24

W numerze - nowakonfederacja.pl fileniż którakolwiek partia wcześniej Platforma Obywatelska daje tak żałosny spektakl? ... Systemowo słabi polscy premierzy mogą co najwyAej

Embed Size (px)

Citation preview

W numerze:

Nierządem znów Polska stoiBartłomiej Radziejewski. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 3

Jak się wyrwać ze strategicznej głupawkiRafał Matyja. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 7

Reformy w Chinach – niedościgniony wzór dla PolskiJadwiga Staniszkis . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 11

Weto w UE nie uzdrowi naszej zbrojeniówkiTomasz Szatkowski . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 13

Patriotyzm i podatkiZ Joanną Szalachą-Jarmużek rozmawia Krzysztof Wołodźko . . . . . . . . . . . . . . . . 15

Dziadek zabił ministra finansówMichał Kuź . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 19

2

„Nowa Konfederacja” nr 7, 21–27 listopada 2013 www.nowakonfederacja.pl

3

„Nowa Konfederacja” nr 7, 21–27 listopada 2013 www.nowakonfederacja.pl

Rząd Donalda Tuska staje się symbolemstrategicznej impotencji. Co zapowiedź,to albo niezrealizowana, albo też, jeślijuż przybierze kształt reformy – źle wy-konana.

Najpierw przyszły rozczarowaniazwiązane z programem „uwolnienia energiiPolaków”: na niczym spełzła próba uła-twienia życia przedsiębiorcom, liczbaurzędników wzrosła, zamiast zmaleć, lik-widacja obowiązku meldunkowego okazałasię wyzwaniem ponad siły rządu. Potemobserwowaliśmy kolejne popisy nieudol-ności jak przy nieudanej próbie wymianydowodów osobistych czy niedawno: re-formie sądów rejonowych (której ważnośćjest kwestionowana przez brak podpisuministra pod stosownymi decyzjami).

Przykłady można by mnożyć – przezsześć lat nazbierało się ich mnóstwo. Do-dając do powyższych ambitne tylko napapierze strategie – takie jak „Polska2030”, o której długo i głośno dyskuto-wano, ale dla której realizacji nie zrobiononic – otrzymujemy obraz kraju w staniedryfowania i rządu słusznie oskarżanegoo brak planu lub skrajną nieudolność.

Reguła blokowania

Jak to się dzieje, że mająca więcej władzyniż którakolwiek partia wcześniej PlatformaObywatelska daje tak żałosny spektakl?Wyjaśnienie sprowadzające się do pięt-nowania ekipy Tuska za nieudolność lubzłą wolę jest najwygodniejsze. Jeśli jestbowiem właśnie tak, to wystarczy zmienićrząd i wszystko zaraz pójdzie lepiej.

Istota problemu tkwi jednak dużogłębiej: w nierządnej strukturze państwa.Od początku 1989 r. obrosła ona intere-sami i nawykami, tworzącymi z czasemcoraz bardziej skonsolidowaną i skutecznąkoalicję przeciwko każdemu premierowiczy ministrowi, który chciałby naprawdęrządzić.

Spróbujmy wczuć się w rolę jakiegośdobrej woli, hipotetycznego ministra, np.szefa resortu transportu. Chcąc wybudo-wać upragnioną autostradę, potrzebujemyprecyzyjnej mapy terenu wraz z dotyczą-cymi inwestycji ekspertyzami geodezyj-nymi i tym podobnymi. Żeby je dostać,musimy je zamówić u urzędnika zwanegoGłównym Geodetą Kraju.

Bartłomiej radziejewski

Redaktor naczelny „Nowej Konfederacji”

Systemowo słabi polscy premierzy mogą co najwyżej administrować.Zarządzają głównie karuzelą stanowisk i chronicznym deficytem budże-towym – uprawiają więc „politykę bez władzy”.

Nierządem znów Polska stoi

Problem w tym, że ta kluczowa dlanas postać podlega nie nam, lecz… mini-strowi administracji i cyfryzacji. Pojawiasię więc konflikt interesów związany z tym,że kolega z Rady Ministrów jest zaintere-sowany przede wszystkim priorytetamiswojego resortu. Tym samym nie chcedzielić się swoim budżetem i czasem. Jeślidodatkowo trwa akurat kryzys gospodarczyi wszyscy muszą oszczędzać, szef naszegokluczowego sojusznika może nam poważ-nie utrudnić wywiązywanie się z elemen-tarnych obowiązków.

Takich paradoksów instytucjonalnychjest w Polsce dużo więcej. Składają się nazasadę ustrojową nazwaną przez ArturaWołka regułą wzajemnego blokowaniasię organów państwa. Działa ona odszczebla konstytucyjnego w dół. W efekcienawet najlepsza przyjęta przez minister-stwo czy rząd strategia nie oznacza jeszczeżadnej realnej zmiany. Założenia naderczęsto rozbijają się bowiem o niemożnośćich wdrożenia. Czy też, ujmując rzecz ina-czej: o niezdolność do przełamania logikiblokowania.

Rząd bez narzędzi rządzenia

W państwach dobrze zorganizowanychkonfliktom międzyresortowym przeciw-działają tzw. centra rządów. Odpowied-nikiem niemieckiego Kanzleramt czy bry-tyjskiego Cabinett Office jest u nas – teo-retycznie – Kancelaria Prezesa Rady Mi-nistrów. W praktyce nie spełnia ona jednakswojej roli (tu warto odesłać do raportuInstytutu Sobieskiego na ten temat). Za-miast koordynować i pilnować realizacjipriorytetów ogólnopaństwowych, niekiedywręcz przeszkadza.

Niestworzenie centrum z prawdzi-wego zdarzenia to jedno z największychzaniechań III RP. Przed 1989 r. rząd był

fasadowy, z najwyższą władzą ulokowanąw Moskwie i partią decydującą o pozos-tałych sprawach. Realne odzyskanie su-werenności domagało się więc uczynieniaz kancelarii premiera rzeczywistego ośrod-ka politycznego planowania i koordynacji.Pomimo wielokrotnych zapowiedzi żadnaekipa tego jednak nie dokonała.

W III RP udawały się, jak dotychczas,jedynie reformy osłabiające władzę cen-tralną (jak samorządowa). Te wzmacnia-jące rząd (dodajmy, że reforma jego cen-trum była początkowo pomyślana jakodruga, zapewniająca konieczną równo-wagę, strona decentralizacji) – już nie.

Dodać do tego trzeba wzmagającenierządność procesy opisane przez JadwigęStaniszkis w „Postkomunizmie”: globali-zację, integrację z Unią Europejską, ko-mercjalizację funduszy publicznych (OFE).A także względną siłę grup interesów za-interesowanych słabością polskiego pań-stwa, takich jak wielki kapitał zagraniczny,kadry kierownicze średniego szczeblaw sektorze publicznym czy część funk-cjonariuszy służb specjalnych.

Wszystko to składa się na obraz Polski– jak w XVIII w. – nierządem stojącej.Formalnie wszystko jest w porządku:mamy podział władz, w tym nieodbiegającą

4

„Nowa Konfederacja” nr 7, 21–27 listopada 2013 www.nowakonfederacja.pl

Nawet najlepsza, przyjęta

przez ministerstwo czy rząd,

strategia nie oznacza jeszcze

żadnej realnej zmiany.

założenia nader często

rozbijają się bowiem

o niemożność ich wdrożenia

zasadniczo od standardów światowychegzekutywę. Jednak rząd (o prezydencienie wspominając) jest pozbawiony „ope-racyjnych” narzędzi rządzenia i częstosłabszy od niechętnych reformom grupinteresów. Dodatkowo (w przeciwieństwiedo wybieranej w wyborach powszechnychgłowy państwa) ma słaby mandat spo-łeczny.

Polityka bez władzy

W efekcie systemowo słabi premierzy pol-scy mogą co najwyżej administrować. Jakto ujęła Staniszkis, zarządzają główniekaruzelą stanowisk i chronicznym defi-cytem budżetowym – uprawiają więc „po-litykę bez władzy”. Rząd jest zatem u nasbardziej zbiorem – rozdętych i warchol-skich – resortów niż rzeczywistą egzeku-tywą. W potocznym i medialnym wyob-rażeniu odpowiada za polityczne procesy,których jednak zazwyczaj nie inicjuje i niekontroluje.

Tusk jest tu skutkiem, lecz nie przy-czyną. Co można mu zarzucić, to brakwidocznego przeciwdziałania nierządnościpaństwa. I więcej: niespotykaną wcześniejmaestrię w lawirowaniu między stojącymina straży status quo grupami interesów,tak aby jak najdłużej trwać przy (namiast-ce) władzy. Ale to nie Tusk ten systemzbudował. Nie on także wprawia go w ruch.On go jedynie kontynuuje.

To właśnie nierządność samego pań-stwa najdotkliwiej paraliżuje Polskę stra-tegicznie. O wiele bardziej niż deficyt –skądinąd też dotkliwy – pomysłów nanaprawę poszczególnych dziedzin życiapolitycznego. Programy uzdrowienia czyto systemu podatkowego, to walki z biu-rokracją, czy też „uwolnienia przedsię-biorczości” pojawiały się już bowiem wie-lokrotnie. I duża część z nich była przez

rządy przyjmowana i realizowana. Za każ-dym razem kończyło się to jednak porażkąi cichym wycofywaniem się z szumnychzapowiedzi.

Tak więc to nie tyle brak strategii,ile „brak strategii wdrażania strategii”(jak to kiedyś ujął były minister budow-nictwa Mirosław Barszcz) jest najboleś-niejszym zwyrodnieniem polskiej polityki.Począwszy od niepodjęcia budowy spraw-czego rządu, a skończywszy na planowaniuszczegółowych reform bez uwzględnieniaprzeciwdziałań ze strony niechętnych imgrup interesów.

Filary porządku

Czy zatem w Polsce panuje anarchia?Oczywiście nie. Pomimo ewidentnychprzypadków chaosu na peryferiach na-szego zbiorowego życia i sporej dozy zwy-czajnego bałaganu mamy uprawnione poczucie, że żyjemy w świecie uporząd-kowanym. Niezadowolenie z jego nie-sprawiedliwości i niewydajności to innasprawa, niezmieniająca faktu, że w Polscepanuje jednak pewien ład.

Skąd się on bierze, skoro władza sta-nowienia reguł gry nie znajduje się w gestiirządu ani tym bardziej innych organówpaństwa? Przywołajmy myśl Carla Schmit-ta: „Właściwiej byłoby powiedzieć, że po-lityka w dalszym ciągu pozostaje naszymprzeznaczeniem, lecz oto na naszychoczach gospodarka staje się polityką,a tym samym naszym przeznaczeniem”.Inaczej mówiąc, w dzisiejszych czasachnie sposób zrozumieć polityki bez zrozu-mienia gospodarki, która do tej pierwszejprzeniknęła i w dużym stopniu – zawład-nęła nią.

Polska transformacja gospodarczawpisuje się tymczasem w pejzaż neoko-lonialny: cichego, podskórnego uzależ-

5

„Nowa Konfederacja” nr 7, 21–27 listopada 2013 www.nowakonfederacja.pl

niania formalnie suwerennych państwprzez mocarstwa i (nieodmiennie powią-zany z polityką) wielki globalny kapitał.Przypisywana Leszkowi Balcerowiczowi„terapia szokowa” – która na długo prze-sądziła o kształcie naszej gospodarki,w tym miażdżącej przewadze zachodnichfirm nad Wisłą – była tak naprawdę kon-ceptem George’a Sorosa i Jeffreya Sachsa.Wspieranym przez zachodnie rządy i glo-balne instytucje, z MiędzynarodowymFunduszem Walutowym i Bankiem Świa-towym na czele.

Nie miejsce tu na szczegółowy opistego procesu (dokonany przy innej okazji).Dość stwierdzić, że trajektoria najważ-niejszych przemian gospodarczych w Polscezostała wyznaczona poza Polską. I poza Pol-ską znajdują się jej najwięksi beneficjenci.

Podążając za wspomnianym spostrze-żeniem Schmitta, sięgnijmy z kolei doustaleń Immanuela Wallersteina. Anali-zując współczesną hierarchię polityczno-gospodarczą świata, stwierdził on silnesprzężenie między słabością gospodarcząa polityczną krajów zdominowanych przezzewnętrzne centra.

Stąd postuluje on, aby zamiast o pań-stwach peryferyjnych mówić o terenachperyferyjnych. O ile bowiem budowa silnejgospodarki kapitalistycznej jest organicz-nie związana z budową silnego państwa,o tyle na peryferiach słabości gospodarkitowarzyszy degeneracja tradycyjnych in-stytucji władzy, z którą nie łączy się po-wstanie alternatywnych sposobów orga-nizacji politycznej.

Wnioski państwowe

Płyną z tego dwa podstawowe wnioski.Po pierwsze, miejmy świadomość, że pier-wotna wobec szczegółowych strategii jestwspomniana „strategia wdrażania stra-tegii”. A więc że wszelkie programy za-sadniczego wzmocnienia państwa, jeślinie mają być wzbudzaniem próżnych na-dziei, muszą wychodzić od stworzenia sil-nego centrum Rady Ministrów.

Po drugie, pytając o polską impotencjęstrategiczną, miejmy świadomość jej gos-podarczego tła. I zważmy, że bez dekolo-nizacji gospodarczej odzyskanie rządnościpozostanie marzeniem ściętej głowy.

6

„Nowa Konfederacja” nr 7, 21–27 listopada 2013 www.nowakonfederacja.pl

7

„Nowa Konfederacja” nr 7, 21–27 listopada 2013 www.nowakonfederacja.pl

Polska jest obecnie krajem setek, jeśli nietysięcy strategii. Dokumenty o takiej na-zwie spotykamy na stronach gmin, po-wiatów i regionów, ministerstw i uczelni.Strategie wypromowały nowe słowa, związ-ki frazeologiczne, cały zestaw sloganów,które często nie niosą dającej się przetłu-maczyć na potoczny język treści. Stanowiąsystem znaków pozwalających jedynie nastwierdzenie, że autor dokumentu należydo kręgu „wtajemniczonych” w europejskąnowomowę i rytuały eksperckie.

Przemysł tworzenia strategii

Te modne sformułowania pozwalają teżna ustanowienie hierarchii ekspertów.Niektórzy używają słów popularnych pięćsezonów wcześniej, a inni – chwytająw lot brukselskie czy anglosaskie neolo-gizmy i ustanawiają na ich podstawiekreatywne polskie normy językowe. Ktoś,kto nadużywa dziś pojęcia „kapitał” (spo-łeczny, kulturowy, ludzki, intelektualny),wydaje się śmiesznie anachroniczny. Zu-żywa się również powoli „gospodarkaoparta na wiedzy” i wszelkiego rodzaju

„kreatywne” podkreślenia banalnych rze-czowników. Kryzys wymusza mniej opty-mistyczne sformułowania. Musi być więcejrównowagi, dywersyfikacji itp.

Jednak cały ten „przemysł tworzeniastrategii”, który sam sobie wydaje sięniezwykle kreatywny, daje bardzo smutnei nudnawe przedstawienie. Strategie róż-nią się od siebie nieznacznie, czasamimożna odnieść wrażenie, że czytamy je-den wielki tekst opętanego wizją własnejsprawczości autora. Ta jednolitość maswoje źródło w fakcie, że wszystkie tekstyożywia jedna myśl: maksymalizacja ab-sorpcji środków unijnych poprzez moż-liwie pełne wpisanie się w logikę strategiiunijnych.

Kilka lat temu przysłuchiwałem sięobronie pracy dyplomowej, której przed-miotem był projekt dotyczący wielokul-turowości jednej z małopolskich gmin.Gmin, którą zamieszkiwali niemal wy-łącznie katolicy i w której nie było mniej-szości etnicznych. Ani dziś, ani przed laty.Ale były unijne pieniądze, które udało się– na hasło „wielokulturowość” – wyciągnąćz jakiegoś funduszu.

rafał matyja

Stały współpracownik „Nowej Konfederacji”

Jesteśmy krajem tysiąca strategii bez jakiejkolwiek własnej myśli strate-gicznej. Bez pomysłu na to, z czym musimy wyjść z okresu finansowaniaunijnego.

jak się wyrwać ze strategicznej głupawki

Ten skrajny przykład ma swoje dzie-siątki wcieleń w projektach, o którychnikt nigdy by nie pomyślał, gdyby trzebabyło realizować je z budżetu najbogatszejnawet gminy, najbardziej szastającegośrodkami budżetowymi województwa.

Wpadliśmy zatem w jakąś fatalną in-telektualną, ale do pewnego stopnia takżeduchową, zależność od logiki wykorzys-tania środków europejskich. Zawieszającmyślenie o rozwoju tego, co najbardziejniezbędne i co i tak powinniśmy sfinan-sować z własnych środków. Jesteśmy kra-jem tysiąca strategii bez jakiejkolwiekwłasnej myśli strategicznej. Bez pomysłuna to, z czym musimy wyjść z okresu fi-nansowania unijnego.

Kraj wciąż niezintegrowany

W skali kraju przykład jest bardzoprosty. Czwarte co do liczby ludnościmiasto w kraju – Wrocław – nie ma szyb-kiego połączenia z Warszawą. Zaniechaniebudowy ekspresowej kolei na tym odcinkujest najbardziej spektakularnym gestemnowej ekipy Tuska. Bo z punktu widzeniapraktycznego zastosowania i prestiżu pań-stwa połączenie kolejowe stolicy z naj-większym miastem Ziem Zachodnich, odprawie siedemdziesięciu lat włączonymw strukturę państwa polskiego, jest in-westycją wielokrotnie ważniejszą od Euro2012.

Każde państwo starałoby się możliwieszybko zintegrować infrastrukturalniemiasta takie jak Wrocław, Szczecin czyOlsztyn. Każde – z wyjątkiem naszego.

Ale takie historie można mnożyć nanieco niższym poziomie. Polskie rządyna każdym kroku pogłębiają różnicę mię-dzy Polską dużych metropolii (z dużymnaciskiem na Warszawę) a Polską B.Widać to doskonale w systemie komuni-

kacji kolejowej. Polskę A obsługują pociągiEIC, szybkie z czystymi przedziałami i toa-letami. Podróż TLK po Polsce B to przedewszystkim podróż w czasie do epoki wa-gonów z brudnymi toaletami, ciasnymii zatłoczonymi przedziałami i rozkładamijazdy traktowanymi z przymrużeniemoka.

Polska B to kraj dziurawych drógi rozleniwionych elit lokalnych, które po-przestają na rozmaitych upiększeniachswoich miast i wsi za unijne pieniądze,nie martwiąc się o to, jak będzie wyglądałrozwój po roku 2020. Polska B nie trafiana czołówki gazet i programów informa-cyjnych, o ile nie dojdzie do jakiegośobrzydliwego morderstwa, strasznego wy-padku czy obyczajowego skandalu.

Polska B to świat gorszych obywateli,takich, o których eksperci mówią z ledwieskrywaną pogardą „starsi, gorzej wykształ-ceni, z małych miast”.

Przez dwanaście lat mieszkałemw Nowym Sączu. Między rokiem 2000a 2012 miasto to straciło połączenie ko-lejowe z Warszawą. Choć zniesiono granicęze Słowacją, straciło też połączenia kole-jowe, które w czasach PRL prowadziłyjeszcze nad Morze Czarne, a przez chwilę

8

„Nowa Konfederacja” nr 7, 21–27 listopada 2013 www.nowakonfederacja.pl

myślenie „lokalne”

wyszydzone przez slogan

„myśl globalnie, działaj

lokalnie” to jeden

z najsilniejszych

niewykorzystywanych dziś

atutów każdego kraju

peryferyjnego

– po 2000 r. – do Preszowa, Koszyc i Bu-dapesztu. Dziś najszybsze połączenie dwóchsąsiednich stacji kolejowych po stroniepolskiej i słowackiej prowadzi przez…Czechy i zajmuje kilkanaście godzin.

Regres poza wzrokiem ekspertów

Ale wszystkie strategie regionalne mówiąo rozwoju transportu publicznego, wy-korzystaniu położenia regionu, budowaniurelacji z południowym sąsiadem. Udajemywspółpracę w ramach grupy wyszehradz-kiej, za nasze podatki samorządowcy poobu stronach granicy urządzają sobieliczne odwiedziny.

Jednak prosty regres, jaki nastąpiłw ostatniej dekadzie, pozostaje poza polemwidzenia autorów strategii. Bo ich słow-nictwo nie zna pojęć opisujących procesyprzeciwne do rozwoju.

Wydaliśmy na pisanie strategiiogromne pieniądze. Proceder ten pochło-nął masę czasu urzędników i reprezen-tantów różnych podmiotów społecznych.I nie dowiedzieliśmy się wiele więcej. Ra-czej daliśmy się ogłupić procedurzei wzmocnić – istniejącą w wielu krajacheuropejskich peryferii i półperyferii –skłonność do „rozwoju zależnego”, nie-podporządkowanego własnym kluczowyminteresom.

Wydaje się zatem, że najważniejsze,co powinniśmy zrobić, to wyrwać sięz owej „strategicznej głupawki” i równo-legle do projektów tworzonych z myśląo pozyskiwaniu środków europejskichwdrażać projekty niezależne od tej logiki.Może okazać się bowiem, że lokowanieogromnej liczby środków publicznychw ramach wkładu własnego do tego, cofinansuje Unia, jest mniej logiczne niżwydatkowanie tych samych środków na

własne inwestycje, które rzeczywiścieprzyniosą szybkie, wymierne korzyści.

Myślenie „lokalne” wyszydzone przezslogan „myśl globalnie, działaj lokalnie”to jeden z najsilniejszych niewykorzysty-wanych dziś atutów każdego kraju pery-feryjnego. „Myślimy za was – zdają sięnam mówić europejskie dokumenty – wymacie znaleźć tylko sposoby na lokalneaplikacje”. Zapłacimy wam za możliwiewierny przekład naszych intencji na waszlokalny dialekt. Wasza elita będzie elitątłumaczy i kontrolerów badających zgod-ność lokalnych działań z naszymi inten-cjami.

Nie wystarczy obalić rząd

To, co miało stać się motorem rozwoju,stało się jego hamulcem. Zablokowaliśmynaturalny mechanizm konkurencji pod-miotów (bo wygrywał ten, który więcejdostawał z unijnej kasy, a nie ten, którylepiej identyfikował rzeczywiste problemy),selekcji kadr (tłumacz zawsze wygrywałz tym, który miał do powiedzenia cośwłasnego), hierarchizacji problemów (nad-mierną wartość przypisując tym, które„pasowały” do unijnych priorytetów).

Uruchomienie mechanizmów od-wrotnych wymaga nie tylko zmiany rzą-dzącej ekipy, bo wielu ludzi w partiachopozycyjnych wobec PO i PSL myśli po-dobnie jak członkowie obecnego gabinetu.Ba, wielu z nich – zarówno z PiS, jaki z SLD – ma swój udział w tworzeniu ta-kiego modelu myślenia strategicznego.Dość sięgnąć po dokumenty z lat 2004–2006, na których oparto pozostałe projektyrozwojowe.

Nadziei na odwrócenie tej logiki niedaje też w istocie zapowiedź pewnej wersjirewolucji republikańskiej, skupionej na

9

„Nowa Konfederacja” nr 7, 21–27 listopada 2013 www.nowakonfederacja.pl

hasłach antypartyjnych i mechanizmachgospodarczej deregulacji. Pomysł na polskąwersję Tea Party, który zdaje się inspiro-wać inicjatywę Jarosława Gowina, pomijakwestię tworzenia rodzimych – dostoso-wanych do naszych specyficznych, pół-peryferyjnych problemów – strategii, prze-nosząc to zagadnienie na poziom ustrojowyi bazując na nadziei na samoczynne pro-cesy gospodarcze i społeczne.

Samoregulacja taka jest mitem, bozachodzi w środowisku ukształtowanymprzez rozmaite „sztuczne popyty”, sfor-matowane poza wpływem jakiejkolwiekrynkowej konkurencji strumienie środków.Co więcej, strategia skoncentrowana naderegulacji nie odpowiada na pytanieo rolę państwa, czy szerzej – całego sektorapublicznego w kształtowaniu rozwoju.Propozycja Gowina byłaby bardziej inte-resująca, gdyby wychodziła nie od dere-gulacji, lecz od kwestii tego, co – zdaniemnowej formacji – można zaprojektowaćw sferze polityki rozwoju.

Zacznijmy myśleć samodzielnie!

Uruchomienie pozytywnej przemiany w tejsferze wymaga dziś nie tyle zdjęcia blokad,ile rewolucyjnej zmiany postaw społecz-nych, opartej na nowym zaufaniu do dzia-łania w przestrzeni publicznej. JednakPolska bardziej niż rewolucji politycznejpotrzebuje dziś zmiany w myśleniu i ko-

rekty reguł stosowności, wymuszanychw sferze publicznej. Uznania prymatukonkretnych własnych celów, myśleniadługofalowo, ale poza imperatywem „ab-sorpcji środków”, poza kolejnymi muta-cjami brukselskich mód w rodzaju strategiilizbońskiej.

Nie oznacza to rezygnacji z progra-mowania pewnych polityk na poziomieunijnym, lecz jedynie zakwestionowanieuniwersalnego zastosowania wszelkichmatryc rozwojowych,wypracowanychw Brukseli.

Co więcej, dobrze byłoby zawczasuprzeciwdziałać także szkodliwemu cen-tralizmowi Warszawy i wielkich metropolii,rozmaitym wersjom „centralnego plano-wania” w nauce i kulturze, w oświacieczy modnej ostatnio „planowanej inno-wacyjności”. Pomysł na szkołę powinienmieć jej dyrektor, a nie minister. Wiedzęo tym, kogo kształcić, kadra wyższychuczelni, a nie oświecony przez Bóg raczywiedzieć co wysoki urząd decydujący o kie-runkach zamawianych.

Zmiana w myśleniu przyniesie po-żyteczne skutki, gdy jej punktem wyjściabędzie umysłowa samodzielność. Gdyw oparciu o doświadczenie, podpatrywanienajlepszych, roztropne przewidywanie –zaproponuje i przetestuje lokalnie własnerecepty na rozwój. Lepiej nie być mądrympo szkodzie, lecz w momencie, gdy na-stępnych błędów można jeszcze uniknąć.

10

„Nowa Konfederacja” nr 7, 21–27 listopada 2013 www.nowakonfederacja.pl

11

„Nowa Konfederacja” nr 7, 21–27 listopada 2013 www.nowakonfederacja.pl

Chińska profesor, pani Wang, założyław Pekinie nową partię polityczną. Nakonferencji prasowej powiedziała, iż jejcele to „socjalizm i konstytucjonalizm”.Socjalizm – bo gwałtownie rośnie roz-warstwienie społeczne, a konstytucjona-lizm – bo Chiny mają dobre prawo, alenie jest ono przestrzegane.

Ta inicjatywa, która zresztą nie spo-wodowała żadnych represji (mimo że po-jawiają się pogłoski, iż honorowym pre-zesem nowej partii ma być były regionalnyboss partii komunistycznej Bo Xilai, prze-bywający w więzieniu z zarzutami korup-cji), jest kłopotliwa dla obecnych przy-wódców Chin.

Właśnie skończyło się III PlenumCentralnego Komitetu KomunistycznejPartii, które przygotowało program dal-szych reform. Będą to m.in. prywatyzacjainstytucji finansowych i pełna własnośćziemi dla chłopów (z możliwością swo-bodnego obrotu). I koniec wywłaszczaniaz ziemi przez lokalny aparat.

Te, konieczne, kroki zapewnie zwięk-szą jeszcze społeczne rozwarstwienie. I za-

kończą subsydiowanie inwestycji dzięki– narzucanemu przez władze (po to utrzy-muje się nomenklaturę!) systemowemudeficytowi w bankach. Depolityzacja po-lityki kredytowej i pieniężnej (która do-tychczas miała premiować eksport, a znie-chęcać do importu) oznacza nowy etapliberalizacji gospodarki.

Jak w tej sytuacji realizować długo-falową strategię? I jaka ma być rola partiikomunistycznej, której zadania są przej-mowane stopniowo przez rynek i admi-nistrację państwa – to główne pytaniapostawione na plenum. Perspektywa,o której się dyskutuje, to wiele lat. A skokrozwojowy (od 1978 r., czyli początku re-form Deng Xiaopinga, minęło tylko 35 lat;żyją jeszcze ludzie pamiętający klęskę gło-du lat 60.) jest niesamowity.

U nas od 1989 r. minęło 25 lat –i w wielu dziedzinach jest to regres.

Chiny, zgodnie ze swoją tradycją, pil-nowały właściwej sekwencji zmian. Otwie-rały się na nowe technologie, a nie importkonsumpcyjny. Inwestowały, broniłymiejsc pracy (stając się fabryką świata)

jadwiga staNiszkis

Profesor socjologii,autorka m.in. „Postkomunizmu” i „Władzy globalizacji”

Nasze państwo, inaczej niż w Chinach, coraz bardziej się upartyjnia.I skraca horyzont decyzji. Unikając, odwrotnie niż nad Żółtą Rzeką, poważ-nej dyskusji o fundamentalnych zagrożeniach.

reformy w Chinach – niedościgniony wzór dla Polski

i rozwijały edukację i badania naukowe.Kontrolowały – aż do teraz – system fi-nansowy, co pozwoliło utrzymać wysokiwzrost nie zawsze idący w parze z efek-tywnością. Powoli odpartyjniały państwo.Walczyły (i walczą) z korupcją. Postawiłyna eksport, ale i lokalne rynki.

U nas środki na badania kurczą się:to jeden z efektów rozwoju zależnego.Prywatyzację rozpoczęto od bankówi w czasie kryzysu widać było, że to, ktojest ich właścicielem, ma znaczenie. Niedbano o zachowanie miejsc pracy i syste-mowe efekty reform. Chińskie myślenieo budowaniu równowagi na coraz wyższympoziomie jest nam obce. Udział płac w pol-skim PKB (poniżej 40 proc.) jest tak niski,że w krajach Unii uznano by to za nie-bezpieczne dla rozwoju. Mimo nacjona-lizacji części środków z OFE załamaniesystemu emerytalnego w przyszłości jestnieuchronne.

Niskie płace, nieozusowane umowyi masowa emigracja to strukturalne źródłaprzyszłego kryzysu. Wzrost podatków jakoremedium zdusi kruchy wzrost. A państwopolskie, inaczej niż w Chinach, coraz bar-dziej się upartyjnia. I skraca horyzontdecyzji. Unikając, odwrotnie niż nad ŻółtąRzeką, poważnej dyskusji o fundamen-talnych zagrożeniach.

A teraz – począwszy od prof. Wang– w Chinach rodzi się system wielopar-tyjny. To oznacza dalszy skok do przodu!Być może władze w Pekinie wrócą dokoncepcji, aby opróżnić komitety z apa-ratu, zachowując ich strukturę. I rozpocząćwielopartyjne współzawodnictwo o sta-nowiska w tej strukturze. Wszystko poto, aby uniknąć implozji państwa-partii,jaka towarzyszyła upadkowi Związku So-wieckiego w latach 90.

Paradoksalnie, o prawdziwych efek-tach plenum będziemy dowiadywali sięstopniowo. Ostateczna interpretacja przy-jętych ustaleń nastąpi dopiero wtedy, gdywładze chińskie rozpoznają skalę oporuw aparacie i wojsku. I zmodyfikują swojąwizję tak, aby zachować równowagę. Jednojest już pewne: zapowiedź likwidacji obo-zów tzw. wychowania przez pracę (wyrokiadministracyjne do czterech lat).

12

„Nowa Konfederacja” nr 7, 21–27 listopada 2013 www.nowakonfederacja.pl

Niskie płace, nieozusowane

umowy i masowa emigracja

to strukturalne źródła

przyszłego kryzysu w Polsce

13

„Nowa Konfederacja” nr 7, 21–27 listopada 2013 www.nowakonfederacja.pl

Polska zablokowała w poniedziałek 19 lis-topada przyjęcie wspólnego stanowiskaUnii Europejskiej w sprawie polityki zbro-jeniowej na grudniowy szczyt przywódcówpaństw członkowskich. Ministrowie obro-ny Tomasz Siemoniak i spraw zagranicz-nych Radosław Sikorski wystąpili więcw Brukseli w roli Reytanów polskiej zbro-jeniówki.

Przed czym chcą nas uchronić? Pań-stwa takie jak Niemcy, Francja czy Włochy,a więc europejska pierwsza liga zbroje-niowa, forsują regulacje liberalizujące ry-nek zamówień obronnych. Ich efektembyłaby dalsza hierarchizacja zbrojeniówekw UE. Skonsolidowany przemysł państwzachodniej Europy, który w efekcie cięćbudżetów wojskowych traci rynki zbytuwe własnych krajach, pożywiałby się kosz-tem państw o rosnących wydatkach obron-nych, za to z rozdrobnionym i niewystar-czająco konkurencyjnym technologicznieprzemysłem – w tym zwłaszcza Polski.

Sprawa ta skupia jak w soczewcegłówne problemy polskiej zbrojeniówki.Z jednej strony zastopowanie unijnych

zapędów leży w naszym najżywotniejszyminteresie. Z tej perspektywy brukselskąreytanadę naszego rządu trzeba więc po-chwalić. Dobrze też, że polska Rada Mi-nistrów zauważa możliwość rozwoju po-tencjału przemysłowego w oparciu o kra-jowe zamówienia.

Z drugiej jednak strony, stanowiskopolskiej delegacji świadczy o naszej –w dużej mierze zawinionej przez nas sa-mych – słabości. Pokazuje, że stać nas naspektakularne gesty i mocne słowa, alena czyny – już niespecjalnie.

Dlaczego tak twierdzę? Bo o tym, żeUE zmierza w kierunku konsolidacji prze-mysłów obronnych (wychodząc naprzeciwglobalnemu trendowi w tej sferze), wia-domo od lat. Wchodziły w życie kolejneregulacje w tym kierunku zmierzające, bywymienić tylko Europejski Kodeks o Za-mówieniach Obronnych (do którego, wbrewnaszym interesom, dobrowolnie przystą-piliśmy), czy tzw. Dyrektywę Obronną z ze-szłego roku. Każda z nich ograniczała moż-liwość wspierania rodzimego przemysłu– a więc uderzała w naszą zbrojeniówkę.

tomasz szatkowski

Stały współpracownik „Nowej Konfederacji”,prezes Narodowego Centrum Studiów Strategicznych

Brukselskie „nie pozwalam” polskiej delegacji w sprawie unijnej politykizbrojeniowej było w obecnej sytuacji konieczne. Świadczy jednak takżeo naszej słabości.

weto w Ue nie uzdrowi naszej zbrojeniówki

Jasne jest, że prędzej czy później doliberalizacji rynku europejskiego dojdzie.Jeszcze tym razem kładzenie się Reytanemmoże nam przejdzie. Trudno jednak będzieponownie wytłumaczyć taką obronę kra-jowego przemysłu, podczas gdy w ostat-nich latach rząd nie zrobił prawie nic,żeby się na tę chwilę przygotować.

Aby móc w spokoju wyczekiwać li-beralizacji, powinniśmy w oparciu o prio-rytety obronne i gospodarcze opracowaćobszary pożądanych i potencjalnie kon-kurencyjnych obszarów kompetencji.W następnej kolejności należy naszejzbrojeniówce zaaplikować konsekwentnąi przemyślaną konsolidację. Trzeba rów-nież pomyśleć o doborze odpowiednichpartnerów zagranicznych – najlepiej za-awansowanych technologicznie, ale niezbytdużych, tak aby byli gotowi po partnerskurozwijać z nami nowe produkty.

Tymczasem naszą polityką zbroje-niową rządzą niezmiennie chaos i inercja.Przykładem jest sytuacja, kiedy to państwowydało kilkadziesiąt milionów złotych naprototyp platformy bojowej „Anders” tylkopo to, by potem stwierdzić, że go nie po-trzebuje.

Słabo opłacani i obawiający się ryzykaurzędnicy z MON korzystają z każdejokazji, żeby nie podejmować decyzji, a gdypotrzeba staje się paląca – improwizują.Tak wyglądały nasze zakupy na potrzebymisji w Afganistanie. Kierownictwo resortuobrony mówi o wspieraniu rodzimego

przemysłu, jednak nie daje mu szans,przeważnie preferując zakupy „z półki”:zbyt nagłe, aby firmy mogły zaplanowaći uruchomić cykl produkcyjny.

Obok priorytetów naszej zbrojeniówcebrakuje od lat dalekosiężnej wizji konso-lidacji. Co prawda pod wpływem krytykirząd niedawno taką koncepcję ogłosił.Jednakże poza nazwą nowego tworu (Pol-ska Grupa Zbrojeniowa) oraz poza faktem,iż koncepcja odwraca dotychczasowe

(w tym niedawne) procesy konsolidacji,pozostają jedynie liczne pytania i wątpli-wości. Wiele z nich ma charakter prawny.Nie wiadomo więc, czy do wprowadzeniaw życie tej koncepcji istotnie dojdzie.

W rezultacie mamy sytuację, w którejzagraniczni kontrahenci chcący robićz nami interesy – nie wiedzą, z kim roz-mawiać.

Przykłady chaosu i inercji można bymnożyć. Rzecz jednak w tym, że dopókiich nie przezwyciężymy, jedyne, na conas będzie politycznie stać, gdy nadchodzićbędą kolejne ważne dla nas rozstrzygnięcia,będzie kładzenie się Reytanem. Wartoprzy tym pamiętać, że ten ostatni swojegocelu nie osiągnął.

14

„Nowa Konfederacja” nr 7, 21–27 listopada 2013 www.nowakonfederacja.pl

Naszą polityką zbrojeniową

rządzą niezmiennie: chaos

i inercja

15

„Nowa Konfederacja” nr 7, 21–27 listopada 2013 www.nowakonfederacja.pl

Jak ocenia pani zainteresowanie klasypolitycznej i lokalnej oligarchii patrio-tyzmem gospodarczym?

Pod tym względem sytuacja jest tragiczna.Znamiennym negatywnym przykłademjest kwestia Pendolino i bydgoskiej PESY.Mamy w Polsce producenta taboru kole-jowego na światowym poziomie, od któ-rego wagony nabywa Deutsche Bahn.A my kupujemy pociąg od Włochów. Ręceopadają.

Patriotyzm gospodarczy zakłada, żeinstytucje publiczne kierują się dobremwłasnego państwa i społeczeństwa. Oczy-wiście jeśli do przetargu staje polskafirma, która jest ewidentnie słabsza, dajegorszy produkt, może także za wyższącenę, to trudno na nią stawiać. Ale mamyprzecież wiele firm, czy to z branży spo-żywczej, czy to kosmetycznej, które oferująprodukty znacznie lepsze niż zagraniczne,lecz wsparcie dla nich ze strony państwa

jest nikłe. Mówię tutaj nie tylko o klasiepolitycznej, ale warstwie urzędniczej, na-szej administracji wyższego i niższegoszczebla. Nie wykluczam, że w przyszłościzajmiemy się jako Fundacja KazimierzaWielkiego edukacją także w tej dziedzinie.

Jest pani prezesem fundacji, którejsztandarowym projektem jest promu-jący patriotyzm gospodarczy i polskąwytwórczość „Polski ślad”. Dlaczego,będąc naukowcem, zaangażowała siępani w tę inicjatywę?

Sądzę, że byt kształtuje świadomość, a gdyzostaje wzmocniona sfera gospodarcza,to poprawie mogą ulec również inne wy-miary życia społecznego. Kapitał gospo-darczy przekłada się na kulturowy: gdyludzie się bogacą, ich życie jest bardziejstabilne, mają też inne odniesienie dosfery publicznej. Chciałabym, by wiedza,którą dysponuję jako socjolog, mogła też

joaNNa szalaCha-jarmUżek

Doktor socjologii,prezes Fundacji Kazimierza Wielkiego

Jeśli polski biznes nie będzie mocniej wspierany, także poprzez świadomewybory konsumenckie, to strumień środków finansowych płynących donaszych kieszeni będzie wciąż mniejszy.

Patriotyzm i podatki

z joanną szalachą-jarmużekrozmawia krzysztof wołodźko

służyć do naprawy jakiegoś fragmentunaszej rzeczywistości. Musimy działaćbardzo pragmatycznie, a nie tylko mówićo wartościach związanych z polskością.

Widzę tu jeszcze jeden problem. Ciąg-le pokutuje w naszym społeczeństwie ne-gatywny autostereotyp: „Polskie znaczygorsze”. W dodatku, jak pokazują badania,wśród narodów Europy Polacy mają jedenz najniższych autostereotypów. To pod-powiada nam, że postrzegamy siebie sa-mych znacznie gorzej, niż myślą o nasinni. Zarówno patriotyzm gospodarczy,jak i konsumencki mogą pomóc to zmienić,

może to zmienić dowartościowanie pol-skich firm, w tym małych i średnich przed-siębiorstw. Nasze starania służą takżetemu, by Polacy byli bardziej dumni z sie-bie, odważniejsi w swoich poczynaniachna niwie gospodarczej. To również budujepodmiotowość społeczeństwa, rzeczywistąmodernizację.

Czym wasz pomysł różni się od innychakcji związanych z promocją patrio-tyzmu gospodarczego?

Jeszcze w latach 90. mniej akcentowanochoćby kwestię pochodzenia kapitału firm,które otrzymywały różne biało-czerwoneoznaczenia. Liczyło się tylko to, czy produkt

został stworzony na terenie Polski. Pozatym pokutuje przekonanie, że sens akcjipromujących polski biznes polega na tym,że część pieniędzy wykłada przedsiębiorca,część instytucja odpowiedzialna za ini-cjatywę, a celem jest ogromna kampaniamarketingowa, która przekłada się nawzrost sprzedaży produktu. Te modeleprzestają się sprawdzać.

A jaki model może się sprawdzić?

Myślę, że powinniśmy się nastawiać natworzenie ruchu społecznego. Trzeba dziśbudować postawy obywatelskie, któresprawią, że ludzie będą się przy zakupachkierować informacją nie tylko o tym, z ja-kiego kraju pochodzi produkt, lecz takżeo tym, jaka firma za nim stoi.

W grę wchodzi też szersza kwestia.Jeśli polski biznes nie będzie mocniejwspierany, także poprzez świadome wy-bory konsumenckie, to strumień środkówfinansowych płynących do naszych kie-szeni będzie wciąż mniejszy.

Nie boicie się zarzutu, że wspieraciepolskie firmy, które tutaj płacą podatki,ale te pieniądze i tak są źle wykorzy-stywane, z miejsca idą na pokryciecoraz większych długów państwa?

W ramach działalności „Polskiego Śladu”nie spotkaliśmy się z takimi uwagami zestrony firm. Ale wspomnę o innej sytuacji.Jako Fundacja Kazimierza Wielkiego, naktórej organizacyjnie opiera się „PolskiŚlad”, robiliśmy projekt edukacyjno-szko-leniowy „Płacę, więc jestem”, który po-kazywał uczniom szkół ponadgimnazjal-nych, na czym polega podatkowa odpo-wiedzialność konsumenta, jak wpływaćna system podatkowy, wydając pieniądze.Z tą kwestią nie tylko młodzi ludzie w Pol-

16

„Nowa Konfederacja” nr 7, 21–27 listopada 2013 www.nowakonfederacja.pl

kapitał gospodarczy

przekłada się na kulturowy:

gdy ludzie się bogacą, ich

życie jest bardziej stabilne,

mają też inne odniesienie

do sfery publicznej

sce są słabo zaznajomieni. I przy tej okazjijeden z kolegów z ekipy stwierdził: „Niechciałbym wyjść na naganiacza Rostow-skiego”.

Myślę, że to problem szerszego sto-sunku obywatela do państwa. Jeśli jesteśuczciwy, dokładasz się do wspólnego bu-dżetu, to wzrasta twoja podmiotowość –masz prawo wymagać od instytucji pań-stwa. Trzeba ludziom uświadamiać, żeistnieje taki łańcuch przechodni. Świa-domy konsument, świadoma firma – sązarazem świadomymi uczestnikami życiaspołecznego. Oczywiście to nie jest łatweprzełożenie, jednak trzeba postawić pierw-sze kroki, by w ogóle myśleć o zmianachna lepsze w naszym państwie. To pracau podstaw.

„Polski ślad” kierowany jest zarównodo konsumentów, jak i firm. Co oferu-jecie obu tym grupom?

Nie oferujemy natychmiastowej satysfak-cji. Dajemy mimo to możliwość długofa-lowego budowania razem nieformalnejsieci firm podzielających wspólne wartości,połączonej sympatycznym znakiem to-warowym. Wiemy, że małe firmy czująsię docenione, że ktoś pomyślał o ich wy-siłku, pieniądzach i czasie, który wkładająw stworzenie swoich biznesów. Zaletąjest również to, że otrzymują one dodat-kową promocję w sieci, która polega napodkreśleniu tych cech, które sami wła-ściciele uznają za godne wsparcia.

Docelowo chcielibyśmy stworzyć tak-że pakiet marketingowy dla przedsię-biorstw związanych z „Polskim Śladem”,właśnie w kontekście biznesu odpowie-dzialnego społecznie, rozumianego właśniew kontekście m.in. płaconych w Polscepodatków. Tutaj liczymy na większe za-interesowanie średnich i dużych firm,

które chciałyby na tym polu odróżniaćsię od innych, zagranicznych podmiotów.

Moim marzeniem jest, by w dłuższejperspektywie nasz projekt pełnił dla kon-sumentów interesujących się kwestią pat-riotyzmu gospodarczego rolę „wyszuki-warki”, która pomoże im odnaleźć „PolskiŚlad” np. w swoim mieście – pod kątemfirm, usług i produktów. Moim zdaniemwśród klientów narasta trend wyszuki-wania dodatkowych informacji w tej kwes-tii. Coraz częściej ludzie, którzy planująchoćby większe zakupy, zastanawiają sięnie tylko nad ceną, ale i nad innymi aspek-tami produktu czy usług. Na razie oferu-jemy tego typu usługę, lecz kryteriami sąjedynie branże i miasta, do tego oferujemylistę produktów oznaczonych „PolskimŚladem”.

Ile firm projekt ten obejmuje?

Dotychczas zgłosiło się do nas blisko dwie-ście. Jednak formalnie uznajemy, że firmadołączyła do „Polskiego Śladu”, jeśli pod-pisze z nami umowę o współpracy. Mywcześniej sprawdzamy daną markę, po-nadto musi ona zadeklarować, że spełniazawarte przez nas wymogi. Obecnie umo-wę z nami podpisały siedemdziesiąt czterypodmioty gospodarcze.

Jakie to wymogi?

Po pierwsze, firma musi być zarejestro-wana w Polsce. Po drugie, w kontekściestruktury właścicielskiej, w 51 proc. musinależeć do polskich obywateli. Ponadto,w żaden kapitałowo-organizacyjny sposóbnie może być związana z podmiotem,który tych dwóch powyższych wymogównie spełnia. Np. nie może być firmą-córkązagranicznej korporacji. Rzecz w tym, byzminimalizować ryzyko, że dany podmiot

17

„Nowa Konfederacja” nr 7, 21–27 listopada 2013 www.nowakonfederacja.pl

gospodarczy nie rozlicza się z fiskusemw naszym kraju i stosuje narzędzia fi-nansowe służące do wyprowadzania zy-sków za granicę. Pieniądze powinny zos-tawać w Polsce.

Ponadto zgodnie z regulaminem do-konujemy rozróżnienia pomiędzy przy-znaniem znaku firmie a produktowi. Wiążesię to z nieco inną kwestią. Otóż z reguły

duże kampanie promujące patriotyzmgospodarczy nastawione są na dużychproducentów. A przecież Polska to takżekraj usług, czyli małych przedsiębiorców,którzy dokładają się do wspólnego budżetui wypracowują zyski. To firmy pracującechoćby w branży rozrywkowej czy tury-stycznej.

18

„Nowa Konfederacja” nr 7, 21–27 listopada 2013 www.nowakonfederacja.pl

krzysztof wołodźko

Publicysta „Nowego Obywatela”

19

„Nowa Konfederacja” nr 7, 21–27 listopada 2013 www.nowakonfederacja.pl

Najnowsza płyta Staszewskiego jest wy-bitnie polityczna i wyraźnie wpisuje sięw z wolna następującą w Polsce zmianęnastrojów. Kazik zresztą nie po raz pierw-szy wyczuwa, skąd wiatr wieje.

Odwrót od grillowania

Nie ma się co oszukiwać: Kazik Staszewskito stary politykierski wyga. Rzucane w wy-wiadach teksty o tym, że on się politykąnie interesuje i że tak mu samo wychodzi,można zaś wstawić między bajki. Natu-ralnie, Kazik nigdy nie schlebia wszystkimgustom. Nie gra wszak w tej samej lidzeco rozmaite Dody i inne „sępy miłości”;na swoim poletku jednak zawsze gospo-darzy roztropnie i od lat bezbłędnie wy-czuwa nastroje wiernych fanów. Bycieprzez ponad dwie dekady niepokornymi popularnym zarazem to zaś na polskiejscenie muzycznej wyczyn niemały. MuniekStaszczyk, np., też tak kiedyś chciał, ostat-nio stał się jednak znacznie bardziej krót-kowzroczny niż Staszewski czy też Kukiz.O do cna zblatowanych „żywych trupach”

pokroju Lady Pank lub Hołdysa nie wartozaś nawet wspominać.

Tymczasem u Kazika już kilka lattemu pojawił się wyraźny odwrót od wizjispołeczeństwa grillującego. Jeśli nie, po-wiedzmy sobie wprost, prawicowa herezja.W 2011 r. powstał np. krążek „Bar LaCurva”, a na nim słynne „Plamy na słońcu”i Kazikowa wersja „Ballady o Janku Wiś-niewskim” promująca film AntoniegoKrauzego „Czarny czwartek”. Dodajmyjeszcze do tego utwór o wdzięcznym tytule„Hanna Gronkowiec Walczy” i będziemymieli komplet. Odzew fanów był wyraźniepozytywny.

Na nowej płycie, czyli wydanym wios-ną tego roku „Prosto”, Kazik z Kultemposzedł więc za ciosem. Teledyskiem pro-mującym ten album może i jest zabawnapioseneczka „Dobrze być dziadkiem”,w której artysta dworuje sobie ze swegowieku; jest to jednak singiel dość prze-korny, bo wcale nie na „dziadkowaniu”zasadza się pomysł płyty jako całości. Jestwięc na niej kolejny owoc współpracyz twórcą filmowym, tym razem Ryszardem

miChał kUź

Redaktor „Nowej Konfederacji”

Rolą barda jest jeśli nie cierpieć za miliony, to przynajmniej nastroje tychmilionów czuć; w przeciwnym razie zostaje on zwykłym celebrytą. Toostatnie Kazikowi na pewno nie grozi.

dziadek zabił ministra finansów

Bugajskim, czyli „Układ zamknięty” za-inspirowany filmem o tym samym tytule.Potem zaś robi się jeszcze ostrzej; wy-starczy wymienić tytuły takie jak „Bombana parlament” i „Zabiłem ministra finan-sów”. W tym ostatnim Kazik śpiewa: „Za-biłem ministra finansów / Gdy do mniew nocy włamał się / Chciał wynieść z domumoje rzeczy, /Przecież dla niego skończyłosię źle”. W refrenie powtarza zaś: „Gdy tosię stało, ciągle mi było za mało”. Dosadniejchyba już się nie da.

Między mafią a sektą

Na płycie znalazł się też utwór luźno za-inspirowany sprawą Sawickiej, czyli „MojaMyszko”. Polską rzeczywistość społecznąostro krytykuje z kolei piosenka „Dlaczegotak tu jest”. Brzmi tak:

To my, ekipa stadionowaNiech Barcelona schowa sięBo u nas dach się nie otwieraPiłkarze nasi grają źleTo my ekipa, hej, drogowaNajdroższa jaka może byćGdy czarna dziura wszystko wsysaMusimy z takim faktem żyć

Refren: Dlaczego tak tu jest?Że wszystko w rękach nam się sypie?Chcieliśmy dobrze, wyszło źleA pani nie jest w moim typie

Do tego doszły wywiady dla prawicowychmediów i deklaracja Kazika, że uważa Le-cha Kaczyńskiego za najlepszego prezy-denta po 1989 r.; wszak przy równoczes-nym zastrzeżeniu, że PiS bynajmniej niepopiera, i „zgadza się z Rafałem Ziem-kiewiczem”, iż Polacy mają obecnie dowyboru „mafię” albo „sektę”. Zarówno od„mafii” jak i „sekty” Kazik się zaś odżegnuje

w tytułowym utworze „Prosto”. Nie zawszejednak Staszewski mówił ciepło o LechuKaczyńskim. Wystarczy przytoczyć tekstutworu „Bracia” z płyty „Poligono Indust-rial” (2005)

Bracia, pora zbierać sięBracia, bo inaczej nieBędzie szukać, czego tamBracia, ja Was bracia znam

Refren: Przez cały dzień, przez całą nocNa ulicach mego miasta jest patroli mocO naukę i kulturę społeczeństwo dbaWszyscy w telewizji oglądają Studio 2[W tej strofie pojawia się analogia po-między komunistycznym programem te-lewizyjnym a PiS-owskim niezgrabnym„obiciem” telewizji]

Lepiej niż politolog

Czyżby więc Kazik był koniunkturalny?Osobiście Kazika i Kultu słucham wręcznałogowo od podstawówki. Jednocześniejednak osiągnąłem już wiek na tyle cy-niczny, iż nie wierzę w istnienie artystów,którzy zupełnie koniunkturalni nie są.Poniekąd nauczył mnie tego sam Sta-szewski, kiedy na płycie „Tata Kazika”śpiewał, że „wszyscy artyści to prostytutki”.Jak to u Kazika, powiedziane może zbytmocno, ale dość trafnie. Jeśli zaś wszyscy,no to faktycznie wszyscy.

Mam tylko jedno zastrzeżenie, różnicamiędzy „lepszymi i gorszymi” nie polega

20

„Nowa Konfederacja” nr 7, 21–27 listopada 2013 www.nowakonfederacja.pl

z perspektywy czasu

niektórzy mogliby się nawet

pokusić o posądzenie kazika

o zdolności profetyczne

tylko na tym, że te „tańsze są gorsze”,a „lepsze są droższe”. Naprawdę inteli-gentni ludzie robiący w branży kulturalnejfaktycznie wczuwają się w swoich fanówi wcześniej niż mniej bystrzy koledzy wie-dzą, jak zmieniają się społeczne nastroje.

O Kaziku nigdy nie myślałem więcjako o sprzedajnym artyście, był dla mniezawsze raczej politycznym barometrem,który bezbłędnie pokazywał mi kieruneknadchodzących zmian. To on w 1994 r.śpiewał: „Wałęsa, dawaj moje 100 milio-nów”. W 1998 r. nucił zaś o Józefie Ole-ksym: „Łysy jedzie do Moskwy”. Z koleiw 2002 r. zaserwował znany utwór, w któ-rym „pierdolił Pera”. Zawsze potrafił na-brać pełne usta społecznej frustracji, prze-żuć ją i wypluć piosenki, które trafniei twardo przepowiadały kolejnym polskimpolitykom to, co ich zwykle wkrótce miałoczekać. Pod tym względem teksty Kazikadla mnie były trafniejsze od analiz nie-jednego politologa. A do czysto politycz-nych kupletów dochodziły jeszcze ciekaweobserwacje społeczne, od „Coście, skur-wysyny, uczynili ” przez „Tatę dilera” po„2 000 000 głosów” traktujące o ostatniejfali emigracji do Anglii.

Serwując swoje ostre oceny, Kaziknie jest jednak ślepy i nie wini za wszystkienasze bolączki i frustracje jakiejś gene-tycznej niemal Polaków nieudolności.Z omawianą szeroko na łamach „NowejKonfederacji” tezą neokolonialną wchodziw dialog „V Rozbiór Polski”, który Kaziknagrał w 2008 r. na eksperymentalneji nieco niedocenionej płycie „Buldog”wraz z grupą o tej samej nazwie. Z per-spektywy czasu niektórzy mogliby się na-wet pokusić o posądzenie Kazika o zdol-ności profetyczne. W utworze śpiewa bo-wiem tak:

Sytuacja świata w roku 2008Osiągnęła punkt krytyczny po kryzysie

katyńskim (sic!).Przy dyskretnej aprobacie komunistów

chińskich,Podpisano dokumenty porozumień ber-

lińskich.

Efekt rozmów był podpisany sympatycz-nym tuszem,

Polskę dzielą między siebie Putin z DabljuBushem.

Przeczuwając, że zanosi się na V RozbiórPolski,

Przebudziły się jej dzieci, lud specjalnejtroski

Kraj nie tak bardzo chory?

Jednocześnie w tej samej piosenceKazik w chwilę potem śpiewa jakby po-ważniej i pokazuje, dlaczego od lat jużmiota pod adresem polskiej klasy poli-tycznej ciężkie inwektywy. To w tym utwo-rze na moment w Kazikowym kukiełko-wym teatrze te same postacie, które zwyklesą lżone, na moment stają się komikso-wymi superbohaterami. Świętej pamięciPrzemysław Gosiewski powstrzymuje na-gle atak „obwodu pancernego”, „rotmistrzZiobro” kontratakiem bierze „San Fran-cisco i Władywostok”, a „ochotnicze hufcegenerała Leppera” pokonują „siły Rosjicztery do zera”. Skąd pomysł? Cóż, Kazikśpiewa wprost, iż chciałby, aby „świat zo-baczył, że ten kraj nie jest tak bardzochory”.

Kult„Prosto”wyd. S.P. Recordspremiera: 13 maja 2013

21

„Nowa Konfederacja” nr 7, 21–27 listopada 2013 www.nowakonfederacja.pl

Wesprzyj nas

Dzięki Darczyńcom „Nowa Konfederacja” powstała i działa. Dzięki Darczyńcombędzie mogła nadal istnieć i rozwijać się.

Dlatego prosimy o wsparcie! Każda złotówka, jeśli ma charakter stałego zle-cenia przelewu, ma dla nas istotne znaczenie.

Wpłaty prosimy kierować na rachunek bankowy wydawcy „Nowej Konfede-racji”, Fundacji Nowa Rzeczpospolita:

09 1560 0013 2376 9529 1000 0001 (Getin Bank)

W tytule przelewu prosimy wpisać: „darowizna na cele statutowe”.

Dlaczego warto nas wspierać?

Rynek w obecnej postaci nie sprzyja poważnej debacie o państwie i po-lityce. Dowodem są wszechobecne i pogłębiające się procesy tabloidyzacjii upartyjnienia mediów opiniotwórczych. Z drugiej strony, zaawansowanawiedza o polityce jest coraz częściej dostępna jedynie dla nielicznych i zacoraz większymi opłatami. W Polsce dochodzi do tego problem finansowaniawielu ośrodków opiniotwórczych zza granicy i głęboki kryzys mediów (z nazwy)publicznych.

Jeśli ten trend ma się odwrócić, potrzebny jest alternatywny, obywatelskimodel finansowania mediów. Dobrowolny, stały mecenat wystarczającodużej liczby Polaków umożliwi nam stworzenie prężnego ośrodka intelektual-nego. Niezależnego zarówno od partii, od wielkiego kapitału, od gustów ma-sowej publiczności, jak i od zagranicznych ośrodków. I dostarczenie darmowej,zaawansowanej wiedzy o polityce zainteresowanym nią obywatelom.

„Nowa Konfederacja” to (na gruncie polskim) projekt pionierski takżepod względem sposobu finansowania. Działamy bowiem właśnie dzięki me-cenatowi obywatelskiemu.

Każde stałe zlecenie przelewu jest ważne! Dołącz do grona naszychDarczyńców i wspieraj media naprawdę publiczne!

22

„Nowa Konfederacja” nr 7, 21–27 listopada 2013 www.nowakonfederacja.pl

O nas

„Nowa Konfederacja” to pierwszy w Polsce internetowy tygodnik idei.Koncentrujemy się na tematyce politycznej o znaczeniu strategicznym. „NK”to medium misyjne, tworzone przez obywateli – dla obywateli. Jako pierwsiw Polsce działamy profesjonalnie wyłącznie dzięki wsparciu Darczyńców.

Stawiamy sobie trzy cele główne.

Po pierwsze, chcemy tworzyć miejsce poważnej debatyo państwie i polityce.Dziś takiego miejsca w Polsce brakuje. Wskutek postępujących procesów

tabloidyzacji oraz uzależnienia mediów opiniotwórczych od partii i wielkiegokapitału, brak ten staje się coraz bardziej dotkliwy.

Stąd, w środowisku skupionym dawniej wokół kwartalnika „RzeczyWspólne” – poszerzonym po rozstaniu z Fundacją Republikańską w kwietniu2013 o nowe osoby – powstał pomysł stworzenia internetowego tygodnikaidei. Niekomercyjnego i niezależnego medium, wskrzeszającego formułęgłębokiej publicystyki. Mającego dostarczać zaawansowanej wiedzy o politycew przystępnej formie.

Nasz drugi cel to pełnienie roli pośrednikamiędzy światem ekspercko-akademickim a medialnym.Współczesna Polska jest intelektualną półpustynią: dominacja tematów

trzeciorzędnych sprawia, że o sprawach istotnych mówi się i dyskutuje rzadko,a jeśli już, to zazwyczaj na niskim poziomie. Tym niemniej, w świecie akademickimi eksperckim rodzą się niekiedy ważne diagnozy i idee. Media głównegonurtu przeważnie je ignorują. „Nowa Konfederacja” – ma je przybliżać.

Cel trzeci to aktualizacja polskiej tradycji republikańskiej.Republikanizm przyniósł swego czasu Polsce rozkwit pod każdym względem.

Uważamy, że jest wciąż najlepszym sposobem myślenia o polityce – i uprawianiajej. Co więcej, w dobie kryzysu demokracji, jawi się jako zarazem remediumi alternatywa dla liberalizmu. Jednak polska tradycja republikańska zostaław dużym stopniu zapomniana. Dążymy do jej przypomnienia i dostosowaniado wymogów współczesności.

Dlaczego konfederacja? Bo to instytucja esencjonalna dla polskiej tradycjirepublikańskiej – związek obywateli dążących razem do dobra wspólnegow sytuacji, gdy inne instytucje zawodzą. W naszej historii konfederacje bywałychwalebne (konfederacja warszawska 1573 r., sejmy skonfederowane jakoremedium na liberum veto), bywały też zgubne (Targowica). Niemniej, zawszebyły potężnym narzędziem obywatelskiego wpływu na politykę.

Dzisiejszy upadek debaty publicznej domaga się nowej konfederacji!

23

„Nowa Konfederacja” nr 7, 21–27 listopada 2013 www.nowakonfederacja.pl

„Nową Konfederację” tworzą

Darczyńcy:Dwudziestu Ośmiu Anonimowych Darczyńców, Jacek Bartosiak, KrzysztofDąbkowski, Jerzy Martini, Marek Nowakowski, Krzysztof Poradzisz, Piotr Remi-szewski

Redakcja:Krzysztof Bosak (sekretarz redakcji), Michał Kuź, Bolesław Piasecki, BartłomiejRadziejewski (redaktor naczelny), Aleksandra Rybińska, Przemysław Skrzydelski,Piotr Woyke.

Stali współpracownicy:Jacek Bartosiak, Michał Beim, Tomasz Grzegorz Grosse, Maciej Gurtowski,Bartłomiej Kachniarz, Krzysztof Koehler, Andrzej Maśnica, Rafał Matyja, AnnaMieszczanek, Barbara Molska, Agnieszka Nogal, Grzegorz Pytel, AdamRadzimski, Stefan Sękowski, Zbigniew Stawrowski, Tomasz Szatkowski, StanisławTyszka.

Grafika (okładki):Piotr Promiński

Administracja stroną internetową, korekta, redakcja stylistyczna:Przemysław Skrzydelski

Skład:Rafał Siwik

Komunikacja internetowa:Piotr Woyke

Wydawca:Fundacja Nowa Rzeczpospolita

Kontakt:[email protected]

Adres (wyłącznie do korespondencji):Al. Solidarności 115, lok. 2, 00-140 Warszawa

24

„Nowa Konfederacja” nr 7, 21–27 listopada 2013 www.nowakonfederacja.pl