32
GÓRNO ŚLĄZAK Gazeta Związku Górnośląskiego MIESIĘCZNIK BEZPŁATNY STYCZEŃ – LUTY NR 1‒2 (5) 2015 ISSN 2391‒5331 Jubileusz Koła Zabrze 25. rocznicę swego powstania święto- wało Koło Zabrze. Ćwierćwiecze działal- ności Koła w rozmowie z nami podsu- mowuje prezes Herbert Kopiec. Temat numeru: Górnictwo Przemysław Stanios analizuje ostat- nie protesty w kopalniach. O komentarz poprosiliśmy też wiceprezesa Bractwa Gwarków Jerzego Mańkę. Na Śląsku Opolskim O Ślązakach i… Grekach rozma- wiamy z profesor Joanną Rostropowicz. Ponadto piszemy o kole Grabina oraz o obozie pracy w Łambinowicach. czytaj na str. 4‒5 Fot. Sebastian Świerczyński czytaj na str. 14‒16 czytaj na str. 17‒21

Gazeta Związku Górnośląskiego - Silesian Digital Library nr 1-2_2015.pdf · 13:15-14:00 – prezentacja materiałów edukacyjnych IPN Tragedia w cieniu ... Rafał Kula, Anna Morajko,

  • Upload
    dinhnhu

  • View
    222

  • Download
    0

Embed Size (px)

Citation preview

GÓRNOŚLĄZAKGazeta Związku Górnośląskiego

MIESIĘCZNIK BEZPŁATNY STYCZEŃ – LUTY NR 1‒2 (5) 2015 ISSN 2391‒5331

Jubileusz Koła Zabrze25. rocznicę swego powstania święto-

wało Koło Zabrze. Ćwierćwiecze działal-ności Koła w  rozmowie z  nami podsu-mowuje prezes Herbert Kopiec.

Temat numeru: GórnictwoPrzemysław Stanios analizuje ostat-

nie protesty w kopalniach. O komentarz poprosiliśmy też wiceprezesa Bractwa Gwarków Jerzego Mańkę.

Na Śląsku OpolskimO  Ślązakach i… Grekach rozma-

wiamy z profesor Joanną Rostropowicz. Ponadto piszemy o  kole Grabina oraz o obozie pracy w Łambinowicach.

czytaj na str. 4‒5

Fot.

Seba

stian

Św

ierc

zyńs

ki

czytaj na str. 14‒16 czytaj na str. 17‒21

Pamiątkowe wspólne zdjęcie wszystkich, którzy ten dzień przygotowali

Członkowie Koła Katowice-Śródmieście to wypróbowani przyjaciele „Mini Małego Śląska”

Rodzice, dzieci, nauczyciele w Domu Śląskim obchodzą jubileusz przedszkolnego zespołu regionalnego. Dobra wróżba!

Urodzinowy bochenek chleba zamiast tortu. Fascynujące!

Program Forum11:00-11:15 – rozpoczęcie forum, wystąpienia gospodarzy

i zaproszonych gości

11:15-12:15 – Definicja Tragedii Górnośląskiej – Sebastian Rosenbaum (Instytut Pamięci Narodowej Oddział w Katowicach)

– Deportacja Górnoślązaków do ZSRR – dr Dariusz Węgrzyn (Instytut Pamięci Narodowej Oddział w Katowicach)

12:15-12:45 – Sytuacja Mazurów w 1945 r. – Henryk Hoch (Przewodniczący Związku Stowarzyszeń Niemieckich na Warmii i Mazurach)

12:45-13:15 – Lamsdorf–Łambinowice. Miejsce z podwójną przeszłością – dr Renata Kobylarz-Buła (zastępca dyrektora Centralnego Muzeum Jeńców Wojennych w Łambinowicach – Opolu)

13:15-14:00 – prezentacja materiałów edukacyjnych IPN Tragedia w cieniu „wyzwolenia”. Górny Śląsk w 1945 roku – Anna Skiendziel, Lucyna Staniczek, dr Kornelia Banaś

14:00-14:15 – Realizacja tematu Tragedii Górnośląskiej na lekcjach historii w gimnazjum – Tomasz Świdergał (Gimnazjum nr 19 w Katowicach)

14:15-14:30 – zakończenie forum, podsumowanie

14:30 – poczęstunek

5-lecie „Mini Małego Śląska”

3www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAK

Piękne słowa…

Odwieczny dylemat populistów: mówić pięk-nie czy mówić prawdę? Piękne słowa nie za-wsze są  prawdziwe, a  prawdziwe nie zawsze

są piękne. Być może jednak w szczególnych przypad-kach da się te dwie cechy pogodzić. Czy jednak po-winniśmy za  wszelką cenę dążyć do  tej wyidealizo-wanej syntezy? Czy mówienie prawdy może zamknąć drzwi do  krainy sukcesu, zrazić do  siebie tych poli-tycznie poprawnych czy też zrujnować karierę?

Zapewne każdy odpowie na te pytania indywidual-nie, ale czy uczciwie? Czy wystarczy odwagi, by przy-

znać się do konformizmu i egocentryzmu?!Zacznę od  siebie. Niemal rok od  powierzenia nowemu zarządowi trud-

nej misji nadania Związkowi nowego oblicza – z  jednej strony nowoczes-nego, a z drugiej szanującego i pielęgnującego tradycję – mogę z pełną od-powiedzialnością stwierdzić, że wiele wspaniałych rzeczy udało się, wiele jest w trakcie realizacji, inne zaś poległy na ołtarzu nietrafnych decyzji bądź ludz-kiej nieodpowiedzialności.

Mistrzowską drużynę buduje się latami, aż do momentu, gdy stanie się mo-nolitem, złożonym z zaufanych i oddanych sprawie zawodników. Nasza dru-żyna stale podlega modyfikacjom i  ciężkiemu treningowi. Wykrystalizował się jej trzon, animujący większość ważnych dla Związku działań. Pozostałe pozycje są jednak nie mniej potrzebne i istotne. Różnorodność charakterów, wizji i dążeń prowadzi czasem do niezdrowych relacji. Dzieje się tak w każ-dej dynamicznej organizacji aspirującej do znaczącej i ważnej pozycji w regio-nie. To jedyne, choć słabe, pocieszenie. Prawda w tym temacie jest strażą po-żarną na płonące obszary plotek i niezdrowych domysłów. Może nie jest ona piękna, ale pozwala na  jasność określenia: Who is who? Na tym polu czeka nas jeszcze bardzo wiele pracy i, być może, doboru nowych członków zarządu w miejsce tych, którzy z różnych przyczyn opuścili nasz z trudem budowany dream team.

Jestem zdania, że  mówienie prawdy o  sprawach trudnych i  niewygod-nych oczyszcza atmosferę i pozwala być czujnym na wszelkie zagrożenia we-wnętrzne i zewnętrzne, których nie brakuje w dzisiejszym, pochłoniętym wy-ścigiem szczurów, świecie. Nowoczesne technologie umożliwiają niesłychaną szybkość przepływu informacji, pozwalają na  ujawnianie wszelkich prawd, półprawd bądź zmanipulowanych informacji. Nasza w tym głowa, aby je od-powiednio wyselekcjonować i zinterpretować.

To właśnie szczerość i prawda, nawet ta najbardziej gorzka, podpowiadają nam, jakie kroki naprawcze należy podjąć, by uniknąć w przyszłości skutków zaniechania i milczenia. Świat w dobie szybkiego przepływu informacji może obronić się tylko otwartym tekstem i transparentną treścią! Wiadomości o re-gionach ogarniętych epidemiami, o  zamachach terrorystycznych, o  pigułce „dzień po”, o odkłamanej historii, o osiągnięciach medycyny czy też sytuacji w górnictwie muszą być wiadomościami prawdziwymi, a nie pięknymi.

Pośpieszna ucieczka od trudnych, a czasem nawet bardzo bolesnych, wieści nie jest panaceum na troski i nie eliminuje zagrożeń. Pośpiech rodzi kwaśne owoce.

Naszym szanownym Czytelnikom życzę, aby jak najwięcej poznawanych prawd należało do pięknych, a te z gatunku niechcianych były przyjmowane z odwagą i pomysłem na ich jak najlepsze rozwiązanie.

Szczęść Boże! ■

Marek Sobczyk, Prezes Związku

Wydawca: Związek Górnośląskiwww.zg.org.plRedaguje zespół: Grzegorz Franki (redaktor naczelny), Krzysztof E. Kraus (sekretarz redakcji), Łucja Staniczkowa.Stali współpracownicy: Sławomir Jarzyna, Rafał Kula, Anna Morajko, Kamil Nowak, Przemysław Stanios, Łukasz Szostok, Anita Witek.Zdjęcia: Dawid Fik, Marta Jura.Korekta: Dominika Kraus.Adres redakcji: 40‒058 Katowice, ul. Pawła Stalmacha 17, tel. 32 251 27 25 • [email protected]ł reklamy: [email protected]: Kazimierz Leja • [email protected]: Drukarnia im. Karola MiarkiPW TOLEK Sp. z o.o.43‒190 Mikołów, ul. Żwirki i Wigury 1tel. 32 326 20 90 • www.tolek.com.pl

ISSN 2391‒5331

W numerze między innymi…Srebrny Jubileusz Koła Zabrze

| s. 4‒5Temat numeru: Górnictwo – kula

u nogi Premier Kopacz? | s. 14‒16

Na Śląsku Opolskim | s. 17‒21Kto zyskał na Zgodzie? | s. 24

oraz rubryki stałe…Z życia Związku s. 4‒7Po słowie, po dwa s. 12Chadecki głos Górnoślązaka

| s. 12‒13Lwowiacy na Śląsku: Jak Ślązacy

Lwów budowali s. 22‒23Śląskie portrety historyczne:

ks. Norbert Bonczyk s. 25‒27Recenzje s. 27‒28Śląsk w Warszawie s. 29Śląskie larmo s. 30

4 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAKZ życia Związku

Srebrny Jubileusz Koła Zabrze!

Zabrzańskie Koło Związku Górnośląskiego po-wstało już 14 listopada 1989 roku w  salce ka-techetycznej kościoła pw. św. Antoniego przy

ul. Rymera w Zabrzu. Grupa inicjatywna liczyła 5 osób, a  pierwszym Prezesem Koła został wybrany Jan Kita. Po roku działalności, na Walnym Zebraniu Sprawozdaw-czo-Wyborczym w dniu 30 października 1990 roku, Pre-zesem Koła został wybrany Herbert Kopiec, który pełni tę funkcję do dzisiaj.

W  dniu 29.11.2014  r. świętowaliśmy srebrny jubile-usz powstania Koła. W rodzinnej atmosferze, w pięknej krypcie kościoła pw. św. Józefa odprawiona została msza święta dziękczynna, którą celebrował ks. prałat Józef Ku-sche w asyście kapelana Koła – ks. Daniela Klimkiewicza.

Po  mszy świętej w  Miejskim Ośrodku Kultury „GU-IDO” odbyła się dalsza część uroczystości. W  panelu dyskusyjnym z  cyklu „Przy Śląskim Stole” dyskutowali-śmy, czy śląskość jest folklorem, czy systemem wartości. Do dyskusji obecnych wprowadził, bardzo ciekawym wy-stąpieniem, prof. Andrzej Klasik, współzałożyciel i pierw-szy prezes Związku Górnośląskiego. Poza Profesorem swoją obecnością nasz jubileusz uświetnili: pani Małgo-

rzata Mańka-Szulik – Prezydent Miasta wraz z małżon-kiem, pani Katarzyna Dzióba – Zastępca Prezydenta Miasta, pan Marian Czochara – Przewodniczący Rady Miasta, pani Urszula Koszutska – nowo wybrana Radna do Sejmiku Województwa Śląskiego oraz nasz Prezes Ma-rek Sobczyk z małżonką.

Po części oficjalnej, przy muzyce, tańcach i suto zasta-wionych stołach nastąpiła wesoła zabawa. ■

Herbert Kopiec, Prezes Koła Zabrze ZG

Dostojnym srebrnym Jubilatom życzymy kolejnych przynajmniej

25 lat świetnej działalności w Bożym błogosławieństwie!

Redakcja

5www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAK

dokończenie na str. 6

Na Koło Zabrze zawsze można liczyć!Rozmawiamy z prezesem Koła Zabrze Związku Górnośląskiego. Oto On: Herbert Kopiec, Prezes Koła Zabrze od 25 lat, budowlaniec, prowadzi własną firmę. Ojciec dwóch córek, dziadek 6 wnucząt.

Górnoślązak: Koło Zabrze należy do najbardziej sta-bilnych. Zarząd Związku zawsze mógł na Was polegać, zawsze mógł na Was liczyć. Widać to podczas ogólno-związkowych imprez, na przykład na Górze św. Anny, przy redagowaniu książki o  Związku Górnośląskim i  przy wielu innych działaniach. Jak Pan, jako prezes z  dużym doświadczeniem, pojmuje samodzielność, autonomię działania kół i  ich zależność od  Zarządu Głównego?

W czasie powstania Koła Zabrze w dniu 14 listopada 1989 roku pracowałem na kontrakcie na Węgrzech. Do-piero po powrocie, od dnia 2 kwietnia 1990 roku jestem członkiem Związku, a od dnia 30 października 1990 roku bez przerwy pełnię zaszczytne obowiązki Prezesa Koła Zabrze. Uważam, że kiedy Zarząd Związku działa w spo-sób normalny, czyli spełnia oczekiwania kół i bractw, nie ma konieczności dokonywania zmian w Statucie w celu uzyskania większej samodzielności czy też autonomii od-działów.

Wasze Koło liczy 65 członków. Liczba ta niewiele się zmieniła przez 25 lat. Z  pewnością jest to  wielka za-sługa Pana jako Prezesa Koła. Czy to kwestia Pańskiej charyzmy, czy to  poczucie odpowiedzialności człon-ków Koła za raz podjętą decyzję wyrażoną w złożoniu deklaracji, czy też może Wasze spotkania są tak atrak-cyjne, ze po prostu ludzie chcą przychodzić?

Nasze Koło obchodziło w listopadzie 2014 roku jubi-leusz 25-lecia działalności. Przez te wszystkie lata człon-kowie Koła podejmowali liczne inicjatywy kulturalne i  oświatowe, które trafiały do  wszystkich grup społecz-nych. Aktywnie włączaliśmy się w  życie kulturalne na-szego miasta. Staraliśmy się kultywować obyczaje naszych przodków oraz pielęgnować i zachować od zapomnienia piękną mowę śląską, tradycje, kulturę i śląskie zwyczaje. Ubieramy się w śląskie stroje, a nasz poczet sztandarowy uświetnia uroczystości w mieście i regionie.

Jest Pan Prezesem, który zawsze jest obecny na Kon-wencie. Często wypowiada się Pan na  istotne dla Związku tematy. Jak Pan ocenia pracę obecnego Za-rządu: z czym Pan się nie zgadza, co by Pan poradził Zarządowi, prezesowi Związku? Co  Pana martwi, a co denerwuje?

Największą bolączką poprzednich prezesów był kom-pletny brak zainteresowania pracami w  kołach. Do  na-szego Koła ani razu nie pofatygowali się panowie pre-zesi ostatnich czerech kadencji, mimo że byli zapraszani na nasze imprezy i uroczystości. Mamy nadzieję, że nowe władze Związku spełnią nasze oczekiwania, a  sympto-mem tego jest obecność prezesa Marka Sobczyka na na-szym Jubileuszu. W  zebraniach prezesów kół i  bractw biorę udział od prawie 25 lat, co nie znaczy, że mam prawo

pouczać władze Związku, jak zarządzać czy organizować prace Zarządu Głównego. Miałem jednak zastrzeżenia do  poprzednich Zarządów, ale jakakolwiek krytyka ni-czego już nie zmieni. Cieszy natomiast fakt, że nowo wy-brany Zarząd stara się wyprowadzić Związek na  prostą i to dotyczy nie tylko finansów.

Prezes Kopiec przyjmuje gratulacje z okazji 25. rocznicy powstania Koła Zabrze od Prezydent Miasta p. Małgorzaty Mańki-Szulik oraz Wiceprezydent p. Katarzyny Dzióby

W każdym kole są ludzie, którzy lubią pracować, ro-bić coś dla innych; którzy chcą, żeby w kole działo się dobrze. O kim chciałby Pan opowiedzieć?

Nasze Koło liczy obecnie 64 członków. Spotykamy się w każdy wtorek przy kawie i ciasteczkach w naszej siedzi-bie w COP przy ul. Brodzińskiego. Naszym zadaniem jest tak urozmaicić spotkania, abyśmy się nie nudzili, abyśmy byli po  prostu jedną rodziną. Dlatego śpiewamy śląskie pieśniczki z  opracowanego przez nas śpiewnika, zapra-szamy ciekawych ludzi itp. Wczoraj (tj. 27 stycznia) gości-liśmy ks. infułata Pawła Pyrchałę, który opowiedział nam bardzo ciekawe wątki ze  swojej biografii, a  przy okazji pośpiewaliśmy sobie kolędy. Muszę podkreślić wspaniałe wsparcie naszej pani Prezydent Małgorzaty Mańki-Szu-lik. Patronuje naszym przedsięwzięciom, a  jak istnieje potrzeba, to również możemy liczyć na finansowe wspar-cie Urzędu Miasta. Korzystając z okazji, pragnę tą drogą podziękować także Państwu Heldze i  Rainerowi Ciupa, Gerardowi Huczowi, Zdzisławowi Koniecznemu, Brygi-dzie Biernot za wsparcie i pomoc w kierowaniu naszym kołem.

Z jakimi kołami współpracujecie? Na czym ta współ-praca polega?

Muszę przyznać, że współpraca z innymi kołami prak-tycznie nie istnieje. Jedynym wyjątkiem jest sąsiednie Koło Gierałtowice, z  którym spotykamy się przy okazji organizowanych imprez. Na tym polu jest dużo do zro-bienia.

6 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAK

W dniu 23 stycznia 2015  r. w naszym pięknym Domu Śląskim przy ul. Stalmacha 17 w  Katowicach mie-

liśmy przyjemność gościć zespół „Mini Mały Śląsk”. Zespół powstał przy Przedszkolu nr  4 w  Radzionkowie za  sprawą Pani Barbary Bu-chacz, która w małych artystach rozbudziła chęć śpiewania.

Najważniejszym powodem naszego wieczornego spotkania była piąta rocznica powstania zespołu. Wraz z  dziećmi do  siedziby Związku Górnośląskiego przyje-chały całe rodziny, co  dodatkowo podniosło atmosferę tego ślonskigo trefu. A ponieważ odbyło się to na śląskiej ziemi i w Domu Śląskim, nie mogło być inaczej – czyli przez cały wieczór rozbrzmiewała piękna śląsko godka w  wykonaniu zarówno dorosłych, jak i  tych najmłod-szych.

Gospodarza, czyli Związek Górnośląski, reprezento-wali: Członkowie Zarządu Głównego Wiceprezes Łucja Staniczek i Jerzy Pająk oraz członkowie Kół Katowice-Po-łudnie – Ryszard Helsner i  Katowice-Śródmieście – pi-szący te słowa Henryk Polok.

Było to piękne urodzinowe spotkanie, bo – jak to w ślą-skim domu bywa – takie spotkania są zawsze autentyczne, serdeczne i niezwykle ciepłe. Były zatem występy solowe i wspólne dziecięcego zespołu; nie zabrakło także wspól-nego chóralnego śpiewu ze wszystkimi dorosłymi obec-nymi na sali, pod batutą wspomnianej i niezwykle sym-patycznej Pani Barbary. Z  okazji piątych urodzin nie zabrakło oczywiście prezentów i  słodyczy oraz poczę-

dokończenie ze str. 5

Każde koło jest inne. Czym wyróżnia się Koło Za-brze?

Priorytetem w działalności naszego Koła jest kultywo-wanie śląskich wartości, tradycji, zwyczajów oraz śląskiej godki. Dlatego staramy się uczestniczyć we  wszystkich przedsięwzięciach i  imprezach organizowanych przez młodzież zabrzańskich szkół. Współorganizujemy kon-kursy godki śląskiej, wiedzy o mieście i regionie itp. Przed świętami Bożego Narodzenia braliśmy udział w przedsta-wieniu Jasełka po  śląsku. Młodzież IV Liceum w Rokit-nicy, wypowiadając swoje kwestie wspaniałą gwarą, udo-wodniła, że  spektakl teatralny można przedstawić nie tylko w języku literackim.

Na zakończenie, Panie Prezesie, pozwolę sobie prze-kazać nasze najserdeczniejsze życzenia: aby Koło dalej tak dobrze funkcjonowało, aby Członków Wam przy-bywało i sił nie brakowało. Szczęść Wam Boże!

Pięknie dziękuję. ■

Rozmawiała Łucja Staniczkowa

Piękne spotkanie w Domu Śląskimstunku przy kawie i herbacie. Dzieci uczciły na-wet ten jubileusz szampanem (naturalnie bezal-koholowym).

W  załączeniu przekazujemy do  tych paru słów – jako specjalną dedykację dla wszystkich dzieci i  ich rodziców – okolicznościowy wier-szyk napisany przeze mnie w  naszej rodzimej gwarze śląskiej.

W imieniu Związku Górnośląskiego dziękujemy pięk-nie za  tak sympatyczne i  miłe spotkanie i  zapraszamy na  kolejne, które niewątpliwie nastąpią w  przyszłości. Pani Barbarze Buchacz gratulujemy już wspaniałych wy-ników w nauce śpiewania zarówno w gwarze, jak i w ję-zyku literackim, a także życzymy dalszej cierpliwości i wy-trwałości w pracy z tak wdzięcznym zespołem. Dzieciom natomiast gratulujemy jubileuszu oraz przede wszystkim posiadania takiego pedagoga, jakim jest Wasza wspaniała Pani Basia.

Szczęść Wam Boże!Henryk Polok

„Piątka” Mini Małego Śląska

Idzi bajtel bez podwórkoŁazi już tak łod godziny,Patrzi w gora a tu chmurkaGodo: Dzisioj Wasze urodziny. Mocie przeca aż piyńć lotek I chodzicie do przedszkolo. Cieszy Wos i piesek, kwiotek Ludzie Wos w śpiywaniu chwolom.Dzisioj Wszyjscy Wom życzymySamych slodkich, miłych dniA za roczek łoboczymy:Niych sie spełnio Wasze sny. Niych nom żyje Mini Ślonzek Como zdolność srogich czarów. Niych gyszynków mo bez liku, No i mocka piyknych darów.Wielgie dziynki Pani BasiCo mo tela ciyrpliwości,Do nauki tych bajtlikówI durch dowo moc radości. Teroz zaśpiywomy „STO LOT”, Dlo noszego Jubilata. Niych niy słucho gupich porad Przeca mo już swoje lata!

Na pamiątkę z okazji 5. rocznicy zespołu „Mini Mały Śląsk” z Radzionkowa – te słowa napisał Henryk Polok – Katowice, dn. 21.01.2015 r. ■

7www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAKZespół „Kropelka” z Pierwszą gwiazdką na Giszowcu

Życzenia: „żeby na  bezrok darzyło się wszystkim jak nigdy, coby zawdy wszyscy byli zdrowi i gryfni, żeby w  kole wszyscy się szanowali i  pszoli, żeby

na Giszowcu było bezpiecznie, a rynek w Katowicach był gotowy do spacerów do końca tego roku” składali sobie 7  stycznia na  spotkaniu noworocznym członkowie koła ZG na Giszowcu.

Tradycyjnie spotkanie odbyło się w restauracji Dworek pod Lipami. Obecni byli prawie wszyscy członkowie Koła i jego sympatycy, wśród nich emerytowany proboszcz pa-rafii św. Barbary na Giszowcu – ks. Izydor Harazin oraz Jerzy Forajter – wiceprzewodniczący Rady Miasta Kato-wice. Na  stołach były śląskie potrawy, m.in. hekele (po-trawa z  pokrojonego śledzia, ugotowanego jajka, kiszo-nego ogórka i cebuli), galert z nóżek, strucla z jabłkami. Kto nie był i  nie jadł w  Dworku pod Lipami, niech się czym prędzej wybierze!

Razem z nami na spotkaniu były dzieci z zespołu wo-kalno-tanecznego „Kropelka”, reprezentujące Stowarzy-szenie Przyjaciół Dzieci Osieroconych o  tej samej na-zwie. Stowarzyszenie od  2006  r. działa przy Hospicjum Cordis w Katowicach, a jego celem jest pomoc i wsparcie dzieci osieroconych. Mali artyści mają zapewnione pro-fesjonalne warsztaty i  fachowe kierownictwo, corocznie uczestniczą w  Letniej Szkole Artystycznej w  Koszęcinie prowadzonej przez Zespół Pieśni i Tańca „Śląsk”. W re-pertuarze zespołu jest m.in. suita śląska, tańce towarzy-skie, tańce narodowe. U nas na Giszowcu dzieci wystąpiły z  programem pt. Pierwsza gwiazdka. Była to  składanka

nastrojowych, jak i wesołych „pastorałek” i wierszy poe-tów polskich. Występ był wzruszający.

Fot. Anna Ryś

Do tradycji noworocznych spotkań należy wspólne ko-lędowanie. Tym razem wszyscy bardzo aktywnie uczest-niczyli w  śpiewaniu popularnych kolęd. Na  akordeonie przygrywał pan Jan Pawlas, członek Koła. O pastorałkach i kolędach mówiła zaś pani Ania Ryś, współzałożycielka Koła. Pani Ania i pan Jan prawie na każdym naszym spot-kaniu prowadzą wspólne śpiewy.

Naszemu noworocznemu spotkaniu przyświecały słowa św. Jana Pawła II: „Człowiek jest wielki nie przez to, kim jest, ale przez to, czym dzieli się z innymi”. ■

Helena Górska

Co słychać w Domu Śląskim

W  grudniu zakończyliśmy realizowanie dwóch projektów w  Domu Śląskim, związanych z wystawą Henryk Sławik – bohater na każdy

czas. Były to: Śląskie klimaty kulturalne i Śląska młodzież kreatywna. Z nastaniem nowego 2015 roku przygotowu-jemy się do realizacji nowych pomysłów.

W  Tygodniu modlitw o  jedność chrześcijan byli-śmy współorganizatorami spotkania ekumenicznego. 19 stycznia grupa uczestników spotkania w ramach ob-chodów Dnia Judaizmu w Kościele katolickim zwiedziła naszą wystawę poświęconą Henrykowi Sławikowi.

W ostatnim tygodniu stycznia piątą rocznicę powsta-nia obchodził u  nas zespół „Mini Mały Śląsk”; relację z obchodów można przeczytać w oddzielnym artykule.

Z początkiem lutego we współpracy z Towarzystwem Miłośników Lwowa i  Kresów Południowo-Wschod-nich i  Muzeum Historii Katowic otwarta zostanie wy-stawa Kresowianie. Zapraszamy do jej obejrzenia. Będzie ją można zwiedzać od poniedziałku do czwartku w godzi-nach od 11.00 do 14.00. Prosimy chętnych o wcześniej-

sze ustalenie dnia i godziny przybycia; jest to konieczne w celu dobrej organizacji, aby ilość grup i chętnych była możliwa do obsługi przez przewodnika. Zgłoszenia pro-simy kierować do naszej siedziby przy ulicy Pawła Stal-macha 17, pod numerem telefonu: 32 251 27 25. Wstęp na wystawę jest bezpłatny. Zapraszamy.

Aktualnie zmieniana jest wystawa z  cyklu Dwa tyd-nie i szlus, przygotowana tym razem przez Koło Związku Górnośląskiego Halemba, a  poświęcona papieżowi Ja-nowi Pawłowi II.

W tym roku przypada 70. rocznica tragicznych wyda-rzeń, jakie miały miejsce na  Śląsku po  wkroczeniu Ar-mii Czerwonej. Radni Sejmiku Województwa Śląskiego zdecydowali, że rok 2015 będzie w województwie śląskim Rokiem Tragedii Górnośląskiej. Pojęcie Tragedii Gór-nośląskiej odnosi się do  aktów terroru wobec Ślązaków – mowa tu o aresztowaniach, egzekucjach i wywózkach m.in. na Sybir, do kopalń Donbasu i Doniecka. Szacuje się, że na wschód wywieziono (według różnych opraco-wań) do 90 tysięcy ludzi. Wielu z nich nigdy nie powró-

dokończenie na str. 8

8 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAK

W lutym w Domu Śląskim zostanie otwarta ko-lejna wystawa, tym razem poświęcona Kre-sowiakom na  ziemi śląskiej. Ekspozycja

ta powstaje dzięki współpracy dwóch „25-latków” – To-warzystwa Miłośników Lwowa i  Kresów Południowo--Wschodnich oraz Zwiąku Górnośląskiego. Organizacje te od  lat wspólnie na  szczeblu miejskim (np.  Tychy lub Gliwice) podejmują różne inicjatywy.

dokończenie ze str. 7

PożegnaniePanie Henryku!

To nieprawda, że nie ma ludzi niezastąpionych!Na Konwentach prezesów pozostanie po Panu

już na zawsze puste krzesło, niezależnie od tego, kto będzie na nim siedział.

Zarząd i  trzydziestu pięciu prezesów kół Związku Górnośląskiego dziękuje Panu za  lek-cje odwagi i  rozwagi w  wyrażaniu swoich prze-konań i ocen, lekcje mądrości w czerpaniu wie-dzy i uczenia się z doświadczenia innych, lekcje niedościgłej skromności w  pomniejszaniu swo-ich zasług i dostrzeganiu innych, lekcje wierności przekonaniom i lojalności wobec ludzi.

Dziękujemy Panu za  książkę, która stanie się lekturą obowiązkową dla każdego, kto chce zro-zumieć Śląsk i Ślązaka; dla każdego, kto chce po-być w klimacie Śląska, który odchodzi; dla każde-go, kto chce wiedzieć coraz więcej o Śląsku.

Panie Henryku!Należał Pan do tych, o których się mówi: „Prze-

szedł przez życie, dobrze czyniąc”. Zapamiętamy Pana właśnie takim – dobrze czyniącym. I mówi-my: Do zobaczenia!

Tak pożegnaliśmy Henryka Tomanka, założyciela i długoletniego prezesa Koła Ligota Związku Górnoślą-skiego w dniu pogrzebu 23 stycznia 2015 roku w Bazylice Panewnickiej w Katowicach-Ligocie. Niech odpo-czywa w pokoju!

ciło do domów. W Domu Śląskim pragniemy zorganizo-wać wystawę poświęconą tym smutnym wydarzeniom. Aktualnie zbieramy relacje ludzi wywożonych, katalogu-jemy zdjęcia, opracowujemy projekt wystawy. Mamy na-dzieję, że w maju uda się zrealizować rozpoczęty projekt. Będziemy jeszcze o tym przypominać i informować.

W  nadchodzącym czasie planujemy także inne pro-jekty, ale na tym etapie trudno o nich wszystkich wspo-minać, gdyż trwają jeszcze rozmowy z  prowadzącymi. Dlatego bardzo prosimy o śledzenie naszej strony inter-netowej www.zg.org.pl, na której będziemy udzielać bie-żących informacji. ■

17 listopada 2014 roku odbyło się spotkanie na szczeblu wojewódzkim, inicjujące tym razem formalne rozpoczę-cie obustronnej współpracy. Gospodarzem tego spotka-nia był Związek Górnośląski. Towarzystwo Miłośników Lwowa i  Kresów Południowo-Wschodnich reprezento-wali przedstawiciele górnośląskich oddziałów z Tychów, Katowic, Gliwic oraz Zabrza.

Poznawanie określonych wydarzeń z  minionych lat, a  zwłaszcza z  XX wieku, to  niekwestionowana korzyść dla uczestników obu stron współpracy. Podczas pierw-szego spotkania prezes tyskiego oddziału TMLiKPW Ja-nina Półtorak przypomniała okoliczności walk w  obro-nie Lwowa przez słynne Orlęta Lwowskie w  listopadzie 1918 roku oraz pokazała szereg fotografii z uroczystości poświęcenia Wojskowego Cmentarza Orląt Lwowskich w 2005 roku.

Podczas owocnej dyskusji przypomniano, że 22 lutego 2015 roku obchodzić będziemy 100. rocznicę urodzin wielkiego, lecz zapomnianego poety Zygmunta Rumla, który mimo że zginął śmiercią męczeńską z rąk opraw-ców z Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA) w wieku za-ledwie 28 lat, to pozostawił wspaniały dorobek w postaci wielu wierszy, a nawet poematów. ■

Kresowiacy w Domu Śląskim

9www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAKPo VII Balu Karnawałowym Związku Górnośląskiego

17 stycznia, już po raz siódmy, niezmiennie w Sta-rochorzowskim Domu Kultury na  tzw. Kraj-coku, w prawdziwie karnawałowej scenerii od-

był się Bal Karnawałowy Związku Górnośląskiego oraz mieszkańców naszego regionu.

Jak zwykle impreza wypadła znakomicie. Na  sali ze-brali się przedstawiciele kół: Bykowina i  Kochłowice z Rudy Śląskiej, Południe i Śródmieście z Katowic, a także sympatycy Związku oraz mieszkańcy regionu, z przewagą bytomian i chorzowian – w sumie ok. 140 osób.

Po raz pierwszy uczestnikami Balu byli członkowie Za-rządu Głównego, tj. Prezes Marek Sobczyk, Wiceprezes Grzegorz Franki oraz Jerzy Pająk.

Jednak największą niespodzianką w  sensie organiza-cyjnym były patronaty honorowe, które nad VII. edycją Balu przyjęli Poseł do Parlamentu Europejskiego Marek Plura oraz Poseł na Sejm RP Jan Rzymełka.

Wszystko zaczęło się o godz. 19.30 od oficjalnego po-witania uczestników Balu przez Organizatorów, czyli Związek Górnośląski oraz Starochorzowski Dom Kul-tury, który reprezentował Sebastian Szajek. Po  krótkich słowach Prezesa Związku oraz patronów honorowych nastąpiło przekazanie przysłowiowej pałeczki dla Wodzi-reja, którym był – oczywiście jak co roku – niezawodny „Książę Lipin”, czyli Andrzej Potępa. Wraz z wodzirejem imprezę rozpoczęliśmy od odśpiewania piosenki „Na po-czątek” na melodię Pije Kuba do Jakuba z tekstem Hen-ryka Poloka.

Potem już rozpoczęły się tańce. Przygrywał zespół „Akord Band”. Pierwszym tańcem był polonez, prowa-dzony przez Państwa Rzymełków. Jednym z  konkur-sów, jak co  roku, były zmagania z  gwarą śląską, które z ogromną przewagą wygrała Pani Małgosia z Rudy Ślą-skiej (po  raz kolejny dominuje w  tym konkursie Ruda Śląska-Bykowina – brawo!).

Przyjemną niespodzianką dla wszystkich uczestników Balu był występ zawodowej pary tanecznej, która brawu-rowo wykonała kilka tańców klasycznych, za które zebrała gorące brawa i… musiała bisować. Następny konkurs, który przygotował i  poprowadził Jan Rzymełka, wyma-

gał znajomości klamorów i inkszych gratów stosowanych dawniej na Śląsku, o których wielu już zapomniało. Po-przeczka było postawiona wysoko i  trudno było podać nazwy sprzętów, no ale za to było sporo emocji.

Już tradycyjnie o  godz. 24.00 wspólnie, przy zapalo-nych zimnych ogniach, zaśpiewaliśmy kolędę Cicha noc. Ten moment zawsze robi na mnie ogromne wrażenie!

Największa atrakcja tegorocznego Balu została oczywi-ście na deser. Był to zapowiadany konkurs ze znajomo-ści zagadnień dotyczących Unii Europejskiej, w którym główną nagrodą był 3-dniowy wyjazd dla 2 osób do Bruk-seli. Fundatorem tej nagrody był europoseł Marek Plura, członek Koła Katowice-Śródmieście. Z pięciu par, które zgłosiły się do tego konkursu, najlepszą okazała się para z Rudy Śląskiej i to ona wyjedzie w lipcu tego roku do sie-dziby Parlamentu Europejskiego.

Ok.  godz. 2.00 wszyscy uczestnicy Balu w  wielkim wspólnym kole odśpiewali piosenkę „Na pożegnanie”.

Po  wodzireju do  akcji wkroczył didżej, przewidziany dla młodszej i  bardziej wytrzymałej części sali. Zabawa trwała do białego rana.

Mam nadzieję, że  wszyscy uczestnicy tegorocznego Balu wrócili do swoich domów rozbawieni i wyluzowani – i już czekają na bal przyszłoroczny.

W tym miejscu bardzo serdecznie dziękuję wszystkim Uczestnikom, którzy kolejny raz pokazali, że  tu, na Ślą-sku, przetrwała tradycja dobrych, dużych i kulturalnych zabaw w  okresie karnawału i  że  oprócz pracy i  innych obowiązków Ślązacy potrafią znaleźć czas na kulturalną rozrywkę przy dobrej muzyce i we wspaniałym towarzy-stwie. Słowa podziękowania kieruję również do Andrzeja Malisza z Bykowiny oraz Sebastiana Szajka z SDK, którzy wsparli mnie w przygotowaniu upominków dla uczestni-ków przeprowadzonych konkursów.

Wszystkich uczestników tegorocznej zabawy – i  nie tylko! – zapraszam już teraz (o ile Bóg pozwoli) na przy-szłoroczny VIII Bal Karnawałowy Związku Górnoślą-skiego – oczywiście w trzecią sobotę stycznia 2016 roku i oczywiście na chorzowski Krajcok. Przidźcie zaś! ■

Współorganizator i uczestnik – Henryk Polok

10 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAK

28 stycznia w Murckach28 stycznia, jak co  roku, przy położonych w  Katowi-

cach-Murckach mogile i pomniku żołnierzy węgierskich rozstrzelanych przez Armię Czerwoną w 1945 roku, od-była się uroczystość uczczenia pamięci i  złożenia kwia-tów przez przedstawicieli władz węgierskich i  polskich.

Koło Murcki na znak solidarności z żołnierzami walczą-cymi w  obcych mundurach od  lat opiekuje się grobem i utrwala pamięć o poległych.

Fotografował: Sebastian Świerczyński

Na uroczystość przybyła Pani Konsul Generalna Węgier Adrienne Körmendy

Pochód zmierzający do zbiorowej mogiły i pamiątkowej tablicy otwierały poczty sztandarowe Związku Górnośląskiego pod kierownictwem Krzysztofa Kowalskiego

Pamiątkowa tablica 24 węgierskich jeńców wojennych zastrzelonych przez oddział Armii Czerwonej 28 stycznia 1945 roku ufundowana staraniem Koła Murcki Związku Górnośląskiego

Orkiestra dęta KWK Staszic-Murcki odegrała hymny węgierski i polski

Proboszcz parafii pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa ks. Paweł Szumilas odprawił krótkie nabożeństwo przy pamiątkowej tablicy

Delegacja Związku Górnośląskiego wraz z Wiceprezydentem Miasta Katowice Mariuszem Skibą w drodze na miejsce pamięci

Fotoreportaż

11www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAK

Pani Konsul Generalna Węgier Adrienne Körmendy czuje się zawsze w Murckach, jak wśród swoich Ile godności w twarzy naszych Śłązaczek!

Mszę św. celebrował kapelan Związku Górnośląskiego ks. kanonik Paweł Buchta

Obok seniorów – młodzież murckowskich szkół

Poczty sztandarowe Związku Górnośląskiego, Koła Murcki, Koła Brzezinka i Bractwa Pielgrzymkowego

Goście byli przyjmowani przez Koło Murcki po królewsku!

Prezes Koła Murcki Jan Broda pełnił honory gospodarza z godnością i wielką serdecznością

12 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAK

Większe bezpieczeństwo konsumentów na rynku?

25 grudnia weszła w  życie nowa ustawa o  prawach kon su men ta. Reguluje ona prawa konsumenta w  relacji z  przed-

siębiorcą w zakresie zawieranych umów zarówno w  lokalu przedsiębiorcy, przez telefon czy inter-net, a także poza lokalem przedsiębiorcy.

Nieważna jest obecnie umowa zawarta przez telefon, jeżeli konsument nie potwierdzi jej na  piśmie. Nowe przepisy dbają natomiast o  to, aby konsument wiedział o wszelkich kosztach, jakie będzie musiał ponieść. Sprze-dający ma obowiązek poinformować kupującego o przy-sługujących mu prawach, zwłaszcza w zakresie odstąpie-nia od umowy czy reklamacji towaru.

Nowa ustawa wydłużyła do 14 dni okres, w któ-rym konsument może bez podawania przyczyny odstąpić od umowy zawartej poza lokalem przed-siębiorcy lub na odległość. Ustawa uprościła rów-nież procedurę związaną z  reklamacją zakupio-nego towaru. Konsument obecnie może według

własnego uznania domagać się od  sprzedawcy obniże-nia ceny towaru, zaś w przypadku, gdy wada jest istotna, może odstąpić od umowy.

Wyrażam głęboką nadzieję, że nowe przepisy zwiększą bezpieczeństwo konsumentów na rynku towarów i usług.

Ewa Kołodziej, poseł na Sejm RP

Pozarządowy optymizm

W ostatnich latach nastąpił w Polsce bar-dzo widoczny renesans aktywności różnego rodzaju form organizacji spo-

łecznych. Sytuacja taka jest niewątpliwie rezul-tatem przemian ustrojowych, które zainicjowały powstanie nowej przestrzeni społeczno-gospo-darczej, wcześniej wypełnionej przede wszystkim przez państwo.

Postęp w budowie nowoczesnego państwa, jaki doko-nał się w ciągu minionego ćwierćwiecza, warto mierzyć właśnie przez pryzmat rozwoju organizacji pozarządo-wych. Ich rola jest ogromna. To one, działając w interesie publicznym, budują więzi społeczne, jednocząc ludzi wo-kół konkretnego, potrzebnego społeczności dobra.

25 lat to  także dla trzeciego sektora ćwierć wieku doświadczeń. W  sejmowej podkomisji ds. współpracy z organizacjami pozarządowymi pro-cedowane są właśnie założenia do projektu nowe-lizacji ustawy o działalności pożytku publicznego.

Nie sposób przewidzieć dzisiaj, jaki będzie finał tych działań. Jednak samo ich podjęcie, jak i fakt, że pro-jekt stworzono na podstawie uwag spływających od orga-nizacji pozarządowych, napawają optymizmem.

I  to  optymizmem uzasadnionym, że  oto na  naszych oczach NGO-sy uzyskują należną im w państwie auten-tyczną podmiotowość. Nareszcie. ■

dr Jerzy Ziętek, poseł na Sejm RP

Chadecki głos Górnoślązaka

Nauczmy Europę, kto to jest Ślónzok

Za mną pół roku posłowania w Parla-mencie Europejskim, a  przede mną prawie pięć lat. Chcę je  wykorzy-

stać do tego, aby Europie przypomnieć, czym jest Śląsk, kim są Ślązacy, bo Europa już o Śląsku za-pomniała i powinna go odkryć na nowo.

Wspólnie ze  Związkiem Górnośląskim za-cznę tę  edukację delikatnie, z  uśmiechem. Jesz-cze przed wakacjami bydymy oblykać Manneken Pis’a, czyli sikającego chłopca, bo takie jest tłumaczenie nazwy rzeźby tego sagigo bajtla, kiery jsco do fontanny. Ten sym-

bol Brukseli jest ubierany za zgodą władz miasta w  różne tradycyjne stroje. Udało mi  się uzgod-nić możliwość uroczystego oblykanio tego kar-lusa we ślónskie szaty. Natomiast jesienią sprawa o wiele poważniejsza. Będzie to wystawa w Par-lamencie Europejskim, która opowie o tym, kim są Ślązacy, czym był i  jest dziś nasz heimat. Bę-dzie to historia opowiedziana poprzez szczególne

osobowości, a każda z nich to Silesius – Ślónzok, nieza-leżnie w  jakim państwie żył i  jakim mówił językiem –

Po słowie, po dwa

13www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAKważne, że czół się Ślązakiem, że kochał swoją małą ojczy-znę, że ją kształtował i sławił.

Chcę jednak, żeby była to  nie moja, ale nasza wy-stawa, dlatego zachęcam wszystkich Czytelników, aby do  końca marca 2015 na  adres redakcji nadsyłali swoje pomysły na postaci, które chcieliby pokazać w Brukseli. Wśród uczestników tego plebiscytu wylosujemy 2 miej-sca na 4-dniowy wyjazd do Europarlamentu w czasie ot-warcia wystawy.

Na  dobry początek chcę się podzielić moimi pro po-zycjami.

Św. Jadwiga Śląska. Dziś jest ona pięknym symbolem śląskiego obyczaju i  kultury asymilującej to, co  piękne i  dobre z  Niemiec i  Polski, choć zawsze trwającej przy własnych, rodzinnych tradycjach… Dla mnie ideał! Po-chodziła z Bawarii, wyszła za mąż za śląskiego i wielko-polskiego księcia Henryka I  Brodatego. Ożywiała życie religijne Śląska, fundując kościoły i  sprowadzając du-chownych z Niemiec. Pomagała niemieckim osadnikom na Śląsku, wspierając rozwój rolnictwa. Rozwijała opiekę nad ubogimi, fundowała szpitale. Była pełna cech tak bli-skich Ślązakom, jak skromność i zaangażowanie w pracę oraz spolegliwość ugruntowaną w lokalnej wspólnocie.

Książę Władysław Opolczyk. Dziś jest on jedną z le-gendarnych postaci wzmacniających poczucie śląskiej dumy. Dał nam złotego orła śląskiego w koronie i żółto--modrą śląską flagę. Jest symbolem siły władców śląskich. Władał kilkoma księstwami na Śląsku i w Polsce. Mimo iż formalnie był lennikiem czeskim, zarządzał Królestwem Węgierskim i Polskim oraz Rusią Halicką (to mniej wię-cej dzisiejsza Zachodnia Ukraina, stąd na ukraińskiej fla-dze jego odwrócone barwy). Bronił Polski przed Litwi-nami, bratając się z Krzyżakami. Do parteru sprowadził go Litwin Władysław Jagiełło – nomen omen król Polski. Opolczyk wzmocnił Śląsk, między innymi wzmacniając Kościół. Sprowadził tu cystersów, którzy nauczyli nas no-wocześnie gospodarzyć. W Częstochowie ulokował pau-linów z Węgier i obdarował ich do dziś cudami słynącą ikoną Bogurodzicy, którą przywiózł z klasztoru w ruskim Bełzie.

Książę Jan II Dobry. Gospodarny, nowoczesny, mi-łujący lud, lojalny lennik czeski, miłośnik kultury pol-skiej i  przyjaciel polskich królów oraz ich niemieckich rodzin – słowem: ideał Ślónzoka! Ostatni piastowski władca Górnego Śląska. Na przełomie XV i XVI w. zjed-noczył region, wydobywając go z dzielnicowego niebytu i  nadając mu duże znaczenie gospodarcze. Wzbogacił Opole. Zakładał kopalnie (m.in. Tarnowskie Góry) we-dług własnego prawa górniczego, tzw. Ordunku Gornego. Brał w obronę chłopów przed uciskiem ze strony szlachty, ustanawiając tzw. Przywilej Hanuszowy z roku 1531. Je-den z jego zapisów stanowił, iż po śmierci księcia najwyż-szą władzą w  księstwie miał być sejmik ziemski. Nigdy jednak do tego nie doszło, gdyż księstwo posiadł jego są-siad książę karniowski (dziś czeski Krnov) i bytomski – Jerzy Hohenzollern-Ansbach, rodem z Bawarii.

Georg von Giesche… i jego spadkobiercy. Protoplasta potęgi przemysłowej Górnego Śląska. Urodził się w XVII wieku w  Schmartsch (dziś Smardzów) na  Dolnym Ślą-sku w rodzinie szlachty małopolskiej. Ożenił się z kupie-cką wrocławianką. Na początku XVIII w. otwarł kopalnię galmanu pod Bytomiem. Firma rodziny Giesche konty-nuowała działalność w XIX i XX wieku, stając się jedną z większych w Europie Środkowej. Po I wojnie światowej większość majątku spółki znalazła się w Polsce.

John Baildon i  Fryderyk Reden. Jako swoisty tan-dem są  wzorem nowoczesności Górnego Śląska. John Baildon, urodzony w XVIII wieku w Szkocji, mieszkał i zmarł w Gliwicach – inżynier uważany za ojca współ-czesnego hutnictwa. Friedrich von Reden, urodzony w XVIII wieku w Dolnej Saksoni – minister w rządzie pruskim. Z  jego inicjatywy wprowadzono na  Górnym Śląsku innowacje technologiczne w górnictwie i hutni-ctwie, dzięki czemu nasz region zawdzięcza mu ożywie-nie gospodarcze spowodowane rozwojem przemysłu. Według pomysłu von Redena Baildon opracował na te-renie obecnego Chorzowa projekt Królewskiej Huty (Königshütte) – wówczas najnowocześniejszej. Obaj za-projektowali Kanał Kłodnicki. Zbudowany przez Bail-dona wielki piec w Tarnowskich Górach był pierwszym tego typu w Europie. Zbudował nowatorską hutę cynku w Katowicach-Wełnowcu.

Konstanty Wolny. Wzór Górnoślązaka – samorzą-dowca. Katowiczanin rodem z Bujakowa. Śląski działacz narodowy i społeczny, współautor Statutu Organicznego Województwa Śląskiego, pierwszy i wieloletni marszałek Sejmu Śląskiego. Politycznie bliski mi chrześcijański de-mokrata.

Wojciech Korfanty. Najwybitniejszy z  nieżyjących Ślązaków – polityków, rodem z  Siemianowic Śląskich. Wicepremier, poseł, senator, chrześcijański demokrata, oponent Józefa Piłsudskiego. Przywódca propolskich po-wstańców, współtwórca i obrońca autonomii Wojewódz-twa Śląskiego. Politycznie bliski mi chadek. Legenda ślą-skiej polityki…

Zefyl Koždůń – Josef Koždoň – Josef Koždon. Gdy-bym żył w jego czasach, byłby moim idolem. Może jesz-cze będzie? Urodził się w XIX wieku we Lysznyj, obecnie Lesznej Górnej koło Cieszyna. Ślónzok, obywatel Au-stro-Węgier i  Czechosłowacji. Polityk śląski, założyciel i przywódca Śląskiej Partii Ludowej, sekretarz generalny Związku Ślązaków, zwolennik autonomii i niepodległości Śląska, ideolog narodu śląskiego. Działacz społeczny i sa-morządowy, poseł Śląskiego Sejmu Krajowego w Austro--Węgrzech.

Jerzy Buzek. Wzór współczesnego Górnoślązaka – Eu-ropejczyka. Urodził się w Śmiłowicach na Zaolziu. Naj-wybitniejszy z żyjących Ślązaków – polityków. Mąż stanu. Premier – reformator, między innymi przywrócił Woje-wództwo Śląskie, choć już bez autonomii. Przewodni-czący Parlamentu Europejskiego. ■

Marek Plura

14 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAKTemat wydania

Górnictwo – kula u nogi Premier Kopacz?Od kilku tygodni obserwujemy kryzysową sy-tuację na Śląsku. Na początku strajkowały tyl-ko cztery kopalnie, lecz bardzo szybko dołą-czyła do nich cała Kompania Węglowa oraz Jastrzębska  Spółka Węglowa.  Dzisiaj  bardzo ciężko  znaleźć  osobę w  rządzie  lub  w  opo-zycji, która w sposób przejrzysty jest w stanie podać rozwiązanie całego problemu.

Krótka historiaDla przypomnienia: cztery kopalnie, które rozpoczęły

strajk w  związku z  rzekomym planem restrukturyzacji, to  „Bobrek-Centrum” w  Bytomiu, „Brzeszcze” w  miej-scowości o  tej samej nazwie, „Pokój” w  Rudzie Śląskiej oraz „Sośnica-Makoszowy” w  Gliwicach i  Zabrzu. Pro-testy rozpoczęły się już 9 stycznia. W  kolejnych dniach do akcji dołączyły załogi pozostałych czternastu kopalń Kompanii Węglowej.

PorozumienieW  porozumieniu pomiędzy stroną rządową a  związ-

kami zawodowymi z  dnia 17 stycznia czytamy o  pla-nie ratowania tych czterech wymienionych powyżej ko-palń. Pierwszy punkt porozumienia mówi, że ze względu na  bezpieczeństwo energetyczne kraju rząd wystąpi do  Komisji Europejskiej z  wnioskiem o  skorzystanie z tzw. Europejskiego Funduszu dla Inwestycji dla sektora górnictwa węgla kamiennego.

Dodatkowo zgodnie z  porozumieniem w  sprawie planu naprawczego dla Kompanii Węglowej kopalnia „Sośnica-Makoszowy” zostanie rozdzielona na dwie czę-ści. Ruch „Sośnica” zostanie w Kompanii Węglowej, ruch „Makoszowy” przejdzie zaś do  nowo powołanej Spółki Restrukturyzacji Kopalń z gwarancją, że zostanie wyku-piony przez inwestora. Jeśli ta gwarancja by się nie speł-niła, wszyscy górnicy będą mogli wrócić do  Kompanii Węglowej. Podobny los czeka kopalnię „Brzeszcze”. Ko-palnia „Bobrek-Centrum” zostanie natomiast sprzedana spółce Węglokoks.

Problemy z alokacjąJak relacjonuje jeden górników zatrudnionych w  ko-

palni „Sośnica”, związki zawodowe na  początku bloko-wały podpisanie tzw. alokacji, czyli dokumentu wyraża-jącego chęć pracy na innej kopalni. „Sośnica” jako jedyna pozostała przy tym stanowisku aż do  samego podpisa-nia porozumienia. W pewnym momencie górnicy, zdez-orientowani całą sytuacją oraz mający dosyć strajków, chcieli zapewnić sobie pewną przyszłość właśnie poprzez podpisanie takiego dokumentu. W przypadku reszty ko-

palń alokacja została uwolniona, co większości górników wyszło na  dobre. Jednak pracownik dołowy „Sośnicy”, podpisując taką alokację, za-szkodziłby sam sobie. Bowiem ta – jako jedyna – wyszła najlepiej na  tle pozostałych, pozosta-jąc w Kompanii Węglowej. Oczywiście, jeżeli nie wierzyć w przepowiednie o nierentowności całej Kompanii na przełomie kwietnia.

Geneza problemuAby zrozumieć dzisiejszą sytuację, trzeba cofnąć się pa-

mięcią o kilka lat. Kompania Węglowa utworzona została w  2003 roku ze  zlikwidowanych pięciu innych spółek. Od  tamtego czasu przynosiła na  zmianę milionowe zy-ski oraz straty. Obecnie wydobycie węgla spada – w 2012 roku było to 39 milionów ton rocznie, a rok później już 3 miliony mniej. Wynika to między innymi z wymusze-nia na  kopalniach, aby nie pracowały na  100% wydo-bycia. Aktualnie na składach węgla w Polsce leży około 14  mln ton. Roczne zapotrzebowanie oscyluje w  grani-cach 60 mln ton. Tak duże liczby motywują co  prawda do podjęcia działań mających na celu ograniczenie wy-dobycia, ale nie wróżą niczego dobrego dla polskiego gór-nictwa. Jak donosi Instytut Gospodarki Surowcami Mi-neralnymi i  Energią Polskiej Akademii Nauk w  swojej prognozie, przy zapotrzebowaniu na węgiel energetyczny w kraju do 2030 roku trzeba będzie otworzyć około pię-ciu nowych kopalń.

Władza a górnictwoPrzez ostatnie lata kolejne rządy odsuwały problemy

górnictwa na  bok. Jest to  jeden z  najcięższych tematów do zarządzania, nie tylko dlatego, że jest problematyczny ekonomicznie, ale również z powodów… geograficznych.

Pozostałości po KWK „Szombierki”. Czy jej los podzielą kolejne kopalnie? Fot. Paweł Marynowski (licencja CC) ➧

15www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAK

Górnictwo zlokalizowane jest w jednym regionie, co uła-twia szybkie i  sprawne podjęcie strajku. Ten sam prob-lem mieli Francuzi, Niemcy i Anglicy. Ci ostatni wspomi-nają dzisiaj bardzo dobrze Lady Margaret Thatcher, która bardzo radykalnie z górnictwem sobie poradziła. Niestety tak kontrowersyjne reformy potrzebują czasu, a  przede wszystkim pomysłu, aby zostały docenione. Wielu praw-dopodobnie nad wyrost pragnie porównać Premier Ewę Kopacz do Żelaznej Damy. Niestety w Polsce to nie tylko górnicy stają przed koniecznością reorganizacji branży, lecz także kolejarze i listonosze.

Co dalej?Kopalnie są nam potrzebne, bo potrzebny nam jest wę-

giel. Forum Obywatelskiego Rozwoju wskazuje na  fakt,

KWK „Sośnica-Makoszowy” w Zabrzu i Gliwicach. Fot. Wikipedia (licencja CC)

że  węgiel importowany stanowi w  Polsce tylko 8% zu-życia węgla w  ogóle, głównie na  Pomorzu, gdzie trans-port ze Śląska nie jest tak opłacalny. Zaś głównym proble-mem Kompanii Węglowej są niska efektywność i wysokie koszty własne.

Problem górnictwa pojawia się corocznie i  wyda-wać by się mogło, że coraz więcej osób chce go rozwią-zać. Niestety bezskutecznie. Aktualna sytuacja wynika z ciągnących się latami zaniedbań, które mszczą się bez-względnie skutecznie. Obserwując stan rzeczy, nasuwa się wniosek, że  brakuje nam specjalistów oraz… chęci. Dodatkowo związki zawodowe, których w Kompanii Wę-glowej jest ponad 160 (na  14 kopalniach!) nie zawsze ułatwiają sprawę. Prawdopodobnie ograniczenie liczby związków oraz „zaciśnięcie pasa” z przywilejami pomo-głoby usprawnić górnictwo, które w  aktualnej sytuacji (obostrzenia prawne dotyczące aspektów ekologicznych i  rozwoju alternatywnych źródeł energii w  Polsce) jest nam niezbędne przez następne lata.

Ten, kto podejmie się niewygodnych reform, prawdopo-dobnie zostanie doceniony dopiero za kilka lat. A to istot-nie zmienia optykę w patrzeniu na sprawę przez rządzą-cych, którzy poddają się ocenie obywateli w  odstępach czteroletnich, a nie w perspektywie długoterminowej. ■

Przemysław Stanios

Autor jest studentem dziennikarstwa ekonomicznego i  komunikacji społecznej Uniwersytetu Ekonomicznego w  Katowicach. Mieszka w  Katowicach-Wełnowcu. Stale współpracuje z „Górnoślązakiem”.

Górnicy nie mają czego „odpuszczać”Z Jerzym Mańką, wiceprezesem Bractwa Gwarków, o aktualnej  sytuacji w górni-ctwie rozmawia Przemysław Stanios.

„Górnoślązak”: Bractwo Gwarków zrzesza ludzi doświadczonych w branży, którzy co  prawda są  już zazwyczaj ob-serwatorami zaistniałych sytuacji, ale z  drugiej strony chcą służyć swoim do-świadczeniem. Jakie nastroje panują w Bractwie Gwarków wobec całej sytua-cji, która nas otacza?

Jako Gwarkowie z  zaniepokojeniem patrzymy na  obecną sytuację towarzyszącą górnictwu. Bractwo tworzą osoby doświadczone w branży górniczej, dlatego też poprzez własne doświadczenia tym bardziej dostrze-gamy dramatyzm sytuacji.

Na czym polega bieżący problem?Należałoby wyróżnić dwa główne wątki. Po pierwsze,

to problem z miejscami pracy dla pracowników przedsię-biorstw górniczych oraz firm okołogórniczych. Po  dru-gie, od strony systemowej, są to kontrowersje dotyczące

znaczenia górnictwa węgla kamiennego jako gwaranta bezpieczeństwa energetycz-nego dla kraju. Biorąc pod uwagę wymie-nione dwie przyczyny, musimy stwierdzić, że bez radykalnych, ale również wybiega-jących w  przyszłość działań, stwarzamy zagrożenie nie tylko dla braci górniczej, ale i całego państwa.

Czy Pana zdaniem premier Ewa Ko-pacz była przygotowana na  strajki, gdy podejmowała decyzje sprzed kilku tygo-dni?

Niestety nie była przygotowana w  pełni. Mogła spodziewać się oporu ze  strony załóg czterech kopalń przeznaczonych do  restrukturyzacji, a  nawet ze  strony całej Kompanii Węglowej. Natomiast nie była gotowa na protesty ze strony pozostałych spółek, jak choćby gieł-dowej Jastrzębskiej Spółki Węglowej.

W  Kompanii działa 160 związków zawodowych. Co Pan sądzi o ich liczbie i działaniach?

Związków zawodowych jest niestety za  dużo. Czę-sto bardziej utrudniają, niż pomagają. Są potrzebne, ale

dokończenie na str. 16

16 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAK

w zdrowej formie. Niestety dzisiejsza ustawa o związkach zawodowych dopuszcza funkcjonowanie dowolnej ich liczby na terenie pojedynczych zakładów pracy.

Kiedy górnicy odpuszczą?Należy sprecyzować pojęcie „odpuszczą”. W  ramach

dyskusji przeprowadzonej w  środkach masowego prze-kazu nie tylko specjaliści z branży, ale i inni komentato-rzy wykazali, że górnicy są w całej tej sytuacji najmniej winni. Bardzo interesujący był sondaż opinii publicz-nej opublikowany w  TVN, który wykazał, że  68% re-spondentów z  całej Polski popiera postulaty górników. Brak kompleksowego rozwiązania problemu może spo-wodować rozlanie się niepokojów społecznych w całym kraju. W związku z powyższym można stwierdzić, że gór-nicy nie mają czego „odpuszczać”, bo istota problemu nie w tym leży.

Czy Bractwo Gwarków ma  pomysł na  rozwiązanie problemu górnictwa?

Kilka razy Bractwo Gwarków zwracało się do kompe-tentnych przedstawicieli władz – między innymi do Pre-miera Waldemara Pawlaka, Premiera Donalda Tuska oraz

aktualnej Premier Ewy Kopacz. Bractwo wystosowało także odpowiednie oświadczenie. Niestety do dzisiaj nie otrzymaliśmy odpowiedzi.

Co  jeszcze Państwo zrobiliście w  sprawie naszego górnictwa?

W odpowiedzi na apel skierowany do środowiska gór-niczego przez Panią Premier Ewę Kopacz Bractwo Gwar-ków 26 listopada ubiegłego roku na adres Pani Premier i pełnomocnika Rządu RP ds. restrukturyzacji górnictwa Pana Wojciecha Kowalczyka przesłało pismo, które za-wierało informacje o  aktualnej, kryzysowej sytuacji go-spodarczej w Kompanii Węglowej SA. Dodatkowo zna-lazły się w  nim także wzmianki o  problemach gmin górniczych czy też ekspercki program naprawy przedsię-biorstwa górniczego i kopalń zgrupowanych w Kompa-nii Węglowej SA. Projekt ten stworzyli eksperci Bractwa Gwarków, posiadający wieloletnie doświadczenie w  za-rządzaniu branżą górniczą.

Dziękuję za rozmowę. ■

Rozmawiał Przemysław Stanios

dokończenie ze str. 15

Jak reagujemy na górnictwo?W odniesieniu do ostatnich wydarzeń w polskim górnictwie nie można przejść obojętnie i wiele osób wyznaje taką właśnie zasadę. W dyskusji głos zabierają także ci, którym na co dzień sprawy górnictwa nie są szczególnie bliskie.  Ich głosy przeplatają się z wypowiedziami ekspertów, związkowców, górników czy też przedstawicieli rządu.

Ja  patrzę na  to  z  podobnej perspektywy – czło-wieka, któremu górnictwo jest bliskie z  zasady głównie ze względu na biskość terytorialną. W poniższym tekście postaram się o analizę środowiska, które z zewnątrz ob-serwuję i  które w  bardzo zróżnicowany sposób reaguje na obecną sytuację kryzysową.

Swój tekst opieram głównie na  obserwacji mediów społecznościowych, które coraz częściej są  wykorzysty-wane do wyrażania protestów w niezliczonej ilości spraw. W ostatnich dniach drogę tę wybrały również obie strony konfliktu o  górnictwo. Powstały strony solidarne z  gór-nikami, jak na  przykład „Tyle zarabia Górnik / Koniec kłamstw”. Górnicy przedstawiają tam zdjęcia wydruków z wypłat, na których najczęściej widnieją sumy nieprze-kraczające 2 tysięcy złotych. Są to zarobki osób, które pra-cują przy wydobyciu.

Z drugiej strony możemy zaobserwować wiele głosów nienawiści w stronę górników. Na stronach przeczytamy między innymi komentarze wskazujące na  wiele przy-padków rodzin z  problemami finansowymi, które po-padły w  nie na  skutek likwidacji zakładów pracy, gdyż za nimi nie stała rzesza silnych związków zawodowych. Bardzo często przytaczany jest przykład miasta Łódź, w którym przemysł został zlikwidowany lata temu. Duże zainteresowanie wzbudził także raport, którym do  nie-dawna chwalił się na swojej stronie Związek Zawodowy Pracowników Dołowych, w  którym wykazano o  wiele

większe zarobki górników – bo opiewające nawet na 6 ty-sięcy złotych. Dane te przygotowane zostały w 2012 roku przez księgowość Kompani Węglowej zgodnie z  meto-dyką GUS, a więc brutto i ze wszystkimi dodatkami.

Skąd tak duża przepaść? Po  pierwsze raport KW przedstawia średnie zarobki, a górnicy najczęściej wyka-zują podstawę wypłaty. Nie zmienia to  faktu, że  na  na-szych oczach toczy się potężny konflikt i  że  nie zanosi się na jego szybkie rozwiązanie. Bezsprzecznie likwidacja kopalń będzie miała wpływ na środowisko przedsiębior-ców w regionie. Pojawiają się jednak także i  takie głosy, że w całym zamieszaniu najbardziej winne są związki za-wodowe. Nie można nie przyznać tutaj częściowej ra-cji, ponieważ w samej Kompanii Węglowej działa ich aż 160. Jest to zaskakująca liczba, jak na taką ilość placówek. Koszt utrzymania takich ugrupowań to kilkadziesiąt mi-lionów rocznie. Przypomnę tylko, że związki zawodowe nie są utrzymywane jedynie ze składek członkowskich.

Konflikty na  płaszczyźnie górnicy – rząd można po-równać do konfliktów z NFZ w tle – co roku coś nowego. Niestety, słuchając różnych głosów – poczynając od ludzi związanych z  górnictwem lata temu, poprzez aktualnie w nie zaangażowanych oraz opozycyjnych do tej branży – nie mam większej nadziei na szybkie zakończenie kon-fliktu. Droga do kompromisu będzie jeszcze przez długie lata bardzo kręta i dziurawa. ■

Przemysław Stanios

17www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAKNa Śląsku Opolskim

Śląsk Opolski to kraina niezwykła. Zróżnicowana et-nicznie i kulturowo, o przebogatej historii i  skom-plikowanych losach współczesnych. Będziemy się tej

pięknej krainie przyglądać na łamach „Górnoślązaka”.W  tym wydaniu zapraszamy do  lektury wywiadu

z prof. Joanną Rostropowicz – badaczką z Uniwersytetu Opolskiego, zdeklarowaną Ślązaczką, która w rozmowie z  „Górnoślązakiem” opowiada o  skomplikowanych po-wojennych losach Śląska Opolskiego.

Być może mało kto z Czytelników pamięta, że i na Ślą-sku Opolskim – a dokładnie w Grabinie – mamy swoje koło. I to koło niezwykłe, bo prowadzące szkołę i oddział przedszkolny. Również i o nich piszemy w tym numerze.

Całości dopełnia artykuł dra Norberta Honki o obozie pracy w Łambinowicach.

W  marcu zaprosimy do  lektury kolejnych artykułów o Śląsku Opolskim.

Kiedy myślę: Śląsk, to wiem, że to moja ziemiaZ prof. dr hab. Joanną Rostropowicz z Uniwersytetu Opolskiego, zdeklarowaną Ślązaczką i znawczynią cywilizacji śródziemnomorskiej, o Śląsku, jego niełatwych losach, teraźniejszości i przyszłości rozmawia Łucja Staniczkowa.

Górnoślązak: Jest Pani filologiem klasycznym, profesorem zwyczaj-nym doktorem habilitowanym. Jest Pani równocześnie zdeklarowaną Ślą-zaczką. Czy istnieją punkty wspólne dla dwóch, zdawałoby się nieporów-nywalnych, płaszczyzn: wielkiej kul-tury antycznej i  kultury maleńkiego skrawka ziemi, zwanej Górnym Ślą-skiem?

Prof.  zw. dr  hab. Joanna Rostro-powicz: Górny Śląsk nie jest małym skrawkiem ziemi. To  się tylko tak wy-daje. Na  świecie są  potężne przestrze-nie, a  mało tam ludzi; nas natomiast jest tu gęsto. I w dodatku niemal każdy Górnoślązak jest indywidualistą, tak jak starożytni Grecy. Stale towarzyszy mi głębokie odczucie, że to my jesteśmy duchowo najbliżsi starożytnym Grekom. Proszę wziąć pod uwagę chociażby dialekty. Ileż dialektów mieli staro-żytni Grecy! Zresztą oni się nie zastanawiali, czy są to dia-lekty, czy języki. Istniały obok siebie na równych prawach – przecież tak samo jest u nas. Ja mówię na co dzień ję-zykiem górnośląskim w  dialekcie spod Góry Św. Anny, obecnie z dość wyraźnym nalotem cech charakterystycz-nych dla dialektu opolskiego, bo tam mieszkam od blisko 30 lat. A przeca jak przijada do wołs, to kożdy wiy, co go-dom, przeca się dobrze rozumiymy…

Co  jeszcze łączy Górnoślązaków ze  starożytnymi Grekami?

Niezwykła ilość talentów zrodzonych na  Śląsku nie-ustannie przywołuje mi na myśl dawnych Greków. Pro-szę pomyśleć: w każdej wiosce, nie mówię już o miastach, urodził się ktoś wybitny, często na skalę europejską. Po-mijając tych najwybitniejszych, radziłabym pomyśleć o całych legionach malarzy, muzyków, śpiewaków, poe-tów, bajarzy, gawędziarzy zapełniających nasze miasta

i wsie. A  jeśli ktoś nie miał talentu ar-tystycznego, to  był ogólnie wybitnie uzdolniony.

Nie taki jest obraz mieszkańców na-szego Regionu w  powszechnej świa-domości…

Że niby to nieprawda? Na obraz Gór-noślązaków jako ludzi niewykształco-nych złożyły się dwa powody. Przede wszystkim nie podkreślano (górno)ślą-skiego pochodzenia tego czy innego wybitnego Górnoślązaka. Które dzieci usłyszały w  szkole, że  twórcą teorii dziedziczenia był Ślązak, Gregor Men-del? Ale o  samych prawach przekazy-wania cech dziedzicznych już słyszały.

W ten sposób powstało przekonanie, że na Śląsku – ni-gdy nic! Owszem, powstała ogromna luka po 1945 roku, temu się nie da zaprzeczyć, ale to były skutki takiego a nie innego działania szkół – nie wynikało to z braku talen-tów naszych ziomków. Pamiętam moje koleżanki i  ko-legów ze  szkoły podstawowej, także z  okolicznych wio-sek. W mojej generacji, a i długo potem, Górnoślązakowi trudno było się wybić. Moja świetna koleżanka ze szkoły podstawowej była gawędziarką jak mało kto. Nadal pa-miętam jej opowieści. Kto wie, dziś byłaby może świetną pisarką, dziennikarką czy kimś w tym rodzaju.

Nie została nią, bo…?Z  trudem skończyła podstawówkę, „siedziała” kilka

razy.Dlaczego? Przecież to wręcz niewiarygodne.Bo  toczyła swoje opowieści w  naszym, górnośląskim

języku. Pamiętam jedno z jej wypracowań klasowych, tzw. klasówek z  języka polskiego. Nauczycielka, pani z  kra-kowskiego, kipiąc z  oburzenia, kazała jej na  głos prze-czytać pracę. No tak, zamiast pomidorów były tomaty, zamiast ziemniaków – kartofle i  tak dalej. A  tekst był,

cd. na str. 18

18 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAK

w moim odczuciu, piękny. Za te tomaty została „siedzieć”. Inna koleżanka „siedziała” za  swoje nazwisko – nazy-wała się Wachtel. Po wojnie przełożono je na Przepiórka (bo niemieckie Wachtel to po polsku właśnie przepiórka). Druga pani nauczycielka, też z  krakowskiego, wywo-łała ją  do  odpowiedzi: „Przepiórka!”. A  ona nic. Siedzi w  ławce, jakby nie o nią chodziło. Nauczycielka wpadła wprost w amok; jeszcze dziś widzę jej wykrzywioną, czer-woną ze  złości twarz i  słyszę histeryczny krzyk: „Prze-piórka!”. A moja koleżanka dalej nic.

Dwója?Oczywiście. I to codziennie, jedna za drugą. Gdy ją spy-

tałam, dlaczego nie wstaje i nie odpowiada (przecież wie-działam, że  umie), to  ona mi  na  to: „Mój ojciec i  moja matka nazywali się Wachtel. Ja  też się nazywam Wach-tel”. Jej babka, która ją wychowywała, powiedziała kiedyś: „Jej po rodzicach zostało tylko nazwisko”. Nic więcej. Oj-ciec zginął na  froncie wschodnim jako mięso armatnie, matkę w 1945 roku zgwałciło dwudziestu pięciu Rosjan. Równo dwudziestu pięciu. Tak mówiła jej babka. Następ-nego dnia jej zwłoki znaleziono w Odrze. Pikanterii temu dodaje fakt, że we wsi, o której mówię, co czwarty był po-wstańcem śląskim. Gdy pewien ojciec, powstaniec, zroz-paczony sytuacją syna (też mówił tomaty na pomidory), przyszedł do  szkoły i  zdenerwowany pytał, o  co  cho-dzi, to mu nauczycielka spokojnie rzekła: „Niech się pan najpierw nauczy mówić po polsku, a potem przychodzi do polskiej szkoły”.

Aż się w to wierzyć nie chce. Nie było łatwo młodym Ślązakom w polskich szkołach w okresie powojennym.

I to wcale nie skończyło się kilka lat po wojnie.Naprawdę?Mój syn, rocznik 1974, stale wspominał kilku kolegów,

wybitnych matematyków. Umieli to, czego nauczycielka nie umiała. Najbardziej skomplikowane zadania mate-matyczne nie stanowiły dla nich problemu. Ale zamiast „dwieście”, wciąż mówili dwasta lub dwiesta. I  oczywi-ście otrzymywali dwóje. W końcu przestali się na  lekcji odzywać. Skończyli zawodówki. Oj, mogłabym opowia-dać historie – historie zmarnowanych talentów. Grecy byli w lepszej sytuacji. Owszem, czasami nie podobało się komuś jakieś słowo czy akcent. Np. u Teokryta (III wiek przed Chrystusem), twórcy sielanki (to  on pierwszy stworzył ten gatunek literacki), mamy scenkę, w  której dwie Doryjki głośno ze  sobą rozmawiają. Dorowie mó-wili szeroko, na  a  – meter (matka) w  dialekcie jońskim u nich się wymawiało jako mater. Pewien żołnierz zwró-cił im uwagę, żeby zamilkły, bo „tego się nie da słuchać”, a one mu warknęły: „Wolno nam, Doryjkom, po dorycku gadać”. I koniec na tym. Dzięki Bogu, w starożytnej Gre-cji każdy poeta – a było ich zatrzęsienie! – pisał po swo-jemu. Dzięki Bogu! Bo dziś możemy się zachwycać staro-żytną grecką różnorodnością.

Jest Pani Profesor jednym z  założycieli Związku Górnośląskiego, w momencie zakładania pomyślanego ➧

jako organizacja obejmująca Śląsk Cieszyński, Śląsk Opolski i  część katowicką – stąd na  przykład ważne dla Związku sprawy roztrząsa się na Górze Św. Anny. Jak Pani Profesor ocenia fakt administracyjnego po-działu Górnego Śląska między dwa województwa i tego skutki? Z perspektywy Opola – co możemy, co powin-niśmy zrobić? Czy w ogóle można coś zrobić? Kto to po-winien zrobić?

Znowu sięgnę do  historii starożytnych Greków. Oni też byli społeczeństwem niejako zatomizowanym. Żyli w swoich polis i nie mogli zrozumieć, że można żyć ina-czej. Mieli tzw. polisową mentalność. Ale głęboko odczu-wali jedność – wiedzieli, że są Hellenami, że łączy ich kul-tura, ci sami bogowie i wszystko inne. Gdy trzeba było, natychmiast łączyli się.

Co my z tym mamy wspólnego?Głęboko odczuwamy jedność. Łączące nas więzi

są  bardzo silne. Proszę na  to  zwrócić uwagę – przecież my  wszyscy, nie wyrażając tego, czujemy, że  jesteśmy tak jakby spokrewnieni. Wyrażenie „ziomek” ma jedno-znaczną treść: jesteśmy z tej samej ziemi! To jest to po-czucie swojskości. Moje nazwisko od razu kieruje uwagę moich rozmówców w dalekie strony, na kresy. Ale kiedy powiem kilka zdań, to od razu słyszę: Ale wyście są na-szo. Często mam takie przygody, zawsze mnie bardzo cie-szą. Dają mi poczucie przynależności do tej wielkiej gór-nośląskiej rodziny. A że nas kolejne władze dzielą raz tak, raz inaczej, a potem znowu jakoś – pewnie teraz znowu gdzieś tam myślą nad tym, co z nami zrobić, jak nas po-dzielić – to  inna rzecz! Klejstenes (oj, to  znowu staro-żytny Grek!), pod koniec VI wieku przed Chrystusem przeprowadził nowy podział administracyjny ateńskiej polis, co wymieszało obywateli i przełamało stare układy plemienno-rodowe. No i co tam mamy po jakimś czasie? To – między innymi – dało później impuls do powstania czegoś nowego – demokracji.

Zatem czego my możemy się spodziewać po ciągłym dzieleniu nas? Będą z tego dobre owoce, jak w przyto-czonym przykładzie reform Klejstenesa?

Myślę, że  z  tego wyniknie coś dobrego. Przecież nikt z nas nie wierzy, że ci ze wschodniej części Górnego Ślą-ska są inni od tych z zachodniej. Te stałe podziały umac-niają w  nas poczucie jedności. Zmuszają do  myślenia. To nas umacnia w naszej (górno)śląskości.

Co zatem robić?Uważam, że  przede wszystkim powinniśmy trwać.

Cierpliwie trwać. Nic nie następuje ot tak, z dnia na dzień. Moja matka mówiła zawsze: Was lange währt, wird en-dlich Gut. Co można tak zrozumieć: dobre rzeczy spoty-kają tych, którzy długo czekają. Czyli trzeba nam cierp-liwości i trwania w tym, co nasze. Wszystko się zmienia, to prawda, nic nie stoi w miejscu, ale nasza (górno)ślą-skość przetrwa, wzbogacona o nowe elementy. No i mu-simy sobie uświadomić, że  to  od  nas zależy, czy prze-trwamy, czy też rozpłyniemy się w jakiejś nieinteresującej się niczym masie bez wyrazistego charakteru. Przecież

cd. ze str. 17

19www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAKnawet zastosowane u  nas nazewnictwo budzi śmiech (a  to  zdrowe!): określenie Górny Śląsk w  nazewnictwie administracyjnym nie istnieje w ogóle. Jest Dolny Śląsk (i to jedno jest w porządku), a potem Śląsk Opolski i wo-jewództwo śląskie. Z  tym, że  to  ostatnie województwo ma tak niewiele śląskich (czyli górnośląskich) ziem…

Jest Pani Profesor też inicjatorką i  redaktorką po-mnikowej, wielotomowej publikacji Ślązacy od czasów najdawniejszych do  współczesności. Gdyby Panią po-proszono o  wybranie dziesięciu postaci do  Panteonu Ślązaków, kogo by Pani Profesor wybrała?

To jest bardzo trudny wybór. Oni wszyscy byli świetni. Każdy na swój sposób. Musiałabym długo myśleć. Może kiedy indziej odpowiem na to pytanie…

Jak dokończyłaby Pani Profesor zdanie: Kiedy my-ślę: Śląsk…?

Kiedy myślę: Śląsk, to wiem, że to moja ziemia.A zdanie: Kiedy myślę Ślązak/Górnoślązak…?To wiem, że to moi ludzie!Serdecznie dziękuję za rozmowę. ■

Rozmawiała Łucja Staniczkowa

Joanna Rostropowicz (ur. 1943) – profesor zwyczajna doktor habilitowana, filolog klasyczna, nauczycielka aka-demicka, związana z  Uniwersytetem Opolskim, pracuje w Katedrze Cywilizacji Śródziemnomorskiej Instytutu Hi-storii UO.

Grabina – nasze koło na Śląsku Opolskim

Koło Grabina Związku Górnoślą-skiego zostało powołane na zebra-niu założycielskim dnia 28 maja

2001 roku, a  w  lipcu tegoż roku nabyło osobowość prawną. Wielką pomoc w  za-kresie prawnym okazała nam pani mec. Alicja Nabzdyk-Kaczmarek, która do dziś wspiera nas radą.

Koło powstało na wsi zamieszkałej w ca-łości przez osiadłych od wielu pokoleń Ślą-zaków, wsi wyludnionej czasowymi i  sta-łymi wyjazdami do Niemiec. Ci, co zostali, raczej nie kwapili się do jakiejkolwiek spo-łecznej integracji i działalności. Wydarzyło się jednak coś, co zintegrowało mieszkań-ców wsi – akcja likwidacji szkoły. Pierwsza próba likwidacji w 1999 roku została unie-możliwiona przez mieszkańców. Likwidację przeprowa-dzono jednak ostatecznie w 2001 roku, mimo żarliwych protestów, interwencji i trwającego prawie dwa miesiące strajku rodziców. To wtedy ludzie mieli okazję dłużej po-rozmawiać, nawiązać (a właściwie odnowić) więzi. Zoba-czyliśmy, że stanowimy jakąś siłę jako zwarta grupa.

Po zapoznaniu się z Deklaracją Programową Związku, postanowiliśmy zawiązać Koło i podjąć się prowadzenia przez Związek Górnośląski szkoły niepublicznej. Była też wcześniej inna propozycja poprowadzenia szkoły – po-przez założenie Stowarzyszenia Rozwoju Wsi pod patro-natem fundacji przy MEN w Warszawie – jednak miesz-kańcom bliższa była idea Związku Górnośląskiego jako organizatora szkoły. Sprawnie przeprowadziliśmy wy-bory, dokonaliśmy niezbędnych rejestracji. Potem człon-kowie Koła sami dokonali adaptacji pomieszczeń, urzą-dzili m.in. pracownię komputerową.

1 września 2001 roku w  miejscowym kościele odbyła się uroczysta msza święta – i ruszyła Niepubliczna Szkoła Podstawowa im. Bernarda Augustyna w Grabinie. Prowa-dzący sami musieli powołać i zatrudnić kadrę. Ci ludzie – członkowie Koła i rodzice dzieci – wszyscy są potomkami

tych, co budynek tej szkoły sto lat temu bu-dowali. Walka o  szkołę ujawniła tkwiący w naszej społeczności potencjał.

Dzieło prowadzenia szkoły wspierają także osoby, których dzieci nie uczą się w  placówce. Po  prostu, jak jest robota – przywiezienie sprzętu, pomalowanie, re-monty, zorganizowanie uroczystości – to się skrzykną i przyjdą. Taką okazją było stulecie szkoły obchodzone w  2002 roku. Natomiast w  2003 roku zorganizowano w szkole 12-dniowy kurs komputerowy dla okolicznych mieszkańców, w którym udział wzięło 65 osób! Za realizację tego projektu z ARiMR szkoła pozyskała 6 komputerów – obecnie mamy 12 stanowisk.

Niepubliczna Szkoła Podstawowa im. Bernarda Augustyna w  Grabinie jest jednostką feryjną, pensum godzin pracy nauczyciela to  23 godziny tygo-dniowo. Szkoła utrzymuje się z bonu oświatowego, któ-rego przekaźnikiem jest gmina. W  szkole obecnie uczy się 44 uczniów w klasach od 1 do 6. Do NSP w Grabi-nie dojeżdżają także dzieci z  Rzymkowic (gmina Kor-fantów), gdzie też zamknięto szkołę publiczną. Dzieci uczą się języka angielskiego i niemieckiego. Ten ostatni uznano językiem Mniejszości Narodowej, co  przynio-sło szkole dodatkową subwencję. W ramach zajęć spor-towych uczniowie raz w  tygodniu (2 godz.) wyjeżdżają na basen do Prudnika. Dodatkowo mają też lekcję chóru. Dzieci chętnie biorą udział w różnych konkursach i olim-piadach na szczeblu gminnym, powiatowym i wojewódz-kim, gdzie zdobywają wysokie miejsca (matematyka, polski, język niemiecki, konkurs kroszonkarski, gwary śląskiej, pożarniczy, konkursy muzyczne, plastyczne itd.).

,,Podstawówka” w  społeczności wiejskiej odgrywa ważną, kulturotwórczą rolę. Dzieci i  nauczyciele chęt-nie angażują się w organizowanie różnych uroczystości, takich jak wigilia, Dzień Babci i Dziadka, Dzień Kobiet, Dzień Matki (w tych uroczystościach bierze udział około

dokończenie na str. 20

20 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAK80 gości), Dzień Dziecka i Dzień Nauczyciela. W organi-zację uroczystości włączają się też rodzice i  członkowie Koła Związku Górnośląskiego, którzy przygotowują po-częstunek. W budynku Niepublicznej Szkoły Podstawo-wej znajduje się także Oddział Przedszkolny, którego or-ganem prowadzącym również jest Koło Grabina Związku Górnośląskiego. Pieczę nad wszystkim ma Zarząd Koła. Do Oddziału Przedszkolnego uczęszcza 22 przedszkola-ków, w tym 10 z gminy Korfantów. Opiekunem Oddziału jest nauczycielka, pani Liliana Zdrójkowska. Dodatkowo przedszkolaki uczą się języka niemieckiego i  mają za-jęcia z  rytmiki. Zarówno w przedszkolu, jak i w szkole, mają zapewnioną opiekę logopedy, oligofrenopedagoga i  pedagoga.

Szkoła w  Grabinie obala mit o  słabej kondycji wiej-skich placówek, czego dowodem są wysokie wyniki egza-minów klas szóstych. Przez wszystkie te lata sukcesywnie przeprowadzaliśmy remonty (sala komputerowa, nowa biblioteka na  poddaszu, wyremontowana salka gimna-styczna, wymiana okien w  całym budynku, wymiana drzwi, podłóg, ławek i krzeseł dla uczniów, wymiana da-chówki na  budynku szkoły); ponadto wyłożono kostką plac przed szkołą, zakupiono i  zrobiono plac zabaw dla przedszkolaków. Bezpieczeństwo uczniom na podwórku zapewnia dodatkowo monitoring.

NSP to dobre rozwiązanie dla uczniów, jak i dla nauczy-cieli. Pani Barbara Cziomer na  stanowisku nauczyciela (matematyki) w Grabinie pracuje już 44 lata i  z uśmie-chem na  twarzy przyznaje, że warunki stworzone przez organ prowadzący, czyli Koło Grabina Związku Górno-śląskiego, są  przyjazne także nauczycielom. Obecnym dyrektorem NSP i  Oddziału Przedszkolnego w  Grabi-nie jest pan Marian Buśko. W szkole pracują nauczyciele mianowani i  dyplomowani (ukończyli po  kilka kierun-ków). Dwie panie w obsłudze zapewniają ład i porządek, jedna z nich pomaga w Oddziale Przedszkolnym wycho-wawczyni przedszkolnej – jest dobrym duchem dla ma-luchów. Dzieci ją uwielbiają, jest dla nich drugą mamą.

Zarząd Koła czuwa nad całością. Jego członkowie pra-cują społecznie. Jesteśmy z  całości zadowoleni, chociaż czasem mocno zmęczeni… Jednak po  krótkim pobycie w szkole wśród dzieciaków, na  ich pięknych występach, nabieramy pozytywnej energii i pracujemy z ochotą da-lej. Dziękujemy rodzicom za zaufanie, za ich pracę i za to, że posyłają dzieci do naszej placówki, a dzieciom za  to, ze chcą przebywać i uczyć się właśnie w Oddziale Przed-szkolnym i w naszej szkole. ■

Ewa KontnyEwa Kontny, prezes Koła Grabina od 2001 roku, od za-

łożenia pracuje zawodowo w Domu Opieki Społecznej.

Niy ma chopa2 lutego w Michałkowicach pożegnaliśmy legendę śląskiego bluesa. Jan „Kyks” Skrzek zmarł 29 stycznia w wieku zaledwie 61 lat. Wraz z Nim odszedł kawałek Górnego Śląska.

W  Michałkowicach znali Go wszyscy. Pochodził ze znanej i zacnej śląskiej rodziny. Nieżyjący od dawna ojciec Ludwig był sztajgrym, a mama, pani Mija, uczyła gry na pianinie i fortepianie. Brat Józek to muzyk świa-towego formatu, twórca SBB, multiinstrumentalista. Siostra Tereska była w latach 70. trzykrotną mistrzynią Polski w  łyżwiarstwie figurowym i  wielokrotnie reprezentowała nasz kraj na arenie międzynarodowej.

Wujek Janka, harcmistrz Józef Skrzek, to postać, o której powinien wiedzieć każdy mieszkaniec naszej ziemi. On to w czasie II wojny świa-towej działał w konspiracji niepod-ległościowej jako Gromek. W 1941 roku został wsypany przez gesta-powską konfidentkę Helenę Mateję zwaną Krwawą Julką i  powieszony publicznie przez hitlerowców.

„Kyks” był przesiąknięty śląskością. Godoł ino po na-szymu, a poprawną polszczyzną nawet nie próbował się posługiwać. I tak by Mu nie wyszło. Był zawsze praw-dziwy, prostolinijny, przyjazny dla wszystkich ludzi, których spotykał.

Jako młody synek fedrowoł na grubie. Komponował, grał i śpiewał. W latach 80. stał się profesjonalnym mu-zykiem. Jego charakterystyczny głos z pewnością nigdy nie zostanie przez nikogo skopiowany. O mój Ślónsku czy To bół chop od dawna są już utworami kultowymi. Bę-dziemy Go też pamiętać z filmu Kutza Śmierć jak kromka

chleba oraz z komedii Kidawy Kome-dianci z wczorajszej ulicy.

Koncertował nie tylko na  Ślą-sku. Można było go słuchać na Rawa Blues Festival w katowickim Spodku, w różnych klubach, a czasem po pro-stu na  ulicy, albo we  łogródku przi dómie na Żerómskij we Michałkowi-cach.

Niy ma  chopa, choć wcora bół z nami. Co tu dużo godać – taki już los. O takich jak On mówi się, że nie umierają cali, bo wiele po nich zo-

staje. Jednak w  przypadku „Kyksa” jest coś jeszcze… Niestety, wraz z Jego śmiercią umarł też kawałek Gór-nego Śląska, którym był On niezaprzeczalnie.

Odpoczywaj w pokoju, Jasiu!Grzegorz Franki

Fot. Piotr Frydecki

21www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAK

Obóz Pracy w Łambinowicach

Obóz Pracy w  Łambinowicach (1945‒1946) był jednym z  wielu tego typu obozów, jakie funkcjonowały

na Śląsku tuż po wojnie. Powstał w oparciu o de-cyzję władz powiatu niemodlińskiego 14 lipca 1945 roku, w której postanowiono o „stworze-niu obozu koncentracyjnego dla Niemców”. Uznano, że  najlepszym miejscem na  jego lo-kalizację będzie teren w pobliżu byłego kompleksu hitle-rowskich obozów jenieckich. Na początku sierpnia 1945 roku otrzymał on oficjalną nazwę „Obóz Pracy”. Formal-nie obóz miał podlegać Starostwu Powiatowemu w Nie-modlinie. Rzeczywistą i nieograniczoną władzę sprawo-wała wyłącznie Komenda Powiatowa MO i  Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Niemodlinie.

Obóz spełniał wiele funkcji. Był obozem przesiedleń-czym, obozem pracy, obozem izolacyjnym i represyjnym. Osadzano w  nim przede wszystkim ludność niemiecką bądź uznaną za niemiecką. Wśród osadzonych były rów-nież rodziny, które deklarowały przynależność do narodu polskiego. Dominowały kobiety, dzieci i starcy.

Historia tego obozu stała się symbolem prześladowań ludności rodzimej na Śląsku po 1945 roku. Na długie lata kładła się na arenie międzynarodowej cieniem na stosun-kach polsko-niemieckich, a  w  sprawach wewnętrznych istnienie tego obozu było objęte zmową milczenia.

Przez obóz przeszło ogółem 5 tys. osób z po-nad stu miejscowości. Wskutek głodu, wy-cieńczenia, ciężkich warunków obozowych, chorób – głównie epidemii tyfusu plamistego – i zabójstw obóz stał się miejscem cierpienia i  śmierci wielu ludzi. Według badań z  końca ubiegłego wieku śmiertelność w obozie wynio-sła 25%, co  oznacza, że  zmarło w  nim około

1500 osób.Najbardziej znanymi

publikacjami na  temat Obozu Pracy w  Łambi-nowicach są: Die Hölle von Lamsdorf Heinza Estera, Cień Łambi-nowic. Próba rekon-strukcji dziejów Obozu Pracy w  Łambinowi-cach 1945‒1946 Ed-munda Nowaka (prze-tłumaczona na  język niemiecki pod tytułem Schatten von Łambino-wice. Versuch einer Re-konstruktion der Geschichte des Arbeitslagers in Łambino-wice in den Jahren 1945‒1946) oraz wydana dwujęzycznie

książka Spis osa-dzonych i  zmar-łych w  Obozie Pracy w  Łambi-nowicach (lipiec 1945 – paździer-nik 1946). Ve-rzeichnis der In-haftieren und Toten des Arbe-itslagers in Łam-binowice (Juli 1945 – Oktober 1946) autorstwa wspomnianego już Edmunda Nowaka. Ostat-nia z  wymie-

nionych publikacji powstała na  podstawie odnalezionej w 1992 roku części ewidencji obozowej. ■

dr Norbert HonkaAutor jest adiunktem w  Katedrze Studiów Regional-

nych Instytutu Politologii UO. Naukowo zajmuje się hi-storią Śląska, stosunkami polsko-niemieckimi w  XX  w., problematyką samorządności i  regionalizmów w  Polsce i w Niemczech oraz procesami integracyjnymi po  II woj-nie światowej.

Inskrypcja pamiątkowa

Tablice z nazwiskami ofiar

Pomnik – „krzyż pokutny”

22 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAK

Jak Ślązacy Lwów budowali

Dość powszechnym stereotypem z zakresu stosun-ków lwowsko-śląskich jest mniemanie, że zaczęły się one dopiero w 1945 roku falą kulturtregerów,

którzy wynędzniali i wygłodniali, bez szacunku dla pracy, za  to  z  wygórowanymi ambicjami, najechali ziemię ślą-ską, zajmując stanowiska we władzach administracyjnych i  przemyśle, opanowując handel, szkolnictwo, kulturę, spychając tym samym autochtonów w dół społecznej dra-biny. Natomiast Ślązacy od tysiąca lat siedzą na miejscu, na swoim, rzadko i niechętnie ruszając się w daleki świat, szczególnie tak daleki i obcy, jak jakieś Kresy.

A przecież było najzupełniej odwrotnie. W pierwszej kolejności to Ślązacy najechali Lwów. No, może nie tyle „najechali”, co  dostali „zaproszenie”, ale już kulturtrege-rami byli na pewno.

Co  lwowianie zacho-wali we  wdzięcznej pa-mięci, nie tylko pieczo-łowicie przechowując aż do  dziś dokumenty Rady civitas Lemburga, ale również podkreśla-jąc we  wszystkich kroni-kach miasta – od  Zimo-rowica zaczynając, przez Andrzeja Gabriela Kas-prowicza i Tomasza Józe-fowicza, po  szacownych profesorów Uniwersytetu Lwowskiego: Franciszka Sas-Zubrzyckiego, Feli-

ksa Konecznego, Fryderyka Papee, Władysława Łoziń-skiego et consortes.

Dzieje murowanego Lwowa – wcześniejszy drewniany (ruski) został ze sczętem spalony i zniszczony przez Ta-tarów i  Litwinów – jak zapisał Władysław Łoziński w swoim znakomitym dziele Sztuka lwowska – architek-tura i rzeźba zaczynają się w roku 1370. Według tradycji w tym to roku król Kazimierz Wielki położył kamień wę-gielny pod przyszłą budowę katedry.

Tyle że  z  dokumentów miejskich i  kronik Ormian lwowskich znamy też datę wcześniejszą. Już w 1363 roku kamień węgielny pod budowę swojej katedry kładą Ormia-nie, zlecając jej budowę – we-dług wzorów armeńskich kościołów w Ani i Kaffie – no komu, komu? Ano, śląskiemu muratorowi o  nazwisku Do-

ring z  Wrocławia (którego, nawiasem mówiąc, w wielu przekazach uczyniono Włochem o nazwisku Dore).

Musiał być nie lada mistrzem, skoro przez 20 lat pobytu we  Lwowie budował wszystkie trzy katedry – łacińską, ormiańską i ruską św. Jura. Ponadto pod jego okiem powstawało jeszcze sporo mieszczań-skich kamienic, a i zapewne – jako najbieglejszy majster – miał swój udział w obu lwowskich zamkach królewskich – Wysokim i Niskim. O tym wprawdzie kroniki milczą, ale nie wydaje się, by  kró-lowie, mając pod ręką naj-lepszego majstra, wybierali do tego jakichś partaczy.

Przy okazji nazwisk owych śląskich muratorów – ich przekręceń mamy w  doku-mentach i  kronikach mnó-stwo. Trzeba jednak pamię-tać o  tym, że  piśmiennictwo na naszych ziemiach dopiero powstawało, a  księgi miej-skie zapisywano po  łacinie, niemiecku, polsku, rusińsku, a nawet po ormiańsku i w ję-zyku saracenów, czyli ku-mańskim, używanym przez Tatarów, którzy mieli we  Lwowie swoją dzielnicę. Stąd nie dziwi, że poczciwy opolanin Gąska figuruje w aktach miejskich raz jako Hiszpan Gonzaga, a w innym miejscu jako Germanus Gansecke.

Wracając do naszych lwowskich hanysów, czyli Hanu-szów – zaroiło się od nich od czasu, gdy namiestnikiem Rusi z nadania Ludwika Węgierskiego został śląski Piast

Lwowiacy na Śląsku

Fronton Archikatedralnego soboru św. Jura (widok współczesny)

Katedra Łacińska (rok 1898) Fot. Edward Trzemeski

Bazylika archikatedralna Wniebowzięcia NMP we Lwowie – Katedra Łacińska (widok współczesny) Fot. Brian Dell

23www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAKskiego w średniowiecznym Lwowie – to  praca przede wszystkim Ślązaków. Życie handlowe Lwowa to wynik sta-ranności mieszczaństwa lwowskiego, wśród którego tak wiele było Ślązaków. Budowa murów, wałów i fos miejskich – to znowu praca i inicjatywa radnych, w większości Ślązaków. Budżet Lwowa w XV w., finanse miasta w tym okre-sie, różne kwestie ze  sfery stosunku samorządu do  władzy państwowej, słowem: cała materialna i  umysłowa kultura Lwowa średniowiecznego bar-dzo dużo zawdzięcza Ślazakom”. No i kto tu był kulturtregerem?

A przecież nie tylko miasto stało się obiektem imigra-cji kupców i rzemieślników ze Śląska. Wszak główną tro-ską Opolczyka było zabezpieczenie Rusi (o której myślał, że stanie się jego dziedzicznym lennem) przed najazdami Litwinów i Tatarów. Sprowadzał więc również oddanych sobie i wiernych rycerzy, nadając im lenna w ziemi ru-skiej i  zobowiązując ich do  stałego pobytu w  dobrach i wystawiania wojowników w razie konieczności obrony.

Na  podstawie badań prowadzonych przez innego uczonego Aleksego Gilewicza możemy stwierdzić, że tak zasłużone dla Polski i  Kresów rody rycerskie, jak Her-burtowie czy Fredrowie, wywodzili się ze śląsko-moraw-skiego rodu Kaczerów z Kietrza. Inny dokument dotyczy nadania ziemskiego dla braci „Jaśka, Cewlejka i Jakuszki z Lamband” (czyli Łabęd na Śląsku). Możemy zatem dzi-siaj twierdzić, że „Aleksander Fredro śląskim poetą był” i  być może najpierw był Uwe i  Willi, a  dopiero potem Paweł i Gaweł.

Na koniec warto jeszcze zwrócić uwagę na reproduko-waną pieczęć majestatyczną Władysława Opolczyka (na str. 22). Po jego prawej ręce mamy herb Śląska, a po le-wej – Rusi Czerwonej. Nie widać tu wprawdzie barw, ale wiemy, że są one takie same: żółto-niebieskie.

Zaś jaki wyszedł Lwów i inne miasta Rusi spod gospo-darnej śląskiej ręki i co zapisały kroniki lwowskie o Ślą-zaczkach – to już następnym razem. ■

Bogdan Stanisław Kasprowicz

– Władysław Opolczyk. Z punktu wi-dzenia interesów Królestwa Polskiego oceniany był różnie, najczęściej ne-gatywnie. Jednak z  punktu widzenia należącego doń dziedzictwa śląskiego (Opole, Bytom, Racibórz) czy Rusi ze  Lwowem jest ten ambitny książę widzany jako znakomity organizator i gospodarz.

W starej kronice lwowskiej Zimo-rowica znajdujemy pod rokiem 1381 zapis, że  „…po  spłonięciu Lwowa Władysław Opolczyk przyzwał z Mo-rawy i Szląska rzemieślników budow-lanych i  cieśli”. Mury miejskie, fosy, domy, kościoły, zamki – wszystko powstaje wedle mag-deburskiego prawa, wedle śląskiej myśli technicznej i go-spodarności.

Stąd też nie dziwi opinia wybitnego lwowskiego histo-ryka, asystenta prof. Jana Ptaśnika – Józefa Skoczka, który w wydanej w 1937 r. przez Instytut Śląski pracy pt. Stosunki kulturalne Śląska ze Lwowem w wiekach średnich tak pisał, podkreślając wpływy śląskie we Lwowie: „Biorąc za pod-stawę do  wniosków spisy rajców miejskich tego okresu, można zaryzykować twierdzenie, że cały rozwój życia miej-

Katedra ormiańska Wniebowzięcia NMP (widok współczesny) Fot. Alex Zelenko

Widok z wieży ratuszowej (2007) Fot. Jan Mehlich

Plan miasta (1923)

Wały Hetmańskie – jedna z głównych promenad Lwowa (ok. 1900)

24 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAK

Kto zyskał na Zgodzie?Wedle słowników zgoda to stan, w którym nie ma różnic zdania, w którym panuje ta sama opi-nia. My tu na Śląsku dobrze wiemy, że Zgoda to też dzielnica Świętochłowic. Dzielnica splamio-na krwią tysięcy ludzi więzionych w tutejszym obozie. W sobotę 24 stycznia obchodziliśmy już 70. rocznicę Tragedii Górnośląskiej i, choć za oknem zima daje się nam we znaki, to atmosfera po marszu na Zgodę była naprawdę gorąca.

Komentarz „Górnoślązaka”

O odpowiednią „temperaturę” zadbali uczestnicy marszu, którzy w tym roku spotkali się w iście wybuchowym składzie. Obok reprezentującego

śląskie sprawy w  Europarlamencie Marka Plury stanął kontrowersyjny Jerzy Gorzelik, a swoją obecnością Ślą-zaków uraczył też ultra kontrowersyjny już… Janusz Korwin-Mikke. Niestety osobiście nie mogłem wziąć

udziału w  uro-czystościach, dla-tego z ogromnym niedowierzaniem p r z e c i e r a ł e m szkiełka moich okularów, czyta-jąc relacje z mar-szu. Jak to  moż-liwe, że spotkanie takich osobisto-ści, a także całych

rzędów ludzi za nimi stojących, nie skończyło się wielką aferą? Przecież w  tych oparach konfliktów, skandali, różnic i interesów wystarczyła tylko jedna zapałka, żeby wzniecić ogień. Jak widać, nikt z zebranych na szczęście się na to nie pokwapił. Tylko dlaczego?

Moim zdaniem na  sprawę trzeba patrzeć wielowąt-kowo. Oczywiście każdemu z  zebranych tam polityków na  pewno zależało na  uczczeniu pamięci ofiar, jednak, jak mi  się wydaje, zaduma nie była jedyną motywacją, która przywiodła ich na Marsz na Zgodę. O ile obecność Marka Plury i Jerzego Gorzelika nikogo nie dziwi, to już wizyta JKM była swoistym precedensem. Z jednej strony jest on eurodeputowanym z regionu śląskiego i  ten fakt może wyjaśniać jego udział w uroczystościach (dodajmy, że pierwszy raz). Z drugiej strony Korwin znów znalazł się na  rozdrożu, a  kreowanie nowej, kolejnej już par-tii – i to w roku wyborczym! – jest nie lada wyzwaniem. Czy swoją obecnością były prezes Kongresu Nowej Pra-wicy nie chciał przypadkiem ocieplić wizerunku wśród nowych, potencjalnych wyborców? Polityk zdaje sobie sprawę z tego, jak zwartym elektoratem są Ślązacy, a ros-nącą niechęć do Platformy ktoś przecież musi wykorzy-stać! Jedno Korwin-Mikkemu trzeba przyznać – o Śląsku zawsze mówił z  szacunkiem, choć bardziej rozpatrywał go jako region autonomiczny gospodarczo niż etnicznie.

Z szacunkiem za to bywało gorzej, kiedy prawicowiec wypowiadał się o niepełnosprawnych. To właśnie na tym tle doszło do  konfliktu między JKM a  Markiem Plurą. Poseł Plura stanął oczywiście w obronie osób niepełno-sprawnych, odbijając piłeczkę Korwinowi, a ten również poczuł się urażony i  groził sądem. Do  sądu nie ciągnął natomiast Jerzego Gorzelika, choć pewnie wyrzeczenie się lojalności wobec Polski w wypowiedzi z 2010 roku nie znalazłoby pochwały w  oczach patriotycznego Korwin--Mikkego. Rozbieżności pojawiają się także w obliczu sy-tuacji, w której stoi nowa partia JKM. Partia „KORWiN” poparła kandydaturę Krzysztofa Bosaka z  Ruchu Na-

rodowego na  prezydenta Zielonej Góry. Jeśli to  zwia-stun dalszej współpracy obu partii, to  może być cieka-wie, bo przecież Narodowcy wszelkie przejawy autonomii i śląskości odbierają jako próby decentralizacji i separaty-zmu. A tu nagle Korwin-Mikke bierze udział w uroczy-stościach współorganizowanych przez tych „separaty-stów”, a Jerzy Gorzelik nawet udziela mu głosu!

Przyznacie, Czytelnicy – ciekawa sytuacja i  niezwy-kłe powiązania tych trzech Panów pokazują, że  utrzy-manie spokoju na rocznicy Tragedii Górnośląskiej wcale nie było takie oczywiste. Niewątpliwie RAŚ zyskał trochę większy rozgłos dzięki takiemu składowi, ale czy Janusz Korwin-Mikke też ugra coś z tego dla siebie? Kto finalnie zyska dzięki zgodzie na Zgodzie? ■

Kamil NowakAutor jest studentem Dziennikarstwa i  Komunikacji

Społecznej. Chorzowianin od urodzenia, entuzjasta sportu, historii Polski XX wieku i podróży.

Brama obozu pracy, Świętochłowice-Zgoda Fot. Paweł Drozd

25www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAKŚląskie portrety historyczne

Ks. Norbert Bonczyk – Śląski Homer

Lux ex Silesia – światło ze  Śląska… Tak mówiono w  Krakowie, a  potem w  ca-łej Rzeczpospolitej – od  czasów śred-

niowiecza, od Jacka Odrowąża. Bo też płynęło ze Śląska światło nauki, kultury i techniki wart-kim strumieniem, mimo różnych dziejowych zawirowań. Dlatego tym trudniej pogodzić się z  faktem, że  my, Ślązacy, tak mało wiemy o tych, którzy rozniecali płomień tego światła. Potrzeba więc zmian systemowych – wprowadzenia tej wiedzy i umiłowania Małej Ojczyzny już od początków edukacji naszych dzieci.

Takie oto refleksje towarzyszyły mi  podczas długiej drogi od biblioteki do biblioteki, którą odbyłam w poszu-kiwaniu książek człowieka ogłoszonego przecież Śląskim Homerem. To wstyd, ale i nauka dla tych, od których za-leży rozwój śląskiej kultury – należy zacząć od zaopatrze-nia szkół i bibliotek w podstawowe zasoby. Zawsze to ja-kiś początek…

Dzisiejszy bohater Portretów – Norbert Bonczyk – to postać nietuzinkowa. Ksiądz katolicki, społecznik, or-ganizator grup młodzieżowych, robotniczych, oświa-towych, spółdzielczych, a  nawet działacz partyjny i… więzień. A  do  tego jeszcze pisarz. Dzisiaj byłby posą-dzony o wszystkie polityczne grzechy główne – od popu-lizmu po koniunkturalizm. Cóż, takie czasy. Na szczęście dzieło życia ks. Bonczyka zweryfikowali sami jego para-fianie i współpracownicy. Przenieśmy się więc do wieku XIX na Górny Śląsk.

Już sama sprawa nazwiska naszego bohatera pokazuje śląskie uwikłania i  meandry historii. Gdy Norbert, syn Walentego Bonczyka, trafił do  gliwickiego gimnazjum, jego nazwisko zapisano według słuchu poprawnie, choć po niemiecku – jako Bontzek. Od tej pory, skoro wszyst-kie świadectwa były tak napisane, sam używał takiej pi-sowni aż do śmierci. Bończykiem został w ramach polo-nizowania czy też raczej odniemczania (a nawet zdarzało się w literaturze zniekształcone mazurzenie Boncyk). Nie dziwi to jednak tych, którzy znają historię tej ziemi –za-równo gimnazjum, jak i  jego rodzinny dom znajdowały się przecież w państwie pruskim.

Norbert Bonczyk urodził się 6 czerwca 1837 roku w Miechowicach, które dzisiaj są dzielnicą Bytomia. Jego ojciec, wspomniany Walenty – rolnik z Miechowic, zro-bił karierę najpierw służąc w wojsku, w samym Berlinie, a po powrocie znajdując zatrudnienie jako sztygar w ko-palni Franza Wincklera. A wszystko to dzięki swojej za-radności i pracowitości – te cechy zapewne odziedziczył po ojcu także Norbert. Widać to zarówno wtedy, gdy zdał egzamin od razu do drugiej klasy gimnazjum, jak i wtedy, kiedy budował nowe kościoły – już jako bytomski dusz-

pasterz. Ale swą edukację młody Norbert roz-począł nie od gimnazjum, a od miechowickiej szkoły ludowej. Najpiękniejsze wspomnie-nia z dzieciństwa łączą się właśnie z  tą szkołą i starym, drewnianym kościółkiem, w którym przez sześć lat był ministrantem.

„Lat dziecinnych szczęśliwych przebłogiewspomnienia,

Zanieście ducha mego do owych drzew cienia,W których cichej świątyni był mi światem całymDom rodzinny drzewiany z dachem podstarzałym![…] Widzę raj mej młodości, śliczne Miechowice,Ozdobione zielenią jak wiankiem dziewice:Tam na górce kościółek z białemi muramiOtoczony z tąd1 stawem, z owąd ogrodami;Tam zamek2, tam plebania, tam szkoła z Rektorem!Wiosko, za dnia raj oczu, a słuchu wieczorem”3.

Te wspomnienia dotyczą paradoksalnie bardzo trud-nych czasów, kiedy rodzina nierzadko głodowała. Jed-nak matce Norberta – Hannie z Łukaszczyków – udało się stworzyć ciepły i pełen miłości dom, toteż jej obraz nosił on w  sercu do  końca życia. Wyobraźnię małego chłopca pobudzały także opowieści starego kopidoła (grabarza) Draszczyka, traktujące o ludziach i czasach, które już minęły.

Błogi czas dzieciństwa przerwała w  1847 roku epi-demia tyfusu głodowego – śmierć zabrała mu wtedy matkę i dwie siostry. Dla dziesięciolatka świat na chwilę się skończył, ale trzeba było żyć dalej. Posłany do szkoły miejskiej w  Bytomiu (z  niemieckim językiem wykłado-wym) kontynuował naukę pod okiem jej dyrektora – zna-nego bytomskiego kronikarza Franza Gramera. Stamtąd w 1851 roku przeszedł do katolickiego gimnazjum w Gli-wicach, a potem, w 1858 roku, podjął studia teologiczne we Wrocławiu. Co ciekawe, z tych wszystkich szkół jedy-nie miechowicka podstawówka doczekała się poetyckich, ciepłych wspomnień.

Wrocławski okres życia, trwający od  1858 do  1862 roku, odegrał duże znaczenie dla późniejszej twórczo-ści Norberta Bonczyka. Uczęszczał wtedy nie tylko na  wykłady z  teologii, ale także z  językoznawstwa – ję-zyków słowiańskich, hiszpańskiego, a  nawet… syryj-skiego. Tam też po  raz pierwszy zetknął się z  Polakami spoza Śląska. Jego zdolności lingwistyczne spowodowały, że w krótkim czasie zaczął się biegle posługiwać w poezji

1 Pisownia oryginalna.2 Wincklerów, tj. naszej ulubienicy Ewy i jej ojca Franza.3 Stary Kościół Miechowski, rozdział 1.

cd. na str. 26

26 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAKWkrótce, za przyczyną tego energicznego kapłana, po-

wstał w  Bytomiu Związek Wzajemnej Pomocy Chrześ-cijańskich Robotników Górnośląskich oraz Towarzy-stwo Górnośląskich Przemysłowców. Zaangażował się on także w  działalność katolickiej partii Centrum. Jed-nocześnie wypełniał zwykłe obowiązki duszpasterskie, a dzięki swojej zapobiegliwości zbudował w Bytomiu dwa nowe kościoły: świętej Małgorzaty i Świętej Trójcy. Próbu-jąc zachęcić duchowieństwo do podjęcia działań na rzecz robotników, wysłał listy do 200 księży – niestety z mar-nym odzewem, gdyż obawiali się oni reperkusji ze strony władz. Wkrótce zresztą sam Bonczyk odczuł na własnej skórze konsekwencje kul-turkampfu – za  przetłu-maczenie na  język polski i  rozpowszechnianie an-tyrządowej książki Kon-rada Bolandena Stary Bóg Żyje w  1873 roku dostał się do  więzienia, gdzie spędził osiem tygo-dni. Dalszym skutkiem tych działań było niedo-puszczenie go do  obję-cia urzędu proboszcza po  śmierci księdza Sza-franka w  1874 roku. Wprawdzie ksiądz Bonczyk kiero-wał parafią, ale jako administrator, a  oficjalną nomina-cję otrzymał dopiero po dwunastu latach. Zemsta księdza polegała na  tym, że przestał ogłaszać w kościele rozpo-rządzenia władz, co odbiło się szerokim echem w bytom-skim środowisku…

Od  polityki i  szykan uciekał w  świat poezji. Tak po-wstały dwa poematy: Stary Kościół Miechowski wydany w 1879 roku oraz Góra Chełmska, który ukazał się siedem lat później. Już pierwszy z nich zdobył dla autora miano Śląskiego Homera, wspaniale opowiadającego o tej ziemi i  jej mieszkańcach. Tym sposobem trafił on do  pante-onu śląskich pisarzy, których dzieła posiadają szczególny rys charakterystyczny – często poruszają problemy pracy i  jej uczestników, adresatami czyniąc „zwykłych” ludzi. W czasie, gdy kultura była dla elit, Śląsk, nie po raz pierw-szy, przełamywał stereotypy…

Ksiądz Bonczyk jednak przede wszystkim był dusz-pasterzem, a  dopiero później poetą. Stale zapracowany, w ciągłym biegu, starał się pogodzić obowiązki parafialne z  działalnością społeczną i  pisaniem. Młodzi alojzjanie (członkowie Towarzystwa św. Alojzego) tak go scharakte-ryzowali: „Od rychłego ranka aż do późnej nocy był czyn-nym, a wieczorami, gdy ledwie kośćmi ruszać mógł, jesz-cze szedł na  posiedzenie towarzystw i  tam wymownymi i  pięknymi słowy pouczał zebranych i  zachęcał do  do-brego. Miał on szczególny dar przemawiania prosto a wy-twornym językiem. Każdy uczony i prostaczek chętnie go słuchał. Szczególną miłością otaczał go lud polski i  pol-skie towarzystwa”. Potwierdzeniem tych słów były obchody

i prozie kilkoma językami (oczywiście poza wyniesioną z domu śląską gwarą): polskim, niemieckim i łaciną. Jed-nak główne dzieła powstały po polsku – był to więc język emocji i  tożsamości. Podczas studiów został członkiem Towarzystwa Literacko-Słowiańskiego (m.in. w  tym sa-mym czasie działał w nim Adam Asnyk). Tam też, w 1860 roku, przedstawił swoje pierwsze przekłady pieśni Schil-lera, a w 1861 roku wysłał do Miechowic swój pierwszy polski wiersz, dedykowany ojcu.

Po przyjęciu święceń kapłańskich otrzymał stanowisko wikarego w Piekarach Śląskich, a jego przełożonym został wydawca „Zwiastuna Górnośląskiego” – ksiądz dziekan Jerzy Purkop. Od razu więc wykorzystano talent młodego księdza, a gazeta zamieszczała regularnie jego wiersze, ar-tykuły i  korespondencje. W  roku 1865 ksiądz Bonczyk powrócił do  Bytomia jako wikary parafii Wniebowzię-cia Najświętszej Marii Panny. Tam proboszczem był nie kto inny, jak znany działacz polityczny i narodowy, po-seł i społecznik – ksiądz Józef Szafranek. W takim środo-wisku odnalazł Norbert Bonczyk swoje miejsce na ziemi i pozostał tu do końca życia, odrzucając intratną propo-zycję objęcia stanowiska kanonika w kurii wrocławskiej.

„Szczęsna ziemio kościołów, kopalń i kominów,Szczytna między ziemiami z córek twych i synów,Śląsko, gniazdo Piastowskie! Choć cię wieszcz WincentySławny z Pieśni Ziem Polskich nie opiał, ty świętyJesteś wiary przytułek, ty twych skarbów plonyŚlesz po rzekach i morzach do chat, miast, na trony4”.

Czując się odpowiedzialnym za powierzonych mu lu-dzi, wywodzących się z różnych grup społecznych i zawo-dowych, ksiądz Bonczyk zaangażował się w  działalność społeczną. W roku 1869 powołał do życia Towarzystwo Polsko-Katolickie „Kasyno”, skupiające wszystkie stany. Inicjatywa okazała się strzałem w  dziesiątkę – na  wy-głaszane tam odczyty przybywały tłumy, także z  innych miast, aż sala nie była w stanie wszystkich pomieścić.

Kolejną udaną inicjatywą księdza Bonczyka było po-wołanie do życia w 1871 roku organizacji społeczno-kul-turalnej dla młodzieży – Towarzystwa Świętego Alojzego. Na spotkaniach wygłaszał odczyty z historii Polski i za-poznawał młodych ludzi z polską literaturą. Wkrótce od-działy towarzystwa zaczęły powstawać na całym Górnym Śląsku. Ksiądz Bonczyk ułożył nawet napis na  sztandar piekarskiego oddziału:

„Ty, młodzieży, wznoś sztandary,Broń języka, broń twej wiary!Kto te ojców skarby spodli,Darmo się do Boga modli!5”.

4 Ks. N. Bonczyk, Góra Chełmska, rozdział 2.5 Fr. A. Marek, Norbert Bonczyk – człowiek, kapłan i poeta,

w: Ks. Norbert Bonczyk, Góra Chełmska, Opole 1985. ➧

cd. ze str. 25

27www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAK

urodzin, jubileuszy i  świąt, które pokazywały, jak wielką sympatią i  autorytetem cieszył się bytomski proboszcz. Największą fetę ufundowali mu parafianie na dwudziesto-pięciolecie święceń kapłańskich, kiedy to odbył się festyn z koncertem i pokazami sztucznych ogni oraz uroczystym obiadem w  najlepszym hotelu w  mieście. Ten szacunek towarzyszył mu do  ostatnich dni życia. Zmarł 18 lutego 1893 roku, w wieku 56 lat, na zapalenie płuc. W pogrzebie uczestniczyło całe miasto; nawet uliczne latarnie okryto ki-rem, a w oknach zawisły czarne flagi.

Miał więc ksiądz Norbert Bonczyk dwie twarze: jako lu-biany duszpasterz oraz społecznik znany był z poczucia hu-moru i gawędziarstwa, prywatnie natomiast był raczej sa-motnikiem, który, o ile mógł, szukał spokoju w domowym zaciszu. Dużo czytał i pisał, zgromadził pokaźną bibliotekę i tam odpoczywał od zgiełku świata. A może to nie dwie twarze, tylko wzajemnie się uzupełniające strony tego sa-mego medalu…? Bo żeby coś powiedzieć, trzeba najpierw mieć coś do powiedzenia. Który z dzisiejszych, promują-cych się działaczy różnej proweniencji, o  tym pamięta? To właśnie równowaga pomiędzy działaniem a duchowoś-cią stanowi o harmonii i spójności człowieka, a więc o jego wielkości. Nawet, jeśli nie jest to wielki poeta czy społecz-nik. Bo każdy z nas ma swoją miarę…

Anita Witek

Komisarz Hanusik rozwiązuje zagadkę: ośmiu młodych, którzy w  tajemniczy sposób zniknęli na  Sztauwajerach; szuka morderców leniwych

urzędników wielkich firm, rozpracowuje Ryszawego Er-wina, wykrywa szajkę kidnaperów, dekonspiruje wszech-mocnego szefa związków zawodowych… Jednym słowem robi to, co przed nim robili tacy, jak na przykład Sherlock Holmes, Komisarz Poirot, James Bond i pomniejsi.

Niby tak, ale na  Górnym Śląsku praca komisarza po-licji to zupełnie inna sprawa. Tu bowiem zatarły się gra-nice między światem realnym, a  światem śląskich stwo-roków / straszków. Utopce chodzą w  dżinsach, swetrach i dżokejkach, połednice przychodzą do biura w modrych kostiumach, beboki pracują z  dziećmi, podciep jest funk-cjonariuszem policji, skarbnik jest prezesem związków za-wodowych. A do tego cała rzesza basztardów, krojcoków, co to z matki ludzkiej, a ojca stworoka lub na odwrót.

I  nie byłoby problemu, bowiem asymilacja straszków w  społeczności ludzkiej jest prawie doskonała, nikt nie rozpoznaje w  nich nie-ludzi. Ale straszkom nie odpo-wiada pozycja zasymilowanych, ugłaskanych, nierozpo-znawalnych. Świat ludzi to jednak nie jest ich świat, nie

Więcej widzisz, więcej wiesz, i tak to mniej więcej jest…

O Komisorzu Hanusiku Marcina Melonaczują się sobą u siebie. Chcą, tak, jak ich natura (albo ra-czej wyobraźnia) stworzyła, by ludzie się ich bali, by słu-chali, gdy ostrzegają, by robili to, co powinni. Ale ludzie już nie wierzą w straszki, dzieci śmieją się, gdy straszy się je bebokiem, pijani nic sobie nie robią z utopca. Straszki wszczynają więc bunt.

Koncepcja konstruowania powieści poprzez nałoże-nie się fantastycznego świata śląskich stworoków na świat realistyczny jest niewątpliwie nowatorska. Także dla-tego, że  przenikanie się tych dwóch światów jest inten-sywne aż do  zatarcia się granic. Bohater nigdy nie wie, czy ma do czynienia z człowiekiem, czy nie. Czytelnik też nie wie. Dlatego jest raz po raz zaskakiwany – i to jest to, co czytelnik lubi najbardziej.

Nie potrafię się oprzeć wrażeniu, że  ta  pozornie roz-rywkowa książka jest powieścią z  tezą. Owe straszki – to Ślązacy spychani ze swą indywidualnością, tożsamoś-cią w niebyt, właśnie poprzez glajszachtowanie, zacieranie różnic, wypieranych ze świadomości ogólnej/ogólnokra-jowej jako etnia. Przygotowywany bunt straszków, zebra-nie wszystkich na kostuskiej hałdzie – czyżby były pro-roctwem? No, ale skończyło się na strachu. Jak to wśród Ślązaków bywa, na  skutek rozbieżności interesów. Echa autonomii śląskiej, edukacji regionalnej – to częsty temat w środowisku autora.

Książka jest błyskotliwa, dowcipna, wciągająca tak, że  czyta się ją  jednym tchem. Poszczególne rozdziały mogą być osobnymi opowiadaniami; łączy je osoba komi-sarza Hanusika i wzrastające napięcie. Postaci zarysowane są wyraziście, acz bez zbędnego „pogłębienia psycholo-gicznego”. Ōma Ha-nusiczka jest klamrą spinającą te dwa światy – czuje i  do-świadcza obecności duchów wszelakich, więc nie ignoruje ich, a  równocześnie żyje, jak każdy, w  świecie realnym. Dlatego po-trafi mniej lub bar-dziej świadomie pod-powiedzieć wnukowi komisarzowi roz-wiązanie lub napro-wadzić na  trop. Inne postaci odpowiadają schematom. Dowcip

Recenzje

dokończenie na str. 28

28 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAKczytelny, często bazujący na  stereotypach, stosowany z umiarem, jest jedną z atrakcji tej książki.

I  byłaby to  jedna z  wielu kryminalnych komedii „do  poczytania”, gdyby nie dopisek „Piyrszo krymi-nalno komedyjo we  ślonskij godce”. Aspekt języka ślą-skiego użytego nie jako stylizacja gwarowa, nie w dialo-gach śląskich bohaterów dla uwiarygodnienia fabuły, ale jako konsekwentna narracja – to już nie lada wyzwanie. I tu rodzą się pytania. Pierwsze – czy autor sprostał wy-zwaniu? Drugie – czy czytelnik jest z tego zadowolony, że  czyta powieść w  języku śląskim? Trzecie – czy po-wstawanie literatury, także literatury popularnej, w ślą-skim języku jest potrzebne?

Odpowiadam, jak umiem, na  pierwsze pytanie. Wy-chowałam się jako dziecko gwarowe, mówię gwarą, jak tylko mam z  kim, ale nie wszystkie wyrazy zrozumia-łam. I  to  jest normalne – w kożdej wsi godajom troszka inaczyj. Odnoszę jednak wrażenie, że nieco „na siłę” au-tor powkładał germanizmy. ‘Zol’ – u  nos się godało ‘de-lówka’, ‘wyerklerować’ – u nos się godało ‘wytuplikować’, ‘gibsdeka’ – można tak pedzieć, ale u  nos się godało ‘po-wała’, ‘szmaterlok’ – u nos się godało ‘myntel’, ‘sznitloch’ – u nos się godało ‘łucek’. Nie twierdzę, ze w środowisku au-tora nie używa się takich właśnie słów, ale czy nie byłoby z korzyścią dla powieści, jak i dla samego języka, zamiast po  raz nasty używać słowa ‘wyerklerować’ powiedzieć właśnie ‘wytuplikować’, albo zamiast powtarzać ‘zicnonć’ powiedzieć ‘siednoć’? I odwrotnie, mimo widocznego sta-rania, sporo jeszcze polonizmów, zresztą bardzo łatwych do  uniknięcia. Wielość synonimów zawsze świadczy o bogactwie języka.

Z satysfakcją trzeba odnotować obecność tzw. ausdru-ków. Autor, jak rzadko, postarał się, żeby bohaterowie i  narrator posługiwali się frazeologizmami charaktery-stycznymi dla śląskiej mowy.

O  odpowiedź na  pytanie, czy czytelnik lubi czytać książki napisane po  śląsku, trzeba zapytać… czytelni-ków. Otwieram więc dyskusję: Drodzy Czytelnicy – czy, mimo początkowych trudności w  czytaniu, wyni-kających z  nieprzyzwyczajenia, chcecie/lubicie czytać książki w  śląskiej mowie napisane? Czy potrzebna jest literatura w śląskiej mowie?

Ogłaszamy konkurs z  nagrodami – 5 pierwszych li-stów z odpowiedzią na postawione pytania nadesłanych do Redakcji na adres:

„Górnoślązak”, ul. Stalmacha 17, 40‒058 Katowicezostanie nagrodzonych książkami. ■

Łucja Staniczkowa

Marcin Melon, Komisorz Hanusik. Piyrszo kryminalno komedyjo we ślonskij godce, Wyd. Silesia Progress, Kotorz Mały 2014.

* * *„Nale we środa we wieczór komisorz Hanusik durś bōł tak

samo daleko chycenio Ryszawego. Filowoł na kożdego jednego chopa, kery szoł wele niego, na kożdo jedna baba i niy wiedzioł eli keryś z nich to niy ma przeblyczony Erwin. Trzy dni sztau-nowanio i psinco. Katowice bōły fertich na czwortkowo wizyta premiera Polski, a Bannert durś bōł na wolności. Komisorz sie-dzioł na ławce na Placu Andrzeja i sztaunowoł co mō dalij ro-bić, kej ôroz sztyrkneł na jego mobilniok porucznik Motyl.

– Joachim, mam coś, co cię zainteresuje – ôd razu szło sie pokapować co Motyl fest bōł podekscytowany. – Nasi analitycy z ABW namierzyli numer komóreczki Bannerta. Bądź za pół godziny w magazynach po Hucie Ferrum.

– Byda – pedzioł Hanusik i zaroz polecioł do auta.Huta Ferrum, na kero piyrwy godali Kunigunde, bōła to za-

warto huta na Zowodziu, kaj terozki siedzieli roztomajte lompy, co ich policjo szukała za alimynty. Motyl, tak jak pedzioł, cze-koł na niego wele starego, próżnego magazynu. Kurzył cygareta i wyglōndoł na fest znerwowanego.

– Joachim, to nasza szansa, nie wzywałem posiłków, by go nie przestraszyć. Musimy tam wejść i go zaskoczyć. Jesteś go-towy?

– Dyć, żech je fertich, Szmaterlok. Idymy tam.Wlyźli do magazynu, kaj bōło fest cima i wtedy ôwdy keryś

kopneł w jakoś bergówa, szroby, hercki, szperplaty, koncki pa-pyndekla abo inkszy klamor. Motyl chciōł poświycić fojercoj-giym, ale komisorz mu zakozoł, co by niy wylynkać podejrza-nego. Warszawiok szoł piyrszy, Hanusik za nim. Ôroz usłyszeli jakieś larmo kajś za nimi.

– Joachim, idź tam i sprawdź, OK? Ja spenetruję tamten ko-rytarzyk – pedzioł porucznik.

Hanusik kiwneł gowom i poszoł tam, kaj warszawiok mu pe-dzioł. Ôroz sztopneł i ôbrócił sie ku Motylowi.

– Szmaterlok! Kucej! Kucej, gibko! – rykneł Hanusik.Porucznik Motyl ôbrócił sie ku niymu i zrobił gupio macha,

choby niy wiedzioł, co sie dzieje.– Szmaterlok, pieronie, co tak stoisz choby ta  leluja, kucej,

chopie! Gibko, kucej! – ryczoł Hanusik i lecioł ku warszawio-kowi.

– Yhy, yhy – zakucoł porucznik Motyl.Ôroz Hanusik, kery bōł już wele niego, szczelił go we  faca

z cŏłki siły, tak że warszawiok kopyrtneł sie i prasneł ô zol. Ko-misorz ciepneł sie na niego i zaczon z cŏłki siły ciōngnōnć go za  szkuty. Tak jak myśloł, szkuty ôstały mu w  rynce, tak jak i  za  chwila cŏłko faca Motyla. Zamiast ty  warszawski gymby ôboczył ryszawy łeb Erwina Bannerta.

– Mōm cie, giździe!– No, mosz mie, Hanusik, mosz mie – pedzioł Ryszawy Er-

win, kery durś niy umioł spokopić, co je louz – Ale skōnd tyś wiedzioł, że  to  je  jo, a  niy tyn warszawiok? Tyś jako piyrszy w moim życiu kapneł sie… Co jo zrobił źle?

– Ino jedna rzecz, Bannert, ino jedna…”

Fragment publikujemy za zgodą Autora.Uwaga konkurs! Czytelnik, który odgadnie, po  czym

komisarz Hanusik poznał, że to nie jest warszawiak, a Ry-szawy Erwin, otrzyma od autora egzemplarz książki z de-dykacją.

Odpowiedzi prosimy nadsyłać na adres e-mail:[email protected]

29www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAK

Śląskie ulice w stolicyW styczniu odwiedzili nas przyjaciele ze Śląska, by zobaczyć świąteczną iluminację stolicy, która kolejny rok za-chwyca urodą i rozmachem. Na koniec umówiliśmy się na wiosenną wizytę, której tematem będą śląskie ulice w Warszawie. Czytelników „Górnoślązaka” już teraz zapraszam na ten spacer.

Zaczniemy od  Żoliborza (to  taki katowi-cki Brynów – tylko że  większy). Ulica Bytomska i  Mysłowicka to  ciche, urocze

uliczki w  willowej części dzielnicy. Obie mają po  około 250 metrów długości. Powstały w  la-tach 30. XX wieku. Pod numerem 4 na Bytom-skiej funkcjonował XXVI komisariat Policji Pań-stwowej, obejmujący swym zasięgiem Żoliborz, Marymont, Bielany, Powązki. Wybudowane wokół domy wchodziły w  skład spółdzielni zwanej „tysiąc za  tysiąc”. Jak pisze w „Korzeniach miasta” Jerzy Kasprzycki, za ty-siąc złotych można było kupić działkę o  powierzchni 1000 metrów kwadratowych!

Przy ulicy Mysłowickiej 8 mieściła się rezydencja Am-basadora Brazylii. W 1985 roku odwiedzili ją bohatero-wie serialu Niewolnica Isaura: Rubens de Falco i Lucelia Santos, entuzjastycznie witani przez mieszkańców stolicy. Pod numerem 4 mieści się siedziba Polskiego Związku Lekkiej Atletyki.

Kolejnym „Ślązakiem” jest, jak sama nazwa wskazuje, Most Śląsko-Dąbrowski – zaprojektowany przez Jerzego Koziełka, a wybudowany w latach 1947‒1949 jako część Trasy W–Z  łączącej śródmieście z Pragą. Jako jedna z pierwszych widziała go filmowa Hanka, bo-haterka filmu Przygoda na  Ma-riensztacie. Z kolei Jan Serce, bo-hater serialu o tym samym tytule, utknął na  moście i  spóźnił się na  randkę. W  filmie Sztuka ko-chania most jest tłem rozmowy Piotra Machalicy i  Joanny Trze-piecińskiej.

Na  Pradze bez trudu znaj-dziemy ulicę Katowicką. O  jej początkach tak pisze Jerzy Kasprzycki w  Korzeniach Miasta: „Brylował tu  w  XIX wieku malarz Juliusz Wer-czycki z  przyjaciółmi rzeźbiarzem Janem Schabeckim i malarzem Fryderykiem Pilischem. Dla ich zabawy i wy-poczynku kupił na  prawym brzegu Wisły najładniejsze ogrody wśród zieleni, opowiadał o  swoim pochodze-niu od  najzamożniejszych rodów Śląska Cieszyńskiego, gdzie jego nazwisko pisano jako Wertschitzky. Przodko-wie, wypędzeni z domu w wyniku sporów majątkowych, osiedli w Warszawie”.

Katowicka znana jest każdemu architektowi – kró-luje tam międzywojenna awangarda. Pod numerami 9‒11‒11a znajdziemy słynny dom rodzinny Lachertów.

Zaprojektowany w  1928 roku budynek powstał w pracowni Bohdana Lacheta i  Józefa Szanajcy. Zainspirowani ideami La  Corbusiera architekci zaprojektowali w  nim wyposażenia mieszkań. Aby w pełni docenić piękno spotkanych budyn-ków, warto zaprosić na spacer znajomego archi-tekta lub przed przyjazdem trochę poczytać.

O  Katowickiej głośno zrobiło się znowu na  początku wolnej Polski. Późnym latem 1989 roku dziesiątki tysięcy obywateli NRD zaryzykowały ucieczkę na  Zachód, wybierając drogę przez Wschód. Do  War-szawy trafiło co  najmniej 6 tysięcy osób; inni wybrali drogę przez Pragę i  Budapeszt. Wydział Konsularny Ambasady Republiki Federalnej Niemiec przy ul. Kato-wickiej w szczytowym okresie opracowywał do 10 000 wniosków wizowych obywateli NRD. Na Saskiej Kępie pomagali im warszawiacy, niektórzy zapraszali niemie-ckie rodziny z  dziećmi do  swych mieszkań i  domów. – U nas już jest wolność, u nich jeszcze nie – opowiadali później. Uchodźcom pomagał rząd Tadeusza Mazowie-ckiego, Polski Czerwony Krzyż, „Solidarność” oraz Koś-cioły: Ewangelicki i Katolicki.

Dla mnie jedną z  najładniej-szych ulic Warszawy jest ulica Górnośląska, która w górnej czę-ści spotyka się z  ulicą Wiejską i  Alejami Ujazdowskimi. Na  tej ulicy znajomość historii bardzo się nam przyda. Bo  choć ulicę zaczęto nazywać Górnośląską w 1922 roku, to jej początki zna-leźć można już w 1740 roku.

Warto tu zwrócić uwagę na ze-spół wilii tworzących tzw. Ko-lonię Profesorską, której zabu-

dowa inspirowana była stylistyką barokową, a niektórzy twierdzą nawet, że  także klasycystyczną. Zaprojektowali ją  i  zamieszkali w  niej słynni architekci i  profesorowie Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej.

Pod numerem 45 mieści się Szkoła Podstawowa nr 12 im.  Powstańców Śląskich. Natomiast ulica poświęcona bohaterom zrywu narodowego na  Śląsku znajduje się w dzielnicy Bemowo i jest ważną arterią komunikacyjną stolicy. W planach budowy metra na 2020 rok u zbiegu Powstańców Śląskich i  Górczewskiej ma  powstać stacja metra: Powstańców Śląskich.

Taki to właśnie jest nasz Śląsk w Warszawie… ■

Andrzej Stefański

Śląsk w Warszawie

30 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAKŚląskie larmo

H2O + kromka = ?Jak daleko sięgam pamięcią, zawsze tak było. W połowie stycznia łapała mnie jednodniówka. Przed bakcylem chronił mnie tylko siarczysty mróz – wtedy, a było to raz na kilka lat, niedomagałem po prostu miesiąc później. W tym roku nie było inaczej, z tą tylko różnicą, że jednodniówka przeciągnęła się do dni trzech.

Kto w  domu ma  mężczyznę, ten wie, jak chop cierpi, jak tylko dostanie kataru. Jest to ze wszech miar uzasadnione – mężczy-

zna jako głowa rodziny, idący przed żoną i dziećmi z  maczugą w  obronie przed dzikiem zwierzem, cierpi na duszy, ilekroć nie jest w pełni sił.

Aby możliwie szybko wyzbyć się infekcji, omy/starki/babcie (wybierzcie sobie wersję tego słowa zgodnie z Wa-szymi preferencjami) miały jeden sposób – wodzionka. Zupa niby prosta w swoim składzie i sposobie przygoto-wania, a jednak zawierająca w sobie głębię tradycji Gór-nego Śląska i przepastną mądrość pokoleń.

Nie chcę tu się mądrzyć, bo od wielu z Was, Czytelnicy, mógłbym się sporo nauczyć, ale pozwólcie na chwilę re-fleksji nad fenomenem tego cudownego eliksiru.

Jeżeli przyjąć, że  konstytucyjnymi składnikami wo-dzionki są: chleb, wrzątek, czosnek, tłuszcz i  sól (zo-stawmy na boku warianty: masło/smalec, sól/warzywko/maggi, a także fakultatywne dodatki, jak cebula, bratkar-tofle czy skrawki wędliny), to na  talerzu, jak w kalejdo-skopie, objawi się nam Śląsk. Nasz Śląsk.

Chleb jest podstawą żywienia, cokolwiek wymyślą uczone głowy. Zwłaszcza u nas się o tym pamięta. Bło-gosławienie nowego bochenka (łapię się czasem na tym, że nie błogosławię chleba z supermarketów), całowanie kromki, która upadnie, niewyrzucanie chleba do  ko-sza – to  gesty na  Śląsku powszechne. Świętość chleba naszego powszedniego zapewne stała u  podstaw ka-riery wodzionki. Chleb bowiem na  nią musi być czer-stwy! Dlatego właśnie nie wierzę w wodzionki w  loka-lach – jeśli podadzą ją  na  chlebie świeżym, nie warto jej jeść, jeśli zaś trzymają stary chleb, to  nic nie stoi na przeszkodzie, by stare były także inne produkty w lo-kalu. Ustalmy jedno – wodzionki nie je  się w  szynku. Wodzionkę się je w zaciszu domowym. I nie podaje się jej gościom. (– Proszę, nie częstujcie mnie wodzianką. – Dlaczego? – I tak nie zrobicie tak dobrej, jak robiło się u mnie w domu).

Nad wrzątkiem pozwolę sobie nie dywagować – sym-bolika wody jest powszechnie znana. Warto jedynie po-czynić uwagę, że wodzionka na wrzątku jest stokroć lep-sza, niż eksperymentowanie z bulionem. Ja mówię temu stanowcze „nie!”.

O zdrowotnych właściwościach czosnku wiemy od po-koleń. Ponieważ pytanie, czy chińskie zamienniki polskiego czosnku są tylko bezwartościowe, czy jednak szkodliwe, na-dal jest nierozstrzygnięte, kupujcie czosnek polski! (Bardzo przyzwoity sprzedają na targu w Mikołowie – i nawet zro-

bią z  niego okolicznościowy bukiet na  urodziny). Za czosnkiem tęsknili już Żydzi podczas wędrówki do Ziemi Obiecanej. Dlatego może on być symbo-lem zamożności, która jest konsekwencją dobrej i uczciwej roboty – zamożność Izraelitów w Egip-cie brała się z  tego, że pracowali ciężko i byli do-

brymi specjalistami na tle nieco rozleniwionych Egipcjan; dopiero rządy kolejnych faraonów (którzy „nie pamiętali Józefa” ) zmieniły życie w dostatku i wolności w uciążliwą niewolę. Owszem, dzisiaj nie cieszy się czosnek (do pary z cebulą) opinią produktu, którego spożycie jest charakte-rystyczne dla wyższych sfer (ze względów aromatyczno-za-pachowych), ja jednak wolę spotykać się z ludźmi pachną-cymi czosnkiem niż zarażającymi na prawo i  lewo. Poza tym czosnek naprawdę smakuje obłędnie, a i zalanie wrząt-kiem osłabia jego „zapachowe” właściwości.

Tłuszcz, którego oka w  wodzionce wypełniają wolne przestrzenie pomiędzy cząstkami chleba, dopełnia ślą-skiego pejzażu, zamkniętego w  talerzu tej wyjątkowej zupy – śląskiego życia. Kompozycja ta składa się z ciężkiej pracy, wyrażonej zresztą w chlebie (chleb jest powszedni, jest tym, co wypełnia codzienność), oraz chwil niebanal-nych, bardzo istotnych dla pełni krajobrazu: wywczasu i odpocznienia, poczucia wewnętrznego bogactwa trady-cji i kultury, poczucia bycia u siebie – czyli tłuszczu. Pro-szę, śmiało, wyjedźcie choć na chwilę stąd (wiem, ciężko opuszczać rodzinne strony…) i poszukajcie mi drugiego takiego miejsca, gdzie ludzie tak mocno identyfikują się ze swoją ziemią. Znajdziecie?

Jest jeszcze sól – która doprawia, ale która też konser-wuje, zachowuje od zepsucia. Co prawda to drugie dla wo-dzionki znaczenia nie ma (bo spożywa się ją natychmiast, na gorąco!), to jednak symbolika soli na Śląsku przemawia ze zdwojoną siłą. Jeżeli Mickiewicz pisał o Polakach, jako o narodzie „jak lawa”, to śląski wieszcz winien mu odpo-wiedzieć: A my jak sól. Sól ziemi, która doprawia codzien-ność tego świata o  nasze wartości: poszanowanie cudzej i własnej pracy, troska o dobro wspólne, wzajemna pomoc i  życzliwość, poczucie wspólnoty – że  społem jest lepiej niż każdemu z osobna. Tak jak w tej piosence, która po-brzmiewa mi w uszach z najdawniejszych wspomnień oa-zowego dzieciństwa: „Bo nikt nie ma z nas tego, co mamy razem – każdy wnosi ze sobą to, co ma najlepszego; a za-tem, aby wszystko mieć, potrzebujemy siebie razem. Bra-cie! Siostro! Ręka w rękę z nami idź!”.

To tyle. Wybaczcie, ale Małżonka woła. A wodzionkę trza jeść richtig wrawą. Smacznego! ■

Krzysztof E. Kraus

1945Ce

na 1

0 zł

otyc

h (w

tym

5%

VAT

)

ISSN

208

4-96

21

nr i

ndek

su: 2

8401

7

Nr 1 (8) 2015

TRAGEDIA GÓRNOŚLĄSKA

w numerze m.in. Ewa Chojecka, Adam Dziurok, Ryszard Kaczmarek,Zbigniew Kadłubek, Krzysztof Karwat, Ingmar Villqist, Henryk Waniek

W marcu w dobrych punktach sprzedaży prasy i w sklepie www.fabrykasilesia.pl/sklep

W związku z kolejnymi etapami modernizacji torowisk prowadzonymi przez Tramwaje Śląskie, wprowadzone zostaną kolejne zmiany w funkcjonowaniu komunikacji.

Od soboty 14 lutego modyfikacje wprowadzone zostaną dla linii tramwajowych w Katowicach oraz w Sosnowcu. Nato-miast prace przygotowawcze – zabudowa rozjazdów techno-logicznych – wymagać będą dodatkowych zmian w Sosnowcu w weekend 14-15 lutego.

Wstrzymany zostanie ruch tramwajów w rejonie ulicy Wiosny Ludów w Szopienicach oraz w rejonie skrzyżowania ulic Piłsudskiego i Sobieskiego w Sosnowcu. Część tramwa-jów kursować będzie na trasach skróconych, uruchomione zo-staną trzy nowe tymczasowe linie tramwajowe oraz dwie linie autobusowej komunikacji zastępczej.

W związku z prowadzonymi pracami od 14 lutego linia tramwajowa numer 14 kursować będzie na trasie skróconej. Od strony Mysłowic tramwaj dojedzie do przystanku „Katowice Szopienice Pętla”, gdzie zakończy kurs. Tramwaj jeździć bę-dzie z częstotliwością co 20 minut. Również na trasie skróconej poruszać się będzie linia tramwajowa numer 15. Tramwaj bę-dzie jeździł od przystanku „Zagórze Pętla” do przystanku „Mi-lowice Pętla”. Odjazdy tramwaju zaplanowano również z czę-stotliwością co 20 minut. W sobotę i niedzielę (14-15 lutego) tramwaj nie będzie kursował.

Jadąca od strony Chorzowa linia tramwajowa numer  20 swoją trasę zakończy na przystanku „Katowice Zawodzie Za-jezdnia”. Skrócona trasa obowiązywać będzie także na linii nu-mer 27, która będzie jeździć między przystankami „Kazimierz Górniczy Pętla” – „Pogoń Akademiki”. Od 14-16 lutego tram-waje linii numer 27 od przystanku „Sosnowiec Ostrogórska” będą kursować ulicą Małachowskiego (tak jak dotychczas, z obsługą przystanków Małachowskiego i aleją Zwycięstwa), natomiast od 16 lutego linia T-27 pojedzie ulicą Sienkiewicza, obsługując przystanki „Sosnowiec Kościelna” i „Sosnowiec Dworzec PKP”.

Linia obsługiwana będzie przez wagony dwukierunkowe, przejeżdżać będzie w obu kierunkach ulicami Sienkiewicza i  3  Maja. Przejazdy komunikacji tramwajowej całkowicie wy-łączone zostaną na ulicy Małachowskiego. Ze względu na zmianę trasy linii tramwajowej numer 15, która będzie obsłu-giwać rejon Sosnowca Milowic i wraz z linią tramwajową nu-mer 21 zapewni częstotliwość kursowania co dziesięć minut, od 14 lutego zawieszone zostanie kursowanie tymczasowej li-nii tramwajowej numer 31.

Tramwajowe zmiany w Katowicach i w Sosnowcu

Dodatkowe tramwajeOd 18 lutego wznowione zostanie funkcjonowanie linii tram-

wajowej numer 24, która będzie jeździć na trasie skróconej „Sosnowiec Okrzei” – „Sosnowiec Ostrogórska”. Jednocześ-nie od 17 lutego zawieszone zostaną kursy autobusowej ko-munikacji zastępczej T-24. Natomiast od 14 lutego wydłużona zostanie trasa linii tramwajowej numer 36, która jeździć bę-dzie od przystanku „Brynów Pętla” do przystanku „Katowice Zawodzie Zajezdnia”. Dodatkowo w Katowicach uruchomione zostaną dwie tymczasowe linie tramwajowe: numer 35, która kursować będzie w relacji: „Katowice Plac Wolności” – „Ka-towice Zawodzie Zajezdnia” oraz numer 44 „Katowice Zawo-dzie Pętla” – „Katowice Szopienice Poczta”. Natomiast w Sos-nowcu uruchomiona zostanie linia numer 45, która kursować będzie w relacji: „Zagórze Pętla” – „Będzin Osiedle Zamkowe Pętla” – obsługiwać będą ją wyłącznie tramwaje niskopodło-gowe.

Autobusowa komunikacja zastępczaNa czas prowadzonych remontów uruchomiona zostanie

autobusowa komunikacja zastępcza. Trasa linii numer T-14 po-biegnie w relacji „Katowice Szopienice Pętla” – „Katowice Za-wodzie Pętla”, natomiast autobus T-15 pojedzie od przystanku „Sosnowiec Urząd Miasta” do przystanku „Katowice Zawodzie Pętla”. Oba autobusy kursować będą z częstotliwością co 20 minut.

Przebieg linii numer T-14:◗ kierunek do Zawodzia: Szabelnia, Wiosny Ludów,

Przelotowa (obsługa tymczasowych przystanków „Szopienice Dwór” oraz „Szopienice Morawa”), Morawa, Hallera, Obrońców Westerplatte, 1 Maja,

◗ kierunek do Szopienic: 1 Maja, Obrońców Wester-platte, Hallera, Morawa, Przelotowa (obsługa tymczasowych przystanków „Szopienice Dwór” oraz „Szopienice Morawa”), Wiosny Ludów, Chemiczna, Szabelnia.

Przebieg linii numer T-15: ◗ kierunek do Katowic: Mościckiego, 3 Maja, Piłsud-

skiego, Sobieskiego, Sosnowiecka, Morawa, Morawa, Hallera, Obrońców Westerplatte, 1 Maja,

◗ kierunek do Sosnowca: 1 Maja, Obrońców Wester-platte, Hallera, Morawa, Sosnowiecka, Sobieskiego, Piłsud-skiego, 3 Maja, Mościckiego.

Informacje prasowe