4
DODATEK DOFINANSOWANY PRZEZ NARODOWY BANK POLSKI ETYKA W BIZNESIE FOT. PESHKOVA/FOTOLIA.COM 087_NW_43.indd 1 087_NW_43.indd 1 12-10-19 20:33 12-10-19 20:33

ETYKA W BIZNESIE - nbp.pl · nalazła pieniądze? Stefan Brat-kowski w książce „Nieco inna historia cywilizacji. Dzieje banków, ban-kierów i obrotu pieniężnego” odpowia-da:

Embed Size (px)

Citation preview

DODATEK DOFINANSOWANY PRZEZ NARODOWY BANK POLSKI

ETYKA W BIZNESIE

FO

T.

PE

SH

KO

VA

/FO

TO

LIA

.CO

M

087_NW_43.indd 1087_NW_43.indd 1 12-10-19 20:3312-10-19 20:33

FOT.

PES

HK

OVA

/FO

TOLI

A.C

OM

DODATEK DOFINANSOWANY PRZEZ NARODOWY BANK POLSKI

EKONOMIA I MORALNOŚĆ

laczego ludzkość w ogóle wy-nalazła pieniądze? Stefan Brat-kowski w książce „Nieco inna

historia cywilizacji. Dzieje banków, ban-kierów i obrotu pieniężnego” odpowia-da: „Bo istniała taka społeczna potrzeba. I nie ma znaczenia, czy chodzi o brzęczą-cą monetę, czy o jakąś umowną walutę. Już 20 wieków temu Arystoteles określił, że pieniądz jest dzieckiem handlu. Same pie-niądze też są towarem, współcześnie coraz częściej wirtualnym, jednak takim, który służy tylko i wyłącznie jako pieniądz. I w tej postaci budzi najwięcej emocji, bo mani-pulowanie jego wartością, spekulacje i ma-sowe zadłużenie doprowadziły do kryzysu”.

– Same pieniądze są moralnie obojęt-ne. To my możemy ich używać dobrze albo źle. Dlatego nie można z góry zało-żyć, że obrót pieniędzmi jest dobry lub zły. Z jednej strony w świecie finansje-ry mamy antybohaterów – szefów takich spółek, jak Barings Bank, Enron, Lehman Brothers czy nasz rodzimy Amber Gold. Na drugiej szali są takie postaci, jak War-ren Buffett czy Bill Gates, którzy swoje gi-gantyczne majątki poświęcają na pomoc najuboższym – zauważa Jacek Dymowski, właściciel firmy Abadon Consulting, spe-cjalizującej się w etyce biznesu.

Jednak to nie z filantropią, a z handlo-waniem długami wiąże się historia po-

Czy w obrocie pieniężnym jest miejsce na etykę? A może tam, gdzie w grę wchodzą finanse, nie ma podziału na dobro i zło? Przecież liczy się maksymalizacja zysków, co ma być dobre dla wszystkich. Tyle że pomiar tego wspólnego dobra staje się coraz bardziej skomplikowany.MAGDALENA KRUKOWSKA

Moralne oblicze pieniądza

D wstania pieniędzy. Pierwsze pojawiły się ok. 3 tys. lat temu w Mezopotamii w for-mie glinianych tabliczek, na których zapi-sywano właśnie długi. Były one zbywalne, więc stały się walutą. Przez wiele wieków trwały dyskusje, czy pożyczanie pieniędzy jest grzechem. Żydzi w Starym Testamen-cie dostali nawet zakaz pobierania odsetek zgodnie z zasadą, że jeśli pożyczkę zaciąga biedak w trudnej sytuacji, nie można ob-ciążać go odsetkami.

Przez lata jednak rola kredytu się zmie-niała i pieniądze zaczęto pożyczać w ce-lach inwestycyjnych, a naliczanie odsetek przestano traktować jako grzech. Obraca-nie pieniądzem stało się taką samą działal-nością gospodarczą jak handel zbożem czy biżuterią. Przekształcenia społeczno-poli-tyczne, a zwłaszcza upadek feudalizmu na rzecz kapitalizmu, rewolucje w Anglii i Francji oraz rozwój myśli purytańskiej wpłynęły na zmiany w myśleniu dotyczą-cym zarówno moralności, jak i sposobów gospodarowania. Zarabianie pieniędzy zyskało wartość samą w sobie.

Relacje między ekonomią i moralnoś-cią do góry nogami przewrócił dopiero XVII-wieczny filozof i ekonomista Ber-nard de Mandeville, którego koncepcja sprowadzała się do tego, że im więcej łaj-daków na ziemi, tym lepsza sytuacja ma-terialna wszystkich ludzi. Udowadniał, że

indywidualne wady, chciwość i egoizm, sprzyjają publicznemu dobru, np. wzro-stowi produktywności. W takim układzie moralność ówczesnych biznesmenów nie miała znaczenia, ponieważ coś, co Adam Smith niedługo później nazwał niewi-dzialną ręką rynku, przekształca indywi-dualne przywary w społeczne dobro.

Tak rozumiana koncepcja niewidzialnej ręki rynku przeszła pierwszy chrzest mo-ralny na początku XX wieku, gdy w siłę rosły wielkie korporacje przemysłowe, zwłaszcza amerykańskie, z rozdrobnio-nym akcjonariatem, zarządzane nie przez właścicieli, ale najemnych menedżerów. Okazało się, że giganci wykorzystują swo-ją wielkość i potęgę do praktyk monopo-listycznych, dyskryminacji cenowych, nieuczciwych praktyk giełdowych czy uchylania się od podatków. Poza tym dzia-łalność tylko dla zysku przynosiła skutki uboczne – zniszczenie środowiska natu-ralnego, konflikty społeczne czy nieuczci-wą konkurencję.

– Aby gospodarka osiągała efektywność, przedsiębiorstwa muszą brać pod uwagę wpływ swoich działań na zatrudnionych przez siebie pracowników, środowisko na-turalne i na społeczności, w których funk-cjonują – twierdzi noblista Joseph Stiglitz. Innymi słowy, muszą się zachowywać etycznie. Krzysztof Kaczmar, dyrektor

088-089_NW_43.indd 4088-089_NW_43.indd 4 12-10-19 20:3412-10-19 20:34

DODATEK DOFINANSOWANY PRZEZ NARODOWY BANK POLSKI

Fundacji Kronenberga przy banku Citi Handlowy, dodaje, że do zwiększenia tej efektywności niezbędna jest też rzetelna edukacja konsumentów, i to prowadzona przez same przedsiębiorstwa przy współ-pracy państwa i instytucji nadzorczych. – Pozwoli im to unikać spirali zadłużeń oraz umożliwi stanie się partnerem dla in-stytucji zarówno finansowych, jak i z in-nych gałęzi gospodarki – uważa Kaczmar.

Kłopot jednak w tym, że obecnie pie-niądzem – jak zauważa Stefan Bratkowski – obraca się już poza funkcjonującą gospo-darką, a własność w korporacjach, których udziałami obracają tzw. rynki finansowe, coraz bardziej odrywa się od przedsię-biorstwa. Sam pieniądz przestał być pie-niądzem, za który można coś kupić lub sprzedać. Stał się jednostką elektroniczną. Pieniądze i długi nie są już tylko środkiem wymiany czy lokatą wartości, ale także po-budzają lub spowalniają całą gospodarkę.

Również wzrost produktu krajowe-go brutto jako cel polityki gospodarczej zaczyna tracić na znaczeniu. Można go bowiem osiągać łatwo właśnie poprzez zadłużanie czy zmiany stóp procento-wych. – Jaki więc sens mają statystyki do-tyczące wzrostu PKB w sytuacji, gdy stoi za nim kilkakrotnie większy deficyt? Jaki sens mierzyć mój majątek, skoro zdoby-łem go za pożyczone pieniądze? – pyta

czeski ekonomista Tomáš Sedláček. PKB pomija także wiele aspektów postępu i kosztów wzrostu produkcji i konsump-cji. Nie uwzględnia wielu czynników, które w olbrzymim stopniu decydują, czy ludziom żyje się dobrze, czy źle: czasu wolnego, wyceny kapitału społecznego, stanu zdrowia, środowiska naturalnego czy dostępu do kultury i edukacji.

Bardziej wszechstronnym miernikiem zaawansowania procesów rozwoju spo-łeczno-gospodarczego jest stosowany przez ONZ wskaźnik rozwoju społeczne-go (human development index – HDI), w którym dwie trzecie wartości po PKB jest funkcją poziomu edukacji i stanu zdrowotnego ludności danego kraju.

W tym roku Program Środowisko-wy Narodów Zjednoczonych (UNEP) opracował kolejny wskaźnik – inclusive wealth index (kompleksowy wskaźnik do-brobytu), który mierzy społeczną wartość aktywów krajów. Oprócz wielkości pro-dukcji, inwestycji i wydajności uwzględ-nia poziom kapitału ludzkiego, czyli m.in. wykształcenia, zatrudnienia i wynagro-dzenia, stan zdrowia oraz poziom kapi-tału naturalnego (m.in. zasoby naturalne oraz zyski i straty z ich eksploatacji czy wartość produkowanej żywności). Po jego zmierzeniu okazuje się, że w wielu kra-jach, na przykład Australii, Indiach, Nige-

rii czy Wenezueli, wzrost PKB bynajmniej nie idzie w parze ze wzrostem dobrobytu społecznego. Wręcz przeciwnie, spekula-cje instytucji finansowych doprowadziły w dużym stopniu do obniżenia tego do-brobytu. Spekulowanie instrumentami fi-nansowymi opartymi na cenach żywności i ziemi przyczyniło się do ich gwałtownego wzrostu w krajach Trzeciego Świata, a tym samym do zwiększania ubóstwa i głodu. Co ciekawe, te same instytucje na ogół brylują w rankingach i giełdowych indek-sach przedsiębiorstw etycznych i odpo-wiedzialnych społecznie, gdyż posiadają kodeksy etyczne i strategie zrównoważo-nego rozwoju.

Tyle że w praktyce biznes jest uczciwy i odpowiedzialny tylko na tyle, na ile mu się to opłaca. Podobnie jak konsumen-ci, którzy z jednej strony kupują produk-ty sprawiedliwego handlu i poświęcają się działalności charytatywnej, a z drugiej zaciągają długi czy korzystają z instru-mentów finansowych, które w globalnym rozrachunku być może niwelują to czynio-ne przez nich dobro. Ostatecznie wycho-dzi więc, że Mandeville miał w jednym rację – w samonapędzającej rynkowej ma-chinie sprzecznych interesów i oczekiwań to cel uświęca środki. Jeśli nawet poczucie moralności podpowiada, że powinno być na odwrót. ^

088-089_NW_43.indd 5088-089_NW_43.indd 5 12-10-19 20:3412-10-19 20:34

FOT.

AN

DR

ZEJ

RYB

CZYŃ

SKI/

PAP

DODATEK DOFINANSOWANY PRZEZ NARODOWY BANK POLSKI

ROZMOWA O PIENIĄDZACH

przekraczającymi średnią rynkową, trzy-mające w szachu polityków, zdominowały całą gospodarkę. Ich wygrana, jak w hazar-dzie, stała się przegraną innych.

Ale czy można za to winić system – w tym przypadku liberalny? Czy na przykład sy-stem społecznej gospodarki rynkowej jest bardziej moralny? Może to po prostu wina ludzkiej natury, że szuka sposobności do wykorzystywania szans, które mogą się okazać stratą dla innych?– Nieprzypadkowo ostatni kryzys nie do-tknął północy Europy, gdzie rynek służy społeczeństwu, a nie odwrotnie. W neoli-beralnym systemie to społeczeństwo musi teraz płacić za moralne nadużycia instytu-cji finansowych czy długi polityków. Trud-no jednak winić sam system. Wszyscy ludzie działają od zawsze według tzw. za-sady manichejskiej, czyli mają naturalne skłonności zarówno do czynienia dobra, jak i zła.

Są natomiast takie sytuacje, a według ekonomii politycznej – systemy – które pro-mują i wyzwalają jeden rodzaj zachowań, a utrudniają czy wręcz blokują inny. Jeżeli więc w społeczeństwie funkcjonuje system, w którym podstawą sprawiedliwości i mo-ralności jest indywidualny zysk osiągany na rynku, a sama możliwość jego osiągania jest oznaką i gwarantem wolności oby-watelskich, to trudno się dziwić, że ludzie postępują egoistycznie, działają zgodnie z wytycznymi systemu. Za takie zachowa-nia dostają bowiem nagrodę i akceptację – np. ze strony pracodawcy, inwestora, kon-

NEWSWEEK: Mario Monti, premier Włoch, stwierdził niedawno, że gospodarka stała się dziedziną fi lozofi i moralnej, bo kraje muszą teraz płacić za grzech nieumiarko-wania w zaciąganiu defi cytu budżetowego oraz za grzech zaniechania, czyli słaby nadzór. Czy w tym kontekście obrót pieniężny można nazwać moralnym hazardem?

PROF. PAWEŁ KOZŁOWSKI: Niestety, obrót pieniężny stał się ofiarą moralnego hazar-du już w połowie lat 70., od czasów dwóch kryzysów naftowych i reakcji na nie w po-staci monetaryzmu i neoliberalizmu. Sfe-ra finansowa stała się wówczas nadrzędna nad sferą gospodarczą. Szeroko rozumiany obrót pieniężny, a mówiąc wprost – speku-lacje finansowe okazały się ważniejsze niż produkcja, z czym nie mieliśmy do czynie-nia nigdy wcześniej w historii gospodaro-wania. Kwestie finansowe zdominowały nie tylko samą działalność gospodarczą, ale i ekonomię jako naukę. Przedmioty i debaty finansowe, nawet na studiach ekonomicz-nych, zaczęły być ważniejsze niż nauka o wzroście gospodarczym, nie mówiąc już o rozwoju.

Ekonomia przestała być nauką społeczną?– Co więcej, stała się nauką techniczną. Jednocześnie banki – kiedyś służące jako smar usprawniający funkcjonowanie ma-chiny gospodarczej – same stały się przed-siębiorstwami, których interesy zaczęły działać na niekorzyść sporej części społe-czeństwa. Z zyskami często wielokrotnie

trahentów – oraz zapewniają sobie lepsze warunki życia. Ale zgodnie z takim syste-mem wartości można powiedzieć, że Chile za Augusta Pinocheta było krajem bardziej wolnym niż Szwecja za Olofa Palmego, bo gwarantowało więcej swobody w działa-niach rynku.

W tym sensie to system, a nie poszcze-gólnych ludzi można uznać za winnych moralnych wypaczeń. Tyle że to ludzie tworzą przecież systemy polityczno-go-spodarcze i odpowiadają za ich rozwój, a wreszcie – zanik. To, co teraz wiele osób w Polsce uważa za esencję kapitalizmu, czyli system neoliberalny z dominującą rolą instytucji finansowych, może więc kiedyś zniknąć, jeśli kolejne pokolenia nie będą chciały dłużej w nim funkcjonować.

Na razie nic nie wskazuje na to, że system się zmieni. Zadłużone państwa i instytucje, które doprowadziły do moralnego hazardu, wciąż mają karty na stole…– Zmiany w systemach, również etycz-nych, zachodzą bardzo wolno, a histo-ria nie daje dowodów na postęp moralny. Zawsze będzie istniała określona grupa ludzi, która będzie usiłowała narzucać swoje wartości i osiągać własne korzyści kosztem innych. Z kolei oczekiwania lu-dzi z tzw. niższych kategorii, dotyczące na przykład prawa do mieszkania, urlopu, opieki zdrowotnej, uznawane są często za przywileje, a nie prawa, i nie są respekto-wane, nawet jeśli są zagwarantowane na przykład w konstytucji.

Jedynym wyjściem, choć częściowym, z tej pętli systemowej jest podejście, o któ-rym mówił brytyjski historyk idei i filo-zof Isaiah Berlin – według niego podstawą społeczeństwa liberalnego jest pluralizm. Nie oznacza to, że każdy może tworzyć własne zasady moralne, ale że nikomu nie jest narzucany jeden obowiązujący system wartości, niezależnie od tego, czy robią to politycy, czy ekonomiści. ^

Zawsze będzie istniała grupa ludzi, która osobiste korzyści osiągnie kosztem innych – mówi prof. Paweł Kozłowski z Polskiej Akademii Nauk. Ale im bardziej pluralistyczne społeczeństwo, tym większa szansa, że nie tylko pieniądze będą rządzić światem.ROZMAWIA MAGDALENA KRUKOWSKA

Wyjście z pętli

Prof. Paweł Kozłowski jest socjologiem i ekonomistą.

Zajmuje się ekonomią polityczną oraz ekonomią

transformacji. Jest zastęp-cą dyrektora do spraw

naukowych Instytutu Nauk Ekonomicznych PAN

090_NW_43.indd 4090_NW_43.indd 4 12-10-19 20:3512-10-19 20:35