życie zmieni się, kiedy
otworzą Sfinksa”, i dodał, że Sfinks otwiera się
gdzieś za uchem, ale nie pamięta dokładnie
gdzie. Kiedy ma natchnienie, mówi z dużym
zaangażowaniem o cywilizacji Majów,
odnosząc wrażenie, że ludzie niewiele wiedzą o
tej fascynującej społeczności.
Najbardziej uderzającą rzeczą jest jednak
to, że według niego obecnie nadszedł czas,
kiedy na Ziemi będą się rodzić wyjątkowe
dzieci, ponieważ wkrótce ma dojść na niej do
wielkich zmian i będzie potrzebna nowa wiedza
wykraczająca poza ludzką mentalność.
—Skąd wiesz o tych obdarzonych
niezwykłymi zdolnościami dzieciach i dlaczego
tak się dzieje? — zapytałem go w czasie
naszego spotkania. — Czy wiesz, że nazywa
się je „dziećmi indygo”?
—Wiem, że się rodzą, ale nie natknąłem
się na żadne w naszym mieście. Ale może Julia
Pietrowna coś o tym wie. Ona wierzy mi, co
być może znaczy, że coś czuje. Inni zwykle
śmieją się, kiedy opowiadam im moje historie.
Na Ziemi coś się stanie - dwie katastrofy - i
dlatego rodzą się te dzieci. Mają pomagać
ludziom. Bieguny zamienią się miejscami. W
roku 2009 dojdzie do pierwszej wielkiej
katastrofy na jednym z wielkich kontynentów, a
w roku 2013 do jeszcze większej.
—Nie boisz się tego, mimo iż to może
mieć wpływ także na twoje życie?
—Nie, nie boję się. My żyjemy wiecznie.
Na Marsie też była katastrofa, tam gdzie
poprzednio mieszkałem. To byli tacy sami
ludzie, jak my. Wybuchła wojna atomowa i
wszystko się spaliło. Trochę ludzi ocalało.
Zbudowano nowe domy i skonstruowano nowe
bronie. Doszło również do przeobrażenia
kontynentu. Ten kontynent nie był jednak duży.
Marsjanie oddychają powietrzem, które składa
się głównie z dwutlenku węgla. Gdyby przybyli
na naszą planetę, najchętniej przebywaliby
blisko kominów fabrycznych.
—A ty, który jesteś z Marsa, możesz
oddychać bez trudu naszym powietrzem, czy
też potrzebujesz dwutlenku węgla?
—Kiedy już ktoś znajdzie się w tym
ziemskim ciele, musi oddychać tutejszym
powietrzem. Nienawidzimy jednak ziemskiego
powietrza, ponieważ wasze powietrze jest
przyczyną starzenia się. Tam, na Marsie, ludzie
są wiecznie młodzi, mają stale około 30-35 lat i
nie ma ludzi starych. Z każdym rokiem na
Ziemi będzie rodziło się coraz więcej dzieci z
Marsa. W naszym mieście będzie ich co
najmniej dwadzieścia.
—Czy pamiętasz swoje dawne imię lub
imiona swoich przyjaciół?
—Nie, nigdy nie pamiętam imion.
—Od którego roku życia pamiętasz
siebie?
LIPIEC-SIERPIEŃ 2008 2 • NEXUS
— Swoje poprzednie życie pamiętam od
trzynastego roku, a tutaj od momentu urodzin,
ale nie zapominam, skąd pochodzę. Nosiliśmy
tam specjalne okulary i cały czas walczyliśmy.
Tam na Marsie była jedna nieprzyjemna rzecz:
stacja, którą należało zniszczyć. Marsa można
ożywić, ale ta stacja to uniemożliwia. To
sekret. Mogę narysować, jak ona wygląda, bo
byliśmy blisko niej. Ta stacja jest przeciwko
nam.
— Borysku, dlaczego nasze sondy
kosmiczne często „zamierają” po wylądowaniu
na Marsie?
Z Marsa nadchodzi sygnał, który usiłuje je
zniszczyć, ponieważ emitują one szkodliwe
promienie.
Byłem zdziwiony szkodliwymi
promieniami Fobosa. W roku 1988
mieszkaniec Wołżskija nazwiskiem Jurij
Łuszniczenko, który posiada niezwykłą moc,
próbował skontaktować się z kierownictwem
radzieckiego programu kosmicznego, aby
ostrzec ich przed nieuniknionym
niepowodzeniem ich marsjańskich sond
Fobos 1 i Fobos 2, głównie z powodu
promieni i radioaktywnych baterii, które są
obce dla Marsa. Jego ostrzeżenia
zbagatelizowano. Do dzisiaj nie odpowiedzieli
mu. Zdaniem Łuszniczenki, aby to
przedsięwzięcie się udało, konieczna jest
zmiana taktyki w czasie zbliżania się do
powierzchni Marsa.
UFO i zaginione planety
— Czy wiesz coś o wielowymiarowości?
No wiesz, żeby gdzieś lecieć, nie leci się
wzdłuż linii prostej, ale przeskakuje się przez
przestrzeń wielowymiarową? — zadałem
niepewnie nieco dziwne z punktu widzenia
głównego nurtu nauki pytanie.
Borysek nagle ożywił się i zaczął
energicznie tłumaczyć zasady budowy UFO.
— Tylko co wystartowaliśmy i już
byliśmy w pobliżu Ziemi!
Wziął kawałek kredy i narysował na tablicy
coś trójkątnego.
— Jest sześć warstw — tłumaczył
podekscytowany. — Zewnętrzna warstwa to 25
procent wytrzymałego materiału, następna to
30 procent i przypomina gumę, trzecia stanowi
kolejne 30 procent i jest metaliczna, następna
warstwa o magnetycznych własnościach
stanowi 4 procent — zapisał dane na tablicy. —
Jeśli naładuje się energią warstwę
magnetyczną, można latać po całym
wszechświecie.
Wszyscy dorośli spojrzeliśmy na siebie. W
której klasie uczą ich procentów? Oczywiście,
że nie mają ich jeszcze w szkole, ale wygląda
na to, że Borysek ma poważne trudności w
szkole. Po badaniu zapisali go od razu do
drugiej klasy, skąd pozbyto się go bardzo
szybko. Powiedzcie mi, kto tolerowałby nagłe
wtrącanie się dziecka w tok wykładu
nauczyciela w stylu: „Mario Iwanowna, pani
nie mówi prawdy! Pani nie uczy nas
właściwie!”
A do takich scen dochodziło częściej niż raz
dziennie. Teraz Boryska uczy nauczyciel, który
wykładał w Akademii Szczetinina, i chłopak
będzie zdawał egzaminy eksternistycznie.
Nauczyciel uważa, że Borysek powinien
studiować w szkole Szczetinina dla wybitnie
uzdolnionych dzieci. Ma już i nadal będzie miał
problemy związane z normalnymi dziećmi.
— Jakie Borysek ma zadanie na Ziemi?
Czy je zna? — zapytałem jego rodziców.
— Mówi, że zgaduje — odrzekła
Nadzieżda. — Wie coś niecoś o przyszłości
Ziemi, na przykład to, że wiedza będzie
rozdzielana według jakości i poziomu
świadomości. Nowa wiedza nigdy nie trafi do
ludzi bezwzględnych o paskudnych
przywarach, złodziei, bandytów, alkoholików,
ani do tych, którzy nie chcą zmienić się na
lepsze. Ci ludzie opuszczą tę planetę. Uważa,
że wiedza będzie odgrywała najważniejszą rolę.
Na Ziemi rozpocznie się czas jedności i
współpracy.
— Borysku, skąd o tym wiesz?
— Sam z siebie — odrzekł poważnie.
Kiedyś, gdy miał pięć lat, zadziwił
rodziców, kiedy zaczął mówić o Prozerpinie,
planecie, która „umarła” setki tysięcy albo
nawet miliony lat temu. Słowo Prozerpina
wypowiedział, mimo iż nigdy wcześniej go nie
słyszał, ponieważ jego rodzice po raz pierwszy
usłyszeli o tej planecie przypuszczalnie od
niego.
— Rozcięła ją wiązka i rozpadła się na
kawałki — wyjaśnił Borysek. — Fizycznie
planeta już nie istnieje, ale jej mieszkańcy
teleportowali się do piątego wymiaru, który wy
nazywacie światem równoległym.
LIPIEC-SIERPIEŃ 2008 3 • NEXUS
Obserwowaliśmy zagładę tej planety z Marsa
— wyjaśnił.
No i nagle powiedział coś
niewyobrażalnego. Powiedział, że Ziemia,
która jest żywą istotą, zaczęła akceptować
dzieci Prozerpiny, aby je edukować. Stąd od
czasu do czasu rodzą się tu dzieci, które
pamiętają swoją rodzinną planetę i uważają
siebie za istoty pozaziemskie.
To zjawisko zostało oczywiście, zauważone
przez świat nauki. Ja sam poznałem Walentynę
Gorszunową (Kainaja), która nie tylko pamięta
Prozerpinę, ale czasami w snach spotyka się ze
swoimi rodakami z tej planety. I nagle ona
również pojawiła się w tym samym mieście, co
Borysek i obydwoje odwiedzili Błękitną Górę
w anomalnej strefie Pasma Miedwiedickiego.
Oto, co pewnego razu powiedział Borysek
swojej matce, która zanotowała to w swoim
dzienniku:
— Jesteś prekursorką. Oczyściłaś dla nas
platformę. W najwyższych sferach jesteś
uważana za bohaterkę. Nosisz na swoich
barkach najcięższe brzemię. Weszłaś w Nowy
Czas. Holograficzny kod jest już widoczny,
został nałożony na przestrzeń. Wszystko się
rozświetli w nowym ogniu myślenia, bardzo
szybko... Przejście z jednego do drugiego
świata dokona się poprzez substancję Czasu. Ja
przyniosłem Nowy Czas. Przyniosłem Nową
Informację...
— Borysku, powiedz mi, z jakiego
powodu ludzie cierpią?
— Dlatego że prowadzą niewłaściwe
życie i nie są w stanie być
szczęśliwi. Musicie czekać na swoją
kosmiczną drugą połowę, nie
możecie angażować się w czyjeś
koleje losu, nie wolno łamać bądź
niszczyć waszej integralności,
popełniać nowych błędów. Musicie
połączyć się ze swoim
przeznaczeniem, zakończyć cykl
rozwoju i zbliżyć się ku nowym
szczytom możliwości. Musicie stać
się dobrzy. Jeśli ktoś was pobije,
macie pójść i uścisnąć go. Jeśli was
zawstydzą, nie czekajcie na ich
tłumaczenia, ale klęknijcie i
błagajcie o wybaczenie tych, którzy
was zawstydzili. Jeśli wam ubliżą i
poniżą was, podziękujcie im za to i
uśmiechnijcie się. Jeśli będą was
nienawidzić, pokochajcie ich
takimi, jakimi są. To jest stosunek
miłości, pokory i przebaczenia, tak
bardzo ważny dla ludzi. Czy wiecie,
dlaczego zginęli Lemurianie? Ja
również jestem trochę temu winien.
Otóż, nie chcieli dalej rozwijać się
duchowo, zeszli z tej drogi i w ten
sposób zniszczyli integralność
planety. Droga magii zawiodła ich
w ślepy zaułek. Prawdziwą Magią
jest Miłość.
— Skąd znasz takie słowa, jak
integralność, cykle, kosmos, magia,
Lemurianie?
—Znam... Keilis...
—Co powiedziałeś?
— Powiedziałem: „Pozdrawiam was!”
To w języku mojej planety.
W tym momencie Borysek i ja rozstaliśmy
się, obiecałem sobie jednak, że będę śledził
jego losy na tyle, na ile będzie to możliwe.
Kroniki marsjańskie
Mniej więcej rok później pojechałem do
Zimowska, aby spotkać się z Boryskiem i
poznać najnowsze szczegóły jego życia.
Pierwszą rozmowę odbyłem, oczywiście, z
jego mamą.
— Zajrzałam do jego pokoju, ponieważ
usłyszałam, że z kimś rozmawia. Zrobiłam to,
ponieważ wiedziałam, że jest sam —
wspomina Nadzieżda.
— Rzeczywiście był sam. Przed nim
znajdowała się kolorowa mozaika zrobiona z
dziecięcej zabawki - konstruktora
przedstawiająca podwójną spiralę DNA!
Poznałam ją dzięki rysunkom, które widziałam
w czasie studiów w instytucie medycznym.
Powiedział do kogoś: „Jestem pilotem statku
badawczego, naukowcem, ale nigdy nie
skrzyżuję ludzkiego i gadziego DNA! To jest
niezgodne z prawami naturalnej selekcji”.
Następnie padło kilka łacińskich słów. Byłam
zszokowana i zamiast słuchać dalej, zaczęłam
nim potrząsać. „Co to jest? Z kim
rozmawiasz?” Nagle ocknął się z transu, po
czym zmieszany rzucił: „Tylko się bawię”.
Nagle zdałam sobie sprawę, że nie znam
dobrze mojego syna. Kiedy zapytałam go o to
później, powiedział, że ta informacja nie jest
dla ludzi i że kiedy żył na Marsie, mieli trochę
inne gałęzie DNA - trochę inne od tych, jakie
mieli Lemurianie. Rozumiem, że wspominając
marsjański okres swojego życia, pamięta go z
punktów widzenia różnych okresów czasu.
Wygląda na to, że żył na Marsie wiele razy i
przypomina sobie różne okresy swoich żyć,
przypuszczalnie na przestrzeni wielu tysięcy
lat.
— Zatem nie traktuje pani tego jako
zwykłych dziecięcych fantazji?
— zapytałem.
— Pewnie byłabym szczęśliwa, gdyby
tak było, ale coś tu jest nie tak. Za dużo jest w
tym całkowicie nieznanych informacji. I nie ma
miejsca, gdzie mógłby je zdobyć. Nie sądzę
także, by pamiętał swoje dawne życia w taki
sam sposób, w jaki my pamiętamy wydarzenia
wczorajszego dnia. Oczywiście, że nie. Jego
pamięć jest fragmentaryczna i ujawnia się w
szczególnych okolicznościach, i możliwe że
stopniowo zaniknie. Tak, potrafi podłączyć się
do zewnętrznych źródeł informacji i być ich
przekaźnikiem, i dziesięć minut później
zwyczajnie zapomnieć je jak normalne dziecko.
Te połączenia zdarzają się coraz rzadziej -
albo kanał komunikacyjny ulega ograniczeniu,
albo dzieje się coś jeszcze innego... Dyktafon,
który jego rodzice kupili specjalnie do
rejestrowania jego opowieści o dawnych
życiach jest używany coraz rzadziej. Jest
znacznie mniej okazji ku temu.
Ich nagrania z ubiegłych miesięcy to ciekawe
wspomnienia Boryska na temat poważnych
kataklizmów, do których doszło na Marsie.
Twierdzi na przykład, że w ciągu ostatnich
kilkuset tysięcy, a nawet milionów, lat doszło
tam do poważnych problemów z wodą. Mars
zaczął tracić w katastrofalny sposób swoją
atmosferę i wodę. Borysek powiedział, że mieli
specjalne statki, które latały na Ziemię po
wodę. Wyglądały jak cylindry i pełniły rolę
statków-matek.
Opowiadał wiele o swoich obowiązkach i pracy
w kosmosie. Bardzo nie lubi amerykańskich
filmów o przygodach i wojnach w kosmosie,
uważając, że wszystko w nich jest wypaczone i
zmyślone. Marsjańskie statki mogły
podróżować po całym układzie słonecznym.
Mieli liczne bazy na różnych planetach i ich
satelitach.
Był najwyraźniej niezłym pilotem i posiadł
duże umiejętności zawodowe. Zgodnie ze
swoimi opowieściami wielokrotnie
uczestniczył w lotach na Saturna, w których
najtrudniejszym zadaniem było przemierzanie
strefy asteroid. W czasie zbliżania się do
Saturna zginęło wielu jego przyjaciół.
— Wiesz, mamo, ja nie tylko dostarczałem
wodę na Marsa! — oświadczył pewnego dnia.
— Stale mówisz „Mars to, Mars tamto”, ale ja
byłem odpowiedzialny za Jowisza!
Realizowaliśmy specjalny projekt polegający
LIPIEC-SIERPIEŃ 2008 NEXUS • 4
na badaniu możliwości stworzenia w naszym
układzie drugiego słońca, którym miał być
Jowisz. Niestety, potrzeba było do tego tak
dużej masy, że nie było jej tyle w całym
układzie słonecznym, w związku z czym
porzucono realizację tego projektu.
Pewnego razu powiedział, że ziemskich
naukowców zainteresowałby fakt, że układ
słoneczny nie składa się z dziewięciu planet,
ale że są jeszcze dwie i że ich orbity leżą poza
orbitą Plutona. Według niego Mars krążył
kiedyś bliżej Jowisza, zaś Księżyc należał do
Marsa. Dopiero po gigantycznym kataklizmie
kosmicznym Mars zmienił orbitę, a Ziemia
zyskała satelitę, Księżyc. Nie pamięta jednak
żadnych szczegółów dotyczących tego okresu.
Naturalnie nasuwającym się pytaniem jest
to, czy miał kiedykolwiek rodzinę w naszym
rozumieniu tego słowa, ale jego mama nic nie
wiedziała na ten temat. Borysek nigdy nic nie
wspomniał na temat jakiejkolwiek rodziny w
czasie swoich marsjańskich inkarnacji.
Pewnego razu podczas oglądania telewizji, a
konkretnie Discovery Channel, zaczął z
wielkim podnieceniem mówić o cywilizacji
Szaraków, małych humanoidalnych istotach o
wielkich oczach.
— To nie są Marsjanie — powiedział
wskazując na ekran. — My nie jesteśmy tacy,
bardziej przypominamy Lemurian i
Atlantydów. Po pierwsze, jesteśmy wysocy, a
ci są karłami. Po drugie, Szaraki są okrutne.
Pochodzą z innej galaktyki i prowadzą różne
eksperymenty na ludziach. Musieliśmy nawet
walczyć z nimi, bo to agresorzy. Nasza rasa
była dobra, mniej agresywna i bardzo
intelektualna, potrafiliśmy nawet używać
energii psychicznej.
Wyrzucając z siebie słowa jak z karabinu,
czasami jąkając się, wypowiedział to wszystko
w ramach krótkiej kwestii, po czym wrócił do
swoich normalnych zabaw i do „sprawy
Szaraków”, jak to określiła jego matka, nigdy
już nie powrócił. Wyglądało na to, że był to
przebłysk pamięci, który może się już nigdy
nie powtórzyć.
Współcześni ufolodzy mają już pewne
pojęcie o Szarakach. Czasowe porwania
(wzięcia) ludzi, eksperymenty na nich,
nierzadko o charakterze genetycznym,
wiwisekcje zwierząt (makabryczne okaleczenia
z całkowitym usuwaniem krwi z ciał bydła w
latach 1970. i 1980.) - wszystko to jest wiązane
przez świadków i badaczy głównie z
Szarakami. I Borysek nagle przypomniał sobie
o nich i przestrzegł przed nimi.
Coraz bardziej staje się wątpliwe, czy będą
nowe oświadczenia na temat życia w kosmosie,
na Marsie lub w układzie słonecznym. Jak
utrzymują specjaliści, chłopiec „zamyka się”.
Przypuszczalnie dzieje się to za sprawą
trudności wynikających z życia w naszej
ziemskiej rzeczywistości - podobnie jak ma to
miejsce w przypadku innych dzieci indygo.
Powszedni dzień na Ziemi
Nie odrywając wzroku od ekranu
komputera, Borysek szybko manipulował
klawiszami na klawiaturze. Toczył walkę w
jakimś podziemnym zamku. Bezskutecznie
starałem się odwrócić jego uwagę od gry.
Jego zapał do gry nie ustawał, mimo iż grał
nieprzerwanie od trzech godzin. Jego matka, jej
bliska przyjaciółka Walentyna Rubcowa-
Gorszunowa i ja rozmawialiśmy prawie o
wszystkim, co wydarzyło się w minionym
roku. W tym czasie Borysek ani na chwilę nie
oderwał się od swojej gry wideo i nie chciał
uczestniczyć w naszej rozmowie na temat życia
na Marsie.
Rok wcześniej był znacznie bardziej
rozmowny i z zapałem odpowiadał na moje
pytania. W rzeczy samej w pewnym momencie
powiedział wówczas: „To było pana ostatnie
pytanie!” - i nie słuchając żadnych argumentów
zaczął grać w grę wideo.
Teraz nie ma czasu na wspominanie swoich
byłych inkarnacji. Jego otwartość i
prostoduszność źle odbiły się na jego życiu.
Dzieci w jego wieku i starsze odpłacały mu,
jak to zwykle bywa, zazdrością i nienawiścią.
Czuł na sobie ich pięści i wyzwiska częściej
niż inni chłopcy.
W końcu nauczył się walczyć, mimo iż rok
temu mówił z zapałem: „Jeśli ktoś zawstydzi
cię, klęknij przed nim i proś o wybaczenie”.
Proza ziemskiego życia nie współgra z takim
stopniem dobroci we wzajemnych stosunkach.
Po sensacyjnym artykule na jego temat ludzie
zaczęli traktować go inaczej. Większość
przejawiała ciekawość i zainteresowanie, ale
około 15 procent okazywało niezrozumiałą
nienawiść i złość. Niestety, są to jego
najbezwzględniejsi prześladowcy. Przypomina
to trochę czasy Jezusa Chrystusa, który nauczał
O dobru i złu, co niektórzy ludzie traktowali
jako coś niedopuszczalnego. „Ukrzyżować go!”
- krzyczeli jego prześladowcy, no i
ukrzyżowano go.
— Nadszedł XXI wiek i wróciliśmy do
tamtych brutalnych czasów, i wygląda na to, że
niewiele się w nas zmieniło. Tymczasem
ufolodzy wciąż marzą o bezpośrednim
kontakcie z istotami pozaziemskimi. Jaki
kontakt? Przecież wciąż jesteśmy gotowi
ukrzyżować naszego brata, zgładzić za to, że
jest inny! Nawiasem mówiąc, wydaje się, że
odwiedzające nas istoty znają nas lepiej i wcale
im się nie śpieszy do bliższego kontaktu z
nami.
Być może gdyby nauczyciele Boryska
wykazali się większą mądrością i odnieśli się
do niego z większą uwagą, to...
— To, po prostu, idiota! — oświadczył po
kilkudniowych rozmowach z nim jeden ze
znajomych Nadzieżdy, miejscowy psychiatra.
Chłopiec nie pasował do utartej definicji
normalnego dziecka i taka wersja zjawiska o
imieniu Borysek obiegła świat. Nie tak dawno
temu jedna z matek przysłała do szkoły list
następującej treści: „Zabierzcie go z klasy, on
uczy nasze dzieci jak umierać...” Wdrożono
dochodzenie i okazało się, że chłopiec
opowiadał kolegom z klasy o reinkarnacji, to
znaczy reinkarnacji dusz (której, nawiasem
mówiąc, jest przykładem i świadkiem).
Wygląda jednak na to, że to słowo, jak i kryjąca
się za nim treść, nie były znane wielu osobom
w szkole, stąd ich obawy o możliwość
samobójstw wśród dzieci. „Jakże byłoby to
wesołe, gdyby nie było tak smutne”.
Nawiasem mówiąc, Borysek reaguje tak
samo jak normalne dzieci, gdy jakiś przedmiot
(np. rosyjski, matematyka) go nie interesuje.
Jego kłopoty potęguje rozwód jego
rodziców, a wraz z tym nieunikniony problem
podziału nowo otrzymanego mieszkania w
nowym budownictwie. W tych zmaganiach nie
było miejsca dla chłopca i jego dziecięcych
problemów - czasami głodny chodził do „cioci
Wali”, żeby coś zjeść, mimo iż mieszkała
daleko od jego domu. Przedłużający się proces
rozwodowy stwarza pełną napięć sytuację.
— Tak, Borysek znalazł się teraz w
trudnej sytuacji — dzieli się swoimi
spostrzeżeniami Walentyna Rubcowa-
Gorszunowa, stały członek ekspedycji
„Przeszukiwanie Przestrzeni” i jeden z jego najbliższych przyjaciół. — Otworzył się na ludzi, stara się pomóc im w zrozumieniu siebie samych i naszej
Ziemi, ale czy są oni w stanie zrozumieć go właściwie i ukierunkować jego wiedzę ku tworzeniu? Zawsze rzucano kamieniami w proroków lub ich
krzyżowano. Obecnie mamy trochę inne kamienie i krzyże, ale nastawienie do wizjonerów pozostało takie same. Pierwsze kamienie już w niego
rzucono... i zaczął się zamykać. Główną tego przyczyną jest, oczywiście, nastawienie ludzi. Ale czy można uzyskać dojrzały owoc z nasienia, które
tylko co wykiełkowało? Nikt nie jest w stanie przewidzieć, co się z nim stanie i czy potrafi on to wytrzymać.
Krótko mówiąc, nie wygląda na to, by Borysek miał mieć łatwe życie.
Zainteresowanie nauki dziećmi indygo
LIPIEC-SIERPIEŃ 2008 5 • NEXUS
To, że przedstawiciele nauki rzeczywiście interesują się Boryskiem jest niezaprzeczalnym faktem. Na spotkanie i badanie do Moskwy zaprosił go
profesor nauk fizyczno-matematycznych Władysław Ługowienko z Instytutu Ziemskiego Magnetyzmu, Jonosfery i Propagacji Fal Radiowych (IZMI-
RAN) Rosyjskiej Akademii Nauk.
W badaniu wzięli udział niektórzy koledzy profesora Ługowienki, który prowadzi badania dzieci indygo w Rosji i w innych krajach i uważa, że
rodzą się one na naszej planecie od dwudziestu lat celowo i że ma to najwyraźniej związek z przyszłym rozwojem ziemskiej cywilizacji.
Borysek został zaproszony razem ze swoją mamą na specjalny obóz edukacyjny położony nad Jeziorem Atal skim w obwodzie tulskim w miejscu,
gdzie ziemska energia ma szczególny wpływ na ludzi.
Czytałem naukowy raport o pomiarach zwykłych, eterycznych, emocjonalnych i mentalnych biopól uczestników obozu. Muszę stwierdzić, że po
pierwsze, chłopiec ma bardzo silne biopole w porównaniu z innymi uczestnikami i po drugie, po obozie jego biopole rozszerzyło się znacznie bardziej
niż u innych.
Fotografie aury Boryska również mówią wiele. Oto cytat z raportu:
„Przed eksperymentem dominującym kolorem na fotografii był żółty, który charakteryzuje intelektualną siłę szczęśliwej, miłej osoby. W lewym
dolnym rogu widać kolor jasnoczerwony, co sugeruje aktywność, bezinteresowną miłość i energię chłopca.
Po eksperymencie zdjęcie zmieniło się niewiele: w lewym dolnym rogu pojawiło się zielone światło, które wskazuje na siłę życiową, pozytywne
ukierunkowanie i przyjazne nastawienie chłopca”.
Ługowienko zamierza kontynuować obserwacje Boryska i ostatnio udał się do Zimowska, aby zapoznać się z jego życiem w domu rodzinnym. Udał
się również do anomalnej strefy na Błękitnej Górze w pobliżu Zimowska.
— Jestem pewien, że w sensie moralnym dzieci indygo bardzo różnią się od swoich rówieśników — relacjonuje profesor Ługowienko. — Posiadają
nadzwyczajne wyczulenie na jakikolwiek fałsz, rozwiniętą intuicję, zdolności telepatyczne i łączność z kosmosem. Możemy mieć nadzieję, że chłopcu
uda się wypełnić jego misję na Ziemi, której celu ani on, ani my nie potrafimy jak na razie odgadnąć.
A ja dodałbym:
— Jeśli złe moce go nie powstrzymają.
Chciałbym mieć nadzieję, że kłopoty, z jakimi musi się zmagać, wzmocnią go... Dzieci indygo odróżniają się swoimi niezwykłymi umiejętnościami,
szczególnie poglądami na świat, znajomością swoich misji na Ziemi oraz umiejętnościami pobierania informacji i wiedzy z noosfery (sfera ludzkich
myśli lub coś w rodzaju wspólnej świadomości) przy pomocy całkowicie otwartej świadomości. Ich rola i misja w ewolucyjnym procesie ludzkości nie
jest jeszcze jasna, niemniej wydaje się niemała.
Od redakcji: Publikację tego artykułu zawdzięczamy uprzejmości Projektu Camelot. Pełną wersję anglojęzycznego przekładu oraz
film wideo nakręcony przez zespól Projektu Camelot oraz inne materiały dotyczące Boryska dostępne są adreseminternetowym: http://project.ca melot.org/indigo_boy_from_mars.html.
Przełożył Jerzy. Florczykowski
LIPIEC-SIERPIEŃ 2008 6 • NEXUS