30
Losy dobrego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej Jaroslav

Losy dobrego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Losy dobrego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej

Citation preview

Page 1: Losy dobrego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej

Losy dobrego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej

Jaroslav

D_Szwejk_okladka.indd 1 2009-07-13 12:57

Page 2: Losy dobrego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej
Page 3: Losy dobrego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej

Wydawnictwo ZnakKraków 2009

Przełożył Antoni Kroh

Losy dobrego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej

Jaroslav

Page 4: Losy dobrego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej
Page 5: Losy dobrego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej

Wstęp

Wielkie czasy wymagają wielkich ludzi. Są tacy nieznani bohatero-wie, skromni, bez historii i chwały Napoleona. Lecz opis ich charak-terów przyćmiłby sławę choćby i Aleksandra Macedońskiego. Dziś na praskich ulicach możecie spotkać obszarpanego człowieka, który sam nawet nie wie, co właściwie znaczy w dziejach nowej, wielkiej epoki. Idzie zwyczajnie swoją drogą, nikomu się nie naprzykrza, również nie molestują go dziennikarze zabiegający o wywiad. Gdy-byście spytali, jak się nazywa, odpowiedziałby zwyczajnie i skrom-nie: „Szwejk jestem”...

A ten cichy, niepozorny, obszarpany mężczyzna to naprawdę ów stary dobry żołnierz Szwejk, bohaterski, dzielny, który ongiś, za Austrii, był na ustach wszystkich obywateli Królestwa Czeskiego, a którego sława nie przeminie również w Republice.

Ogromnie kocham dobrego żołnierza Szwejka, a przedstawia-jąc jego losy czasu wojny światowej, jestem przekonany, że wszyscy poczujecie sympatię do tego skromnego, cichego bohatera. On nie podpalił chramu bogini w Efezie, jak uczynił to ten dureń Herostra-tes, żeby się dostać do gazet i czytanek szkolnych.

To wystarczy.

Autor

Page 6: Losy dobrego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej
Page 7: Losy dobrego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej

21

1. Dobry żołnierz Szwejk przystępuje do wojny światowej

– No to zabili nam Ferdynanda1 – rzekła gosposia panu Szwejkowi, który, gdy przed laty został defi nitywnie uznany za idiotę przez woj-skową komisję lekarską, opuścił służbę wojskową i utrzymywał się ze sprzedaży psów, okropnych nierasowych paskudztw, fałszując ich rodowody.

Prócz tego zajęcia był dotknięty reumatyzmem i smarował so-bie właśnie kolana opodeldokiem2.

– Którego Ferdynanda, pani Müllerová? – spytał, nie przestając masować kolana – ja znam dwóch Ferdynandów. Jednego, co jest służącym u drogisty Průši3 i wypił mu tam kiedyś przez pomyłkę fl aszkę jakiegoś smarowidła do włosów, a poza tym jeszcze znam Ferdynanda Kokoškę4, co zbiera psie gówienka. Obydwu żadna szkoda.

– Ależ panie szanowny, pana arcyksięcia Ferdynanda, tego z Ko-nopišti5, tego tłustego, pobożnego!

– Jezus Maria! – zawołał Szwejk – a to dobre. Gdzie to się przyda-rzyło panu arcyksięciu?

– Rąbnęli go w Sarajewie, panie szanowny, z rewolweru, wiesz pan. Jechał tam z tą swoją arcyksiężną6 automobilem.

– Patrzaj pani, pani Müllerová, automobilem. No, taki pan może sobie na to pozwolić i nawet nie pomyśli, jak taka jazda automobilem może się nieszczęśliwie skończyć. Do tego w Sarajewie, czyli w Bośni, pani Müllerová. To pewnie Turcy. Jasna sprawa, nie powinniśmy byli

Page 8: Losy dobrego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej

22

zabierać im tej Bośni i Hercegowiny7. No, pani Müllerová, nasz ar-cyksiążę pan już na sądzie boskim. Długo się męczył?

– Pan arcyksiążę był zaraz gotów, panie szanowny. Wiesz pan, z rewolwerem nie ma żartów. Niedawno u nas w Nuslach8 jeden taki bawił się rewolwerem, powystrzelał całą rodzinę i stróża, co poszedł sprawdzić, kto tam strzela na trzecim piętrze.

– Czasem rewolwer, pani Müllerová, nie wystrzeli, choćbyś pani kota dostała. Takich patentów jest cała kupa. Ale na pana arcyksię-cia pewno sprawili sobie coś lepszego i mogę się założyć, że ten czło-wiek, co mu to zrobił, pięknie się wyelegantował. Wiadomo, bardzo ciężka robota, strzelać pana arcyksięcia. To co inne, niż kiedy kłu-sownik strzela do gajowego. Chodzi o to, jak się do niego dopchać, na takiego pana nie możesz pani iść w byle jakich łachach. Trzeba w cylindrze, żeby panią przedtem policjant nie zwinął.

– Podobno ich tam było więcej, panie szanowny. – Wiadoma sprawa, pani Müllerová – powiedział Szwejk, kończąc

masowanie kolan – gdybyś pani chciała zabić arcyksięcia pana albo cesarza pana, na pewno byś się pani kogoś poradziła. Więcej ludzi ma więcej rozumu. Ten poradzi jedno, tamten co innego i dzieło się wydarzy, jak to jest w tym naszym hymnie. Najważniejsze, żeby wy-niuchać moment, kiedy taki pan przejeżdża. Jak na ten przykład, pa-miętasz pani tego pana Luccheniego, co przebił naszą nieboszczkę Elżbietę9 pilnikiem. Spacerowali sobie. No i wierzaj pani komu: od tego czasu żadna cesarzowa nie chodzi na spacery. A to jeszcze czeka wiele osób. I zobaczysz pani, pani Müllerová, że dobiorą się też do cara i carycy, a może być, nie daj Boże, do cesarza pana, jak już tak zaczęli z jego stryjaszkiem10. On ma, znaczy się starszy pan, całą masę wrogów. Jeszcze więcej niż ten Ferdynand. Niedawno mówił jeden pan w gospodzie, że przyjdzie czas, że cesarze będą kitować jeden po drugim i że nawet prokuratura im nie pomoże. Potem nie miał czym zapłacić i bufetowy musiał kazać go zwinąć. A on mu dał raz w dziób, policjantowi dwa razy. Więc go odwieźli w koszyczku11, żeby się opamiętał. No, pani Müllerová, dzisiaj wiele się dzieje. Ależ to strata dla Austrii. Kiedy byłem w wojsku, to jeden szeregowiec

Page 9: Losy dobrego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej

23

zastrzelił kapitana. Naładował gwer i poszedł do kancelarii. Tam mu powiedzieli, że nie ma czego szukać, ale on wciąż swoje, że musi roz-mawiać z panem kapitanem. No to kapitan wyszedł i natychmiast wlepił mu koszarniaka. Ten chwycił gwer i buch go prosto w serce. Kula wyleciała panu kapitanowi z pleców i jeszcze narobiła szkody w kancelarii. Rozbiła kałamarz, a ten zalał urzędowe akta.

– A co z tym żołnierzem? – spytała pani Müllerová, gdy Szwejk się ubierał.

– Powiesił się na szelkach – odpowiedział, czyszcząc melonik. – A te szelki nawet nie były jego. Pożyczył od profosa*, że mu niby spodnie opadają. Miał czekać, aż go zastrzelą? Wiesz pani, pani Müllerová, w ta-kiej sytuacji każdemu w głowie się miesza. Profosa za to zdegradowali i dali mu sześć miesięcy. Ale nie odsiedział. Uciekł do Szwajcarii i robi tam za kaznodzieję w jakimś kościele. Dziś jest mało poczciwych lu-dzi, pani Müllerová. Ja myślę, że pan arcyksiążę w tym Sarajewie też się pomylił co do tego człowieka, który go zastrzelił. Zobaczył jakie-goś pana i pomyślał: „Porządny człowiek, bo wiwatuje na moją cześć”. A tymczasem ten trach w niego. Posłał mu jedną kulkę czy kilka?

– Gazety piszą, panie szanowny, że pan arcyksiążę był jak sito. Wygarnął do niego wszystkie naboje12.

– To strasznie szybko idzie, pani Müllerová, raz-dwa i po krzyku. Ja bym na takie coś kupił browning. Wygląda jak zabawka, ale mo-żesz pani w dwie minuty powystrzelać tym ze dwudziestu arcyksią-żąt, chudych albo tłustych. Co prawda, mówiąc między nami, pani Müllerová, w grubego arcyksięcia trafi sz pani pewniej niż w chu-dego. Pamiętasz pani, jak wtedy w Portugalii zastrzelili tego swo-jego króla. Też był przy kości13. Wiadomo, król nie będzie przecież chudy. Ja teraz idę do gospody U Kalicha14, a gdyby ktoś przyszedł po tego ratlerka, za którego wziąłem zaliczkę, to mu pani powiedz, że mam go w swojej psiarni na wsi, że mu niedawno obciąłem uszy i teraz nie wolno go przewozić, póki mu się nie zagoją, żeby się nie przeziębiły. Zostaw pani klucz u stróżki.

* Strażnika więziennego.

Page 10: Losy dobrego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej

24

W gospodzie U Kalicha siedział tylko jeden gość. Był to Bret-schneider, cywilny funkcjonariusz, służący w policji państwowej. Kierownik15, pan Palivec, mył talerzyki, a Bretschneider daremnie usiłował nawiązać z nim poważny dyskurs.

Palivec był znanym świntuchem, co drugie słowo mówił „tyłek” albo „gówno”. Przy tym był jednak oczytany i każdemu radził, żeby sobie sprawdził, co napisał w tej materii Wiktor Hugo, gdy opiewał ostatnią odpowiedź starej gwardii Napoleona Anglikom w bitwie pod Waterloo16.

– Ależ mamy piękne lato – nawiązywał Bretschneider swój po-ważny dyskurs.

– Wszystko to gówno warte – stwierdził Palivec, układając tale-rzyki w szafce.

– Nieźle narozrabiali w tym Sarajewie – odezwał się Bretschnei-der, z wolna tracąc nadzieję.

– W którym Sarajewie? – spytał Palivec – w tej nuselskiej winiarni? Tam się tłuką dzień w dzień, pan wiesz, Nusle.

– W bośniackim Sarajewie, szefi e. Zastrzelili tam pana arcyksię-cia Ferdynanda. Co pan na to?

– Ja się do takich rzeczy nie mieszam, z tym niech mnie każdy pocałuje w dupę – odpowiedział grzecznie pan Palivec, zapalając fajkę. – Dzisiaj mieszać się do tego, to by mogło człowiekowi grzbiet przetrącić. Ja pilnuję interesu, kiedy ktoś przyjdzie i zamówi piwo, to mu nalewam. Ale jakieś Sarajewo, polityka albo nieboszczyk ar-cyksiążę to nie dla nas, to pachnie tylko Pankrácem17.

Bretschneider umilkł i rozglądał się zawiedziony po pustej go-spodzie.

– Tutaj kiedyś wisiał portret cesarza pana – odezwał się po chwili. – Tam, gdzie teraz lustro.

– No, masz pan rację – mruknął pan Palivec – wisiał tam i srały na niego muchy, więc wyniosłem go na strych. Wiesz pan, jeszcze ktoś pozwoliłby sobie na jakąś uwagę i mogłyby z tego być nieprzy-jemności. Czy mi to potrzebne?

– W tym Sarajewie musiało być paskudnie, panie szefi e.

Page 11: Losy dobrego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej

25

Na to zwyczajne, ale podstępne spostrzeżenie pan Palivec rzekł z niezwykłą ostrożnością:

– O tej porze roku w Bośni i Hercegowinie bywa strasznie gorąco. Gdy tam służyłem, to musieli naszemu oberlejtnantowi* okładać głowę lodem.

– W którym pułku pan służył, panie szefi e? – Nie pamiętam takiego drobiazgu, ja się nigdy nie zajmowałem

tymi pierdołami, nie byłem ich ciekaw – odrzekł pan Palivec. – Nie wtykaj nosa do cudzego prosa.

Cywilny funkcjonariusz Bretschneider defi nitywnie umilkł, a jego naburmuszona twarz rozjaśniła się dopiero na widok Szwejka, który wszedłszy do gospody, zamówił ciemne piwo, dodając:

– W Wiedniu też mają dzisiaj żałobę.Bretschneiderowi oczy zabłysły. Powiedział krótko: – Na Konopišti jest dziesięć czarnych chorągwi. – Powinno być dwanaście – rzekł Szwejk, gdy się napił. – Czemu pan uważa, że dwanaście? – spytał Bretschneider. – Żeby łatwiej było zrachować. Na tuziny lepiej się liczy, wszystko

wychodzi taniej – oznajmił Szwejk.Zaległa cisza. Przerwał ją Szwejk, wzdychając: – No to już jest na sądzie boskim, daj mu, Panie Boże, wieczną

chwałę. Nawet nie doczekał, aż będzie cesarzem. Kiedy służyłem w wojsku, to jeden generał spadł z konia i zabił się na amen. Chcieli mu pomóc wsiąść z powrotem, podnoszą go i dziwią się, że całkiem zabity. A miał awansować na feldmarszałka. To się stało podczas parady. Te parady nigdy do niczego dobrego nie prowadzą. W Sa-rajewie też była jakaś parada. Raz, pamiętam, że brakowało mi na takiej paradzie dwunastu guzików od munduru i że za to zamknęli mnie na czternaście dni w ajncliku**, a dwa dni leżałem jak łazarz, związany w kij18. Ale dyscyplina w wojsku musi być, inaczej nikt by sobie nic z niczego nie robił. Nasz oberlejtnant Makovec, ten zawsze

* Porucznikowi. ** Karcerze.

Page 12: Losy dobrego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej

26

nam mówił: „Dyscyplina, wy cielaki durne, musi być, inaczej łazi-libyście jak małpy po drzewach, ale wojsko wyprowadzi was na lu-dzi, wy głupie kluchy”. No i co, może nieprawda? Wyobraźcie sobie park, powiedzmy na Karláku19, a na każdym drzewie jeden żołnierz bez dyscypliny. Tego się zawsze najbardziej bałem.

– W tym Sarajewie – ciągnął Bretschneider – to zrobili Serbowie. – Mylisz się pan – odparł Szwejk – zrobili to Turcy, za Bośnię

i Hercegowinę.I Szwejk wyłożył swój pogląd na międzynarodową politykę Au-

strii na Bałkanach20. Turcy przegrali w 1912 roku z Serbią, Bułga-rią i Grecją. Chcieli, żeby im Austria pomogła, a gdy to się nie stało, ustrzelili Ferdynanda.

– Lubisz Turków? – zwrócił się Szwejk do Palivca – lubisz tych psów pogańskich, prawda że nie lubisz?

– Gość jak gość – rzekł Palivec – choćby Turek. Nas, ludzi inte-resu, nie obowiązuje żadna polityka. Zapłać piwo, siedź w gospodzie i gadaj, co chcesz. To moja zasada. Czy to temu naszemu Ferdynan-dowi zrobił Serb czy Turek, katolik czy mahometanin, anarchista czy młodoczech21, mnie tam wszystko jedno.

– Dobrze, panie szefi e – odezwał się Bretschneider, który powoli tracił nadzieję, że ci dwaj dadzą się na czymś przyłapać – ale przy-znaj pan, że Austria poniosła wielką stratę.

Na to odpowiedział Szwejk: – Strata, pewnie, że strata, nie da się zaprzeczyć. Potworna strata.

Tego Ferdynanda nie da się zastąpić jakimś cymbałem. On tylko po-winien być jeszcze grubszy.

– Co masz pan na myśli? – ożywił się Bretschneider. – Co mam na myśli? – odparł zadowolony Szwejk – tylko tyle.

Gdyby był tłuściejszy, to byłby go z pewnością wcześniej szlag trafi ł, kiedy gonił te baby na Konopišti, które w jego dobrach zbierały chrust i grzyby22, i nie musiałby umrzeć taką haniebną śmiercią. Kiedy o tym pomyślę, stryj cesarza pana, a oni go za-strzelili. Przecie to wstyd, gazety są tego pełne. U nas przed laty w Budziejowicach zakłuli na jarmarku w takiej zwyczajnej

Page 13: Losy dobrego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej

27

sprzeczce jednego handlarza bydłem, niejakiego Břetislava Lud-víka23. On miał syna Bohuslava, a gdzie tylko przychodził sprze-dawać prosięta, nikt od niego nic nie kupował, każdy mówił: to syn tego zadźganego, z niego też musi być kawał drania. Musiał skoczyć w Krumlovie z mostu do Wełtawy, musieli go wyciągać, wskrzeszać, musieli z niego wypompowywać wodę, a on im musiał skonać w objęciach lekarza, gdy mu dał jakiś zastrzyk.

– Pan masz jakieś dziwne porównania – zauważył Bretschneider znacząco – najpierw mówisz pan o Ferdynandzie, a potem o han-dlarzu bydłem.

– Ależ nie mam – bronił się Szwejk – skarz mnie Bóg, żebym ja miał kogoś z kimś porównywać. Pan Palivec świadkiem. Ja nikogo z nikim przecież nie porównywałem, no nie? Ja bym tylko nie chciał być w skórze tej wdowy po arcyksięciu24. Co ma teraz robić? Dzieci zostały sierotkami, majątek w Konopišti bez pana. A wychodzić jeszcze raz za jakiegoś arcyksięcia? No i co? Pojechać z nim znowu do Sarajewa i zostać wdową po raz drugi? Przed laty we Zlivi koło Hlubokiej był jeden gajowy, miał takie brzydkie nazwisko, Pinďour. Zastrzelili go kłusownicy, została po nim wdowa z dwojgiem dzieci. Po roku wyszła znów za gajowego, Pepíka Šavloviców z Mydlovar. I też go jej zastrzelili. Potem wydała się po raz trzeci, też za gajo-wego, i powiada: „Do trzech razy sztuka. Jeśli teraz się nie uda, to już nie wiem, co zrobię”. Jasne jak słońce, że go zastrzelili, a już miała z tymi gajowymi do kupy szóstkę dzieci. Była aż w kancelarii księcia pana w Hlubokiej i skarżyła się, jakie ma utrapienie z tymi gajowymi. Więc jej poradzili dozorcę stawów Jareša z rybaczówki w Ražicach25. I co powiecie, utopili go jej podczas spuszczania stawu, a miała z nim dwoje dzieci. Później wyszła za miśkarza z Vodňan, ten pewnej nocy palnął ją siekierą i poszedł się dobrowolnie przy-znać. Gdy go potem w Písku wieszali koło sądu wojewódzkiego, ugryzł księdza w nos i powiedział, że niczego nie żałuje, a także powiedział coś bardzo brzydkiego o cesarzu panu.

– Nie wiesz pan, co powiedział? – spytał Bretschneider głosem pełnym nadziei.

Page 14: Losy dobrego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej

28

– Tego nie wiem, ponieważ nikt nie ważył się tego powtórzyć. Ale to podobno było coś tak potwornego, że jeden radca sądowy, który tam był, zwariował i jeszcze dziś trzymają go w izolatce, żeby to nie wyszło na jaw. To nie była tylko jakaś tam zniewaga cesarza pana, co to się wygaduje po pijaku.

– A jakie zniewagi cesarza pana wygaduje się po pijaku? – docie-kał Bretschneider.

– Proszę was, panowie, zmieńcie temat – odezwał się restaura-tor Palivec – wiecie, że tego nie lubię. Coś się palnie, a potem czło-wiek w brodę sobie pluje.

– Jakie zniewagi cesarza pana wygaduje się po pijaku? – po-wtórzył Szwejk – różne. Upij się pan, każ pan sobie zagrać hymn austriacki i zobaczysz pan, co będziesz wygadywać. Wymyślisz pan tyle tego na jego cesarską mość, że gdyby choć połowa była prawdą, miałby wstydu na całe życie. A ten starszy pan doprawdy na to nie zasługuje. Weźcie choćby coś takiego. Syna Rudolfa stracił w młodocianym wieku, w pełnym rozkwicie męskiej siły. Małżonkę Elżbietę mu przekłuli pilnikiem, potem mu zginął Jan Orth; brata, cesarza meksykańskiego, kropnęli mu w jakiejś twier-dzy pod jakimś murem26. Teraz mu znowu zastrzelili stryjaszka na stare lata. To by człowiek musiał mieć żelazne nerwy. A potem jakiś schlany gość wspomni go i zacznie lżyć. Gdyby dziś coś wy-buchło, pójdę na ochotnika i będę służył cesarzowi aż do ostat-niej kropli krwi.

Łyknął solidnie. – Myślicie, że cesarz pan pozwoli sobie tak jeździć po nosie? To

go mało znacie. Wojna z Turkiem musi być. Zabiliście mi stryjaszka, no to macie w dziób. Wojna jest pewna. Serbia i Rosja pomogą nam w tej wojnie. Będzie rżniątka.

Szwejk w tej proroczej chwili wyglądał przepięknie. Jego pro-stoduszna twarz, jaśniejąca jak księżyc w pełni, promieniowała na-tchnieniem. Dla niego wszystko było takie oczywiste.

– Może być – roztaczał wizję przyszłości Austrii – że w przy-padku wojny z Turcją napadną na nas Niemcy, bo Niemcy i Turcy

Page 15: Losy dobrego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej

29

trzymają sztamę. To takie potwory, że na całym świecie nie mają sobie równych. Możemy jednak zjednoczyć się z Francją, która od siedemdziesiątego pierwszego roku nie cierpi Niemców. I wio. Bę-dzie wojna, co tu gadać.

Bretschneider wstał i oświadczył uroczyście: – Więcej pan nic nie musisz mówić, chodź pan ze mną, coś panu

powiem.Szwejk wyszedł za nim na korytarz. Tam spotkała go mała nie-

spodzianka, bo jego kompan od piwa pokazał mu orzełka27 i oznaj-mił, że go aresztuje i natychmiast zaprowadzi na policję28. Szwejk usiłował wyjaśnić, że jego rozmówca chyba się myli, że on jest ab-solutnie niewinny, nie wymówił przecież ani jednego słowa, które by mogło kogokolwiek obrazić.

Na to Bretschneider odparł, że w rzeczywistości dopuścił się kilku czynów karalnych, wśród których szczególną rolę odgrywa zbrodnia zdrady stanu.

Potem wrócili do bufetu, a Szwejk rzekł do pana Palivca: – Ja miałem pięć piw i jedną parówkę z rogalikiem. Teraz daj mi

jeszcze jedną śliwowicę i już muszę iść, bo jestem aresztowany.Bretschneider pokazał panu Palivcowi orzełka, chwilę mu się

przyglądał, po czym zapytał: – Jesteś pan żonaty? – Jestem. – A czy małżonka może prowadzić za pana interes podczas pań-

skiej nieobecności? – Może. – To w porządku, szefi e – ucieszył się Bretschneider – zawołaj

pan małżonkę, przekaż jej pan wszystko, a wieczorem po pana przyjdziemy.

– Nic sobie z tego nie rób – pocieszał go Szwejk – ja tam idę tylko za zdradę stanu.

– Ale za co ja? – zaskamlał pan Palivec – ja przecie byłem taki ostrożny.

Bretschneider uśmiechnął się i oznajmił dobitnie:

Page 16: Losy dobrego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej

– Za to, żeś pan powiedział, że muchy srały na cesarza pana. Oni już wam wybiją tego cesarza pana z głowy.

I Szwejk w towarzystwie cywilnego funkcjonariusza opuścił gospodę U Kalicha. Gdy wyszli na ulicę, spytał ze swym życzliwym uśmiechem:

– Czy mam zejść z chodnika? – Jak to? – Myślałem, że jak jestem aresztowany, to nie mam prawa iść

chodnikiem.Kiedy wchodzili w bramę komendy policji, Szwejk podsu-

mował: – Pięknie nam zleciało. Często pan bywasz U Kalicha?A gdy Szwejka prowadzili do kancelarii, pan Palivec przekazywał

gospodę U Kalicha swej płaczącej żonie, pocieszając ją, jak umiał: – Nie płacz, nie rycz, cóż mi mogą zrobić za obesrany portret

cesarza pana?I tak dobry żołnierz Szwejk przystąpił do wojny światowej we

właściwy sobie, rozbrajający, serdeczny sposób. Historycy zauważą, że wybiegał daleko w przyszłość. Jeśli wydarzenia potoczyły się ina-czej, niż on je wykładał U Kalicha, należy wziąć pod uwagę, że nie studiował podstaw stosunków międzynarodowych.

Page 17: Losy dobrego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej

31

2. Dobry żołnierz Szwejk na komendzie policji

Zamach sarajewski wypełnił komendę policji wieloma ofi arami. Przyprowadzali jedną po drugiej, a stary inspektor w izbie zatrzy-mań powtarzał swym serdecznym głosem:

– Ten cały Ferdynand bokiem wam wylizie!Gdy Szwejka zamknęli w jednej z cel pierwszego piętra, znalazł

się w towarzystwie sześciu mężczyzn. Pięciu zajmowało miejsca wokół stołu, a w rogu tkwił na pryczy, wyraźnie od nich stroniąc, jegomość w średnim wieku. Szwejk zaczął wypytywać jednego po drugim, za co ich posadzili.

Od pięciu siedzących przy stole dostawał prawie takie same od-powiedzi:

– Za Sarajewo. – Za Ferdynanda. – Za zbrodnię na panu arcyksięciu. – Przez Ferdynanda. – Za to, że arcyksięcia pana załatwili w Sarajewie.Ten szósty, który trzymał się z boku, powiedział, że nie chce mieć

z nimi nic wspólnego, żeby nie padło na niego jakieś podejrzenie, bo on siedzi tu tylko za usiłowanie morderstwa na tle rabunkowym na gospodarzu z Holic.

Szwejk dołączył do towarzystwa spiskowców przy stole, a oni chyba po raz dziesiąty opowiadali, jak się wpakowali.

Page 18: Losy dobrego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej

32

Wszystkich, z wyjątkiem jednego, dopadło to w gospodzie, wi-niarni albo kawiarni. Tym wyjątkiem był niebywale tłusty pan w oku-larach, z załzawionymi oczyma, aresztowany u siebie w mieszkaniu, ponieważ dwa dni przed zamachem w Sarajewie płacił w knajpie U Brejšky29 za dwóch serbskich studentów politechniki, poza tym detektyw Brixi widział go pijanego w ich towarzystwie w winiarni Montmartre przy ulicy Řetězovej30, gdzie, jak potwierdził swym podpisem na protokole, też za nich płacił.

Podczas wstępnego śledztwa na wszystkie pytania jęczał ruty-nowo:

– Ja mam sklep papierniczy.Na co otrzymywał równie rutynową odpowiedź: – To was nie usprawiedliwia.Niski pan, któremu to się przytrafi ło w winiarni, był profesorem

historii i wykładał barmanowi dzieje różnych zamachów. Areszto-wano go w momencie, gdy kończył analizę psychologiczną każdego zamachu słowami:

– Idea zamachów jest prosta jak jajko Kolumba. – Tak samo jak to, że czeka was Pankrác – uzupełnił jego kon-

kluzję komisarz policji w trakcie przesłuchania.Trzeci spiskowiec był prezesem kółka dobroczynnego Dobromil

w Hodkovičkach. W dniu zamachu Dobromil zorganizował piknik połączony z koncertem. Przyszedł żandarm wezwać uczestników do rozejścia się, bo Austria w żałobie, na co prezes Dobromila rzu-cił pojednawczo:

– Poczekaj pan chwilkę, niech dograją Hej Slované31.Teraz siedział ze zwieszoną głową i biadał: – W sierpniu mamy nowe wybory, jak do tego czasu nie wrócę do

domu, to mogą mnie nie wybrać. Już dziesiąty raz jestem prezesem. Ja tego wstydu nie przeżyję.

Nieboszczyk Ferdynand dziwacznie poigrał z czwartym aresz-towanym, mężczyzną o otwartym charakterze i kryształowym su-mieniu. Całe dwa dni unikał wszelkich rozmów o Ferdynandzie, aż

Page 19: Losy dobrego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej

33

wieczorem, w kawiarni przy mariaszu, zabijając żołędnego króla dzwonkową siódemką atu, mruknął:

– Siedem dzwonków jak kul w Sarajewie32.Piąty mężczyzna, który wyznał, że siedzi z powodu tego morder-

stwa na arcyksięciu panu w Sarajewie, wciąż miał włosy i wąsy tak nastroszone z przerażenia, że jego głowa przypominała pinczera.

W restauracji, gdzie go aresztowano, nie powiedział ani słowa, nawet nie czytał w gazetach o zabiciu Ferdynanda i siedział abso-lutnie sam, gdy naprzeciwko niego usiadł jakiś człowiek i spytał obcesowo:

– Czytałeś to pan? – Nie czytałem. – Wiesz pan o tym? – Nie wiem. – A wiesz pan, o co idzie? – Nie wiem, mnie to nie obchodzi. – A przecież powinno pana obchodzić. – Nie wiem, co by mnie miało obchodzić? Ja sobie wypalę cygaro,

wypiję swoich kilka szklaneczek, zjem kolację, gazet nie czytam. Gazety łżą. Po cóż miałbym się denerwować.

– Więc pana nie obchodzi nawet ta zbrodnia w Sarajewie? – Mnie w ogóle żadna zbrodnia nie obchodzi, czy na ten przy-

kład w Pradze, w Wiedniu, w Sarajewie albo w Londynie. Od tego są urzędy, sądy i policja. Jeśli kogoś gdzieś kiedyś zabiją, dobrze mu tak, czemu jest taka trąba, taki nieostrożny, że daje się zabić.

To były jego ostatnie słowa w tej rozmowie. Od tej pory powta-rzał tylko głośno co pięć minut:

– Jestem niewinny, jestem niewinny.Te słowa wykrzykiwał w drzwiach komendy, te słowa będzie

powtarzać podczas transportu do sądu karnego w Pradze i z tymi słowy wejdzie do celi.

Gdy Szwejk wysłuchał wszystkich zwierzeń owych niebezpiecz-nych spiskowców, uznał za właściwe wyłożyć całą beznadziejność ich sytuacji.

Page 20: Losy dobrego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej

34

– Bardzo źle z nami wszystkimi – rozpoczął swe słowa otuchy – to nieprawda, jak powiadacie, że się wam, nam wszystkim, nic nie może stać. A od czego mamy policję, jeśli nie od tego, żeby nas ka-rała za nasze jadaczki. Jeśli są takie niebezpieczne czasy, że kropią do arcyksiążąt, to nikt nie ma prawa się dziwić, że go prowadzą na policję. To wszystko robi się dla chwały, żeby Ferdynand miał re-klamę przed swoim pogrzebem33. A im więcej nas tu wsadzą, tym dla nas lepiej, ponieważ nam będzie weselej. Kiedy służyłem w woj-sku, było nas czasem zapudłowane pół kompanii. A co niewinnych ludzi skazywano. Nie tylko w wojsku, ale i po sądach. Raz pamię-tam, jedna kobita była skazana, bo udusiła swoje nowo narodzone bliźniaki. Chociaż przysięgała, że nie mogła udusić bliźniaków, bo urodziła jej się tylko jedna dziewczynka, którą udało jej się udusić całkiem bezboleśnie, to i tak została skazana za podwójne morder-stwo. Albo ten niewinny Cygan w Záběhlicach, co się włamał nocą do sklepiku, akurat w noc po wigilijnej wieczerzy. Przysięgał, że wszedł się ogrzać, ale nic mu nie pomogło. Jak już raz sąd coś weźmie do ręki, samo zło. Ale to zło musi być. Może nie wszyscy ludzie to tacy dranie, jak można o nich przypuszczać, ale jakże dzisiaj odróżnisz tego porządnego od łobuza, zwłaszcza teraz, w takich poważnych czasach, gdy tego Ferdynanda sprzątnęli? To u nas, kiedy służyłem w wojsku w Budziejowicach, zastrzelili panu kapitanowi psa w le-sie za poligonem. Gdy się o tym dowiedział, zebrał nas wszystkich, ustawił i rozkazał: „Niech wystąpi co dziesiąty”. Ja, ma się rozu-mieć, też byłem dziesiąty, i tak staliśmy habacht* i ani okiem żeśmy nie mrugnęli. Kapitan chodzi koło nas i mówi: „Wy dranie, łobuzy, łajdaki, hieny plamiste, chciałbym wam za tego psa wlepić karcer, pokroić was jak makaron, rozstrzelać i zrobić z was karpia w gala-recie. Ale żebyście wiedzieli, że was nie będę oszczędzał, daję wam wszystkim czternaście dni koszarniaka”. No i widzicie, wtedy szło o pieska, a teraz o arcyksięcia pana. Dlatego trzeba siać przeraże-nie, żeby ta żałoba była coś warta.

* Na baczność.

Page 21: Losy dobrego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej

35

– Jestem niewinny, jestem niewinny – powtarzał nastroszony mężczyzna.

– Chrystus Pan też był niewinny – zauważył Szwejk – i też go ukrzyżowali. Nigdzie nigdy nikomu na jakimś niewinnym czło-wieku nie zależało. Maul halten und weiter dienen*, jak nam ma-wiali w wojsku. To jest najlepsze i najpiękniejsze.

Położył się na pryczy i smacznie usnął.Tymczasem przyprowadzili dwóch nowych. Jeden z nich był Boś-

niakiem. Chodził po celi, zgrzytał zębami i co drugie słowo powta-rzał: „Jebentidušu”. Trapiła go myśl, że na komendzie policji zginie mu kosz z towarem34.

Drugim nowym gościem był restaurator Palivec. Zauważywszy swego znajomego, Szwejka, obudził go i dramatycznym głosem zawołał:

– Też jestem tutaj!Szwejk serdecznie uścisnął mu dłoń i powiedział: – Doprawdy, ogromnie się cieszę. Ja wiedziałem, że ten pan do-

trzyma słowa, gdy mówił, że po pana przyjdą. Taka skrupulatność to dobra rzecz.

Pan Palivec jednak wyraził pogląd, że taka skrupulatność jest gówno warta i cicho spytał Szwejka, czy ci panowie nie są aby złodzie-jami, boby to jemu, jako człowiekowi interesu, mogło zaszkodzić.

Szwejk wyjaśnił, że wszyscy, z wyjątkiem jednego, którego trzy-mają za usiłowanie morderstwa na tle rabunkowym na gospodarzu z Holic, zaliczają się do ich towarzystwa siedzących za arcyksięcia.

Pan Palivec poczuł się urażony i odparł, że nie siedzi tu z powodu jakiegoś pieprzonego arcyksięcia, ale za cesarza pana. A ponieważ wzbudziło to ogólne zainteresowanie, opowiedział, jak muchy za-nieczyściły mu jego cesarską mość.

– Zapaskudziły mi go, bestie – kończył swą opowieść – a na ko-niec zaprowadziły do paki. Ja tym muchom nie daruję – dodał to-nem pogróżki.

* Stulić pysk i robić dalej.

Page 22: Losy dobrego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej

36

Szwejk znów się wyciągnął, ale nie spał długo, bo przyszli za-prowadzić go na śledztwo.

I tak, wspinając się schodami na przesłuchanie w III Wydziale, Szwejk niósł swój krzyż na szczyt Golgoty, w najmniejszym stop-niu nie uświadamiając sobie własnego męczeństwa.

Zauważywszy napis, że zabrania się plucia po korytarzach, po-prosił strażnika, żeby mu pozwolił splunąć do spluwaczki, i promie-niejąc prostotą, wkroczył do kancelarii ze słowami:

– Dobry wieczór życzę panom wszystkim tu obecnym.Zamiast odpowiedzi ktoś szturchnął go pod żebro i ustawił przed

biurkiem, za którym siedział pan z wyrazem zwierzęcego okrucień-stwa na zimnej, urzędowej twarzy, jakby właśnie wypadł z książki Lombrosa O typach zbrodniczych35.

Spojrzał krwiożerczo na Szwejka i warknął: – Nie strójcie takiej idiotycznej miny. – Nic na to nie mogę poradzić – odpowiedział poważnie Szwejk –

mnie w wojsku superarbitrowali* za idiotyzm, specjalna komisja urzędowo uznała mnie za idiotę. Ja jestem idiotą z urzędu.

Pan o zbrodniczym typie zazgrzytał zębami: – To, o co jesteście obwiniony i czegoście się dopuścił, świadczy,

że macie wszystkie pięć klepek na miejscu.I wymienił Szwejkowi cały szereg przeróżnych zbrodni, poczy-

nając od zdrady stanu, a kończąc obrazą majestatu jego cesarskiej mości i członków domu cesarskiego. Pośrodku tych czynów rozkwi-tało wychwalanie zabójstwa arcyksięcia Ferdynanda, skąd wycho-dziła odnoga z nowymi przestępstwami, ze szczególnym uwzględ-nieniem siania zamętu, albowiem wszystko to dokonało się w miej-scu publicznym.

– No i cóż wy na to? – triumfalnie spytał pan o bestialskim wy-razie twarzy.

– Sporo tego – odpowiedział niewinnie Szwejk – co za dużo, to niezdrowo.

* Wyreklamowali, zwolnili.

Page 23: Losy dobrego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej

37

– Więc sami widzicie, że potwierdzacie. – Ja potwierdzam wszystko, rygor musi być, bez rygoru nikt ni-

gdzie by nie doszedł. Kiedy służyłem w wojsku... – Stulcie pysk! – rozdarł się policyjny radca na Szwejka – i mów-

cie tylko wtedy, gdy będę was o coś pytać! Rozumiecie? – Jakżebym miał nie rozumieć. Melduję posłusznie, że rozumiem

i że we wszystkim, co pan raczą mówić, potrafi ę się rozeznać. – Z kim się kontaktujecie? – Ze swoją gospodynią, wielmożny panie. – A w miejscowych kołach politycznych nie macie nikogo zna-

jomego? – Pewnie, że mam, panie wielmożny. Kupuję sobie popołudniówkę

„Národní politika”36, co mówią na nią suczka. – Won! – wrzasnął na Szwejka pan o zwierzęcym spojrzeniu.Gdy go wyprowadzali z kancelarii, Szwejk powiedział: – Dobrej nocy, panie wielmożny.Wróciwszy do celi, oznajmił wszystkim aresztowanym, że takie

przesłuchanie to żarty. – Trochę na was pokrzyczą, a w końcu wyrzucą. Dawniej gorzej

bywało. Czytałem kiedyś jedną książkę, że oskarżeni musieli cho-dzić po rozpalonym żelazie i pić roztopiony ołów, żeby wyszło na jaw, czy są niewinni. Albo wsadzili takiemu nogi w hiszpańskie buty i rozciągali na drabinie, gdy nie chciał się przyznać, albo mu przy-palali boki strażacką pochodnią, jak to zrobili świętemu Janowi Ne-pomucenowi. Ten podobno wrzeszczał przy tym, jakby go zarzynali, i nie przestał, dopóki go nie zrzucili z mostu Eliški37 w nieprzema-kalnym worku. Takich wypadków było więcej, a jeszcze do tego czło-wieka ćwiartowali albo wbijali na pal gdzieś koło muzeum38. A jeśli go tylko wrzucili do lochu, to taki człowiek czuł się jak nowo naro-dzony. Dzisiaj areszt to zabawa – chwalił sobie Szwejk – żadnego ćwiartowania, hiszpańskich butów, prycze mamy, stół mamy, ławkę mamy, nie włazimy jeden na drugiego, zupę dostaniemy, chleba da-dzą, dzban wody przyniosą, ustęp pod samym nosem. We wszyst-kim widać postęp. Trochę, co prawda, na przesłuchanie daleko, aż

Page 24: Losy dobrego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej

38

przez trzy korytarze i piętro wyżej, ale za to na korytarzach czysto i ciekawie. Jednego prowadzą tu, drugiego tam, młody, stary, płci męskiej albo żeńskiej. Cieszycie się, że przynajmniej nie jesteście sami. Każdy idzie zadowolony w swoją stronę i nie musi się oba-wiać, że mu w kancelarii powiedzą: „No tośmy się naradzili i jutro będziecie poćwiartowany albo spalony, wedle życzenia”. To by było ciężkie łamanie głowy i myślę, panowie, że niejeden z was w takiej chwili byłby nieźle skołowany. No, dzisiaj warunki poprawiły się na naszą korzyść.

Właśnie ukończył obronę nowoczesnego więziennictwa, gdy kla-wisz otworzył drzwi i zawołał:

– Szwejk, ubierać się, idziecie na śledztwo. – Ja się ubiorę, nie mam nic przeciwko temu, ale boję się, że to

jakaś pomyłka, ja już raz byłem wyrzucony ze śledztwa. No i boję się, żeby ci panowie tutaj nie gniewali się na mnie, że idę dwa razy pod rząd, a oni jeszcze tego wieczoru ani razu. Oni mogliby mi za-zdrościć.

– Wyłazić i nie chrzanić – było odpowiedzią na galanterię Szwejka.

Szwejk znów stanął przed panem o zbrodniczym wyglądzie, który bez najmniejszych wstępów zapytał twardo i kategorycznie:

– Przyznajecie się do wszystkiego?Szwejk wlepił swe dobre, niebieskie oczy w bezlitosnego czło-

wieka i rzekł miękko: – Jeśli wielmożny pan sobie życzą, żebym się przyznał, to się przy-

znam, mnie to nie może zaszkodzić. Ale jeśli powiedzą: Szwejku, nie przyznawajcie się do niczego – będę się wykręcał aż do rozerwania ciała na strzępy.

Surowy pan notował coś w aktach, i podając Szwejkowi pióro, kazał podpisać.

Więc Szwejk podpisał donos Bretschneidera, uzupełniając:Wszystkie wyżej wymienione obwinienia przeciwko mnie są

oparte na prawdzie.

Józef Szwejk

Page 25: Losy dobrego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej

Po czym zwrócił się do surowego pana: – Jeszcze coś podpisać? Czy przyjść dopiero rano? – Rano, to was odwiozą do sądu karnego39 – usłyszał w odpo-

wiedzi. – O której godzinie, wielmożny panie? Rany boskie, żebym tylko

nie zaspał! – Won! – ryknęło po raz drugi tego dnia na Szwejka z tamtej

strony biurka.Wracając do swego nowego zakratowanego domu, Szwejk ode-

zwał się do żandarma, który go eskortował: – Wszystko tu idzie jak z płatka.Gdy tylko zamknięto za nim drzwi, współwięźniowie zasypali

Szwejka rozmaitymi pytaniami, na które udzielił jasnej informacji: – Właśnie się przyznałem, że zabiłem arcyksięcia Ferdynanda.Sześciu mężczyzn zdrętwiało pod zawszonymi kocami, jedynie

Bośniak rzekł: – Dobro doszli*.Układając się na pryczy, Szwejk zauważył: – Głupio, że nie mamy tu budzika.Rano jednak zbudzono go bez budzika i punkt szósta odwieziono

zielonym antonem40 do Ziemskiego Sądu Karnego. – Kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje – rzucił Szwejk swym współ-

pasażerom, gdy zielony anton wyjeżdżał z bramy komendy policji.

* Witamy.

Page 26: Losy dobrego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej
Page 27: Losy dobrego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej

759

Spis treści

Od tłumacza 5

Tom I. Na tyłach

Wstęp 19

1. Dobry żołnierz Szwejk przystępuje do wojny światowej 21

2. Dobry żołnierz Szwejk na komendzie policji 31

3. Szwejk przed lekarzami sądowymi 40

4. Szwejka wyrzucili z domu wariatów 47

5. Szwejk w komisariacie policji przy ulicy Salmovej 52

6. Szwejk przerywa zaklęty krąg i wraca do domu 60

7. Szwejk idzie do wojska 70

8. Szwejk symulantem 77

9. Szwejk w więzieniu garnizonowym 94

10. Szwejk ordynansem kapelana polowego 114

11. Szwejk z kapelanem jadą odprawić mszę polową 138

12. Debata religijna 148

13. Szwejk idzie z wiatykiem 155

14. Szwejk ordynansem porucznika Lukáša 170

15. Katastrofa 211

Posłowie do pierwszego tomu Na tyłach 224

Przypisy 227

Page 28: Losy dobrego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej

Tom II. Na froncie

1. Tarapaty Szwejka w pociągu 239

2. Budziejowicka anabasis Szwejka 259

3. Przygody Szwejka w Királyhídzie 326

4. Nowe męczarnie 385

5. Z Brucku nad Litawą do Sokala 410

Przypisy 453

Tom III. Sławetne lanie

1. Przez Węgry 463

2. W Budapeszcie 522

3. Z Hatvanu do granic Galicji 575

4. Marschieren! Marsch! 625

Przypisy 673

Tom IV. Ciąg dalszy sławetnego lania

1. Szwejk w transporcie jeńców rosyjskich 681

2. Pociecha duchowa 707

3. Szwejk znów w swej marszkompanii 716

Przypisy 757

Page 29: Losy dobrego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej

W serii ukazały się:

Virginia Wolf, Flush Jarosław Iwaszkiewicz, Matka Joanna od Aniołów

W przygotowaniu:

Fiodor Dostojewski, Opowieści fantastyczne Angela Carter, Mądre dzieci

Ernesto Sábato, Abaddon, Anioł Zagłady Fiodor Dostojewski, Bracia Karamazow

Juan Rulfo, Pedro Paramo. Równina w płomieniach Joseph Conrad, Lord Jim

Page 30: Losy dobrego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej

50 książek na 50-lecie ZnakuPrzedstawiamy najlepszy przewodnik po świecie literatury. Wybitni autorzy, ważne dzieła. Te dobrze znane i te niesłusznie zapomniane. Kultowe, prowokacyjne i refl eksyjne.Seria 50 na 50 to książki, które po prostu trzeba znać.

Powieść Haška w nowym przekładzie Antoniego Kroha.

Kiedy zamordowano arcyksięcia Ferdynanda, zmienił się porządek świata. Jednak nic nie jest w stanie wstrząsnąć Józefem Szwejkiem na tyle, by zechciał zmienić porządek swojego życia. „On nie podpalił chramu bogini w Efezie, jak uczynił to ów dureń Herostrates, żeby się dostać do gazet i czytanek szkolnych”. Nie, Szwejk po prostu jest sobą.

Losy dobrego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej przetłu-maczono dotąd na 55 języków. Doczekały się licznych ekranizacji i adaptacji scenicznych, a sam Józef Szwejk z antybohatera literac-kiego awansował na bohatera naszych czasów. Anarchista z cha-rakteru i zarazem dobry żołnierz obdarzony wisielczym poczu-ciem humoru pokazał, że jedyną metodą walki z absurdem świata jest szyderstwo i kpina.

Jaroslav Hašek (1883–1923) – dziennikarz, felietonista i satyryk, żołnierz o mało walecznym usposobieniu, bywalec knajp, urzęd-nik bankowy, poeta, anarchista, bolszewik i jeden z największych prozaików XX wieku.

Cena detal. 59,90 zł • isbn 978-83-240-1220-6

D_Szwejk_okladka.indd 1 2009-07-13 12:57