84
Aparatów na każdą podróż „Myśl o zdjęciu zawsze przed jego zrobieniem i po. Nigdy w trakcie. Sekretem jest czas. Nie musisz działać szybko. Fotografowany model powinien zapomnieć o tobie, a gdy już to się stanie działaj bardzo szybko!” Henri Cartier-Bresson Podniebne Love Story Romans w samolocie Podróżowanie bez barier Niepełnosprawni mają swoje prawa i przywileje Autobus już odlatuje Airbus A320. Bogate wnętrze w prostej formie Pilot wycieczek. Jak zwiedzić świat i nie wydać grosza Zakupy w stylu vintage. Najlepsze adresy w Barcelonie Przygoda czeka z dala od turystycznych szlaków Wyspy Kanaryjskie Maroko, Egipt Tunezja, Turcja Podziel się wspomnieniami z podróży i wygraj cenne NAGRODY! YES! N o 1 Wiosna 2011 Egzemplarz bezpłatny MAGAZINE Magazyn podróżniczy linii lotniczych Yes Airways

Travels Magazine No 1/2011

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Magazyn podróżniczy czarterowych linii lotniczych Yes Airways

Citation preview

Page 1: Travels Magazine No 1/2011

Aparatów na każdą podróż

„Myśl o zdjęciu zawsze przed jego zrobieniem i po. Nigdy w trakcie. Sekretem jest czas. Nie musisz działać szybko. Fotografowany model powinien zapomnieć o tobie, a gdy już to się stanie działaj bardzo szybko!”

Henri Cartier-Bresson

Podniebne Love StoryRomans w samolocie

Podróżowanie bez barier

Niepełnosprawni mają swoje prawa i przywileje

Autobus już odlatuje

Airbus A320. Bogate wnętrze w prostej formie

Pilot wycieczek.Jak zwiedzić świat i nie wydać grosza

Zakupy w stylu vintage. Najlepsze adresy

w Barcelonie

Przygoda czeka z dala od turystycznych szlaków

Wyspy Kanaryjskie Maroko, Egipt

Tunezja, Turcja

Podziel się wspomnieniami z podróży i wygraj cenne nagrody!

YES!

No 1Wiosna

2011Egzemplarz bezpłatny

MAgAzinE

Magazyn podróżniczy linii lotniczych Yes Airways

Page 2: Travels Magazine No 1/2011
Page 3: Travels Magazine No 1/2011
Page 4: Travels Magazine No 1/2011

Edytorial

Wstępniak odlotoWyP opytałem ostatnio znajomych o rzeczy ważne w ich życiu.

Jedni zaczynali od domu, inni od rodziny, wielu od… pracy, ale niezależnie od tego, co stawiali na pierwszym miejscu, szybko pojawiało się słowo podróże. I co ciekawe równie chętnie wymieniali je Ci, którzy rzeczywiście często podróżują, jak i Ci, o których wiem, że dawno nigdzie nie byli! Nawet tacy, co z miasta nie lubią wyjeżdżać, upierają się, że są stworzeni do podróżowania. Widać mamy to już w genach. Dziś takie mamy czasy, że łatwiej wybrać się w podróż na inne kontynenty niż odwiedzić rodzinę na prowincji, ale równie łatwo zasiedzieć się w Internecie, ulegając złudnemu uczuciu przebywania wszędzie i nigdzie jednocześnie. Dzięki niemu można w parę sekund przenieść się na drugą półkulę, oglądać dowolne miejsca na Ziemi sfotografowane przez wysłanników Google, czy wręcz wywołać rewolucję, ale czy to zastąpi emocje prawdziwej podróży? Owszem, nawet radia słucham już internetowego, ale czasopisma wolę wciąż papierowe, tak jak podróże, te rzeczywiste. Mam nadzieję, że żadna Sieć, nawet najbardziej interaktywna, nigdy nie zastąpi prawdziwego kurzu na spoconym czole, piasku w butach i kieszeniach, zgiełku orientalnych targowisk gdzieś na końcu świata, czy smaku kawy parzonej przez tubylców. Nie ważne, czy wybierzecie się w samotną podróż dookoła świata, czy na wczasy z rodziną - w każdym przypadku warto. Wyrwać się z objęć codziennej rutyny, wystawić na nowe bodźce i doznania, nabrać dystansu do codzienności, a potem z głową pełną wrażeń powrócić do starych kątów i zacząć nowe życie. Podwójnie warto! Bo i wybierając się w podróż i wracając z niej, człowiek zaczyna żyć na nowo.

Aparatów na każdą podróż

„Myśl o zdjęciu zawsze przed jego zrobieniem i po. Nigdy w trakcie. Sekretem jest czas. Nie musisz działać szybko. Fotografowany model powinien zapomnieć o tobie, a gdy już to się stanie działaj bardzo szybko!”

Henri Cartier-Bresson

Podniebne Love StoryRomans w samolocie

Podróżowanie bez barier

Niepełnosprawni mają swoje prawa i przywileje

Autobus już odlatuje

Airbus A320. Bogate wnętrze w prostej formie

Pilot wycieczekJak zwiedzić świat i nie wydać grosza.

Zakupy w stylu vintage. Najlepsze adresy

w Barcelonie

MAGAZINE

TRAVELS

Przygoda czeka z dala od turystycznych szlaków.

Wyspy Kanaryjskie Maroko, Egipt

Tunezja, TurcjaPodziel sięwspomnieniami z podróżyi wygraj cenneNAGRODY!

Magazyn podróżniczy linii lotniczych Yes Airways

YES!

No 1Wiosna

2011Egzemplarz bezpłatny

1- COVER.indd 1 11-04-18 20:48

Bezpłatny magazyn podróżniczy linii lotniczych Yes AirwaysRedaktor naczelny: Witold SzukDyrektor artystyczny: Łukasz LelonkiewiczProjekt graficzny: Lelonkievitz Studio DesignSekretarz Redakcji: Paulina NowosielskaRedakcja i współpracownicy: Agnieszka Baran, Rafał Chojnacki, Dagmara Ikiert, Dominik Kasprzyk, Anna Pasek, Tomasz Przybysz-Przybyszewski, Natalia Rabińska, Juliusz Sabak, Michał Synowiec, Dorota Stolarska, Joanna Szczepaniak, Anna Winiarska

Redakcja nie zwraca nie zamówionych materiałów i zastrzega sobie prawo do skrótów i opracowań tekstów. Wydawca nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam i materiałów promocyjnych. Przedruk materiałów bez pisemnej zgody wydawcy jest zabroniony.

Reklama:Tel.: +48 667 682 530

[email protected]

RedakcjaTel.: +48 22 855 03 78

[email protected]

Studio graficzneTel.: +48 791 547 470

[email protected]

Wydawca:Newman Sp. z o.o.

ul. Puławska 46502-844 Warszawawww.newman.pl

na zlecenie:

Yes Airways Sp. z o.o.ul. Puławska 465

02-844 Warszawawww.yesairways.pl

Page 5: Travels Magazine No 1/2011
Page 6: Travels Magazine No 1/2011

Winiarnia Cellier.Cellier. The House of Wine & SPA

ul. Obroñców Tobruku 29 lok. 17301-494 Warszawa

T: +48 22 403 0 [email protected]

www.cellier.pl

Winiarnia Cellier pasja do ¿ycia, podró¿y, ludzi i wina.

Winiarnia Cellierwspania³y i cudowny œwiatwinnych rozkoszy.

Winiarnia Celliermiejsce w³aœnie dla Ciebie.

Prze¿yj kolejn¹ podró¿ w œwiat win...

Zapraszamy do winiarni Cellier

pe³nej wyj¹tkowych smaków i aromatów.

W naszym sklepie bêdziesz móg³ ukoiæ

zmys³y i podarowaæ sobie odrobinê relaksu

Swoje ulubione wino mo¿esz równie¿

zamówiæ w sklepie internetowym

www.cellier.pl Wina dostêpne na pok³adach samolotów linii lotniczych YESAIRWAYS

Castello di Brolio - Barone Ricasoli, Chianti Classico D.O.C.G. / W³ochy

Produkowane w 100% z winogron szczepu Sangiovese, dojrzewa przez 18 miesiêcy w dêbowych beczkach. Czerwony, ciemno-rubinowy kolor. Wino g³êbokie, d³ugie, o dobrej strukturze.

Cena 218 PLN

Louis Jadot ChablisFrancja

Bardzo przyjemna ¿ó³to-z³ota barwa. Wino lekko t³uste, ¿ywe i œwie¿e, którego smak i bukiet rozwijaj¹ siê bardzo szybko. Podawaæ sch³odzone do ostryg, sma¿onych ryb i kozich serów.

Cena 99 PLN

Villa Maria Sauvignon BlancNowa Zelandia

Grona u¿yte do tego Sauvignon Blanc rosn¹ na ró¿nych obszarach Nowej Zelandii. Wino oferuje nam wspania³¹ paletê aromatów owoców passiflory, agrestu i guave. Wino bardzo œwie¿e o dobrej kwasowoœci.

Cena 69 PLN

Marques De Murrieta Ygay Reserva, Rioja ’05 Hiszpania

Znakomity rocznik. Bogactwo aromatów dojrza³ych ciemnych owoców z nut¹ dêbu. Wino kr¹g³e o d³ugim, z³o¿onym zakoñczeniu. Polecane do czerwonego miêsa, wêdzonej szynki, grillowanych ryb oraz potraw z sosami.

Cena 115 PLN

Page 7: Travels Magazine No 1/2011

Winiarnia Cellier.Cellier. The House of Wine & SPA

ul. Obroñców Tobruku 29 lok. 17301-494 Warszawa

T: +48 22 403 0 [email protected]

www.cellier.pl

Winiarnia Cellier pasja do ¿ycia, podró¿y, ludzi i wina.

Winiarnia Cellierwspania³y i cudowny œwiatwinnych rozkoszy.

Winiarnia Celliermiejsce w³aœnie dla Ciebie.

Prze¿yj kolejn¹ podró¿ w œwiat win...

Zapraszamy do winiarni Cellier

pe³nej wyj¹tkowych smaków i aromatów.

W naszym sklepie bêdziesz móg³ ukoiæ

zmys³y i podarowaæ sobie odrobinê relaksu

Swoje ulubione wino mo¿esz równie¿

zamówiæ w sklepie internetowym

www.cellier.pl Wina dostêpne na pok³adach samolotów linii lotniczych YESAIRWAYS

Castello di Brolio - Barone Ricasoli, Chianti Classico D.O.C.G. / W³ochy

Produkowane w 100% z winogron szczepu Sangiovese, dojrzewa przez 18 miesiêcy w dêbowych beczkach. Czerwony, ciemno-rubinowy kolor. Wino g³êbokie, d³ugie, o dobrej strukturze.

Cena 218 PLN

Louis Jadot ChablisFrancja

Bardzo przyjemna ¿ó³to-z³ota barwa. Wino lekko t³uste, ¿ywe i œwie¿e, którego smak i bukiet rozwijaj¹ siê bardzo szybko. Podawaæ sch³odzone do ostryg, sma¿onych ryb i kozich serów.

Cena 99 PLN

Villa Maria Sauvignon BlancNowa Zelandia

Grona u¿yte do tego Sauvignon Blanc rosn¹ na ró¿nych obszarach Nowej Zelandii. Wino oferuje nam wspania³¹ paletê aromatów owoców passiflory, agrestu i guave. Wino bardzo œwie¿e o dobrej kwasowoœci.

Cena 69 PLN

Marques De Murrieta Ygay Reserva, Rioja ’05 Hiszpania

Znakomity rocznik. Bogactwo aromatów dojrza³ych ciemnych owoców z nut¹ dêbu. Wino kr¹g³e o d³ugim, z³o¿onym zakoñczeniu. Polecane do czerwonego miêsa, wêdzonej szynki, grillowanych ryb oraz potraw z sosami.

Cena 115 PLN

Page 8: Travels Magazine No 1/2011

8

Cytat „FotograFując staraj się pokazać to, czego bez ciebie, nikt by nie zobaczył.” - robert bresson

SZKIEŁKO i oko

aparaty dObrE na Każdą pOdróż

CanOn IXUS 1000 HSpierwszy model aparatu iXus z 10-krotnym zoomem optycznym i optycznym stabilizatorem obrazu. stylowa, kompaktowa

obudowa iXus z metalu w trzech wariantach kolorystycznych.

perfekcyjna jakość obrazu przy słabym oświetleniu dzięki systemowi Hs

oraz 10 megapikselowej matrycy cMos o wysokiej czułości. tryb super

slow Motion – nagrywanie filmów z prędkością 240 klatek na sekundę

i ich odtwarzanie w zwolnionym tempie. tryb szybkich zdjęć seryjnych: 8,8 zdjęcia na sekundę.

OlympUS CrEatOr XZ-1łączy jakość obrazu i możliwości aparatów systemowych z mobilnością cyfrowych kompaktowych aparatów fotograficznych. adresowany zarówno do ambitnych fotoamatorów jak i wybrednych profesjonalistów model Xz-1 oferuje doskonałą, najlepszą w klasie jakość obrazu. Wraz z wyjątkowo jasnym, cyfrowym obiektywem izuiko fotografowa-nie w warunkach słabego oświetlenia staje się niezwykle proste. Manual-ny pierścień na obiektywie pozwala na szybką regulację podstawowych ustawień aparatu podczas fotografowania, a przesuwany regulator głębi ostrości ułatwia tworzenie pięknych efektów bokeh, czyli odpowiednio miękkiego tła. a wszystko w eleganckim i stylowym pakiecie, którego wytrzymałość dorównuje mobilności.

CanOn IXUS 1000 HSpierwszy model aparatu iXus z 10-krotnym zoomem optycznym i optycznym stabilizatorem obrazu. stylowa, kompaktowa

obudowa iXus z metalu w trzech wariantach kolorystycznych.

perfekcyjna jakość obrazu przy słabym oświetleniu dzięki systemowi Hs

oraz 10 megapikselowej matrycy cMos o wysokiej czułości. tryb super

slow Motion – nagrywanie filmów z prędkością 240 klatek na sekundę

i ich odtwarzanie w zwolnionym tempie. tryb szybkich zdjęć seryjnych: 8,8 zdjęcia na sekundę.

CanOn IXUS 1000 HSpierwszy model aparatu iXus z 10-krotnym zoomem optycznym i optycznym stabilizatorem obrazu. stylowa, kompaktowa

obudowa iXus z metalu w trzech wariantach kolorystycznych.

perfekcyjna jakość obrazu przy słabym oświetleniu dzięki systemowi Hs

oraz 10 megapikselowej matrycy cMos o wysokiej czułości. tryb super

slow Motion – nagrywanie filmów z prędkością 240 klatek na sekundę

i ich odtwarzanie w zwolnionym tempie. tryb szybkich zdjęć seryjnych: 8,8 zdjęcia na sekundę.

Page 9: Travels Magazine No 1/2011

9

Cytat „FotograFując staraj się pokazać to, czego bez ciebie, nikt by nie zobaczył.” - robert bresson

zDję

cia

: sH

utte

rsto

ck,

Mat

eria

ły p

raso

We

nIKOn COOlpIX S9100uniwersalny obiektyw nikkor zapewnia zakres od szerokokątnego po zakres superteleobiektywu, natomiast niewielkie wymiary aparatu spra-wiają, że można go zawsze mieć ze sobą. niezależnie od warunków oświetleniowych niezwykle czuła matryca cMos w technologii bsi zapewnia możliwość uchwycenia scen dokładnie takimi, jakimi je widzisz. redukcja drgań z przesunięciem matrycy zapewnia

uzyskiwanie ostrych zdjęć i filmów, nawet przy korzystaniu z powiększeń teleobiektywu.

CaSIO EX-H20Ggps podbija świat aparatów fotograficznych! z eXiLiM eX-H20g będziesz zawsze wiedział, na którym krańcu globu było zrobione zdjęcie. a wszystko to, dzięki kompaktowemu towarzyszowi, który został wyposażony w unikalny na całym świecie system Hybrid gps. system ten łączy pozycjonowanie gps z czujnikiem ruchu - idealne urządzenie do planowania, geotagging’u i tworzenia wakacyjnego albumu. nowy eXiLiM engine Hs analizuje wszyst-kie elementy środowiska i natychmiast optymalizuje ustawienia aparatu. efektem tego jest doskonała reprodukcja kolorów i wysoka jakość obrazu. szerokokątny 24-mm obiektyw z 10x zoomem optycznym pozawala tak na prawdę na więcej, bo aż na 15x zoom.

SOny dSC-tX10smukły, szykownie wyglądający aparat cyfrowy cyber-shot™ tX10

to twardy zawodnik.Wewnątrz jego wodoodpornej obudowy, stwo-

rzonej z myślą o aktywnie spędzanym urlopie czy wakacjach, kryje się

mnóstwo nowoczesnych rozwiązań ułatwiających uzyskanie zdumiewa-

jących fotografii i filmów HD. Wodoszczelny do głębokości

5 metrów, wytrzymuje również działanie kurzu, mrozu do -10°c,

a nawet upadek z wysokości 1,5 m. Matryca 16,2 megapiksela, zoom

optyczny 4x / szeroki kąt 25 mm, film Full HD aVcHD, 3D.

panaSOnIC lUmIX dmC-tZ20ten hybrydowy (zdjęcia/filmy), kompaktowy cyfrowy aparat fotograficzny jest wyposażony w ultra szerokokątny, 24-mm obiektyw Leica Dc z optycznym zoomem 16x (odpowiednik w aparacie analogowym 35 mm: 24-384 mm), w którym zastosowano nanotechnologię powlekania powierzchni socze-wek, wyjątkowo skutecznie redukującą zamglenia i rozbłyski. z optycznego zoomu 16x można korzystać również podczas nagrywania filmów.

pEntaX OptIO-W90

optio W90 umożliwia wykonywanie zdjęć do głębo-

kości 6 m przez 2 godziny. zastosowane zabezpieczenia

chronią aparat przed kurzem i pyłem oraz umożliwiają pracę

w zakresie temperatur od -10° c do 45° c. Dzięki tym

udogodnieniom możemy być pewni, że optio

W90 sprawdzi się tam gdzie inne aparaty

uległyby zniszczeniu. M

atryca 12 megapikseli,

zoom optyczny 5x.

Page 10: Travels Magazine No 1/2011

DESTYNACJE EGIPT

azwa Morza Czerwonego wywodzi się od zamieszkujących je… niebieskich sinic, które obumierając zmieniają kolor na pomarańczowo--czerwony. Jego wody stanowią praw-dziwy raj dla płetwonurków – na głę-bokości, na którą może zanurzyć się praktycznie każdy, nawet początkują-cy płetwonurek, kryją się setki gatun-ków różnokolorowych ryb i koralow-ców. Te, i wiele innych czynników

sprawiają, że Hurghada i jej okolice wydają się być wprost stworzone do nurkowania. W promieniu kilkuset kilometrów znajduje się 45 raf kora-lowych i ponad 50 wraków statków – między innymi zatopiony w 1940 roku sławny Thistlegorm. Historia tego statku jest bardzo interesująca – na wody Morza Czerwonego wypły-nął w trakcie II wojny światowej – 5 września 1940 roku. Zakotwiczył

na południu rafy koralowej Shaab Alii niedaleko półwyspu Synaj. Następnego dnia miał być rozładowa-ny w Kanale Sueskim. Nie zdołał tam jednak dopłynąć – został zatopiony przez pilotów Luftwaffe, którzy pomy-lili go ze stacjonującym dwadzieścia mil dalej australijskim krążownikiem Queen Mary. Wrak statku został przy-padkowo odkryty na początku lat 90. XX w. przez nurkowe safari

N

Wokół delikatnej rafy koralowej powstał raj dla wielu barwnych gatunków ryb

TEkST NaTalIa RabIńska

EGIPT To dla TuRysTóW syNoNIm NIEkończącEGo sIę laTa I błoGIEGolENIsTWa. NIE zNaczy To jEdNak, żE amaToRzy PRzyGód NIE zNajdą Tam czEGośdla sIEbIE! NIEzaPomNIaNE PRzEżycIa zaGWaRaNTujE Im poDróż Do głębiN morzA czERWoNEGo

Lenistwo na pLaży, szaLeństwo w głębinach

10

Page 11: Travels Magazine No 1/2011

11

i o tego czasu jest jednym z najchęt-niej odwiedzanych zatopionych stat-ków na całym świecie.

Świat pod powierzchniąZatoki Morza Czerwonego to jednak nie tylko wraki. Turyści, których marzeniem jest zobaczyć żyjące na wolności żółwie, powinni wybrać się na obowiązkowe nurkowanie do zatoki Turtle Bay. Ze względu na występujące w tym regionie miękkie koralowce, żółwie są częstymi gośćmi na tych terenach. Natomiast w jednej z zatok przylegających do Turtle Bay – Fanoust – często można zobaczyć delfiny. Wszystko to, i wiele innych atrakcji, czeka na odwiedzających Egipt turystów pod powierzchnią wody, której temperatura latem dochodzi nawet do 33°C.Zajęcia z nurkowania można wykupić w Polsce lub już po przyjeździe do

Egiptu. W zależności od tego, w jakiej bazie wykupimy kurs, zaopiekuje się nami polsko- lub obcojęzyczny instruktor (kursy polskojęzyczne są zwykle droższe od angielskojęzycz-nych). Dla amatorów podwodnych przygód przygotowanych jest kilka opcji pakietowych. Najczęściej wybie-rany jest kurs wprowadzający. Jego cena waha się w granicach 40-60 €, mamy w nim zagwarantowane dwa zejścia pod wodę, wypożyczenie sprzętu, opiekę instruktora, transfer z i do hotelu oraz jeden posiłek na łodzi. Nie zawsze należy sugerować się najniższą ceną kursu. Warto wcześniej zrobić rozeznanie odnośnie szkoły, w której chcemy go wykupić. Zdarza się, że arabskie bazy prowa-dzą zajęcia po najniższych kosztach, korzystając ze starego sprzętu i nie spełniając międzynarodowych norm. Jeśli nie chcemy znaleźć się samotnie

na morzu, bez łodzi i instruktora, warto zainwestować w sprawdzo-ny lub polecony przez kogoś kurs. Dodatkowo rozsądnym wyjściem będzie wykupienie krótkoterminowe-go ubezpieczenia dla płetwonurków. Oferuje je kilka spośród polskich towarzystw ubezpieczeniowych. Ceny zaczynają się od ok. 50 zł za tygodniowy wyjazd.Po krótkim przeszkoleniu na łodzi i zapoznaniu się z zasadami bezpie-czeństwa, możemy zejść pod wodę. Początkujący płetwonurkowie bez uprawnień zawsze nurkują w syste-mie 1 na 1, to znaczy jeden uczestnik schodzi pod wodę z jednym instruk-torem. Instruktor odpowiedzialny jest za zapewnienie nurkowi bezpieczeń-stwa, sprawdzanie parametrów butli i utrzymanie ciągłej komunikacji. Poza tym doświadczony płetwonu-rek jest bardzo pomocny, jeśli chodzi zd

jęc

Ia: s

HuT

TERs

Toc

k

Page 12: Travels Magazine No 1/2011

12

o kierowanie naszego wzroku na ciekawe ryby i koralowce. Pierwsza podwodna eskapada trwa zwykle około 20 minut. Polecam wcześniej-sze zaopatrzenie się w sprzęt do snorkelingu, czyli do nurkowania po powierzchni wody i aparat do robienia podwodnych zdjęć. W trak-cie przerw pomiędzy zejściami pod wodę, można z rurką i maską popły-wać obok łodzi. W słoneczny dzień – a takich przecież w Egipcie nie brakuje – widoczność może sięgać nawet do 35 metrów w głąb wody!Osoby zainteresowane uzyskaniem certyfikatu uprawniającego do samo-dzielnego nurkowania na głębokość do 18 metrów, mogą odbyć w Egipcie kilkudniowy kurs. Składa się on z części teoretycznej – złożonej z mate-riałów wideo i nurkowania w base-nie, oraz praktycznej, w trakcie której wypływa się na otwarte morze. Kurs zakończony jest egzaminem, po jego zdaniu otrzymuje się odpowiedni cer-tyfikat. Uprawnia on do kontynuowa-nia szkolenia na kolejnych poziomach zaawansowania.Podczas nurkowania należy zacho-wywać szczególną ostrożność - rafy koralowe są bardzo delikatne i gwał-towne ruchy łatwo mogą je zniszczyć. Zawsze należy patrzeć, gdzie stawia się nogi i nie poruszać gwałtownie rękami. Pod żadnym pozorem nie można też próbować ułamać

DESTYNACJE EGIPT

Page 13: Travels Magazine No 1/2011
Page 14: Travels Magazine No 1/2011

14

DESTYNACJE EGIPT

fragmentu rafy „na pamiątkę”. Próba wywiezienia z Egiptu nawet niewielkiego fragmentu martwego koralowca lub muszli podlega karze grzywny od 500 do 5000$. W przypadku braku gotówki, sąd egipski może nawet wymierzyć karę pozbawienia wol-ności. Najbezpieczniej jest więc patrzeć i podziwiać rafę z bardzo bliska, ale nie pró-bować brać jej fragmentów ze sobą. Dzięki temu morze koralowców przy Hurghadzie będzie służyło swoim pięknem przez wiele następnych lat.Planując nurkowanie należy pamiętać o tym, aby zachować bezpieczny odstęp czasu od lotu samolotem. Różnica ciśnień jest w tym przypadku bardzo duża, dlatego zaleca się, aby przerwa pomiędzy zejściem pod wodę a lotem samolotem wynosiła nie mniej niż 12 godzin. Warto zatem wcześniej zastanowić się, czy i kiedy będziemy chcieli nurkować. Być może wystarczającą atrakcją okaże się być snorkeling? Jedno jest pewne – egipską rafę koralową zobaczyć po prostu trzeba.

Courtyard by Marriott®Warsaw AirportŻwirki i Wigury 1

Warszawawww.courtyardwarsawairport.com

IDEALNY HOTELW WAKACYJNEJ PODRÓŻY

IT’S A NEW STAY.�

• hotel położony przy lotnisku w Warszawie, jedynie 49 kroków od samolotu • wygodne łóżka • restauracja i bary • klub fi tness dostępny 24h • monitory informujące o aktualnych lotach w lobby hotelu

Pytaj swoje biuro podróży o specjalne ceny na nocleg przed wylotem lub zadzwoń na nr 22 6500100

Page 15: Travels Magazine No 1/2011

15

EgYpT iN Album

EgYpT

zdję

cIa

: sH

uTTE

RsTo

ck

Page 16: Travels Magazine No 1/2011

16

Wieczna podróż dookoła śWiata

przeWodnik podróży

Będąc pilotem wycieczek lub rezydentem łatwo można

zwiedzić cały świat

tekst dagmara ikiert

istnieje wiele zawodów, które pozwalają zwiedzić świat: reporter, dyplomata, międzynarodowy handlowiec… do wykonywania każdego z nich potrzeBne są pewne uzdolnienia i predyspozycje. żaden z nich nie jest jednak tak wymagający jak pilot Wycieczek.

Page 17: Travels Magazine No 1/2011

17

zdję

cia

: sh

utte

rsto

ck

iloci nie znoszą biurek, stałych godzin pracy i rutyny w każdej możliwej postaci. Wolą adre-nalinę. Chcą dzielić się swoją wiedzą. Potrafią niewiele spać i dużo mówić. A co najważniejsze, kochają pracę z ludźmi.

Szkoła, szkoła, szkołaPilotem wycieczek może zostać praktycznie każda osoba, która ukończyła 18 lat oraz szkołę średnią, jest zdrowa i nie była karana. W Polsce zasady przy-znawania uprawnień reguluje ustawa o usługach turystycznych z 1997 r., znowelizowana w 2010 r. Aby zdobyć licencję, niezbędne jest odbycie specjali-stycznego kursu przygotowującego do wykonywania tego odpowiedzialnego zawodu. Standardowy kurs weekendowy przewiduje 120 godzin zajęć, rozłożo-nych równomiernie na przestrzeni kilku miesięcy. Można zdecydować się również na krótszą opcję, czyli kurs przyśpieszony, oferowany przede wszystkim w okresie wakacyjnym. To cykl intensywnych zajęć, które odbywają się codziennie przez około 2 tygodnie. Mimo iż szybsze, nie jest to jednak rozwiązanie najkorzyst-niejsze. Podstawową zaletą kursu jest możli-wość wysłuchania aktywnych zawodowo pilotów, którzy mogą podzielić się wiedzą niedostępną w książkach. Niestety, organizatorzy kursów przyśpieszonych, ze względu na ograniczenia czasowe, redukują zwłaszcza zajęcia z zakresu praktycznej obsługi rynku turystycznego. Czyli te, które są najcenniejsze dla przy-szłych pilotów.

Najważniejsza pewność siebieCeny kursów wynoszą od 600 do 900 zł. Tańsze są szkole-nia przeprowadzane przez takie instytucje jak Regionalne Izby Turystyki, nieco droższe są kursy prywatne, organi-zowane np. przez dużych turoperatorów turystycznych. Ci, którzy pomyślnie przejdą kurs, muszą zmierzyć się

jeszcze z komisjami Urzędów Marszałkowskich, odpowie-dzialnymi za wydawanie uprawnień. Egzamin składa się z trzech części: pisemnej oraz dwóch ustnych. Pytania mają na celu sprawdzenie wiedzy z zakresu historii,

geografii, znajomości zabytków, prawa turystycz-nego oraz ogólnej zdolności radzenia sobie w

sytuacjach awaryjnych. Najważniejsza jest jednak na egzaminie pewność siebie i prze-bojowość. Komisje wychodzą bardzo często z założenia, iż brakującą wiedzę teoretycz-ną zawsze można uzupełnić dodatkowymi

materiałami, jednak predyspozycji do odpo-wiedzialnego pilotowania grupy nie można

nabyć nigdzie. Poszukiwane cechy to przede wszystkim otwartość, spontaniczność, zdolność

szybkiego podejmowania decyzji oraz logicznego myśle-nia. Silny charakter oraz odporność na stres to podstawa, pomagająca nie tylko rzetelnie wykonywać zawód, ale również czerpać z niego satysfakcję. Gdy przejdziemy pomyślnie przez wszystkie etapy, otrzymamy wyczeki-waną legitymację, która umożliwia podjęcie pracy

p

750 pln

to średnia cena kursu aby zostać kwalifikowanym

przewodnikiem

Page 18: Travels Magazine No 1/2011

18

na terenie całego świata, z wyjątkiem kilku specyficz-nych miejsc, gdzie wymagane są lokalne uprawnienia przewodnickie. Dlatego często praca pilota zakłada rów-nież współpracę z lokalnymi przewodnikami, specjali-zującymi się w oprowadzaniu po konkretnych miastach bądź zabytkach.

Pierwsze zlecenia Jak zdobyć jednak pierwsze, wymarzone zlecenie? Rzadko zdarza się, aby początkujący pilot został zatrudniony w prestiżowym biurze podróży. Często droga do dalekich eskapad z turystami jest długa i wymaga sporo cierpli-wości. Najbardziej wytrwali nie żałują jednak nigdy wło-żonego wysiłku. Większość turoperatorów woli, co jest

zrozumiałe, zatrudniać rezydentów czy pilotów posiada-jących już choć minimalne doświadczenie. Aby móc się takim pochwalić w CV, konieczne jest początkowe piloto-wanie mniejszych, mnie wymagających grup. Ciekawym sposobem na rozpoczęcie kariery może być praca na koloniach i obozach młodzieżowych. Organizowane są bowiem często przez lokalne biura, które nie mogą pozwolić sobie na zatrudnienie doświadczonych pilotów, zatem dają szansę na wykazanie się nowicjuszom. Praca pilota-wychowawcy to chrzest bojowy. Jest to zadanie trudne, bardzo odpowiedzialne oraz męczące. Daje jednak doskonały obraz tego, czym pilotaż jest w rzeczywistości. Inną metodą na zdobycie pierwszego zlecenia są tzw. wahadła, czyli pilotaż wycieczek autokarowych do

Redakcja Travels Magazine

przeWodnik podróży

Page 19: Travels Magazine No 1/2011

Słowo nuda nie istnieje w słowniku pilota wycieczek. Każdy dzień to nowe wyzwania i problemy do rozwiązania, inne konflikty do załagodzenia

zdję

cia

: sh

utte

rsto

ck

19

wakacyjnych kurortów we Francji, Grecji, Bułgarii czy Chorwacji. Pozwala to na obycie się z pracą i ludźmi, natomiast jest zadaniem dość prostym, polegającym jedynie na transporcie grup z miejsca na miejsce. Zdecydować można się również na turystykę krajo-wą, czyli pilotowanie grup przyjazdowych po Polsce. Jednak do pracy z obcokrajowcami odwiedzającymi nasz kraj niezbędna jest biegła znajomość języków obcych. Lingwistyczne zdolności są ogólnie rzecz ujmując prze-pustką do zwiedzenia całego świata jako pilot. Posługując się wieloma językami obcymi stajemy się potencjalnymi pracownikami poszukiwanymi przez najlepsze biura podróży, organizujące wyjazdy w najodleglejsze zakątki świata. Warto się zatem języków uczyć. W szczególności

tych mało popu-larnych. Pilotów mówiących po angielsku czy niemiecku będzie bowiem zawsze pod dostatkiem. Natomiast tych, którzy potrafią porozumieć się po arabsku, chińsku czy w hindi można szukać ze świecą. W porównaniu

z innymi krajami Unii Europejskiej polski system szko-lenia pilotów jest bardzo rozwinięty, dlatego pracy szu-kać można również w zagranicznych biurach podróży (zwłaszcza francuskich oraz niemieckich), które chętnie zatrudniają polskich pilotów. Prym we współpracy z rodzimymi tour leaderami wiedzie niemiecki potentat turystyczny TUI. W jego szeregach pracuje spora liczba polskich rezydentów, którzy wykazali się doskonałą zna-jomością języka niemieckiego.

W pełnej gotowościWażną decyzją do podjęcia jest również decyzja o ogól-nym charakterze pracy, którą chcielibyśmy wykonywać. Istnieje bowiem różnica pomiędzy obowiązkami pilota a rezydenta. Ten pierwszy decyduje się na życie w cią-głych rozjazdach, spędzone w autokarach bądź samolo-tach. Może zwiedzić olbrzymi kawał świata, od Ameryki Południowej po najdalszą Azję, rezygnując jednak

najczęściej z rodzinnych świąt czy tradycyjnego urlopu. Rezydentura oferuje więcej stabilności, możliwość dogłęb-niejszego poznania danego kraju, jego społeczeństwa i kultury. Jest jednak bardziej monotonna, przewidywalna. Daje możliwość założenia rodziny czy posadzenia kwiatów na balkonie. Wymaga jednak dłuższego pozostania na miejscu, a w sezonie pełnej gotowości. Pilot bowiem ma szansę zrobić sobie przerwę między jednym zleceniem a drugim. Rezydent, podpisując umowę na cały sezon wakacyjny, zobowiązuje się do bycia do dyspozycji tury-stów biura o każdej porze dnia i nocy, przez co najmniej 6 miesięcy.

Walizka w stanie gotowościSłowo nuda nie istnieje w słowniku pilota wycieczek. Każdy dzień to nowe wyzwania, nowe problemy do rozwiązania, inne konflikty do załagodzenia. Praca z ludźmi wymaga stałego uczenia się, niestety, często na własnych błędach. Każdy człowiek jest bowiem inny, ma specyficzny charakter i swoją wizję idealnych wakacji. Często skrupulatnie zaplanowany dzień może obfitować w zaskakujące i spontaniczne wydarzenia. Niesamowitą satysfakcję daje również poznawanie nowych ludzi: turystów, współpracowników różnych narodowości czy przypadkowych osób. Często to właśnie spośród tej ostat-niej grupy można wyłowić kandydatów na przyjaciół do końca życia. Mimo że zawód pilota jest męczący oraz może czasem wydawać się monotonny (zwłaszcza w formie rezydentury), to patrząc przez pryzmat kolej-nych sezonów turystycznych, każdy tour leader zdaje sobie sprawę z wyjątkowości swojej pracy. Wszystkich pilotów, zarówno tych wychodzących o poranku z luksu-sowych hoteli nad brzegiem morza w słonecznej Tunezji, jak i tych rozprostowujących zziębnięte nogi przed namiotami rozbitymi w Nepalu, łączy jedno: pasja odkrywania oraz cał-kowita niemoc przewidzenia tego, co przyniesie kolejny dzień. Pilotaż to doświadczenie uzależniające. Towarzyszą mu emocje, któ-rych nie zapomina się do końca życia. Odwiecznie spakowana walizka i stały stan gotowości to cena, którą zapłacić trzeba za niekończącą się podróż dooko-ła świata.

Page 20: Travels Magazine No 1/2011

20

DESTYNACJE MAROKO

FAscynujące MiejscA wpiSANE NA liSTę DziEDziCTwA UNESCO, góRy AtlAs, pAlMy dAKtylOwe OcieniAjące OAzę sKOuRA i gOścinni MieszKAńcy. tO MAROKO, KtóRe czeKA, by je OdKRyć nA nOwO.

iasto cudów: Moim punktem wypadowym na eskapa-dę po Maroku był Marakesz. Położone na skrzyżowaniu naj-ważniejszym szlaków komunikacyjnych miasto nieco zawio-dło mnie jednak. Chałaśliwe ulice, przepełnione turystami i przybyszami z nawet najodleglejszych zakątków kraju pragnącymi zarobić łatwo i szybko kosztem obcokrajowców, wyższe ceny i panujący w lecie nieznośny upał, odstraszą nawet najwytrwalszych. Marakesz jednak trzeba zobaczyć. Po prostu trzeba. Dokładnie to czego w Marakeszu koniecznie należy doświadczyć to sławna, wręcz mityczna Dżema el-Fna – Plac bez meczetu. Największa atrakcja Czerwonego Miasta przebudza się do życia codziennie w godzinach wieczornych. W ciągu dnia można na niej spotkać sennych zaklinaczy węży, niestrudzonych sprzedawców świeżego soku

M

TEkST dAgMARA iKieRt

Page 21: Travels Magazine No 1/2011

zdję

ciA

: sH

utte

RstO

cK,

pO

st p

ROdu

KcjA

zdj

ęciA

Otw

ieRA

jąc

egO

: KAz

iMie

Rz K

Azub

sKi

21

Page 22: Travels Magazine No 1/2011

DESTYNACJE MAROKO

Page 23: Travels Magazine No 1/2011

z pomarańczy, wyrywaczy zębów czy kobiety malujące dło-nie henną. Jednak dopiero po zmroku na placu rozpoczyna się prawdziwe przedstawienie – spektakl jedzenia i opowie-ści. Na jego płycie rozkładają się bary serwujące tradycyjne potrawy, przekąski, słodycze, napoje, a na obrzeżach swe bajki zaczynają snuć trubadurzy – jedni z ostatnich trudnią-cych się tym fascynyjącym fachem w Maroku. Ze względu na to wieczorne zjawisko, do Marakeszu powracałam kilka-krotnie.

Słodko-gorzka aura tajemniczościPodziwiając któregoś wieczoru zachodzące nad miastem purpurowe słońce dostrzegłam przygotowania aktorów tego zaskakującego przedsięwzięcia na Dżema el-Fna. Mimo, iż wielu zarzuca władzom Marakeszu, iż aura tajemniczości placu została sztucznie wykreowana dużymi nakłada-mi na rozwój turystyki, sącząc słodką, miętową herbatę, wsłuchana w rytm tętniących bębnów, nie mogłam nie dać się porwać oszałamiającemu magnetyzmowi tego miejsca. Poranny spacer po mieście pozwolił mi odkryć słynną Kutubijję – główny meczet miasta górujący nad płaskimi dachami oraz Mellah – dawną dzielnicę żydow-ską – najbiedniejszy ale również najbardziej tradycyjny obszar Marakeszu. Z Czerwonego Miasta moje kroki skiero-wały się na Południe, dokąd wiedzie do miasta Warzazat (Ouarzazate) zaskakująca droga przez przełącz Tizi-n-Tichka. Z okna wspinającego się górskimi zawijasami autobusu roztaczała się przede mną niezwykła panorama Atlasu

23

Page 24: Travels Magazine No 1/2011

24

Wysokiego.Podróżnik wybierający się na Saharę powinien przygotować się na to, iż już nigdy w życiu nie doświadczy niczego podobnego. Pustynia nie jest na pewno najciekaw-szą pod względem krajobrazowym formacją, nie jest też kulturowo, kulinarnie czy folklorystycznie najbogatszym miejscem do odwiedzenia. Ale działa jak magnes. Sprawia, iż wiele prostych emocji przeżywałam głębiej, a zarazem prościej. I to właśnie tych, niespotykanych w naszym klima-cie konsumpcji i wygody, doznań dostarczyła mi pustynia.

Gladiator, Jezus i Indiana Jones Zdecydowałam się na zorganizowaną wycieczkę ofero-waną przez lokalne biuro podróży jako, iż inni podróżnicy ostrzegali mnie, iż samotny wyjazd środkami komuni-kacji publicznej zajmuje dużo czasu oraz należy liczyć się z męczącym oczekiwaniem na autobusy. Wynajem samochodu to opcja dla odważnych oraz doświadczonych kierowców, ponieważ zarówno stan dróg, jak i nawyki dro-

gowe Marokańczyków mogą stanowić poważne wyzwanie. Trzydniowa wycieczka objazdowa z dwoma noclegami na pustyni, wyżywieniem, przejazdem i całodniową karawaną na wielbłądach kosztowała mnie ok. 350 zł. Samo Warzazat, interesujące jest przede wszystkim ze względu na wielkie studia filmowe, które powstały aby gościć twórców takich filmów jak „Gladiator”, „Aleksander”, „Jezus z Nazaretu” czy „Indiana Jones”. Mnie zafascynowała jednak miejscowość Ait ben Haddu, której wiekowa, magiczna kasba została wpisana na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Wizyta tego wiekowego miejsca przeniosła mnie dosłownie w świat Baśni Tysiąca i Jednej Nocy, oraz zaowocował znajomością z Mohamedem, któremu przetłumaczyłam kilka listów, które otrzymał od przyjaciół… z Polski! Kolejny poranek był dla mnie początkiem wyprawy do M’Hamidu, tzw. „Wrót Pustyni”. Droga do tej maleńkiej miejscowości, zagubionej gdzieś wśród piasków Ergu Szigaga, prowadziła kiedyś do legendarnego Timbuktu!

DESTYNACJE MAROKO

Page 25: Travels Magazine No 1/2011

25

MOrOCCO iN AlbUM

MOrOCCO

zdję

ciA

: sH

utte

RstO

cK

Page 26: Travels Magazine No 1/2011

26

podróże lotnicze nie były koszmarem, na terenie Unii Europejskiej od trzech lat obowiązują ujednolicone przepisy dotyczące obsługi osób o obniżonej sprawno-ści ruchowej. Z tego szcze-gólnego rodzaju pomocy

na lotniskach (o rocznym ruchu większym niż 150 tys. pasażerów) i w samolotach korzystać też może każdy, kto ma problemy z poruszaniem się, także np. osoba starsza, chorująca na serce lub poru-szająca się o kulach. Jednak

by uzyskać pomoc, kluczowe jest poinformowanie linii lotniczej, jej przedstawiciela lub organizatora wycieczki o takiej potrzebie najpóźniej 48 godzin przed lotem. Przy zgłaszaniu potrzeby pomocy nie trzeba okazywać żad-

nych zaświadczeń, orzeczeń czy dokumentacji medycz-nej. Może się zdarzyć, że w wypełnianym w interne-cie formularzu rezerwacji nie będzie możliwości udzielenia szczegółowych informacji o swoich potrzebach.

By

Infrastruktura lotnIsk jest coraz BardzIej przyjazna osoBom nIepełnosprawnym. Nie ma progów, są wiNdy, ruchome schody. JedNak Niektórym kłopoty sprawiać może Już samo pokoNywaNie dużych odległości Na ogromNych lotNiskach i zaJmowaNie swoJego mieJsca w samolocie.

tekst tomasz przybysz - przybyszewski

Infrastruktura lotnIsk jest coraz BardzIej przyjazna osoBom nIepełnosprawnym. Nie ma progów, są wiNdy, ruchome schody. JedNak Niektórym kłopoty sprawiać może Już samo pokoNywaNie dużych odległości Na ogromNych lotNiskach i zaJmowaNie swoJego mieJsca w samolocie.

przestworza Bez BarIer

zero dyskrymiNacJi

Page 27: Travels Magazine No 1/2011

27

zdJĘ

cia

: sh

utte

rsto

ck

Wówczas należy się dodat-kowo skontaktować z linią lotniczą lub organizatorem wycieczki.

Papiery pod rękąWarto pamiętać, że linie lotnicze mogą odmówić

rezerwacji wówczas, gdy przepisy bezpieczeństwa wykluczają przewóz jed-nym samolotem zbyt dużej liczby niepełnosprawnych pasażerów. Lot osoby, która nie porusza się samodziel-nie, może też być niemożli-wy w małych samolotach lub gdy konstrukcja drzwi

nie pozwala przyjąć jej na pokład. Zawsze jednak linia lotnicza musi poinformo-wać pasażera o przyczynie braku zgody na przelot i zaproponować inne roz-wiązanie sytuacji.Za pomoc w dotarciu do samolotu pasażerów o ograniczonej sprawności ruchowej odpowiada zarzą-dzający portem lotniczym. Przewoźnicy mają obowią-zek bezpłatnego transpor-towania wózków razem z ich właścicielami, pod warunkiem powiadomie-nia ich o takiej konieczno-ści 48 godzin przed lotem i przy zastrzeżeniu możli-wości ograniczeń miejsca na pokładzie. W przypadku wózków elektrycznych może zajść konieczność odłączenia akumulatora. Warto zamieścić na wózku informację, jak on działa i z jakich korzysta baterii. Przewożony sprzęt rehabi-litacyjny zostanie oczywi-ście sprawdzony podczas kontroli bezpieczeństwa. Osoby jej dokonujące muszą brać pod uwagę niepełno-

sprawność pasażera. Jeśli nie jest on w stanie przejść przez bramkę magne-tyczną, zostanie sprawdzony w inny sposób, najprawdopodobniej ręcznie lub przenośnym wykrywaczem metali.

Kontrola nie powinna być przyczyną niepotrzebnego dyskomfortu. By tak było, należy współpracować ze służbami ochrony, ale także, by nie było przy-krych nieporozumień, odpowiednio się zabezpie-czyć. Jeśli więc w bagażu podręcznym przewozi się leki lub sprzęt medycz-ny, należy mieć ze sobą zaświadczenie lekarskie, najlepiej także w języku angielskim, potwierdzające konieczność posiadania ich przy sobie.

Windą do samolotuOsoby niepełnosprawne ruchowo są zazwyczaj jako pierwsze wprowadzane na pokład samolotu, a opuszczają go jako ostat-nie. Chodzi o komfort: łatwiej jest im pomóc w pustej kabinie. Wprawdzie jeżdżące po lotniskach autobusy są zazwyczaj niskopodłogo-we, ale trzeba jeszcze wejść po schodach. W takim przypadku zastosowane mogą być specjalne windy

lub wąskie wózki, które pozwolą zająć miejsce

w samolocie osobom, które nie są w stanie zrobić

tego samodzielnie. Osoba towarzysząca

powinna siedzieć obok pasażera, którym się opie-

kuje. O miejsce takie zadbać powinien przewoźnik.

W kabinie samolotu, bez dodatkowych opłat, dozwo-lony jest przewóz certyfi-kowanych psów przewod-ników. W odróżnieniu od innych zwierząt, które podró-żują w klatkach, psy prze-wodnicy mogą siedzieć na podłodze przy swoim wła-ścicielu. To niezwykle ważne dla osób niewidomych, przyzwyczajonych do obec-ności swojego pomocnika. Po wylądowaniu, służący do poruszania się własny sprzęt rehabilitacyjny powinien być dostępny tak szybko, jak to możliwe. W przypadku ewentualnego zniszczenia lub zagubienia traktowany jest jak bagaż. Zarządzający lotniskiem zobowiązany jest jednak wówczas do zapew-nienia tymczasowego sprzę-tu zastępczego. Personel lot-niska ma obowiązek pomóc w przemieszczaniu się po lotnisku, odebraniu bagażu czy dopełnieniu ewentual-nych obowiązków celnych. Powinien też pomóc dostać się do miejsc, skąd kursuje komunikacja publiczna lub taksówki.

Osoby niepełnosprawne ruchowo są zwykle pierwsze wprowadzane na pokład samolotu, a opuszczają go jako ostatnie. Łatwiej jest im pomóc w pustej kabinie

Page 28: Travels Magazine No 1/2011

28

DESTYNACJE TUNEZJA

kazja. Last minute. Plaża. Słońce i morze. Zabawa. Są to słowa, z który-mi od lat nierozerwalnie połączone są nasze podstawowe skojarzenia ze współczesną Tunezją. Dopiero kiedy ta, wcześniej niewiele znaczą-ca, północno-afrykańska republika postanowiła przekształcić się w małe-wielkie turystyczne imperium znakomita większość europejskich umysłów postanowiła wygospo-darować choć odrobinę miejsca w zakamarkach swej erudycji dla kraju, w którym po raz pierwszy w świecie arabskim zniesiono prawnie i oficjal-

nie poligamię. Jednak o tym ostat-nim fakcie mało kto wie. Nie sposób ukryć, iż nasza tj. europejska, czy może „zachodnia“ osobliwa wiedza ogranicza się głównie do znajomośći wypoczynkowych kurortów, plaż czy dyskotek tunezyjskich. Zyskując na popularności wśród przeciętnych turystów, będących przede wszyst-kim klientami wyrastających jak grzyby po deszczu biur podróży, zdecydowanie straciła w oczach tzw. prawdziwych podróżników - ludzi przygody, wyzwania, błądzących po zaułkach nieznanych, dzikich,

OZD

JĘC

IA: S

HUT

TERS

TOC

K

TEkST JOAN pIlAK

CO CIEKAwEgO mOżE NAS SpOTKAć w KRAJU, DO KTóREgO CO ROKU pRZyJEżDżA 5 miliONów TurYSTów? NApRAwDĘ wIElE. TUNEZJA włAśNIE ODSłANIA pRZED NAmI SwOJE NIEZNANE OblICZE.

Tam gdzie koNczą się kurorTy...

Page 29: Travels Magazine No 1/2011

29

ZDJĘ

CIA

: SH

UTTE

RSTO

CK

Tunezja stała się pierwszym krajem arabskim, w którym prawnie zniesiono poligamię oraz mianowano ministra do spraw turystyki

po bezdrożach dalekiego, nieodkry-tego świata. Skoro Tunezję odkrył już praktycznie każdy przeciętny Nowak czy Kowalski, zatem niewarto w ogóle się nią interesować. Cóż cieka-wego można napisać czy opowiedzieć o kraju, do którego co roku przyjażdża ok. 5 milionów turystów z praktycz-nie każdego zakątka globu?

Arabski wiatr wolności Otóż można. Kulturą krajów arab-skich interesowałam się dosłownie od zawsze. Tego ogromnego w znaczeniu słowa używam z pełną świadomością jego zobowiązującego wydźwięku, jako iż żadne zjawisko przyrodniczo--kulturowo-etniczne nie wzbudzało we mnie nigdy tak eksplodujących emocji jak Bliski Wschód. Bo jest on niezaprzeczalnie nie tylko miejscem

geograficznie usytuowanym gdzieś na mapie świata. Jest procesem zło-żonym, niepowtarzalnym, tendencją nieprzekładalną na europejskie realia, o kompleksowości zawiłej, aczkolwiek niezwykle ludzkiej. Zatem począwszy od dnia, w którym moja dygocząca świadomość zaczęła nabierać pew-nych kształtów, Bliski Wschód jawił się na jej horyzoncie jako wielki, pięk-ny ptak o skrzydłach będących w stanie zagarnąć i spełnić wszystkie me marzenia i dziecięce sny. Był to dla mnie świat wystarczająco odle-gły aby zapewnić ucieczkę od burej codzienności, pozostając jednocześnie tak bliski memu sercu i wyobraźni, aby być w stanie przełamać wszelką wrogość czy opór, które mógłyby się we mnie wytworzyć w procesie ukulturalnienia. I to właśnie Tunezja

jako pierwsza spełniła te fascynujące marzenia. Będąc najmniejszym kra-jem Afryki Północnej potrafiła otwo-rzyć przede mną nieprzepastne wrota swojej niepowtarzalności. Otwiera je zresztą przed każdym, który da jej na to szansę. A teraz uchyliła wrota wszystkim krajom arabskim aspiru-jącym do miana demokratycznych. Opinia publiczna nigdy nie spodzie-wała by się, iż nieznaczący na arenie międzynarodowej kraj rozpęta wiatr wolności, którym powoli zachłystują się kolejne muzułmańskie państwa. Jednak ci, którym dane było poznać prawdziwą Tunezję, jej historię i war-tości, z uśmiechem na ustach, czy może nawet łezką radości kręcącą się w oku, obserwowali nabierającą roz-pędu Jaśminową Rewolucję – pierw-szy zryw ludowy XXI wieku.

Page 30: Travels Magazine No 1/2011

30

DESTYNACJE TUNEZJA

Page 31: Travels Magazine No 1/2011

31

Republika laickaTunezja będąc krajem mało znanym, lub możne raczej mało zauważalnym w szerszym kontakście geograficzno--politycznym jest jednak tworem bardzo specyficznym, który od kil-kunastu lat żyje własnym, niepo-równywalnym do żadnego innego państwa życiem. Gdy 20 marca 1956 roku, patriota i miłośnik francuskiej kultury, Habib Burgiba ogłosił nie-podleglość Republiki tunezyjskiej, twarz Afryki Północnej na zawsze zmieniła swe oblicze. Kochany przez jednych, napiętnowanych przez innych, Burgiba stworzył w Tunezji laicką repubikę oraz kapitalistyczą gospodarkę czyniąc ze swego uko-chanego kraju oazę dla edukacji i postępu. Jego kontrowersyje metody forsowania nowych ustaw, namiętny związek z drugą żoną – Francuzką oraz charyzma przewyższająca cza-sem zrozumienie opini publicznej, przerażały Tunezyjczyków, którzy jadnak nigdy nie przestali pokładać wiary i zaufania w jego dobre zamia-ry. Był przywódcą twardym jak skała, który kochał swój kraj niczym potul-ny baranek. Pod jego rządami Tunezja stała się pierwszym krajem arabskim, w którym prawnie zniesiono poli-gamię, oraz w którym mianowano ministra ds. turystyki.

Fenicjanie, Kartagińczycy, Rzymianie… Próba zakazania noszenia chust przez muzułamanki okazała się jego oso-bistą porażką, gdy tysiące młodych kobiet skandowało przez tygodnie na ulicach, iż nie chcą ani zakazu,

Page 32: Travels Magazine No 1/2011

32

ani nakazu, lecz wolności wyboru. Zastanowić należy się jednak kto wzbudził w tych nieuświadomionych dotąd dziewczynach ochotę walki o swe ludzkie prawa. Burgiba nauczył Tunezyjczyków, a raczej przypomniał im, iż są wielkim-małym narodem, którego tysiące lat historii powinny były skierować na drogę rozsądku i wolności. Historia Tunezji to bowiem arena dominacji wielkich cywili-zacji, które ukształtowały wygląd współczesnego świata. Fenicjanie, Kartagińczycy, Rzymianie, a w końcu Arabowie upodobali sobie Tunezję nie tylko za jej delikatny jak na afrykań-skie warunki klimat, ale również za siłę oraz otwartość na inne kultury. Po bytności tych wielkich imperiów pozostały w Tunezji trwałe ślady, które mieszkańcy szanują i zachowują dla przyszłych pokoleń. Unikatem jest chociażby monumentalny amfiteatr

rzymski z I wieku p.n.e. , trzeci co do wielkości na świecie, a mogący pochwalić się lepszym stanem niż samo Koloseum. El-Dżem, w którym się on znajduje, zna każdy Tunezyjczyk, rzadkością są osoby, które go nie zwie-dzały.

Pielgrzymka do KartaginyMiejscowość w doskonały sposób balansuję pomiędzy swym antycz-nym pochodzeniem, a nowocze-snością, czego najdogłębniejszym przykładem jest odganizowany od 1985 roku międzynarodowy festiwal

muzyki symfonicznej, którego głów-ne koncerty odbywają się właśnie na terenie historycznego amfiteatru. Boska, zachwycającą nawet swymi ruinami Kartagina, co roku przyciąga pielgrzymki ludzi z całego świata, w tym olbrzymią ilość Tunezyjczyków. Gdy pierwszy raz stanęłam ponad spektakularnymi termami Aureliusza, które codziennie przeglądają się w połyskujących złotem wodach Morza Śródziemnego, usłyszałam za moimi plecami krótkie zdanie wypo-wiedziane bezbłędną francuszczyzną: „Czyż to nie piękny widok”?

DESTYNACJE TUNEZJA

Page 33: Travels Magazine No 1/2011

33

TuNiSiA iN Album

TuNiSiA

ZDJĘ

CIA

: SH

UTTE

RSTO

CK

Page 34: Travels Magazine No 1/2011

34

Piłka w cieniu piramid

Faraonowie, czyli Piłkarze rePrezentacji egiPtu pod wodzą trenera Hassana sHeHaty trzy razy z rzędu wygrywali pucHar narodów afryki i zaliczyli rekordowe 19 meczy bez porażki w tycH rozgrywkacH. mimo to icH radość nie może być pełna. a to dlatego, że od ponad 20 lat nie potrafią zakwalifikować się do mistrzostw świata...

tekst dominik kasprzyk

Mundiale nie dla Faraonów

Page 35: Travels Magazine No 1/2011

e gipt to drużyna zgrana i dobrze zorganizowana, oparta na zawodni-kach z najsilniejszej na kontynencie i grającej na dobrym poziomie ligi egipskiej. Tamtejsze kluby regularnie docierają do decydującej rozgrywki afrykańskiej Ligi Mistrzów i najwięcej razy w niej triumfowały – chwalił przed rokiem Egipcjan na łamach „Piłki nożnej” trener Henryk Kasperczak, świetnie znający realia afrykańskiego futbolu. I faktycznie. Trudno doświad-czonemu szkoleniowcowi odmówić racji. Jednym z kluczy do sukcesów Faraonów w ostatnich trzech edycjach Pucharu Narodów Afryki była nie-samowita jedność drużyny. Egipska kadra od lat składa się z zawodników rodzimej ligi. Podczas ostatniego PNA w kadrze znalazł się zaledwie jeden pił-karz grający na co dzień w silnej lidze europejskiej (Mohamed Zidan, wów-czas gracz Borussii Dortmund – przyp. red.). Egipscy piłkarze, chociaż może nie są wirtuozami futbolu, to dzięki świet-nej organizacji gry potrafią zwyciężać nawet bardziej utalentowanych rywa-li. Siłą Faraonów jest od lat skuteczna ofensywa połączona z nieszablonową taktyką.

Dyktator selekcjoneremEgipskie sukcesy to w dużej mierze zasługa jednego człowieka – Hassana Shehaty. Charyzmatyczny trener przejął kadrę w 2004 roku, po tym jak Faraonowie ponieśli klęskę w Pucharze Narodów Afryki. Wtedy nie wyszli nawet z grupy. Znany z twardej ręki Shehata w ciągu kilku miesięcy zmie-nił oblicze reprezentacji. Doświadczony szkoleniowiec oparł swoją kadrę w dużej mierze na młodych zawodni-kach, urodzonych pod koniec lat 80., z którymi w 2003 roku wywalczył młodzieżowe mistrzostwo Afryki i dotarł do 1/8 finału mistrzostw świata U-20. Obejmując reprezentację Shehata postawił przed sobą jeden cel – stworzyć z egipskiej kadry monolit, w którym piłkarze gotowi byliby oddać za siebie nawet życie. Jak pokazały turnieje w 2008 i 2010 roku – cel ten zrealizował w stu procentach. Zresztą

jego pozycja w ekipie stała się tak silna, że gdy w 2006 roku egipski gwiazdor Hossan Mido otwarcie przeciwstawił się trenerowi, ten ani przez moment nie wahał się i wyrzucił go z ekipy. Dzięki temu Shehata pokazał pozo-stałym kadrowiczom, że to on rządzi. Pozwoliło mu to zachować jedność drużyny, która od tego momentu zaczęła wygrywać mecz za meczem. Pod wodzą Shehaty reprezentacja Egiptu swoją organizacją przypomi-na sprawnie funkcjonujące wojsko. Piłkarze podczas zgrupowań kadry spędzają z sobą każdą chwilę. Wspólnie trenują, wspólnie spożywają posiłki i odpoczywają, a nawet wspólnie się modlą. W przeciwieństwie do innych ekip nawet nie próbują eskapad do nocnych klubów, nie ma też mowy o żadnych aferach obyczajowych.

Selekcjoner niczym prawdziwy generał czuwa nie tylko nad formą sportową swoich podopiecznych, ale także pilnu-je, by ich głów nie zaprzątały inne spra-wy poza futbolem. Ci odwdzięczają mu się za to świetnymi wynikami.

Kwalifikacyjne przekleństwoSukcesy Faraonów w Pucharach Narodów Afryki nie przekładały się jed-nak na awanse do mistrzostw świata. Kwalifikacje do ostatniego mundialu w RPA Egipcjanie przegrali już właści-wie na samym początku swojej drogi. Na początek spotkań grupowych pod-opieczni Hassana Shehaty sensacyjnie zremisowali z Zambią 1:1, a potem ulegli 1:3 Algierii. Późniejsza passa 4 zwycięstw z rzędu pozwoliła się im jesz-cze zrównać w tabeli z Algierczykami.

W dodatkowym meczu barażowym, pełnym historycznych podtekstów, nie dali już jednak rady i ulegli 0:1. Podczas wcześniejszych eliminacji Egipcjanie mieli też sporego pecha. System afry-kańskich kwalifikacji przewiduje, że w ostatniej fazie do mistrzostw świata awansują tylko zwycięzcy grup kwalifikacyjnych, bez żadnych dodatkowych baraży, jak to ma miejsce chociażby w Europie. Tym sposobem w każdych kwalifikacjach zawsze trafia się przynajmniej jedna grupa, w której spotykają się dwie, a nawet trzy naj-silniejsze ekipy z Czarnego Lądu. Tak właśnie było podczas eliminacji do mundialu w 2006 roku w Niemczech. Wtedy to Faraonowie mierzyć się musieli z dwiema czarnymi potęga-mi – Kamerunem i Wybrzeżem Kości Słoniowej. Egipcjanie zdołali wów-czas co prawda urwać aż 5 punktów faworyzowanemu Kamerunowi, w ostatecznym rozrachunku zajęli jed-nak 3. miejsce tuż za obiema ekipami z Czarnej Afryki. Analogiczna sytuacja miała miejsce podczas kwalifikacji do mundialu w Korei i Japonii. Wtedy to oprócz Faraonów w grupie zmierzyły się bardzo solidne reprezentacje Maroka i Algierii, a także święcąca wówczas triumfy młoda drużyna Senegalu. Egipcjanie mimo efektownych zwy-cięstw nad Algierią i Senegalem zajęli zaledwie 3. miejsce w grupie. Taka sytu-acja w ostatnich dekadach była zresztą nagminna.

Szukając winnych...Trzeba przyznać, że problemem Egipcjan jest motywacja. A właściwie jej brak. Bo o ile Faraonowie stosunkowo często wygrywają z czołowymi ekipami z Czarnego Lądu, to wyraźnie nie radzą sobie w meczach z przeciętniakami. Na razie trudno wyrokować, czy Egipcjanie awansują do kolejnych mistrzostw świata. Do początku elimi-nacji jest jeszcze czas. Ostatnio jednak po raz kolejny odezwała się kwalifika-cyjna klątwa. W meczu otwierającym zmagania o awans do PNA w 2012 roku Faraonowie zaledwie zremisowali z Sierra Leone 1:1... zd

Jęc

ia: s

Hut

ters

toc

k

35

Page 36: Travels Magazine No 1/2011

36

Airbus nAjbezpieczniejszy

Autobus świAtA tekst Juliusz sabak

W Wolnym tłumaczeniu oznacza tyle, co lataJący autobus. i Jest doWodem geniuszu ludzi, którzy W latach 60. ubiegłego Wieku W prosteJ formie ukryli najnowsze zdobycze techniki.

lotnicze technologie

Page 37: Travels Magazine No 1/2011

zdJĘ

cia

: sh

utte

rsto

ck

37

ruga połowa lat 60. to okres gwał-townego rozwoju komunikacji lotni-czej, która staje się coraz tańsza i bezpieczniejsza. W powietrzu królują odrzutowce, które garściami czerpią

z rozwią-zań zarezer-

wowanych dotąd dla maszyn wojskowych.

Europejscy konstruktorzy i producenci dysponują najnowo-cześniejszymi rozwiązaniami i nie-wykorzystanymi możliwościami produkcyjnymi. Dzieje się tak, ponie-waż na rynku cywilnym, podobnie jak w technologii wojskowej, prym wiodą firmy amerykańskie. Angielscy producenci pierwszego odrzutowca pasażerskiego Comet, czy Francuzi marzący o barierze dźwięku latają na co dzień maszynami Boeinga czy Lockheeda. Problem dostrzegają politycy: tysiące miejsc pracy przy produkcji samolotów dla europejskich linii lotniczych wyciekają za Atlantyk. Dlatego w 1969 r., podczas wystawy lotniczej na podparyskim lotnisku Le Bourget, francuski minister transpor-tu Jean Chamant i minister gospo-darki Niemiec Karl Schiller podpisali umowę o budowie pierwszego paneu-ropejskiego samolotu. Zdarzenie jest tym bardziej symboliczne, że odbywa się w pełnowymiarowej makiecie kabiny samolotu A300. Stanie się on pierwszym produktem firmy Airbus i pierwszym na świecie szerokokadłu-bowym samolotem pasażerskim.

Słowo klucz: AirbusUmowa podpisana w 1969 r. jest zwieńczeniem dwuletniej współpra-cy firm angielskich, francuskich i nie-mieckich przy tworzeniu konkurencji dla amerykańskich producentów. Angielscy i francuscy konstruktorzy projektujący wówczas trzy różne samoloty uświadomili sobie, że kon-kurując między sobą przegrają z Amerykanami. Dlatego w porozu-mieniu z firmami niemieckimi stworzyli jeden projekt samolotu, który mógł konkurować z ówcze-snymi konstrukcjami zza Atlantyku.

Model A300 był lekki i ekonomiczny. Dlatego mimo początkowych proble-mów z zamówieniami, szybko zdobył uznanie. Tymczasem do konsorcjum systematycznie dołączały kolejne państwa, takie jak Holandia i Hiszpania. Produkcja była rozproszona po fabrykach w niemal całej Europie, nato-miast ostateczny montaż odbywał się w głównej fabryce Airbusa, we Francji. W porozumieniu ze wszystkimi zdecydo-wano się na zmianę nazwy konsorcjum. Z niezbyt chwytli-wego GIE - Groupement d’Interet Economique, czyli po prostu Grupy Interesów Ekonomicznych na proste AIRBUS. Słowo to powstało począt-kowo jako określenie pewnej klasy maszyn pasażerskich – średniego lub krótkiego zasięgu zabierających dużą liczbę pasażerów. Obecnie, kojarzy się jednoznacznie z produktami tej firmy. Jak choćby Airbus A320.

Bezbłędny komputerAirbus 320 był potomkiem A300 i koncepcji, która zdaje się królować w projektach firmy. Czyli: „Cokolwiek zrobią Amerykanie, my zrobimy to lepiej i bardziej innowacyjne”. Co jest jednak tak wyjątkowego w A320, że stał się on na długie lata flagowym produktem Airbusa? Przede wszyst-kim innowacyjność. Samolot prze-wyższa konkurentów pod względem zastosowanych kompozytów, lekkich stopów i innych materiałów przyszło-ści. Z pełnym pokładem pasażerów może osiągnąć maksymalną pręd-kość ponad 900 km/h i zasięg grubo przewyższający 5 tys. kilometrów.

A wszystko to w komfortowych dla pasażerów warunkach, przy wygod-nych siedzeniach, miłej obsłudze i fil-mach na podsufitowych monitorach LCD. Jednak Airbus A320 przeszedł do

historii lotnictwa nie ze względu na prędkość czy zasięg, ale

innowacyjną technologię i niespotykany wcze-

śniej w cywilnej maszynie poziom zastosowanej elektro-niki. Był pierwszym

samolotem pasażer-skim, w którym zastoso-

wano system fly-by-wire, czyli całkowicie elektronicz-

nego sterowania samolotem. Pilot porusza sterami maszyny za pośred-nictwem pokładowego komputera, który cały czas kontroluje, czy są to manewry bezpieczne dla samolotu. Dzięki temu znacznie zwiększa się bezpieczeństwo lotu i spada ryzyko ludzkiego błędu w pilotażu.

Maszyna sterowana joystickiemInnym rozwiązaniem, które w mo--mencie powstania tego samolotu, a więc pod koniec lat 80., było nowo-ścią nawet dla naddźwiękowych myśliwców, jest użycie do sterowania maszyną joysticka, podobnego do tych używanych w komputerach. Pilot poruszając nim przekazuje infor-macje do komputera. Skomplikowany elektroniczny system przelicza ruch jego ręki na precyzyjne wychylenie odpowiednich sterów. Tak więc samolot, którym państwo podróżuje-cie, to nie tylko komfortowy, szybki i bezpieczny środek transportu. Związane jest też z nim wiele inte-resujących historii oraz najnowocze-śniejszych technologii.

5000kilometrów

takim zasięgiem może pochwalić się airbus 320

d

nasz airbus

Page 38: Travels Magazine No 1/2011

38

DESTYNACJE kreta

ipoteza mówiąca o tym, że to Kreta mogła być mityczną Atlantydą, wspominaną w pismach Platona, uważana jest za najbardziej prawdopodobną ze wszyst-kich prezentowanych przez badaczy. O ile położenie Atlantydy nie jest możliwe do jednoznacznego określe-nia, o tyle wiele faktów związanych z zagładą tej wyspy da się porównać z burzliwą historią Krety.Tak jak Atlantyda została zalana przez fale i zatopiona, pogrążając w odmętach zdobycze swojej cywilizacji, tak i Kreta, w epoce minojskiej, przeżyła katastrofę, która star-ła z powierzchni ziemi porty i niektóre miasta. Powodem

kłopotów mieszkańców Krety była Thira, wulkaniczna wyspa, którą wielu turystów zna pod romantyczną nazwą Santorini. Wybuch wulkanu, który miał miejsce około 100 kilometrów na północ od wybrzeży Krety prak-tycznie rozsadził starą wyspę, a dzisiejsza jest owocem wypiętrzenia się skał i potoku lawy, który wypłynął z krateru. Miało to miejsce 1600 lat przed naszą erą.Kataklizm, który miał miejsce na Thirze dał się we znaki również o wiele większej Krecie. Wstrząs, który towarzy-szył wulkanowi wywołał falę, którą można porównać z oceanicznym tsunami. Zmienił się wówczas również

HTEkST rafał chojnacki

krETA DumNiE wYSTAJE Dziś z wóD Morza egejskiego. Wielu badaczy uWaża ją za fragMent zaginionej starożytnej krainy. i jeśli prześledzić jej losy, nie Ma W tyM nic dziWnego

Grecka atlantyda

Architektura.na wyspie dominuje

biały kolor i prosta forma.

Page 39: Travels Magazine No 1/2011

zdjĘ

cia

: sh

utte

rsto

ck

39

Page 40: Travels Magazine No 1/2011

40

DESTYNACJE kreta

kształt linii brzegowej, część wyspy na wiele stuleci zna-lazła się pod wodą. Na miejscu nie znaleźliśmy śladów Atlantydy, ale ruiny pałacu króla Minosa w Knossos i tak robią imponujące wrażenie. Jeśli to rzeczywiście tam znajdował się oryginalny Labirynt, a mały amfiteatr jest pierwszą teatralną sceną Europy, to jest niewątpliwie miejsce warte zobaczenia. W okolicach Knossos, podobnie jak na całej Krecie, sporo jest gajów oliwnych, ale można też tam znaleźć sympatyczne winiarnie, niektóre z wła-snymi tawernami. Dla wielbicieli pachnącego latem kre-teńskiego wina może to być najbardziej interesująca część wycieczki.

Wieczór z AdonisemNa Krecie wszystko jest kreteńskie, mało tu znajdziecie rzeczy, które mieszkańcy chcieliby nazywać greckimi. Dlatego też impreza, która na kontynencie nazywa się wieczorem greckim, tu również musi mieć lokalną nazwę.Wieczór kreteński, to okazja do zapoznania się z orygi-nalną miejscową kuchnią, muzyką i tańcem. W przy-padku wycieczek zorganizowanych zazwyczaj wszystko załatwiają rezydenci, ale jeżeli jedzie się indywidualnie, zawsze można się pod jakąś grupę podczepić i wykupić bilet. Impreza na którą trafiliśmy odbywała się w specjal-nie do tego celu wybudowanej sali, mogącej się trochę kojarzyć z budowanymi w Polsce jakiś czas temu domami weselnymi. W praktyce chodzi o to, żeby w zaimprowizo-wanej gospodzie pomieściło się jak najwięcej osób.Kuchnia serwowana jest w formie bufetu, przy czym grill praktycznie cały czas okrążony jest wianuszkiem czeka-

Page 41: Travels Magazine No 1/2011

zdjĘ

cia

: sh

utte

rsto

ck

jących na świeże smakołyki. Oprócz tego można skoszto-wać również pozostałych specjałów greckiej... o, przepraszam, kreteńskiej kuchni. Moussaka, souvlaki, keftedes, dolmadakija i wiele innych smakołyków czekają na stołach praktycznie przez cały wieczór.Po jakiejś godzinie od naszego przyjazdu na scenie insta-luje się kapela, która wygląda na typowy zespół wesel-ny, ale używający tradycyjnych instrumentów. Oprócz bouzouki pojawiają się jeszcze pasterskie fleciki i lira. Do tego perkusja, gitara basowa i klawisze. Muzycy są bardzo sprawni, a wokalista o imieniu Adonis czaruje panie swoim niskim, miękkim głosem. Od czasu do czasu występ zespołu urozmaica lokalna grupa taneczna, która około północy zaczyna uczyć turystów podstawowego kroku zorby. Rozochoconej grupie Niemców z sąsiedniej grupy nie przeszkadzają ani instruktorzy, ani muzyka. Ich zorba zmienia się w radosnego węża, który zatacza coraz większe kręgi po całej sali.

kuchniagrecka, podobnie jak i kreteńska jest bardzo różnorodna. jednym z podstawowych jej składników są owoce

morza.

poza częścią kontynen-talną, w skład grecji

wchodzi około

wysp1400

Amforyw starożytności służyły do przechowywania

wina i oliwy

malarstwona każdym kroku spotyka

się tu starożytną historię.

41

Page 42: Travels Magazine No 1/2011

42

Kreteńskie metropolieJeśli pokręcimy się jakiś czas po małych kreteńskich wioskach, zapewne zatęsknimy w końcu do cywilizacji. Co prawda nawet w niewielkich miasteczkach możemy znaleźć McDonalda, kafejki internetowe czy wszelkiego rodzaju sklepy, jednak miasta również warto odwiedzić, zwłaszcza, że jest w nich co zwiedzać. Trzy najważniejsze na wyspie, to Heraklion, Retimno i Chania. Każde z nich ma swój unikatowy styl i na każde warto poświęcić tro-chę czasu. Heraklion jest stolicą wyspy, najwięcej tam też zabytków. Jeżeli jesteśmy nastawieni na zwiedzanie, to nie powinniśmy przegapić Muzeum Archeologicznego, które znajduje się przy Placu Wolności. Znajdują się tam najstar-sze zachowane zabytki kultury minojskiej. Spore piętno na mieście pozostawiły czasy panowania Wenecjan. Siedemnastowieczne budowle są śladem, którego nie zatarł czas. W odróżnieniu od pozostałości po okupacji turec-kiej, które mieszkańcy postanowili w większości usunąć. Najbardziej okazałym obiektem, który pozostawili w spad-ku Wenecjanie, jest morska forteca, Rocca al Mare (przez

miejscowych nazywana Koules). Największym atutem Retimno jest niesamowity klimat wąskich uliczek starej części miasta. Pięknie zdobione frontony kamienic i rzeź-bione futryny i okiennice, to raj dla oka każdego turysty. Tu również Wenecjanie zbudowali swoją fortecę, ale większą ciekawostką jest niewątpliwie dawny kościół Santa Maria, który Turcy przemienili na meczet Neratzes. W Retimno ślady kultury arabskiej są nieco silniejsze niż w innych miastach, choć po odzyskaniu wyspy przez Grecję, więk-szość muzułmanów wysiedlono. Chania i Retimno rywa-lizują między sobą nie tylko o turystów, ale też o miano najpiękniejszego miasta na Krecie. Władze obu ośrodków dokładają wszelkich starań, aby to ich gmina była najbar-dziej interesująca i ciekawa dla odwiedzających. Chania przyciąga pięknym weneckim portem, ciekawą starówką oraz najbardziej interesującym targiem na wyspie. Hala targowa sama w sobie jest pięknym, zabytkowym obiek-tem. W obu przypadkach lista rzeczy, które warto zobaczyć jest długa. Najważniejsze, by mieć na sobie wygodne buty i nie spieszyć się, bo czas płynie tu innym rytmem.

DESTYNACJE kreta

Page 43: Travels Magazine No 1/2011

43

CrETE iN Album

CrETE

zdjĘ

cia

: sh

utte

rsto

ck

Page 44: Travels Magazine No 1/2011

44

par avion

iedziałem jednak, że chcę poznawać taki świat. Chciałem zwiedzać i przywozić piękne wspomnienia, utrwalone na takich właśnie widokówkach – wieloobraz-kowych z nazwą miejscowości. Cóż jednak z tego, skoro we Wschowie, dokąd pojechałem na pierwsze w życiu kolonie, nie było palm i jachtów, tylko postument na Placu Jedności Robotniczej i autobus PKS na rynku? To nic. Zaczątek kolekcji (dwie widokówki) już był.

Pierwsze zbiory Szeroko zakrojone poszukiwania wśród rodziny przynio-sły dość obfity plon. Doszła m.in. pełna wciąż żywych kolorów, ząbkowana po bokach kartka z Belgradu. Z pocz-tówki z Johannesburga można się było dowiedzieć, że wnętrze domu towarowego może ociekać złotem. Obrazki z Bagdadu pochodzą sprzed reżimu Saddama Husajna, swoją drogą ciekawe, jak się miewa nadawca kartki, pan Al Jasani. Z wyspy Oahu na Hawajach pochodzi piękny widok miejscowości Kailua. Z Oceanu Spokojnego wpa-damy do czarno-białych: Saalfeldu, gdzie mieszkał brat babci, i Berlina z historyczną adnotacją „stolica NRD”. Pełna pięknych barw neonów i świateł latarni jest za to

widokówka „London by Night”, do której zresztą pomy-słem, acz już nie wykonaniem, nawiązuje o wiele później-szy „Wyszków nocą”. Zresztą, jak nie od dziś wiadomo, nie ma takiego miasta Londyn. Jest Lądek. Lądek Zdrój – także już na miarę naszych czasów.

Widokówki z PRL-u. Mamy schyłek Polski Ludowej, z jej widokówkowym promocyjnym priorytetem: otóż walory turystyczne nie mogą przesłaniać oznak postępu. To dlatego na kartce z Olsztyna dominują nie średniowieczne zabytki, lecz średniopiękny zespół szarych bloków osiedla „Pojezierze”. W Kielcach secesyjny gmach NBP przegrywa z osiedlem XXV-lecia PRL i równie przytłaczającą siedzibą Urzędu Wojewódzkiego. Do pozłacanego centrum handlowe-go z Johannesburga stara się nawiązać mieniący się brakiem kolorów pawilon handlowy z Nowego Dworu Mazowieckiego, czego symbolem jest hasło „Dążność” na dachu. Niestety, zaprezentowany obok skwer sprzed Zespołu Szkół Zawodowych z wytartą, niekoszoną trawą, psuje nieco zamierzony efekt. Podobnie jak zardzewiała warszawa (może duma fotografa?) strasząca wśród zabyt-

tekst Tomasz przybysz - przybyszewski

sandomierz koło san Franciscopierwszą pocztówkę z cannes przesłał mi wujek. były Tam palmy, Turkusowe morze, luksusowe jachTy... Ta karTka pokazywała świaT niedosTępny dla chłopaka z prl, kTórego największym marzeniem było popłynąć na bornholm, najbliższe TeryTorium należące do świaTa zachodu.

w

Page 45: Travels Magazine No 1/2011

cannes

45

zdję

cia

: sh

uTTe

rsTo

ck,

ko

lekc

ja w

łasn

a

ków Reszla. To jednak nic przy kartce z Sochaczewa – perle PRL-owskiej estetyki z obitym blachą „Samem” i zapar-kowanym przed nim maluchem – zgrzebnymi oznakami dobrobytu. Także Stare Jabłonki, Serock i Jastarnia to jed-nak nie ten canneński powiew luksusu, a kutry rybackie to nie luksusowe jachty, ale jednak nie zionie z nich szarą beznadzieją. Przynajmniej woda jest błękitna. Tak samo w Chęcinach widać, że najważniejszy jest wciąż zamek, a w Żelazowej Woli – dworek, w którym uro-dził się Fryderyk Chopin. Morze jest też błękitne w Międzyzdrojach, choć pozująca pod parasolem Coca-Coli plażowiczka to wyraźny znak, że inne jest już po 1989 r. pojęcie promocji kurortu. Widać to też było po ilościach dostępnych do kupienia kartek. Ku mojej radości, w skle-pach z pamiątkami było ich coraz więcej.

Pierwsze zagraniczne wyjazdyNie tyle jednak, co w Paryżu – celu mojego pierwszego zagranicznego wyjazdu. Oszałamiająca ilość w równie wielkiej liczbie sklepików. Trudno było wybrać. Podobnie nieco później w Oksfordzie, a nawet w słowackich Tatrach. Z wędrówki po nich mam wiele pocztówek,

400 pocztówek

zagranicznych i krajowychliczy kolekcja autora

pasjazaczęła się

dawno temu.oprócz

unikatowych pocztówek

autor ma w kolekcji wspaniałe

znaczki pocztowe jak

ten znany nam z czasów prl-u

Page 46: Travels Magazine No 1/2011

46

szczególną wartość sentymentalną ma jednak ta ze Starego Smokowca, na której odwrocie zapisana jest – z braku artyku-łów papierniczych – lista zakupów w naj-bliższym sklepie na szlaku: chleb, marga-ryna, rum... Kartki dawno już przestałem wysyłać. Poczta bardzo je niszczy. Tak jak tę z Rygi, w nietypowym, znienawidzo-nym przez pocztę formacie. Jest trochę szersza niż zwykle, więc aż się prosi, by ją pognieść, czego zresztą nie omieszkano uczynić.

W Niemczech tylko piękne widokiDlatego podczas roku spędzonego w Niemczech widokówek z całej masy mniejszych i większych miejscowości nie miałem zamiaru wysyłać. W Niemczech bardzo zasadniczo podchodzą do wido-kówek – mają być piękne widoki. I rze-czywiście, na kartce z Akwizgranu jest przepiękny ratusz, a na tej z Kolonii – nie-bywałych rozmiarów katedra. Szkoda jed-nak, że kartka z Uelzen, kupiona w wielkim pośpiechu w czasie przesiadki z pociągu do pociągu, nie ukazuje przedziwnego, pokręconego wnętrza dworca kolejowego, zaprojektowanego przez Friedensreicha Hundertwassera. W Stuttgarcie też skupili się na zabytkach, nie pokazując imponują-

cej siatki dróg wykutych w górach. Pewnie taka ilość takich tras to tam normalka. Kartka z Friedrichshafen doskona-le oddaje za to charakter tej miejscowości nad pięknym Jeziorem Bodeńskim, gdzie na obczyźnie spotkałem się z bratem. Pobyt w Niemczech to też znakomita okazja do odwiedzenia francuskiego Strasburga z niebotyczną kate-drą i holenderskiego Amsterdamu, który, tak jak i na kartce, najciekawszy jest w nocy.

Co kartka to wspomnieniePierwszą zagraniczną delegację przypomina widokówka z wietrznego Londonderry (przez Irlandczyków zwanego Derry), na którego lotnisku miejscowy kukuruźnik linii British Airways wylądował po zapierającej dech w pier-siach ewolucji tuż nad brzegiem morza. Każda kartka niesie

z sobą różne wspomnienia. Później był kolejny wyjazd służbowy do gorącego Madrytu, w którym życie toczy się przez całą dobę. Potem zaś – całkowicie prywatny, piękny pierwszy wyjazd z moją przyszłą żoną do Kazimierza Dolnego i nasza

podróż poślubna do Ca’n Pastilla na Majorce, z którego widokówka nawiązuje do tej pierwszej, z Cannes: palmy, gorące morze, luksusowe jachty... Do tego trzeba dodać podróż stuletnią kolejką elektryczną przez gaje oliwne i cytrusowe do położonego w górach Soller. Kolejna nasza podróż to leżące na Costa del Sol Torremolinos. Owszem, są tam piękne plaże i gorące morze, ale to gęsto zabudowane wieżowcami miasto jest przede wszystkim znakomitą bazą wypadową do zwiedzania Andaluzji, na czele z piękną Malagą i leżącą nad przepaścią miejscowością Ronda. Babci takiej, jak na pocztówce, raczej się tam nie uświadczy, są za to masy turystów. W odróżnieniu od nieco zapomnianego Mijas – leżącego w górach białego miasteczka, do którego dojazd lokalnym PKS-em dostarcza niezapomnianych wrażeń. Wąska droga wije się jak wąż, a do przemyśleń

par avion

From Russia with love

Rodzinę i znajomych mam już ustawionych. To oni wzbogacili kolekcję o takie miasta, jak Ałuszta na Krymie, alzacki Kaysersberg, czy Silverton i Ouray w Kolorado

Page 47: Travels Magazine No 1/2011

skłaniają otaczające ją połamane barierki – dokładnie widać, gdzie pokonał kogoś zakręt. Brakuje tylko spalonych wraków. Warto też pojechać do nieco klaustrofobicznego Gibraltaru, do którego przedostać się można jedynie drogą przez pas startowy, zamykaną w razie przyjęcia samolotu szlabanami, jakby nadjeżdżał pociąg. Powrót obowiązkowo przez Marbellę, ponoć jedną z najbogatszych miejscowości wypoczynkowych, skąd jednak pocztówka jest jakby z innej epoki. Pewnie pochodzi sprzed ponad ćwierć wieku, gdy kartki z Casablanki i Kadyksu wysyłał teść, w czasie swego rejsu „Batorym”.

Pocztówki od A do Z O wiele starsza jest pocztówka z Brukseli, wypuszczona z okazji Expo 1958 – zdobył ją brat. W ogóle rodzinę i zna-jomych mam już „ustawionych”. Doskonale wiedzą, co mi wysyłać. To oni wzbogacili kolekcję o takie miasta, jak Wiedeń, Betlejem, Pekin, cypryjska Nikozja, Ałuszta na Krymie, zamglona Praga, bajkowy alzacki Kaysersberg, Antwerpia zwieńczona wycinanką, Sarajewo, Kopenhaga, Quebec, Seattle czy Silverton i Ouray w Kolorado – to ostatnie z adnotacją, że główna ulica jest taka prosta, by

kowboje mogli bez problemów strzelać do siebie z dwóch końców miasteczka. Okazuje się, że i w tak małych mie-ścinach można znaleźć kartki. W Polsce jest podobnie. Przykładami są choćby bieszczadzkie Wołosate ze stadem koni liczniejszym być może od mieszkańców czy Bolimów z dumną prezentacją wozów strażackich. Z kolei Łuków i Mińsk Mazowiecki uczą, że nie należy tracić nadziei nawet w miejscowościach nie wyglądających na turystyczne. Choć w kioskach robią wielkie oczy, warto zajrzeć na pocz-tę. Na pewno z zakurzonej gabloty coś się da wyciągnąć. Na razie mam ponad 400 kartek, każdą z innej miejscowości. Poukładane się alfabetycznie, dlatego Barcelona jest u mnie koło Barczewa, z Chicago sąsiaduje Chorzów, a Sandomierz leży między San Francisco i San Marino. Wciąż nie wygląda na to, by biznes „kartkowy” chylił się ku upadkowi. Nawet powszechność aparatów cyfrowych jakoś mu nie zagroziła. Tak samo jak dostępność na kliknięcie myszki milionów zdjęć niemal wszystkich miejsc na ziemi. Oczywiście, może być też tak, że sam siebie oszukuję. Ale jeśli w ostatnim sklepie z pamiątkami w ostatnim miasteczku leżeć będzie ostatnia wieloobrazkowa kartka z nazwą tej miejscowości, to ja będę tym ostatnim, który ją kupi.

47

zdję

cia

: sh

uTTe

rsTo

ck,

ko

lekc

ja w

łasn

a

reklamawszechobecna była już dawno. przykładem może być rewers jednej z pocztówek będący reklamą zakładu fotograficznego. pocztówka z 1906 roku.

polskich znaczków…ciąg dalszy

kolekcjapocztówek europejskich miast

Page 48: Travels Magazine No 1/2011

48

DESTYNACJE TUrcjA

po wyjściu z samolotu czu-jemy żar sączący się z nieba. Ogarnia nas ogromna ochota, by wskoczyć do wody. I tak zazwyczaj się dzieje już pierwszego dnia w Turcji. Lazur morza zachęca do skoku jeszcze w ubraniu. Baseny hotelowe przyciągają zapachem soczystych owoców, które o ironio dostępne są na wyciągnięcie ręki, zaraz przy naszych leżakach. Przeważnie po dwóch dniach leniu-chowania zaczynamy poszukiwać przygód. Jeep safari, bo tak nazywa

się wycieczka w góry Taurus (Bycze Góry), otaczające Alanya. Kierowca, który jest tubylcem z krwi i kości, doskonale zna styl jazdy powszechny na tureckich ulicach: szybka jazda bez trzymanki. Po wyjeździe z mia-sta wszelkie zasady bezpieczeństwa w europejskim pojmowaniu tego słowa, kończą się. Mimo że kierowca zapewnia o całkowitym bezpieczeń-stwie i braku wypadków, trudno w to uwierzyć, przejeżdżając nad skrajem przepaści. Kończy się asfalt, a zaczyna

kurz, brud i piasek, który dostaje się w każdą szczelinę naszego ubrania. Teraz myśl o cichej i spokojnej plaży wydaje nam się odległa i jakby mało atrakcyj-na. Otaczająca przyroda zapiera dech w piersiach. Widok dzikich wydm i traw pobudza naszą wyobraźnię: czyżbyśmy byli tu pierwsi? Safari to doskonała okazja do poznania kultury i obyczajów mieszkańców. Przejazd przez małe górskie wioski, w których czas się zatrzymał, jest doskonałą okazją do poznania gospodarzy tego

TużZD

jĘc

IA: S

HUT

TErS

TOc

K

TEkST AgnIESZKA BArAn

PiękNE PiASzCzYSTE PlAżE, prZEjrZySTE mOrZE I TEmpErATUry SIĘgAjącE 40 STOpnI cElSjUSZA – TAK mOżnA OpISAć TUrcjĘ w jEDnym ZnAnIU. jEDnAK gDy KTOś rAZ ją ZOBAcZy wIE, żE mA DO ZAOfErOwAnIA ZnAcZnIE wIĘcEj...

Turcja przez cały rok

Page 49: Travels Magazine No 1/2011

49

ZDjĘ

cIA

: SH

UTTE

rSTO

cK

Skaliste zbocza, biały piasek, mocne słońce i niemal filmowa sceneria. Turcja odsłania czasem istnie księżycowe krajobrazy

kraju. Kierowca jest przecież również rdzennym obywatelem Turcji. Jego ciekawe i bardzo zabawne opowieści zapadają w pamięć do końca życia. Być może to przez jego akcent, a być może przez formę, w jakiej nam przekazał te wszystkie informacje – wykrzyczane w pełnym kurzu i skacząc góra – dół. To jest właśnie aktywny wypoczynek!

Turystyczny spływ, czyli rafting Rozochoceni safari koniecznie musi-my spróbować spływu pontonem górską, rwącą rzeką - a tych w Turcji zdecydowanie nie brakuje. W zależ-ności od tego, w jakim turystycznym zakątku jesteśmy, ta atrakcja jest warta spróbowania. W Marmaris (Riwiera Egejska) na wyprawę trzeba zarezerwować cały dzień. W cenie

jest dojazd w obie strony, obiad i napoje. Sam spływ trwa trzy godzi-ny. To jednak najdłuższe i zarazem najkrótsze trzy godziny w życiu. Szybko płynąca rzeka sprawia, że

myślimy tylko o jednym – jak nie wpaść do wody. Na mecie czujemy rozczarowanie – to już koniec?! Gdyby można było od razu wrócić na start, z pewnością większość zro-biłaby to jeszcze tego samego dnia. W drodze powrotnej dopada nas potworne zmęczenie. Jednak siła żywiołu działa. Alanya (Riwiera Turecka) oferuje nam spływ rzeką Korpulu. Jest to zakątek, dla którego warto mieć oczy szeroko otwarte. Mamy czas na podziwianie pięknych widoków. Ukształtowanie terenu pozwala na odrobinę refleksji i uko-jenie zmysłów, ale trzeba uważać na wywrotki – nurt jest miejscami bar-dzo zdradliwy. Na wyprawę również należy zarezerwować cały dzień i raczej nic nie planować wieczorem – oprócz odpoczynku i spania.

Page 50: Travels Magazine No 1/2011

50

DESTYNACJE TUrcjA

Page 51: Travels Magazine No 1/2011

51

Tureckie przysmakiW kuchni tureckiej dominują przypra-wy. Są zawsze świeże, intensywne i również spełniają walory estetyczne. Cokolwiek się powie o specjałach z tureckiego stołu, i tak jest to za mało. Dlatego należy spróbować wszystkiego, a jest w czym wybierać. Są soczyste owoce, które smakują cał-kowicie inaczej niż nasze. Dostępne w Polsce pomarańcze, banany czy grejpfruty już na zawsze postawiają pewien niedosyt. Turcja jest znana na całym świecie jako jeden z najwięk-szych i najważniejszych eksporterów owocu granatu. A sam granat podają tu niemal w każdej postaci – na obiad, deser, przekąskę, kolację, jak również do picia. Jednak niewątpliwie kuli-narną wizytówką kraju są: kebab, jogurt i pudding ryżowy. Słynny doner kebab w niczym nie przypomi-na kawałków mięsa w bułce, ponie-waż oprócz unikalnego sosu na bazie jogurtu, liczy się również podanie go w iście śródziemnomorskim stylu.

Page 52: Travels Magazine No 1/2011

52

Są więc świeże sałatki, oliwki i pięknie pachnące warzywa. Na deser zawsze można zjeść jogurt, który w tym klima-cie doskonale gasi pragnienie. Pudding ryżowy (sutlac) oprócz walorów sma-kowych pełni również funkcje zdrowej przekąski, ponieważ jest zapiekany w piecu bez użyciu oliwy. Turcja kusi pięknem i smakami kuchni zarówno azjatyckiej, jak i europejskiej. Na styku dwóch kontynentów spotykają się dwie kultury i dwa odmienne style gotowania, jednak połączone w całość dają efekt nasycenia się pięknem smaku.

Tata i mama w AlanyiRodzinne wakacje można spędzić tu praktycznie przez cały rok. Magiczna liczba słonecznych dni zachęca do czę-stych przyjazdów. Niezależnie, czy

w Polsce jest deszczowo, zimno i czy akurat jest czas urlopów, w Alanyi zawsze jest pogoda. Piaszczyste plaże czynią to miejsce atrakcyjnym dla dzie-ci, które bez przeszkód mogą budować zamki z piasku, podczas gdy rodzice zażywają kąpieli słonecznych lub morskich. Bogata infrastruktura tego miejsca czyni go nowoczesnym i, mimo że jest to Riwiera Turecka, bardzo euro-pejskim. Są baseny, salony odnowy bio-logicznej, które w Turcji nazywane są hammamem. To słynne łaźnie tureckie, które dodają siły i witalności. W tym czasie dzieci mogą zostać pod opieką polskich rezydentów. Mają zapewnione różnego rodzaju gry i zabawy, nierzad-ko w międzynarodowym gronie, co dodatkowo rozwija w nich wrażliwość na inne kultury. A rodzice? Mają chwilę tylko dla siebie.

DESTYNACJE TUrcjA

Page 53: Travels Magazine No 1/2011

53

TurkEY iN Album

TurkEY

ZDjĘ

cIA

: SH

UTTE

rSTO

cK

Page 54: Travels Magazine No 1/2011

54

Przygoda last minute

Wystarczy dobre miejsce W samolocie i odpowiednia osoba na fotelu obok, aby móc kilka tysięcy kilometrów nad ziemią przeżyć prawdziwe uniesienia. romansowanie w samolocie staje się coraz bardziej popularne.

zdję

cia

: sH

utte

rsto

ck

podniebnelove story

przymus spędzenia podróży w towa-rzystwie kompletnie nieznanych osób nastraja czasem do flirtowania

Page 55: Travels Magazine No 1/2011

55

odróżując samolotem musimy spędzić czasem nawet kilkanaście godzin w fotelu. Dlatego warto tak zorga-nizować sobie czas, aby upłynął on jak najszybciej i jak najprzyjemniej. O ile przestrzeń w samolocie jest dosyć ograniczona i na pewno nie można sobie na zbyt wiele pozwolić, to nie ma żadnych przeciwwskazań, by na dwóch metrach kwadratowych nie mógł narodzić się romans. Bliskość foteli i przymus spędzenia podróży w towarzystwie kompletnie nieznanych osób nastraja cza-sem właśnie do flirtowania. Jednak uwaga: jeśli ktoś nie będzie miał ochoty na nasze amory, wyrażenie „spadaj” brzmi w samolocie jeszcze dobitniej niż na ziemi.

Warto zaryzykować Flirtom w chmurach na pewno pomaga boom na zakładanie wirtualnych profili w serwisach społecznościowych. Dzięki nim ludzie coraz chętniej zawierają przygodne znajomości i równie chętnie wymieniają się swoimi wirtualnymi wizytówkami. Dzięki nim mogą zdobyć świetny kontakt z każdym i to praktycz-nie w każdym miejscu na ziemi. Świat nagle stał się bardzo mały, a nawiązanie romantycznej znajo-mości z kimś oddalonym o tysiące kilometrów już nie skazuje jej na rychły koniec. Jak rozpocząć flirt w samolocie? Wydaje się, że nie może być nic prostszego od rozmowy z osobą siedzącą z nami ramię w ramię. Istnieje jednak jeden, dosyć spory problem. Nie jest łatwo do razu rozpoznać, czy osoba, którą chcemy bliżej poznać, nie leci właśnie do swojej drugiej połówki. Warto jednak zaryzykować, gdyż tak naprawdę nie mamy nic do strace-nia, a zyskać możemy naprawdę wiele. Nawet gdy próba nawiązania bliższego kontaktu nie wypali, po wyjściu z samolotu wszyscy rozejdą się w swoje strony, a poczucie tego, że być może się wygłupiliśmy, minie w kilka sekund. Natomiast gdy będzie odwrotnie, mile spędzony czas, ciekawa rozmowa, a być może zdobycie kogoś na dłużej można potraktować jako duży bonus do lotniczego biletu.

Czasem się udaje Według badań firmy Expedia około 10 proc. mężczyzn prze-żyło romans z kobietą, która siedziała obok nich w samo-locie. Co ciekawe, do takiego związku przyznaje się tylko 5

proc. korzystających z linii lotniczych kobiet. Potwierdzają to również badania portalu HolidayCheck.pl, który pytał internautów m.in. o miejsca najbardziej sprzyjające waka-cyjnemu flirtowi. Prawie połowa ankietowanych wskazała na hotelowy bar, ale co 10 osoba twierdzi, że szansa na flirt może trafić się już w drodze na urlop, właśnie w samolo-cie. Co ciekawe, istotne może być miejsce, gdzie siedzimy. Według badań firmy Expedia najwięcej osób przeżyło romans, siedząc z przodu samolotu. Co ciekawe, w tym miejscu chciałoby siedzieć aż 70 proc. badanych. 30 proc. preferuje miejsca przy wyjściu, a 19 proc. nad skrzydłem. Tylko 15 proc. wybiera tył maszyny. Nowojorskie towarzy-stwo lotnicze AirTroductions już wyszło naprzeciw oczeki-

waniom klientów. Każdy, kto chce, może zarejestrować się w bazie danych linii lotniczych i w miarę dokładnie określić, kogo chciałby mieć za towarzysza podróży. System zrobi swoje, a na fotelu może pojawić się pasażer bądź pasażerka zgodna z naszymi wymaganiami. Jedni mogą szukać kogoś o zbliżonych zainteresowa-niach, inni o wyglądzie gwiazdy filmowej, jeszcze inni wypełnią formularz tak, aby siadła koło nich potencjalna miłość życia. Dzięki takim rozwiązaniom możemy w zarodku już zdusić obawy odno-śnie niepowołanego towarzysza

podróży. Dziesięć godzin obok rozbrykanych dzieciaków albo starszego pana narzekającego na wszystko może nie-jednemu pasażerowi uprzykrzyć całą podróż.

Rozważna i romantyczna Julia Filz, która boi się latania, napisała w formularzu linii lotniczych AirTroductions, że współpasażer powinien być gadatliwy, żeby odciągnąć jej uwagę od stresów podróży. Z kolei pewnemu menedżerowi zależało na zajmującej dyskusji o procesach globalizacji. Inny poprosił o sąsiedz-two kobiety romantycznej. Jak widać, wymagania mogą być naprawdę zróżnicowane. Oczywiście system nie daje gwarancji, że na liście pasażerów danego kursu akurat będzie leciał sympatyk naszej pasji, ale szanse na znale-zienie w miarę idealnego sąsiada są naprawdę spore. Romans w chmurach to pokusa, której trudno się oprzeć. Kto powiedział, że nie można się zakochać będąc kilka tysięcy kilometrów nad ziemią? zd

jęc

ia: s

Hut

ters

toc

k

Ptekst joanna szczepaniak

Page 56: Travels Magazine No 1/2011

56

plecak i… w drogę

Podróżnicy w świecie islamu darzeni są wielkim szacunkiem. nic w tym dziwnego. cała cywilizacja muzułmańska oraz sam islam mają swe korzenie właśnie w Podróży

odróż już w Koranie została uświęcona. Hadż, czyli rytualna pielgrzymka do Mekki, świętego miasta wszystkich Muzułmanów, którą choć raz w życiu powinien odbyć każdy mogący sobie na to pozwolić wyznawca nauk Mahometa, jest jednym z pięciu filarów islamu. Podróżnicy mają specjalny status, są zwolnieni na przykład z obowiąz-ku postu w miesiącu ramadan czy z odmawiania modlitwy pięć razy dziennie. Cała cywilizacja muzuł-mańska oraz sam islam mają swe korzenie właśnie w podróży. Wyjazd Mahometa z Mekki do Medyny w 622 roku stał się początkiem nowej ery – kalendarza muzułmańskiego, liczonego od tak zwanej hidżry, czyli

p

zdję

cia

: sH

utte

rsto

ck

tekst joan Pilak

z plecakiem przez kraje proroka

afryka,wbrew pozorom, nie jest aż tak wymagająca dla podróżujących samotnie. nie wolno jednak zapomnieć, aby zawsze ze sobą miec rezerwy wody.

Page 57: Travels Magazine No 1/2011

57

zdję

cia

: sH

utte

rsto

ck

z plecakiem przez kraje proroka

Page 58: Travels Magazine No 1/2011

58

emigracji. Przez stulecia, zarówno za panowania dynastii Ummajadów, jak i Abbasydów, a następnie domi-nacji tureckiej, podróżnicy cieszyli się ogólnym szacunkiem i poważaniem, a rozkwitające państwo muzułmań-skie wydało ze swego łona rzeszę eksploratorów, którzy opisywali naj-odleglejsze zakątki rozległego impe-rium. Arabscy, czy ogólnie mówiąc muzułmańscy (ponieważ niektórzy z nich wywodzili się z ludów afrykań-skich czy tureckich), podróżnicy byli również historykami, poetami albo geografami. Takim śmiałkom jak Ibn Khaldun czy Ibn Batuta zawdzięcza-my pierwsze na świecie szczegółowe i zaskakujące podręczniki, dzięki

którym Europa odkrywała od zawsze pociągający ją tajemniczy Wschód. Arabom zawdzięcza nasza cywiliza-cja potężne osiągnięcia w dziedzinie nawigacji czy sztuce sporządzania map, bez których Krzysztof Kolumb znacznie dłużej błądziłby po bez-kresnych wodach Atlantyku przed odkryciem Nowego Świata. Dlatego też podróżnicy są zawsze w krajach arabskich, a w szczególności północ-noafrykańskich przyjmowani z otwartymi ramionami oraz szcze-rym uśmiechem na twarzy, a ich bytność nigdy nie przechodzi niezau-ważona. Zwłaszcza na terenie Afryki Północnej w każdej nawet najmniej-szej wiosce strudzony podróżnik znaj-

dzie miejsce na odpoczynek, zostanie poczęstowany kubkiem wody czy kawałkiem chleba. Wynika to z tubyl-czego charakteru plemion wędrow-nych, których życie stanowiła niekoń-cząca się karawana, a od gościnności napotykanych ludów zależało często ich przetrwanie na pustyni.

Afryka Północna – raj dla turystówTunezja, Egipt czy Maroko wielu z nas kojarzą się przede wszystkim z luk-susowymi wyjazdami all inclusive, sączeniem drinków pod palmami i pięciogwiadkowymi hotelami. Wystarczy jednak zjechać z ubitych szlaków, aby poznać zupełnie inny

plecak i… w drogę

Page 59: Travels Magazine No 1/2011

45 kilogramów

tłuszczu! tyle potrafi w swoim garbie zmagazynować

wielbłąd

świat niż ten prezentowany na okład-kach turystycznych katalogów. Od kilku lat Afryka Północna jest celem dla średniozamożnych tury-stów. W porównaniu z kosztami zakupu biletów kolejowych czy auto-busowych we Francji lub Hiszpanii, kraje Maghrebu oferują bogatą infra-strukturę po bardzo przystępnych cenach. Nie do końca rozwinięta sieć autostrad czy dróg ekspreso-wych działa na korzyść zwiedzania kraju, chociażby z okna autobusu. Bezpiecznie podróżować można rów-nież autostopem, czasem za niewielką opłatą. Olbrzymią zaletę stanowi również poziom lingwistycznego roz-winięcia krajów arabskich. Ze wzglę-

du na swą kolonialną przeszłość, rzadkością są w Maghrebie osoby nie potrafiące posługiwać się językiem obcym. Angielski, francuski, a czasem nawet hiszpański (Maroko) czy włoski (Tunezja) są bardzo rozpowszechnio-ne. W Maroku znacznie łatwiej jest porozumieć się po angielsku niż w Hiszpanii. A poza tym Arabowie uni-katową zdolność do komunikowania się gestami, mową ciała, a czasem nawet śpiewem! Urodzeni handlarze, z pokolenia na pokolenie, wypraco-wali sposoby przekazywania infor-macji prawie bez użycia słów.

Nocleg nawet na dachuKraje arabskie oferują wiele moż-liwości nocowania i wyżywienia. Ciepły klimat i rzadkie opady deszczu zachęcają do podróży z noclegami pod namiotem, który rozbić można prak-tycznie wszędzie. Dla tych, którzy

liczą na odrobinę komfortu, Maghreb czeka z niezliczoną ilością hotelików, motelików czy schronisk młodzieżo-wych, w których cena noclegu zaczy-na się już od 3 euro! W Marrakeszu przespać się można nawet na dachu tych pensjonatów, gdzie za równo-wartość 10 zł otrzymamy wygodny materac, prześcieradło, poduszkę oraz niebo pełne gwiazd tuż nad naszymi głowami. Wyżywienie, i to dostatnie, za małe pieniądze to również przysło-wiowa bułka z masłem.

Potrawy za kilka groszyNa arabskich targach stragany ugi-nają się pod ciężarem dojrzałych, soczystych owoców i warzyw, pię-ciokrotnie tańszych niż w Europie, a ruchome garkuchnie serwują naj-różniejsze specjały. Nic dziwnego, że podróżowanie staje się przyjemnością dla ducha i ciała.

towarzysze samotnych podróży

rower,to też świetne rozwiązanie na samotną podróżpo afryce.

wielblądymogą pić wodę z dowolnego źródła. zarówno słodką, jak i słoną. to ważne w krajach, gdzie właśnie woda jest towarem deficytowym

59

zdję

cia

: sH

utte

rsto

ck

zdję

cia

: sH

utte

rsto

ck,

Pro

jekt

ser

ii w

ydaw

nic

zej k

siąż

ek: ł

ukas

z le

lon

kiew

icz

Page 60: Travels Magazine No 1/2011

Szczęście ma czaSem Surowe oblicze

60

Wyspy szczęścia

zDJę

cia

: sH

UTTE

RsTO

cK

Szczęście ma czaSem Surowe obliczeKsiężycOwy KRaJObRaz zacHwyca OD laT bywalców wyspy la palma. FUERTEvEnTURa OwiEwa TURysTów złOTym piasKiEm znaD samEJ saHaRy. lanzaROTE zapiERa DEcH w piERsiacH swOJą wUlKaniczną aRcHiTEKTURą, a GOmERa słyniE z baJEczniE pięKnycH lasów. TO właśniE wyspy KanaRyJsKiE znanE były w sTaROżyTnOści JaKO wyspy szczęśliwE.

tekst JOanna szczEpaniaK

laczego warto szukać szczęścia właśnie na Kanarach? Powodów jest wiele. Po pierwsze sezon turystyczny trwa tam praktycznie przez cały rok. Niektórzy mówią, że to takie miejsce na ziemi, gdzie panuje wieczna wiosna. Amplitudy temperatur to olbrzymi magnes dla turystów, średni wykaz dla września wyno-si 26 st. C., a temperatury w grudniu nie spadają poniżej 18 st. C. W Polsce taka zima wydaje się czystą abstrakcją. Po drugie krajobraz Wysp Kanaryjskich jest unikalny i nie spotykany nigdzie indziej. Na archipelag składa się 13 wysp i wyse-pek pochodzenia wulkanicznego, a każda z nich jest niepowtarzalna pod wzglę-dem krajobrazów, roślinności oraz ukształtowania wybrzeża. Po trzecie rejony Kanarów uznawane są za jeden z najbezpieczniejszych rejonów świata. Nie można również pominąć faktu, że to właśnie Wyspy Kanaryjskie, wraz z nie tak dalekimi Azorami i Maderą to według wielu badaczy pozostałości legendarnej, zatopionej przez ocean Atlantydy. Warto więc przyjrzeć się bliżej poszczególnym wyspom należącym do archipelagu Wysp Kanaryjskich.

D

Page 61: Travels Magazine No 1/2011

61

Szczęście ma czaSem Surowe oblicze

zDJę

cia

: sH

UTTE

RsTO

cK

Szczęście ma czaSem Surowe oblicze

Wyspa Gomera tylko z pozoru

jest kamienistą pustynią. słynie z bajecznych lasów

Page 62: Travels Magazine No 1/2011

62

Wyspy szczęścia

rybyRyby to tutaj podstawa diety.bogactwo smaków dają przystawki i sosy

smakując kanaryjskie specjały nie można odmówić sobie słynnych win

Page 63: Travels Magazine No 1/2011

Teneryfa – wulkan i parkiTeneryfa uchodzi za jedną z najpiękniejszych z całego kompleksu. Ciekawostką jest obecność trzypiętrowego wulkanu rzucającego największy cień świata. Turyści mają do dyspozycji na wyspie cztery wielkie centra turystyczne. Playa de las Americas to nowoczesny i tętniący życiem ośrodek turystyczny zlokalizowa-ny przy porośniętej palmami 5-kilometrowej promenadzie. W Puerto de la Cruz odbywa się z kolei słynny kanaryjski karnawał na przełomie lutego i marca. Costa de Silencio słynie zaś z atmosfery małego, przytulnego miasteczka z niską zabu-dową rodem z hiszpańskich filmów z gorącym romansem w tle. Obowiązkowym punktem pobytu każdego turysty jest park zoobotaniczny, który stał się drugim domem dla wielu zaginionych wyginięciem gatunków. Loro Park to wyjątkowy egzotyczny ogród z przepiękną tropikalną zielenią. Spośród miasteczek Teneryfy warto wyróżnić San Andres, gdzie znajduje się wyjątkowa, ale sztuczna plaża Playa de las Teresitas, otoczona górami. Żółty piasek sprowadzono z Sahary, posa-dzono palmy, dzięki czemu powstało unikalne miejsce wypoczynku.

Gran Canaria Na jednej wyspie znajdziemy zarówno piaszczyste wydmy, jak i oazy drzew pal-mowych, stoki górskie porośnięte kaktusami, drzewa laurowe, sosny kanaryjskie czy też skaliste szczyty wulkanicznych gór. Znajduje się tam tzw. Wenecja Wysp

Kanaryjskich, czyli przepięk-ne Puerto de Mogan. Możemy tam skorzystać z jednej z ofert wypraw na pełne morze i popły-nąć łodzią ze szklanym dnem. Bajeczne widoki i wyjątkowe zdjęcia gwarantowane. Stolicą wyspy jest Las Palmas, najwięk-sze miasto archipelagu, liczące

ok. 400 tys. mieszkańców. Co ciekawe, pod koniec 2010 roku podjęto tam decyzję o zbudowaniu linii kolejowej, która ma powstać na wyspie Gran Canaria i połączyć miasta Las Palmas i Maspalomas w połowie roku 2016. Zapewne inwestycja ta znacznie podniesie atrakcyjność wyspy.

Fuerteventura i LanzaroteTo wyspa dzika i słabo zaludniona, ale słynie z najwspanialszych, ciągnących się kilometrami piaszczystych plaż. Najczęściej wybierają ją osoby uprawiające sporty wodne, a wyjątkowo bogata fauna podwodna jest utopią dla sympatyków nurkowania.

zDJę

cia

: sH

UTTE

RsTO

cK

63

Krajobraz i klimat Wysp Kanaryjskich są unikalne. Niektórzy mówią, że przez cały rok panuje tu wiosna.

katedra saint ana na znużonych wygrzewaniem się na słońcu czekają zabytki

Gilak pustynny pospolity i uroczy ptak

zamieszkujący wyspy - brat naszego krajowego wróbla

Zaletą Wysp kanaryjskich jest to, że ciągle można znaleźć tu prawdziwie dzikie zatoczki

wyspy te to: Teneryfa, Fuerteventu-ra, Gran canaria, lanzarote,

El Hierro, la palma i la Gomeraponadto jest też sześć mniejszych wysepek: alegranza, Graciosa,

montaña clara, lobos, Roque del Este i Roque del Oeste.

łączna powierzchnia wysp to: 7293 km² i zamieszkuje je 2 mln 75 tys.

mieszkańców

to ilość głównych wysp, które wchodzą w skład archipelagu

Page 64: Travels Magazine No 1/2011

64

Wyspy szczęścia

Lanzarote jest jedną z najmniejszych wysp i składa się głównie z wulkanów. Jest ich tu aż 100, a na powierzchni blisko 1/3 całego Lanzarote mieści się Park Narodowy Timanfaya. Znajdujące się tam Ogniste Góry z księżycowym krajobra-zem, jedne z największych atrakcji turystycznych. Ciekawostką jest tam możli-wość zrobienia tzw. wulkanicznego grilla - w około 6-metrowej studni przykrytej rusztem można smażyć ryby i kurczaki. Turystów przyciągają również labirynty grot los Verdes i del Agua, gdzie w jednej z przestronnych komnat urządzono… salę koncertową. Wyspa wyróżnia się również tym, że znajduje się na niej około 300 gejzerów. Jest na co popatrzeć.

El Hierro Zwana jest przez mieszkańców małą wyspą (Isla Chiquita). Ciągnące się łukiem szerokie laguny sprawiają, że tworzy się tam prawdziwie bajeczny klimat. El Hierro należy do jednej z najbardziej zielonych Wysp Kanaryjskich, co rekom-pensuje małą ilość piaszczystych plaż. Mówi się, że największą atrakcją wyspy jest to, że nie dotarła tam jeszcze masowa turystyka. Na wyspie bardzo ceni się tradycyjne rzemiosło, co docenili turyści, chętnie kupując wyroby miejscowego rękodzieła. Wabikiem jest także rezerwat morski na południu wyspy – prawdzi-wa idylla dla płetwonurków.

Las PalmasW centrum wyspy Las Palmas kłębią się chmury, a wszystko przez olbrzymi krater Caldera de Taburiente przypominający kocioł. Wizytówką stolica wyspy, czyli Santa Cruz de Palma, jest jej nietypowa lokalizacja. Miasto leży bowiem w zwietrzałym kraterze wulkanu Caldereta, pod wysokim skalistym klifem. Turyści często odwiedzają na wyspie niezwykłe obserwatorium astrofizyczne z 4-metrowym teleskopem, przez który można obserwować tajemnicze obiekty. Atrakcją jest również coroczna biesiada w Noc Świętojańską.

La GomeraCzęsto zatrzymywał się tu Krzysztof Kolumb. W stolicy wyspy, czyli San Sebastian, większość atrakcji turystycznych wiąże się właśnie ze słynnym odkrywcą. Wiele osób nazywa też La Gomerę prawdziwym „klejnotem przyro-dy”. Błękitny ocean, tropikalna roślinność i biały piasek sprawia, że turyści czują się tam jak w najlepszym śnie. Ciekawostką jest język rodowitych mieszkańców tej wyspy, którzy gwiżdżą do siebie w ramach używanego przez nich języka „gwizdanego”, pozostałości jeszcze z czasów pierwszych obywateli tej wyspy. Dla turystów na pewno ważny będzie fakt, iż nieoficjalnie największym skar-bem La Gomery są jej mieszkańcy – wyjątkowo otwarci, serdeczni i pomocni wobec gości.

LobosNa brak mieszkańców narzekać może z kolei maleńka wyspa Lobos. Gdy w 1968 zautomatyzowano znajdującą się na niej latarnię morską, nikt nie mieszka tu na stałe. Ten sam problem ma pozostała część malutkich wysp należących do archipelagu Wysp Kanaryjskich, czyli wyspa Aleganza, Montaña Clara, Roque del Ester i Roque del Oeste. Jedynie Graciosa liczy niecałe 1000 mieszkańców. Niestety, na wyspie nie ma dróg, więc można poruszać się po niej jedynie samo-chodem terenowym.

Co by tu zjeść?Na Wyspy Kanaryjskie warto wybrać się również dla posmakowania oryginal-nej kuchni. Gofio to kanaryjski chleb z masy pieczonej z pszenicy, kukurydzy lub jęczmienia, którą przeciętny mieszkaniec archipelagu jada na co dzień.

Page 65: Travels Magazine No 1/2011

Graciosa liczy niecałe 1000 mieszkańców. na wyspie nie ma dróg, można poruszać się po niej jedynie samochodem terenowym.

Wulkanicznaczerwona Góra, lanzarote

65

zDJę

cia

: sH

UTTE

RsTO

cK

Mojo z kolei to sos, który ma wiele odmian i podaje się go niemal do każdej potrawy. Popularnym mięsem na Kanarach jest mięso z królika. Przysmak cone-jo en salmorejo to królik w marynacie z wody, octu, oliwy, soli i pieprzu, słodkiej kaszanki i awokado. Popularną zupą jadaną na Wyspach jest potaje de berros, czyli zupa z rukwi wodnej. Na Gomerze może nadarzyć się okazja do skosztowa-nia ciekawej przystawki buche gomero – solonego… żołądka tuńczyka. Warto też spróbować almogrote, czyli koziego sera przyprawionego czosnkiem, papryką chili i solą. Smakując kanaryjskie specjały nie można odmówić sobie słynnego wina malvasia pochodzącego z Lanzarotte oraz rumu z La Palmy.

puerto de la Cruz, Teneryfa

młyny. na wyspach życie toczy się

zgodnie z naturą.

Page 66: Travels Magazine No 1/2011

66

ierowca przechodzi zwykle tylko jeden egzamin w życiu, a jego samochód - jeden przegląd na rok. Tymczasem pilot samolotu pasażer-skiego ma za sobą tysiące godzin lotu i setki godzin nauki, nim powierzy mu się los pasażerów. Maszyna jest dokładnie sprawdzana przed każdym startem i po każdym lądowaniu, a w czasie lotu nad jej bezpieczeń-stwem czuwają dziesiątki osób i naj-nowocześniejsza technologia.Mimo to, znacznie więcej ludzi boi się latać samolotem niż poruszać się po drogach. Dlaczego tak jest? Pomijając przypadki prawdziwej fobii, przyczy-ną jest strach przed nieznanym. Na początek przyda się więc nieco teorii.

Nośna siła nośnaSiła nośna jest tym, co unosi samo-lot, a wiec trzyma go w powietrzu. Niestety, większość z nas niezbyt rozumie czym ona jest. Myślimy o niej, jak o czymś związanym z napędem samochodowym. Dlatego np. obawiamy się awarii silnika. Tymczasem sprawy mają się zgoła inaczej.

Siła nośna to różnica ciśnienia między powietrzem lecącym pod skrzydłem i ponad nim. Najprościej można ją poczuć wystawiając dłoń z okna jadącego samochodu. Jeśli ułożymy ją całkiem poziomo, to powietrze będzie swobodnie opływać nasze eksperymentalne „skrzydło”. Jeśli jednak odchylimy krawędź dłoni, na którą wpływa powietrze, poczujemy siłę unoszącą naszą rękę do góry. I to właśnie jest siła nośna. Oczywiście jest ona tym większa, im większa jest powierzchnia skrzydła i szybkość lotu. A gdy jest większa od ciężaru maszyny, samolot unosi się do góry. Maszyna musi się jednak rozpędzić, aby przezwyciężyć siłę ciążenia. Po pierwsze, samolot nie spadnie, nawet jeśli (co jest niemal niepraw-dopodobne) oba silniki przestaną działać. Po drugie, pilot z pewnością poradziłby sobie, nawet gdyby się tak stało. Latanie jest jak transakcja wymiany trzech walut: wysokości, prędkości i odległości. Normalnie pła-cimy prędkością, czy raczej jej produk-cją przez silniki, żeby lecieć dalej i wyżej. Jeśli silniki przestaną działać,

będziemy musieli płacić za odległość sumą pozostałych „walut”. Samolot z jednym sinikiem może lecieć dość sprawnie, gdyż posiada duży zapas mocy. Trudność sprawi mu jedynie wznoszenie się na wyższy pułap. Jeśli oba silniki nie będą działać, samolot zmieni się w wielki szybowiec. Będzie powoli zmniejszał wysokość, aby

NowoczesNy samolot jest pewniejszy niż słynny „pony express”. wszystkie badania i statystyki zgodnie pokazują, że podróż samochodem, zwłaszcza po polskich drogach, jest bardziej niebezpieczna niż lot samolotem pasażerskim.

tekst juliusz sabak

Przełamując siebie

k

lataNie jest bezpieczne

Page 67: Travels Magazine No 1/2011

ilust

rac

ja: s

hut

ters

toc

k

67

lecieć dalej i zachować wystarczającą do lotu prędkość. W takim wypadku skieruje się na najbliższe lotnisko. Sytuacja tego typu zdarza się niesa-mowicie rzadko i zwykle kończy się dla pasażerów szansą opowiedzenia swoich przeżyć w telewizji. Natomiast w czasie każdego lotu możemy zaob-serwować całkiem pospolite zdarze-

nia, których nie należy się obawiać. Ale aby zachować spokój, warto coś o nich wiedzieć.

Cichy pomruk turbinOdgłos silników zmienia się w czasie lotu. To całkiem normalne. Tak, jak ma to miejsce w samochodzie. Silniki samolotu to potężne turbiny, posiada-

jące duży zapas mocy. Najgłośniejsze są w czasie startu samolotu, gdyż roz-pędzenie wielotonowej maszyny i oderwanie jej od ziemi to spory wysiłek. Po starcie szybko cichną. Piloci często redukują obroty, aby nie przekraczać norm hałasu nad tere-nem zamieszkałym. „Dodadzą gazu” na nieco większej wysokości.

1egzamiN w życiu

przechodzi kierowca. pilot ma za sobą

tysiące godzin szkoleń

Page 68: Travels Magazine No 1/2011

Turbulencje są niczym fale na morzu. Bo powietrze pod wieloma względami zachowuje się jak woda. Jest w ciągłym ruchu.

68

lataNie jest bezpieczne

Ciszej będą też pracować, gdy samolot osiągnie swój pułap „przelotowy”, czyli wysokość, na jakiej będziemy podróżować. Podczas lądowania chodzi o to, aby samolot jak najbar-dziej zwolnił, żeby zmniejszyć drogę hamowania, a wiec odległość, jaką przejedzie na pasie. Dlatego siniki pracują wówczas z minimalną mocą, czasem tak cicho, że wydaje się, że nie działają w ogóle. Nic bardziej mylne-go, co piloci udowodnią nam chwilę po dotknięciu kołami ziemi. Wówczas ponownie usłyszymy napęd, tym razem ostro pracujący „na wstecznym biegu”, aby wyhamować pędzącą po ziemi maszynę.

Gdy trzęsie i buja Chwilę po oderwaniu się od ziemi może nas zaskoczyć odgłos uderzenia czy też przytłumiony łoskot pod pod-łogą. To dźwięk chowanego podwozia, które zwykle znajduje się w kadłubie na wysokości skrzydeł. Podobny hałas usłyszymy na kilka minut przed lądowaniem, gdy podwozie zostanie

ponownie wypuszczone.O ile jednak same dźwięki mogą nas zaciekawić, to co powiedzieć o nagłych ruchach maszyny, zwłaszcza gdy zapa-la się lampka „zapiąć pasy”? Przede wszystkim: nie wolno się denerwować. Pomyślmy raczej, że nie bez przyczyny mówi się o „żegludze powietrz-nej”, a pojazdy latające nazy-wamy „statkami powietrzny-mi”. Kiedy pilot ostrzega nas przed turbulencjami i każe zapiąć pasy, mówi o powietrz-nym odpowiedniku niespo-kojnej fali. Samolotem może zatrząść lub zabujać. Możemy mieć wrażenie opadania lub gwałtownego wznosze-nia. Skąd się one biorą? Powietrze pod wieloma względami zachowuje się jak woda. Jest w ciągłym ruchu. Kiedy na mapie pogody widzimy kreski oznaczające wyże i niże, tak napraw-dę patrzymy na wielkie fale powie-trza, które się spotykają. Wyże płyną do góry, a niże spływają ku ziemi. Na

ich styku powstają wiry, które nazy-wamy turbulencjami. Na szczęście samolot ma specjalny radar, który pozwala omijać te niebezpieczne. Nie należy się więc denerwować „sztor-mową falą” w czasie lotu, ale zastoso-wać się do poleceń załogi i sprawdzić, czy pasy są dobrze zapięte i nic nie grozi spadnięciem nam na głowę ze schowka. Jeśli ktoś ma czuły zmysł równowagi, może go niepokoić buja-

1300 iNżyNierówróżnych specjalizacji jest średnio zaangażowanych

w budowę średniej wielkości samolotu

skrupulatnieprzed każdym

odlotem samolot jest przygotowywany

przez kwalifikowanych specjalistów

Page 69: Travels Magazine No 1/2011

zdjĘ

cia

: sh

utte

rsto

ck

69

nie samolotu nawet w spokojnym powietrzu. W tym wypadku wraca-my do marynistycznych porównań. Wykonując skręt, samolot nie tylko obraca się, ale również pochyla, cał-kiem jak szybko płynąca motorówka. Związane jest to z działaniem na niego różnych sił, ale jest całkiem naturalne. Zwykle pilot wykonuje takie manewry bardzo delikatnie, aby nie niepokoić pasażerów. Może się jednak zdarzyć, że sytuacja wymaga bardziej energicznej reakcji. Wówczas samolot pochyli się na skrzydło i zacznie obracać. Podobnie ma się spra-wa z wrażeniem, że maszyna opada. Często jest to pierwszym sygnałem, iż zbliża się lądowanie i pilot zmniejsza wysokość oraz redukuje prędkość.

Nerwowa chwila Lądowanie to moment najbardziej denerwujący pasażerów. Niby zbli-żamy się do ziemi, ale dzieje się tak

wiele. Samolot obniża lot, wysuwa klapy i podwozie, redukuj moc sil-ników. Na dodatek często nie ląduje od razu, tylko krąży nad lotniskiem. Czasem trwa to nawet przez kilkadzie-siąt minut. Jest to całkiem normalne. Na większych lotniskach, takich jak np. Berlin czy Londyn, lądują dziesiąt-ki maszyn na godzinę i nasz samolot musi ustawić się w kolejce, krążąc wokół lotniska, aż przyjdzie jego kolej. Na szczęście każdy samolot ma zapas paliwa nie tylko na to krążenie, ale też na ewentualny lot do najbliższego zapasowego lotniska.A kiedy już zacznie się lądowanie, opadają nas czasem wątpliwości, czy będzie bezpieczne. Całkiem niepo-trzebnie. Nad waszym bezpieczeń-stwem czuwa nie tylko pilot, ale i liczna obsługa naziemna. Nawet jeśli jest ciemno, leje deszcz lub wisi mgła, samolot bezpiecznie dotknie kołami ziemi.

Ani deszcz, ani mgłaNowoczesny samolot jest lepszy niż słynny „Pony Express” i jego też nie powstrzyma ciemność, mgła czy deszcz. Współczesne samoloty pasażerskie i lotniska posiadają technologie, pozwa-lające lądować jedynie na podstawie przyrządów pokładowych i gdy ziemia jest całkowicie niewidoczna. Precyzyjna nawigacja, GPS (system nawigacji sate-litarnej) i systemy takie jak ILS (radiowy system nawigacyjny wspomagający lądowanie samolotu) doprowadzą pilo-ta w przyjazne objęcia pasa startowego. Jak one wszystkie działają? Najkrócej mówiąc: wyznaczają w powietrzu optymalną drogę do progu pasa star-towego. Zadaniem pilota jest utrzymać się wewnątrz niej, aż zobaczy światła (a czasem nawet - aż do dotknięcia kołami ziemi). Głuche uderzenie pod nogami oraz wrażenie, że cały samolot przysiadł i wyraźnie zwalnia, to znak, że podróż dobiegła końca.

obsługa naziemnato dodatkowe wsparcie dla każdego samolotu.

Piloci również posiadają ogromną wiedzę

ale i intuicję, ponadto przechodzą szereg testów umysłowych i sprawnościowych

osób jest zaangażowanych w jeden lot samolotu pasa-żerskiego

400

Page 70: Travels Magazine No 1/2011

70

Domy konesera

eśli lubisz tłum, a spośród dziesiątków miejsc na wypoczynek wybierasz głośne kurorty, zatłoczone deptaki i restauracje, to miej-sce nie jest dla ciebie... Ruszamy w niedzielny poranek. Przed nami około trzech godzin jazdy z Warszawy. Cel – Trzcin, niedaleko Lidzbarka Welskiego. Miejscowość, o istnieniu której wiele osób nie ma pojęcia. Domy Konesera to ukryte zacisze pośród polodowcowych pagór-ków Warmii i Mazur. Niewidoczne z pobliskiej, krętej, malowniczej i nieuczęszczanej szosy. Powstałe w miejscu, gdzie jeszcze kilka lat temu było gospodarstwo rolne. Trudno w kilku zdaniach oddać jego charakter. To nie tylko archi-tektura, wykończenia wnętrz, aranżacja terenów zielonych, ale nade wszystko ludzie, którzy je tworzą stanowią o jego nieprze-ciętności. Tu nic nie jest pozostawione przypadkowi, każdy ele-ment stanowi spójną całość. Do tego sposób zagospodarowania terenu: duża przestrzeń, na której miłośnik wędkowania może skorzystać ze stawu, a smakosz grillowanych potraw nie tylko

W królestWie śWiętego spokoju

Dotrzeć tu nie jest łatWo. Być może dlatego do domów konesera trafiają nieprzypadkowi ludzie. i od razu stają oko w oko z widokiem zapierającym dech w piersiach. latem to skrząca się rosa o wschodzie słońca, jasne szutrowe drogi i łąka mleczy ciągnąca się do stawów, a zimą lód na rzece.

j

Domy koneserato miejsce, w którym warto się zatrzymać, znaleźć czas dla siebie, rodziny, przyja-ciół i wspólnie zachwycić się pięknem otaczającego nas świata.

materiał promocyjny

Page 71: Travels Magazine No 1/2011

zdję

cia

: jul

ia m

oln

er

71

usmaży karkówkę w chacie wykutej w zboczu pagórka, ale także spróbuje uwędzić swoją własną szynkę. Ilość spokojnych, lekko ukrytych miejsc do zasiedzenia się z dobrą lekturą jest ogromna. O charakterze Domów Konesera świadczy ilość i różnorodność odbywających się tu imprez. Loty balonem, rajdy off-road, spływy kajakowe, rodzinne mikołajki, weekend z mama i tatą, zloty sta-rych samochodów, pokazy rycerskie, pikniki rodzinne, walentynki, wieczory z humorem i parodią. Punktem kulminacyjnym Domu jest Salon Muzyczny prowadzony przez śpiewaka operowego Krzysztofa Gwiazdę. To właśnie tu odbywają się recitale fortepia-nowe, koncerty operetkowe i operowe z udziałem polskich i międzynarodowych artystów. Niezależnie od pogody w Domach Konesera zawsze jest ciepła atmosfera, a szczególnie witani i przyj-mowania są mali goście. I jeszcze jedno - doskonała kuchnia! Śniadania są godne polecenia, a bogate kolacje i aromatyczne nalewki na długo zatrzymują gości w jadalni. Domy Konesera to siła tradycji i piękno natury. To miej-

sce, w którym warto się zatrzymać, znaleźć czas dla siebie, rodziny, przyjaciół i wspólnie zachwycić się pięknem otaczającego nas świata. Tym bardziej, że kalendarz jest pełen imprez: 20-22 maja Weekend z mamą i tatą, od 15 czerwca mazurskie wakacje, 14 sierp-nia premiera Księżniczki Czardasza, a we wrześniu III Zawody Balonowe.

Page 72: Travels Magazine No 1/2011

72

Jeśli zakupy to ...w barcelonie

second-handów z odzieżą vintage słyną głównie Berlin i Londyn, rzad-ko kiedy wspomina się o Barcelonie. Tymczasem takie sklepy są tu niemal na każdym kroku. Najwięcej jest ich w dzielnicy El Raval. Okolica ta była długo uważana za nieciekawą, ale od kiedy przy Placa dels Angles powstało centrum sztuki współczesnej – Centre de Culture Contemporania Barcelona (CCCB), zaczęła zmieniać swój charak-ter. Godny uwagi jest Blow (Calle del Doctor Dou, 11) – jeden z najlepszych

w Barcelonie sklepów z rzeczami w stylu retro. Większość znajdujących się w nim ubrań i dodatków to praw-dziwe perełki. Tylko dwie ulice dalej, przy Carrer de Joaquin Costa 3 znajdu-je się sklep Wild, który spośród innych second-handów wyróżnia się ogrom-nym wyborem okularów. Można tu znaleźć zarówno modele z lat 40., jak i 90. W ofercie sklepu nie brakuje też ciekawych propozycji dla wielbicieli znanych domów mody, takich jak Christian Dior czy Yves Saint Laurent.

Poza okularami sklep oferuje również duży wybór toreb. Na terenie El Raval znajdują się dwa butiki podlegające sieci Holala! Ibiza. Pierwszy z nich to Holala! Plaza (Carrer de Valldonzella 4). Dominują tu ubrania –z lat 60., 70., i 80, jak również pojedyncze egzemplarze z bieżących kolekcji. Poza tym na asortyment sklepu składają się meble i bibeloty, często o bliżej nieznanym przeznaczeniu. Motto przyświecające właścicielom to: „cheap! cool! clean!” („tanie! fajne!

ztekst Dorota StolarSka

Zakupy w cieniu ZabytkówPolowanie na ubrania wielkich Projektantów albo niePowtarzalne kreacje z ubiegłego wieku najPewniej uDa Się w Barcelonie. wyjeDziemy StąD z cieńSzym Portfelem, ale za to barDzo zaDowoleni

Page 73: Travels Magazine No 1/2011

zDję

cia

: Sh

utte

rSto

ck,

inte

rnet

czyste!”) i zgodnie z nim sprowadza-ne z całej zachodniej Europy, Stanów Zjednoczonych i Japonii, retro ubrania w dobrym stanie można tu kupić w niskiej cenie. Podobny charakter ma znajdujący się niedaleko, przy Carrer de la Riera Baixa 11, Holala! Vintage Store, który słynie z dużego wyboru kowbojskich koszul, kurtek bejsbo-lowych i skórzanych pochodzących z różnych dekad. Carrer de la Riera Baixa znana jest z tego, że mieści się przy niej wiele interesujących skle-pów. Pod numerem 20 jest niesamo-wity butik vintage Lailo, w którym zgromadzone zostały kurioza i ubra-nia pochodzące ze wszystkich dekad XX w. Obok siebie wiszą tu wymyśl-ne kostiumy teatralne, żakiety z przełomu wieków, koronkowe halki z lat 20., wykonane z błyszczących

materiałów marynarki w stylu glam i bogato zdobione suknie balowe z lat 80. W sklepie jest też ogromny wybór kostiumów i strojów kąpielowych pochodzących lat 30., 40. i 50. Nie bra-kuje też dodatków: kapeluszy, torebek czy walizek. Rzeczy są w dobrym, jak na swój wiek, stanie i mają bardzo przystępne ceny (np. autentyczna balowa sukienka z lat 20. kosztuje około 50 euro). Tuż obok Lailo znajdu-je się Lullaby Vintage Boutique (Carrer de la Riera Baixa 22) – kolejny wart uwagi retro second-hand, który w swojej ofercie ma przeważnie orygi-nalne ubrania z lat 50, 60., 70. i 80, ale także pojedyncze egzemplarze z daw-nych kolekcji takich domów mody, jak Chanel, Dior, czy Gucci. Co ważne, w sklepie znajdziemy nie tylko odzież damską, ale także męską i dziecięcą.

lullaby vintagewww.lullabyvintage.com

Moudulolab www.modulolab.com

le swing www.leswingvintage.com

zero shopwww.zeroshop.wordpress.com

camdenwww.camden.es

73

Page 74: Travels Magazine No 1/2011

74

Wnętrza w stylu pop-artKrążąc po tej okolicy nie sposób nie zauważyć monumentalnego, zapro-jektowanego przez Amerykanina Richarda Meiera, gmachu Museu d’Art Contemporani de Barcelona (Placa dels Angels 1). Wielbiciele sztuki współczesnej powinni zrobić sobie w nim przerwę i obejrzeć dzieła artystów tego formatu, co Paul Klee, Alexander Calder czy Antoni Tapies. Jeżeli wizyta w muzeum rozbudziła ochotę na obcowanie z pięknymi przedmiotami, warto zapuścić się w nieco oddaloną zachodnią część El Raval. Przy biegnącej przez tę część dzielnicy Carrer de la Reina Amalia znajduje się Moudulolab – sklep spe-cjalizujący się w meblach pochodzą-cych z lat 50., 60. i 70. Jeżeli lubimy wnętrza utrzymane w stylu pop-arto-wym, koniecznie musimy się tam

wybrać, gdyż w ofercie butiku znaj-dziemy sprzęty zaprojektowane przez takie sławy, jak Vico Magistretti, Gae Aulenti czy Angelo Mangiarotti. Kilka butików vintage, które warto odwiedzić w Barcelonie, znajdu-je się także na obszarze Cuitat Vella – dzielnicy graniczącej z El Raval od wschodu. Jednym z nich jest El Mercadillo (Carrer de Portaferrisa 17). Oferuje nie tylko autentyczną odzież retro, ale także ubra-nia i dodatki wyko-nane współcześnie, ale nawiązujące do krojów i wzo-rów sprzed lat. Coś dla siebie znajdą tu na pewno miłośnicy lat 60. Przy Carrer dels Carders mieści

się Exodus - kolejny niewielki second--hand. Zgromadzone w nim ubrania pochodzą głównie z lat 60., 70. i 80., ale jeżeli dobrze poszukamy, może

uda nam się znaleźć także coś z lat 50. Butik oferuje głównie rzeczy do noszenia na co dzień: ciekawe

tiszerty z rockowymi lub retro nadrukami,

kurtki, jeansy i sukienki w stylu hippie. Jednak

po kolekcjonerskie perełki lepiej udać się do Le Swing

(Carrer del Rec 16) – „siostrza-nego” butiku Blow. Znaczna

część oferowanych ubrań i dodatków to klasyki sprzed lat

autorstwa znanych projektan-tów: Chanel, Louis Vuitton czy Yves Saint Laurent. Z tych sklepów blisko jest do Museu Textil i de la

Indumentaria (Carrer de Montcada

Jeśli zakupy to ...w barcelonie

Page 75: Travels Magazine No 1/2011

Bibian Blue http://www.bibianblue.com

el Delgado Buil http://shop.eldelgadobuil.com/es

12), a to cenna informacja dla osób zainteresowanych historią mody. W muzeum zostały zgromadzone ekspo-naty ilustrujące dzieje mody od baro-ku, aż po lata 90. XX w. Wiele z ubrań, które prezentowane są na ekspozycji, to dary, które muzeum otrzymało od znanych domów mody, takich jak na przykład Balenciaga. Adres, który powinny zapamiętać osoby, dla któ-rych liczy się głównie marka to Carrer Santaló 45. Pod tym numerem znaj-duje się butik Cotton Vintage, który specjalizuje się w sprzedaży rzeczy firmowanych nazwiskami znanych projektantów. W ofercie sklepu domi-nują torby, a wśród nich egzemplarze marek: Hermes, Gucci, Chanel i Louis Vuitton. Znajdziemy tu też projek-ty takich domów mody jak: Prada, Roberto Cavalli, Karl Lagerfeld czy Armani. Większość rzeczy pochodzi z drugiej ręki, a ich ceny są raczej wysokie (np. torba Gucci kosztuje590 euro).

Coś dla subkulturPoza butikami z ubraniami vintage w Barcelonie znaleźć można również wiele punktów, w których zaopatrzyć mogą się członkowie młodzieżowych subkultur. Ich też trzeba szukać głów-nie na terenie El Raval. Najczęściej można się natknąć na sklepy prze-znaczone dla miłośników muzyki gotyckiej. Jeden z nich znajduje się pod numerem 12 przy, wspomnianej już, Carrer de la Riera Baixa. Jest to Zero Shop, w którym dominują ubra-nia wykonane z lateksu, czarnego aksamitu, koronek, a także adekwat-na dla stylu gotyckiego biżuteria, którą zdobią nietoperze, trumny i czaszki. Podobny charakter ma Camden (Carrer dels Tallers 30), który skierowany jest zarówno do „gotów”, jak i miłośników muzyki psychobil-ly. W ofercie znajdziemy buty typu creepers, zapinane na wiele klamer, ciężkie, na grubej podeszwie, bardzo wysokie szpilki na platformie, a także torebki w kształcie trumien i inne dodatki zdobione motywem czaszek, pająków. Wielbiciele muzyki punk

rockowej powinni natomiast udać się do Diabolik Store, który znajduje się przy Carrer dels Carders,13.Sklepem, o którym warto wspomnieć jest też Bibian Blue (Carrer de Torres i Amat 1). To butik dla młodych kobiet zafascynowanych stylem pin--up, epoką wiktoriańską i burleską. Większość ubrań to rzeczy autorstwa młodych projektantów, które nieste-ty nie nadają się do noszenia na co dzień. Wiele sukienek ma krój „syre-ny”, ciasne gorsety lub liczne war-stwy koronek i falban. Znajdziemy też idealnie odtworzone suknie z prze-łomu XIX i XX w., stroje inspirowane stylem Steampunk, a także oryginal-ne propozycje sukien ślubnych. Ceny ubrań są bardzo wysokie – wahają się od 200 do 700 euro, ale do sklepu warto zajrzeć nawet z czystej cieka-wości.

W duchu młodych projektantówW Barcelonie można się również zaopatrzyć w ciekawe ubrania autor-stwa młodych projektantów. Część z nich prowadzi własne butiki (często połączone z pracownią), a inni wsta-wiają rzeczy do sklepów, które starają się wspierać początkujących twórców. Jednym z takich sklepów jest na przy-kład Comite (Carrer del Notariat 8), w którym znaleźć można ubrania autor-stwa Julii Pelletier, Cecilii Sorensen, czy Lucii Blanco. Ta ostatnia ma rów-nież showroom, który ulokowany jest przy Carrer de Montcada 27 – tylko dwa kroki od, znajdującego się w trzech stojących obok siebie średnio-wiecznych pałacach, muzeum Picassa (Carrer de Montcada 15 – 23). Na koniec warto poświęcić chwilę uwagi jeszcze jednemu butikowi – El Delgado Buil przy Carrer dels Lledó 4 – 6. To sklep z autorskimi kolekcjami projektantek Anny Figuery Delgado i Macareny Ramos Buil, które współ-pracują ze sobą od 2004 r. i projektują zarówno dla kobiet, jak i mężczyzn. Ubrania ich autorstwa przeznaczone są dla osób odważnych i lubiących ekstrawagancję.

75

Page 76: Travels Magazine No 1/2011

76

bezdroża australii

rzemierzyłem wiele australij-skich szlaków. Nadszedł więc czas na ukoronowanie moich outbackowych podróży. Wybór pada na Canning Stock Route. Po pierwsze nie można tam jeździć samochodem z wypo-życzalni, tylko trzeba mieć własny (co dla mieszkańca drugiego końca świata jest utrudnieniem), po drugie długość trasy to około 2200 km. Po trzecie, trzeba przejechać trzy pustynie i mieć zaopatrzenie na jakieś 14-19 dni, bo nie ma po drodze żadnych stacji benzynowych i osiedli ludzkich (poza aborygeńskim o nazwie Kuwanitji),

po czwarte nigdy nie wiadomo, jaka będzie pogoda i jak to wpłynie na tempo poruszania. I w końcu po piąte - większość Australijczyków mówi o tej drodze z trwogą, opowiadając o żyjących tam smokach, jednocześnie pukając się w czoło na pomysł, żeby nią jechać. Ale dla mnie to tylko zachę-ta, rzucam więc pomysł w środowisku i zbieram ekipę trzech doświadczo-nych podróżników. Pierwszy pro-blem to dostarczenie samochodów. Wysłanie kontenerami aut nie jest proste. Nasze obawy wzbudza rygo-rystyczne (podobno) przestrzeganie

prawa przez AQUIS, czyli australijskie służby odpowiedzialne za kwarantan-nę. Otóż boją się oni wprowadzenia na kontynent obcych nasion, roślin, owadów lub zwierząt. A wiadomo, że samochód terenowy siłą rzeczy jeździ w błocie, więc nie da się go do końca wyczyścić. Do tego nasze auta w ciągu kilku lat przemierzyły parę konty-nentów i są prawdziwą „bombą biolo-giczną”. Czyścimy więc je na tyle, na ile możemy i wsadzamy w kontenery. Półtora miesiąca później w Perth, po kilku dniach oczekiwania i sym-bolicznego odkażania, udaje nam się

Ptekst Michał synowiec/globtroter4x4.pl

pierwszy lepszy parking pod superMarketeM to zjazd saMochodów terenowych wszelkiej Maści. bo tutaj te pojazdy są wszystkiM: podstawowyM narzędzieM pracy i środkieM koMunikacji. oczywiście są tu także odpowiednie drogi. I o jednej z nIch jest ta oPowIeść

AustrAliA. MekkA szAleńców

i off-roAdu

Page 77: Travels Magazine No 1/2011

77

zdję

cia

: Mic

hał

syn

ow

iec

, sh

utte

rsto

ck

Jesteśmy jak ludzie na Marsie. Na dodatek jedziemy samochodami bez kierownicy po normalnej stronie.

odzyskać auta w nienaruszonym sta-nie. Teraz tylko dopuszczenie do ruchu w Australii (dość kuriozalne badania techniczne, czyli czy wszystkie świa-tła i klocki hamulcowe są, czy pasy

działają i czy są wszystkie papiery z prawem jazdy na czele). Potem tylko trzeba nakleić z tyłu znaczek „Left Hand Drive”, kupić paliwo, jedzenie i w drogę. Po kilku dniach jesteśmy już w Wilunie, skąd zaczynamy naszą przy-godę z Canning Stock Route.

Szlakiem trzech pustyńCSR to szlak wytyczony i zbudowany przez Alfreda Canninga i Huberta Trotmanna w latach 1906-1910 w celu dostarczania stad krów w rejon Kimberley oraz odbioru wyhodowane-go bydła w Perth. Australia nie posia-dała wtedy portów na północy (poza Darwin) nadających się do eksportu bydła, a na Kimberley były najlepsze i największe farmy. Nadludzki wysiłek budowniczych polegał na zbudowaniu 51 studni podstawowych i kilkunastu dodatkowych, wzdłuż szlaku biegną-cego przez trzy pustynie: Gibsona, Piaszczystą i Tanami. Studnie kopane były w odległości dnia marszu prze-ciętnej krowy i były także miejscami obozowisk poganiaczy. W tych czasach zawód drovera, czyli poganiacza, był jednym z najbardziej poważanych. Pędząc stado liczące ponad 2 tysiące sztuk przez ponad dwa miesiące trzeba było wykazać się niemałym doświad-czeniem, siłą i odwagą oraz odporno-ścią na trudy. Trzeba było znać się na psychice krowy oraz psychologii całe-go stada, sztuce przetrwania w buszu, być świetnym jeźdźcem i tropicielem. Złoty czas droverów to początek XX wieku i okres międzywojenny, aż do zbudowania dróg. Ostatni przepęd

bydła Canning Stockiem odbył się w 1959 roku. W latach 80., gdy powszechne stało się używanie samochodów terenowych, coraz więcej osób próbowało zmierzyć

się z CSR, co nierzadko kończyło się akcją ratunkową. W latach 1990-1991 grupka zapaleńców ponownie ozna-czyła cały szlak i wyremontowała kilkanaście studni w północnej jego części tak, aby można było podziwiać kunszt i determinację pierw-szych osadników.

Żółtodzioby z PolskiWyruszamy ze studni pierwszej, która leży zaraz za Wiluną. Pierwszy odcinek, aż do studni piątej nie stanowi kło-potu, kręta droga w buszu, samocho-dy obładowane zapasami wody i pali-wa, więc jedziemy wolno. Zaliczamy jedną studnię za drugą. Jest sucho, ale kurz i skamieniała czerwona glina pokazują, co może się dziać, jeśli tro-chę popada. Pierwszy nocleg mamy między studniami szóstą i siódmą,

w miejscu zwanym Windlich Springs. Jest to brzeg uroczego koryta rzeki wypełnionego wodą (pamiątka po porze deszczowej), która świadczy niezbicie o tym, że na tej pustyni jest woda. Po odpoczynku jedziemy dalej. Spotykamy po drodze samotnego easy ridera przemierzającego Toyotą pustynię. Kilka słów zamienionych z nim uświadamia nam, że wszyscy w promieniu kilkuset kilometrów już o nas wiedzą. Dzięki komunikatom w radiu UHF jesteśmy jak biali ludzie na Marsie, na dodatek jedziemy samochodami na dziwnych nume-rach i bez kierownicy po normalnej stronie. Trzeba na nas uważać oraz pomagać nam jak żółtodziobom, bo możemy sobie zrobić krzywdę -

przecież w Polsce znamy tylko śnieg i białe niedźwiedzie.

Na szczęście potrafimy także dobrze i przekony-wująco opowiadać o wiel-

kich camel-spiderach, które wciągają ludzi pod piasek

na pustyni oraz krwiożerczej czupakabrze, którą można także tutaj poczuć w nocy na swojej szyi. Po kilku następnych spotkaniach komunikaty radiowe przekazują więc dalej, że jednak trochę się znamy na pustyni, off-roadzie oraz świecie i można z nami pogadać.

Piach, wydmy i wrakiNastępne dni to kolejne studnie, piach, wydmy, wraki spalonych samochodów i ..... tarka. Głęboka na 20 cm, z częstotliwością co 50 cm. Mamy dwie możliwości: jechać 80-90 km/h, ryzykując urwanie fragmentu wozu, ale za to mając komfort ciszy i szybkości poruszania się lub powol-ną jazdę 20 km/h. Pierwszą opcję wybiera jedna z naszych załóg, poko-nująca CSR jako samotna wyprawa Campus Australia Expedition i trzy-mająca się generalnie pół dnia drogi z przodu. Przy całym kunszcie kie-rowcy powoduje to już po niedłu-gim czasie kilka awarii w ich Land Roverze.

51 stUdnI

napotkamy wzdłuż szlaku biegnącego przez trzy australijskie

pustynie

Page 78: Travels Magazine No 1/2011

78

Konkurencja dla AborygenówReszta ekipy, czyli pozostałe trzy samochody, wybiera drugą opcję, czyli powoli, ale do przodu. Pewnego wieczoru przy ognisku, po kolejnej satelitarnej konferencji i określeniu olejowych potrzeb chłopaków, mia-nuje się wesoło wyprawą Campus Rescue Team. I tak średnia prędkość pokonywania Canninga wychodzi nam jednakowa. Zasadniczy kłopot przy pokonywaniu CSR to cierpliwość, jaką muszą wykazać się podróżnicy. Powolna i ostrożna jazda minimali-zuje możliwość awarii (przy spraw-dzonym lub nowym aucie), a trzeba pamiętać, że ewakuacja lub jakakol-wiek poważna pomoc jest tam trudna do uzyskania i bardzo droga. Mniej więcej na środku Canning Stock jest miejsce zwane „Fuel Dumb”. Jest to umowny punkt przy Studni 23,

gdzie po wcześniejszym zamówieniu Australijczycy dostarczają paliwo w 200-litrowych beczkach. Wszyscy mamy paliwa tyle, ile potrzeba, aby przejechać całość trasy, zapobiegaw-czo jednak zamawiamy dwie beczułki przedniego oleju napędowego. Wszak nie znamy warunków na drodze i nie wiemy, jakie tak naprawdę będzie spalanie w naszych autach. Pomysł okazuje się bardzo dobry, bowiem fajnie jest znaleźć pełną beczkę z wła-snym nazwiskiem na środku pust-kowia. Miłe jest także to, że dzięki dolewce paliwa starcza nam na dużo więcej niż na CSR, a do tego jego cena okazuje się być dużo atrakcyjniejsza niż zakupy u Aborygenów. Canning Stock Route można podzielić na trzy części. W pierwszej jest zielo-no, rośnie dużo drzew, są farmy bydła, a przez całą drogę wszędzie wciska

nam się kurz. Taka jest Pustynia Gibsona. I tutaj często występują powodzie, które bardzo utrudniają, a czasami wręcz uniemożliwiają przejazd CSR. Druga, środkowa, to Wielka i Mała Pustynia Piaszczysta, czyli mniejsze i większe wydmy ze słonymi jeziorami pośrodku. Wydm do pokonania jest kilkaset, co nie sta-nowi wielkiego problemu, bowiem są niskie. Niemniej uważać trzeba. No i trzecia część - to Pustynia Tanami. Nieskończone morze traw ciągnące się po horyzont. Tutaj także często wystę-pują powodzie, a objechać takie rozle-wisko można nadkładając dziesiątki kilometrów przez pustynię, ryzykując przebicie opony ostrymi patykami lub zatkanie chłodnicy spinifexem. Canning Stock, jak na tutejsze warun-ki, jest jednym z bardziej urozmaico-nych szlaków w Australii, codziennie

bezdroża australii

Page 79: Travels Magazine No 1/2011

zdję

cia

: sh

utte

rsto

ck

79

zmienia się krajobraz i codziennie spotykamy coś nowego.

Biwak ładny i ładniejszyTeoretycznie nocować można do dwóch kilometrów od szlaku wzdłuż całej drogi. Takie jest prawo regu-lujące stosunki z Aborygenami. Natomiast na dostęp do niektórych ciekawych miejsc, także noclegów położonych w pewnym oddaleniu od drogi, trzeba mieć specjalne pozwo-lenie, którego posiadanie większość Australijczyków zwyczajnie ignoruje. Ale cóż, Aborygeni w dalszym ciągu nie są tu powszechnie traktowani jak pełnoprawni obywatele. Mimo oficjalnych praw i zapewnień rządu. Teoretycznie biwaki możemy więc zakładać, gdzie popadnie, niemniej wzdłuż całej trasy można znaleźć miejsca brzydkie, ładne, ładniejsze i te

najładniejsze. Brzydkie to te w ostrej trawie, bez możliwości znalezienia drewna na opał i powodujące przy każdym kroku tumany kurzu, na któ-rych trzeba zatrzymać się z przymu-su, aby nie jechać nocą. Ładne to małe zatoczki przy drodze, znalezione przy-padkiem w momencie zachodu słońca i umożliwiające w miarę swobodne rozbicie obozowiska. Te ładniejsze to ocienione miejsca wśród drzew, nad okresową wodą, z ładnym widokiem oraz niesamowitym wschodem i zachodem słońca (np. koło Lake Disappoitment ). Natomiast te najład-niejsze to urocze polanki wśród skał nad potoczkiem lub jeziorkiem (Durba Springs, Windlich Springs, Brenden Hills), niektóre odrestaurowane studnie (nr 6, 12, 26, 49) czy piękne wydmy koło studni 30. I dlatego po drugim dniu już wiemy, że noclegu

szukamy w konkretnych miejscach, a celujemy tak, aby rozbić obozowisko na godzinę, półtorej przed zachodem słońca.

Pożegnanie nad krateremPo 12 dniach nieprzerwanej jazdy, walki i przedzierania się przez pusty-nie docieramy do Bililuny, aborygeń-skiej osady położonej przy Tanami Road. Zaraz za nią znajduje się Wolfie Creek. To drugi co do wielkości kra-ter meteorytowy na świecie, który obieramy na ostatni nocleg na szla-ku Canninga. Spotykamy się tutaj wszyscy tzn. Robert i Krzysiek (LC 80), Włodek i Ania (Patrol GR), Michał, Piotrek i Jacek (LR Campus) oraz ja, Brzyd i Kaśka (LR Discovery), aby przy wieczornym posiłku podzielić się wrażeniami i pożegnać. Tutaj nasze ścieżki się rozchodzą.

pomysłodawca przedsięwzięcia ‚

globtroter4x4’, od 20 lat wędruje w różny sposób po świecie. animator

off-roadu, pilot samolo-towy, paralotniowy

i skoczek spadochrono-wy. kiedyś wspinacz

i płetwonurek, cały czas przewodnik gór-

ski. z zamiłowania i wyksztalcenia etno-graf oraz menedżer.

www.globtroter4x4.pl

Michał synowiec

krater wolfe creek

875średniaca krateru to:

MetrÓw

Page 80: Travels Magazine No 1/2011

80

odzież nowej generacji

odzież termoaktywna latem chroni nas przed słońcem i chłodzi, zimą – otula przed zimnem i wiatrem. jest niezastąpiona dla tych, którzy trenują o każdej porze roku

rgonomiczne, lekkie włókna zapewniające znakomite odpro-

wadzanie wilgoci oraz właściwości chłodzące dzięki zastosowaniu materiałów o specjalnej budowie i splocie. To cechy termoaktywnej odzieży letniej. Swoje właściwości zawdzięcza mieszance polipropyle-nu i poliamidu. Ma zróżnicowaną grubość i splot oraz kanaliki wenty-lacyjne.

Wdech, wydechCoolMax (opatentowany przez firmę DuPont) jest jedną z najlepiej oddy-chających tkanin na świecie. Ubrania z niej są najchętniej noszone przez biegaczy i rowerzystów. Szybko odprowadza wilgoć i równie szybko schnie. Dodatkowo jest miła w doty-ku, delikatna. Na rynku występują dwa jej rodzaje. Pierwsza z nich ma szwy zamknięte, mocno ze sobą sple-cione. Ta struktura materiału nazy-wana jest jersey. Koszulki są bardziej wytrzymałe i odporne mechanicznieW drugiej odmianie włókna polie-strowe splecione są rzadko. Tak by występowały między nimi małe przerwy – ten typ ułożenia nazywa się mesh, jest przewiewny i lekki. Bielizna z mesh polecana jest do użytku latem, gdyż zapewnia oprócz wspomnianych cech, przyjemne uczucie chłodu. Włókno CoolMax, w odróżnieniu od niektórych star-szych tkanin termoaktywnych (np. Rhovylu) cechuje duża odporność na promienie UV. Dzięki temu, co równie ważne, wydziela nieco mniej przykrego zapachu.

Jony srebraDotąd główną wadą ubrań termo-aktywnych było to, że dość szybko zaczynały nieprzyjemnie pachnieć. Obecnie sztuczne włókna wzboga-cane są jonami srebra, co zwiększa higienę, ma działanie antybakte-ryjne i antygrzybicze. Czynnik bak-teriostatyczny obecny jest w struk-turze poliemerowej, co oznacza, że tkwi we włóknach, a nie jest tylko na powierzchni tkaniny.

tekst anna pasek

dobre buty

to podstawa na szlaku. muszą mieć solidne protektory i wysokie

wiązanie

Page 81: Travels Magazine No 1/2011

81

Niezawodny polarTrudno dziś wyobrazić sobie podróż-nika bez polaru. Nic dziwnego: odzież tego typu niewiele waży, daje dużo ciepła i nie gniecie się w plecaku. Przy wyborze należy zwrócić uwagę na gramaturę (grubość). Jest niezwykle wytrzymała, nie kurczy się też w praniu, w dodatku szybko schnie i w małym stopniu chłonie nie-przyjemne zapachy. Specjalny splot tysięcy pustych w środku włókien sprawia, że tkanina zapewnia dosko-nałą izolację cieplną przy zachowaniu suchości i komfortu wewnątrz. Łatwo go jednak zniszczyć pod wpływem wysokiej temperatury, dlatego należy uważać siedząc w nim przy ognisku!

Kurtka bez kropli wodyDobrym rozwiązaniem na gorszą pogodę jest kurtka z membraną Gore-Tex. Oddychająca, wodoszczelna i wia-troszczelna. Tkanina działa w uprosz-czeniu jak sito, którego oczka są 20 tys. razy mniejsze od najmniejszej spo-tykanej w przyrodzie kropelki wody. Wiatr zatrzymywany jest w gąszczu krętych kanalików. Przepuszczana jest natomiast para wodna. Jakość i cena kurtki zależy właśnie od parametrów membrany, jakiej użyto do jej uszycia. Warto zwrócić uwagę, czy szwy są podklejane na gorąco specjalną taśmą (w przeciwnym razie może przema-kać w miejscu szycia). Pojawienie się membrany poliestrowej Sympatex przełamało monopol firmy Gore na materiały oddychające. Trzeba pod-kreślić, że jest on tańszy, ale ma gorsze parametry. Membrany poliuretanowe są nazywane trzecią generacją tkanin aktywnych. Wybór jest spory, a jakość zadowalająca. Trudno wymienić wszystkich przedstawicieli tej rodzi-ny. Turyści, którzy nie chcą wydać na kurtkę 1000 zł, mogą wybrać:Aquatex (Milo), Texapore (Jack Wolf-skin), Osmosis (MelloŐs), Hydrotex (Alpinus). Inwestycja w termoak-tywną odzież się opłaca. Dzięki temu wydatkowi możemy uprawiać każdy rodzaj turystyki, nie martwiąc się zbytnio o pogodę. zd

jĘc

ia: m

ater

iały

pro

mo

cyj

ne

koszulkathe north Face

sukienkathe north Face

kurtkamilo

kurtkajack wolfskin

Podkoszulekmilo

Podkoszulekcraft

skarpetythe north Face

Page 82: Travels Magazine No 1/2011

82

KONKURSwygraj nagrody

KOSmetyczKa męSKa

campUS SplaSh 69 zł

3854

4420

60WySpy SzczęŚcIa

szczęście ma czasem surowe oblicze

Koniecznie zajrzyj do następnego numeru tRaVelSbędzie jeszcze ciekawszy!

NURKOWaNIe w Egipcie

ROmaNS w samolocie

maROKaŃSKasakiewka

?Zapraszamy do nadsyłania opisów

Waszych wypraw, relacji z podróży, ciekawych spostrzeżeń i rad oraz zdjęć

z krótkimi opisami miejsc godnych upamiętnienia i podzielenia się z innymi

na adres: [email protected].

Najciekawsze relacje i zdjęcia opublikujemy w następnych wydaniach, a ich autorzy

otrzymają atrakcyjne prezenty ofiarowane przez firmy Monroe.pl i Euromark

teRmOS StalOWy campUS 500ml 69 zł

DRUKaRKaepSON StylUS

phOtO 619 zł

KOSmetyczKa DamSKa

campUS SafO 69 zł

plecaK campUS

ROmeR 25 99.00 zł

apaRatpaNaSONIc

lUmIx 487 zł

www.campus.com.pl

KONKURS I SpIS tReŚcI dla tych co prZEglądają MagaZyN od Końca

paSja KOleKcjONeRStWa widokówki

GRecKa atlaNtyDa destynacje Kreta

16pR

zeDO

WN

IK

wyc

iecz

ek

OffROaD w australii

Page 83: Travels Magazine No 1/2011
Page 84: Travels Magazine No 1/2011