491

trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

  • Upload
    others

  • View
    10

  • Download
    0

Embed Size (px)

Citation preview

Page 1: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa
Page 2: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Walenty Majdański

PLANOWANIE ZALUDNIENIA SELF-CONTROL

Łomianki 2004

Page 3: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Redakcja naukowa: Marek Czachorowski

Konsultacje: Irena Kowalska, Anna Przyborowska

Zespół redakcyjny: Danuta Bazyluk, Agnieszka Dowejko, Renata

Piros

Projekt okładki:

Benedykt Tofil Agnieszka Przychodnia

Skład: Dariusz Krawczyk

Fundacja „Pomoc Rodzinie" ul. K. K. Baczyńskiego 9, 05-092 Łomianki tel.: +48 (22) 751 50 55, fax: + 48 (22) 751 35 26 e-mail: [email protected]

ISBN 83-87823-19-8 © Copyright by Fundacja „Pomoc Rodzinie", Łomianki 2004

SPIS RZECZY

PRZEDMOWA 5WSTĘP 25

Litera i duch „Rozprawy" 27Źródła kariery wielkiego pesymisty 32

Page 4: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

CZĘŚĆ PIERWSZA:CZY Z POWROTEM DO MALTHUSA? 45

Rozdział I. Popłoch ludnościowy 47Rozdział II. Drugi biegun zjawisk populacyjnych 57Rozdział III. Dobrobyt, wykształcenie, długowieczność 70Rozdział IV. Regiony przyspieszonego wymierania 86

CZĘŚĆ DRUGA:PODCZAS SETEK TYSIĘCY LAT HISTORII 119

Rozdział V. Ku czemu ewoluuje Homo sapiens? 121Rozdział VI. U zarania regulacji potomstwa 156Rozdział VII. Pielęgnowanie śmiertelności 183Rozdział VIII. Kontynent bez cywilizacji 206Rozdział IX. Kobieta, główny wróg dzieci? 221Rozdział X. Start poza barbarzyństwo 232

CZĘŚĆ TRZECIA:WŚRÓD WYSOKICH CYWILIZACJI 247

Rozdział XI. Miasto, które podbiło świat i wymarło 249Rozdział XII. Helleński niedowład ludnościowy 293Rozdział XIII. Próba pełnego humanitaryzmu 330Rozdział XIV. Zdrowa Europa nie bała się przeludnienia

370Rozdział XV. Wyścig Francja-Niemcy 378

CZĘŚĆ CZWARTA:TAJEMNICA TWÓRCZEGO PLANOWANIA 387

Rozdział XVI. Optimum czy maksimum ludności? 389Rozdział XVII. Instynkt uspołeczniony 420 Rozdział XVIII. Warunki absolutnie tanie i decydujące

absolutnie 455BIBLIOGRAFIA 483

Page 5: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

5

PRZEDMOWA

Dwie głównie cechy charakteryzują twórczość pisarską Walentego Majdańskiego: to, że był wierny przez całe życie obronie zdrowej wizji małżeństwa i rodziny, oraz to, że przewidywał przyszłość tych podstawowych dla dziejów ludzkości instytucji.

Choć więc Planowanie zaludnienia, najważniejsze być może dzieło Autora, napisane zostało przeszło pół wieku temu, jest - jak mówią opinie ekspertów - aktualne również obecnie, w okresie nasilających się zagrożeń wobec małżeństwa i rodziny, a także wobec perspektyw ich ocalenia.

1. Spuścizna pisarska

Głównym motywem działalności pisarskiej Autora była obrona życia dzieci nienarodzonych, na szerokim tle historycznej i współczesnej problematyki zadań pełnionych przez małżeństwo i rodzinę.

Przegląd tej twórczoś'ci, podejmowanej zarówno w książkach, jak i w artykułach, jest następujący:

W 1919 roku zamieścił Autor pierwsze swoje artykuły w „Gazecie Kaliskiej", a potem w „Ziemi Sieradzkiej".

W latach 1932-33 napisał powieść z życia wsi pt. MiazgaPierwsze opublikowane jego książki, to: Państwo rodziny (1935, 53 s.) i

Giganci (1937, 234 s.)2.Po wojnie ukazały się dalsze książki: Rodzina wobec nadchodzącej epoki

(1946, 61 s.), Kołyski i potęga (1946, 192 s.), Polska kwitnąca dziećmi (1947, 219 s.), Lekarz, dziecko, populacja (1948, 92 s.)3.

Page 6: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Przedmowa

Liczne artykuły, o zróżnicowanym stylu, zamieszczał w różnych czaso-pismach, od „Prosto z mostu" do „Rycerza Niepokalanej"1.

Artykułem pt. Oszczędzanie na dzieciach w 1938 roku w „Prosto z mostu" zainicjował kampanię publicystyczną w obronie dzieci nienarodzonych i rodziny wielodzietnej w Polsce. Następnie przeprowadził w 1938 roku podobną kampanię, na zamówienie Św. Maksymiliana Kolbego, na łamach „Rycerza Niepokalanej"5.

W okresie powojennym działalność pisarska Walentego Majdańskiego poddana była ostrej i wrogiej cenzurze państwa komunistycznego, z zakazem publikowania włącznie6. Spowodowało to zapomnienie o cenionym uprzednio Autorze. Nadal jednak wygłaszał on odczyty i pisał, wszystkie skromne oszczędności przeznaczając na przepisywanie swych prac, by móc je udostępniać przynajmniej w maszynopisach.

Był to też czas podsumowań, syntez, przemyśleń i współpracy z repre-zentantami różnych dyscyplin naukowych.

Prace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa i rodziny, problematyki odpowiedzialnego rodzicielstwa, zagrożeń moralnych i biologicznych narodu. Obok najobszerniejszego dzieła Planowanie zaludnienia (1952, 683 s.), znajdują się między innymi następujące tytuły: Jak być szczęśliwym w małżeństwie (1955, 592 s.), Kultura planowania rodziny (1960,326 s.)7, Kultura regulacji potomstwa wśród młodych małżeństw (1962, 234 s.), Obrona życia w parafii. Wychowanie przez konfesjonał do odpowiedzialnego rodzicielstwa (1965, 108 s.)> Demografia a duszpasterz (1965, 99 s.), Cywilizacja franciszkańska (1968, 245 s.)8, Posługa religijno- moralna księdza dla lekarza i położnej (b. d., 131 s.), Ksiądz parafialny - wychowawca rodzin (b. d., 61 s.), Populacja, małżeństwo, postęp (1970, ok. 350 s.) oraz Naród i Kościół (b. d., 400 s.).

Szczególne znaczenie miała napisana w 1967 roku książka-memoriał pt. O równe prawa dla ludzkości prenatalnej, w której Autor postulował konsekwentne w skali światowej przyznanie prawa do życia wszystkim ludziom, także jeszcze nie narodzonym. Memoriał ten w tłumaczeniu francuskim (Pour l'égalité des droits de l'humanité prénatale) został przekazany w 1971 roku Papieżowi Pawłowi VI. Podziękowanie w imieniu Ojca Świętego przysłał na ręce Kard. S. Wyszyńskiego Sekretarz Stanu, Kard. J. Villot, pisząc:

„Pragnę Cię zapewnić za pośrednictwem tego listu, że została przekazana Ojcu Świętemu praca, której tytuł brzmi: «Pour l'égalité des droits de l'humanité prénatale». Jej autor, Walenty Majdański, pisarz katolicki, broni zgodną szacunku odwagą praw do życia dla dzieci nienarodzonych, uzasadniając je, jak dobrze wiesz, w oparciu o naukę Kościoła.

1W okresie międzywojennym pisał również w czasopismach: „Biuletyn Stowarzyszenia Inżynierów Katolickich", „Biuletyn Warszawskiego Związku Lekarzy", „Merkuriusz",„Myśl Narodowa", „Niedziela", „Posłaniec Serca Jezusowego", „Przewodnik Katolicki",„Sodalis Marianus" oraz „Wiara i Życie".Po wojnie jego artykuły ukazywały się - obok „Rycerza Niepokalanej" - w następujących czasopismach: „Ateneum Kapłańskie", „Caritas", „Dziś i Jutro", „Głos Katolicki",„Gość Niedzielny", „Homo Dei", „Kółko Różańcowe", „Królowa Apostołów", „Ład Boży", „Msza Św.", „Niedziela", „Słowo Powszechne", „Tygodnik Warszawski",„Wiadomości Duszpasterskie" oraz „Tygodnik Powszechny" (jeden artykuł).Część artykułów była publikowana pod pseudonimami.Inny tytuł: Franciszkanizm XX wieku.

Page 7: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Przedmowa

Ojciec Święty prosi Cię, abyś zakomunikował temu autorowi, że żywi głęboką wdzięczność za ofiarowaną mu książkę i że pragnie go utwierdzić we wszystkich poczynaniach, których celem byłoby głoszenie i propagowanie «zdrowej nauki», co stanowi jedno z zadań, jakie z powodzeniem może spełniać apostolat laikatu.

Ojciec Święty, jako zastępca Chrystusa na ziemi, chcąc okazać temu pisarzowi swoją szczerą życzliwość, udziela mu błogosławieństwa apostolskiego, życząc równocześnie z ojcowskiego serca siły i pomocy z nieba"9.

W czasie obchodzonego uroczyście 50-lecia pracy pisarskiej Walentego Majdańskiego ogłoszone pokłosie tej pracy zawierało: 322 artykuły drukowane w 26 czasopismach, 2 broszury, 6 pozycji książkowych, 97 pozycji w maszynopisach10. Dorobek ten jednak jest w zakresie prac nie publi-kowanych jeszcze bogatszy. Obszerną bibliografię przedstawił w swojej pracy doktorskiej ks. Zbigniew Domagalski2.

W związku z ostrym tonem wczesnych polemicznych publikacji, wysuwano pod adresem Autora zarzuty zrażania odbiorców zbytnią ostrością określeń i gwałtownością wypowiedzi. Ciekawą refleksję na ten temat wypowiedział dr Eugeniusz Myczka: „Czasem dziwne jest to nasze społeczeństwo: rażą go nie tyle złe czyny, ile słowa, które oddają istotną treść tych czynów, naruszających prawo Boże"12.

Zarzucano Autorowi, zwłaszcza w środowiskach liberalnych, brak miłości13. Odpierał te zarzuty o. Jacek Woroniecki OP, odwołując się do słów św. Augustyna: cum dilectione hominum et odio vitiorum, zwracając uwagę na konieczność jasnego widzenia granicy między dobrem i złem14.

Trzeba przy tym zauważyć, że krytycy odnosili się najczęściej do tekstów z okresu międzywojennego, pisanych w warunkach ostrej polemiki i utrzymanych w takiej właśnie publicystycznej konwencji. Tymczasem Autor nieustannie rozwijał się i doskonalił, modyfikując swoją strategię. Jednemu pozostał niezmiennie wierny: obronie rodziny i życia dzieci nienarodzonych.

Pisał o tym Kardynał Karol Wojtyła:„P. Walenty Majdański stawiał zawsze jasno z wielką odwagą najtrudniejsze

problemy moralne naszego polskiego życia. Małżeństwo, rodzina, wychowanie, przyszłość narodu, nie przestawały być głównym tematem Jego publikacji, które wprawdzie od dawna nie mogą oglądać światła dziennego, lecz stale tworzą kapitał myśli i zaangażowania w najtrudniejsze sprawy naszego życia"15.

2 Por. ks. Z. Domagalski, Model rodziny w pismach Walentego Majdańskiego. Rozprawa doktorska pisana na Wydziale Teologicznym Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, Sekcja Duszpasterstwa Rodzin, pod kierunkiem ks. doc. dr. hab. Piotra Poręby, Lublin 1974, 260 s. (maszynopis).Autor wylicza 243 pozycje nie publikowane (z tym, że liczba ta zawiera zarówno obszerne opracowania, jak i teksty objętościowo skromne).Por. J. Czarnecki, recenzja w „Przeglądzie Katolickim", 1937, nr 75, s. 281-282.

Page 8: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

ks. abp Kazimierz Majdański

2. Wizja przyszłości

Po zgonie Walentego Majdańskiego powiedział o nim Prymas Tysiąclecia: „To był prorok". Odnosiło się to do tej zdolności przewidywania, która była owocem intensywnych studiów i własnych przemyśleń człowieka głębokiej wiary.

Cytowana wypowiedź zawiera charakterystykę twórczości Walentego Majdańskiego, pojawiającą się jakby pari passu na poszczególnych etapach, zwłaszcza zaś z okazji ukazania się Gigantów. Książka ta, której dwa wydania ukazały się w ciągu dwóch lat tuż przed wojną (rok 1937 i 1938), trzecie zaś - po wojnie, w roku 1947, szybko stała się wyjątkowo głośna, a nawet bulwersująca.

Określano ją jako „niezwykłą książkę"16. Jan Mosdorf pisał: „Dziwna, bardzo dziwna książka. To pewne, że jedna z najlepszych pośród tych, które czytałem w latach ostatnich"17.

Karol Hubert Roztworowski zawarł pod koniec swojej obszernej recenzji następującą refleksję:

„Kto wie? Kto wie, czy ten Majdański nie ma lepszego wzroku, lepszego słu-chu, twardszej kości pacierzowej i czyjego (zdaniem starych wodzów) «ośla szczęka» nie okaże się najbardziej nowożytną bronią? Qui vivra, verra"3*.

Natomiast Adolf Nowaczyński stwierdzał:„Jasnowidzący, posępny, surowy, a świetny pisarz, Walenty Majdański, z

gestami Savonaroli czy Piotra z Amiens.Nie ma dziś w Polsce ważniejszego tematu i ważniejszego pióra, jak Walentego

Majdańskiego krucjata wypowiedziana nieubłaganie zamieraniu rasy polskiej, szczepu polskiego. Cóż znaczą te dziecięco przemądralskie napaści i nagonki na jeszcze tekturowego u nas smoka totalizmu wobec dreszczem przejmującej powagi relacji i rewelacji, jakie chronicznie kar- nawałującemu społeczeństwu przedkłada Walenty Majdański (...), [który] wyraźnie w głos krzyczy, jak Skarga, jak Orzechowski, jak Rejtan: «Od 1918 do 1938 zabiliście oficjalnie, z konieczności w szpitalach i klinikach dwa miliony jestestw»! Drugie i trzecie dwa miliony nieoficjalnie! Zaprzestańcież! Opamiętajcie się! Nie mordujcie!"19

Redaktor „Ateneum Kapłańskiego", ks. prof. Stefan Wyszyński, napisał wnikliwą, a zarazem oględną recenzję Gigantów. Natomiast po latach, jako Prymas, powiedział o autorze tej książki:

„Był fanem Chrzcicielem dla rzeczywistości, którą dziś przeżywamy. Bo nieomal wszystkie problemy, które tam [w „Gigantach"] poruszył, zostały, w inny wprawdzie sposób, zinterpretowane i wydobyte na światło przez rzeczywistość"10.

„(...) inne narody już to dostrzegły i zaczynają się skutecznie bronić przed niebezpieczeństwem «białej śmierci» w rodzinach. U nas na razie jeszcze odważnie się o tym nie mówi. Panuje jak gdyby żenujące sprzysiężenie milczenia. Niekiedy coś się odkryje w statystykach, czasem przemyci się jakiś artykuł, że niestety - jest źle. I tyle.

Ale był człowiek, patrzący przez wiarę w przyszłość, przerażony zagrożeniem moralności chrześcijańskiej w Polsce, który to przewidywał. Jako młody jeszcze publicysta przyniósł mi on kiedyś we Włocławku swoją książkę «Giganci», która śmiało dotknęła początków tych boleści, w porę ostrzegała. Ludzie bali się tej książki, bali się autora. Zbyt śmiała, zbyt odważna, bezkompromisowa! Książka oczywiście ukazała się. Wywołała szeroką dyskusję. Jedni przyznawali rację, inni

3 K. H. Roztworowski, Stara i nowa wiara, „Kurier Poznański", 25 XII 1937.

Page 9: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

10 Przedmowa

- polemizowali. Na to, kto miał rację, trzeba było poczekać kilkadziesiąt lat, może do dziś. Dziś się widzi, kto miał rację. Dziś się widzi, czym jest rodzina dla państwa i narodu, co to znaczy «Polska kwitnąca dziećmi». Dziś się widzi, że warunkiem naszej narodowej potęgi są kołyski. Niemalże proroczy sposób patrzenia w przyszłość cechował tego człowieka. Bóg dał mu taką moc. I dlatego choć ongiś polemizowaliśmy z nim, dziś go czcimy"11.

Świadectwo zdolności przewidywania stanowi również publikowana obecnie praca pt. Planowanie zaludnienia, tym dokładniej tę zdolność weryfikując, że chodzi właśnie o pracę napisaną z górą pół wieku temu. Miniony czas ukazuje jeszcze dokładniej, niż to było w okresie pisania pracy, stan współczesnej problematyki demograficznej, pozwalając odczytać słuszne, jak się okazuje, tezy Autora, którego nie przerażała wizja przeludnienia świata, lecz wizja odwrotna22.

Page 10: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

ks. abp Kazimierz Majdański

A przecież jeszcze niedawno panowało dość powszechne przekonanie, także u nas, iż największym niebezpieczeństwem, jakie grozi światu, jest przeludnienie. Na ogół nie prostowali tego przekonania zawodowi demografowie.

3. „Wybierajcie więc życie..." (Pwt 30, 19)

Odwieczne zmagania między cywilizacją życia a cywilizacją śmierci tak charakteryzuje Księga Powtórzonego Prawa:

„Biorę dziś przeciwko wam na świadków niebo i ziemię, kładę przed wami życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo. Wybierajcie więc życie, abyście żyli wy i wasze potomstwo, miłując Pana, Boga swego, słuchając Jego głosu, lgnąc do Niego; bo tu jest twoje życie i długie trwanie twego pobytu na ziemi" (Pwt 30, 19-20).

Zmagania idą przez całe dzieje ludzkości, od pokusy, wypowiedzianej w Raju: „Na pewno nie pomrzecie" (Rdz 3, 4) i od czasu zbrodni Kaina.

Człowiek ciągle się waha między dwiema opcjami: za cywilizacją życia, czy za cywilizacją śmierci. Tak oto ubiegły wiek był czasem niezwykłych dramatów: w samej Europie zapanowały dwa totalitaryzmy, niosące zagładę. Poprzedziła zresztą te totalitaryzmy sławiona dotąd Rewolucja Francuska.

Należy to widzieć w perspektywie całych dziejów ludzkich i w perspektywie współczesności.

Uroczystość związana z 50-leciem pracy pisarskiej Walentego Majdańskiego miała miejsce 15 lutego 1970 roku. Planowanie zaludnienia było gotowe do wydania od lat dwudziestu, ale wydane nie było. Zabrzmiał jednak głos alarmu w dziedzinie, którą Planowanie zaludnienia się zajmowało. Tak oto charakteryzowano sytuację ludnościową w Polsce:

„Obecnie widać,-że rozpowszechnianie praktyki zabijania płodu ludzkiego i antykoncepcji przybiera coraz wyraźniejszą postać zagrożenia bytu biologicznego narodów o starej kulturze. Wśród tych narodów jedno z bardzo niskich w stopie urodzeń miejsce zajmuje Polska: zmierza po prostu szybkimi krokami do zaniku przyrostu naturalnego. Dotyczy to przede wszystkim naszych miast, a z bezrozumnym uporem wkracza się z programem antykoncepcji i na wieś"23.

11

Page 11: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Przedmowa12

„Ta linia, którą Walenty Majdański reprezentował, jest nam czymś nie-słychanie bliskim, czymś niesłychanie drogim, czym oddycha cała nasza kultura narodowa. Ale ta linia zaczęła się w dwudziestym wieku w niepokojący sposób plątać i zacierać. Stanęliśmy na wielkim rozdrożu dziejowym - na największym chyba rozdrożu dziejowym w historii świata, na rozdrożu wielorakich rewolucji, z których najstraszniejszą jest wielka rewolucja obyczajowa, trwająca po dziś dzień, co prowadzi za sobą lawinowy rozpad moralności. Nie bomba atomowa jest dla ludzkości najbardziej śmiercionośna! Narzędzie zguby samobójczej, straszliwszej aniżeli atomówki, nosi człowiek sam w sobie, w zarzewiu własnych namiętności, w wynaturzeniu, które go dzisiaj charakteryzuje, w kulcie tego wszystkiego, co trzeba by nazwać anty- naturą. (...)

Dzisiaj jesteśmy świadkami stanowiska, którego dotąd nie notowano: zewsząd podejmuje się próby rehabilitacji, niemal usankcjonowania, można wręcz powiedzieć usakralizowania wynaturzeń. (...)

Ten proces załamania się obyczajów to jest już coś gorszego niż pogaństwo. To jest proces związany z powstaniem neopogaństwa, powrotnego pogaństwa apostatów chrześcijaństwa, którzy odrzucając chrześcijaństwo, za jednym zamachem podeptali nie tylko moralność chrześcijańską, ale i moralność przyrodzoną...

To zjawisko właściwie długi czas uchodziło baczności nawet katolickiego społeczeństwa, nawet katolickiej publicystyki. Było już bardzo źle, niepokojąco źle, a jednak ta świadomość spała. I trzeba było właśnie jakiegoś człowieka, który by swoim wnikliwym, jasnowidzącym wzrokiem sięgnął aż do korzeni tego zagadnienia. (...)

Jeżeli my, którzy jesteśmy narodem chrześcijańskim, my, którzy weszliśmy w [drugie] tysiąclecie naszego chrześcijaństwa, my, którzy chlubimy się tym, że jesteśmy narodem Maryjnym, że jesteśmy narodem Chrystusowym, jeżeli my dzisiaj, niestety, znajdujemy się w czołówce narodów, które zabijają dzieci, które dobrowolnie białą śmiercią antykoncepcji wyludniają się, w czołówce narodów, w których grasują choroby weneryczne, które rozkłada alkohol - to stoimy wobec straszliwej próby grobu! Stoimy wobec śmiertelnego zagrożenia!"4

Henryk Sienkiewicz wołałby pewnie: „Larum grają!"4. Kim był autor „Planowania zaludnienia"?

Jest ta postać współczesnemu czytelnikowi raczej nieznana: minęło ponad trzydzieści lat od jego zgonu, a i przez ostatnie dwudziestolecie swojego życia był niejako skazany na przemilczenie i zapomnienie. Stąd wydało się celowe przybliżenie w przedmowie jego działalności pisarskiej. Może jeszcze, tytułem uzupełnienia, przygarść zdań o Autorze jako człowieku25. Będzie ta charakterystyka postaci zawierała - trudno byłoby inaczej - także akcenty osobistego świadectwa młodszego brata o swoim starszym Bracie.

Kim więc był?Powiedziano o nim, patrząc jakby z ubocza:„Walenty Majdański - to rasowe polskie zjawisko. Linia jego twórczości sięga

przecież tej postawy duchowej, którą możemy zaobserwować u pierwocin polskiej kultury. My wiemy, że jak mało która na świecie - budowała się ona na

4 J. M. Święcicki, Rola Walentego Majdańskiego w polskiej kulturze katolickiej, w: Księga pamiątkowa 50-lecia pracy publicystycznej Walentego Majdańskiego, dz. cyt., s. 154- 156, 158-159.

Page 12: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

zrębie chrześcijańskiej wiary i na polskiej rodzinie, na jej nieśmiertelnych, niespożytych wartościach"16.

Ale kim był w kręgu rodzinnym? Kim był najzupełniej prywatnie?

Był człowiekiem czystych obyczajów i stałej pracy nad sobą - w duchu Ewangelii.

Kochał wieś i kochał ziemię. Cieszył się przyrodą i był niestrudzonym wędrownikiem.

Zaprawiał do gier i zabaw sportowych dzieci wiejskie i młodzież.Przygarniał do siebie młode pokolenie, by je uczyć historii własnego Narodu.

Udawało mu się z dorosłej młodzieży wiejskiej tworzyć konne zespoły „ułanów" i „husarii", występujące publicznie z okazji świąt narodowych.

Był już jako nauczyciel wiejski zamiłowanym wychowawcą, o dużej wiedzy pedagogicznej i o perspektywach wychowawczych i samowycho-wawczych w Polsce. Zawarł te pomysły w opracowaniu o projektowanym przez siebie „Kongresie rodziców, nauczycieli i księży na Jasnej Górze"5.

Nieustępliwy polemista w sprawach podstawowych, był jakby inspirowany słowami Ewangelii: „Królestwo niebieskie doznaje gwałtu i ludzie gwałtowni zdobywają je" (Mt 11, 12). Jednakże „nie wadził się o swoje sprawy, ale bardzo się wadził o sprawy Boga Życia i o sprawy Narodu, i o to, by Polska była krajem, który rozumie, że «Kołyski to potęga» - dar i błogosławieństwo Boga"28.

Przypomnijmy: Kardynał Wyszyński mówił w czasie jubileuszu w Niepokalanowie: „Myśmy się też wadzili, a teraz się rozumiemy".

Doświadczał prześladowań zarówno ze strony władz przedwojennych, jak i powojennej cenzury. Nie budził, rzecz jasna, sympatii u liberałów...

Był przyjacielem wielu kapłanów. Doceniał rolę spowiedników i kierowników duchowych. Sam troskliwie się o nich starał. Był też człowiekiem modlitwy.

Doznawał licznych cierpień. To jeszcze nic, że jako znakomitego nauczyciela polskiego zesłano go karnie na Polesie do zapadłej wsi o nazwie Wielkie Błota, ale próba najtrudniejsza nadeszła, gdy wobec groźby wojny umieścił swoją rodzinę - żonę i troje małych dzieci - w bezpiecznym, zdawałoby się, miejscu, na Kresach wschodnich, u rodziców żony, i właśnie stamtąd zostali wszyscy znienacka wywiezieni na Sybir. Katorga trwała długo. Rodzice żony zmarli, najmłodsza córeczka, Elżunia, zmarła także6. Synowie przeżyli swoje dzieciństwo w syberyjskiej poniewierce.

5 Była to cytowana wyżej, niepublikowana praca pt. Naród i Kościół (400 s.), napisana w okresie okupacji lub zaraz po wojnie.

Zagadnieniami tymi zajmował się także znacznie wcześniej. W 1929 r. na zjeździe prezydentek Sodalicji Mariańskiej nauczycielek wygłosił referat O metodach pracy nauczycielstwa w organizacjach młodzieży. W roku 1930 na ogólnodiecezjalnym Kongresie Eucharystycznym Diecezji Włocławskiej (w którym brał udział kard. A. Hlond) wygłosił referat Rola Eucharystii w życiu młodzieży. W 1934 r. na ogólnodiecezjalnym Kongresie Eucharystycznym Młodzieży Katolickich Stowarzyszeń w Sieradzu wygłosił odczyt o roli religii w życiu młodzieży.

6 Opisała te przeżycia żona, Regina, w swoich wspomnieniach: R. Majdańska, Zesłańcze lata (1940-1955). Fragmenty wspomnień, w: Polacy w Rosji mówią o sobie, t. III, Lublin 1995, s. 73-181.

Przemówienie Jubilata p. Walentego Majdańskiego, w: Księga pamiątkowa 50-lecia pracy publicystycznej Walentego Majdańskiego, dz. cyt., s. 160.

Ks. St. Tworkowski, Słowo wygłoszone przy trumnie śp. Walentego Majdańskiego w kościele par. w Wawrze, dn. 13 grudnia 1972, maszynopis.

13

Page 13: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

ks. abp Kazimierz Majdański

Nadludzkie starania o uzyskanie wolności dla najbliższych były biciem głowy o mur. Synów ojciec z trudem odnalazł po ich przywiezieniu do Polski w rok po zakończeniu wojny. Żona wróciła dziewięć lat później, to znaczy po latach piętnastu.

On sam w tym czasie został napadnięty i pobity do nieprzytomności przez młodych ludzi w mundurach. Uratowali go przechodnie.

Odznaczał się niezwykłą pracowitością. Czytał bardzo dużo, zawsze notując przy tym własne refleksje. Słusznie powiedziano o nim: „Uczony samouk".

A przy tym wszystkim był człowiekiem skromnym. Mówił o sobie: „(...) ja właściwie tak wysoko nigdy swojej pracy nie traktowałem. Marzyłem, że z niej cuda mogą wyjść, jeżeli do niej dołączy bardzo wielu ludzi"30.

Żył ubogo i tak umierał w szpitalu warszawskim, przy ulicy Płockiej.Toteż mówił o nim Prymas Tysiąclecia:„Może i naszemu Jubilatowi usiłowano zaimponować groszem, byleby pisał

artykuły po ludzkiej myśli. Może i jego pióro chciano złamać. Może i jego jasną linię życia, myśli i pracy usiłowano przesłonić mętami. (...) Nie dał się, nie ugiął się! Wiemy, wybrał niedostatek, cierpienie, doznał głodu. Choć słabe zdrowie zdawałoby się niekiedy usprawiedliwiać - nie ustąpił! On nie tylko pisał «Gigantów», ale był gigantem!"51

Powiedziano po jego śmierci:„Odszedł od nas jeden z Bożych proroków. W przeciwieństwie do pioru-

nującego Izajasza i gwałtownego Jana, nasz brat Walenty Majdański był delikatny i spokojny, choć nieustępliwy i zawzięty w walce o swe ideały.

(...) Profesor Majdański szedł z Chrystusem i za Chrystusem drogą krzyża, miłości i obowiązku. Słaby ciałem, był mocarzem ducha. Jaśniała przed nim jak gwiazda betlejemska Wielka Polska, Chrystusowa, Maryjna. Mówił o niej, pisał dla niej, cierpiał za nią i żył dla niej. Jej wielkości i świętości oddał talent znakomitego mówcy, głębokiego pisarza i żarliwego apostoła.

Jego pracę i postawę oceni dopiero przyszłość.Drogi Bracie, nie miałeś niekiedy kilku groszy na maszynopisy swych dzieł.

Przyjdzie jednak czas, jak na pisma Norwida czy papirusy z Quamran, że Polska je odnajdzie i będzie z nich uczyć swą młodzież. (...)

15

Page 14: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

17 Przedmowa

Wyprzedzałeś dni nasze. Nie bardzo cię rozumieli nawet ci, których obo-wiązkiem było popierać twoje wysiłki, dodawać otuchy, bronić. (...)

O swój majątek, bogactwo rozrzucone pod postacią wielu maszynopisów, nie martw się. Idee w nich zawarte przetrwają czas wszelkiego «brudu i fałszu». Natchnione miłością i prawdą, mające jedynie na celu D o b r o - nie mogą zginąć. Jest w nich Polska nie koniunkturalna, przypadkowa, sfałszowana, ale prawdziwa. O nią modliłeś się do głębi duszy wstrząśnięty tym, co się w niej obecnie dzieje.

Twoja praca, twoje słowo poczęte wiarą, natchnione miłością, ożywione nadzieją - jak ziarno rzucone w rolę - przetrwa, aby wydać «owoc czasu swego»"32.

5. Co pozostawił?

- Pozostawił wspomnienia bardzo wielu ludzi, którzy słuchali jego referatów i prelekcji. Przekazywane z wielkim przekonaniem treści tych wystąpień wpłynęły na ukształtowanie ich postaw życiowych.

- Wspomniane już prace - publikowane i nie opublikowane - często były przekazywane z rąk do rąk. Rozproszone po Polsce, trudne są do odnalezienia.

Najważniejszym jednak owocem życia Walentego Majdańskiego było uratowanie wielu dzieci, które mogły przyjść na świat i zostać ochrzczone - dzięki jego wysiłkom. Ratował często bezpośrednio i ratował, budząc sumienia, bo miał odwagę mówić trudną prawdę. Wiele dzieci zostało uratowanych dzięki jego współpracy z Niepokalanowem7 i z innymi ośrodkami polskimi.

Niewątpliwie przyczynił się do większego zrozumienia spraw rodziny w Kościele polskim. Był u początków pierwszej w powojennej Polsce poradni rodzinnej.

7 List brata Hieronima M. Wierzby OFMConv z 9 VI 2000: „Prasa komunistyczna podała w swoim czasie, że Niepokalanów przy rycerskiej współpracy P. Majdańskiego uratował przed zagładą ok. 250 000 dzieci".Por. Przemówienie J. E. Ks. Biskupa Wilhelma Pluty, w: Księga pamiątkowa 50-lecia pracy

publicystycznej Walentego Majdańskiego, dz. cyt., s. 112.

Page 15: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

17

Komisja Episkopatu ds. Rodziny zrodziła się poniekąd również i z jego inspiracji, z jego od dawna prowadzonej pracy34.

Bo z czasem rozpoczęło się zjawisko nowe. Wzrastała liczba tych, którzy go rozumieli: uczniów, przyjaciół, wiernych odbiorców jego biednie wydawanych maszynopisów.

Także w życiu założyciela Instytutu Studiów nad Rodziną i w jego osobistym zaangażowaniu na rzecz rodziny przykład starszego Brata odegrał decydującą rolę.

O potrzebie utworzenia studiów o rodzinie pisał już w roku 1946:„A jaka jest postawa nauki polskiej wobec rodziny?(...) To, co wiemy, to głównie od obcych. Jest trochę przyczynkarstwa i pu-

blicystyki... [Winę ponoszą tu także ci], którzy wiedzą, że rodzina to fundament postępu i dotąd nie stworzyli nauki o rodzinie, rodzie i narodzie"8.

Niezwykłym zbiegiem dalszych wydarzeń jest powstały w Łomiankach koło Warszawy akademicki Instytut Studiów nad Rodziną, który ma swoje wielorakie korzenie, a wśród nich historię obozu Dachau, wyzwolonego przez św. Józefa po złożeniu Mu przez więźniów - polskich kapłanów przyrzeczenia, że ocaleni będą się oddawać trosce o rodzinę.

W początkach lat 70-tych podejmowane były intensywne starania o utworzenie wyższych studiów poświęconych rodzinie. Rezultaty tych starań wiążą się z niezwykłą opieką św. Józefa, Opiekuna Rodzin; pozwolenie bowiem na otwarcie Instytutu Studiów przyszło do Jego Kaliskiego Sanktuarium, gdzie trwaliśmy w 30. rocznicę ocalenia obozu na uroczystym dziękczynieniu.

Własny udział w powstaniu tej już niedługo 30-letniej placówki naukowej miały też wysiłki prawdziwych przyjaciół rodziny, których w Polsce nigdy nie brakowało. Tak jak nie brakowało nigdy u nas wzorowych rodzin, dzięki czemu „Polska powstała, by żyć".

Instytut naukowy istnieje dzięki ofiarnej posłudze Instytutu Świeckiego Życia Konsekrowanego Świętej Rodziny, którego charyzmatem jest posługa rodzinie, zarówno naukowa, jak i duszpasterska. Chociaż za tamtych dni mówiono innym językiem, trudno nie skojarzyć tego charyzmatu z tym, co pisał Walenty Majdański w 1939 roku o potrzebie powstania zakonu, którego członkowie „oddawaliby swoją duszę i ciało na chwałę Bożą - w służbie rodzinie polskiej, czyli przede wszystkim - w służbie matki Polki. Czyż taki zakon nie byłby w ten sposób najbliższy także sercu Bożej Rodzicielki?"36

6. O „Planowaniu zaludnienia" - dopowiedź

Synteza naukowo-publicystyczna pt. Planowanie zaludnienia może się ukazać dopiero obecnie. Jak już jednak powiedzieliśmy, praca ta pozostaje wciąż aktualnym wykładem tez, dotyczących procesów ludnościowych. Tezy zostały postawione w oparciu o rzetelne studium historycznych doświadczeń człowieka w tej rozstrzygającej o jego przyszłości dziedzinie. Rolę decydującą spełnia tu rodzina. Jej więc poświęca Autor swe podstawowe rozważania, ujęte zarówno z punktu widzenia socjologiczno-demo- graficznego, jak i etycznego.

Praca ma charakter wyraźnie interdyscyplinarny.

8 W. Majdański, Kołyski i potęga, Niepokalanów 1946, s. 186. W. Majdański, Pomagać, nim dziecko na świat przyjdzie, „Rycerz Niepokalanej", luty 1939.

Page 16: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

18

Książkę po jej napisaniu recenzowali między innymi: prof. Adam Krzyżanowski (znany ekonomista, profesor UJ, członek Polskiej Akademii Umiejętności), ks. prof. Kazimierz Kłósak (filozof przyrody i przyrodo- znawca, a zarazem teolog) i o. prof. Teofil Chodziło SVD (etnolog, wieloletni współpracownik ks. Wilhelma Schmidta w szwajcarskim ośrodku naukowym „Anthropos").

Przytoczmy fragmenty dostępnych obecnie recenzji.„Przeczytanie dzieła p. Majdańskiego «Planowanie zaludnienia» dzięki

niecodziennym walorom literackim, naukowym i moralnym pracy dało mi wiele zadowolenia. Układ pracy jest przejrzysty. Autor pisze jasno, potoczyście, ujmująco, z budzącym sympatię i szacunek głębokim przeświadczeniem o słuszności i prawdziwości sprawy, której broni. Jego myśli i uczucia narzucają się czytelnikowi z nieprzepartą siłą. Wysoki poziom literackiego opanowania tematu został osiągnięty bez uszczerbku dla naukowego aspektu zagadnienia. Autor posiłkuje się udatnie sporym zasobem wiedzy teoretycznej, rozległą znajomością faktycznego stanu rzeczy i literatury. Temat jego pracy zasięgiem swym wkracza w sferę ekonomii, nauk przyrodniczych i etyki. Pan Majdański potrafił opanować te trzy tak różne dziedziny zjawisk, o ile dotyczą tematu jego pracy. Na szczególną uwagę zasługuje szczęśliwie pomyślane i przeprowadzone uwydatnienie rozstrzygającej roli czynnika moralnego oraz trafne określenie jego istoty. Uważam rychłe wydrukowanie dzieła za ze wszech miar wskazane. Nie wątpię w jego poczytność. (...) Czy nie dobrze byłoby wspomnieć w przedmowie, że problem staje się coraz bardziej palący, ponieważ fenomenalne przedłużenie życia ludzkiego wzmoże prąd do ograniczania liczby potomstwa?" (Adam Krzyżanowski, Kraków, 4 X 1952).

„Praca imponuje szerokością swojej problematyki. Podziwiałem niejedno-krotnie subtelność analizy psychologicznej oraz świeżość argumentacji. (...) Taką pracę można było napisać dopiero po wielu latach specjalnych studiów nad zagadnieniem populacyjnym. (...) Jej ukazanie się wypełniłoby choć w części tę lukę, jaka zaczyna się tworzyć wśród naszych wydawnictw katolickich, wśród których coraz więcej uderza brak poważniejszych publikacji dotykających zagadnień moralnych" (ks. K. Kłósak, 30 IX - 1 X 1952)9.

Planowanie zaludnienia jest owocem swojego czasu. Tym razem - połowy poprzedniego stulecia. Należy zatem w lekturze uwzględnić okoliczności, w jakich Autor pracował: ówczesny stan nauk szczegółowych, dostępność źródeł i konieczność stosowania pewnego rodzaju autocenzury.

Książka wydawana po wielu latach od jej napisania wymagała oceny Ekspertów z różnych dziedzin. Niektóre ich uwagi znalazły miejsce w przypisach.

9 Na wstępie maszynopisu Planowania zaludnienia Autor przytaczając powyższą recenzję, nie pomija oczywiście uwag krytycznych. Ks. prof. Kłósak „zwrócił uwagę na «pewne usterki», które wymienił na kilkunastu stronach w rozdziałach VII, VIII, XV, XVIII i XX [obecnie V, VI, XIII, XVI i XVIII] i które - jak zaznacza Autor - na ogół uwzględniono za wyjątkiem fragmentu z rozdziału XX [obecnie XVIII], gdzie «występuje naturalistyczne ujęcie synostwa Bożego»". Poza tym Recenzent radził „usunąć cały rozdział o hipotezie ewolucjonizmu antropologicznego i część następnego rozdziału z podręcznikowymi wiadomościami o kulturze prepaleolitu czy paleolitu, bo to wszystko psuje jedność konstrukcyjną pracy (...), nie należy do tematu podjętego (przez autora); praca zyskałaby (też) na wartości, gdyby część długich cytatów (...) została samodzielnie streszczona".

Page 17: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

19

Ekspertom zostało przy tym postawione zasadnicze pytanie: Czy praca z upływem czasu się nie zdezaktualizowała?

Wszystkie opinie były zgodne co do aktualności pracy, a więc i co do celowości jej wydania.

Przy czym książka mogła się ukazać dzięki wysiłkowi całego zespołu ludzi, którzy ją przygotowali do druku. Po z górą pół wieku od czasu napisania wydawanego obecnie tekstu zachowane zostało to wszystko, co zachowane być mogło, łącznie z własnym językiem i stylem Autora.

Całością prac redakcyjnych kierował w sposób kompetentny Dr Marek Czachorowski, specjalista w zakresie etyki. Fachową konsultację demograficzną zapewniła Dr Irena Kowalska. Istotny wkład w prace koordyna- cyjno-redaktorskie wniosła mgr Danuta Bazyluk, przy ofiarnej współpracy innych członków Instytutu Świętej Rodziny.

Do wymienionego zespołu współpracowników należy także redaktor mgr Anna Przyborowska oraz ks. prałat mgr Józef Osicki.

Wszyscy zasługują na głęboką wdzięczność, którą autor przedmowy ośmiela się wypowiedzieć w imieniu zmarłego przed prawie 32 laty Autora książki.

Na koniec zaś przedmowy niech przemówi On sam, obrońca zagrożonego życia i zagrożonej rodziny. W czasie jubileuszu swojej pracy pisarskiej w improwizowanym przemówieniu powiedział:

„Szacunek dla dziecka nienarodzonego może się aktualizować wtedy, jeżeli małżeństwo jest przeniknięte miłością wzajemną, jeżeli żyje głęboką wzajemną przyjaźnią małżeńską. To jest ten nowy model małżeństwa, gdzie małżeństwo przede wszystkim żyje głęboką wzajemną przyjaźnią, gdzie pracuje nad rozwojem u siebie tej przyjaźni nawet wtedy, gdy jej aktualnie nie ma albo gdy bez niej zainaugurowało ono swój związek małżeński. Dalej: gdy ulepszy wychowanie dzieci. Dalej: gdy reguluje potomstwo przez głęboką przyjaźń małżonka do małżonki poprzez powściągliwość okresową. Nazywam w swoich pracach ten model małżeństwa - «małżeństwem z prawdziwym postępem». Wydaje się, że małżeństwo zdecydowane na ten model, jest oddane Bogu, gdzie mąż uważa, że jego małżonka jest darem Bożym dla niego, a nie wykalkulowaną postacią, która za nim goniła, by dzięki temu miała lepiej w życiu czy zagwarantowaną pewną egzystencję; gdzie dziecka nie uważa się za ciężar, tylko za największą radość i prezent od Boga. Te małżeństwa są w naszych czasach władne regulować potomstwo przez powściągliwość, uszanować życie każdego dziecka, ukochać je. W tym klimacie dopiero może wyrastać nowe pokolenie (...).

Zdaje mi się też, że pogoń współczesnego świata za tym, żeby był pokój, żeby nie było wojen atomowych i wojen w ogóle, że to wszystko jest w rękach małżeństwa z prawdziwym postępem, gdzie matka przede wszystkim nie będzie zabijała własnych dzieci'™.

Niech Autor mówi o tych podstawowo ważnych zagadnieniach do nas i do następnych pokoleń - słowami książki, która się wreszcie może ukazać.

+ Kazimierz Majdański, abp

Page 18: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

20

Łomianki, marzec 2004 r.

38 Przemówienie Jubilata p. Walentego Majdańskiego, w: Księga pamiątkowa 50-lecia pracy publicystycznej Walentego Majdańskiego, dz. cyt., s. 164-165.

...tajemnicą życia rodzinnego jest tajemnica wierności i nadziei"Gabriel Marcel

Page 19: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

WSTĘP

-----------------------------

Page 20: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

27

LITERA I DUCH „ROZPRAWY" *

W roku 1798, w Londynie, u Johnsona, wydaje pastor anglikański Thomas Robert Malthus, liczący sobie wtedy 32 lata, swą głośną książkę0 długim osiemnastowiecznym tytule Rozprawa o prawie ludności i jego oddziaływaniu na przyszły postęp społeczny wraz z uwagami na temat spekulacji panów Godwina, Condorceta i innych pisarzy.

Książka szybko wybija się na czoło nie tylko spośród tych, jakie ogłaszano na tenże temat współcześnie, czy też na przestrzeni kilku wieków przedtem, ale w ogóle w całej literaturze populacyjnej dotychczasowej ludzkości. A literatura ta liczy się bądź co bądź od Platona. Autor należy więc do twórców, których dzieło, choć rozmiarami szczupłe1napisane w młodym wieku, zyskało obieg światowy, a ponadto wywarło i wywiera nadal nieobliczalny wpływ na postawę ludzkości wobec tak fundamentalnego problemu, jak rozradzanie się.

Już za życia Malthusa - umiera w 1834 - ukazuje się w samej Anglii sześć wydań, ostatnie z roku 1826, którego edycji dopilnowuje jeszcze osobiście autor. Tytuł, począwszy od II wydania, nie mniej tasiemcowy: Rozprawa o prawie ludności, czyli ocena jego przeszłego i przyszłego oddziaływania na szczęście ludzkie, a równocześnie rozbiór widoków przyszłego usunięcia lub złagodzenia klęsk, które wywołuje. Nowe znacznie rozszerzone wydanie pióra Thomasa Roberta Malthusa, członka Jesus College, Cambridge, London, J. Johnson 1803.

Co prawda, krytyka mocno nadszarpnęła autorytet Malthusa, zwłaszcza w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat, jednakże po drugiej wojnie światowej, szczególniej na Zachodzie Europy i w Ameryce Północnej, rozlega się na nowo i coraz natrętniej hasło „Z powrotem do Malthusa!" Czy słusznie?28 Wst (P

Co głosi Malthus, wie na ogół każdy specjalista od spraw ludnościowych, ale nie każdy wykształcony człowiek, tym bardziej nie każdy inteligent. Co gorsza: powszechnie przypisuje się Malthusowi wskazania neomaltuzjańskie. Streśćmy więc zapatrywania Malthusa.

Może żadne ze zdań jego książki nie reprezentuje w tej mierze jego postawy i dorobku myślowego, jak wywód o dwu ciągach cyfr, obrazujących złowieszczo - z jednej strony - ogromne możliwości przyboru zaludnienia przy nikłym - jednocześnie z drugiej strony - wzroście środków utrzymania. „Ludność w razie braku przeszkód wzrasta w postępie geometrycznym, a środki utrzymania - w postępie arytmetycznym. Przyjmując, że ludność ziemi wynosi, na przykład, tysiąc milionów, to ludzkość wzrastałaby w postępie 1, 2, 4, 8, 16, 32, 64, 128, 256, 512, itd.; środki zaś utrzymania: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10 itd. Po dwustu pięćdziesięciu latach będzie się miał stosunek ilości zaludnienia do ilości środków utrzymania, jak 4096 do 13. A po dwu tysiącach lat różnica byłaby nie do obliczenia, mimo, że produkcja wzrosłaby do niesłychanych rozmiarów. Toteż - wnioskuje Malthus - „liczba ludności musi stale utrzymywać się w granicach rozporządzalnej ilości środków utrzymania", by zapewnić „przyszły postęp ludzkości"10.

A oto inna, nie mniej charakterystyczna i zatrważająca opinia tegoż my-śliciela, wskazująca, że przeludnienie powoduje wzrost występków i nędzy, te zaś hamują dalsze zwiększanie się ludności. Spośród plag hamujących „głód, zdaje się, jest ostatnim i najstraszniejszym środkiem działania natury. Siła wzrostu ludności jest o tyle większa od siły produkcyjnej ziemi, że przedwczesna

10 nazwane „Wstępem", przy czym, rzecz jasna, uległa zmianie numeracja kolejnych rozdziałów, (red.)

Page 21: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

śmierć musi w pewnej mierze dotknąć w jakiś sposób rodzaj ludzki. Występki człowieka są tedy czynnymi i skutecznymi środkami de- populacji. One jakby wyprzedzają całą tę wielką armię niosącą zniszczenie, a często kończą dzieło. Jeżeli zaś nie dopisują choroby, to epidemie, zarazy i plagi posuwają się w strasznym pochodzie i sieją zniszczenie. Gdyby zniszczenia te nie wystarczały, wówczas wkracza potężna i nieuchronna klęska głodu. Swym przemożnym naciskiem utrzymuje ona ilość ludności w równowadze z ilością pożywienia w świecie"11.

I trzecia, zasadnicza opinia Malthusa: „Nigdy - broni się w V wydaniu - nie uważałem jakiegokolwiek wzrostu ludności za nieszczęście, z wyjątkiem, jeśli wzrost ten wpływał na powiększenie występków i nędzy. Występek oraz nędza i tylko one są tym złem, które zwalczałem. Wyraźnie zaleciłem powściągliwość moralną jako racjonalny i słuszny środek zaradczy"12. Powściągliwość tę określa Malthus słowami morał restraint.

Co przez to rozumiał?„Używam - mówi w II rozdziale wydania z 1803 roku - wyrazu «moralny» w

najsurowszym znaczeniu tego słowa. Rozumiem przez powściągliwość moralną powstrzymywanie się od zawarcia małżeństwa przy równoczesnym prowadzeniu bezwzględnie moralnego życia przez cały czas trwania tej powściągliwości. Nigdy świadomie nie używałem tego terminu w innym znaczeniu. Jeżeli rozważałem powściągliwość w zawieraniu małżeństw bez względu na jej moralnie ujemne oddziaływanie, nazywałem ją wtedy powściągliwością utylitarną, albo też częścią przeszkód prewencyjnych, których istotnie stanowi główny trzon"13.

Rozróżnia zatem powściągliwość moralną od powściągliwości utylitarnej. Morał restraint i prudential restraint.

Posuwa się tak daleko, że powiada: „Wiedząc dobrze, że jakieś hamulce przyrostu ludności muszą istnieć, nie mam najmniejszej wątpliwości w orzeczeniu, że utylitarne odraczanie małżeństwa jest rzeczą lepszą, niż przedwczesna śmiertelność". Ma zaś tu na myśli szybkie zgony dzieci zrodzonych z ubogich małżeństw. Uważa bowiem, że „obowiązkiem człowieka jest odraczać zawarcie małżeństwa do chwili, aż będzie mógł wyżywić dzieci". Oczywiście, ma się utrzymać bez niczyjej pomocy, lecz własnym majątkiem lub zarobkiem - i to pięcioro-sześcioro dzieci. Zaleca nawet celibat.

Dlaczego wybrał powściągliwość, tak tłumaczy: „Różne przeszkody wzrostu ludności, stwierdzone w rozmaitych krajach, mieszczą się w pojęciach powściągliwości moralnej, występku i nędzy. Przeto jeżeli nasz wybór ogranicza się do tych trzech rodzajów, to nie może się długo wzdragać z decyzją, któremu z nich należy przyznać pierwszeństwo"14.

Atoli, co najdziwniejsze, Malthus nie wywołał ogólnoludzkiego ruchu wstrzemięźliwości. Powstało wprawdzie w tejże skali, ale coś wręcz prze-ciwnego: tak zwany neomaltuzjanizm i, co najgorsza, niezliczone ilości sztucznego przerywania ciąży. Otóż coś w rodzaju takiego zwichnięcia30 Wst 0»

życia seksualnego i rodzicielstwa przewidział i zalecił ktoś inny, Jean Antoninę de Condorcet, w swej książce Zarys historycznego obrazu postępów umysłu ludzkiego, wydanej i po angielsku o trzy lata wcześniej niż Rozprawa, mianowicie: środki zapobiegające poczęciu. Choć jednak akcję zapobiegawczo-poronieniową zorganizowali neomaltuzjanie, typ ludzi zbyt wygodnych, a raczej nazbyt niedołężnych, by ubiegali się o kulturę wstrzemięźliwości, wszakże

11 Tamże, s. 90.12 Tamże, s. 178.13 Tamże, s. 127.14 Tamże, s. 167, 136, 135.

Page 22: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

29

źródeł takiego obrotu rzeczy można by się dopatrzyć i w samej książce Malthusa. Co prawda, nie w jej literze, ale w jej ładunku uczuciowym. Przecież książka, tak jak człowiek, przemawia nie samym językiem. Malthus bardziej swą książką nastraszył przeludnieniem, niż zachęcił do morał restraint. Nie czuje się w nim - między wierszami książki - mężczyzny o silnych instynktach ojcowskich. Widzi się raczej ekonomistę, ale nie tyle typu optymistycznego, produkcyjnego, co konsumpcyjnego, wegetatywnego. Poza tym nadto przekonywająco straszy nadmiarem zaludnienia, by snadź sam nie bał się ludzi do przesady. Zbyt natarczywie grozi przeludnieniem, by nie można było się w tym dopatrywać, że silniej niż dzieci kochał wygodę. Zda się nawet jakoby głód, nędzę i występki, jako skutki katastrofalnego przeludnienia, spostrzegł wpierw, nim uświadomił sobie ów przerażający w skokach geometrycznych wzrost ludności, i że raczej dokomponował te plagi do stanowiska zajętego niejako odruchowo, już z góry.

Rozprawa jest nie tyle książką o prawach procesów ludnościowych, co o katastrofizmie przeludnień. Dlatego nie dość przekonywają opinie obrońców Malthusa przypominające, że jego książka „była od początku polemiką z neomaltuzjanami"; i że „neomaltuzjanizm jest o kilka lat dawniejszy", wywodząc się od Condorceta. Tym bardziej, iż z ust tych samych obrońców usłyszymy i takie zdania, iż Malthus „nie poszedł tak daleko jak Condorcet, ale był mu bliższym niż ludziom, których Condorcet zwalczał"15.

15 A. Krzyżanowski, Przedmowa do Prawa ludności Maltusa, s. 34, 35.

Page 23: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Kto wie tedy, czy apokaliptycznego klimatu Rozprawy nie należałoby naprawdę szukać w psychice jej autora, robiącej wrażenie aż chorobliwie nieufnej wobec człowieka. Jeśliby zaś tak, to łatwo się domyślić, co przeżywał ten myśliciel, gdy czytał współczesną mu literaturę utopistów rojących o idealnych stosunkach wśród przyszłej „oświeconej" ludzkości, i gdy zarazem widział jej maksymalne możliwości rozrodcze, a wraz z tym - gęstwę nieprzeliczoną ludzi na kuli ziemskiej! Nie tyle pierwszy z nowoczesnych planistów możliwości te w całej ich grozie dostrzegł, ile pierwszy tak się ich przeląkł, jakby one jedynie zagradzały drogę do planowanego brave new world - „nowego wspaniałego świata"16. Nic dziwnego, iż tak niesamowicie obdzielił swym lękiem myślący świat europejski. Chyba nikt z piszących nie potrafił przekazać innym swego wstrząsu w formie równie sugestywnej, choć tak mało literackiej. W każdym razie, jeżeli nie w wegetatyzmie i mizantropii pisarza dociekać klimatu tej książki, jedno jest pewne: nie inne wnioski z lektury Rozprawy wynoszą ci z jej czytelników, co organizują ruch neomaltuzjański, przynajmniej do tych celów tę książkę naginają. Tak też dotychczas rozumie Malthusa każdy - o nastawieniu bardziej wygodnym niż moralnym - czytelnik. Bo czyż nie w autorze Rozprawy widzi chorążego lęku przed zbyt wielu ludźmi? proroka przestrzegającego świat przed nader specjalną nowością - grozą dzieci? patrona trwożliwego kierunku w planowaniu zaludnienia? I czyż niejeden z czytających nie wycofuje na skutek tego swej prokreacji czym prędzej, na wszelki wypadek, na poziom z raju?

Czad neomaltuzjanizmu w tej formie degeneracji nie dosięga zazwyczaj dwu rodzajów człowieka: jednostek idealnie prostaczych w swych instynktach lub nader witalnych. Aczkolwiek zdarza się i trzeci rodzaj postawy odpornej, bardziej skomplikowany: postawy świadomie naturalnej, o którą, co główna, kusić się może każdy człowiek, ale że to trudny rodzaj postawy, stąd dla mnóstwa osób pozornie niedostępny. Atoli żywotnością górują nad nim ludzie dwu pierwszych postaw. W stylu drugiej z nich nie leży ani strach przed zbyt wielu ludźmi, ani łaknienie za wszelką cenę raju na ziemi; nie uprzedza się taki człowiek do ludzi i zwierząt, przeciwnie, garnie się do nich; nęcą go niewygody, tak jak fascynuje go rojny od ludzi świat i porywają go wyprawy na krańce ziemi. Niewiele wśród takich zyskują agitatorzy neomaltuzjanizmu, co najwyżej mogą nadwątlić tam wolę przekazywania życia. Jeszcze zaś mniej znajdują powodzenia wśród prostaków, nie wiadomo, czy więcej naturalnych, czy bezmyślnych; czy bardziej wytrzymałych na gęstość zaludnienia, czy na minimum warunków dla egzystencji.

Ale obok człowieka witalnego, człowieka przygód, tudzież prócz człowieka tak naturalnego jak pierwsza lepsza dziczka - wegetuje typ trawienny. Człowiek zapiecka. Który boi się świata. Boi się psa. Za nic nie wybrałby się na bieguny, a nawet gdyby na to wszystko się odważył, to drżałby przed nowatorstwem naładowanym tak nieobliczalnymi następstwami, jak nowi ludzie, których by przecież mogło nie być, a którzy, gdy już są, sprowadzają tyle niewygód i obowiązków dla osób już bytujących, tudzież niosą mnóstwo zagadek z sobą: bo któż przewidzi, co czynić będą! Ludzie tego pokroju - a jest ich chyba najwięcej - dopóki ich nie spłoszyć ideą świadomego ojcostwa i macierzyństwa, rozmnażają się normalnie; gdy atoli zaszczepić im tę myśl, utrzymują odtąd z niesłychanym trudem równowagę pomiędzy instynktem zachowania gatunku a wskazaniami zdrowego rozsądku i z największym wysiłkiem wydają na świat dzieci. Wyobraźnią tych właśnie wygodnych o bojaźliwej psychice mas ludności pochodzenia europejskiego - wstrząsnął Malthus, bo wydramatyzował, wytragizował im problem przeludnienia i nastraszył nowymi dziećmi jak nikt

16 Brave new world, z Burzy Szekspira, entuzjastyczne słowa dziewczyny na widok zbliżających się do jej wyspy podróżników (Dzieła Wiliama Szekspira, red. H. Biegeleisen, Lwów 1895, s. 226).

30

Page 24: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

dotąd. Reszty dopełniła propaganda neomaltuzjańska, nadwątliła populację mocnych witalnie par małżeńskich europejskich, a złamała pod tym względem kręgosłup słabym. I zahamowała przez to prężność narodów naszego kręgu kulturalnego na dwa co najmniej stulecia. Europejczyk sprzed Malthusa raczej cieszył się z dziecka, Europejczyk po Malthusie przede wszystkim smuci się z dziecka.

Neomaltuzjanizm zrobił w ciągu wieku XX fantastyczną karierę, równie wielką jak upadek świata zachodniego, od kiedy tenże został opanowany przez neomaltuzjanizm.

Ale czy istotnie neomaltuzjanizm przeżarł wielkość Europy? A jeśli tak, to czy wysuwane, szczególnie od kilku lat w świecie zachodnim hasło „Z powrotem do Malthusa!" - ma obniżyć jeszcze bardziej stan tej depresji?

Skąd kariera Malthusa? Czym tłumaczyć tę ponowną falę jego popularności na Zachodzie? Czy naprawdę Malthus jest w swoim rodzaju „wieczny"? A może nie Malthus posiada tę wartość nieprzemijającą, tylko idea planowania zaludnienia?

ŹRÓDŁA KARIERY WIELKIEGO PESYMISTY

Na powodzenie Malthusa złożyło się wiele, lecz przede wszystkim rosnąca nagle ludność globu.

Każdy rasowy intelektualista XVIII wieku, tak zwany „filozof" - a Malthus sam siebie w swej książce filozofem nazywa - usiłował przeorać krytycznie całą dotychczasową działalność ludzką i poddać rozumowi jej dalsze kształtowanie się.

31

Page 25: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Źródła kariery wielkiego pesymisty 31

Ale trudno coś gruntownie rewidować i nie mieć jednocześnie innego zgoła modelu życia. „Filozof" XVIII wieku, to więc siłą rzeczy i prekursor tak modnej dziś idei dokonywania świadomie przemian: planowania wszystkich dziedzin życia. Malthus wkroczył z rozumem na teren rozrodczości ludzkiej i nie tylko uświadomił Europejczykowi nowoczesnemu, że nie można się rozradzać w nieskończoność, ale dał do zrozumienia, że na pewnych etapach układu warunków gospodarczych trzeba koniecznie planować zaludnienie. Inni ówcześni filozofowie „zaledwie raczyli poruszyć" tę sprawę, jak im to z goryczą wyrzuca Malthus.

Autorowi Rozprawy można niejedno zarzucić i napisano o tym niemało. Namiętnie zwalczali go marksiści. I sam Marks.

Ferdynand Lassalle potępia naukę Malthusa jako nieekonomiczną, nieludzką, niemoralną i sprzeczną z naturą. Fryderyk Engels określa ją jako „haniebną, podłą doktrynę, bezczelne bluźnierstwo przeciw naturze i ludzkości, szalone twierdzenie". „Jego zapożyczony z dawniejszych pism obłęd, idiotyzm, dotyczący geometrycznego i arytmetycznego postępu, był czysto chimeryczną hipotezą - mówi Marks w swej Teorii nadwartości. Stąd powiada, „nienawiść angielskiej klasy robotniczej do Malthusa jest całkiem uzasadniona". Nie waha się nawet Marks wyrazić „o zupełnej podłości tego człowieka". W I tomie Kapitału pisze: „Było, rzecz jasna, daleko wygodniej i bardziej odpowiadało to interesom klas posiadających, które Malthus prawdziwie na swój klerykalny sposób ubóstwiał, wyjaśniać «przeludnienie» za pomocą odwiecznych praw przyrody, niż jako wynik historycznych praw naturalnych kapitalistycznej produkcji"17.

Mylił się na przykład Malthus, skoro zaludnienie w wiekach XIX i XX rosło tak szybko jak nigdy dotąd w dziejach ziemi, a bez akompaniamentu chorób epidemicznych, powszechnego głodu, nędzy masowej i wzrostu występku.

Atoli na korzyść autora Rozprawy należy zaraz dodać, że gwałtowny tym razem przyrost ludności nie przebiegał jak w sielance. A zauważyć też się godzi, że może dzięki przestrogom Malthusa przyrost ten nie przybrał większych, katastrofalnych rozmiarów. Ale gdyby nawet nadal, i to dość długo, powiększanie się ludności miało się odbywać bez wielkich masowych katastrof, to zjawisko to zachowałoby zawsze swe niepokojące, dramatyczne, nierzadko tragiczne oblicze - zwłaszcza w rodzinach, choć podobnie też w państwach i świecie. Rozradzanie się bowiem człowieka, to żywioł: jak fale oceanu. Nie jest winą Malthusa, że żywiołowość tę wyczuł w sposób niepowtarzalny; że płodność ludzka rysowała mu się jak pożar, jak tajfun, jak wulkan grożący światu lawą dzieci i że w tym kształcie nam wszystkim ją przyswoił. Podobnie jak nie on zawinił, że nie posłuchano go i nie zastosowano morał restraint jako gigantycznej zapory przeciw potopowi dzieci.

Bo cichy był do tego czasu świat od ludzi, a nie do poznania zmieniał teraz swe ludnościowe oblicze.

Ileż na przykład mogło być ludzi w praczasach: podczas prepaleolitu, na początku paleolitu lub choćby w późniejszym, młodszym paleolicie? Nikt tego nie wie. Podczas wczesnego neolitu - nie więcej chyba niż milion? A i potem całe jeszcze tysiąclecia nieledwie kompletną pustką świeciły lądy.

17 Lassalles Reden und Schriften, herausg. von E. Bernstein, 1913, II, s. 937 nn; F. Engels, Umriss einer Kritik der Nationalökonomie, w: Deutsch-französische Jahrbücher, Paris 1844, s. 107; K. Marks, Theorie über den Mehrwert, t. II, cz. I, s. 305 nn; K. Marks, Das Kapital, Kritik der politischer Ökonomie, wyd. 3, 1.1, Hamburg 1883, s. 540; por. Kapital, 1.1, wyd. polskie, Warszawa 1951, s. 569.

Page 26: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Źródła kariery wielkiego pesymisty 35

„Przed powstaniem pierwszych państw wczesnohistorycznych, na kilka tysięcy lat przed narodzeniem Chrystusa, zaludnienie ziemi nie mogło przekraczać kilku milionów ludzi"18. Prawdopodobnie wysepki większego zagęszczenia gatunkiem homo znajdowały się wtedy gdzieś na terenie dzi-siejszych Chin i Indii. Oczywiście, trudno orzec, jaki procent zaludnienia globu przypadał w one czasy na Azję centralną i południową oraz, gdzie poza tym skupiały się ludniejsze ogniska ziemi. Daleko jaśniej to widać w późniejszych tysiącleciach przed Chrystusem, w epoce brązu i początkach żelaza, gdy jako ośrodki o nieprawdopodobnym wręcz zagęszczeniu, wielkim nawet jak na dzisiejsze czasy, występują Egipt i Mezopotamia. Samo miasto Babilon mogło liczyć około 300 tys. mieszkańców, a Babilonia, być może, 4-7 milionów, jeżeli nie dwa razy więcej. Egipt według Hekatajosa z Abdery (u Diodora I, 31,8) mógł się roić od 7-miu milionów ludzi za faraonów, zdaje się, za ostatnich. Później, w okresie zależności od Persów, liczył Egipt o połowę mniej ludności, a posiadał wówczas około 160-ciu osób na kilometr kwadratowy. Dodajmy, że w granicach tejże monarchii Achemenidów znajdujące się wówczas kraje - Babilonia i Asyria - płaciły prawie podwójnie większą niż Egipt daninę królom perskim, a że uiszczały ją odpowiednio do ilości mieszkańców, były prawdopodobnie nie mniej gęsto zamieszkałe, niż tereny egipskie, i dwakroć tak ludne19.

Daleko rzadziej mieszkała ludność pozostałych krajów ówczesnego Bliskiego Wschodu i Śródziemnomorza. Ale „cała Syria była bardzo gęsto zaludniona, choć tylko Fenicja pod tym względem mogła iść w porównanie z Egiptem i Babilonią"20.

Sanaheryb „podaje w swych rocznikach ilość mieszkańców Judei bez Jerozolimy na 200 150 jeńców, nie deportowanych. To oznaczałoby, że państwo Judea tylko w połowie było tak duże jak Izrael. W każdym razie można sobie wyobrazić, że państwa syryjskie starożytnego Wschodu za czasów Asyrii i proroków miały zaledwie 20-30 mieszkańców na kilometr kwadratowy", oczywiście, wyłączając z tego Fenicję o powierzchni znikomej - 8 tys. km 2 na ogólną sumę terytorium całej ówczesnej Syrii, szacowanego na 200 tys. kilometrów kwadratowych21. „Grecja w dobie klasycznej należała do najgęściej zaludnionych krajów starożytności, choć niewątpliwie nie mogła się pod tym względem równać z Egiptem i Babilonią"22; „w każdym razie ilość ludzi mówiących językiem greckim można wyznaczyć - w czasach Filipa Macedońskiego - na 7-8 milionów, za Aleksandra - na jakieś 9 milionów"23.

Dwa następne państwa ważą najbardziej w populacji kuli ziemskiej: Rzym i Chiny, dwie wielkie wyspy ludnościowe na ówczesnym globie. A może i Indie?

18 S. Fogelson, Historia zaludnienia świata, w: Encyklopedia nauk politycznych, t. III, Warszawa 1938, s. 627.19 U. Kahrstedt, Die Geschichte der Bevölkerungsbewegung, w: Handwörterbuch der Staat-wissenschaften, wyd. 4,1.1, Jena 1924, s. 659.20 T. Wałek-Czernecki, Historia gospodarcza świata starożytnego, Warszawa 1948, 1.1, Wschód, Syria, s. 160.21U. Kahrstedt, Die Geschichte der Bevölkerungsbewegung, dz. cyt., s. 659; T. Wałek- Czernecki, Historia gospodarcza świata starożytnego, dz. cyt., s. 157.

22 T. Wałek-Czernecki, Historia gospodarcza świata starożytnego, dz. cyt., s. 19.23 U. Kahrstedt, Die Geschichte der Bevölkerungsbewegung, dz. cyt., s. 662.

Page 27: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

„Ogólna liczba ludności na świecie na początku naszej ery znacznie prze-kraczała sto milionów, a może nawet była większa od dwustu milionów osób"24. Z tego Chiny liczą, według szacunku demografa A. R Uschera, w 2 roku naszej ery 71 milionów ludzi25, a państwo rzymskie, jak wyprowadza Ulrich Kahrstedt najoględniej i z najpewniejszych stosunkowo źródeł, może posiadać za Oktawiana Augusta - I wiek naszej ery - jakieś 60 milionów ludności; u szczytu zaś rozwoju cesarstwa, za Antoninów, w drugiej połowie II wieku po Chrystusie - około 80 milionów mieszkańców. Część europejska tego imperium nie ma wtedy więcej niż trzydzieści kilka milionów ludzi, z tego na najludniejsze kraje: Hiszpanię, Galię i Italię przypada, w tejże kolejności, w przybliżeniu 9, 8 i 7 milionów26.

Mówimy „w przybliżeniu", ponieważ dokładne dane o zaludnieniu świata, krajów i miast - posiadamy dopiero - i to nie zewsząd - od końca XVIII wieku naszej ery. Jakie są zaś rozległe wśród uczonych specjalistów różnice w określaniu liczb ludności z czasów starożytnych, dowodzi choćby to, iż nie brak poważnych historyków szacujących zaludnienie państwa rzymskiego co najmniej na sto, a nawet na dwieście milionów i więcej27.

Po skoku ludnościowym na terenach Śródziemnomorza, wywołanym przez geniusz rzymski, znów w naszej części świata cisza demograficzna. Wojny, częsta niepewność polityczna, słaba wydajność gleby, epidemie1straszliwa naturalna śmiertelność - robią wszak swoje.

Według przybliżonych danych Mulhalla, Francja dopiero w tysiąc lat dopędza liczbą ludności Galię z czasów Antoninów: w roku 1050 ma liczyć Francja 7 milionów mieszkańców; w roku 1328 - 10 milionów, w roku 1599 - 16 milionów. W roku 1790 - 26 milionów28.

Italia XIV-XVI wieku dosięga do 9-10 milionów ludności, a ludność ta jeszcze „w XVII wieku pozostaje prawie ustabilizowana" na poziomie z XVI- ego stulecia. Dopiero w roku 1700 liczą Włochy 11 milionów mieszkańców.

„Królestwo Kastylii mogło skupiać koło roku 1594, w zaokrągleniu, 6 milionów mieszkańców", a trzeba czekać aż do roku 1768, by Hiszpania liczyła 9,3 miliona zaludnienia. Portugalia z roku 1732 posiada około2 milionów ludzi29.

Anglia z Walią, Szkocją i Irlandią urastają od roku 1066 do 1528 z 3,5 miliona ludzi na 5,6 zaledwie. Cała Europa z końca XV wieku posiada jakieś 45-50 milionów ludzi, w każdym razie nawet nie dwa razy więcej niż tysiąc trzysta lat przedtem30.

24 S. Fogelson, Historia zaludnienia świata, dz. cyt., s. 629.25 Tamże.26 U. Kahrstedt, Die Geschichte der Bevölkerungsbewegung, dz. cyt., s. 668, 669.27 T. Wałek-Czernecki, Historia gospodarcza świata starożytnego, Warszawa 1948, t. II, Grecja, Rzym, s. 291.

28" S. Fogelson, Historia zaludnienia świata, dz. cyt., s. 630, 631.29K. T. von Inama-Sternegg, Die Bevölkerung des Mittelalters und der neuen Zeit bis Ende des X V I I I Jahrhunderts in Europa, w: Handwörterbuch der Staatswissenschaften, 1.1, Jena 1924, s. 682-684.

30 S. Fogelson, Historia zaludnienia świata, dz. cyt., s. 629, 630.

Wstęp

Page 28: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Ludniej w tychże wiekach jest tylko na świecie w dwu już wymienionych matecznikach populacyjnych Azji, do których z czasem dochodzi Japonia. Ta część kuli ziemskiej potrafi bez porównania lepiej niż Europa podtrzymywać swój dorobek ludnościowy na przestrzeni piętnastu ostatnich stuleci naszej ery. Chiny nie zmniejszają swej ludności poprzez stulecia od III do XV po Chrystusie, a w wieku XVII liczą pono 70-200 milionów ludzi. Indie - około 100 milionów w roku 1650. Mała terytorialnie Japonia z VIII wieku po Chrystusie posiada 3,7 miliona mieszkańców, z XVI wieku - 18 milionów, a w roku 1673 - 24 miliony: czyli prawie dwa razy tyle co olbrzymia przestrzenią Rosja z roku 170031.

Lecz mimo wszystko jeszcze w połowie XVII wieku niektóre kontynenty są nieomal bezludne. Wszystkie trzy Ameryki - Północna, Południowa i Środkowa - nie posiadają wówczas więcej ponad 13 milionów osób, w tym dwa razy większą od Europy Amerykę Północną - zamieszkuje zaledwie milion ludzi. Australię - 300 tysięcy. Jedynie Azja może się wówczas poszczycić 300 z górą milionami ludności, trzykrotnie rozleglejsza od Europy Afryka - 100 milionami; wszystkie kontynenty ogółem - jakimś 545 milionami32.

A Europa ostatnich czterech wieków?Widzieliśmy już, że gdy od II do XV wieku po Chrystusie nasza część świata

nieomal nie rośnie ludnościowo, to potem zaczyna się zagęszczać. Około połowy XVII wieku osiąga 100 milionów, wiek później - 140, a jeszcze za życia Malthusa dochodzi do 250 milionów; ojczyzna zaś jego Anglia (z Walią, Szkocją i Irlandią), podczas gdy w roku 1528 doszła ledwie do 5,6 miliona mieszkańców, to w roku 1800 nawet bez Irlandii dysponuje 10,8 milionami, a w roku 1830, na cztery lata przed śmiercią Malthusa - 16,5 milionami24.

Późniejsze tempo jest zawrotne.Już w wieku XVIII donoszono z kolonii, że ludność tam gwałtownie rośnie,

że podwaja się co 25 lat, i to stwierdzenie stanowiło punkt wyjścia szeregu dzieł demograficznych wydanych przed Malthusem33.

Co ważniejsza, rozwój cywilizacji zachodniej, zwłaszcza postęp w medycynie i gospodarce, wskazywał, że podobne jak w koloniach powięk- 38 Wst?P

szenie zaludnienia idzie na Europę, ba: że cały glob zapowiada się - i to niezadługo - jak jedno gwarne miasto.

Wielkie fale nowej ludności mogły wywołać nowe a trudne obowiązki gospodarcze, myślący Europejczyk musiał więc się obejrzeć, czy ma nadal rozradzać się bezmyślnie, nieświadomie, jak to czynili od kilkunastu wieków na jego kontynencie ludzie średniowiecza i wieków nowożytnych.

Zobaczmy wymowę rosnącego zaludnienia w cyfrach.Wielkoprzemysłowa Anglia ze Szkocją i Walią skacze w roku 1936 na 45,7

miliona mieszkańców, cała Europa na 528, a wszystek świat na 2095 milionów. Dziś posiada ziemia około dwóch miliardów czterystu milionów ludzi. Rocznik ONZ na rok 1949/50 wymienia 2 miliardy 378 milionów ludzi, w tym dla Europy 593, dla Azji 1254, Afryki 198, Ameryki 321, Oceanii 12. W porównaniu z rokiem 1920 wzrost ludności świata o 589 milionów ludzi*. Bliziutko stąd do granicy zaludnienia globu. Z tej granicy oczywiście można pokpiwać. „Często już zresztą próbowano określić granice, do

Dynamiczny wzrost liczby ludności w XX w. do poziomu szacowanego na 6 miliardów był konsekwencją coraz szybszego przyrostu o kolejne miliardy. Według danych publikowanych

31 Tamże, s. 631, 632.32 Tamże, s. 635.33 A. Krzyżanowski, Przedmowa do Prawa ludności Malthusa, dz. cyt., s. 38.

37

Page 29: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

przez Population Reference Bureau (strona internetowa http//www.prb.org), przekroczenie pierwszego miliarda ludności zanotowano około 1800 roku. Na końcu XIX w. stan liczebny populacji wynosił 1,7 mld, a około 1930 r.- 2 mld. Kolejny, trzeci miliard był dodany do istniejącego stanu w 1960 r„ czwarty- w 14 lat później (tj. w 1974 r.), a piąty - po 13 latach (tj. w 1987 r.). Przekroczenie stanu 6 miliardów ogłoszono w październiku 1999 r„ czyli po upływie kolejnych 12 lat. Notowany wzrost był - przede wszystkim - rezultatem znaczącego spadku umieralności w krajach rozwijających się po 1950 r., przy jednoczesnym zachowaniu współczynników urodzeń na wysokim poziomie.

W połowie 2003 r. liczbę ludności świata określano na 6,314 mld, z tej liczby 1,202 mld osób zamieszkiwało w krajach rozwiniętych, a 5,112 mld - w krajach rozwijających się, w tym 1,289 mld przypadało na Chiny. Liczba ludności w Azji, łącznie z Chinami, wyniosła 3,831 mld, w Afryce - 861 min, w Europie - 727 min, w Ameryce Łacińskiej i na Karaibach - 540 min, a w Ameryce Północnej - 323 min, w Oceanii - 32 min. W wyrażeniu względnym, mieszkańcy najbogatszej pod względem ludnościowym Azji stanowili 60,7% ogólnej liczby ludności mieszkańców globu; udział Afryki wyniósł 13,6%, Europy - 11,5%, Ameryki Łacińskiej i Karaibów - 8,6%, Ameryki Północnej - 5,1%, a Oceanii - 0,5%.

Jeśli chodzi o perspektywę dalszego rozwoju ludnościowego w kolejnych latach obecnego stulecia, według prognoz ONZ w r. 2025 liczba mieszkańców globu wyniesie 7,937 mld, a w połowie XXI w. - 9,198 mld. Zatem tempo wzrostu zaludnienia świata ulega wyraźnemu osłabieniu, przy tym różnice notowane w dynamice zmian na poszczególnych kontynentach prowadzą do systematycznych zmian proporcji podziału ogólnego potencjału ludnościowego na Afrykę, Amerykę, Azję, Europę i Oceanię,

jakich ziemia może rozwinąć swą zdolność wyżywienia ludzi, aby odpowiednio do tego określić najwyższą kwotę ludności, jaka się może utrzymać na globie, ale ogromne różnice między tymi obliczeniami wskazują na to, jak mało są one możliwe"26. Lecz poznajmy jeden z tych horoskopów. „Jeżeli - czyniono tę uwagę w roku 1938 - przyjmiemy przyrost ludności taki w przybliżeniu, jaki obserwujemy obecnie, to jest około 1% rocznie, to za lat zaledwie 160 mielibyśmy około 10 miliardów ludności - co dziś uważa się za najwyższą realnie możliwą granicę zaludnienia - za lat 1100 na każdego mieszkańca przypadłby jeden metr kwadratowy powierzchni, miejsce tylko stojące - standing room only - według wyrażenia jednego z badaczy amerykańskich; po dalszych 2000 lat waga ludzkości dorównałaby wadze kuli ziemskiej. Przyjmując powolniejsze tempo przyrostu, oddalilibyśmy te daty, ale każdy nawet najpowolniejszy, byle stały przyrost, musi doprowadzić do kresu w terminie stosunkowo niedalekim"27.

Gdy tedy w XVIII wieku wisiała nad światem potrzeba planowania liczby ludzi, a w wieku XIX zyskiwała na popularności teoretycznej, to w wieku XX zamienia się w konieczność. Standing room only jest rachunkiem

Page 30: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

odpowiednie liczby zawiera poniższe zestawienie (dane w procentach ogółu ludności świata):Wyszczególnienie Lata

1950 2000 2025 2050Świat ogółem 100,0 100,0 100,0 100,0Afryka 8,9 13,1 17,1 20,5Ameryka Północna 6,8 5,2 4,8 5,0

Ameryka Łacińska i Karaiby 6,6 8,6 8,8 8,6Azja 55,5 60,6 60,2 58,2Europa 21,7 12,0 8,6 7,2Oceania 0,5 0,5 0,5 0,5

Źródło: World Population Prospects: The 2000 Revision, Vol. II: The Sex and Age Distribution of Populations, UN, Nowy Jork 2002.

Warto jednocześnie pamiętać, że oficjalne prognozy demograficzne niejednokrotnie przewidują znacznie wyższy wzrost ludności, niż ten, który następuje rzeczywiście. Ponadto niektóre kraje mogą podawać znacznie zawyżoną liczbę ludności, pozwalającą uzyskać wyższe subwencje od organizacji

międzynarodowych. Uważa się, że dotyczy to np. Chin. Por. ks. M. Schooynas, Odpowiedzi w dyskusji, w: abp K. Majdański, ks. M. Schooyans, J. Kłys, „Arena bitwy o życie". Aktualna sytuacja

demograficzna w świecie i w Polsce, Łomianki 2000, s. 75. (red.)26 P. Mombert, Bevölkerungslehre, w: Grundriss der Sozial Ökonomik, Tübingen 1923, s.

101.27 S. Szulc, Polityka ludnościowa ilościowa, w: Encyklopedia nauk politycznych, t. III,

Warszawa 1938, s. 776.

39

Page 31: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

za nieograniczone rozmnażanie się. Wygląda on, co prawda, inaczej niż u Malthusa, ale nie mniej wyraźnie. Nic dziwnego, że wraz z tym puka, tak natrętnie jak nigdy, do coraz większej liczby małżeństw i rządów na globie idea planowania zaludnienia. I nic szczególnego, że rozszerza się ona na myśl o planowaniu zaludnienia miast, wsi, ba, całej planety. Wzmożone zaludnienie ziemi i nasilenie planowania ludzi zazębiają się tak, iż nic nie zdoła ich rozłączyć w nadchodzącym świecie, zarówno gdy będziemy rośli dalej ludnościowo, jak i w wypadku, gdybyśmy mieli maleć lub zastygnąć w swej liczbie. Planowanie zaludnienia, to jedna z cech nadchodzącego świata, a wyrasta na jedno z generalnych zadań przyszłości, tak w XX wieku, jak w kilku co najmniej wiekach następnych*. Już to samo mówi o nieprawdopodobnej jego wadze.

Niewyczerpalny przy tym wyłania się zakres trudności i zagadnień z zadaniem tym związanych, które dają się we znaki na razie przede wszystkim nieomal każdemu z płodnych małżeństw na ziemi, a więc - w sumie - w nieprzeliczonej liczbie wypadków. I właśnie ta osobista, prywatna konieczność, jakże często ze wszech miar umotywowana, reklamowała najsilniej, reklamuje i zawsze reklamować będzie malthusową ideę planowania dzieci. Może nie być planowania zaludnienia przez państwo, ale będzie planowanie dzieci przez rodziny. Dlaczego? Z tej prostej racji, że nawet wtedy, gdy państwu czy światu może być daleko do przeludnienia, to katastrofalny nadmiar ludzi może grozić rodzinie, a jeśli nie nadmiar, to inne z tego powodu nieszczęścia.

Dla państwa i świata, na przykład, może być obojętne, czy jakaś grupa kobiet co roku nadwątli swe zdrowie z powodu nowej ciąży o typie szkodliwym dla zdrowia matki34, ale to nadwerężenie organizmu matki może się zaznaczyć dramatem w rodzinie.

34przynajmniej u ssaków, osiągają pełnię rozwoju dopiero po jednej lub kilku ciążach. Kobiety bezdzietne są gorzej zrównoważone i bardziej nerwowe od innych. Słowem obecność płodu działa głęboko na kobietę (...). Nie docenia się na ogół wagi, jaką przedstawia dla kobiety funkcja rozrodcza. Funkcja ta jest nieodzowna dla jej pełnego rozkwitu. Toteż absurdem jest odwodzenie kobiety od macierzyństwa" (A. Carrel, Człowiek istota nieznana, Biblioteka Wiedzy, t. 32, Warszawa b. r. w., s. 76).

Wstęp

Page 32: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Źródła kariery wielkiego pesymisty 41

W państwie i świecie nic szczególnego się nie stanie, jeśli ta lub owa matka umrze z powodu komplikacji porodowych, bądź gdy zginie z tej okazji jej dziecko przychodzące na świat, czy jeszcze w łonie; jednak w rodzinie będą to wypadki śmierci, co prawda wobec postępów medycyny już dziś wielce rzadkie, a coraz rzadsze na przyszłość w miarę rozwoju ginekologii i położnictwa, wszakże w rodzinie są to nieszczęścia bardzo wielkie, bo są to zgony.

A rodzina to również świat i również państwo: tyle tylko, że najmniejszy ze światów i najdrobniejsze państwo; lecz choć tak małe, to przecież0 najsilniejszej odczuwalności cierpienia. Zresztą: nie tylko cierpienia. Bo rodzina, to teren o największych możliwościach dla przeżyć uczuciowych, w granicach: od maksimum szczęścia do maksimum bólu. Dom rodzinny, prywatne państwo każdego z nas, właśnie dlatego że teren to tak niezmiernie osobisty, stąd tak krańcowo odczuwalny, bliski, tak absolutnie nasz.

Łącznie z potrzebą planowania ludności nadchodziła konieczność planowania pewnych działów życia dla potrzeb zaludnienia. Nie było to w zasadzie nic nowego, ponieważ ten rodzaj zapobiegliwości - jak1 samo planowanie zaludnienia, co jeszcze później poruszymy - nie obcy był dawniejszej ludzkości. Praktykowała go ona nawet, w pewnym sensie, od samych swych początków: zawsze przecież, co czynił człowiek, skupiało się przede wszystkim wokół zaspokajania konieczności życiowych pierwszej potrzeby. Ale te z zabiegów, które zawsze w sposób szczególny chroniły ilość ludzi i ich jakość fizyczną, zaczęły teraz rozrastać się do nieznanych przedtem rozmiarów i to nie tylko jako działy specjalnych zadań społecznych, lecz i jako gałęzie nowych zgoła nauk, krzewiąc się wraz ze wzrostem zaludnienia i komplikowaniem się z tego powodu życia. Choć jednak olbrzymia jest już na ten temat literatura tak naukowa, jak i publicystyczna, zwłaszcza na Zachodzie, to ciągle jeszcze, rzecz dziwna, ząbkuje, a raczej wstydliwie jest omijany jeden z tego zakresu dział wiedzy - jakość moralna planowania, jego zgodność z prawem natury. I, rzecz

Page 33: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Wstęp

szczególna, ciągle całokształt nauk o populacji utrzymywany bywa w tonacji minorowej, tak bliskiej słuchowi Malthusa.

Skąd ten smętek? Czy budzi go przerażający swą wymową „ciąg geo-metryczny" Malthusa? czy może perspektywa standing room only?

Nieporównanie silniej dręczy inne pytanie: co sama idea planowania niesie gatunkowi Homo sapiens? Problematyczna bowiem wydawałaby się nam przyszłość takiego gatunku ze świata fauny, o którym dowiedzielibyśmy się, że zastanawia się, czy się rozradzać i na ile się rozradzać. Wszak refleksja taka jest bliska hamletowskiej myśli: to be, or not to be? Czy być? Czy istnieć?

Myśli hamletowskiej czy samobójczej? Gdy tak postawić pytanie, odsłania się cała groza idei planowania. A pesymizm taki, to nie nowość XX wieku. W ciągu niezmierzonych stuleci gatunek homo balansował w granicach od minimum ludzi do maksimum możliwości wymarcia, jak się temu w specjalnych rozdziałach niebawem przyjrzymy: tak iż zda się, największym cudem jest to, że człowiek mimo wszystko przewegetował tyle czasów. „Mimo wszystko"? Nie. Wyraźmy się ściślej: mimo że przynajmniej od stu tysięcy lat olbrzymia część ludzkości planuje swe zaludnienie.

Choć przyznać należy, iż urok tej niesamowitej idei jest porywający, nawet gdy nie ma obaw o przeludnienie, jak i wówczas, gdy istnieje słuszny lęk przed wymarciem i planować trzeba więcej ludzi; nie mówiąc o tym, że przemawia za nią, zwłaszcza w rodzinach, niewyczerpalna ilość racji, a na dalszą metę czasów w państwach i świecie - konieczności bezwzględnych. Czyżby wobec tego nie można było wyprać tej idei z pierwiastka samobójczego i dopiero tak oczyszczoną posłużyć się dla postępu i szczęścia człowieka35? Oto problem! Wydaje się, że jest on ze wszystkich zagadnień związanych z ideą planowania ludności najważniejszy, choć przez fachowców najmniej poruszany. Jakość planowania - a nie tylko tak często podkreślana przez eugenistów jakość planowanego człowieka - decyduje o wartości samego procesu planowania, a jeśli tak bywa przy planowaniu każdej dziedziny życia, to cóż dopiero, gdy się planuje człowieka!

35 Taki cel przyświecał Malthusowi w tej mierze, że jeden i drugi wyraz (postęp, szczęście) znajdujemy w tytułach jego dzieł: pierwszy na okładce z roku 1798, drugi - 1803.

42

Page 34: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Źródła kariery wielkiego pesymisty 41

Ale jakość planowania decyduje o czymś więcej: o samym planującym, o jego jakości. A planujący już żyje, już więc stanowi o rzeczywistości, już jej oblicze wykuwa. I w ten to bagaż rzeczywistości wejdzie człowiek

Page 35: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Źródła kariery wielkiego pesymisty 42

dopiero planowany: bo nie będzie się przecież w żaden sposób mógł oderwać od dziedzictwa, pozostawionego przez poprzedników nawet w nim samym.

Życie ludzkie składa się stale z dwu sprzęgieł: z osób, co już są, i z osób, co z nich się urodzą. Kto wie, czy nie ważniejsi są zawsze ci, którzy już są, już żyją, działają, są małżonkami, skoro od nich zależy bagaż, jaki po nich odziedziczą ci, którzy dopiero będą. Jakość planowania, dobra jakość, dobrze wykonywane planowanie czyni chociaż o tyle planującego wartościowym, że planuje on dobrze przyszłość, że należycie się do niej nastawia, to znaczy, że tym samym w prawidłowy sposób nastawia, modeluje siebie, teraźniejszość, swą własną postawę wobec życia: że we właściwy sposób rzeźbi rzeczywistość, którą trzyma w dłoniach. Dobra tedy jakość planowania potomstwa czyni w pewien sposób eugenicznymi nie dopiero potomków, ale już rodziców planujących, czyni eugenicznymi - o tyle o ile - te pokolenia, które już tkwią w życiu, przyśpiesza jakby proces eu- geniczny o jedno pokolenie.

Wydaje się nawet, że eugenika ludzi teraźniejszych jest ważniejsza od eugeniczności potomstwa; że zależy ona głównie od tego, jak planujemy swe dzieci; i że tylko takie stanowisko zapewnia zarazem maksymalną wydajność zabiegom o eugenikę przyszłych pokoleń. Eugenika najbardziej realna, to eugenika nie dzieci, a rodziców.

Możliwe nawet, że to, jak człowiek planuje dzieci, decyduje o tym, jak w zasadniczych zrębach planuje wszystko pozostałe: czy do góry głowę, czy zgodnie z prawami natury. Jeżeli jakość człowieka jest naprawdę najważniejsza, to istotna jest również i jakość, której nabywa człowiek, gdy we właściwy sposób wykonywa planowanie dzieci.

Na czym polega jakość tego planowania?

Page 36: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Nauka już dziś wysuwa pewne maksima wymagań w tym względzie, ale musi też istnieć jakieś minimum, dostępne dla każdego. Minimum to powinno by być w takim razie niesłychanie proste, właśnie by być powszechnie dostępnym, i zakreślone przez samą naturę. Ale i przez rozum. Bo rozum wskazuje na konieczność planowania. Owo minimum tedy stanowiłoby owoc współdziałania rozumu i instynktu. Minimum to powinno by w rezultacie planowania ludności wskazywać takie rozwiązania, które z jednej strony ustrzegłyby rodziny, państwa i świat od katastrof populacyjnych, a z drugiej strony zdołałyby ocalić instynkt rozrodczy od zwyrodnień. Rozum oraz instynkt współdziałałyby z sobą, tak że wyzwalałyby pełnię żywotności z gatunku Homo sapiens, zapewniając rozumowi witalność nie naruszoną, instynktowi - naturalność, a kulturze - wiecznie świeżą gotowość do nowych startów. Rozwiązanie problemu w tej płaszczyźnie, oto zadanie tej książki.

Byłoby przy tym szczęśliwie, gdybyśmy znaleźli jedną generalną dla tej metody zasadę.

Ale czy wtedy nie będziemy odkrywali Ameryki? Bo czy przypadkiem nie natrafiamy na ślad poszukiwanej zasady wśród jednej z rad Malthusa, nieśmiało, niejako w kącie przez niego postawionej, a najmniej docenianej przez specjalistów-ludnościowców, kompletnie zaś zignorowanej przez neomaltuzjan? Czyżby zatem i pod tym względem Malthus był wieczny?!

Aby jednak odpowiedzieć, na czym polega tajemnica twórczej regulacji ludności, wpierw musimy się przyjrzeć historii takiego planowania poprzez całe dzieje ludzkie, przedtem zaś jeszcze uzupełnić malthusowe „prawo ludności" pewnymi spostrzeżeniami.

CZĘŚĆ PIERWSZA CZY Z

POWROTEM DO MALTHUSA?

ROZDZIAŁ I POPŁOCH LUDNOŚCIOWY

W pierwszym zaraz wydaniu Rozprawy Malthus powiada:„Czyż więc uważny badacz dziejów nie musi stwierdzić, że w k a ż d y m

o k r e s i e i w k a ż d y m k r a j u , w którym człowiek żył, czy obecnie żyje, środki utrzymania ograniczają z konieczności wzrost zaludnienia; ludność niechybnie wzrasta, gdy rośnie ilość środków utrzymania; nędza i występek hamują większą siłę wzrostu ludności i utrzymują ilość zaludnienia r ó w n ą i l o ś c i ś r o d k ó w u t r z y m a n i a " (nasze podkreślenia).

A znów w II rozdziale drugiego wydania czytamy:„Stała dążność do wzrostu ilości zaludnienia, którą znajdujemy w każdym,

nawet najbardziej występnym społeczeństwie, przyczynia się do silniejszego wzrostu ludności, niż ilość środków utrzymania" (i tu także my podkreślamy).

Czy rzeczywiście opinie te potwierdzają się „w każdym okresie i w każdym kraju"? Czy wyłącznie „nędza i występek hamują większą siłę wzrostu ludności"? I czy naprawdę „w każdym, nawet najbardziej występnym społeczeństwie", „znajdujemy stałą dążność do silniejszego wzrostu ludności"?

Nie.Już na pierwszy rzut oka prawdy ludnościowe Malthusa wyglądają zbyt

mechanicznie. Tymczasem proces ludnościowy jest bardziej skomplikowany. Na przykład: wiele zjawisk ludnościowych inaczej przebiega w społeczeństwach rozradzających się bezmyślnie, a inaczej - w regulujących potomstwo. I co główna: nie mniej niebezpieczne, a raczej bez porównania szkodliwsze następstwa mogą pochodzić z regulacji, niż z katastrofalnych przeludnień.

44

Page 37: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Czyżby Malthus nie mógł oderwać wzroku od przeludnień, by dojrzeć te inne niebezpieczeństwa?

Z powodu tej jednostronności nie docenił wielodzietności rodzin i licznego zaludnienia w państwie. A przecież; jak to zobrazujemy w odpowiednich rozdziałach, dopiero po setkach tysięcy lat zmagań z własnym niedołęstwem i przyrodą dorobił się człowiek wielodzietnej rodziny, odchowującej więcej dzieci, i jakiego takiego zagęszczenia swego terytorium ludźmi, tak że okres trwania licznej rodziny i gęstego zaludnienia stanowi nikły ułamek czasu wobec całości ludzkich dziejów i szczytowy, jak dotychczas, etap w rozwoju ludnościowym człowieka. Po wtóre: planowanie zaludnienia, o co Malthus tak zajadle walczył, praktykuje się do dziś - jeśli nie od stu - dwustu tysięcy, to od dziesiątków tysięcy lat - nieomal wszędzie na ziemi. Wyjątek pod tym względem stanowi tylko Europa, w króciutkim zresztą okresie kilkunastu zaledwie wieków po Chrystusie, a przedtem - w nikłym wycinku Azji - Palestyna, w czasach, gdy zamieszkiwali ją starożytni Hebrajczycy.

Na marginesie dodajmy, że nie jest prawdą, jakoby najludniejsze kraje świata - Chiny i Indie - nie planowały w przeszłości i obecnie zaludnienia. I one parają się tym, tylko na swój sposób: „W Chinach do ostatniej chwili - a pisano tak w roku 1926 - wyrzucanie nowonarodzonych dzieci, zwłaszcza dziewcząt, uprawia się na wielką skalę. Czemu to przypisać? Winna temu, zauważa w jednym z listów znawca miejscowych stosunków, chińska filozofia, chiński zabobon i bieda. (...) Wiele jest zabobonów podtrzymujących ten niegodziwy zwyczaj zabijania lub wyrzucania na ulicę nowonarodzonego dziewczęcia. Skoro tylko przyjdzie na świat, zaraz pytają wróżbiarza, pod jaką urodziła się gwiazdą, złą czy dobrą. Odpowiedź wróżbity stanowi o losie dziecka. Jeżeli dobra gwiazda zaświeciła mu nad kolebką, pozostaje w domu, choćby rodzice byli najubożsi; jeśli pod złą, to i najbogatsi wyrzucają na ulicę lub odbierają życie niemowlęciu"36. „W Chinach ginie rocznie do czterech milionów dzieci. Wyrzucone z domu padają ofiarą" itd. - alarmowano na przedwojennych kongresach misyjnych całego świata. A snadź zjawisko trwało, bo prasa warszawska z dnia 26 IV 1950 doniosła: „Pekin. Pani Shih Liang, minister sprawiedliwości centralnego rządu ludowego, omówiła w wywiadzie prasowym zasady nowego prawa małżeńskiego. (...) Wprowadza ono bezwzględny zakaz praktykowanego dotychczas barbarzyńskiego zwyczaju mordowania noworodków"37. Dla Hindusa znów nie jest grzechem dzieciobójstwo, ani zabijanie córek3.

Gdyby tedy Europejczycy przeszli za radą Malthusa na planowanie dzieci, wróciliby zwyczajnie - do nader archaicznych tradycji. Pozytywna w tym nowość mogłaby polegać wyłącznie na tym, że zastosowaliby tę praktykę bardziej twórczo niż w dawnych epokach, a już, co najmniej, że uniknęliby epidemii w planowaniu zaludnienia. Groza tego niebezpieczeństwa polega na tym, że społeczeństwo, regulujące dzieci, przestaje naraz planować umiarkowanie i wymiera - bynajmniej nie z braku żywności, ale z planowania zbyt oszczędnej liczby dzieci.

Zachwianie takie może powstać w każdym punkcie dziejów: i podczas dobrobytu oraz wysokiej kultury, i na niższych stopniach gospodarki i umysłowego rozwoju. Psychoza ogarnia wtedy plemię, klasę lub cały naród, i społeczność ucieka od dzieci, a nawet od małżeństwa i naturalności w życiu płciowym. Zaczyna się popłoch ludnościowy. Jeszcze pół biedy, gdy przedtem

36 List z Chin, którego autor podaje dane za F. Aguirre, wikariuszem apostolskim z Fu- czou: Chiński rok tygrysi, „Misje Katolickie", Kraków, luty 1926, nr 2, s. 74 - 75.37 Zakaz nowego ministra był koniecznością, zauważmy jednak, że od zwyczaju do jego usunięcia daleka droga i samo ministerstwo sprawiedliwości, zwłaszcza w takim kra ju jak Chiny, to za mało, by w szybkim tempie wyrugować zwyczaj, który przynosi tyle pozornych wygód rodzicom zabijającym dzieci i rządowi, który to toleruje.

Page 38: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

nie planowano dzieci lub regulowano powściągliwie, bo społeczeństwo takie wykazuje pewną odporność na umyślne wymieranie, dłużej więc wymiera; lecz staje się ono nieomal bezsilne, gdy pokusa epidemicznego planowania napada na nie w trakcie rozległego regulowania potomstwa.

W mentalności Malthusa uderza to, że nie przestrzegał przed tą krań- cowością, jak również przed klęskami psychicznymi, kulturalnymi, go-spodarczymi i moralnymi, które towarzyszą nieodłącznie społecznościom staczającym się ku temu kresowi, a przynajmniej, że nie starał się z właściwą sobie pasją tak przerazić czytelnika apokaliptycznością tych plag, jak mizerią przeludnień. Tym więcej to dziwi, że żaden naród nie zginął z przeludnienia, natomiast z regulacji potomstwa skończył niejeden, i tym właśnie góruje przeludnienie nad wyludnieniem oraz bezmyślna, instynktowna płodność - nad regulowaną.

Ponadto, prawdziwie katastrofalnych przeludnień nie zna historia, a poziomu moralności w przeludnionych dziś Chinach, Indiach, Japonii, Belgii, Holandii, Jawie czy Egipcie - nikt nie ośmieli się tłumaczyć ogrom-

46

Page 39: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

47 Część I. Czy z powrotem do Malthusa?

ną tam gęstością zaludnienia. Tak, jak nikt nie uważa społeczeństw tych krajów specjalnie za niemoralne. Przeciwnie: Indie i Japonia - wśród narodów Azji, a Holandia - w Europie - uchodzą za czołowe pod względem praktykowanej moralności społeczeństwa*. Kto jak kto, ale ideolog planowego zaludniania powinien był uwypuklić te rodzaje zła, które grożą społeczeństwom regulującym, zwłaszcza autor tak przewidujący, tak wrażliwy na klęski i w tej mierze skłonny do oglądania ich skutków w całej potworności. Tymczasem Malthus sugeruje w sposób przemożny konieczność planowania zaludnienia, lecz nie mówi, co dalej: jakby przede wszystkim obchodziły go warunki dla ludzi, głównie żywność, a nie człowiek, i jakby nade wszystko bał się jednego kataklizmu: by nie było zbyt wielu ludzi.

Tę jednostronność, tyle że wybujałą do zaślepienia, przejęli neomaltu- zjanie. Dlatego w niespełna sto lat od śmierci Malthusa (1834) nie przeludnienie, ale wyludnienie zaczęło grozić Europie. Rodzice bowiem europejscy, przeszedłszy beztrosko na regulację potomstwa, z całą łapczywością jęli się epidemicznego oszczędzania na dzieciach, planując raczej warunki dla dzieci niż same dzieci.

Psychoza szerzyła się jak płomień, bo pasowała do odmiennego niż dotychczas światopoglądu Europejczyka XIX i XX wieku, którego wyobraźnię rozpieszczano w tych właśnie czasach ideą wygodnego za wszelką cenę życia. Raj przecież planowano teraz na ziemi. I rzeczywiście, Europejczyk odtąd coraz mniej umie żyć, coraz więcej potrafi używać. Raj bowiem planowano prymitywnie: bez trudności życiowych, w dodatku - coraz kompletniej bez dyscypliny w życiu seksualnym małżeńskim i pozamał- żeńskim. Człowiek o tak osłabionej kulturze panowania nad sobą stawał się coraz mniej skłonny do morał restraint: do praktykowania wstrzemięźliwości. Owszem, wstrzemięźliwość i dzieci urastały w jego oczach do dwu największych przeszkód na drodze do raju, a wręcz potwornością wydawały się mu wielodzietność w rodzinie i przeludnienie w państwie.

Przeszkody te drażniły go tym dotkliwiej, że jakby na przekór w tych właśnie czasach wielodzietność w rodzinie i silny przyrost ludności sta-

" Warto przypomnieć, że oceny te zostały sformułowane w połowie XX w. Jednak na początku XXI w. uznawanie Holandii za kraj czołowy pod względem praktykowanej przez społeczeństwo moralności, byłoby nieporozumieniem, skoro jest to kraj, w których zalegalizowano aborcję, eutanazję, a w ostatnim okresie również związki homoseksualne. (red.)

Page 40: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

51

wały się po raz pierwszy w historii globu realniejsze niż kiedykolwiek i groziły wdarciem się do każdego prawie małżeństwa płodnego, a do wszystkich bez wyjątku państw.

Z jakich przyczyn, nadmienialiśmy.Zobaczmy jedną z nich bardziej z bliska.Przede wszystkim okazało się, że nie tyle prokreacja i rosnąca produkcja

powoduje wzrost ludności, ile medycyna.Gdy na przykład dawniej mnóstwo dzieci przychodziło na świat i wiele z nich

marło, to w nowej nadchodzącej ludzkości - coraz więcej tych dzieci miało żyć: ponieważ doskonaliły się metody lecznicze i warunki sanitarne. W kraju Jakutów, najmroźniejszej części Azji, u tamtejszych ludów pierwotnych marło w latach dwudziestych naszego stulecia około 60% dzieci, gdy mieszkającym tamże Rosjanom zabierała śmierć w tychże latach 29,9%; ale gdy według Wasilewskiej, lekarki z Jakutska, 71,3% Rosjanek rodziło przy pomocy położnych, to zaledwie 6,3% Jakutek wykorzystywało tę opiekę38. Nowoczesna medycyna miała jednak nie tylko pomagać olbrzymiemu procentowi dzieci poczętych w przychodzeniu na świat. Tym razem dzieci te miały żyć także jako ludzie dorośli. Bo higiena i lecznictwo szły naprzód, a gospodarka i organizacja międzynarodowej wymiany dóbr nie pozostawały w tyle. Owszem, zapewniały ustawiczny wzrost środków utrzymania pęczniejącym coraz bardziej w liczbę nowym pokoleniom.

Nastawał wraz z tym nowy typ wielodzietności: wielodzietności istniejącej wtedy, gdy rodzice nie mogą spekulować, że, na przykład, gdy wydadzą na świat dwanaścioro dzieci, to troje z nich umrze wkrótce po urodzeniu, a czworo zakończy życie w dzieciństwie. Zupełnie co innego znaczyło obecnie urodzenie dziesięciorga czy pięciorga dzieci w małżeństwie. Szczególniej, że na wsiach i w miasteczkach, nie mówiąc o wielkich środowiskach miejskich, ludzie bez własności stanowili coraz większy odsetek mieszkańców, oraz że coraz częściej pojawiał się tutaj niespotykany dawniej rodzaj ojca rodziny: bezrobotny.

A ilość bezrobotnych dochodziła w niektórych krajach podczas kryzysów gospodarczych do monstrualnych rozmiarów: w Niemczech, przed Hitlerem, do pięciu milionów; w USA w latach trzydziestych - do dziewięciu milionów. Kilkadziesiąt milionów bezrobotnych rejestrował w tym czasie we wszystkich krajach sam tylko przemysł. Przed rozpieszczonymi małżeństwami Europejczyków zaczął się tedy wyłaniać całkiem nowy obowiązek: wychowywania wszystkich urodzonych dzieci, bo nieomal każde miało żyć i dojść do wieku dojrzałego. Medycyna powiększała gwałtownie liczbę ludzi i mnożyła liczbę starców, tudzież przedłużała lata starości. Takiej roli medycyny nie przewidywał Malthus. Dostrzegał to raczej Condorcet.

W związku z tym nieoczekiwane zgoła perspektywy odsłaniały się również przed rządami państw nowoczesnych. Albowiem nowoczesny ułatwiony światopogląd nastawiał wyobraźnię polityków na administrowanie rajskimi społeczeństwami, tymczasem w dziedzinie ludnościowej powstawał nowy zupełnie rodzaj przyrostu naturalnego: gdy ludność tym szybciej się powiększa, im bardziej o nią dbać, bo mniej osób wtedy umiera; i gdy, choć ludność silnie rośnie liczebnie, to niekoniecznie sprowadza przez to katastrofalne przeludnienie, gdyż może rosnąć wraz ze wzrostem warunków gospodarczych.

Odmienny też nadchodził typ obywatela - wygodny, dobrze ubrany i odżywiony, długie lata kształcący się, minimalną zatem ilość czasu poświęcający na pracę produkcyjną, i coraz mniej chcący pracować, zwłaszcza ciężko, fizycznie, na roli, w hutach, kopalniach; natomiast żądny coraz bardziej używania

381.1. Mainow, Nasjelenje Jakutji, w: Jakutja, pr. zbiór., Leningrad 1927, s. 371.

Page 41: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

52

i coraz dłuższego życia. A prawie każde dziecko zapowiadało się na kandydata do starości, coraz dłuższej w miarę rozwoju higieny i dobrobytu. Wyżywić, wykształcić, zatrudnić, dać mieszkanie całej tej coraz wygodniejszej, coraz bardziej pęczniejącej w ilość ludności, procentowo coraz starszej wiekiem, a coraz bardziej łakomej na łatwiznę życiową - powstawało jako najzupełniej nowe, nie tyle może przeraźliwie trudne, co niemiłe i nieprawdopodobnie skomplikowane zadanie rządów. Zwłaszcza, że przyjmował się coraz powszechniej socjalistyczny system rządów, ustrój zaś ten ma tendencję zaspokajania - od góry, przez pieczę władz państwa - możliwie wszystkich potrzeb obywateli. Taki rząd z natury rzeczy nie lubi, by tych potrzeb było zbyt wiele: bo nikt nie znosi zbyt wiele pracy.

Ukazanie się w polu widzenia Europejczyka obu tych tytanicznych powinności - na terenie małżeństwa i państwa - było jednym z największych odkryć dla białego człowieka, najdziwniejszą i najbardziej odrażającą nowością.

Co prawda Europejczyk XIX i XX wieku łaknął nowości tak drapieżnie jak człowiek ani jednej dotąd epoki, wprost cierpiał na manię planowania nowego świata. Nigdy fantazje uczonych nie odrzucały tak niefrasobliwie dotychczasowego kształtu życia. Aliści planowano tylko wygodne nowe modele. „Nowy, wspaniały świat" miał być nade wszystko łatwym światem. Jakże tedy musiała przerażać takich planistów owa lawina dzieci, mająca przepełniać teraz rodziny i spadać na skorupę ziemską wraz z doskonaleniem się higieny i polepszaniem warunków bytowania! Widziano w tym jakby oblężenie świata przez nowych ludzi i drżano przed powtarzaniem się rytmicznie, rok w rok, takich najazdów młodości. Nie tyle więc już najścia specjalnie jakiegoś narodu się bano, nie głodu, występków i nędzy z powodu przeludnień, ile zbyt wielu dzieci w domu i zbyt wielu ludzi w państwie. Wszak liczba „zbyt wielu ludzi", nawet gdyby oni mieli żyć komfortowo, nie leżała w stylu czasów; owszem, przewracała ideały epoki. W nadmiarze dzieci widziano z tego powodu najeźdźcze hordy. Ba, nawet jedno jedyne, ale niewygodne, bo niezaplanowane dziecko zdolni byli uważać wygodniccy, zamożni, wystraszeni rodzice za członka takiej hordy we własnym domu. Nawet dziesiąta część dotychczasowego zaludnienia mogła się wydawać bojaźliwym, wygodnym planistom i kierowni-kom rządów, nazbyt uciążliwą przeszkodą do postępu, dobrobytu, szczęścia krajów i pokoju świata, choćby przewalało się w tychże państwach i świecie od wszelakich dóbr.

Nie śmiano kształtować wielodzietnego małżeństwa u siebie i wielodzietnego życia w kraju i świecie. Rysowano ponuro przyszłość życia międzynarodowego na przepełnionej ziemi. Odrzucano taki świat.

Tym bardziej, któryż naród europejskiego pochodzenia odważyłby się kusić o zdobycie kultury tak trudnej jak moral restraint: o regulację potomstwa z pomocą powściągliwości!

Zresztą, wszystkie te całkiem nowe zadania były na zbyt wielką miarę i bez jakichkolwiek z dawnych czasów wzorów do rozwiązywania ich zarówno w życiu rodzin, jak państw, nie mówiąc o wzorcu w skali ogólnoludzkiej, by miał podjąć je Europejczyk o kręgosłupie rozmiękczonym mirażem wyludnionego raczej świata, oczarowany dosytem szczęścia zanadto we dwoje, wyciętego jakby z jakiejś biblii neomaltuzjańskiej i jej raju bez dzieci. Bez „rośnijcie i mnóżcie się i zapełniajcie ziemię" (Rdz 1, 28)*. W każdym razie człowiek z wyjętym stosem pacierzowym hołdował pod-

Page 42: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

53

Cytaty ze Starego Testamentu są tu podawane przez Autora według tłumaczenia ks. J. Wujka TJ: Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, Wyd. Księży Jezuitów, Kraków 1935. Natomiast nazwy i skróty Ksiąg biblijnych podajemy aktualnie stosowane, tj. wg Biblii Tysiąclecia, (red.)

Page 43: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

51 Część I. Czy z powrotem do Malthusa?

skórnie przekonaniu, że im ludzi mniej, tym łatwiej żyć, a bądź co bądź, tym pewniej. U krańca rozwoju ludzkości w tym stylu miało, zda się, dojść do wyprodukowania dwojga tylko i takich ludzi, którzy wzajemnie się z sobą spotkać by się bali, choć już sami, jedni jedyni, zamieszkiwaliby naszą planetę.

Oto jak w gruncie rzeczy człowiek boi się człowieka, nawet rodzice - dzieci! A nic tak tego mankamentu naszej psychiki nie zdemaskowało i nie demaskuje, jak neomaltuzjanizm.

Oto jak rozum potrafi przegryźć instynkt, gdy rozum za mało instynktownie zastanawia się nad celowością instynktu!

Kto wie, czy ruszylibyśmy ręką lub nogą, gdyby nie inspirowały, nie pchały nas instynkty. Skamienielibyśmy od samego rozumu. Współpraca instynktów i rozumu, to tajemnica witalności człowieka i żywotności mózgu. Postępowanie zbyt rozumne nie jest mądre. Postępowanie zbyt instynktowne jest za głupie. Doprawdy można tak skrzywić człowieka, by najbardziej bał się ludzi. By rodzące się dziecko traktował jakby nowe, o niepokojącym biegu, ciało niebieskie, a nieco więcej tych dzieci by zakłócało w jego oczach bieg gwiazd, gwiazdozbiorów i całości galaktycznego układu w astronomicznym wszechświecie rodzaju ludzkiego; ba, by zdaniem strachliwca wywoływało kataklizmy i koniec świata wygody w jego, strachliwca, osobistym życiu.

Może nigdzie tak jak na terenie rozrodczości ludzkiej nie okazuje się, jakim w rzeczy samej człowiek jest konserwatystą. Jak bardzo lękamy się prawdziwych nowości, bo niespodzianych najzupełniej. A jeśli je przyjmujemy, to jako zło konieczne lub jak pioruny z jasnego nieba: jak nowe dziecko. Jeśli zaś tak nieufny jest człowiek wobec grozy najazdu dzieci, to cóż powiedzieć o stosunku do nowości na innych terenach!

Zwiastunem tej neurastenii, powiedzmy łagodniej - tego napięcia w psychice europejskiej - był Malthus.

Nerwowości czy konserwatyzmu? czy też nerwowości właściwej kon-serwatyzmowi? Jakkolwiek bądź odpowiedziałoby się na to, pedagogikę Malthusa cechuje czytana między wierszami jego książki rada: Ostrożnie z ludźmi! Najostrożniej z dziećmi! Nigdy dość ostrożności z prokreacją!

Nerwowość tę, co prawda, określiliśmy jako cechę stałą człowieka. Atoli można ją temperować, by nie przechodziła w neurastenię. Aczkolwiek nadspodziewanie wiele osób woli, by stawała się u nich histerią: bo wpadają w popłoch przed dziećmi. Odwaga tedy wyglądałaby na generalny sprawdzian zdrowia. Odwaga na myśl o nowym dziecku. Odwaga czy prostota? Czy równowaga nerwów? Zatem odwaga czy zdrowy system nerwowy? Czy odwaga, zdrowe nerwy i prostota razem?

Byłoby tedy trafne to, co mówiliśmy o dwu typach ludzi odpornych na „kompleks Malthusa".

W drżączkę przed dziećmi wpada się na ogół dopiero, gdy sobie uświadomić, że można planować potomstwo. To odkrycie wyprowadza z równowagi, jak powiedzieliśmy, nieprzebrane mnóstwo osób. Rzadko kto umie korzystać z autonomii w dziedzinie rozradzania się. Wyobraźmy sobie, co zaczęłoby się dziać w świecie fauny i flory, gdyby drzewa i zwierzęta uświadomiły sobie, że mogą się rozradzać lub nie i że to od nich zależy. Takiego właśnie odkrycia dokonał Europejczyk ostatnich dwu wieków. Horyzonty, które przed nim otworzył Kolumb i Kopernik nie zachwiały ani w części tak jego systemem nerwowym. Człowiek, który został przez Kogoś pomyślany, zaczął od tego czasu być tym Kimś niejako sam.

Page 44: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

52 Część I. Czy z powrotem do Malthusa?

Ale i opanowania swych dążności prokreacyjnych łatwiej też dopiero wtedy nabyć, gdy sobie uświadomić, że można rozradzać się lub nie. Przeto niezdawanie sobie sprawy, że w mocy naszej leży regulowanie potomstwa, naiwność w tej materii, rozradzanie się niejako w półśnie - tłumi w człowieku obie te krańcowości: dodatnią - opanowanie instynktu seksualnego lub ujemną - wybuch popłochu przed dziećmi.

Popłoch taki, niestety, jest okazją do największej chyba liczbowo selekcji biologicznej: do nagłego wymierania olbrzymich mas ludzkich nie chcących się rozradzać lub przesadnie ostrożnie regulujących potomstwo. Z tego powodu głośny eugenik i ginekolog neomaltuzjański Alfred Grotjahn, socjalista, Niemiec, nawołuje już w roku 1926 do „wyrobienia przeciwnych poglądów" u rodziców i o „dojście tych poglądów do świadomości moralnej mężów i żon"39.

„Zdrowe stosunki społeczne - powiada Grotjahn - jedynie wtedy są możliwe, gdy istnienie społeczeństwa jest trwale zapewnione". Toteż „na szczególnie silne podkreślenie zasługuje fakt, że wydawanie na świat silnego i licznego potomstwa jest po prostu najważniejszym obowiązkiem narodowym" i to w tej mierze, iż „złe warunki gospodarcze nie upoważniają nikogo do usuwania się od tego obowiązku". Jedno tylko - wyświetla tenże uczony - zwalnia od obowiązku rozrodu, mianowicie „oznaki znaczniejszego obciążenia dziedzicznego"40.

Nie można zaprzeczyć, że ludność europejska ciągle jeszcze rośnie w liczbę, ale to „rośnie" oznacza raczej tyle, co „nie wymiera". I oznacza poza tym coś jeszcze gorszego. Bo jeśli dotychczas zgony nie przewyższają urodzeń, to głównie dzięki temu, że w dalszym ciągu spada śmiertelność, a po wtóre dlatego, że w coraz liczniejszych krajach podtrzymuje się dzietność sztucznie: za pomocą specjalnej opieki rządów, samorządów i stowarzyszeń, łożących w te wysiłki coraz większe fundusze i angażujących w te zadania rosnący ciągle kapitał pracy. Bez tych „szczudeł" Europa staczałaby się już ku wymarciu i tym między innymi różni się ta Europa od dawniejszej, średniowiecznej i nowożytnej, że tamta doskonale się obywała bez takich podpór - nie jeno, by trwać biologicznie, ale i by rosnąć, krzewić się ludnościowo i to bujniej niż jakakolwiek, kiedykolwiek strona świata.

Atoli hamować śmiertelności nie można bez granic. Powiększać zaś opiekę nad rodziną ze strony państwa i stowarzyszeń wraz z samorządami - można tylko w miarę wzrostu dóbr produkcyjnych, które z kolei zależą głównie od ilości młodych ludzi, bo ci posiadają najwięcej sił do wytwarzania nowych towarów, nowych maszyn i żywności. Ale i sama polityka propopulacyjna państwa zależy od ilości ludzi, jakimi państwo dysponuje; zbyt wielki bowiem procent zaludnienia nie może być więziony w sprawowaniu opieki nad dzieckiem, matką i rodziną. Co się stanie, gdy zmniejszać śmiertelności już nieomal nie będzie można, a małżeństwa, choć otoczone największą możliwie opieką, nie zechcą mieć dzieci lub wydawać ich będą na świat za mało? Albo: z kogo państwo będzie miało organizować pomoc dla matki, dziecka i rodziny, gdy będzie za mało ludzi do produkcji?

Takiemu obrotowi rzeczy warto się przyjrzeć, bo niekoniecznie są to możliwości nie z tego świata.

39 A. Grotjahn, Higiena ludzkiego rozrodu, zarys praktycznej eugeniki, Warszawa 1930, s. 190.

40 Tamże.S. Fogelson, Historia zaludnienia świata, dz. cyt., s. 641, 643; „Population Index", July 1949,

dz. cyt., s. 270-272; Rocznik statystyczny 1949, dz. cyt., s. 263.

Page 45: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

53 Część I. Czy z powrotem do Malthusa?

ROZDZIAŁ II DRUGI BIEGUN ZJAWISK POPULACYJNYCH

Urodzenia Europy w latach 1801-1820 wynoszą 38,5%o i najprawdopodobniej analogicznie się kształtowały w ciągu kilkunastu poprzednich wieków w naszej części świata, gdy nie regulowano potomstwa.

Na tym samym nieomal poziomie utrzymują się i później do końca XIX wieku, gdyż w tymże stuleciu dopiero jeden odłam mas ludowych- na zachodzie i północy Europy - świadomie rodzi, drugi natomiast - na południu i wschodzie - jeszcze o tym sposobie nie wie. Mając zaś w tym czasie coraz dogodniejsze warunki bytowania, rozradza się teraz tym optymistyczniej, tak iż pokrywa braki urodzeń północnych i zachodnich pobratymców. Toteż urodzenia całej Europy w latach 1891-1900 liczą 37,0%o'.

Oczywiście, różnice w stopie urodzeń poszczególnych wówczas krajów nie tłumaczą się tylko przejściem szeregu z nich na świadome dawanie życia. Proces jest bardziej złożony.

Nikt na przykład nie posądzi Irlandii z końca XIX wieku o masowy neomaltuzjanizm, a jednak, gdy w Polsce w latach 1896-1902 rodzi się 43,6%o, w Bułgarii w roku 1900 47,7%o, to w Irlandii w tymże roku 1900 mamy zaledwie 23,2%o

urodzeń41. Atoli któż zaprzeczy, że nie co innego, tylko planowanie potomstwa odegrało i gra nadal przytłaczającą rolę w zmniejszaniu się urodzeń Europy XIX i XX stulecia?

Największy rozmach populacyjny w postaci urodzeń, tak w Europie, jak wśród wszystkich cywilizowanych państw ziemi, notuje statystyka- na krótko przed ogólnym w naszej części świata spadkiem urodzeń - w Rosji: bo około 50%o urodzeń, a w niektórych guberniach środkowej Rosji i Ukrainy nawet z górą 60%o. Potem wulkan ludnościowy przygasa nawet na wschodzie Europy. W latach 1936-37 przychodzi na świat w Europie, bez ZSRR, zaledwie 20,2%o. Krzywa urodzeń spada wtedy najniżej w Austrii: 12,9%o, a najwyższy swój punkt ma w Rumunii: 31,2%o42.

Okres drugiej wojny światowej wzmógł urodzenia w większości krajów europejskiego kręgu kulturalnego, a więc i poza naszą częścią świata. Lecz na krótko. I nie przewiduje się ich wzrostu.

W roku 1947 najwięcej urodzeń spośród państw europejskich, bez ZSRR, wykazują Holandia i Finlandia: 27,8%o; najmniej Belgia: 17,8%o oraz brytyjska i francuska strefa Niemiec: 15,7%o - pierwsza; 15,4%o - druga. Rumunia z roku 1947:

22,4%o; Irlandia: 23,l%o; Bułgaria: 24%o; Polska: 26,0%o. Ale już w 1948 rodzi Holandia 25,3%o, Irlandia 21,9%o; Polska 29,0%o. Nieomal wszędzie spadek4*.

A śmiertelność?Po raz pierwszy w historii rodzaju ludzkiego ilość zgonów maleje w

niespotykanej nigdy mierze. Jednak w szeregu krajów dociera już do optimum, możliwego we współczesnych warunkach higieny.

Najwydatniej kurczy się śmiertelność niemowląt. Gdy w trzeciej ćwierci ubiegłego stulecia w niektórych guberniach Rosji i okręgach Bawarii południowej dochodzi do 40 zgonów niemowląt na każde 100 żywo narodzonych dzieci, to w latach 1931-35 najwyższą stopę zgonów w Europie notują Węgry i wynosi tam ona 15,7%. Najniższą w tym czasie śmiertelnością niemowląt szczycą się Holandia i Norwegia: 4,5%.

41 S. Szulc, Zagadnienia demograficzne Polski, Warszawa 1936, s. 30, 55.42 S. Szulc, Ruch naturalny ludności, dz. cyt., s. 704, 705.

Page 46: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rok 1947 obrazuje dalszy postęp. Najniższe cyfry zgonów niemowląt wynoszą w tym roku: w Danii 4%; w Szwajcarii 3,9%; w Holandii 3,4%; w Szwecji 2,5%, osiągając tu swoje minimum światowe. Poza Europą w roku 1947 - Kanada ma 4,5%; Południowa Afryka: 3,5%; USA: 3,2%; Nowa Zelandia: 3%; Australia: 2,9%; Rumunia: 19,9% - najwyższa ze znanych w tym roku w świecie. Palestyna - Izrael w roku 1946 - 3,2%43*.

A oto, jak topnieją zgony w ogóle.

43 S. Szulc, Ruch naturalny ludności, dz. cyt., s. 718. „Population Index", July 1949, dz. cyt., s. 276-277.W odróżnieniu od procentowego ujęcia współczynnika zgonów niemowląt przez Autora, obecnie jest on zwykle prezentowany w promilach; oznacza zatem liczbę zgonów niemowląt w przeliczeniu na 1000

urodzeń żywych. Pomijając sprawę liczbowego wyrażenia, druga połowa XX wieku była okresem znaczącego postępu w redukcji zgonów niemowląt. Poziom współczynnika zmniejszył się kilkakrotnie, a w niektórych krajach nawet kilkunastokrotnie. W Europie ogółem w roku 2002 na 1000 niemowląt umierało przeciętnie 8; w poszczególnych krajach poziom współczynnika wahał się od minimalnego 2,7%o w Islandii do 18,4%o w Rumunii. Rumunia zatem nadal przewyższa inne kraje europejskie ilością zgonów niemowląt, podobnie jak w 1947 r., kiedy współczynnik 199 zgonów na 1000 lokował ją zdecydowanie na pierwszym miejscu w świecie. Poza Islandią, najniższe natężenie zgonów niemowląt jest notowane w krajach skandynawskich (w Finlandii - 3,2%o, w Szwecji - 3,7%o, w Norwegii - 3,9%o)

oraz na Malcie - 3,4%o. Nieznacznie więcej niemowląt umiera w Czechach (4,1 na 1000 dzieci żywo urodzonych), we Francji - 4,2, w Niemczech - 4,3 oraz w Danii - 4,9. W grupie krajów europejskich o najwyższych współczynnikach na czele znajduje się Rumunia z 18,4 zgonami na 1000 urodzeń żywych, Rosja - z 15, Bułgaria - z 13,8, Łotwa z 11 oraz Białoruś i Estonia - z 9 promilami.

Poza Europą, we wspomnianej przez Autora Kanadzie, na 1000 żywo urodzonych dzieci umiera obecnie 5,3, co w stosunku do roku 1947 oznacza spadek dziewięcio- krotny), w USA - 6,9 (spadek pięciokrotny), w Nowej Zelandii - 5,3, w Australii - 5,1 oraz w Izraelu - 5,3 (spadek sześciokrotny), w Palestynie - 2,6 (spadek o jedną piątą).

Na mapie krajów świata znajdują się jednakże również takie, w których umieralność niemowląt osiąga poziom wielokrotnie wyższy w porównaniu z poziomem europejskim czy amerykańskim; jednocześnie w krajach tych jest notowany wzrost natężenia zgonów niemowląt. Dla przykładu: w Mozambiku umiera 201 niemowląt na 1000, w Sierra Leone - 155, w Afganistanie - 154, w Angoli - 145, w Zachodniej Saharze - 134, w Iraku - 103. Wysoki poziom umieralności w wymienionych krajach afrykańskich jest powodowany plagą zakażeń wirusem HIV/AIDS wśród osób w wieku 15-49 lat w większości z nich. I tak, przy przeciętnie 1,2% osób zakażonych w świecie, w Mozambiku odsetek ten wynosi 13,0%, w Sierra Leone - 7%, w Angoli - 5,5%.

Źródło: 2003 World Population Data Sheet of the Population Reference Bureau. Demographic Data and Estimation for the Countries and Regions of the World, strona internetowa http//www.prb.org. (red.) S. Szulc, Ruch naturalny ludności, dz. cyt., s. 704-706; „Population Index", July 1949, dz. cyt., s. 274-275.

Rocznik statystyczny 1949, dz. cyt., s. 22.

' W odpowiedzi na pytanie postawione przez Autora, warto wspomnieć, że od drugiej połowy lat pięćdziesiątych XX w. poziom współczynników zgonów obniżył się znacząco. Tempo zmian różni się zarówno w przekroju kontynentów, jak i krajów. W 2002 r. w Europie na 1000 ludności przypadało przeciętnie 10 zgonów. Najwyższa ilość zgonów jest notowana w krajach Europy Wschodniej, wśród nich na Ukrainie - 15,7, w Rosji- 15,6, na Białorusi - 14,8, w Bułgarii - 14,3, na Łotwie - 13,9, w Estonii - 13,5 zgonów na 1000 ludności. Wspomniane przez Autora Węgry notowały w 2002 r. 13%o, a Portugalia- 10,2%o. Holandia, będąca w 1947 r. w czołówce krajów europejskich o najniższej umieralności (7,4%o), ma obecnie współczynnik zgonów wyższy (8,9%o). W rankingu krajów o najniższych wskaźnikach wyraźnie przoduje Albania z 5 oraz Islandia z 6 zgonami na 1000 osób. W Polsce w 2002

r. współczynnik zgonów wynosił 9,4%o.

Źródło: Recent Demographic Development in Europe 2003, Council of Europe, Strasbourg, (red.)

Kozaziai u. urugi oiegun ZJUWISH. pupuiucyju/LII

Page 47: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

ęyj ^¿pc i. ozy 2 powrotem uu iviuunusu:

W okresie 1801-20 ma Europa 32,l%o zgonów. W latach 1936-37, bez ZSRR -

13,9%o. Najwyższą notowaną w Europie w okresie lat 1844-1900 ilość zgonów, wykazują Węgry z lat 1871-80: 36,3%o; najniższą w latach 1861-70 Irlandia: 16,6%o. Najmniej w Europie, bez ZSRR, umiera w roku 1948 - w Holandii, bo 7,4%o: rekord światowy, jeśli nie liczyć żydowskiej części Palestyny z roku 1946 (6,4%o). Najwięcej w roku 1948 w Europie, bez ZSRR i Jugosławii, jest śmierci w Portugalii: 12,8%o. Polska z roku 1947 ma ll,2%o zgonów, w 1948: ll,l%o6.

Lecz cóż dalej?*Zgony w Holandii i bliskich jej liczbą śmierci krajach - niewiele już zmaleją, bo

nie mogą maleć w nieskończoność. Podobnie - prawie że przestanie zmniejszać się wszędzie stopa zgonów, gdy dojdzie do „holenderskiego" poziomu: a zanosi się na to w ciągu najbliższych 25 lat w Europie, w całym zaś świecie - za jakieś pół, trzy ćwierci wieku, a najdalej za setkę lat. Wówczas zgony mogą przerastać urodzenia. Jeśli nie będzie dość urodzeń. I to choćby nadal istniała pomoc dla matki, dziecka i rodzin dzietnych. Bo aczkolwiek przyrost ludności zależy od struktury jej wieku, zwłaszcza od liczebności kobiet w wieku rozrodczym, i wielu innych warunków, to przecież zawsze decydują urodzenia.

Właściwie ostatnie słowo mają tu kobiety. Wszak kobiety, zdolne do rozrodu, mogą chcieć lub nie chcieć rodzić.

W Szwecji, w roku 1934, aż 40% małżeństw, żyjących ze sobą więcej niż 20 lat, nie miało żadnego dziecka; 31% miało po jednym: chociaż na przestrzeni lat 1914-1934 nie dotarły do Szwecji żadne klęski, nawet pierwsza wojna światowa. Przeciwnie, w owych latach należała Szwecja nie tylko do tych nielicznych państw, których nie dotknęła wojna, ale do najzasobniejszych terenów świata, o nieomal idealnie rozprowadzonym wśród całej ludności dobrobycie7.

Kruchy to więc bardzo dorobek kultury - wielodzietność rodzin i wie- loludność państw! Nie znał tej ich słabości Malthus, bo inaczej, czyżby się tak niepokoił rozwojem zaludnienia w koloniach, gdy z trwogą powoływał się na Stylesa i Pricea, stwierdzających, że ludność ówczesnych osiedli amerykańskich podwaja się co piętnaście lat8. Owszem, znały kolonie, posiadające od czasów Malthusa nawet gwałtowniejszy przyrost ludności, ale runęło już to.

Zobaczmy tę katastrofę.Stany Zjednoczone Ameryki Północnej rosną w latach 1800-1900 z 5,3 miliona

ludzi na 76,0; Kanada - z 0,36 na 5,4. Australia z 0,005 na 3,8 miliona mieszkańców; w Nowej Zelandii ludność biała podnosi się z 0,03 z roku 1850 na 0,77 w 1900 roku. Argentyna powiększa swe zaludnienie z 0,31 z roku 1800 na 4,8 w roku 1900; Urugwaj zaś z 0,04 rośnie na 0,94 w tychże latach. „Największe notowane przez statystykę przyrosty ludności wykazywała biała ludność Australii i Nowej Zelandii w połowie ubiegłego stulecia. Przekraczały one 10% rocznie". Przy takim wzroście zaludnienia ludność się podwaja nie w ciągu 25, ani 15 lat, ale co 7,3 lata9*.

7 W. Kętrzyński, Zagadnienie szwedzkie, „Dziś i Jutro", 23 IV 1950.8 T. R. Malthus, Rozprawa, I wydanie, X rozdział, dz. cyt.9 S. Fogelson, Historia zaludnienia świata, dz. cyt., s. 634, 638.

Dynamiczny, przekraczający 10% rocznie, wzrost liczby ludności w wieku XIX, na który wskazuje Autor, w kolejnym, XX stuleciu uległ w większości krajów znaczącemu osłabieniu. Wynikało to głównie z faktu bardzo niskiego stanu początkowego liczby ludności, notowanego w roku 1800; znacznie łatwiej bowiem jest osiągnąć wyższe tempo wzrostu, jeśli w momencie wyjściowym

Page 48: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

poziom zjawiska jest bardzo niski. Wskazują na to odpowiednie liczby zawarte w załączonym poniżej zestawieniu.

Aliści zarwało się to w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie i Australii, które w roku 1936 liczą kolejno zaledwie 128,11 i 6,8 miliona ludzi. Tylko Nowa Zelandia zdobywa się w tymże roku na 1,6; Argentyna na 12,4; a Urugwaj - 2 miliony mieszkańców. W roku 1949 mają USA 148,5 miliona mieszkańców. Rok wcześniej osiąga Kanada 12,8; Australia 7,7, a Nowa Zelandia już tylko 1,8 miliona ludzi. Zaledwie Argentyna podtrzymuje jeszcze szybki wzrost zaludnienia, licząc 16,3 miliona ludzi, bo Urugwaj notuje u siebie w tym samym roku 2,3 miliona ludności10.

Lecz co najbardziej osłabia efekt wzrostu w tych wszystkich krajach pierwotnie kolonialnych: oto przyrost nie przychodził tu wyłącznie z urodzeń.

Do USA w latach 1801-1915 wyemigrowało 32,1 miliona osób, w tym 22,5 miliona netto, przeważnie dorosłych, młodych ludzi, a więc takich, którzy następnie dawali nowej ojczyźnie cały kontyngent swego potomstwa.

Podobnych wiekiem obcokrajowców przyjęła Kanada w łatach 1861- 1918 w sumie 4 miliony, z czego 0,9 netto; Australia: 0,7 miliona - netto - w okresie lat 1861-1870; Nowa Zelandia 1,3 miliona między rokiem 1853 a 1915, w tej liczbie 0,4 netto; Argentyna w czasie 1856-1915 4,7 miliona, przy czym 2,5 miliona netto; Urugwaj za lata 1866-1915 0,5 miliona44.

Zatem dziwnie szybko przeminął silny wzrost ludności nawet tam, gdzie stale miał najświetniejsze warunki gospodarcze. Dlaczego? Bo nie warunki go dalej dyktowały, ale wola ludzka: od kiedy „koloniści" przeszli na planowanie potomstwa. Wola ludzka okazała się silniejsza od najbardziej ponętnych warunków żywnościowych i ekonomicznych. Czyżby tedy wola ludzka miała najwięcej do powiedzenia o wzroście lub spadku ludności - we wszelkich warunkach? W USA, na przykład, planowanie zaludnienia przybiera charakter epidemiczny właśnie od czasu, gdy państwo to wyrasta na najbogatszy gospodarczo organizm świata. Wola ludzka... Inaczej przebiegają pewne zjawiska ludnościowe w narodach re-gulujących, które uświadomiły sobie autonomię w dziedzinie rozradzania się, a inaczej w rozradzających się nieświadomie.

W USA podczas lat 1931-35 spadek urodzeń osiąga swoje „dno" i jest jednym z najniższych w świecie. Urodzenia w Stanach wynoszą wtedy średnio 16,9%o, gdy w tymże czasie najwyższa w świecie liczba urodzeń, w Palestynie, liczy 44,6%o, a najniższa, w Szwecji, 14,l%o. Rodzina z ponad dwojgiem dzieci jest w Stanach od z górą lat dwudziestu przedmiotem podziwu. Choć trzeba dodać, że w wyniku drugiej wojny światowej urodzenia tam nie zmalały. Przeciwnie, tak jak w większości krajów europejskiego kręgu kulturalnego, przyszła i w USA „zwyżka na dzieci" - baby- boom - wyrażająca się w roku 1947 liczbą 25,8%o urodzeń, czyli większą niż kiedykolwiek od 1915 roku. Atoli stopa ta już w roku 1948 spada na 24,4%o. A dalej? „Nikt nie przewiduje (w USA) przywrócenia poziomu płodności, który można by uważać za wysoki w otaczającym świecie" - orzekają Przewidywania ludnościowe fundacji Scrippsa, ogłoszone w wydawnictwie amerykańskiego „Urzędu Badań Ludnościowych"45. Skąd ten pesymizm? Bo ludność Stanów reguluje potomstwo i

44 S. Fogelson, Wędrówki, w: Encyklopedia nauk politycznych, dz. cyt. s. 760-764.45 „Population Index", July 1948, dz. cyt., s. 190.

Kontynenty (kraje) Ludność (w min) w latach Roczny przyrost (w %) w latach

1800 1900 około 2000 1800-1900 1900-2000Australia 0,005 3,8 19,9 6,9 1,7Stany Zjednoczone 5,3 76,0 291,5 2,7 1,4Kanada 0,36 5,4 31,6 2,7 1,8Argentyna 0,31 4,8 36,9 2,8 2,1Urugwaj 0,04 0,94 3,4 3,2 1,3

Źródło: 2003 World Population Data Sheet of the Population Reference Bureau, dz. cyt. (red.)

Rozdział II. Drugi biegun zjawisk populacyjnych gj

Page 49: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

59 Część I. Czy z powrotem do Malthusa?

zaledwie w pewnej mierze umie korzystać z autonomii w dziedzinie rozradzania się. Zresztą nie umie korzystać z tej wolności nie tylko, gdy chodzi o liczbę urodzeń, najbogatsza ludność świata.

W pierwszej połowie XIX wieku najzasobniejsze lub jedno z najzasobniejszych społeczeństw globu - Francja - cierpi na najniższą stopę urodzeń. Ludność ubogiej, żyjącej w okropnych warunkach sanitarnych, Azji rośnie w latach 1800-1900 o 55,6%; w tymże okresie czasu zaludnienie Europy rośnie o 113,0%, natomiast ilość mieszkańców Francji - o 44,9%46. Dlaczego? Oto nie środki utrzymania, nie nędza, nie występek - jakby się zdawało Malthusowi - ale po prostu Francuzi chcieli mieć tak mało dzieci. W ten właśnie sposób korzystali z autonomii w dziedzinie rozradzania się. Decydowała wola ludzka.

Rzućmy na nią okiem.Jest rzeczą powszechnie znaną, że Francuzi pierwsi w Europie uświadomili sobie

autonomię w dziedzinie rozradzania się i pierwsi skorzystali z tego masowo.Jak użyli tej wolności?Już od roku 1830 doprowadzili do trwałego u siebie spadku urodzeń. Ponadto

najbardziej egoistyczny odłam tej ludności nie tylko nie wykazuje „stałej - jakby Malthus orzekł - dążności do wzrostu zaludnienia", ale nie chce małżeństwa. Nie brak nawet osób, co wyzbywają się na stałe zdolności płodzenia. Według J. Mayera (Die Sterilisation im Lichte der Sozialethik, rok 1924) w samym Paryżu sterylizuje się rocznie na własne życzenie, przez resekcję trąbek - około 2000-3000 inteligentnych, dobrze sytuowanych kobiet47. Prawdopodobnie dopiero ostre zakazy, obowiązujące we Francji od czasu wydania w lipcu 1939 roku Code de la familie, powstrzymały ten rodzaj wykorzystywania wolności w prokreacji. Na po-dobne skrzywienie psychiki kobiecej natrafiamy po drugiej wojnie światowej nawet w Porto-Rico, gdzie „kobiety z wyższych klas społecznych zaczynają praktykować obezpłodnianie się jako środek kontroli urodzeń"48.

Nieco wcześniej, w latach trzydziestych, niektórzy publicyści neomal- tuzjańscy entuzjastycznie reklamowali tę samą modę wśród mężczyzn, powołując się na bogatych i wykształconych Wiedeńczyków.

Korzystali oni z wolności rozradzania się w ten sposób, że obezpłod- niali się, by móc wyżywać się seksualnie bez powodowania poczęcia.

Dekadencja populacyjna i nieodłączna od niej - obyczajowa może, jak widać, pochodzić nie z przeludnienia i braku warunków gospodarczych. Mamy, zresztą, na to dowody w skali światowej. „Wielu poważnych ekonomistów i statystyków oblicza roczny przyrost bogactwa w ostatnich latach przed wojną na 3%. W Stanach Zjednoczonych był wyższy, w Chinach znacznie mniejszy. Był ponadto bardziej ograniczony w produkcji środków żywnościowych, silniejszy w produkcji przemysłowej. Mniejsza z tym. Faktem jest, że przyrost ludności, na ogół biorąc, był słabszy"49. Mowa tu o ostatnich latach przed rokiem 1914.

A później?„Jeśli przyjąć produkcję świata w roku 1913 za 100, to będziemy mieli już w

roku 1925 dla Ameryki Północnej 127, dla Europy 103, dla pozostałych części świata 130, a dla całości gospodarki światowej 118 - i to w tych samych wartościach z roku 1913". Uzupełnijmy to danymi o przyroście ludności z lat 1800-1935 w świecie, Europie i Ameryce Północnej, podczas okresów czasu: 1800-1850, 1850-1900, 1901-1910, 1911-1920, 1921-1929, 1930-1935. W procentach przyrost ten za kolejne okresy wymienionych lat rysuje się następująco, średniorocznie:

46 S. Fogelson, Historia zaludnienia świata, dz. cyt., s. 633, 637.47 A. Grotjahn, Higiena ludzkiego rozrodu, dz. cyt., s. 285.48 C. Senior, An approach to Research in Overcoming Cultural Barriers to Family Limitation, „Population Index", July 1949, s. 212.

49 A. Krzyżanowski, Przedmowa do Prawa ludności Malthusa, dz. cyt., s. 13.

Page 50: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

65

Dla świata: 0,52 0,64 0,55 0,52 1,93 0,81Dla Europy: 0,70 0,82 1,12 0,03 1,20 0,87 Dla Ameryki: 2,98 2,30 2,13 2,41 1,63 0,71

W latach 1650-1750 przyrost ludności średniorocznie, wynosił dla świata 0,29%, a dla Europy 0,34%50.

Powiedzmy sumaryczniej. W latach 1880-1930 ludność świata wzrosła o 40%, a produkcja żywności o 70% (A. Zierhoffer); w latach 1950-1970 wzrost zaludnienia globu przewiduje się na 1% rocznie, a żywności na 1,5% (C. Clark, ONZ, 1949).

Wiadomo też, że w ciągu XIX wieku na całym globie podnoszą się warunki życiowe. Pęcznieje tedy w obu ostatnich wiekach ludność w liczbę jak nigdy przedtem i poprawiają się warunki życia jak nigdy dawniej. A jednak w obu tych stuleciach dojrzewa, zwłaszcza w ostatnim, ogólnoludzka świadoma tendencja do wyludnień, a na ten typ korzystania z wolności rozradzania się cierpią najbardziej narody wywołujące maksymalny wzrost warunków materialnych i korzystające z nich najwięcej: społeczeństwa europejskiego kręgu kulturalnego. Tendencja ta jest obecnie bardziej aktualna niż katastrofa przeludnień, jeśli nie jedynie w ogóle realna, ponieważ, jak już mówiliśmy, apokaliptycznych przeludnień typu malthusowego historia nie notuje.

Na tę aktualność wskazuje choćby praktyka tak modnego dziś „systemu dwojga dzieci". Pozornie wygląda ona na planowanie umiarkowane, w istocie znamionuje popłoch ludnościowy. Wyjaśnił to jeszcze w roku 1903 statystyk szwedzki P. J. Fahlbeck: „Żeby ocenić wpływ systemu dwojga dzieci na stan liczebny ludności, wystarczy proste obliczenie. Potrzebna jest do tego tylko znajomość względnej ilości kobiet w wieku zdolności rozrodczej oraz, jaki procent z nich wychodzi za mąż i ma dzieci. Pierwszym zadaniem będzie oznaczenie, w ilu klasach wieku znajdują się kobiety zdolne do rozrodu. Przyjmiemy jako dolną granicę wieku ukończony 20 rok życia. Górnej granicy wieku (...) nie możemy wyżej oznaczyć jak 45, bo wypadki ciąży w późniejszym wieku są rzadkie.

Należy zatem liczyć się z 25 klasami wieku od 20 do 45 lat. Jest to bardzo szeroko sięgające obliczenie, ponieważ prawie zawsze te same kobiety, które rodzą w wieku 20 lat, nie rodzą mając lat 45. Te, które miały dzieci w wieku od 25 do 35 lat, nie mają ich z reguły w wieku 35-45 lat, i naturalnie na odwrót. Jednakowoż nie uwzględniamy tego szczegółu, a stwierdzamy jedynie, że według spisu ludności z roku 1890 całkowita liczba kobiet w wieku od 20 do 45 lat wyniosła w Szwecji 807 862 osoby, odpowiada to liczbie 169 kobiet na 1000 mieszkańców. W Niemczech w tym samym roku było 8 664 521 kobiet, czyli 175 na 1000 mieszkańców. Pierwsza liczba jest za niska, druga za wysoka. Będziemy się wszelako trzymali tych liczb przy dalszych obliczeniach.

Z ogólnej liczby kobiet w wieku od 20 do 45 lat jest w zachodniej Europie 35-45% niezamężnych, licząc w tym wdowy i rozwódki. Te liczby, odzwierciedlające także późniejszy wiek zawierania małżeństw, wyrażają bardzo niekorzystne warunki i, oczywiście, nie mogą być podstawą naszych obliczeń. Z drugiej strony nie można przyjąć, że wszystkie dziewczęta wychodzą za mąż. Jeżeli zatem przyjmiemy, że niezamężne kobiety stanowią około 12% wszystkich kobiet w wymienionym wieku, to z pewnością podamy najwyższą granicę możliwości wyjścia za mąż. Według tego założenia, kobiet zamężnych w wieku 20-45 lat byłoby 88%, czyli 154 na 1000 mieszkańców. Z doświadczenia wiemy, że przeszło 1/8, czyli także około 12% małżeństw, jest bezdzietnych. Jeżeli i tę ilość odejmiemy, to pozostanie 135 kobiet na 1000 mieszkańców, które wychodzą za mąż i mają dzieci.

50 S. Fogelson, Historia zaludnienia świata, dz. cyt., s. 637.

Page 51: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

66

Przyjmując tylko dwoje żywo urodzonych dzieci na każde małżeństwo, rachunek nasz przedstawi się następująco: (135x2): 25 = 10,8 dziecka. Tak przedstawiałaby się rozrodczość przy systemie dwojga dzieci i to nie przy obecnych stosunkach, ale przy możliwie najkorzystniejszych warunkach zawierania małżeństw".

„Sądząc - mówi dalej Fahlbeck - według przeciętnego czasu trwania życia noworodków (w latach 1880-1890 średnia długość życia wynosiła w Szwecji 50,02 lat; w Polsce w latach 1931-32 wynosiła 49,8), mogłaby śmiertelność wynosić nie mniej niż jakieś 20%o. System dwojga dzieci powodowałby zatem, nawet przy utopijnym założeniu, że 88% kobiet w wieku zdolności rozrodczej jest zamężnych, roczne zmniejszanie się stanu liczebnego ludności o 9%o. Ludność taka, pozostawiona sama sobie, już w przeciągu 77 lat zmniejszyłaby się o połowę i tak by szło stale dalej"51.

51 P. J. Fahlbeck, Der Adel Schwedens und Finnlands, Jena 1903, cyt. za: A. Grotjahn, Higiena ludzkiego rozrodu, dz. cyt., s. 113-114 (Fahlbeck podaje tu dane o wymieraniu w ciągu kilku ostatnich wieków szlachty i arystokracji szwedzkiej).

Page 52: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Czyli już po siedmiu takich okresach, liczących 77 lat każdy, ludność nawet tak liczna, jak dzisiejszych Indii z Pakistanem - 415 milionów w czerwcu 1948 roku - zmalałaby do trzech milionów, a zaludnienie całej naszej planety do 18... z 2350 milionów z roku 1948.

Łatwo dośpiewać, po ilu latach zostałoby dwoje ludzi. Jak w raju.Ile tedy dzieci powinno by mieć każde płodne małżeństwo, by utrzymać stan

liczebny ludzkości?Troje - odpowiada Grotjahn po wnikliwej, subtelnej analizie wypowiedzi na ten

temat L. Bortkiewicza, F. Otha, J. Grassla, A. Schlossmanna i Tekelyego52.I jednocześnie przestrzega przed pozorami, przed wysnuwaniem pochopnych

prognoz dodatnich z pewnych, cyfrowo optymistycznie wyglądających, statystyk ludnościowych.

Na przykład?„Aktualna obecnie - wyjaśniał w roku 1924 K. Freudenberg sytuację ludnościową

ówczesnych Niemiec - korzystna śmiertelność 14% w stosunku do liczby urodzeń 22,8% nie może się długo utrzymać. Bo pochodzi ona z dzisiejszego nienormalnego rozkładu ludności według wieku. Mianowicie: wskutek wielkiej ilości urodzeń przy miernej, coraz bardziej spadającej śmiertelności niemowląt w okresie lat 1872-1905, jest teraz generacja 18-50-letnich nieproporcjonalnie liczniejsza od ludzi powyżej 50 lat. Jednocześnie ilość niemowląt i dzieci jest bardzo mała z powodu niewielkiej liczby urodzeń, którą przeżywamy z krótką przerwą od roku 1916. Posiadamy więc mało starców i niewiele drobnych dzieci, to znaczy okresy wieku o dużej śmiertelności są słabo reprezentowane, a tym samym odpowiednio liczniejsza procentowo jest klasa osób w sile wieku.

Aliści ten pozornie kwitnący stan - uprzedzał Freudenberg - kryje w sobie nieunikniony przyszły upadek.

Bo jeżeli w ciągu 30 lat ilość urodzeń pozostanie niska, większość ludności niemieckiej musi się znaleźć w wieku 50-80 lat, gdzie współczynnik śmiertelności waha się w granicach 20-250%o, a przeciętnie wynosi 100%o. Będziemy musieli wówczas liczyć się, nawet przy równie korzystnych warunkach śmiertelności - z ogólną śmiertelnością dochodzącą prawie do 50%o. Na odwrót zaś wydaje się, że ogólna liczba urodzeń 22,8%o wystarczy zaledwie na pokrycie śmiertelności, obliczonej i poprawionej na podstawie wymieralności w latach 1910-1911 na 20,5%o.

Ale jeśli obliczymy liczbę urodzeń nie w stosunku do ogólnej liczby ludności, lecz w stosunku do części ludności, będącej w wieku rozrodczym, to znajdziemy stosunkowo małą cyfrę jako wyraz słabej woli do rozrodu. Jeżeli wola ta nie ulegnie zmianie, to w przyszłości, przy słabszym obsadzeniu tego okresu wieku, musi się bardzo zmniejszyć zarówno bezwzględna liczba urodzeń, jak i jej stosunek do całej ludności. Liczba kobiet w wieku 15-45 lat wynosi teraz według spisu z roku 1919

około 16 milionów, ogólny więc współczynnik płodności około 86%o. Ale wobec 675

000 rodzących się co roku dziewcząt, przyjąwszy nawet korzystne warunki śmiertelności z lat 1910-1911, mogłaby ilość kobiet po 30 latach wynosić zaledwie 14,5

miliona, wówczas płodność wynosząca 86%o dałaby 1 247 000 urodzeń rocznie. Nie zdołałaby zatem pokryć olbrzymiej śmiertelności, jaka wtedy musi nastąpić"53.

Dziś z wysokości roku 1952, widać, że Freudenberg trafnie przewidywał. Już „od roku 1926 liczba urodzeń w Niemczech nie wystarcza do podtrzymania liczebnego narodu, a niedobór urodzeń pogłębia się z roku na rok - pisano w roku 1938. - Liczba urodzeń w roku 1932 stanowiła zaledwie 70% nieodzownego dla utrzymania liczebności narodu minimum"54. Należy przyznać, że okres rządów Hitlera podniósł

52" A. Grotjahn, Higiena ludzkiego rozrodu, dz. cyt., s. 115-117.53 Tamże, s. 117-118.54 W. Ormicki, Polityka ludnościowa Niemiec, Francji i Włoch, tyg. „Naród i Państwo", Warszawa 23 X 1938, s. 11.

Rozdział II. Drugi biegun zjawisk populacyjnych gj

Page 53: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

w Niemczech cyfry urodzeń, ale na krótko i słabo. Gdy w latach 1931-35 rodziło się tam 16,6%o, to w latach 1936-40 - 19,6%o, a w latach 1941-45 - 16,5%o55.

„Wywody [Freudenberga] - powiada Grotjahn w roku 1926 - winni zapamiętać ci, co wskazując na obecną nadwyżkę urodzeń sądzą, że mogliby nie zwracać uwagi na wszelkie ostrzeżenia przed niepewną przyszłością narodów zachodnich pod względem eugenicznym i ludnościowym"56.

Słowem, dla większej jasności należałoby zmodyfikować statystykę urodzeń. Mianowicie, podawać nie ile rodzi się rocznie na każde tysiąc ludności w ogóle, ale na każdy tysiąc ludności, znajdującej się w stanie małżeńskim i to w wieku zdolnym do rozrodu.

Nie każda zatem nadwyżka urodzeń nad zgonami mówi, że przyszłość ludnościowa kraju jest pewna: że to nadwyżka na większą ilość lat. A cóż dopiero system „dwojga dzieci"! Przeciwnie. W świetle długofalowych statystyk okazuje się ten system raczej epidemią dwojga dzieci, jedną z form wymierania. Skoro tedy epidemia ta szaleje w większości państw europejskiego kręgu kulturalnego, stanowi to plastyczny symptom wymierania tych społeczeństw. O dzieciowstręcie szwedzkim już wspomnieliśmy. W Wielkiej Brytanii ma obecnie przeciętna ilość dzieci na małżeństwo wynosić około 2,2 dziecka. Francja w roku 1926 posiada 12 805 000 małżeństw, 16,1% spośród tych stadeł nie ma wtedy wcale dzieci; 31,4%- jedno; 24,0% - dwoje; 13% - troje; 7% - czworo; 3,8% - pięcioro; 2,2%- sześcioro; 1,2% - siedmioro; 1,3% - ośmioro i więcej. Średnio na małżeństwo 1,8 dziecka57.

Wszystko to mówi, że książce Malthusa brak równowagi, którą widzielibyśmy, gdyby po szeregu cyfr ilustrujących pochód ku piekłu przeludnień - podał nam także autor ścieżkę cyfr obrazujących dramatyczną drogę, jaką kroczyć może Homo sapiens ku wymarciu. Bo ludzie mogą chcieć minimum dzieci, natomiast maksymalną ilością lat życia przedłużać starość choćby w nieskończoność.

A któż zaprzeczy, że taki „postęp geometryczny" w dół - stałby się powszechny i żywiołowo modny, gdyby wszyscy na świecie posiadali jak najwięcej wykształcenia i opływali we wszelkie dostatki? Na razie moda taka szerzy się w miastach, zwłaszcza w wielkich miastach. Toteż nie tyle „system dwojga dzieci", co wielkie miasta wskazują na ewentualne tempo wymierania narodów. Lub wymierania wraz ze starzeniem się trwającym coraz dłużej.

Demografia, aczkolwiek stanowi już wielki dział wiedzy, jest nauką dość młodą. Właściwie można by jej początek datować od Siissmilcha58. Odkryje nam ona jeszcze sporo prawd bardzo dziwnych. Scharakteryzujmy z jej punktu widzenia wielkie miasto, którego rola we współczesnych procesach ludnościowych jest może większa niż produkcji środków utrzymania i postępów medycyny.

A może decydująca?ROZDZIAŁ III

DOBROBYT, WYKSZTAŁCENIE, DŁUGOWIECZNOŚĆ

Już w roku 1900 na X Międzynarodowym Kongresie Higieny i Demografii w Paryżu zaniepokojono się statystyką płodności każdego tysiąca mężatek z trzech

55 „Population Index", July 1949, dz. cyt., s. 273.56 A. Grotjahn, Higiena ludzkiego rozrodu, dz. cyt., s. 118.

____57 S. Fogelson, Historia zaludnienia świata, dz. cyt., s. 681.58 F. Bujak, Źródła do historii zaludnienia Polski, w: Pamiętnik VI Powszechnego Zjazdu Historyków Polskich w Wilnie 17-20IX 1935 roku, Lwów 1936, s. 297-303.

Rozdział II. Drugi biegun zjawisk populacyjnych gj

Page 54: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

wielkich miast, kobiet w wieku 15-50 lat, a więc w latach zdolności do macierzyństwa59.

W sferze: W Paryżu (1886-1895)

W Berlinie (1886-1895)

W Wiedniu (1891-1894)

bardzo bogatych 69,1 122,0 71bogatych 93,9 146,4 107bardzo zamożnych 98,7 177,7 153zamożnych 111,2 195,4 155ubogich 128,9 206,0 164bardzo ubogich 140,4 221,7 20060

Widzimy tu w cyfrach znane zjawisko: dobrobyt może nie iść w parze z dzietnością. Większa płodność ówczesnego Wiednia i Berlina nie zmienia tej prawdy: w wymienionych bowiem w statystyce latach idea planowania zaludnienia nie zdążyła jeszcze dotrzeć na tyle do Wiednia, co do Paryża, i później przywędrowała do Berlina, niż do Wiednia. W roku na przykład 1934 ma Wiedeń zaledwie 29,1 urodzeń na każde 1000 kobiet zamężnych w wieku do lat 50.

Podobny może być stosunek wykształcenia do dzietności. Wskazuje na to tak dawny kraj neomaltuzjański jak Francja, która od dwustu latrozradza się pod wpływem najstarszego w Europie wielkiego miasta neo- maltuzjańskiego: Paryża.

Już w roku 1906 ilość dzieci na małżeństwo wynosi we Francji: u lekarzy 1,9; u adwokatów 2,0; u urzędników bankowych 2,2; u monterów 2,3; u metalowców 2,8; u górników 3,0; u robotników włókienniczych 3,4. W roku 1911 ogłasza Bertillon, że na 445 sławnych wówczas we Francji osób, a więc na 890 rodziców, wypadało 575 dzieci: 1,3 dziecka na małżeństwo „wielkiego człowieka"61.

Jeszcze ubożej może się prezentować dzietność wykształconych kobiet. Prognozą służy kraj, gdzie dawniej niż gdziekolwiek włączono kobiety do wszelkich zawodów: w USA zaledwie 0,7 dziecka na kobietę z wyższymi studiami tam przypada, jak oblicza - już dla lat dwudziestych naszego stulecia demograf amerykański J. L. Dublin62. A gdzież kobieta ma więcej sposobności do nabycia wykształcenia zawodowego, do uzyskania pracy zawodowej i do ukończenia wyższych studiów niż w wielkich miastach? Wielkie miasto neomaltuzjańskie produkuje nieomal wyłącznie takie kobiety, jednocześnie maskulinizuje je i wywabia z nich instynkt macierzyński. Wielkomieszczanka pozostaje fizycznie kobietą, bo musi; psychicznie zaś wysferza się - staje się raczej mężczyzną: bo tak woli, a niesie ją ku temu kompleks niższości, który hoduje w niej właśnie wielkie neomaltuzjańskie miasto.

Tak rozpoczął się start Europy ku wymarciu: od bogatych i wykształconych oraz od wielkich miast.

Po tej drodze kroczą dziś wszystkie narody neomaltuzjańskie. Najpierw wymiera elita umysłowa i najbogatsi, potem pozostali.

W tak typowym dla pierwszej ćwierci XX wieku kraju powszechnego dobrobytu, wielkich miast oraz ludzi bogatych i wykształconych, jak Anglia, połowa całej

59 S. Schwarz, Niepłodność, przyczyny, rozpoznawanie i leczenie niepłodności oraz niemocy płciowej u kobiet i mężczyzn, Kraków 1949. Na s. 33 czytamy, że „okres płodzenia trwa w naszych warunkach teoretycznie od 15 do 50 roku życia".

60 A. Grotjahn, Higiena ludzkiego rozrodu, dz. cyt. s. 107-108.61 Tamże, s. 104.62 Tamże, s. 269.

Rozdział II. Drugi biegun zjawisk populacyjnych gj

Page 55: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

następnej generacji - mówi statystyk brytyjski Pearson - „zostaje spłodzona tylko przez 12% obecnej ludności, w trzecim pokoleniu potomkowie tych dwunastu procent stanowią już 78% ogółu zaludnienia, a w czwartym 96%"63.

Powie ktoś na to: selekcja. Ale czy konieczna? I co daje społeczeństwu taka selekcja o skutkach starodawnej „czarnej śmierci"? Czyżby zjawisko „czarnej śmierci" musiało się stale powtarzać, tyle że o innym dziś obliczu i z innych przyczyn niż dawniej? Warto zwrócić uwagę na to, że te 78%, 96% itd. nowej ludności angielskiej w obliczeniach Pearsona, to w liczbach bezwzględnych wartości coraz mniejsze, jeśli ta część ludności, która nie przestaje się rozradzać, też planuje jednocześnie zaludnienie.

Co tedy począć z wykształceniem i dobrobytem?Bo trudno uważać maksimum wykształcenia i dobrobytu za klęski, a przecież

przyspieszają one wymieranie wśród narodów planujących zaludnienie, nawet wśród nieplanujących. Tak jak wśród ludów rozradzają- cych się bezmyślnie, a ubogich i nieuczonych nędza skraca życie, zwłaszcza podczas katastrofalnych przeludnień, a ciemnota powoduje tam stale wysoką liczbę zgonów. Ale nędza i ciemnota nie wyludniają kraju: dają więc ludnościowo bez porównania mniej zgubne skutki niż bogactwo i wykształcenie.

Lecz czy wykształcenie i dobrobyt muszą dawać mniej zaludnienia niż ubóstwo i ciemnota?

W Chinach i Indiach, jak wykazywaliśmy, rodzice planują potomstwo, przy czym wygląda to raczej na zabobon niż planowanie, a chyba czynią to od czasów niezmiernie dawnych, ogół zaś społeczeństwa obu tych narodów pozostaje ciemny i ubogi. Mimo to Chiny i Indie rosną w ludność, choć już od wieków mają jej najwięcej ze wszystkich krajów świata. Planują na swój sposób dzieci, są ciemni i ubodzy. Co z tych trzech elementów jest twórcze? Planowanie? Ciemnota? Ubóstwo? Planują i inne narody, lecz niektóre z tego wymierają. Czyż nie ciemne, na przykład, są ludy pierwotne, a nie broni to przynajmniej niektórych z nich od wymierania ludnościowego? Ubóstwo tedy wyglądałoby jeszcze na twórcze ludnościowo. Ale jakie? W jakich granicach ubóstwo? I czy koniecznie ubóstwo? Czy wyłącznie ono?

Może tedy zmniejszyć ujemne skutki wykształcenia i dobrobytu przez wycofanie z obiegu idei upowszechniania wiedzy i dobrobytu? Zakrawałoby to na szaleństwo: tak bardzo człowiek współczesny uważa zarówno powszechność dobrobytu, jak wykształcenia za składniki nieodłączne od ideału życia. A może wystarczyłoby wywabić z obu tych dążeń bakcyla degenerującego obie te idee i wówczas beztrosko upowszechniać wykształcenie i dobrobyt? Jak wygląda bakcyl? Jak odkryć, zniweczyć bakcyla? Że to możliwe, wskazują te małżeństwa, które będąc bogate i wykształcone rozradzają się bez zarzutu.

Nie mniej zastanawia rola medycyny w populacji.

63 Tamże, s. 105.

Rozdział II. Drugi biegun zjawisk populacyjnych gj

Page 56: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Banałem byłoby bronić nowoczesnego lecznictwa i w tym celu przywoływać na świadków wszystkie jego dobrodziejstwa. Nade wszystko bezsprzeczna jest pozytywna rola medycyny w zwalczaniu zgonów. Wszakże jeśli jednocześnie ludność planuje epidemicznie urodzenia, prowadzi to do daleko niebezpieczniejszego zjawiska niż naturalne zgony - prowadzi do wymierania*.

W wyniku tego, że medycyna postarała się o daleko dłuższe przeciętne trwanie życia człowieka, ludzkość ogromnie postarzała się fizycznie.

Człowiek dawny, w ciągu paleolitu, neolitu i metali, nieomal jeszcze do końca XVIII wieku, żył przeciętnie nie dłużej niż kilkanaście lat.

Obliczono, że „u Indian brazylijskich nad rzeką Xingu w końcu XIX wieku plemieniec żył średnio 17,6 lat"64. Zdawałoby się strasznie krótko. A jednak krótkowieczność ta stanowiła tylko jakieś dwie trzecie tej ilości lat, jaką w tym czasie żył przeciętnie Niemiec, Rosjanin, Polak i szereg innych narodów europejskich. Bowiem koło roku 1880 życie człowieka w Rosji trwało średnio 28 lat, a w południowej części Polski, zwanej wówczas Galicją - w okresie 1871-80 - żyło się 27,8 lat. W Indiach podczas okresu 1901-1910 23 lata. Ba, jeszcze w roku 1931 żyje mężczyzna w Indiach, średnio, 26,91 lat; kobieta 25,5665. Natomiast obecnie aż w szesnastu krajach z ludnością europejskiego kręgu kulturowego - w Australii, Ameryce, Afryce i Europie - żyje człowiek, przeciętnie wśród narodów o przodującej kulturze i dobrobycie: sześćdziesiąt z górą lat, z tendencją do bardzo już niedalekiego osiągnięcia siedemdziesiątki i przekroczenia tej granicy; w mniej zaawansowanych w kulturze i dobrobycie krajach na ogół - pięćdziesiąt kilka lat, zniżając się w rzadkich wypadkach do czterdziestu kilku, a wyjątkowo - do trzydziestu kilku66.

Różnica tedy wieku między ludźmi naszego świata a dotychczasowego zaczyna być nieprawdopodobna, nic bowiem nie staje na przeszkodzie, by ogół narodów ziemi osiągnął wkrótce tę samą, co Europejczycy, przeciętną trwania życia. Zjawisko jest zbyt nowe i zbyt świeże, zbyt dokonujące się dopiero na naszych oczach, by już można było uchwycić jego następstwa, które muszą być równie daleko idące, jak fenomenalnie młody był tamten świat w porównaniu z naszym*.

Aliści sprawa nie jest prosta.Fizjologowie odróżniają na przykład przeciętną długość trwania życia od

długowieczności. „Jest prawdopodobne nawet, że długowieczność maleje, mimo że średnia długość życia wzrosła"9.

Po wtóre: co znaczy „młoda ludzkość"?I tak: pokolenia, krócej przeciętnie żyjące, szybciej schodzą ze świata, a więc

częściej zmieniają swój pobyt na globie, tudzież są młodsze od pokoleń rodzących późno i żyjących długo. Ale czy to nie postarza gatunku? czy zatem nie wyczerpuje go? nie przyśpiesza w konsekwencji jego końca? Załóżmy: jeśliby człowiek rodził w 20 roku życia, to w ciągu dotychczasowego swego trwania - powiedzmy w czasie - 8 milionów lat - ludzkość wydałaby 40 tys. pokoleń; jeśli zaś pochodzilibyśmy od kobiet w najpóźniejszym na ogół wieku wydawania potomstwa - 45-50 lat: to wiek naszego gatunku wynosiłby 17-20 tys. pokoleń. W drugim wypadku gatunek Homo sapiens byłby młodszy o 23-20 tys. pokoleń. Czy i każdy z nas? Jeżeli tak lub w wypadku nie, to w jakim stopniu? I jakie to miałoby następstwa dla żywotności naszego organizmu fizycznego?

Z kolei: co znaczy „młody człowiek"?

64 L. Krzywicki, Społeczeństwo pierwotne, jego rozmiary i wzrost, Warszawa 1937, s. 367.65 S. Szulc, Zagadnienia demograficzne Polski, dz. cyt., s. 98.66 „Population Index", July 1949, dz. cyt., s. 279-281.

Rozdział III. Dobrobyt, wykształcenie, długowieczność 73

Page 57: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

74 Część I. Czy z powrotem do Malthusa?

Czy medycyna nowoczesna przedłużając życie czyni nas naprawdę młodszymi?

Zewnętrznie wiele za tym przemawia: „(...) zaszła wyraźna zmiana w wyglądzie mężczyzn i kobiet", „każdy zachowuje wygląd ruchliwszy i żywszy". „Zachowujemy dłużej aktywność młodzieńczą". Pięćdziesięcioletnie kobiety są jeszcze młode, ale (...) gdy oblicza odświeżone i napięte przez

Znaczący postęp w redukcji zgonów niemowląt oraz w poziomie opieki zdrowotnej spowodował istotne osiągnięcia w wydłużaniu życia ludzkiego. Najwyższy poziom wskaźnika notowany jest w Japonii - 84 lata, natomiast najniższy - w krajach dotkniętych plagą zakażeń HIWAIDS w Afryce; w Mozambiku przeciętne dalsze trwanie życia noworodka wynosi zaledwie 34 lata, w Botswanie i Lassocie - 37 lat. Najdłużej żyją mieszkańcy Ameryki Północnej: mężczyźni - średnio 75 lat, kobiety- 80 lat; następnie - Oceanii (odpowiednio 72 i 77 lat), Europy (70 i 78 lat) oraz Azji (66 i 69 lat). Mężczyźni na kontynencie afrykańskim żyją przeciętnie 51 lat, kobiety- 53 lata.

Źródło: 2003 World Population Data Sheet of the Population Reference Bureau, dz. cyt. (red.)9 A. Carrel, Człowiek istota nieznana, dz. cyt., s. 150.

chirurga wiotczeją, gdy masaże nie wystarczą już do odparcia najazdu tłuszczu, to kobiety, które tak długo zachowywały pozór młodości, wyglądają gorzej niż ich babki w tym samym wieku. Pseudomłodzieńcy, którzy grają w tenisa, i tańczą jak w dwudziestym roku życia, którzy porzucają swe stare żony, żeby poślubić młode, są narażeni na rozmiękczenie mózgu, na choroby serca i nerek. Czasem umierają nagle w łóżku lub na boisku golfowym, w wieku, w którym ich przodkowie prowadzili jeszcze pług albo pewną ręką kierowali swymi sprawami. Nie znamy przyczyny tego bankructwa życia współczesnego". Może powodem są „nadużycia różnych rodzajów, brak pewności ekonomicznej, rozliczność zajęć, zanik dyscypliny moralnej i kłopoty?"67.

Potwierdzałaby te uwagi fizjologa jeszcze jedna okoliczność.Europejka i kobieta europejskiego pochodzenia żyje przeciętnie nawet dłużej od

Europejczyka. Oto cyfry ilustrujące, z których narodów kobiety dożywają obecnie najbardziej leciwego wieku. Biała Nowozelandka z okresu 1934-1938 żyje przeciętnie 68,45 lat. Biała Australijka z tychże lat 1934-38 żyje przeciętnie 67,14 lat. Szwajcarka 66,96 z lat 1939-1944. Szwedka 66,92 w czasie 1936-40. Porównajmy tę leciwość z młodością życia Egipcjanki, która żyje przeciętnie 31,5 lat w okresie 1927-1937, i z jeszcze większą młodością Hinduski z roku 1931 żyjącej średnio zaledwie 26,56 lat68.

Ale czy żyjąc coraz dłużej i wyglądając młodo coraz większą ilość lat, przedłuża jednocześnie organizm naszej kobiety swą zdatność do macierzyństwa: kobieta bowiem kwitnie dziećmi? Nie słychać, by stwierdzała to medycyna. A oznaczałoby to, że organizm kobiety nie jest dłużej młody.

Lecz czy granicy wieku płodności kobiety nie dałoby się posunąć naprzód, a tym samym naprawdę przedłużyć czas płodności niewieściej?

Dążenie takie nie wygląda na beznadziejne: wszak granice płodności u kobiet różnych ras i w różnych klimatach są niejednakowe: wcześniejsze, późniejsze, krótsze, dłuższe. Aczkolwiek nie należy zapominać o pewnej pod tym względem tendencji narządów macierzyńskich: malenia płodności w miarę jak kobieta, zdolna jeszcze do macierzyństwa posuwa się w latach. „Według E. Nowratila i H. Siegmunda, płodność kobiety 35-letniej jest o połowę mniejsza od płodności przed 30-tym rokiem życia. Po 40 roku już tylko 10% normalnych całkiem kobiet

67 Tamże, s. 150-151.68 „Population Index", July 1949, dz. cyt., s. 280-281.

Page 58: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

75

zachodzi w ciążę, a według Miinzera i Lóera zaledwie 3% z nich może mieć nadzieję na dziecko, mimo braku jakichkolwiek dających się stwierdzić przeszkód"69. A choć autorzy mają tu na myśli kobiety europejskich antropologicznie ras i typów, tudzież bytujące w naszym klimacie, nie wyklucza to chyba, że o podobnej tendencji u swych pacjentek orzeka ginekologia i położnictwo medycyny tropikalnej czy polarnej.

Nie z przedłużenia jednak młodości kobietom stała się hałaśliwie głośna pewna gałąź medycyny naszych czasów, a raczej pewna na niej narośl, ale z prób nad mężczyznami.

„Wiadomo - referuje rezultat tych poszukiwań seksuolog polski, Albert Dryjski - że funkcje dokrewne gruczołu płciowego uważano przez długi czas za czynnik odmładzający". Otóż „w ostatnich czasach kwestionuje się nawet specyficzne działanie na organizm transplantatów wspomnianego gruczołu"70.

Jak doszło do eksperymentu mówi Carrel.„Po zastrzyknięciu sobie samemu świeżego ekstraktu z jądra wydało się Brown-

Sequardowi, że odmłodniał. Odkrycie to zyskało wielki rozgłos. Brown-Sequard jednak wkrótce umarł. Ale wiara w jądro jako czynnik odmładzający przeżyła go. Steinach próbował wykazać, że pobudzenie tego gruczołu przez przewiązanie nasieniowodu wywołuje usprawnienie gruczołów. Rezultaty otrzymał wątpliwe.

Myśl Brown-Sequarda podjął i rozszerzył Woronow, który po prostu zamiast wstrzykiwać ekstrakt jądrowy, zaszczepił starcom lub mężczyznom przedwcześnie zestarzałym jądra szympansa. Jest niewątpliwe, że po operacji nastąpiło zarówno polepszenie stanu ogólnego, jak i czynności płciowych pacjenta. Zapewne, jądro szympansa nie może żyć długo w człowieku. Ale podczas degeneracji wprowadza, być może, do obiegu substancje, które pobudzają gruczoły płciowe i inne gruczoły dokrewne pacjenta. Takie operacje nie dają rezultatów trwałych. Starość (...) wynika nie z wstrzymywania czynności jednego gruczołu, ale z pewnych zmian wszystkich tkanek i wszystkich soków ustrojowych. Strata aktywności gruczołów płciowych nie stanowi przyczyny starości, tylko jest jednym z jej skutków. Prawdopodobnie ani Steinach, ani Woronow nie obserwowali nigdy prawdziwego odmłodzenia"71.

Są obecnie uczeni - powiada Dryjski - „którzy utrzymują, że przyczyną starości jest stopniowe zanikanie czynności tarczycy. Nawet Steinach sądzi, że odmłodzenie dochodzi do skutku pośrednio, to znaczy przez wpływ hormonów płciowych na tarczycę. Romeis odmładzał stare szczury, przeszczepiając im nie gruczoły rozrodcze, tylko wątrobę młodych. Buksbaum otrzymał wyniki analogiczne za pomocą transplantacji grasicy. Chwilowy entuzjazm wywołany operacjami nad odmładzaniem zmienia się obecnie w ogólne rozczarowanie. Nowa metoda w jednych wypadkach nie daje żadnych wyników, w innych potęguje na krótko funkcje całego organizmu, po czym następuje szybko upadek wszystkich sił"72.

Atoli nie wydaje się, by medycyna dała za wygraną i nie szukała uporczywie źródeł przedłużenia życia. Już widać zarys dalszych metod. „Prawdziwy wiek zależy od rozwoju postępowego tkanek i soków ustrojowych. (...) Gdyby zastąpić gruczoły i krew starca przez gruczoły martwego noworodka i przez krew młodzieńca: starzec może by odmłodniał"73. „Problem odmładzania organizmów musi ulec rewizji (...) zabiegi, których celem jest usuwanie zmian starczych, nie

69 S. Schwarz, Niepłodność, przyczyny, rozpoznawanie i leczenie niepłodności oraz niemocy płciowej u kobiet i mężczyzn, dz. cyt., s. 33-34.

70 A. Dryjski, Zagadnienia seksualizmu, Łódź 1948, s. 87.71 A. Carrel, Człowiek istota nieznana, dz. cyt., s. 154.72 A. Dryjski, Zagadnienia seksualizmu, dz. cyt., s. 87, 88.73 A. Carrel, Człowiek istota nieznana, dz. cyt., s. 154.

Page 59: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

76 Część I. Czy z powrotem do Malthusa?

mogą być podejmowane tylko na płaszczyźnie mniejwartościowości płciowej, leczenie musi dotyczyć wszystkich, a przynajmniej najważniejszych tkanek ustrojowych". „Istota zatem przedłużania życia kryje się przede wszystkim w powściągliwości"74.

My dodamy: w powściągliwości i higienie. I w świecie środków innego jeszcze wymiaru. Wszak znamy wypadki, gdzie zła wiadomość potrafiła zabić silnego człowieka, a dobra - postawiła na nogi umierających. Znamy idee osłabiające i idee zdrowe, wzmacniające człowieka. Istnieje na pewno kompleks idei utrwalających i regenerujących żywotność człowieka i narodów. I ludzkości.

Cokolwiek bądź powie przyszłość, faktem jest, że żyjemy przeciętnie coraz dłużej i że dążenie w tym kierunku nie słabnie przede wszystkim wśród warstw bogatych i wykształconych. A jakkolwiekby kto dążenia te oceniał, trudno nie nazwać ich pozytywnymi. Pod tym względem kultura naszych czasów góruje nad schyłkowym okresem starożytności, gdy to „w warstwach kulturalnych narasta taedium vitae - wstręt do życia - jeden z czynników depopulacji w Grecji najpierw, potem w Italii, na co wskazuje z lękiem Plutarch i przez swe «Żywoty sławnych mężów» stara się podnieść wartość życia"75.

Ale skoro perspektywa przedłużania lat młodych nie wygląda - i to już w przyszłości nawet niedalekiej - na chimerę, narzuca się pytanie, na razie z dziedziny baśni: czy dogodniej byłoby zachować długo młodość, a potem wkroczyć w przydługi wiek starczy; czy bardzo długo zachować wyłącznie młodość, a potem galopująco zestarzeć się i umrzeć? Co komu odpowiadałoby? Co wybieraliby mężczyźni? kobiety? Czy nie utrudniałoby to zawierania małżeństw? Nie powodowało konfliktów małżeńskich w razie rozbieżności dążeń na tym odcinku?

Tudzież mniej teoretyczny problem: kiedy przy takim obrocie rzeczy byłoby dogodniej dla rodziców wydać potomstwo? kiedy pożyteczniej dla dzieci? dla społeczeństwa? Czy za młodu: z pierwszych lat pełnej dojrzałości fizycznej? Czy u schyłku młodości, w późnym więc mocno wieku? I co główna: Który termin rodzenia gwarantowałby pewniej trwałość gatunku Homo sapiens; zapewniałby mu dłuższe trwanie? I czy wydłużanie życia jednostce wpływałoby dodatnio na czas trwania gatunku? Na odwrót: czy umyślne przedłużanie trwania naszego gatunku przyczyniłoby się do długowieczności jednostki? Jaki wywierałoby wpływ na naszą witalność? na możliwości twórcze ludzkości? Właściwie już byliśmy na progu takich pytań, obliczając nieco wyżej teoretyczną ilość dotychczasowych pokoleń. Na jak długo planowalibyśmy pobyt naszemu gatunkowi na ziemi, gdyby to od nas zależało? Na długo - pobyt sobie? Innym narodom?

Z pytaniem o tajemnicę trwałości gatunku należy się chyba skierować w stronę fauny, o wiele od nas w tej dziedzinie doświadczeńszej. Człowiek jest przecież najmłodszym, najpóźniej powstałym stworzeniem na ziemi.

Owóż wczesne rozradzanie się, już na pierwszym etapie dojrzałości płciowej, widzimy u mnóstwa gatunków. Ale czy tak było zawsze i czy u wszystkich, oraz jak to wpływa na jakość i trwałość gatunku, nie powiedziała jeszcze nauka. W każdym razie dziś w hodowli wyższych zwierząt, gdzie chodzi o otrzymanie tęgich okazów, nie dopuszcza się do rozrodu w najwcześniejszym wieku.

Co zaś do trwałości gatunku, to nauka mówi, że „nie było nie tylko gatunków i rodzajów, ale także większych działów, jak rodzin, rzędów czy klas, które by nie wymarły zupełnie, nie pozostawiając po sobie następ-

' >>1Q

cow .A cytowany tu przyrodnik ma na myśli wyłącznie te formacje, które wymarłszy

nie przeszły przedtem w żadne następne ogniwo ewolucji. Poza tym „znamy liczne

74 A. Dryjski, Zagadnienia seksualizmu, dz. cyt., s. 88.75 A. Górski, Wybawienie, „Tygodnik Powszechny", 2 IV 1950.

Page 60: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

77

grupy, które już minęły szczyt swego rozwoju i obecnie zbliżają się ku upadkowi. Są jak mówimy, na wymarciu. Z niższych zwierząt taki dział stanowią ramienionogi - Brachiopoda - które były u szczytu rozwoju w sylurze - 450-350 milionów lat temu, po czym nastąpił ich stały upadek. Podobnie pomiędzy gadami Rhynchocephalia (hatterie) [z których współcześnie żyje już tylko jeden gatunek], a ze zwierząt ssących trąbowce. Wymieranie zwierząt możemy śledzić także w czasach historycznych, przykładem Rhitina stelleri (krowa morska), Alca impennis (alka olbrzymia), Dinornis (moa), Bos primigenius (tur), ale tutaj zaznaczyła się już działalność niszczycielska człowieka". „Z wymarłych grup zwierzęcych jedne istniały przez krótszy czas, inne przez dłuższy". „Jeżeli rozpatrujemy działy wyżej zorganizowane, widzimy krótszy czas ich istnienia". Wymierające trąbowce istnieją, na przykład, dopiero jakieś 12 milionów lat76.

„Wymieranie gatunków, czy wyższych jednostek systematycznych, jest rzeczą, która nie ulega wątpliwości, trudniejszym jest jednak wyjaśnić to zjawisko". Różne teorie usiłują to wyjaśnić. Kataklizmami: Cuvier, d'Orbigny. Walką o byt ze zmianami klimatu: Koken, Neumayr, Walther. Zmianami nasłonecznienia: W. Łoziński; starzeniem się: Brocchi i Zittel77.

Paleontolog amerykański Cope zwrócił uwagę, że „tylko te organizmy mogą się dalej rozwijać, które nie rozwinęły się jednostronnie, a więc w jednym tylko kierunku". Dinozaur Triceratops wyginął więc, bo miał za wiele rogów. Podobnie jeleń olbrzymi - Megaceros euryceros - wymarł, bo dorobił się zbyt rozłożystych rogów78.

Belgijski paleontolog Dollo wypowiedział w roku 1893 zdanie, że „rozwój zwierząt odbywa się skokami, nie jest wsteczny i w ogóle ma pewne granice". Nie jest wsteczny: dlatego Triceratops nie mógł przez szereg następujących po sobie generacji utracić rogów, tak samo Megaceros, ale też dlatego nie mogły się te zwierzęta uchować79. •

Daniel Rosa, paleontolog włoski, „wypowiedział zdanie, że te gatunki wyginęły, których dalszy rozwój został wstrzymany, ponieważ przestały wytwarzać nowe odmiany"80.

Paleontolog francuski Deperet wymienia w książce wydanej w roku 1907 dwa prawa paleontologiczne. Pierwsze orzeka, że w rozwoju rodowym rośnie wielkość zwierząt; drugie, że rody zwierząt ulegają „specjalizacji"; przy czym powiększony wzrost może utrudniać egzystencję, a „zbyt posunięta specjalizacja jest już oznaką starości" i „ostateczną przyczyną wymierania"81.

Odmiennie, a bardzo osobliwie rozumuje - 1909 - paleontolog niemiecki G. Steinmann: główne działy zwierząt i roślin nie wymarły, lecz przeszły w inne dziś żyjące formy. Ale gdyby nawet przyjąć to nie budzące zaufania dowodzenie, to wskazane przez Steinmanna ogniwa są „nieliczne i będące już prawie na wymarciu, jak morsy, hipopotamy albo też biegusy"82.

Ale oto problem: dlaczego wymieranie odbywa się głównie w pewnych okresach geologicznych, jak koniec kambru: 475-450 milionów lat temu; na schyłku ery paleozoicznej: 300-250 milionów lat temu; przy końcu ery mezozoicznej i szczególniej na granicy kredy i trzeciorzędu: 80-60 milionów lat temu; nie mówiąc o takiej drobnostce, jak wymarcie jeszcze przed nastaniem holocenu: 200-100

76 Tamże.77 Tamże, s. 145, 146-150, 152, 156.78 Tamże, s. 157.79 Tamże, s. 158.80 Tamże.81 Tamże, s. 158-159.82 Tamże, s. 167.

Page 61: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

78 Część I. Czy z powrotem do Malthusa?

tysięcy lat temu - wielu potężnych i silnych zwierząt dyłuwialnych, których symbolem pozostanie dla nas na zawsze mamut83?

Być może, niejaki promyk światła na tajemnicę trwałości gatunku rzuca również świat flory: mianowicie cytologia doświadczalna roślin: cytogenetyka.

Odkryła ona w świecie flory, dosłownie w ostatnich latach, tak zwane formy poliploidalne, które „można uzyskiwać sztucznie różnymi zabiegami, na przykład przez wysokie temperatury lub traktowanie nasion roślin wyjściowych alkaloidem zwanym kołchicyną". Ale formy te powstają też „same w naturze pod wpływem silnych bodźców klimatycznych, takich jak niska temperatura lub susza, wówczas gdy czynniki te oddziaływają na rośliny w stadium podziału ich komórek, zwłaszcza w czasie tworzenia się komórek płciowych". Posiadają one „w jądrach komórkowych swych tkanek zwiększoną ilość chromosomów" i dlatego odznaczają się „w porównaniu z formami macierzystymi większą od nich żywotnością, a zwłaszcza większą wytrzymałością na niskie i wysokie temperatury oraz na suszę", na niesprzyjające warunki w postaci „niekorzystnej gleby", tudzież wykazują „zwiększoną odporność w stosunku do opadających je pasożytów". Co więcej: „Raz powstałe w naturze poliploidalne rasy, odmiany lub gatunki utrzymują się dalej same przy życiu, czyli że uzyskana poliploidalność jest cechą dziedziczną"28.

Naprowadza to na myśl, że ciężkie warunki, niezwykle trudne czynią gatunek bardziej trwałym. Ale czy i bardziej długowieczną jednostkę? A jeśliby tak, to czy każdego rodzaju trudne warunki pomagają do długowieczności? I czy wyłącznie warunki?

„Niewątpliwie długowieczność się dziedziczy i zależy ona również od warunków rozwoju. Gdy potomkowie rodzin, w których życie jest długie, osiedlają się w wielkich miastach, tracą po jednym lub dwu pokoleniach zdolność dożywania późnej starości. Jedynie badanie zwierząt czystej rasy, o dobrze znanej konstytucji fizycznej, może nam wskazać, w jakiej mierze środowisko może wpływać na długowieczność.

U pewnych ras myszy, krzyżowanych przez szereg pokoleń między «braćmi» i «siostrami», długość życia poszczególnych jednostek ulega małym wahaniom. Ale jeśli zmienimy niektóre warunki środowiska, na przykład miejsce przebywania, nadając zwierzętom połowiczną wolność zamiast trzymać je w klatkach, pozwalając kopać jamy i powracać do warunków prymitywniejszych egzystencji, życie skraca się. To zjawisko pochodzi głównie z nieustannych walk, które sobie wydają zwierzęta. Jeśli, nie zmieniając miejsca przebywania, skasować niektóre elementy pożywienia, długowieczność również maleje. Wzrasta natomiast w spo-sób wyraźny, gdy zamiast zmieniać miejsce pobytu oraz jakość i ilość pożywienia, poddaje się zwierzęta przez kilka pokoleń dwu dniom postu tygodniowo. Staje się więc rzeczą oczywistą, że proste zmiany zdolne są wpływać na długość życia.

Powinniśmy zatem wnioskować, że długowieczność istot ludzkich mogłaby być podniesiona przez stosowanie metod analogicznych"84.

Kto wie, czy więcej światła na to zagadnienie nie dorzuci serologia85. Już dziś wiadomo, że niezgodność krwi u małżonków w podgrupie krwi Rh utrudnia ich płodność.

Długowieczność istot.Bodaj darmo szukalibyśmy rozstrząsań na temat długowieczności naszego

gatunku w dziełach lekarskich, tak ich niewiele86. Medycyna ciągle jeszcze ma na

83 Wł. Szafer, Epoka lodowa, Warszawa 1950, s. 67. Tamże, s. 78.84 A. Carrel, Człowiek istota nieznana, dz. cyt., s. 151-152.85 J. Czekanowski, Zagadnienia antropologii, Toruń 1948, s. 34-36.86Do nielicznych prac na ten temat, wychodzących z przesłanek naukowych, należy Człowiek przyszłości Edwarda Lotha, Biblioteka „Życie doskonałe", Warszawa, b. r. w.

Page 62: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

79

oku jednostkę, a jeśli społeczeństwo, to na krótką metę. Wydaje się, że źródeł trwałości gatunku należy się dopatrywać w okolicznościach zewnętrznych, a może bardziej jeszcze wewnętrznych i w organizmie jednostki, w elastyczności, przystosowalności tego organizmu do nowatorstwa; z drugiej zaś strony w pewnym jego konserwatyzmie, ostrożności w specjalizowaniu swych narządów podczas ich ewolucji: by nie wybujały w kierunku niepożądanym i by z tego powodu nie ginął zbyt łatwo organizm, a przynajmniej, by zbyt wiele ich nie ginęło, by zbyt wcześnie nie wyginęły zupełnie. Bo tym samym nastąpiłby koniec gatunku.

Śmierć jest zresztą założona już przy powstaniu gatunku, tak jak u narodzin poszczególnego organizmu. Rzecz polega na tym, by jej nie przyspieszać. Nie leży to w mocy zwierząt i roślin. Atoli moc tę posiada - o tyle o ile - człowiek i to nie tylko nad trwałością osobistego organizmu, jego długowiecznością, ale tak samo, choć nie w tej mierze, nad długowiecznością swego gatunku. Wola ludzka okazuje tutaj potęgę przypominającą potęgę natury. Ale jeśli wchodzi tu w grę jakakolwiek wola, to przede wszystkim mówić trzeba o medycynie. Przeto staje przed medycyną nowe zadanie: nie tylko przedłużać młodość jednostce, ale i gatunkowi. I narodowi w równej mierze, co gatunkowi.

Bo cóż z tego, że Spartanin starał się być uosobieniem zdrowia; że mordował słabe niemowlęta, by posiadać wyłącznie silne dzieci; że nawet odstępował będąc starszym swą żonę młodszemu, by posiadać tęgie potomstwo; cóż że mało rodził, by nie narażać kraju na niebezpieczeństwa przeludnień, kiedy Spartanie jako społeczeństwo wymarli. Podobnie współczesna medycyna czyni wszystko, by zachować i ułatwić życie jednostce. W tym celu dopuszcza się nawet szaleństw: kastruje, sterylizuje, odmładza mężczyznę szczepiąc mu gruczoły zwierząt, zapładnia sztucznie kobiety, bądź morduje w ich łonie płód. Natomiast daleko jej do równie energicznych wysiłków, by przedłużyć równie maksymalnie życie miastom, narodom, gatunkowi. Co prawda, walczy medycyna o życie społeczeństw, ale raczej o ich stan sanitarny, niż o przedłużenie życia na wielką skalę. Co gorsza, jeśli wysiłki lecznictwa o długowieczność jednostki są spontaniczne i masowe, i tak dawne jak istnienie medycyny, to do podejmowania pieczy nad długowiecznością społeczeństw trzeba dziś medycynę inspirować, a jej akcja w tym kierunku nieledwie dopiero się zaczyna. Kiedyż doczekamy się medycyny narodu i medycyny gatunku?

„Przedmiotem dotychczasowych wysiłków medycyny - stwierdza w cennej swej pracy młody naukowiec-lekarz - był poszczególny chory człowiek. Zakrojone na większą skalę badania i zarządzenia zapobiegawcze miały wprawdzie na celu ochronę grup społecznych, były one jednak zadaniem stosunkowo niewielkiego grona lekarzy i miały charakter raczej negatywny, zabezpieczający te grupy przed określoną szkodliwością. Nigdy jednak zapobieganie społeczne nie przesłaniało ogółowi lekarzy przedmiotu jego działania: chorego"87.

Lecz bynajmniej nie o to chodzi, by przesłaniało.Dbałość o zachowanie ludności, narodu i gatunku może i powinna harmonizować

z dbałością o zdrowie i życie jednostki. Rozumie to i cytowany tu autor. Toteż tłumaczy, że wszystkie okrucieństwa medycyny niemieckiej z okresu Hitlera pochodziły stąd, że „ideologia narodowego socjalizmu zmusiła go - lekarza - do zerwania z podstawową od tysiąca lat tezą medycyny: salus aegroti suprema lex" - dobro chorego najwyższym prawem - oraz, że wychodząc z „dogmatu o życiowym znaczeniu walki, lekarz niemiecki odrzucił ze swej ideologii leczenie chorych i nie-sienie ulgi cierpiącym jako swe naczelne zadanie. Na ich miejsce stanęła ochrona zdrowego organizmu i utrzymanie go w optymalnej wydajności i pełni sił", tudzież „zwiększenie za wszelką cenę biologicznej masy narodu". Dążono do „medycyny

87 E. Howorka, Światopogląd lekarza Trzeciej Rzeszy, Warszawa 1948, s. 13.

Page 63: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

80 Część I. Czy z powrotem do Malthusa?

biologicznej" w „państwie biologicznym". Lekarz miał być przede wszystkim „kapłanem narodowego socjalizmu", zawodowcem „aktywnym politycznie, świadomym swych zadań wobec rasy i państwa, dla którego racja stanu jest jedyną linią postępowania"88.

88 Tamże, s. 3, 13, 16.

Page 64: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

81 Część I. Czy z powrotem do Malthusa?

„W tym miejscu - mówi dalej cytowany autor - niepodobna pominąć najpełniejszego i najgłośniejszego protestu przeciwko rodzącemu się właśnie światopoglądowi lekarza hitlerowskiego.

Na krótko przed przewrotem, jeszcze w okresie formułowania omawianych tu poglądów, wygłoszono najpiękniejszy sprzeciw wobec deformacji i koślawienia hipokratesowsko-chrześcijańskiego ideału lekarza. Tu protestował Jakub Wasserman, Żyd, który w przeczuciu ponurych konsekwencji z powodu zachodzących zmian, stworzył jedną z najgłębszych w beletrystyce postaci lekarza, postać doktora Józefa Kerkhovena". W tej postaci dokonuje się już szereg rysów charakterystycznych dla dokonujących się przemian: jest tu i nadczłowieczeństwo lekarza, i irracjonalizm, i psychoterapia. Tylko Kerkhoven jest lekarzem wszystkich ludzi"89.

Słowem: Kerkhoven nie był rasistą.Dziwna rzecz: biologizm nie pozwolił lekarzowi Trzeciej Rzeszy dojrzeć zadań

medycyny w perspektywie tak biologicznej, jak zachowanie gatunku, ściślej: zachowania maksymalnej długowieczności gatunku; lub choćby tylko: w perspektywie wydłużania maksymalnie życia narodowi. Chwilowe cele społeczne przysłoniły stałe i wyrodziły - słuszne w zasadzie - reformistyczne pragnienia lecznictwa hitlerowskiego - jego dbałość o tężyznę fizyczną całości społeczeństwa - w jeszcze jeden rodzaj medycyny typu sanitarnego o nader krótkowzrocznych celach, w tym i barbarzyńskich.

Podobnie dychawicznie rozpatruje dotychczas demografia zadania polityki ludnościowej: głównie ilość i jakość zaludnienia. A gdzie trzeci czynnik: na jak długo zaludnienie? Na jak długo zaludnienie narodu? Na jak długo życie naszego gatunku? Na jak długo planować życie?

Jeżeli nawet pewne opracowania ludnościowe wybiegają w przyszłość, to zaledwie w niektórych krajach i tylko na najbliższy okres. Nie chodzi tam wcale o trwałość gatunku. Na przykład, w roku 1943 Komisja Problemów Ludnościowych USA - National Resources Planning Board - opublikowała Oszacowanie przyszłości zaludnienia Stanów Zjednoczonych w latach 1940-2000. Na początku znów roku 1948 „Biuro Spisowe" w tychże USA wydało sprawdzoną serię oszacowań Przewidywań ludnościowych Stanów Zjednoczonych w latach 1945-1975, przygotowane przez P. K. Whelptona z pomocą Hope T. Eldridgea i Jakuba S. Siegela.

Również nie dalej sięga, wystraszone obawą przed powiększeniem zaludnienia, sprawozdanie „Królewskiej Komisji Ludnościowej" Wielkiej Brytanii - dla tegoż państwa90.

Na tę też mniej więcej miarę czasu wybiegały głośne, tyle że nie bojące się przeludnienia, plany demograficzne niemieckie z okresu hitleryzmu dotyczące przyszłości ludnościowej „Wielkich Niemiec". A chyba spojrzenie nie na dłuższy dystans napotkalibyśmy w Organizacji Narodów Zjednoczonych w jej do tych spraw instytucji - Population Commision of the United Nations.

W jakim kierunku powinna by iść medycyna, by zapewnić maksimum młodości rodzajowi ludzkiemu i narodowi?

Bo czyżby w takiej skali nie mogła planować życia?

89 Tamże, s. 33.90 Current items, „Population Index", July 1948, s. 188; F. W. Notestein, Notes on the Report of the

Royal Commission on Population (Great Britain), „Population Index", October 1949, s. 304-311.

Page 65: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

86

ROZDZIAŁ IV REGIONY PRZYSPIESZONEGO WYMIERANIA

Cywilizacja zachodnia w obecnej fazie jest wielkomiejska. Wielkie miasto narzuca wszystkim styl postępowania. Jednocześnie styl ten staje się coraz bardziej modą, a więc zwyczajem dorywczym. Stąd krótkofalo- wość, dychawiczność współczesnego życia, dominujący w nim rys tymczasowości.

Mimo to moda jest modą. Działa jak nacisk opinii publicznej, jak obowiązek społeczny, choćby była niemoralna, niemądra i jak najbardziej chwilowa. Toteż rzadko kto ma odwagę rozwiązywać wbrew modzie te sytuacje, które są objęte modą, i które z tego powodu z góry niejako są włączone w obcęgi szablonu. Giną przy tym mody indywidualne i mody regionów, prowincji, zwycięża moda wielkiego miasta, tu bowiem występuje ona najbardziej zwarcie i masowo, a przez niezliczone kontakty codzienne ludzi z ludźmi - modnych z modnymi - mnoży się jej siła sugestywna, jej więc niejako oczywistość, spontaniczność, konieczność. Urasta w ten sposób moda wprost na prawo natury.

Kto narzuca modę? Najczęściej zespoły bez poczucia odpowiedzialności. Zresztą wielkie miasta, to ogromne masy ludzkie, a wśród tłumów łatwo o psychozy. Widząc coraz mniejszą ilość stylów życia, jego odmian, człowiek coraz bardziej się lęka być przytomnym w tłumie naelektry- zowanym psychozą i postępować według własnych przekonań, a nawet - sumienia. Szczególnie miażdżąco wpływa wielkie miasto na życie kraju celowo produkującego standaryzowanego człowieka, a któż zaprzeczy, że im więcej wielkich miast i im większy w nich procent ludności kraju, tym łatwiej o obywatela, którego społeczeństwo wypuszcza spośród siebie jak spod stempla. Sztancowany obywatel jest z kolei idealnym odbiorcą mody. Postępuje jak w półśnie, działa jak pod hipnozą. Wyradza się w maszynę, a tak planowane życie - w fabrykę snów, w których klimacie społeczeństwo ma żyć.

Widać to i na terenie populacji. Tu również tyranizuje moda. Któż miałby odwagę rodzić troje dzieci, gdy całe miasto ma po dwoje? Kto zaryzykowałby dziesięcioro, jeśli za najmądrzejszych uchodzą bezdzietni lub bezżenni?

A właśnie od czasu, gdy przyjęło się wśród Europejczyków regulować potomstwo, wielkie miasta nie tylko wyprzedziły pod tym względem inne środowiska, ale najepidemiczniej planują zaludnienie. Że jednak z wielkich miast idzie ta moda, wygląda na nieszkodliwą, owszem: na idealnie nowoczesną i postępową. Jeśli zaś wykazywaliśmy, że tym mniej dzieci, im więcej osób bogatych i wykształconych, to czyż nie należy dodać, że tym mniej dzieci u bogaczy i wykształconych, im więcej ich małżeństw w wielkich miastach?

Niemałą też rolę w podtrzymywaniu psychozy wyludnień gra w wielkich miastach szczupłość terenu.

Obywatel, nie zdając sobie nawet sprawy, czuje się na miejskim bruku jak mieszkaniec maleńkiej wyspy rojącej się od ludzi. Nie mogą się oni tu pomieścić na samym przyziemiu, więc układają się warstwami jedni nad drugimi na piętrach kamienic wielopłaszczyznowych, bo wielopiętrowych. Może z tego powodu im ludniejsze miasto, tym bardziej mu do twarzy z wielopiętrowymi drapaczami? Czyżby dlatego w małej mieścinie nikt nie wystawiał niebotyków? Wielopiętrowe budownictwo w wielkich miastach, to jakby czerwone światła ostrzegawcze, to plastyczne symbole przeludnienia - dla oczu przechodniów, to krzyk w ich stronę: „Nie rodzić więcej!"

Nie wzmacnia to dynamiki rozrodczej, przeciwnie, paraliżuje ją. Bo jakże ma się spokojnie rozradzać człowiek, mieszkający w ostrzegaczu przed przeludnieniem? Co prawda budowla pięćdziesięcio-, a tym bardziej stupiętrowa naprowadza na

Page 66: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

87

myśl: jak śmiało może się zwiększać, wypiętrzać ludność świata! Ale mało kto tak patrzy: bo rzadko kto jest optymistą. Optymizm kosztuje. O wiele łatwiej być pesymistą.

Dla wygodnego mieszczanina-pesymisty wielopiętrowa architektura wielkiego miasta przy ogromnej tamże ludności pognębia jego witalność biologiczną, bo wywołuje w nim nie opuszczające go nigdy przeświadczenie o przeludnieniu katastrofalnym, trwającym tu w permanencji. „Obraca się" niejako na takie dictum psychika mieszczucha o sto osiemdziesiąt stopni, i załamuje się. Zamiast wyżywać się w dzietności, wyżywa się w jej przeciwieństwie - w używaniu: w jednej z kategorii rozpaczy. Bo jest i wesołość rozpaczliwa. Toteż im więcej wielkich miast, tym mniej dzieci, tym mniej życia, a więcej użycia.

Page 67: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

85 Część I. Czy z powrotem do Malthusa?

Starożytne Ateny były kulturalnie twórcze, dopóki same rodziły liczne dzieci, bądź dopóki mogły wchłaniać rozradzającą się bujnie ludność prowincji. To samo Rzym cezarów. W pewnej mierze dałoby się to powiedzieć o włoskich miastach renesansu. W uderzający sposób widać to samo na Paryżu XVIII wieku i początku XIX. Miasto owo nadaje ton kulturze świata, dopóki w niewielkim zakresie planuje zaludnienie; a nawet i później, gdy planuje coraz bardziej nerwowo, ale gdy jednocześnie może ssać w siebie rozradzającą się jeszcze ludność prowincji. Natomiast schodzi Paryż ze swej roli cywilizatora ludzkości, od kiedy i sam się dostatecznie nie rozradza, a prowincja ma za mało dzieci. I gdy za mało staje się dziet- ną, za mało młodą wielka prowincja Paryża: Europa.

Kto wie również, czy krajobraz i otoczenie nie działają silniej na rozrodczość, niżby się zdawało?

Gatunek homo powstał na łonie przyrody, na ziemi, nie na piętrze, i przy wielkiej dawce wolności, podczas gdy współczesne większe miasto staje się z dnia na dzień coraz bardziej zaprzeczeniem tych trzech cech bytowania pierwotnego. Higiena tedy wielkiego miasta, to nie tylko kanalizacja i wodociągi, szczepienia ochronne, walka z mikrobami i dietetyczne odżywianie; a tym bardziej higiena wielkiego miasta, to nie elektryczność, sprawna komunikacja, teatry, muzea i kina. Wydaje się, że konieczne jest tutaj zwiększenie wolności poruszania się, bliskość gruntu pod nogami i wiele naturalnej przyrody. Wielkomieszczanin musi niejako wyrastać z ziemi.

A dziecko?Zostanie ono zawsze prywatną inicjatywą obywateli. W ogóle nic nie jest

inicjatywą tak prywatną jak dziecko. Dlatego bez pozostawienia pewnego kwantum swobody obywatelom, bez niejakiego maksimum swobody nawet w ustrojach najbardziej krępujących jednostkę, nie ma mowy o dobrym stanie ludnościowym państwa.

Znamy organizm polityczny mający pod tym względem doświadczenie pięciu tysięcy lat. To Egipt.

Na całej przestrzeni swych dziejów starożytnych państwu temu nigdy nie brakło ludności do jego zadań cywilizacyjnych.

„Jest rzeczą całkiem możliwą - pisze w roku 1937 historyk polski, gdy dzisiejszy Egipt liczył 16 z górą milionów ludności, przy tym z największą wówczas na świecie jej gęstością: około 460 mieszkańców na kilometr powierzchni - że cyfra powyższa była już osiągnięta, a nawet przekroczona w dobie rozkwitu państwa faraonów za IV, XII i XVIII dynastii".

Page 68: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

89

Państwo faraonów nigdy nie traciło niepodległości z powodu katastrofalnego braku ludzi: ani za Hyksosów w dobie XV-XVII dynastii, skoro już za XVIII dynastii mogło się dorobić 16 milionów ludzi; ani za Psametycha XXVI, gdy Persja w osobie Kambyzesa - 525 rok przed Chrystusem - podbiła kraj nad Nilem, liczący wówczas 7 milionów zaludnienia; ani za Aleksandra Wielkiego; i podczas wejścia tutaj Rzymian, gdy również co najmniej 7 milionów osób tu mieszkało91.

Zresztą, Egipt nigdy właściwie, nawet od czasów Kambyzesa, nie tracił całkiem niepodległości, a widać to zwłaszcza w gospodarce.

Przez cały ciąg, na przykład, panowania Rzymian Egipt górował bezwzględnie gospodarczo, zwłaszcza w przemyśle i rolnictwie, nad Italią, tak jak jego metropolia - Aleksandria - nad Rzymem. Była to cywilizacja nieomal nieprzerwanego w ciągu czterech-pięciu tysięcy lat dobrobytu, a jeśli nie zawsze dla wszystkich klas społecznych dobrobytu, to przynajmniej dobrych warunków gospodarczych; w każdym razie na pewno lepszych - na przestrzeni całych swoich dziejów - niż gdziekolwiek wtedy na ziemi.

Co dziwniejsza, dobrobytem cieszyły się nawet czasy schyłkowe politycznie. Dodajmy, że „czasy króla Amazisa II - tuż przed najściem Kambyzesa perskiego, 569-526 przed Chrystusem - uchodziły później za okres największej pomyślności w dziejach egipskich. Według Herodota Egipt miał wtedy liczyć 20 000 miast, którą to liczbę trzeba porównać z niespełna czterema tysiącami osad dzisiejszych". Otóż „w państwie faraonów - już za czasów I-V dynastii - jedynym właścicielem wszystkich ludzi i rzeczy był monarcha", a „fakt gospodarstwa planowego nie ulega najmniejszej wątpliwości". Co więcej: spotykamy się tu wówczas „z całkowitym zaabsorbowaniem jednostki we wszystkich dziedzinach, w których interes państwa był zaangażowany, przede wszystkim w dziedzinie gospodarczej". A jednocześnie w ciągu owych 5000-4000 lat „nie ma śladu jakiegokolwiek ograniczenia prywatno-prawnego wolności osobistej, tak samo jak prywatnego niewolnictwa" nie ma; jednostka „nie jest krępowana przez żadne więzy grupowe, rodziny, rodu, szczepu czy stanu. Rodzina egipska w tym okresie jest związkiem indywiduów zachowujących maksimum samodzielności prawnej i gospodarczej, jaka w ogóle da się pogodzić ze współżyciem małżeńskim".

91 U. Kahrstedt, Die Geschichte der Bevölkerungsbewegung, dz. cyt., s. 656; T. Wałek- Czernecki, Historia gospodarcza świata starożytnego, dz. cyt., 1.1, s. 21.

Page 69: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

87 Część I. Czy z powrotem do Malthusa?

Ten styl, z niewielkimi odchyleniami, znamionował wszystkie okresy ustroju Egiptu. Maksymalna służba państwu, „połączona z zupełnym indywidualizmem w sferze stosunków prywatno-prawnych" jest „rysem najcharakterystyczniejszym tego ustroju"92.

Znany jest historii fakt, jak bardzo twórczymi cywilizacyjnie okazało się szereg ludów, które przedtem tysiące lat żyły jako ruchliwi, w bezpośrednim styku z przyrodą bytujący gromadnie - pasterze, łączący maksimum swobody z surowością szczepowej dyscypliny. Taki żywot wiedli potomkowie Abrahama przed przybyciem do Egiptu i potem jako Hebreje, nim zajęli Palestynę; taki ustrój prawdopodobnie posiadali Hellenowie przed przybyciem na Bałkan, taki - Beduini, twórcy szeregu państw starożytnych na Bliskim Wschodzie; tacy Arabowie Mahometa; a nie inni też byli Mongołowie, zanim w XIII wieku zaczęli organizować Azję i większą część Europy na przestrzeni Pacyfik-Adriatyk w jeden su- per-chanat. Znamienny zakaz wydał ponoć pierwszy władca tego mongolskiego imperium, Czyngischan: by jego następcy nie budowali stolicy, bo państwo od tego się rozpadnie.

Ciekawe, że jednemu z tych ludów, który przetrwał czterdzieści wieków, mianowicie Żydom, grozi obecnie wymarcie wszędzie, gdzie bytują jako mieszkańcy wielkich miast. Neomaltuzjańska moda wielkomiejska dzisiejszej doby okazała się dla tego narodu, zdawałoby się nieśmiertelnego, bardziej zabójczą niż wszystkie trudności kilkudziesięciowiekowego bytowania.

A nigdy naród żydowski nie stał się w tej mierze miejskim co w XIX i XX wieku. Zniszczenie biologicznej masy żydowskiej, dokonane przez barbarzyństwo Hitlera, było na pewno o wiele mniejsze niż ciosy, które rozrodczości żydowskiej zadaje od kilkudziesięciu lat wielkomiejska moda mało- i bezdzietności.

Żydzi włoscy, tureccy i holenderscy - zauważa pisarz żydowski E. Eberlin w książce Les juifs d'aujourd'hui, wydanej przed drugą wojną światową - zmasowani od wieków w wielkich centrach gospodarczych, znajdują się od dawna na martwym punkcie ludnościowym. Żydzi se- fardyjscy, dawni maranie, którzy zdołali się osiedlić w wielkich miastach Francji, Anglii, Holandii, a także w Hamburgu, znajdują się już od dłuższego czasu w stanie zaniku. Liczba ich maleje. Dlaczego? „Nie ma dopływu świeżej krwi z obszarów niezgangrenowanych nadmierną racjonalizacją oświatowo-cywilizacyjną" - powiada ten autor.

A któż zaprzeczy, że Żydzi zachodni są nie tylko najbardziej wielkomiejskim odłamem społeczeństwa żydowskiego, ale i najbardziej bogatym i wykształconym w swym narodzie, oba zaś te czynniki nie mniej depopulują niż wielkomiejskość?

Rezerwy ludnościowe mogli znaleźć Żydzi jedynie poza wielkimi miastami, na prowincji. Stąd odbudowa Palestyny jako państwa żydowskiego, a raczej jako prowincji ludnościowej tego narodu, skupionego po miastach całego świata. Wiadomo, że Żydzi długo się namyślali, nim powzięli decyzję, by nie gdzie indziej, tylko w Palestynie odbudować swą państwowość po dwu tysiącach lat jej rozgromu przez Rzymian. Wybór, okazało się, padł nader szczęśliwie dla regeneracji populacyjnej dzisiejszych Izraelitów. Liczba urodzeń bowiem u Arabów palestyńskich jest nieomal najwyższą wśród cywilizowanych narodów świata: cóż więc to za bodziec dla rozrodczości żydowskiej w państwie Izrael! Urodzenia Arabów palestyńskich wynosiły w latach 1926-30 53,5%o; w latach 1931-35 50,3%o; w latach 1936- 40 48,8%o; 1941-45 50,9%o; 1946 54,2%o; gdy w tychże czasookresach urodzeń żydowskich w Palestynie było: 34,3%o; 30,2%o; 25,8%o; 26,6%o; 29,l%o. Zgony wśród Izraelitów palestyńskich maleją i kurczą się w roku 1946 - jak przytaczaliśmy - do

92 T. Wałek-Czernecki, Historia gospodarcza świata starożytnego, dz. cyt., 1.1, s. 93, 30, 29, 33.

Page 70: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

88 Część I. Czy z powrotem do Malthusa?

cyfry nieznanej dotąd żadnemu państwu świata: 6,4%o. Cóż, kiedy śmiertelność i u arabskiej ludności palestyńskiej stale spada i wynosi w roku 1946 15,9%o!

Rezultat?W roku 1946 przyrosło na każdy tysiąc ludności u Izraelitów 22,7 osób, u

Arabów 38,393. Ale zgony u Izraelitów na przyszłość już prawie nie będą mogły wcale maleć, gdy arabskie wykazują tendencję do kurczenia się aż do poziomu izraelskiego. Gdy się zrównają, wówczas wyścig ludnościowy Izrael - Arabowie zależeć będzie tylko od urodzeń. Co będzie, jeżeli Izraelitki przejdą na wielkomiejską stopę urodzeń, jak ich siostry spoza Palestyny? Co się stanie wówczas z narodem, który czy to niegdyś w swej ojczyźnie, czy później w rozproszeniu, przetrwał bądź co bądź kilka tysięcy lat i nie byle jaki brał w tym czasie udział w kształtowaniu losów ludzkości?

93 „Population Index", July 1949, dz. cyt., s. 273, 275.

Page 71: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

89 Część I. Czy z powrotem do Malthusa?

Na małym skrawku świata, w Palestynie, rozgrywają na naszych oczach dwa narody najbardziej może dramatyczną w dziejach ziemi walkę za pomocą urodzeń - o śmierć lub życie jednego z najstarożytniejszych spośród cywilizowanych narodów świata. Toteż prasa izraelska - nie tylko palestyńska - niezmiernie czujnie notuje ów przedziwny wyścig i co jakiś czas z jej szpalt podnoszą się alarmy w tej sprawie; a trudno się temu dziwić: bo któż zaprzeczy, że przyszłość Izraela zależy przede wszystkim od tego, ile Żydówki zechcą rodzić i w Palestynie, i poza nią. Na ile wy-zwolą swą rozrodczość spod hipnozy wymierających wielkich miast naszych czasów"94.

Coraz bardziej rozumie się dziś architekturę jako motyw do krajobrazu. Ale w jakiej mierze architektura może i powinna być cząstką natury? By mieszkaniec czuł architekturę jak przyrodę: jak wezwanie do swobody? do inicjatywy? do odpowiedzialności za życie? do wielkości?

Dla domownika ściany mieszkania, to już krajobraz, a okna i drzwi, to okno na świat. Wprawdzie namiot czy chata były aż do wieku XX naszej ery dość ciemne, małe i ciasne; wszakże wychodząc z takiego mieszkania miał jego domownik widok mniej lub więcej głęboki, a przynajmniej nie na tyle zasłonięty, by nie widział z progu, czy nawet już z okna, kawałka szerokiego świata, cząstki krajobrazu. Genialna jest architektura klatki dla zwierząt: jej ściany dają zawsze jak najwięcej światła, a to już ułatwia widok na świat. Mimo to dzikie zwierzęta, tu uwięzione słabo się mnożą. Klatka nie pozwala na ruch, na wolność, a nade wszystko na inicjatywę.

Oczywiście, nie można utrzymywać, że zwierzęta domowe się nie mnożą; ale jeśli istnieją tak bardzo licznie, to głównie przy wsparciu władcy zwierząt: człowieka - coś jak rodziny wielodzietne w wielkich miastach istniejące dziś niemal już wyłącznie przy wsparciu władz państwowych - poza tym nie wiemy, czy z powodu klatki nie traci ich gatunek na długowieczności. Koń europejski zdziczał w Ameryce, i bardzo się rozmnożył, ale znalazł tam klimat, pożywienie i swobodę.

Na pewno niewolnicy rozradzali się zawsze słabo, nawet gdy mieli ku temu warunki.

Wskazywałaby na to historia.Nie słyszymy, na przykład, by gdziekolwiek w państwach starożytnego

Wschodu rozrodczość niewolników zagrażała ludności wolnej. Wprawdzie faraon obawiał się rozrodczości ludu Mojżesza, ale Żydzi Mojżesza nie żyli w Egipcie jako niewolnicy. A przecież w państwach starożytnego Wschodu niewolnik cieszył się najczęściej względną swobodą, niezłymi warunkami materialnymi. Tak bywało w Egipcie, gdzie, zresztą, niewolników było zawsze bardzo mało.

94 Przykład czujności w tych sprawach i świetnej orientacji daje publicystyka żydowska. Oto charakterystyczny dwugłos sprzed drugiej wojny światowej. „Jest rzeczą jasną - pisze historyk Tomasz Mieses w żydowskim dzienniku warszawskim „Nasz Przegląd" z dn. 17 VII 1939 - że ze względu na miejsce zamieszkania, ludność żydowska w Polsce musi wykazywać daleko niższy procent przyrostu, aniżeli ludność chrześcijańska całego kraju. Fakt, że 47% Żydów, a tylko 14% chrześcijan mieszka w Polsce w miastach powyżej 20 tys. [ludności] musi na dłuższą metę nawet bez emigracji wywołać spadek ogólnego procentu ludności żydowskiej w Polsce". „Dane ogłoszone ostatnio o przyroście naturalnym Iszuwu [dzisiejszego państwa Izrael] - są to słowa dra J. Segała z tygodnika palestyńskiego „Atid" - w zestawieniu z przyrostem naturalnym Arabów w Erec Izrael wykazują dobitnie, jak niezwykle ostro przedstawia się to zagadnienie dla nas". Po prostu dra Segała przerażały liczby urodzeń arabskich, ogłoszone w czerwcowym zeszycie statystycznym Palestyny z roku 1939. A zanotowano tam, że w ciągu pierwszych trzech miesięcy owego roku uro dziło się Arabów w Palestynie 12 875, a Żydów 2665. Żydowska więc część Palestyny, posiadająca wówczas 30% zaludnienia całej Palestyny, dała zaledwie 17% urodzeń. A przecież swoim składem wieku ludność żydowska jako emigrancka miała procentowo więcej młodzieży i żonatych osób w młodym i średnim wieku, niż zasiedziała, o normalnym składzie klas wieku, ludność arabska. Być może, iż stanowiło to jeden z powodów, iż władze Izraela usunęły ze swego terenu 900 tys. Arabów.

Page 72: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

90 Część I. Czy z powrotem do Malthusa?

Bez porównania częściej używano niewolników w Babilonii, ale mogli oni być tutaj przedsiębiorcami i również posiadać niewolników95.

W państwach greckich najliczniej posługiwano się niewolnikami w tak zwanym okresie attyckim - V i IV stulecia - w państwach greckich zwłaszcza w krajach przemysłowo-górniczych. „Stanowili znaczną część ludności każdego państwa, a w niektórych nawet większą ich część"96. Owóż stosunek Hellenów do niewolników był w porównaniu z innymi narodami najbardziej ludzki. W Attyce w epoce klasycznej „niewolnik publiczny mieszkał, gdzie chciał, mógł mieć żonę i dzieci, a nawet posiadać dom własny"97. Ksenofont (430-355 przed Chrystusem) „preliminuje 2 obole dziennie na utrzymanie niewolnika, co jest bardzo dużo". A dlaczego dużo? Bo owe 2 obole mówią, że „poziom egzystencji niewolnika w Attyce IV wieku był wyższy niż robotnika w Polsce w roku 1937"98. „Według Ksenofonta (Athenajon politeia, § 11) nie wolno niewolników bić, położenie ich jest dobre, niektórzy żyją w dostatkach". „Utrzymywali nieraz szynki i gospody, albo prowadzili kantory wekslarskie"99.

Zdaje się, że głównym źródłem tężyzny populacyjnej drobnych rolników było i będzie zawsze to, że samo wykonywanie ich zawodu stawia ich oko w oko z przyrodą, wymaga pozostawiania zawodowcowi maksimum swobody i umożliwia mu rozliczność zajęć. Hala „fabryczna", w której on pracuje, ma za podłogę ziemię, a za dach - niebo. Tych cech nie może nie posiadać praca chłopa nawet wtedy, gdy pozostaje on glebae adscriptus, jak to w zasadzie było w starożytnym Egipcie, bądź w wiekach nowożytnych w Europie; bądź też, gdy jak dziś, mozoli się on kombajnami lub elektrycznością doi krowy. Poza tym chłop żywi. Świadomość, że jest żywicielem, podtrzymuje w nim głównie poczucie osobistej wartości, choćby nawet ustrój czynił go na pół niewolnym lub wręcz wdeptywał go w ziemię.

A wiele wskazuje na to, że prócz pewnej dozy wolności konieczne jest też do rozradzania się pewne minimum poczucia wartości osobistej. Nic nie jest w nas tak istotnie ludzkie jak godność.

Znamy ludy pierwotne, które po podbiciu ich przez białych straciły kompletnie poczucie własnej wartości i wiarę w jakikolwiek sens życia. Wymierają lub już wymarły i to zdumiewająco szybko. Za wysoką spotkały kulturę, z nazbyt wielką zetknęły się przewagą fizyczną. Rzecz znamienna, że i warstwy najbardziej kulturalne wśród społeczeństw wysoko cywilizowanych wymierają podobnie. Snadź i tu zetknięcie się z bardzo wysoką kulturą zabija. Zdaje się, że jedno tylko mogłoby ocalić takie ludy pierwotne: ogromny dla nich szacunek ze strony białego człowieka. Wzbudzenie w nich na skalę maksymalną godności ludzkiej. Lecz czyż nie to samo uratowałoby dla życia wymierające warstwy o najwyższej kulturze? Czyż cynizm i eklektyzm, znamionujący te klasy społeczne, nie jest tego samego rodzaju, co katastrofalne wyzbycie się poczucia własnej wartości u ludów pierwotnych, które nagle stanęły oko w oko z nazbyt wielką kulturą?

Na bogatej od natury wyspie Eddystone - Melanezja, Pacyfik - mawiają tubylcy: „Po co mamy rodzić dzieci, kiedy żyć będą po to jedynie, ażeby pracować na białego człowieka?" I „środki, do których odwoływali się przed przybyciem Europejczyków tylko wyjątkowo, ażeby przeszkodzić przyjściu na świat płodu pochodzącego z miłości pokątnej, stały się - po przyjściu Europejczyków - narzędziem samobójstwa rasowego".

95 T. Wałek-Czernecki, Historia gospodarcza świata starożytnego, dz. cyt., 1.1, s. 127.96 St. Witkowski, Państwo greckie, Warszawa 1938, s. 79. (Publikacja omawia historię ustroju państw greckich i obraz ustroju Aten i Sparty.)

97 T. Wałek-Czarnecki, Historia gospodarcza świata starożytnego, dz. cyt., 1.1, s. 101.98 Tamże, s. 107.99 St. Witkowski, Państwo greckie, dz. cyt., s. 259.

Page 73: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

91 Część I. Czy z powrotem do Malthusa?

Te same objawy stwierdza specjalna komisja w roku 1896 u Fidżyj- czyków - archipelag w tejże rozległej wyspiarskiej Melanezji - podając nadzwyczajną śmiertelność wśród dzieci, niezwykły procent noworodków martwych i dziwnie słabą odporność dorosłych Fidżyjczyków na choroby.

Podobne zjawiska spostrzeżono u Czukczów.I u Australijczyków czarnych, zarówno na lądzie, jak i na wyspie Tasmanii: na

południe od Australii.W. Robinson opowiada o wymierających Tasmańczykach - druga połowa XIX

wieku - których deportowano na pobliską wyspę Flinders, gdzie materialnie bardzo o nich dbano, a postępowano z nimi łagodnie: „Kiedy tubylec odczuje pierwsze oznaki niemocy, bądź to z przeziębienia, bądź z innej przyczyny, natychmiast ogarnia go przygnębienie, przestaje zachowywać się w sposób naturalny i oddaje się rozpaczy, w dalszym zaś ciągu wywiązuje się z tego podniecenie umysłu, aż w końcu umiera w stanie obłędu". Mąż, choćby najzdrowszy, umierał szybko po śmierci żony. To samo żona po zgonie męża. „Według dra Barnesa przeszło połowa Tasmańczyków na wyspie Flinders wymarła nie z jakiejś wyraźnej choroby", ale „z niedomagań żołądka, które całkowicie pochodziły od nieprzepartej żądzy powrotu do ojczyzny". Nie imali się żadnej pracy, patrzyli w stronę Tasmanii i wyli z tęsknoty. „Nie chcieli dzieci, czy też ich mieć nie mogli"100.

Poczucie mniejszej wartościowości zabija fizjologicznie. Może dlatego Hellenowie lepiej rozmnażali się we wschodniej części państwa rzymskiego niż w zachodniej, gdzie więcej było Rzymian, gdzie więc silniej ci ówcześni panowie świata śródziemnomorskiego przypominali Grekom swą wyższość?

Wyspa Flinders okazała się klatką na Tasmańczyków, choć warunki materialne zorganizowano tu dla nich lepsze, niż kiedykolwiek mogli sobie to wymarzyć. Ale najpierw zdeptano ich. Nie czuli, że szanuje się ich jak białych. Narody nie mogą mieszkać ani w osiedlach, ani w krajach, gdzie życie byłoby zorganizowane dla nich jak w klatce, choć luksusowej. Inaczej wymierałyby. Istnieje i architektura ustroju, który też musi być w stylu przyrody. Wydaje się, że z tego samego powodu granice państw między sobą nie mogą być zbyt nieprzekraczalne: by żaden naród nie czuł się jak w klatce na swojej ziemi. Któż zaprzeczy, że nigdy by Żydzi w swym miniaturowym państwie Izrael nie mnożyli się obecnie tak silnie, jak się to tam obserwuje, gdyby nie byli pewni, że wcześniej lub później będą mogli się wydobyć poza granice Izraela? Inaczej, szczupłość granic ich dzisiejszego tam państwa robiłaby na nich wrażenie klatki i załamywałaby ich rozrodczość.

Powiedzmy więcej: życie na kuli ziemskiej nie może się wydawać ludzkości jako nieprzekraczalne. Jako klatka. Glob jako klatka. I tak samo każdej jednostce nie może się wydawać jej życie biologiczne jako nieprzekraczalne. Dlaczego? By zachowała maksymalną ochotę do wegetacji, do życia, do trwania na globie.

Można śmiało zaryzykować twierdzenie, że żadne zwierzę nie chciałoby żyć, gdyby wiedziało, że umrze, a tym bardziej rozmnażać by się nie chciało. Wiele przemawia za tym, że człowiek bez celów wybiegających poza własną planetę, pozaziemskich, pozaplanetarnych, ba, wybiegających poza wszechświat ze swą dalszą egzystencją - nie będzie się rozmnażał. Ciekawa byłaby ankieta, ile zdecydowani ateiści w szeregu pokoleń- z dziada pradziada ateiści - miewają dzieci. W każdym razie narody, które traciły wiarę, wymierały, tudzież klasy społeczne wysterylizowane z wierzeń w zaświaty. Kula ziemska, skoro człowiek już ją wzrokiem ogarnął, nie może mu się od tego czasu wydawać nieprzekraczalną, bo inaczej poczuje się naraz na globie, jak na wyspie. Jak na Flinders. I nie zechce się rozmnażać. Żydzi metafizyczni, religijni

100 L. Krzywicki, Społeczeństwo pierwotne, jego rozmiary i wzrost, dz. cyt., s. 186-187, 190, 191.

Page 74: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

92 Część I. Czy z powrotem do Malthusa?

rozmnażali się w ciągu blisko czterech tysięcy lat; odłam Żydów antymetafizycznych, czysto ziemskich- kompleks z Flinders - przestał się rozmnażać, choć posiadł wpływy i bogactwa większe niż którykolwiek i kiedykolwiek naród na globie. Taki był koniec Rzymian: metafizyczni Rzymianie zdobyli świat, czysto ziemscy - z kompleksem z Flinders - „nie chcieli dzieci, czy też ich mieć nie mogli".

Architektura światopoglądu musi wybiegać w nieskończoność, by człowiek w jej Domu chciał żyć. Choćby dlatego. Architektura światopoglądu nie może być klatką.

Lecz wróćmy w bliższe nam wymiary.

Page 75: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Dom mieszkalny tym mniej jest klatką, im więcej przed nim wolnej przestrzeni. Kraje z widokiem na morze - pierwsze poznały glob i zdobyły go. Osiedla w lasach nigdy nie miały wielu ludzi. Dom widny, to nie tyle z wielkimi oknami, co z dalekimi wielkimi widokami, jeśli nie z okien, to z progu; tak jak człowiek światły, to nie tyle książkowiec, ile ten, co widzi wielką przestrzeń przeszłości i przyszłości, co możliwie całą przeszłość i przyszłość spostrzega. Przestrzeń, to płuca i filozofia. W każdym razie dom wielopiętrowy, niezależnie od swego stylu, jest zawsze klatką, a im większy, tym przygnębia silniej jak więzienie; rosnąca zaś w wielkich miastach ilość lokalnych ograniczeń, rozporządzeń, to dla psychiki mieszczan to samo, co matnia. Tak jak za niski w izbie pułap działa na samopoczucie domowników jak koniec świata. Pierwsi z ludzi, którzy kształcili w sobie poczucie panowania nad światem, to byli pustelnicy. Mieszkali w prymitywnych architektonicznie, ale własnych i małych domkach. Nigdy nie będzie więzień w małych, odrębnych dla każdego więźnia domkach z otwartym widokiem na świat. Wielka architektura, to nie to samo, co architektura ogromna rozmiarami. Partenon jest malcem w porównaniu do wymiarów piramidy Cheopsa, ale architektura Cheopsa jest szczeniakiem wobec architektury Partenonu. Czyżby rozrodczość ludzka zależała od świeżości psychiki, jej horyzontów, optymizmu, zdolności do skoków z mieszkania w przestrzeń - od szacunku dla lokatora mieszkania? I czyżby od tych wartości równie zależała, co od młodości organów płciowych?

To nie jest tylko sucha liczba statystyczna dla Paryżan, gdy na kilometr kwadratowy powierzchni tego miasta wypada 33 tys. osób, rok 1936: bo obywatel odczuwa liczbę mieszkańców swej miejscowości jako ilość i gęstość zaludnienia całego świata. Albowiem mało kto przeżywa własny pobyt na ziemi, jakby mieszkał na całym globie. Tak jak rzadko kto, nawet astronom, uświadamia sobie w permanencji, że żyjemy wśród gwiazd. Nie łatwo być na co dzień mędrcem, tak jak trudno być w alkowie filozofem. Czujemy się psychicznie bardziej glebae adscripti, bardziej zaściankowi, niż się to śniło najzagorzalszym regionalistom. Dlatego kto wie, czy, na przykład, myśl o gehennie przeludnień nie śmignęła błyskawicą w mó-zgu Malthusa właśnie wtedy, gdy pewnego razu spoglądał, nie wiadomo zresztą po raz który, na mrowisko ludzkie Londynu, o którym przecież wiedział, że tak jeszcze nie dawno, bo w wieku XIV, liczył zaledwie 35 tys. ludzi, gdy w roku 1800 aż 959 tys. Uzupełnijmy, że Londyn w roku 1948 miał 9 min 282 tys. mieszkańców. Po prostu Malthus spoglądał na możliwości ludnościowe świata - zanadto z punktu widzenia angielskiego getta: rojowiska londyńskiego?101*.

Wydaje się też, iż nie spadłaby rozrodczość amerykańska na poziom tak bliski wielkomiejskiemu wymieraniu - w latach 1931-40 biali rodzili tam 16%o - gdyby w mieście narzucającym Stanom Zjednoczonym modę dzietności - Nowym Jorku - nie tłoczyło się dziesięć milionów mieszkańców, w roku 1930 11,7 miliona. Dlatego, być może, poziom urodzeń w Stanach obniżyłby się jeszcze bardziej, gdyby kilometr kwadratowy Nowego Jorku był gęściej zaludniony. Nowy Jork w roku 1930 posiadał 9 tysięcy mieszkańców na kilometr kwadratowy swej powierzchni, Kto wie, czy nie głównie ten fakt wywierał taki ucisk na psychikę Jankesów, że wydawało im się, iż mają teren całego swego państwa dość już

101S. Fogelson, Historia zaludnienia świata, dz. cyt., s. 650; Rocznik statystyczny 1949, s. 268.* Na podkreślenie zasługuje fakt, że Londyn, nazwany przez Autora „rojowiskiem", był w połowie minionego stulecia znacznie bogatszy w ludność w porównaniu z początkiem XX wieku. W roku 2002 liczył 7,188 miliona mieszkańców, co w relacji do roku 1949 oznacza zmniejszenie o 2,094 miliona, a w wyrażeniu względnym - o 22,6%. Podobnie jawi się obraz zmian mieszkańców Nowego Jorku. Wobec 11,7 miliona osób zamieszkujących w nowojorskiej aglomeracji w roku 1930, w 2002 r. liczba ta wyniosła 9,314 miliona; oznacza to redukcję o 2,386 miliona osób w wyrażeniu absolutnym oraz o 20,4% w wyrażeniu względnym.

Źródło: 2003 World Population Data Sheet oj the Population Reference Bureau, dz. cyt. (red.)

Rozdział IV. Regiony przyspieszonego wymierania 97

Page 76: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

zaludniony, aczkolwiek kilometr kwadratowy USA zamieszkiwało wtedy zaledwie 15,6 osób, a w roku 1935 zaledwie 16,3 osób, w roku 1949 - 19102**.

Jakże odporniejszą psychikę na ten rodzaj ucisku wykazywały w tymże czasie kraje przemysłowe europejskie, jak Anglia z Walią, wytrzymująca 270 mieszkańców na kilometr kwadratowy; Belgia - 277; lub rolnicze raczej niż przemysłowe Włochy - 137; podobna do Italii ze struktury zajęć swej ludności Holandia - 250; z azjatyckich: rolniczo-przemysłowa Japonia - 182; rolnicza Jawa z Madurą - 341; z afrykańskich: rolniczy Egipt z 440 ludźmi na kilometr kwadratowy!***

102 S. Fogelson, Historia zaludnienia świata, dz. cyt., s. 664." Wobec wspomnianego przez Autora, przeciętnego zaludnienia w USA równego 19 osób w roku 1949, obecnie na jeden kilometr kwadratowy powierzchni w kraju tym przypada przeciętnie 31 osób, tj. o 63,2% więcej niż przed 53 laty. (red.)"* W większości wspomnianych w tekście krajów gęstość zaludnienia wzrosła. W Belgii zwiększyła się o 60 osób (tj. 21,7%) w przeliczeniu na kilometr kwadratowy, we

Rozdział IV. Regiony przyspieszonego wymierania 98

Page 77: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

99

A owa odporność psychiczna niektórych z tych pozaamerykańskich krajów, mianowicie rolniczych, występuje tym silniej, gdy zauważyć, że osiągnięta przez nie gęstość zaludnienia jest pewniejsza na dłuższą metę od gęstości zaludnienia terenów przemysłowych. Poza tym nie od rzeczy będzie spostrzec, że nie tylko górnicze i przemysłowe, ale również rolnicze prowincje szeregu państw osiągnęły najwyższą ze znanych wytrzymałość psychiczną na gęstość zaludnienia. „Szereg prowincji Egiptu i Jawy posiada gęstość zaludnienia 600-800 osób na kilometr kwadratowy; w niektórych częściach Bengalii (Indie) gęstość dochodzi do 1250 osób na kilometr kwadratowy"103.

Mieszkaniec wielkiego miasta w dawnych wiekach nie czuł się w tej mierze mieszkańcem przeludnionej wyspy, co dziś. Poczucia tego nie zdradzał w postaci tak nerwowo napiętej, jak w naszych czasach, nawet regulujący swe potomstwo obywatel wielkich miast starożytnych, jak Babilończyk, Aleksandryjczyk z czasów hellenistycznych, czy Rzymianin z okresu Cesarstwa. Ratowała go od takiej histerii niesamowita ówczesna śmiertelność dzieci i obfitość zgonów w ogóle. No i miasta - za wyjątkiem niektórych, podczas krótkiego okresu hellenistycznego i pierwszych trzech wieków w dobie cezarów, na nikłym zresztą w porównaniu z całą powierzchnią globu terenie jak Śródziemnomorze - były prawie że wyłącznie liliputkami. I było ich o wiele mniej niż dziś. Co innego w ciągu ostatnich trzech stuleci. Miast, więcej niż ze stu tysiącami mieszkańców, ma Europa z 1800 roku siedemnaście, gdy w roku 1930 posiada ich w naszej części świata 262. Moskwa z roku 1800 liczy 250 tys. mieszkańców, Moskwa z 1939 roku 4 137 018. Nowy Jork z 1800 roku ma 79 tys. mieszkańców: tyle co w połowie XX w. nasz poczciwy Radom. Australijskie miasto Sydney w 1800 roku liczy 2 tys. osób, gdy w 1947 roku urosło do 1 min 484 tys. mieszkańców104.

103Włoszech - o 54 osoby (w wyrażeniu względnym - o 39,4%), w Holandii - o 139 osób (o 55,6%), a w Japonii - o 156 osób (o 85,7%). Równocześnie jednak, na przykład w Zjednoczonym Królestwie zanotowano zmniejszenie zagęszczenia o 27 osób (tj. o 10%); podobnie w Egipcie, gdzie wobec 440 osób, przypadających na kilometr kwadratowy w przeszłości, obecnie gęstość zaludnienia w kraju wynosi jedynie 70 osób, co stanowi zaledwie niespełna 16% stanu w połowie minionego stulecia.104Źródło: Rocznik Statystyczny Rzeczypospolitej Polskiej 2003, Główny Urząd Statystyczny, Warszawa 2003, s. 647-654. (red.)

13 S. Fogelson, Historia zaludnienia świata, dz. cyt., s. 641-644.14 Tamże, s. 650, 654.

Page 78: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

97 Część I. Czy z powrotem do Malthusa?

Wielka śmiertelność, zwłaszcza wśród dzieci, uspokajała już podświadomie mieszczanina, nieomal do naszych czasów, aż do początku XIX wieku, by nie bał się przeludnienia, by rozradzał się beztrosko. Natomiast co innego obecnie, gdy śmiertelność zdradza tendencję do największego zmniejszania się właśnie w wielkich miastach. Prasa na przykład z lipca 1939 roku zasygnalizowała, że zgony w największym mieście świata - Nowym Jorku - za czerwiec tegoż roku wynosiły 8,7%o. Jakże blisko światowego minimum zgonów 8,l%o z lat 1936-40! Zanotujmy, że całe Stany Zjednoczone, kraj tak bardzo zamożny i zdrowy klimatycznie, ma w tych samych latach 1936-40 10,6%o zgonów wśród swych białych obywateli. Podobnie Polska: w roku 1948 cały kraj ma ll,l%o zgonów, a Warszawa 8,l%o; Katowice zaś i Gdynia 6,5%o105.

Olbrzymia dawniej śmiertelność w wielkich miastach tonowała gorączkę planowania małej liczby dzieci, nie dopuszczała łatwo do epidemii w tej dziedzinie, a nawet gdy dochodziło tu już i do epidemicznego planowania, to udzielało się ono prowincji o wiele słabiej niż dziś, a przynajmniej o wiele wolniej, tak z powodu kiepskiej komunikacji, jak i małej liczby miast naprawdę wielkich.

Co innego teraz. A można by twierdzić z dużym prawdopodobieństwem, że rola depopulacyjna wielkich miast wzmaga się w naszych czasach tym bardziej, im miast tych więcej, im one ludniejsze, im histe- ryczniej boją się tam potomstwa, a o dostęp do tych miast im jest łatwiej z prowincji, no i im szczuplejsza jest rozmiarami prowincja. Dlatego potęgująca się urbanizacja państw sprzyja depopulacji prowincji.

105 „Population Index", July 1949, dz. cyt., s. 274; Rocznik statystyczny 1949, dz. cyt., s. 24. W latach 1931-35 ma Polska 14,6%o zgonów, gdy w większych miastach najwyższą liczbę zgonów notuje wtedy Częstochowa i Wilno: 13,0%o, najniższą Katowice: 10,0%o, a Warszawa 12,3%o. Mniej typowe dla ogólnej tendencji ruchu naturalnego wśród większych miast całego świata są cyfry urodzeń w powojennych większych miastach polskich, w niektórych dość wysokie. W tych mianowicie, gdzie zaraz po wojnie napłynęło mnóstwo nowej ludności, najczęściej nie wielkomiejskiej, ale małomia-steczkowej i wiejskiej, zazwyczaj w wieku przedmałżeńskim. Taki odłam ludności zakładał dopiero tu rodziny po zadomowieniu się w większych miastach. Oczywiście, tak młode latami pożycia małżeństwa wydają chętnie na świat pierwsze dwoje, troje dzieci. Prawdopodobnie dlatego rodzi się w roku 1948 w Gdyni 26,l%o, w Szczecinie 34,2%o, w Gdańsku-Wrzeszczu 36,3%o. Poza tym większe miasta polskie nie należą do wielkich w skali światowej, a to również wpływa dodatnio na urodzenia. Największe nasze miasta: Warszawa i Łódź z roku 1949 posiadały kolejno 578 046 i 532 045

mieszkańców.Por. P. Lewczenko, Planowanie miast, podstawy techniczno-ekonomiczne, Warszawa 1949, s. 11.

Page 79: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Zobaczmy pewne zjawiska tego procesu.Miasta późniejszego ZSRR zabierały państwu w roku 1897 13,9% ludności,

natomiast w roku 1939 32,8%16.Miasta USA wchłonęły w 1790 roku 3,35% całej ludności tego kraju, w roku

1850 - 12,49%, w 1890 roku 29,20%106.Między rokiem 1920 a 1930 ludność miast USA wzrosła o 14,6 miliona osób,

ludność wiejska nierolnicza o 3,6; ludność na farmach zmniejszyła się o 1,2 miliona107, a w ogóle gnieździ się tam w roku 1930 w wielkich miastach z przedmieściami 54,8 miliona ludzi, chociaż zajmują zaledwie 1,2% całego terenu USA i choć jako mieszkańcy stanowią oni 44,8% zaludnienia Stanów108.

W Europie wzrósł procent ludności miejskiej w latach 1930-35 na 44-45%, podczas gdy w roku 1860 wynosił 26%.

Liczba ludności w wielkich miastach około roku 1930 wynosiła w procentach ogółu ludności: w Afryce 2,7; w Azji 4,5; w Europie 18,0; w Ameryce 21,5; w Australii 38,0109.

Podobnie jak Europejczycy i Amerykanie, w ogóle podobnie jak biali - zapowiadają się Azjaci. Widać to po Japonii. Procent mieszczan stanowi w tym państwie z 1935 roku 64,6110*.

Z licznych statystyk widać, że w tymże kierunku kroczą wszystkie kontynenty i prawie każdy kraj cywilizowany111. Czyżby rozwój ich wszystkich miał iść tą drogą? Czy wszystkich nieodwołalnie?

106 K. T. von Inama-Sternegg, Die Bevölkerung des Mittelalters und der neuen Zeit bis Ende des XVIII Jahrhunderts in Europa, dz. cyt., s. 696.107 St. Rychliński, Przeobrażenia społeczne w Stanach Zjednoczonych na tle urbanizacji, Warszawa 1937, s. 127.

108" S. Fogelson, Historia zaludnienia świata, dz. cyt., s. 655.109 Tamże, s. 655, 656.110 Tamże, s. 657.

Proces urbanizacji, pierwotnie związany z rozwojem przemysłu, współcześnie jest powodowany rosnącymi możliwościami produkcji środków żywności, rozwojem transportu oraz nowoczesnych usług. W krajach rozwijających się nie mniej ważna jest również presja ludnościowa. Cechą charakterystyczną współczesnej urbanizacji jest wzrost liczby dużych miast. W parze z nim idzie niski, a jakże często nawet ujemny przyrost naturalny w największych aglomeracjach, a jednocześnie - ograniczanie przyrostu na prowincji, która pustoszeje ze względu na przepływ jej mieszkańców do miast. Niepodważalna jest zatem hipoteza sformułowana przez Autora, że „potęgująca się urbanizacja państw sprzyja depopulacjiprowincji".

Na początku obecnego wieku na świecie na 100 ogółu osób przypadało przeciętnie 47 mieszkańców miast, w tym - 75 na 100 w krajach bardziej rozwiniętych oraz 40 - w krajach o niższym poziomie rozwoju. Poszczególne kontynenty i kraje różnią się111istotnie ze względu na poziom urbanizacji. Odsetek ludności miejskiej waha się od 33% w Afryce, poprzez 38% w Azji, 69% w Oceanii, 73% w Europie i 75% w Ameryce Łacińskiej i na Karaibach, aż do maksymalnych odsetków, równych 79% w Ameryce Północnej oraz 85% w Australii. Z zestawienia tych liczb z wielkościami przytoczonymi przez Autora wynika jednoznacznie, że w kierunku urbanizacji „kroczą wszystkie kontynenty". Gdyby zestawić podobne odsetki dla krajów, postawiona hipoteza dotyczyłaby również „prawie każdego kraju cywilizowanego"

Tymczasem, na przykładzie własnego kraju możemy stwierdzić, że urbanizacja i wielkie miasta nie sprzyjają prawidłowemu rozwojowi ludności, czego znamionami są - na pierwszym miejscu - niskie poziomy współczynników zastępowalności pokoleń, powodowane w znaczącej mierze rezygnacją z zawierania małżeństw w ogóle lub niską intensywnością ich zawierania, przy jednocześnie wyższej skłonności do rezygnacji z życia w małżeństwie, wyrażonej liczbą rozwodów; po wtóre - wymieranie miast na skutek nadwyżki zgonów nad urodzeniami powodowanej wysokim udziałem ludzi starszych wśród mieszkańców największych miast, po trzecie - wysokie odsetki urodzeń pozamałżeńskich, pozbawiające dzieci możliwości rozwoju w pełnej rodzinie z matką i ojcem.

Źródło: 2003 World Population Data Sheet oj the Population Rejerence Bureau, dz. cyt., oraz Roczniki Demograficzne Głównego Urzędu Statystycznego z lat 2000-2003. (red.)

22 S. Fogelson, Historia zaludnienia świata, dz. cyt., s. 657.

Rozdział IV. Regiony przyspieszonego wymierania 101

Page 80: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

102

Ale jeśli nawet tu i ówdzie tendencja do gwałtownej, czy choćby szybkiej urbanizacji, jeszcze nie istnieje, jak w wielu rolniczych prowincjach Egiptu, Jawy, czy Bengalii, lub jeśli nie wyraża się w zbyt ostrej formie, jak w Holandii, to w miarę jak rosną urodzenia, muszą nawet najbardziej rolnicze kraje zmieniać do gruntu swe wiejskie oblicze. Niech w takiej choćby Bengalii, gdzie jak wiemy, niektóre prowincje rolnicze zamieszkuje po tysiąc z górą osób na kilometrze kwadratowym, ludność wzrośnie dwukrotnie, to po trzecim z kolei takim powiększeniu osiągną te prowincje wiejskie gęstość zaludnienia równą gęstości kilometra kwadratowego dzisiejszego Nowego Jorku. Taki obrót rzeczy musi więc zamienić całe połacie globu, choćby wyłącznie rolnicze, na wielkie miasta - już nie o dziesiątkach milionów mieszkańców, jak Londyny czy Nowe Jorki, ale o setkach milionów.

Próbkę możliwości o tym kierunku daje rolniczy Cejlon.W XIX „stuleciu ludność wzrosła do siedem i pół raza, a w ciągu ostatnich

siedemdziesięciu siedmiu lat trzykrotnie". Nadwyżka urodzeń nad zgonami, czyli przyrost naturalny, który wynosił 17 albo 18 na 1000 ludności w latach 1941-46, skoczył na 25 w 1947 i 27 w 1948". „W roku 1946 wskaźnik urodzeń dla miejskich obszarów wyspy wynosił 33 na 1000- wobec 35 dla całej wyspy". W roku 1948 urodzenia wynosiły 40,5%o. „Wskaźnik urodzeń dla Kolombo z roku 1946, wynoszący 35 na tysiąc- był praktycznie ten sam, co dla dwudziestu miast o 10 tysiącach ludności lub mniej, gdzie wynosił 34"112.

A nie zapominajmy, że Kolombo, stolicę Cejlonu i wielki port, zamieszkiwało wtedy 357 tysięcy osób. Mimo to rodzono tam, jak widzimy, 35%o, choć z roku na rok malała śmiertelność. W latach 1926-30 marło jeszcze 25,l%o; w roku 1948 15,2%o. Nie pozwolili więc mieszkańcy Kolombo ogarnąć się panice przed dziećmi, snadź nie odczuwają jeszcze potomstwa jako ciężaru, przynajmniej dotychczas nie poddali się tej psychozie. A ostatnio psychozę szerzy sam minister zdrowia na Cejlonie, członek Światowej Rady Zdrowia - S. Bandaranayake, domagający się na wyspie klinik antykoncepcyjnych. Na razie jednak nie czują się Cejlończycy u siebie, jak na przeludnionej wyspie, choć Cejlon przecież jest wyspą; chociaż w roku 1948

zamieszkiwało ten kraj 108 ludzi na kilometrze kwadratowym, gdy Polskę w tymże roku 77113. Oczywiście, jeśli rozrodczość tu nie zmaleje, może i na Cejlonie dojść z czasem do zamiany całej wyspy na jedno miasto, z pozostawieniem na pamiątkę wycinka dżungli gdzieś wewnątrz wyspy jako parku wielkomiejskiego. Ale nie bezludzie spowoduje to zurbanizowanie wyspy, nie ucieczka od życia, od dzieci. Nie ucieczka od dzieci do wielkiego miasta. Dojdzie do zwielkomiejszczenia sposobem wręcz odwrotnym: drogą honorową, umiłowaniem życia, pędem przez wielodzietność ku wielkiemu miastu. Mimo woli ku wielkiemu miastu. Miastu wyspie. A dalej - ku światu jako miastu. Ku miastu światu.

Bo tak czy owak: oba typowe kierunki - bądź wielodzietność, bądź za mała dzietność - u końca swojej drogi rozwojowej mają wielkie miasto.

Gdy, na przykład, ludzkość wyludniać się będzie w tym tempie, co obecnie szereg wielkich miast, jest nader prawdopodobne, że małoludna prowincja emigrować będzie tym bardziej nieprzeparcie do istniejących

112 I. B. Taeuber, Ceylon as a demographic Laboratory: Preface to Analysis, „Population Index", October 1949, s. 299-302.

113„Population Index", July 1949, dz. cyt. s. 271, 273, 275 oraz I. B. Taeuber, Ceylon as a demographic Laboratory, dz. cyt., tudzież Ceylon et les activités de l'O.U.N., „Agence Internationale Fides", 28 IV 1951.

Page 81: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

wówczas wielkich ośrodków miejskich. I tu więc u kresu rozwoju ludnościowego, a raczej, jak się zaraz przekonamy, przed jego ostatecznym końcem, mieć będziemy na globie nieomal wyłącznie wielkie miasta. Tyle że topnieć będzie ich ilość do minimum. Gdy tymczasem pierwszy z kierunków rozwojowych kształtowałby kompletnie inaczej oblicze ludnościowe ziemi. Zamieniałby bowiem coraz większy procent lądów na wielkie miasta, coraz ludniejsze, a w końcu na jedno wielkie jak świat miasto, łączące swe dzielnice-kontynenty komunikacją morską jak mostami, choćby przez oceany. Mielibyśmy świat - Wenecję.

Lecz spójrzmy, na ile realna jest przeciwna droga. Ewentualne tempo wyludniania i narzucające się łącznie z tym horoskopy.

„W Dreźnie - w roku 1933 - roczna nadwyżka zgonów ludności ustabilizowanej wynosi 38%o; w Berlinie i Lipsku - 35%o. Przy takim ubytku rocznym po stu latach pozostałoby już mniej niż 3% (trzy procent!) ludności wyjściowej. Stosunki podobne (...) zdarzają się również w wielkich miastach poza granicami Niemiec"114.

Wyjaśnijmy: „Ludnością ustabilizowaną nazywamy ludność zamkniętą (bez przypływu z zewnątrz i odpływu na zewnątrz), podlegającą trwałemu oddziaływaniu określonej w każdym wieku życia niezmiennej umieralności i określonej w każdym wieku kobiet niezmiennej płodności"115.

Czyli Drezno pokazuje, co moda wielkomiejska mogłaby sprawić na całym świecie w ciągu stu lat, nawet gdyby glob zmienił się już przedtem na jedno wielkie miasto.

Mimo to niemal wszystkie wielkie miasta, nawet te, których ludność właściwie wymiera, rosną ciągle jeszcze ludnościowo, niektóre nawet nader chyżo.

Dlaczego?Bo wchłaniają ludność prowincji, która tutaj się garnie i tu następnie wymiera w

trybie przyśpieszonym. A prowincja wcale się przed tym nie broni. Nie ma tu więc jeszcze walki klas na tym odcinku, panuje błoga nieświadomość. Prowincja kładzie po prostu głowę pod nóż i to z pewnym entuzjazmem, ponieważ emigrować do wielkich miast jest modnie, a przecież to, co modne, wygląda na postęp, na awans społeczny. Błogostan. Euforia wymierających.

114 S. Szulc, Zagadnienia demograficzne Polski, dz. cyt., s. 120.115 Tamże, s. 113.

103 Część 1. Czy z powrotem do Maitliusaf

Page 82: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział IV. Regiony przyspieszonego wymierania 102

I nauka demografii ulega tej modzie, ledwie bowiem wpada na myśl, że istnieje taki typ emigracji. Dlatego ciągle trudno w dziełach poświęconych sprawom ludnościowym - o tablice, które by odsłaniały, ile osób z prowincji emigruje do miast i jak szybko następnie tam wymiera. Brak tablic wskazujących na tempo uśmiercania ludności przez wielkie miasta.

Podobnie dopiero zaczyna świtać w umysłowości współczesnych mężów stanu, że największym wyzyskiwaczem naszych czasów jest klasa wielkich miast; zaś wśród ekonomistów ciągle jeszcze nie może dojrzeć pogląd, że wielkie miasto wymierające trzyma się ludnościowo na szczudłach, że to nie tyle polis - miasto, co nekropolis - cmentarz, i że choć najwięcej kosztuje ono gospodarczo, jest studnią śmierci, gdzie wymiera galopująco najważniejszy czynnik produkcji: ludność.

W wydawnictwie Akademii Architektury ZSRR, poświęconym planowaniu miast - Planirowka gorodow (Moskwa 1947) - czytamy:

„Miasta takie, jak Magnitogorsk (145,9 tysięcy mieszkańców), Komsomolsk nad Amurem (70,7 tysięcy mieszkańców) i wiele innych nie istniały w roku 1926 na mapie". W roku 1897 miasta późniejszego ZSRR liczyły 13,9% ludności, natomiast w 1939 32,8%; zaś „przy ogólnym wzroście ludności miejskiej po roku 1926", notuje się „wyraźne zwiększanie odsetka ludności dużych miast, podczas gdy przedtem ludność była mniej więcej równomiernie rozdzielona pomiędzy duże, średnie i małe miasta"116.

Zatem i tu spotykamy znaną nam tendencję.Ale władze państwa snadź lękają się przerostów miast największych, a nawet

niektórych większych, bo książka poucza, że „przy opracowywaniu perspektyw rozwoju miast należy się kierować uchwałą, a także rozporządzeniem Rządu ZSRR i CK WKP (b) o zakazie budowy nowych zakładów przemysłowych w Moskwie i Leningradzie, rozszerzonym później na Kijów, Charków, Rostów nad Donem, Górki i Swierdłowsk", które to miasta prowincjonalne posiadały w roku 1939, kolejno: 846, 833, 510, 644 i 425 tysięcy mieszkańców117.

Książka rozróżnia - rzecz znamienna - wśród ludności miejskiej odłamy pozytywne: produkcyjny, miastotwórczy i usługowy; tudzież odłam niesamodzielny. Podaje też wzór, jak obliczyć zaludnienie zaplanowanego miasta w okresie jego zabudowywania i czas ten określa na 15-20 lat; wymienia również, przewidywany na czas rozbudowy i przebudowy 27 już istniejących większych miast radzieckich, wzrost zaludnienia118.

Jednak autor nie mówi, co dalej z tymi miastami i ich ludnością: na jak długo planuje się owe miasta i ich ludność.

Co prawda, książka omawia wyłącznie techniczno-ekonomiczne podstawy budowy miast, ale przecież człowiek, to najważniejszy czynnik produkcji; społeczeństwo zaś, by wystawić miasto, musi ponieść hekatomby ofiar w postaci kapitałów i pracy: wkład tedy tak wielki musi się opłacać gospodarczo. Cokolwiek zaś dałoby się powiedzieć o rentowności nowo zbudowanego miasta, jedno jest pewne: miasto nie może wymierać ludnościowo, zwłaszcza najkosztowniejsze z miast - wielkie miasto. Nie jest to wiele, lecz nieprzekraczalne minimum wymagań właśnie techniczno- gospodarczych, nie tylko ludnościowych. Inaczej, naród budując wielkie miasta, ponosiłby niesłychane ofiary na wznoszenie czegoś w rodzaju obozu wyniszczającego jego masę biologiczną.

Książka Planowanie miast przemilcza również inny, niesłychanie ważny problem ekonomiczny: skąd w okresie lat 1897-1939 wzrósł odsetek ludności w tamtejszych miastach z 13,9% ogólnego zaludnienia państwa na 32,8%.

116 P. Lewczenko, Planowanie miast, podstawy techniczno-ekonomiczne, dz. cyt., s. 9, 11.117"Tamże, s. 11-14, 20.118 Tamże, s. 22, 23.

Page 83: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział IV. Regiony przyspieszonego wymierania 103

Czy wzrost ten powstał w sposób twórczy dla państwa, samodzielnie: czy przeto sama ludność miejska tak się rozkrzewiła?

Czy też może był to wzrost negatywny, pożyczka ludzi od mieszkańców wsi, którzy tu ewentualnie emigrowali z prowincji, lub ich stamtąd wysiedlano i wtedy przez to zubożali populację wsi radzieckiej, a nawet mogli pomniejszać ludność państwa, o ile potem w miastach niedostatecznie się krzewili?

Słowem: interesowało by, czyim kosztem tak bardzo rozrosła się ludność największych miast: w jakiej mierze własnym? w jakiej - z ludności miast średnich? małych? wsi? Transfuzją czyjej ludności, czyjej krwi - wsi? czy własną? czy może małomiasteczkową? - powiększyło się zaludnienie miast średniej wielkości? No i: skąd - ze wsi czy z miast? - brano ludność „gotową" do zasiedlenia wznoszonych całkiem nowych miast, jak Komsomolsk, Magnitogorsk i inne?

A jeżeli gdzie, to w ZSRR problem samowystarczalności ludnościowej miast, a co najmniej średnich miast i największych, jest niesłychanie żywotny, ponieważ państwo to planowo, z uwagi na swój ustrój, nie znosi wsi i chce się całe zurbanizować możliwie w elektrycznym tempie. Kolektywne gospodarstwa wiejskie - kołchozy - i państwowe gospodarstwa folwarczne - sowchozy - mają być komasowane w coraz większe jednostki, a ich centra administracyjne, gospodarcze, naukowo-doświadczalne i ludnościowe: w miasta. Czy czasem - w wielkie miasta; wyłącznie w wielkie miasta: to już tylko kwestia czasu; bo jeżeli ów proces w tym ustroju jest nieodwracalny, to okres przechodzenia na zurbanizowaną wieś, w końcowym stadium rozwoju - na wieś wielkomiejską, zależy tylko od stopnia usprawnienia komunikacji i wydolności maszyn rolniczych. Nadchodzi tedy w ustroju Związku Radzieckiego nieuchronna śmierć wsi.

Nie lada to ryzyko, bo niemały to przewrót i ludnościowy: do tego bowiem czasu, od najdawniejszych stuleci, w życiu wielkich cywilizacji bazą ludnościową każdego państwa była wieś. Wprawdzie wieś w tychże państwach cywilizowanych nie stanowiła przodujących środowisk postępu, ale bywała zawsze i wszędzie przodowniczką postępu ludnościowego. Stąd, ze wsi, można było mieć i najwięcej ludzi, i jakościowo najwięcej wartościowych ludzi. Tu więc właściwie pieniło się najbujniej życie. I jeżeli wymienialiśmy statystykę urodzeń niektórych okręgów Rosji z lat na przełomie XIX i XX wieku, mówiąc o 60%o urodzeń w roku, a nawet więcej, to nie rodziły tak obficie ówczesne rosyjskie miasta, zresztą wcale jeszcze nie ograniczające potomstwa, coś jak obecnie Kolombo cejlońskie. Rodziła tam tak nieprawdopodobnie hojnie wieś rosyjska i ukraińska.

Ale jak się odbywa ów wspomniany przez nas wyzysk ludnościowy prowincji przez wielkie miasta?

Im bezmyślniej przyjmuje prowincja styl wielkomiejski, tym więcej niemieszczan chce mieszkać w miastach, a małomieszczan - w wielkich miastach. Ludność prowincji silniej rozradzająca się emigruje wtedy zawzięcie do wielkich miast, tu zaraża się beztroskim planowaniem liczby dzieci i tym samym włącza się w wielkomiejski bieg ku wymarciu. Jest to wewnętrzna emigracja narodu na cmentarz: do wielkich miast. A ssa- ją one coraz większy procent ludności każdego kraju, który je posiada. Jednocześnie kurczy się, zapatrzona w wielkie miasto, płodność wsi i tym samym maleje ogólna ilość młodych ludzi na prowincji.

Jak bardzo w toku tej tendencji mogą zniżać się urodzenia prowincji do poziomu miast, a urodzenia miast do szczupłości urodzeń wielkich miast, mówi Anglia, kraj - o ironio! - o największych możliwościach emigrowania na wieś - do swych olbrzymich kolonii: „Jeżeli (tam) w roku 1931 oznaczyć rodność wsi przez 100, to dla ogółu miast otrzymamy również 100, dla Londynu zaś 96"119.

Wyjaśnijmy, że rodność, to stosunek urodzeń do ogółu ludności.

119 S. Szulc, Ruch naturalny ludności, dz. cyt., s. 711.

Page 84: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział IV. Regiony przyspieszonego wymierania 104

Uzupełnijmy, że ludność samego Londynu stanowi w roku 1936 21,5% zaludnienia Anglii z Walią, ludność Glasgow - rok 1934 - 22,5% całej ludności Szkocji; Kopenhaga z tegoż roku posiada 22,6% ludności Danii, a Wiedeń - 27,7% ogółu zaludnienia Austrii120.

Na dalszy ciąg tego ruchu wskazują USA, gdzie zresztą tak samo zwęża się różnica między płodnością wsi i miasta, tudzież Wielka Brytania i Australia.

„Spośród rdzennych Amerykan (native born of native parentage) zamieszkiwało w miastach w 1900 roku 29,7%, a 47,8% w 1930", więc prawie połowa rdzennych Amerykan. Gdy na całą ludność miejską Stanów wypada w roku 1930 56,2% ogółu zaludnienia Stanów, to na samych mieszkańców wielkich miast z przedmieściami 44,8%121.

Ludność miejska wynosi wśród rodaków Malthusa - w Anglii z Walią - rok 1931 - 80% całego zaludnienia, w Szkocji nawet 86,1%122.

Z tych to powtórnie zurbanizowanych brytyjskich krajów pochodzą koloniści planujący wygląd całego kontynentu: Australii. Zobaczmy, czy budowana przez nich Australia, to sobowtór Anglii. Rzeczywiście: australijskie miasto Sydney wchłaniało w roku 1934 47,4% ludności swego kraju, Nowej Południowej Walii; Melbourne zaś zabierało aż 54,6% ludzi swej prowincji Wiktorii123.

A cała Australia? „Tylko 7 milionów mieszkańców. Dramat Australii wyraża się w tej cyfrze. Terytorium tak wielkie jak Europa zamieszkuje liczba osób równa zaludnieniu Belgii. Teren, na którym Anglia zmieściłaby się 32-krotnie, posiada zaledwie 2,4 mieszkańców na milę kwadratową, gdy Belgia 698"124.

A przecież za wyjątkiem ropy naftowej posiada kontynent ten wszystko. „Wełna, złoto, trzcina cukrowa, zboże, masło, węgiel, metale"125. Cóż, kiedy rzadko kto chce pracować tutaj ciężko, zwłaszcza na roli, jeszcze zaś rzadziej chcą ludzie tu mieć wiele dzieci; a kto wie, czy jedna i druga niechęć nie muszą chodzić w parze?

„Jest nas - powiada Coldwell, minister imigracji i informacji w Australii - 7 milionów, a trzeba, by było około 20 milionów. (...) Mówi się o 100 milionach, lecz 20 milionów jest cyfrą właściwą. (...) Jest to kwestia życia. Jak nasze małe zwierzęta «koala», które znikają, tak i my znikniemy, jeżeli nie będziemy reagowali. Należy Australię zaludnić lub umrzeć". „Uprzywilejowanie miejscowych licznych rodzin - dodaje - byłoby najlepszym sposobem zaludnienia Australii. Lecz Australijczyk dzisiejszy ma mało dzieci. W roku 1875 rodzina australijska miała przeciętnie sześcioro dzieci, w roku 1939 liczba spadła na dwoje, w roku 1980 zgony przewyższą urodzenia. A jeśliby ktoś mówił, że do roku 1980 jeszcze daleko, przypominam mu historię tego głupca, który rzucając się z dwunastego piętra, krzyknął, znajdując się na wysokości trzeciego: «Patrzcie, mam się dobrze!»"126.

Przy takim rozwoju stosunków ludnościowych we wszystkich krajach ziemi - doszłoby do australijskiego wyglądu świata. Wśród terytoriów całych państw, bezludnych jak pustynne kraje australijskie, widzielibyśmy tu i ówdzie olbrzymie miasta wymierające, których mury w miarę czasu, w miarę posuwającego się wyludniania, wyrastałyby coraz bliżej pustyń i puszcz, graniczyłyby coraz bezpośredniej z bezludziem, ciągnącym się na tysiące kilometrów.

Wędrując po takim świecie, byle dostatecznie długo, natknęlibyśmy się w końcu na jedno jedyne, ocalałe z potopu wyludnień, wielkie miasto - na całej ziemi -

120 S. Fogelson, Historia zaludnienia świata, dz. cyt., s. 656.121 St. Rychliński, Przeobrażenia społeczne w Stanach Zjednoczonych na tle urbanizacji, dz. cyt., s. 127; S. Fogelson, Historia zaludnienia świata, dz. cyt., s. 655, 657.

122 S. Fogelson, Historia zaludnienia świata, dz. cyt., s. 657.123 Tamże, s. 656.124 J. Chegary, L'Australia - paesaricco e infelice, „L'Osservatore Romano", 28 X 1949.125 Tamże.126 Tamże.

Page 85: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział IV. Regiony przyspieszonego wymierania 105

pustyni, zamienionej może przedtem w park narodowy dla mieszkańców tego miasta, i na ministra informacji i imigracji w tymże mieście, sobowtóra Coldwella, biadającego na niechęć obywateli do dzieci. A jeśli tak, to które z dziś znanych miast wytypowałoby się sposobem takiej śmiertelnej selekcji - na jedyne w świecie miasto-sierotę? I ciekawsza rzecz: któremu z narodów dzisiejszych byłoby dane przechować tam szczątki swej ludności? Ale czy można by drogą pokojowego wymierania, bez kataklizmów międzynarodowych, dojść do spełnienia tego mirażu? Czy znalazłby się naród, co zgodziłby się wyłączyć od wyścigu do tak pojętego raju? Od wyścigu do raju, czy od wyścigu o prawo do życia? Lecz skoro - o prawo do istnienia, to czy nie zakłóciłoby to pokojowości takich światowych zawodów samobójczych?

Niekoniecznie to są rojenia. Tak jak niekoniecznie „do tego musi prowadzić cywilizacja". Zdarza się przecież śmierć z wyludnienia i ludom naprawdę dzikim, a kto wie nawet, czy dzikim nie jest stosunkowo łatwiej o wymarcie, a raczej, czy nie jest im łatwiej o szybsze wymarcie. Ba, „istnieją wiadomości o niektórych szczepach na Antylach, że umawiały się między sobą, by zbiorowo wymrzeć i przeprowadzały to konsekwentnie za pomocą dobrowolnej bezpłodności"127.

Zresztą, wchodzimy w epokę rojeń, w czasy utopii, a w tym - i utopii eugenicznych. Coś, jak w starożytnej Sparcie, tylko teraz w skali ogólnoludzkiej. Bo im bardziej pogrążać się będziemy w epokę planowania, tym więcej będzie nie tylko realnych planów, ale i utopii przybywało, i to zarówno o urządzaniu całego świata, jak i poszczególnych działów życia. Tylu może być wtedy twórców „nowego wspaniałego świata", ile teraz osób przeziębiających się. Tylu planistów, ilu ludzi. Wzrośnie liczba zba- wiaczy ludzkości. I wcale nie wartościowsze plany będą realizowane, ale plany najumiejętniejszych i najbardziej fanatycznych organizatorów.

Każda zgrana paczka każdego typu ideologów może urządzać wówczas glob według swego pomysłu, jedna drugą z tego powodu zwalczać, wyrzucać poza nawias życia, niszczyć nawet z kretesem, mobilizując do tego nierzadko wszystkie siły naszej planety*. I czy tylko naszej? Gdyby zaś w toku takich wojen „ideologicznych" jakiś model „idealny" nie opanowywał co jakiś czas całości życia na ziemi na dłuższą ilość lat, ludzkość może być wstrząsana, jak konwulsjami, od jednej próby uszczęśliwiania świata do drugiej, powodzią wojen-kataklizmów, których słabą próbą jest aktualna dziś groza wojny atomowej.

Jak tedy w epoce planowania ratować świat od ery utopii: oto problem! Zdaje się, że jego wagę będzie człowiek tym bardziej doceniał, im więcej stuleci żyć będzie w epoce przeludnień: bo bogactwo ludzi i kontaktów między nimi dynamizuje nie do wiary myśl ludzką i uskrzydla zarówno zdrowe wielkie mózgi, jak i chore genialne.

Ale jak odróżnić utopię od planu?Utopia, to nie tylko to, co się nie da urzeczywistnić: bo można realizować i

utopię. Utopia, to raczej to, co niszczy człowieka, co choćby go osłabia. Jaka tedy jest higiena planowania? eugenika planowania w ogóle? Co tu jest utopią? Co utopią, którą można zrealizować, ale która niszczy człowieka, osłabia go? prowadzi do wyludnień? prowadzi do zniszczenia narodu? gatunku?

Lecz gdyby, powiedzmy, jakiemuś fanatycznemu ruchowi eugeniczne- mu udało się wreszcie zrealizować jakieś państwo doskonałych na swój sposób ludzi, jakieś miasto-pana świata i urządzić dla jego mieszczan skorupę ziemską jako jeden wielkomiejski park narodowy, to czy wyprodukowany przy tej okazji „człowiek szczęśliwy" - homo felix, o typie sportowo-inżyniersko-profesorskim - nie wymarłby ze swego elitaryzmu w dość zawrotnym tempie? Czy podstawą

127 A. Grotjahn, Higiena ludzkiego rozrodu, dz. cyt., s. 28-29. " Por. ks. M. Schooyans, Aborcja a polityka, Lublin 1991. (red.)

Page 86: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział IV. Regiony przyspieszonego wymierania 106

rozrodczości ludzkiej nie jest czasem baza zwykłych, prostych ludzi - ludzi-dziczek, dlatego tak żywiołowo żywotnych, że ich dążenia są żywiołowo prymitywne, i dzięki temu - biologicznie bardziej elitarnych od najwytworniejszej elity umysłowej, sportowej i gospodarczej?

Czy na brak tej „elity" dziczkowej nie cierpiały zawsze - i to beznadziejnie - narody wymierające dobrowolnie? Czy zatem planowanie zaludnienia nie musi także hodować „prostego człowieka"? Odpowiednią ilość „prostego człowieka"? Czy eugenice nie przydałby się pewnego rodzaju franciszkanizm? Czy wobec tego należy się tak bardzo trapić, jak to czynią eugeniści współcześni, że prosty człowiek więcej ma dzieci niż elitarny? Kto tu właściwie - z punktu widzenia najistotniejszej fundamentalnej podstawy wszelkich społeczności ludzkich: by zachować sam gatunek Homo sapiens - jest bardziej elitą: czy ten, co łatwo wymiera; czy ten, co najtrudniej wymiera?

I po co wytwarzać elitę, skoro potem tak łatwo wymiera? Czy się opłaci choćby sam wkład pieniężny w jej wytwarzanie? Czy na uniwersytetach ma się zawieszać tablice: „Tu się wytwarza elitę, która szybko wymiera"? I czy naprawdę elita musi wymierać łatwiej i szybciej od prostego człowieka? Czy nie dałoby się tego procesu powstrzymać? Jak? Przeto czy nie należy upraszczać elity umysłowej, nie pozbawiając jej jednocześnie najwyższych walorów kulturalnych? Po co? By zbliżyć - witalnie - elitę do dziczki-prostego człowieka? Na czym polega demokracja biologiczna? Co zapewnia osobom wysokiej klasy kulturalnej tężyznę biologiczną dziczki?

Lecz czy to tylko problem „dziczki"?Przecież nawet historia ostatnich wieków notuje wymarcie oraz wymieranie

szeregu plemion pierwotnych i to nie tylko z powodów, które przytaczaliśmy, mówiąc o Czukczach, Tasmańczykach czy mieszkańcach Eddystone i wysp Antylskich. A posiadamy dość faktów, dopuszczających myśl, że i dawniej nie brak było podobnych wśród takich ludów katastrof, a nawet że mogły się zdarzać bez porównania częściej. Aliści przeważał mimo wszystko człowiek pierwotny swą witalnością nad nami, a przemawia za tym to, że społeczeństwa cywilizowane egzystują dopiero od kilku tysięcy lat, w każdym razie nie znaleziono żadnego, które by trwało do dziś nieprzerwanie choćby sześć tysięcy lat; podczas gdy ludy pierwotne jako całość przetrwały ogromny okres pleistocenu i bez mała cały holoce- nu - a więc w sumie setki tysięcy lat - i to bez medycyny, pisma, bez opieki społecznej i władz państwowych. I bez wielkich miast uniwersyteckich.

Czym człowiek pierwotny zdobywał taką niespożytość, odporność, witalność? Czy przypadkiem nie dzięki wydawaniu na świat każdego dziecka poczętego i olbrzymiej zarazem śmiertelności, która eliminowała bezlitośnie słabsze jednostki?

„Eugenika" przyrody jest okrutna, choć chyba najbardziej celowa. Toteż trudno sobie wyobrazić, by na tę drogę wkroczyła kiedykolwiek eugenika sztuczna, lekarska, to znaczy: by opuściła zupełnie człowieka. By zatem także medycyna zniszczyła medycynę.

Ale jakich by innych środków powinna szukać medycyna na trwałość ludzkiego gatunku? Skąd odporność pewnych jednostek? Czy jest ona wyłącznie niezasłużona? dziedziczna? Czy czasem nie należy jej szukać także w sobie? W osobistym wysiłku? Jak u poliploidów! I czy nie w tym kierunku głównie powinna by iść eugenika? Żądać! Wymagać! Żądać od człowieka tak trudnej postawy wobec życia, jak bezlitosna jest eugenika przyrody! Czy tu przypadkiem nie znajdziemy tajemnicy twórczego planowania zaludnienia? W każdym razie nie wydaje się, by to, czego eugenika przyszłości zażąda od człowieka, nie było bardzo ciężkie.

I co eugenika lekarska uczyni z wielkimi miastami?Wiemy z góry: nie uwolni wielkomieszczan z poczucia przeludnionej wyspy, bo

nie może fałszować prawdy. Ale czy tolerując, a nawet pielęgnując w wielkich

Page 87: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział IV. Regiony przyspieszonego wymierania 107

miastach „poczucie wyspy", zdoła uleczyć je z „popłochu przed dziećmi"? A jeśli jej się to nie uda, to czy pozwoli, by wielkie miasta ssały nadal ludność prowincji i bezpotomną lub zbyt mało płodną - wypluwały następnie masowo na swe cmentarze? Czy też wysiedlać będzie stamtąd przymusowo, jako z terenów zagrożonych epidemią wymierania? I czy z kolei zaorywać będzie takie miasta? A może zostawi je, tylko po prostu wydzieli z nich ludność normalnie rozradzającą się, nią się zaopiekuje, pozostałej zaś - wymierającej dobrowolnie, a więc w najwyższym stopniu nieeugenicznej - pozwoli wymierać? Bo czyż państwo może przymuszać do posiadania potomstwa? Do czego można siłą zmuszać, gdy chodzi o rozradzanie się, a do czego nie?

Lecz im mniej państwo władne jest tu zdziałać siłą, tym więcej przez wpływ. Jak wychowywać wielkie miasta do ich długowieczności? do postępu ludnościowego? I jak to planować? Bo tak czy owak z wpływem wielkich miast trzeba się liczyć. Jak kierować wpływem wielkich miast?

Po wtóre, powiedzieliśmy, że w miarę rozwoju ludnościowego nawet wsi, idziemy ku coraz większej ilości wielkich miast i ku coraz ludniej- szym wielkim miastom. Wielkie miasta sprawują dyktaturę nad obyczajami i zwyczajami świata. Dyktaturę bez przymusu, dlatego tak przenikającą wszystkich. Trudno zresztą powiedzieć, by kiedykolwiek było inaczej; lecz nigdy tak jak dziś wielkie miasto nie ugniatało z tą swobodą i tak przemożnie oblicza człowieka na całym okręgu ziemskim - wszak nigdy nie miało tak wielu i tak częstych kontaktów ze światem. Tak, jak trudno się upierać, że rola wielkich miast była wyłącznie dysgeniczna i moralnie fatalna: któż tak oceni rolę Babilonu, Aten helleńskich, hellenistycznej Aleksandrii, Bizancjum wschodniorzymskiego, Florencji Medyceuszów, Rzymu renesansu, czy Paryża ostatnich trzech wieków? Kto nie przy- klaśnie twierdzeniu, że wielkie miasta, niekoniecznie każdego czasu w dzisiejszym znaczeniu wielkie, ale bądź co bądź te największe w każdym okresie dziejów, były ogniskami postępu? Lecz skąd to podglebie twórcze? z czego? Czy nie dałoby się go uzyskać drogą niejako syntetyczną, poza wielkim miastem? Jak? W każdym razie nawet gdyby się to powiodło, su- gestywność stylu bycia wielkich miast nie zmaleje chyba nigdy. Czy jednak, dopóki się nie powiedzie taka „synteza" stworzenia ognisk postępu poza wielkimi miastami, nie należy iść drogą bardziej konserwatywną: przecież rola wielkich miast mogłaby każdego czasu dorosnąć do mniej fatalnej? Po wtóre, skoro wyraziliśmy się, że należałoby wychowywać wielkie miasta do długowieczności, czyż tym samym nie założyliśmy, że może istnieć czynnik kierujący rozwojem wielkich miast: potężniejszy od ich sugestii. Jaki to czynnik? A może czynniki?

Fakt to powszechny, że wielkie miasto pożera wolę prowincji: czy wobec tego nie należałoby wzmocnić roli prowincji? poprawić jej samopoczucia? jej świadomości, że jest równa wielkiemu miastu? wywołać i ożywić jej w pewnym sensie świadomości klasowej? Wyzwolić prowincję! By nie czuła się, jak dotąd, medium bezwolnym wielkiego miasta, ale by zechciała może zostać nawet jego hipnotyzerem.

Bez podniesienia godności prowincji, bez wyleczenia jej z kompleksu niższości, nie ma mowy o demokracji, znęcać się bowiem będzie nadal swym wpływem nad światem wielkie miasto i to coraz nieznośniej. Ale czy nie równie ważne jest podniesienie godności jednostki: tej najbardziej prowincjonalnej prowincji? Wyzwolić ją z piekła sugestii wielkiego miasta, nawet zostawioną w tymże wielkim mieście? Jak to robić!?

Nade wszystko jednak leczyć należy samo wielkie miasto.W jakim zatem kierunku powinna by iść medycyna, by zabezpieczyć stałą

młodość wielkim miastom?

Page 88: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział IV. Regiony przyspieszonego wymierania 108

W wielkich miastach gnieździ się głównie medycyna. Tu najwięcej lekarzy, instytucji naukowych lekarskich, zakładów leczniczych. Jasne więc, że tutaj też muszą najdobitniej występować blaski i nędze nowoczesnego lecznictwa. Rzeczywiście: stwierdzamy tu tendencję ku minimum zgonów i maksimum wymierania.

Mówiliśmy o niszczącym wpływie wykształcenia i dobrobytu na populację. Owóż zawsze dobrobyt i wykształcenie znamionowały miasta, zwłaszcza wielkie. Ale od czasu wzrostu poziomu medycyny doszła do tamtych dwu trzecia cecha życia wielkomiejskiego: maksymalne korzystanie z medycyny, stąd minimum śmiertelności i w konsekwencji klimat na ograniczanie urodzeń. I choć od tej pory można sobie wyobrazić wielkie miasta bez powszechnego wykształcenia i dobrobytu, to czyż podobna planować życie wielkich miast bez maksymalnej pomocy lekarskiej? a więc bez perspektyw dalszego pomniejszania kwoty zgonów? Ale czy minimum zgonów musi bezapelacyjnie prowadzić do takiego ograniczania urodzeń, które sprowadza wymieranie? Co na to wola ludzka? Jak tedy planować życie wielkich miast: z nieograniczonym dobrobytem i wykształceniem, tudzież z równie stale rosnącą pomocą lekarską, a z ograniczaniem urodzeń, lecz bez wymierania? Bo choć nie wyłącznie życie wielkich miast tak należy planować, to jednak przede wszystkim życie wielkich miast: z uwagi na idący stąd, ze środowisk wielkomiejskich, miażdżący wpływ na styl życia małżeństw prowincji, z uwagi na siłę mody. Dlatego nie gdzie indziej, ale na terenie wielkich miast urzeczy-wistnienie twórczego planowania ludności i potomstwa wyrasta, ściślej: wybucha - na najbardziej naglącą konieczność. Tu dziś płoną biologicznie narody. I tu zarazem - z drugiej strony - jeśli narody nie spalają się, to mają najwięcej szans na wzrost ludności jak najbardziej gwałtowny.

Aliści czy wielkie miasto przez to samo, że wielkie, nie staje regulacji twórczej na przeszkodzie?

Nie wydaje się.Spartanie po kilkuset latach istnienia wymarli, lecz stolica ich, Sparta, nie była

nigdy wielkim miastem. W najświetniejszym okresie rozwoju

Page 89: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział IV. Regiony przyspieszonego wymierania 109

- IV wiek przed Chrystusem - nie liczyła więcej niż 30 tys. mieszkańców, a za Rzymian, w czasach Cesarstwa, była już tylko „nieznaczną mieściną"128. A przecież inne miasta greckie z tychże stuleci były o wiele ludniejsze. Ateny i Syrakuzy, przed swym upadkiem w IV wieku sprzed Chrystusa, zamieszkiwało po 100 tys. osób, nie mówiąc o jednym z największych miast hellenistycznych - Seleukei nad Tygrysem, która „liczyła 400 tys. mieszkańców jeszcze w połowie II wieku naszej ery, kiedy okres świetności miasta dawno minął"; czy Aleksandrii, konkurującej za Antoninów z samym Rzymem, a mieszczącej półtora miliona wtedy ludzi; czy o wielu innych średniej wielkości miastach, jak Apamei w Syrii- 200 tys. mieszkańców w I stuleciu po Chrystusie129.

Dorobiły się tedy inne, poza Spartą, miasta greckie daleko większej ludności oraz dłużej egzystowały od tejże Sparty - i to jako wielkie miasta - chociaż i one, i otaczające je kraje, z których prowincji wchłaniały ludność - bez porównania mniej dbały o jakość fizyczną swych obywateli niż Sparta.

Wiemy, że współczesna medycyna kładzie główny nacisk na zapobieganie chorobom i rozwój fizyczny. Kresem takiego rozwoju medycyny jest zamiana jej na higienę i sport. Można by to nazwać spartańskim kierunkiem w lecznictwie i dlatego z góry wróżyć, że taka medycyna nie ocali Spartan XX wieku ani od wymierania, ani od wymarcia.

I prawda. W wielkich miastach naszej doby mieszka coraz więcej osób higienicznych i wysportowanych, które nie chcą dzieci lub za mało chcą dzieci. Co gorsza długowieczność obywateli, nieznana dawnym miastom, przy minimalnej poza tym obecnie liczbie dzieci, sprawia, że jeszcze w najmniejszym stopniu wielkie miasta zapowiadają się jako środowiska ludzi młodych. Wielkie miasta starożytności - Aleksandrie, Babilony, Antiochie - były miastami młodości. Ba, jeszcze jedno - tylko milionowy Londyn z roku 1800, półmilionowy Paryż z tego czasu, Warszawa Wokulskiego czy nawet Wiedeń Straussa: były to metropolie młodziutkie latami swych mieszkańców - wobec pokoleń przewalających się dziś ulicami tych stolic. I kto wie, czy także w tej właśnie młodości dawnych i niedawnych jeszcze mieszkańców wielkich miast - nie należy szukać witalizmu intelektualnego Babilonów wszystkich czasów, a w takim razie - czy nie należy się spodziewać sklerozy kulturalnej w miastach przyszłości: miastach starców, nie chcących umierać, a przedtem - mieć dzieci.

Trudno by jednak skroś tych wielu przyczyn odrzucać i wielkie miasto, i higienę, i wychowanie fizyczne. Raczej należałoby się zapytać, jak powinna by wyglądać higiena medycyny i higiena psychiki mieszczanina, by jedno i drugie nie ulegało terrorowi mody wielkomiejskiej, tak tu sprzyjającej dżumie wyludnień.

Problemy.Unika ich człowiek, gdy się bezmyślnie rozradza. Ale błogostan ludnościowy

przy dzisiejszych środkach sanitarnych mógłby trwać wtedy bardzo krótko, bo teren zacząłby się gwałtownie zaludniać. A wraz z tym inne nadeszłyby kłopoty: jak zmniejszać możliwie do minimum plagi pochodzące z przeludnienia; a raczej: jak ograniczać je do samej wzmożonej śmiertelności, nie naruszając pozostałej harmonii życia? Ale wtedy trzeba byłoby rozwiązać problem: jak zorganizować wielką śmiertelność, oczywiście śmiertelność naturalną. A śmiertelność ta musiałaby procentowo rosnąć - i to stale - w miarę wzrostu nadmiaru zaludnienia ziemi.

Wzdraga się przed tym myśl ludzka, ale ośmiela się myśleć.

128 T. Zieliński, Historia kultury antycznej, t. II, Warszawa-Kraków 1924, s. 9.129 U. Kahrstedt, Die Geschichte der Bevölkerungsbewegung, dz. cyt., s. 662, 663; T. Wałek- Czernecki, Historia gospodarcza świata starożytnego, t. II, dz. cyt., s. 129.

Page 90: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział IV. Regiony przyspieszonego wymierania 110

Zresztą, było już coś takiego w Europie. Wtedy, mianowicie, gdy w ciągu kilkunastu wieków nie planowano potomstwa i rozradzano się bezmyślnie, ale niejako godzono się na olbrzymią śmiertelność dzieci i wielką liczbę zgonów w ogóle. Obecnie zaś przy wzmożonej dbałości o życie, można widzieć co innego. Wykazywaliśmy, jak znacznie maleją urodzenia i zgony w całym świecie. Ale to nieścisłe. Faktycznie powołuje się do życia bez porównania więcej dzieci, niż opiewają statystyki urodzeń, i śmiertelność maleje znacznie słabiej, niż głoszą rubryki zgonów.

Jak to?Oto by uniknąć odchowywania większej liczby dzieci, mordują co roku w

naszych czasach neomaltuzjanie miliony swych płodów, czyli dzieci poczętych. O tę liczbę należałoby tedy powiększyć cyfry śmierci i urodzeń w każdym kraju. O tę liczbą sztucznej, pielęgnowanej specjalnie śmiertelności. I zorganizować walkę nie tylko, jak dotąd, z notowaną, przyjętą, nobliwą śmiertelnością, ale i z tą ukrywaną, nie notowaną, nie dostrzeganą przez statystykę. Czyż to nie doniosły problem?

A problemów przybywa, im bardziej wgryzać się w procesy ludnościowe. Choćby zaś niejedno z narzucających się przy tej okazji zagadnień wyglądało na marginesowe, to naprawdę tak trudno oderwać je od kompleksu zjawisk ludnościowych, jak żywą skórę od żywego człowieka.

Page 91: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział IV. Regiony przyspieszonego wymierania 117

Rozradzanie się ludzkie, które niechluje umysłowi zwulgaryzowali jak żadną dziedzinę, urasta w naszych czasach, w epoce świadomego rodzicielstwa - na zjawisko zrośnięte wszędzie z człowiekiem, społeczeństwem i ludzkością, najbogatsze w treść, najtrudniejsze w zadania, najbardziej wyposażone w sytuacje dramatyczne i skomplikowane.

I tak: czyż to nie dramat, gdy rozradzanie się i wymieranie - na całej przestrzeni bytowania człowieka na globie - nie jest właściwie niczym innym, tylko eliminacją w biegach do przechowania swej krwi aż do końca życia ziemi?

Straszliwy ten sport trwa od początku ludzkości.Miliony szczepów, niezliczone ludy, miliardy rodzin - stanęły już do tego biegu,

wyginęły, tudzież ciągle jeszcze ten i ów się kończy; czemuż by więc także wszystkie współczesne narody nie miały z czasem wymrzeć, a przedtem wykrzewić się w inne jakieś narody, czy tylko w jeden już jedyny naród-sierotę? Wydaje się jednak, że tym razem staje temu na przeszkodzie pewien dorobek naszej specjalnie cywilizacji. Wykształca ona tak jak nigdy odpowiedzialność społeczną, a w tym poczucie narodowe, to zaś rodzi w kolektywie-narodzie świadomość i potrzebę nieśmiertelności. Potrzeba ta usztywnia z nieprzemożoną siłą wolę narodu do życia i czyni nieomal nieprawdopodobnym jego zupełne wymarcie.

Wola ludzka.Fakt ten to promyk na ciemnym horyzoncie ludnościowym współczesnej Europy,

Ameryki i Australii, a niebawem i Azji. Może tej właśnie świadomości narodowej należy zawdzięczać, że społeczeństwa naszego kręgu kulturowego, które z naiwną łapczywością rzuciły się na epidemiczne planowanie zaludnienia, szybko otrząsnęły się z tego i nie mniej zapalczywie się ratują, a choć metodom ratunku można by wiele zarzucić, to przyznać trzeba, że nigdy dawniej nie zdobył się na obronę swej populacji w tej skali żaden naród cywilizowany.

Nie chcą, co prawda, dzisiejsze narody porzucić idei planowania zaludnienia. Ale chcą być także nieśmiertelne. Zarazem pragną zapewnić sobie maksimum udziału w tworzeniu lepszej ludzkości i sublimować swój instynkt walki oraz swe poczucie potęgi w ambicjach kulturalnych, jedynie życiodajnych dla tworzenia coraz bardziej naturalnej kultury i do zachowywania coraz pewniejszego pokoju w świecie. Te trzy idee - planowanie, umiłowanie narodu i pokój - nurtują dziś z siłą żywiołu każde ze społeczeństw pochodzenia europejskiego, a próżno szukalibyśmy powszechnej cyrkulacji tych pierwiastków ideowych u któregokolwiek z dawnych ludów, należących do wymarłych już cywilizacji.

Kwestia ludzkiego rozrodu wylewa się daleko poza jakość typu fizycznego czy psychicznego, poza jego optimum jakościowe; tudzież poza problem przeludnień, niedoludnień, czy dostatecznego, tak zwanego .optimum" ludnościowego ilościowego - na mnóstwo dziedzin życia, a kto wie, czy nie na wszystkie, jak domyśla się tego szereg bardziej dalekowzrocznych, długofalowych myślicieli-demografów.

Jeśli jednak tak, to planując zaludnienie, należałoby odpowiednio do tego planować jednocześnie całość cywilizacji.

A nie na odwrót.Ale przypatrzmy się z kolei, jak dotychczas regulowano zaludnienie.

CZĘŚĆ DRUGA

PODCZAS SETEK TYSIĘCY LAT HISTORII

Page 92: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa
Page 93: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

119

ROZDZIAŁ V KU CZEMU EWOLUUJE HOMO SAPIENS?

Określiliśmy już kilkakrotnie domniemaną dawność człowieka na setki tysięcy lat*. Skąd tak śmiałe liczby?

Zdobyczą wiedzy nowoczesnej, w tym geologii i paleontologii jest, że wydłużyła dotychczasowy pobyt człowieka na Ziemi: ukazała gatunek ludzki na przestrzeni całego czwartorzędu. Przybyło odtąd w naszej świadomości lat człowiekowi. Postarzała się ogromnie ludzkość. Nabrało na skutek tego niezmiernego dostojeństwa każde nasze osiągnięcie: spoczywa bowiem na poszczególnym z nich mozół niezmierzonego roju pokoleń, zatem i na osiągnięciach ludnościowych. Czy można tedy lekceważyć te pół miliona, czy może nawet milion lat procesów populacyjnych? Ale czy da się wiele o nich powiedzieć, skoro nawet liczby o zaludnieniu globu z tak niedawnego okresu, jak ostatnie 5 tysięcy lat, aż do połowy XVIII wieku po Chrystusie, są mniej lub więcej problematyczne? Ba, jeszcze dziś nie wiadomo dokładnie, ilu ludzi jest na świecie, bo szereg krajów egzotycznych, w tym olbrzymie ludnościowo Chiny, nie dają spisów gwarantowanych.

Jak tedy sięgać, z badaniami zaludnienia - wstecz, poza owe 5 tysięcy lat i rozciągnąć je na dalsze 20 tysięcy lat: w głąb najbliższego okresu geologicznego: holocenu? A tym bardziej, jak nurkować jeszcze dalej: w taką otchłań czasów, jak późny, środkowy i wczesny plejstocen, prepaleolitem i paleolitem w kulturze zwany, ponad pół miliona, a może daleko więcej lat sobie liczący?

Oczywiste jest, że w opracowaniu poruszanych tu zagadnień Autor opierał się na literaturze i hipotezach nie wykraczających poza początek lat pięćdziesiątych XX w. W późniejszym okresie zweryfikowano niektóre z uprzednich odkryć, pojawiły się nowe, zmieniło się także datowanie prehistorii człowieka, sformułowano kolejne hipotezy (które zresztą nadal pozostają tylko hipotezami), (red.)

Z góry wygląda na to, że orzeczenia o stanie ludnościowym tak odległych czasów mogą być, rzecz jasna, tylko hipotezami, o tyle jeno mniej lub więcej nieprawdopodobnie dalekimi od dokładności, o ile by związać je jeszcze z najstarszymi znaleziskami kości ludzkich i pozostałości współczesnej im kultury. Ta przede wszystkim droga się narzuca.

Lecz jak jest z chronologią, z wiekiem Ziemi?Wiadomo, że „zjawiska promieniotwórcze nastręczają interesującą możliwość

wyznaczenia wieku Ziemi, cały na przykład uran przemienia się stopniowo w izotop ołowiu"130. Czy jednak nie zanadto dezorientuje, gdy jeden i ten sam geofizyk - Holmes - obliczając lata skorupy ziemskiej na podstawie badań izotopu ołowiu - Pb 207 - widzi je między 5,4 miliardami lat, mających stanowić wiek Ziemi, a 2 miliardami i ustala wiek skorupy na 3,35 miliarda lat, podczas gdy inni geofizycy i stratygrafowie uważają to za przesadę, niektórzy o miliard z górą lat131?

„Niektóre substancje, występujące zarówno w skałach ziemskich, jak i w kamieniach meteorycznych, zmieniają stopniowo swój układ z biegiem czasu. Stwierdziwszy, jak daleko posunięte są te zmiany, można określić zarówno wiek Ziemi, jak i meteorytów spadających na nią z przestrzeni kosmicznych - tłumaczy astronom James Jeans. - Okazuje się, że i Ziemia, i meteoryty istnieją około dwu miliardów lat, od czasu gdy przeszły w stan stały, co zdaje się wskazywać, że są one produktami kataklizmu, który się zdarzył mniej więcej tyleż lat temu"132.

„Glob nasz - zsumujmy słowami ewolucjonisty Pierre Lecomte de Noiiy, lekarza, twórcy teorii „czasu biologicznego", którego książka L'homme et sa destinée, wydana po raz pierwszy w roku 1945, obiegła już w tłumaczeniach wiele

130 A. Haas, Zasady fizyki, Biblioteka Wiedzy, t. 18, Warszawa b. r. w., s. 252.131 E. Passendorfer, O wieku ziemi, Toruń 1949, s. 35.132 J. Jeans, Niebo, tłum. z ang. Wł. Kapuściński, Wrocław 1946, s. 65.

Page 94: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

120

krajów - powinien mieć około 2 tysięcy milionów lat i w żadnym wypadku nie może być o wiele starszy", a „życie ukazało się tutaj około 1 miliarda lat temu, tuż po ochłodzeniu się Ziemi"133.

Nie mniej nieuchwytne są początki człowieka.Jedni prehistorycy synchronizując najstarsze ślady kultury - paleolit - z

okresami geologii dyluwialnej, widzą człowieka dopiero w trzecim, ostatnim okresie międzylodowcowym; inni - w drugim, środkowym;

nawet w pierwszym134. Wszakże nie brak antropologów i prehistoryków, jak choćby J. Kalin i F. Birkner, dostrzegających człowieka jeszcze dawniej - 600-800 tys. lat temu. I tak „wiek (...) narzędzi wykopaliskowych o specyficznie ludzkim charakterze badacze (Cheleen, Clactonien, Kraft, Soergel) oceniają na około 500 tys. lat"135. A przecież znane jest także starsze od paleolitu - prepaleolityczne stadium kulturalne. Wahania tedy dochodzą do setek tysięcy lat.

A czas trwania poszczególnych etapów czwartorzędu?Henri Breuil ocenia pierwszy okres lodowcowy na czas od 600 do 550 tys. lat

temu, następujący potem pierwszy okres międzylodowcowy: 550-480 tys.; drugi lodowcowy: 480-440 tys.; drugi międzylodowcowy 440-240 tys.; trzeci lodowcowy: 240-190 tys.; trzeci międzylodowcowy: 190-120 tys.; czwarte zlodowacenie trwałoby od 120 tys. do 30-25 tys. lat temu136.

Wyślizguje się tedy ze ścisłych obliczeń czasu cały kompleks owych okresów, w sumie czwartorzędem zwany, mający liczyć jeszcze najprawdopodobniej 600 tys. lat - jeśli iść za tezą astronoma jugosłowiańskiego Milankovicza z roku 1920 - a ilość większych w tymże czasie zlodowaceń ma wynosić dziewięć, skomasowanych do jednego najstarszego, nie branego zazwyczaj pod uwagę, gdy chodzi o człowieka, i czterech wielkich, dopiero co wymienionych, wśród których zatem byłyby trzy okresy mię- dzylodowcowe137. Zresztą i ostatni polodowcowy, tak zwany podyluwialny, czyli aluwialny - okres, w którym według Hugo Obermaiera138 żyjemy od 30-25 tysięcy lat, też ma trwać tylko do czasu przyjścia nowego zlodowacenia. Słowem: „Czas trwania całego plejstocenu, jako też czas trwania każdej z faz lodowych i interglacjałów nie da się dokładnie określić; (...) nawet i co do ilości okresów lodowych trwają jeszcze spory w nauce"139.

Lecz jak liczne są zdobycze paleontologii oraz prehistorii z dyluwium i jego lodowcowych i międzylodowcowych okresów? Na ile dokładnie da się umieścić w czasie i przestrzeni materiały kopalne - kostne oraz kulturowe - owych okresów? Owóż „oznaczanie geologicznego wieku, zwłaszcza w czwartorzędzie, jest niesłychanie trudne"". W epoce lodowcowej bowiem potopy-powodzie szorowały miliony kilometrów kwadratowych ziemi i wypłukiwały warstwy wraz z ich zawartością: z kośćmi ludzkimi i dorobkiem człowieka, tudzież ze współczesną ich „oprawą", w postaci okazów flory, fauny i warstw geologicznych. Tylko zawartość jaskiń zachowała się wprost idealnie. Cóż kiedy złożone są tam najczęściej kości zwierząt!140

I w poprzedzającym czwartorzęd stadium geologicznym, to jest w trzeciorzędzie - którego fauna, według ewolucjonistów, powinna była stanowić podglebie, gdzie natura przygotowywała kształtowanie się form zwierzęcych na przyszły fizyczny organizm dla człowieka w czwartorzędowej epoce - nie cieszyła się skorupa ziemska spokojem. Morza i lądy zachodziły na siebie i zamieniały się

133 P. Lecomte du Noiiy, L'homme et sa destinée, Paris 1948, s. 42, 57.134 T. Sulimirski, Kultura człowieka przedhistorycznego, w: Człowiek, jego rasy i życie, pr. zbiór., Warszawa b. r. w., s. 209.

135 A. M. Krąpiec, Zagadnienie praczłowieka, „Znak", wrzesień 1951, s. 250.136 H. Breuil, La conquete de la notion de la tres hautes antique de 1'homme, „Anthropos", t. XXXVII-XXXIX, Fribourg 1942-45, s. 867 nn.

137 E. Passendorfer, O wieku ziemi, dz. cyt., s. 28-29.138 H. Obermaier, Die Urgeschichte der Menschheit, w: Geschichte der führenden Völker, pr. zbior., Freiburg im Breisgau 1931, s. 175.139 T. Sulimirski, Kultura człowieka przedhistorycznego, dz. cyt., s. 206; J. Mydlarski, Rasa, w: Człowiek, jego rasy i życie, dz. cyt., s. 31.

140 H. Obermaier, Die Urgeschichte der Menschheit, dz. cyt., s. 168.

Page 95: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

121

miejscami jak w kontredansie. Odłamy kontynentów - szczątki Gondwany - niczym tratwy gigantyczne pływały po globie, zbliżały się i oddalały, zwierały się, ścierały z sobą, przenosiły i przekładały pokłady skał i całe góry jak ciasto. Odbywał się zaś ów taniec kosmiczny przy akompaniamencie kanonad walących się do oceanów gruzów krawędzi lądów, ryku powstających łańcuchów górskich i fajerwerków wulkanów, ziejących czerwienią ognia i kurzem lawy na całe płaty globu.

A nie była to specjalność wyłącznie trzeciorzędu.Południowy ląd Gondwana, który po swym rozpadnięciu dał Afrykę, Australię i

wywołał powstanie Alpidów, rozpękł się pono jeszcze przed dolną kredą. A jeśli iść za przypuszczeniem Wegenera, że pierwotnie skorupa ziemska nosiła na sobie tylko jeden praląd - Pangeę - to cóż to było za widowisko podczas karbonu, gdy ów prakontynent się rozłamał i rodził nowe lądy, a ze swych ran-pęknięć rzygał ogniem wnętrza ziemi, strzelał wulkanami pary, póki nie zalał, nie zaleczył swych potwornych ogromem ran!

Page 96: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Nie brak było zresztą ruchów górotwórczych i koncertów wulkanicznych znacznie wcześniej, miliard, może więcej lat temu, w erze, hen, proterozoicznej, i później, w paleozoicznej, i podczas syluru oraz tuż po karbonie: w permie; tudzież następnie w mezozoicznej erze: w czasie jury i kredy, poprzedzających bliższy już nam trzeciorzęd.

A ileż razy lodowce skuwały w swe mroźne, białe klamry wielkie połacie lądów, oceanów i jarzyły się w słońcu powierzchnią swych luster niczym drugie słońca! Stwierdzono periodyczność i odwieczność zjawiania się lodowców, a łącznie z tym - spacer biegunów i pasa równikowego po różnych miejscach naszej planety, których wycieczka zresztą nie zakończyła się.

Oczywiście, tę dramatyczność, ruchliwość, nerwowość, impulsywność skorupy ziemskiej widać dopiero wtedy, gdy patrzeć na nią przez wielki skrót jej dziejów: zwłaszcza, jeśli spojrzeć na dwa miliardy lat życia Ziemi jak na dzień. Jak na film z jednego dnia. Wobec potwornej dynamiki żywiołów - szum puszcz i ruch stworów zwierzęcych wyglądałby wówczas na sen. Żyłyby raczej ogień, woda i skały. W porównaniu z tym witalizmem wegetacja flory i fauny rysowałaby się jak ruchliwość pleśni na skórze rozszalałego konia, a pobyt ludzkości na Ziemi dostrzeglibyśmy na takim filmie ledwie w ostatnich dwudziestu kilku sekundach „dnia".

Dopiero gdyby rozciągnąć w czasie ów „dzień", zauważylibyśmy tu i tam na ziemi tereny spokojne i przeżywalibyśmy chwile ciszy, a im by czas zjawisk na globie rozciągać bardziej, tym „chwil" tych przybywałoby więcej, tym stawałyby się „dłuższe" i tym więcej terenów „pokojowych" oglądalibyśmy. Ale nie miał specjalnie szczęścia do takich „chwil" - jak powiedzieliśmy - ani trzeciorzęd, ani epoka człowieka: czwartorzęd. Drażliwość skorupy ziemskiej obu tych okresów nie sprzyjała pokojowemu układaniu się dokumentów ówczesnego życia: warstw geologicznych, okazów flory i fauny, tudzież modeli form zwierzęcych, humanizujących się w trzeciorzędzie i już człowieczych podczas czwartorzędu, oraz wytworów ludzkich. „Muzeum" ulegało co jakiś czas burzeniu, a ileż razy i w ilu miejscach - aż do fundamentów!

Jak tedy obecnie odcyfrować jego „planowy" układ? jego pierwotne, dziewicze, klasyczne przekroje: pionowy? poziomy? Jak określić lata „eksponatów", które ocalały w ziemi, a nas szczególnie ciekawią: człowieka i jego kultury, jeśli fragmenty kości i tworów kultury z epok odległych od siebie o dziesiątki i setki tysięcy lat - ślepy przypadek złożył nieraz wspólnie w ziemi, zmieszał je w jak najbardziej fantastycznych chronologicznie porcjach, kolidujących przy tym z sobą również miejscem pochodzenia w sposób nierzadko idealnie złośliwie zawikłany? Co gorsza: nie posiadamy z okresu starszego paleolitu ani jednego w całości szkieletu człowieka.

Rozdział V. Ku czemu ewoluuje Homo sapiens? 122

Page 97: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Lecz czegóż nie przezwycięży energia ludzka! Darwinizm dał impuls do poszukiwań początków człowieka na drodze naukowej. Od razu cofnęło to starożytność tak Ziemi jak człowieka w bez porównania odleglejsze czasy, niż powszechnie przedtem przypuszczano. Aczkolwiek nie brakło takich domysłów dawniej. W IV, na przykład, wieku po Chrystusie „drażniło" ludzi, „dlaczego człowiek nie został stworzony przez niezliczone i nieskończone wstecz czasy", i dowodzono, że „dzieje czasów obejmują liczne tysiące lat"141.

Ale „w zgiełku towarzyszącym triumfowi teorii ewolucjonistycznej wulgaryzował się on w postaci pytania: jak dawno powstał człowiek z małpy i gdzie to nastąpiło. Zresztą jeszcze nie dawno dyskutowano poważnie, czy poszczególne rasy ludzkie nie są ściślej zespolone z pewnymi gatunkami małp człekokształtnych, aniżeli pomiędzy sobą. Herman Klaatsch - antropolog niemiecki - nawiązywał przy tym Murzyna do goryla, Pigmeja do szympansa, a żółtego Azjatę do orangutana"142.

Wkrótce, jak każdemu prostactwu myślowemu, tak i temu, zaczęły stawać w drodze fakty. Skorygowano wtedy metrykę pochodzenia ciała ludzkiego o tyle, że przodka człowieka dopatrzono się już nie w małpach człekokształtnych z gatunku nam współczesnych, lecz w formie, która, jak wykazały wykopaliska, zjawia „się nagle już w pierwszym okresie międzylodowcowym" i to „od razu jako doskonale ukształtowana istota dwunożna, posiadająca już zaczątki kultury"143. Nazwano istotę ową pochopnie Pithecanthropus: małpolud. Bo rozumowano: jeżeli nie wprost z małpy, to pochodzimy od małpoluda, a ten od małpy. Małpolud ów, oczywiście, wymarł; znaleziono tylko jego kopalne szczątki na Jawie, w Chinach, Niemczech, wreszcie w Afryce.

Ale zabawnie skąpo tego materiału dowodowego. Cienie to dowodów.Na Jawie koło Trinil, w latach 1891-95, wydobywa anatom i lekarz E. Dubois,

w latach 1936-39 paleoantropolog von Koenigswald - zaledwie kilka czaszek i kości udowych, najczęściej w ułamkach.

141 Św. Augustyn, Państwo Boże, Poznań 1934, t. II, s. 258, 260.1421. Czekanowski, Człowiek w czasie i przestrzeni, wyd. 2, Warszawa b. r. w., s. 20.143 J. Mydlarski, Pochodzenie człowieka, Warszawa 1948, s. 82, 84.

Część II. Podczas setek tysięcy lat historii

Page 98: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

127

Co zabawniejsza, Dubois, entuzjastyczny poszukiwacz ogniwa między małpą a człowiekiem, uważa najpierw znalezione przez siebie kości za należące do małpoluda o wyprostowanej postawie i odpowiednio do tak wyspekulowanej z góry przez siebie postaci nadaje jej nazwę małpolud wyprostowany: Pithecanthropus erectus; po dojrzalszych zaś badaniach, 1935-40, ogłasza, że to gibbon. Na terenie Europy za przedstawiciela Pithecanthropusa uznano jedynie tak zwaną „żuchwę z Mauer" (1907).

Dopiero we Wschodnich Chinach, w jaskini Chou-Kou-Tien, lata 1921- 39, znaleziono więcej różnych kości: „Sześć czaszek, jedenaście żuchw, sto czterdzieści siedem zębów, sześć kości udowych, kość ramienną, promieniową, łokciową i strzałkę"144.

Sinanthropus dano nazwę temu Pithecanthropusowi. A odkryto z nim szereg narzędzi kamiennych z przezroczystego i białomlecznego kwarcu albo też z wapnia. Prócz tego na rogach jeleni, względnie na rogach mniejszych przeżuwaczy, znaleziono ślady używania ich przez człowieka. Długie kości ssaków służyły niewątpliwie również jako narzędzia. Do tego dochodzi stwierdzenie używania przez Sinanthropusa ognia, o czym się przekonano nie tylko na podstawie nadpalonych kości i wyprażonych kamieni, ale również i na podstawie popielisk o znacznej grubości, wskazujących na umiejętność podtrzymywania ognia na tym samym miejscu145. Poza tym Sinanthropus posiadał też „wystarczający rozwój ośrodka mowy Broca"146. Małpą tedy był czy człowiekiem? Okazał się bowiem i faber: zręcznym, i sapiens: rozumnym. A przeciw faktom nie ma argumentów! Oczywiście: Sinanthropus zdumiał ewolucjonistów. Zaprezentował się zbyt inteligentnie jak na małpoluda; jak na to, czego się spodziewali. Wiek Pithecanthropusa z Jawy określano okrągło na 500 tys. lat, żuchwę - na 500, może 400 tys. Sinanthropus miał być nieco młodszy. Pochodziłyby tedy te formy - najwcześniej - z pierwszego okresu międzylodowcowego, jeśli nie z drugiego lodowcowego147.

144 J. Mydlarski, Z dziejów odkryć człowieka kopalnego, Warszawa 1948, s. 69.145 Tamże.146 E. Loth, Człowiek przeszłości, Warszawa-Lwów 1938, s. 299.

147" J. Mydlarski, Pochodzenie człowieka, dz. cyt., s. 84; tenże, Z dziejów odkryć człowieka kopalnego, dz. cyt., s. 91.

Page 99: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Bardziej inteligentnie, a najbliżej fizycznie do Pithecanthropusa, wystąpiła formacja kopalna, nazwana „człowiekiem z Neandertalu". (Rok pierwszego odkrycia - 1856.) Neandertalczyk, jak stwierdzono, żył w Europie gdzieś od połowy ostatniego okresu międzylodowcowego do połowy ostatniego zlodowacenia, może na przestrzeni 180-85 tysięcy lat temu. Kopalnych jego szczątków znaleziono daleko więcej niż małpoludów, na przykład: w trzydziestu miejscach w samej Europie, poza tym w Afryce południowej, Palestynie, Syrii. Jest niski, choć Neandertale palestyńscy byli wysocy, potężnie zbudowany, z pochyłą wielką głową, o niezupełnie prostej postawie. Mieszka na stepie, a w późniejszych, zimnych tysiącleciach - w jaskiniach. Rozpala ogień, prowadzi warsztaty wyrobów krzemiennych, tak zwanych „odłupków"; wyprawia skóry, odziewa się w nie, uprawia początki sztuki - kulturę jego nazwano mustierską - i wierzy w życie za grobem148. Toteż „odmawianie mu mowy artykułowanej i przejawów psychicznych jest naukowo nieuzasadnione", aczkolwiek wśród bardziej fanatycznych ewolucjonistów nie brakło amatorów - węszących i w nim coś pośredniego między małpoludem a człowiekiem mądrym, nie mogących dopatrzyć się w Neandertalczyku człowieka rozumnego.

Po pomyłce z małpami ewolucjonistom się zdawało, że późniejsze - w czasie od Pithecanthropusów i Neandertalów - szczątki kopalne powinny by już być formacjami współczesnego człowieka i że wobec tego nic prostszego, jak wywieść nasz rodowód z Pithecanthropusa poprzez Neandertala.

Aliści zaczęły obalać taki domysł inne wykopaliska.Wiek dwu czaszek i innych szczątków kostnych pięciu osobników kopalnych z

Jawy, z Ngandong, nad tą samą rzeczką Solo, nad którą odkryto Pithecanthropusa - ocenił ich odkrywca Oppenoorth (1931) - „na ostatni okres międzylodowcowy (...) lub przedostatni", zatem 440-120 tysięcy lat temu. Według Mollisona i Koenigswalda „istnieje jednak prawdopodobieństwo, że znalezisko to jest jeszcze starsze; mianowicie, że wiekiem swym nie różni się od Pithecanthropusa". Przy tym jedna z czaszek „jest bardzo prymitywna, nie zasługująca jeszcze na nazwę Homo, gdy drugiej specjalizacja jest już znacznie dalej posunięta, wskazując długi szereg cech nie tylko neandertalskich, ale i wiele właściwości człowieka współ-czesnego"149. Człowiek współcześnie z małpoludem?

148 J. Mydlarski, Pochodzenie człowieka, dz. cyt., s. 116-117.149 J. Mydlarski, Rasa, dz. cyt., s. 49.

Część II. Podczas setek tysięcy lat historii

Page 100: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

129

W latach znów 1911-15 odkryto w Piltdown, w Anglii żuchwę, dwie czaszki i kilka zębów istoty nazwanej początkowo (1913-15) Eoanthropus, a w późniejszej fazie badań (po roku 1935) po prostu człowiekiem: Homo dawsoni. Znalezisko określono jako starsze od istoty z Mauer, a tym bardziej od Sinanthropusa, gdyż: zdaniem szeregu specjalistów, w tym amerykańskiego paleontologa F. H. Osborna, pochodzi ono aż z trzeciorzędu. W. Koppers i J. Kalin widzą je w pierwszym zaraz okresie lodowcowym. Według opinii uczonych angielskich i niektórych niemieckich wystarczy je umieścić w dolnym plejstocenie150. W każdym razie - najpóźniej gdzieś na równi z żuchwą z Mauer.

Człowiek tedy żyłby równie dawno jak małpolud, a nawet może dawniej?Jakby na potwierdzenie tego w latach 1935-38 znaleziono w tejże Anglii, w

Swanscombe, dwa fragmenty czaszki ludzkiej. Stwierdzono ich pochodzenie z drugiego okresu międzylodowcowego - 440-240 tysięcy lat temu - a kulturę, w towarzystwie której zachowały się szczątki, określono na równie starą: szelską. Podobnie szczątki Homo sapiens, znalezione w roku 1947 w Fontechevade (Francja) są starsze od Neandertalów.

Wyjdźmy znów poza Europę, by zobaczyć i na innym kontynencie coś podobnego do znalezisk angielskich i francuskich.

Przedwojenne wschodnio-afrykańskie wykopaliska L. S. B. Leakeya znad jeziora Wiktorii - ukazały szczątki trzech czaszek ludzkich z Kaniery, pochodzące ze środkowego plejstocenu - 600-300 tysięcy lat temu - wśród śladów kultury szelskiej; tudzież część żuchwy ludzkiej z Kanam, z początków plejstocenu - 500 - 450 tysięcy lat temu - ze śladami kultury uważanej za paleolityczną najstarszą, przedszelskiej151.

Zatem żyłyby w Afryce formy, które posiadały wyraźne ludzki charakter, już w tych czasach, gdy na terenie Azji istniały jeszcze formy pra- ludzkie Pithecanthropusa i Sinanthropusa, a nawet wcześniej. Być może, śladem tych form jest ów Eoanthropus, który „pomimo swej wielkiej starożytności, może nawet większej niż starożytność Pithecanthropusa, wykazuje ogromne podobieństwo do form człowieka współczesnego"152. Wobec tego antropologowie A. Keith (Londyn) i M. F. Aschley (Montagu, USA) uważają człowieka z Piltdown za praszczura ludzkości. Natomiast inny antropolog i biolog anglosaski F. Weidenreich sądzi, że należy postulować jeszcze starszych i prymitywniejszych przodków człowieka.

150 J. Kälin, Zum Problem der menschlichen Stammesgeschichte, „Experientia", t. II, z. VIII, Basel 1946, s. 285; J. Mydlarski, Z dziejów odkryć człowieka kopalnego, dz. cyt., s. 83-84.

151 J. Mydlarski, Rasa, dz. cyt., s. 50-51.152 E. Stołyhwo, Nasi prarodzice, Warszawa 1948, s. 73-74.

Page 101: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Niepokoił też logikę ewolucjonistów człowiek z Neandertalu. Chcieli w nim koniecznie widzieć wcześniejszą formę od Homo sapiens. Tymczasem, gdy na przykład „Neandertalczyk był właściwie bardziej podobny do małpoluda aniżeli dama ze Steinheim"153 (Niemcy, rok znaleziska 1933), to kobieta ta obok cech neandertalskich „wykazuje wyraźne nawiązanie do budowy współczesnych czaszek", a przecież owa „dama ze Steinheim" żyła 270-220 tysięcy lat temu i takie „określenie wieku nie budzi żadnych zastrzeżeń"154, natomiast Neandertalczyka, jak już mówiliśmy, spotykamy w Europie o sto lub kilkadziesiąt tysięcy lat później! Nie mówiąc o tym, że znamy o wiele starsze znaleziska człowieka niż kobiety ze Steinheim.

Wobec tego wysunięto i takie domniemanie (P. Lecomte du Noiiy, 1945):„Wielu autorów sądzi dziś, że człowiek z Pekinu - Chou-Kou-Tien - jest

naprawdę przodkiem człowieka z Neandertalu (?), który zjawił się kilkaset tysięcy lat później w Europie. W rzeczywistości pochodzenie człowieka z Neandertalu jest niewiadome. Wywodzi się on prawdopodobnie z plemienia, które się odłączyło od wspólnego pnia w tym samym czasie, co inne, które dały początek orangutanowi, gibbonowi i szympansowi. Pień początkowy jest, być może, jeszcze starszy"155.

Gdyby to była prawda, łatwo wówczas byłoby o wniosek, że „nie ma bezpośredniego związku między nami a Neandertalczykiem, jest tylko związek pośredni, polegający na posiadaniu wspólnego praprzodka"156- jak głosi wypowiedź z roku 1948. Z tą koncepcją mogłoby harmonizować, jak to jeszcze bliżej stwierdzimy, spostrzeżenie paleoantropologa i geologa angielskiego F. Zeunera z roku 1940: że im późniejsze w rozwoju czaszki Neandertalczyka, tym bardziej oddalone budową od człowieka współczesnego157.

153 J. Mydlarski, Pochodzenie człowieka, dz. cyt., s. 115.154 J. Mydlarski, Z dziejów odkryć człowieka kopalnego, dz. cyt., s. 92.155 P. Lecomte du Noiiy, L'homme et sa destinée, dz. cyt., s. 88.156 J. Mydlarski, Pochodzenie człowieka, dz. cyt., s. 146, 147.157 Por. F. Zeuner, The age of the Neanderthal man, London 1940, na którego opinię powołuje się Z. Z. w artykule Nowe znaleziska szczątków człowieka ze starszego paleolitu, „Z otchłani wieków", Poznań 1949, s. 31.

Część II. Podczas setek tysięcy lat historii

Page 102: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

131

Krótko mówiąc, Neandertalczyk był formą zbyt posuniętą w rozwoju, nadto więc już późną w specjalizacji swego organizmu, żeby od niego mógł pochodzić dawniejszy istnieniem, prostszy, pierwotniejszy w budowie człowiek współczesny. Wyglądałoby tedy, że rozwój Neandertalczyka szedł istotnie własną drogą. Ale czy koniecznie od tak dawna, jak sądzi tu du Noüy? I czy nie inaczej musiał iść ten rozwój, tylko zawsze obok form Homo sapiens? Czyż po prostu nie mógł Neandertalczyk wyjść z form Homo sapiens, które wszak są starsze od Neandertalów o setki tysięcy lat, i dopiero później specjalizować się odrębnie; tudzież wówczas dopiero kroczyć w swym nader osobliwym rozwoju obok form ludzkich współczesnych? I tak też dziś przypuszcza szereg antropologów, tym bar-dziej, iż starsze znaleziska Neandertalów, pochodzące z okresu między- lodowcowego, bliższe zarazem geograficznie wspólnej praojczyźnie ludzi, Azji - z Krapiny, z Tabgha, z Palestyny - są podobniejsze do typu Homo sapiens, niż późniejsze w czasie, z okresu ostatniego lodowca, i odleglejsze terenowo od Azji wykopaliska z Neanderthal, La Chapelle aux Saints, Le Moustier, La Quina, La Farnassie158.

Nie wygląda też na to, by Neandertale musieli w końcu wymrzeć w ślepej uliczce własnej specjalizacji, jak to utrzymują nawet poważni uczeni. A przynajmniej nie stało się to ze wszystkimi. Oto na dowód opinie z roku 1948. Pierwsza: „Według dzisiejszego stanu badań wydaje się najbardziej prawdopodobnym przypuszczenie, że Australijczycy wywodzą się z jednej z odmian typu neandertalskiego, której śladem jest znalezisko z Ngandong na Jawie". Drugie: badania antropologa polskiego, Eugenii Stołyhwy, stwierdziły, „iż pewne cechy neandertoidalne spotykamy nawet u współczesnej ludności Europy"159.

Wymarł tedy Neandertalczyk, czy przeszedł w inne formy? I jakże nie był człowiekiem tego samego co my rodzaju, jeśli pewne grupy ludzkie bezpośrednio od niego pochodzą?

Ale skąd się brała naiwność nieomal dziecinna u naukowców tej dziedziny wiedzy?

Z wiary. Z dziecięcej, żarliwej wiary w małpie pochodzenie człowieka. A więc - z aprioryzmu. I doktrynerstwa. Utożsamiano hipotezy z faktami. Odtwarzano dawną przeszłość w biologii organizmów, nie bacząc, że eksperymentalnie nie można tego dziś sprawdzić.

158W. Koppers, Der Urmensch und sein Weltbild, Wien 1949, s. 116. Podobnie F. Birkner w artykule Zum Erscheinungsbild von Adam und Ewa, „Haec loquere und Klerusblatt", Eichstätt 1944, z. V, s. 155-158.

159 E. Stołyhwo, Nasi prarodzice, dz. cyt., s. 86, 70.

Page 103: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

No i brano podobieństwo za pokrewieństwo - uczeni się tego dopuszczali? - zjawisko tak częste u Linneusza, a potem u Darwina, Haeckla i następców. Aż przecież nareszcie „w dyskusji, jaka się nad tym zagadnieniem rozwinęła (...) stwierdzono przede wszystkim, że podobieństwo form nie zawsze świadczy o ich pokrewieństwie, to znaczy o wspólnym ich pochodzeniu"160

Zaczęto krytyczniej traktować ewolucję, uczciwiej. Pomyślano o uściśleniu paleontologii, paleoantropologii i biologii.

Ale czy usunęło to trudności?„Podnieść należy, że kiedy dawniej sprawa ewolucji form wydawała się

znacznie prostsza, to obecnie wraz ze znakomicie powiększonym materiałem historycznym, zwiększyła się również ilość nierozwiązanych zagadek, gdyż każde nowe znalezisko staje się nowym problemem"161.

Coraz większą odtąd rolę w poszukiwaniach zaczęło odgrywać zjawisko tak zwanej w biologii „specjalizacji", którym to terminem już się tu posługiwaliśmy.

Tajemnicę tego czynnika w życiu organizmów odsłonił w zasadzie jeszcze w roku 1893, wspominamy już tu belgijski paleontolog Dollo; powtórzmy jego tezy: że rozwój zwierząt ma granice i że organizm nie może ewoluować z powrotem ku formie wyjściowej, prostszej, dawniejszej. Paleontolog francuski - przytaczany tu już Deperet - dodał (1907), że nie specjalizuje się cały organizm, lecz niektóre narządy, bądź pewna ich grupa; prócz tego - pisaliśmy już o tym - stwierdził, że daleko posunięta specjalizacja jest oznaką starości; paleontolog amerykański Cope: że zachowały się wyłącznie niezbyt wyspecjalizowane typy zwierzęce; a botanik holenderski de Vries: że zmiany w organizmach powstają nagle i że organizm przekazuje te zmiany potomstwu, które następnie dziedziczy je.

160 J. Mydlarski, Rasa, dz. cyt., s. 21.161 Tamże, s. 51.

Część II. Podczas setek tysięcy lat historii

Page 104: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

133

Gdy tedy „dawniej uważano dosyć powszechnie, że szereg form upo-rządkowanych w kolejności od prostszych ku bardziej skomplikowanym stanowi szereg rodowodów", obecnie zaczęto „zwracać baczną uwagę, że nie tak rzadko formy uważane za niższe, wskazują dalej posuniętą specjalizację, aniżeli formy uważane za wyższe; na przykład, małpy w porównaniu z człowiekiem lub Murzyn w porównaniu z białymi". Spowodowało to „wielką ostrożność we wszelkich spekulacjach rodowodowych; oczywiście, na poważnym terenie naukowym"162. Teren ten przekonuje się dziś do tezy antropologa W. Lebzeltera: że „duże środowiska ludzkie stabilizują rasę i specjalizują kulturę; natomiast małe i odizolowane grupy stabilizują kulturę i specjalizują rasę". Odizolowani tedy Neandertale specjalizowaliby rasę.

Jeżeli tedy rodowodu człowieka fizycznego należało szukać koniecznie wśród zwierząt, to stawało się jasne, że nie mogą to być gatunki małp człekokształtnych współczesnych, ale jakieś bez porównania prostsze w rozbudowie swych organów stwory; mianowicie, o takiej kompleksji cielesnej, by z czasem mógł rozwinąć się z nich bardziej rozbudowany fizyczny organizm ludzki.

I rzeczywiście: jeszcze w roku 1924 wykopuje L. A. Dart w Taungs (południowa Afryka) czaszkę istoty nazwanej Australopithecus africanus i określa jej wiek na epokę środkowego pliocenu: poprzedzała ta epoka epokę człowieka - czwartorzęd: plejstocen.

W roku 1936 odkrywa R. Broom w Sterkfontein, Transwal, ślady podobnej istoty, określanej jako Plesianthropus transvalensis\ a w 1938 wykopuje nieopodal, w Kromdrai, szczątki analogicznego stwora, nazywa go Paranthropus robustus: obie te formy bardziej jeszcze nam w czasie bliższe, bo z górnego pliocenu. Istoty te, objęte wspólną nazwą Australopithecinae, posiadały uzębienie częściowo podobne bardzo do ludzkiego, czaszkę o pojemności większej niż u dzisiejszych antropoidów, chodziły na tylnych kończynach, nie stwierdzono, oczywiście, czy w sposób zupełnie wyprostowany.

W roku 1942 L. S. B. Leakey wydobywa żuchwę i ułamek żuchwy w starszych, niż tamte, plioceńskie, pokładach, bo z czasów miocenu; znajduje je w Afryce na jeziorze Wiktorii. W roku 1948 całą czaszkę ta- kiejże małpy człekokształtnej odnajduje żona Leakeya. Czaszka i żuchwa należą do typu tak zwanego Proconsula, mioceńskiego pono przodka dzisiejszego szympansa. Czaszka, żuchwa i zęby są pośrednie w swej budowie między dzisiejszymi antropoidami a człowiekiem.

162 J. Czekanowski, Zagadnienie pochodzenia człowieka w antropologii, „Tygodnik Pow-szechny", 2 III 1947.

Page 105: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Ta pośredniość, przejściowość rozwojowa Australopithecinów i Proconsula - zwierzaków wymarłych - nakazały ewolucjonistom dalszą korektę: ratować małpie pochodzenie człowieka fizycznego przez domyślanie się praprzodka człowieka i dzisiejszych antropoidów - w środkowym trzeciorzędzie, w postaci wymarłych zwierząt, zarówno małpo-, jak i człekokształtnych, żyjących wtedy w Europie, Azji i Afryce - odkrył w roku 1896 R. Lydekker w Sivalik, w Indiach - a nazwanych Dryopithecidae. Otóż morfologia ciała niektórych z nich „człekokształtnych - Dryopithecusa, Sivapithecusa - byłaby bliższa gatunkowi ludzkiemu niż morfologia dziś żyjących małp człekokształtnych"163. Proconsul wyglądałby w tym oświetleniu na jedno z ogniw między Dryopithecusem a dzisiejszym szympansem, Australopithecus zaś stałby na drodze od tegoż Dryopithecusa do człowieka współczesnego. „Nazwę zatem «małpolud» należałoby przesunąć na starsze formy, nie wytwarzające jeszcze kultury, któreśmy dopiero niedawno poznali jako Australopithecinae"164; powiedzmy uczciwiej: któreśmy zaledwie zaczęli poznawać z okruchów pozostałych po nich szczątków kości - i to zaledwie niektórych kości.

Do Dryopithecusa się tedy zwrócono i Australopithecinów, zamiast jak dotychczas trwać przy równie dostojnie nazywających się po grecku i łacinie istotach - Pithecanthropusach i Neanderthalensach. Owszem, większość ewolucjonistów zarzuca obecnie tezę, że pochodzimy od Pithecanthropusa i człowieka z Neandertalu, uważają, że w ogóle nie od nich wywodzi się człowiek współczesny, natomiast skłonni są mniemać, że Anthropusy i Neandertale stanowią boczną gałąź linii ewolucyjnej człowieka; że ich organizmy specjalizowały się nie w kierunku modelowania się na człowieka dzisiejszego i skończyły się, wyginęły.

Lecz tu zaczynają się nowe trudności.Jak podnosi w roku 1950 przyrodnik francuski N. Lahovary: „Gdyby nawet

pozostać wiernym, pomimo faktów, teorii ortogenezy w rozwoju ludzkim, jak to czyni Weidenreich, wynik nie byłby bardziej zadawalający, ponieważ on sam pisze: «By rozmieścić wszystkie typy hominidów w ciągłej linii rozwojowej, należy odstąpić od ich następstwa w czasie»"165. Ponadto musi Weidereich przyznać, że „aczkolwiek ciągłość ewolucji jest znamienna, jeśli się rozważa całość globu, to ukazuje znaczne zakłócenia w ciągłości, jeśli ją rozpatrywać na konkretnym terenie geograficznym każdej linii". „Wszędzie - mówi Lahovary - znajdują się w naturze pierwiastki nieprzewidziane i tajemnicze. Podczas gdy tendencja ogólna jest progresywna, ileż zwrotów, przystanków i wycofywania się z drogi! Ile ścieżek krętych, które nigdzie nie prowadzą, ile przedwczesnego kwiecia, które nie daje owoców, ile ponad wszystko tajemnic i dziwów!

163 P. Lecomte du Noûy, L'homme et sa destinée, dz. cyt., s. 88.164 J. Mydlarski, Pierwsze istoty ludzkie na ziemi, „Wiedza i Życie" 1949, nr 10, s. 842.165N. Lahovary, Du nouveau sur le problème des origines humaines, „Anthropos", t. XLV, Fribourg,

January-June 1950, s. 193-194; F. Weidenreich, Facts and speculation concerning the origin of Homo sapiens, „American anthropologist", 1947 t. XLIX, nr 2, s. 188-189.

Część II. Podczas setek tysięcy lat historii

Page 106: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział V. Ku czemu ewoluuje Homo sapiens?

Czyż biologia nie rozpoczyna się i kończy mimo woli w metafizyce, co z taką słusznością zauważa profesor Portmann, uczony zoolog i filozof z Bazylei!"166.

Tenże Adolf Portmann, którego specjalnością jest embriologia prymatów, zaznacza, że cała swoistość, typowość ciała ludzkiego, poprzeczna konstrukcja jego klatki piersiowej, zgięcie kręgosłupa, łukowy układ naszej stopy - nie wyniknęły z pionowej postawy człowieka, ale spowodowane zostały działalnością mózgu. Zwraca uwagę Portmann, że człowiek już jako embrion ujawnia w łonie matki swoisty ludzki charakter, tym zaś bardziej w pierwszym roku życia, gdy nie przeżywa czegoś w rodzaju „roku szympansa", ale przybiera postawę pionową, uczy się mowy, tudzież początków myślenia technicznego, a nie spotyka się tego u potomstwa prymatów39.

Jak więc w świetle nauki można by uporządkować linię rozwojową Homo sapiens? Czemu zawdzięczały niektóre formy, idące, powiedzmy, ku kształtowaniu się na typ organizmu fizycznego dla człowieka z Piltdown i następnie od niego ku nam, że akurat tak, nie inaczej, przebiegał ich rozwój?

Bodaj syntezę tego, co może powiedzieć gruntowna wiedza antropologiczna i prehistoryczna w połączeniu z równej miary intuicją przyrodnika, znajdujemy u profesora prehistorii Ferdynanda Birknera, zmarłego w roku 1949. Praczłowiek według jego hipotezy, to nie Pithecanthropus, ani Neandertalczyk, ale Homo sapiens. Mieszkał w pramateczniku ludzkości w południowej części Azji środkowej. Stąd rozchodził się, by zaludniać ziemię. Pierwsza fala praemigrantów wywędrowała z tych pieleszy 800 tysięcy lat temu na wschód i południe Azji. Tam przeobraziła się w kierunku preneandertalskim. W tych formach odnaleziono ślady człowieka w Chinach w Chou-Kou-Tien i na Jawie w Trinil i Ngandong. Obie te grupy - Homo pekinensis, Homo trinilensis i Homo soloensis - wymarły w Azji, od nich więc nie pochodzą dzisiejsi Azjaci.

Druga następnie fala wydobyła się z tegoż praźródliska ludzkiego Azji ku Indiom, Afryce i Europie. Jej ślady w naszej części świata, to człowiek kultury paleolitu z Piltdown i Swanscomb, a w Afryce - człowiek z Kaniery i Kanam, przekształcający się i u nas, i tam w Afryce - w formy najpierw preneandertalskie - dama ze Steinheim, szkielety z Karmel (Palestyna), Homo niarasensis (Afryka) - a następnie w Neandertalczyka. Neandetrtale europejscy wymarli.

Wreszcie pod koniec dyluwium - 120 tysięcy lat temu - wylała się trzecia fala z tegoż środka Azji znów aż do Europy i Afryki. Od tych wychodźców nazwanych Homo recens diluvialis, nowoczesny człowiek dyluwialny - dadzą się wyprowadzić wszystkie dzisiejsze rasy i typy europejskie. Przeto zezwierzęcenia organizmu ludzkiego, charakterystyczne w budowie Pithecanthropusa i Neandertalów, byłyby w tym oświetleniu zjawiskiem późniejszym, wtórnym, narośniętym, wynikiem specjalizacji, a nie czymś wyjściowym, pierwotnym, tym bardziej zaś nie ogniwem od zwierząt do człowieka. Pierwotnie był Homo sapiens.

Tyle Birkner167.Poszukiwania w Afryce trwają, atoli zdobycze ostatnie są zbyt nikłe i zbyt

świeże, by nauka zdążyła się nimi zająć solidnie, ażeby z ich pomocą oświetlić nieco ostrzej, wychylających się z otchłani milionów lat górnego trzeciorzędu tajemniczych Australopithecinów i Proconsulów tamtych czasów.

Odkryciom z Czarnego Lądu akompaniują z drugiego krańca ziemi, Chin Wschodnich, ponadto z Jawy, nie mniej sensacyjnie określane przez część paleontologów odkrycia Koenigswalda. W aptece chińskiej, Hong-Kong, 1939, natknął się na zęby trzonowe, zaliczane przez niego do istoty olbrzymiej, z innych znalezisk nieznanej, rzekomo był to Gigantopithecus blacki; na Jawie znów - lata 1939-41 - wykopał dwa fragmenty szczęki istoty podobnej, choć mniejszej, nazwanej Meganthropus palaeojavanicus, również poza tym nieznanej. Gigantopithecus pochodziłby sprzed 550-450 tysięcy lat. Bardziej zrównoważeni anatomowie i antropolodzy (np. G. Vandebroeck, Louvain, 1951) zaliczają i te

166 Tamże.167 F. Birkner, Zum Erscheinungsbild von Adam und Ewa, dz. cyt., s. 155-158.

Page 107: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

szczątki do Pithecanthropusów, jak również szczękę odkrytą w Transwalu przez Brooma, a nazwaną nie mniej pochopnie aż Telanthropus capensis168.

A ostateczny rezultat?Brak ciągle wykopalisk, które by potwierdziły bezpośrednie pochodzenie

fizycznego człowieka od antropoida trzeciorzędowego. „Przejście od Australopithecusa do stadium małpoluda, czyli od małpy człekokształtnej do formy już uczłowieczonej - stanowi jedną z wielkich, dotąd nie rozwiązanych zagadek" - stwierdza namiętny ewolucjonista, antropolog, referując powojenne zdobycze paleoantropologii; jak również za „nie- rozwiązalną dotychczas zagadkę uważa pochodzenie człowieka współczesnego i jego starożytność"169, tudzież przyznaje, że dotychczasowe próby tłumaczenia mechanizmu ewolucji lamarkizmem i darwinizmem zawiodły170. „W dziedzinie badań nad pochodzeniem człowieka obiektywnym wynikiem naukowym jest tylko wyjaśnienie stopnia podobieństwa, zachodzącego między poszczególnymi składnikami rzędu naczelnych, obejmującego zarówno małpy, jak człowieka. Szkicowanie historii wyjaśniającej ich pokrewieństwo należy natomiast już do dziedziny mniej lub więcej uzasadnionych hipotez. Ich wartość oceniamy w zależności od stopnia ich zgodności ze stwierdzonymi faktami"171.

Słowem, nic zdecydowanego. Humorystycznie nikła ilość znalezisk, problematyczna nierzadko ich ocena, przy niewspółmiernym wokół tych wykopalisk hałasie. Orgia wątpliwości. Smętek.

Co gorsza, kto wie, czy zdobędziemy kiedyś pewność naukową w tej dziedzinie, zważywszy, że trudno będzie dokopać się psychiki i człowieczeństwa w szczątkach posądzonych o przynależność do rzekomego praczłowieka, gdy już odpowiednie ogniwa w postaci kości odnajdziemy.

Ale po co ewolucjonista zatrzymuje genealogię ciała ludzkiego na małpach mioceńskich? Przecież i te małpy od kogoś pochodziły. Od kogo? A kolejnych - przodkowie? W głąb ewolucji trzeba by wkraczać, aż do początków życia. Nie od małpy więc ciało ludzkie pochodziłoby.

A skąd?Już przytaczaliśmy opinie nauki, że mnóstwo grup zwierzęcych wymierało, nie

ewoluując dalej, w różnych epokach życia Ziemi? Tedy nie od tych, co wymarły.

168 G. Vandebroeck, L'homme et lesprehumaines, w: Essai sur Dieu, l'homme et l'universe, Paris 1951, s. 72-111.169 J. Mydlarski, Pochodzenie człowieka, dz. cyt., s. 145; Z dziejów odkryć człowieka kopalnego, dz. cyt., s. 86.170 J. Czekanowski przytacza ten osąd J. Mydlarskiego w artykule Uwagi krytyczne do krytyki Kuźnicy, „Tygodnik Powszechny", 25 V 1947.

171 Tamże.

Część II. Podczas setek tysięcy lat historii

Page 108: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

138

„Jest rzeczą nieomal niemożliwą - mówi du Nouy - nie być za dni naszych ewolucjonistą. Wypada tedy poruszyć bez uprzedzeń problem pojawienia się człowieka. Nie można patrzeć na człowieka fizycznego inaczej, jak na wynik kolejnych serii organizmów, które pochodzą od naj- elementarniejszych form życia. Ale nie upoważnia nas to do twierdzenia, że jakieś określone zwierzę z ery archeozoicznej, mezozoicznej, czy innej, jest przodkiem człowieka. Nie mamy na to żadnego pewnego dowodu. Nikt już więcej nie wierzy, że „człowiek pochodzi od małpy". W dalszym ciągu powstaje jednak prawdopodobieństwo wspólnego pochodzenia istot żywych, a ponieważ ewolucja istnieje, wydaje się prawdopodobne, że podstawą pochodzenia była materia żywa, lekko zróżniczkowana, jeszcze bliska materii nieorganicznej, a nie organizm już wyewoluowany"172.

Ten ewolucjonistą przynajmniej jest konsekwentny!Lecz tu już cofnęliśmy się nie do środkowego trzeciorzędu, a hen, do początków

życia na globie: do miliarda dwustu milionów lat. Gdzie tu szukać łańcucha wiążącego pierwszą, jaka pojawiła się na Ziemi, komórkę z naszym ciałem - w jedno nieprzerwane drzewo genealogiczne? Kiedyż ewolucjoniści dodłubią się wszystkich tych ogniw? Nie starczy chyba na to wieku Ziemi!

Nie ma się tedy co dziwić, że czego nauka tutaj nie wie, nadrabia fantazją, że bez miary nią szafuje w tej gałęzi poszukiwań i że mimo niesłychanego entuzjazmu przyrodników penetrujących specjalnie ten wycinek nauki, więcej tu w dalszym ciągu poezji niż ewolucjonizmu, ba, jak widzieliśmy, sama teoria ewolucji zmienia się w zetknięciu z coraz to nowszymi faktami i zmusza szereg dyscyplin naukowych, bliżej z nią związanych, do odwrotu od romantyki naukowej ku ścisłej naukowości.

Ale skąd poezja w naukach przyrodniczych? Skąd ewolucja ewolucji?„Istota prymitywizmu naukowego zoologów polega na tym - orzeka jeden z

najpoważniejszych antropologów naszej doby - że nie zwracają należytej uwagi na konieczność ścisłego odgraniczania faktów stwierdzonych od hipotez, stanowiących pomocnicze, techniczne środki, umożliwiające lub ułatwiające ogarnianie faktów obserwowanych i orientowanie się w nich.

W tej perspektywie dla człowieka, wychowanego na mechanice, teoria ewolucji jest tylko hipotezą; natomiast dla naukowego prymitywa jest ona artykułem wiary, swoistą prawdą objawioną, w którą on z oddaniem «wierzy» ulegając presji panującej sugestii"173.

„Wierzy on ponadto, że «prawdziwości» tej hipotezy można dowieść. W dowodzie tym używa on jednak słów «oczywiście», «bez wątpienia». Znamienną zaś właściwość tych wyrazów stanowi to, że bywają one używane też i do zasłaniania beznadziejnych luk w dowodach oraz do rozpraszania uzasadnionych wątpliwości; to znaczy, że używa się ich niekiedy w charakterze weksli gwarancyjnych, nie posiadających realnego pokrycia"174.

Tenże prymityw naukowy, „a nie my - zastrzega się tak poważny ewo- lucjonista, jak du Noiiy - opiera się na wierze, wprawdzie negatywnej, kiedy upiera się bez żadnej argumentacji naukowej, że pochodzenie życia, ewolucja umysłu człowieka i narodziny idei moralnych - mogą być pewnego dnia wytłumaczone naukowo (...), jednocześnie zaś odrzuca uparcie istnienie Twórcy Najwyższego, bez którego największe problemy naukowe są niezrozumiałe, po prostu dlatego, że modele dostarczone przez zmysły nie pozwalają nam Go sobie wyobrazić..."

Uchylmy nieco rąbka dramatycznej szarpaniny w dzisiejszych naukach przyrodniczych.

Wiodą one żywot dychawiczny: od hipotezy do hipotezy. Na coś więcej nie chcą mieć czasu. Zresztą, czy można im z tego czynić zarzut? Jeszcze ciepłe wyniki swych badań niosą przyrodnicy natychmiast do użytku powszechnego. Są te nauki dziś nieomal wyłącznie użytkowe. Skaczą więc z jednej hipotezy na drugą

172 P. Lecomte du Noiiy, L'homme et sa destinée, dz. cyt., s. 65.173 J. Czekanowski, Uwagi krytyczne..., dz. cyt.174 Tamże.

Page 109: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział V. Ku czemu ewoluuje Homo sapienst 139

jak z kry na krę, gdy tylko czują, że pod nimi prawda dotychczasowej hipotezy trzeszczy. I płyną dalej, a raczej pracują na taśmie. O pewniki przyrodnik naszej doby się nie kusi. Nie ma na to czasu. I tak daleko jego ambicje nie sięgają. Jest za nerwowy, by być aż długodystansowcem. Woli żyć chwilą, dlatego jest raczej publicystą, a ostatnio nieomal dziennikarzem. Haruje więc na prawdach dnia, na ułamkach prawdy, na mitach naukowych i nazywa je bez obsłonek „hipotezami roboczymi". Postuluje tedy nasampierw coś, co mu się na oko wydaje oczywiste, a według ostatnich zdobyczy wiedzy najbardziej prawdopodobne, wie z góry, że to trzęsawisko, i na tym warsztacie prowadzi dociekania. Stawia ciągle nowe domki z kart, nowe hipotezy-mity,

Page 110: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

137 C2fsć II. Podczas setek tysięcy lat historii

z kolei maksymalnie prawdopodobne. Odrzuca z nich powstającą co chwila „masę upadłościową" i ciągnie dalej. Hipoteza ściga tu hipotezę.

Ale wszystko to uczy coraz większej skromności, umiaru, niewiedzy raczej niż wiedzy. Coraz więcej nie wiemy w nauce. Dzieła najtęższych naukowców poświęcają coraz więcej miejsca roztrząsaniu o tym, czego nie wiedzą. „Należy podziwiać uczonych naszej epoki, którzy nie ukrywają porażek, ujawniają swą bezradność w rozstrzyganiu pewnych zagadnień i nie marzą już o osiągnięciu wszechwiedzy. Gdy czegoś nie wiedzą, stawiają znak zapytania. (...) W istocie uczciwiej jest pozostawić białą plamę na mapie wnętrza Australii czy wnętrza atomu, niż zamazywać ją byle jaką hipotezą, mogącą zwieść na manowce przyszłych podróżników"175. „Wartość badań naukowych jest dziś przeważnie hipotetyczna, raczej pragmatyczna niż teoretyczna"176.

Wydaje się, że prawda ostateczna, pełna naukowa prawda o całości życia, okaże się raczej nieskończenie skomplikowana i że w miarę docierania do jej szczytów, sam proces zbliżania się i trudy w tym kierunku podejmowane - muszą komplikować się i rosnąć bez miary - w zator do nie przełamania. Oczywiście, należy tworzyć naukowo coraz więcej, by rozszerzać wiedzę, ale nie obejdzie się to chyba bez mnożenia hipotez coraz liczniej i bez coraz częstszego następnie ich porzucania lub co najmniej redukowania ich prawdziwości do samej prawdy. Właśnie dlatego, że żyjemy po raz pierwszy w dziejach ziemi wśród wielkiego rozwoju nauki, jesteśmy świadkami mniej lub więcej nagłych śmierci mnóstwa dotychczasowych „prawd" naukowych. Toteż gdyby ktoś chciał orzec, iż żyjemy obecnie w czasach katastrof, wypadałoby mu zaraz dodać, iż na żadnym polu się one tak często nie zdarzają jak w nauce. Można by również powiedzieć, iż żyjemy w czasach wzmożonej liczby urodzeń tez naukowych, ale i spotęgowanej jak nigdy ich śmiertelności. Trzeszczy „prawda" za „prawdą", a od czasu do czasu może się walić tyle naraz „prawd" naukowych, że wygląda to na katastrofę całych gałęzi wiedzy, na koniec świata nauki, gdy w rzeczywistości jest to tylko oberwanie się chmury złudzeń naukowych.

175 W. Rubczyński, Zmierzch bezwzględnego determinizmu we współczesnej fizyce, „Tygodnik Powszechny", 30 I 1949.

176 J. Stępa, Bóg, świat, człowiek, Tarnów 1947, s. 10.

Page 111: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

141

Tak runęła w pierwszej ćwierci XX wieku fizyka, wyobrażająca sobie wszechświat i życie jako maszynę, gdy tylko rozszerzono badania na mi- krozjawiska. Wszechświat, stwierdzono wtedy, nie jest maszyną; teoria kwantów Plancka „strąciła prawo przyczynowości z zajmowanego przezeń stanowiska"; w każdym razie newtonowska mechanika okazała się odtąd niewystarczająca, newtonowskie „prawo ciążenia znikło z nauki", podobnie „przestrzeń i czas jako dwa oddzielne pojęcia znikły ze wszechświata"177; okazało się, że „zjawiska odbywają się w niedostępnej bezpośrednio dla naszej intuicji czterowymiarowej czasoprzestrzeni, w której czas jest ściśle zespolony z przestrzenią" 178. Bądź co bądź, „jeśli (...) teoria względności jest prawdziwa, przestrzeń nie może rozciągać się w nieskończoność, lecz musi zamykać się w samej sobie, podobnie jak powierzchnia ziemska"179.

Któż zagwarantuje, że podobny kryzys nie nawiedzi wkrótce, panujących dziś, zapatrywań w biologii? Już wskazują na zbliżenie się takiego kataklizmu wypowiedzi uczonych mniej konserwatywnych, nie ogłuszonych modą hipotez, dotychczas będących najpowszechniej w obiegu.

177 J. Jeans, Nowy świat fizyki, Warszawa b. r. w., s. 24, 115.178 S. Szczeniowski, Nowe oblicze fizyki, Warszawa 1934, s. 8.179 J. Jeans, Niebo, dz. cyt., s. 140.

Page 112: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

139 C2fsć II. Podczas setek tysięcy lat historii

„Usiłowałem wykazać, opierając się na licznych przykładach - powiada N. Lahovary o tezie wcześniejszej swej pracy z lat 1946-49 - że wbrew przyjętym poglądom, wzrost pojemności czaszki u człowieka nie szedł bynajmniej drogą stopniowego wzrostu od człowieka kopalnego do człowieka nowoczesnego, lecz że, przeciwnie, paleontologia dostarczyła dowodu, że zwój mózgu ludzkiego znacznie się zmniejszał i to w sposób dość regularny, począwszy od środkowego paleolitu. Oczywiście, nie osądzałem bynajmniej jakości tego mózgu, lecz wyłącznie jego ilość, bo tę jedynie można dokładnie ocenić". „Wysuwając jako przykłady, zbyt słabo jeszcze brane pod uwagę, niezgodność postępu morfologicznego i następstwa chronologicznego oraz regresję zwoju mózgu od średniego paleolitu, chcę (...) podkreślić niezwykłe powikłanie wszystkich aspektów ewolucji, a zwłaszcza ewolucji człowieka". Kończąc swe dowodzenie, mówi autor, że również Weidenreich w ostatniej przed swą śmiercią pracy „stwierdza ze swej strony tę regresywną ewolucję zwoju mózgowego u człowieka, na którą zwróciłem uwagę, a nadto wykazuje, że stosunkowo do swego ciężaru - niektóre małpy Ameryki Południowej są pod tym względem lepiej wyposażone od człowieka. Odwrotnie więc, niż tego niegdyś uczono, ani zwój, ani układ mózgu nie decydują, mówi Weidenreich, o wartości mózgu. Idąc jeszcze dalej, tenże uczony analizuje - słowa Lahovaryego - tajemnicę tej ewolucji, ponieważ, w przeciwieństwie do licznych teorii, nie ma stałych umiejscowień inteligencji. (...) Wobec tego przestrzeń i czas, które panują w sposób tyrański nad systemami intelektualistycznymi, muszą być inaczej rozumiane w biologii"180. Zatem - i w ewolucji.

Jak rozumiane? Co za pole do hipotez! Czy do równie rujnujących dotychczasową biologię, jak mikrofizyka zrujnowała mechanikę newtonowską?

Gdy M. Baule wyraził się, że Sinanthropus nie wytwarzał narzędzi, które koło niego znaleziono, bo miał za małą pojemność czaszki, wówczas F. Weidenreich zapytał, „czy współczesny człowiek jest rzeczywiście dlatego inteligentniejszy od praczłowieka (Homo pekingensis, iawaiensis), że posiada większą objętość mózgu. Tego nie można stwierdzić na podstawie większego mózgu, czy to absolutnie, czy też proporcjonalnie, bo fakty mówią co innego (...), na przykład u wieloryba na 8V2 kg ciała przypada 1 gram substancji mózgowej, u człowieka na 44 gramy 1 gram, natomiast u pewnych odmian małp Ameryki Południowej na 27 gramów, a u innych na \7V2 grama ciała przypada jeden gram mózgu. A przecież wcale z tego nie wynika, że małpy są bardziej inteligentne od człowieka.

Gdy zaś chodzi o ciężar absolutny mózgu, to mamy przykłady z Anatolem Franceem i Gambettą, którzy mieli tylko 1100 cm sześciennych (co odpowiada mniej więcej ilości mózgu u Sinanthropusa!), podczas gdy inni jak Jonathan Swift, lord Byron, Turgeniew mieli dwa razy więcej substancji mózgowej. Z takiego jednak faktu nie można wyciągnąć wniosku, że pierwsi stali niżej w rozwoju umysłowym od drugich.

180 N. Lahovary, Du nouveau sur le problème des origines humaines, dz. cyt., s. 183, 194. Cytowany (w tekście tej książki) przez Lahovaryego artykuł F. Weidenreicha, The human brain in the light of its phylogenetic development, „Scientific Monthly", LXVII, 1948.

Page 113: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

143

Poza tym Weidenreich uważa, że pewne cofnięcie do tyłu przedniego sklepienia czaszki u praczłowieka nie dowodzi jeszcze infra-ludzkiego stanu. Dzisiejsza bowiem chirurgia stosuje coraz powszechniej zabiegi polegające na odcięciu za pomocą wprowadzanego obok oczodołu lancetu przednich części mózgu w wypadku psychicznych zaburzeń. Te właśnie partie, które uchodziły (zresztą mylnie) za siedlisko inteligencji, mogą być w pewnej części „lobotomowane", a jednak człowiek nie przestaje być człowiekiem i może nadal spełniać funkcje ludzkie, nie wymagające, rozumie się, specjalnego wysiłku myślowego.

Wobec tego, konkluduje Weidenreich, fakt takiego czy innego ukształtowania czaszki nie dowodzi jeszcze takiego czy innego stanu rozwojowego człowieka.

A zatem jedynie wytwory kultury, zostawione przez praczłowieka, mają decydujące znaczenie. Wykopaliskowe zaś znaleziska mówią, iż ich twórcy byli rzeczywistymi, pełnymi ludźmi. Za takim postawieniem sprawy opowiadają się również oksfordzki i wiedeński antropologowie W. E. Gros, Clarc i J. Weninger"54.

Nigdy nie wiadomo, skąd może przyjść atak na ten lub inny dział wiedzy. Gdy tej miary swego czasu potentat nauk przyrodniczych, co L. Pasteur (1822-1895), orzekł na podstawie doświadczeń, że nie znalazł samorództwa, i ukuto z tego pewnik, że samorództwo nie istnieje, niezadługo filozof H. Bergson (1859-1941) nadgryza tę opinię za pomocą czystej myśli: że „nie ma żadnego możliwego sposobu, by na drodze eksperymentalnej dowieść niemożliwości jakiegoś faktu", bowiem „przez doświadczenie dowodzi się tylko istnienia lub nieistnienia danego faktu". W roku zaś 1950 donoszą z ZSRR o ukazaniu się tam książki naukowca radzieckiego O. Lepieszyńskiej O pochodzeniu komórki z żywej substancji i o roli żywej substancji w organizmie181. W tymże roku wychodzi tamże książka G. M. Boszjana O naturze wirusów i bakterii, wyrażająca dalszy ciąg ataku Lepieszyńskiej na tezę Virchowa (1821-1902): że komórka może powstać tylko z komórki. „Na podstawie przebadania pośrednich stadiów przemiany wirusów w postacie bakteryjne i bakterii w formy wirusowe doszliśmy - mówi Boszjan - do sformułowania trzech podstawowych zasad, będących ogólnobiologicznym prawem rozwoju wirusów i bakterii:

1. Zarazki przesączalne mogą przemieniać się w postacie bakteryjne, które z kolei można przeprowadzić w zarazki przesączalne.

2. Postacie bakteryjne mogą przechodzić w formy przesączalne (wirusy), które znów można przemieniać w postacie bakteryjne.

3. Zarazki przesączalne i postacie bakteryjne mogą przechodzić w formy krystaliczne, które znów można przekształcać w zarazki przesączalne i postacie bakteryjne.

181 Niektórym uczonym radzieckim lat pięćdziesiątych XX w. wydawało się, że wyjaśnili zagadnienie powstania życia. Później jednak ich odkrycia zdyskredytowano, (red.)

Page 114: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

141 C2fsć II. Podczas setek tysięcy lat historii

(...) Udało nam się także wykazać, że najmniejszymi niepodzielnymi elementami, z których zbudowane są żywe ciała, nie są komórki, lecz cząsteczki, z których składają się komórki. Cząsteczki te na drodze właściwej im ewolucji mogą tworzyć komórki". Dodajmy dla ścisłości, że takie cząsteczki muszą być żywe i pochodzić z komórek. „W przyrodzie stale - referuje Boszjan - zachodzi rozpad komórek bakteryjnych na prostsze, żywe cząsteczki i równocześnie odwrotny proces - tworzenia się z tych cząsteczek komórek bakteryjnych". A więc „granice życia u takich istot jak bakterie i wirusy sięgają znacznie dalej, aniżeli przyjmowała to nauka od czasów Pasteura" - wnioskuje Boszjan182.

Inny uczony radziecki, agrobiolog T. Łysenko, suponuje więcej: że „martwa przyroda jest praźródłem wszystkiego żywego"183. Bez porównania dalej idziemy my, katolicy, gdy wierzymy, iż wszystko powstało z niczego. Bóg stworzył świat z niczego: dogmat wiary. Uczeni zaś nie umieją tworzyć z niczego i któż zaprzeczy, że umiejętności tej nigdy nie posiądą. A choć można by się zastrzec, iż pojęcie tworzenia z niczego jest i będzie zawsze czymś obcym dla nauk przyrodniczych, to jednak jakież perspektywy otwiera ów dogmat dla nauki, która, kto wie, czy przynajmniej zbliżać nas coraz bardziej nie będzie do tej umiejętności nieuchwytnej!

W każdym razie dzięki rozwojowi fizyki istnieje już dziś w naukach przyrodniczych „koncepcja wszechświata jako świata czystej myśli"184. Zatem myśli celowej? Aczkolwiek „koncepcją wszechświata jako świata czystej myśli" nie ma się co entuzjazmować, bo to idealizm, a raczej pewna forma spirytualizmu, gdy stanowisko poprawne jest stanowiskiem dualizmu ducha i materii.

Ale jaki cel przyświecałby procesowi ewolucji?I - ewolucji człowieka?Bo właśnie po to w tej książce ta próbka przeglądu osiągnięć nauki o ewolucji,

gdyż żeby coś powiedzieć o tym, jak planować człowieka, trzeba wpierw zobaczyć, jak przyroda zaplanowała całość życia i człowieka. Nie wyłączając - niezależnie od tego - stwórczej sprawczości Boga przy pojawianiu się człowieka.

Ale jeśli złudzeniem jest dopatrywanie się w przyrodzie jakiejś celowości?

182 G. M. Boszjan, O naturze wirusów i bakterii, Warszawa 1950, s. 5, 6, 9.183 T. Łysenko, Dziedziczność i jej zmienność, Warszawa 1950, s. 90.184 J. Jeans, Nowy świat fizyki, dz. cyt., s. 151.

Page 115: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

145

Może życie na Ziemi powstało z przypadku? I człowiek tak samo? Chwycono się, oczywiście, i tej myśli. Dlatego starano się rozpatrzyć, czy nie da „się obliczyć prawdopodobieństwa pojawienia się dzięki czystemu przypadkowi pewnych istotnych składników życia". Sięgnięto dlatego aż do „początków materii żywej, lekko zróżnicowanej, jeszcze bliskiej materii nieorganicznej, a nie do organizmu już wyewoluowanego". Posłużono się tutaj rachunkiem prawdopodobieństwa, jedynym dla takich obliczeń. Dokonał ich „profesor Charles-Eugene Guye dla cząstki - molekuły, drobiny białkowej = o stopniu dysymetrii równym 0,9, w której liczba atomów równa się 2000. Dla znacznego uproszczenia problemu przyjął, że atomy, składające się na tę fikcyjną drobinę, cząsteczkę białkową, są tylko dwóch rodzajów, gdy w rzeczywistości jest ich co najmniej cztery rodzaje - węgiel, wodór, azot, tlen - oprócz miedzi, żelaza, bądź siarki, zazwyczaj występujących w proteinach. Inne uproszczenie: ciężar atomowy tych atomów przyjęto za równy 10, co daje ciężar atomowy całej cząstki 20 000. Liczba ta jest prawdopodobnie niższa od analogicznej liczby dla najprostszej proteiny (dla białka jaja kurzego 34 500). Prawdopodobieństwo, że ukształtowanie o stopniu dysymetrii równym 0,9 pojawi się w tych tak uproszczonych warunkach, które sprzyjają jego pojawieniu się, wyniesie biorąc pod uwagę jedynie czysty przypadek: 2,02xl0321". Itd.185

Są to same cyfry. Określmy je uchwytniej dla wyobraźni.Otóż „suma materii koniecznej dla spełnienia się takiego przypadku przechodzi

wszelkie wyobrażenie. Trzeba by tu bowiem kuli o promieniu tak wielkim, że światło musiałoby go przebywać w ciągu 1082 lat. Objętość ta jest większa od objętości całego wszechświata wraz z najdalszymi konstelacjami, od których światło wędruje do nas 2xl06 (dwa miliony) lat. Krótko mówiąc: musielibyśmy sobie wyobrazić objętość sekstyliona sekstylionów sekstylionów razy większą od wszechświata Einsteina"186. Tymczasem życie powstało na maleńkim naszym globie.

Dodajmy, że Guye uprościł jeszcze o tyle swe obliczenie, że „komórka żywa nie wchodziła tu nawet w rachubę. Chodziło tylko o jedną z cząstek substancji, z jakich się składają istoty żyjące. Ale jedna cząstka nic nie daje. Potrzeba tu setek milionów cząstek identycznych". „Gdyby - tedy - dało się wyrazić matematycznie prawdopodobieństwo pojawienia się żyjącej komórki, to liczby wyżej podane wydałyby się tak małe, że można by je pominąć. W powyższym obliczeniu uproszczono problem świadomie dla zwiększenia prawdopodobieństwa"187.

A dochodzą do tego cyfry czasu „nieskończenie dłuższego, niż oszacowany przez uczonych wiek Ziemi, dla otrzymania, przeciętnie, jednej szansy pojawienia się"188 z przypadku pierwszej tu prematerii żywej, nawet nie preorganizmu: całej komórki.

„Aby - tedy - badać najbardziej interesujące zjawiska - życia i człowieka - zmuszeni jesteśmy odwołać się do antyprzypadku, jak to nazwał Eddington: do «Szachraja», który systematycznie narusza prawo wielkich liczb, prawa statystyczne, znoszące wszelką indywidualność badanych cząstek". Ale właśnie „to czyni naukowo niemożliwą materialistyczną koncepcję życia - konkluduje du Noiiy, bo jego rozważania nad matematyką ewentualnego samorództwa tu przytaczamy - i doprowadza nas do wniosku, że w naszej epoce zjawiska odnoszące się do ukazania się życia, do jego rozwoju i stopniowej ewolucji pozostają całkowicie niewytłumaczone przez naukę, chyba że nastąpi zupełny przewrót podstaw nauki nowoczesnej"189.

Zwróćmy ponadto uwagę, że ewolucjoniści - zwłaszcza bardziej fanatyczni - traktują życie nazbyt przeszłościowo, tak jakby ton im nadawali konserwatyści. Tymczasem nie tyle jest ważne, co było, lecz, co będzie. A więc nie tyle oglądanie się na to, co się działo z powodu ewolucji, cofanie się ciągłe do początków życia,

185 P. Lecomte du Noiiy, L'homme et sa destinée, dz. cyt., s. 41.186 Tamże, s. 42.187 Tamże, s. 42, 43.188 Tamże, s. 43.189 Tamże, s. 44, 45.

Page 116: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

146

ciekawość przeszłości, niepokój o przeszłość, ale jeśli już ciekawość i niepokój, to - o nowe, dalsze życie: o to, co będzie. Myślenie wybiegające w przyszłość jest najważniejsze. Nie tylko ewolucja wstecz, lecz także ewolucja w przód! Szczególnie, że planować można jedynie przyszłość, a o wskazówki do kształtowania przyszłości ludnościowej chodzi nam w tej książce.

„Zostawmy tedy - za radą du Noiiy - na boku problem pochodzenia życia, które według wszelkiego prawdopodobieństwa związane jest z pochodzeniem protein, bardziej jeszcze tajemniczych, i rozważmy kąt widzenia ewolucji". „Zgodnie z naszą hipotezą - naprowadza du Noiiy - celowość ostateczna - téléfinalité - kieruje pochodem ewolucji jako całości. Od początku ukazania się życia na Ziemi była ona jakby daleką siłą kierowniczą, zdążającą do rozwoju pewnego bytu obdarzonego świadomością, bytu duchowo i moralnie doskonałego. By osiągnąć swój cel, siła ta oddziaływa na prawa świata nieorganicznego w taki sposób, że normalna czynność drugiego prawa termodynamicznego jest nastawiona zawsze w tym samym kierunku: kierunku zabronionym dla materii nieożywionej i prowadzącym do coraz większych asymetrii i do stanów coraz to trudniej nieprawdopodobnych. Gałąź ewolutywna człowieka odłączyła się stopniowo od wszystkich innych, naprzód pod względem fizjologicznym i morfologicznym, aż do ukazania się człowieka świadomego, później przez stopniowe wznoszenie przy pomocy idei moralnych". Dzięki temu „poza człowiekiem wszystkie stworzenia żyjące obecnie na naszej planecie są formami pozostawionymi w tyle"190.

Tak jak z drugiej strony „według współczesnych teorii o czterowy- miarowym skończonym a nieograniczonym wszechświecie, każdy punkt przestrzeni jest symetrycznie położony względem pozostałych, czyli jest w pewnym sensie środkiem wszechświata", wobec czego „powiedzenie, że Ziemia leży w centrum wszechświata, jest z tego punktu widzenia prawdziwe". Toteż jeśli dziś przyjmuje się w astronomii przestarzałą tezę Kopernika, to między innymi po to, by łatwiej obliczyć drogi planet. I na odwrót: by nie utrudniać sobie rachunków przy obliczaniu drogi księżyca, przyjmują astronomowie naszą Ziemię za nieruchomą191.

Czyżby powrót do hegemonii człowieka we wszechświecie?Ale jeśliby tak, to ważne byłoby nie tylko to, co zostało wywołane na naszym

globie oraz co nadal jest i będzie wywoływane przez zanurzenie się kuli ziemskiej w osoczu wszechświata, lecz również to, na ile człowiek, pan wszechświata, czerpać zeń może.

„Według uogólnionej teorii względności, potencjał grawitacyjny, a więc rozkład mas wszechświata wpływa na inną wielkość (...) na prędkość fal elektromagnetycznych, potocznie zwaną prędkością światła". „Z drugiej strony energia atomowa (...) zależy według Einsteina od tejże prędkości światła", w tym i energia atomowa wyzwalana przez Słońce w Słońcu.Eksploatując tedy energię atomową - a ku temu idziemy - i żyjąc ze Słońca, eksploatować człowiek będzie Wszechświat. Ale czy już z niego nie czerpie? Zdanie: „Wszechświat istnieje po to, by mógł żyć człowiek na Ziemi, jest mniej paradoksalne, niż się na pozór wydaje"192.

A mniemać można, że eksploatacja wszechświata rozszerzy się i na inne jego pokłady. Że ten typ górnictwa nie pozostanie jedynie przy energii atomowej.

Słowem, gdy spojrzeć na fermentację skorupy ziemskiej w ciągu dwu miliardów lat jak na jeden dzień i na tęż skorupę jak na warsztat, to widać, że właściwie Ziemia w ciągu tego „dnia" nic więcej nie robiła, tylko przygotowywała organizm fizyczny dla człowieka. Wszystko, co prócz tego w tym „dniu" powstawało - ery geologiczne, klimaty, wody i lądy, flora i fauna - to tylko produkty uboczne tej pracowni, powstające podczas i jedynie z okazji tworzenia w niej zasadniczego modelu: organizmu z ziemi dla człowieka. Ale czy tylko z Ziemi, z globu? Czy produktem ubocznym nie było tu i Słońce - z pięciu miliardami lat swego istnienia? 190 Tamże, s. 80.191 W. Rubczyński, Renesans stanowiska człowieka we wszechświecie, „Tygodnik Powszechny", 17-24 IV 1949.

192 Tamże.

Page 117: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

147

Ba, wszechświat liczący tych lat pono dziesięć miliardów? Czy więc raczej nie wszechświat stanowił ową pracownię, która rzeźbiła żywy model Homo sapiens - już od początków swego istnienia, gdy jeszcze cały wszechświat nie był nawet jednym całym atomem, i na chwilę przedtem, gdy był dopiero myślą: dziesięć - dwadzieścia miliardów lat temu?

Jeżeli jednak tak, to produkty uboczne powinny by zamierać?

Page 118: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział V. Ku czemu ewoluuje Homo sapiens? 148

Czyżby w sukurs takiemu rozumowaniu szło ujęcie: „Wszechświat dąży do równowagi, w której wszystkie asymetrie zostaną zniesione, wszelki ruch będzie zatrzymany, a zapanuje zupełna ciemność i bezwzględne zimno. Taki - teoretycznie - będzie koniec świata"193, a z nim zamknięcie warsztatu tworzącego modele ludzkie, ich ilość i jakość w określonym czasie. Ujęcie to - według niektórych ludzi nauki nie da się utrzymać, wszakże ilość i jakość ludzi są faktami. Przez kogo więc wszystko to zostało zaplanowane? I jaką ilość i jakość powinniśmy osiągnąć - w świetle tejże ewolucji? I co potem, gdy taki plan zostałby wykonany? I co przed jego dokonaniem: wszak dzięki wszechświatowi nie tylko powstał człowiek fizyczny, ale dzięki wszechświatowi trzyma się przy życiu? Przy jakim minimum i jakiego wszechświata będziemy się mogli utrzymywać dalej przy życiu? A przed nastaniem owego minimum wszechświata, przed nastaniem czegoś w rodzaju „minimum warunków" do egzystencji dla Homo sapiens - co się będzie z nami działo? I po co cały ów warsztat i ewolucja? A jeśli ewolucja nie zakończy się na Ziemi, lecz wybiegnie poza Ziemię, to gdzie? W jakim celu? Kiedy? A może już wybiega? Może dawno wybiega? Od kiedy? Jak dawno? Może już od śmierci pierwszego człowieka? W takim razie - jak? Jak, gdy chodzi o pojedynczego człowieka? Jak, gdy chodzi o ludzkość?

Ale trzymajmy się gruntu bardziej bliskiego.Co podczas ewolucji znikało bezpowrotnie, a co w dalszym ciągu ewoluowało?

nie ustawało w woli życia?Przeobrażeniom - utrzymuje du Noiiy - podlegały istoty, których organizmy

były gorzej przystosowane do życia niż inne, a więc znajdowały się w pewnego rodzaju równowadze nietrwałej. Przeto łańcuch takich istot podtrzymywał życie samej ewolucji. Doprowadziło to wreszcie do modelu tak zhumanizowanego, że, jeśli przyjąć pochodzenie ciała ludzkiego od zwierząt, to Stwórca mógł w ów organizm fizyczny tchnąć duszę nieśmiertelną, by dzięki niej i samo ciało owego organizmu stało się prawdziwie ciałem człowieka, i by ta istota dotychczas prawie ludzka stała się naprawdę w pełni ludzką194. Taki mógł być początek pierwszego człowieka, gdyby przyjąć za oczywistość to domniemanie, że nasz organizm fizyczny wyewoluował ze zwierzęcego, a nie został stworzony bezpośrednio przez Boga.

Gdyby przyjąć!

193 P. Lecomte du Noûy, L'homme et sa destinée, dz. cyt., s. 47.„Niektórzy uczeni - mówi J. Jeans - nie zaprzeczają wprawdzie, że gwiazdy roztapiają się w promieniowaniu, ale utrzymują, że gdzieś w oddalonych głębiach przestrzeni promieniowanie (...) może się łączyć z powrotem na materię", na nowy wszechświat. „To pojęcie cyklicznego wszechświata stoi w rażącej sprzeczności z ugruntowaną zasadą drugiego prawa termodynamiki, które głosi, że entropia musi stale wzrastać i że istnienie cyklicznego wszechświata jest niemożliwe w tym samym stopniu i dla tej samej przyczyny, dla jakiej niemożliwy jest nieustanny ruch maszyn". - J. Jeans, Nowy świat fizyki, dz. cyt., s. 154-155.

194 Od czasu powołania do bytu przez Opatrzność pierwszej pary ludzkiej „dusze przez Boga bezpośrednio bywają stwarzane" dla ciała każdego człowieka oddzielnie (Pius XII, Encyklika Humanigeneris, 12 VIII 1950).

Page 119: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

147 C2fsć II. Podczas setek tysięcy lat historii

Bo przecież „wszystkie argumenty przyrodnicze nie są dowodem w ścisłym znaczeniu za stanowiskiem ewolucjonistycznym: wszak chodzi tu o formę rozumowania redukcyjnego, jaką jest tłumaczenie, które w rzeczach konkretnych zawsze będzie obciążone jakąś dozą niepewności"195. Po wtóre „system ewolucyjny (...) nie został jeszcze niezbicie dowiedziony właśnie w zakresie nauk przyrodniczych"196. Nie ma więc sensu doszukiwać się na terenie przyrodniczym ścisłych dowodów za genetycznym powiązaniem ciała ludzkiego z formami zwierzęcymi, bo takich dowodów nauki przyrodnicze najprawdopodobniej nigdy nie dostarczą. Jednakże nauki przyrodnicze zebrały tyle materiału, że hipoteza ewolucjonistyczna stała się poważną hipotezą. Bardziej jednak niż poważna, stała się popularna, zwłaszcza gdy chodzi o jej fragment: o hipotezę wywodzącą czło-wieka od małpy. Odegrała tu rolę olbrzymia propaganda tej hipotezy (...) jako prawdy naukowej, rzekomo już udowodnionej. Potrzebne to było metafizyce materialistycznej, by ją udowodnić także ewolucjonizmem. Choć bowiem materializm głosi, że wyklucza metafizykę, to jednak wyklucza tylko tę, co mu przeszkadza. Nakazuje na przykład wierzyć amatorom materializmu w wieczność materii, choć nie może na tę wieczność złożyć żadnego dowodu.

Jeśliby więc przyjąć rodowód naszego ciała z ewolucji, to biorąc pod uwagę dopiero co przytoczoną tezę du Noiiya, doprowadziłby do pojawienia się na Ziemi człowieka - łańcuch nieprzerwany, poprzez miliard dwieście milionów lat, organizmów mniej doskonałych i dzięki temu, rzecz dziwna, uzdolnionych do przekazywania swego życia następnym formacjom, o coraz to innych, fantastycznie nieraz odmiennych niż poprzednicy, kształtach; o nieprawdopodobnie nawet różnych niż dawne sposobach wegetacji. Przy tym wszystko to z sobą zgrane i w jednym stylu: zarówno życie flory czy fauny, jak i bytowanie omszałego dziesięciu miliardami lat einsteinowskiego wszechświata, czy migawkę zaledwie czasu trwająca egzystencja wirusa, bądź mikroba.

195 K. Kłósak, Czy upadek ewolucjonizmu antropologicznego?, „Znak", Kraków, maj - czerwiec 1949.

196 Pius XII, Encyklika Humani generis, dz. cyt.

Page 120: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

151

Niezależnie jednak od tego, czy włączać, czy wyłączyć człowieka z pochodu przemian organizmów na globie, uderzyć musi, zwłaszcza eu- genistę, że walka o byt ułomnych formacji okazała się zwycięska, podczas gdy najlepiej uzbrojone organizmy zamykały na sobie rozwój biologiczny świata, tak jak zamyka go na sobie małżeństwo bezdzietne. A co najbardziej zdumiewa: że organizmy idealnie prymitywne, ba, sama może pierwotna bezkomórkowa żywa masa - została obdarzona największym ładunkiem witalności: jeżeli od czegoś aż tak nikłego mogło następnie powstać nieprzerwane ogniwo całego świata zwierząt i roślin!

Czyżby i z odmian ludzkich ewoluowały tylko te mniej przygotowane do życia typy? Co na tę zadziwiającą sugestię przyrody powie eugenika naszych czasów? Czy nie odkrywałoby to nieprzeczuwanych dotychczas wartości człowieka słabego? Czyżby człowiek słaby znaczyło więcej niż człowiek silny? mądry? kulturalny? Jak wobec tego należałoby traktować zmiany warunków dla bytowania organizmów poprzez cały z górą miliard lat? Kreśliliśmy już twórczą rolę ciężkich warunków klimatycznych dla powstawania bardziej odpornych roślin: poliploidalnych. Czyżby warunki dla flory i fauny nie stawały się co jakiś czas, tu i tam, na wodach i lądach, nie do zniesienia po to właśnie, by powiększyć liczbę organizmów nieprzystosowanych: by więc tym pewniej umożliwiać, niejako gwarantować dalszą ewolucję? Czy nie warto by sprawdzić, że dzięki trudnościom bytowania w końcu trzeciorzędu i epoce lodowcowej dojrzewały Australopithecusy do poziomu organizmów przydatnych fizycznie na człowieka?197

Na czym zakończy się ewolucja ludzkiego gatunku?Du Noiiy przewiduje, że przemiany fizyczne naszego organizmu pozbawią nas

w końcu wyrostka robaczkowego, włosów i zębów198, gdy rozwój umysłu - jego zdaniem - już się zakończył; natomiast pozostanie ostatni etap ewolucji: rozwój moralny człowieka.

Któż, zresztą, nie widzi, że w dziedzinie rozwoju moralnego ludzkość dopiero ząbkuje! Tak samo, kto z nas nie uświadamia sobie, że w życiu jego własnej osoby, już teraz, zaraz, natychmiast, leżą niepojęte możliwości właśnie w ewoluowaniu ku coraz doskonalszej moralnie postawie! ku coraz doskonalszemu moralnie postępowaniu!

W najbliższych rozdziałach wykażemy, jakich nadużyć oraz zbrodni dopuszcza się ludzkość od pewnego stadium swego rozwoju i aż dotychczas na terenie regulacji zaludnienia - właśnie z braku postępu moralnego i, co gorsza, jak bardzo cofnęła się pod tym względem w porównaniu z najstarszymi etapami swego kulturowego rozwoju.

Specjalizacja człowieka przyszłości w ujęciu du Noiiya działa o tyle krzepiąco, że przewiduje on, iż ewolucja prowadzić będzie do coraz wyższej moralności człowieka, umożliwi to zatem twórczą regulację potomstwa nawet wtedy, gdyby się okazało, że umiejętność ta wymaga niezwykle wysokiego poziomu moralnego tak od jednostki, jak od społeczeństw, i że w wielkim postępie etycznym należy szukać tajemnicy twórczej regulacji potomstwa.

197 Tak, na przykład, przypuszcza Wł. Szafer w pracy Epoka lodowa, dz. cyt., s. 82.198Inną opinię o przyszłych zmianach fizycznych człowieka wypowiada E. Loth, Człowiek

przyszłości, dz. cyt., s. 20-25: „Czy ewolucja naprawdę pozbawi nas włosów i zębów? Współczesne nam ludy pierwotne na pewno fizycznie stanowią późniejszy niż my etap rozwoju, ponieważ - przynajmniej w ciągu ostatnich może dwóch stuleci - szybciej u nich niż u nas, białych, następuje zmiana pokoleń. A jednak uzębienie i włosy posiadają silniejsze od nas". Podczas gdy du Noiiy, w roku 1945, przewiduje zanik wyrostka robaczkowego, to 20 lat wcześniej antropolog polski Edward Loth tak pisał o człowieku przyszłości: „Zmienią się jelita, wydłuży się wyrostek robaczkowy". Poza tym przepowiadał jeszcze, że „znikną niektóre tętnice, a na ich miejscu powstaną inne, znane nam dotychczas jako odmiany; przesuną się nerwy, zmieni się kora mózgowa, budowa powieki" itp. „Trudności porodowe, jak można przypuszczać, stale będą się wzmagały (...), główka noworodka będzie się prawdopodobnie powiększała". Człowiek przyszłości będzie „miał czaszkę lepiej wysklepioną, wielką, o kształcie szerokogłowym. Twarz będzie stosunkowo mała. (...) Mózg będzie większy i cięższy, a specjalnie rozrośnie się płat czołowy, zmniejszy się móżdżek. W związku z tym rozwinie się większa inteligencja, natomiast sprawność fizyczna będzie gorsza. Tułów się skróci i stanie się bardziej płaski... Kończyna górna będzie o wiele sprawniejsza. (...) Kończyna dolna będzie w ustawieniu odrębna. Na stopie stęp się wydłuży, a palce skrócą".

Page 121: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

152

Niepokoi tylko, że do tego rodzaju rozwoju jest maksimum ludzi minimalnie przystosowanych i że chyba zawsze w przyszłości będzie człowiekowi najtrudniej ubiegać się o postęp moralny. Ale, jeśli nieprzystosowal- ność, to warunek trwałości gatunku, kto tedy wie, czy ta właśnie ludzka nieomal nieprzystosowalność do doskonałości moralnej, zwłaszcza opór w tej dziedzinie naszego organizmu fizycznego - nie gwarantuje, że tylko na drodze walki z oporami, dzięki przezwyciężaniu ich i osiąganiu nowych poziomów, a nigdy - poziomu doskonale moralnego, wydobyć z siebie może gatunek Homo sapiens trwałość bytowania teoretycznie tak długą, jak długo będą istnieć w naturze człowieczej owe opory przeciw realizowaniu ideału moralnego, a na globie i we wszechświecie - warunki do podtrzymywania życia na Ziemi.

Page 122: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział V. Ku czemu ewoluuje Homo sapiens? 150

Wszakże można by tu prymitywizować: że wobec tego niemoralność postępowania zapewnia trwałość ludzkiemu gatunkowi. Atoli nie niemoralność, lecz opór naturalny przeciw niemoralności połączony z równie naturalnym dążeniem do moralności. Nie ma nic bardziej naturalnego jak dążenie do siły moralnej. Zresztą, niebawem przedłożymy dowody, że od najdawniejszych tysiącleci poziom moralny, zwłaszcza w postawie wobec płodu, dziecka i kobiety, decydował o samym istnieniu lub zagładzie ludów pierwotnych. W końcowych z kolei rozważaniach tej książki łatwo będzie spostrzec, że jedynie bardzo wysoka, możliwie najwyższa moralność społeczeństw i jednostki - stanowi nie tylko warunek być albo nie być dla gatunku Homo sapiens w naszych czasach, najbliższych i dalszych, ale gwarancję rozwoju wszystkich dziedzin życia ludzkiego.

Może nawet od tego warunku zależeć będzie w przyszłości rozwój flory i fauny, ba, istnienie naszej planety, tudzież pozytywne eksploatowanie wszechświata. Lecz w jakiej mierze pozwoli na taki rozmach w postępie moralnym - skażona, tak bardzo skłonna do upadków moralnych, natura ludzka? Tym bardziej, że każdy człowiek skazany jest na pracę dźwigania swego poziomu moralnego - indywidualnie, niejako od początku?

Z całości tedy dziejów ewolucji wypływają wnioski dla całości populacji i to nie bardziej obciążone hipotetycznością, niż sugestie wyprowadzone z tejże teorii w sprawie początków człowieka, czy życia na Ziemi. Co więcej, wnioski dla populacji o tyle górują nad poglądami o pochodzeniu życia i ludzi, że i dziś, i zawsze będzie można sprawdzić ich wartość obiektywną. I może nawet w miarę sprawdzania się tej drugiej kategorii wniosków, pierwsze z nich - hipotezy ewolucjonistów dotyczące początków człowieka i życia - będą mogły być coraz bardziej korygowane, uściślone, ażeby na miejsce anemii właściwej hipotezom nabierały rumieńców żywej prawdy.

Ułomność dotychczasowego stanowiska ewolucjonistów wobec człowieka pochodziła stąd, że zanadto szukano podobieństw do małpy. Ale wszak cały świat organiczny jest wzajemnie do siebie podobny. I może inaczej nie byłby dla nas zrozumiały. W ogóle jak przy każdym porównaniu, tak i tu, tym bliżej od zwierzęcia do człowieka, im bardziej szukać, w czym są te organizmy bliskie sobie. I na odwrót: tym dalej, im więcej podkreślać różnice między nimi. Nie znając wszystkich podobieństw między florą, fauną, człowiekiem - nie można ani objąć, ani poznać świata organicznego. Atoli nie można też poznać poszczególnego gatunku, jeśli nie znać wszystkich właściwości odróżniających go od innych. Znajomość gatunku, to raczej obraz wszystkich jego odrębności: bo podobieństwa do innych, to ani nie charakter, ni styl, lecz banały.

Aliści teoria ewolucji, idąc dotychczas zbyt jednostronnie na podobieństwa, uświadomiła nam dzięki temu całość świata nieorganicznego i organicznego - flory i fauny, tudzież wszystkie jego powiązania z człowiekiem. Zbyt nikle, nieokreślenie, natomiast z tego samego powodu przedstawiła gatunek.

Page 123: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

154

Szczególnie ta jej słabość uwypukliła się, gdy zaczęła nam tłumaczyć zbyt wąsko człowieka: nieomal jedynie w podobieństwach do reszty życia - organicznego i nieorganicznego. Okazało się na poczekaniu, że to uproszczenie. Na szczęście owo prostactwo mija. Teoria ewolucji komplikuje się, ale i wzbogaca się właśnie po dotknięciu się bliższym do pojedynczej rośliny, zwierzęcia, a zwłaszcza po oglądzie krytyczniejszym ewolucji człowieka. Dziś nauka powojenna, ta poważna, nie szuka już tylko, czy teoria ewolucji człowieka potwierdza się w biologii, ale i w psychologii, prehistorii, lingwistyce, etnologii, historii porównawczej religii. I odkrywa na przykład, że „biologiczna strona ludzkiej natury jest skierowana na dziedzinę duchową". Dlatego - opiniuje biolog J. Kalin, 1946 - „przyczynowe wyjaśnienie powstania człowieka j e d y n i e z biologicznych zasad będzie zawsze niemożliwe"199.

Ta potęgująca się wszechstronność badań sprawia, że coraz bardziej przed oczyma ludzi wiedzy wyłania się istota ludzka jako zdumiewająco odrębna wśród świata organizmów, o swoistej ewolucji, innej niż u zwierząt, mianowicie duchowej, lub, jak określa się to szerzej, duchowo-histo- rycznej. I rzeczywiście: czymże są różnice fizyczne między szczątkami kostnymi najstarszego człowieka kopalnego z Piltdown a szczątkami doczesnymi Bergsona - wobec różnic kulturalnych, jaki reprezentowała każda z tych postaci ludzkich podczas pobytu na Ziemi! Wszak dzielą je tu różnice, coś jak przedział między pierwszą komórką, która się ukazała na ziemi, a organizmem wysokiej formacji o miliard lat później wyewoluowanym.

Piltdown-Bergson: oto styl ewolucji człowieka!Piltdown-Bergson odkrywa nowe w nauce horyzonty w poglądzie na ewolucję

naszego gatunku.Nauki przyrodnicze prą z siłą żywiołu, by ludzkość przeżyła niebawem nowe

wtajemniczenie w swą wielką godność, prowokowana coraz natarczywiej w tym kierunku nade wszystko przez ewolucjonistów, jakże często wbrew ich woli!

Pierwociny tego rozszerzonego spojrzenia już natrafiamy u fizyków i astronomów tej miary jak Jeans czy Eddington; u biologów i zoologów, jak Kalin czy Portmann; u etnologów, prehistoryków i antropologów, jak cała szkoła wiedeńska Graebner-Schmidta; u socjologów i ekonomistów, jak Muir i Keynes; u lekarzy, jak Carrel czy du Nouy. I - u nas wszystkich, co widzieliśmy drugą wojnę światową, a podczas niej jak jedni ludzie ewoluowali ze swą postawą nieprawdopodobnie w dół, gdy inni w równej mierze naprzód, i jak między nimi przy minimum różnic fizycznych rosły różnice duchowe w nieskończoność.

Ewolucjonizm wzbogacił nasz pogląd na siebie o porównanie ze zwierzętami, z florą, ba, nawet dzięki nowej fizyce - ze światem nieorganicznym. Dalszy przebieg tej teorii uwydatni wszystkie jej słabości, ale ukaże zarazem formację Homo sapiens także jako istotę duchową; wszakże i potężniej duchową, niż dotychczas to o sobie wiedzieliśmy, i silniej odtąd związaną ze światem nieorganicznym i organicznym: zatem bliższą prawdzie i o istotnej pozycji człowieka we wszechświecie, które to stanowisko raczej wzrośnie do nieprawdopodobieństwa i rosnąć ciągle będzie, niczym owo prawdziwe czy pozorne rozszerzanie się z fantastyczną szybkością einsteinowskiego wszechświata200.

199 J. Kälin, Zum Problem der menschlichen Stammesgeschichte, dz. cyt., s. 286.200 Por. A. Haas, Zasady fizyki, dz. cyt., s. 297-299.

Page 124: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział VI. U zarania regulacji potomstwa 155

ROZDZIAŁ VI U ZARANIA REGULACJI POTOMSTWA

W gąszcz innych z kolei hipotez należy się zapuścić, by spenetrować oblicze ludnościowe najdawniejszych czasów.

Na szczęście, dzisiejsza skorupa ziemska nosi jeszcze na sobie żywe, ruchome muzeum kultur paleolitu i neolitu, a nawet prepaleolitu, w postaci ludów pierwotnych i posiada naukę o ich życiu: etnologię wraz z etnografią i etnosocjologią

O co chodzi?Nie każdy szczep w epokach minionych nadążał za ogólnym postępem. Jeszcze

obecnie mamy ludy, które kiedyś, w praczasach, zatrzymały się niejako w rozwoju, zastygły w nim do dziś i stanowią jakby ruchome, żywe muzeum kultur pierwotnych. A im od bardziej dawna tak znieruchomiały, tym bardziej plastycznie reprezentują teraz archaiczny typ życia. Z ich tedy bagażu cywilizacyjnego, który dotrwał do naszych czasów, można wnosić, jak bytowała ludzkość w epokach odległych, szczególniej gdy nie sama kultura, ale i budowa fizyczna tych prymitywnych ludów pokrywa się - z kopalnymi pamiątkami, ustalonych już przez prehistorię i paleontologię - o tyle o ile - chronologicznie stadiów rozwojowych człowieka.

A kolejność tych pierwotnych stadiów kultury, kopalnych, a więc których ślady znajdujemy w ziemi, zwłaszcza najdawniejszych?

Nie łatwo o nią. Dzisiejszy stan badań prehistorycznych nie jest tak dalece posunięty, by można podać przebieg całokształtu kultur kamiennych i zsynchronizować je z minionymi okresami geologicznymi oraz zdobyczami etnologii. Pracy tej podjął się uczony wiedeński, Oswald Menghin, świetny prehistoryk i śmiały syntetyk201. Dopatruje się on śladów najdawniejszej kultury w trzech jednocześnie miejscach Azji, uważanej przez większość uczonych za kolebkę człowieka. Każda z tych kultur inaczej się kształtowała, choć wszystkie wywodziły się z jednego praśrodowiska. Jedna, to myśliwska kultura leśna, z narzędziami w postaci ciężkich krzemiennych „tłuków pięściowych" z praojczyzną w Indiach. Druga: kultura stepowa, z lżejszymi narzędziami kamiennymi, „odłupkami": praojczy- zna tej kultury - Chiny, Mongolia. Trzecia: kościana, z Syberii.

Owóż na „tłuki" natrafiamy podczas drugiego okresu międzylo- dowcowego - na drodze z Indii do Europy - w Iranie, Syrii, Palestynie, północnej Afryce, no i w samej Europie, u człowieka tak zwanej kultury „szelskiej" i późniejszej o jakieś sto tysięcy lat - kultury „aszelskiej". Głowę ludzi tej kultury, nazwanej starszym paleolitem lub starszą epoką kamienną - ilustrują na terenie europejskim znane nam ze swej starożytności czaszki: człowieka z Piltdown, kobiety ze Steinheim i fragmenty czerepu ze Swanscombe. Człowiek szelski umie niecić ogień, a w gospodarce jest raczej zbieraczem niż myśliwcem.

Jego następca, w zachodniej Europie, to Neandertalczyk, reprezentujący specjalny rodzaj kultury „odłupków", którą na ogół dopiero co charak-teryzowaliśmy. Dodajmy, że, podobnie jak człowiek szelsko-aszelski, był myśliwcem-zbieraczem, w bogatszej jednak skali.

Na Neandertalczyku kończy się w Europie starszy paleolit, czyli starsza epoka kamienia łupanego, najbardziej archaiczny w przebiegu kultur od początków człowieka etap generalny, jeśli nie liczyć kultury sprzed kamienia łupanego - eolitycznej - gdy nie umiano jeszcze obrabiać kamienia i posługiwano się narzędziami z kości i drzewa, a jeśli kamieniem, to w surowej, nieobrobionej postaci.

Rasy, które tworzyły eolit i starszy paleolit, istniały tedy blisko pół miliona lat lub nawet o wiele więcej. Pozostały, późniejszy etap kultur kamiennych, ciągnął

201 Por. O. Menghin, Die Weltgeschichte der Steinzeit, wyd. 2, Wien 1940.

Page 125: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

156

się więc tylko koło stu dwudziestu tysięcy lat, w tym pierwsza z kolei w nim faza - młodsza epoka kamienna - jakieś sto tysięcy; następna - kultura kamienia gładzonego, neolit: dwadzieścia tysięcy lat202; wreszcie mieliśmy - sześć, pięć tysięcy lat - kultur metali.

Atoli taki podział chronologiczny, zwłaszcza paleolitu, jeszcze do niedawna powszechnie przyjęty, jest dziś uproszczeniem. Wskazują na to najnowsze zdobycze prehistorii, szczególniej odkrycia Henri Breuila z terenu Francji. Okazało się, na przykład, że neandertalski przemysł mustierski - „odłupków" - miał swego poprzednika w postaci daleko wyżej stojących przemysłów klaktońskiego i lewaloaskiego, którą to nazwą określamy wyroby z tak zwanych wiórów krzemiennych; oraz, że przemysł oryniacki, o którym zaraz wspomnimy, nie stanowił dalszego ogniwa w rozwoju wyrobów mustierskich, tylko lewaloaskich. Wydaje się też, że chronologia kultur europejskich, młodszego paleolitu - najpierw oryniacka, potem solutrieńska i wreszcie magdaleńska - jest uproszczeniem i że raczej kultury te należy rozumieć jako oddzielne centra na naszym kontynencie, wzajemnie zachodzące na siebie, zwłaszcza w późniejszych stadiach rozkwitu.

Kto tworzył młodszy paleolit?Znane z wykopalisk francuskich typy rasowe: czarny, negroidalny, początkowo

zwany „rasą Grimaldi"; czarny, mediterranoidalny, dawniej określany mętnie jako „rasa Cro-Magnon", oraz biały-śródziemnomorski, „loessowo-oryniackim" także nazywany, dały kulturę kapską i oryniacką. Przedstawicieli kolejnej kultury, solutrieńskiej, nie znaleziono. Być może, tworzyli ją żółci rasy laponoidalnej, ale takiego jej przedstawiciela znaleziono z późnego tejże kultury rozwoju, bo aż z epipaleolitu: znalezisko z Offnet, Bawaria. Wreszcie biali: śródziemnomorcy oraz nordycy, zwani najsampierw rasą „Laugerie-Basse", tudzież żółci, arktycy, przez dawniejszych antropologów nazwani „rasą Chancelade": stworzyli ostatnią w Europie kulturę młodszego paleolitu - magdaleńską203.

Jak żyli ci ludzie?„Oryniacy", myśliwi, później rolnicy. Utrzymują się również z przemysłu

krzemiennego i handlu. Mieszkają już osiadłe. Szyją ubrania ze skór. Uprawiają płaskorzeźbę i rytownictwo. Obrabiają i kość. Fryzują włosy. Oryniacy śródziemnomorscy, ekspansywni zdumiewająco, zaludniają Eurazję od Sródziemnomorza po Daleki Wschód i aż do Polinezji, a później, w neolicie, kolonizują Amerykę Południową.

Mieszkalne tereny Europy w początkach młodszego paleolitu, to raczej część Eurafryki. Lądołód bowiem i północne rozlewisko Morza Kaspijskiego, dopiero z końcem dyluwium nie istniejące, odgradzają wówczas Europę od Azji. Dodajmy, że już ludy szelskie, wnosząc ze śladów kultury „tłuków", przybyły z Azji do Europy od strony Afryki. Nic dziwnego, iż uważa się, że w początkach młodszego paleolitu przeważały, może nawet przytłaczająco, odmiany czarnego człowieka na europejskim Śródziemnomorzu. Za afrykańskie przyjmuje też część uczonych pochodzenie oryniackich kultur Europy.

Jeżeli chodzi o parcie ludnościowe, Afryka ma jakiś czas wszelkie dane, by zalewać przynajmniej Śródziemnomorze. Sprzyja temu z jednej strony ocieplenie się lądu Europy po pierwszym stadium ostatniego zlodowacenia, a z drugiej ówczesny dość wilgotny klimat północnej Afryki. Sahara jest w one czasy sawanną o bujnej florze i faunie. Północny cypel Afryki może więc być odwiedzany i często, i gromadnie przez czarnych śmiałków, którym marzy się drugi brzeg, Europa. Im potem suszej, w końcu już dyluwium, na terenie północnej Afryki, tym parcie to ku wilgotniej szej, lesistej Europie mogło się wzmagać.

Okoliczności te na długo zbliżyły czarnych do Europy śródziemnomorskiej.

202 H. Obermaier, zwany „papieżem paleolitu", ocenia młodszy paleolit na 100 tys. lat, a okres podyluwialny na 30-20 tys. lat (Die Urgeschichte der Menschheit, dz. cyt., s. 175, 200).

203 J. Czekanowski, Człowiek w czasie i przestrzeni, dz. cyt., s. 58-60. St. Żejmo-Żejmis, Europa, w: Człowiek, jego rasy i życie, dz. cyt., s. 369-381.

St. Żejmo-Żejmis, Środowisko, w: Człowiek, jego rasy i życie, dz. cyt., s. 214-216; tenże, Europa, dz. cyt., s. 371-372.

Page 126: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział VI. U zarania regulacji potomstwa 157

Pierwszym i najbardziej stylowym wyrazem tego jest tak zwana kultura „kapska", myśliwska, zaprezentowana na Półwyspie Pirenejskim przez ludy rasy nigryckiej i typu negroidalnego, wywodząca się z północnej Afryki, jeszcze ze starszego paleolitu. Murzyni ówczesnego Półwyspu Iberyjskiego, to zdolni plastycy, malarze barwnych, artystycznych obrazów jaskiniowych, majstrowie precyzyjnych narzędzi krzemiennych, „mikrolitami" zwanych. Polują łukiem, walczą bez tarczy. Wierzą w życie zagrobowe. Rzeźbione w kamieniu statuetki ich kobiet wyobrażają nagie niewiasty, charakterystyczne tak zwaną steatopygią4.

Europejskie ludy kultury solutrieńskiej posiadają doskonalsze jeszcze narzędzia krzemienne, płaskie. Pochodzą te ludy z pewnością z centrum Azji. Przypuszczalnie wojujący koczownicy, są zbrojni we włócznie i dzidy.

Wreszcie, gdy lodowiec po raz ostatni schodzi na Eurazję, uciekają przed nim do Europy, najprawdopodobniej z pierwotnego praźródliska kultur kościanych z północno-wschodniej Azji, ludy o kulturze „magdaleńskiej", eskimoskiej - jak byśmy to dziś powiedzieli, imponującej niezwykłym artyzmem w rzeźbie i rytownictwie204.

Lodowiec teraz się cofa. I na razie nie wraca. Oczywiście, nie z każdego miejsca ustępuje w jednym czasie. Według geologów Sauramo i de Geera - znad Bałtyku odszedł 20 000 lat temu, a mija 8800 lat, jak w ogóle się skończył. Z jego ustąpieniem rozpoczyna się neolit, a w końcu - kultura metali.

W porównaniu z marazmem kulturalnym starszego paleolitu i rączo- ścią młodszego paleolitu - postęp techniczny i umysłowy ogarnia odtąd ludzkość z siłą żywiołu, a ostatnio - orkanu.

Zarówno młodszy paleolit, a tym bardziej epokę neolitu, jak i metali, tworzył człowiek, należący antropologicznie do odmian, ras i typów ludzkich również dziś rozradzających się. Co więcej, nie spostrzegła nauka, by którekolwiek z ras czy typów, nawet z młodszego paleolitu, wymarły. Tak jak, co więcej, idąc dalej w głąb czasów, nie zaginął żaden z dwu przypuszczalnych praskładników gatunku ludzkiego - biały: rasa nordyczna i czarny: nigrycka - hipotetyczni przodkowie trzeciej, ale już pochodnej od nich praodmiany: żółtej, laponoidalnej205.

Trwałość populacyjna owej przypuszczalnej białej praodmiany uderzałaby tym bardziej, gdyby przyjąć ją za wcześniejszą od nigryckiej. Oczywiście, trzeba byłoby tego dowieść. A nie kłóciłby się z tak ryzykowną hipotezą brak szczątków kopalnych owej nordycznej praodmiany w odpowiednio dawnych pokładach geologicznych i kulturowych, ponieważ w ziemi zachowały się nie tyle kości najstarszych organizmów człowieczych, ile najwytrzymalszych na butwienie. Wiadomo zaś, jak wątły w porównaniu z nigrytą jest kościec nordyka, a chyba stosunek masywno- ści obu typów kośćca do siebie - mimo posuwającej się z czasem specjalizacji obydwu tych ras - w zasadzie się nie zmieniał. Czyżby tedy nie od silnej budowy zależała trwałość rasy, bądź jej typu?

Penetracja białej praodmiany sięga daleko w głąb i snadź bardzo dawnych czasów. Oto stwierdzono niedawno, że w czarnej Australii występuje masowo krew grupy AA, której koncentrację widzimy jednocześnie w tak nordycznym antropologicznie rejonie jak Skandynawia. Stąd przypuszczenie, że „typ australoidalny należy uważać za hybryda, powstałego w czasach bardzo dawnych przez zespolenie pierwotnych odmian białej i czarnej"206.

Lecz trzymajmy się głównego nurtu rozważań.Przyjrzeliśmy się dopiero co pochodowi ras i kultur, głównie zresztą w Europie,

tak jak je ukazuje paleontologia i prehistoria, a więc na podstawie wykopalisk. Co to jednak daje dla poszukiwań ludnościowych? Ułatwia orientację, jeśli wezwać na pomoc etnologię.

W jakim, mianowicie, wypadku mogłaby etnologia sięgnąć do najdawniejszego modelu procesów ludnościowych? Gdyby szukając wśród obecnie żyjących ludów pierwotnych takich form ludzkich, które antropologicznie i kulturalnie stanowią

204 T. Sulimirski, Kultura człowieka przedhistorycznego, dz. cyt., s. 212.205 J. Czekanowski, Człowiek w czasie i przestrzeni, dz. cyt., s. 44.206 J. Czekanowski, Zagadnienia antropologii, dz. cyt., s. 37.

Page 127: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

158

żywy pomnik minionych epok, znalazła szczepy, reprezentujące w prostej linii prapierwotną odmianę macierzystą ludzkości i jej kulturę.

Śmiałość tej myśli polega na tym, że spodziewa się odkryć między zachowanymi do dziś szczepami ludy wywodzące się w prostej linii od bardziej dawna, niż którekolwiek z najstarszych znalezionych dotychczas szczątków człowieka kopalnego.

Przypuszczenie takie wygląda od razu na chimerę.A jednak postawiono je. I to najpierw nie przez etnologię.Wystąpił z tym anatom, J. Kollmann, który postawił tezę (rok 1905), że rasą

taką są Pigmeje. Według tej koncepcji człowiek pierwotny był niski. Ile jego ras, tyle następnie odmian wysokowzrostnych: zgodnie z bioge- netycznym prawem rozwoju. Wysokowzrostni zalali tereny po ludzkości karłowatej i zepchnęli jej resztki do najdzikszych ustroni. Tyle hipoteza.

Co za nią przemawia?Chyba przede wszystkim to domniemanie antropologii, że równolegle do

Pinthecanthropusa i wcześniej od niego żyły formy bliskie współczesnemu człowiekowi, na których ślad, jak twierdzi paleoantropologia, natrafiamy w postaci szczątków Eoanthropusa. Czyżby tedy jedynymi z nich mieli być Prapigmeje?

A może poprzedzali oni Eoanthropusa i tenże był tylko którąś z form z nich wykształconą?

Co prawda, Neandertałe europejscy byli niscy, choć wyżsi nieco od Pigmejów; ale wspominaliśmy, że natrafił Koenigswald na rzekome ślady form olbrzymich, żyjących jakoby 450-550 tys. lat temu, a więc o 400- 300 tys. lat starsze od Neandertalów. Atoli 450-500 tys. lat, to ani cały czwartorzęd, ani tym bardziej całego czwartorzędu nie stanowiły, poprzedzające ów domniemany okres form olbrzymich, lata 200-300 tys. może nawet, podczas których mogły się przecież wykształcać z bardzo niskich form - formy ludzi wyższych.

Ale konkrety?Pigmejów dziś spotykamy na nader niegościnnych terenach.Albo zaszyli się w najtajniejszą głąb lądu, albo zepchnięto ich na krawędzie

kontynentów i na wyspy. A zajmują, rzecz dziwna, oddalone od siebie ogromnymi przestrzeniami miejsca, bo w Azji, Afryce i na moście Azja- Australia, zatem na kontynentach i archipelagach, w puszczach, górach i stepach. Lecz tylko w klimacie gorącym, uważanym wszak za klimat pierwszego człowieka.

W centrum Czarnego Lądu kryją się w puszczach Kongo i pasie jezior pigmejskie plemiona Negryllów o dźwięcznych, miłych uchu nazwach, jak Akionga, Bambinga, czy Bambuti. W lasach i stepach południowo-afry- kańskiej pustyni Kalahari gnieżdżą się wprawdzie nie Pigmeje, ale pig- moidalni Buszmeni. Na samym krańcu południowej Azji przechowują się na Malacce pigmejskie szczepy Semangów, Kensiu, Kenta, Ngo. Wyżej na północny zachód, trzysta kilometrów od ujścia Irrawadi, zmumifikowały się na Archipelagu Andamańskim plemiona Bodżingidzi, Dżerawa i Ongi. Wyspiarscy Pigmeje południowo-wschodniej Azji, Negrytami zwani, kryją się na wschód od Półwyspu Malajskiego: na Filipinach i bardziej jeszcze ku południowi, już na pomoście Azjo-australijskim - na Nowej Gwinei i Nowych Hebrydach.

Czyste typy pigmejskie, to krótkogłowcy. Wzrost średnio 140 centymetrów. Skóra czarna, u odmian czerwonawobrunatnych (Akka, Bambuti) silnie porośnięta. U plemienia spotkanego przez M. H. Stanleya - uwło- sienie robiło wrażenie futerka. Budowa ciała regularna, głowa stosunkowo duża. Oczy wielkie, łagodne, bojaźliwe. Włosy kędzierzawe. Umysłowo normalnie rozwinięci. Sprytni. Mowa Pigmejów na Andamanach „nie znajduje już odpowiednika wśród otaczających ją obecnie rodzin językowych"207. „Pigmeje Afryki Środkowej własnego języka nie posiadają i mówią wszędzie językami swoich sąsiadów"208. Atoli Morice Vanoverbergh odkrył w roku 1924 u Pigmejów Isneg - wyspa Luzon, Filipiny -

207 St. Klimek, Azja, w: Człowiek, jego rasy i życie, dz. cyt., s. 476.208' J. Czekanowski, Człowiek w czasie i przestrzeni, dz. cyt., s. 206.

Page 128: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział VI. U zarania regulacji potomstwa 159

stary język, używany tylko w śpiewach sakralnych nocnych, nie rozumiany już przez Isnegów. Wydaje się, że to szczątek ich prajęzyka.

Pigmeje zaciekawili podróżników współczesnych stosunkowo późno, trudni zresztą do odkrycia.

Page 129: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

160

O Buszmenach zaczyna się właściwie pisać dopiero od roku 1872 (H. Lichtenstein); o Negryllach - od roku 1874 (G. Schweinfurth); o Ne- grytach — jeszcze później, bo od roku 1882 (F. Blumentritt); o andamań- skich i malajskich puszczakach karłowatych - 1883 (E. H. Man) i 1891 (H. V. Stefenson). Po wielu na te tematy wzmiankach, a nawet pracach dość specjalnych o bardzo jednak różnej wartości naukowej przychodzą poważniejsze monografie. Zaczyna je Wilhelm Schmidt, wielki etnolog i znakomity językoznawca, twórca, wspólnie z Grabnerem, szkoły wiedeńskiej w etnologii, posługującej się metodą kulturalno-historyczną- założyciel i pierwszy redaktor jednego z najświetniejszych naukowo periodyków, „Anthropos" (Modling-Wiedeń, dziś Fryburg szwajcarski)- dziełem: Die Stellung der Pygmaenvolker in der Entwickelungsgeschichte des Menschen (1910), uważanym w etnologii za wydarzenie. Autor ten w pierwszych swych pracach jest entuzjastą tezy Kollmanna, stara się ją w tym okresie swych badań przeprzeć argumentami z zakresu pierwotnej kultury.

Badania zresztą trwają: głośne dziś przede wszystkim z prac etnologa Pawła Schebesty, autora szeregu tomów studiów o Pigmejach.

Co stwierdzono?To przede wszystkim, że Pigmeje, choć rozlokowani tak daleko od siebie, są

zadziwiająco jednolici kulturą i obyczajami.A dawność Pigmejów - w świetle antropologii? Ich jednolitość rasowa?Otóż właśnie sprawę „dotychczas jeszcze z u p e ł n i e n i e w y j a ś n i o n ą

w dziedzinie systematyki rasy czarnej stanowi zagadnienie stanowiska Pigmejów"209.

Istnieją opinie poważnych antropologów, że Buszmeni są typu negro- idalnego, gdy w tejże Afryce „składnik charakterystyczny dla Pigmejów jest analogiczną oboczną formą typu austro-afrykańskiego"; przy tym typ negroidalny Buszmenów odchyla się w kierunku ras żółtych: laponoidal- nej i arktycznej. Stanowiłyby tedy afrykańskie ludy karłowate „rezultat zetknięcia się rasy czarnej z obydwiema rasami żółtymi"210.

Na Nowej Gwinei „nie można definitywnie rozstrzygnąć", czy tamtejsi „Pigmeje pozostają w stosunku degeneratywnym do typu austro- afrykańskiego, czy też są pozostałością pierwotnych Pigmejów", a do form pigmejskich z Nowej Gwinei nawiązują antropologicznie Pigmeje Filipin, Malakki i Andamanów. „Najdalszą, gdyż najmniej dostępną peryferią [Australii] jest Tasmania, dochodzi się tam bowiem dopiero po przebrnięciu przez tak archaiczny kontynent australijski". Otóż „w skład pierwotnej ludności Tasmanii wchodziły przede wszystkim typy austro- afrykański i negroidalny. (...) Przez wzgląd na to należałoby wnioskować, że najstarszą warstwę ludności Australii stanowią typy negroidalny i austro-afrykański, przy czym pamiętać należy, że w Afryce pierwszy jest charakterystyczny dla Buszmenów, a drugi pozostaje ściśle zespolony z Pigmejami. Typ australoidalny musi natomiast nawiązywać do następnego z kolei nawarstwienia, ponieważ w nieznacznej tylko ilości dotarł on do Tasmanii. Wynik ten jest bardzo ciekawy przez to, że przynosi „poważny argument na korzyść tezy Wilhelma Schmidta o pierwotności ludności karłowatej", tezy suponującej, że karłowaci „reprezentują ludność przed- neandertalską"211.

W każdym razie w Afryce nie należy upatrywać przodków Pigmejów jako najstarszej warstwy ludności, mieli bowiem tam przed czarnymi być żółci, a przedtem jeszcze biali212.

Teza Kollmanna nie przyjęła się w antropologii. Ale nie od razu przestała niepokoić naukę i nadal odnajdujemy wśród specjalistów związane z nią akcenty. Dla paleontologa M. Boulea czaszka Eoanthropusa przypomina z budowy czoła i

209 Tamże, s. 41-42.210"Tamże, s. 210-211.

211 Tamże, s. 233-239.212 Tamże, s. 227.

Page 130: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział VI. U zarania regulacji potomstwa 161

objętości komory mózgowej - czaszki dzisiejszych Buszmenów i Andamańczyków, a J. Mydlarski informuje ostatnio czytelników polskich, że kości ręki Australopithecinów „wykazują duże podobieństwo do rąk dzisiejszych Buszmenów"213. Kości zaś te wśród kopalnych szczątków Australopithecinów znaleziono w tejże południowej Afryce, gdzie koczują pigmoidalni Buszmeni. Dodajmy, iż tenże M. Boule, porwany widocznie sugestią Kollmanna, choć przeciwnik jego tezy, pozwolił sobie na proroctwo (Les hommes fossiles, 1921, s. 175), iż nadejdzie dzień, gdy odkryjemy kopalnego miniaturowego człowieczka, o postawie prawie już wyprostowanej, z czaszką stosunkowo nadmiernie dużą, choć o wartości bezwzględnej mózgowia niższej od tej, jaką reprezentują znane nam czaszki kopalne, i że to dopiero będzie najprawdziwszy praczłowiek!

A więc dotarliśmy i tu do naukowych fantazji.Taki to już grząski teren.Bez porównania pewniej za wielką starożytnością Pigmejów przemawiają

motywy z zakresu etnologii. Nic dziwnego, że z kollmannowskim poglądem sympatyzują przede wszystkim etnologowie i prehistorycy i to tej miary, co Oswald Menghin, Wilhelm Koppers, Hugo Obermaier.

Jakież to motywy? dowody?Wyliczając pochód kultur paleolitu, wspomnieliśmy, że czarne ludy z półwyspu

Pirenejskiego, należące do kultury „kapskiej", malowały i rysowały na skałach i pieczarach, poza tym rzeźbiły. Obrazy przedstawiały łowcę z łukiem i strzałami, bez tarczy, a figurki rzeźb wyobrażały kobiety ze steatopygią.

Co oznaczała steatopygia? Czy w ten sposób artysta podkreślał seksualny charakter ciała kobiecego? Czy typ fizyczny? Dlaczego rzeźbiarz wysila się tu na uwypuklenie fragmentów ciała, które są cechami macierzyństwa, płodności, a zostawia prawie niewykończone pozostałe części ciała: twarz, ręce, nogi? Czyżby to była tylko pornografia paleolitu?

A może ów seksualizm nadawał po prostu figurce cechę fetysza? Może takich posążków używano do ceremonii na cześć bogini płodności? Kult bogini-matki istniał, jak wiadomo z czasów już historycznych, w Indiach, mianowicie, pięć tysięcy lat temu w mieście Mohenjo-Daro; tudzież w starożytnym Egipcie oraz na ówczesnym Bliskim Wschodzie? Tę drugą ewentualność wysuwa Obermaier.

Owóż niezależnie od tego, co właściwie oznaczała ta steatopygia rzeźb, jest uderzające, że takież zniekształcenia w postaci steatopygii spotykamy dziś na ciele pigmoidalnych Buszmenek i spokrewnionych z nimi Hotentotek. Co więcej: malowidła skalne z jaskiń hiszpańskich „zbliżają się pod względem kompozycji, techniki wykonania, charakteru stylizacji, w najdrobniejszych nawet szczegółach - do rysunków i sztuki teraźniejszych Buszmenów"214, z ludów zaś afrykańskich wyłącznie Pigmeje używają do dziś łuku bez tarczy.

A przecież artyści jaskiń hiszpańskich żyli kilkadziesiąt tysięcy lat temu.Skąd te zbieżności?Mówiliśmy, że „Kapszczyzna", to odprysk kultury afrykańskiej, która przyszła

do Europy z północnej Afryki, gdzie powstała za starszego paleolitu. Buszmeni stanowiliby tedy ten odłam ludów afrykańskich, który zatrzymał się w rozwoju kulturalnym od czasów co najmniej młodszego paleolitu i nadal przechowują paleolityczną kulturę kapską jak znicz sprzed kilkuset wieków, uprawiając ją dziś jako własną, buszmeńską. Taki rodowód sztuki Buszmenów wyprowadza Menghin215.

Buszmeni tedy w ciągu jakichś stu tysięcy lat nie posunęli się w rozwoju kulturalnym, Pigmeje więc afrykańscy jako pierwotniejsi od nich kulturalnie - żaden szczep pigmejski nie uprawia rysunku, ni malarstwa jako sztuki - istnieliby więc na Czarnym Lądzie co najmniej od początków młodszego paleolitu: zatem od jakichś 120 tysięcy lat.

213 J. Mydlarski, Pochodzenie człowieka, dz. cyt., s. 76.214 St. Żejmo-Żejmis, Europa, dz. cyt., s. 372.

215 O. Menghin, Die prähistorische Archäologie und kulturhistorische Methode, w: Semaine Internationale d'Ethnologie et Religieuse, Enghien 1923, s. 211.

Page 131: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

162 C2fsć II. Podczas setek tysięcy lat historii

Etnologia zna jednak ludy sięgające prymitywizmem dorobku kulturalnego dalej wstecz wieków niż do oryniaku.

To niektórzy Australczycy.Inwentarz narzędzi kamiennych, na przykład w kulturze Tasmańczyków, jest

mniej więcej ten sam, co w kulturze mustierskiej południowo-wschod- nioeuropejskiej, z Krapiny. Tasmańczycy tedy, którzy wymarli w drugiej połowie XIX wieku, i szczepy południowo-australijskie, na naszych oczach wymierające, wypełniają swe życie w wiekach XIX i XX treścią kultury ne- andertalskiej, którą uprawiano w Europie przed 180-120 tysiącami lat, ba, wcześniej, bo i w okresie przedmustierskim.

Oto konserwatyzm! Jakże przy tym zgodny ze starożytnością antropologiczną tychże plemion!

Aliści zajrzyjmy do etnologii, czy Pigmejczycy nie są jeszcze idealniej konserwatywni. Bo jeśli tak, to poziom ich kultury powinien by swym prymitywizmem bić nie tylko dawnych Neandertalów z Krapiny - Jugosławia - i wymarłych w XIX wieku Tasmano-Australczyków. A u tych spośród plemion pigmejskich należałoby się wtedy spodziewać w ich kulturze prostactwa najszczelniej zmumifikowanego, które najdokładniej i najdłużej zdołały się zabezpieczyć od przewiewów idących z kulturalnego świata.

Page 132: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

163

Zewnętrznie najdoskonalsze chyba ku temu warunki mieli Andamańczycy, zamieszkali na 204 małych wyspach, Andamanach, o łącznej powierzchni 6500 kilometrów kwadratowych, których archipelag kiedyś zajęli i wyłącznie zaludnili216. Prawdopodobnie oni też tu najdłużej się izolowali, a może i najradykalniej spośród ogółu Pigmejów, jeżeli byłoby prawdą, że mordowali jeszcze w naszych czasach każdego obcego przybysza217. Natomiast najżywiej dziś kontaktują się z sąsiadami niepigmejskimi Buszmeni, których poza tym prastare stosunki z „szerokim światem" dokumentują choćby motywy kapskie w ich kulturze.

W Andamańczykach więc i Buszmenach trzeba byłoby widzieć dwa skrzydła: od minimum do maksimum kontaktów i rozwoju - w granicach „cywilizacji" pigmejskiej, a raczej pigmejsko-pigmoidalnej, skoro Buszmeni, to rasowo Pigmoidzi, nadto zaś kultura buszmeńska reprezentuje dalsze, o wiele wyższe ogniwo rozwoju oraz posiada nader swoiste oblicze.

Fakty potwierdzają taką supozycję.Wiadomo z prac E. H. Mana oraz V. Portmana i A. Browna - 1883, 1899,1922 -

że u Andamańczyków nie znaleziono umiejętności rozpalania ognia218, a na umiejętność tę natrafiano dotychczas u każdego z ludów pierwotnych. Nie mieli nawet na to wyrazu w swych narzeczach. Utrzymywali więc stale wielkie ogniska.

Poza tym natknął się tu A. Brown na coś w rodzaju kultury „odłupków kamiennych" - jednej z trzech, jak powtarzaliśmy za Menghinem, kultur, na które rozpadła się ludzkość zaraz u swego zarania. Łupią oni jednym uderzeniem płaskie tabliczki kamienne, by używać ich jako noży i siekaczy, chociaż wyspy Andamany posiadają kwarc i krzemień. Natomiast u filipińskich Negrytów nie natrafił tenże podróżnik nawet na ślad istnienia w przeszłości jakiejkolwiek metody obróbki kamienia.

Nie paleolitykami okazali się przeto ci Pigmeje.Cofają się bowiem swą kulturą, hen, przed epokę kamienną, a więc przed okres

przedszelski, w epokę drzewa i epokę kości - Holzzeit i Knochenzeit, jak mówi Wilhelm Schmidt. Są przedpaleolityczni. Zatem należą do eolitu, gdy jedynie z drzewa, muszli i kości umiano wyrabiać narzędzia. Zaszyła się ich inwencja gdzieś na tym stopniu świadomości twórczej, kiedy myśl ludzka nie wybiega jeszcze aż do obróbki kamienia, choć go nawet ma u siebie pod dostatkiem. Są tedy dowody, że nie drgnęła ich kultura od czasów prepaleolitu. A nie cofali się w kulturze, choć cofanie się w rozwoju kulturalnym, jest znanym faktem - jak choćby u Tunguzów - ponieważ u Pigmejów ani ich mity, ani podania i dorobek techniczny nie wskazują na jakiś wyższy intelektualnie i gospodarczo poziom życia w ich przeszłości. Oczywiście, dziś znają nawet wyroby żelazne, bo na przykład w Afryce przyniósł im je Murzyn.

Ale czy naprawdę zaprezentowali nam dziś model kultury, jaką posługiwała się praludzkość?

Tego już nie twierdzi nawet Wilhelm Schmidt. W Pigmejach widzi tylko pomost do owej pierwszej kultury i rasy, jednej z trzech, czy czterech kultur i ras, na które rozszczepiła się owa pierwsza rasa i kultura, o których na razie nic naukowo nie wiemy. „U prapoczątków cywilizacji- mówi Schmidt - można rozróżnić trzy lub cztery kręgi kulturalne. Nie znamy jeszcze zależności historycznych, jakie wśród nich istniały i nie jesteśmy dotychczas w możności iść aż do kręgu jedynego, który byłby ich wspólnym pniem"219.

216 Encyclopaedia Britannica, t. I, The University of Chicago, Chicago-London-Toronto 1946, s. 895.

217St. Klimek, Azja, dz. cyt., s. 476. Opinia Klimka - o mordowaniu - dlatego wydaje się nieprawdopodobna, że Andamańczycy należą do kultury o poziomie tak pierwotnym, że zabójstwo u takich ludów jest czymś niesłychanym.

218 E. H. Man, On the Aboriginal Inhabitants of the Andaman Islands, London 1883, s. 83.219 W. Schmidt, Die Pygmaetivölker, als älteste, derzeit uns erreichbare Menschheitsgeschichte, „Hochland", München 1926, z. V, s. 584.

Page 133: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

164

Trudno dowieść metodą prehistorii - a więc za pomocą wykopalisk- dawności Pigmejów. Bo najstarsze kości ludzkie snadnie mogły ulec zniszczeniu, a równe im wiekiem wyroby z kości i drzewa, tym bardziej nie oparłyby się zębowi czasu; kamieni zaś nieobrobionych, którymi ów człowiek się posługiwał, choćby do dziś przetrwały, nie można by odróżnić z całą oczywistością od zwykłych kamieni. Podobnie nie łatwo rozeznać antropologowi, czy Pigmeje nie są po prostu skarlałą formą ras czarnych i ich mieszkańców, jak mniema G. Schwalbe, zresztą nie on sam. Jedno jest pewne: Pigmeje pokazują życie ludzkie na poziomie tak zamierzchłych czasów, tak prymitywnym, jak żaden choćby najstarszy człowiek kopalny, jakiego kiedykolwiek wraz z oprawą kulturową może nam dostarczyć prehistoria, tym zaś bardziej jak żaden ze znanych poza nimi, żyjących obecnie ludów pierwotnych należących do tak zwanych „niższych myśliwców".

Page 134: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział VI. U zarania regulacji potomstwa 166

A „kultura niższego myślistwa jest - przynajmniej dotychczas - jedyną kulturą, przez którą przeszły ongiś lub jeszcze przechodzą w s z y s t - k i e społeczeństwa kuli ziemskiej w swoim rozwoju". Ilustruje ona „stadium rozwojowe, chyba niezbyt oddalone od stadium absolutnie pierwszego, skoro zakres wytworów i zdobyczy tej kultury niewiele sięga ponad to minimum, poniżej którego nie można już właściwie mówić o l u d z k i m bytowaniu, lecz tylko o czysto animalistycznej wegetacji". Z tego niższego myślistwa - dodajmy, że szkoła kulturalno-historyczna w etnosocjologii nieomal identyfikuje „niższe myślistwo" z wprowadzonym przez siebie innym, szerszym nieco pojęciem: „ludów prakultury" lub wprost „prakultury" - wyłoniły się, jak postuluje taż szkoła, w drugim stadium rozwojowym, „trzy równoległe, niezależne od siebie, różne kultury: a) kultura wyższego myślistwa; b) kultura pastersko-koczowni- cza i c) kultura wczesno-rolnicza"220.

Niższymi myśliwcami „w czystej postaci są także plemiona pigmoidal- ne Wedda z Cejlonu, Senoi z Malakki, Toala z Celebesu i Orang-Akett z Sumatry; z niepigmoidalnych - szczepy Kurnai i Turbiel z Australii, tudzież mieszkańcy Ziemi Ognistej.

Mężczyźni tutaj, to łowcy; kobiety - zbieraczki dzikich owoców roślinnych i pędraków, w ogóle żyjątek dających się spożyć. Człowiek ten nie produkuje, lecz zbiera gotowe owoce przyrody i żyje z dnia na dzień. Natykamy się więc w tym wypadku na „zbieractwo" jako system gospodarczy, znany już z kultury szelskiej sprzed 430-240 tysięcy lat. Koczują zbieracze „w niezależnych i homogenicznych politycznie g r o m a d a c h , składających się z kilku lub kilkunastu rodzin, przeważnie spokrewnionych". Teren każdej gromady jest odgraniczony „od terytorium innych gromad mniej lub więcej szerokim pasem neutralnym, umożliwiając odosobnienie"221. Jeśli gospodarka wiąże się z kalkulacją, a ta z liczbą, to jakże wymownie świadczy o Pigmejach „brak systemu rachowania, a wśród niektórych plemion istnienie wyłącznie dwu pierwszych liczebników porządkowych"222.

Jakaż niemowlęca nieporadność, jak przerażająca mizeria w kulturze!Atoli jedno i drugie mniej zdumiewa niż etyka tych szczepów. Zarówno u

Pigmejów, jak w ogóle „u wszystkich «czystych» przedstawi- l / U

cieli niższego myślistwa, jedyną społecznie uznaną formą małżeństwa jest monogamia"223. Snadź niepojęta to była prawda dla zwolenników teorii ewolucji w socjologii, bo i tu, idąc po linii najmniejszego oporu spodziewali się czegoś wręcz przeciwnego, dlatego naiwnie głosili w wieku XIX- J. J. Bachofen, Lewis H. Morgan, a za nim L. H. Lubbok, L. Gumplowicz, J. Lippert, F. Müller-Lyer - o pierwotnym u ludów dzikich bezładzie płciowym. Czyżby to była socjologia życzeń zamiast socjologii faktów? Ale w takim razie, skąd u tych autorów takie ubóstwo życzeń wobec człowieka pierwotnego?

To posądzenie ludzi najpierwotniejszych o niechlujstwo płciowe rozpadło się pod obuchem coraz liczniejszych pod koniec wieku XIX i na początku XX badań rzetelnie naukowych nad ludami pierwotnymi.

W świetle tych prac jeden z najznakomitszych znawców dziejów małżeństwa, E. Westermarck w trzytomowym dziele The History of Human Marriage, wydanym po raz pierwszy w roku 1901, pisze: „Żadną miarą stosunki płciowe wśród najniżej stojących ras nie zbliżają się do komunizmu płciowego. Owszem, twierdzimy, że wiele lub większość wśród nich żyje w wyłącznym lub prawie wyłącznym jednożeństwie, wśród niektórych nawet rozwód nie jest znany". Toteż - mówi Westermarck

220 T. Szczurkiewicz, Rasa, środowisko, rodzina, Warszawa-Poznań 1938, s. 130, 153.221 Tamże, s. 154-155.222 E. Kosibowicz, Problem ludów pigmejskich, Kraków 1927, s. 87.223 T. Szczurkiewicz, Rasa, środowisko, rodzina, dz. cyt., s. 155.

Page 135: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

171

- „hipoteza, według której promiskuizm płciowy miał być powszechną formą w społecznej historii ludzkości, zamiast należeć do klasy hipotez naukowo dopuszczalnych, jest według mego przekonania hipotezą najbardziej nienaukową wśród wszystkich, które kiedykolwiek stworzono w całym zakresie socjologicznej spekulacji"224. Hipotezy takie są „beznadziejnie przestarzałe" - mówi w dwadzieścia lat później etnolog amerykański H. Lowie w swej Primitive Society (London 1921, s. 58-59). Cztery lata wcześniej orzeka po analizie problem inny etnolog amerykański J. R. Swanton w „American Anthropologist" (1917, s. 464-465): że „słusznie możemy postawić ten końcowy wniosek, rozpatrzywszy śmiesznie nieliczne wypadki małżeństw grupowych u dzikich oraz zjawiska poligamii i poliandrii tamże, iż monogamia była prawdopodobnie zawsze normalną formą ludzkiego małżeństwa, podczas gdy inne formy stanowiły jedynie zboczenie od typu zasadniczego". W roku natomiast 1924 posiada już etnologia zdecydowane dane z całego świata, a potwierdzają je badania aż do dziś, że małżeństw grupowych nigdzie jeszcze nie stwierdzono. Na przykład etnologowie wieku XIX podawali tak zwane małżeństwo pirauru za grupowe, lecz badania N. W. Thomasa - Kinship Organization and Group-Marriage in Australia (London 1906, s. 147) - stwierdziły, że to posądzenie Australijczyków było bezpodstawne. Podobnie opowiadanie W. G. Bogoraza, że Czukcze posiadają małżeństwo grupowe, okazało się nieścisłe. Czukcze mają uregulowaną wymianę żon, lecz nie stanowi to chaotycznego zaspokajania popędów płciowych między wszystkimi członkami szczepu225.

Jeszcze w roku 1938, omawiając systematycznie zagadnienie „rodziny w świetle etnosocjologii", pisano: „Obecnie wszyscy najwybitniejsi etno- socjologowie, jak np. R. Thurnwald, R. H. Lowie, A. R. Radcliffe-Brown, a przede wszystkim największy dziś i najbardziej subtelny znawca i badacz prymitywnej rodziny Bronisław Malinowski, przyjmują zgodnie rodzinę monogamiczną jako najbardziej pierwotną formę w świetle dostępnego materiału etnograficznego"226. A więc i w tym wypadku okazało się, że etnologowie typu ewolucjonistycznego, posądzający ludy pierwotne0 bezład płciowy, po prostu za nisko traktowali ludzi pierwotnych. Snadź cierpieli na brak szacunku dla człowieka.

Szczepy myśliwskie prakultury nie znają wielożeństwa, bo kobieta jest tu równouprawniona - z lekką przewagą męża - a warunki zewnętrzne nie sprzyjają przesadnej erotyce. Każdy przecież musi tutaj dbać, by się wyżywił. Zapasów się nie robi. Cała ich praca, to gonitwa całodzienna za pożywieniem, ustawiczny ruch, intensywne więc spalanie sił żywotnych. Wpływa to hamująco na popęd płciowy, który przy tym nie bywa pobudzany sztucznie, pozostaje więc umiarkowany, a niemałą rolę w tym gra1 pokarm, w 80-90%, a jakże często w 100% łagodny, roślinny, zwłaszcza u plemion krajów podzwrotnikowych. I po co by myśliwcowi-zbieraczowi wiele żon?

A prakultura, to czasy całego prepaleolitu oraz starszego paleolitu, który wypełnił więc, jak się już orientujemy, dawnej ludzkości co najmniej pół miliona lat.

W onym tedy olbrzymim okresie czasów wielożeństwo mogło grać najprawdopodobniej zawsze znikomą nader rolę. Dopiero gdy powstało rolnictwo - wytwór, wynalazek kobiety - mężczyźnie potrzeba było więcej niewiast jako taniej siły roboczej. Wówczas to przyszły okoliczności sprzyjające erotyzmowi. Ale rolnictwo, to bardzo późny rodzaj dorobku, bo zaczęło się ukazywać dopiero pod koniec młodszego paleolitu w kulturze matriarchalnej227.

224 E. Westermarck, The History of Humań Marriage, wyd. 5, London 1921, 1.1, s. 124- 125, 336.225 Por. W. Schmidt, w dziele zbiorowym: W. Schmidt, W. Koppers, D. Kreichgauer, Die Völker und Kulturen, Regensburg 1924, s. 124.

226 T. Szczurkiewicz, Rasa, środowisko, rodzina, dz. cyt., s. 140.227 H. Obermaier, Der Mensch der Vorzeit, Wien-München 1912, s. 472. Por. W. Schmidt, w: Die Völker und Kulturen, dz. cyt., s. 107-111.

Page 136: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

172

Potwierdzenie takich domysłów znajdujemy w klasycznej postaci u Pigmejów.U Andamańczyków jednożeństwo jest regułą, rozwodów nie ma, niewierność

małżeńska trafia się niezmiernie rzadko - mówią Man i Portman. U małajskich Semangów podobnie: świadectwa W. W. Skeata, C. O. Blagdena(1890) orazP. Schebesty (1923-24). U filipińskich Negrytów normą jest monogamia i dochowywanie wiary w małżeństwie; rozwody- tylko wyjątkowo - u plemion Atabat, Zambales, Bataan; poligamia- nałożnice prócz żony - zdarza się tylko u plemienia Kamarin, tamże łatwo o rozwód (zaświadczają F. Blumentritt, 1882; A. B. Meyer, 1890- 93; A.W.Reed, 1904; M. Vanoverbergh, 1925; D. H. Worcester, 1898). U Negryllów środkowej Afryki, najmniej dotychczas poznanych - najczęściej monogamia lub przeważnie monogamia (T. A. Barns, 1922; P. Van der Burgt, 1903; A. Hutereau, 1909; A. Le Roy, 1905; P. Schumacher, 1925). O plemionach Bambuti, najczęściej występujących w Afryce, powiada L. J. Vanden Bergh w monografii On the Trail of the Pygmies (London, 1922), że „w rzeczywistości żyją oni mniej więcej na poziomie małp, a może nieco wyższym. Najdziwniejsze jednak jest to, że są mono- gamistami". Ci sami Bambuti, według J. Davida, traktują z obrzydzeniem poligamię sąsiadujących z nimi Negrów.

Wielożeństwo i rozwody trafiają się tylko u tych Pigmejów, którzy często kontaktują się z niepigmejskimi sąsiadami, też ludami pierwotnymi, ale o wyższej kulturze i - czyżby dlatego - dekadenckimi w życiu małżeńskim: wielożennymi, rozwodniczymi, jak choćby Negrzy i Malaje? O zdarzającym się już dwużeństwie u małajskich Semangów mówi antropolog R. Martin, rok 1906.

Page 137: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział VI. U zarania regulacji potomstwa 173

Najwięcej jednak narażeni są na te degenerujące wpływy Pigmeje afrykańscy, bo zewsząd otoczeni Negrami. Przeto najjaskrawiej powinno by to występować u Buszmenów: już to dlatego, że spośród Pigmoidów może najdalej posunęli się w kulturze, bądź że sąsiadują z Kaframi i Hotentotami, których życie cechuje rozwiązłość, rozwody i wielożeń- stwo. Rzeczywiście, podobni im są w tym Buszmeni pono. Ale snadź od niedawna ulegają gwałtownie ujemnym obyczajowo wpływom Hotentotów i Kafrów, skoro jeszcze w roku 1842 wzmiankują podróż-nicy - M. T. Arbousset i T. Daumas - o rzadkich wypadkach poligamii u Buszmenów i skoro, według H. Schinza, pozostają moralniejsi od sąsiadów Negrów-Hotetotów. Atoli nie brak Pigmoidów o monogamicznym do dziś ustroju i praktyce: jak chociażby Weddowie na Cejlonie.

Moralność małżeńską Pigmejów, wszędzie wyższą, często o wiele wyższą niż sąsiadów, można tym bardziej podziwiać, że obyczaje przedmałżeńskie młodzieży tych małoludków już przez same warunki bytowania plemienia są narażone na rozluźnienie. Aczkolwiek morale młodzieży wielu plemion pozostaje wysokie, u niektórych obwarowane nawet surowymi sankcjami; zdarza się, że karą śmierci (A. Bille, L. J. Vanden Bergh, G. Fritsch, A. Hutereau, E. H. Man, S. Passarge, 1907; M. V. Portman, W. A. Reed, A. Le Roy, S. W. Stow, 1905; M. Vanoverbergh).

Monogamiczność rodziny pigmejskiej, dobrowolność wyboru małżonka czy małżonki, dozgonna wierność obowiązująca nie tylko żonę, ale męża, kary za uwiedzenie - świadczą przede wszystkim o niezwykle wysokim szacunku dla kobiety. Co prawda, sprzyja temu podział czynności gospodarczych: mężczyzna i jego dzieci zależą silnie od pracy kobiety-zbieraczki; ale z drugiej strony mógłby nadużywać wobec tejże kobiety swego wpływu ustrój patriarchalny: wszak podstawą społeczeństwa jest tu rodzina z dominującą rolą ojca; rada ojców przewodniczy gromadzie, a najstarszy z ojców stoi na jej czele. Tak bywa zresztą u wszystkich ludów prakultury.

Podobnie wysoki szacunek praktykuje się tu wobec chorych, kalek i starców. Nigdzie się ich nie zabija, przeciwnie, otacza specjalną i czułą opieką. Notują to o Andamańczykach, Semangach i Negrytach - Days, Man, Portman, J. Montano, A. B. Meyer, A. Schadenbergh, Schebesta i Vanoverbergh. Przypomnijmy, że Negryci mieszkają na niewielkich wyspach o ograniczonych środkach wyżywienia. A choć archipelag Andamański obfituje w środki do życia - rybołówstwo, bujna flora i obfita fauna228, to jednak należy pamiętać, że jest to jeden jedyny, wyjątkowo uprzywilejowany teren spośród zajmowanych przez Pigmejów i że nikła jest jego powierzchnia.

Ci sami podróżnicy zachwycają się serdecznością postępowania Negrytów z dziatwą. „Bawią się oni ze swymi dziećmi tak samo jak nasz lud. Łaskoczą je i całują". „Nie ma mowy o dzieciobójstwie u naszych Negrytów". „Dzieci żywią też szacunek dla starszych, nie tylko ojców i matek, ale i innych krewnych". „Starzy mężczyźni i kobiety są otoczeni dobrą opieką przez członków ich rodzin"229.

Mimo to już na tym stopniu rozwoju stosunków ludzkich natykamy się na dzieciobójstwo. Andamańczycy nie zabijają dzieci, ale „bodaj jest nieprawdopodobne, aby godzili się z istnieniem mieszańców: wszystkie spośród trojga takich dzieci znalazły śmierć bądź w drodze gwałtu, bądź z winy zaniedbania"230.

Mamy więc tu początki planowania j a k o ś c i zaludnienia w sposób najwygodniejszy: przez zaniedbanie; lub drogą najbardziej okrutną: za pomocą mordowania dzieci. Znamienne, że planują jakość, a nie ilość; choć Andamańczycy to przecież mieszkańcy małych i wręcz maleńkich wysp o łącznej powierzchni, jak notowaliśmy, 6500 kilometrów kwadratowych.

228 P. Schebesta, Les Pygmees, Paris 1940, s. 117.229 M. Vanoverbergh, Negritos of Northern Luzon (rozdział Family Life), „Anthropos" 1925, t. XX, s. 421-425.

230 E. H. Man, On the Aboriginal Inhabitants of the Andaman Islands, dz. cyt., s. 13.

Page 138: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

174

Wzgląd na jakość poprzedza tedy wzgląd na ilość - już na tak niesłychanie prymitywnym szczeblu kultury.

Ciekawe, że „Le Roy, jeden z najwybitniejszych - swego czasu - znawców Pigmejczyków afrykańskich, wyraźnie zaznacza - rok 1905 - że dzieciobójstwo rozpowszechnione wśród wielkowzrostnych Negrów, jest, zdaje się, nieznane wśród tamtejszych plemion pigmejskich. Ponieważ jednak nie napotkał między nimi osób słabych i ułomnych, przypuszcza, bez żadnego zresztą pozytywnego dowodu, iż Pigmejczycy zabijają licho rozwinięte dzieci, które by w późniejszym życiu były raczej ciężarem niż pomocą"231. Odbiegałoby to od humanitaryzmu azjatyckich Pigmejów. Atoli Le Roy tylko przypuszcza.

Konkretnie i na podstawie obszerniejszych materiałów mówi o tym w roku 1924 W. Schmidt: „Nie posiadamy świadectwa, z wyjątkiem jednego szczepu środkowoafrykańskich Negryllów, by przerywano ciążę lub zabijano nowonarodzone dziecko"232.

Mogły tedy się zdarzać i poronienia, i dzieciobójstwa, ale nie były we zwyczaju. Zgadzałoby się to z zaobserwowaną w naszych czasach etyką ludów prakultury, gdzie morderstwo jest czymś niesłychanym.

Lecz dlaczego u Andamańczyków nie doszło do planowania ilości ludzi? Co dyktowało taki szacunek dla dziecka, czy taką beztroskę? Wydawała tu kobieta na świat maksimum sześcioro dzieci, a należało to do rzadkości. Z tej liczby aż troje marło w pierwszych latach życia34. Przy takiej płodności żon i śmiertelności dzieci nie grozi, rzecz prosta, przeludnienie. Skoro ponadto śmiertelność wśród ludów pierwotnych jest w ogóle wielka, przeludnienie nie grozi nawet wtedy, jeśli przyjąć inną opinię: że przed przyjściem Europejczyków rodziny andamańskie z wielu dziećmi nie były rzadkie35.

Dodajmy, iż podobne stosunki ludnościowe cechują obecnie ogół Pigmejów. U Negryllów afrykańskich przypada na rodzinę przeciętnie około 2,9 żyjących dzieci. U Negrytów filipińskich: 2,4. U malajskich Semangów: 2,636.

Ale jeśli tak, to również ilość starców w takich społecznościach musi być minimalna: przecież znany jest fakt, ze szczególną plastyką ujawniający się w naszych czasach, że im wyższa kultura, tym częściej spotyka się długowieczność. Czyż więc Semangowie z Malakki, Andamańczycy i Negryci z Filipin nie dlatego właśnie pielęgnują swych starców, ponieważ mało ich mają? I czy podobnie nie dlatego Semangowie, Adamańczycy i Negryci nie regulują ilości potomstwa za pomocą uśmiercania dzieci, gdyż dzieci te same mrą zawczasu w wystarczającej liczbie? Pielęgnują Pigmeje swych chorych, nie mordują ich, nie zabijają dzieci kalekich, słabych: ale czy nie dlatego, że mają takich osób bardzo mało? Łatwo przecież się domyślić, w jak galopującym tempie marnieją i giną słabi, kalecy i chorzy wśród nieludzkich, zwierzęcych nieomal warunków pigmejskie- go koczownictwa, zdani na samą nieomal odporność organizmu!

Wprawdzie, cofając się w głąb tysiącleci, można sobie wyobrazić więcej żywności, bo obszerniejsze tereny do koczowania przy coraz mniejszej gęstości zaludnienia; ale niższy jeszcze niż obecnie poziom tamtej, z tak odległych epok, kultury pigmejskiej nie suponuje słabszej w one czasy śmiertelności, lecz raczej ostrzejszą. Wszak i dzikie zwierzęta chorują i przedwcześnie giną, a jeśli chorych nie spotykamy w kniei, to po prostu dlatego, że mrą przerażająco szybko i natychmiast przez inne zwierzęta są pożerane.

Czyli Prapigmeje mieli jeszcze mniej powodów do wytwarzania zwyczaju zabijania dzieci, chorych i starców, by pozbywać się uciążliwych osób, bądź nadmiaru ludzi, niż Pigmeje następnych, bliższych nam epok, bądź dziś? Wskazywałoby to, że wśród społeczności pradawnych okresów, stojących na poziomie pigmejskiego rozwoju, na pewno regulacji ilościowej potomstwa nie było. Tym bardziej mogło jej nie być u ludów, bytujących już na poziomie „absolutnie pierwszym". Maksymalna bowiem zależność od przyrody wywoływała

231 E. Kosibowicz, Problem ludów pigmejskich, dz. cyt., s. 100.232 W. Schmidt, w: Die Völker und Kulturen, dz. cyt., s. 168.

Page 139: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

175

maksymalną śmiertelność, a więc nie było powodu do sztucznego zmniejszenia liczby ludzi, prowadziłoby to bowiem szczep do kompletnego wymarcia. Wyludnienie raczej zagrażało w one czasy Ziemi, jeśli w ogóle nie wisiało nad nią ustawicznie jak miecz Damoklesa. I nieograniczona jeszcze ilość terenów do łowiectwa i zbieractwa, zapewniająca dosyć pożywienia, też nie naprowadzała na myśl, by zmniejszać ilość ust. Jeśli do tego dochodził ten sam stosunek uczuciowy do dziecka, co u współczesnych Pigmejów, wykluczyć należy z całym prawdopodo-bieństwem możliwość planowania nie tylko ilości, ale i jakości ludzi - u plemion, które bytowały na poziomie „absolutnie pierwszym".

Lecz jakkolwiekby starać się podważyć przyczyny wysokiej klasy moralności pigmejskiej, nie trzeba zapominać, że istnieją ludy pierwotne, które cierpią na podobnie wielką jak Pigmeje śmiertelność, a poza tym górują nad Pigmejami materialnie, bo posiadają i wyższą kulturę, i sprzyjające warunki żywnościowe do powiększenia zaludnienia, lecz nie chcą go i w tym między innymi celu zabijają dzieci, spędzają płód; nie mówiąc0 tym, że odbierają życie dzieciom-kalekom. Spostrzegamy tu to, co uderzyło nas u wysoko cywilizowanych społeczeństw: że wola ludzka może więcej decydować w sprawach ludnościowych niż warunki.

W każdym razie idealny humanitaryzm wobec starców, chorych, kalek1dzieci charakteryzuje już tę tak bardzo prymitywną odrośl rodzaju ludzkiego - o kulturze eolitu. Przynajmniej wiemy to z pewnością o Pigmejach filipińskich i malajskich. A jeśli dowiemy się z dalszych badań o takim samym humanitaryzmie Pigmejów afrykańskich, to nie pomniejszy ich humanitaryzmu fakt, że Negrylle ci zamieszkują nie wyspy i wysepki jak Pigmeje - Negryci, lecz koczują na kontynencie. Szczupłe bowiem znajdują i tu środki utrzymania się choćby na poziomie animalistycznym. Co gorsza, od dziesiątków tysięcy lat, jeśli nie dawniej, otacza ich tutaj pierścień murzyńskich terenów łowieckich, który z tysiącleciami lat raczej się zacieśniał, a w ostatnich kilku wiekach robi już chyba na zgonionych małoludkach wrażenie obcęgów. Najwyższy czas ustanowić rezerwaty dla tej żywej relikwii prepaleolitu - symbolu praludzkości. Tak jak należałoby skończyć z hańbą zaludniania terenów pigmejskich przestępcami z krajów cywilizowanych, jak tego dopuściły się władze brytyjsko-indyjskie na Andamanach233.

Lecz czyżby zjawiska ludnościowe, zazwyczaj niezmiernie skomplikowane, miały się układać na tym szczeblu kultury tak niefrasobliwie prosto? Czy już tu życie nie obfituje w dość bogate sytuacje - na terenie indywidualnym, w małżeństwach, by chociaż na tym odcinku pchać ludzi do prywatnej inicjatywy populacyjnej, odmiennej od norm ogólnie przyjętych? Wszak całe plemiona, ba, ogół ludów pigmejskich może nie regulować liczby dzieci i praktyka ta rzeczywiście, tak jak mówiliśmy, mogła nie dorosnąć wcale do zwyczaju w ich „cywilizacji", lecz zawsze mogło się zdarzać, że parało się nią to lub inne stadło.

Badacze Andamańczyków nie tylko nie wspominają, by te ludy zapobiegały ciąży w jakikolwiek sposób, ale zarazem mówią o znikomej liczbie dzieci nieślubnych. Czyżby jednak nawet tak prostacza, jak pigmejska, inwencja ludzka nie wybiegła dalej? A jeśli „wybiega", to jak? I tu narzuca się śmiała myśl. Jeśli humanitaryzm Pigmejów jest tak wysoki, to może i ewentualna, sporadycznie występująca u nich, regulacja dzieci odbywa się w równie ludzki sposób? I rzeczywiście. Małżonkowie, na przykład u Semangów, po śmierci dziecka zachowują jakiś czas wstrzemięźliwość małżeńską, nierzadko wytrzymują tak miesiące, a nawet lata, gdyż obawiają się, że zbyt wczesne następne dziecko też musiałoby umrzeć234.

233Encyclopaedia Britannica, dz. cyt. t. I, s. 897. Tamże czytamy: „Maksymalna ilość skazańców wynosiła około 12 000. W roku 1931 zmalała poniżej 8000, a w roku 1941 było tylko 6165 skazanych, z których 1207 żyło na swobodzie i sami się utrzymywali. Zamieszkująca również wyspę duża ilość wolnej ludności składała się z pewnej liczby emigrantów z Natalu, którzy się tu osiedlili, i Karensów sprowadzonych do robót leśnych (...); cała ludność archipelagu Andamańskiego wynosiła w 1941 roku 21 316".

234 P. Schebesta, Ober die Semang auf Malakka, „Anthropos", 1923-24, t. XVIII-XIX.

Page 140: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

176

Monogamia dozgonna, pozycja żony nieomal równa mężczyźnie, wstrzemięźliwość małżonków jako środek regulacji potomstwa, czułość dla dzieci, troskliwość dla kalek, chorych i starców - a realizowane to wszystko przy minimum kultury osobistej i gromadzkiej, wśród potwornych warunków gospodarczych, tudzież w otoczeniu niższych moralnie sąsiadów: oto wartości godne szczepu, w którym część zapaleńców nauki chciała widzieć potomków prarodziców ludzkości! A z drugiej strony jakże łatwo zrozumieć, że praczłowiek mógł przebytować kilkaset tysięcy lat jedynie pod warunkiem, że minimalnie sam sobie szkodził: jeżeli więc został wyposażony potężniej w zmysł moralny, niż we wszelkie inne wartości. Jeśli zaś nie był to zmysł, tylko po prostu sumienie, to czy posługiwał się nim o wiele mniej świadomie niż dziś? Może lżej mu było korzystać z sumienia niż nam? A może łatwiej mu było postępować zgodnie z sumieniem?

Mówiliśmy o poglądzie du Noüya: że dalsza ewolucja dzisiejszego człowieka - będzie doskonaleniem się moralnym. Czyżby tym samym człowiek zdążał od dziś - i na przyszłość całą - znów do poziomu, gdzie nieomal odruchowo postępować będzie w sposób zdrowy moralnie, a jeśli - świadomie, parając się z większymi trudnościami, to coraz moralniej? Atoli cokolwiek można by snuć o tym, co się działo, czy dziać się będzie w życiu moralnym, staje się coraz bardziej jasne w świetle etnologii, że obyczaje ludów pierwotnych okazują się tym wyższe, im formacje plemienne cofnięte są kulturą bardziej w mroki czasów. Skoro tedy poziom moralny plemion karłowatych byłby bliski temu, z jakiego startowała, jeśli nie wykluwająca się ze stadium absolutnie pierwszego, ta bądź, co bądź początkująca ludzkość, to czy wobec tego nie należałoby się spodziewać, że poziom wyjściowy pierwszych gniazd człowieczych był jeszcze wyższy? Przeto jaki był poziom moralny pierwszej pary małżeńskiej?

Późniejszy szczebel rozwojowy, to wzrost kultury i spadek obyczajów. Dowód: Buszmeni, ów żywy pomost między klasycznym stylem pigmej- skiego życia a wyższymi kulturami ludów pierwotnych, w tym wypadku - dawniejszych Negrów i współczesnych spośród nich Hotentotów i Kafrów.

Jakież to ich obyczaje?Buszmenka karmi długo dziecko: dwa-trzy lata, nawet cztery, ale „obcowanie

pomiędzy małżonkami - mówi I. Schapera, rok 1930 - rozpoczyna się niebawem po porodzie. A ponieważ nie znają żadnych środków zapobiegawczych, prócz spędzania płodu, ciąże idą po sobie w szybkim następstwie. Zdarza się, iż przychodzi na świat drugie dziecko, a nawet dwoje, kiedy pierwsze jest jeszcze przy piersiach. W tym wypadku dziecko jest «porzucane». Taki martwy, czy żywy noworodek jest grzebany w najbliższym wyżłobieniu lub w dole wykopanym umyślnie przez starą kobietę, która jest przy matce. Mężczyźni są zazwyczaj przeciwni stosowaniu takich metod, ale kobiety są niewzruszone w swojej niechęci odchowywania jednocześnie dwojga dzieci: nie będą odchowywały drugiego dziecka, póki poprzednie nie zdoła się obyć bez ich mleka i pieczy".

L. Passarge (rok 1907) utrzymuje, że noworodka nie grzebie się żywcem, jeżeli rodzina ma dość żywności, a najmłodsze z dzieci potrafi się już samo aprowizować: zbiera dzikie owoce i korzenie jadalne.

Gorzej opiniuje R. Moffat (rok 1842): „Buszmen morduje swoje dziecko w wielu razach bez skrupułu: kiedy dzieci są źle ukształtowane, kiedy ojciec opuścił matkę. Naówczas duszą dziecko, porzucają w pustyni, zagrze- bują żywcem". „Jeśli matka umiera w czasie porodu, wówczas grzebie się dziecko razem ze zwłokami matki". „Zdarza się, iż rodzice rzucają swoje potomstwo głodnemu lwu, który czatuje przed ich jaskinią i nie odejdzie, póki nie zaspokoją go jakąś ofiarą".

Dlatego mało w rodzinach dzieci. H. Kaufman „stwierdził u większości kobiet Buszmenów-Auinów dwoje-troje dzieci. Przyszły one na świat w dwuletnich odstępach czasu".

G. W. Stow rzadko widywał rodziny wielodzietne. „Średnio kobiety nie odchowują więcej nad dwoje lub troje".

L. Krzywicki, Społeczeństwo pierwotne, jego rozmiary i wzrost, dz. cyt., s. 247-249; E. Kosibowicz, Problem ludów pigmejskich, dz. cyt., s. 100-101.

Page 141: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

177

Widzimy więc te same liczby dzieci żyjących, co u Pigmejów. Ale busz- meni są przecież wielożenni.

Ponury, skreślony dopiero co, obraz łagodzi G. W. Stow: „stwierdza wielką miłość i przywiązanie rodziców do dzieci i uważa skreślone dopiero co objawy okrucieństwa raczej za wyjątki, aniżeli powszechnie przyjęte zwyczaje"39.

Jak tedy jest naprawdę?Okrucieństwo późniejszej jest daty. Można je wziąć za narośl murzyńską na

kulturze pigmejskiej. Snadź gdzie polip obyczajów murzyńskich głębiej się wżarł, tam dzieje się tak, jak widział Moffat; gdzie zaś złośliwy nowotwór nie dotarł dość daleko w pierwotny obyczaj buszmeński, okrucieństwo wobec dzieci dopiero ząbkuje.

Page 142: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

177 C2fsć II. Podczas setek tysięcy lat historii

Te same przyczyny nadgryzają etykę wszystkich pigmejskich plemion Afryki, dlatego ewoluuje ona w dół. Oczywiście, nie wszędzie jednakowo: w zależności od więcej lub mniej silnie zadzierzganych stosunków handlowych i towarzyskich z Negrami. Ze szczególną plastyką ta rozmaitość występuje u Batwa: Pigmejów znad jeziora Kiwu. To samo tutaj plemię z jednej strony jeziora jest poligamiczne, bo ulega moralności Murzynów Bantu; natomiast „mówiono mi - powiada kierownik ekspedycji etnolo- gicznej do tych Pigmejów, Peter Schumacher („Anthropos", rok 1925) - że ich bracia z zachodniego brzegu jeziora są wyłącznie monogamistami, gdyż ich zwyczaje i obyczaje zostały nietknięte w cieniu olbrzymich lasów".

Nie inne wieści mamy spoza Afryki.O Negrytach półwyspu Malajskiego spośród plemion Kensiu i Kenta wiemy od

najwybitniejszego dziś znawcy Pigmejów, Pawła Schebesty, że „zasadniczo są poligamiczni, w praktyce monogamiczni, związek małżeński mają możliwie luźny". Przyczyny: „Na plemieniu Kenta znać bardzo silne wpływy kultury pochodzącej od Ple" - wyjaśnia tenże uczony, a owi Ple-Temiar, to już nie Pigmeje, lecz Pigmoidzi, coś jak Buszmeni, wyżej posunięci w kulturze.

Ludy najpierwotniejsze znają też środki poronne, jednak stosowanie ich nie stało się zwyczajem. Semangowie, na przykład, wyrabiają je z roślin, lecz tylko dla sąsiadów Malajów235. Dlaczego nie dla siebie? I co w ogóle jest źródłem tężyzny moralnej ludów prakultury? Czy wierzenia? Jakie?

Niżsi, czyści myśliwcy, ludy prakultury, i to wszystkie, wierzą w Istotę Najwyższą, która według nich zabrania czynów niemoralnych, a nakazuje moralne. Jedynie Buszmeni, Koriacy - północno-wschodnia Syberia, tudzież Praeskimosi znad północno-zachodniego brzegu zatoki Hudson- nie dość wyraźnie wyprowadzają etykę z woli Istoty Najwyższej.

Skąd te wiadomości?Etnologia ostatnich lat (Peter Schumacher, Morice Vanoverbergh, Wilhelm

Koppers, Martin Gusinde, Paul Schebesta) przepenetrowała na terenach ludów najpierwotniejszych klimat moralny ich życia i odkryła- ku zdumieniu współczesnego świata, że wbrew dotychczasowym uproszczonym poglądom - ludy prakultury posiadają zdecydowaną, jasną religię monoteistyczną i wysoką nie do uwierzenia etykę. Nie ma magizmu, ani- mizmu i jakichkolwiek akcentów pseudoreligijnych czy antyreligijnych.

235 P. Schebesta, Les Pygmees, dz. cyt., s. 129.

Page 143: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

181

Encyklopedyczną syntezę tych osiągnięć etnologii opracowuje Wilhelm Schmidt w dziele Der Ursprung der Gottesidee, którego do roku 1950 ukazało się 9 tomów. Przynosi ono zaszczyt wiedzy naszych czasów i ukazuje człowieka praprzeszłości jako nade wszystko człowieka świeżego moralnie. Obowiązuje tam posłuszeństwo dla starszych, szczerość w obcowaniu i usłużność dla każdego, pomoc słabym, chorym, kalekom i starcom, tudzież obarczonym wielu dziećmi rodzinom, szacunek dla życia ludzkiego, a więc i zakaz zabójstw. Zabrania się występków przeciw naturze w życiu płciowym i stosunków seksualnych przed i poza małżeństwem. Nakazana jest cześć dla Istoty Najwyższej: obrzędy, modlitwy, ofiary. A zapas takich wierzeń i obowiązków przyswaja się młodzieży w sposób szczególnie dobitny podczas obrzędów inicjacji, którą to instytucję wtajemniczenia uważa się tu za ustanowioną przez Najwyższą Istotę236.

Te zdobycze etnologii tłumaczą, zdaje się, już ostatecznie tajemnicę żywotności biologicznej dawnego człowieka.

Przerzućmy owe wierzenia i obyczaje dzisiejszych ludów najpierwotniejszych w mroki plejstocenu, na przestrzeń kilkuset tysięcy lat, gdy klimat wierzeniowy i moralny dzisiejszych ludów prakultury był powszechnie w ówczesnym świecie panującą modą. Zrozumiemy wówczas, że człowiek tak bardzo pierwotny nie tylko dlatego nie regulował potomstwa, że nie zmuszały go do tego warunki gospodarcze, ani że potworna śmiertelność kosiła na drodze naturalnej zgonów cały „nadmiar" ludzi, ale że od regulacji za pomocą występków przeciwnych naturze i poronień oraz dzieciobójstw strzegło rodziców sumienie kierowane wiarą w Istotę Najwyższą i Jej nakazami. Bo trudno sobie wyobrazić, by sumienie to zabraniało jedynie w życiu seksualnym występków przeciw naturze, a milczało na takie rodzaje zabójstw, jak spędzanie płodu i dzieciobójstwo. Tym bardziej, że ludy prakultury uważają bezdzietność za wykroczenie przeciw moralności i karę Bożą42. Jeżeli zaś tak, to nareszcie rozumielibyśmy, czemu ludzkość nie wymarła w najcięższym dla zachowania naszego gatunku okresie - podczas pół, a może i miliona lat prepaleolitu i paleolitu; tudzież, co stanowiło tajemnicę żywotności najdawniejszego człowieka. Co najmniej zaś mniemać można, że kto jak kto, ale ten odłam ludzkościrozradzał się najpewniej w owej otchłani czasów, którego sumienie było najwrażliwsze na prawo natury w dziedzinie obyczajów.

„Cisi posiądą ziemię" - mówi Ewangelia (por. Mt 5, 5). A trudno wymienić szczep, który posiadał ziemię tak długo jak Pigmeje. Łagodni zaś są Pigmeje. Jeśli zaś nieufność cechuje te ludy prakultury wobec białych, to przecież tylko na tyle jak nieufność dzieci do obcych.

ROZDZIAŁ VII PIELĘGNOWANIE ŚMIERTELNOŚCI

Człowiek pierwotny na wszystkich szczeblach rozwoju kulturowego- aż do najwyższych - posiada mało dzieci, a plemię mało ludzi.

Nie znaczy to, by i rodził mało.Aczkolwiek kobiety tamtych czasów, jak można przypuszczać na podstawie

porównań z dzisiejszymi przedstawicielkami prakultury, nie są zbyt płodne. Widzieliśmy z obliczeń Widmera, że Pigmeje przeciętnie nie dociągają do trojga odchowywanych dzieci na rodzinę. Andamańczycy wymierają od czasu przyjścia białych, w roku 1941 zostało ich zaledwie 62 osoby237. Indianie Ziemi Ognistej trzymają się lepiej, licząc według tegoż Widmera 3,4 dziecka średnio na małżeństwo, ale też wymierają.

Skąd ta mała płodność?Czyżby w ten sposób sama natura broniła te ludy, tak bardzo życiowo

nieporadne, od przeludnień?!

236 W. Schmidt, Handbuch der vergleichenden Religionsgeschichte, Münster 1930, s. 265 i in.237 Encyclopaedia Britannica, dz. cyt., s. 897.

Page 144: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

182

Mielibyśmy tedy kilkaset tysięcy lat - co najmniej poprzez cały pre- paleolit i paleolit starszy - okres rodziny naturalnej z nieplanowaną liczbą potomstwa, a więc rodziny małodzietnej w liczbie odchowywanych dzieci, natomiast raczej wielodzietnej, lecz w skromniejszym znaczeniu tego wyrazu, w liczbie wydawanych na świat dzieci. Zauważmy, że dziś na Zachodzie Europy za wielodzietne uchodzą już te małżeństwa, które odchowują najmniej czworo dzieci238.

Jednak i po wyjściu ze stanu najbardziej prymitywnego kulturalnie- małżeństwo pierwotne, nawet jeśli płodność wzrasta i śmiertelność dzieci maleje, miewa mało dzieci, bo tak chce.W szczególności kobieta nie znosi wówczas wielu dzieci i, gdy tylko pojawia się w jej małżeństwie możliwość odchowywania większej ich liczby, nie cofa się przed żadnym środkiem, by zapewnić sobie jak najmniej potomstwa do odchowywania. Podobnie plemię nie hołduje życzeniu, by rosnąć dalej w liczbę, skoro tylko jako

tako nasyciło ludźmi swoje terytorium, choć nie zawsze sobie to uświadamia.Można by mniemać z niejakim prawdopodobieństwem, że zaobserwowane u

dzisiejszych degenerujących się Pigmejów i Pigmoidów obyczaje zaczęły się pojawiać już na początku młodszego paleolitu, w dalszych zaś jego stadiach i później podczas neolitu, a tym bardziej metali - stały się modą na całym świecie wśród wszystkich młodszych, czyli późniejszych ludów pierwotnych. Jeśli nie przyniosło to ogólnej katastrofy biologicznej rodzajowi ludzkiemu, to chyba dlatego, że człowiek się już silnie rozkrzewił i warunki bytowania były ciągle jeszcze nader naturalne i bardzo surowe. Na wszelki zaś wypadek zostały w odwodzie ludy prakultury. Młodszy tedy paleolit, a zwłaszcza neolit i metale - w sumie blisko sto tysięcy lat - stanowiłyby epokę rodziny regulującej liczbę dzieci i ludów planujących swą ilość, a bodaj prawie zawsze i jakość, oczywiście, w najrozmaitszej skali. Jedyne wyrwy w tych praktykach stanowiły te okresy w życiu człowieka pierwotnego, gdy jego kultura zbliżała się do poziomu cywilizowanej. Wśród ludów wysokiej cywilizacji oparła się pokusie planowania, jak to jeszcze podkreślimy, bodaj wyłącznie Palestyna Hebrajczyków i później narody chrześcijańskie, lecz tylko do XIX wieku. Tkwi tedy znów w naszych czasach cała nieomal ludzkość w epoce planowanej dzietności i zaludnienia. Tak więc w dziedzinie rozrodczości za typowego człowieka natury może uchodzić przede wszystkim człowiek najpierwotniejszy.

Ale skąd to kurczowe trzymanie się małodzietności u późniejszych ludów pierwotnych?

Nade wszystko z wygody. Wbrew temu, co się powszechnie mniema, człowiek pierwotny nie kocha się w trudnościach życiowych. Jeżeli w nich wegetuje i z nimi walczy, to z konieczności, ponieważ narzucone mu są niejako organicznie. Toteż gdzie natrafia na trudności, których może uniknąć, idzie najchętniej po linii najmniejszego oporu, zwłaszcza gdy widzi, że tak czyni srodowisko. Nie inną też postawę na pewnym etapie rozwoju kulturalnego zajmuje wobec dzietności i zaludnienia.

Szczęśliwe były tereny, gdzie znalazły się plemiona, które potrafiły w końcu przezwyciężyć taką świadomą niechęć do powiększania liczby ludzi w rodzinach i szczepach, tudzież narzucały ten typ bycia - na jakiś czas lub w ciągu tysiącleci - całej swej części świata, bądź pewnym jej terytoriom, lub co najmniej zdobyły się z wiekami na liczniejszą, zgromadzoną blisko siebie ludność. Ten z pewnością podkład ludnościowy spowodował dynamikę niektórych ludów o kulturze młodszego paleolitu, a tym bardziej neolitu. Uderza, że liczne po nich pamiątki znajdujemy w Europie, Azji, Afryce, częściach świata o stwierdzonym najliczniejszym zaludnieniu w czasach wczesnohistorycznych i aż do dziś.

A kontynenty te - plus Ameryka - również w okresie tak zwanej historii starożytnej, wyłącznie one, wytworzyły wielkie cywilizacje, jak również nadal jedynie te kontynenty biorą udział w wyścigu kulturalnym świata.

238 A. Grotjahn, Higiena ludzkiego rozrodu, dz. cyt., s. 211.L. Krzywicki, Społeczeństwo pierwotne, jego rozmiary i wzrost, dz. cyt., s. 395.

Page 145: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

183

W ostatnich dwudziestu pięciu wiekach czoło tego pochodu prowadzi Europa. Od kilku wieków narzuca ona swą kulturę całej ludzkości. I co ciekawsze: przed takim startem zdobywa się ta sama Europa w ciągu kilkunastu stuleci na najpowszechniejszą wielodzietność w ilości urodzeń, a w ciągu ostatnich trzech wieków - na największą, przeciętnie na rodzinę, ilość odchowywanych dzieci i wraz z tym na najgęstsze nasycenie swego terenu ludźmi. Na kilometr kwadratowy wypada w roku 1650 w Europie 8,8 mieszkańców, w Azji 7,7; w Afryce 3,3; w Ameryce 0,3; w Australii z Oceanią 0,02. Te same lądy, w tejże kolejności, mają w roku 1936: 46; 28; 5,0; 6,7; 1,2 mieszkańców. W roku 1948 liczy kilometr kwadratowy Azji 47; Afryki 7; Ameryki 7,7; Australii z Oceanią 1,4; Europy bez ZSRR 79.

Lecz przyjrzyjmy się, co poza tym hamowało ludzi pierwotnych, że się silniej nie rozradzali. Wyobraźnia?

Człowiek przyzwyczajał swój wzrok od prapoczątków ludzkości, od kilkudziesięciu tysięcy pokoleń, do oglądania małej ilości dzieci w rodzinach, do małej żyjącej ich liczby. Bo choć w tak niezmiernie długiej epoce rodziny naturalnej, z nieplanowaną dzietnością, nawet rodził więcej, to jednak nie umiał się dochować bardzo wielu z tych dzieci. Zaledwie tedy tu i ówdzie mogły się trafiać jak białe kruki małżeństwa wielodzietne. Z kształtem więc życia, na jaki patrzył i w jakim dojrzewał, zrastał się w jego psychice w nierozerwalną całość obraz małej liczby żyjących dzieci w małżeństwie. Ponadto, co człowiek widzi u wszystkich, to i sam zazwyczaj planuje: przeto gdy widział ogólny pęd do małodzietności, szedł za tym. Złamać bowiem w sobie takie naśladownicze nastawienie, wyobrazić inny kształt życia w rodzinie i realizować go we własnym małżeństwie wbrew tradycji setek tysięcy lat, to nie tylko przezwyciężać w samym sobie nieprzeparty atawizm, ale brać na siebie ciężar walki z opinią publiczną świadomie małodzietną; to, co więcej, decydować się na dodatkowy nie mniej nieznośny ciężar, jakim w warunkach życia pierwotnego jest odchowywanie większej gromadki dzieci. Dlatego z góry można być pewnym, że choć pionierzy tak oryginalnie zakrojonego małżeństwa, jak rodzina odchowująca więcej dzieci i świadomie rodząca ich więcej, mogli się zdarzać we wszelkich środowiskach planujących małą dzietność, ale trafiali się chyba niezmiernie rzadko.

Jak mogły wyglądać takie „wybryki", świadczą podróżnicy XIX wieku. „A. F. Pudmore - rok 1893, Australia - opowiada, jak pewien tubylec ukrył się z jedną czy dwiema żonami w gąszczach zajmujących około 600 angielskich mil kwadratowych i po latach trzydziestu otaczała go gromadka 28 potomków wraz z wnuczętami"3.

Rzecz jasna, taki indywidualizm nie wpływał na otoczenie, jeżeli potomkowie tak wyjątkowego małżeństwa nie tworzyli następnie w ciągu długich pokoleń podobnego typu życia rodzinnego.

W dodatku nie wyobrażajmy sobie, że podczas setek tysięcy, czy dziesiątków tysięcy, a nawet zwykłych tysięcy lat, trzeba było aż rodzin wielodzietnych, by nasycić teren ludnością.

Obliczono, iż gdyby ludność całej Australii liczyła na przykład w III wieku przed Chrystusem, tylko 6 tys. mieszkańców i od tego czasu rosła co roku zaledwie o 0,13% rocznie, czyli 7,5 razy słabiej, niż powiększa się obecnie zaludnienie świata, to w chwili ukazania się w Australii Europejczyków posiadałaby zaledwie 300 tys. ludzi, a właśnie na tyle, jak już pisaliśmy, szacuje się tę ludność w XVII wieku.

Ale czy mogło zamieszkiwać na całym lądzie australijskim w III wieku przed Chrystusem tylko 6 tys. mieszkańców? Z tego zaś wynika, że ludność tej części świata, przynajmniej od kilku tysięcy lat, powiększała się bez porównania słabiej niż o 0,13%; bo kto wie, czy Australia i 2000 lat temu, i 4000 lat temu, i 160 tysięcy lat temu - nie liczyła również około 300 tys. mieszkańców239.

239 Tamże, s. 383-384.

Page 146: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

184

Tak samo żaden szczep australijski nie rósł w ciągu ostatnich 2000 lat nawet o 0,13% rocznie. Widać to doskonale po jednym z najliczniejszych i najpierwotniejszych swą kulturą ludów tamtejszych: Kurnajach, z południowo-wschodniej Australii. Liczą oni 100-1500 głów na przestrzeni 40 tys. kilometrów kwadratowych. A niewiele osłabia nasze rozumowanie fakt, że zajmują obecnie tereny nieurodzajne.

Okazuje się, że to i owo małżeństwo zdobywało się na większe zaludnienie rodziny, ale w całych plemionach wprost nie istniały ambicje po temu, a jeśli zdarzały się, to niezmiernie rzadko: dojrzewał wówczas taki lud w szybkim tempie do stopni coraz wyższych kulturalnie i mógł wzbić się wreszcie aż do organizacji prawdziwie państwowej.

Tak doszło do powstania Egiptu wczesnohistorycznego. Pierwotni, koczowniczy mieszkańcy z Sahary i Arabii, gdy te obszary zaczęły pustoszeć wraz ze zmianą ówczesnego tam klimatu - wilgotnego z okresu pluwial- nego na suchy, wycofali się nad pozornie beznadziejny, bagnisty Nil i tu, na niezajętych terenach delty, podjęli nowe, o całe niebo trudniejsze niż dotychczas, życie. Zdobyli się na rolnictwo i hodowlę, a więc na bardziej niezależny system gospodarczy, niż korzystanie z gotowych darów przyrody, z których dotychczas żyli. Wraz z tym starali się i mogli się pokusić o większą dzietność i bardziej gęste zaludnienie na wydartych przyrodzie terenach.

Takie mniej więcej są początki cywilizacji wszędzie: bardziej wydajna, trudniejsza gospodarka; bardziej dzietna w ilość odchowanego potomstwa rodzina, gęstsze zaludnienie.

Nie inne też są dzieje wszystkich późniejszych kwitnących cywilizacji. Przynajmniej do końca XIX stulecia naszej ery. To jest aż do czasów, gdy wielodzietności towarzyszyła wielka śmiertelność.

Nie trzeba dodawać, że ilekroć szczep włączał do swego programu powiększanie zaludnienia, wówczas małżeństwom zmierzającym do większej dzietności było o tyle - psychicznie - łatwiej, że nie musiały walczyć ani z opinią publiczną, ani przezwyciężać w sobie oporów płynących z dawnych przyzwyczajeń. Małżeństwa te bowiem nie musiały już być aż pionierami w tej dziedzinie: szły po prostu najzwyczajniej z prądem powszechnym. Powstawała zarazem biologiczna podbudowa pod ustrój rodowy i awans dla rodów. Silniej rozradzające się rodziny, nie zatracające tradycji wspólnego pochodzenia, plasowały się w rody, a bogatsze w ludzi rody zdobywały odpowiednio większe znaczenie nie tyle siłą swej liczeb-ności, ile że jako liczne mogły wydajniej brać udział w dążeniu ogółu całej społeczności plemiennej do następnych szczebli rozwojowych. Powiemy jeszcze o tym.

Wróćmy do małodzietności.Widzieliśmy, ile dzieci umiera u Andamańczyków.Podróżnicy, kuzyni P. i F. Sarasin, utrzymują (rok 1923), że kobiety z

karłowatego plemienia Wedda są płodne, ale przytłaczająca większość dzieci mrze wcześnie w kniejach Cejlonu na febrę240, na którą, zresztą, i małpy w lasach tropikalnych zdychają. Autorzy ci ręczą, że Weddyjki nie mordują dzieci, podobnie jak w ogóle ludy prakultury, a Pigmoidzi cejloń- scy wszak należą do najniższych poziomem życia wśród takich ludów prakultury, jako „czyści niżsi myśliwcy". Atoli skądinąd wiemy, że Weddowie od kilku wieków wymierają; być może od czasu, gdy zepchnięto ich do dżungli. Ale czy dlatego maleją w liczbie, że mrze im więcej dzieci, niż się rodzi? I czy naprawdę wiele się rodzi: wszak wiemy, jak niewiele trzeba przyrostu naturalnego, by ludność nie wymierała?

Bodaj, że na ślad odpowiedzi naprowadza J. Bailey (rok 1883), mówiąc, że Weddyjki są mało płodne, ponieważ zawierają małżeństwa z pobliskimi krewnymi241. Ale opinię tę kwestionują inni znawcy Weddów i to nie tylko kuzyni Sarasin oraz małżeństwo C. i G. Seligmann. I chyba słusznie, ponieważ ludy

240 Tamże, s. 247.241 Tamże, s. 296, 379.

Page 147: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

185

prakultury zawierają małżeństwa egzogamiczne, to jest z osobami z obcej grupy; ale, jak zobaczymy, słuszność ta nie obala zasadniczo tezy Baileya. Istnieją nawet etnologowie utrzymujący, że dotychczas nie udało się znaleźć ani jednego wypadku bezspornej endogamii, czyli zawierania małżeństw w tej samej grupie242. Ale znamy i inne zdania: że egzogamia tylko przeważa u „niższych myśliwców"243.

Po wtóre, trzeba sobie uprzytomnić, co to są te obce sobie grupy na tym poziomie pierwotnego rozwoju. Każda z nich jest czymś w rodzaju większej rodziny. Nie jest właściwie, jak orzeka A. W. Howitt o Australijczykach (rok 1904), „czymś więcej niż jedną niepodzielną rodziną"244. Koczują te grupy w pobliżu siebie, w sąsiedztwie, pochodzą z podziału pierwotnie jednej gromady, a wchodząc następnie w związki małżeńskie między sobą, jako z obcymi, czynią to „dla podtrzymania poczucia dawnej współprzynależności, spokrewnienia oraz dla zapewnienia dobrych sąsiedzkich stosunków; dawną endogamię zastępuje nakaz egzo- gamii między dwiema rozdzielonymi gromadami". Dlaczego „dawną en-dogamię"? Ponieważ „wszystko wskazuje na to, że w gromadzie niższych myśliwców panowała pierwotnie endogamia"245. Jak długo panowała? I ile czasu poszczególnie w gromadach? Dodać trzeba, że w rodzinie w dzisiejszym znaczeniu, czyli w tak zwanej u etnologów „małej rodzinie" - „u czystych przedstawicieli niższego myślistwa panuje surowo przestrzegany zakaz endogamii małorodzinnej"246.

Bądź co bądź wynika z tego, że dopiero w bardzo późnych czasach mógł człowiek pierwotny zakładać rodziny z prawdziwie dalekimi sobie co do pokrewieństwa osobami. Im dawniej, tym, oczywiście, bardziej byłby skazany na małżeństwo z bardziej bliskimi sobie krewnymi. Czy nie osłabiało to populacji zamierzchłych czasów? Czy nie przyśpieszało specjalizacji organizmów? Czy nie na tej drodze wymarły Anthropusy i Neandertale? Czy nie sprowadzało to wymierania niezliczonych plemion, zwłaszcza drobnych w liczbie swych członków? I czy nie to również jest przyczyną wymierania i małej płodności Weddów, mimo że Bailey mógł zmyślać?

Przecież im dalej w pomrokę epok się cofać, tym rzadziej musiało się spotykać koczujące gromadki na globie i w tym mniejszej liczbie? Dopiero w miarę, gdy ilość szczepów rosła i ludzi na Ziemi przybywało, łatwiej było założyć ognisko rodzinne z osobą obcą. Obecnie liczy się około 11 tysięcy szczepów na globie. Z pewnością bywały okresy, gdy ich na Ziemi było kilka razy więcej. Ale z czasem wróciło niebezpieczeństwo zawierania małżeństw ze zbyt bliskimi pokrewieństwem osobami: gdy zaczęto się osiedlać, a warunki zewnętrzne izolowały bardzo długo takie rodziny osiadłe od styczności ze światem innych ludzi, szczep zaś nikle się krzewił.

Czy jednak nie to samo groziło mnóstwu gromad koczujących, tym mianowicie, które były bardziej przywiązane do terenu, wałęsały się w miejscowościach geograficznie zamkniętych? Kto wie czy nie takie było źródło małej płodności na Andamanach: bo trudno dać wiarę, że przed przyjściem Europejczyków posiadali Pigmeje andamańscy liczne rodziny247. Wszak w ciągu stuleci wywołałoby to katastrofalne przeludnienie na maleńkim archipelagu, a podań o takich zdarzeniach chyba żaden podróżnik suponujący większą tam dzietność, nie napotkał u owych ma- łoludków.

„Rzecz znamienna, że dla ludów indiańskich statystyka urzędowa z roku 1910 podaje największy odsetek kobiet bezdzietnych wśród Yumów, którzy od wielu pokoleń są rolnikami - aż 17,5%; gdy w innych z tegoż czasu plemionach czerwonoskórych liczba ta nie podnosi się ponad 10,3%, a spada do 3,9%". U malajskich rolników Dajaków na Borneo, wśród dwu odłamów Murutów, na 378

242 W. Schmidt, w: Die Völker und Kulturen, dz. cyt., s. 167 nn.243 T. Szczurkiewicz, Rodzina w świetle etnosocjologii, dz. cyt., s. 159.244 L. Krzywicki, Ustroje społeczno-gospodarcze, Warszawa 1914, s. 389.

245 T. Szczurkiewicz, Rodzina w świetle etnosocjologii, dz. cyt., s. 159.246 Tamże, s. 158-160.247 P. Schebesta, Les Pygmees, dz. cyt., s. 137.

Page 148: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

186

małżeństw znalazł Lindsey T. Ride (1921-1931) aż 33,97% i 36,69% małżeństw bezpłodnych. Jako przyczyny bezpłodności Murutów i wymierania niektórych dzielnic u Dajaków podaje Ride małżeństwa wsobne i liche odżywianie248.

Jak ocenić niepłodność w granicach 3,9% - 36,69%?Pewne światło rzuca porównanie z narodami współczesnymi. „W pi-

śmiennictwie zachodnim oceniają ilość bezdzietnych małżeństw - autor ma tu na myśli niepłodne organicznie pary małżeńskie - przeciętnie na 10%. U nas - w Polsce - odsetek ten zdaje się być wyższy"249*.

Przyczyn małopłodności i bezpłodności u pierwotnych można by dociec, oczywiście, więcej.

Działały i te, które naszym, cywilizowanym kobietom są świetnie znane: sztuczne poronienia i choroby weneryczne.

Trudno dotrzeć, jak dawno człowiek cierpi na te choroby.W ciągu ostatnich kilku wieków spostrzeżono, że choroby weneryczne pustoszą

dzikich od czasu najścia białych i że przedtem tylko żółci i czerwoni, wyżej cywilizowani, zawłóczyli je do ludów pierwotnych, jak choćby do północnej Australii. Na szczęście, rzadkie kontakty plemion pierwotnych z sobą, a tym rzadsze, im w czasie bardziej odległe, umiejscawiały takie epidemie. Niewielką też ruchliwość wykazywali żółci i czerwoni żeglarze na morzach, tym bardziej na oceanach, nawet w ciągu kilku ostatnich tysiącleci.

Bez porównania tedy straszliwszą plagą dla płodności były poronienia. Ale w takim razie - tylko dla kobiet. Wszak kobieta, która sztucznie niszczy płód, degeneruje swe narządy macierzyńskie, między innymi nabywa trudności do zachodzenia w ciążę, albo jeśli zachodzi, to nienormalnie; rodzi wtedy zazwyczaj z wielkim dla siebie niebezpieczeństwem, bądź traci na stałe możność poczęcia płodu: nie mówiąc o innych ujemnych następstwach nie tylko dla samych jej możliwości macierzyńskich, lecz w ogóle dla jej organizmu i płodu250. Może nawet z tych odległych czasów, kiedy poronienia sztuczne były wśród kobiet pierwotnych modą, pochodzi powszechne dotychczas, zwłaszcza u ludu, przekonanie, że jeśli małżeństwo jest niepłodne, to z winy kobiety.

Wielożeństwo ludów pierwotnych również ukróca płodność, zatem i stopę urodzeń, a wielożenne są ludy Afryki, Melanezji, częściowo tylko Ameryki i Australii.

Wielożeństwo, co prawda, nie osłabia zdolności macierzyńskich kobiety, tak jak poronienie, ale gdy mąż stary, może spowodować nieprawidłowości u płodu i przedłużyć je potem na wady rozwojowe u takiego dziecka251. Wielożeństwo poza tym - podaje przykłady J. F. Cunnigham (1905) - nadwątla siły rozrodcze mężczyzny czasem bardzo już wcześnie. O. Overbergh (1907) wykazuje, że najczęściej młodziutkie żony starych wodzów rodzą słabowite potomstwo; ale nie brak też mężczyzn - mówi N. W. Thomas (1916) - zupełnie nawet młodych, którzy

248 L. Krzywicki, Społeczeństwo pierwotne..., dz. cyt., s. 281, 333.249S. Schwarz, Niepłodność, przyczyny, rozpoznawanie i leczenie niepłodności oraz niemocy płciowej

u kobiet i mężczyzn, dz. cyt., s. 18.Niezamierzona bezdzietność staje się powszechnym problemem współczesnych małżeństw. Niepłodność, czyli całkowita niemożność samoistnego zajścia w ciążę, dotyczy - według szacunków - od 3 do 5% spośród 15-20% ogółu par małżeńskich mających przejściowe problemy z poczęciem dziecka. W Polsce przeciętnie co szóste małżeństwo poszukuje pomocy lekarskiej z powodu trudności z poczęciem dziecka. Dokładne dane na temat skali niepłodności w świecie nie są znane, niemniej jednak problem staje się na tyle poważny, że Światowa Organizacja Zdrowia określiła niezamierzoną bezdzietność jako chorobę, a jej leczenie zaliczyła do podstawowych praw człowieka. Za najczęstszą przyczynę niepłodności niewyjaśnionego pochodzenia jest uznawany wiek kobiety. Powszechnie notowane zjawisko opóźniania decyzji o urodzeniu pierwszego dziecka może stanowić jedno z najistotniejszych uwarunkowań wzrostu skali niezamierzonej bezdzietności.

Źródło: strona internetowa http://www.dziecko.sitech.pl. (red.)250A. Czyżewicz, Następstwa i skutki poronień. Warszawa 1927; tenże, Późne następstwa poronień,

„Czasopismo Sądowo-Lekarskie", Warszawa 1931, nr 4; tenże, Częstość poronień, „Polski Tygodnik Lekarski", Warszawa 20 III 1950, s. 453; B. A. Archangielski, Droga do macierzyństwa, Warszawa 1950, s. 8-13.

251 S. Schwarz, Niepłodność..., dz. cyt., s. 10, 72, 95.

Page 149: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

187

mają wiele żon, wszak nie każdą zdolni są zapłodnić252. Atoli znane są i plemiona (Ch. Keysser i R. Neuhauss, 1911) na Nowej Gwinei, gdzie mężczyźni żonaci z 3-5 kobietami nie mają ani jednego dziecka. W najlepszym razie - ilustruje to zdarzeniami J. Sanderson (1877) - wielożeństwo daje większą ilość dzieci mężowi, któremu wiele kobiet rodzi, natomiast małą liczbę urodzeń jego żonom, które razem mają tylko jednego mężczyznę.

Te ujemne dla płodności zjawiska potęgowały się, oczywiście, gdy wielożeństwo trwało w jakichś plemionach setkami, tysiącami lat.Ustawicznie wówczas jakieś miejsca na globie świeciły pustką. Trzebiła je wielożenność, poronienia sztuczne i zawieranie małżeństw wsobnych. Toteż, być może, w jednożeństwie i braku umyślnych poronień upatrywać należy źródeł tężyzny biologicznej niższych myśliwców: że ich prastare odmiany rasowe i wzory ich kultury, sięgające nieomal zarania ludzkości, dotrwały aż do nas.

Na szczęście, jeśli mężowie wielożenni tracą siłę płodzenia, to przede wszystkim wyższych rang społecznych, bo im więcej chce się posiadać żon, tym lepiej należy być sytuowanym gospodarczo. Lecz co najważniejsza, znaczniejszemu rozszerzaniu się wielożeństwa na globie stawiał zawsze granice fakt, nie mający nic wspólnego z warunkami gospodarczymi i etyką: że na ogół rodzi się prawie tyle dziewcząt, co chłopców. A nie zmienia tej proporcji fakt, że chłopców rodzi się trochę więcej: bo liczniej umierają z powodu większej, znanej nam z biologii tak zwanej „specjalizacji" ich organizmu. Podobnie też z całą pewnością owa równość w ilości osób płci obojga przebiegała podczas ogromnej w tysiąclecia epoki rodziny naturalnej, nie planującej potomstwa, i to chyba decydowało o jej obyczajach.

Co prawda, znacznie już później, gdy ludy pierwotne regulowały liczbę dzieci, można sobie wyobrazić taką regulację, by dziewcząt pozostawiano przy życiu kilka, czy kilkanaście razy więcej niż chłopców: ale planowania w tej skali nie zna etnologia. Zdarza się owszem, u pierwotnych regulacja płci, ale zabija się w tym celu córki, to zaś tym bardziej ogranicza wielożeństwo; nie mówiąc o tym, że u tych ludów pierwotnych, które są pokojowo nastawione, umiera z dorosłych więcej kobiet niż mężczyzn, bo kobieta wykonuje tam cięższe obowiązki. Jedynie u plemion wojowniczych ginie wielu młodych mężczyzn i to nie tylko umożliwia, ale prowokuje do wielożeństwa. Jednak plemiona traktujące wojnę jako jedno ze stałych zajęć i to jako pracę najbardziej frapującą, widzimy dopiero u pierwotnych na wyższych szczeblach rozwoju. Z pewnością zapas żon, uzupełniony drogą kupna u obcych, podnosił przez to ich płodność.

Pozornie wygląda na to, że wielożeństwo gra tę rolę u żonatych, co rozwiązłość wśród młodzieży. W rzeczywistości niezupełnie tak jest.

Są wypadki, gdzie wielożeństwo nie ma charakteru haremowego, „wschodniego". Zamierzenie główne jest tu inne: mężczyzna, jak to jeszcze umotywujemy, pragnie jak najwięcej dzieci.

Mimo to wydaje się, że rozwiązłość, o którą łatwo wśród młodzieży na tym poziomie kultury z powodu zewnętrznych warunków życia, potęguje się u dziewcząt i chłopców, gdy ojcowie są wielożenni. Ale ciekawe, że taka powszechna rozpusta młodzieży utrudnia wśród niej zapłodnienie, jeśli go wręcz nie wyklucza. Bo w porównaniu z rozmiarami rozwiązłości spotykamy u tych młodych ludzi mało wypadków ciąży nieślubnej nawet tam, gdzie się podobno wcale nie zapobiega poczęciu, ani nie niszczy dziecka jako płodu.

Uderzające materiały w tej dziedzinie zebrano w latach 1914-1918 - o rolnikach-barbarzyńcach z wysp Trobriańskich: wschodnie wybrzeże Nowej Gwinei - w książce Życie seksualne dzikich w północno-zachodniej Melanezji.

Autor zastał tu powszechną rozwiązłość już u małych dzieci, bo aktów seksualnych dokonuje u tych plemion aż taki drobiazg, a „starsi uważają to za niewinną rozrywkę". „Krajowcy nie znają żadnych środków zapobiegawczych, ani też w ogóle nie mają pojęcia, że coś takiego mogłoby istnieć, nigdy zaś nie stosują

252 L. Krzywicki, Społeczeństwo pierwotne..., dz. cyt., s. 307-308.

Page 150: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

188

coitus interruptus. Lecz chociaż co do tego - mówi tenże etnolog - nie mam żadnych wątpliwości, nie mógłbym już z tą samą pewnością mówić o spędzaniu płodu. Odniosłem jednak wrażenie, że na większą skalę nie jest ono praktykowane. (...) Kilku informatorów wspomniało mi, że istnieje specjalna magia sprowadzająca przedwczesny poród, jednakowoż nie mogłem zdobyć wiadomości o konkretnych wypadkach jej stosowania, ani jej formuł i obrządków. Dochodziły mnie również słuchy o pewnych ziołach, używanych do tych praktyk magicznych, lecz jestem pewien, że żadne z nich nie posiadało fizjologicznego działania. Jako więc jedyny skuteczny sposób regulowania nadmiernego przyrostu ludności, pozostaje mechaniczne spędzanie płodu, lecz nie ma wątpliwości, że i ono na szeroką skalę nie jest w użyciu". „Podczas całego okresu swobody seksualnej, trwającej od dzieciństwa aż do chwili zawarcia małżeństwa, dziewczęta zdają się być zupełnie bezpłodne". Nic przeto dziwnego, że tubylcy „nie wiedzą o udziale mężczyzn w poczęciu dziecka". „Słowo ojciec, to dla dziecka - mąż mojej matki", nic więcej253.

Narzuca się nieodparcie porównanie bezpłodności dziewcząt trobriańskich, traktujących rozpustę jako sport, z bezpłodnością cywilizowanych nierządnic. „Może istnieje - pyta Malinowski - jakieś prawo fizjologiczne, że zapłodnienie jest o wiele mniej prawdopodobne, gdy kobieta wcześnie rozpoczyna życie seksualne, przy czym uprawia je bardzo intensywnie i ustawicznie zmienia mężczyzn?"254.

Może dla zrodzenia dziecka sport, to za mało?Zdaje się, że zjawisko rzadkiej ciąży mimo seksualnej rozwiązłości młodzieży

zachodzi częściej u ludów pierwotnych, niż kulturalnych.Jakutki - Syberia - zachodzą w ciążę - mówi W. Sieroszewski - dopiero między

18 a 21 rokiem życia, choć życie płciowe „nadzwyczaj wcześnie" rozpoczynają255.Podobne obserwacje wyniósł Ch. Fürer-Heimendorf o ludzie Konyak- Naga z

Assamu, w północno-zachodnich Indochinach. M. F. Ashley- Montagu tłumacząc to przychodzi do wniosku, że między pierwszą menstruacją a pełną dojrzałością płciową leży dłuższy okres tak zwanej „relatywnej niepłodności"21.

Bliżej wyjaśnia to H. Karner: „Spostrzegamy nieregularność w pierwszych czterech latach, co potwierdza ten od dawna znany fakt, że właściwy wiek zdolności rozrodczej u kobiety rozpoczyna się najczęściej dopiero w cztery-pięć lat po pierwszym miesiączkowaniu. Wiemy, że oczywiście również już wcześniej może dojść do zapłodnienia. Jednak do jego prawidłowego funkcjonowania potrzebują żeńskie organy płciowe przygotowawczych cyklów, przebiegających w ciągu kilku lat. Dopiero bowiem po tym czasie dochodzi do owulacji powtarzającej się w regularnych odstępach, a także i ciałko żółte dopiero wtedy podejmuje swą pełną, regularną działalność"256.

Znamienne, że te same Trobriandki jako „mężatki, zachodzą w ciążę i często mają wiele dzieci" - powiada Malinowski.

Czyżby decydowało tu psychiczne nastawienie kobiety: świadomość, że skoro się jest mężatką, to po to, by mieć dzieci? A może bardziej wpływa co innego: że mężatka posiada tylko jednego mężczyznę? Bo „monogamia jest nieomal że regułą u Trobriandczyków" a „każde złamanie wierności małżeńskiej potępione bywa przez Trobriandczyków równie surowo, co u nas przez przykazania chrześcijańskie, czy prawo europejskie; nawet najbardziej purytańska opinia publiczna nie jest surowsza pod tym względem". „Za zdradę małżeńską mąż ma prawo zabić żonę". Na poligamię pozwala się tu zazwyczaj tylko wodzom, czarownikom i w ogóle „ludziom wyższej rangi". Dodajmy, że „w trobriańskiej opinii publicznej potępienie nieślubnego posiadania dzieci urasta do przepisu moralności". Nie mniej uwagi godne jest i takie spostrzeżenie o rozwiązłości

253 B. Malinowski, Życie seksualne dzikich w północno-zachodniej Melanezji, Warszawa2541938, s. 15, 45, 47, 167. " Tamże, s. 165.

255 W. Sieroszewski, Dwanaście lat w kraju Jakutów, Warszawa 1900, s. 306 i in.256 H. Karner, Die fruchtbaren und unfruchtbaren Tage der Frau, Wien 1935, s. 45.

Page 151: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

189

młodzieży: „Tradycja nie tylko pozwala, ale co więcej zachęca do takich rozwidleń normalnego życia erotycznego. Jak jednak zaraz zobaczymy, pomimo tego że tradycyjny usus i opinia publiczna dają tu swe oficjalne placet, rozgałęzienia te odczuwane bywają jako wykroczenia, jako coś anormalnego. Reagować na nie będzie nie całe społeczeństwo, lecz dotknięte nim jednostki"257.

Niemało osłabia kobietę pierwotną przedwczesne wychodzenie za mąż, przedwczesne wówczas ciąże, a bez porównania bardziej nadwerężają na zawsze jej organizm poronienia, gdy aplikuje je sobie jako młodziutka, nieledwie dziecko, mężatka.

Australijscy, na przykład, rodzice dają córkę mężowi w wieku 11-12 lat. Pierwsze swe potomstwo taka mężatka umyślnie roni lub rodzi i zabija. A przecież i ciężkie obowiązki tejże kobiety szarpią jej zdrowie, wyczerpują na pewno kobietę bardziej niż mężczyznę jego prace, Co gorsza: Australijczyk nie jest rycerski. W razie większego niebezpieczeństwa pierwszy ucieka, zostawia żonę z dziećmi na pastwę losu. I obchodzi się z małżonką - powiada P. Beveridge (1899) - jak z bydłem.

A czyż dodatnio wpływa na ciąże i przebieg porodów ustawiczna, nieraz ciężka włóczęga, koczownictwo? Nietrudno wtedy o poronienia z wypadku, naturalne, samoistne, niezawinione. Zwłaszcza w groźnych sytuacjach jakże tu łatwo o poród, o rozwiązanie, które musi się szybko dokonać i przez to samo naraża na śmierć noworodka, matkę, nawet oboje! Cóż tu mówić wtedy o opiece nad ciężarną, nad jej maleństwem! Chyba nigdzie dramat macierzyństwa nie potęgował się w życiu kobiety pierwotnej bardziej boleśnie, niż w takich okolicznościach! Chyba nigdy mozół obowiązków wobec dziecka nie wymagał od matki pierwotnej tyle męczeńskiej ofiary?

Czyż wobec całej wymowy warunków życia pierwotnego nie wynika nieomal samo przez się, że płodność kobiety tutaj nie bywała nigdy duża oraz że nie upowszechnił się typ rodziny z większą liczbą odchowywanych dzieci: wielodzietnej?

A ile musiała wynosić śmiertelność, żeby nawet ewentualnie nikła płodność kobiet pierwotnych nie zmieniała plemienia małoludnego w bardzoludne i to nie dopiero po tysiącach lat, jak to obliczaliśmy dla Australii, ale nieomal

natychmiast?Zdawałoby się, że powinna by redukować się do minimum. Tymczasem w tych

okolicznościach tak nie jest.Dlaczego?Bo tutaj ilość urodzeń poszczególnej kobiety może być nieprawdopodobnie

skąpa, i mimo to dawać niesłychanie wysoką stopę urodzeń na każdy 1000 ludności.

Co jest tego powodem?Tu na chwilę przenieśmy się do krajów cywilizowanych.Przytaczaliśmy, że Bułgaria ma w roku 1900 47,7%o urodzeń. Pod tym

względem stał wtedy ten kraj najwyżej w Europie po Rosji Europejskiej. Ale też Bułgaria ma wówczas największy w Europie procent kobiet zamężnych z grona kobiet zdolnych do rodzenia dzieci, to znaczy będących w wieku 15-49 lat: 70,8%. Rosja ma takich kobiet w latach 1896-97: 66,1%, a urodzeń 49,9%o.

Zobaczmy poza tym, jaką prawdę odsłaniają liczby urodzeń na 100 kobiet zamężnych.

Gdy w roku 1900 ma Bułgaria takich urodzeń 28,2%, a Rosja Europejska z lat 1896-97 29,9%, to Polska 28,7%; choć urodzeń na tysiąc ludności ma Polska w roku 1900 mniej niż Bułgaria, bo 44,0%o. Irlandia znów w latach 1896-1905 na każde 100 mężatek ma 24,9% urodzeń, aczkolwiek na każdy 1000 swej ludności ma w tym czasie zaledwie 23,2 urodzeń; ale też procent kobiet zamężnych w roku

257 B. Malinowski, Życie seksualne dzikich w północno-zachodniej Melanezji, dz. cyt., s. 98, 110, 121, 157, 195.S. Szulc, Zagadnienia demograficzne Polski, dz. cyt., s. 55-58.

Page 152: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

190

1900 wynosi w Irlandii na każde 100 kobiet w wieku 15-49 tylko 35,3%, gdy w Polsce 59,3%*.

Zanotujmy również, że na każde 100 ludności było w wymienianych tu latach kobiet zamężnych: w Rosji 16,2 %; w Bułgarii 16,9%; w Polsce 14,3% w Irlandii 9,1%, tudzież że procent kobiet niezamężnych w wieku 15-49 lat, to znaczy takich, którym uniemożliwiono legalne rozradzanie się - wynosił w omawianych tu okresach czasu: w Rosji Europejskiej

Współcześnie poziom współczynników urodzeń jest kilkakrotnie niższy w porównaniu ze stanem sprzed wieku. W 2002 r. w Bułgarii na 1000 osób przypadało przeciętnie 8,5 urodzeń, w Rosji - 9,7

urodzeń, w Polsce - 9,3. Jednocześnie Irlandia z 15 urodzeniami na 1000 ludności znalazła się w czołówce krajów o najwyższych współczynnikach urodzeń.

Źródło: Recent Demographic Development in Europe 2003, Council of Europe 2003. (red.)29,2%; w Bułgarii 32,9%; w Polsce 40,7%; w Irlandii aż 64,7%24. Na marginesie zauważmy, że obecnie po drugiej wojnie światowej zaczyna grozić Irlandii wymarcie nie z powodu neomaltuzjanizmu, ale późno zawieranych małżeństw258*.

Nie zdziwimy się teraz obliczeniami Ludwika Krzywickiego, mówiącymi, że jeżeli kobieta miewa wszystkiego dwoje dzieci, a płodzi zaledwie w ciągu dziesięciu lat swego życia - jak choćby u indiańskich Nootków, gdzie kobieta wychodzi za mąż mając 16 lat, a przestaje rodzić koło 25 roku życia: to jeśli ilość mężatek dosięga 25% ogółu ludności, roczna stopa urodzeń dochodzi do 50%o! Zdarza się też, zwłaszcza u wielożennych plemion na wyższych szczeblach kultury pierwotnej, że liczba mężatek sięga aż 39,5% ogółu ludności, jak u indiańskich Eusanichów w roku 1839; tonuje jednak wpływ takiej procentowości na przyrost naturalny znany nam fakt, że wielożeństwo nie sprzyja specjalnie populacji ogólnej w plemieniu.

A oto inne możliwości urodzeń.„Zwrócił na to uwagę d'Orbigny (1839 rok), że pomimo mniejszej liczby dzieci,

jaką średnio wydawała kobieta u Moxów i Chiąuitów, ale dzięki większemu odsetkowi mężatek, roczna stopa urodzeń wynosiła w latach 1828-30 aż 66,3%o i 71,2%o"259. „WśródBantu, w Unii Południowo- Afrykańskiej, stopa roczna urodzeń musiała wynosić wyżej 50%o, jeżeli spis wśród ogółu ludności znalazł 50,6% żyjących dzieci poniżej jednego roku"260.

Na najbliższy temu stan rzeczy wśród współczesnych społeczeństw cywilizowanych - natrafiamy jedynie w Rosji Europejskiej przełomu XIX i XX w.

Od połowy XIX do początku XX wieku stale utrzymują się tam urodzenia na poziomie powyżej 45%o, a często przekraczają 50%o. Gubernia Moskiewska, odpowiednik naszego województwa, ani razu w latach 1885- 1904 nie miała mniej niż 50%o urodzeń, a doszła do swego maksimum w roku 1902, dając 56,2%o urodzeń.

258„Irlandczyk, jeżeli obecna stopa spadku będzie nadal trwała, zniknie za niecałe sto lat (...). Grobem dla narodu są: emigracja, depopulacja wsi i zatłoczenie miast. W ciągu ostatnich stu lat ludność spadła w 26 okręgach z 6,5 miliona na mniej niż 3 miliony. (...) Wiejska Irlandia mogłaby wyżywić wygodnie 3 razy więcej ludzi niż obecnie. Według najnowszego spisu ludności tylko 35% całej ludności znajduje się w stanie małżeńskim. Z tych, co się żenią, 70% czyni to po 30 roku życia. Przeciętny wiek zawierania małżeństw wynosi u mężczyzn 35-40 lat, dla kobiet 30-35. Na wsi później niż w mieście. Przy obecnym systemie mniej niż troje dzieci na rodzinę" (P. B. Nooan, The Vanishing Irish, „Catholic Digest" 1949, nr 2, s. 117-119).* Liczbowe dane o stanie ludności oraz procesach demograficznych w Irlandii na przełomie wieków nie potwierdzają pesymistycznych prognoz dotyczących wyludniania się Irlandii. W 2002 r. w kraju zamieszkiwało 3,9 miliona mieszańców, co w porównaniu ze stanem z roku 1960 oznaczało przyrost o 39,8%. Systematyczny wzrost liczby ludności wynika - przede wszystkim - z notowanej od dziesiątek lat znaczącej nadwyżki urodzeń nad zgonami; zmieniała się ona w granicach od 9,9 w roku 1960 do 7,3 - w przeliczeniu na 1000 osób - w roku 2001. Jednocześnie prawdziwe jest twierdzenie o niewątpliwym wpływie późno zawieranych małżeństw oraz opóźniania decyzji o urodzeniu pierwszego dziecka na redukcję liczby urodzeń.

Źródło: Recent Demographic Development in Europe 2003, Council of Europe 2003. (red.)259 L. Krzywicki, Społeczeństwo pierwotne..., dz. cyt., s. 379.260 Tamże, s. 386.

Page 153: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

191

Uzupełnijmy, że w Polsce - obliczenia Krzywickiego - w niektórych latach 1862-

74 Wielkopolska i Mazury Pruskie dosięgały 48%o i nawet 51%o urodzeń; około zaś roku 1900 liczą urodzeń powiaty (dane S. Szulca): Inowrocław: 51,7%o; Strzelno: 52,0%o; Koło: 53,4%o; Łęczyca: 53,9%o; Sieradz: 54,4%o.

Gdy tedy mimo systematycznej, trwałej mody na małodzietność u kobiety pierwotnej, posiadają te ludy wielki promil urodzeń, to odpowiednio też wysoki musi być promil zgonów, jeśli zaludnienie ma się nie powiększać lub rosnąć bardzo wolno. A wiadomo z całą pewnością, że w ciągu setek tysięcy lat ludzkość globu niezmiernie wolno wzrastała. Nieomal wcale.

I rzeczywiście, ilość zgonów jest straszna.Na archipelagu Samoa, w drugiej połowie XIX wieku, jak oblicza G. Turner

(rok 1884), blisko połowa niemowląt mrze, a w plemieniu nowogwinejskim Kai (Ch. Keysser) 60% dzieci umiera w pierwszych latach życia. W Australii odsetek niemowląt zmarłych w pierwszych dniach życia - mowa także o drugiej połowie XIX wieku - wynosi 36,0%-44,0%, a nawet według E. M. Curra około 50% ogółu niemowląt261.

Jeden z poważniejszych badaczy stosunków ludnościowych Afryki Northcote W. Thomas ogłosił - 1910, 1913 - materiały o plemionach Nigerii.

261 Tamże, s. 235.Tamże, s. 319-332.

Page 154: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

199

U łbów jednożennych wypadało średnio na małżeństwo: w Agola 3,2 dzieci zrodzonych, z tego 2,0 żyjących; w Ododoma odpowiednio - 3,2 i 2,1; w Awka 3,9 i 0,8. U tychże łbów, ale wielożennych, było średnio na małżeństwo: w Agola 3,2 zrodzonych, z tego 1,3 zmarłych; w Ododoma: 3,5 i 1,3; w Awka 3,3 i 1,4. U wdów tegoż plemienia: Agola 4,9 i 2,2; Ododoma: 5,4 i 1,7; Awka: 3,5 oraz 0,8. U Edów 50% dzieci marło29.

„W Nigerii południowej śmiertelność wśród dzieci nie jest zbyt wielka przy porodzie - mówi inny badacz P. A. Talbot (1926) - ale osiąga wysoki poziom w ciągu 3-4 pierwszych lat życia. Twierdzę, że wśród niektórych ludów jedynie połowa dzieci zostaje przy życiu po przejściu tych lat". U Ekojów ledwie starczy urodzeń, by zastąpić dzieci, których mrze 67,7%. W wielu innych miejscowościach ledwie połowa dzieci żyje dalej262.

Zwróćmy uwagę, że choć śmiertelność australijska dotyczy ludów bardziej pierwotnych, niż plemiona badane przez Talbota i Thomasa, które choć jeszcze pierwotne, lecz znajdują się na pograniczu z cywilizowanymi, to podobne mniej więcej cyfry śmiertelności otrzymujemy wszędzie u pierwotnych.

I co uderzające, ciągnie się ten stan rzeczy nieprzerwanie aż do naszych czasów.Napotykamy podobne cyfry zgonów jeszcze w niektórych krajach wysoko

cywilizowanych XX wieku.W Indiach Przedgangesowych umiera w ciągu pierwszych dziesięciu lat życia

49,8% dzieci płci męskiej („United States Life Tables" 1921, s. 208). W połowie XX w. w Iranie, przy gęstości zaludnienia 10 mieszkańców na km2 umiera w niektórych okręgach przed dojściem do piątego roku życia na każde 100 dzieci około 65-70 dzieci.

Jeszcze w roku 1923 umiera w Anglii z Walią i Niemczech - w ciągu pierwszych trzech miesięcy życia 10-15% ogółu niemowląt263.

Ba, w latach 1876-80 wśród całej ludności Europy wschodniej i połu- dniowo-wschodniej wynoszą zgony 34,9%o. Jeszcze w latach 1896-1900 umiera tam 30,2%o, a podczas lat 1927-28 19,0%o.

W niektórych krajach spotykamy w wieku XX śmiertelność, żeby się tak wyrazić, pierwotną obok bardziej nowoczesnej: jak to zanotowaliśmy o kraju Jakutów czy Palestynie.

Aliści wysoka śmiertelność w stosunkach życia pierwotnego nie oznacza, by ludy prakultury czy późniejszych kultur pierwotnych - nie posiadały starców. Wszak wymieniliśmy starców już u Pigmejów. Selekcja naturalna z pewnością pozwalała dożywać nawet do późnych bardzo lat osobom o idealnej żywotności, bądź szczęściu życiowym. Bodaj więc w sedno rzeczy trafia opinia, utrzymująca, że starcy istnieli u Australijczyków, ale w liczbie nieznanej; a kto wie, czy poglądu tego nie można by uogólnić na każdy lud pierwotny. Być może nawet, że i ci starcy cieszyli się lepszym zdrowiem niż na ogół nasi starcy i że żyli dłużej niż przeciętnie ludzie obecni należący do osób po sześćdziesiątce lub dalej.

Ogromna śmiertelność była tedy jednym ze stałych towarzyszów całego dotychczasowego życia ludzkości.

262 Tamże, s. 319-321.263 Tamże, s. 235.

Page 155: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

200

Wynika z tego, że zmniejszona i to silnie śmiertelność jest zjawiskiem zdumiewająco nowym i liczy sobie może w skali ogólnoludzkiej dopiero kilkadziesiąt-kilkanaście lat życia.

Ta nieprawdopodobna długość czasów, gdy śmiertelność niszczyła do- woli ilość ludzi, narzuca przypuszczenie, że ludzkość jak gdyby pielęgnowała tę tragedię, a przynajmniej minimalnie się jej przeciwstawiała i to do ostatnich nieomal jeszcze lat.

Po co?Przede wszystkim po to, by nie narażać się na więcej dzieci.Posądzenie wygląda na potworne, cóż, kiedy stają za nim fakty. Świadczyłyby

one, że chęć wygody jest u ludzi silniejsza niż pragnienie ratowania człowieka od śmierci, a zwłaszcza dziecka; a nawet, że chęć wygody, jak to zaraz udowodnimy, jest bardziej przemożna, niż odraza do zabijania dzieci.

Czyżby tedy w dążeniu do wygody był człowiek najbardziej okrutny?Czyżby tu, na terenie ojcostwa i macierzyństwa, miało schron

- na wszelki wypadek - to, co w nas najbardziej egoistyczne? nieludzkie? krwiożercze?

Na pierwociny pielęgnacji śmiertelności napotykamy już w życiu ludów prakultury, które jak to zaobserwowaliśmy u Andamańczyków, nie zabijają dzieci, ale niektórym z nich „pozwalają umrzeć". Takim to powiedzeniem posługują się mocno dalej od ludów prakultury posunięci w rozwoju kulturalnym Ibibiowie, Afryka: wyrzucają oni - mówi Talbot (1926)- niemowlę, które przychodzi na świat nóżkami przy porodzie.

Indianki znów z najzimniejszego krańca Ameryki Południowej, z Ziemi Ognistej, kąpią niemowlę zaraz po urodzeniu w zimnym morzu o temperaturze, zależnie od pory roku od 4° do 9° Celsjusza. Przez to - powiada S. K. Lothrop (rok 1917) - „usuwa się bez jakiejkolwiek litości wszystkie dzieci prócz najzdrowszych i najsilniejszych"264. Zwyczaj znamienny i dziwny.

Dlaczego?Bo tubylców Ziemi Ognistej zalicza się do ludów prakultury, a więc do ludów o

najwyższej wśród pierwotnych moralności. Po wtóre: jak pogodzić opinię Lothropa z odmiennym zdaniem - z roku 1946 - pochodzącym z ust wybitnego etnologa Martina Gusinde, najznakomitszego obecnie znawcy Indian Ziemi Ognistej? Dodajmy, iż uczony ten został przyjęty do jednego z tamtejszych plemion Yamana. Powiada on: „Dla matki i dziecka jest taka kąpiel w morzu bardzo korzystna"265.

Być może, iż na tle spartańskiego sposobu życia tych Indian, bardzo ciężkich warunków, w jakich bytują: trudno, na przykład, tam o opał do przygotowania ciepłej kąpieli dla niemowlęcia; w oprawie z takich okoliczności, gdy w dodatku dzieli się z tubylcami razem dolę jak Martin Gusinde - kąpiel w zimnej wodzie morskiej może się wydawać korzystną, a nawet jedynie możliwym rodzajem kąpieli. Ale czy to zmniejsza niebezpieczeństwo dla noworodka? Czy odbiera tak ostremu zabiegowi charakter selekcji śmiertelnie niebezpiecznej dla niemowląt?

264 Tamże, s. 335.265 M. Gusinde, Urmenschen im Feuerland, Wien-Berlin 1946, s. 246.

Page 156: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

201

Nie ochroniłby chyba humanitaryzmu owych Indian ten, kto by przy tym się powoływał, że Fuegieńczycy ci, jako jeden z ludów prakultury, bardzo kochają dzieci, wierzą w Istotę Najwyższą, posiadają właściwą takim szczepom wysoką moralność i że matki tutaj, gdy im umiera dziecko, potrafią się nawet buntować przeciw Istocie Najwyższej. Bo czyż i współczesne nam katoliczki nie wierzą w Istotę Najwyższą? Czy nie wyznają wysokiej bardzo etyki? A jednak co roku wśród 400 milionów wyznawców Kościoła miliony kobiet dopuszcza się niszczenia w łonie dzieci poczętych. Czyż jednocześnie te same katoliczki nie buntują się przeciw Istocie Najwyższej, gdy umiera im któreś dziecko: ale to dziecko, które chcą, by żyło? Tak samo: czy można odmówić naszym katoliczkom, że nie kochają dzieci? Kochają, jednak z tym zastrzeżeniem: że nie te dzieci, które zabiły przed przyjściem na świat. Kochają jedne, zabijają drugie.

Atoli podobieństwo do naszych kobiet wzrasta zarówno w metodach pielęgnowania śmiertelności, jak w liczbie odchowywanych dzieci, gdy brać również pod uwagę inne obserwacje z Ziemi Ognistej, mianowicie P. Hyadesa i J. Denikera z lat 1881-83. Stwierdzają oni spędzanie płodu jako zdarzenie powszechne, a przy tym płodność u kobiet bardzo dużą, zdolność do macierzyństwa trwającą do lat pięćdziesięciu, wydawanie na świat przeciętnie czworga potomstwa, a odchowywanie średnio dwojga266. Poza tym Fuegienki uprawiają i zabijanie dzieci już urodzonych.

Podobnie kąpielami uśmiercają dzieci inne ludy indiańskie, tyle, że dalej posunięte w kulturze, a Indianie Wirginii - pisze W. Strachey (rok 1707) - pozbywali się w ten sposób pewnej ilości dzieci, które już zaczynały chodzić267.

Jedno z najbardziej archaicznych plemion paleo-australijskich - znani nam Kurnaje, lud prakultury - zaręczali, że nie mordują niemowląt, ale jeśli przeznaczyli któreś dziecko na śmierć, zostawiali je w opuszczonym przez siebie obozie. Dziecko marło tam z głodu, pokryte rojem much i mrówek, jeżeli przedtem nie pożarły go dzikie psy268.

Cóż wszystkie te poczynania rodziców względem niektórych dzieci oznaczają, jak nie różne rodzaje jednej i tej samej czynności: pielęgnowania zgonów dodatkowych, nadzwyczajnych.

Echa takiego postępowania widzimy nadal w późnych już stadiach rozwoju, a więc u wyższych kulturalnie ludów pierwotnych, szczególnie wobec dzieci, które bardzo silnie powiększają rodzinę: bliźniąt. Ale nie dlatego skazuje się je teraz na śmierć, że wymagałyby za wiele naraz pokarmu od matki, bądź że za ciężko byłoby matce podróżować z jednym z bliźniąt na karku i drugim na biodrach w skwarne dni, bo te niedomagania można by tu przezwyciężyć. Mistyką zastępuje się tu teraz prostą dawniejszą motywację. Tłumaczy się tedy nad dolnym Nigrem, że bliźnięta sprowadziłyby zemstę bogów, dlatego puszcza się je w koszykach na wodę, lub, jak u Bakarewów, zostawia się je w garnkach wśród sitowia, bądź na którejś z dalekich wysepek. Krokodyle i mrówki wyręczą w tych wypadkach rodziców w zabijaniu

266 L. Krzywicki, Społeczeństwo pierwotne ..., s. 249.267 Tamże, s. 335.268 Tamże, s. 387.

Page 157: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

202

(A. G. Leonard, 1906; E. Hurel, 1911), a rodzice łatwiej tę tragedię dzieci zniosą, bo nie będą na to patrzyli269.

Te i inne rodzaje pielęgnacji śmiertelności mówiłyby, że człowiek kuszony do dzieciobójczej regulacji potomstwa, napotykał w samym sobie na opory w początkowych stadiach takiej praktyki. Nie posiadał jeszcze za sobą tradycji zabijania dzieci: wszak najpierwotniejsi nie regulowali w ten sposób ilości potomstwa. Nie miał więc sumienia zabijać wprost. Wzdragał się. Szukał sposobu pośredniego. Chciał niejako oszukać sam siebie. Dlatego co najwyżej „pozwalał umrzeć" wybrakowanym przez siebie dzieciom, na ile mógł oddalał od siebie miejsce ich śmierci i starał się umotywować to postępowanie jakimiś „wyższymi" względami.

Dopiero po takiej zaprawie ćwiczonej przez plemię nie wiadomo jak długo, brnął już bez skrupułów. Na tej, być może, drodze przechodzono od tolerowania pielęgnacji śmiertelności do zwyczaju pielęgnowania jej, do tworzenia sztucznej śmiertelności za pomocą bezpośredniego już zabijania. Kiedy? Ilekroć za mała liczba zgonów naturalnych groziła wie- lodzietnością; bądź gdy dziecko przychodziło na świat, gdy poprzednie musiało jeszcze korzystać z piersi matki; zresztą, z najrozmaitszych pobudek.

A zamierzchłe te sposoby pielęgnowania śmiertelności tłukły się długo po świecie. Niejedne przetrwały wśród wysoko cywilizowanych narodów - w Egipcie starożytnym, Helladzie. Mówiliśmy o porzucaniu dzieci do dziś w Chinach. W kraju Jakutów jeszcze w końcu XIX wieku wkładano noworodka do koszyczka zrobionego z kory, a owiniętego w skórę renifera i zawieszano na przydrożnym drzewie, by przechodnie zauważyli i ewentualnie uratowali nieszczęsne niemowlę270.

Z kolei widzimy podobne etapy, tyle że w odwrotnym kierunku: od dzieciobójstwa do tolerowania życia „niepożądanych" dzieci.

Szczególnie trudności mają tu ludzie pierwotni, gdy urodzą się bliźnięta, które, jak dopiero co nadmieniliśmy, gdyby oboje odchowywać, gwałtownie zwiększyłyby liczebność dzieci w rodzinie. Dlatego na uszanowanie życia każdego z takich noworodków ciężko jest zdobyć się nawet plemionom, które już planują większą dzietność swych rodzin.

W Kongo u Kuków, w pierwszą noc po urodzeniu (J. Vanden Plas, 1910) ojciec zostawia bliźnięta w pustym polu. Jeśli nic złego im się nie przytrafiło, są wychowywane. U Wanyamwezów bliźnięta są opodatkowane (P. Reichard, 1889). Natomiast u Mangbetu, Basonge, Mayobe - wita się już bliźnięta jako zwiastunów szczęścia, tylko matki tych bliźniąt są niezadowolone (C. Overbergh, 1907-1909)271. •

Oczywiście: nie zawsze, nie wszędzie, nie w każdej epoce, plemieniu, rodzinie musiał u pierwotnych ewoluować rozwój regulacji potomstwa od stadium

269 Tamże, s. 301.270 S. A. Prikłonski, Tri goda w Jakułskoj obłasti, „Żiwaja Starina" 1891, III, s. 91; N. S. Gorochow,

Uczast biednych dietiej w Jakutskoj obłasti, „Izwiestja Wostoczno- Sibirskogo Imperatorskogo Rossijskogo Geograficzeskogo Obszczestwa" 1884, t. XV, s. 100.

271 L. Krzywicki, Społeczeństwo pierwotne..., dz. cyt., s. 303.

Page 158: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

203

pielęgnowania śmierci dzieci do ich zabijania. Ale na ogół nie inaczej rozwiązywano problem, dobudowując z czasem nowe metody wywoływania sztucznej, dodatkowej śmiertelności, jak choćby poronienia, by wreszcie komponować prócz tamtych także środki mniej jaskrawe, już nie mordercze, choć równie skuteczne.

Weddyjkom i Andamankom marło tyle dzieci, że nie potrzebowały się lękać przeludnienia rodzin, a może i porodów nie w porę. Wielka i naturalna śmiertelność wśród „czystych" niższych myśliwców, czy weźmy szerzej - ludów prakultury - zapobiegała przeludnieniu terenu, przeludnieniu w szczepie. Ale już Kurnajom snadź to nie wystarczało, bądź nie chcieli lub nie zawsze chcieli - wola ludzka! - chwytać się w tych wypadkach humanitarnych metod, jak wstrzemięźliwość obopólna, bądź jakichś innych, specjalnych metod, praktykowanych, być może, wśród takich okoliczności przez same kobiety „czystych" niższych myśliwców, ludów prakultury. Zabierali się tedy do pielęgnowania dodatkowej śmiertelności: by nie odchowywać niepożądanych dzieci.

A znów bardzo płodne Indianki z Ziemi Ognistej, choć równie pierwotne w kulturze, jak niewiasty Kurnajów, specjalizowały się dalej w degeneracji. Nie było im dosyć kąpieli, którymi zaziębiały na śmierć noworodki, zabijały więc dzieci już zrodzone i sięgały do trzeciego środka: zabijały dzieci dopiero poczęte, a więc spędzały płód. Nieomal na poczekaniu - bo od przybycia białych - posunęły się tedy w specjalizacji swej postawy wobec dziecka dopiero poczętego i wobec już urodzonego dziecka - o setki tysięcy lat, postarzały się i zniżyły w ten sposób do poziomu współczesnych nam kobiet. Ciekawa byłaby odpowiedź ściślejsza, od kiedy się ta degeneracja u nich zaczęła. Ale ponieważ są to kobiety prakultury, dowodziłoby to, że już w najdawniejszych czasach, możliwe były równie degeneratywne i równie błyskawicznie przebiegające modele planowania dzieci, zwłaszcza na terenach niegościnnych klimatycznie i ubogich w gotowe płody ziemi. Oczywiście: o ile suponować, że spostrzeżenia Hyadesa i Denikera istotnie odpowiadają stosunkom panującym w końcu ubiegłego stulecia u przylądka Horn.

Czymże jest pielęgnacja śmiertelności, jak nie jedną z odmian stanowiska neomaltuzjańskiego?

Ludzie pierwotni, ale późniejszych kultur, niczym neomaltuzjanie XX wieku, dbali nade wszystko o swoje interesy osobiste: by dzieci nie przeszkadzały im do szczęścia. Myśl o całości plemienia nie przejmowała ich, zupełnie tak samo, jak dziś neomaltuzjan. I kierownictwo plemienia też układało swój stosunek do dzietności wyłącznie negatywnie: by potomstwo nie przeszkadzało, nie narażało szczepu na zbyt dotkliwe obowiązki, by możliwie nie wyprowadzało całej grupy plemiennej z błogiego konserwatyzmu.

Zobaczymy to w całej jaskrawości w następnych rozdziałach.W tej chwili powiedzmy tyle, że skutki tego oględnego stanowiska - społecznie -

były te same, co współczesnego neomaltuzjanizmu: przede wszystkim niepewność egzystencji plemienia.

I rzeczywiście, lada epidemia, czy bardziej krwawe porachunki z sąsiadami, jakaś katastrofa w wyprawie na pobliskie morze, pożar dżungli, większy głód, a

Page 159: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

204

zwłaszcza dłuższy głód - kładły małoludne plemię pokotem lub zostawiały przy życiu same niedobitki.

Gdyby ówczesne plemiona przyjąć za narody, to u pierwotnych stale wymierały jakieś „narody". Ale i stale jakieś społeczeństwa powstawały. Coś jak w świecie bakterii.

Życie ludzkie fermentowało szybciej nie tylko dlatego, że pokolenia żwawiej po sobie następowały, że trzydziestoletnie kobiety stawały się babkami, że wcześniej umierano, że niemal wyłącznie widziało się wśród ludzi tylko młodych: ale że egzystencja plemion wegetowała jak na wulkanie. Ich ciągłości biologicznej ustawicznie coś groziło aż do fundamentów. Jak dziś społeczeństwom złożonym z neomaltuzjan. Tyle że w wielkich skrótach analogiczne procesy zachodziły, w uproszczeniu, niejako w schemacie. I z tą różnicą, że w naszych czasach na powstanie nowych narodów trzeba czekać wiekami; jak chyba również aż wieków trzeba, by jakiś naród współczesny naprawdę wymarł ze szczętem.

Ale jakie rozmiary przybierała śmiertelność pielęgnowana, nie ta zabijająca byt plemienia, lecz ta umożliwiająca mu egzystencję siaką taką, ogólnie przyjętą? Wśród Indianek Ziemi Ognistej, na przykład, trafiały się kobiety, co rodziły i po czternaścioro dzieci do 50 roku życia, a teren nie zagęszczał się mieszkańcami lub nieomal nie zagęszczał się zupełnie...

ROZDZIAŁ VIII KONTYNENT BEZ CYWILIZACJI

Australia, to jedyny ląd zamieszkały aż do przybycia białych ludzi wyłącznie przez ludy pierwotne. Toteż mozaika zjawisk ludnościowych, jakie tu zastano, obrazuje z wielką plastyką mnóstwo procesów populacyjnych z okresu bez mała całej historii ludzkiej, wyjąwszy sam chyba tylko prepa- leolit i, oczywiście, tysiąclecia metali. Zachowały się bowiem tutaj nie tylko ludy późniejszych kultur pierwotnych, jak choćby matriarchalnej, ale szczątki plemion z prakulturą, jak Juinkuri, Kamilaroi, Kulin, Wiradiuri, nie mówiąc już o znanych nam ze wzmianek w tej książce Kurnajach lub wyspiarzach Tasmańczykach, których kulturę, jak pisaliśmy, zestawia się z tak prastarą, jak neandertalska z Krapiny.

Ale ludy pierwotne, to minimum zaludnienia na ich terenach.Co wpłynęło, że ten minimalizm ludnościowy na tak znacznych przestrzeniach

utrzymał się aż do naszych czasów?Wiadomo, że słaba płodność i wystarczająca śmiertelność naturalna, samorzutna,

organiczna, tudzież dostateczna przy tym ilość pożywienia w postaci gotowych płodów przyrody - nie przyśpieszały w świadomości małżonków pierwotnych odkrycia, że przez zabicie dziecka można by poprawić byt już żyjącym członkom rodziny, łub zapewnić życie ssącemu jeszcze dziecku, bądź ułatwić matce pieczę nad dziatwą. Nie uświadamiało sobie też plemię, gdy żywności było w bród, a bezpieczeństwo podczas koczowania zapewnione, że łatwiej byłoby przetrwać ze skromniejszą liczbą osób i lżej koczować z mniejszą ilością niemowląt.

Ale jeśli klimat się pogarszał? Na przykład gdy się oziębiał - wyjdźmy tu i poza Australię - w sferach dziś umiarkowanych z powodu lodowca? Lub jeżeli na lądzie,

Page 160: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

205

nawet tropikalnym jak Australia, z roku na rok potęgowała się susza: a działo się tak na Saharze podczas neolitu, na przełomie z naszą erą i potem w pierwszym jej tysiącleciu w Iranie, Mezopotamii i Małej Azji, bądź dziś na pewnych przestrzeniach ZSRR lub USA? Jeżeli wędrować trzeba było na nowe, zupełnie nieznane, znośniejsze klimatycznie tereny - kilkaset lub więcej kilometrów wśród roju niebezpieczeństw? Albo i gdy nie potrzeba było ruszać się z rejonu, gdzie się od prawieku koczowało, ale przychodziły tu lata nieurodzaju w sezonie owocowania roślin jadalnych? Lub - przestąpmy i tu ląd australijski - gdy plemię nagle spostrzegło, że ziemia przez nie zamieszkana ma granice dla swego za-ludnienia, bo przecież jest wyspą? W takich okolicznościach, często przy akompaniamencie rozpaczy, atakowała człowieka pierwotnego myśl, że za pomocą dzieciobójstwa można by przecież zapobiec niejednej biedzie, a atakowała tym natrętniej, im dłużej nie ustępowała wyjątkowa, ciężka sytuacja.

Dlaczego jednak dochodziła do głosu właśnie sugestia dzieciobójstwa?Kusiła radykalnym rozwiązaniem.A jakie jej źródła psychiczne? Jakiej taktyki chwytała się ta pokusa wobec

sumienia człowieka prymitywnego? Do których to czynów, bliskich myśli natrętnej o dzieciobójstwie, a już wcześniej przez człowieka pierwotnego praktykowanych wobec niemowląt, musiała ta sugestia się doczepiać, by skłonić do dzieciobójstwa?

Oto zawsze się zdarza, że niektóre noworodki przychodzą na świat jako kaleki, potworki: natura bowiem nie znosi schematu, jest nieobliczalna w swych kreacjach. Takie niemowlę-potworek o budowie koszmarnie nienormalnej na pewno przerażało człowieka pierwotnego; podczas gdy noworodek-kaleka, ślepy lub ledwie żywy - wzbudzał litość; jedno zaś i drugie uczucie prowadziło do tego samego pomysłu: odebrania życia takiemu maleństwu. To chyba były najdawniejsze motywy dzieciobójstwa, które wywołały z kolei najbardziej archaiczny typ zabijania dzieci, na który tym łatwiej było się człowiekowi pierwotnemu zdecydować, że z pozoru wyglądał taki mord na usprawiedliwiony. W jakiej zaś mierze te właśnie motywy przemawiają do prostaczej psychiki, można i dziś sprawdzić: zabijanie bowiem noworodków-potworków lub nadnormal- nie fizycznie rozwiniętych obserwowano jeszcze na początku XX wieku, w szeregu krajów europejskich, kulturalnie zapóźnionych, których społeczeństwa, jako chrześcijańskie, wyrugowały u siebie, zdawałoby się od stuleci, wszelkie mordercze typy regulacji potomstwa.

Nic nie upoważnia do sądzenia, by inny typ regulacji, niż planowanie zmierzające do pożądanej jakości, był najwcześniej, najdawniej praktykowany. I rzeczywiście, jak wiemy, planowanie - jakości dzieci - przekazała nam etnologia jeszcze z prepaleolitu, bo z życia na Andamanach, choć nie w postaci zabijania potworków, a dzieci o domieszce krwi obcej. Być więc może, że również z eolitu pochodził zwyczaj zabijania noworodków patologicznie zbudowanych. Stanowiłoby to zaprawę pod zabijanie następnie dzieci w innych celach, niż jakościowe; byłby to pomost dla psychiki, żeby się z tą zbrodnią łatwiej oswoiła.

A okoliczności, by regulować nie samą jakość, ale i ilość, władne były na kontynencie australijskim silniejszy wywierać nacisk, niż może na jakimkolwiek innym wielkim lądzie: tylko bowiem peryferie Australii zapewniały tubylcowi

Page 161: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

206

łatwiejszą wegetację, utrzymanie z gotowych płodów przyrody. Uboższe zaś są i te tereny od dolin Indusu, Gangesu, Nilu czy Jangcy-ciangu. Jeżeli zaś, co więcej, prawdą jest przypuszczenie, iż ląd ten od kilku tysięcy lat wysycha, sam klimat wypychałby ludy usadowione pierwotnie w jego ogromnym wnętrzu, a więc prawdopodobnie liczne szczepy - na krawędzie kontynentu. Jeśli zaś nawet to nie zorientowałoby tych plemion, że ich przestrzeń życiowa maleje, wszakże nie zmieniałoby faktu, że kraje, w których mogło się wiele ludów krzewić, zamieniały się w pustynie.

Ta podbudowa z klimatu i gleby utrwalałaby mniej lub więcej zacofanie ludnościowe Australii. Aliści nie musiała o tym decydować. Wiemy z historii zaludnienia delty Nilu, że w niedorozwoju liczby ludzi mieści się coś więcej niż sam skutek niesprzyjających warunków gospodarczych. A znów z postępowania Andamańczyków, którzy planowali jakość, nie ilość, można wnosić, że planowanie w celach luksusowych poprzedzało wszędzie planowanie ilości: planowanie ze względów gospodarczych czy społecznych. Nie warunki materialne zrodziły myśl regulowania potomstwa, a wola ludzka. Jeżeli tedy, gdy odkryto ląd australijski, zaprezentował on całe swe neomaltuzjańskie - w archaicznym, oczywiście wydaniu - oblicze, mówi to, że ludy tubylcze pogrążyły się tu od mnogich tysiącleci w beznadziejną łatwiznę, rozwiązując swe sytuacje ludnościowe. Nie tyle może nawet o łatwiznę je posądzać, co o okrucieństwo.

Już poprzednia wzmianka o Kurnajach, którzy „pozwalali" umrzeć pozostawionym przez siebie dzieciom, wprowadziła nas w atmosferę regulacji.

Zabijano dzieci i w innym, należącym tak samo do prakultury, plemieniu: Kulin, ze stanu Wiktoria.

Powiemy też o trzecim regionie - również przynależnym do prakultury - o Tasmanii, gdzie tubylcy, jak to zauważyli Europejczycy, parali się pono i dzieciobójstwem oraz uprawiali poligamię.

Można się jednak pocieszać, pomijając Tasmańczyków, że u ludzi z Kulin i Kurnaj dzieciobójstwo nie pochłaniało nigdy wiele ofiar. Krwawe te praktyki skłonni są i tu etnologowie kierunku kulturalno-historyczne- go tłumaczyć jako zdarzenia wyjątkowe, które nie zdążyły rozszerzyć się w zwyczaj, w epidemię. Wyrażałyby one zaledwie nalot, nabytek od sąsiadów, dalej posuniętych w rozwoju, a należących do kultur wyższych, zwłaszcza matriarchalnych. Według tego poglądu australijskie plemiona prakultury i pierwszych zaraz po nich z kolei w pierwotności, tak zwanych kultur „zasadniczych" - nie zabijają dzieci, a przynajmniej nie dopuszczają się tego ze zwyczaju pradawnego, bo go wśród nich jeszcze nie mogło być272.

Najprawdopodobniej tedy wypadki dzieciobójstwa, które zastali Europejczycy także u australijskich ludów prakultury, wyniknęły li tylko ze skrzyżowania się najrozmaitszych wpływów plemiennych po najściu Europejczyków, z pewnego rodzaju „wędrówki ludów", jaka nastała wtedy w tej części świata, z przemieszania łącznie z tym obyczajowego i z ogólnego w rezultacie chaosu. Inwazja bowiem europejska, jak każda inwazja, nawet w najbardziej cywilizowanych krajach, tym

272 W. Schmidt, w: Die Völker und Kulturen, dz. cyt., s. 171 i in. B. Malinowski, Śmiertelny problemat, „Marchołt", Warszawa, lipiec 1937, s. 433.

Page 162: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

207

bardziej tu, wśród pierwotnych, mogła bardzo silnie obniżyć morale plemion. W takich okolicznościach w każdym przecież pobitym, zwyciężonym społeczeństwie- wpływ niezwyczajny uzyskują elementy najbardziej etycznie podejrzane: w Australii reprezentowały ten odłam gromady najdalej posunięte w kulturze. Nie załamują się w takich czasach tylko grupy najwartościowsze: w tym wypadku na miejscowym gruncie były to plemiona prakultury i w mniejszej już mierze - kultur pierwszorzędowych. U tych tedy ludów- moralnie najzdrowszych - należy traktować dzieciobójstwo co najwyżej jako wypadki sporadycznego załamywania się.

Ale zdarza się też w chwilach powszechnego kataklizmu, że łamią się i przedstawiciele grup wysokowartościowych. Co gorsza: właśnie u nich ów rozstrój moralny, staczanie się obyczajowe, przybiera wtedy oblicze wyjątkowo katastrofalne. Tasmańczycy symbolizowaliby w tych stronach świata taki katastrofizm. Można by rzec, iż Tasmańczycy nie tylko nie mogli przeżyć niewoli, i wymarli na poczekaniu, lecz nie starali się przeżyć nawet swych ostatnich chwil na poziomie dawnego, rodzimego obyczaju.

Kto by tedy traktował etykę ludów pierwotnych z okresu inwazji europejskiej - zresztą nie tylko w Australii - za przejaw dawnych w tym względzie norm, popełniałby taki błąd, jak reporter zwycięskiej armii czy rewolucji, który przedstawia moralność pobitego, zniszczonego narodu, czy leżącej pokotem, zanarchizowanej klasy społecznej - za wykładnik właściwego temu rodowi, bądź klasie, normalnego stylu życia.

Z tym tedy zastrzeżeniem przyjmować będziemy świadectwa podróżników po Australii nie zapominając poza tym, że podawane przez nich fakty i tłumaczenie tych zjawisk, zawarte w ich książkach, to dwie różne rzeczy. Ale też, jeżeli nawet słuszną analizą chcieć by osłabić wymowę faktów, to bądź co bądź należy przedtem je znać.

Czerpać tu będziemy z materiałów nagromadzonych przez Ludwika Krzywickiego, który pierwszy z uczonych polskich ocenił doniosłość stosunków ludnościowych wśród pierwotnych i zebrał owoc swych badań w pracy Primitive Society and its vital statistics273. Wartość tego opracowania nie płynie ani z jego kompozycji, ni tym bardziej ze stylu: pisał ją bowiem starzec. I komentarze do przytaczanych w tej książce autorów i ich prac - nie zawsze dziś przemawiają: metoda bowiem naszego uczonego jest przestarzała. Natomiast pociąga ogrom erudycji i zdumiewające bogactwo źródeł, a nauka, nie tylko nasza, niemal nie tknęła tej kopalni wiadomości.

Co uderza w Australii?Sprymitywizowanie ostateczne regulacji potomstwa, redukcja metod do dwu

głównych środków: dzieciobójstwa i poronień, ponadto współdziałanie na tym polu inicjatywy prywatnej z publiczną. Zresztą poronienia, to też zabijanie dzieci, tylko że dzieci poczętych.

273 Praca, wydana najpierw po angielsku - Primitive Society and its vital statistics (stron 589, rok 1934), ukazała się następnie po polsku - Społeczeństwo pierwotne, jego rozmiary i wzrost (Warszawa 1937, stron 442).

Page 163: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

208

Pierwszą z tych inicjatyw, jak wszędzie u pierwotnych, reprezentuje kobieta, przede wszystkim matka; drugą - plemię.

Cała rozpiętość motywów, jakimi się przy tym kieruje kobieta, dostatecznie chyba uwypukla R. Brough-Smyth (rok 1878), przytaczając opowiadania podróżników Chauncy ego i Souefa.

Gdy Chauncy pytał Australijkę, czemu zabiła niemowlę, ta wskazując worek na grzbiecie dała do zrozumienia, że jest tam miejsce tylko na jedno dziecko i rzekła: „Kiedy drugie dziecko przyszło na świat, wygrzebałam za swoją chatą dół w piasku i uderzywszy lekko noworodka po główce, położyłam je do dołu i płakałam. Niemowlę też płakało, nie mogłam tego znieść dłużej. Podeszłam i uderzyłam tak, że zabiłam. I wtedy kilka dni płakałam"274. Inna natomiast dzieciobójczyni, która roztrzaskała własnemu dziecku główkę o drzewo, odpowiedziała chłodno A. Souefowi: „Zanadto wrzeszczał ten mały..

Co za połączenie miłości i zabójstwa! „Nerwów" i zabójstwa!„Oskarżają często Australijkę - powiada H. Basedow (rok 1925) o nie- czułość

względem własnego potomstwa. To oskarżenie świadczy o nieznajomości rzeczy, a z drugiej strony jest niesprawiedliwą potwarzą. Matka- tuziemka żywi przywiązanie do swego dziecka tak samo głębokie jak większość białych kobiet i jej pieszczoty są pełne patetycznej wymowy"275.

Tom Petri (1904), mówi, że jeśli Australijka nie zabije dziecka zaraz po urodzeniu, to gdy w latach późniejszych zostanie ono kaleką, matka otacza je największą pieczołowitością276. „Tubylcy Wiktorii - pisze znacznie wcześniej (1854) St. E. Parker - mają sporo uczucia dla swych dzieci (...), a jednak nie ma wątpliwości, iż dzieciobójstwo posiadało wśród nich duże rozmiary"277.

Skąd tkliwość i zabijanie? Jak na Ziemi Ognistej!„Na tym szczeblu kultury niemowlę pozbawione piersi matczynej jest skazane

na śmierć z głodu". „Pokarm - bowiem - spożywany przez tubylców jest tego rodzaju, że dziecko musi mieć mocne zęby, zanim częściowo będzie odstawione od piersi".

Zatem musi mieć kilka lat.Toteż Australijka długo karmi. Dwa lata i więcej (J. Fraser, E. J. Eyre, 1845).

Dwa do trzech (G. Taplin, 1874). Trzy i nawet cztery lata (Bonwick). Co najmniej trzy lata (E. M. Curr, 1886-7). Cztery lata i dłużej (W. Wyatt). Powyżej pięciu (G. Bennet). Dlatego „jeśli matka umiera, kładą z nią do grobu jej żyjące niemowlę", nie uważając tego za zło.

„Zresztą takie rozumowanie wyróżnia nie tylko ludy niskiej kultury, jak Australijczycy, Buszmeni i Kalifornijczycy, ale jest obecne także wśród osiadłych rolników-barbarzyńców: czy to w Melanezji - jak informuje J. Holmes - u rolników niższego szczebla rozwojowego, czy wyższego - u Dajaków na Borneo: o czym wiemy od F. W. Legatta i H. Ling Rotha (1896). A zdarzają się takie pogrzeby i „u hodowców reniferów, Czukczów, gdzie dziecko jest chowane ze zmarłą matką". Co

274 L. Krzywicki, Społeczeństwo pierwotne..., dz. cyt., s. 233.275 Tamże, s. 65276 Tamże, s. 36.277 Tamże, s. 23.

Page 164: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

209

gorsza, u Dajaczek żadna niewiasta - mówią ci sami Legatt i Ling Roth - nie podejmuje się karmić niemowlęcia zmarłej matki, by nie zaszkodzić swemu dziecku278.

Czyżby tu jeszcze jeden rodzaj zamaskowanego ostrożnością, z może zabobonem, pielęgnowania śmiertelności?

Nie koniec na tym.Odbierano życie jednemu z bliźniąt, niekiedy dwojgu, by nie mieć za wiele

naraz dzieci do karmienia piersią: znów prawie powszechny zwyczaj u plemion na wyższych szczeblach rozwoju.

„Jeśli matka miewa dzieci w zbyt rychłym następstwie, niemowlę bywa zabijane. Na swoje uniewinnienie - wiemy to od C. W. Schurmanna - kobiety powiadają, że nie mogą jednocześnie karmić dwojga dzieci; mężczyźni zaś umywają ręce oświadczając, że nigdy nie są obecni przy morderstwie"279.

I tak się dzieje nie tylko w Australii.Długie karmienie jest zasadą w Ameryce tubylczej, zarówno wśród myśliwców,

jak wyżej posuniętych rolników-barbarzyńców.„A. N. Labeca de Vaca, jeden z pionierów lądu amerykańskiego, zaznacza, że

dzieci ssą do 12 roku życia, a to, jak mu objaśnili tuziemcy, z powodu wielkiej jałowości kraju: niekiedy dorośli pozostają 2-3 dni bez jadła i dlatego pozwalają dzieciom zaspakajać głód piersią matczyną". Indianie dowiedzieli się dopiero od ludzi białych o istnieniu mleka dla dzieci.

Tak samo rolnicy - barbarzyńcy Melanezji nie wyłamują się spod tego zwyczaju, jak również Murzyni afrykańscy, pozostający na znacznie wyższym szczeblu rozwoju, a także ludy będące w obrębie wpływów kultury hinduskiej280.

W mierze równie „poważnej jak długie karmienie ciążyła na losach niemowlęcia inna okoliczność, a mianowicie tułaczy tryb życia, zwłaszcza w okresach posuchy, kiedy trzeba było dokonywać znacznych wędrówek". Naówczas dziecko, „które z konieczności znajdowało dla siebie miejsce na karku matki, stawało się dla niej wielkim brzemieniem". Stąd gdyAustralijki chciały się usprawiedliwić przed białymi z zabicia dziecka, wskazywały - mówi Brough Smyth - na worek na grzbiecie, w którym noszą niemowlę: że jest tam miejsce tylko dla jednego dziecka281.

Atoli „dzieciobójstwo tylko z pozoru było sprawą obchodzącą jedynie matkę.Dla gromadki pospołu koczującej, zmuszonej dokonywać ciągłych, niekiedy

dalekich wędrówek, często zwijać obóz w wielkim pośpiechu, mniejsza o powody tego, nie było rzeczą obojętną, czy jedna lub kilka kobiet dźwigało na karku dzieci. Jednej można było zawsze pomóc, a okazać tę pomoc mogły inne wolne od takiego ciężaru kobiety. Inaczej rzecz się miała, gdy kilka niewiast było obarczonych dziećmi. Przystanki w podroży musiały być wtedy częste, zatrzymanie się dłuższe, zwłoka dotkliwsza".

Sprawa „dziecka stawała się sprawą ogółu.

278 Tamże, s. 227.279 Tamże, s. 228.280 Tamże, s. 226.281 Tamże, s. 229.

Page 165: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

210

I dlatego im większą liczbę kobiet oczekiwała perspektywa pielęgnowania dziecka, tym dzieciobójstwo mogło posiadać większe rozmiary, w ogóle wzrastało w silniejszym tempie, niż liczba matek spodziewających się dziecka"282.

To stabilizowało zbrodnie.Dlatego F. Bonney (1884) przypuszcza, że u ludów pierwotnych nad rzeką

Darling „istniał zwyczaj zabijania niektórych dzieci zaraz po urodzeniu, żeby zaoszczędzić mozołu i ciężaru podczas posuch, kiedy trzeba było przebywać znaczne przestrzenie dla wyszukania pożywienia i wody"283. Przeto mordowanie nie zależało tylko do widzimisię rodziców, „jedynie tolerowanego przez plemię, ale urastało do roli urządzenia trwałego, społecznego, nad którym rozciągała pieczę rada plemienna, a właściwie plemienna opinia publiczna".

Spotykamy nawet zarządzenia o charakterze nie wiadomo, czy bardziej nieludzkim, czy prestiżowym.

Rada na przykład jednego z plemion Wiktorii (R. Oberländer, 1863) uchwaliła w pewnym wypadku wymordowanie wszystkich dzieci-mie- szańców.

Rady innych plemion szły dalej: u Birriarów - referuje E. M. Curr (rok 1886-7) - pozwalano małżeństwom posiadać dzieci dopiero wtedy, gdy rodzice liczyli 30 lat, chociaż zawierano tam małżeństwa w wieku 14-16 lat284.

Natomiast wiele wskazuje na to, że nie kierowano się strachem przed przeludnieniem.

„Idea o przeludnieniu - odzywa się Curr o Bangerangach z Wiktorii - nigdy nie postała w ich głowach i to samo powtarzają F. J. Gillen i B. Spencer (1899) o Australijczykach środkowych dzielnic lądu. Jedynie u A. W. Howitta (1865) znalazła się z powodu Miningów wzmianka, że źródłem usuwania niemowląt jest obawa, że jeśli liczba głów będzie wzrastała zbyt szybko, zabraknie pożywienia dla każdego. Ale ilekroć rok jakiś dopisywał bardziej pod względem pożywienia, a zwłaszcza przednówek wyróżniał się charakterem łagodniejszym i pozwalał na dłuższe pozostawanie obozu na tym samym miejscu, szczególniej zaś jeśli kilka takich lat szło po sobie, naówczas konieczność usuwania dziecka nie stawała się tak paląca jak w latach niedostatku, instynkt macierzyński brał górę i dzieciobójstwo łagodniało na pewien czas w swoich rozmiarach. Że w przyszłości może zabraknąć pożywienia, tą sprawą sobie głów nie zaprzątano".

Aczkolwiek tenże Curr mówi „o obawie niektórych plemion, że z powodu wzrostu ludności może zabraknąć pożywienia, ale wyraźnie nie wiąże dzieciobójstwa z tym lękiem"285.

Wykonanie wyroku rady plemiennej na dziecku powierzano zazwyczaj matce, tak jak w ogóle kobietom pozostawiano te sprawy do uznania: towarzyszące, na przykład, położnicy niewiasty (J. W. Faweett, 1896) miały obowiązek zabić noworodka. A snadź matki i ogół niewieści doskonale wywiązywał się z takich zadań, skoro nie słychać, by w jakimś plemieniu przeszedł ów resort kaźni nad

282 Tamże, s. 390.283 Tamże, s. 229.284 Tamże, s. 218.285 Tamże, s. 393-394.

Tamże, s. 218.

Page 166: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

211

dziećmi wyłącznie w męskie ręce albo żeby wywoływał jakieś walki świata kobiecego o życie nieszczęsnych ofiar.

Gdzieniegdzie dopuszczano nie tylko matkę do głosu w sprawie zabicia dziecka. Trafiano - podaje Oberlander - na plemiona gdzie na przykład ojciec miał prawo zaprotestować przeciw uchwale rady, skazującej jego dziecko na śmierć. Ciekawe, że kobiety nie ubiegały się o taki przywilej.

To znów zwyczaj wymagał - posiadamy na to zaświadczenie Bonneya - by dziecko upatrzone na zabicie ofiarowano najpierw dziadkom. Dopiero, gdy ci odmówili, ojciec rozbijał główkę dziecka o kolano matki. Natomiast mogłaby go spotkać zemsta dziadków, jeżeliby wpierw nie udał się do nich z owym maleństwem.

Spotykano też plemiona, gdzie matka miała obowiązek poradzić się przedtem męża (J. Dawson, 1881), bądź brata (W. G. Stretton, 1887), a snadnie w tym ostatnim wypadku można dojrzeć w takim plemieniu ustrój matriarchalny.

U wielu jednak gromad ani ojciec dziecka, ani mężczyźni w ogóle nie wtrącali się do tej sprawy (S. Gason, 1874).

Mordowano rozmaicie.Zasypywano piaskiem usta. Niekiedy popiołem. To rzucano niemowlę do

ogniska. Trafiało się że duszono, bądź rozbijano czaszkę. Nigdy nie brakło specjalistek od uśmiercania dzieci. Znali je wszyscy16.

Repertuar metod odbierania życia dziatwie - zresztą nie tylko niemowlętom - jak również powody, jakimi się przy tym kierowano, były tu i ówdzie, a może nierzadko, znacznie szersze. Atoli na jedno trzeba się zgodzić: zabijano dzieci, by ułatwić życie matkom i plemieniu. Dzieci płaciły za to swoim życiem. Był to okrutny haracz, jaki nakładali rodzice na własne dzieci, a plemię na swe najmłodsze roczniki, by podtrzymywać własną egzystencję, a najczęściej, by uczynić ją bardziej znośną lub wręcz wygodną.

O skali owego podatku z żywotów dziecięcych mówią rozliczne fakty.Zabijano tedy noworodki słabe, wątłe i kalekie (R. Salvado, 1851).Zabijano dzieci nie wyłącznie z okazji śmierci karmiącej dziecko matki. Ten

sam los mógł spotkać dziecko, gdy skończył życie jego ojciec-myśli- wiec, jako utrzymujący rodzinę (L. D. Wood, 1879). A nawet zabijano, choć żył ojciec, ale wychowanie nowego dziecka zmniejszyłoby usługi matki jako żony dla męża, ojca dziecka (I. Fraser, 1892).

Zabijano - według świadectwa Howitta - młodsze dziecko, by wzmocnić chore starsze. Podczas takiego lekarskiego zabiegu uderzano czaszkę młodszego o kark starszego, bądź dla tegoż celu karmiono starsze mięsem z młodszego (E. W. Stanbridge, 1861).

Gdy dobrze odchowane dziecko złamało oręż, mężczyźni wyładowywali swą histerię mordując takiego psotnika (Curr).

Page 167: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Część II. Podczas setek tysięcy lat historii

Pożerano dzieci kobiet niezamężnych (R. H. Mathews, 1905).Mordowano każde dziecko ponad dwoje (D. Charney, 1890).Zabijano co najmniej pierwsze dziecko bardzo młodych mężatek, zazwyczaj

dwoje do czworga (J. Fraser, E. J. Eyre, 1845). Australijka bowiem spędzała młodość bez dzieci.

Trafiały się kobiety tak uczulone nerwowo, że zjadały dziecko - i to nie jedno - gdy uważały je za zbyt wrzaskliwe (Curr).

„Istniały istoty tak spodlone, że bez ogródek usuwały własne potomstwo z obawy, żeby przedwcześnie nie zestarzały się i nie zostały odrzucone przez mężów" (Parker).

Bywało i tak, że wydaje na świat kobieta dziecko, następne noworodki zabija, aż po ośmiu latach takich praktyk pozostawia sobie przy życiu drugie dziecko (Fraser).

Niekiedy matka usiłowała sobie przywrócić zdrowie krwią i ciałem dziecka. Natknęlibyśmy się tu, mówiąc delikatnie, na coś w rodzaju pierwocin transfuzji.

Czasem matka zabijała wszystkie swe dzieci.Spotykano rodziców, że oboje spożywali niemowlę, by się pokrzepić; zwłaszcza,

by się wzmocniła matka po przebytej ciąży.Zabijano, gdy poród był ciężki.Zdarzało się, że kobieta odbierała życie dziecku, bo wolała karmić swą piersią

szczenięta (E. M. Curr).Pewna niewiasta uśmierciła troje własnych dzieci nalawszy im do ust wrzątku

(E. Eylman, 1908).Widziano w okolicach rzeki Mitchell tubylców piekących i pożerających swe

dzieci (Curr).Urządzano napady - indywidualnie i gromadnie - na tłuste dziecko podczas

nieobecności matki, by je pożreć (P. Beveridge, 1889).W okresach posuch, gdy głód dawał się we znaki, dzieciożerstwo nie miało

granic. W plemieniu Birra, podczas posuchy w latach 1876-1877, zjedzono wszystkie niemowlęta i młodsze dzieci. W plemieniu Kaura poszły na żer w czasie posuch wszystkie dzieci. Mungeuerrowie pożarli przy takiej okazji połowę dzieci płci żeńskiej. Zjadano nawet trupy dziecięce. Nad rzeką Dały tubylcy uważali zjedzenie dziecka za najbardziej odpowiedni dla niego pogrzeb (D. Mackillop, 1868-75)17.

Dzieciobójstwo tedy wychodziło w Australii poza ramy środka używanego do regulacji potomstwa, występując nawet jako coś w rodzaju sportu.

A istniało ono w tej części świata „od niepamiętnych czasów" (Curr).„Na 106 świadectw - mówi L. Krzywicki - któreśmy zebrali o dzieciobójstwie w

Australii, jest tylko 8 podających, iż ten krwawy zwyczaj jest całkowicie nieznany w opisywanej okolicy", a i te wyjątki „są niepewne"18.

Rzecz prosta, owa setka świadectw, to ani monografia obejmująca całość omawianej tu dziedziny życia wśród wszystkich plemion Australii, ani tym bardziej monografia ściśle naukowa, opisująca między innymi na przykład, na jakim poziomie rozwoju kulturalnego znajdowało się poszczególne plemię regulujące w ten czy inny sposób potomstwo, bądź w zasadzie nie planujące.

17 Tamże, s. 217-239.

Page 168: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Źródła Krzywickiego z pewnością przedstawiają różną bardzo dawkę obiektywizmu, a mniemać tak można choćby dlatego, że sporo ich powstało wtedy, gdy w etnologii szalała szkoła ewolucjonistyczna. Pozostający pod jej wpływem podróżnicy, nawet naukowcy, chcieli więc koniecznie doszukiwać się u pierwotnych ich pokrewieństwa z małpami i zbożne te życzenia przenosili gwałtem na wszystkie płaszczyzny: a więc i w obyczajach ludzi pierwotnych chcieli widzieć pierwotną zwierzęcość ludzkiej moralności. Polowali tedy w swych podróżach na sensacje i okropieństwa - zwłaszcza dzieciobójstwa, ludożerstwa i anarchię obyczajów - z równą drapieżnością, z jaką reporter gazety brukowej chwyta anomalie moralne i zbrodnie wśród mętów wielkomiejskich. Tak zaprioryzowana umysło- wość podróżników brała łapczywie każde zaobserwowane zjawisko choć-by wyjątkowe, byle niskie moralnie, za objaw powszechnego, a zwłaszcza pradawnego obyczaju. W dodatku dawniejsi podróżnicy, najczęściej nie byli przygotowani naukowo do takich badań i rzadko kiedy znali język tubylców. Czasem nie docierali osobiście do opisywanych przez siebie plemion, lecz polegali na opinii o nich ich sąsiadów, też pierwotnych. Młodsze dwie szkoły w etnologii - funkcjonalistyczna i kulturalno-histo- ryczna - wyrzuciły już mnóstwo zdobytego w ten naiwny sposób bagażu ewolucjonistycznego z nauki o ludach pierwotnych. Jest to wielka zasługa nowszej etnologii. Mogli jednak odrzucić tylko fałszywe komentarze i niesprawdzone zdarzenia. Nie usunęli faktów. Chodziłoby tylko o to, by etnologom nowych kierunków, uzbrojonym już lepiej naukowo, nie groziła przeciwna krańcowość: idealizowanie pierwotnych i zaciemnianie w ten sposób istotnego stanu rzeczy.

Ile w Australii zabijano dzieci? I ile matek zabijało? Czy każda? I ile można było zabić? To znaczy, jak wielka była płodność?

Nad jeziorem Eyre zabijały matki około 30% noworodków (S. Gason).U Ominijów żona przestawała zabijać dzieci, dopiero gdy ukończyła 28-30 lat.U Narrinajerów „połowa dzieci ginęła z rąk matek" (Taplin).„Zaledwie parę okolic może się pochlubić słabszym nasileniem dzieciobójstwa",

które „niekiedy bywało bardzo wielkie". W. H. Willshire (1895 rok) zaznacza o znanych mu dzielnicach Australii środkowej, iż przynajmniej 60% kobiet dopuszczało się dzieciobójstwa. Opowiada o jednej, że miała pięcioro dzieci, z których troje zamordowała. W łamanej angielsz- czyźnie tłumaczyła, iż wychowuje jednego chłopca i jedną dziewczynkę, gdyż niedobrze jest wychowywać wiele dzieci, bo to wymaga dużego zachodu"19.

Drugi środek stwarzania sztucznej śmiertelności - spędzanie płodu, to jest zabijanie dzieci poczętych - „nie rzucał się tak w oczy jak dzieciobójstwo i może dlatego - przypuszcza Krzywicki - wzmianki o umyślnym poronieniu są bardzo rzadkie". (Piszą o nim między innymi, prócz Curra: Oberländer, 1863; Palmer, 1864; Knut Dahl, 1926.)

Na szczęście płodność Australijki nie była nadzwyczajna, jak zazwyczaj u pierwotnych, i trwała krótko.

214

16 Tamże, s. 229-391.

Page 169: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Zmniejszało ją - poza przyczynami, wynikającymi ze sztucznych poronień - wczesne starzenie się, małżeństwa ze starcami i w pewnej mierze wielożeństwo, rzadko jednak na tym lądzie występujące.

Późny wiek kobiety zaczyna się w Australii po dwudziestce - świadczą Gillen, Spencer.

A nie jest to przymiot wyłącznie urody Australijki.U Koroadów, Indian brazylijskich, kobieta w wieku 20-25 lat jest „zgrzybiałą,

odrażającą kobietą" - jak orzeka G. Koenigswald (1908) - wychodzi ona za mąż jako 11-12 letnie dziecko. To samo o Kangiulitkach- że stare są dwudziestopięcioletnie mężatki - opisuje podróżnik rosyjski L. Zagoskiń (1847-48)20.

Przedwczesna zgrzybiałość Australijki sprawia, że mało która może mieć dzieci po trzydziestym piątym roku. Najczęściej - opiniuje Fraser- bezpłodność zaczyna się przed trzydziestką.

Na Tasmanii, w tym mateczniku najbardziej archaicznych zwyczajów praaustralijskich, wydawano dziewczęta za starców, karmiły one każde dziecko trzy-cztery lata, a najczęściej przed 30-tym rokiem życia stawały się bezpłodne - mało tedy rodziły dzieci - powiada Bonwick. G. Th. Lloyd widział na Tasmanii (rok 1862) zupełnie siwego mężczyznę, którego trzy żony liczyły sobie trzydzieści, siedemnaście, dziesięć lat. J. Bonwick w książce z roku 1870 opisuje, jak Tasmańczyk, ojciec, mordował dziecko na złość żonie. Tylko z tej przyczyny. Tak się kończył jeden z najbardziej starych szczepów na globie, kompletnie wówczas załamany: bo czyżby z takimi obyczajami dotrwał od czasów neandertalskich do XIX wieku?

B. Spencer (1914) podaje z przeciwnego krańca Australii, z północy, że tam „rysem zasadniczym wielu plemion jest mała liczba dzieci, nawet gdy mężczyzna ma pięć, sześć żon". Spotyka się mężczyzn o sześciu, na przykład, w pewnym wypadku żonach w wieku 15-50 lat, a z czworgiem zaledwie dzieci. Tylko w jednej rodzinie wielożennej znalazł B. Spencer ośmioro dzieci. „W wielu miejscowościach - powiada on - tubylcy stanowczo nie są płodni, choć w zwykłych warunkach bodaj nie mordują dzieci"286.

Australijka mało rodziła, a jeszcze mniej tym samym odchowywała dzieci. Przeciętnie wydawała na świat 4,6-5,0 dziecka. Pięcioro, to najwyższa średnia granica. Odchowywała 2,7-3,2 dziecka. A ocenę tę należy uważać „raczej za zbyt wysoką niż za niską"287. Można tedy śmiało zaryzykować, że jak ludzkość ludzkością, kobieta wielodzietna to był fenomen na owym lądzie. Potwierdza tę diagnozę świadectwo Bonwicka: że matkom o większej ilości potomstwa nadawano tutaj specjalne nazwy288. Coś jak w naszych czasach: gdy rządy narodów małodzietnych - nadają matkom wielodzietnym dyplomy z nazwami „Matek-Bohaterek".

286 Tamże, s. 241.287 Tamże, s. 231-233, 388.288 Tamże, s. 254.Tamże, s. 2.

215

16 Tamże, s. 229-391.

Page 170: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Przeto i w minorowej tonacji utrzymywała się ogólna liczba zaludnienia całej tej części świata. E. J. Eyre (1845) szacuje jej ludność przedprzyjściem białych nawet nie na 300 tys., ale 200 tys., a A. Oldfield (1865) co najwyżej na 150 tysięcy24. Czyżby skroś tej przyczyny wyłącznie ów kontynent w ciągu setek tysięcy lat nie dorobił się cywilizacji?

W roku 1926 liczono wszystkich tubylców czystej krwi 59 296, z mie-szańcami 74 398289.

ROZDZIAŁ IX KOBIETA, GŁÓWNY WRÓG DZIECI?

Nie inne metody planowania ludności, co w Australii, praktykują ludy pierwotne na pozostałych kontynentach, we wszelkich klimatach do polarnego włącznie.

Podobnymi też motywami swe postępowanie tłumaczą. Oczywiście, rozbudowują metody. I przybywa motywów, nieraz bardzo wymyślnych, za którymi najczęściej czai się obawa, by nie odchowywać słabego, ułomnego dziecka, tudzież wyziera strach przed wielu dziećmi, choćby najzdrowszymi.

Rozbudowa metod i przyrost motywów idzie w dwu kierunkach: z jednej strony poszerza się front pielęgnowania śmiertelności, z drugiej - poszukuje się dróg „pokojowej", bezkrwawej regulacji potomstwa, zmierzającej do małej liczby dzieci, której prawzór dostrzegliśmy już u Pigmejów-Negrytów w postaci wstrzemięźliwości małżeńskiej.

Akcję regulacji prowadzi nadal przede wszystkim kobieta. I ona to głównie planuje mało potomstwa. Prześladuje przy tym namiętnie te matki, co ośmielają się wyłamać z mody małodzietności. U indiańskich Kangiulitów w Ameryce Północnej przezywa takie matki „sukami" (L. Zagoskin, 1847-48), u innych kwokami, maciorami. W ogóle mało- dzietne, bądź małopłodne kobiety nienawidzą płodnych i wielodzietnych, jak u kalifornijskich Quinayelitów (J. G. Swan, 1857). „Odezwanie się Makuzjanki - Brazylia środkowa - «Azali jesteśmy sukami, abyśmy wydawały na świat sforę dzieci?» - odtwarza bodaj poglądy powszechnie panujące w przeszłości"290. Dodajmy: w przeszłości nie najpierwotniejszej, kiedy całe setki tysięcy lat nie planowano potomstwa.

Nawet gdy z czasem, regulujące ilość dzieci, plemię, ściślej: mężczyźni - zmieniają opinię o dzietności i pragną więcej ludzi, a plemię stać na to, kobiety walczą o zachowanie w tym względzie starego porządku, jak to stwierdził u Indian na zachód od Missisipi J'. D. Hunter (1823), i ostatnie składają broń w takich bojach.

Atoli konflikt między światem męskim a niewieścim nie przybiera chyba na tym tle nigdy ostrzejszych form: kobieta bowiem pierwotna w swym osobistym życiu cieszy się dużą swobodą, a choć wolność ta posiada wiele odcieni, to jednak zawsze pozwala niewieście zostawać nie tyle związaną z mężczyzną stosunkiem zależności,

289 P. Privat-Deschanel, Les États Australiens, w: Geographie Universelle, t. X, Paris 1930, s. 150.290 L. Krzywicki, Społeczeństwo pierwotne..., dz. cyt., s. 275.

216

16 Tamże, s. 229-391.

Page 171: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

co współżycia. Może dzięki tej swobodzie nie cofa się kobieta przed czynami, z których wynika, jak nieludzki jest w gruncie rzeczy jej stosunek do własnego płodu. Nawet bowiem wtedy, gdy na tyle lęka się opinii publicznej, że nie zabija dziecka, to przerywa mu życie, gdy spoczywa ono jeszcze w łonie (J. D. Hunter). Bywa, że dopuszcza się tego, z powodów tak błahych, jak, by zemścić się na mężu, gdy ten ją pogniewał, a zależy mu, by dziecko przyszło na świat (G. M. Sproat, 1868); nie brak zaś wypadków, jak u Basogów, w Afryce (M. A. Condon, 1911), że kobieta ryzykuje taką zemstę, choć z góry wie, że mąż ją za to oddali291.

Zresztą, od kiedy wyraźnie dzieciobójstwo traci na popularności, odkrywa kobieta inne drogi gwarantujące jej małodzietność. Para się dzieciobójstwem zamaskowanym: zatruwa ciążę specjalnymi ziołami (G. Gibbs, 1877), a próbują tego już Pigmejki z niektórych afrykańskich plemion Batwa, nauczone widocznie tego procederu od Murzynek (A. Huterzan, 1909). Wywołuje kobieta pierwotna poronienia za pomocą masaży, bądź skoków (J. Pfeil, 1889). U Indian północno-amerykańskich, Klallamów, pewna matka, której z pięciorga dzieci zostało tylko jedno przy życiu, użyła środka śmiertelnie niebezpiecznego dla swego organizmu, a wywołującego bezpłodność (E. Giinther, 1927). „W plemieniu Monumbo (Nowa Gwinea) wiele kobiet jest bezdzietnych (jak opisuje F. Vormann, 1910), gdyż umieją wywołać zupełną bezpłodność. Tylko nieliczne rodziny miewają tu nieco więcej dzieci. Zazwyczaj poprzestają na dwojgu. W ogóle kochają dzieci, lecz nie lubią kłopotów związanych z ich odchowaniem"292. Poza tym kobieta odnajduje środki - a może po prostu wraca do zamierzchłych? - które nazwaliśmy pokojowymi.

291 Tamże, s. 261, 304, 307.292 Tamże, s. 266, 288, 290, 291.

217

16 Tamże, s. 229-391.

Page 172: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział I X . Kobieta, gtowny wróg clziecif 220

Orientuje się, na przykład, co nie sprzyja zawiązywaniu się nowego życia w łonie kobiety, i wykorzystuje w tym celu poznane przez siebie, a sprzyjające antykoncepcji okoliczności. Jeśli spostrzega, że dopóki karmi, nie zachodzi w ciążę, to nie przestaje dawać piersi jak najdłużej: trzy- cztery lata nie należy do rzadkości. Aczkolwiek istnieją opinie nowszych etnologów (Teofil Chodzidło, 1951), że karmienie tak bardzo długie nie często się zdarza, jeśli brać pod uwagę okres ssania dzieci u wszystkich szczepów pierwotnych. Gdy nie jest dość pewna tej metody, karmi długo, a jednocześnie nie dopuszcza męża do siebie. Lub wręcz nie mieszka na ten czas z małżonkiem, jak w Afryce u Bangalów (J. Halkin, 1911). W tejże części świata, u Efów, żona ma prawo żądać od męża dwuletniego zwolnienia jej od stosunków płciowych, czyli na tak długo, jak karmi. Jeżeli mężowi by to nie odpowiadało, żona ma prawo go opuścić i wrócić do domu dopiero po takim urlopie (E. Henrici, 1898)293.

Niezmiernie często spotykamy środki kombinowane: dzieciobójczo- pokojowe.F. Azara widział na początku XVIII wieku u Indiańskich Languów

- Ameryka Południowa - że kobieta zatrzymuje przy życiu tylko jedno dziecko, które z góry nazywa „ostatnim", a decyduje się na nie dopiero mając około czterdziestu lat. Karmi je piersią - czyż nie przesadzone?!- dwanaście lat294: widocznie, by stwarzać pozory, że nie może mieć nowego dziecka, skoro to, które posiada, potrzebuje jeszcze pokarmu matki.

Degeneracja instynktu macierzyńskiego może przybrać i takie oblicze: na archipelagu Salomony „są miejscowości, w których według zwyczaju mordowano wszystkie lub prawie wszystkie dzieci natychmiast po urodzeniu, lecz kupowano je od innych plemion i bardzo dbano o to, aby ich nie nabywać w wieku zbyt młodym, kobiety zaś wciąż karmiły swoją piersią wieprzaki i szczenięta"295.

Jak się okazuje o degenerację instynktów bardzo łatwo u człowieka i to już u człowieka pierwotnego. Może nawet łatwiej niż o odchylenia moralne.

System dwojga dzieci, uważany obecnie przez narody europejskiego pochodzenia za pomysł na wskroś nowoczesny, jest jedną z bardziej archaicznych form planowania potomstwa. Mówią o tym legendy Ainów, ludu, rzecz znamienna, zaliczanego do prakultury, a sąsiadującego z Japończykami. Podania te (wiemy to od Bronisława Piłsudskiego, 1912) wymieniają przy tym bogactwa materialne takich oszczędnych w dzieci przodków.

Dwoje dzieci na małżeństwo, to również zasada plemion na całej Nowej Gwinei, by według wyjaśnień tubylców „chłopiec zastąpił kiedyś ojca, a córka matkę" (R. Neuhauss, 1911).

Dwudzietność spotykamy na wysepkach Mikronezji i Polinezji, ale tam, gdzie boją się nadmiaru ludzi.

Na mikroskopijnym na przykład archipelagu Faunafuti, na wysepce Niutao, starodawny zwyczaj zabrania małżeństwom odchowywać więcej niż dwoje dzieci. Toleruje się co najwyżej trzecie. Pozostałe zabija się tuż po przyjściu na świat. Na

293 Tamże, s. 291, 309.294 Tamże, s. 273.295 Tamże, s. 292.

L. Krzywicki, Społeczeństwo pierwotne..., dz. cyt., s. 142.

Page 173: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział I X . Kobieta, gtowny wróg clziecif 221

innej z tych wysepek - Nukufetau - duszą każde niemowlę, gdy już rodzice mają jedno czy dwoje; ale można tam wykupywać takie „nadprogramowe dzieci" za opłatą u wodza (Ch. Hadley).

Spotykamy tu więc planowanie potomstwa przez władze wysepki. Rzadki to wypadek wśród pierwotnych: że reguluje się potomstwo bojąc się przeludnienia szczuplutkiego terenu.

Czasem ten lęk przed przeludnieniem na maleńkich nawet wyspach ma mniej wielkie oczy. Na wysepce Tikopio, z archipelagu Salomonów, odchowuje się normalnie czworo dzieci, ale nigdy więcej nad sześcioro. „Ponadliczbowe" dzieci grzebie się żywcem, zabija się też bliźnięta: jedno lub oboje (W. H. Rivers, 1914)7.

Zacięta niechęć kobiet do wielodzietności sprawia, że liczba dzieci odchowywanych jest u ludów pierwotnych przeciętnie ta sama, co w Australii, ilość zaś dzieci wydawanych na świat, a nie zabijanych, jest nawet - przeciętnie - niższa niż w Australii. Czy to u Eskimosów, czy Indian lub Murzynów - pozostawia się przy życiu, średnio, na kobietę - mniej niż pięcioro, a odchowuje się około dwojga-trojga. Pamiętamy, że tyle też mniej więcej - bo w granicach od 2,4 do 3,4 - odchowuje się u Pigmejów i na Ziemi Ognistej.

Ta linia generalna konserwatyzmu kobiet wobec dzietności utrzymuje się w zasadzie tak długo, aż plemię nie przejdzie na osiadły tryb życia i rolnictwo. Pożywienia teraz jest więcej, właściwie może być zawsze. Kobieta nie musi już koczować z małymi dziećmi na karku i biodrach. Mimo to długo trzeba czekać, nim minie u niej wstręt do większej dzietności; gdy zaś odraza ta częściowo ustąpi z biegiem wieków, zarysuje się histeryczna nieomal ostrożność, by nie przysparzać sobie zbytnio dziatwy.

Niekiedy ten lęk przybiera kształty praktyk dawniejszych, jak wśród szeregu plemion rolników-barbarzyńców Melanezji. Toteż wspomniane dopiero co liczby rodzonych i odchowanych dzieci dotyczą również ludów pierwotnych półosiadłych już i osiadłych.

St. R. Riggs (1893) podaje o Indianach, że „Dakotowie posiadają dla dzieci pięć imion, nadawanych im według kolejności, w jakiej przyszły na świat".

Podobnie w plemieniu Bissari w Afryce bywa „tych imion stosownie do okoliczności cztery lub pięć" (L. Frobenius)8. Czemu? Snadź nie zdarzało się, by rodzono więcej dzieci, bądź, by więcej odchowywano nieza- bijanych.

Zresztą, trudno i teraz byłoby matce o wielodzietność, nawet gdyby tego pragnęła. Bo, ileż dzieci zdążyłaby urodzić? A ile z nich zdołałaby następnie odchować: czy choćby więcej niż połowę? Czy pozwoliłyby na wielodzietność takie czynniki, jak zawieranie małżeństw w tym samym plemieniu, wielożeństwo, małżeństwa młodych dziewcząt ze starcami; skąpa płodność naturalna, osłabiona przez kilkuletnie karmienie każdego potomka; stare nawyki do zwykłych dzieciobójstw lub w postaci poronień oraz bojkot wielodzietności ze strony kobiet małodzietnych? Trzeba bardzo długiego czasu, by wiele z tych przeciwności stępiło swe ostrze, stonowało ilość ofiar w dzieciach i powiększyło liczbę urodzeń, tudzież żyjących dłużej dzieci. By, na przykład, zabijano, ale tylko noworodki dziewcząt, jak na półwyspie Gazelli w Nowej Brytanii (R. Parkinson, 1907). Lub: by spędzały

Page 174: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział I X . Kobieta, gtowny wróg clziecif 222

płód już nie mężatki i dziewczęta, ale kobiety wykolejone, dopuszczające się tego jako przestępstwa i dlatego prześladowane za to przez plemię, jak u indiańskich Zuńczyków (M. S. Stevenson, 1879-80).

Atoli gdy nawet nowe zwyczaje zaczęły sprzyjać powiększaniu dzietności, to przecież śmiertelność niszczyła ją dalej po dawnemu, a działała, jak wiemy, nieprawdopodobnie dłużej niż tamte czynniki; po prostu w wielu krajach do dziś.

Page 175: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

223 Część II. Podczas setek tysięcy lat historii

Jeszcze „około połowy XVIII wieku J. P. Siissmilch oceniał średnią liczbę potomstwa przypadającą na kobietę zarówno w Anglii, jak w Niemczech na czworo dzieci". A przecież Europejki nie regulowały wtedy potomstwa296.

Nieco później Napoleon rozumował następująco - cytuje E. Ludwig w monografii poświęconej wielkiemu cesarzowi: „Każda rodzina powinna mieć sześcioro dzieci, z tego bowiem umiera przeciętnie troje, z trzech więc pozostałych dwoje zastąpi ojca i matkę, trzecie zaś byłoby na nieprzewidziane wypadki"297. Toteż wydaje się, że osiadłe życie i związany z nim klimat gospodarczy raczej uwrażliwiał sumienie ludzi pierwotnych, by nie zabijać dzieci i nie spędzać, nie uśmiercać płodu, niż sprzyjał populacji.

U indiańskich rolników Pimów kobieta karmi sześciu do siedmiu lat i jeśli w tym czasie zajdzie w ciążę, spędza płód, ale już tłumaczy się w zastanawiający sposób: że zabija dziecko w łonie, bo bardzo kocha to dziecko, które karmi, ponieważ „może je widzieć" (F. Russel, 1908). Płód nie jest więc dla niej abstrakcją: jest dzieckiem, tyle że niewidzialnym.

Indianki z plemienia Czarnonogich - Ameryka Północna - jeśli zabijają dziecko, pokutują w tym miejscu, gdzie tego dokonały (J. Franklin, 1824)".

Rolniczki Trobriandki wyraźniej już niż żony Pimów rozróżniają człowieka w płodzie ludzkim. „Gdy figura Trobriandki coraz bardziej się zaznacza w miarę rozwoju ciąży, wówczas i mąż, i żona unikają aktu płciowego «by phallus nie zabił dziecka»"298.

Atoli kobieta jest zawsze kobietą, pierwotna czy nowoczesna, jest ta sama. Toteż radykalnego w niej przełomu w poglądach na macierzyństwo, a wraz z tym regeneracji instynktu macierzyńskiego - dokonywa, rzecz zastanawiająca - nie tyle życie osiadłe i pewność pożywienia, co moda i snobizm.

Ta słabość psychiki niewieściej występuje jaskrawo w rodzinach wodzów u ludów osiadłych. Możni dynaści pragną tu oprzeć swój autorytet na jak największej progeniturze i majątku (A. H. Junod, 1898). Jedno i drugie zdobywają za pomocą wielożeństwa. Bo wiele żon, to wielu synów; a wielu synów, to dla wodza najpewniejszy trzon jego armii. Wiele żon, to jednocześnie wiele posagów, a wraz z tym wiele nowego majątku i gotowych robotnic, tudzież wielu przyszłych robotników i żołnierzy, bo wiele potomstwa. A że wódz jest władzą, więc zwyczaje jego domu, niejako monarszego, imponują, zwłaszcza bardziej przedsiębiorczym mężczyznom i co ambitniejszym, bardziej próżnym kobietom. Mężczyzna, szary obywatel, zdaje sobie wtedy sprawę, że zyska na znaczeniu, im więcej będzie miał dzieci i żon. Jego znów małżonka rozumie, że im więcej przysporzy mężowi synów - a nie „próżnych, pustych naczyń", to jest córek - tym bardziej wzbudzi zazdrość w świecie kobiecym: bo tym większy otoczy ją szacunek męża i tym poważniej zarysuje się jego pozycja w gromadzie. Wielodzietność tutaj, to awans polityczny, gospodarczy, społeczny i towarzyski - dla męża i żony.

296 Tamże, s. 279, 290.297 A. Grotjahn, Higiena ludzkiego rozrodu, dz. cyt., s. 117.

298 B. Malinowski, Życie seksualne dzikich w północno-zachodniej Melanezji, dz. cyt., s. 190.Przysłowie chłopskie z Kaliskiego, Wielkopolska.

Page 176: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

224 Część II. Podczas setek tysięcy lat historii

Do takich zapatrywań dochodzi wcześniej czy później wszędzie wśród rolników-barbarzyńców. Echa tego widzimy jeszcze u chłopów polskich w powiedzeniu: „Kiedy kobyły się źrebią, a żony umierają: gospodarka idzie w górę"13.

W. Strachey utrzymuje (1707), że „u Indian Wirginii, Ameryka Północna - każdy senior rodziny, zwłaszcza wodzowie, pragnie mieć wiele żon, aby posiadać liczne dzieci, ponieważ te będą u jego boku walczyły i utrzymywały go w starości". U Indian Chippewów „duma i honor rodziców zależą od liczby głów w rodzinie, dlatego cenią bardzo posiadane dzieci" (W. H. Keating, 1824). F. R. Boas (1901) stwierdza, że Eskimosi z kraju Baffina i znad zatoki Hudson, bogaci, posiadają wiele żon, a więc i wiele dzieci: dzięki temu rządzą w osiedlu299.

Aliści głównie Afryka roi się od takich wzorów.Sławetny „królik afrykański, to klasyczny w tej materii typ. Już na początku

XVIII wieku - 1721 - widział W. Bosman w Gwinei wodzów, mających po dwie setki dzieci. I dziś można spotkać takie okazy (F. A. Talbot, 1912). W Ugandzie nie brak nawet wodzów z blisko tysiącem dzieci (H. H. Johnston, 1902)300.

Ten „wodzowski" system planowania ludzi i gospodarki, tak zdecydowanie odmienny od wszelkich dawniejszych, przeobraża też radykalnie stosunek plemienia do dziecka, zarówno do urodzonego już, jak i do spoczywającego jeszcze w żywocie matki. Nie trzeba dodawać, że w ten sposób ewoluuje nie tylko postawa kobiety - żony, ale i postawa męża w stosunku do płodu i dziecka już urodzonego, a przede wszystkim wobec żony. Idzie tedy teraz gwałtownie w górę zarówno jego szacunek dla kobiety-matki, jak i wobec ciężarnej niewiasty.

Arcyciekawe odtąd i kompletnie nowe łącznie z tym zjawiska ogląda Czarny Ląd, wprawdzie nie zawsze powszechne wśród osiadłych rolniczych ludów pierwotnych, ale wskazujące doskonale na kierunek przewrotu populacyjnego.

U Ibibiów (według P. A. Talbota, 1923) „błogosławieństwo licznych dzieci uchodzi za największy i najlepszy dar bogów". „Pierwszym i najgorętszym pragnieniem kobiet Nigerii południowej jest mieć potomstwo. Względem bezpłodnej zachowują się kobiety jak wobec wyrzutka, nie ma taka głosu między towarzyszkami". Ale u tychże Ibibiów internuje się jeszcze kobiety, które miały choć raz bliźnięta, w specjalnym osiedlu, w puszczy, z dala od ludzi (A. G. Leonard, T. A. Talbot).

Żony Batutsów, bogatsze, wynajmują nawet mamki, kobiety do karmienia, by częściej zachodzić w ciążę: bo gdy same karmią, to rodzą zaledwie co trzy lata (P. Schumacher, 1912).

W plemieniu Bakenów, wśród północnych Bantu, jeśli młoda żona nie wydaje na świat potomka, mąż nie szczędzi wszelkich kosztów na lekarzy, znachorów-czarowników; dopiero gdy największe starania okażą się bezowocne, odsyła żonę ojcu i żąda zwrotu opłaty, za jaką ją kupił, albo nowej córki (J. Roscae, 1913).

Wreszcie nawet bliźnięta uważa się za błogosławieństwo, jak w Ugandzie u Basogów (M. A. Condon, 1911). Przestaje się też zabijać noworodki, które

299 L. Krzywicki, Społeczeństwo pierwotne..., dz. cyt., s. 304, 307.300 Tamże, s. 305.

Page 177: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

225 Część II. Podczas setek tysięcy lat historii

„przyszły na świat nogami"16, słowem: nienormalnie; zostawia się przy życiu dzieci - kalekie od urodzenia i potwory; toleruje się niemowlęta - z ząbkami urodzone.

W tym odwrocie od dzieciobójstwa jest jednak więcej utylitaryzmu niż względów humanitarnych: śmiało tedy można by nazwać cały taki kierunek na dzieci - baby boom, jakby dziś powiedzieli Amerykanie - planowaniem większej dzietności. Ale w takim razie ta regulacja w górę, ilościowa - nie w dół, jak dotychczas - stanowi o tyle nowość, że ogół ludności teraz tak planuje. Bo, jak wskazywaliśmy, na własną odpowiedzialność wyskakiwały, wyrywały się pojedyncze małżeństwa zawsze i dawniej z taką inicjatywą.

A nic nowinkarskiego nie ma tu w samym wielożeństwie, skoro trafia się już u Semangów, zakrada się do Batwa, panuje u Buszmenów i jeśli praktykowano je wśród Tasmańczyków. Oryginalność polega na czymś innym: oto przywódcy plemion planują teraz wielodzietność i wielolud- ność. Wprowadzają zaś ten program w życie w sposób najzabawniej prymitywny: za pomocą takiego mnóstwa żon, jak nigdy przedtem.

Ale, rzecz dziwna, gdyż zarazem korkują ewentualną demokratyzację takiego systemu. Bo któż może sobie pozwolić na kupno stu czy więcej żon? Tym bardziej, że z jednej strony należy mieć fundusze w naturaliach i towarach, by każdą kobietę dostać na małżonkę, z drugiej zaś - tylko żony przynoszą kapitał w postaci posagu i pracy jako siła robocza męża- wodza. Co szkodłiwsza: ten królicki system planowania zamraża wzrost zaludnienia w plemieniu. Królik bowiem angażuje olbrzymią ilość kobiet na swe żony, tym samym odbiera je niejako pośrednio mężczyznom, obywatelom swej społeczności; po wtóre, gdy chodzi o ogół małżeństw, wiadomo już nam, że „wszędzie wielożeństwo działa powściągająco na przyrost ludności"17. Widać to po niektórych wielożennych, a wymierających szczepach dajackich Melanezji.

Łatwo się domyślić, że wprowadzenie w takim plemieniu czegoś wręcz przeciwnego: powszechnej monogamii - zarówno u wodza, jak plemień- ców - podniosłoby niezadługo stopę urodzeń. I rzeczywiście. Nawet plemiona wielożenne, stojące na drodze do wymierania, gdy dzięki chrześcijaństwu przeszły na monogamię, rosną odtąd liczebnie. Atoli nie słychać0 takich inicjatywach królików. Musieliby się bowiem wyrzec i wzrostu osobistego majątku, tak łatwą drogą zdobywanego jak za pomocą wielo- żeństwa, i potęgowania tymże sposobem swego autorytetu wojskowego1politycznego, że pominiemy erotykę. Jeżeli jednak plemieniu jest ciężko zerwać z wielożeństwem, zwłaszcza gdy praktykuje poligamię od stuleci i wiążą go z wielożennością liczne, miłe mu i demagogiczne dla jego psychiki obrzędy i zwyczaje, to cóż dopiero wodzowi!

Planowanie tedy ludnościowe królika, choć posiada akcenty polityczne - wszak czuć w tej akcji dążenie do zdobycia silnej pozycji w plemieniu, zaczątku władzy państwowej - ujawnia charakter nader prywatny Zdradza cechy wcale osobistego przedsiębiorstwa, prowadzonego krótkowzrocznie, z egoizmem naiwnym do kwadratu. Robi wrażenie imprezy, żeby się wyrazić dość propagandowo, wybitnie kapitalistycznej, mało społecznej i, co najgorsza, rażąco lubieżnej. Ów posmak zmysłowy zamienia całe to przedsięwzięcie na groteskę, jeśli nie wręcz anarchizuje

Page 178: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

226 Część II. Podczas setek tysięcy lat historii

moralności gromady. Wzmożona rozwiązłość dzieci i młodzieży u tego typu społeczności tu chyba między innymi ma swe korzenie. Jeżeli zaś cała ta inicjatywa populacyjna króla działa i dodatnio: to o tyle, że zachęca pośrednio, drogą na snobizm, pozostałe małżeństwa do większej dzietności. Albo tedy w swych ostatecznych skutkach doprowadza to jedynie do przewrotu li tylko psychicznie dodatniego: przeobraża poglądy na populację, awansuje dzietność; bądź wzmaga populację w plemieniu na stałe i redukuje poligamię. Dodajmy, że możliwość owej nadzwyczajnej progenitury u królika często zawodzi. Trafia się, że nawet superpoligamista jest ojcem zaledwie kilkorga dzieci. I zdarza się na odwrót: wodzowie dorabiają się w Ugandzie - jak to Johnston zauważył - tysiąca dzieci, a ich poddani, zwykli śmiertelnicy - jednego potomka18. Przenosząc język ekonomii na teren takich zdarzeń, można by rzec, iż w wypadkach jak w Ugandzie nieliczni bogacze skupiają drapieżnie niezmierne kapitały w dzieciach i żonach-robotnikach, a pozostali, proletariat, rasowi golcy - miewają przerażająco nędzną ilość dzieci i żon-narzędzi produkcji, a raczej żono-robotników.

Co jednak niezmiernie i ponad wszystko charakterystyczne: kobieta nie walczy tutaj z poniżaniem jej, z wielożeństwem. Ani - z minimalną jej osobistą dzietnością, idącą krok w krok za wielożeństwem, i za nikłym z tego powodu jej stanowiskiem jako żony królika. A już mowy nie ma, by jej myśl sięgała do wałki z minimalizmem ludnościowym plemienia wie- lożennego, nawet gdy ono wymiera. A przecież nikt by jej tego nie bronił! Snobizm i moda zaznaczają się i tu w kobiecie silniej niż człowieczeństwo i instynkt macierzyński. Snadź odpowiada nadal kobiecie i małodziet- ność, i małoludność, a co najmniej nie razi to jej.

Snobizm jednak i moda działa przecież tu i dodatnio, jak to od razu podnieśliśmy. Kobieta teraz nie ma raczej warunków, by dochować się więcej dzieci, aniżeli nie pragnie wielu dzieci. To z kolei może wywołać pewien wzrost dzietności, przynajmniej gdzie warunki sprzyjają, a jeśli nie od razu, to z wiekami z nieuchronną pewnością. Musi to prowadzić jeśli nie do powszechnej większej dzietności, to do wyłaniania się odłamów ludności bardziej dzietnej.

Na co się wtedy zanosi?Wyliczaliśmy, że minimalne nawet powiększanie dzietności u kobiet

pierwotnych daje w plemieniu ogromną stopę urodzeń. Rosnąć może wówczas plemię nad podziw szybko w ludzi, odkrywać, jaką potęgą jest liczna gromada, i dynamizować swą przedsiębiorczość. Niestety, jeżeli wierzenia i obyczaje nie wychowują plemieńców do takiej populacji lub nie dość wychowują, społeczeństwo z dużą liczbą ludzi przestaje szanować człowieka i jego życie. I odtąd daje temu wyraz na mnóstwo sposobów. Można by rzec: na nowych etapach rozwoju ludnościowego kwitną nowe rodzaje braku szacunku dla człowieka i pielęgnowania śmiertelności. Obfita podaż towaru ludzkiego na rynku wywołuje gwałtowne jego potanienie. Mało kto gotów jest teraz szacować człowieka według jego istotnej, trwałej wartości: stosownie do jego człowieczeństwa. Nie widać też, co najgorsza, specjalnie większej do tego ochoty u kobiet.

Ów brak szacunku może prowadzić do niszczenia życia dzieci w takiej mierze, jak w Australii. Plemię wtedy nie wygrzebie się z powijaków dość pierwotnej

Page 179: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

227 Część II. Podczas setek tysięcy lat historii

pierwotności kulturalnej. A nawet cały kontynent: jeżeli się składa wyłącznie z takich plemion małoludnych. Jak cała dawna Australia.

Ale może też plemię i rosnąć w liczbę, i nawiązywać łączność z plemionami pierwotnymi o wyższych szczeblach rozwojowych. W czymże wtedy lokuje swą dynamikę ludnościową?

W wojnach, poławianiu głów i ludożerstwie.Choć nie zawsze tak i nie wszędzie.Bo istnieje także inny kierunek kulturalny naprzód: pokojowy, dający ujście

pulsującym siłom żywotnym.I trzecia jest jeszcze możliwa droga, acz najrzadziej obierana, zwłaszcza gdy

plemię otarło się o lud, co wyszedł z pierwotniactwa: ogarnia wtedy plemię pęd ku cywilizacji.

Page 180: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

228

ROZDZIAŁ X START POZA BARBARZYŃSTWO

„Sumując świadectwa dotyczące najniższych ludów pierwotnych, możemy powiedzieć, że nie znajdujemy u nich zorganizowanego starcia sił zbrojnych, zmierzającego do przeforsowania polityki plemiennej. Wojna wśród nich nie istnieje"1 - stwierdza czołowy autor szkoły funkcjona- listycznej w etnologii, cytowany tu już z innej swej pracy, Bronisław Malinowski, Polak pisujący po angielsku.

Tę pokojowość człowieka pierwotnego można z dużym prawdopodobieństwem wyjaśnić.

Przede wszystkim nie nazywamy go tu nigdzie „dzikim", idąc w tym za szkołą kulturalno-historyczną w etnologii, która w ogóle wyrugowała z nauki takie określenie ludów pierwotnych. Tym bardziej nie zasługują na tę nazwę „czyści myśliwcy", ludy prakultury, a to choćby dlatego, że o całe niebo stoją wyżej etycznie od dzisiejszych wysoce cywilizowanych „herrenvolków". Szkicowaliśmy już ich wiarę w Istotę Najwyższą, która nie tylko zabrania im zabijać, ale nakazuje bardzo wysoki altruizm. Wskazywaliśmy poza tym, że koczujące z sobą po sąsiedzku gromady, raczej gromadki, wiąże mniej lub więcej silnie węzeł pokrewieństwa, a już co najmniej kontakty towarzyskie: wszak bierze się stamtąd żonę czy męża. Jak więc walczyć z krewnymi, znajomymi i przyjaciółmi?

I o co walczyć? Zapasów się tutaj jeszcze nie robi, bo co się dziś do zjedzenia znajdzie, to się od ręki spożyje. I czasu nie ma na walkę: trzeba się bodaj codziennie dobrze natrudzić, nabiegać, by znaleźć pożywienie; zajmuje to mniej więcej tyle godzin, ile człowiekowi cywilizowanemu dzień pracy, a wysiłek ów wyczerpuje każdego dnia energię nieomal bez reszty.

No i choćby chciały te plemiona walczyć, to nie bardzo mogłyby. Bo, zbywa im na ludziach. Mają ich naprawdę bardzo mało. Mówiliśmy, jakimi drobnymi gromadkami utrzymują się „czyści" niżsi myśliwcy. Grupy prakultury - szersze pojęcie niż „czyści" myśliwcy - dysponują też skąpo ludnością, bo liczą 60-200 osób i to łącznie z dziećmi i starcami. Nie rosną też, jak wiemy, w ludność te gromadki lub nieomal wcale nie rosną wiekami, tysiącleciami całymi. A do wojny trzeba mieć pewien nadmiar ludzi, „rezerwy".

Znamy już mizerię zaludnienia dawnej Australii. Na kilometr kwadratowy powierzchni przypadało tu co najwyżej 0,4 człowieka, a „wielkość plemienia australijskiego wahała się od 80 do 100 głów na niższym krańcu, a od 2000 do 3000 na najwyższym". Notowaliśmy już, że jedno z tamtejszych plemion prakultury, Kurnaje, posiadało 1000-1500 głów301, choć zajmowało przestrzeń dwu naszych województw przedwojennych: Poznańskiego i Pomorskiego. Zaludnienie prakulturalnej Tasmanii, dużej wyspy - 68 tysięcy kilometrów kwadratowych - na południowym krańcu Australii, szacuje J. Milligan na jakieś 20 plemion i podplemion po 50-250 osób każde wraz ze starcami i dziećmi. A. Oldfield (1865),

301 L. Krzywicki, Społeczeństwo pierwotne..., dz. cyt., s. 148, 386.

Page 181: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział X. Start poza barbarzyństwo 229

ocenia je tylko na 4000. Inni: najwyżej na 8000 ludzi, najniżej - 700-800302. Przyjmując nawet 8000, liczyłby kilometr kwadratowy tej wyspy 0,1 mieszkańca303.

A oto inny teren prakultury. „Najwiarygodniejsza naszym zdaniem - ocena ludności Ziemi Ognistej podaje liczbę Fuegieńczyków na 6000 głów przed przybyciem białych (Th. Bridges, 1844). Natomiast S. K. Lothrop (1918) podnosi ją do 9000". Tamtejsze plemię Onów oceniały najwcześniejsze źródła na 2000, Alakalufów - 3000. Słowem kilometr kwadratowy nosiłby maksimum 0,4 mieszkańca5. W roku 1924 zamieszkiwało tam już tylko 2000 ludzi, czyli 0,1 na kilometr kwadratowy304.

Nawet dla nadzwyczaj żyznych Andamanów oblicza A. R. Brown na rok 1858 jakieś 5500 ludności: a więc około jednego człowieka na jednostkę branej tu przez nas pod uwagę powierzchni7.

A przecież owo nieprawdopodobnie rzadkie zaludnienie, to na tych terenach dorobek populacyjny niezmierzonej liczby wieków, kiedy najprawdopodobniej wcale nie regulowano potomstwa, ze zwyczaju; jeżeli nie brać pod uwagę jeszcze bardziej rzadkiego zaludnienia tak surowych klimatycznie terenów, jakie zajmują północne ludy prakultury: Samojedzi, Praeskimosi, bądź Czukcze.

Na pewno tedy człowiek tamtych kultur lękał się instynktownie walk międzyplemiennych, by nie wyginąć z kretesem. Oglądał przecież własne rozmiary liczebne, ledwie wystarczające, by podtrzymywać wegetację swego gatunku, a przede wszystkim widział, jak trudno mu dochować się człowieka dorosłego w pełni sił, który zresztą ledwie zmężniał, najczęściej wkrótce z najrozmaitszych powodów umierał. Jakże więc mógłby narażać w dodatku wszystkie te osoby, może wraz z żonami i dziećmi - na pewną śmierć w starciu wojennym! Co innego natomiast, od kiedy spostrzegł, że silnie rośnie w ilość! Zaczął wówczas trwonić życie ludzkie z niefrasobliwością przerażającą tak u siebie, jak u nieprzyjaciół. Oczywiście, nie ten wyłącznie ilościowy motyw decydował. I nie wszędzie wtedy do tego dochodziło.

„Jeśli od najniższych ludów pierwotnych przesuniemy się na cokolwiek wyższy stopień, znajdziemy zdumiewającą różnorodność w sposobach walk, najazdu i masowego morderstwa. Gdyż tu właśnie wkraczamy w fantastyczny świat prawdziwej dzikości, gdzie poławiactwo głów, ludożer- stwo, nocne najazdy, podczas których całe wsie zostają starte z powierzchni ziemi, często dają zdecydowany charakter niejednej z neolitycznych kultur305. Zatem - neolitycznych dopiero. Zgadzałoby się tedy to orzeczenie z naszą diagnozą, że w prepaleolicie i starszym paleolicie nie mogło być mowy o wojnach, bo na przeszkodzie temu stała wysoka moralność i niezmiernie nikła ludność. Natomiast w młodszym paleolicie z

302 Tamże, s. 142, 3.303 M. Zimmermann, Regions Polaires Australes, w: Geographie Universelle, Paris 1927, s. 103 - podaje liczbę mieszkańców Tasmanii, tubylców, przed przybyciem białych na 1000-2000 osób. Po walkach z Europejczykami (1810-1832) zostało ich 111, w roku 1865 nie było ich więcej nad czworo. W roku 1876 umarła ostatnia Tasmanka, królowa Trugamina, nazywana przez białych „Lala-Rockh". Tamże, na s. 113, podano ilość mieszkańców Tasmanii na 210 466.

304 P. Denis, Amerique du Sud, w: Geographie Universelle, t. XV, Paris 1927, s. 445.305 B. Malinowski, Śmiertelny problemat, dz. cyt., s. 434.' L. Krzywicki, Społeczeństwo pierwotne..., dz. cyt., s. 203-204.

Page 182: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

230

pewnością prowadzono wojny, z powodu których to „zabaw", hazardu w zadawanie śmierci, straty w ludziach mogły dochodzić do ponurych rozmiarów.

Przed przybyciem białych do Ameryki Północnej plemiona czer- wonoskórych tępiły się wzajemnie, czasem aż do ostatniego człowieka.„Indianie byli opętani poglądem, że w ich życiu wojna powinna być głównym zajęciem" (J. Carver, rok 1778). „Właśnie w takim usposobieniu należy szukać częściowo wytłumaczenia, że u Indian wśród dorosłych liczba mężczyzn i kobiet miała się niekiedy, jak dwa lub trzy do czterech" (De Witt Clinton, 1811)9. Wywoływało to, rzecz prosta, klimat na wielożeń- stwo, które rzeczywiście tu stwierdzono.

Wojowniczość, to przyczyna, że Europejczycy zastali w całej Ameryce Północnej zaledwie około miliona mieszkańców. Czyli 0,05 mieszkańca na kilometr kwadratowy, zatem 8 razy rzadziej niż w Australii przed przyjściem tam białych.

Tubylcy północno-amerykańscy nie byli tutaj zdolni pojąć, że w ogóle może istnieć tak gęsta ludność, jak w ówczesnej Europie. Gdy na początku XVIII wieku Le Beau zamierzał wytłumaczyć Huronom i Irokom, że Ludwik XV dysponuje armią złożoną z 600 tysięcy żołnierzy, to nie doszedł nawet do tysiąca, a ci zareplikowali: „Zełgałeś! Czy nie widzisz, że ta liczba jest większa, niż ilość liści w naszych lasach?"306.

Równie niesamowity urok, jak na Indian Ameryki Północnej, wywiera wojna na tubylców Melanezji i Polinezji. Także tu, jak u Indian, nie prowadzi się wojen jako groźnej, apokaliptycznej konieczności. W ogóle nie odczuwa się wojny jako tragedii. Wojnę, tudzież wszelkiego typu krwawe zapasy i zwyczaje, wymagające ofiar ludzkich, przeżywa się jako coś w rodzaju zawodów międzyplemiennych. Co więcej: jako ten typ sportu, dla którego jedynie warto żyć. Jak najwspanialszą przygodę. (R. Parkinson, 1907.)

Istniało przy tym duże bogactwo odmian rozpraw orężnych i ich celów. W Polinezji, na przykład, dominują walki na wodach, prawdziwe wyprawy morskie. Na Melanezji zmagania mają cele ludożercze.

Straty w ludziach są dla tych plemion dość obojętne.Podróżnik francuski z Nowej Gwinei (H. Detzner, 1935) oblicza, że „w okolicy,

w której bawił, zginęło w ciągu 5 lat około 20% zaludnienia przy okazji walk"11.„Gdzie potyczki w wielkim stylu są rzadsze, wysuwa się inna walka,

podjazdowa, może jeszcze krwawsza, polegająca na polowaniu na głowy

306 Tamże, s. 151.

Page 183: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

233 Część I I . Podczas setek tysięcy lat historii

ludzkie, jak to bywa zwłaszcza w obrębie wpływów malajskich i indonezyjskich, a także w Melanezji"307.

Są ludy, gdzie dziewczyna nie wyjdzie za mąż, dopóki chłopiec nie przyniesie jej głowy: jak u Paiwanów na Formozie (Taylor, 1899); lub u Dajaków na Borneo (H. Ling Roth, 1896). U Nagów indochińskich chłopiec może przekonywać na wszelki sposób swą oblubienicę, że ją kocha, ta jednak nie obdarzy go nawet spojrzeniem, póki nie przyniesie jej dowodu miłości w postaci upolowanej głowy (M. Molz, 1906). Na Salomonach celem wojen są głowy (W. H. R. Rivers, 1914). Na wyspie Kiwai - Nowa Gwinea - by zbudować dom, trzeba wiele świeżych czaszek (Gunnar Ladtmann, 1927). W Afryce ludożercy polują na całego człowieka (kapitan Vangele, 1889). Podobnie, jak w Indochinach, również u Kagorów, w Afryce, mężczyzna może się żenić, jeżeli upolował głowę (H. H. Johnston, dane sprzed 1890). W Ameryce widzimy już połów głów w łagodniejszym, przejściowym, skłaniającym się ku humanitaryzmowi, kształcie: tylko skalpuje się czaszki ludzkie. Aczkolwiek i tu pozostały szczątki konserwatywnego brania głów, jak u Nootków. Na Florydzie wystawiano je na słupach308.

Co wyraża ten namiętny, a tak ludobójczy sport?Człowiek pierwotny, gdy mu przyrasta nazbyt wielu ludzi, snadź nie wie, co z

tym fantem zrobić. A raczej wiedziałby, tylko nie jest do tego, jak powiedzieliśmy, wychowywany. Nie pielęgnuje bowiem prapierwot- nej wiary i obyczaju. Dlatego tym silniej pielęgnuje sztuczną śmiertelność. Jeśli tedy zarzuca zabijanie dzieci, bądź zmniejsza kontyngenty takich zbrodni, wymyśla nowe formy wyżywania się, które mu podobnie koszmarną „pielęgnację" ułatwiają. Ale już nie tyle morduje dzieci, co dorosłych. I sportu tego nie uprawiają, jak dotychczas, głównie kobiety, lecz mężczyźni: wojacy. Aczkolwiek część kobiet pielęgnuje sztuczną śmiertelność na ten sam sposób męski: tyle że pośrednio. Mianowicie, narzeczone wymagają do ślubu od swych chłopców uciętej głowy ludzkiej. A ponieważ każda kobieta wychodzi za mąż, przeto każda przechodzi taką zaprawę ludobójczą. Bądź co bądź u Nagów „na przestrzeni dwudziestu mil kwadratowych w ciągu czterdziestu lat straciło w ten sposób życie 12 tysięcy osób" (M. Molz, 1909)309.

Nie wykazuje więc człowiek zbyt wiele wrodzonego szacunku dla życia ludzkiego, skoro na wszystkich szczeblach rozwoju u ludów pierwotnych- prócz najniższego z dziś nam znanych - tak nietrudno o mord. Jeśli nie o mord dziecka, to dorosłego, bądź obojga łącznie. A uprzytomnijmy sobie po raz drugi, że historia ludzkości, to właściwie ludy pierwotne. Bo to setki tysięcy lat dziejów człowieka. Na szczęście najniższy - możliwie bez zabójstw - szczebel rozwoju trwał jakieś osiem dziesiątych tego czasu. Wszakże następny ciągnie się już około 200 tysięcy lat. Cywilizacja, to cienki na tym nalot zaledwie kilku tysięcy lat, zresztą wykryliśmy i u jej narodów, nawet dziś, w wieku XX, poza wojnami, ukrytą, lecz masową pielęgnację sztucznej śmiertelności.

Lecz czy naprawdę wojnę i krwawe zapasy plemion wojowniczych

307 Tamże, s. 206-207.308 Tamże, s. 207-210.309 Tamże, s. 209.

Page 184: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział X. Start poza barbarzyństwo 234

- można brać za pielęgnowanie śmiertelności? Wszak taką regulację zaludnienia przeprowadzają plemiona wojownicze nieświadomie. Nie de- populacja przecież jest ich celem. Ale to je chroni od przeludnienia, choć często powoduje wyludnienie, a w „najlepszym" razie zmiata nie tylko u Indian całe plemiona. Zdaniem H. Detznera (1935) - nie zapominajmy, że istnieją opinie, tonujące to jego stwierdzenie310 - wielkiej wyspy Nowej Gwinei nie pustoszą z ludności ani epidemie, ni przerywanie ciąży, czy głód, lecz chuć ludożercza311.

W samej rzeczy nie wystarczy utrzymywać, że ludożerstwo, polowanie na głowy i zapasy wojenne pochodzą li tylko z większej liczby ludzi, czy z szybszego przyrostu zaludnienia, bądź ze znacznego już rozwoju pierwotnej kultury. Zaprzecza temu Australia. Mówiliśmy już o nieprawdopodobnym ubóstwie ludnościowym tego przecież tak bardzo jeszcze prymitywnego kulturalnie kontynentu, a jednak mamy już tam prototypy późniejszych wojen i polowań na głowy.

I tak spotykamy na tym lądzie potyczki, gdzie staje do walki nawet stu i dwustu mężczyzn. Ale raczej występują, niż walczą. Dlatego ginie jedna, dwie osoby. Bitwy wyglądają tu jeszcze omal że humorystycznie (F. J. Gillen i B. Spencer). W północnym Queenslandzie (1906) każde plemię bało się co noc napadu innego plemienia. Bo Australczyk dopiero gdy napada na śpiących, morduje bez miary. Mimo groteskowości tych wojen zdarzało się w niektórych okolicach, że ginęło rocznie od nich 5% ludności (W. Westergarth, 1851)312. Le Seuf widział nawet w wojnach i dzieciobójstwie dwie główne przyczyny nikłego zaludnienia Australii313.

Źródłem krwawych porachunków bywało tutaj przeświadczenie, że gdy dość nagle umiera zdrowy, dorosły mężczyzna, to z powodu czarów, które rzucił na niego ktoś z wrogów (E. M. Curr). Oczywiście, w odwet - istniało przekonanie - należało takiego wroga uśmiercić. Snadź stratę odczuwano zbyt dotkliwie w małoludnym zespole, skoro tłumaczono ją w tak niezwykły, magiczny sposób.

To byłyby psychologiczne korzenie niesamowitego komentowania. Zresztą tak samo - czarami nieprzyjaznego człowieka - tłumaczą sobie śmierć i poza Australią.

Ale kto wie, czy do zemsty nie pobudzał tu i inny czynnik? biologiczny? polityczny? Czy tedy w postaci zemsty nie wyrażała się obawa, żeby śmierć zdrowego, silnego mężczyzny, współplemieńca, nie wzmocniła zbytnio sąsiedniego, nieprzyjaznego plemienia? Jeśli tak, to obawa sugerowałaby, że o tę samą ilość głów należy ukrócić siłę wroga.

Mielibyśmy tu zarodek znanej w polityce międzynarodowej wieków nowożytnych zasady: że nie należy dopuszczać do zachwiania równowagi sił w jakimś kompleksie państw. Status quo ante. Oczywiście, któż by ręczył, że Australijczycy kierowali się tą zasadą z wyrachowaniem godnym mężów stanu

310Na przykład, utrzymują niektórzy - T. Chodzidło, uczeń W. Schmidta, 1951 - że kanibalizm należy do wyjątków na Nowej Gwinei. Typowi ludożercy to ludy rolni- czo-matriarchalne z Melanezji i Konga. Jednym jakoby z powodów ludożerstwa, choć nie istotnym ma być szukanie mocno słonego pokarmu - z braku soli - którym jest mięso ludzkie. Por.: W. Köpers, w: Die Völker und Kulturen, dz. cyt., s. 558 nn.

311 L. Krzywicki, Społeczeństwo pierwotne..., dz. cyt., s. 206.312 Tamże, s. 213.313 Tamże, s. 214.

Page 185: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

235 Część I I . Podczas setek tysięcy lat historii

XVIII czy XX wieku? Atoli nie wszystko, co się czyni, pochodzi z pobudek uświadomionych. Po wtóre: czy można zaprzeczyć, że założenia polityki późniejszych epok rozwojowych, tak jak pozostałe możliwości człowieka wszystkich czasów, nie leżały złożone potencjalnie już w ludzkości pierwotnej, a więc i w Australczyku, i że ten kierował się tymi przesłankami bezwiednie także w rozpatrywanym tu zwyczaju krwawej zemsty?

Dopuszczalibyśmy tu pewien atawizm, pochodzący nie z praczynów, ale z praorganizmu człowieka, z naszej istoty, natury. Atawizm taki, a nawet w ogóle atawizm, nie tyle jednak wyznacza postępowanie człowiekowi, co demaskuje możliwości założone w nim organicznie. A więc atawizm raczej nam możliwości te ustawicznie demonstruje, jakby uprawia ich propagandę w naszej jaźni. Owóż przebłyski dążenia do odwetu zdradzało również zachowanie się kobiet, gdy Australijczyk, wyznaczony do wykonania zemsty, nie spieszył się. „Kobiety wówczas głośno przypominały mu o tym, bojkotował go cały świat niewieści, własne żony nie chciały z nim rozmawiać, a dziewczęta nawet na niego nie zerknęły" (świadectwo A. F. Calverta, 1894)314. Ale czy ta reakcja płci pięknej, to z kolei nie prawzór dziewcząt żądających od lubego chłopca odciętej głowy ludzkiej jako dowodu serca? Odciętej osobiście przez chłopca głowy, jako czegoś w rodzaju dzisiejszej obrączki zaręczynowej? I czy - vice versa- obrączka zamiast głowy, nie dowodzi z kolei, jak bardzo spacyfikować można człowieka?

Lecz bodaj nigdy nie brakowało ludów pokojowych, nie zapadających na epidemię wojen.

„Mógłbym tu poddać przeglądowi zorganizowane walki na archipelagach Indonezji, wśród górskich plemion Indii, w Afryce, Polinezji i Ameryce. Wszędzie rezultaty byłyby te same. Przekonalibyśmy się przede wszystkim, że okrucieństwo i wojowniczość nie są powszechne". „Tuż bowiem obok okrutnych poławiaczy głów znajdujemy ludy żyjące w tym samym otoczeniu naturalnym i kształtowane przez tę samą historię, ludy zupełnie pokojowe i uprawiające walkę jedynie jako sport". Wyraz „sport" rozumie autor w przyjętym znaczeniu, jako normalny, pokojowy element tak zwanego dziś wychowania fizycznego. „Dobrym ich przykładem- ludów pokojowych - są Eskimosi Grenlandii i cieśniny Beringa, żyjący tuż obok groźnych i wojowniczych sąsiadów Eskimosów alaskich". Albo Trobriandczycy: łagodni, prawie wykwintni - mieszkający w sąsiedztwie ludożerców, nieomal nimi otoczeni. „W stadium kamienia gładzonego i wczesnego metalu istnieją plemiona miłujące pokój i z punktu widzenia wojskowego nie na poziomie. W tym samym czasie walki i to zaciekłe toczą się w wielu częściach świata" - orzeka dalej Malinowski, a mówi to wszystko w swej słynnej rozprawie Problem śmiertelny, z której cytatem rozpoczęliśmy ten rozdział. Rozprawę tę odczytał na trzechsetlecie Horvard-University, USA, odpowiadając w niej na pytanie: czy wojny były zawsze i czy naprawdę nigdy być nie przestaną315.

314 Tamże, s. 214.315 B. Malinowski, Śmiertelny problemat, dz. cyt., s. 434, 438, 495. L. Krzywicki, Społeczeństwo pierwotne..., dz. cyt., s. 142, 155, 159, 162, 163.

Page 186: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział X. Start poza barbarzyństwo 236

Czyli dynamika pęczniejących ludnościowo plemion neolitu i wczesnego metalu - nie musiała się wyładowywać w postaci wojen czy innych krwawych zapasów.

W takim razie jak?I czy rzeczywiście unikano wtedy krwawych poczynań u ludów pokojowych -

jeśli nie ze strony mężczyzn wobec dorosłych, to z rąk kobiet wobec dzieci; a jeśli nie wobec dzieci już urodzonych, to wobec dzieci dopiero poczętych? Słowem: jak powściągano przyrost zaludnienia?

Zdaje się, że głównymi pokojowymi środkami, pochłaniającymi energię takich ludów pierwotnych, bywały okresy zabaw i rozwiązłość w okresie przedmałżeńskim, tudzież zabawy dla młodzieży i żonatych. Zabawy i uroczystości pożerają u tych ludów niepomiernie wiele czasu i energii, a sublimują potężnie zarówno instynkt walki, jak popęd płciowy. Rozwiązłość znów, jeśli tu i ówdzie przyjąć takie jej nasilenie jak na wyspach Trobriańskich, praktykowana już od dzieciństwa i potem na wielką skalę w młodości do czasu zawarcia związku małżeńskiego, spalała olbrzymie pokłady potencjału rozrodczego i skutkiem tego tonowała ogromnie pożądliwość na przyszłość: na czas po ślubie. Hamowało to populację w małżeństwie, a przed ślubem tym mniej - prawdopodobnie - powodo-wało ciąży nieślubnych, im powszechniej oddawano się rozpuście.

Jeżeli te dwa środki pokojowe nie wystarczały do ograniczania rozrodczości, stawały do wyboru konserwatywne, dawniejsze krwawe metody regulacji potomstwa, bądź pokojowe środki antykoncepcji czy wstrzemięźliwości małżeńskiej.

Lub ukazywała się trzecia droga, również pokojowa, ale fascynująco świeża, nowa, optymistyczna i bodaj ponad siły ludzkie trudna, choć do urzeczywistnienia możliwa: lokowanie energii osobistych i plemiennych w dalszy, niezmiernie wysoki skok cywilizacyjny.

Jaki?Silny wzrost liczebny i organizowanie wydajniejszej gospodarki oraz form

współżycia wczesnopaństwowego, a wraz z tym wciąganie do tego skoku rozwojowego - pokojowo czy przymusem - plemion sąsiednich. Słowem: rozwój państwa. Pokojowość tej drogi zakłócać musi, co prawda, pewna dawka militaryzmu: ponieważ bez wojska nie ma państwa ani „przedpaństwa". Aczkolwiek znamy i duże, a nawet wielkie państwa wysoko cywilizowane, redukujące ilość sił zbrojnych do fantastycznego minimum, jak choćby syryjska starożytna Fenicja z okresu przedrzymskiego, czy Polska XVII i XVIII wieku, bądź Wielka Brytania XIX stulecia.

Page 187: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

237

Plemiona o procesach rozwojowych - na państwo, a nazwijmy te społeczności, ciągle jeszcze pierwotne, „przedpaństwowymi" - nie liczą już jak staropaleolityczni Kurnaje australijscy 1000-1500 głów. Ani w sumie, razem - 5-8 tysięcy głów: jak przedpaleolityczne zaludnienie Andamanów. Ani nawet nie dochodzą powyżej 10 tysięcy: jak nieliczne, a największe federacje plemion Indian północno-amerykańskich; czy jak równie rzadko spotykane, a najludniejsze z plemion indiańskich południowo-amerykańskich, szczepy znad Amazonki, Orinoko, Paragwaju i La Platy. W porównaniu z nimi plemiona przedpaństwowe, a raczej pań- stwotwórcze dysponują imponującym dorobkiem ludnościowym. Samych wojaków miewają od tysiąca do 20 tysięcy plemiona góralskie Marokka, Afganistanu, Algieru, Czarnogórza i Bośni (M. Quefenfeld, 1888; U. R. Markham, 1879; A. Hanoteau i A. Letourneux, 1872-73; F. S. Krauss, 1885). Filipińskie plemiona dochodzą do 200 tys. osób, choć nie brak tam plemion i po 5 tys. ludzi (F. Blumentritt, 1890). Sięgają też tego typu plemiona nawet liczby 50-60 tys. ludzi, jak Peruwianie w państwie Inków - przed zaborem hiszpańskim (H. Cunow, 1896). I plemiona germańskie z opisów Tacyta wyłaniają się liczbowo podobnie, a wiadomo, że w kilka wieków później organizowały się w państwa21.

Takie też mniej więcej cyfry odnajduje krytyka historyczna, gdy wylicza siły barbarzyńców, atakujących chylące się do ruiny państwo rzymskie. Liczby to wielkie w porównaniu z Kurnajami, lecz zadziwiająco skromne, gdy kłaść je obok tej rzekomej mnogości barbarzyńców zalewających państwo Rzymian, jakiej obraz przekazały nam starożytne kroniki z okresu upadku Rzymu.

I rzeczywiście. Ilość głów w plemieniu, niezależnie od czasu, kiedy zanotowano je na scenie dziejowej, powinna odpowiadać tej liczbie, jaką miewają formacje społeczne o tym samym poziomie kulturalnym i warunkach życia, a które dotrwały na dawnym poziomie i w dawnych warunkach do dziś. Taka etnologiczna metoda wnioskowania jedynie prowadzi do krytycznej oceny dawnych źródeł.

W świetle tej analizy okazuje się, że wyłącznie stepowe ludy najezd- nicze, zaprawione do silnej więzi organizacyjnej w okresach pokojowego bytowania, posługujące się przy tym masowo koniem jako środkiem lokomocji i komunikatywności, zarazem żywiące się koniem - zdolne by były w czasach upadku Rzymu poruszać się szybko na wielkich przestrzeniach tego państwa i zajmować w krótkim czasie duże jego kraje. Najazd Attyli miał te możliwości. Natomiast przypuszcza się, że Germanowie „najeżdżali" Galię pokojowo, przenikając do niej gromadkami i w ciągu całych stuleci (Fustel de Coulange).

Ilu ludzi mogło brać udział w kampanii Attyli, którego hordy wyglądają w ustach kronikarzy rzymskich jak potop? Powiedzą coś o tym cyfry podobnych, co tamte, ludów stepowych naszych czasów. Turkomani są jedną z największych organizacji tego typu. „W połowie XIX wieku liczyli oni 196 500 namiotów, po 5 głów przeciętnie w namiocie. Rozpadali się na 9 plemion od 1500 do 60 000 namiotów. Były tam 3 plemiona poniżej 10 tys. namiotów, trzy liczące 10-12 tys., trzy: 40-60 tys. namiotów. Plemiona te pozostawały w stanie wzajemnej wrogości316. Kto wie, czy po prostu na czele jednego z takich plemion nie ruszył Attyla na Zachód? I czy „stan wrogości" - ostre pogotowie i wojny, ćwiczone przez

316 Tamże, s. 166.

Page 188: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

238

jego plemię od wieków - nie były zaprawą pod późniejszy podbój państwa rzymskiego?

A inni barbarzyńcy?Precyzuje to historyk francuski, a napomyka i o Attyli.„Barbarzyńcy - powiada Lot - którzy uderzali na cesarstwo rzymskie, nie liczyli

większej rzeszy wojaków. (...) Gotowie, którzy zwyciężyli Valensa w sławnej bitwie pod Adrianopolem - rok 378 po Chrystusie - byli w liczbie zaledwie 10 tysięcy. Wandalowie, którzy podbili Afrykę w V i VI wieku - liczyli tylko 80 tysięcy mężczyzn, kobiet i dzieci, to znaczy najwyżej 20 tysięcy wojaków. Ostrogoci pod Teodorykiem - 454-526 po Chrystusie - przebywali krótki czas w Padwie, jeszcze w końcu V wieku bardzo małym miasteczku. A wolno podejrzewać, że od czasów bitwy na Campus Mauriacus niezliczone hordy Attyli zeszły do kilku tysięcy konnicy"317.

Właśnie ta, jako tako uchwycona przez naukę, znajomość stosunków ludnościowych wśród społeczeństw wyrywających się do życia państwowego, nadwątliła również reputację uczciwości kronikarskiej Cezara.

Ale nie to wyłącznie.Krytyka, na przykład historyczna, wychodząc z innych założeń niż

demograficzny punkt widzenia, doszła do przekonania, że jego De Bello Gallico, to „książka popularna, bardzo zręcznie ułożona, mająca wykazać szerokiej publiczności italskiej, że Cezar był dzielnym generałem i że jego polityka w Galii nie była ani gwałtowna, ani chciwa (...); starała się wzbudzić przekonanie, że zwyciężył i wytępił mnóstwo nieprzyjaciół, nie podając jednak nigdy nieprawdopodobnych liczb za pewne: już to wyczytał te cyfry na tabliczkach znalezionych w obozie nieprzyjacielskim (I, 29); już to otrzymał je od informatorów (II, 4); już to wkłada je w usta nieprzyjaciela, który wygłasza mowę (VII, 77). Tyle o obiektywizmie cyfr Cezara sądzi Guglielmo Ferrero, najświetniejszy może znawca jego epoki318.

A informacje ludnościowe De Bello w świetle etnologii?Podejrzana się wydaje ilość Helwetów. U Cezara figuruje ich 263 tys., a łącznie

ze sprzymierzeńcami 368 tys., wystawiających 92 tys. żołnierzy (I, 29). Fałszywie brzmią liczby Bellowaków, którzy jakoby dysponowali 100 tys. mężczyzn zdatnych do walki (II, 4). Sama gęstość zaludnienia ówczesnej Galii kładzie autora De Bello. Wynosiłaby na podstawie Cezara - dla Bellowaków 69 mieszkańców na kilometr kwadratowy, gdy tak poważny demograf, jak Inama Sternegg przypisuje ówczesnej Galii około 7,6 mieszkańców na jednostkę powierzchni319.

Dziewięć, dwanaście, dwadzieścia osób na kilometr kwadratowy - nie tyle charakteryzuje tereny plemion władnych startować do życia państwowego, ile już, a nawet z dawna państwowych. A jeżeli za Cezara spotykamy wysoką gęstość

317 Tamże.318 G. Ferrero, Wielkość i upadek Rzymu, t. II, Juliusz Cezar, Poznań b. r. w., s. 145.319 K. T. von Inama-Sternegg, Die Bevölkerung des Mittelalters und der neuen Zeit bis Ende des XVIII Jahrhunderts in Europa, dz. cyt., s. 695.

L. Krzywicki, Przyczynki do wyświetlenia stosunków ludnościowych w Polsce za pierwszych Piastów, „Przegląd Statystyczny", Warszawa 1938,1.1, nr 2, s. 202-203.

Page 189: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

239

zaludnienia niektórych krajów jeszcze raczej barbarzyńskich, okalających państwo rzymskie, na przykład - Germanii, to prawdopodobnie pochodziło to stąd, że przylegały te ziemie do granic potężnego, bogatego, a w ciągu kilku następnych wieków swej historii pokojowego państwa. Potrzebowało ono w ciągu setek lat dopływu ludzi od barbarzyńców, wywoływało więc u nich jeśli nawet nie wzmożoną populację, to co najmniej skupianie się większej liczby ludzi na granicach: blisko rynku zbytu. Coś jak ludne dzisiejsze osiedla podmiejskie w oko-licach wielkich miast. Barbarzyńcy niejako hodowali żołnierzy i tęższych niewolników i robotników dla ogromnego imperium, stanowili jego euge- niczny matecznik. Co zdrowe, tęgie - rodziło się poza państwem.

Cyfry potwierdzają takie przypuszczenia.

Page 190: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

241 Część I I . Podczas setek tysięcy lat historii

Państwo rzymskie w 14 roku po Chrystusie miało liczyć 10 mieszkańców na kilometr kwadratowy, a sam jego rdzeń, Italia, 24 mieszkańców (Beloch). Według ocen krytycznych (R. Kótschke, 1921) „gęstość zaludnienia dzielnic germańskich za ostatnich Morowingów - początek VIII wieku po Chrystusie - wynosiła średnio 5-6 głów na kilometr kwadratowy, przy czym w miejscowościach otwartych i urodzajnych nad wielkimi drogami wodnymi mogła dosięgać 10-20 głów". Za Cezara tedy mógł kilometr kwadratowy tych dzielnic być zamieszkany, przeciętnie przez 5,4 mieszkańca, jeżeli nie rzadziej26.

Tereny „państwowotwórcze", bardziej oddalone od państwa rzymskiego, powinny były być odpowiednio uboższe w ludność.

Potwierdza się i to.Polska, na przykład, w dobie montowania swej państwowości - wieki X, XI -

miała posiadać 600-700 tysięcy ludności, czyli około 2 mieszkańców na kilometr kwadratowy, zatem tylko dwa razy gęściej jak u ludu przedpaleolitycznego: na Andamanach.

Jeszcze w dwieście lat później - za Kazimierza Wielkiego - posiadamy zaledwie 6,5 mieszkańców na tenże kilometr. Najgęściej w czasach panowania tegoż monarchy zaludniony dekanat - Kazimierza Mała - zamieszkiwało 21,0 ludzi na kilometr kwadratowy, a najrzadziej wówczas zaludniony - archidiakonat Lubelski - 0,6 ludzi. Tyleż, co Kazimierza Mała, mają wtedy gęstości całe Kujawy, a kraj wokół Chełmży - nawet 21- 30 ludzi na kilometr kwadratowy320.

Z kolei drugi problem: czy u ludów z pierwocinami poczynań pań- stwotwórczych regulowano potomstwo?

Z pewnością. Tyle że była to regulacja stonowana do bardzo daleko idących granic.

Przynajmniej jeśli nie powstrzymywano ilości, to zmniejszano ją, planując jakość. Przecież jednym i drugim procederem parają się państwa wysoko cywilizowane, a chyba nie należy się w tym dopatrywać czego innego, jak spuścizny po poprzednich formach rozwojowych, a więc i po okresie startu ku cywilizacji.

320 T. Ladenberger, Zaludnienie Polski na początku panowania Kazimierza Wielkiego, Lwów 1930, s. 29, 35, 70, 72 i mapa.

B. Łapicki, Władza ojcowska w starożytnym Rzymie, Warszawa 1933, s. 8, 18, 19, 31, 33, 34, 51, 101.

Page 191: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział X. Start poza barbarzyństwo 245

Jeśli wierzyć Tacytowi, który ponad miarę sławi moralność współczesnych mu Germanów, to „ograniczać liczbę dzieci lub też pozbywać się już urodzonych - uchodzi za obrzydliwość, za powszechnie potępiany występek" (Germania, De Moribus Germanorum, XIX).

Istotnie, dzisiejsze opracowania historyczne potwierdzają, że bojąc się braku ludzi dla prowadzenia polityki plemiennej, ograniczali Germanie zabijanie noworodków i ich porzucanie. To samo jednak świadczy, że regulowano tam i ilość, i jakość.

Tak samo dziś wiemy, że Germanin, ojciec, mógł nie uznać nowonarodzonego dziecka za swoje i wtedy wolno było zabić je lub, co na to samo wychodziło, porzucić. Niepewność, czy dziecko będzie żyło, trwała tak długo, dopóki dziecko nie przyjęło pokarmu, bądź do czasu gdy nadano mu imię. Niemało też pustoszyło zaludnienie sprzedawanie dzieci przez ojców z powodu nędzy, a niejakich szczerb z pewnością dokonywało wykluczenie przez plemię z rodu, tudzież wypędzanie dziecka z domu za karę28. Pełnego tedy szacunku dla życia każdego dziecka nie było u Germanów.

Uwagi godne, że małżonka była dla Germanina świętością i opatrznością: aliąuid sanctum et providum (Tacyt). Pochodziło to jakoby stąd, że Germanin, wojak, stale poza domem, czynił żonę panią rodziny, sam domem się nie interesując321.

A u Słowian?„Jeśli tam nad potrzebę rodziło się dzieci żeńskich, zadawano im śmierć. Działo

się to, mianowicie, u pogańskich Słowian pomorskich, z którymi apostoł chrześcijaństwa święty Otto, biskup bamberski, szerokie w tym przedmiocie miewał rozprawy. Ale nie wszędzie tej srogości dopuszczano się"322. Poza tym sprzedawano dzieci, a ponadto przypuszcza się, że życie niemowlęcia zależało od uznania go przez ojca za własne323. Stosunek do niewiast kształtował się jakoby odmiennie niż u Germanów, rzekomo z tego powodu, że „Słowianin nie lubił wojny, kochał się w życiu domowym. (...) Przywiązany do domu, chciał mieć w nim, oczywiście, głos pierwszy"32.

Dobiegliśmy końca przeglądu postawy ludów pierwotnych wobec planowania zaludnienia. Pełną szacunku i tkliwości postawę nieomal do każdego dziecka, zarówno już urodzonego, jak dopiero spoczywającego w łonie matki, zobaczyliśmy u człowieka najpierwotniejszego. Zbliża się zaś do tego stanowiska po nieskończonej ilości metamorfoz rozwojowych - dopiero człowiek wstępujący w szranki cywilizacji. A jeśli nawet niejeden lud, wychodzący z barbarzyństwa, daleki pozostaje od takiego szacunku dla dziecka, to tym większa chwała człowieka najpierwotniejszego.

Rousseau miał rację: ale jeśli chodzi o człowieka najpierwotniejszego. Człowieka naprawdę natury. I jeżeli mierzyć dobroć tego „człowieka natury" jego szacunkiem dla życia dziecka.

I szacunkiem dla kobiety.

321 K. Szajnocha, Staropolskie wyobrażenia o kobietach, w: Szkice historyczne, Lwów 1869, s. 273.

322 Tamże, s. 276-277.323 B. Łapicki, Władza ojcowska w starożytnym Rzymie, dz. cyt., s. 18, 51.

Page 192: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

246 Część I I . Podczas setek tysięcy lat historii

A jak zobaczymy w końcowych rozdziałach, na płaszczyźnie szacunku mężczyzny dla kobiety i kobiety do dziecka - można odnaleźć intrygującą nas w tej książce tajemnicę doskonałego jakościowo planowania zaludnienia.

CZĘŚĆ TRZECIA WŚRÓD

WYSOKICH CYWILIZACJI

ROZDZIAŁ XI MIASTO, KTÓRE PODBIŁO ŚWIAT I WYMARŁO

Mówiliśmy o wpływie wielkich miast na życie współczesne. Dziwniejsze jest jednak, że dwa wielkie miasta doby starożytnej oddziaływają przemożnie do dziś na pochód dziejowy narodów białych, a trudno orzec, kiedy się to skończy. Raczej rozprzestrzeni się ów wpływ na całą ludzkość, jeżeli w ogóle kiedykolwiek oba te miasta przestaną oddziaływać na losy świata.

Cóż to za miasta?To Ateny i Rzym.Rzym prócz tego był szczególnym miastem - jedynym tego rodzaju dotychczas -

które podbiło olbrzymie, jak na swe czasy kraje: bo Śródziemnomorze z peryferiami; ogromne zaś państwo, które stworzył, zginęło na typową chorobę wielkomiejską: na brak urodzeń.

Tajemnicą chyba pozostanie, skąd się brały wielkie ambicje polityczne tego miasta. Można je jeszcze zrozumieć, od kiedy Rzym zetknął się ze Wschodem, bo tam istniała idea państwa uniwersalnego, zapoczątkowana przez chaldejskich władców z Akkad. W każdym razie zarówno trudna politycznie od początków istnienia sytuacja tego miasta, jak również jego dążenia, wymagały już w pierwszych stuleciach dziejów Rzymu - licznej ludności. Dopóki zrozumienie tego i ambicje państwowe nosiła w sobie większość małżeństw rzymskich, nie brakło ludzi.

Ale taka harmonia między programem politycznym państwa a obywatelami może istnieć bodaj wtedy, o ile terytorium jest małe; na większym zaś obszarze, o ile ożywia wszystkich mieszkańców jedna idea. Trudno jednak o taki stan podniecenia ideowego w ciągu dłuższego okresu czasu. Toteż od kiedy granice państwa rzymskiego zaczęły się gwałtownie rozszerzać, zbieżność interesów prywatnych i publicznych rozluźniła się. Zresztą, w pojedynczych, a częstych wypadkach brak jej było i dawniej. Teren miasta był szczupły, warunki życia ciężkie, a od ludzi się przewalało. W takich okolicznościach cena życia maleje, więc niszczy się je tam, gdzie jest ono reprezentowane przez najbardziej bezbronne istoty ludzkie: któż zaś zaprzeczy, że są nimi niemowlęta, a w jeszcze większej mierze - dzieci poczęte, odbywające dopiero swą wędrówkę na świat w łonach kobiet!

„W drugiej połowie V wieku Rzym był jeszcze arystokratyczną rzeczpospolitą chłopską. Zajmował powierzchnię około 450 mil kwadratowych - a zatem około 1000 km324 - i posiadał ludność wolną, niemal w całości rozsypaną po wsiach i

324 Tamże, s. 3.

Page 193: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

podzieloną na 27 dzielnic, czyli trybusów miejskich, które nie musiały liczyć więcej niż 150 tysięcy dusz": zatem 45 tys. obywateli, co dałoby armię nieco liczniejszą niż 20 tys. ludzi, jak przypuszcza Mommsen. „Większość rodzin posiadała małe pola, i ojcowie, i dzieci, mieszkający razem w małej chacie, uprawiali na nich wyłącznie niemal zboże oraz trochę wina i oliwek. Wypasali na sąsiednich gruntach publicznych kilka sztuk bydła, wyrabiali u siebie narzędzia wiejskie i odzież, udając się tylko w długich odstępach czasu do warownego miasta. Tam znajdowały się świątynie bogów, rząd rzeczypospolitej, domy bogaczów, sklepy rzemieślników i kupców, gdzie wymieniano trochę zboża, oliwy i wina za sól, żelazne narzędzia rolnicze i broń". Patrycjusze „byli również wieśniakami i nie wstydzili się motyki i pługa", choć mieli największe grunta, najliczniejsze trzody i nawet nieco niewolników, „mieszkania ich były małe i biedne z wejrzenia, żywność skromna, odzież bardzo prosta; posiadali mało cennych kruszców i wytwarzali niemal wszystko u siebie, zarówno chleb jak odzież, przez niewolników i ich żony". „Rzym był mały i biedny. Bogaci patrycjusze sami spędzali większą część czasu na wsi i przybywali do miasta tylko dla sprawowania urzędów i uczestniczenia w posiedzeniach senatu"1.

Przypadałoby tedy w wieku V w państewku rzymskim 150 mieszkańców na kilometr kwadratowy, choć posiadamy znawców gospodarki Rzymu postulujących na ten okres nawet 400-600 głów na tenże kilometr. Zatem, olbrzymia gęstość zaludnienia, jak dziś w Niemczech, może nawet jak obecnie na Jawie czy w Egipcie.

A przecież była to ludność rolnicza. Jeżeli przyjąć, że w połowie V wieku było co najmniej 30 tysięcy obywateli2, każdy zaś posiadał ziemię, to średnio przypadałoby na gospodarstwo, gdyby wszystkie grunty stanowiły własność prywatną, po 3,3 hektara: czyli według ówczesnej rzymskiej miary gruntów około 13 jugera. Skoro atoli byli i bogacze, musiała istnieć także drobniejsza jeszcze własność, a nawet proletariat. Cóż tedy za niezwykłą zaradność rozwijał w owe czasy ten lud, by przy ówczesnej kulturze rolnej wyżywić tak nieprawdopodobną gęstwę mieszkańców!

Ale małorolność i ciasnota - niewiele można powiedzieć o ówczesnej urodzajności gleby, natomiast klimat był z pewnością wilgotniejszy niż dziś - utrudniały ogromnie egzystencję nawet tym, co posiadali ziemię. Aczkolwiek wymagania Rzymianina były wtedy tak skromne, że „posiadacz działki dwumorgowej - tylko od 2 do 7 jugera, jak wspominają źródła - nie tylko mógł z niej wyżyć, ale i wyekwipować się do wojska"3. „Wzrost ludności jeszcze bardziej komplikował sprawę. Można się domyślić, że ludność rzymska szukała wyjścia z ciężkiej sytuacji gospodarczej zabijając oraz porzucając noworodków". Prawdopodobnie chwytały się tego małżeństwa nie tyle najmniej zaradne gospodarczo, ile najmniej odporne psychicznie na gęstość zaludnienia i zarazem o tyle słabe moralnie, że zdecydowane pielęgnować sztuczną śmiertelność własnego potomstwa. Widocznie dlatego przypisuje się królom rzymskim, a przede wszystkim Romulusowi „uprawianie polityki ludnościowej w formie walki z wy-

T. Wałek-Czernecki, Historia gospodarcza świata starożytnego, t. II, dz. cyt., s. 180.

Page 194: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

248 Część I I . Podczas setek tysięcy lat historii

ludnieniem Rzymu: popieranie imigracji"4. Więcej: „królowie rzymscy, wobec zewsząd grożących wojen, musieli myśleć o zapewnieniu sobie jak największej ilości żołnierzy i dalszej normalnej uprawy roli jako podstawy utrzymania"325. Z czasem, już za republiki, kolonizowano chłopami małorolnymi tereny zdobyte, co niesłychanie ożywiało populację.

Zasadą było: obdzielać małymi działkami gruntów, by właściciel mógł ją sam uprawić z rodziną, a ponieważ właściciel ziemi był i żołnierzem, w dodatku prawie każdy sam się ekwipował na wojnę, maksymalna ilość małych gospodarstw rolnych miała dać maksymalną ilość żołnierzy. Po zdobyciu na przykład miasta etruskiego Vei - w roku 396 przed Chrystusem - gdy powiększono obszar państwa podwójnie, nadano zaraz grunta „wszystkim plebejuszom bez względu na to, czy posiadali już ziemię, czy nie, i to w działkach stosunkowo dużych - po 7 jugera"326, zatem około 1,8 ha. Na pewno zlikwidowano wtedy proletariat.

Nie dopuszczano do większej własności, nawet jako do dzierżawy. Już w roku 367 przed Chrystusem lex licinia Sextia zabraniała bogaczom dzierżawić więcej niż 500 jugera - z zapasu ziem państwowych, pochodzących ze zdobyczy wojennej z tak zwanego ager publicus7.

Ale na jakież ustawy ludnościowe zdobył się początkujący Rzym?Dionizjusz twierdzi, że „Romulus nałożył na obywateli obowiązek wy-

chowywania całego potomstwa płci męskiej oraz córek pierworodnych, zabraniając pozbawiania życia dzieci przed ukończeniem lat 3, z wyjątkiem zabicia natychmiast po urodzeniu kalek lub potworów: te pozwolił ojcom porzucić, jeżeli przedtem pokazano je pięciu najbliższym sąsiadom i oni to stwierdzili. Wobec tych, którzy nie podporządkują się ustawom niniejszym, król ustalił kary, między innymi i tę, że połowa ich majątku podlega konfiskacie". Wszelako konfiskata była tu tylko jedną z kar, prócz zasadniczej osobistej, najcięższej, tak zwanej kary głównej. „I tak: za stracenie dziecka przed ukończeniem 3 lat skazywano ojca na karę śmierci oraz konfiskatę całego majątku - w myśl ustawy Romulusa"327. Podobnie ustawa królewska za spędzenie płodu przewidywała karę. Nie wolno też było grzebać kobiety w ciąży. Życie płodu po śmierci ojca podlegało tej samej ochronie prawnej, jak w wypadku, gdyby ojciec żył, i dziecko takie, urodzone po śmierci ojca, miało prawo do spadku328.

Ustawa miała na myśli ojców rodzin i dotyczyła patrycjuszy. Z nich składał się zasadniczy trzon ludności: oni jedynie posiadali wtedy uprawnienia obywateli, stanowili administrację, służyli wojskowo.

„Co do matki, to jeśliby zabiła własne dziecko wbrew woli ojca, stanowiłoby to według ustawy Numy parricidium, przy czym żona podlegałaby ukaraniu albo przez męża in judicio domestico, albo przez właściwą władzę państwową in judicio

325 Tamże, s. 8.326 T. Wałek-Czernecki, Historia gospodarcza świata starożytnego, t. II, dz. cyt., s. 175-176.Tamże, s. 175.

327 B. Łapicki, Władza ojcowska w starożytnym Rzymie, dz. cyt., s. 3, 36.328' Tamże, s. 7, 103.

Page 195: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

publico. Gdyby zabiła na rozkaz męża jako ojca rodziny, to w myśl zasad pradawnego prawa karnego w Rzymie, nie odpowiadałaby za ten czyn wcale"329.

A więc królowie rzymscy nie tylko pozwalali na zabijanie niektórych dzieci: kalek, ułomnych. Nakazywali to.

I szli dalej jeszcze. Ojciec, na przykład, mógł nie zabić, lecz porzucić dziecko, przeznaczone przez niego na śmierć. Prowadziło to również do śmierci niemowlęcia, bo kto by dziecko podniósł, musiał się z tym liczyć, że ojciec dziecka miał zawsze prawo zabrać podrzutka jako jego właściciel, odpowiedzialny za niego przed prawem. Toteż nie podnoszono porzuconych dzieci. Ryzykowano to dopiero w wiekach znacznie późniejszych, ale tylko dla celów nikczemnych: by tresować podrzutków na gladiatorów, cyrkowców; lub utrzymywać się z ich prostytucji, bądź mordować je zaraz dla preparowania z ich serca, wątroby lub innych organów - magicznych lekarstw.

Ojciec poza tym, chociaż był zobowiązany wychować każdego syna, miał też prawo sprzedać go za granicę, by ratować sytuację gospodarczą domu. Mógł tak samo dla poratowania gospodarki domu lub wręcz dla wygody - sprzedawać córki, za wyjątkiem pierworodnej. Zamiast oddawać długi, płacono dziećmi, oczywiście w tych wypadkach - silnymi, zdrowymi, odchowanymi dziećmi.

Wszystko to pozwalało na nadużycia, które występowały mniej lub więcej licznie i mogły prowadzić do groźnych zwyczajów i zjawisk de- populacyjnych, a wśród nich - do braku kobiet na żony. Tym się chyba tłumaczy porwanie Sabinek. „Livius (2, 9) wyraźnie podnosi, że Romulus bardzo się troszczył o zabezpieczenie odpowiedniej ilości żon i matek"11.

Nie tyle tedy królowie planowali większe zaludnienie, ile ratowali przed niedoludnieniem. Tu polityka rzymska była od początku minima- listyczna. Państwo zresztą nie ośmielało się nigdy później wkraczać w tę dziedzinę życia obywateli w sposób zdecydowany, aż z powodu tego paraliżu woli, dziwnego jak na Rzymian, zginęło.

Republika przyjęła program populacyjny królów, dodała od siebie wspomnianą już akcję kolonizacyjną. Poza tym interweniowali cenzorowie.

Spisywali oni co pięć lat ludność wolną. Dawało to im okazję do lustracji stanu ludnościowego państwa, jego sił biologicznych, zwłaszcza, że działo się to podczas przeglądu wojskowego mężczyzn. Stąd „bardzo już wcześnie starali się cenzorowie popierać zawieranie małżeństw i przez to powiększać ludność"330.

Cenzor wprost pytał mężczyzn w wieku 17-46 lat: Ut tu ex animi tuipo- tentia uxorem habes? - Czy z własnej woli masz żonę? I wtedy „częściowo napominali nieżonatych, by nie odkładali małżeństwa, częściowo nakładali na leciwych starych kawalerów większy ciężar w postaci aes uxorem. (...) Aczkolwiek wydaje się, że pod tą nazwą nie należy rozumieć specjalnego podatku starokawalerskiego. Posiadali jednak cenzorowie prawo zwielokrotniać sumę podatku z różnych

329 Tamże, s. 8.Tamże, s. 13.

330 L. Elster, Bevölkerungslehre und Bevölkerungspolitik, w: Handwörterbuch der Staat-wissenschaften, dz. cyt., s. 737.Tamże, s. 737.

Page 196: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

250 Część I I . Podczas setek tysięcy lat historii

przyczyn, w tym i z powodu stanu bezżennego. Gdy czasami zmniejszanie się liczby ludzi stawało się dostrzegalne, a występowało w spisach, powodowało to troskę, szukano wówczas przymusowych środków do zwalczania niechęci do małżeństwa. Donosi Liwiusz (Epit., LIX), że w roku 130 cenzor Q. Metellus zażądał przymusu zawierania małżeństw"13.

W rzeczywistości ludność silnie rosła, jak na ówczesny stan higieny.W roku 339 miało być 165 tysięcy obywateli. A po Vei - uzyskanie nowych

ziem, demokratyzacja pewnych uprawnień wśród zdobytej ludności, nade wszystko zaś propopulacyjna polityka rolna sprawiły, że „Rzym w IV i III wieku przed Chrystusem mógł rozprzestrzeniać nie tylko swój wpływ i swe prawa, lecz i swą rasę i język, i założyć między rokiem 334 a 354 osiemnaście potężnych kolonii latyńskich (...), rozrzucając po różnych okolicach Italii silnych rolników latyńskich, których obfitość ziem zachęcała do płodzenia i mnożenia ilości mówiących po łacinie w tej bezładnej mieszaninie języków i ras italskich. (...) Z pomocą tych to chłopów, będących jednocześnie żołnierzami, zdołała szlachta rzymska zwyciężyć po raz pierwszy Kartaginę. (...) Z ich to pomocą zdołała opanować w ostatniej ćwierci trzeciego wieku przed Chrystusem obszerny kraj, zaludniony około sześciu milionami ludzi, z których zdołała w chwili groźnego niebezpieczeństwa powołać 770 tys. żołnierzy, jazdy i piechoty: 273 tys. obywateli, 85 tys. Latynów, 412 tys. sprzymierzonych; z ich to wreszcie pomocą od roku 225 do 222 prowadziła wielką wojnę z Gallami, która, czyniąc Rzym panem doliny Nadpadańskiej, otwarła mu wielką drogę jego dziejów"331.

Ale populację chłopów rzymskich podtrzymywały nie tyle warunki gospodarcze, ile ustrój ich rodzin.

Być może, styl życia rodziny rzymskiej tkwił korzeniami w zamierzchłych czasach kultur pasterskich, jedną z ich odmian przynieśliby tu z nią pierwotni założyciele Rzymu. Bo właściwością pasterskich grup społecznych jest silna, tak zwana wielka rodzina, o wysokich obyczajach, z miażdżącą przewagą ojca. Mądrość królów rzymskich polegałaby na tym, że pozycję tę umieli włączyć do konstytucji budującego się państwa, wychodząc i tu, z właściwego sobie zamiłowania do ładu i silnej organizacji.

By tedy mieć zapewniony porządek w rodzinie, należało przede wszystkim wyposażyć tu kogoś w silną władzę. Nadano ją ojcu.

„Dionizjusz donosi (2, 26; 22-26), że Romulus przyznał, czy też przekazał ojcu rodziny «edzuzijan» - całą władzę w ogóle i władzę karną w szczególności.

Wylicza dalej Dionizjusz kary, które ustawa ta pozwala ojcu nakładać, a mianowicie: pozbawienie wolności, kara cielesna, roboty przymusowe na roli oraz kara śmierci"15.

Nie znaczy to, by władza ojca była nieograniczona.I tak: „mógł pozbawić życia swych podwładnych tylko wobec świadków; poza

tym kontrolowali go tu krewni i władza państwowa. Tak właśnie się stało z Egniatusem Mocenusem, który z powodu ukarania swej żony śmiercią za pijaństwo

331 G. Ferrero, Wielkość i upadek Rzymu, dz. cyt., 1.1, s. 12-13.B. Łapicki, Władza ojcowska w starożytnym Rzymie, dz. cyt., s. 22.

Page 197: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

był sądzony oraz uniewinniony przez króla Romulusa"332. Jednak zdarzały się przestępstwa, gdzie do kar ojca dodawano kary państwowe. Prawo na przykład Romulusa i Serwiusza karało klątwą religijną dzieci, które ubliżyły rodzicom lub skrzywdziły ich. Dzieci należały do ojca nawet po rozwodzie. Ich zarobek stanowił własność ojca. Bez zgody ojca nie mógł się syn żenić, a choć zawarł związek małżeński za ojca zgodą, to ten mógł zawsze synową wydalić333.

Blask autorytetu głowy rodziny - pozostawał zawsze tak wielki, że tytuł ojca uważano za najwyższy nawet dla cesarzy, nazywając ich z reguły, począwszy od Oktawiana Augusta, pater patriae.

Podobnie jasno określana była pozycja żony.Prawo Dwunastu Tablic przewidywało trzy rodzaje małżeństw: religijne, zwane

confarreatio; kontraktowe - coemptio i kupno - usus.Zawarcie małżeństwa w formie confarreatio „było jedyną dopuszczalną dla

małżeństw patrycjuszowskich formą małżeńską"334, ponieważ ta forma ślubu zobowiązywała do największej trwałości małżeństwa i maksymalnej wydajności społecznej rodziny. Ceremonia takiego ślubu odbywała się u stóp ołtarza domowego, stanowiła obrzęd religijny, uświęcony uroczystymi rytuałami, dokonywany w obecności dziesięciu świadków i kapłana zwanego Flamen Dialis. Małżonka w ten sposób poślubiona nosiła tytuł matrony i pani - mater familias domina. Prowadziła dom i kuchnię, ale nie wykonywała grubych prac: jeszcze za czasów królewskich niewolnice mełły w żarnach i gotowały. Ponieważ wychowywała przyszłych obywateli, mąż rozprawiał z nią o sprawach państwowych. Jako pani domu wyposażona była we władzę nad córkami i synowymi, które tu mieszkały z synami w domu ojca, w jednej wielkiej rodzinie. Mogła wychodzić z domu, nawet poruszać się po kraju, gdzie chciała. Małżeństwo per con- farreationem traktowano w zasadzie jako nierozerwalne, gdyż mąż mógł rzucić żonę jedynie w wypadkach, które się niezmiernie rzadko trafiały: jeżeli żona otruła go, lub cudzołożyła, bądź upijała się, czy też jeśli porzuciła dziecko. Cenił mąż żonę za dzieci. Prawdziwej miłości małżeńskiej nie znano.

Nic tak nie symbolizowało wymagań społeczeństwa od kobiety, jak obrączka żelazna, włożona przez nią w dzień ślubu. „Ale za to szczodrze nagradzały ją cześć i wysoka godność, jaką prawo rzymskie przyznawało kobiecie. Choć bowiem jako żona zależała od męża, nie była jego niewolnicą, ale towarzyszką, wspólniczką w posiadaniu wszystkich rzeczy ludzkich i boskich. Rytuał ślubny wprowadzał ją jako panią do domowego ogniska, które odtąd było jej sanktuarium. Pozornie niepoważana, występowała sama wszędzie, towarzyszyła uroczystościom państwowym i religijnym, uczestniczyła w widowiskach, nawet konsulowie ustępo-wali jej z drogi, gdy szła, a prawo przypisywane Romulusowi - Plutarch (Romulus XX) - karało każdego, kto by się ośmielił w jej obecności na słowo nieprzyzwoite lub zbyt swobodny ruch"19.

332 Tamże, s. 30.333 Tamże, s. 55.334 Tamże, s. 54." G. Fouard, Święty Piotr i pierwsze lata chrześcijaństwa, Piotrków 1908, s. 289.

Page 198: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

252 Część I I . Podczas setek tysięcy lat historii

Opinia publiczna tak bardzo była wrażliwa na poziom żony-matki, że prawo króla Numy wyłączało ze świątyni i od ofiar kobietę, która naruszyła wstyd i cnotę.

Nie było, rzecz jasna, rzymskie prawo małżeńskie ideałem. Nie dopuszczało kobiety do życia zawodowego, ni na szerokie forum publiczne. Ale można w tym widzieć i co innego: zwalniało ją od takich obowiązków, by tym silniej wymagać od niej służby społecznej w domu i rodzinie: musiała kierować gospodarstwem domowym i wychowywać córki, synowe i dzieci. Poza tym, co najważniejsza, żądano wyższych obyczajów od żony niż męża.

Ustawodawca rozumował tu, jak się zdaje, następująco:Mąż pracuje jako obywatel państwa poza domem. Należy go więc odciążyć od

obowiązków wobec rodziny i nałożyć ich multum na żonę. Ale obowiązki małżeńskie wymagają wielkich ofiar od obojga rodziców. Jeśli jednak nie chcieć dla tych celów żądać od obojga małżonków wysokiej postawy moralnej, a rodzina musi spełniać swe zadania, to niech mąż ma prawo wymagać od żony więcej w tej dziedzinie poświęcenia, wyższej postawy moralnej, niż od siebie, niech opinia publiczna dopinguje żonę.

Ale czy nie poniżało to kobiety?Głębiej na to patrząc, nie.Komuż bowiem może ubliżać, gdy spodziewamy się po nim wyższej moralności

niż ta, jaką się sami kierujemy? Przeciwnie: dowodzi to, że poważniej niż siebie traktujemy osoby, u których zakładamy, którym narzucamy wydajniejszą od naszej etykę. Takie upośledzenie kobiet w ustawodawstwie - w gruncie rzeczy zaszczycało je i dowodziło wielkiego zaufania, jakie żywił Rzymianin dla możliwości moralnych Rzymianek. Małżeństwo i rodzina dla swej twórczej funkcji wymaga niezwykle uciążliwego wkładu moralnego w życie wspólne - od obojga głównych partnerów, jeżeli tedy przerzuca się większość tego kontyngentu etycznego - na kobietę, dowodzi to, że za wszelką cenę, choćby drogą przymusu i presji publicznej, pragnie się wydobyć pozytywne wartości z małżeństwa i rodziny. Rzymianin w tym wypadku oglądał się na kobietę, snadź jej ufał. Można go oskarżać, czemu od siebie jako mąż tyle nie wymagał - wszak mógł on bezkarnie zdradzać żonę, a żona ani za to, ani za inne w stosunku do niej nadużycia nie mogła go sądzić, ani opuścić - ale nie można mu zarzucić, że za mało spodziewał się od ofiarności swych kobiet i że nie dbał o dodatnią rolę małżeństwa w państwie.

Oczywiście, jedynie słusznie się dzieje, gdy mąż również od siebie żąda odpowiednich walorów moralnych; lecz najgorzej, gdy i sam o wartości te się nie kusi, i toleruje podobne niedołęstwo moralne swej żony. Można takie jego stanowisko szumnie nazywać równouprawnieniem kobiety z mężczyzną, ale jest ono zarazem kompletną już rezygnacją z twórczych funkcji małżeństwa, a nawet z samego małżeństwa, które przecież w tych tylko okolicznościach owocuje, jeżeli przynajmniej jedna ze stron stoi na wysokości zadań, a więc albo mąż, albo żona.

Page 199: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Bądź co bądź na plus Rzymianina trzeba zaliczyć, że nikt nie był tu poligamistą. A choćby uśmiechać się sceptycznie na opinię Dionizjusza z Halikarnasu (Archeologia rzymska, II, 8), że w ciągu pierwszych 520 lat istnienia państwa rzymskiego nie było ani jednego rozwodu, to w zdaniu tym doczytać się można co najmniej tego: jak powściągliwy bywał mężczyzna, skoro prawie nigdy nie żądał rozwodu, i jak ofiarnie pełniła swe obowiązki kobieta, jeśli nieomal wcale nie dawała powodów do rozwodu w ciągu całych stuleci. Ów zestrój ról sprawił, że rodziny rzymskie przetrwały aż do wieku II przed naszą erą „niby małe monarchie, w których ojciec rządził jak król absolutny: on posiadał, sprzedawał, kupował, brał zobowiązania. Mógł wymagać pełnego posłuszeństwa od syna jak od sługi, do jakiegokolwiek by - syn - doszedł wieku i urzędu. Mógł wypędzić i doprowadzić do nędzy, sprzedać jako niewolnika, skazać na wiejskie roboty buntownika-syna, i konsula, który na wojnie dowodził legionami, zmusić po powrocie do domu do posłuchu jak dziecko. Był sędzią najwyższym żony, dzieci, wnuków, niewolników i musiał wedle surowych reguł, ustalonych zwyczajem, skazywać ich sam, niekiedy nawet na śmierć, za uchybienia jemu, rodzinie i państwu.

Republika arystokratyczna nowych czasów pozwoliła trwać tym małym monarchiom, podporządkowując je sobie i wchłaniając; gdyż część wysiłku potrzebnego do utrzymania porządku moralnego i religijnego mogła być dokonywana w tych malutkich królestwach przez ojców łatwiej, niż przez urzędników w państwie, i ojcowie ci stawali się w ten sposób organami państwa.

Przy takiej władzy łatwo było przez długi czas tłumić w nowych pokoleniach tego ducha młodzieńczego nowinkarstwa, który we wszystkich epokach sprowadza z postępem zepsucie; „robić z dzieci to, czym byli sami"; wdrażać „chłopców do umiarkowania, czystości, pracy, religii, do ścisłego przestrzegania praw i zwyczajów, do patriotyzmu ciasnego, lecz mocnego (...), uczyć córki żyć zawsze pod władzą mężczyzny, ojca, męża lub opiekuna, nie posiadając nigdy nic, nawet swego posagu; być posłuszną, umiarkowaną, czystą, uważną tylko na sprawy domu i dzieci"335.

„Tak wychowywany szlachcic rzymski odbywał już w młodym wieku pierwsze próby wojenne w konnicy; już w młodym wieku żenił się z kobietą, która wnosiła mu posag i z której powinien był mieć dużo dzieci.

335 G. Ferrero, Wielkość i upadek Rzymu, dz. cyt., s. 4-7.

Ozęsc U l . Wsrocl wysokich cywilizacji

Page 200: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział X l . Miasto, które podbito świat i wymarto 259

Potem rozpoczynał powolną i długą karierę urzędniczą, zgłaszając się do różnych godności obieralnych wedle porządku ustanowionego przez prawo". Ale „każdy urząd był bezpłatny, czasowy, zazwyczaj roczny; ponadto każdy urzędnik miał zawsze kolegę, równego sobie godnością i władzą, który go nadzorował i był przezeń nadzorowany. (...) Od urodzenia do śmierci każdy był kontrolowany bez przerwy"336.

Rzym owych stuleci „umiał być barbarzyński bez barbarzyńskich występków, i oto dlaczego zwyciężył tyle ludów bardziej cywilizowanych, lecz osłabionych przez występki własnej cywilizacji. Starożytne społeczeństwo rzymskie można porównać do pewnych zakonów mniszych. (...) Dzięki tej dyscyplinie wyższych klas Rzym mógł mieć powodzenie w przedsięwzięciach, które nie udały się Etruskom, i wynieść się powoli ponad inne republiki Italii"337.

Atoli dzięki tej dyscyplinie umożliwiono coś bez porównania bardziej fundamentalnego niż podboje. Wysoka etyka całego społeczeństwa stanowiła warunki moralne, które ułatwiały mężowi i żonie prowadzenie zdrowego życia rodzinnego. Podkreślić to się godzi, bo zazwyczaj w rozważaniach o okolicznościach sprzyjających rozwojowi rodzin zapomina się o warunkach moralnych.

Etyka rodziny rzymskiej nie była jednak bez poważnych minusów. Podgryzała ją polityczność i surowość męża wobec żony i dzieci, zwłaszcza córek, posuwająca się do okrucieństwa, bo do sprzedaży własnego dziecka, nawet do mordowania g o - w imię ustawy lub osobistej wygody. Dzieciobójstwo zawsze mogło się wyrodzić w cynizm wobec obowiązku dostarczania państwu nowych obywateli; podtrzymywanie zaś kobiety na wysokim poziomie moralnym za pomocą bezwzględnych norm zwyczajowych - groziło wykolejeniem się matrony, gdyby naraz rozluźniono jej pęta, a jednocześnie stare normy przestały być modnymi. Naród rzymski wytwarzał za wiele szacunku dla ustawy, za mało dla człowieka, zwłaszcza kobiety i dziecka; za wiele czci dla tradycji, dla opinii publicznej, za mało - dla sumienia. Wyzwalał więc za mało sił moralnych z jednostki, za słabo tym samym uzbrajał Rzymianina w osobistą odporność moralną na wypadek, gdy ten wychodził w obrąb oddziaływania innych środowisk nierzymskich, mniej moralnych, a nawet rzymskich, lecz z nadżartymi obyczajami. Słowem: zanadto uzależniał zdrowie moralne jednostki i rodziny od poziomu moralnego, jaki był każdorazowo w obiegu na zewnątrz jednostki i rodziny: w społeczeństwie. Raczej hamował przerosty zła niż wydobywał siły twórcze. Przede wszystkim organizował i pielęgnował tradycję.

Takie społeczeństwo prosperuje doskonale, dopóki trzyma się je zamknięte, lub jeżeli przekracza rodzinne terytorium, ale wychodzi na świat ławą: jak życie koszar czy internatów. Na dłużej niż na dwa, trzy pokolenia nie wystarcza tchu moralnego takim ludom, gdy rozproszą się wśród obcych. Tymczasem ambicje polityczne pchały Rzymian, począwszy od IV wieku przed Chrystusem - coraz dalej i dalej, w świat, do obcych.

Stosunkowo pomyślnie wytrzymywali kontakty, dopóki podbijali kraje pobliskie, niezbyt różniące się od nich obyczajami i kulturą. Nie zatracali bowiem wobec nich własnej postawy moralnej. Gorzej, gdy wstępowali na ziemie, które niosły im, zdobywcom, dobrobyt, przywileje polityczne i rozproszenie w masie ludności niższej od nich moralnie, ale wyższej kulturalnie. Ekskluzywizm rzymski wtedy pękał, a w psychice zdobywców rodził się kompleks niższości. Widzieli wówczas, że jedynie siłą i organizacją górują nad poddanymi. I to może chroniło ich od zupełnej zatraty po pierwszym spotkaniu się z wyższymi kulturami Wschodu.

Zdobywali odtąd Wschód i zniżali się do jego poziomu moralnego. Bądź gdy trafiali na kraje o wyższej od siebie moralności, deprawowali je. Zdolności organizacyjnych nigdy im nie brakło, bo te moralnie nic nie kosztują, a

336 Tamże, s. 8.337 Tamże.

Page 201: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział X l . Miasto, które podbito świat i wymarto 260

reprezentować je może nawet jeden człowiek, ale swoich ludzi z czasem im brakło, gdy w miarę rozszerzania podbojów nie mieli dość sił moralnych, by prowadzić nadal zdrowe życie rodzinne, płodzić licznych Rzymian; gdy, co gorsza, nie dbali o to, by mieć dostateczną liczbę dzieci. Dlatego wkrótce, bo już od I wieku po Chrystusie, nie byli władni podbijać dalej świata. Musieli odtąd myśleć, co dać połkniętemu przez siebie odłamowi ludzkości, by się nie buntował. Propagowali tedy ideę pokoju i rozszerzali obywatelstwo rzymskie, zwłaszcza od czasów Klaudiusza, na coraz większą ilość ludzi wolnych, aż Marek Aurelius Antonius, przezwany Karakallą, nadał je wszystkim wolnym mieszkańcom imperium w tak zwanej Constitutio Antoniniana338.

Z idei podbijania przeszli tedy na ideę pokoju.

338 T. Wałek-Czernecki, Historia gospodarcza świata starożytnego, t. II, dz. cyt., s. 260, 345. Tertulian, Apologetyk, Poznań 1947, s. XLVII.

Page 202: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział X l . Miasto, które podbito świat i wymarto 261

Idea była fascynująca, tym bardziej, że hellenistyczną wizję jednego świata - societas generis humani według słów Cycerona - przyjmowało coraz więcej ówczesnych intelektualistów.

Mogliby odtąd Rzymianie dla idei pokoju zdobywać kontynent za kontynentem. Może by dzięki temu już dziś istniał pokój, a przynajmniej mielibyśmy za sobą najcięższe w jego urzeczywistnianiu potknięcia.

Cóż kiedy państwo nie posiadało dość Rzymian na realizację tej idei. Poza tym idea pokoju jest jak idea odpoczynku: nie wyżyje organizm człowieka z samego odpoczynku, musi coś jeść. Prócz tego pokój, podobnie jak rodzina, musi dla swej trwałości posiadać warunki moralne w postaci bardzo etycznego społeczeństwa. Tymczasem Rzymianie nie podnosili swej wydajności moralnej pod realizację idei pokoju. Najbardziej widomym tego znakiem było to, że wymierali. Po prostu nie mogli teraz zerwać w życiu rodzinnym z wielkomiejskim sposobem bycia swej stolicy, a wraz z tym - z wyludnianiem się. Byli odtąd raczej obywatelami wymie-rającego miasta Rzymu, niż obywatelami państwa rzymskiego, państwa pokoju. Snadź za wielki wpływ wywierał Rzym, miasto, na całość życia Rzymian. Gdy w dodatku narzucili stołeczny sposób bycia ogółowi narodów olbrzymiego państwa, wszystko w nim zaczęło trzeszczeć.

Nie pomogło i chrześcijaństwo, szczególniej, że władze nie umiały uszanować wyznawców Kościoła, ani wciągnąć ich bardziej w życie państwa. Przeciwnie: „Nie za zbrodnie, ale za to, że są chrześcijanami, pozywani byli wyznawcy Chrystusa przed sąd, i jeśli się przyznali, że są chrześcijanami, skazywani byli na śmierć, albo, gdy skarga upadła, zesłani szli do kopalni, na wyspy, a chrześcijanki do lupanarów"24. Zniechęcano w ten sposób do romanizacji w ciągu trzech stuleci miliony obywateli o naj- wrażliwszym sumieniu, o największych skłonnościach do odpowiedzialności społecznej. Jakiegoż tym samym wkładu sił moralnych na rzecz państwa - pozbywano się! I ileż zmarnotrawiono sił ludnościowych przez zabijanie chrześcijan! Niemożliwością jest podziwiać tu, zresztą nie tylko pod tym względem, geniusz polityczny Rzymu. Raczej widzi się w tym jakiś niewytłumaczalny irracjonalizm, tak iż mimo woli przychodzi na pamięć opinia Ferdynanda Lota: „Wbrew pozorom cesarstwo rzymskie (...) opiera się tylko na sile, sile brutalnej, rozpętanej przez najnikczemniejsze pragnienia". A czyż nie państwo rzymskie natchnęło świętego Augustyna do słów: „Jeżeli się odrzuci sprawiedliwość, czym są państwa, aniżeli wielką bandą rozbójniczą"339?

Jak się zaczął kryzys?Już samo osiąganie lepszej jakości fizycznej potomstwa przez zabijanie kalek,

potworów i podtrzymywanie dobrej kondycji moralnej żon za pomocą surowych rygorów, a nawet żonobójstwa - dowodzi, jak w gruncie rzeczy słaba była inwencja wychowawcza Rzymian. Z drugiej strony sprzedaż dzieci dla celów gospodarczych, zdradzała nie mniej ubogą inicjatywę ekonomiczną. Z kolei nic tak, jak oba te zwyczaje, nie korkowało postępu moralnego i gospodarczego Rzymian, w każdym razie dowodziło to wielkiej słabości umysłowej. Ekonomicznie i moralnie byli Rzymianie tylko tradycjonalistami; toteż gdy po zetknięciu się z wyrafinowanym kulturalnie Wschodem odrzucili ze swego obyczaju i kultury starorzymską tradycję, nie umieli wydobyć z siebie nawet tego minimum równowagi psychicznej, gospodarczej i moralnej, jakie umiał zachować cyniczny Wschód, dzięki czemu jakoś żył i prosperował. Toteż wschodnia część terenów rzymskich po okresie przepojenia całości imperium ideami Wschodu - górowała ekonomicznie i moralnie nad zachodnią częścią, nie mówiąc o stałej w stosunku do niego wyższości umysłowej. Wychowankowie internatu nie wytrzymali moralnie, a ich pedagog, miasto Rzym, kto wie, czy nawet po zawaleniu się państwa istniałby dalej, gdyby nie to, że tu uplasowało się od tego czasu centrum chrześcijaństwa. W połowie VI wieku po Chrystusie, kiedy Totila ostrogocki „uprowadził z niego wszystkich mieszkańców, na forach cesarskich

339 L. Halban, Wczesne chrześcijaństwo w stosunku do państwa na tle ogólnej katolickiej nauki o państwie, Warszawa 1938, s. 14, 22.

Page 203: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział X l . Miasto, które podbito świat i wymarto 262

zaczęły się pojawiać dzikie zwierzęta (...). Wszystkich dorosłych obywateli Rzymu miało być w tych dniach kilkuset"340. Kilkuset w mieście, którego ludność cztery wieki przedtem „dochodziła do 2 milionów głów"341.

Załamanie przyszło nagle w drugiej połowie drugiego przed Chrystusem wieku.

Padła moralność publiczna, potem rodzin.Niszczące wpływy Wschodu uderzyły nasampierw w tę część Rzymian, która

podczas podbijania w III wieku Wielkiej Grecji, Sycylii, Korsyki,

340 H. Malewska, Budowniczy wśród ruin, „Tygodnik Powszechny", 16 VII 1950.341 T. Wałek-Czernecki, Historia gospodarcza świata starożytnego, t. II, dz. cyt., s. 285.

G. Ferrero, Wielkość i upadek Rzymu, 1.1, dz. cyt., s. 23.

Page 204: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

263

Sardynii, Ilirii, Galii, Kartaginy wyrosła na klasę publikanów-dostawców. Nie umieli sobie ci nowobogaccy poradzić z dobrobytem.

Następne zaraz wojny z Macedonią, Syrią, Galatami, Ligurią, Hiszpanią sprawiły, że „wielu biednych chłopów wróciło z małym kapitałem. We wsiach italskich obudziła się chciwość i ochotnicy zbierali się bardzo licznie dla zyskownych wojen"28.

„Po ograbieniu Grecji i Azji, po spustoszeniu Hiszpanii i doliny Padu (...) żołnierze, którzy wrócili ze Wschodu, wielcy przedsiębiorcy, bogaci dzierżawcy gruntów publicznych - nie chcieli już żyć jak ich przodkowie. Nie dlatego, że wiejskie obyczaje starej Italii stały się wymyślniejsze, gdyż jeszcze w roku 174 gardzono w Grecji Rzymem jako nieokrzesaną wsią. (...) Starodawne i surowe wychowanie młodzieży nie złagodniało. Lecz żądza uciech, tak powściągliwa dawniej, wybuchnęła pierwotnymi zwierzęcymi chuciami, jak obżarstwo, zmysłowość, a z nią próżność, potrzeba gwałtownych wzruszeń, chełpienie się rzeczami kosztownymi i szastanie bogactwem tylko w tym celu, by pokazać, że się je posiada, niedorzeczny i prostacki zbytek parweniuszów.

Zdolny kucharz pobierał w Rzymie niezwykle wysoką płacę. (...) Widziano obywateli, ukazujących się w stanie nietrzeźwym na zgromadzeniach, na pół pijanych urzędników. (...) Piękne niewolnice i piękni efe- bowie byli bardzo kosztowni, a rozpusta rozkrzewiła się do tego stopnia, że w roku 186 musiał senat hamować rozpasanie Bachanalii, a w roku 181 ogłosić lex Orchia przeciw hulankom.

Kulty wschodnie rozwiązłe i podniecające zaczęły się rozpowszechniać. (...) W dawne, proste i bardzo rzadkie uroczystości latyńskie wplatano gwałtowne widowiska, jak polowania na dzikie zwierzęta i igrzyska gladiatorów z okazji pogrzebów.

Lex Oppia przeciwko zbytkowi została zniesiona, towary wschodnie, wonności, kobierce babilońskie, meble inkrustowane złotem i kością słoniową kupowali w Rzymie parweniusze po cenach ogromnych.

Oczywiście mniejsze miasta naśladowały metropolię. (...) Ludzie ze wsi ściągali z okolic do Rzymu w tak wielkiej ilości, że miasta latyńskie skarżyły się na to w senacie w roku 187 i w roku 177. (...) Handel niewolnikami powstał na wielką skalę"342.

Nie tylko dorobić, ale wzbogacić się było łatwo teraz w Italii. Konsumpcja i produkcja rosły. Mnóstwo przedsiębiorców potrzebowało robotników. Kształcono niewolników zawodowo.

„Wielu ludzi biednych stało się zamożnymi, wielu zamożnych bogaczami, obok szlachty historycznej powstało to, co nazwalibyśmy nową burżuazją kapitalistów-milionerów. (...) Warstwa rycerska, która była przedtem klasą właścicieli zamożnych, lecz nie należących do szlachty, stała się wkrótce klasą bogatych kapitalistów i kupców. Kato na przykład (...) wszedł do spółki z kupcami-właścicielami okrętów, uprawiał lichwę, spekulował na gruntach i handlował niewolnikami"343.

Stolica puchła w zaludnienie i stwarzała modę na niższą moralność.„Jeśli lud rzymski, zamieszkały na wsi, żył jeszcze trybem dawnym, był

trzeźwy, prosty, uczciwy, to przeciwnie, obywatele osiadli już w Rzymie (...) przyjmowali wszystkie występki bogatych miast kupieckich: rozpustę, chciwość, lenistwo, żądzę uciech, niekarność, samolubstwo, bezżeństwo, fanfaronadę. (...) Starcy z epoki Hannibala nie poznawali swego dawnego Rzymu spokojnego i powściągliwego". Przyszedł „zanik starej arystokracji rzymskiej, stopniowy upadek fizyczny, ekonomiczny i moralny kierowniczej klasy w Rzymie"344.

„Pieniądz stał się najwyższą potęgą republiki"32.

342 Tamże, s. 27-29.343 Tamże, s. 29-30.344 Tamże, s. 41.

T. Wałek-Czernecki, Historia gospodarcza świata starożytnego, t. II, dz. cyt., s. 220.

Page 205: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

264 Część I I I . Wśród wysokich cywilizacji

„Armia zaczęła się rozprzęgać (...), tchórzostwo i nikczemność rozpanoszyły się we wszystkich armiach. (...) W roku 154 rozgorzała wojna w Hiszpanii (...); gdy dowiedziano się w Rzymie, że wojna ta nie będzie prostą wycieczką wojskową, nie znaleziono już ani żołnierzy, ani oficerów skorych do wyprawy"33.

„Duch brutalnego gwałtu i pychy, [który] rósł wraz z bogactwem i władztwem we wszystkich klasach, (...) [i] strach dekadencji wojskowej zmieniły wreszcie mądrą politykę interwencji, o której marzył Scypion, w dziką politykę zniszczenia i podboju"34.

W latach 241-30 przed Chrystusem wpłaciły prowincje skarbowi państwa - aerarium populi Romani - 7 miliardów denarów, nie licząc sum uzyskanych ze zdobyczy z tych krajów, też idących w miliardy. Wszakże „więcej aniżeli wszystkie świadczenia legalne (...) wyniosły zdzierstwa bezprawne namiestników oraz eksploatacja finansowa - legalna i nielegalna - prowincji przez kapitalistów rzymskich, przede wszystkim przez dzierżawców podatków". A przecież „Polybios pisząc w latach 167-151 przed Chrystusem mógł jeszcze sławić bezwzględną uczciwość Rzymian"35. Aczkolwiek już wtedy raził go brak obyczajów: „Większość Rzymian żyje nieporządnie - pisał (Historiae, XXXII, 11). - Młodzi ludzie dają się unieść najbezwzględniejszym nadużyciom. Uczęszczają na widowiska wszeteczne, na uczty hulaszcze, oddają się rozwiązłości wszelakiej, przejętej od Greków w czasach wojny przeciw Perseuszowi" w latach 173-168 przed Chrystusem.

„Wszelako ludzie światli, jak Kato, jak Semproniusz Grakchus, jak Scypion Emilianus, jak Metellus Macedoński, jak Gajusz Leliusz, Mucjusz Scewola, Licyniusz Krassus Mucjanus (...) nie mogli patrzeć spokojnie, jak ginie najlepsza część społeczeństwa rolniczo-arystokratycznego, karność rodzinna, gorliwość obywatelska, umiarkowanie namiętności, zgoda klas. Cóż to istotnie stanie się z Rzymem, jeśli wsie będą się dalej zadłużać i wyludniać; jeśli wszyscy obywatele rzymscy, niegdyś chłopi, staną się kupcami, przedsiębiorcami, rzemieślnikami i żebrakami?"345 Postanowiono sięgnąć do rdzenia dotychczasowej potęgi państwa - „przywrócić klasę drobnych właścicieli, która dostarczała żołnierzy; sprowadzić obyczaje arystokracji do dawnej prostoty; przypomnieć Rzymianom ich obowią-zek płodzenia licznej rasy"346.

A łatwiej było teraz zrealizować przynajmniej pierwszy punkt tego programu niż kiedykolwiek. Zresztą jeszcze niedawno, bo „w roku 200 każdy z weteranów Scypiona Starszego, których liczba ogólna przekraczała 20 tysięcy, otrzymał po 2 jugera za każdy rok służby"347, a w roku 173 skolonizowano rozległe tereny w nizinie Padu. Obecnie istniały duże połacie i w Italii, i poza nią agerpublicus - ziemi państwowej - rozkradzione lub dzierżawione przez bogaczy. Tudzież nie brak było funduszów, by zaopatrzyć kolonistów w narzędzia: senat mógł przeznaczyć na to ogromny skarb zmarłego króla Pergamonu. A nigdy nie było tyle proletariatu do obdzielania własnością, co teraz.

345 G. Ferrero, Wielkość i upadek Rzymu, 1.1, dz. cyt., s. 47.346 Tamże, s. 48.347 T. Wałek-Czernecki, Historia gospodarcza świata starożytnego, t. II, dz. cyt., s. 231.

Page 206: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

266 Część I I I . Wśród wysokich cywilizacji

Na mocy tedy Grakchów z lat 133 i 123 przed Chrystusem - lex Sempronia - skolonizowano w latach 133-123'do trzech czwartych całego ager publicus, obficie tym razem obdzielając ziemią, bo w granicach od 20-30 jugera348.

Sięgnięto i poza Italię, gdyż zapasu ziemi było za mało dla tej części proletariatu, która nie zajmowała się pracą produktywną. Mianowicie w Kartaginie zainicjował Gajus osiedlanie zamorskie, nadając kolonistom w liczbie 6000, zebranych z całej Italii działki po 200 jugera. „Bieg dziejów rzymskich mógłby się potoczyć innym torem, gdyby dzieło Grakchów było utrzymane, kontynuowane". Ale rzesza obywateli państwa - w roku 125 przed Chrystusem było ich 394 375 - „lud rzymski był teraz małą oligarchią właścicieli, bankierów, przedsiębiorców, kupców, rzemieślników, awanturników i łachmaniarzy, żądnych rozrywek, podniet i nagłych zysków, dumnych, niesfornych, zepsutych życiem miasta"349.

Zdobył się tedy ów lud na wybór Grakchów, lecz nie zdołał ani ocalić ich od zamordowania, ani ich dzieła od zniszczenia. Arystokracja i stan rycerski, właściwi administratorzy państwa, wbrew interesom tegoż państwa, przekreślili wkrótce dzieło Grakchów. Skasowano po śmierci Gajusa kolonie w Kartaginie, a ustawą z roku 111 pozwolono kolonistom w Italii wyzbywać się drogą sprzedaży nadanych im działek. Korzystało z tego wielu. Ucieczka z ziemi do miast potęgowała się. W miastach rósł proletariat. Na wsi latyfundia obejmowały coraz więcej ziem, wraz z tym pustoszała wieś z ludzi, ludność zaś wędrując ze wsi do miast, wymierała tam wkrótce z bezdzietności, zwłaszcza w Rzymie.

„Ludzie ubodzy nie żądali już wcale ziemi do uprawy własnymi rękami, lecz dochodów, które pozwalały żyć bez pracy. (...) Pieniądz stawał się w Rzymie, jak niegdyś w Kartaginie, jedynym celem życia i miarą najwyższej wartości osobistej. I co za szaleństwo popełniało tylu ludzi, porzucając ciężkie, lecz pewne stanowisko rolnika, by puszczać się na ryzykowną drogę interesów lub rujnując się, by dać piękne wykształcenie dzieciom", które potem szły szukać łatwej kariery do miast!41

Nie wysiedlono tedy na stałe z Rzymu proletariackich obywateli na kolonie, a bogatych przedsiębiorców - do innych miast, nie dokonano zdrowszego rozkładu bogactw i ludności, „płodność zmniejszała się z pokolenia na pokolenie".

Co gorsza, zaczęto dopasowywać ustawodawstwo do obniżonej etyki społeczeństwa.

Prawa „z początkiem drugiego wieku zniosły karę chłosty i karę śmierci dla obywateli rzymskich w Rzymie i w prowincjach, zniosły też karę chłosty w wojsku i przepisały dla skazywania na śmierć żołnierzy, którzy byli obywatelami, procedurę mniej szybką". Z początkiem I wieku „przestępstwa nawet przewidziane przez prawo pozostawały niemal zawsze bezkarne, jeżeli popełniali je obywatele rzymscy", którzy „nie podlegali już żadnemu prawu karnemu". Co najwyżej skazywano ich na wygnanie. Niedaleko: do Preneste lub Neapolu. Zresztą i od tego łatwo było się wyłgać przekupstwem42.

Wreszcie i ojcowie zaczęli przystrzygać etykę rodzin do poziomu moralności społecznej, a raczej do braku moralności w życiu społeczeństwa poza rodzinami.

„Rodzina rzymska nie spełniała już czynności dyscyplinarnych i są-downiczych, które konstytucja przypisywała jej niegdyś (...). Ojcowie rodzin nie tylko nie umieli już utrzymywać w karbach swoich żon i dzieci, lecz nie byli nawet zdolni do nakazania dla siebie szacunku. Liczne uchybienia kobiet i młodych ludzi uchodziły przeto bezkarnie, gdyż prawodawca nie zajmował się nimi jeszcze, a rodzina zajmować się nimi przestała"; „zbrodnie, otrucia, kradzieże, morderstwa, dramaty rodzinne stawały się coraz liczniejsze"350. Krótko

348 Tamże, s. 243.349 G. Ferrero, Wielkość i upadek Rzymu, 1.1, dz. cyt., s. 48.

Tamże, s. 33, 69, 81, 82.350 Tamże, s. 81.

Page 207: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

267

mówiąc, rodzina zaczęła upadać, ponieważ ogałacano ją z warunków moralnych: z moralnie postępującego społeczeństwa.

Lecz co uwagi godne: z upadkiem moralności publicznej i rodzinnej „wszędzie mała własność znikała"351 i pogarszała się jakość fizyczna ludzi.

Nie było materiału na żołnierzy, a armia rzymska składała się z ochotników, tylko w ostateczności uciekano się do przymusu. Dlatego Mariusz (przełom II i I wieku przed Chrystusem) musiał zerwać z dotychczasową zasadą werbowania wojska z synów obywateli należących do pierwszych pięciu klas. Brał rekruta z ubogiego plebsu miast i wsi: tam gdzie jeszcze nie brakowało tęgich mężczyzn.

351 Tamże, s. 80.Tamże, s. 338-339.

Page 208: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

czgic u i . wsroct wysoKicn cywilizacji

Bo gdy ongi „młodzi ludzie z bogatych rodzin tworzyli korpus jazdy, to obecnie woleli oni pożyczać na prowincję pieniądze po czterdzieści od sta lub używać w Rzymie majątku, który nagromadzili ich ojcowie; zresztą gdyby nawet wszyscy zostali żołnierzami, nie utworzyliby dostatecznej ilości jazdy Rzym był zmuszony utrzymywać jazdę barbarzyńską, złożoną z Traków, Galów, Germanów, Hiszpanów, Numidów i chcący dowodzić tymi szwadronami wodzowie rzymscy musieli posługiwać się tłumaczami"45.

Po kilku dziesiątkach lat i plebs italski nie chciał walczyć. W Rzymie utrzymywano go bowiem za darmo, a poza Rzymem miał z czego żyć. W Italii w I wieku przed Chrystusem bardzo łatwo było się utrzymać każdemu, kto nie chciał pracować, dzięki przepastnym skarbom, nagromadzonym tu z okradzenia całego Śródziemnomorza. Co gorsza, plebs coraz mniej stawał się zdolny fizycznie do służby wojskowej. Dlatego choć „armie były nieliczne, coraz trudniej było je kompletować rekrutami italskimi", i agenci wojskowi udawali się poza Italię. Gdy upoważniono Pompejusza „do zwerbowania armii liczącej sto dwadzieścia tysięcy piechoty i pięć tysięcy jazdy oraz do utworzenia floty złożonej z pięciuset okrętów", „zgromadził małą armię" i zaledwie „dwieście siedemdziesiąt okrętów, czyli wszystko, co znalazł w portach sprzymierzeńców". Dodajmy, że „Galię pokonała mała trzydziestotysięczna armia Cezara"352. Co więcej, nie tylko trzeba teraz było wyższy żołd płacić żołnierzom - Cezar podniósł go o 100%, August o dalsze 50%, tak iż wynosił odtąd 225 denarów rocznie - ale wprost kupować żołnierzy353.

Pompejusz po wojnie w Azji (66-62 r. przed Chrystusem) obdarzył armię gratyfikacją w wysokości 156 milionów denarów.

„Cezar rozpoczął wojnę domową od wypłacenia żołnierzom po 500 denarów na głowę. Po ostatecznym zwycięstwie w roku 46 każdy żołnierz otrzymał 6 tys. denarów, każdy centurion 10 tys., trybun 20 tys. Ponadto lud - nie wiadomo czy cały (...) - po 100 denarów, 10 modii zboża i tyleż funtów oliwy na głowę.

W roku 44 Oktawian pozyskał część wojsk Antoniusza płacąc każdemu żołnierzowi 500 denarów"354.

352 Tamże, s. 213-214; t. II, s. 130.353 T. Wałek-Czernecki, Historia gospodarcza świata starożytnego, t. II, dz. cyt., s. 266.354 Tamże, s. 219-220.

G. Ferrero, Wielkość i upadek Rzymu, 1.1, dz. cyt., s. 152.

Page 209: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział X I . Miasto, które podbiło świat i wymarło 269

Dochód z wojny szedł do kasy wodza. Pompejusz zarobił na kampanii w Azji ćwierć miliarda denarów, Cezar - na wojnie w Galii - pół miliarda49.

Wreszcie kryzys dosięgnął ostatniego, fundamentalnego źródła sił moralnych Rzymu.

Załamała się kobieta.Wiadomo, że kobieta, w miarę rozwoju kultury wśród mężczyzn, niezależnie

od tego, na ile przedtem ograniczało ją prawodawstwo, zyskuje równe prawa z mężczyzną. Przy tym życie wyprzedza tu formalne ustawodawstwo. Proces równouprawnienia zaczyna się od wyższych klas społecznych i ogarnia ogół kobiet. W Rzymie parło ku temu inne jeszcze zjawisko. Gdy nawał wojen w wiekach IV, III i II odrywał mężczyznę od domu, bardzo często kobieta stawała się w nim panią udzielną. To ją usamodzielniało. Co więcej, w całym tym, tak bardzo długim okresie lat, żony obywateli najbardziej oddanych republice - jakże często górowały fizycznie nad mężami, wyczerpanymi wojną, nierzadko kalekami. Zwierzchność takich mężów zaznaczyła się chyba coraz bardziej czysto formalnie, aż w końcu ten typ psychiczny męża przyjął się powszechnie. Takie przypuszczenie potwierdza się już bardzo wcześnie: „Gdyby każdy z nas, obywatele - mówił Marek Porcjusz Kato w senacie w roku 195 przed Chrystusem - umiał u żony swej zachować prawa swe i znaczenie, mielibyśmy teraz mniej kłopotu z kobietami".

Oczywiście, tendencja do emancypacji kobiet była zdrowa. Ale nikt nie wychowywał Rzymianki do równouprawnienia. A sama w tym kierunku nie zdradzała inwencji. Po prostu szła tu po linii najmniejszego oporu. Skorzystała z wolności o tyle, by postępować podobnie do mężczyzny. A trafiła fatalnie: bo w chwili wydobywania się jej na wolność etyka społeczeństwa i etyka mężczyzn obniżała się gwałtownie. Toteż dopasowywała gorączkowo swój poziom moralny - do ogólnie przyjętego, szczególniej, że widziała, jakim powodzeniem cieszą się kurtyzany. Nie zdobyła się na ambicję, by górować moralnie nad mężczyzną, lub choćby tylko, by brać odpowiedzialność za dobre wychowanie dzieci. Tak jak mężczyzna! - było jej zasadą.

Ale nie tylko maskulinizowała swą etykę. Nie feminizowała, lecz ma- skulinizowała też swe dążenia. Zatracała kobiecość.

Od tego czasu niska wydajność moralna cechowała nie tylko Rzymianina, ale i Rzymiankę. Osłabiano odtąd siły ludu rzymskiego na cztery ręce: dłońmi kobiety i mężczyzny.

Rzymianka, zresztą, od dawna anonsowała o słabości swego charakteru.W utracjuszostwie stale wyprzedzała mężczyznę. Jeszcze w 214 roku przed

Chrystusem wychodzi wspomniana już przez nas ustawa lex Oppia, zabraniająca matronom brać na siebie więcej niż dwudziestą czwartą część funta złota, ubierać się w pstre suknie i jeździć po mieście powozem. Atoli w roku 195 - powiada Liwiusz (34, 1) - kobiety uzyskały przez oddanych sobie trybunów, że zniesiono te ograniczenia. Zarzuca im wtedy Marek Porcjusz Kato, że gdyby teraz jakiś Pyrrus przez swego posła usiłował przekupić żony dygnitarzy, to „znalazłyby się na ulicach kobiety stojące, które by mu złoto i purpurę z rąk wyrywały". Do roku 184 - przed Chrystusem - hulaszczość zamożnych kobiet tak przybrała na sile, że Kato za pomocą ustawy Drakona odmawia kobietom, nawet zamężnym i jedynaczkom, prawa do spadku. Mogą dziedziczyć odtąd co najwyżej czwartą część majątku.

U schyłku republiki oddziaływają kobiety na najważniejsze wydarzenia polityczne państwa.

Taką „nową kobietą" była Precja, utrzymanka Cetegusa, lecz nie tylko jego. Gdy w roku 74 Mitrydates organizował koalicję demokratyczno- proletariacką Azji i Bałkanów przeciw państwu rzymskiemu, a w samym Rzymie autorytet senatu leżał, najwybitniejsi zaś mężowie stanu żarli się o władzę, „zręczna Precja umiała wszystko urządzić i wszystkich zadowolić. Pompej usz otrzymał fundusze do dalszego prowadzenia wojny z Sertoriuszem, Antoniusz dostał dowództwo nad

49 Tamże, s. 219.

Page 210: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

270

flotą. (...) Kotta miał bronić Bitynii. (...) Lukullusowi dano (...) nakaz wyparcia Mitrydatesa z Azji"50.

A znów dom „Serwilii, młodej, dowcipnej, inteligentnej" wdowy po Marku Juniuszu Brutusie - stał otworem dla „całej nowej młodzieży wyższych klas". Bywał tu i Cezar, który „zrozumiał szybko, jak niezmierną władzą rozporządzały kobiety jego czasów w tajemnym życiu rodzin, starał się pozyskać przyjaźń żon Krassusa, Pompejusza, Gabiniusza, wszystkich przywódców ludowych"355 tak, iż konserwatystom dawał okazję do oskarżenia go, że żył z nimi.

Do osób wtajemniczonych w spisek Katyliny należała „Sempronia, wielka, wytworna, tonąca w długach dama, żona Decymusa Brutusa, który był w roku 77 konsulem"356.

Klodiusz, zaplątany w romans z żoną Cezara, Pompeją, „próbował ująć" Cycerona „przez jedną ze swych sióstr, która była żoną Kwintusa Metellusa Celera i która miała bardzo złą sławę. Kupiła, jak mówiono, ogród na brzegach Tybru, w miejscu, gdzie nago kąpali się młodzi ludzie" i pomawiano ją o „nieskończoną ilość gachów"357.

Trudno powiedzieć, by to były matrony. Postawą społeczną daleko im choćby do gęsi z Kapitolu, choć z pasją nurzają się w sprawach publicznych. Ale takie kobiety będą imponowały teraz nawet cezarom - i to w ciągu stuleci. One też będą od tego czasu nadawały ton obyczajom rzymskim, a jeżeli - nie zawsze prywatnym w rodzinach, to stale publicznym w społeczeństwie.

Rzecz prosta wolnościowy ustrój republikański nie mógł się dłużej utrzymać przy takim spadku odpowiedzialności społecznej u ogółu obywateli: nie mieli oni ku temu należytych walorów moralnych. Samo zaś państwo jeśli istniało, to tylko dlatego, że przedtem zdążyło zniszczyć potężnych sąsiadów; że nadal wydawało genialne politycznie i wojskowo indywidualności, jak Mariusza, Sullę, Lukullusa, Krassusa, Pompejusza i Cezara, tudzież że poza ludnością obywatelską posiadało kilkakrotnie liczniejszy odłam społeczeństwa o zdrowszej niż zdegenerowane sfery obyczajowości. Trzeba było powstrzymać ten niszczący wpływ elity, by nie zawaliło się wszystko.

Państwo, oczywiście, mogło oddziaływać tylko od zewnątrz. Przez przywileje ułatwiać obyczajowość ludziom dobrej woli, a drogą restrykcji karnych nie dopuszczać do zbyt krzyczącej niemoralności u ludzi złej woli, przede wszystkim zaś zapobiec szalejącej modzie bezżenności i bezdziet- ności: pod koniec bowiem republiki więcej było w Rzymie celibatariuszy niż żonatych, tak iż najzupełniejszy był teraz w tym wielkim mieście brak warunków moralnych, brak klimatu dla zdrowego życia rodzinnego. Nie wystarczyłoby tedy tylko wrócić do idei Grakchów.

Zrozumiał to Cezar. Dlatego kierował na kolonie zamorskie obywate- li-proletariuszy, pobierających bezpłatnie zboże, tudzież zakładał kolonie na miejscu, w Italii, dla obywateli, posiadających co najmniej troje dzieci. Wysiedlił w ten sposób z Rzymu 80 tysięcy obywateli. Prócz tego lex agraria z roku 59 przewidywała nadanie ziemi weteranom Pompejusza i osadzenie 20 tysięcy rodzin dzietnych na polach domeny państwowej w Kampanii. Z pewnością gdyby żył dłużej, zrealizowałby program Grakchów: zmusiłby większość Rzymian do życia w warunkach ustrojowych, w których łatwiej im byłoby o większą wydajność moralną.

Następca Cezara Oktawian August nie posiadał tej głębi spojrzenia na problemat ludnościowy. Był na to za wygodny i zbyt krótkowzroczny. Jego zabiegi propopulacyjne i proobyczajowe były raczej reformami kupca i kiepskiego moralisty. Podobnie jak inne sprawy imperium, dojrzałe w jego czasach do rozwiązań na całe stulecia, tak i zagadnienie wydajności ludnościowej i obyczajowej państwa załatwił przez pół. I żaden z następnych cezarów nie rozumiał całej doniosłości problemu zaludnienia, ustroju, obyczajów i ich

355 Tamże, s. 253.356 Tamże, s. 261.357 Tamże, s. 286.

Page 211: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział X l . Miasto, które podbito świat i wymarto 271

powiązań wzajemnych: tym samym los cesarstwa już u jego początków, w I wieku po Chrystusie, był przesądzony. Huk walącego się imperium, który tak dobrze słyszał uczeń dalekowzrocznego historyka upadającej Grecji - Publiusz Korneliusz Scypion Emilianus, syn Scypiona Afrykańskiego - nie dochodził więcej do uszu żadnego z cezarów.

Ale i pod ogłoszenie swych półśrodków niemało się August latami namozolił. Ustawy bowiem musiały być uchwalone przez zgromadzenie ludowe, tymczasem ogromna większość obywateli rzymskich składająca się na ów lud, jednej tylko rzeczy teraz pożądała: utrzymania za darmo z kasy państwa i uciech bezpłatnych. Cóż ich obchodziła walka z rozwodami, czy obrona urodzeń?

Wreszcie w roku 9 po Chrystusie zdołał uprawomocnić obie ustawy: wcześniejszą, z którą najpierw wystąpił, zwaną lex Julia de maritandis ordi- nibus, i późniejszą lex Papia Poppaea, nazwana tak od imion obu wówczas urzędujących konsulów Marka Papiusa Mutilusa i Quintusa Poppaeusa Secundusa. Rodzina ponownie staje się instytucją oficjalną, małżeństwo - obowiązkiem wobec państwa, a nierząd - przestępstwem.

„Oto ważniejsze orzeczenia tych ustaw.Lex Julia i Lex Papia nakazują osobom płci obojga małżeństwo i wychowanie

dzieci.Lex Papia żądała, ażeby mężczyzna po 25-tym roku życia, a kobieta po 20-

tym - zawierali małżeństwo, by osiągnąć wymaganą liczbę dzieci. Tak samo owdowiali lub rozwiedzeni małżonkowie powinni byli po upływie określonego terminu zawrzeć nowe małżeństwo.

Page 212: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

273

Osobom zaręczonym przyznano prawa jura maritorum, ale pod warunkiem, że nie odroczyli daty ślubu poza okres dwu lat". A obowiązek zawarcia małżeństwa wygasł dla mężczyzn po 60-tym roku życia, dla kobiet po 50-tym.

„Właściwy punkt ciężkości ustaw polegał na karach i nagrodach, które przede wszystkim zaznaczały się w prawie spadkowym i państwowym".

Mianowicie tych, którzy żadnego małżeństwa nie zawarli stosownie do ustaw Julia i Poppaea, pozbawiano prawa do spadkobrania czy to w postaci własności, czy zapisu; tylko dla pewnych kategorii krewnych i powinowatych ustanowiono wyjątki. Ci, co nie posiadali dzieci, tracili połowę przypadającego na nich spadku lub zapisu. Małżonkowie bezdzietni mieli prawo przekazać jedno drugiemu testamentem tylko dziesiątą część swego majątku. Po trzecie: małżonek, który przeżył współmałżonka, lecz pozostał bezdzietny, traktowany był jako bezżenny.

Lex Julia przyznawała wymienionemu w testamencie staremu kawalerowi termin studniowy, by mu dać okazję do małżeństwa; jeśli nie ożenił się do połowy tego czasu, spadek przechodził na niczyj i należał do skarbu państwa.

W ustawodawstwie państwowym szczególnymi przywilejami otoczono żonatych i wielodzietnych. Podczas miesięcznej zmiany rózeg liktorskich, które były oznakami władzy, miał żonaty pierwszeństwo przed nieżonatym, bardziej dzietny - przed mniej dzietnym. Przy ubieganiu się o stanowiska urzędnicze podczas rozdzielania urzędów w prowincjach - tak zwane „prawo trojga dzieci" - ius trium liberorum - grało wielką rolę.

Prawo lex Julia nadawało zamężnym wielodzietnym kobietom przywilej noszenia wyróżniającego stroju. Podobnie kobietę dzietną zwalniało ius trium liberorum od opiekuństwa ze strony mężczyzny358.

Niestety, siłę uderzenia obu ustaw osłabiali następcy Oktawiana, gdy przywileje te nadawali poszczególnym osobom lub klasom ludności. W roku 320 Konstantyn Wielki zniósł przymus małżeństwa i kary na bezdzietnych, a uczynił to pod wpływem chrześcijan w obronie tych spośród nich, którzy albo obierali stan dziewiczy, żeby wydajniej służyć Bogu, bądź ofiarniej poświęcać się zadaniom społecznym; lub po prostu nie życzyli sobie małżeństwa. Zresztą i Konstantyn uprawiał politykę populacyjną, aczkolwiek w duchu nowych czasów i raczej pośrednio. Powiemy jeszcze o tym.

358 L. Elster, Bevölkerungslehre und Bevölkerungspolitik, dz. cyt., s. 737-738.

Page 213: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

271 Część I I I . Wśród wysokich cywilizacji

Mizerię ustaw Augusta zrozumiano wkrótce.„Fiasko polityki populacyjnej Augusta i wzrastające wciąż niebezpieczeństwo

wyludnienia Italii skłoniło Nerwę - lata 96-98 po Chrystusie - do (...) pomocy materialnej ze środków publicznych na utrzymanie i wychowanie dzieci ubogich obywateli. Jako formę organizacyjną obrano fundację wieczystą. Potrzebny kapitał był dostarczany przede wszystkim przez cesarza, ale także przez ciała samorządowe oraz prywatne. Kapitał ten był ulokowany w gminach potrzebujących pomocy na procent bardzo niski (3,5%-5% rocznie), atoli przy daleko idącym zabezpieczeniu hipotecznym. Dochód z tego kapitału miał być zużyty na dostarczenie określonej liczbie dzieci bądź bezpłatnego zboża, bądź zasiłku pieniężnego w wysokości 12-20 sesterców miesięcznie". A za sumę około 150 sesterców miesięcznie można było wtedy utrzymać całą rodzinę359.

Atoli „nie mamy nigdzie podanej sumy globalnej pieniędzy publicznych (tym mniej prywatnych), wydatkowanych na alimentację. Musiały to być w każdym razie sumy ogromne, skoro obskurna miejscowość Veleia w dolinie Padu (niedaleko Placentii), otrzymała, wedle świadectwa znalezionego tam napisu, od Trajana kwotę 1 min 44 tys. sesterców, za którą było utrzymywanych 246 chłopców i 35 dziewcząt. Przyjmując, że repartycja funduszów cesarskich pomiędzy poszczególne gminy Italii odpowiadała w przybliżeniu liczbie ich ludności, otrzymamy dla Trajana co najmniej ćwierć miliarda denarów, czyli przeciętną roczną około 13 milionów. Prawdopodobnie jednak suma faktycznie wydatkowana była o wiele wyższa. System alimentacyjny miał jeszcze tę zaletę, że dostarczał własności ziemskiej taniego kredytu, który był bardzo potrzebny"360.

Co była warta polityka populacyjna Augusta? co Nerwy?Klimat na dzieci i obyczaje zależał zawsze we wszystkich wysokich

cywilizacjach - przynajmniej tak było dotychczas - od drobnej własności rolnej. Tymczasem August nie stawiał na drobnych rolników, lecz na armię i próżniaczy motłoch rzymski, a następni cesarze - na armię, miasta i klasy najzamożniejsze. Zaniedbano odtąd parcelację latyfundiów.

359 T. Wałek-Czernecki, Historia gospodarcza świata starożytnego, t. II, dz. cyt., s. 281- 282.Wprawdzie T. Wałek-Czernecki podaje sumę około 150 sesterców, jako wystarczającą na

utrzymanie rodziny za czasów Cezara (dz. cyt., s. 227), ale ceny w państwie rzymskim w tym okresie od Cezara do Trajana nieomal nie rosły.

360 Tamże, s. 282.Tamże, s. 307-315.

Page 214: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

275

Wprawdzie istniała kolonizacja aż do Marka Aureliusza, ale miała charakter raczej miejski. Miejskie też stawało się teraz coraz wyłączniej życie Italii i imperium. Nie wmontowali tedy August i Nerwa swych zabiegów ludnościowych w zdecydowanie propopulacyjny ustrój. Kłóciło się jedno z drugim.

Przywileje Augusta zachęcały do małżeństwa i dzietności głównie klasy bogate i osoby spodziewające się wysokich spadków. Ale wielkie spadki niewiele malały - bo tylko do połowy - gdy się było żonatym a bezdzietnym. Zawierano więc w tych sferach małżeństwa, lecz planowano bezdzietność. Do ubogich bardziej przemawiała zachęta Nerwy. Ale przywileje Augusta i Nerwy działały tylko na niewielką liczbę małżeństw. Nie powstrzymywały epidemicznego planowania liczby dzieci ani w Rzymie, ani w Italii, zostającej pod urokiem mody bezżenności i bezdzietności tego miasta. A Italia była bazą ludnościową Rzymian. Bogaci z nich nie chcieli teraz dzieci, ubodzy naśladowali bogatych.

Mimo to zaludnienie imperium rosło. Czym to wytłumaczyć?Przede wszystkim rosło nie dalej niż do drugiej połowy II stulecia.W całym państwie w okresie I i II wieku po Chrystusie były łatwe warunki

bytowania dla wszystkich, szczególnie w miastach.Niewolnictwo likwidowano, więc pracownik wolny mógł lepiej zarabiać. I

rzeczywiście dobrze go płacono, nawet gdy pracował na roli. I sytuacja niewolników się poprawiła. Hadrian - lata 117-138 po Chrystusie - „odebrał panom prawo życia i śmierci nad niewolnikami"57.

Administracja państwem się ustalała, nie było już zdzierstw i nieobliczalnych potwornych cesarzy z pierwszej połowy I wieku. Pokój panował wszędzie. Ten pokój, wraz z powszechnym wzrostem w miastach nie tyle może dobrobytu co higieny, przedłużały, jak się można domyślić, życie ówczesnym mieszkańcom, zmniejszały śmiertelność i ułatwiały wychowywanie dzieci, tam gdzie chciano dzieci, a w Italii, tym zaś bardziej poza nią, nie brak było w wielu krajach małżeństw planujących nadal umiarkowaną, zapewniającą stabilizację ludności, ilość potomstwa.

Zakładano kolonie w Italii, Sycylii, Hiszpanii, Brytanii, Illirii, Azji Mniejszej, Syrii, Mezopotamii, Afryce, a na granicach imperium zamieniano obozy w miasta, tak jak i dawne grody, zwłaszcza w Galii, Hiszpanii i Azji Mniejszej. Ale już do zaludniania niektórych nowych miast wysiedlano ludność z innych terenów. „Gdyby sądzić po ruinach - często imponujących - pięciuset miast prowincji Azja oraz po nie mniej imponujących ruinach prowincji Syria i Arabia, czasy Cesarstwa musiałyby być uznane za okres najwyższej pomyślności tych krajów w ciągu całych ich dziejów"58.

Budownictwo zarówno publiczne, jak i prywatne, miało w okresie od Augusta do Hadriana swoje maksimum, które zostało pobite dopiero w XIX wieku"361.

Wszelkiego rodzaju przemysły: metalurgiczny, konfekcyjny, skórzany, spożywczy, hotelowy; luksusowy - obróbka złota, drogich kamieni, pereł itd. - rozwijały się zarówno na użytek rynku wewnętrznego, jak i zewnętrznego. „Grupa wytwórczości zbytkowej zajmowała za Cesarstwa w całości życia gospodarczego pozycję relatywnie większą, niż w jakimkolwiek innym okresie dziejowym, nie wyłączając czasów dzisiejszych (...); tańsze kosmetyki i perfumy były używane przez najszersze koła społeczeństwa"362. „W najmniejszych nawet miastach spotykamy teraz młynarzy i piekarzy, rzeźników i masarzy"363. „Za Cesarstwa podróżowanie dla celów zawodowych, kuracyjnych i turystycznych przybrało rozmiary, nieznane przedtem. (...) W Grecji był to jedyny przemysł prosperujący za Cesarstwa", gdy na odwrót „Galia (...) w II wieku stała się największym krajem przemysłowym Cesarstwa". Sprzyjała zarówno turystyce i handlowi świetna sieć dróg bitych, niezwykła taniość podróży morskich, niesłychanie niskie ceny żywności i utrzymania w gospodach. Za Polibiusza wynosił na przykład „koszt

361 Tamże, s. 319.362 Tamże, s. 322.363 Tamże, s. 321.

57 Tamże, s. 262.

Page 215: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

276

dzienny utrzymania w hotelach cyzalpińskich 6 groszy" w przeliczeniu na przedwojenne pieniądze polskie364.

Dorabiano się fantastycznych fortun.„Cycero uważał, że dla przyzwoitego życia członka nobilitas potrzebny był

dochód roczny w wysokości 600 tysięcy sesterców"365, czyli ćwierć miliona złotych przedwojennych. „Prosty Grek syryjski, Demetrios z Gadary, (...) pozostawił majątek wartości 4000 talentów", to jest 45 milionów złotych przedwojennych. Majątek „Pompejusza musiał dosięgać sumy 90-100 milionów denarów", suma ta „równała się całorocznemu dochodowi skarbu wielkiego imperium", co zaś znaczyłoby to obecnie, zrozumiemy biorąc pod uwagę, iż nigdy „żaden z amerykańskich miliarderów nie rozporządzał majątkiem w wysokości rocznych wpływów do skarbu Stanów Zjednoczonych"366.

Nie zapomnijmy pomnożyć tych sum co najmniej przez 5, ponieważ taka była siła kupna w one czasy tych kapitałów w porównaniu z Polską przedwojenną.

Uzupełnijmy ogólny obraz, że „aż do końca II wieku po Chrystusie nie można stwierdzić na pewno powszechnego podniesienia się cen". Co więcej: „Jeżeli indeks cen z połowy II wieku po Chrystusie określimy na 100, to po upływie całego stulecia, za Gallienusa (253-268 po Chr.), a więc w momencie ostatecznego pogorszenia się monety, indeks ten wynosił zaledwie 160-180"367.

Jak kształtowało się w cyfrach zaludnienie na tym podścielisku z dobrobytu, z higieny miast i wsi, z pokoju oraz urbanizacji; słowem: w ówczesnych warunkach materialnych?

Zacznijmy od wcześniejszych czasów.Spis obywateli wynosił w roku 293 przed Chrystusem 262 321. W roku 225,

po pierwszej wojnie punickiej, 273 000368.Razem „w III stuleciu mogła liczyć Italia w swoich ówczesnych granicach, tj.

półwysep na południe od Rimini i Pizy, bez górnej Italii i wysp, rzymskiej ludności około 900 tysięcy, sprzymierzeńców 1,8 miliona. Do tego dochodzą nieliczni jeszcze wtedy niewolnicy. Italia miałaby tedy za czasów Hannibala około 3 milionów mieszkańców". W połowie II wieku „1,2 miliona Rzymian, 2,5 miliona sprzymierzeńców (lub może więcej), (...) z niewolnikami na pewno ponad 4 miliony". „Cała Italia w dzisiejszych granicach mogła posiadać ku końcowi republiki około 6 milionów". Tyleż za Augusta. Hiszpania wtedy - 6, Galia 5, Afryka północna 6, strefa naddunajska 2 miliony, Wschód zhellenizowany - 20 milionów, Egipt 8. Razem jakieś 60 milionów zaludnienia można by sobie wyobrazić"369.

Rosły miasta italskie, nabierały warunków higienicznych miejskich obejścia gospodarskie na wsi. Za Cycerona istniało wiele świetnie prosperujących miast i zdrowych wsi68. Ale jednocześnie latyfundia pustoszyły z ludzi wielkie przestrzenie między miastami Etrurii, Apulii, Lukanii, Brutium, Sycylii i Samnium.

Rzym z IV wieku zajmował 462 hektary, opasane wałem, z liczbą 200 tysięcy mieszkańców. Za Sulli przekroczyło budownictwo stare mury, Rzym wyrósł na miasto równe wielkim metropoliom Wschodu. „Podczas śmierci Cezara mieszkało tu ludności z rodzin senatorskich i rycerskich 18 tys., średniej klasy 20 tys., średniej uboższej klasy 300 tys., proletariatu 200 tys., razem ludności obywatelskiej 558 tys., ludności przejściowej 100 tys., niewolników 200 tys., razem może 900 tys. Za Augusta milion. (...) W II stuleciu Rzym mógł posiadać półtora miliona mieszkańców"370.

364 Tamże, s. 320.365 Tamże, s. 225.366 Tamże, s. 225-226.367 Tamże, s. 353.368 U. Kahrstedt, Die Geschichte der Bevölkerungsbewegung, dz. cyt., s. 664.369 Tamże, s. 666-668.

Tamże, s. 665.370 Tamże, s. 670.

Page 216: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

277

W roku 28 przed Chrystusem liczba obywateli rzymskich - w całym państwie, z żonami i dziećmi, wynosiła 4 min 63 tys. W 14 roku po Chrystusie 4 min 937 tys. Za Klaudiusza, rok 48 (Tacyt, Annales, XI, 25) - 5 984 072 dusz371.

A dalej?Podróżnik Strabon (żył w latach 58-25) „opowiada o wielkim błogo-

sławieństwie dzieci w Afryce i Galii, które musiało nadejść z wprowadzeniem urządzeń higieny". W Azji Mniejszej „tylko niektóre terytoria pozostawały w tyle". „Przyrost obywateli w koloniach był większy niż w Italii, chociaż i Rzym rósł, wiele miejscowości, jak Mediolan, Rawenna, u szczytu rozwoju Cesarstwa (...) bardzo się rozrosły. Nie rozwinęła się tylko północ Grecji i niektóre kraje Hellady. (...) Natomiast odkrycia archeologiczne wskazują wszędzie na rozkwit w krajach nadreńskich, Galii, Hiszpanii. Przede wszystkim Afryka północna przybrała w dwieście lat po Auguście niezwykły rozmach. Jeszcze około roku 200 skarży się Tertulian na zbyt szybki przyrost ludności. (...) Z górą sto wsi kabylskich rozwija się na miasta, rzymskie miasto Kartagina zajmuje wielokrotnie większy obszar, niż kiedykolwiek posiadała Kartagina punicka; zaludniać obszar Cezarei w Maurytanii mogło co najmniej 100 000 osób; Bulla Regia niewiele była mniejsza, zbiorniki wodne Hippony mówią, że miasto posiadało ponad 50 000 mieszkańców (...), Thugga, Thubursicum, Timgad, Lambaesis, Uthina i wiele innych należały do większych spośród miast średniej wielkości. (...) Dzisiejsze zaludnienie kraju między Syrtą a Oceanem Atlantyckim (12-14 milionów) stanowiłoby chyba około roku 200 po Chrystusie najniższe minimum.

Na wschodzie państwa rozwój nie był tak gwałtowny, bądź co bądź jednak (...) w II stuleciu po Chrystusie mógł posiadać Egipt ze stolicą i wcielonymi dzielnicami górnego Nilu na południe od katarakt (...) około 9-10 milionów"372. Mała Azja przodowała gospodarczo za Cesarstwa, kolonizowano Kapadocję, Pont, Galację, Lykonię - i pokryto je miastami. Podobnie kultura Syrii potęgowała się, jak mówią ruiny jej miast, ich bogate ulice, wodociągi i osiedla373.

„Europa zachodnia tak samo w II stuleciu znacznie podniosła swe zaludnienie w porównaniu z czasami Augusta. Hiszpania i Galia pokryte są ruinami miast, z których prawie żadne nie istniało w czasach prze- drzymskich, a przypuszczalnie wyrastały w tempie amerykańskim, jak w rzymskiej Afryce"374.

W sumie?„Nader bliski rzeczywistości obraz zaludnienia państwa u szczytu rozwoju

Cesarstwa dają te oto liczby: Italia - 7 milionów, Galia 8, Hiszpania 9, obszar naddunajski 3, Afryka 12, Egipt około 10, Azja 25, Grecja z Macedonią mniej więcej 3 miliony. Ogółem: 80 milionów"375.

Jest to na ogół przyjęta, lecz przesadnie ostrożna liczba, dlatego podawaliśmy i inną ocenę, dwukrotnie wyższą, a nawet idącą dalej. Z całą natomiast pewnością można mniemać, że podczas dwu pierwszych stuleci naszej ery zaludnienie się podwoiło. Czy dlatego, że panował przymus małżeński? Domyślać się można, że raczej mało rodzono, a przynajmniej odchowywano; pamiętamy bowiem z analizy życia ludów pierwotnych jak gwałtownie podnosi się przyrost naturalny, jeżeli każda kobieta jest zamężna, a liczba urodzeń - przeciętnie na kobietę - podnosi się choćby minimalnie.

Z niemałą tedy pewnością możemy przypuszczać, że w okresie po dwajania się ludności imperium - nie liczba odchowywanych dzieci w rodzinach rosła, ale śmiertelność wśród nich malała, podnosiła się ogólna długowieczność, dzięki panowaniu pokoju, rosła ilość małżeństw

371 Tamże, s. 667.372 Tamże, s. 669.373 Tamże.374 Tamże.375 Tamże.

Page 217: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

i bodaj te fakty, nie urodzenia, decydowały o zwiększaniu się ludności. Można by nawet iść dalej i mniemać: że właśnie w owych dwu stuleciach stopa urodzeń malała z powodu obniżonych obyczajów, szczególnie w Italii i najbardziej zromanizowanych krajach państwa. Wskazuje też na to ucieczka ze wsi. Wiemy, że nawet w Egipcie opuszczano ziemię już w I wieku naszej ery. Od tegoż stulecia ludność chłopska zaczyna tu i tam wymykać się aż za granice państwa.

Marek Aureliusz - 161-180 po Chrystusie - musiał przymusowo osadzać po wsiach barbarzyńców, jeżeli jakiś kraj spustoszyła wojna.

Nieco później, w roku 193 „cesarz Pertinax, ażeby zapobiec zmniejszaniu się ziemi uprawnej wskutek braku rąk roboczych (...) wydał edykt, na mocy którego każdy, kto grunta opuszczone wszelkiej kategorii, nawet należące do cesarza, przywróci z powrotem kulturze, uzyskać miał do nich pełne prawo własności"376.

Nowe, wygodne pokolenia coraz mniej były skłonne pracować ciężko, a nawet produktywnie: jedynacy nie lubią tego. Nic dziwnego, że budżet państwa stawał się od wieku II chronicznie deficytowy. Po kryzysie wsi zaczyna się w II wieku, a ustala w III, kryzys miast, handlu i produkcji. Ale czy po kryzysie wsi? Nie. Bądźmy ściśli: po przekroczeniu miary w zbyt oszczędnym, egoistycznym planowaniu dzieci. Planowano za mało, jak na potrzeby imperium. I to nie tylko w mieście, ale i na wsi. Bo wieś pochodząca z jedynaków też nie chce pracować ciężko na roli. Nie tyle z powodu pogarszających się materialnych warunków życia na wsi rzucano wieś, ile warunki te tam się pogarszały z powodu za małej na wsi liczby ludzi chętnych do pracy na roli: w ogóle z przyczyny za małej dzietności rodzin wiejskich.

Niskiej wydajności w dziedzinie urodzeń towarzyszyła niska wydajność w pracy, w produkcji. Przekonamy się, w toku dalszych rozważań, że tak bywa zawsze. Ale w starożytności, gdy człowieka nie zastępowała wcale maszyna, za mało urodzeń musiało prowadzić do katastrofy pracy.

A ognisko tej epidemii znajdowało się w stolicy.Można sobie wyobrazić, ile to miasto, tak bardzo fascynujące ludzi

starożytnych, z początku milionowe, potem dwumilionowe, pompowało w siebie ludności emigrującej do niego, i ile jej potem wypluwało na cmentarze - bezdzietnej, bezpotomnej! A ponieważ najbliżej do stolicy było

376 T. Wałek-Czernecki, Historia gospodarcza świata starożytnego, dz. cyt., s. 355.

276 Część I I I . Wśród wysokich cywilizacji

Page 218: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Italczykom, przeto element ludnościowo rzymski tu najobficiej wymierał bezpotomnie - czy to w pierwszym, czy drugim, trzecim pokoleniach. W ten sposób miasto Rzym, owa studnia śmierci narodowej, pochłaniał systematycznie najbardziej romański, tudzież najbardziej zasymilowany zromanizowany odłam ludności państwa. Co prawda, rozszerzanie obywatelstwa na coraz to nowe grupy ludności i kraje uzupełniało ten ubytek, wszakże tradycja rzymska w świadomości obywateli nazbyt świeżej daty mogła być tylko nalotem, tym cieńszym, im mniej ludności w całym imperium pochodziło od dawnych Rzymian. Wraz z tym musiała się kurczyć odpowiedzialność za państwo u tak preparowanych obywateli i umiejętność władania ogromnym dziedzictwem, skoro tak bardzo wielu nie wynosiło szkoły służby państwowej z własnych tradycji rodzinnych.

Zresztą samo miasto Rzym wskutek takich procesów ludnościowych musiało się stawać coraz mniej rzymskim.

Zdumiewające, że na utrzymanie tego cmentarza ruchomego, na upiększanie jego ulic, na zabawy i wyżywienie jego rozpróżniaczonej wymierającej ludności - nie przestawało łożyć z podatków całe nieomal państwo. Milionowy czy dwumilionowy Rzym żył bowiem za Cesarstwa nie z własnej produkcji, ale głównie z pieniędzy podatkowych. Uczył tedy całe imperium nie tylko wymierania, ale i niechęci do pracy, zwłaszcza ciężkiej pracy produktywnej, a kogóż próżniactwem najsilniej sugestio nował, jak nie najbliższą mu terytorialnie Italię? Nie tylko terytorialnie Italia, jedna jedyna w imperium, nie płaciła podatków: zatem płacili za nią inni. Paraliżowało to pracowitość głównej bazy ludnościowej narodu rzymskiego, jaką był półwysep Apeniński.

I w tym okresie nic tak jak armia nie obnaża niskiej wydajności spo łecznej imperium.

Od czasów Augusta legiony, to wojsko spensjonowane i zawodowe. Nie umie więc już od tego czasu każdy Rzymianin walczyć, tylko specjalista państwo odtąd nie ma rezerw. Ale August rekrutuje legiony jeszcze prze ważnie z obywateli i Italczyków, wyjątek stanowią legie na Wschodzie Wkrótce, bo za Klaudiusza (41-59 r.) nie ma już Italczyków chętnych dc wojska: bierze się więc dalej obywateli, jednak świeżo zromanizowanych spoza Italii. Za Hadriana nawet takich brak. Rekrutuje się odtąd legion) przeważnie z poddanych, by zaś zachować pozory ich rzymskości, nadaje się im obywatelstwo. Trzon armii - żołnierze - stają się coraz bardziej ob cym elementem. Zaledwie korpus oficerski wiąże tradycja i odpowiedział ność z państwem, bo składa się z obywateli pochodzenia senatorskiegc i rycerskiego.

281

Page 219: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Lecz wiąże i zarazem kusi.Oto August, którego w naszych czasach nazwano by raczej Oktawianem

Mętnym zostawił fragment ustroju, gdzie „stanowisko cesarza miało wciąż charakter prowizoryczny, które mogło się skończyć każdej chwili - formalnie przez decyzję senatu i ludu rzymskiego, a faktycznie przez zwycięski przewrót"377. I rzeczywiście. Powierzchownie zromanizowany Kartagińczyk Sewer (lata 193-211) skorzystał z kłótni cesarza Kommodusa z senatem i wziął siłą władzę cesarską za pomocą wojska oraz „zlikwidował wyższy korpus oficerski, rekrutujący się z Italików oraz elementów całkowicie zromanizowanych. (...) Niemiłosierne tępienie dotychczasowej arystokracji objęło nie tylko Rzym i Italię, lecz także prowincje. Na miejsce straconych wprowadził Septimus do Senatu synów swoich centurionów, a więc znowu głównie Illiryjczyków (...), skończył radykalnie z supremacją Rzymian w imperium"378. Wprawdzie jego syn, Aleksander Sewer, wykazał większą dawkę romanizacji, nawiązał do tradycji Trajana i Marka Aureliusza i przygotowywał powrót senatu do dawnego znaczenia, cóż kiedy zamordowali go właśni żołnierze w roku 232, tak jak pół wieku temu odebrali życie równie świetnie zapowiadającemu się cesarzowi Helwiuszowi Pertinaksowi! Wreszcie cesarz Gallienus (253-268) zabrania członkom stanu senatorskiego służby w armii, „która teraz stała się domeną najniżej kulturalnie i społecznie stojących elementów prowincjonalnych". Spośród trzystu cesarzy „uznanych w Rzymie w okresie 180-284 po Chrystusie tylko dwóch (...) umarło naturalną śmiercią"78.

W rękach powierzchownie zromanizowanych obywateli życie polityczne imperium przypominało raczej cyrk z walkami gladiatorów, a ustrój administracyjny, gdy się z czasem ustalił jakiś porządek w okresie późnego cesarstwa, „był nieporównanie bliższy monarchii perskiej Sassanidów, niż «republice» Augusta", ustrój zaś „ekonomiczny państwa Dioklecjana i Konstantyna przypomniał daleko bardziej ekonomię monarchii dawnego Wschodu, zwłaszcza Egiptu faraonów, niż świata klasycznego"379. Słowem: przypominał style tych cywilizacji, z których pochodziły ludy, które nie wymierały w imperium, które miały więcej niż Rzymianie dzieci.

Bo „przecież gdy w roku 232 padł ofiarą spisku zbuntowanych legionistów Aleksander Sewer, cywilizacja rzymska była w Europie, Azji, Afryce potęgą wielką i jednolitą, której jeszcze nie naruszyły, przynajmniej z pozoru, żadne siły wywrotowe. Armie były liczne i wyćwiczone, administracja poprawna, sztuki piękne kwitły, filozofię i literaturę uprawiano gorliwie, nauka zaś prawa miała przedstawicieli, jakich świat nie widział i pociągała umysły szlachetniejsze widokiem owocnej pracy nad udoskonaleniem i wzmocnieniem państwa, którego siłę stanowiło to, że wszelkie poddane Cesarstwu narody obdarzała jednaką, z odwiecznych zasad rozumu i sumienia, wynikającą sprawiedliwością. Minęło lat 50, i wszystko się zmieniło: cywilizacja jest w stanie agonii, Cesarstwo przedstawia jedną wielką ruinę, w której sroży się despotyzm równie okrutny, jak słaby". Jak to się stało? - pyta Ferrero380.

Za mało było Rzymian. Za wcześnie było ich za mało.Mogliby sobie z czasem wymrzeć, jeśli chcieli, ale trzeba było przedtem

głębiej zromanizować całą ludność. Jeżeli zaś okazałoby się przy tym, że tylko szczep wywodzący się z dawnych Rzymian posiadał talent prowadzenia dzieła podbijania świata dla pokoju, bo taki był sens cywilizacji rzymskiej, to nie powinno się było wymierać, lecz dalej się mnożyć, i to na taką miarę, by stale zapewniać dogłębną romanizację, każdorazowo będącego w ich władaniu odłamu ludzkości. Powierzchownie zromanizowana ludność nie mogła sobie dać rady z kontynuacją państwowości rzymskiej. Szamotała się z nią w ciągu III, IV, i V wieku, aż ją pogrzebała.

37774 Tamże, s. 342.378 Tamże, s. 344-345.379 Tamże, s. 347.380 Por. G. Ferrero, Wielkość i upadek Rzymu, dz. cyt.

282 Część I I I . Wśród wysokich cywilizacji

Page 220: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

To byłaby przyczyna „ilościowa" upadku imperium.A jakościowa?Dlaczego w I wieku przed Chrystusem wyprowadziła państwo z anarchii

zmiana ustroju, nawet powierzchowna, a nie podołały temu daleko radykalniejsze zmiany ustrojowe w III i IV stuleciu?

Dodatnie strony życia Cesarstwa w ciągu pierwszych dwóch wieków, a nawet w trzecim, dowodziły tylko, że wzrastał poziom administracji i wojskowości, ogłady i wykształcenia. Ale nie szedł z tym w parze poziom w pracowitości i poziom obyczajów. Rodzina i życie społeczeństwa miały dalej bardzo słabą wydajność moralną.

Nie wyprowadzano już etyki z dawnych wierzeń religijnych: z obaw przed gniewem bogów i przodków oraz ze czci dla ogniska domowego.„Acca Larentia, matka Larów, bogów domowych, poszła z czasem w zapo-mnienie (...) identyfikowano ją z Larentiną, nierządnicą..."381

Cesarstwo było właściwie ateistyczne.Już Cezar został najwyższym kapłanem - pontifex maximus (rok 73) - choć był

ateistą. Współczesny mu Lukrecjusz entuzjazmuje się w poemacie De rerum natura (I 63-72, 79-80): „Nikczemnie przedstawiało się życie ludzkie, dopóki marniało pod obuchem religii", lecz powstał Epikur, „i tak padła religia pod jego stopami". „Nawet stare baby - cieszy się Cycero w Tusculanarum disputationum libri (I, 48) - nie lękają się bladego, ciemnościami owianego królestwa śmierci". Pliniusz Starszy (Historia naturalis, VII, 188) mówi o życiu za grobem: „Są to bajki dla dzieci..." W drugiej połowie II wieku wręcz drwi Lukian z bogów w Tymonie i Rozmowie Bogów.

Jakie z tego wyprowadzano wnioski?Osłabiające rzymską postawę wobec życia.„Żyjmy i używajmy, Lesbio!" - uczył rzymską młodzież elitarną współczesny

Cezarowi liryk G. W. Katullus.Kilkadziesiąt lat później Owidiusz jest już mniej elitarny. W swej Sztuce

kochania (II) powiada: „Nie dla bogatych chcę być nauczycielem w miłości". Mądrość mężczyzny, zdaniem Owidiusza, polega na tym, by miał postawę wyzyskiwacza słabych stron kobiety. Nie podnosić, ale wykorzystywać kobietę radzi. „Nie wierz w cnotę kobiety: bądź zuchwałym, a zdobędziesz każdą... Nie wierz w jej rozum: kłam dobrze, a oszukasz każdą... Głupia jest płeć piękna, próżna, lubieżna, chciwa błyskotek i pieniędzy, przeto schlebiaj jej zręcznie i nie szczędź podarunków". Tegoż sportu uczył wreszcie i kobiety w kolejnej trzeciej części swej Sztuki kochania. Na miejsce szacunku dla płci wprowadzał rabunkowy wyzysk płci i takie poniżanie kobiety przez mężczyznę i mężczyzny przez kobietę nazwał dla propagandy „kochaniem", a sposób wyzysku - „sztuką".

Nawet odom Horacjusza brak szczerości, gdy zachwalają umiarkowanie w życiu, a obojętność wobec śmierci.

Religia wyzwalała z Rzymianina siły moralne o niesłychanym napięciu, jak dynamo energię elektryczną. Ogołocono się z tego źródła.

Na miejsce religii wprowadzono rozwiązłość. Pozbawiono się więc tych energii moralnych, jakie wyzwala z siebie człowiek panujący nad popędem.

381 Tertulian, Apologetyk, dz. cyt., s. 63-64. Por. Swetoniusz, Żywoty Cezarów (Octavius, Claudius, Caligula).

283

Page 221: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział X I . Miasto, które podbiło świat i wymarło 284

Nienaturalnością znów pożycia seksualnego, zabijaniem dzieci poczętych i rozwodami - zastąpiono życie małżeńskie wierne i naturalne. Małżonkowie nie krępowali się już, co powiedzą duchy przodków, których wzywali na świadków podczas zawierania ślubu, i zrywali małżeństwo z lada powodu. Zarzucano religijną formę zawierania ślubów przez confarreatio, która zobowiązywała do kształcenia kultury życia wspólnego w małżeństwie, i przechodzono na formę ślubu jako zwykłej cywilnej umowy.

Pojawił się chorobliwie niewytrzymały na współżycie z żoną typ męża. Katon rzuca żonę Attylię, choć ma z nią dwoje dzieci, poślubia Marcję, odstępuje ją potem Hortensjuszowi, a po jego śmierci bierze znów Marcję, oczywiście, z jej majątkiem po Hortencjuszu. Najszlachetniejsi ludzie epoki rozwodzą się i żenią po kilka razy. Cycero ma trzy żony, podobnie jego córka rozwodzi się dwa razy. Przyjmuje się wśród mężczyzn cyniczny aforyzm, że dwa dni są w małżeństwie szczęśliwe: dzień ślubu i pogrzebu żony: in thalamo vel in thumulo. Za czasów Seneki - lata 2-66 po Chrystusie (De Beneficiis, III, 16) - największym urokiem małżeństwa jest ewentualność rozwodu. Zaczyna się moda na coroczne rozwody. Małżeństwa się ludzie wstydzą. Zakorkowano więc dopływ tych sił moralnych, jakie wyzwala z siebie mąż, żona przez praktykę wierności małżeńskiej. Pozbawiono się i tego dostawcy energii etycznych.

Zamiera wreszcie trzecie źródło sił moralnych: tych, które promieniują z kobiety obyczajnej.

Rzymianka, wzięta w krzyżowy ogień nowych dla niej uprawnień, osłabiających jej godność kultury i męskich obyczajów narzucających się jej jako ostatni krzyk mody: nie może sobie poradzić ani z tą lawiną wolności, ani ze świadomym macierzyństwem.

Dysponuje obecnie spadkami. Już za Cycerona jedynaczka może dziedziczyć połowę majątku. Nie brak wtedy kobiet tak majętnych, że konfiskata dóbr czterystu najbogatszych z nich pomaga tryumwirom w roku 42 na koszta wojny z Brutusem i Kassjuszem. Prawa propopulacyjne Augusta samą siłą swej logiki idą na rękę majątkom kobiet dzietnych. Za Hadriana i siostra ojca może dziedziczyć. Późni cesarze, Walentynian i Teodozjusz, rozszerzają dalej te uprawnienia.

Jak kobieta z tego korzysta?Trwoni majątki!I niszczy rodzinę!Cezarowie nadają jej prawo do rozwodu: więc szybko, bo już za Antoninów -

łata 96-180 - dopuszcza się szaleństw: zmienia mężów jak tuniki.Wiadomo, że kobieta w każdej cywilizacji żyje bardziej sztuką niż mężczyzna.

Kobieta chce być modną, a cóż bardziej wyraża modę niż aktualna sztuka? Zdajemy zaś sobie sprawę, co za Cesarstwa wyrażała rozwiązła rzeźba i malarstwo, rozpustne legendy mitologiczne, lubieżna poezja, greckie powieści i konkretniej niż wszystko sztuka widowiskowa. Ale na dramaty i tragedie, przeznaczone dla elity, teraz za Cesarstwa, nikt się nie kwapi, jeżeli nie czuje bogatych wystaw i strojów. Przekłada się nad nie nową komedię grecką, szydzącą z bogów i bohaterów, prezentującą z sympatią życie heter. Szerokim rzeszom i to nie odpowiada: przedstawienia muszą być wyraźniej wyuzdane: atelany i mimy spełniają te życzenia. Dopiero też za takie widowiska płacą najwięcej pretorowie, organizujący występy publiczne z ramienia państwa. Owóż wrażliwość kobiet na te rodzaje sztuki teatralnej dochodzi do histerii: ubogie zostawiają kolczyki i naszyjniki, byle dostać się na prapremiery.

Kobieta chłonie to wszystko, i przestaje wychowywać dzieci. Traci tkliwość macierzyńską. Woli miłostki, teatr, cyrk, łaźnie, tańce, stroje, lenistwo, zbytek. Zatraca delikatność i zewnętrzne formy wstydliwości. Rozkłada się podczas biesiad jak mężczyźni, słucha sprośnych z nimi historii i podnieca się przy tym widokiem tańców bachantek. Planuje jak najmniej potomstwa. Nie walczy, gdy mężczyźni z lada powodu skazują na śmierć niemowlęta; jak choćby: gdy cesarz Oktawian August każe porzucić córeczkę swej córki Klaudii. Lub: gdy cesarz

Page 222: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Klaudiusz skazuje w tenże sposób na śmierć swą pięciomiesięczną córeczkę z okazji rozwodu z jej matką. Bądź: kiedy mnóstwo Rzymian tak samo wyrzuca swoje niemowlęta, zrodzone w dniu śmierci Germanika jako w dzień feralny i na znak żałoby82. Środki antykoncepcyjne i trujące płodobójcze, sztuczne przerywanie ciąży oraz inny rodzaj dzieciobójstwa w postaci porzucania niemowląt, stają się jej chlebem powszednim. Gardzi robotą domową, zwala ją na niewolnice, znęca się nad służbą. Zawiera małżeństwa, by drażnić swych gachów. Utrzymuje własne domy, własnych pięknych niewolników. Poszukuje namiętnie, jako utrzymanka, bogatych mężczyzn.

„Wierność małżeńską uważano za dowód brzydoty" - objaśnia nas Seneka (De Beneficiis, III, 16).

Uczą się kobiety tych czasów, czego zapragną. Pracują zawodowo, gdzie sobie życzą. „Zarzucają stan kobiecy", jak się wówczas wyrażano. Są prawniczkami, adwokatami, nawet ailetkami i gladiatorkami. Choć nie pozostawiają po sobie nic trwałego w nauce i sztuce. Powoli kobieta ze wszystkich klas społecznych czuje się teraz równą mężczyźnie. Jeśli nie wykorzystuje sytuacji i nie stara się o potwierdzenie tego w ustawodawstwie, o dalsze, nowe prawa, to dlatego, że nie chodzi jej o to. Senat, ani cezarowie, ni mężczyźni ówcześni nie byliby zdolni niczego jej odmówić.

Na nieszczęście: nie przygotowuje się dziewcząt do roli żon i matek. Przeciwnie - Tacyt w Dialogus de oratoribus (28, 29) opowiada: „Matka powierza dzieci służebnej Greczynce, której dodaje do pomocy jednego lub dwóch niewolników, ludzi nieraz najgorszego prowadzenia". „Większość Rzymian kiedy posiada uczciwego niewolnika, robi z niego rolnika, sternika, intendenta, urzędnika do spraw towarowych lub interesów bankowych, a jeżeli ma pijaka, obżartucha, wałkonia, niezdatnego do żadnej pracy, powierza mu wychowanie dzieci" (Plutarch, De liberis educandis, VII).

Co najgorsza: mężczyzna z elity, a raczej mężczyzna modny przestaje wierzyć w kobietę. Nawet nie podaje jej dłoni opiekuńczej. Najszlachetniejsi z Rzymian-pogan stwierdzają co najwyżej jej aktualny poziom i nic ponadto. „Kobieta jest istotą nierozumną, nieukróconą, niecierpliwą w zaspakajaniu swych żądz" - orzeka już nie Owidiusz, ale Seneka, mąż zresztą najszczęśliwszy w małżeństwie, syn jednej z najszlachetniejszych postaci niewieścich jego czasów. Podobnie przedtem bardzo nisko oceniali kobietę Grecy.

Mężczyzna obniżył wydajność moralną kobiety, od kiedy pozwolił, by zrównała ona swe obyczaje z męskimi. Lecz bodaj czy nie więcej kobietę osłabiała sztuka. Bo sztuka podpowiadała jej, że niski poziom moralny, to szczyt nowoczesności, postępu, to tytuł do pokazu publicznego, do chwały.

Od tego czasu sztuka i kobieta najbardziej nie dopuszczały do rozwoju sił moralnych w państwie rzymskim, nie tylko miasto Rzym. Zdaje się nawet, że sztuka hamowała postęp moralny więcej niż Rzym i kobieta. Gdyby zmieniono sztukę na wzmacniającą, na pozytywną wychowawczo, uzdrowiono by najpierw kobietę, potem mężczyznę, wszystko.

Ale czy wyłącznie posądzać sztukę?Wydaje się, że dałoby się wykryć i czwarty czynnik pustoszący państwo z

ludzi i sił moralnych. To filozofia. Jednak anarchizowały nie systemy filozoficzne przeznaczone dla jednostek aspołecznych, lecz dla osób najszlachetniejszych: stoicyzm.

Być może nawet, że stoicyzm zawinił najwięcej. Bo osłabiał zdrową, naturalną postawę etyczną u ludzi obdarzonych z natury największą skłonnością do wyzwalania z siebie sił moralnych, u osób głębszych, o wrażliwym sumieniu, zarówno prostych, jak wyrafinowanych kulturalnie. Słowem, wśród odłamu ludności, który zawsze i wszędzie jest nadzieją każdego społeczeństwa i ustroju: u ludzi dobrej, najlepszej woli. Gdy tedy z jednej strony miasto Rzym z olbrzymim rojowiskiem ludzi jakby krzyczało ustawicznie do cezarów uspakajając ich: „Ludności nigdy nie braknie!"; to stoicy, pozornie surowi moraliści, najczęściej nie-Rzymianie, więc obarczeni kompleksem niższości, sekta wynaturzonych

285

Page 223: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

pozerów, wyższych ponad życie małżeńskie, pretendujących do roli cezarów dnia powszedniego, wpajali pogardę do dzieci, do kobiety, do małżeństwa, do ludzi. „Stroń od tłumu - powiada stoik Seneka - stroń od małych ludzkich grup, unikaj nawet towarzystwa człowieka pojedynczego!"

Ale kto nie ceni dziecka, zdradza, że ma psychikę samobójcy. Rzeczywiście, stoicy propagowali samobójstwo jako „rozumną ucieczkę od życia". Cum visum fuerit, distraham cum corpore societatem: kiedy uważam za słuszne, kończę z życiem - oto ich hasło. Na grobie Diogenesa, który był tak mądry, że się powiesił, napisano, że „wskazał łatwą i piękną drogę ucieczki od życia". Seneka radził: „Patrz, droga otwarta do wolności! Po co się męczyć? Jeżeliśmy przeżyli życie, czego więcej czekać?"

Stoicyzm łamał kręgosłup, kto wie, czy i nie początkującemu chrześcijaństwu.Być może, niektóre anomalie w postawie pierwszych chrześcijan, zwłaszcza

ich anemia na terenie publicznym, ich przesadny anachoretyzm pochodziły z paraliżujących wpływów stoicyzmu i neoplatonizmu, a bodaj echa tych wpływów wloką się wśród chrześcijan po dziś i zaznaczają się ustawicznie jakąś skazą.

„Z dzieł miłości unikaj małżeństwa wedle sił" - pouczał Epiktet, stoik, wyzwoleniec382. A znów o zwyczaju zabijania niemowląt nienormalnych fizycznie i wątłych pisał Seneka: „Nie czynimy tego ze złości, ale z rozsądku: bo czyż może być coś bardziej rozsądnego, niż pozbywanie się niepotrzebnych przedmiotów i istot?" (De ira, I, 15). Personaliści XX wieku nigdy by nie głosili tego. Myśl ta jest od nich tak daleka jak niebo od ziemi. Ale nie słychać, żeby w ojczyźnie personalizmu, Francji, organizowali oni krucjatę przeciw masowo występującemu tam mordowaniu dzieci poczętych. Dziennie zabija się w tym kraju 2000 z górą takich dzieci383. Osobę ludzką, jej rozwój stawiają ciż personaliści najwyżej384, jak stoicy równowagę wewnętrzną, ale czy i osoby tych milionów matek, co mordują swe dzieci, i osoby tychże dzieci?

Uratować zaludnienie Cesarstwa mogliby chrześcijanie. Wzbogacali bowiem życie imperium w coś bez porównania żywotniejszego niż ustawy julijsko-papijskie Oktawiana i pensje Nerwy na dzieci. Chrześcijaństwo uzbrajało swoje małżeństwa w taką siłę moralną, że te, zdynamizowane etycznie od wewnątrz, w sumieniu, w duszy, wyrzekały się same poronień, podrzucania potomstwa, wydawały na świat każde dziecko poczęte, a młodzież chrześcijańska - samorzutnie, bez przymusu państwowego, rezygnowała z namiastki małżeństwa, rozpusty, i wstępowała normalnie w związki małżeńskie. Poza tym chrześcijanie podnosili godność dziecka, kobiety, niewolnika, tudzież wartość obyczajności i pracy fizycznej.

Niestety, Cezarowie nie zorientowali się na czas, że najlepszą polityką populacyjną byłaby wolność dla chrześcijaństwa. Przeciwnie, „mówić się powinno o jednym, długim, trwającym lat 250 z niewielkimi przerwami, okresie prześladowań, zaczętym za Nerona w roku 64"385. I chrześcijanie również za późno spostrzegli, że przewodnia idea państwowości rzymskiej - zdobywanie świata dla pokoju - przystawała do uniwersalizmu Kościoła i jego centralnej idei - zdobywania świata dla zamiany go w jedną rodzinę ludzką.

Dopiero Konstantyn Wielki dostrzegł, a widać to po edykcie mediolańskim, rok 313, całą przydatność polityczną Kościoła dla państwa. Ciekawe, że on też rozumiał głębiej arkana polityki populacyjnej. Dlatego „zabójstwo dziecka pod względem kar zrównał z ojcobójstwem, zabronił podrzucania dzieci, opiekunom dzieci podrzuconych przyznawał możność wzięcia ich za własne", ograniczył w

382 Epiktet, Encheiridion, Warszawa b. r. w., s. 48.383 „Każdego dnia we Francji blisko 2000 niewiniątek jest zabijanych" (O. Ricaud, La Vie est sacrée, cyt. za: „Le Journal de la Grotte de Lourdes", 20 III 1949).384 K. Górski w swej książce Wychowanie personalistyczne, Poznań 1936, mówi na s. 20: „Personalizm twierdzić będzie, że życie społeczne, cała jego organizacja, cały postęptechniki, podział pracy, służyć powinno po to, by osoby ludzkie mogły rozwijać swą osobowość i dążyć do kontemplacji, która stanowi najwyższy szczebel ludzkiego bytowania".

385 J. Umiński, Historia Kościoła, Lwów 1933,1.1, s. 46.Tamże, s. 123, 124, 224.

286

Page 224: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

tym celu władzę ojca - patriam po- testatem. „Idąc tak w kierunku chrześcijańskim, zajął się też unormowaniem prawodawstwa małżeńskiego w duchu kościelnym. Więc w roku 318 postanowił karę za uprowadzenie dziewcząt, w roku 326 zabronił utrzymywania konkubin obok żony prawej, w roku 329 ogłosił karę śmierci za niedozwolone pożycie wolnej z niewolnikiem, w roku 331 ograniczył rozwody, w latach 329 i 335 zabronił Żydom skupowania chrześcijańskich niewolników i obrzezywania ich"; zezwalał „nie tylko na obdarzanie niewolników wolnością in facie ecclesiae, co miało znaczenie zwolnienia uroczystego, ale pozwolił duchownym dawać wolność niewolnikom nawet bez żadnych formalności prawnych, a nadto ustanowił za rozmyślne zabicie niewolnika kary takie, jak za mord zwykły"; potępił walki gladiatorów, które zniósł Honoriusz w sto lat później87.

W latach 374-397 chrześcijaństwo asymiluje tej miary patriotę rzymskiego i męża stanu, co Ambroży, namiestnik Mediolanu, który jako biskup tegoż Mediolanu staje się jedną z najświetniejszych postaci chrześcijaństwa wszystkich czasów, Doktorem i Ojcem Kościoła, nie przestając być doradcą cezarów i urastając w tym charakterze na sumienie imperium. „Sprawiedliwością - uczył Ambroży współczesnych mu polityków o nowym ideale państwowym - jest oddawanie każdemu, co mu się należy, niepożądanie cudzego, zaniedbywanie korzyści własnych, strzeżenie powszechnej słuszności"386.

Na nieszczęście edykt mediolański przyszedł za późno, by zregenerować populację zachodniej części Cesarstwa na miarę nadchodzących potrzeb imperium. Do czasu edyktu chrześcijaństwo nie zdążyło się tu na tyle rozkrzewić i okrzepnąć, by uzdrowiło życie rodzin w tych stronach państwa. Od czasu zaś edyktu, gdy chrześcijan masowo przybywało, nie tyle chrystianizowali oni rzymskość, ile romanizowali się moralnie, filistrzeli. „Zewnętrznie tedy poganizm, jako wyznanie został zwyciężony. W życiu natomiast i obyczajach pozostało dużo jeszcze pogańskiego". Podobnie „w urządzeniach i praktykach życia publicznego i państwowego, w tzw. polityce państwowej; skutkiem czego słusznie zauważono, że „cesarze przyjęli chrzest, ale Cesarstwo pozostało nadal w dużej mierze pogańskim"387.

386 L. Halban, Wczesne chrześcijaństwo..., dz. cyt., s. 22.387 J. Umiński, Historia Kościoła, 1.1, dz. cyt., s. 131.

287

Page 225: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Jak mówił św. Hieronim, Kościół stał się potentia quidem et divitiis maior, sed virtutibus minor (Vita Malechi, c. I)"388, a Hieronim zmarł w roku 420.

I rzeczywiście. Zanim wyszedł edykt mediolański, spotyka się chrześcijan wszędzie na Zachodzie, ale mało. Rzym, miasto, liczy w połowie III wieku zaledwie jakieś 50 tysięcy chrześcijan389. Synod w Arles (rok 314) „dowodzi o dość już wtenczas posuniętej organizacji kościelnej w Galii"390. „W Hiszpanii na synodzie w Elwira, około roku 300, bierze udział 19 biskupów z tego półwyspu. W Germanii rzymskiej znamy gminy chrześcijańskie już w II stuleciu. Prowincje na południe od Dunaju mają męczenników za czasów Dioklecjana, a więc w wieku III. Dalmacja posiada chrześcijan od pierwszego zaraz wieku", „w Dacji i Mezji mamy poświadczoną pewną liczbę gmin chrześcijańskich około roku 300". „O chrześcijaństwie w Brytanii wspomina Tertulian już około roku 200", a na wymienionym co dopiero synodzie w Arles reprezentuje Brytanię trzech jej biskupów93.

Co gorsza, ludność chrześcijańska najprawdopodobniej nie rosła w następnych dwóch wiekach tak szybko jak poprzednich stuleci. Przeszkadzała temu wielka śmiertelność, bo nie było dawnego pokoju oraz dobrobytu, a więc i idącej z tym w parze higieny. I nie wykazało teraz chrześcijaństwo tej prężności moralnej i energetyki propagandowej, jak podczas prześladowań. Odbić się to musiało tym fatalniej i na dzietności nie-chrześcijan. Dlatego, gdy przyszły „wędrówki ludów", chrześcijaństwo na Zachodzie stanowiło nie tylko zbyt szczupłą liczbę ludzi, by wchłaniać barbarzyńców jako obywateli rzymskich, ale nawet by od nich się obronić. Czyli Kościół nie zdołał na czas nasycić tych terenów na tyle swoimi wyznawcami, by siłą samej swej masy zdołali uratować zachodnie granice Cesarstwa dla Rzymu. Lecz, co najgorsza, Kościół nie zdążył uzdrowić moralnie administracji państwowej na Zachodzie imperium. To zdecydowało o katastrofie politycznej Rzymu.

Natomiast rzymscy chrześcijanie zachodni okazali się dość silni, by chrystianizować, wlewające się na ich tereny, ludy barbarzyńskie.

Frankowie i Irlandczycy przyjęli masowo chrześcijaństwo w V stuleciu. Wizygoci - Hiszpania - w wieku VI się ochrzcili. Podobnie

388 Tamże, s. 225.389 Tamże, s. 61.39091 Tamże, s. 62.

291

Page 226: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

288 Część I I I . Wśród wysokich cywilizacji

Burgundowie, osiadli w Galii. Szkoci i Allemanowie - w stuleciu VII, jako też Longobardowie i Anglosasi. Germanowie - w VIII. Słowianie rzymscy nawracać się zaczęli od V wieku. Nawet okupacja Wandalów w Afryce nie mogła przeszkodzić rozwojowi Kościoła w tej, rojnej od chrześcijan, prowincji391.

Może, zresztą, Kościół nadążyłby regenerować zachodnią połać Cesarstwa ludnościowo i łącznie z tym zdynamizowałby ją silniej moralnie, gdyby w tymże czasie nie rozrywały Kościoła od wewnątrz schizmy i herezje szalejące w chrześcijaństwie na całej nieomal przestrzeni pierwszych pięciu wieków392. A niemało paraliżowały też katolików pewne modne wtedy idee, których wyznawcy nie zrywali z Kościołem; idee, jak chiliazm; bądź destrukcyjne pierwiastki modnych wówczas filozofii- stoicyzmu i neoplatonizmu.

Jakkolwiekby jednak wyrokować o chrześcijanach IV i V stulecia, stanowili oni u schyłku Cesarstwa najbardziej wydajną moralnie i populacyjnie część jego ludności, najbardziej zarazem czującą państwowo. Pokazał to wiek V, gdy najmniej chrześcijańska część Śródziemnomorza- Zachód oraz Italia, osłabiona moralnie przez miasto Rzym - uległy anarchii, a Wschód ocalał; choć raczej Konstantynopol niż Rzym leżał w samym centrum cyklonu dziejowego i wtedy, i tym bardziej w ciągu najbliższych potem stuleci.

Ilość i tu rozstrzygnęła. Ilość chrześcijan. Bo chyba niewiele wartościowsi byli wówczas chrześcijanie wschodni od zachodnich. Było za to wschodnich znacznie więcej. I od bardziej dawna stanowili Kościół. Wiadomo, że „już w roku 423 mógł był Teodozjusz II wyrazić nadzieję, że w jego państwie nie znajdzie się ani jeden poganin"393.

Lecz nie tylko to zdecydowało, że na Wschodzie przetrwało Cesarstwo Rzymskie jeszcze 1000 lat.

391 Tamże, s. 131-165.392 Tamże, s. 166-202.393 Tamże, s. 131.

Page 227: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

ROZDZIAŁ XII HELLEŃSKI NIEDOWŁAD LUDNOŚCIOWY

Grekom nigdy nie chodziło o większą ludność. Dbali co najwyżej0 jej liczebną stabilizację. Nawet ich filozofowie nie dociekali, co może dać liczne zaludnienie. Przeskakiwali ten problem. Tak jak nie docierali w głąb etyki małżeńskiej i rodzinnej. A ponieważ liczna ludność wchodzi w skład większej terytorialnie państwowości, nigdy nie zdobyli się na wielkie państwo. Nawet gdy samo im ono w ręce wpadło, za Aleksandra Wielkiego, potrafili je rozbić nieomal na poczekaniu. To oddało ich najpierw w ręce Filipa Macedońskiego, potem Rzymian. To również oderwało od ich wpływów już w II wieku przed Chrystusem wschodnią połowę terenów zhellenizowanych.

Co gorsza, słabo świadczy owa aberracja o humanizmie Hellenów, pozornie wielkim, bo demaskuje, że jeśli interesowali się rolą człowieka w społeczeństwie, to niewiele znaczeniem kobiety i dziecka, zwłaszcza nie dostrzegali małżeństwa i mas ludzkich. Brak im widocznie było szacunku zarówno dla kobiety, jak i dla dziecka. Wprawdzie chrześcijaństwo zregenerowało stosunek mężczyzny Greka do kobiety, do żony, matki1 dziecka, a los po raz drugi dał im wtedy w ręce ogromne państwo, bo w V wieku po Chrystusie całą wschodnią połać imperium rzymskiego, ale czyżby wpływ minimalistycznych teorii Arystotelesa i Platona o zaludnieniu państwa kurczył Bizancjum ludnościowo i terytorialnie? Konstantynopola w XV stuleciu nie miał kto bronić od Turków. Brak było państwu ludzi i żołnierzy.

Jak ów niedowład kształtował się w detalach historii?Już Homer, Herodot i Arystoteles tłumaczyli swym ziomkom, że przybyli z

północy. Dzisiejsze badania potwierdzają to. Szwankuje tylko chronologia początków pierwszych wędrówek Eolów, Jonów i Arkadyjczyków, nazywanych wówczas razem Achaj^mi, i wiadomości o zasięgu ich ekspansji. Być może, „usadowienie się Hellenów nie tylko na lądzie stałym, ale także na wyspach Morza Egejskiego nastąpiło daleko wcześniej, niż to dziś przyjmuje większość uczonych, prawdopodobnie w początku III tysiąclecia przed Chrystusem, w żadnym wypadku nie później, niż w początkach II tysiąclecia"394.

Nawet „usadowienie się Hellenów na Krecie nie może przypadać dopiero na czasy po zburzeniu pałaców w Knossos i w Phaistos w końcu drugiego okresu późnominojskiego, jak to się dziś powszechnie przyjmuje, lecz przeciwnie, nie może być późniejsze od okresu średniominojskie- go, a może sięgać okresu starominojskiego"395. O dawności tych okresów świadczy, że synchronizując je ze starożytnym Egiptem, „w przybliżeniu okres starominojski pokrywa się z czasami pierwszych dziesięciu dynastii, okres średniominojski - ze średnim państwem, późnominojski z Nowym Państwem w Egipcie"396. Byliby tedy dzisiejsi Grecy, z narodów cywilizowanych, jednym z najstarszych, jeżeli nie najstarszym, który do dziś przetrwał i to na tym samym terenie, narażonym wszak nie na byle jakie podczas sześciu tysięcy lat przeciągi i nawałnice historyczne.

Hellenowie są nieśmiertelni - można by rzec patrząc na nich, a chociaż ich obecna kultura nie nadaje tonu światu, to kto wie, czy właśnie fakt, że wycofali się z takich ambicji intelektualnych już od kilku wieków, nie ocalił ich masy biologicznej od wymarcia. Nie omyliłoby się też chyba, twierdząc, że na kilkaset lat opuścili oni gimnastykę umysłu, wzięli niejako urlop jako naród, by zająć się gimnastyką ciał w trudzie na pół pierwotnego życia pasterskiego i rolniczego, by odświeżyć się jego prymitywizmem i naturalnością, i by dopiero po takiej zaprawie udać się w naszych już czasach na olimpiadę życia, do dawnej orki kulturalnej. W każdym razie trudno zaprzeczyć, że od czasu upadku Konstantynopola najwięcej dla ocalenia ludnościowego tego narodu zrobiły te

394 T. Wałek-Czernecki, Historia gospodarcza świata starożytnego, t. II, dz. cyt., s. 22.395 Tamże, s. 23.396 Tamże, s. 25.

293

Page 228: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

294 Część I I I . Wśród wysokich cywilizacji

małżeństwa greckie, które nic nie wiedziały o poglądach Platona i Arystotelesa na populację... Zginęło państwo, nie wymarł naród: dzięki dostatecznej liczbie ludzi prostych.

Wróćmy jednak do szczepów achajskich.Kraje, z których odbywał się ich wyrój, znajdowały się, jak rzekliśmy, na

północy Bałkanu, gdzie protoplaści późniejszych Solonów i Peryklesów żyli z pasterstwa i częściowo z uprawy roli. Jak długo trwał wyrój, zarówno pierwszy - Achajów, jak i późniejszy - Dorów - nie wiemy. Bądź co

Page 229: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział Xli. Helleński niedowład ludnościowy

bądź wieki minęły, nim przybysze spacyfikowali nowe tereny i wyładowali swą ekspansję najezdniczą. Zajmując środek i południe półwyspu, zetknęli się z najstarszą w Europie cywilizacją, egejską, minojską inaczej zwaną, promieniującą tu z Krety. Przybysze chłonni kulturalnie, przerobili ją wkrótce na użytek własny i nadali jej oblicze, nazwane cywilizacją mykeńską albo helladyjską, z głównym ogniskiem w Mykenach.

„Potężne mury warownych grodów, wspaniałe pałace i okazałe grobowce kopulaste w Mykenach i Tirynsie, sieć dróg bitych w stronę Koryntu, sięgająca aż do Istmu, mocne mosty, dalej jednolitość kultu w Argolidzie (kult Hery), mity i nazwa ogólna «Peloponez» - dowodzą, że dziedziczni królowie argolscy musieli w wiekach XIV i XIII rozwinąć niemałą potęgę. Musieli oni być, podobnie jak kreteńscy, władcami absolutnymi, a bogate ich skarby w grobowcach Myken pochodzić muszą z wypraw łupieskich (takich, jak do południowej części Azji Mniejszej), nie z handlu. Panowali może nad znaczną częścią kontynentu greckiego i wysp, co najmniej nad całym Peloponezem (...); także i w Grecji środkowej i w Pylos tryfilijskim powstały możne państwa'*.

W wieku XV przed Chrystusem Jonowie rozpoczynają kolonizację wysp otaczających półwysep i Azję Mniejszą.

W XIV w. Eolowie z Beocji i Tessalii kolonizują Lesbos i najbliższe wybrzeże małoazjatyckie.

W „XIV wieku znajdujemy w Syrii koło miasta Byblos achajski niewątpliwie lud Danaów z Argos"397.

Klinowe, Azja Mniejsza, „dokumenty hetyckie z XIV wieku stwierdzają, że Achajowie (Ahhijava) tworzyli w XIV wieku silne państwo"398. Około roku 1400 napadają Kretę, łupią ją i kładą kres głównemu dotychczas ognisku cywilizacji egejskiej.

Po upływie kilku, a może i więcej wieków, wyczerpuje się dynamika indoeuropejskich Achajów na Śródziemnomorzu.

W XII stuleciu przed Chrystusem ich kultura zdecydowanie upada i z całą pewnością siły ludnościowe. Widać to po tym, że nie umieją stawić czoła nowej fali najeźdźców, pobratymców z północnego Bałkanu, odciętych dotąd od nich, barbarzyńskich, nic nie wiedzących o kulturze

397 Tamże, s. 33.3984 Tamże, s. 32-33.

295

Page 230: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

292 Część I I I . Wśród wysokich cywilizacji

achajskiej, jak poprzednie stamtąd przybyłe szczepy prahelleńskie nie wiedziały o egejskiej.

Co mogło wypalić energię Achajów?Czy zderzenie z bardzo wysoką cywilizacją egejską? Jeśli tak, to z jakich

przyczyn? A może brak większych rezerw ludnościowych? Bitność Achajów i ich polityka ekspansji musiała mocno nadwerężać te rezerwy. Wiemy, że właśnie w ten sposób w kilka wieków później wyniszczyli się ludnościowo Asyryjczycy.

Jak liczni mogli być Achajowie po przybyciu na środkowy Bałkan? podczas ataku na Kretę?

„Ogólny poziom kultury, osiągnięty przez Egejczyków, pod pewnymi względami dorównywał, a nawet przewyższał poziom współczesnych kultur najbardziej zaawansowanych Wschodu. Dotyczy to w szczególności techniki życia codziennego, której doskonałość, a nawet wyrafinowanie (np. w dziedzinie kanalizacji i urządzeń sanitarnych) musi budzić podziw"399. „Poziom życia gospodarczego był bardzo wysoki. (...) Wynika to ponad wszelką wątpliwość ze stwierdzonej archeologicznie gęstości zasiedlenia; punkty później i dziś zupełnie bezludne, jak wysepka Pseira przy północno-wschodnim wybrzeżu Krety, dały moc zabytków z epoki minojskiej, świadczących nie tylko o liczebności, ale i o wielkiej zamożności mieszkańców"8.

Wiemy, jak bardzo warunki sanitarne mogły podnosić w starożytności ilość zaludnienia. Czy Achajowie, na półwyspie, też potrafili dorobić się tak gęstej jak Kreta ludności? Jeśliby tak, to dlaczego w dwa wieki po podbiciu Krety poddawali się Dorom? Raczej byli ciągle nieliczni, wykrwawiali się w dodatku podczas podbojów i wyniszczali się ludnościowo nie tyle może z powodu nadmiernych trudów wojennych, ile w długich latach kolonizacji terenów, wysp i wybrzeży Małej Azji.

O wiele na przykład późniejsza Sparta stała w V stuleciu u szczytu swej potęgi, a „Demarat mówi u Herodota, że Sparta liczy najwyżej 8000 mężczyzn"400. Herodot żył w latach 484-425 p.n.e. Siłę Sparty stanowił jej militaryzm przy ogólnej niechęci do wojen na półwyspie. To samo mogło być źródłem przewagi Achajów nad Kreteńczykami. Achaje chcieli się bić, Kreta, być może, wyznawała kupiecki pacyfizm, opływając w dostatki.

399 T. Wałek-Czernecki, t. II, dz. cyt., s. 25.400 St. Witkowski, Państwo greckie, dz. cyt., s. 26.

Page 231: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział X I I . Helleński niedowład ludnościowy

Nie wiemy też, w jakiej mierze Kreteńczycy regulowali potomstwo, jakim, skutkiem tej ewentualnej regulacji, dysponowali procentem młodzieży zdolnej do służby wojskowej, i w konsekwencji, do jakiego poziomu doprowadziło to ich tężyznę, ich zdatność do walki o byt. A regulowali z całą pewnością, skoro tereny mieli ogromnie zaludnione.

Prawdopodobnie zdobywcy Krety, jako lud zmilitaryzowany, wyniszczany ilościowo w częstych wojnach, dysponowali stale szczupłymi rezerwami ludnościowymi, coś jak później Sparta, a od czasu zajęcia Krety ulegli degeneracyjnym, jeśli takie działały, wpływom podbitej ludności. Podczas najścia Dorów mogli reprezentować już słabe liczebnie resztki swej ludności, jak Rzym w V po Chrystusie wieku. Jonowie i Eolowie, być może, jako ludy bardziej pokojowe od wojowniczych Miken, byli o wiele liczniejsi i kto wie, czy głównie nie temu zawdzięczali, że nowi najeźdźcy nie zajęli ich siedzib.

Na szczęście można wydobyć się poza mgławicę tak nieokreślonych przypuszczeń, jeśli rozpatrywać losy ludnościowe późniejszej Grecji po ujarzmieniu jej w wiekach XII-IX przez Dorów i gdy jedynie Attyka, Arkadia, Eubea z Cykladami i wybrzeże azjatyckie ocalały: Attyka może dlatego, że uboga, więc za mało smaczny kąsek; Arkadia - tym bardziej, Eubea i wybrzeża Małej Azji, jako leżące na uboczu. Z czasem nowi panowie zajęli Kretę, wyspy Melos, Therę, Kos, Rodos i południowo-zachodnią część Małej Azji: Knidos z Halikarnasem.

Sparta i Ateny dadzą się teraz wyodrębnić jako kraje dwóch różnych polityk ludnościowych. Aczkolwiek odmian w tej dziedzinie życia było tu bodaj tyle, ile państw, a „Arystoteles opisał ustrój 158 państw greckich, ale było ich dziesięć razy więcej"401.

„W niektórych miastach greckich władza ustawodawcza nawet uchwalała ustawy celem ograniczenia przyrostu ludności. Tak w Koryncie i Tebach"402. Jednym ze środków regulowania potomstwa najdawniej używanych i najpowszechniej było porzucanie dzieci. „Jak dowodzą Glotz i Weiss, z wyjątkiem Sparty oraz Teb, ani jedno z miast greckich nie wyłączając Aten, których prawo służyło poniekąd wzorem dla innych miast, ustawowo nie zabraniało porzucania dzieci"403. Usankcjonowała je w Grecji „opinia publiczna, której dają wyraz filozofowie greccy (Platon

401 Tamże, s. 47.402 B. Łapicki, Władza ojcowska w starożytnym Rzymie, dz. cyt., s. 5.403 Tamże.

297

Page 232: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

i Arystoteles), literatura piękna oraz mitologia grecka. To spowodowało, że porzucanie dzieci w Grecji przybrało rozmiary wprost zastraszające. Na to wskazuje między innymi ustanowienie w miastach greckich specjalnych urzędników - astynomes, których zadaniem było usuwanie z ulic porzuconych noworodków"13.

Nigdzie tak radykalnie nie zmierzano do zdrowej jakości i dostatecznej ilości zaludnienia jak w Sparcie.

Dlaczego?Spartanie byli jedynym szczepem spośród Dorów, który jak gdyby nie chciał

skończyć z wędrówkami i związaną z nimi wojną oraz ustawicznym, jak byśmy to dziś powiedzieli, „ostrym pogotowiem". To zamiłowanie do wojny jako sportu wyrodziło ich w pewnego rodzaju łupieżców, tyle że zorganizowanych w państwo. Wymagało to specjalnego typu obywatela, zdrowego, silnego, zahartowanego i takiejże kobiety.

Spartanie utrzymywali się z łupiestw wojennych i z pracy podbitej, ujarzmionej w tym celu, ludności swego państwa. Okupowali swój teren, nie chcieli nigdy wyjść z tej roli, prowadzili życie w swym państwie jak w ruchomym obozie i do tego rodzaju bytowania dopasowali z czasem ustrój kraju.

Mieszkali więc wszyscy Spartanie zasadniczo w mieście-obozie Sparcie, zajmując się ćwiczeniami wojskowymi. Najlepsze ziemie podzielili na działki, dla każdego obywatela jedną, a do pracy na nich przymusili he- lotów-rolników, dawnych Achajów. Stare miasta z ich pierwotną, również achajską ludnością, periojkami zwaną, zostawili tymże tubylcom, nawet z pewnym samorządem i prawem do posiadania okolicznej ziemi, ale uzależnili ich silnie od siebie administracyjnie i gospodarczo. Autochtoni byli stale znacznie liczniejsi od garstki okupantów. Pod koniec wieku V liczy Beloch dorosłych mężczyzn Spartan 2,5 tys., periojków 15 tys., helotów 60 tys., całą ludność spartańsko-periojską ocenia na 55 tys., a helocką na 175 tys., średnio 28 mieszkańców na kilometr kwadratowy. Dlatego stosowali eforowie co roku wobec helotów tak zwaną krypteję: mordowali wszystkich niebezpiecznych spośród nich.

Podobnie wolno im było zabijać pewną liczbę bardziej podejrzanych periojków. Wcielano też zarówno helotów, jak periojków do armii i floty. Periojkowie byli nawet dowódcami okrętów, heloci - wioślarzami lub

294

Page 233: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział X I I . Helleński niedowład ludnościowy

żołnierzami, epibaci; w armii lądowej heloci sypali szańce, byli giermkami, bądź bili się jako lekkozbrojni. „W bitwie pod Platejami (479 r. p.n.e) walczyło obok 5000 hoplitów spartańskich 5000 periojków jako hoplitów, nadto 5000 jako lekkozbrojnych".

„Gorsze były inne środki. (...) I tak w wojnie peloponeskiej wezwano, by wszyscy heloci służący wojskowo, którzy się odznaczyli, zgłosili się, by otrzymać w nagrodę wolność; zgłosiło się około 2000; wszystkich ich wyzwolono, ale wkrótce potajemnie zgładzono"404.

A więc środkiem polityki populacyjnej wobec ludności podbitej było systematyczne zabijanie najwartościowszych spośród niej społecznie jednostek.

A jak osiągano ilość we własnych szeregach?Życie dla wojny szczerbiło klasę Spartan. Ludność poddana była znaczna, w

każdym razie helockiej liczono „według obliczeń nowożytnych 2 razy więcej niż Spartan i periojków razem (Clinton i Beloch)"405. Trzeba więc było mieć za wszelką cenę dzieci. Tym bardziej, że nigdzie tak jak w Sparcie nie wybujała antyczna idea państwowa, „że poszczególny człowiek tylko w wewnętrznym powiązaniu ze społecznością, jedynie w całkowitym podporządkowaniu się jej znajduje zarówno cel swego istnienia, jak i zadowolenie osobiste"406. Toteż w żadnym kraju greckim nie wyraziła się w sposób równie jaskrawy polityka zapewniania sobie rezerw ludnościowych.

Nie widzimy przy tym, rzecz dziwna, śladu zapobiegliwości o jakieś zwiększenie własnego zasobu ludzi, natomiast paniczny lęk przed brakiem potomstwa.

Ciekawe, skąd brał się ten strach?Czy miał korzenie w wojskowych, a w gruncie rzeczy rozbójniczych celach

tego ludu? Czy też przyczyn należy szukać gdzie indziej: w tak daleko posuniętej przez wychowanie fizyczne specjalizacji organizmów, która, być może, prowadzi do rychłego wymarcia? Może dlatego wolno było żenić się spartiacie z córką periojka? Ale król mógł się żenić tylko ze Spartanką. Czyżby zjawisko lęku o populację, charakterystyczne dziś dla wielu narodów białych, dowodziło ich bliskiego końca? Bo właśnie Spartanie z kretesem wymarli.

404 St. Witkowski, Państwo greckie, dz. cyt., s. 147, 148, 151, 175.405 Tamże, s. 150.406 L. Elster, Bevólkerungslehre und Bevolkerungspolitik, dz. cyt., s. 896.

299

Page 234: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Zwróćmy również uwagę, że populacji Spartan nie mogła niszczyć ani wysoka kultura, ani dobrobyt, z wyjątkiem krótkiego okresu. Nowsze bowiem wykopaliska angielskie stwierdzają, że „Sparta VIII i VII wieku wykazywała daleko swobodniejsze formy życia, niż je widzimy od VI wieku począwszy. Nie zamykała się wtedy przed obcymi wpływami. W VII wieku widzimy wysoki rozkwit kultury w Sparcie"407. Być może, któryś z mężów stanu, obserwując ten rozkwit, obawiał się, że Sparta zatraci w nim swą tężyznę, swój pierwotny, obozowy charakter, i spowodował spotęgowanie kultury wojskowości, sportu, rozradzania się i służby państwu? Jak w tylu innych wypadkach - w historii doktryn politycznych- punkt wyjścia był dobry, ale nie wnioski.

Przede wszystkim brakowało odtąd „życia rodzinnego i samo małżeństwo ograniczono do środka dla celów państwowych". „Małżeństwo- opiniuje Nagelsbach w Pohomeryckiej teologii greckich wierzeń ludowych (Norymberga 1857, s. 264) - jakkolwiek przy jego zawieraniu religijnie uświęcone, nie było żadną instytucją religijną, tym mniej instytucją dla obyczajnego zadowolenia popędu seksualnego i osobistej skłonności, lecz stanowiło instytucję czysto polityczną, mającą dostarczać państwu obywateli i służyć do utrzymania domów i majątków jednostek, ponieważ bez tego nie mogłoby istnieć państwo".

Również nigdzie nie wysuwano tak na pierwszy plan jako celu małżeństwa - płodzenia dzieci. „Istniał nakaz państwa, że każdy Spartanin ma obowiązek się żenić. Stąd powstało oskarżenie o bezżeństwo, grafe agamiu. Starych kawalerów często ganiono jako niespołecznych wobec prawa; pozbawiano też starszych, jeśli byli bezżenni, dowodów czci, należnej im od młodych (Plutarch, Lyc. 15); nawet według danych Klearchusa (u Ath. XIII, 25; 555), podczas pewnego święta mogły kobiety ciągnąć starego kawalera do ołtarza i tam go biczować"408. Bezżenny „musiał niekiedy w mróz obejść agorę prawie nago i śpiewać sam na siebie szydercze pieśni"409.

„Nie dość na tym. (...) Ani za wcześnie, ani za późno obowiązany był Spartanin się żenić i zawrzeć dobry związek małżeński, to jest taki, który rokował zdrowe fizycznie i duchowo potomstwo. (...) Nagradzano publicznie ojców, mających trzech lub czterech synów" (Arystoteles, Pol. II, 9)410.

407 St. Witkowski, Państwo greckie, dz. cyt., s. 153.408 L. Elster, Bevólkerungslehre und Bevólkerungspolitik, dz. cyt., s. 735-736.409" St. Witkowski, Państwo greckie, dz. cyt., s. 179.410 L. Elster, Bevólkerungslehre und Bevólkerungspolitik, dz. cyt., s. 736.

296

Page 235: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział X l i . Helleński niedowład ludnościowy

„Obywatel musiał się żenić w 31 roku życia"411. Istniała dike agamiu, kara za bezżeństwo; dike opsigamiu, kara za spóźnione małżeństwo, tudzież za kakogamiu, niewłaściwie zawarte małżeństwo412.

Jak donosi Plutarch, „nie widziano w tym nic zdrożnego, jeżeli starszy mężczyzna, mający młodą żonę, sprowadził do niej młodszego od siebie, jeśli mógł się po nim spodziewać zdrowego potomka; tak samo wolno było dać zdrową, tęgą i płodną żonę drugiemu mężczyźnie, jeśliby o to poprosił; z tych to powodów może powstało, że dzieci nie były własnością rodziców, lecz należały do państwa; uprawnienia te stanowiły przywilej najlepszych obywateli. Także niepodzielność dóbr niosła z sobą zwyczaj, że więcej braci żyło z jedną kobietą (Polyb. XII, 6, 8)"413.

„Król Achidamos otrzymał upomnienie, że pojął za żonę kobietę niskiego wzrostu, która by rodziła nie «królewiczów», lecz «królewiątka». Innego króla, którego małżeństwo było bezdzietne, eforowie zmusili do przybrania drugiej żony"414.

Nie było więc w praktyce monogamii, kobieta mogła mieć kilku mężów, mąż - kilka żon. Prowadziło to do większego rozluźnienia życia Spartanki niż Atenki i, oczywiście, nie wywoływało szacunku dla Spartanki. Spartanin krępowałby się pokazywać w towarzystwie żony. Unikał, by go nie spostrzeżono, gdy wchodził lub wychodził z jej domu. Bo sam nie mieszkał tam, „ponieważ Spartiata musiał wychowywać się, jadać i sypiać razem z rówieśnikami"415; „obowiązki wobec państwa pochłaniały mu wszystek jego czas"26.

A rezultat?Obywatelem zostawało się tu z dwudziestym rokiem życia, każdy obywatel był

żołnierzem do sześćdziesiątego roku życia i posiadał swój dział ziemi. „M. Duncker obliczał rozległość działu na 9,5 do 10 ha, Beloch na 15 ha, Busolt na 20 ha"27. Ile było działów? „Arystoteles przyjmował 4500 działów w Lakonii. Według E. Meyera (...) 9000 działów jest za wiele na obszar ziemi Spartiatów w Lakonii. 9000 działów było pewno dopiero

411 St. Witkowski, Państwo greckie, dz. cyt., s. 180.412 L. Elster, Bevólkerungslehre und Bevólkerungspolitik, dz. cyt., s. 736.41321 Tamże, s. 736.414 St. Witkowski, Państwo greckie, dz. cyt., s. 175.415 Tamże, s. 180.

301

Page 236: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

po zdobyciu Messeniix (Ehrenberg)", po roku 658. „Busolt (...) przyjmuje 6500-7000 działów"416. I „kobiety mogły w Sparcie posiadać ziemię". „Mogli też spartiaci kupować ziemię w kraju periojków", który zajmował dwie trzecie przestrzeni29.

Szeroka rozpiętość w podawanych cyfrach działów dowodzi, że bywało ich więcej i mniej. Czy coraz mniej? W każdym razie topniała ilość Spartan. Systematycznie wymierali, „z czasem było ich niewielu ponad 1000", mianowicie w wieku IV. „W roku 371, w bitwie pod Leuktrami, walczyło co najmniej 2000 Lacedemończyków, z nich tylko 700 było Spartanami"417. Od czasów bitwy pod Selassią i w samej Sparcie (221 r. przed Chrystusem) - nie mogą się dłużej utrzymać jako państewko. Jest ich za mało. Natomiast heloci, jako ciągle, a teraz w szczególności bardzo liczni w porównaniu z armią okupacyjną swego kraju, zostają obecnie wyzwoleni i uwłaszczeni418.

Uprzywilejowani Spartanie dogorywali więc, a ciemiężeni heloci uzyskiwali wyzwolenie i uwłaszczenie. Oznacza to, że przyjaźniejsze warunki dla populacji mieli w istocie rzeczy heloci. A przecież katastrofa ludnościowa Spartan przyszłaby znacznie wcześniej, gdyby nie dopływ krwi periojków. Można co prawda bronić Spartan, że oni ginęli na wojnie: ale ginęli i periojkowie, i heloci. A ilu z nich w dodatku umarło z rąk eforów!

Czym górowali periojkowie i heloci nad swymi panami?Prowadzili życie małżeńskie i rodzinne. Mieli na to czas. Likurg, prawodawca

Sparty, postać, jak ostatnio utrzymuje nauka, nie mityczna, indywidualność wielka jako specjalista od zagadnień ustrojowych, był niestety tylko ustrojowcem. A raczej był doktrynerem. Usiłując stworzyć państwo doskonałe, przeskoczył przez małżeństwo i rodzinę. Uważał je za wroga większej spoistości państwowej. Nie rozumiał roli małżeństwa i rodziny, a w związku z tym pewnych obyczajów, bez których nie ma rodziny i małżeństwa. Nie rozumiał, że małżeństwo i rodzina płodzi nie same dzieci, ale płodzi, wyzwala pewne siły moralne, które stwarzają następnie klimat i na populację. Na miejsce małżeństwa wprowadził stosunki seksualne. Opuścił w ten sposób te wszystkie etapy, które stanowią dojście do stosunku seksualnego, ale nie muszą go wywoływać, wyzwalają zaś przy tej oka-zji nieprzebraną mnogość twórczych postaw w życiu kobiety i mężczyzny, zwłaszcza na polu sztuki i osobistego poświęcania się. Toteż w Sparcie nie rozwinęła się sztuka, a heroizm wojskowy nie wyszedł poza horyzonty ciasnej, okupacyjnej soldateski. Brakło również Spartaninowi szacunku dla kobiety, by stworzył jakąś etykę rycerską. Przeskoczył też pracę, jako motor wyzwalania innych sił moralnych: przez własną osobistą pracę, możliwie rękodzielniczą i rolniczą. Zawód sportowca, obywatela i wojskowego, zawód sportowczyni - zabiły organizmy fizyczne Spartan. Monotonia zawodowa na dłuższą metę - okazało się tu - może zabić nawet cały lud.

„Podobny stan rzeczy - mówi Ludwig Elster - napotykamy na Krecie"419. Albo przynieśli tam analogiczną politykę ludnościową Dorowie, albo ją zastali. Jeśli tylko przyjęli, to czyżby aberracja ustawodawcza Spartan w dziedzinie populacji, przypisywana Likurgowi, a wytknięta tu przez nas, tam na Krecie minojskiej, miała swój rodowód? Jeżeli tak, to uchwycilibyśmy przyczyny słabości Krety minojskiej. Ale w takim razie - i słabość Achajów mikeńskich. Tudzież odnaleźlibyśmy źródła pewnego pomieszania patriar- chalizmu w życiu rodzinnym, który musiał cechować Prahellenów, nim przybyli na Bałkan, ze słabością życia małżeńskiego i rodzinnego, jakie ujrzeli na nowych terytoriach. Jeżeli przypuszczenie to byłoby prawdziwe, wówczas najmniej dotknięte wpływami życia małżeńskiego i rodzinnego Kreteńczyków minojskich byłyby

416 Tamże.417 Tamże, s. 147.418 T. Wałek-Czernecki, Historia gospodarcza świata starożytnego, t. II, dz. cyt., s. 124.419 L. Elster, Bevölkerungslehre und Bevölkerungspolitik, dz. cyt., s. 123.

298

Page 237: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

ludy greckie z epoki mikeńskiej, najdalej odsunięte od kontaktów z Kretą minojską. Zatem musiałoby się to zaznaczyć w Attyce.

I rzeczywiście, choć wywody o małżeństwie i rodzinie na Krecie minojskiej muszą należeć - przy dzisiejszym stanie wiedzy o etyce Egejczyków - do sfery czystej spekulacji, wszakże pewne jest, iż życie małżeńskie i rodzinne w Attyce stało od początku jej dziejów daleko wyżej niż w Sparcie, a ludność tego państwa siedziała tu po wędrówce Dorów jeszcze z czasów mikeńskich.

Aczkolwiek dość wcześnie już i w Attyce widać pewne porażenie małżeństwa i rodziny: czyżby wywołane wpływami sąsiadów nie-Greków? Mieszanka wpływów? „Jednym z rysów, którymi Homer odróżniał Trojan od Greków, jest to, że Priam ma kilka żon"420. Priam mówi o swej żonie

420 St. Witkowski, Państwo greckie, dz. cyt., s. 60.

299

Page 238: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

300 Część I I I . Wśród wysokich cywilizacji

Hekubie, z której ma dziewiętnaścioro dzieci, a chwali się, że posiada w pałacu jeszcze inne kobiety, też matki jego synów i córek (Iliada, XXIV). Homer tworzy Iliadę i Odyseję w IX lub VII wieku, przedstawia stosunki z tych czasów. Jeżeli porwanie Heleny, żony króla spartańskiego Menelaosa, potrafi zmobilizować cały ówczesny świat grecki do wojny: dowodzi to, że nawet w Sparcie traktowano małżeństwo wtedy jeszcze bardzo serio. A niejedno życie małżeńskie musiało w one czasy wyzwalać siły moralne0 niebywałym napięciu, skoro Homer mógł poświęcić oba swe poematy nie samemu bohaterstwu wojennemu i umiłowaniu ziemi ojczystej, ale1 wierności małżeńskiej. Wraz z tym Iliada i Odyseja sygnalizują w IX wieku nie tylko miarę twórczości kulturalnej, jaką miał wkrótce oglądać świat w tej części globu, ale i możliwości moralne człowieka, zbrojnego w idee wierności ojczyźnie i kobiecie-małżonce.

Owóż Ateny okazały się były tym perspektywom bliższe niż Sparta, a bodaj najbliższe spośród mrowia państw greckich.

I ludnościowo dorobiły się najpokaźniej. Mimo że Attyka zajmowała zaledwie 2500 kilometrów kwadratowych i że „pod uprawę zboża nadaje się Vą Attyki, resztę zajmują ogrody i pastwiska"421. A w tamtych czasach, choć z klimatem i urodzajnością było lepiej niż dziś, ale nie diametralnie inaczej.

Zaludnienie Attyki „około roku 600 przed Chrystusem obliczają Beloch i Prinz na mniej więcej 107 tysięcy"422, zatem 42 mieszkańców na kilometr kwadratowy.

Na początku wojny peloponeskiej, w roku 431 przed Chrystusem, miało być według Gustawa Glotza (rok 1928), „obywateli ateńskich (...) około 42 tys., ich rodziny liczyły 135-140 tys. głów; Metojków było połowę mniej, niewolników mniej więcej tyle co wolnych. Ludność Attyki liczyła w roku 431 razem 410-420 tys. Z tego na Ateny z portem przypada połowa (1/3 obywateli, 2/3 Metojków i niewolników, razem 230-235 tys. mieszkańców), reszta na pozostały kraj"423; A. W. Gomme (1933) jest zdania, że 315 tys. - bez niewolników424. T. Wałek-Czernecki (1937) orzeka z właściwym sobie rewizjonizmem, że „ludność Attyki w roku 431 wynosiła co najmniej jeden milion, tj. 400 głów na kilometr kwadratowy, a więc mogła się mierzyć z najgęściej zaludnionymi obszarami przemysłowymi Europy dzisiejszej"425.

Bez tej gęstości zaludnienia trudno byłoby zresztą zrozumieć dynamikę polityczną, gospodarczą i kulturalną Aten i ich pozycję wszechstronnie czołową w świecie helleńskim doby klasycznej.

Za Peryklesa grupowały Ateny wokół siebie „w tzw. Związku Morskim kilkaset miast na wyspach morza Egejskiego, na obszarze Macedonii, Tracji i Azji Mniejszej". Ludność tego „imperium liczy 5-6 milionów"426. W roku 332 - jak podaje Plutarch (Phok, 28) - „było obecnych 21 tys. obywateli, spis ludności z 317 roku dał tę samą liczbę i 10 tys. Metojków. (...) W każdym razie ludność obywatelska wynosiła 60-70 tys. (...) Liczba niewolników znów się podniosła łącznie z rosnącym przemysłem i stała nie niżej niż w wieku V. Wraz z cudzoziemcami było zaludnienie nieomal tak wysokie jak za Peryklesa"427.

A cała ludność helleńska?„W wieku IV według wszystkich autorów ludności przybywało. Pominąwszy

Ateny uskarżano się wszędzie na przeludnienie". Najskromniej licząc, „mogła wynosić ilość ludzi mówiących po grecku około 7-8 milionów, za Aleksandra wielkiego 9 milionów"428.

„Grecy reprezentowali wtedy najsilniejszą etnograficznie całostkę w ów-czesnym świecie, przewyższającą Egipcjan, Babilończyków i Syryjczyków

421 Tamże, s. 180.422 Tamże, s. 26.423 Tamże, s. 351.424 Tamże.425 T. Wałek-Czernecki, Historia gospodarcza świata starożytnego, dz. cyt., s. 19.426 Tamże, s. 56, 78, 116.427 U. Kahrstedt, Die Geschichte der Bevölkerungsbewegung, dz. cyt., s. 662.428 Tamże.

Page 239: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

301 Część I I I . Wśród wysokich cywilizacji

0 blisko 100%, nie mówiąc o Lidyjczykach, Irańczykach itd. To pozwala zrozumieć mocarstwowość grecką polityczną i kulturalną"42.

Skąd czerpali siły?Z trzech idei Homera. Z bohaterstwa wojennego, z miłości ojczyzny

1uczuć rodzinnych.Nie na darmo Platon nazywał Homera wychowawcą Hellenów.Dodajmy czwarty czynnik: religię.Owóż wszystkie te cztery czynniki wypalały się powoli. Ślady tego widzimy

już u Homera. Nie ma tam religii pierwotnej, która kształtowała dusze Achajów i Dorów, nim przybyli na Bałkan. Wystarczy powiedzieć, że Afrodyta jest heterą Olimpu i niszczy w słuchaczu pieśni homerowych te postawy etyczne, które wyzwalają inne postacie niewieście poematu: Nauzikaja, Ifigenia, Andromacha czy Penelopa. Zeus-Jowisz był przedstawiany jako „mistrz w sztuce uwodzenia. Miewał stosunek z matką (Rea), z siostrą (Juno), z córką (Prozerpina, Wenus), uwodził obce żony (Alkmene, żona Amfitriona); w zmienionej postaci zakradał się do swych kochanek jako smok (do Prozerpiny), byk (do Pasifae, Europy), łabędź (do Ledy), złoty deszcz (do Danae). Nie darował i pięknemu chłopcu Ganimedesowi"429.

Osłabiająco musiała działać taka „teologia" na postępowanie Hellena w małżeństwie, niewspółmiernie mało tutaj wymagała moralność grecka w porównaniu z terenem obowiązków wobec państwa, tak w życiu cywilnym, jak wojskowym. Ta dysproporcja uderza u Greków poprzez całość stuleci i razi, ilekroć porównać wszystkie dziedziny ich życia z postępowaniem w małżeństwie, rodzinie, w postawie wobec kobiety-żony430, dziecka431 i wobec własnej oraz obcej płci. Na tym jednym terenie da się też zauważyć ustawiczne cofanie się, drogę najmniejszego oporu.

Zaznaczyło się to i na odcinku myśli, która w pewnych dociekaniach doszła u mędrców greckich do poziomu godnego najwyższego podziwu jeszcze dziś, a jednocześnie - pełnego odrażająco prostackich, ułatwionych poglądów na małżeństwo, obyczaje i planowanie zaludnienia. Między jedną a drugą dziedziną osiągnięć myśli greckiej nie ma żadnej współmierności. Snadź chwiejność w tej materii u wychowawcy narodu Homera potęgowała się u jego wychowanków, filozofów nie wyłączając. Dopóki nie przekraczała pewnych granic, wszystko w społeczeństwie się jakoś trzymało, a nawet rosło. Powiększała się i ludność. Ale każdej chwili dysproporcje między terenem małżeńskim, który ożywiał, karmił nowymi siłami obyczaje, a innymi terenami, jak gospodarka, wojskowość, polityka, sztuka, nauka i filozofia, mogły się zarysować bardziej dramatycznie, i wówczas rujnować by się zaczęło wszystko z braku dostatecznej wydajności moralnej społeczeństwa.

Rozumieli to znakomitsi ustawodawcy ateńscy, zarówno jak i obywatele. Mogli sobie Sokrates z Platonem roić o komunizmie kobiet, ale nie zniżyło się do tego ani jedno, nawet najmniejsze czy najgłupsze państewko greckie. Wszędzie, nawet w Sparcie, zachowano monogamię, przynajmniej formalnie. Mężczyzna przy tym, jako mąż, pozwalał sobie na ogała- canie się z sił moralnych nieobyczajnością, ale starał się zabezpieczyć od tego żonę i córki, dlatego trzymał je w domu, w gynaikonitis, a żona „na ulicy ukazywała się tylko w towarzystwie niewolnicy"432.

Cała kultura grecka „opiera się od początku na władzy mężczyzny i zatrzymała ten charakter do końca". „Córkę było wolno ojcu wydać za mąż wedle

429 Tertulian, Apologetyk, dz. cyt., s. 46.430Bogowie „więcej niż Alkestę uczcili Achillesa", choć Alkestis zginęła w obronie swego męża, a

Achilles umarł za Patrokla jako pederasta tegoż Patrokla (Platon, Uczta, Lwów 1910, s. 59, 60, 61).

431 Nie waha się też wytworny Platon użyć zwrotu „robienie dzieci", kładąc je w usta Arystofanesa, wynoszącego pederastię ponad to „robienie" i ponad „dbałość o żonę" (Uczta, dz. cyt., s. 82).

432 T. Zieliński, Historia kultury antycznej, 1.1, dz. cyt., s. 165.

Page 240: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

302 Część I I I . Wśród wysokich cywilizacji

swej woli". Młodzi mogli się zupełnie nie znać, to następnie bywało często przyczyną rozwodu. Zaręczyny „był to formalny układ małżeński zawierany z ojcem lub w razie jego śmierci z opiekunem przyszłej żony". „Ograniczeń co do stopni pokrewieństwa przy małżeństwie nie znano. Niedozwolone było naturalnie małżeństwo wśród rodzeństwa. Rodzeństwo jednak z tego samego ojca, a z różnych matek mogło się żenić między sobą". Dzieci, to własność ojca - również po rozwodzie z matką - aż do czasu, gdy wpisano je w księgi domu, normalnie do ukończenia 18 roku życia. Rozwód „był aktem prywatnym. Mąż mógł żonę po prostu odesłać ojcu" - z lada powodu: niepłodność uważano za powód zupełnie zrozumiały. W razie wiarołomstwa żony, mąż był „zobowiązany przez prawo do przeprowadzenia rozwodu". O rozwód było mężczyźnie niesłychanie łatwo: wystarczyło zanieść o to skargę do archonta. Znamy wypadki, że żona występowała o rozwód: tak uczyniła Hippareta, oskarżając Alcybiadesa, swego męża, że utrzymuje kurtyzany i inne kobiety. Dodajmy, że „związek nielegalny z córką obywatela lub wolną cudzoziemką uchodził za konkubinat, który był prawnie dopuszczony", ale nie dla żonatego. „Dzieci z nielegalnego związku obywatela z obywatelką były prawdopodobnie obywatelami, ale dziećmi nielegalnymi (nothoi)"433. Już Odyseusz powiada (Odyseja, XIV) - że jest synem nałożnicy i że jego ojciec ma żonę prawą i z niej kilkoro dzieci.

Chwiejna tedy aż nadto była równowaga moralna społeczeństwa. Właściwie Hellen oparł wszystko na etyce kobiety-żony, kobiety-matki, tudzież na pewnym umiarze mężczyzny-męża w korzystaniu z przywilejów do nieobyczajności. Ale co by się zaczęło dziać, gdyby zbyt wielu ojców rodzin straciło tę miarę, większa ilość córek zeszła na drogę heteryzmu, a znaczna liczba żon nie chciała mieć dzieci i pozostawać w gynaikonitis\ Trzeba było obstawić społeczeństwo takimi warunkami, by temu zapobiec. Zabezpieczyć miały podpórki, które wznosili ustawodawcy. Żaden z nich nie miał odwagi budować tamy: zwolnić kobiet z zamknięcia. Wszak należałoby wtedy zażądać od mężczyzn jako ojców odpowiedniego poziomu moralnego, by zwolnione z gyneceów żony i córki nie wpadły w korkociąg nieobyczajności mężów, ojców i kolegów. Na to nie zdobył się żaden z największych Greków. Snadź nie chciał samemu sobie nałożyć obowiązku zdrowych obyczajów.

Nawet Platon, gdy równa kobietę z mężczyzną, to tylko w prawach do udziału w życiu państwa, ale nie w prawach do wysokich obyczajów. Wierzy w państwo-wspólnotę, a nie wierzy w małżeństwo-wspólnotę. Sądzi, że między mężczyzną a kobietą może co najwyżej na płaszczyźnie uczuciowej dochodzić do stosunków seksualnych. Nie wierzy w rozwój kobiety jako żony, jako matki, jako pani domu. I tym samym najwidoczniej nie wierzy w mężczyznę jako partnera takiej kobiety w małżeństwie: w jego możliwości głębszego współżycia z kobietą, w jego rozwój w małżeństwie - i dzięki małżeństwu - moralny. Programowy idealista tu ka-pituluje, jest pierwotniakiem. Zna miłość, ale zwyrodniałą: mężczyzny do chłopaka i rozwodzi się o niej w Fajdrosie i Uczcie słowami Sokratesa, Pauzaniasza, Arystofanesa i Agatona. Nawet tak zwana miłość platońska w homoseksualizmie ma początek. „Tobie się zdaje - mówi z wyrzutem Sokrates do zazdrosnego o jego osobę Alcybiadesa - choć sam zdaniem tegoż Alcybiadesa pozostaje nie związany z nim, ani z innymi mężczyznami homoseksualizmem - że mnie nie wolno już kochać kogo innego, tylko ciebie, a Agatona to nie wolno nikomu innemu kochać, tylko tobie"434.

Ustawodawcy i filozofowie greccy byli jak ich bogowie: wielkimi in-dywidualnościami w umiejętnościach intelektualnych, artystycznych, wojskowych, politycznych, gospodarczych, ale w rozwiązywanie sytuacji o charakterze obyczajowym, które napotykali w swym życiu osobistym, kładli minimum wysiłku, pozostając na poziomie prymitywnych zaszar- gańców. Tutaj ich osobista wydajność moralna nie przekraczała granic nędzy.

433 St. Witkowski, Państwo greckie, dz. cyt., s. 59, 61, 247, 249.434 Platon, Fajdros, Lwów 1918, s. 75, 94, 145; Platon, Uczta, dz. cyt., s. 134 i in.

Page 241: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

303 Część I I I . Wśród wysokich cywilizacji

Największy ustawodawca ateński, Solon, gdy został archontem (lata 594-593) uczynił wiele dla wzmocnienia rodzin. Uregulował prawo małżeńskie i spadkowe, wprowadził testamenty, umożliwił córkom jedynaczkom korzystanie z majątku po ojcu. Ustanowił prawa nakazujące nadzór nad obyczajami, ograniczył zbytek kobiet. Utrudnił mężczyznom rozwody, bo pozwolił żonie wtedy zabierać posag. Ograniczył prawo ojców do sprzedaży dzieci, wyjąwszy córki schwytane na nierządzie. Uratował stan gospodarczy małżeństw wieśniaczych, bo zniósł wszelkie długi, oraz ograniczył ilość ziemi, którą można było posiadać. I jednocześnie tenże Solon kupował dziewczęta, by się utrzymywać z ich nierządu.

Perykles ustanawia prawo, że obywatel musi być po ojcu i matce pochodzenia attyckiego, ale żeni się z Aspazją, heterą, pochodzącą z Miletu, posądzaną o współpracę z handlarzami żywym towarem.

Sokrates, ojciec trojga dzieci, woła do żony: „Wolałabyś, żebym był winny!", gdy ta broni go przed wyrokiem śmierci. Namiętny causer, który właściwie całe życie przegadał, uważa, że z nikim nie należy tak mało mówić jak z żoną. Kocha za to Alcybiadesa, choć oczywiście idealnie, po „platońsku"435. Odwiedza z uczniami heterę Teodatę i uczy ją, jak zdobywać mężczyzn50.

Platon „sprzedaje się Dionizjuszowi za wygodne życie"436, jego uczeń, kuzyn i następca w kierownictwie akademią - Speusippus - „używał życia, a kiedy postarzał się, skończył samobójstwem" przy cudzej żonie437.

Arystoteles „nieprzystojnie wprost schlebia Aleksandrowi, któremu raczej przewodzić powinien"; wielkim jego przyjacielem był „Hermias, tyran w Assos i Bitynii. Odstąpił on swą żonę Arystotelesowi"438.

Ateńczyk mawiał: „Utrzymujemy kurtyzany dla przyjemności, nałożnice dla potrzeb codziennych ciała, a małżonki dla rodzenia dzieci i wiernej straży naszego domu" (Pseudo-Demosthenes, Contra Neaream).

Ateńczyk nie kształcił córek, nie pozwalał na uprawianie nauk i sztuk swej żonie, nie szanował jej jak równorzędnej towarzyszki życia, nie włączał jej w bieg życia kulturalnego, nawet sportowego - kobietom nie wolno było brać udziału w igrzyskach olimpijskich: natomiast skwapliwie uczył hetery - filozofii, wymowy i sztuk pięknych. Reprezentowały je Aspazje, Diotymy, Lastencje, Teodaty, Laisy, Fryny, Leany, Bakchisy - przyjaciółki Peryklesów, Sokratesów, Arystotelesów, Diogenesów, Platonów, Epikurów i innych.

Emancypacja kobiet szła u Greków przez heteryzm. Oczywiście, hetera musiała mieć niezwykłą urodę i odpowiednią inteligencję. Uroda, inteligencja i heteryzm, ale najpierw heteryzm, to były warunki awansu społecznego i kulturalnego kobiety; nie zdrowie moralne, wierność małżeńska i macierzyństwo. Osłabiało to ogromnie wydajność uczciwych kobiet: żon, ich dzietność i poświęcenie dla dzieci. Im bardziej hetery stawały się głośne wśród elity i modne, tym bardziej normalne kobiety - dziewczęta i małżonki - dopuszczały się nieobyczajności, poronień, porzucania niemowląt, niewierności. Jednocześnie tym trwalej przyjmowała się wśród mężczyzn egoistycznych - moda bezżenności, a wśród małżeństw - ma- łodzietność lub wprost bezdzietność.

Krótko mówiąc: Grek starożytny równał z sobą pewną ilość kobiet w prawach do udziału w kulturze, ale jednocześnie zniżał poziom moralny tych kobiet do własnego, męskiego, i uniemożliwiał tym kobietom życie małżeńskie.

Osłabiało to klimat moralny życia elity, wśród której rodziła się i krzewiła kultura. Półświatek stanowił coraz bardziej opinię publiczną sfer naukowych i artystycznych. Tym się tłumaczy osłabiający wpływ kultury helleńskiej okresu hetero-męskiego. Ta opinia stanowiła z kolei coraz bardziej wyrocznię dla twórców, myślicieli, artystów. Mogli tedy oni snuć najśmielsze pomysły we wszystkich dziedzinach życia, jak to zwłaszcza zobaczyć można już u Platona, ale

435 Platon, Uczta, dz. cyt., s. 128, 129, 134.436 Tertulian, Apologetyk, dz. cyt., s. 184.437 Tamże, s. 182.438 Tamże, s. 184.

Page 242: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

304 Część I I I . Wśród wysokich cywilizacji

żaden z twórców nie ośmieliłby się wystąpić z programem zdrowszego życia moralnego, niż to, jakie panowało w półświatku. Tym prawdopodobnie tłumaczyć należy kabaretowe koncepcje obyczajowe Sokratesa i Platona, nieśmiałość etyczną Arystotelesa i kompletny brak zaufania nadludzi-stoików do kobiety i małżeństwa, jako natchnienia do życia szlachetniejszego. Jak głośne kobiety przez heteryzm, tak oni wszyscy przechodzili przez środowiska, złożone wpraw-dzie z genialnych myślicieli i artystów, ale o wyobraźni tkniętej paraliżem o tyle, że nie mogli zakładać wydajniejszych moralnie stosunków między mężczyzną kulturalnym a kobietą piękną i inteligentną: wydajniejszych, zdrowszych, a nawet najzupełniej zdrowych, ba, coraz zdrowszych.

Z kulturą grecką w tym właśnie kształcie zetknęli się Rzymianie, dlatego tak ich struła. Sama ona dla Greków jako krytyczniejszych była mniej zabójcza. Oczywiście, kultura hellenistyczna zapładniała umysłowość ówczesnego świata, wszakże co najmniej osłabiała wydajność moralną każdego narodu, który ją chłonął. I do dziś - w sumie biorąc - kultura Greków wzbogaca umysłowo i artystycznie, natomiast paraliżuje moralnie osobników mniej odpornych, a osłabia każdego, tak jak paraliżowała Sokratesa i Platona, jak onieśmielała Arystotelesa.

Ginęła wraz z tym odczuwalność szczęścia małżeńskiego, tak świeża u Homera (Odyseja, VI). Przekroczono dawne normy w regulacji potomstwa i w nadużyciach i zbrodniach z tym połączonych. Wprawdzie złagodniała surowość dawnych kar, zdawałoby się więc, że rósł humanitaryzm; ale „próba na dziecko poczęte" i na dziecko w ogóle - nie potwierdzałaby tego, ponieważ mordowano dalej dzieci w łonach kobiet i porzucano niemowlęta. Już Hipokrates - 460-377 - musiał zobowiązywać każdego lekarza przed rozpoczęciem praktyki do przysięgi, że „nie udzieli żadnej niewieście środka poronnego"439.

W wyniku tego kryzysu główny dostawca sił moralnych, małżeństwo, dostarcza ich coraz mniej. Bądź też: z powodu mody na niskie obyczaje, małżeństwo emituje coraz skąpiej energie moralne.

Krzewi się dalej myśl, kwitnie sztuka, ale głaszcze ona widza, czytelnika, słuchacza, muska go, pieści; nie regeneruje w nim witalności gatunku, nie apeluje do jego siły, zdrowia, ekspansji, nie wydobywa z niego wielkich sił moralnych. Przeciwnie. Zdarza się, iż wielcy rzeźbiarze awansują hetery na boginie. Dzieła Praksytelesa i Apellesa - wiek IV - Afrodyta Anadyomene i Afrodyta z Knidos, to po prostu hetera Fryne.

Ale i coraz mniej sił moralnych wyzwala z obywatela służba dla państwa.

439 Tekst przysięgi: „Przysięgam Apollinowi, lekarzowi Eskulapowi, Hygei i Panakei, wszystkim bogom i boginiom, biorąc ich za świadków, jako przysięgi tej i zobowiązań następujących dochowam ściśle wedle swoich sił:

Mojego nauczyciela w sztuce lekarskiej na równi z rodzicem swoim szanować będę, moje mienie z nim podzielać, a w przypadku czegokolwiek zapotrzebuje, wszystkiego z wdzięcznym sercem dostarczać mu będę; dzieci jego za rodzonych braci uważać, a na żądanie uczyć ich będę sztuki lekarskiej bez wynagrodzenia i bez jakiegokolwiek z ich strony zobowiązania.

Prawidła sztuki, wykład jej ustny i całą naukę właściwą wygłaszać będę moim synom i mojego nauczyciela synom, i innym, przysięgą lekarską związanym, uczniom; oprócz tych nikomu więcej.

Sposób życia urządzać będę chorym dla ich dobra podług sił moich i zdolności, dalekim będąc od wszelkiego uszkodzenia i krzywdy wszelkiej.

Nigdy nikomu ani na żądanie, ani na prośby niczyje nie podam trucizny, ani też nigdy takiego nie powezmę zamiaru, jak również nie udzielę żadnej niewieście środka poronnego.

W czystości i niewinności świętej zachowam życie moje i sztukę moją.Do czyjegokolwiek domu wejdę, celem wejścia mojego będzie jedynie dobro chorego, jakoż

nigdy mną kierować nie będzie rozmyślne bezprawie, ani występek; ani chuć lubieżna; bądź względem niewiasty, bądź względem mężczyzny, ani wolnych, ani niewolników. Cokolwiek bym podczas pełnienia obowiązków zawodu mojego, a nawet poza obrębem czynności lekarskich, w życiu ludzkim zobaczył lub posłyszał, co rozgłaszanym być nie potrzebuje, przechowam w milczeniu, nigdy nikomu nie wydając tego.

Jeśli przysięgi tej dotrzymam w świętości i w niczym jej nie naruszę, oby mi wol no było w szczęśliwości i poważaniu wszystkich ludzi wieść życie po wsze czasy i błogich owoców sztuki mojej używać w obfitości; jeżeli naruszę przysięgę tę i stanę się wiarołomnym, przeciwnej niech doznam doli." (Z Corpus Hippocraticum, przełożył H. Łuczkiewicz w Kursie propedeutyki lekarskiej, Warszawa 1876, s. 47-48; por. A. Wrzosek, Propedeutyka lekarska, Warszawa 1913, s. 21 i 22.)

Page 243: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

305 Część I I I . Wśród wysokich cywilizacji

Wojsko było teraz najemne, a wyraz „demokracja" zaczynał znaczyć tyle, co utrzymanie ze skarbu państwa.

Od Peryklesa „wprowadzono diety (...) za pełnienie funkcji publicznych (...) początkowo niewysokie i wynosiły jednego obola dziennie (...) wystarczały zaledwie na bardzo skromne utrzymanie. (...) Stopniowa zmiana pod tym względem dokonała się dopiero w ciągu IV wieku przed Chrystusem, chociaż sytuacja skarbu była wówczas bez porównania gorsza". Diety wynosiły wtedy 3 obole dla sędziów, 4 dla archontów, 5 dla Rady Pięciuset, 6 dla prytanów, za udział w „ekklesii" - w drugiej połowie IV wieku - 6 oboli, a w Głównym Zgromadzeniu ludowym - 9 oboli, to jest „tyle, ile wynosiła płaca robotnika wykwalifikowanego". A płaca takiego robotnika była wtedy nieomal tak wysoka jak inżyniera440. Wreszcie obywatele kazali sobie płacić za udział w świętach i widowiskach, „które w tym czasie przybrały charakter zwykłej rozrywki", wydatkowanie zaś na ten cel „rozrosło się do największej i najbardziej nietykalnej pozycji w wydatkach państwa ateńskiego (...) przed prawdziwymi koniecznościami państwowymi, jak wydatki na wojnę mogące zdecydować o losach Aten"441.

Maleje szacunek Hellena dla Hellena.„Aż do wojny peloponeskiej zniszczenie zupełne miasta greckiego przez

Greków zdarzało się całkiem wyjątkowo. (...) Radykalni demokraci ateńscy (...) wobec mnożących się w czasie wojny peloponeskiej faktów buntu, praktykowali stale wymordowywanie całej dorosłej ludności męskiej zbuntowanego miasta i zaprzedawanie kobiet i dzieci w niewolę.

440 T. Wałek-Czernecki, Historia gospodarcza świata starożytnego, dz. cyt., s. 104.441 Tamże, s. 76.

Page 244: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział X I I . Helleński niedowład ludnościowy

W IV wieku przykład Ateńczyków był naśladowany przez inne państwa" helleńskie442.

Czynnik produkcyjny upadającej Grecji, to głównie miasta, a w nich metojkowie i niewolnicy, ponieważ na wsiach - coraz mniej obywateli chce wówczas pozostać. Obserwuje się „stałe cofanie się relatywne znaczenia rolnictwa i hodowli w stosunku do przemysłu", tudzież ucieczkę ze wsi do miast lub młodzieży męskiej - do wojska najemnego. Najwidoczniej zmalała i ochota do ciężkiej pracy na roli, i przywiązanie do ziemi, skoro opuszczano ją, od kiedy dochodowość z ziemi „była daleko niższa niż z przemysłu i handlu" i gdy „demokratyzacja usunęła przywileje polityczne, związane z posiadaniem ziemi", a miasta zaczęły się pokrywać pięknymi budowlami, utrzymać się zaś w nich, zwłaszcza obywatelowi, można było nieomal bez pracy, szczególniej jeżeli pozbywał się potomstwa. Pojawiły się „grunta, których nie było komu uprawiać" i które, „o ile nie stały się kompletnymi nieużytkami, były zamieniane na pastwiska". Nie wychowuje już Ateńczyka wieś i jej przyroda, źródło wszelkiego piękna, ani praca na roli. Obywatel ateński, to obecnie zazwyczaj urzędnik miejski lub miejski pracownik najemny. Przy tym proletariusz ateński, obywatel, uważa się za coś nieskończenie wyższego od metojka, choćby ten dorobił się największego majątku własną pracą443.

Aliści zaludnienie właśnie takiej Grecji, jak to można wnosić z cyfr już tu omówionych, nadal rośnie. Jednak przypuszczać można, że nie dzięki większej dzietności małżeństw, lecz warunkom zdrowotnym, dobrobytowi oraz włączaniu coraz większej ilości ludzi z klas wydziedziczonych do klas osób wolnych - po przewrotach socjalnych wśród mrowia państewek greckich. Z pewnością żył teraz Hellen przeciętnie dłużej, a wiemy, jak bardzo podnosi to ilość zaludnienia, oczywiście, na krótko, o ile brak urodzeń. Na razie ludność helleńska rosła i, jak zobaczymy, rosła jeszcze w wieku III, choć już poza Grecją macierzystą.

Bo na terenach starej Hellady planowali rodzice mniejszą niż dawniej dzietność.

Przy tym zwiększał się procent rodziców, którzy zawsze planują naj-skromniejszą ilość dzieci: coraz znaczniejszy przecież teraz odłam ludności mieszkał w miastach. A utrzymywano się tutaj z przemysłu i handlu, do

442 Tamże, s. 63.443 Tamże, s. 85, 132, 133.

313

Page 245: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

.t j i i /u nyzuiMcn cywilizacji

czego zawsze i dawniej używano częściowo niewolników. Teraz zatrudniano ich coraz częściej. Niewolnik „kosztował 150-180 drahm, przeto cena zapłacona za niego była amortyzowana w ciągu 3-4 lat"444. Zamiast chować dzieci na pracowników lub najmować obywateli z proletariatu, których płace były bardzo wysokie, kupowano gotowych ludzi do pracy, niewolników.

Gorzej, bo zwyczaj posługiwania się niewolnikami przyjmował się i na wsi.Od czasu wojny peloponeskiej (431-404) do lat rządów Demetriusa z Phaleron

(317-307) ilość męskiej ludności obywatelskiej zmalała w Attyce z górą dwukrotnie, a liczba niewolników wzrosła trzykrotnie - do 400 tysięcy.

Proletariat attycki, złożony z obywateli, nie walczył z konkurencją nie-wolników na rynku zarobków, ponieważ sam unikał pracy na roli jako ciężkiej; w mieście zaś, w przemyśle i handlu, zwłaszcza morskim, kto chętny, dostawał łatwo zajęcie; kto znów zdolny do wojska, miał nadto okazji iść na najemnika w kraju lub za granicę; a obywatel-próżniak mógł zawsze wyżyć z diet, płaconych mu przez państwo.

Wszak utrzymanie tanio wynosiło.Sokrates swą żonę i troje dzieci „utrzymywał z majątku wartości najwyżej 5

min"445.W IV wieku „można było nabyć w Atenach dom za 3 miny", czyli 513 złotych

przedwojennych, a najdroższy, luksusowy, dom prywatny - co najmniej za 8350 takichże złotych. „Przeważająca ilość proletariuszy mieszkała we własnych domach"446.

Ceny wyrobów włókienniczych były bajecznie niskie, a ceny zboża - w miarę ogólnego podnoszenia się cen - najmniej rosły.

Oczywiście, obywatelowi-próżniakowi utrzymywać się było tym łatwiej, im mniej planował dzieci. Dlatego starano się ich nie mieć.

Kalkulowali przy tym rodzice najrozmaiciej. Planowano teraz na przykład coraz częściej płeć, porzucając niemowlęta córki. Aczkolwiek kobieta jako siła produkcyjna nie zmieniła w dalszym ciągu swej wartości. „Kobieta nie tylko zastępowała w gospodarstwie domowym młynarza i piekarza, ale także produkowała ubranie dla całej rodziny, tak że kompensowała prawdopodobnie koszt swego wyżywienia". Ale to były możli-

444 Tamże, s. 106.445 Tamże, s. 101.446 Tamże, s. 102.

Page 246: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział X I I . Helleński niedowład ludnościowy

wości dla kobiety-żony, tymczasem perspektywy wyjścia za mąż malały: część młodzieży męskiej emigrowała, część wybierała wygodną bezżen- ność. Położenie kobiet niezamężnych musiało więc stawać się trudne, ponieważ kobiety nie pracowały zawodowo. Dlatego w oczach rodziców tym bardziej rósł powód, by zabijać dzieci płci żeńskiej, nie obarczać się obowiązkiem pracowania na posag dla nich. „Po wsiach dawna krzepkość jeszcze się trzyma i utrzyma na długo; lecz w miastach zaczyna powstawać już ta wysubtelniona umysłowo i słaba moralnie rasa, której rzymianie dali pogardliwie miano Graeculi"447.

Nie tacy Hellenowie stworzyli okres klasyczny.Grecja Homera to rolnicy-obywatele, przeważnie zamożni w ziemie chłopi-

rycerze. „Odyseusz jest dumny ze swojej wytrwałości w pracy na roli nie mniej niż ze swych czynów wojennych (Od., XVIII, 395); królewicze nie wstydzą się pasać stad ojcowskich (Parys na Idzie); królewny - nie tylko prząść, ale także prać z dziewczętami-niewolnicami"448. Wielką kolonizację w wiekach VIII-VI - gdy „obszar zajęty przez Greków więcej, niż się podwoił" i dał „setki państw-miast, rozrzuconych na olbrzymim obszarze od wybrzeży hiszpańskich aż po morze Azowskie"449 - wywoływała nie tyle żądza przygód, ile pęd ku pracy na roli, której brakowało coraz bardziej w krajach macierzystych, rozsadzonych przez młodą, tęgą, prężną ludność z rodzin dzietnych, wychowaną na ekspansywnych, nie bojących się przestrzeni, walk i pracy, ideach Homera.

Grecję znów Peryklesa zbudowali drobni rolnicy-obywatele, rolni- cy-żołnierze, których żadna namiętność nie zdołała w ciągu stuleci oderwać poza kraj i od zagonu ojczystego. Jeśli emigrowali, to co najwyżej do pobliskich Aten, skąd nieomal oglądać można było całą Attykę. A w niej - własne gniazdo. Jeszcze w roku 431 drobna „własność chłopska stanowiła (...) co najmniej 4/5 ogółu gruntów uprawnych", wynosiła na gospodarstwo przeciętnie daleko mniej niż 10 ha. A takimi były u szczytu kultury klasycznej „z wyjątkiem Tessalii i niektórych obszarów kolonialnych" wszystkie państwa helleńskie450.

O wiele tedy słabiej jakościowo, a na dalszą przyszłość i ilościowo o wiele niżej od Hellenów z okresu wojen perskich - zapowiadała się

447 T. Zieliński, Historia kultury antycznej, t. II, dz. cyt., s. 23.448 Tamże, s. 37.449 T. Wałek-Czernecki, Historia gospodarcza świata starożytnego, t. II, dz. cyt., s. 30-31.450 Tamże, s. 46, 89-90.

315

Page 247: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

312 i^zęsc lii. wsrocl wysoKicH cywilizacji

ludność grecka. Tymczasem w roku 356 rodził się przyszły Aleksander Macedoński, a wraz z tym miały się za lat trzydzieści otworzyć nieprawdopodobne możliwości dla Hellenów do ekspansji ludnościowej i kulturalnej: od Morza Egejskiego po Indie i od Nilu po Jaksartes. I dalej jeszcze poza te granice, hen, dalej!

Wschód zdobyty przez Aleksandra będzie ciągnął odtąd z siłą żywiołu wszystko, co zostało jeszcze zdrowe i bardziej przedsiębiorcze wśród Hellenów. Macedończycy będą elementem panującym, ale po nich zaraz ludnością najbardziej uprzywilejowaną politycznie zostaną Grecy. W Egipcie dojdzie po prostu do równouprawnienia Macedończyków i Hellenów z autochtonami. Nowe w tymże Egipcie miasto Aleksandria wyrośnie nie tylko na największe odtąd ludnościowo, gospodarczo i kulturalnie miasto starożytnego Wschodu, ale pozostanie ono wieki całe greckie. Mnóstwo poza tym powstanie w Azji nowych miast, których ludność składać się będzie głównie z Greków, Macedończyków, a jeśli i z ludności tubylczej, to zhellenizowanej. Powstaną kolonie wiejskie dla rodzin żołnierzy macedońskich i greckich.

„Polityczno-ludnościowy rozkwit stanie po Aleksandrze pod znakiem nigdy dotychczas niewidzianego pomnażania się.

Mimo wywędrowania setek tysięcy do Azji, nie obniża się ludność w samej Grecji aż do połowy drugiego stulecia przed Chrystusem"451. W kilku państwach dochodzi nawet do wielkiego rozkwitu gospodarczego, jak w Koryncie i na Rodos.

A poza krajami macierzystymi?„Wręcz niezmierny był ten wzrost w koloniach Azji i Afryki.Azja Przednia tak gruntownie zmieniła swą fizjonomię po Aleksandrze, jak

Ameryka Północna po osiedleniu się w niej Europejczyków. Miasta greckie wystrzeliwały z ziemi, pierwsi Seleukidzi założyli do stu nowych miast, bądź starym nadali grecką powierzchowność. Stare i nowe miasta rosną szalenie, Aleksandria i Antiochia były wkrótce wielkimi miastami, Seleukeja nad Tygrysem - podobnie; Efez, Sardes, Milet, i z pewnością szereg innych centrów stały się wkrótce o wiele ludniejsze niż kiedykolwiek Syrakuzy i Ateny". Aleksandria posiada samej ludności wolnej z górą 300 tys., „cały Egipt co najmniej - z niewolnikami Aleksandrii - 7,5 miliona ludzi, (...) Armenia i Kaukaz - co najmniej 2 miliony, (...) Mała Azja najskromniej licząc 8-9 milionów, razem Azja Przednia od Hellespontu do

451 U. Kahrstedt, Die Geschichte der Bevölkerungsbewegung, dz. cyt., s. 663.

Page 248: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział X I I . Helleński niedowład ludnościowy 317

Eufratu i Morza Martwego - liczyłyby około 20 milionów mieszkańców, a więc o wiele więcej niż dawniej cała monarchia perska Achemenidów od Sahary do Indusu"452.

Jaki z tych 20 milionów ludzi przypadał procent na Greków, trudno powiedzieć.

W miastach, „wśród warstw niższych, element tubylczy był bardzo silny, w większości wypadków nawet przeważający"453, a cóż mówić o wsi! W Egipcie - zwarta, gęsta, olbrzymia masa rodzimej ludności pozostała nienaruszona. Poza Egiptem dominacja ludnościowa żywiołu macedońskiego i greckiego, który właściwie oznaczał jedno na Wschodzie, zależała li tylko od dzietności rodziny helleńskiej. Ale ta przyszła tu, na nowe tereny z nieśmiałym planem ludnościowym. Wybrali się Grecy na Wschód z dość wielką kulturą, a ze zbyt małą rodziną. Podbili Wschód, ponieważ byli od niego w chwili podboju silniejsi moralnie. Zhellenizowali jego kulturę, gdyż byli wyżsi kulturalnie, mniej ciaśni umysłowo. Ale za mało ich było, by utrwalić te zdobycze. Za skąpo też planowali dzieci w swych rodzinach tu, na Wschodzie. Byli na to za wygodni, na pewno wygodniejsi tutaj pod wpływem znakomitych warunków, niż dawniej w ubogich krajach macierzystych. I nie obronili dwudziestomilionowej ludności swych nowych państw przed Rzymianami, ponieważ słabsi byli od ówczesnych Rzymian moralnie. Za mało też ich było, by zhellenizować zdobyte przez Aleksandra narody na wschód od Eufratu aż do granic Indii. Hellenizować wreszcie mogli już tylko w granicach obcego państwa rzymskiego, w którym się jako zwyciężeni od II wieku znaleźli. Zhellenizowali tedy jeszcze Rzym, choć już nie językowo. Natomiast nie zdołali przeniknąć poza Tygrys, i dalej ku Indiom i Chinom. Szansa ta już nigdy nie powtórzyła się dla nich w dziejach.

A asymilacja całej Azji do kultury greckiej - miałaby po dwu tysiącach lat, dziś, nieobliczalne znaczenie dla pokoju ludzkości. Ułatwiałaby ogromnie porozumienie między Europą a Azjatami. Tamci Grecy opóźnili to porozumienie, ponieważ wydaje się, że przed jego osiągnięciem musi dojść - choć po dwu tysiącach lat - do zeuropeizowania umysłowości azjatyckiej. Bo tak jak powołaniem Rzymian było wiązać świat w jedność za pomocą jednego prawa, państwa, tak Hellenów - za pomocą jednej kultury. Może nawet nie tyle za mało mieli ku temu ludzi, ile za słabą wykazywała dla tych celów rodzina hellenistyczna - wydajność moralną. Zdaje się bowiem, że można być najmniej licznym narodem świata i za- pładniać go cały swą kulturą, jednoczyć swymi ideami: byle małżeństwa mieć dość wydajne moralnie.

Na pewno można tworzyć i typ kultury o mocy atomowej.Nie inną drogą, niż przez jedną państwowość i jedną kulturę, dojdzie do

jedności świata, ale naród - czy narody - przyszłych kontynuatorów Rzymu i Aten muszą mieć małżeństwa wydajne moralnie; inaczej, każdego rodzaju Ateńczycy pójdą w więzy Rzymian, a wszelkiego typu Rzymianie przyszłości - pod nóż barbarzyńców. Siła państwowa, kulturalna i moralna - byle każdorazowo największa - złączona w monolit w jakimś narodzie, to każdorazowo w dziejach ogniwo tego łańcucha, który prowadzi do jedności świata.

Hellenowie tedy i Rzymianie starożytni dążyli właściwie, wiedząc0 tym czy nie, do jednego celu, tylko na dwie ręce. I Rzym nie mniej zro- manizował swym politycznym dążeniem naczelnym Hellenów, niż ci swą kulturą zhellenizowali Rzymian. Może dlatego Grecy spośród wszystkich ludów imperium ulegli najgłębiej politycznie romanizacji. I wschodni odłam państwa był najbardziej jednolity kulturalnie, nim upadł Rzym, ponieważ Wschód został do tego czasu dostatecznie przehellenizowa- ny, najbardziej więc był daleki od barbarzyńców. Dlatego gdy nie stało Rzymian, ich Wschód poczuł się jak jedna

452 Tamże.453 T. Wałek-Czernecki, Historia gospodarcza świata starożytnego, dz. cyt., s. 125.

Page 249: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

314 Część I I I . Wśród wysokich cywilizacji

olbrzymia dzielnica, a jego przewodnicy, Grecy, z całą naturalnością podjęli trud podtrzymania jedności politycznej świata śródziemnomorskiego: jak drudzy Rzymianie. Co więcej, nowe Cesarstwo nazywali dalej Rzymskim, a sami siebie Romanoi, Rzymianami.

Ale Wschód nie odegrałby tej roli regenerującej trupa rzymskiego, gdyby nie chrześcijaństwo. Na Wschodzie o wiele wcześniej i trafniej oceniano Kościół niż na Zachodzie. I tak „około roku 112 wielkorządca Bitynii, Pliniusz, w liście do Trajana (...) pisze, że «wszelkiego wieku, stanu i płci są (o chrystianizm) oskarżeni; nie tylko po miastach, ale po wioskach1 luźnych osadach jest wielu tym zabobonem zarażonych» (Plin., Ep., X, 97). Podobnie i Lucjan z Samosaty, około roku 167, stwierdza, że cały Pont jest pełen chrześcijan i ateistów"454. Pierwsze państwo chrześcijańskie to

J17

królestwo Edessy: za króla Abgara; panował 179-216. Drugie: Armenia, gdzie „w końcu III wieku chrystianizm (...) staje się religią państwową"70. W Arabii mamy około roku 240 ślady synodów. Egipt pod koniec III wieku posiada około 300 biskupstw, a Aleksandria jest stolicą umysłową wczesnego chrześcijaństwa. W Afryce prokonsularnej za czasów Tertuliana pełno wszędzie chrześcijan. Północne wybrzeże Morza Czarnego, w tym i kraj Słowian scytyjskich już w III stuleciu jest chrześcijański455.

Chrześcijaństwo, zresztą, pokrywało się z kulturą helleńską, uniwer- salizującą się już od kilku stuleci coraz bardziej. Zrozumiano to dość wcześnie na Wschodzie. Mało tego: chrześcijaństwo odkryło tak wielkie możliwości wywiązywania sił moralnych z człowieka i małżeństwa, o jakich nikomu się dotychczas nie marzyło. Dlatego niewielka ilość takich małżeństw niesłychanie wzmacniała całe środowisko. Pod tym względem ukazanie się chrześcijaństwa można porównać jedynie do odkrycia energii atomowych w naszym stuleciu. A chrześcijan ciągle przybywało. Co prawda, mała tylko ich liczba rozbijała, jak byśmy to dziś powiedzieli, atomy swej dotychczasowej stagnacji moralnej, zwłaszcza po uzyskaniu wolności, od czasów Konstantyna: wszakże ci, co ośmielali się wydobywać z siebie postępowanie na miarę nowej etyki, zdobywali się na niespotykaną dotąd w dziejach ludzkości siłę promieniowania wydajnością etyczną.

Cud legend starohelleńskich zaczynał stawać się jawą - w życiu niektórych chrześcijan, w ich przygodach, zapaśnictwie, walkach, zmaganiach o wyższą moralność własną i społeczeństwa. Powstają tytani charakteru, nieustraszeni jak herosowie mitologiczni: nawet korygujący publicznie postępowanie cezarów: rzecz, o której nikt dawniej nie śmiałby zamarzyć.

Gdy w roku 390 zarządził cesarz Teodozjusz Wielki krwawą rzeź w Tessalonice za zamordowanie kilku cesarskich urzędników, „poddał się cesarz na polecenie biskupa publicznej pokucie". Rzucił na ziemię „wszystkie insygnia królewskie, jakimi się posługiwał, opłakał publicznie w kościele grzech swój (...), wzdychaniem i łzami wyprosił przebaczenie" (De obitu Theodosii oratio, 34)456. Człowiekiem, który ośmielił się zażądać postępowania moralnego od cesarza i takiej kary na cesarza, był biskup Mediolanu, Ambroży.

454 J. Umiński, Historia Kościoła, 1.1, dz. cyt., s. 60.Tamże, s. 164.

455 Tamże, s. 59, 62.456 Św. Ambroży, Mowy, Poznań 1939, s. 10.

Page 250: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

320 Część I I I . Wśród wysokich cywilizacji

A oto przygoda drugiego herosa charakteru: Jana Chryzostoma, biskupa Konstantynopola. Cesarzowa „Eudoksja uczuła się obrażona gwałtownym występem biskupa przeciw hucznym uroczystościom przy odsłonięciu srebrnego jej posągu w pobliżu katedry i spowodowała (w połowie roku 404) powtórne wygnanie Jana, tym razem do Armenii Mniejszej", potem dalej, do Pityus, gdzie „uległ mozołom podróży". Zmarł w drodze w roku 407457.

A przecież obydwaj ci mężowie - Ambroży i Jan - nie dysponowali żadną siłą fizyczną, drugiego nikt nawet nie bronił, gdy jako starca skazywano go na pewną śmierć.

Prócz jednostek, które jak Ambroży i Chryzostom wyzwalały swym wpływem większą wydajność moralną z administracji państwowej, na dołach społecznych spotykano niemało szarych rodzin o niewidzianych dawniej w życiu świata siłach moralnych, wywiązywanych dzięki chrześcijaństwu. Regenerowała się wraz z tym populacja. Może z tego powodu nie rozumieli chrześcijanie ustaw ludnościowych Oktawiana Augusta? W duchu bowiem nowej, chrześcijańskiej epoki, nie tylko nie leżało porzucanie dzieci czy poronienia, wręcz eliminowano regulację potomstwa - zarówno u bogatych, jak i ubogich. Dlatego nie wymarli Hellenowie, tak jak Rzymianie. Było ich dość, by obronić połowę Cesarstwa Rzymskiego.

Z jednej z takich nowego typu rodzin, inteligenckich, o dziesięciorgu dzieciach458, pochodził Bazyli Wielki. (327-379), który wraz z Grzegorzem z Nazjanzu (330-390) i Grzegorzem z Nysy (340-394) dali w literaturze helleńskiej IV wieku tak zwaną szkołę kappadocką lub młodonicejską. Trzej ci pisarze, plus Jan Chryzostom, wkroczyli z etyką chrześcijańską do tworzonej przez siebie literatury o „najwyższej kulturze klasycznej"459. Dawało to, zresztą już od II wieku, słowu pisanemu greckiemu siłę wywiązywania z czytelnika postaw wzmacniających jego morale w mierze przedtem niebywałej, tym bardziej, iż były to pisma pedagogiczne, apelujące do zdobywania się na nowe, zdrowsze obyczaje, i że sami ich autorzy należeli do postaci ogólnie znanych z nieustraszoności w walce o maksymalne rozwiązania etyczne w swym życiu osobistym i z umiejętności ich osiągania. „Z tego właśnie aliażu, doskonałego aliażu powstała kultura bizantyjska"460.

Ukazali się tedy nowi ludzie w kulturze, z jednej strony jako „purystycz- ni attycyści", z drugiej jako zarazem chrześcijanie. A nie byli pierwsi. Już w wieku III „Orygenes i Klemens Aleksandryjski byli rzecznikami „humanizmu" chrześcijańskiego, który to, co najszlachetniejsze w literaturze, zwłaszcza w filozofii pogańskiej, uważał za „przygotowanie do Ewangelii"77.

Ich religijność „była żywą siłą, płodzącą życie i moralność", jak powie 16 wieków później o Chryzostomie tej miary hellenista co Willamowitz461. Nic dziwnego, że „wkrótce neoplatonizm wtopił się w chrześcijaństwo" i że akademia platońska w Atenach w chwili zamknięcia jej (rok 529) - posiadała zaledwie trzech profesorów pogan462.

Zresztą już od stu lat na główną uczelnię wśród szeregu wyższych szkół Wschodu wyrósł uniwersytet w Konstantynopolu, gdzie „dekret z roku 425 ustanowił 31 katedr gramatyki, prawa i filozofii; pewna ilość retorów gramatyków miała wykładać po łacinie, pozostali po grecku"463.

Ale w Bizancjum kwitnęły podobnie także kultury techniczne: sztuka monumentalna, rzeźba i płaskorzeźba, malarstwo freskowe, mozaikowe i

457 Św. Jan Złotousty, Dwadzieścia homilij i mów, Kraków 1947, s. 10, 11.458 Św. Bazyli Wielki, Wybór homilij i kazań, Kraków 1947, s. 5.

459 K. Zakrzewski, Dzieje Bizancjum, w: Wielka historia powszechna, pr. zbiór., Warszawa 1938, s. 10.

460 Tamże, s. 11.461 T. Sinko przytacza we Wstępie do Dwudziestu homilij i mów Św. Jana Złotoustego, dz. cyt., s. 14.

462 K. Zakrzewski, Dzieje Bizancjum, dz. cyt., s. 51.463 Tamże, s. 24.

Tamże, s. 21-23.

Page 251: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

stalugowe, architektura kościelna i prywatna, sztuka budowania dróg, okrętów i urządzeń higienicznych, budownictwo wojskowe, wszelkie rodzaje przemysłu. Europa środkowa i zachodnia oraz hellenistyczny dawniej Wschód karmią się teraz niemal wyłącznie produkcją kulturalną, umysłową i techniczną Wschodniego Cesarstwa aż po wiek XI, XII, nawet XIII, a sama stolica, Bizancjum, pozostaje największym centrum produkcji artystycznej i przemysłowej Europy i Wschodu niemal do końca średniowiecza. W XII na przykład wieku „rząd Cesarstwa uzyskiwał w samej stolicy z opłat targowych i celnych oraz z dzierżawy kramów z górą pół miliarda złotych rocznego dochodu"81.

Kształcić się tutaj wyżej mógł każdy: nie tylko duchowni, ale i świeccy. Wyższe wykształcenie „było dostępne również i dla kobiet". Podobnie każdy, nawet „działacz wyszły bezpośrednio z masy ludowej (...) zdobywał następnie tron cesarski. (...) Tak samo każda dziewczyna, jeśli posiadała wdzięk i inteligencję, mogła marzyć o tym, że zdobędzie rękę cesarza"82.

Cesarstwo potrafi więcej: podobnie jak Grecy Aleksandra hellenizuje okolicznych barbarzyńców - Mongołów i Słowian - a przede wszystkim ludy wlewające się przemocą w jego granice i przekształca takich najeźdźców na obywateli i żołnierzy dzięki mądrej polityce rolnej, a w ogóle asy- milacyjnej.

Pod koniec wieku VII za Konstantinosa IV „całe wnętrze kraju zajęły plemiona słowiańskie, które uległy zupełnej grecyzacji w XII stuleciu"464. Koło roku 690 Justynian II „kilkadziesiąt tysięcy Słowian macedońskich osiedlił w Azji Mniejszej pociągając ich do służby wojskowej"465. Należeli potem oni do tych armii małoazjatyckich, które postawiły tamę najazdom niezwyciężonych Arabów.

Dlaczego?Po prostu uczyniono ich wolnymi drobnymi rolnikami. A z rolników

rekrutowano tutaj armię. We Wschodnim bowiem Cesarstwie Rzymskim dawny, starorzymski „ustrój rolny monarchii dioklecjanowskiej przepadł. Miejsce klasy kolonów, przywiązanych do ziemi, poddanych, zajęło wolne włościaństwo, cieszące się zupełną swobodą ruchów i uprawiające samodzielną gospodarkę rolniczo-pasterską. Dynastia syryjska celowo starała się o jak najlepsze warunki rozwoju dla włościaństwa"466 i tylko dzięki temu zdołała się oprzeć Arabom. Pierwszy z jej cesarzy Leon III - początek wieku VIII - zreorganizował państwo na narodowe greckie.

Władze prowadzą teraz bezpardonową walkę z bogaczami. Cesarz „Lekapenos wydał w roku 922 nowelę, której postanowienia zmierzały do zahamowania przechodzenia ziemi włościańskiej w ręce wielkiej własności". Gdy z czasem nie przestrzegano tego, Basileios II w roku 996 przeprowadził „wywłaszczenie wszystkich ziem nielegalnie nabytych przez większą własność (...) przerzucił ciężary podatkowe z drobnego włościaństwa na właścicieli okolicznych latyfundiów"467.

Ale Cesarstwo szło ku upadkowi, od kiedy zaczęło się sprzeniewierzać ideom, którym zawdzięczało swe narodziny. Gdy zatracało uniwersalizm.

464 K. Zakrzewski, Dzieje Bizancjum, dz. cyt., s. 76.465 Tamże, s. 80.466 Tamże, s. 86.467 Tamże, s. 177.

321

Page 252: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział X I I . Helleński niedowład ludnościowy

Nawet z tak uniwersalistycznej z natury instytucji, jak z Kościoła, robiono co jakiś czas swoiste, tu i tam, partykularne jakby polis: herezje, odstępstwa od powszechnego Kościoła; wreszcie - rok 1054 - odcięto się od Kościoła na Zachodzie. Słowem: spartykularyzowano, zgreczono Kościół. Nie śmiał on teraz wymagać etyki od rządzących, raczej kłaniał się możnym tego świata. Nie wydawał Chryzostomów, Bazylich. Ginęła moralność w życiu publicznym.

Wraz z tym wyłączono z czasem prąd z instytucji, która do tego czasu dostarczała najwięcej energii moralnych klasom rządzącym: obniżono wymagania moralne od mężów i żon z tych warstw. Grecczono obyczaje. „Greckie damy - przytacza K. Zakrzewski za G. Hertzbergerem - najwyższych sfer przechodziły z ręki do ręki, jak córki szlachty rzymskiej w ostatnich dziesiątkach lat republiki". Nie umiano też kontynuować idei hellenistycznej - o jednej kulturze. Wracano na całej linii do partyku- larza. Właściwie wielkie cesarstwo Bazylidów przepadło bezpowrotnie w katastrofie z roku 1204, gdy Krzyżowcy zdobyli Konstantynopol. Od roku 1261, gdy skończyło się cesarstwo łacińskie w Konstantynopolu, „nigdy nie zdołało odzyskać ani jego granic, ani jego wielkości, nie mogło też pretendować do roli potęgi europejskiej, będąc tylko jednym z państw bałkańskich. Nie zdołał też nigdy naród grecki uzyskać zjednoczenia we własnym państwie"468.

Lecz takiego partykularza nikt nie chciał bronić, gdy jego egzystencji zagrażał drugi partykularz: turecki.

W X wieku „siły zbrojne cesarstwa Bizantyjskiego mogły dosięgać 140 tysięcy głów"469. Pół tysiąca lat później, gdy w kwietniu 1453 roku zaczęło się oblężenie Konstantynopola, mury otaczające miasto okazały się za rozległe dla żołnierzy, choć zbudowano je tysiąc lat temu, liczba bowiem „obrońców była wręcz nieprawdopodobnie mała. Według poważniejszych świadectw nie przekraczała ona 8 tysięcy, z czego dwa lub trzy stanowili Włosi i inni cudzoziemcy. Natomiast armia Mahomeda II, która 6 kwietnia stanęła pod murami miasta, liczyła pono 160 tysięcy samego regularnego wojska"470. Nawet dwa tysiące lat wcześniej, za Peryklesa, armia ateńska czynna (Tucydydes II, 13) liczyła 13 tysięcy, a garnizony 16 tysięcy471.

468 Tamże, s. 248.469 K. Zakrzewski, Bizancjum w średniowieczu, dz. cyt., s. 105.470 O. Halecki, Schyłek średniowiecza, w: Wielka historia powszechna, Warszawa 1939, t. IV, s. 544.

471 St. Witkowski, Państwo greckie, dz. cyt., s. 350-351.

323

Page 253: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

320 Część I I I . Wśród wysokich cywilizacji

Partykularz jako ideał wskazywali Platon i Arystoteles. Z całym praw-dopodobieństwem można mniemać, iż ci dwaj mędrcy zaciążyli fatalnie na losach Wschodniego Cesarstwa. Snobizowanie się wykształconych sfer bizantyjskich znajomością ich dzieł, zwłaszcza przy jednoczesnej osłabionej wydajności moralnej tychże wielbicieli w ich osobistym życiu rodzinnym, prowadziło do przemędrkowania ogromnego dziedzictwa i szansy, jaka po raz trzeci w dziejach Hellenów wchodziła im w ręce: zjednoczenia Europy, w przededniu odkrycia Ameryki. Do dziś posunęłoby to już bardzo proces zjednoczenia świata. Przemędrkowali tę okazję, tak jak ich dwaj główni mistrzowie przemędrkowali rodzinę, małżeństwo i obyczaje - blisko dwa tysiące lat wcześniej.

I Platon, i Arystoteles nie rozumieli, co daje ryzyko większej ludności i terenu. U jednego i drugiego państwo idealne ma być przede wszystkim małe.

Arystoteles kazał dlatego (Polityka, VII, 15, 16) nadzorować małżeństwo, określać prawem liczbę dzieci, którą matka może wydawać na świat, i zabijać w łonie każde nadliczbowe dziecko poczęte, „zanim dojdzie do rozwoju, w którym przypisuje mu się odczuwalność i życie"; tudzież ograniczyć prawem wiek osób płodzących, by otrzymać najlepszą jakość dzieci, i dla tychże celów - uśmiercać każde źle ukształtowane noworodki przez porzucanie ich472. Radził kierować się w sprawach ludnościowych swą słynną zasadą etyczną umiaru, ale czyż nie wyszedł poza wszelki umiar, gdy nakazywał matkom mordować dzieci poczęte i wyrzucać na pewną śmierć dzieci kalekie nowonarodzone; gdy tolerował niewolnictwo i doradzał ograniczenie wolności kobiet dla ratowania dobrych obyczajów! Na szczęście (Etyka Nikomachejska, VII, 14) rozumiał, że małżeństwo ma nie tylko na celu wydawanie na świat dzieci, ale że jest to wspólnota, gdzie mąż i żona dzielą dolę całego życia, tudzież że, od domu począwszy, różniczkują się zadania i korzyści obu płci i wzajemnie się uzupełniają92.

Gorzej Platon.Kompletnie nie czuł rodziny i obyczajności. Reprezentował ten typ Hellenów,

którzy w tych czasach zatracili odczuwalność szczęścia małżeńskiego, a później w epoce hellenistycznej stanowili modny odłam bezżennej, bezdzietnej, schyłkowej inteligencji, prowadzącej Helladę do najzupełniejszego wymarcia. Należał do doktrynerów, których nie będzie brak do końca świata, a którzy podobnie jak nieletnia młodzież z przerośniętym kompleksem płciowym, a bez instynktów rodzicielskich, widzą w małżeństwie wyłącznie seksualizm i nie mają sił, by wydobyć swą wyobraźnię poza te granice. Seksualizmem więc, zamiast rodziną, chce ów filozof wypełnić lukę między jednostką a państwem - i to tylko po to, by nie brakło nowych pokoleń. Cenił prokreację, a ślepy był na odpowiedzialność rodziców za nią: nie widział rodzicielstwa. Nie widział małżonków jako rodziców, jako wychowawców, i domu, jako pierwszej, fundamentalnej szkoły - dla dzieci i małżeństw.

Bał się snadź chorobliwie małżeństwa, rodziny, potomstwa jako własności rodziców, i większego lękał się zaludnienia, skoro węszył w tym wszystkim tylko narzędzia rozbijające państwo.

Dziwnym zbiegiem okoliczności strach go ogarniał tak samo przed rozleglejszą przestrzenią państwa. Jego państwo idealne - powiada w Prawach (V, VI) - ma mieć 5040 obywateli i tyleż gospodarstw do podziału. Polityka ludnościowa państwa ma strzec tych rozmiarów. Dlatego powinno być tylko 5040 mieszkań. W razie niedoludnienia należy sprowadzać cudzoziemców, w wypadku przeludnienia - zakładać kolonie poza granicami państwa. Wpływać też należy na odpowiednią regulację potomstwa wśród młodych małżeństw przez specjalne nadzorczynie473.

472 U. Kahrstedt, Die Geschichte der Bevölkerungsbewegung, dz. cyt. s. 739.473 Tamże.* Wedle koncepcji przedstawionej w Rzeczpospolitej Platona (red.).

Page 254: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

321 Część I I I . Wśród wysokich cywilizacji

Małżeństwo zresztą ma nie istnieć", tylko pary rozpłodowe, wybierane przez państwo, „z najtęższych (...) będących w pełnej sile wieku", wiązane dla rozpłodu na rok, każdego roku inny z inną - w ograniczonej przy tym liczbie, „by państwo nasze nadmiernie się nie zaludniało, ani nie zubożało". Nazywa obelżywie „bękartem" dziecko nie pochodzące z tych par. Dzieciom nie wolno znać rodziców i rodzicom dzieci. Słabe i brzydkie dzieci będą porzucane „na miejscu skrytym i niedostępnym". Płody nie przewidziane przez państwo mają być zabijane w łonie lub po przyjściu na świat zagładzane na śmierć. Dodajmy, iż swój brak szacunku dla człowieka rozciąga Platon i na dorosłych: uważa, że nie należy zachowywać przy życiu osób chorych nieuleczalnie474.

Powróćmy do Bizancjum.Istniało ono po prostu, dopóki miało dość ludzi. Największą jego zasługą była

kontynuacja idei pax romana. Wschodnie cesarstwo bowiem,0 ile tylko mogło, osiągało swe cele państwowe na drodze pokojowej. Było jedyną szkołą polityki pokojowej dla pełnych temperamentu, histerycznie impulsywnych państw i państewek Europy, Afryki północnej1 Bliskiego Wschodu, naładowanych prymitywnymi żywiołami ludowymi w wiekach V-XV po Chrystusie. Na nieszczęście rzadko kiedy stać było Bizancjum na pax romana. Misja kulturalna, owszem, udawała się zawsze, ale pokojowa misja dawnego Rzymu stale nieomal cierpiała na brak ludzi. Stąd niezliczone razy widzimy armię nieprzyjaciół szturmujących bramy Konstantynopola: Germanów, Persów, Awarów, Słowian, Arabów, Warego-Rusów, Pieczyngów, Seldżuków, ba, nawet Krzyżowców.

Wprawdzie rodziny chrześcijańskie dostarczały wielu dzieci, ale Kościół to nie to samo, co higiena, która zachowuje życie tych wielu dzieci. Toteż państwo wprowadziło, jak wiemy, politykę populacyjną popierając drobne włościaństwo. Jednak nie zawsze dla populacji stwarzało dość warunków. Za wąsko populację rozumiano: zbyt wojskowo. Dlatego można by rzec, iż najazdy barbarzyńców, których ciągnęło nieprzeparcie ku legendarnej stolicy, kapiącej w ich wyobraźni od bogactw i rozkoszy, stanowiły dobrodziejstwo ludnościowe dla Cesarstwa, bo osiedlano ich tu.

W wiekach IV i V „oficerowie germańscy dowodzili wojskami cesarza Arkadiusza i jego następców, a w senacie roiło się od Germanów". Rywalizowali z nimi pod te czasy dzicy górale azjatyccy z Armenii i Izauryjczycy z małoazjatyckiego Tourosu. „Dziki Izauryjczyk, przezwany po Grecku Zenon, otrzymał nawet rękę córki cesarskiej i wstąpił na tron po śmierci teścia"475.

Zaciągano Bułgarów, Warego-Rusów, Katalończyków, nawet Anglosa- sów, nie mówiąc o Słowianach.

Chodziło tylko o to, by ludności tubylczej było zawsze więcej niż obcych. Temu właśnie służyła piecza o drobną własność chłopską. Dzięki niej główny rdzeń „armii składał się zawsze z wojsk własnej narodowości, zwłaszcza z włościaństwa azjatyckiego", tak jak „do floty wojennej brano młodzież grecką z wysp morza Egejskiego". „Tylko ten element obywatelski nosił nazwę stratiotai, odpowiednik dawnego określenia milites, stosowa-

474 Platon, Rzeczpospolita, Kraków 1928; księgi III, V, VIII, IX, XXVII, 283, 288, 289, 290.475 K. Zakrzewski, Bizancjum w średniowieczu, dz. cyt., s. 29.

Page 255: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział X I I . Helleński niedowład ludnościowy

nego do legionistów rzymskich (...) żołnierzy służących w konnicy cesarz wyposażał w ziemię, tworzyli oni rycerstwo - kaballaroi, stąd kawaler"476.

Toteż byt państwa zawisnął pod znakiem zapytania, gdy walną do tego czasu dostarczycielkę tęgiej fizycznie, zdatnej do służby wojskowej na lądzie, ludność Małej Azji - wymordowywali systematycznie Turcy od wieku XI, zajmując z czasem te kraje; liczne zaś tereny przybrzeżne i wyspiarskie państwa, skąd werbowano dotychczas rekruta do floty wojennej, ba, coraz więcej krajów na samym półwyspie - odcinali już od XII wieku napastnicy zachodnio-europejscy. Państwo Wschodnio-Rzymskie mogło obecnie mobilizować coraz mniej żołnierzy i marynarzy. Coraz to skąpiej było tam teraz z ludnością w stosunku do potrzeb imperium. Na razie ratowała populację zgrecczona ludność słowiańska starej Grecji. Ba, zakwitła nawet ta część Grecji w XII stuleciu - kulturą, przemysłem, handlem. Korynt, Patrai (Patras) i Ateny znów wybijają się na czoło. Ale wydolność kulturalna i obyczajowa tej nowej Grecji nie mogła już stanowić atrakcji dla całego żywiołu greckiego, rozproszonego po ogromnym Śródziemnomorzu, nie skupiała go wokół Bizancjum, nie komasowała wokół metropolii. Mając za mało swoich ludzi, wołano z Konstantynopola na ratunek obcych, z Zachodu (Unia florencka, rok 1439). Ale nie przyszli. Stawili się tylko Węgrzy i Polacy, lecz było ich za mało: uciekli, pobici (Warna, 1444).

Jednak i tym razem - po raz już trzeci na przestrzeni czterech tysięcy lat - Grecy, choć w niewoli, przecież nie wymarli.

Na odwrót, ich sytuacja ludnościowa zarysowała się z miejsca na okres jarzma tureckiego - o całe niebo pomyślniej niż tysiąc sześćset lat wcześniej, gdy brali ich w kleszcze Rzymianie. Oto w wiekach XV-XIX nie regulowano potomstwa ani wśród nowych panów, Turków, ani u narodów europejskiego kręgu kulturowego. Nowa tedy niewola przyszła na gwarantowane populacyjnie czasy, podobnie jak niewola wszystkich ludów słowiańskich Bałkanu w owych czasach i później Polski w latach 1772-1918. W takich okresach dziejów, gdy nie reguluje się potomstwa, ludy nie giną nawet w najsroższym poddaństwie. Półdzicy górale greccy Arkadii czy ubodzy greccy wieśniacy Tessalii, wydając odtąd na świat dzieci, choćby pośród skrajnej nędzy, nie zdawali sobie sprawy, jak wielkiemu narodowi przedłużają życie, jak patriotyczny, podstawowy spełniają obowiązek, jak

476 Tamże, s. 105.

327322 Część I I I . Wśród wysokich cywilizacji

Page 256: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

bardzo społeczny uiszczają podatek, jak bezcenną niosą tym dań kulturze całej ludzkości, dla której Hellenowie, to coś więcej niż jeden z narodów.

Ta instynktowna, ślepa rozrodczość sprawia, że w roku 1830 mogą Grecy odzyskać niepodległość.

Tym razem też nie zawodzi ich już Europa zachodnia. Owszem, sama przybywa na pole walki. Ale nie zawodzi, bo istnieją Grecy tak liczni jak za Peryklesa i tak jak ongi gotowi ginąć za swą wolność. Dlatego nawet tej miary krzyżowcy kultury jak Byron śpieszą i gotowi kłaść życie za wolność Hellady XIX wieku, bo Hellenowie istnieją477. I Europa, która podówczas wydaje Byronów, jest nie ta, co w wieku XV; rozrodzona teraz niebywale, nabita ludnością jak żadna część świata, ma kogo wysyłać na pola walk o wolność nawet takich narodów, co były wielkie hen, kiedyś, dwa tysiące i więcej lat temu!

Dziś liczą Grecy osiem milionów ludzi, a więc prawie tyle, ilu ich było w Europie, Azji i Afryce w IV wieku przed Chrystusem we wszystkich państwach własnych i obcych*.

Oczywiście, można kiwać smętnie głową, że nie są to ci sami Grecy, co pod Troją czy Platejami.

Owszem są mieszanką.Już w VI wieku po Chrystusie „masy słowiańskie dotarły aż do Grecji i

usadowiły się w górach Peloponezu, skąd nie zdołano ich usunąć". Ujarzmiono ich dopiero po trzystu latach, „a jeszcze później, za czasów Konstantyna Porfirogenety udało się nakłonić tych Słowian do przyjęcia chrześcijaństwa. Odtąd jednak ulegli szybkiemu wynarodowieniu, pozo-

Kozaztai AU. neuensKi nieaowiaa manosaowy

stawiając po sobie na Peloponezie tylko mnóstwo nazw geograficznych, mających i dzisiaj brzmienie słowiańskie"98.

Były i inne, mnogie wtręty ludnościowe wcześniejsze, sprzed Homera, i potem z okresu klasycznego i hellenistycznego, jeśli nie liczyć potopu najazdów za Bizancjum. Mówią o tym najliczniejsze, po nordycznym, domieszki składnika armenoidalnego i śródziemnomorskiego w ich budowie antropologicznej. Grecy Homera, to przeważnie nordycy. Grecy wczesnego Bizancjum, to głównie śródziemnomorcy. Dzisiejsi Grecy, z budowy, to na ogół nordycy i śródziemnomorcy, i armenoidzi. Sokrates antropologicznie był Azjatą: reprezentował typ sublaponoidalny. Najmniej Słowianie zmienili skład antropologiczny dawnych, pierwotnych Achajów, Dorów, Hellenów, jako rasowo ci sami99.

Ale znana jest przecież asymilacja kulturowa. Na oczach nacjonalistycznej Europy Napoleon, Włoch, został Francuzem, a Żyd Disraeli - twórcą imperium brytyjskiego.

Dzisiejsi Żydzi rasowo i kulturalnie są nieprawdopodobnym stopem, a jednak wskrzeszają swą państwowość po dwu tysiącach lat jej nieistnienia i na gwałt przekształcają się kulturalnie na pradawnych Hebreów. A czy maleją co w naszym pojęciu Chiny, gdy antropologia wskazuje ich odwieczne mieszaństwo rasowe i mnogie nawarstwienia w kulturze?

477 Byron wyruszył w roku 1823 z Genui do Kefalonii, by odegrać rolę kierowniczą w powstaniu greckim, zmarł jednak w Missolunghi, niebawem po wylądowaniu, prawdopodobnie na tyfus.Grecja początku XXI wieku jest krajem bogatszym w ludność niż przed laty. Liczba jej mieszkańców wynosi obecnie blisko 11 milionów. Od trzech lat w kraju jest notowany ujemny przyrost naturalny; w 2002 r. nadwyżka zgonów nad urodzeniami wynosiła 2 w przeliczeniu na 1000 ludności. Ten ubytek ludności jest łagodzony przez dodatnie saldo migracji, równe 12 w przeliczeniu na 1000 osób. Stąd w ostatecznym rachunku w Grecji przybywa rocznie około 10 osób w przeliczeniu na 1000 ludności ogółem. Fakt nadwyżki liczby imigrantów nad emigrantami świadczy o tym, że - jak przed laty - dzisiejsi Grecy to osoby różnego pochodzenia i różnych kultur.

Źródło: Recent Demographic Development in Europe 2003, Council of Europe 2003. (red.)K. Zakrzewski, Bizancjum w średniowieczu, dz. cyt., s. 71.

Page 257: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Żydzi złożyli egzamin, że potrafią żyć w ciągu czterech tysięcy lat. Chińczycy - jeszcze więcej. Oznacza to jedno: że wszystkie te tak bardzo starożytne narody śmielej niż którykolwiek z młodszych od nich ludów planować mogą swój byt na dalsze czterdzieści wieków i rozkwit kultury narodowej na odpowiednio zawrotną miarę.

Któż odmówi tych perspektyw Grecji XX wieku?

324 Część I I I . Wśród wysokich cywilizacji

Page 258: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

»/»/u

ROZDZIAŁ XIII PRÓBA PEŁNEGO HUMANITARYZMU

Przytoczyliśmy dowody, że ludy najpierwotniejsze nie zabijają ani dziecka poczętego, ani noworodka. Oznacza to, że tak samo szanują życie dziecka w łonie matki, bądź noworodka, jak życie człowieka dorosłego. Natrafiliśmy też u tych ludów na ślad równie wysokiej klasy szacunku męża wobec żony: gdy mąż reguluje potomstwo za pomocą wstrzymywania się od intymnego pożycia z małżonką. Ale wśród plemion pierwotnych o bardziej rozwiniętej kulturze nie znaleźliśmy już, by uprawiały dalej tenże humanitaryzm na poziomie równie integralnym. To samo zaniedbanie spostrzegliśmy u Greków i Rzymian, a moglibyśmy je chyba zanotować we wszystkich wysokich cywilizacjach. Każde społeczeństwo zabija tutaj dzieci poczęte oraz dopiero co urodzone, jeśli pominąć inne, rzadziej występujące rodzaje dzieciobójstwa; aczkolwiek jeden kraj mniej, drugi więcej. Oznacza to, że za skutki własnej niewstrzemięźliwości skazuje ojciec i matka swe dziecko na śmierć - już to zaraz w łonie, już to po przyjściu noworodka na świat; jeśli zaś nie popełnia tej zbrodni z własnej woli ojciec i matka, to dopuszczają się jej władze państwa.

Dlaczego żadne prawodawstwo, jeżeli uważa za konieczne zmniejszenie ilości potomstwa, nie skazuje nigdzie na śmierć ojca i matki lub choćby tylko ojca, bo on właściwie tu decyduje o nowym poczęciu? Zadziwiająca rzecz: morduje się niewinnych, zostawia się przy życiu winnych. Owszem, widzimy czasem kary na rodziców wydających na świat więcej dzieci, niż sobie tego życzą władze państwa, jak na niektórych wysepkach Oceanu Spokojnego, lub jak projektuje się obecnie w Japonii; lecz nigdzie te same władze, ani u ludów pierwotnych, ani cywilizowanych, nie stosują zabijania ojców czy matek za spowodowanie nowego poczęcia, a tym bardziej za mordowanie dziecka, czy to już urodzonego, czy dopiero poczętego. Nawet do głowy ustawodawcom dzisiejszym to nie przychodzi.

Skąd tedy owa pochopność do zadawania śmierci dzieciom? niewinnym ofiarom niewstrzemięźliwości rodziców, w szczególności - ojca?

Page 259: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

331

Z niesprawiedliwości. Z obdarzania osób dorosłych przywilejem nietykalności za czyny, których skutkiem staje się potem zabijanie dzieci.

Prawodawca, bądź opinia publiczna, przerzuca tu odpowiedzialność z dorosłego, z winnego - na maleńkiego człowieka, absolutnie niewinnego, nie mogącego się na żaden sposób ani bronić osobiście, ani organizować dla siebie obrony innych osób. Zwłaszcza zgładzenie dziecka w ciemnym wnętrzu łona - za pomocą otrucia go tam lub wyskrobania - przypomina zbójecki napad wśród ciemności na bezbronną dziecinę. Nie tyle przy tym zachodzi tu niesprawiedliwość, że zabija się państwu przyszłego pracownika, czy żołnierza, uczonego lub artystę, bo państwo, aktualnie, może nie potrzebować takich osób. Błędem opinii publicznej i władz państwowych jest to, że pozwala się tu ginąć nie winowajcy, lecz niewinnemu; że zbrodnie te się toleruje lub, co gorsza, nakazuje się je przez ustawy państwa, a nawet czasem okłada się karami tych, którzy nie dopuścili się takiego mordu w pewnych z góry określonych przez prawo okolicznościach.

Co znaczy, że państwa broniące się przed przeludnieniem i rzeczywiście przeludnione, jak na przykład powojenna Japonia, pozwalają na te zbrodnie? Oto rządy tam, jako złożone z dorosłych, nie mają odwagi wymierzać sprawiedliwości winnym dorosłym. Zachowują się tedy demagogicznie wobec dorosłych. Są klasowe: i to tak bardzo, że pozwalają dorosłym, by odbierali życie niedorosłym: dzieciom poczętym. Szaleje tu niesprawiedliwość, ujawniająca się statystycznie w liczbie zabitych dzieci poczętych. A więc brak w tych państwach prawdziwego równouprawnienia. Dzieli takie społeczeństwo swych obywateli na dwa światy: z jednej strony - na osoby dorosłe, już urodzone; a z drugiej strony - na osoby dopiero poczęte, jeszcze nie urodzone, które wolno ludziom pierwszej kategorii zabijać, przynajmniej zaś wolno im dopuszczać się tej zbrodni w pewnych warunkach. A tym bardziej tchórzliwa jest sprawiedliwość takich rządów jak we Francji, gdzie toleruje się rok rocznie mordowanie przez dorosłych setek tysięcy dzieci poczętych, chociaż kraj jest niedolud- niony i choć prawo tamtejsze nie pozwala nieomal wcale na te zbrodnie.

Demaskuje się jednak w tych praktykach i coś więcej: brak humanitaryzmu takich rządów, bo brak szacunku dla człowieka tak słabego jak noworodek lub jak dziecko poczęte. Snadź nie imponuje władzom takich państw samo człowieczeństwo, skoro nie imponuje im maleńki człowiek, nie uzbrojony jeszcze w dorosłość, w odpowiednie wymiary fizyczne. Nie liczą się z nim, ponieważ nie może on domagać się praw do życia dla siebie w parlamencie i nie jest władny grozić siłą swych związków zawodowych. Dowodzi to, że zarówno rodzice, jak społeczeństwa zabijające noworodki czy dzieci poczęte nie wyzwoliły jeszcze z siebie szacunku dla istoty człowieczeństwa w osobie ludzkiej, a tylko dla jego siły czysto materialnej. Albowiem gdzie istnieje ten szacunek u ojca czy matki, nie dochodzi w małżeństwie do poczęć niepotrzebnych, jeśli zaś mimo wszystko po-wstanie nowe życie, szanuje się je od razu jak życie dorosłego.

Tak samo, gdzie lekarz szanuje istotę człowieczeństwa, nie przerywa życia człowiekowi poczętemu, ale tak go broni, jak życia dorosłego pacjenta.

Podobnie broni życia takiego dziecka prawdziwie humanitarna sprawiedliwość: owszem, broni go więcej, bo tak, jak życia osoby dorosłej absolutnie bezbronnej i niewinnej. Oto dlaczego wystarczy przekontrolować postawę każdego ojca, matki, lekarza, prawodawcy - wobec dziecka, czy to dopiero poczętego czy noworodka: by mieć ujętą namacalnie miarę ich humanitaryzmu i sprawiedliwości. Miarę zapasu człowieczeństwa w ojcu, matce, lekarzu, ustawodawcy, narodzie, rządzie - jako próbę ich człowieczeństwa na dziecko.

Próba taka, zwłaszcza próba na dziecko poczęte, sprawdzi każdej chwili z niekłamaną dokładnością, jakim potencjałem humanitaryzmu, szlachetności i sprawiedliwości - dysponuje w państwie i świecie każdy człowiek dorosły, każde państwo, religia, ludzkość. A ponieważ rządy wszystkich obecnie państw i religie niemal wszystkich wyznań pozwalają przynajmniej w pewnych wypadkach na zabijanie dzieci poczętych, bądź tolerują olbrzymie nieraz u siebie rzezie takich

Page 260: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

dzieci, uzmysławia to, jaki istotnie reprezentują stosunek człowieka do człowieka; nie mówiąc o tym, jak w gruncie rzeczy niehumanitarne, niesprawiedliwe i zacofane moralnie są współczesne nam społeczeństwa i wyznania.

Co gorsza: potworne liczby zabijanych obecnie dzieci poczętych nie świadczą o pokojowości dzisiejszych ludów. Wszak „próba na dziecko poczęte" może w każdej chwili wykazać statystycznie, gdzie i ilu jest ludzi gotowych zabijać nawet dzieci dla własnego czy społecznego dobra; ile tedy osób i gdzie uprawia krwawy militaryzm, a tym samym, gdzie i ile osób jest gotowych do tego procederu i w innych, wojennych wydaniach.

„Próba na dziecko poczęte" wskazuje jednak i co innego: jak niepraw-dopodobne możliwości rozwojowe moralne leżą jeszcze przed ludzkością: ile humanitaryzmu, sprawiedliwości i pokojowości dałoby się wyzwolić ze świata przez upowszechnienie samego szacunku dla dziecka, czy to poczętego, bądź urodzonego.

Ale czy da się taki szacunek upowszechnić?Umiał się zdobyć na to człowiek najpierwotniejszy. Lecz o całe niebo było

trudniej o to ludom wysokich cywilizacji, zwłaszcza gdzie dorobiono się gęstej ludności i wraz z lepszymi warunkami higieny i dobrobytu - dłuższej przeciętnej trwania życia. Toteż jedyne próby pełnego humanitaryzmu wobec dziecka i kobiety widzimy u Żydów starożytnych, a następnie już od swych początków - podejmuje je w skali światowej chrześcijaństwo.

Onan - pouczał Izraelitów Mojżesz w Księdze Rodzaju - „wypuszczał nasienie na ziemię, aby się dzieci (...) nie rodziły. I z tej przyczyny zabił go Pan, bo czynił rzecz obrzydliwą" (Rdz 38, 9-10). Nie regulację więc potępiał tu Mojżesz, tylko jej sposób: brak szacunku dla ciała kobiety i własnej płci oraz brak szacunku dla prawa natury. Religia objawiona zwracała tu uwagę, że nie wolno bezkarnie przekraczać prawa natury. Aczkolwiek chodziło także o potomstwo: Onan bowiem według prawa Mojżesza zwanego lewiratem „miał obowiązek pojąć żonę zmarłego, a pierwszy potomek męski, zrodzony z takiego małżeństwa, był uważany za syna zmarłego męża i miał prawo do dziedziczenia po nim"478.

W trzeciej swej księdze - Kapłańskiej - mówi Mojżesz: „Z rodu twego nie dasz, aby je ofiarowano bałwanowi Molochowi. (...) Człowiek z synów Izraelowych i z przychodniów, którzy mieszkają w Izraelu, jeśliby który dał ze swego rodu bałwanowi Molochowi, śmiercią niech umrze: lud ziemi ukamienuje go. A ja stawię twarz moją przeciwko niemu i wytnę go z pośrodka ludu jego, przeto że dał z rodu swego Molochowi i splugawił świątnicę moją i zmazał święte imię moje. A jeśliby lud ziemi, nie dbając i lekce poważając rozkazania moje, wypuścił człowieka, który z rodu swego dał Molochowi, aniby go chciał zabić, stawię twarz swą przeciw człowiekowi i przeciw powinowactwu jego, i wytnę i jego samego, i wszystkich, którzy mu przyzwolili, aby cudzołożył z Molochem, z pośrodka ludu jego" (Kpł 18, 21; 20, 1-5).

Dodajmy, że dwa największe grzechy, u Mojżesza, to prostytucja w świątyni na cześć bogini Asztarty i zabicie dziecka dla Molocha.

Prawo Mojżesza zapobiegało tu, wprawdzie nie bezpośrednio, by Żydzi nie planowali mniejszej ilości potomstwa pod pozorem rzucania dzieci do ognia na ofiarę Molochowi, jak się tego dopuszczali ich sąsiedzi, Ammonici i inni. Ten zwyczaj dzieciobójstwa trwał długie jeszcze

478 Przypis do Rdz 38, 8, w: Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, tłum. ks. J. Wujek, Kraków 1935, s. 49.

332 Część I I I . Wśród wysokich cywilizacji

Page 261: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

JJt

wieki wśród różnych ludów wschodnich. Snadź zawlekli go Fenicjanie do Afryki, bo nawet z roku 197 po Chrystusie, pisano w Kartaginie: „Lecz i dzisiaj jeszcze, choć w ukryciu, trwa ta przeklęta zbrodnia"479.

Kara śmierci za taki mord dziecka świadczyła, że prawodawca izraelski szanował życie dziecka jak dorosłego. Nie ma zaś śladu w przytoczonym tekście, by motywowano karę potrzebą odpowiedniej ilości ludzi w państwie. Szanowano nakaz, ponieważ wydawał go Bóg, a poprzez taką opinię Boga przebijał szacunek Stwórcy dla życia dziecka taki sam jak dla życia człowieka dorosłego, gdyż na innym miejscu w Księdze Kapłańskiej czytamy: „Kto by uderzył i zabił człowieka, śmiercią niech umrze" (Kpł 24, 18). Co więcej: kara śmierci na Onana wskazuje miarę, z jaką prawo Mojżesza szanowało ciało mężczyzny i kobiety oraz życie seksualne.

Tak samo - o czym mówi Księga Wyjścia - zabronił Mojżesz władzom państwa zmniejszać zaludnienie za pomocą sztucznie stwarzanych ciężkich warunków egzystencji dla odłamów ludności niepożądanej, zabijania noworodków, regulacji płci przez zabijanie niemowląt płci niepożądanej i podrzucania dzieci. Pewne zdania Księgi Wyjścia o polityce populacyjnej faraona wobec Izraelitów przypominają, jak to jeszcze zobaczymy, wspó- czesną akcję Amerykanów w Japonii. Na razie przytoczmy Księgę Wyjścia: Exodus.

Faraon „rzekł do ludu swego: «Oto lud synów Izraelskich wielki i mocniejszy jest od nas. Pójdźcie, mądrze uciśnijmy go, by się snadź nie mnożył. (...) Ustanowił tedy nad nimi przełożonych robót, aby ich trapili ciężarami. (...) A im bardziej ich uciskali, tym więcej się mnożyli i rośli. (...) I rzekł król egipski położnym niewiastom Hebrajczyków (...): Gdy będziecie pomagały Hebrajankom, a przyjdzie czas rodzenia: jeśli się syn urodzi, zabijcie go, a jeśli córka, zachowajcie!» Lecz niewiasty położne bały się Boga i nie uczyniły według przykazania króla egipskiego, ale zachowywały chłopięta. (...) Rozkazał tedy faraon wszystkiemu ludowi swemu mówiąc: «Cokolwiek męskiej płci się urodzi, to wrzućcie do rzeki, a cokolwiek niewieściej, zachowajcie»" (Wj 1, 9. 11-12. 15. 16-17. 22).

Sam Mojżesz był uratowanym podrzutkiem. Matka „kryła go przez trzy miesiące. A gdy już nie mogła zataić, wzięła plecionkę z sitowia i namazała żywicą i smołą, i włożyła w nią dzieciątko, i położyła je w trzcinisku na brzegu rzeki" (Wj 2, 2-3).

Z podrzutków pochodził też późniejszy monarcha perski Cyrus Wielki; znaleziono go w lesie.

Edypa podrzucono na górze Cytron. Romulusa i Remusa - nad Tybrem.Stary Testament odcinał człowieka od świata zwierząt, wynosił go, jako

posiadacza duszy nieśmiertelnej, o całe niebo ponad zwierzęta, czynił człowieka osobiście odpowiedzialnym przed Bogiem i do Boga przynależnym. Stąd religia objawiona podnosiła szacunek dla człowieka, dla życia człowieka ponad wszystkie istoty ziemi. Nic więc dziwnego, że nie pozwalała, tak jak to człowiek widział u zwierząt, na zabijanie słabego, ułomnego, chorego potomstwa.

Ten szacunek dla życia dziecka nieśli Izraelici wszędzie, gdziekolwiek zawędrowali: czy to czasu niewoli babilońskiej, czy w okresie emigracji do państw hellenistycznych, bądź później do Rzymu, Italii, czy na zachód Cesarstwa Rzymskiego.

Świadczą o tym opinie dwu zhellenizowanych pisarzy żydowskich z I wieku po Chrystusie, tym bardziej znamienne, że wypowiedziane w środowiskach, gdzie szalały wszelkie typy dzieciobójczej regulacji potomstwa.

„Prawo - tłumaczył Józef Flawiusz w książce Contra Apionem (II, 7) - nakazuje, aby wszystkie dzieci wychowywano, które na świat przychodzą. Prawo

479 Tertulian, Apologetyk, d z . cyt., s. 40.H. Daniel-Rops, Dzieje Chrystusa, Warszawa 1950,1.1, s. 185.

Tamże, s. 174-175.

Page 262: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

334

zabrania kobiecie zabijać i niszczyć płód, jaki poczęła, a jeżeli kobieta się tego dopuszcza, należy ją uważać za morderczynię, która zabija własne dzieci". Filon znów przestrzegał rodaków (De leg. spec), że „prawo zabrania (...) podrzucania dzieci, rozpowszechnionego u niektórych narodów wskutek wrodzonej im nieludzkości"; że „nie wolno uszkadzać płodu we wnętrznościach matki, nim przyjdzie on na świat"; oraz że „należy pielęgnować i strzec istot już żyjących, które staną obok innych osób, aby korzystać ze wszystkich przyrodzonych darów ziemi, wody, powietrza i niebios!"

Respekt Izraelitów dla naturalności w obcowaniu płciowym i dla życia dziecka musiał prowadzić do wyższej stopy urodzeń u Żydów, a prawdopodobnie i większej liczby odchowywanych dzieci, niż u ich sąsiadów.

Jak podaje Księga Liczb - pod górą Synaj, wiek XIII, stało „synów Izraelowych według domów i rodzin ich od dwudziestego roku życia i wyżej, którzy mogli wychodzić na wojnę: sześćkroć sto tysięcy i trzy tysiące mężów, pięćset i pięćdziesiąt" (Lb 1, 45). W stuleciu XII, u murów Jerycha, w tymże wieku mężczyzn - „sześćset tysięcy tysiąc siedemset trzydzieści" (Lb 26, 51). Za Dawida - Druga Księga Królewska, wiek X - „z Izraela osiemset tysięcy mężów mocnych miecza dobywających, a z Judy pięćset tysięcy waleczników" (2 Kri 24, 10).

Krytyczne szacunkowe liczby, w opracowaniu Kahrstedta już podawaliśmy.Nadmienić zresztą wypada, że egzegeci katoliccy nie przyjmują bezwzględnej

ścisłości cyfr podawanych w Piśmie Świętym, a to dlatego, że w trzech jego autorytatywnych tekstach - samarytańskim, hebrajskim i greckim - cyfry się nie zgadzają. Mogło tedy dojść do przeinaczeń. Wśród autorów żydowskich istniała tendencja do egzageracji. Przykładem Józef Flawiusz.

Dysproporcje między ogólną liczbą ludności i dzietnością rodzin u Żydów a u narodów sąsiednich, musiały jaskrawo wystąpić na korzyść Izraelitów podczas ostatniego wieku przed i w okresie pierwszych stuleci po Chrystusie, gdy pogański Wschód hellenistyczny i pogański Zachód rzymski epidemicznie unikały potomstwa, a warunki gospodarcze i higieniczne pozwalały na dłuższe przeciętne trwanie życia u wszystkich ówczesnych społeczeństw, objętych kulturą hellenistyczną, a więc i u Żydów.

Potwierdza to liczebność narodu wybranego, którą teraz można szacować daleko pewniej, znaczenie polityczne Izraela, a może bardziej jeszcze - gospodarcze i religijne, w głównych zwłaszcza centrach Wschodu i Zachodu hellenistycznego, nade wszystko zaś w Rzymie i Aleksandrii.

Już w II wieku przed naszą erą Żydzi mówili w swych apokryficznych Księgach sybilińskich: „cała ziemia pełna jest rasy żydowskiej i morze jest nią przepełnione". A za czasów Augusta Strabon pisał: „Zalali wszystkie miasta i trudno byłoby znaleźć miejsce, gdzie by ten naród nie został przyjęty, i którym by nie zawładnął"3.

Snadź mimo mikroskopijnego terytorialnie obszaru „był to naród potężny, skoro około roku 161 przed Chrystusem zawarł Rzym przymierze z Żydami i zobowiązał się bronić państwa i religii żydowskiej"4. „Palestyna (...), włączając w nią nawet część Pustyni Transjordańskiej i Idumei, nie ma więcej jak 28 000 kilometrów kwadratowych (...) mieszkańców zaś nie miała na pewno więcej niż milion" za czasów Chrystusa5. Zatem 36 osób na kilometr kwadratowy. Gęściej niż dziś, po dwu tysiącach lat.

Page 263: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział X I I I . Próba pełnego humanitaryzmu 337

Jak potężną siłę stanowili poza granicami swego kraju w I wieku przed i po Chrystusie, opowiada Józef Flawiusz (Antiąuitates, XIV-XX; Bellum Judaicum, I-II).

Juliusz Cezar w tej mierze się z nimi liczył, że obdarzył ich niesłychaną wówczas autonomią zrzeszania się. Oktawian August zezwolił im na zupełnie swobodne osiedlanie się w całym państwie. Okupacja Palestyny przez Rzymian, od roku 63 przed Chrystusem, była raczej formalna, „zdarzało się nieraz, że Żydzi stawali do otwartej walki z Rzymianami". Za Archelausa „cały kraj był we krwi i ogniu (...); w 6 roku naszej ery (...) Juda, zwany Gaulanitydą (...) podburzył dużą część kraju, a potem sam upadł pod ciosami nieubłaganej depresji. W pięć lat po śmierci Chrystusa (...) bandy fanatyków zostaną wymordowane na rozkaz Piłata"6. Stosunki ówczesnych królów żydowskich z dworem cesarskim były bliskie i serdeczne, zwłaszcza Heroda Antypasa z Tyberiuszem, Heroda Agryppy - z Kaligulą i Klaudiuszem; Izraelitka, czy raczej tylko prozelitka, Poppea, jako żona Nerona trzęsła dworem monarszym; wielu wyzwoleńców spośród Izraelitów nosiło imiona rodzin cesarskich Juliuszów, Klaudiuszów, Aeliuszów, Aureliuszów, Waleriuszów. Izraelici wywierali wpływ wszędzie: nawet w filozofii, poezji, literaturze. Sporo Rzymian, zwłaszcza bardziej uwrażliwionych moralnie, przyjmowało judaizm.

Co prawda, penetrację tę zawdzięczał Izrael swym zdolnościom, energii i ruchliwości, ale nade wszystko wielkiej wydajności moralnej swych małżeństw i płodności. Sam Rzym liczył Izraelitów za Augusta co najmniej 50 tysięcy, zajmowali całe dzielnice. By nie płoszyć Rzymian, ukrywali swą liczebność. W Azji Mniejszej z Syrią mieszkało Izraelitów około miliona. W Egipcie - podobnie. Gdyby nie ta ilość i nadzwyczajna prężność biologiczna, pochodząca z posiadania większego o wiele procentu ludzi młodych niż neomaltuzjańscy ówcześni ich sąsiedzi i panowie, nie byłoby też mowy o późniejszej wojnie maleńkiej okupowanej Palestyny przeciw potężnemu Rz/mowi za Wespazjana i następnie nie doszłoby do powstania przeciw Rzymianom za Hadriana w II stuleciu, gdy pół miliona Żydów padło, mimo że w poprzedniej wojnie z Tytusem stracili do miliona ludzi.

Tenże co u Żydów szacunek dla dziecka, zarówno wydanego na świat, jak i poczętego, przejmują następnie chrześcijanie.

„Nie wolno wam zabijać płodu przez poronienie, nie wolno wam zabijać go po urodzeniu" - wykłada chrześcijanom Barnaba, towarzysz wypraw apostolskich świętego Pawła, w liście napisanym między rokiem 70 a 79 po Chrystusie, a więc tuż u narodzin chrześcijaństwa.

W Nauce Dwunastu Apostołów pochodzącej nieomal z tegoż czasu, bo z najbliższych lat po zburzeniu Jerozolimy, czytamy: „Nie zabijaj płodu! Nie morduj też noworodka!"

Filozof platoński Jastyn, chrześcijanin, zmarły w 165 roku, pisze0 chrześcijanach (Apología, XXVI): „Obawiamy się tak bardzo obrazić uczucia sprawiedliwości i ludzkości, że uważamy za najbardziej winnych spomiędzy ludzi tych, którzy podrzucają nowonarodzone dzieci: po pierwsze dlatego, że widzimy prawie wszystkie te dzieci, chłopców1 dziewczęta, podejmowane i później wychowywane do najhaniebniej- szych celów; a po wtóre, że jeśli które z nich umrze, staniemy się winni dzieciobójstwa, morderstwa".

Inny filozof chrześcijański, Atenagores, w liście do senatu (Legatio pro Christianis, XLII-XLIII, z lat 161-192) broni chrześcijan przed oszczerstwami pomawiającymi ich o mordy i dlatego powiada: „Jakże moglibyśmy zabijać człowieka my, którzy uważamy, że kobiety wywołujące poronienie sztuczne, dobrowolne, popełniają morderstwo i zdać będą musiały z niego rachunek przed Bogiem?"

Page 264: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Z kolei Tertulian, adwokat z Kartaginy, chrześcijanin, pisze w roku 197 do wyższych urzędników rzymskich Afryki o chrześcijanach: „Nam zaś, ponieważ zabójstwo raz na zawsze wykluczamy, nawet płodu w łonie matki, kiedy jeszcze krew formuje człowieka, nie wolno zniszczyć. Powstrzymanie porodu, to tylko przyspieszenie zabójstwa, i nie ma różnicy, czy ktoś już urodzone życie wydziera, czy też dopiero rodzące się niszczy. Człowiekiem jest i ten, który ma być człowiekiem: przecież każdy owoc jest już w nasieniu"480.

Kilka lat później wypowie się nie mniej wyraźnie o zabijaniu człowieka poczętego przez pogan ówczesnych inny chrześcijanin, również prawnik - adwokat, Minucjusz Feliks (Oktavius, XXX, 2): „Są nawet takie kobiety, które pijąc medykamenta, już w łonie płód przyszłego życia niszczą, dopuszczając się dzieciobójstwa, zanim urodziły"481.

Dziecko tedy - czy to w kształcie płodu, niezależnie przy tym od swych wymiarów fizycznych i ilości dni życia w łonie matki, czy też w postaci wydanego na świat dopiero co niemowlęcia - uznawano przez pierwszych chrześcijan za człowieka, szanowano jak człowieka. Dlatego zamachy na jego życie traktowano jak zabójstwo, jako dzieciobójstwo.

I w drugiej poza tym dziedzinie podjęli chrześcijanie nieznaną dotychczas światu cywilizowanemu próbę. Nawiązali i tu do etyki najpierwotniejszego człowieka: gdzie, jak stwierdza nowoczesna etnologia, kobieta była równa mężczyźnie. Rozłożyli tedy równomiernie ciężar wyzwalania z siebie wysokich wartości moralnych - między kobietę i mężczyznę; ponieważ zażądali tak samo wysokiej etyki od mężczyzny w stosunku do kobiety, jak od kobiety wobec mężczyzny. Zrównali więc w prawach do szacunku żonę z mężem, kobietę z mężczyzną.

Równouprawnienie to byłoby, oczywiście, zbyt trudne do urzeczywistnienia, nazbyt rewolucyjne, by mogło się udać bez dłuższego przygotowania. Takie preludium stanowiły obyczaje panujące na korzyść kobiety w ciągu dwu tysięcy lat przedtem wśród Izraelitów. Palestyna tedy również w dziedzinie wykształcenia integralnego humanitaryzmu wobec kobiety jako żony - stanowiła jakby pierwszy teren ćwiczebny dla narodów0 wysokich cywilizacjach. Palestyna, ściślej Izraelici, zwłaszcza od kiedy zaczęli się rozpraszać w granicach monarchii asyryjskiej, babilońskiej, perskiej, państw hellenistycznych, wreszcie imperium rzymskiego - i prezentować tam swe poglądy nie tylko na dziecko, ale i na kobietę, tudzież szczepić przykłady życia rodzinnego po całym Śródziemnomorzu.

Ferment twórczy w poglądzie na kobietę wytwarzała od najdawniejszych czasów Księga Rodzaju - Genezis. Ona nade wszystko wychowywała każdego Żyda jako męża, każdą Żydówkę jako żonę.

„Biblia w opowiadaniu o stworzeniu niewiasty u boku Adamowego uczy, że mężczyzna i kobieta należą ściśle do siebie, że są stworzeni na to, aby tworzyli jedność nierozerwalną (Rdz 2, 21-24).

W rozdziale 2-3 Genezy (...) naszkicowano ideał małżeński (...); mężczyzna i kobieta są we wzajemnej od siebie zależności; lubo mężczyzna jest pierwszy i ma pewną przewagę nad kobietą, dlatego że kobieta z niego1 dla niego została stworzona; jednak kobieta nie jest niewolnicą mężczyzny, ale jego pomocnicą i towarzyszką w życiu, jest równą mężczyźnie jako kość z kości jego i ciało z ciała jego; (...) jest równa co do natury, tylko różna co do swego przeznaczenia". „W hexameronie, pomieszczonym w Genezie 1, 1-2, 4, (...) cały człowiek: mężczyzna i kobieta oboje razem i równocześnie są dziełem Boga Stworzyciela; oboje zostali stworzeni na

480 Tertulian, Apologetyk, d z . cyt., s. 42.481' J. Sajdak przytacza w przypisie 5 na s. 42 Apologetyku Tertuliana, dz. cyt.

336 Część I I I . Wśród wysokich cywilizacji

Page 265: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

t^zęsc ni. wsroct wysokich cywilizacji

obraz i podobieństwo Boże, i im obojgu razem i równomiernie dano władzę panowania nad światem. Tak samo w Genezie - 2, 21-24 - jedną jest ich misja: strzec, pilnować powierzonego ogrodu rajskiego oraz zachowywać jedne i te same przykazania"482.

Długo - stwierdza Księga Rodzaju w rozdziałach I-IV - trwała pierwotnie w życiu rodzin monogamia. Zakłócił ją dopiero Lamech. Mojżesz przedstawia jako pierwszy wypadek bigamię Lamecha. „Ten pojął dwie żony, imię jednej Ada, a drugiej Sella" (Rdz 4, 19). Ci, co odtąd coraz częściej degenerowali swe pożycie małżeńskie zbyt niską w nim wydajnością moralną, zostali wytępieni potopem. Noe ocalał: żył w monogamii on i jego synowie (Rdz 6, 13).

Koło roku 2000 przed Chrystusem, „w epoce Abrahama małżeństwo jest pod silnym wpływem (...) Egiptu i Mezopotamii"483. Później, w najstarszym okresie patriarchów, oddziaływanie wysoko cywilizowanego Wschodu na Hebrajów nie ustaje. Mimo to „małżeństwa patriarchów były n i e r o z e r w a l n e . Żony były traktowane na stopie równości (...). Panny nie są zamykane w domu (...), narzeczona decyduje sama o swym losie. (...) Okres patriarchalny nie zna rozwodów. (...) Dzieci zrodzone w małżeństwie, czy to z żony, czy ze służebnicy żony za jej zgodą, są jednakowo traktowane. W ścisłym znaczeniu n i e m a p o l i g a m i i . (...) Mojżesz ma jedną tylko żonę"484.

„Najstarszą ustawą Mojżesza jest dekalog oraz księga przymierza: dekalog zakazuje cudzołóstwa i pożądliwości obcej żony". Sam Bóg ujmuje się za żoną Mojżesza, gdy dokucza jej brat Mojżesza i jego siostra485. A więc „prawo przymierza było o wiele humanitarniejszym od obowiązujących praw w świecie orientalnym (...) sumeryckich, babilońskich, asyryjskich i hetyckich"13.

Księga Kapłańska (Kpł 20,10-15; 21, 9-10) - dba zdecydowanie o warunki eugeniczne i moralne dla małżeństw i rodzin. Wyznacza karę śmierci za pederastię i zawieranie małżeństw ze zbyt bliskimi krewnymi. Żąda od arcykapłana i jego rodziny jak najzdrowszych obyczajów: by arcykapłan

482 W. Michalski, Małżeństwo i formy małżeńskie w Biblii, w: Małżeństwo a Kościół, pr. zbiór., Warszawa 1934, s. 30-31.

483 Tamże, s. 34.484 Tamże, s. 35.485 Tamże, s. 39.

Page 266: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział X I I I . Próba pełnego humanitaryzmu

żenił się z dziewczyną o nieskalanym poziomie moralnym; spalić nakazuje córkę arcykapłana, jeśliby się poniżyła nierządem (por. Kpł 21, 9).

0 sprzyjający dla czci kobiety klimat obyczajowy w społeczeństwie dba w nie mniejszej mierze następna księga Mojżesza, Deuteronomium (Księga Powtórzonego Prawa). Jej zakazy i kary (rozdziały 20-25) pragną odciąć Izraelitów od niskich obyczajów, z którymi spotykali się teraz wśród ludów obcych.

Branka wojenna może zostać żoną, wolno ją rzucić, ale nie wolno jej sprzedać, ponieważ mąż „ją poniżył" odrzuceniem (por. Pwt 21, 14).

Męża posądzającego żonę, że w chwili ślubu nie była panną, karze się stu syklami grzywny (por. Pwt 22, 13-19).

Dziewczyna, jeśli zaręczona, ma obowiązek wołać ratunku, gdy grozi jej gwałt, inaczej kamienuje się ją. Jeśli niezaręczona, winny gwałtu musi się z nią żenić. Gwałciciela zaręczonej kamienuje się zawsze. Za udowodniony brak panieństwa przed ślubem - ukamienowanie żony. „Jeśliby mąż spał z żoną drugiego, oboje umrą". Dbano tak drapieżnie o wierność małżeńską, że cudzołóstwo karano tak samo jak odstępstwo od wiary - i to już w najdawniejszych księgach. Czuwano tak żarliwie nad godnością ko- biety-żony, że za jej ruch nieobyczajny, nawet w obronie męża, karano ją w pewnych wypadkach aż ucięciem ręki. Zabraniano nierządu religijnego rozpowszechnionego w świątyniach Wschodu już w tamtych czasach, jak również nierządu w ogóle: ale tak samo mężczyznom jak kobietom (por. Pwt 22, 22-29; 23, 17-18; 25, 11-12).

Natomiast w jednym widać słabość Księgi Powtórzonego Prawa: pozwala ona na rozwody: „Jeśli pojmie człowiek żonę i będzie ją miał, a nie znajdzie łaski przed oczyma jego dla jakiejś obrzydliwości, napisze list rozwodny i da w rękę jej, i puści ją z domu swego" (Pwt 24,1). Książeczkę rozwodową nazywano keritut. Mężowi rozwiedzionemu nie wolno się było żenić.

Ale w Piśmie Świętym „nie znajdujemy właściwie przykładu rozwodu (...), zatem widocznym jest, że prawo Deuteronomium XXIV, 1-4 - miało tylko znaczenie czasowe"486.

1 rzeczywiście. „Prorocy znają tylko jeden typ małżeństwa jako legalny i święty: monogamię. Stwierdza to przykład proroka Ozeasza, który swej żonie cudzołożnej nie daje rozwodu, tylko czasową separację"487. »

Hiob

486 W. Michalski, Małżeństwo i formy małżeńskie w Biblii, dz. cyt., s. 40.487 Tamże, s. 53.

341

Page 267: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

342 Część 111. Wśród wysokich cywilizacji

żyje w jednożeństwie, mimo że ma żonę nie dorastającą do jego wzniosłego charakteru (por. II, 8-10), nawet nie śmie myśleć o innej kobiecie (...), wszelki grzech nieczysty jest dla niego czymś strasznym"488. Według Malachiasza - działał około 450 roku przed Chrystusem - „nie ma takiej przyczyny, która by upoważniała do rozwodu (...); nie wolno zrywać małżeństwa w razie braku dzieci, bo celem małżeństwa nie tylko są dzieci (...); zatem coś wyższego niż pragnienie dzieci (...), coś duchowego: więc i małżeństwo bezdzietne może zadanie spełnić". Rozwód, to poniżenie żony, to gwałt wobec niej, bo kobietę stawiano o tyle wyżej od mężczyzny, że nie miała prawa do rozwodu, tylko mąż. Malachiasz „wyraźnie stwierdza (...) że Bóg nienawidzi wyrazu «rozwódź się» (...), że Bóg się pomści na tych, co doprowadzają do rozwodu"489.

„W epoce przed Chrystusem (...) wprowadzono przepis Ketuby": mąż zapisywał część majątku żonie przed ślubem. W razie rozwodu musiał go jej zwrócić. W ten sposób utrudniono rozwody bardziej skłonnemu do degeneracji odłamowi Żydów, którzy nie szli za prorokami, lecz korzystali z prawa do rozwodu, przewidzianego przez dawne Deuteronomium490.

To zjawisko, a prócz niego poligamia, choć bez porównania rzadziej występująca niż rozwody, to dwa najciemniejsze objawy poniżenia kobiety przez Izraela, to wpływ ludów okolicznych.

„Przeważna większość wypadków poligamii cytowanych w Biblii pochodzi z okresu między Mojżeszem i utrwaleniem się monarchii Izraelskiej. Poligamia zjawia się tam, gdzie panowały zwyczaje matriarchalne: w rodzinie Labana w Mezopotamii, w klanach judejskich i lewickich okresu Sędziów i Dawida", przeto w wiekach XI i X. „Księga Deuteronomium jedynie przy boku królów toleruje więcej żon"; podobnie jak „u Egipcjan, Hetytów, Mitanitów. (...) Prywatny zatem człowiek, w myśl Biblii, nie miał prawa do więcej żon; to prawo przysługiwało tylko królowi, względnie naczelnikom plemiennym"491.

Natomiast „w Biblii istnieje osobna książka poświęcona ideałowi małżeństwa jednego i nierozerwalnego" - ojca i syna: to Księga Tobiasza492.A „ta idealna rodzina nie jest czymś wyjątkowym. Stwierdzają to liczne ustępy w księgach Przypowieści, w Psalmach, w Hiobie, w księdze Koheleta, w księdze Ben Sirach"493.

Nie mogłaby, rzecz prosta, istnieć taka rodzina bez odpowiednio wysokich moralnie kobiet, a takie kobiety - bez idealnego do nich stosunku mężczyzn.

Biblia „wychowywała Izraelitów w wielkim poszanowaniu kobiety, jej misji i przeznaczenia". „Nie brak tu z jednej strony trzeźwych przestróg przed złymi kobietami, a z drugiej strony pełno postaci kobiecych o niezrównanej piękności duchowej i wielkości charakteru: Sara, Rebeka, Rachela (...), matka Samuela, matka Samsona, Rut, Tamar, Betsabe (...). W skład imion kobiecych wchodzi tak samo jak męskich imię Jahwe. Choć u Izraelitów nie była kobieta kapłanką" - zasadniczym terenem jej działalności był dom rodzinny - „ale spotykamy ją na najwyższych stanowiskach". Są prorokiniami - Miriam, Debora, Anna, Hulda. Są bohaterkami narodowymi: Jahel, Judyt, Estera. Nikt nie wypowiedział w literaturze świata większej pochwały na cześć gospodarnej niewiasty - żony niż Księga Przypowieści w pieśni zaczynającej się od słów „Niewiastę mężną któż znajdzie?" A kto i gdzie lepiej ocenił w tamtych starożytnych czasach - dostojeństwo kobiety samotnej, bezdzietnej o najwyższym poczuciu godności osobistej, niż autor Księgi Mądrości: „Szczęśliwa jest niepłodna i niepokalana, która nie poznała łoża w grzechu" (Mdr 3,13)?494 Biblia aż się roi od problemów

488 Tamże, s. 59.489 Tamże, s. 56; por. Ml 2, 13-15, por. Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, tłum. ks. J. Wujek, dz. cyt. - przypisy, s. 1062.

490 W. Michalski, Małżeństwo i formy małżeńskie w Biblii, dz. cyt., s. 65.491 Tamże, s. 52-53.492 Tamże, s. 58.493 Tamże, s. 58-59.494 Tamże, s. 57, 59, 66.

Page 268: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

343

rodzinnych. Przedstawia nawet związek synagogi z Bogiem jako symbol małżeństwa.

Znali Izraelici urok życia na łonie rodziny: wiemy to z Księgi Tobiasza. Czuli smak szczęścia małżeńskiego, dostrzegali jego nieobjęte perspektywy, jak żaden przed nimi naród: skoro umieli dać wyraz tęsknocie do tak pojętego małżeństwa w sposób równie realistyczny, co uduchowiony w Pieśni nad pieśniami i w Pieśni weselnej synów Korego, czyli w Psalmie 44. Co więcej, znani będą, hen, aż po nasze prawie czasy, po wiek XX - z czaru życia domowego - we wszystkich zakątkach świata, gdziekolwiek zawędrują do obcych ludów jako prości ubodzy ludzie.

Z tych rodzin izraelskich i podobnych im pogańskich brało wyznawców najwcześniejsze chrześcijaństwo, by z tej gleby wyzwalać dalsze pokłady wyższej jeszcze jakości moralnej.

Chrystus mógł zaliczyć małżeństwo do wielkich źródeł łaski - sakramentów, ponieważ wielkie są możliwości czysto ludzkie wydobywania na jaw z siebie nowych pokładów moralnych właśnie w małżeństwie. Łaska sakramentu gwarantuje potęgowanie tych możliwości, by sytuacje o charakterze moralnym, na jakie się tam natrafia, móc rozwiązać na poziomie coraz to ofiarniejszego oddawania się żony na usługi męża, męża - na usługi żony, obojga na usługi dzieciom.

Perspektywy te, a zwłaszcza ich bogactwo, mogą jednak ominąć człowieka już choćby wtedy, jeżeli istnieją rozwody. Rozwody zubożają buj- ność szlachetnego życia, bo ograniczają ilość zadań małżeńskich do kręgu zbyt łatwych do rozwiązywania, wygodnych sytuacji. Powodują miękkość życia małżeńskiego, jego niedorozwój. Nie pozwalają na cały bezmiar jego motywów, niespodzianek, nie planują pełnej jego nieograniczoności. Przerywają wspólnotę małżeńską, wprawdzie w trudnym jej punkcie, ale właśnie dzięki temu w niezwykle odtąd interesującym, bardzo nowym terenie; w miejscu startu małżeństwa do jeszcze nieznanych, dalszych, niezmiernie twórczych jego możliwości. Zwężają przez to aż do przesady zakres kultury wspólnoty małżeńskiej. Pełny rozwój ludzkości na pewno iść powinien na granicach od małżeństw nieskończenie szczęśliwych do skończenie nieszczęśliwych, lecz zawsze sobie wiernych - przynajmniej po stronie jednego z partnerów. Kto skraca te granice, pomniejsza małżonków o te wartości, jakie wyzwoliliby z siebie - mąż, żona - gdyby podejmowali ryzyko kontynuacji współżycia w każdym wypadku nawet najmniej spodziewanej sytuacji. Bo i ich osobisty pełny rozwój od tego zależy.

Kluczem do otwierania w swym małżeństwie nowych światów jest wierność.Wierność pozwala nam na odkrywanie ciągle nowych Ameryk we wspólnocie

mężczyzny i kobiety, na rozszerzenie niejako ustawiczne wszechświata małżeńskiego. Rozwód przerywa życie tej epopei, tej historii dwojga ludzi, jedynej, niepowtarzalnej, w najciekawszym punkcie jej dziejów.

Wyobraźmy sobie, jak przerażająco zubożyłaby się ludzkość, gdyby Adam i Ewa po wyjściu z raju, z sytuacji tam łatwych, wygodnych, rozeszli się! A przecież było to odtąd małżeństwo nieszczęśliwe! Tak idealnie nieszczęśliwe, jak jego rodzina: ludzkość.

Nie przeczuwamy, co może dać małżeństwo trudne i wręcz nieszczęśliwe. Jego wartość polega na tym, że wymaga co najmniej od jednego ze współmałżonków niezwykle wysokiej wydajności moralnej, która nie tylko podtrzymuje nadal wspólnotę małżeńską, ale właśnie u tego wartościowszego małżonka potęguje poczucie wspólnoty, a przez wyzwalane wartości etyczne wzbogaca ogólny kapitał krążących w społeczeństwie sił moralnych.

Te możliwości stanęły otworem do zdobycia dla mniej udanych małżeństw od kiedy Chrystus zniósł furtkę do rozrywania związku małżeńskiego, przewidzianą przez Księgę Powtórzonego Prawa.

Tym samym usunął także okazję do poniżania żony przez męża.Nie poniżył też kobiety: by nadać jej takie prawa do rozwodu, jakie miał

mężczyzna. Chrystus jest maksymalistą, gdy chodzi o perspektywy współżycia

Page 269: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

344 Część 111. Wśród wysokich cywilizacji

mężczyzny i kobiety. Tak jak sam był maksymalistą we współżyciu z ludźmi swoich czasów. Nie przeszkadzało Mu, na przykład, gdy Go przybijano do krzyża, uważać oprawców za przyjaciół „nie wiedzących, co czynią". Dopiero Chrystus nam odkrył, że sam Bóg osobiście łączy męża i żonę podczas ślubu, tylko brak wytrwałości ludzkiej przerywa tę wspólnotę. „Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozłącza" (Mt 19, 6). Chrystus przy tym powołuje się na Prawo Boże: „Na początku nie było tak" (Mt 19, 8). Prawda tego zdania zdumiewa nas dziś, gdy to samo zaświadcza obecna etnologia.

Chrystus zna delikatność psychiczną, nerwową pewnych osób, które nie mogłyby się zdobyć na fizyczne współżycie z cudzołożnym mężem czy żoną, dlatego dopuszcza w razie cudzołóstwa - w tym jedynym wypadku - separację. „A powiadam wam, że ktobykolwiek opuścił żonę swoją, z wyjątkiem przyczyny rozpusty, i pojął inną, cudzołoży" (Mt 19, 9).

Ale małżeństwo i wówczas trwa, miłość, wierność i uczciwość małżeńska obowiązuje wobec cudzołożnego małżonka, małżonki. Separacja stwarza jedynie szerszy dystans fizyczny między małżonkami. Nic więcej. Bo wspólnota małżeńska nie ustaje wraz z separacją, tylko przenosi się na mniej uchwytną materialnie płaszczyznę, choć nie mniej konkretną, nadal bliską, a raczej właśnie wtedy umożliwiającą - psychicznie - zbliżenie maksymalne, i zawsze zobowiązującą do czujnej, serdecznej pomocy. Wszak właśnie podczas separacji jest bardzo łatwo osobie opuszczonej, a słabszej moralnie, wpadać w nowe zdrady, w nieczystość. To wskazuje, by separowani ograniczali dystans fizyczny do minimum w czasie i przestrzeni, a jednocześnie starali się o najtkliwszą więź duchową. Żoną się nie gardzi, ni mężem: niezależnie od ich poziomu moralnego i jakości fizycznej. Przynajmniej żoną, mężem: przynajmniej tą jedną osobą spośród dwu miliardów ludzi. Kto nie składa egzaminu wierności, ten nie wystar-tuje do pełni człowieczeństwa. Bo wierność ta to dopiero minimum hu-manitaryzmu. Trzeba bowiem choć wobec jednego człowieka na świecie być wiernym aż do śmierci, choćby do śmierci z powodu niego krzyżowej. Dlatego przez wierne małżeństwo osiąga człowiek największą godność w oczach swej żony, swego męża. Godność tę, z kolei, nadaje sam mężczyzna swej żonie, żona mężowi - przez wierność. Ślub małżeński jest tedy wstępem do niesłychanego wywyższenia człowieka. A to wywyższenie drugiej osoby wyzwalają sami z siebie - mąż i żona - dzięki wierności. Ten fakt plus wierność naturze w pożyciu cielesnym - a nie dzieci - sprowadza największą wydajność moralną małżeństwa.

Cały bezkres programu pozytywnego i w okolicznościach separacji i normalnego pożycia małżeńskiego odsłania następnie Paweł Apostoł w Liście do Efezjan: „Mężowie miłujcie żony wasze, jako i Chrystus umiłował Kościół i wydał zań samego siebie: aby go uświęcić obmyciem wodą w słowie żywota. I zgotował sobie Kościół pełen chwały, nieskalany i bez zmazy, bez czegokolwiek, by mu ujmę przynosiło, święty i niepokalany. Tak mężowie mają miłować swe żony jak własne ciała. Nikt bowiem jeszcze nie miał w nienawiści ciała swego, ale je żywi i pielęgnuje, jak i Chrystus Kościół" (Ef 5, 25-29)495.

Kobieta jest równa mężczyźnie, ponieważ wszyscy „jesteśmy członkami ciała Jego, z ciała Jego i z kości Jego" (Ef 5, 30). „Czy tedy mężczyzna, czy kobieta, każdy jest cząstką ciała Chrystusa. Nie ma więcej nierówności, bo „nie masz mężczyzny, ani niewiasty. Albowiem wszyscy wy jedno jesteście w Chrystusie Jezusie" (Ga 3, 28).

Ale małżeństwo, chociaż złożone zaledwie z dwu i to równych w oczach Boga osób, jest wszakże instytucją, a na czele każdej organizacji ktoś stać musi; tak jak najbardziej choćby idealna demokracja nie wyklucza prezydenta: przeto „mąż jest głową żony", a „żony mężom swym we wszystkim poddane być mają" (Ef 5, 22-24).

Lecz na jakim poziomie ma sprawować swe kierownictwo mąż wobec żony? Otóż „mąż jest głową żony jako Chrystus jest głową Kościoła, ciała swojego,

495 Cytaty z Nowego Testamentu autor podaje za: Pismo Święte Nowego Testamentu, tłum. ks. E. Dąbrowski, Poznań-Warszawa-Lublin 1946.

Page 270: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

345

którego jest Zbawicielem. A jako Kościół poddany jest Chrystusowi, tak też żony mężom swym we wszystkim poddane być mają" (Ef 5, 23-24).

Zatem: władzę swą ma mąż sprawować wobec żony na poziomie Chrystusa, na poziomie miłości Chrystusa do Kościoła. I uległość kobiety

Page 271: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział X I I I . Próba pełnego humanitaryzmu

w takich granicach ma się wyrażać, jak uległość Kościoła Chrystusowi. W porównaniu z tym cóż za ubóstwo koncepcji platońskiej, gdzie żonie przydziela się męża, a mężowi żonę - dla stosunków seksualnych i porodów! Tudzież, gdzie mąż i żona mają nie dłużej w tych związkach wytrzymywać z sobą jak rok!

Owszem, wysuwa Platon miraż miłości idealnej, ale mężczyzny do chłopaka. Homoseksualistów ma wtedy na myśli. Od tego szczebla ma się wznosić miłośnik po szczyt, by „zobaczyć piękno samo w sobie nieskalane, czyste, wolne od obcych pierwiastków, nie splamione ludzkimi wnętrznościami i barwami, i wszelką lichotą śmiertelną, ale to nadświato- we, wieczne, jedyne, niezmienne piękno samo w sobie"496.

A któż z ludzi wyżej uszanował macierzyństwo kobiety niż Apostoł Paweł, gdy powiada, że niewiasta „zbawiona będzie przez rodzenie dziatek, byleby trwała w wierze i miłości, i w uświęceniu ze skromnością" (1 Tm 2, 15)?

Jednocześnie to samo chrześcijaństwo odsłoniło szerzej niż jakakolwiek przedtem religia możliwości sublimacji25 instynktu rozmnażania, prościej mówiąc: powściągliwości płciowej i całą użytkowność społeczną takiej sublimacji. Mianowicie, gdy Chrystus pouczał, że małżeństwo rozwiedzionego, to cudzołóstwo, rozgoryczeni uczniowie wyrazili się, że w takim razie „lepiej się nie żenić". A On im na to, że „są trzebieńcy, którzy takimi się z żywota matki narodzili, i są trzebieńcy, których takimi ludzie uczynili, i są trzebieńcy, którzy się sami na to skazali dla Królestwa niebieskiego, Kto może pojąć, niechaj pojmuje" (Mt 19, 12).

Można odczytać w tym zdaniu, że sublimacja tym bardziej się uda, im wtedy wyższej społecznie idei poświęci się wstrzemięźliwy, im więc zarazem bardziej z własnej woli pełnić będzie obraną przez siebie służbę społeczną. A ponieważ sublimować powinni separowani i bezżenni, tym samym na nich spada ów podatek ideowej służby „dla Królestwa niebie

496 Platon, Fajdros, dz. cyt., s. 75-79 i in.; Uczta, dz. cyt., s. 116.

347

Page 272: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

skiego". I na wszystkich, którzy żyją w małżeństwie, lecz regulują potomstwo planując jego mniejszą niż spontaniczna liczbę, ponieważ też wtedy stosują wstrzemięźliwość. W ten sposób Chrystus nałożył pewien kontyngent pracy ideowej na wszystkich, którzy są normalnie rozwiniętymi seksualnie osobnikami, lecz czy to czasowo, czy dozgonnie nie chcą, bądź też nie powinni korzystać z przyjemności życia płciowego. Podobnie jak - w tymże zdaniu - obciążył małżeństwo, zdrowe, płodne, normalne, już to wydawaniem na świat dzieci, już to, gdyby ono świadomie pomniejszało liczbę potomstwa - obowiązkiem sublimacji; czyli negatywnie: wstrze-mięźliwości, a pozytywnie: jakiejś w tym czasie intensywnej pracy „dla Królestwa niebieskiego". A więc w żadnym wypadku - zwyrodnianie intymnego pożycia przez praktyki podobne do Onana oraz przez zabijanie dzieci poczętych czy już urodzonych!

Etyka jasna i trudna. Jak każde zdrowe rozwiązania. Jak wszelka droga w górę.W tym właśnie kierunku szły odtąd wszystkie najszlachetniejsze z natury

małżeństwa, jakie zdołały się jeszcze uchować wśród ludów imperium rzymskiego, od czasu, gdy przyjmowały chrzest. Przeciwnie, odłam ówczesnego społeczeństwa złożony z innych małżeństw wymierał i degenerował się, nie wiadomo czy bardziej z braku dzieci i wierności, czy z niedowładu moralnego swych małżeństw, które nie ćwiczyły się w trudnym współżyciu, lecz wybierały rozwody; nie włączały do programu zadań swego małżeństwa pracy „dla królestwa niebieskiego", ilekroć nie chciały nowego dziecka; natomiast imały się środków prewencyjnych lub przerywały ciążę, bądź podrzucały i zabijały potomstwo. Na skutek tego nie dopuszczały do wywiązania się w ich małżeństwach ogromnych energii moralnych i o sumę tych wartości zubożały energie moralne swego społeczeństwa. Wprawdzie i takie pary małżeńskie wywoływały ze swego współżycia pewną ilość sił moralnych, tak jak to daje każda nawet najniższa moralnie wspólnota, ale za wątłe to były siły, by złożony z takich gniazd małżeńskich odłam społeczeństwa nie kroczył ku zagładzie. Od czasu chrześcijaństwa wszędzie, na wsi, w mieście, na prowincji, ba, na tej samej ulicy - obok obozu śmierci, kwitnął obóz życia, złożony ze zdrowych moralnie małżeństw. Chrześcijaństwo musiało zwyciężyć, bo bardziej się rozradzało i było silniej radioaktywne moralnie.

„Podczas, gdy wasza ręka nas pożyna - mówi Tertulian do przedstawicieli władz państwa rzymskiego - my się rozmnażamy. (...) Jest nas coraz więcej, ilekroć kosicie nas". I wyjaśnia, skąd ta mnożność: że „nasieniem

Page 273: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział Xlii. Próba pełnego humanitaryzmu

jest krew chrześcijan"497. Ale działało tu i co innego: o wiele większa dzietność rodzin chrześcijan niż pogan. Zresztą, tenże autor pisze, acz z przesadą: „Od wczoraj jesteśmy, a wszystko, co macie, już zapełniliśmy: miasta, wyspy, kasztele, miasteczka, rady miejskie, nawet wojskowe obozy, cechy w Rzymie i na prowincji, pałac, senat, forum. Wam zostawiliśmy tylko świątynie!"498.

Źródła tej siły wyjaśnia Minucjusz Felix (Oktavius, XXI, 5), gdy powiada o chrześcijanach: „My (...) w okowach jednego małżeństwa chętnie zostajemy, z chęcią zostawienia potomstwa albo jedną kobietę znamy albo żadnej. (...) Wielu jest takich, co skromni w rozmowie, jeszcze skromniejsi ciałem, wieczne dziewictwo bez skazy noszą wcale tym się nie chełpiąc. Tak wreszcie daleka jest wszystkim chęć kazirodztwa, że niektórych nawet czysty związek wstydem oblewa. (...) Waszą liczbą - mówi do pogan (XXV, 6) - przepełnione są więzienia, z chrześcijan nie ma tam ani jednego, chyba męczennik za swą religię, albo apostata"499. Pierwsi chrześcijanie nie tylko więc wyznawali wiarę chrześcijańską, oni także praktykowali moralność chrześcijańską.

I dbali o warunki materialne dla swych rodzin bardziej dzietnych. Nie było o to trudno w wiekach I i II, w dobie kwitnącego stanu gospodarczego państwa, gdy poza tym pomagało małżeństwom wielodzietnym samo państwo ustawami Augusta i Nerwy.

Trudności się zaczęły w wieku III, a spotęgowały się, zwłaszcza na Zachodzie, w wieku IV, V i VI. Bądź co bądź, każda nawet najuboższa rodzina mogła liczyć, że współwyznawcy zapewnią jej minimum egzystencji, a przynajmniej, że podzielą się z nią tym, co sami posiadają.

Ofiarność ta, oczywiście, miała okresy wahań, jak wszystko co ludzkie. Wystrzeliła najwyżej za czasów Apostołów, gdy wśród chrześcijan „nikt z nich tego, co miał, swoim nie nazywał, ale wszystko mieli wspólne. (...) Bo nie było między nimi nikogo w niedostatku. Albowiem ci, którzy posiadali rolę albo domy, sprzedawali je, a przynosili zapłatę za to, co sprzedali, i składali u stóp Apostołów. I wydzielano każdemu, ile komu było potrzeba" (Dz 4, 34-35).

Później, „ze wzrostem liczby wiernych zastosowano inne formy czułej i troskliwej opieki nad ubogimi i dotkniętymi niedolą wszelaką". Ale wy

497 Tertulian, Apologetyk, dz. cyt., s. XCVII.498 Tamże, s. 152.499 Tamże, s. 47.

349

Page 274: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

349 Część 111. Wśród wysokich cywilizacji

chowując chrześcijan do współodpowiedzialności za warunki materialne wszystkich wyznawców, Kościół II, III i IV wieku zawsze wskazywał na czasy Apostołów500.

Bodaj jednak bardziej niż o warunki gospodarcze starał się Kościół0 warunki moralne, które by sprzyjały wysokiej wydolności etycznej po-szczególnych małżeństw. Obyczaje gminy chrześcijańskiej miały stanowić klimat, w którym mogłaby dojrzewać względnie łatwo wysoka etyka pożycia małżeńskiego. Dlatego wyłączano poza obręb Kościoła notorycznie niepoprawnych.

Tertulian mówi: „Także z naszego grona niejeden wyłamuje się poza reguły nauki. Tak, ale ci przestają być u nas uważani za chrześcijan". I na odwrót: przyjmowano każdą Magdalenę czy celnika, jeżeli decydowali się szczerze na postępowanie zdrowe moralnie. Ta elastyczność gorszyła pogan: „Taka baba, rozpustna, ladacznica! - wołano - Taki parobek, hulaka, uwodziciel! I tacy wstąpili do bractwa chrześcijan!"501.

Słowem: należenie do Kościoła obowiązywało wtedy w mierze bardzo poważnej do dużego wysiłku w rozwiązywaniu sytuacji o charakterze moralnym, a przede wszystkim - do obyczajności i szacunku pełnego humanitaryzmu dla dziewczęcia, dla żony i dla dziecka, zarówno poczętego, jak i urodzonego.

„Ponieważ dla nas - mówi Minucjusz Félix (XXXVII, 11) - obyczajność1 wstydliwość jest miernikiem wartości człowieka, dlatego słusznie trzymamy się z dala od waszych przeklętych rozkoszy, od waszych pochodów i teatrów. (...) Na wyścigach w cyrku któż nie patrzy z przerażeniem na szał zwalczającego się tłumu, a w czasie walk gladiatorów na zawodowe mordowanie ludzi? Także na scenicznych przedstawieniach szał nie mniejszy, demoralizacja jeszcze większa: gdyż tu opowiada komediant o rodzajach cudzołóstwa, albo je przedstawia, tam znów zniewieściały aktor przedstawiając miłość zmysłową, budzi w widzach namiętność, on to obdziera ze czci waszych bogów ubierając ich w czyny szpetne, westchnienia miłosne, wybuchy nienawiści"31. „Ani w mowie, ani w patrzeniu, ani w słuchaniu nie mamy nic wspólnego z szaleństwem cyrku, z bezwstydem teatru, z okropnościami areny, z próżnościami atletycznych popisów na palestrze (...); my gardzimy tym, co wam się podoba"502.

500 K. Pękala, Caritas we współczesnej pracy duszpasterskiej, Tarnów 1939, s. 48-49.501 Tertulian, Apologetyk, dz. cyt., s. 16.502 Tertulian, Apologetyk, dz. cyt., s. 155.

Page 275: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział X I I I . Próba pełnego humanitaryzmu

Czyli: chrześcijanie nie brali udziału w tworzeniu i konsumowaniu tak kultury, jak sztuki osłabiającej moralnie. Nie pozwalali się nadwątlać sugestiami nędznych etycznie, a pięknych artystycznie wytworów kulturowych. Tak jak nie rozróżniali między brzydką fizycznie a piękną ladacznicą - na korzyść bardziej przystojnej. Owszem rozumieli, że im piękniej podana sugestia życia nieetycznego, tym pewniej łamie kręgosłup moralny widza, czytelnika i współtwórcy takiej kultury i sztuki.

Tak samo z nieprawdopodobną konsekwencją nie pozwalali osłabiać w małżeństwie szacunku dla życia dziecka, dla instynktu rodzicielskiego i naturalności w pożyciu intymnym.

Księgi pokutne Kościoła z pierwszych wieków i później podczas całego pierwszego tysiąclecia chrześcijaństwa „wyznaczają za te przestępstwa kary tak wielkie, że musiały one wstrząsnąć sumieniami i zreflektować zamierzających je popełnić"503.

„Kobieta, która dobrowolnie zabija dziecko swoje, niechaj pokutuje lat 22. Jeżeli pije odwar z ziół albo używa innych środków, żeby nie mieć dzieci, niech pokutuje lat 10" (Penitentiale Laurentianum)34.

„Jeżeli jakaś kobieta poczęła w cudzołóstwie i płód zabiła, niech odbywa pokutę bardzo ciężką przez lat dziesięć. Później zaś po wszystkie dni swojego żywota niech jeden dzień w tygodniu przepędza o chlebie i wodzie. Nawet nadzwyczajna uroczystość nie zwolni jej od tej pokuty. A Komunię Świętą może przyjąć dopiero na łożu śmierci" (Penitentiale Arundel)504.

„Jeżeli ktoś będzie się dopuszczał nierządu z kobietami i zabije to, co się urodzi, i spowoduje poronienie, niech pokutuje przez lat dwadzieścia" (Penitentiale Valicellanumy6.

„Kto próbuje zgładzić swoje dziecko, czy to spłodzone w cudzołóstwie, po urodzeniu, bądź jeszcze w łonie matki, może być dopuszczony do przyjęcia Komunii Świętej dopiero po siedmiu latach. Całe jednak życie jego powinno być pełne łez i pokory" (synod w Lerida, rok 524, może 546)505.

„Kobiety które spędzają owoc swojego żywota, powinny ponieść karę jako morderczynie; natomiast należy osądzać łagodniej te, które bezwiednie, we śnie zaduszą swoje dziecię" (synod w Wormacji, rok 868)506.

Oczywiście podlegał tym karom tylko ten, kto tego chciał: kto więc szedł do spowiedzi i po otrzymaniu od spowiednika takiej pokuty zechciał ją wypełniać. To, rzecz jasna, ograniczało liczbę dzieciobójców, którzy żałowali swego czynu, ale czyniło to również ten rodzaj ekspiacji tym bardziej wychowawczym. Przymus kar wobec takich przestępców mogło stosować jedynie państwo i dzięki temu zmuszać wszystkich obywateli do okazywania takiego szacunku dla człowieka poczętego i narodzonego, jak dla dorosłego.

Istotnie z czasem zaczęło i państwo oceniać z całym humanitaryzmem człowieczeństwo dziecka.

„W średniowieczu karano dzieciobójczynie równie ciężko, a nawet czasami ciężej niż pospolitych morderców, jako za czyn niechrześcijański, nieludzki i popełniony na istocie bezsilnej". Matkę, „która zabiła swego noworodka, topiono w worku", a gdzie nie było wody, można było winną „żywcem zagrzebać lub stracić przez ścięcie głowy" lub „rozszarpać zbrodniarkę kleszczami"507. Mniej więcej zabijano wtedy matkę tak, jak ona sama przedtem swe dziecko: tyle że ona była tu winna, a jej ofiara - dziecko - było niewinne. Zwłaszcza rozszarpanie

503 K. Pękala, Caritas we współczesnej pracy duszpasterskiej, dz. cyt., s. 215.504 Tamże.505 Tamże.506 Tamże.

507 W. Dżułyński, Dzieciobójstwo w świetle postępowania sądowo-karnego w X V I I I stuleciu, Warszawa 1948, s. 22-23.

Page 276: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

348 Część 111. Wśród wysokich cywilizacji

matki kleszczami przypominało żywcem tak zwaną dziś „skrobankę" dziecka poczętego.

„Takie kary za zbrodnie dzieciobójstwa utrzymały się w Niemczech do połowy XVIII stulecia (edykt Karola V, tzw. Carolina, Fryderyka Wilhelma I, statut hamburski i inne).

Jeszcze w roku 1765 wydał król pruski Fryderyk Wielki edykt, mocą którego każda dzieciobójczyni podlegała karze śmierci przez ścięcie mieczem, niezależnie od tego czy spowodowała śmierć swego dziecka przez zadanie obrażeń, czy przez zaniedbanie. (...) Również kara śmierci była wymierzona, gdy kobieta rodziła w warunkach nieodpowiednich i w związku z tym nastąpiła śmierć dziecka. (...) W końcu w myśl tego edyktu samo zatajenie porodu przez kobietę niezamężną, mimo że dziecko żyło, było karane 6-letnim więzieniem"508.

Podobnie postępowano w innych krajach. I tak, we Francji karano dzieciobójstwo również śmiercią, odrąbując poprzednio rękę"509.

Rozetzwf Alil. frooa pemego numanuaryzmu

„W Danii (...) za dzieciobójstwo publicznie wieszano"510.„W Austrii kodeks Ferdynanda i Leopolda stosował także karę śmierci, a

ułaskawienie na dożywotnie więzienie mogło być stosowane tylko wówczas, gdy zbrodnię popełniła niepełnoletnia dziewczyna za namową swej matki"511. Odbycie potajemnie porodu przez kobietę niezamężną, zakończone śmiercią noworodka, było karane więzieniem od lat 10 do kary śmierci, chyba że matka zdołała udowodnić, że dziecko zmarło śmiercią naturalną". W roku 1724 za samo uzasadnione podejrzenie zabójstwa noworodka „praski trybunał apelacyjny skazał matkę tego dziecka na pół roku ciężkiej pracy w łańcuchach o chlebie i wodzie"512.

Współpraca Kościoła i państwa nad wychowaniem społeczeństw europejskich do integralnego szacunku dla dziecka załamuje się w wieku XVIII.

Zbyt wielu kobietom z arystokracji, przewodzącej narodom XVIII wieku, zależy teraz na ukryciu ciąży, obyczaje bowiem tych sfer zaczynają się cofać i przypominają czasy sprzed dwu tysięcy lat: z końca republiki rzymskiej.

Jednocześnie, tak jak za czasów Cezara czy Peryklesa, kobiety o typie heter wywierają decydujący wpływ w życiu towarzyskim ówczesnej elity umysłowej i, oczywiście, urabiają poglądy na małżeństwo, macierzyństwo, dziecko poczęte i rodzinę, cofając szacunek dla kobiety i dziecka - o dwadzieścia i więcej wieków. Wydajność moralna małżeństw tych sfer maleje przerażająco.

Kurczy się też wraz z tym u młodzieńców i dziewcząt ze sfer rządzących potencjał tych sił moralnych, w które dawniej zaopatrywała się młodzież przez miłość pełną szacunku dla osoby drugiej płci. Im bowiem bardziej umiał się kto z młodych ludzi zdobyć na większy szacunek, tym właściwsze powodował poczucie dystansu między sobą a człowiekiem kochanym, przy jednoczesnej z nim przyjaźni; tym więc bardziej rozszerzał zakres możliwości dla sublimacji instynktu rozrodczego; przeto tym bardziej wzbogacał kulturę erotyczną i czynił ją tym intensywniej pobudzającą moralnie. Obecnie, w XVIII stuleciu, sublimację ograniczono nieomal do samych konwenansów towarzyskich, za którymi bezpośrednio - jak w dawnej Grecji czy Rzymie - dopuszczano się zwykłej, ordynarnej rozpusty, często kazirodczej w tym stuleciu.

508 Tamże, s. 23-24.509 Tamże, s. 24.

510 Tamże, s. 25.511 Tamże, s. 24.512 Tamże, s. 12-14.

Page 277: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

354

Łącznie z tym musiał wyjść z tychże klas społecznych atak na dziecko poczęte i dziecko w ogóle, na kobietę obyczajną i żonę wierną, na małżeństwo twórcze, ba, na samą naturalność aktu płciowego. W miarę jak rozszerzała się oświata, dobrobyt i nadawanie coraz to większym odłamom społeczeństwa równych praw z arystokracją, zniżały się emancypujące się klasy społeczne do poziomu moralnego sfer decydujących. Tym samym atak na dziecko i małżeństwo twórcze musiał nabierać siły ofensywy generalnej wszystkich warstw społecznych. Sprzyjał temu wielki, znany nam już, nagły wtedy wzrost ludności Europy. Wydawało się wówczas, że nawet przy minimum obyczajności będzie ludzi zawsze aż nadto i sił moralnych pod dostatkiem. Echa tego, tyle że spotęgowane, widzimy dziś w połowie wieku XX, gdy nie ma chyba państwa wśród narodów europejskiego kręgu kulturowego, gdzie prawo nie pozwalałoby w pewnych okolicznościach zabijać dzieci poczętych i by jednocześnie nie tolerowało masowego poza tym ich mordowania w łonach matek513.

Tak samo zmniejszono szacunek dla dziecka już urodzonego: bo teraz prawo nie karze za jego zabicie tak, jak za mord dokonany na człowieku dorosłym. Pomniejszono też szacunek dla kobiety, gdyż wszędzie pozwala się na rozwody: to znaczy, nie uznaje się kobiety za godną towarzyszenia mężczyźnie przez całe życie. A nie zmienia tu nic fakt, że kobiecie przyznano to samo prawo do rozwodu co mężczyźnie, ponieważ w ten sposób poniżono kobietę do poziomu mężczyzny żądającego rozwodu; do poziomu mężczyzny, który nie chce współżyć z kobietą aż do zgonu. Takie równouprawnienie nie jest pozytywne, bo równa w dół.

Co gorsza, popchnięto matkę, by zabijała własne dzieci poczęte, gdy jej grozi z powodu ciąży śmierć lub choroba: zalegalizowano bowiem w tych wypadkach sztuczne przerywanie życia takim dzieciom. Tym samym stoczono lekarzy i medycynę na tory zawodowego dzieciobójstwa: bo lekarzom kazano przerywać życie dzieci poczętych. Podobnie zdegradowano sądy, pozwalając prokuratorom na wydawanie wyroków śmierci na pewne kategorie dzieci poczętych: na dzieci pochodzące z gwałtu, z kazirodztwa, na dzieci dziewcząt nieletnich, dzieci o przewidywanym kalectwie fizycznym czy psychicznym.

Wprawdzie zrównano kobietę i mężczyznę w prawach do majątku, wy-kształcenia, zawodu i w uprawnieniach politycznych, ale z tym większą zaciekłością zaatakowano ją w sztuce jako wierną żonę, jako obyczajną dziewczynę. Tu zdeprecjonowano do minimum wartość kobiety - twórczej jako żony i matki, tudzież dziewczęcia o pełnej godności osobistej. Sztuka modna nie widzi takiej kobiety, nie opiewa jej piękna, tak samo jak piękna jej dziewczęcej czystości moralnej, piękna macierzyństwa, piękna dziecka czy małżeństwa twórczego. Co prawda, nie można tak oceniać całej sztuki począwszy od XVIII wieku, ale modna w tych wiekach i dziś sztuka nigdy inną nie była. I dalej nie jest.

To znaczy, że od XVIII stulecia przestajemy szanować uczciwą kobietę.A sztuka wywiera daleko większy wpływ niż prawo. I dokładniej wyraża

istotną postawę społeczeństwa: wszak nieuznawana powszechnie sztuka, nieoklaskiwana nie mogłaby istnieć. Toteż spoza fasady z walk0 wolność i równość ludzi od trzech stuleci, spoza całkowitego rów-nouprawnienia kobiet w wieku XX, spoza potopu instytucji dla matki1 dziecka w naszym stuleciu - sztuka ostatnich trzech wieków demaskuje, jak w gruncie rzeczy niski staje się w tych latach istotny stosunek narodów europejskiego kręgu kulturowego do kobiety twórczej moralnie i do bezbronnego dziecka. Sztuka ta w swych zainteresowaniach, sympatiach i hołdach nawet nie zrównała dotychczas ani dziecka poczętego - w prawach do życia z człowiekiem dorosłym, ani dziewczyny szanującej swą kobiecość z nieszanującą się, ani

513 Por. ustawodawstwo w tej dziedzinie państw europejskiego kręgu kulturalnego w dziele M. M. Raiter, Avortement Criminel et Dépopulation, Examen de la loi de cor- rectionnalisation (Etude de Sociologie Criminelle), Paris 1925.

Page 278: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

355

kobiety-żony - chociażby z ladacznicą, ni kobiety pełnej czci dla życia każdego swego dziecka poczętego - z dzieciobójczynią. Stąd, z kolei, osłabiający wpływ sztuki europejskiej na wydajność moralną i populacyjną narodów naszego kręgu kulturowego.

Nie tyle prawo, ile sztuka mówi o pozycji dziecka i kobiety w społeczeństwie, o jego szacunku dla czegokolwiek lub kogokolwiek.

Atak na integralny humanitaryzm wobec kobiety i dziecka rozpoczął się w XVIII wieku od napadu na ustawodawstwo o dzieciobójstwie.

W roku 1766 popiera Heimburg, publicznie nurtujące już wśród ogółu, zapatrywanie, że tylko w razie zabicia noworodka zdolnego do życia - powinno się stosować wysoki wymiar kary; natomiast gdy matka zabija swe niezdolne do życia dziecko, ratując w ten sposób swą cześć, wyrządza mniejszą szkodę, przysługuje jej tym samym lżejsza kara514.

514 W. Dżułyński, Dzieciobójstwo w świetle postępowania sądowo-karnego w X V I I I stuleciu, dz. cyt., s. 24.

Page 279: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

356

Heimburg usiłuje tu wprowadzić mniejszy szacunek dla dziecka słabszego niż dla silniejszego. Zamiast na odwrót. Podsuwa też kobiecie myśl, by jako ciężarna osłabiała zdrowie dziecka w swym łonie, to zmniejszy sobie karę, gdy potem zabije je po wydaniu na świat. I co najgorsza: zamordowanie dziecka podnosi do rangi obrony czci niewieściej.

Pestalozzi (żył 1746-1827) „domaga się stanowczo zniesienia kary śmierci za dzieciobójstwo, uzasadniając to tym, że groźba takiej kary nie jest w możności zapobiec zbrodni: cóż ma bowiem począć brzemienna dziewczyna, gdy opinia publiczna domaga się od niezamężnej pozostania w stanie bezdzietnym; położenie takiej matki jest bez wyjścia - należy zatem dążyć do lepszego wychowania społeczeństwa"47.

Pestalozzi, filar pedagogiki nowoczesnej, sam nie jest, jak się tu okazuje, wychowany do szacunku dla życia dziecka nieślubnego i dla matki nieślubnej. Wielki skądinąd miłośnik dzieci, ale widocznie tylko dzieci legalnie urodzonych, nie wykazuje odrobiny szacunku dla dziecka kobiety niezamężnej, skoro bezlitośnie skazuje je na zabicie przez matkę. Udawanie panieństwa przez kobietę niezamężną wyżej ceni niż życie dziecka. Nie zdradza tak samo szacunku dla matki niezamężnej: bo nie broni jej przed hańbą dzieciobójstwa, podobnie jak Heimburg podnosi dzieciobójstwo do rangi środka dla obrony czci dziewczęcej i uczy dziewczynę udawania panieństwa za pomocą zabijania dzieci. Legalizuje nawet za cenę zbrodni zakłamanie w życiu kobiet niezamężnych.

Nastawiona na dzieciobójstwo opinia działała.Już w roku 1803 znosi pierwsza Austria karę śmierci za zabijanie dzieci.Za nią z czasem idą inne ustawodawstwa.Wreszcie przychodzą wspomniane już prawa, zezwalające na zabijanie dzieci

poczętych. Liczne dyskusje prawników, lekarzy, działaczy społecznych, polityków, mężów stanu, ba, moralistów, oczywiście niekatolickich - ustalają, kiedy, z jakich powodów należy zabijać człowieka poczętego. Odtąd i w medycynie przyjmuje się zabijanie takiego człowieka jako lekarstwo dla ratowania zdrowia matki ciężarnej, tak zwane „wskazania lekarskie do przerywania ciąży". Powstaje w tym celu specjalny dział w naukach lekarskich na uniwersytetach i w naukowej literaturze medycznej, ćwiczący młodych adeptów medycyny w sztuce zabijania dzieci poczętych za pomocą tak zwanych „skrobanek", bądź rozbijania czaszek noworodków, lub wyjmowania całych żywych płodów przemocą, jako też przez sztuczne poronienia i uśmiercanie ich wtedy na stole operacyjnym szpitali, klinik.

Zresztą przemysł farmaceutyczny dostarcza środków do zabijania, do trucia płodu bez lekarza: rękami samych matek; apteki, drogerie sprzedają te trucizny, a książki i prasa reklamują je.

Co więcej: zabijanie dzieci poczętych uznaje się jako środek opieki społecznej i ochrony czci niewieściej. Ubodzy rodzice mają tą drogą polepszać swą sytuację materialną, a matka ma poniżać się zabiciem swego poczętego dziecka, jeżeli jest nieletnia, nienormalna psychicznie, jeżeli ojcem nieszczęsnego dziecka jest brat matki lub własny ojciec matki, bądź gwałciciel. Natomiast nikomu z tychże prawników nie przychodzi na myśl karać śmiercią wszystkie kategorie owych ojców i gwałcicieli, a życie dziecka uszanować, jako życie niewinnej istoty. W końcu gdy zaludnienie Europy ogromnie rośnie, uważa się zabijanie człowieka poczętego jako środek regulacji urodzeń.

Niewiele brakuje, by zalegalizowano, jak niegdyś w starożytności, zabijanie dzieci już urodzonych oraz zabijanie pewnych kategorii obywateli niedogodnych rządom: jak ongi w Sparcie. A raczej znamy już i taką inicjatywę: hitleryzm mordował wszystkie dzieci żydowskie, tudzież obywateli „niearyjskich". Europa cofa się do poziomu dzieciobójczych ludów pierwotnych, należących do późnych kultur pierwotnych, oraz do poziomu upadających narodów wysokich cywilizacji, jak wymierający swego czasu Hellenowie i Rzymianie.

47 Tamże, s. 25.

Page 280: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

357

Załamał się okres integralnego humanitaryzmu wobec kobiety i dziecka, zapoczątkowany przez Mojżesza i pielęgnowany przez Europę chrześcijańską od IV do XIX wieku.

Wraz z tym narody europejskiego pochodzenia - równolegle do rosnącej fali rozwodów, wątlejącej odporności młodzieży na nieobyczajność i rzezi dzieci poczętych, idącej rok w rok w miliony istot ludzkich - inicjują co jakiś czas ogólnoludzkie rzezie zwane wojnami światowymi, tudzież wiją się w konwulsjach wszelkiego rodzaju kryzysów i niepewności.

I nic w tym dziwnego, skoro wiemy, jak mizerną ilość sił moralnych wyzwala z siebie małżeństwo rozwodnicze oraz dzieciobójcze, nie umiejące się zdobyć na wstrzemięźliwość jako środek regulacji potomstwa. A podobnie nikłą wydajność sił moralnych wykazuje drugi z kolei główny warsztat energii etycznych: życie obyczajowe młodzieży, jeśli nie dość sublimuje instynkt rozrodczy.

Page 281: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

354 Część 111. Wśród wysokich cywilizacji

Czołowy pedagog radziecki, Antoni Makarenko, powiada: „Pisarze rosyjscy i zagraniczni zajrzeli głęboko w najbardziej mroczne głębie ludzkiej psychologii. Trzeba oddać sprawiedliwość wielkim artystom słowa: nigdy nie byli okrutni względem swych upadłych bohaterów. (...) Ze wszystkich rodzajów przestępstw jedna zdrada nie znalazła dla siebie żadnego pobłażania w literaturze. (...) We wszystkich pozostałych wypadkach w ciemnej duszy przestępcy lub oszusta zawsze znajdował się ten jasny kącik, dzięki któremu najostatniejszy z ludzi pozostawał jednak człowiekiem. Bardzo często taki kącik stanowiła miłość do dzieci swoich lub cudzych. Dzieci, to jedna z organicznych części humanitarnej idei, przez dziecięctwo jak gdyby przechodzi granica, poniżej której człowiek nie może upaść. Przestępstwo wobec dzieci stoi już poniżej tej granicy człowieczeństwa"515. Co więc powiedzieć o dzisiejszej ludzkości, gdzie olbrzymi procent nie żadnych zbrodniarzy, ale po prostu małżeństw, morduje swe dzieci poczęte?

I chrześcijaństwo nie jest już tym, czym było w pierwszych trzech wiekach.Oczywiście, pion nauki moralnej Kościoła nie odchyla się, tak dziś jak zresztą

zawsze, ani na jotę od Ewangelii oraz od prawa natury i tym góruje Kościół po dawnemu nad wszystkimi wyznaniami świata, lecz aż nazbyt wielu kapłanów katolickich wykazuje za mało pasji do podnoszenia wydajności moralnej małżeństw i młodzieży odpowiednio do ich potrzeb, spotęgowanych właśnie w tej dziedzinie dziś, jako w czasach regulacji potomstwa. Kościół ma obecnie, trzeba to przyznać, duchowieństwo wartościowsze niż kiedykolwiek od czasu edyktu mediolańskiego, ale za słabe moralnie na dzisiejsze czasy planowanego zaludnienia, gdy o żywotności katolików decyduje więcej niż kiedykolwiek ich poziom moralny, który u obecnych świeckich członków Kościoła musi być bez porównania wyższy, niż u dawniejszych, gdy nie regulowano liczby dzieci, gdy więc nie była konieczna w tak ogromnej jak dziś mierze kultura planowania nad instynktem rozrodczym.

Wszystko wskazuje na to, że księża, którzy, od czasów Konstantyna Wielkiego dbają przede wszystkim o czystość głoszonej i wyznawanej wiary świeckich członków Kościoła, muszą obecnie troszczyć się z równą czujnością o czystość praktykowanej moralności tychże wyznawców. Im wcześniej Kościół przestawi się na tę pracę, tym dla niego lepiej.

515 A. Makarenko, Książka dla rodziców, Warszawa 1950, s. 115.

Page 282: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

359

Współczesny Kościół cierpi na kryzys w tych społeczeństwach katolickich i w osobach tych katolików, duchownych i świeckich, gdzie jeszcze się tak nie przestawiono.

Wśród katolików panował do tego czasu szacunek raczej tylko dla wiary, gdy moralność wyznawano w praktyce, jaką kto chciał, i daleko było do równouprawnienia zasad wiary z Przykazaniami postępowania moralnego; ba, katolikom świeckim, bądź duchownym, ani się o równouprawnieniu takim - na ogół - nie śniło. Kapłani ograniczali się raczej do wybaczania upadków, niż do podnoszenia zdrowia moralnego, i zazwyczaj nie wydobywają się do dziś z tej postawy tak jak z korkociągu.

Gorliwość mnóstwa księży o poziom życia małżeńskiego przypomina w naszych czasach swą temperaturą i horyzontami wygodnictwo dziecio- bójców i neomaltuzjan, katolików. Przykazania Boskie czekają na próżno na właściwy dla siebie szacunek. Tymczasem epoka ludności planowanej domaga się nie to, że równouprawnienia życia moralnego z prawdami wiary, ale - silniejszej niż kiedykolwiek wiary i silniejszej niż kiedykolwiek moralności, a gdy chodzi o ludzi bez wiary - wręcz supremacji moralności; aczkolwiek nie da się pomyśleć tak wysokiej moralności bez wiary i to bez równie silnej wiary.

Ten proboszcz przynosi teraz prawdziwą ulgę parafianom żonatym, który potrafi budzić w nich tyle sił moralnych, ile im trzeba, żeby praktykowali planowanie dzieci w sposób godny człowieka, a więc za pomocą kultury powściągliwości.

Ten ksiądz przynosi szczęście młodzieży swej parafii, który umie wyzwalać z niej młodość czystą, choć bujną, bo instynkt rozrodczy opanowany za młodu, to zaprawa pod małżeństwo żywotne, a płciowo powściągliwe.

Tam Kościół przynosi dziś narodom pożytek doczesny największy, gdzie wydaje takich księży.

Nie sili się też kler naszych czasów na selekcję w Kościele, bądź za słabo się temu poświęca. Idzie maksymalnie na ilość wyznawców, a za mało dba o zdrowie moralne tej ilości, o jakość. Tworzy gorączkowo elity, lecz jakby nie dostrzega, że jedyną elitą naturalną, jaka mu jeszcze została, to zdrowe moralnie rodziny: te, co ćwiczą pełny humanitaryzm wobec kobiety jako żony, tudzież wobec dziecka poczętego, i których młodzież męska praktykuje szacunek dla godności dziewcząt. A przecież wiele wskazuje na to, że obecnie nie ma ilości ludzi bez jakości moralnej, że nie podobna zdobywać ludzi spoza Kościoła, nie posiadając odpowiednio wysokich jakościowo ludzi w Kościele. Czyż nie zatyka się w naszych czasach, i to gwałtownie, dopływ nowych adeptów do Kościoła nawet na misjach? A jak krwawych wysiłków od księży wymaga we Francji zdobywanie dla Kościoła niedawnych katolików!

Przynależność do Kościoła - w praktyce - nie obowiązuje dziś do poziomu chrześcijańskiego w życiu i żaden Tertulian XX wieku nie odważyłby się powołać w swej apologii na wybitne różnice moralne na korzyść chrześcijan-katolików wśród współczesnych chrześcijan innych wyznań i nie-chrześcijan, na ich odrębną od współczesnego świata pogańskiego, a o całe niebo wyższą, wydajność moralną. Mógłby co najwyżej podnieść, że niektórzy chrześcijanie-katolicy osiągają poziom prawdziwych chrześcijan, i wykazać, iż górują oni wtedy nad elitą moralną jakichkolwiek innych elit wyznaniowych, ale że procent tych stylowych chrześcijan jest teraz w Kościele minimalny.

Kto wie, czy Kościół nie ograniczyłby tego marazmu w swym łonie, jeśli od czasu, gdy pojawili się wśród niego zabójcy dzieci poczętych i notoryczni neomaltuzjanie, wyłączałby ich z grona swych wyznawców.

Eugeniczna część Kościoła to zdrowe moralnie rodziny. Z nimi mógłby jedynie Kościół prowadzić konstruktywną pracę chrześcijańską we wszystkich dziedzinach życia. Nie śmiano by wtedy zarzucać katolikom, gdzie mają dziś swą kulturę chrześcijańską i swe, chrześcijańskie z życia, społeczeństwa i państwa.

Idąc na taką selekcję Kościół by tracił na liczbie, lecz zyskał nas sile i atrakcyjności dla pozostałych rodzin i dla reszty świata. Neomaltuzjanie,

Page 283: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

360

dzieciobójcy i rozwodnicy, to dysgeniczny odłam w Kościele, zamieniający kraje od wieków katolickie na tereny misyjne, wywołujący u społeczeństw tych krajów coś w rodzaju powtórnego analfabetyzmu w Kościele, jak choćby fakt miliona nieochrzczonych Francuzów w Paryżu.

Zresztą wyłączenie tak bardzo nieeugenicznego moralnie balastu nie na długo by kurczyło liczebność Kościoła, bo neomaltuzjanie albo wymierają, albo słabo się mnożą, natomiast rodziny naturalne krzewią się silniej.

Księża, tolerując wśród katolików sektę neomaltuzjan-dzieciobójców- ■ozwodników, osłabili potwornie sugestywność wychowawczą Kościoła v oczach współczesnej nam ludzkości. Albowiem być dobrym nie ozna- :za tego samego, co być ramolem. Niektóre powołania i zawody w czasach ludności planowanej wymagają, by ich adepci posiadali wiele hartu umieli wymagać od ludzi należytej w ich obyczajach higieny moralnej. Cto nie jest niejako już z natury zdolny do stawiania takich wymagań,

Rozdział Aill. f roba pełnego humanitaryzmu

ten osłabia katastrofalnie wydajność moralną podległego swym wpływom grona osób, wyznawców, bądź pacjentów. Do takich powołań należy przede wszystkim stan kapłański, a z zawodów - obowiązki lekarza, w szczególności ginekologa, położnika i eugenisty. Toleranci, a raczej ramole spośród lekarzy i kapłanów gną się przed neomaltuzjano-dziecio- bójcami. Niedorozwinięci moralnie lekarze milczą, bądź usprawiedliwiają tych zbrodniarzy i wynaturzeńców, a nawet sami zabijają dzieci poczęte i uczą neomaltuzjanizmu i dzieciobójstwa; niedorozwinięci zaś, za słabi moralnie księża, cierpią znów na fałszywą litość dla dzieciobójców i neomaltuzjan zamiast uzdrawiać ich z zabijania dzieci poczętych i nienaturalnego życia płciowego. Tacy księża i lekarze są za słabi moralnie, za mało zdrowi moralnie do pełnienia swych obowiązków i nie rozumieją znaczenia siły w wychowaniu.

Siła jako narzędzie wychowania człowieka - człowieka w ogóle, nie tylko dzieci i młodzieży - czeka nadal na swe odkrycie. Jak dotąd, wymowę siły, jej użytkowość, znają zbyt wyłącznie politycy i wojskowi, ale nadużywają jej więcej, niż używają. Siła nie była dotychczas używana bodaj zupełnie. Nie znamy nieomal kultury używania siły. Zwłaszcza ludzkość nie zna silnej dobroci działającej zbawczo jak nóż operatora, silnej miłości bliźnich, silnych ludzi dobrej woli. Dobroć manifestowała się dotychczas prawie bez reszty jako synonim słabości. Bała się wyjść poza ckliwość, miękkość i miętowe metody.

Rozumiemy, Kościół nie jest tylko dla „przeznaczonych", jak to głosili nowacjanie, donatyści, lollardowie i luteranie. Kościół nie jest społeczeństwem doskonałych, lecz szkołą, w której się uczą niedoskonali. Ale też nie chodzi tu bynajmniej o doskonałość, a o minimum etyczne dla celów planowania zaludnienia. Żadna na przykład szkoła nie jest dla doskonałych, inaczej nie byłaby szkołą; mimo to każda szkoła stawia jakieś minimum wymagań, nim w swoje mury przyjmie, gdy zaś następnie już się do niej wstąpi, żąda nadal pewnego poziomu od uczniów i nauczycieli.

Rozumieli to pierwsi chrześcijanie.Był czas w Kościele, że istniał katechumenat, a nie każdemu też członkowi

Kościoła pozwalano wchodzić do świątyni. Wydaje się, że w naszych czasach, które jeszcze długo będą epoką planowania zaludnienia, należałoby - i to nie na samych misjach zagranicznych - wznowić instytucję katechumenatu, by na jego łonie umieszczać dysgeniczny odłam członków Kościoła, jeśli nie wyłączać go wręcz poza Kościół. Kościół bowiem, od kiedy upowszechnił się w nim neomaltuzjanizm i dzieciobójstwo, jest wszędzie misyjny za wyjątkiem może jednej dzisiejszej Holandii katolickiej*.

Przynależność do Kościoła powinna obowiązywać małżonków co najmniej do unikania dzieciobójstwa i rozwodów, a pozytywnie - do kultury sublimacji instynktu rozrodczego przez dojrzałą życzliwość mężczyzny do kobiety,

Page 284: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

361

wyrażającą się w gotowości na wstrzemięźliwość. Jest to minimum eugeniczne Kościoła w czasach regulacji potomstwa.

Jakkolwiekby jednak krytycznie oceniać tę dziedzinę praktyki życiowej dzisiejszych katolików, nie należy spuszczać z oka, że jedynie Kościół, od początku swoich dziejów, podejmuje realizację integralnego humanitaryzmu w stosunku do kobiety i dziecka. A choć w tym czasie nie każdy członek Kościoła o humanitaryzm ten się kusił, to przecież olbrzymia większość chrześcijan-katolików przynajmniej o tyle go zawsze realizowała, że w ciągu przynajmniej dziewiętnastu wieków nie zabijano dzieci poczętych, nie posługiwano się antykoncepcją; pewien zaś procent rodzin chrześcijańskich humanitaryzm integralny wobec kobiety i dziecka w całej pełni osiągało; co więcej, procent takich rodzin był stale, a nawet i teraz pozostaje w Kościele wyższy niż poza nim.

Humanitaryzm też nauki Kościoła, i wyłącznie Kościoła, wytrzymuje ,próbę na dziecko poczęte" tak dziś, jak kiedykolwiek. Nigdy, w żadnych czasach, tak jak i dziś, nie pozwalał Kościół, i to pod karą klątwy, zabijać takiego płodu w jakimkolwiek stadium jego rozwoju**. Co więcej: Kościół

Niestety, jak to już zaznaczono, ta dobra sytuacja Holandii w latach powojennych uległa radykalnej zmianie pod koniec XX stulecia (red.).O powinności poszanowania ludzkiego życia od momentu poczęcia na tle różnorodnych dyskusji dotyczących początku człowieka, tak uczy Papież Jan Paweł II w Encyklice Evangelium vitae: „Niektórzy próbują usprawiedliwić przerywanie ciąży, uważając, że owoc poczęcia przed upływem pewnej liczby dni nie może być uważany za osobowe życie ludzkie. W rzeczywistości, «od chwili zapłodnienia komórki jajowej rozpoczyna się życie, które nie jest życiem ojca ani matki, ale nowej istoty ludzkiej, która rozwija się samoistnie. Nie stanie się nigdy człowiekiem, jeżeli nie jest nim od tego momentu. Tę oczywistą prawdę, zawsze uznawaną, (...) nowoczesna genetyka potwierdza cennymi dowodami. Ukazała ona, że od pierwszej chwili istnieje dokład- ny program tego, kim będzie ta żywa istota: człowiekiem, tym konkretnym człowiekiem, którego cechy szczególne są w pełni określone. Od zapłodnienia rozpoczynają się dzieje życia człowieka, choć potrzeba czasu, aby każda z jego wielkich potencjalnych zdolności w pełni się ukształtowała i mogła być wykorzystana». Chociaż obecność rozumnej duszy nie może być stwierdzona w żaden sposób doświadczalnie, to jednak sama wiedza naukowa o embrionie ludzkim «dostarcza cennej wskazówki dla

Page 285: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

363

nakazuje chrzcić płód każdej wielkości, choćby najmniejszy - w razie grożącego mu niebezpieczeństwa śmierci. „Jest on stającym się człowiekiem, homo in fieri, i bezwzględnie będzie doskonałym człowiekiem, o ile nie zajdzie zewnętrzna przeszkoda, gdyż pochodzi od ludzi"516. Po wtóre: jest on zawsze dzieckiem swoich rodziców.

Sprawę początku życia człowieka raczej i bodaj ostatecznie rozstrzygają nauki przyrodnicze: embriologia i biologia.

Wiadomo z genetyki, że rozwój gamet ludzkich, to znaczy plemnika męskiego, mikrogamety, i komórki jajowej żeńskiej, makrogamety, polega między innymi na tym, że każda z tych komórek rozrodczych, zanim dojrzeje w jądrach i jajniku do takiego stanu, by być zdatną do zapłodnienia, do zlania się na skutek aktu płciowego, w nową komórkę: zygotę, redukuje swą pierwotną, somatyczną ilość 46 chromosomów do liczby 23, a odrzuca pozostałe 23 chromosomy, które giną. Czyli dojrzały do zapłodnienia plemnik mężczyzny posiada w odróżnieniu od wszystkich pozostałych komórek tegoż człowieka zaledwie 23 chromosomy; to samo dojrzała do zapłodnienia komórka jajowa kobieca. Gdy zatem w akcie zapłodnienia wniknie ów plemnik w komórkę jajową i stworzy z nią nową całość, komórkę zarodkową, tak zwaną zygotę, posiada ona razem 46 chromosomów, jak każda komórka somatyczna, charakterystyczna dla gatunku Homo sapiens, a więc i jak każda z milionów komórek następną rzeczy koleją z tejże zygoty drogą podziału powstających w toku rozwoju embrionu ludzkiego w łonie kobiety. Bowiem „musimy uważać chromosomy za a u t o n o m i c z n e struktury komórkowe, które w okresie między- podziałowym zachowują swą indywidualność, wzrastają, dzielą się i dzięki temu w niezmienionej liczbie, kształcie i wielkości są przekazywane w każdej nowopowstającej komórce"517 - rosnącego po zapłodnieniu organizmu nowej istoty ludzkiej.

Czyli „w czasie całego życia osobnika chromosomy ojca i matki znajdować się będą obok siebie w każdej komórce potomka"518.

Słowem, już zygota determinuje cały los somatyczny nowej jednostki ludzkiej, jej profil indywidualny, niepowtarzalny. Czyż nie jest to więc już wtedy dostateczne podłoże biologiczne pod uzupełnienie go duszą nieśmiertelną, również dla tego organizmu stworzoną odrębnie, specjalnie, niepowtarzalnie? - do niejako zapłodnienia zygoty duszą? do najistotniejszego uczłowieczenia tego podglebia somatycznego? do zamiany nowej jednostki ludzkiej na osobę?

Słusznie przy tej okazji zauważono, że jeśli kto twierdzi, że płód ludzki na jakimś etapie rozwoju nie ma jeszcze duszy, to niech określi, w którym mianowicie momencie tę duszę otrzyma.

Zresztą - zajmijmy się znów poziomem etycznym rodzin Kościoła - „niełatwe to zadanie zdać sobie sprawę z życia codziennego i rodzinnego ludów chrześcijańskich.

516rozumowego rozpoznania obecności osobowej od pierwszego momentu pojawienia się życia ludzkiego: czyż jednostka ludzka nie jest osobą ludzką?».

Chodzi tu zresztą o sprawę tak wielką z punktu widzenia powinności moralnej, że nawet samo prawdopodobieństwo istnienia osoby wystarczyłoby dla usprawiedliwienia najbardziej kategorycznego zakazu wszelkich interwencji zmierzających do zabicia embrionu ludzkiego. Właśnie dlatego, niezależnie od dyskusji naukowych i stwierdzeń filozoficznych, w które Magisterium nie angażowało się bezpośrednio, Kościół zawsze nauczał i nadal naucza, że owoc ludzkiej prokreacji od pierwszego momentu swego istnienia ma prawo do bezwarunkowego szacunku, jaki moralnie należy się ludzkiej istocie w jej integralności oraz jedności cielesnej i duchowej: «Istota ludzka powinna być szanowana i traktowana jako osoba od momentu swego poczęcia i dlatego od tego samego momentu należy jej przyznać prawa osoby, wśród których przede wszystkim nienaruszalne prawo każdej niewinnej istoty ludzkiej do życia»" (n. 60).

Por. także: Kongregacja Nauki Wiary, Deklaracja o przerywaniu ciąży (18 XI 1974) oraz Instrukcja o szacunku dla rodzącego się życia ludzkiego i o godności jego przekazywania Donum vitae (22 II 1987). (red.)

49 A. Szymański, Ograniczanie urodzin i karalność przerywania ciąży, Lublin 1930, s. 11.517 St. Skowron, Zarys nauki o dziedziczności, Kraków 1947, s. 44, 47, 48-49.518 Tamże.

Page 286: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

364

Na szczęście posiadamy znakomite dzieło Fryderyka le Playa, który napisał szczegółową monografię sześćdziesięciu typowych rodzin z klas pracujących, jakie można było spotkać w Europie w połowie XIX stulecia" (Les ouvrieurs Européens - 6 tomów, 1879).

„Oto wieśniacza rodzina węgierska z nad rzeki Tisy - obserwował ją le Play w roku 1846 (tom II, rozdział VII) - widzimy tam rozsądną pobożność, religijne wychowanie dzieci, czystość obyczajów, zupełny brak nieślubnych urodzeń w gminie, przywiązanie do dzieci, cześć dla kobiet i starców; przykładne, ani zbyt wczesne, ani za późne zawieranie małżeństw, wreszcie nigdy nie stygnącą miłość synowską.

Typem rodzin prawdziwie chrześcijańskich jest rodzina górnika z Hundsrucke w pobliżu Koblencji (tom IV, rozdział II); rodziny baskijskich wieśniaków i rybaków z St. Sebastian w Hiszpanii, albo z Lavedan i Laboure we Francji w roku 1856 (tom IV, rozdział VI; tom V, rozdział V); dalej rodzina prowansalska, którą opisał Focillon w roku 1859. Ani niegodziwe prawodawstwo francuskie, ani pokusy wielkich miast nie mogły pozbawić tamtejszej ludności na pół wieśniaczej, pół robotniczej - poczucia godności i spokoju domowego (tom IV, rozdział VIII). Takim typem jest wieśniak bretoński, którego odwiedził Douchatellier w roku 1851 (tom IV, rozdział VII); rodziny rolników włoskich z Toskanii, jak je znalazł Peruzzi w 1857 roku, zażywające szczęścia i spokoju, pełne poczucia własnej godności, odnoszące się z wielkim pietyzmem do kultu chrześcijańskiego"519.

Irlandia: „Ludność wskutek złych warunków ekonomicznych pogrążona w nędzy, brak oświaty i kultury artystycznej, religia pozbawiona wszystkiego, co mogłoby się przyczynić do jej piękności i powagi zewnętrznej. A jednak (...) niemoralność jest prawie nieznana, poszanowanie dla rodziców, miłość braterska, przedziwna cierpliwość wśród prób nieustannych: cnoty rzucające się tak w oczy, przestrzeganie nakazów ewangelicznych tak pilne", że nawracało to największych ich wrogów, „jak choćby Stefana de Vere, gdy bliżej poznał życie tego ludu"520.

„Kiedy wolnomyśliciel A. S. Evans w roku 1860 przybył ze Stanów Zjednoczonych do Meksyku, pogrążonego od pięćdziesięciu lat w anarchii, wprawiło go w zdumienie życie rodzinne mieszkańców, poszanowanie dla rodziców, przywiązanie do krewnych, brak przedwczesnego zepsucia. (...) Życie rodzinne Meksykan - oświadczył - jest wzorem dla całego świata"521.

„Z kronik (...) Libri rationum albo Livres de raison, przekonał się Ribe, że w domowym ognisku Francuzów jaśniały w wieku XV, XVI i XVII (...) duch religijny we wszystkich warstwach społeczeństwa, miłość synowska, przywiązanie do dzieci, poszanowanie dla matek i wdów, tradycje rodzinne, zamiłowanie do nauki zarówno wśród mężczyzn, jak kobiet, litość dla ubogich, śmierć budująca, ofiarność na cele pobożne: prawie w każdym mieście wypłacano ubogim dziewczętom posag, sprawiedliwy podział majątku"522.

519 K. S. Devas, Postęp świata a Kościół, Warszawa 1913, s. 104-105.520 Tamże, s. 105.521 Tamże, s. 105-106.522 Tamże, s. 106.

Page 287: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

JOD

To samo w Niemczech, „jak można się przekonać o wieku XV z Historii narodu niemieckiego Jansena, a o XIII stuleciu - z historii Michaela.

Duch życia rodzinnego odbijał się też w ówczesnych stowarzyszeniach rzemieślniczych. Nieobyczajność nie miała do nich przystępu. Członkowie uważali się za braci, byli obowiązani do pomagania sobie, do wspólnej modlitwy, dzieł miłosierdzia. Żona lub wdowa po majstrze zajmowała stanowisko uprzywilejowane, majster roztaczał ojcowską opiekę nad terminatorami, uważał ich za członków rodziny i odpowiadał nie tylko za ich wykształcenie techniczne, ale i za prowadzenie się moralne"56.

Widać z tego, że rodziny i młodzież z ludu wśród narodów europejskiego pochodzenia zaopatrywały swe społeczeństwa w niezmierzone ilości energii moralnych jeszcze gdzieś po koniec XIX stulecia.

Nie mniej intensywnie działało na przestrzeni dziewiętnastu wieków trzecie główne źródło wytwarzania sił moralnych: ludność zakonów.

Chrześcijaństwo ośmieliło się upowszechnić kulturę sublimacji w jej najszerszym, nie tylko freudowskim znaczeniu - na wszystkie klasy społeczne i na maksymalną ilość ich członków. A więc przenosiło najgłębsze tendencje ciała i duszy osób poświęcających się stanowi duchownemu - na wyższe drogi kultury, sztuki, moralności i religii, by tam tendencje te zaspakajały się i wyżywały choćby na miarę kosmiczną.

Przemiana tych sił odbywała się głównie w klasztorach i dostarczała wartości moralnych, które co jakiś czas wstrząsały Europą, ukazywały jej wzory ideowości nieznane nigdy przedtem gatunkowi ludzkiemu; regenerowały narody chrześcijańskie; zasilały je w bodźce, które doprowadziły do hegemonii Europy w życiu nowoczesnego świata, a swym uniwersalizmem drążyły bez wytchnienia przekonanie, że świat jest jeden, że ludzkość to rodzina i że nie brak nigdy tej rodzinie najprawdziwszych członków: najwydajniejszych w naukę twórców i najbardziej twórczych w siły moralne świętych.

A czyż poza tym młodzież zakonów nie sugestionowała ustawicznie dziewcząt i chłopców świeckich, że istnieje sprawność podporządkowania instynktu rozrodczego służbie wyższym celom; że więc można kusić się o młodość czystą: że przeto jest rzeczą z tego świata przeprowadzać postawę mężczyzny wobec kobiety z poziomu ustosunkowania się do niej jak do samicy na poziom także jak do człowieka?

Rozdział X I I I . Próba pełnego humanitaryzmu t>67

Tylko dzięki temu rosła kobieta w oczach mężczyzny do poziomu człowieka. Zresztą Dziewica-Matka z Dzieciątkiem na ręku, stawiana na ołtarzach wszystkich świątyń Kościoła w ciągu dwudziestu wieków - wprowadzała mężczyznę w najbardziej może twórczą tajemnicę życia: że wielki szacunek społeczeństw dla dziewictwa i macierzyństwa - wydobywa z kobiety całą jej godność jako dziewczęcia i matki.

Na tej drodze narodziło się coś więcej w Europie: stosunek do kobiety, jako istoty w pewnym sensie wyższej od mężczyzny - rycerskość. Bez rycerskości nie uplasowałby się wśród narodów europejskich w ciągu dwu tysięcy lat chrześcijaństwa cichy, lecz nie mniej praktykowany sposób regulacji potomstwa: przez powściągliwość, zatem przez najgłębszy szacunek dla ciała niewiasty.

A rozminęlibyśmy się z prawdą, utrzymując, że zawaliło się to wszystko w wieku XX, co stanowiło wielkość Europy chrześcijańskiej i Kościoła na terenie małżeńskim i rodzinnym.

Owszem, wiele złożyło się na rejteradę z tamtego poziomu, zwłaszcza malejąca śmiertelność i rosnący w wiekach XVIII i XIX lawinowo, właśnie niemal wyłącznie wśród narodów chrześcijańskich, przyrost ludności. Prawdą jest, że spotyka się teraz na globie ludy niechrześcijańskie o mniejszym procencie

56 Tamże.

Page 288: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

rozwodów, dzieciobójstw i neomaltuzjanizmu, tudzież o wyższym promilu urodzeń, niż ogółem biorąc wśród społeczeństw Kościoła. Ale ta przewaga daje się zanotować tylko u ludów z wysoką śmiertelnością i bez upowszechnionej regulacji potomstwa, podczas gdy narody katolickie wszystkie już nieomal upowszechniły u siebie planowanie dzietności. Na dłuższą metę zapowiada się co innego. Widzimy to już w krajach z ludnością wyznaniowo mieszaną: nie tylko katolicką, ale innych wyznań oraz ateistyczną: jak w Holandii, Szwajcarii, Anglii, Niemczech, USA. Wszędzie w tych państwach najmniej rozwodów, neo-maltuzjanizmu i dzieciobójstw przypada na małżeństwa katolickie, natomiast urodzeń - najwięcej523. Gdy na przykład przewaga dzieci w rodzinach Holendrów-katolików się utrzyma, to za sto lat Holandia cała będzie

523 Zdaniem autorów Sprawozdania Królewskiej Komisji Zaludnienia Wielkiej Brytanii, ogłoszonego w końcu czerwca 1949 roku, różnica pomiędzy dzietnością rodzin katolickich a niekatolickich jest przesadzona: „Rzymsko-katolicy - mówi sprawozdanie - różnych grup zawodowych wydają się różnić przeciętnie liczebnością członków rodzin niemalże w ten sam sposób, jak to się ma wśród nie-katolików" (artykuł R. J. Dingle, „The Tablet", 25 VI 1949).

Page 289: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

368

katolicka. W 1947 liczy Holandia 45% szkół katolickich, 27% protestanckich i 27,2% państwowych, gdy 20 lat wcześniej było 75% państwowych. Podobnie się zapowiada Szwajcaria, Niemcy, Anglia, USA. I przyszły cały świat ludów kolorowych*.

Tam zaś, gdzie jak we Francji, Belgii, ludność została formalnie przy Kościele, ale olbrzymi procent małżeństw nie respektuje ani wierności wzajemnej, ani szacunku dla dziecka poczętego i dla prawa natury w pożyciu intymnym, rozradzają się silniej niemal wyłącznie małżeństwa świadomie wierne Kościołowi. A zostają nimi pary małżeńskie z natury najszlachetniejsze. Coś jak w państwie rzymskim na początku chrześcijaństwa. I tak jak w one tam czasy podobnie w przyszłości - to, co prawdziwie chrześcijańskie, się rozkrzewi: bo rozradzać się będzie, a pozostały odłam narodu wymrze.

Choć tedy Kościół nie wyłącza ze swych szeregów małżeństw zwyrodniałych, one usuwają się same z oblicza ziemi.

Selekcja. Okrutna, ale selekcja. Selekcja według „próby na dziecko poczęte". Według szacunku dla instynktu rozrodczego. Według szacunku dla człowieka.

Można by rzec, iż Kościół po raz drugi w ciągu dwu tysięcy lat startuje do pełnego humanitaryzmu wobec kobiety, dziecka i instynktu rozrodczego w życiu swych wyznawców, tylko że z pomniejszoną niezmiernie - procentowo - ilością katolików; gdyż startują tak teraz jedynie świadomi katolicy, ludzie przy tym z natury najszlachetniejsi. Zresztą, nikt inny programu tak humanitarnego nie stawia. Spoza Kościoła wysuwa się od dwustu lat projekty co najwyżej mniej lub więcej rozwodnicze, rozwiązłe, nienaturalne i dzieciobójcze. Tym samym cały ten odłam ludzkości skazuje się od dwustu lat na wymarcie, co najmniej zaś na wymieranie.

Wyniki wielu badań demograficznych i socjologicznych wskazują na niewątpliwy związek zachowań demograficznych z poziomem religijności, przy czym za symptom religijności należy uznać nie deklaracje osób, ale różnice w poziomie ich rzeczywistego zaangażowania w sprawy wiary i Kościoła. Częste uczestnictwo małżonków w praktykach religijnych idzie z reguły w parze z ich wyższą dzietnością, większą trwałością małżeństw, ze stosowaniem przyjaznych życiu i zdrowiu dziecka metod planowania poczęć. Niemniej jednak dokonujące się zmiany w systemie norm i wartości współczesnych społeczeństw, wśród nich indywidualizm i sekularyzacja, coraz częściej powodują osłabianie związku religijności z codziennymi zachowaniami w różnych sferach życia, (red.)

A olbrzymi już to dziś procent ludzkości i wkrótce większy jeszcze będzie. Powiększy się bowiem o ludy kolorowe, czy to wysoko cywilizowane, czy wchodzące dopiero w szranki cywilizacji, którym już Anglosasi szczepią neomaltuzjanizm. Co z nich zostanie?

Żyć nie przestaną najszlachetniejsze z natury małżeństwa i z nich roz- krzewiony świat nowy - o integralnym humanitaryzmie.

Ale właściwie tak było zawsze, jak ludzkość ludzkością. Co tedy zapowiada się w tym nowego?

Proces odbywać się będzie bardziej planowo, bardziej świadomie i coraz wyłączniej w skali ogólnoludzkiej. Potwornymi przy tym masami. Ku śmierci jedni, a drudzy ku życiu; odpowiednio do szacunku dla człowieka, dla życia człowieka, dla życia dziecka - z dzieckiem poczętym włącznie i przede wszystkim.

Używając słów Makarenki można by rzec, iż przestępstwo wobec dzieci poczętych stoi poza granicą człowieczeństwa, poniżej której człowiek już upaść nie może, a miłość do takich dzieci stanowi usprawiedliwienie dla najbardziej nędznej istoty.

Więcej: stanowi iskrę, która rozpali się może w takim człowieku w pełnię humanitaryzmu.

ROZDZIAŁ XIV ZDROWA EUROPA NIE BAŁA SIĘ PRZELUDNIENIA

Page 290: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

369

Strach przed liczną ludnością zagnieździł się w Europie dość późno.Długo pożądano jak największego zaludnienia i to nie naiwnie, na ślepo, ale po

chłodnych przemyśleniach. Oczywiście, nie w średniowieczu, kiedy ludność państw nieomal nie rosła z powodu wielkiej śmiertelności, wojen, epidemii, tudzież olbrzymiej liczby osób w klasztorach i gdy o problemach ludnościowych prawie nie myślano, a poglądy na te sprawy panującego w ówczesnej umysłowości europejskiej Arystotelesa, minimalisty ludnościowego, nie pobudzały do twórczych w tej materii poszukiwań.

Zaczęto ruszać mózgiem nad tą dziedziną życia dopiero od czasów Machiavella (1469-1527). Żąda on (/ tre libri de Discorsi sopra la prima deca di Tito Livio) wielkiej ludzkości w państwie dla celów wojskowych. W razie przeludnienia radzi emigrację zewnętrzną w postaci kolonii i emigrację wewnętrzną: równomierniejszy rozkład mas ludnościowych, odpowiednio do wydajności gleby i dla pełnego jej wykorzystania. Gdyby mimo to nagromadziło się zbyt wiele ludności, to wojny, głody i zarazy, a więc sama „natura (...) oczyści w sposób zdrowy" przeludniony organizm państwa524.

Inaczej Giovanni Botero (1540-1617). Ten widzi niewspółmierność między rozwojem środków utrzymania a możliwościami przyrostu zaludnienia i lęka się stąd nieszczęść gospodarczych, niczym dwieście lat później Malthus. Powiada: „Któż nie chciałby, żeby (...) liczba rodzaju ludzkiego się nie zmieniła, lecz została taka jak 3000 lat temu!" (Delie cause delia grandezza e magnifizenza delie citta, rok 1589). Ale uważa, że wielką armię może dawać tylko płodna ludność525.

Luter jest zdania, że żenić się należy wcześnie - 15-18 lat dziewczę, 20 chłopiec - nie pozwala bać się wielu dzieci, ale liczyć, że Opatrzność pomoże526.

Szkoła ekonomiczna merkantylistów kładła na państwo obowiązek popierania licznej ludności, bo tylko dzięki niej - tłumaczyli - można osiągać najwyższą produkcję, zatem i największe zyski zdobywać następnie z handlu, który uważano za główne źródło siły gospodarczej kraju. Tę też politykę ludnościową uprawiały w XVI, XVII i XVIII stuleciach wszystkie przodujące państwa europejskie. Za pomocą specjalnych ustaw zwalczano bezżenność i wstępowanie do stanu duchownego, ułatwiano śluby, premiowano małżeństwa wielodzietne, wspierano wdowy obarczone potomstwem, zabraniano zawierania małżeństw ze starymi osobami, zwalczano emigrację, popierano imigrację. W szeregu państw ciemiężono starych kawalerów podatkami i odmawiano im prawa do spadku. Usuwano nierząd. Mnożono okazje do zarobkowania. Poprawiano warunki zdrowotne, zwalczano luksus, zwłaszcza wystawne wesela.

Celowały w tym zarządzenia Hiszpanii i Francji, później Prus, wreszcie Austrii. Hiszpanię wyludniła w XVI wieku, a jeszcze bardziej w XVII wieku emigracja do Ameryki. Miasto Sewilla, na przykład, liczyło w roku 1662 czwartą część mieszkańców w porównaniu z XVI stuleciem, Madryt spadł z 400 tys. na 150 tys. w końcu XVII wieku. Dlatego w roku 1623 wydaje rząd hiszpański edykt - Conring, Examen rerum publicarum to- tius orbis - zwalniający od wszelkich świadczeń na rzecz państwa, w tym i podatkowych, każdego, kto zawarł małżeństwo między 18 a 25 rokiem życia. Małżonkowie wtedy liczący 18-25 lat nie płacili żadnych podatków, nie wykonywali żadnych prac na rzecz państwa. Edykt zapewniał także posag nie posiadającym majątku, wypłacany z kas małżeńskich, ślubnych i wdowich. Małżeństwa z sześciorgiem synów żyjących - zwalniano od podatków. Ten sam przywilej nadawano każdemu cudzoziemcowi, osiedlającemu się tutaj na roli lub prowadzącemu jakiś własny warsztat pracy. Zabroniono emigracji z rodziną i majątkiem. Zniesiono domy nierządu527.

We Francji edykt Ludwika XIV z roku 1666 (Receuil generał des anciennes lois françaises, tom XVIII, 1829) brzmi między innymi: „Udziela się przywilejów i zwalnia się od podatków osoby, zawierające małżeństwa w wieku lat 25, tudzież

524 L. Elster, Bevolkerungslehre und Bevolkerungspolitik, dz. cyt., s. 740.525 Tamże, s. 758.526 Tamże, s. 741.527 Tamże, s. 742-745.

Page 291: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

370

ojców rodzin z dziesięciorgiem do dwanaściorga dzieci". Żeniący się w wieku 20-21 lat nie byli obowiązani do jakichkolwiek świadczeń - jedni w ciągu czterech, inni pięciu lat. Rodziców wielodzietnych - dziesięcioro - dwanaścioro żyjących, ślubnych dzieci - wtedy zwalniano od obciążeń podatkowych, jeśli żadne z ich dzieci nie poświęciło się stanowi duchownemu. Przy tym, kto zginął na wojnie, liczył się za żyjącego. Tym, co nie płacili podatków, a posiadali tyleż dzieci, płacono pensję. Obywatele szlacheckiego pochodzenia dostawali 1000 do 2000 li-rów rocznie, a nieszlacheckiego - połowę tej sumy. Zwalczano emigrację z Francji i powtarzano te zakazy jeszcze w latach 1682 i 1685. Wianowano ubogie dziewczęta z kas posagowych. W wieku XVIII historyk gospodarki francuskiej F. L. Veron Duverger de Forbonnais powiada o Colbercie, który jako minister finansów z lat 1664-1683 - wprowadzał w życie edykt ludnościowy z roku 1666, że ustawy te „można uważać za najpiękniejszy pomnik jego administracji"528.

W Prusach za Wilhelma I prawo z roku 1721 pozwala się ubiegać o premię osobom zawierającym małżeństwo. W roku 1747 Wilhelm II skraca dla wdów zakaz wychodzenia za mąż do dziewięciu miesięcy po śmierci męża, wdowcom do trzech. W roku 1775 powstaje Zakład Zaopatrzeniowy dla Wdów. W roku 1796 zabrania się zawierania małżeństw między osobami o zbyt wielkiej różnicy wieku. Wreszcie złagodzono stosunek prawa do nieślubnych ciąż i urodzeń poza małżeńskich, wzięto ustawowo w obronę takie dzieci. Uruchamiano zakłady przyjmujące dzieci ubogich rodziców. W Austrii władze cesarstwa Austriackiego zabroniły emigracji: lata 1752, 1781, 1784. W Islandii, w tymże wieku, wzięto dla celów ludnościowych w obronę matkę nieślubną, a na terenie dzisiejszych USA, w Maryland, rok 1758 - pozbawiono obywateli prawa do spadku po osobach, które nie miały ani rodziców żyjących, ani braci, czy sióstr niezamężnych. Spadek taki, podobnie jak dawniej w Rzymie, zabierało państwo. Nawet w Anglii zdążył Pitt na dwa lata przed wystąpieniem Malthusa wprowadzić ustawę, niosącą pomoc państwa dla ubogich rodziców wielodzietnych529.

I późniejszy od merkantylistów kierunek ekonomiczny - fizjokratów - cenił liczną ludność.

Quesnay, twórca tej szkoły - 1694-1774 - utrzymywał, „że ludzie, to podstawa potęgi państwa, i żałuje, że Francja stale się cofa ludnościowo

nozuziai A i v. narowu l, uni pa nie outu się yi ¿auunicrnu

na skutek przewrotnej polityki gospodarczej. Militaryzm i popieranie miejskich przedsiębiorstw przemysłowych oraz związany z tym upadek rolnictwa doprowadziły do wyludnienia równin. (...) Należałoby tedy popierać gospodarkę, prawdziwie służącą dobru ludu: rolnictwo, ponieważ - są jego słowa - „uprawa roli produkuje wszystko, czego można zapragnąć dla życia człowieka i kultu Boga"530. Dlatego fizjokrata Mercier de la Rivière żąda (L'ordre naturel et essentiel des sociétés politiqes) najwyższej kultury w uprawie roli531.

Na ogół pisarze XVIII wieku są jeszcze większymi entuzjastami licznej ludności niż z wieku poprzedniego.

W XVIII stuleciu „nauka o zaludnieniu stała się punktem środkowym systemów gospodarczych". Montesquieu poświęca temu problemowi dwudziestą trzecią księgę swego Ducha praw, gdzie pisze: „(...) Europa jeszcze dziś potrzebuje praw, które by sprzyjały rozwojowi rodzaju ludzkiego". „Ale to nie przeszkadzało mu uznać, że wzrost ludnościowy zależy od dostępnych środków utrzymania". Nie zawsze też, nie wszędzie, konieczne jest w tych sprawach wtrącanie się państwa - rozdział XVI. I tak: „Regulacja ilości obywateli - powiada

528 Tamże, s. 742-745.529 Tamże, s. 742-744.530 Tamże, s. 745.531 Tamże, s. 750.

Page 292: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

371

- zależy w wielkiej mierze od okoliczności. Są kraje, gdzie przyroda znakomicie sprzyja rozwojowi ludności, tam prawodawca nie ma nic do gadania"532.

I Rosseau (Contrat social, IX, 3) widzi w rosnącej ludności oznakę dobrych rządów, gdy malejąca „stanowi najgorszą oznakę". Podobnie Mirabeau533.

To samo uważa Adam Smith (1723-1780) za oznakę pomyślności narodów. Słynny twórca liberalnej ekonomii powiada: „Swobodna, pełnym sercem dawana za pracę nagroda (...) jest przyczyną wzrostu zaludnienia. Narzekać z tego powodu, to lamentować nad koniecznym wynikiem i przyczyną największej pomyślności powszechnej" (Badania na temat natury i przyczyn bogactwa narodów, VIII)534.

„W liczbie mieszkańców, jaką kraj może objąć i wyżywić, leży szczęśliwość państwa, która, jeśli będzie słusznie używana, może się stać przyczyną potęgi i źródłem bogactwa" - wtóruje Colbertom, Quesnayom,

532' Tamże, s. 749-750.533 Tamże, s. 750.534" Tamże, s. 751.

Page 293: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

l^Cf.M. ¡11. YYiJUU wyiUHILfl C/H'11/CUL]l

Monteskiuszom i Smithom największy chyba w XVIII wieku i najgłębszy entuzjasta licznej ludności Johann Peter Siissmilch w swej pracy Boski porządek w przemianach rodzaju ludzkiego, z urodzeń, śmierci i rozkrze- wienia się jego wyprowadzony (1776, tom I, s. 151). Powiada: „Dbałość o zaludnienie państwa jest koniecznym obowiązkiem wszystkich władców" (t. I, s. 407). „Środki do wzrostu ludności, to: 1) usuwać wszystko, co przeszkadza lub opóźnia zawieranie małżeństw" (t. I, s. 422-498); „2) usuwać wszelkie przeszkody na drodze płodności małżeńskiej" (t. I, s. 499-517); „3) roztoczyć pożyteczną opiekę nad utrzymaniem życia poddanych" (t. I, s. 518-551); „4) zapobiegać emigracji, a jeśli konieczne, popierać imigrację" (s. 552-573). Pobierać się ludzie powinni w wieku odpowiednim dla płodności (s. 501). „Państwo ma obowiązek popierać rodziców z wielu dziećmi" (s. 501). Atoli całe to nakręcanie koniunktury populacyjnej „należy uzgadniać ze stosunkiem produkcji do zaludnienia. (...) Dla siły państwa i ludzkiego szczęścia musi być nie tylko dość wolności, ale i chleba oraz utrzymania" (s. 473)12.

Słowem, aż do Malthusa ogół myślicieli nie lęka się przeludnienia, choć na ogół nie tracą z oczu zależności liczby ludzi od warunków utrzymania. Umysłowość tych intelektualistów wybiega więc bez porównania dalej w zapatrywaniach na procesy ludnościowe, niż sięgały skurczone pod tym względem horyzonty Platona czy Arystotelesa.

Malthus kładzie kres temu panowaniu zdrowego rozsądku, wprowadza z powrotem do myślenia o zjawiskach ludnościowych, właściwy przerafi- nowanym kulturom, pierwiastek wylęknienia.

Zresztą nie tylko on.Było takich więcej przed nim. W Anglii: W. Releigh, XVI wiek. M. Hall, J.

Child, XVII wiek; B. Franklin, J. Stevart, A. Young, J. Townsend, XVIII w.; we Francji R. Cantillon; we Włoszech: wspominany Botero i z XVIII wieku Genovesi oraz Ortes; w Niemczech: Ch. W. Dohm, tudzież J. Móser. Ale wypowiedź ani jednego z nich nie nosiła w sobie zarodka tej histerii, którym zakażało czytelnika ujęcie Malthusa.

Miał zresztą i Malthus wrogów wśród ludzi nauki. I nie brak mu ich dotąd. Lecz jego przesadny lęk panuje nadal wszechwładnie i stanowi zasadniczy element w postawie narodów europejskiego pochodzenia wobec dzietności. Żadne dzieło, niczyja akcja nie wyparła dotąd tego przewodniego motywu z psychiki Europejczyka, a raczej z europejskiej psychologii ograniczania potomstwa i planowania zaludnienia. Modny jest odtąd strach przed wielką ludnością w państwie i wielką dzietnością w rodzinie, a choć jednocześnie istnieją i przeciwne poglądy, lecz w żadnym kraju naszej cywilizacji nie stały się modą.

Co gorsza, nigdzie nie przestały być modne neomaltuzjańskie sposoby regulacji potomstwa w małżeństwach i w systemach planowania zaludnienia przez państwa czy organizacje międzynarodowe. I tak jak Europejczyk myśląc o wychowaniu lęka się przede wszystkim analfabetyzmu i ma zaraz na oku jako

12 Tamże, s. 752.

Page 294: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

J / 3

antidotum szkołę, tak planując dzietność czy zaludnienie wychodzi nieświadomie z obawy przed przeludnieniem i ma na widoku neomaltuzjanizm i zabijanie dzieci poczętych jako metody regulacji. Dwa te gwoździe silniej, niż można by przypuszczać, utkwiły w mózgach narodów europejskich.

Owa dominacja negatywności stanowi już z góry najsłabszą stronę mal- tuzjańskiej postawy. A ów lęk pielęgnują w sobie neomaltuzjanie specjalnie. Potęguje to do kwadratu ich stanowisko negatywne i nabawia ich wyraźnej choroby umysłowej. Co więcej, uważają się za apostołów tej psychozy. Jakiś czas parali się nią chaotycznie i we własnych tylko granicach, natomiast od roku 1877 rozpoczęli narzucanie tego lęku całemu światu w sposób zorganizowany przez ligi międzynarodowe i krajowe, a ostatnio także przez Organizację Narodów Zjednoczonych. Nikt dotychczas z neomal- tuzjan nie wprowadził na miejsce tego lęku jakiegoś innego dominującego, a pozytywnego czynnika. Hodowla lęku trwa i bodaj osiągnęła w tej chwili w świecie zachodnim swój punkt szczytowy.

Ale lęk nie jest najlepszym doradcą, a nigdy - najbardziej twórczym. Nie można zresztą zarzucać wyłącznie neomaltuzjanom bojaźni, bo każdy ma prawo do strachu. Ale oni wyrażają swe obawy nie tylko psychicznie. Oto stawiają granice umiejętności panowania nad sobą, ograniczają kulturę panowania nad sobą, bo nie wychowują się do wstrzemięźliwości płciowej, i mniej lub więcej pośrednio czy bezpośrednio zwalczają takie wychowanie. Zmniejszają też szacunek dla ciała ludzkiego, bo do aktu płciowego wprowadzają prezerwatywy i inne, sztuczne czynniki trzecie. Osłabiają przez to poziom małżeństwa, zanieczyszczając jego życie seksualne metodami domów publicznych. Obniżają neomaltuzjanizmem zdrowie, zwłaszcza stan nerwów, i wpływają ujemnie na przemianę materii. Degenerują instynkt rozrodczy. Uczą braku szacunku dla życia ludzi najsłabszych, bo każą zabijać najsłabsze osoby ludzkie: dzieci poczęte.

Page 295: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

v ^ i f j L ni. ivnuii wysoKlcn cywutiutji

Poniżają kobietę, gdyż czynią z niej dzieciobójczynię. Generalnie ujmując: odzierają człowieka z naturalności i szacunku dla życia ludzkiego.

Neomaltuzjanizm organizuje obecnie jedną z takich epok upadku człowieka, jakie nieświadomie, spontanicznie powstawały, czy to jako schyłkowa grecka antyczna, bądź późniejsza rzymska. W każdym razie neomaltuzjanizm, nawet w najbardziej umiarkowanym swym kształcie stwarza co najmniej klimat pod powszechny odwrót od natury i od szacunku dla człowieka. Im więcej małżeństw neomaltuzjańskich i im bardziej one neomaltuzjańskie, tym mniej wyższych energii moralnych krąży w obiegu w społeczeństwie. Brak wtedy jakby dobrej waluty. Wszyscy niejako płacą za możność życia w społeczeństwie bezwartościowymi banknotami. Szaleje tu pewnego rodzaju inflacja. Opanowane bowiem przez neomaltuzjanizm młodzież i małżeństwa sublimują tylko w miernej mierze swój élan vital, najgłębsze tendencje swych organizmów. Marnują się z tego powodu przepastne możliwości twórcze społeczeństwa. Dzieje się wtedy, jak z energiami uzyskiwanymi z takiego wodospadu, gdzie tylko część turbin działa, bo pozostałe spadają razem z wodą. A czegóż dziś bardziej brak, niż energii moralnych społeczeństwom europejskiego kręgu kulturowego?

Jeżeli obecny kryzys ogromnego organizmu, jakim jest cywilizacja zachodnia, tłumaczyć słabą wydajnością jej komórek-rodzin, porażonych neomaltuzjanizmem, to nieprędko kryzys ten minie, ponieważ narody białe robią wszystko, zwłaszcza anglosaskie, by neomaltuzjanizmem jako koniecznością życiową najpierwszej potrzeby uszczęśliwić jak naj- powszechniej ludy kolorowe Azji i Afryki. Gorączka neomaltuzjańsko- dzieciobójcza pożerać wtedy będzie długo jeszcze całą ludzkość. Dlatego wydajność moralna globu maleje, jak skurczyła się w imperium rzymskim po nadaniu praw obywatelskich wszystkim jego narodom i porażeniu przy tym ich wszystkich neomaltuzjanizmem ówczesnym rzymskim, lub tak jak zmalała wydajność moralna Rzymian po zajęciu neomaltuzjań- skiego hellenistycznego Wschodu.

Ale skorygujmy ten swój pesymizm.Wydajność moralna ludzkości istotnie zmaleje, lecz tylko na ogół. Może

nawet w odłamie wynoszącym 80%, 90% zaludnienia świata. Nie wiadomo. Ponieważ i obecnie nie brak małżeństw pełnych szacunku dla życia ich dzieci poczętych, dla naturalności pożycia małżeńskiego intymnego i dla siebie wzajemnie. Małżeństwa te znajdziemy wszędzie na całej ziemi, tylko że w bardzo różnym procencie ogółu małżeństw, często w nader nikłym procencie.

Te małżeństwa, to ratunek rodzaju ludzkiego. Z nich po kilkunastu pokoleniach - choć może nie wyłącznie z nich - będzie się składała nowa ludzkość.

Na nieszczęście nikt nie organizuje tych małżeństw. Nie ma żadnej ligi małżeństw naturalnych i narodów naturalnych. Ale problem jest ciężki organizacyjnie, bo kto zagwarantuje, że rodziny zdrowe nie staną się w następnych pokoleniach wynaturzonymi, neomaltuzjańskimi?

Zdrowy odłam ludzkości jest rozproszkowany.

Page 296: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział XIV. Zdrowa Europa nie bata się przeludnienia yj~]

Neomaltuzjanie rządzą światem. Może dlatego rządzą tak niemoralnie? I tak nienormalnie? Jak psychopaci?

W każdym razie w drugiej połowie XX wieku łatwiej będzie o taką selekcję. Ochłonęli bowiem już Europejczycy z tej naiwności, z jaką słuchali programu neomaltuzjan XIX wieku, wmawiających, że im mniej potomstwa, tym wydajniejszy rozkwit społeczeństwa; że ograniczenie liczby ludności, niezależnie od tego, w jaki sposób osiągane, to droga do lepszej gospodarki, zdrowia, oświaty, dobrobytu, bardziej pokojowych stosunków między narodami, trwalszych małżeństw, pewniejszego szczęścia osobistego, narodowego i ogólnoludzkiego. Obecnie żaden naprawdę poważny socjolog, filozof czy ekonomista nie ośmiela się już głosić takich podstaw postępu. Natomiast szaleje ta sama moda, tylko w stonowanej formie: że przez umiarkowaną regulację potomstwa, oczywiście, osiąganą metodami neomaltuzjańskimi, należy koniecznie pomagać sobie w małżeństwie, państwie i świecie.

Przyjrzyjmy się na chwilę na przykładzie Niemcy-Francja, jak Europejczycy leczyli się z beztroskiej naiwności: że im mniej potomstwa, tym większy postęp i dobrobyt.

Wprawdzie lekcja dawno minęła. Ale trwa jej aktualność: bo narody bardzo wolno jednak uczą się tego, czego nie chcą poznać, a czegóż Europejczyk bardziej nie chce widzieć, jak minusów neomaltuzjanizmu?

ROZDZIAŁ XV WYŚCIG FRANCJA-NIEMCY

Właściwie nie wiadomo, czy neomaltuzjanie żerowali bardziej na strachu ludzkim, czy na wygodnictwie i miłości rodzicielskiej, która pragnie zapewnić dzieciom jak najlepsze warunki materialne. „Wiele dzieci, to nędza w rodzinie!" - wołali. - „Wielu ludzi, to nędza w państwie! Wieloludność wszystkich państw to nędza ogólnoludzka!" A więc, ostatecznie, i tu straszyli: tyle, że nędzą. Nędzę żenili z przeludnieniem i nawet nie wiadomo, czy bardziej szermowali straszakiem nędzy, czy przeludnienia.

Trzeba przyznać, że propaganda się udała, pierwsza w dziejach świata propaganda w skali ogólnoludzkiej, neomaltuzjańska; a kto wie, czy nie dlatego tak chwyciła nieomal wszystkich, że obiecywała zapobiec nędzy, że kusiła rajem powszechnego szczęścia. Filozof i ekonomista neo- maltuzjański drugiej połowy XIX wieku John Stuart Mili przestrzegał w Zasadach ekonomii politycznej, że „nawet przyjąwszy coraz większy wzrost ogólnego bogactwa, należy świadomie i ostrożnie ograniczać liczbę potomstwa, aby przyrost zaludnienia nie powstrzymał wzrostu kapitału". Zwłaszcza rękodzielnikom radził wzrost kapitału zamiast „rujnującego przypływu dzieci".

Wkrótce nie potrzeba było już w nikogo tego wmawiać: coraz więcej rządów i małżeństw wyznawało tę samą ekonomię. Zapominano, co jeszcze niedawno pisał Adam Smith: że wzrost ludności, to „wynik i przyczyna największej publicznej pomyślności". Tym bardziej nie pamiętano, co jeszcze dawniej mówili fizjokraci i merkantyliści. Dziecko rysowało się teraz w wyobraźni małżeństw przede

Page 297: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział XIV. Zdrowa Europa nie bata się przeludnienia yj~]

wszystkim jako symbol nędzy; zaś w oczach kobiet, jako nieznośny balast, jako zwiastun nieszczęść. Z pojęcia „kapitału", z pojęcia „dóbr" - wyłączano ludzi, bo wyłączano dzieci. Cofnięto tedy ekonomikę do poziomu sprzed Jana Botero, poza XVI wiek, gdy uważano tylko kruszce szlachetne za wykładnik majątku narodowego. Jakże tedy wyżej od Millów XIX stulecia stali merkantyliści XVII wieku, którzy choć jeszcze wierzyli naiwnie, że drogie kruszce, to cel gospodarki ogólnopaństwowej, wszakże czuli jakąś w tym wielką rolę dziecka, ludzi - w rozwoju dobrobytu, skoro tak usilnie dążyli do wielkiego zaludnienia, do licznych rodzin! Jakże górowali mężowie stanu przodujących państw europejskich XVII i XVIII wieku, uprawiający wielką politykę populacyjną, nad politykami wieku XIX i pierwszej ćwierci XX stulecia, którzy już tylko potrafili bać się wzrostu ludnościowego!

Propaganda uśpiła czujność.Rozumowano jak pod hipnozą, jak w półśnie. A jeśli jakaś mocniejsza głowa

obudziła się spod narkotyku neomaltuzjańskiego i przytomniej spojrzała na problematykę ludnościową, krzycząc „To nie tak!", neomaltu- zjanie byli dość silni, żeby ze śmiałka zrobić zacofańca, jeśli nie wariata.

Ani jeden głos, wprawdzie ciągle jeszcze nielicznych, ale już ukazujących się, trzeźwych demografów - nie mógł liczyć w owych latach na rangę „modnego". Narody białe nie mogły się przebudzić nieomal do końca pierwszej ćwierci XX stulecia, dopóki nie załamała się ostatecznie pozycja Europy na całym globie, a wśród narodów neomaltuzjańskich nie zaczęły się pojawiać miliony bezrobotnych i obniżać standardu życiowego. Wówczas dopiero spostrzeżono rolę rodziny i populacji w upadku i rozwoju państw.

Choć przekonać by się o tym można było wcześniej na przykładzie Francji i Niemiec za okres lat 1872-1913, nie tylko dlatego, że kraje te obszarem są sobie nieomal równe, ani że od roku 1800 do 1870 posiadają bez mała te samą liczbę ludności. Francja z roku 1800 ma 26,9 miliona mieszkańców, z roku 1913 39,6 miliona; Niemcy z tychże lat 24,5 i 68 milionów.

Ale porównujmy. A ponieważ cyfry rozwoju będą biły Francję, korzystać będziemy z danych francuskich.

W latach pięćdziesiątych dziewiętnastego wieku Francja stanowi drugą po Anglii potęgę gospodarczą w świecie. Uderzające, że zarazem zajmuje drugie po Rosji w Europie miejsce w liczbie ludności, a czwarte - po Chinach, Indiach i Rosji na globie. W dwadzieścia lat później nikt jeszcze nie ośmiela się porównywać majątku narodowego Niemiec z Francją. Niemcy ówcześni muszą emigrować, bo nie mogą się wyżywić: ich gleba na większych połaciach kraju, to piaski, trzęsawiska, nieużytki. Któż ośmieliłby się zestawić wydajność tych gruntów z francuskimi! Toteż nawet w roku 1881 emigracja niemiecka wynosi 220 tysięcy. Handel zagraniczny francuski na forum światowym ustępuje w roku 1874 jedynie Anglii.

Lecz w roku 1913 widzimy tenże handel francuski zepchnięty na czwarte miejsce po Anglii (26 miliardów) i Niemczech (22 miliardy) oraz USA (18).

Page 298: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

.iöU

Dlaczego?„Rynki nasze wewnętrzne pozbawiono dostatecznej sprężystości. Jesteśmy

bowiem ciągle wystawieni na kryzys nadprodukcji, gdy sąsiadujące z nami kraje mają zapewnioną klientelę w nieustannym przyroście swej ludności, zatem bezpiecznie mogą mnożyć metody wytwórczości i znosić bez zbytniej szkody wahania sprzedaży zagranicą" - tłumaczy ówczesny francuski minister handlu i przemysłu w „Annales du Commerce Exterieur" (1911, VI, 81-86)535.

Tymczasem w Niemczech rośnie gwałtownie ludność i produkcja. Samo zagłębie reńsko-westfalskie wydobywa w roku 1912 - 102 miliony ton węgla, a w ogóle wydobycie wynosi 174 miliony ton plus 80 milionów ton lignitu: sześć razy więcej od Francji2.

Towarzyszy temu rozwój metalurgii.Z 28 milionów ton własnej rudy i 12 importowanej wytapia się 20 milionów

ton żelaza. Produkcja cynku, ołowiu i miedzi powiększa się w ciągu 22 lat trzykrotnie na mieszkańca, a spożycie bawełny dwukrotnie. Na jedno z pierwszych miejsc w świecie ilościowo i jakościowo wybija się przemysł ciężki, lekki, maszynowy, włókienniczy, chemiczny, komunikacyjny i elektryczny3.

I wydajność gruntów rośnie.W latach 1883-1912 produkcja żyta podnosi się z 59 na 110 milionów

kwintali, pszenicy - z 26 na 40, ziemniaków - z 225 na 442. W roku 1871 zużywa się na produkcję cukru 2,25 miliona kg buraków, w roku 1911- 15,7. W roku 1871 produkuje się kilo cukru z 12 kg buraków; w roku 1911- z sześciu. Z hektara zbiera się w roku 1871 20 tys. kg buraków, w roku 1911 - 33 tys. Nic dziwnego, że Niemcy wyrastają na jednego z pierwszych producentów cukru w świecie536.

Podobnie awansują z nawozami sztucznymi.Gdy Francja wysiewa 80 kg soli potasowych na hektar, to Niemcy 1200, przy

czym Francja cofa się na 13 miejsce w wydajności swej gleby537.I wartość jej gruntów maleje w ciągu 35 lat (1879-1914) o 30 miliardów, a

według Caziola - nawet o 40538.Co jest tego przyczyną?Między innymi to, że choć gleba francuska „jest zawsze płodna, ale zarosły ją

chwasty, a domy rozpadają się w ruinę, gdyż człowiek wśród nich zaginął (...), w niektórych okręgach spotyka się tylko starców". „Czyż trzeba aż dziewiczego lasu na Place de la Concorde?" - pytał swych ziomków Rommel w En Pays de la Revanche, w roku 1886539.

Narzuca się nieodparcie myśl, że po prostu zahamowali Francuzi postęp w wykorzystywaniu sił przyrody, zahamowawszy potok urodzeń. Sześćdziesiąt milionów ludności Niemiec odziewa się w roku 1913

535 P. Bureau, Rozprzężenie obyczajów, Kraków 1929, s. 175.536 Tamże, s. 186-187.537 Tamże, s. 187.538 Tamże, s. 190.539 Tamże, s. 200-201.

Page 299: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

1 żywi bodaj lepiej niż gdziekolwiek na globie. „Od roku 1883 do 1910 spożycie na głowę zwiększa się: pszenicy i żyta o 23,9%, ziemniaków0 80%, mięsa o 49,6%, cukru o 188,5%; kawy, herbaty, kakao - o 44%. Niezależnie od tego sprowadza się z zagranicy środków żywności za2 miliardy rocznie540.

Oczywiście, trzeba było dla tych nowych 28 milionów Niemców, rodzących się w liczbie, przeciętnie po 800 tysięcy rocznie, zbudować tyle domów, ile starczyłoby na jeszcze jedną Francję. Górowały one nad starymi budowlami higieną i wygodą. Zmuszało to - pośrednio - właścicieli budynków mieszkalnych dawnych typów do inwestycji i nowoczesnych urządzeń, a tym samym podnosiło wartość poziomu mieszkalnego całych Niemiec. Porównując to nowe budownictwo z francuskim woła G. Rossignol: „Co za bolesny kontrast! (...) Poza Paryżem i kilku rzadkimi, nowymi dzielnicami w wielkich miastach, nasze mieszkania są pozbawione powietrza i światła". „Są niezdrowe i niegodne cywilizowanego narodu"- dodaje Ribot541.

Wraz z tym wszystkim „żadna zbiorowość robotnicza - w tym czasie- w całej Europie nie korzysta od 30 lat z podobnego ulepszenia warunków materialnych swego bytu. Żywność, odzienie, mieszkanie, rozrywki polepszyły się w nieoczekiwanych wprost rozmiarach. Poziom umysłowy podniósł się znacznie, uposażenia ciągle rosną, a jednocześnie rolnictwo1 przemysł usiłują nieustannie dostarczać tanio i coraz obficiej swych ar-tykułów"542.

Istotnie w latach 1883-1910 - mówi Lysis - zarobki rosną w Niemczech szybciej niż we Francji, zbliżając się coraz bardziej do najwyższych wówczas w świecie - angielskich i wreszcie dorównują im. Płace górników, na przykład, podnoszą się o 35%; malarzy, stolarzy i robotników z fabryk Kruppa o 67%; murarzy i cieśli - o 125%".

Nie potrzebują już emigrować takie Niemcy - z braku środków utrzymania. Istnieje nadal emigracja, owszem: ale nie z nędzy, i wynosi za lata 1891-1915 - 880 tys., w tym zaledwie 471 tys. netto; gdy w latach 1841-1890 emigrowało 4 min 345 tys. obywateli niemieckich, z czego 3 min 465 tys. netto. Zamiast emigrować sprowadzają obcych do ciężkich prac rolnych i drogowych - na sezony letnie. Liczba robotników sezonowych dosięga w latach 1906-1910 z samej tylko Polski - 1,3 min12.

Lecz, co najdziwniejsza, wbrew ekonomistom jak Mili, rozbudowujące się wielodzietne Niemcy oszczędzają, a przynosi im to dwa razy więcej dochodu niż Francuzom gromadzącym w tymże czasie kapitały - z oszczędności na dzieciach: z unikania dzieci.

„Umierano z głodu w Niemczech, gdy było 41 milionów mieszkańców, a bogacono się przy 68 milionach" - stwierdza Rossignol13.

540 Tamże, s. 186.541 Tamże, s. 185-186.

542 Tamże, s. 186.Tamże.

Rozdział XV. Wyścig Francja-Niemcy

Page 300: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

378

Snadź człowiek nie tylko potrzebuje środków utrzymania, ale i stwarza je. Jest, co prawda, konsumentem, i w ciągu pierwszych kilkunastu lat swego życia - niemal wyłącznie konsumentem, ale nawet już jako wyłącznie konsument stwarza popyt: zapobiega tedy kryzysom gospodarczym, pochodzącym z nadprodukcji. Lecz tenże człowiek staje się z czasem także producentem. I przeciętnie „każdy normalny człowiek produkuje w ciągu życia znacznie więcej, niż zdoła skonsumować": zapobiega tedy kryzysom gospodarczym, pochodzącym z braku produkcji543.

I co uwagi godne: do niektórych podstawowych warsztatów produkcji nie nadaje się człowiek, pochodzący z rodziny o jednym dziecku: czyż bowiem jedynak pójdzie pracować ciężko do kopalni, huty, do robót drogowych i rolnych? Właśnie tego typu pracowników musiała teraz sprowadzać neomaltuzjańska Francja z takich krajów Europy, które dysponowały większym procentem rodzin wielodzietnych, niż ich posiadali Francuzi.

543 Tamże, s. 198.

Page 301: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

383

W czasie 1841-1910 emigruje do Francji 2,9 min łudzi, głównie Włochów i Belgów, z czego 1 min 287 tys. netto544.

Wychodząc na chwilę poza okres omawiany zauważmy, że przed drugą wojną światową „praca importowana ogarniała we Francji 2,8 miliona ludzi, czyli 7% ogółu pracujących", a z tegoż czasu pochodzące „obliczenia Ligi Narodów podają, że na 1955 rok przewidywano konieczność «importu» około 9 milionów robotników ze wschodu na zachód Europy"545.

Czemu ze wschodu?Bo jeszcze w tej części Europy, w przewidywanym okresie, spodziewała się

Liga Narodów znaleźć większy, niż na zachodzie i południu Europy, procent ubogich rodzin wielodzietnych, których potomstwo nadaje się do ciężkich prac górniczych, przemysłowych i rolnych.

Jedynak, urodzony na wsi, ucieka też chętnie do miasta, a jedynak wiejski, regulujący potomstwo choruje na taką ucieczkę organicznie; jeśli zaś nawet pozostaje na wsi i, z kolei, we własnym małżeństwie planuje dzieci, to zazwyczaj tak małą preliminuje rodzinę, że wyludnia wieś. Tę tendencję wykazuje także farmer kanadyjski, jankesowski i australijski. Wyludnia tamtejszą wieś, od kiedy reguluje ilość dzieci, choć dysponuje tak nieprzebranymi rezerwami gruntów, jak Kanada, USA i Australia. Ale jeśli wieś i ziemia, to fabryka rolna, wówczas czymże jest to świadome wyludnienie wsi, jak nie ucieczką z fabryk rolnych? sabotażem podstawowej produkcji dla bytu narodowego? Sabotaż taki uprawia chłop francuski, od kiedy panicznie reguluje potomstwo.

Lecz czy tylko taki rolnik sabotuje państwo?„Nie obywa się też bez dalszych następstw - pisze ekonomista francuski, Paul

Gemahling, w Industrie de fils uniques (1917) - gdy w wielkim narodzie każda rodzina ogranicza swe ambicje jedynie do tego, by wyposażyć córkę lub zapewnić synowi spokojne stanowisko. Życie gospodarcze takiego narodu nie może nie kurczyć się stopniowo w tymże tempie. Bo i cóż możemy wtedy przeciwstawić przemysłowi obcemu, bogatszemu w pomysły? «Przemysł jednodziectwa», to jest rodzenie takiego syna, który ogranicza swe ambicje do korzystania z zapewnionego stanowiska. Ci jedynacy unieruchamiają nasz przemysł, a z kolei ten unieruchomiony przemysł stwarza system jedynaków. Ojciec nie ma powodów do tworzenia wielkich planów"546.

A czy nie jest oczywiste, że im więcej ludzi korzysta z usług kolei, tramwajów, autobusów, aeroplanów, okrętów, telefonów, radia, poczty, wody, gazu, elektryczności, mieszkań, mebli, teatru, kina, książki, gazet, muzeów: tym koszt używania tych dobrodziejstw jest niższy?

Czynniki produkcji, to ziemia, kapitał i człowiek. Największy z nich, to człowiek: znacznie większy od kapitału - odkrywał na nowo stare prawdy merkantylistów sprzed setek lat Charles Gide.

A najwięcej znaczy dla produkcji spośród ludzi dziecko, bo dzieci, bo nowe pokolenia będą tworzyły przyszłe bogactwa, ważniejsze dla społeczeństwa od

544 S. Fogelson, Wędrówki, dz. cyt., s. 764.545 K. A., Czy Europa zachodnia wymiera?, „Wiedza i Życie", grudzień 1949, s. 1187-1188.546 P. Bureau, Rozprzężenie obyczajów, dz. cyt., s. 190.

Page 302: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

384

dzisiejszych: ponieważ „największe bogactwa już zebrane są niczym w porównaniu do tych, które zdołamy wyprodukować, a które kryje w swym łonie nieskończenie płodna przyroda dla ludzi, co potrafią jej zaufać". Te twierdzenia Gidea stanowiły rewelację, gdy ów znany ekonomista zamieszczał je dla specjalistów w roku 1910 w marcowym numerze „Revue économique internationale". Dziś są to powszechnie znane w ekonomii politycznej prawdy, ale nie wśród szerokich rzecz społeczeństwa. Do świadomości mas ludowych, a nawet inteligenckich Europy, Ameryki i Australii nie dopuszczają nadal tych prawd hipnotyzerzy neo- maltuzjanizmu. Czyż postęp Niemiec w produkcji przemysłowej i rolnej za lata 1872-1913 nie wykazał, że choć w tym czasie siły przyrody jednakowo usłużnie stały do dyspozycji Francji i Niemiec, to wykorzystał je lepiej dla usprawnienia produkcji, techniki i wiedzy przyrodniczej - naród niemiecki, jako liczniejszy i bardziej dzietny?

Aliści nie był to wyłącznie postęp w produkcji, technice i naukach przyrodniczych.

Wystarczy w tym celu porównać rozwój księgarstwa francuskiego i niemieckiego - w omawianym tu wycinku lat - oraz ekspansję kulturalną obu w tym czasie krajów.

Stwierdźmy najpierw, że w wieku XVIII język francuski należy na całym świecie do koniecznych i nobilitujących rekwizytów każdego inteligenta wykształconego po europejsku. Toteż książki francuskiej szuka wtedy każdy intelektualista, a idee francuskie krążą w owych czasach w umysłach wykształconego ogółu całej ludzkości, prawem zaś bezwładności - przez okulary tych idei patrzy nadal na życie inteligent XIX, a nawet i naszego wieku, aczkolwiek produkcja kulturalna Francji cofa się już od stu lat z przewodniczenia ludzkości i gaśnie. „Ojczyzna wszelkiej inicjatywy staje się krajem starców".

„Można jej zazdrościć sztuk pięknych, dorobku, i wyrafinowanej kultury, ale Francja już nie jest tym, czym była dawniej, mimo zewnętrznego blasku jej cywilizacji: jest absolutnie i do głębi zepsuta. Ludność jej zmniejsza się z dnia na dzień i nie będzie zbyt śmiałą wróżba, że zniknie ona z rzędu narodów już przy końcu tego stulecia" - przepowiada w roku 1904 Japończyk Taiyo547.

„Policzmy tylko: w ciągu [najbliższych] dwudziestu lat bogactwo [Niemiec] podwoi się, a ludność nasza dosięgnie 90 milionów" - zapowiadał dziennik niemiecki „Lokal Anzeiger" 27 VIII 1911548.

Nie doceniał Francji Taiyo, choć już w roku 1926 - 31,4% małżeństw francuskich miało tylko jedno dziecko, a z bezdzietnymi stanowiły te małżeństwa 47,5% ogólnej liczby małżeństw. Obecnie na 12 milionów małżeństw 2 miliony nie ma dzieci, 4 miliony po jednym, 3 miliony - dwoje. Przecenił „Lokal Anzeiger" swe Niemcy, bo niebawem i one przeszły masowo nieomal na poczekaniu, na regulację potomstwa.

W latach 1936-1937 rodzi się ich tylko 18,9%o, gdy Francuzów - 14,8%o. Co prawda, w latach 1938-39 skaczą Niemcy z urodzeniami z 14,7%o na 20,3%o, ale w latach 1946 i 1947 liczą w strefie brytyjskiej, kolejno 16,2%o i 15 ,7%o; we

547 Tamże, s. 201.548 Tamże, s. 209.

Page 303: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

385

francuskiej 14,8%o; 15,4%o, tudzież w roku 1948 - 15,9%o w brytyjskiej, gdy Francja w tychże latach ma urodzeń: 20,6%o, 21,0%o i 20,8%o. Na korzyść jednak Niemiec przemawia nasycenie kilometra kwadratowego powierzchni, wynoszące w roku 1936 w Niemczech 142 mieszkańców, we Francji 76; w Niemczech w roku 1948 - 190, we Francji - 75. Stąd bez porównania większy ciężar gatunkowy Niemiec we współczesnej Europie i świecie niż Francji, mimo że Francja posiada w koloniach - rok 1948 - 78 milionów ludzi i trzydzieści razy więcej niż Niemcy terytoriów.

Ale zagęszczenie to nie tłumaczy, że Niemcy musiały przejść na zmniejszone urodzenia.

Europa zna kraje z bardziej gęstą ludnością i jednocześnie silniej rozra- dzające się od Niemiec współczesnych.

Belgia z roku 1948 ma, jak wiemy, 280 mieszkańców na kilometr kwadratowy i 17,5%o urodzeń w tymże roku; Anglia z Walią 288 ludzi na kilometr kwadratowy i 18,l%o urodzeń, a Holandia 290 i urodzeń 25,3%o. Kto zaprzeczy, że dobrobyt tych krajów i ich kultura nie są jednocześnie niższe od Francji czy Niemiec? I kto ośmieliłby się twierdzić, że Niemcy nie są zdolne do równie gęstego nasycenia ludnością swego terytorium, co Belgia, Anglia, czy Holandia - bez uszczerbku dla swego dobrobytu i kultury; owszem, jako warunkiem dalszego postępu materialnego i umysłowego?

Okazuje się tedy, że przyrost ludności, nawet silny i szybki, niekoniecznie musi powodować nędzę malthusową - misery. Tak jak przekonaliśmy się już, że niekoniecznie przeludnienie musi wywołać przewidywany przez tegoż pesymistę wzrost występców - vice. Przeciwnie, może prowadzić do rozrostu bogactw i podniesienia morale społeczeństwa: wystarczy porównać wysoką etykę Holendrów połowy XX w., zwłaszcza na najtrudniejszym etycznie w naszych czasach odcinku: w życiu prywatnym, rodzinnym, z obyczajami Francuzów. Przeto nie należy zbyt nerwowo bać się nędzy z powodu przyrostu ludności: by nie wyjść na tym jak Francja w opisanym dopiero co wyścigu gospodarczym i kulturalnym z Niemcami.

Czym się tu kierować?Czym prywatnie: w osobistym życiu małżeńskim, i czym - w polityce

ludnościowej: oto problem?! Istnieje na pewno w tej dziedzinie mnóstwo rozwiązań mniej lub więcej bliskich i mniej lub więcej dalekich od ideału.

Ale czy współzależność: silny przyrost ludności i silny wzrost dobrobytu - zachodzi zawsze?

Nie.Widać to choćby po Egipcie dzisiejszym, Chinach, Indiach i Jawie, z których

Jawa rodzi w latach 1936-1940 - 27,2%o przy 341 mieszkańcach, rok 1936, na kilometr kwadratowy; a Egipt 39,4%o w latach 1941-45, przy gęstości na kilometr kwadratowy 558 mieszkańców w roku 1948. Nikt jednak nie zaprzeczy, że i w tej kategorii krajów, jeśli nie dobrobyt, to przynajmniej stopa życiowa wśród wszystkich klas społecznych jednocześnie rośnie.

Page 304: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

386

I czy korelację - silny przyrost ludności, dobrobyt, kultura, moralność - można by kontynuować w nieskończoność? Wygląda to z góry na absurd. Standing room onlyV.

Nic tedy dziwnego, że każdy naród, gdy dojdzie do pewnego stadium zagęszczenia ludnością swego terytorium, waha się, często się cofa, bądź nie powiększa dalej zaludnienia. Przestały zwiększać swe urodzenia i Niemcy. Ale został im kapitał bogactw materialnych, umysłowych i moralnych, zdobyty w okresie wzmożonej rozrodczości oraz dwukrotnie w tymże czasie powiększona liczba ludzi; gdy w tych samych latach nie chciała skorzystać z takiej szansy Francja, choć dysponowała olbrzymimi własnymi obszarami zagranicznymi, a poza tym, dla rozrodczości swych Francuzów kanadyjskich - całą wielką jak Europa Kanadą.

Page 305: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

CZĘŚĆ CZWARTA

TAJEMNICA TWÓRCZEGO PLANOWANIA

ROZDZIAŁ XVI OPTIMUM CZY MAKSIMUM LUDNOŚCI?

Upadek Francji na przełomie XIX i XX wieku zastanawiał. Dało to niemały bodziec do poważnych badań ludnościowych.

Odkryto znów, nie wiadomo po raz który, znaczenie ilości ludzi i stworzono pojęcie „optimum ilościowego", tudzież „niedoludnienia" i „przeludnienia".

Spostrzeżono na nowo wartość rodziny wielodzietnej i jeszcze raz oceniono całą doniosłość licznej ludności dla kultury, gospodarki, siły politycznej i wojskowej państwa. Pojawił się nieznany dotychczas aspekt w ocenie sprawności narodu i rodziny: wielodzietność i wieloludność. Nowy wraz z tym przybył motyw do wartościowania obywatela żonatego i kobiety zamężnej: rozrodczość osoby żonatej, zamężnej i jakość ich potomstwa. Państwo i społeczeństwo zaczęło zupełnie jak za czasów Filipa Macedońskiego, Juliusza Cezara, Oktawiana Augusta, Nerwy, czy merkantylistów i fizjokratów - wyróżniać przywilejami rodziny bardziej dzietne, pomagać im materialnie. Zorganizowano głośny i całkiem nowy dział opieki nad rodziną oraz matką i dzieckiem.

Odtąd w szeregu krajów państwo wianuje ubogie dziewczęta, udziela stałych i doraźnych pożyczek małżeństwom dzietnym, daje pierwszeństwo do zarobku ojcom licznych rodzin, wypłaca specjalne premie matkom po urodzeniu dziecka; urlopuje kobiety ciężarne, pracujące zarobkowo poza domem; nadaje odznaczenia państwowe matkom licznego potomstwa, zwalcza poronienia, zabrania produkcji środków trujących płód, ogranicza lub wręcz uniemożliwia produkcję środków zapobiegających ciąży i handel nimi, zapobiega rozwiązłości, wprowadza cenzurę obyczajów w życiu publicznym i sztuce.

A nie jest to bynajmniej pełna lista, wyczerpująca: bo musiałaby wtedy urosnąć do tęgiego tomu.

Nawet ojczyzna Malthusa, Anglia, stosuje zasiłki dla rodziny. Minister zdrowia J. Griffiths stwierdził w Izbie Gmin w dniu 30 X 1946, że „z liczby

i^zęsc I V . tajemnica twórczego planowania

rodzin mających dzieci w wieku kwalifikującym do otrzymywania wsparcia rodzinnego oszacowano, iż 53% ma tylko jedno dziecko, a 28% rodzin - dwoje dzieci w wieku wybieralnym"549.

549 Rodzina brytyjska, „Catholic Herald", 8 XI 1946." Powodem przedstawianej tu prorodzinnej polityki ZSRR nie były racje moralne, szacunek dla małżeństwa, rodziny, dziecka poczętego, ale zimna kalkulacja ekonomicz- no-militarna. Oczywiste jest jednak, że takiej opinii Autor już nie mógł dopowiedzieć w czasach ostrej komunistycznej cenzury.

Warto wspomnieć, że podczas Rewolucji Październikowej w Związku Radzieckim propagowano i stosowano masowo aborcję. Jej legalizacja nastąpiła w 1920 r. Dopiero w 1936

Page 306: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

389

Oczywiście i tu inicjatywa prywatna wyprzedziła rządową.Pionierem tej idei był katolicki pracodawca francuski Leon Harmel, który w

roku 1875 wprowadził zasiłki dla rodzin swych pracowników, płacąc im je z własnych funduszów. W roku 1905 założono Związek Pracowników, którego członkowie zorganizowali kasę, skąd wypłacano zasiłki rodzinne. Odtąd powstawały tak zwane „kasy wyrównawcze" w wielu przedsiębiorstwach francuskich, potem belgijskich, z inicjatywy pracodawców katolickich, wypłacające zasiłki rodzinne. Pierwszą taką kasę zorganizowano w Grenoble i w Lorient w roku 1918. W roku 1920 było ich we Francji siedem. W roku 1932 urosły do liczby 244 kas.

Zasada takich kas polega na tym, że pracownikom obarczonym dziećmi nie wypłaca dodatków indywidualny pracodawca, lecz kasa, którą tworzy szereg przedsiębiorstw pewnego regionu, bądź gałęzi przemysłu. Przedsiębiorca płaci tam składkę na fundusz zasiłkowy za każdego pracownika, którego u siebie zatrudnia, bez względu na to, czy ten ma rodzinę, czy nie. Dzięki temu unika się niebezpieczeństwa, że system „dodatków rodzinnych" doprowadzi do zwalczania pracowników dzietnych jako droższych, ponieważ pracownik nawet z najliczniejszą rodziną nie obciąża tu w niczym swego pracodawcy.

Od roku 1928 rząd Belgii, a od roku 1932 władze francuskie zaczęły upaństwawiać te kasy i rozbudowują do dziś system pomocy dla rodzin dzietnych.

Ale najdalej chyba w tego typu akcji wyewoluował Związek Radziecki*.

Page 307: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Przede wszystkim utrudniono bardzo od roku 1936 przerywanie ciąży prywatnie. Kobieta bowiem „skoro tylko zauważy, że jest w ciąży", ma obowiązek zaraz zgłosić ciążę „do poradni kobiecej, aby poddać się badaniu lekarskiemu"550 i pozostawać odtąd pod stałą kontrolą państwa. Radziecki Poradnik wiejskiej położnej powiada:

„Wśród środków zdążających do powiększenia liczby urodzeń ważną pozycję zajmuje walka z poronieniami, którą prowadzi położna pod przewodnictwem lekarza. Położna współżyje stale z ludnością, zna kobiety obsługiwanego okręgu i może się oprzeć na pomocy kobiecego aktywu. Wiedząc zawczasu, która z ciężarnych ma zamiar przerwać ciążę, położna powinna zrobić wszystko, żeby skłonić kobietę do porzucenia tego zamiaru, a w razie niepowodzenia zawiadomić lekarza. Położna powinna wiedzieć, z jakiego powodu kobieta chce poronienia; często nawet nieznaczna, ale w odpowiednim czasie okazana pomoc materialna lub moralna może dać pożądany skutek"551.

roku ogłoszono zakaz aborcji i nawet dekorowano orderami wielodzietne matki. (Por. A. Bojarski, P. Suszerin, Statystyka demograficzna, Warszawa 1953.) W 1955 roku wizyta Chruszczowa w Stanach Zjednoczonych doprowadziła do ponownego zalegalizowania aborcji w ZSRR (choć Sąd Najwyższy USA ogłosił ustawę aborcyjną dopiero 22 I 1973). Rozszerzono też „prawo" zabijania nienarodzonych na wszystkie

550 B. A. Archangielski, Droga do macierzyństwa, dz. cyt., s. 7.551 A. P. Nikołajew, Poradnik wiejskiej położnej, Warszawa 1951, s. 13.Tamże, s. 252-253.

Rozdział XVI. Optimum czy maksimum ludności? 387

Page 308: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Część IV. Tajemnica twórczego planowania

Gdyby jednak nawet kobieta chciała tu sama zgładzić sobie dziecko poczęte, to środków aptekarskich do trucia płodu nigdzie nie dostanie, a bodaj że i mężczyzna nie kupi tutaj dla siebie środków zapobiegawczych.

„Jednym z głównych obowiązków położnej jest walka z poronieniami przestępczymi" - wraca jeszcze raz do tej sprawy - wspomniany Poradnik. „Należy - powiada - pouczyć kobiety, jak wielkie niebezpieczeństwo stanowią takie poronienia dla ich życia i zdrowia. Położna powinna znać wszystkie ciężarne swego rejonu, powinna poznać warunki ich życia i pracy oraz ich stosunek do ciąży. W razie podejrzewania kobiety o zamiar przerwania ciąży położna powinna odnosić się do niej ze szczególną uwagą, okazać troskliwość, odwiedzać ją w domu, w rozmaity sposób dopomagać i przyciągać ją do żeńskiego aktywu; powinna też zabiegać w zarządzie gospodarstwa rolnego o pomoc dla tej kobiety i o polepszenie jej warunków życiowych oraz mieszkaniowych; pomoc materialna, opieka nad dziećmi, pomoc prawna - wszystko to często odgrywa dużą rolę w zmianie nastroju kobiety.

Jednocześnie położna powinna wykrywać osoby pomagające, namawiające lub wywołujące poronienia, zawiadamiać o tym odpowiednie władze; ujawnienie nawet jednego takiego przestępcy i surowa kara w myśl prawa mogą zachować zdrowie, a często i życie dziesiątkom różnych kobiet"4.

Tamę kompletnej nieomal przedtem w tym państwie anarchii w stosunku do macierzyństwa położyło, po innych, słabszych próbach, rozporządzenie Komitetu Centralnego Rady Komisarzy Ludowych z 27 VI 1936 opiewające:

„1. W związku z uznaną szkodliwością poronień, zabronić ich dokonywania w szpitalach, w specjalnych lekarskich zakładach, u lekarzy i w domu prywatnym ciężarnej. Dokonanie poronienia można zastosować wyłącznie wtedy, gdy trwanie ciąży grozi utratą życia lub ciężkim uszczerbkiem zdrowia kobiety, jak również w istnieniu ciężkich chorób rodziców, przechodzących dziedzicznie na potomstwo, i to tylko w szpitalu lub domach porodowych.

2. Za dokonywanie poronień poza szpitalem lub w szpitalu bez powyższych wskazań, zatwierdzić lekarzowi karę kryminalną od 1 do 2 lat więzienia, a za wykonywanie poronień w warunkach niehigienicznych lub

392

12 Tamże, s. 752.

Page 309: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

przez osoby nie mające specjalnie lekarskiego wykształcenia, zatwierdzić kryminalną karę nie mniejszą niż 3 lata więzienia.

3. Za przymuszenie kobiety do poronienia zatwierdzić kryminalną karę więzienia do 2 lat.

4. W stosunku do kobiet ciężarnych, wykonujących poronienie wbrew wskazanemu zakazowi, zarządzić karę publicznej nagany, a przy powtórnym przekroczeniu prawa o zakazie poronień - karę do 300 rubli"5.

Kary te nie są więc wysokie. Ustawodawstwo szeregu krajów zna podobne i wyższe wymiary kar za te same przestępstwa. Ale różnica jest ta, że gdy w innych państwach artykuły kodeksu karnego, wymierzone przeciw osobom zabijającym dzieci poczęte, pozostają na papierze, bo nie egzekwują ich sądy, to w ZSRR jest nieomal niepodobieństwem kar tych uniknąć.

Specjalne rozporządzenie wymienia przerażające liczby, bo aż około trzydziestu wypadków, w których prawo radzieckie zezwala lekarzowi zabić dziecko poczęte z tak zwanych „wskazań lekarskich", a blisko dwadzieścia, gdy pozwala mu na to z tak zwanych „wskazań eugenicznych"552. Ale lekarz musi mieć w tym celu orzeczenie specjalnej komisji lekarskiej, nie wolno mu też za przerwanie pobrać jakiejkolwiek opłaty i - powtarzamy - musi je wykonać publicznie, w zakładzie leczniczym. Przestrzega się zaś tego tak ściśle, że mimo owych licznych wskazań, chyba w rzadko którym obecnie po wojnie państwie dokonują lekarze procentowo, na ogólną liczbę poczęć, tak mało przerywań ciąży jak tutaj.

Ostatnio, zresztą, uświadamia się kobiety, że i takie przerwanie ciąży, komisyjne, dokonane przez lekarza specjalistę, zaledwie „zmniejsza możliwość śmierci i ciężkich chorób". Że każde takie lekarskie „przerwanie ciąży jest operacją", podczas której „błędy techniczne są zawsze możliwe. Im zaś większy jest błąd, tym drożej płaci zań kobieta". Że „przebicie macicy może się zdarzyć i doświadczonemu lekarzowi-specjaliście". Że i on może „doprowadzić do zakażenia krwi". Że „po takim, zdawałoby się, «pomyślnie» przeprowadzonym przerwaniu ciąży (...) grozi jej to, co nosi ogólną nazwę «chorób kobiecych». Powodem tych chorób są zmiany, które występują w macicy i jajowodach po przerwaniu ciąży". Że „wynikiem tego jest bezpłodność", powtarzające się „poronienia nawykowe", które

552 Tamże, s. 253-254.

Rozdział XVI. Optimum czy maksimum ludności? 389

Page 310: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

<^zęsciv. tajemnica twórczego planowania

,mogą występować nawet po jednorazowym przerwaniu ciąży", a także „ciąża pozamaciczna i jajowodowa" z niebezpieczeństwem „nie dającego się zatamować krwotoku wewnętrznego, powstałego na skutek pęknięcia jajowodu". I że „wiele jeszcze innych poważnych chorób grozi kobietom i wtedy, kiedy z powodu często niedostrzegalnych zapaleń powstają zmiany w błonie śluzowej jajowodów"553.

Wraz z tym uświadamia się kobiety radzieckie, że ciąża nie jest żadną chorobą, lecz „zjawiskiem zupełnie normalnym w życiu każdej kobiety"; że „dziecko przynosi szczęście" i „jest podstawą trwałości rodziny"; że trzeba je karmić piersią 10-12 miesięcy; że każde przerwanie ciąży, lekarskie czy nielekarskie, „może się odbić bardzo szkodliwie nie tylko na zdrowiu kobiety, ale i na całym dalszym jej życiu"554. Pedagogika radziecka rozwija „radość ojcostwa i macierzyństwa". A poucza o tym wszystkim prasa kobieca, filmy higieniczno-sanitarne dla kobiet, wychowanie dziewcząt i niezliczone zebrania.

Jednocześnie dba się coraz więcej o matkę ciężarną i płodność. W roku 1951 anonsowano ze Związku Radzieckiego, że gdy liczba ambulatoriów i poliklinik „w okresie władzy radzieckiej wzrosła w miastach czterokrotnie, a w miejscowościach wiejskich ponad trzykrotnie", to w tymże czasie „liczba łóżek porodowych obsługiwanych przez lekarzy wzrosła w miastach trzynastokrotnie, a na wsi trzydziestokrotnie"555. „Obecnie w poradniach kobiecych tworzy się gabinety lekarskie do walki z bezpłodnością". Dekret Prezydium Rady Najwyższej ZSRR z dnia 8 VII 1944 i z dnia 25 XI 1947 wymienia kary już nie tylko za wymuszenie, lecz i za „namawianie kobiety do poronienia", a poza tym „za obrażanie i poniżanie dostojeństwa kobiety-matki"556. Przypomina się, że Lenin jeszcze w roku 1913 pisał, że uświadomieni robotnicy, to - słowa Lenina „bezwzględni wrogowie neomaltuzjanizmu, tego kierunku przeznaczonego dla mieszczańskiej parki, która mamrocze wystraszone: Daj, Boże, przetrzymać jakoś samemu, a dzieci lepiej nie mieć". „Radzieckie położne

553 B. A. Archangielski, Droga do macierzyństwa, dz. cyt., s. 10-12.5541 A. P. Nikołajew, Poradnik wiejskiej położnej, dz. cyt., s. 43; B. A. Archangielski, Droga do macierzyństwa, dz. cyt., s. 19.555 A. Szabanow, Nowe sukcesy radzieckiej służby zdrowia, „Służba Zdrowia", 7 I 1951, nr 1 (73), s. 2.

556,10 B. A. Archangielski, Droga do macierzyństwa, dz. cyt., s. 18; A. P. Nikołajew, Poradnik wiejskiej położnej, dz. cyt., s. 252.

4

Page 311: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

395

utworzyły ogromną armię propagandy i rozpowszechniania idei opieki nad matką i dzieckiem"557.

W uderzający sposób zaczyna się wymienione dopiero co rozporządzenie z 8 VII 1944: „Troska o dzieci i matki, i o wzmocnienie rodziny była jednym z ważniejszych zadań państwa radzieckiego"12.

Dekret ten rozszerza dotychczasową pomoc socjalną państwa dla matek, a jeszcze dalej idzie dekret Prezydium Rady Najwyższej z 25 XI 1947 „w celu - między innymi - zachęcenia do wielodzietności"558.

Znamiennie brzmią artykuły 19, 21 i 22 tego postanowienia: „Postanawia się, że tylko zarejestrowane małżeństwo daje prawa i obowiązki małżonków, przewidziane kodeksami prawnymi o małżeństwie, rodzinie i opiece związków radzieckich republik". „Postanawia się, że przy zarejestrowaniu w aktach urodzenia dziecka matki, która nie jest zarejestrowana w małżeństwie, dziecko zapisuje się na nazwisko matki z podaniem imienia ojca wedle wskazań matki". Nie toleruje się tedy już dzieci bez ojca. I nie toleruje się dzikich małżeństw. Artykuł 22 opiewa: „w dowodach osobistych ma być obowiązkowo zapisane zarejestrowanie małżeństwa ze wskazaniem nazwiska, imienia ojca i roku urodzenia małżonka, miejsca i czasu zarejestrowania małżeństwa"559. „Matka nie może wystąpić do sądu z powództwem o ustalenie ojcostwa i o zasądzenie alimentów na utrzymanie dziecka zrodzonego z osobą, z którą nie pozostaje w zarejestrowanym związku małżeńskim" (artykuł 29 dekretu Prezydium R. N. ZSRR z 16 IV 1945)15.

A alimenty są wysokie.„W razie zasądzenia alimentów, ściągać na utrzymanie jednego dziecka 1/4, na

utrzymanie dwojga 1/3 i na utrzymanie trojga lub więcej dzieci - 50% otrzymanego przez niego wynagrodzenia za pracę" (artykuł 29 zarządzenia CKW i RKC ZSRR z 27 VI 1936)560.

„Dzieci są obowiązane dostarczać środków utrzymania swym niezdolnym do pracy i będącym w potrzebie rodzicom". „Pasierbowie i pasierbice mają obowiązek utrzymania niezdolnych do pracy i będących w potrzebie - ojczyma lub macochy". „Będący w potrzebie małoletni bracia i siostry mają prawo żądać środków utrzymania od swych braci i sióstr". „Będący w potrzebie i niezdolni do pracy dziadek i babka mają prawo żądania środków utrzymania od swych wnuków"561.

Urlop dla ciężarnych zwiększono do 77 dni. „Zabrania się zatrudniać kobiety po czwartym miesiącu ciąży w godzinach nadliczbowych, a kobiety karmiące - na okres karmienia w nocy". Podwyższono „dwukrotnie normy dodatkowego przydziału żywnościowego dla kobiet ciężarnych, poczynając od szóstego miesiąca ciąży, oraz dla matek karmiących przez okres czterech miesięcy karmienia" (dekret Prezydium R. N. z 8 VII 1944). „Za odmowę przyjęcia do pracy kobiet z powodu ciąży, jak również za odmowę przyjęcia do pracy kobiet karmiących lub za obniżenie z takich przyczyn wynagrodzenia - praca poprawcza do sześciu miesięcy lub grzywna do tysiąca rubli". W razie ponowienia tego przestępstwa, „do dwu lat pozbawienie wolności" (dekret R. N. z 12 VII 1949). Zwalnia się „z 50% opłaty za umieszczenie dzieci w przedszkolach i żłobkach ro-dziców: mających troje dzieci i zarabiających do 400 rubli miesięcznie; mających czworo dzieci i zarabiających do 600 rubli miesięcznie" (dekret z 8 VII 1944)562.

Wprowadzono „podatek od kawalerów, samotnych i mających nieliczne rodziny" oraz postanowiono „ustalić, że podatek przypada od obywateli nie mających dzieci i obywateli mających jedno lub dwoje dzieci: od mężczyzn w wieku powyżej lat 20 do lat 50 i od kobiet w wieku powyżej lat 20 do lat 45" (dekret 8 VII 1944)563.

Obowiązują tu jeszcze od roku 1936 dodatki na dzieci, stale co jakiś czas podwyższane. Gdy w roku 1940 ogólna ich suma „wynosiła 1 miliard 200 milionów rubli", „w roku 1947 (...) 5 miliardów", to po ostatniej zmianie waluty,

557Kodeks prawa małżeńskiego, rodzinnego i opiekuńczego RSFRR, tekst urzędowy według stanu na dzień 1 VII 1950 r„ Warszawa 1951, s. 35; A. P. Nikołajew, Poradnik wiejskiej położnej, dz. cyt., s. 11.

558 Tamże, s. 250.559 Tamże, s. 251.560 Tamże, s. 38.561 Tamże, s. 14-17.562 Tamże, s. 42, 53.563 Tamże, s. 44.

Page 312: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

396

choć dziesięciokrotnie podniesiono wartość rubla, „w obecnym czasie (...) ogólna suma wyniesie około trzech miliardów rocznie"564.

Dekret z 25 VII 1947 zawiera cennik zasiłku państwowego dla matek mających liczne potomstwo i dla matek samotnych:

564 Tamże, s. 51.

Page 313: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział XVI. Optimum czy maksimum ludności? 397

Jednorazowo Miesięcznie

Matkom mającym dwoje dzieci w razie urodzenia trzeciego dziecka

200 rubli —

Matkom mającym troje dzieci w razie urodzenia czwartego dziecka

650 rubli 40 rubli

Matkom mającym czworo dzieci w razie urodzenia piątego dziecka

850 rubli 60 rubli

Matkom mającym pięcioro dzieci w razie urodzenia szóstego dziecka

1000 rubli 70 rubli

Matkom mającym sześcioro dzieci w razie urodzenia siódmego dziecka

1250 rubli 100 rubli

Matkom mającym siedmioro dzieci w razie urodzenia ósmego dziecka

1250 rubli 100 rubli

Matkom mającym ośmioro dzieci w razie urodzenia dziewiątego dziecka

1750 rubli 125 rubli

Matkom mającym dziewięcioro dzieci w razie urodzenia dziesiątego dziecka

1750 rubli 125 rubli

Matkom mającym dziesięcioro dzieci w razie urodzenia każdego następnego

2500 rubli 150 rubli

Zasiłek miesięczny otrzymuje się, gdy dziecko ukończyło rok; ustaje on, gdy osiągnęło wiek pięciu lat; u matek samotnych, gdy osiągnęło dwanaście lat21.

W razie śmierci matki zasiłki te dostaje opiekun.Aliści nie zapomina się i o premiach natury moralnej.Dekret z 18 VII 1944 opiewa:„Medalem «Medal macierzyństwa» odznacza się matki, które urodziły i

wychowały pięcioro lub sześcioro dzieci". „Orderem «Chwała macierzyństwa» odznacza się matki, które urodziły i wychowały siedmioro, ośmioro lub dziewięcioro dzieci". „Tytuł honorowy «Matka - bohaterka» jest nadawany w drodze dekretu Prezydium Rady Najwyższej ZSRR matkom, które urodziły i wychowały dziesięcioro dzieci". Odznaczenie takie nosi się na lewej stronie piersi, przy czym order „Chwała macierzyństwa" i „Matka bohaterka" - „w razie posiadania przez odznaczoną innych orderów i medali umieszcza się nad nimi", a po śmierci matki każdą z tych odznak „wraz z książeczką orderową", bądź „z odnośnym zaświadczeniem (...) zachowuje rodzina jako pamiątki" - mówi dekret565.

Nawraca się również na całej linii do rodziny i obyczajności.Podręcznik pedagoga radzieckiego A. Makarenki Wychowanie w rodzinie

zawiera rady, z których wiele może uznać za cenne każda rodzina w całym świecie cywilizowanym, a praca moskiewskiego profesora Kołbanowskiego Miłość i małżeństwo w ustroju socjalistycznym propaguje sublimację instynktu płciowego u młodzieży wolnego stanu - nieomal na poziomie katolickim566. „Chcesz rozwiązać problem płciowy, bądź pracownikiem społecznym, kolegą, koleżanką, a nie samcem i samicą" - mówi W. Bechterew. Podkreśla także, że „o czystość, a nawet o ascetyzm płciowy, walczą ze szczególną siłą niektórzy fizjolodzy i pedagodzy Rosji Sowieckiej"567.

Co więcej, propaganda szerzy tu sugestię, że jedynie w komunizmie może się nie bać małżeństwo nawet maksymalnej dzietności, a państwo - choćby największego zaludnienia.

W każdym razie wolno przypuszczać bez większej przesady, że bolszewicka Rosja jest obecnie jednym z tych rzadkich terenów na globie, gdzie nieomal każdy musi płacić dzieckiem za życie seksualne, i gdzie państwo pilnuje, by tak samo prawie każdy musiał pozwolić na urodzenie się swym wszystkim dzieciom poczętym. Jeśli zaś zważyć, że medycyna radziecka większą wagę przywiązuje do wpływów środowiska niż do cech dziedzicznych w rozwoju dziecka, to tym samym, co prawda, tylko teoretycznie, stoi to państwo na drodze do wyłączenia

565 Tamże, s. 48-51.566A. Dryjski w dziele tu przytaczanym (Zagadnienia seksualizmu, s. 413) pisze, iż W. Bechterew

w swej rozprawie o znaczeniu popędu płciowego dla rozwoju i funkcji organizmu (Znaczenje połowogo wleczenja w żizniediejatielnosti organizma, Moskwa 1928) powiada, że abstynencja płciowa przed zupełną dojrzałością fizyczną jest konieczna i że młodzież powinna bezwzględnie tłumić niższe popędy, a rozwijać wyższe społeczne.

567 W. Bechterew, Znaczenje połowoga wleczenja..., dz. cyt., s. 25. Por. A. Makarenko, O wospitanii mołodieżi, Moskwa 1951, s. 119.

21 Tamże, s. 51-52.

Page 314: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

398

tak zwanych „wskazań eugenicznych" do przerywania ciąży. Pamiętajmy, że nauka radziecka odrzuca eugenikę po prostu jako „fałszywą naukę"25. Wymieniana tu praca lekarza-położnika profesora Archangielskiego, członka AkademiiNauk Lekarskich ZSRR, nawet nie wspomina, że kodeks karny radziecki przewiduje „wskazania eugeniczne". A mowy, oczywiście, w tym kodeksie nie ma, by lekarzowi na polecenie prokuratora wolno było - tak jak to jest w Polsce - zabijać dzieci poczęte, pochodzące z gwałtu, z kazirodztwa, z nadużycia władzy, czy dziecko poczęte dziewczyny nieletniej. Przynajmniej tych kategorii dzieci poczętych się tu nie zabija, tak jak i nieślubnych: zrównano je tutaj w prawach do życia z dziećmi ślubnymi.

Ale co odkrywają te wszystkie przywileje, którymi naraz w różnych częściach globu zaczęto obsypywać rodziców dzietnych, ba, chociażby już tylko żonatych?

Że istnieje pewien podatek społeczny, w naturze, w postaci dzieci, który uiszczają małżeństwa. Podatek najcięższy i najważniejszy dla państwa.

Dopóki w społeczeństwie nie ma mody na świadome dawanie życia, podatek ten składają rodzice nieświadomie; ale od czasu gdy się upowszechni regulacja urodzeń, podatek zaczyna być płacony świadomie i wtedy coraz mniej jest chętnych do uiszczenia go narodowi i państwu.

Zwłaszcza niezmiernie mało jest obywateli żonatych, którzy by chcieli go płacić w wysokości tak ogromnej jak wielodzietność. Państwo znajduje się wówczas w ciężkiej sytuacji. Bo nie może nakazać rodzenia dzieci. Władne jest oddziaływać jedynie pośrednio. I wtedy natrafia na pewną liczbę obywateli, którzy nawet za cenę największych przywilejów nie chcą dać tyle dzieci, ile potrzeba państwu, lub choćby tyle, ile mu trzeba, by ludność nie kurczyła się w liczbie. Jest to odłam obywateli, ciągnących państwo zdecydowanie ku wymarciu. Grupa kompletnie odrębna od innego odłamu małżeństw: dających dostateczną liczbę dzieci. Próba „na ilość dzieci", zastosowana do każdego z małżeństw, daje wtedy najistotniejszy, a na innej drodze zupełnie nieuchwytny - sprawdzian stosunku obywatela do narodu i państwa, do jego egzystencji.

Na te dwa odłamy ludności zaczęły się dzielić państwa europejskie już w XIX wieku, dziś podział ów jest dokonany faktycznie, choć nie uświadamia go sobie ani socjologia, ani polityka; być może także dlatego, że zarówno socjologowie, jak i politycy należą teraz we wszystkich państwach świata, najczęściej, do odłamu świadomie dostarczającego państwu za mało podatku w dzieciach. Niezręcznie więc byłoby im formułować takie prawdy naukowe.

Poważnie biorąc, na te właściwie przede wszystkim dwie klasy dzielą się nowoczesne społeczeństwa europejskiego kręgu kulturowego. Inne podziały są daleko mniej ważne i tchną szablonem przestarzałych rozróżnień: zarówno podział według majątku, jak cenzusu wykształcenia, zawodu, sfery, z której się pochodzi. Owszem, pochodzenie w tym oświetleniu gra wielką rolę, ale nie według starodawnych szablonów, lecz odpowiednio do tego, z jakiej rodziny obywatel pochodzi - czy z dostatecznie dzietnej - i jaką sam pod tym względem zamierza prowadzić rodzinę.

Ten podział, który w Europie, Ameryce i Australii dokonywa się całkiem niezależnie od tego, czy go sobie socjologowie i politycy chcą uświadamiać, niesie z sobą organicznie głębszy przewrót, bo rozpęknię- cie się wszystkich dotychczasowych organizacji społecznych w państwie i świecie - na dwa coraz bardziej obce sobie światy. Z jednej strony odłam grupujący obywateli świadomie wymierających, z drugiej - świadomie podtrzymujących byt państwa: zawsze odpowiednio do cenzusu dzietności w małżeństwie.

Pojęcie „obywatel" będzie się już niedługo łączyło z pojęciem „dzietny".Zanosi się więc i na to, że małżeństwa, które są bezdzietne z niezawinionych

przyczyn, będą musiały dla otrzymania normalnych praw obywatelskich adoptować sieroty, tudzież, że pełnych praw obywatelskich nabywać się będzie dopiero w małżeństwie. Wydzielanie się tych dwu odłamów społeczeństwa już sygnalizują w ustawodawstwie owe przywileje dla dzietnych. Kto wie nawet, czy na tej bazie - dzietności - nie organizowano by już dziś życia państwowego, zawodowego, kulturalnego, gdyby nie trudność zorientowania się, ile właściwie wynosi optimum zaludnienia, oraz modna dziś tak bardzo obawa przed przeludnieniem, jeśliby państwo zanadto postawiło na ilość.

Bądź co bądź, zarodek przyszłych przemian już można oglądać: jest nim w szeregu krajów rozpaczliwie walczących z wymieraniem ruch rodzin

Page 315: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

399

wielodzietnych; zresztą, nie tylko społeczny i gospodarczy, ale umysłowy i moralny568, oraz rosnąca tamże z dnia na dzień ilość instytucji i produkcji kulturalnych, wyzwalana przez ów bardziej dzietny odłam społeczeństw.

Domagają się wobec tego korekty i inne pojęcia.Szereg państw udziela stypendiów ubogiej a zdolnej młodzieży na studia

wyższe, ale domaga się, żeby stypendysta zobowiązał się z góry, że przepracuje odpowiednią ilość lat w tym zawodzie, do którego przygotowuje go szkoła wyższa. Po prostu państwo nie chce marnować kapitału kładzionego w stypendystę. Ale cały organizm państwowy jest jednym przedsiębiorstwem: czy tedy może tolerować obywateli świadomie wymierających? Czy może łożyć miliardy na szkolnictwo wyższe, by młodzież, kończąca te szkoły, wymierała z braku dzieci? dostatecznej liczby dzieci? Czy nie ta młodzież powinna by, zresztą i z uwagi na swą najwyższą jakość umysłową, dawać w swych małżeństwach najwięcej potomstwa?

Jak więc będą w przyszłości wyglądały zobowiązania takiej młodzieży przed przyjęciem na studia? Dawniej, gdy inteligencja zawodowa pochodziła z jednej lub kilku nielicznych klas wyższych, niewiele to osłabiało potencjał umysłowy społeczeństwa, jeżeli warstwa inteligencka się nie rozradzała, bo z dołów ludowych przychodziły nowe jednostki utalentowane. Ale obecnie i doły regulują potomstwo. Jeżeli tak dalej będzie, to naśladując Malthusa można by rzec o najbliższych czasach: podczas gdy zmniejszanie potomstwa odbywa się w tempie arytmetycznym, to zmniejszanie się sił umysłowych kraju - w tempie geometrycznym. Czyż współczesna umysłowość europejska nie wykazuje coraz bardziej raczej słabości i wyrafinowania niż siły i horyzontów? Czy nie uderzające, że Brytyjska Królewska Komisja Ludnościowa stwierdza - rok 1949 - „tendencję w kierunku zniżania się przeciętnego poziomu wrodzonej inteligencji narodu"?

Wielkimi krokami tak samo się zbliża korekta pojęcia sprawiedliwości społecznej.

Anonsują ją wspomniane dopiero co „dodatki rodzinne" do uposażeń i przywileje dla małżeństw i osób dzietnych. Atoli nigdzie dodatki te nie pokrywają kosztów utrzymania dzieci. Są więc te dodatki zaledwie zachętą do dzietności. Nadal więc materialnie bez porównania bardziej opłaca się bezdzietność niż dzietność. Ustroje tedy państw europejskiego kręgu kulturowego, nawet te, gdzie jak choćby we Francji, Włoszech, Niemczech, Belgii, Szwecji, Czechosłowacji i ZSRR - silnie się popiera gospodarczo małżeństwa dzietne, w gruncie rzeczy premiują nadal, tylko słabiej, bez- żenność i bezdzietność. Nie mamy dotychczas nigdzie ustroju, który by, z uwagi na planowaną rodzinę, zdążył przestawić się na nowe pojęcie o sprawiedliwości społecznej.

Nawet teoretycznie typ takiego ustroju nie jest dotychczas wykoncy- powany. Pomysły nowatorskie nie mogą najwidoczniej nadążyć za potrzebami, które niesie planowanie zaludnienia, i grzęzną albo w klimacie westchnień do ideału z czasów sprzed Malthusa lub, jak u Russella czy Lindseya, usiłują organizować nowoczesne społeczeństwa w neomaltu- zjańską cywilizację wynaturzeń i ograniczać życie małżeństw do zwyrodnień masowych i tłumnego wymierania. Pomysły obu tych autorów referują przeraźliwe niedożywienie moralne elity anglosaskiej i jej prostactwo umysłowe, nie obejmujące już bardziej skomplikowanych zjawisk ludzkich.

Nie dość na tym.Istnieje teraz, ba, wchodzi coraz częściej w obieg pojęcie sprawiedliwości

międzynarodowej. Malthus współczuł Chińczykom, że mając wielką ludność, muszą być głodni. Bał się rozszerzenia tego zjawiska na inne kraje.

Pisał: „Na szczęście zakusy urzeczywistnienia podobnych przewrotów są trudne, nawet niemal niewykonalne"569.

Nie wiedział Malthus, że powiększając swą liczbę ludzi do czwartej części zaludnienia globu, nabywają Chińczycy prawa do czwartej części ziem, mórz i bogactw globu. Chińczycy nabywają, nie Wielka Brytania, która właśnie w tym czasie sięgała po władztwo nad czwartą częścią kuli ziemskiej. I czyż nie utrzymałaby tej zdobyczy Wielka Brytania na zawsze, gdyby od czasów Malthusa po dziś rosła jej ludność w tempie geometrycznym?

568 Takim ruchem społeczno-religijno-moralnym jest na przykład powstałe we Francji tak zwane „Dominikańskie bractwo rodzin".

56917 T. R. Malthus, Rozprawa..., dz. cyt., s. 86-87.

Page 316: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

400

Zobaczmy, czy naprawdę musiałaby to być, przynajmniej do dziś, fikcja lub katastrofa dla Brytyjczyków?

W roku 1800 Anglia ze Szkocją i Walią posiadała 11 milionów ludzi. Podwajając tę liczbę, jak straszy Malthus, co 25 lat, liczyłaby w 1950 roku 784 miliony Anglików. Dziś jeszcze Związek Brytyjski, nawet bez Egiptu, Sudanu, Pakistanu i Indii, zajmuje 23 miliony kilometrów kwadratowych, a mieszka na tych przestrzeniach - rok 1948 - 136 milionów ludzi. Czyli sześć osób na kilometr kwadratowy. Gdyby dodać tym ziemiom 784 miliony Anglików, tereny te dopiero wtedy osiągnęłyby gęstość zaludnienia wynoszącą zaledwie 37 mieszkańców na kilometr kwadratowy. Śmiało więc po osiągnięciu tego rzadkiego zaludnienia można byłoby preliminować na rok 1975 i rok 2000, dalsze podwajanie się liczby Brytyjczyków, by dzięki temu w roku 1975 uzyskali chociaż takie nasycenie swych przestrzeni, jakie dziś istnieje w małoludnej Polsce, a w roku 2000, jak obecnie w dwa razy tak ludnych Niemczech.

Więc realny byłby postęp geometryczny przynajmniej po rok 2000. O wiele też wówczas dźwięczałoby wyraźniej stare hasło Bacona: „Cały świat dla Anglosasów!" A raczej dopiero wtedy stałoby się ono realne.

Page 317: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Lecz jak jest w rzeczywistości?Brytyjczycy dociągnęli w roku 1948 zaledwie do 50 milionów ludzi, lecz mimo

to „Królewska Komisja Ludnościowa" Wielkiej Brytanii - w swym Report ofthe Royal Commision on Population - po zbadaniu sytuacji demograficznej tego państwa, okazała się z tego zadowolona.

Nawet określiła cały dotychczasowy wzrost swej ludności jako „szybki". Aczkolwiek orzekła, że taki wzrost „dobiega końca", że „wielkość rodziny była przez długi czas nieco poniżej poziomu, który dałby całkowite pokrycie nawet przy zwyżce liczby zawieranych małżeństw, spadku śmiertelności i bez emigracji netto". Komisja przewiduje na dalsze pięćdziesięciolecie „zwyżkę 6% wielkości rodziny jako wysoką alternatywę" i „jako cel narodowej polityki". Powiększyłoby to ludność o 4 miliony. Bardziej pesymistyczne „środkowe przypuszczenie (...) daje zwyżkę około roku 1980, a następnie spadek tak stopniowy, że ludność z roku 2000 przewyższy ludność 1947 roku". Komisja przy tym „zastrzega się, że nie patrzy z trwogą na niebezpieczeństwo zmniejszania się ludności", tym bardziej, że jej zdaniem tylko „nieznaczny wzrost wielkości rodziny byłby pożądany". Zaleca więc „zastosowanie większej społeczno-gospodarczej sprawiedliwości w stosunku do średnich i dużych rodzin", ale jedynie po to, by „pobudzić do nieznacznego wzrostu", gdyż „taki skutek nie byłby niepożądany".

„W ogóle Komisja wierzy, że ani szybki spadek, ani szybki i podtrzymywany wzrost nie są pożądane w obecnych warunkach". Dlatego z jednej strony żąda „zwolnienia rodzin dzietnych od uciążliwego podatku dochodowego i powiększenia zasiłków na dzieci, wypłacanych z funduszów państwowych", a z drugiej „wysuwa rozmaite środki przeznaczone do ułatwienia matkom pracy poza domem" i „zaleca, aby państwowa służba lekarska doradzała wszystkim nowożeńcom, którzy tego potrzebują, jak mają korzystać ze środków antykoncepcyjnych oraz pomagała w sprawach bezpłodności"570.

Nic nie obrazuje w tej mierze mizerii Brytyjskiej Wspólnoty Narodów, jak książka-sprawozdanie tej Komisji, nic nie odsłania przeraźliwiej całej nędzy możliwości Anglosasów w najbliższych czasach. Nie mogą oderwać się od obozu śmierci i wynaturzeń: neomaltuzjanizmu. Jeżeli narzędzia produkcji i bogactwa produkcji stanowią kapitał, to Anglosasi weszli w to stadium kapitalizmu, gdzie się nie wie, co robić z najdoskonalszym narzędziem produkcji - ludźmi - i z największym bogactwem narodu: dziećmi.

A cóż uwolniło ostatecznie Egipt i Indie po drugiej wojnie światowej spod władztwa Anglii, jak nie gęstość zaludnienia Egiptu, dwa razy większa od brytyjskiej, i ludność Indii dziewięć razy liczniejsza od Wielkiej Brytanii? Przybywa teraz rocznie pięć milionów Hindusów, a zaledwie 450 tysięcy Brytyjczyków. Cóż to znaczy, jak nie to, że rok w rok Indie zgłaszają się z dziesięćkroć silniejszymi prawami do życia na globie niż Brytyjczycy? Coraz bardziej ludzkość odczuwa siebie jako jeden świat. Dlatego zasady sprawiedliwości przyjęte dotychczas w przodujących państwach, będą wkrótce obowiązywały w stosunkach międzynarodowych.

Praw do większych, bogatszych obszarów będą nabywały liczniejsze narody.Nie będzie narodów-latyfundystów.Nie będzie bezludnych Kanad, niedoludnionych Stanów Zjednoczonych

Ameryki Północnej, pustej od ludzi Australii czy Unii Południowo- Afrykańskich, ani niezaludnionych, małoludnych Commonwealthów. Oczywiście, środkami typu bomby atomowej będzie można zawsze zawojować każde państwo, choćby najludniejsze, ale słabsze technicznie, jednak bodaj nie na dłużej, jak na okres samego zawojowywania. Natomiast na czas pokoju trzeba będzie posiadać dla aneksji koniecznie więcej ludzi niż pokonani. Czyż nie bije ta prawda w oczy choćby w okupowanej przez Amerykę po drugiej wojnie światowej Japonii, gdzie coraz bardziej nie Japonia Stanom, ale USA Japonii się kłaniają?

Podobnie jak w okresie regulacji potomstwa nastała w państwach szansa dla warstw ludowych, które tym bardziej rosły w znaczenie i liczbę, im mniej tak zwane „warstwy historyczne" planowały potomstwa, podobnie obecnie nadchodzi szansa dla ludów egzotycznych, które dalej się silnie rozradzają, gdy ich dotychczasowi panowie - narody białe - planują minimum potomstwa.

Nie potrzeba być prorokiem, by dojrzeć, że granice państw nabiorą w najbliższym czasie wielkiej elastyczności - odpowiednio do gęstości zaludnienia

570" F. W. Notestein, Notes on the Report..., dz. cyt., s. 310.

Rozdział XVI. Optimum czy maksimum ludności? 403

Page 318: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

ich powierzchni - i że giętkości tej już może nigdy nie utracą. Żadna technika wojskowa i potencjał przemysłowy, chociażby najpotężniejszy, nie ocalą od parcelacji państw terytorialnie najogromniejszych, a za mało nasyconych ludźmi. Tak jak nic nie zdołało ocalić od parcelacji majątków wielkich właścicieli ziemskich we wszystkich państwach globu w wieku XX.

Rozdział XVI. Optimum czy maksimum ludności? 404

Page 319: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Odczuwają to już Stany Zjednoczone, dlatego zakażają Japończyków epidemicznym planowaniem potomstwa, aby zmniejszyć dysproporcje w gęstości zaludnienia między Stanami a Japonią i przez to niejako usprawiedliwić własną rzadkość zaludnienia i własny nieprawdopodobnie bogaty w porównaniu z ubogą Japonią majątek narodowy.

Ale streśćmy problem Japonia-USA w cyfrach i zdarzeniach.W latach 1936-40 rodzi się w Stanach 17,3%o, w Japonii 28,6%o; w okresie

1941-45 w Stanach 20,2%o, w Japonii 28,5%o; w roku 1948 w Stanach 24,4%o, w Japonii 34%o. Zaludnienie Stanów, rok 1948, wynosi 148,5 miliona; Japonii 80,2. Gęstość na kilometr kwadratowy, rok 1948, w Stanach 19 mieszkańców; w Japonii 219. Można by rzec, iż Stany mają 11 razy mniejsze prawo do zajmowania swych ziem, niż Japonia. Albo, że Stany posiadają prawo do posiadania tylko takiego terytorium, na którym by ludność jankesowska dochodziła również do 219 mieszkańców na kilometr kwadratowy571.

Japonia dawna, feudalna, sprzed przewrotu z roku 1868, jest w ciągu szeregu ostatnich stuleci najgęściej zaludnionym państwem świata. Wyżywić może wtedy najwyżej 26-28 milionów ludzi i tyleż ich miewa. Gdy nie dopisywał urodzaj, „ograniczano przyrost ludności dusząc noworodków za pomocą zwilżonego kawałka papieru, który przykładano na usta i nozdrza. Straszliwy ten zwyczaj, który milcząco aprobowały ówczesne rządy feudalne", zniesiono w drugiej połowie XIX wieku europeizując Japonię. Kontrola urodzeń była odtąd surowo wzbroniona. Owszem, państwo oparło swą politykę na przeludnieniu. W okresie przedwojennym propagandzista kontroli urodzeń minister Singer miał wstęp do tego kraju wzbroniony, a baronowa Iski Moto, dzisiejsza posłanka do parlamentu w Tokio, na próżno „przez długie lata usiłowała wprowadzić neomaltuzja- nizm do Japonii"572.

Planowanie w dół zaczęto od roku 1948 pod naciskiem amerykańskim po wizycie w Japonii rockefellerowskiej „Misji do Spraw Zdrowia i Populacji" i odwiedzinach w roku 1949 znanego w skali światowej demografa i propagandzisty neomaltuzjanizmu Warrena S. Thompsona, w tejże osobie doradcy zarządu wojskowego amerykańskiego. W dniu 1 III 1949

5712* Population Index, July 1949, dz. cyt. s. 270, 271; Rocznik statystyczny 1949, s. 260, 262.572 „Agenzia Internazionale Fides", Roma 11 VI 1949; por. także artykuł Kikuya-Mata, nt. prawa

przerywania ciąży w Japonii, „La Vie Intelectuelle", fevr. 1950, Paris, s. 199- 201.

Rozdział XVI. Optimum czy maksimum ludności? 405

Page 320: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

meldował Reuter, że rząd japoński pozwolił na produkcję i sprzedaż środków antykoncepcyjnych: wyrabia się je na razie w 19 odmianach. Cztery dni później doniósł Reuter, że rząd ogłosił szeroki program planowania niższej stopy urodzeń.

W dniu 14 V 1949 amerykański dziennik wojskowy „Stars and Stripes" zamieścił komunikat agencji United Press, że: „W kwaterze Głównej Armii Okupacyjnej doradca generała Mac Arthura udzielił ponownie milczącej aprobaty na zorganizowanie powszechnej kampanii o używaniu środków antykoncepcyjnych"573.

Od dnia 24 VI 1949 pozwolił parlament na obezpłodnianie przez sterylizację i na zabijanie dzieci poczętych. Okólnik rządu do władz prowincjonalnych wyjaśnił, że zabijanie dzieci poczętych należy traktować jako lekarstwo dla matki, jeżeli ciąża zagraża jej zdrowiu; i po wtóre: że zabijanie dzieci poczętych należy uważać jako środek opieki społecznej dla ubogich małżeństw574. „Potop propagandy za kontrolą urodzeń wżera się coraz bardziej, a ulegają jej coraz to znaczniejsze osoby (...); żądania w składach aptecznych tak bardzo wzrosły, że można im odpowiedzieć tylko częściowo"575.

A dalsze perspektywy?„Nippon Times", dziennik wychodzący po angielsku w Tokio, z dnia 7 III 1951

roku, zamieszcza wiadomość ekonomisty Toshie Obama, wziętą z dziennika „Yukan Chugai", że „będzie wydane prawo, określające ilość maksymalną dzieci na rodzinę i że karać się będzie za każde przekroczenie; jeżeli więc prawo określi legalną liczbę dzieci do trzech, wówczas rodzina przekraczająca tę ilość zapłaci 10 tys. jenów za czwarte dziecko, 30 tys. za piąte, 100 tys. za szóste, 500 tys. za siódme. Warto wiedzieć, że średnia płaca robotnika wynosi w Japonii 10 tys. jenów miesięcznie".

Mało tego, żąda tenże uczony „zreformowania kodeksu karnego i ułatwienia spędzania płodu". Twierdzi, że „kliniki dla kontroli urodzeń powinno się zakładać stopniowo w każdym kraju. Zamiast rozmawiać z kobietami brzemiennymi czy tymi, co chcą ograniczać potomstwo, należy spędzać płód bez tracenia czasu na próżne kwestie"! Ograniczanie potomstwa, to „pierwszy środek ekonomiczny, który jako obowiązek nakłada się na naród"34.

Japonia tedy nie jest już jednolitym narodem. Pęka. Dzieli się na dwa obozy: na neomaltuzjan i ludzi normalnych. Neomaltuzjanie pragną ratować kulturę i dobrobyt za pomocą nienaturalności w stosunkach seksualnych i zabijania dzieci poczętych. Odłam ten rośnie tam obecnie jak lawina, coś jak w Europie w wieku XIX i początkach XX.

Ale jest i odłam, który nie pójdzie na pomniejszenie szacunku dla dziecka poczętego, tak jak w Europie mamy już taki odłam. W parlamencie sprzeciwili się ustawie o kontroli urodzeń komuniści i demokratyczni liberałowie, w społeczeństwie - najsilniej katolicy, w ankiecie - rok 1949 - tokijskiego dziennika „Asahi Shimbun" na 3050 osób wybranych ze wszystkich środowisk tylko 39% osób wypowiedziało się za kontrolą urodzeń35.

Owóż ten podział bardziej zbliża Japonię do Europy niż wielki przemysł, technika i uniwersytety.

Ale odłam ludności naturalnej jest w Japonii prawdopodobnie już w mniejszości, a będzie jeszcze malał. Jak w Europie. Europeizuje to Japonię do kwadratu. Żąda ten odłam już dziś nie wynaturzeń w życiu intymnym małżeństw i nie zabijania dzieci poczętych, ale przypomina, że „cała Japonia posiada mniej ziemi uprawnej niż w USA jeden stosunkowo mały stan Nowego Jorku"576. Jutro ten odłam ludności japońskiej zażąda jednego stanu na początek od Stanów dla swych niezabitych wbrew recepcie amerykańskiej dzieci. Potem domagać się będzie tych stanów więcej, jak nie w Ameryce, to w Australii. Bo równość wobec prawa oznacza dziś równe prawo do życia dla każdego człowieka na ziemi.

Co atoli najbardziej znamienne: naturalny nieneomaltuzjański odłam Japonii znajduje sprzymierzeńców w samych USA. To odłam ludności Stanów o zdrowych instynktach, nie uznający zabijania dzieci poczętych, ani

573 „Agenzia Internazionale Fides", 11 VI 1949, dz. cyt.574 „La Vie Intelectuelle", fevr. 1950, dz. cyt.

575 Korespondencja z Tokio z lipca 1949 nt. kontroli urodzeń w Japonii, „L'Osservatore Romano", 3 VIII 1949.

Korespondencja z Tokio nt. rażącej propozycji w sprawie „birth control" w Japonii, „Agenzia Internazionale Fides", 31 III 1951, nr 98-99.

576 „Agenzia Internazionale Fides", 31 III 1951, dz. cyt.

401 i^zęsc IV. Tajemnica twórczego planowania

Page 321: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

nienaturalności w stosunkach płciowych. „Agenzia Internazionale Fides" doniosła 31 III 1951, że Katolickie Stowarzyszenie dla Pokoju Światowego złożyło „niedawno w Waszyngtonie deklarację (...), według której w całym świecie tylko piąta część ziemi nadającej się pod uprawę jest wykorzystana (...) i że pewne kraje cierpią na nadprodukcję środków żywnościowych", gdy drugie, jak Japonia, zmusza się „do ograniczania swej ludności ze względów ekonomicznych"577.

Dziesięć zaś lat przedtem - 1 VI 1941 roku - Pius XII reprezentując zdrowy, naturalny odłam ludzkości, wysunął program rozwiązania problemu w skali światowej, gdy żądał „bardziej słusznego rozmieszczenia ludzi" na całej powierzchni ziemi, „stworzonej i przygotowanej przez Boga na użytek wszystkich"578.

Dodajmy, że i Anglia, nawet za pomocą „Timesa" szczepi narodom obcym neomaltuzjanizm, i że podobnie jak w USA i w tejże Wielkiej Brytanii zdrowy odłam jej opinii publicznej, na razie ilościowo nikły, walczy z taką propagandą579.

Na szerokie wody akcji międzynarodowej wypływa agitator neomaltu- zjanizmu za pomocą antykoncepcji i sterylizacji, Guy Irving Burch, który „nalega w swym ostatnim «Biuletynie Populacyjnym», by narody, które przyjęły samobójcze praktyki, jakich on i jego towarzysze bronią, związały się wspólnie, by zmusić inne narody do naśladowania tych praktyk. Jasno to widać ze słów Harolda Coxa, które cytuje przytakując: «Potrzeba dziś Ligi Narodów Ograniczających Potomstwo, gotowej do wspólnej akcji, jeśli to konieczne, przeciw każdej rasie, która przez swą płodność grozi pokojowi świata»"580.

Kwiecień, 1950: sekretarz generalny ONZ Trygve Li w memoriale na piątą Sesję Komisji Ludnościowej Rady Społeczno-Gospodarczej ONZ nazywa przyrost ludności „niebezpiecznym zjawiskiem, którego należy uniknąć, i szkodą, przed którą należy się bronić". „Memorandum kończy się powiedzeniem, że opieka techniczna ONZ może być wymagana przez rządy w postaci ekspertów lub «doradców demograficznych»"581. Czyżby Warrenowie S. Thompsonowie mieli objeżdżać odtąd każdy kraj i regulować zaludnienie: jak w Japonii? Podobni wysłannicy grasują już w Indiach.Propaguje neomaltuzjanizm także inna jeszcze sekcja ONZ - UNESCO, a więc naczelna organizacja międzynarodowa do spraw kultury582.*

Problem staje się konfliktem w skali globowej.Z jednej strony barykady - narody silnie ograniczające potomstwo, z drugiej -

silnie rosnące w ludność lub bogate w ludność. Azja tedy urasta na nowy Rzym w najbliższej epoce, Europa co najwyżej na Ateny, Ameryka i Australia na tereny kolonialne dla Azji i Europy, Afryka będzie się dolud- niała. Nawet jeśli cała Azja pozwoli się zakazić neomaltuzjanizmem, to nim zacznie wymierać, wzrośnie do liczby pięciu, a może nawet dziesięciu miliardów ludzi i tą masą straszliwie zaciąży na dalszych losach globu.

Tajfun się zbliża.Zwiastują go na razie lekkie podmuchy w ONZ, jak choćby „posiedzenie

zwyczajne Rady Administracji B.I.T. - koniec roku 1949. - Zanotowano na nim zażalenie państw azjatyckich, które, wskazując na doniosłość swego zaludnienia, zażądały proporcjonalnego udziału w instytucjach międzynarodowych"583. Przeto nie tylko aspekt sprawiedliwości społecznej, ale proporcjonalność demokratyczna, czy choćby zwykła większość w głosowaniu - dają Azji na najbliższe dwa, trzy wieki ster rządów nad światem.

Czy i w dziedzinie kultury?

577 Tamże.578 Tamże.579 Por. M. de la Bedoyere, Birth control - an alibi for the victors, „Catholic Herald", 24 III 1950, s. 4.

580 „NCWC News Service", 1 IV 1947, s. 18.581 Demografia e progresso all'ONU, „L'Osservatore Romano", 24/25 IV 1950, nr 97, s. 3.582Na przykład, w końcu 1949 pani F. Steenberghe-Engeringh, prezeska Międzynarodowej Unii

Związków Kobiet Katolickich, liczącej 36 milionów kobiet, oświadczyła, że zwolennicy kontroli urodzeń popierają praktyki, które stoją w radykalnej opozycji do prawa Bożego. Pani ta ubolewała, że w oficjalnej publikacji UNESCO - „Unesco- Courrier" ukazały się dwa artykuły, niewątpliwie dające poparcie kontroli urodzeń. („L'Osservatore Romano", 8 X 1949)." O roli niektórych agend ONZ i mechnizmach ich oddziaływania w tej dziedzinie na początku XIX w. - por. ks. M. Schooyans, Ukryte oblicze ONZ, tłum. M. Zawadzki, Toruń 2002. (red.)

583 Podaje G. Tersier, La voro epopolazione in Asia, „L'Osservatore Romano", 26 IV 1950, nr 98, s. 3.

402 i^zęsc IV. Tajemnica twórczego planowania

Page 322: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Jaki jest stosunek dynamiki społeczno-kulturowej do ilości i gęstości zaludnienia? Czy zależy jedno od drugiego?

Tak! - odpowiadają na to: Comte, Quetelet, Darwin, M. Kowalewskij - i cały tak zwany demograficzny kierunek w socjologii.

„Badania nad zależnością rozwoju kultury, instytucji i form ustroju społeczno-politycznego od wielkości i gęstości zaludnienia prowadzą przede wszystkim statystycy i demografowie". Zdaniem Costea „kultura powstaje tylko w tych społeczeństwach, w których zaludnienie ma wielką gęstość: następstwem bowiem wielkiej gęstości są wojny, podboje, łączenie się drobnych grup społecznych w większe oraz podział pracy"584.

„Corrado Gini, jeden z najwybitniejszych demografów włoskich XX wieku, ustalił formułę, która - jego zdaniem - tłumaczy genezę, natężenie i kierunek przestrzenny, czyli szlaki wszelkich migracji ludnościowych"585. Ludzie z gęsto zamieszkałych terenów pchają się w kierunkach rzadziej zaludnionych.

„Socjologizujący statystycy i demografowie usiłują wykazać, że ilość i gęstość zaludnienia jest podstawowym i pierwszym czynnikiem, który warunkuje: rozwój techniki, wytwórczości gospodarczej i formę własności rolnej; rozwój kultury, ponieważ zmusza do wynalazczości i sprzyja pojawieniu się genialnych ludzi; powstanie wojen międzygrupowych i antagonizmów wewnętrzno-państwowych, zwłaszcza klasowych; rewolucje społeczne i polityczne; powstanie i szerzenie się równości społecznej; obyczaje, zwyczaje i poglądy etyczne; formy społecznej i politycznej organizacji"586.

„Wzrost gęstości i ilości zaludnienia: a) powoduje zmniejszenie możliwości zaspokojenia dotychczasowych potrzeb człowieka, a przez to pobudza jego wynalazczość; b) pociąga za sobą wielość i różnorodność styczności międzyludzkich, zwłaszcza interpsychicznych, a przez to wzmaga zarówno tempo wymiany myśli, jak i bogactwo oraz szybkość przeżyć wewnętrznych, które z kolei przyspieszają tempo rozwoju funkcji psychicznych, zwłaszcza intelektualnych, a zarazem wzbogacają zasób treści wyobrażeniowych, czyli zasób materiału psychicznego dla owych funkcji. A wreszcie: c) sprzyja - poprzez wzbogacenie życia psychicznego i jego kinetyzację - tworzeniu się nowych potrzeb w psychice człowieka"47.

„A. Coste, A. de Candolle, J. Mc Keen Cattel, S. Fisher, F. Maas i wielu innych twierdzą, że rozwój kultury, ilość jednostek wybitnych i szanse pojawienia się ludzi genialnych pozostają w ścisłej zależności od wzrostu ilości i gęstości zaludnienia"587.

A ile w tym wszystkim prawdy?Wiemy: ludy pierwotne dopiero wtedy wznosiły się na wyższy poziom rozwoju

kulturalnego, gdy rosły ilościowo i zagęszczały mieszkańcami teren.Wszystkie wielkie i bardziej trwałe cywilizacje umiały utrzymać długie wieki

liczną, a przynajmniej gęsto zamieszkałą ludność: Egipt, Chaldea, Ateny, Rzym, a do dziś Chiny, Japonia, Indie. Ateny i Rzym nie zdołały na dłużej zdobyć się na gęstą ludność, więc padły. Włochy renesansu i Niderlandy XV-XVII wieku posiadały najbardziej gęstą ludność na swe czasy. Co więcej, przodujące do dziś narody posiadają maleńkie terytoria z nieprawdopodobną gęstością ludzi, bo z wielu tysiącami mieszkańców na kilometr kwadratowy, tak zwane wielkie miasta: Tokio - 7 milionów, Szanghaj - 5 milionów, Nowy Jork - 12 milionów, Londyn - 10 milionów, Berlin - 4 miliony, Paryż - 4 miliony, Moskwa - 4 miliony.

Właściwie ton nadają światu państwa o największej liczbie największych miast.Jednakże zaledwie kilkadziesiąt tysięcy obywateli stworzyło w Atenach to, co

w sztuce i myśli tego państwa zostało wiecznotrwałe. Równie gęsto i o wiele liczniej - w sumie - zaludniona Japonia nie dała światu na przestrzeni ostatnich 2000 lat niczego, co równać mogłoby się z dziedzictwem ateńskim z IX-IV wieku przed Chrystusem, To samo: przebogate ludnościowo - w ilość - Chiny czy Indie ostatnich kilkunastu wieków pozostają kulturalnie bezpłodne. „Nic nie wiemy o genezie geniuszu"588. Tak jak nie wiadomo, skąd wybuchnęła epoka ludzi genialnych w Atenach helleńskich, czy Włoszech odrodzenia; ciekawe tylko, że

584 T. Szczurkiewicz, Ilość i gęstość ludności a rozwój społeczno-kulturowy, w: Rasa, środo-wisko, rodzina, dz. cyt., s. 110.

585 Tamże, s. 111.586 Tamże, s. 112.587 Tamże, s. 115.588 A. Carrel, Człowiek, istota nieznana, dz. cyt., s. 254.

403 i^zęsc IV. Tajemnica twórczego planowania

Page 323: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

jeden kraj i drugi leżą blisko siebie. Na pewno nie decydowały w tej materii czynniki ilościowe. Natomiast z całym prawdopodobieństwem częstość kontaktów z własnym środowiskiem oraz ze światem - leżała i tu u podstaw postępu.

Olbrzymie ludnościowo Chiny i Indie oraz przeładowana mieszkańcami Japonia niewiele tworzyły kulturalnie w ciągu ostatnich dwu tysięcy lat, ponieważ odgrodziły się od świata. Natomiast Egipt starożytny utrzymywał stosunki z krajami od Słupów Herkulesa do Indii. Niewiele mniejsze - Chaldea. Przy tym u Egipcjan klasa kapłanów-uczonych włączała wszystkich swych członków w ustawiczne z sobą kontakty, u Chaldejczyków dochodzili do tego i kupcy. U Greków starożytnych, których nic tak nie charakteryzowało jak ruchliwość, rolę tę pełnili kupcy, artyści i olimpiady Choć rozbici na mnóstwo państw, żyli Hellenowie bliżej z sobą niż ludność niejednego jednolitego organizmu państwowego. Wschód hellenistyczny sięgał stosunkami tak daleko jak Chaldea i Egipt razem, i dalej jeszcze, bo do Chin. Rzym wychodził z kontaktami poza świat cywilizowany, można by rzec, obejmował Eurazję i Eurafrykę, a na wewnątrz siebie wytwarzał ustawiczne kontakty przez świetną komunikację, handel i administrację państwową. Później najczęstsze i najdalsze stosunki - z sobą i obcymi - utrzymywali Bizantyjczycy, Skandynawowie, Włosi, Hiszpanie, Portugalczycy, Holendrzy, Anglicy, Francuzi, Niemcy, wreszcie Jankesi, a zawsze w tychże czasach i do dziś Żydzi. Właściwie Żydzi są od trzystu lat narodem najżywiej utrzymującym ze sobą i światem stosunki towarzyskie, handlowe, kulturalne, społeczne i polityczne - w mierze maksymalnie możliwej do osiągnięcia, niespotykanej u żadnego narodu świata.

Żaden naród nie wyrastał na wielki w skali globowej, jeśli wpierw nie stowarzyszył się możliwie najściślej z sobą i z całym światem cywilizowanym. Musiał więc każdy taki naród nie bać się przestrzeni, kochać przestrzeń i zarazem maksymalnie wrastać we własne społeczeństwo.

Oczywiście, wielkość i gęstość liczebna ułatwiała te kontakty ze sobą i obcymi. Tak jak z drugiej strony, im bardziej gęsty w ludzi świat, tym łatwiej o kontakty. Twórcza rola Kościoła katolickiego w rozbitej po upadku Cesarstwa Rzymskiego Europie na tym między innymi polegała, że Kościół przez swoje duchowieństwo łączył wszystkich, kontaktował, a przez ideę, że ludzkość jest jedną rodziną dzieci Bożych, kontaktował ustawicznie choćby tylko przez modlitwę i życzliwość wewnętrzną, duchowo - każdego katolika z całym światem, ba, i z ludzkością w zaświatach. Kto wie, czy nie ta głównie idea wyzwoliła z Europejczyków taką ilość kontaktów, które umożliwiły twórczość europejską na nieznaną nigdy i nigdzie poza Europą miarę, a także - ich ciekawość całego globu, ich ekspansję i uniwersalizm.

Ale jakkolwiekby chcieć osłabić znaczenie ilości ludzi dla postępu, warto zauważyć, że wielka ilość ludzi, to potencjalnie maksimum wszelkich pozytywnych możliwości. Jakież tedy perspektywy rozwoju otworzą się wkrótce przed dwoma, czterema, dziesięciu miliardami Chińczyków, Hindusów, Japończyków i Malajów, gdy będą mieli tyle osób z dyplomami szkół wyższych, co Anglia i Stany Zjednoczone - zaludnienia, a tylu rekordzistów w sportach, ilu Anglosasi sportowców! Toteż nie tyle optimum, ile maksimum zaludnienia wygląda na właściwe środowisko dla rozwoju społeczeństw i człowieka. A więc: i maksimum zaludnienia globu stanowiłoby warunek jak najlepszego dla człowieka środowiska, jakim jest kula ziemska. Maksimum zaludnienia i maksimum kontaktów. A kto wie, czy i nie maksimum życzliwości wraz z tym wszystkim?

Można śmiało twierdzić, że Europa zaczęła robić swą niesamowitą karierę łącznie z gwałtownym wzrostem ludności, począwszy od XV stulecia, i rosnącymi odtąd, w postępie geometrycznym, kontaktami ze swoim kontynentem i ze światem.

A czyż postęp, jaki się zaznaczył na całym globie w wiekach XVIII-XX, to nie wynik coraz częstszych od tego czasu kontaktów międzyludzkich i niebywałego wzrostu ludności świata?

Nie trzeba tedy przeszkadzać tym, co zaludniają ziemię, a już co najmniej nie należy ich zmuszać do nienaturalności w życiu seksualnym i zabijania dzieci poczętych. Dbałość o postęp polega w tym wypadku na czymś innym: by rozmieszczać ludzi racjonalnie na globie. „Emigracja wewnętrzna", to już nie tylko pojęcie przydatne dla państwa, ale dla całej ziemi: świat, nie zapominajmy, jest jeden, a miejsca na nim jest jeszcze wiele. A taka emigracja, to też kontakty.

404 i^zęsc IV. Tajemnica twórczego planowania

Page 324: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

„Można wyróżnić na świecie trzy największe skupienia ludności: wschodnio-azjatyckie, południowo-azjatyckie i europejskie. Skupienie wschodnio-azjatyckie obejmuje 14 prowincji Chin właściwych, Japonię (bez Hokkaido), Koreę, Formozę i południową część Mandżurii. Na przestrzeni 3,2 miliona km2 mieszka tu około 490 milionów osób; gęstość zaludnienia wynosi tu przeciętnie 155 osób na kilometr kwadratowy. (...)

Skupienie południowo-azjatyckie obejmuje doliny Gangesu i Brahma- putry, wybrzeża półwyspu hindustańskiego i Cejlon - razem 1,6 miliona kilometrów kwadratowych i 270 milionów mieszkańców (170 na kilometr kwadratowy).

Skupienie europejskie obejmuje część Europy środkowej i zachodniej, mianowicie Anglię bez Walii, Szkocję południową, Belgię, Holandię, północną Francję, południowe i środkowe Niemcy, część Szwajcarii, Czechy i Morawy oraz południowo-zachodnią część Polski; razem mieszka tu 150 milionów ludzi na przestrzeni 730 tysięcy kilometrów kwadratowych, gęstość zaludnienia jest więc wyższa niż w skupieniach azjatyckich (ponad 200 na kilometr kwadratowy).

Te trzy najważniejsze skupienia ludności łączą razem 45% ogółu ludności świata na przestrzeni wynoszącej niecałe 4% powierzchni świata"589. Średnio 166 osób na kilometr kwadratowy.

Gdyby więc chcieć doludnić pozostałe 96% lądów do poziomu owych 4%, należałoby powiększyć zaludnienie 96% powierzchni ziemi dwadzieścia razy. A osiągnąłby wówczas glob średnią gęstość zaludnienia cztery razy niższą od tej, jaką widzimy obecnie w rolniczym Egipcie i Jawie, oraz sześć, siedem razy niższą od znanej najwyższej gęstości kilometra kwadratowego w pewnych częściach rolniczej Bengalii. Co prawda, w granice tych 96% wchodzą również góry, tudzież Grenlandia z Antarktydą, które liczą 10 milionów kilometrów kwadratowych, ale też wiemy, że wykorzystuje się dopiero 20% gruntów nadających się już dziś do rolnictwa.0 pozostałych 80% „sprawozdanie przedstawione na konferencji OAA w Waszyngtonie w roku 1948 mówiło, że 40% tych ziem są zbyt suche dla zboża, 21% za zimne, 6% za twarde, 2% zbyt jałowe; 21% zanadto wilgotne dla zboża, ale nadające się na ryż"590. Oczywiście, sprawa uzdatnienia1 tych ziem, to tylko kwestia czasu. Na przykład, już obecnie działa z ramienia UNESCO „Instytut Amazonki" przy OAA i planuje uprawę dorzecza tej rzeki.

Ralph W. Philips, szef dyrekcji sekcji hodowlanej przy OAA, wykazał, że rasy krów, koni, świń i kur można dostosować do klimatów skrajnych.

Pomolog rosyjski J. W. Miczurin stwierdził, że dzięki „wychowywaniu" drzew owocowych można mieć sady „na tak dalekiej północy i dalekim wschodzie, gdzie kiedyś nawet dzika tarnina nie mogła była rosnąć"52, byleby tylko odpowiednio wyhodowane nowe gatunki „stosownie do klimatu i gleby rozmnażać"53.

Agrobiolog rosyjski T. Łysenko wyhodował gatunki zbóż mrozoodpor- ne591. Inny agronom radziecki W. R. Wiliams wprowadza teorie o „przebudowie krajobrazu i klimatu przez tworzenie pasów wiatrochronnych i budowę sztucznych zbiorników wodnych", tudzież odsłania tajemnicę pielęgnacji gleby poprzez płodozmiany, by jej „żyzność z roku na rok zwiększać"592.

H. R. Tolley, dyrektor sekcji ekonomicznej i statystycznej OAA, stwierdził, że „jeśliby wykorzystano tylko 20% możliwych źródeł ziemi urodzajnej w klimacie tropikalnym i 10% w krajach zimnych, to dorzucono by 6 miliardów hektarów gleby do 15 miliardów już uprawianych"593.

Konferencja w Kairze w lutym 1948 stwierdziła, że Egipt mógłby dwa razy więcej ziemi uprawiać, byle nawadniał.

Irak, Syria, Liban i Egipt podjęły prace, które dadzą im 3 miliony hektarów gleby uprawnej w ciągu najbliższych 10 lat.

Te same prace rozpoczęły Chile i Meksyk - kosztem 36,5 min dolarów594.W Indiach według urzędowych statystyk z roku 1939 - pisze Dripatri

Chaudrasekar w „UNESCO-Courrier" (1949) - spośród 173 milionów hektarów ziemi uprawnej tylko 53% się używa, 11% leży ugorem, a 36% nietknięta595.

589 S. Fogelson, Historia zaludnienia świata, dz. cyt., s. 646.590 Le risorse deWalimentazione nel mondo, „L'Osservatore Romano", 1II 1950, dz. cyt., s. 3.591 T. Łysenko, O teorii agronomicznej W. R. Wiliamsa, Warszawa 1950, s. 27.592 S. A. Pieniążek, Pogadanki agrobiologiczne, dz. cyt., s. 60.593 Le risorse dell'alimentazione nel mondo, art. cyt.594 Tamże.595 Wypowiedź D. Chaudrasekar nt. problemu demograficznego Indii za „Unesco- Courrier", podaje „L'Osservatore Romano", 14 IX 1949, s. 3.

405 i^zęsc IV. Tajemnica twórczego planowania

Page 325: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Skalę możliwości żywnościowych Indii wykazał kongres na Cejlonie „Międzynarodowej Organizacji Pracy dla Spraw Azji" (rok 1951). Oto Indie liczą trzy razy tyle ludzi, co USA, lecz posiadają 306 milionów akrów ziemi uprawnej, gdy USA 360. Z akra zbiera się w Indiach średnio 600 funtów herbaty i 66 bawełny, natomiast 1000 i 313 w USA. Traktorów używają Indie 10 tys., USA 2,4 min596.

Podobnie czarodziejskie nieomal perspektywy otwierają się przed bu-downictwem.

„Architekt norweski Haakon Tregaard zaprojektował dom z drzewa, który może postawić dwóch ludzi w ciągu jednego dnia" - mówią Jacob L. Crane i Robert E. Mc Care w „Revue International du Travail" (rok 1950)597.

Być może, za dwieście, pięćset lat dwóch ludzi zbuduje miasto w ciągu dnia, bo taki jest sens wiadomości o inżynierze Tregaard. Choć wydaje się, że ideałem architektury mieszkaniowej, wyzwalającym tajemnicze, a wielkie wartości z małżeństwa, pozostanie- na zawsze budowanie własnymi siłami gniazda dla swej rodziny przez młodą parę małżeńską.

Poza tym - wróćmy do problemu żywności - nie wiemy, co za perspektywy dla celów wyżywienia noszą w sobie góry i oceany, tak jak stosunkowo niedawno odkryła agrobiologia rosyjska, jak fantastyczne możliwości dla rolnictwa, szczególniej ogrodnictwa, mieszczą się w tundrze i w pustyniach, a medycyna amerykańska (A. Carrel) - co pod względem zdrowotnym i wychowawczym noszą w sobie klimaty podbiegunowe.

„Czynniki chemiczne i fizyczne środowiska zewnętrznego mogą, jak wiadomo, głęboko zmienić tkanki i umysł. Żeby stwarzać ludzi odpornych i odważnych, trzeba wyzyskać długie zimy górskie, kraje o porach na przemian upalnych i mroźnych, kraje, w których są zimne mgły, a mało jest światła, kraje smagane przez huragany i z ziemią pokrytą skałami... Riwiera i Floryda odpowiadają tylko zwyrodnialcom, chorym i starcom..."598

Zdaje się, że do tego czasu ludzkość nie mogła się oderwać od stref tropikalnych, jeszcze umiarkowane klimaty człowiek forsował; dalej, północy, nieomal nie tykał. Owóż, kto wie, czy nie jesteśmy w przededniu odkrycia całej wartości okolic podbiegunowych, i oceanów, i gór, tak jak sport przeniesie się chyba już wkrótce w góry, na oceany i bieguny. Być tedy może, że i oceany ukażą się nam niezadługo jako źródła energii surowców i magazyny żywnościowe świata, podobnie jak Morze Martwe spostrzeżono dopiero w ostatnich latach jako surowiec dla fabryk palestyńskich.

Oceany, to też coś w rodzaju pustyni czy puszczy. Na razie hula tam dzika hodowla, rośnie i żyje, co chce. Jak do niedawna w wielu górach. I jak dziś pod biegunami i na biegunach. Nie wykarczowane to wszystko, nie wykorzystane, nie uprawione, nie planowane. Bo za mało miał na to świat ludzi do pracy i ust do jedzenia. Musi być nie optimum ludzi, ale maksimum ludzi, by dojrzeć wszystkie możliwości aprowizacyjne i w ogóle cały świat perspektyw postępu.

Maksimum ludzi zmusza do rozwiązań, których potrzeba nie istniałaby» gdyby wystarczało dotychczasowych środków do obsługiwania świata. A więc zmusza do poszukiwań dalszych środków, do nowych rozwiązań, dla których nie ma warunków, jeżeli istnieje mierna, zaledwie optymalna liczba zaludnienia. „Optimum" znaczy dziś tyle, co „wygodna ilość".

Maksimum ludzi w każdej chwili, coraz to nowe ich maksimum, skoki od maksimum do maksimum: oto program ludnościowy dla państwa, które nie chce uronić żadnej szansy rozwojowej! Bo ilościowe optimum, w sensie anglosaskim, to uplasowanie się mniej lub więcej wygodne na stolcu mniej lub więcej konserwatywnym. To nie postawa mutacji, skoków w przyszłość. To tak, jak sport, tylko na lądzie. Człowiek musi także czuć pod sobą równowagę niestałą, morze, ocean, powietrze: by ewoluował twórczo; nie falujący, jak pokład okrętu, ląd, wygoda - nie sprzyjają temu.

„Największe dobra zawdzięczamy szaleństwu" - mówi Platon599. Można by dodać - szaleństwu trudności. W piecu trudności wytapia się doskonalszy człowiek.

596 „Ecclesia", Roma 10/1951, nr 3, s. 138-140.597 „L'Osservatore Romano", 14 VI 1950, nr 138, s. 3.598 A. Carrel, Człowiek istota nieznana, dz. cyt., s. 257.599 Platon, Fajdros, dz. cyt., s. 56.

406 i^zęsc IV. Tajemnica twórczego planowania

Page 326: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Wszystko powstało z przeciwności. Tak jak wielka miłość. Jak trwałe małżeństwo w morzu neomaltuzjan. Jak wiele dzieci w rodzinie nowoczesnej. Jak mnoga ludność w państwie XX wieku. Dlatego raczej warunki materialne najcięższe wydają się być najodpowiedniejsze dla maksimum zaludnienia. Stawiają bowiem one człowieka przed egzaminem najtrudniejszym z jego wartości życiowych, kwalifikują więc najwyżej całe społeczeństwo. Gdyż nie tylko uniwersytety i nagrody Nobla kwalifikują.

Zwróćmy uwagę, że ubodzy są najtrwalszym elementem na ziemi i w każdym narodzie. Ale ubodzy nie chcący być bogatymi są wśród ogółu ubogich najwartościowsi. Świadomie nie chcący być bogatymi. Klasyczni, rasowi ubodzy. Takie ubóstwo, to wielka kwalifikacja do tężyzny życiowej. Ten rodzaj człowieka ubogiego jest tak naturalny, że czuje się właścicielem całego świata i cieszy się, że ludzie mają z niego, z ubogiego, utrzymanie. Ma coś z ojca, który gotów dać życie za dzieci; coś z matki, co karmiłaby swą krwią dzieci i mimo to czuła się szczęśliwą. Chyba ta postawa najbardziej pielęgnuje życzliwość dla wszystkich, szacunek dla każdego człowieka. Człowiek taki, człowiek naturalny nie zabije też dziecka poczętego, bo cieszy się z nowego życia i chętnie się podzieli z nim tym, co ma. W stosunku do dzieci poczętych taki dopiero człowiek byłby „komunistą absolutnym", tak jak z drugiej strony rasowego komunistę poznawalibyśmy po tym, że nie zabije dziecka poczętego skoro gotów się dzielić z każdym, to tym bardziej z człowiekiem najsłabszym: z dzieckiem. Gotów też jest dzielić się radością życia z dzieckiem poczętym.

Jak liczne maksimum zaludnienia obowiązuje państwo? Co najmniej takie: że powinny się rodzić wszystkie dzieci już poczęte.

Tak samo w małżeństwie.Dlatego państwo, szanując życie człowieka, reguluje poczęcia, ale nie reguluje

urodzeń. Bo co się poczęło, to człowiek, zatem ma prawo do życia. A więc nie regulacja urodzeń, bo ta suponuje zabijanie dzieci poczętych, ale regulacja poczęć. Nie birth control, lecz conception control. Lecz s e l f c o n t r o l , jak to jeszcze powiemy. S e I f c o n t r o l : kontrola samego siebie, swego popędu. Kultura instynktu rozrodczego, jego uspołecznienie.

Podobnie małżeństwo szanujące życie dziecka: reguluje poczęcia, nie urodzenia. Reguluje własną zmysłowość. Dziecko poczęte, to członek rodziny, a członka rodziny nie morduje się, tak jak nie zabija się dzieci po urodzeniu. Każde małżeństwo posiada tyle dzieci, ile ich poczęło, niezależnie od tego, które z tych dzieci przyszło na świat; niezależnie od tego, któremu z tych dzieci pozwolono się urodzić. I państwo tak samo. Śmiertelność to nie tylko ci, co umarli po urodzeniu, ale i ci, którzy skończyli życie w łonie, i ci, których zabito w żywocie matki. Fałszywe statystyki śmiertelności podają nam demografowie. Muszą je skorygować, dodając ilość dzieci zabijanych w łonach matek.

Takież fałszywe dane o dzietności małżeństw podają nam statystyki urzędowe: trzeba ilość dzieci na małżeństwo powiększyć o te dzieci, którym odebrano życie w łonach kobiet.

Zresztą, odkryto w ostatnich latach wartość ilości zaludnienia nie tylko w państwie, ale i w rodzinie. Oto rodzina więcej dzietna może być lepszym środowiskiem wychowawczym niż mniej dzietna.

„Jedno dziecko w rodzinie staje się bardzo łatwo głównym ośrodkiem zainteresowań. Ojciec i matka troszczą się o nie przeważnie więcej, niż powinni, ich miłość odznacza się pewną nerwowością. Choroba lub śmierć dziecka staje się dla takiej rodziny bardzo ciężkim przeżyciem i wytrąca ją zupełnie z równowagi. Bardzo często jedynak lub jedynaczka przyzwyczajają się do swego uprzywilejowanego stanowiska w rodzinie i stają się prawdziwymi tyranami. Rodzicom trudno bywa utrzymać na wodzy swą miłość i mimo woli wychowują egoistę.

Tylko tam, gdzie w rodzinie jest kilkoro dzieci, piecza rodzicielska może mieć charakter normalny. W dużej rodzinie dziecko od najmłodszych lat przyzwyczaja się do życia w zespole i zdobywa umiejętność współżycia. Między starszymi i młodszymi dziećmi wytwarza się miłość i przyjaźń w najrozmaitszych postaciach. Życie w takiej rodzinie daje dziecku sposobność wdrożenia się w różne formy stosunków między ludźmi. Dzieci znajdują się w nieznanych dla jedynaka sytuacjach życiowych: miłość do starszego i młodszego rodzeństwa, okazja podzielenia się, wyrażenia współczucia. W dużej rodzinie dziecko na każdym

407 i^zęsc IV. Tajemnica twórczego planowania

Page 327: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

kroku, nawet podczas zabawy, przyzwyczaja się do życia w zespole" - pisze A. Makarenko, czołowy pedagog radziecki600.

A na zachodzie Europy, wśród pedagogów i lekarzy, zwłaszcza lekarzy chorób nerwowych, przyjmuje się slogan: Jeśli chcesz dochować się tyrana, miej jedno dziecko, jeśli neurasteników, miej dwoje; gdy natomiast pragniesz normalnych dzieci: wychowuj troje lub więcej.

Maksimum ludzi - w rodzinie, państwie, świecie - to warunek i skutek postępu, a jeśli nie zawsze od razu się to uwidocznia, to owo maksimum lepiej niż cokolwiek już choćby potencjalnie, postuluje rozwój ludności we wszystkich kierunkach.

600 A. S. Makarenko, Wychowanie w rodzinie, Warszawa 1950, s. 10.

408 i^zęsc IV. Tajemnica twórczego planowania

Page 328: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

420

ROZDZIAŁ XVII INSTYNKT USPOŁECZNIONY

Pamiętamy że ludność Attyki „około roku 600 przed Chrystusem obliczają Beloch i Prinz na mniej więcej 107 tysięcy"601, a dane o zaludnieniu państewka rzymskiego w połowie V wieku przed Chrystusem wahają się między 400 tysięcy - wedug Liwiusza, a 150 tysięcy - według Ferrero602.

Ta nikła ilościowo ludność nastawiła Ateny i Rzym na wszystko, co wtedy i później w ich życiu było uwagi godne. Pięciomilionowa masa ludzka Ateńskiego Związku Morskiego za Peryklesa czerpała siły z tamtych czasów i nie była już do niczego więcej zdolna, niż rozmieniać się na drobne, wykańczać szczegóły i utracać dotychczasową wielkość cywilizacyjną. Podobnie miasto Rzym o dwu milionach mieszkańców i stu, dwustu milionach ludzi w imperium.

Dlaczego?Przyczyn można by przytoczyć mnóstwo, ale najważniejsza jest jedna:

małżeństwa attyckie z wieków VIII-VI i rzymskie z wieków VI-IV przed Chrystusem - były bez porównania bardziej wydajne moralnie, niż późniejsze. Dynamika ilości zaludnienia zależy od jakości małżeństwa, a następnie od warunków moralnych dla małżeństw: od jakości rozwiązań w życiu pozadomowym społeczeństwa. Dlatego mały ilościowo Rzym prowadził wielką politykę, a wielki - małą. Ubogie, małoludne Ateny doprowadziły do epoki Peryklesa; bogate, obfite w ludność Ateny, zniszczyły epokę klasyczną hellenizmu.

Ale nie wszystko w życiu małżeństw helleńskich czy rzymskich i w tamtej, najbardziej twórczej epoce, było na poziomie. Lecz tego, co ujemne, nie sławiono wówczas jako czegoś godziwego, i liczba rozwiązań ujemnych nie przekraczała pewnych granic. Może nawet stąd narodził się u Arystotelesa pomysł umiaru jako przewodniej zasady życia? „We wszystkim - powiada - chwalebna jest trwała tendencja do zachowania środka"603. Tak jak, być może, obserwacja fatalnych skutków nikłej wydajności moralnej współczesnych mu małżeństw kazała mu dotrzeć do przyczyny i wołać: „We wszystkim zaś najbardziej wystrzegać się należy tego, co przyjemne, i rozkoszy: co do niej bowiem sąd nasz nie jest bez-interesowny. To więc, co odczuwała starszyzna trojańska w stosunku do Heleny, to powinniśmy i my odczuwać w stosunku do przyjemności i przy każdej okazji powtarzać sobie ich powiedzenie: «Onaż swoją urodą do wiecznej bogini podobna, ale pomimo że tak cudowna, niech wraca do swoich, niech nie zostaje na naszą i naszych dzieci zatratę»"604.

Małżeństwa wcześniejsze były bardziej sobie wierne, bardziej naturalne w życiu seksualnym, wykazywały więcej szacunku dla żony i dla życia dziecka: czy to już urodzonego, czy dopiero poczętego. Właściwie niezabijanie dziecka poczętego, niezabijanie już urodzonego dziecka, nie- omijanie możliwości zapłodnienia podczas aktu płciowego: wszystko to razem, to wierność naturze. Małżeństwo tedy nie zdradzające, nie rozwodzące się, a więc wierne sobie i zarazem małżeństwo wierne naturze - jest twórcze.

Stumilionowe państwo rzymskie, jeżeliby posiadało ten sam procent małżeństw wiernych sobie i naturze, jaki posiadało będąc maleńką republiką, startowałoby z niemniejszym rozpędem do dalszej wielkości w stuleciach III, IV i V po Chrystusie, jak w wiekach V, IV i III przed Chrystusem. To samo Hellada. I nie inaczej każdy naród, nawet ten, który liczyłby 20 miliardów obywateli i który dlatego nader intensywnie musiałby ograniczać swój rozrost liczebny choćby dlatego, żeby nie zalać samemu świata. Żeby przez szacunek dla innych narodów nie przytłaczać ich swą liczbą, nie terroryzować ludnościowo.

Choć obiektywnie pierwszym celem małżeństwa są dzieci, to psychologicznie nie dzieci są najważniejsze w małżeństwie - wszak nie każde małżeństwo, już zawarte, może mieć dzieci jako z natury bezpłodne - ale wierność i naturalność. Kobieta występuje w najstarszej tradycji ludzkiej - w Biblii - jako towarzyszka Adama. „Istotą małżeństwa jest umowa mężczyzny i kobiety, wyrażona w sposób prawny, świadomie i dobrowolnie celem zupełnej wspólności życia"605.

601 St. Witkowski, Państwo greckie, dz. cyt., s. 26.602 G. Ferrero, Wielkość i upadek Rzymu, 1.1, dz. cyt., s. 1.603 Arystoteles, Etyka nikomachejska, Lwów 1938, s. 80.604 Tamże, s. 79.6051. Grabowski, Zagadnienie małżeństwa, Warszawa 1934, s. 28.

Page 329: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

421

Towarzyskość ma też zazwyczaj na myśli każdy, gdy się zabiera do małżeństwa. Nie dzieci. Dzieci wstawia z góry do programu swego małżeństwa raczej tylko monarcha panujący. Dzieci mimo to zjawią się jako niespodzianki, jako konsekwencja wierności naturze w pożyciu intymnym, jeśli tylko małżonkowie zostaną naturze wierni. To jedynie społeczeństwo ma na celu dzieci, gdy myśli o małżeństwie, ale nie zawsze jednostka, nie zawsze zakochany. Raczej zakochana.

Zresztą wierność małżeństw dla natury zapewni państwu nie tylko zaludnienie mogące aż w nadmiarze pokryć wszelkie zapotrzebowanie społeczne, choćby maksymalne, ale wierność naturze gwarantuje także ograniczanie ludności w państwie i rodzinie - w każdej, pożądanej czy to dla małżeństwa, czy państwa, nawet minimalnej, wysokości. W jaki sposób? Za pomocą sublimacji instynktu rozrodczego: wstrzymywania się od bezpośrednich aktów płciowych i przenoszenia dzięki temu dynamiki popędu w służbę innym, bliższym aktualnie w małżeństwie, celom. Sublimacja uspołecznia więc instynkt rozrodczy, ilekroć jest pożądane, by w małżeństwie czy państwie było mniej dzieci; tak jak wierność naturze podczas aktów seksualnych uspołecznia tenże instynkt, bo gwarantuje zaludnienie. Sublimacja zapobiega katastrofalnemu przeludnieniu, a wierność naturze nie dopuszcza do wyludnień. W taki sposób instynkt ten może zawsze spełniać swe cele społeczne: i wtedy, gdy wyładowuje się bezpośrednio w swym pierwszym, zwierzęcym, nagim kształcie; jak i gdy zamienia się jego żywiołowy, pierwotny bios w delikatniejszy kształt, w działalność poza-, a raczej ponadpłciową. Na tym właśnie polega, poszukiwana przez nas dotychczas, tajemnica twórczego planowania zaludnienia.

Właściwie wstrzemięźliwość uspołecznia instynkt seksualny, bo nie tylko umożliwia jego sublimację, ale pozwala na jego bezpośrednie działanie jedynie wtedy, gdy może to mieć skutki pozytywne. Wstrzemięźliwość tedy czyni ten instynkt bardziej zdrowym, bardziej twórczym, poprawia jego naturę. Kto nie posiada kultury wstrzemięźliwości, a raczej kultury sublimacji, dysponuje wprawdzie instynktem rozrodczym społecznym, jednak w małej mierze społecznym, bo jedynie zapewniającym zaludnienie.

Rzecz jasna, małżeństw o uspołecznionym choćby tylko w stopniu naturalnym - instynkcie rozrodczym nie posiadało ani Cesarstwo Rzymskie, ani hellenistyczny Wschód i jego grecka metropolia, a przynajmniej nie były takie małżeństwa dla obu tych okresów dziejów typowe. Niepokój0 przyszłość ludnościową dzisiejszych narodów europejskiego kręgu kulturowego tkwi korzeniami w tym samym niedociągnięciu kulturalnym małżeństw naszych czasów. Grecy hellenistyczni i Rzymianie Cesarstwa wyżywali się w małżeństwach seksualnie za pomocą nieuspołecznionego instynktu rozrodczego: posługiwali się różnymi sposobami, by dopełniając aktu płciowego, nie dopuścić do poczęcia, lub zabijali poczęte dzieci. Tylko nikła bardzo mniejszość małżeństw trzymała się natury, lecz nie zawsze dawała życie wtedy, gdy była powinna. Małżeństwa o uspołecznionym w pełni instynkcie - z kulturą sublimacji - nieomal wówczas nie istniały.

Europa średniowiecza dała odrodzenie, a odrodzenie - wieki nowożytne. Były to okresy stałego postępu Europy, ciągłego startu do wielkiej przyszłości. Małżeństwa wtedy mało sublimowały, bo dla celów państwowych nie potrzeba było wówczas ograniczać potomstwa. Ale wiemy, że nie znaczy to, by posługiwały się nieuspołecznionym instynktem rozrodczym. Wyżywał się on więc w sposób uspołeczniony, ale uspołeczniony tylko naturalnie, przeto mało kulturalnie: bo z nikłą dozą okresów wstrzemięźliwości. Za to sublimowała w one czasy o wiele więcej niż obecnie młodzież i o wiele poważniejszy niż dziś procent ludności, skupionej w stanie duchownym. Dodajmy, że o wiele większy tak samo procent małżeństw pozostawał w owych czasach wierny sobie.

I teraz narody nasze startują w przyszłość jedynie z małżeństwami wiernymi sobie i naturze, ale z nikłą ich grupą, bo małżeństw takich niewiele. Regulujemy potomstwo już nieomal wszyscy, jednak wyłącznie na małżeństwach wiernych sobie i z kulturą sublimacji: o uspołecznionym instynkcie rozrodczym - opiera się nadal każde państwo. Ile tych par małżeńskich w każdym państwie, tak zarysowywuje się każdego z nich przyszłość: te więc pary stanowią odłam eugeniczny narodu. Tedy nie małżeństwa bardziej dzietne - bo małżeństwo może być wielodzietne i zarazem neomaltuzjańsko-dzieciobójcze, jeżeli zabija pewną ilość poczętych dzieci, bądź jeśli ogranicza potomstwo nie na drodze sublimacji-

A. Carrel, Réflexions sur la conduite de la vie, Paris 1950, s. 73.

Page 330: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

422

wstrzemięźliwo- ści - lecz małżeństwa bardziej naturalne są bliższe ideału eugenicznego, a eugenicznymi idealnie są małżeństwa świadomie wierne sobie i świadomie wierne naturze.

Gdyby narody pochodzenia europejskiego dysponowały teraz tylko stu milionami ludności, jak około roku 1650, lecz świadomie wiernymi sobie1 naturze - mimo że ograniczałyby potomstwo - miałyby przed sobą równie świetne możliwości na najbliższe trzy stulecia, co w roku 1600, a nawet świetniejsze, ponieważ obecnie ograniczając potomstwo, mogą wyzwalać z siebie - przez sublimację-wstrzemięźliwość - daleko więcej energii moralnych.

Wobec tego planowanie ilości, to w zakresie minimalnym - planowanie wydawania na świat każdego człowieka poczętego, a planowanie jakości: to staranie się o pary małżeńskie świadomie wierne sobie i świadomie wierne naturze: a więc posiadające kulturę sublimacji instynktu, gdy trzeba. Państwo z taką ludnością albo rodzi więcej ludzi, albo więcej sublimu- je: czyli rodzi wtedy więcej wyższych sił moralnych. Zachowuje przy tym w pełni żywotność instynktu ojcowskiego i macierzyńskiego obywateli, choć godzi z tymże instynktem wymagania rozumu i racji stanu.

Należy się spodziewać, że takie państwo będzie posiadało raczej za wielu, niż za mało ludzi, bo instynkt jest żywiołem i nieraz przerwie tamy sublimacji. Natura bowiem niejako nie ufa rozumowi i na wszelki wypadek przegryza wędzidła wyrachowania. Wszakże państwo takie mając na ogół ludność o naturze sublimacji, o uspołecznionym instynkcie rozrodczym, może zawsze odwołać się do sumienia swych mieszkańców z większą skutecznością, czy to o zmniejszenie, czy wzrost potomstwa. A takie kroki leżą na linii rozwoju państw nowoczesnych: wszak coraz częściej odwołują się one, choć w innych sprawach, do sumienia obywateli.

Małżeństwo o uspołecznionym instynkcie rozmnażania potrafi pogodzić wymagania rozumu z zachowaniem całej witalności swego związku. Mąż i żona - w okresach stosowania sublimacji - umieją przenieść swe pożycie i swą wierność naturze - na wyższą płaszczyznę przeżyć. Przezwyciężają biologiczny seksualizm jako rzecz pierwszą. Stawiają wyżej przyjaźń, a ponad wszystko szacunek dla siebie i służbę dzieciom. Oboje wtedy mogą wychowywać. Okresy wstrzemięźliwości - sublimacji, to właśnie dni pożycia ze spotęgowaną służbą dzieciom i przeniesieniem kształtu wzajemnego oddania się sobie - nie na seksualną, ale na normalną, bardzo ludzką płaszczyznę; to zarazem okazje do bardziej twórczego wysiłku zawodowego dla męża, żony, czy dla pełniejszego wypoczynku; to nawrót w małżeństwie do klimatu narzeczeństwa.

Sublimacja, okresy urlopów od seksualnych obowiązków, usuwa szarzyznę życia płciowego, nie dopuszcza więc w nim do cynizmu i zwyrodnień, czyni rzadszy akt płciowy bardziej pożądanym, odświeża go.

Sublimacja powiększa energie żywotne męża, których mu zawsze w nadmiarze potrzeba, jako głowie rodziny, odpowiedzialnego za egzystencję materialną i obronę zdrowia i życia domu; przedłuża jego młodość seksualną, zatem i okres świeżości, gotowości płciowej małżonka.

Zamiast doraźnej, krótkotrwałej, niejako dychawicznej romantyki aktu płciowego, daje sublimacja jego przetwór bardziej długofalowy, na szerszej niż alkowa płaszczyźnie, owszem, wybiegający daleko poza nią. Sprzyja to gruntowaniu się przyjaźni między mężem i żoną, inaczej mogłaby przyjaźń nie dojrzeć do wyższych stadiów rozwoju. Powstaje wówczas w małżeństwie atmosfera nie tylko do zapominania się w erotyce, ale i do zwierzeń: najgłębszej cechy przyjaźni. A przyjaźń daje więcej szczęścia niż popęd, szczelniej wypełnia klimatem wspólnoty związek małżeński. Czy jest większa radość niż z przyjaźni? I tędy droga do kształtowania małżeństwa na instytucję szczęścia: jak zaś wielką jest rola dobrego samopoczucia jednostki, rola szczęścia dla samopoczucia społeczeństwa, jego rozmachu, czyż trzeba wykazywać?

Mężowi i żonie łatwiej wtedy wpływać wychowawczo.Małżonek przez wstrzemięźliwość uczy - pośrednio - swe dzieci, dalsze

otoczenie i swych kolegów szacunku dla kobiety: ponieważ od skali jego szacunku dla żony zależy jego umiejętność wstrzemięźliwości. Atoli małżonka, kobieta, jest również fizycznie słabszą od mężczyzny osobą, stąd przez swą wstrzemięźliwość wdraża mężczyzna otoczenie do szacunku dla człowieka słabszego.

Tak samo mąż ćwiczy otoczenie w szacunku dla żyjących dzieci: gdy przez wzgląd na dobro tego potomstwa, które już posiada, wstrzymuje się od pożycia

Page 331: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

423

płciowego, by nie pogarszać sytuacji swej dziatwy. Właściwie kultury sublimacji i szacunku dla ludzi już żyjących uczy społeczeństwo mężczyzna, bo od niego zasadniczo zależy wstrzemięźliwość. Naucza tym samym innych mężczyzn i swoich synów, że rasowa postawa mężczyzny wobec kobiety wyraża się w opiekuństwie, nie w wyzysku jej ciała czy w polowaniu na słabość jej zmysłowości.

Matka kształci z kolei synów i córki, a nade wszystko córki - w najsub-telniejszym humanitaryzmie, w szacunku dla najsłabszej istoty ludzkiej, jaką jest człowiek poczęty: gdy istoty tej nie zabija w żadnym wypadku, nawet gdy za przyjście na świat dziecięcia płaci własną śmiercią. Na tym tedy odcinku wychowuje kobieta ludzkość do pacyfikacji606 świata, bo tu wyznaje ona, za cenę własnego życia i wygód, zasadę: Nigdy nie zabijać!

Poziom takich małżeństw występuje z całą plastyką, jeśli zauważyć, że miarą kultury jest postawa wobec słabszego człowieka.

606 Łac. pacificatio - zawarcie pokoju, pośrednictwo pokojowe, pacificus - czyniący pokój. (red.)

Page 332: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

426

Tak więc małżeństwo o uspołecznionym instynkcie rozrodczym wyzwala przede wszystkim przyjaźń i szacunek-dla człowieka. W tych dwu dziedzinach mogą małżonkowie swą energetyką moralną zasilać państwo w mierze bodaj nieograniczonej. Ich emisja moralna, radioaktywność etyczna władna jest tutaj wyzwalać się bez granic. Kto bowiem zabroni mężowi promieniować na żonę przyjaźnią w tej skali, jak nikt dotąd na ziemi! Kto, jaka siła władna jest zmusić matkę do zabicia dziecka poczętego, jeżeli ona tego nie zechce? Co zaostrza w żonie tak bardzo instynkt macierzyński, że nigdy nie pozwoli odebrać życia dziecku poczętemu, jak nie szacunek, przyjaźń dla tego dziecka: jak nie przyjaźń dla maleństwa w jej łonie? Co podobnie potęguje w ojcu instynkt ojcowski tak bardzo, że nie pozwoli matce w żadnych okolicznościach zabić żadnej poczętej już dzieciny, jak nie przyjaźń dla tegoż dziecka i dla żony: by nie splamiła się pozwoleniem, na przykład, lekarzowi na zabicie człowieka poczętego!

Zdarzają się małżeństwa, gdzie mąż lata całe, a nawet do końca swego życia nie powinien wykorzystywać żony do aktu płciowego: emitowanie przyjaźni najbardziej bezinteresownej ze strony męża ma wówczas warunki największego rozkwitu. Energie moralne przyjaźni - zamiast potomstwa - jakimi wtedy taki mąż z siebie promieniuje w rodzinie, wybiegają poza nią, włączają się do obiegu publicznego, zatem miarą swej wartości wzbogacają zasób przyjaźni będącej aktualnie w kursie stosunków wzajemnych ludzi z ludźmi w społeczeństwie. Istnieje bowiem w atmosferze życia narodu pewna ilość prądu moralnego, pewna stąd aura etyczna, którą społeczeństwo żyje, oddycha, nasyca się, odkarmia. W tę aurę wsiąka każde rozwiązanie jakiejkolwiek sytuacji o charakterze moralnym i albo wzbogaca ją, albo zuboża, albo więc tym samym wzmacnia społeczeństwo, lub je osłabia.

Co tedy stanowi minimum dzieci w rodzinie?Wydanie na świat każdego dziecka poczętego. Choćby tych dzieci było już w

tejże rodzinie maksimum, bądź nie było wcale.Można, rzecz jasna, planować minimum dzieci, a każdemu małżeństwu to

wolno, minimum zaś może oznaczać i zero. Ale jeśli przy tym, z uwagi na żywiołowość terenu, dojdzie do maksimum poczęć: trzeba wydawać na świat to maksimum potomstwa, zaplanowane w tych wypadkach nie przez małżonków, lecz przez naturę. Zachodzi tu coś w rodzaju maksymalizmu w demokratyzowaniu planowania. Mianowicie: od kiedy powstało nowe życie, nowy człowiek: on dyktuje swą egzystencję przez to, że już jest. Planuje zaludnienie człowiek, a więc nie tylko ojciec, matka, państwo; planuje i ten człowiek, co już się począł: odkąd się począł, sam siebie od tego czasu planuje. Trafia się, owszem, że dziecko poczęte umiera jeszcze w łonie lub podczas urodzenia wbrew życzeniu rodziców: i tu ono samo siebie niejako planuje, by nie żyło na ziemi. Małżeństwo świadomie wierne naturze nie reguluje tedy urodzeń, ale poczęcia. Nie kontroluje urodzeń, ale siebie. Nie birth control, al e s e l f c o n t r o l .

Planowanie to rozum. To kultura. A kultura, to nade wszystko panowanie nad samym sobą.

Po czym poznać zdrową kulturę?Minimum jej zdrowia, to nie niszczyć natury. Bo kultura wzmacniająca, to

tylko dalszy ciąg natury: nadbudowa na naturze. Kultura ma ulepszać naturę, ratować ją, podtrzymywać, lecz jej nie niszczyć; inaczej sama kultura staje się siłą niszczącą i naturę, i samą siebie - kulturę. Gdy się mówi o niszczącym wpływie kultury na populację, ma się na myśli tę kulturę, która gubi gatunek ludzki. A nie ma nic oczywiściej niszczącego, niż zabicie człowieka, zwłaszcza niewinnego; tak jak nie ma nic bardziej naturalnego, jak obrona człowieka przed zabiciem, szczególnie dziecka. Małżeństwo kulturalne i wierne naturze żyje w najgłębszej przyjaźni z każdym ze swych dzieci poczętych i z każdym człowiekiem. Podobnie naród naturalny i ludzkość naturalna. Człowiek zabijający ma zachwiany instynkt zachowania gatunku. Nie jesteśmy z natury dostatecznie naturalni, dość mocno naturalni. Rzadko kto z nas jest w pełni naturalny. Jest dlatego konieczne pewne kwantum kultury, by utrzymać w świeżości nasze instynkty, naszą wydolność fizyczną, by spotęgować wrodzoną naturalność. Wszystko wskazuje na to, że taka kultura, zdrowa kultura, to rozbudowa szacunku dla człowieka. Stąd różne stopnie jej zdrowia: w miarę szacunku, wyrażanego przez tęż kulturę.

Aliści naturalność małżeństwa wypowiada się nie tylko w samym szacunku dla aktu płciowego i poczętego dziecka. Określona jest także przez ilość potomstwa i

Page 333: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział XVII. Instynkt uspołeczniony 427

musi wykraczać poza czystą teorię. Poza kobietę jako osobę, jako jedynie człowieka. Poza racjonalizm tylko liczbowy.

Dlaczego?Mąż bowiem musi uwzględniać potrzeby organizmu żony.„W przekazywaniu życia rola kobiety jest ważniejsza niż mężczyzny - mówi

Carrel - Los, od którego nie można uciec bez niebezpieczeństwa: utrata równowagi nerwowej i umysłowej jest ceną, którą kobieta płaci za to, że warunki jej życia lub jej wola przeciwstawiają się naturalnej funkcji"6.

Page 334: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

428

A ile dzieci domaga się natura od kobiety?„Główny trud rozmnażania spada na kobietę. Temu zadaniu nie może ona nie

być wierna, jeżeli nie chce być niewierną swej misji, wypisanej od milionów lat na jej organach genitalnych, na jej gruczołach, systemie nerwowym i umyśle. Nie może ona popełnić cięższego błędu, jak wyrzekając się macierzyństwa. (...) Im lepiej jest kobieta obdarzona umysłowo i fizycznie, tym więcej powinna mieć dzieci. Zresztą, osiąga ona pełnię swego rozwoju organicznego i umysłowego dopiero w macierzyństwie. (...) Trzeba aby normalne małżeństwa miały czworo do pięciorga dzieci"7.

Sublimacja tedy - kultura - ma w małżeństwie granice. Może nie w każdym, ale ma. Nie jesteśmy stworzeni do samego uwznioślania życia. Kultura ma granice. Zakreśla je szacunek dla natury.

A więc nie należy planować dzieci nazbyt teoretycznie. Tak jak regulując nie wystarczy stosować się li tylko do warunków ekonomicznych. Może bowiem zachodzić zupełny brak tych warunków, a trzeba wydać na świat dziecko, skoro się już ono poczęło, chociażby zaraz po urodzeniu miało umrzeć z głodu, bądź z innego nieszczęścia; lub też, jeśliby podczas ciąży miało wycieńczyć głodną albo chorą matkę brzemienną do ostateczności aż na śmierć. Linię postępowania i tu wskazuje absolutny szacunek dla życia dziecka. Tyle że okazanie tego szacunku staje się w takich wypadkach bardzo, a nawet wręcz niesłychanie trudne. Ciekawe, że szacunek, a więc kultura, wybiera tu również raczej tę osobę, która jest nowa i słabsza: dziecko. Zatem zdrowa kultura wspiera i tu naturę.

Podobnie szacunek dla dziecka dyktuje matce ciężarnej i lekarzowi-po- łożnikowi drogę postępowania w innych, ciemnych na pierwszy rzut oka do rozeznania okolicznościach, mianowicie: jeżeli z powodu ciąży lub nie-bezpiecznego porodu miałaby kobieta brzemienna śmierć ponieść. Matka, pełna szacunku dla swego dziecka, świadomie będzie chciała tu umrzeć, by ocalić życie dziecka. Znamienne, że zarazem ocali dzięki temu szczęście osobiste, ponieważ będzie zdawała sobie sprawę umierając, że spełnia obowiązek matki. Rzecz jasna, że tylko też wtedy ocali ona swój instynkt macierzyński od zwyrodnienia. Szacunek tedy dla dziecka - kultura - ocali w niej naturę.

To samo lekarz.Stanie i on tutaj po stronie życia i matki, i dziecka, ale dziecka - na tyle, że w

żadnym wypadku dziecku szkodzić nie będzie, zatem raczej weźmie stronę dziecka. Uczyni bowiem wszystko, by ocalić życie i matce, i dziecku, ale w metodach ratowania nie będzie godził w życie dziecka. Szacunek dla dziecka wesprze tu kulturę medycyny, jej wierność prawom natury. Naturalność przebiegu porodu, jego cel - wydanie na świat dziecka - będzie tu podtrzymywana przez kulturę medycyny. Zarazem będzie tu uratowana naturalność kultury medycyny. Instynkt macierzyński cierpiącej beznadziejnie matki - a raczej z nadzieją, bo w obliczu wydania na świat nowego dziecka - będzie w takim dramatycznym splocie okoliczności wzmocniony przez kulturę medycyny. A jednocześnie instynkt macierzyński będzie tu ocalony przez kulturę szacunku medycyny dla macie-rzyństwa i dzieciątka. Kultura macierzyństwa u matki i kultura medycyny usymbolizowane w szacunku dla procesu natury, porodu, i w bezwzględnym szacunku dla absolutnie bezbronnego i słabego dziecka - uzupełnią tu wspólnie niedostatki natury - patologiczność porodu, jego śmiertelnie niebezpieczny czy to dla dziecka, czy dla matki, czy też dla obojga razem przebieg. Kultura poprawia tu naturę, która w tych okolicznościach by nie wystarczyła dla ocalenia życia dziecku.

Z drugiej strony czyż taka wierność absolutna medycyny dla natury, pomoc lekarska dla natury - nie podtrzymuje dalszego rozwoju medycyny? Wszak gdyby nie było trudnych, beznadziejnych ciąż i porodów, zahamowany by nawet został dalszy rozwój ginekologii i położnictwa. Tak jak mnóstwo beznadziejnych, zdawałoby się, połogów szczęśliwie przezwyciężyła medycyna dzięki wynalazkom metod leczniczych tych lekarzy, którzy nie obierali łatwej drogi ratowania życia matki przez zabijanie jej dziecka.

Każda nauka i umiejętność, podobnie jak kopalnia, może się dalej rozwijać pod warunkiem, że natrafia ustawicznie na żyły nieznanych prawd i nieprzezwyciężalnych zadań. Odłam medycyny, który w razie porodów i ciąż, grożących zdrowiu lub życiu matki, ucieka się do prostackiego zabijania dziecka poczętego, jest medycyną kapitulującą, zakreślającą sobie zbyt wąskie możliwości. Kończącą się. Kapituluje taki odłam sztuki lekarskiej, rzecz

Page 335: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

429

znamienna, z braku dostatecznego szacunku dla dziecka. W szacunku dla człowieka, a z grubsza w szacunku dla życia ludzkiego, spoczywa zresztą tajemnica rozwoju wszystkich bodaj nauk i całej kultury. Co prawda, niżej szacunku dla życia ludzkiego też istnieje kultura, ale degenerująca.

Próg kultury, jej punkt wyjścia, to niczym niezachwiany szacunek dla życia ludzkiego: to zasada „nie zabijaj", respektowana, choćby na ślepo, z zamkniętymi oczyma.

Kultura ma dlatego tak ciągle nikłe możliwości, ponieważ prawie wyłącznie sięga w swych rozwiązaniach co najwyżej do tego punktu. Rozwiązania kulturowe niewiele dociągały dotychczas na ogół, w swej masie ponad ów poziom wyjściowy. Pole, zarysowane liniami wykresu, ilustrującego rozwiązania kulturowe - twórcze czy konsumpcyjne - znajdują się nazbyt często niżej płaszczyzny zdrowej, bądź zbiegają pod nią w dół z histeryczną łatwością w nieprzebranym mnóstwie linii.

Czy wobec tego bogaty w linie, idące w górę, poza „próg" ponad poziom wstępny, byłby wykres obrazujący miarę szacunku każdego z ludzi dla człowieka - od początku istnienia ludzkości do dziś? Byłby to obraz sumienia świata, najciekawszy chyba materiał statystyczny. Nietrudno się domyślić, jak słabo zakreskowana punktami szacunku dla człowieka przedstawiałaby się na tej tablicy płaszczyzna pod linią wyjściową. Obejrzeć można by tam i własną krzywą, okazywanego przez siebie szacunku dla ludzi, tudzież przekonać się, jak fantastyczne możliwości leżą przed każdym z nas i przed ludzkością do świadczenia szacunku człowiekowi. Jak na dłoni widziałoby się, że Homo sapiens po najwcześniejszej epoce, okresie kilkuset tysięcy lat - gdy żyli tylko ludzie najpierwotniejsi - wszedł w stadium zabójstw, ze specjalną predylekcją do dzieciobójstwa.

Na szczęście szacunek dla człowieka, obecnie i w przyszłości, może wybiegać bez porównania wyżej niż u osób najpierwotniejszych. Albowiem, jak już wiemy, szacunek świadomy - kulturowy - może się wypowiadać doskonalej moralnie od naturalnego.

Po tym się też poznaje zdrowie i poziom każdej religii: po szacunku dla człowieka.

I tak: w świetle nauki Kościoła - nie zabicie, lecz urodzenie dziecka, o którym z góry wiemy, że po przyjściu na świat wkrótce lub zaraz zginie, z głodu, słabości lub z katastrofy - posiada najoczywistszą logikę. Bo dziecko poczęte, czy narodzone, posiada poza ojcem naturalnym także Boga jako Ojca-Stwórcę. I byle je zdążyć ochrzcić, nabywa ono wszelkich praw do pobytu w idealnej rodzinie Stwórcy: niebie.

Ocalone jest wtedy szczęście dziecka, zatem i matki. Mimo rozpaczy ze zgonu takiej dzieciny przeżywa matka radość, że zapewniła dziecięciu szczęście u Stwórcy i że nie zabiwszy ocaliła się sama od zbrodni. Ma zresztą szanse spotkać się - wcześniej lub później - u swego Ojca, Stwórcy, ze swym maleństwem: bo i jej tam miejsce stałe, tym pewniejsze, o ile nie zabiła, bo i jej Ojcem jest tenże Bóg.

Analogicznie: jeśli matka musi ginąć z powodu brzemienności, skoro nie zabiła dziecka poczętego dla ratowania swego życia. Ocala wówczas życie dziecku, ale ocala też przez to swe szczęście: bo wie, że uda się sama po nagrodę do rodziny Stwórcy, nieba, i że tam - wcześniej lub później - będzie mogła spotkać tego człowieka, któremu dziś za cenę własnego życia zapewniła pobyt na świecie.

Rozwiązania religijne takich ciężkich sytuacji moralnych wzmacniają na całej linii instynkt macierzyństwa, naturę, i wyzwalają z matki siły moralne o niesłychanym napięciu, a w konsekwencji, poprzez uczucia wdzięczności, wyzwalają i z dziecka siły moralne o tymże natężeniu i mocy sugestywnej, wychowawczej dla pozostałych przy życiu członków rodziny. Religia podnosi tu naturalność kultury życia rodzinnego na wyżyny skończonej doskonałości.

I vice versa: przekonajmy się z kolei, jak natura podbudowuje ten absolutny szacunek dla dziecka poczętego i niemowlęcia: co mówi o tym fizjologia ostatnich kilku lat.

„Natura woli dziecko od matki. Na początku głodu w Madrycie kobiety chudły, ale rodziły dzieci o normalnej wadze. Gdy ilość pożywienia była zbyt mała, by zaspokoić jednocześnie potrzeby tak matki, jak płodu, płód wzrastał kosztem

Page 336: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

430

substancji matki. Tak samo mleko matki zaledwie się. zmieniało w ilości i jakości. Osesek prosperował, ale matka traciła w czasie karmienia część swej wagi"607.

„Miłość macierzyńska - wyjaśnia fizjologia - nie jest cnotą. Jest funkcją systemu nerwowego kobiety, jak sekrecja mleczna jest funkcją gruczołu mlecznego. Miłość macierzyńska i sekrecja mleczna zależą od tej samej substancji: od prolaktyny, która włącza się do krwi przez przysadkę mózgową. Ten gruczoł przez swoje działanie na aparat genitalny, na piersi i na mózg - nakazuje jednocześnie impulsy, które prowadzą mężczyznę i kobietę do połączenia, dając kobiecie miłość dziecka i zdolność do wy- karmienia go"608.

Jeżeli tedy mąż i żona nie mogą planować dostatecznej liczby własnych dzieci, bądź gdy z natury jako para są bezpłodni, pozostaje im jedyna droga: brać sieroty oraz oddawać im wszystkie zasoby swego macierzyństwa i ojcostwa. Konieczność ta jest dziś naukowo bardziej uświadomiona niż kiedykolwiek, dlatego kto wie, czy nie wstępujemy w erę szczęśliwych sierot.

Od czasu, gdy człowiek ogląda małżeństwo niejako po raz drugi, a ma to do siebie każda typowa dla wyrafinowanej cywilizacji umysłowość; od kiedy uświadamia sobie, że w jego mocy jest kształtować swe życie małżeńskie, swój stosunek do żony, męża, dzieci: spostrzega jednocześnie, że wolność w tej dziedzinie nie oznacza dowolności.

Owszem, odtąd musi świadomie podtrzymywać nawet to, co człowiek nisko cywilizowany dostaje za darmo, z impulsu natury. Nie może tedy odklejać się w życiu rodzinnym od natury, ale świadomie musi pielęgnować naturalne procesy macierzyńskie, ojcowskie, małżeńskie, rodzinne.

Słowem: musi teraz uprawiać także kulturę natury.Ale właśnie dlatego może wzmacniać naturalność. Małżeństwo świadomie

naturalne - kulturalne - może być bardziej naturalne niż nieświadome, niecywilizowane lub małocywilizowane: niż naturalne z natury.

Celem kultury jest dalszy ciąg natury. Kultura im bardziej naturalna, tym zdrowsza. Im prawdziwiej wyższa, tym naturalniej sza. Im doskonalsza, w swym zdrowiu, tym bliższa natury. Ale naturalność kulturalna nie jest cofaniem się do czystej natury, lecz jest drogą ku doskonalszej naturze. Dobrze jest widzieć światło na obrazach Rembrandta i rozkoszować się kunsztem tego mistrza, lecz lepiej jest dzięki Rembrandtowi spostrzegać w sposób doskonalszy piękno światła w naturze i cieszyć się nim. Najzupełniej wydoskonalona kultura będzie najzupełniej doskonałą naturą. Skończenie doskonały warsztat dentystyczny będzie się obywał bez narzędzi: jak bez takiego gabinetu rodzi doskonałe mniej lub więcej uzębienie dziąsło niemowlęcia. Najzupełniej doskonała natura nie potrzebuje już kultury. Celem kultury jest skończenie doskonała natura. Maksimum naturalności w kulturze zapewnia kulturze witalizm. Maksimum doskonałości w naturze wyklucza ukulturalnienie jej. Znamy zaledwie początki techniki przemiany natury na doskonalszą. Zdaje się, że maksimum szacunku dla człowieka prowadzi najkrótszą drogą do maksimów osiągnięć w naturalności i kulturze.

Medycyna XIX wieku powołała do życia specjalny dział nauk lekarskich: eugenikę, by udoskonalić dziedziczną naturę potomstwa. Eugenika, to kultura natury aktu seksualnego i ludzkiego płodu: człowieka poczętego. Eugenika, to medycyna człowieka poczętego, a raczej, to kultura samego poczęcia. To planowanie zdrowego poczęcia, możliwie najzdrowszego poczęcia. Atoli, gdy eugenika poleca środki antykoncepcyjne, gdy sztucznie zapładnia, gdy sterylizuje; gdy zabija dzieci poczęte w wypadkach, gdy płód zapowiada się jako marny fizycznie czy psychicznie, bądź jeśli dziecko poczęte szkodzi matce brzemiennej na zdrowiu lub zagraża jej życiu: wówczas sama eugenika staje się nieeugeniczna, bo jako kultura daje rozwiązania nienaturalne.

Przyszłość eugeniki i medycyny, to nie wynaturzać, ale współdziałać z naturą, poprawiać naturę, udoskonalać naturę: przez szacunek lekarza - eugenisty dla mężczyzny jako ojca, dla kobiety jako matki, dla dziecka poczętego jako człowieka, dla aktu seksualnego jako przejawu natury. W granicach szacunku dla człowieka leżą metody zdrowej kultury euge- nicznej.

I wzajemnie: gdyby eugeniści mieli więcej szacunku dla dziecka poczętego, nigdy by go nie mordowali. Tak samo, jeśli dysponowaliby większym szacunkiem dla mężczyzny jako ojca, domagaliby się od niego wyższego poziomu w rozwiązywaniu sytuacji o charakterze seksualnym, słowem: żądaliby sublimacji i

607 A. Carrel, Réflexions sur la conduite de la vie, dz. cyt., s. 71-72.608' Tamże, s. 73-74.

Page 337: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

431

wstrzemięźliwości. Środki antykoncepcyjne, obez- płodnianie, zabijanie dzieci, to demagogia medycyny, to zniżanie się do wynaturzeń, co gorsza: to organizowanie zwyrodniałych i zbrodniczych rozwiązań rozrodczych i seksualnych.

Częściowa nienaturalność dzisiejszej eugeniki, podobnie jak ginekologii i położnictwa, praktykowana przez olbrzymi odłam medycyny nowoczesnej, dowodzi, jak w gruncie rzeczy współczesny lekarz nisko szanuje człowieka, życie seksualne i życie dziecka. I jak nisko szanuje sam siebie: bo jednak z godności osobistej płyną źródła szacunku dla innych. Wielki szacunek dla człowieka, dla pacjenta wyzwalałby też z lekarza taką siłę sugestywną, że mógłby skutecznie żądać od pacjentów naturalności w życiu seksualnym, sublimacji-wstrzemięźliwości, nawet w koniecznych wypadkach - sublimacji-wstrzemięźliwości na całe życie, tudzież - czci bezwzględnej dla życia dziecka poczętego.

Tak też utrzymują autorytety dzisiejszego odłamu zdrowej eugeniki i medycyny, nielicznego wprawdzie odłamu, ale reprezentującego pełny szacunek dla człowieka i natury.

„W istocie eugenika wymaga poświęcenia od wielu jednostek. Ta konieczność (...) zdaje się być wyrazem prawa naturalnego. Wiele istot żywych bywa poświęcanych każdej chwili przez naturę dla dobra innych. Znamy doniosłość indywidualną i społeczną wyrzeczenia. (...) Pojęcie poświęcenia, jego konieczności społecznej absolutnej, winno być wprowadzone do umysłu człowieka nowoczesnego. (...) Wydaje się zatem, że eugenika, jeśli ma być użyteczna, musi być dobrowolna". Choć chyba nie wyłącznie? „Musimy obecnie sięgnąć w głąb siebie samych, w dziedziny nieznane - mówi dalej tenże autor, lekarz-fizjolog, laureat Nobla. Postęp medycyny nie wyniknie ze zbudowania lepszych szpitali i większych fabryk przetworów farmaceutycznych"609.

Co prawda, planując nie tylko pożądaną ilość i jakość, ale uwzględniając jakość samego planowania - naturę, nigdy nie otrzyma się wyników tak dokładnych ani w ilości, ani jakości fizycznej czy psychicznej potomstwa, jak te, które dzięki swoim metodom dostaną neomaltuzjanie. Ale dla tego celu muszą neomaltuzjanie organizować pewną ilość dzieciobójstw i niezmierzoną liczbę wynaturzeń: a więc odrzucić poprawną jakość samego planowania. Wiemy zaś z historii Sparty, Rzymu i Europy XX wieku, że takie praktyki, na dłuższą metę uprawiane, zwiastują, a raczej prowadzą do upadku wszystkich dziedzin życia. „Fakty historyczne świadczą, że tam, gdzie kontrola urodzeń ogarnęła naród, skazuje się on na klęskę i w żadnym wypadku się nie ostoi. (...) Ostatecznym wynikiem kontroli urodzeń w imperium rzymskim było jego staczanie się ustawiczne. (...) Tym się tłumaczy, dlaczego studenci historii myślą coraz bardziej pesymistycznie o przyszłości Australii" - mówił w roku 1951 w teatrze Wallace na uniwersytecie w Sydney wobec licznej publiczności psychiatra dr K. Minogue. Wskazał na ogromną ilość zachorowań na nerwicę u osób uprawiających birth control, tudzież, że antykoncepcja prowadzi do zdrad małżeńskich, a te do rozwodów. „Statystyki wykazują, że na każde 100 rozwodów 75 zainteresowanych par posiadało tylko jedno dziecko"11.

Po wtóre, jeśli wyłączać z metod regulacji zabijanie poczęć i antykoncepcję, uzyskamy większe bogactwo typów ludzkich, a wraz z tym szansę na pełniejsze, bogatsze i ciekawsze życie. Z tych to głównie względów zmusza nauka coraz bardziej nawet eugenistów neomaltuzjańskich do przyjmowania coraz większej grupy osób nienormalnych fizycznie i umysłowo za jednostki pożądane eugenicznie.

Rzeczywiście, jakość ludzi nie może być tendencyjna: muszą być wszyscy.A chyba i ilość nie może trącić tendencją do jej ograniczania przynajmniej o

tyle: że zawsze powinno być ludzi najwięcej. Jeśli zaś już musi być tendencja - skoro planujemy - to zdrowa.

Ale co mówią o swych klęskach eugenicznych neomaltuzjanie?Jeszcze w roku 1926 zwrócono uwagę, „że przy bliższym badaniu okazuje się,

iż osoby niezwykle uzdolnione w dziedzinie sztuki, wiedzy, wynalazków - często lub prawie bez wyjątku - pochodzą z rodzin, w których wśród powinowatych zdarzają się także i psychopaci w ilości więcej niż przeciętnej. (...) Uzdolnienia i obciążenia zdają się wyrastać ze wspólnego pnia."610 Co więcej: „Zupełne usunięcie psychopatów od rozrodu działałoby bez wątpienia dysgenicznie. Dlatego

609 A. Carrel, Człowiek istota nieznana, dz. cyt., s. 253, 254, 266.610 A. Grotjahn, Higiena ludzkiego rozrodu, dz. cyt., s. 165.

Page 338: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

432

jest pożądane, ażeby bardzo liczni lekko psychopatyczni i dziwacy żenili się i posiadali potomstwo"611.

Zdaje się, że we współczesnej nauce ilość ludzi oznacza coraz bardziej jakość.Oto opinia, którą podaje J. Sommet, rok 1951:„Badania w Anglii i Stanach Zjednoczonych o zależności uzdolnień

umysłowych dzieci od liczebności rodzin wykazały naprzód poziom średni i wyższy w rodzinach nielicznych. Natomiast dalsze głębsze badania wykryły, że większa dzietność rodzin wpływa na pojawienie się talentów niezwykłych"612.

Żąda też neomaltuzjańska eugenika, by dzieci rodziców wysoce uzdolnionych, choćby same nieudolne umysłowo, rodziły wiele potomstwa: „Jeżeli bowiem nie w pierwszym lub drugim pokoleniu, to kiedyś muszą te uzdolnienia znów się ujawnić, przynajmniej u części potomków"613.

Wróćmy jednak do etyki macierzyństwa.Owóż nawet temu odłamowi medycyny, który się nie cofa przed zabiciem

dziecka poczętego, żeby ratować zdrowie lub życie matki, trudno obecnie o takie okazje, gdyż rozwój aseptyki, ginekologii, położnictwa oraz chirurgii poszedł w naszych czasach tak daleko, że nieomal zawsze można zachować dla życia i matkę ciężarną, i jej dziecko poczęte, a dalszy postęp medycyny likwidować będzie i te nader dziś wyjątkowe wypadki. Mówi o tym zbiorowa praca lekarzy szwajcarskich, rok 1950, następująco: „Jeżeli chora będzie pielęgnowana z najwyższą pieczołowitością, to ograniczy się ilość takich wypadków (...) do pewnych nielicznych, beznadziejnych samych w sobie, przy których przerwanie ciąży może oznaczać co najwyżej warunkowe przedłużenie życia matce (na przykład przy ciężkich chorobach nerek i serca)"614.

Sulfonamidy, transfuzja; antybiotyki, jak penicylina, streptomycyna; tudzież doskonalona ciągle technika operacyjna, zwłaszcza cięcie cesarskie, pomniejszyły ogromnie ilość okoliczności, gdzie ciąża groziła dawniej śmiercią matce, dziecku. Kto wie, czy z czasem nie będzie można nawet przeszczepiać ciąży pozamacicznej na właściwe miejsce. Próbowano już tego, choć najczęściej bez dobrego końcowego wyniku. W każdym razie, niezależnie od tego, opisano dotychczas - Malinowski, Sittner, Dehler, Giesen - 270 stwierdzonych wypadków donoszonej ciąży pozamacicznej, z żywym, zdolnym do życia płodem, z czego 26 w nieuszkodzonym jajowodzie615. W każdym razie drugie poza ciążą pozamaciczną, najgroźniejsze dla matki i dziecka zjawisko w położnictwie - jakim jest ciąża z łożyskiem przodującym - likwiduje się teraz za pomocą przedłużenia ciąży aż do jej donoszenia przez transfuzję krwi, przeprowadzanie połogu w osłonie z penicyliny i za pomocą cięcia cesarskiego, które to cięcie „w warunkach klinicznych jest metodą najwięcej oszczędzającą matkę"616.

Zresztą ilość ciąż pozamacicznych i z łożyskiem przodującym znacznie się zredukuje, gdy kobiety nie będą zabijały dzieci poczętych, bo owe nienormalne typy ciąży, to również następstwa sztucznych poronień. 50% ciąż pozamacicznych, to następstwo przerwania ciąży; a 47% to skutki rzeżączki.

Lecz przejdźmy do szczegółów.Wiadomo, że w medycynie kwitnie w tej chwili chirurgia. Owóż oddaje ona

nieocenione usługi położnikom w postaci przede wszystkim cięcia cesarskiego, ilekroć dalszy przebieg ciąży zagrażałby matce lub płodowi chorobą lub śmiercią, albo gdy poród nie mógłby się odbyć drogą naturalną z powodu wad dróg rodnych matki czy też nienormalności dziecka, a żyć już dalej dziecko poczęte zdołałoby i poza łonem matki. Wówczas cięcie cesarskie zwalnia organizm matki od niebezpiecznego płodu, a i płód unika choroby czy śmierci, bo nie grozi mu już chore ciało matki; odpowiednio zaś dalej pielęgnowane takie przedwcześnie wyjęte dziecko, jako wcześniak, „dochodzi", dojrzewa do stanu normalnego poza łonem matki.

61111 Tamże, s. 181.612 „Revue de l'Action Populaire", Paris, février 1951.613 A. Grotjahn, Higiena ludzkiego rozrodu, dz. cyt., s. 182.614 P. Wirz, Schwangerschaft und Abortus, artykuł w dziele zbiorowym lekarzy szwajcarskich Gesundes Geschlechtsleben (które wydali prof, dr X von Hornstein i prof, dr A. Faller), Fribourg 1950, s. 262.

615P. S. Payen, Déontologie Médical d'après le droit naturel, Devoir d'etat et droits de tout médecin, Chang-Hai 1935, s. 490; I. Roszkowski, Trzy przypadki ciąży pozamacicznej donoszonej, „Nowiny Lekarskie", Poznań, 15 III 1948, s. 93; W. Starzewski, Przypadek ciąży pozamacicznej donoszonej w nieuszkodzonym jajowodzie, „Ginekologia Polska" 1952, nr 2, s. 144.

616 T. Zwoliński i H. Bręborowicz, Posiedzenia Towarzystw Lekarskich. Protokoły, „Nowiny Lekarskie", Poznań, 1-15 VII 1948, s. 221.

Page 339: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

433

Powszechnie potrafi medycyna odchowywać wcześniaki liczące co najmniej 28 tygodni życia płodowego, w tym tedy „wieku" może lekarz wydobyć dziecko poczęte z łona matki, by ocalić takie dziecko, by uratować matkę, a czasem, by zachować obojgu życie. Piszemy „powszechnie", ponieważ „w najnowszych czasach umiemy już nierzadko utrzymać przy życiu także dzieci urodzone przed ukończeniem 28 tygodni"; jeżeli zaś „zdoła się zabezpieczyć sztuczne wylęganie, to wtedy płód także po szóstym miesiącu może być utrzymany przy życiu"617; lub jeszcze wcześniej, jak to notują ostatnio położnicy holenderscy i brytyjscy.

„Cięcie cesarskie ma na celu wydobycie żywego płodu z pominięciem dróg rodnych za pomocą przecięcia ściany brzusznej i macicy". A nie jest ono niczym nowym, bo „poród przez cięcie znany był już u Egipcjan w 140 roku po Chrystusie", a w lex regia, wydanym za panowania Nomy Pompiliusza w 715-673 roku przed Chrystusem, czytamy: „Negat lex regia, mulierem, quae praegrans mortua sit, humari, anteąuam partus excidatur: qui contra fecerit spem animantis cum gravida peremisse videtur. Należało więc rozwiązywać kobiety umarłe lub umierające celem uratowania życia dziecku. (...) Tego rodzaju cięcia stosuje się do dnia dzisiejszego w celu rozwiązania kobiety umierającej lub bezpośrednio po jej śmierci"20; tudzież, dodajmy, w celu ochrzczenia dziecka, zwłaszcza, gdy jest ono jeszcze niezdolne do życia poza łonem matki. Zresztą każdy, jakiejkolwiek wielkości płód, jeżeli mu grozi śmierć, musi być ochrzczony, jak o tym wiedzą powszechnie katolicy.

Natomiast nowe w cięciu cesarskim jest jego udoskonalenie chirurgiczne.Gdy jeszcze „50 lat temu po cięciu cesarskim padało ofiarą 50% kobiet, to

obecnie nie więcej jest ono groźne od zwykłej operacji wyrostka robaczkowego. Dlatego rozciągnięto zastosowanie tego zabiegu na cały szereg komplikacji porodowych, przy czym osiągnięto bardzo dobre wyniki"618. „Ostatnio z uwagi na skuteczność antybiotyków, rozszerzono wskazania lekarskie do cięcia cesarskiego nawet na przypadki zakaźne"619.

Zwróćmy uwagę, że jeszcze przed rokiem 1900 wiedziano, że w trudnych dla położnika sytuacjach największe szanse daje cięcie cesarskie. Umiano uratować już wówczas 90% matek i 87% dzieci. „W bliższych nam czasach (rok 1900) Tarnier i Budin w swym Traité de l'Art des Accouchements, podsumowując te różne wyniki, doszli do stwierdzenia, że na 346 kobiet operowanych - 323, czyli 93%, uratowano za pomocą cięcia cesarskiego"620. A przecież uratowano tu także dzieci. Podczas gdy ratując matki przy pomocy przerwania ciąży, nie zachowano chyba życia większemu procentowi matek, natomiast za każdym wówczas razem mordował lekarz dziecko poczęte.

Warto nadmienić, że dopiero co wspomniane „statystyki wymieniają kobiety, które operowano cięciem do sześć lub siedmiu razy"24; podczas gdy jeszcze dziś wielu lekarzy - neomaltuzjan obezpładnia kobietę już po drugim cięciu cesarskim, obawiając się, że trzeciego cięcia pacjentka nie wytrzyma. Tymczasem przy obecnym stanie medycyny „niebezpieczeństwo dla życia matki po cięciu cesarskim zanikło, a niebezpieczeństwo pęknięcia blizn waha się od 0,2% do 0,6% (Kaboth), co nie stanowi wskazania do obezpłodnienia" nawet zdaniem uczciwszych lekarzy-neomal- tuzjan. Po wtóre „Martius i Seitz wykazali, że 2/3 kobiet po zabiegu nie zachodzi w ciążę", a więc bez specjalnego sterylizowania są bezpłodne621.

Lekarz biegły jako fachowiec ma dość innych sposobów ratowania matki, niż zabijanie dziecka poczętego.

Jakże zawstydzająco dla lekarzy-dzieciobójców brzmią słowa doktora medycyny Jamesa Marphyego, hen jeszcze z XIX wieku, które umieścił w swym sprawozdaniu (rok 1893!): „To, co twierdzę z całym, jaki mogę posiadać, autorytetem, to to, że po wspaniałych sukcesach, osiągniętych przez takich, jak Porro, jak Leopold, Senger i przez naszego rodaka Murdocha Camerona, nie mamy już odtąd powodu, który by mógł usprawiedliwić zniszczenie żywego dziecka w łonie swej matki. A dodaję, że wśród najlepszych wspomnień mej

617 Pierwsza opinia: A. Czyżewicz, Częstość poronień, dz. cyt., s. 451; druga opinia: J. Aertnys, C. A. Damen, Theologia moralis, Torino 1947,1.1, s. 467, przypisek 2.

618 P. Wirz, Schwangerschaft und Abortus, dz. cyt., s. 252.619 I. Roszkowski, Postęp w położnictwie, „Nowiny Lekarskie", Poznań 1-15 VIII 1950, s. 477.

620 P. S. Payen, Déontologie Médical..., dz. cyt., s. 477.621 J. Próchnicka, Cięcie cesarskie, dz. cyt., s. 57.

Kraniotomia - rozkawałkowanie czaszki dziecka w łonie matki, gdy czaszka ta jest za wielka, by dziecko normalną drogą się urodziło.

Page 340: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

434

kariery lekarskiej, tym wspomnieniem, które mi daje najwięcej zadowolenia, jest, że nigdy nie dopuściłem się kraniotomii26 w stosunku do żywego dziecka"622.

Ileż to razy jeszcze dziś się słyszy, że kobiet ciężarnych z gruźlicą, szczególniej z gruźlicą w stanie ciężkim, i z niektórymi chorobami serca - inaczej się nie uratuje, jak tylko zabiciem dziecka poczętego! Tymczasem we wspomnianej już pracy specjalistów lekarzy szwajcarskich, czytamy: „Doświadczenie niemieckie, przy którym z ideologicznych powodów sztuczne przerywanie ciąży nieomal nie zachodziło, dowiodło w sposób gruntowny, że gruźlica jednakowo przechodzi czy to u ciężarnej po przerwaniu ciąży, czy bez przerwania, i że chora na serce może bez szczególnego niebezpieczeństwa życia wydać na świat dziecko bądź drogą naturalną, spontanicznie; czy za pomocą cięcia cesarskiego"623. Jeżeli cięciem, to ponieważ może je wykonać lekarz już u dziecka po 28 tygodniach ciąży, a więc nawet na 12 tygodni przed normalnym terminem urodzenia, tedy na taki przeciąg czasu będzie matka zwolniona od możliwości spotęgowania ciążą - istniejącej choroby. „U gruźliczek krytyczną chwilą jest dopiero połóg, lecz moment ten istnieje i po poronieniu" - mówią Szwajcarzy624.

A doświadczenia innych narodów? I polskie?„Dnia 25 IV 1949 odbyło się wspólne posiedzenie Towarzystwa Badań

Naukowych nad Gruźlicą i Warszawskiego Towarzystwa Ginekologicznego, na którym główni referenci - docent Janina Misiewicz i profesor Adam Czyżewicz - na podstawie własnego doświadczenia i zestawienia rozważań bardzo licznych autorów radzieckich, skandynawskich, francuskich i anglosaskich (...) wypowiedzieli się, że szkodliwy wpływ ciąży na istniejącą gruźlicę płuc jest co najmniej wątpliwy. Dlatego też gruźlica nie jest z klinicznego i biologicznego punktu widzenia wskazaniem do przerywania ciąży.

Nie dość na tym: na podstawie ścisłych spostrzeżeń jest pewne, że przerywanie ciąży często zwiększa ryzyko zaostrzenia gruźlicy w porównaniu z chorymi, które ciążę donoszą"625.

622 Ch. Coppens, Morale et médecine, Paris 1901, s. 49.623 P. Wirz, Schwangerschaft und Abortus, dz. cyt., s. 261.624 Tamże, s. 261.625 J. Madey, Ciąża a gruźlica, „Służba Zdrowia", 13 VI 1950, s. 3.

Tamże, s. 3.

Page 341: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

440

Tak samo znane są „liczne, spostrzegane przez każdego fizjologa, przypadki kobiet, które rodziły wielokrotnie przy posiadanych zmianach gruźliczych w płucach bez zaostrzeń tych zmian. (...) Owszem, znane są przypadki, że w czasie ciąży przebieg gruźlicy uprzednio czynnej, zwłaszcza gruźlicy typu wysiękowego oraz w przypadkach gruźlicy krtani, jakby przyśpieszał i zmieniał swój rytm. Jednakże przerwanie ciąży w podobnych przypadkach nie tylko nie zmniejsza dynamiki choroby, ale przeciwnie, jak na to zwrócił uwagę Alfred Sokołowski, zwiększa ją i pogarsza rokowanie. Na odwrót: częstsze są chyba przypadki czynnej gruźlicy, zwłaszcza o typie włóknistej lub włóknisto-wrzodziejącej, w których ciąża wywiera dodatni wpływ. Wiąże się to prawdopodobnie z zahamowaniem czynności ciałka żółtego oraz odprężeniem płuc, spowodowanym uniesieniem i unieruchomieniem przepony (odpowiednik działania leczniczego w gruźlicy płuc: odmy brzusznej)". Oczywiście „dziecko natychmiast po urodzeniu powinno być odizolowane od chorej matki, zaszczepione BCG i umieszczone przynajmniej do czasu wystąpienia dodatniego odczynu tuberkulinowego w specjalnym zakładzie wychowawczym"31 przynajmniej na okres sześciu tygodni. Higieniści powinni spopularyzować wśród kobiet te wiadomości o gruźlicy.

Nie ciąża, ale złe warunki zaostrzają gruźlicę: mężczyźni na przykład nie rodzą, a na gruźlicę chorują i umierają. Dlatego „odbycie ostatnich tygodni ciąży, połogu i porodu w dobrych warunkach, pod troskliwą opieką lekarską i pielęgniarską oraz właściwe stosowanie leczenia zapewnia zdrowie tak matce, jak dziecku"32. W szpitalu Wolskim, w Warszawie, „przeszło 70% kobiet ciężarnych, w tym wiele z ciężką i uprzednio postępującą gruźlicą płuc i krtani, odbyło prawidłowo poród i połóg w tak zwanej osłonie streptomycynowej. Nie tylko nie nastąpiło u nich zaostrzenie choroby, ale obserwowano cofanie się jej"626.

Radzi sobie również dziś medycyna z tak niebezpiecznymi do niedawna dla ciężarnej kobiety chorobami, jak zatrucia ciążowe, które „przyjmują różną postać, odpowiednio do tego, czy występują w pierwszych, czy ostatnich miesiącach ciąży"627, a więc albo jako „uporczywe wymioty (hypere- mesis gravidarum)"; bądź jako stany preeklamptyczne, przedrzucawkowe: albuminuria, czyli białko w moczu; obrzęki, podwyższone ciśnienie krwi, czy też wręcz eklampsja - drgawki, po polsku zwane rzucawką. Objawy te napastują „łatwo kobiety wrażliwe, nerwowe"; przy czym „eklampsja atakuje najczęściej pierwiastki"628, to jest kobiety, które nie przebywały dotychczas ciąży. W pierwszym wypadku „oddalenie pacjentki z jej dotychczasowego otoczenia i leczenie medykamentami oraz psychoterapią osiąga po największej części skutek". W drugim - odpowiednio częste badanie moczu i ciśnienia krwi sygnalizuje zawczasu ewentualność rzu-cawki, wówczas środki zapobiegawcze „dieta bez soli, spoczynek w łóżku i środki uspakajające - najczęściej bardzo pomagają"629. Jeśli zaś „nawet tak mało widoczne powody, jak jaskrawe światło, wzruszenie, mogą doprowadzić w bardziej posuniętych wypadkach choroby do kryzysu", wówczas można opróżnić macicę za pomocą cięcia cesarskiego i zapewnić przez to życie matce i lepsze widoki na życie dziecku"630, niż gdyby pozostawało dłużej w zatrutym organizmie matki, ponieważ zarówno ciężka albuminuria, jak i wprost rzucawka, „występują prawie bez wyjątku dopiero po 28 tygodniach ciąży", gdy dziecko poczęte, zdolne już jest do życia pozamacicznego jako wcześniak. Owszem, nie brak ginekologów - jak u nas S. Liebhart (Lublin, Uniwersytet Curie Skłodowskiej, - utrzymujących, że każdą rzucawkę można opanować bez cięcia cesarskiego. Także w wypadkach wyjątkowych, gdy ona wcześniej występuje.

A nie są to wszystko jakieś dopiero obecne, powojenne osiągnięcia lecznictwa. Opiniowały już trzydzieści, czterdzieści lat temu takie autorytety medycyny, jak Ch. Moureau, D. Lavrand, czy G. Clement, że w wypadkach chorób tu omawianych, zresztą nie wyłącznie tych, przerwanie ciąży nie powoduje polepszenia; przeciwnie, często pogarsza stan zdrowia matki, tudzież, że nowoczesna terapia leczy wszystkie te stany bez uciekania się do przedwczesnych zabiegów położniczych631. I rzeczywiście: dzięki nowoczesnym wynalazkom dochodzi sztuka lekarska coraz bardziej do tego poziomu, gdzie nawet cięcie

626 Tamże.627 P. Wirz, Schwangerschaft und Abortus, dz. cyt., s. 253-255.628 Tamże.629 Tamże.630 Tamże.631 P. S. Payen, Déontologie Médical..., dz. cyt., s. 486-487.

Page 342: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

441

cesarskie redukować się będzie jako konieczność dla ratowania ciężarnej, bądź jej płodu.

Page 343: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Nic dziwnego, że coraz częściej się słyszy teraz głosy, że nowoczesna medycyna może ocalić każde dziecko poczęte i każdą ciężarną. Oto wypowiedź jednej z powag brytyjskich w ginekologii, położnictwie i chirurgii, data wypowiedzi 9 XI 1951:

„Wysnuwano niegdyś przypuszczenia, że są liczne wypadki, w których życie dziecka albo matki jest tak zagrożone, że lekarz musi się zdecydować na ratowanie jednego kosztem drugiego. Większość tego rodzaju twierdzeń jest zwykłą hipotezą, przypuszczeniem. W rzeczywistości rzadko zachodzą wypadki, kiedy uśmiercenie dziecka dla ratowania matki mogłoby się wydawać rzeczą wskazaną. W oparciu o obecną praktykę lekarską można powiedzieć, że nigdy nie musi się odbierać życia dziecku dla ocalenia matki.

W niektórych krajach uważano dawniej, że ciąża stanowi bardzo niebezpieczne powikłanie u pacjentek chorych na gruźlicę. Obecnie wiemy, że ciąża nie wywiera żadnych złych skutków u chorej na gruźlicę, o ile z chorą obchodzi się tak, jak się powinno ze względu na gruźlicę, a sprawę ciąży powierzy się specjaliście. Co więcej, niektórzy lekarze twierdzą, że w czasie ciąży następuje poprawa zdrowia u gruźliczek, a jeśli ich zdrowie pogarsza się po urodzeniu dziecka, to prawie zawsze jest powodem nieodpowiednie traktowanie stanu gruźliczego, na przykład w wypadku, gdy matka musi się potem sama troszczyć o dziecko.

Uważano też kiedyś, że pewne schorzenia serca przedstawiały się gorzej przy ciąży. Dzisiaj takie wypadki nie są przeszkodą w odbyciu połogu; czasami stosuje się cesarskie cięcie przy miejscowym znieczuleniu, kiedy to zaledwie minimum ciężaru spada na serce pacjentki.

Niektóre zatrucia krwi, występujące niekiedy w związku z ciążą, mogą rzeczywiście być niepokojące dla lekarza; lecz nawet i wtedy, jeśli się wcześnie przeprowadzi diagnozę i zastosuje odpowiednie leczenie, rzadko zachodzi konieczność choćby skrócenia okresu ciąży. Nawet gdy niespodzianie nastąpi poważna komplikacja, jak eklampsja (rzucawka porodowa), to leczenie tego zastraszającego niegdyś stanu rokuje dziś największe nadzieje powodzenia.

W tych wypadkach, w których zastosuje się właściwe leczenie, ciąża może być zwyczajnie donoszona do takiego czasu, kiedy będzie można zastosować wczesny poród i zabezpieczyć życie dziecka. Godny uwagi jest fakt, że zmarły niedawno profesor holenderski Van Roy za pomocą zręcz- | nej inkubacji zachował przy życiu noworodki po 22-tygodniowej ciąży.

Dałoby się wspomnieć o innych stanach, w których dawniej ciąża I wydawała się bardzo niebezpieczna dla pacjentki, lecz obecnie obawy te ustępują coraz bardziej sprzed naszych oczu. Można szczerze stwierdzić, że dobra opieka akuszeryjna przed porodem i w czasie porodu - a takiej coraz więcej widzimy - przyczyni się wielce do usunięcia wszystkich tych strachów"632.

Zresztą, ileż to razy, a potwierdzić to może nieprzebrana liczba kobiet, lekarze-specjaliści, nawet wysokie powagi medycyny, wyrokowali, że matka musi umrzeć, jeżeli nie pozwoli na przerwanie ciąży, tymczasem ku ich zdumieniu, chociaż matka nie pozwoliła na zabicie dziecka, przychodziło szczęśliwe rozwiązanie!

Z pewnością ilość powikłań podczas ciąży i z jej okazji, tudzież w czasie porodu można by doprowadzić do minimum.

Jak?Zabezpieczyć przyszłe matki od krzywicy już jako dzieci płci żeńskiej, a

później jako kobiety - od innych chorób kości, które podobnie jak krzywica zwężają kości miednicowe szkieletu. A „miednice zwężone, tj. posiadające zgodnie z Litzmannem wymiary mniejsze o 1,5 - 2 cm niż normalne, jeszcze nie utrudniają porodu, lecz bywają przyczyną wadliwego położenia płodu i odchyleń od prawidłowego przebiegu porodu. Takich miednic naliczyć można wśród wszystkich rodzących 10% - 15%. Liczba zaś miednic ścieśnionych, wywołujących poważne zaburzenia porodowe, wynosi nie więcej nad 3% - 5%"633.

Nie dopuszczać do chorób w ciąży, a więc zapewniać każdej kobiecie opiekę lekarską i kontrolę przebiegu brzemienności podczas całego jej okresu, jak to od kilku lat wprowadza u siebie Polska634.

632 J. L. Cameron, Mother or Child?, „The Universe", 9 XI 1951.633 H. Beck, T. Bulski, H. Gromadzki, L. Lorentowicz, I. Roszkowski, Położnictwo i choroby kobiece, Katowice 1948, s. 122-123 nn.

634Tak zwane poradnie K badają każdą ubezpieczoną, a poza tym każdą zgłaszającą się ciężarną. Analizuje się krew dwa razy, na początku i w drugim okresie ciąży (odczyn Wassermanna);

442 i^zęsc IV. Tajemnica twórczego planowania

Page 344: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział XVII. Instynkt uspołeczniony 443

Odradzać za pomocą świadectw przedmałżeńskich i poradni zawieranie małżeństw dziewczętom, których organizm nie nadaje się do bezpiecznej ciąży i nie rokuje dość pewnie wydawania na świat dzieci o zdrowej dziedziczności, choćby dziewczętom chorującym chronicznie na nerki, z niewyrównanymi wadami serca; z rodzin obarczonych chorobami, które mogą się dziedziczyć, jak epilepsją i innymi. A już co najmniej uprzedzać o tym wszystkim przed ślubem.

Zlikwidować zabijanie dzieci poczętych, ponieważ przerywanie ciąży wywołuje „nazbyt często (...) przewlekłe zapalenie narządu rodnego, a w ich następstwie ciąże pozamaciczne"42, a także ciąże z łożyskiem przodującym i inne cierpienia, o których jeszcze powiemy. Ilość ciąż pozamacicznych tego pochodzenia wynosi 50%, a jako następstwo rzeżączki - 47%.

Podnieść ilość zakładów położniczych i poradni dla ciężarnych.Podwyższać systematycznie poziom ginekologii i położnictwa.Zwalczać rzeżączkę i syfilis.Uczyć kobiety o następstwach poronień i o skutkach lekarskiego przerywania

ciąży.Uświadamiać, że płód, to człowiek poczęty, to dziecko, to z istoty swej zawsze

człowiek już od początku, od pierwszej komórki. Że w postawie wobec tego człowieka ujawnia się najistotniejsza wartość kobiety, jako matki, jej uczucia ludzkie, jej człowieczeństwo.

Ale powiedzmy więcej o zdrowiu kobiet przerywających ciążę.Gdy nienaturalna neomaltuzjańska medycyna może - indywidualnie - niejednej

matce ocalić życie, zabijając jej dziecko poczęte, to jednak nie tylko nie zmniejsza przez to w społeczeństwie ogólnej stopy śmiertelności, lecz nawet nie poprawia zdrowotności takich matek. Lekarz bowiem gdy przerywa ciążę, zabija z całą oczywistością człowieka poczętego, natomiast nigdy nie jest wtedy pewny, czy matka będzie żyła lub co się z nią dalej stanie. Dyrektor Uniwersyteckiej Kliniki Położniczej w Warszawie mówi: „Nie mamy w ogóle żadnego sposobu, pozwalającego ręczyć, że macicy się nie przebije (...), wydarzały się takie nieszczęścia powagom w naszym zawodzie (...); najdalej doprowadzone środki ostrożności bynajmniej nas nie zabezpieczają"; co zaś do zapaleń jako następstw przerwania ciąży, to tu „żadna ostrożność nie pomoże"43. Podczas każdego przerywania ciąży „zawartość macicy jest zakażona" - powiada ówże profesor635.

A cyfry śmiertelności matek rodzących?

podobnie dwukrotnie, rentgenem, płuca; natomiast co miesiąc - mocz, ciśnienie krwi i stan ogólny. Bada się też i leczy kobiety rzeżączkowe oraz luetyczki, nawet przymusowo, z doprowadzeniem przez milicję. Warszawa liczy 48 takich poradni.

A. Czyżewicz, Późne następstwa poronień, dz. cyt., oraz Następstwa i skutki poronień, dz. cyt.635 Tamże.

E. Mironowicz, Kobieta współczesna a dziecko, „Przegląd Powszechny" 1948, nr 6, s. 443.

Page 345: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

444

W klinice położniczej tego profesora - Uniwersytet Warszawski, rok 1946 - na 2800 pacjentek, wśród kobiet rodzących zdarzył się „tylko jeden wypadek śmierci, co na ogólną liczbę 1133 porodów normalnych stanowi 0,08%, natomiast śmiertelność przy poronieniach była znacznie większa, gdyż osiągnęła 3,8%"45, czyli 42 razy więcej. I tak też na ogół stwierdzają wszędzie statystyki.

Zresztą o lepszej zdrowotności kobiet przerywających ciążę najzupełniej mowy być nie może. „Eksperyment rosyjski zezwalania na przerywanie ciąży wykazał w latach 1925/26 wśród przebadanych kilkuset tysięcy pacjentek - jako następstwa przerywania ciąży - 84% zakłóceń w miesiączkowaniu, 3% niepłodności; 1,3% ciąż pozamacicznych. Nie licząc nieuchwytnych statystycznie spustoszeń natury psychicznej"636. „Karlin zauważył septyczne zakażenia po przerywaniu ciąży dwakroć tak liczne jak po urodzeniach" (1924, Moskwa). Lesnoj (1925, Moskwa) alarmował, że „liczba poronień rośnie. Przebicia z okaleczeniami organów wewnętrznych bywają n a j c z ę ś c i e j s p o w o d o w a n e p r z e z l e k a r z a " . Podobnie - Golianicki, Rosenzweig, Aleksandrów (Moskwa), Barski (Leningrad), Silin (Rostow). Niepokojące dane o ilości sztucznych przerywań ciąży i urodzeń w ZSRR zamieszczała od tego czasu nie tylko fachowa prasa radziecka. „Izwiestja" donosiły dnia 12 VI 1936 o tych zjawiskach na wsi, w miastach i Moskwie, za lata 1934 i 1935637 „Rosja wyciągnęła z tego wniosek logiczny: bardzo utrudniła przerywanie ciąży"638, jak to zresztą już zaznaczyliśmy.

„Oto poniżej lista najważniejszych w tej grupie następstw poronień" - w ujęciu takiej powagi w ginekologii i położnictwie polskim, jak profesor Czyżewicz:

„1) Zarośnięcie jamy macicy z następnym zanikiem miesiączki lub krwiakiem śródmacicznym, zmuszającym czasem nawet do usunięcia całego narządu [rodnego - mój przypisek].

2) Zapalenie przewlekłe błony śluzowej, utrudniające zajście w ciążę i ewentualnie grożące jej powikłaniami, choćby pod formą łożyska przodującego.

3) Przewlekłe schorzenie miąższu macicy pod wpływem czy to długo-trwałych stanów zapalnych, czy zaburzeń w krążeniu, wywołanych wadliwą czynnością jajników, a prowadzące wreszcie do metropatii, a przede wszystkim:

4) Tak częste zarośnięcie jajowodów częściowe lub całkowite, powodujące ciążę pozamaciczną albo niepłodność. I wreszcie

5) Nie częste przypadki zmiany położenia macicy. Wszystkie one to mają ze sobą wspólnego, że z małymi wyjątkami nie wiążą się bezpośrednio z poronieniem i że upływa pewien czas między powodem a wystąpieniem objawów choroby. W tym czasie zazwyczaj chore nie mają żadnych dolegli-wości, albo tak drobne, że same nie łączą ze sobą przyczyny i skutków"49.

Druga grupa następstw przerywania ciąży „obejmuje zakres czynnościowy całego ustroju. Nie można wprawdzie stwierdzić żadnych zmian uchwytnych, a jednak cały organizm ulega poważnym uszkodzeniom. Nierzadko skarżą się pacjentki na stany podniecenia nerwowego, a psychiczne badania pozwalają rozpoznać u nich obraz typowej nerwicy. W niektórych przypadkach objawy zbliżają się bardziej do histerii, w innych do neurastenii. (...) Na pierwszy plan występują objawy nerwicy urazowej". Wszystko to daje w sumie wśród narodów przerywających ciążę „hekatom- by kobiet chorych, albo doprawdy kalek na całe życie"50. Po prostu zdrowe wśród kobiet narodów neomaltuzjańskich są raczej tylko dziewczęta, o ile, oczywiście, nie zabijają swych dzieci poczętych. Ściślej ujmując: dziewice.

Narody neomaltuzjańskie fabrykują zresztą wśród siebie neurotyków, psychopatów i degenerują organa cielesne na inny jeszcze sposób: poprzez środki zapobiegające zapłodnieniu. Sperma bowiem wywiera ważny wpływ na organizm kobiecy, a akt płciowy wymaga pełni swego przebiegu.

To oszukiwanie natury - jak opiniują autorytety holenderskie, belgijskie, amerykańskie, angielskie, niemieckie: M. A. Van Douwdijk-Bastianse, Van de Velde, Friedländer, Halliday, Sutherland, E. Armstrong-Jones, J. Mac-Cann, Long, H. Kelly, de Guchteneere, Vogt, Meyer, Niedermayer I- wywołuje zaburzenie hormonalne, a nawet zatrucie u kobiet z silnym temperamentem; rozdrażnienie, neurastenię, nerwicę lękową i nerwicę serca, zaburzenia

636 P. Wirz, Schwangerschaft und Abortus, dz. cyt., s. 260-261.637 A. Niedermeyer, Handbuch der speziellen Pastoralmedizin, Wien 1950, t. III, s. 157, 32.638 P. Wirz, Schwangerschaft und Abortus, dz. cyt., s. 261.

Page 346: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

umysłowe, kompletne załamanie; wstręt seksualny u kobiet o naturze emocjonalnej i neurotycznej; zaburzenie w czynno-

' A. Czyżewicz, Następstwa i skutki poronień, dz. cyt. 150 A. Czyżewicz, Późne następstwa poronień, dz. cyt., tenże, Częstość poronień, dz. cyt.

445 i^zęsc IV. Tajemnica twórczego planowania

Page 347: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział XVII. Instynkt uspołeczniony 442

ściach macicy, niepłodność, nowotwory - włókniaki, raka, a nierzadko prowadzi do obłędu639.

Nie potrzeba dodawać, które z tych cierpień ogarniają także mężczyzn- neomaltuzjan, i jak bardzo, zarówno następstwa zabijania dzieci poczętych, jak i posługiwania się środkami zapobiegawczymi obniża, a zatem i utrudnia kulturę współżycia małżeństw; niszczy więc, a co najmniej osłabia szczęście ludzi, tak bardzo zależne od ich prywatnego życia; zmniejsza siłę wychowawczą domów rodzinnych; przekreśla je jako jedyne naturalne szkoły zdrowego życia małżeńskiego i rodzinnego dla młodych pokoleń. Szkół tych bowiem posiada naród tylko tyle, ile w nim zdrowych, naturalnych małżeństw.

Powiedzieliśmy, że lekarz, pełen szacunku dla naturalnego przebiegu procesów rozrodczych i dla dziecka poczętego w łonie kobiety, nigdy nie zabije go, żeby ratować zdrowie lub życie jego matce. Nie zabija płodu nawet wówczas, gdy pozostawienie go w łonie matki grozi pewną śmiercią i dziecku, i matce. Bowiem matka ma prawo do swego życia, a płód do swojego. Wreszcie prawo matki do życia nie jest silniejsze, ponieważ wszyscy ludzie mają równe prawa do życia640.

Ale lekarza obowiązuje w tymże stopniu szacunek dla brzemiennej matki, a więc ratowanie jej zdrowia i życia. Wolno mu tedy ją ratować „chociażby nawet ubocznym i niezamierzonym tego następstwem była śmierć płodu lub poronienie"641. Nie zmierza bowiem wtedy lekarz bezpośrednio do zabicia, względnie do usunięcia płodu, by pośrednio tą drogą ratować matkę, natomiast skierowuje swe starania bezpośrednio przeciw samej chorobie, choć pośrednim następstwem jego leczenia może być i bywa nieraz poronienie czy śmierć płodu. „Lekarz nie rozporządza tu więc życiem i jeśli ono ginie, dzieje się to bez lub raczej wbrew jego zamierzeniom (...), a poronienie, tak spowodowane nosi nazwę pośredniego, abortus indirectus"5*.

Jednoczesny tedy szacunek dla matki i płodu nie zabrania lekarzowi stosować dla ratowania poważnie zagrożonej matki „tych niezbędnych środków leczniczych, wewnętrznych czy operacyjnych, które przy niepomyślnym zbiegu okoliczności mogą wprawdzie przyczynić się do poronienia lub śmierci płodu, lecz które ani same z siebie nie mają nic wspólnego z przerywaniem ciąży, ani do tego celu nie są'skierowane i które stosowano by w danej chorobie także niezależnie od ciąży"642.

Etyka tak bardzo naturalna i w tej mierze pełna szacunku dla matki i dziecka poczętego, jak katolicka, określa też bliżej warunki, w jakich interwencja lekarza, określana jako abortus indirectus, może być dozwolona: „1) choroba matki musi być śmiertelna; 2) zabiegi użyte przez lekarza muszą mieć za wyłączny cel wyleczenie z choroby; 3) środków mogących pośrednio spowodować poronienie względnie śmierć płodu wolno użyć, jeśli nie ma innych bezpieczniejszych; 4) należy możliwie zabezpieczyć chrzest płodu"643.

„Niewinne życie ludzkie - wyjaśnił Pius XII - w jakichkolwiek znajduje się warunkach, jest wyjęte od pierwszej chwili swego istnienia od wszelkiego ataku bezpośredniego dobrowolnego. To jest podstawowe prawo osoby ludzkiej, o wartości powszechnej w chrześcijańskim ujęciu życia; ważne tak dla życia ukrytego jeszcze w łonie matki, jak dla życia rozwijającego się już poza nim; przeciwne zarówno bezpośredniemu przerwaniu ciąży, jak i bezpośredniemu zabiciu dziecka przed, w czasie i po porodzie. Chociaż robi się rozróżnienie między różnymi momentami rozwoju życia narodzonego i nienarodzonego, tak w prawie świeckim, jak i kościelnym, i w niektórych konsekwencjach cywilnych i karnych - według prawa moralnego chodzi we wszystkich tych wypadkach o atak poważny i niegodziwy na nienaruszalne życie ludzkie.

Zasada ta odnosi się tak do życia dziecka, jak do życia matki. Nigdy, w żadnym wypadku, Kościół nie nauczał, że życie dziecka należy wyżej cenić od życia matki. Jest błędem stawiać sprawę w tej alternatywie: albo życie dziecka, albo życie matki. Nie, ani życie matki, ani dziecka nie może być poddane aktowi bezpośredniego zgładzenia. Może być tylko jeden wymóg tak dla jednej jak dla drugiej strony: uczynić wszystko, by ocalić życie obojga, matki i dziecka (por.

639 J. O'Brien, Rytm małżeński, Warszawa 1949, s. 79-86.640 P. S. Payen, Déontologie Médical..., dz. cyt., s. 462.641 St. Podoleński, O życie nienarodzonych, Kraków 1933, s. 63.642 Tamże, s. 63.643 Tamże, s. 64-65. Por. także zasady postępowania: J. Aertnys - C. A. Damen, Theologia moralis, t. II, dz. cyt., s. 650-651.

Page 348: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział XVII. Instynkt uspołeczniony 443

Pius XI, encyklika Casti connubi). To jest jedna z najpiękniejszych i najszlachetniejszych aspiracji medycyny, gdy szuka zawsze nowych sposobów ocalenia życia obojgu.

(...) Lecz - zarzuci kto - życie matki, a zwłaszcza matki rodziny wielodzietnej, jest ceny nieporównanie wyższej od życia dziecka jeszcze nienarodzonego. Stosowanie teorii bilansu wartości w wypadku, który omawiamy, już znalazło echo w dyskusjach prawniczych. Odpowiedź na ten dręczący zarzut nie jest trudna. Nienaruszalność niewinnego życia nie zależy od jego większej czy mniejszej wartości. Już przeszło 10 lat temu Kościół potępił formalnie zabijanie życia oszacowanego jako «bez wartości», a kto zna smutne fakty uprzednie, które spowodowały to potępienie, kto umie zważyć straszne konsekwencje, do jakich by się doszło, gdyby chciano mierzyć nietykalność życia niewinnego według jego wartości: ten oceni motywy, które doprowadziły do tej dyspozycji.

Zresztą, kto może osądzić z pewnością, które życie z tych dwu jest w rzeczywistości cenniejsze? Kto może wiedzieć, jaką drogą pójdzie to dziecko i do jakiej wspaniałości dzieł i doskonałości może dojść? Porównuje się tu dwie wielkości, z których jedna jest wcale nieznana.

(...) Używaliśmy stale i to rozmyślnie - mówił dalej papież - wyrażenia «godzenie bezpośrednie na życie niewinne», «zabójstwo bezpośrednie». Ponieważ, jeżeli ocalenie życia przyszłej matki, niezależnie od stanu jej ciąży, wymagałoby bezwzględnie aktu chirurgicznego lub innego zabiegu zapobiegawczego, który jako przypadkowy skutek, jakiego się w żaden sposób nie chciało, ani nie zamierzało, lecz nie można się było od niego uchronić, spowodowałby śmierć płodu, aktu w takiej sytuacji nie można by nazwać «godzeniem wprost», bezpośrednim na życie niewinnego. W tych warunkach operacja może być dozwolona, jak i inne zabiegi lekarskie, zważywszy, że chodzi tu o wielką wartość, jaką jest życie, a nie można ratunku odłożyć na czas po urodzeniu dziecka, ani uciec się do innego skutecznego lekarstwa. (...) Jeżeli jednak mimo postępów nauki zdarzają się i zdarzą się w przyszłości wypadki, w których trzeba się liczyć ze śmiercią matki, kiedy ona chce doprowadzić do urodzenia życie, które nosi w sobie, a nie zniszczyć go znieważając przykazanie Boskie «Nie zabijaj!»: nie pozostaje nic innego człowiekowi, jak do ostatniej chwili czynić wysiłki, aby pomóc i zachować przy życiu daną osobę, jeśli nie poddać się siłom natury i zrządzeniu Boskiej Opatrzności"644.

Przeto lekarz szanujący matkę ciężarną i jej dziecko poczęte nigdy nie zabija dziecka bezpośrednio, aczkolwiek matkę ratuje. Tak jak nigdy nie zabija bezpośrednio matki brzemiennej, żeby w ten sposób jej dziecko poczęte ratować.

Człowiek poczęty, choć rozmiarami kruszyna, jest dla niego równy ceną z człowiekiem dorosłym: matką. Wszak człowieczeństwa dziecka poczętego, ani niczyjego człowieczeństwa nie mierzy się na metry. W wypadku gdy mimo wszelkich wysiłków nie może lekarz ocalić życia matce brzemiennej, czy jej dziecku, bądź obojgu, nie jest winien ich śmierci, jeśli tylko bezpośrednio nie zabił: zachodzi bowiem „nieprzebyta przepaść pomiędzy zabójstwem a śmiercią, między c z y n n y m w k r o c z e n i e m , jakie niesie z sobą zabójstwo, a dobrowolnym przyjęciem śmierci"645. Śmierć jest naturalna, zabójstwo jest przeciw naturze.

Podobnie jest naturalne, jeżeli małżeństwo korzysta z życia płciowego podczas okresów niepłodności żony po to, żeby nie spowodować nowego poczęcia, jak również, jeśli wstrzymuje się w tymże celu od życia płciowego podczas dni płodnych, których w życiu kobiety bywa zazwyczaj pięć do ośmiu w cyklu menstruacyjnym, „ponieważ w żaden sposób nie wpływa to na naturalne funkcje płciowe"646.

644 L'illuminato insegnamento del Sommo Pontefice al «Fronte delia Famiglia» e alle Associazioni delie Famiglie numeróse, „L'Osservatore Romano", 29 XI 1951.6455S A. Niedermeyer, Sexualethik und Medizin. Wissenschaft und Weltanschauung, Hildes- heim 1931, s. 39.

646 Za R. de Guchteneere podaje J. O'Brien, Rytm małżeński, dz. cyt., s. 99.porodzie, po poronieniu, przed menopauzą, kiedy występują cykle nieregularne. Sam Ogino już w 1955 r. pisał, że mierzenie podstawowej temperatury ciała dla oznaczania okresów cyklu ma o wiele większe znaczenie niż metoda kalendarzowa. Mimo to tzw. „kalendarzyk małżeński" był i bywa jeszcze propagowany, a zwłaszcza wykorzystywany do ośmieszania metod rozpoznawania okresów płodności. Obecnie jednak nie tylko nie powinno się uczyć małżonków tej metody, ale wręcz przestrzegać przed jej stosowaniem.

Page 349: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział XVII. Instynkt uspołeczniony 444

„Praktyka wstrzemięźliwości okresowej oparta jest na naukowym odkryciu Knaus-Ogino, że kobieta podczas pewnych dni miesięcznego cyklu jest niepłodna. Zasadą teorii Knaus-Ogino jest, że męskie komórki nasienne zachowują w ciele kobiety zdolność zapładniającą na przeciąg najwyżej 30 godzin i że jajo można zapłodnić mniej więcej w przeciągu 2 godzin po jajeczkowaniu. Po tym czasie komórka jajowa zamiera. Jeśli zna się dokładny czas wyskoku jaja, można obliczyć czas, kiedy podczas miesięcznego cyklu jest możliwe zapłodnienie."60*

Medycyna dostarczyła nowych metod rozpoznawania cyklu kobiecej płodności, w których dzięki nabyciu umiejętność samoobserwacji kobieta może z dużą precyzją rozpoznawać, kiedy jest płodna, a kiedy nie. Obserwacje dotyczą następujących objawów („wskaźników"): pomiaru podstawowej temperatury ciała - w metodzie termicznej, obserwacji objawu śluzu - w metodzie owulacyjnej Billingsa oraz obserwacji obu tych objawów, czasem z dołączeniem samoobserwacji szyjki macicy - w metodach objawowo-termicznych.

Page 350: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział XVII. Instynkt uspołeczniony 445

Krytyka tej teorii - Araya, Bolaffio, Bardenheuer, Caffier, Stive i inni61 - powoduje dalsze jej badania i ciągłe uzupełnienia, tak iż wskazania praktyczne tej teorii dla małżeństw regulujących potomstwo dają już pewność „co najmniej bliską pewności absolutnej"647.

Podczas IV Kongresu Narodowego Katolickich Lekarzy Włoskich w Rzymie 4 X 1950 dr Gino Cagol z Padwy w referacie na temat „Problem okresów niepłodności: rozważania medyczno-biologiczne, socjalne i moralne", wypowiedział opinię, że „metoda wstrzemięźliwości okresowej (...), przez wielu praktykowana błędnie bez wiedzy i sumienia, może przy odpowiedniej kontroli lekarskiej dać znaczny procent wyników potwierdzających". Z kolei ze strony moralno-religijnej dr D. Luigi Pelloux, radca kościelny centrali AMCJ, wyłożył tę kwestię w świetle nauczania Kościoła i w jej aspektach moralnych.

Zaznaczywszy, że metoda wstrzemięźliwości okresowej „może być stosowana również do celów eugeniki pozytywnej, sprecyzował, że nie można unikać naturalnego prawa chrześcijańskiego celu małżeństwa i że trzeba mieć bezwzględnie wskazówki lekarskie, by móc stosować powyższą metodę według prawdziwej konieczności. Powołał się na odpowiedź Świętej Penitencjarii648 z roku 1880, a zwłaszcza zapraszał obecnych do rozważania odnośnego tekstu doktrynalnego encykliki Casti connubi649. Ponadto przypomniał świeży dekret Świętego Officjum, z 1941 roku, gdzie stwierdzono raz jeszcze, że cele drugorzędne małżeństwa nie mogą przeważać celu głównego, pierwszego, to jest rodzenia potomstwa. Następnie potępił używanie wstrzemięźliwości okresowej bez wystarczającego powodu. Don Pelloux pragnie ścisłej współpracy lekarza i kapłana, któremu często przedstawia się w konfesjonale wielkie trudności sumienia, nierozwiązalne bez pomocy wiedzy medycznej". Po dyskusji w rezolucji kongresu odczytanej przez prof. dra Palmieri, stwierdzono, że przyjęcie metody „może przedstawić rozwiązanie w wypadkach, gdzie z bardzo ważnych powodów nie można mieć więcej potomstwa; atoli oznajmia się o niebezpieczeństwie nieoględnego propagowania tej metody, która winna być rozpatrywana zawsze roztropnie, w wypadkach, nad którymi czuwa się należycie z punktu widzenia moralnego i klinicznego, w zakresie właściwych uprawnień"650.

Słowem: metody wstrzemięźliwości okresowej nie można nadużywać. To znaczy m ą ż i żona nie mogą wyzyskiwać odkryć naukowych dotyczących płodności dla swego egoizmu. Sprzeciwia się temu prawo natury, dlatego Kościół potępia takie nadużywanie.

Wreszcie najbardziej autorytatywna dyrektywa i najświeższej daty, to oświadczenie Piusa XII w tej materii, wypowiedziane do położnych włoskich 29 X 1951 roku, brzmi tak oto:

„Narzuca się dziś poważne zagadnienie, czy i w jakim stopniu obowiązek gotowości na macierzyństwo da się pogodzić z rozpowszechnionym korzystaniem z okresów naturalnej niepłodności kobiety". Odpowiada na to tak: „Jeżeli małżonkowie korzystają z praw małżeńskich w czasie naturalnej niepłodności, wtedy nie ma nic do zarzucenia. (...) Jeżeli jednak idzie się dalej i ogranicza się pożycie małżeńskie wyłącznie do okresów niepłodnych, wtedy uważniej trzeba

647Rozpoznawanie okresów płodności nie jest trudne. Umiejętność ta służy małżonkom w ich zadaniach odpowiedzialnego rodzicielstwa: w świadomym przyjmowaniu daru życia kolejnych dzieci w najbardziej odpowiednim dla ich poczęcia czasie; w niepodejmowaniu współżycia małżeńskiego, gdy kolejna ciąża byłaby (na przykład ze względu na stan zdrowia matki) niewskazana. Natomiast małżeństwom mniej płodnym, daremnie oczekującym na poczęcie dziecka, umiejętność rozpoznania optymalnych dni płodności często skraca czas oczekiwania na upragnione potomstwo.

W nauczeniu się naturalnych metod planowania rodziny pomocą służą specjaliści, poradnie rodzinne, a także szereg publikacji, jak np.: E. Billings, A. Westmore, Metoda Billingsa. Sterowanie płodnością bez pomocy środków farmakologicznych i mechanicznych, tłum. E. Budrewicz, Warszawa 1986; J. i S. Kippley, Sztuka naturalnego planowania rodziny, tłum. H. i R. Toporkiewiczowie, Warszawa 1987; T. Kramarek, Naturalne planowanie rodziny i jego biologiczne uwarunkowania, Poznań 1997; J. Rótzer, Naturalna regulacja poczęć. Droga współodpowiedzialności, Poznań 1999. (red.)

61 Por. S. Schwarz, Niepłodność..., dz. cyt., s. 45-55 nn.62 Za R. de Guchteneere podaje J. O'Brien, Rytm małżeński, dz. cyt., s. 98.648 Główny urząd do spraw Sakramentu Pokuty przy Watykanie.649 Casti connubi, pierwsze słowa encykliki Piusa XI „O małżeństwie chrześcijańskim" z dn. 31 XII 1930 roku.650 Narodowy Kongres Lekarzy Katolickich, artykuł sprawozdawczy w „L'Osservatore Romano", 5 X 1950.

„L'Osservatore Romano", 29/30 X 1951.

Page 351: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

446

zbadać zachowanie małżonków". Papież rozpatruje tę sprawę przy zawarciu małżeństwa i w małżeństwie, gdyż wchodzi tu w grę nie tylko godziwość pożycia małżeńskiego, ale nieraz ważność samego małżeństwa.

„Jeżeli w czasie zawierania małżeństwa choćby jedno z małżonków ma intencję ograniczenia do okresów niepłodnych samego prawa małżeńskiego, a nie tylko jego użycia, tak że w innym czasie druga strona nie ma nawet prawa prosić o pożycie, wtedy w zgodzie małżeńskiej zachodzi istotny brak, który powoduje nieważność samego małżeństwa, gdyż prawo płynące z kontraktu małżeńskiego jest prawem stałym i niezaprzeczalnym, należącym do każdego z małżonków". Jeżeli to ograniczenie pożycia do okresów niepłodnych dotyczy nie samego prawa małżeńskiego, lecz jego użycia, małżeństwo jest ważne.

Ale czy takie pożycie jest godziwe, tak w powyższym wypadku, jak w ogóle? „Moralną godziwość takiego prowadzenia się małżonków - odpowiada Papież - należy uznać lub zaprzeczyć zależnie od tego, czy intencja stałego trzymania się tych okresów oparta jest na dostatecznych i zdrowych przyczynach moralnych. Sam fakt, że małżonkowie nie gwałcą natury aktu, a również gotowi są przyjąć i wychować dziecko, gdyby mimo wszystko zostało poczęte, nie wystarczy do zadecydowania o go- dziwości intencji". Trzeba pamiętać, że małżonkowie żyją w stanie małżeńskim, od którego zależy byt jednostki i społeczeństwa, stąd „uchylać się od głównego obowiązku tego stanu, stale i świadomie, bez poważnych powodów, znaczy grzeszyć przeciw samej istocie życia małżeńskiego".

Od powyższego obowiązku „mogą zwalniać, nawet na długi czas, a również na cały okres trwania małżeństwa poważne przyczyny natury lekarskiej, eugenicznej, gospodarczej lub społecznej. Stąd wynika, że trzymanie się okresów bezpłodnych może być uprawnione pod względem moralnym, jeżeli istnieją powyższe przyczyny. Jeżeli jednak według roztropnego i słusznego sądu nie zachodzą takie poważne przyczyny, czy to osobiste, czy pochodzące z zewnętrznych okoliczności, to wtedy pragnienie unikania dzieci, przy dalszym pożyciu małżeńskim może pochodzić tylko z fałszywej oceny życia i z motywów obcych ścisłym normom etycznym"66.

Rzecz jasna, gdy unika się zajścia w ciążę, lecz mimo to dojdzie do poczęcia, należy przyjąć takie dziecko jak każde inne. Jest to tak oczywiste, że niepodobna tego udowadniać.

Jednym z małżeństw może być łatwiej rozpoznawać swoje dni niepłodne, innym trudniej. Ci drudzy muszą korzystać ze wskazówek lekarza- specjalisty, przy tym na wskroś szlachetnego człowieka, by na ile można, uniknęli zawodu. Zresztą jedni i drudzy pamiętać muszą, że mnóstwo lekarzy, gdy się do nich o taką pomoc zwrócą, wyśmieje ich. Bo mało jest lekarzy, którzy zadają sobie trud poznania praktycznej strony teorii rozpoznawania okresów płodności. Wolą łatwiejszą drogę: zabijać dzieci poczęte lub stręczyć prezerwatywy, niż nauczyć się biologii kierowanej. Tokologii.

Metoda wstrzemięźliwości okresowej ułatwia uspołecznienie instynktu rozrodczego tym parom małżeńskim, które nie chciałyby się zdobyć na sublimację pożądań płciowych w ciągu dłuższego czasu. Ale właśnie dzięki temu można znacznie powiększyć eugeniczny odłam narodu, złożony z małżeństw wiernych sobie i naturze. Dlatego metoda ma ogromną przyszłość wśród narodów zbliżającego się świata i medycyny jutra.

Nie trzeba być jednak jasnowidzem, by z góry przewidywać, że zadziwiająco wielki procent lekarzy i uniwersyteckich szkół lekarskich bardzo jeszcze długo nie będzie chciał słyszeć o „dniach niepłodnych" i opartej na nich metodzie, sugerowany przez propagandę przemysłu środków neomaltuzjańskich. A przemysł ten zgarnia za swój towar miliardy. Wydawnictwo farmaceutyczne w USA „Drug Topics", lata przedwojenne trzydzieste, ocenia dochód składów aptecznych z samej tylko sprzedaży środków ochronnych na 208 milionów dolarów rocznie651.

651 J. 0'Brien, Rytm małżeński, dz. cyt., s. 89.

Page 352: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

455

ROZDZIAŁ XVIII

WARUNKI ABSOLUTNIE TANIE I DECYDUJĄCE ABSOLUTNIE

Chwałą Malthusa pozostanie, że szanował naturalność życia seksualnego: bo niczym innym nie kierował się gdy zalecał morał restraint. Natomiast słabością Malthusa było, że nie rozwinął problemu wstrzemięźliwości, że widział go jedynie od strony ascetycznej, negatywnej: jako wyrzeczenie się. Jako wstrzemięźliwość. Można by rzec, iż doskonale poznał środki, jakimi natura reguluje ilość ludzi, i całe okrucieństwo tych środków, daleko zaś mniej przejął się środkami, jakimi by w tym celu powinna się posłużyć kultura.

Dziwna rzecz, rozumiał znaczenie warunków gospodarczych: że regulują ilość ludzi i w pewnej mierze ich jakość, bo ich zdrowie: a przecież wstrzemięźliwość reguluje to wszystko bez porównania doskonalej i najzupełniej bez jakiegokolwiek okrucieństwa, tak że gdyby ludziom ułatwiać wstrzemięźliwość, zapobiegłoby się wszelkim rodzajom nieszczęść populacyjnych. Więc nie warunki materialne przede wszystkim należałoby małżeństwom ułatwiać, ale warunkami moralnymi ułatwiać im morał restraint. Tak ułatwiać, żeby nieomal niepodobieństwem było nie umieć się zdobyć na wstrzemięźliwość każdej parze małżeńskiej, ilekroć w jej sytuacji materialnej czy zdrowotnej zachodziłaby tego potrzeba.

Nie tyle wtedy roztrząsanie warunków materialnych i zdrowotnych, ale moralnych jest najważniejsze w zagadnieniach ludnościowych, a jak to zaraz zobaczymy, i kulturowych. Warunki gospodarcze i sprawiedliwość społeczna grają tu rolę trzeciego bodaj dopiero w swej ważności czynnika. W ogóle warunki gospodarcze wtedy grają w małżeństwie rolę najważniejszą, gdy odsunęło ono na plan drugi wstrzemięźliwość: gdy ma dzieci bez miary. Warunki gospodarcze tyranizują niewstrzemięźliwych. Tym bardziej się od nich zależy, im mniej się jest wstrzemięźliwym, i to także wtedy, gdy się unika dzieci, ale nie za pomocą wstrzemięźliwości.

Owóż tej kolejności trudno by się dopatrzyć w dzisiejszym stanie demografii.

Page 353: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Populację łączono zawsze z ekonomią, nie z etyką i kulturą, a przynajmniej w takim stopniu z ekonomią, że etyka szła na szary koniec, jak u Malthusa, kultury zaś jako czynnika wpływającego na jakość i ilość populacji nadal się nie dostrzega.

Tymczasem mnożą się obserwacje, oddalające coraz bardziej istotę problemów ludnościowych od ekonomiki. Oto choćby dwa takie spostrzeżenia. Socjolog amerykański Grane zbadał rozwody w 5268 wypadkach i zauważył, że 10 razy częściej rozwodzą się byli jedynacy i jedynaczki. Dlatego, powiada ten socjolog, trzeba zwalczać epidemię rozwodów u jej źródła: nie pozwalać na małżeństwa jednodzietne. Rozpieszczony bowiem egoista wynosi z domu za mało troskliwości o inne osoby, a ta troska to podstawa umiejętności współżycia i w małżeństwie. Ankieta znów „przeprowadzona w roku 1926 w Wielkiej Brytanii wykazała, że więcej znaczy dla pomyślności rodziny, jaka jest matka, niż bogactwo"652.

Zdrowej demografii, rozpatrującej zjawiska ludnościowe z bezwzględnym szacunkiem dla naturalności aktu płciowego i w osłonie absolutnego szacunku dla życia dziecka poczętego - dotychczas nie ma. Nawet najbardziej zażarci wrogowie Malthusa i neomaltuzjanizmu propagują środki antykoncepcyjne, okaleczenie czasowe lub trwałe mężczyzn i kobiet ze zdolności rozrodczych, czyli sterylizację, tudzież zabijanie dzieci poczętych; bądź, jeśli nie propagują, to godzą się na te środki planowania zaludnienia. Demografowie, wyposażeni w pełny szacunek dla życia ludzkiego i dla naturalnych procesów rozmnażania się człowieka - są tak nieliczni, że mowy nie ma, by nadawali ton demografii nowoczesnej. Co bardziej przykre, nie łączą się oni: nie tworzą zdrowego odłamu demografii, który przecież zawsze można zapoczątkować; tym bardziej, że istnieje zdrowy, naturalny odłam małżeństw w każdym z narodów planujących zaludnienie. Jest więc komu służyć zdrową demografią.

Również brak, na tej samej podstawie organizowanej, odrębnej od neomaltuzjańskiej, zdrowej eugeniki; pomijając fakt, że eugenika, dopóki czerpać będzie wskazania dla ludzi z doświadczeń nad dziedzicznością roślin i zwierząt, będzie sama siebie pozbawiała gruntu naukowego (F. Mirek).

Dojrzewa też, jak doszliśmy do przekonania w poprzednim rozdziale, wyłonienie się zdrowego odłamu medycyny.

Ale czyżby łącznie - zanosiło się na powstanie zdrowego odłamu ekonomiki, sprawiedliwości społecznej i wielu dziedzin kultury? I takie samo zróżnicowanie całej ludzkości, a wszystko według jednej i tej samej linii podziału: według szacunku bezwzględnego dla życia człowieka i natury?

Atoli szacunku tego, a i naturalności w przeżyciach seksualnych - nigdy nie będzie można wymusić. Dlatego nigdy może nie braknąć takich grup na globie, które celowo łączyć się z sobą będą nawet w państwa czy ligi międzynarodowe neomaltuzjańskie, jak to dziś proponują niektórzy myśliciele anglosascy. Nie zapowiadałaby się z tego właśnie powodu zdecydowana jedność przyszłego świata, lecz dwa przeciwstawne sobie obozy; aczkolwiek nie inaczej już niezadługo będzie organizowane życie każdego narodu, jak tylko w łączności z całą ludzkością. Czyżby powrót do stanu prapierwot- nego, o którym wspomina Biblia, mówiąc o dwu odłamach zamierzchłej ludzkości: potomkach Kaina, mordercy, i potomkach Abla, szanującego życie ludzkie? Lecz czy śladu tejże granicy nie dopatrzyłoby się we wszystkich czasach historii?

Co jednak stanowi owe warunki moralne dla wstrzemięźliwości w mał-żeństwie? Więcej: co miałoby tak ułatwiać sublimację instynktu rozrodczego, że naprawdę ten kunszt mógłby się stać chlebem powszednim nie tylko inteligentnych, ale i prostaczych małżeństw: mógłby się cieszyć taką wziętością jak moda?

Że istnieje taki mechanizm wychowania społeczeństwa, wiemy chociażby z historii pierwszych chrześcijan i z monografii życia obyczajowego klas ludowych Europy XIX stulecia.opisanych przez Le Playa. Obecnie trzeba by przepuszczać przez podobny trening wychowawczy ludność całego świata. I nie ustawać już nigdy z tym zabiegiem wychowawczym, zakrojonym na planetarną skalę, posługując się przy tym nie tylko ideami wzmacniającymi religijno-moralnymi, które szczepiono pierwszym chrześcijanom czy robotnikom i wieśniakom Le Playa, ale i zdobyczami wiedzy o człowieku, naukami przyrodniczymi, nawet doświadczeniami z zakresu pedagogiki zwierząt. Bo odruchowa niejako musi być sublima- cja, ilekroć zajdzie jej aktualność. Powinna wtedy się wyłaniać jak gdyby organicznie, naturalnie, jak popęd. Sublimacja jako chleb powszedni szerokich

652 „Revue de l'Action Populaire", Paris, février 1951 - art. J. Sommet, dz. cyt.

451 i^zęsc IV. Tajemnica twórczego planowania

Page 354: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział XVIII. Warunki absolutnie tanie i decydujące absolutnie

rzesz ludzkich, nie może być sztuką, musi się stać ich drugą naturą, tak jak naturą zrobiono w naszych czasach hiperseksualizm.

Ale kultura wstrzemięźliwości powinna by być naturą tylko, gdy trzeba, a więc nade wszystko u dzieci i młodzieży, a potem u małżeństw.

Z całą pewnością można regulować obyczaje nie tylko w dół, lecz także w górę, i wówczas nie tyle przekształcać je, co sublimować, podnosić.

Page 355: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

A im bardziej obyczajność stanie się powszechna, tym łatwiej będzie o jej spontaniczność u jednostki. Zdrowe obyczaje muszą stać się modne, by mogły być powszechne. I vice versa. Ich „modność", upowszechnienie zmniejszy niezmiernie trudności ich osiągania indywidualnie i będzie stanowiło klimat najpierw pod tresurę, a tresura pod samowychowanie w obyczajności.

Owóż fizjologia mówi, że „najpierw tresura, potem zaś dodając stopniowo rozumowanie do przyzwyczajeń tresury, tworzy się właśnie jednostki o działaniach zrównoważonych i potężnych"653.

Modność, tresura, odruchowość grają większą rolę w wychowaniu społeczeństwa, niż się wydaje, a nawet w wychowaniu jednostki i samo-wychowaniu.

„Wartość każdego człowieka zależy od umiejętności stawiania czoła bez wysiłku i natychmiast różnym sytuacjom. Rezultat ten osiąga się przez konstrukcję licznych odruchów, reakcji instynktownych bardzo urozmaiconych. Dziecko może nagromadzić w sobie wielkie skarby odruchów pożytecznych. Tresuje się je łatwo, łatwiej niż najinteligentniejszego psa pasterskiego. Można je wdrożyć do biegania bez zmęczenia, do upadania ak kot, do wspinania się i pływania, do trzymania się i chodzenia w sposób harmonijny, do dokładnego obserwowania tego, co dookoła niego się dzieje, do budzenia się szybkiego i całkowitego, do obrony, do zręcznego posługiwania się rękami w pracach bardzo różnorodnych itd.

Przyzwyczajenia moralne tworzą się w ten sam sposób. Nawet psy uczą się nie kraść. Uczciwość, odwagę należy rozwijać metodami używanymi przy ustalaniu odruchów, to znaczy bez rozumowania, dyskusji, tłumaczenia. Słowem: dziecko należy uwarunkować.

Uwarunkowanie według terminologii Pawłowa, to nic innego, tylko ustalenie odruchów zespolonych. Odtwarza on w formie naukowej i nowoczesnej sposoby używane od niepamiętnych czasów przez pogromców zwierząt. W tworzeniu odruchów ustala się związek bezpośredni między czymś nieprzyjemnym i czymś upragnionym przez jednostkę. Uderzenie dzwonu, wystrzał, a nawet uderzenie batem staje się dla psa synonimem pokarmu, który lubi.

Rzecz ma się podobnie z człowiekiem. Nie cierpi się z powodu braku ^ożywienia i snu podczas wyprawy do kraju niezbadanego. Cierpienie fizyczne daje się łatwo znieść, jeśli towarzyszy mu powodzenie długiego wysiłku. Śmierć nawet zdaje się uśmiechać, kiedy łączy się z wielką przygodą, pięknem poświęcenia, z olśnieniem duszy, która pogrąża się w łonie Boga'3.

Nie cierpi też jednostka z powodu wstrzemięźliwości, jeżeli tylko widzi, że wstrzemięźliwość jest modna, że wszyscy ją stosują, że osobistemu wysiłkowi jednostki sięgającemu po wstrzemięźliwość „towarzyszy powodzenie długiego wysiłku" całego społeczeństwa. Po wtóre wstrzemięźliwość „zda się uśmiechać, kiedy łączy się z wielką przygodą, z pięknem poświęcenia, z olśnieniem duszy, która pogrąża się w łonie" nowych, wyzwalanych przez wstrzemięźliwość sytuacji, społecznie i indywidualnie wartościowszych, niż czysto biologiczne używanie rozkoszy: gdy przez wstrzemięźliwość osiągamy nowe światy przeżyć. Doznań wyższego rzędu.

Tymczasem Malthus nie rozwinął problemu wstrzemięźliwości. Jej „nie" nie powiązał z jej „tak". A raczej jej „tak" nie wyprowadził z jej „nie", które z sobą „tak" niesie. Ze wstrzemięźliwości uczynił tylko straszaka - wyrzeczenie, które z kolei miało dawać inną negację: brak dzieci. A człowiek z natury jest twórcą, więc słabo wytrzymuje samo wyrzeczenie. Owo wyrzeczenie tym bardziej nie mogło się udać, że od czasu, gdy wyszedł w Anglii elementarz Drysdalea dla neomaltuzjan (rok 1854), neomaltu- zjanie wmawiają huraganem propagandy w całą ludzkość, że „wzmożenie wstrzemięźliwości (...) jest jedną z przyczyn najgorszych chorób i cierpień nowożytnych czasów", że „płodzenie wielu dzieci jest bardziej karygodne niż prostytucja", że „ścisła moralność seksualna jest w rzeczywistości głupstwem, a więc głupstwem jest i instytucja małżeństwa. Straszą tedy neomaltuzjanie wstrzemięźliwością jako wyrzeczeniem się zdrowia i rozumu, tak jak Malthus dotąd straszy ludźmi jako wyrzeczeniem się dobrobytu. Z obu tych poglądów trzeba leczyć zakażoną nimi ludzkość, bo nie tyle dziwne, że propagandę tę szerzono, ile że świat dał jej wiarę.

Jak leczyć?

653 A. Carrel, Człowiek istota nieznana, Az. cyt., s. 260.

458 i^zęsc IV. Tajemnica twórczego planowania

Page 356: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Przez kontrpropagandę w postaci prawdy o kulturze wstrzemięźliwości. Byłby to pierwszy z warunków dla upowszechnienia zdrowych małżeństw sublimujących.

Ale prawdę można podawać w sposób jej niegodny, zabijający ją: odstra-szający. Sugestywność podawania prawdy winna by być równie wielka jak prawda prawdziwą. Stąd drugi warunek: to prezentacja wstrzemięźliwości od strony twórczej. Na miejsce uroków miłości fizycznej, której się wyrzekają małżonkowie wstrzemięźliwi, ukazać uroki przeżyć sublimowanych, a nawet więcej. Miłość i małżeństwo są z natury budujące jak architektura. Sama tedy wstrzemięźliwość jako wyrzeczenie się miłości i poczęcia byłaby ideą mało atrakcyjną dla małżeństw o mocnych instynktach i bodaj ponad siły dla młodych małżeństw, zwłaszcza mniej zrównoważonych. Natomiast nastanie wśród nich klimat na wstrzemięźliwość, jeżeli małżonkowie ją zobaczą jako warunek rozwoju swej wspólnoty, jako drogę do wejścia w świat innych, doskonalszych przeżyć miłosnych, jako narzędzie do zdynamizowania swych małżeńskich obowiązków: umiejętniejszego wychowywania dzieci i spotęgowania własnych pozamałżeńskich usług społecznych, lub chociażby jako środek wzmocnienia zdrowia partnera czy towarzyszki życia. Małżonkowie wstrzemięźliwi odczuwać wtedy będą, że nie wyrzekają się miłości, tylko przechodzą na smakowanie jej w innych, mniej zmysłowych kształtach lub wręcz niezmysłowych. Podobnie jak nikt nie powie, że narzeczeni, którzy nie obcują ze sobą płciowo, nie cieszą się sobą, nie kochają się. I - wzajemnie - owo podtrzymywanie wstrzemięźliwości zmuszać niejako będzie parę małżeńską do używania życia w tych innych sublimowanych kształtach miłości. Zdawać sobie zarazem może sprawę taka para, że całego tego świata przeżyć pozbawiłaby ich niewstrzemięźliwość. Że niepowściągliwość ta zubożałaby ich o całą rozpiętość doznań miłości sublimowanej, wszak szerszej i głębszej niż erotyka ściśle biologiczna: że więc niewstrzemięźliwość narażałaby ich na wyrzeczenie się tego wyższego typu miłości. Że ponadto niewstrzemięźliwość skazywałaby ich na wyrzeczenie się „energii popędu płciowego", który „może się przeistoczyć na cele pożyteczniejsze ze stanowiska biologicznego i społecznego1

Oczywiście, wszystkie te ewentualności napotykają w małżeństwie na tym wdzięczniejszy grunt do wyładowania się, im bardziej wysoki program ideowy i moralny postawią swej wspólnocie małżeńskiej sami małżonkowie. I wzajemnie: im wyższe postawią sobie zadania, tym bardziej wśród nich wstrzemięźliwość wyglądać będzie po prostu na obowiązek rozumiejący się sam przez się - coś jak dziś dla obywatela sztuka pisania, tak przecież rzadka i trudna dawniej - jako jedna z konieczności codziennej potrzeby.

Kiedy jak kiedy, ale w czasie planowania braku poczęć - podczas comiesięcznej wstrzemięźliwości okresowej czy dłuższej - musi każde płodne małżeństwo bezwzględnie przenieść się w służbę wzniosłym ideałom i jednocześnie nie zaniedbać zorganizowania sobie w domu technicznych warunków dla separacji cielesnej. Jedno i drugie, to szczególny fragment kultury życia małżeńskiego na czas sublimacji. Niestety, dotychczas pedagogika życia małżeńskiego nie tylko nie opracowała tego działu choćby teoretycznie, ale nawet go nie postawiła; a przecież „walka z egoizmem wymaga metody bardziej naukowej, niż walka z tyfusem lub cholerą azjatycką"654. Wymogi tej kultury przewidywałyby inne na czas wstrzemięźliwości zadania dla męża, inne dla żony. Inne, w szczegółach, cele wyższe aplikowałyby sobie wtedy małżeństwa inteligenckie, inne ludzi prostych. Odmienną też byłaby technika separacji w mieszkaniach rodzinnych jed-noizbowych niż w lokalach większych. Itd.

Z pewnością małżeństwom uzdolnionym, o bogatym życiu umysłowym i wysokich ambicjach zawodowych - łatwiej byłoby o sublimację, jak również parom nerwowo zrównoważonym i fizycznie zdrowym. Ponieważ jednak pary małżeńskie słabiej wyposażone w zdrowie i system nerwowy bardziej potrzebują planowania potomstwa, niż w pełni zdrowe, wydaje się, że ułatwiłaby im sublimację wyłącznie wyższa niż u par małżeńskich normalnych ideowość. Trudną bowiem wstrzemięźliwość przezwycięża wysoka ideowość, tak jak najwyższa ideowość pokonywa największe przeszkody.

Oczywiście, najrozmaitsze zadania szczegółowe pochłaniałyby mężowi i żonie większość energii w dniach planowanej sublimacji. Skoro jednak ograniczenie

654 A. Carrel, Réflexions sur la conduite de la vie, dz. cyt., s. 174.

459 i^zęsc IV. Tajemnica twórczego planowania

Page 357: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

potomstwa przydać się może każdej płodnej parze, zwykłą generalną drogą do sublimacji dla małżonków o prostej umysłowości czy słabym zdrowiu i nerwach jest wyższe życie moralne: bo jedynie ono jest dostępne dla każdego. Dlatego normalny, o prostej umysłowości mężczyzna może wywiązywać z siebie wysoki szacunek dla ciała żony, zatem i wstrzemięźliwość, jeśli tylko emituje na co dzień poważne siły moralne.

Rzecz jasna, iż codzienna dobrowolna ideowość męża, żony - wzmacnia ogólną sprawność moralną małżeństwa, zatem przygotowuje doskonale męża, żonę do ideowości koniecznej, niejako odświętnej, podczas dni wstrzemięźliwości. I na odwrót.

460 i^zęsc IV. Tajemnica twórczego planowania

Page 358: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

461

Tak więc stała prężność etyczna męża i żony uzdalnia jego i ją do startowania w razie potrzeby do udatnej wstrzemięźliwości na zakreślony przez zdrowy rozsądek przeciąg czasu. Sukces nie jest wówczas zdarzeniem nadzwyczajnym, a po prostu jedną z odmian zwykłego trybu rzeczy. Stanowi jak gdyby odruch i bodaj niewiele co więcej. Odruch sumienia biorącego w kluby instynkt. Sumienia orzącego w instynkt.

Ten należyty program ideowy i moralny dla swego małżeństwa, to warunek sublimacji, jakiego małżonkowie sami sobie udzielają. Nikt im go nie da. I nikt go za nich nie wykona. A gra on rolę decydującą w planowaniu potomstwa na sposób twórczy: bo od kogoż w ostatecznej instancji zależy udanie się wstrzemięźliwości, jak nie od małżonków!

Ale „niemożliwą jest rzeczą zracjonalizowanie naszego postępowania bez przyswojenia sobie pewnej techniki" przemiany samego siebie. „Nabycie zaś owej techniki jest równie żmudne, jak zdobywanie kultury umysłowej lub fizycznej"6. Stanowi więc fundamentalną sprawność w życiu ludzkim, przesądzającą o rozwoju lub degeneracji nie tylko męża i żony, ale wszystkich dziedzin życia, ba, samego gatunku Homo sapiens. Technika przemiany siebie, jej znajomość i jednocześnie przemienianie siebie na ludzi o wyższym typie moralnym, to warunek, bez którego nie ma mowy, by małżeństwo regulowało potomstwo za pomocą wstrzemięźliwości.

Dzieci, rzecz prosta, nie mogą zakłócać owego poziomu. Owszem, szczepią go dziatwie rodzice. W ten sposób warunkują swą dziatwę moralnie. „Najpierw tresurą, potem dodając stopniowo rozumowanie do przyzwyczajeń tresury". Tym bardziej, że „obowiązek ten, jeśli chodzi o okres pierwszych lat życia, ciąży wyłącznie na rodzicach. Ale nie mogą tego obowiązku dopełnić, o ile nie są do tego przygotowani. Muszą znać technikę wychowania, kształtowania organicznego i umysłowego dzieci, zmieniającego się zależnie od wieku, płci i środowiska. Szczególnie matka musi posiadać tę umiejętność.

Wychowanie, aby mogło być skuteczne, musi zaczynać się o wiele wcześniej, niż to się obecnie praktykuje: zaczynać się powinno od pierwszych tygodni życia. Ograniczone początkowo do czysto fizjologicznych zabiegów, przy końcu pierwszego roku winno objąć dziedzinę umysłową. Wartość czasu nie jest ta sama dla rodziców i dzieci. Dzień jest nieporównanie dłuższy dla dziecka jednoletniego niż dla człowieka w wieku lat trzydziestu, ponieważ zawiera on prawdopodobnie sześć razy więcej zdarzeń fizjologicznych i umysłowych.

Nie można więc pozostawić bez należ/tego kierunku okresu wczesnego dzieciństwa, tak bardzo wydajnego. Prawdopodobnie zasady postępowania, wpojone dziecku w ciągu pierwszych sześciu lat życia, będą miały wpływ najbardziej decydujący na jego przyszłość. Rola matki posiada zasadnicze znaczenie dla przyszłości dziecka, a tym samym dla naszej cywilizacji.

Począwszy od piątego czy szóstego roku życia wychowawcy i nauczyciele dzielą z rodzicami odpowiedzialność wpajania w dzieci i młodzież zasad postępowania. Jak dotąd, nie uzyskali wiele, ponieważ rozdzielali wychowanie umysłowe od fizjologicznego i moralnego. Mogli stwierdzić, że cały ogromny wysiłek umysłowy, którego żąda się od trzydziestu czy czterdziestu lat od dzieci, nie przydaje się na nic. Stały upadek moralny i fizjologiczny młodzieży jest oczywisty. (...) Od chwili wejścia do szkoły, w tym samym czasie, kiedy się uczy pierwszych liter alfabetu, trzeba uczyć dziecko posłuszeństwa podstawowym prawom życia społecznego. Niegrzeczność, brud, zazdrość, dwulicowość, donosicielstwo, są wadami stokroć ważniejszymi, niż nieznajomość gramatyki czy geografii. Stosowanie zasad właściwego postępowania nie jest mniej ważne, niż znajomość zasad arytmetyki. (...) Szkoła nie powinna obniżać naszej cywilizacji. Powinna porzucić punkt widzenia czysto intelektualny. Dyplomy winny zawierać oceny nie tylko umiejętności naukowych ucznia, ale i jego osiągnięcia moralne i psychologiczne.

Większość ludzi nie rozumie znaczenia zdarzeń, które wstrząsają całym światem. (...) Żyją nadal w tym samym zakłamaniu i marazmie psychologicznym i umysłowym. To uporczywe trwanie w zaślepieniu wykazuje jasno, jak bardzo są oni dalecy od chęci zmiany swego sposobu życia.

Nie można zaprzeczyć, że ścisłe stosowanie właściwych zasad życiowych jest w warunkach obecnego życia społecznego wielkim wysiłkiem. Ale wysiłek ten stanie się mniej trudnym, o ile będzie wspólny wielu ludziom. Tymczasem ci,

6 Tamże, s. 74.

Page 359: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

462

którzy są do niego zdolni, nie znają się przeważnie. A przecież tylko ci, co płoną chęcią przemiany, będą mogli stworzyć nowe lepsze życie"7.

Młodzieniec pragnący dokonać takich przemian przez własne małżeństwo, winien szukać na żonę dziewczyny „płonącej chęcią podobnejprzemiany". Wysiłek ten bowiem „stanie się mniej trudnym, o ile będzie wspólnym", a stanie się jeszcze bardziej łatwym, gdy podejmą go i dzieci, a wpierw rodzice nad dziećmi. Taki dobór mężów i żon, to jedna z nieznanych jeszcze zasad zdrowej eugeniki. Nie jest im trudno ani o wstrzemięźliwość, ani o sublimację. Tylko takie małżeństwa mają kwalifikacje do właściwej regulacji poczęć. Ile tak kwalifikowanych małżeństw, tyle też szkół do właściwego uwarunkowania moralnie dzieci i młodzieży posiada państwo. Najkrótszą drogą nabywa tam młodzież najbardziej pożytecznych społecznie odruchów. Dzięki temu nowe pokolenia mogą przynosić do życia pozadomowego nienaruszone nerwy i całą świeżość energii refleksyjnej.

Zapowiada się tedy wśród eugenicznego odłamu narodów o wiele wyższy, niż notowany gdziekolwiek przez historię poziom ideowy rodzin. Poziom i współpraca. Bo im bardziej zespół takich rodzin występuje jako całość zorganizowana, tym bardziej zniewala wszystkie takie małżeństwa świadomie naturalne - do wytrwania. Albowiem marsz miliona ludzi razem, nawet wprost w górę, jest milionkroć łatwiejszy niż w pojedynkę. „Wysiłek wspólny wielu ludziom jest mniej trudny". Dlatego włączanie się małżeństwa wiernego sobie i naturze we współpracę z rodzinami naturalnymi, to również warunek ułatwiający sublimację, a dawać go sobie tylko małżeństwa same mogą.

Z drugiej strony konstruktywna współpraca wszystkich takich małżeństw w każdej miejscowości świata i wspólna ich wszystkich w każdym państwie oraz w jeden obóz zwarta na całym okręgu ziemskim, to żywy dowód, że twórcze planowanie potomstwa jest możliwe, to zarazem plastyczna, nieustanna manifestacja, jak regenerująco wpływa takie planowanie na wszystkie dziedziny życia: to więc w sumie najbardziej zawstydzająca neomaltuzjan forma uzdrawiania ich z wynaturzeń seksualnych i dzieciobójstw.

Podobnie trudno sobie wyobrazić, by państwo zdołało w zdrowy sposób przeprowadzać planowanie zaludnienia, jeśli nie istnieje w jego społeczeństwie dostateczna ilość małżeństw naturalnych i intensywna ich współpraca. Im małżeństw tych więcej, a współpraca ich z sobą bliższa i ogarniająca maksimum dziedzin ich życia, tym łatwiej władzom państwa o regulację zaludnienia - w dół czy w górę, tym bliższe planowanych otrzymuje ono kwoty ilości ludzi i ich jakość. Najbardziej prywatne życie obywateli godzi się tu z najbardziej społecznymi interesami państwa, co więcej: najpotężniej je wspiera, a nawet umożliwia. Współpraca małżeństw naturalnych, to warunek zdrowego planowania ludności przez państwo, gdzie swoimi ustawami nie narusza ono natury procesów rozrodczych i szacunku dla życia ludzkiego, tudzież praw człowieka.

W granicach współpracy małżeństw naturalnych można już dziś dostrzec najdonioślejsze procesy naukowe, kulturalne i społeczne nadchodzącego świata.

Czy temu ruchowi przyszłości odpowiada zapoczątkowana na Zachodzie akcja rodzin wielodzietnych?

Niezupełnie.Bo małżeństwo może być wielodzietne i parające się zarazem dzieciobójstwem

oraz antykoncepcją.Lecz co mówi nowoczesna fizjologia o owych wielkich nadziejach na

sublimację?„Ze wszystkich gruczołów największy wpływ na moc i jakość umysłu

wywierają jądra. Wielcy poeci i geniusze, artyści, święci i zdobywcy bywają na ogół nader rozwinięci płciowo. Usunięcie gruczołów płciowych wywołuje nawet u jednostki dorosłej zmiany w jej stanie umysłowym. Po wycięciu jajników kobiety zdradzają apatię i tracą część swej aktywności intelektualnej lub moralnej. Osobowość mężczyzn poddanych kastracji zmienia się mniej lub więcej wyraźnie. Tchórzostwo Abelarda wobec miłości i namiętnego poświęcenia Heloizy wywołane były niewątpliwie przez okrutne okaleczenie, któremu poddali go jej krewni. (...) Można by powiedzieć, że pewien stan gruczołów płciowych jest nieodzowny dla natchnienia"655.

Tyle na ogół.

655 A. Carrel, Człowiek istota nieznana, dz. cyt., s. 119.

Page 360: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział XVIII. Warunki absolutnie tanie i decydujące absolutnie 463

A o samej sublimacji?„Miłość, która nie osiąga przedmiotu swych pragnień, pobudza umysł. «Boska

Komedia» byłaby może nie powstała, gdyby Beatrycze została kochanką Dantego. Mistycy używają często wyrażeń z «Pieśni nad pieśniami», która wyraża uczucia oblubieńca oczekującego poślubionej mu oblubienicy". Cytowany tu A. Carrel mówi dalej o mistykach: „Zdaje się, że ich niezaspokojone pragnienia płciowe popychają ich z tym większym zapałem na drogę wyrzeczenia i ofiary z samego siebie. Żona robotnika może wymagać od swego męża usług codziennych. Żona artysty lub filozofa powinna tego żądać znacznie rzadziej"656.

„Wytężona praca umysłowa bądź to w zakresie nauki, bądź też w twórczości artystycznej pociąga za sobą takie poważne zużycie energii ustrojowej, iż „seksualizm aktywny ustaje, przemienia się bowiem w utajoną formę twórczości duchowej". Impotencja w danym razie może być tylko przejściowa, tzn. dotyczy okresu wielkich wysiłków umysłowych, po czym osobnik wraca stopniowo do normy. Analogicznie przedstawia się zresztą sytuacja i z wysiłkami fizycznymi"657. Dlatego „dobrze wiadomo, że nadużycia płciowe przeszkadzają aktywności intelektualnej. Można by rzec, że inteligencja potrzebuje jednocześnie dla objawiania się w całej swej potędze dobrze rozwiniętych gruczołów płciowych i okresowego opanowania pożądań erotycznych. Freud słusznie mówił o znaczeniu zasadniczym popędów płciowych w przejawach świadomości. Spostrzeżenia te dotyczą jednak chorych. Nie można uogólniać jego wniosków, stosując je do ludzi normalnych, zwłaszcza posiadających system nerwowy odporny i opanowany Gdy słabi, nerwowi, niezrównoważeni przez hamowanie swych pragnień płciowych stają się anormalniejsi, to silni jeszcze wzmacniają się przez taką formę ascezy"658.

Żadną więc miarą „nie można się zgodzić na freudowską teorię, że każda neuroza ma swą przyczynę w zakresie seksualnym, to znaczy w niedozwolonym popędzie". Albowiem „niepodobieństwem byłoby wyliczać świadectwa powag naukowych, uczonych - specjalistów w dziedzinie życia płciowego i jego patologii, przeczących kategorycznie, jakoby abstynencja płciowa była przyczyną chorób fizycznych lub psychicznych; trudno jednak powstrzymać się od przytoczenia choćby kilku zasadniczych oświadczeń dotyczących tej kwestii. Dr Albert Moll, wydawca znanego dziś powszechnie dzieła pt. Handbuch der Sexual-wissenschaften, aprobując całkowicie pogląd Ribbinga, że abstynencja nie zagraża absolutnie zdrowiu, dodaje od siebie, że wstrzemięźliwość ani w młodości, ani w późniejszych latach i to nie tylko czasowa, ale i stała, nie przynosi żadnej szkody.

Forel występuje również przeciwko przesadnym teoriom o szkodliwości abstynencji i zgadza się w zupełności z opinią fakultetu medycznego w Oslo, według której zaobserwowano wielką ilość schorzeń na tle ekscesów seksualnych, natomiast nie zanotowano żadnej choroby na tle wstrzemięźliwości. (Tego samego zdania jest Kraft-Ebing, Graham, Akton i wielu innych).

Prawdą jest, że obaj cytowani autorzy liczą się z pewnymi ujemnymi objawami, zwłaszcza u ludzi nerwowych, a i broniący gorąco wstrzemięźliwości Foerster nie zapoznaje bynajmniej przypadkowych zaburzeń nerwowych, ale zjawiska te nie mają charakteru zasadniczego i są raczej wynikiem ogólnie słabej konstytucji fizycznej lub zewnętrznych okoliczności (wymuszona abstynencja), a jeśli nawet występują sporadycznie i u ludzi normalnych, znajdują należytą rekompensatę w innego rodzaju pozytywnych wartościach, płynących z opanowania popędu płciowego"659.

Po tych wyciągach z dzieł przyrodników idźmy dalej.Oprócz życia realnie istniejącego i jego siły sugestywnej posiadamy jeszcze

życie fikcyjne, w sztuce, i niewspółmierną z tą fikcyjnością magię jego wpływu na rzeczywiste postępowanie społeczeństwa. Platon miał rację, że Homer wychowywał Hellenów. Ale wpływał też na Greków plac miejski - agora, kółka towarzyskie i gimnazja, gdzie napełniali sobie głowy wiadomościami z kraju i świata, i opiniami o wszystkim i wszystkich. Tę drugą rolę pełni dziś prasa. Jej siła hipnotyczna może być tak nieprawdopodobnie wielka jak wpływ sztuki. Prasa i sztuka wpływają tym bardziej zniewalająco, im powszechniej są konsumowane, im ich kształt jest bardziej artystyczny i im bardziej pośrednio, bez wiedzy odbiorcy, kierują jego postawą.

656'Tamże, s. 119.657 A. Dryjski, Zagadnienia seksualizmu, dz. cyt., s. 298.658 A. Carrel, Człowiek istota nieznana, dz. cyt., s. 119-120.659 Z. Kozubski, Podstawy etyki płciowej, Poznań 1947, s. 97-98.

7 Tamże, s. 177-178.

Page 361: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

464

Ale prasa i sztuka osłabia lub wzmacnia jednostkę i społeczeństwo.Zależy to od tego, ile wywiązuje energii moralnych z konsumenta, jakiej

wartości idee szczepi narodowi, wzmacniające czy osłabiające, i w jakiej skali wyzwala szlachetnie człowieczeństwo.

Sztuka hellenistyczna stawiała wyżej kurtyzanę niż małżonkę, młodzież pozbawioną kunsztu sublimacji popędu wynosiła ponad sublimują- cą. To samo podpowiadała Rzymianom modna, masowo konsumowana w okresie Cesarstwa sztuka widowiskowa, poezja, proza, rzeźba, malarstwo, nawet świątynie pogańskie i religia660.

Mówiliśmy, że od XVII stulecia sztuka narodów europejskiego pochodzenia, ta modna, najpowszechniej konsumowana i reklamowana, nie chce dotychczas nadać małżeństwu twórczemu - równych praw z małżeństwem niewiernym, nienaturalnym i dzieciobójczym. Owszem, wyżej od niego stawia małżeństwo niewierne o wynaturzonym pożyciu seksualnym, pozbawione szacunku dla dziecka poczętego. Tym samym w swych utworach modna sztuka i prasa nie dopuszcza do emancypacji kobiety naturalnej jako żony i matki, ani do emancypacji kobiety jako dziewczyny o kulturze sublimacji popędu, jak również do emancypacji - analogicznego w poziomie - mężczyzny-młodzieńca. Nie uznaje też równouprawnienia dziecka poczętego z dzieckiem żyjącym już poza łonem matki. Przepełnia tę prasę i sztukę tłum świadomych niedołęgów w zakresie kultury seksualnej i kultury życia wspólnego w małżeństwie. W dodatku modna prasa i sztuka wynosi ten umyślny prymitywizm obyczajowy jeśli nie zawsze do rangi doskonałości ostatecznej, to przynajmniej wmawia, że ów brak poziomu, to coś bez porównania doskonalszego, niż życie seksualne opanowane i małżeństwo twórcze.

Autorzy tej prasy i sztuki bardziej osłabili sugestią swych utworów emisję energii moralnych u narodów białych, niż Malthus, Drysdale i cała propaganda neomaltuzjan. Lecz nade wszystko nadwerężyli w Europejczyku szacunek dla człowieka. Bo utrudnili małżeństwo wierne i naturalne: tę indywidualną dla każdej pary ludzkiej szkołę współżycia i szacunku dla człowieka dorosłego - męża dla żony, żony dla męża; tudzież szkołę szacunku dla człowieka najsłabszego: poczętego dziecka. Rozhisteryzowali u młodzieży instynkt rozrodczy i utrudnili jej przez to sublimację popędu: ów trening szacunku - u chłopców dla ciała dziewczęcia, a u dziewcząt - dla ciała chłopca. Z kolei te nikłe zasoby szacunku, ten powszechny spadek szacunku umożliwił i nadal umożliwia wszelkiego typu Hitlerom masowe poniewieranie lub wręcz niszczenie ludzi, brak zaś kultury współżycia wywołuje nieporadność współczesnych narodów neomaltuzjańskich wobec wielkich i trudnych zadań naszych czasów. Ale czy inny może być Europejczyk modny, nowoczesny, wychowany od kilku pokoleń przez rodziców niezgodnych, rozwodniczych, wynaturzonych, dzieciobójczych i przez sztukę gloryfikującą wszystkie te słabe strony?

Twórczemu planowaniu zaludnienia nie może przeszkadzać sztuka.Nie powinna ona utrudniać narodom rozwoju. Nie powinna równo- uprawniać

cofania się w szacunku dla człowieka i natury - z postępem w tymże szacunku, bo to unieszczęśliwia człowieka w małżeństwie i osobiście, tudzież anarchizuje ludzkość. To nieprawda, że sztuka może być obojętna społecznie. Może ona równie zachęcająco przedstawiać rozwiązania niszczące szczęście człowieka i społeczeństwa, jak i rozwiązania dodatnie, dlatego pcha ona zawsze swego konsumenta to do jednego, to do drugiego obozu: osłabia go lub wzmacnia. Wytwory sztuki mogą osłabiać w nieskończoność obóz już słaby moralnie, bo słabość moralna nie ma dna. To zależy jedynie od wielkości twórców jako artystów. Im dzieło artystyczne doskonalsze, a rozwiązania, jakimi sugestionuje, niższe moralnie, tym bardziej osłabia, niszczy odbiorcę. Wielki artysta i wielka sztuka mogą niszczyć niczym bomby atomowe. Tyle, że niszczą bez huku i bez bólu, na słodko: na tym także polega niebezpieczeństwo sztuki.

I na odwrót.

660Zob. Minucjusz Felix, Octavius, XXV, 11: „Gdzie i kto więcej kojarzy nierządów, przeprowadza stręczeń, przemyśliwa cudzołóstw, jak nie kapłani w świątyniach i między ołtarzami? Częściej wreszcie w izdebkach sług kościelnych, aniżeli w samych lupana- rach spala się ogień namiętności". Juvenalis: VI, 344 nn. L. Friedländer, Sittengeschichte Roms, 1.1, s. 301. O. Weinreich, Der Trug des Nektanebos, Leipzig 1911. Cytuje J. Sajdak, dz. cyt. (tłumaczenie Apologetyku Tertuliana), s. 71-72, przypis piąty.A. Carrel, Człowiek istota nieznana, dz. cyt., s. 254.

Page 362: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Rozdział XVIII. Warunki absolutnie tanie i decydujące absolutnie 465

Dlatego za pomocą sztuki można nie tylko osłabiać, ale i przyspieszać, wzmacniać rozwój społeczeństwa. Twórcze planowanie zaludnienia wymaga planowania twórczej sztuki. Ale siła jej wpływu zależy od artyzmu autorów, tak samo jak niszczący wpływ sztuki osłabiającej.

Artysta może wpływać słabiej lub silniej, ba, sugestywniej niż cały naród. Skali artyzmu, rzecz jasna, nie można planować. Twórcy rodzą się niezależnie od naszej woli. „Nic nie wiemy o genezie geniuszu. Nie wiemy, jak wywołać w komórce rozrodczej ewolucję postępującą, jak doprowadzić przez właściwe mutacje do ukazania się istot wyższych"14: aczkolwiek „trzeba ułatwiać wspinanie się tym, którzy mają lepsze narządy i lepszy umysł"661. W każdym razie - co najmniej - nie należy dopuszczać do ukazywania się sztuki osłabiającej, tak jak nie dopuszcza się świadomie do raka, epidemii czy obłędu.

Sztuka musi wykazywać pewne minimum zdrowia.W jaki sposób?Przez bezwzględny szacunek dla człowieka i natury. Począwszy od tego

poziomu wolno wyrażać sztuce stopień swego zdrowia, swej magii wzmacniającej - bez ograniczeń w górę, aż w nieskończoność. W tych granicach sztuka dotykając współżycia płci na terenie małżeństw - dawać będzie rozwiązania wyrażające szacunek dla wiernej żony, wiernego męża, dla życia dziecka poczętego, szacunek dla natury życia seksualnego, dla objawów jego sublimacji w małżeństwie. Prezentować będzie tak samo w życiu młodzieży rozwiązania, sublimujące instynkt rozrodczy w całym bogactwie i urokach jego odmian.

Sztuką możemy tak samo wpływać na wydłużenie u dzieci i młodzieży dojrzewania płciowego, „wstrzymując młodzież nie tylko od czynnych przejawów popędu płciowego pod postacią spółkowania lub onanizmu, lecz i od marzeń seksualnych"; gdy obecnie „wszystkie nieomal formy współczesnego życia kulturalnego w środowiskach wielkomiejskich podniecają stale układ nerwowy osobnika dorastającego, działając w pierwszym rzędzie na sferę seksualną"662.

Sztuka może wyprzedzać życie i stwarzać formy rozrywek, które by kompensowały prymitywne, biologiczne wyżywanie się płciowe, a bynajmniej przy tym nie podniecały663. Władna jest tak samo sztuka komponować rozwiązania neutralizujące podniecenie płciowe: podsuwać, na przykład, obojętniejsze seksualnie wykonywanie tańców, niż te rodzaje ich wykonywania, bardzo zaawansowane erotycznie, jakie przyjęty rytuał dla nich przepisuje; bądź poddawać obrazy nowych, nieznanych tańców o nader zneutralizowanej erotyce: zdrowej moralnie.

Sztuka może lansować raz więcej, raz mniej ten lub inny kształt sub- limacji jako najmodniejszy: odpowiednio do planowanych etapów w generalnym planie wychowania młodzieży: to sport wodny, to lotniczy; to znów raczej pieśń, niż tańce; albo góry jako wycieczki, nie morze; bądź bardziej wieś jako teren pracy rolniczej niż sporty.

Sztuka może też sugestionować, poprzez jaką ideę zmierzać do subli- macji.

661 Tamże, s. 252.662 A. Dryjski, Zagadnienia seksualizmu, dz. cyt., s. 35.

663one nie tylko rolę podniety seksualnej, lecz spełniają również funkcję zastępczą, tzn. kompensują w pewnym stopniu normalne zadowolenie płciowe". „Taniec jest silnym środkiem podniecającym nie tylko osoby biorące w nim czynny udział. Podobny skutek wywołuje samo patrzenie na pary tańczące" (s. 244). „A przecież wszyscy wiedzą, że za pośrednictwem muzyki powstaje w naszym społeczeństwie najwięcej cudzołóstwa". „Muzyka (...) działa ani uszlachetniająco, ani poniżająco, tylko drażniąco" (Tołstoj, Sonata kreutzerowska). „Już Arystoteles pisał, że gra na fletni budzi niskie namiętności i działa orgiastycznie. Przekonanie to było w Grecji starożytnej niemal powszechne" (s. 253). „Cała prawie literatura piękna jest dla pokolenia dorastającego zarówno bogatym źródłem informacji, jak i podniet płciowych. Młodzieniec czerpie z niej poznanie różnych form miłości i w ogóle stosunków erotycznych, nim pozna się czynnie z rzeczywistością. Jest to tym bardziej godne uwagi, że każdy niemal pisarz wysila się, aby kreślonym przez się obrazom z życia płciowego nadać jak największą siłę uczuciową i tym sposobem zapalić wyobraźnię czytelnika". Tu Dryjski cytuje urywki z Żeromskiego Popiołów, Żeromskiego Charitas i Dziejów grzechu. „Zobacz także utwory Zapolskiej, Zarzyckiej (szczególniej Dzikuska), Staśki, Srokowskiego, Kult ciała itd. Ze starszych Szekspira: Porwanie Lukrecji, Venus i Adonis itp." (s. 262- 263). „Młodzież męska (...) osiąga zupełną dojrzałość fizyczną dopiero po 20 roku życia. Tymczasem w dużych środowiskach przemysłowo-handlowych przeszło 95% młodzieży, a na prowincji z górą 85% rozpoczyna przed tym terminem życie płciowe pod różnymi postaciami. Skutki takiego stanu rzeczy ze stanowiska eugenicznego i w ogóle zdrowotnego są aż nadto widoczne" (s. 333). U dziewcząt dodajmy skutki poronień. Cenne uwagi Dryjskiego należy uzupełnić, że nie jest winna temu wysoka kultura, tylko niezdrowa moralnie kultura.

7 Tamże, s. 177-178.

Page 363: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

466

Czy tak, jak radzi Adler, który „położył w swej teorii główny nacisk (...) na wolę mocy"? Ataki popędu, nieaktualne, nie na czasie, to w tym ujęciu okazje do ładowania się nowymi energiami, wyzwalanymi przezwyciężaniem pokus. To zarazem wzrastające poczucie mocy, poczucie godności.

Page 364: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Czy tak, jak wskazuje Foerster: by przez opanowanie popędu płciowego osiągać wolność zamiast cierpieć od tyranii tego popędu?

A może zmierzać do sublimacji przez drogę szacunku dla człowieka? Chłopiec szanuje tutaj każdego młodzieńca - każdy przecież chłopiec na kuli ziemskiej, to jego kolega - dlatego ma we czci ciało każdej dziewczyny: bo to przyszła żona kogoś z młodych ludzi, kogoś więc z kolegów, a jego koledzy muszą mieć dobre towarzyszki życia! Chłopiec szanuje przyszłą swą żonę, dlatego wyłącznie do jej dyspozycji zostawia swoje własne ciało. Chłopiec szanuje każdą dziewczynę - każdą, gdziekolwiek na globie, bo to towarzyszka jego lat młodych - dlatego wzmacnia własną postawą obyczajność każdego młodzieńca, bo to przyszły mąż którejś z dziewcząt, a one muszą być szczęśliwe! Chłopiec szanuje każde swe przyszłe dziecko, dlatego szanuje własne organa rozrodcze, są bowiem one nie tylko jego ciałem, ale ciałem ojca jego przyszłych dzieci, a jego dzieci muszą mieć najlepszego ojca! Dziewczę szanuje szczęście swych kiedyś dzieci, szanuje szczęście swego kiedyś towarzysza życia: dlatego dla nich zostawia swą godność, by byli najszczęśliwsi. Chłopiec i dziewczę zakochani szanują siebie: dlatego sublimują popęd, by radościami z uwznioślo- nej erotyki obdarzać się wzajemnie jak najpiękniejszymi kwiatami serca.

Należy nie ustawać, badać zagadnienie wpływu sztuki, znajdować coraz to nowe środki potęgowania jej sugestywności, by z czasem za pomocą samej sztuki można było na tyle ułatwiać małżeństwom i młodzieży sub- limację, ażeby wysiłków własnych w osiąganiu jej nieomal nie czuli. Tym bardziej, że wpływem sztuki można ogarnąć wszystkich, a zwłaszcza młodych ludzi, bo nikt tak nie żyje sztuką jak młodzież. Sztuka przyszłości może stać się władna jakby automatyzować sferę moralną człowieka.

Zresztą nie tylko moralną.Zdaje się też, że sztuka, nie szkoła, nie organizacje młodzieży i związki

zawodowe, wyrastać coraz bardziej będzie na zasadniczy instrument wychowania, nie tyle może jednostek, co zbiorowości. Jako środek zespołowej, masowej hipnozy. Być może, w osłonie sztuki, jak w półśnie, dokonywać się będzie w przyszłym świecie zasadniczych zabiegów wychowawczych, zwłaszcza wychowania ludzkości do jedności, i że ogromną ilość swych czynów wykonywać będzie przyszła ludzkość jak w półśnie, jakby nieświadomie. Tak zresztą i dziś to czyni, tyle że obecnie - na poziomie niskim lub wręcz niegodnym człowieka. Człowiek, niestety, musi być w znaczniejszym stopniu, niżby można uwierzyć, zautomatyzowany. Ale chodzi o to, by automatyzowano go zgodnie z jego naturą i przeznaczeniem. I by człowiek sam siebie świadomie nie w innym kierunku automatyzował. I by ta automatyzacja umożliwiała, owszem: by warunkowała maksymalny rozwój jednostce i zbiorowości. Rozwój i trwałość - świadomą.

Bo ta sama natura domaga się od człowieka nie tylko automatyzacji, lecz wolności i tworzenia: wydobywania się spod hipnozy, choćby hipnoza pchała ku czynom moralnym skończenie doskonałym. Domaga się brania świadomie udziału w kulturze. Natura każdego człowieka domaga się tego. Konsumpcja tedy kultury i tworzenie jej muszą być dostępne dla każdego. U ludów najpierwotniejszych tak bywa. A u cywilizowanych?

Gdy w naszych czasach w małżeństwie przybywa jeszcze jedno dziecko, bardzo często cała rodzina musi obniżyć swój standard życiowy. Bo wiele ludności, to wiele bogactw dla państwa, ale rzadko kiedy dla rodziny wielodzietnej. Dziecko, to przede wszystkim inwestycja w państwie, ale taka inwestycja, której koszta materialne musi pokrywać w lwiej części ojciec, matka i rodzeństwo, a jeśli nawet tam gdzie istnieje pomoc i to wielka państwa i społeczeństwa dla rodzin, sporą część kosztów ponosi państwo i społeczeństwo, to przecież niezmierna ilość innych kosztów, których na pieniądze przeliczyć się nie da, ciąży na rodzinie. Dlatego w narodach, gdzie szaleje moda na wygodnictwo i dobrobyt za wszelką cenę, rodzice nie chcą dzieci lub chcą ich bardzo mało. W tym celu przechodzą na pożycie nienaturalne, ba, posuwają się aż do zabijania dzieci poczętych. Życie z dziećmi jest dla nich zbyt niewygodne i za drogie. Gdy w dodatku i życie kulturalne jest naprawdę bardzo drogie i odbywa się głównie poza domem, dom pustoszeje z dzieci. Ideał życia kulturalnego jest tu i za drogi, i za wygodny, i zbyt oddalony od domu. Niszczy to naturalność małżeństw i szacunek rodziców dla dziecka, zwłaszcza u rodziców o ambicjach kulturalnych. Naprawić to zło może tylko kultura pełna i dostępna w całej rozciągłości dla ubogich, a bliższa domu. Sokrates brał udział w kulturze ubogiej, dostępnej dla

Część IV. Tajemnica twórczego planowania

Page 365: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

jego kieszeni jako ojca trojga dzieci. Po ulicach Aten chadzał boso664. Nie z abnegacji. Ze zwyczaju, mody: sposób bowiem życia Hellenów za jego czasów charakteryzuje zdanie Peryklesa: „Philokaloumen metentelejas (lubimy piękno połączone z taniością)"665. Ubóstwo Greków było przysłowiowe.

Ale już wtedy życie kulturalne Hellenów odbywało się dla ubogich ojców rodzin zbyt daleko poza domem. To nadwerężało zdrowy rozsądek genialnego skądinąd mędrca. Szczęśliwszy był Perykles. Dzięki większej zamożności, a potem i żonie Aspazji, schodziła się do jego domu elita Attyki, choć zewnętrznie domy bogaczy czy ubogich „mało co się różniły" w owych czasach20.

Wydaje się również, że kultura wyrodnieje, ilekroć przestaje być dostępna dla wszystkich. Nawet kultura religii. Katedry gotyckie były wielkim osiągnięciem sztuki kościelnej, ale nie mogły istnieć w każdej parafii, tak jak nie w każdej parafii mogły się odbywać wojny krzyżowe. Natomiast franciszkanizm, który można by nazwać uproszczonym katolicyzmem, albo katolicyzmem najbardziej nadającym się dla wszystkich, uratował rozwój Kościoła w XIII stuleciu. Ciekawe, że wyrażał on maksimum szacunku dla człowieka i natury. I był maksymalnie ubogi, prosty. „Odrodzenie" włoskie było wielkie kulturalnie, bo każdy mógł jego osiągnięcia podziwiać i każdy odpowiednio uzdolniony brać udział w tworzeniu tej kultury, ale niezmiernie rzadko kto mógł żyć w swym domu kulturą odrodzenia. Była za droga. Nie kultura jest naszym celem, choćby najwyższa, ale rozwój człowieka. Kto wie, czy właściwie najwyższa sztuka i kultura nie okażą się najpowszechniejsze: jak sztuka natury i jak kultura natury: ewolucja.

W każdym razie prosta, uboga kultura, dostępna, najzupełniej dla każdego i jako pokarm dla konsumpcji, i jako środowisko, tudzież jako surowiec, materiał do wyładowania się w niej twórczo: to warunek ułatwiający małżeństwom i regulację twórczą, i wspólnotę twórczą, a rodzicom i państwu - planowanie zaludnienia wierne rozumowi i naturze.

Widmo nowego dziecka nie może przestraszać obniżką poziomu kulturalnego, przeciwnie: stanowić warunek dalszego jej rozwoju. I w pewnym sensie zawsze go stanowi, bo zmusza do większej prostoty w kulturze.

Widmo maksymalnego zaludnienia nie może grozić upadkiem kultury w państwie o zdrowej kulturze, tylko stanowić bodziec do jej dalszego udoskonalenia przez upraszczanie, przez demokratyzację jej i większe jeszcze tym samym zbliżanie się kultury do natury i doskonałości, przy jednoczesnym wzroście bogactw w jej osiągnięciach.

Bądź co bądź taką kulturę musi stwarzać wśród siebie i nią żyć euge- niczny odłam narodu: zespół małżeństw wiernych sobie i naturze. Jest to zarazem jeden z warunków rozwoju owego odłamu społeczeństwa, który sam sobie musi dawać ten warunek, a od nikogo go nie otrzyma, bo uzdolnień do tworzenia jej nabywa się przez życie w rodzinach świadomie naturalnych.

Kultura, to cząstka ewolucji Homo sapiens, podległa tym samym co ewolucja prawom rozwoju, a ustrój państw czy przyszłego państwa-świa- ta, to ramy dla tejże ewolucji: tworzone przez kulturę dla natury i kultury, dla dalszego rozwoju natury i kultury. Przy czym szacunek ustroju dla gatunku i jego natury, to tajemnica żywotności gatunku i wartości ustroju. Ustroje przyszłości muszą to brać pod uwagę, jeżeli kultura ma umiejętniej niż sama natura, i to o całe niebo umiejętniej, kierować dalszą ewolucją ludzkiego gatunku. Narody muszą znów stać się naturalne, i to bez porównania bardziej, niż ludy natury.

Minimum poziomu w tym ustroju, to zasada równych praw do życia dla każdego człowieka. Zasada: Nie zabijaj człowieka, a już w żadnym wypadku nie zabijaj najsłabszego i najbardziej bezbronnego z ludzi: człowieka poczętego!

Równość wszystkich ludzi wobec prawa musi być oficjalnie, w usta-wodawstwie, rozszerzona na prawo do życia także dla dziecka poczętego, a raczej przede wszystkim dla człowieka poczętego. Dlatego z kodeksów karnych trzeba usunąć pojęcie „płodu ludzkiego". Bo kto używa słowa „płód", ten nie myśli, że to człowiek, że to dziecko, i dlatego utrudnia sobie szacunek dla tego dziecka. Wyraz „płód" należy w ustawodawstwie zastąpić prawdziwszym terminem: człowiek poczęty. Zatem z kodeksów karnych należy usunąć paragrafy określające wymiar kary za zabicie płodu ludzkiego, natomiast włączyć do paragrafów dotyczących kar za zabójstwo artykuł określający wysokość kary za mord dziecka poczętego. Kara ta spośród kar przewidzianych za mord powinna być najwyższa, jako że

664 Platon, Fajdros, dz. cyt., s. 28.665 T. Zieliński, Historia kultury antycznej, t. I, dz. cyt., s. 171.

Część IV. Tajemnica twórczego planowania

Page 366: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

niszczony w żywocie matki człowiek jest najzupełniej niewinny i skończenie bezbronny, a morduje się go w ciemnościach kobiecego łona.

Reprezentowana byłaby tu przez prawo zasada, że im słabszy człowiek, tym bardziej winno się go szanować. A więc najbardziej szanować dziecko poczęte, potem - dziecko już urodzone, z kolei kobietę-dziewczynę, następnie kobietę-żonę, później chorych i starców, wreszcie mężczyznę.

Serię tej uzupełnionej „Karty Praw Człowieka" winna by rozpocząć „Deklaracja Praw Człowieka Poczętego". Zainicjować wprowadzenie w życie tej deklaracji może każde państwo, ale przystałoby to najbardziej Organizacji Narodów Zjednoczonych. W każdym razie narodowi, który pierwszy u siebie wprowadzi tę równość ustawowo, przypadnie chwała pełnej humanizacji zasady równości w prawach państwowych i ostateczna finalizacja tej zasady21.

„A kto by zgorszył jednego z tych małych, którzy we mnie wierzą, lepiej by mu było, aby zawieszono kamień młyński u jego szyi i zatopiono go w głębokościach morskich" (Mt 18, 6). Ewangelia wyraża tu najwyższy szacunek, z szacunku należnego ludziom, dla dziecka. Chrystus przyszedł przede wszystkim do słabych. Do słabych moralnie, grzeszników. Do słabych gospodarczo, ubogich. Do słabych fizycznie - chorych. Ich przed wszystkimi przyszedł uszanować.

Inaczej postępuje natura: skraca życie nielitościwie najsłabszym. Ale przecież kultura ma poprawić naturę. Ewangelia tedy wyrażałaby to zadanie kultury w stopniu maksymalnym. Idąc po tej linii: kultura najbardziej kulturalna winna by być tworzona głównie dla najsłabszych. Ale jeśli tak, to kto wie, czy taki dopiero kierunek w kulturze nie zapewniłby jej maksymalnej żywotności.

Zresztą, czyż nie podobnie - choć w tym jednym jedynym wypadku wyjątkowo w przyrodzie - postępuje pierwiastek ewolucji, gdy faworyzuje organizmy najgorzej przygotowane do życia: bo przekazuje je jako ogniwa do przetrwania w dalszych, nowych gatunkach? A ewolucja, która wszak dokonywa przemian w naturze, to kultura natury, przyrodzona, instynk- :owna, organiczna. Pierwiastek zaś ewolucji znajdujemy w każdym orga- lizmie. Ewolucja jest nadbudówką na naturze przyrody, choć sama jest ;ząstką natury. Ewolucja przedłuża naturze życie, czyni niejako naturę lieśmiertelną, bo zapewnia jej ciągłość przemian. Ewolucja jest duszą na- :ury. Szanuje ona naturę i tworzy dalsze jej modele. Cały wszechświat, to cultura ewolucji z jakiegoś pierwiastka.

I nasz gatunek, Homo sapiens, ma wszczepiony w swój organizm pier- viastek ewolucji: wszak inaczej nie ewoluowałby. Ale zarazem Homo sa-

1 Przeprowadzenie wywodu prawniczego w tej dziedzinie napotykamy w serii artykułów na ten temat Marii Budzanowskiej, zamieszczonych w tyg. „Dziś i Jutro" z 1 XII 1946 (Kodeks o cztery artykuły za duży); z dn. 22 II 1948 (Refleksje); z dn. 14 VIII 1949 (Problem karalności zabójstwa); z 3 VI1951 (Miliony). Wypowiedzi Budzanowskiej dają genialnie proste rozwiązania problemu karalności ustawodawczej zabójstwa dziecka poczętego i stanowią, chyba jedyne, mające wszelkie dane do przyjęcia powszechnie w każdym państwie, ujęcie prawnicze, humanitarne i nowoczesne. Por. mój artykuł na ten temat, ujmujący rzecz w skali międzynarodowej, z dn. 26 VI 1949, w tyg. „Dziś i Jutro" (O pełną deklarację praw człowieka). Podobną myśl wypowiada dr A. B. Henke w swej książce Lekarz, dziecko, populacja, Niepokalanów 1948, s. 58-61.

piens może świadomie brać w kluby i samą ewolucję swego gatunku, a kto wie, czy z czasem - i nie ewolucje innych gatunków, ba, cały obiekt ewolucji: wszechświat. Może zmieniać, poprawiać naturę za pomocą innej, doskonalszej kultury natury niż ewolucja. Może ująć kierownictwo ewolucją w swoje ręce. Może być sam zasadą ewolucji. Może planować wszechświat - z tego, jaki jest, na taki, jaki zechce. Pamiętajmy: człowiek jest twórcą, dlaczegóżby więc nie twórcą i ewolucji?

Twórcą?Nie.Kontynuatorem. Możemy być autorami jedynie kontynuacji. Nawet

natchnienie, to tylko kontynuacja, tak jak najwyższe natchnienie, to czyjeś dyktando. Życie nie może być inne, jak tylko zamierzone, hen, jeszcze, nim się człowiek znalazł na ziemi.

Człowiek może co najwyżej poprawiać ewolucję lub ją degenerować.Od czego to zależy?Od szacunku, jaki przez to będzie chciał wyrazić dla człowieka, a więc i dla

siebie: wszak sam jest człowiekiem. Ale jeśli ma wyrazić szacunek dla siebie, to

Część IV. Tajemnica twórczego planowania

Page 367: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

dla kogo w sobie? dla kogo w drugich? Dla najistotniejszej części organizmu ludzkiego, części ś w i a d o m e j : dla duszy. „Cóż pomoże człowiekowi, choćby wszystek świat pozyskał, a na duszy szkodę poniósł?" (Mt 16, 26). Nie wypowiedział nikt zdania wyrażającego większy szacunek dla człowieka! A ponosi człowiek szkodę na duszy, ilekroć rozwiązuje sytuacje o charakterze moralnym nie na poziomie dziecka Stwórcy. Ilekroć w każdym człowieku i całym rodzaju ludzkim nie widzi rasy nade wszystko Boskiej666: zgodnie, zresztą, z przysłowiem dawnych Hellenów: Anthropos anthropoi daimonion. Człowiek dla człowieka bóstwem667.

I ilekroć, wzajemnie, w Bogu nie widzi swego Ojca i z szacunku dla Niego, o głębi nieskończonej, nie wywiązuje jak z prądnicy o możliwościach przepastnych - szacunku dla siebie i drugich ponad wszelką miarę oraz szacunku dla natury.

W tym świetle wydawanie na świat potomstwa, to rodzenie dzieci Bożych; tworzenie zaś kultury, to kontynuacja dzieła stworzenia, gdzie ziemia, ba, wszechświat, to warsztat pracy dla człowieka; a dusza to dodatkowy pierwiastek ewolucji poza czysto cielesnym. Dusza, jako istota spoza gatunku naszego, umożliwia kierowanie ewolucją naszego gatunku oraz ewolucją nas samych, osobistą, zapewnia sama sobie przekształcenie swej postawy moralnej na postawę w stylu Boga; zapewnia tym sposobem jednostce ewolucję biegnącą w nieśmiertelność, tak samo gatunkowi; w tym nieśmiertelność także doskonałą tym jednostkom, co chcą ewoluować w stylu bezkresnej zasady „Bądźcie doskonałymi jak Ojciec wasz Niebieski doskonały jest" (Mt 5, 48). W słowach szatana z raju „Będziecie jako bogowie" (Rdz 3, 5) - nie byłoby przesady, gdyby szatan nie przemilczał, że warunkiem takiej ewolucji jest szacunek nieskończony dla Stwórcy i najgłębszy szacunek wzajemny ludzi do ludzi. Dawanie tedy życia dzie-ciom cóż to za doniosła rzecz! Będą bowiem jako bogowie, a przynajmniej mogą być.

Planowanie ich, planowanie dzieci, ludzi, czyż przeto nie jest czymś więcej, niż włączaniem do wszechświata nowych ciał niebieskich? Wprowadzanie zmian w nieskończoności!

Małżeństwo wobec tego jakaż to wielka tajemnica!Lecz czy człowiek może dawać rozwiązania moralne na poziomie dziecka

Stwórcy?Oczywiście. Ponieważ w każdej sytuacji o charakterze moralnym czyha na

człowieka pomoc Stwórcy: tak zwana łaska, energie i wartości moralne samego Boga, styl rozwiązań Boga. Wystarczy włączać te siły, ten styl Boga do własnych sił i możliwości, by móc rozwiązywać dodatnio każdą o charakterze moralnym sytuację, choćby nadludzko ciężką. Co więcej, dzięki treningowi w dziedzinie takiej współpracy można dawać rozwiązania coraz doskonalsze moralnie, można coraz lepiej trawić łaskę. Ponieważ dusza, narząd moralny człowieka, odżywia się łaską.

Ten trening w przetaczaniu niejako krwi Boskiej do własnej ludzkiej - podczas sytuacji o charakterze moralnym, to kultura współpracy z łaską, konkretnie - z Bogiem i światem nadnatury. Łaska podaje wtedy rękę naturze człowieka i jego kulturze, ponieważ umożliwia rozwiązania kulturalne czy moralne w sposób harmonizujący z naturą i zarazem umożliwiający przezwyciężanie słabości natury. Zapewnia tedy łaska zdrowy rozwój natury i kultury choćby w nieskończoność.

Ćwiczenie się w tym treningu współpracy z łaską otwiera zarazem przed małżeństwem nieograniczone możliwości wydobywania z siebie szacunku wzajemnego, jak i sublimacji popędu. Uniezależnia to szczęście małżeńskie rodziców i regulację przez nich poczęć od jakichkolwiek innych warunków. Daje im tedy w tych dwu dziedzinach - szczęścia wzajemnego i regulacji - absolutną autonomię, ponieważ wszystkie inne warunki, które wymienialiśmy, ułatwiają im współżycie i sublimację, ale nie decydują. Co więcej: tej umiejętności współpracy z łaską nabyć można samemu. A więc mąż czy żona może obdarzać tylko samego siebie warunkiem ostatecznie decydującym o wierności małżeńskiej i o wierności w małżeństwie naturze. Każde z nich - mąż czy żona - tylko samo sobie może warunek ów stwarzać. Ale przez spełnianie tego warunku może także każde z nich ułatwiać współpartnerowi, współpartnerce sublimację - wstrzemięźliwość. Warunek ten jest tym cenniejszy, że materialnie nic nie kosztuje. Można go więc zdobywać absolutnie bez pieniędzy, tak jak udzielać szacunku. Dlatego postarać się o ów warunek może i najuboższe małżeństwo. Kosztuje on tylko wysiłku 666 Pius XI przeciwstawił rasizmowi całą ludzkość jako „rasę boską".667 T. Zieliński, Historia kultury antycznej, 1.1, dz. cyt., s. 172.

Część IV. Tajemnica twórczego planowania

Page 368: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

moralnego dokonywanego na wewnątrz siebie, w pracy moralnej nad sobą. „Od intensywności życia wewnętrznego zależy umiejętność wprowadzenia w czyn naszych postanowień. (...) By jednak móc się posuwać, trzeba przede wszystkim zmienić samego siebie"668.

O tym, jak współpracować z łaską, jak się nią odżywiać, wzmacniać, poucza Kościół. A niezmiernie jest ciężko poza Kościołem, bez jego fachowej w tej materii pomocy, kierownictwa - współpracować z łaską, przetaczać jej wartości Boskie, siły Boskie i styl Boski - do organizmu woli ludzkiej i do całej duszy, która nade wszystko może służyć człowiekowi jako źródło energii i wartości moralnych ludzkich i nadludzkich. W naszym organizmie dusza jest moralnie najbardziej radioaktywna.

Upowszechnienie wśród małżeństw umiejętności współpracy z łaską, to gwarancja twórczego planowania zaludnienia, nawet w wypadku, gdyby jakiekolwiek inne warunki zdrowego życia małżeńskiego zawodziły lub nie istniały. Przed Kościołem jako jedynym fachowcem w tej dziedzinie staje olbrzymie zadanie: nie tylko, jak dotąd, ułatwiać tę współpracę z łaską pewnej grupie ideowszych swych wyznawców, ale ćwiczyć całą ludzkość w tej współpracy. I co więcej: podnosić sprawność światową w tej dziedzinie do maksimum, by powszechna w tej materii umiejętność stała się niemal odruchem, drugą naturą.

Zresztą, innej drogi Kościół nie ma nawet sam dla siebie, bo inaczej dusić się będzie od neomaltuzjan-wyznawców i maleć do liczby jednostek, współpracujących świadomie z łaską.

Przeto rola obecnie Kościoła, wśród nieprzeliczonych także innych jego zadań, to nie tylko zbawiać dusze, ale i ratować gatunek Homo sapiens. Zresztą, to szczególne zadanie staje się coraz bardziej warunkiem rozmiarów liczebnych Kościoła, jakości jego członków, a nawet jego być albo nie być. Nigdy w tej mierze co obecnie nie zależał - nawet biologicznie - gatunek Homo sapiens, jego ilość i jakość, od Kościoła; ściślej od wychowywania ludzi przez Kościół do współpracy świadomej z łaską.

Nigdy tak jak dziś, a bodaj i na najbliższe kilka wieków, nie nagromadziło się tyle i innych jeszcze konieczności do trenowania świata w świadomej współpracy z łaską.

Można by rzec, iż przydatność czysto ziemska Kościoła tym bardziej wzrasta, im więcej narodów oddaje się planowaniu potomstwa. Podobnie rola małżeństwa wiernego sobie i naturze tym bardziej się potęguje, im wyższa cywilizacja.

Aliści i droga do treningu we współpracy z łaską wiedzie przez szacunek: przez podniesienie swej godności do poziomu dzieci Bożych. Takie spojrzenie męża na żonę, żony na męża, czyni z ich życia intymnego nie sport małżeński, lecz coś więcej: akt miłości, akt stworzenia i ma coś z tego klimatu, w jakim Stwórca powołał do życia wszechświat i powołuje do istnienia nowe byty. Zarazem ten klimat wydaje się idealnie higieniczny dla powoływania przez małżonków nowych istot ludzkich do bytu. Lecz życie seksualne na tym poziomie nie może być tylko niewstrze- mięźliwością; zatem pojawiać się może wtedy, gdy nie zachodzi potrzeba wstrzemięźliwości.

Możliwości te jeszcze raz odsłonił przed ludzkością Pius XII z całym, właściwym Kościołowi optymizmem, poczuciem społecznym, szacunkiem dla natury i człowieka.

„29 października - 1951 roku - papież przyjął na audiencji położne katolickie Włoch", o czym już wspominaliśmy. Owóż „Ojciec święty przypomniał, że Kościół Katolicki zabrania zabijać dzieci nienarodzone, zabrania sterylizacji i używania środków przeciwpoczęciowych. Z sanktuarium małżeńskiego nie można robić laboratorium biologicznego czy miejsca zbrodni, występków". W wypadkach, kiedy nie można żądać od żony zgody na macierzyństwo (np. ciężka choroba), a korzystanie z okresu niepłodności nie daje dostatecznego zabezpieczenia, „nawet w tych skrajnych wypadkach wszelkie praktyki zapobiegawcze i każdy bezpośredni zamach na życie czy rozwój nasienia są w sumieniu zakazane i wykluczone, a zostaje otwarta tylko jedna droga, to jest zupełnego wstrzymania się od pożycia małżeńskiego". Papież zaprotestował przeciw twierdzeniu, że taka wstrzemięźliwość w ciągu całego życia jest niemożliwa i że wymaga ,nadludzkiego heroizmu". „Bóg nie wymaga rzeczy niemożliwych. Lecz żąda On wstrzemięźliwości od małżonków, jeżeli ich pożycie

668 A. Carrel, Réflexions sur la conduite de la vie, dz. cyt., s. 173.

Część IV. Tajemnica twórczego planowania

Page 369: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

nie może się odbywać zgodnie z prawami natury". Zwracając się do położnych, powiedział: „Nie dajcie się powodować w swej praktyce zawodowej i w swoim apostolstwie tymi mowami o niemożliwości. (...) Nie pozwalajcie na nic, co byłoby przeciwne prawu Bożemu i waszemu sumieniu chrześcijańskiemu. Krzywdzi się mężczyzn i niewiasty dzisiejszych czasów, gdy się ich uważa za niezdolnych do trwałego heroizmu"669. „Zresztą, do pokonania różnych doświadczeń życia małżeńskiego potrzeba nade wszystko żywej wiary i uczęszczania do sakramentów, skąd płyną potoki siły, z której wierni mają jasno zdawać sobie sprawę. Tym apelem do wyższych pomocy chcemy zakończyć - powiedział papież - to przemówienie"26.

Ewoluujemy ku narodom maksymalnie naturalnym, zarazem maksymalnie kulturalnym i moralnie maksymalnym. A ten ostatni cel, jak wiemy od du Noiiya, to cel ewolucji Homo sapiens i ewolucji w ogóle, tudzież jednocześnie warunek zdrowej ewolucji. Owóż znamienne, jak przekonaliśmy się, że tenże typ społeczeństw, to i wynik twórczego planowania zaludnienia, i warunek takiego planowania. Cóż bardziej, niż ta zgodność, potwierdza całokształt wywodów tej książki?

Zresztą inne narody nie poradzą sobie z planowaniem i wymierać będą od neomaltuzjanizmu mniej lub więcej szybko, może wiekami. „Ale są to jeszcze słabe słowa: groźbą bowiem nie jest śmierć, która ostatecznie jest tylko rodzajem oczyszczenia, lecz szaleństwo, degradacja i perwersja, których rozmaitość objawów jest jakby przeciwieństwem różnorodności form godności ludzkiej i powołania wiecznego"670.

Słowem, w neomaltuzjańskim odłamie społeczeństwa cuchnąć musi coraz nieznośniej coraz więcej dziedzin życia. Jednak ludzie ci mogą być jednocześnie tak zdegenerowani, że ów rozkład odczuwać będą jako błogostan tym przyjemniejszy, im większy odłam narodu stanowić będą i im dłużej potrwa agonia. Gdyż, „niestety, euforia tych, którzy umierają latami, skrywa ich agonię"671. Tak jak taiła ją w starożytnej Romie w ciągu całych stuleci.

BIBLIOGRAFIA*

A. K., Czy Europa Zachodnia wymiera?, „Wiedza i Życie", Warszawa, grudzień 1949, R. XVIII, z. 12, s. 1186-1188.

Aertnys J., Damen C. A., Theologia moralis. Secundum doctrinam S. Alfonsi de Ligorio Doct. Ecclesiae, wyd. 15, Domus Editoriali Marietti, [Torino] 1947, dwa tomy.

Ambroży Św., Mowy, tłum. z łac. J. Czuj, wydaw. J. Jackowski, Poznań 1939.Archangielski B. A., Droga do macierzyństwa, tłum. z ros. J. Stępniewska,

Czytelnik, Warszawa 1950.„Archiwum Historii i Filozofii Medycyny oraz Historii Nauk Przyrodniczych", t.

XVIII, Poznań 1939-47.

669 „The Universe", 9 XI 1951.670 G. Marcel, Homo viator, Paris 1944, s. 110.671 Tamże.

Część IV. Tajemnica twórczego planowania

Page 370: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Arystoteles, Etyka nikomachejska, tłum. z grec. D. Gromska, Polskie Towarzystwo Filozoficzne, Lwów 1938.

Ashley-Montagu M. F., Infertility of the Unmarried in the Primitive Society, „Oceania", Sydney 1947, t. VIII, s. 15-26.

Augustyn Św., Państwo Boże, tłum. Wł. Kubicki, wydaw. J. Jackowski, t. I, Poznań 1930; t. II, Poznań 1934; t. III, Poznań 1937.

Australia in process of national decay, „The Universe", 10 VII 1951.Bazyli Wielki, Św., Wybór homilij i kazań, tłum. z grec. T. Sinko, Wydawnictwo

Mariackie, Kraków 1947.Bechterew W., Znaczenje połowoga wleczenja w żizniediejatielnosti organizma,

Moskwa 1928.Beck H., Bulski T„ Gromadzki H„ Lorentowicz L., Roszkowski I., Położnictwo i

choroby kobiece, Katowice 1948 (wyd. 3, 1951).

Bibliografia zawiera wykaz pozycji cytowanych, zebranych przez autora. Niektóre z nich są obecnie trudno dostępne, stąd część opisów pozostawiamy bez uzupełnień, tak jak zostały ujęte w pierwotnym maszynopisie. Autor cytuje też niekiedy teksty z „Agenzia Internazionale Fides", „Catholic Herald", „L'Osservatore Romano", „La Vie Intelectuelle", „NCWC News Service", „Revue de l'Action Populaire", „The Tablet", „The Universe", podając w przypisie jedynie ich tytuł i datę, ew. polskie tłumaczenie tytułu artykułu. Jeśli nie było możliwe uzupełnienie opisu, danych tych nie podawano w bibliografii, (red.)

Bedoyere de la M., Birth control - an alibi for the victors, „Catholic Herald",24 III 1950.

Birkner F., Zum Erscheinungsbild von Adam und Ewa, „Haec loquere undKlerusblatt", Eichstätt 1944, z. V, s. 155-158. Boszjan G. M., O naturze

wirusów i bakterii, tłum. z ros., Warszawa 1950. Breuil H., La conquête de la notion de la très hautes antiquité de l'homme,

„Anthropos", t. XXXVII - XXXIX, Fribourg 1942-1945. Buckhardt J., Kultura odrodzenia we Włoszech, tłum. z niem. M. Kreczowska, Warszawa 1939.Budzanowska M., Kodeks o cztery artykuły za duży, „Dziś i Jutro", 1 XII 1946. Budzanowska M., Miliony, „Dziś i Jutro", 3 VI1951.Budzanowska M., Problem karalności zabójstwa, „Dziś i Jutro", 14 VIII 1949. Budzanowska M„ Refleksje, „Dziś i Jutro", 22II 1948.Bujak F., Źródła do historii zaludnienia Polski, w: Pamiętnik VI Powszechnego

Zjazdu Historyków Polskich w Wilnie 17-20IX 1935 roku, Lwów 1936, s. 297- 303.

Bureau P., Rozprzężenie obyczajów. Studium socjologiczne, tłum. z franc. M. M.[M. Michałowska], Wydawnictwo Księży Jezuitów, Kraków 1929. Cameron

J. L., Mother or Child?, „The Universe", 9 XI 1951. Carrel A., Człowiek, istota nieznana, tłum. z franc. R. Świętochowski, Biblioteka

Wiedzy, t. 32, Trzaska, Evert, Michalski, Warszawa b. r. w. Carrel A., Réflexions sur la conduite de la vie, Plon, Paris 1950. Ceylon et les activités de l'O.U.N., „Agenzia Internazionale Fides", 28 IV 1951. Chegary J., LAustralia - paesaricco e infelice, „L'Osservatore Romano", 28 X 1949.Chiński „rok tygrysi" „Misje Katolickie", Kraków, luty 1926, nr 2, s. 74-75. Chodzidło T., Die Familie bei den Jakuten, Paulusverlag, Freiburg in der Schweiz 1951.Coppens Ch., Morale et médecine, Paris 1901.Current items, „Population Index", July 1948, Princeton University, New York, s.

188.Czekanowski J., Człowiek w czasie i przestrzeni, wyd. 2, Biblioteka Wiedzy, t. 9,

Trzaska, Evert, Michalski, Warszawa b. r. w. Czekanowski J., Uwagi krytyczne do krytyki Kuźnicy, „Tygodnik Powszechny",

25 V 1947.Czekanowski J„ Zagadnienia antropologii, Toruń 1948.Czekanowski J., Zagadnienie pochodzenia człowieka w antropologii, „Tygodnik

Powszechny", 2 III 1947. Czekanowski )., Zarys historii antropologii polskiej, Kraków 1948. Człowiek, jego rasy i życie, pr. zbiór. [J. Czekanowski i in.], Trzaska, Evert, Michalski, Warszawa b. r. w.

Część IV. Tajemnica twórczego planowania

Page 371: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Bibliografia 480

Czuj J., Papież Grzegorz Wielki, Wydawnictwo SS. Loretanek-Benedyktynek, Warszawa 1948.

Czyżewicz A., Częstość poronień, „Polski Tygodnik Lekarski", Warszawa, 20 III 1950, s. 453.

Czyżewicz A., Następstwa i skutki poronień, Warszawa 1927.Czyżewicz A., Późne następstwa poronień, „Czasopismo Sądowo-Lekarskie",

Warszawa 1931, nr 4, s. 187-201.Daniel-Rops H., Dzieje Chrystusa, tłum. z franc. Z. Starowieyska-Morstinowa,

PAX, Warszawa 1950.David-Neel A., Mistycy i cudotwórcy Tybetu, tłum. z ang. M. Jarosławski,

„Biblioteka Wiedzy", Trzaska, Evert, Michalski, Warszawa b. r. w.Demografia e alimentazione, „L'Osservatore Romano", 4 I 1950, s. 3.Demografia e progresso all'ONU, „L'Osservatore Romano" 24/25 IV 1950, nr

97, s. 3.Denis P., Amérique du Sud, w: Géographie Universelle, t. XV, Armand Colin,

Paris 1927.Devas K. S., Postęp świata a Kościół, tłum. z ang. J. Piotrowski, Biblioteka Dzieł

Chrześcijańskich, Warszawa 1913.Dryjski A., Zagadnienia seksualizmu, wyd. 2, Księgarnia Wydawnicza J.

Zieliński, Łódź 1948.Dzieła Wiliama Szekspira, tłum. z ang. i red. H. Biegeleisen, Lwów 1895.Dżułyński W., Dzieciobójstwo w świetle postępowania sądowo-karnego w XVIII

stuleciu, Lekarski Instytut Naukowo-Wydawniczy, Warszawa 1948.Elster L., Bevölkerungslehre und Bevölkerungspolitik, w: Handwörterbuch des

Staatswissenschaften, 1.1, Gustav Fischer, Jena 1924.Encyclopaedia Britannica, 1.1, The University of Chicago, Chicago-London-

Toronto 1946.Engels F., Umriss einer Kritik der Nationalökonomie, w: Deutsch-französische

Jahrbücher, Paris 1844.Epiktet, Encheiridion, tłum. L. Staff, Wydawnictwo Naukowe, Warszawa b. r. w.Fahlbeck P. J., Der Adel Schwedens und Finnlands, Jena 1903.Ferrero G., Wielkość i upadek Rzymu, 1.1. Podbój, t. II. Juliusz Cezar, tłum. z wł.

L. Staff, Wyd. Polskie R. Wegnera, Poznań b. r. w.Fogelson S., Historia zaludnienia świata, w: Encyklopedia nauk politycznych

(Zagadnienia społeczne, polityczne i gospodarcze), t. III, Biblioteka Polska, Warszawa 1938.

Fogelson S., Wędrówki, w: Encyklopedia nauk politycznych (Zagadnienia społeczne, polityczne i gospodarcze), t. III, Biblioteka Polska, Warszawa 1938.

Fortin G., (Artykuł nt. konferencji pracy na Cejlonie), „Ecclesia", Roma 10/1951, nr 3, s. 138-140.

Page 372: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

486 Bibliografia

Fouard G., Święty Piotr i pierwsze lata chrześcijaństwa, tłum. z franc. J. Bromski, Księgarnia J. Zradzińskiego, Piotrków 1908.

Friedberg W., Wymieranie zwierząt, „Kosmos", Lwów 1928, z. 2.Gorochow N. S., Uczast biednych dietiej w Jakutskoj Obłasti, „Izwiestia

Wostocznogo Sibirskogo Imperatorskogo Rosijskogo Geograficzeskogo Obszczestwa", t. XV, Irkuck 1884.

Górski A., Wybawienie, „Tygodnik Powszechny", 2 IV 1950.Górski K., Wychowanie personalistyczne, N. I. A. K., Poznań 1936.Grabowski I., Zagadnienie małżeństwa, Warszawa 1934.Grażdanskij Kodeks RSSR, Gos. Izd. Jur. Literatury, 1950.Grotjahn A., Higiena ludzkiego rozrodu, zarys praktycznej eugeniki, tłum. z

niem. pod redakcją T. Janiszewskiego, Polskie Towarzystwo Eugeniczne, Warszawa 1930.

Gusinde M., Urmenschen in Feuerland, Paul Tsolnay, Wien-Berlin 1946.Haas A., Zasady fizyki, tłum. z niem. Sz. Szczeniowski, Biblioteka Wiedzy, t. 18,

Trzaska, Evert, Michalski, Warszawa b. r. w.Halban L., Wczesne chrześcijaństwo w stosunku do państwa na tle ogólnej kato-

lickiej nauki o państwie, Warszawa 1938.Halecki O., Schyłek średniowiecza, w: Wielka historia powszechna, pr. zbiór., t.

IV, cz. II, Warszawa 1939.Henke A. B., Lekarz, dziecko, populacja, Drukarnia Milicji Niepokalanej,

Niepokalanów 1948.Howorka E., Światopogląd lekarza Trzeciej Rzeszy, Lekarski Instytut Naukowo-

Wydawniczy, Warszawa 1948.Ii Congresso Nazionale dei Medici Cattolici, „L'Osservatore Romano", 5 X 1950,

s. 2.Inama-Sternegg von K. T., Die Bevölkerung des Mittelalters und der neuen Zeit

bis Ende des XVIII Jahrhunderts in Europa, w: Handwörterbuch der Staatswissenschaften, 1.1, Gustaw Fischer, Jena 1924, s. 682-684.

Jan Złotousty Św., Dwadzieścia homilij i mów, tłum. z grec. T. Sinko, Wydawnictwo Mariackie, Kraków 1947.

Jasiński W., Wychowanie w czystości, Plymouth 1941.Jeans J., Niebo, tłum. z ang. W. Kapuściński, Czytelnik, Wrocław 1946.Jeans ]., Nowy świat fizyki, wyd. 2, tłum. z ang. A. Dmochowski, Biblioteka

Wiedzy, t. 3, Trzaska, Evert, Michalski, Warszawa b. r. w.Kahrstedt U., Die Geschichte der Bevölkerungsbewegung, w: Handwörterbuch

der Staatswissenschaften, wyd. 4,1.1, Gustav Fischer, Jena 1924.Kälin J., Zum Problem der menschlichen Stammesgeschichte, „Experientia", t. II,

z. VIII, Basel 1946.Kälin J., Zum Problem der Menschweldung, „Schweizerische Rundschau",

Einsiedeln 1946.Karner H., Die Fruchtbaren und unfruchtbaren Tage der Frau, Wien 1935.

Page 373: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Bibliografia 487

Kętrzyński W., Zagadnienie szwedzkie, „Dziś i Jutro", 23 IV 1950.Ketter P., Chrystus a kobiety, tłum. z niem., Wydawnictwo Księży Jezuitów,

Warszawa 1948.Klimek St., Azja, w: Człowiek, jego rasy i życie, pr. zbiór. [J. Czekanowski i in.],

Trzaska, Evert, Michalski, Warszawa b. r. w.Kłósak K., Czy upadek ewolucjonizmu antropologicznego?, „Znak", Kraków,

maj- czerwiec 1949.Kodeks prawa małżeńskiego, rodzinnego i opiekuńczego RSFRR, tłum. z ros.

Cz. Tabęcki, Warszawa 1951.Koneczny F., O wielości cywilizacji, Gebethner i Wolff, Kraków 1935.Koppers W., Der Urmensch nach seiner körperlichen Seite, w: Züricher

Nachrichten, Beilage „Christliche Kultur" 1947.Koppers W., Der Urmensch und sein Weltbild, Herold-Verlag, Wien 1949.Kosibowicz E., Problem ludów pigmejskich, Wydawnictwo Księży Jezuitów,

Kraków 1927.Kozubski Z., Podstawy etyki płciowej, Księgarnia Św. Wojciecha, Poznań 1947.Krąpiec A. M., Zagadnienie praczłowieka, „Znak" , Kraków, wrzesień 1951.Kriminalnij Kodeks USSR - rok 1940.Krzywicki L., Przyczynki do wyświetlenia stosunków ludnościowych w Polsce

za pierwszych Piastów, „Przegląd Statystyczny", 1.1, nr 2, Warszawa 1938, s. 177-205.

Krzywicki L., Społeczeństwo pierwotne, jego rozmiary i wzrost, Warszawa 1937. (Praca wydana najpierw po angielsku: Primitive Society and its vital statistics, 1934.)

Krzywicki L., Ustroje społeczno-gospodarcze, Warszawa 1914.Krzyżanowski A., Przedmowa do Prawa ludności R. T. Malthusa, Gebethner i

Wolff, Kraków 1925, s. 5-44.Ksenofont, Wspomnienia o Sokratesie, tłum. z gr. E. Konopczyński, Druk.

Alexandra Grinsa, Warszawa 1896.Kwieciński A., Stan posiadania gmin starochrześcijańskich, Warszawa 1939.L'illuminato insegnamento del Sommo Pontefice al «Fronte delia Famiglia» e

alle Associazioni delie Famiglie numerose, „L'Osservatore Romano", 29 XI 1951, s. 1.

L'Unione internazionale delie Leghe delie Donne Cattoliche e 1'Unesco, „L'Osservatore Romano", 8 X 1949, s. 1.

Ladenberger T., Zaludnienie Polski na początku panowania Kazimierza Wielkiego, Lwów 1930.

Lahovary N„ Du nouveau sur le problème des origines humaines, „Anthropos", t. XLV, January-June, Fribourg 1950.

Łapicki B„ Władza ojcowska w starożytnym Rzymie, Warszawa 1933.Lassalles Reden und Schriften, herausg. von E. Bernstein, 1913, II.Lavoro e popolazione in Asia, „L'Osservatore Romano", 26 IV 1950, s. 3.Le risorse deU'alimentazione nel mondo, „L'Osservatore Romano", 1 II 1950, s.

3.Lecomte du Noiiy P., L'homme et sa destinée, du vieux Colombier, Paris 1948.Lettre Pastorale de Mgr L'Eveque de Tarbes et Lourdes... sur la Famille, „Le

Journal de la Grotte de Lourdes", 20 III 1949.Lewczenko P., Planowanie miast, podstawy techniczno-ekonomiczne, tłum. z

ros., Wydawnictwo Akademii Architektury ZSRR, Warszawa 1949.Loth E., Człowiek przeszłości, Warszawa-Lwów 1938.

Page 374: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

488 Bibliografia

Loth E., Człowiek przyszłości, Biblioteka „Życie doskonałe", Warszawa b. r. w.Łuczkiewicz H., Kurs propedeutyki lekarskiej, Warszawa 1876.Łysenko T., Dziedziczność i jej zmienność, tłum. z ros. O. Klahr, Książka i

Wiedza, Warszawa 1950.Łysenko T., O teorii agronomicznej W. R. Wiliamsa, tłum. z ros., Warszawa

1950.Madey J., Ciąża a gruźlica, „Służba Zdrowia", 13 VI 1950, s. 3.Mainow 1.1., Nasjelenje Jakutji, w: Jakutja, pr. zbiór., Leningrad 1927, s. 371.Majdański W., O pełną deklarację praw człowieka, „Dziś i Jutro", 26 VI 1949.Makarenko A. S., Książka dla rodziców, tłum. z ros. W. Ptaszyńska, Nasza

Księgarnia, Warszawa 1950.Makarenko A. S., O wospitanii mołodieżi, Moskwa 1951.Makarenko A. S., Wychowanie w rodzinie, tłum. z ros. J. Wierzbicka, PIW,

Warszawa 1950.Malewska H., Budowniczy wśród ruin, „Tygodnik Powszechny", 16 VII 1950.Malinowski B., Śmiertelny problemat, tłum. z ang. J. Obrębski, „Marchołt"

(kwartalnik poświęcony sprawom literatury i kultury), Warszawa, lipiec 1937, s. 429-451.

Malinowski B„ Życie seksualne dzikich w północno-zachodniej Melanezji, tłum. z ang., wydaw. Przeworski, Warszawa 1938.

Malthus T. R„ Prawo ludności i jego oddziaływanie na przyszły postęp społeczeństwa, wydał, objaśnił i poprzedził przedmową A. Krzyżanowski, Gebethner i Wolff, tłum. K. Stein, Kraków 1925.

Man E. H„ On the Aboriginal Inhabitants of the Andaman Islands, London 1883.

Marcel G., Homo viator, Aubier, Paris 1944.Marks K„ Das Kapital. Kritik der politischen Ökonomie, wyd. 3,1.1, Hamburg

1883.Marks K., Kapitał, tłum. z ros., 1.1, Książka i Wiedza, Warszawa 1951.Marks K„ Theorie über den Mehrwert, t. II, cz. I.Menghin O., Die prähistorische Archäologie und kulturhistorische Methode, w:

Semaine Internationale d'Ethnologie et Religieuse, Enghien 1923.Menghin O., Die Weltgeschichte der Steinzeit, wyd. 2, Wien 1940.Michalski K„ Duszę dać, Kraków 1946.Michalski W., Małżeństwo i formy małżeńskie w Biblii, w: Małżeństwo a

Kościół, pr. zbiór., Warszawa 1934.Miczurin I. W., Itogi szestidiesiatilietnich rabot, wyd. 5, Solchozgiz, Moskwa

1949,Mielników M„ Szibanow A., Korsuńska W., Podstawy darwinizmu, tłum. z ros.,

Warszawa 1951.Mironowicz E., Kobieta współczesna a dziecko, „Przegląd Powszechny" 1948, t.

225, nr 6, s. 439-446.Mombert P., Bevölkerungslehre, w: Grundriss der Sozial Ökonomik, Tübingen

1923.Mydlarski J., Pierwsze istoty ludzkie na ziemi, „Wiedza i Życie" 1949, nr 10, s.

842-852.Mydlarski J., Pochodzenie człowieka, Warszawa 1948.Mydlarski ]., Rasa, w: Człowiek, jego rasy i życie, pr. zbiór. [J. Czekanowski i

in.], Trzaska, Evert, Michalski, Warszawa b. r. w.Mydlarski J., Z dziejów odkryć człowieka kopalnego, Książka, Warszawa 1948.

Page 375: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

489

Niedermeyer A., Handbuch der speziellen Pastoralmedizin, t. III, Herder, Wien1950.

Niedermeyer A., Sexualethik und Medizin. Wissenschaft und Weltanschauung, Hildesheim 1931.

Nikołajew A. P., Poradnik wiejskiej położnej, tłum. z ros. M. Kasperowicz, PZWL, Warszawa 1951.

Nooan P. B„ The Vanishing Irish, „Catholic Digest" 1949, nr 2, s. 117-119.Notestein F. W., Notes on the Report of the Royal Commission on Population

(Great Britain), „Population Index", New York, Princeton University, October 1949, s. 304-311.

O'Brien J., Rytm małżeński, tłum. z ang. J. E. Pawski, wydaw. Fuksiewicz, Warszawa 1949.

Obermaier H., Der Mensch der Vorzeit, Allgemeine Verlags = Gesellschaft, Berlin 1912.

Obermaier H., Die Urgeschichte der Menschheit, w: Geschichte der führenden Völker, pr. zbior., Freiburg im Breisgau 1931.

Ormicki W., Polityka Ludnościowa Niemiec, Francji i Włoch, tyg. „Naród i Państwo", Warszawa 23 X 1938, s. 11.

Passendorfer E., O wieku ziemi, Toruń 1949.Payen P. S., Déontologie Médical d'après le droit naturel, Devoir d'état et droits

de tout médecin. T'ou-Se-We, Zi-Ka-Wei près, Chang-Hai 1935, s. 490.Pękala K„ Caritas we współczesnej pracy duszpasterskiej, Caritas, Tarnów 1939.Pieniążek S. A., Pogadanki agrobiologiczne, Warszawa 1950.Pisma Ojców Apostolskich, tłum,, wstęp, oprać. A. Lisiecki, red. J. Sajdak,

wydaw. Fiszer i Majewski, Poznań 1924.Pius XI, Encyklika Casti connubi, „O małżeństwie chrześcijańskim", 31 XII

1930.Pius XII, Przemówienie Vegliare con sollecitudine do Kongresu Katolickich

Położnych Italii (29 X 1951), w: Acta Apostolicae Sedis, t. 43, 1951, s. 835- 854 (tu cytowane za „L'Osservatore Romano", 29/30 X 1951).

Pius XII, Encyklika Humani generis, 12 VIII 1950.Plan ludnościowy jest pomysłem pogańskim, „The Universe", 13 IV 1951.Platon, Fajdros, tłum. z grec. Wł. Witwicki, Książnica Polska Tow. Nauczycieli

Szkół Wyższych, Lwów 1918.Platon, Rzeczpospolita, tłum. z grec. St. Lisiecki, Nakł. PAU, Kraków 1928.Platon, Uczta, tłum. z grec. Wł. Witwicki, wyd. 2, Księgarnia Polska B.

Połonieckiego, Lwów 1910.Podoleński St., O życie nienarodzonych, Kraków 1933.„Population Index", Published quarterly by the Office of Population Research,

Princeton University, New York, roczniki 1948, 1949.Portmann A., Biologische Fragmente zu einer Lehre vom Menschen, Benno-

Schwabe, Basel 1944.Prikłonski S. A., Tri goda w fakutskoj Obłasti, w kwartalniku „Żiwaja Starina",

III, St. Petersburg 1891.Privat-Deschanel P., Les États Australiens, w: Géographie Universelle, t. X,

Armand Colin, Paris 1930.Próchnicka J., Cięcie cesarskie, „Nowiny Lekarskie" (dwutygodnik społeczno-

naukowy), Poznań, 1-15 III 1950, R. 57, z. 5/6, s. 49-59.

Page 376: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

490 Bibliografia

Pujiula J., De medicina pastorali recentiores quaestiones ąuaedam exponuntur, Marietti, Torino 1948.

Raiter M. M., Avortement Criminel et Dépopulation, Examen de la loi de correc- tionnalisation (Etude de Sociologie Criminelle), Dalloz, Paris 1925.

Rocznik Statystyczny, rok 1936, 1937, 1938, 1939, 1947, 1948, 1949, Warszawa.Roszkowski I., Postęp w położnictwie, „Nowiny Lekarskie", Poznań, 1-15 VIII

1950, R. 57, z. 15-16, s. 242-249.Roszkowski I., Trzy przypadki ciąży pozamacicznej donoszonej, „Nowiny

Lekarskie", Poznań, 15 III 1948, R. 55, z. 6, s. 93-100.Rubczyński W., Renesans stanowiska człowieka we wszechświecie, „Tygodnik

Powszechny", 17-24 IV 1949.Rubczyński W., Zmierzch bezwzględnego determinizmu we współczesnej fizyce,

„Tygodnik Powszechny", 30 I 1949.Rychliński St., Przeobrażenia społeczne w Stanach Zjednoczonych na tle urbani-

zacji, Warszawa 1937.Schebesta P., Les Pygmées, Gallimard, Paris 1940.Schebesta P., Über die Semang auf Malakka, „Anthropos" 1923-1924, t. XVIII-

XIX.

Page 377: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Hibliograjia

Schmidt W., Die Pygmaenvölker, als älteste, derzeit uns erreichbare Menschheitsgeschichte, „Hochland", München 1926, z. V.

Schmidt W., Handbuch der vergleichenden Religionsgeschichte, Aschendorf, Münster 1930.

Schmidt W., Koppers W., Kreichgauer D„ Die Völker und Kulturen, wydaw. J. Habbel, Regensburg, 1924.

Schwarz S., Niepłodność, przyczyny, rozpoznawanie i leczenie niepłodności oraz niemocy płciowej u kobiet i mężczyzn, Kraków 1949.

Senior C., An approach to Research in Overcoming Cultural Barriers to Family Limitation, „Population Index", July 1949, s. 212.

Serebrow A. J., Rak szyjki macicy, Izdatielstwo Akademii Medicinskich Nauk SSSR, Moskwa 1948.

Sieroszewski W., Dwanaście lat w kraju Jakutów, Warszawa 1900.Situazione alimentäre nel mondo, „L'Osservatore Romano", 6 XII 1950.Skowron St., Zarys nauki o dziedziczności, Wiedza-Zawód-Kultura, Kraków

1947.Słomkowski A., Pochodzenie człowieka, KUL, Lublin-Wrocław 1947.Starzewski W., Przypadek pozamacicznej ciąży donoszonej w nieuszkodzonym

jajowodzie z żywym donoszonym płodem, „Ginekologia Polska" 1952, nr 2, s. 143-148.

Stępa J., Bóg, świat, człowiek, Veritas, Tarnów 1947.Stolyhwo E., Nasi prarodzice, RIW, Warszawa 1948.Sulimirski T., Kultura człowieka przedhistorycznego, w: Człowiek, jego rasy i

życie, pr. zbiór. [J. Czekanowski i in.], Trzaska, Evert, Michalski, Warszawa b. r. w.

Sviluppo e distribuzione delia popolazione del globo, „L'Osservatore Romano", 18 I 1950, s. 3.

Szabanow A., Nowe sukcesy radzieckiej służby zdrowia, tłum. z ros., „Służba Zdrowia", nr 1 (73), 7 I 1951, s. 2.

Szafer Wł., Epoka lodowa, PZWS, Warszawa 1950.Szajnocha K., Staropolskie wyobrażenia o kobietach, w: Szkice historyczne,

Lwów 1869.Szczeniowski Sz., Nowe oblicze fizyki, Warszawa 1934.Szczurkiewicz T., Rasa, środowisko, rodzina, Polski Instytut Socjologiczny,

Warszawa-Poznań 1938.Szulc S., Polityka ludnościowa ilościowa, w: Encyklopedia nauk politycznych

(Zagadnienia społeczne, polityczne i gospodarcze), t. III, Biblioteka Polska, Warszawa 1938.

Szulc S., Ruch naturalny ludności, w: Encyklopedia nauk politycznych, t. III, Warszawa 1938.

Szulc S., Zagadnienia demograficzne Polski, GUS, Warszawa 1936.

Page 378: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

492 Bibliografia

Szymański A., Ograniczanie urodzin i karalność przerywania ciąży, Biblioteka „Prądu", z. 6, Lublin 1930.

Taeuber I. B., Ceylon as a demographic Laboratory: Preface to Analysis, „Population Index", N. York, Princeton University, October 1949, s. 299- 302.

Tarakanow K. N., Zbornik statiej po woprosam miczurinskoj biologii, Uczpedgiz, Moskwa 1950.

Tertulian, Apologetyk, tłum. z łac., ze wstępem i przypisami J. Sajdak, Księgarnia „Akademicka", Poznań 1947.

Umiński J., Historia Kościoła, Ossolineum, 1.1, Lwów 1933; t. II, Lwów 1934.Vandebroeck G., L'homme et les prehumaines, w: Essai sur Dieu, 1'homme et

l'universe, Tournai - Paris 1951, s. 72-111.Vanoverbergh M., Negritos of Northern Luzon, „Anthropos" 1925, t. XX, s. 421-

425.Wałek-Czernecki T., Historia gospodarcza świata starożytnego, 1.1. Wschód,

Syria, t. II. Grecja, Rzym, Trzaska, Evert, Michalski, Warszawa 1948.Weidenreich F., Facts and speculation concerning the origin of Homo sapiens,

„American anthropologist" 1947, t. XLIX, nr 2, s. 188-189.Weidenreich F., The human brain in the light of its phylogenetic development,

„Scientific Monthly", LXVII, 1948.Westermarck E., The History of Human Marriage, 1.1, wyd. 5, London 1921,Widmer T. W., Der Ursprung der Familie, Freiburg 1944.Wirz P., Schwangerschaft und Abortus, w: Gesundes Geschlechtsleben, red. prof,

dr X von Hornstein i prof, dr A. Faller, Otto Walter, A. G. Ölten, Fribourg 1950.

Wirz P., Schwangerschaftverhütung, periodische Enthaltsamkeit, w: Gesundes Geschlechtsleben, Fribourg 1950.

Wirz P., Sterilisation, w: Gesundes Geschlechtsleben, Fribourg 1950.Witkowski St., Państwo greckie, Komitet Wyd. Podr. Akad., Warszawa 1938.Wrzosek A., Propedeutyka lekarska, Wende i S-ka, Warszawa 1913.Z. Z., Nowe znaleziska szczątków człowieka ze starszego paleolitu, „Z otchłani

wieków", Poznań 1949, z. 1-2, s. 31.Zakrzewski K., Bizancjum w średniowieczu, Państwowe Wydawnictwo Książek

Szkolnych, Lwów 1939.Zakrzewski K., Dzieje Bizancjum, w: Wielka historia powszechna, pr. zbiór.,

Trzaska, Evert, Michalski, Warszawa 1938.Zejmo-Żejmis St., Europa, w: Człowiek, jego rasy i życie, pr. zbiór. [J.

Czekanowski i in.], Trzaska, Evert, Michalski, Warszawa b. r. w., s. 369-381.

Zejmo-Żejmis St., Środowisko, w: Człowiek, jego rasy i życie, pr. zbiór. [J. Czekanowski i in.], Trzaska, Evert, Michalski, Warszawa b. r. w., s. 214-216.

Zeuner F., The age of the Neanderthal man, London 1940.

Page 379: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Bibliografia 488

Zieliński T., Historia kultury antycznej w zwięzłym wykładzie, wyd. 2, 1.1, wydaw. J. Mortkowicz, Warszawa 1937.

Zieliński T., Historia kultury antycznej, t. II, Towarzystwo Wydawnicze, Warszawa-Kraków 1924.

Zimmermann M., Régions Polaires Australes, w: Geographie Universelle, Paris 1927.

Zipper A., Opowiadania z mitologii Greków i Rzymian, Książnica Polska, Lwów- Warszawa 1924.

Zwoliński T. i Bręborowicz H., Posiedzenia Towarzystw Lekarskich. Protokoły, „Nowiny Lekarskie", Poznań, 1-15 VII 1948, R. 55, z. 13-14, s. 221.

Zwoliński T., Podręcznik położnictwa, Warszawa 1948.NOTA INFORMACYJNA

Ważniejsze publikacje Walentego Majdańskiego z lat 1935-1948:.Państwo rodziny", Kalisz 1935, 53 s., wyczerpane..Giganci", wyd. I, Warszawa 1937, 234 s.; wyd. II, Warszawa 1938, 274 s.;

wyd. III, Katowice 1947, 231 s., wyczerpane. .Ekonomia ziemi", Warszawa 1936, 20 s., wyczerpane. ,Co robi młody święty?", Niepokalanów, 1939, 28 s., wyczerpane. .Młodzi szaleńcy", Niepokalanów, b. d., 14 s., wyczerpane. .Rodzina wobec nadchodzącej epoki", Bydgoszcz 1946, 61 s., wyczerpane. .Kołyski i potęga", Niepokalanów 1946, 192 s., wyczerpane. .Polska kwitnąca dziećmi", Niepokalanów 1947, 219 s., wyczerpane. .Lekarz, dziecko, populacja", Niepokalanów 1948, 92 s. (praca wydana pod pseudonimem dr Antoni B. Henke), wyczerpane.

Wybrane pozycje, których wydanie uniemożliwiła cenzura:.Planowanie zaludnienia" (1952, 683 s. maszynopisu) Jak być szczęśliwym w małżeństwie" (1955, 592 s.) .Kultura planowania rodziny" (1960, 326 s.).Kultura regulacji potomstwa wśród młodych małżeństw" (1962, 234 s.) .Obrona życia w parafii. Wychowanie przez konfesjonał do odpowiedzialnego rodzicielstwa" (1965, 108 s.) .Demografia a duszpasterz" (1965, 99 s.) .Cywilizacja franciszkańska" (1968, 245 s.) ,0 równe prawa dla ludzkości prenatalnej" (1967, 124 s.) Posługa religijno-moralna księdza dla lekarza i położnej" (b. d., 131 s.) .Ksiądz parafialny - wychowawca rodzin" (b. d., 61 s.) Populacja, małżeństwo, postęp" (1970, ok. 350 s.) Naród i Kościół" (b. d., 400 s.).

W wydanej w 2002 roku we Wrocławiu publikacji Wydawnictwa NORTOM pt. „Cenzura PRL. Wykaz książek podlegających niezwłocznemu wycofaniu" na stronie 26 znajduje się informacja, że w „Wykazie książek podlegających niezwłocznemu wycofaniu" - dokumencie Ministerstwa Kultury i Sztuki - Centralnego Zarządu Bibliotek z 1 X 1951 umieszczono zapis: „Majdański W., «Giganci». Oraz inne utwory"(poz. 893).

„Planowanie zaludnienia (...) wyrasta na jedno z generalnych zadań przy-szłości, tak w XX wieku, jak w kilku co najmniej wiekach następnych.(...) Choć

Page 380: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Bibliografia 489

jednak olbrzymia jest już na ten temat literatura tak naukowa, jak i publicystyczna, zwłaszcza na Zachodzie, to ciągle jeszcze, rzecz dziwna, ząbkuje, a raczej wstydliwie jest omijany jeden z tego zakresu dział wiedzy -jakość moralna planowania, jego zgodność z prawem natury. (...) Co sama idea planowania niesie gatunkowi Homo sapiens? Problematyczna bowiem wydawałaby się nam przyszłość takiego gatunku ze świata fauny, o którym dowiedzielibyśmy się, że zastanawia się, czy się rozradzać i na ile się rozradzać. Wszak refleksja taka jest bliska hamletowskiej myśli: to be, or not to be? Czy być? Czy istnieć?"

Walenty Majdański, Planowanie zaludnienia

„Przeczytanie dzieła p. Majdańskiego Planowanie zaludnienia dzięki niecodziennym walorom literackim, naukowym i moralnym pracy dało mi wiele zadowolenia.(...) Na szczególną uwagę zasługuje szczęśliwie pomyślane i przeprowadzone uwydatnienie rozstrzygającej roli czynnika moralnego oraz trafne określenie jego istoty. Uważam rychłe wydrukowanie dzieła za ze wszechmiar wskazane. Nie wątpię w jego poczytność (...) Problem staje się coraz bardziej palący."

prof. Adam Krzyżanowski

97883878231911 Książka zaginęła w pożodze wojennej.20 Przemówienie we Włocławku, 24 III 1963. Cyt. za: E. Myczka, Życie i działalność Walentego Majdańskiego, dz. cyt., s. 127.s. 225-236; ks. M. Schooyans, Le crash démographique. De la fatalité à l'espérance, Paris 1999, 221 s." E. Myczka, Życie i działalność Walentego Majdańskiego, dz. cyt., s. 137.

15 Warto wspomnieć, że szczegółowy życiorys Walentego Majdańskiego zamieszczony został w XI tomie Encyklopedii „Białych Plam" Polskie WydawnictwoEncyklopedyczne, Radom 2003, s. 220-227 - hasło: Walenty Majdański, opracowaneprzez Kazimierę Teresę Majdańską.

26 J. M. Święcicki, Rola Walentego Majdańskiego w polskiej kulturze katolickiej, dz. cyt.,

Page 381: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Bibliografia 490

s. 150-151.Dwa pierwsze rozdziały maszynopisu pracy, umieszczone przez Autora w części I, mające charakter wyraźnie wprowadzający, zostały przez redakcję wyodrębnione1 T. R. Malthus, Prawo ludności i jego oddziaływanie na przyszły postęp społeczeństwa, z przedmową A. Krzyżanowskiego, Kraków 1925, s. 63, 48, 47.Czas, w którym żyjemy, bywa też określany jako epoka odpowiedzialnego rodzicielstwa. Moralne aspekty zagadnienia odpowiedzialnego rodzicielstwa charakteryzuje Papież Paweł VI w Encyklice Humanae vitae (25 VII 1968).Por. także: Papieska Rada ds. Rodziny, Etyczny i pastoralny wymiar przemian demograficznych (Instrumentum laboris), Warszawa 1994. (red.)

1 S. Szulc, Ruch naturalny ludności, w: Encyklopedia nauk politycznych, dz. cyt., s. 704.' Por. abp K. Majdański, ks. M. Schooyans, J. Kłys, „Arena bitwy o życie". Aktualna sytuacja demograficzna w świecie i w Polsce, Łomianki 2000. (red.)

" W. Friedberg, Wymieranie zwierząt, „Kosmos", Lwów 1928, z. 2, s. 145.11 Tamże, s. 49.54 A. M. Krąpiec, Zagadnienie praczłowieka, dz. cyt., s. 251-252.

4 Tamże, s. 223.11 L. Krzywicki, Społeczeństwo pierwotne..., dz. cyt., s. 265, 279.

1 G. Ferrero, Wielkość i upadek Rzymu, 1.1. Podbój, Poznań b. r. w., s. 1-2, 345.4 St. Witkowski, Państwo greckie, dz. cyt., s. 32.

kraje Europy wschodniej i środkowej zdominowane przez ZSRR. (Por. L. Bogunia, Przerywanie ciąży. Problemy prawno-karne, Wrocław 1980, s. 35 nn.)

Patrząc na obraz sytuacji demograficznej w krajach byłego Związku Radzieckiego na początku XXI wieku można stwierdzić, że jest ona dramatyczna. We wszystkich krajach tej grupy notowany jest ujemny przyrost naturalny: na skutek nadwyżki zgonów nad urodzeniami ubywa w nich rocznie od 3,2 osób na Litwie do 7,6 na Ukrainie w przeliczeniu na 1000 ludności. Systematyczne zmniejszanie się liczby ludności jest powodowane przede wszystkim postępującym spadkiem liczby urodzeń. Średnia liczba rodzonych przez kobietę dzieci waha się od 1,1 na Ukrainie poprzez 1,24 na Litwie i Łotwie do 1,32 w Rosji (w roku 1990 odpowiednie liczby wynosiły: 1,89, 2,03i 2,01 oraz 1,90. Niewątpliwy udział w spadku dzietności mają wysokie współczynniki aborcji w tych krajach. Oficjalne statystyki o urodzeniach i legalnie dokonywanych aborcjach wskazują, że na 100 żywo urodzonych dzieci w Rosji przypada przeciętnie 128 zabójstw dzieci nienarodzonych, na Ukrainie 127, w Estonii - 83, na Łotwie - 73, na Litwie - 42. Wśród innych czynników demograficznych determinujących spadek dzietności, należy wskazać postępujący spadek liczby zawieranych małżeństw idący w parze z wysoką i ciągle rosnącą liczba rozwodów. W 2002 r. na 100 kobiet w wieku od 15 do 50 lat przypadało przeciętnie tylko 40 kobiet kiedykolwiek zamężnych w Estonii, 41 na Łotwie, 53 na Litwie oraz 53 na Białorusi i 65 w Rosji. Dane o rozwodach informują, że w Estonii na 1000 nowo zawartych małżeństw rozwodzą się przeciętnie 764 pary, w Rosji 763, na Litwie - 700, na Łotwie - 620, a na Ukrainie - 586 par.

Źródło: Recent Demographic Development in Europe 2003, Council of Europe 2003 oraz Roczniki Demograficzne Głównego Urzędu Statystycznego z lat 2000-2003. (red.)

7 Tamże, s. 130-132.54 Tamże, s. 63-64.4 A. Dryjski, Zagadnienia seksualizmu, dz. cyt., s. 35.

17 Znamiennie charakteryzuje Dryjski (Zagadnienia seksualizmu, dz. cyt.) dzisiejszą kulturę i jej środowisko miejskie, które „z jego ustawicznymi podnietami seksualnymi (kina, wystawy, bale itp.) skierowuje uwagę młodzieży na przedmioty płciowe, a tym samym przyśpiesza jej dojrzewanie. Analogicznie działa lektura romansów, nieprzystojne rozmowy" (s. 31). „W miarę wzrostu kultury okres dojrzewania płciowego staje się coraz bardziej krytyczny. Warunki życia współczesnego, szczególniej w dużych miastach, działają z jednej strony na rozwój popędu płciowego przyspieszająco" (s. 34). „O wydłużeniu dojrzewania płciowego można by mówić tylko tam, gdzie wychowanie kulturalne faktycznie odsuwa ujemne wpływy środowiska, wstrzymując młodzież nie tylko od czynnych przejawów popędu płciowego (...), lecz i od marzeń seksualnych. Tylko w tych warunkach energia popędu płciowego może się przeistoczyć na cele pożyteczniejsze ze stanowiska biologicznego i społecznego" (s. 35).

Page 382: trivium.wybudzeni.com€¦  · Web viewPrace, które nie mogły się ukazać drukiem, dotyczą głównie zagadnień demograficznych, problemów etyczno-wychowawczych małżeństwa

Bibliografia 491

„Kina współczesne są rozsadnikiem niemoralności, gdyż wyświetlane filmy posiadają charakter najczęściej erotyczny lub kryminalny." „Niejedna zbrodnia, samobójstwo, przedwczesne rozbudzenie erotyzmu (...), wiarołomstwo, oddanie się prostytucji itd. stają się plonem posiewu filmowego". „Niemal każdy film zawiera pierwiastki erotyczne, a często w wysokim stopniu ekscytujące i jeżeli młodzieży nie wolno wejść do wnętrza tych instytucji, to ciekawość jej zaspakajają po części wystawy kinowe. (...) Analogicznie (...) działają obrazy pornograficzne i w ogóle pornografia mówiona lub drukowana". „Wpływ seksualny dzieł sztuki (rzeźba, malarstwo) jest więcej ukryty, zamaskowany. Byłoby jednak rzeczą naiwną nie doceniać jego znaczenia" (s. 254-255).„Zbyt wczesne przejawy płciowości mogą posiadać także charakter wtórny, tzn. pochodzić (...) z wpływów ubocznych, czyli e r o t y z a c j i m ó z g u . Erotyzacja tego rodzaju jest skutkiem działań środowiska" (s. 284). „Należy podkreślić, że w miarę wzrostu kultury i dobrobytu zjawia się coraz to większa liczba dzieci z dążnościami hiperseksualnymi" (s. 285). „Do trzeciej kategorii należą wpływy środowiska: koledzy, koleżanki, flirt, zabawa z inną płcią, taniec, kino, literatura, wpływ służby, osób starszych itp." (s. 331). Dodajmy, cytowany u tegoż autora, fragment pamiętnika chłopca: „Onanizacja i akty nocne wydzielania wtedy się objawiły, gdy obcowałem zbyt długo z panienkami, albo pod wpływem złej lektury lub obrazów i widoków, podniecających moją wyobraźnię" (s. 345). „Bolączką czasów ostatnich jest hiperseksualizm, toteż moment erotyczny jest bardzo silnie podkreślany w tańcach nowoczesnych. Musimy również dodać, że w życiu narodów kulturalnych odgrywają