16
31. Warszawa, d. 31 Lipca 1892 r. Tom X I. TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM. PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA". W Warszawie: rocznie re. 8 kwartalnie „ 2 Z przesyłką pocztową:, rocznie „ 10 półrocznie „ 6 Prenumerować można w Redakcyi Wszechświata i we wszystkich księgarniach w kraju i zagranicy. Komitet Redakcyjny Wszechświata stanowią panowie: Aleksandrowicz J., Deike K., Dickstein S., Hoyer H., Jurkiewicz K., Kwietniewski W ł., Kramsztyk 8., Natanson J., Prauss St., Sztoleman J. i Wróblewski W. „Wszechświat" przyjmuje ogłoszenia, których treść ma jakikolwiek związek z nauką, na następujących warunkach: Za 1 wiersz zwykłego druku w szpalcie albo jego miejsce pobiera się za pierwszy raz kop. 7'/i za sześć następnych razy kop. 6, za dalsze kop. 5. .A-d.res ZESeciałccyi: IKrafeo-s^rsłcie-IE^rzed.rn.IeścIe, 3STr©S. KALENDARZ STULETNI. Nietak odwiecznem, jak istnienie czło- wieka na ziemi, przecież tak odwiecznem jak kultura ludzka jest i było pragnienie poznania naprzód stanu pogody, przepowia- dania pogody. Od czasu, gdy człowiek porzucił życie pasterskie, gdy stale się osie- dlił, aby owocem pracy własnych rąk z zie- mi życie czerpać, gdy trudnić się począł rolnictwem, pragnął wiedzieć i przyszłą pogodę lub niepogodę, która go w krót- kiej chwili pozbawić mogła środków do życia. Dokumenty i wieści, świadczące, że czło- wiek pragnął pogodę naprzód odgadnąć,nie sięgają samych początków tych usiłowań; najstarszy dokument chiński dający nam świadectwo o podobnych usiłowaniach, dowodzi jednak zarazem, że w Chinach w owym czasie astrologija stała na równaj wysokości z astrologiją naszego XV, lub XVI wieku. Dokument ów wspomina 0 konjunkcyi planet, która, podług oblicze- 1 nia astronoma Kircha, miała miejsce 29 L u - tego 2449 r. przed Chrystusem. To daje nam pojęcie o wieku tych usiłowań ludz- kich. Znać przyszłą pogodę chciano tedy za- wsze, a, zdawało się,dwie drogi wiodą ludz- kość do celu. Raz przypisywano istocie, którą za wszechmocną uważano, natural- nym biegiem rzeczy i władzę nad pogodą. Gromowładny był Zeus, wiatrowładny Eo- lus, bałwany morza trzymał Neptun na uwięzi, wiatry nawet osobne miały swoich patronów. To samo widzimy u Indów, których bóg światła Indra zwyciężył sro- giego Vritrę, boga morza i wody; mieli 1 Giermanowie swego Donara, mieli Litwini swego Perkuna, którego mową był piorun, znają i negryjscy Wanjamwezi nad Tanga- I niką burzę i trzęsienie ziemi sprowadzają- cego demona Kabogo, a najwyższa góra Afryki Kilimandżaro jest siedzibą bóstwa Ndżaro, które zimno sprowadza; są to typy które powtarzają się w mitologii każdego ludu. Prośba do bogów o deszcz lub pogodę, była łatwą drogą, aby życzenia ludów się zaspokoiły. Teraz runęły u nas bogi i bo

31....astrologija, z drugiej strony napomknąłem, żc znowru system Kopernika stanowić powi nien kres nietylko dalszego rozwoju, ale wprost istnienia astrologii; pomimo tego w trzy

  • Upload
    others

  • View
    1

  • Download
    0

Embed Size (px)

Citation preview

  • 31. Warszawa, d. 31 Lipca 1892 r. T o m X I .

    TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

    PRENUMERATA „W SZECHŚW IATA".

    W Warszawie: rocznie re. 8k w arta ln ie „ 2

    Z przesyłką pocztową:, rocznie „ 10półrocznie „ 6

    P ren u m ero w ać m ożna w R ed ak cy i W szechśw iata i we w szystk ich k s ięg arn iach w k ra ju i zagranicy.

    Komitet Redakcyjny Wszechświata stanowią panowie: Aleksandrowicz J ., Deike K., Dickstein S., Hoyer H., Jurkiew icz K., Kwietniewski W ł., Kram sztyk 8., Natanson J., Prauss St., Sztoleman J . i W róblewski W . „W szechśw iat" p rzy jm u je og łoszenia, k tó ry ch treść m a jak ik o lw iek zw iązek z n au k ą , n a n astęp u jący ch w aru n k ach : Z a 1 w iersz zw ykłego d ru k u w szpalcie a lbo jego m iejsce p o b ie ra się za p ierw szy ra z kop. 7 '/ i

    za sześć n a s tęp n y ch ra zy kop. 6, za dalsze kop. 5.

    .A-d.res ZESeciałccyi: IKrafeo-ŝ rsłcie-IÊ rzed.rn.IeścIe, 3STr ©S.

    KALENDARZ

    S T U L E T N I .

    Nietak odwiecznem, jak istnienie człowieka na ziemi, przecież tak odwiecznem jak kultura ludzka jest i było pragnienie poznania naprzód stanu pogody, przepowiadania pogody. Od czasu, gdy człowiek porzucił życie pasterskie, gdy stale się osied lił, aby owocem pracy własnych rąk z ziemi życie czerpać, gdy trudnić się począł rolnictwem , pragnął w iedzieć i przyszłą pogodę lub niepogodę, która go w krótkiej chw ili pozbawić mogła środków do życia.

    Dokum enty i wieści, świadczące, że człowiek pragnął pogodę naprzód odgadnąć,nie sięgają samych początków tych usiłowań; najstarszy dokument chiński dający nam świadectwo o podobnych usiłowaniach, dowodzi jednak zarazem, że w Chinach w owym czasie astrologija stała na równaj wysokości z astrologiją naszego X V , lub X V I wieku. Dokum ent ów wspomina

    0 konjunkcyi planet, która, podług oblicze- 1 nia astronoma Kircha, miała miejsce 29 L u

    tego 2449 r. przed Chrystusem. To daje nam pojęcie o w ieku tych usiłowań ludzkich.

    Znać przyszłą pogodę chciano tedy zawsze, a, zdawało się,dw ie drogi wiodą lu d zkość do celu. Raz przypisywano istocie, którą za wszechmocną uważano, naturalnym biegiem rzeczy i władzę nad pogodą. Gromowładny był Zeus, wiatrowładny Eo- lus, bałwany morza trzymał Neptun na uwięzi, wiatry naw et osobne m iały swoich patronów. To samo widzimy u Indów, których bóg światła Indra zw yciężył srogiego V ritrę, boga morza i wody; mieli1 G ierm anowie swego Donara, mieli L itw ini sw ego Perkuna, którego mową był piorun, znają i negryjscy W anjamwezi nad Tanga-

    I niką burzę i trzęsienie ziemi sprowadzającego demona Kabogo, a najwyższa góra A fryki Kilimandżaro jest siedzibą bóstwa Ndżaro, które zimno sprowadza; są to typy które powtarzają się w m itologii każdego ludu.

    Prośba do bogów o deszcz lub pogodę, była łatwą drogą, aby życzenia ludów się zaspokoiły. Teraz runęły u nas bogi i bo

  • 482 W SZECHŚW IAT. Nr 31.

    żyszcza, runęły łasy i święte (lęby, ale modlitwa i praktyki religijne nie ustały n igdzie, wiara, że istoty nadprzyrodzone w pływ na pogodę w yw ierają, nie ustala jeszcze.

    Oddawna już jednak, jakto powyżćj wspomniany dokument poucza, widziano w ruchu i zmianach pogody skutki p ewnych przyczyn naturalnych. W niosek, że gw iazdy a zwłaszcza planety na pogodę wywierają w pływ stanow czy, był zupełnie naturalny i łatw y.

    Spostrzeżono wkrótce, że ruch słońca i jego stanow isko ma pierwszorzędne znaczenie, źe gdy w dziennym sw ym ruchu nisko tylko koło horyzontu przebiega — mamy zimę, że im wyżój słońce wznosi się w południe, tem dnie są gorętsze — cóż dziw nego, że planetom, które tak podobne odbywały ruchy, podobneż siły przypisano, cóż dziwnego, że i konstelacyjom pasa zw ierzyńcowego, które na horyzoncie tak p raw idłow o coroku powracają, przypisano w p ływy na przyszły bieg pogody. W podobny sposób i niektórym gw iazdom stałym nie odmówiono potężnych w pływ ów na prze- ! wroty napowietrzne, a to wszystko na podstawie tćj łatwo uznawanćj po wszystkie czasy a fałszywej zasady, że przyczyną k ażdego zdarzenia jest to, co fakt ten bespo- średnio poprzedziło. Cóż dziw nego tedy, że Syryjusz, w Lipcu na horyzoncie się pokazujący jako sprawca dobroczynnych w ylew ów Nilu, odbierał boską cześć od E gipcyjan.

    W takim sposobie poznaw ania rzeczy i w takim sposobie m yślenia starożytnych leżało źródło astrologii. W iem y, jak potężne jest znaczenie cyw ilizacyjne tój od M agów i Chaldeów zaczerpniętćj nauki. W iem y, że w pływ jój nie ograniczał się na w ieki starożytne, że tę samę potęgę posiadała astrologija w średnich wiekach scho- lastycyzm u, a jeszcze w wieku X V I i X V II nie gardzili tą spekulacyją naw et tacy lu dzie, jak w ielki astronom K epler.

    Jakkolw iek uparcie ludzkość trzym ała się tego szalonego obłędu, to przecież w b iegu lat i w ieków znalazł się dla astrologii kres w rozwoju um iejętności astronom icznych. A strologija opierała się na układzie świata ptolem euszowym system tedy K o

    pernika, zw alczyw szy dawne na budowę świata poglądy, usunął i astrologii jedyną z pod nóg podstawę.

    Znana jest jednak zachowawczość zw yczajów i poglądów najwyżej nawet w cywi- lizacyi stojących ludów; co dawno zw alczone, długo jeszcze w pamięci ludów jest prawdą, dogmatem prawie i chyba tylko tem tłum aczyć należy dziwną uporczywość, z ja ką z roku na rok nakładcy kalendarzów ludowych przedrukowują prognozy pogody w edług tak zwanego „kalendarza stuletnieg o ”, płodu średniowiecznćj astrologii.

    Zanim obszerniój w yłożę gienezę i szczegółowiej opiszę zasady, na których się te wpływ ow e niestety wydawnictwa opierają, muszę wspomnieć, że nietylko nasz lud łu dzi się i wierzy w proroctwa „kalendarza stuletniego”, ale, że z tego samego źródła czerpie pociechę rolnik niem iecki, że w większej jeszcze mierze produkuje podobne piśmidła rok rocznie (!) i Francyja. T ytuł tego na innych wprawdzie, ale podobnych podstawach gruntującego się K alendarza jest: Le tri ple Almanach Mathieu, indispensable & tout le monde, redigó par les sommites scientifiąues et littóraires, ornó de vignettes par les premier artistes. Indi- cateur du Temps pour 18 . . ”.

    Kalendarz ten w drugiej swej części: „Pr6dictions” podaje dla pół Europy rok naprzód wszystko, co może obchodzić ro lnika, żeglarza, rybaka i t. d., prorokuje nawet wydajność żniw odnośnego roku. O o lbrzymim pokupic tego kalendarza-proroka świadczy istotnie piękne wyposażenie licz- nemi i pouczającemi artykułami trzeciej części książki i łicznemi ilustracyjam i, jako- też i nader niska cena (50 centymów) kalendarza, którego trzydziesty rocznik wyszedł tego roku.

    W racamy znowu do rzeczy, stawiając so bie pytanie, jaki jest początek i kto jest autorem „kalendarza stuletniego”. D ługo na to zasadniczo ważne zapytanie nie znano stanowczej odpowiedzi, wszystko opierając na dom ysłach. Jestto dopiero zasługą p. J. Bertholda, który w ysław szy w roku 1888 zapytania do 138 biblijotek Niem iec, A u- stryi i Szwajcaryi otrzymał blisko 140

    i egzem plarzy najrozmaitszych wydań „K a

  • WSZECHŚWIAT. 48 3

    lendarza stuletniego”. Gruntowne study- jum tak olbrzym iego materyjału potwierdziło i uzupełniło to, co dotychczas było przypuszczeniem , ledw ie że nie legiendą.

    Początek „kalendarza stuletniego” sięga drugiój połow y X V II wieku, a dwie osoby: autor, Mauritius Knauer, przełożony zakonu Cystersów w Langheim w Bawaryi i twórca tytułu, lekarz dr H ellw ig z Erfur* tu, przez dw uw iekow ą sław ę swych szkodliwych dzieł zasłużyli na smutną, pamięć u potomnych.

    M aurycy Knauer urodził się 1613 roku, jako syn burmistrza miasteczka W eissm ain koło Bam bergi, gdzie też u jezuitów stu- dyjował. Chciwy wiedzy, już jako zakonnik klasztoru Cystersów w Langheim udał się na w yższe studyja do W iednia, skąd celujący w filozofii, matematyce i astrologii, powrócił w mury klasztorne, aby wkrótce jako „wyrocznia wszechwiedzy swego czasu” najwyższą godnością w klasztorze z o stać obdarzonym. Twórczy i mrówczo p ilny um ysł Knauera zatapiał się cały w astrologii, która w jego wieku ogromne jeszcze znaczenie miała i zupełną cieszyła się wiarą. W r. 1655 skończył dzieło swego życia: kalendarz w ieczny, w którym obrachował pogodę na przeciąg lat 312 (!). Zasady, na których polega to dzieło, śmiech w nas w ywołujące, w yłuszczę pokrótce później. Że to dzieło tak długowiecznem być miało n iezawodnie skromny K nauer tego nie myślał, przeznaczając je tylko dla ekonomów i urzędników swego klasztoru, ale przyjęcie, ja kiego rękopiśmienny egzem plarz tego proroctwa pogody odrazu doznał, świadczyło, jaką dziełu temu przypisywano wartość. S&ck, biblijotekarz bamberski, a autor obszernej bijografii Knauera (1812), opowiada nam, że sława kalendarza wiecznego szybko się rozeszła, zew sząd tedy domagano się od opactwa langheim skiego odpisu tego dobroczynnego dzieła; podobno 1000 egzem plarzy w ten sposób się rozeszło. W tedy nie m ógł dłużej już zw lekać mistrz Knauer, zagłośno odzywała się potrzeba tego dzieła, jeszcze więc przed swą śmiercią, która go j w Listopadzie 1664 r. zaskoczyła, dał po- j dobno zezw olenie drukowania „K alendarza”. W tedy więc w yszło pierwsze wydanie „kalendarza w ieoznego” z pod prasy.

    Czy wyszło? to w ielkie pytanie. Faktem jest, że druku takiego nie znaleziono, faktem, że pierwszy znany a prawdopodobnie i pierwszy wogóle druk „kalendarza” datuje się z r. 1701. Co jednak dziwniejsza, że pierwsze to wydanie „kalendarza” innego ma autora, inny tytuł, inne też jest miejsce

    j wydania, niż wszelkie późniejsze przedruki j kalendarza knauerowskiego.

    W ydawcą tego pierwszego wydania „ka- ; lendarza stuletniego” (dotychczasowy tytuł

    rękopismu Knauera był: „Calendarium oe- conomicuin perpetuum i t. d .”) był dr medycyny H ellw ig , który jednak prócz swego zawodu był też astrologiem , uprawiał poe- zyją i podobno bardzo wiele o różnych rzeczach pisał. Swój druk uważał za pierw szy, a o autorze właściwym nie miał ża dnego pojęcia, twierdząc, że nim jest pewien znakomity zakonnik, żyjący w X V I wieku.

    Od tego czasu aż do roku 1868 nie brak roku, któryby nie obfitował w jedno p rzynajmniej wydanie tego kalendarza, który w pierwotnej prawie formie ukazuje się z roku na rok pod tytułem Knauera, lub H ellw iga. A ż do końca X V III wieku wszystkie wydania „kalendarza stuletniego” zawierały przestrogi gospodarskie i wskazówki o stanie pogody na przeciąg czasu od roku 1701 — 1801, ze schyłkiem X V III wieku zachodziła obawa, że przyszły wiek X I X będzie pozbawiony tego cudownego dzieła. Nakładcy jednak, ciągnący z „kalendarza stu letniego” olbrzym ie zyski, zawczasu zaradzili złemu, płodząc już w roku 1782 now y kalendarz, prorokujący pogodę na przeciąg czasu od roku 1782 — 1819. Później powstawały nowe „kalendarze cudowne”, jak grzyby po deszczu, z proroctwami na cały wiek X I X , a niektóre swym wieszczym wzrokiem sięgły nawet i w wiek X X . Łatwo zrozumieć, że nowe te edy- cyje, na zysk tylko obrachowane, nawet o knauerowskie zasady niew iele się troszczyły. Znakomitem świadectwem tego jest wydanie bez podania roku druku, w każdym razie datujące z pierwszych lat naszego wieku. „Nowy kalendarz stuletni”, jak brzmi jego tytuł, który tem zasadniczo różni się od wszystkich innych, że szanowny autor tego dzieła, tytułujący się sam kłamcą

    i

    |

  • 484 WSZECHŚWIAT. N r 31.

    (M agister „Tiehrawnu" od końca czytane daje U nw arheit, t. j . „nieprawda”) sądził logicznie, że gdy dotychczas znano siedem planet i wszystkie siedem wywierały wpływ na pogodę, nie należy odm awiać tego w p ły wu i nowo odkrytym planetom: Neptunowi i planecie Ceres, należącej do grupy aste- roid i w ten sposób za liczy ł je też do s z e regu kierow niczek słoty i pogody.

    Ogólna liczba wydań „kalendarza stuletn iego” jest obrzymia. P. J . Berthold poddawszy znane mu wydania „kalendarza” ścisłćj krytyce, zdołał obrachować, że w przeciągu lat 175, to je st od roku 1701 do 1875 pow tórzyło się wydań 210 — isto tnie bajeczna ilość, która prawdopodobnie jest jeszcze wyższą., zw ażyw szy, że p. Berthold mógł liczyć tylko znane sobie edycyje, a bez wątpienia m usiał coś opuścić.

    W każdym razie fakt tego olbrzym iego rosszerzenia się rzeczy bez żadnój wartości jest nader dziwnym; w czem szukać należy tego przyczyny? Na to pytanie otrzym ujem y zw ykle odpowiedź: Bezgraniczna za- bobonność była tego przyczyną. W edług mnie nie może to być wzgląd jedyny, bo niezaprzeczając go wprawdzie, trudno w ierzyć z drugićj strony, by gienijusze w ro dzaju Tycliona Brahego lub K epplera podlegały zabobonowi. N a początku w spomniałem, w jaki sposób m ogła zrodzić się astrologija, z drugiej strony napomknąłem, żc znowru system K opernika stanowić pow inien kres n ietylko dalszego rozwoju, ale wprost istnienia astrologii; pomimo tego w trzy wieki przeszło po wydaniu „De re- volutionibus orbium coelestium ’’, kalendarz stuletni jeszcze wychodzi coroku.

    W czem leży przyczyna tego, — należy nam postawić to pytanie i krótko na nie odpowiedzieć. N iezaw odnie w skłonności każdego m yślącego człow ieka leży chęć szukania w przyrodzie i jćj objawach celu pewnego. Szukano też celu dla planet. C elem był człow iek i oto źródło wiary. W szak wiadomo, do jakich niedorzeczności doprowadziła teoryja „celow ości w przyrodzie”. Tu zwrócim y uw agę na jeden z objawów, który niestety i dziś ma jeszcze sw ych reprezentantów, nawet takich, ja kim jest Fiam m arion. Mam na m yśli ślepą wiarę, inaczój tego nazwać nie można,

    w ogólne zaludnienie planet, znakomity zaś swego czasu astronom Bode z końca X V III wieku, sądził to samo o słońcu, umiał sobie bowiem w swćj ślepśj wierze wytłum aczyć, żo pod żarzącą się atmosferą słońca znajduje się stałe jądro, na którem człow iek może przebywać jak na ziemi.

    Na zakończenie podam możliwie krótko za sa ly , na których został oparty i obracho- wany „kalendarz stuletni” i wykażę, w jaki sposób giętka astrologija m ogła i celom proroctwa pogody posłużyć.

    Od pojęcia jakie ludzkością od lat ty- siąców owładnęło, że ruch a raczój losy gwiazd a zwłaszcza planet ściśle z losami ludzi są złączone, że blask pewnój gwiazdy sławę człowieka, że słabe światło zgrzyb iałość, że opadanie gwiazd, meteorów, śmierć oznacza, od tego pojęcia do wyobrażenia, że gw iazdy są zwierciadłem przyszłości było już bardzo blisko. Burze, powodzie, posuchy, komety złow rogie, zaćmienia słońca lub księżyca, trzęsienia, słowem w szystko, co człow ieka obchodzić mogło jako zgubę lub szczęście mu przynoszące — wszystko to zw iastow ały gwiazdy. C hodziło tylko o system, a sam w ygląd niektó rych gw iazd ułatw iał wyobraźni odgadnięcie właściwości gwiazdy. W spaniały tedy Jowisz lub urocza W enus zw iastowały dobro, niepozorny Saturn i ognisty czerwony Mars sprowadzały zło na ziemię i t. d.

    W ogóle system astrologii był bardzo prosty w zasadzie i tylko rozmaite kombi- nacyje możliwe stanow iły jedyną trudność większą postawienia horoskopu na przyszłość ludzi, zdarzeń politycznych, lub zjawisk napowietrznych. Siedem planet podług system u Ptolem eusza w następującym porządku rządziły światem: Saturn jestwrogiem natury, jadow ity, zim ny a suchy. „Gdyby Saturn znajdował się tak blisko ziemi jak księżyc, mielibyśm y wieczną z imę”; drugą planetą jest Jowrisz ciepły i wilgotny; Mars jest suchy i gorący; czwartą planetą jest ciepłe, życiodajne słońce; W enus jest zimna i w ilgotna, również zim nym i wilgotnym jest M erkury, podobnie jak i siódma planeta księżyc. O tych p la netach mniemano, że one naprzemian ze sobą walczą; jedna z nich zwycięża i decyduje o stanie pogody całego roku, że zaś

  • Nr 31. w s z e c h ś w i a t . 485

    tych planet było siedem, wierzono, że eo sie- | dem lat pewna planeta otrzymuje rządy nad światem, a więc co siedem lat te same stosunki pogody wracają. A by się dow iedzieć, która planeta danym rokiem rządzi, a było to dla prognozy pogody decydują- cem, postępowano w bardzo prosty sposób: dzielono liczbę danego roku przez siedem, pozostająca reszta oznaczała rządzącą rokiem planetę; np. 1892 : 7 = 2 7 i pozostaje z dzielenia liczba dwa, planetą rządzącą tego roku jest tedy Jow isz — rok ten będzie przeważnie ciep ły i mokry. W podobny sposób walczą planety o w pływ na poje- dyńcze miesiące, tygodnie, dnie i godziny. Obliczenie zatem pogody każdej nawet godziny nie przedstawiałoby żadnych trudności, gdyby inne nie istniały jeszcze na pogodę wpływy, m ianowicie położenie planet w pewnych konstelacyjach pasu zw ierzyńcowego, a powtóre tak zw . „aspekty”, które oznaczały położenie rozmaitych planet w stosunku do siebie. Każda planeta mianowicie miała swój „dom ” w pewnej konstelacyi pasa zwierzyńcowego np. słońca dom znajdował się w konstelacyi Lwa, księżyca w Raku i t. d., w których gdy odnośna planeta się znajdowała siła jój wpływu dobrego lub złego była największą, możliwem zatem było podług dokonanych obserwacyj przepowiedzenie której planety wpływ zw ycięży w pewnym dniu lub nawet godzinie.

    Ogromne znaczenie miały mieć t. zw. aspekty, t. j. położenia planet względem siebie; rozróżniano położenia następujące, albo t. zw. konjunkcyją, gdy dwie planety znajdowały się razem w południku obserwatora (nów), albo opozycyją, t j. gdy dwie planety były o 180° od siebie odległe (pełnia) albo położenie tak zwane trygonalne, gdy odległość dwru gwiazd wynosiła 120°, albo położenie kwadraturowe przy od leg ło ści 90° (pierwsza lub druga kwadra), lub wreszcie położenie sekstansowe przy od ległości 60° wynoszącej.

    To były zasady astrologiczne, na których oparta jest budowa „kalendarza stu letniego".

    Te krótkie w yw ody wystarczą, aby w y kazać niedorzeczności „cudownego kalendarza”, wystarczą, aby dostatecznie ośmie

    szyć pozostałości „kalendarza stuletniego”, które w niektórych naszych kalendarzach się kołaczą; byłby już czas, aby podobne wyrażenia jak „Tego roku panującą jest planeta W enus...” i inne temu podobne raz na zawsze wykluczone zostały z ludowych zwłaszcza kalendarzy, w których dotychczas utrzymują się najuporczywiej.

    E. Romer.

    W miarę jak człowiek rosciąga swe panowanie na powierzchni ziemi, wygląd tejże zmienia się ciągle: lasy znikają, zastąpione przez pola uprawne; mokre i niedostępne błota, przy pomocy umiejętnie przeprowadzonych kanałów zamieniają się na suche i użyteczne łąki; nawet pustynia sucha i ja łowa, zroszona sztucznie sprowadzoną wodą, przetwarza się na urodzajne pola. Taka działalność człowieka pociąga za sobą liczne zmiany w rozmieszczeniu zwierząt na kuli ziemskiej i niejeden gatunek zginąć musi prędzej, lub później, gdy przeciwnie inne, towarzyszące stale człowiekowi cyw ilizowanem u, rospościerają swe panowanie coraz szerzej, z dniem każdym zyskując nowe powierzchnie, na których mogą się osiedlać. D o takich należy przedewszyst- kiem kuropatwa, ptak, cieszący się osobliwszą opieką człowieka cywilizowanego, a przez to samo mający byt zabespieczony. Z dniem każdym kuropatwa rosszerza obszar sw ego rozmieszczenia: lat temu 350 nieznana była zupełnie na półw yspie Skandynawskim, dzisiaj przy względach człowieka sięga już H elsinglandu; toż samo da się powiedzieć o ziemiach Nadbałtyckich, gdzie kuropatwa w miarę posuwania się kultury coraz bardziej ku północy się ros- powszechnia. Z drugiej strony zyskuje też na terenie we Francyi, gdzie siwa kuro-

    j patwa coraz bardziej usuwa ze swych w ie kowych siedlisk kuropatwę czerwoną.

    Kuropatwa należy do rzędu ptaków ku- rowatych, lub grzebiących (Rasores), lecz wraz z kilku pokrewnemi rodzajami stanowi osobną rodzinę (Perdicidae). Oprócz

  • 486 WSZECHŚWIAT. N r 31.

    dawnego lineuszow skiego rodzaju Perdix a jak chcą. niektórzy ornitologow ie Starna, czyli kuropatwy siwćj, należą tu jeszcze rodzaje Caccabis (bartawele), Tetraogallus (kuropatw y k ró lew sk ie) i A m m operdix (kuropatwy pustyniowe). N iektórzy uczeni z trzech ostatnich rodzajów tworzą podro- dzinę Caccabinae, gdy rodzaj P erdix załączają do podrodziny Perdicinae; podział ten jednak, oparty głów nie na braku ostrogi u kuropatw siwych oraz na innym roskła- dzie tarcz na tylnój części skoku (tar- sus), nie u wszystkich ornitologów znalazł uznanie.

    Zadaniem naszem będzie przejrzeć ko-

    i % !£ ' ij k i \

    F ig . 1. K uropatw a siw a (P e rd ix oinerea.).

    lejno wspom niane powyżej cztery rodzaje, rospoczynając od zw ykłej kuropatwy siwej (P erd ix cinerea), jako najbliżej nas obchodzącej i najlepiej znanój pod względem bij ologicznym .

    A by opisać dokładnie ubarwienie kuropatwy siwej potrzebaby paru stronic, tak złożony jest jego rysunek. Przeważająca barwa na piersiach, bokach ciała i karku jest popielata, drobniutko czarno marmur- kowana; p lecy i kuper są szare, upstrzone wąskiemi podłużnem i kreskami koloru bia ło -p łow ego oraz grubem i brunatnemi,

    lub brunatno-czarnemi plamami. Boki ciała posiadają grube rdzawe uplamienie. G ardziel, czoło i okolica oczu są płowo-rdzawe. Na środku białego podpiersia odcina się wyraźnie wielka plama koloru ciemno-kasz- tanowatego, lub niekiedy czarniawo-kaszta- nowatego; plama ta jest kształtu podkowy, a raczej klina i zw ykle podkową bywa nazywana. Samica czyli kura posiada też podkowę, lecz nie tak wyraźną jak u samca czyli kohota ‘). Środek brzucha jest prawie czysto-biały; podogonie p ło w o -sza re zlekka czarnym kolorem upstrzone. Dziób u starych ptaków jest siny, nogi modro- popielate.

    M łode ptaki w pierwszem pierzu znacznie się od starych różnią. Barwą przeważającą jest szara z podłużnemi białawemi strychami. W tem pierzu m yśliwi zwą m łode zielonkam i”. Zielonki posiadają dziób blado-rogowy, a nogi brudno-żółte i ten kolor nóg przechowują do późnej jesieni, gdy już nawet pierwsze pióra zm ienią na szatę ptaków dorosłych; łatwo je wtedy odróżnić jeszcze po kolorze nóg od starych. Gdy młody ptak dorasta połowy w ielkości, traci naraz w szystkie sterówki środkowe, gdy cztery skrajne (po dwie z każdej strony) pozostają jeszcze na miejscu, co nadaje ogonowi kształt widełek, skąd też pochodzi i nazwa m yśliwska ptaków w tój fazie rozwoju „w idłów ki” lub „w idełki”. W odzicki zw ie je w edług starodawnej m yśliwskiej term inologii „weszkam i”, niepodając j e dnak etym ologii tej nazwy, która praw dopodobnie poszła od brudno-szarego koloru młodych ptaków. K u jesieni młode pióra wypadają kolejno i ptak stopniowo otrzymuje szaty starych, przybierając przed osta- tecznem wypierzeniem się nazwę „kuropatwy w okularach”.

    Od tego jednak typowego ubarwienia zdarzają się niekiedy wyjątki, a m ianowicie, że ptaki wskutek niewiadom ych przyczyn przybierają anormalne upierze-

    ■) K azim ierz W odzick i (Z apisk i o rn ito log iczne, K raków , 1878, część IV — K uropatw a) w znow ił s ta ropo lską nazw ę k o h o ta n a oznaczenie sam ca k u ropatw y , k tó reg o w spółcześni o rn ito logow ię i m y śliw i kogutem nazyw ają.

  • Nr 31. WSZECHŚWIAT.

    nie. Najczęstsze są wypadki całkowitego, lnb częściowego albinizmu. "Wodzicki we wzmiankowanej monografii cytuje fakt, jaki się zdarzył w W ielkiem K sięstw ie Poznań- skiem. U pewnego przyjaciela W.odzic- kiego w yprow adziło się 9 kuropatw białych z rodziców szarych. U cieszony szlachcic wyobraził sobie, że mu się uda rospro- wadzić tę nową rasę kuropatw i surowo zabronił strzelania wyrodków. Jakież je dnak było jego zm artwienie, gdy następnego roku białe kuropatwy nietylko, że miały szare potomstwo, lecz nadto same po w ypierzeniu otrzym ały normalne szare ubarwienie. N iekiedy ptaki przybierają ubarwienie z normalnym rysunkiem, lecz o k olorach jakby w ypłow iałych, biało-kawo- wego odcienia. Zdarzają się też kuropatwy całkow icie mocno - kasztanowatej barwy z płowo rudawemi głowam i i szyjami, tych wszelako u nas nie zdarzyło mi się widzieć, a tylko miałem sposobność oglądania pięciu takich okazów w wiedeńskiem cesarskiem muzeum historyi naturalnej.

    Oprócz wym ienionych odmian przypadkow ych, znane są jeszcze niektóre rasy lo kalne, podobne z ubarwienia do formy typowej, lecz różniące się wielkością, lub ma- łemi szczegółam i w ubarwieniu. D o najbardziej znanych należy tak zwana „kam ionka”, którą Taczanowski (P taki krajowe, Kraków, 1882, tom II, str. 60) uznaje | za dobrze określoną odmianę, wbrew W o- j dzickiemu, nieprzyznającem u jej w ybitnego znaczenia. Kamionka jest nieco mniejsza od zwykłej kuropatwy i różni się tem jeszcze od niej, że kura nie posiada nawet śladu podkowy na piersiach. Trzyma się u nas w okolicach wzgórkowatych i ja ło wych południowej części Królestwa. Nazwa je j pochodzi od tego, że zapada kamieniem, co znaczy, że jej nawet z najlepszym psem znaleść niemożna, a chodzić można obok niemogąc zmusić do zerwania się. We Francyi znów zauważono, że kuropatwy trzymające się na łąkach posiadają tylko 16 sterówek, a nie 18 jak u zw ykłych kuropatw i na podstaw ie tego niektórzy ucze- | ni oddzielają je jako odmianę lokalną.

    W spom nieć też jeszcze wypada o odmianach kuropatwy górskiej (P erdix montana) i kuropatwie damasceńskiej (Perdix da-

    mascena). Pierwszą z nich D egland ') uważa za wyrodki i do tej to odmiany należą bodaj okazy widziane przezemnie w W iedniu; kuropatwa damasceńska jest nieco mniejsza od zwykłej i barwą zupełnie do niej podobna, zamieszkuje zaś E gipt i niektóre okolice Francyi.

    Niebiorąc pod uwagę tych odmian, które są zbyt błahe, aby je do systematyki wprowadzić, łatwo nam jest zakreślić dość ścisłe granice rozm ieszczenia kuropatwy szarej. Środkiem rozmieszczenia są N iem cy i Austryja, skąd rosciąga się na zachód aż do W ielkiej Brytanii, na północ aż po półwysep Skandynawski, na południe sięga prowincyi Asturyi, Leon i Katalonii w H iszpanii, dalej w Turcyi aż po Grecyją p ó łnocną; znaleziono ją w Egipcie, A lgieryi i A zyi M niejszej. Granica wschodnia nie jest jeszcze dość ściśle oznaczona, według jednak świadectwa Blauforda 2) znajduje się w okolicach Teheranu. W kraju Za- kaspijskim ani przez Zarudnego, ani przez

    j Bareja nie została znaleziona, lecz natomiast Siewiercow i Russów spotkali ją w Tur-

    j kiestanie, gdzie prawdopodobnie znajduje się na wschodnim skraju sw ego rozm ieszczenia gieograficznego, gdyż spotyka się tu z pokrewną sobie kuropatwą brodatą (P erdix barbata), opisaną przez Yerreauxa z egzem plarzy nadesłanych przez ś. p. Jó zefa W ałeckiego z Dauryi. W Sybirze wschodnim przez żadnego badacza nie była znajdowana.

    Obyczaje kuropatwy szarej doskonale są znane, jestto bowiem ptak łow iecki, którego nietylko ornitologowie lecz i m yśliw i ciągle na oku m ieli i to od bardzo daw nych czasów. Najlepiej lubi przebywać na polach uprawnych, lub w niewysokich zaroślach i zagajnikach w sąsiedztwie pól, gdzie znajduje żer najłatwiejszy; unika starannie głębokiego lasu, chociaż spotykamy ją nieraz o wiorstę od pola. Takie leśne kuropatwy są zw ykle nadzwyczaj przebieg łe i chociaż się je przydybie w polu, gdzie

    *) D egland e t G erbe. O rnithologie E u ro p een n e . P ary ż , 1867, tom II , str . 75.

    2) B lauford, E as te rn 1’ersia. L o ndyn , 1870, tom Jl, s tr . 273.

  • WSZECHŚWIAT. Nr 31.

    na żer wychodzą, zawsze do lasu uciekają., skąd już ich wypłoszyć niemożna. K uropatwa nie lubi także przebywać na mokrych łąkach, gdy przeciw nie na suchych często sobie obiera siedlisko. Potrzebuje też koniecznie sąsiedztwa w ody, aby ugasić pragnienie w czasie skw arnych dni letnich i dlatego to w miejscach nieobfitujących w wodę jest rzadką, czego przykład mamy na Ukrainie, gdzie kuropatwa dla braku wody w polach nigdy się zapewne nie rozmnoży. W ogóle, w edług zdania W odzic- kiego, woli ziem ie lżejsze, aniżeli czarno- ziem, gdyż jej łatw iej grzebać w gruncie j piaszczystym , aniżeli w ziemi tłustej. Na zbyt jednak lekkich gruntach nie znajduje dostatecznej ilości pokarmu i dlatego nigdy ! się na nich zbytnio nie rozmnaża.

    Kuropatwa jest w szystkożerna, chętnie j więc wygrzebuje z ziem i w szelkiego rodzaju owady, robaki, zjada ślim aki, ziarnem wszelkiem nie gardzi, lubi też obrywać źdźbła ozim iny oraz w ygrzebywać z ziemi korzonki. M łode w szelako pisklęta w yłącznie karmią się owadam i, robaczkami, lub ślimakami i dopiero w późniejszym w ieku stają się częściowem i wegietaryjanam i. Ptaki te najwięcej żerują zrana i pod wieczór, zalegając w ciągu dnia w bespiecznem m iejscu. Pokarm wydobywają z ziemi, grzebiąc jedną nogą, a gdy znajdą ziarnko, lub robaczka już n igdy tą samą nogą nie grzebią, lecz kolejno używają obu kończyn.

    U ciążliw ą porą dla kuropatw jest zima. G dy śnieg pulchny pokrywa ziem ię nie- grubą warstwą, łatw o jeszcze ptakow i do- grzebać się do gruntu, gdzie znajdzie ruń ozim iny, lub korzonki niektórych roślin. L ecz bywają takie zim y, że śn ieg na łokieć i więcej pokrywa ziem ię, a gdy jeszcze odw ilż rospuści wierzchnią jego warstwę, a następnie mróz ją zetnie, tworząc rodzaj skorupy lodow ej, biedne ptaki n ie są w sta nie przebić twardego pancerza i g łód cierpieć muszą, a gdy stan ten dłużej potrwa, w ówczas bez pomocy człow ieka giną marnie śmiercią głodową. Żal patrzeć na te nieszczęsne ptaki, jak napuszone, nędzne, siedzą gęstą kupką na białym całunie śniegu; głód zapędza je w tedy pod osady ludzkie, wkraczają biedaczki śmiało do ogro

    dów w nadziei, że tam żer łatw iejszy znajdą; wychodzą na drogi, aby w gnoju końskim niestrawionych cząstek szukać i stają się wtedy zw ykle pastwą albo złodziei „kłusowników”, albo jastrzębi i lisów, przed któ- remi osłabione uciekać nie mogą. Bywają zimy, w których giną kuropatwy co do je dnej w danój okolicy. Bywa jednak — i z radością można powiedzieć coraz częściej się to zdarza — że człowiek przychodzi w pomoc nieszczęsnym ptaszynom, stawiając im w polu budki ze św ierczyny, do których codnia poślad się sypie, a biedne ptaki tak się do tych schronisk przyzw yczajają, że dniami całemi na budkach, lub pod niemi przesiadują, ustępując tylko chw ilow o, gdy człow iek karm im zadaje.

    K uropatw y żyją stadami, złożonemi z członków jednój rodziny, lecz jeszcze w zimie, w początkach Lutego ptaki według terminu łow ieckiego „parują się", to jest, że każda samica obiera sobie samca i chociaż do Marca żyją jeszcze stadem, to jednak małżeństwa są już zawarte. W całym jednak świecie skrzydlatym , a szczególniej pomiędzy ptakami kurowatemi rodzi się więcej samców aniżeli samic, a jak W o- dzicki utrzymuje —pierwszych jest o jednę trzecią więcej niż drugich, choć stosunek ten musi być zmiennym w zględnie do oko- licy i gęstszego lub rzadszego zasiedlenia jej przez kuropatwy. Następstwem nierówności liczebnój samców i samic jest to, że pewna część kohotów zostaje w przymusowym celibacie, co z kolei prowadzi bes- pośrednio do walk z bardziej szczęśliwem i samcami. Ptaki te, zupełnie jak koguty domowe, napadają jeden na drugiego, zadając silne uderzenia skrzydłam i i nogami. Zwycięsca pozostaje przy samicy, a zw yciężony ustępuje, nie dlatego jednak, aby jeszcze raz, drugi i trzeci szczęścia nie spróbować. Ponieważ walki te ujemnie w p ły wają na rezultaty lężenia, przeto w Niem czech, gdzie gospodarstwo łow ieckie najw yżej stoi, starają się odstrzeliwać kohoty bezżenne, a mają w tem niem cy taką wprawę, że mimo w ielkiego podobieństwa samca do samicy, n igdy nie zdarzy się, aby strzelający zabił kurę.

    W Marcu, jak mówiłem, stada rozbijają się na pary, a trzeba dodać, że te m ałżeń

  • Nr 31. w s z e c h ś w i a t . 489 ^

    stwa zawierają się na rok cały i małżonkowie tak są sobie wierni, że gdy jedno z nich zginie przypadkiem, drugie pozostaje we wdowieństwie aż do następnego Lutego. Pod tym względem zdania wszystkich bada- czów są. zgodne. YV Maju samica w ygrzebuje gdzieś w polu niew ielki dołek, który perzem i ścierniem zlekka wyścieła. W drugiej połow ie Maja, lub w pierwszej Czerwca niesie tam od 9 do 17 jaj. Spotyka się czasami 20 a nawet 22 jaja w jednem gnieź- dzie, lecz Brehm twierdzi, że co jest ponad 17, zniesionem zostało przez inne samice, czego nie potwierdza bynajmniej W odzicki, który przypisuje tak niebywałą, obfitość jaj nadmiernej płodności niektórych kur. Jaja są typow ego kształtu jajowatego, zbliżone niekiedy do gruszkowatego, barwy blado- szaro-oliw kow ej, czasami z czerwonawym odcieniem, o skorupie dość mocno połyskującej. Dzienne zniesienie wynosi jedno do dwu jaj; widocznem więc jest, że i czas w ylęgania nie dla wszystkich będzie jednakowy, szczególniej jeżeli płodna samica zn iesie nadmierną ilość jaj, których nie jest } w stanie pokryć całkowicie swem ciałem. Bywa więc, że gdy pierwsze pisklęta wykluwają się 14-go lub najdalej 16-go dnia, inne na świat przychodzą dopiero w trzy tygodnie. K łopot to niemały dla matki, skoro pierwsze w yklute dzieci ledwie obeschną, już biegać zaczynają, a tu niemożna reszty jaj nie wylęgniętych porzucić. Radzi sobie w tem kura w taki sposób, że koho- towi powierza swych pierworodnych a ten je otacza prawdziwie macierzyńską opieką, prowadząc na żer i wskazując drobne owady i robaczki. W odzicki utrzymuje, że ko- hot nawet w czasie lężenia dopomaga sa- micy, gdy ta dla żeru zejść z gniazda musi, a nawet raz w idział ku wielkiem u swemu zdziwieniu, jak jednocześnie oboje rodzice na gnieździe jaja wysiadywali.

    W ychow anie tych drobnych piskląt jest trudne, choć przyznać trzeba, że są to sprytne i żywe stworzonka, głos ojców swoich znają doskonale i skoro tylko jedno z nich wyda głos alarmujący, pisklęta przywaro- wują na ziemi, nieruszając się z miejsca, aż póki wabienia nie usłyszą. W abienie to daje się łatwo wyrazić sylabami czy-ryk) a przy ciszy słychać je na wiorstę drogi.

    W kilka tygodni pisklęta już wcale nieźle podlatują, a z końcem W rześnia są już wielkości starych i tylko tu i owdzie ros- siane pierwsze pióra oraz brudno - żółte nogi zdradzają w nich tegoroczne potomstwo.

    Zdarza się często, że czy to deszcze u lew ne ląg zaleją, czy też drapieżnik jaki jaja wypije. W ówczas samica niesie się poraź wtóry, chociaż w takich razach lęgi są mniejsze, od 8 do 12 jaj zaledwie. Gdy wszelako katastrofa z pierwszym lęgiem trafi się w Czerwcu, już się samica poraź wtóry nie niesie, wiedząc, że potomstwa nie zdążyłaby wychować. Z takich bezdzietnych rodziców tworzą się pary tak zwrane jałow e, które zw ykle starają się przyłączyć do jakiego stada, lecz to ich nigdy nie przyjmuje. Przeciwnie dość często zdarza się, że kohoty bezżenne przyjmowane bywają do stad i z niemi przebywają aż do następnej w iosny. Stada też nierzadko adoptują sieroty, którym rodziców zabito i wychowaniem ich stare ptaki zajmują się narówni z własnemi dziećmi.

    W miejscowościach, gdzie kuropatwy obficie są rozmnożone, widzieć można w Październiku ogromne stada, złożone z k ilkudziesięciu a czasami i kilkuset ptaków. Zdaje się, że to zbijanie się ptaków w w ielkie stada jest bespośrednio w związku z ich migracyjami. U nas wszyscy m yśliw i wiedzą o tem, że kuropatwa na jesień zmienia pole, jak się technicznie wyrażają, to jest obiera sobie nowe schroniska, na których łatwiej może znaleść pożywienie, niż na miejscach lęgowych. Oprócz tych jednak nieznacznych wędrówek, zdaje się, że is t nieją przesiedlania na większą skalę, o czem liczn i badacze dają wskazówki. I tak brat sławnego ornitologa, Neumanna, nadleśniczy spotkał raz olbrzym ie stado, złożone z jakich 500 osobników, które literalnie wędrowało ze wschodu na zachód. Ptaki częścią posuwały się pieszo, częścią zaś przelatyw ały nieznaczne przestrzenie. P o rządku jednak nie zachow yw ały i raz jedna to znowu inne byw ały na czele stada, które zajmowało przestrzeń około 300 kroków w kwadrat. P o pewnym czasie ptaki znik ły z oczu Naumanna, posuwając się stale

    I w tym samym kierunku.

  • 490 WSZECHŚWIAT. Nr 31.

    W odzicki w swój monografii kuropatwy przytacza podobny wypadek, jaki się zdarzył u jego sąsiada. „Innego razu, mówi W odzicki, w Listopadzie przy zabielonej powierzchni odw iedziłem m ego sąsiada, przyjmującego mnie wykrzyknikiem : „szkoda, że wczoraj nie przybyłeś, mieliśmy tu widowisko nadzw yczajne”. O pow iadał mi następujące zdarzenie: koło trzeciej god ziny popołudniu na brzeg, zarośnięty dziką w iśnią,z ostrym spadkiem, przyleciało przeszło sto kuropatw w zbitej grom adzie. Nie bały się ludzi, lecz z pośpiechem biegły wzdłuż pagórka jedna przez drugą przeskakując, trącając się i podlatując o parę cali nad ziemię, a coraz dalej i dalej, rzadko kiedy dziobkami żer podnosząc. W szyscy m iężczyźni wyszli za niemi i daleko odprowadzili tę hurmę kuropatw w pieszej a pospiesznej podróży. N areszcie ściemniało się i ptaki pobiegły dalźj, noc badaniu przeszkodziła, a gdy teren rekognoskowałem , przekonałem się o prawdzie opowiadania, szedłem daleko do zm ęczenia za śladami, nareszcie ustałem, a widać było, że kuropatwy dalćj biegły, niezrywając się do lotu. Czy one zawsze tak migrują, czy były lotem zm ęczone, tego wyjaśnić nie umiem, lecz to była prawdziwa i jedyna migracyja, jaką w części m iałem sposobność badać”.

    N iew ątpliw ie, że te obserw acyje Nau- manna i W odzickiego dowodzą pewnych wędrówek kuropatw, odbywanych późną jesienią, ani wszelako przyczyna ich, ani też rozmiary nie są dotychczas w yśw ietlone. Brehm twierdzi, że w N iem czech północnych kuropatwy w ędrow ne pokazują się coroku; u nas jednak oprócz jedynego zdarzenia, tylko co z W odzickiego zaczerpniętego, nie mamy żadnych danych co do tego ciekawego faktu i tylko obserwowane u nas często zbijanie się kuropatw w w ielk ie stada w miesiącu Październiku, dawałoby się w części tłum aczyć m igracyjam i tych ptaków. Za przyczynę tych w ędrów ek moż- naby uważać albo zbytnie rozm nożenie się kuropatw na danej przestrzeni, coby zm uszało te ptaki do szukania nowych, mniej zasiedlonych okolic, albo też wprost ucieczkę przed zbyt surowem i zimami, które ptaki przeczuwają jakgdyby.

    I

    I

    Kuropatwa ma licznych nieprzyjaciół, z których najstraszniejszym jest pewnie sam żywioł. W idzieliśm y jak straszne spustoszenia m iędzy kuropatwami robią bardzo ostre zimy; niemniej może szkody czynią

    i im u lew y wiosenne, zalewając lęgi i zmu- ! szając samice do opuszczania gniazd, przez

    co jaja oziębiają się i lęgi całkow icie giną. j Naw et pisklęta nie są w stanie wytrzym ać | długotrwałych deszczów, gdyż puch ich zle

    pia się błotem i biedactwa marnieją. Człowiek niemało się też przyczynia do ich tępienia, chociaż z radością można pow iedzieć, że w ostatnich czasach w ziął je w opiekę nawet u nas, gdzie w ogóle słabo jeszcze są rozw inięte pojęcia ochrony zw ierzyny. Jastrzębie łow ią je bez pardonu, równie jak i rarogi; te jednak ostatnie zbyt są u nas rzadkie, aby znaczniejsze szkody wyrządzać m ogły. K rogulce i sokoliki ło wią tylko młode kuropatwy i pisklęta, gdyż starym radyby nie dały. W ielkie też szkody wyrządza w jajach lis, kuna i tchórz; jaja też tępią sójki i sroki. W odzicki przytacza nawet jeden wypadek, kiedy widziano 8ójkę, jak pisklęta kuropatwy dzieciom na gniazdo nosiła. Mimo to, jeżeli tylko zima była niezbyt surowa, a wiosna nienadto dżdżysta, kuropatwy rozmnażają się obficie, czego przykładem jest nasze K utnowskie i Łęczyckie, gdzie ptaki te w większych majątkach spotyka się w ogromnej ilości.

    (dok. nast.)

    Jan Sztolcman.

    MECHANIKA

    F I Z Y J O G N O M I I .(c> o d f u g .

  • WSZECHŚWIAT. 491

    jarzeń przy czynności umysłowej oraz ból psychiczny przy ich zatamowaniu.

    Przypływ czynnościowy można sobie przedstawić jako mechanizm hamujący, również w m yśl Goltza. U czony ten dowiódł, że do odruchu rechotowego nie przychodzi wcale, gdy zlewającą, się odruchową sub- stancyją szarą współcześnie zapomocą innych podniet do odruchów pobudzimy. Objaśnia się to tem, że pewna czynność następuje tem sprawniój, im mniej dany narząd jest obarczony współcześnie czynnościami innem i. Gdy sobie przypomnimy, że każde miejsce kory mózgu przedniego jako narządu kojarzącego wykonywa współcześnie dw ie czynności, naprzód zwężanie naczyń, a po wtóre kojarzenie wyobrażeń, to zrozumiemy, że jedna czynność drugiej przeszkadza. G dy przy pracy umysłowej szeregi wyobrażeń, skojarzenia myślowe płyną swobodnie niepohamowane, wówczas druga czynność kory, zwężanie naczyń u lega zahamowaniu, tętnice rosszerzają się, następuje przypływ , z którego pochodzi bezdechowa faza (apnoe) oddychania komórek korowych i poczucie zadowolenia z pracy. D o tego czynnościowego przypływu odnieść możemy objaśnienie jednego fizyjognom icznego zjawiska, m ianowicie rumieńca, towarzyszącego zmięszaniu się. M łoda dziewczyna ma np. deklam ować przed królem, w iersze, których się doskonale wyuczyła; otóż osobistość panującego, dzięki dobrze znanym tradycyjom, wywołuje w jej umyśle tak liczne skojarzenia, którym towarzyszy czynnościowy przypływ , że gromadnie powstające szeregi myśli, krzyżując się, zakłócają prawidłowy bieg rymów, a rosszerzenie dróg naczyniowych ujawnia się również nazewnątrz rumieńcem. Tak samo też życie niew iasty we wszystkiem czego pożąda i czego się obawia, tak często się łączy z osobą zabiegającego o jej w zględy m ężczyzny, że młode dziewczęta łatwo się rumienią i mięszają w obecności męskiej m łodzieży. Zaw sze jednak rumieniec stanowi wyraz udzielonego obocznie zewnętrznym naczyniom przekrwienia mózgu, spowodowanego czynnościowym przypływem.

    U czucie szczęśliwości, jakiego doznaje prosty człow iek przy wygraniu większej sum y pieniężnej, polega również na czynno-

    ! ściowem przekrwieniu, wywołanem sw o- bodnem kojarzeniem jego osoby z pożąda- nemi rzeczami i okolicznościam i, które w yobrażenie pokaźnej sumy pieniężnej w nim budzi.

    Radość więc była przyjemną postacią zaczepnego afektu, jego nieprzyjemną postać stanowi gniew , napaść (aggresyja) wroga. Ten afekt odczuwamy w najwyższym stopniu, jako nastrój drażliwy; wrażenie zmysłow e w yw ołuje, jako bodziec, przykrą ruchliwość, wymagającą niszczenia otaczających przedmiotów, a zwłaszcza przedmiotu, który gniew wywołał. W skutek w łaściwych skojarzeń, a między niemi w yobrażeń niebespieczeństwa i śmierci, ten afekt wzmaga się do najwyższego stopnia w obecności nieprzyjaciela, którego zw alczyć potrzeba.

    Najważniejszem zjawiskiem ogólnój p obudliwości jest tutaj wzmożone odczuwanie poczuć innerwacyjnych, impulsów woli, które wydają się w skutkach swoich nadzwyczaj silnie wzmocnionemi, co staje się podstawą niepomiernej śmiałości napastniczej. I ten afekt jest zapewne odczuciem odrębnej fazy odżywiania komórek korowych mózgu. Pom yślećby można, choć trudno to uzasadnić fizyjologicznie tak dokładnie jak przy wrażeniach bólu i radości, że i uczuciom gniewu odpowiada szczególny stosunek, szczególna odmiana inner- wacyi naczyniowej, M ogłoby tu chodzić o drażniące działanie naprzemiennego ros- szerzania i zwężania się tętnic. Jak w iadomo, można obserwować ruchy mózgu w ozaszkach z wydrążeniami. Burghardt badał tak zwaną falę naczyniową, t . j . n iezależny od uderzeń serca perystaltyczny ruch tętnic, przyczem skurczenia i zw oln ienia ściany szły po sobie 3—7 razy na m inutę. Otóż zaburzenia w t«Sj fali naczyniowej pozostawały szczególniej w związku z afektami, co łatwo zrozumiemy na zasadzie tego, cośmy powyżej powiedzieli.

    Gniew nie może się stać afektem tak d ługotrwałym, jak ból i radość, może się też zmieniać pod wpływem strachu i występuje w postaci napadu. Pew ne szeregi m yślowe powstrzym ują go, działając podobnie, jak na inne afekty. Nie możemy tu szerzej

  • 492 WSZECHŚWIAT. Nr 31.

    rozbierać jeszcze jednego afektu, pośrednie- go pom iędzy swobodnym a przymusowym, który łatw o przechodzi w wyraz napaści, podobnie jak gniew zawiera w sobie nad- czułość i przebiega głów nie z uczuciem wielce zbliżonem do um iejscowionej d u sz ności. Jest nim —trwoga.

    Gdy więc tym sposobem afekty głów nie grę fizyjognom ii wywołują, wydaje się naj- naturalniejszem przyjąć pogląd, że jak afekty, stosownie do przyczynow o z niem i połączonych obrazów ruchowych bywają obronnemi, lub zaczepnemi, tak też i d odatkowe ruchy mimiczne uważać można jako obronną lub zaczepną postaw ę wyrazu twarzy i całego ciała.

    Niepowstrzym ane działanie odruchowe u dziecka i jego nieograniczona irradyja- cyja tworzą nader ostre m im iczne obrazy j w tym okresie życia, w którym , podług Flechsiga szlaki przew odniczę w narządzie kojarzącym (mózgu przednim) są jeszcze niewykształcone. Przyczynow o zrozum iała gra ruchów kończyn rozwija się dopiero późniój, dla obrony i zaczepki nie mają one zrazu wyraźnego znaczenia. W ięcej daleko zasługuje w tym czasie na uw agę głow a i tułów. O twieranie i rosszerzanie o tw o rów zewnętrznych dla bodźców zm ysłowych oraz jam ciała dla pi-zyjmowania czynników świata zewnętrznego są ruchami zaczepnemi. Napastniczość dziecka w zględem świata rospoczyna się pierwszym w dechem i K arol B ell w ypow iedział we fizyjo- o-nomice pierwszą m yśl naukową, nazyw ając mimiczny nerw licow y nerwem oddechowym głow y. Jest on też zarazem i nerwem ssania i stoi współcześnie u wrót oddychania i odżywiania.

    Oddychanie rosszerza pewną jam ę ciała, ssanie rosszerza drugą, obie w celu opanowania świata zewnętrznego.

    Oddech stanowi też pierw szy wstęp do oryjentowania się w św iecie zewnętrznym , przynosi bowiem substancyje wonne, podobnie jak otwieranie ust toruje drogę bodźcom smakowym, których poczucie prawdopodobnie odruch ssania powoduje, gdyż niem owlę jest zrazu przestrzennie ślepem, bez słuchu, a podług Soltm ana nader tępem co do zm ysłu dotykow ego, tymczasem, zda- I

    niem Kussm aula, łyka i ssie prawdopodobnie jeszcze przed urodzeniem.

    Odruch obronny krztuszenia jest wprost przeciw ny ssaniu. Na m iejsce ssania wraz ze ząbkowaniem następuje napastniczy ruch gryzienia. W spomnianym zaczepkom czyli napaściom odpowiadać będzie radość, jako poczucie bezdechowego stanu komórek korowych, gdyż ssanie i oddychanie w spółdziałają przy ukrwieniu i utlenianiu komórek nerwowych, dość też jest bodźców zwrotnych nader słabych, aby oddychanie i ssanie pobudzić.

    W yraz twarzy obronny czyli mina odporna u niemowlęcia następuje po silnych i dłużej trwałych podnietach, które, wskutek irradyjacyj działają na ośrodek naczyniowy, zmieniają chemizm komórek nerwowych i tym sposobem tworzą treść centralną poczucia bólu. Ta mina odporna za-

    | m ienia się w skurcz płaczu, zacieśniający i w szystkie wrota oblicza. Usta zaciśnięte

    przez mięsień okrężny, jeśli ich nie rozdziera krzyk, który jak ruch wydechowy powoduje ściśnięcie klatki piersiowej. M ięśnie zaciskacze nosa i obniżające kąt ust działają współczynnie ze zniżaczami skrzydeł nosowych, przez to, jako też przez silne zaciśnięcie powiek, wrota zm ysłowe, zarówno jak jam y do odżywiania i oddechu w prawdziwej m inie odpornej dla świata zew nętrznego się zamykają. Zwarte powieki cisną

    ; na gałkę oczną, wyciskając zrazu łzy , póź- I niej zaś łzaw ienie łączy się z wszelkim

    afektem bolesnym przez kojarzenie z nerwami wydzielniczem i nawet bez takiego w ysiłku. Skurcz płaczliwy w wieku dojrzalszym bywa powstrzym ywany przez dowolne działanie organu asocyjacyjnego (m ózgu przedniego).

    To, co w minie żałosnej mimicznie skurcz płaczu przypomina, to opuszczenie skrzydeł nosa i kątów ust, jakoteż nastroszenie, jak by dachówkowe, brwi i pionowe marszczki czoła. Tak zwane brózdy żałosne, poprze-

    i czne, podobne do poprzecznych fałd przy zaczepnej żądzy światła (rozwieraniu ócz) powstają, podług Duchennea i Darwina, przez przeciwniczą (antagonistyczną) inner- wTacyją wewnętrznych pęczków mięśni czołow ych i są korowym ruchem hamującym. Odpornemu charakterowi postawy żałosnej

  • Nr 31. w s z e c h ś w i a t . 403

    odpowiada Jeż powolniejsza rosszerzalność klatki piersiowej, rzadsze oddechy, którym, jak to pojmuje B ell, odpowiada westchnienie. P łacz przynosi ulgę żałości może być i dlatego, że mu towarzyszy skurcz oddechowy, ze wzmożeniem oddechu. W ydechowemu ustawieniu klatki piersiowej odpowiada postawa zgięta, jakby zapadła.

    P rzy wyrazie radosnej zaczepki gałka oczna wysuw a się niejako nazewnątrz ku światu, przy smutku i żałości cofa się, iakby zapadła, szpara powiekowa rozwiera się szeroko przy współczesnem powstawaniu poprzecznych fałd czołow ych, nozdrza u noszą się zlekka ku górze, z niemi współczul- nie i kąty ust się podnoszą nadając szparze między wargowej formę półksiężyca z w ypukłością ku dołowi, wprost przeciwnie ściągniętym ku dołowi kątom ust przy minie żałosnój. • Cała postać ciała niejako się podnosi na korzyść głębokiej inspiracyi. W iele z tych momentów wzmaga się jeszcze przy skurczu śmiechowym, który usta rozwiera i zęby obnaża. Zwężenie szpary powiekowej jest grubo mechanicznym skutkiem uniesienia policzków ku górze, nie zaś skurczem zwieraczów jak przy p łaczu. Dopóki rosprzestrzenienie wrażeń jest u dziecka niepohamowanem przez organ kojarzący, dopóty widzenie przestrzenne wywołuje nieuporządkowane zaczepki w celu opanowania przedmiotów zewnętrznych, przy uczuciach radości występują ruchy ogólne, przyspieszony oddech, zanoszenie się, w ydawanie głosu przy wdechaniu, g łośny śmiech, przebieranie i trzepotanie się wszystkiem i kończynami.

    T e sygnały innerwacyjne, które wesołość dziecięca przenosi do organu asocyjacyjne- go, ulegają u dorosłego uporządkowaniu psychicznem u przez koordynacyją ruchową, stają się podstawą tańca, śpiewu i t. d., jednem słowem narząd kojarzący przerabia je we wtórne, psychiczne formy ruchowe.

    Tak samo też nabytek psychicznej koor- dynacyi ruchów zmienia ruchy obronne przy niebespieczeństwie podczas doskonalenia i wykształcania korowych szlaków przewodniczych. W raz z miejscozmienno- ścią występuje ucieczka, zamiast daw niejszych bezbronnych czysto mimicznych w yrażeń twarzy i postawy. U zwierząt uciecz- j

    ka jest wrodzonym odruchem ,u człow ieka— odruchem przez psychiczną koordynacyją zmienionym wskutek późniejszego posięścia miejscozmienności. Podnieta odruchowa natrafia tutaj na uszykowanie, stworzone przez asocyjacyją. Można to zrozumieć w ten sposób, gdy przypomnimy, że szara substancyja rdzenia służy zarówno przewodnictwu bezwiednego odruchu, jakoteż świadomym pobudkom ruchowym.

    Pierwotnem przeto źródłem gry mimicznej był ruch zwrotny, bezwiedny i jego irradyjacyja, następczem — staje się aso- cyjacyja.

    (dok. nast.).D r Aleksander Fabian.

    Wiadomości bibliograficzne.

    — sd. W. Preyer. U eber d e n U rsp rung des Z ahl- begriffs aus den T onsinn und iiber da3 W e se n d e r P rim zah len . H am b u rg i L ipsk , Voss, 1891, 8 ka, s tr . 16.

    N iezm iern ie in te resu jący p rzed m io t porusza flzy- jo log be rliń sk i w ro sp raw ie p o d pow yższym ty tu łem , pośw ięconej H elm holtzow i w 70 roczn icę jego u rodzin . A u to r s ta ra się sięgnąć w ta jem n icę p o w staw an ia pojęć liczbow ych i w isto tę liczb p ie rw szych. B adan ie to doprow adziło au to ra do w yniku , że liczby pow sta ją n ie p rzez dodaw anie jed n o ści, lecz przez po rów nyw anie w rażeń zm ysłow ych, a w szczególności w rażeń dźw iękow ych. N a s tę p u jące in te rw ale : p ry m a, ok taw a, kw inta, w ielka te r- cy ja i sep tym a jak o p ierw otne , n astępn ie k w arta , m ała seksta , w ie lka seksta, m ała te rc y ja i duode- cy m a—jak o pochodne, od b ija jąc się w sferze s łu chow ej m ózgu, m a ją nam w yjaśn iać w rażliw ość ,,bezw iednego liczen ia" bez pojęcia liczby. M niejsze liczby całkow ite są n iejako tylko nazw am i b a r dziej podobających się nam interw alów .

    T a teo ry ja m uzyczna a ry tm ety k i je s t m oże cie-, kaw a, ale m a tę w łaściw ość, że usiłu je w yjaśnić rzeczy prostsze zapom ocą b ardziej złożonych. K ażdy wie zresztą, że do liczb całkow itych dochodzą i dzieci pozbaw ione słuchu m uzycznego i n iem a- ją c e wcale m ożności po rów nyw ania i oceniania in terw alów .

    — sd. Dzieła Wilhelma Webera. T ow arzystw o k ró lew skie nauk w G ietyndze przygotow uje w ydanie zupełne w szystkich dzieł zm arłego w ro k u *erzłym

  • 494 WSZECHŚWIAT. Nr 31.

    znakom itego fizyka •). D z ieła te w y jd ą w sześciu tom ach : t, obejm ująoy p ra c e W ebera z d z ied z in y akustyk i, m ech an ik i, op ty k i i n au k i o c ieple p rz y gotow uje do d ru k u W o ld em ar V rig t; II , m a g n e ty zm , w ydaw anym będzie p rzez E . R ieckego; I I I i IV, obejm ujące galw anizm i e lek tro d y n am ik ę , uk łada H. W eber; V „n au k ę o fa lach o p a rtą na do św iadczen iu '1 p rzygo tow uje E R iecke; w reszcie VI, p rzygotow yw any p rzez W . B rau n eg o zaw ie rać będzie m ech an ik ę n a rząd ó w m iejscozm iennośc i człow ieka.

    W ydaw nictw o podejm uje firm a k sięg arsk a S p r in g e ra w B erlin ie . N a je s ien i ro k u bieżącego w yjść m ają 2 albo 3 p ierw sze tom y.

    KRONIKA NAUKOWA.

    sk. Jasne smugi na księżycu. N a zeszłorocznem zeb ran iu stow arzyszen ia b ry tań sk ieg o p rzed staw ił 1>. R a lf C opeland c iekaw ą te o ry ją ja sn y ch sm ug, w y stępu jących n a pow ierzchni księżyca. Sm ugi te, k tó ry ch szerokość dochodzi k ilk u k ilom etrów , roz lew ają się z g ó r p ie rśc ien io w y ch p ro m ien isto na w szystkie stro n y ; najd łuższe są sm ug i w y b ie g a jące z g ó ry T ycho , c ią g n ą się bow iem n a ’/ 4 p ow ierzchn i księżyca, ale w y stęp u ją i d o ko ła in n y ch gór, ja k K opern ika, A ry e ta re h a , K eplera. U w ażano je d o tąd za żyły pew nego u tw o ru g ieo- logicznego, ja k b y law y, k tó ra się w y la ła z w ulkanów księżycow ych i posiada siln ie jsze a lb ed o , to jes t znaczn ie jszą zdolność o d b ija n ia św ia tła , a n iżeli je j otoczenie, w ięcej pow iedzieć o n ich n ie i um iano . Otóż, p. C opeland p rz y p o m in a n a jp ie rw , I że w brew in n y m u tw orom księżycow ym , sm ugi | te są najlep ie j w id z ian e n a p e łn i, czyli, g d y ! księżyc ośw ietlony je s t z p rzodu , g d y zatem c ie n ie g ó r księżycow ych n ik n ą . W tak ic h wszakże w aru n k ach w y stęp u ją one b a rd zo w y raźn ie , ja k ą kolw iek pochyłość p o siad a ją p o w ierzchn ie , po k tó ry ch p rzeb iega ją . P ow ierzchn ie te tw orzyć m ogą jak ik o lw iek k ą t z l in iją w idzen ia lub z p ro m ien iam i słonecznem i, b y leb y by ły zw rócone za- j razem i do o b se rw a to ra i do słońca. W y p ły w a s tąd w niosek, że każd a cząstk a e le m e n ta rn a po w ierzchn i sm ug po siad ać m usi postać sy m e try c z n ą w zględem o b se rw a to ra , z k tó re jk o lw iek b ąd ź s tro n y n a n ią spogląda. W arunkow i zaś tom u o d p ow iada ty lko kula, m ożna p rz e to p rzy jąć , że p o w ie rzch n ia su b s tau cy i ty c h sm ug, u tw orzona je s t ze znacznej ilości p o w ie rzch n i ku lis ty ch , w klęsłych lu b w y p u k ły ch . Sm ugi więc sk ła d a ją się z m a te ry ja łu , p o k ry teg o d ro b n em i zag łęb ien ia-

    >) P a trz W szechśw iat N r 38 z r . 1891,

    m i ku lis tem i, lub też d ro b n em i ku lkam i, k tó ro p raw do p o d o b n ie są m niej lub w ięcej przezroczy ste , a lbo przynfijm niej p rześw iecające .

    D la stw ie rd zen ia swego dom ysłu p rzygo tow ał p. C opeland m odel g ipsow y księżyca, o średn icy 22 cali, w k tórym sm ugi p rzed staw ił p rzez szeregi m a ły ch kulek szklanych, a w sam ej rzeczy szeregi te okazyw ały tęż sam ą w łaściw ość, że. p rzy ośw ietle n iu ukośnem były n iew idzialne, jasno zaś błyszczały , g d y ośw ietlone by ły z przodu. K ulk i b y ły w praw dzie drobne, w stosunku wszakże do w ym iaró w m odelu b y ły n ad m iern ie w ielkie i d la teg o rzu ca ły cień, k tó ry b y n iew ątp liw ie u stąp ił, gdyby

    { s to su n k i lepiej b y ły dobrane, gdyby ted y pe rłym ia ły ś red n icę '/so do */3o cala , a m odel księżyca śred n icę 2 do 3 '/ j m il angielskich. (N aturw . R u n d sch au ).

    — sst. Światło gazowe i św iatło elektryczne. O d n o śn ie do op isanego w N r 20 W szechśw iata z r. b.

    j pa ln ik a A uera, m ożem y o b ecn ie dodać, że rodzajI ten o św ie tlen ia zyskuje sobie zag ran icą coraz wię-! cej zw olenników , a w wielu m iejscach, ja k nap rzy -! k ład w W iedniu, w yp iera św iatło żarow e e le k try

    czne. W W ied n iu b a rd zo szybko liczba palników A uera p rzek ro czy ła 20000, tak , że n a raz ie z a b ra kło ty c h paln ików , k tó re zresztą chę tn ie są n ab y wane wszędzie w E uropie . O ile sądzić m ożna z b a rd zo n iedaw nego posiedzen ia d. 25 K w ie tn ia be rliń sk iego to w arzy stw a A U gem eine E le k tric ita ts - G eselschaft, d la ośw ie tlen ia e lek try czn eg o n a d e szła obecnie chw ila pow ażna, gdy trze b a m yśleć o tak ie m jego u lepszen iu , a p rzedew szystk iem ob n iżeniu kosztów produkcyi, ażeby m ogło sk u tecz n ie w spółzaw odniczyć z gazowem . Z tego pow odu m iędzy specy jalis tam i n iem ieck im i pow stała m yśl, ażeby sk orzystać z tan io śc i św ia tła łukow ego i użyć go do ośw ietlen ia; chodzi jed y n ie o o trzym an ie zeń św ia tła o śred n iem , lu b raałem natężen iu . W ty m w łaśnie k ie ru n k u p ra cu je te raz zn an a f irm a S iem ens i H alske, k tó ra dziś zaczęła w yrab iać lam p y łukow e o sile 150 św iec no rm aln y ch , a n a w et pon iżej' te j cy fry , p rzy tem odznaczające się p raw id łow ością sp a lan ia i pew ną m iarow ością, zale ty , k tó ry ch , ja k w iadom o, do tychczas pozbaw ione b y ło św iatło łukow e. Co się tyczy św ia tła A uera , to p o m iary w N iem czech w y p ad ają zgodnie ze znalezionem i w w arszaw skiej in sp ek cy i g azo w ej, czy li w pierw szej chw ili p a ln ik ten da je 8 razy w ięcej św ia tła n iż zw yczajny, da jący 16 św iec p a ln ik o tw arty p rzy tejże konsum cyi (b lisko 5 stóp). N adm ien ić jed n a k m usim y, że siła ta św ia t ła n ied łu g o się u trzy m u je n a tej wysokości i po up ływ ie 168 godzin je s t ty lk o 5 razy w iększą n iż w zw yczajnym p a ln ik u gazow ym . T a o s ta tn ia siła św ia tła u trzy m u je się przecież d łu g i czas, tak , że wogóle m ożem y zgodnie z zag ran icznem i p o m ia ra m i tw ierd z ić , że p rzec ię tn a siła św iatła , ja k ą da je te n p a ln ik , w ynosi 70 św iec n o rm aln y ch . W ażną więc za le tą tego now ego ro d zaju św ia tła je s t, że przy stosunkow o n iew ie lk iem zużyciu gazu

  • Nr 31. WSZECHŚWIAT. 495

    w y tw a rza św iatło m ocne, a pow tóre , że w ytw arza b a rd zo m ało c iep ła naokoło siebie, co rów nież zosta ło u nas i z ag ran icą spraw dzone w sposób n ie zbity.

    — sst. Sztuczne wybuchy gejzerów. Szczególne spostrzeżenie zrob ione zostało p rzypadkow o w ro ku 1885 p rzez p ew nego ch ińczyka w a m e ry k ań skim p a rk u narodow ym w Y ellow stone (n a p o g ra niczu te ry to ry jó w M ontany i W yom ingu), gdzie, ja k w iadom o, z n a jd u ją się słynne g iejzery a m e ry kańsk ie: otóż k aw ałek m ydła w rzucony do w n ętrz a lejka g iejzera zdolny je s t w yw ołać w ybuch. Poniew aż spostrzeżen ie to pociągnęło za sobą cały szereg p ró b w podobnym rodzaju ze s tro n y tu ry stów i n aw et sta ło się pow odem zanieczyszczenia ty ch cudow nych w odotrysków p rzy rodzonych , rząd S tanów m u siał w ydać surow e przep isy zab ran ia jąc e w rzucan ia jak ichko lw iek przedm io tów do w nętrz a g iejzerów . Z d ru g ie j stro n y fak t ten zach ęc ił dwu gieologów am ery k ań sk ich : d r R aym onda i H aguea do p rzep ro w ad zen ia na g runcie dośw iadczeń nau k o w y ch .

    Z a p u n k t w yjścia d la n ich służył stężony ros- tw ór ługu potażow ego, k tó ry ze w szystk ich c ia ł okazał na jw iększą w łasność w yw oływ ania w ybuchów. Z bad ań ty ch w idać, że ,,zm yd lan ie“ w nęt rz a g iejzeru d z ia ła w sposób ba rd zo n iejednakow y i w ogóle, żeby w ybuch m ógł n a s tąp ić p o trzeba dw u w arunków : le jek g iejzera n ie pow in ien być >byt duży i w oda z b ie ra ją ca się w nim i sty k a jąca z p o w ie rzch n ią cieczy na lanej, pow inna posiadać tem p e ra tu rę p u n k tu w rzen ia wody d la danej m ie jscowości. D ziałan ie „zm ydlen ia“ polega n a wytw orzen iu zw ierzch n ie j lepk ie j w arstw y, pod k tó rą zb iera się rap to w n ie p rzeg rzan a woda; ta o sta tn ia m ałem i w ybucham i p rzed o sta je się n azew nątrz i przez zm nie jszen ie c iśn ien ia to ru je d rogę w łaściw em u w ybuchow i. D r R ay m o n d p rzypuszcza | nad to , że w prow adzen ie zasady zm ieaia sk ład che- j m iczny wody w g iejzerze, sku tk iem czego przesu- ! wa się p u n k t w rzen ia i w ybuch przyspiesza. (Pet. M itt. IV).

    — sst. Wyprawy podbiegunowe. W S tanach Z je dnoczonych m yślą obecn ie o w ysłan iu nowej ark- tycznej w ypraw y , m ające j z ad an ie do trzeć znowu do północnego b ieg u n a m agnetycznego z iem i, odk ry teg o daw niej w 1831 roku przez kap. Rossa i an i ra zu n ie odw iedzanego . In icy ja to rem je s t W . II. G ilder, k tó ry ju ż b ra ł u d z ia ł w podróży na | łyżw ach Szw atki do ziem i k ró la W ilhelm a i w po- | szukiw aniach śladów w y p raw y Je a n n e tty ; obecnie chce on d o trzeć do celu na łyżw ach posuw ając się zachodnim brzeg iem c ieśn in y Davisa. (Pet. M itt. V II).

    — sst. Znikanie wysp. P o m iary g łęb inow e an - i g ielsk iego o k rę tu „ P e n g u in 11 w ro k u 1891 n a wo- i dach zachodnio - a u s tra lijsk ich w ydobyły n a jaw j

    k ilk a szczegółów. W ysepka ,,E xped ition Is lan d “, położona, w edług daw nych oznaczeń, pod 15° szer. połudn. i 123° d tug . wsch. od G r., m a ją ca 9 i pół k ilom etrów n a d ługość i b lisko 4 i pół k ilom etry n a szerokość, gęsto zalesiona, zn ik ła te raz bez ś la du . P e n g c in zarzucił kotw icę w sam ym śro d k u zajm ow anego przez n ią położen ia, g dz ie znalazł g łęb ię 64 m i naokoło b rak zupełny m ielizn i skał. B adan ia in n y ch sta tków angielsk ich w ykazały w tych stronach rów nież b ra k w ielu sk a ł daw ny ch , a zarazem i po jaw ien ie się nowych. (Pet. M itt. V).

    WIADOMOŚCI B IEŻ 4 OE.

    — js z . Dr Józef Siemiradzki pow rócił ju ż z w yp raw y swej do rzeczypospo lite j A rg ien tyńsk ie j i do Chili. L is t jeg o p isan y d. 15 b. m. z G enui zaw iadam ia o w ysłan iu zbiorów o rn ito log icznych do m uzeum hr. B ran ick ich w W arszaw ie. P o d ró żnik nasz udał się p rzez Lwów do W ilna , gdzie go w zyw ają in te re sy ro d zinne . W W arszaw ie o b iecu je być do p iero w końcu S ie rp n ia , lub w po czą tkach W rześn ia r. b.

    R OZ MA I T OŚ C I .

    — tr. Usuwanie plam anilinowych. B arw nik i a n i linow e rospow szechniają się co raz silniej, p lam y ich zaś tru d n o d a ją się usuw ać. Z tego względu p rzy taczam y, że p. U om a zaleca , jak o śro d ek sk u teczny, p rzem ycie danej tk an in y n a jp ie rw p ięcioprocentow ym rostw orem kw asu chlorow odornego, n astępn ie wodą u tlen io n ą , a wreszcie alkoholem . (Rev. scient.).

    — tr. Środkiem odwaniającym na jodoform, w ed łu g jed n e j z n iem ieck ich gazet lek a rsk ich , ma być olejek terp en ty n o w y . Ręce lub w ogólności p rzedm io ty p rze ję te siln ą w onią jodofo rm u należy ty lk o przem yć ty m o lejk iem , a następn ie , w pół m in u ty później, zw ykłem m ydłem , a woń ta u s tą pi. (R evue scientiflque).

    — jsz. Ciekawe szczegóły o tępieniu drobnego ptastwa we F ra n c y i podaje p. R aspail w liście p isanym do m in is tra spraw w ew nętrznych, a d ru k o w anym w kw ietn iow ym zeszycie B uletynów f r a n cuskiego to w arzy stw a zoologicznego- W dw u ty lko lasach g m in n y ch d e p a rtam e n tu M feurthe-et- Mosele wytępiono w ciągu W rześn ia i Paździo r-

  • 496 WSZECHŚWIAT. Nr ,n .

    n ik a 1886 ro k u 1 5544 d ro b n y c h p tak ó w , p rz e w a żnie ow adożernych ja k słow ików , ga jów ek , ru d z ików, strzyżyków , m ysich k ró li i t. p. B a rb a rz y ń stwo to tęp ien ia odbyw a się z a u to ry zacy i p re fe k tów i przy pom ocy p rz y rz ą d u zw anego , la ra - q u e tte ,“ k tó ry b ied n y m słow ionym p taszynom m iażdży nogi. W edług tego sam ego ź ró d ła w sam ym d e p a rtam e n c ie M eurtbe-e t-M oselle w yniszczono w ciągu w spo m n ian y ch dw u m iesięcy 1 146 600 d ro b n y ch p tak ó w . N ajstraszn ie jsze je d n a k tęp ie n ie p tas tw a odbyw a sig n a p o łu d n iu F ra n c y i. W d ep artam en c ie L o t-e t-G aro n n e ro k ro czn ie k i lka m ilijonów p tastw a ow ad o żern eg o p a d a ofiarą h an d la rzy o b raca jący ch je n a ozdoby d la dam . Je d n e p tak i całkow icie są p rep aro w an e i id ą do hand lu ; in n y m o b c in a ją ty lk o g łow y i sk rzy d ła , aby ufarbow ane n as tęp n ie służy ły za ozdobę k a peluszy dam skich . W ed łu g p. R asp a ila dw ie kob ie ty p ra cu jąc e w spólnie są w s ta n ie Bpreparowaó

    1 080 skórek p tas ich w ciągu 15 godzin. G łówną przyczynę teg o n ie ludzk iego tęp ie n ia p tas tw a w idzi p. R aspail w paragrafie a r ty k u łu 9 praw a z 1844 roku, k tó ry brzm i: „N iem niej wszelako p re fekci, polegając n a zdan iu R ad g en era lnych , wyd a d zą odpow iednie rosporządzen ia , ok reśla jące p o rę polow ania n a p tastw o p rze lo tn e oraz sposób i ś ro d k i tego po low an ia". Poniew aż w szystk ie gatu n k i p taków n a w io jnę i n a jes ień m ogą być podc iąg n ię te pod k a tegory ją p rze lo tn y ch , w ynika stąd , że panow ie p re fek c i m ogą a rb itra ln ie naznaczać te rm in y ło w ien ia n aw et tak ich gatunków , k tó rych tęp ien ie pow inno być bezw arunkow o w zbron ione. B espośredn im re zu lta tem tego je s t zm nie jszenie się p ro d u k cy i zboża, k tó re dzisia j da je ledw ie ósm e ziarno , gdy pow inno daw ać cz tery razy tyle.

    B u l e t y n m e t e o r o l o g i c z n y

    za tydzień od 20 do 26 Lipca 1892 r.

    (ze spo strzeżeń n a s tacy i m eteo ro log iczne j przy M uzeum P rzem y słu i R oln ic tw a w W arszaw ie).

    'p.2’nCi

    B a ro m e tr 700 mm -f- T e m p e ra tu ra

    \ cw st. C.

    J21Sum a

    1 K ie ru n ek w ia truopadu

    U w a g i .

    7 r. l p . 9 w. 7 r. 1 p . | 9 w. |N ajw .|N ajn .

    20 Ś. 44,8 44,1 43,7 12,9 17,2i 15,4 17,8 10,5 54’

    W N ’.WN