16
M 29 (1216). Warszawa, dnia 23 lipca 1905 r. Tom XXIV. TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAOKOM PRZYRODNICZYM. PRENUMERATĄ „WSZECHŚWIATA". W W arszawie: rocznie rub. 8, kwartalnie rub. 2. Z przesyłką pocztową: rocznie rub. 10, półrocznie rub. ó. Prenumerować można w Redakcyi Wszechświata we wszystkich księgarniach w kraju i zagranicą. Redaktor Wszechświata przyjmuje ze sprawami redakcyjnemi codziennie od godziny 6 do 8 wieczorem w lokalu redakcyi. Adres Redakcyi: MARSZAŁKOWSKA Nr. 118. GEOLOGIA KSIĘŻYCA. Przez cały szereg lat geologowie kierowali swe spojrzenia w stronę księżyca, spodzie- wając się otrzymać ze studyów nad jego po- wierzchnią niejakie dane co do ewolocyi pla- netarnej wogóle, w szczególności zaś co do pewnych stadyów w rozwoju ziemi. Trzeba jednak wyznać, że jak dotychczas przynajmniej, nie możemy się poszczycić ani obfitością spostrzeżeń ani też doniosłością wyciągniętych wniosków. Większość uczo- nych, poświęcających się badaniu naszego satelity, doszła do wniosku, że księżyc był niegdyś masą płynną, taką jaką przyjmuje- my że była niegdyś ziemia, a tak zwane „kratery11 księżycowe są śladami pozostałę- mi po okresach długiej i energicznej działal- ności wulkanicznej, gdy gazy i lawa z płyn- nego środka wyrywały się na powierzchnię z siłą, przewyższającą znacznie siłę tegoczes- nych ziemskich wybuchów wulkanicznych. Według innych badaczów księżyc składa się ze skupienia pierścienia meteorytów, który niegdyś opasywał ziemię, kratery zaś zamiast być wydźwigniętemi z wnętrza skutkiem działalności wulkanicznej, są śladami spad- nięcia ostatnich ciał meteorycznych. Ciała te, biegnąc w przestrzeni z szybkością plane- tarną, zostały częściowo stopione a nawet do- prowadzone do stanu gazowego ,podczas gdy i część powierzchni księżyca, na którą spadły również podległa stopieniu. Stronnicy tej hypotezy twierdzą, że wygląd zewnętrzny powierzchni księżyca świadczy zą prawdopo- dobieństwem takiego metęorycznego bom- bardowania i przeczy tęoryi olbrzymich wy- buchów wulkanicznych. Ostatni przyczynek do interesującej nas kwestyi został zakomunikowany niedawno Akademii Nauk w Paryżu przez pp. Lpeyy i Puiseux. Ci wybitni astronomowie zwra- cają uwagę na najnowsze zdjęcia fotografi- czne księżyca zawarte w wydawnictwie „Atlas Lunaire“ i twierdzą, że staranne ba- danie powierzchni księżyca może dąć klucz do rozwiązania zagadki, w jakich warun- kach ciało planetarne przechodni ze stanu ciekłego w stały i jaką drogą kręczyła ewo- lucya planetarna ziemi i księżyca. Co dotyczę ewolucyi ziemi to obecnie ście- rają się w nauce dwa sprzeczne poglądy. Większość geologów utrzymuje, że wnętrze naszej planety składa się z roztopionej masy powoli stygnącej i twardniejącej w kierunku od powierzchni ku środkowi. Stała skorupa ziemska otaczająca płynne jądro jest stosun- kowo nader cienka. Niektórzy jednak wy- bitni fizycy nie zgadzają się na wymienioną teoryę i utrzymują, że stygnięcie ziemi i for- mowanie stałej skorupy nie zaczęło się od

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAOKOM … · lucya planetarna ziemi i księżyca. Co dotyczę ewolucyi ziemi to obecnie ście rają się w nauce dwa sprzeczne poglądy. Większość

  • Upload
    lemien

  • View
    219

  • Download
    0

Embed Size (px)

Citation preview

M 29 (1216). Warszawa, dnia 23 lipca 1905 r. Tom XXIV.

T Y G O D N I K P O P U L A R N Y , P O Ś W I Ę C O N Y N A O K O M P R Z Y R O D N I C Z Y M .PRENUMERATĄ „WSZECHŚWIATA".

W W arszaw ie: rocznie rub. 8 , kwartalnie rub. 2.Z przesy łką p o cz to w ą : rocznie rub. 10, półrocznie rub. ó.

Prenumerować można w Redakcyi Wszechświata

we wszystkich księgarniach w kraju i zagranicą.

Redaktor Wszechświata przyjmuje ze sprawami redakcyjnemi codziennie od godziny 6 do 8 wieczorem w lokalu redakcyi.

A d r e s R e d a k c y i : M A R S Z A Ł K O W S K A N r . 118.

GEOLOGIA KSIĘŻYCA.

Przez cały szereg la t geologowie kierowali swe spojrzenia w stronę księżyca, spodzie­wając się otrzymać ze studyów nad jego po­wierzchnią niejakie dane co do ewolocyi pla­netarnej wogóle, w szczególności zaś co do pewnych stadyów w rozwoju ziemi. Trzeba jednak wyznać, że jak dotychczas przynajmniej, nie możemy się poszczycić ani obfitością spostrzeżeń ani też doniosłością wyciągniętych wniosków. Większość uczo­nych, poświęcających się badaniu naszego satelity, doszła do wniosku, że księżyc był niegdyś masą płynną, taką jaką przyjmuje­my że była niegdyś ziemia, a tak zwane „kratery11 księżycowe są śladami pozostałę- mi po okresach długiej i energicznej działal­ności wulkanicznej, gdy gazy i lawa z płyn­nego środka wyrywały się na powierzchnię z siłą, przewyższającą znacznie siłę tegoczes- nych ziemskich wybuchów wulkanicznych. W edług innych badaczów księżyc składa się ze skupienia pierścienia meteorytów, który niegdyś opasywał ziemię, kratery zaś zamiast być wydźwigniętemi z wnętrza skutkiem działalności wulkanicznej, są śladami spad­nięcia ostatnich ciał meteorycznych. Ciała te, biegnąc w przestrzeni z szybkością plane­tarną, zostały częściowo stopione a nawet do­

prowadzone do stanu gazowego ,podczas gdy i część powierzchni księżyca, na którą spadły również podległa stopieniu. Stronnicy tej hypotezy twierdzą, że wygląd zewnętrzny powierzchni księżyca świadczy zą prawdopo­dobieństwem takiego metęorycznego bom­bardowania i przeczy tęoryi olbrzymich wy­buchów wulkanicznych.

Ostatni przyczynek do interesującej nas kwestyi został zakomunikowany niedawno Akademii Nauk w Paryżu przez pp. Lpeyy i Puiseux. Ci wybitni astronomowie zwra­cają uwagę na najnowsze zdjęcia fotografi­czne księżyca zawarte w wydawnictwie „Atlas Lunaire“ i twierdzą, że staranne ba­danie powierzchni księżyca może dąć klucz do rozwiązania zagadki, w jakich warun­kach ciało planetarne przechodni ze stanu ciekłego w stały i jaką drogą kręczyła ewo- lucya planetarna ziemi i księżyca.

Co dotyczę ewolucyi ziemi to obecnie ście­rają się w nauce dwa sprzeczne poglądy. Większość geologów utrzymuje, że wnętrze naszej planety składa się z roztopionej masy powoli stygnącej i twardniejącej w kierunku od powierzchni ku środkowi. S tała skorupa ziemska otaczająca płynne jądro jest stosun­kowo nader cienka. Niektórzy jednak wy­bitni fizycy nie zgadzają się na wymienioną teoryę i utrzym ują, że stygnięcie ziemi i for­mowanie stałej skorupy nie zaczęło się od

450 W S Z E C H Ś W IA T J\|ó 29

powierzchni. Twierdzą oni, że chociaż isto t­nie naprzód uform owała się stała skorupa na powierzchni, w krótkim jednak czasie po­pękała i pogrążyła się w znajdującą się pod nią płynną masę i tam roztopiła się; tym sposobem trw ałe stw ardnienie powinnoby się zacząć od środka i stopniowo rozszerzać do­póty dopóki cały glob ziemski nie stał się stałą masą, zawierającą w niektórych tylko miej­scach wielkie zbiorowiska płynnej magmy. Te ogniska magmy zasilają obecnie czynne wulkany. Z teoryi tej wypływa, że najcięż­sze i najtrudniej podlegające stopieniu skła­dniki ziemi ześrodkowywałyby się bliżej jej środka, najlżejsze zaś i najłatw iej topliwe— na powierzchni.

Teorya geologiczna opiera się na licznych faktach zaczerpniętych z budowy skorupy ziemskiej, teorya zaś fizyczna—na pewnych przypuszczeniach m atem atycznych. Jeden z zarzutów czynionych teoryi geologicznej głosi, że gdyby wnętrze ziemi przedstawiało masę płynną, w masie tej pow stałyby prądy i skorupa ziemska podnosiłaby się i opadała po przejściu każdej fali. Inny zarzut opiera się na przypuszczeniu, że cienka skorupa | ziemska nie byłaby w stanie utrzym ać cięża­ru olbrzymich łańcuchów górskich; góry | przerwałyby ją i opadły na dół. Ostatniemi czasy zjawiła się teorya głosząca, że wnętrze ziemi jest gazowem. W wysokiej tem peratu­rze i pod olbrzymiem ciśnieniem panuj ącem we wnętrzu naszej planety, lawa lub żelazo w stanie gazowym są mniej ściśliwe niż stal na powierzchni ziemi. Bliżej ku powierzchni ziemi składniki jej przechodzą ze stanu g a ­zowego w ciekły i taka płynna otoczka znaj­duje się naokół gazowego jądra. Jeszcze bliżej ku powierzchni płynna otoczka prze­chodzi powoli w stałą skorupę, k tó ra zapew­ne niem a więcej niż 25—30 m il grubości. Na j

potwierdzenie wymienionej teoryi powołują się na ostatnie trzęsienia ziemi.

K tóra z tych teoryj ma najwięcej praw do­podobieństwa? Pp. Loevy i Puiseux starają się bezstronnie wyjaśnić kwestyę zapomocą badań nad powierzchnią księżyca. Uczeni ci skłaniają się ku mniemaniu, że nasz sateli­ta był niegdyś masą płynną i tw ierdzą, że j

ślady stopniowego przejścia z pierwotnego ciekłego stanu do obecnego mogą być z ła­twością zaobserwowane. Czy tem peratura

księżyca zwiększa się w miarę zagłębiania się do jego środka, jak to ma miejsce na zie­mi, i czy zachodzą jakie różnice w gęstości składników księżyca, badacze ci orzec nie mogą, lecz na zdjęciach fotograficznych po­wierzchni księżyca znajdują pewne szczegó­ły, wskazujące, według ich mniemania, że stygnięcie i twardnienie księżyca zaczęło się od jego powierzchni. Jeżeli będziemy bacz­nie rozpatrywali mapę księżyca, uderzy nas fakt, że różnice w wysokości różnych pozio­mów na jego powierzchni są większe i ja ­skrawsze niż na powierzchni ziemi. Pakt ten możemy sobie wytłumaczyć, jeżeli przyj­miemy istnienie szeregu następujących po sobie wylewów płynnej magmy podczas wczesnych stadyów rozwoju księżyca.

W ylewy te zamieniły dwie piąte widzial­nej powierzchni księżyca w nieprzerwane równiny, na których brzegach pozostały śla­dy pierwotnej budowy. Wszelkie ruchy i falowania zachodzące w płynnej substan- cyi z konieczności rzeczy odbij aj ą się na ota­czających ją brzegach. Stąd też pewne dyz- lokacye na powierzchni księżyca zaliczamy do kategoryi tych zjawisk. Tutaj należą: przerwanie szczytów Appeninów, rozdziele­nie zwałów Kaukazu, również uformowanie się prostolinijnych dolin Rheity, Alp i Aria- daeusa.

Opierając się na danych dostarczonych przez fotografie księżyca, astronomowie francuscy doszli do wniosku, że ochładzanie się i twardnienie księżyca zaczęło się od jego powierzchni. Ci badacze przedstawiają so­bie przebieg procesu w sposób następujący:

Masa płynna stanowiąca niegdyś całą isto­tę księżyca, ochładzając się na powierzchni, uformowała cienką skorupę. Stygnąc w dal­szym ciągu, roztopiona magma kurczyła się i ustępow ała ku wnętrzu, aż wreszcie nastą­piła chwila, gdy wszelkie połączenie pomię­dzy stałą skorupą a środkiem płynnym zo­stało przerwane. Tym sposobem pomiędzy jądrem płynnem a stałą skorupą utworzyła się pusta przestrzeń. Ta przestrzeń została niebawem wypełniona gazami, znajdującemi się pod śilnem ciśnieniem; otoczka gazowa była dość elastyczna, aby zapobiedz wszel­kim zapadnięciom się skorupy, nie przeszka­dzała jednak formowaniu się prądów we­w nątrz płynnej masy środkowej. Uformo-

M 29 W S Z E C H Ś W IA T 4 5 1

wane prądy nie wywoływały jednak wpły­wu na zewnętrzną skorupę. Ale kiedy, dla nieznanych nam przyczyn, jak to ma miejsce i na naszej planecie, wybuchowa energia księżyca dosięgła znacznego natężenia, stała skorupa pękła w miejscach najmniejszego oporu i płynna magma, wydobywszy się z wnętrza, zalała powierzchnię. AV okolicach polarnych księżyca, gdzie ochładzanie się by­ło szybsze, skorupa oczywiście stała się grub­szą, zapadnięcia się skorupy na małej prze­strzeni i nieznaczne wylewy magmy dały po­czątek t. zw. cyrkom i innym utworom. W pasie jednak zwrotnikowym Skorupa by­ła cieńsza, a prądy pod wpływem siły od­środkowej dosięgły największego natężenia, wylewy zatem m agmy były olbrzymie i tak powstały t. zw. „morza“ księżyca. Szczątki pierwotnej budowy powierzchni księżyca wi­doczne po brzegach tych mórz świadczą naj­lepiej o sile i charakterze tych olbrzymich perturbacyj. W ylana magma stygnąc for­mowała równą powierzchnię, która z kolei mogła być znowu przerwana nowym wybu­chom i zalana powtórnie magmą. Na foto­grafiach księżyca widzimy ślady pięciu ta ­kich kolejnych wylewów. Łatwo rozumie­my, że proces ten powtarzał się ze zmniejsza­jącą się wciąż energią, aż stopniowo grubie­jąca skorupa stała się zbyt silną zaporą dla dalszych wybuchów. Pp. Loevy i Puiseux przytaczają wiele uderzających przykładów, potwierdzających wyżej przytoczone przy­puszczenie. Na szczególną uwagę zasługuje okoliczność, że w pewnych miejscach po­wierzchni księżyca istnieje po pięć platform znajdujących się jedna nad drugą i oddzie­lonych od siebie jakby stopniami wysokości kilku tysięcy metrów. Gdyby stygnięcie księżyca zaczęło się od jego wnętrza, jak tego chcą niektórzy, rezultat byłby zupełnie inny. Oczom naszym wtedy przedstaw iał­by się ostatni poziom, a siły wybuchowe nie miałyby możności ujawnienia się i pozosta­wienia po sobie trw ałych śladów, jak te k tó­re widzimy obecnie.

Jak już nadmieniliśmy wyżej, zwolennicy teoryi tężenia planety od środka twierdzą, że prądy powstałe w płynnym ośrodku p la­nety wywierałyby wpływ na otaczającą sko- rupę. Pp. Loevy i Puiseux są jednak zda- nia, że zarzut ten nie jest uzasadniony nau­

kowo, gdyż nie wiemy dokładnie, o ile współ­czynnik spoistości czyli wewnętrznego ta r­cia, który był użyty w obliczeniach, od­powiada rzeczywistości. Badacze ci przy­puszczają, że ponieważ składniki planety tworzące jej jądro znajdują się pod olbrzy- miem ciśnieniem, bardzo być może wskutek tej okoliczności posiadają odpowiednią spo­istość i taksłabopoćldają się wpływom plane­tarnym , że w rezultacie żadne prądy nie mo­gą powstać, a przynajmniej nie tak silne, aby wywołały zmiany w otaczającej skoru­pie. Co dotyczę księżyca, to we wczesnych stadyach jego ewolucyi prądy istniały w płyn- nem jądrze przez długi czas i przeszkadzały uformowaniu się skorupy zewnętrznej. Sko­rupa pękała w wielu miejscach i płynna ma­sa z wewnątrz zalewała już ukształtowaną powierzchnię. Lecz z biegiem czasu skoru­pa osiągnęła znaczną grubość wskutek ochła­dzania się i kurczenia, a wtedy nastąpił kres wybuchom i wjdewom magmy. Niezwykłe ciśnienie, które się rozwinęło wewnątrz księ­życa, osłabiło lub nawet zupełnie zniosło wszelkie prądy.

Zarzut, czyniony przez zwolenników te­oryi fizycznej, że w razie istnienia cienkiej ze­wnętrznej skorupy nie mogłyby się uformo­wać wysokie góry, ma mniejsze znaczenie co do gór księżycowych, gdyż na naszym sate­licie siła ciążenia jest 6 razy mniejsza niż na ziemi. Zresztą i co do gór na ziemi ten za­rzu t nie posiada istotnego znaczenia. Ł ań­cuchy górskie nie tylko nie osłabiają otacza­jących części powierzchni ziemi, lecz nawet przeciwnie przyczyniają się do ich wzmocnie­nia. Airy słusznie zwrócił uwagę, że nie należy sądzić, że góry utrzym ują się wskutek tylko oparcia na sąsiednich częściach ziemskiej skorupy; prawdopodobnie posiadająonejakby korzenie, które dochodzą aż do płynnego ją ­dra planety i unoszą się na roztopionej m ag­mie, posiadającej większą gęstość i cię­żar właściwy niż zewnętrzne warstwy ziemi.

Na zakończenie autorowie wyciągają ze swych badań następujące wnioski: staranne badanie powierzchni księżyca daje szereg faktów niezaprzeczenie potwierdzających te ­oryę geologiczną o tężeniu ciała niebieskie­go w kierunku od powierzchni ku wnętrzu. Proces ten nie zakończył się jeszcze na

452 W S Z E C H Ś W IA T JNfo 29

księżycu i daleko jeszcze do zakończenia go na ziemi. F. H.

ROSA MĄCZNA AGRESTU.(Sphaerotheca mors uvae B erh et Curt)

Dwa czynniki, a mianowicie: wzrost ku ltu ­ry w glebach uprawie roślin poświęconych i dążenie do wytworzenia najlepszych pod względem jakościowym i ilościowym odmian roślin uprawnych, doprowadzają do tego, że jednocześnie z podniesieniem ku ltu r roślin­nych, zapewniających hodowcy najpomyśl­niejsze rezultaty, w ystępuje tuż obok wyso­kich plonów widmo chorób roślinnych, g ro­żących zniszczeniem owoców pracy i zacho­dów człowieka.

Analogiczne przykłady możemy czerpać obficie z królestwa zwierzęcego i historyi człowieka, które wymownie stwierdzają, że zwiększona produkcyjność w jednym kierun­ku, odbywa się kosztem osłabienia lub zani­ku innych właściwości tegoż organizmu. Cechy więc i zalety każdej jednostronnej użytkowości, mogą bezkarnie tylko do pe­wnych granic być posunięte, poza którem i następuje osłabienie i zwyrodnienie, grożą­ce organizmowi zupełnem zniszczeniem.

Degeneracya sił fizycznych współczesnego człowieka kulturalnego musiała nastąpić ja ­ko bezpośrednie następstwo jednostronnego rozwoju władz umysłowych. W ten sam sposób w hodowli zwierząt domowych pewne zalety ras, tylko kosztem osłabienia innych właściwości osiągamy. M oment osiągnięcia idealnej mleczności u krów jest przededniem wystąpienia gruźlicy, zarazy płucnej i innych chorób. Zdolność do tuczu następuje znów z u tra tą mleczności.

Zwyrodniała hodowla koni wyścigowych, dążąca do wytworzenia szybkości i w ytrzy­małości na krótką metę, przeważnie przy­czynia się do produkcyi koni delikatnych i słabych w cięższem i trw ałem użyciu.

To prawo korrelacyi, na którego zasadzie rozwój pewnych zalet i właściwości odbywa ; się kosztem zaniku innych, jeszcze wybitniej j Występuje w państwie roślinnem. Z rozwo- j

jem i wzrostem intensywniejszej kultury prześladują rolnika w zbiorach rozm aite śnie- J

ci, rdzaki i owady, w burakach cukro- !

wych—nematody, zgorzel buraczana, w zie­mniakach zaraza kartoflana i rozmaite bak- teryj ne choroby.

Lasy, odnawiane dawniej przez samosiew i odrost z pniów, nie były tak często wysta­wiane na klęski jak mniszka, osutka i inne. K ultury ogrodnicze prowadzone z większym nakładem pracy i sztuki: dokładną uprawą, silniejszem nawożeniem, zabezpieczaniem roślin od wpływów klimatycznych, doborem odmian odpowiadających najbardziej pe­wnym celom, są stanowczo jeszcze w wyż­szym stopniu wystawione na te następstwa, o których wspominaliśmy wyżej.

Choroby więc wśród roślin ogrodniczych tak szybko, się mnożą i rozpowszechniają, a za niemi tak żywo postępuje ich znajomość, że dziś już do stałych zajęć zawodu ogrodni­czego należy troskliwa staranność o zapobie­ganie grożącym chorobom roślinnym, w osta­teczności zaś niszczenie występujących w o<.- lu zabezpieczenia się od nich na przyszłość.

Corocznie kroniki fytopatologiczne przy­noszą nowe zdobycze mykologiczne i ento­mologiczne, które zbierającym je specyali- stom sprowadzają mniej uciechy, aniżeli stra t poświęcającym się uprawie ich żywicieli hodowcom.

Nie zatrzymując się nad wyliczaniem nie­znanych dotąd sprawców, które kultury na­sze w ostatnich nawiedziły la ta c h , przejdę do zapoznania z grzybkiem pasorzytniczym przeniesionym z Ameryki północnej, który u nas od lat kilku niszczy hodowle agrestu, wywołując na nich chorobę zwaną rosą mą- czną agrestu.

Grzyb ten, zwany Sphaerotheca mors uvae Berh et Curt, należy do woreczniaków (Asco- mycetes), tworząc wraz z kilkoma innemi ro­dzinami rzęd zatworniaków (Perisporiales).

Rodzina to—mączak o watych (Erysi pheae), blizko obszernej rodziny jądrzaków (Pyrena- mycetes) stojąca, utrw ala się już od dawna w pamięci hodowców roślin, gdyż p r z e d sta ­wiciele jej, żyjąc pasorzytniczo, niszczą wiele roślin uprawnych.

Mączec wojłokowaty, Sphaerotheca panno- sa (Wallr), do upadku róże doprowadza; mą- czec chmielowy, Sphaerotheca Castagnei (Lev), obniża plony chmielu; mączak m o t y l­kowy, Erysiphe Martii (Lev), niszczy zasiew}’,

j\o 29 W S Z E C H Ś W IA T 453

łubinu, grochu i innych strąkowych; mą- c z a k winoroślowy, Erysiphe Tuckeri (Berh), szerzy na winorośli zgubną chorobę rosymącznej.

Na krzakach do rodziny agrestowatych nait-żących, a więc na porzeczkach i agreście, d o t ą d w Europie i u nas powszechnie spoty­kano jeden gatunek grzyba mączakowatego: Mącznika agrestowego, Microsphaera Grossu- lariae (Wallr), k tóry niszczył liście; rzadko przenosił się z leszczyny na agrest bez wy­raźnych szkód gatunek Phyllactinia corylea (Pers).

W Stanach Zjednoczonych Ameryki Pół­nocnej, od lat kilkudziesięciu niszczy agrest inny gatunek mączca — Sphaerotheca mors uvae Berh et Curt (Grevillea IV p. 158), ba­dan} przez Cookea, Schweinitza, który przez długi czas w Europie nie był znany, dopie­ro w ostatnich pięciu latach zdobył sobie prawo obywatelstwa i dotąd szeroko już sferę swych wpływów zakreślił.

W Europie najpierwej poznał go E. S. Sal- mon z Kew, specyalista tego rzędu grzybów. Mi iowicie w sierpniu 1900 r. otrzym ał cho­ry grest, pokryty brunatną grzybnią z ogro­du królewskiego Glasnevin w Ballymena .(In Antrim) w Irłandyi, gdzie w początkach czi. wca opanował dwa krzaki, a później bardzo szybko się rozszerzył na inne.

W 1901 r. P. Hennings otrzym ał od N . A. Mossołowa z Michajłowska, w pow. podol­skim gub. moskiewskiej, okazy owoców i piętów młodych agrestu, niszczonych epi­demicznie w czerwcu przez rosę mączną; a v 1902 r. w lipcu, od prof. Bucholtza z ■ iygi wiadomość, że w porcie K unda w Es­tonii grzybek ten zniszczył cały zbiór agre­stu. Skonstatowano wtedy na zasadzie in- forinacyi od Hoffa, właściciela zakładów ogrodniczych w Rydze, że choroba ta wystę­puje w okolicach Nowogrodu i Pińska.

\ tymże czasie Izaczenko i A. Jaczewski, członkowie pracowni fytopatologicznej przy ogrodzie botanicznym w Petersburgu, wy­cenia ją , że w 1902 r . rosa mączna w ystępu­je w wielu miejscach w Rossyi pod Połtawą, w Kałudze, Symbirsku. U nas wtedy zaobser­wowano ją w gub. łomżyńskiej i siedleckiej. ^ Irłandyi w 1902 r. choroba szerzyła się dalej tak, że w hr. A ntrim i Derry była do­syć rozpowszechniona.

W granicach, podlegających moim obser- wacyom, skonstatowano jej obecność w roku ubiegłym w gub. płockiej w Dzierzgówku, w pow. przasnyskim. W r. b. występuje w wielu miejscach pow. ciechanowskiego (Łysakowo, Grzybowo, Pałuki, Żochy), zapo­wiadając zniszczenie całego zbioru agrestu. Spodziewać się więc obecnie należy, że cho­roba ta rozszerzy się po całem Królestwie.

W Niemczech, gdzie starannie notują wszelkie zjawiska chorobowe wśród roślin w specyalnych rocznikach (Jahresberichte des Sonderausschusses fur Pflanzenschutz; roczniki za lata 1893 — 1904) nie mamy żadnej wzmianki o jej ukazaniu.

W idzimy więc, że rosa mączna agrestu wystąpiła w Europie w dwu niezależnych od siebie ogniskach: w Irłandyi i Rossyi, skąd posuwa się ku środkowi Europy i wkrótce stanie się wielką przeszkodą w hodowli agrestu.

Zastanawiając się, dlaczego wcześniej nie była znana u nas, odrazu wpadamy na przy­puszczenie, że zawleczono ją dopiero od nie­dawna z krzakami nowych odmian agrestu, sprowadzonemi z Ameryki. Ze względu je­dnak na to, że w Ballymena od 40 lat agrestu nie sprowadzano, a wMichajłowskoje również od kilkunastu, Salmon inne podaje przypu­szczenie. Grzyb wywołujący rosę mączną—- Sphaerotheca mors uvae Berh et Curt jest pod względem morfologicznym zupełnie po­dobny do innego gatunku mączaka Sphae­rotheca tomentosa Otth (Sph. gigantea Sor et Thum), który występuje na wilczomleczach; można więc przypuścić, że mogło nastąpić w specyalnych warunkach przystosowanie się pasorzyta do nowego żywiciela, jak to ma często miejsce w świecie pasorzytniczym, np. pomiędzy rdzami zbożowemi, nemato- dami i t. d. Mielibyśmy więc do czynienia w tym wypadku z t, zw. rasą fizyołogiczną.

Rosa mączna występuje na wszystkich od­m ianach agrestu; nie pomija gładkiego, ko­smatego, żółtego i zielonego; obserwowano ją najsilniej na odmianach Amber, Smali Smooth Green, Large Smooth Red, w mniej­szym stopniu na Rouge Red, W hi na m s In- dustry, Large Smooth Green, W ithe smith.

Choroba rozpoczyna się w końcu maja lub początkach czerwca, z początku okrywa de­likatną powłoką białej pleśni tylko owoce,

454 W SZECH ŚW IAT JVs 29

później przenosi się na młode pędy i liście. Z początku ma wygląd białawych, jakby z pajęczyny utkanych plam, pokrytych mą- czystym nalotem, powstającym z owocują­cych konidyj. W ciągu dwu tygodni pla­my pojedyncze zlewają się w większe, na­bierają brunatnej barwy, otaczając całą po­wierzchnię jagody lub jej część powłoką woj- łokowatą. Tejże barwy plam y obserwować można na młodych tegorocznych pędach i liściach. Jagody .więdną i kurczą się czę­ściowo, lub na całej powierzchni, odpowie­dnio do tego, jaką przestrzeń zajął grzyb. W drugim przypadku przysychająi opadają, w pierwszym nawpół zwiędłe dojrzewają, nie posiadają jednak żadnej lub bardzo m a­łą wartość użytkową. Liście i pędy niszcze­ją w lipcu: pąki owocowe nie wiążą się na rok następny a krzaki tak słabną i tracą od­porność na mróz, że wiele ich wymarza.

Rozpatrując pajęczynowatą białą powło­kę pod mikroskopem, widzimy, że składa się ona z pojedyńczych i gałęzistych nitek, k tó­re w rastają w naskórek organów roślinnych i wysysają z nich soki pożywne za pomocą ssawek (haustoria) okrągławego kształtu.

Na powierzchni plam wznoszą się ku górze liczne proste, pojedyńcze gałązki grzybni, dochodzące od 3,5 do 5 [i, grubości, tworzące konidyalne organy rozrodcze. Na każdej nitce w wielkiej ilości oddzielają się w kształ­cie łańcucha komórki owalnego kształtu o wymiarach 18—20jtX 27—31 [j., bezbarwne, z zarodzią wypełnioną wodniczkami. Są to konidye, które nadają plamom mączysty wygląd; najmłodsze są spodnie, bezpośrednio do zakończenia nitek grzybniowych przyle­gające. Konidye łatwo odpadają i przeno­szą się na inne krzaki, szerząc w dalszym cią­gu chorobę. W krótce, t. j. w połowie czerwca, wśród nitek konidyalnych rozw ijają się ty ­powe, prawie okrągłego kształtu otocznie (perithecia), o wymiarach 100—120 (i. Pow sta­ją one w następujący sposób: na skrzyżowa­niu lub zetknięciu dwu nitek tworzą się nabrzmiałości oddzielające się ściankami od nitek grzybni. Jedna z tych komórek two­rzy plem nię(antheridiums.pollinodium ), dru­ga lęgnię (oogonium); po zetknięciu ich na­stępuje kopulacya i wkrótce z dzielących się komórek w yrastają nitki grzybni otaczające lęgnie i tworzą pierwszą warstwę ścianki

otoczni; z tej warstwy powstaje druga, ściśle zamknięta tak, że otocznia nie posiada otwo-

j ru. Zarodniki wydostają się na zewnątrz dopiero po rozpłynięciu jej ścianek. Inne ko­mórki wydłużając się słabo, tworzą charakte­rystyczne dla grzybów mączakowatych wy- rosty (suffulera s. appendicula). Wewnątrz otoczni część komórek wydłuża się w jajo- wato-owalny woreczek, zwężający się bro- dawkowato u podstawy. W każdej otoczni jest jeden woreczek ściśle do jej ścianek przy­legający, trudny do oddzielenia, o wymia­rach 70—95 jj. X 50—65 jjl; zawierający nie­jednakową liczbę od 2 do 8 zarodników bezbarwnych, owalnego kształtu, o wymia­rach 12—15 [j. X 18—20—25 (i. Zarodniki kiełkują na wiosnę.

Otocznie posiadają barwę brunatną i tw o­rzą się w takiej ilości, że plamy z białych, sta­ją się brunatnem i. N itki grzybni rozrastając się, tworzą tak zwartą wojłokowatą p o w lo ­kę, że trudno ją usunąć od części roślinnych a jeszcze trudniej rozdzielić igłami.

W ym iary zebrane przeze mnie wykazują: dla otoczni od 90 —110—120 jj.; długość w o­reczków 90—110 (i; szerokość największa 60— 65[j.; szerokość zarodników 12—15 u.; długość od 20 — 30 jł; długość konidyj od 25—35 (i; szerokość od 12—18 \l.

Rozwojowi i szerzeniu się rosy mącznej sprzyja czas wilgotny, dżdżysty i ciepły. Przyschnięte plamy grzybni zimują na ło d y ­gach, na wiosnę dają początek chorobie. W celu więc jej uniknięcia, wszystkie po­dejrzane pędy należy obcinać i palić.

W szeregu prób z zraszaniem chorych czę­ści roślinnych płynami, przed lizolem, for­maliną i płynem bordoskim (psuje w arto ść

targow ą jagód), wszyscy oddają pierwszeń­stwo siarczanowi potasu. Biorąc 1 uncyę (2 łuty) na 2 —3 galionów (10—12 l) wody, należy krzaki zraszać co 10 dni, począwszy od pękania pączków.

Wobec tego, że odmiany zwyczajnego agre­stu ulegają rosie mącznej, a natom iast są na nią odporne inne amerykańskie gatunki agre­stu, jak Ribes oxyacanthoides iR ibes Cyno- basti i mieszańce tych gatunków z odmia­nami europejskiemi, prawdopodobnie kultu­rę nowych odmian na tych gatunkach i ich krzyżówkach oprzeć będzie trzeba. W każdym razie chcąc uniknąć rosy mącznej, należy sto­

JM® 29 W SZECHŚW IAT 455

sować nadzwyczajną baczność w uprawie agrestu. 0 ile jest choroba w okolicy, nale­ży rozpocząć zraszanie krzaków. 0 ile wy­stąpi w ogrodzie, czynności te stają się nie- zbędnemi; dotknięte rosą mączną części ro­ślinne należy obcinać i palić. O ileby te środki zaradcze były pilnie przestrzegane i nietylko przez jednostki,lecz ogół stosowa­ne, możnaby szerzenie się rosy mącznej powstrzymać. W obec małego jednak u nas uświadomienia i zrozumienia przez posia­daczy sadów, należy się spodziewać, że cho­roba ta ustali się i przejdzie w stan chro­niczny. Uzyska więc łatwo prawo obywa­telstwa i gościnne przyjęcie, gdyż w ten sam sposób utrwaliło się w sadach u nas w osta­tnich czasach wiele chorób roślinnych, przy­noszących olbrzymie straty; dość wspomnieć choćby na wiśniach—Monilia fructigenaPers; na porzeczkach — Cereospora m arginella Thiim.

L i t e r a t u r a :

1. Schw ein itz. Synopsis of North American Fun-g i, p. 2 7 0 .

2. B erk eley et Curtis. G revillea. IV . p. 158 .3. B . D . H alsted . T he P ow dery M ildew of the

Gooseberry. R eport. Commiss. A gric. 1 8 7 7 , p. 3 7 3 — 3 8 0 pl. X I . W ashington 1 8 8 8 .

4 . E . S. Goff. E xperim ents in the Treatm ent ofGooseberry M ildew . Journal of M ycol. 1 8 8 9 , p. 3 3 — 3 4 .

5. C. P . Close. Treatm ent for Gooseberry M il­dew . N ew .-Y ork A gric. E xper. Stat. B uli. M 1 6 1 . N ovem b. 1 8 9 9 .

6. E. S . Salm on. M onographofthe E rysiphaceaeMemoir. of the Toroy Botan. Club. IX . 1 9 0 0 . Supplem entary N otes. Ib id . X X IX . 1 9 0 2 , p. 93.

7. E . S. Salmon. D er E rdbeer- und Stachel-beer-M ehltau. Journ. R oya l H ort. Soc. X X V . 1 9 0 p. 13 2 — 1 4 2 . Z eitschr fur Pflanzenkrank. X I . 1 9 0 1 , p. 75.

8 . E . S. Salm on. U eber die zunehm endeA usbrei-tung des A m erikanischen Stachelbeerm ehl- taus in -E uropa, Journ. R oyal. Hort. Soc. X V II . 1 9 0 2 , p. 5 9 6 . Zeitschr. fur Pflan- zenkrankheiten X II I . 1 9 0 3 , p. 2 0 4 — 2 0 5 .

9 . P . H ennings. D ie Stachelbeer - Mehltau(Sphaerotheca mors uvae) inR ussland . Zeit- schrift. Pflanzenkrankh. X I I . 19 0 2 p. 1 6 — 1 7 , Gartenflora 1 9 0 2 , p. 170 .

10 . P . H ennings. U eber die w eitere V erbreitungdes Stachelbeeresm ehltaues in R ussland. Z eitsch. Pflanzenkrankh. X I I . 1 9 0 2 , p. 2 7 8 — 2 7 9 , Gartenflora 1 9 0 2 , p. 3 9 9 .

11. P . M agnus. U eber die Stachelbeer-M ehltau,Gartenflora 1 9 0 2 , p. 2 45 .

! 12 . P . W . N eger. B eitrage zur B io log ie der E ry- sipheen F lora, 19 0 2 p. 284 .

13 . F . C. Stew art. A F ruit d isease Survey ofW estern N ew York in 1 9 0 0 . N ew York A gric. Experim . Stat. B uli. Au 1 9 1 . 1 9 0 0 , p. 3 11 .

14 . N . A. M osołow. N owaja bolieźń kryżow nika.L istok dla borby z bolezniam i. 1 9 0 2 . Na 10 , p. 76 .

15 . Isaczenko. N ow aja bolieźń kryżow nika. Żur-nał obszczestw a sadow odstw a. X V , 1 9 0 3 . JV° 1.

16 . A . Jaczew sk i. Gribnyja boliezni kulturnychi dikorastuszczych rastienij. W yp usk V I,

56 . Stanisław Chełchowshi.

G-ALVAN OTROPIZM I GALVANOTAXIS WYMOCZKÓW.

Nazwą galwanotropizmu Statkiewicz ozna­cza ruch postępowy zwierzęcia w jak im ś kierunku pod wpływem elektryczności, na­zwą galvanotaxis — zmianę położenia osi ciała w z g lę d e m biegunów prądu.

Statkiewicz przeprowadzał swoje doświad­czenia w małych pudełkach ze szkła, kaolinu lub kartonu napojonego antyhydrynem, uży­wając zwykle elektrod niepolaryzujacych. Do badań pod mikroskopem używał jakby stopni z kaolinu kilka milim. wysokich, na których wspierał szkiełko przykrywkowe; do nich przykładał elektrody glinowe. Prąd pochodził z bateryi o 40 ogniwach cynkowo- węglowych, z akumulatorów lub dynamoma- szyny; zmieniał jego kierunek zapomocą od­powiednich przyrządów. W przebieg prądu stałego włączano miliamperometr, reostat, klucz i kom utator Pohla.

Autor nasz badał wpływ prądu stałego, indukcyjnego i przerywanego; eksperymen­tow ał na 27 gatunkach wymoczków (z Holo- Hetero-i Hypotricha). Co do prądu stałego obserwacye jego zgadzają się z dokonanemi przez Verworna. Prąd indukcyjny działa ty l­ko w chwili otwierania prądu głównego. Prądy indukcyjne słabe nie wywołują żad­nej reakcyi — powtarzając się jednak często, sumują się, wywołując tak i sam skutek, jak prąd stały.

') P od ług dr. P . Statkiew icza: „Galvanotro- pism us und Galvanotaxis der C iliata“. Zeitsehrift f. allgem . P h ysio l. Jena, 1 9 0 4 .

456 W SZECH ŚW IA T j \ r 29

W celu przedstawienia zachowania się wy­moczków wobec prądu przerywanego, ba­dacz wybrał 2 gatunki: ParamaOcium cauda- tum i Stylonychia m ytilus i doszedł do na­stępuj ących rezultatów:

1) W razie nie częstej zm iany kierunku prądu (2—5 razy w 1") Param aecia ustawiają się przednim końcem ciała ku katodzie, rów­nolegle do kierunku prądu, a zmieniając swe położenie zależnie od jego kierunku, wahają się około swej osi na tem samem miejscu o 180°. Czas potrzebny do ustawienia się wy­nosi 0,8".

2) W razie częstej zmiany kierunku prądu (20—100 razy w 1") Param aecia ustaw iają się prostopadle do kierunku prądu i porusza­ją się w tym kierunku. Pow staje galwano- tropizm poprzeczny (transw ersalny).

3) W razie zmiany (10—20 razy w 1") po­czyna się ten galwanotropizm poprzeczny u Paramaeciów w środkowej części naczynia a w razie zmian częstszych obejmuje i w y­moczki znajdujące się przy elektrodach.

4) W razie stałej zm iany kierunku prądu (50 razy w 1'*) a słabego natężenia rozpoczy­na się galwanotropizm poprzeczny w środ­kowej części naczynia — wobec silniejszego prądu ulegają m u i wymoczki leżące przy elektrodach. A zatem wzmocnienie prądu działa tak samo, jak częsta zm iana jego kie­runku.

5) Stylonychia m ytilus przyjm uje położe­nie transwersalne już wobec rzadkiej zmia­ny kierunku prądu—źwraea się jednak stale swyni peristomem ku katodzie, zataczając łuk 180°. W razie częstszej zmiany kierunku prądu, obrót jej staje się coraz szybszym.

Poprzeczne uśtiawianle się wymoczków do kieiruhku prądu Statkiewicz objaśnia w ten sposób: Pod wpływem prądu stałego wy­moczki zwracają się ku katodzie. Gdy prąd zostaje przerwaiiy szybko, jedfae wymoczki są już zwrócone kil katodzie, inńe ku ano­dzie, jeszcze ińhe Ż&jintiją jakieś położeriie pośrednie. "Wskutek zmiany kierunku zwtó- cońe ku elektrodom wymoczki ulegają zno­wu prądowi stałemu, ale tylko działająceniu w jednym kierunku, posuwają Się ku tej elektrodzie, która staje się katodą. Dlatego tó widzimy przy obu elektrodach wymoczki ku nim zwrócone, jeśli tylko zm iany prądu j nie są zbyt szybkie. Wymoczki ułożone pod i

kątem do kierunku prądu, ulegając działaniu dwu przeciwnych prądów, ustawiają się pro­stopadle, na wypadkowej. Im częstsza zmia­na kierunku, tem więcej wymoczków znaj­duje się w tem ostatniem położeniu, dlatego coraz więcej wymoczków ustawia się trans­wersalnie.

Ńie wszystkie jednak gatunki wymoczków zwracają się jak Paramaecia ku katodzie prądu stałego. Opalina ranarum naprzykład zwraca się raz ku katodzie, raz ku anodzie, co prawdopodobnie zależy od siły prądu, jej przyzwyczajenia się do tej pobudki i wogóle od stanu „znużenia11.

Zachowanie się Spirostomum ambiguum wobec prądu, według obserwacyi Statkiewi- cza, jest inne, niż to podał Yerworn. Słabe prądy stałe powodują poprzeczne ustawienie się tego wymoczka, prądy silniejsze—galwa­notropizm katodalny skurczonego Spirosto­mum a bardzo silne—rozpad plazmy na ziarn­ka na końcu ciała zwróconym ku anodzie.

Podobny skurcz wymoczków, jak u Spiro­stomum, obserwować można u Lacrymaria olof, Stentor ćoeruleus i St. pblymorphus.

Porównywaj ąc swe obserwacye dokonane nad kilku wymoczkami z każdej z grup: Holo- Hetero - i Hypotrichów, Statkiewicz docho­dzi do wniosku, że reakcye Wymoczków na prąd elektryczny, czy to w formie galwano- tropiżmu, czy galvanotaxis a także i pręd­kość poruszania się aależy od natężenia prą­du. Zmiany natężenia prądu wywołują róż­ne typy tych dwu form reakcyi na podnietę elektryczny

Jeżeli w naczyniu z wymoczkami poddane- mi działaniu prądu galwanicznego znajdują się szczątki gnijących roślin lub inńe ciała obce, to wymoczki znajdujące śię obok nich llib w ifch obbębie, Ulegają tak samo działa­niu prądu, jak wolno pływające. W ystępuje tu jednak opóźnienie reakcyi i obniżenie jej stopnia tak, że gdy Ińfusoria w cieczy zwra­cają śl§ ku katodzie, zatrzymane przy tych ciałacli Obcych niti ulegają żadnej zmianie; gdy wolne ulegają rozpadowi, zatrzym ane— zaniepokojone wypływają do cieczy swobo­dnej i tiitaj w tenże sam sposób g iną.—Zja­wisko to obserwowali jtiż Jeńnings i Piitter i starali sitę je wytłuińaczyc interferencyą thigm otaxis i galvanotaxis. Zwierzęta ucze­pione do przedmiotów obcych ulegają thi-

Aft 29 W SZECHŚW IAT 457

gmotaxis. Kiedy je poddamy działaniu prą­du. ga!vanotaxis przeciwdziała tej thigmo- taxis i, o ile jest dość silna, zwycięża: wy­moczki zwracają się ku katodzie. Statkie- wi,'z tłumaczy to w prostszy i naturalniejszy s p o s ó b . Jeśli obserwujemy Ciliata w naczy­niu, przez które przepuszczono prąd stały, wi Izimy na nich rozmaity stopień reakcyi. Je iii siłę prądu zwiększymy, jednostki, któ­re przedtem nie oddziaływały, teraz re- ag 'ją. Różne zachowanie się wymoczków za! ży zatem od natężenia przechodzącego przez nie prądu. Ponieważ w miejscu, gdzie v> ieczy znajduje się jakieś ciało stałe, na­stępuje rozgałęzienie prądu, silniejszy prze- cliodzi przez ciecz, słabszy przez to ciało, j za rn to jest powodem słabszej reakcyi wy­moczków znajdujących się obok tych ciał, niż wolno pływających.

Badania nad galwanotropizmem wymocz­ki ” przeprowadził również Birukoff i do- sz Ił do wniosku, że ruch wymoczków jest kaaforeżą t. j. biernem unoszeniem ku kato­dzie. Przeciw tem u twierdzeniu Statkiewicz w stępuje stanowczo i stara się je zbić na- stopuj ącemi doświadczeniami:

Jeżeli do przeprowadzania prądu przez ci “z używamy elektrod ostrych, widełkowa- ty h lub jakiegokolwiek innego kształtu, za- u ażyć możemy, że wymoczki najliczniej

madzą się w tych miejscach, gdzie jest H imum prądu lub gdzie prąd nie ma ża- d ogo wpływu, np. w rogach naczynia. W chwili zmiany natężenia prądu lub zbli­żenia elektrod, widzieć można również zmia­no w rozmieszczeniu się wymoczków — uni­kanie prądu zbyt silnego. Jeżeli do cieczy z wymoczkami dodamy jakiegoś pyłku, prze­konamy się, że cząstki jego nie ulegają ża- daeniu przenoszeniu wobec natężenia prądu, wywołującego już wyraźny galwanotropizm wymoczków. Wobec silniejszego prądu wy-

spuje anaforeza t. j. unoszenie tych pyłków ku anodzie, podczas gdy Wymoczki płyną hu katodzie wolniej, pokonywając prąd unoszą­cy je ku anodzie.

Ruchy wymoczków najłatwiej obserwo­wać w uwalniających je substancyach koloi­dalnych. Jeżeli np. w roztworze gutny tra- y a lit o w ej trzym am y je kilka dni, giną wsku­tek autointoksykacyi, zachowując dokładnie swą postać. Jeśli do takich dodamy wy­

moczków nowych i przeprowadzimy prąd, przekonamy się, że żywe poruszają się ku katodzie lub nawet rozpływają wobec natę­żenia prądu nie wywołującego w ćieczy ża­dnych zmian. Kie można zatem galwanotro- pizmu uważać za bierną kataforezę, zwłasz­cza że i oryentowanie się wymoczków prze­dnią częścią ciała lub peristomem ku kato­dzie i unoszenie się zapotnocą rzęsek — nie dozwalają na takie mniemanie.

U wymoczków uległych galvanotaxis wy­stępuje zmiana postaci ciała. Jest ona na­stępstwem czynnego skurczu plazmy koro­wej. Skurcz ten może występować albo lo­kalnie (Paramaecium, Lacrimaria) albo na całem ciele równocześnie, powoli lub nagle tak, że zwierzę pęka a endoplazma rozprys- ka się—zależy to od natężenia prądu. O. Cal- gren skurcz ten tłumaczy kataforezą we­wnętrzną w ciele wymoczka. Eksperymento­wał on nad Paramaeciami nieżywemi i otrzy­mywał skurcz na końcu ciała zwróconym ku anodzie—nabrzmienie na zwróconym ku ka­todzie. ObserwaCye dokonane przez Statkie-

j wicza nad Paramaeciami w cieczach koloidal­nych wykazały, że natężenie prądu wywołu­jące skurcz u żywych, nie wywołują żadnych zmian u nieżywych. A zatem i warunki do­świadczenia Calgrena były nieodpowiednie. W końcu obserwacye mikroskopowe nad Oi- liatami, uległemi galvanotaxis, nie wyka­zały żadnych zmian w ruchu ziarn endo- plazmy.

Teorya zatem kataforezy, czy to w odnie­sienia do wymoczka jako całości, czy to do ziarnek endoplazmy nie ma podstawy. Szyb­ką zmianę kształtu wymoczka uważać nale­ży za skutek skurczu ektoplazmy pod wpły­wem bezpośredniego pobudzenia jego ele­mentów kurczliwych przez działanie silnego prądu.

M arya Radwańska.

2 . M a t o u t .

O TRYBOLUMINESCENCYI.

Termin ten o brzmieniu barbarzyńskiem, od niedawna używany w fizyce, oznacza jednę z postaci zjawiska fosforescencyi, zna­ną od początku wieku XVIU-gO pod M -

458 W SZECH ŚW IAT JMa 29

zwą fosforescencyi wskutek działań mecha­nicznych.

To szczególne zjawisko występuje, gdy pocieramy, rozbijamy lub uderzamy pewne ciała krystaliczne, bądź jedne o drugie, bądź też o jakieś ciało twarde. Zjawisko to stw ier­dzić może z łatwością każdy, np. rozbijając w ciemności kawałek suchego cukru, albo też szybko poruszając we flaszce kryształy azotanu uranu; w pierwszem z tych doświad­czeń, w chwili rozłamu spostrzegam y słaby blask niebieskawy; w drugiem — powstaje mnóstwo iskier w punktach, w których ude­rzają o siebie kryształy; iskry te m ają odcień zielony, podobny do zwykłej fosforescencyi soli uranowych.

Zjawisko tego samego rzędu otrzymujemy, uderzając silnie dwa kawałki kwarcu jeden o drugi: za każdem uderzeniem, następuje emisya światła pomarańczowego, które mo­żna zobaczyć rozchodzące się po całej masie, jeżeli oko jest dobrze wypoczęte; albowiem natężenie tych zjawisk wydaje się tem więk­sze, im oczy są lepiej przyzwyczajone do półciemności.

Całkiem odmienne są zjawiska fosforescen­cyi, które zdają się powstawać samorzutnie, bądź w znanychreakcyach'chemicznych, bądź w przyrodzie, jak np. w pewnych gatunkach grzybów w czasie rośnięcia, bądź wreszcie u ogromnej liczby owadów podzwrotniko­wych, które własność tę posiadają w stopniu znacznie wyższym, aniżeli nasze skromne świetliki. Znakomici badacze, a w szczegól­ności Rafael Dubois wr m agistralnej pracy swej o owadach świecących, wykazali, że fosforescencya owadów jest wynikiem dzia­łania chemicznego specyalnych wydzielin, których syntezy zdołano dokonać.

Dwie postaci fosforescencyi, które dopiero co rozpatrzyliśmy, różnią się bardzo wyraźnie swą genezą; zdarzają się jednak i wypadki mieszane, w których niepodobieństwem jest rozstrzygnąć napewno, czy przyczyną dane­go zjawiska jest działanie mechaniczne, czy też chemiczne.

Taki wypadek mamy w doświadczeniu Ro- sego, które zasadza się na rozpuszczeniu na gorąco kwasu arsenawego szklistego w kw a­sie chlorowodorowym dymiącym, rozcień­czonym wodą, i następnie na skrystalizowa­niu przez powolne oziębienie.

W drugiej części tego doświadczenia, t. i podczas krystalizacyi, Rose zauważył, że kryształy, tworzące się w roztworze, by ły siedliskiem drobnych eksplozyi świetlnych Usiłował on wytłumaczyć to zjawisko wy­dzielaniem się energii w chwili, gdy kryszta­ły bezwodnika arsenawego oddzielają się od rozpu szczalnika.

To nieokreślone tłumaczenie było przez długi czas przyjmowane i brane za zasadę we wszystkich dziełach o chemii, gdy nie­dawno Guinchant z jednej strony a Gernez z drugiej ogłosili prawie jednocześnie bardzo ciekawe uwagi, które na kwestyę tę rzucają zupełnie nowe światło.

Ci dwaj uczeni stwierdzili, każdy ze swej strony odmienną postać zjawiska, zmieniając przytem doświadczenie na różne sposoby.

W edług Gerneza, podczas gdy zjawisko zaczyna się ujawniać, kryształy już są ufor­mowane, a iskierki powstają w chwili gdy dwa kryształy uderzą o siebie w samem wnętrzu rozpuszczalnika lub też gdy uderzy­my kryształ ciałem twardem, np. prętem że­laznym lub laseczką szklaną; skutek ten da­je się wywołać dowolnie za każdem uderze­niem o kryształ nietknięty; jeżeli wstrząsać będziemy energicznie naczynie, zawierające kryształy w stanie zawieszenia, to zjawisko zyskuje znacznie na natężeniu skutkiem czę­stych spotkań, zachodzących pomiędzy kry­ształami. A zatem mamy tutaj wyraźną tryboluminescencyę,t. j. fosforescencyę przez działanie mechaniczne.

Nadto Gernez przekonał się, że wbrew temu, co wypowiedział b y ł’Rose, gotowanie roztworu przed krystalizacyą nie jest bynaj­mniej rzeczą konieczną; wystarcza ro z p u ś c ić kwas arsenawy w mieszaninie kwasu chloro­wodorowego dymiącego i wody wziętych w objętościach równych i tem peraturze zwy­czajnej; tem peratura mieszaniny podnosi się z początku do 40°, poczem w czasie oziębie­nia, które następuje po reakcyi, tworzące się kryształy oktaedryczne okazują tę sarnę własność, jak wtedy, gdy roztwór został przygotowany w tem peraturze wrzenia.

W łasność ta zachowuje się przez czas bar­dzo długi, prawdopodobnie nieograniczony; autor tego doświadczenia mógł je powtórzyć na kryształach, tak spreparowanych przed upływem przeszło 4-ch miesięcy.

J\f» 29 W SZECHŚW IAT

Guinchant, który, o ile się zdaje, bliżej zbadał zjawisko, zauważył, że daje się ono odtworzyć z różnemi odmianami kwasu arsenawego, a nie tylko z samą postacią szkli­stą; jedynym warunkiem jest to, żeby roz­puścić wszystko zanim kryształy zaczną od­dzielać się od roztworu.

W chwili tworzenia się tych kryształów, Guinchant, obserwując je przez silną lupę, przekonał się, że, oprócz fosforescencyi wsku­tek uderzeń, występowała inna jeszcze fosfo- rescencya, na pozór samorzutna, mająca swe źródło w przeobrażaniu się modyfikacyi sze­ściennej; zjawisko to, aczkolwiek powstające bez widocznej pobudki mechanicznej ze­wnętrznej, jest, prawdopodobnie, zjawiskiem tego samego rzędu, co i to, które oberwowa- liśmy przedtem, albowiem modyfikacya po­staci krystalicznej nie może nastąpić bez pra­cy cząsteczkowej wewnętrznej, niezbędnej do nowej oryentacyi osi. Łatwo zrozumieć, że praca ta, która w rezultacie jest rodzajem ogólnej dyzlokacyi postaci pierwotnej, daje się przyrównać do działania mechanicznego; działaniu tem u zawdzięczałaby swe pocho­dzenie samorzutna emisya świetlna, która w innych razach może być otrzymana sztu­cznie, jak np. wtedy, gdy miażdżymy kry­ształ.

Jedynym punktem niewyjaśnionym jest pytanie, skąd się bierze energia, niezbędna do zmiany układu krystalicznego, gdy kry- stalizacya początkowa już jest utworzona; jest rzeczą możliwą, że jest to skutek wy­dzielonego ciepła, albowiem autor tych do­świadczeń nie wskazał tem peratury tego właśnie punktu, w którym podczas oziębie­nia powstawała fosforescencya samorzutna.

Światło, wysyłane przez tryboluminescen- cyę kwasu arsenawego daje widmo ciągłe, podobne do widma rozżarzonych ciał stałych, przyczem jednak przeważają w niem barwy żółta i zielona, czerwona zaś występuje słabo.

Światło to ujawnia dość silną zdolność fo­tochemiczną, skoro Guinchant zdołał, w od­ległości kilku centymetrów od naczyń, za­wierających roztwory, otrzymać fotografie cieniów przedmiotów, umieszczonych pomię­dzy temi naczyniami a płytkam i uczulone- rni; obliczył on że w tych warunkach zdol­ność fotochemiczna była mniej więcej równa zdolności fotochemicznej zwykłego palnika

j Bunsenowskiego, umieszczonego na odległo­ści metra. Nie zapominajmy, że chociaż pło­mień tego palnika daje mało światła, jako złożony z promieni, na które wzrok jest mało wrraźliwy, to jednak działanie jego jest dość silne ponieważ promienie te przypadają na okolicę widma, zawartą pomiędzy częścią nie­bieską a pozafioletową; tym sposobem po­równanie powyższe nie ma żadnej wartości f otometrycznej.

Słuszność nakazuje przyznać, że nie osła­bia to bynajmniej znaczenia pomyślnych do­świadczeń ponieważ celem, do którego dążyli i który osiągnęli Guinchant i Gernez, było przedewszystkiem wykazanieistoty zjawiska, odkrytego przez Rosego. Otóż dzisiaj wie­m y z zupełną prawie pewnością, że jest to zjawisko natury czysto mechanicznej i fizy­cznej.

Gernez spostrzegł również, że roztwory siarczanu potasu, które, krystalizując się, wy­twarzają także emisye świetlne, zawdzięcza­ją tę własność zjawisku, bezwzględnie iden­tycznemu z tem, które zbadał on w roztwo­rach kwasu arsenawego. S. B.

459

KRONIKA NAUKOWA.

— Niektóre dane o słońcach. Z badań, k tó­rych dokonał ostatnio J . E . Gore, okazuje się, że a Centaura, R ig e l i A ntares posiadają masy, k tó ­re są odpowiednio: 8 8 2 , 2 0 0 0 0 i 8 8 0 0 0 w ięk­sze od m asy naszego słońca. Arkturus ma blask 1 2 0 0 razy w iększy od b lasku naszego słońca. G dyby to ostatnie znajdowało się od nas na tej samej od leg łości co Arkturus, to m oglibyśm y je dojrzeć ty lko przez dobrą lunetę. Canopus, naj­w iększa z gw iazd znanych, je s t milion razy w ięk ­sza od słońca. Orbitę ziem i, widzianą, z od legło­śc i, na której znajduje się od nas Canopus, m ógł­b y zakryć w łos, um ieszczony o dziesięć kilom e­trów od oka obserwatora. Obok tych olbrzym ów istn ieją jednak gw iazdy, które jak np. księżyc Aldebarana są n iew iele w iększe od Jow isza. J e ­żeli w ięc słońce nasze jest znacznie m niejsze od w ielu gw iazd, to z drugiej strony przenosi ono rozmiarami sw em i w iele innych, tak że ostatecz­nie układ nasz planetarny zajmuje w e w szech- św iecie m iejsce dość poczesne.

(C iel e t Terre). 8. B.

— Nowa kometa o krótkim okresie. F ayetastronom Obserwatoryum P arysk iego , stw ierdził, że kometa 1 9 0 4 e, odkryta w końcu roku ub ie­g łego przez B orellego , je s t kometą peryodyczną

400 W SZECH ŚW IA T M 29

o okresie 7-ió letnim i że przeto należy do grupy ciał n iebieskich , których czas ob iegu m niejszy je s t od obiegu Jow isza. Grupa ta je s t bardzo ciekaw a ze w zględu , że stanow i niejako przejście od drobnych planet do kom et. Godna uw agi jest okoliczność, że dana kom eta posiada ty lk o pierś­cień zgęszczenia, lecz pozbaw iona je s t warkocza. Z pom iędzy 3 3 komet, których okres je s t krótszy od okresu Satarna, znamy ty lk o dw ie, a m ianowi­cie komety: T uttlea oraz 1 8 6 4 V I, których okres dłuższy je s t od okresu Jow isza i to bardzo niezna­cznie, w ynosi bow iem l S 1̂ lat. Jak dotąd nie zdaje się, by now e ciało n ieb iesk ie m ogło być utożsamione z którem kolw iek z ciał, już skatalo­gowanych; w iększą pew ność co do teg o uzyskam y dopiero w ted y , g d y zbadana zostanie daw na jeg o droga oraz g d y b ęd zie można odpow iedzieć na pytanie, czy zakłócenia w ynikające z obecności Jow isza n ie zm odyfikow ały W sposób znaczniejszy rodzaju orbity. Z końcem marca b lask kom ety b y ł tylko cztery razy słab szy , an iżeli w chw ili odkrycia.

(Ciel e t Terre). 8. B.

— Zestalanie się planet. O pierając s ię na now szych dośw iadczeniach, dotyczących punk­tu topienia s ię ciał stałych oraz d yfu zy i rozmai­tych ciał rozżarzonych, g d y ciała te przez czas dłu gi są ze sobą w zetknięciu , L educ w ypow iada następujące uw agi o sposobie, w ja k i odb yw a się proces zestalania s ię planet. Ciała, których punk­ty topienia się są najw yższe, n ie zaw sze posiada­ją gęstość najw yższą. Z darzyć s ię m oże, że w m ie­szaninie rozżarzonej ciała gęstsze od innych, szyb ­ciej ulegną oziębieniu. To tłum aczy nam, dlacze­go pierw sza w arstw a litosfery na p lanecie może pow stać z p ierw iastków najrozm aitszych, a naw et zawierać substancye o gęstośc i bardzo znacznej, jak to w idzim y na przykładzie skorupy ziem skiej. Z drugiej strony bez w zględu na przyrodę dw u stykających s ię cieczy rozżarzonych, pow stanie zaw sze po d ługim czasie z bardzo nielicznem i w y ­jątkam i m ieszanina o g ęsto śc i jednostajnej, zw łasz­cza jeżeli ciecze te są w ystaw ion e na częste w strząśnienia. Stąd w nosi L educ, że je ś li pom i­niem y w pływ ciśnienia, to n ic nas n ie zmusza do przypuszczania, że gęstość w arstw w e wnętrzu ziem i w zrastać musi z głębokością . W reszcie , opierając się na rozm aitych danych, przyjm uje on podobnie ja k to czynią L oevy i P u iseu x , że ozię­b ien ie postępuje od strony zew nętrznej ku w n ę­trzu. A le prócz tego przypuszcza on, że po utw orzeniu Się p ierw szej Warstwy stałej przyjdzie chw ila, gd y z kolei rzeczy w środku ziem i pow sta­n ie jądro stałe oddzielone od skorupy zew nętrznej m ieszaniną ciekłą. W rzeczy samej now sze do­św iadczenia w ykazały , że od pewnej granicy punkt topienia się podnosi s ię w m iarę zw iększen ia się ciśnienia. W ob ec tego łatw o zrozum ieć, ze sku t­k iem olbrzym ich ciśn ień , istn iejących w e w n ętrzu ziem i, tem peratura top ien ia s ię m usiała w zrosnąć, zw łaszcza dla n iektórych substancyj gęstych , k tó ­

re tj-m sposobem długo pozostaw ały w stanie cie­k łym i b y ły zm ieszane z otaczającę masą płynną o gęstości m niejszej. Stąd w ynika, że w czasie, gd y oziębienie zacznie sięgać w arstw najgłębszych m aterye te zestalą się i spadną do środka ziemi, gdzie nagrom adzenie ich stanie s ię przyczyną po­w stania jądra Stałego.

(Ciel et Terre). 8. B

— 0 jonach atm osfery. P . L angeyin w y­kazał, że w atm osferze istn ieją sta le jony o ru­chliw ości nieznacznej. O becność tych jonów po­zw ala w ytłum aczyć w sposób prosty' stopniowe zm niejszanie się prądu, który daje się przepuścić przez ograniczoną m asę powietrza, natj'chmiast po w prow adzeniu jej do zam kniętego zbiornika me­talow ego, zaopatrzonego w elektrodę centralną, połączoną z elektrom etrem . P oczątek tych dużych jonów można, o ile się zdaje, odnieść do przeobra­żania się cząstek obojętnych atm osfery, które ła­dują się przyciągając elektrostatycznie jony zw y­czajne, sta le w ytw arzane przez różne promienio­wania; to przeobrażanie się cząstek obojętnych w duże jon y ograniczone jest ponownem łącze­niem się tak utworzonych dużyoh jonów z jonami drobnem i przeciw nego znaku. D ośw iadczenie potw ierdza w szystk ie konsekw encye tej teoryi, która w szczególności przew iduje, że w szystk ie cząstk i muszą zamienić się na duże jony, jeżeli pow ietrze zaw iera drobne jony jednego tylko znaku. 8. B.

(R ev. Scient.).

— Balony-sondy w Stanach Zjednoczonych.W iadom o, że m eteorologia zaw dzięcza obserw ato- ryum na górze B lue H ill pod Bostonem ca ły sze­reg ważnych obserw acyj, zebranych w górnych w arstw ach atm osfery zapomocą lataw ców . W o­góle można pow iedzieć, że ze w szystkich krajów m etodę pow yższą najdaw niej i najsystematy^czniej uprawiają S tany Zjednoczone, w obec czego jest rzeczą dość dziw ną, że balony-sondy' w eszły tu w użycie dopiero ostatniem i czasy. P odczas w y ­staw y w Saint-L ouis staraniem A . Z. Iłotcha, dyrektora obserw atoryum na B lue H ill, w yp u ­szczono 14 balonów -sond, które następnie w szyst­k ie Zostały odnalezione wraz z przynależnem i do nich diagram atam i. P od ług w skazań barome­try cznych najw iększą w ysokością b y ło 1 5 5 0 0 m (dnia 23 września), przyczem tem peratura w pun­kcie tym w ynosiła — 5 5 ,6 ° C. P odczas innego w zlotu (26 listopada) term ometr spadł do — 6 0 ,0 6 C. na w ysokości znacznie m niejszej, gd yż rów nej ty lk o 10 0 0 0 m. K ierunek i prędkość w iatru oznaczono w przybliżenia na podstaw ie położenia m iejsc, gdzie spadały batony', oraz cza­su , zużytego na podróż. D w a razy prędkość śre ­dnia przeniosła ' 4 5 m na sekundę. W szystk ie balony z w yjątkiem jednego pow ędrow ały na w schód . S. B.(C iel e t Terre)

JVŚ 29 W SZECHŚW IAT 461

— Przepowiadanie burzy i powodzi. Cie­kawe przyczynki do tej k w esty i zawiera artykuł Gilberta Grosvenora, ogłoszony w zeszycie czerw ­cowym Century M agazine, a pośw ięcony zobrazo- | waniu działalności t. zw . Biura P ogody w Stanach Zjednoczonych (U . S . W eather Bureau). Autor rozpatruje w nim całokształt pożytecznych opera­cji) prowadzonych przez tę instytucyę, w szcze­gólności jednak zajm uje się organizacyą ostrzeżeń orzed burzami, przymrozkam i i powodzią. Jednaz najciekawszych przepow iedni b yła przepow ied­nia powodzi w 1 9 0 3 r., którą B iuro zapow iedzia­ło na 28 dni naprzód, a to na podstaw ie w iado­mości o ulew ach, spadłych na przestrzeni 3 0 0 0 0 0 nil kw adratow ych (ang.). Pow ódź ta w yrządzi­ła straszliw e szkody, ale ogół b y ł na nią, przygo­towany i d latego straty w yniosły o w ie le m ilio­nów mniej, n iżby w yn ieść m usiały, g d y b y kata­strofa zdarzyła s ię była niespodzianie. Bardzo starannie objaśniona je s t także sprawa ostrzeżeń przed przymrozkam i w iosennem i i letniem i, które jak wiadomo w ciągu jednej nocy niw eczą nieraz owoc całorocznej pracy rolnika. B iuro dąży usil­nie do tego, b y módz przymrozki także sygnalizo­wać przynajm niej na 2 4 godziny naprzód i w da­nym razie w ciągu k ilku godzin rozsyła w tym elu dziesiątki ty s ięcy telegram ów . N ajw ięk- zem jednak pow odzeniem uw ieńczone zostały

usiłowania Biura w dziedzinie przepowiadania :'urz. Obliczono, że w obrębie sam ych ty lko W ielkich Jezior straty , w yrządzane żegludze >rzez burze, zm niejszyły s ię dzięki ostrzeżeniom

Biura przeszło o 50%.(Naturę), 8. B . •

— W pływ nizkiej tem peratury na życie na­sion. D aw niejsi badacze, jak P icte t, K . de Can- dolle, Brow i inni, poddając nasiona różnych ro­ślin przez przeciąg k ilku godzin lub n aw et k ilku­nastu dni działaniu nizkich tem peratur (od — 4 0 do —240°), zauw ażyli, że ziarna nie traciły zdol- | ności k iełkow ania. To dało im pohop do w ypo­wiedzenia zdania, że podczas działania nizkiej j temperatury protoplazma ziarna zaw iesza sw e czynności i zaczyna funkcyonow ać na nowo po usunięciu wstrzym ującej rozwój przyczyny. P o­dobne zdanie, sprzeczne z tem, co w iem y o cią­głości zjaw isk życiow ych , dało powód p. B ecąue- relowri do przerobienia dośw iadczeń, w ykonanych, ! przez jego poprzedników . B adania przeprowa- l dził w sposób następujący:

Cztery porcyę nasion um ieścił w probówkach i zamkniętych korkam i. P ierw sza poreya sk ładała się z nasion rycynusa, sosny, dyni, fasoli, tatarki, kukurydzy, żyta, bobu, łubinu, grochu, w yki, lucerny, rzepy i rzodkiew ki w stanie naturalnym. r>rugą porcyę stanow iły nasiona sosny, dyni, ku­kurydzy, bobu, grochu i łubinu, pozbaw ione ze­wnętrznej skorupy. W skład trzeciej porcyi w e­szły nasiona dyni, kukurydzy, tatarki, łubinu, grochu i bobu, starannie w ysuszone do stałej w a­gi. W reszcie do czwartej porcyi należały nasiona

grochu, lucerny i bobu, wymoczone przez 12 go­dzin w w odzie. W szystk ie probówki zostały umieszczone w ciekłem powietrzu w tem pera­turze od — 18 5 do — 195° C. i pozostawały tam przez 130 godzin. Po up ływ ie tego czasu ziarna z probówek zostały w yjęte i zasadzone, Z ziarn, należących do pierwszej porcyi, dobrze w zeszły nasiona bobu, grochu, łubinu, w yk i, lucerny, rzodkiew ki i żyta, nasiona dyni, kukurydzy i ta ­tarki k iełkow ały słabo, bardziej zaś bogate w wo- d^ nasiona rycynusa, fasoli i sosny zostały zabi­te . Z ziarn drugiej porcyi w zeszły bób, łubin1 groch. Z trzeciej porcyi w zeszły w szystk ie na­siona, a nasiona, stanow iące czwartą porcyę, w szystk ie zostały zabite,

P o zbadaniu nasion zabitych autor przekonał się, że śm ierć nastąpiła w skutek dwu przyczyn, działających razem lub oddzielnie: zb yt szybkich

j wahań ciśnienia gazu, zaw artego w tkankach, j i zw arzeniu s ię zaw artości komórek. Ziarna dyni

z trzeciej porcyi w zeszłyby , g d y b y n ie b y ły po­zbaw ione skorupy. Z ostały one zabite przez zmia­ny ciśnienia: korzeń i łodyżka zarodka okazyw a­ły liczne spękania. Ł ączny śm iertelny w pływ tych2 czynników w idzim y na ziarnach rycynusa. S ko­rupa i bielm o nasienia okazują liczne spękania lecz i protoplazma komórek odznacza s ię zmiana­m i, w łaściw em i zwarzonej plazm ie, jak skurczenie się jądra i odstanie worka plazm atycznego od ścian komórki.

R ezultaty badań pozwalają B ecąuerelow i w y­głosić następujące tw ierdzenie: zdolność nasion opierania się szkodliw em u w pływ ow i nizkiej tem ­peratury zależy jedyn ie od ilo śc i w ody i gazu, zawartych w tkankach. Jeżeli w ody i gazu znaj-

j duje się w tkankach ilość dostatecznie znaczna,I zimno zabije protoplazma i przez to pozbaw i na­

sien ie zdolności kiełkowania, lecz jeżeli plazma przez w ysuszenie osięgła maximum koncentracyi i przez to minimum działalności, nizka tem peratu­ra w pływ u na zdolność kiełkow ania nie ma. O ja- kiem ś zaw ieszaniu czynności życiow ych plazm y nie może być m owy.

(Comptes B endus). F. Ii.

— 0 toksynach i anlytoksynach zmęczeniadr. W olfgang W eichardt podaje sw oje spostrze­żenia w „M iiachener m edicinische W ocheo- schr.ift" i „K linisch-therapeutische W ochenachrift!< z 1 9 0 4 r.

O ddaw ca znany je s t fakt, że w razie ogólnego zm ęczenia cia ła w m ięśniach tworzą się pew ne zw iązki, jak kw as mleczny, mocznik, kreatyna i kreatynina, k tóre dla znużenia organizmu ma­ją jednak tylko drugorzędne znaczenie. N ied a­wno wspomniany badacz zdołał dow ieść w soku m ięśniowym zw ierząt, w w ysokim stopniu zmę­czonych skutkiem usilnej pracy, obecności toksy­ny. W tym celu m ięśnie zw ierząt zmęczonych po roztarciu z roztworem so li kuchennej pozosta­wiono przez k ilka godzin działaniu autolizy; otrzy­many w ten sposób sok m ięśniow y po zastrzyknię-

462 W SZECH ŚW IAT No 29

ciu pod skórę lub do jam y brzusznej rozm aitych zw ierząt w m ałych ilościach w yw o ły w a ł objaw y znużenia i działał usypiająco, za użyciem zaś w iększej dozy po głębokim śnie następow ała w re­szcie śm ierć skutkiem zm ęczenia ze w szystk iem i charakterystyeznem i objaw am i. W y c ią g z m ięś­ni zw ierząt niezm ęczonych zupełnie nie działał, w yciąg zaś m ięśn iow y zw ierząt trochę ty lk o zm ęczonych w yk azyw a ł działanie słabe.

J eżeli opisana w yżej toksyna zm ęczenia w sta­nie św ieżym lub w ysuszona zostanie pow tórnie zastrzyknięta zw ierzętom pod skórę, do jam y brzusznej lub do naczyń krw ionośnych początko­w o w małej ilości, a następnie w stopniow o w ię ­kszych dozach, to w e krw i tw orzy się w krótce antytoksyna, w skutek której zw ierzęta stają się od- pornemi na działanie naw et dość znacznych da­w ek tok syn y , jak rów nież bez szk od y znoszą na­tężoną pracę, przyczem tworząca się podczas usilnej pracy toksyna zostaje zupełnie zobojętniona przez obecną w e krw i an ty toksynę. K rew zw ierząt uodpornionych na w p ły w y tok syn y (lepiej brać surow icę) może b y ć użyta w celu im m unizacyi innych zw ierząt. Z w ierzęta zdrow e, którym za- strzyknięto an tytoksynę, m ogą w yk on yw ać w ię ­kszą pracę, niż zw ierzęta nieuodpornione. T e sam e skutk i otrzym ują się w razie stosow ania im­m unizacyi u ludzi.

O dpow iednie w ięc u życie an ty tok syn y przeciw ­ko zm ęczeniu w p ływ a na zw ięk szen ie rzeźkości organizm u i zdolność jego do pracy, n ie działając szkod liw ie na sen i n ie pociągając za sobą żad­nych niepożądanych skutków dla zdrow ia.

Cz. St.

— Leucyna i tyrozyna, jako źród ła azotu dla roślin. Lutz w 1 8 9 8 r. robiąc dośw iadcze­nia doszedł do w niosku, że w sztucznych hodo­w lach rośliny kw iatow e n ie korzystają z leucyny i tyrozyny, jako źródeł azotu, g d y tym czasem n iż­sze grzyb y przysw ajają go bardzo dobrze z tych zw iązków organicznych. W ostatnich badaniach sw oich p. L utz zam iast piasku, poprzednio używ a­nego, zastosow ał drobne ku leczk i szklane, które znajdow ały s ię w starannie stery lizow an ym apa­racie i b y ły zw ilżone cieczą odżyw czą, do której dodano na 75 cm3 0 ,5 g leu cyn y lub tyrozyny. D o badań użyto nasion Oucumis vu lgaris, które uprzednio w yjałow iono przez obm ycie w sublim a- cie. W y n ik dośw iadczeń b y ł dodatni, gd yż po­kazało się, że leucyna i tyrozyna m ogą dostarczać azotu n iety lk o grzybom (A spergillu s, P en icil- lium ), lecz i roślinom kwiatowjTn.

W pracach daw niejszych w spom iany badacz w ykazał, że aminy, am idy i n itry le mogą b yć asym ilow ane w rozm aitym stopniu. N ow sze ba­dania L utza nad pleśniakam i św iad czą , że am idy ze w szystk ich ciał zaw ierających azot najła­tw iej mogą b y ć przysw ajane przez grzyby; am i­n y zajmują drugie m iejsce, a n itry le przyczynia­ją s ię tjdko do bardzo nieznacznego w zrostu.

Z dośw iadczeń tych w yp ływ a, że zw iązki o naj­

prostszej cząsteczce są najlepszem i źródłami azotu dla roślin. Cz. St.

(N aturw . R und.).

— Obecność jadu w jajkach żmij została niedaw no w ykazana przez p. C. P hisalixa . W ka­żdym z jajn ików żmii (Y ipera aspis) w końcu kw ietn ia znajduje się po 5 — 10 zarodków różnej w ielkości. J eżeli przetniem y pow łokę jaja i w y­ciśniem y jeg o zawartość, otrzym am y gęstą żółtą masę o odczynie słabo kw aśnym , składającą się głów nie z żółtka odżyw czego, i la sa , rozpuszczo­na w w odzie, w yw ołuje u św inki morskiej po za- strzyknięciu w szelk ie oznaki zatrucia jadem żmii. U zw ierzęcia w ystępuje charakterystyczne opuch­n ięcie ciała w m iejscu zastrzyknięcia, stopniowe obniżenie tem peratury, trudność oddychania i po­ruszania się , w reszcie śm ierć.

Substancya, powodująca te sym ptom y zatru­cia, posiada w łasności fizyczne jadu: nie dyalizu- j e się i działalność jej słabnie z podwyższaniem tem peratury. J eże li nienaruszone jaje włożymy na kilkanaście dni do w od y z chloroformem, a po w ysuszen iu zastrzykniem y jego zaw artość św in­ce, zauw ażym y, że w ystąpią też oznaki zatrucia,

.c o i po zastrzyk nięciu zaw artości jaja św ieżego. W od a zaś, w której odbyw ała się m aceracya ja­ja, je s t zupełnie nieszkodliw a. W nioskujem y w ięc, że p ierw iastk i trujące nie dyfundują przez skorupę jaja. R ów nież nader wolno jad dyfuduje w tkankach. G dy daw ka zastrzyknięta je s t dość w ielka, aby w yw ołać szybką śm ierć, znajdujemy w iększą część zastrzykniętej m ateryi nienaruszo­ną w m iejscu zastrzyknięcia. Przez ogrzewanie własności trujące zmniejszają się. W 5 8 — 60° jadow itość zawartości jaja nie słabnie, tem peratu­ra 70° okazuje już swój w p ływ , a w 8 0 ° pier­w iastk i trujące zostają zniszczone. Św inka, k tó­rej zastrzyknięto 2 cm3 żółtka, ogrzew anego przez 2 0 m inut do 80° C., nie okazyw ała żadnych oznak zatrucia.

K rew żmii, zastrzyknięta zdrow ym zw ierzę­tom, w yw ołuje rów nież objaw y zatrucia jadem , lecz daw ka musi b yć 2 razy w iększa, niż zawar­tość jaja. Żaden organ ciała żmii, n ie mówiąc naturalnie o gruczołach jadow ych, n ie zawiera ty le trujących p ierw iastków , co zarodek. W no­sim y ztąd, że w chw ili rozpoczęcia się u żmii oogenezy pierw iastki czynne jadu zbierają się w jaju . J e s t rzeczą zupełnie możebną, że i inne specyficzne substancye przechodzą z krw i do jaj, w yw ierając pew ien w p ływ na ich rozwój. J eśli tak, to zjaw iskom m echanicznym ontogenezy to­warzyszą zjaw iska chem iczne i odgryw ają zape­w ne znaczną rolę w kształtow aniu s ię ox-ganów i w m echanizm ie dziedziczności.

(Comptes R end us). F. R.

— Badania nad filogenezą osłonie. N ie ­dawno p. Ch. Ju lin og łosił krótkie spraw ozdanie o małej, d ługości 6 — 1 0 nim żachw ie, którą zna­lazł w zatoce N eapolitańskiej, w dw u miejscach

j\o 29 W SZECHŚW IAT 463

Da otębokości 1 i 3 5 m. Żachwa ta odznacza się bardzo prostą budową ciała. Zebraw szy w iększą ilość danych p. Ju łin og łosił obecnie bardziej s z c z e g ó ło w y opis budow y anatomicznej i rozwoju tgo-o gatunku, który został już poprzednio nazwa- n\- przez n iego A rchiascid ia neapołitana. Gatu­nek ten posiada tak w iele odrębnych cech, że wspomniany badacz utw orzył naw et specyalną ro­dzinę A rchiascidiidae.

W ydłużone ciało tej żachw y podzielone jest przewężeniem na dw ie części: przednią krótszą tu łów (thorax) i ty lną dłuższą odw łok (abdomen) w pierwszej znajduje s ię w orek skrzelow y, prze­łyk. początek je lita i przew7ody organów płcio­w ych; w drugiej m ieści się w iększa część prze­w odu pokarm ow ego, organy p łciow e i serce. S kó ra jest cienka i przezroczysta; układ m ięśnio­wy składa się praw ie w yłącznie z m ięśni podłuż­nych, tylko w okolicy syfonów znajdują się m ięś­nie koliste.

Po bokach ciała ciągną się dwa rzędy otworów skrzelowych z każdej strony. Osierdzia (epicar- dium) brak, lecz w zdłuż całego odw łoka ciągnie sie pochwa, która dzieli s ię na w iększą, grzbieto­wą jamę i m niejszą— brzuszną.

Uruczoły traw ienne składają się z nielicznych (5 — 6) n ierozgałęzionych rurek przebiegających równolegle do je lita i otw ierających się nierozsze- rzo n y m , w spólnym przewodem do żołądka. Jaj­nik jest krótki, prosty, rurkowaty; jądro jednopła­tow e. Jajow ód przedłuża się w tylnej, grzbie­tow ej części jam y okołoskrzelowej w fałdę łoży­skow y, otaczającą krążkow ate łożysko, do które­go przytwierdzone są jajka podczas całego rozwo­ju embryonalnego. N a podstaw ie budow y otw o­rów skrzelow ych, braku osierdzia, budow y gru­czołów traw iennych i organów p łciow ych Jułin u w aża w spom iany gatunek A rchiascidia neapoli- tan a za najbardziej prym ityw ną formę pośród dotychczas znanych żachw , która w ed ług nie­go zbliża się do hypotetycznej Protascidia.

(Naturw. E und.). Cz St.

— Przyczynki do poznania budowy liści pal­mowych. O. B obisut pobudzony przez H aber- landta porównał w ostatnich czasach budow ę liści kilku lepiej znanych palm (N ipa fruticans, Aren- ga saccharifera, C eroxylon andicola, Cocos nucife- ra , Chamaerops hum ilis i E laeis guineensis), chcąc w yjaśnić, ja k koordynuje s ię budowa wewnętrzna liścia z warunkami zew nętrznego śro­dowiska, w którem roślina żyje. Poniew aż zaś wpływ środow iska odbija s ię najwięcej na proce­sie transpiracyi, specyaln ie zajął s ię on zbadaniem narządów przeznaczonych do spełniania tego.

Okazało się, że istotn ie w każdym poszczegól- nym razie budow a liścia ściśle je s t przystosow a­na do warunków środow iska. T ak E laeis guine- ensis, rosnąca w cieniu w ilgotnych lasów pod­zwrotnikowych posiada narządy w łoskow ate, w y ­dzielające w odę, których istn ien ie tłum aczy się Potrzebą w ydzielania w ody w stanie płynnym

w skutek tego, że transpiracyra w obec znacznej w il­gotności powietrza nie może dokonyw ać się do­statecznie energicznie. N atom iast liście Chamae­rops hum ilis, zamieszkującej krainy, gdzie m ie­siące całe trw a posucha, są zbudowane w ed ług ty ­pu kserofitow ego.

A renga, Cocos, Ceroxylon i N ipa, aczkolw iek rosną zw ykle w środow isku w ilgotnem , w ystaw ia­ją jednak liście sw oje na silne działanie słońca; te ostatnie posiadają w obec tego urządzenia za­bezpieczające je od zbytniej utraty w ody, chociaż w szystk ie różnią się pod tjTm w zględem pom iędzy sobą.

U Cocos nucifera czynnikiem chroniącym jest naskórek; zewnętrzne błonki komórek jego są bardzo zgrubiałe i tworzą dobrze w ykształcony nadskórek, pokryty oprócz tego jeszcze znaczną w arstw ą wosku. N ipa fruticans posiada szcze­gólnie urządzone szparki; m ianowicie para wodna w ychodząca z jam y przedechowej, musi przejść przez bardzo w ązką i krętą szparkę— pom iędzy w ielom a w ystępam i nadskórka. U A renga i Ce- roxylon nakoniec dolne pow ierzchnie liści są po­kryte zupełnie przez w łoski, które tworząc gęsty kutner chronią je od zbytnio natężonej transpira­cy i tak doskonale, że szparki są tu zbudowane w ed ług typu hyrgrofilow ego.

(Naturw. R und.). * Ad Cz.

— Węch ptaków, p . H ill podaje w „N aturę “ rezultaty sw ych dośw iadczeń nad w ęchem in d y­ka. K w estya czy ptaki posiadają w ęch n ie je s t jeszcze ostatecznie rozstrzygnięta. D ane anatomii są sprzeczne. K om ory nosowe u ptaków są dość siln ie rozw inięte, lecz fakt, że najw iększego roz­woju dosięgają one u ptaków morskich, które,0 ile s ię zdaje, mało posługują się zm ysłem po­wonienia dla w yszukiw ania pokarmu, w skazuje że komory ow e służą do jak iegoś innego celu. N iektórzy przypuszczają, że w komorach noso­w ych ogrzew a się pow ietrze p rzed dostaniem się do płuc. L ecz tem u znowu przeczy zupełny brak otworów nosow ych u n iektórych ptaków , jak np. u fregaty . P ow ietrze może oczyw iście przenikać do płuc przez otw arte podniebienie, lecz w ted y nie ogrzew a się ono w komorach nosow ych.

Obserwow anie ptaków zdaje się przeczyć istn ie­niu u nich zm ysłu powonienia. Badacze, studyu- jący obyczaje ptaków drapieżnych, a szczególniej ścierw ników , zgadzają się jednom yślnie na to, że jeżeli ukryjem y padlinę zw ierzęcia za jakąkol­w iek zasłoną,'ptaki n igd y nie znajdą jej. D r. Guil- lem ard mówi, że nieraz zdarzało mu się na po­low aniu chować zabitą antylopę w gniazda po term itach. N ad w ieczorem w racał po zdobycz1 często w idział sępów , siedzących o kilka kroków od trupa zw ierzęcia i n ie podejrzewających naw et jego obecności.

W celu w yjaśnienia k w esty i w ęchu u ptaków p. H ill przeprowadził szereg dośw iadczeń nad in­dykam i. U m ieszczał on m ianowicie parę indyków w kurniku, połączonym zapomocą drzw iczek z du­

W SZECHŚW IAT JM® 29

żą drucianą klatką. W klatce n asypyw ał na dw a przewrócone sita ziarna i pod jednem z sit u m ie­szczał różne substancye, w ydające siln y odór. Siarczek w ęgla i karbid n ie w yw iera ły żadnego w pływ u na indyki. P tak i najspokojniej dziobały ziarno. Gąbka, zmoczona chloroformem, została umieszczona pod sitem . Ind yczka najspokojniej skończyła sw e pożyw ienie, pod koniec ty lko oka­zując pew ne oznaki narkozy. N a w et kw as pru­sk i nie w yw iera ł w p ływ u na indyka. G dy pod sitem um ieszczono spodek, napełniony kw asem siarczanym i cyankiem potasu, in dyk przez p e­w ien czas ja d ł ziarno', choć odór kw asu pruskiego b y ł tak silny , że czuć go b y ło o 3 0 jardów . D o­piero po k ilku minutach przestał je ść i, zataczając się, w rócił do kurnika. O becność asa fe tyd y , olej­ku anyżow ego i law endow ego, kam fory i innych substancyj zupełnie b y ła obojętną dla indyków .

D ośw iadczenia te zdają się w skazyw ać, że zmysł powonienia u indyków zupełnie nie jest rozwi­n ięty . F. U.

N O T A T K I B IB L IO G R A F IC Z N E .

— A. Sattler. T echnologia i Przyrodoznaw­stw o (T echnologie und N ąturkundę). Ze 176 rys. Er. Y iew eg i Syn. Cena 3 ,5 0 mk.

K siążka, przeznaczona głów nie do użytku szkół handlow ych.

— O. Frolich. Rozw-ój pomiarów elektrycz­nych (D ie E n tw ickelung der elektrischen Me; sungen). Ze 1 2 4 rys. w tekście. Er. Vieweg i Syn. Cena 6 mk.

J est to zeszyt V Zbioru monogratij przyrodni­czych i m atem atycznych pod tytu łem ogólnym D ie W issenschaft).

B U L E T Y N M E T E O R O L O G I C Z N Y

za czas od d. 1 do d. 10 L ip s i 1905 r.

(Ze spostrzeżeń na stacy.i m eteorologicznej przy M uzeum P rzem ysłu i R oln ictw a w W arszaw ie).

<D

Barometr red. do 0° i na cięż­kość 700 m m -j-

Temperatura w st. Cels.Kierunek

prędk. wiatru w raj sęk.

Zachmurze­nie

(0 - 10) Sum

aop

adu

UW AGI

Q 7 r. 1 p. 9 w. 7 r. 1 p. 9 w. N ajw . Najn. 7 r. l p . 3 w. 7 r. l p . 9 w. mm

1 s. 52,1 52,1 52,0 23,8 29,0 26,4 30,5 20,5 0 N E j N Ę © 6 © 5 6 2,0 # 1 2 80l 30w nocy

2n. 53,9 54,6 54,6 21,4 27,1 25,2 28,0 14,8 n e 3 NE., 0 © 6 © 6 8 —

3 p . 53,6 53,1 53,9 26,4 22,4 22,4 30,0 21,0 0 W . N5 6 10 • 9 10,7 & ę p. m.

4w- 54,9 54,3 54,2 | 19*8 23,8 20,7 2,50 18,5 0 NVVS 0 8 © 5 2 —

5 ś. 53,5 51,3 48,7 1 16,8 22,6 20,3 26,0 15,0 n e 2 N j Bi © 7 9 3 0,5 • n.

6 c. 45,1 48,5 44,6 22,0 27,2 18,0' 28,0 18,0 S5 W , NW* 9 © 8 10 2,8 « T 730 750a ;*K

7p. 48,2 47,2 50,3 18,4 19,6 15,6 22,0 13,8 NWS NW, NW, © 2 © 4 4 —

8 s. 52,4 51,4 51,4 .16,8 20,7 18,2 22,5 11,5 s w 2 W 5 n w 4 © 0 10 10 —

9n. 51,6 51,5 50,9 17,6 23,6 19,6 24,5 14,5 fSW, NW, NWt 9 © 6 2 —

10 p. 50,8 49,8

00ą

19,6 25,1 22,1 26,0 14,6 n w 5 NW, n w 2 ©O © 4 9 —

Śred­nie | 51,6 50,9 51,0 20,3 | 24,1 20,9 26,3 16 ,21 2,5 3,1 2,4 5,3 6,7 6,3 i “ .II

Stan średni barometru za dekadę: */3 (7 r. - f -1 p. -f- 9 w.) Temperatura średnia za dekadę:

Suma opadu za dekadę:

=s= 751,2 mm ■/« (7 r. + 1 p. + 2 X 9 w.) = 21°,5 Cels.

= 16,0 mm

TR E ŚĆ . G eologia k siężyca , przez F . R . — R osa mączna agrestu (Sphaerotheca mors uvae Berli et Curt), przez Stanisław a C h ełchow skiego. — -Galvanotropizm i galvanotaxis w ym oczków , przez Maryę R adw ańskę. — Z. M atout. O trybolum inescencyi. — Kronika naukowa. — N otatki bibliograficzne —

B u letyn m eteorologiczny.

W yd aw ca W . W R Ó B L E W S K I. R edaktor B R . Z N A T O W IC Z .

j03B0aeH0 U©H3ypoK). BapujaBa 8 lw.ia 1905 r. Druk Rubieszewskiego i Wrotnowskiego, Włodzimierska 3.