84

Click here to load reader

More Maiorum nr 29

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Czerwcowy numer Moe Maiorum

Citation preview

Page 1: More Maiorum nr 29

More Maiorum 1

Page 2: More Maiorum nr 29

More Maiorum2

Redakcja More Maiorum:Redaktor Naczelny – Alan Jakman e-mail: [email protected] Redaktora Naczelnego – Marcin MaryniczKorekta – Małgorzata Lissowska, Alan JakmanSkład i łamanie tekstu – Alan JakmanOkładka oraz oprawa graficzna – Alan Jakman

Autorzy tekstów:

Alan Jakman – Sebastian Jędrych– “czy znajdzie się ktoś, kto zindeksuje mnie?”, Kim byli przodkowie obecnego prezydenta?, Czy Nietzsche był Polakiem?, Przedwojenny kanibal z Ziębic –Karl Denke, Józef Lompa – propagator polskości na Śląsku, Szybki przewodnik – Family Search, Województwo dolnośląskie, Nowości, HumorMarcin Marynicz – Setna rocznica urodzin ks. Jana Twardowskiego, Województwo dolnośląskie, Osoba miesiąca, Z pierwszych stron gazetMałgorzata Lissowska – Wiek wojenPaweł Becker – Trzeba nam teraz umierać, by Polska umiała znów żyć!Zofia Maria Jakóbczak – Księgi Ludności Stałej w Lublinie, Genealogia jest dla mnie...Elżbieta Czajka – Księgi Ludności Stałej w ŁodziMarcin Niewalda – Kim byli przodkowie przyszłego prezydenta? Piotr Strzetelski – Kim byli przodkowie przyszłego prezydenta?Grażyna Stelmaszewska – Wacław Rejmak – “kochały się w nim wszystkie dziewczęta”Martyna Pankiewicz-Piotrowska – American dream po polsku, czyli jak to z Jerzmanowskim byłoEwa Fortak-Mordalska – Warto cofnąć wskazówki zegara, by przodkowie przetrwali w naszych sercachAnna Górska – Czego uczy nas genealogia?

&Wszystkie prawa zastrzeżone

(włącznie z tłumaczeniem na języki obce).

Zgodnie z ustawą z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim jakiekolwiek kopiowanie,

rozpowszechnianie (we fragmentach, lub w całości) zamieszczonych

artykułów, opisów, zdjęć bez zgody Redakcji będzie traktowane jako

naruszenie praw autorskich.

&

Page 3: More Maiorum nr 29

More Maiorum 3

More Maiorumnr 6(29), 10 czerwca 2015 r.

Zapraszamy na naszą stronę internetową oraz

fanpage’a na Facebooku!

Kiedy zaczynałam przygodę z genealogią, miałam tylko kilka informacji o pradziadku Józefie. Pierwsze co zrobiłam, to zapytałam członków rodziny.

218 lat temu, w Oleśnie, w drodze pomiędzy Kluczborkiem a Lublińcem, urodził się prekursor odrodzenia narodowego na Górnym Śląsku – Józef Lompa.

Jan Jakub Twardowski na świat przyszedł 1 czerwca 1915 r. 4 lipca w warszawskiej parafii św. Aleksandra, stawił się Jan Twardowski – 33-letni urzędnik żelaznej drogi, i okazał dziecię urodzone z niego i jego małżonki – 25-letniej Anieli Marii zd.Konderskiej.

Jeżeli ktoś nie zajmuje się już genealogią, to niech ma przynajmniej wiedzę historyczną o swoim kraju, niech wie, że historia to jest coś co ma swoje przyczyny i skutki.

4 Wywiad z SebastianemJędrychem

Czego uczy nas genealogia?66 Józef Lompa - propagator

polkości na Śląsku

A w numerze również

26setna rocznica urodzin ks.

Jana Twardowskiego

70

4 WYWIAD Z SEBASTIANEM JĘDRYCHEM 12 KIM BYLI PRZODKOWIE OBECNEGO PREZYDENTA?16 KIM BYLI PRZODKOWIE PRZYSZŁEGO PREZYDENTA?22 CZY NIETZSCHE BYŁ POLAKIEM?30 ZŁOTY WIEK26 SETNA ROCZNICA URODZIN KS. JANA TWARDOWSKIEGO 44 WIEK WOJEN50 TRZEBA NAM TERAZ UMIERAĆ, BY POLSKA UMIAŁA ZNÓW ŻYĆ!52 KSIĘGI LUDNOŚCI STAŁEJ W LUBLINIE56 KSIĘGI LUDNOŚCI STAŁEJ W ŁODZI58 WACŁAW REJMAK – “KOCHAŁY SIĘ W NIM WSZYSTKIE DZIEWCZĘTA”

62 AMERICAN DREAM PO POLSKU, CZYLI JAK TO Z JERZMANOWSKIM BYŁO64 GENEALOGIA JEST DLA MNIE...65 WARTO COFNĄĆ WSKAZÓWKI ZEGARA, BY PRZODKOWIE PRZETRWALI W NASZYCH SERCACH66 CZEGO UCZY NAS GENEALOGIA?68 PRZEDWOJENNY KANIBAL Z ZIĘBIC – KARL DENKE70 JÓZEF LOMPA – PROPAGATOR POLSKOŚCI NA ŚLĄSKU72 SZYBKI PRZEWODNIK – FAMILY SEARCH74 WOJ. WARMIŃSKO-MAZURSKIE I GENEALOGIA78 OSOBA MIESIĄCA – ADAM BONIECKI82 Z PIERWSZYCH STRON GAZET83 HUMOR,NOWOŚCI

Page 4: More Maiorum nr 29

More Maiorum4

Alan Jakman

1Od ilu lat interesuje się Pan historią rodziny?

Dokładnie nie pamiętam od ilu lat, ale na pewno jest jakaś gra-

nica, bo wiem, że tym się nie inte-resowałem. Skąd wiem? A no stąd, że w 1999 roku zmarła moja pra-babcia – skarbnica wiedzy o rodzi-nie i o mieszkańcach miejscowości, z której pochodziła, czyli Rębkowa koło Garwolina. Niestety – nie in-teresowałem się na tyle tematem, by spędzić u niej choć kilka godzin i podpytać o ciekawostki rodzinne – nawet kiedy u schyłku swojego życia mieszkała przez pewien czas dosłownie po sąsiedzku w tej samej miejscowości. Więc na pewno przed 1999 rokiem się nie interesowałem, natomiast w rodzinie powtarza-no, że jestem „rodzinny”. Chodzi-ło o to, że lubiłem spędzać czas z rodziną, nawet tą starszą. W 1992 roku żyła jeszcze moja prababcia urodzona w 1913 roku, która nie miała jednej nogi. Amputowano jej w związku z chorobą, ale nie wiem jaką – nigdy nie miałem potrzeby, aby to zweryfikować. Mieszkała naprzeciwko mnie, i ja, jako mały chłopczyk, chodziłem do niej bar-dzo często, by chociażby zerwać jej kartkę z kalendarza ściennego, aby wiedziała jaki jest dzień. Jak widać, to były proste czynności, które dla kogoś wiele znaczyły. Babcia miała kredens, a w kredensie była papiero-wa torebka z cukierkami czekolado-wymi z galaretką. Ale nie chodziłem tam oczywiście dla cukierków. Moż-na powiedzieć, że od najmłodszych lat darzyłem niesamowitym szacun-kiem osoby starsze i nie wykluczam, że to właśnie one miały wpływ na

moje zainteresowania. Pamiętam jeszcze, że w 1996 roku – ja, wnu-czek zmarłego w 1999 roku dziad-ka, pojechałem na pogrzeb do jego rodziny – rodziny, z którą nie było takich kontaktów zażyłych, tylko bardziej na zasadzie – dziadek wie-dział, że to jego rodzina. Pojechałem na pogrzeb syna siostry pradziadka. Do dziś pamiętam jak mnie owa cio-cia Stefcia wychwaliła, że taki mały a taki rodzinny. Szkoda, że tych hi-storii nie jest dużo więcej.

2Czy w domu mówiono o przodkach, krew-nych? Wspominano rodzinną przeszłość?

Raczej nie. Byliśmy rodziną, któ-ra nie mieszkała w jednym z domu z babcią – co sprzyjałoby ku takim okazjom. To ja raczej chodziłem podpytywać babcię o jej rodzinę, aniżeli babcia sama coś zaczynała mówić. Później to ja ją edukowałem o jej rodzinie, ale to pustymi data-mi, które można znaleźć w księgach. Być może to wynikało również z faktu, że rodzina była spora, że nie sposób było utrzymywać kontaktów ze wszystkimi. Co prawda dziadek, który był najbliżej naszej rodziny, był jedynakiem, ale jego ojciec miał wiele rodzeństwa. Wiedza o rodzi-nie nie była duża do tego stopnia, że to ja sam dowiedziałem się o ro-dzeństwie pradziadka, podpytując babcię. Pradziadek zmarł w 1969 roku. Znam go tylko i wyłącznie ze zdjęć. W rozmowach z babcią do-wiedziałem się, że żyje na pewno jeszcze trójka rodzeństwa pradziad-ka – ciocia Ola, ciocia Janina i wu-jek Wacek. Wszystkich odwiedziłem

osobiście. Najlepsze wspomnienie dotyczy cioci Janiny. Pradziadek urodził się w 1911 roku – ciocia Ja-nina, jeśli się nie mylę, 12 lat później. Mieszkała sama w murowanej chat-ce, takiej jaką można sobie wyobra-zić z połowy XX wieku – kuchenka kaflowa, dwupokojowy domek. Po-jechałem bez zapowiedzi – pukam w stare drewniane drzwi. Otwiera babuleńka – patrzę, a Ona po pro-stu jakby kopia twarzy pradziadka. U cioci byłem później jeszcze kilka razy, m. in. na święta, by połamać się opłatkiem i złożyć życzenia. Bardzo ciekawe jest to, że ciocia na tyle się

Sebastian Jędrych – autor publikacji “Ludzie z Garwolina i okolic 1610-1945”, koordynator indeksacji ksiąg metrykalnych, współtwórca portalu www.garwolin.org i profilu Dawny Powiat Garwolin i okolice na Facebooku.

Szczególne zainteresowania, to fotografia i ocalanie od zapomnienia tego, o czym nigdy zapomnieć nie powinniśmy – naszej tożsamości.

Sebastian Jędrych– “czy znajdzie się ktoś, kto zindeksuje mnie?”

WYWIAD» fot. Sebastian Jędrych

Page 5: More Maiorum nr 29

More Maiorum 5

cieszyła z tych wizyt, że jednego razu pojechała do mojej innej cioci na ro-werze, by mi przekazać 100 zł – dla tego mojego braciszka Jaśka z Mięt-nego „wnucka”. Dla mnie to był szok.

Wracając do rozmów o przodkach – do dzisiaj nie mogę sobie po raz ko-lejny podarować, że się spóźniłem z moim zainteresowaniem. Może nie tyle spóźniłem, co zabrakło mi odwagi. Na początku ubiegłej de-kady żyli jeszcze Aleksander oraz Stanisław Kowalczykowie – bracia pradziadka. Wiele mogliby mi opo-wiedzieć o rodzinie, niestety – ja

się obawiałem jeszcze wtedy, że jak pojadę, to będę wyśmiany z moimi zainteresowaniami. Dzisiaj wiem, że to był przeogromny, ale to prze-ogromny błąd.

3Czy ktoś z Pana krew-nych podejmował wcześniej próby ge-nealogiczne?

Tak, była jedna ciocia, która zrobiła porządną robotę, dotyczącą rodziny od strony mamy. Praca ta dotyczyła raczej współczesnych osób, ale się-gała swoim zakresem do początków XX wieku. Dla mnie to było o tyle ciekawe, że poznałem twarze osób ze mną spokrewnionych. Wtedy zatrzymaliśmy się na prapradziad-ku Andrzeju Kowalczyku, zmarłym w 1933 roku. Dzisiaj wiem, że był jeszcze Kazimierz – Paweł – Kilian – Wojciech i już jesteśmy w połowie XVIII wieku. A jeszcze kilka lat wcze-śniej – nie wiedziałem nic o tej rodzi-nie…

4Z jakich terenów pocho-dzą Pana antenaci?

Na całe szczęście moi przodkowie pochodzą z te-

renu dwóch powiatów – powiat gar-woliński i powiat rycki. Ten ostatni – teoretycznie dla mnie najważniej-szy, gdyż dotyczy mojego rodowego nazwiska, jeszcze nie został prze-ze mnie odkryty. Natomiast to, co w powiecie garwolińskim zostało przeze mnie odkryte. Śmieję się, że jestem szewcem w dziurawych bu-tach – nie mam zrobionego drzewa genealogicznego.

5Czy któryś z języków używanych do zapi-sów metryk sprawiał Panu problemy pod-

czas poszukiwań genealo-gicznych?

Na naszym terenie księgi były pro-wadzone w trzech językach – pol-skim, rosyjskim i łacińskim. Przy-sposobienie rosyjskiego mogło sprawić mi trochę problemów, gdyż wprawdzie cyrylicę znałem, ale nie starocerkiewną. Im dalej w las, tym więcej drzew – człowiek troszkę po-szukał w słownikach, w Internecie i podszkolił tę umiejętność. Zakres słów się powtarza, więc nie ma tutaj mowy o znaniu języka rosyjskiego – po prostu znam zasób słów, który mi jest potrzebny. Totalną nowością

Sebastian Jędrych – autor publikacji “Ludzie z Garwolina i okolic 1610-1945”, koordynator indeksacji ksiąg metrykalnych, współtwórca portalu www.garwolin.org i profilu Dawny Powiat Garwolin i okolice na Facebooku.

Szczególne zainteresowania, to fotografia i ocalanie od zapomnienia tego, o czym nigdy zapomnieć nie powinniśmy – naszej tożsamości.

WYWIAD

» Janina Gawinek – siostra Jana Kowalczyka /fot. prywatne archiwum p. Sebastiana Jędrycha

» fot. Sebastian Jędrych

Page 6: More Maiorum nr 29

More Maiorum6

była natomiast dla mnie łacina. Po-siłkowałem się oczywiście dostęp-nymi w Internecie pomocami. Do dziś moja wiedza z zakresu łaciny nie wykracza po za to, co jest mi potrzebne na potrzeby indeksacji. Pamiętam, jak byłem zdziwiony, że imię Wawrzyniec zapisywano Lau-rentius, a Wojciech – Adalbertus. Jak zaczynałem indeksować – to wpisy-wałem zamiast Wojciecha – Albert. Później popoprawiałem. 90 proc. nazwisk łacińskich, funkcjonujących w mojej okolicy, w księgach były po-dobne do polskich. Rutyna, zbiera-nie doświadczenia i wiedzy uczyniły swoje.

6Czy w Pana drzewie genealogicznym wy-stępuje tzw. ubytek przodków?

W mojej rodzinie takich przypad-ków nie było albo jeszcze ich nie odkryłem. Natomiast widzę taki trend – choć tego nie badam w sta-tystykach, w przypadku innych ro-dzin na naszym terenie. Indeksując czy to zasoby garwolińskich ksiąg metrykalnych, czy innych, można często spotkać adnotacje, dotyczące udzielonej dyspensy przez biskupa na zawarcie małżeństwa w rodzinie. Wymieniano tam numer dyspensy i stopień pokrewieństwa. Nie dzi-wi mnie fakt, że mogło dochodzić do małżeństw w jednej rodzinie. Kiedyś mimo, że nie było Inter-netu – wiedza o tym, kto z kim na wsi jest spokrewniony była dużo większa. Wsie były zamieszkiwane przez kilka osób o tych samych na-zwiskach. Mobilność ludności nie była tak duża, bo były inne prio-rytety. Chłop był przywiązany do ziemi, a rzemieślnik – do swojego rzemiosła. Natomiast warte odno-towania są trzy zjawiska. Pierwsze jest połączone często z drugim. Jest to fakt krótkiego trzymania żałoby po zmarłym małżonku. Bywało, że

kilka tygodni po śmierci małżonka, zawierano nowy sakrament mał-żeństwa. Czy ludzie wówczas nie kochali się, aż tak bardzo, by nie zrobić przykrości osobie, którą się pożegnało na wieczny spoczynek, którą – jak wiara katolicka mówi – spotkamy u Pana Boga? Być może remedium na to były częste śluby w rodzinie. Tzn., jeśli zmarła żona, a często umierały one przy porodzie dzieci lub w wyniku powikłań popo-rodowych, to ów wdowiec brał za żonę siostrę nieboszczki. Natomiast jeśli była wdowa, to również rychło brała ślub, częstokroć z bratem nieboszczyka. Na pewno zarówno pośpieszny ślub, jak i poszukiwa-nie swojego przyszłego partnera w rodzinie, miały swoje uzasadnie-nie ekonomiczne. Umierał mąż, ojciec, żywiciel rodziny. W domu czekały dzieci, na polu trzeba było gospodarzyć. Tak samo jak z żoną. Umierała żona – w domu dzieci pła-czą, a gospodarka stoi – musi być ja-kaś kobieta, która tym się zaopieku-je. Takie były realia. Mogło nie być czasu na sentymenty. Trzecim cie-kawym zjawiskiem były śluby krzy-żowe w rodzinach. Po prostu dwaj bracia żenili się z dwiema siostrami z tego samego domu. Ślub odbywał się w tym samym dniu – wesele rów-nież.

7Pana największy suk-ces genealogiczny…?

Na pewno wciąż przede mną. O moich sukcesach

nie wiem, ale co jakiś czas docho-dzą do mnie o nich sygnały. Dla mnie sukcesem jest jak ktoś powie lub napisze – dzięki Pana publika-cji znalazłam moich przodków, cała rodzina szuka. Samo zindeksowanie parafii Garwolin też jest niewątpli-we sukcesem, ale nie sprawiałoby mi przyjemności – gdyby nie to, że ko-rzyści czerpią z tego wszyscy. Bar-dzo się cieszę, że dostęp jest darmo-

wy, że wiedza o swoich przodkach nie jest uzależniona od zasobności portfela. To jest właśnie mój sukces. Uratowanie pamięci o tych ludziach zapisanych na kartach ksiąg metry-kalnych, za nazwiskiem których stoi jakaś historia. Każdy z nas będzie tam zapisany kiedyś – czy znajdzie się ktoś, kto zindeksuje mnie?

8A największe gene-alogiczne marzenie?

Pewnie każdy szukający przodków chciałby się do-

wiedzieć, że jego przodkowie byli szlachcicami, właścicielami ma-jątku, mieli swój herb itd. U mnie próżno szukać takich przodków,

a nawet mieć na to nadzieję, ale ja bynajmniej nie czuję z tego powo-du dyskomfortu. Moi przodkowie byli pochodzenia chłopskiego i to też dla mnie jest piękne. Dbali sobie o plony, pracowali ciężko w polu, mieli setki zmartwień – a to jakie mieli pochodzenie w najmniejszym stopniu nie rzutuje na to, kim je-steśmy dzisiaj. Oczywiście – nie ukrywam, że z punktu widzenia ge-nealoga, zazdroszczę tym, co mogą się pochwalić takimi przodkami, ale

WYWIAD

Page 7: More Maiorum nr 29

More Maiorum 7

to z tego względu, że w takich do-mach, dworach, pałacach, dbano o pamięć po przodkach . Zachowały się często piękne pamiątki i zdjęcia. W domach chłopów zmartwienia były inne, priorytety nie te same, a co za tym idzie – zdjęć ocalało dużo mniej, by nie powiedzieć, że nie ocalały w ogóle.

Nie mam jednego marzenia gene-alogicznego – mam ich wiele. Jed-nym z marzeń jest powrót do formy zapisu zdarzeń notowanych w księ-gach metrykalnych do tych z XIX wieku. Być może ktoś zechce mi się kazać puknąć w czoło – cofnąć do XIX wieku? A co tam było lepsze-go? A no było! Zapis metrykalny

był prawdziwym kunsztem piśmien-nictwa – często kaligrafowany, pisa-ny piękną starą polszczyzną. Dzi-siejsze zapisy są bardzo lakoniczne i tabelaryczne, a na dodatek ubogie w zasób informacji. Przy obecnie spisywanych aktach zgonu w rubry-ce małżonek – zapisuje się, żonaty/żonata, wdowiec/wdowa, nie pisząc żadnych dodatkowych informacji. Ogromna szkoda dla wszystkich. Oczywiście zdaje sobie sprawę, jak bardzo jest to nierealne, by ponow-

nie wprowadzono zapis narracyjny, ale przecież zmieniono już język prowadzenia mszy z łacińskiego na polski, odwrócono księdza przo-dem do zebranych ludzi w kościele podczas eucharystii, może kiedyś będzie jakaś rewolucja. Księgi zno-wu by się stały grube, a za 100 lat nasi potomkowie, mogliby się za-chwycać tym, jak pięknie zapisywano ich przodków.

genealogia to pasja bez dnaTymczasem czeka ich lekkie zdzi-wienie i wiele pytań – co się stało, że

z pięknej polszczyzny zapisy stały się tak bardzo lakoniczne. Czyż nie chcielibyśmy, by ponownie w księ-gach znalazł się zapis – „Działo się dnia xx o godzinie x. Stawił się Jan Kowalski, sprzedawca w skle-pie przy ul. Piłsudskiego x, mający lat x”?

Kolejne marzenie, to takie, by szczęśliwym trafem odnalazły się księgi metrykalne, których w para-fiach brakuje. Kto wie, co może się

zdarzyć, skoro takiego znaleziska udało się dokonać w par. Jaminy, gdzie w organistówce pod podłogą kryły się księgi z XVIII wieku. Za-soby ksiąg parafialnych są często wybrakowane z różnorakich powo-dów – od złego zabezpieczenia za-sobu zaczynając, na przypadkowych pożarach kończąc. To utrudnia po-szukiwania przodków i często jest to coś, czego już odtworzyć się nie da. Byłoby przepięknie, gdyby każda parafia – ta młodsza, miała wszyst-kie księgi od początku istnienia – a te najstarsze – od samego soboru trydenckiego, który wprowadził na-kaz zapisywania danych w księgach.

Chciałbym, żeby genealogią zajmo-wali się również młodzi ludzie, żeby nie była domeną osób nieco star-szych. Jeżeli ktoś nie zajmuje się już genealogią stricte, to niech ma przy-najmniej wiedzę historyczną o swo-im kraju, niech wie, że historia to jest coś co ma swoje przyczyny i skutki. Znając historię, ciekawiej nam się osadza swoich przodków w czasach, w których oni żyli.

Moim marzeniem nie jest to, by był zindeksowany cały możliwy zasób ksiąg metrykalnych. To paradok-salne, co powiem, ale marzy mi się powszechny i bezpłatny dostęp do akt, natomiast same indeksy oczy-wiście są pożądane, ale powinny służyć jako suplement wiedzy, a nie jako podstawę. Genealogia jest fan-tastyczną przygodą, którą trzeba do-tknąć, poczuć. Pójdziesz zobaczyć, np. pole, na którym stał dom Twoich pradziadków – patrzysz jakie mogli mieć widoki na las 100 lat temu. Jeśli ktoś szuka przodków, dzięki zindek-sowanym zasobom, filtrując tylko nazwiska – nie powinien się nazy-wać genealogiem, tylko ewentualnie analitykiem danych. Genealogia, to pasja, w której otchłań się wpada i nie ma dna. Dla analityka dno jest tam, gdzie się kończą dane.

WYWIAD

Page 8: More Maiorum nr 29

More Maiorum8

9Kilka lat temu podjął się Pan indeksacji me-tryk z Garwolina i oko-lic. Skąd taki pomysł?

Wspomniałem o tej otchłani bez dna, w którą się wpada. Tak było i z indeksacją. Początkowo chcia-łem tylko poszukać sobie przodków o nazwisku mojej rodziny. Zauwa-żyłem, że przodkowie zamieszku-ją jedną wieś i wchodzą w związki małżeńskie w obrębie parafii. To sprawiło, że człowiek zainteresował się również innymi wsiami. To był efekt kuli śnieżnej – człowiek, wie-dząc więcej, chciał wiedzieć jeszcze więcej, by nie powiedzieć – wiedzieć wszystko. Początkowo zrobiłem tyl-ko indeksacje wsi Rębków. Później rozszerzyłem, to na wszystkie wsie. Kiedy zaczynałem indeksować pro-gramy indeksacyjne w środowisku dopiero raczkowały.

10Jakie były naj-większe trud-ności podczas realizacji tego

projektu?

Wymieniać je mógłbym równie długo, jak marzenia genealogicz-ne. To wszelakiej maści problemy. Kiedy zaczyna się indeksację para-fii, w oczach staje szafa z księgami w kancelarii i jej pokaźny zasób. W pierwszym momencie mówisz – „Nie dam rady”. Indeksacja para-fii własnych przodków ma w sobie cudowny motor motywujący. Obce nazwiska prawdopodobnie nie spra-wiałyby, że tak chętnie bym zasiadał do indeksowania. Natomiast nazwi-ska moich przodków sprawiały, że zawsze było z tym tak, że mówiłem – „A to zindeksuje sobie jeszcze 100 aktów chrztów, może będą tam »moi«”. Indeksacja jest fascynująca, bo człowiek dzięki nowoczesnej elektronice dotyka historii. Nato-miast ma jeden mankament – może

znużyć. Ja sam miałem momenty – mimo mojej pasji, że demotywo-wałem się ogromem pracy, która była przede mną. Nie chciałem się z nią za bardzo dzielić, bo wiem, że mało kto, by się podjął pomocy, a poza tym zależało mi na zacho-waniu jednego standardu zapisu. Bywały czasy, że odkładałem indek-sowanie na kilka tygodni, ale jak to się mówi – „ciągnie wilka do lasu”. Indeksowałem wszędzie gdzie mo-głem – w Niemczech, w Turcji, w Egipcie, na studiach w przerwie między zajęciami, w autobusie z Lu-blina do Garwolina, jak wracałem. Nie zapomnę ciekawości ludzi kiedy na monitorze zamiast kolejnego fil-mu pojawiały się łacińskie akta. Nie lubię marnować czasu – z Lublina wracałem co tydzień przez trzy lata, by spotkać się z dziewczyną, więc tygodniowo marnowałbym 4 godzi-ny na jazdę i patrzenie się w okno. Tymczasem 4 godziny indeksacji, to już kawałek dobrej roboty.

wiek nie gra roli, liczy się pasja

Charakter pisma księży również był dla mnie demotywujący. Pal licho, jaki był to język polski, ale język rosyjski czasem sprowadzał się do szlaczka zapisanego piórem zna-nego z recept wypisywanych przez lekarzy. Gdyby ktoś z boku stanął i popatrzył na mnie, jak próbuje rozczytać rosyjskie pismo – pomy-ślałby sobie, że ja jestem nienormal-ny. Przekręcanie głowy, przecieranie oczu, drapanie się po głowie, ale gdy już się odczyta, to kolejny mały sukces – osoba zostaje ocalona od zapomnienia, a o to w tym wszyst-kim chodzi. W przypadku łacińskich imion istnieje problem z rozszyfro-waniem płci osób chrzczonych, jak i umierających. Niewielka jest

różnica w zapisie imienia Franci-sam od Franciscum, Josepham od Jose-phum. Niedomknięcie literki „a” ma ogromne znaczenie. W łacińskich aktach wprawdzie pisano czy to był syn czy córka, ale ponownie mamy do czynienia z tą literką „a”. Podob-nie rzecz się ma w języku rosyjskim – na szczęście tam w akcie jest zapi-sane jakiej płci jest dziecko. Ponieważ księża zostali zaskoczeni konieczno-ścią zapisu aktów w języku rosyjskim, toteż dbałość i umiejętność o po-prawny zapis nazwisk, zostawia wiele do życzenia – stąd mnóstwo rozbież-ności, co do nazwisk jednej rodziny.

Przeszkodą oczywiście był po-wszechny brak czasu. Ja studiowa-łem dziennie dwa kierunki na raz. Sesję letnią zaczynałem zaraz po tym, jak zimową kończyłem. Poza tym jeszcze miałem – choć pewnie ktoś pomyśli, że to dziwne – ży-cie towarzyskie. Parafię Garwolin indeksowałem 8 lat. Pewnie bym i wyrobił się w 3 lata, ale chyba bym nie wyedukował się i musiałbym się wyalienować od społeczeństwa.

11Ile osób zaangażo-wało się w pracę nad indeksacją?

Myślę, że 90 proc. garwo-lińskich ksiąg zindeksowałem sam. Pomagały mi pewne osoby, którym podziękowałem w publikacji. Za-angażowałem je na koniec, bo bar-dzo chciałem już żeby to wszystko ujrzało światło dzienne. Realia śro-dowiska genealogicznego się nieco zmieniły od momentu, w którym zaczynałem indeksację. Mniej osób interesowało się wtedy historią ro-dziny. Chciałem też dać wymierny efekt pracy osobom, które mi zaufa-ły. Zawsze prosiłem je o cierpliwość, że to musi trwać, bo to jest czaso-chłonne – nie wie ten, co nie indek-sował. Natomiast na tę chwilę pro-wadzę pilotażowy projekt indeksacji

WYWIAD

Page 9: More Maiorum nr 29

More Maiorum 9

ksiąg metrykalnych parafii w okolicy Garwolina. Aktualnie kieruję grupą myślę, że około 30 osób, które in-deksują z różną intensywnością, ale to nie jest najważniejsze. Ważne, że komuś się chce. Cieszy mnie fakt, że niektórzy indeksujący, mimo tego, że szukałem osób doświadczonych w indeksowaniu, połknęli bakcyla i tak, jedna osoba, która nie miała nic wspólnego z indeksowaniem, dzisiaj jest niemalże w czołówce osób, które najwięcej dla mnie zin-deksowały. Mamy swoją grupę fejs-bookową, na której możemy nie tyl-ko rozmawiać o indeksacji, ale rów-nież o wszelakich innych sprawach, jednakże nie brakuje w tej grupie ciekawych merytorycznych dysku-sji. Grupa obejmuje osoby z całej Polski, ale jak widać w globalnym świecie, odległości są coraz krótsze i dystans nie stanowi problemu, by-śmy mogli się spotkać na żywo i to właśnie w czerwcu. Właśnie wtedy oddajemy na ręce parafii Korytnica, owoc naszej pracy. Zamówiona zo-stała msza za wszystkich przodków tejże parafii, a na samej mszy poja-wią się sami indeksujący te metryki,

którzy z tą parafią często nie mieli nic do czynienia – tak jak zresztą ja. W naszej grupie, która jest skupio-na nad zbiorem parafii, które mamy w planach zindeksować, panuje za-sada „Pomóż mi zindeksować moją parafię, a ja Ci pomogę zindekso-wać Twoją”. Dzięki temu wiemy, że możemy na siebie liczyć. Cieszę się, że kieruję tą grupą – wiele osób już spotkałem osobiście, spacerowali-śmy po cmentarzach. Mam nadzie-ję, że jestem dobrym, choć wyma-gającym szefem. Wszyscy mówimy sobie po imieniu – tak jak w naszym genealogicznym środowisku – wiek nie gra roli. Liczy się pasja.

12Trochę liczb… Ile osób zostało spi-sanych podczas indeksacji? Jak

wiele metryk zostało sfoto-grafowanych?

Ciężko mi powiedzieć ile osób zo-stało zindeksowanych i wspomnia-nych w publikacji, ale myślę, że spo-kojnie ponad 100 tys. osób w samej par. Garwolin. Publikacja została

wydana w wersji elektronicznej na 1854 stronach w formacie A4. Gdy-bym miał złamać tę publikację na wersję papierową, prawdopodobnie mogłaby liczyć ponad 4000 stron i mieć kilka tomów, ale zrezygnowałem z tej opcji z wielu względów – ekonomicznych też, ale zwłaszcza z powodu chęci po-wszechnego dostępu i możliwości rozwoju pracy przez dodawanie no-wych danych, zdjęć, a także możli-wość usuwania błędów w niej.

Nie jestem też w stanie w chwili obecnej powiedzieć konkretnych liczb na temat innych parafii, któ-re zindeksowała moja grupa. Nie robimy tego dla statystyki, choć każdy wpis traktujemy indywidu-alnie i staramy się uratować od za-pomnienia każdą osobę. Myślę, że jak zakończymy projekt, to od zapomnienia możemy spokojnie uratować i wspomnieć w wynikach prac, o około pół miliona do milio-na ludzi. Jeśli założymy, że parafia miała 25 tys. chrztów, doliczymy do tego rodziców, to na pewno liczba osób, które zindeksujemy, będzie niewyobrażalnie duża. Fotografii do tej pory zrobiliśmy ponad 50 tys.

13Jakie ciekawe in-formacje udało się odnaleźć pod-czas projektu?

Nie sposób ich wymienić wszyst-kich, może najciekawiej będzie jeśli powiem, co może ciekawego znaleźć odbiorca pracy, którą wykonujemy. Co może go zaskoczyć, a co zacie-kawić. Jako początkujący indeksu-jący byłem wstrząśnięty dramatami, które dotykały niemal każdej rodzi-ny. Chodzi o śmiertelność dzieci. Normą kiedyś było, że rodziny były wielodzietne, ale dorosłego wie-ku dożywało tylko kilkoro. Reszta dzieci umierała młodo – 2 miesiące, 1 rok, 4, lata, 9 lat. Możemy sobie

WYWIAD» f

ot. S

ebas

tian

Jędr

ych

Page 10: More Maiorum nr 29

More Maiorum10

wyobrazić co się działo wówczas w sercach rodziców. Sam mam przypadek we własnej rodzinie, w którym jeden z pradziadów w linii prostej – Jan Tracz z Rębkowa, był trzecim Janem tych samych rodzi-ców. Dwóch Janów wcześniej umie-rało jako dzieci. Nadawanie imion po zmarłych wcześniej dzieciach, nie jest niczym niezwykłym w XIX wie-ku. Tak samo, jak w porównaniu do dzisiejszych czasów, zawieranie kil-ku małżeństw, wówczas nie budziło zdziwienia. Umieralność ludzi była kiedyś większa. Medycyna nie sta-ła na wysokim poziomie, toteż za-równo nie rozpoznawano wszelkich chorób, jak i nie do końca udawały się pomyślnie porody. W księgach można niejednokroć wyczytać, jak zapisana jest śmierć dziecka – jed-nodniowego lub urodzonego nie-żywo, a następny akt jest już aktem jego matki, która zmarła w wyniku powikłań poporodowych. Może-my sobie wyobrazić, jak wyglądał poród. Przychodziła do domu aku-szerka i rodzono dziecko. Warunki z pewnością nie były sterylne. In-deksując księgi można spotkać rów-nież różnice między stanem chłop-skim a szlacheckim. Kiedy chrzczo-no chłopskie dziecko – chrzestnymi takiego zdarzenia był ktoś z najbliż-szej rodziny lub sąsiad, natomiast gdy dochodziło do podobnych wy-darzenia w rodzinie szlacheckiej, do kościoła zjeżdżali możni z rodziny z daleka. Ojcem chrzestnym takiego dziecka zostawał często ksiądz pro-

boszcz we własnej osobie, a samych gości, którzy zawitali w murach garwolińskiej świątyni, zapisywano jako asystujących. Role rodziców chrzestnych również były zgo-ła inne wówczas. Przypomina mi się historia Michała Barankiewicza z Rębkowa, gdy spisywałem rów-nież rodziców chrzestnych, że na przestrzeni kilkunastu lat był ojcem chrzestnym kilkudziesięciu dzieci. W XVIII wieku było podobnie – w jednej wsi, dosłownie kilka osób, było rodzicami chrzestnymi rodzą-cych się dzieci. Jeśli porównamy rolę rodzica chrzestnego tę kościelną do dzisiejszej – jest ta sama.

jest cienka granica między pasją a obsesjąSpołeczna rola się zmieniła, bo trudno sobie wyobrazić, gdyby ów Michał Barankiewicz żył w dzisiej-szych czasach i miał kupić rower swoim chrześniakom na I Komu-nię Świętą. Rolą chrzestnego była kiedyś pomoc rodzicom w wycho-waniu dziecka w wierze katolickiej. Dzisiejsze śluby różnią się również od tych, które w Garwolinie zawie-rano ponad 100 lat temu. Pierwszą rzeczą przy ślubach, jaka się rzu-ca w oczy, to dzień zawarcia ślubu. Dzisiaj jest to zwyczajowo sobota, gdzieniegdzie są trendy, że śluby są

zawierane w inne dni. Natomiast kiedyś ludziom obojętnie było jaki to dzień tygodnia. Nikt nie musiał iść do pracy w poniedziałek – zatem w różnych dniach był ślub. To samo się tyczy godziny ślubu. Śluby za-wierano często w godzinach połu-dniowych i lekko popołudniowych – raczej nigdy wieczornych lub póź-no popołudniowych. W dzisiejszych czasach już normą jest, że świadka-mi ślubu jest piękna para – kobie-ta i mężczyzna. Kiedyś takie śluby, z takimi świadkami, nie miały miej-sca – zawsze było to co najmniej dwóch mężczyzn. Czasami przy bo-gatszych ślubach były osoby asystu-jące. Co również dziwi mnie i fru-struje – niegdyś nie dbano o szcze-góły, tj. często przy akcie zgonu obecny był mąż zmarłej żony, który nie wiedział jak mieli na imię i na-zwisko rodzice nieboszczki. Można to częściowo zrozumieć przez to, że rodzice państwa młodych umie-rali młodo, ale do tego stopnia, by nie zapytać o ich imiona – tego bym się nie spodziewał. Z tym wiąże się również kolejna przykra sprawa i za-skoczenie. Rzadkością w księgach ślubów, że obydwoje nowożeń-ców mają dwóch rodziców. Często były to sieroty lub półsieroty, które wychowywały się przy krewnych. Wówczas zapisywano, ponieważ na ślub potrzebna była zgoda opieku-nów, że zgodę na zawarcie związku małżeńskiego wydała baba (tak na-zywano babcie) albo Rada Familij-na. Zapowiedzi ślubów wygłaszano

WYWIAD» fot. Sebastian Jędrych

Page 11: More Maiorum nr 29

More Maiorum 11

w niedziele przed drzwiami Domu Gminnego. Były trzy, tak jak dzisiaj.

14Ile osób odwiedza stronę interneto-wą, poświęconą genealogii Gar-

wolina? Uważa Pan, że za-interesowanie tym tematem jest duże?

Szczerze mówiąc, to od czasu pu-blikacji o par. Garwolin, nie za-glądałem do statystyk. W pierw-szych dniach listopada 2013 roku na stronę wchodziło kilka tysięcy osób dziennie. Było to skutkiem wcześniej przeprowadzonych akcji

marketingowych. Był to również efekt świeżości, ciekawości i głodu wiedzy o swoich przodkach. Myślę, że obecnie możemy mówić o kilku-dziesięciu. To mowa o stronie in-ternetowej, która jest subsydiarna do głównego kanału komunikacji z fanami – profilem Dawny Powiat Garwolin i okolice na Facebooku. Szczerze mówiąc, kiedy profil osią-gnął 1000 polubień – nie sądziliśmy, że będzie więcej. Dzisiaj mamy 3200 polubień i ta liczba rośnie. Cieszy nas fakt, że na profilu możemy mieć kontakt z fanami, możemy wymie-nić się poglądami. Uważamy, że za-interesowanie jest spore – zwłasz-cza, dotyczące zdjęć z okresu, który

nasi fani pamiętają. Wtedy oglądal-ność postów jest największa, bo jedni przenoszą się z sentymentem do czasów, które pamiętają, a dru-dzy – ci młodsi, porównują dzisiej-szy Garwolin i okolice, do zdjęć sprzed kilkunastu, kilkudziesięciu lat. Natomiast moim zdaniem, choć szkoda, prawdziwe rarytasy w ko-lekcji przedwojennych zdjęć cieszą się nieco mniejszą popularnością, niż te po 1945 roku. Uzasadniam to tym, że przedwojenny Garwolin architektonicznie różnił się od dzi-siejszego i stanowi pewnego rodza-ju abstrakcję, którą fan nie zawsze jest w stanie połączyć z dzisiejszym wizerunkiem zabudowy Garwolina. To miasto przeżyło prawdziwy dra-mat we wrześniu 1939 roku, kiedy to zbombardowano je w 90 proc. Rzecz jasna, w płonącym mieście płonęły zdjęcia, pamiątki rodzinne, dlatego cieszymy się jak dzieci, kie-dy kolejne zdjęcie, przedstawiające wizerunek przedwojennego Gar-wolina, znajdzie się i ujrzy światło dzienne.

15Jakie rady dał-by Pan osobom, które chciałby podjąć się reali-

zacji podobnego projektu w swojej okolicy?

Trzeba pamiętać, że cienka jest gra-nica między pasją a obsesją. Gene-alogia może być piękną podróżą w czasie, ale lepiej by pozostała pięknymi przystankami w długiej i pięknej podróży, jaką jest życie. Jeśli ktoś zamierza podjąć się tak dużych projektów musi liczyć się z tym, że to wszystko jest niesamowicie cza-sochłonne, a oczekiwania są bardzo duże. Trzeba być cierpliwym, nie zniechęcać się przed ukończeniem. Jeśli materia przerasta możliwości takiej osoby, powinna ona poprosić o możliwość pomocy bardziej do-świadczonych przyjaciół. ■

WYWIAD» f

ot. S

ebas

tian

Jędr

ych

Page 12: More Maiorum nr 29

More Maiorum12

Alan Jakman

kim byli przodkowie obecnego prezydenta?

GENEALOGIA PREZYDENTÓW

Syn afrykanisty i żołnierza Armii Krajowej, wnuk żołnierza, wal-czącego u boku Dowbora-Mu-śnickiego, prawnuk właściciela dóbr Kowaliszki na Litwie – Bronisław Komorowski.

Ojciec Bron i s ł awa Marii Komorowskie-go – Zygmunt Leon, urodził się w niewiel-

kiej miejscowości na Litwie, 2 km na zachód od Rakiszek, w pobliżu drogi do Ponedeli, w Kowaliszach. Dwór Komorowskich powstał tam już w 1700 r., a przebudowany pod koniec XVIII wieku, stanowił cen-trum majątku, obejmującego po-wierzchnie 2200 ha.

Zygmunt Komorowski, był synem Juliusza – właściciela majątku Ko-waliszki, oraz jego żony Magdaleny z Górskich. Ojciec prezydenta od wybuchu II wojny światowej dzia-łał w konspiracji. Od jesieni 1943 r. był partyzantem w 3. i 6. Brygadzie Armii Krajowej. Obie wileńskie bry-gady AK w dniach 6-7 lipca 1944 r. brały udział w „Operacji Ostra Brama”. Po powstaniu wileńskim został ujęty przez sowietów i trafił z Łukiszek do armii gen. Berlinga.

Juliusz Komorowski w wieku 22 lat był żołnierzem 14 Pułku Strzelców Syberyjskich. Pułk walczył w bitwie przasnyskiej. Brał udział w natarciu na Stary Podoś nad rzeką Orzyc pod dowództwem gen. majora Jó-zefa Dowbor-Muśnickiego, który został ranny w czasie forsowania Orzyca i wyjechał na leczenie do Moskwy. Za ten wyczyn Dowbor został odznaczony przez Anglików

Orderem łaźni. Dowbor-Muśnicki wspomina: „W lutym 1915r. pułk mój, wchodzący w skład 2 sybe-ryjskiego korpusu, przerzucono na północ od Warszawy, do ataku pod Przasnyszem. Tam, przy forsowa-niu rzeki Orzyc, pod wsią Podo-sie, trafiłem pod ogień karabinów maszynowych i dostałem pięć kul w lewą nogę, na szczęście tylko w mięśnie. Rannego wydostano mnie z pola bitwy i odwieziono do Ostrołęki, skąd dalej pociągiem sa-nitarnym do Moskwy. Atak jednak się udał: pułk wziął dwie baterie i ośmiuset jeńców”.

Mój dziadek był piratemDziadek Prezydenta brał również udział w II wojnie światowej, jako żoł-nierz Armii Krajowej o ps. „Orawa”. Po wojnie Juliusz Komorowski pa-rał się różnymi zajęciami, by za-robić na utrzymanie rodziny. Był m.in. nocnym stróżem, hodowcą norek, czy palaczem w jednostce wojskowej.

„Mój dziadek był piratem. Tak było. I jestem z tego dumny” – powie-dział Bronisław Komorowski. Ów-czesny marszałek sejmu przyznał, że jest wnukiem człowieka, który w 1918 roku uprowadził w Rosji statek i pływając po Wołdze strzelał z niego zarówno do bolszewików, jak i do carskich żołdaków. W rozmowie z Faktem, kontynuował „Tak było. I jestem z tego dumny. Mieć dziadka pirata to był szacunek na podwórku. Nikt mi nie podskoczył”.

W przytoczonym wywiadzie, Prezy-dent Komorowski mó-wił również, że dziadek Juliusz podczas rewolucji bolszewickie,j na rzece Kama, niedaleko Permu, zabrał grupę Polaków i Rosjan, by wspólnie porwać statek, który był ich jedynym ratunkiem. „Ustawi-li kulomioty na dziobie i na rufie, i popłynęli na Wołgę z zamiarem dotarcia do Morza Kaspijskiego. Płynąc, strzelali się i z czerwonymi, i z białymi” – opowiadał dla Faktu Komorowski.

Ucieczka Komorowskiego nie po-wiodła się do końca – na Wołdze „piraci” wpadli w zasadzkę. Wie-lu z nich zostało rozstrzelanych –

» fot. MyHeritage

Page 13: More Maiorum nr 29

More Maiorum 13

GENEALOGIA PREZYDENTÓW

dziadek Prezydenta zdołał uciec. Przedostał się do Wilna i tam wszedł w szeregi Polskiej Organiza-cji Wojskowej.

Juliusz miał brata – Hektora. Ten wybrał życie na gospodarce, w prze-ciwieństwie do wojskowych wojaży Juliusza. Pranas Poršonis – krajo-znawca z Kowaliszek, w krótkim filmie, poświęconym Kowaliszkom i Komorowskim, mówi że bracia cieszyli się dużym poparciem wśród mieszkańców wsi. Hektora nazy-wano Starszym Hrabią, zaś Juliusza – dziadka prezydenta – Grubszym Hrabią. Mieszkanka wsi wspomina

„Ten starszy (Hektor – dopisek red.) to był bardzo porządny, gdy trzeba było stawał z chłopami do pracy, nawet z kobietami, rozmawiał, siano grabił, wszędzie szedł. Ten młodszy (Juliusz – dopisek red.) to nie, nie szedł z chłopami…” W filmie zreali-zowanym przez portal wilnoteka.lt, jeden z mieszkańców opowiada, że właśnie dzięki hrabiom Komo-rowskim, jego rodzina uniknęła wywózki na roboty do Niemiec i do łagrów.

Pranas Poršonis, rozmawiając z oso-bą, która zorientowana była w tym, co działo się w dworze, zapytał ją,

jak to się stało, że chociaż Niemcy często wchodzi do wsi, nigdy żaden Komorowski nie został przez nich wywieziony. Po wsi krążyły infor-macje, że „ponoć w czasie wojny przechowywali u siebie takiego czło-wieka, że i nie pomyślelibyście…”. Kim mógł być tajemniczy człowiek? Tego nie wiadomo. Być może był to sowiecki wywiadowca? Mieszkaniec Kowaliszek – Petras Ragenes, wspo-mina że starszy hrabia Komorowski przechowywał u siebie sowieckiego lotnika.

Po wojnie w dworku Komorow-skich powstała stacja maszynowo

Page 14: More Maiorum nr 29

More Maiorum14

GENEALOGIA PREZYDENTÓW

» Eliza Irena Römer hr. Komorowska/ fot. www.muziejusrokiskyje.lt

-traktorowa, gdzie przygotowywano mechanizatorów dla kołchozów. Może więc informacja o schronieniu rosyjskiego lotnika jest prawdziwa?

Kowaliszki słynęły z produkcji słodyczyW roku 1920 zmarł ojciec Juliusza i Hektora Komorowskich, a pradzia-dek Prezydenta – Zygmunt Leopold Piotr. Rok ten był przełomy dla całej Europy, Polacy powstrzymali na-tarcie bolszewików, w życie wszedł traktat wersalski, a Józef Piłsudski został Pierwszym Marszałkiem Pol-ski. Zmarły Juliusz pozostawił po so-bie stosunkowo młodą żonę – 49-let-nią Elizę Irenę Römer. Prababcia Prezydenta Komorowskiego prze-żyła swojego męża o ponad 40 lat! Przeżyła niemal wszystkie zmia-ny geopolityczne, napad Niemiec i ZSRR na Polskę, powstanie war-szawskie, zakończenie wojny, straj-ki czerwcowe… Urodziła się jesz-cze za panowania cara, mieszkała na Litwie, zmarła za czasów PRLu. Przeżyła komunizm i faszyzm, wiel-kie zmiany, które odczuwali wszyscy.

Te wydarzenia poczuła na własnej skórze właśnie Eliza Irena Römer – urodzona w 1871 r., zmarła w wieku 90 lat w Radomiu. Łatwo więc wy-liczyć, że prezydent Komorowski, mógł poznać, a co ważne zapa-miętać, swoją prababcię! W 1961 r. Bronisław Komorowski miał już 6 lat. W Kowaliszkach Eliza Komo-rowska w swojej małej fabryczce produkowała ciastka, cukierki i inne smakołyki, które były wysyłane do Rosji. Kowaliszki słynęły wówczas z produkcji słodyczy. A jakie były słodycze? „Słodkie i już” – odpo-wiedział jeden z mieszkańców.

To dzięki prababce Elizie Römer hr. Komorowskiej, Bronisław Komo-rowski może szczycić się tym, że jest w 31 pokoleniu potomkiem księ-cia Mieszka I, czy też skoligacony z takimi rodami, jak: Radziwiłłowie, Połubińscy, Ostrogscy.

Eliza Römer była córką Michała Kazimierza Józefa oraz jego żony Katarzyny Joanny Stefanii Tyszkie-wicz. Obydwoje pochodzili z Wilna. Prababcia prezydenta Komorow-skiego urodziła się w Bogdanisz-kach w 1871 r., podobnie jak jej,

o 9 lat młodszy, brat Michał Pius. Jako dwudziestoparolatek walczył w Le-gionach Piłsudskiego, a w 1920 r. odmówił przyjęcia urzędu premiera Litwy Środkowej. Römer uważany jest za jednego z najwybitniejszych specjalistów od prawa (w tym kon-stytucyjnego) międzywojennej Litwy.

W Internecie można znaleźć wiele artykułów, odnoszących się do tego, że Komorowski niesłusznie uzurpu-je sobie prawo do nazywania siebie hrabią. Niektórzy przeprowadzili nawet „śledztwa”, wykazujące, że tak naprawdę dziadkiem Bronisława Komorowskiego jest … Osip Szczynukowicz – rezun oddelego-wany przez Sowiecki Rewolucyjny Komintern do dywersji na terenach pozaborowych, odebranych Rosji Traktatem Wersalskim. Oczywiście nie ma co nawet odnosić się do tych „genealogicznych doniesień”.

Z artykułów dr. Marka Minakow-skiego – twórcy Wielkiej Genealogii Minakowskiego, można dowiedzieć się, że Komorowscy z Linii Litew-skiej, z której pochodzi prezydent Komorowski, pieczętująca się her-bem Dołęga, uzyskali przyznanie herbu Korczak w Austrii w 1894 r.

1 grudnia 1894 r. Komorowscy zostali zatwierdzeni w tytule hra-biowskim z herbem Korczak przez austriackie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych.

Adam Boniecki w „Herbarzu Pol-skim” donosi:

„Niesiecki pisze, że widział ich herb i że podkowa z krzyżem winna być przeczyta na ukos w lewo strzałą, w szczycie hełmu ma być trzy pióra strusie. Mieli wyjść z ziemi dobrzyń-skiej, gdzie rzeczywiście znajduje się Komorowo i gdzie Mikołaj Ko-morowski jest 1564 r. dziedzicem Ośniałowa, graniczącego z Komo-

Page 15: More Maiorum nr 29

More Maiorum 15

GENEALOGIA PREZYDENTÓW

» Akt ślubu Michała Stefana Römera z Witalią Kobylińską – 3xpradziadków Bronisława Komorowskiego /fot. epaveldas.lt

» Kalendarzyk narodowy y obcy na rok ... 1792. ..., Warszawa 1791, s. 319

rowem (Paw.). Przenieśli się w XVI-tym wieku na Litwę, gdzie zamiesz-kiwali powiat Wiłkomierski”.

Warto również nadmienić, że jed-nym z przodków Bronisława Komorowskiego był Tomasz Mi-neyko – marszałek szlachty gubernii wileńskiej, urodzony w 1808 r. Był on imiennikiem swojego dziadka,

który w 1790 r. był posłem powiatu kowieńskiego na Sejm Czteroletni. Jego ojciec, a 6xpradziadek prezy-denta Komorowskiego, Franciszek Mineyko w 1808 r. kupił posiadłość Dubniki. Obejmowała ona 6000 hektarów. Sam Franciszek był sta-rostą stokliskim, pisarzem ziemskim kowieńskim. Do historii Polski prze-szedł jako najdłużej żyjący poseł, bio-

rący udział w uchwalaniu Konstytucji 3 Maja. Co ciekawe zmarł dopiero w wieku 104 lat! Zaś jego prawnuk, wcześniej wspomniany Tomasz Ju-nior, ważył aż 290 kilogramów!

Mineykowie h. Gozdawa są również bezpośrednimi przodkami Marii Korniłowicz, która to z kolei jest wnuczką … Henryka Sienkiewicza!

Podobne koligacje pomiędzy Broni-sławem Komorowskim a znamieni-tymi rodami polskimi i zagraniczny-mi, można tworzyć na wiele sposo-bów, dzięki portalowi sejm-wielki.pl, którego twórcą jest dr Marek Minakowski. ■

Page 16: More Maiorum nr 29

More Maiorum16

Marcin Niewalda i Piotr Strzetelski

GENEALOGIA PREZYDENTÓW

kim byli przodkowie przyszłego prezydenta?„Przeszłość mojej rodziny, to typowe losy dobrych Polaków z różnych grup społecznych” – mówił prezydent-elekt Andrzej Duda. Postanowiliśmy to sprawdzić.

W tym celu przepro-wadziliśmy ciekawy wywiad, dotarliśmy do grobów, doku-

mentów, zdjęć i historii rodzinnych przekazywanych z pokolenia na po-kolenie. Dzieje te warte są naszego opowiedzenia, a pasjonat genealogii znajdzie tu dla siebie wiele cieka-wych wątków.

Jan Duda i Janina Milewska poznali się w czasie studiów na praktykach w Jaworznie. Dzisiaj obydwoje są profesorami Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Młody Jan – ojciec Andrzeja Dudy, miał jed-nak wątpliwości, czy wiek 21 lat, uprawnia go do podjęcia tak poważ-nej życiowej decyzji, jaką bez wąt-pienia jest małżeństwo. Zasięgnął więc rady swojego ojca Alojzego, a ten odparł mu: „Pytanie nie brzmi »czy masz odpowiedni wiek«, tylko czy »poznałeś odpowiednią kobie-tę« – jeśli tak, to się żeń”. Prosta mądrość charakteryzowała dziadka Andrzeja i tak też wychował on jego ojca. Jan Duda podobną mądrość, sumienność i dobroć, odnalazł rów-nież w swoim teściu Nikodemie Milewskim, zwanym pieszczotliwie „Pikuś”. Choć rodziny pochodziły z odmiennych „światów”, posiadały podobne podejście do życia.

Alojzy Duda – dziadek prezyden-ta elekta – był według przekazów

rodzinnych, prawnukiem osadnika wojskowego w Łącku niedaleko No-wego Sącza. W toku poszukiwań ge-nealogicznych natrafiliśmy na akty metrykalne, zdające się potwierdzać tę informację. Na cmentarzu para-fialnym w Łącku udało się odnaleźć grób rodziców Alojzego – Jana i Ro-zalii, pradziadków Andrzeja Dudy (obok na zdjęciu), zaś w księgach metrykalnych parafii Zabrzeż – akt urodzenia Jana – dziadka Andrzeja Dudy. Z metryk tych dowiaduje-my się, że był on synem Francisz-ka i Rozalii Kałużny (niestety, we wtóropisach akt ten przepisany jest błędnie). Dopiero odnalezienie aktu ślubu Franciszka Dudy z 1868 roku, pozwoliło na ustalenie dalszych po-koleń rodziny. Wynika z tego, że Jan Duda – ojciec Franciszka, jest naj-starszym znanym przodkiem prezy-denta elekta w linii męskiej.

Józef Duda udzielał się społecznieWedług przekazów rodzinnych – Jan Duda, urodzony w czasie za-borów na Śląsku, służył w wojsku austriackim. Po latach służby w mundurze, otrzymał spory kawałek ziemi właśnie w Łącku. Była to rola trudna, położona na przełęczy i usytuowana najwyżej we wsi. Rozciągał się stamtąd wspaniały widok, przywodzący na myśl krajo-brazy Szwajcarii. Jan, o przezwisku „Bławat” od noszonego za uchem kwiatka, jako jedyny we wsi umiał czytać, podobnie zresztą jak jego syn i wnuk, również Jan. Często więc siadywał z sąsiadami na ławeczce

przed domem i czytał im na głos różne artykuły z gazet. Był człowie-kiem niezwykle oczytanym, mądrym i szlachetnym. Cechy te przekazał potem swoim dzieciom i wnukom. Według słów księdza proboszcza z Nabrzeża, Józef Duda syn Jana i wnuk Franciszka, był człowiekiem niezwykle aktywnym, udzielającym się społecznie. Doprowadził mię-dzy innymi do wybudowania mostu na Dunajcu. Był doskonałym kon-struktorem i w obejściu swojego domu miał mnóstwo sprytnych in-żynierskich usprawnień. Jego brata-nek Tadeusz Duda (syn Franciszka Dudy), był niezwykle zafascynowany historią okolic Nowego Sącza. Z wielkim zaangażowaniem tropił ślady działalności ludowej i nie po-zwolił by pamięć o nich zaginęła.

Oprócz Józefa, Jan miał jeszcze dziewięcioro innych dzieci. Niestety pięcioro najmłodszych zmarło w czasie zarazy w 1905 roku. Ksiądz poradził więc jego ojcu Janowi, aby nadał nowo narodzonemu dziecku imię po patronie młodzieży i stu-dentów, którym był święty kościoła katolickiego Alojzy Gonzaga. I tak też się stało. Alojzy po skończeniu

» Pradziadkowie Andrzeja Dudy - Jan Duda z żoną Rozalią, w otoczeniu trzech synów. Franciszka, Alojzego i Józefa

Page 17: More Maiorum nr 29

More Maiorum 17

GENEALOGIA PREZYDENTÓW

czerech klas szkoły powszechnej został wysłany „do terminu” na praktykę kuśnierską. Jego pierwszy „mistrz” jednak nie traktował go dobrze i zwyczajnie głodził. Szybko więc uciekł od niego do Nowego Sącza. Potem pracował w Nowym Targu, Tarnowie i Gorlicach. Po zdobyciu zawodu kuśnierza uczył innych szacunku do ludzi i heroicz-nej postawy wobec pracy. W 1942 roku na pogrzebie rodzinnym po-znał swoją przyszłą żonę Kunegun-dę Rams i w rok później ożenił się z nią. Urocza Kunegunda była pa-triotką z rodziny, wywodzącej się z pięknych okolic Nowego Sącza, Owieczki, Czarnego Dunajca i Łu-kowicy. Jej ojciec Adam Rams, wy-konywał drobne prace usługowe

w okolicznych wsiach, a matka Katarzyna Majka – surowa kobieta, o twardej dyscyplinie, miała skrom-ne poletko w Łukawicy.

W roku 1943 rodzina Dudów prze-żyła tragedię wojenną związaną z bratem Alojzego – Franciszkiem. Złożył on przysięgę w AK i dzia-łał na Podkarpaciu. Oddział zade-nuncjowany przez jednego z żoł-nierzy, w obławie urządzonej przez Gestapo, został rozbity, a nieliczni pozostali przy życiu partyzanci, zo-stali osadzeni w areszcie. W trakcie śledztwa Franciszek nie wydał ni-kogo i zmarł zakatowany w więzie-niu. Miejsce jego pochówku do dziś pozostaje nieznane. Pozostały jedy-nie napisy na symbolicznym grobie w Starym Sączu oraz na pomniku w Suchej Dolinie koło Muszyny.

Rodzina Milewskich – matki An-drzeja Dudy, również związana była z AK, choć terenem ich działania była Warszawa. W AK działał zarówno Nikodem – dziadek przy-szłego prezydenta, jak i jego ro-dzeństwo. Rodzina ta posiadała wieloletnie tradycje patriotyczne. Służyła krajowi zarówno w powsta-niu listopadowym, powstaniu stycz-niowym, jak i w okresie I i II woj-ny światowej. Nikodem Milewski – dziadek Andrzeja Dudy, w swo-ich obszernych pamiętnikach spi-sał wszystko, co wiedział na temat przeszłości swojej rodziny. Trudne losy jego przodków spowodowały

jednak, że wiadomości te mógł czer-pać jedynie z opowiadań i licznych przekazów rodzinnych. Wcześnie zmarli dziadkowie nie przekazali mu za wiele, zaś ojciec od młodości mieszkający w Warszawie, niezbyt chętnie opowiadał o tamtych cza-sach. Z tej przyczyny niektóre z fak-tów zawartych w tych pamiętnikach są niezbyt ścisłe. Nie umniejsza to jednak zarówno wartości sentymen-talnej, jak i historycznej, zachowa-nych rękopisów.

W pamiętnikach tych najstarszą znaną osobą pozostaje Grzegorz Milewski ożeniony z Marianną Sie-wierską. W zapisach Nikodema, teść Grzegorza jest wojewodą siewier-skim. Do niego dość często zjeżdżała rodzina, podróżująca przez parę dni bryczką zaprzęgniętą w siedem koni. W toku prac genealogicznych uda-ło się odnaleźć akt ślubu Grzegorza Milewskiego z Marianną Siewierską. Wynika z niego, że ojcem Marian-ny był Paweł Siewierski – ekonom w Śladkowie Dużym. Matką Marian-ny była Zofia Dzierzbicka, chrzczona w parafii Modlna. Wiadomo też, że właśnie w tej parafii już w roku 1783 właścicielem dwóch wsi był nieja-ki Szymon Dzierzbicki – wojewoda łęczycki. Urodził się on około roku 1720, mógł więc być dziadkiem Ma-rianny. Jest wielce prawdopodobnym, że właśnie o tego wojewodę chodzi, zaś przekazy zawarte w zachowanym pamiętniku mogą dotyczyć pokole-nia jeszcze wcześniejszego.

» Pradziadkowie Andrzeja Dudy - Jan Duda z żoną Rozalią, w otoczeniu trzech synów. Franciszka, Alojzego i Józefa

» Akt ślubu Franciszka Dudy, s. Jana i Zofii z Rozalią Kałużny, c. Stanisława i Katarzyny. Rok 1868, Łącko

Page 18: More Maiorum nr 29

More Maiorum18

Grzegorz mógł być inwalidą wojen-nym. Ożenił się dopiero w wieku 40 lat. Brak tu niestety dokumentów urodzenia, a wiek wynika z przysię-gi złożonej w urzędzie gminnym. W akcie podani są też rodzice Grze-gorza, Jan i Katarzyna Malinowska. Co ciekawe, metryka ta została spo-rządzona w miejscowości Piątek, która obecnie jest geometrycznym centrum Polski.

W okolicy Gieczna, gdzie zostały znalezione najwcześniejsze doku-menty, brak jest niestety informacji o rodzinie Milewskich sprzed roku 1816. Informacje te dotyczą do-piero lat późniejszych. Charaktery-styczną i bardzo ważną dla rodziny postacią stał się Nikodem Milewski, syn Grzegorza. Po śmierci brata Le-ona, zaopiekował się jego dziećmi. Wszyscy, łącznie z trzecim bratem Ignacym, który był księdzem, zaan-gażowani byli w powstanie listopa-

dowe, głównie wspierając je finan-sowo i traktując to jako obowiązek wobec ojczyzny. Zapewne z tego też powodu Ignacy musiał już w roku 1832 emigrować do Włoch, skąd został wysłany do Ameryki. Już po-cząwszy od połowy lat 50. XIX wie-ku rodzina Milewskich zajmowała się administracją i doglądaniem dóbr właścicieli ziemskich (Piaski, Gra-bów, Świnice Warckie). Dość często zdarzało się, że dziedzic z danej wsi niejednokrotnie proszony był na ojca chrzestnego urodzonego dziecka. I rzeczywiście w jednym z odnalezionych aktów odnajduje-my informację, że syn Jerzmanow-skich został chrzestnym jednego z dzieci Milewskich.

Grzegorz Milewski był mężczyzną wąsatym, średniego wzrostu, nie-zwykle gadatliwym. Uwielbiał dzieci i jeździł na karym wierzchowcu. Za-równo stosunki rodzinne, jak i spo-

sób bycia, potwierdzony w zacho-wanych pamiętnikach, wskazują że mógł być on „jowialistą”, czyli jedną z typowych postaci, pojawiających się w czasie zaborów w dworach polskich. Zazwyczaj był to zuboża-ły szlachcic z wojskową historią, pa-triota, katolik i dusza towarzystwa.

Inwalida Grzegorz nie był zapew-ne „tancerzem” i „hulaką”, ale jako weteran powstańczy był hołubio-ny przez właścicieli. Czy, jak czy-tamy w pamiętnikach, pochodził z białostockiego, gdzie miał dwór z karczmą. W Giecznie mógł być rezydentem, starym wiarusem, a może sam nabył w okolicach ja-kiś folwark. Dziewiętnastowieczny herbarz sieradzki podaje, że był po-sesorem w miejscowości Socha, pa-rafii Warta. Leon – syn Grzegorza, zarządzał majątkami. Los doświad-czył go jednak okrutnie. Niezwykle bolał nad śmiercią swoich dziesię-

GENEALOGIA PREZYDENTÓW» fot. Zbiory rodzinne m

atki Andrzeja D

udy

Page 19: More Maiorum nr 29

More Maiorum 19

ciorga dzieci, które umierały zaraz po urodzeniu. Za namową miej-scowego proboszcza wystawił więc kapliczkę na skrzyżowaniu dróg. Kolejne urodzone potem dzieci – Helena i Aleksy, przeżyły. Kochał je bardzo i obdarowywał drogimi prezentami. Wkrótce jednak zno-wu nastały trudne czasy. W trakcie wypadków 1863 roku Leon często znikał z domu. Upadek powsta-nia styczniowego przeżył bardzo

i wkrótce potem zmarł. Zmarła też i jego żona, a dzieci pozostały pod opieką stryja Nikodema.

Rodzina mieszkała wtedy w Świ-nicach Warckich. Pomimo mało chwalebnej nazwy, to bardzo cie-kawa miejscowość. Właściciel Ka-zimierz Karwowski wystawił tu w 1859 roku kościółek nazywany jednym z najpiękniejszych wiej-skich kościółków. Milewscy z pew-nością znali mieszkańców wsi, w tym urodzonego w 1868 Sta-nisława Kowalskiego, syna Win-centego i Franciszki Rapackiej. Bogobojny i pracowity Stanisław żył w biedzie. W 1905 roku został ojcem Heleny, która w Świnicach doznała pierwszych objawień Je-zusa Miłosiernego. Wstąpiła póź-niej do zakonu i znana jest dzisiaj jako święta Faustyna, uznawana za jedną z największych mistyczek Kościoła.

W owych czasach wiele szlachty ubożało nie zawsze z własnej winy. Być może musiało się tak stać rów-nież i w przypadku Milewskich, gdyż już w roku 1816 Grzegorz został zapisany tam jako ekonom. Do ustalenia więc pozostaje jedynie kolejność faktów. Świnice Warckie, w których urodziło się dwoje Milewskich w latach 1832 i 1857, od roku 1856 należały do Kazimierza Karwowskiego. Rodzina ta jednak,

jak wynika z dokumentów, była związana z rodziną Dzierzbickich, a Zofia Dzierzbicka była prababką Aleksego. Pamiętajmy też, że były to czasy w których często ukrywano i przepisywano na rodzinę majątki.

imię Nikodem było charakterystyczne Sprzyjanie powstaniom powodo-wało znaczne zmiany majątkowe. Trudno jest więc ustalić stan fak-tyczny. Z pewnością jednak rodzina Milewskich obracała się w kręgach drobnej szlachty tamtych terenów. Odpowiedzialność za losy Ojczy-zny, doprowadziła do znacznego pogorszenia stanu posiadania rodzi-ny oraz jej zubożenia.

Siostra Aleksego – Helena, wcze-śnie wyszła za mąż za handlowca

o nazwisku Masło, herbu Syro-komla. Gdy majątek, w którym urodził się Aleksy, został zabrany, jej brat, po stracie domu, nie miał gdzie wracać i odtąd jego losy zwią-zane zostały z Warszawą. Aleksy był dobrze wykształcony, za młodu opiekowała się nim siostra zakonna, która podczas spacerów pokazywa-ła mu świat. Stryj zabiegał jednak o to, aby na wszelki wypadek miał też konkretny zawód, zaprzyjaź-

niony gospodarz wyuczył więc go ślusarki. Dzięki temu łatwo znalazł pracę w zakładach w Pruszkowie. Poznał tu młodą wdowę – Joannę Mrozowską, córkę weterana po-wstania styczniowego, organisty w kościele Najświętszej Marii Pan-ny. Jej ojciec Leon, w 1913 roku, mając 74 lata, wyjechał pod Czę-stochowę naprawiać i stroić organy. Został tam napadnięty, pobity, obra-bowany i w końcu zabity. Aleksemu i Joannie urodziło się czworo dzieci, z których Nikodem jest dziadkiem Andrzeja Dudy.

Nadmienić tu należy, że imię Niko-dem, wydaje się w rodzinie Milew-skich charakterystyczne. Być może ma to związek z innym Nikodemem Milewskim, który w połowie XVIII wieku był proboszczem w Nasiel-sku i dziekanem w Nowym Mieście. Z okolic wspomnianych wcześniej pochodzi też inny Nikodem Milewski,

GENEALOGIA PREZYDENTÓW

» Akt urodzenia Aleksego Milewskiego, s. Leona i Antoni. Rok 1857, Świnica Warska. Skan ze zbiorów Archiwum Państwowego w Łodzi

Page 20: More Maiorum nr 29

More Maiorum20

ekonom w Mniewie. Nikodem, syn Aleksego, urodzony w 1894 roku uczył się w szkole kolejowej w Pruszkowie, praktykował w za-kładach Troetera. W 1914 rodzice zostali ewakuowani do Charkowa. Nikodem uczył się w gimnazjum w Petersburgu. Wcielony został do wojska rosyjskiego. Zdezerterował ze 117 p.p. w Smoleńsku i przez Mińsk i Charków dostał się do Petersburga, gdzie zmienił doku-menty. Pozwoliło mu to zdać ma-turę w Polskiej Macierzy Szkolnej

w 1917. Wtedy wybuchła rewolucja październikowa, więc rodzina wró-ciła do Warszawy.

Tam już jako akademik, w Rember-towie w sierpniu 1918 roku, wstą-pił do Wojska Polskiego. Służył w Zarządzie Kwatermistrzowskim, a następnie prowadził elektrownię wojskową. Ukończył Kurs Ofice-rów Gospodarczych w Warszawie w stopniu podchorążego. W roku 1922 został zwolniony z wojska, ce-lem dokończenia studiów. Do roku

1939 pracował w Urzędzie Staty-stycznym. Był wielbicielem Mar-szałka Piłsudskiego. Był człowie-kiem o wysokiej kulturze osobistej i wielkiej mądrości życiowej.

W czasie II wojny światowej wiele osób z rodziny Milewskich działa-ło w AK, wielu też doświadczyło przykrych losów. Matka Nikodema, będąc w Białołęce Dworskiej, zo-stała przez okupanta uprowadzona i wywieziona w nieznanym kierun-ku. Jej losy do dzisiaj są nieznane. W 1940 roku zmarła na gruźlicę siostra Stefania. Skromna, niepłaco-na emerytura kolejowa, nie starczała na wiele. Brat Nikodema – Wiktor, działał dużo w partyzantce w woje-wództwie radomskim. Tygodniami znikał z domu, pod koniec wojny zaczął chorować i zmarł w 1949 roku. Syn Nikodema – Lech, uro-dzony w 1928 roku, jako szesnasto-latek walczył w powstaniu warszaw-skim. Osadzony został w obozie koncentracyjnym w Auschwitz, po-tem przeniesiony do Mauthausen, dożył wyzwolenia w 1945 roku.

Po wojnie Nikodem ożenił się po raz drugi. Z tego małżeństwa uro-dziła się między innymi córka Ja-nina, inżynier chemik. Dzisiaj Jani-na Duda zd. Milewska, podobnie zresztą jak jej mąż, Jan Duda są profesorami na Akademii Górni-czo-Hutniczej w Krakowie. Oboje, jak wielu Polaków, niosą w sobie hi-storię przeszłych pokoleń, historię ludzi zmagających się z trudnymi, nieraz bardzo ciężkimi i tragicznymi losami. Wielokrotnie, w miarę swo-ich możliwości, rodziny te stawa-ły by walczyć o wolność Ojczyzny. Przez pokolenia, mimo wielu prze-ciwności losu, zarówno rodzina Du-dów jak i Milewskich, wykształciła w sobie ogromną mądrość życiową przejawiającą się między innymi w szacunku do ludzi i radości z do-brze wykonanej pracy. ■

GENEALOGIA PREZYDENTÓW

» Pradziadkowie Andrzeja – Franciszka i Walerian Wiśniewscy (rodzice babci Zenobii Milewskiej) z wnuczkami – Radomsko. Ok.1956 r. /fot. Album rodzinny rodziców Andrzeja Dudy

Page 21: More Maiorum nr 29

More Maiorum 21

GENEALOGIA PREZYDENTÓW

» fot. Marcin Niewalda

Page 22: More Maiorum nr 29

More Maiorum22

Alan Jakman

„Dziękuję niebu, że we wszyst-kich swoich instynktach pozo-stałem Polakiem” – te słowa miał podobno wypowiedzieć sam Nietzsche. Chociaż dla wielu kojarzy się jednoznacznie jako twórca faszyzmu, jednak jego myśli zostały po prostu wy-rwane z kontekstu i podporząd-kowane ideologii nazizmu...

Nietzsche urodził się w październiku 1844 r. w Röcken, niedaleko Naumburgu w Sakso-

nii-Anhalt. Jego ojcem był luterań-ski pastor Carl Ludwig, który zmarł w 1849 r., kiedy Friedrich miał za-ledwie 5 lat. Matka Franziska była o 13 lat starsza od ojca, zmarła trzy lata przed śmiercią Friedricha. Był on wychowywany w konserwatyw-nym protestanckim środowisku.

Niemiecki filozof często wspomi-nał o swoim rzekomo polskim po-chodzeniu. Ile w tym mogło być prawdy? A ile manifestacji przeciw-ko polityce niemieckiej? Bernard Scharlitt twierdzi, że przodkowie Nietzschego wywodzą się z rodu Nickich herbu Radwan z wojewódz-twa płockiego.

„Przodkowie moi byli polską szlachtą. Po nich zostały mi moje instynkty, między nimi może i li-berum veto” – te słowa padły po-dobno z ust Friedricha. Czy można jednak bezgranicznie ufać temu, co powiedział filozof? Już w latach 30. XX w. „Kurier Literacko-Naukowy” rozpatrywał tę kwestię w artykule „Czy Nietzsche był Polakiem, czy Niemcem?”. Dziennikarz donosił, że Nietzsche pisał do swojego przy-jaciela Henryka Steina:

„we wszystkiem, co stanowi istotę niemieckości, mogą mieć tylko pe-wien udział, ale nic więcej; niech się pan przypatrzy mojemu nazwisku, przodkowie moi byli szlachcica-mi polskimi, jeszcze matka mego dziadka była Polką”.

Można jednak wysnuć podejrzenie, że Friedrich Nietzsche próbował za-znaczyć swą odrębność – inność od niemieckiego narodu, pokazać du-cha wolności, którego Polska była przecież symbolem. Akcentowanie tego, że jego przodkowie byli pol-skimi szlachcicami, można również odebrać jako chęć „wywyższenia” się ponad innych, pokazania, że jest się starym arystokratą, zaliczającym się do wyborowej sorty ludzi, nie zaś tej „trzody” ogółu.

jeszcze matka mego dziadka była Polką Mimo że potencjalni polscy antenaci filozofa mogli żyć 150-200 lat przed nim, czyli 4-6 pokoleń wcześniej, jemu nie przeszkadzało by czuć się Polakiem. W swej książce „Ecce homo”, wydanej w 1908 r., Nietz-sche pisał: „Ich selbst bin immer noch Pole genug, um gegen Chopin den Rest der Musik hinzugeben”.

Co można tłumaczyć jako „Jestem na to dość Polakiem, by całą muzy-kę świata oddać za Szopena”.

Maria Ziółkowska w książce „Wy-bitni ludzie też ludzie” donosi:

„Historia rodu Nietzsche, pojawia-jąca się w księgach metrykalnych od XVI wieku i przekazywana w trady-cji ustnej, pokazuje samych rdzen-nych Niemców. Należeli do plebsu – byli chłopami, rzemieślnikami: uprawiali rolę, trudnili się ciesiel-stwem, szewstwem, wyrabianiem kiełbas. (...)

W roku 1888, na 12 lat przed śmier-cią, a rok przed obłąkaniem, w ko-respondencji do swego przyjaciela, Jerzego Brandesa, duńskiego histo-ryka literatury i myśliciela, rozmiło-wanego w polskości, autora dzieła pt. »O poezji polskiej w XIX stule-ciu« (był z odczytami w Warszawie w roku 1885) oraz dziennika po-dróży po Polsce, Fryderyk Nietz-sche pisał: »Moi przodkowie byli polskimi szlachcicami (...) Ten typ dobrze się chyba we mnie zachował mimo trzech pokoleń niemieckich matek«. (...)”.

Badania drzewa genealogiczne-go Friedricha Nietzschego, oparte o dostępne wówczas źródła archi-walne, dowiodły, że wśród jego przodków nie ma żadnych Pola-ków. Jednak, na ile te badania mogą być wiarygodne? Może należałoby je powtórzyć? A może nie ma takiej potrzeby, bo „polskość” była tylko wymysłem filozofa? ■

czy Nietzsche był Polakiem?

HISTORIA XX WIEKU

Page 23: More Maiorum nr 29

More Maiorum 23

HISTORIA XX WIEKU

» fot. Wikim

edia Comm

ons

Page 24: More Maiorum nr 29

More Maiorum24

Page 25: More Maiorum nr 29

More Maiorum 25

Page 26: More Maiorum nr 29

More Maiorum26

Jan Twardowski – ksiądz rzym-skokatolicki, prałat honorowy Jego Świątobliwości, poeta. au-tor słów „Śpieszmy się kochać ludzi – tak szybko odchodzą”.

W czasie niemieckiej okupacji był żołnie-rzem Armii Krajo-wej, brał również

udział w powstaniu warszawskim. Do ważniejszych utworów należą Powrót Andersena (1937) – de-biutancki tomik, Wiersze (1959), Znaki ufności (1970), Niebieskie okulary (1980), Nie przyszedłem pana nawracać (1986), Sumienie ruszyło (1989), Stukam do nieba (1990), Litania Polska (1994), Rwane prosto z krzaka (1996). Jego utwory często mają charakter modlitewny. Porusza w nich głównie problemy filozoficzno-moralne.

Jan Jakub Twardowski urodził się 1 czerwca 1915 r. w Warszawie przy ulicy Koszykowej 1 jako syn Jana i Anieli z Konderskich małżonków Twardowskich. Był trzecim z kolei dzieckiem – pierwszym i jedynym synem. Wychował się z trzema sio-strami – Haliną (1911-2008), Lucyną (1912-1993) oraz Marią (1920-1986).

Marcin Marynicz

GENEALOGIA

setna rocznica urodzin ks. Jana Twardowskiego

Photo credit: Mariusz Kubik/w

ikipedia.org/CC

BY 2.5Photo credit: M

ariusz Kubik/wikipedia.org/C

C BY 2.5

Page 27: More Maiorum nr 29

1915

More Maiorum 27

Jan Jakub Twardowski na świat przyszedł 1 czerwca 1915 r., czego dowodem jest zamieszczona kopia aktu chrztu. 4 lipca w warszawskiej parafii św. Aleksandra, stawił się Jan Twardowski – 33-letni urzędnik żelaznej drogi, i okazał dziecię urodzone z niego i jego małżonki – 25-letniej Anieli Marii zd. Konderskiej. Wraz z nim pojawili się również krewni – Feliks Twardowski (najprawdopodobniej stryj chrzczonego dziecka) – maszynista Żelaznej Drogi, oraz Stanisław Konderski – uczeń. Do chrztu późniejszego księdza trzymali – Feliks Twardow-ski i Aleksandra Twardowska.

RODZINA TWARDOWSKICHGENEALOGIA

» fot. Justyna Krogulska.

Archiw

um parafii św. A

lek-sandra w

Warszaw

ie

Page 28: More Maiorum nr 29

1910

More Maiorum28

Jan Twardowski i Aniela Maria Konderska pobrali się 14 kwietnia 1910 r. w warszawskiej parafii św. Andrzeja. Świadkami zawarcia związku małżeńskiego byli Kazimierz Łęczycki i Władysław Ofiarowski. Pan młody był 28-letnim kawalerem, urzędnikiem Warszawsko-Wiedeńskiej żelaznej drogi, żołnierzem rezerwy. Urodził się w Warszawie, a ochrzczony został w parafii św. Barbary, jego rodzicami byli Stanisław i Franciszka z Nalewczyń-skich małżonkowie Twardowscy. W chwili ślubu mieszkał w Warszawie. Panna młoda była stanu wolnego, miała 19 lat, mieszkała przy rodzicach w Warszawie, tam też się urodziła, podobnie jak jej mąż została ochrzczona w parafii św. Barbary. Była córką Stanisława Józefa i Marii Lucyny z Oleksińskich małżonków Konderskich.

GENEALOGIA

» fo

t. Ju

styn

a K

rogu

lska.

Arc

hiw

um p

arafi

i św.

Ale

k-sa

ndra

w W

arsz

awie

Page 29: More Maiorum nr 29

More Maiorum 29

W alegatach udało się odnaleźć odpis metryki chrztu Jana Twardowskiego. Dowiadujemy się z niej, że akt chrztu znajduje się w księgach parafii św. Barbary za rok 1881, nr 479.

Dnia 27 listopada 1881 r. w parafii św. Barbary. stawił się Stanisław Twardowski – 38-letni czeladnik zduński, i w przytomności świadków – Edwarda Kmity – 30-letniego tokarza, i Andrzeja Pekróla – 41-letniego dozorcy, okazał dziecię, które urodziło się 24 października 1881 r. z jego małżonki – 30-letniej Franciszki zd. Nalewczyń-skiej. Dziecko otrzymało imię Jan, a rodzicami chrzestnymi byli Edward Kmita i Ludwika Dobrowolska.

Wiek rodziców wskazywał, że mogli być po ślubie maksymalnie kilkanaście lat. Poszukiwałem dokumentu dość długo, niestety bez efektu. Ustaliłem, że ich dzieci rodziły się i chrzczone były w Warszawie, jednak Stanisław i Franciszka związek małżeński zawarli w innej miejscowości. Dzięki indeksom namierzyłem potencjalne pa-rafie, gdzie mogła mieszkać Franciszka przed ślubem. Wiele wskazywało, że parafia Jazgarzew była gniazdem rodowym Nalewczyńskich, jednak to wciąż nie dawało pewności, że Franciszka tam ślubowała.

Poszukiwania zacząłem od roku 1874, kiedy to w Warszawie na świat przyszedł prawdopodobnie pierworodny Jana i Franciszki z Nalewczyńskich małżonków Twardowskich – Stefan Stanisław. Ochrzczono go jako kilku-dziesięciogodzinnego niemowlaka dnia 4 września 1874 r. w parafii św. Barbary.

Poszukiwania śladów Nalewczyńskich w parafii Jazgrzew dały pozytywny rezultat. W księgach ślubów udało się odnaleźć akt ślubu dziadków ks. Jana Twardowskiego.

GENEALOGIA

1881

» fo

t. sz

ukaj

war

chiw

ach.

pl (ź

ródł

o)

Page 30: More Maiorum nr 29

1873

More Maiorum30

11 listopada 1873 r. o godzinie 19 w obecności świadków – Ludwika Dębińskiego – lat 40, i Józefa Małeckiego – lat 30, zawarty został związek małżeński pomiędzy Stanisławem Grzegorzewskim vel Twardowskim – 30-letnim kawalerem, urodzonym w Warszawie, synem Marianny Grzegorzewskiej – niezamężnej służącej zamieszkałej w Warszawie, i Jana Twardowskiego – służącego z Warszawy, emerytowanym żołnierzem Czarnomorskiego Pułku a Franciszką Nalewczyńską – 21-letnią panną, córką Stanisława i Marianny zd. Olonkowskiej małżonków Nalewczyńskich.

Z aktu małżeństwa dowiadujemy się, że Stanisław Twardowski vel Grzegorzewski, urodził się ok. 1843 r. w Warszawie z niezamężnej Marianny Grzegorzewskiej, natomiast ojcem był Jan Twardowski, który najprawdo-podobniej uznał dziecko za swoje.

Stanisław i Franciszka Twardowscy przeżyli ze sobą 55 lat – oboje zmarli w 1929 r.

Stanisław Twardowski zmarł 20 kwietnia 1929 r., mając 86 lat. Według nekrologu, miał być byłym współpracownikiem warsz-tatów Warszawa Główna P.K.P., a także uczestnikiem powstania 1863 r. Pozostawił po sobie żonę Franciszkę zd. Nalewczyń-ską, córki, synów (m.in. Jana), synowe, zię-ciów, wnuki oraz innych krewnych.

GENEALOGIA

» fo

t. m

etry

ki.g

enea

lodz

y.pl (

źród

ło)

» fot. e-biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego

Page 31: More Maiorum nr 29

1843

More Maiorum 31

Franciszka z Nalewczyńskich Twar-dowska zmarła 23 lipca 1929 r., mając 77 lat, w nekrologu okre-ślona została jako wdowa po śp. Stanisławie, uczestniku powstania 1863 r. Pozostawiła po sobie córki, synów, synowe, zięciów i wnuki.

GENEALOGIA

» fot. metryki.genbaza.pl (źródło)

» fo

t. e-

bibl

iote

ka U

niw

ersy

tetu

W

arsz

awsk

iego

Page 32: More Maiorum nr 29

1843

1851

More Maiorum32

Odpis metryki chrztu Stanisława Twardowskiego vel Grzegorzewskiego udało się odnaleźć wśród dokumentów, które dostarczył przed zawarciem związku małżeńskiego. Stanisław urodził się 24 kwietnia 1843 r. w Warszawie przy ulicy Wiejskiej, w domu nr 1738. Według dokumentu, był on nieślubnym synem 25-letniej służącej – Ma-rianny Grzegorzewskiej.

Akt chrztu z ksiąg parafii św. Aleksandra w Warszawie, niestety nie wnosi nic nowego w tej sprawie. W alegatach brak dokumentu, który potwierdzałby ojcostwo Jana Twardowskiego. Udało się odnaleźć akt małżeństwa Jana Twardowskiego i Marianny Grzegorzewskiej. Pobrali się 27 września 1846 r. w warszawskiej parafii św. Krzyża. Nie ma jednak pewności, czy jest to para tożsama z rodzicami Stanisława urodzonego w 1843 r. Dodatkowo we wspomnianym akcie małżeństwa brak informacji na temat jakichkolwiek dzieci, które para miałaby uznać. Dlatego szukanie przodków Jana Twardowskiego na tę chwilę i na obecny stan wiedzy, nie ma sensu.

Franciszka Nalewczyńska urodziła się 1 grudnia 1851 r. we wsi Jastrzębie jako córka Stanisława Nalewczyńskie-go – 43-letniego kolonisty, oraz jego żony – 21-letniej Marianny zd. Jabłonkowskiej. Pojawia się mała różnica pomiędzy nazwiskiem panieńskim matki Franciszki (Olonkowska – Jabłonkowska), jednak najpewniej zostało ono źle zapisane w akcie małżeństwa.

GENEALOGIA

» fo

t. sz

ukaj

war

chiw

ach.

pl (ź

ródł

o)»

fot.

met

ryki

.gen

ealo

dzy.p

l (źr

ódło

)

Page 33: More Maiorum nr 29

More Maiorum 33

Stanisław Nalewczyński w chwili chrztu wcześniej wspomnianej córki, był nieco ponad dwa razy starszy od swojej żony. Marianna miała zaledwie 21 lat, więc mogła być maksymalnie kilka lat po ślubie. Poszukiwania w księgach parafii Jazgarzew niestety nie przyniosły oczekiwanego efektu i nie udało się odnaleźć aktu małżeń-stwa Stanisława i Marianny. Obecnie miejscowość Jazgarzew należy do gminy i powiatu piaseczyńskiego. Posta-nowiłem sprawdzić tamtejszą parafię, co okazało się bardzo dobrym pomysłem.

Stanisław Nalewczyński i Marianna Obłąkowska vel Jabłonkowska, pobrali się 11 lutego 1851 r. w Piasecznie. On był 38-letnim wdowcem, kolonistą, gospodarzem, urodził się i mieszkał we wsi Jastrzębie, a jego rodzicami byli Feliks i Agnieszka Nalewczyńscy. Z kolei panna młoda miała 20 lat, urodziła się i mieszkała w Piasecznie, była córką Jana i Julianny Obłąkowskich vel Jabłonkowskich. Niespełna 10 miesięcy po zawarciu związku mał-żeńskiego, urodziła się ich córka Franciszka, późniejsza babcia ojczysta Jana Jakuba Twardowskiego.

Stanisław i Marianna Nalewczyńscy przeżyli razem 32 lata – jako pierwszy zmarł Stanisław, 6 później dołączyła do niego jego żona.

Stanisław Nalewczyński zmarł 6 czerwca 1883 r. we wsi Jastrzębie. Według metryki zgonu miał 67 lat, był go-spodarzem, a imiona jego rodziców nie były znane zgłaszającym. Pozostawił po sobie Mariannę z Obłąkow-skich Nalewczyńską.

GENEALOGIA

1815

» fo

t. m

etry

ki.g

enea

lodz

y.pl (

źród

ło)

» fo

t. m

etry

ki.

gene

alod

zy.p

l (ź

ródł

o) 1833

Page 34: More Maiorum nr 29

1889

1818

More Maiorum34

Marianna z Jabłonkowskich Nalewczyńska zmarła 3 maja 1889 r. we wsi Jastrzębie. Według metryki zgonu była 60-letnią wdową. Imiona rodziców, jak w przypadku jej męża, nie były znane zgłaszającym.

Stanisław Nalewczyński urodził się 20 kwietnia 1818 r. we wsi Jastrzębie. Ochrzczony został wraz ze swoją siostrą bliźniaczką – Krystyną Katarzyną. Ich rodzicami byli Feliks Nalewczyński – gajowy lasów Jaśnie Wiel-możnego Hrabiego Aleksandra Potockiego, oraz Agnieszka zd. Pyza. Ojciec w 1818 r. miał mieć 40 lat, a matka o 10 mniej. Niestety nie udało się odnaleźć metryki ślubu Feliksa i Agnieszki. W metrykach ich zgonów nie ma informacji o miejscu narodzin, czy imionach rodziców.

GENEALOGIA

» fo

t. m

etry

ki.g

enea

lodz

y.pl (

źród

ło)

» fo

t. m

etry

ki.g

enea

lodz

y.pl (

źród

ło)

Page 35: More Maiorum nr 29

More Maiorum 35

Agnieszka z Perzanowskich Nalewczyńska zmarła 2 marca 1851 r. we wsi Jastrzębie. Według aktu zgonu miała 70 lat i pozostawiła po sobie męża Feliksa, który pełnił obowiązki leśniczego, oraz dwóch synów – Jana i Stanisława.

Feliks Nalewczyński zmarł 6 marca 1869 r. we wsi Jastrzębie. Według aktu zgonu miał mieć 95 lat.

Prababcia Jana Twardowskiego – Marianna Jabłonkowska urodziła się 21 lipca 1829 r. w Piasecznie jako córka Jana Jabłonkowskiego – 30-letniego szewca, i Julianny zd. Boreckiej – lat 20 mającej. Matka była bardzo młoda, więc musiała być krótko po ślubie.

GENEALOGIA

1851

1845

1869

» fo

t. m

etry

ki.g

enea

lodz

y.pl (

źród

ło)

» fo

t. m

etry

ki.g

enea

lodz

y.pl (

źród

ło)

» fo

t. m

etry

ki.g

enea

lodz

y.pl (

źród

ło)

Page 36: More Maiorum nr 29

1826

1826

More Maiorum36

Jan Kanty Jabłonkowski i Julianna Borecka pobrali się 31 stycznia 1826 r. w Piasecznie. On był 26-letnim ka-walerem, mieszkał i urodził się w Piasecznie, był synem Walentego Jabłonkowskiego i Anny zd. Kupniewicz. W chwili ślubu określany był mianem majstra kunsztu szewskiego. Ona z kolei była 17-letnią panną, urodzoną i zamieszkałą w Piasecznie, jej rodzicami byli Ignacy i Agnieszka z Wiktorowiczów małżonkowie Boreccy.

Agnieszka z Wiktorowskich Borecka zmarła 5 grudnia 1835 r. w Piasecznie. Miała 70 lat, pozostawiła po sobie męża Ignacego i dwójkę dzieci – Feliksa i Juliannę. Zgłaszający (mąż i syn zmarłej) nie znali rodziców swej bli-skiej krewnej.

GENEALOGIA

» fo

t. m

etry

ki.g

enea

lodz

y.pl (

źród

ło)

» fo

t. m

etry

ki.g

enea

lodz

y.pl (

źród

ło)

Page 37: More Maiorum nr 29

1843

1890

More Maiorum 37

Ignacy Borecki pomimo zaawansowanego wieku, postanowił stanąć na ślubnym kobiercu raz jeszcze. 3 sierpnia 1841 r., 70-letni Ignacy Borecki – majster profesji szewskiej, urodzony i zamieszkały w Piasecznie, syn Jakuba i Marianny Boreckich, pojął za żonę Antoninę z Wyznarów Witkowską.

Ignacy i Antonina małżeństwem byli przez 2,5 roku. Ignacy Borecki zmarł 22 listopada 1843 r. w Piasecznie ma-jąc 70 lat. Pozostawił po sobie żonę Antoninę, natomiast zgłaszający podali imiona rodziców zmarłego – Jakub i Katarzyna. Imię matki nie jest zgodne z tym w akcie małżeństwa.

RODZINA KONDERSKICH

Matka ks. Jana Twardowskiego – Aniela Maria Konderska, na świat przyszła 23 lipca 1890 r. w Warszawie jako córka Stanisława Józefa Konderskiego – 37-letniego ślusarza, i Marii Lucyny zd. Oleksińskiej, 29 lat mającej. Wraz z ojcem dziecka do parafii św. Barbary przybyli: Łukasz Rustecki i Leon Kowalski, a także Aniela Konder-ska, która była matką chrzestną, natomiast ojcem chrzestnym był pierwszy świadek.

GENEALOGIA

» fo

t. m

etry

ki.g

enea

l-od

zy.p

l (źr

ódło

fot.

szuk

ajw

arch

iwac

h.pl

(źró

dło)

Page 38: More Maiorum nr 29

1856

1885

More Maiorum38

Stanisław Józef Konderski i Maria Lucyna Olexińska pobrali się 29 kwietnia 1885 r. w Warszawie. On był 32-let-nim kawalerem, czeladnikiem ślusarskim. Urodził się w Kurowie w powiecie włocławskim, był synem nieżyją-cych już Stanisława Konderskiego i jego żony Marianny zd. Mossakowskiej. Mieszkał w Warszawie przy ulicy Siennej pod numerem 1090 X. Ona z kolei była 26-letnią panną, mieszkała przy swojej babci (nie podano jednak dokładnie, przy której), urodziła się w mieście Mińsku w powiecie nowomińskim. Ciekawe jest to, że chodzi o jedną miejscowość, tj. nazwa powiatu nowomińskiego pochodziła od miejscowości Nowomińsk, a tak nazywa-ny był Mińsk Mazowiecki w latach 1868-1916. Jej rodzicami byli nieżyjący Wojciech Olexiński i jego żona Iza-bella zd. Hoffman, mieszkała w Warszawie przy ulicy Nowolipie pod numerem 2429. Małżonkowie oświadczyli, że umowy przedślubnej nie zawarli.

GENEALOGIA

» fot

. szu

kajw

arch

iwac

h.pl

ródł

o)» f

ot. s

zuka

jwar

chiw

ach.

pl (ź

ródł

o)

Page 39: More Maiorum nr 29

1825

More Maiorum 39

Wojciech Kazimierz Eustachiusz Olexiński i Izabella Marianna Hoffmann, pobrali się 5 sierpnia 1856 r. w warszawskiej parafii św. Krzyża. On był 31-letnim kawalerem, registratorem kolegialnym, urzędnikiem Drogi Żelaznej Warszawsko-Wiedeńskiej, mieszkał w Warszawie przy ulicy Nowy Świat pod numerem 1294. Na świat przyszedł w Warszawie jako syn Kazimierza i Joanny z Mołodeckich małżonków Olexińskich. Ona była 16-let-nią panną, urodziła się w Warszawie i tam też przy rodzicach mieszkała. Była córką Antoniego Hoffmanna i Adeli zd. Frej

GENEALOGIA

» fo

t. po

czek

alni

a.ge

neal

odzy

.pl (

źród

ło)

» fot. poczekalnia.genealodzy.pl (źródło)

Page 40: More Maiorum nr 29

1825

1861

More Maiorum40

Wojciech Kazimierz Eustachiusz (trzecie imię pojawia się w akcie kościelnym, natomiast w świeckim są tylko dwa) Olexiński urodził się 22 kwietnia 1825 r. w Warszawie przy ulicy Pięknej pod numerem 1755 jako syn Kazi-mierza Olexińskiego – 30-letniego porucznika z Batalionu Saperów Wojska Polskiego, i Joanny zd. Mołodeckiej. Rodzicami chrzestnymi byli Andrzej Krajewski i Marianna Zeisner.

Kazimierz Olexiński senior zmarł 3 marca 1861 r. w Warszawie przy ulicy Nowy Świat pod numerem 1294. W akcie określony został jako „Jenerał Major Korpusu Jużenierów Dimissyonowany”. W chwili śmierci miał mieć 65 lat. Rodem był we wsi Krymki w powiecie sejneńskim, a rodzicami jego byli Franciszek i Marianna z Twardowskich (sic!) Olexińscy. Pozostawił po sobie żonę Joannę z Mołodeckich. Zgon zgłosili Kazimierz Olexiński – 29-letni obywatel ziemski z Ozorowa, i Marian Chrzanowski – 25-letni urzędnik trzynastego okręgu komunikacji w Warszawie.

GENEALOGIA

» fo

t. po

czek

alni

a.ge

neal

odzy

.pl (

źród

ło)

» fo

t. sz

ukaj

war

chiw

ach.

pl (ź

ródł

o)

Page 41: More Maiorum nr 29

1820

1840

More Maiorum 41

Jan Kazimierz Olexiński i Joanna Magdalena Mołodecka pobrali się w Warszawie dnia 29 lutego 1820 r. On został określony jako kawaler, porucznik z batalionu saperów, urodzić miał się w „mieście Grodno zwanem, w Gubernii Grodzińskiey leżącem”, więc w akcie zgonu błędnie podano miejscowość narodzin. Miał 24 lata, a jego rodzicami byli Franciszek Olexiński – dozorca miast województwa augustowskiego, i Marianna zd. Twar-dowska. W chwili ślubu syna mieli mieszkać w Sejnach. Ona była 22-letnią panną, urodzoną i zamieszkałą przy rodzinie w Warszawie. Była córką Antoniego Mołodeckiego – byłego kapitana Wojsk Polskich, i Ludwiki zd. Krzyżanowskiej. Rodzina od czterech lat nie wiedziała, gdzie jest i czy w ogóle żyje Antoni, natomiast Ludwika mieszkała z córką.

3xprababcia ks. Twardowskiego – Ludwika z Krzyżanowskich Mołodecka, zmarła 2 grudnia 1840 r. w Warszawie. W akcie zgonu określona została jako wdowa mieszkająca przy rodzinie, w chwili śmierci miała mieć 73 lata, miejscem narodzin była Warszawa, niestety imiona rodziców nie były znane zgłaszającym.

GENEALOGIA

» fo

t. m

etry

ki.g

enea

lodz

y.pl (

źród

ło)

» fo

t. sz

ukaj

war

chiw

ach.

pl

(źró

dło)

Page 42: More Maiorum nr 29

1840

1836

More Maiorum42

Izabella Marianna Hoffmann urodziła się 4 sierpnia 1840 r. w Warszawie z Antoniego Hoffmanna – 32-letniego obywatela miasta Warszawy, i Adeli zd. Frej – lat 28 mającej. Do chrztu w dniu 23 sierpnia 1840 r. trzymali ją Adam Kleczkowski i Adela Pozniakowska.

Antoni Hoffmann i Adela Frey pobrali się 4 września 1836 r. w Warszawie. On był 28-letnim kawalerem, mar-szałkiem dworu hrabiego Potockiego, urodził się w Wilkowie w Wielkim Księstwie Poznańskim, jego rodzicami byli Józef Hoffmann i nieżyjąca Barbara zd. Beckert. Ona z kolei była 25-letnią panną urodzoną w mieście Doue we Francji. Jej rodzicami byli Antoni i Teresa Frey.

GENEALOGIA

» fo

t. sz

ukaj

war

chiw

ach.

pl (ź

ródł

o)»

fot.

szuk

ajw

arch

iwac

h.pl

(źró

dło)

Page 43: More Maiorum nr 29

1833

1803

More Maiorum 43

Był pewien problem z ustaleniem miejsca narodzin Adeli oraz odnalezieniem metryki chrztu. Większość osób odczytywała nazwę miejscowości jako Done i stąd poszukiwania nie ruszały dalej do momentu, kiedy z pomocą przybyła Pani Elżbieta Grabowska, której serdecznie dziękuję.

Adela Paulina Frey na świat miała przyjść w 1811, jednak okazało się, że była trochę starsza, ponieważ jej metry-ka chrztu jest datowana na 1808 r., a ona sama urodziła się 26 stycznia 1808 r. Ojciec miał dość ciekawy zawód, ponieważ był ... nakłuwaczem!

Franciszek Antoni Fréy i Maria Elżbieta Teresa Oudin pobrali się „czwartego dnia miesiąca dodatkowego roku jedenastego” (data według francuskiego kalendarza rewolucyjnego), czyli 21 września 1803 r. Pan młody był na-kłuwaczem i urodził się 3 marca 1763 r. w Saverne (departament Bas-Rhin) jako syn Franciszka Antoniego Fréy (zam. w Saverne) i Marii Anny Schmitt. Panna młoda była o połowę młodsza i urodziła się 12 stycznia 1783 r. w Doue (departament Seine-et-Marne), a jej rodzicami byli Karol Wincenty Oudin, rzeźnik mieszkający w Doue oraz Maria Franciszka Agata Porrot, jego ślubna małżonka.

GENEALOGIA

» A

rchi

ves d

épar

tem

en-

tale

s de

Sein

e-et

-Mar

ne

5MI1

773

De

1807

à 1

811

(vue

47)

» A

rchi

ves d

épar

tem

enta

les d

e Se

ine-

et-M

arne

5M

I177

2 D

e 18

01 à

180

6 (v

ue 1

02)

Page 44: More Maiorum nr 29

Ważnym starciem podczas tej wojny, jest bitwa pod Kircholmem stoczona we wrześniu 1605 roku. Armia, podobnie jak podczas po-przedniej bitwy, dowodzona przez Chodkiewicza liczyła około 4 tysię-cy wojów, podczas gdy przeciwni-ków pod wodzą Karola Sudermań-skiego (pretendenta do szwedzkie-go tronu) około 12 tysięcy. Het-man wykorzystując ukształtowanie terenu, zaatakował ze wzniesienia, wskutek czego Szwedzi ponieśli ogromne straty. Historycy podają, że po stronie Rzeczpospolitej ży-cie straciło około 100 osób, a po stronie przeciwnej około 7 tysię-cy. Skutkiem bitwy było odebra-nie Szwedom, Inflant. Ostatecznie wojnę zakończył rozejm podpisany w kwietniu 1611 roku. Na mocy którego Szwecja zatrzymywała Es-tonię a Rzeczpospolita Obojga Na-rodów – Inflanty.

Na drugą wojnę ze Szwedami nie trzeba było długo czekać, już w 1617 roku rozejm został zerwany. Cztery lata później przeciwnicy za-atakowali osłabioną Rzeczpospoli-tą Obojga Narodów, która w tym momencie toczyła wojnę z Turcją (o czym w dalszej części artykułu). Szwedzi zajęli Inflanty, wkroczyli na tereny Kurlandii i Semigalii oraz zdobyli Rygę, Parnawę oraz Mita-wę. Tę ostatnią odbił Krzysztof

Radziwiłł a rok później został tam podpisany kolejny pokój, na mocy którego Ryga oraz Parnawa pozostają pod rządami Szwedów.

Trzecia wojna ze Szwecja rozpoczęła się w 1626 roku, od zdobycia portów w Prusach Książęcych, miało to na celu przejęcie władzy w handlu morskim. Jeszcze w tym samym roku została zajęta Oliwa oraz Puck. W 1627 roku, na wo-dach Zatoki Gdańskiej rozegrała się zwycięska dla Rzeczpo-spolitej Obojga Narodów, bitwa morska. Jej bezpośrednim skutkiem było odstąpienie od blokady Gdańska. Kolejny ro-zejm podpisany został w Altmarku w 1629 roku. W rękach Szwecji pozostały porty z wyjątkiem Gdańska, Pucka oraz Królewca. Ponadto Szwecja nałożyła cło na towary z handlu morskiego.

Rok później Szwecja przystąpiła do trwającej na konty-nencie wojny 30-letniej, z której wycofała się zaledwie po 5 latach, z powodu licznych klęsk na polu walki. Sy-tuację tę wykorzystał panujący wówczas król Władysław IV Waza, który to chciał wszcząć wojnę z osłabionym przeciwnikiem. Szwecja negocjowała i na mocy rozej-mu sztumskiego (styczeń 1635 roku) zniosła narzucone wcześniej cło oraz wycofała się z twierdz usytuowanych na wybrzeżu pruskim.

Największa i najtragiczniejsza w skutkach wojna polsko-szwedzka wybuchła, w 1655 roku, za panowania króla Jana II Kazimierza. Armia szwedzka wkroczyła do osłabionej po powstaniu Chmielnickiego (o którym w dalszej części arty-kułu) Rzeczpospolitej, od strony Wielkopolski, gdzie pod Uściem skapitulowały rodzime wojska. Druga armia weszła od strony Inflant na Litwę, gdzie z kolei poddał się Janusz Radziwiłł. Pierwszy rok kampanii to głównie zwycięstwa przeciwnika włącznie z zajęciem dwóch ważnych miast na mapie kraju, Warszawy oraz Krakowa. Wtedy to wywieziono z Warszawy Metryki Koronne wraz z Archiwum Koronnym Warszawskim (kontynuacją Archiwum Koronnego Krakow-skiego związaną z przeniesieniem stolicy), trudno jednak oszacować straty jakie poniesione zostały podczas tej grabie-ży. Wyjątkiem zwycięstwa Rzeczpospolitej była 40-dniowa obrona Jasnej Góry na przełomie listopada i grudnia 1655 roku, jednakże w tym czasie Szwedzi panowali już prawie w całym kraju.

W związku z wysokimi podatkami nałożonymi przez nowego króla, grabieżami czy niszczeniem kościołów i zamków, top-nieć zaczęło poparcie dla najeźdźców. Już na początku kolej-nego roku szala zwycięstw przechyliła się na stronę Rzeczpo-spolitej. Do kraju wrócił król Jan Kazimierz i na chwilę odzy-skał panowanie w Warszawie, jednak miesiąc później znowu przeszła ona pod władzę nieprzyjaciela. W 1657 roku na

More Maiorum44

Małgorzata Lissowska

W XVII wieku Rytuał Rzymski wprowadził obowiązek pro-wadzenia pięciu ksiąg. Poza księgami chrztów, bierzmowa-ni, zaślubin i zgonów prowa-dzono również status anima-rum czyli wykazy parafian.

WARTO WIEDZIEĆ

wiek wojen

POLSKA PRZEZ WIEKI

Od samego początku stulecia Rzeczpospolita wdaje się w licz-ne konflikty zbrojne. Walczy nie tylko z państwami Szwecją, Ro-sją czy Turcją, ale również zma-ga się z powstaniami kozackimi. Warto pamiętać, że w tym okre-sie na kontynencie toczy się woj-na 30-letnia, w której i Rzeczpo-spolita bierze udział.

Jak pisałam w majowym numerze More Maiorum, w nowy XVII wiek, Rzecz-pospolita Obojga Narodów

wkroczyła z Zygmuntem III Wazą na czele. Od 1595 roku, po przejęciu korony szwedzkiej, kraje były połączone unią per-sonalną. Przypomnę że katolicki król, nie miał zbyt wielu zwolen-ników w protestanckiej Szwecji, toteż w 1599 roku, władca został zdetronizowany. Zaledwie rok później, Zygmunt III Waza ogła-sza przyłączenie Estonii do Pol-ski, co jest jedną z ważniejszych przyczyn wybuchu wojen pol-sko-szwedzkich, trwających przez większą część tego stulecia. Poza nieuregulowaną sprawą królew-skiego tronu, Szwedzi planowali przyłączyć do kraju bardzo żyzne tereny nadbałtyckie, co równało-by się z przekształceniem Morza Bałtyckiego w wewnętrzne morze leżące na terenie Szwecji.

W 1600 roku wojska szwedz-kie wkroczyły do Inflant, a już rok później przejęły tereny aż po Dźwinę. W następnym roku sto-czono zwycięską bitwę pod Ko-kenhauzen, w której dowódcami po stronie Rzeczpospolitej Oboj-ga Narodów byli hetmani litewscy Krzysztof Radziwiłł oraz Jan Ka-rol Chodkiewicz.

Page 45: More Maiorum nr 29

Radziwiłł a rok później został tam podpisany kolejny pokój, na mocy którego Ryga oraz Parnawa pozostają pod rządami Szwedów.

Trzecia wojna ze Szwecja rozpoczęła się w 1626 roku, od zdobycia portów w Prusach Książęcych, miało to na celu przejęcie władzy w handlu morskim. Jeszcze w tym samym roku została zajęta Oliwa oraz Puck. W 1627 roku, na wo-dach Zatoki Gdańskiej rozegrała się zwycięska dla Rzeczpo-spolitej Obojga Narodów, bitwa morska. Jej bezpośrednim skutkiem było odstąpienie od blokady Gdańska. Kolejny ro-zejm podpisany został w Altmarku w 1629 roku. W rękach Szwecji pozostały porty z wyjątkiem Gdańska, Pucka oraz Królewca. Ponadto Szwecja nałożyła cło na towary z handlu morskiego.

Rok później Szwecja przystąpiła do trwającej na konty-nencie wojny 30-letniej, z której wycofała się zaledwie po 5 latach, z powodu licznych klęsk na polu walki. Sy-tuację tę wykorzystał panujący wówczas król Władysław IV Waza, który to chciał wszcząć wojnę z osłabionym przeciwnikiem. Szwecja negocjowała i na mocy rozej-mu sztumskiego (styczeń 1635 roku) zniosła narzucone wcześniej cło oraz wycofała się z twierdz usytuowanych na wybrzeżu pruskim.

Największa i najtragiczniejsza w skutkach wojna polsko-szwedzka wybuchła, w 1655 roku, za panowania króla Jana II Kazimierza. Armia szwedzka wkroczyła do osłabionej po powstaniu Chmielnickiego (o którym w dalszej części arty-kułu) Rzeczpospolitej, od strony Wielkopolski, gdzie pod Uściem skapitulowały rodzime wojska. Druga armia weszła od strony Inflant na Litwę, gdzie z kolei poddał się Janusz Radziwiłł. Pierwszy rok kampanii to głównie zwycięstwa przeciwnika włącznie z zajęciem dwóch ważnych miast na mapie kraju, Warszawy oraz Krakowa. Wtedy to wywieziono z Warszawy Metryki Koronne wraz z Archiwum Koronnym Warszawskim (kontynuacją Archiwum Koronnego Krakow-skiego związaną z przeniesieniem stolicy), trudno jednak oszacować straty jakie poniesione zostały podczas tej grabie-ży. Wyjątkiem zwycięstwa Rzeczpospolitej była 40-dniowa obrona Jasnej Góry na przełomie listopada i grudnia 1655 roku, jednakże w tym czasie Szwedzi panowali już prawie w całym kraju.

W związku z wysokimi podatkami nałożonymi przez nowego króla, grabieżami czy niszczeniem kościołów i zamków, top-nieć zaczęło poparcie dla najeźdźców. Już na początku kolej-nego roku szala zwycięstw przechyliła się na stronę Rzeczpo-spolitej. Do kraju wrócił król Jan Kazimierz i na chwilę odzy-skał panowanie w Warszawie, jednak miesiąc później znowu przeszła ona pod władzę nieprzyjaciela. W 1657 roku na

tereny Rzeczpospolitej wkraczają wojska księcia siedmio-grodzkiego, który jest sojusznikiem Szwecji oraz Turcy,

Duńczycy i nieco później Austriacy, którzy są sprzymie-rzeni z Rzeczpospolitą. Kolejne lata to kolejne klęski

Szwedów, wykończony najeźdźca zostaje ostatecz-nie pokonany.

3 maja 1660 w Oliwie podpisano traktat po-kojowy pomiędzy Rzeczpospolitą a Szwe-

cją. Jan Kazimierz zrzekł się pretensji do tronu szwedzkiego,

More Maiorum 45

WARTO WIEDZIEĆ

Po drastycznym obniżeniu się wód w Wiśle w 2012 roku, z dna rzeki w Warszawie wydobyto część zra-bowanych przez Szwedów fragmentów architektury oraz dekoracji rzeźbiarskich, które załadowane na barkę, pod swoim ciężarem najprawdopodobniej ją zatopiły. Co ciekawe nietknięte, leżały przez trzy i pół stulecia.

POLSKA PRZEZ WIEKI

Page 46: More Maiorum nr 29

ponadto zrezygnował z większości Inflant z Rygą włącznie, Szwecja natomiast miała zwrócić zagrabio-ne mienie, w tym cenne dokumenty z bibliotek oraz archiwów, z czego w większym stopniu się nie wywią-zała.

Wojna z Rosją

W 1598 roku w Rosji umiera ostat-ni z rodu Rurykowiczów, car Fio-dor (syn Iwana IV Groźnego). Kraj znajduje się w stanie całkowitego chaosu podczas okresu bezkróle-wia. 7 lat wcześniej w tajemniczych okolicznościach umiera drugi syn Iwana, Dymitr, jednakże ku wiel-kiemu zdziwieniu w 1603 roku, na ziemiach polskich, pojawia się człowiek, podający się za niego. Jest bardzo dobrym manipula-torem, toteż w niedługim czasie, przekonuje część magnaterii oraz króla Polski, że on jest prawowi-tym władcą Rosji. Niektórzy nazy-wali go Dymitrem Samozwańcem. W 1605 roku ma miejsce pierwsza dymitriada, mająca na celu osadze-

nie go na carskim tronie. Jeszcze w tym samym roku, udaje mu się przejąć władzę w Moskwie, jed-nakże jego rządy okazują się krót-kotrwałe. W 1606 roku wybucha przeciwko niemu powstanie, pod-czas którego traci życie, a Polacy będący z nim na Kremlu, zmuszeni są opuścić kraj.

W 1607 roku w Rzeczpospolitej pojawia się kolejny Dymitr Samo-zwaniec. Podobnie jak poprzednik przekonuje o swoim carskim po-chodzeniu, oraz nakłania magna-terię na kolejną wyprawę na Mo-skwę. Druga dymitriada niestety nie przynosi oczekiwanego skutku – nie udaje mu się zdobyć carskie-go tronu.

Dwa lata później Rosja zawiera so-jusz ze Szwecją, która jak już wspo-mniałam była w stanie wojny z Pol-ską. Wiadomym było, że Zygmunt III Waza chciał zdobyć Rosję, by mieć większe zasoby do walki ze Szwecją, szukał jedynie odpowied-niego pretekstu do rozpoczęcia

wojny. Punktem zapalnym stał się sojusz ze Szwecją, bezpośrednio zagrażający bezpieczeństwu Polski. Władcy udało się przekonać het-mana Stanisława Żółkiewskiego, który zwycięsko wyszedł z rokoszu Zebrzydowskiego, czy ze starcia ze Szwecją pod Rewlem (dzisiejszy Tallinn). We wrześniu 1609 roku wojsko polskie dotarło pod Smo-leńsk. Już na początku oblężenia, doszło do kłótni między królem a Żółkiewskim. Zygmunt III Waza planował długotrwałe oblężenie miasta, a po zwycięstwie widział siebie na carskim tronie, z kolei Żółkiewski chciał krótkotrwałe-go oblężenia, marszu na Moskwę, oraz osadzenia na cesarskim tronie

księcia Władysława (który wówczas liczył sobie 14 lat). W 1610 roku okazało się, że z odsieczą do Smo-leńsk nadciągają wojska szwedzko-rosyjskie dowodzone przez Dymi-tra Sztujskiego (brata ówczesnego cara). Żółkiewski postanowił ich za-trzymać. Rozgromienie kilkukrotnie większych wojsk przeciwnika miało miejsce pod Kłuszynem w lipcu 1610 roku. W skutek przegranej bojarze zdetronizowali cara Wasyla i obwołali carem królewicza Wła-dysława, na co nie zgodził się jego ojciec. Oblężenie Smoleńska zakoń-czyło się w czerwcu 1611 roku. Mia-sto po prawie 100 latach wróciło do Wielkiego Księstwa Litewskiego. Wojna polsko-rosyjska trwała do 1619, kiedy to w Dywilinie podpi-sano rozejm.

» fo

t. W

ikim

edia

Com

mon

s /pr

ojek

t gra

ficzn

y A

lan

Jakm

an

More Maiorum46

15 listopada 1620 roku w okoli-cy katedry św. Jana w Warsza-wie doszło do zamachu na króla Zygmunta III Wazę. Do-konał tego chory psychicznie Michał Piekarski, który za atak na władcę został stracony dwa tygodnie później.

WARTO WIEDZIEĆ

POLSKA PRZEZ WIEKI

Page 47: More Maiorum nr 29

Wojna z Turcją

Kolejnym krajem z którym Pol-ska wojowała podczas XVII wieku była Turcja. Trudno określić jedną główną przyczynę tego konfliktu. Duży wpływ na jej rozpoczęcie miały bliskie stosunki króla Zyg-munta III Wazy z Habsburgami (wrogami Turcji) czy ataki sprzy-mierzonych z Turcją tatarów. Za dwie najważniejsze bitwy stoczone podczas dwuletniej wojny, uznaje się bitwę pod Cecorą z 1620 roku (leżąca dzisiaj na terenach Rumu-nii) i bitwę pod Chocimiem z 1621 roku. W pierwszej bitwie stoczonej we wrześniu 1620 roku, doszło do starcia pomiędzy wojskami turec-ko-tatarskimi a wojskami polskimi pod wodzą wielkiego hetmana ko-ronnego Stanisława Żółkiewskie-go. Bitwę wygrała Turcja, dysponu-jąca kilkakrotnie większymi wojska-mi. Śmierć poniósł sędziwy (ponad siedemdziesięcioletni) Żółkiewski, a jego odcięta głowę zawieziono do sułtana. Wielu oficerów dostało się do niewoli, a zwycięstwo zachę-ciło Turcję, do zbrojnej wyprawy na Polskę. Śmierć Żółkiewskiego wywołała tak wielkie poruszenie w kraju, że w obawie przed woj-skami tureckimi, sejm zgodził się na rychłe podniesienie podatków, dzięki czemu można było utrzymać kilkudziesięciotysięczną armię.

Kolejnym starciem była stoczona rok później, bitwa pod Chocimiem. Wojskami Rzeczpospolitej dowo-dził Jan Karol Chodkiewicz, zaś armią turecką Osman II. Gdy siły tureckie ruszyły na Polskę, wojska dowodzone przez Chodkiewicza wspierane siłami kozackimi zlokali-zowane zostały w okolicy naddnie-strzańskiego zamku w Chocimiu. Pomimo dużej liczebności wojsk polsko-kozackich (ok. 55 tysięcy), armia turecka była ponad dwukrot-nie większa (około 120 tysięcy). Bi-

twa rozpoczęła się 2 września. Po-czątkowo przewaga była po stro-nie wojsk Chodkiewicza, jednakże podupadający na zdrowiu, ciężko chory dowódca, z coraz to większą trudnością utrzymywał dyscyplinę wśród armii. Przed śmiercią zdążył jeszcze przekazać władzę Stani-sławowi Lubomirskiemu. Na po-czątku października zawarto trak-tat pokojowy, zgodnie z którym ustalono granicę na Dniestrze, jak również strony zobowiązały się do

tego, że będą powstrzymywać ta-tarów/kozaków przed wyprawami na kraj przeciwnika.

Powstanie kozackie

Powstania kozackie na Ukrainie wy-buchały już od kilkudziesięciu lat. Kozacy buntowali się przeciwko polityce władców. Nastąpił podział na kozaków rejestrowych, czyli po-siadających przywileje oraz niere-jestrowych. Dodatkowo magnaci planowali ich przekształcić w pod-danych sobie chłopów. Ostatnią przyczyną był konflikt wyznaniowy.

Pierwszym etapem powstania były walki pod wodzą Bohdana Chmiel-nickiego. Zryw powstańczy dość szybko przerodził się w walkę o polityczne wyzwolenie. Niedługo po wybuchu powstania umarł król Władysław IV Waza a władzę prze-jął Jan II Kazimierz.

Początkowe zwycięstwa kozaków miały miejsce pod Żółtymi Wo-dami, Korsuniem oraz Piławcami.

Pomimo zwycięstwa wojsk Rzecz-pospolitej dowodzonych przez króla Jana Kazimierza, w 1651 roku pod Beresteczkiem, powstanie Chmielnickiego nie zakończyło się. W 1654 roku rada kozacka w Pereje-sławiu uchwaliła zjednoczenie Ukra-iny z państwem rosyjskim. W tym momencie rozpoczęła się kolejna wojna polsko-rosyjska, która trwała aż do 1667 roku, kiedy to w Andruszo-wie podpisano rozejm. Na jego mocy część Ukrainy leżącej po lewej stronie Dniepru trafiła do Rosji.

Druga wojna z Turcją

W II połowie wieku, osłabiona Po-topem Szwedzkim oraz powstaniami kozackimi, Rzeczpospolita, stała się łatwym celem dla Turcji, która była niezadowolona z ustaleń wynikają-cych z pokoju zawartego po wojnie polsko-tureckiej w 1621 roku.

Za początek wojny uznaje się zdoby-cie twierdzy granicznej w Kamień-cu Podolskim, które miało miejsce w sierpniu 1672 (za panowania króla Michała Korybuta Wiśniowieckiego). Później przeciwnik skierował się na Lwów. W październiku tego roku, w Buczaczu podpisano niekorzystny, wręcz haniebny pokój na mocy któ-rego, Rzeczpospolita miała płacić Im-perium Osmańskiemu haracz w wy-sokości 22 tysięcy dukatów. Historycy twierdzą, że był on wielką plamą na honorze Rzeczpospolitej.

Rok później rodzime wojska, dowo-dzone przez hetmana Jana Sobie-skiego zwyciężają nad Turkami pod Chocimiem, jednakże nie zostało to wykorzystane. W przeddzień bitwy zmarł Michał Korybut Wiśniowiec-ki, niedługo po tym, ‘na fali’ zwy-cięstwa, podczas wolnej elekcji na przyszłego króla wybrano Jana III Sobieskiego. Wojna z Turcją trwała jeszcze przez 3 lata. W 1676 roku w Żurawnie podpisano traktat po-

More Maiorum 47

Straty w ludności Rzecz-pospolitej podczas Potopu Szwedzkiego są zbliżone do strat poniesionych podczas II wojny światowej

WARTO WIEDZIEĆ

POLSKA PRZEZ WIEKI

Page 48: More Maiorum nr 29

kojowy. Dzięki niemu 2/3 zagar-niętego terytorium Ukrainy wróciło do Rzeczpospolitej oraz zniesiono haracz narzucony postanowieniami z pokoju w Buczaczu.

W 1683 roku armia turecka roz-poczęła marsz na Wiedeń. Dwa lata wcześniej Rzeczpospolita oraz Austria zawarła sojusz zaczep-no-obronny przeciwko Turcji. W związku z nim, Jan III Sobieski wyruszył wraz ze swoimi wojskami na pomoc Austrii.

12 września 1683 roku naprze-ciw siebie stanęły wojska polsko-austriackie dowodzone przez Jana III Sobieskiego oraz wojska Impe-rium Osmańskiego z Kara Mustafą na czele. Po kilkunastogodzinnej bitwie zwycięstwo odniosła armia króla Jana Sobieskiego. Bardzo szybko po chrześcijańskiej Europie rozniosła się wieść o złamaniu po-tęgi Imperium Osmańskiego.

Od razu po bitwie król napisał dwa listy. Pierwszy z nich trafił do papie-ża Innocenta XI, w którym napisał „Venimus, vidimus, et Deus vicit”. Poinformował go o odparciu sił nieprzyjaciela i wyzwoleniu Europy od innowierców. Drugi list wysłał do ukochanej Marii Kazimiery.

Marysieńka, bo tak nazywana jest królowa Polski, dwukrotnie wyszła za mąż. Z pierwszym Janem Sobie-panem Zamoyskim miała czworo dzieci. Drugim mężem był Jan So-bieski, z którym wzięła potajemny ślub w 1665 roku. Posiadali czter-naścioro dzieci. Zasłynęła z listów które wymieniała z małżonkiem podczas jego nieobecności w latach 1665-1683, spowodowanej działa-niami wojennymi czy wyjazdami do Paryża samej Marysieńki. Począt-kowy flirt przerodził się w wielkie uczucie, które rzadko widoczne było na królewskich dworach. ■

More Maiorum48

POLSKA PRZEZ WIEKI

Page 49: More Maiorum nr 29

» fot. Wikim

edia Com

mons

» fot. Wikim

edia Com

mons

More Maiorum 49

POLSKA PRZEZ WIEKI

Page 50: More Maiorum nr 29

Kataklizm II wojny światowej zdawał się niszczyć wszystko – za wyjątkiem tak uniwersalnych idei, jak honor, ojczyzna czy bra-terstwo. Ideom tym wierni byli harcerze Szarych Szeregów

We wrześniu 1939 r. kończy się drugi rozdział losów pol-skiego harcerstwa.

Pierwszy to lata 1911-1918, przy-gotowanie do życia w niepodległej, odrodzonej Rzeczypospolitej. Drugi to czas międzywojenny, bu-dowanie nowego, patriotycznego pokolenia. Trzeci będzie miał naj-tragiczniejszy, ale i najwznioślejszy przebieg – to czas walki o wolność.

Już 27 września 1939 roku zapada decyzja o przejściu harcerstwa do podziemia niepodległościowego i przyjęciu kryptonimu „Szare Sze-regi”. Organizacja powstała na wzór pszczół. Główna Kwatera stała się pasieką, chorągwie – ulami, hufce – rojami, drużyny – rodzinami, a za-stępy – pszczołami. Na czele Sza-rych Szeregów stali kolejno: Florian Marciniak, Stanisław Broniewski i Leon Marszałek.

Całość działała według hasła „Dziś, jutro, pojutrze”: dziś – konspiracja, jutro – powstanie, pojutrze – praca w wolnej Polsce.

Do legendy przeszły takie akcje Szarych Szeregów, jak malowanie na ścinach warszawskich kamienic żółwia – symbolu powolnej pracy dla okupanta i kotwicy z literą P: znaku Polski Walczącej, wpisanego w lilijkę harcerską jako znak całej

organizacji. Jeden z najsłynniejszych znaków powstał ręką Jana Bytna-ra na pomniku polskich lotników. Najwięcej namalował Tadeusz Za-wadzki zyskując pseudonim Ko-twicki.W rocznicę urodzin Mikołaja Kopernika niemiecką tablicę z in-skrypcją sławiącą jego germańskie pochodzenia zdjął Maciej Dawi-dowski.

To Oni – bohaterowie II wojny światowej, unieśmiertelnieni w po-

» fot. Adrian Grycuk /Wikimedia Commons

More Maiorum50

Paweł Becker

trzeba nam teraz umierać, by Polska umiała znów żyć!

SPOD ZNAKU KRZYŻA I LILIJKI

Page 51: More Maiorum nr 29

wieści Aleksandra Ka-mińskiego „Kamie-nie na szaniec”. Tam główną osno-wą jest Akcja Pod Arsenałem, gdy Zośka i Alek wraz z innymi członkami Szarych Szeregów chcieli od-bić więźniarkę, w której znajdował się katowany przez gestapo Rudy. Odbili go, choć nie przeżył. Mimo to, akcja ta stała się symbolem bra-

terstwa i poświęcenia, bo w akcji zginął Alek. Wraz z Rudym spoczęli w jednej mogile pod brzozowym krzyżem.

Do Szarych Szeregów należała też Krystyna Krahelska, ta która pozo-wała do rzeźby warszawskiej syren-ki, później sanitariuszka i łącznicz-ka, autorka pieśni „Hej chłopcy, ba-gnet na broń!”, zginęła w powstaniu warszawskim.

Mówiąc o powstaniu, wspomnijmy Jędrusia Szwajkerta, najmłodszego powstańca, pochowanego na równi z innymi, w słynnej brzozowej alei żołnierzy Batalionu Zośka. Jak chciała jego matka – to, że spo-czął wraz z Rudym, Alkiem, Zośką – to jakby dla niego był order Virtuti Militari.

I wreszcie najsłynniejszy poeta wal-czącej stolicy – Krzysztof Kamil Baczyński, żołnierz z piórem za-miast karabinu. Zginął w powstaniu warszawskim w czasie ataku na Pa-łac Blanka, 4 sierpnia, w czwartym dniu powstania. Do legendy pol-

skiej poezji przeszły jego wiersze, w tym najsłynniejszy: „Niebo

złote Ci otworzę…” ■

» fot. Wikim

edia Com

mons

» fot. Wikim

edia Com

mons

More Maiorum 51

SPOD ZNAKU KRZYŻA I LILIJKI

Page 52: More Maiorum nr 29

More Maiorum52

GENEALOG

Zofia Maria Jakóbczak

Księgi Ludności Stałej w Lublinie

GENEALOG W ARCHIWUM

Najstarsze, zachowane księgi ludności stałej miasta Lublina można przeglądać online. W jaki sposób je sporządzano? Gdzie są przechowywane? Jak z nich korzystać? Co można w nich odnaleźć? Genealog ma zawsze pod górkę...

Instrukcya o utrzymywaniu i prowadzeniu ksiąg ludności w miastach i gminach wiej-skich Królestwa Polskiego,

zatwierdzona przez Radę Admini-stracyjną Królestwa Polskiego dnia 10 (22) listopada 1861 r., precyzyj-nie określa, w jaki sposób miały być prowadzone księgi ludności dla miast i gmin wiejskich. Zgod-nie z obowiązującymi przepisami, władze zobligowane były do pro-wadzenia dwóch rodzajów ksiąg: ludności stałej, w których odno-towywano dane osób stale zamiesz-kujących miasto lub przesiedliły się do miasta, oraz ludności niestałej – czyli tzw. książek meldunkowych, w których odnotowywano dane osób tymczasowo w danej miej-scowości przebywających. Te księgi prowadzone były zwłaszcza w hote-lach i zajazdach.

Księgi ludności stałej sporządzano według obowiązującego wzoru. Na pierwszej stronie zalecano wpisa-nie nazwy miasta, powiatu, guberni, a także numeru dzielnicy i oczywi-ście numer domu. Formularz księgi podzielony był na 12 głównych rubryk przewidzia-

nych na wpisanie takich danych, jak: numer domu, rodzaj domu (np. pałac, dwór, murowany, przybu-dówka), imię i nazwisko mieszkań-ca, płeć, data urodzenia, stan cy-wilny, stan społeczny (szlachectwo lub inne), religia, zawód, miejsce urodzenia, poprzednie miejsce za-mieszkania, uwagi.

W rubryce uwag można było za-mieszczać różnorodne informacje – miejsce przesiedlenia się, wstąpie-nie do wojska, do stanu duchowne-go, aresztowanie, zaginięcie, zmiana stanu cywilnego, wyjazd, ucieczka itp. – dlatego jest szczególnie intere-sująca dla genealogów.

Zwracano uwagę na zachowanie układu księgi. Zalecano, by zawierać nie więcej niż 10 wpisów na stronie, zachować przejrzystość tekstu, od-notowywać skrupulatnie wszelkie zmiany. Dodatkowo powinny być przewidziane wolne karty formula-rzy, do których z upływem lat byliby zapisywani nowi mieszkańcy (np. małżonkowie czy dzieci). Miesz-kańcy, którzy zmarli, bądź na stałe zmienili miejsce zamieszkania, we-dług instrukcji powinni być wykre-ślani z księgi wraz z właściwą adno-tacją w rubryce uwag.

Za niedopilnowanie obowiązków związanych z wpisaniem

do ksiąg ludności groziły sankcje karne, wymierzane przez władze zarówno gospodarzowi domu, jak i samemu obywatelowi, który w da-nym miejscu zamieszkiwał. Jak czy-tamy w obwieszczeniu Magistratu miasta Lublina z 1859 roku – prze-widziano kary pieniężne za uchy-lanie się od obowiązku meldun-kowego w kwocie 50 i 60 kopiejek dziennie. Kary stosowano także za niedokładne wskazanie swego sta-nu, pochodzenia lub innych fałszy-wych informacji. W wyjątkowych przypadkach policja miała prawo zastosować także areszt, np. w razie ukrywania przestępców lub zbiegów wojskowych. [Magistrat] „ostrzega zatem Właścicieli domów i mają-cych obowiązek meldowania aby dla uniknięcia powyższego rygoru kar, meldunek wszystkich bez względu na znajomość, znaczenie, miejsco-wość lub zatrudnienie osób, tak lud-ności stałej jako i czasowej, z wła-ściwemi Książkami meldunkowemi najakuratniej dopełniali [...]”[Źródło: Archiwum Państwowe w Lublinie, Zespół nr 22/0 Akta miasta Lublina 1809-1874, sygn. 747].

W materiałach archiwalnych, doty-czących kontroli ksiąg meldunko-wych z tego okresu, zachowały się liczne pisma, w których donoszo-no o tym, że meldujący się podał wyższe stanowisko służbowe, niż w rzeczywistości zajmował lub zabawił (dosłownie)

Page 53: More Maiorum nr 29

» Kopie materiałów

archiwalnych pochodzą z zasobu A

rchi-w

um Państw

owego w

Lublinie, zespół nr 22/0 Akta m

iasta Lublina – K

sięgi ludności stałej, sygn. 3, 13, 26

More Maiorum 53

GENEALOG W ARCHIWUM

GENEALOG W ARCHIWUM

w mieście dużo dłużej, niż pierwot-nie zakładał. Zgłoszenia takie były skrupulatnie sprawdzane przez Po-licmajstra i zazwyczaj kończyło się nałożeniem kary pieniężnej, aresz-tem czy wnioskiem o wydalenie z miasta.

Księgi ludności stałej miasta Lubli-na, które przechowywane są w Ar-chiwum Państwowym w Lublinie, stanowią zbiór niekompletnie zacho-wanych ksiąg, zawierających spisy datowane na lata 1839-1840 i 1865.

Do naszych czasów zachowało się tylko 11 ksiąg datowanych na lata 1839-1840 oraz

104 księgi datowane na rok 1865 z późniejszymi adnotacjami, w tym niestety niekompletne, 4 skorowi-dze nazwisk (indeksy) – 2 dla lud-ności chrześcijańskiej i 2 dla lud-ności niechrześcijańskiej – łącznie 115 ksiąg, z których część spo-rządzona jest w języku rosyjskim. Większość z nich dostępna jest online za pośrednictwem portalu www.szukajwarchiwach.pl Niewiel-ka część ksiąg nie została poddana digitalizacji ze względu na zły stan fizyczny.

W dostępnych indeksach obok nu-meru domu i strony z księgi znaj-dziemy nazwisko mieszkańca oraz rok urodzenia, jednak nie daje nam to gwarancji, że w prosty sposób dotrzemy do zapisów w księgach. Często zawarta w indeksie informa-cja odsyła nas do księgi, która nie zachowała się do naszych czasów.

Znacznym utrud-n ieniem

Page 54: More Maiorum nr 29

» Kopie materiałów

archiwalnych pochodzą z zasobu A

rchiwum

Państwow

ego w Lublinie, zespół nr

22/0 Akta m

iasta Lublina – Księgi ludności stałej, sygn. 3, 13, 26

More Maiorum54

jest to, że w sporządzanej wówczas ewidencji mieszkańców, w prze-widzianej na tę informację rubry-ce, rzadko podawano nazwę ulicy, a funkcjonująca wówczas nowa nu-meracja domów, nie pokrywała się z używaną wśród ludności starą nu-meracją i tzw. numerem policyjnym. Dlatego przy korzystaniu z ksiąg, warto posługiwać się publikowa-nymi wówczas wykazami. Wykazy, takie jak np. taryfy domów, taryfy nieruchomości, można znaleźć np. w „Kalendarzu lubelskim” z 1886, 1891 lub 1907 r., które prezentowały adresy nieruchomości według nazw ulic (alfabetycznie) ale podawały starą numerację nieruchomości.

Dlatego najbardziej pomocna jest Nowa numeracja domów miasta Lublina (Новая нумерация домов города Люблина), opublikowana w Lubelskich Wiadomościach Gubernialnych (Люблинcкиe гyбepнcкиe вeдoмocти) w numerze

41 z 1896 r. Nowa numeracja domów miasta Lublina zawiera wykaz nu-merów domów dla poszczególnych ulic, poczynając od Krakowskiego Przedmieścia. Prezentuje układ ulic z podziałem na lewą i prawą stro-nę, podaje stary numer domu, nowy numer, numer policyjny i nazwisko właściciela domu lub nazwę urzędu, który miał tam swoją siedzibę. Dla przykładu pod numerem 1. na Kra-kowskim Przedmieściu znajdował się Magistrat (stary numer 127/127, nowy numer 1, numer policyjny 84, a przy ulicy Jezuickiej 13 – stary nu-mer 42 siedzibę miało Ministerstwo Oświaty). Na podstawie tej numera-cji łatwo można ustalić nowy numer domu i w ten sposób „trafić” do konkretnej księgi ludności.

W księgach tzw. I serii z lat 1839-1840, znajdziemy takie dane, jak: numer domu, gatunek domu i na-zwisko ulicy (rubryka bardzo rzad-ko wypełniana, niekiedy podawano

dom murowany itp.), oznaczenie familii (tj. numer rodziny), imię i na-zwisko mieszkańca, imiona ich ro-dziców i z jakiej familii matka (tj. na-zwisko rodowe), płeć męska (okre-ślenie popisowy, nie-popisowy – od-nosiło się do zdolności do służby wojskowej), żeńska, datę urodzenia, ich postanowienie (tj. stan cywilny), stan urodzenia (np. miejski, gmin, szlachecki), jakiego wyznania (poda-wano katolickie i ewangelickie, dla ludności chrześcijańskiej), profesja, rzemiosło lub jaki sposób życia (np. kotlarz, przy mężu, czeladź, stróż), właściciel, procederzysta (tj. właści-ciel przedsiębiorstwa, zakładu), miej-sce ich urodzenia, skąd przybyli, ob-jaśnienia w zaszłych zmianach i jakie złożono dowody (w tej rubryce po-dawano często istotne dla badań ge-nealogicznych informacje). Jak wcze-śniej wspomniałam do tych ksiąg nie zachowały się żadne indeksy, dlatego nie pozostaje nam nic innego jak przeglądanie ich, karta po karcie.

GENEALOG W ARCHIWUM

Page 55: More Maiorum nr 29

» Kopie materiałów

archiwalnych pochodzą z zasobu A

rchiwum

Państwow

ego w Lublinie, zespół nr 22/0 A

kta m

iasta Lublina – Księgi ludności stałej, sygn. 3, 13, 26

» Ko

pie

mat

eria

łów

arc

hiw

alny

ch p

ocho

dzą

z zas

obu

Arc

hiw

um

Pańs

twow

ego

w L

ublin

ie, z

espó

ł nr 2

2/0

Akt

a m

iast

a Lu

blin

a –

Księ

gi lu

dnoś

ci st

ałej

, syg

n. 3

, 13,

26

More Maiorum 55

W serii II ksiąg ludności stosowa-ny był już inny formularz, zgodny z wspomnianą „Instrukcyą...”. Księ-gi mają inny format, układ rubryk jest dużo bardziej przejrzysty i czy-telny. Zawierają takie rubryki jak: nr domu, nr kolejny, imię i nazwisko

z podziałem na mężczyzn i niewia-sty (z podaniem ich nazwiska pa-nieńskiego lub z poprzedniego mał-żeństwa), imiona rodziców i nazwi-sko matki rodzinne, datę urodzenia, miejsce urodzenia, żonaty, zamężna lub nie, pochodzenie, wyznanie, spo-

sób utrzymania, miejsce poprzednie-go zamieszkania, adnotacje.

Brak kompletu ksiąg, niekiedy ich znaczne uszkodzenia, niska czytel-ność tekstu i niezbyt poręczne indek-sy (przy poszczególnych literach w in-deksie nazwiska nie były wpisywane w kolejności alfabetycznej), niestety nie ułatwiają badaczom zapoznania się z ich zawartością. Odszukanie in-formacji jest żmudne i czasochłonne. Dodatkowo w zapisach natrafia się na liczne błędy i niekompletnie wypeł-nione rubryki. W księgach ludności chrześcijańskiej znaleźć można spisy mieszkańców wyznania mojżeszowe-go i na odwrót. Czasem zapis w in-deksie jest jedyną zachowaną wzmian-ką o danym mieszkańcu miasta. Jak zatem widać genealog ma zawsze pod górkę ale tym większa powinna być satysfakcja, gdy natrafi się na coś istot-nego, zupełnie przypadkiem. ■

GENEALOG W ARCHIWUM

Page 56: More Maiorum nr 29

» fot. ze zbiorów Archiwum Państwowego w Łodzi»

fot.

ze zb

ioró

w A

rchi

wum

Pań

stw

oweg

o w

Łod

zi

More Maiorum56

Księgi Ludności Stałej w ŁodziElżbieta Czajka

GENEALOG W ARCHIWUM

Kiedy genealog trafia do archi-wum powinien zaprzyjaźnić się ze starymi, często opasłymi księgami, które na pierwszy rzut oka mogą zarówno fascynować, jak i przerażać. Są to księgi lud-ności stałej, które znajdują się w każdym archiwum, przecho-wującym jakiekolwiek akta miej-skie czy gminne.

Księgi ludności stałej (i niestałej) – podobnie jak akta stanu cywil-nego – zawdzięczamy

Napoleonowi Bonapartemu i Ko-deksowi przez niego wprowadzo-nemu. Rejestracja ludności miała na

celu kontrolę ruchu ludności i przy-rostu naturalnego, była również niezbędna przy poborze do wojska. Pierwsze księgi ludności zaczęto tworzyć już w 1810 roku i pomimo modyfikacji przepisów dotyczących ich prowadzenia, stosowano je do 1931 roku, wprowadzając jedynie niewielkie zmiany w formularzach spisowych. Niestety w niewielu ar-chiwach zachowały się księgi z 1810 roku. Najstarszą księgą tego typu w Archiwum Państwowym w Łodzi jest „Księga obywatelstwa miasta Łodzi powiatu zgierskiego depar-tamentu warszawskiego ułożona przez Burmistrza w roku 1811”. Z biegiem lat formularze ksiąg

modyfikowano, zwięk-szając ilość zbieranych informacji. Oprócz podstawowych danych jak imiona i nazwiska, data i miejsce urodzenia oraz wyznanie miesz-kańców danego domu, wprowadzono również informacje o wykony-wanym zawodzie (lub sposobie życia), miejscu poprzedniego pobytu, nazwisku panieńskim (lub z poprzedniego związku małżeńskie-go), imionach rodziców. Bardzo istotną rubryką były „Uwagi” lub „Ad-notacye”, w których umieszczano wszelkie zmiany, które zaszły w życiu spisywanych

Page 57: More Maiorum nr 29

More Maiorum 57

GENEALOG W ARCHIWUM

osób, takie jak: datę i miejsce zgonu, przesiedlenie, przeprowadzenie się pod inny numer domu, wyrok są-dowy, itp. Księgi były przez urzęd-ników cyklicznie przepisywane, dlatego też w archiwach tworzą one serie. Często bardzo duże serie. Dla przykładu ostatnia seria ksiąg miasta Łodzi składa się ze 186 tomów oraz 542 teczek zawierających załączniki. Zbiorowi temu towarzyszą skorowi-dze, bez których poszukiwania były-by karkołomne i długotrwałe.

Księgi ludności stałej są źródłem różnorodnych informacji. Wpi-sy są przede wszystkim przydatne w badaniach genealogicznych, ale nie tylko. Służyć one mogą także do różnorakich poszukiwań dotyczą-cych potwierdzenia własności, do badań naukowych. Wpisy zawiera-ją typowe dane genealogiczne, jak

daty urodzenia, małżeństw, zgonów, miejsce urodzenia, imiona rodziców. Na kartach ksiąg dodatkowo można odnaleźć informacje o kierunkach migracji naszych przodków i ich przyczynach. Można także dowie-dzieć się gdzie mężczyźni odbywali służbę wojskową i czym się zajmo-wali po zwolnieniu z niej; czy wo-bec naszych krewnych toczone były sprawy sądowe, czy może osadzo-no ich w więzieniu i na jak długo. Niestety w księgach nie wpisano wszystkich osób zamieszkujących dane miasto czy gminę. Pomimo wymogu meldunków w miejscu za-mieszkania, wiele osób żyjących na terenach miejskich nigdy nie wpisa-ło się do odpowiednich ksiąg. Wy-nikało to często z zaniedbania za-równo ze strony osiedlających się, jak i ze strony osób, które powin-ny tego dopilnować. W przypadku

Łodzi prawdopodobnie spowodo-wane to było szybkim wzrostem liczby ludności na przełomie XIX i XX wieku. Jednak sami przyby-wający do miasta mogli unikać reje-stracji. Dlaczego? Z bardzo proza-icznych powodów, takich jak próba ucieczki przed długą służbą wojsko-wą czy też unikanie zaległych płat-ności w dawnym miejscu zamieszka-nia. Jednak i urzędnicy byli przyczy-ną braków wpisów odnoszących się do konkretnych obywateli. Podczas przepisywania ksiąg zdarzały się nie tylko pomyłki w imionach i nazwi-skach oraz w datach, ale i pomijanie konkretnych osób czy też rodzin. Warto również pamiętać, że księgi prowadzono w języku polskim do 1867 roku. W latach 1868-1918 uży-wano języka rosyjskiego, a po 1919 roku ponownie języka polskiego.

Podobnie jak spisy ludności, księgi ludności są nieocenionym źródłem dla genealoga. Szczególnie takie-go, który w pewnym momencie utknął w swoich poszukiwaniach. Mogą również niestety zrodzić ko-lejne wątpliwości. Od lat w archi-wum łódzkim trwały poszukiwania aktu urodzenia twórcy słynnych na całym świecie kosmetyków, Maxa Factora. W 2012 roku archiwistom wreszcie się udało się wpaść na trop. W aktach Oddziału w Sieradzu od-szukano wpis w Księdze Ludności Stałej miasta Zduńskiej Woli, doty-czący Michaiła Faktora. Kolejnym krokiem było odszukanie jego aktu urodzenia z 1872 roku w przecho-wywanych w Łodzi Aktach Stanu Cywilnego wyznania mojżeszowego w Zduńskiej Woli. Wiele wskazuje na to, że uważany za rodowitego łodzianina Max Factor urodził się w Zduńskiej Woli. Ale czy na pew-no...? Kwestia ta nadal pozostaje otwarta, jednakże dzięki księgom ludności stałej przynajmniej uda-ło się stworzyć pewne fundamenty pod dalsze poszukiwania. ■

Page 58: More Maiorum nr 29

More Maiorum58

Wacław Rejmak – “kochały się w nim wszystkie dziewczęta”

Grażyna Stelmaszewska

OKIEM STELMASZEWSKIEJ

To już następna część moich rozmów z łączniczką ze Stanina. Staram się uzyskać jak najwięcej informacji. Pytania, odpowie-dzi, czasami długa cisza, aż w uszach dzwoni. I nigdy nie przerywam tej ciszy, zamyślenia, bo wiem, że Pani Danuta Galec układa sobie myśli, przywołuje wspomnienia.

Jata, działania AK Łuków, Stanin to wszystko znane jest Jej bardzo dobrze. W Armii Krajowej działały przec ież

całe rodziny, a później par-tyzanckie miłości, małżeństwa.

Chłopcy z partyzantki. To była dola i niedola, łzy mieszane z małymi ra-dościami i opowieści, wywołujące tamte lata, tamte chwile, tamte dni. Czasami to był romantyczny urok, wzruszenia.

— A w „Ostoi” kocha-ły się wszystkie dziewczęta. Wy-woływał odruch serca. Teraz łatwiej przywołać wspomnienia, bo i patrzymy z perspektywy lat, i informacji więcej, i życie inne. O „Ostoi” my, młode dziewczy-ny, szeptałyśmy sobie wieczorami do ucha. Cicho, cichuteńko, by nikt nie słyszał. Miejscem stacjonowania i oczywiście ćwiczeń partyzantów była Jata. Nasza Jata. Nieprzebyta, wielka, gdzie buty hitlerowskie nigdy nie stanęły, której oczy Niemców ni-gdy nie zobaczyły. O Jego talencie dowódczym mówiło wielu. Dosko-nale potrafił przygotować oddział do działań zbrojnych, przeprowadził wiele udanych akcji. A takie informa-cje rozchodziły się szybko wśród nas.

Kochały się w nim wszystkie dziew-częta…

Nazywał się Wacław Rejmak. Po-znałam go w Jacie. Był ciepły, wio-senny dzień i „Ostoja” przebywał w Obozie Leśnych. Ja pewnie tego dnia przyniosłam jakiś meldunek. Prawdę mówiąc już nie pamiętam. To były ciężkie wyprawy, bo ze Sta-nina do Jaty sporo kilometrów, a jaz-da rowerem przez polne, piaszczyste drogi, niezwykle wyczerpująca. No i nerwy szarpały, niepokój, a cza-sem taki zwykły, ludzki strach. Nie pamiętam, kto zaprowadził mnie do „Ostoi”, Paweł Nowiński może Gabriel Galec, ale pamiętam, że w tamtej chwili żałowałam, że moja sukienka pomięta, pokryta kurzem i piaskiem, włosy w nieładzie, a od-dech szybki. Nie, dlatego, że go wi-działam, ale dlatego, że zmęczenie dawało o sobie znak. Nie tak młoda dziewczyna chce zaprezentować się dowódcy – rzekła pani Danuta.

patrzyłam na niego z ciekawością — „A jaki On był?” – py-tam. Uśmiech Pani Danuty mówi wiele. Chwila zastanowienia i opo-wieść biegnie dalej.

— Pamiętam, że ubrany był w wojskową bluzę, ciemno-zielone spodnie i buty z długimi cholew-kami. Siedział na jakimś krzywym krześle. Patrzyłam z ciekawością. Nie odznaczał się wielkim wzro-stem. Raczej był taki średni, a na-wet miałam wrażenie, że ja jestem

wyższa od niego. Uwagę przyciągały włosy, ciemne, gęste, no i ten wąsik. Taki mały, może śmieszny, może nie, ale powodujący, że wydawał się starszy niż był.

Zwracał się do mnie „Grażyna”, bo taki był mój pseudonim. Wypytał przy tym o drogę, o codzienne życie na wsi. Takie normalne rozmowy,

» Wacław Rejmak “Ostoja” /fot. zojedlanka.stoczeklukowski.pl/vision.html

Page 59: More Maiorum nr 29

More Maiorum 59

OKIEM STELMASZEWSKIEJ

które rozluźniały, stawały się swo-bodne i miłe.

Z opowiadań, a później i sama stwierdziłam, że był niezwykle inte-ligentny, o jasnym, lotnym umyśle. Uśmiechnięty budził zaufanie. Te krótkie rozmowy z nim upewniały, że jest grzeczny, naturalny, ale i sta-nowczy. Jego zdania były zwięzłe,

krótkie, bez zbędnego opisu i wy-dłużania.

— A Pani wie, czemu pseu-donim „Ostoja”? –zapytałam.

— Nie! Chociaż można się domyśleć, że pseudonim wiązał się właśnie z zaufaniem, ostoją dla innych. Ale nie wiem skąd ten pseudonim.

Pani Danuta Galec opisywała „Ostroję”, jako znajomego, kogoś bliskiego. Ona wiedziała, o kim mówi, ja musiałam swoją wiedzę pogłębić. Czytając o Wacławie Rej-maku „Ostoi” wyłaniał mi się obraz żołnierza AK niezwykle odważ-nego, zdecydowanego i opanowa-nego w każdej sytuacji. I jak każdy dowódca, posiadał dar jednoczenia ludzi, skrzykiwania, zdobywania.

wykonywał akcje bojowe przeciwko hitlerowcomRejmak był chłopskim synem, uro-dził się w 1917 roku. Ukończył Se-minarium Nauczycielskie w Lubli-nie i Szkołę Podchorążych Piechoty w Komorowie. Był w 19 Pułku Pie-choty we Lwowie, brał dział w kam-panii wrześniowej, walczył w Armii „Poznań” pod dowództwem gen. Tadeusza Kutrzeby.

Ranny pod Modlinem dostał się do niewoli niemieckiej, przebywał w obozie jenieckim w Działdowie i obozie w Radomiu. Gdy wró-cił w rodzinne strony wstąpił do Związku Walki Zbrojnej i jako do-wódca oddziału partyzanckiego, prowadził działania sabotażowo-dy-wersyjne w okolicach Lublina. Póź-niej skierowany został do obwodu łukowskiego, gdzie przeprowadzał przygotowania do „Akcji Burza” i wykonywał akcje bojowe przeciw-ko okupantowi hitlerowskiemu.

Ale najważniejsze były te informa-cje, które w swych opowieściach po-dała łączniczka.

— (…) Akcje przeprowa-dzane przez „Ostoję” były szybkie i sprawne. W jednej z takich akcji zdobyto wiele broni i przewożono je

» Wacław Rejmak “Ostoja” /fot. zojedlanka.stoczeklukowski.pl/vision.html

Page 60: More Maiorum nr 29

More Maiorum60

OKIEM STELMASZEWSKIEJ

furmankami. Jedna z furmanek była mojego taty Aleksandra Bytniew-skiego. Tata nie wracał do domu kil-ka dni i to był bardzo niespokojny czas dla nas. Nie było też Zbyszka. Mojego brata. Nie wiedzieliśmy, co się stało, nie wiedzieliśmy, gdzie byli, a tata po powrocie niechętnie tłumaczył. Znacznie później dowie-dzieliśmy się, że „Ostoja” kierował akcją w okolicach Łukowa, bardziej w stronę Żelechowa, a zdobyczną

coraz gorzej było dogadywać się z Rosjanamibroń furmankami trzeba było prze-wieść do Jaty. Sporo tego było. Do-jechanie do Jaty też odbywało się stopniowo, bo w rejonie Niemców wielu, tym bardziej, że akcje prowa-dzone przez Ostojaków nie tylko

osłabiały wroga, ale czyniły go bar-dziej uważnym, powodowały wypa-dy do pobliskich wiosek, czy ot tak w pobliże lasów.

Ale nie tylko Niemcy byli niebez-pieczni. Coraz gorzej było dogadywać się z Rosjanami. I mimo, że wcześniej mieli swój obóz niedaleko Jaty, wspo-magali - to z chwilą podchodzenia Ro-sjan do Łukowa i ich stosunek do nas się zmieniał. Zmienił do niepoznania.

» fo

t. ht

tp://

ww

w.lu

kow

-hist

oria

.pl/?

p=25

58

Page 61: More Maiorum nr 29

More Maiorum 61

OKIEM STELMASZEWSKIEJ

I stało się. Wyzwolenie Łukowa to owszem radość, ale dla wielu nowe starcia. Starcia z Urzędem Bezpie-czeństwa i NKWD. Działy się dziw-ne rzeczy. Nie wiadomo, kto swój, a kto wróg. Nie wiadomo, z której strony przyjdzie śmierć, czy sąsiad sąsiadem jeszcze. To był strach przed nieznanym. Na naszym te-renie odbywały się regularne bi-twy z oddziałami UB i NKWD. Rosjanie stacjonowali w Staninie.

Nawet w naszym domu mieszkał Rosjanin, ale pochodzący chyba z terenów wschodnich Rosji, bo zapamiętałam jego lekko skośne oczy. Baliśmy się, tym bardziej, że NKWD kilka razy dobijało się do naszego domu, szukając taty i Zbyszka. A Zbyszek czasa-mi wpadał do domu, nie zważając na niebezpieczeństwo. Pewnego dnia, gdy Zbyszek przyszedł, za-pukali też Rosjanie. Tylko dzięki opanowaniu mojej mamy uniknę-liśmy najgorszego. A ona ukryła Zbyszka pod pierzynami misternie ułożonymi na łóżku. Równiutko, z poduszkami pełnymi falbanek na wierzchu i pewnie z jakąś ko-lorową serwetką. Tak kiedyś ście-lono łóżka na wsi. Wysoko, rów-no z lalkami i poduszkami, po-duszeczkami na wierzchu. Wiele zawdzięczamy też stacjonującemu Rosjaninowi. Był przyjaźnie na-stawiony do nas. Nawet wiedział, że Zbyszek przychodzi do domu, ale udawał, że nie widzi. Pewnie to z mojego powodu, bo wyobra-ził sobie, że zostanę jego żoną. Adorował mnie. Ja już wtedy by-łam „zajęta”, a w moim sercu był nie „Ostoja”, ale „Płowy”, czyli Gabriel Galec.

Znacznie później mój brat przy-niósł informacje, że Jata rozwią-zuje się. Porucznik „Ostoja” wy-dał rozkaz, by zdać broń. Ujaw-nił się wraz z całym oddziałem, ale najbardziej zależało mu na żołnierzach. Dla nich to zrobił, a sam został aresztowany przez UB i przewieziony do Warsza-wy. Około 250-300 ludzi oddało broń. To było dobre, rozsądne posunięcie „Ostoi”, bo tym sa-mym uniknięto rozbicia przez Armię Czerwoną.

„Ostoja” został aresztowany. Sprawdziłam i ustaliłam, że zo-stał zwolniony na mocy amnestii

w sierpniu 1945 roku. Wrócił na ziemie łukowskie.

— Co dalej było z „Osto-ją” i „ostojakami”?

— Część walczyła przeciwko Sowietom, część roz-jechała się po Polsce – i tu zauwa-żyłam ważną informację. Pani Danuta Galec mówiła:

— Mój mąż (leśny z Jaty) Gabriel Galec mówił, że infor-macje, iż „Ostoja” był Dowódcą, Komendantem organizacji „Wol-ność i Niezawisłość”. Właściwie nie był, bo dowódcą był „Alf ”. Jak się naprawdę nazywał nie wiem. To nie był spokojny czas. Docierały do nas fragmenty infor-macji o walkach, wyłapywało na-szych. Zatrzymano też por. Piotra Nowińskiego „Pawła” dowódcę 1. Batalionu 35. Pułku Piechoty w Jacie. Dużo później dotarła do nas informacja, że „Ostoja” nie żyje. A mówiono różnie. A to, że o jego miejscu pobytu poin-formował jeden z zatrzymanych jego żołnierzy poddany torturom, inna zaś mówiła, że miejsce po-bytu wskazała nieznana kobieta. Jaka była prawda?

Wacław Rejmak „Ostoja” zginął 18 października 1945 r. koło Gar-bowa na Lubelszczyźnie, zastrze-lony w zasadzce. Razem z nim zginął jego adiutant ppor. AK Mieczysławem Kańskim „Cze-czot”.

W 1984 r. Wacław Rejmak został pośmiertnie awansowany do stop-nia podpułkownika przez Prezyden-ta Rzeczypospolitej na Uchodźstwie Edwarda Raczyńskiego. Za zasłu-gi „Ostoja” odznaczony był także Krzyżem Virtuti Militari, trzykrot-nie rzyżem Walecznych i trzykrotnie Krzyżem Zasługi. ■

» fot. prywatne archiw

um rodzinne G

alców i N

owińskich

Page 62: More Maiorum nr 29

More Maiorum62

Martyna Pankiewicz-Piotrowska

american dream po polsku, czyli jak to z Jerzmanowskim było„Działo się to w mieście Warcie dnia dwudziestego dziewiątego maja / dziesiątego czerwca tysiąc osiemset czterdziestego czwar-tego roku, o godzinie drugiej po południu...”Tego dnia został ochrzczony człowiek, którego zasług i zainteresowań nie spo-sób wyliczyć, a o którego istnie-niu pamięta niewielu. Nazywany polskim „Noblem” i człowie-kiem, który oświetlił Amerykę.

Na jego akt chrztu tra-fiłam przypadkiem podczas przeszuki-wania lokalnych ksiąg

parafialnych, bo to w tymże małym miasteczku — Warcie w wojewódz-twie łódzkim, jakże bliskim mojemu sercu, od niemal 250 lat, a przynaj-mniej na tyle jestem w stanie to na razie udokumentować, pnie się dum-nie drzewo mojego rodu — Pankie-wiczów.

Erazm Józef Jerzmanowski, bo o nim mowa, urodził się drugie-go czerwca 1844 roku w zubożałej rodzinie ziemiańskiej. Jego ojciec — Franciszek, był dziedzicem dóbr w Tomisławicach. Niewielkiej wsi położonej w odległości około trzech kilometrów od Warty, która należała wówczas do Guberni Kaliskiej. Nie-które źródła podają, że Erazm przy-szedł na świat w majątku matki Kami-li Kossowskiej w Domanikowie. Był wątły i nie dawano mu większych szans na przeżycie, dlatego otrzymał tak zwany chrzest „z wody”. A po kilku dniach został przewieziony wraz z matką do Tomisławic. Trud-no powiedzieć jak było naprawdę, czy akt chrztu znaleziony w warckiej

parafii był tylko symboliczny i miał pełnić rolę adnotacji urzędowej, czy mały Erazm otrzymał chrzest po-wtórnie, tym razem oficjalnie.

Jerzmanowscy był to stary ród o sil-nych tradycjach patriotycznych, pie-czętujący się herbem Dołęga. Wśród nich warto wymienić: Franciszka Jerzmanowskiego (1737-1802), członka rejtanowskiej opozy-cji podczas sejmu rozbiorowego w 1773 roku, który zasłynął od-mową podpisania traktatu roz-biorowego, wypowiadając słowa: „Lepiej, że przemoc to, co chciała, słabszemu zagarnie, niż żeby zezwo-lenie choćby i wymuszone prawość jako nieprawość temuż przymusowi przyznało”1 oraz Jana Pawła Jerz-manowskiego (1779-1862), wierne-go towarzysza cesarza Napoleona I Bonapartego, walczącego u jego boku w Hiszpanii, w wojnie z Ro-sją 1812 roku oraz przebywającego wraz z Cesarzem podczas jego ze-słania na wyspie Elbie – za co od-znaczony został krzyżem Legii Ho-norowej oraz uzyskał tytuł barona.

Jak na przedstawiciela tak zacnego rodu przystało, imiennik filozofa z Rotterdamu odebrał staranne wy-kształcenie. W 1862 roku został absolwentem gimnazjum gubernial-nego w Warszawie, a następnie roz-począł studia w Instytucie Politech-nicznym i Rolniczo-Leśnym w Puła-wach – nazywanych wówczas Nową Aleksandryją. Krótko po tym wy-buchło powstanie styczniowe. Młody, niespełna dwudziestoletni Erazm, mocno zaangażował się w walkę na-1 M. Francic, Jerzmanowski Franciszek, Polski Słownik Biograficzny, t. XI, pod red. E. Rostworowskiego, Wrocław-Warszawa-Kraków 1964, s. 180-181.

rodowowyzwoleńczą u boku Maria-na Langiewicza. W 1864 po upadku insurekcji, został internowany z Gali-cji i umieszczony w twierdzy w Oło-muńcu, skąd jeszcze w tym samym roku został zwolniony. Zmuszony do emigracji osiadł w Paryżu, gdzie podjął naukę w Szkole Wyższej Polskiej na Montparnasse i Cesar-skiej Szkole Górniczej. Następnie studiował chemię i matematykę w Szkole Inżynierii i Artylerii Woj-skowej w Metz.

W 1870 walczył jako oficer armii francuskiej w wojnie francusko-pruskiej. Został za to odznaczo-ny Krzyżem Legii Honorowej. Po zakończeniu działań wojennych podjął pracę inżyniera w firmie specjalizującej się w produkcji gazu oświetleniowego. W 1873 roku, jako przedstawiciel tejże firmy, Jerzma-nowski wyruszył na podbój Amery-ki. Wkrótce po przybyciu do Stanów Zjednoczonych ożenił się z Amery-kanką niemieckiego pochodzenia Anną Koester, a w 1879 otrzymał obywatelstwo amerykańskie. Ka-riera Erazma potoczyła się błyska-wicznie. Był autorem i współauto-rem aż 22 patentów w dziedzinie gazownictwa. W 1882 wraz z grupą amerykańskich finansistów, na czele z Wiliamem Rockefellerem założył nowojorską kompanie gazową „The Equitable Gas Light Company” któ-rej przewodził przez trzynaście lat.

» fot. Wikim

edia Com

mons

ZAPOMNIANI POLACY

Page 63: More Maiorum nr 29

More Maiorum 63

Został posiadaczem trzeciej co do wielkości fortuny w USA i najbogat-szym emigrantem z Polski. Przez 23 lata pobytu w Stanach wybudował największe wytwórnie gazu, między innymi w Indianapolis i Brooklynie. Jerzmanowski był bardzo zaanga-żowany w działalność filantropijną, był dumny ze swoich korzeni i na każdym kroku podkreślał swoje pol-skie pochodzenie. Czynnie wspierał Polonię, budując dla niej kościo-ły rzymskokatolickie i czytelnie. W 1889, papież Leon XIII odzna-czył go Komandorią Krzyża Orde-ru Rycerskiego Świętego Sylwestra. Erazm był pierwszym człowiekiem na kontynencie amerykańskim, który otrzymał to zaszczytne odznaczenie papieskie.

Osiągnął więcej niż niejeden mógł-by marzyć jednak tęsknota za kra-jem przodków i przyświecająca mu idea, by nieść pomoc najbardziej potrzebującym rodakom, sprawiły

że postanowił wszystko porzucić i w 1896 roku powrócił do ojczy-zny. Osiadł wraz z żoną w majątku w Krakowie-Prokocimiu, gdzie kon-tynuował swoją działalność dobro-czynną i mecenat artystyczny. To on sfinansował wspaniałe witraże Józe-fa Mehoffera na Wawelu i zakup rę-kopisów Józefa Kraszewskiego dla Biblioteki Jagiellońskiej.

Jerzmanowski był prawdziwym człowiekiem swoich czasów i przy-świecała mu iście pozytywistyczna idea. Jeszcze będąc w Stanach Zjed-noczonych, podczas obchodów 24 rocznicy powstania styczniowego mówił: „I ja walczyłem w szeregach powstańców roku 1863 z modlitwą w sercu: Wolność daj nam panie, lecz Bóg inaczej zrządził. Gdym chwycił za kij pielgrzymi polskiego tułacza, jedna myśl mną kierowała… zdobyć fortunę. I dlaczego to pragnienie w sercu moim powstało?… Pragną-łem fortuny, bo czułem, że to jest ta

potęga która nam potrzebna, jeżeli istotnie przewodniczył nam zamiar odbudowy Polski”2.

Zmarł nad ranem 7 lutego 1909 roku w wyniku powikłań po przeby-tym zapaleniu płuc. Na mocy jego testamentu Akademia Umiejętności w Krakowie otrzymała środki finan-sowe na utworzenie Fundacji im. Erazma i Anny Jerzmanowskich. Zgodnie z zapisem fundacja miała przyznawać nagrodę imienia Jerz-manowskich za działalność kulturalną, społeczną lub naukową.

Jest jednak fakt, który mnie w tym wszystkim niesłychanie zasmuca. Pomimo wielkich rzeczy jakich do-konał Erazm Jerzmanowski jedno mu się nie udało – nie pozostawił po sobie potomstwa i tak oto wygasła linia znamienitego, polskiego rodu. ■

2 Wycinki z gazet dotyczące Erazma Jerzmanow-skiego w latach 1886 - 1894, Zbiór w: Biblioteka Jagiel-lońska, sygn.384254 III (dalej BJ sygn. 384254 III).

ZAPOMNIANI POLACY» fot. m

etryki.genealodzy.pl

Page 64: More Maiorum nr 29

More Maiorum64

genealogia jest dla mnie...

KONKURS

Zofia M. Jakóbczak

Obowiązkiem kiedy, jako archiwista, stykam się z genealogią codziennie, stając się dla początkujących badaczy przewodnikiem, drogowskazem i źródłem wiedzy.

Ciężarem kiedy w codziennej pracy dźwigam księgi, dzięki którym szukający może odnaleźć

odpowiedź na nurtujące go pytania, kiedy od mojej intuicji i wiedzy, zależy to, czy ktoś swoich przodków odnajdzie i kiedy, zwyczajnie, staję się powiernikiem ludzkich historii, którymi genealodzy tak chętnie się dzielą.

Źródłem szczerych emocji których sama doświadczam

i obserwuję u innych. Satysfakcji, kiedy podjęty w poszukiwaniach trop okazuje się trafny. Wzruszenia, gdy prawda, którą się odkrywa przynosi jakiś rodzaj ukojenia, współczucia lub smutku.

Pasją którą realizuję, poza zawodowymi obowiązkami w długie wieczory, przechodzące niezauważenie w późną noc, a czasem w świtanie, spędzane na zgłębianiu dziejów rodziny, odkrywaniu kim jestem.

Tajemnicą niekończącą się zagadką, kiedy jedna znaleziona odpowiedź, rodzi już następne pytania.

Źródłem frustracji kiedy dociera do mnie świadomość, że już nic więcej odkryć się nie da, że zaklęte w księgach informacje nie wystarczą, albo, że ksiąg i innych źródeł już nie ma, a pa-mięć ludzka zawiodła.

Pamięcią kiedy odkrywamy w poprzednich pokoleniach osoby, o których nie mieliśmy pojęcia,

że istniały, o których wiemy nic prócz tego, że się urodzili w tym roku, w tej miejscowości… Zapomniani – wra-cają. Istnieją, póki trwa o nich nasza pamięć.

Praca zajęła pierwsze miejsce w konkursie zorganizowanym przez More Maiorum, w którym uczestnik za zadanie miał napisanie tekstu, ograniczającego się do 1500 znaków i zaczynającego się od słów „Genealogia jest dla mnie…”

» fot. Pixabay.com

Page 65: More Maiorum nr 29

More Maiorum 65

KONKURS

Ewa Fortak-Mordalska

Warto cofnąć wskazówki zegara, by przodkowie przetrwali w naszych sercachGenealogia jest dla mnie bardzo ważną częścią mojego życia, jest tajemnicą, magią, powro-tem do dalekiej przeszłości.

Zanim to pojęłam, minę-ło sporo czasu. Teraz nie umiałabym bez niej żyć. W dzisiejszym roz-

bieganym świecie, grzebanie w ro-dzinnej przeszłości wzbudza coraz większą ciekawość, daje radość, in-spiruje.

Genealogia daje świadomość ro-dzinnej tożsamości, historii, cią-głości i udowadnia, że nie wzięli-

śmy się znikąd, że jesteśmy ważni. W pewnym momencie życia każdy z nas w różnym stopniu styka się z historią swojej rodziny. Kiedy patrzę na stare, pożółkłe fotogra-fie, wydaje mi się, że te utrwalo-ne z życia sceny, wydarzyły się tak niedawno.

Bardzo szybko uświadomiłam so-bie, że mój dom to nie tylko ro-dzice, dziadkowie, ale także i ci członkowie rodziny, którzy żyli długo przed moim przyjściem na świat. Stopniowo czas pochłania wszystko, co ukochaliśmy i co tak dobrze znaliśmy.

Dlatego tak ważne jest byśmy po-zostawili po sobie jakiś ślad. Nie-ważne czy dla historii jesteśmy bar-dziej czy mniej znani, bo tylko od nas zależy, czy ślady jakie po sobie pozostawimy będą trwałe. I choć z upływem czasu coraz bardziej pa-mięć okrywa mgła, to nikt nie jest w stanie zerwać nici, która łączy nas z przeszłością.

W ciężkich chwilach często czuję przy sobie obecność tych, którzy dawno odeszli. Zjawiają się po to, by dodać mi otuchy i otoczyć swo-imi skrzydłami, chroniąc w ten sposób od niegodziwości świata.

Zatem warto czasem cofnąć wska-zówki zegara po to, by nasi przod-kowie przetrwali w naszych sercach i w naszej pamięci jak najdłużej, by pozostawili po sobie ślad dla przy-szłych pokoleń. ■

» fot. Pixabay.com

Page 66: More Maiorum nr 29

More Maiorum66

Anna Górska

czego uczy nas genealogia?Kiedy zaczynałam przygodę z genealogią, miałam tylko kilka informacji o pradziadku Józefie. Pierwsze co zrobiłam, to zapyta-łam członków rodziny, następ-nie przeszukałam polskie strony internetowe i niestety nadal tkwiłam w martwym punkcie.

Postanowiłam, że zajmę się inną gałęzią rodu, śledząc przy okazji, czy nie poja-wiły się nowe informacje

na stronach z metrykami.

Ku memu zdziwieniu po dwóch latach coś drgnęło. Znalazłam! By-łam podekscytowana i szczęśliwa. W końcu! Teraz miałam o czym pisać w mojej wielkiej kronice. Tak myślałam. Odnalazłam niektóre metryki pradziadków. Po kilku mie-siącach do bazy dodane zostały ko-lejne, tym razem ich dzieci, w tym mojego dziadka. Niestety, kiedy już okazywało się, że wiem chyba wszyst-ko, nagle odnajdywałam coraz to now-sze informacje, dostawałam zdjęcia.

Byłam bardzo niecierpliwa. Chcia-łam jak najszybciej zacząć pisać w kronice, miałam pomysł jak zro-bić, aby wyszło pięknie. Wydawało mi się, że po około 4 latach poszu-kiwań i zebraniu wielu informacji oraz nawiązaniu kontaktów z człon-kami rodziny, to już czas na opisanie poszczególnych członków rodziny. Zabierałam się do tego bez przemy-ślenia. Zaczynałam od najstarszych członków rodziny i ich dzieci, ry-sowałam ich drzewko, dodawałam daty, opisy, zdjęcia rodzinne, potem opisywałam każdą parę osobno. Jednak ciągle nie byłam zadowo-lona, z uwagi na fakt, że u jednych było za dużo informacji, u innych

wcale. Podobnie sytuacja wyglądała z brakiem miejsca w kronice. Gdy już opisałam pradziadka, okazało się, że po kolejnych dwóch latach poszukiwań, liczba zdjęć i informa-cji poszerzała się w tempie geome-trycznym, a ja nie miałam miejsca. Stwierdziłam, że trzeba poczekać i przeredagować księgę. Nauczyłam się pokory. Genealogia cały czas uczy mnie wytrwałości i dużej daw-

ki cierpliwości oraz uświadamia mi moje niedoskonałości, jak np. brak organizacji, brak umiejętności zapla-nowania miejsca. Żyłam w chaosie. Bo jak nazwać ponad 300 plików, zdjęć, informacji, aktów i próbę ich klasyfikacji?

Księga spakowana leży w pudle i czeka, aż ją wyciągnę i zacznę ją uzupełniać od nowa w sposób upo-

FELIETON

Page 67: More Maiorum nr 29

More Maiorum 67

rządkowany. Ten czas jednak nie był zmarnowany. Znalazłam kolej-ne pokolenia, mnóstwo informacji, aktów do przetłumaczenia. W tym ostatnim pomogła mi znajoma. To dzięki takim osobom, jak ona moż-na iść dalej. Wtedy czuje się, że to ma sens, nawet jeśli inni tego nie potrafią zrozumieć. Zdarza się, bo-wiem, że nie wszyscy podzielają na-szą pasję. Wówczas pozostaje nam

przeświadczenie, że jednak robimy to co lubimy w określonym celu, by zostawić po sobie jakąś cegiełkę.

Genealogia łączy, buduje przyjaźnie i znajomości, scala rodzinę. Prowa-dzi do czasów, które postrzegali-śmy przez pryzmat wyłącznie nauki w szkole. Co naprawdę wiemy o te-renach, na których żyła nasza ro-dzina? O naszym kraju? O wojnie?

Uczymy się historii na lekcji, pozna-jąc najważniejsze wydarzenia i ich daty, lecz nigdy nie patrzymy na nią przez pryzmat naszego rodu. Niby wiemy, że musieli żyć wówczas nasi przodkowie, ale uczymy się zupełnie innych rzeczy. Nie wiemy, czy np. brat pradziadka był w wojsku i brał udział w konkretnych bitwach w po-wstaniach narodowych...

Genealogia uczy historii na nowo, historii naszej rodziny i miejsca w którym żyła. Wplata doświadcze-nia osobiste w sprawy narodowe, tworząc obraz Polaka-patrioty, Po-laka-katolika, wreszcie Polaka-wspa-niałego naszego przodka, który żył w trudnych czasach.

Nagle może się okazać, że nasi przodkowie byli członkami rodzin królewskich, szlachty, albo wśród nich były wspaniałe osobistości, znane nam z lekcji historii. Nie-zależnie, co odkryjemy, to będzie część historii naszego rodu.

Bo jak mówił Józef Piłsudski – „Ten, kto nie szanuje i nie ceni swej przeszło-ści, nie jest godzien szacunku teraźniej-szości ani nie ma prawa do przyszłości”.

Genealogia uczy nas nowego spoj-rzenia na historię zarówno Polski, jak i naszego rodu, szacunku do przeszłości. Daje szansę na refleksje i snucie wspomnień, uczy cierpliwo-ści, organizacji pracy i wiary w od-nalezienie niemożliwego, wreszcie buduje relacje wśród członków ro-dziny, znajomych, przyjaciół. Jest oknem do czasów odległych i doko-nanych, pozwala zrozumieć dlacze-go jesteśmy tym kim się staliśmy.

Kiedy nas już nie będzie, genealogia będzie pomostem pomiędzy nami a naszymi wnukami i prawnukami. Wówczas to oni otworzą kronikę i będą nas wspominać, uśmiechając się lub roniąc łzy. ■

FELIETON

» fot. Alan Jakm

an

Page 68: More Maiorum nr 29

More Maiorum68

Alan Jakman

przedwojenny kanibal z Ziębic – Karl DenkeSyn zamożnego rolnika, wzo-rowy obywatel, opiekujący się biednymi i bezdomnymi. Po-strzegany jako człowiek spokoj-ny o łagodnym usposobieniu. Utrzymywał się z handlu mię-sem… ludzkim mięsem!

Karl Denke urodził się 12 sierpnia 1870 r. w Kalinowicach Gór-nych. Jego ojciec był

stosunkowo zamożnym rolnikiem. Karl w szkole był jednym z gor-szych uczniów – już w wieku 12 lat po raz pierwszy uciekł z domu.

W 1895 r. zmarł jego ojciec – gospo-darstwo rolne przejął pierwszy syn, a Karl otrzymał pieniądze, za które kupił kawałek ziemi w Ziębicach. Złe zarządzanie gospodarstwem doprowadziły do tego, że musiał je sprzedać. Kupił dom przy ulicy Te-ichstrasse 10, w którym wynajmował mieszkania innym osobom. Kryzys I wojny światowej i dewaluacja pie-niądza po raz kolejny zmusiły Den-kego do sprzedaży majątku. Resztę mieszkań sprzedał, sam zamieszkał w jednym z pomieszczeniu.

Karl Denke miał w Ziębicach bar-dzo dobrą opinie. Jak pisze dr Lu-cyna Biały z Uniwersytetu Wrocław-skiego – „Uchodził [on] za człowie-ka spokojnego, zrównoważonego, pedantycznego i pobożnego. Przez wiele lat na pogrzebach członków gminy ewangelickiej, do której nale-żał, nosił krzyż”.

Co ciekawe Denke stronił od alko-holu, papierosów, a nawet od bliż-szych kontaktów z kobietami. Jed-

nak współmieszkańcy uważali go za człowieka o dobrym sercu – udzielał wsparcia bezdomnym i żebrakom.

Karl utrzymywał się z handlu skó-rzanymi paskami, szelkami, sznuro-wadłami, mięsem i kościami.

List do brata

20 grudnia 1924 r. do Ziębic przy-był bezrobotny czeladnik Vincenz Olivier. Wędrował po domach, żebrząc o trochę jedzenia. Trafił też na ulicę, przy której mieszkał Karl Denke. W budynku, od jednej z mieszkanek, otrzymał 20 fenigów. Denke zaprosił go również do sie-bie, obiecując, że również da mu 20 fenigów, jeśli napisze list do jego brata. Vincenz zaczął pisać, to co dyktował mu Karl. Kiedy usłyszał „Adolf, ty tłusty bebechu”, roze-śmiał się i odwrócił głowę. W tym samym momencie Denke zadał mu mocny cios motyką. Na szczęście nie był on śmiertelny. Żebrak za-czął krzyczeć o pomoc. Przybiegło dwóch sąsiadów. Denke oskarżył Vincenza o to, że ten chciał go ob-rabować.

Czeladnik zgłosił sprawę na po-sterunek policji w Ziębicach. Poli-cjant, słysząc że Karl Denke chciał go zamordować, powiedział Oli-vierowi: „Karl Denke i mord, to jest naprawdę śmieszne”.

Policja po przesłuchaniu sąsiadów Denkego, postanowiła go czasowo aresztować. W tym samym dniu, o godzinie 21.30, pilnujący go sierżant Palke zobaczył, że Denke powiesił się.

Peklowane mięso

Kiedy rodzina Denkego zwróciła się o przekazanie im ciała samobój-cy i pozwolenie na pogrzeb, policja postanowiła zabezpieczyć jego ma-jątek, znajdujący się w mieszkaniu i szopie. To co tam zobaczyli, było

HISTORIA XX WIEKU» fot. Wikimedia Commons

Page 69: More Maiorum nr 29

More Maiorum 69

HISTORIA XX WIEKU

szokujące dla wszystkich. Znalezio-no wówczas peklowane mięso, apa-rat do produkcji mydła, obok któ-rego leżały przygotowane kości. Na jednej ze ścian wisiały sznurowadła, paski, szelki przygotowane z ludz-kiej skóry. W mieszkaniu znajdowa-ło się także 420 zębów.

Zidentyfikowano wówczas 20 ofiar masowego mordercy, byli to m.in. stolarz, robotnik, rzeźnik, krawiec, malarz czy cukiernik. Liczba ofiar jest jednak dwukrotnie większa. Byli to przeważnie ludzie z najuboższych grup społecznych – bezdomni, włó-czędzy, żebracy.

sprawę masowego mordercy starano się szybko wyciszyćKarl Denke został pochowany 24 grudnia 1924 r. we wczesnych go-dzinach rannych. Pogrzeb odbył się w asystencji policji, a morderca zo-stał pochowany w kącie cmentarza, w nieoznakowanym grobie. Ów-czesny dziennikarz lokalnej gazety stwierdził, że: „pochówek takiej »be-stii« zbezcześci miejsce wiecznego spoczynku porządnych obywateli”.

Po tym, jak opinia publiczna dowie-działa się, że Karl Denke handlował „peklowaną wieprzowiną bez skó-ry” wszystkie zakłady masarskie za-notowały spadek obrotów. Sprawę masowego mordercy z Ziębic stara-no się jak najszybciej wyciszyć. ■

» fot. Wikimedia Commons

Page 70: More Maiorum nr 29

More Maiorum70

Alan Jakman

Józef Lompa – propagator polskości na Śląsku

HISTORIA ŚLĄSKA

218 lat temu, w Oleśnie, w dro-dze pomiędzy Kluczborkiem a Lublińcem, urodził się prekur-sor odrodzenia narodowego na Górnym Śląsku – Józef Lompa.

Lompa urodził się w Ole-śnie, miejscowości dziś leżącej w granicach woje-wództwa opolskiego, ale

historycznie należącej do Górnego Śląska. Wychował się w drobno-mieszczańskiej rodzinie rzemieślni-czej. Jego ojciec Michał prowadził niewielki sklep kramarski i warzyw-niczy. Matka, Józefa ze Stróżków, prowadziła dom. Była córką kowala z Dobrodzienia.

Józef już od małego zaczytywał się w książkach – głównie w kazaniach, kronikach i żywotach świętych, któ-re znajdowały się w zbiorach jego ojca. Przyszły górnośląski działacz, miał również talent do rysunków. Został on zauważony przez francu-skiego oficera, który w czasie wojen napoleońskich, był zakwaterowany w domu Lompów.

W wieku 14 lat został wysłany do gimnazjum w Opolu, jednak okaza-ło się, że rodziny nie było stać na opłacanie nauki syna. Co ciekawe Lompa miał możliwość uczęszcza-nia do szkoły Pijarów w Wieluniu, musiał jednak przywdziać habit, na co nie chciał się zgodzić. Wobec tego, został wyrzucony z klasztoru, za co ojciec ukarał go chłostą i od-mową dalszego utrzymywania.

Wydarzenia te zmusiły nastolet-niego Lompę do znalezienia pracy. Zdobył posadę kancelisty sądowe-go w Oleśnie, a od czasu do czasu, przygrywał na skrzypcach w karcz-mie. W późniejszym czasie imał się różnych zajęć był nauczycielem do-mowym, tłumaczem sądowym, pro-tokolantem.

Kończąc 18 rok życia, Józef Lompa rozpoczął naukę w seminarium na-uczycielskim we Wrocławiu. To tam wielki wpływ na dalsze życie miał dyrektor szkoły – Daniel Kruger. Był on zaciekłym przeciwnikiem wszystkiego co polskie, twierdząc

nawet, że nie ma polskich książek. Ta sytuacja sprawiła, że Lompa za-czął wyszukiwać i czytać polską li-teraturę. W późniejszym czasie, w liście do Jana Ewangelisty Purkyně – czeskiego patrioty, pisał że za spra-wą Krugera stał się krzewicielem polskości i obrońcą Górnoślązaków.

Po ukończeniu dwuletniego semina-rium, Lompa dostał pracę w szkole. Wpierw w Cieszynie – jako pomocnik nauczycielski, a później w Łomnicy, Lublińcu, by w 1819 r. osiąść na 30 lat w Lubszy. Rok wcześniej, w wieku 21 lat, Lompa ożenił się z córką nauczy-ciela, Marią Bensiówną. Urodziła mu ona, aż 9 dzieci. Mimo kiepskiej sy-tuacji materialnej, ciągłych kłótniach z władzami o lepsze zarobki, Józef Lompa rozwijał swoją twórczość. Pisał wiersze, opowiadania, groma-dził materiały, traktujące o historii Śląska, spisywał dzieje Olesna, Byto-mia, Gliwic, Opola, Woźnik, zbierał ludowe pieśni, baśnie, legendy, tłu-maczył poezję... Ponadto prowadził korespondencje z Józefem Ignacym Kraszewskim, archeologiem – Jó-zefem Łebkowskim czy badaczem starożytności – Johannem Gustavem Büshingiem.

» fo

t. W

ikim

edia

Com

mon

s

Page 71: More Maiorum nr 29

More Maiorum 71

HISTORIA ŚLĄSKA

„Gazeta Warszawska” w 1863 r. donosiła: „Lompa mieszkał w mia-steczku Woźnikich (Wojschnik) na Szlasku, ostatnia poczta Katowice, i znajduje się w stanie niezamoż-nym, o czem już pisma krajowe po kilka-kroc donosiły. Ma żonę i dwanaścioro dzieci, z których pięć przy nim pozostaje. Mimo po-deszłego wieku, bo liczy blisko 70 lat, i nadwątlałego zdrowia, wciąż poświęca się literaturze, która jest jego jedynem i ulubionem zajęciem od lat 30. Drukiem ogłosił już 29

dziełek treści do potrzeb ludowych zastosowanej, a w rękopisach po-siada 9 dziel, na które nakładcy znaleźć nie może, co jak powiada, wytraca mu pióro z reki i odejmuje ochotę do dalszego autorstwa”.

W 1837 r. zmarła pierwsza żona Jó-zefa Lompy, zostając z gromadką dzieci, postanowił ożenić się z cór-ką nauczyciela z Ligoty (ob. dziel-nica Katowic), Weroniką Grze-gorz. Ona również urodziła mu 9 dzieci. Między najstarszym a naj-młodszym dzieckiem było aż 37 lat różnicy! Wraz z Wiosną Ludów, sytuacja rodziny Lompów z nie najlepszej zmieniła się w okropną. Na Lompę składano liczne dono-sy, w których oskarżano go o nie-wypełnianie obowiązków służbo-wych, nieobyczajność, pijaństwo i działalność narodową. Ciąg nie-przyjemnych zdarzeń doprowadził do tego, że Lompa w 1850 r. został zwolniony bez prawa do emerytu-ry. 8 lat później przeniósł się z ro-dziną do Woźnik, by tam, 29 marca 1863 r., przeżywszy 65 lat, umrzeć.

W kwietniu 1853 r. „Gazeta War-szawska” pisała: „Ale właśnie wśród tego powodzenia nastal rok 1848. Józef Lompa nie mógł wyjść

całym z powodzi. Nagle pokazało się niby, że to człowiek oddany pi-jaństwu i wszelkim innym złym na-łogom, i dający zły przykład oko-licy. Takiego człowieka nie można było naturalnie nawet i na 100-ta-larowej posadzie wielkiego nauczy-ciela zatrzymywać, biedny Lompa, który cały swój czas dotąd między hodowanie ulubionych pszczół, uczenie dzieci z elementarzy pol-skich i pisania swych prawdziwie pożytecznych książeczek dzielił, został nagle pozbawiony chleba, jako pijak, próżniak i człowiek złych obyczajów. Wskazany na głód i nędze nieledwie, opuszczo-ny przez wszystkich, przestał Lom-pa rad nierad pracować dla ludu Gorno-Szlaskiego, i osiadł cicho w pewnej wiosce pod Lublincem, bo pojmujecie zapewnie, ze głód i zimno to ultimata, które nie jed-na kwestye w nader szybki i gład-ki sposób rozwiązują. - A szkoda, szkoda prawdziwa tego człowieka co z owych kartoflanych pędraków zaczął robić ludzi, co ich uczył szla-chetności i godności osobistej, i co wreszcie bez wszelkich zasobów, jedynie potęga dobrego przykładu, w przeciągu krótkiego czasu tak ważnych i tak korzystnych zmian dokonał!” ■

» Akt zgonu Józefa Lompy /fot. Family Search

» fot. Wikim

edia Com

mons

Page 72: More Maiorum nr 29

More Maiorum72

FAMILY SEARCHSZYBKI PRZEWODNIK

www.familysearch.com

Family Search znane jest przez wielu genealogów głównie z tego, że udostępnia miliardy(!) skanów ksiąg metrykalnych z całego świata. W tym prawie 140 tys. pochodzi z terenu Polski, a niespałna 1,5 mln metryk zostało zindeksowanych – w tym metryki z Archiwum Diecezjalnego w Tarnowie. Niestety poziom zindekso-wania metryk z tej diecezji pozostawia wiele do życze-nia. Z racji tego, że były one indeksowane przez nie-Polaków, nazwiska są często poprzekręcane, czasami trudno zauważyć, że tak zindeksowane nazwisko jest tym, którego poszukujemy. Np. nazwisko „Piątek” zo-stało zapisane jako „Padek”, chociaż metryka była bar-dzo wyraźnie zapisana...

Bardzo pożyteczna dla genealoga może okazać się wyszukiwarka osób zindeksowanych z amerykańskich censusów. Co ważne zdjęcia tychże spisów ludności dostępne są w pełni za darmo! Warto o tym pamiętać, szczególnie że niektóre portale genealogicze udostęp-niają te same dane za opłatą.

Jak sami o sobie piszą „Nauka o naszych przodkach pomaga lepiej zrozumieć, kim jesteśmy, więzi rodzin-ne łączą teraźniejszość z przeszłościa i budują most do przyszłości”.

Family Search może pochwalić się bagatela ponad 120 -letnią tradycją. Towarzystwo Genealogiczne w Utah powstało w 1894 r., by gromadzić metryki, spisywać przodków, a w końcu udostępniać tę pracę innym oso-bom. Rozwój Internetu pozwolił tylko, by dostęp ten był znacznie szerszy.

PLUSY+ miliardy dostępnych metryk z całego świata+ darmowy dostęp do wszystkich dostępnych skanów – brak dokumentów “za opłatą”+ dobrze działająca, intuicyjna i nowoczesna strona internetowa+ wygodne przeglądanie skanów metryk, możliwośc pobierania ich na komputer

MINUSY– portal przetłumaczony na język polski w bardzo niewielkim stopniu– niektóre metryki, indeksowane przez ob-cokrajowców, zawierają liczne błędy – niektóre parafie znajdują się w złych folderach

Family Search oferuje również możliwość budowania drzewa genealogicznego. Tworzenie drzewa jest bar-dzo proste i intuicyjne. Niestety strona dostępna jest wyłącznie w języku angielskim, jednak nie powinno to stanowić dużego problemu. Program pozwala nam na wybór wielu sposobów, w jaki prezentowane ma być drzewo. Od wykresu poziomego, przez pionowy, po tzw. „wachlarz przodków”.

Portal, jak i wszystkie funkcje, mają bardzo nowoczesny wygląd, co tylko zachęca nas do poszukiwań przodków.

PRZEWODNIK PO PORTALACH GENEALOGICZNYCH» fot. Fam

ily Search» fot. Fam

ily Search

» fo

t. Fa

mily

Sea

rch

Page 73: More Maiorum nr 29

More Maiorum 73

W dwóch pierwszych oknach wpi-sujemy kolejno nazwisko i imię poszukiwanej osoby. Z racji tego, że strona prowadzona jest w języku angielskim nazwiska oraz imiona, nie są zapisywane z polskimi znakami. Po zaznaczeniu “kwadracika” obok jednego z ok-ien, wyszukiwarka szuka “dokład-nie”, tj. po wpisaniu nazwiska “Cichon” pokażą się nam rekordy z osobami dokładnie o tym nazwisku. Bez zaznaczania strona pokazuje nazwiska podobne, tj. Cichan, Tichan etc.

W tym miejscu możemy zaz-naczyć, jakich indeksów szukamy, czy jest to urodzenie, małżeństwo, pobyt, śmierć lub inne.

W oknie tym możemy wprowadzić miejsce związane z wydarzeniem, które wybraliśmy wyżej.

Tutaj wpisujemy zakres lat, w którym poszukujemy osoby

Jeśli dokumenty, w których poszukuje-my krewnego zos-tały zindeksowane, możemy wpisać numer mikrofilmu

Do szukanej osoby możemy dopisać relacje rodzinne, w których była, tzn. możemy wpisać kolejno partnera albo rodziców albo inną osobę.

Możemy określić “typ” naszych po-szukiwań – do wybo-ru mamy: urodzenia, śluby, zgony, spisy ludności, emigracje, dokumenty wojs-kowe i inne

Po zaznaczeniu tej opcj możemy wpisac nazwę kraju oraz nazwę prowincji, stanu, województwa, w którym szukamy krewnego/przodka

Po prawej stronie powyższej wyszukiwarki, widzimy mapę świata. Możemy z niej wybrać kontynent. W następnym oknie pokażą nam się in-formacje z jakich krajów dostępne są skany metryk, po wybraniu państwa zobaczymy, ile metryk jest dostępnych, jakiego okresu dotyczą, a ile z nich jest zindeksowanych. Możemy przejść do szukania osoby w wybranym kraju

PRZEWODNIK PO PORTALACH GENEALOGICZNYCH»

fot.

Fam

ily S

earc

h

» fo

t. Fa

mily

Sea

rch

Page 74: More Maiorum nr 29

Województwo dolnośląskie – jedna z 16 jednostek podziału powstałych w wyniku reformy z 1999 r. W jego skład wchodzą dawne wojewódz-

twa: jeleniogórskie, legnickie, wałbrzyskie, wrocławskie oraz kali-skie i leszczyńskie – dwa ostatnie niestety tylko w części. Nazwa Dolny Śląsk odnosi się do historycznej części krainy Śląska. Co ciekawe, sam Dolny Śląsk jako kraina obejmuje nie tylko wo-jewództwo dolnośląskie, ale ównież lubuskie, opolskie i wiel-

kopolskie. Wszystkie granice polskiego Dolnego Śląska mają związek z naturą – kolejno od północy pradolina Baryczy, na

wschodzie wzdłuż doliny dolnej Nysy Kłodzkiej, doliny Sto-brawy przez Namysłów i Syców do Wzgórz Trzebnickich. Na południu granicę wyznacza wododziałowe grzbiety Sudetów,

natomiast na zachodzie Nysa Łużycka.

Historyczny Dolny Śląsk na przestrzeni wieków leżał w granicach różnych państw. W IX wieku było to państwo Wielkomorawskie, ale już na przełomie X i XI wieku Dolny Śląsk należał do państwa piastów. Począwszy od XIV wieku region ten znajdował kolejno na terytorium Królestwa Czech, Cesarstwa Austriackiego, Królestwa Prus, Cesarstwa Niemieckiego, Republiki Weimar-skiej, by w 1933 r. stał się częścią III Rzeszy. Dopiero w 1945 r., po zakończeniu działań wojennych, tereny te zostały włączone do Polski.

More Maiorum74

D O L N O Ś L Ą S K I E

Page 75: More Maiorum nr 29

We Wrocławiu działa Śląskie Towarzystwo Genealogiczne. Na swojej stronie in-ternetowej zapraszają na spotkania wszystkich zainteresowanych:

SpotkaniaJako Śląskie Towarzystwo Genealogiczne (ŚTG) zapraszamy na nasze sta-łe spotkania — wstęp wolny (nie tylko dla członków, ale i dla wszystkich sympatyków i zainteresowanych), chyba że w danym przypadku wyraźnie podano inaczej (np. ze względu na ilość potrzebnych stanowisk kompute-

rowych przy warsztatach).

Kiedy Począwszy od maja 2015 r. spotkania ŚTG przeważnie odbywają się w każdą PIERW-SZĄ ŚRODĘ miesiąca, wspólnie od godz. 18:00, z możliwością wcześniejszych indywidualnych rozmów od godz. 17:00. Odpowiadające temu daty prezentujemy w terminarzu planowanych spotkań. O dokład-nych terminach i miejscach informujemy w zaproszeniach internetowych na stronie głównej niniejszej wi-tryny; w indywidualnych zaproszeniach rozsyłanych pocztą elektroniczną; na naszym profilu na Facebooku; ewentualnie można o to zapytać kogoś z zarządu ŚTG.

GdzieOd końca marca 2015 r. spotkania przeważnie odbywają się w Bibliotece „GRAFIT”, tj. w Filii nr 5 Miej-skiej Biblioteki Publicznej we Wrocławiu przy ul.Namysłowskiej 8, chyba że w danym przypadku wyraźnie podano inaczej.

More Maiorum 75

» fot. z zasobów A

P Wrocław

Page 76: More Maiorum nr 29

WRO

CŁA

W

■ STOLICA – Wrocław■ WAŻNE MIASTA – Wałbrzych – Legnica – Jelenia Góra – Lubin – Głogów – Świdnica■ ZNANE OSOBY – Paul Ehrlich – Fritz Haber – Krystyna Giżowska – Stanisław Bareja – Jerzy Szmajdziński – Max Born

» fot. Wikim

edia Com

mons

» fot. Myriam

Thyes /W

ikimedia C

omm

ons

More Maiorum76

FAKTY

985■ na Ostrowie Tumskim

powstał pierwszy gród 1138■ Wrocław stał się

siedzibą Władysława II Wygnańca

po rozbiciu dzielnicowym 1241■ spalenie miast na rozkaz

Henryka II Pobożnego 1387■ miasto otrzymało swój

pierwszy wodociąg 1523■ po kazaniach Jana

Hessa miasto przyjęło reformację

1702■ cesarz Leopold I założył

w mieście kolegium jezuickie

Page 77: More Maiorum nr 29

P O M O C N I K G E N E A L O G A

» fot. Wikim

edia Com

mons

More Maiorum 77

1702■ cesarz Leopold I założył

w mieście kolegium jezuickie

1742■ Wrocław został podniesiony

do rangi królewskiego miasta

rezydencjalnego1809■ pierwsze wybory do

samorządu miejskiego 1893■ pierwsze tramwaje

elektryczne na dzisiejszych

ziemiach polskich1842■ pierwsza linia kolejowa

na dzisiejszych ziemiach polskich

1946■ lipcu sprowadzono ze

Lwowa część zbiorów

Ossolineum i płótno Panoramy

Racławickiej

ARCHIWA PAŃSTWOWE

■ Archiwum Państwowe we Wrocławiu ul. Pomorska 2 50-215 Wrocław

■ Archiwum Państwowe we Wrocławiu Oddział w Jeleniej Górze ul. płk. Wacława Kazimierskiego 3 58-500 Jelenia Góra

■ Archiwum Państwowe we Wrocławiu Oddział w Kamieńcu Ząbkowickim Plac Kościelny 4 57- 230 Kamieniec Ząbkowicki

■ Archiwum Państwowe we Wrocławiu Oddział w Legnicy al. Marszałka J. Piłsudskiego 1 59- 220 Legnica

■ Archiwum Państwowe we Wrocławiu Oddział w Lubaniu ul. Bankowa 6 59- 800 Lubań Śląski

ARCHIWA DIECEZJALNE

■ Archiwum Archidiecezjalne we Wrocławiu ul. Kanonia 12 50-328 Wrocław

BIBLIOTEKI

■ Biblioteka Uniwersytecka we Wrocławiu ul. Szajnochy 7/10 50-076 Wrocław

■ Biblioteka Uniwersytecka we Wrocławiu na Piasku ul. św. Jadwigi 3/4 50-266 Wrocław

■ Biblioteka PAN Zakładu Narodowego im. Ossolińskich ul. Szewska 37 50-139 Wrocław

■ Biblioteka Kapitulna ul. Kanonia 12 50-328 Wrocław

■ Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna im. Tadeusza Mikulskiego Rynek 58 50-116 Wrocław

STRONY

■ Metryki.genealodzy – skany metryk z całej Polski ■ Genbaza – skany metryk z całej Polski■ Geneteka – indeksy z całej Polski■ Szukajwarchiwach.pl – skany metryk z całej Polski■ PoznanProject – indeksy małżeństw do r. 1899 z całej Polski■ Dolnośląska Biblioteka Cyfrowa■ Archiwum Państwowe we Wrocławiu – ICAAtoM – skany metryk■ Ahnenforschung in Schlesien – skany metryk z USC Wrocław I■ Family Search – skany parafii Wojkowice i Włodowice

Page 78: More Maiorum nr 29

» fot. Lwów

Miesięcznik H

eraldyczny, nr 8, 1909 r.

More Maiorum78

osoba miesiąca – Adam BonieckiAdam Józef Feliks Boniec-ki – polski heraldyk i historyk. Członek Polskiego Towarzystwa Heraldycznego, współautor „Herbarza Polskiego”.

S tudiował prawo na Uni-wersytecie w Petrsburgu, skąd musiał wyjechać i da-lej kształcił się w Ecole de

Droit w Paryżu. Kilka lat przepra-cował w Warszawie (m.in. jako sę-dzia-asesor), po czym osiedlił się w majątku Świdno, gdzie skupił się na badaniach heraldycznych. Pierwszą pracą heraldyczną Bo-nieckiego była wydana w 1875 r. „Kronika rodziny Bonieckich”. W 1899 r. wraz z Arturem Re-iskim, zaczął wydawać „Herbarz Polski”. Przez dziesięć lat uda-ło im się opublikować trzynaście tomów tego dzieła (do nazwiska Makomaski). W 1909 r. Boniecki umiera, a prace nad Herbarzem kontynuuje Reiski we współpracy z Włodzimierzem Dworzaczkiem.

Adam Józef Feliks Boniecki na świat przyszedł 20 listopada 1842 r. we wsi Żydów jako syn Ferdy-nanda Bonieckiego – 40-letniego szlachcica i katolika, sędziego po-

OSOBA MIESIĄCA

Marcin Marynicz

koju okręgu szydłowskiego, dzie-dzica dóbr Żydowa, oraz 34-letniej Leontyny zd. Stadnickiej. Rodzi-cami chrzestnymi byli Romuald Dembowski – dziedzic Sędziejo-wic, i Marcjanna Boniecka – dzie-dziczka Strawczynka.

Mały Adaś niestety nie nacieszył się zbyt długo rodzicami, ponieważ już jako 8-letnie dziecko był sierotą. Miał co prawda rodzeństwo, jednak oni sami byli niewiele starsi od nie-go. Pewien etap w życiu skończył się szybciej, niż powinien.

Page 79: More Maiorum nr 29

More Maiorum 79

OSOBA MIESIĄCA

Leontyna ze Stadnickich Boniecka zmarła 30 października 1848 r. w Radomiu, mając – według aktu zgonu – 40 lat. Pozostawiła po sobie męża Ferdynanda i czworo dzieci – Michała, Adama, Stanisława i Jana. Jej rodzicami byli Jan Stadnicki – łowczy Stanisława Augusta Poniatowskiego, i Marianna zd. Straż. Matka żyła w chwili śmierci swojej dorosłej już córki.

Ferdynand Boniecki zmarł 20 stycznia 1851 r. w Żydowie. W chwili śmierci był sędzią pokoju okręgu Szydłow-skiego i Radcą Dyrekcji Głównej Towarzystwa Kredytowego i Guberni Radomskiej oraz dziedzicem dóbr Żydowa i Chomentówka. Mieszkał w Żydowie, był szlachcicem i katolikiem. Żył 48 lat, a jego rodzicami byli zmarły Tomasz i żyjąca Marcjanna (dziedziczka Strawczynka, to prawdopodobnie ona była matką chrzestną Adama). Po-zostawił po sobie żonę Teofilę zd. Stadnicką i trzech synów z pierwszego małżeństwa.

Page 80: More Maiorum nr 29

More Maiorum80

OSOBA MIESIĄCA

Page 81: More Maiorum nr 29

More Maiorum 81

Adam Józef Feliks Boniecki i Jadwiga Olimpia Maria Urszula Antonina Aniela Stadnicka pobrali się 29 sierpnia 1877 r. w Warszawie (akt małżeństwa wpisany do ksiąg parafii Michałowice). On był 34-letnim kawalerem, uro-dzonym w Żydowie, zamieszkałym w Świdnie, ona była o 2 lata młodsza, na świat przyszła w Osmolicach jako córka Juliusza Stadnickiego i Marianny zd. Grabowskiej. Ciekawe jest już to, że zarówno matka, jak i żona Adama, nosiły to samo nazwisko (dodatkowo jego ojciec jako drugą żonę również miał Stadnicką). Nie trzeba było za daleko się wgłębiać w ich genealogię, by zobaczyć, że byli dość blisko spokrewnieni – dziadek ojczysty Jadwigi był rodzonym bratem dziadka macierzystego Adama.

Adam i Jadwiga Bonieccy na pewno mieli syna, który na świat przyszedł 26 listopada 1879 r. w Warszawie. Na chrzcie świętym otrzymał imiona Michał Józef Fe-liks Augustyn, a rodzicami jego chrzestnymi byli Stani-sław Stadnicki i Maria Stadnicka oraz Stanisław Boniec-ki i Maria Boniecka. Niestety losy tego potomka nie są znane.

Adam Boniecki zmarł 24 czerwca 1909 r., mając 66 lat. Pozostawił po sobie żonę, syna, brata, bratową i pozosta-łych krewnych. Pogrzeb odbył się 4 dni później, zmarły został pochowany w podziemiach kościoła św. Krzyża. ■

OSOBA MIESIĄCA

Page 82: More Maiorum nr 29

Echo Sieradzkie , 13 czerwca 1930

Łódzkie Echo Wieczorne, 30 czerwca 1926

More Maiorum82

Smutne zajście w szkole.

Nauczyciel zdał kasę i strzelił sobie w serce.

Katowice. 12. 6. (Od wł. kor.) Wczoraj w szkole im. Tadeusza Kościuszki w Siemianowicach rozegrała się krwawa tragedia, której tła dotychczas nie wy-jaśniono. Między dyrektorem szkoły p. Wróblem, a nauczycielem Stanisławem Żbikiem istniał od dłuższego czasu zatarg. Wczoraj nauczyciel Żbik przybył do szkoły silnie zdenerwowany. Zwrócił się on do jednego z kolegów z prośbą o odebranie od niego kasy komitetu obywatelskiego i o pokwitowanie odbio-ru. Po otrzymaniu pokwitowania Żbik dobył rewolweru i strzelił sobie w pierś poniżej serca. Rannego nauczyciela w stanie beznadziejnym przewieziono do szpitala.

Niesamowita noc na cmentarzu na Brudnie.

Pod wpływem snu czy halucynacji narzeczony rozkopuje grób narzeczonej. Twarz zmarłej okraszo-na nieznikajacym rumieńcem.

(Od własnego korespondenta). Warszawa, 30. 6. Onegdaj zmarła w Warszawie po krótkiej cho-robie młoda panna, nazwiskiem Jadwiga Wojewodówna. Lekarze warszawscy nie mogli znaleźć przyczyny zgonu. Zaznaczyć należy, że zmarła jeszcze za życia dwukrotnie już popadała w letarg. Narzeczony jej, Kazimierz Tarnowski, urzędnik magistracki, po pogrzebie miał sen w którym ujrzał zmarłą wyciągającą do niego ręce i mówiącą: - Kaziu, jestem w letargu. Pod wrażeniem tego snu Tarnowski zaopatrzył się w latarkę elektryczną, łopatę i poszedł nocą na cmentarz na Brudnie, gdzie rozkopał grób i rozbił trumnę. Sen jednak okazał się nieprawdziwy, gdyż narzeczona spoczywała w tej samej pozycji w jakiej ją pochowano bez żadnych oznak życia. Wobec tego Tarnowski wrócił do domu, gdzie go wczoraj aresztowano. Ponieważ jednak na twarzy zmarłej istotnie po zgonie nie zauważono trupiej bladości, ani zewnętrznych oznak śmierci, a natomiast rumieniec (to właści-wie było przyczyną snu czy też halucynacji jej narzeczonego) przeto władze dokonać mają w dniu dzisiejszym ekshumacji zwłok, w celu stwierdzenia przyczyny śmierci Wojewodówny. Przedmieś-cia Warszawy oraz lokatorzy domu, w którym mieszkała Wojewodówna, faktem tym są okropnie poruszeni. Na cmentarzu na Brunie zbierają się całe tłumy.

z pierwszych stron gazet

Page 83: More Maiorum nr 29

NOWOŚCI

Pierwsze skany metryk z AP Katowice już dostępne!

Na stronie internetowej Górnośląskiego Towarzystwa Genealogicznego, pojawiły się pierwsze skany metryk z zasobu Archiwum

Państowego w Katowicach. Obecnie za-kończył się etap 1.1. digitalizacji. Sfotogra-

fowano prawie 15,5 tys. stron na ponad 8 tys. zdjęć.

Prawdopodobnie do końca lipca zakończy się etap 1.2., obejmujący Tarnowskie Góry (katolickie), Repty, Stare Tarnowice, Miast-

eczko Śląskie i Żyglin.Skany metryk dostępne tutaj.

***Ziemia chełmska dla genealoga

Szczególnie interesujący jest “zbiór materiałów archiwalnych przechowy-

wanych w archiwach państwowych i nie tylko dotyczących historii poszczególnych

miejscowości w podziale na gminy”, a w dziale genealogia – indeksy metrykalne.

Strona dostępna tutaj.***

Rosyjskie metryki z Permu i okolic dostępne w Internecie!

Jest to baza ksiąg metrykalnych. Znajdują się tam nazwiska polskie. Wyszukiwarka

działa rewelacyjnie. Wystarczy tylko wpisać nazwisko (w języku rosyjskim), a już po chwili pojawiają się informacje i skany

metryk.Nazwiska dostępne tutaj.

***Podkarpaccy c.k. notariusze online

Kolejne archiwalne dokumenty udostępni-one w Internecie... notariusze z Pilzna i Kol-

buszowej (woj. podkarpackie) lata 1861 - 1914. Więcej informacji tutaj.

Informacje z profilu FB Genealodzy.PL

HUMOR

» fo

t. p

rofil

FB

Mał

opol

skie

j Bib

liote

ki C

yfro

wej

Echo Sieradzkie , 13 czerwca 1930

More Maiorum 83

Page 84: More Maiorum nr 29

More Maiorum84

Zapraszamy do współpracy!

More Maiorum

Bliscy boją się być blisko, żeby nie być dalej. ~ks. Jan Twardowski

Współpracują z nami: