16
39. Warszawa, d. 23 Września 1888 r. Tom VII. TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM. PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA." W Warszawie: rocznie rs. 8 kwartalnie „ 2 Z przesyłką pocztową: rocznie „ 10 półrocznie „ 6 Prenumerować można w Redakcyi Wszechświata i we wszystkich księgarniach w kraju i zagranicy. Komitet Redakcyjny stanowią: P. P. Dr. T. Chałubiński, J. Aleksandrowicz b. dziek. Uniw., K. Jurkiewicz b. dziek. Uniw., mag K. Deike, mag.S. Kramsztyk,Wł.,Kwietniew- ski, W. Leppert, J. Natanson i mag. A. Ślusarski. „Wszechświat11 przyjmuje ogłoszenia, których treść ma jakikolwiek związek z nauką, na następujących warunkach: Za 1 wiersz zwykłego druku w szpalcie albo jego miejsce pobiera się za pierwszy raz kop. 7V2i za sześć następnych razy kop. 6, za dalsze kop. 5. PUSTYNIA KISIŁ KUM JJnxjendxL )$CkarłJii' hiwa £ U CHARA. 'rasnowodsk Biichąfa Karalcnlsi •unmrkand P U S T Y Ń I.A'-'' KARA Kisił Arwat Tedż ct *P Belek® SACORX'MAIMENE /Serakss ", < Pencl/^cj M ar ud żak ."U ffjJ •. SkaZa, V- 40.000 000

Warszawa, d. 23 Września 1888 r. Tom VII. TYGODNIK ... · my się opisać nietylko samę kolej, ale i oko licę, przez którą ona przebiega. Zadanie nasze podzielimy przeto na dwie

  • Upload
    others

  • View
    3

  • Download
    0

Embed Size (px)

Citation preview

Page 1: Warszawa, d. 23 Września 1888 r. Tom VII. TYGODNIK ... · my się opisać nietylko samę kolej, ale i oko licę, przez którą ona przebiega. Zadanie nasze podzielimy przeto na dwie

39. Warszawa, d. 23 Września 1888 r. Tom VII.

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „W SZECHŚW IATA."

W Warszawie: roczn ie rs. 8 k w arta ln ie „ 2

Z przesyłką pocztową: roczn ie „ 10 pó łroczn ie „ 6

Prenum erow ać m ożna w R ed ak cy i W szechśw iata i we w szystk ich k sięg arn iach w k ra ju i zagranicy.

Komitet Redakcyjny stanowią: P . P . D r. T. Chałubiński, J . Aleksandrowicz b. dziek. Uniw., K. Jurkiewicz b. dziek. Uniw., mag K. Deike, mag.S. Kramsztyk,W ł.,Kwietniew­

ski, W. Leppert, J . Natanson i mag. A. Ślusarski. „W szechśw iat11 p rzy jm uje ogłoszenia, k tó ry ch tre ść m a jak ik o lw iek zw iązek z n au k ą , n a następ u jący ch w arunkach: Z a 1 w iersz zw ykłego d ru k u w szpalcie albo jego m iejsce p o b iera się za p ierw szy ra z kop. 7V2i

za sześć n as tęp n y ch razy kop. 6, za dalsze kop. 5.

PUSTYNI A KISIŁ KUM

■ JJnxjendxL )$CkarłJii'

hiwa

£ U CHARA.'rasnow odsk BiichąfaKaralcnlsi •unmrkand

P U S T Y Ń I.A'-'' K A R A Kisił Arwat

Tedż ct*P

Belek®

SACORX'MAIMENE/S e r a k s s" , <

Pencl/^cjM ar ud żak."UffjJ •.

SkaZa, V- 40.000 000

Page 2: Warszawa, d. 23 Września 1888 r. Tom VII. TYGODNIK ... · my się opisać nietylko samę kolej, ale i oko licę, przez którą ona przebiega. Zadanie nasze podzielimy przeto na dwie

610 W SZECHŚW IAT. Nr 39.

K R A J Z A K A S P I J S K II JEGO KOLEJ.

P o d pow yższym ty tu łe m w yszła n ieda­wno w N iem czech b ro szu ra O. H eyfeldera, b. naczelnego lek a rza p rzy ekspedycyi Sko- belew a do oazy A ch a łtek iń sk ie j. A czko l­w iek książka ta nie należy do wzorow ych pod w zględem gieograficznym , jed n ak że skorzystam y z jć j dość obfitego m atery jału , ażeby zapoznać czyteln ików W szechśw iata z na jnow szą koleją azy jatycką. N ow a ta kolej je s t dziełem w ielkiego znaczenia. U ła ­tw ia ona p rzystęp do k ra jó w d łu g i czas uw ażanych za n iedostępne i da je now e u j­ście przem ysłow i i hand low i europejskiem u. P ośredn io zaś je s t ona łączn ik iem m iędzy cyw ilizacyją now ożytną eu ropejską a jej p ra s ta rą ko lebką — A zy ją w schodnią i po­łu d n io w o - w schodnią. P o d każdym więc w zględem , czy to ekonom icznym , czy cyw i­lizacyjnym , dzieło to zasługu je na to, aby mu się bliżej przy p a trzy ć . T u ta j p o s ta ra ­my się opisać n iety lko sam ę kolej, a le i oko­licę, p rzez k tó rą ona przebiega. Z adanie nasze podzielim y p rzeto na dw ie części: opis k ra ju i opis przedsięw zięcia .

I. Opis kraju.

W ielk a europejsko - azy ja ty ck a rów nina p rzed łu ża się w A zyi na po łudnio-w schód i w tym k ie ru n k u w ciska się m iędzy m orze K asp ijsk ie , pasm o gór P e rsk ich , P aropa- miz, H in d u k u sz i w yżynę P am iru . N a p rz e ­s trzen i tój leży k ra j zw any Z akasp ijsk im , m iędzy m órz. K asp ijsk iem i jez . A ralsk iem , B ucharą i C hiw ą. T am , gdzie po tej ró ­w ninie p rzep ły w ają rzek i, po tw o rzy ły się oazy i m iejsca, k tó ry ch dziw nie u ro d za jn a ziem ia daje setne p lony ro ln ikow i; gdzie zaś wody bieżącej niem a, tam rosciągają się j

p o n u re i n ieu rodza jne stepy . G orszym j e ­dn ak że w ro g iem osadnika, niźli stepy, są tu ta j w ielk ie piaszczyste pustynie , k tó re ro spościera ją się z jed n ć j s trony m iędzy C hiw ą i B u ch a rą na w schód od jez . A ra ł-

skiego — pod nazw ą pustyn i K isil-K um (C zerw ony piasek) i z d rug ie j s trony mię­dzy morzem K aspijsk iem , A m u-D ary ją , gó­ram i Persk iem i i szczytam i P aro p am izu — pod nazw ą pustyn i K a ra -K u m (C zarny p ia ­sek). P iaszczyste te rów niny, zdaniem po­dróżników , należą do najsm utn iejszych m iejscowości na ziemi i pod tym w zględem nie u stępu ją Saharze.

O bierzm y sobie z a -p u n k t w yjścia K ra - snowodzlc, m iasto i p o r t na w schodnim b rze­gu m orza K aspijskiego. Je s tto w ażny pod w zględem adm in istracy jnym p unk t, choć niem ający żadnćj p rzyrodzonej dogodności, oprócz znajdow ania się na brzegu m orza. N aga skalista m iejscowość nie zapew nia tu najm niejszej ochrony od palących prom ieni słonecznych. T y lko bliskość m orza daje od rob inę w ilgoci biedakom , skazanym na zam ieszkanie w tem mieście. P om iędzy B aku a K rasnow odzk iem je s t p rzep row a­dzony te le g ra f podw odny.

N a w schód od K rasnow odzka w k ie ru n ­ku południow ym ciągną się dw a pasm a g ó r­skie, W ie lk i i M ały B ałchan . O ba B ałcha- ny posiadają źródła i roślinność. W p rz e r­wie, m iędzy niem i istn iejącej, p ły n ą ł k ie ­dyś do m orza K aspijsk iego O xus s ta ro ­żytnych, dzisiejsza A m u -D ary ja ,— stąd też w prost na w schód ciągnie się łańcuch pagórków , k tó re w tedy stanow iły brzeg O xusa.

N a północ od K rasnow odzka a w zdłuż brzegu m orskiego ciągną się pasm a w zgórz, jak o to K ysy - L ai, D em erdżan - K y r i t. d. Z daje się, że W szystkie te falistości g ru n tu są ty lko przedgórzem gó rK au k ask ich . P rz y ­puszczenie to op iera się na n ie jednym do­wodzie. W szak po obu stronach m orza, z a ­chodniej i w schodniej, w B aku i na wyspie C zelekin i w B ałclianach zn a jd u ją się l i ­czne ź ród ła nafty . P o łudn iow a część M a­łego B ałchanu z tej racy i naw et się nazyw a N apta-D aghiem . T ym sposobem oba b rze­gi m orza K asp ijsk iego należą do jednego olbrzym iego basenu naftow ego, przecho-

| dzącego praw dopodobnie pod morzem. W re ­szcie po obu stronach do tej pory dz ia ła ją te sam e siły w ulkaniczne, z k tó rych pow o­du n ie jedna tu taj wyspa już zn ik ła lub na- now o pow stała , niejedno m iasto zostało do szczętu zrujnow ane. T rzęsien ia ziem i ró -

Page 3: Warszawa, d. 23 Września 1888 r. Tom VII. TYGODNIK ... · my się opisać nietylko samę kolej, ale i oko licę, przez którą ona przebiega. Zadanie nasze podzielimy przeto na dwie

Nr 39. W SZECHŚW IAT. 611

wnież są po obu stronach bardzo pospo­lite.

N a po łudnie od M ałego B ałchanu, w ma- łś j od niego odległości, znajdują, się góry K yren - D agh i K o p e t-D a g h (6000 stóp). Je stto ju ż północno - zachodnia gałęź gór P ersk ich .

Z rzek obfitujących w w odę, k tórym Bu- chara i oazy k ra ju Z akasp ijsk iego zaw dzię­czają swój roskw it, dw ie ty lko znajdu ją od­pływ do w iększych zb io rn ików wody: Arnu- D ary ja w pada do jez io ra A ralskiego, A trek do m orza K aspijskiego. R eszta w iększych rzek jak o to H e riru d , M urgab i jego d o ­p ływ K u szk — w k ra ju Z akaspijsk iem , jak o - też S erafszan , K aszk a—w B ucharze zn ika­ją w piaskach pustyni. C zynnikiem zna­cznie p rzyczyn iającym się do zn ikan ia rzek stepow ych k ra ju Z akaspijsk iego je s t to, że kra jow cy ro sp row adzają z n ich wodę m ałe- mi ale niezliczonem i kanalikam i po swoich polach. O prócz tego b rak roślinności na brzegach niezm iern ie u ła tw ia parow anie w suchem tu tejszem pow ietrzu . G dyby j e ­dnakże ow a iry g acy ja pól by ła um iejętn ićj prow adzona, a b rzegi rzek i obsadzone d rze­wami, to być bardzo może, że rzek i n iestra- ciwszy takićj ilości wrody m iałyby odpow ie­dnią siłę do to row ania sobie ko ry ta w d a l­szym ciągu. W ten sposób p raw dopodo­bnie i M urgab i H e riru d , k tó re przed laty były dopływ am i A m u -D ary i, znow uby w le­wały doń swoje wody.

N ajw ażniejsza rzeka k ra ju A m u-D ary ja , w ypływ a z jez io ra S a ry -K u l położonego na w yżynie P am iru : z początku nosi ona n a ­zwę P en d ż - P an d ża . D łu g a na 200 mil gieogr. stanow i ona w górnćj swej części g ranicę m iędzy B ucharą i A fganistanem . W b rew poprzednim zapatryw aniom , ja k o ­by A m u -D a ry ja była sp ław ną ty lko na p rzestrzen i 168 km od ujścia, zdaje się rze ­czą n iew ątp liw ą, że n iety lko jó j środkow y, ale naw et i gó rny bieg je s t sp ław ny. Na całćj p raw ie p rzestrzen i A m u-D ary i k u r ­sują s ta tk i w iosłow e, zw ane kaikam i, w i­dzim y je bow iem jeszcze w pobliżu ru in starój fortecy Feisabed , w odległości 1433 w io rst od jez io ra A ralsk iego , a 922 w iorst od m iasta P e tro -A lek san d ro w sk . A le że ­gluga parow a na A m u -D ary i da tu je dopie­ro od d. 5 G ru d n ia 1886 r ., k iedy to poraź

pierw szy spuszczono na j ś j wody w D żar- dżui dw a parow ce „ P io tr“ i „A leksan­der “.

A m u-D ary ja , narów ni z innem i rów nino- wemi rzekam i, podlega p raw u zm iany k o ­ry ta pod w pływ em ruchu obrotow ego z ie ­mi. P ró cz tego rzeki A zyi, wogóle, p od le­gają częstym zmianom kory ta w skutek dzia­łalności człow ieka ,k tó ry staw ia groble i b u ­du je kanały w celu zraszania swych pól lu b zaszkodzenia sąsiadom . Z tych to działań człow ieka pow staw ały n ieraz jaknajsm u- tn iejsze następstw a dla n iektórych okolic— klim atyczne, k u ltu rn e i ludnościow e, — za p rzyk ład może nam służyć B abilonija, ten daw ny sp ich lerz A zyi, dziś pustynia.

W pew nych jednakże razach rzek i bez w idocznych powodów tw o rzy ły sobie nowe kory ta , a czasam i znow u w racały rów nież z n iew ytłum aczonych p rzyczyn do swoich starych ko ry t. Co się tyczy A m u-D ary i, to w edług tak ich pow ag ja k Róclus, R ow - linson, Pietrusiew ricz, L erch , toczyła ona k iedyś swe w ody do m orza K aspijskiego. C zyto w skutek zaburzeń telurycznych , czy pod w pływ em człow ieka A m u -D ary ja w n a ­stępstw ie zw róciła swe wody ku jez io ru A ralskiem u. Są jed n ak św iadectw a z X I I I w ieku na to , że w 1221 ro k u A m u-D ary ja , z pow odu jak o b y zniszczenia g rob li przez ta ta rów , znow u p ły n ę ła do m orza K asp ij­skiego. L ecz w 1570 r., ja k podaje su łtan A buh-H asi, C han U ngendżi, kory to A m u- D ary i zwróciło się do A ralu i pew ien czas, zdaje się, oba ko ry ta jednocześnie istn iały . D opiero od 1630 r. na dobre A m u-D ary ja skierow ała się ku jez io ru , a daw ne koryto zasypały p iaski pustyni. T ym sposobem P io tr W . był współczesnym tym zm ianom , nic w ięc dziwnego, że pod w pływ em świe­żych podań, pow ziął znany swój p ro jek t zw rócenia A m u-D ary i n ap o w ró t do m orza K aspijskiego. A to li i dziś g łów na a r te ry ja A zyi środkow śj nie pozostaje w spoczyn­ku — A m u -D ary ja wciąż posuw a się pow o­li ku w schodowi. D aw niej rzek a ta s tan o ­w iła g ran icę m iędzy B u ch arą i T u rkm en i- ją , dzisiaj zaś g ran ica ta ciągnie się rów no­legle do rzek i na zachód od n iź j, w odle­głości 10 — 12 w iorst. D żardżui pierw ej leżało na b rzegu rzeki, dziś rzeka znajduje się w odległości 12 w iorst na wschód.

Page 4: Warszawa, d. 23 Września 1888 r. Tom VII. TYGODNIK ... · my się opisać nietylko samę kolej, ale i oko licę, przez którą ona przebiega. Zadanie nasze podzielimy przeto na dwie

612 W SZECHŚW IAT. Nr 39.

R zeką, m ający n iezm ierne znaczenie d la okolic, k tó re p rzeb iega (B uchara) je s t Se- rafszan „Szafarz z ło ta “, ja k go m ianują m ieszkańcy w schodu. W y p ły w a on, ta k samo ja k i A m u -D ary ja i S y r-D ary ja , z lo­dowców P am iru ; ta k sam o ja k tam te p łynie przez pew ien czas na zachód, następnie k ie ru je się k u północo-zachodow i i w tym k ie ru n k u zaledw ie o 100 km od A m u-D ary i w bliskości m iasta K a ra -K u l g in ie w p ia ­skach. Z apew ne ten daw ny dopływ A m u- D ary i i te raz oddaw ałby swe wody tej rze ­ce, gdyby nie to, że zaraz po w yjściu z gór, ro zd rab n ia się na m nóstw o kanalików iry ­gacy jnych , k tó re k ra jow cy pokopali w celu z raszan ia swych pól. W ten sposób uzy­skali oni 480000 h ek ta ró w u ro d za jn ć j zie­m i. D o lina Serafszanu je s t s ław na z u ro ­dzajności.

Z północnych stoków P a ro p am izu na ró ­w niny północnego A fg an is tan u sp ływ a po­tężna rzeka Z akaspii, M u rg ab . P ły n ie ona na jp ie rw na zachód, a potem po przy jęc iu dopływ u K u szk u n a raz zaw raca na półno- co-zachód i w tym k ie ru n k u zn ika w p ia­skach, w okolicach M erw u. Tej rzece za­wdzięcza swe istn ien ie oaza m erw ska. W le- cie M urgab posiada zaledw ie 3 — 4 stóp głębokości, na w iosnę jed n ak że dochodzi do 14 stóp i w tedy sta je się groźnym d la oko ­lic, ja k to m iało m iejsce w latach 1884—86.

Z południow o - w schodnich spadzistości P aro p am izu w ypływ a in n a rzeka Z akaspii, H e riru d . P ły n ie ona na zachód w wąskiej górsk ie j dolinie, k tó ra u sk ra ju górskiego pasm a Sufid-K uch przechodzi w szerszą d o ­linę H e ra tu . W dalszym swym biegu s ta ­now i g ran icę nap rzó d m iędzy R ossy ją i A f­gan istanem , a później P e rsy ją i k ra jem Za- kaspijskim . P o d S eraksem opuszcza ona perską g ran icę i zbiega n a rów n inę ; tu ta j b rzegi są. ta k b ło tp iste , że ich p raw ie p rz e ­być nie można. L ecz i ten daw ny dop ływ O xusa ginie w piaszczystem m orzu K a ra - K um . D olna część H e r iru d u w lecie zu ­pełn ie wysycha, zato na w iosnę w znoszą się je g o w ody gw ałtow nie i byw ają pow odem groźnych wylewów — tak było w r . 1886. J u ż pod H era tem w ody jego , rosprow adzo- ne zapom ocą m nóstw a kanalików , zraszają liczne pola krajow ców . Za H era tem p rz y j­m uje on spory dop ływ Tedżenem zwany.

N a północnych stokach K opet-D aghu b ie­rze początek m nóstw o kryszta łow ych s tru ­m yków i rzeczek, lecz w szystkie one nie w ybiegają praw ie poza wąw ozy górskie, gdyż zaraz po w yjściu z gór zostają użyte do irygacy i pól. W ten sposób n ap rzy k ład m ieszkańcy G ok - T epe zużytkow ali s tru ­m ień G erm an , sp ływ ający z K opet-D aghu. S trum ień ten m ógł się b y ł stać pow odem strasznej klęski d la rossyjan, oblegających G ok-T epe, gdyby jego m ieszkańcy chcieli skorzystać z tego p rzyrodzonego sprzym ie­rzeńca. S k ierow any do obozu Skobelew a m ógł, je że li nie zatopić w szystkiego, to p rzynajm nie j naraz ić rossy jan na ogrom ne s tra ty m atery jalne. A le oblężeni mieli za­nadto ufności w swe siły i m ęstw o, aby się uciekać do takiego środka.

Z innych rzek zasługuje na w zm iankę z pow odu w ielkości A trek . W y p ły w a on, ta k sam o ja k T edżen z gór P ersk ich . A trek obfituje w w odę zdatną do picia ty lko na w iosnę, w lecie zaś, p rzy m ałej ilości, staje się ona ta k słoną, że, n ap rzy k ład , w roku 1880, konie, k tó rym daw ano nap ić się tój wody, dostaw ały k rw aw ej b iegunk i. D o l­ny bieg A trek u stanow i gran icę m iędzy P e rsy ją i k ra jem Z akasp ijsk im .

R ów noleg le do A trek u , choć trochę b a r ­dziej na po łudnie , p łyn ie G urgan , daw nie j­szy H y rk a n , — stąd kraj nosił nazw ę H y r- kanii.

R zeki powyższe stanow ią w arunek n ie ­odzow ny istn ienia oaz i m iejsc zam ieszka­nych. L ecz nie w ystaw iajm y sobie oazy zakaspijsk iej w postaci jak ie jś zielonej w y­spy, o k ry te j łąkam i lub lasam i, albo też g a ­j u palm ow ego. O aza zakasp ijska — są to kaw ałk i m niejsze lub w iększe, w ścisłej za­leżności od naw odnien ia pól upraw nych , zasianych zbożem lub pożytecznem i tra w a ­mi, n iew ielk ie ogrody owocowe i winnice, na w yższych m iejscach lub w n izin ie rzek— łąki; n a d sam ym brzegiem rzeki gdzienie­gdzie rośnie jed y n e praw ie drzew o tych s tro n — topola z ga tu n k u P o p u lu s diversi- folia lub E u p h ra tica . N a polach sie ją g łó ­w nie pszenicę, rzadziej kukurydzę , proso, jęczm ień, dalej szafran i inne rośliny far- biarskie; sieją też rośliny pastew ne, jak o to koniczynę i lucernę, dalej konopie, w B u- charze— baw ełnę, w K aszce — ty tuń . M e­

Page 5: Warszawa, d. 23 Września 1888 r. Tom VII. TYGODNIK ... · my się opisać nietylko samę kolej, ale i oko licę, przez którą ona przebiega. Zadanie nasze podzielimy przeto na dwie

Nr 39. WSZECHŚWIAT. 613

lony i kaw ony do jrzew ają n aw et na mniej zroszonych g run tach , ro sną też i szlache­tn iejsze owoce, lecz ty lko w m iejscach m a­jących w ody poddostatk iem i g ru n t dosko­nały; m orele i b rzoskw inie są. roślinam i miejscowemi, oprócz tego rośnie krzew w in­ny, orzech w łoski i g ran a t. N a w yniosło­ściach K y ren -D ag h u i K opet-D aghu ro ­śnie Ju n ip e ru s exce lsa—ja ło w iec w yniosły, w B ałchanach — figi, na K y ren -D ag h u —■ klony, nad H erirudem — drzew o pistacyjo- we. Żyzność oaz je s t nadzw yczajna, gdyż dają po dw a zb io ry pszenicy w ciągu roku. Rzecz p rosta , że przy racy jonalnem rospro- w adzan iu w ody s tarczy łoby jć j na w iększy obszar, m ożnaby też ilość pożytecznych ro ­ślin pow iększyć.

N ajp ierw szą oazą, k tó rą spotykam y, j a ­dąc ko leją od M ichajłow ska, pierw szej sta- cyi kolei nad m orzem K asp ijsk iem , je s t oaza A chałtek ińska . Je s tto część daw nego k ró lestw a P a r ty i, p rzed staw ia ona ow al 217 w iorst d ług i i 6 — 15 szeroki. W roku 1880 p rzed w ypraw ą Skobelew a zam ieszki­wało ją 35000 tekińców , należących do plem ienia turkm eńskiego. G łów nym u fo r­tyfikow anym punktem oazy było G ok-T epe w odl. 405 w iorst od m orza, obrócone w pe­rzynę p rzez Skobelew a. M iało ono posia­dać 15 000 m ieszkańców . B udow le te k iń ­ców są to lep iank i z g liny i ziem i, a forty- fikacyje z g liny i z kam ieni spojonych gliną. F ortyfikacyje by ły podw ójnego typu: czw o­ro k ą tn e lub ow alne, do k tó rego to typu na­leżało G ok-T epe. O toczone one by ły ro ­wam i i p rzedm urzam i, opatrzone w wieże i b ram y do rob ien ia wycieczek. T ak a fo r­teca stanow iła ją d ro oazy. B udow aną była zw ykle w m iejscach oazy stra teg iczn ie w aż­nych, ja k o to w m iejscach w ąskich, ja k G ok-Tepe, albo u wejścia do oazy przez ja ­ką boczną dolinę, ja k Bam i. Lecz i ogrody i w innice były bronione m urem z g liny przed trzodam i, pasącem i się w ielb łądam i, a w reszcie i n ieprzy jacielem . W ogrodzie, oprócz tego, zawsze znajdow ała się s tra ż ­nica. W szystkie zabudow ania oazy leżą nad strum ykam i i kana likam i, z k tó rych w iele pod ziem ią p row adziło do w nętrza fortecy, tym sposobem ta o sta tn ia nie była narażoną na b ra k wody w raz ie oblężenia. Dzisiejsze G ok-T epe leży o 7 w iorst od d a ­

wnego, a to z pow odu, że w przepełn ionej tru p am i dawnój miejscowości rozw inął się s traszn y tyfus plam isty.

W odległości 217 w iorst od m orza spo ty ­kam y nad er ważny p u n k t tój samój oazy — K isił - A rw at. Jestto dobrze zabudow ana osada, osłonięta od po łudnia góram i, zza k tó rych niegdyś tekińcy lub ili urządzać n a ­paści na karaw any rossyjan i persów.

Z K isil-A rw atu do Bam i, następnej stacyi, odległój o 293 w iorsty od m orza, je s t 50 w iorst. Bam i je s tto miejscowość obfitują­ca w rzeczki, m łyny, po la kukurydzow e i pszenne. T u ta j to w ypraw a Skobelew a zna laz ła sow ite zapasy zboża.

O 42 w iorsty od G ok-T epe leży A scha- bad, o 447 w iorst odległy od m orza. M ia­sto to, liczące 8000 m ieszkańców , ma pozór praw ie europejsk i — n iespodzianka p raw ­dziw a pośród stepów azyjatyckich — ma kam ienne dom y, koszary , lazare t, m agazy­ny i bazar. Je s tto g łów ny p u n k t handlow y i przem ysłow y i zarazem głów na stacyja kolei. A schabad je s t środkow ym punk tem tran zy tu z C hiw y i B uchary do P ersy i. M a on w ielką przyszłość p rzed sobą. T u je s t rezydencyja głów nodow odzącego w ojskam i, je s t d ru k arn ia , fotografija, są rzem ieślnicy, sk lepy i zajazdy. O 12 w iorst od A scha- badu zn a jd u ją się ru iny m iasta Nissy.

P a s pustyn i 45 w iorst szeroki oddziela poprzedn ią oazę od oazy Tedżen. O aza ta w ielką m iałaby przyszłość p rzed sobą, a lbo­wiem posiada bogate tłu ste pastw iska, g d y ­by nie g rasu jąca tu ta j g roźna febra, ja k o - też m ilijardy much i kom arów . G liniaste brzegi T edżenu dostarczać mogą doskona­łych cegieł, d la tego też zawsze istn ia ły tu ­taj liczne cegielnie i w ciąż nowe po­w stają.

Na wschód od T edżenu rospościera się rów n ina n iegdyś zalesiona, a dziś gdzie­niegdzie ok ry ta k rzakam i. N astępnie c ią­gnie się pas bezw odnego stepu , o k tó rym B onvalt, francuz, k tó ry ten step w r. 1886 przeby ł, mówi: „O d T edżenu do M erw u prow adzi d roga dogodna d la podróżujących ty lko w zimie, k iedy deszcz napełn ia cy-

| s te rn y . N a p rzestrzen i stu k ilom etrów co- k ro k spotykaliśm y szkielety lub zw łoki

I zw ierząt. B y ł to widok, k tó ry nakazyw ał

Page 6: Warszawa, d. 23 Września 1888 r. Tom VII. TYGODNIK ... · my się opisać nietylko samę kolej, ale i oko licę, przez którą ona przebiega. Zadanie nasze podzielimy przeto na dwie

614 W SZECHŚW IAT. Nr 39.

nam ostrożne obchodzenie się z zepsu tą wo' dą zaw artą, w naszych n aczy n iach ”.

(d . c. nast.).

S . Stetkiew icz.

N A J N O W S Z E PO G L Ą D Y

N A CZYNNOŚCI MÓZGU,

(D okończenie).

Jedną, z na jc iekaw szych funkcyj pó łku l m ózgow ych u człow ieka, je s t udzia ł, ja k i one p rzy jm ują w pow staw aniu m owy.

„O środek m ow y” w y k ry ty m zosta ł ju ż w ro k u 1861 przez B roca i od tego w łaści­w ie czasu kw esty ją „lokalizacyj m ózgo­w y ch ” należy uw ażać za ro sstrzygn ię tą . C złow iek m ów iący, to je s t o dda jący dźw ię­kam i a rtyku low anem i pew ne pojęcia, p o ­w stałe w jeg o um yśle, m usi p rzede w szyst- kiem znać „słow o“ w yrażające to pojęcie. U czy się go p rzez s łuchan ie innego czło­w ieka m ów iącego, naśladow anie i zapam ię­tan ie usłyszanego w rażen ia w tćj części k o ­ry m ózgow ćj, w k tó rć j kończy się n erw słu ­chow y, co, ja k w iem y, m a m iejsce w zaw o- j u skroniow ym górnym lew ym , tak zw anym zaw oju W ern ickego . A b y tu zapam iętane w rażen ia słuchow e oddać n a zew n ątrz , m ie j­sce to, zw ane „ośrodkiem m ow y W e rn ic k e ­go", m usi być połączone zapom ocą w łókien nerw ow ych z m iejscem , z k tó rego w ycho­dzą pobudzen ia do ru c h u m ięśni, służących do a rty k u lacy i, a więc w arg , ję z y k a , p o d ­n ieb ien ia m iękiego etc. Z ad an ie to spełn ia ośrodek w ynaleziony przez B roca , z n a jd u ­jący się w podstaw ie zaw oju czołow ego le ­wego dolnego (ty lk o lew ego ■— p ra w a p ó ł­k u la mózgu nie b ierze żadnego zazw yczaj u d z ia łu w pow staw aniu m owy, z w y ją tk iem ty lko u m ańkutów ). „O śro d ek m ow y B roca“ leży b lisko ośrodka m ięśni języ k a i tw arzy , (k tó ry , j a k w idzieliśm y wyżćj, za jm u je n a j­n iższą część zaw ojów cen tra lnych ) i je s t ośrodkiem k ieru jącym , koordynu jącym ru ­chy tych m ięśni. Z aburzen ia w mowie n a ­stępu ją sku tk iem cierp ien ia „ośrodka B roca“

albo „ośrodka W ern ick eg o 11. W pierw szym razie , poniew aż ośrodek m ięśni języka , w arg etc. zostaje n ie tkn ię tym , chory w ykonyw ać może ru ch y język iem , w argam i i t. p., lecz trac i możność k ierow an ia niem i w sposób konieczny d la pow stania m owy.

C hory tak i n ie ty lko dobrow olnie nie mo­że mówić, lecz i nie może pow tórzyć u sły ­szanego. T ak i rodzaj u tra ty m owy, niem o­ty (aphasia), nazyw a się niem otą ruchow ą (aphasia m otoria). M ożna ją określić jak o u tra tę pam ięci ruchów m ięśni odpow iednio do potrzeb artyku lacy i. Je ś li c ierp i „ośro­dek m ow y W ern ickego", to chory dow olnie mówi dobrze, n ad to słyszy on, bo n e rw słu ­chow y n ie p rzesta ł p rzenosić doznanych w rażeń do swego cen tru mózgowego, lecz nie rozum ie on tego co się doń mówi, bo zg inęły zapam iętane w rażenia słuchow e, je s tto t. z w. n iem ota słuchow a v. g łucho ta w yrazow a (aphasia sensorica, W orttaubheit., su rd itó verbale). B adan ia anatom o-klin i- czne w ykazały , że w pew nych p rzypadkach aphasii, zaw oje B roca i W ern ickego były zdrow e, a zn iszczeniu u leg ło m iejsce, gdzie zawój ciem ieniow y do lny lew y przechodzi w zraz potylicow y (t. zw . g y rus angu la ris , p li courbe). C ierp ien ie w tem m iejscu p o ­w oduje ta k zw aną niem otę w zrokow ą lub ślepotę w yrazow ą ( W o rtb lin d h e it, cścitć verbale) cechującą się tem, że chory chociaż dobrze w idzi, nie rozum ie je d n a k tego co czyta, n ie rozum ie drukow anego an i p isa­nego. W okolicy tój u trw a la ją się specy- ja ln ie obi-azy graficzne.

P rócz m owy, do w yrażania m yśli czło­wiek posługiw ać się może m im iką i pism em . T a k ja k mowa, p rzy cierp ien iach pó łk u l m ózgow ych może ginąć w ładza m im iczna (am im ia) i p isania (agraph ia). P o d staw a anatom iczna amimii nie je s t do tąd znaną. A grafiją , zdaniem n iek tó rych badaczy, ma pow odow ać c ierp ien ie podstaw y zaw oju czołow ego średniego lew ego, k tó ry , ja k w idzim y, leżałby w sąsiedztw ie ośrodka r u ­chów kończyny górnćj praw ćj.

P ró cz w p ływ u na pow staw anie ruchów dow olnych, mowę i odczuw anie w rażeń, j a ­kie św iat otaczaj ąc j w yw iera n a nasze zm y­sły , p ó łk u le mózgowe b io rą w ażny u dzia ł w funkcy jach organicznych. O d d aw n a je s t w iadom em , że wszelkiój czynności mózgo-

Page 7: Warszawa, d. 23 Września 1888 r. Tom VII. TYGODNIK ... · my się opisać nietylko samę kolej, ale i oko licę, przez którą ona przebiega. Zadanie nasze podzielimy przeto na dwie

Nr 39. WSZECHŚWIAT. 615

wój tow arzyszą zm iany w funkcy jach o rga­nicznych.

Pow szechnie znanem je s t bicie serca a n a ­w et chw ilow e za trzym anie jeg o ruchów p rzy silnych w rażeniach m oralnych; dalój, czerw ienienie się lub blednięcie tw arzy , przyspieszony oddech, zw iększenie w ydzie­liny śliny, potu , u ry n y , k iszek i t. p. p rzy ­padłości, ja k ie w życiu codziennem obser­w uje się na każdym k roku , w ystępujące pod w pływ em strachu , obaw y, radości etc. D ośw iadczenia okazały , że n ie cała kora m ózgowa ma w pływ na funkcyje o rgan icz­ne. Z raz czołow y, skroniow y i potylicow y zachowują, się pod tym w zględem n eu tra l­nie. „R eakcyje o rgan iczne11 m ają miejsce ty lko p rzy d rażn ien iu zaw ojów centralnych. Są one dw ojakie: dodatn ie (przyspieszenie ruchów serca, przysp ieszenie oddychania, skurcz m ięśni naczyń krw ionośnych, p o ­w iększenie ilości w ydzielin: (śliny, po tu , łez, żołądka, kiszek i t. p.), lub u jem ne, inhibi- cyjne (zw olnienie ruchów serca i oddecho­w ych, rosszerzenie naczyń krw ionośnych, za trzym anie w ydzielin), a to zależnie od siły d rażnien ia . Zniszczenie miejsc, k tó ­rych drażnien ie w yw ołu je powyższe ob ja­wy, nie pociąga n igdy za sobą u tra ty fuuk- cyi o rganicznej, nie n astęp u je w tedy m ia­now icie n igdy porażen ie serca, naczyń krw ionośnych lu b oddychania, D ow odzi to, że w korze mózgowej niem a ośrodków ru ch u organicznego lub w ydzieln iczych, a ty lko że zaw oje cen tra ln e są pobudliw e i że drażnien ie ich na drodze refleksyjnej przenosi się na cen tra serca, oddychania i t. p., k tó re zn a jd u ją się, j a k wiadomo, w rdzen iu przedłużonym .

N a zakończenie przytoczym y w kró tkości zapatryw ania się fizyjologów na znaczenie t. z w. „ośrodków ruchow ych ko row ych11 w spraw ie pow staw ania ru ch u , bo co do substancyi białej to n ie u lega w ątpliw ości, że ona je s t ty lko przew odnikiem , przenośni­kiem czynności substancyi szarśj, lecz nie zm ienia ich w niczem .

Je d n i (F errie r) u trzy m u ją , że ośrodki ru ­chow e korow e są m iejscem pow staw ania woli, nazyw ają je „cen tram i psycho-rucho- w em i“ . F ak tem je d n a k je s t, że u człow ie­ka dotkniętego sparaliżow aniem np. ręki, nie ginie p ro d u k cy ja woli, bo chory chciał­

by rę k ą poruszać, ty lko nie może urzeczy­w istnić, ucieleśnić swój woli. P roces więc psychologiczny tw orzenia się woli i moż­ności wykony w ania pew nych ruchów nie od­byw ają się w tem samem m iejscu, skoro zniszczenie go w pływ a ty lko na jed n ę z tych czynności, a zostaje bez w pływ u na d rugą. To też dla innych (V ulp ian , N othnagel) „ośrodki korow e" są miejscem, w którem zbiegają się w łókna nerw ow e idące do m ię­śni, z w łóknam i doprow adzającem i pobu­dzenia w oli, którój źródłem je s t cała sub- stancyja korow a.

D la H itz iga ośrodki ruchow e korow e są organam i cen tralnem i „świadom ości m ię­śniow ej" (M uskelbew usstsein), ruchy p o ­w stające przy d rażn ien iu ich zależą od w y­w ołania pew nych sensacyj m ięśniow ych, a porażenie — od u tra ty tych sensacyj. W ielkiem rospow szechnieniem , zw łaszcza w Niem czech, cieszy się hypoteza M unka. Zdaniem jego , kora m ózgowa obdarzona je s t ty lko jed n ą właściwością, a m ianow i­cie zdolnością odczuw ania i zapam iętyw ania wrażeń doznanych przez różne nerw y zm y­słowe. K o ra zraza potylicow ego je s t w zw iązku ze zm ysłem w zroku (S ehsphare), ko ra zraza skroniow ego ze zm ysłem słuchu (H orsphare) a ko ra z raza czołow o-ciem ie- niow ego (zaw oje cen tralne) ze zm ysłem do­tyku (F uh lsphare). W jednem m iejscu „Seh­sp h a re11 następuje odczucie św iatła , w innem zapam iętanie odczutych w rażeń św ietlnych. P o zniszczeniu tego ostatn iego m iejsca, włó­kna n erw u w zrokow ego m ogą być pobudzo­ne przez fale św ietlne działające na sia t­ków kę, w rażenie to zostaje odczute w od- pow iedniem m iejscu Sehsphare, tak , że zw ie­rzę w idzi, ty lko n ie rospoznaje znanych m u p rzedtem osób, m iejscowości, przedm iotów etc., bo zapam iętane w yobrażenia u trac iło i nie ma z czem św ieżych porów nać. T en sui generis b rak w zm yśle w zroku M unk nazw ał ślepotą psych iczną(S eelenb lindheit), analogiczne zm iany w zm yśle słuchu — g łuchotą psychiczną (S eelen taubheit). Jeśli

j zaś cała Seh— lu b H o rsp h a re u legną znisz- | czeniu, tak , że świeże w rażenia, jak ich do­

zna nerw w zrokow y lub słuchow y nie będą m ogły być odczute, a i inne dawne, zapa­m iętane zginą, to w ystępuje ślepota lub g łu ­chota zupełna, k tó re M u n k nazw ał koro-

Page 8: Warszawa, d. 23 Września 1888 r. Tom VII. TYGODNIK ... · my się opisać nietylko samę kolej, ale i oko licę, przez którą ona przebiega. Zadanie nasze podzielimy przeto na dwie

616 WSZECHŚWIAT. N r 39.

wem i (R indenblindheit,— taubheit). Co do F iih łsphare , to ta odczuw a ty lk o w rażenia, jak ich p rzy ru ch u doznaje skóra , mięśnie etc., zapam iętyw a te w rażen ia i z n ich w y­tw arza pojęcie ru ch u . Zniszczenie miejsc, gdzie następu je to zapam ię tan ie-^w yw ołu je porażenie ruchu duchow e (S eelenlahm ung), zniszczenie całój F iih łsp h a re — porażenie korow e (R inden lahm ung). M unk dośw iad ­czeniam i m ógł w yróżn ić w „Fiihłsphare*1 siedem oddzielnych m iejsc, będących w zwią­zku z kończyną p rzedn ią , ty lną, tw arzą , okiem , uchem , szy ją i tułow iem . D la M un- ka w ięc „ośrodki ko row e11 d la czucia i ruchu są w spólne.

P rzec iw k o M unkow i p rzem aw iają n ie ­w ątp liw e obserw acyje p rzez n ajw iarogo- dniejszych badaczy na człow ieku dokonane, że m im o zniszczenia w obrębie „F iih łsp h are11 M unka, c ie rp ia ł ty lko sam ruch , a czucie skórne i m ięśniow e było n iezm ienione.

D la n iek tó rych badaczy, ja k B row n-S ć- q u ard , a po części i G oltz, zaw oje m ózgo­we n ie b iorą żadnego u d z ia łu w p ow staw a­n iu ru ch u . R uchy p rzy d rażn ien iu elek­trycznością ko ry , zależą w ed le B row n-S ś- q u a rd a od pobudzenia do czynności w łaści­w ych organów ruchu , k tó re leżą niżój (zw o­je , rdzeń), e lek tryczność bow iem p rzech o ­dzi p rzez pó łku le m ózgow e ja k p rzez k a ż ­dy d o b ry p rzew odn ik ; p o rażen ia zaś ru ch u po zniszczeniu ru ch u m ają zależyć n ie od zniesienia funkcy i zniszczonego zaw oju , lecz od tego, że gw ałto w n e podrażn ien ie k o ry w p ływ a ham ująco na czynność w ła ­ściw ych organów ruchow ych i w strzym uje ich funkcy ją , ta k samo ja k np . d rażn ien ie elektrycznością n e rw u b łędnego (nervus va- gus) za trzy m u je dz ia ła lność k o m ó rek n e r­w ow ych w m ięśniu sercow ym zn a jd u jący ch się. W p ły w ten ham ujący B ro w n -S ćq u ard nazyw a inh ib icy ją . P rz e n ik a n ie e le k try c z ­ności do w nętrza m ózgu p rz y stosow aniu jój na pow ierzchnię n ie u leg a w ątpliw ości, dow iodły tego b adan ia rob ione zapom ocą gałw anoskopu i telefonu; b adan ia te je d n a k w ykazały rów nocześnie, że w n ikan ie to o d ­b y w a się na n iew ielką ty lk o głębokość. T eo ry i B row n-S óquarda można zrobić liczne za rzu ty , m iędzy innem i, dlaczego d rażn ie ­nie ty lk o pew nćj okolicy ko ry , pow oduje ruch m ięśni, a innych okolic, naw et bliżój

zw ojów leżących, daje w ynik u jem ny, da- lć j, d laczego po w ycięciu tych m iejsc ko ry pobudliw ych i po zw yrodn ien iu substancyi białćj poniżaj leżącój, d rażnienie — m im o, że p rzen ik an ie elektryczności m a miejsce — nie pobudza mięśni do skurczu. Co do w pływ u inh ib icy jnego , jak im B row n - Sć- q u ard tłum aczy sparaliżow ania po zniszcze­n iu kory , to istn ien ie jego nie u lega w ąt­pliw ości. In h ib icy ją tłum aczą się objaw y różne, ja k ie niezależnie od sparaliżow ania w początkach c ierp ien ia w ystępują, a ja k ie po pew nym czasie u stępu ją bez śladu . N ie- zrozum iałem jest, b y w pływ inh ib icy jny trw a ł w iecznie, bo to należałoby przypuścić, gdyż, ja k w idzieliśm y, porażenie ruchu po zniszczeniu zaw ojów cen tra lnych je s t nie- w yleczalnem . D alój, dlaczego zniszczenie na wysokości ty lko tych zaw ojów w yw iera w pływ inh ib icy jny , a c ierp ien ie najb liż­szych m u części inh ib icy jn ie nie działa. D la tych to zarzu tów , tłum aczenie B row n-Só- q u a rd a n iew ielu liczy zw olenników .

W idzim y więc z tego p rzeg lądu , że każ- dój z teo ry j m ożna zrobić pow ażne zarzuty . To też n iek tó rzy badacze, w olą p rzyznać się, że m echanizm funkcy jonow an ia „ośrod ­ków ko row ych ru ch o w y ch 11 je s t ciem nym i na d ługo tak im jeszcze pozostanie, j a k wogóle w szystk ich czynności psychologicz­nych mózgu.

D r W ładysław Gajkiewicz.

SARDYNKA( 0 1 - u . p o a S a c d l n a , C - u . v . ) .

(D okończenie).

IV .

Często jesteśm y skłonni w rzeczach ry- bo łóstw a odnosić się po objaśnienia do ry ­baków . O n i m uszą się znać na tem , to się - w ydaje ta k na tu ra lnem na p ierw szy rzu t oka.

Z apew ne w sp raw ach p rak tycznych sw o­jeg o rzem iosła m ają oni pow agę, k tó rśj im

Page 9: Warszawa, d. 23 Września 1888 r. Tom VII. TYGODNIK ... · my się opisać nietylko samę kolej, ale i oko licę, przez którą ona przebiega. Zadanie nasze podzielimy przeto na dwie

Nr 39. WSZECHŚWIAT. 617

n ik t nie zaprzecza, ale m usim y zarazem przyznać, że ich op in ija całkiem trac i na w artości w kw esty jach dotyczących ekono­m ii rybo łóstw a i stosunku jeg o do p rzem y­słu. Ł a tw o byłoby w ykazać przyk ładam i, ja k ludność nadm orska, ta k zajm ująca z w ie­lu w zględów , zupełnie nie je s t w możności rozw iązania tych kw estyj ogólnych. D osyć tu ta j p rzypom nieć gw ałtow ną opozycyją uczynioną w zasadzie sieciom fabrykow a­nym m echanicznie. Czy one m iały być m niej dobre od robionych ręcznie? Czy to groziło nędzą żonom rybaków , k tó rych głó- w nem zajęciem było w iązanie sieci? T rzeba sobie i z tego zdać spraw ę, że ry b ak przy now ych w arunkach , w ja k ic h się odbyw a łowieni-e sardynek , je s t ty lko robotnikiem przem ysłow ym , w ydobyw ającym niejako p ierw o tny m atery ja ł. O d dnia, kiedy p rz e ­stano prasow ać sa rdynk i, fab ryka s ta ła się jed y n ą i w yłączną k lije n tk ą rybaka. A le fab ryka je s t budynkiem kosztow nym , są przy nićj znaczne w ydatk i ogólne, zapo ­trzebow ania w ielkie oliw y, pudełek , w ęgla, p rzy tem zobow iązania z całym licznym personelem . T rzeba , żeby tak i zak ład by ł czynnym bądźcobądź n aw et w złych la tach , by uczynić zadosyć zobow iązaniom p rzy ję ­tym w p rzew idyw an iu średniego połow u. R yba w tym stosunku je s t zapłaconą, a że ten stan się p rzed łuży ł, ry b a k doszedł z cza­sem do p rzekonan ia , że lepiej by było d la niego łow ić jak n a jm n iś j sardynek , boby p rzynajm nie j d rogo za nie p łacono. Z całe­go tego szeregu tru d n y ch p rze jść , zapam ię­ta ł on ty lk o p iękną sum kę za tysiąc sa rd y ­nek. Sądzi on, że m ogłoby ta k być ciągle, a jeśli je s t m owa o sieciach udoskonalonych, k tó re pozw oliłyby łow ić w iększą ilość ry b i tem samem sprzedaw ać j e po zniżonej ce­nie, w idzi on się zagrożonym śm iercią g ło ­dową. N igdy go nie m ożna przekonać, że liczba sprzedanych tysięcy w ynagrodzi m u zniżkę ceny jed n eg o tysiąca, że jeś li zarobi trochę m niej, za to jego żona i córka zajęte p rzy fabryce lepszy m ają zarobek, że obfi­tość ry b y , ja k ą k o lw ie k byłaby jó j cena, s ta ­now i bogactw o p raw id łow e, a przynajm niej przyszłość zabespieczoną, że kupując rybę drogo, fab ryk i się za jm ują i że jeśli fab ry ­ku ją w ielkio ilości konserw , tranzakcy je i w ysyłki o ty le się pow iększą w tym s to ­

sunku, że m iasteczko zakw itn ie , dobroby t się wzmoże d la w szystkich, naw et d la ry ­baków , zdziw ionych w końcu, że m ieli tak ie w ielkie zyski, pomimo że ryba p łac iła się tanio.

O d ośm iu lub dziesięciu la t pew na ilość rybaków chciw szych od innych zaczęła używ ać sieci zw anych udoskonalonem i,0 wiele wyższych od sieci daw niejszych. Tem i samemi sieciami łow ią w P o rtu g a lii1 tych sam ych używ ają fab ryk i, k tó rych k o n k u ren cy ja sta je się tak groźną p rzem y­słowi francuskiem u. W e F ran cy i były one p rzy ję te z razu w D ouarnenez, potem z ro ­biono je m niejszem i, a tem samem p ra k - tyczniejszem i i w tedy, to je s t od la t ju ż dw u, gw ałtow nie rospow szechniły się i w innych m iejscow ościach. P ie rw o tn e sieci bardzo w ielkie były i n iezm iern ie kosztow ne. Ci, co ich nie m ieli n iepokoili się; b y ły zab u ­rzenia . R ząd, żeby choć w części zadow ol- nić ciągłe rek lam acyje, zabron ił używ ania tych sieci w zatoce D ouarnenez i innych od 1 S tycznia do 15 P aździern ika . D ozw olono było ty lko niem i łow ić p rzy odpływ ie sa r­dynek od brzegów francuskich. D obra by­ła okazyja pow iedzieć, że te sieci w łaśnie p łoszą sardynkę. Skorzystano z tego, do czego też dopom ogły złe la ta i podniosły się narzekania, szczególniej od k ilk u m iesięcy u tw orzy ł się rodzaj s tronn ic tw a w portach francuskich , k tó re pow tarzało i k rzyczało , że tem i sieciam i łow ią zb y t w iele ry b i że je niszczą, a co najm nie j, obniżają ich cenę. U m ysły się zapaliły i można było obaw iać się nowych nieporządków . W tedy to adm i- n istracy ja m arynark i w ystąp iła ze środkam i zaradczem i, zabran iając używ ania do łow ie­n ia sardynek wielkiej sieci.

W ielka sieć na sa rdynk i je s t o lb rzym ią sia tką p ływ ającą, w kształcie pó łw orka, ot­w artego z jednój strony , k tó ry może być za­m ykany zasuw ką podnoszącą się od dołu. L ina uzbro jona korkam i k reśli n a p o w ie rz ­chni m orza k rzyw ą, na k tórój dw u końcach p ływ ają dw ie b a ry łk i. D w ie łodzie rów no od siebie oddalone u trzy m u ją sieć o tw artą , gdy tym czasem trzecia p łynąca pośrodku rzuca p rzynętę d la w abien ia ryb . G dy chw i­la ju ż je s t uzn an a za stosow ną, zasuw kę pociągają żw aw o, w tedy sieć zam ienia się w olbrzym i w orek, z k tórego nic ju ż w ym ­

Page 10: Warszawa, d. 23 Września 1888 r. Tom VII. TYGODNIK ... · my się opisać nietylko samę kolej, ale i oko licę, przez którą ona przebiega. Zadanie nasze podzielimy przeto na dwie

618 W SZECHŚW IAT. Nr 39.

knąć się n ie może. Ścieśniają, ją, zw olna, aż w końcu w yciągają ja k b y koszykiem wszystką rybę żyw ą, k tó rą w rzu ca ją w ło ­dzie gdzie ona p lu sk a ja k s re b rn a fala. Tym sposobem w yław ia ją daleko więcej sa rd y ­nek aniżeli daw nem i sieciam i i m niej w y­d a ją p rzy n ę ty , a zatem osięga się podw ójna korzyść.

R ząd ogłosił co n astępu je : Sieci do sa r­dynek są od tąd zabron ione na całym obsza­rze w ód francusk ich . W iększość rybaków p rzy k lasn ę ła tem u, w n iek tó rych m iejsco­wościach radość by ła bez granic; ale fab ry ­kanci ze swój s tro n y pytali, czy to nie je s t osta tn i cios zadany ich przem ysłow i i ta k ju ż zagrożonem u, a k tórego upadek m u sia ł­by także o zgubę p rzy p raw ić rybaków . Ju ż ry n ek zby tu m iał się przenieść gdzieindziej; rośn ie obaw a, że w alka z zag ran icą stan ie się jeszcze trudn ie jszą , z w y ją tk iem k ilk u dom ów pierw szorzędnej pow agi, k tó rych firm a nada je znaczenie p ro d u k to m w całym świecie. F a b ry k a c y ja średnia, bieżąca, je s t zagrożoną. To też naczeln icy fab ryk wszy­scy się ośw iadczali za sieciam i, bo udosko­nalone środk i po łow u pozw alają m ieć dużo ry b odrazu i tan ie j j e sprzedaw ać.

O ceniając rzeczy z k rw ią zim ną, zdum ieni sta jem y wobec tego, ja k w ielkie znaczenie nadaw ano spraw ie sieci, rosszerzonej p rzez uprzedzen ia jed n y ch a in te res d rug ich . N a tych punk tach w ybrzeża, w k tó ry ch skarg i podnosiły się najżałośn iejsze, nie używ ano n aw e t n ig d y tego ro d za ju sieci, s ta re ty lko były w użyciu. M niej gw ałtow n i zarzucali tej sieci, że zab ie ra razem z sa rd y n k ą trzy czy cz tery inne g a tu n k i ry b , k tó ry ch ław y są pom ięszane z ław am i sard y n ek . W każ­dym razie w szystkie te ry b y dobrze się p ła ­cą w fabrykach , k tó re z n ich tak że p rz y rz ą ­dzają konserw y.

G łów nie zarzucano tej sieci, że „czyści g łęb ie” (d rag u je dno), dw a m agiczne w y ra ­zy, k tórem i łatw o bardzo zapalić w alkę m ię­dzy rybakam i. Czyścić dno, znaczy to p rze ­w racać, ru jnow ać, w y ludn iać po la i ław y p iasku , po k tó rych ry b a k będzie w lók ł zim ą sw oje szalupy . C zyścić dno, to znaczy od­b ierać m u chleb w najcięższych m iesiącach ro k u , je s tto w jeg o p rzek o n an iu p rzestęp ­stw o k ry m in a ln e , pom im o, że on sam je po­p e łn ia i z niego żyje. Sieć do sa rd y n ek za ­

wsze pleciona z bardzo cienkiej n itk i nie je s t w cale n iebespieczna d la dna. R ybak sam drży o to, żeby sieć jeg o nie dochodzi­ła do dna, najm niejsza ska ła ro z e d rz e ja k gwóźdź na jd e lik a tn ie jszą koronkę. Je s tto dz iu ra p rzyna jm nie j z 20 oczek, k tó rą trz e ­ba szybko napraw ić, zanim now e łow y się rospoczną, jeże li nie była całkow icie ro z­d a rta . P ra w d a , że pod siecią na sa rdynk i m orszczyny u g in a ją głow y, ja k b y lepiej chciały otoczyć opieką w szystkie isto ty ży­ją c e , k tó re w ich tw ard y ch łodygach szu­ka ją schron ien ia . R ybacy m ylą się jeszcze, p rzypuszczając, że ów traw n ik zielony, te rów niny podm orskie, w k tó rych starożytn i w idzieli k lom by zalanej m orzem A tlan ty d y , da ją p rzy tu łek w ielk iej liczbie zw ie rzą t.— Są one m ieszkaniem bardzo małej liczby ży ją tek , n iew iele z n ich sk ład a tam swoje ja jk a . Zycie p raw dziw e, pow ażne i liczbą i rozm aitością ga tunków , sk ładan iem ja je k najróżnorodn ie jszych , w re dopiero n ap raw ­dę w m asach skalistych , w szczelinach i pod kam ieniam i, we w szelkich przypadkow ych zag łęb ien iach , k tó rych w łaśnie ry b ak u n ika z obaw y, żeby nie s trac ił swojej szalupy.

M ówiono jeszcze, że odgłos zam ykającej się zasuw ki, gdy ju ż w orek by ł napełniony, straszy ryby . D oszli ju ż do absurdum w za­rzu tach , czynionych owój udoskonalonej sieci. P ra w d a , że hałas najlżejszy p rz e ­strasza sard y n k ę , ale je j nie p łoszy bespo- w ro tn ie . P rzed dw udziestu la ty rybacy sard y n ek w okolicach F a lm o u th , na w y­brzeżu K ornw alijsk iem , doznaw szy z rzędu k ilk u la t n iepow odzenia, u trzy m y w ali, że ćwiczenia a rty le ry i, k tó re się odbyw ały w sąsiedstw ie n iedalekiem , by ły przyczyną usunięcia się sardynek .

W C oncarneau następnego ro k u ry b ak podnoszący cenę u trzym yw ał, że m niejsza obfitość ryby w zatoce pochodzi stąd, że w G raves o 12 m il od L o rieu l odbyw ały się ćw iczenia w ojskow e, p roponow ał zatem , że­by przeniesiono konsystu jący tam że p u łk a rty le ry i.

W łonie kom isyi, do której byli pow ołam rybacy , żeby dali op in iją o uży tkach sieci w tedy , gdy ju ż ta zosta ła wszędzie skazaną n a bann icy ją , jak o środek niszczący ryby , ru jn u jący głębię oceanu i sp raw ia jący w ie­le jeszcze innych k lęsk , kw esty ją postaw io­

Page 11: Warszawa, d. 23 Września 1888 r. Tom VII. TYGODNIK ... · my się opisać nietylko samę kolej, ale i oko licę, przez którą ona przebiega. Zadanie nasze podzielimy przeto na dwie

Nr 39. WSZECHŚW IAT. 619

no wreszcie tak , czy tój samej k lą tw y nie należałoby rzucić na inne zw yczajne sieci, bo one są znacznie od ow ych udoskonalo­nych większe iznaczniejsze spraw iają w m o­rzu spustoszenia. Jednozs;odnie uznano sie­ci zw yk łe za całk iem niew inne.

W ysoka cena takiej sieci udoskonalonej tłum aczy dlaczego były one tak mało upo ­wszechnionemu. W reszcie sieć udoskona­lona m ogła w ybornie zostać się w użyciu obok staró j, bo ty lko p rzy niej może ona wziąć w szystką rybę tego samego n a p ły ­w u, co stanow i n iem ałą korzyść d la m ani- pulacyj d rugorzędnych i d la fabrykacyi p ro d u k tó w p ierw szego gatunku ; gdy ty m ­czasem fab rykacy ja bieżąca po trzebu je prze- dew szystk iem dużo sa rdynek tanich, co w łaśnie sieci udoskonalone zapew niają.

W rezultacie w szystkie te kw estyje dają się streścić w n astępu jących py tan iach : czy przem ysł francusk i może się u trzym ać p o ­mimo zakazu używ ania sieci udoskonalo­nych? G dy ry b a zn a jd u je się w dużej ob­fitości m ało nas obchodzi sposób jó j łow ie­nia, zawsze dużo je j na łow ią i nie będzie droga. A le je ś li ry b a je s t rzadka , czy sieć s ta ra n ie okaże się niedostateczną? T ak ie py tan ia trzeb a sobie postaw ić, bo w tedy ce­ny się podniosą, a p rzem ysł po rtu g a lsk i ro zw ija jąc się dalej zada francusk iem u cios najzupełn iejszy .

T rzeba p rzyznać , że zw olennicy udosko­nalonej sieci s taw ia ją na sw oję obronę a r ­gum enty n iezupełnie pozbaw ione słuszno­ści: przedew szystk iem oszczędność p rzy n ę ­ty , a szczególniej zw iększone dochody, k tó ­re w pływ ają do rodzin p rzez pracę kobiet w fabrykach . W r. 1878 fabrykanci Con- carneau w ypłacili robotn icom okrąg łą sumę 480 tysięcy franków , za 240 m ilijonów sa r­dynek u łożonych w p u d e łk ach . Złowiono ich w tedy 440 m ilijonów , z czego fab ryk i zużyły ty lk o trzy piąte, resz ta poszła do prasy , w łożona w rostw ór słony i sp rzedana na surow o.

Jed y n ą słuszną racy ją do ograniczania środków połow u je s t opieka i ochrona g a ­tunku.

Co do opieki nad sa rdynką , należy ty lko ta k z n ią postępow ać ja k ze śledziem lub sztokfiszami. P o rtu g a lczy cy dobrze to zro ­zum ieli, łow iąc najlepszem i sposobam i bez

żadnój obawy, żeby m ieli uszczuplić liczbę ław nadp ływ ających . W iedzą oni, że jeś li nie wyłow ią całej ław icy, to padn ie ona ofiarą licznych n ieprzy jació ł n a tu ra ln y ch , lub w padnie w sieci narodu sąsiedniego, by pow iększyć jeg o bogactwo.

T ak im je s t obecny stan przem ysłu s a r­dynkow ego we F rancy i. Bez w ątpienia m o­żemy się spodziewać, że po trzech lub czterech la tach nie będziem y ju ż wcale czu­li tak ich ścieśnień. Po jaw ian ie się sa rd y ­nek na b rzegach francuskich naw et w swo­jej n iepraw idłow ości podlega pew nym p ra ­wom, k tó re m ożna ułożyć na zasadzie p ra ­w dopodobieństw a. E o k 1887 uderzająco je s t podobny do ro k u 1853, w tym roku ostatn im znow u w idziano n ieprzeliczone ła ­w y sardynek i dw a następne la ta znow u były bardzo dobre. W olno nam spodzie­wać się, że te raz dw a następne la ta znow u będą tak ie same.

W ogóle, w edług p. G. P oucheta nie m o­żna w yludnić oceanu, a w szystkie u siło ­w ania człow ieka uzbrojonego we w szelkie m ożliwe zasadzki nie zdo ła ją naruszyć ró ­w now agi g a tu n k u takich drobnych rozm ia­rów ja k sard y n k a , żyjąca na pełnem mo­rzu . Nie po trzebu jem y się lękać o zan ik sardynki. Jed y n ą regu łą , ja k ą m ożna p o ­staw ić co do sa rdynk i je s t to samo, co się odnosi do sztokfisza i do śledzia, żeby ich łow ić tyle, ile się ty lko da i czem ty lko można.

A . S.

W Y T W A R Z A N I E S I EW MLEKU

T Y R O T O K 8Y N Y .

P ro feso r W ik to r C .Y au g h an , k tó ry p rzed k ilkom a la ty o d k ry ł p tom ainę w serze i n a ­zw ał ją ty ro toksykonem (p atrzW szechśw iat t. V , str. 238), w now szych czasach n apo t­ka ł ją w m leku i lodach śm ietankow ych, a także zbada ł w arunk i, p rzy k tórych tru ­cizna ta w y tw arza się w pom ienionych p ro ­duktach spożyw czych.

Page 12: Warszawa, d. 23 Września 1888 r. Tom VII. TYGODNIK ... · my się opisać nietylko samę kolej, ale i oko licę, przez którą ona przebiega. Zadanie nasze podzielimy przeto na dwie

620 W SZECHŚW IAT. Nr 39.

W ykrycie ty ro to k sy n y (czy li ty ro toksy - konu) w lodach , było spow odow ane przez zachorow anie k ilk u osób po z jedzeniu lo ­dów śm ietankow ych, w C zerw cu 1886 r. w L aw ton w S tan ie M ichigan. O bjaw y p rzeb iegu choroby, w ed łu g słów d ra Moffit, k tó ry był w zyw any do chorych , by ły n a ­stępujące: w dw ie godziny po spożyciu lo ­dów , osoby za tru te d o s ta ły w ym iotów , zaś po k ilk u godzinach d y ja ry i, k tórej tow a­rzyszy ły silne bóle dolnej części brzucha, ty lnej części g łow y, k rzyża i kończyn; po w ym iotach, trw ających 2—3 godzin, nastę ­pow ało silne osłabienie i chorzy uskarżali się n a zim no, ku rcze w m uskułach, zaś n ie­k tó rzy na g łuchotę , oszołom ienie i chw ilo ­wą u tra tę przytom ności. T em p e ra tu ra cia­ła pozostaw ała no rm alną , pu ls 90 — 120, ospałość i ból g łow y p rzeciągały się, a po k ilk u dniach, gdy chorzy zaczęli w ychodzić, okazyw ali w ielką w rażliw ość na ciepło i b lask słońca. B y ły to jaw n e cechy z a tru ­cia, k tórego p rzyczynę znaleść m iał p ro fe­sor V aughan .

B adan ie pochodzenia i p rzygo tow an ia lo ­dów śm ietankow o-w anilijow ych , k tó re s ta ­ły się pow odem choroby, w ykazało , że p o ­chodziły one, ja k ró w n ie ż i inne, cy trynow e, k tó re współcześnie b y ły spożyw ane, od j e ­dnego i tego samego cuk iern ika; obadw a te g a tu n k i lodów były zrob ione z łącznie p rz y ­gotow anego k rem u, ze świeżego m leka i śm ietanki z dnia poprzedzającego i krem ten dopiero p rzed dodaw aniem esencyi (w a- n ilijow ój i cy trynow ćj) zosta ł rozdzielonym na dw ie części, chorobie zaś po d p ad ły ty lko te osoby, k tó re spożyw ały lody w anilijow e. P o zb ad an iu naczyń, w k tó ry ch p rz y g o to ­w yw ano i zam rażano lody, a k tó re okazały się u trzym yw anem i w należy tym p o rząd k u i czystości, poddano zbadan iu część niezu- żytćj esencyi w an ilijow ^j, jed n ak że i ta okazała się dobrą i zupełn ie n ieszkodliw ą, wówczas Y au g h an p rz y s tą p ił do zb ad an ia pozostałych n iespożytych lodów w an ilijo - w ych, a to w sposób następu jący : P o ros- c ieńczeniu dostarczonych m u pozostałych lodów w odą dysty low aną i p rzefiltrow an iu , p ły n kw aśny zobo ję tn ił nadm iarem w odanu po tasu , poczem sk łócił go z e terem i po od­dzielen iu tego osta tn iego pozostaw ił go d o ­brow olnem u u lo tn ien iu ; pozostałość podda ł

pow tó rnem u w ytraw ien iu eterem , po uprze- dn iem roscieńczeniu w odą i nanow o odsta­w ił do sam ow olnego u lo tn ien ia eteru ; po­czem w krótce z pozostałego ro stw oru w o­dnego zaczęły się w ydzielać k rysz ta łk i, k tó ­re zadane kotow i w yw ołały w k ilk a m inu t objaw y zatrucia , charak teryzu jącego się d ła ­w ieniem , w ym iotam i i rzadkiem i w ypróż­n ien iam i, sekcyja n ie w ykazała żadnego objaw u zapalnego w żołądku, kiszki cienkie natom iast w ypełn ia ł p łyn w odnisty i pieni­sty , b łony śluzow e były blade i g ładk ie , zaś inne trzew ia zdrow e. K ry sz ta łk i te oka­zały się ty ro toksyną.

P o tak dokonanem odkryciu nastręczyło się py tan ie , jak im sposobem m ogła się w y­tw orzyć ta tru c izn a w lodach w anilijow ych i dlaczego b rak jój było we w spółcześnie i łączn ie p rzygotow anych lodach cy try n o ­wych.

Szczegółow e badanie sposobu p rzy g o to ­w ania lodów rzecz tę w yjaśn ia , okazało się bow iem , że zam rażania dokonyw ano w lo­k a lu ze w szech m iar n ieodpow iednim : był to lokal d rew niany , służący poprzednio za ja tk ę , n ieczysty , źle odw ietrzany , o pow ie­trz u nadzw yczaj cuchnącem . Tam to p rze­niesiono w naczyniach o tw artych obiedw ie porcy je przygotow anego krem u, lecz gdy zapraw iony esencyją cy trynow ą zaraz w sta­wiono do p rzy rząd u zam rażającego, krem zap raw iony esencyją w anilijow ą pozostaw ał w tym czasie w zetknięciu z zepsutem i nie- zdrow em pow ietrzem lokalu i dopiero po zam rożeniu i w yjęciu lodów cytrynow ych , poddanym został zam rożeniu.

D la p rześw iadczenia się, że rzeczyw iście ferm entacy ja by ła przyczyną w ytw orzen ia się tru jąc ś j p tom ainy w lodach śm ietanko­w ych, p rzygo tow yw ał Y aughan now e p o r­cyje k rem u z m ałym dodatkiem posiada­nych tru jący ch lodów i zawsze o trzym yw ał p ły n y zdrow iu szkodliw e, k tó re spożyte

| p rzez niego lu b zadane zw ierzętom , w yw o­ływ ały pow yżej opisane objaw y zatrucia . P ły n y te nie posiadały żadnego szczególne­go lub p rzyk rego sm aku, odczyn wszakże ich by ł kw aśny .

Y au g h an pow iada: „Sądzę, że dośw iad­czen ia m oje dostatecznie w yjaśniły tru jące w łasności w zm iankow anych lodów . F e r-

I m entacyja, k tó ra praw dopodobnie rospoczę-

Page 13: Warszawa, d. 23 Września 1888 r. Tom VII. TYGODNIK ... · my się opisać nietylko samę kolej, ale i oko licę, przez którą ona przebiega. Zadanie nasze podzielimy przeto na dwie

Nr 39. WSZECHŚW IAT.

ła się jeszcze p rzed podziałem krem u, zo­sta ła pow strzym aną p rzez zam rożenie, w czę­ści zapraw ionej esencyją cy trynow ą. W cza­sie jed n ak , w k tó rym zam rażano lody cy­trynow e, co trw a ło około czterech godzin, krem przeznaczony na lody w anilijow e, p o ­zostaw ał przez cały ten czas pod w pływ em wyżej opisanego nieczystego otoczenia, p ro ­ces ferm entacyi trw a ł w nim dalej i, zanim krem zam rożono, w ytw orzy ła się dostatecz­na ilość truc izny aby zachorow ały te osoby, k tó re te ostatn ie lody spożyły11.

Y aughan o trzym ał także k ryszta łk i tyro- toksyny z m leka, k tó re czas dłuższy stało i podleg ło ferm entacyi. W ażnem uzu p e ł­nieniem tego spostrzeżenia Y aughana je s t kom un ikat d ra M ippen W allace z New J e r ­sey, dotyczący za trucia m lekiem , w k tórem wyśledzona ty ro toksyna by ła czynnikiem w yw ołu jącym chorobę.

W S ierp n iu 1886 ro k u w L ong-B rache, w k ilk u hotelach zachorow ało współcześnie około 70 osób. Ja k o ob jaw y choroby w y­stąpiły : m dłości, w ym ioty, kurcze, ogólne osłabienie a n iek iedy d y ja ry ja , ogólnym ob­jaw em była suchość w p rze ły k u i palenie w przew odzie pokarm ow ym . B adania za­rządzone p rzez miejscową służbę zdrow ia, w ykazały , że podpad ły chorobie osoby w trzech hotelach , k tó re spożyw ały m leko po­chodzące od jed n eg o i tegoż sam ego dostaw ­cy; m leko to poddane badan iu nie w ykazało żadnych dom ięszek rozm yślnie dodanych d la konserw acyi lub zafałszow ania, an i też przypadkow ych zanieczyszczeń, a gdy n ad ­to przekonano się, że pochodziło od krów zdrow ych, żyw ionych d o b rą i zdrow ą pa­szą, wówczas zw rócono uw agę na sposób obchodzenia się z m lekiem p rzy udoju i do­staw ie i tu przekonano się o niew łaściw em postępow aniu. M leko rzeczone pochodziło z udo ju południow ego i bez uprzedniego ostudzenia w ianem zostało, zaraz po w ydo­jen iu , do naczyń zam kniętych, w k tó rych w ysłano je ko leją , w porze najgorętszej dnia, do osiem m il odległego L ong-B rache, gdzie w ieczorem w h o te lach zostało spoży­te. W tem niew łaściw em obchodzeniu się z m lekiem k ry ła się p rzyczyna w ytw orzenia tru jący ch w łasności, z m leka tego, wyżej podanym sposobem , w ydzielono k ryszta łk i

ty ro toksyny, k tó re zadane kotom w yw ołały objaw y zatrucia.

Podobnież niedawno, chem ik u rzędu z d ro ­w ia w Jow a, profesor S hearer, o trzym ał ty ro toksynę z m leka, k tó re było p rzyczyną zasłabnięć w C orn ing w S tanie Jow a. O be­cność je j w ykry ł on nadto w w ym iocinach osób, k tó re zachorow ały.

Y aughan zw raca uw agę lekarzy na podo­bieństw o objaw ów , ja k ie zachod?ą pom ię­dzy zatruciam i ty ro toksyną a swoistemi ob­jaw am i cholery dziecinnój; przypuszcza on, że jeżeli p rzyczyną w yw ołującą tę chorobę, nie je s t w yłącznie ty ro toksyna, to conaj- mniej w spółdziała. W zgląd , że cholera dziecinna w ystępuje w miesiącach letn ich , gdy m leko z łatw ością u lega rosk ładow i i przew ażnie w m iastach, gdzie tru d n o do­stać świeżego m leka, bardzo sk łan ia do p rzy ­jęcia pow yższego poglądu.

Y aughan przytacza, że w jed n y m w yp ad ­k u cholery dziecinnój o trzym ał z m leka, k tórem dziecko było karm ione, tyrotoksynę, m leko to je d n a k prócz tego zaw iera ło c ia ł­ka k rw i i ropy. P o usunięciu m leka i zastą­p ieniu go odpow iednim pokarm em d y ja ry ja ustąp iła , pow róciła w szakże po 3-ch dniach, gdy w brew zaleceniom lek a rza dano dziec­ku znow u m leka, chociaż od innej k row y pochodzącego. Y aughan fak t ten tłu m a­czy tem, że z poprzedniem m lekiem w pro ­w adzono do organizm u dziecka n ie ty lko sa ­m ą truciznę lecz także i ferm ent ją w y tw a­rzający; m niem a on, że m ikroorgan izm y te żyły czas d łuższy i skoro znow u m leko zo­stało doprow adzonem , przez rozwój swój w ytw orzyły one nowe ilości trucizny; Y au ­ghan obecnie postaw ił sobie za zadanie zba­dać, czy tyro toksynę w y tw arza w łaściw y m ikroorganizm i czy je s t środek, k tó rym by m ożna zab ijać go w organizm ie człow ieka. W A m eryce w ielu lekarzy w cholerze dzie­cinnej zaleca sublim at, in n i p rzek ład a ją ka- lomel. (G esundheit, s tr. 182).

J . L .

Page 14: Warszawa, d. 23 Września 1888 r. Tom VII. TYGODNIK ... · my się opisać nietylko samę kolej, ale i oko licę, przez którą ona przebiega. Zadanie nasze podzielimy przeto na dwie

622 W SZECHŚW IAT. Nr 39.

SPRAWOZDANIE.

W acław Nałkowski. Zarys gieografii powszechnej

rozumowej. Wydanie objaśnione 44 drzeworytami w tekście. Warszawa, T . Paprocki i S-ka, 1888.

Polski przekład Gieografii Powszechnej Guthego został, jeżeli się nie mylimy, w handlu wyczerpa­nym, oryginał zresztą nie odpowiada już dzisiej­szemu rozwojowi nauk gieograficznych, a chociaż w nowszych wydaniach zrobił zeń prof. Wagner najlepszy z ściśle naukowych podręczników, jak ie posiada literatura niem iecka, ale rosszerzył go za­razem do dwu sporych tomów, tak, że nakładca polskiego przekładu nie prędko zapewne zdecydu­je się na nowe wydanie. B y ł więc w naszej lite­raturze wielki brak obszerniejszego podręcznika do gieografii, a książka p. Nałkowskiego w n a j­stosowniejszej ukazała się porze. Jest ona też p ier­wszą u nas oryginalną pracą w takich rozmiarach i w takiej formie. Dla tych względów poświęci­my je j obszerniejszy nieco rozbiór, przyczem uwzględnimy rzeczy bardziej zasadnicze, pomija­ją c mniej ważne szczegóły.

O ile wiemy, przydomek „gieografija rozumowa11 je s t oryginalnym, ale nie można powiedzieć, żeby był trafnie użytym, bo ścisłe rozumowanie nie je s t wyłączną własnością wiedzy gieograficznej, bez niego ani podręczniki do botaniki, zoologii, fizyki, ani do jakiejbądź innej nauki nie będą odpowia­dały wymaganiom dzisiejszym, a dawniej i one były tylko zbiorem „największej możliwej liczby luźnych faktów“ (str. III). Nazwa gieografija po­wszechną, odnośnie ogólna, tak samo wystarczy, jak Rankemu wystarczył tytuł: Dzieje powszech­ne, a przecież on w pragmatycznem przedstawie­niu dziejów do mistrzów należy.

Metodzie naukowej autora zarzucilibyśm y brak ścisłości i wielki na wielu m iejscach pochop do schematycznego zastosowania ogólnych teoryj i do takich przypadków, gdzie one dotąd dowiedzione- mi nie są. O eskimosach np. autor twierdzi (str. 111), że to lud bardzo wesoły, co sfąd powstać miało, że „ludzie smutni wymierali tam prędko, pozosta­wali więc tylko najweselsi i to usposobienie swoje prawem dziedzictwa przekazywali swym dzieciom1*. W ten sam sposób i rossyjanie w kilkunastu wie­kach swego pobytu w surowym klim acie Europy wschodniej, mieli nabrać obecnego „żelaznego zdrowia'1; ależ przy nieco żywszej wyobraźni moż- naby tą drogą ryczałtem rozwiązać wszystkie za­gadki etnograficzne bez dalszych studyjów. Ho­lendrzy znów podług autora (str. 487) m ają być dlatego wielkimi lubownikami kwiatów, że pragną tem urozmaicić jednostajność swych zielonych ró ­wnin i pochmurnego nieba. Z K afraryi zaś robi autor istny raj dla krzewicieli wszelkich nauk ro ­zumowych, powiadając (str. 199), że kafrowie to „naród inteligentny, rozumuje logicznie, żąda we wszystkiem w yjaśnień i dowodów, nie przyjmuje

niczego na wiarę11. Są to, albo zlekka rzucone poglądy jakiego podróżnika - felijetonisty, którym przeczą fakty skądinąd znane, albo domysły auto­ra, a do dzieła, w którem autor nie popiera twier­dzeń swych ani wymienieniem źródeł, ani dowo­dami własnej, ścisłej obserwacyi, powinny wejść tylko fakty stwierdzone i powszechnie uznane.

Na stronie 217 czytamy, że z miast egipskich „tylko Aleksandryja leży nad morzem Śródziem- nem, nie przy ujściu Nilu, lecz na zachód odeń, a to dlatego, że prąd morski unosi muł nilowy ku wschodowi i zamula tam porty". Tu autor pod­suwa założycielowi miasta, Aleksandrowi W ielkie­mu tendencyje, których prawdopodobnie nie miał, a przynajmniej autor o nich wiedzieć nie może. Przeciwnie, Aleksander nie zakładał nigdzie em- poryj handlowych, lecz stacyje wojskowe dla strze­żenia podbitego kraju, a Aleksandryją założył w oznaczonem miejscu dlatego, ja k napomyka Dio- dor, że miała tam obronne położenie, pomimo, że że je j port morski od samego początku był bardzo niedogodny i później prawie cały zamulony został.

O Bałtyku powiada autor (str. 78 i 554), że za­marza czasami nietylko po brzegach, ale cały; spo­strzeżenia, ja k ie zebraliśmy w artykule: W yciecz­ka na półwysep Hel (Wszechświat, 1888, str. 173) faktu tego nie zapisały, a co do najgłębszych i naj­szerszych części tego morza na północ i wschód Gotlandyi uważamy to za wprost niemożebne.

Autor przeznacza książkę swoję przedewszystkiem dla szkół, ale roskład rzeczy je s t w niej taki, że uczniowi trudno się będzie zoryjentować. Przyję­to tu metodę niem iecką dzielenia części świata na obszary naturalne, lecz podział ten po większej części opiera się głównie na osobistem zapatrywa­niu, bo w naturze rzadko gdzie spotykamy kraje z widocznemi granicam i. Niemieccy gieografowie utworzyli ad usum Delphini Europę środkową, czyli, ja k oni dodają, — Niemcy w pojęciu gieo- graficznem, naturalnie je j granice m ają obejmować mniej więcej te kraje, nad któremi panowało lub rościło pretensyje do panowania cesarstwo rzym- sko-niemieckie wieków średnich, a na zachodzie m ają one się kończyć poczęści nad morzem Pół- nocnem (autor z W. Polem nazywa je Niemiec- kiem), poczęści tam, gdzie góry po lewej stronie Renu spadają do niziny francuskiej, a więc dale­ko we Francyi. Tę zachodnią granicę autor przy­swaja polskiej książce i oświadcza (str. 394 i 460), że państwo francuskie obejm uje „część gór śre­dnich niem ieckich11 i że Belg ija i Holandyja leżą na nizinie niemieckiej. Już samo wyrażenie śre­dnie góry niem ieckie je s t tendencyjne, gdyż wy­sokie Alpy górami niemieckiemu nie są ani poli­tycznie, ani wyłącznie etnograficznie. Czemu zre­sztą uwzględniać pretensyje jednego narodu a od­rzucać drugiego, francuzi uważają Ren za natural­ną granicę swego obszaru, Ren był też za czasów Cezara, a w ięc już w epoce historycznej i polity­czną granicą i za taką wówczas przez germanów wyraźnie uznanym został.

Nie zdaje n am się także być p raw d ą, żeby Cze­

Page 15: Warszawa, d. 23 Września 1888 r. Tom VII. TYGODNIK ... · my się opisać nietylko samę kolej, ale i oko licę, przez którą ona przebiega. Zadanie nasze podzielimy przeto na dwie

Nr 39. W SZECHŚWIAT. 623

chy i Morawa, jako kraje słowiańskie, leżały na górach i nizinach niemieckich (str. 460) a i ho- lendrzy nie zgodzą się nigdy z autorem, że ich do niemców zalicza (str. 458), zwłaszcza, że mają od­rębny język piśmienny i własną literaturę, a np. polak czecha łatwiej zrozumie, niż niem iec znają­cy tylko język książkowy—holendra.

Lecz nie dosyć na tym ambarasie, jak i podział Europy na niby naturalne części powoduje—w po­szczególnych dzielnicach również powstaje stąd roskład, w którym niełatwo się rospatrzeć, zwła­szcza, że brak alfabetycznego spisu nazw i rzeczy, któryby to ułatwił. Od strony 417 do 418 opisa­ne są z prowincyj francuskich Prow ancyja z Nizzą, Delfinat i Sabaudyja, po nich idzie Szwajcaryja, alpejskie kraje Austryi, Karpaty i nizina węgier­ska, a dopiero po tem wszystkiem autor powraca do F ra n c ji. To samo powtarza się i gdzieindziej, Brem y i Szczecin znajdzie czytelnik na nizinie niemieckiej (str. 488 i 492), ale daremnie ogląda się za Hamburgiem i Lubeką, gdyż one opisane są już na str. 381 i 3S2 i razem z Kopenhagą zali­czone do półwyspu Jutlandzkiego,

Z jakiego roku podana statystyka, trudno do­ciec, bo obok najnowszych liczb znajdujemy prze­dawnione, a nawet zupełnie fałszywe. Europie autor zakreśla znaczniejsze granice, niż przyjmuje się zwykle, ale ilość je j mil kwadratowych podaje taką (180000), jak ą ma w zwykłych granicach, a z rosszerzeniem autora powinno być przynaj­mniej 190 000 mil kw., Azyją zaś trzeba w tym sto­sunku zmniejszyć. Ludność Chin nie wynosi 400 milijonów, lecz tylko 380, Francyja ma 38 nie 40 milijonów mieszkańców, w Japonii nie podano ogól­nej liczby ludności, tylko przestarzałe liczby miesz­kańców dwu m iast. Nawet Kraków i Lwów otrzy­mały zamałe liczby mieszkańców, przy Warszawie podana liczba zanadto zaokrąglona, przyczem nie dodano, ile z niej na Pragę, a ile na Warszawę samą przypada. Z gór wymienimy tylko górę E li- jasza, której dostała się wysokość 6000 metrów a mierzy ona tylko 4600 ni, nie je s t więc najwyż­szą górą Ameryki północnej (str. 163), gdyż Popo- katepetl je s t około 1 000 m wyższym.

Najważniejszy zarzut, ja k i trzeba zrobić autoro­wi, jest zapobieżny opis obszaru przez ludność pol­ską zamieszkałego. W dziele, liczącem 598 stro­nic obszar ten opisany je s t na 34 stronicach, a gdy nadto zważymy, że opisowi obszaru niemieckiego poświęcono stron 42, nie możemy powstrzymać uwa­gi, że rzeczy swojskie traktowane są cokolwiek po macoszemu. Stąd też poszło, że przy opisie K ar­pat słówkiem nie wspomniano o miejscowościach zwiedzanych przez turystów, polityczny ustrój Ga- licy i i je j stosunki narodowościowe wcale nie do­tknięte, w Wielkopolsce, którą dzielnicę autor też Poznaniem nazywa (s tr . 501), miasto Poznań opi­sane w dw u czy trzech wierszach, Gniezno wcale nie wymienione, jeden zaś błędny szczegół przy­znaje autor Księstwu, gdy mówi na stronie 310, że g ran ica hodowli krzew u winnego posuwa się tam najdalej na północ, w istocie zaś g ra n ic a ta znaj­

duje się pod Grunbergiem na Szląsku. W Prusach Królewskich i Książęcych autor rdzennej ludności polskiej wcale nie wspomina, a wymienia tylko kaszubów i mazurów. Pierwsi, podług niego, two­rzą wyspę etnograficzną (str. 500), tak utrzymują wprawdzie i gieografowie niemieccy, np. atlas An- dreego i Putzgera, ale jestto fałsz najoczywistszy, gdyż w rzeczywistości właśnie niemcy pomiędzy Gdańskiem i Wy struciem zamieszkują takie enkla­wo będąc zewsząd przez ludność polską albo li­tewską zamknięci. (Porównaj mapę etnograficzną Kozłowskiego, Pamiętnik Fizyjograficzny III, str. 484n).

Metodę i treść brał autor przeważnie ze źródeł niemieckich, ale czemuż nie naśladował gieogra- fów niemieckich w dokładności, z jaką opisują kraj własny? Znany autorowi Handbuch der Geogra- phie Daniela opisuje Niemcy na 1600 stronach, a reszcie Europy pozostawia tylko 1000 stronic. Lecz jeżeliby chodziło o wzory warte naśladowa­nia, wymienilibyśmy na pierwszem miejscu świeżo wydane dzieło francuskie P. Foncina: Geographie generale (Paryż, 1888), a to dlatego, że jes t ono z jednej strony niemal tych samych rozmiarów co Gieografija p. Nałkowskiego (około 200 stron in folio tekstu), a z drugiej wręcz przeciwnej trzyma się metody, niż szkoła niemiecka a za nią autor Gieo- grafii rozumowej. Foncin nie postawił sobie za za­danie nauczyć czytelników „myśleć gieograficznie” (str. III), chociaż wzajemne oddziaływanie przyro­dy kraju na człowieka i odwrotnie wszędzie uwy­datniono, ale je s t ono tylko ubocznym środkiem, a głównym celem pozostaje poznanie własnego kra­ju , a w tych ram ach niejako odzwierciedlenie re­szty krajów i ludów. To też Francyi poświęca au­tor niemal trzecią część całego dzieła stawiając ją na pierwszem miejscu, a inne części świata i kra­je opisuje nie kosmopolitycznie, lecz ze stanowi­ska bezstronnego francuza, zwracając ciągle uwagę na węzły, jak ie własny kraj łączą z obeemi.

J estto metoda, którą uważamy za równie nauko­wą a o wiele praktyczniejszą. Ziemia własna po­winna być podstawą i punktem wyjścia, bo opisy obcych krajów tylko wtedy zrozumiemy, jeżeli je porównamy z tem, co własnemi oczami poznaliś­my dokoła siebie. Zasada, że trzeba rospoczynać od rzeczy najprostszych nia ma w gieografii tak wielkiego znaczenia jak np. w matematyce, gdzie jedno twierdzenie opiera się na drugiem i z niego niejako wynika; w jakim natomiast związku je s t Australija (rozdział I) z przedostatnim ustępem za­tytułowanym: Północne stoki K arpat i nizina pol­ska, albo w czem pierwszy rozdział ma być dla ucznia przystępniejszym od ostatniego?

Wytknęliśmy kilka słabych stron książki p. Nał­kowskiego, nad je j zaletami rozwodzić się nie ma­my potrzeby, wyszczególniamy tylko jasne i obra­zowe opisy pionowego ukształtowania powierzchni ziemi; nie wątpimy też, że rozbudzi ona w szero­kich kołach zamiłowanie zaniedbanych nieco nank, gieograficznych i chęć coraz dokładniejszego zba­dania ziemi, na której wyrośliśmy, a której po­

Page 16: Warszawa, d. 23 Września 1888 r. Tom VII. TYGODNIK ... · my się opisać nietylko samę kolej, ale i oko licę, przez którą ona przebiega. Zadanie nasze podzielimy przeto na dwie

624 W SZECHŚW IAT. Nr 39.

znanie znaczy to samo, co związanie się z nią nie- rozdzielne.

D r Nadmorski.

K H O H I K A H A U K G W A *

C H E M IJA .— Zależność między rospuszczalnością a topliwością

izomerycznych związków organicznych. Przed siedmiu laty wykazał p. Carnelly, że między rospuszczal­nością i topliwością związków izomerycznych za­chodzi ścisła zależność, że mianowicie z ciał izo­merycznych to się najłatw iej rospuszcza, które po­siada najniższy punkt topliwości. Obecnie tenże badacz wraz z p. Andrew Thomsonem poszukiwa­nia swe rozwinął, tak, że obejmują one obecnie prawie wszystkie szeregi izomeryczne związków węgla.—Okazuje się z tych dochodzeń, że w każ­dym szeregu izomerycznych związków węgla na­stępstwo rospuszczalności je s t takież samo, ja k i to ­pliwości, t. j . związek najłatw iej topliwy je s t też najłatw iej rospuszczalny; na 1778 rozebranych przy­padków okazało sig tylko 23 wyjątków. Zależność ta tyczy się nietylko kwasów, stanowiących szere­gi izomeryczne, ale i ich soli,— sole łatwiej topli- wych i łatw iej rospuszczalnych kwasów są też ła ­twiej rospuszczalne i topliwe aniżeli sole kwasów trudniej rospuszczalnych i topliwych. Nadto, n a ­

stępstwo rospuszczalności dwu lub więcej związ­ków izomerycznych jea t niezależne od natury ros- puszczalnika. (Naturw. Rundschau). T. R.

M IN ERALOGIJA.— Lansfordyt. Takie miano nadano nowemu mi­

nerałowi, znalezionemu w szczelinach kopalni an­tracytu w Lansford około Tamayna, pod postacią niewielkich stalaktytów. Według dokonanego roz­bioru chemicznego jestto węglowodan magnezu wzoru 3C03 M g+ M g (0H )2+ 2 1 H 20 , minerał biały, przeświecający, topliwy ó T. 2.5 i c. w. 1,692. (F . A. Genth. Ztschr. f. Kryst. 1888, 14, 255).

./. L.

W IAD O M O Ś C I B I E Ż Ą C E .

— Kongres gieograficzny międzynarodowy ma się odbyć w Sierpniu roku przyszłego w Paryżu, pod­czas wystawy powszechnej. Obejmować ma siedem sekcyj: 1) gieodezyja, hydrografija, topografija; 2) gieografija fizyczna; 3) gieografija ekonomiczna i handlowa; 4) gieografija historyczna i etnografi­czna; 5) gieografija pedagogiczna; 6) podróże i od­krycia i 7 ) kartografija. Złożone być m ają re fe ­raty, obejm ujące wykaz podróży, badań i rospraw, które w ciągu stulecia najwięcej się do postępu gieografii przyczyniły. (Revue Scient.).

B a l e t y n. m e t e o r o l o g i c z n yza tydzień od 12 do 18 Września 1888 r.

(ze spostrzeżeń na stacyi meteorologicznej przy Muzeum Przemysłu i Rolnictwa w Warszawie).

■0©Barom etr

700 mm -f- Tem peratura w st. C.a .so a

jspU Kierunek wiatruSuma

opaduU w a g i .

O 7 r. 1 p. 9 w. 7 r. 1 p. 9 w. Najw. Najn. Sr*- *-QQ

12 60,8 61,2 60,3 14,0 14,8 14,6 17,0 8,4 85 W ,W ,W S 7,9 D. w n. i w dz. do 5 pop.13 60,0 60,4 60,3 14,0 15,9 18,2 17,0 10,7 7S W ,W ,W 0,014 59,9 59,5 57,9 10.4 16,0 12,6 17,1 9,0 80 W ,W ,W 0,0 Rano mgła gęsta.15 57,9 56,9 55,4 10,6 14,4 12,8 15,4 9,0 85 EN,W ,W 0,016 54.0 53,6 53,3 9,6 15,0 11,8 16,6 8,3 80 WN,NE,NE 0,0 Rano mgła gęsta.17 54,9 55,2 55,6 9,2 12,8 7,7 13,9 6,0 70 NE,NE,NE 0,018 56,2 5 6 ,4 1 56,7 7,6 12,0 11,0 14,5 5,7 63 WN,N,N 0,0

Średnia 57,4 12,5 77 7,9

UWAGI. K ierunek wiatru dany je s t dla trzech godzin obserwacyj: 7-ej rano, 1-ej po południu i 9-ej wieczorem, b. znaczy burza, d. — deszcz.

T R E Ś ć . Kraj Zakaspijski i jego kolej, przez S . Stetkiewicza. — Najnowsze poglądy na czynności móz­gu, przez dra Władysława Gajkiewicza. — Sardynka (Clupea Sardina, Cuv.), napisał A. S. — Wytwa­rzanie się w mleku tyrotoksyny, przez J . L . — Sprawozdanie. — Kronika naukowa. — Wiadomości bie­

żące. — Buletyn meteorologiczny.

Wydawca E. Dziewulski. Redaktor Br. Znatowicz.

fl03B0JieH0 U,oH3ypoio. B apm ana 9 CeHTaCpa 1888 r . D ru k E m ila Skiwskiego, W arszaw a C hm ielna, JVa 26.- ń