15
Św. Jan Bosko -ojciec i nauczyciel młodzieży Pod matczynym okiem Kronika życia św. Jana Bosko 16 sierpnia 1815 Narodziny Jana Bosko w rodzinie Małgorzaty i Franciszka Bosko w Becchi we Włoszech. W skromnym domu Franciszka i Małgorzaty Bosko we włoskiej miejscowości Becchi też miały miejsce historyczne wydarzenia: 16 sierpnia 1815 r. urodził im się syn Jan. Osiągnął w swym życiu więcej niż niejeden mąż stanu. Był niestrudzonym wychowawcą młodzieży. Tworzył nowoczesne metody pedagogiczne. Założył wielką Rodzinę Salezjańską. Publikował książki i wydawał czasopisma. Wznosił kościoły. Aż trudno uwierzyć, że to wszystko było dziełem jednego człowieka - świętego Jana Bosko. 1817 Śmierć ojca - Franciszka Bosko. Ciężar wychowania i utrzymania synów spada na matkę. 1824 Proroczy sen Janka o powołaniu. 1835 Wstąpienie Janka Bosko do seminarium duchownego. 1841 Święcenia kapłańskie Jana Bosko. 8 grudnia 1841 Spotkanie z Bartłomiejem Garellim - ks. Bosko rozpoczyna działalność wychowawczą wśród turyńskiej młodzieży. 1854 Założenie Zgromadzenia Salezjanów przez ks. Bosko. 1856 Śmierć Małgorzaty Bosko. 1864 Spotkanie z Marią Dominiką Mazzarello, współzałożycielką Zgromadzenia Córek Maryi Wspomożycielki. 1865 Poświęcenie kamienia węgielnego pod budowę bazyliki Maryi Wspomożycielki Wiernych w Turynie. 1874 Zatwierdzenie Konstytucji Zgromadzenia Salezjańskiego w Watykanie. 1875 Wysłanie pierwszych misjonarzy salezjańskich do Ameryki Południowej. 1887 Konsekracja bazyliki Serca Jezusowego w Rzymie. 31 stycznia 1888 Śmierć ks. Jana Bosko. 1934 Kanonizacja św. Jana Bosko w Rzymie. Domowa katecheza

Św. Jan Bosko ojciec i nauczyciel młodzieżyzkiw.com.pl/jb1516.pdf · 1824 Proroczy sen Janka o ... współzałożycielką Zgromadzenia Córek Maryi ... choć ich jedyną obroną

Embed Size (px)

Citation preview

Św. Jan Bosko -ojciec i nauczyciel młodzieży

Pod matczynym okiem

Kronika życia św. Jana Bosko

16 sierpnia 1815

Narodziny Jana Bosko w rodzinie Małgorzaty i Franciszka Bosko w Becchi we Włoszech. W

skromnym domu Franciszka i Małgorzaty Bosko we włoskiej miejscowości Becchi też miały miejsce

historyczne wydarzenia: 16 sierpnia 1815 r. urodził im się syn Jan. Osiągnął w swym życiu więcej

niż niejeden mąż stanu. Był niestrudzonym wychowawcą młodzieży. Tworzył nowoczesne metody

pedagogiczne. Założył wielką Rodzinę Salezjańską. Publikował książki i wydawał czasopisma.

Wznosił kościoły. Aż trudno uwierzyć, że to wszystko było dziełem jednego człowieka - świętego

Jana Bosko.

1817 Śmierć ojca - Franciszka Bosko. Ciężar wychowania i utrzymania synów spada na matkę.

1824 Proroczy sen Janka o powołaniu.

1835 Wstąpienie Janka Bosko do seminarium duchownego.

1841 Święcenia kapłańskie Jana Bosko.

8 grudnia 1841 Spotkanie z Bartłomiejem Garellim - ks. Bosko rozpoczyna działalność

wychowawczą wśród turyńskiej młodzieży.

1854 Założenie Zgromadzenia Salezjanów przez ks. Bosko.

1856 Śmierć Małgorzaty Bosko.

1864 Spotkanie z Marią Dominiką Mazzarello, współzałożycielką Zgromadzenia Córek Maryi

Wspomożycielki.

1865 Poświęcenie kamienia węgielnego pod budowę bazyliki Maryi Wspomożycielki Wiernych w

Turynie.

1874 Zatwierdzenie Konstytucji Zgromadzenia Salezjańskiego w Watykanie.

1875 Wysłanie pierwszych misjonarzy salezjańskich do Ameryki Południowej.

1887 Konsekracja bazyliki Serca Jezusowego w Rzymie.

31 stycznia 1888 Śmierć ks. Jana Bosko.

1934 Kanonizacja św. Jana Bosko w Rzymie.

Domowa katecheza

Rodzice Janka byli ludźmi głęboko wierzącymi. Po przedwczesnej śmierci męża Małgorzata Bosko z

ogromną energią zajęła się samodzielnym wychowywaniem trzech synów. Ciężko pracowała na roli,

włączając dzieci w nurt domowych obowiązków. Przyuczała ich do wykonywania praktyk religijnych,

prowadziła z nimi lekcje katechizmu. Chociaż nie umiała czytać ani pisać, potrafiła z pamięci

cytować obszerne fragmenty Pisma Świętego. Janek musiał godzić naukę z pracą. Zdobywał

wykształcenie mimo gnębiącego ich niedostatku, a także na przekór najstarszemu bratu

Antoniemu, który był wrogiem książek i zawartej w nich wiedzy. W poszukiwaniu mądrości Janka

zawsze wspierała matka.

Z pamięci jak z książki

Od dzieciństwa Janek wyróżniał się niesłychaną pamięcią. Zdarzyło się kiedyś, że podczas lekcji nie

miał odpowiedniej książki do łaciny. Nauczyciel polecił mu przeczytać i przetłumaczyć pewien

fragment. Wówczas Janek, trzymając w ręku inną książkę, powtórzył z pamięci żądany ustęp.

Fortel wydał się, gdy koledzy zaczęli mu bić brawo.

Pierwszy sen - "Zostaniesz księdzem"

Gdy Janek miał 9 lat, przyśniła mu się niezwykła historia. Był wśród kolegów i siłą próbował zmusić

ich, by nie przeklinali. Wówczas pojawił się dostojny Mężczyzna, który zachęcał go, aby zjednywał

sobie przyjaciół łagodnością i miłością, a nie kuksańcami. Na obawy Janka, czy podoła, Człowiek

obiecał dać mu nauczycielkę - swoją Matkę. Wtedy zjawiła się kobieta w świetlistej szacie, a Janek

zobaczył stado niesfornych zwierząt, które nagle stały się potulnymi barankami. Matka Janka

prawidłowo odczytała przesłanie: "Kto wie, może zostaniesz księdzem" - powiedziała

Kapłan jak anioł

Mając 11 lat, Janek przystąpił do Pierwszej Komunii Świętej. Już wtedy mówił, że chce zostać kapłanem. W realizacji tego zamierzenia pomógł mu proboszcz miejscowej parafii, ksiądz Jan

Calosso. Kapłan ten szybko dostrzegł, że Janek jest dzieckiem bardzo uzdolnionym. Objął go opieką i zajął się jego wykształceniem. Po wielu latach ks. Bosko napisał: "Ksiądz Calosso był dla mnie aniołem z niebios. Modliłem się za niego bez ustanku".

Kapłan również bardzo polubił Janka. Umierając w 1830 r. dał mu kluczyk do kasetki, w której

zostawił swoje oszczędności. Chciał ułatwić chłopcu drogę do dalszej nauki. Lecz Janek oddał

kluczyk spadkobiercom ks. Calosso. Wybrał ubóstwo i podążanie do celu drogą trudów i wyrzeczeń.

Bardzo wcześnie Janek zaczął skupiać wokół siebie rówieśników. Podczas nauki w Chieri założył dla

kolegów stowarzyszenie "Towarzystwo Wesołości". Jego członkowie chodzili razem na

wycieczki, bawili się i spędzali czas na modlitwie. Regulamin sprowadzał się do trzech punktów:

- żadnego czynu ani wypowiedzi, których chrześcijanin mógłby się wstydzić;

- wypełniać obowiązki szkolne i religijne;

- być radosnym.

Być kapłanem zawsze i wszędzie

Wchodząc w wiek dojrzały Janek Bosko stanął przed dylematem: Co robić po ukończeniu szkoły?

Marzył o tym, aby zostać księdzem. Na dalszą naukę w seminarium potrzebne były jednak

pieniądze. A tych nie miał.

Na rozdrożu

Jeśli więc nie do seminarium, to wstąpię do zakonu - postanowił i wybrał franciszkanów. Egzamin

wstępny zdał z wynikiem bardzo dobrym. Ciągle jednak się wahał. Tym bardziej, że jego opiekun

duchowy i przyjaciel - ks. Cafasso radził wstąpienie do seminarium. Będącemu w rozterce Jankowi

przydarzył się dziwny sen. Zobaczył wielu zakonników, którzy biegli bez widocznego celu. Jeden z

nich zwrócił się do chłopca tymi słowami: "Tu nie znajdziesz spokoju. Bóg przygotowuje dla ciebie

inne miejsce". Janek podjął ostateczną decyzję - wstąpił do seminarium duchownego w Chieri

Pierwsza Msza święta

To, co kilka lat wcześniej wydawało się niemożliwe, teraz stało się faktem. W 1841 r. Jan Bosko

został księdzem. Przyjął święcenia kapłańskie i następnego dnia odprawił w Turynie pierwszą Mszę

św. A w uroczystość Bożego Ciała przybył do Castelnuovo. Witano go z radością tym większą, że

część mieszkańców wspomagała Janka finansowo, by mógł się uczyć.

W 1841 r. Jan Bosko otrzymał święcenia kapłańskie. Gdy znalazł się na początku nowej drogi,

matka powiedziała mu: "Zacząć odprawiać Mszę św. to znaczy zacząć cierpieć dla Chrystusa. Nie

spostrzeżesz tego od razu, ale pewnego dnia przyznasz, że matka miała słuszność. (...) Odtąd myśl

tylko o zbawieniu dusz".

Przyjaźń poza grobową deskę

Szkoła w Chieri. Janek Bosko zobaczył, że koledzy próbowali wciągnąć do zabawy chłopca

zatopionego w lekturze. Ten odmawiał, a wtedy jeden z uczniów spoliczkował go. Bójka wisiała w

powietrzu. Ku zaskoczeniu wszystkich chłopiec jednak nie szukał odwetu. Powiedział: "Czy jesteście

zadowoleni? Jeśli tak, pozwólcie mi się uczyć dalej".

Kim był spoliczkowany chłopiec? To Alojzy Comollo, który niebawem stał się najbliższym

przyjacielem Janka. Obaj chłopcy wstąpili do seminarium w Chieri. Pewnego dnia Alojzy Comollo

wyznał przyjacielowi, że Pan Bóg dał mu wielkie pragnienie nieba. Przyjaciele przyrzekli sobie, że

ten, który pierwszy umrze, da znać, czy został zbawiony.

Pół roku później Comollo poważnie się rozchorował i umarł. W noc po pogrzebie w sali, w której

spało kilkunastu seminarzystów, Janek nie mógł zmrużyć oka. Naraz w budynku zamigotało światło

i rozległo się dudnienie, które postawiło wszystkich na równe nogi. A gdy ucichło, głos z daleka

obwieścił: "Bosko! Zostałem zbawiony!" Tej nocy klerycy nawet nie próbowali kłaść się do łóżek.

Opiekun i przewodnik

Ks. Józef Cafasso był ważnym człowiekiem w życiu ks. Jana Bosko. Poznali się przypadkowo, gdy

Cafasso był jeszcze młodym klerykiem. Zaprzyjaźnili się na długie lata, przede wszystkim jednak

Jan Bosko znalazł w nim opiekuna i przewodnika duchowego. Gdy jako młody chłopak myślał o

wstąpieniu do klasztoru, ks. Cafasso zalecił mu podjęcie nauki w seminarium. Ks. Cafasso stał się

wielkim autorytetem dla swego przyjaciela. Budził podziw ogromną pracowitością, skromnym,

pełnym wyrzeczeń życiem, gorliwością w modlitwie i pokucie, a także troską o ludzi ubogich. Zmarł

w wieku 49 lat. Został kanonizowany w 1947 r.

Dwa filary zbawienia

Ks. Bosko uważał, że dla każdego źródłem siły jest Eucharystia. Za drugą podstawę zbawienia

uważał synowskie nabożeństwo do Matki Najświętszej.

Pewnej nocy w 1862 r. ks. Bosko przyśniło się wiele łodzi, w których dojrzał swoich wychowanków

rozrzuconych po świecie. Miotane przez wzburzone morze łodzie jedyny ratunek znajdowały za

okrętem św. Piotra, który kotwiczył między dwiema kolumnami. Na jednej z nich była monstrancja,

na drugiej - figura Matki Najświętszej.

Wielki wychowawca i nauczyciel

Po latach trudów i niedostatku przed ks. Bosko pojawiły się nowe perspektywy. Mógł zostać

wikarym w Castelnuovo, kapelanem w Morialdo lub przyjąć posadę nauczyciela dzieci u bogatych

genueńczyków. Jednak za radą ks. Cafasso wstąpił do Konwiktu Kościelnego w Turynie, aby

pogłębiać swą wiedzę.

Największą uwagę przykładał do działań, które służyły zbawieniu jego podopiecznych. Do takich

działań przede wszystkim należał sakr. spowiedzi.

Początek wielkiego dzieła

Tu doszło do błahego z pozoru zdarzenia, które - jak się później okazało - miało przełomowe

znaczenie w życiu ks. Bosko. Pewnego dnia do zakrystii przyszedł biedny szesnastoletni chłopiec.

Zakrystianin próbował nakłonić go, aby służył do Mszy św. Gdy młodzian odrzekł, że nie potrafi,

mężczyzna go przepędził. Ks. Bosko ujął się za chłopcem i nawiązał z nim rozmowę. Chłopiec

nazywał się Bartłomiej Garelli. Okazało się, że był sierotą, nie umiał czytać ani pisać, zapomniał

pacierza. Ze względu na swój wiek wstydził się uczęszczać na katechezę z małymi dziećmi. Ks.

Bosko zaproponował, że sam zacznie uczyć go katechizmu. Chłopiec z radością przystał na tę

propozycję. Było to 8 grudnia 1841 r. Tę datę uważa się za początek wielkiego dzieła, jakim były

oratoria dla zagubionej młodzieży - miejsca będące domem, kościołem, szkołą i jednocześnie

placem zabaw.

Wspólne modlitwy i zabawy

Na drugą lekcję chłopiec przyprowadził kilku kolegów, tak samo jak on bezdomnych, nie znających

podstaw wiary. Ks. Bosko był wstrząśnięty. Zaczął organizować im nie tylko katechezy, ale także

zabawy, wycieczki i zawody sportowe. Chłopcy dziwili się, kiedy ich opiekun, podkasawszy sutannę,

pierwszy dobiegał do mety. Opuszczone dzieci turyńskich ulic masowo lgnęły do ks. Jana.

Niebawem gromada urosła do ponad stu chłopców. Zbierali się w podwórzu Konwiktu Kościelnego.

Jednak gdy ks. Bosko ukończył studia, dla oratorium zaczęły się lata tułaczki.

Hałaśliwa gromada

Z początku schronienia użyczyła chłopcom prowadząca działalność charytatywną markiza Barolo.

Jednak skargi okolicznych mieszkańców na hałaśliwą gromadę sprawiły, że trzeba było szukać

nowej siedziby.

Oratorium nigdzie nie mogło osiąść na dłużej.

Wymówiono im nawet wynajętą łąkę, bowiem właściciele doszli do wniosku, że chłopcy wydeptują

trawę. Ks. Bosko zanosił do Boga prośby o ratunek. Jego modlitwy zostały wysłuchane. Bezdomni

chłopcy znaleźli wreszcie schronienie w szopie wynajętej od człowieka nazwiskiem Pinardi. Kilka lat

później nadarzyła się okazja, by kupić również dom Pinardiego. Ks. Bosko jak zwykle nie miał

grosza przy duszy, ale natychmiast przystał na ofertę kupna. Głęboko wierzył, że Opatrzność mu

dopomoże. I rzeczywiście, przed upływem ustalonego terminu zapłaty otrzymał od hojnych

darczyńców potrzebną kwotę.

Wizytatorzy pod wrażeniem

Kupno domu pozwoliło ks. Bosko rozwinąć działalność. Mógł stworzyć prawdziwą szkołę. Musiał

zaczynać od podstaw, bo wielu podopiecznych nie potrafiło nawet czytać. Potem rozpoczęły się

lekcje arytmetyki, języka włoskiego, geografii, rysunków, muzyki... Zdobycie podstawowego

wykształcenia otworzyło wielu chłopcom drogę do nauki zawodu. O zorganizowanych przez ks.

Bosko kursach zaczęto mówić w całym Turynie. Państwowa komisja, która przybyła z wizytacją,

była pod wrażeniem osiąganych efektów. Chłopcy uczyli się także różnych zawodów, np. stolarki,

dlatego ks. Jan uruchomił pracownie stolarskie.

Nie ulękli się zarazy

W 1854 r. w Turynie wybuchła epidemia cholery. W mieście utworzono dwa szpitale, ale brakowało

osób gotowych zająć się transportem chorych i opieką nad nimi. Ks. Bosko zwrócił się o pomoc do

swoich chłopców. Zgłosiło się trzydziestu. Dzięki ich poświęceniu wielu chorych mieszkańców

Turynu doczekało się ratunku. Swoją postawą chłopcy zyskali uznanie całego miasta. I, co ciekawe,

żaden się nie zaraził, choć ich jedyną obroną przed zarazą były medaliki Matki Najświętszej

Niepokalanej.

Z Valdocco w świat

Valdocco - przedmieście Turynu, gdzie znalazło schronienie oratorium ks. Jana Bosko - stało się

wzorcem dla przyszłych dzieł salezjańskich. Młodzi ludzie czuli się tu jak w domu, do którego

chętnie się wraca. Tworząc swój system wychowawczy ks. Bosko nie posługiwał się wynikami

badań naukowych. Sposób postępowania podpowiadało mu życie. Dbał przede wszystkim o

zaszczepienie młodym ludziom zasad wiary i uczynienie z nich ludzi uczciwych i pobożnych. Starał

się budzić u chłopców zaufanie. Interesował się ich problemami, brał udział w ich zabawach, nie

stwarzał sztucznego dystansu. Dzięki temu wychowankowie nie widzieli w nim surowego nadzorcy.

Nie lubił karać swoich podopiecznych, starał się raczej zapobiegać ewentualnym ekscesom. A jeśli

już musiał wymierzyć karę, dbał o to, aby nie naruszała ona godności osobistej. Św. Jan Bosko

swój system prewencyjny wychowania młodzieży oparł na słowach św. Pawła: "Miłość łaskawa jest,

cierpliwa jest, wszystko znosi, wszystko przetrzyma".

Początki Rodziny Salezjańskiej

Myśl o założeniu wspólnoty zakonnej św. Jan Bosko powziął jeszcze podczas pobytu w Konwikcie

Kościelnym. Droga do tego celu była długa i mozolna. Dopiero w 1854 r. udało mu się zebrać

grupkę czterech wychowanków oratorium, gotowych przywdziać zakonne habity. Byli to pierwsi

salezjanie: Artiglia, Cagliero, Rocchetti i Rua. Czyniąc w Rzymie zabiegi o formalne zatwierdzenie

zakonu ks. Bosko dbał o stały rozwój nowej rodziny. W 1862 r. śluby zakonne złożyło 22 chłopców.

Od tej pory wspólnota stale rosła. W roku 1874 - roku zatwierdzenia konstytucji zakonu - liczyła

320 osób, a w 1888 - roku śmierci ks. Bosko - 768 księży i braci zakonnych.

Początkowo ks. Bosko nie był przekonany o potrzebie utworzenia zgromadzenia dla kobiet. Były to

czasy, gdy wiele dziewcząt, szczególnie na wsi, nie otrzymywało żadnego wykształcenia. Kiedy

jednak przyjaciele zwrócili mu uwagę, że nie tylko chłopcy powinni mieć możliwość korzystania z

systemu wychowawczego wywodzącego się z pierwszego oratorium, zajął się tym problemem. W

krótkim czasie przekształcił niewielką wspólnotę, założoną przez Marię Mazzarello w miasteczku

Mornese, w żeński zakon. W 1872 r. kilkanaście dziewcząt złożyło pierwsze śluby. Zgromadzenie

Córek Maryi Wspomożycielki stało się drugim ogniwem Rodziny Salezjańskiej. Szybko rozrosło się

tworząc szkoły i nowicjaty, zakładając żłobki, przytułki, domy opieki, warsztaty, a z czasem też

ośrodki misyjne.

Swego rodzaju dopełnieniem tych dwóch wspólnot stała się trzecia formacja założona przez ks.

Bosko - tym razem dla osób świeckich. Duchowny doceniał rolę laikatu w Kościele. Ludzie ci mogli

wspomagać księży na przykład w wychowywaniu i przysposabianiu młodzieży do zawodu. W ten

sposób w 1876 r. rozpoczęło działalność Stowarzyszenie Współpracowników Salezjańskich.

Dlaczego "salezjanie"?

Ks. Bosko za patrona swego wielkiego przedsięwzięcia obrał św. Franciszka Salezego. Ten żyjący na

przełomie XVI i XVII wieku duchowny francuski, który doszedł do godności biskupa Genewy,

głęboko wierzył w miłosierdzie Boga i głosił, że Pan Bóg wszczepił człowiekowi naturalną skłonność

do czynienia dobra. Sam św. Franciszek Salezy był tego najlepszym przykładem. Ks. Bosko uznał,

że właśnie on będzie znakomitym wzorem dla jego chłopców.

W 1858 r. ks. Jan Bosko przybył do Rzymu, by przedstawić papieżowi zamiar założenia zakonu.

Pius IX życzliwie odniósł się do projektu. Jednak nie wszyscy popierali ten pomył. Kwestionowano

m.in. niski poziom studiów, małą pobożność czy brak skłonności do ascezy. Ks. Bosko jednak nie

ustępował. Wierzył, że Bóg mu pomoże. Do zatwierdzenia konstytucji zgromadzenia doszło w 1874

r. Gdy podczas głosowania zabrakło salezjanom jednego głosu, Pius IX swoim głosem przeważył

szalę na ich korzyść.

Bł. Michał Rua - współpracownik i następca

Podczas gdy jedni podopieczni ks. Bosko sprawiali mu nieustanne kłopoty, inni byli nie tylko

wzorowymi wychowankami, ale nawet służyli pomocą. Jednym z najwybitniejszych wychowanków

był Michał Rua. Do oratorium trafił mając siedem lat, a gdy rozpoczął naukę w seminarium, ks.

Bosko uczynił zeń najbliższego współpracownika. Rua został skarbnikiem i czuwał nad utrzymaniem

dyscypliny w oratorium. Gdy miał 30 lat, zmogła go ciężka choroba. Lekarz rozłożył bezradnie ręce.

Ks. Bosko nie okazywał jednak zaniepokojenia. Do chorego powiedział: "Nie chcę, żebyś umarł.

Musisz mi jeszcze pomóc w tylu sprawach".

Michał Rua nie tylko wyzdrowiał, ale przeżył ks. Bosko i jeszcze przez długie lata - do 1910 r. -

kierował Zgromadzeniem Salezjańskim. Rozwinął działalność misyjną, założył nowe domy

salezjańskie w ośmiu krajach. W 1973 r. został beatyfikowany przez papieża Pawła VI.

Wstążka od Matki Bożej

Jest w Turynie miejsce, w którym zginęło trzech męczenników. Pewnej nocy w 1845 r. ks. Bosko

ujrzał je we śnie. Matka Boża wyraziła życzenie, aby czczono tu Boga w szczególny sposób. We śnie

ks. Bosko zobaczył gromadę dzieci w powiększającym się budynku. Maryja wskazała miejsce obok,

gdzie pojawił się wielki kościół (obecna bazylika Maryi Wspomożycielki Wiernych). Jednak księża i

klerycy, którzy pomagali ks. Bosko, nagle odeszli. Wtedy Matka Boża dała mu wstążkę z napisem

"Posłuszeństwo" i poradziła, aby zawiązał ją im na czołach. Gdy to zrobił, pomocnicy pozostali już

na stałe. Ks. Bosko wspominał później, że ten sen bezpośrednio przyczynił się do założenia

Zgromadzenia Salezjańskiego.

Maria opiekowała się grupą dziewcząt w Mornese - uczyła je miłości do Boga przez wspólną

modlitwę, pracę i zabawę. Dzięki zachętom ks. Bosko jej podopieczne przywdziały wkrótce uszyte

przez siebie habity i złożyły pierwsze śluby. Jako Córki Maryi Wspomożycielki stały się częścią

Rodziny Salezjańskiej.

Maria Mazzarello została pierwszą przełożoną zgromadzenia. W 1938 r. Kościół beatyfikował ją, a w

1951 r. uznano ją za świętą.

Pióro orężem wiary

Po dniu wypełnionym ciężką pracą, gdy chłopcy zasypiali, niestrudzony kapłan siadał przy biurku i

pisał. I w tej dziedzinie natchnieniem był dla niego św. Franciszek Salezy, patron pisarzy i

dziennikarzy. Ks. Bosko szybko zrozumiał, że słowem pisanym może oddać znaczne usługi

Kościołowi Chrystusowemu, gwałtownie atakowanemu przez niewierzących. Zaczął polemizować z

ich publikacjami, poruszał problemy etyczne, przedstawiał sylwetki świętych. Wydawał czasopismo

"Czytanki Katolickie", które spotkało się z ciepłym przyjęciem przez czytelników. Liczba

prenumeratorów sięgnęła 14 tysięcy, co na owe czasy było wielkim osiągnięciem. Nauczyciele

katoliccy z wdzięcznością przyjęli napisane przez ks. Bosko podręczniki do historii. Ks. Jan tworzył

również sztuki teatralne i opublikował pracę o wprowadzanym wówczas systemie dziesiętnym miar.

Jego dziełem jest pierwszy w Europie almanach katolicki, zawierający obok treści religijnych

mnóstwo użytecznych na co dzień informacji (przepisy kulinarne czy spis jarmarków).

Autor poczytnych książek katolickich stał się obiektem licznych napaści. Nigdy nie zidentyfikowano

ludzi, którzy brali udział w próbach pobicia czy nawet pozbawienia go życia. Najłatwiej było

wywabić Księdza z domu, prosząc go o przybycie do umierającego. Takim prośbom nigdy nie

odmawiał. Na szczęście zawsze miał się na baczności i gdy pewnego razu u rzekomo umierającej

osoby poczęstowano go zatrutym winem, odmówił. Kiedy indziej w porę osłonił się krzesłem przed

kijami napastników. Najwyraźniej czuwała nad nim Opatrzność. Z każdej napaści wychodził bez

szwanku lub z niewielkimi obrażeniami. Nawet bandyta, który strzelał do niego z pistoletu, chybił

celu.

Ks. Bosko - wydał ponad 130 książek.

Obrońca Grigio

Pewnej nocy dwaj mężczyźni napadli na ks. Bosko, zakneblowali go, uniemożliwiając mu wołanie o

pomoc, i zaczęli go dusić. Księdzu nieoczekiwanie przyszedł z pomocą wielki pies. Powalił jednego z

bandytów na ziemię i złapał zębami za gardło. Dopiero interwencja ks. Bosko uratowała opryszkowi

życie. Od tej pory pies pojawiał się zawsze, gdy ks. Bosko groziło niebezpieczeństwo. Nazwano go

Grigio, czyli Szary - ze względu na kolor sierści. Pies zniknął na dobre, gdy ustały napady na

Księdza. Kiedy jednak ćwierć wieku później ks. Bosko pobłądził we mgle, pies się pojawił i pomógł

mu odnaleźć drogę do domu. Było to zdarzenie wyjątkowo zadziwiające - przecież żaden pies nie

żyje tak długo!

Trzy świątynie

Całe życie ks. Bosko było nieustannym borykaniem się z brakiem środków na realizację

zamierzonych przedsięwzięć. Ten kapłan, wiecznie bez grosza przy duszy, potrafił jednak

wybudować trzy wielkie świątynie.

Jak wiele innych dzieł św. Jana Bosko, tak i budowa świątyń poprzedzona była proroczymi snami.

Pierwsza kaplica powstała z szopy Pinardiego. Później na podwórku oratorium stanął kościół pw.

św. Franciszka Salezego. Z czasem jednak okazał się zbyt mały i wówczas zapadła decyzja o

budowie bazyliki. Było to przedsięwzięcie niezwykle trudne, jednak wytrwałość ks. Bosko i jego

niezłomna wiara w opiekę Matki Bożej zostały w końcu nagrodzone. W 1868 r. arcybiskup Turynu

konsekrował bazylikę Maryi Wspomożycielki Wiernych.

Ks. Bosko wybudował jeszcze dwie wielkie świątynie. W turyńskiej dzielnicy Porta Nuova wzniósł

kościół św. Jana Ewangelisty. Zapał i zdolności organizacyjne ks. Bosko sprawiły, że w 1880 r.

papież Leon XIII zwrócił się do niego z prośbą o pomoc w budowie kościoła Serca Jezusowego w

Rzymie. Mimo zaawansowanego wieku ks. Bosko zgodził się i raz jeszcze "poruszył niebo i ziemię",

aby zdobyć potrzebne fundusze. Niespełna rok przed śmiercią wziął udział w konsekracji tej

świątyni.

Bazylika Maryi Wspomożycielki Wiernych

O dziejach powstania bazyliki można by napisać książkę. W 1863 r. rozpoczęto wykopy pod

fundamenty, jednak roboty przerywano raz po raz z braku pieniędzy. Ks. Bosko z nieustanną

cierpliwością zabiegał o wsparcie finansowe. Zwracał się do rady miejskiej i osób prywatnych,

organizował loterie, słał pisma do czcicieli Maryi w całych Włoszech. I... modlił się o cud.

Pewnego dnia ks. Bosko odwiedził 83-letniego komandora Cottę, który zdawał się zmierzać do

kresu ziemskiej wędrówki. Cotta zapytany, co by zrobił, gdyby Maryja Wspomożycielka przywróciła

mu zdrowie, odparł, że co miesiąc ofiarowywałby 2000 lirów na budowę bazyliki. Była to suma

niemała. Ks. Bosko wrócił do siebie, a trzy dni później komandor zjawił się u niego z pierwszą

wpłatą.

Innym razem należało zapłacić za wykonane prace 4000 lirów, udało się jednak zebrać tylko 1000.

Tego dnia ks. Bosko został wezwany do przykutego od trzech lat do łóżka bogacza. Starzec

oczekiwał choć małej ulgi w cierpieniu. Był gotów ofiarować potrzebne 3000 lirów, ale nie miał

takiej sumy w domu. Wówczas Ksiądz poprosił, aby domownicy wspólnie z nim się pomodlili.

Następnie polecił przynieść ubranie. Ku zdumieniu wszystkich starzec podniósł się z łóżka, ubrał i

bez niczyjej pomocy ruszył do powozu. Wrócił pół godziny później z sumą 3000 lirów.

Cuda św. Jana Bosko

Nawet w najtrudniejszych chwilach życia ks. Bosko niezachwianie wierzył w Opatrzność. I doznawał

wsparcia w sytuacjach, które wydawały się beznadziejne. Pomoc Boża i cudowne znaki

towarzyszyły mu przez całe życie.

Rozmnożenie kasztanów

Któregoś dnia ks. Bosko obiecał chłopcom, że po powrocie ze spaceru zostaną obdarowani

jadalnymi kasztanami. Matka Małgorzata, która prowadziła kuchnię dla chłopców, ugotowała pół

wielkiego worka kasztanów, sądząc, że tyle wystarczy. Kiedy zgłodniali chłopcy wrócili, ks. Bosko

zaczął rozdzielać kasztany. Jego podopieczni ustawili się w kolejce i każdy dostawał pełen beret

kasztanów. Matka Małgorzata zorientowała się, że przy takim podziale kasztanów nie wystarczy dla

wszystkich. Ksiądz jednak nie zrezygnował i dalej hojnie obdarowywał podchodzących kolejno

wychowanków. Kiedy już wszyscy chłopcy zostali obdarowani, na dnie kosza zostały jeszcze dwie

porcje - dla matki ks. Bosko i dla niego samego.

Kolacja dla wszystkich

W podobnie cudowny sposób ks. Bosko rozmnożył chleb. Pewnego wieczoru zabrakło pieczywa na

kolację dla jego podopiecznych. Wysłanie chłopców do piekarni było bezcelowe, gdyż jej właściciel

domagał się uregulowania długu za wcześniejsze dostawy. Ks. Bosko sam rozpoczął rozdzielanie

kolacji. Nie było to łatwe, gdyż na trzystu chłopców zostało 15 kromek chleba. Wychowankowie

ustawili się w kolejce. Każdemu z nich Ksiądz wręczał z kosza jedną kromkę chleba. Gdy już

wszyscy chłopcy zostali obdarowani, na dnie kosza zostało jeszcze 15 kromek - tyle, ile było na

początku.

Przywrócenie wzroku

Któregoś dnia przyprowadzono do ks. Bosko niewidomą dziewczynkę. Mała kilka lat chorowała na

oczy, a potem zupełnie straciła wzrok. Ks. Bosko położył na swojej dłoni mały medalik z

wizerunkiem Maryi i zapytał dziewczynkę, co widzi. Dziewczynka powoli zwróciła głowę w kierunku

dłoni Księdza i bezbłędnie rozpoznała medalik. Szczegółowo opisała też, co się na nim znajduje.

Kiedy medalik upadł na podłogę, bez trudu go odnalazła. Potem w bazylice razem z rodziną

podziękowała Bogu za przywrócenie jej wzroku. Kilka lat później dziewczynka wstąpiła do

Zgromadzenia Córek Maryi Wspomożycielki Wiernych.

Uzdrowienie chłopców chorych na ospę

Ks. Bosko udał się do Lanzo Turyńskiego w dzień św. Filipa Nereusza, patrona swego pierwszego

zakładu. Zastał tam siedmiu chłopców chorych na ospę. Obawiano się epidemii. Ks. Bosko polecił

przynieść chorym ubrania i poszedł ich pobłogosławić. Upewniwszy się, że chorzy ufają Maryi,

polecił im ubrać się i opuścić łóżka. Sześciu chłopców uwierzyło Księdzu i wybiegło na podwórze -

po chorobie nie pozostało ani śladu. Jeden z chłopców zwątpił i pozostał w łóżku. Chorował jeszcze

trzy tygodnie, podczas gdy jego koledzy już dawno o ospie zapomnieli.

Pigułki z chleba

Pewien człowiek zachorował i przez wiele dni nie opuszczała go bardzo wysoka gorączka. Lekarze

bezradnie rozkładali ręce, gdyż żadne leki nie skutkowały. Wtedy rodzina chorego zwróciła się o

pomoc do ks. Bosko. Ten polecił choremu wyspowiadać się oraz przyjąć Komunię św. Wręczył też

choremu pudełko pigułek i polecił zażywać je przez kilka dni. Mężczyzna poczuł się lepiej i

niebawem zupełnie wyzdrowiał. Miejscowi aptekarze z ciekawości zbadali jedną z pigułek ks. Bosko,

by sprawdzić, jaki środek pomógł zbić tak wysoką gorączkę. Zdumieni stwierdzili, że w tabletkach

nie było nic oprócz zwykłego chleba.

Ksiądz Bosko i ksiądz Orione

Po śmierci ks. Bosko jego zwłoki wystawiono w kościele. Czciciele zmarłego kapłana tłumnie

przybywali, by oddać mu ostatni hołd. W sprawnym przeprowadzeniu ceremonii pomagali

wychowankowie ks. Bosko, wśród których był młody Alojzy Orione. Chłopcy przyjmowali

przedmioty podawane przez ludzi, by dotknąć nimi doczesnych szczątków Zmarłego. Alojzy wpadł

wtedy na pomysł, by zrobić kulki z chleba, dotknąć nimi ciała ks. Bosko, a następnie rozdać je

ludziom. Krojąc jednak w pośpiechu chleb, poważnie skaleczył się we wskazujący palec prawej ręki.

Przyszła mu wtedy do głowy myśl, że bez palca nie będzie mógł zostać kapłanem (w tamtych

czasach była to faktycznie przeszkoda). A przecież było to jego największe pragnienie. Owinął palec

chusteczką i przerażony pobiegł do kaplicy. Tam dotknął zranionym palcem ręki Zmarłego. Po

głębokiej ranie została tylko niewielka blizna.

Bł. Alojzy Orione, założyciel czterech zakonów opiekujących się starcami, chorymi nędzarzami i

sierotami, nigdy nie zapomniał swojego Mistrza - św. Jana Bosko.

Papież Pius IX nakłonił ks. Bosko do spisania wspomnień, a wielokrotnie też wspierał materialnie

dzieło Świętego. Podczas jego pontyfikatu zostało zatwierdzone Towarzystwo Salezjańskie, Instytut

Córek Maryi Wspomożycielki i Stowarzyszenie Współpracowników Salezjańskich.

Papież Leon XIII został współpracownikiem salezjańskim. W rozmowie z następcą ks. Bosko -

Michałem Rua - wyraził przekonanie o świętości zmarłego założyciela salezjanów.

Św. Pius X również wstąpił w szeregi współpracowników salezjańskich i jest pierwszym z nich,

który został kanonizowany. W 1907 r. podpisał dokumenty, rozpoczynające proces beatyfikacyjny

ks. Bosko.

Bł. Jan XXIII jako chłopiec czytywał "Czytanki Katolickie" ks. Bosko. Jak kiedyś stwierdził, były

one "pierwszym i najskuteczniejszym uzupełnieniem wychowania religijnego i społecznego".

Bł. Jan XXIII jako chłopiec czytywał "Czytanki Katolickie" ks. Bosko. Jak kiedyś stwierdził, były

one "pierwszym i najskuteczniejszym uzupełnieniem wychowania religijnego i społecznego".

Papież Jan Paweł I w czasie swego krótkiego pontyfikatu realizował założenia oratoriów św. Jana

Bosko przez cotygodniową katechezę-dialog z ministrantami.

Papież Jan Paweł II w książce "Dar i tajemnica" wspomina swoją parafię pw. św. Stanisława

Kostki w Dębnikach w Krakowie. "Parafia ta była prowadzona przez księży salezjanów, których

pewnego dnia hitlerowcy zabrali do obozu koncentracyjnego. Pozostał tylko stary proboszcz i

inspektor prowincji, natomiast wszyscy inni zostali wywiezieni do Dachau. Myślę, że w procesie

kształtowania się mojego powołania środowisko salezjańskie odegrało doniosłą rolę".

List z Buenos Aires

Myślał o tym jeszcze jako młody kapłan. Chciał ponieść światło wiary na tereny misyjne.

Później, kiedy okazało się, że setki włoskich chłopców potrzebują jego opieki,

zrezygnował z tego projektu. U schyłku życia żałował, że jest już zbyt stary, aby podjąć

pracę misyjną na innych kontynentach...

Pragnienie pracy misyjnej nie dawało ks. Bosko spokoju przez całe życie. Mając 56 lat Święty

zobaczył we śnie salezjanów wśród ludzi z odległych rejonów świata. Zaczął więc zastanawiać się:

gdzie należałoby wysłać misjonarzy? Odpowiedź otrzymał po kilku latach, gdy z dalekiego Buenos

Aires przyszedł od tamtejszego biskupa list z prośbą o podjęcie przez salezjanów pracy misyjnej w

Patagonii, na południu Argentyny.

Ks. Bosko odpowiedział na apel. W 1875 r. wysłał tam grupę swoich współpracowników. Nie mogąc

osobiście pokierować ich pracą, dał im na drogę wiele cennych wskazówek. Zalecał im na przykład,

aby otaczali szczególną opieką chorych, dzieci, starców i ubogich, szanowali wszystkie miejscowe

władze, byli bardzo umiarkowani w pokarmach, napojach i spoczynku, lecz jednocześnie dbali o

zdrowie i nie pracowali ponad siły.

W 1871 r. św. Jan Bosko miał sen, w którym zobaczył swych współbraci pracujących wśród ludów

Trzeciego Świata. Dziś salezjanie i salezjanki pracują na wszystkich kontynentach niosąc ludziom

Dobrą Nowinę, oświatę i radość.

Mimo trudnych warunków pracy salezjanie z czasem zaczęli osiągać znaczące sukcesy. Swoją

działalność rozszerzyli na Urugwaj, a później dotarli aż w okolice równika. Zanieśli Ewangelię

plemionom żyjącym w Brazylii, Paragwaju, Wenezueli, Chile, Kolumbii i Peru. Dziś pracują również

w Ameryce Północnej. Działają niemal we wszystkich krajach świata, a założona 41 lat temu nowa

stolica Brazylii - Brasilia - przyjęła za swego patrona właśnie św. Jana Bosko.

U kresu drogi

Tym, czego dokonał św. Jan Bosko, można by obdzielić kilka bogatych w wydarzenia

życiorysów. Lata wytężonej pracy i nieustanne przemęczenie organizmu mocno

nadwerężyły zdrowie kapłana. Gdy lekarze uznali, że uratować go może tylko

odpoczynek, odpowiedział: "To jedyne lekarstwo, którego nie mogę zażyć".

Zbliżający się kres przyjmował jako coś zwyczajnego i oczywistego. Do końca troszczył się o swoją

salezjańską rodzinę. 17 grudnia 1887 r. po raz ostatni spowiadał. W wigilię Bożego Narodzenia

przyjął sakrament chorych. 29 stycznia 1888 r. - w dniu św. Franciszka Salezego - po raz ostatni

przyjął Komunię św. 31 stycznia 1888 r. nad ranem zakończył swą ziemską wędrówkę. Dzień śmierci ks. Bosko był dniem żałoby dla całego Turynu. Tłumy ludzi udały się do Valdocco

złożyć hołd zmarłemu, a sklepy pozostały zamknięte. Przed kościołem św. Franciszka Salezego, w

którym wystawiono jego ciało, utworzyła się olbrzymia kolejka. W ceremonii pogrzebowej

uczestniczyło ok. 100 tysięcy osób. By oddać hołd wielkiemu kapłanowi, przybyli ludzie różnych

religii, stanów czy poglądów.

Na ołtarze

Nie mogło być inaczej. Człowiek, który za życia tyle uczynił dla Kościoła katolickiego i ludzi, dostąpił

chwały ołtarzy. Proces beatyfikacyjny rozpoczął się dwa lata po śmierci ks. Bosko, zaś do wpisania

go w poczet błogosławionych doszło w 1929 r. Dokonał tego papież Pius XI. Zaledwie pięć lat

później - w 1934 r., w dzień Wielkanocy - ten sam papież ogłosił bł. Jana Bosko świętym.

Kanonizację uczczono biciem wszystkich 400 rzymskich dzwonów.

Testament duchowy

W pozostawionych notatkach ks. Jan Bosko przekazał salezjanom swój testament duchowy. Chciał,

by nie opłakiwano jego śmierci. Prosił współbraci o wytrwanie w powołaniu. Wyrażał życzenie, aby

umiłowanie świata, przywiązanie do rodziny i pragnienie wygodniejszego życia nie doprowadziły do

zerwania ich ślubów zakonnych. Zalecał zwyciężać wroga dobrem lub czynić go przyjacielem.

Przypominał, że posłannictwem salezjanów jest praca z młodzieżą biedną i opuszczoną.

"Po mojej śmierci nie chcę pozostawić żadnego innego mienia, jak tylko sutannę, którą noszę".

św. Jan Bosko

Całkowity powrót do zdrowia

W procesie kanonizacyjnym uznano za prawdziwe następujące uzdrowienie. Katarzyna Pilenga

cierpiała na chorobę żył, która zaatakowała głównie kolana. Pacjentka miała duże trudności z

poruszaniem się. Dwa razy zawieziono ją do Lourdes, ale nie doznała tam łaski uzdrowienia. Będąc

w Turynie, przy urnie z prochami ks. Bosko, modliła się o powrót do zdrowia. Po kilkunastu

minutach samodzielnie uklękła, a następnie wstała. Poruszała się bez niczyjej pomocy i nie

odczuwała żadnego bólu. Została przebadana przez lekarzy, którzy orzekli nagłe i niewytłumaczalne

ustąpienie choroby.

Relikwiarz z doczesnymi szczątkami św. Jana Bosko w bazylice Maryi Wspomożycielki Wiernych,

gdzie przeniesiono ciało Zmarłego w dniu beatyfikacji w 1929 r.

Świętości w Rodzinie Salezjańskiej

Dzieło św. Jana Bosko, które zaczęło się od zebrania gromady niesfornych urwisów z

turyńskich ulic, wydało wspaniałe owoce. Zarówno wśród wychowanków Księdza jak i

wśród podopiecznych jego uczniów znaleźli się tacy, którzy zostali świętymi,

błogosławionymi i sługami Bożymi. Wśród nich niemałą grupę stanowią Polacy.

Dominik Savio miał 12 lat, gdy trafił do oratorium. Od najmłodszych lat myślał o tym, aby zostać

księdzem. Szybko zaczął się wyróżniać z tłumu "urwisów". Zażegnywał wybuchające wśród nich

kłótnie i bijatyki. Zawsze pomagał potrzebującym. Z inicjatywy ks. Bosko podjął pracę apostolską

wśród kolegów i nauczał religii młodszych od siebie. Mając niespełna 15 lat ciężko zachorował.

Lekarze nie potrafili mu pomóc. Zmarł w 1857 r. Niebawem jego dawni koledzy odkryli, że

modlitwa do niego jest bardzo pomocna w codziennych sprawach.

W 1954 r. Dominik Savio został wpisany w poczet świętych. Jest patronem ministrantów i matek

oczekujących potomstwa.

Skarcony za cudzą przewinę

Dominik niejeden raz zadziwiał swym postępowaniem. Pewnego razu jego koledzy ze szkoły

napchali śniegu do piecyka w klasie. Gdy przyszedł nauczyciel i zapytał, kto to zrobił, wskazali

Dominika. Nawet nie próbował się bronić. W milczeniu przyjął reprymendę. Gdy sprawa się wydała,

nauczyciel był ciekaw, dlaczego nie zaprotestował przeciw fałszywemu oskarżeniu. Dominik

wyjaśnił, że jego kolegom, którzy mieli na swym koncie już inne przewinienia, groziło usunięcie ze

szkoły, a dla niego była to pierwsza nagana. A potem dodał, że Chrystus też w milczeniu wysłuchał

oskarżeń.

Śmierć misjonarzy

O tym, by zostać misjonarzem w Chinach, myślał już ks. Bosko, ale ideę wcielili w życie dopiero

jego następcy. Wśród nich był o. Luigi Versiglia. Pracował tak owocnie, że w 1921 r. uczyniono go

w Chinach biskupem. Trzy lata później do Chin przybył inny salezjanin, Callisto Caravario. W 1930

r. podczas podróży łodzią obaj zakonnicy zostali napadnięci i zamordowani przez piratów, gdy

stanęli w obronie innych. W ten sposób spełnił się sen ks. Bosko, który kiedyś w proroczej wizji na

temat misji w Chinach ujrzał dwa kielichy - jeden wypełniony potem, a drugi krwią salezjańską.

Obaj męczennicy zostali kanonizowani.

Życie za nawrócenie matki

Bł. Laura Vicuna była córką chilijskiego żołnierza, który zmarł, gdy dziewczynka miała trzy lata. Po

jego śmierci matka związała się z niejakim Manuelem Morą. Ich związek nie był pobłogosławiony

przez Kościół. Dziewczynka, która kształciła się w szkole salezjanek, gdy dorastała, zaczęła

rozumieć, jak żyje jej matka. Pragnęła złożyć Bogu ofiarę ze swego życia za jej nawrócenie.

Miejscowość, w której mieściła się szkoła salezjanek została nawiedzona przez powódź. Mieszkańcy

kilka nocy koczowali na przenikliwym zimnie. Laura poważnie zachorowała. Przed śmiercią zdążyła

wyznać matce, za co oddaje życie. Wstrząśnięta kobieta wróciła na drogę wiary.

Zrezygnował z pałaców

August Czartoryski był potomkiem książęcej rodziny. Jego zamiarowi wstąpienia do salezjanów

sprzeciwiła się rodzina. Ojciec widział w synu oficera. Później prośbie Augusta o przyjęcie do

zakonu kilkakrotnie sprzeciwił się sam ks. Bosko. Chciał sprawdzić, czy arystokrata wytrwa w

zamiarze rezygnacji z pałaców na rzecz ubóstwa i ciężkiej pracy. August Czartoryski przeszedł te

próby i w 1892 r. otrzymał upragnione święcenia. Nie cieszył się jednak nimi długo. Zmarł rok

później na gruźlicę mając 35 lat. W 1979 r. Ojciec Święty Jan Paweł II w specjalnym dekrecie uznał

heroizm jego cnót, co otworzyło drogę do procesu beatyfikacyjnego.

Wychowawca prymasem

Salezjaninem był Prymas Polski - kardynał August Hlond. Zawsze była mu bliska idea pracy z

młodzieżą. Pracował jako wychowawca i nauczyciel w Oświęcimiu. Po święceniach kapłańskich był

kapelanem schroniska dla młodzieży. Później kierował salezjańskim zakładem wychowawczym w

Przemyślu. Gdy w 1926 r. został Prymasem Polski, otworzył kilka szkół katolickich. W okresie II

wojny światowej zabiegał o sprawy polskie na emigracji. Po wyzwoleniu spod okupacji dokonał na

Jasnej Górze aktu ofiarowania Narodu Niepokalanemu Sercu Maryi. Zmarł w 1948 r. Jego proces

beatyfikacyjny jest w toku.

Wśród 108 błogosławionych męczenników polskich

Ojciec Święty Jan Paweł II 13 czerwca 1999 r. w Warszawie beatyfikował jednocześnie 108 osób -

męczenników za wiarę, ofiary terroru hitlerowskiego. Znaleźli się w tej grupie także członkowie

rodziny salezjańskiej: ks. Józef Kowalski oraz pięciu wychowanków Salezjańskiego Oratorium

Młodzieżowego w Poznaniu.

Męczennik Różańca świętego

Ks. Józef Kowalski należał w Salezjańskim Gimnazjum w Oświęcimiu do najlepszych uczniów. Jako

kleryk w seminarium systematycznie pogłębiał wiedzę oraz z wielką wytrwałością dążył do

świętości. W 1941 r. został wraz innymi salezjanami aresztowany przez gestapo i osadzony w

więzieniu na Montelupich w Krakowie. Mimo iż nie udowodniono mu nielegalnej działalności

politycznej, został (po miesiącu tortur) wywieziony do obozu w Auschwitz. W obozie zachował

godność. Pomagał innym, choć otrzymywał za to chłostę. Jako gorliwy kapłan, mimo surowego

zakazu, rozgrzeszał konających, dodawał otuchy załamanym, oczekującym na śmierć. Zdając sobie

sprawę, co może go spotkać za niewykonanie rozkazu gestapowca, odmówił podeptania Różańca

świętego. Został za to włączony do karnej kompanii. 3 lipca 1942 r. bestialsko go zamordowano.

Ciało bohaterskiego męczennika, podobnie jak ciała innych ofiar, spalono.

Piątka poznańska

Ojciec Święty Jan Paweł II wyniósł na ołtarze także pięciu wychowanków Salezjańskiego Oratorium

Młodzieżowego w Poznaniu: Czesława Jóźwiaka, Edwarda Kaźmierskiego, Franciszka Kęsego,

Edwarda Klinika oraz Jarogniewa Wojciechowskiego.

Najmłodsi błogosławieni męczennicy polscy byli w oratorium w Poznaniu organizatorami życia

religijnego i kulturalnego. Okupacja hitlerowska nie przerwała ich działalności. W sterroryzowanym

Poznaniu zbierali się na próby chóru, który śpiewał na Mszach św. w nie zamkniętych jeszcze

kaplicach i kościołach. Gestapo podejrzewało, że tworzą tajną organizację polityczną. Zostali

aresztowani i poddani torturom. Następnie przewieziono ich do Zwickau, gdzie po prawie dwuletnim

procesie skazano ich na śmierć przez zgilotynowanie. Bohaterscy młodzieńcy nie załamali się

podczas pobytu w więzieniu. Odmawiali Różaniec, odprawiali Drogę Krzyżową, śpiewali Gorzkie

Żale. Podnosili na duchu współwięźniów.

Egzekucja została wykonana 24 sierpnia 1942 r. w Dreźnie. Kapelan więzienny, o. Franciszek

Bänsch, który ich spowiadał i asystował przy ich egzekucji, na odwrocie wyroku napisał: "Odeszli

do wieczności ut homines sancti - jako ludzie święci"

Praca z młodzieżą naszym charyzmatem

Na progu XXI wieku salezjanie - jak za czasów św. Jana Bosko - troszczą się o

wychowanie młodych ludzi. Mają w pamięci słowa swego Założyciela: "Poświęciłem całe

moje życie młodzieży przekonany o tym, że od dobrego jej wychowania zależy dobro

całego narodu". O specyfice działalności salezjanów w Polsce, a także o ich pracy

misyjnej, rozmawiamy z ks. Tadeuszem Rozmusem, Inspektorem Salezjańskiej

Inspektorii pw. św. Jacka w Krakowie.

Anna Matusiak: Kiedy Ksiądz Prowincjał po raz pierwszy usłyszał o św. Janie Bosko?

Ks. Tadeusz Rozmus: Dość wcześnie, ponieważ mój wujek też jest salezjaninem. Jako młody

chłopak uczęszczałem do szkoły salezjańskiej w Oświęcimiu.

Panujący wśród tamtejszych nauczycieli i wychowawców klimat tak na mnie zadziałał, że chciałem

pójść w ich ślady. Cechowała ich wielka pogoda ducha, stale przebywali z młodzieżą. Oprócz nauki

była też wspólna modlitwa i gra w piłkę, wycieczki. Wychowawcy mieli dla nas, młodych, zawsze

czas.

- Czy wszyscy uczniowie kochali tę szkołę?

Zdecydowana większość nas kochała tę szkołę. Podobało się nam to, że wymagania - często bardzo

wysokie - postawione były jasno i konkretnie.

- Ile szkół salezjańskich jest w Polsce?

Około 60. Praca z młodzieżą jest naszym charyzmatem. Rozwój szkół to znak czasu.To również

znak żywotności Zgromadzenia - znak, że umie ono dostosować się do wymogów współczesności.

Czasy się zmieniają i to, co było właściwe dwadzieścia lat temu, dzisiaj do młodzieży nie trafia.

- Proszę Księdza, co dziś powiedziałby młodzieży, zwłaszcza tej trudnej, św. Jan Bosko?

Powiedziałby im przede wszystkim to, że ich kocha. Św. Jan Bosko często powtarzał: "Wystarczy,

że jesteście młodzi, abym was kochał".

- Niektórzy mówią, że dzisiejsza młodzież jest zła...

Jeśli młodzi widzą, że podchodzi się do nich z sercem i że chce się ich dobra, to potrafią się

odwdzięczyć. Św. Jan Bosko rozpoczął swoje posłannictwo wśród zaniedbanej, bezrobotnej, nie

mającej żadnych perspektyw młodzieży Turynu. Najpierw zaczął ich gromadzić, a później - będąc

wielkim realistą - zaczął myśleć, co im dać, bo przecież nie wystarczy ich zgromadzić. Dał im

możliwość uczenia się.

- A jak wygląda obecność salezjanów wśród młodzieży dzisiaj?

- Po stu latach działalności Zgromadzenie musi odczytać, jakie są oczekiwania współczesnej

młodzieży. Przy szkołach powstają różne ośrodki, w których uczniowie mogą spędzać czas wolny.

Zakładamy kluby sportowe, domy dla młodzieży trudnej i dla uzdolnionej. Prowadzimy też

działalność duszpasterską, której szczególną formą jest oratorium. Jest ono dla młodzieży

jednocześnie domem, szkołą, kościołem i miejscem zabaw. Staramy się nawiązać z młodzieżą nić

porozumienia i zaufania. Czy to się udaje? I tak, i nie. Są sukcesy i porażki.

- Czy to znaczy, że są młodzi ludzie, którzy nie przyjmują tej propozycji?

Tak, i to jest normalne. Nawet św. Jana Bosko okradli jego wychowankowie. Nie zniechęcał się tym.

Wychowawca nie może uważać, że sukces to zrobić wszystko, i to w sposób idealny. Kto tak myśli, ten

nic nie osiągnie.

- Charyzmat salezjański to praca z młodzieżą, ale nie tylko. Ostatnio dużo słyszy się o

Salezjańskim Wolontariacie Misyjnym...

Formy działalności misyjnej się zmieniają. Dziś coraz większą rolę przypisuje się w Kościele osobom

świeckim. Wolontariat jest jednym z praktycznych przełożeń tych przemian. Należą do niego osoby

świeckie, które poświęcają swój wolny czas, by wyjechać na misje, gdzie współpracują z naszymi

misjonarzami.

- Od kiedy działa ta organizacja?

Pierwsza wyprawa wolontariatu miała miejsce w roku 1999. W 2001 roku wolontariusze wyjechali do

Malawi, Ugandy, Kenii, Ghany i do Zambii. Przelot i pobyt finansowali sobie sami. Potrzebne fundusze

gromadzili przez cały rok, szukając różnych kontaktów i sponsorów. Okazuje się, że Opatrzność Boża

działa przez tych młodych ludzi w sposób cudowny, że możliwe są rzeczy trudne do wyobrażenia. Potrafią

oni na przykład zebrać w ciągu roku środki potrzebne do wybudowania w Afryce kościoła czy szkoły.

- I co robią wolontariusze w Afryce?

W Ghanie grupa ze Świętochłowic prowadziła budowę szkoły i przedszkola. Inna grupa pracowała w Kenii

wśród młodzieży ze slumsów. Studenci medycyny udzielali pomocy medycznej, nauczyciele prowadzili

zajęcia edukacyjne. W Ugandzie działały tzw. stacje misyjne w głębi w buszu. Realizowane były też

projekty bardzo specyficzne. W Zambii wolontariusze wspólnie z tamtejszą młodzieżą zajmowali się

działalnością artystyczną. Na długim płocie starali się namalować wszystko, co się dzieje w centrum

salezjańskim. Efektem wspólnej pracy były ogromne obrazy przedstawiające szkołę i różne zajęcia...

Powstało prawdziwe arcydzieło.

- Czy wszystkie sny i wizje św. Jana Bosko się spełniły?

- Trudno powiedzieć, bo na pewno nie wszystkie są udokumentowane. Jednak fakt, że ksiądz Jan Bosko

został świętym i że jego dzieło jest obecne w całym świecie - to chyba najlepszy dowód, że misja, którą

otrzymał od Pana Boga, spełniła się. I spełnia się nadal.

Korzystając z okazji, dziękuję wszystkim ludziom, z którymi my, salezjanie, mamy okazję

współpracować. Stale wspomagają nas zarówno nauczyciele i wychowawcy, członkowie wolontariatu

misyjnego i osoby zaangażowane w naszych parafiach, jak i uczniowie naszych szkół i animatorzy w

oratoriach. Bogu niech będą dzięki za ten ogrom dobra, które wspólnie tworzymy!