88
More Maiorum 1 FRANCISZEK FUCHS – KRÓL CZEKOLADY ANTONÍN DVOŘÁK – SYN RZEŹNIKA O KONSERWACJI DOKUMENTÓW / / More Maiorum pierwszy polski periodyk genealogiczny online nr 10(33), 10 października 2015 r. – TADEUSZ GAJL MOJEGO HERBARZA TO KILKASET NOWYCH HERBÓW PÓŁ-SZWAJCAR JAK KAŻDE KOLEJNE WYDANIE PÓŁ-POLAK ZOSTAŁ SZPIEGIEM HITLEROWSKIM issn 2450-291X POD PATRONATEM

More Maiorum nr 33

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Październikowy numer More Maiorum

Citation preview

Page 1: More Maiorum nr 33

More Maiorum 1

FRANCISZEK FUCHS – KRÓL CZEKOLADY

ANTONÍN DVOŘÁK – SYN RZEŹNIKA

O KONSERWACJIDOKUMENTÓW/ /

More Maiorumpierwszy polski periodyk genealogiczny online

nr 10(33), 10 października 2015 r.

– TADEUSZ GAJL

MOJEGO HERBARZATO KILKASET NOWYCH HERBÓW

PÓŁ-SZWAJCAR

JAK

KAŻDE KOLEJNE WYDANIE

PÓŁ-POLAK

ZOSTAŁ

SZPIEGIEMHITLEROWSKIM

issn 2450-291X

POD PATRONATEM

Page 2: More Maiorum nr 33

More Maiorum2

POLUB MORE MAIORUMNA FACEBOOKU!

www.facebook.com/miesiecznikmoremaiorum

Page 3: More Maiorum nr 33

More Maiorum 3

Autorzy tekstów:AlAn JAkmAn – “Każde kolejne wydanie mojego herbarza to kilkaset nowych herbów” – Tadeusz Gajl, Eugeniusz Bodo, czyli jak pół-Po-lak, pół-Szwajcar został hitlerowskim szpiegiem, Karol syn Karola, wnuk Karola, Czeski kompozytor, syn rzeźnika – czyli o Antonínie Dvořáku, Od syna kmiecia do króla czekolady i właściciela domu han-dlowego, Humor, NowościmArcin mArynicz – Osoba miesiącaMałgorzata Lissowska – Od syna kmiecia do króla czekoladyi właściciela domu handlowego, Genealogiczne województwo – podkarpaciePaweł Becker – Kossakowie - synonim artystów, Kochana niania – opowieść o pewnym grobiegrażyna steLMaszewska – Major Władysław Raginis i kapitan Stanisław Brykalski, czyli przechodniu powiedz OjczyźnieaLeksandra dyBkowska – Pomagamy Żydom w odkrywaniuswoich polskich korzeniJAn wypiJewski – Za wielką wodę - o emigracji do Stanów Zjednoc-zonych (1890-1924)anna BogdaLi-BaLicka – Jak prawidłowo przechowywać rodzinne archiwalia?Dr piotr strzetelski– Czy mój krewny zaszczepił w Palestynie miłość do melodii Mazurka Dąbrowskiego?andrzej szczudło – Radio Erewań w metrykachmonikA wAlAszczyk – Wojciech i Helena Sabatowie.Historia (nie)znana

wyDAwcA – Alan Jakmanul. Wita Stwosza 27/15 43-300 Bielsko-Biała e-mail: [email protected] nAczelny – Alan Jakman z-ca redaktora naczeLnego – Marcin MaryniczkorektA – Małgorzata Lissowska, Alan Jakmanskład i łaManie tekstu – Alan Jakmanokładka oraz oPrawa graficzna – Alan Jakmanissn 2450-291X

&Wszystkie prawa zastrzeżone (włącznie

z tłumaczeniem na języki obce).

Zgodnie z ustawą z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim jakiekolwiek kopiowanie,

rozpowszechnianie (we fragmentach, lub w całości) zamieszczonych artykułów, opisów, zdjęć bez zgody

Redakcji będzie traktowane jako naruszenie praw autorskich.

&

Redakcja More Maiorum

POLUB MORE MAIORUMNA FACEBOOKU!

www.facebook.com/miesiecznikmoremaiorum

Page 4: More Maiorum nr 33

More Maiorum4

More Maiorumnr 10(33), 10 października 2015 r.

Zapraszamy na naszą stronę internetową oraz

fanpage’a na Facebooku!

6Ponieważ postawiłem przed sobą zadanie zinwentaryzowania jak największej ilości szlacheckich herbów z terenów Rzeczypospolitej, co jest zadaniem dla jednej osoby ogromnym, dla badanie własnej genealogiiczasu już nie mam.

34Trudno dokładnie określić, kiedy Franciszek Fuchs przybył z Białej do Warszawy, i czy aby na pewno to ona była celem jego podróży. Prawdopodobnie w 1829 roku założył „Dom Handlowo-Przemysłowy Franciszek Fuchs i S-ka”, o czym informowano na opakowaniach czekolad produkowanych przez kolejne pokolenia, jednak w gazetach dostępnych w ówczesnych latach, na próżno szukać informacji o tym przedsiębiorstwie.

48Jakie koleje losu przeszła kenkarta, trzymana z pietyzmem w biurku babci? Jaką opowieść wysnujemy z trzymanego w rękach banknotu, pochodzącego z grobu w Katyniu? Jak uchronić świstek papieru pakowego – ostatnią wiadomość od jadącego w wagonie towarowym do obozu śmierci krewnego? Jak powinniśmy postępować, aby zbiory nasze i naszych bliskich miały szansę przetrwać?

wywiad z Tadeuszem Gajlem

26Czeski kompozytor, syn rzeźnika – czyli o Antonínie Dvořáku

Antonin Dvořák urodził się w niewielkiej wiosce Nelahozeves, znajdującej się ok. 30 km na północ od stolicy Czech. Pierwsza pisemna wzmianka o tej miejscowości pochodzi już z połowy XIV wieku. Kompozytor został ochrzczony 9 września 1841 r. – przyszedł na świat dzień wcześniej.

o Franciszku Fuchsie

jak przechowywać rodzinne archiwalia?

Page 5: More Maiorum nr 33

More Maiorum 5

6 KAŻDEKOLEJNEWYDANIEMOJEGO HERBARZATOKILKASETNOWYCHHERBÓW 16 EUGENIUSZBODO,CZYLIJAK PÓŁ-POLAK,PÓŁ-SZWAJCARZOSTAŁ HITLEROWSKIMSZPIEGIEM

22 KAROLSYNKAROLA,WNUKKAROLA

26 CZESKIKOMPOZYTOR,SYNRZEŹNIKA –CZYLIOANTONÍNIEDVOŘÁKU

34 ODSYNAKMIECIADOKRÓLACZEKOLADY IWŁAŚCICIELADOMUHANDLOWEGO

38 ZAWIELKĄWODĘ-OEMIGRACJI DO STANÓWZJEDNOCZONYCH(1890-1924)

46 KOSSAKOWIE-SYNONIMARTYSTÓW

48 JAKPRAWIDŁOWOPRZECHOWYWAĆ RODZINNEARCHIWALIA?

58 MAJORWŁADYSŁAWRAGINIS IKAPITANSTANISŁAWBRYKALSKI

64 POMAGAMYŻYDOMWODKRYWANIU SWOICHPOLSKICHKORZENI

66 CZYMÓJKREWNYZASZCZEPIŁ WPALESTYNIEMIŁOŚĆDOMELODII MAZURKADĄBROWSKIEGO?

70 KOCHANANIANIA–OPOWIEŚĆ OPEWNYMGROBIE

72 RADIOEREWAŃWMETRYKACH

74 WOJCIECHIHELENASABATOWIE. HISTORIA(NIE)ZNANA

78 SZYBKIPRZEWODNIK -GENEALOGYBANK

80 GENEALOGICZNEWOJEWÓDZTWO -PODKARPACIE

84 OSOBAMIESIĄCA -MARIAKONOPNICKA

86 ZPIERWSZYCHSTRONGAZET

87 HUMOR,NOWOŚCI

ARTYKUŁY NA STRONIE WWW

Pokaż genealogu… jak wygląda Twoje archiwum rodzinne!

Każdy, kto interesuje się historią wie, że genealog jest trochę „chomikiem”. Bo podczas poszukiwań zbiera wszystkie archiwalia, którego dotyczą jego rodziny. Mnożąc ilość znalezionych dokumentów w roku przez liczbę lat naszych poszukiwań, wychodzą bardzo wysokie rachunki…

Jan Zumbach – as Dywizjonu 303, przemytnik i handlarz bronią [skan karty imigracyjnej]Czy słyszeliście kiedyś o Janie Zumbachu? Ten urodzony w Warszawie potomek Szwajcara, uczestniczący w Bitwie o Anglię, jeden z asów lotnictwa, podpułkownik dyplomowany Wojska Polskiego, po wojnie handlował bronią, zasobami naturalnymi Afryki, dowodził lotnictwem Katangi…

103 lata temu urodziła się Irena Kwiatkowska [skan aktu urodzenia]

Irena Kwiatkowska urodziła się 17 września 1912 r. Jej rodzicami byli Stanisław Kryspin – z zawodu zecer, oraz Marianna z Barabaszów. W parafii Wszystkich Świętych w Warszawie, w której ochrzczono przyszłą aktorkę, w 1906 r. odnotowano również urodzenie jej brata – Jana Jerzego.

Page 6: More Maiorum nr 33

More Maiorum6

każde kolejne wydanie mojego herbarza to kilkaset nowych herbów– Tadeusz GajlAlan Jakman

1 Kiedy zainteresował się Pan heraldyką?

Pierwszy kontakt miałem w dzieciństwie, gdy w szkole

wszyscy byliśmy filatelistami. Zafa-scynowały mnie francuskie znaczki, raczej niepozorne, na których były herby prowincji lub miast. To był wydawany cykl serii w latach 40.-60. Dziecięce finanse nie pozwalały na zaawansowaną kolekcję, ale nieco z tego zbioru herbów zdobyłem. Już w latach 80. dostałem propozy-cję współpracy graficznej z biurem heraldycznym i przyjąłem ją z ra-dością. I wtedy zetknąłem się z naj-prostszym wyposażeniem heraldyka – herbarzem Niesieckiego, Polską Encyklopedią Szlachecką – takie re-

printy się wówczas ukazały. Po paru latach dość marne biuro upadło, a ja zostałem z nowo zdobytą, bardzo cząstkową wiedzą. Pod względem zleceń dla grafików lata osiemdzie-siąte były trudne, postanowiłem więc wejść w dziedzinę heraldyki profesjonalnie i samodzielnie zacząć tworzyć polski herbarz, stać się moż-liwie rzetelnym inwentaryzatorem reliktów feudalizmu, jakimi są znaki rodów szlacheckich. Tak zaczął się wieloletni proces wchodzenia na ko-lejne stopnie kompetencji historycz-nej, źródłowej, a także graficznej. Pod względem graficznym heraldy-ka polska miała dwie tendencje, na myśli mam wydawnictwa heraldycz-ne i dostępne zachowane pamiątki, zabytki. Prostsza, popularna w jed-nobarwnych herbarzach, rustykalna w swym prymitywizmie, wywodząca się z amatorskich szkiców i ręcznie

grawerowanych przez marnych gra-werów pieczęci osobistych. Druga, wzorowana na drzeworytach z Pa-prockiego, ale też herbarzach ślą-skich Kranego czy Dorsta, pełna rozbuchanych labrów, ozdobników. Oba nurty były bardzo rozproszo-ne, o niedoprecyzowanym często pochodzeniu. Pomyślałem, że po-trzebny jest kompromisowy, prosty, ale precyzyjny zbiór mogący być podstawą dla dalszego opracowy-wania artystycznego pojedynczych herbów. Ponieważ moje źródła były ograniczone do wymienionych wy-żej pozycji – tej pierwszej wersji herbarza raczej się wstydzę, ale bez niej nie byłoby następnych – nie nawiązałbym bardzo później owoc-nych kontaktów ze środowiskiem polskich znawców heraldyki. Z ich strony było wiele porad, korekt merytorycznych, wskazań błędów,

» fot. Jagiellońska Biblioteka Cyfrow

a

Page 7: More Maiorum nr 33

More Maiorum 7

Tadeusz Gajl – urodzony w 1940 r. w Wilnie. Artysta grafik, twórca światowej sławy przedstawień historycznych herbów szlachty polskiej. Narysował wiele tysięcy kolorowych herbów, dzięki czemu w heraldyce funkcjonuje już termin “herby gajlowskie”.

Jest autorem heraldycznego dzieła „Polskie rody szlacheckie i ich herby”, a także “Herby szlacheckie Rzeczypospolitej Obojga Narodów”, “Herby szlacheckie Polski porozbiorowej” oraz “Herbarz Polski od Średniowiecza do XX wieku”.

Twórca herbów województwa podlaskiego, Białegostoku i wielu innych powiatów, gmin oraz miejscowości.

WYWIAD

a z mojej dla historyków niedostęp-ny warsztat plastyczny, graficzny. Ta współpraca, a czasami i przyjaźń, trwa do dziś.

2 Czy heraldyka zawsze łączy się z genealogią?

Z mojego zawodowego punktu widzenia herb to znak gra-ficzny jednostki cywilnej lub praw-nej usankcjonowany administracyj-nie. O ile więc jest dziedzicznym znakiem własnościowym osoby stanu rycerskiego, później szla-checkiego, także rodu dowolnego pochodzenia czy stanu, to powią-zania rodzinne, czyli genealogia, są oczywiste i nieuniknione.

Znak rozpoznawczo-bojowy, np. pułku czy dywizji, organizacji ko-ścielnej, mieszczańskiej bądź cechu rzemieślniczego, korporacji – z ge-nealogią nie ma nic wspólnego, na-wet jeżeli istnieje powiązanie z kon-kretną osobą, np. koncern Forda, herby pułków posiadających osobo-wych patronów itp. Tu mała dygre-sja – ostatnio pojawiła się tendencja, by znaki graficzne koncernów, firm handlowych, nazywać logo, ale to dość niefortunny pomysł. Logo po-chodzi od greckiego logos, czyli sło-wo i nie powinno być obrazkiem – odpowiednim określeniem jest znak. Niemniej istnieją loga miast, państw, ruchów społecznych i to zarówno zastrzeżone prawnie, czyli spełniają-ce warunki herbu, jak i funkcjonują-ce równolegle z herbami zalegalizo-wanymi – mają one wtedy niekiedy dość swobodny, mało poważny wy-gląd i tymczasowy charakter.

Historyczne i nowe, urzędowo za-twierdzone herby miast, jednostek podziału terytorialnego lub państw, czyli tzw. herby ziemskie, mają dwo-jaki stosunek do genealogii. Duża ich część powiązana jest z herbem

władcy, jego rodu, posiadacza mia-sta czy włości. Ale często są to znaki bez skojarzeń osobowych, czyli dzie-jów genealogicznych. Ja zajmuję się przede wszystkim zbieraniem i ob-razowaniem herbów szlacheckich, a więc z genealogią związanych bar-dzo ściśle, bo na niej się opierają-cych i z niej wywodzących.

W wypadku zamówienia na herb ziemski, np. gminy czy powiatu, pro-

» fot. Tadeusz Gajl

Page 8: More Maiorum nr 33

More Maiorum8

ces projektowania jest różny i wyni-ka ze specyfiki terenu. Dla przykła-du dwa zaprojektowane przeze mnie herby. Herb gminy Bulkowo (str. 7) wynika z przynależności w średnio-wieczu tych terenów do rodu herbu Prawdzic (lew z obręczą) i księstwa mazowieckiego (skrzydło orła księ-cia mazowieckiego). Herb gminy Giby (obok), której dzisiejsze tere-ny przed wiekami leżały na terenach puszczy królewskiej – na nim poka-zane są atrakcje turystyczne – rzeki, specjalność jeziora Giby – sielawa i jako nawiązanie do historii, ręka

osocznika – królewskiego funkcjo-nariusza leśnego. Odniesienia do żadnego herbu rodowego nie ma.

Stosunek odwrotny, czyli powiąza-nie genealogii z heraldyką, uzależ-niony jest od stanu. Wywody przod-ków czy potomków z heraldyką łączą się przede wszystkim w wy-padku rodów szlacheckich.

Ostatnio wraz z moim wileńskim przyjacielem i historykiem zrobili-śmy jego genealogiczny pięciopo-koleniowy wywód przodków, wraz z heraldycznymi aspektami. Możli-we to było dzięki jego kompeten-cjom poszukiwawczym, ale też małą mobilnością rodu przez całe stulecia na terenach dzisiejszej Litwy, konse-kwentne ograniczanie się do koligacji w środowisku szlacheckim. Ogromne znaczenie mają też dobrze zachowa-ne zbiory archiwów litewskich. Mój udział to tylko grafika i realizacja.

Heraldyka mieszczańska i chłopska w zachodnich państwach istnieje. Ale to wynika z innej mentalności i po-

lityki społecznej Zachodu. Temat bardzo szeroki i dość u nas kon-trowersyjny – widzę ścisły związek

upadku Polski w XVIII w. z jawnie pogardliwym stosunkiem szlach-ty polskiej do mieszczaństwa, co moim zdaniem zablokowało po-stęp cywilizacyjny. By nie wdawać się w jałowe dyskusje – świadomie w swych herbarzach ograniczam się do rodów szlacheckich przy selekcji i doborze herbów (str. 9).

Natomiast genealogia bez heraldy-ki jest zupełnie oczywista, każdy człowiek ma przodków i to w ilo-ściach arytmetycznie policzalnych: każde pokolenie podwaja ich ilość. Teoretycznie przodków z oko-lic 1200 roku (około 30 pokoleń, a zarazem początek pojawienia się herbów) każdy dzisiejszy człowiek powinien mieć ponad miliard. A cała Europa liczyła wówczas tyl-ko dziesiątki milionów mieszkań-ców. Zjawisko ubytku przodków w miarę oddalenia czasowego, to skutek wielokrotnego pełnienia funkcji przodka przez tę samą osobę, to zjawisko w miarę cofania się ku wcześniejszym pokoleniom, gwałtownie narasta.

W zależności od przekonań oso-bistych wszyscy pochodzimy od Adama i Ewy albo od nieznanej kobiety z Afryki, sprzed kilkudzie-sięciu tysięcy lat. Spisy rodziców, dziadków, pradziadków, to jest czysta genealogia, która może, ale nie musi być uzupełniana komen-tarzami typu zawód, narodowość albo herb szlachecki. Funkcjonu-ją różne jej formuły – prosta linia męska (ojciec, dziadek, pradziadek itd.), męska i żeńska (oboje rodzi-ce, dziadkowie i babki itd.), ale też z rodzeństwem i współmałżon-

kami każdego pokolenia. Wtedy drzewa genealogiczne sięgają tysię-cy krewnych i powinowatych, czyli osób nie związanych genetycznie. Termin genetyka jest w genealogii gorącym kartoflem przerzucanym z ręki do ręki, bo w każdej parzy – i równie obiecującym, co kło-potliwym. Wywody genealogiczne pokazują formalne stosunki w ro-dzinie. Badania DNA mogą po-twierdzić obiektywne pokrewień-stwo jedynie w zakresie grupy są-siedzkiej, najczęściej skoligaconej, a wcześniej spokrewnionej. W jed-nostkowych wypadkach mogą po-krewieństwo wykluczać. Jest ja-kaś analogia między haplogrupą a nazwiskiem. Obie informacje tylko ukierunkowują badania, ale efekt wnikliwszych dociekań może być zaskakujący. Genealogia rodu może okazać się całkowicie fał-szywa z powodu braku ciągłości genetycznej. Arystokratyczne na-zwisko może okazać się nadane parobkowi z posiadłości arysto-kraty przy tworzeniu spisu ludno-ści w XIX wieku.

świadomie w swych herbarzach ograniczam się do rodów szlacheckich {

WYWIAD

Page 9: More Maiorum nr 33

More Maiorum 9

3 Czy szukał Pan swoich przodków? Byli to w prze-ważającej części

szlachcice, mieszczanie czy może chłopi?

Ponieważ postawiłem przed sobą zadanie zinwentaryzowania jak naj-większej ilości szlacheckich her-bów z terenów Rzeczypospolitej, co jest zadaniem dla jednej osoby ogromnym, dla swej rodziny czasu już nie mam. Nie prowadziłem wnikliwej, czasochłonnej i kosztownej kwerendy rodzinnych dokumentów. Mam ich nie-wiele. Podstawowa trudność to pocho-dzenie z niemieckiego mieszczaństwa przybyłego do Polski na początku XIX wieku. Badanie przodków niemieckich z XVIII wieku to byłoby bardzo trudne, profesjonalne działanie. Na rodzinne potrzeby zrobiłem z dostępnych doku-mentów zbiór członków rodziny Gaj-lów, wyszło półtorej setki, po dodaniu genealogii matki mogę dojść do trzech setek. Wyłącznie mieszkańcy miast.

Polskie nazwiska pojawiające sie w tym zestawie występują w grupie nazwisk szlacheckich, ale to o niczym nie świad-czy, a na wnikliwe badania nie miałem nigdy czasu, brakowało też motywacji. Ale jako grafik zrobiłem graficzny wywód w linii prostej potomków mojego niemieckiego prapradziadka z zastosowaniem specyficznego, bardzo konkretnego kryterium – na ile i w jaki sposób jego potomkowie przyczynili się do niepodległości Polski. Zapisywa-łem nie fakt istnienia osoby, ale pożytek z istnienia wynikający. Wyjątkiem od tej udowodnionej przydatności jestem ja – autor drzewa. Na kartuszu pokazu-jącym zawód mam herb od kilkuset lat używany przez cech malarzy (str. 10).

4 Czy herby używa-ne przez polskie rody wyróżniają się czymś spośród

tych europejskich?

Nie ma prostej odpowiedzi. Widząc używane elementy, układy, barwy to

różnice są niewielkie, nie większe niż między herbami innych krajów. Może dlatego, że herby, ich używanie, przy-szły jako nowa moda właśnie z Za-chodu, wiele z nich wprost z zachod-nich państw zostało przyniesionych, wiele polskich tamte obce naślado-wały, wiele dawnych prostych kre-skowych znaków własnościowych, zostało na nową modłę graficznie przerobionych. Ale obserwując spo-sób ich używania i dziedziczenia róż-nią się bardzo mocno. W okresie śre-dniowiecza nasze elity rycerskie były nieliczne, to było około kilkuset osób zgrupowanych wokół króla, posiada-jących odrębne znaki dla swych od-działów wojskowych – a herb w tam-tym rozumieniu to znak rozpoznaw-czy na polu bitwy, umieszczony na chorągwi, tarczy, płaszczu, także pie-częci na dokumentach urzędowych. Herby te nie posiadały aktu nada-nia, legalizacji, pochodziły z okresu przed wprowadzeniem do nas pisma, dokumentacji. Ich opisanie zaczyna się od bajkowej legendy ich powsta-

» fot. Tadeusz Gajl

Page 10: More Maiorum nr 33

More Maiorum10

nia, przekazywanej werbalnie z ojca na syna. Ta wąska elita, nazywająca siebie szlachtą odwieczną, skutecz-nie zadbała by zmonopolizować swe przywileje, grupę ograniczyć do minimum już istniejącego. To były czasy, gdy jeszcze nie istnia-ły nazwiska. Osobę określało imię, miejsce pochodzenia i właśnie znak rodu, herb. Imiona były oczywiście zmienne, nazwy posiadanych i roz-rastających się majętności również. Stałym elementem dziedziczenia był tylko herb. Rosnąca populacja i rozwijająca się administracja, po-wodowała konieczność precyzowa-nia danych osobowych. Pojawiły się nazwiska pochodzące od nazw ma-jątków, stąd też ich częsty przymiot-nikowy charakter. Synowie jednego rycerza posiadający różne majątki o różnych nazwach, różnie się na-zywali, lecz tego samego byli herbu. I tu pojawia się zasadnicza różnica polskich i zachodnich herbów. Tam każda rodzina miała swe własne

nazwisko i własny herb. U nas po-wstawały całe grupy różnych ro-dów o różnych nazwiskach, ale tym samym herbie. W miarę upływu lat wspólny, czasowo odległy przodek, niknął w pamięci i dokumentacji. Im starszy herb, tym więcej nazwisk się do niego zaliczało, herb tracił swą siłę identyfikacji tak skutecznie, że przestawał być wyróżniającą ce-chą. Poczucie rodowej wspólnoty spadało do zera. Nagminne były próby graficznych samowolnych zmian, dla odróżnienia się od są-siadów tego samego herbu, po ja-kimś czasie zmiana sankcjonowała się tradycją, zachowanymi zabytka-mi materialnymi. I tak kamieniarz nagrobka, grawer pierścienia czy krzyża, pisarz-rysownik w urzędzie stawali się twórcami odmiany her-bu niczym innym nie uzasadnionej. Kilkaset herbów ze średniowiecza rozrosło się w słabo umotywowane tysiące odmian. Często następowa-ło też zwyczajne zapominanie mało

przydatnego znaku rodowego – był to proces trwający setki lat, bardzo drastycznie ujawnił się, gdy po roz-biorach szlachta musiała udowad-niać swe szlachectwo przed zaborcą i nie potrafiła trafnie podać swego herbu. Stosunkowo nieliczne (poni-żej 3 tysięcy) nobilitacje i indygena-ty udokumentowane w metrykach koronnych i innych dokumentach państwowych, nieco zbliżają tę gru-pę polskich herbów do zachodnich – herby należą do jednego nazwiska i rodu, dokumenty są podstawą wery-fikowania poprawności elementów i ich układu. Ale nawet w tej grupie widać polską nonszalancję i samo-wolę – kolejne pokolenia przekrę-cały i ulepszały swe herby, tworząc fałszywe odmiany. Można zauważyć paradoksalne zjawisko dumy z her-bu własnego, jakiejś drobnej samo-wolnej odmiany herbu starszego od niej o kilkaset lat. Brak powiązania nazwy herbu z nazwiskiem skutko-wało też czasami migracją herbową

WYWIAD» fot. Tadeusz G

ajl

Page 11: More Maiorum nr 33

More Maiorum 11

» Druga faza wyszukiwania herbu – wybrana jest już tarcza czerwona i jeden element – gwiazda /fot. gajl.wielcy.pl

– przenoszenie się uboższej rodzi-ny do silniejszej, możniejszej z her-bem innym, ale na tyle podobnym, by przejście nie rzucało się w oczy. Niesiecki bez zdziwienia czy niechę-ci opisuje rody używające herbu X, ale po latach przenoszącego się do herbu Y. Także u niego są opisy ro-dów, u których widział herb znany, ale do niego jeszcze na przykład zo-stała dodana gwiazda. Obserwując stosunki społeczne w Rzeczypospo-litej można odnieść wrażenie, że nie herb jest istotą, oznaką szlachectwa, lecz uznanie środowiska, opinia są-siadów, pamięć posiadanej ziemi,

powiązania rodzinne całej okolicy. Herb zaś tylko czasami dość przy-padkową ozdobą. Sporadyczną in-formacją w urzędowej sprawie.

5 Od czego zale-żała liczba ele-mentów i barwy, które znajdowały

się w herbie?

Podstawową, pierwotną funkcją herbu była identyfikacja wojownika na polu walki – a więc w tłumie i ru-

chu, czasami z zakrytą hełmem twa-rzą. Ideałem był więc kształt prosty, charakterystyczny, rozpoznawalny z daleka, mocno odróżniający się od tła, czyli najlepiej geometryczny, jasny na tle ciemnym lub odwrotnie, barwy jaskrawe, czyste. Z biegiem lat teatr wojenny zmieniał swój charak-ter i oddziały rodowe przekształcały się w jednostki wojskowe, niezależ-ne od powiązań rodzinnych. A więc herb ewoluował wraz z metodami walki. Herb przekształcał się ze znaku bojowego w salonowy iden-tyfikujący ornament, ozdobę, znak posiadania odpowiedniego statusu.

Ilość elementów powiększała się, by w XVIII-XIX wieku dojść do stanu degeneracji – zestawu licz-nych obrazków i dekoracyjnych podziałów na liczne pola. Nowe herby z nobilitacji zawierały przed-mioty i symbole ilustrujące dorobek nowego szlachcica. A wszystko na ozdobnych kartuszach z wojenną tarczą nie mających nic wspólnego. Tym samym trybem szły zmiany ze-stawu barw. Od początkowych dwu barw kontrastowych, najczęściej zgodnych z państwowymi godła-

mi i herbami, do pstrych zestawów kolorów naturalnych – szczególnie w heraldyce austriackiej, a tym sa-mym w tym zaborze.

Elementy i barwy herbu nie zawie-rają w sobie informacji o nazwisku rodu, z którym są związane. To po-woduje spore trudności z identy-fikacją nazwy czy rodu, mając sam wizerunek na jakimś zabytku mate-rialnym. Wiedzą to konserwatorzy zabytków, antykwariusze, historycy stykający się z pieczęciami, wszyscy badacze historii materialnej, pene-trujący archiwa. Tę trudność starali

sie pokonać różni autorzy, robiąc ze-stawy herbów z tym samym elemen-tem. Próby te jednak miały ogra-niczenia ilościowe – obejmowały niewiele elementów, odnosiły się do kilkuset herbów i były bardzo nieela-styczne, kłopotliwe w stosowaniu. Wpadłem na pomysł by stworzyć wyszukiwarkę opartą na zbiorze graficznych znaków elementarnych połączonych z bazą nazw herbów. Informatyczna struktura była do tego nieodzowna. Ku memu zmar-twieniu okazało się, że projekt taki

WYWIAD

Page 12: More Maiorum nr 33

More Maiorum12

wymaga ustawienia na zewnętrznym serwerze, nie może być programem na CD czy twardym dysku. Współ-autorem tego unikalnego na ska-lę światową narzędzia stał się mój przyjaciel, zawodowy programista informatyk Lech Milewski. Wynik naszej pracy jest na stronie www.gajl.wielcy.pl jako darmowa usługa komputerowa. Obsługa jest mocno intuicyjna i przy pewnej cierpliwości cel można osiągnąć bez znajomości żadnego języka. Wyszukiwarka ma sporą grupę użytkowników na świe-cie. Dodane zostały listy nazw her-bów i nazwisk szlacheckich. Zesta-wy rodzin nie mają żadnej wartości dowodowej, są jednak bardzo lubia-ne przez mniej wyrobionych heral-

dycznie i genealogicznie odbiorców, mogą też stanowić pretekst do po-ważniejszych badań.

6 Wygląd herbów szlachty utytuło-wanej znacznie odbiegał od po-

zostałych herbów. Jaki cel miał taki zabieg?

W Rzeczypospolitej nie było szlach-ty utytułowanej. Tytuły margrabiów, hrabiów, baronów nie istniały. Były i są próby znajdowania odpowied-ników tych tytułów w starej histo-rii Polski. Ale próby te mylą obecne czysto prestiżowe tytuły z pierwot-nymi funkcjami wojskowymi, które

od wielu stuleci zaginęły. Któż dziś skojarzy margrabiego z dowódcą wojskowym zagrożonej przez wro-giego sąsiada prowincji, marchii. Funkcjonował realny, wynikający z prawdziwego księstwa, tytuł księ-cia czy kniazia, ale książęta mieli herby zupełnie proste. Księża pol-scy po podziale dzielnicowym – po-morscy, mazowieccy, śląscy to prze-

WYWIAD

Page 13: More Maiorum nr 33

More Maiorum 13

ważnie godła w postaci orła lub gry-fa na jednolitym tle, litewscy z ko-lei, to tylko nieco upodobnione do zachodnich kreskowe herby ruskie, także jeździec na koniu, hipocen-taur. Funkcjonujące w Polsce her-by hrabiowskie, czy baronowskie, to nadania kurtuazyjne dla polskich magnatów od monarchów obcych – przeważnie niemieckich, potem roz-

biorowych, także od papieży. Do her-bu podstawowego, polskiego, doda-wane były uświetniające, dekorujące i komplikujące dodatki. Najbardziej pompatycznymi ich przykładami było pomnażanie hełmów z klejnota-mi, dewizy na szarfach i podtrzymu-jące tarcze trzymacze – lwy, rycerze, gryfy i nawet anioły. Tarcze dzielone były na pola odpowiadające herbom przodków, włości, także wskazujące władcę tytuł nadającego. To była fe-eria ozdób, jakże charakterystyczna dla rozbuchania zdobniczego późne-go baroku i rokoka, ale też bizantyj-

skiego przeładowania zdobnictwem heraldyki rosyjskiej. Styl herbów ary-stokracji odpowiadał stylowi umun-durowań, powozów, strojów, wystro-ju pałaców i świątyń. Cel tego był oczywisty – wywyższenie się, wzbu-dzenie podziwu i zazdrości, impo-nowanie i lśnienie na tle prostego ludu, stanowiącego ponad 90 proc. populacji, ubranego i żyjącego bar-dzo prymitywnie, w naturalnych barwach lnu, wełny, skóry, łyka. Barwne stroje ludowe to dopiero druga połowa XIX wieku.

WYWIAD

Page 14: More Maiorum nr 33

More Maiorum14

7 Co groziło osobie, któ-ra w czasach Rzecz-pospolitej Obojga Na-rodów posługiwała się

herbem, do którego nie miała żadnych praw?

Rzeczpospolita Obojga Narodów była chyba jedynym państwem Eu-ropie bez urzędu kontrolującego stan szlachecki pod względem za-równo przynależności, jak i akce-soriów. Posługiwanie się określo-nym herbem nie było istotne, było tylko okazjonalnym dodatkiem do statusu szlachcica. Status ten dawał, poza wieloma innymi, główny przy-wilej – możność posiadania ziemi, która była podstawą całej polskiej gospodarki. Taki przywilej miał poza szlachtą jedynie kościół – zakony, parafie, diecezje. Zarzut braku szla-chectwa, tzw. nagana, powodowała konieczność sądowego udowodnie-nia jego bezzasadności. Wobec braku innych instrumentów administracyj-nych dowodami były zeznania świad-ków z rodziny pozwanego w odpo-wiednich ilościach i z obu stron – ojca i matki. Gdy świadkowie nie byli przekonywujący, czyli znani sąsia-

dom lub sądowi – majątek pozwane-go był konfiskowany – połowę brał donosiciel, drugą połowę państwo. Były przypadki prowokowania na-gany przez bogatych użytkowników ziemi, których stać było na przeku-pienie świadków, by podczas procesu urzędowo zatwierdzić wątpliwy sta-tus szlachecki. Fałszywe świadectwo karane było utratą majątku lub wię-zieniem, ale przy werbalnej weryfika-cji prawdy, to przeważnie było tylko zagrożenie. Bezpodstawne stawianie zarzutu braku szlachectwa karane było dotkliwie – za oszczercze do-niesienie pozywający tracił majątek, o ile go miał, na rzecz pozwanego.

8 Czy podczas swojej pracy na-potyka Pan her-by, które nie są

jeszcze znane histo-rykom? Lub w drugą stronę, czy w doku-mentach pojawią się nazwy herbów, których wyglądu nie udało się dotąd ustalić?

Rozróżniam trzy grupy dokumen-tów i zabytków stale będących

źródłem zupełnie nowych odkryć heraldycznych. Pierwsza to odciski pieczęci. W archiwach odnajdywane są dokumenty z pieczęciami, w róż-nym stanie technicznego zachowa-nia, które nieznane herby pokazują, lub też te znane, ale z powodu złego stanu pierwowzoru wątpliwie od-czytane, na nowo interpretują. Do-kumenty ze średniowiecza to jest domena mediewistów, te herby od stuleci nie funkcjonują, ale każdy nowy ma szeroki oddźwięk w publi-kacjach naukowych. Późniejsze sta-nowią najczęstsze źródło nowości.

Grupa druga to herby odkrywane na późniejszych zabytkach mate-rialnych – nagrobkach, epitafiach, tablicach w kościołach, ekslibrisach, zastawach stołowych, fragmen-tach architektury itp. Ale też spisy herbów robione przez kronikarzy, heraldyków sprzed stuleci, często pozostające tylko w rękopisie. Ich autentyczność formalna i uznanie zależy od wieku. Bazgroł inkau-stem w dokumencie czy opisie her-bów z XVI wieku, jest szacownym zabytkiem i dowodem na odrębną odmianę herbu pierwotnego, jego pominięcie grozi interwencjami

WYWIAD» fot. W

ikimedia C

omm

ons

Page 15: More Maiorum nr 33

More Maiorum 15

zainteresowanego rodu. Ale guzik z liberii z wieku XIX, to podejrza-na mistyfikacja bezwzględnie przeze mnie odrzucana bez potwierdzenia przez inne źródła.

Grupa trzecia to herby z legitymacji, czyli dowodów mających świadczyć o szlachectwie przed zaborczym urzędem. Z racji na drugorzędność herbu wobec samego statusu szla-checkiego i niewielką tego aspektu kontrolą, herby te podawane były dość niefrasobliwie. Ale po zatwier-dzeniu statusu stawały się popartym monarszą decyzją herbem legalnym. I tu, przy sporej dostępności i ob-szernych zachowanych archiwach, dociekliwy badacz z Ukrainy, Biało-rusi, Litwy czy Rosji lub z obecnie polskich terenów zaborów, może odkrywać nowe herby polskie o ab-surdalnym czasami pochodzeniu, ale formalnie pełnoprawnych.

Każde kolejne wydanie mojego herbarza to jest kilkaset herbów zu-pełnie nowych, ale uzyskanych od zawodowych historyków i z auten-tycznych źródeł. Moje samodziel-ne odkrycie nieznanego herbu jest mało prawdopodobne, a nawet są-dzę, ze bez naukowej weryfikacji, nie byłoby zaakceptowane. Ale wy-padki zgłoszenia przez zaintereso-waną rodzinę zabytku materialnego z herbem nigdzie nie opublikowa-nym zdarzyły mi się parę razy.

Odnośnie pytania o herby znane tylko z nazwy – jest ich dużo, setki! Niekiedy daje się ustalić, że nazwa jest tylko wersją innej, znanego her-bu. Najczęściej jednak są to nazwy herbów rodów wymarłych po któ-rych nie pozostał wizerunek ani opis ich herbu. Jest też specyficzna grupa kilkudziesięciu herbów nadanych w Królestwie Polskim w ostatnim okresie zaboru rosyjskiego – znane są nazwy, ale brak opisu. Dokumen-ty z opisem i wizerunkiem istnieją,

ale nie jesteśmy dopuszczani do nich przez archiwistów i heraldyków rosyjskich.

9 W „Herbarzu Polskim” przed-stawił Pan herby polskiej szlachty

od czasów piastow-skich do początków XX wieku. Czy w pierw-szych latach dwudzie-stego stulecia powsta-wały całkiem nowe herby?

Przywilejem monarchy jest tworze-nie szlachty jako wyraz uznania, za zasługi, wieloletnią służbę itp. Tak było zawsze. A więc dopóki funk-cjonował ostatni cesarz austriacki, niemiecki czy car rosyjski, powsta-wały nowe herby i nowi szlachci-ce. Ponieważ cesarstwo austrowę-gierskie miało w sobie germański porządek, a badacz wiedeńskich archiwów dr Sławomir Górzyński chwalebną skrupulatność, to z tego zaboru podam trzy przykłady.

Fryderyk Ritter von Zoll prawnik – nobilitacja w 1906 (Ritter oznacza wyższy stopień szlachectwa, zjawi-sko u nas nieznane), jego potomek prof. Andrzej Zoll dziś jest również prawniczym autorytetem. Józef Za-krzewski dr med. nobilitowany był także w tym samym roku. Adolf Czerwiński to jeden z ostatnich her-bów tej części Europy – nobilitacja i herb w sierpniu 1918 roku, kilka tygodni przed abdykacją ostatniego cesarza – Karola. To są herby wła-sne, w moim herbarzu podaję rok ich nadania.

10 Wielu lu-dzi, głów-nie tych, którzy nie

interesują się ani hi-storią swojej rodziny,

ani heraldyką, uważa że wszystkie nazwiska zakończone na „-ski”, „-cki” są szlacheckie. Jak według Pana po-winno „walczyć się” się z tym stereotypem?

Myślenie stereotypami, czyli mniej lub bardziej udanymi protezami wie-dzy, to zwyczaj ludzi niedokształ-conych stanowiących przeważającą większość każdej nacji i na to nie ma rady. Ale dla próby walki o po-prawność można przytoczyć przy-kłady Poznańskich i Warszawskich – dwóch znanych żydowskich ro-dów. I obok Łopatę, Kisiela, Kapu-stę – stare rodziny szlacheckie. Ob-szerne wyliczanie innych przykładów albo opisywanie procedur nadawania nazwisk chłopom i Żydom (te dwie grupy wcześniej przeważnie nazwisk nie miały) podczas pierwszych spi-sów ludności w zaborach mija się z celem, bo warstwy nieoświecone dłuższych tekstów nie czytają.

11 Jeśli chciałbym stworzyć herb dla swojej ro-dziny, czyniąc

to zgodnie z zasada-mi heraldycznymi, od czego powinienem za-cząć?

Podstawą tworzenia herbu jest sens jego istnienia – czyli uświadomienie sobie z czego ród jest lub powinien być dumny. Potem należałoby zna-leźć materialne wyobrażenie, sym-bol tej dumy oraz równie symbo-liczne otoczenie, czyli tło. A w koń-cu udać się do zawodowego grafika obeznanego z heraldyką – herb tworzy się na zawsze i nie powi-nien razić amatorszczyzną! Nieste-ty taki nowy herb zawsze będzie się w Polsce spotykał z ironicznym traktowaniem przez prawdziwego polskiego szlachcica. ■

WYWIAD

Page 16: More Maiorum nr 33

More Maiorum16

Alan Jakman

Eugeniusz Bodo, czyli jak pół-Polak, pół-Szwajcar został hitlerowskim szpiegiem

Pół-Szwajcar, pół-Polak, w któ-rego żyłach płynęła krew fran-cuska. Miał zagrać główną rolę w filmie „Uwaga – szpieg!”. Produkcję przerwała wojna, a samego Bodo władze sowiec-kie oskarżyły o … szpiegostwo!

Eugeniusz Bodo przy-szedł na świat najpraw-dopodobniej w jednym z największych miast

Szwajcarii – Genewie. Niektórzy hi-storycy twierdzą, że miejscem naro-dzin była Łódź lub Warszawa.

Bodo to jego pseudonim artystycz-ny – właściwie nazywał się Bogdan Eugene Junod. Jego ojciec – Theo-dore, był Szwajcarem – miłośni-kiem teatru, a także założycielem pierwszego stałego kina w Łodzi. W krwi ojca miała płynąć krew francuskiej arystokracji, która osie-dliła się w Helwecji w czasie wojen napoleońskich1.

1 Ryszard Wolański, „Eugeniusz Bodo: »Już taki jestem zimny drań«”, Poznań 2012, str.14

Do polski rodzina Junodów sprowa-dziła się ok. 1900 roku za namową matki. Według niepotwierdzonych informacji rodzina wpierw osiedli-ła się w Poznaniu2. Nie są znane szczegółowe fakty na temat Juno-dowej. Wiadomo tylko, że nazywała się Jadwiga Anna Dorota Dylewska i wywodziła się z polskiej szlachty mazowieckiej.

Z przesłuchań, jakie w 1942 r. prze-prowadzało NKWD, można dowie-dzieć się o dwóch faktach, dotyczą-cych rodziców Eugeniusza:

„Za granicą jest moja matka, Junod Jadwiga w wieku 66-67 lat. Zamieszkuje w m. Warsza-wie. (…) Ojciec Junod-Bodo w 1927 r. zmarł”3.

Junodowa zmarła w styczniu 1944 roku. Co ciekawe, Teodor Junod był ewangelikiem, z kolei jego żona, a matka Bodo, katoliczką. Wia-ry tej miała nie zmieniać do końca życia, a według informacji, które podaje Diana Postkuta-Włodek 2 Ryszard Wolański, „Eugeniusz Bodo…” op.cit., str. 153 Ibidem., str. 356

w „Przeglądzie Polskim”, matka Eu-geniusza została pochowana na cmen-tarzu ewangelickim w Warszawie4.

Junodowie utrzymywali się z pro-wadzenia teatrów rozrywkowych i iluzjonów. Theodor był zakochany w kinie i teatrze, a pasję tę przekazał synowi – ku niezadowoleniu matki, która nie podzielała zainteresowań swoich mężczyzn5.

Jak nastoletni Eugeniusz spełniał marzenia matki...

Łódź stała się stałym miejscem zamieszkania szwajcarsko-polskiej rodziny – tam w 1907 r. Theodor otworzył kino „Urania”, mieszczące się na rogu ulicy Piotrkowskiej i Ce-gielnianej. Już trzy lata później Junod pokazywał przedstawienia również na scenie ludowej „Leśniczówki”6.

Pierwszy występ Eugeniusza na łódzkiej scenie odbył się, kie-dy ten miał nieco ponad 10 lat. 4 Diana Poskuta Włodek, Szwajcarski paszport na Sybir, [dostęp: 25.092015 r.], http://www.krystynajanda.pl/dziennik/?y=2009&m=1&d=55 Ryszard Wolański, „Eugeniusz Bodo…” op.cit., str. 146 Ibidem.,str. 16

» fot. Filmoteka N

arodowa, W

ikimedia C

omm

ons

Page 17: More Maiorum nr 33

More Maiorum 17

HISTORIAXXWIEKU

Jednak marzeniem jego matki było, aby został lekarzem – nastoletni Ju-nod nie cierpiał jednak widoku krwi. Rodzice postanowili więc, że powi-nien spróbować swoich sił na kolei. Spróbował. Uciekł z domu rodzin-nego do Poznania. Pociągiem.

Pierwsze był Poznań i teatr „Apollo”, później ponownie Łódź – lecz nie spotkał się z rodzicami, następnie epizodycznie wystąpił na scenie lubelskiej. W wieku 20 lat Junod wyruszył do Warszawy.

Jednak jeszcze wcześniej obywatel dwóch państw – Szwajcarii i Pol-ski, na fali patriotycznego entuzja-zmu wstąpił do wojska. Nie zdą-żył jednak na dobre zaprawić się w boju, bowiem kilka dni później Polacy świętowali zwycięstwo nad bolszewikami.

Dzięki znajomości z Ludwikiem Sempolińskim, młody aktor miał możliwość występować na deskach jednego z najsław-niejszych kabaretów – Qui Pro Quo. W 1922 roku „Gazeta Kujawska” umieściła anons o zbliżającym się wystąpieniu. Wspomniano wówczas, że jed-nym z aktorów będzie „Euge-niusz Bodo”7. Pseudonom powstał z pierwszych sylab imienia Bogdan oraz matki Jadwiga Anna Dorota8.

Bodo – ideał mężczyzny

Bodo stawał się coraz po-pularniejszy – wiele kobiet mdlało na widok przystoj-nego aktora, wypisując listy miłosne … na ścianach ka-mienicy, w której mieszkał!9 7 Ibidem.,str. 258 Filip Gańczak, „Szwajcar, czyli szpion. „Biuletyn IPN »Pamięć.pl«, nr 10 (19)/2013, str. 22-269 Jerzy Zawisak, „Kobiety Eugeniusza Bodo”, Onet.pl, [dostęp: 25.09.2015 r.], http://facet.onet.pl/kobiety-eugeniusza-bodo/1x9lmb

Page 18: More Maiorum nr 33

More Maiorum18

HISTORIAXXWIEKU

W latach 20. XX wieku Eugeniusz Bodo grał z takimi znanymi gwiaz-dami, jak Zula Pogorzelska, Noray Neu czy Elna Gistedt. I właśnie ta ostatnia artystka, szwedzka śpie-waczka i aktorka operetkowa, miała romansować z Eugeniuszem – byli znakomitą parą na scenie i ekranie. Gistedt planowała również nauczyć się polskiego, by grać dla polskiej publiczności, co tylko utwierdza-ło dziennikarzy w przekonaniu, że będzie Polaka i Szwedkę łączy coś

więcej niż gra aktorska. W 1926 r. Gistedt zapowiedziała, że pozostaje w Polsce. Jednak niedługo później okazało się, że Szwedka wychodzi za mąż za Witolda Kiltynowicza10.

W 1929 r. Bodo, prowadząc samo-chód spowodował śmiertelny wypadek. On sam wyszedł z niego niemal bez szwanku, jednak pasażer – aktor Wi-

10 Ryszard Wolański, „Eugeniusz Bodo…” op.cit., str. 46

told Roland, zginął na miejscu. Bodo został skazany na 6 miesięcy więzienia w zawieszeniu11.

7 lat później Bodo został zapisany na liście pasażerskiej statku Batory, płynącego do Nowego Jorku12.

Wybuch wojny i wyjazd do Lwowa

W 1939 roku przy ul. Pierackiego otwarto kawiarnię Cafe Bodo. Ostat-nim realizowanym, ale niedokoń-

czonym filmem z udziałem Bodo, była produkcja „Uwaga Szpieg”. Miał w niej grać niemieckiego oficera – produkcję filmu przerwała … woj-na13. Gdyby sam Bodo wiedział, że nie tylko w filmie miał grać szpiega,

11 Filip Gańczak, „Szwajcar, czyli szpion…” op.cit., str. 2312 Family Search, [dostęp: 25.09.2015 r.], https://familysearch.org/ark:/61903/1:1:24K4-K5H13 Paweł Rzewuski, „Eugeniusz Bodo – nie aż taki zimny drań”, Histmag.org, [dostęp: 25.09.2015 r.], http://histmag.org/Eugeniusz-Bodo-nie-az-taki-zimny-dran-6532

ale w życiu, całkiem realnie, o szpie-gostwo zostanie oskarżony…

30 sierpnia 1939 r. „Kurjer Czerwo-ny” informuje, że warszawscy artyści kopią rowy ochronne. Wśród nich znaleźli się m.in. Nina Grudzińska, Hanka Ordonówna, Władysław Walter oraz Eugeniusz Bodo.

5 października 1939 r. „Express Poranny” powiadomił warszawia-ków, że wszystkie teatry zostały

zamknięte. Bodo rozważał wyjazd z kraju – do czego gorąca zachęca-ła go matka. Wiedziała, że za udział w antyniemieckich skeczach, a także za przygotowania do filmu „Uwaga szpieg!”, jej syn może znaleźć w ta-rapatach. 40-letni aktor postanowił wyjechać do Lwowa.

W Ukraińskiej SSR występował wraz z grupą artystów Tea Jazz. W 1941 r.

w 1929 r. Eugeniusz Bodo spowodował śmiertelny wypadek samochodowy {

» fo

t. Fa

mily

Sea

rch

Page 19: More Maiorum nr 33

More Maiorum 19

— Nazwisko: Junod-Bodo — Imię i imię ojca Eugeniusz Bohdan Fiodoro-wicz — Data i miejsce urodzenia 1899 r. m. Genewa, Szwajcaria — Miejsce zamieszkania Lwów, ul. Kogonowska 29 m. 5 — Narodowość i obywatelstwo Szwajcar, pod-daństwo Szwajcarii — Rodzaj zajęć – artysta-reżyser filmu i teatru — Pochodzenia społeczne a) przed rewolucją na utrzymaniu rodziców b) po rewolucji pracował w sztuce teatralnej — Wykształcenie 7 klas gimnazjum

HISTORIAXXWIEKU

wystąpił z wnioskiem do Lwowskiej Filharmonii z prośbą o zwolnienie z dalszych występów. Prosił również miejscowe władze, by te zezwoli-ły mu na wyjazd z ZSRR do USA. Składając odpowiednie dokumen-ty, Bodo powoływał się na swoje szwajcarskie obywatelstwo14. Gdy-by tylko wiedział, że będzie to dla niego wbiciem ostatnie gwoździa do swojej trumny…

Uwaga – szpieg!

Zamiast zgody na wyjazd, której się spodziewał, został aresztowany. Jedna z wersji mówiła, że Bodo został za-strzelony w swoim lwowskim miesz-kaniu. Inna, obowiązująca w ZSRR i PRL, obwiniała za tę zbrodnie Niemcy. Na potwierdzenie tej wersji, Rosjanie podawali zeznania lwowskie-go dentysty, który rozpoznał zwłoki Bodo po stanie jego uzębienia15.

Matka dowiedziała się szybko o śmierci swojego syna – nie dosta-wała od niego żadnych listów i pa-czek. Sama zdążyła jeszcze przepisać majątek swój i syna w spadku Ko-ściołowi. Zmarła w styczniu 1944 r. 14 Ryszard Wolański, „Eugeniusz Bodo…” op.cit., str. 33515 Ibidem.,str. 335

Eugeniusza przeżył również jego najwierniejszy pies Sambo, który zginął – lub zaginął – w trakcie po-wstania warszawskiego.

Informacja o zabójcach Bodo była objęta tajemnicą. Zdawkowe in-formacje, ale prawdziwe, krążyły wyłącznie w tzw. drugim obiegu. Wszystkie inne publikacje mówiły, że Eugeniusz Bodo zginął w 1941 r. we Lwowie z rąk hitlerowskich Nie-miec16. Dopiero Encyklopedia PWN z 1975 podała prawdziwą datę śmier-ci Bodo – 7 października 1943.

Nakaz aresztowania Junoda-Bo-do Eugeniusza-Bohdana Fiodoro-wicza wydał już 25 czerwca 1941 roku lwowski naczelnik NKWD. Na następny dzień dwóch enkawu-dzistów aresztowało aktora w jego mieszkaniu.

21 stycznia 1942 r. w więzieniu w Ufie, znajdującym się ponad 1700 kilometrów na wschód od Moskwy, Bodo został przesłuchany. Dosko-nale posługiwał się językiem ro-syjskim, co wzbudziło podejrzenia NKWD.

W lutym 1942 r. Bodo wystoso-wał prośbę do naczelnika więzienia w Ufa, by ten przedstawił mu, o co

16 Ibidem.,str. 337

jest oskarżony. Prosił również o za-liczenie go do Legionu Polskiego, by mógł dołączyć do powstającej wów-czas armii gen. Władysława Ander-sa. Władze sowieckie traktowały jednak Bodo jako obywatela szwaj-carskiego, a nie polskiego, więc od-mówili mu amnestii na mocy ukła-du Sikorski-Majski17. Pod koniec lutego zaprowadzono go do pokoju przesłuchań, gdzie złożył odciski wszystkich palców oraz odcisk dło-ni – szczegółowo wypełniono kartę daktyloskopijną oraz sporządzono rysopis.

Niespełna rok pobytu w więzieniu wywołał u Bodo łysienie i szybką utratę wagi. W maju 1942 r. zapro-wadzono go do lekarza. Tamtejszy naczelnik więziennego Wydziału Służby Zdrowia stwierdził, że Junod -Bodo jest zdrowy18.

Starania polskiej ambasady

W maju 1942 r. przewieziono go do Moskwy, a 3 miesiące później rozpoczęły się jego przesłuchiwa-nia. Pytano go o krewnych, o jego znajomości poza granicami Polski, o pobyty w innych krajach.

Z pomocą miała przyjść oficjalna nota, jaka została wysłana z polskie-17 Filip Gańczak, „Szwajcar, czyli szpion…”op.cit., str. 2418 Ryszard Wolański, „Eugeniusz Bodo…” op.cit, str. 356

Page 20: More Maiorum nr 33

More Maiorum20

HISTORIAXXWIEKU

Page 21: More Maiorum nr 33

More Maiorum 21

КОТЛАСКИИ ОТДЕЛ ГУЛЖДС* НКВД СССР

Лочучреждение Центральный Лазарет

АКТ

7 октября 1943 г. Мы, нижеподписавщисся, началь- ник лазарета Подгорный, лечащий врач Яд__вашев, дежурный фельдшер Волнов, составили н/акт в том, что находившийся на излечении с 14/V по 7/X в лазарете Жюно-Бодо Евгений-Богдан Федорович ржл. 1899 года, сужденный по ст. ук. СВЗ и ск. на 5 лет ноданпый [?] СССР Место жнтельства до ареста г. Львов, Зап. Укр. Личное дело Но. с/чнсла умер от Туберкулез легких при сопутствующей пеллагрe __________

Акт составлен в 4 экземплярах, из которых 3 экземпляра пере[с]лано ОУРЗ, а 1 экземпляр праложен к истории болезни умершего. нач. лазарета:

[-] лечащий врач: [-] деж. фельдшер:

[-] ------------------------------------------------

Oddział Głównego Zarządu Obozów Budowy Kolei NKWD ZSRR w Kotłasie

Lecznica: Szpital Centralny

AKT

7 października 1943 r. My, niżej podpisani, naczelnik szpitala Podgornyj, lekarz pro-wadzący Jad__waszew, sanitariusz dyżurny Wołnow, sporządziliśmy niniejszy akt z racji, że przebywający na leczeniu od 14 maja do 7 października w szpitalu Żjuno-Bodo Eu-geniusz Bogdan, syn Teodora, ur. w 1899 r., sądzony na podstawie art. [brak] kodeksu kar-nego ___[Sowieckiego Prawa Wojennego?] i skazany na 5 lat ________[?] ZSRR, miejsce za-mieszkania do czasu aresztowania: miasto Lwów, Zachodnia Ukraina, akta osobowe nr [brak], w dniu dzisiejszym zmarł z powodu gruźlicy płuc przy towarzyszącej pelagrze ____[?].

Akt ten sporządzono w 4 egzemplarzach, z których 3 przekazano do Wydziału Ewidencji i Rozmieszczenia Więźniów, a 1 dołączono do historii choroby zmarłego. naczelnik szpitala:

[-] lekarz prowadzący:

[-] sanitariusz dyżurny:

go konsulatu w Kujbyszewie. Alek-sander Mniszek – I sekretarz amba-sady polskiej, prosił o uwolnienie Eugeniusza Bodo z aresztu. Pismo zamiast pomóc aktorowi jeszcze bardziej go pogrążyło… NKWD nie mogło zrozumieć, jak polska ambasada może prosić o uwolnienie szwajcarskiego obywatela19. Uznano bowiem, że Eugeniusz Bodo nie jest tylko sławnym aktorem, ale również … szpionem.

Z każdym kolejnym śledztwem Bodo był przesłuchiwany przez ofi-cera wyższej rangi.

„26 czerwca 1941 r., przez OKU (Oddział Kontrwywiadu Ukraiń-skiego) NKWD obwodu lwow-skiego został aresztowany podej-rzany o działalność wywiadow-czą na korzyść Polski i Niemiec Junod-Bodo Bohdan-Eugeniusz Fiodorowicz (…) Uwzględniając jednak, że Junod-Bodo jest osobą

19 Ibidem., str. 368

podejrzaną, uważałbym za celo-wo przedstawienie jego sprawy na N(aradzie) S(pecjalnej) przy NKWD i zamknięcia w obozie na termin do 5 lat”20.

Decyzja o zwolneniu z obozu

14 maja 1943 r. – osądzony i oficjal-nie skazany za szpiegostwo Euge-niusz Bodo został przewieziony do Obozu Pracy Poprawczej w Kotła-sie. W opisie stanu zdrowia Bodo, który został sporządzony w poło-wie czerwca 1943 r., zapisano że ba-dany jest bardzo osłabiony, szybko się męczy i gwałtowanie chudnie. Wspomniano również, że więziony znajdował się w obozowych szpita-lach z powodu pelagry połączonej z ostrym obrzękiem nóg, dlatego też chory jeszcze nie pracował21.

22 czerwca 1943 r. zapadła decy-zja, aby „inwalidę cierpiącego na 20 Ibidem., str. 37021 Ibidem., str. 374

nieuleczalną chorobę” zwolnić z więzienia.

7 października 1943 r. do powyż-szej decyzji dołączono jeszcze jeden dokument – akt zgonu Eugeniusza Bodo. Oficjalną przyczyną zgonu była gruźlica płuc, towarzysząca pry pelagrze. Powyżej znajduje się transkrypcja oraz tłumaczenie aktu zgonu. Za pomoc w transkrypcji, a przede wszystkim tłumaczeniu, dziękuję p. Aleksandrowi Kopińskiemu.

„Nie mieściło się po prostu enka-wudzistom w głowie, że można być sławnym polskim aktorem, obywatelem Szwajcarii, mieszkać wśród Niemców i z łatwością porozumiewać się w ich języku, spędzać urlop we Włoszech, mieć żydowskich przyjaciół, wyjeżdżać na wycieczki do Francji, kręcić fil-my w Afryce i Ameryce, mówić świetnie po rosyjsku, śpiewać dla szerokiej publiczności od zacho-du po wschód Europy”. ■

Page 22: More Maiorum nr 33

More Maiorum22

Alan Jakman

Karol syn Karola, wnuk Karola

NATROPIEPRZODKÓWKOMUNISTÓW

Generał Armii Czerwonej i Woj-ska Polskiego. Sowiecki, polski oraz hiszpański działacz sowiec-ki, syn gisera. Ikona, legenda i bohater narodowy Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej.

Karol Świerczewski uro-dził się 22 lutego 1897 r. w Warszawie. Wedle aktu urodzenia z rzym-

sko-katolickiej parafii Najświętszej Marii Panny, jego ojciec – Karol Klemens, był giserem – wykwalifi-kowanym rzemieślnikiem przedsię-biorstwa odlewniczego, natomiast matka – Antonina z Jędrzejewskich, robotnicą w Fabryce Braci Henne-berg w Warszawie.

W 1893 roku, w księdze małżeństw parafii Nawiedzenia NMP w War-szawie, pod numerem 61, znajdu-

je się akt ślubu Karola Klemensa Świerczewskiego – syna Karola i Marianny zd. Służewskiej, z za-wodu odlewnika, urodzonego w Mniszewie, oraz Antoniny Jędrze-jewskiej – córki Wojciecha i Józefy zd. Walerian, urodzonej w Borzeni-nie, a zamieszkałej przy ulicy Kaczej 6/2058a w Warszawie.

W listopadzie 1917 r. wstąpił do WKP(b). Wpierw walczył na Ukra-inie, a potem w Polsce. Podczas marszu bolszewików na Zachód z rąk polskiego żołnierza został ugodzony w głowę i ramię. Za wy-kazanie się w boju został politru-kiem, czyli oficerem politycznym Armii Czerwonej.

W wieku 31 lat został oficerem so-wieckiego wywiadu wojskowego Razwiedupr. W Armii Czerwonej

pełnił różne funkcje sztabowe - był komendantem komunistycz-nej Szkoły Wojskowo-Politycznej i członkiem Sekcji Polskiej Mię-dzynarodówki Komunistycznej. Jej agenci byli następnie wysyłani z misjami GRU/NKWD na tereny II Rzeczypospolitej.

Świerczewski brał również udział w wojnie domowej w Hiszpanii. W walkach przeciwko gen. Francisco Francowi, pełnił funkcje dowódcze. W latach 1936-1938 zasłynął z czystek – nie tylko w stosunku do jeńców wojennych, ale także wobec własnych żołnierzy.

W 1940 r. został mianowany na stopień generała Armii Czerwonej. Podczas wojny niemiecko-sowiec-kiej dywizja, którą kierował została zdziesiątkowana w bitwie pod Mo-

» Akt urodzenia Karola Świerczewskiego /fot. metryki.genealodzy.pl

Page 23: More Maiorum nr 33

More Maiorum 23

Karol Świerczewski

• urodzony 22 lutego 1897 r. w Warszawie

• zmarły 28 marca 1947 r. pod Jabłonkami

• w 1916 r. został powołany do armii rosyjskiej

• w 1918 r. wstąpił do Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego

• w 1928 r. został oficerem sowieckiego wywiadu wojskowego Razwiedupru

• w latach 1936-1938 brał udział w wojnie domowej w Hiszpanii

• w 1944 r. został członkiem Centralnego Biura Komu-nistów Polskich w ZSRR

• w latach 1944-1947 był posłem do Krajowej Rady Narodowej

NATROPIEPRZODKÓWKOMUNISTÓW

skwą. Spośród 10 tys. podlegających mu żołnierzy przeżyło zaledwie pięciu... Nie było to nic nadzwy-czajnego w karierze Świerczewskie-go – większość rozkazów wydawał w stanie upojenia alkoholowego.

Stalin oddelegował go do powsta-jącej w ZSRR polskiej armii - był zastępcą gen. Berlinga. W styczniu 1944 r. wszedł w skład Centralne-go Biura Komunistów Polskich. W marcu tego samego roku awan-

sowano go do stopnia generała dywizji – ale nie Armii Czerwonej, a Wojska Polskiego.

W 1945 r. miał zostać dowódcą „Ar-mii Polskiej na Zachodzie”, lecz nie zgodzili się na to Brytyjczycy. Świer-czewski zginął 28 marca 1947 r. pod Baligrodem w Bieszczadach z rąk UPA. Niektórzy historycy twierdzą, że partia „poświęciła” Świerczewskiego, aby mieć pre-tekst do rozpoczęcia akcji „Wisła”.

Został pochowany 1 kwietnia 1947 na Cmentarzu Wojskowym na Po-wązkach z udziałem władz partyj-nych, państwowych i kościelnych. Jego zięciem był Dmitrij Woznie-sienski – funkcjonariusz radziec-kiego kontrwywiadu, szef Głów-nego Zarządu Informacji Wojska Polskiego. Jego synowa – żona Karola Waltera, była córką Karola Małcużyńskiego – członka Zarządu Głównego Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej. ■

» Akt ślubu Karola Świerczewskiego z Antoniną Jędrzejewską /fot. metryki.genealodzy.pl

» fot. Wikim

edia Com

mons

Page 24: More Maiorum nr 33

More Maiorum24

Z archiwumMore Maiorum

Page 25: More Maiorum nr 33

More Maiorum 25

Z archiwumMore Maiorum

Page 26: More Maiorum nr 33

More Maiorum26

Alan Jakman

czeski kompozytor, syn rzeźnika – czyli o Antonínie DvořákuJeden z głównych przedstawicieli czeskiej muzyki narodowej , dy-rygent. Po mieczu jego przodko-wie byli rzeźnikami spod Pragi, po matce miał być wnukiem ad-ministratora nieruchomości.

Antonin Dvořák urodził się w niewielkiej wiosce Nelahozeves, znajdu-jącej się ok. 30 km na

północ od stolicy Czech. Pierwsza pisemna wzmianka o tej miejscowo-ści pochodzi już z połowy XIV wie-ku. Kompozytor został ochrzczony 9 września 1841 r. – przyszedł na świat dzień wcześniej. Jego ojcem był Franciszek – rzeźnik, jak zapisa-no w akcie – syn Jana Dvořáka za-mieszkałego w pobliskiej wiosce Dří-nov w domu pod numerem 1, a także Anny Bobek, zamieszkałej przy mężu. Matką Antonina była Anna – córka Józefa Zdeňka, urodzona w miejsco-wości Uhy w domu pod numerem 1, zaś jej matką była Maria Chladkova z m. Beřovice– dom nr 28.

Metryka – jak na zapis w formie ta-beli, zawiera bardzo dużo informa-cji o rodzicach i dziadkach chrzczo-nego dziecka –wiemy nawet, w któ-rym dokładnie domu urodziła się babka macierzysta Antonina! Dzięki tym informacjom odszukanie aktu urodzenia rodziców – w momen-cie, kiedy akt informuje nas, w jakiej miejscowości i pod którym nume-rem domu się urodzili, nie powinno być problemem.

Franciszek Dvořák przez 8 lat kształcił się w zawodzie rzeźnika na Morawach i Węgrzech. Do ro-dzinnej miejscowości powrócił pod koniec lat 30. XIX wieku. W 1840 poślubił matkę Antonina – Annę Zdeňkową z wioski Uhy. Co cieka-we, oryginalna nazwa wsi brzmiała „Huhy”, co było onomatopeją od-głosów sowy.

Dvořákowie doczekali się łącznie dziewięciorga dzieci – z czego Anto-nin, urodzony rok po ślubie, był naj-

GENEALOGIA

Page 27: More Maiorum nr 33

{

More Maiorum 27

1841

OJCIEC

starszy. Ostatnia córka była o 17 lat młodsza od kompozytora. Dwój-ka dzieci – Aloise i Marie, zmarła w niemowlęctwie.

Sam kompozytor ożenił się 17 li-stopada 1873 r. w kościele św. Piotra i Pawła w Pradze. Jednak w metrykach ślubu praskiej parafii na próżno szukać informacji o ślubie Dvořáka. Jego wybranką była Anna Čermáková – 19-letnia córka złotni-ka z Pragi. Co ciekawe – Anna, była młodszą siostrą pierwszej miłości Antonina – Józefy, którą poznał podczas nauki gry na fortepianie.

20 sierpnia 1878 r. czeska policja odnotowała przybycie do Pragi Antonina Dwořaka – kompozyto-ra, urodzonego w 1841 r. w Nela-hozeves. Zapisano również jego

żonę oraz piątkę dzieci małżeństwa Dvořáków.

Podobnie jak jego rodzice, również i Antonin z Anną mieli dziewięcio-ro dzieci. Przez pierwsze trzy lata małżeństwa urodziła się trójka dzie-ci – niestety dwoje – Otakat i Ru-zena, zmarli w dzieciństwie, a Josefa kilka dni po narodzinach. Kolejne dzieci rodziły się od 1878 do 1888 r. – z czego ostatnia córka Aloisie, zmarła w wieku 79 lat.

Wracając jednak do rodziców cze-skiego kompozytora – metryki ślubu nie udało się odnaleźć. Nie-stety księgi z parafii, do której na-leżała miejscowość Uhy, nie zostały jeszcze zdigitalizowane. Udało się jednak odnaleźć kilka informacji o matce Antonina – Annie. Miała

akt urodzeniaAntonína Dvoráka

GENEALOGIA

» fot. Wikimedia Commons

» Státní oblastní archiv v Praze (link)

Page 28: More Maiorum nr 33

More Maiorum28

GENEALOGIA

» Applications for Residence Permit of Prague Police H

eadquarters (link)

Page 29: More Maiorum nr 33

{{

More Maiorum 29

1814

1764

przyjść na świat 7 lutego 1820 w Uhach jako córka Józefa i Marii Chládkovej, urodzonej w 1777, a zmarłej 75 lat później. Dzięki in-formacjom zawartym w akcie chrztu wnuka Marii, wiemy że pochodziła z miejscowości Beřovice. W akcie odnotowano, że w domu nr 28, 30 marca 1777 r. urodziła się dziew-czynka, której nadanoimię Maria. Jej ojcem był Chladek Józef – rolnik z Berovitz (pi-sownia oryginalna), a matką Magdalena.

akt urodzeniaFranciszka Dvoráka

Według wielu portali Józef Zdeňek jest określany mianem „księcia Lob-kovitz” – niestety nie znalazłem ni-gdzie w dostępnych metrykach po-twierdzenia tej informacji. Co więcej, biografia Antonina Dvořáka podaje, że Józef był jedynie komornikiem, mieszkającym u tegoż księcia.

Prześledźmy jednak linię Dvořáków. Z aktu chrztu Antonina, wiemy

akt urodzeniaJana Dvoráka

GENEALOGIA»

Stát

ní o

blas

tní a

rchi

v v

Praz

e (li

nk)

» A

rchi

v hl

avní

ho m

ěsta

Pra

hy (l

ink)

Page 30: More Maiorum nr 33

{{

More Maiorum30

1775

1746

akt urodzeniaAnny Bobkovej

że Franciszek urodził się w domu pod numerem jeden we wsi Dřínov w 1814 r. Warto zaznaczyć, że rok wcześniej – między miejscowościa-mi Dřínov, Vraným i Jarpice, zebra-ła się koalicji trzech cesarzy, którzy mieli zaatakować francuską armię w pobliżu Drezna. Niedaleko miej-scowości rodzinnej ojca Antonina, rok przed jego narodzinami, sta-cjonowało blisko 80 tys. żołnierzy. Sprowadzili oni wiele chorób, przez co w niewielkiej wiosce zginęło po-nad 100 osób.

W praskim archiwum państwowym można odnaleźć księgi parafii Ho-stín, do której należał Dřínov. 19 września 1814 ochrzczono Fran-ciszka Dwořaka – poddanego na Skodolku, syna Jana i Anny Bob-kovej – urodzonej w Dřínovie pod

numerem 5, córki zmarłego Józefa i Magdaleny Gubowcowej. Te infor-macje pozwalają nam odszukać akt urodzenia babki ojczystej Antonina Dvořaka.

Zgodnie z tym, co zapisano w metry-ce jej syna, urodziła się w Dřínovie – ochrzczona została 2 marca 1775 r. przez księdza Wacława Lausotę jako córka Josephusa (Józefa) cieśli (łac. faber lignarius) i Magdaleny. Poród odbierała Magdalena Swobodova.

XVII-wieczne metryki tabelaryczne z terenu Monarchii Habsburskiej są równie ubogie w informacje, co te, które spotykamy w Galicji.

Z dostępnych w Internecie informa-cji wiadomo, że dziadek Antonina, a ojciec Franciszka – Jan, urodził się w wiosce Třeboradice, która obec-nie jest częścią Pragi. Dvořákowie prowadzili w okolicy karczmy – byli lokalnymi rzemieślnikami. W domu numer 24 w Nelahozeves Franci-szek prowadził sklep mięsny.

Urodzenie Jana Nepocumena Mi-chała datowane jest na 8 maja 1764 r. – dzień później został ochrzczony. Był synem Jana Dworzaka – chałup-nika, i Katarzyny. Jednym z chrzest-nych był Józef Dworzak – handlarz (łac. caupo). Pewną ciekawostką jest,

akt zgonuWaclawa Dvoráka

GENEALOGIA» Státní oblastní archiv v Praze (link)

» Archiv hlavního m

ěsta Prahy (link)

Page 31: More Maiorum nr 33

{

More Maiorum 31

1721

że jego chrzestnym był również Jan Kliviczki – lokalny śpiewak! Kto by się spodziewał, że kilkadziesiąt lat później syn chrzczonego chłopca zwiąże swoje całe życie z muzyką.

Jego rodzice pobrali się 12 lat wcze-śniej – 8 lutego 1752. Jan był synem Magdaleny Dworzakowej – nie zapisa-

no informacji o ojcu! Z kolei Kata-rzyna była córką Tomasza Chintzla – chałupnika. Panna młoda pocho-dziła z miejscowości Kbely – obec-nie dzielnicy Pragi.

Jan jednak wkrótce straci ojca – w 1777 roku, mając 13 lat, umiera Jan senior. Zapisano, że miał 49 lat i mieszkał w domu pod numerem 7 w Třeboradicach. Znana jest dzienna data urodzenia pradziadka Antonina – jest to 5 maja 1724, lecz pod nią nie znajduje się oczekiwana metryka.

W Internecie dostępny jest jednak wykaz przodków Antonina – na jego podstawie można było odna-leźć metryki zgonów dwóch ko-lejnych pokoleń Dwořaków. I tak 1 kwietnia 1746 r. umiera Wacław Dworzak, mający 50 lat. 25 lat wcze-śniej w Třeboradicach umiera z kolei ojciec Wacława – Jan, który również zmarł w wieku 50 lat. Znane są jesz-cze dwa pokolenia przodków kom-pozytora – Wacław (1626-?) oraz Jerzy (1610-1676) żonaty z Dorotą Florykovą, wdowie po Jerzy Pisailu. Nie mam jednak żadnych dokumen-tów, aby potwierdzić te informacje – informacje te podaje w swojej książ-ce syn Antonina Dvořáka. ■

akt zgonuJana Dvoráka

GENEALOGIA»

Arc

hiv

hlav

ního

měs

ta P

rahy

(li

nk)

» fo

t. W

ikim

edia

Com

mon

s

Page 32: More Maiorum nr 33

Tomasz Klinitz NN NN

More Maiorum32

Jan Dvořák *05.05.1724 Třeboradice † 15.12.1777 Třeboradice

Katarzyna Klinitzlowa

Józef Bobek

Magdalena Guborcova

Józef Chladek

Magdalena NN

Wacław Dvořák *1696

† 01.04.1746 TřeboradiceZuzanna NN

GENEALOGIA

Page 33: More Maiorum nr 33

More Maiorum 33

Antonín Leopold Dvořák

*08.09.1841 Nelahozeves

† 01.05.1904 Praga

Franciszek Dvořák

*19.09.1814 Dřínov

† 1894

AnnaZdeňek

*01.02.1820 Uhy

† 1882

Jan Nep.

Michał Dvořák*08.05.1764 Třeboradice † 05.11.1842 Nelahozeves

Józef Zdeňek

Anna Bobková*02.03.1775

Dřínov† 24.07.1848 Nelahozeves

Maria

Chladkova*30.03.1777

Beřovice † 05.03.1852

Uhy

GENEALOGIA

Page 34: More Maiorum nr 33

More Maiorum34

Alan JakmanMałgorzata Lissowska

od syna kmiecia do króla czekolady i właściciela domu handlowegoZ niewielkiego miasteczka w Galicji, jako syn kmiecia, przeniósł się Warszawy, gdzie stał się jednym z najbogatszych obywateli, a jego fabryka czeko-lady była trzykrotnie większa od niemieckiego Wedla.

Franciszek Ksawery Fuchs przyszedł na świat 3 grud-nia 1798 r. w Białej. Mia-sto to kilkanaście lat wcze-

śniej zostało włączone do Galicji, a na rzece Białej przebiegała granica celna.

Metryka chrztu Fuchsa powinna znajdować się w Kościele Opatrz-ności Bożej w Białej. Po przeszuka-niu metryki urodzeń okazało się, że w 1798 r. nie odnotowano ani jed-nego Franciszka Fuchsa. Rok wcze-śniej na świat przyszedł Franciszek,

ale syn Jakuba i Marii. Z metryki ślu-bu wiadomo jednak, że ojcem Fran-ciszka Ksawerego był Jan Fuchs, a matką Franciszka z Pedelków.

Fuchsowie najprawdopodobniej mieszkali w tzw. miejskiej części Lipnika, która bezpośrednio gra-niczyła z Białą. I właśnie w lipnic-kiej parafii można odnaleźć metry-ki chrztów rodzeństwa przyszłego „króla czekolady”. W 1793 roku odnotowano urodzenie Walentego Piotra Józefa. Rodzina mieszkała wówczas w domu numer 14. Nie podano żadnych informacji o zawo-dzie, który wykonywał ojciec.

Warto odnotować ważną informa-cję – wiele publikacji podaje jakoby matką Franciszka Ksawerego była Tekla. Z tych samych rodziców mieli rodzić się jego bracia i siostry.

Przy nich z kolei matką zdecydowa-nie jest kobieta o nazwisku Pedelek, ale imię to Franciszka. Była córką Jana Pedelka. Nie można jednak za-przeczyć temu, że matką Franciszka Ksawerego była Tekla, ponieważ nie mamy dostępny do metryki chrztu, a imię to pojawia się w aktach ślubu i zgonu samego Franciszka.

Metryka chrztu Jana Antoniego z 1796 r. podaje zawód, czy też raczej zajęcie, ojca – cmetho, czyli kmieć. Można więc stwierdzić, że Fuchsowie mieli w Lipniku własne gospodarstwo o powierzchni nie mniejszej niż 1 łan1.

W 1831 roku w metrykach zgonu odnotowano śmierć Jana Fuchsa – piekarza, mającego 52 lata, zmar-

1 Encyklopedia popularna, PWN & Świat Książki, Warszawa 1998

» Fragment lipnickiej księgi gruntowej z 1788 r. /fot. Alan Jakman

» Akt urodzenia Walentego Piotra Józefa Fuchsa /fot. Jan Motak

HISTORIAXIXWIEKU

Page 35: More Maiorum nr 33

More Maiorum 35

HISTORIAXIXWIEKU

łego na cholerę. Być może jest to ojciec Franciszka Ksawerego. Bez-pośrednio pod tym zapisem znajdu-je się akt zgonu Grzegorza Fuchsa, 55-letniego piekarza. Nie wiadomo, czy obu Fuchsów łączyło jakiekol-wiek pokrewieństwo – wiadomo natomiast, że wielu Fuchsów poja-wiało się w tej parafii już wcześniej.

W księdze lipnickiej księdze grunto-wej z 1788 r. został zapisany tylko jeden Fuchs (jako Fuchß) – Jacob, Haüßsler, czyli chłop – posiadacz niewielkiej chałupy z ogródkiem. Nie wiadomo jednak, czy ów Jakub jest jakkolwiek spokrewniony z Ja-nem Fuchsem.

W Białej Fuchs miał ukończyć śred-nią szkołę handlową – nie udało się jednak ustalić, gdzie znajdowała się taka szkoła i czy w ogóle istniała. In-formacja ta nie jest poparta żadnym źródłem. Inne mówią, że Fuchs „po-bierał nauki w Białej”, nie określając żadnego konkretnego miejsca lub szkoły.

Trudno dokładnie określić, kiedy Franciszek Fuchs przybył z Białej do Warszawy, i czy aby na pewno to ona była celem jego podróży. Prawdopodobnie w 1829 roku za-łożył „Dom Handlowo-Przemy-słowy Franciszek Fuchs i S-ka”, o czym informowano na opako-waniach czekolad produkowanych przez kolejne pokolenia,2 jednak w gazetach dostępnych w ówcze-snych latach, na próżno szukać informacji o tym przedsiębior-stwie. Samego Franciszka Fuchsa odnaleźć można jako sprzedawcę drzewek morwowych, win, korze-ni albo nasion na paszę dla owiec w latach 1836-1837. Tym wszyst-kim handlował przy ulicy Senator-skiej 461 (lub 467) naprzeciw Re-

2 Opakowanie czekolady z fabryki „Franciszek Fuchs i Synowie S.A.” lata 30. XX wieku, http://www.chocolatewrappers.info/Polsko/Polsko/plfuafr.jpg [dostęp 26.09.2015]

formatorów3 (obecnie kościół św. Antoniego).

Również w 1837 roku, 22 stycznia, w kościele św. Krzyża ma miejsce ślub Franciszka Ksawerego i Ewy Wiktorii Daniel.4 Co ciekawe, wi-doczny pod aktem podpis Fuchsa, stał się w późniejszych latach logo smakołyków tworzonych w słynnej fabryce. W latach 1839-1844 urodzi-ło im się troje dzieci. Wiktoria Fran-ciszka (1839)5, Franciszek Feliks (najprawdopodobniej 1841) oraz Jó-zef Julian (1844)6.3 Kurjer Warszawski, 11 kwietnia 1836, s. 8 http://ebuw.uw.edu.pl/dlibra/plain-content?id=28623 oraz Korrespondent, 27 stycznia 1837, s. 1 http://ebuw.uw.edu.pl/dlibra/plain-content?id=19501 [dostęp 26.09.2015]4Akt małżeństwa, parafia św. Krzyża w Warszawie http://szukajwarchiwach.pl/72/158/0/-/11/skan/full/-cOBXyFmGfMbx3GKDiP81Q [dostęp 26.09.2015]5 Akt chrztu, parafia św. Andrzeja w Warszawie http://szukajwarchiwach.pl/72/159/0/-/10/skan/full/IZzqVClVL3Kh95UyuukXow [dostęp 26.09.2015]6 Akt chrztu, parafia św. Andrzeja w Warszawie http://szukajwarchiwach.pl/72/159/0/-/14/skan/full/

Franciszek jest nie tylko dobrym kupcem, jak na ówczesne lata. Już w 1850 roku zostaje obrany sędzią Trybunału Handlowego podczas wyborów, zorganizowanych przez kupców warszawskich7. Funkcję tę sprawuje przez ponad 30 lat, co potwierdzają sprawozdania z dzia-łalności Trybunału dostępne w ko-lejnych wydaniach Gazety Sądowej Warszawskiej8. Do 1859 roku rodzi-na przeprowadza się na ulicę Miodo-wą 486a (14), gdzie zamieszkał także bratanek Franciszka, jego późniejszy zięć, Edmund Karol Fuchs urodzo-ny również w Białej. W 1873 roku Taryfa domów miasta Warszawy, podaje Franciszka jako właściciela

cyUIaCR5hnIYpHi6ovsg_Q [dostęp 26.09.2015]7 Tygodnik Petersburski: Gazeta Urzędowa Królestwa Polskiego, czerwiec 1850 http://ebuw.uw.edu.pl/dlibra/plain-content?id=96814 [dostęp 26.09.2015]8 Gazeta Sądowa Warszawska, http://ebuw.uw.edu.pl/dlibra/publication?id=35137 [dostęp 26.09.2015]

» Franciszek Ksawery Fuchs /fot. Album Bródno, foto.onet.pl

Page 36: More Maiorum nr 33

More Maiorum36

tego domu. Tam też otwarto sklep kolonialny, który z czasem zmienił się w hurtownię, gdzie podobnie jak na początku kupieckiej działalności Fuchsa, można było kupić kawę czy wino. Kiedy dorośli synowie zaczęli współpracować z ojcem, nastąpiła zmiana nazwy na „Dom Handlo-wo-Przemysłowy Franciszek Fuchs i Synowie”.

Franciszek Ksawery Fuchs kupiec, przemysłowiec, sędzia Trybunału Handlowego, radca Banku Polskie-go umiera 29 maja 1885 roku. Zo-

staje pochowany na cmentarzu po-wązkowskim.9 Pozostawia po sobie bardzo dobrze prosperujący dom handlowy, który przechodzi w ręce synów i zięcia. Firma rośnie w siłę. W 1908 roku w domu handlowym można kupić cygara, kawę, towary kolonialne, węgiel kamienny i koks oraz wina10. Od 1910 roku rozwi-jać się zaczyna cukierniczy prze-mysł fabryczny, firma „Dom Han-

9 Kurjer Warszawski, 30 maja 1885, http://polona.pl/item/19229995/4/ [dostęp 26.09.2015]10 Adresy Warszawy rok 1908, http://ebuw.uw.edu.pl/dlibra/docmetadata?id=7571&from=publication [dostep 26.09.2015]

dlowo – Przemysłowy Fr. Fuchs i S-wie” buduje fabrykę czekolady zlokalizowaną przy ulicy Topiel 12 w Warszawie11. Ma to wpływ na największy i najszybszy dotychczas rozwój firmy. W 1911 roku przed-siębiorstwem kierują Franciszek Fe-liks, Józef Julian oraz ich szwagier Edmund Karol12 (będący równo-cześnie wiceprezesem rady Banku Handlowego w Warszawie). Taki 11 Gazeta Handlowa, 2 kwietnia 1931, http://ebuw.uw.edu.pl/dlibra/plain-content?id=13177 [dostęp 26.09.2015]12Przemysł i Handel Królestwa Polskiego, 1911, http://sbc.wbp.kielce.pl/dlibra/docmetadata?id=17732 [dostęp 27.09.2015]

» Podpisy z aktu ślubu Franciszka Ksawerego Fuchsa /fot. szukajwarchiwach.pl

» Akt zgonu Franciszka Ksawerego Fuchsa /fot. szukajwarchiwach.pl

HISTORIAXIXWIEKU

Page 37: More Maiorum nr 33

More Maiorum 37

stan rzeczy utrzymuje się do śmierci braci w 1915 roku.

Dwa lata później na terenie Króle-stwa Polskiego zaczęto prowadzić rejestr handlowy. Wyczytać w nim można, że do 1919 roku przedsię-biorstwem pod nazwą Franciszek Fuchs i Synowie, zlokalizowanym wciąż przy ul. Miodowej 16, zarzą-dza już tylko Edmund Karol Fuchs.

W 1925 roku Tygodnik Handlowy, przedstawiający przemysł cukier-niczy w cyfrach, podaje że fabryka

zatrudnia 500 pracowników (dla porównania u Wedla pracowało wówczas do 100 osób), a jej spe-cjalnością jest wyrób czekolady, kar-melków, kakao, draży dla palących i marmelady. Produkcja dzienna wynosi 10 000 kg.13 Była to wów-czas największa fabryka stolicy a jej sklepy działały na terenie ca-łego kraju. W 1938 roku w firmie pracowało od 400 do 500 robotni-ków oraz około 100 urzędników14. 13 Tygodnik Handlowy, 17 kwietnia 1925, http://ebuw.uw.edu.pl/dlibra/plain-content?id=128345 [dostęp 26.09.2015]14 Rocznik Polskiego Przemysłu i Handlu,

W 1947 roku czekoladową potęgę zamieniono na Zakłady Przemysłu Cukierniczego Syrena. Te z kolei w 1960 roku połączono z Zakłada-mi Przemysłu Cukierniczego im. 22 lipca, dawniej firmą E. Wedla, która to nazwa wróciła w 1989 roku.

Kto wie, może dzisiaj, zajadając się czekoladą Wedla, spożywamy produkt Fuchsa, przybyłego nie-całe 200 lat temu z Białej do Warszawy? ■

Warszawa 1938, s. 440 http://ebuw.uw.edu.pl/dlibra/docmetadata?id=101036 [dostęp 27.09.2015]

» fot. Album

Bródno, foto.onet.pl» fot. Śląska Biblioteka C

yfrowa

HISTORIAXIXWIEKU

Page 38: More Maiorum nr 33

More Maiorum38

Jan Wypijewski

za wielką wodę - o emigracji doStanów Zjednoczonych (1890-1924)Historia polskich rodzin to rów-nież historia emigracji za wielką wodę. Artykuł traktuje o drugiej fazie emigracji zarobkowej XIX- XX w. Emigrację lat 1854- 1890 opisano w poprzednim numerze More Mairoum.

Przełom 1880 i 1890 roku przyniósł istotną zmianę w emigracji „za chlebem”. Modyfikacji uległ model

emigranta. Z posiadacza kapitału emigrującego najczęściej z całą ro-dziną, którego celem był zakup ziemi i założenie własnego gospodarstwa, stał się młodym samotnym mężczy-zną, chłopem, emigrującym do wiel-kich miast i terenów uprzemysłowio-nych. Celem wychodźców nie było już stałe osadnictwo, tylko chęć cza-sowego wyjazdu i zarobienie takiej ilości pieniędzy, która po powrocie do Ojczyzny poprawi standard ży-cia emigranta i jego rodziny. Druga faza emigracji zarobkowej dotknęła przede wszystkim tereny Królestwa Polskiego i Galicji. Szacuje się, że z każdego z obszarów wyemigrowa-ło ponad milion osób, z nieznaczną przewagą liczebną Galicji. Uzyskanie dokładnej liczby polskich emigran-tów jest praktycznie niemożliwe ze względu na różne czynniki. Pierw-szym z nich jest sytuacja geopoli-tyczna XIX i początków XX wieku. Polacy jako swój kraj pochodzenia podają, zgodnie z prawdą, Rosję, Prusy i Austrię (lub Galicję). W gru-pie emigrantów z tych państw znaj-dowali się również przedstawiciele innych narodowości np. Żydzi, czy

Ukraińcy, zawyżający liczbę polskich wychodźców. Kolejnym powodem jest brak dokładnych statystyk reemi-gracji. Pomimo tych trudności sza-cuje się, że łączna wielkość emigracji Polaków przed 1914 rokiem wynosi od 2,25 do 3 milionów osób.

W długą podróż

Poza wspomnianym już czynnikiem wypychającym, czyli chęcią zdoby-cia kapitału i późniejszego powrotu w rodzinne strony, emigranci byli przyciągani przez gwałtowny roz-wój ekonomiczny Ameryki na prze-łomie XIX i XX w. Mimo dwóch kryzysów finansowych w latach 1893-1896 oraz 1907-1908, które zachwiały amerykańską gospodar-ką, potrzeba taniej siły roboczej wydawała się nieskończona. Okres ten nazywany jest Drugą Rewolucją Przemysłową, która była oparta na żelazie, węglu, parze i stali. Doko-nano ogromnego skoku cywiliza-cyjnego w takich dziedzinach, jak motoryzacja, czy hutnictwo. USA były światowym liderem wydobycia węgla kamiennego, a w 1900 roku amerykańska produkcja stali prze-wyższała łączną produkcję Wielkiej Brytanii i II Rzeszy. Innymi czynni-kami, które zachęcały do podróży za Ocean były, tak jak w latach po-przednich, listy od krewnych, którzy już wcześniej wyemigrowali oraz działalność agentów emigracyjnych w powiatach guberni Królestwa Pol-skiego, czy Galicji, którzy byli za-trudnieni przez kompanie, łączące parowcami Europę z Amerykę.

To właśnie agenci prowadzili sprze-daż tzw. szyfkart (niem. Shiffskarte), czyli biletów na parowce do Amery-ki. Często były one połączone z bi-letami na pociąg z portu do docelo-wego miejsca podróży. Wielokrotnie przyszły emigrant zapożyczał się u rodziny, czy znajomych, ponieważ zakup biletu przekraczał jego moż-liwości finansowe. Innym sposobem na zdobycie biletu był jego zakup przez krewnego na miejscu w Ame-ryce. Często właśnie w taki spo-sób starsze rodzeństwo pomagało młodszym. Emigrant musiał rów-nież uzyskać paszport w urzędzie gminy, w której był zameldowany. Mając paszport i bilet przekraczał granicę z Cesarstwem Niemieckim, skąd rozpoczynał długą podróż po-ciągiem na północ. Głównymi por-tami, z których rozpoczynała się po-dróż do Nowego Świata pozostały Brema i Hamburg. Po około dwóch tygodniach statek, tak jak w latach poprzednich, docierał do portów w: Nowym Jorku, Filadelfii, Baltimore lub Bostonie. Jedyną zmianą jaka na-stąpiła w porównaniu z wcześniej-szą emigracją, było przeniesienie nowojorskiego centrum imigracyj-nego z Castle Garden na Ellis Island w 1892 roku. Od momentu otwar-cia do zamknięcia 12 listopada 1954 roku przez jego mury przeszło 10,5 miliona imigrantów. Rekordowym rokiem był 1907, kiedy Ellis Island przyjęło ponad milion osób, a naj-wyższy dzienny wynik odnotowano 17 kwietnia 1907, kiedy przybyło ponad 11 000 imigrantów. Pierwszy, trójkondygnacyjny budynek cen-

EMIGRACJANASZYCHPRZODKÓW

Page 39: More Maiorum nr 33

More Maiorum 39

trum na Ellis Island, zbudowany z drewna, został całkowicie znisz-czony w pożarze, jaki wybuchł 15 czerwca 1897 roku. Większość no-wojorskich list pasażerskich sprzed 1897, zarówno z Castle Garden jak i Ellis Island, zostało bezpowrotnie utraconych. Otwarcie drugiego, wy-konanego z cegły centrum odbyło się 17 grudnia 1900 roku (imigran-tów między 1897 a 1900 przyjmo-wano w biurze na barce). Imigranci, stłoczeni w jednym pomieszczeniu, byli wstępnie sprawdzani. Jeśli byli chorzy lub wyglądali na chorych, zostawali oznaczani i odsyłani do

» Jan Wypijewski wraz z kuzynem Stanisławem Wypijewskim, Chicago, ok. 1910 r. /fot. Jan Wypijewski

dokładniejszej kontroli medycznej. Osoby, które w ocenie urzędników były zdrowe i przeszły pozytywnie serie pytań przy sporządzaniu list, zostawały wpuszczone do Ameryki. Cały proces, jeśli zakończył się po-zytywnie, zajmował imigrantom od 2 do 5 godzin. Z centrum na Ellis Island udawano się na peron kole-jowy, gdzie wsiadano w pociągi do docelowego miejsca podróży. Co ciekawe, pociągi z imigrantami były pociągami trzeciej klasy, a pociągi z bydłem drugiej klasy. Oznaczało to, że za każdym razem pociąg z by-dłem miał pierwszeństwo na torach

przed pociągiem z przybyszami. Często powodowało to opóźnienia, przez co niektórzy nigdy nie dotarli do swoich krewnych, którzy na nich oczekiwali.

Nowe życie

Głównymi celami emigrantów były północne i wschodnie stany. Przede wszystkim centrum amerykańskie-go przemysłu ciężkiego: obszar od Milwaukee (stan Wisconsin) przez Chicago (stan Illinois), Detroit (stan Michigan), Cleveland (stan Ohio), Pittsburgh (stan Pensylwania), za-głębie antracytowe w Pensylwanii oraz obszar od Buffalo do Nowe-go Jorku (obydwa w stanie Nowy Jork). Niektóre z miast, takie jak np. Hamtramck (Michigan), czy Hammond (Indiana), były w więk-szości zamieszkane przez Polaków jeszcze w 1939 roku. Detroit i po-bliski Hamtramck, to miasta słyną-ce z przemysłu motoryzacyjnego, gdzie swoje fabryki otworzyli m.in. Henry Ford, czy bracia Dodge. Mil-waukee, Cleveland i Pittsburgh, to przemysł metalurgiczny. Chicago to, poza największą w rejonie ubojnią mięsa, rząd hut stali, rozciągający się na ponad 40 km, aż poza mia-sto Gary w Indianie. Wspomnienia osób tam żyjących mówią o pasie czarnego dymu unoszącego się na horyzoncie – tak z daleka wyglądało Chicago. Powietrze w pobliżu hut było tak zanieczyszczone, że pranie wieszane na dworze pokrywało się pyłem o różnym kolorze, zależnym od składników dodanych przy pro-dukcji stali w danym okresie. Całą dobę słychać było huk pracujących maszyn, a nocne niebo rozświetla-ła łuna rozpalonych pieców hutni-czych. Praca w hucie odbywała się na dwie zmiany po dwanaście go-dzin. Oznaczało to, że żeby jedna zmiana miała wolną niedzielę, druga tego dnia pracowała przez 24 go-dziny non stop! Ulice prowadzące

EMIGRACJANASZYCHPRZODKÓW

Page 40: More Maiorum nr 33

More Maiorum40

do hut były usłane rzędami tawern, które wypełniały się po zakończonej zmianie. Taki rytm pracy praktycz-nie odbierał ojców rodzinie, jednak czynnikiem przemawiającym za tak ciężką pracą były oczywiście zarob-ki, które przewyższały płacę w in-nych zakładach.

Po przybyciu imigrant zazwyczaj mieszkał jako lokator u krewnych, znajomych, a czasami u obcych osób. Najczęściej to właśnie rodzi-na wspierała go w poszukiwaniach pierwszej pracy i pomagała zaakli-matyzować się w zupełnie obcym otoczeniu. Po oswojeniu się z nową rzeczywistością i usamodzielnieniu się, imigrant pomagał następnemu krewnemu w przybyciu i rozpo-częciu życia w tym samym mieście. Taki model migracji nazywany jest łańcuchowym. Polacy skupiali się w swojej wspólnocie narodowej, przez co opóźnili proces asymila-cji ze społeczeństwem amerykań-skim. Wspólnotą taką była przede wszystkim parafia, która spajała

społeczeństwo i pozwalała na kul-tywowanie narodowych tradycji na obcej ziemi. Na terenach, gdzie było najwięcej Polaków, powstało bardzo wiele monumentalnych ko-ściołów o wyjątkowym zdobieniu, zupełnie odmiennych od świątyń protestanckich, czy istniejących już katolickich. Spotykało się to z nie-dowierzaniem i krytyką społeczeń-stwa amerykańskiego, które nie ro-zumiało dlaczego osoby należące do biedniejszych warstw ponoszą takie koszta budowy kościołów w stylu nazywanym „stylem polskich ka-tedr”. W pewnym sensie styl ten był również manifestacją wobec innych grup etnicznych, że Polacy liczą się w Ameryce, są obecni i istotni.

Regulacje prawne

Po opisanych w poprzednim arty-kule przepisach z 1862, 1875 i 1882 przyszedł czas na tzw. Foran Act, czyli ustawę o najmie pracy, która weszła w życie w 1885 roku. Ustawa za-kazywała sprowadzania do Stanów

Zjednoczonych robotników niewy-kwalifikowanych, którzy zostali za-kontraktowani przez amerykańskie firmy jeszcze przed emigracją i mieli przez nie opłacony bilet. Kolejnym aktem prawnym dotyczącym imi-grantów była ustawa z 1891 roku, która rozszerzyła uprawnienia rzą-du federalnego do deportacji oraz powołała Urząd Nadzoru Imigracji w ramach Departamentu Skarbu. Kolejne zaostrzenie przepisów imi-gracyjnych przypadło na 1903 rok, kiedy prezydent Roosevelt podpisał ustawę, która zabraniała wstępu do USA anarchistom, osobom chorym na padaczkę, żebrakom i importe-rom prostytutek. Znaczną zmianę przyniósł rok 1907, w którym we-szła w życie nowa ustawa imigra-cyjna. Wprowadziła ona wzrost podatku pogłównego, jeszcze więk-sze restrykcje odnośnie osób cho-rych i podejrzanych o działalność przestępczą, czy wywrotową oraz uszczegółowiono formularze list pa-sażerskich. W dość sprytny sposób próbowano zmniejszyć liczbę imi-

» Kościół p,w. św. Stanisława w Mil-waukee, ukończony w 1873 r. /fot. Sulfur Wikimedia Commons

EMIGRACJANASZYCHPRZODKÓW

Page 41: More Maiorum nr 33

More Maiorum 41

{ Polacy skupiali się w swojej wspólnocie narodowej, przez co opóźnili proces asymilacji

grantów przybywających do Amery-ki. Mianowicie ustawa wprowadzała szereg warunków dotyczących jako-ści pomieszczeń na statku jakie musi on spełniać, żeby być wpuszczonym do amerykańskiego portu. Była to próba oddalenia okrętów z Europy do innych państw Ameryki. Jednak, jak się później okazało, najgorszym elementem ustawy z 1907 było po-wołanie Komisji Imigracyjnej pod przewodnictwem Williama Dilligha-ma, która wyposażona w wysokie środki finansowe miała analizować proces imigracji i w razie potrze-by, przygotowywać kolejne ustawy. Efektem pracy komisji Dilligha-ma była propozycja wprowadzenia rocznych kwot imigracyjnych dla poszczególnych narodowości, zaka-zu wstępu do Ameryki bezżennym niewykwalifikowanym pracowni-kom oraz analfabetom, rocznych limitów dla poszczególnych portów, czy podniesienia pogłównego i kwo-ty pieniędzy, jaką musiał posiadać każdy przybywający. Projekt usta-wy został dwukrotnie zawetowany przez prezydentów USA. Jednak

już w 1917 roku wprowadzono test z czytania dla wszystkich imigran-tów powyżej 14 roku życia i zwięk-szono ilość pieniędzy, jakie imigrant musi posiadać. Za początek końca wielkiej migracji z Europy można uznać ustawę z 1921 roku, tzw. bill Johnsona. Wprowadziła ona roczne kwoty narodowościowe w wysoko-ści 3 proc. w stosunku do ilości osób danej narodowości wg spisu ludno-ści z 1910 roku. W praktyce ozna-czało to łączną imigrację do USA na poziomie 356 995 osób, z czego Polsce przyznano limit 31 146 osób

na rok. Kolejne zaostrzenie przepi-sów imigracyjnych nastąpiło w 1924 roku bill Johnsona-Reeda, który wpro-wadził roczny limit na poziomie 2 proc., ale w odniesieniu do spisu ludności z 1890 roku. W praktyce oznaczało to wpuszczenie do Ame-ryki 150 000 imigrantów rocznie, z czego początkowo 5 982, a od 1930 roku 6 524 z Polski. Regulacje z 1921 i 1924 praktycznie zamknęły drzwi do „amerykańskiego raju” dla mieszkańców Europy Wschodniej i Południowej, nie wspominając nic o imigrantach z Ameryki Łacińskiej, których migracja trwa do dzisiaj.

Statystyki

Zarówno ilość emigrantów przyby-łych do Ameryki, jak i liczebność Polaków w spisach ludności, jest bardzo trudna do oszacowania, o czym wspomniałem na początku artykułu. Liczba Polaków poda-na w oficjalnych podsumowaniach spisów ludności jest bez wątpienia zaniżona. Wiele organizacji polo-nijnych podejmowało się własne-

go oszacowania rozmiarów Polonii amerykańskiej. Jednym z pierwszych, który podjął się tego zadania był ks. Wacław Kruszka, autor książki „Hi-storya polska w Ameryce, początek, wzrost i rozwój dziejowy osad pol-skich w Ameryce”, wydanej w latach 1905-1908 w Milwaukee. Autor uzy-skał dane z każdej polskiej parafii nt. ilości wiernych. Według jego sza-cunków liczba Polaków na początku XX wieku wynosiła ponad 1 900 000, w porównaniu do oficjalnych 377 000 ze spisu ludności z 1900 roku.

Szacunków dokonały również pol-skie placówki konsularne na prze-łomie 1935/1936 roku. Według ich wyliczeń w USA było ponad 3 mi-liony ludności polskiej, wobec ok. 2 900 000 z oficjalnego spisu lud-ności wykonanego w 1940 roku. Jednak szacunki te budzą kontro-wersje, ponieważ wiele danych zo-stało po prostu skopiowanych ze spisów ludności. Innych szacunków w 1940 roku dokonał działacz po-lonijny Karol Wachtl, którego ob-liczenia mówią o ponad 4 500 000 Polaków w USA, ale ich metodo-logia jest również poddawana pod wątpliwość. Niemniej jednak dane te, wraz z oficjalnymi danymi ze spi-sów ludności, są zaprezentowane na poniższym wykresie.

Moi przodkowie

Do tej pory udało mi się odnaleźć 23 członków mojej bliższej lub dal-szej rodziny, którzy wyemigrowali do USA, z czego czterech to bracia mojego pradziadka Konstantego Wypijewskiego, a jedenaścioro to

jego kuzynostwo. Miejsca dokąd się udali to: Detroit i Hamtramck, Chi-cago, Baltimore oraz Milwaukee.

Miejscem docelowym pierwszych wyjazdów braci Wypijewskich było Detroit. Dwóch z nich osiedliło się tam na zawsze, dwaj kolejni po aklimatyzacji, przeprowadzili się do Chicago. Pierwszy z nich – Jan Wypijewski wyemigrował około 1895 roku. W 1903 ściągnął swoje-go 17-letniego brata Ignacego, do którego w następnych latach dołą-czyli Władysław i Józef Wypijew-

EMIGRACJANASZYCHPRZODKÓW

Page 42: More Maiorum nr 33

More Maiorum42

EMIGRACJANASZYCHPRZODKÓW

Page 43: More Maiorum nr 33

More Maiorum 43

» Opracowanie własne na podstawie A. Brożek „Polonia Amerykańska 1854- 1939” oraz statystyk spisów ludności z mapserver.lib.virginia.edu

EMIGRACJANASZYCHPRZODKÓW

Page 44: More Maiorum nr 33

More Maiorum44

scy. Ignacy w trakcie swojego życia pracował jako stolarz, a następnie robotnik w fabryce legendarnych samochodów marki Studebaker w Detroit. W wieku 22 lat wziął za żonę Amerykankę polskiego pocho-dzenia, a w 1943 roku przyjął ame-rykańskie obywatelstwo. Mieszkanie które wynajmował było miejscem, gdzie jego młodsi bracia zaczyna-li swój „amerykański sen”. Józef Wypijewski dołączył do Ignacego w 1913 roku, a następnie osiedlił się w Hamtramck. Przez całe życie był robotnikiem w fabryce. Również przyjął obywatelstwo, a za żonę wziął Polkę wywodzącą się ze wsi oddalonej o kilka kilometrów od miejsca urodzenia Józefa. Nieste-

ty zmarł bezdzietnie. Z kontaktu z potomkami Ignacego, wiem, że obydwie rodziny były bardzo głę-boko wierzące. Bracia utrzymywali ze sobą bardzo bliski kontakt, a ich wspólnym hobby była amerykań-ska gra karciana Pinochle. W Detroit również mieszkało ich kuzynostwo ze strony matki. Z wyszukanych do-kumentów wynika, że przez pewien okres czasu Józef Wypijewski wy-najmował mieszkanie w domu jed-nego z nich (Władysława Łaskiego).

Kolejnym miastem, gdzie mieszkało wielu moich krewnych było oczy-wiście Chicago, a konkretnie Połu-dniowe Chicago („South Chicago”), dzielnica hut stali zamieszkiwana

głównie przez imigrantów z Polski i innych narodowości słowiańskich. Jednym z nich był Jan Wypijewski, który przeniósł się tu z Detroit. Po-czątkowo był on palaczem na stat-ku przewożącym zboże do Kanady. Później zatrudnił się w hucie stali, gdzie doszło do niebezpiecznego wypadku. Jan został poparzony

» Jan Wypijewski wraz z rodziną, Chicago, 1918 r. /fot. Jan Wypijewski

EMIGRACJANASZYCHPRZODKÓW

Page 45: More Maiorum nr 33

More Maiorum 45

parą, która buchnęła z pieca prosto w jego twarz. Wydarzenie to pozostawiło ślad do końca życia. W 1914 roku Jan wziął ślub i miał dwójkę dzieci. Jako jedyny z rodzeń-stwa, zdecydował się na powrót do Polski. Najpierw w 1920 roku wró-ciła żona z córkami. Podczas rejsu wymieniła zaoszczędzone dolary

na marki polskie, które natychmiast uległy galopującej dewaluacji i po-kaźna suma wystarczyła jedynie na kupno lichego gospodarstwa pod lasem. Po 9 latach wrócił Jan z ko-lejnymi pieniędzmi, które rodzina również nieszczęśliwie utraciła. Z oszczędności postanowili udzie-lać pożyczek i jak łatwo się domyślić po początkowym okresie prosperity, nie zwrócono im ani procentów, ani pożyczonej sumy.

Innymi mieszkańcami Południowe-go Chicago było pięciu braci Ry-dzów i Stanisław Wypijewski – ku-zyni mojego pradziadka. Wszyscy utrzymywali między sobą zażyłe kontakty, o czym świadczą metry-ki chrztów i ślubów chicagowskiej parafii p.w. św. Michała Archa-nioła. Wszyscy również pracowali w hutach. Jak niebezpieczna była to praca niech świadczy historia jedne-go z nich, Franciszka Rydza, który przybył do Ameryki jako 20-latek w 1897 roku. Podjął pracę w hu-cie stali należącej do Illinois Steel Company. 20 lipca 1903 roku zginął w tragicznym wypadku na terenie huty, spowodowanym przez inne-go pracownika. Na zwrotnicy źle skierowano wagon, który pojechał torem, na którym stał wagon wy-pełniony węglem. Niestety w chwi-li zderzenia Franciszek znalazł się między wagonami i został przez nie zgnieciony. Na skutek odniesionych ran zmarł tego samego dnia w za-kładowym szpitalu.

Krewnym zupełnie nie pasującym do modelu polskiego imigranta-ro-botnika był Władysław Wypijew-ski. Jeszcze w Królestwie Polskim pełnił on funkcję pracownika biura pocztowo-telegraficznego w Kole. Legenda rodzinna mówi, że był zaangażowany politycznie w PPS i z tego powodu musiał wyjechać do Ameryki w 1907 roku. Tam począt-kowo osiedlił się w Detroit u brata

Ignacego, jednak po pewnym czasie wyprowadził się od niego i zerwał kontakty z całą rodziną. Po niedaw-nym nawiązaniu kontaktu z jego potomkami, okazało się, że podjął studia inżynierskie w Valparaiso, które ukończył w 1918 roku. W tym samym roku podczas naturalizacji zmienił nazwisko na Walter Trin-kler. W późniejszych latach swojego życia zajmował się nieruchomo-ściami. Dodam tylko, że nikt z ży-jących potomków nie miał pojęcia, że Walter tak naprawdę nazywał się inaczej, a życiorys jaki przekazał najbliższym różni się od tego, co mówią dokumenty.

Widać jak różne są historie polskich emigrantów. Wszyscy wyjechali tyl-ko na chwilę, na kilka lat, żeby zaro-bić parę groszy i wrócić. Z biegiem czasu założyli rodziny i większość z nich nigdy nie spełniła swojego pierwotnego zamierzenia. Uzna-je się, że reemigracja kształtowała się jedynie na poziomie 4-6 proc. Z czasem ludność polska zaczęła opuszczać dotychczas zamieszka-ne dzielnice i przeprowadzać się na zamożniejsze przedmieścia, czy na wschodnie lub zachodnie wybrzeże USA. Świadczy to o wzroście za-możności spowodowanym ciężką pracą ich ojców, czy dziadków. Dziś w Stanach Zjednoczonych żyje trze-cie, czwarte i piąte pokolenie pol-skich emigrantów, dla których Pol-ska jest niczym legendarna kraina. Ile pozostało w nich polskości? ■

Bibliografia

1. A. Brożek, „Polonia Amerykańska 1854-1939”, Warszawa 1977

2. J. Bukowczyk, „And my children did not know me”, Blooming-ton, USA 1987

3. A. Prawica, Film dokumentalny „Czwarta dzielnica”, USA 2013.

» Michał Rydz wraz z rodziną, Chica-go, 1909 r./fot. Jan Wypijewski

EMIGRACJANASZYCHPRZODKÓW

Page 46: More Maiorum nr 33

More Maiorum46

Paweł Becker

Kossakowie - synonim artystówŻaden inny polski ród nie stał się synonimem rodziny artystów, malarzy, poetów… Każdy z jej przedstawicieli byłby perłą w ko-ronie swych rodzinnych dziejów. Tutaj zdolności artystyczne były tak naturalne, jak oddychanie. Jak przedstawia się ich genealogia?

U początków rodu stoją Michał Kossak i Anto-nina z Sobolewskich, rodzice trójki wspania-

łych malarzy: Leona, Władysława i Juliusza.

Leon (1827-1877) był malarzem amatorem, ale w swoim życiu nie bał się walczyć w węgierskim po-wstaniu w 1848 roku, a potem poszukiwać śladem brata, złota w Australii. Do Galicji powrócił

w 1861 roku, by za dwa lata wziąć udział w powstaniu styczniowym, co przypłacił zesłaniem na Syberię. Do Krakowa powrócił schorowany. W swoim malarstwie przedstawiał głównie życie żołnierzy (sam był oficerem).

Władysław (1828-1918) także był malarzem i powstańcem. Wyru-szywszy do Australii w mieście Bal-larat, dowodził szarżą kawaleryjską w czasie rebelii górników z policją o Eureka Stockade. Dowiedziawszy się o wybuchu powstania stycznio-

Wreszcie Juliusz (1824-1899), naj-wybitniejszy z braci, malarz scen batalistycznych. To on był jednym z inicjatorów stworzenia w Krakowie Muzeum Narodowego. Poślubił Zo-fię Gałczyńską, z którą miał piątkę dzieci. Najstarsze były bliźnięta: Woj-ciech (ur. 1856) i Tadeusz (ur. 1857). Tak, tak, to nie pomyłka! Urodzili się w noc sylwestrową, stąd różni-ca w roku urodzenia. Ponadto mieli syna Stefana, a także córki Jadwigę i Zofię. To Juliusz zakupił w Kra-kowie willę nazwaną potem „Kossa-kówką”. Upamiętnił na swych obra-

zach batalie pod Wiedniem, Raszy-nem, Ignacewem, ilustrował dzieła Mickiewicza, Sienkiewicza i Paska.

Spośród jego dzieci talentu malar-skiego nie odziedziczył Tadeusz

wego, wrócił do kraju, by zasilić powstańcze szeregi. Po przegranej powrócił na antypody, poszukując złota, gdzie zmarł na kilka miesię-cy przed odzyskaniem przez Polskę niepodległości.

WIELCYPOLACY

Page 47: More Maiorum nr 33

More Maiorum 47

WIELCYPOLACY

(1857-1935), major wojsk polskich i działacz społeczny. Z żoną, Anną z Kisielnickich, miał córkę Zofię (1889-1968), primo voto Szczucką secundo voto Szatkowską – pisarkę, działaczkę społeczną i założycielkę słynnej „Żegoty” – organizacji ra-tującej Żydów w czasie II wojny światowej. Studiowała malarstwo, ale nie poświęciła się tej dziedzi-nie, wolała literaturę. Spod jej pióra wyszły m.in. „Rok Polski”, „Bursz-tyny”, „Pożoga”, „Krzyżowcy”, „Złota wolność”. Ratowała Żydów w czasie wojny, wywieziona do Au-schwitz, więziona na Pawiaku, cu-downie wykupiona, czynnie walczy-ła w powstaniu warszawskim.

Drugi z braci – Wojciech (1856-1942), podobnie jak ojciec lubował się w scenach batalistycznych, czego

ukoronowaniem była słynna Pano-rama Racławicka. To on stworzył też słynny wizerunek Piłsudskiego na Kasztance. Wraz z żoną Ma-rią Kisielnicką, miał syna Jerzego oraz córki Marię i Magdalenę. Jerzy

(1886-1955) także był malarzem. Kontynuował dynastyczną tradycję, ale nie osiągnął już takiej pozycji, jak ojciec czy dziadek. Nie wypracował własnego stylu, nie odbył koniecz-nych dla rozwoju podróży. Dwukrot-nie żonaty: z Ewą Kaplińską miał córkę Marię; z Elżbietą Dzięciołow-ską-Śmiałowską dwie córki – Glorię i Simonę. Gloria (1941-1991) była poetką, malarką, pomysłodawczynią tworzenia w Kossakówce muzeum, była też kierowcą rajdowym. Simo-na (1943-2007) była natomiast bio-logiem i leśnikiem, dzielnie walczą-cym o ochronę przyrody, zwłasz-cza Puszczy Białkowskiej, w leśni-czówce której mieszkała. Siostry Jerzego, Maria i Magdalena wybrały drogę literacką. Maria z Kossaków Bzowska-Pawlikowska-Jasnorzew-ska (1891-1945), to słynna poetka,

eteryczna gwiazda literackich salonów, twórczyni najsłynniejszych polskich wierszy o miłości. Z kolei Magdalena (1894-1972) Samozwaniec, zwana była pierwszą damą polskiej satyry, którą biegle uprawiała.

Trzeci z braci – Stefan (ur. 1858), nie był malarzem, ale ten talent odziedziczył jego syn Karol (1896-1975). Nie został jednak malarzem, ale ilustratorem książek, także swej kuzynki, wspomnianej Zofii Kossak-Szczuckiej.

I wreszcie Jadwiga, córka Juliusza, żona Zygmunta Urunga. Niewiele znaczące postaci w dziejach polskiej sztuki. Za to jej córka, Jadwiga z Un-rungów (1893-1968) nadrobiła zale-głości! Została żoną skandalizującego malarza, fotografa i dramaturga – Wit-kacego, a ich związek pełen był napięć i burz. Przeszedł do legend polskiej literatury, niemniej to ona z wojennej pożogi ocaliła spuściznę męża.

Banalny herb Kos, przedstawiający w srebrnym polu trzy czerwone sko-

sy, musieli zamalować po swojemu – końmi, szczękiem oręża, pięknem poezji i prozy, aktywnym życiem, skandalami i nauką. Jak żaden inny ród weszli do panteonu kultury pol-skiej całym niemal rodem naraz. ■

» fot. Wikim

edia Com

mons (4)

Page 48: More Maiorum nr 33

More Maiorum48

GENEALOG

GENEALOGWARCHIWUM

jak prawidłowo przechowywać rodzinne archiwalia?

Anna Bogdali-Balicka

Pamięć papieru to sformuło-wanie używane niekiedy, gdy konserwator tłumaczy kliento-wi, jaka historia związana jest z trzymanym w ręku starym dokumentem. Ale nie jest to hi-storia o powstaniu dokumentu, a o tym, jak był traktowany.

Jakie koleje losu prze-szła kenkarta, trzymana z pietyzmem w biurku babci? Jaką opowieść wysnujemy

z trzymanego w rękach banknotu, pochodzącego z grobu w Katyniu? Jak uchronić świstek pa-pieru pakowego – ostatnią wiado-mość od jadącego w wagonie towa-rowym do obozu śmierci krewnego? Czy przechowywane przez nas pa-piery, świadectwa, fotografie i akta, wiążące się z historią całej rodziny, będziemy w stanie zidentyfikować i-zachować? Jak powinniśmy postę-pować, aby zbiory nasze i naszych bliskich miały szansę przetrwać?

Ze strony klientów w praktyce kon-serwatorskiej bardzo często mamy do czynienia ze stwierdzeniem „chy-ba już nic się z tego nie da zrobić”. Mając przed sobą bardzo zniszczo-ny, zainfekowany, spleśniały, po-rwany lub podzielony na wiele fragmentów dokument, jego właściciele

sądzą, że nie jest możliwe dopro-wadzenie go do lepszego stanu. To, co dla Państwa jest trudne do wy-obrażenia, dla fachowca może być rutynową czynnością, wymagającą oczywiście delikatności i specjali-stycznych środków, ale mieszczącą się w zakresie jego profesjonalnych usług. Kierowani „dobrą wolą” wła-ściciele niestety niejednokrotnie sta-rają się zrobić wszystko, żeby samo-dzielnie ocalić i naprawić cenne dla nich akta. Chcąc je wzmocnić nakle-jają na papier lub karton przy użyciu kupionego w sklepie papierniczym syntetycznego kleju, oderwane frag-menty łączą je taśmą klejącą, obci-nają poszarpane brzegi kart, spinają akta zszywaczami, oddają kartki do laminacji lub oprawy introligator-skiej. Usuwanie szkód i naprawianie takich właśnie inwazyjnych i niefa-chowych działań jest jedną z naj-większych bolączek konserwatorów papieru.

Kluczowym słowem powinno być dla Państwa zabezpieczanie-w spo-sób jak najmniej szkodzący doku-mentom. Do jakich zatem działań należy

ograniczyć się, aby nie spowodować większych zniszczeń i nie utrudnić w przyszłości pracy konserwatorowi?

Częstą przyczyną złego stanu doku-mentów i utraty ich fragmentów jest zginanie i składanie, które spowodo-wane było przez naturalną potrzebę zmniejszenia rozmiarów arkusza, niewygodnego do przechowywa-nia lub np. przenoszenia w kiesze-ni. Przechowywane bez opakowań ochronnych kartki narażone są w miejscach złożeń na przetarcia, a osłabione w ten sposób mogą do-prowadzić do podzielenia się doku-mentu na kilka fragmentów-najczę-ściej tyle, ile razy złożono kartkę. Nie sklejajmy odłączonych części – zabezpieczmy je roz kładając de-likatnie i umieszczając w koper-cie, teczce lub innym papierowym opakowaniu, nieco większym od formatu naszego dokumentu. Nie przechowujmy akt w plasti-kowych obwolutach, p o n i e w a ż

Page 49: More Maiorum nr 33

More Maiorum 49

Prawidłowe przechowan-ie rodzinnych archiwaliów jest jedną z najważniejszych czynności. Stare dokumen-ty nie mogą być trzymane w dowolnych warunkach, ponieważ ulegną znacznie szybszemu zniszczeniu, a ich ewentualna konserwacja może być wówczas znacznie trudniejsza.

Klejenie dokumentów, zszy-wanie ich, dziurkowanie, czy wkładanie do foliowych obwolut, to tylko niektóre “zakazane” czynności.

GENEALOGWARCHIWUM

GENEALOGWARCHIWUM

może to ułatwić rozwój drobno-ustrojów w przypadku, gdy doku-menty znajdują się w mało stabil-nym środowisku lub już zostały zainfekowane. W złączeniu doku-mentu z powrotem w całość przy użyciu bezpiecznych materiałów pomoże nam specjalista.

Nigdy nie używajmy taśm klejących do napraw dokumentów. Jeśli już posiadamy akta, które zostały przez kogoś sklejone, nie próbujmy sami taśmy odrywać i usuwać. Grozi to utratą treści dokumentu lub skutka-mi, nad którymi trudno nam będzie zapanować. Nie usuwajmy taśmy także wtedy, gdy sama oddziela się od dokumentu, zostawiając cały klej na papierze. Jeśli taśmę nakle-jono dawno temu, to klej miał czas, aby migrować w strukturę papie-ru – w tych miejscach staje się on bardziej transparentny, zwykle także jest zażółcony. Nie zabezpieczo-ne, lepkie od kleju fragmenty mogą z łatwością przykleić się do sąsied-nich kartek lub opakowania. Usuwanie taśmy

pozostawmy specjalistom – konser-watorom, którzy po zbadaniu z jaką taśmą mają do czynienia, mogą do-brać odpowiedni sprzęt, metody oraz środki chemiczne.

Nie stosujmy do łączenia dokumen-tów spinaczy i zszywek, nie wpinaj-my ich do skoroszytów z metalo-wymi szynami. Elementy metalowe z czasem ulegają korozji, która prze-nosi się na papier, powodując często nieodwracalne szkody. Nie niszczmy także dokumentów dziurkaczem, aby wpiąć je do segregatora. I tak jak w innych przypadkach – jeśli już mamy na swoich dokumentach sko-rodowane, wżarte w papier zszywki lub spinacze-nie oddzielajmy ich na siłę, zostawmy to działanie fachow-com.

Nie wieszajmy cennych dla nas akt, świadectw i fotografii na

Page 50: More Maiorum nr 33

More Maiorum50

GENEALOGWARCHIWUM

ścianach. Oprawione niefachowo w zwykłe ramki, narażone są na promieniowanie UV lub przykle-jenie do szyby, a Państwo ryzykują bezpowrotną utratę ich treści, spo-wodowaną blaknięciem tuszy i atra-mentów oraz degradacją nośnika papierowego. Powieśmy kopie, a je-śli już jesteśmy zdecydowani, że mu-szą to być oryginały – zasięgnijmy informacji, jak powinna wyglądać oprawa oraz w jakim miejscu i na jak długo można bezpiecznie zawie-sić nasze obiekty.

Dokumenty przechowywane w do-mowym archiwum włóżmy w do-stępne na rynku opakowania ochron-ne – obwoluty, teczki i pudełka z pa-pieru bezkwasowego, dzięki czemu

zabezpieczymy je i ograniczymy wpływ środowiska zewnętrznego, znacznie przedłużając im życie. Do-pasujmy opakowania do formatów naszych dokumentów. Na opakowa-niach zawsze napiszmy ołówkiem, jaka jest ich zawartość.

We wszystkich przypadkach, w któ-rych czujemy, że nie poradzimy so-bie sami, szukajmy fachowej po-mocy. Nie wahajmy się poprosić specjalistę-konserwatora o ocenę stanu zachowania naszych obiek-tów, a także poradzić w sprawach zakupu opakowań i przechowy-wania oraz eksponowania. Profe-sjonalista wskaże Państwu, które elementy ze zbioru wymagają pil-nej pomocy, a które są w zado-

» zniszczenia i zagięcia brzegów karty spowodowane przechowywaniem doku-mentu w stanie złożonym i bez opakowania ochronnego /fot. Anna Bogdali-Balicka

walającym stanie. Będzie także w stanie zaproponować działania zmierzające do ochrony Państwa kolekcji lub pojedynczych doku-mentów.

Na końcu najważniejsze – jeśli tyl-ko mamy możliwość, zróbmy zdję-cia lub zdigitalizujmy ważne dla nas akta. Będzie to naszym zabezpie-czeniem na wypadek nieszczęśliwe-go zdarzenia losowego. Nawet jeśli utracimy dokumenty, to będziemy mogli odtworzyć ich treść. ■

Anna Bogdali-Balicka – Kierownik Pracowni Masowej Konserwacji Ar-chiwaliów i Profilaktyki Konserwa-torskiej w Archiwum Państwowym w Warszawie.

Page 51: More Maiorum nr 33

More Maiorum 51

» niefachowe naprawy dokumentu za pomocą taśm i pasków papierowych /fot. Anna Bogdali-Balicka

» zniszczenia karty i pozostałości po niefachowej naprawie dokumentu taśmą klejącą /fot. Anna Bogdali-Balicka

GENEALOGWARCHIWUM

Page 52: More Maiorum nr 33

More Maiorum52

Dokument zniszczony przez drobnoustroje – przed konserwacją /fot. Anna Bogdali-Balicka

GENEALOGWARCHIWUM

Page 53: More Maiorum nr 33

More Maiorum 53

GENEALOGWARCHIWUM

Dokument zniszczony przez drobnoustroje – po konserwacji /fot. Anna Bogdali-Balicka

Page 54: More Maiorum nr 33

More Maiorum54

GENEALOGWARCHIWUM

Przykład typowego odkształcenia papieru spowodowane-go zastosowaniem spinacza /fot. Anna Bogdali-Balicka

Page 55: More Maiorum nr 33

More Maiorum 55

GENEALOGWARCHIWUM

Ślady rdzy ze skorodowanego spinacza na powierzchni papieru /fot. Anna Bogdali-Balicka

Page 56: More Maiorum nr 33

More Maiorum56

Korozja zszywek metalowych użytych do spięcia dokumentu /fot. Anna Bogdali-Balicka

GENEALOGWARCHIWUM

Page 57: More Maiorum nr 33

More Maiorum 57

Korozja zszywek metalowych użytych do spięcia dokumentu /fot. Anna Bogdali-Balicka

GENEALOGWARCHIWUM

Page 58: More Maiorum nr 33

More Maiorum58

major Władysław Raginis i kapitan Stanisław Brykalski, czyli przechodniu powiedz Ojczyźnie

śmy walczyli do końca, spełniając swój obowiązek”.

Kapitan Władysław Raginis… By zacząć o nim pisać, mówić, pamię-tać należałoby najpierw poznać i chociaż raz zobaczyć, dotknąć te forty, schrony, umocnienia ziemi łomżyńskiej. A znajdują się one na polach, łąkach, gdzie miejscowi już nawet nie zaglądają.

Oglądałam schrony Wizny, ale także te znajdujące się w okolicach wsi Brzeziny w powiecie łomżyń-skim. Nie wszyscy wiedzą, że jest ich wszystkich ponad 250. Schro-ny ciężkie, lekkie, pozoracyjne, bunkry i forty. A ciągną się od Kolna, przez Łomżę, Zambrów. Powstały na przełomie XIX i XX wieku. Największy kompleks sta-nowią forty zlokalizowane w rejo-nie Łomży. I z tymi fortami nie-rozerwalnie związane są schrony w rejonie Wizny.

Kapitan Raginis... porucznik Sta-nisław Brykalski…Wizna…, to jak obrona Westerplatte, jak obrona Warszawy, jak wysiłek całego naro-

Ludzka pamięć… Ludzka pa-mięć jest zawodna, a na dodatek wybiórcza. Wydarzenia minio-ne, ważne, nawet bardzo ważne rozmywają się, pokrywają mgłą, tracą koloryt i ostrość.

Wielu mówi, że histo-ria jest modna, ale łatwo zauważyć, że i grymaśna, często

przesycona emocjami, kontrower-syjna, przykrywana zupełnie inną rzeczywistością. I gdyby nie lokalne społeczności pamięć o bohaterach, wydarzeniach pomału by się zacie-rała.

Gdy wymieniam nazwisko Raginis, wielu moich rozmówców zupełnie nie wie o kogo chodzi.

Gdy mówię Termopile wiedzą znacznie więcej. Gdy mówię „pol-skie” Termopile, znowu zdziwienie na twarzy. A przecież i my mamy swoje Termopile i napis „Prze-chodniu, powiedz Ojczyźnie, że-

du we wrześniu 1939 roku. To świa-dectwo bohaterskiej walki w obro-nie Ojczyzny.

Początek 1939 roku. W zastrasza-jącym tempie rosło zagrożenie ze strony Niemiec i polskie władze wojskowe rozpoczęły przygotowa-nia do ewentualnej wojny. 23 marca 1939 roku powołana została Samo-dzielna Grupa Operacyjna „Narew” pod dowództwem generała bryga-dy Czesława Młot-Fijałkowskiego. Zadaniem Grupy była obrona ziem polskich w rejonie Podlasia i tym sa-mym osłona północnego Mazowsza przed atakami wojsk niemieckich. Grupę „Narew” podzielono na od-cinki: „Ostrołęka”, „Nowogród”, „Łomża”, „Wizna”, „Osowiec”, „Augustów” i dodatkowo wzmoc-niono je poprzez budowę fortyfika-cji stałych i polowych. Na odcinku „Wizna” wybudowano 7 ciężkich i 2 lekkie schrony bojowe. Zamykały one, prowadzącą przez Wiznę, jedy-ną w tamtym rejonie drogę z Łom-ży do Białegostoku i do Zambrowa w kierunku Warszawy. W sierpniu 1939 r. do obsadzenia tych schro-nów wyznaczona została 3 kompa-

Grażyna Stelmaszewska

Page 59: More Maiorum nr 33

More Maiorum 59

nia ciężkich karabinów maszyno-wych z batalionu „Sarny” Korpusu Ochrony Pogranicza (KOP). Była to formacja elitarna, specjalnie szkolo-na i przygotowywana do przetrwania w trudnych warunkach polowych, a przydział do niego traktowany był jako wyróżnienie. Kompanią dowo-dził młody oficer kapitan Władysław Raginis (urodzony 27 czerwca 1908 roku w Zarinach niedaleko Dźwińska na Łotwie), który 2 września 1939 roku, już po rozpoczęciu działań wo-jennych, objął formalnie dowództwo nad całym odcinkiem „Wizna”. Za-stępcą Raginisa został porucznik Sta-nisław Brykalski pseudonim „Kogu-tek” (urodzony 6 kwietnia 1912 roku w Słomnikach).

Już 7 września 1939 roku pod Wizną pojawiły się oddziały rozpoznawcze 10. Dywizji Pancernej generała Ni-kolausa von Falkenhorsta. Jako cie-kawostkę podam, że jego prawdziwe nazwisko brzmiało Jarzembowski. W 1911 roku zmienił nazwisko ro-dowe „Jastrzembski” na „Falken-horst”, czyli sokole gniazdo. Miało mu to ułatwić karierę wojskową.

Doszło do pierwszych potyczek i prób przebicia się w kierunku

Brześcia. Wspomnę tu walki o most na Narwi, który ostatecznie został wysadzony przez Polaków w powie-trze, a Niemcy pod silnym ostrza-łem wycofali się. Następnego dnia, czyli 8 września 1939 roku generał Guderian, widząc brak postępów Grupy Armii Północ, zdecydował że to właśnie XIX Korpus uderzy w kierunku Brześcia, kierując się przez Wiznę. Ruszył jeszcze tego

samego dnia. W międzyczasie nie-mieckie lotnictwo zbombardowało Kurpiki, Górę Strękową i Giełczyn, a 10. Dywizja Pancerna zaatakowała Wiznę, Wierciszewo i Sieburczyn.

Obrona Odcinka „Wizna” liczyła ok. 350 żołnierzy i 20 oficerów. Mieli do obrony obszar prawie 100 km2 te-renów bagiennych, które wydawać by się mogło powinny stanowić natural-

ną barierę nie do przebycia. Niestety. Suche lato nie sprzyjało obrońcom, a czołgi wroga swobodnie posuwały się naprzód. Niepokojącym też było to, że najbliższe zgrupowanie pol-skich wojsk znajdowało się ok. 30 ki-lometrów od Wizny. Niestety obrona tego Odcinka posiadała także słabe uzbrojenie – 4 działa lekkie, 24 ceka-emy, 18 erkaemów oraz 2 karabiny przeciwpancerne z 20 pociskami.

broniło się niewiele ponad 300 polskich żołnierzy, którymi dowodził 31-letni kapitan{

» Kapitan Władysław Raginis /fot. Wikime-dia Commons

OKIEMSTELMASZEWSKIEJ

Page 60: More Maiorum nr 33

More Maiorum60

A XIX Korpus Armijny pod ko-mendą generała Guderiana nacierał. Szacuje się, że siły niemieckie liczy-ły pod Wizną 32 tys. żołnierzy (inni mówią, że 10 tys. więcej), w tym 1200 oficerów i 160-350 czołgów. Ponadto Niemcy dysponowali bar-dzo silną artylerią, wspierani byli także przez lotnictwo.

9 września 1939 roku do ataku na polskie pozycje ruszyła niemiecka piechota wspierana przez czołgi. Niedokończone schrony, bez wen-tylacji w wielu przypadkach unie-możliwiały ostrzał z ich wnętrza. Wynoszono, więc broń do okopów.

Mimo niewielkiej ilości amunicji do dwóch karabinów przeciwpan-cernych, Obrońcy Wizny zniszczyli kilkanaście niemieckich czołgów. Warto zauważyć, że Niemcy widząc niezwykłą wręcz obronę Polaków, zmienili kilkakrotnie taktykę walki np. czołgi przecinały komunika-

cję pomiędzy polskimi schronami, blokowali je, a następnie okrążały i zdobywała je piechota. Mimo no-wych taktyk, Niemcom nie udało się do wieczora zdobyć wszystkich polskich stanowisk, ale do niewoli dostała się część polskich żołnierzy. To było prawdziwe piekło, ostrzał artyleryjski i z powietrza trwał wiele godzin. Przybyły do Wizny generał Guderian z trudem mógł uwierzyć w to, że marsz Korpusu Pancernego zatrzymała załoga kilku schronów. Zaskoczenie niemieckiego genera-ła, którego historycy wojskowości zaliczają do grona najwybitniejszych dowódców XX w., było pewnie jeszcze większe, gdy wiedział już, kto ośmielił się stawić mu czoło. W skromnym systemie umocnień broniło się niewiele ponad 300 pol-skich żołnierzy, a dowodził nimi 31-letni kapitan z Korpusu Ochrony Pogranicza. Uznał to za kompromi-tację oraz nieudacznictwo niemiec-kich żołnierzy i dowódców.

Tymczasem Niemcy nie mogli upo-rać się z polską obroną, dopiero wieczorem udało im się sforsować większość polskich umocnień, jed-nak przy dużych stratach własnych. Tego dnia podczas jednego z na-tarć, w trakcie obserwacji pola wal-ki, w kopule obserwacyjnej schro-nu, uderzony odłamkiem pocisku w głowę zginął zastępca dowódcy Raginisa, porucznik Stanisław Bry-kalski, zaś kapitan Raginis został ciężko ranny.

Rano 10 września 1939 roku zno-wu ruszyło niemieckie natarcie. Ostatkiem sił broniono schronu Raginisa, znajdującego się na Gó-rze Strękowej. Niemcy zagrozili ka-pitanowi, że jeżeli się nie podda, to polscy jeńcy zostaną rozstrzelani. Po godzinie namysłu kapitan Ra-ginis rozkazał swoim żołnierzom opuścić schron. Dzięki uprzejmo-ści Stowarzyszenia „Wizna 1939” mogę zamieścić fragment wypo-

» fot. Stowarzyszenie W

izna 1939OKIEMSTELMASZEWSKIEJ

Page 61: More Maiorum nr 33

More Maiorum 61

OKIEMSTELMASZEWSKIEJ

Page 62: More Maiorum nr 33

More Maiorum62

wiedzi pana Seweryna Biegańskie-go, który jako ostatni opuszczał schron:

„kapitan spojrzał na mnie ciepło i łagodnie ponaglił. Gdy byłem już

w wyjściu, uderzył mnie w plecy sil-ny podmuch i usłyszałem wybuch”.

Kpt. Raginis rozerwał się granatem, dotrzymując w ten sposób wcześniej złożonej przysięgi…

Heroiczna obrona pod Wizną za-trzymała na 2 dni niemiecki korpus Guderiana. Poświęcenie obrońców Wizny miało sens. W tym czasie po-wstała Armia „Warszawa”, w któ-rej skład weszły niedobitki wojsk

» fot

. Sto

war

zysz

enie

Wiz

na 1

939

OKIEMSTELMASZEWSKIEJ

Page 63: More Maiorum nr 33

More Maiorum 63

a drugie tyle wycofało się. Przyj-muje się, że pozostali obrońcy zgi-nęli. Straty niemieckie są nieznane.

Kapitana Raginis i porucznik Bry-kalski dobrze wiedzieli, że naciera-

polskich nadciągających z różnych stron do obrony stolicy.

Dokładne straty Obrońców Wizny nie są znane. Prawdopodobnie 40 żołnierzy dostało się do niewoli,

jący na nich wróg posiada większą przewagę, niż niegdyś wojska per-skie miały pod Termopilami nad garstką 300 Spartan. Mimo to nikt nie zamierzał uciekać. A przecież żadnych nadziei na zwycięstwo mieć nie mogli…

Już po zakończeniu walk, tuż obok schronu na Górze Strękowej, pocho-wano kapitana Raginisa i porucznika Brykalskiego. Podczas okupacji ich ciała przeniesiono w inne miejsce.

Jak dowiedziałam się Historię obroń-ców Wizny propaguje Stowarzy-szenie „Wizna 1939”. W 2009 roku w 70. rocznicę walk pod Wizną, ów-czesny prezydent RP Lech Kaczyński odznaczył pośmiertnie Władysława Raginisa Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski. 10 września 2011 roku dzięki staraniom Stowrzyszenia kapitan Raginis i porucznik Brykalski powrócili na miejsce pierwotnego pochówku, a na wniosek Stowarzy-szenia w 2012 roku kapitan Raginis został awansowany pośmiertnie na stopień majora, a porucznik Brykal-ski na stopień kapitana. ■

Dziękuję Stowarzyszeniu „Wizna 1939” oraz Panu Dariuszowi Szy-manowskiemu za umożliwienie za-mieszczenie zdjęć znajdujących się archiwum Stowarzyszenia.

„Ochrzczeni w ogniu Czterdziestu na jednego

Duszą spartanie Śmierć i chwała

Żołnierze polscy Najlepsi z najlepszych

Powstrzymują gniew Wehrmachtu

Zawsze pamiętaj o poległych żołnierzach

Zawsze pamiętaj o ojcach i synach na wojnie” (Sabaton) {

OKIEMSTELMASZEWSKIEJ

Page 64: More Maiorum nr 33

More Maiorum64

pomagamy Żydom w odkrywaniu swoich polskich korzeni Od 20 lat zajmujemy się gene-alogią rodzin żydowskich w Pol-sce. Co to oznacza? Tygodniowo w naszym biurze w Żydowskim Instytucie Historycznym korzeni szuka około 45 osób.

O wiele więcej ludzi kon-taktuje się z nami ma-ilowo. Pytają o to, skąd pochodzą oni sami,

kim byli ich dziadkowie, jakie są ich korzenie. Często nie znają imion i nazwisk najbliższych antenatów – staramy się wówczas, na podstawie dostępnej wiedzy, odtworzyć ich drzewo genealogiczne. W innych przypadkach zaskakują nas ogro-mem zdjęć i anegdotek z dawnego domu ich rodziców, dziadków, pra-dziadków. A najwięcej rodzin ma wiedzę gdzieś po środku. Wtedy układamy puzzle i patrzymy, czego nam brakuje, a także jak możemy wykorzystać rodzinne fakty i legen-dy, żeby odkryć więcej i zrozumieć lepiej rodzinną przeszłość.

W naszej pracy staramy się odtwo-rzyć zaginione fragmenty historii ro-dzinnych, odszukać śladów człon-ków rodziny, a także odnaleźć i po-łączyć krewnych, żyjących dzisiaj w różnych stronach świata. 29 proc. naszych gości jest z USA, 28 proc. z Polski, 23 proc. z Izraela, a pozo-stali z Kanady, Australii, Argenty-ny, Brazylii i właściwie z każdego kraju, gdzie mieszkają potomkowie polskich Żydów. Ci ludzie wypytują zarówno o Warszawę, jak i Boćki, Kraków i Ślesin. Zależy nam, żeby zobaczyli historię ich rodzin we

wszystkich tych miejscowościach, przed wojną i przed Holokaustem.

W naszych badaniach korzystamy z ogromnych zbiorów Archiwum Żydowskiego Instytutu Historyczne-go, jak również kontaktujemy się z re-gionalnymi archiwami państwowymi i innymi instytutami. Zdarza nam się odkrywać teczki studenckie na uniwer-sytetach rozsianych po Polsce, Ukra-inie i Litwie. Wiele losów rodzinnych prowadzi do USA lub Izraela – wte-dy dzięki organizacjom partnerskim i dobrodziejstwu Internetu odkrywa-my dokumenty imigracyjne, a także adresy, czy groby rodzin naszych gości.

Zależy nam na kontakcie z lokalny-mi badaczami, pasjonatami lokal-nej historii i prywatnymi genealo-gami. Wasza wiedza i zamiłowanie do historii regionu może być dla naszych gości okazją na poszerze-nie poszukiwań, jakie rozpoczynają u nas. Z kolei te rodziny powracają do lokalnych miejscowości z dzie-dzictwem swoich rodzin, które jest częścią historii miejscowości. Mogą opowiedzieć o przedwojennych mieszkańcach, ich wspomnieniach i życiu po wojnie.

W czerwcu 2015 roku zorganizo-waliśmy Spotkanie Researcherów,

Aleksandra Dybkowska

ŻYDOWSKIINSTYTUTHISTORYCZNY

Page 65: More Maiorum nr 33

More Maiorum 65

na które zaprosili-śmy badaczy z całej Polski. Spotkaliśmy się z ogromnym zainteresowaniem, a nasi goście okazali się fascynującymi badaczami o bardzo ciekawych genealo-giczno-historycznych zainteresowaniach. Zaczęliśmy przygoto-wania kolejnego spo-tkania networkingo-wo-warsztatowego dla researcherów. ■

Zapraszamy do zapo-znania się z wyjątko-wymi historiami, które odkrywaliśmy w ostat-nich latach: www.jhi.pl/genealogia

Zachęcamy też wszyst-kich badaczy do kon-taktu z nami: [email protected]

zależy nam na kontakcie z lokalnymi badaczami, pasjonatami historii i genealogii{

ŻYDOWSKIINSTYTUTHISTORYCZNY

» Rejzla Hauptman, urodzona w 1915 w Kielcach. Mieszkała w Kielcach na ulicy Sienkiewicza 60. Zdjęcie z roku 1938. Archiwum ŻIH

Page 66: More Maiorum nr 33

More Maiorum66

Dr Piotr Strzetelski

czy mój krewny zaszczepił w Palestynie miłość do melodii Mazurka Dąbrowskiego?

Po przeczytaniu we wrześnio-wym numerze More Maiorum artykułu pt. „Czego można się dowiedzieć o swoim przodku oficerze Armii Napoleońskiej?” autorstwa dr. Macieja Markow-skiego, miałem nadzieję natrafić na jakiś trop mojego imiennika Piotra Strzetelskiego, oficera wojsk francuzów, walczących w Egipcie w latach 1797-1799.

Na razie niestety nie poczyniłem żadnych kroków do przodu. Żywię jednak nadzie-

ję, że w końcu kiedyś znajdę choć-by małą informację na ten temat i ze stuprocentową pewnością będę mógł umiejscowić mojego imiennika Piotra w rodzinnym drzewie gene-alogicznym. Na tę chwilę pozostaje mi jedynie oprzeć się na odnalezio-nym artykule autorstwa Juliusza Leo z Londynu pt. „Echa Legionów z do-liny Jordanu”, zamieszczonym dnia 7 września 1958 roku na łamach „Ty-godnika Powszechnego”.

Juliusz Stanisław Leo (1901-1962) był dziennikarzem, synem byłego prezydenta miasta Krakowa – Juliu-sza Franciszka Leo, którego wkład w rozwój miasta był niepodważalny i pozostanie na zawsze, gdyż urzą-dził Kraków na ówczesną miarę nowoczesnych europejskich metro-polii. Poza tym był jednym z współ-inicjatorów utworzenia Legionów Polskich. Urodził się na Kresach, w 1861 roku w Stebniku koło Dro-hobycza, a zmarł w Krakowie, tuż przed odzyskaniem przez Polskę nie-podległości w roku 1918. Został po-chowany na Cmentarzu Rakowickim, na którym usytuowany jest też jego piękny grób. Autor wspomnianego wyżej artykułu – Juliusz Stanisław Leo, korespondent z Londynu, opi-suje rok 1941, kiedy to, w przededniu swego wstąpienia w szeregi Brygady Karpackiej, wziął udział w wyciecz-ce po Ziemi Świętej, zorganizowanej przez Związek Pisarzy Palestyńskich dla polskich kolegów po piórze.

Juliusz pisze:

„(...) po zwiedzaniu jeziora Ge-nerazet (…) powstał projekt (…)

wybrania się nad niedalekie jezio-ro Hule (…). Idziemy brzegiem jeziora i wtem słyszę nadlatującą z oddali pieśń (…). To chyba Ma-zurek Dąbrowskiego, nasz hymn narodowy (…). Nasza pieśń tutaj? (…) Mogę już rozróżnić słowa pieśni... brzmią obco... nic dziw-nego bo to język hebrajski (…). Pieśń Legionów w huleańskiej transkrypcji? Jak to możliwe? (…). Po chwili wychodzi spoza drzew gromada dzieciaków (…). Tłumacz wyjaśnia – (…) dzieci śpiewają »starą hebrajską piosen-kę«.(…) To na pewno nie jest he-brajska (…) to nasz hymn naro-dowy (…).”

Może więc „(...) Pierwszą kolo-nię założyli tu przybysze z Polski i (…) oni musieli pieśń przywieźć w te okolice. (…) Trzeba (…) znaleźć faktyczne rozwiązanie tej hipotezy (…). Udało mi się od-szukać sędziwego rabina, który przybył w te strony jako młody chłopak z pierwszymi kolonista-mi z Polski, a więc gdzieś około 1890 roku. Od niego dowiedzia-łem się, że kolonie założyli Żydzi

» Louis-François Lejeune, Bitwa pod

Marengo/ W

ikimedia C

omm

ons

Page 67: More Maiorum nr 33

More Maiorum 67

z Kongresówki (…). On nie znał tej pieśni (…) lecz (…) słyszał ją właśnie tu nad jeziorem Hule po raz pierwszy w początkach swego pobytu, a ludność (…) utrzymy-wała, że jest to staro hebrajska piosenka opiewająca piękno tu-tejszej przyrody (…). Musiał tu przebywać jakiś rodak i ten na-uczył mieszkańców Hule melodii naszego mazurka, do której po-tem sfardyjski wierszokleta doro-bił inne słowa (…). Postanowili-śmy przenieść się na drugą stronę jeziora (…). Tam dopiero, we wsi Euasije, natrafiliśmy na Beduina, (…), który sam sobie przypisywał ponad setkę lat. Powiedział nam (…), że zna miejsce, gdzie bardzo dawno temu pogrzebano jakiegoś giaura! (…). I tak rozpoczęła się ta ciekawa ekspedycja (…) Starzec zaprowadził nas na skraj krzaków, gdzie niemym gestem wskazał na ziemię... Leżała tam płyta ka-mienna, cała obrośnięta mchem i spowita pnącym się zielskiem. Ukląkłem i szybko zacząłem oczyszczać kamień. Już po pierw-szym wysiłku ukazał się wyryty na górnej części duży znak krzyża … Jeszcze trochę pracy i cały na-pis stał się czytelny! Pod krzyżem widniało imię i nazwisko: PIOTR

STRZETELSKI – niżej w dru-gim wierszu: OFICJER WOJSK CESARZA FRANCUZÓW, – a w trzecim: »nat«, czyli »natus«, a więc »urodzony« i data 1776, po czym postawiony był mały krzy-żyk, zapewne na oznaczenie daty zgonu, która jednak nie została na płycie wyryta (…). Napis był wyryty w języku polskim, a daty śmierci na płycie nie umieszczo-no. Prosty stąd wniosek, że ów Strzetelski musiał chyba sam so-bie nagrobek przygotować (…). Napis był (…) lakoniczny i nie zawierał więcej szczegółów z ży-cia tego na pewno niezwykłego rodaka. Mógł on przybyć do Pa-lestyny już z wojskami Napole-ona, który tam były w roku 1799 i potem z niewiadomych przyczyn pozostał. A może przywędrował w tamte strony dopiero po upad-ku »boga wojny« drogą przez Tur-cję, gdzie wielu naszych dwóch znalazło wówczas schronienie. (…) Nie kto inny, tylko on wła-śnie zaszczepił u mieszkańców egzotycznej doliny miłość do Ma-zurka Dąbrowskiego (…)”.

Być może kiedyś uda się potwierdzić i udokumentować informacje na te-mat mojego imiennika Piotra, który

jako oficer wojsk napoleońskich wal-czył w Egipcie i Aleksandrii u boku Napoleona Bonaparte, giaura, który zaszczepił u mieszkańców egzotycz-nej krainy znajdującej się u podnóża wodospadu Hule, miłość do pol-skiej melodii Mazurka Dąbrowskie-go. Jednak ze względu na nieubła-ganie galopujący czas, coraz mniej staje się to prawdopodobne. Pozo-stają jedynie szczątkowe przekazy rodzinne oraz ten wyżej przytoczo-ny artykuł, jako jedyne dowody na istnienie młodego, walecznego żoł-nierza Piotra. I jeszcze jedna uwaga związana z tą sprawą. Jeśli istotnie sędziwy Beduin, który w 1941 roku zaprowadził Juliusza Leo na miejsce pochówku Piotra, miał rzeczywiście ponad 100 lat, to można domniemy-wać, że być może on lub jego rodzi-ce znali osobiście „giaura”. Jeśli tak, to Piotr mógł umrzeć w wieku oko-ło 60-70 lat, a więc w latach 1835-1845, więc być może miał również czas, aby przygotować sobie płytę nagrobną, nie przewidując oczywi-ście dnia swojej śmierci. Niewyklu-czone, że ostatecznie pokonała go malaria, tak charakterystyczna dla tamtych okolic. Gdy nad jezioro Hule przybyli z Kongresówki liczni Żydzi, co miało miejsce około roku 1890, o Piotrze Strzetelskim dawno

» fragment mapy północnej Palestyny, która została przygotowana przez francuską ekspedycję w 1799 r. /fot. Wikimedia Commons

LISTYCZYTELNIKÓW

Page 68: More Maiorum nr 33

More Maiorum68

już słuch zaginął, a pozostała tylko przywieziona przez niego melodia Mazurka Dąbrowskiego – śpiewana już po hebrajsku. Lecz nie tylko nad jeziorem Hule słuch o nim zaginął, stało się tak też w kraju, w nowo powstałej rodzinie, z której pocho-dził. Dlatego tak trudno, ze stupro-centową pewnością, umiejscowić go w genealogii rodziny.

Piotr Strzetelski (1776-1830?) i jego powiązania z Napoleonem Bonaparte

Z powyżej przedstawionego opisu zamieszczonego w „Tygodniku Po-wszechnym”, wynika że Piotr Strze-telski był oficerem wojsk napole-ońskich i w latach 1797-1799 trafił wspólnie z wojskiem napoleońskim do Egiptu. Piotr Strzetelski w chwi-

li upadku powstania kościuszkow-skiego w roku 1794 miał zaledwie 18 lat. W Polsce panował wówczas król Stanisław August Poniatowski, wyniesiony na tron z woli carycy Katarzyny II. Powstańcza fala emi-gracyjna popłynęła do Galicji, gdzie około 20 tysięcy ludzi przymuso-wo zostało wcielonych do woj-ska. Reszta ludzi wyemigrowała do Francji. 22 sierpnia 1795 r. następuje zawiązanie deputacji polskiej w We-necji, a 9 grudnia 1796 roku docho-dzi do pierwszego spotkania gene-rała Dąbrowskiego z Napoleonem. W dniach 16-19 lipca 1797 roku we Włoszech powstaje pieśń – „Ma-zurek Dąbrowskiego”. Pierwotnie, jako „Pieśń Legionów Polskich we Włoszech”, tekst został napisany przez Józefa Wybickiego. Autor me-lodii opartej na motywach ludowego

mazurka jest nieznany. Początkowo sądzono, że melodię tę skompono-wał książę Michał Kleofas Ogiński (twórca słynnego poloneza – Poże-gnanie ojczyzny), potem materiały archiwalne temu zaprzeczyły i do dziś, najczęściej autorzy śpiewników i prac naukowych, podają określe-nie „melodia ludowa”. Pierwszy raz pieśń została wykonana publicznie 20 lipca 1797 roku. Publicznie tekst ogłoszono w lutym 1799 w gazetce „Dekada Legionowa”. Od samego początku z aplauzem została przy-jęta przez Legiony Dąbrowskiego. Z początkiem 1798 znana była już we wszystkich zaborach. Śpiewana była podczas triumfalnego wjazdu generała Henryka Dąbrowskiego i Jerzego Wybickiego do Poznania 3 listopada 1806 roku, podczas po-wstania listopadowego (1830) i po-

wstania styczniowego (1863) oraz przez Polaków na Wielkiej Emi-gracji, w czasie rewolucji 1905 roku oraz I i II wojny światowej. Podczas Wiosny Ludów (1848) „Mazurek Dąbrowskiego” śpiewany był na ulicach Wiednia, Berlina i Pragi, gdzie cieszył się szczególną popu-larnością. Teoretycznie rzecz biorąc Piotr Strzetelski, który w roku 1798 miał już 22 lata, mógł znać tę pieśń i razem z wyprawą Napoleona, „za-wieźć” ją do Egiptu. Wojska Na-poleona dotarły wówczas do Akki w Palestynie, skąd cofały się, pozo-stawiając za sobą całe lazarety pełne rannych i chorych, dobijanych skru-pulatnie przez Muzułmanów. Piotr mógł jednak przetrwać ten pogrom i osiedlić się w Palestynie, spędza-jąc resztę życia nad jeziorem Hule. Jednak niemiałby wówczas podstaw

do tytułowania się „oficerem wojsk Cesarza Francuzów”, gdyż Napole-on koronował się na cesarza dopie-ro w 1804 roku. Gdyby więc Piotr Strzetelski nie brał udziału w wy-prawie egipskiej i nie służył w legio-nach, to może został zwerbowany na terenie Polski? A może po pro-stu mój imiennik nie służył w ogóle w formacjach polskich, lecz po pro-stu był Polakiem, służącym w re-gularnych formacjach francuskich? Mógł zostać wcielony do wojska austriackiego na terenie Galicji i np. po bitwie pod Auterlitz w 1805 roku, przeszedł na stronę francu-ską. W końcu można przypusz-czać, że Piotr Strzetelski brał udział w kampanii moskiewskiej 1812 roku i po straszliwej klęsce armii napo-leońskiej, jaka nastąpiła zimą 1813 roku, uciekł z niewoli rosyjskiej

i przed prześladowaniami, schronił się w Turcji. Mając paszport turec-ki mógł swobodnie poruszać się po całym państwie ottomańskim i tym sposobem dotarł do Palestyny nad jezioro Hule. Być może, że przycią-gnęła go tutaj chęć zobaczenia Zie-mi Świętej, a piękno okolicy jeziora skłoniła go do osiedlenia się na sta-łe. Za takim wypadkiem wydarzeń może przemawiać fakt, że jeśli pan Juliusz Leo był na tyle ścisły w swo-jej relacji, że dokładnie skopiował napis na nagrobku Piotra Strzetel-skiego, to rzecz charakterystyczna, że słowo „Oficjer” pisane jest przy użyciu litery „j”, tj. tzw. „joty ogo-niastej”, a nie tak jak dawniej przez „y” (oficyer). Literę „j” wprowa-dził przecież do pisowni polskiej Joachim Lelewel dopiero u schyłku Księstwa Warszawskiego. On bo-

mógł przetrwać pogrom i osiedlić się w Palestynie, spędzając tam resztę życia{

LISTYCZYTELNIKÓW

Page 69: More Maiorum nr 33

More Maiorum 69

wiem wyszperał w Biblii Gdańskiej z 1632 roku całkowicie zapomniana „jotę ogoniastą”, która wydała mu się bardziej właściwa od używane-go wówczas „Ypsylona”. Litery „j” użył więc Lelewel w swojej pierw-szej pracy pt: „Uwagi o Mateuszu herbu Cholewa”, jednak wprowa-dzenie tej litery do codziennego użytku nie było takie łatwe. Prze-ciwko temu protestowała głównie inteligencja wileńska z Andrzejem Śniadeckim na czele. Można więc wnosić, że Piotr Strzetelski nie wy-wodził się z Galicji ani Wileńszczy-zny, lecz być może z mazowieckie-go Księstwa Warszawskiego czy też z późniejszego Królestwa Kongre-sowego. Możliwym jest również, że wyjechał z kraju po 1812 lub 1813 roku, a więc po klęsce Napoleona pod Moskwą, lub też opuścił kraj dopiero po 1820 roku.

Tego na etapie obecnej wiedzy nie-stety się nie dowiemy. Pozostańmy więc przy sugestii, że Piotr Strzetelski przybył z wojskami Napoleona do Egiptu w roku 1798 i prześledźmy, jak z punktu widzenia faktów historycz-nych, mogła wyglądać jego droga.

Otóż koniec XVIII wieku był nie-zwykle ważny dla Napoleona. W roku 1797 odnosi zwycięstwo nad Austrią. Jednak zdaje sobie spra-wę ze słabości swojej floty i z faktu, że to właśnie Wielka Brytania pozo-staje wciąż najgroźniejszym rywa-lem Francji. Dlatego też, począwszy od roku 1796, rozważa plan podbo-ju Egiptu, celem opanowania Indii, które były przecież w tym czasie najważniejszą kolonią brytyjską.

Na przełomie 1797 i 1798 roku Napoleon przedstawia swoje plany Dyrektoriatowi w Paryżu i szybko uzyskuje na nie zgodę. Już 19 maja 1798 roku z Tulonu wyrusza do Egiptu olbrzymia flota w ilości 65 statków wojennych oraz 280 trans-

portowych. W sumie 16 tysięcy marynarzy oraz 38 tysięcy woj-ska. Byli wśród nich również liczni uczeni i artyści. Pomiędzy żołnie-rzami, którzy tam się znaleźli, byli między innymi takie znamienite postaci, jak gen. Józef Sułkowski – późniejszy adiutant Napoleona, gen. Józef Feliks Łazowski, który jako jeden z pierwszych wykonał wstępne pomiary przy budowie Kanału Sueskiego, czy w końcu gen. Józef Zajączek – późniejszy namiestnik Królestwa Polskiego. Jest wysoce prawdopodobnym, że również i Piotr Strzetelski znalazł się na jednym z tych statków i kon-tynuował zwycięski marsz u boku Napoleona.

Już 11 czerwca 1798 roku, dzię-ki brawurowemu działaniu gen. Józefa Sułkowskiego, który na czele pięciuset osobowego de-santu, wylądował na Malcie i za-jął przybrzeżne baterie, wojska francuskie szybko opanowały tę wyspę. Po tym sukcesie Napole-on zajął twierdzę La Valletta, by już w lipcu 1798 roku tryumfalnie przybyć do Aleksandrii i Kairu.

Jednak z początkiem sierpnia An-glicy dowodzeni przez Horatio Nelsona zniszczyli flotę Fran-cuzów w bitwie pod Abukirem, Napoleon zdał sobie sprawę, że jego wojsko zostało odcięte od ojczyzny. Na domiar złego, we wrześniu 1798 roku Turcja wypo-wiedziała wojnę Francji. Wtedy to Napoleon, chcąc powstrzymać armię turecką, która dość szyb-ko posuwała się w stronę Egiptu, w styczniu 1799 roku zdecydował się wkroczyć do Palestyny.

W połowie marca dotarł do twier-dzy Saint-Jean d’Acre (Akka), mia-sta na którego oblężeniu przyjdzie mu spędzić dwa miesiące. Była to pierwsza potyczka, którą Bonaparte

przegrał. Nie pomogła nawet zwy-cięska bitwa pod górą Tabor, gdzie rozgromił armię turecką. Kiedy obrońcy Akki otrzymali pomoc bry-tyjskiej marynarki wojennej Fran-cuzi po kilku nieudanych próbach szturmu, musieli 21 maja ustąpić i wycofać się do Egiptu. Być może i mój imiennik Piotr Strzetelski brał udział w bitwie pod górą Tabor oraz w szturmie na twierdzę Akka?

Powrót Napoleona do Francji roz-począł 22 sierpnia 1799 roku, a do-wództwo nad niewielkim wojskiem pozostałym w Egipcie, powierzył generałowi Kleberowi. Piotr Strze-telski prawdopodobnie został ran-ny w jednej z bitew, być może przy twierdzy Saint-Jean d’Acre (Akka) i osiadł w okolicy wodospadów Ha-banias w rejonie osady Metuli. ■

LISTYCZYTELNIKÓW

Page 70: More Maiorum nr 33

More Maiorum70

kochana niania – opowieść o pewnym grobie

Paweł Becker

Na cmentarzu w Sarnowie (po-wiat chełmiński) jest niepozorny grób z lat 20. XXw. Niech będzie on pretekstem do pewnych prze-myśleń o służbie pałacowej.

Marcyanna Jagodziń-ska, kochana nia-nia, wierna sługa domu działowskie-

go, um. 28 III 1928 Prosi o Zdro-waś Marya.

Tylko tyle. Żadnej fotografii, wspomnień, listów. Jedynie napis na grobie.

Często myśląc o pałacach i dwo-rach myślimy o magnaterii, ary-stokracji i szlacheckich rodach je zamieszkujących.

Służba pojawia się na tle fotografii lub w życzliwych wspomnieniach, pamiętnikach, rzadziej w listach. Spotkałem się tylko z jednym arty-kułem poświęconym służbie i ich życiu. Ale osobne monografie?

Wspomnienia pokojówki, lokaja, kamerdynera, ogrodnika? Raczej jako pojedyncza ciekawostka.

Działowo to majątek niedale-ko Sarnowa, położony w gminie Płużnica w powiecie wąbrzeskim. Niezwykły, bo przez 600 lat w rę-kach jednego rodu w linii męskiej – Działowskich herbu Prawdzic, od żyjącego w XV wieku Mikołaja aż po Leszka, poległego w powstaniu warszawskim. Ostatni z rodu Geo-rges odwiedził rodową siedzibę je-sienią 2011 roku. Był też wtedy na cmentarzu w Sarnowie.

Musiała istnieć silna więź pomiędzy rodziną mieszkającą we dworze a jej służbą. Więź nie tylko ekonomiczna, ale w przypadku Marcyanny Jago-dzińskiej, także emocjonalna. Czy bowiem każda służąca otrzymywa-ła taki nagrobek z takim napisem? Z dopiskiem „kochana” utrwalo-nym na zawsze? Z zaznaczeniem „wierna”?

Zaszczytne jest także umiejsco-wienie grobu – w XVIII wieku do parafialnego kościoła św. Marcina

w Sarnowie dobudowano boczną kaplicę grobową Działowskich, kryjącą ich szczątki aż do XX wiek.

Grób kochanej niani umieszczono dokładnie naprzeciwko wejścia do kaplicy, o kilka kroków od miejsca wiecznego spoczynku jej pryncy-pałów.

Później w jej grobie pochowano też Longinę Cyprysińską, daleką krew-ną Działowskich.

Rzecz znamienna nastąpiła kilka lat temu. W czasie likwidacji starych, zniszczonych i nieopłaconych gro-bów (ból każdego genealoga!) chcia-no usunąć też grób Marcyanny. Kto się sprzeciwił? Rodzina? Ksiądz? Potomkowie Działowskich? Nie! Zwykli mieszkańcy wsi, mówiąc „Ona jest od »Panów«!”, wskazu-jąc na jej związek z rodziną z dwo-ru. Mówili też o napisie, że nie bez przyczyny zaznaczono jej wierność dla rodu, oddanie i poświęcenie.

Grób Marcyanny trwa nadal, ktoś życzliwy czasem postawi tam kwiaty i znicze. ■

» fot. Wikim

edia Com

mons

Page 71: More Maiorum nr 33

More Maiorum 71

ONASZYCHPRZODKACH

» fot. Paweł Becker

Page 72: More Maiorum nr 33

More Maiorum72

Andrzej Szczudło

radio Erewań w metrykachWśród wielu kawałów politycz-nych, krążących między ludźmi w latach 80. XX w. znana była seria z cyklu „Radio Erewań donosi!”. Młodszym rocznikom wyjaśnię, a starszym przypomnę, że chodziło o specyficzny styl po-dawania informacji, niecałkiem dokładnych, mówiąc delikatnie. Kiedy więc Radio Erewań infor-mowało, że „polski turysta pobił w Moskwie policjanta”, to póź-niej okazywało się, że nie polski a węgierski, nie turysta a kierow-ca, nie w Moskwie a w Odessie i nie pobił a został pobity.

Jak widzimy na tym zmyślo-nym dla potrzeb wyjaśnienia przykładzie, wersja podana przez radio dość znacznie

odbiegała od zdarzenia, któ-re faktycznie miało miejsce.

Kawały z Radiem Erewań przyszły mi na myśl, kiedy „przewalając” w Internecie setki starych metryk, trafiłem na kuriozum. Okazało się, że jeden i ten sam fakt metrykalny został zapisany dwa razy i to w róż-nych wersjach. Jak do tego doszło?

Układając swoje najcenniejsze zbio-ry starych metryk, byłem na swój sposób dumny, że moja krewniacz-ka, która wyróżniła się już tym, że DNA Szczudłów przekazała do Ameryki (emigrowała jej synowa

i wnuczka), ponadto miała nietuzin-kowe imię. To nie była jakaś Ma-rianna, Józefa czy Zofia, ale Flo-ryanna! Oryginalne imię, zdawało mi się, jest łatwiej zapamiętać i wy-różnić spośród wielu innych. Jakież więc było moje zdziwienie, kiedy w kolejnych metrykach stawała się Florentyną.

Kropką nad „i” może tu być metry-ka, a właściwie dwie metryki jedne-go urodzenia, wystawione w 1865 roku dla jej córki Anieli Łabanow-skiej (8.01.1865-14.10.1887). Starsza z nich, pięknym pismem zapisana pod numerem 16, mówiła że To-masz Łabanowski – wyrobnik, lat 32, stawił się w Sejnach 25.01.1865 roku w obecności Józefa Massala lat 40 i Kazimierza Jabłońskiego lat 50. Druga metryka wystawiona pod numerem 143 stwierdzała, że „działo się dnia 20.08.1865 r.” (czyli ponad pół roku później) i że stawił się ten sam Tomasz Łabanowski, ale już nie jako wyrobnik, ale parobek, nie lat 32, lecz lat 30 (młodszy dwa lata, mimo że stawia się później). Nieco inne było też towarzystwo stawającego; obok tego samego,

choć o rok młodszego po upływie siedmiu miesięcy, Kazimierza Ja-błońskiego, w miejsce Józefa Mas-sala z metryki nr 16, pojawia się Jan Łabanowski, lat 37. Obaj są tu nazwani „parobkami w sejneńskim

folwarku zamieszkałymi”, pod-czas gdy Jabłoński razem z Massa-lem byli „wyrobnikami w folwar-ku Sejny zamieszkałymi”. Obie inkryminowane metryki zgodnie głoszą, że „dziecięciu temu na chrzcie świętym dziś (a właściwie kiedy? 25 stycznia czy 20 sierp-nia?) odbytym nadane zostało imię Aniela. Gorzej jest jednak z imieniem matki nowonarodzonej Anieli. W metryce wcześniejszej figuruje Florentyna z Szczudłów, w drugiej Floryanna z Szczudłów. Ostatnia niezgodność dotyczy ro-dziców chrzestnych, gdyż metryka nr 16 wskazuje, że był to Wincenty Buchowski z Wiktoryją Szczudło, a akt nr 143, że Wincenty Obu-chowski z Wiktoryją Szczudło. Wbrew pozorom ten ostatni błąd ma dla mnie znaczenie, gdyż na moim rodowym drzewie kombina-cja nazwisk Szczudło – Buchowski pojawia się od ślubu moich rodzi-ców, tj. od 1949 roku. Gdyby bar-dziej wierzyć metryce, wskazującej jako świadka Buchowskiego, zna-czyłoby to, że nasze rodziny znają się od równych 150 lat.

Piszę o tym mrugając okiem do ge-nealogów, aby z większą rezerwą podchodzili do metrycznych zapi-sów nazwisk, imion i dat. Wszak er-rare humanum est, czego doświadczył już chyba każdy z nas. ■

genealodzy powinni podchodzić z większą rezerwą do metrykalnych zapisów {

LISTYCZYTELNIKÓW

Page 73: More Maiorum nr 33

More Maiorum 73

» “drugi” akt urodzenia Anieli Łabanows-kiej, rok 1865 /fot. szukajwarchiwach.pl

» “pierwszy” akt urodzenia Anieli Łabanowskiej, rok 1865 /fot. szukajwarchiwach.pl

LISTYCZYTELNIKÓW

Page 74: More Maiorum nr 33

More Maiorum74

Wojciech i Helena Sabatowie. Historia (nie)znana

Monika Walaszczykdzające zdobyte uprawnienia, po-świadczone przez ówczesne Ku-ratorium Okręgu Szkolnego Po-znańskiego w Poznaniu, pochodzi z roku 1936. Helena pozostawała wtedy nadal nauczycielką w Zagó-rzu. Ciągle doskonaliła się zawo-dowo o czym świadczą posiadane dokumenty. Nieustannie wpajała wychowankom miłość do Ojczy-zny i zachęcała do kontynuowania nauki, by mogli przysłużyć się jej jak najlepiej w przyszłości.

Wojciech

Wojciech Sabat przyszedł na świat 30 marca 1901 roku we wsi Sado-wo Kawęczyn parafii Wrzawy. Był jednym z ośmiorga rodzeństwa.

w trakcie II wojny światowej, Wła-dysław aresztowany przez nazistów zginął w obozie koncentracyjnym Mauthausen, a najmłodszy Mieczy-sław został po wojnie dyrektorem Archiwum Państwowego w Łodzi. W roku 1924 Helena ukończy-ła Publiczną Szkołę Powszechną siedmioklasową w Kole, z wyni-kiem bardzo dobrym ze wszystkich przedmiotów.

Naukę kontynuowała w Państwo-wym Żeńskim Seminarium Na-uczycielskim im. Królowej Jadwigi w Toruniu. Seminarium to ukończyła, otrzymując w roku 1929 świadectwo dojrzałości oraz uprawnienia do peł-nienia obowiązków tymczasowej na-uczycielki w szkołach powszechnych.

Pełniąc obowiązki nauczycielki w szkole powszechnej w Zagórzu, jako nauczycielka szkoły cztero-klasowej przystąpiła w roku 1932 do egzaminu praktycznego na na-uczycielkę szkół powszechnych. Zdała go z wynikiem ogólnym dobrym, stając się tym samym pełnoprawną nauczycielką szkół powszechnych. Pismo potwier-

Historia tych dwojga była wielo-krotnie przytaczana i opowiada-na w rodzinnym domu mojego męża. Przy każdej okazji, nieży-jący już dziadek Andrzej, opo-wiadał o walecznym poruczniku Sabacie i jego pięknej, mądrej żonie Helenie.

Oboje wykształceni , wielcy patrioci, wyda-wać by się mogło, że nic nie jest w stanie

zniszczyć ich wspólnego szczęścia. Dziadek przez lata gromadził mate-riały, dotyczące rodziny, a w szcze-gólności te, dotyczące jego wuja Wojciecha Sabata.

Helena

Helena Kołodziejczykówna przy-szła na świat 10 lutego 1907 roku w Turku jako córka Jana i Józe-fy Kołodziejczaków. Była jednym z pięciorga dzieci, z których więk-szość zapisała się w kartach historii – Dominik był żołnierzem rannym

» fot. Archiwum domowe Moniki Walaszczyk

» fot. Archiw

um dom

owe

Moniki W

alaszczyk

Page 75: More Maiorum nr 33

More Maiorum 75

Jego rodzice – Karol Sabat i Zofia z Wicińskich Sabatowa, pracowali jako gospodarze w niewielkim ma-jątku w przysiółku Sadowie należą-cym do Wrzaw. Szkołę powszech-ną ukończył w miejscu urodzenia, a do gimnazjum uczęszczał do Tarnobrzega. W roku 1912 wstą-pił do swojej pierwszej drużyny i wkrótce złożył przyrzeczenie harcerskie.

Polska wówczas znajdowała się pod zaborami. Tylko dzięki rodzi-com zdawał sobie sprawę, że jego zniewolona ojczyzna Polska żyje nieustannie – w sercach Polaków. W domu rodzinnym pielęgnowa-no tradycje i obyczaje, przykładając dużą wagę do wychowania patrio-tycznego. Powtarzano nazwiska Pił-sudski, Sikorski...

W listopadzie 1918 roku wziął udział jako ochotnik w walkach pod Lwo-wem i Gródkiem Jagiellońskim. W czasie walk został ranny. Po po-wrocie do rodzinnego domu konty-nuował naukę w gimnazjum, aż do lipca 1920 roku, kiedy to znów na ochotnika wstąpił najpierw do 32 pp., później do 2 pp. Strzelców Sybe-ryjskich, z którym to pułkiem wyru-szył na front bolszewicki. Ponownie został ranny i tym razem przenie-siony został do rezerwy. Za udział w tych walkach otrzymał Krzyż Wa-lecznych.

Po powrocie do zdrowia wstąpił do Wyższego Seminarium Nauczyciel-

skiego w Rudniku. Z oddaniem po-święcił się pracy harcerskiej, stając się wkrótce cenionym instruktorem, uczestniczącym systematycznie w różnego rodzaju kursach, zlotach krajowych i w obozach letnich, a na-wet kilkakrotnie brał udział w mię-dzynarodowych zlotach skautowych Jamboree. Decyzją Naczelnika Har-cerzy z dnia 17 marca 1938 roku oraz rozkazem Komendy Pomor-skiej, Wojciech został mianowany

Hufcowym 4. Hufca Morskiego w Gdyni, obejmującego rejon Ru-mii. W grudniu 1938 roku uzyskał stopień harcmistrza. Otrzymał tak-że Harcerski Krzyż Niepodległości za zasługi dla skautingu i harcerstwa w latach 1909-1921. Krzyż ten był przyznawany osobom nieskazitelne-go charakteru i nieposzlakowanym w spełnianiu obowiązków obywa-telskich względem Państwa.

Wspólna droga

Po ukończeniu Seminarium Na-uczycielskiego przez trzy lata uczył w szkołach w Małopolsce. W 1929 roku wyjechał na wybrzeże i pod-jął pracę w Publicznej Szkole Po-wszechnej w Zagórzu koło Rumii. W 1932 roku z jego inicjatywy po-wstał Hufiec Harcerski w Rumii. Wychowankowie byli dumni, wi-

LISTYCZYTELNIKÓW» fot. A

rchiwum

domow

e Moniki W

alaszczyk

Page 76: More Maiorum nr 33

More Maiorum76

dząc kierownika swojej szkoły, dru-ha w mundurze, a kiedy dowiedzieli się o jego patriotycznej przeszłości i harcerskich zlotach międzynarodo-wych, bardzo do niego przylgnęli.

A starsi? Szkoła w Zagórzu na pew-no ożyła. Część nauczycieli widziała w Wojciechu kolegę zawsze chętnego do pomocy, inni widzieli w nim zagro-żenie – zmianę lub niepewność jutra.

Właśnie w tej szkole Wojciech po-znaje Helenę. Helena wielokrotnie wspominała:

„Wojtek miał ten nieodparty urok. Był taki charyzmatyczny. Po prostu nie można było mu się oprzeć…”.

Wojciecha i Helenę rozpiera ener-gia do pracy. Rozeznają się w gro-nie nauczycieli, jak i rodzicielskich poglądach. Starają się wspomagać polskie rodziny. Wypowiadają walkę o polskie dziecko – najpierw drogą perswazji podczas spotkań z opie-kunami, później poprzez działania, aktywowanie w organizacjach. Wie-lu rodzicom i niektórym nauczycie-

lom się to nie podobało. Zdarzało się, że odgrażano się Wojciechowi, że burzy porządek przyjęty od lat.

W sierpniu 1939 roku Helena po-ślubia porucznika Wojska Polskiego, a także kierownika szkoły w Zagó-rzu i twórcę pierwszej na tym terenie drużyny harcerskiej, Wojciecha Sa-bata. Oboje od wielu lat byli harce-rzami o takich samych zdecydowa-nych i odważnych poglądach, co ich na pewno jeszcze bardziej do siebie zbliżyło. Wesele odbyło się na orga-

jeńcy ukryli Sabata, informując, że zginął. Jednak po trzech dniach osadzono go bloku B{

LISTYCZYTELNIKÓW

» fot

. Arc

hiw

um d

omow

e M

onik

i Wal

aszc

zyk

Page 77: More Maiorum nr 33

More Maiorum 77

Chcesz opublikować swoją historię rodzinną?

Napisz na: [email protected]

nistówce w Wysokiej koło Łańcuta, gdzie gospodynią domu weselnego była najmłodsza siostra pana mło-dego – Helena, wydana za mąż za organistę, zamordowanego później przez hitlerowców, niemal na progu własnego domu. Ślubu udzielił naj-starszy brat Wojciecha – Stanisław.

Tuż po ślubie, oboje Helena i Woj-ciech, przeżyli osobistą tragedię – umiera ich nowonarodzona có-reczka Zosia. Szukając odpoczynku i samotności po utracie tak bardzo oczekiwanego dziecka, schronili się znowu na plebanii w Wysokiej.

Gdy głośno już było o zbliżającej się wojnie, Wojciech nalegał, by jak najszybciej wyjechać do Zagórza. W połowie sierpnia 1939 roku wy-jechali do Gdyni. W samą porę, po-nieważ w nocy z 22 na 23 sierpnia porucznik Sabat otrzymał wezwanie mobilizacyjne.

Waleczny porucznik

Wojciech otrzymał przydział do II batalionu rezerwy pod dowódz-twem kapitana Wierzbowskiego, jako dowódca 4 kompanii. Mieli bronić Kępy Oksywskiej.

Batalion do 6 września kwaterował w rejonie Dębogórza, wzmacnia-jąc obronę, kopiąc rowy, budując schrony bojowe, stawiając zasieki z drutów kolczastych i przygoto-wując do ewentualnego zniszczenia mosty oraz wiadukty, prowadzące na Kępę. Porucznik Sabat w chwilach wolnych od dozorowania prac, pe-netrował znajomą okolicę, wyszuku-jąc w różnych magazynach wszelką broń, nawet sportową i myśliwską, by doposażyć swoją kompanię. Po-

poszukiwali niektórych oficerów. Z uporem i wielokrotnie wywoły-wali Sabata. Jeńcy ukryli go między sobą, informując, że zginął. Póki co dano mu spokój. Po trzech dniach jeńców zgromadzonych na wię-ziennym podwórzu w Wejherowie, przewieziono do Stargardu Szcze-cińskiego, a następnie do Prenzlau. Dla jeńców przeznaczono cztery murowane trzypiętrowe bloki ko-szarowe oznaczone literami A, B, C i D. Jeniec oflagu II A nr 418, po-rucznik Wojciech Sabat, został przy-dzielony do III Kompanii w bloku B i została mu wyznaczona prycza nr 129 w 20-osobowej sali.

W tym czasie Helena przebywała w domu kapitanowej Wierzbow-skiej.... ■

O procesie Sabata, listach z obo-zu, przypadkowemu dostaniu się w ręce Gestapo w kolejnym numerze More Maiorum.

mimo odwagi i bohaterskiej postawy broniących, widmo klęski zajrzało w oczy obrońcom Kępy. 16 września po południu artyleria niemiecka pod-łożyła silny ogień, który przygniótł do ziemi II batalion rezerwy. Ostrzał trwał ponad godzinę i spowodował dotkliwe straty. Polacy nie wytrzymali tego natarcia i wycofali się do lasu tam próbując zorganizować dalszą obronę, jednak wkrótce batalion zo-stał rozbity. Do niewoli dostało się 11 oficerów i większość szeregowych II batalionu rezerwy.

19 września zginął pułkownik Dą-bek i Kępa Oksywska padła. Wśród jeńców polskich wziętych do niewo-li krążyli Niemcy ze specjalnych for-macji Ebbinghaus i według wcze-śniej przygotowanych list imiennych

LISTYCZYTELNIKÓW» fot. A

rchiwum

domow

e Moniki W

alaszczyk

Page 78: More Maiorum nr 33

More Maiorum78

+ intuicyjny interfejs+ bardzo duża baza danych amerykańskich gazet

– brak polskiej wersji językowej – dostęp do dokładnych danych w wersji Premium– stosunkowo wysokie ceny płatnego pakietu

GENEALOGYBANK www.genealogybank.com

SZYBKIPRZEWODNIK

Pewnie niewielu genealogów, szczególnie tych, pocho-dzących z Polski, zna portal Genealogy Bank. Właści-wie nie trzeba nawet tłumaczyć nazwy tego amerykań-skiego serwisu, by wiedzieć, jakie dane gromadzi.

Genealogy Bank jest częścią korporacji News Bank Inc. Jak sami piszą – oferują trudne do zdobycia archiwalia, takie jak gazety, dokumenty rządowe, wojskowe, które pomagają w ustaleniu historii naszej rodziny.

Najważniejszą funkcjonalnością jest zbiór ponad 7 tys. tytułów dawnych amerykańskich gazet, w skład któ-rych wchodzą: listy, przemówienia, reklamy, rodzinne aktualności i zdjęcia.

W portalu znajdziemy głównie gazety, ukazujące się w Sta-nach Zjednoczonych. „W Genealogy Bank będziesz mógł przeczytać o sukcesach, porażkach i codziennym życiu swo-ich amerykańskich przodków” – informują twórcy portalu.

W 2014 r. baza gazet liczyła ponad 1,6 mld rekordów. Najstar-sze z nich datowane są na 1690 r. Lecz w gazetach można zna-leźć coś więcej niż artykuły. W irlandzkich czasopismach publi-kowano informacje o małżeństwach i zgonach Irlandczyków.

MINUSY

Dużą zaletą portalu jest łatwość jego obsługi. Nie trzeba znać angielskiego, by wyszukać swojego krewnego. Wy-szukiwarka dostępna jest na stronie głównej portalu, nie trzeba więc wchodzić w dodatkowe zakładki.

Ciekawym dodatkiem jest licznik, umieszczony na stronie głównej, pokazujący w czasie rzczywistym liczbę zwięk-szających się rekordów w bazie danych.

PRZEWODNIKPOPORTALACHGENEALOGICZNYCH

PLUSY

Page 79: More Maiorum nr 33

More Maiorum 79

W okienku wpisujemy nazwisko szukanej osoby. W momencie, kie-dy nie otrzymamy pozytywnych rezulatatów, twórcy portalu propo-nują, by wpisać inne wersje nazwi-ska. Można również wpisać część nazwiska i po nim wpisać gwiazdkę (*). Wyszukiwarka pokaże nam wówczas nazwiska, zaczynające się do wpisanych liter. Np., wpisując „Jan*”, otrzymamy wyniki: Jankow-ski, Jankiel, Janowska, Jantarski etc.

W drugim polu wpisujemy imię poszukiwane-go krewnego. Podobnie, jak w przypadku poprzedniego okna, również tutaj możemy wykorzystać „metodę wpisy-wania gwiazdki”.

W tym oknie można wpisać „słowo klucz”, zawężające wyniki. Np. zawód, czy miasto ro-dzinne szukanej oso-by. W przypadku pola „Include” wyszukiwarka pokaże wyniki tylko z wpisanych „słów”, zaś wpisując słowa do pola „Exclude”, wyłączy z wyników wpisane bazy

W przypadku zaznaczenia opcji „Date Range” mo-żemy wpisać przedział lat, np. 1890 to 1900. Kiedy zaznaczymy drugą możli-wość, „Date”, wpisujemy tylko rok, a obok z listy wybieramy +/–10 years, +/– 5 years, +/– 2 years, +/– 1 yeat lub „exact”, czyli dokładnie wpisany rok.

Na stronie głównej (trzeba przewinąć ją w dół) znajduje się również interaktywna mapa Stanów Zjednoczonych. Po kliknięciu w konkretny stan na mapie otworzy nam się nowe okno, w którym zobaczymy, jakie archiwalia do-stępne są z tego regionu.

PRZEWODNIKPOPORTALACHGENEALOGICZNYCH

Page 80: More Maiorum nr 33

More Maiorum80

P O D K A R P A C I EW granicach utworzonego w 1999 roku województwa

podkarpackiego znalazły się dwa zróżnicowane regio-ny: tarnobrzesko-rzeszowski, charakteryzujący się wy-sokim stopniem zagospodarowania, oraz krośnień-sko-przemyski, będący terenem rolniczo-leśniczym.

Województwo zlokalizowane w południowo-wschodniej części Polski na południu graniczy ze Słowacją, na wschodzie zaś z Ukrainą. Sąsiaduje z województwami: małopolskim od zachodu, święto-

krzyskim od północnego-zachodu oraz z lubelskim od północy. W jego skład wchodzą 4 miasta na pra-wach powiatu oraz 21 powiatów. Obecnie zamiesz-

kuje je ponad 2 mln ludności.

Od IX do XIV wie- ku pomiędzy Rusią, Węgrami a Polską trwał ciągły spór o Bieszczady, leżące dziś w granicach województwa podkarpackiego. Około 1340 roku Kazimierz III Wielki włączył je do zaj- mowanej przez siebie ziemi sanockiej. Również na ten okres datowane jest pojawienie się najbardziej charakterystycznych grup etnicznych w tym regionie – Łemków oraz Bojków. Przez wieki Podkarpacie żyje w cieniu historii. Wiek XIX przyniósł rozwój regionu spowodowa-ny masowym wydobyciem ropy naftowej. W czasie I wojny światowej w Bieszczadach toczą się zaciekłe boje z wojskami rosyjskimi, chcącymi utorować sobie drogę na Węgry. Podczas II wojny światowej walki mają miej-sce głównie w okolicach Sanoka, oszczędzając tym razem Bieszczady. W 1947 roku przeprowadzona zostaje akcja „Wisła”, podczas której Bieszczady pustoszeją. Jej skutkiem jest przesiedlenie ok. 140 tysięcy Łemków, Bojków i Ukraińców na tzw. Ziemie Odzyskane.

Na terenie województwa podkarpackiego funkcjonuje Galicyjskie Towarzystwo Genealogiczne, jednak brak strony internetowej uniemożliwia zaprezentowanie jego działalności.

Page 81: More Maiorum nr 33

More Maiorum 81

Page 82: More Maiorum nr 33

More Maiorum82

» Archikatedra Przemyska /fot. Wikimedia Commons. Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0

RZES

ZÓW

FAKTY

■ STOLICA – Rzeszów■ WAŻNE MIASTA – Przemyśl – Stalowa Wola – Mielec – Krosno – Tarnobrzeg – Dębica■ ZNANE OSOBY – Bernard Wapowski – Ignacy Łukasiewicz – Józef Mehoffer – Leopold Lis-Kula – Eugeniusz Okoń – Jakub Szela

981■ pierwsze wzmianki

o Przemyślu 1031■ Przemyśl zostaje

zagarnięty przez Ruś Kijowską.

Początek osadnictwa żydowskiego

w Przemyślu

1339■ lokacja Sanoka

1354■ Rzeszów otrzymuje

prawa miejskie 1389■ Przemyśl otrzymuje

nową lokację na prawie

niemieckim. Wybudowany

zostaje murowany zamek1498■ Najazd wojewody

wołoskiego Stefana Wielkiego,

który zdobył Przemyśl i wydał go

na łup żołnierzom

» fot. Wikim

edia Com

mons

Page 83: More Maiorum nr 33

More Maiorum 83

ARCHIWA PAŃSTWOWE

■ Archiwum Państwowe w Przemyślu ul. Joachima Lelewela 4 37-700 Przemyśl

■ Archiwum Państwowe w Rzeszowie ul. Bożnicza 2 35-064 Rzeszów

■ Archiwum Państwowe w Rzeszowie Oddział w Skołyszynie 38-242 Skołyszyn

■ Archiwum Państwowe w Rzeszowie Oddział w Sanoku ul. Sadowa 32 38-500 Sanok

ARCHIWA DIECEZJALNE

■ Archiwum Diecezji Zamojsko-Lubaczowskiej ul. Hetmana J. Zamoyskiego 1 22-400 Zamość

■ Archiwum Metropolitalne w Przemyślu pl. Katedralny 4a 37-700 Przemyśl

BIBLIOTEKI

■ Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna w Rzeszowie ul. Sokoła 13 35-010 Rzeszów

■ Biblioteka Uniwersytetu Rzeszowskiego ul. Pigonia 8 35-959 Rzeszów

■ Przemyska Biblioteka Publiczna ul. Grodzka 4 37-700 Przemyśl

STRONY

■ Metryki.genealodzy – skany metryk z całej Polski ■ Genbaza – skany metryk z całej Polski■ Geneteka – indeksy z całej Polski■ Szukajwarchiwach.pl – skany metryk z całej Polski■ PoznanProject – indeksy małżeństw do r. 1899 z całej Polski■ Family Search – indeksy metryk, zdigitalizowanych w Archiwum Diecezjalnych w Tarnowie■ Archiwum Państwowe w Przemyślu – skany metryk oraz innych dokumentów z AP w Przemyślu

P O M O C N I K G E N E A L O G A

■ Najazd wojewody

wołoskiego Stefana Wielkiego,

który zdobył Przemyśl i wydał go

na łup żołnierzom

1656■ Konfederacja

Łańcucka1772■ Miasto w wyniku

I rozbioru trafia w posiadanie

Austrii

1833■ Partyzantka Zaliwskiego

– nieudana próba wzniecenia

powstania zbrojnego w zabo-

rze rosyjskim

XIX w.■ rozwój górnictwa

naftowego 1918■ powstanie Republiki

Tarnobrzeskiej 1947■ Akcja „Wisła”

» fot. Wikim

edia Com

mons

Page 84: More Maiorum nr 33

More Maiorum84

Marcin Marynicz

osoba miesiąca - Maria KonopnickaAutorka niedoszłego hymnu Polski. Kontrowersyjna postać polskiej literatury, kochliwa nie-wiasta, lubująca się nie tylko w mężczyznach..

Maria Stanisława z Wa-siłowskich Konop-nicka – urodzona 23 maja 1842 r.

w Suwałkach, zmarła 8 października 1910 r. we Lwowie.

Na świat przyszła jako drugie dziec-ko Józefa Ludwika Wasiłowskie-go (1813-1878) oraz Scholastyki z Turskich (1820-1854). Jej rodzice pobrali się 6 sierpnia 1839 r. i mie-li siedmioro dzieci: Wandę Zeno-bię (1840-1886) – żonę Walentego Gorczyckiego, Marię Stanisławę (1842-1910) – żonę Jarosława Ko-nopnickiego, Jana Jarosława (1843-1863), Laurę Celinę (1846) – żonę Kazimierza Stanisławskiego, Zofię (1847-1847), Jadwigę Julię (1848-1872) – żonę Zygmunta Węgleń-skiego oraz Celinę Irenę (1850) – I voto Tytusową Bartołdową

II voto Włodzimierzową Świr-ską. Matka zmarła 29 marca 1854 r. w Kaliszu i tam też została po-chowana. Według aktu zgonu, uro-

dzić się miała w Płocku jako córka Bartłomieja i Tekli Turskich. Józef Wasiłowski po śmierci żony nie oże-nił się ponownie, co miało wpływ

OSOBAMIESIĄCA» fot. W

ikimedia C

omm

ons» fot. szukajw

archiwach.pl

Page 85: More Maiorum nr 33

More Maiorum 85

na życie i wychowanie jego córek. Maria w latach 1855-1856 uczyła się w Warszawie, gdzie doszło do pierwszego spotkania z Elżbietą Pawłowską (później Orzeszkową), które przerodziło się w przyjaźń na całe życie. Ojciec wychowywał swo-je dzieci w wierze katolickiej, a pa-triotyzm był bardzo ważny w co-dziennym życiu Wasiłowskich, stąd m.in. jedyny syn – Jan – brał udział w powstaniu styczniowym, podczas którego poległ (19 lutego 1863 r. – bitwa pod Krzywosądzem), mając zaledwie 19 lat.

10 września 1862 r. w kaliskiej parafii św. Mikołaja związek małżeński za-warli Jan Jarosław Konopnicki i Ma-ria Stanisława Wasiłowska. On był kawalerem, dzierżawcą wsi Bronów (par. Uniejów) i miał 32 lata. Ona mia-ła 20 lat i mieszała przy ojcu w Ka-liszu. Para doczekała się sześciorga dzieci, które dożyły dorosłości (oraz dwojga zmarłych w niemowlęctwie), a byli to: Tadeusz (1863-1891), Zofia (1866-1956), Stanisław (1867-1929), Jan (1868-1930), Helena (1870-1905) oraz Laura (1872-1935). Pomimo tak licznej gromadki dzieci, Konopnicka w dalszym ciągu się kształciła. Prze-szkadzał jej w tym jedynie mąż, któ-ry – jak sama twierdziła – bardzo ją ograniczał. Był to jeden z powodów ich rozstania. Jednak w dalszym ciągu mieli ze sobą kontakt. Po śmierci ojca w 1878 r., Maria zaczęła brać udział w akcjach społecznych i konspira-cyjnych. Aby utrzymać i wychować dzieci zamieszkała w Warszawie i tam zajęła się tłumaczeniem tekstów z ję-zyków obcych, a także udzielała ko-repetycji. W krótkim czasie opano-

wała kolejne języki i tym sposobem tłumaczyła z angielskiego, niemiec-kiego, francuskiego, rosyjskiego, cze-skiego oraz włoskiego.

W 1889 r. Konopnicka poznała młodszą o 19 lat Marię Dulębian-kę (1861-1919) – malarkę, z którą szybo się zaprzyjaźniła, a po pew-nym czasie wspólnie zamieszkały. Według badaczy, przez dwie dekady były one partnerkami życiowymi.

Maria swój debiut literacki miała w 1870 r., kiedy to w dzienniku „Ka-liszanin” pojawił się jej wiersz pt. „Zimowy poranek”. Sześć lat później w „Tygodniku Ilustrowanym” poja-wił się cykl liryczny wierszy „W gó-rach”. Utwory Konopnickiej miały charakter patriotyczny. Pierwszy to-mik „Poezji” wydała po urodzeniu wszystkich dzieci – jako 41-latka, kolejny ukazał się dwa lata później, a następne dwa co trzy lata. Na po-czątku lat 80. XIX wieku zaczęła pi-sać nowele, a te ukazywały się aż do śmierci poetki. W związku z listem

E. Orzeszkowej do Konopnickiej: „czy prozą, czy wierszem, napisz jed-ną lub dziesięć kartek, słowo Twoje wiele zaważy, u wielu wiarę znajdzie, wiele uczuć wzbudzi, złych uśpi”, powstał „Mendel Gdański”. Nowe-la ta ukazała się w 1890 r. w „Prze-glądzie Literackim”. W poezji Ko-nopnickiej powstałej po ok. 1890 r. zauważyć można inspiracje dziełami kultury europejskiej oraz nawiązania do tradycji. Poetka pisała również dla dzieci, a w utworach odnaleźć można elementy fantastyki, żartu i powagi (m.in. „O krasnoludkach i sierotce Marysi” i „O Janku Wędrownicz-ku”). W 1908 r. w „Przodownikach” opublikowała „Rotę”, której tekst był bardzo odważny (głównie „Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz”). W 1910 r. ukazuje się „Pan Balcer w Brazylii” – poemat ukazujący losy chłopskich emigrantów z perspek-tywy tytułowego Balcera, który jest zaradnym kowalem. Tego same-go roku, 8 października umiera we Lwowie po długiej i ciężkiej choro-bie – zapaleniu płuc. ■

OSOBAMIESIĄCA» fot. szukajw

archiwach.pl

» fot. Jagiellońska Biblioteka Cyfrow

a

Page 86: More Maiorum nr 33

More Maiorum86

Gazeta Podhalańska, 23 października 1921

Na nowych drogach...

W tych dniach nasze państwo, któremu groziła już ruina gospodarcza weszło na nowe drogi.

Naprzód Liga Narodów przyznała nam część Górnego Śląska i wreszcie skrawek tej prapolskiej i piastowskiej dzielnicy powraca dziś po 700 latach niewoli do Polski! — (...)

Dotychczasowe rządy czerpały dochody z drukarni państwowej, żyjąc z dnia na dzień bez pro-gramu, bez budżetu, na weksel (...)

Reformy Michalskiego walczą ze sknerstwem wzbogaconych dorobkiewiczów wojennych, roz-bojem paskarzy i łupiskurków różnego rodzaju, z bandytyzmem, różnych pijawek i spekulantów łowiących żer w niecnej wodzie, z lenistwem rozwydrzonych mas i chciwością na mandaty dema-gogów, cała ta zgraja przeklina ministra skarbu, który chce ratować skarb — i państwo! (...)

Benito Mussolini mówi IKC: Światu nie zagraża bezpośrednia wojna.

Benito Mussolini w udzielonym mi wywiadzie dał wyraz przekonaniu, że roz-powszechniona w całym świecie obawa przed grożącą wojną europejską jest nieuzasadniona. W wywiadzie tym, który miał charakter prywatnej rozmowy, Duce odpowiedział na szereg pytań, między innemi na naistotniejsze zapytanie: “Czy wierzy w wojnę?”.

— Ni e s ą d z e , aby woj n a b e z p o ś re d n i a z a g r a ż a ł a ! —brzmiała odpowiedź szefa rządu włoskiego. To lakoniczne stwierdzenie, pod-kreślił Mussolini energicznym ruchem głowy. Bezsprzecznie odpowiedź ta, stanowiła punkt szczytowy interesującego wywiadu.

Duce rozpatrując problemy, związane bezpośrednio z tem zapytaniem nie wykluczył wogóle możliwości konfliktu zbrojnego w Europie. (...)

Ilustrowany Kurier Codzienny, 30 października 1937

z pierwszych stron gazet

Page 87: More Maiorum nr 33

More Maiorum 87

HUMOR NOWOŚCI

Część zbiorów Międzynarodowego Biura Poszukiwań dostępna w internecie

Prawie 50 tys. skanów z Międzynarodowego Biura Poszukiwań (ITS) w Bad Arolsen w Niemczech,

gromadzącego dokumenty o ofiarach III Rzeszy, jest od 7 października br. dostępne w Internecie. Oso-by zainteresowane mogą pobrać bezpłatnie m.in.

dokumenty o marszach śmierci i dzieciach. Więcej informacji tutaj

***Skany gazet z Monarchii Austro-Węgierskiej

AustriaN Newspapers Online (ANNO) to cy-frowa biblioteka, oferująca skany gazet z terenu

dawnej Monarchii Austro-Węgierskiej. Nie trzeba ręcznie przeglądać każdej gazety – wystarczy w wyszukiwarkę wpisać szukane nazwisko. Można

znaleźć wiele informacji o żołnierzach armii cesar-sko-królewskiej. Biblioteka dostępna tutaj.

***Biblioteka Diecezjalna w Sandomierzu

Biblioteka Diecezjalna w Sandomierzu opublikow-ała skany metryk chrztów i zgonów z parafii Słupia w swojej bibliotece cyfrowej. Skany dostępne tutaj.

***Informacja od p. Marcina Batorego

“Od kilku miesięcy prowadzę kwerendy archiwalne na potrzeby Muzeum Dulag121 w Pruszkowie.

W imieniu Dyrekcji muzeum zwracam się z serdec-zną prośbą o przekazanie informacji o wszystkich członkach Państwa rodzin lub znanych Wam oso-bach, które przechodziły przez obóz przejściowy w Pruszkowie w trakcie i po powstaniuwarsza-

wskim. Naszą misją jest sporządzenie bazy danych wszystkich możliwych do ustalenia więźniów tego

obozu. W chwili obecnej prezentujemy zebra-ny materiał na stronie Muzeum w postaci Listy

Pamięci (...)”

Więcej informacji tutaj

» fo

t. p

rofil

FB

Mał

opol

skie

j Bib

liote

ki C

yfro

wej

Page 88: More Maiorum nr 33

More Maiorum88

Zapraszamy do współpracy!

More Maiorum

His to ria – świadek cza su, światło praw dy, życie pa mięci, nau czy ciel ka życia, zwias tunka przyszłości

~Cyceron

Współpracują z nami: