Kossakowska_Maja_Lidia_-_Siewca_Wiatru

  • Upload
    pimpekk

  • View
    360

  • Download
    3

Embed Size (px)

Citation preview

Maja Lidia KossakowskaSiewca Wiatru

Fabryka Sw 2004

Beznogi TancerzPowiadaj, te w czasach przed Stworzeniem by pord sylfw tancerz, ktrego kunszt nie mia sobie rwnych we wszystkich wszechwiatach. Telto, Matka Demonw, dowiedziawszy si o tym, sprowadzia go do swego paacu, aby zabawia zmysy jego popisami, jednake po niedugim czasie tancerz zatskni za Podniebn Krain oraz bliskimi, z ktrymi zmuszony by si rozsta, i potajemnie opuci dominium Telto. Matka Demonw, wpadszy w wielki gniew, rozkazaa pojma uciekiniera i odrba mu nogi, aby przed nikim innym nie taczy ten, kto omieli si wzgardzi jej askami. Sawa tancerza nie zgasa jednak. Przeciwnie, nawet w odlegych dominiach chwalono i podziwiano jego sztuk. Telto, sdzc, e jej rozkaz nie zosta wykonany, posaa siepaczy, aby zgadzili sylfa i ostatecznie zakoczyli t upokarzajc dla niej sytuacj. Ku swemu zdziwieniu ujrzeli oni lecego w ou kalek, ruchami doni oywiajcego papierow lalk w stroju tancerza. Nim zgin pod ciosami mieczy, mia pono rzec: Zabierzcie moje ycie, skoro niczego wicej nie potrafilicie mi zabra. Opowieci zasyszane - spisane ku rozrywce i nauce przez anielic Zoe z dworu Janiejcej Mdroci Pani Pistis Sophii - Dawczyni Wiedzy i Talentu

PrologJaldabaot by zadowolony. Ogromna, krysztaowa szyba w Komnacie Blasku rozjarzya si i przygasa, ukazujc nowy obraz - rozleg przestrze nagich, ostrych niby brzeszczoty ska. Ponad ich grzbietami lnia lustrzana tafla bladego nieba. Krajobraz mia w sobie podnios czysto, przywodzc na myl potg chrw niebiaskich. Na tle monumentalnych wzniesie z pocztku trudno byo zauway niezliczon ilo poruszajcych si postaci, ubranych w popielate i bure tuniki aniow suebnych. To ich morderczy wysiek przyczyni si do wypitrzenia szczytw, ale Jaldabaot nie zaprzta sobie tym uwagi. Rozpieraa go duma. Lubi sobie uwiadamia, e Architektem, co prawda, jest Pan, lecz nadzr nad budow spoczywa w jego rkach. Co za pikny wiat, myla, smukymi palcami muskajc pitrzce si na biurku mapy i plany. Tak, z ca pewnoci by zadowolony, gdy potga, ktr dysponowa, nie miaa sobie rwnych wrd powoanych do tej pory do ycia. *** - To miejsce doprowadza mnie do szau - powiedzia Daimon Frey. - Kiedy ostatni raz miae na sobie naprawd czyst koszul? Mam wraenie, e mierdz, moje achy cuchn zgnilizn, a miecz pokrywa si brudnym nalotem. Niedugo zapomn, do czego suy. Wedug niektrych, pewnie do dubania w zbach. Zdajesz sobie spraw, jak dugo ju tutaj tkwimy? - Czwarty rok, wedug rachuby Krlestwa - mrukn Kamael. Mia szczup, inteligentn twarz o synnych z piknoci oczach barwy czystego nieba. Dugie do linii szczki kasztanowe wosy nosi zaczesane do tyu. - Jego wspaniay, nowy wiat! - Daimon cisn palcami skronie. - On oszala. Uwaa si za Stwrc. Wkrtce udawi si wasnym dostojestwem. aosny, prny demiurg. Syszae, e kaza si nazywa Prawic Pana? Wedug mnie, Proteza brzmi trafniej. Pozby si nas z Krlestwa, bo trzsie si ze strachu. Dwanacie tysicy Aniow Zniszczenia, nadzorujcych usypywanie gr, kopanie roww pod rzeki, osuszanie bagien i ca reszt tych beznadziejnych, prostackich robt hydraulicznych. Kiedy to si skoczy, kae nam wytycza grzdki pod nasionka, zobaczysz! Kamael westchn. To, co powiedzia Frey, byo prawd, ale nie pozostawao nic innego, jak zacisn zby i przetrwa. Daimon wysczy ostatnie krople wina z trzymanego w rku kielicha i nachyli si, eby sign po stojcy w cieniu za gazem dzban. - Hej! - krzykn charakterystycznym, ochrypym i niemal bezdwicznym gosem, ktry

przypomina plusk kamieni, wrzucanych do podziemnego jeziora. - Dzbanek jest pusty! Czy mi si zdaje, czy rzeczywicie widz dno?! Od grupy pracujcej najbliej natychmiast oderwaa si maa, przeraona anielica, przechylona pod ciarem pokanej konwi. - Racz wybaczy, panie - jkna paczliwie. - Racz wybaczy. W jej oczach bysny zy. Zacza niezgrabnie napenia dzbanek. Odprawi j ruchem rki. - Sam to zrobi - powiedzia ze znueniem. - Inaczej niechybnie mnie oblejesz. Ukonia si i ucieka. Wino miao cierpki smak i zdecydowanie naleao do gatunku popularnie zwanego cienkuszem. Skrzywi si, odprowadzajc wzrokiem pospiesznie drepczc anielic. - Jak mylisz, czy Jaldabaot specjalnie powybiera dla nas najbrzydsze suce, eby nie stwarza niepotrzebnych pokus? - Po raz pierwszy od pocztku rozmowy na drapienej twarzy Daimona pojawi si umiech. Kamael mia przed sob ostry profil przyjaciela. Nie po raz pierwszy przeszo mu przez myl, e nie chciaby zmierzy si z nim w otwartej walce. Daimon spokojnie sczy wino. Czarne wosy, odrzucone do tyu, sigay poowy plecw. W pocigej twarzy pony gboko osadzone, ciemne oczy. Ich spojrzenie, a take gardowy gos, ktry czasem przechodzi w nieprzyjemn chrypk, potrafiy wywoa ciarki na plecach najbardziej pewnych siebie. Wielu, w tym sam Kamael, podziwiao Daimona, lecz rwnie liczni bali si go i nienawidzili. Nie bez susznoci, gdy trzymajce kielich silne, chude donie naleay do najlepszego szermierza w Krlestwie. Jego pochodzenie rwnie mogo sta si rdem zawici, bo Daimon by anioem krwi - czystej, niebezpiecznej i potnej jak Miecz, ktremu suy. Panowie Miecza stanowili elit rycerstwa. Penili funkcje oficerw nad dwunastoma tysicami Aniow Zniszczenia, zwanymi Szaracz, poniewa po ich przejciu pozostawaa tylko goa ziemia, bez jednego dba trawy. Dowodzi nimi Kamael, a ich najwiksz witoci by Miecz, ktrym u zarania Przedwieczny rozdzieli ostatecznie wiato od Mroku. Wtedy zostali stworzeni pierwsi, najpotniejsi anioowie, zmuszeni natychmiast dokona wyboru, czy opowiadaj si po stronie adu czy chaosu. Wielu wybrao ciemno. Wkrtce wybucha wojna, a po pocztkowych, krwawych, lecz nierozstrzygnitych potyczkach Pan stworzy swych najlepszych wojownikw - Aniow Miecza - i posa ich do boju na czele Szaraczy. Posa w sam rodek szalestwa i masakry. Zmusili armi ciemnoci do cofnicia si poza granice czasu, lecz zrby nowego wiata stany na miejscu zbryzganym ich krwi. W Krlestwie szeptano, e to ona nadaa czerwon barw planecie Mars, a zakopane gboko w ziemi elazo, pochodzce z ich pozostaych na pobojowiskach zbroi i ora, na zawsze zostao naznaczone krwawymi plamami, ktre ludzie nazw potem rdz. Niektrzy przeyli. I tych wanie demiurg Jaldabaot skierowa do nadzorowania robt ziemnych na nowo powstajcym wiecie, majcym jakoby

szczeglne znaczenie w boskim planie Stworzenia. Daimon wznis w gr kielich. - Za Marszaka Murarzy i jego niezrwnany talent twrczy! Wypili szyderczy toast. Ich spojrzenia spotkay si na moment. To trwa o wiele za dugo, pomyla Kamael, widzc cie goryczy, ostatnio wci obecny w kcikach ust przyjaciela. Moi najlepsi oficerowie trac panowanie nad nerwami. Nawet Daimon jest u kresu si. C, otrzymalimy wspania nagrod za wiern sub! Frey odgarn z czoa opadajce kosmyki. Z nieba la si ar, zmuszajcy do mruenia powiek. Rozpocierajca si przed nim rozlega rwnina pokryta bya nieregularnymi wykopami, przypominajcymi liszaje. Mdli mnie od tego widoku, pomyla. Stukn paznokciem o brzeg kielicha. Moe lepiej, ebym si upi? Chocia upijanie si takim winem jest zbrodni przeciw dobremu smakowi. - Spjrz tam! - zawoa nagle Kamael, wskazujc palcem poruszajcy si na horyzoncie punkt. Frey przesoni rk oczy. - Zwiadowca? - Pdzi, jakby go demony cigay. Daimon skierowa na dowdc spojrzenie, w ktrym bysn lad zainteresowania. - Mylisz, e Pan wysucha naszych modw? - Mam nadziej, e nie - odpar ponuro Kamael. *** - Tak - mrukn Daimon. - Nie mam wtpliwoci, e Pan nas wysucha. Klcza na szczycie wzgrza z domi opartymi o ziemi. - Zastanwcie si, o co prosicie, bo przy odrobinie pecha moecie to otrzyma - odezwa si cierpko Kamael. - Wic lepiej nie procie o nic - dokoczy Frey. Wdz Aniow Miecza pochyli si w siodle. - Mocne? - Jak sama zaraza. Lepiej tu podejd i sprawd. Kamael zsiad z konia i przyklkn obok Daimona. Kiedy pooy rk na ziemi, twarz cigna mu si w nieadnym grymasie. Poderwa si na nogi, gwatownie potrzsajc doni. - Jak ty to wytrzymujesz? Daimon posa mu krzywy pumiech. - Rozumiesz, rutyna.

Wsta, otrzepa rce i wskoczy na siodo. Jego ko mia sier rwnie czarn jak wosy jego pana. Nazywa si Pioun. Jak wszystkie konie kawalerii nalea do boskich Zwierzt i jak wszystkie Zwierzta by kompletnie szalony. Odzywa si rzadko, a mwi najczciej zagadkami. Lecz Daimon nauczy si bezgranicznie mu ufa po tym, jak Pioun wielokrotnie uratowa mu ycie. Oprcz rumakw do Zwierzt zaliczali si Chajot, Wieloocy, Bestie, Istoty i potwory jak Lewiatan czy Behemot, lecz kontakt z nimi zawsze by utrudniony, bo zachowywali si nieprzewidywalnie i, zdaniem wikszoci aniow, mwili od Bieczy. Jednake rumaki, jako najrozsdniejsze z nich, powszechnie suyy za wierzchowce. - Dawno obserwujesz te wibracje? - spyta Kamael. Zwiadowca, ktry przyprowadzi ich na wzgrze, potrzsn gow. - Zawiadomiem was, panie, gdy tylko je wyczuem, ale nie wiem, jak dugo trwaj, bo pracujcy tu anioowie suebni niczego nie zgaszali. Daimon wykrzywi usta. - No pewnie - rzuci gorzko. Pioun przestpi z nogi na nog. Niespodziewanie usyszeli jego gos, wprost w umyle, jak zimne dotknicie stali. To nie byo przyjemne uczucie. - W gbokich dolinach zbiera si cie. Ma barw nocy, lecz pachnie jak krew. Nazywaj go mierci, ale nie maj racji. mier przy nim jest peni ycia. - Zgadzam si z nim - powiedzia Daimon. - To nie s adne lokalne manifestacje ciemnoci. Chyba kto chce nam zoy wizyt. Kamael poblad. - Mylisz, e to... - zawiesi gos. - Czue te wibracje? Poparzyy mi rce. Spojrzeli na siebie. Niewiele zostao do powiedzenia. - C, Daimonie - westchn Kamael. - Chyba pojedziesz do Krlestwa wczeniej, ni si spodziewae. *** Niech czeka, zadecydowa Jaldabaot. To dobrze mu zrobi. Nieco zegnie ten jego hardy kark. Bdzie musia pokn upokorzenie, zrozumie, gdzie jego miejsce. Za kogo oni si uwaaj, ci Anioowie Miecza? Banda butnych mokosw. adnego szacunku, adnej pokory. W sumie to pospolici mordercy. Od dawna byli mu sol w oku. Stworzeni, a nie zrodzeni. Nie potrafi zrozumie, dlaczego Pan ofiarowa im a tak wysok pozycj, tak wietne pochodzenie. Stworzy ich osobicie, na dugo po tym, jak nada sowom Metatrona moc powoywania do ycia wci nowych zastpw aniow. A waciwie dlaczego ten Metatron? Anioowie niskich krgw, te

rzesze ptactwa niebieskiego, nazywaj go po cichu przyjacielem Pana. Czy to tylko brak szacunku, czy moe ju witokradztwo? Jaldabaot tysice razy tumaczy sobie, e Metatron otrzyma ask stwarzania niszych aniow, bo on sam ma zbyt wiele obowizkw przy budowie Ziemi, lecz poczucie krzywdy jtrzyo si w nim jak zbyt gboko wbita drzazga. Pozostawaa przecie jeszcze jedna zniewaga - archanioowie. Tego Jaldabaot zupenie nie potrafi poj. Aniow Miecza Pan stworzy do boju, z potrzeby chwili, ale po co Mu ci archanioowie? Bezczelne, nieopierzone kogutki! Agresywne dzieci, ktre bawi si w prawdziwych dostojnikw! Na lito Pana, s przedostatnim z chrw! Trzeba bdzie utrze im nosa. Trzymaj z tymi rycerzykami, tymi krwawymi gnojkami od Miecza. Frey jest z nich najgorszy. Awanturnik. Mroczna, zatwardziaa dusza. Niech czeka. Wytr sobie buty jego dum. Niech czeka. Daimon czeka. Z trudem powstrzymywa si, eby nie kry nerwowo po korytarzu. Mijay godziny, dzie mia si ku kocowi. Wieczr rozbryzgiwa czerwone, soneczne plamy na posadzkach Domu Archontw. Jaldabaot omawia wzory na nowe arrasy w refektarzu. Nie mg si zdecydowa, wybiera dugo. Niech czeka. Daimon stara si nie patrze wyczekujco na drzwi. Czubkiem miecza grzeba w szczelinie midzy marmurowymi pytami podogi. Jaldabaot oglda hafty na swoj now szat. Podobay mu si, ale robi wiele uwag i poprawek. Zgromadzeni w sali audiencyjnej archanioowie zaczli zdradza oznaki zmczenia. Stali tu od rana i Jaldabaot mia nadziej, e ktry zemdleje. Niestety, rozczarowali go. Trudno, jest jeszcze ten Frey. Niech czeka. Teraz trzeba si zaj przebudow altany w Ogrodzie Ranym. Przecie to pilne! - Wielki Archont, Budowniczy Wszechwiatw, Eon Eonw, Prawica Pana, Zwierzchnik Wszystkich Chrw, Ksi Niebieskich Ksit, Janiejcy Moc i Sprawiedliwoci Jaldabaot, Pan Siedmiu Wysokoci, przyjmie teraz Daimona Freya, Rycerza Miecza! - obwieci herold. Daimon ruszy do drzwi. - Ale panie - wymamrota wartownik. - To sala audiencyjna. Nie moesz tam wchodzi z broni u boku! Na twarzy Freya pojawi si wyjtkowo paskudny umiech. - Jestem Anioem Miecza - powiedzia. - Nie lubi si z nim rozstawa. Jeli ci to nie odpowiada, odbierz mi go. Wartownik przepuci go bez sowa. ***

- Powtrz jeszcze raz to, co powiedziae. Nie suchaem ci zbyt uwanie. Daimon po raz trzeci tego wieczoru zacz streszcza sytuacj, ktra zmusia go do odwiedzenia Wielkiego Domu Archontw. Twarz mia kamienn, ale gos nabra chrapliwego, nieprzyjemnego brzmienia. - Zwiadowca odkry rdo niezwykle silnych wibracji. W cigu paru godzin w tym samym rejonie znaleziono pi podobnych rde. Moc, ktra z nich pynie, jest bardzo potna. Pochodzi z samego serca Mroku, nie z jego manifestacji. Podejrzewamy, e niebawem nastpi w tej okolicy atak Cienia. Osobisty, w jego wasnej postaci, nie poprzez ktrego z podlegych demonw. Wyjaniam na wypadek, gdyby nie sucha zbyt uwanie... Prawico Pana. Jaldabaot, dotychczas stojcy do niego plecami, odwrci si. Wszystkich zgromadzonych w sali audiencyjnej od pocztku zaskakiwa kontrast pomidzy obydwoma anioami, teraz, gdy stali twarzami do siebie, widoczny jeszcze wyraniej. Daimon ubra si starannie, lecz bez ladu zbytku - tak jak lubili si nosi Anioowie Miecza. Mia na sobie bia koszul z cienkiego, delikatnego materiau, ukryt pod krtkim, sigajcym talii kaftanem z czarnej skry, wskie czarne spodnie i dugie buty, zapinane na niezliczon ilo klamerek. U boku nosi miecz i sztylet. Wosy zwiza luno na karku, pozostawiwszy wolno dwa pasma, opadajce a na pier. Na palcu prawej rki nosi jedyn ozdob, piercie z czarnego kamienia z wyryt pieczci, symbolem znaczenia, pozycji i pochodzenia. Wysoki i smuky, niemal dorwnywa Jaldabaotowi wzrostem. Wielki Archont by pikny. Jego proporcjonalna, doskonaa twarz przypominaa posg z marmuru. Ceremonialne szaty olepiay biel, pokryte mienicymi si, skomplikowanymi haftami i aplikacjami z bezcennych, przejrzystych jak sama Jasno klejnotw. Sztywny konierz paszcza otacza kunsztownie ufryzowan gow. Wosy Jaldabaota lniy niczym srebro, podobnie jak cudowne, zimne oczy o przenikliwym spojrzeniu. Wskie, niemal porcelanowe donie demiurga zdobiy piercienie z biaego zota i brylantw. Ilekro si poruszy, dawa si sysze suchy szelest kosztownych tkanin. - Twierdzisz wic, e Ziemia, ognisko nowego ycia, ktre spodobao si Panu roznieci, zostanie zaatakowana przez Antykreatora, Jego Cie, rzucony w czasach przed czasem na otchanie niebytu. Mam przez to rozumie, e ten, ktrego nazywamy Odwiecznym Wrogiem i Siewc Wiatru, powrci wanie teraz i wanie po to, eby naprzykrza si Rycerzom Miecza? Daimon poczu, jak ogarnia go fala lepej wciekoci. Powoli zaczyna rozumie, e ten szalony despota zlekceway niebezpieczestwo tylko dlatego, eby go upokorzy. Mimowolnie zacisn pici. Jaldabaot spoglda na niego z triumfalnym umieszkiem na ustach. - Wyjanij mi, skd masz pewno, e wibracje pochodz od Antykreatora? - Czuem jego obecno. - Gos Daimona wci brzmia niemal spokojnie. - Ach tak? - Jaldabaot unis brwi z wyrazem udanego zdziwienia. - Udao ci si po prostu j

wyczu? Czy to jaka sztuczka magiczna? Twarz Daimona cigna si. Poblad, a w oczach zapon mu zowrogi ognik. - Zapominasz, Wielki Archoncie, e kilka razy miaem okazj widzie go z bliska. - Interesujce. Z bardzo bliska? - Tak, jak ty nigdy by si nie omieli. Na wycignicie miecza. Cisza w sali staa si prawie namacalna. Nagle Jaldabaot rozemia si. - Twoja bezczelno, rycerzu - powiedzia - znacznie przewysza odwag. Powtrz gono, przed wszystkimi, prob, z ktr tu przybye. Przez chwil zdawao si, e Anio Miecza skoczy Jaldabaotowi do garda. Opanowa si jednak. - Przyjechaem po pomoc - powiedzia chrapliwie. - Po oddziay, ktre pozwol nam stoczy wzgldnie rwn walk z potg Cienia. Demiurg znw odwrci si do niego tyem, a Daimon usysza piewny szelest drogocennego jedwabiu. Ju prawie po wszystkim, to niemal koniec, powtarza sobie. Ju za chwil std wyjd. Spokojnie i powoli. Jedwab piewa, posadzka lekko si koysaa, a kostki jego zacinitych pici byy biae jak papier. W gosie Wielkiego Archonta, dochodzcym jakby z oddali, nie sycha byo zdziwienia ani specjalnych emocji. - Nie dostrzegam potrzeby przegrupowania adnych oddziaw. Wasze siy s a nadto wystarczajce. Nie mam zamiaru powoa pod bro choby jednego onierza dlatego tylko, e kilku oficerw Miecza popado w bezpodstawn panik. Posiki s potrzebne przy budowie gwiazd i planet. Radz nauczy si panowa nad wasnymi sabociami. Moesz to powtrzy swemu dowdcy. - Co do sowa - warkn Daimon. - Aha, jeszcze jedno. Na przyszo nie bd tolerowa adnych niesubordynacji. Mam na myli opuszczenie przez ciebie posterunku bez wyranego nakazu. Nastpnym razem poniesiesz zasuon kar. Anio Miecza posa mu dugie, przecige spojrzenie. - Nie bdzie adnego nastpnego razu. Zapewniam ci. Ma wilcze oczy, pomyla Jaldabaot. Za chwil rzuci si gry. C, wilczku, zdaje si, e powyrywaem ci ky. Niedbale machn rk. - Moesz odej. I tak zaje mi zbyt wiele czasu. Daimon skoni si sztywno, ceremonialnie. Jego twarz wydawaa si zupenie bez wyrazu, lecz nie wiadomo jakim sposobem w kadym gecie anioa kryo si wicej pogardy ni w jakimkolwiek ostentacyjnym nietakcie. Jaldabaot nie raczy si odkoni ani nawet spojrze na odchodzcego.

*** - Widzielicie, jak go potraktowa? Jak miecia! - gos Lucyfera dra z oburzenia. - Nie lepiej obszed si z nami - mrukn Razjel. - Bezczelny dupek! - wrzasn poirytowany Michael, potrzsajc szafranowymi lokami. Zmusi nas do stania cay dzie w swojej pieprzonej sali tronowej za kar, e mu podskakujemy. Niby mae anielta w kcie! - Problem w tym, e musimy go sucha. - Kto powiedzia, e musimy? - Lucyfer waln pici w st. Gabriel bawi si piercieniem z pieczci. - Uwaacie, e sytuacja dojrzaa do dziaania? - spyta. Rafael poruszy si nerwowo, otworzy usta, ale w kocu si nie odezwa. Archanioowie trwali w ponurym milczeniu. - Zastpy z pewnoci pjd za nami - powiedzia wreszcie Micha. - Rcz za to. - Wiem, Michasiu - westchn Gabriel. - Ale co z rzesz aniow suebnych, urzdnikw dworu, star arystokracj, gwardi paacow i wszystkimi pozostaymi? Wola Jaldabaota jest dla nich rwnoznaczna z wol samego Pana. - Niezadowolenie wszdzie narasta. - Razjel wzruszy ramionami. - Anioowie Miecza te za nami pjd. Zwaszcza po tym, co si stao wczoraj - doda Lucyfer. - Jeli ktrykolwiek z nich zostanie przy yciu - mrukn milczcy do tej pory Samael. - Nie mog uwierzy! - wykrzykn Rafa. Na jego twarzy malowaa si udrka. - Czy my rzeczywicie rozwaamy moliwo buntu? Samael si skrzywi. - Ale skd. Omawiamy plan pikniku w Ogrodzie Ranym. - Do rzeczy, panowie - powiedzia sucho Gabriel. - Co proponujecie? - Przygotowywa si powolutku i zwraca jak najmniej uwagi - rzek Razjel. - Panowanie Jaldabaota lada chwila upadnie. Wtedy zgrabnie zajmiemy jego miejsce. - No, to na co czekamy? Do dziea! - Micha umiechn si radonie. - Niczego nie moemy zacz teraz - przerwa Gabriel. - Sprawimy przez to wraenie, e wystpujemy przeciw Panu! Chyba nikt nie bierze tego pod uwag? - W adnym wypadku! - zawoa Lucyfer, wyranie poruszony. - Przeciw Panu?! Nigdy! To nie wchodzi w gr! Zapada cisza. Przerwa j kpicy gos Samaela: - Pogadalimy sobie, panowie. Ponarzekalimy. Jak zwykle. Chodmy ju do domu, dobra?

Nogi mnie bol. - Pan osadzi Jaldabaota na stanowisku Wielkiego Archonta. Widocznie mia swoje powody, chocia ciko mi zrozumie, jakie. - Wic zasuwaj i spytaj Go o to, Gabrysiu - warkn Samael. - Wicej szacunku - sykn Micha. - Za chwil przegniesz pa i... - Wiem, pozbieram zby z podogi. - Zamknijcie si! - gos Razjela brzmia niczym trzask bicza. - Zachowujecie si jak szczeniaki. Przypominam, e rozmawiamy o wadzy w Krlestwie, a nie o praniu si po pyskach. Reasumujc, wychodzi na to, e czekamy na wyrany znak od Pana. Znak, e Jaldabaot utraci ask w Jego oczach. - Tak. - Gabriel nerwowo obraca na palcu piercie. - Bez tego nic nie zdziaamy. *** - Odmwi?! - w gosie Kamaela sycha byo niedowierzanie pomieszane z wciekoci. To niemoliwe! Wytumaczye mu wszystko jak trzeba? Daimon spojrza na niego, a w oczach mia co takiego, e dowdca Aniow Miecza zamilk. - Tak - odpowiedzia wolno. - Trzy razy. Kaza nam pracowa nad sabociami. Kamael dzielnie stara si nie pokaza po sobie, e jest zaamany. - No, nic. Ewakuujemy z zagroonego terenu wszystkich, ktrzy nie s niezbdni, wzmocnimy posterunki, skrzykniemy chopakw i... - Przygotujemy si na mier - dokoczy Frey. *** Nikt nie zapamita imion dwch aniow, ktrzy zginli pierwsi. Po prostu nagle ziemia i niebo pky, przedzielone pionow szczelin, ktra rozszerzya si, tworzc wrota zdolne przepuci jednoczenie pidziesiciu jedcw. Fala mrocznej energii wylaa si na rwnin, pochaniajc pracujcych przy wykopach robotnikw. Umierali oguszeni, zatruci, zdawieni, z sercami przepenionymi strachem, jakiego nie dowiadczyli dotd nigdy. Wszystko to trwao nie duej ni mgnienie. Potem przez bram przestpiy szeregi dziwacznych kreatur, podobnych do kbw ciemnoci, na pozr niezgrabnych, lecz przeraliwie skutecznych. Rycerze Cienia pynli nieprzebran aw. Byy ich dziesitki, setki i setki tysicy, widoczne w przejciu midzy wiatami. Wylewali si przez otwarte wrota powoli, jak poyskliwa rzeka magmy. Powietrze, naadowane potn, zowrog moc, drao. Stojcy na wzgrzu Anioowie Miecza poczuli

dobrze znane symptomy obecnoci Cienia - ucisk w klatkach piersiowych, szum w uszach i mdoci. - Antykreator! - szepn Kamael. Jofiel wycign rk. - Patrzcie! Jest tam. Rzeczywicie, daleko, widoczny przez szczelin midzy wiatami, drga gsty, wibrujcy Cie. - Niech Pan bogosawi wszystkie bramy Krlestwa - Wypowiedzia prastar formu Kamael. - Niech Miecz prowadzi i zwycia - odpowiedzieli. - Zajmijcie stanowiska. Zawrcili rumaki i uformowali szyk. Za ich plecami czekao w ciszy dwanacie tysicy doborowej jazdy Krlestwa. Bukraniony ich koni, wymodelowane na ksztat lwich gw, poyskiway matowo. Daimon wyjecha przed czoo prawego, a Jofiel lewego skrzyda. Kamael zaj miejsce w centrum. - Do boju, Szaraczo! - krzykn. Witaj niebycie, pomyla Daimon. Nie mieli adnych szans. W obliczu potgi wroga stanowili garstk desperatw. Moe utrzymaliby si przez jaki czas, gdyby od razu zablokowali wlot otwierajcego si przejcia, ale fala trujcych wyzieww pozabijaaby ich natychmiast. Wyszarpn miecz, unoszc go wysoko nad gow. Stal schwytaa soneczny promie, ktry zataczy na ostrzu i zgas. - Za mn! - zawoa ochryple. Spi konia i nie ogldajc si, run w d wzgrza. *** Wpadli w poyskliw, stalow rzek. Zakotowao si. elazo wystpio przeciw elazu, rozpoczo swj krwawy taniec. Szaracza wbia si klinem w bok czarnej kolumny, prbujc przeci j na p i opanowa bram. Miecze rycerzy Krlestwa wyrbay gbok szczerb w szeregach onierzy Mroku, niby przesiek w gstym, ciemnym lesie. Rumaki pary naprzd, tratujc i miadc strconych z siode jedcw. Ziemia spyna krwi i dziwn, lepk posok rycerzy Cienia. Ich szeregi rozluniy si nieco, wpuszczajc rozpdzon jazd Krlestwa do rodka kolumny. le, pomyla Daimon. Chc nas otoczy. - Okraj nas! - wrzasn, prbujc zwin prawe skrzydo i uderzy nim w tworzc si

mack, zoon z oddziaw onierzy ciemnoci. Wtem ich szyki rozstpiy si, wypluwajc nieksztatne, zakute w elazo bestie zionce pomieniami wprost w walczcych aniow. Pod ich oson wojsko chaosu przystpio do ataku. Dym zasnu pole bitwy. Wszdzie rozlegay si rozpaczliwe krzyki, kwik koni i szczk ora. Wydawao si, e wystarczy chwila, aby armia mroku rozniosa formacje Krlestwa, ale anioowie postanowili drogo sprzeda swoje ycie. Miadeni, cici i tratowani, wci nie dawali si rozproszy i wybi jak rzene bydo. Szaracza zbieraa krwawe niwo, wic wkrtce rumaki deptay po trupach. Lecz z bramy wyleway si wci nowe szeregi brzydkich, pokracznych, morderczych onierzy. Pomiot chaosu, synowie Cienia. Z wolna doborowa kawaleria Krlestwa pocza sabn i umiera. Jedcy walili si w boto, wyrobione przez koskie kopyta z pyu i krwi. Ich pancerze - te jak siarka, czerwone jak ogie, granatowe jak dym - wyglday niczym konfetti rozsypane na strudze smoy. Daimon walczy w samym rodku bitwy, siejc popoch w szeregach Mroku. Ci, ktrzy omielali si do niego zbliy, jechali po mier. Musia zerwa z gowy hem, trafiony ognist lin jednego z potworw chaosu, wic wosy mia skbione i pozlepiane krwi. Wyglda jak upir - z blad twarz i okrwawionym mieczem, ktry niezmordowanie zagbia si w ciaach wrogw. Padali, nie zdywszy nawet skrzyowa z nim ora. Ale w kocu i on zacz sabn. Pot zalewa mu oczy, ramiona mdlay, a potniejce z kad chwil tchnienie Antykreatora wysysao siy, zamiewao wzrok, mcio myli. Niemal mechanicznie podrywa i opuszcza miecz, oguszony bitewnym wrzaskiem i szczkiem ora. Potworny ryk rozdar nagle powietrze. Daimon poczu podmuch smrodliwego gorca i ujrza tu przed sob rozwart paszcz ognistej bestii. Ci j skonie przez pysk. Zawya, strzykajc pomienn lin. cisn wierzchowca kolanami, Pioun wykona ciasny piruet i stan dba. Daimon unis si w strzemionach i potnym pchniciem wbi miecz w wytrzeszczone, zdumione oko potwora. Pomie osmali mu twarz, wypali w ziemi spory lej. Besti wstrzsn dreszcz, z wizgiem zwalia si w boto, nieomal podcinajc Piounowi nogi. Uzbrojone w pazury apy dary ziemi, a ko Daimona taczy midzy nimi, usiujc unikn ciosu. Frey pochyla si w siodle, eby rozpru brzuch zdychajcego potwora, gdy poczu, jak po ebrach przelizguje mu si co zimnego i gorcego zarazem. Ostrze topora rozdaro mu bok. Wyprostowa si, ci przeciwnika szeroko przez klatk piersiow. Tamten zachwia si i zwis w siodle swego opancerzonego rumaka, a Daimon w ostatniej chwili uchyli si przed zabjczym ciosem w gow, zadanym przez kolejnego czarnego rycerza. Pioun byskawicznie targn bem, miadc zbami twarz przeciwnika, ktry zala si krwi i zwali na ziemi. Trac refleks, pomyla Daimon. Niedugo bd mnie mieli. Czubek czyjego miecza rozdar mu rkaw i gboko skaleczy przedrami. - Czy jest co pikniejszego ni dachy Hajot Hakados, fioletowiejce z nadejciem wieczoru?

- usysza w gowie i zrozumia, e Pioun si z nim egna. - Spotkamy si w niebycie, stary - szepn, rozcinajc niemal na p wyrosego jak spod ziemi wielkoluda w hemie z kit. Sytuacja przedstawiaa si rozpaczliwie. Rycerze Miecza z niedobitkami Szaraczy prbowali przedosta si w kierunku wrt, z desperack nadziej, e uda si je zablokowa. Z rozdziawionej na ksztat ust dziury we wszechwiecie wci jednak wylewali si nowi czarni onierze, lecz ju nie tak gwatownie, tylko w sile, ktra pozwalaa wyrwna zadane przez Szaracz straty. Przewaga Mroku bya tak dua, e mogli sobie pozwoli na niespieszne dokoczenie dziea zniszczenia. Wtem Pioun obrci si gwatownie, tratujc podnoszcego si z ziemi jedca, ktrego jego pan przed chwil strci z sioda, a Daimon przez sekund spojrza w paszcz otwartych wrt. To, co ujrza, wstrzsno nim. Rzesze onierzy mroku, ktrzy wanie zadawali im mier, stanowiy zaledwie forpoczty caej armii. Jej trzon czeka nienaruszony! W wiecie Cienia stay gotowe do boju oddziay, a ich koca nie byo wida a po horyzont. Stawi im czoa mogyby tylko wszystkie zastpy Paskie, miriady aniow, rozproszonych po caym kosmosie, aby wytycza trajektorie gwiazd i planet. Nawet jeli przybd posiki, armia, ktr szybko uda si skrzykn, nie wystarczy, eby pokona Cie. Zagroony jest wic nie tylko nowy projekt Pana, ale istnienie samego Krlestwa. Daimona ogarny al i wcieko na wspomnienie wyniosej gby Jaldabaota. Moliwo upokorzenia mnie bdzie kosztowaa droej, ni ktokolwiek mg przypuszcza, pomyla. Z gorycz przypomnia sobie udzielone przed bitw rozkazy Kamaela. Starajcie si zepchn ich na bok i zastawi bram. Jest wska; bronic jej, mamy jak szans. Zepchn ich! Imponujcy pomys. Zamkn to pieprzone wejcie! Olnienie przyszo nagle, midzy pchniciem miecza a unikiem. Sposb by szalony i waciwie nie mia prawa si powie, ale obudzi w nim odrobin nadziei. - Wynie mnie std, Pioun! - wrzasn w samo ucho wierzchowca, rzucajc si na koski kark, bo tam, gdzie przed chwil znajdowaa si jego gowa, przelecia potny mot. Ko zadrobi w miejscu nogami. - Ruszaj si, cholerna chabeto! Moe zdymy! - Zaraza na twoj dusz, Daimon! - wycharcza rumak. - Jest szalona! Wyda z siebie dugi, przecigy wizg i stan dba. Anio Miecza zachwia si w siodle, ale nie upad, uczepiwszy si kurczowo grzywy. Potne kopyta znalazy si niespodziewanie tu przed twarz najbliszego rycerza Cienia, a Daimon ujrza w jego oczach paniczny strach, przez krtk tylko chwil, zanim podkowy Piouna nie roztrzaskay mu czaszki. - W gr! - krzykn do konia, siekc mieczem na prawo i lewo, eby wywalczy dla niego troch miejsca. I nagle stao si co nieprzewidywalnego. Potny rumak, steknwszy, odbi si od ziemi i wzbi w powietrze. Opad na karki i ramiona walczcych, na hemy i wzniesione

miecze rycerzy mroku, tratujc ich niby an modego zboa. Ci, ktrzy ujrzeli ten widok, zamierali w przeraeniu, pewni, e spotkali sam mier. Z wyszczerzonego pyska rumaka laa si piana. Zarwno on, jak i siedzcy na nim rycerz sprawiali wraenie, jakby zostali odlani z poyskujcego rdzawo metalu, bo cali schlapani byli krwi. - Do Krlestwa, Pioun! - wychrypia Daimon. - Do Szstego Nieba! Z trudem utrzymywa si na siodle. W uszach sysza monotonny szum, a wszystko, na co patrzy, podbarwiao si na czerwono, rozmywao i krzywio. Poczu nage szarpnicie i ujrza pustk kosmosu, wypenion gwiazdami, ktre natychmiast rozmazay si w zociste smugi. Wiatr uderzy go w twarz, rozwia wosy. Zrozumia, e si udao. Pioun pdzi do Krlestwa. *** Dija, moda suebna ze wity Matki Rachel, przerwaa piew. Midzy znajomy wiergot ptakw i szelest lici wdar si obcy dwik, jakby ttent. Narasta, lecz Dija nie potrafia rozpozna jego rda. odygi kwiatw zgiy si jakby w nagym podmuchu wiatru, a anielica poczua wilgotne krople, spadajce na donie i twarz. Byy czerwone. Dija z krzykiem odrzucia piewnik, rozmazujc szkaratne smugi na wosach i policzkach. Jej pikna twarz wykrzywia si w grymasie paniki i obrzydzenia. Urodzia si przecie w Szstym Niebie. Nigdy nie widziaa krwi. Po ziemi przesun si cie, wic poderwaa w gr gow i krzyk zamar jej na ustach. Podniebnym szlakiem pdzi jedziec. Dugie wosy powieway za nim niczym czarny sztandar. Jego twarz bya mask szalestwa i rozpaczy. W doni ciska nagi miecz. Wyglda jak burzowa chmura na tle bkitu Szstego Nieba, gdzie nigdy nie spada kropla deszczu. Dija zasonia rk oczy i pada na mikki dywan szmaragdowej trawy. - Musz zej niej, na ziemi - gos Piouna ama si z wysiku. Poruszanie si podniebnymi szlakami pozwalao rozwija zawrotne prdkoci, ale byo bardzo meczce. W Krlestwie obowizywa cisy zakaz ich uywania, z uwagi na zamieszanie wywoane obecnoci w powietrzu wielu aniow naraz, lecz tym ograniczeniem Daimon postanowi si w tej chwili nie przejmowa. Kilka razy andarmi Jaldabaota prbowali go zatrzyma, pierzchali jednak, ustpujc mu z drogi, gdy stawao si jasne, e nie ma zamiaru zwolni. - W porzdku, schod! - zawoa, peen zych przeczu, bo gocice Krlestwa zawsze byy bardzo zatoczone. W tej sytuacji bezpieczniej wydawao si przejecha na przeaj przez Ogrody. Runli w d, tratujc nienagann muraw, rwnajc z ziemi klomby r i lilii, roztrcajc spacerujcych. Przejechali przez grup muzykujcych aniow i anielic, rozganiajc ich niby stadko biaych kuropatw. Daimonowi mign przed oczami roztrzaskany kopytami Piouna

klawikord. Podniosy si okrzyki trwogi i blu, lecz nie mia czasu zwraca na nie uwagi. Za zakrtem cieki wpadli wprost na kilku Aniow Lata, w ktrych pieczy znajdoway si Ogrody Krlestwa. - Z drogi! - rykn Daimon. Zaskoczeni ogrodnicy bezadn, pierzast kup wzbili si w powietrze. W przelocie dostrzeg czyj przeraon twarz, co mikko uderzyo go w bok, usysza jk. - Do Paacu Cudownych Przedmiotw - nakaza koniowi, nie obejrzawszy si nawet. Paac, bdcy raczej obszern kaplic, mieci w sobie Boskie Narzdzia - Kielni i Cyrkiel, ktrymi Pan wytyczy wszechwiat, oraz Klucz do wymiarw, za pomoc ktrego otwiera kolejne rzeczywistoci. Ten wanie Klucz wydawa si Daimonowi jedyn szans ocalenia Krlestwa. Pioun zary si kopytami w wir cieki przed samym frontem biaego, aurowego niczym tort z cukru, pawilonu. Opuci nisko eb, dysza z wysiku. Daimon zsun si z jego grzbietu. Kiedy dotkn stopami ziemi, zakrcio mu si w gowie. Musia schwyci si ku, eby nie upa. Do tej pory nie zdawa sobie sprawy, jak bardzo jest poraniony. Lewy bok, nogawk spodni i but pokrywaa lepka, krzepnca krew. Nie wolno mi teraz zemdle, pomyla i najszybciej jak jeszcze potrafi, pobieg chwiejnie w kierunku wejcia do budynku. Natychmiast zastpio mu drog dwch stranikw z toporami u bokw. - Wpucie mnie! - wychrypia. - Krlestwo jest w niebezpieczestwie! - Precz! - warkn wyszy. - Kalasz swoj obecnoci wity przybytek! Daimona ogarna furia. Tam gin jego przyjaciele, jego bracia, a tych dwch tpych sukinsynw omiela si sta mu na drodze? - Albo mnie wpucicie, albo przemodeluj wasze gupie pyski! - wrzasn wciekle. Signli po bro, ale nawet nie zdyli jej wyj. Daimon trzasn jednego w twarz rkojeci miecza, drugiego powali na ziemi kopniakiem, wyrwa mu topr zza pasa i rbn w gow obuchem. Wszystko to nie trwao duej ni jedno westchnienie. Wpad do chodnego, cichego wntrza. Powietrze zdawao si gstsze ni na zewntrz, wibrowao wyczuwalnie potn moc. ciany lniy zotawym blaskiem. Porodku pomieszczenia stay trzy krysztaowe szkatuy, zawierajce wite przedmioty. Dotkn misternie rzebionego wieka, przez ktre mona byo dostrzec zarys zotego Klucza. - Wybacz mi, Panie - szepn. Osaniajc twarz zgitym ramieniem, z caej siy uderzy w szkatu rkojeci miecza. Ozwa si piewny jk, a odamki krysztau z trzaskiem rozsypay si na posadzce. Zoty Klucz, ktrego dotykaa do tej pory jedynie rka Pana, lea na szkaratnej poduszeczce, poyskujc oleicie. Pokryway go pajcze ornamenty, tak delikatne, e ledwie widoczne. Daimonowi wydao si, e drzemie w nim potne, zowrbne ycie.

Wycign rk, wstrzymujc oddech. Drce palce dotkny metalu, zacisny si na nim. Wyj Klucz ze szkatuy. By zaskakujco ciki. Nagle poczu, e si poruszy, jakby nie trzyma w doni przedmiotu, ale ywe zwierz, ma jaszczurk. Niemal w tym samym momencie Klucz rozjarzy si biaym blaskiem. Anio Miecza krzykn. Targn nim bl. Odruchowo rozwar palce, lecz nie upuci magicznego przedmiotu. Pozwoli mu lee na otwartej doni, ktra pona, a fale blu obejmoway szybko cae rami niby jzyki ognia, lice such szczap. Zacisn zby. Wszystko w nim krzyczao, eby rzuci go, ale wiedzia, e nie wolno mu tego zrobi. W kocu biay blask przygas i znik zupenie. Klucz sta si znowu martwym kawakiem metalu. Na wewntrznej stronie doni anioa ziaa ogromna, pksiycowata rana, przypominajca rozdziawione w szyderczym umiechu usta. Daimon, pomagajc sobie zbami, odpru od poduszeczki zoty sznurek ktrym bya obszyta, i zawiesi sobie Klucz na szyi. Jasne wiato soca na zewntrz niemal go olepio. Podcign si na siodo, wyj miecz z pochwy i przerzuci do lewej rki. - Wracamy, Pioun - powiedzia. Ko bez sowa zerwa si do biegu. Gna jak wicher. *** Bitwa wci trwaa. Przybye z Krlestwa oddziay w pewnej chwili zdaway si zdobywa przewag, ale teraz byy konsekwentnie spychane w ty przez czarne mrowie onierzy Cienia. - Cofnijcie si! Odwrt!!! - Daimon na prno stara si przekrzycze zgiek bitwy. Rba mieczem z ca si, na jak mg si zdoby, prbujc wyci sobie drog do pierwszej linii. Rozbija czarne hemy, rozcina pancerze i kubraki niby worki paku. Kademu ciosowi towarzyszy jk lub wrzask blu. W pewnej chwili dostrzeg jasn plam twarzy Kamaela, poszarza i poznaczon ctkami krwi. W duchu podzikowa Panu, e przyjaciel wci jeszcze yje. - Dalej! - krzykn do konia, ktry utkn na chwil w kbowisku cia i elaza. - Musimy zostawi wszystkich naszych za sob! - Jak powiedzia ebrak na widok darmowej garkuchni - warkn Pioun, posusznie prc naprzd. Przed oczami Daimona zaczy przeskakiwa czarne i zote iskry. Dugo tak nie wytrzymam, myla. Do pulsowaa nieprzerwanym, tpym blem. Miecz zadawa ciosy coraz wolniej. Czu, e kilka razy drasno go jakie ostrze. - Cofn si! - krzycza do kadego napotkanego anioa. Wreszcie stwierdzi, e otacza go jednolite morze czarnych hemw. Zerwa z szyi Klucz, wycign rk i przekrci go w

powietrzu. - Czelu - powiedzia. - Bezdenna Czelu poza czasem i wymiarami. Ziemia zatrzsa si i rozstpia. W miejscu, gdzie przed momentem byy wrota Antykreatora, otworzy si lej. Cie i jego armia zapadli si w niego w jednej chwili. Lej rozszerza si, wcigajc nacierajcych na oddziay Krlestwa onierzy Siewcy Wiatru. Ziemia uciekaa spod kopyt oszalaych, kwiczcych ze strachu rumakw. W niebo wzbi si chralny krzyk rozpaczy. Zastpy Antykreatora giny w Czeluci. Kilku aniow, ktrzy nie zdyli wycofa si w por, zelizgno si do rodka leja. Pustka przybliaa si byskawicznie. Daimon balansowa na skraju Czeluci ze lnicym Kluczem w doni. Zginby, gdyby nie Pioun. Gdy ziemia, na ktrej stali, zacza si osuwa w bezdenn szczelin, ko wykona rozpaczliwy zwrot i odskoczy w ty, na pewniejszy grunt. Daimon ponownie przekrci Klucz w powietrzu. - Do - wymamrota z trudem. Czarne byski przed oczami rozpyny si we mgle. Ostatnim wysikiem spojrza na pole bitwy. Rozpocieraa si przed nim znajoma, pokryta liszajami wykopw rwnina. Antykreator wraz ze sw armi znikn. Za plecami mia ziemi zacielon trupami. Sysza jki i przeklestwa rannych. Oddziay Krlestwa cigay nielicznych ocalaych onierzy mroku. Daimon upuci Klucz, zakoysa si w siodle i ciko zwali z konia. *** - Jest witokradc i morderc! - wrzasn Jaldabaot. - Jednak niewtpliwie uratowa Krlestwo - powiedzia ze znueniem Jao, sekretarz demiurga. - Tylko Pan moe decydowa o losach Krlestwa! Tylko On moe wybawi je lub zgubi, zgodnie ze swoj wol! - W takim razie wybawi je Jego rkami. - Bronisz mordercy, Jao? Trzy niewinne dusze, trzech czystych aniow zgino z tych jego bohaterskich rk! Dwch stratowa w Ogrodach, a jednego z zimn krwi zaszlachtowa toporem, gdy broni witego przybytku przed zbezczeszczeniem. Jao westchn. - Po prostu uwaam, e skazanie go na mier nie jest najlepszym pomysem... politycznym. Cae Krlestwo, wszystkie zastpy uwaaj go za bohatera. Jaldabaot spiorunowa go wzrokiem. - Wic wyka im bd w rozumowaniu! Zalepienie i niewaciwy ogld sprawy. Jak miesz opowiada o jakiej polityce! Tu chodzi o pryncypia, o zasady! O witokradc, ktrego brudny dotyk zbruka najczystsz wito!

- Jeli ju musisz go zgadzi, zrb to szybko i cicho, po krtkim, nieupublicznionym procesie... - Proponujesz mi postpek godny skrytobjcy? Nigdy! Wszyscy obejrz t egzekucj! Wszyscy, od samych ksit Sarim poczwszy, a skoczywszy na najmarniejszym z aniow suebnych. A ten zbrodniarz, ten obrazoburca, publicznie si przed nimi pokaja! Jao mia ochot jkn. *** Pegaj mde ogniki pochodni. Na cianach rodz si i umieraj fantastyczne cienie. Gdzie bardzo daleko sycha kapanie wody. A moe to krew? - Jeste morderc! Podym, bezlitosnym zbrodniarzem! Pozbawie ycia niewinne istoty! Wiesz, czym jest ycie? Bezcennym darem od Pana! A ty splugawie ten dar. Wicej! Zbezczecie wito! Odwaye si sign po to, co naley do samej Jasnoci! Krwaw rk! Tak, krwaw rk! Teraz ta krew krzyczy! Woa do mnie, do wszystkich. Jeste potworem. Twoja dusza to wiadro pomyj. Grzeszysz! Nawet teraz grzeszysz pych i zatwardziaoci serca. Ukorz si, zanim nie jest za pno! Pokajaj si! Bagaj o przebaczenie! Na kolana, zbrodniarzu! Powiedziaem: na kolana! Nigdy! Nigdy, choby przyszo mu tu zdechn. Nie ukorzy si przed t blad gb szaleca, przed tymi nerwowo drgajcymi domi jak porcelanowe bibeloty, ktre nigdy nie trzymay miecza, ktre nigdy nie dotkn sowa honor. Lekkie, biae machnicie, zgrzyt. Krwawy sukinsyn! Kaza poluzowa acuchy. A nogi nie chc go utrzyma, gn si. Kolana zaraz uderz o brudn, kamienn posadzk. Chwyci cikie ogniwa kajdan, podcign si na pokaleczonych doniach. Zachowaj dla maluczkich swoje tanie sztuczki. Nie ujrzysz Anioa Miecza na kolanach przed tob, Protezo Pana! - Przyznaj, kim jeste! Wyznaj swoje zbrodnie! - syczy wielki, biay nietoperz o srebrnych wosach i oczach. - Mw! Rozkrwawione usta winia obnaaj w umiechu zby. - Jestem wiernym rycerzem Pana - szepcze. - A ty, Wielki Archoncie? Pan Siedmiu Wysokoci odskakuje, jakby nadepn na wa. Wilcze oczy wiec nieugitym, zowrogim blaskiem. *** W lochach mierdzi pleni i mdlcym odorem spalenizny. Jao czuje narastajce obrzydzenie

- do Jaldabaota, do caej tej sprawy, do swojej funkcji. Gdyby kto mu to zaproponowa, zrzekby si jej nawet natychmiast. Jaldabaot nerwowo skubie rkaw. Widzi sekretarza, w srebrnych oczach tacz iskierki lku. - To demon - mwi. - Ma przeklt dusz. Jao ze wistem wciga powietrze. - Oszalae?! Zabijesz go! - To demon! - powtarza Wielki Archont. - Ani ladu skruchy! Po wszystkich tych zbrodniach... - Na lito Pask, ka go natychmiast rozku! Jak chcesz dokona egzekucji na trupie?! Kazae postawi na nogi cae Krlestwo! Jaldabaot, skonsternowany, rozkada rce. Jego kosztown bia szat pokrywaj rdzawe plamy. - Jao, jestem przeraony... - Ja te! - wrzeszczy sekretarz. - Wyjd std, przebierz si i zostaw ca reszt mnie! *** Najpierw wszystkie dwiki zaczy z wolna cichn, a potem usysza wielkie dzwonienie ciszy. Z trudem rozklei powieki. Jedno oko mia tak zapuchnite, e waciwie nic na nie nie widzia. - Witaj, Rycerzu Miecza - zaszemra nieomal niesyszalny szept. - Rany, jak kiepsko wygldasz! Spoza krat spogldaa na niego brzydka, inteligentna twarz. - Duma - powiedzia, ledwie poruszajc wargami. Przez ostatnie par godzin nauczy si eliminowa wszystkie zbdne ruchy. - Kop lat! Przyszede pogawdzi? Przykucnity przed drzwiami Anio miertelnej Ciszy, w nieodcznych czerwieniach i czerniach, umiechn si, pokazujc krtkie, ostre ky. - Wpadem popatrzy, jak sobie radzisz. Powiadaj, e nawet nie krzykne. To prawda? Nie zrozum mnie le, pytam z czystej ciekawoci. Daimon zdoby si na krzywy umiech. - Jak mylisz? - Jako trudno mi byo uwierzy, ale chyba zmieni zdanie - zaszemra Duma. - Nie przepadamy za sob, Daimon, ale waciwie przyszedem powiedzie ci co, co, moim zdaniem, masz prawo wiedzie. Nikt nie chce wykona na tobie wyroku. Biaaczka si wciek, pozdejmowa ze stanowisk wikszo urzdnikw sdowych i wiziennych. W kocu zaproponowa nawet t fuch mnie, a nawet Afowi i Chemie. Kupa miechu, co?

- Jestem pod wraeniem. Bliniaki wci maj do mnie al? - No chyba! - szepn Duma. - Po tym, jak obie ich pazem na rodku Niebiaskiego Placu? Co oni ci waciwie zrobili? - Mieli faszywe informacje. Twierdzili, e Anioowie Miecza to dne krwi sukinsyny. Wyprowadziem ich z bdu. Nie byli nawet dranici... - Raczej sini - mrukn czarno-czerwony anio. - Nie chcieli si zemci? - No, co ty? W ten sposb? Nawet oni maj troch honoru. Daimon przymkn powieki. - Mcz ci, co? - zaszepta widmowy gos. - Trzymasz si resztkami si. egnaj, Aniele Miecza. Moe si kiedy spotkamy... po drugiej stronie. - Do zobaczenia w niebycie - powiedzia Daimon, nie otwierajc oczu. *** - Nikt tego nie zrobi. Nie moesz wzi pierwszego lepszego siepacza. On jest anioem krwi, arystokrat. - Musimy kogo znale! - Jaldabaot ciska si po komnacie. - To zaczyna zakrawa na bunt! Jao milcza znaczco. - Myl, e jest taki kto - odezwa si rozlewnym, modulowanym akcentem Astafajos, archont, wadca pierwszego elementu. - No to mw! - krzykn demiurg, zwany Prawic Pana. - Raguel. Mody, bardzo obowizkowy. Rozkaz jest dla niego wity. Peni funkcj kapitana bursy w Drugim Niebie. To archanio. Jaldabaot rozpromieni si. - Cudownie! Widzisz, Jao, jakie to proste? Chcie znaczy mc. W dodatku archanio. Prawdziwy policzek dla tych butnych szczeniakw z bandy Gabriela. Pokaemy im modzieca wieccego przykadem, ktry szanuje tradycje i zna swoje miejsce. Natychmiast go przyprowadcie. *** Raguel nerwowo przekn lin. Ten koszmar odbywa si naprawd, pomyla. Wielki Archont przechadza si po komnacie z rkoma zaoonymi do tyu. - Twoje zdolnoci i przykadna postawa zostay zauwaone - rzek. - Nie myl, e mody wiek wyklucza odpowiedzialne stanowisko. Umiemy dostrzega diamenty w bocie. Niniejszym

otrzymujesz awans. Zostae mianowany egzekutorem. Bdziesz wykonywa wyroki boskiego sdu na wysokich dostojnikach niebiaskich. Zaczniesz od pokazowej egzekucji obrzydego witokradcy i zbrodniarza, niejakiego Daimona Freya. - Tak jest, Wasza Jasno - wymamrota Raguel, przekonany, e wszystkie nieba Krlestwa kolejno spadaj mu na gow. Jaldabaot obrci si na picie tak gwatownie, a zafurkotay poy paszcza. - C to? Nie dzikujesz? Archanio przyklk na jedno kolano, spuszczajc gow, eby Wielki Archont nie mg dostrzec wyrazu jego twarzy. - Jestem niewypowiedzianie wdziczny, Wasza Jasno. Nie zasuguj na t ask. Jaldabaot zatar rce. - Doskonale! - zawoa. - A teraz id przygotowa si do nowej roli. I pamitaj! Wszystko musi by zorganizowane w perfekcyjny sposb. To rozkaz! - Tak jest - szepn zdruzgotany Raguel. *** Nie przewrc si. Nawet si, kurwa, nie potkn, powtarza sobie dobitnie, eby rozkaz dotar do plczcych si ng. Panie, jake to daleko! Szafot stercza jak pokryta bkitnym i zotym suknem wyspa porodku ogromnego Niebiaskiego Placu. Wok niego rozpocierao si morze gw i skrzyde - nieprzebrane rzesze aniow. Szpaler, prowadzcy od wrt Paacu Sprawiedliwoci, wydawa si przez to wski. Po obu jego stronach sta co pidziesit krokw andarm w ceremonialnym stroju. Tu przy samym podecie Jaldabaot ustawi naprzeciw siebie dwie milczce, trwajce w bezruchu grupy archaniow i Rycerzy Miecza, ktrym udao si ocale z niedawnej rzezi. Za szafotem wznosiy si trybuny, gdzie zasiadaa Rada Archontw, ksita Sarim, w tym tytularny zwierzchnik Miecza, ksi Soket Hezi, z bardzo kwan min, oraz wysocy dostojnicy dworscy. Blask soca olepia Daimona, ktrego oczy przywyky do ciemnoci, wic mimo e wyta wzrok, mg dostrzec na trybunach tylko zamazane plamy. - Czas i - powiedzia jeden z czterech eskortujcych go stranikw i lekko popchn w plecy. *** Jaldabaot spoglda z wyyn trybuny na plac z min wynios i srog, nie dajc po sobie pozna zadowolenia. Ceremonia wygldaa imponujco. Napawa si triumfem nad wrogami.

Napawa si wadz. Zerkn na siedzcego daleko po lewej stronie Metatrona. Jego twarz bya spokojna i waciwie pozbawiona wyrazu, cho zdawaa si emanowa wielk dobroci. Ulubiony anio Pana pokornie przyj przyznane mu przez demiurga niezbyt zaszczytne miejsce, nawet nie zaprotestowawszy. Wielki Archont uzna, e niepotrzebnie si go obawia. Tu obok siedzia jego brat, zacity i chmurny Sandalfon, rzucajcy co pewien czas pene niechci spojrzenia w stron Jaldabaota, lecz nim demiurg nie zamierza si przejmowa. Wtem Jao delikatnie dotkn jego rkawa. - Spjrz na Rycerzy Miecza - szepn. Jaldabaot wychyli si lekko. - Co to ma znaczy? - sykn. Stali z odkrytymi gowami i wosami szarymi od popiou. Na policzkach mieli grube kreski namalowane krwi. - aoba - powiedzia sucho Jao. - Oni nosz aob. Jaldabaot zatrzs si ze zoci. Odebra Rycerzom Miecza bro, kac zastpi j paradnymi mieczykami, wic nie spodziewa si z ich strony adnych kopotw. To nic, uspokoi si, baha demonstracja. Nie s w stanie odwrci biegu wydarze. Nie s w stanie sprzeciwi si mojej wadzy. *** Daimon ze wszystkich si walczy, eby si nie potkn. Wyglda strasznie w porwanym, zakrwawionym ubraniu, z blad i pokaleczon twarz i zmierzwionymi wosami. Gdy si pojawi w drzwiach Paacu Sprawiedliwoci, przez tum przebieg szmer podobny do westchnienia. Jego opakany wygld nie budzi jednak litoci, a raczej lk i szacunek, gdy w kadym sztywnym kroku, w kadej prbie utrzymania wysoko uniesionej gowy byo wicej godnoci ni w wystudiowanych pozach caej Rady Archontw. Zgromadzone na placu rzesze pokornych, pracowitych aniow suebnych niemal namacalnie czuy pogard i gniew, jakie kierowa ku nim skazaniec, gotowe ugi karki przed jego bkitn krwi, jego nienawici i niszczcym szalestwem, ktrym w chwili stworzenia naznaczy go Pan, aby ustanowi go nad Mieczem Swojego gniewu. W oczach Daimona wygldali jak bydo i czuli si jak bydo przygldajce si schwytanemu lampartowi. I wysawiali Pana za nieskoczon dobro, dziki ktrej mogli pracowa w trudzie i znoju bez pitna morderczej wciekoci, bez sztyletu mieszkajcego na dnie serca. Daimon zrwna si ze stojcymi niemal przy samych stopniach szafotu Rycerzami Miecza. Jego spojrzenie na chwil skrzyowao si ze wzrokiem Kamaela, ktrego twarz bya szara jak ptno. Kreski, namalowane krwi na policzkach, krzyczay to, czego nie mogy wypowiedzie zacinite usta. Kamael nie da adnego znaku, nie wyrzek ani sowa, lecz nagle szereg

nieruchomych i milczcych Aniow Miecza zaama si, gdy wszyscy rwnoczenie uklkli, prezentujc bro - te paradne, zote mieczyki, ktre rozkaza im wyda Jaldabaot. Promienie soca taczyy na bezuytecznych klingach, kiedy doborowi rycerze Krlestwa egnali najlepszego spord siebie. Daimon wspi si na szafot. Tak wiele razy stawa naprzeciw mierci, e waciwie przesta si jej ba. Niemal. Tum, widziany z gry, przypomina wiosenny klomb, na ktrym dopiero zaczynay kiekowa i kwitn najwczeniejsze roliny, gdy kolorowe szaty wyszych rang aniow rozmyway si wrd popielatych i burych tunik ptactwa niebieskiego. Odczu ulg, e udao mu si bez pomocy pokona schody. Kto mgby pomyle, e straci siy ze strachu, a on po prostu by bardzo zmczony. Niebiaski Plac nigdy nie wydawa mu si tak szeroki. Zdawa sobie spraw, e w rodku, w nim, niby rj zdenerwowanych os, huczy bl. To powinno znacznie bardziej go obchodzi, ale jako nie mogo. Wszystko wok wygldao, jakby zostao wycite z kartonu. Nie sposb przejmowa si dwuwymiarow dekoracj. Na stopniach schodw i surowych deskach podestu czyja rka wykrelia cieniutki, falisty wzr, jakby cigncy si za nim drobny szew. Krwawi, pomyla. Jaldabaotowi chyba udao si mnie zabi i bez tego aosnego przedstawienia. Spojrza w stron loy dostojnikw, lecz dostrzega tylko zamazane kontury. Ale pozbawi ycia anioa krwi wcale nie jest atwo, powtarza sobie poblady, dygoczcy Raguel. To musi by cios prosto w serce. Jeden cios w samo serce. Onyksowa rkoje dugiego, pokrytego magicznymi inskrypcjami sztyletu lizgaa si w jego spoconej doni. Trzyma j, jakby bya bem wa. Nigdy przez swoje krtkie, nawyke do posuszestwa ycie nie czu si tak nieszczliwy. Z trudem przeyka lin w suchych jak wir ustach. To on wyglda jak skazaniec i przez chwil zgromadzonym wok szafotu wydawao si, e prawda przedstawia si odwrotnie, e czarnowosy anio przyszed po ycie egzekutora, a moe take ycie wszystkich obecnych. Raguel spojrza na smuk, nieruchom posta Daimona. W serce?, pomyla w popochu. Na lito Pask, czy on je w ogle ma? Frey odetchn gbiej. Dziwne oszoomienie powoli mijao. Dopiero teraz dostrzeg Raguela. W oczach na chwil zapon mu wilczy blask. - Hej, Raguel - powiedzia niskim, bezdwicznym tonem. - adny awansik, co? Archanio drgn. Przypomnia sobie o cicych na nim obowizkach. - Przywiza go! - rozkaza oczekujcym pachokom. Jego gos brzmia piskliwie i niepewnie. Daimon przymkn powieki, da si popchn w kierunku stojcego porodku podestu dziwnego rusztowania z belek. Pozwoli przyku sobie rce, cho pod czaszk eksplodowa mu

snop iskier, kiedy potary o siebie kawaki zamanej koci. Herold monotonnym gosem odczytywa list jego zbrodni. Przynajmniej uratowaem Krlestwo, pomyla z gorycz. Umr jako bohater. Bl zacz przypomina o sobie coraz natarczywiej. Zachowywa si jak tancerz wyprbowujcy wci nowe kroki, jakby ciao Daimona byo scen, na ktrej trzeba wystpi przed wymagajc publicznoci. Anio Miecza zacisn zby. Skocze wreszcie!, - warkn w mylach do herolda. Ten zacz jednak odczytywa tytuy Jaldabaota, wic Daimon skonstatowa z ironi, e jeszcze jaki czas to potrwa. Wtem pojawia si przed nim blada, przeraona twarz Raguela. - Wybacz mi - usysza szept. - Co?! - Z pewnym trudem unis gow, eby spojrze mu w oczy. - Daruj sobie. To nie by dobry moment na okazywanie wspczucia. - Prosz, wybacz... Ja tylko wykonuj rozkaz... Gdyby zostao mu wicej siy, Daimon wpadby w sza. W jego nieugitych, szyderczo zmruonych renicach Raguel dostrzeg wasne odbicie - obraz sabego, podego chopca, ktry zawsze bdzie dra z lku przed kim potniejszym. Zadygota na myl, e drapiena, pikna twarz anioa, ktrego za chwil zabije, pozostanie na zawsze, niczym pitno, odcinita w jego pamici. Ostry, drwicy umiech rozcign wargi Daimona. - Jeste nikim - powiedzia. - Pyem na wietrze. Spjrz na nich, na Rycerzy Miecza, archaniele. S niemiertelni. Ich krew nie umiera. Raguel postpi dwa kroki w ty. Zobaczymy, pomyla tpo, wypatrujc znaku od Jaldabaota. Ju za chwil. Witaj, niebycie, powiedzia do siebie Daimon. Prawie si nie ba, ale jednoczenie wcale nie pragn umiera. Nie pociga go niewzruszony spokj i majestat mierci. Przypomnia sobie cierpki smak wina, ktre przyniosa mu brzydka suca; Kamaela, wachlujcego si pergaminem z rozkazami Jaldabaota, kpicego, e to jedyne, do czego moe si przyda. Piouna, tratujcego lilie w rajskim ogrodzie; pikne twarze anielic... Witaj, niebycie. Jaldabaot, biay i kunsztowny jak ozdoba z pianki, wychyliwszy si z trybun da znak. Raguel zamachn si sztyletem i uderzy. wiat cofn si gwatownie, malejc do rozmiarw szpilki. Bl by przeraliwie ostry, ale bardzo odlegy. Czynno tak prosta, jak nabranie oddechu, staa si nagle zdumiewajco skomplikowana. Czarno-czerwona cisza, przenikliwa niczym szept anioa Dumy, piewaa w uszach. Z wolna wszystko poczo gasn. Witaj, niebycie! Raguel wyszarpn ostrze. Ciao Daimona zadrgao i znieruchomiao. Rozsypane wosy okryy go jak caun.

Archanioowie patrzyli na siebie, milczc. Niektrzy bezwiednie zaciskali pici. Twarz Razjela cigna si tak, e przypominaa mask. Gabriel nerwowo bawi si piercieniem. Kamael przesun doni po czole i policzkach. Jego usta tworzyy zacinit, prost kresk. Nagle niebo pko. Bkitne wiato, ktre zalao plac, wduszao oddechy z powrotem do puc, olepiao, powalao na kolana, na twarz. Wszyscy, anioowie suebni, onierze i dostojnicy, czogali si w pyle. I wszyscy suchali. Tylko Metatron klcza z uniesionymi w gr rkami i spojrzeniem promieniejcym nieopisanym szczciem. Bkitny wir porwa Daimona, wyszarpn z ciemnoci. Wypeni go olepiajcym blem, potg zmuszajc do krzyku. Cisn midzy nieskoczone przestrzenie, wykazujc dokadnie, czym jest ycie, mier i dzieo stworzenia. Ogarn go, zniszczy, stworzy, znowu zniszczy i znw odbudowa. A potem przemwi, chocia Daimon by pewien, e nie uywa sw: - ANIELE MIECZA, STWORZONY Z GNIEWU, PRZYNALENY CHAOSOWI BEZCZELNY, DUMNY, LECZ, PRZYZNAJ, ODWANY- OTO MIANUJ CI NISZCZYCIELEM - ABBADDONN, BURZYCIELEM STAREGO PORZDKU, TACZCYM NA ZGLISZCZACH I ANIOEM Z KLUCZEM DO CZELUCI, BO OMIELIE SI PO NIEGO SIGN PRZEKONAE SI PRZECIE, E TO TWOJE POWOANIE. A TERAZ WRACAJ, EBY MI SUY TWJ CZAS SI JESZCZE NIE WYPENI. I oszoomiony, pprzytomny Daimon z hukiem spad na deski szafotu. Dwign si na kolana, potrzsajc gow, eby odzyska ostro widzenia. Zdawa sobie spraw, e przed chwil sysza nie tyle Gos Pana, co wasne myli, lecz z pewnoci dobrze poj sens Jego przekazu. Umar i zosta wskrzeszony. Z nosa cieka mu krew, a rozdzierajcy bl w klatce piersiowej przekonywa, e sztylet Raguela nie chybi. Przycisn rce do rany i sprbowa wsta. Chcia jak najprdzej zej z tego przekltego podestu. Min skulonego, paczcego archanioa, potrcajc nog sztylet z onyksow rkojeci i czerwono lnicym ostrzem. Czu si bardzo saby i chory. Plac przyblia si i oddala, budowle wyprawiay niezwyke podskoki. Z ziemi niemrawo podnosili si anioowie, pustymi oczami przygldajc si sobie nawzajem. Nagle kto krzykn, wycigajc rk w stron szafotu. Daimon dzielnie pokona pierwszy schodek. Niemal wszystkie gowy obracay si ju w jego stron. Nowo mianowany Niszczyciel chwiejnie i niezwykle powoli zmaga si ze schodami. Rce wci przyciska do piersi, jakby nis tam co niesychanie cennego. Na ostatnim stopniu potkn si i penym gracji, nienaturalnym ruchem zgi si wp niby w ukonie. Kamael i Razjel skoczyli ku niemu rwnoczenie, lecz przy tym dziwnie niezgrabnie. Daimon skierowa na nich olbrzymie, bezdenne renice, w ktrych odbijaa si kosmiczna

pustka. Byy to oczy starsze ni czas. - Pomcie mu! - krzykn archanio do otpiaych ze zdziwienia andarmw. aden si nie poruszy, a Daimon na uamek sekundy zastyg w miejscu i upad na bok, midzy buty onierzy. *** Sprbowa si poruszy, ale to wywoao tylko dalekie echo jakiego dwiku, ktry przypomina jk. - Chyba odzyskuje przytomno - usysza peen napicia gos Kamaela. - Daimonie, to ja, Kamael. Poznajesz mnie? yjesz? - Nie - szepn, mimo woli przywoujc na twarz cie umiechu. - Syszysz mnie? - teraz pyta Razjel. - Aha. - Widzisz? Ostronie rozchyli powieki. Nad sob zobaczy nieco nieostre profile przyjaci. - Tak - potwierdzi. - Chwaa Jasnoci - westchn z ulg Kamael. - Nawet sobie nie wyobraasz, jakie szalestwo ogarno Krlestwo z twojego powodu! - Ciesz si, e was widz - szepn Daimon. Sprbowa zaczerpn gbszego oddechu, ale powietrze eksplodowao biaym pomieniem. Razjel pochyli si ku niemu. - Boli ci? - spyta z lekkim niedowierzaniem. - Zaraza, Razjel! Daj mu spokj! - unis si poirytowany Kamael. - Nie wida czy co? Razjel spojrza na niego wymownie. - Zaoyem mu potrjne, wizane zaklcie umierzajce. Nie powinien nic czu. Poza tym jest... Przerwa, bo Kamael spiorunowa go wzrokiem. Daimon wyczuwa powstae nagle napicie. - Czym jest? - spyta cicho. - Trupem - powiedzia sucho archanio. - W gruncie rzeczy ty nie yjesz, Daimonie. Czujesz, mylisz, oddychasz, twoje serce bije, lecz mimo to nie ma w tobie ycia w takim sensie jak przedtem. Nie rozumiem, jak to moliwe. Nie pytaj mnie. Pan ci wskrzesi, a moja wiedza jest niczym w obliczu Jego mocy. Ciesz si tylko, e odzyskaem przyjaciela. - Ja te - rzek powanie Kamael. - Uratowae Krlestwo, zachowywae si tak, e wszyscy pojli, co znaczy honor dla Rycerza Miecza. Jestem dumny, e naleae do mojej formacji. - Naleaem? Kamael rozoy rce. - Pan wyznaczy ci inne zadanie. Od tego czasu stoisz ponad nami. Masz prawo dowodzi

wszystkimi Anioami Zniszczenia, nie tylko Szaracz. Przekonasz si, e dysponujesz mocami, o ktrych my nawet nie marzymy. Otrzymae Klucz do Czeluci i prawo burzenia wiatw. Wci jestem twoim przyjacielem, Daimonie, lecz teraz nie omielibym si wydawa ci rozkazw. Frey na chwil przymkn oczy. Nie potrafi zebra myli. To, co usysza, wstrzsno nim. Jestem ywym trupem, powtarza sobie. Co za szalestwo! Przecie czuj si tak samo jak zawsze. - Co mwi w Krlestwie? - spyta z wysikiem. Twarz Kamaela spochmurniaa. Zanim zdy si odezwa, gos zabra Razjel: - Rnie. Wikszo uwaa ci za bohatera, a twoje wskrzeszenie za cud. Dwr uznaje twoj pozycj, stae si teraz wybracem Pana, kim wanym, cho niebezpiecznym. Przyszed tu nawet nasz ksi Soket Hezi, ale nie wpucilimy go, bo bye nieprzytomny i tylko by przeszkadza. S jednak tacy, ktrzy przeklinaj twoje imi, robi z ciebie demona. Wielu si ciebie boi. Nazywaj ci upiorem. - Moge mu tego oszczdzi - sarkn Kamael. - I miesz twierdzi, e masz talent do dyplomacji. - Lepiej, eby dowiedzia si od nas ni od nich - uci archanio. Daimon sucha ich, jakby mwili o kim obcym. - Ja si prawie nie zmieniem - powiedzia wolno. - Wiem. - Razjel skin gow. Jego gos zabrzmia niespotykanie agodnie. - Wiem. Problem w tym, co myl inni. Daimonowi nagle wiat zawirowa przed oczami. Bl i ucisk w klatce piersiowej nasiliy si. - Duo... czasu mino? - Troch - niechtnie przyzna Razjel. - Par dni. Nie wicej ni dwa tygodnie. Daimon nie mia siy si zdziwi. - A... Proteza Pana? Jaldabaot... Kamael machn rk. - Nim nie masz si co przejmowa. Sytuacja lekko si zmienia. Daimon patrzy na przyjaci pytajco. Razjel wzruszy ramionami. - Rozumiesz, may pucz. Upragniony znak od Pana i zgadnij, kto wkracza na scen? - Gabry - dokoczy dowdca Aniow Miecza. - Za starym demiurgiem prawie nikt si nie opowiedzia, tak ewidentnie popad w nieask. Smutne, co? Daimon zdoby si na blady umiech. - To co tu jeszcze robicie? - Kochamy ci! - Kamael wyszczerzy zby. - Speniamy obowizek wzgldem miosierdzia i przyjani. Nie bj si, nie zapomn o nas. Teraz nastaje pajdokracja! Pod naszymi rzdami Krlestwo stanie si wreszcie normalne. No dobrze, prawie normalne. Przysigam, e postaramy

si lepiej i inaczej ni Jaldabaot. - I nikt nie bdzie skazywa na mier bohaterw wojennych - umiechn si Razjel. - Nie wtpi - mrukn Daimon, nie bez sarkazmu, chocia nie wtpi w szczere intencje przyjaci. Wadza polityczna wydawaa mu si zawsze kskiem raczej zgniym ni kuszcym. W sumie jednak wierzy, e zmiana wyjdzie Krlestwu na dobre. Jaldabaot by szalecem a archanioowie mieli cakiem rozsdne pogldy. Ucieszy si w duchu, ale zabrako mu si, eby to okazywa. Z kad chwil czu si gorzej i mwienie sprawiao mu ogromn trudno. - Powiedcie mi... - zacz, ale Razjel podetkn mu pod usta kubek z gorcym, gorzko pachncym pynem. - Nie jeste teraz cakiem zwyczajny, Daimon - powiedzia - Twoje rany goj si paskudnie i bardzo powoli. Nie reagujesz na zaklcia umierzajce ani uzdrawiajce. Faszeruj ci bardzo potn magi, uywajc caego mego kunsztu i wiedzy. Uszanuj te wysiki, co? Wypij to wistwo, odpocznij, sprbuj zasn i przesta wreszcie gada, dobra? *** Jaldabaot w milczeniu spoglda na zawalajce biurko plany i mapy. Precyzyjne rysunki taczyy mu przed oczami, skadajc szydercze ukony. Kosztowne, wyszywane szaty szeleciy melodyjnie przy kadym ruchu, ale Jaldabaot tego nie sysza. W gowie wci, uporczywie, natrtnie, powracao wypowiedziane pokaleczonymi wargami zdanie; nieugita deklaracja lojalnoci. Jestem wiernym rycerzem Pana. A ty, Jaldabaocie? A ty? Wielki Archont, Wadca Siedmiu Wysokoci, przekadajc smukymi palcami zapisane pergaminy, nie by w stanie odpowiedzie sam sobie, w ktrym momencie przesta by wiernym rycerzem Pana. Wspczenie, wiele tysicleci pniej.

Rozdzia IRazjel zatrzasn kronik. Toczona we wzory, skrzana oprawa opada ciko. Powoanie Daimona byo ostatnim wietlanym momentem w historii Krlestwa, pomyla gorzko Archanio Tajemnic. Potem poleciao z grki. Z pocztku szo wietnie. Po obaleniu Jaldabaota przejlimy wadz. Modzi, peni zapau, rozkochani w Jasnoci archanioowie. Mielimy zapocztkowa now er, czas rozkwitu, sprawiedliwoci, wolnoci, mdrych, piknych idei. Staralimy si. Pracowalimy jak szaleni. Gdy Rafa i Gabriel sadzili pierwsze drzewa w Ogrodach Edenu nasze serca szybciej biy z radoci. I dumy. Wielkiej dumy. Oto czego dokonalimy. Wznosimy nowy, wspaniay wiat wedug nakazw Pana. My, drugi od koca chr w hierarchii. Wolni od skostniaej etykiety, od dworskich rozgrywek, silni, radoni, modzi. Wybracy Pana. Razjel westchn. Kiedy wszystko zaczo si psu? Ju wtedy? Pamita przecie dobrze z jakim oddaniem suyli, jak gboko powicili si wielkiemu dzieu Stworzenia. Czyby za bardzo? Obracali planety wok soc, a soca rzucali wprost w bezbrzen czer Kosmosu. W pustce tworzyli zrby nowego. Nieli materi i ide. wiato i moc tworzenia. Na Ziemi wypitrzali gry, wytyczali granice oceanw, kadli midzy warstwy ska rudy metali, ksztatowali dna mrz, formowali kontynenty. I obejmowali stanowiska. Regent Soca, regent Ksiyca, Wadca Czterech Wiatrw, Naczelnik ywiow, Pan Trzeciej, Szstej, Sidmej Wysokoci, Wdz Zastpw, Wielki Kanclerz, Wielki Architekt, Wielki Sternik. Zarzdca, zwierzchnik, dowdca, nie wane jaki, byle wielki. Czy wtedy ju zrobili si prni? Nie, przecie nie tak, jak Jaldabaot i jego archonci. Ale pracujc, zapominali o Jasnoci. Nie odczuwali na kadym kroku potgi Stworzenia, nie wysawiali kadym czynem niezwykego dziea Paskiego. Zgubili po drodze cud i rado tworzenia. Po porostu byli rzetelni. A potem zmczeni. Razjel wodzi palcami po toczeniach na skrzanej oprawie kroniki. Sowa, pomyla. Litery. Ile zawieraj w sobie emocji. Otworzy ksig na chybi trafi. A dnia onego podj Pan zamiar uczynienia jeszcze jednej istoty, imieniem Adam Kadmon i objawi ow wol anioom Swoim brzmiao pierwsze zdanie na stronie. Razjel pamita ten dzie, tak samo jak inne, ktre po nim nastay. Anioowie nie byli specjalnie zdziwieni nowym zadaniem. Wbrew pozorom, nie odczuli te zazdroci, gdy pojawi si pierwszy czowiek. Obsugiwali go, uczyli, czuwali nad nim, tak samo jak nad zwierztami Ziemi. Nie widzieli dla siebie adnej specjalnej konkurencji, jak gosz teraz gupie plotki z Gbi. Towarzyszyli Adamowi, a potem jego potomkom, ludziom, od zarania dziejw. Roli wraz z nimi, zmieniali si wraz z nimi, dojrzewali z nimi. Krlestwo przeksztacao si, podobnie

jak Ziemia, ktr skrzydlaci mieli pod opiek. Nie, ludzie nie stali si przyczyn rozamu i upadku co trzeciego spord aniow. Ksi Magw zamyli si gboko. Nigdy nie potrafi zrozumie co skonio Lucyfera do wzniecenia tego nieszczsnego buntu. Zna go niegdy dobrze i wiedzia, jak bardzo Lucyfer by oddany Jasnoci. Razjel mia cakowit pewno, e gdzie gboko za tym kry si Samael, Ryy Hultaj ze zym, krzywym umieszkiem na obronitym czerwon szczecin pysku. A motywy Samaela nie daway si atwo przenikn. Rudowosy archanio by jak odprysk Chaosu, jak wicher, ktry nadejdzie niespodziewanie i zburzy budowl, ktra zdawaa si solidna jak sam Kosmos. Razjel wcale by si nie zdziwi, gdyby dowiedzia si, e Samael postawi sobie za punkt honoru skoni do buntu jednego z najbardziej oddanych dzieu aniow dla zwykego kaprysu, czczej sztuczki spryciarza. Na Jasno, do jakiej tragedii doprowadzi ten gupi wybryk. Lucyfer przecie nie przypuszcza, e zwyka, co tu kry, szczeniacka prba zwrcenia na siebie uwagi Pana zakoczy si wojn domow. A potem ju nie potrafi si wycofa. Razjel przerzuci kilka stron. Jego wzrok pad na przypadkowe zdanie. Po gwatownym zerwaniu rozmw nie mona byo duej ywi nadziei. Trzecia cz skrzydlatych pod wodz tego, ktry z racji funkcji i imienia nie winien wiato, poniosa Krlestwu jedynie ciemno, krew i poog. Najgorsza z wojen ogarna wiat, fundamenty nowego dziea Paskiego zbryzgaa posok tak wiernych, jaki zbuntowanych. Wojna midzy brami. Archanio Tajemnic przesta czyta. Zamylony, spoglda w okno. Mrok gstnia ju ponad paacami i ogrodami Hajot Hakados, najpikniejszej dzielnicy Szstego Nieba. Zelizgiwa si w d po zotych i srebrnych kopuach budynkw, opltywa wok strzelistych wie i wdzicznych wieyczek, kad si cieniem na balkonach i tarasach, peza wrd fontann i klombw syncych z urody ogrodw. Wille i paace, jedne po drugich, zaczy rozbyska wiatami, a po chwili Hajot Hakados wygldaa jak lnica kolia na granatowej sukni nocy. Ale Razjel zdawa si nie dostrzega czarownego widoku. Przed oczami widzia obrazy wywoane z mroku wspomnie. Wypalone skorupy chaup w Limbo. Ciasne, skromne domy aniow suebnych z Pierwszego Nieba dosownie starte na proch. Trupy i barykady na ulicach Drugiego. Spldrowane sklepy, podpalone kamienice, zniszczone ogrody w Trzecim. Gmachy urzdw straszce oczodoami okien, powybijanymi drzwiami, obtuczonymi fasadami, zbezczeszczonymi symbolami pastwowoci Krlestwa. Michael na czele Zastpw odpar oddziay buntownikw dopiero w Czwartym Niebie. Bronili si twardo, walczc dosownie o kady dom. W kocu regularna armia zdoaa wyprze ich z obrbu murw Krlestwa i w Limbo zmusi do ostatecznej rozgrywki na otwartym polu. Lucyfer, oszalay z rozpaczy, chcia znale w tej bitwie mier, ale kapryna kostucha nie miaa

ochoty podda si jego woli. Nawet wtedy, gdy los zmusi go do pojedynku z dowdc armii Krlestwa. Przed oczami Razjela stana niespodziewanie skurczona, szara jak ptno twarz Michaa, skulonego na krzele w zdemolowanym gabinecie regenta. - Nie mogem... - powtarza w kko - Niech mi Jasno wybaczy, nie mogem go zabi. Niebieskie oczy Pana Zastpw pociemniay z blu. - Powiedzia Zrb to dla mnie, Michale. A ja nie mogem. Zrozumcie, nie mogem... Cholera jasna, no nie mogem i ju! Nie gapcie si tak! Milczce postaci archaniow rozwiay si jak dym. Pojawia si na ich miejsce inna twarz. Pogronego w rozpaczy, zdruzgotanego potpieca, ktry nie mia ju po co y. Maska, w jak zamienio si po klsce oblicze Lucyfera. Razjel mia czas dobrze si jej przypatrze, kiedy przedar si po kryjomu do Gbi, eby poskada i opatrzy strzaskan podczas upadku, zmasakrowan nog nowego wadcy Otchani. Lucyfer na jego widok odwrci si do ciany i nie wypowiedzia adnego sowa. Czy uczyniem wtedy dobro, czy zgrzeszyem, pomyla z gorycz Razjel. Popeniem zdrad, czy zdobyem si na odruch miosierdzia? Zamkn kronik. - Ta wojna, ta upiorna wojna, kiedy musielimy wystpi przeciw przyjacioom, przeciw braciom - szepn do siebie - To by dopiero pocztek. Prawdziwa tragedia nadesza pniej. Ale o tym nikt si nie dowie z adnej ksigi. Pki ja yj. Podpar czoo doni. Wszyscy - myla - Gabriel, Micha, Rafa, ja, wszyscy powinnimy umrze z rozpaczy, gdy tylko dowiedzielimy si prawdy. Czemu tak si nie stao? Czybymy mieli serca z kamienia? Przecie jestemy anioami. Nie wolno nam y, po tym jak Pan opuci Krlestwo. Rozemia si gorzko. Oto twoja najwiksza tajemnica, Ksi Magw. Jasno odesza z Krlestwa, Pan opuci swoje dziedziny, swoj skrzydlat trzdk i znikn. Nawet nie wiemy, czy jeszcze istnieje. Zabra Krlow, grono witych i patriarchw, Metatrona, swego ukochanego anioa, ktry pieni powoywa do ycia nowych skrzydlatych oraz gwardi przyboczn, nieodstpnych, szalonych Serafinw. Nagle, bez zapowiedzi, bez znaku osieroci Krlestwo. To wszystko przypominao makabryczny art. Ale nim nie byo. Razjel doskonale pamita chwil, kiedy Gabriel, ktry dowiedzia si pierwszy, zawlk go do sali tronowej i pokaza mu pusty Biay Tron. U stp podwyszenia siedzia wdz chru Serafinw, Serafiel, zupenie obkany, umiechnity i drwicy. I tak ju zostao. Byli zupenie sami. W pamici Ksicia Magw pojawi si obraz narady, ktr archanioowie odbyli po odkryciu

szokujcej prawdy. Co do jednego nie mieli wtpliwoci. Nikt nie moe si dowiedzie. *** W gabinecie, w prywatnym paacu Gabriela na Ksiycu, panowaa grobowa atmosfera. Rafael paka nieustannie, rozpaczliwe chlipanie irytowao pozostaych. Micha podpiera brod pici, Pan Objawie nerwowo kry po pokoju. Razjel ugniata w palcach koniec warkocza. Przed chwil zawizali spisek. Udao si przekona pozostaych trzech archaniow, ktrzy mieli prawo nie wzywani stan przed Biaym Tronem, eby trzymali jzyki za zbami. Pozostali skrzydlaci w Krlestwie musieli otrzyma imienny rozkaz stawienia si przed obliczem Jasnoci, aby w ogle Je ujrze. Prawda bya taka, e wikszo aniow nigdy nie widziaa Pana. Wic spisek mia szans powodzenia. - No, zrobilimy to - powiedzia ochryple Gabriel - Przynajmniej nie dopucimy do szalonej wojny domowej, ktra zniszczy wiat. Rafa jkn. - Nie wiem, czy naprawd dobrze robimy. Powinnimy powiedzie prawd. Zielone oczy Gabriela zalniy niebezpiecznie. - Ani si wa - warkn - przysige, pamitaj. - Posuchaj, Rafale - powtrzy po raz setny Razjel - Tylko wola Pana jest gwarantem naszej wadzy. Jeli prawda wyjdzie na jaw, rzuc si na nas wrogowie i uzurpatorzy z caego Krlestwa, a wiat diabli wezm. - eby tylko diabli - mrukn Micha. - Wci mwicie o wadzy! - chlipa Rafael - Pana nie ma! Rozumiecie?! Poszed sobie! Zostawi nas na pastw losu. Na potpienie! Gabriel okrci si na picie. - Natychmiast przesta - sykn - Pki siedzimy na stokach i udajemy, e nic si nie zmienio, Krlestwo ma szans przetrwa. Nie rozpadnie si. - Ale wy chcecie si zwiza z Lucyferem! - wrzasn Rafa. Zgromadzeni popatrzyli po sobie. Istotnie, chcieli. Wadza Jasnoci sygnowaa zarwno niebiask, jak i gbiask wadz. Tron Lucyfera zachwiaby si jeszcze szybciej ni regenta Krlestwa, gdyby wyszo na jaw, e Pan opuci Wszechwiat. Jeli powierz tajemnic Lucyferowi i jego najbliszym wsppracownikom, zyskaj przynajmniej sprzymierzeca, ktry bdzie si rwnie gorliwie jak oni stara o zachowanie sekretu. ***

- No i stao si - powiedzia na gos Razjel - Lucek i jego banda znw s naszymi przyjacimi. Nawet teraz, po latach, Ksi Magw nie wyzby si wtpliwoci. Ale dobrze wiedzia, e gdyby znw mia moliwo wyboru, postpiby tak samo. Podobnie jak reszta archaniow. Spisek wytrzyma wiele stuleci. Oprcz siedmiu skrzydlatych konspiratorw i kilku najbliszych Lucyferowi Gbian doczy do niego tylko Daimon Frey, Anio Zagady. Gabriel by pewien, e mona mu zaufa, a Frey mia szans sta si rdem cennych informacji. Moc destruktora, Burzyciela wiatw, budzia si w nim jedynie na bezporedni rozkaz Pana. Gdyby wic Daimon przeistoczy si w Abbaddona, archanioowie otrzymaliby dowd, e Jasno interesuje si w bezporedni sposb Krlestwem. Jednak miecz Freya, Gwiazda Zagady, ani razu od czasu odejcia Jasnoci nie zapona blaskiem mocy. Razjel westchn po raz kolejny tego wieczoru. Nie mia ju duej ochoty rozpamitywa przeszoci. Zbyt wiele si tam kryo bolesnych wspomnie. Ksi Magw wsta, odoy kronik na pk i postanowi, e dla odprenia sprbuje troch popracowa nad eliksirem czystej radoci. Opuci bibliotek i uda si w kierunku pracowni. Ledwo przestpi prg, poczu straszny ucisk w skroniach, ujrza przed oczami sup kolorowych iskier i zwali si bez przytomnoci na podog. *** Regent Krlestwa, Gabriel, nie spa dobrze tej nocy. W sennych majakach wisia zawieszony gboko w pustce Kosmosu, nieruchomy i bezwolny. Widzia gwiazdy i planety krce w odwiecznym kontredansie, malekie, gadkie i kolorowe. Wreszcie zda sobie spraw, e to szklane kulki rnej wielkoci toczce si po olbrzymim stole nakrytym czarnym suknem. Gabrielowi nie podobao si, e nie ma adnej kontroli nad wizj. Na Jasno, przecie by Panem Snw. Prbowa wpyn na obraz, zmieni go, ale nie potrafi. Nie mg te si obudzi. Trwa nieruchomo, wpatrzony w taniec szklanych kulek. Wtem w jego umyle rozleg si gboki, niski gos, ktrego dwik wprawi anioa w irracjonalne przeraenie. - Zagrasz ze mn, Gabrielu? Regent Krlestwa otworzy usta do krzyku i ockn si niespodziewanie we wasnym ku, drc jakby z wielkiego zimna. Przeraenie zniko wraz z mar senn, jednak pozostawio po sobie niemiy niepokj, ktry nie opuci Gabriela nawet z nastaniem ranka. Nigdy dotd Archanio Objawie nie spotka si ze snem, nad ktrym nie umiaby zapanowa.

*** Potworny bl rozsadza czaszk. Usadowi si gdzie za oczami i promieniowa stamtd, obejmujc ca gow, przewiercajc si przez odek, sigajc a do czubkw palcw. Razjel jkn. wiadomo powracaa powoli, wic dobr chwil zajo mu stwierdzenie faktu, e ley skulony na pododze pracowni. Sprbowa si poruszy, ale usysza w mzgu przeraliwy wrzask blu, a ciao momentalnie oblao si lodowatym potem. Przymkn powieki i pozwoli sobie polee jeszcze przez par sekund. Natychmiast zapad w ciemno pozbawion czasu i przestrzeni, wic gdy znowu otworzy oczy nie wiedzia czy mina chwila, czy kilka godzin. Jednego by pewien. Ktokolwiek uderzy w niego tak potn dawk destrukcyjnej magii umia si ni posuy. Z wielkim trudem dwign si na czworaki, a potem na kolana. wiat wok wirowa, koysa si, peen jaskrawych kolorw i dziwacznych ksztatw, jak wielki, obdny korab dryfujcy w nieznane. Razjelem targny mdoci lecz mimo to podj prb wstania na nogi. Chwyci drcymi, mokrymi od potu palcami krawd stou, eby si na nim oprze i usysza brzk tuczonego szka. Drobne odamki rozprysy si po posadzce, a archanio dopiero wtedy zda sobie spraw, e strci z blatu kilka retort. Plamy rozlanego na podog pynu zaczy parowa. Ostry, nieprzyjemny zapach, cho drani nozdrza, odrobin Razjela otrzewi. Czepiajc si stou zdoa wsta i mimo koszmarnego blu i zawrotw gowy nie upa ponownie. Mia kopoty z ostroci widzenia, mae przedmioty, na ktre patrzy, nagle olbrzymiay, due wydaway si malekie albo bardzo odlege. Obliza suche usta, sprbowa splun, eby pozby si obrzydliwego posmaku, jaki towarzyszy zawsze zatruciu czarn magi, lecz nie znalaz ani odrobiny liny. - adnie ci urzdzili, Razjel - wychrypia do siebie z niedowierzaniem. By Panem Tajemnic, Ksiciem Magw, najpotniejszym czarnoksinikiem i alchemikiem w Krlestwie, nalea do siedmiu archaniow dziercych absolutn wadz nad Zastpami, peni funkcj szefa tajnego wywiadu, z ktrym mg si rwna tylko wywiad Azazela z Gbi, a zosta zaatakowany i powalony przy pomocy nieznanej magii we wasnej pracowni strzeonej jak forteca. Do tej pory uwaa swj paac, a w szczeglnoci pracowni, za najbezpieczniejsze miejsce jakie zna, zabezpieczone zaklciami, znakami i pieczciami nie do przeamania. Teraz, ponury, obolay, z trudem powstrzymujcy mdoci, musia zmieni zdanie. Kt, na najplugawsze zakamarki Gbi, by na tyle potny, eby niepostrzeenie wkra si do prywatnych komnat Razjela i uy przeciwko niemu kltwy, ktrej archanio nie tylko nie wyczu, ale nawet nie potrafi rozpozna? Co gorsza niczego nie pamita. Wszed do pracowni, sprawdzi wyniki dowiadcze, zapisa je w ksidze... O, na Czelu! Ksiga!!! Zachwia si, bo zrobio mu si sabo. Potrci niechccy wysok kolb, ktra wychlapaa

gst, zielonkaw zawarto na stronice otwartego manuskryptu, oczywicie nie tego, lecz zwykych, banalnych notatek, gdzie zapisywa obserwacje eksperymentw prowadzonych raczej dla rozrywki ni z myl o powanej pracy. Krzywic si z blu przyklkn, wyrysowa palcem na pododze dwa skomplikowane znaki, ktre przez chwil drgay bladymi, fosforyzujcymi liniami, a nastpnie wsiky w deski. Podnis si i rozkadajc ramiona zaintonowa piewne, dugie zaklcie. Potem wyrzuci przed siebie rce, wydajc gardowy, stumiony okrzyk, przeszed przez cian jakby zrobiono j z mgy i znalaz si w swojej tajnej komnacie, gdzie zajmowa si powan prac, prowadzi ciekawsze lub niebezpieczne dowiadczenia oraz przechowywa wane dokumenty. Skierowa si prosto w prawy rg pomieszczenia, gdzie sta krzywy stoliczek na wilczych apach, z podniszczonym blatem, z ktrego szczerzy si wykonany technik intarsji eb drapienika. Razjel podszed do mebla, wykona nad nim skomplikowany gest palcami prawej rki, podczas gdy lew trzyma sztywno nad gow, wypowiedzia guchym gosem kilka sw, ktre brzmiay jakby kto spuci po schodach puszk elaznych nakrtek, a nastpnie doda dobitnie: - Zielony jzyk, mijowa gowa. Koleka wilczur n w pysku chowa. Gdy go wezwiecie, sowo po sowie, diabli was wezm, mili panowie. Wymyli to haso, bo wydawao mu si odpowiednio absurdalne i trudne do odgadnicia. Powietrze ponad stolikiem zawirowao, rozbyso i skrystalizowao si w formie maej, bogato rzebionej szkatuki. Gdy Razjel pstrykn palcami, wieko odskoczyo. Klucz wci znajdowa si w rodku, ale ten widok wcale archanioa nie uspokoi. Jeli kto okaza si na tyle mocarny, e zgasi go jak wieczk, by moe wcale nie potrzebowa klucza, eby dobra si do Ksigi. Wyj klucz z puzderka i pooywszy do na cianie przesuwa j tak dugo, a poczu wibracje. Pochyli si, niemal dotykajc ustami muru, chuchn. W powietrzu zawiroway drobiny magicznego, maskujcego piasku, a w cianie pojawia si dziurka. Wsuwajc w ni klucz zauway jak mocno dr mu palce. Mia problem z trafieniem do otworu. Serce obijao si o ebra jak wcieka mucha o szyb, za Razjel doszed do wniosku, e niczego nie pragnie bardziej, ni nie by zmuszonym do otwarcia skrytki. Ale nie pozostawao mu adne inne wyjcie. Przekrcajc klucz zacisn powieki. Otworzy je ostronie i zakl. Niemoliwe stao si jak najbardziej rzeczywiste. Skrytka bya pusta. Nie pomogo mruganie i przecieranie oczu trzscymi si domi. Ksiga Razjela, zbir najpotniejszych zakl i tajemnic wiata, jakie powierzy mu Pan w ostatnim dniu Stworzenia znika. - Osobicie powierzy! Osobicie! - zaskrzecza brzydki, szyderczy gosik w gowie archanioa - Bye za ni odpowiedzialny. Wiesz, co teraz nastpi? Domylasz si, prawda? - Nie! - wrzasn Razjel walc pici w drzwi skrytki z tak si, e omal nie poama sobie palcw - To jaki obd! Koszmar!

- Akurat! - sykn gosik - To tylko twoja dupa si pali, Ksi Tajemnic. I Razjel zmuszony by przyzna mu racj. Nie byo sensu wpatrywa si dalej w pust skrytk, bo choby spdzi na tym zajciu dugie lata, w ten sposb mgby si tylko przekona jak bardzo Ksigi w niej nie ma. Powoli szok mija. Razjela ogarn wisielczy nastrj. Waciwie dlaczego nie zdezerterowa na rzecz Gbi, wybra si w samotn podr na krace czasu albo zacign si do bandy najemnikw Raguela, pomyla. Jeste skoczony, panie archaniele. I, jeli Ksiga dostanie si w rce jakiego rbnitego sukinsyna, to samo mona powiedzie o caym Wszechwiecie. Nagle poczu si bardzo zmczony, chory i wcale nie najmodszy. Bolaa go gowa. Co chwila mczyy mdoci. Sprbowa rzuci na siebie czar uzdrawiajcy, ale by zbyt rozbity, eby si skupi. - Trzeba za wszelk cen odzyska Ksig i znale bydlaka, ktry j ukrad - powiedzia na gos. Wykrzywi twarz w gorzkim umiechu, gratulujc sobie szyderczo, e tak atwo znalaz rozwizanie problemu. Powlk si z powrotem do pracowni, nie zaprztajc gowy maskowaniem tajnych przej, teraz kiedy nie byo ju czego strzec. Spojrza na potuczone retorty, na zachlapane stronice notatnika i poczu, e zrobiono mu straszna krzywd, e wasny dom sta si dla niego obcy, splugawiony. - Zapraszam - mrukn - Chodcie tu wszystkie sukinsyny i wyniecie co chcecie. Co mnie to obchodzi. Podszed do wiszcego przy drzwiach okrgego lusterka w misternie kutej ramie. Stukn w nie palcem. Natychmiast wewntrz tafli zapon wizerunek oka z wska, pionow renic, nawleczonego na kunsztown, horyzontaln o. - Gabrielu! - zawoa stumionym gosem - Musimy porozmawia! W tej samej chwili oko zaczo si obraca, najpierw wolno, pniej coraz szybciej. renica rozsuna si, bluzgajc gbok czerni na ca tafl lustra. Za sekund Razjel ujrza szczup twarz Archanioa Objawie okolon prostymi, lnicymi jak antracyt wosami, przycitymi na wysokoci szczki. Intensywnie zielone oczy spoglday na niego bystro i chodno. - O co chodzi? - zacz Gabriel ostro, ale gdy tylko przyjrza si uwanie twarzy Razjela natychmiast zmieni ton - Co ci si stao? Wygldasz jak mier! - Nie mog teraz wyjani - powiedzia Pan Tajemnic zgnbionym gosem - Natychmiast zwoaj wszystkich zaufanych. Musimy porozmawia. - Zaraz u ciebie bdziemy. Czekaj - rzek Gabriel i nie tracc czasu na zbdne pytania stukn palcem w tafl, gaszc ekran. Poblad troch, twarz mu si cigna, a w sercu zakiekowao zimne ziarenko strachu, bo sarkastyczny, zasadniczy Razjel nigdy nie przejawia skonnoci do histerii. Wywoa w swoim zwierciadle obraz Oka Dnia i zawoa cicho:

- Micha? Jeste tam? W tej chwili z czerni wyonia si szczera, przystojna twarz Pana Zastpw, w gstwinie krtkich, szafranowych lokw. *** - Mamy go! Mwi wam, tym razem go mamy! - stumiony gos dwicza triumfem. W ogromnym wntrzu kamiennego budynku panowaa cisza i ciemno. Mde wiato z ulicy wpadao przez witrae, kadc si na posadzce strzpami barwnych plam. Uoone z kolorowych szybek sceny, obrazujce waniejsze wydarzenia przedwiecznej bitwy z Mrocznymi, staway si przez to jakie groteskowe, zdeformowane. Potne rydwany wydaway si rozsypywa w kawaki, a oblicza zwyciskich aniow wykrzywia obdnym strachem lub nienawici. Wynaturzone postacie splatay si z sob w wieloznacznych pozach. Piciu skrzydlatych siedziao przy wskim, zbitym z surowych desek stole, wspartym na krzyakach. W cieniu pospnych kolumn, pod sklepieniem wysokim jak niebo, samym sobie zdawali si mali i sabi. Fakt, e spotkali si w byym gmachu przesucha nabiera jakiego zowieszczego znaczenia. Czuli si nieswojo, kiedy uwiadamiali sobie jak niewiele trzeba, eby wszyscy stanli oko w oko z prawdziwymi ledczymi. - Powtarzam, tym razem dobralimy si do niego! - krzykn drobny, niemody anio, zrywajc si z miejsca - Na Otcha, panowie, spjrzcie na dowody! Dgn palcem rozoone na blacie papiery. aden z czterech pozostaych skrzydlatych nie wykaza specjalnego entuzjazmu. - Nie sdzisz, e lepiej da sobie z tym spokj? - spyta smagy, krtko ostrzyony anio - To si staje zbyt niebezpieczne. - Spokj?! Teraz, kiedy wreszcie mamy na niego haka! I to jakiego! Potnie zbudowany, jasnowosy skrzydlaty opar okcie o st. - Wykrci si - burkn - Udowodni, e jest czysty jak za, a nas w najlepszym razie wyle do lochu. Wol nie myle co z nami zrobi, jeli akurat nie bdzie w humorze. Smagy skin gow. - Prawda. Suczy syn jest mciwy jak mija. Mam wam przypomnie jak mnie potraktowa? Do dzi jeszcze chodz z pitnem zdrajcy, wszyscy odsuwaj si ode mnie, nie mam adnego rozsdnego stanowiska ani nalenej pozycji. A co ja mu takiego waciwie zrobiem? A Raguel? Pamitacie histori Raguela? Pamitali. Zosta skazany, wygnany z Krlestwa i oficjalnie uznany za demona tylko dlatego, e sumiennie wykonywa obowizki. Zapado ponure milczenie.

Drobny anio wci sta u szczytu stou. Oddycha gwatownie, dra, a w oczach lnio mu szalestwo rozpaczy i nienawici. - Nie rozumiecie! - odwoa - Teraz nie zdoa si wykrci! Spjrzcie na dowody. Smagy, westchnwszy, sign po dokumenty. W miar jak czyta jego twarz stawaa si coraz bardziej napita. Bez sowa podsun papiery jasnowosemu. Ten przejrza je spiesznie, poda pozostaym, krzyujc ponad stoem spojrzenie ze smagym. miertelnie powane spojrzenie. - Na Jasno! - szepn - Jeli tylko s autentyczne... - Oczywicie, e s! - krzykn triumfalnie drobny skrzydlaty - Mwiem wam... - Skd je masz? - przerwa smagy, nerwowo wyamujc palce. Drobny lekko si zmiesza. - Kto wysoko postawiony postanowi nam pomc. - Kto? Niski anio wzruszy ramionami. - Czy to wane? Mamy dokumenty i tyle. - Wane - mrukn jasnowosy - No wic kto? - Kto, kto ma dosy jego tyranii i caej tej bandy, ktrej przewodzi. Kto potny, wpywowy i wiaty, ktry cierpi widzc co si dzieje w Krlestwie. - Czego zada w zamian? - spyta podejrzliwie smagy. - Niczego. Po prostu komu ley na sercu dobro Krlestwa, podobnie jak nam. - A jeli to puapka? - W adnym wypadku! To wspaniaa, niezalena osoba, cieszca si powszechnym szacunkiem. Kto, kto nie musi ba si jego podych intryg. - I sam si z tob skontaktowa? Drobny z zapaem skin gow. - Panowie! - zawoa - Oto zapata za nasze krzywdy! Oto rka sprawiedliwoci, ktra zmiady wreszcie t plugaw, krwaw wesz erujc na Krlestwie! Jasnowosy anio sign po papiery, zway w doni. - To potna bro - powiedzia - Dziki niej moemy przewrci cae Krlestwo do gry nogami. Pozostaje tylko mie nadziej, e dokumenty s autentyczne i nikt nie zastawia na nas side, bo od tej chwili wszyscy zabrnlimy zbyt gboko, eby mc si wycofa. *** Daimon Frey przelatywa przez ogromne, otchanne przestrzenie, poznaczone strzpami gwiazd. Krwawo gasnce soca wyglday w ciemnoci jak rany albo rozwarte paszcze potworw. Komety migay z wizgiem, szczerzc do niego szalone, rozemiane usta. Ich ogony

cigny za sob snop iskier. Pd szamota czarnymi, dugimi wosami anioa, wyszarpywa kosmyki ze starannie zaplecionego warkocza. Mimo skrzanych rkawic donie zacinite na ku sioda kostniay, palce traciy czucie. Wiatr smaga skr twarzy, zmusza do mruenia oczu. Daimon czu narastajce zmczenie. Dokuczaa mu sztywno w plecach i karku, ksao zimno. By w drodze nieskoczon ilo dni, a nioscy go na grzbiecie olbrzymi, kary rumak wydawa si niezmordowany. Kopyta dwiczay miarowym, rwnym rytmem, prdko nie malaa nawet na chwil. Ko mia na imi Pioun i jak wszystkie wierzchowce parasim, niebiaskiej kawalerii, nalea do boskich Zwierzt. Z tego powodu by, oczywicie, kompletnie szalony. Z punktu widzenia skrzydlatych obd dotyka wszystkich Bestii, ktre zachowyway si nieprzewidywalnie, odzyway niedorzecznie, pojawiay i znikay bez dania racji, i w wikszoci przypadkw nie reagoway na prby porozumienia, wic kontakt z nimi waciwie nie by moliwy. Nie wykluczone, e postraday zmysy poniewa Pan wymyli je u zarania wiata, kiedy kosmos jeszcze si nie narodzi, a wyobrania najpotniejszych nawet skrzydlatych nie umiaa obj niezwykoci czasw przed Stworzeniem. Ich umysy byy dziwaczne i obce. Bestie powstay jako dzieci Chaosu, pierwsze zabawki Pana, ktre przyglday si dzieu Stworzenia, lecz naleay jeszcze do przedwiecznego mroku. Boskie Zwierzta, starsze ni wiato, tknite szalestwem, znajce tajemnice o ktrych nie nio si najwikszym anioom, mieszkay samotnie na kracach Wszechwiata, w gbiach praoceanu, w Strefach Poza Czasem i tylko rumaki, stworzone najpniej, wykazyway tyle rozsdku, e mogy masowo suy jako wierzchowce kawalerii. Daimon zna Piouna od wiekw i uwaa za swego przyjaciela, po tym jak ko kilkakrotnie uratowa mu ycie, ale nigdy nie mia pewnoci co wierzchowiec naprawd myli i czy rozumuje tak samo jak on. Pioun by milkliwy i rzadko odzywa si z wasnej woli. A teraz Daimon potrzebowa jego opinii, bo cho z pozoru wszystko wydawao si w porzdku, mczy go jaki niejasny niepokj. Zbliali si do obrzey wiata, dalej rozcigay si Strefy Poza Czasem. Pogranicze, jak zwykle, roio si od zbiegw z Otchani, zoliwych duchw i nieuksztatowanych, bezmylnych potworw Chaosu, z ktrych kilka Daimon zmuszony by zabi, lecz nic nie wskazywao na jakiekolwiek powane niebezpieczestwo. A jednak Anio Zagady nie mg si pozby niedobrych przeczu. Nie umia ich wytumaczy, bo nie natrafi na adne wibracje ani szczeliny w strukturze wiata. Pooy do na karku konia, pochyli si nisko i krzykn mu w ucho: - Nie zauwaye czego dziwnego, Pioun? Nieprzyjemny, nosowy gos rumaka odezwa si bezporednio w gowie anioa. Uczucie nie naleao do miych, ale Daimon zdy si przyzwyczai. - Wiele napawa mnie zdumieniem, odkd sigam wstecz pamici, prbujc przywoa

rzeczy minione. Daimon zakl cicho. No tak. Innej odpowiedzi nie mia co oczekiwa. Jednak byo zimno, czu si zmczony, mia paskudne przeczucia, wic Pioun go zirytowa. Stuknity bydlak, pomyla ze zoci, zginajc i prostujc palce, ktre zziby tak, e w kadej chwili mogy si rozkruszy. Zamkn oczy, wywoujc w wyobrani wizj wykadanej turkusow emali, zdobionej morskimi motywami wanny w swoim paacu w Krlestwie, po brzegi wypenionej ciep, cudownie rozgrzewajc wod. - Niedobrze rozstawa si z mieczem, gdy moe by przydatny - usysza uprzejmy gos konia - A jeszcze gorzej zgin nim si go wydobdzie. W tej samej chwili Daimon poczu fal ohydnego smrodu i omal nie wylecia z sioda, gdy Pioun wykona potny odskok. - Jasna cholera! - wrzasn, wyszarpujc przytroczon na plecach bro, gdy zobaczy przed sob paskudny, wykrzywiony pysk wyaniajcego si z ciemnoci demona, ktry bluzga w niego kolejn fal smrodliwego dymu. Tu przed twarz anioa rozbysy mae, zoliwe lepia, a potna, zbrojna w szpony apa mina tylko o wos jego bok. Daimon zamachn si, tnc potnie przez eb stwora. Demon zawy i stan w pomieniach. Przez sekund w rozpaczliwym niezrozumieniu mci na olep apami, a rozpad si w fontann zotych iskier, powoli gasncych w mroku. Gdyby napad zwykego, podrujcego z jak misj skrzydlatego, bez trudu rozdarby go na strzpy. Daimon Frey, Anio Zagady, patrolowa pogranicze midzy innymi po to, eby eliminowa podobne zagroenia. - O nim mona powiedzie obkany - odezwa si Pioun z lekkim wyrzutem - Istnieje rnica midzy umysami chorymi a gbokimi. - Wybacz, stary - wymamrota Daimon, zastanawiajc si skd ko wiedzia, e w mylach odmawia mu zdrowych zmysw - I w ogle dziki. - Ja te jestem zmczony - rzek rumak, niezmordowanie pokonujc przestrze, a Frey poczu dla niego wdziczno za to oczywiste kamstwo. Jak, u diaba, mogem nie zauway tego demona, pomyla. Przysnem, skonstatowa. Na Jasno, le ze mn, jeli zaczynam zasypia w siodle podczas rutynowych misji. Starzej si, czy co? - Dugo spaem? - spyta. Ko potrzsn gow. - W obliczu wiecznoci, kt potrafi ocenia chwile? Dugo, stwierdzi ponuro Daimon. Zaraza na to wszystko! - Jest ciemniej ni zwykle - powiedzia niespodziewanie Pioun - Duo ciemniej, Daimon. Anio poruszy si nerwowo. Wiedzia, e ko nie ma na myli rnic w nasyceniu wiata. - Wic jednak co czujesz?

- Nic. Tylko przeczucia. - Potrafisz je nazwa? Pioun ani na chwil nie zmieni rytmu krokw, lecz Daimonowi wydao si, e wykona gest odpowiadajcy wzruszeniu ramion. - Tak samo jak ty, Aniele Zagady - parskn - Instynkt. Niepokj owcy, ktry wie, e co bardzo potnego wyruszyo na er. Frey poczu dreszcz przebiegajcy po krzyu. On moe mie racj, pomyla. To absurdalne i nierealne, ale przecie moe mie racj. Klepn konia w szyj. - Dotrzemy do samej granicy. Jeli nic si nie wydarzy, przejedziemy si troch po Strefach Poza Czasem, chocia niewykluczone, e bdziemy musieli wrci do Krlestwa prdzej ni zamierzalimy. Ko si nie odezwa, a jego kopyta niewzruszenie biy ciemno. *** Gabriel zda sobie spraw, e po raz trzeci obchodzi st. Splt rce za plecami, eby nie obraca nerwowo na palcu sygnetu z piec