Upload
moto-turysta
View
230
Download
0
Embed Size (px)
DESCRIPTION
Autor: Sławek / MotoTurysta 137
Citation preview
Tytuł: Bomby, pech i pokora - AFGANISTAN 2014
Autor: Sławek / MT 137
Termin: Lipiec 2014
S E Z O N 2014
R E L A C J A 0 3 / 2 0 1 4
G A L E R I A
W świecie są miejsca, w które wielu chciałoby pojechać, poznać kulturę
i cywilizację mieszkających tam ludzi. Dla mnie jednym z wielu tych miejsc
jest Afganistan. O organizowanej wyprawie dowiedziałem się przypadkiem
i wspólnie z 12 uczestnikami pojechałem do Afganistanu, kraju w którym
trwa ciągła wojna.
Motocykl wysłałem wspólnym transportem zorganizowanym przez Krzyśka Samborskiego, autora
książki "Zjadłem Marco Polo". Krzysiek był już kilka razy w Afganistanie, zwiedzał korytarz Wakhanski
i był głównym organizatorem tej wyprawy.
Do Biszkeku przez Istambuł doleciałem nad ranem 08.07.14,
przyleciałem dwa dni wcześniej by załatwić wizę do Tadżykistanu
i permit do GBAO. W środę udaliśmy się do ambasady Tadżykistanu
po wizy, a przed ambasadą zobaczyliśmy tradycyjny kirgiski
pogrzeb. Krzysiek stwierdził, że to dobry znak w tutejszej tradycji,
ale my nie jesteśmy Kirgizami, dla nas ta tradycja okazała się
wielkim pechem, z którym przyszło się zmierzyć do końca mojego pobytu. Obsługująca nas kobieta
źle wystawiła permity na wjazd do GBAO, a na naszą reakcje powiedziała, że bez problemu poprawią
nam jej błędy w Khorogu. Jedziemy…
1 z 10
Kirgizja to kraj, który odwiedziłem już w 2012, gdy jechałem do Władywostoku. Wtedy poznałem
wielu superfajnych ludzi, którzy dowiedziawszy się od Krzyśka, że przyjadę jeszcze raz, zorganizowali
nam fajny wieczór w motocyklowej knajpie u ich znajomego. Szaszłyki były zajebiste.
W czwartek rano przylecieli ostatni uczestnicy wyprawy i po popołudniu wyjechaliśmy asfaltem
w kierunku Sary Tasz - około 900 km drogą M41. Nie wyjechał z nami Wojtek, który popsuł głowicę
w swojej Suzuki, został z nim Piotrek /PeKaeS/, jak się później okazało super mechanik motocyklowy
z Krakowa. Pierwszy nocleg po około 250 km zrobiliśmy w kirgiskich górach, było miło i spokojnie,
ale zaczęły się problemy z Kawasaki KLR, w którym zdechł akumulator i trzeba było go odpalać
na popych.
W piątek dojechaliśmy do jeziora Toktogul, ciepła woda,
przemili Kirgizi, super smażona rybka i było bardzo fajnie.
Rano jeden z uczestników wyprawy zaczął narzekać na ból
w nodze. Okazało się, że 2 tygodnie wcześniej miał podczas
treningu upadek i motocykl przygniótł mu nogę, ale w Polsce
dostał leki i było ok. Dojechaliśmy do Osz i w szpitalu
nacięli mu kolano. Podjął decyzje, że zostanie w Osz i będzie codziennie chodził na zabiegi
do miejscowego szpitala, co później okazało się dla niego złe w skutkach.
2 z 10
Po naszym wyjeździe z Osz w sobotę i dojechaniu do Sary Tasz
postanowiliśmy spędzić nocleg pod pikiem Lenina, to jeden
z najłatwiejszych 7000, który zbiera bardzo obfite śmiertelne żniwo.
Ludziom wydaje się, że jak łatwy to każdy wejdzie nawet w szpilkach,
głupota ludzka jest ogromna.
Droga pod Pik była dla mnie pierwszym sprawdzianem off road.
Wyjebałem się kilka razy a apogeum był przejazd przez rzekę, gdzie nie
wiem jak ale przypierdoliłem z impetem w tył motocykla Łukasza
rozbijając mu tył jego BMW X Challange. Przy jurtach zmieniliśmy
połamane elementy z mojego motocykla i tak zostałem bez osłony
tylnego koła, tablicy rejestracyjnej i kierunkowskazów, co było
najmniej szkodliwym elementem wyprawy dla mnie.
Poobijany, ale z wiedzą jak sobie radzić na trudnych drogach
chciałem przekroczyć granicę z Tadżykistanem, wtedy okazało się,
że nasz samochód się popsuł i nie dojedzie z moim paszportem.
Wróciłem się do Gulczy i z ekipą samochodową spędzam noc
nad rzeką Gulcza. Po południu następnego dnia przyjechał Witek z uszkodzoną częścią,
ale było późno i zostajemy w Sary Tasz. 3 z 10
Rano pojechaliśmy w kierunku granicy
i z problemami, które rozwialiśmy dając łapówkę,
przez pas ziemi niczyjej, który w 2012r. mnie trochę
sponiewierał, dojechałem do Tadżykistanu. Na noc
zatrzymaliśmy się nad jeziorem Karakul i dalej już
w stronę Khorogu jedziemy razem.
Niestety nie ma już chińskiego TV. Pani z administracji proponuje
mi wielkie TV za dobrą ceną, wybieramy jednak moczenie się w siarkowej
wodzie. Dostaje SMS-a od Krzyśka, że jutro o 9.00 jest umówiony
w konsulacie afgańskim i musimy szybko dowieźć nasze paszporty.
Już o 6.00 wyjeżdżam z Witkiem i na punkcie kontrolnym tłumaczę, że za
nami jedzie samochód i trzy osoby, prosząc jednocześnie o ich rejestrację.
Miły milicjant zgadza się i bez problemów na czas dojeżdżamy
z paszportami. Krzysiek bierze paszporty, a ja czekam na skrzyżowaniu
na samochód. Po 2 godzinach oczekiwania dostaję SMS-a, że zostali
zatrzymani na punkcie kontrolnym i milicja zabiera ich na dołek!
Pamir Higway przez dwa lata została mocno zniszczona, ale udało się dojechać nam do Jelandy
- gorących źródeł i tadżyckiego SPA. Okazuje się, że zostałem tu zapamiętany z mojej ostatniej wizyty.
4 z 10
Szybko jadę na punk kontrolny, a milicjant który dokonał rejestracji mówi,
że inny ich zawinął. Jadę dalej ok. 50km i zabrakło mi paliwa. Uczynni
ludzie spuszczają ze swojej LADY 3 litry i wracam do Khorogu. Ekipa
samochodowa jest już wolna po daniu łapówki 90 $. Wracam więc
do Pamir Lodge i po namyśle z Krzyśkiem jedziemy kolejny raz na punk
kontrolny. Jest tam również ten, który wziął łapówkę i mówimy mu, że ma
20 minut na oddanie pieniędzy. Facet wsiada w auto i jedzie w stronę
Khorogu, czekamy… Milicjant „ten dobry” tłumaczy się z zaistniałej
sytuacji i mówi, że to inna służba i on nie miał żadnego wpływu na te
zdarzenia, wierzymy mu. Po 30 minutach mówię żebyśmy jechali
do prokuratury, ale Krzysiek chce jeszcze
poczekać i to był doskonały pomysł.
Po 15 min. przyjeżdża trzech i próbują nas
zastraszyć, co z naszą znajomością języka
rosyjskiego doprowadza nas do śmiechu.
Chłopaki w zębach oddają cała łapówkę.
Wracamy do Pamir Lodge z tarczą!!!
5 z 10
Kolejnego dnia po otrzymaniu wiz afgańskich chcieliśmy
przekroczyć granicę niedaleko Khorogu i niestety nie udało się.
Mamy problem z permitami na GBAO. Postanawiamy jechać
w stronę Eshkashem, może tam uda się przejechać
do Afganistanu. Po dojechaniu na miejsce okazuje się,
że granica jest zamknięta i zostajemy na kamping w okolicy.
Odwiedzamy jeszcze miejsce, gdzie w 2010 zginął
Robert "IZI" Gałka.
6 z 10
Rano dojeżdżamy na most graniczny i bez problemów przejeżdżamy do strefy kontroli
odwiedzając jeszcze lokalny targ, gdzie Afgańczycy i Tadżycy raz w tygodniu mogą miedzy sobą
pohandlować. Obserwujemy lokalny folklor
i trudne życie miejscowych.
Podjeżdżamy pod granice tadżycką i po około dwóch godzinach jedziemy na stronę afgańską i zaczyna
się wesoło. Kto jest dla kogo większym zdziwieniem nie wiemy, ale atmosfera jest super do momentu
kontroli bagaży, gdzie z uśmiechem otwieram celnikowi swój bagaż, a ten łapie za telefon satelitarny
i łamie mi antenę. Dostaje piany, skaczę do kurdupla, a ten ucieka do baraku. Robi się dym!!!
Po przepychance odpuszczam, bo i tak nic nie wskóram, odjeżdżamy.
Po przejechaniu 1 km widzę jak z naprzeciwka zapierdala policja i ledwo mnie mija, potem drugi
7 z 10
i trzeci samochód. Dojeżdżamy do afgańskiego Eshkashem i dostajemy szoku widząc jak wygląda
życie w tym miasteczku. Jest to dla mnie coś tak dziwnego, nigdzie indziej w świecie czegoś takiego
nie widziałem. Jesteśmy dla miejscowych jak UFO i wzbudzamy wielkie zainteresowanie,
atmosfera jest jakaś dziwna
- trudno to określić.
Po godzinie w tym miejscu postanawiamy jechać gdzieś na kamping, ale po drodze zatrzymuje nas
miejscowy i okazuje się, że ma guest house, z usług którego korzystamy. Tu dowiadujemy się, że na
moście granicznym przez, który przejeżdżaliśmy wybuchła bomba i zginęło kilka osób. Miny mamy
wszyscy zdziwione i uważamy się za dużych szczęściarzy , może dla nas była a może nie, nie wiemy.
8 z 10
Rano postanawiamy wracać do Tadżykistanu górską drogą. Niestety nie czuję się jeszcze na tyle
dobrze w temacie off road i proszę Piotrka o zmianę, a ja przesiadam się do samochodu. Droga jest
typowa na off, ale krajobrazy przepiękne. Spotkani po drodze ludzie bardzo mili i zdziwieni, że ktoś
obcy przejeżdża przez ich terytorium. Spotykamy też miejscowych "bikerów" pchających motocykl,
brakuje powietrza w przednim kole, wyciągamy kompresor i pomagamy. Są szczęśliwi i bardzo nam
dziękują. Jednemu z nich daję koszulkę, którą miałem przywieźć z Afganistanu jako pamiątkę.
Jedziemy dalej spotykamy afgańskich Cyganów, ludzi mieszkających w wioskach zapomnianych przez
Boga. Po drodze psują się kolejne motocykle, ale jakoś udaje się dojechać blisko granicy tadżyckiej,
w okolice miejsca gdzie pierwszy raz chcieliśmy ją przekroczyć. Może uda się w drugą stronę?
9 z 10
Rano po małym zabłądzeniu spotykamy się wszyscy na granicy. Afgańczycy przepuszczą nas
szybko, by pozbyć się kłopotu związanego z obcokrajowcami na swoim terytorium, a Tadżycy
oczywiście za brak ważnych permitów GBAO, próbują wyciągną cod nas łapówkę, co im się nie udaje.
Po około 2 km mój motocykl zaczyna tracić moc i zdycha, padł moduł wtrysku, fajnie. Po namyśle
postanawiam jakoś dostać się z motocyklem do Biszkeku!
Po 7 dniach dojeżdżam do miejsca zgrupowania, wszyscy już odlecieli do domu, został tylko Krzysiek.
Zostawiam motocykl i w czwartek rano lecę przez Moskwę do domu.
Wyprawa uzmysłowiła mi jak świat może być niebezpieczny.
Niebezpieczny przez ludzi, którzy chcą innym narzucać
swoje chore, wypaczone idee.
10 z 10