10
POWRÓT ROBOTNIKA „Nowy Robotnik” Nr 01/2015 Grudzień 2014/Styczeń 2015 ówno 120 lat temu polscy robotnicy, chłopi, ludzie pracy po raz pierwszy mogli przeczytać pismo socjalistyczne „Robotnik”. Było one wydawane przez Polską Partię So- cjalistyczną i stanowiło jej główny organ prasowy, bar- dzo ważny sposób komunikowania się ze społeczeństwem. Przez wiele pierwszych lat istnienia naczelnym redaktorem pi- sma był towarzysz Wiktor, lepiej znany dzisiaj jako Marszałek Józef Piłsudski. W wydanej po latach wspomnieniowej książ- ce zatytułowanej „Bibuła” opisał wszystko to, co sprawiało, że „Robotnik” był pismem rzeczywiście wyjątkowym. Nie przestał być takim w latach międzywojennych, zawsze stojąc po stronie lewicowych wartości. To w nim właśnie w 1929 roku ukazał się słynny wiersz Juliana Tuwima „Do prostego człowieka”, będący poetyckim wezwaniem do zaprzestania dążenia do wojny, któ- ra przyniesie zyski kilku przedsiębiorcom, milionom zwykłych ludzi zaś jedynie głód i śmierć. W „Robotniku” pisało wielu ów- czesnych działaczy PPS, znakomitych reportażystów czy poetów właśnie. W czasach PRL „Robotnik” zniknął na wiele lat, bo był zbyt niewygodny dla władzy sprawowanej rzekomo w imieniu robot- ników i chłopów. Nieprzypadkowo jednak odrodził się w czasach powstawania opozycji demokratycznej po 1976 roku. Stało się to w chwili, gdy władza pałowała robotników Radomia, zatem nie było lepszej okazji, by po raz kolejny upomnieć się o ludzi pracy. Od tamtego czasu tytuł pojawiał się i znikał, gdyż idea przyświecająca mu od samego początku pozostawała żywa. Jak pisali wydawcy pierwszego numeru – jednodniówki „Ro- botnika” (luty 1894 r.): „Brak pisma takiego, w odpowiednim oświetleniu przedstawiającego wszystkie objawy naszego życia społecznego, należycie piętnującego na każdym kroku spotykać się dające fakty politycznego ucisku i ekonomicznego wyzysku, odczuwać się daje dotkliwie”. Dzisiaj znów pojawiła się potrze- ba wydawania pisma, które będzie głosem polskich socjalistów, skierowanym do osób pracujących, bezrobotnych, wykluczo- nych, związkowców i wszystkich tych, którzy całkiem nieźle sobie radzą, ale pragną zmian ogólnospołecznych. Nie chcemy bezproduktywnie narzekać, ale walić prawdą po oczach i szukać najlepszych rozwiązań. „Nowy Robotnik”? Dziś socjalizm to nie tylko dobra praca i godne, spokojne życie na odpowiednim poziomie. To także ciągłe upominanie się o osoby wykluczone, prześladowane, uciskane. To też pod- noszenie kwestii związanych z ochroną środowiska i zmianami klimatycznymi, to apele o świadomy i zrównoważony rozwój. O takim nowoczesnym socjalizmie będziemy pisać w „Nowym Robotniku”. Coraz więcej obywatelek i obywateli naszego kraju doświad- cza na własnej skórze, że trwający od 25 lat projekt kapitali- styczny jest niezbyt udany, delikatnie rzecz ujmując. Z całą pewnością nie jest korzystny z punktu widzenia zwykłego oby- watela. Co więcej, odbiera się nam nadzieję i wolę działania, mówiąc że wszystko już było (ponoć socjalizm też, choć mowa o autorytarnym komunizmie, czyli czytaj dalej na stronie 2. > R LEWICA I WSPÓŁCZESNA POLSKA LEWICA Zadaniem formacji lewicowych jest reprezentowanie interesów ludzi, którzy żyją z własnej pracy. CZYTAJ NA STRONIE 4. JAK WSPIERAĆ NIEPEŁNOSPRAWNYCH PRACOWNIKÓW Co przeszkadza w zatrudnieniu niepełnosprawnych? Marcin Antoniak CZYTAJ NA STRONIE 6. ZOSTAŃ ZWIĄZKOWCEM Dlaczego związki zawodowe w piśmie PPS i dlaczego są one tak ważne? Jarosław Przęczek CZYTAJ NA STRONIE 7. Fot. EM, SAP

"Nowy Robotnik" nr 1/2015

Embed Size (px)

DESCRIPTION

 

Citation preview

POWRÓT ROBOTNIKA

„Nowy Robotnik”Nr 01/2015 Grudzień 2014/Styczeń 2015

ówno 120 lat temu polscy robotnicy, chłopi, ludzie pracy po raz pierwszy mogli przeczytać pismo socjalistyczne „Robotnik”. Było one wydawane przez Polską Partię So-cjalistyczną i stanowiło jej główny organ prasowy, bar-

dzo ważny sposób komunikowania się ze społeczeństwem.Przez wiele pierwszych lat istnienia naczelnym redaktorem pi-sma był towarzysz Wiktor, lepiej znany dzisiaj jako Marszałek Józef Piłsudski. W wydanej po latach wspomnieniowej książ-ce zatytułowanej „Bibuła” opisał wszystko to, co sprawiało, że „Robotnik” był pismem rzeczywiście wyjątkowym. Nie przestał być takim w latach międzywojennych, zawsze stojąc po stronie lewicowych wartości. To w nim właśnie w 1929 roku ukazał się słynny wiersz Juliana Tuwima „Do prostego człowieka”, będący poetyckim wezwaniem do zaprzestania dążenia do wojny, któ-ra przyniesie zyski kilku przedsiębiorcom, milionom zwykłych ludzi zaś jedynie głód i śmierć. W „Robotniku” pisało wielu ów-czesnych działaczy PPS, znakomitych reportażystów czy poetów właśnie. W czasach PRL „Robotnik” zniknął na wiele lat, bo był zbyt niewygodny dla władzy sprawowanej rzekomo w imieniu robot-ników i chłopów. Nieprzypadkowo jednak odrodził się w czasach powstawania opozycji demokratycznej po 1976 roku. Stało się to w chwili, gdy władza pałowała robotników Radomia, zatem nie było lepszej okazji, by po raz kolejny upomnieć się o ludzi pracy. Od tamtego czasu tytuł pojawiał się i znikał, gdyż idea przyświecająca mu od samego początku pozostawała żywa. Jak pisali wydawcy pierwszego numeru – jednodniówki „Ro-botnika” (luty 1894 r.): „Brak pisma takiego, w odpowiednim oświetleniu przedstawiającego wszystkie objawy naszego życia społecznego, należycie piętnującego na każdym kroku spotykać się dające fakty politycznego ucisku i ekonomicznego wyzysku, odczuwać się daje dotkliwie”. Dzisiaj znów pojawiła się potrze-ba wydawania pisma, które będzie głosem polskich socjalistów, skierowanym do osób pracujących, bezrobotnych, wykluczo-nych, związkowców i wszystkich tych, którzy całkiem nieźle sobie radzą, ale pragną zmian ogólnospołecznych. Nie chcemy bezproduktywnie narzekać, ale walić prawdą po oczach i szukać najlepszych rozwiązań.

„Nowy Robotnik”? Dziś socjalizm to nie tylko dobra praca i godne, spokojne życie na odpowiednim poziomie. To także ciągłe upominanie

się o osoby wykluczone, prześladowane, uciskane. To też pod-noszenie kwestii związanych z ochroną środowiska i zmianami klimatycznymi, to apele o świadomy i zrównoważony rozwój. O takim nowoczesnym socjalizmie będziemy pisać w „Nowym Robotniku”. Coraz więcej obywatelek i obywateli naszego kraju doświad-cza na własnej skórze, że trwający od 25 lat projekt kapitali-styczny jest niezbyt udany, delikatnie rzecz ujmując. Z całą pewnością nie jest korzystny z punktu widzenia zwykłego oby-watela. Co więcej, odbiera się nam nadzieję i wolę działania, mówiąc że wszystko już było (ponoć socjalizm też, choć mowa o autorytarnym komunizmie, czyli czytaj dalej na stronie 2. >

R

LEWICAI WSPÓŁCZESNA POLSKA LEWICA Zadaniem formacji lewicowych jest reprezentowanie interesów ludzi, którzy żyją z własnej pracy.CZYTAJ NA STRONIE 4.

JAK WSPIERAĆNIEPEŁNOSPRAWNYCHPRACOWNIKÓWCo przeszkadza w zatrudnieniu niepełnosprawnych?

Marcin AntoniakCZYTAJ NA STRONIE 6.

ZOSTAŃ

ZWIĄZKOWCEMDlaczego związki zawodowe w piśmie PPS i dlaczego są one tak ważne? Jarosław PrzęczekCZYTAJ NA STRONIE 7.

Fot. EM, SAP

PRL), a teraz przynajmniej mamy wolność. Nie jest to prawdą. Jest wiele możliwości, a dla nas tą najbardziej optymalną jest socjalizm demokratyczny, oparty na wspaniałej tradycji polskie-go patriotycznego socjalizmu. Na naszych łamach tę historię i jej postacie będziemy również przypominać, bo są one dla nas źródłem inspiracji do tego, w jaki sposób można zmieniać tu i teraz. Wielu czytelników zapewne zastanawia się, dlaczego wybra-liśmy nazwę „Nowy Robotnik”. Wybór został podjęty po długim namyśle, a przyczynił się do niego szereg okoliczności, m.in. próba połączenia ideologicznej otoczki i nowych technologii. Chcieliśmy podkreślić, że jesteśmy nowymi ludźmi, nową ekipą i choć będziemy czerpać całymi garściami z dorobku pierwszego „Robotnika”, to nie potrafimy i nie chcemy zastąpić Piłsudskie-

go, Perla i reszty słynnej pierwszej redakcji.Drugi powód jest właśnie natury technologicznej. „Nowy Robot-nik” będzie wychodził w Internecie, więc podkreślamy nowocze-sność naszego pisma. Mamy też nadzieję, że kiedyś będzie ono jednym tchem wymieniane z innymi tytułami mającymi przy-miotnik „nowy” w nazwie – „Nowym Obywatelem” i „Nowymi Peryferiami”. Ten numer ma charakter zapoznawczy, jest zapowiedzią, przywitaniem z naszymi Czytelnikami. Wierzymy, że kolejny numer zaspokoi apetyt każdego spragnionego tekstów socjali-stycznych. Zachęcamy do dzielenia się oczekiwaniami i uwagami ([email protected]).

Wasza Redakcja

trzymaliście pierwszy numer „Nowego Robotnika”. Chcemy, aby ukazywał się regularnie i był organem informacyjnym Partii. Na jego łamach będziemy pu-blikować materiały programowe i stanowiska, a także

wasze opinie i wszystko to, czym chcemy się dzielić ze społe-czeństwem. „Nowy Robotnik” to historyczna kontynuacja organu pra-sowego PPS. Pismo powołane zostało uchwałą II Zjazdu PPS w lutym 1894 roku. „Robotnik” wychodził do 1939 roku i był jedynym pismem wydawanym w oblężonej Warszawie. Z gazetą związanych było wielu wybitnych działaczy Partii: Jan Stróżec-ki, Stanisław Wojciechowski Józef Piłsudski i wielu innych. PPS chce kontynuować tradycję tego pisma. Wydawanie „Robotnika” ma też uzasadnienie w obecnej sy-tuacji politycznej i społecznej. Żenujący wynik środowisk lewi-cowych w wyborach samorządowych skłania do zastanowienia się na formą współpracy partii lewicowych. Wzajemne swary

nie doprowadzą do poprawy tej sytuacji. PPS proponuje stwo-rzenie wspólnej, dla lewicy platformy programowej. Platforma ta pozwoli wypracować cele i metody pracy dla całej polskiej le-wicy. Ci, którzy do niej przystąpią stworzą realną wizję lepszej, sprawiedliwej Polski. Platforma taka pozwoli na prezentowanie swoich pomysłów, zachowując niezależność i integralność wła-snych ugrupowań. Najlepszy program, mądre i trafne stanowisko nie jest nic warte, jeżeli nie podda się społecznemu osądowi. Najpierw mu-simy przekonać społeczeństwo do naszych idei, a dopiero po-tem proponować wybór kandydatów na różne stanowiska. Ci wybrani przez nas muszą realizować to, co zapowiadali. Jeżeli proponuje się kandydatów bez programu, to jest to tylko pogoń za stołkami. Mam nadzieję, że właśnie „Nowy Robotnik” będzie jednym z takich źródeł wiedzy o naszej partii, o naszym środo-wisku i o tym, co chcemy zrobić dla społeczeństwa i państwa. Życzę ciekawej lektury.

Robotnikorgan prasowy PPS Bogusław Gorski, Przewodniczący RN PPS

Najpierw musimy przekonać społeczeństwo do naszych idei, a dopiero potem proponować wybór kandydatów na różne stanowiska.

O

Już 31 stycznia 2015 r. (w sobotę), w siedzibie Ogól-nopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych (War-szawa, ul. Kopernika 36/40), w godz. 11.00-15.00 odbędzie się konferencja dotycząca zainicjowanego przez PPS projektu usta-wy o Rzeczniku Praw Pracowniczych (RPP). Podczas spotkania z udziałem ekspertów, działaczy związkowych poddamy dyskusji wstępne pomysły, założenia do projektu obywatelskiego ustawy o RPP.

W ciągu kolejnych miesięcy będziemy podejmować różno-rodne działania zmierzające do utworzenia tej niezwykle po-trzebnej instytucji państwowej chroniącej ludzi pracy. Jest to szczególnie istotne teraz, kiedy prawa pracownicze są coraz bar-dziej ograniczane i coraz więcej pracujących jest „wyjętych spod kodeksu pracy”.

RZECZNIK PRAW PRACOWNICZYCHINSTYTUCJA CHRONIĄCA LUDZI PRACY

Zaproszenie na konferencję

Patronat medialny: „Dziennik Trybuna”, „Przegląd Socjalistyczny”, „Nowy Robotnik”. Konferencja odbędzie się przy wsparciu Fundacji im. Róży Luksemburg

I po wyborach

Działaczki i działacze PPS w różny sposób uczestniczyli w wyborach samorządowych. W Płocku i Gubinie startowali z wła-snych komitetów wyborczych wyborców. W Bydgoszczy i Lubli-nie członkowie PPS kandydowali ze wspólnych list koalicyjnych z innymi organizacjami lewicy. Trójka działaczy w Łodzi i czte-rech na Śląsku (Katowice i Częstochowa) zdecydowało się na start z list SLD - Lewica Razem. W tych okręgach nie udało się zdobyć mandatów. Jednakże uzyskaliśmy pozytywny wynik w województwie świętokrzyskim, gdzie z listy SLD - Lewica Razem do samorządu dostało się pięciu radnych z PPS (w Pińczowie, Jędrzejowie i Busku Zdroju).

100 lat dla „Przeglądu Socjalistycznego”!

„Przegląd Socjalistyczny” jest wydawany od 10 lat. Aktual-nie redaktorem naczelnym jest Andrzej Ziemski. Ukazało się już 47 numerów pisma. Z okazji jubileuszu 5 grudnia w Warszawie Stowarzyszenie Ruch Społeczny „Praca-Pokój-Sprawiedliwość” zorganizowało konferencję. W spotkaniu wzięli udział przedsta-wiciele OPZZ, PPS, SLD, Stowarzyszenia „Pokolenia” (współor-ganizacja), a także Unii Pracy, Partii Regionów, Polskiej Lewicy, Komunistycznej Partii Polski, Ruchu Ludzi Pracy i stowarzyszeń lewicowych. W panelu wzięli udział naukowcy i działacze po-lityczni. Dyskutowano o historycznych i współczesnych war-tościach i zadaniach lewicy oraz o lewicowej kandydaturze na Prezydenta RP.

Rada Naczelna pod znakiem wyborów

W sobotę 13 grudnia w Warszawie odbyła się Rada Naczelna, zamykająca 2014 r. Zebrani omówili organizację oraz wyniki wy-ników wyborów samorządowych. Ponadto przyjęto uchwały nt.: „Lewica i współczesna polska lewica”, „Demokracja i socjalizm”, „PPS w sprawie udziału lewicy w wyborach samorządowych”. Określono również zadania polityczne i organizacyjne PPS na rok 2015: „Kryzys systemowy kapitalizmu, pogarszanie się sytu-acji społecznej i ekonomicznej ludzi pracy w Polsce to warunki, które ułatwiają oddziaływanie na świadomość społeczeństwa. PPS musi organizować sprzeciw i bunt przeciw niesprawiedli-wej rzeczywistości”. RN była zgodna co do konieczności podję-cia przez PPS inicjatywy utworzenia programowego bloku wy-borczego lewicy w wyborach do Sejmu i Senatu. W dokumencie „Lewica i współczesna polska lewica”, czytamy, że „w odczuciu społecznym socjaldemokratyczny SLD, programowo nie różni się wyraźnie od liberalnego PO”, dlatego nie jest reprezentan-tem ludzi pracy. Wspólny program wyborczy lewicy powinien opierać się przede wszystkim na odrzuceniu neoliberalizmu i odstąpieniu od prywatyzacji, na potwierdzeniu obowiązywania publicznych systemów szkolnictwa, ochrony zdrowia i systemu emerytalnego wynikającego z solidarności pokoleń, czy też na przyjęciu do realizacji postulatów związków zawodowych. (na podst. „Informacji CKW”, nr 70/15)

NR

o cieszącej się złą sławą „Ustawie 67” (z maja 2012 r.), podnoszącej wiek emerytalny oraz po nowelizacji Kodek-su pracy (czerwiec 2013), wydłużającej pracowniczy dzień do dwunastu godzin i wprowadzającej roczny okres roz-

liczeniowy, nie jest wielkim zaskoczeniem kolejny pomysł Plat-formy Obywatelskiej i spółki, mający na celu wydłużenie tygo-dnia pracy do sześciu dni. Mówiąc w wielkim skrócie, plany są takie, byśmy pracowali po pół doby przez sześć dni w tygodniu do 67 roku życia i za marne wynagrodzenie. W odpowiedzi na plany wydłużenia tygodnia pracy 25 paź-dziernika 2014 b.r. w Bełchatowie odbyła się manifestacja pod hasłem „Nie oddamy wolnych sobót! Nie lekceważcie ludzi pra-cy!” zorganizowana przez związki zawodowe: Międzyzakładowy Związek Zawodowy „Odkrywka”, PZZP Miedza, ZZPRC Elek-trownia Bełchatów i WZZ Sierpień’80. Manifestanci przyjecha-li z całej Polski, by wyrazić sprzeciw wobec zaproponowanych przez Platformę Obywatelską zmian. Kolejna demonstracja odbyła się 8 listopada we Wrocławiu i przybyli na nią działacze i działaczki z kilku miast. Na obu protestach podkreślano, jak ważna jest obrona tego prawa pracowniczego, wywalczonego przez ruch pracowniczy, związkowy.

Dla kogowolne soboty?Ewa Miszczuk

Mówiąc w wielkim skrócie, plany są takie, byśmy pracowa-li po pół doby przez sześć dni w tygodniu do 67 roku życia i za marne wynagrodzenie.

Co słychać uSocjalistów?

Wspólny program wyborczy lewicy powinien opierać się przede wszyst-kim na odrzuceniu neoliberalizmu

P

Fot. EM, SAP

listopadowych wyborach samorządowych – jak zwy-kle – uczestniczyła mniej niż połowa uprawnionych do głosowania. Głosami tej mniejszości wybrane zostały władze samorządowe. Dominowały konser-

watywny PiS i liberalne PO. Sukces odnieśli ludowcy reprezentu-jący mieszkańców wsi i mniejszych miast. Socjaldemokratyczny SLD nie osiągnął sukcesu. Bardzo urosły w siłę ruchy lokalne i lokalni liderzy zorganizowani w Komitety Wyborcze Wyborców. Po wyborach rozgorzała dyskusja o polskiej lewicy, a wła-ściwie o braku lewicowego bloku politycznego i wyborczego. Z różnych sondaży wynika, że powinien on mieć poparcie połowy społeczeństwa. Mądrzy politolodzy, którzy akceptują neolibe-ralną rzeczywistość, twierdzą, że tradycyjny podział na lewicę i prawicę jest już nieaktualny. Główna linia podziału politycz-nego powinna – jak w USA – przebiegać pomiędzy siłami „li-beralizmu i nowoczesności” a siłami „konserwatyzmu wynikającego z tradycji i religii”. Przewagę powinny mieć oczywiście siły „liberalizmu i nowoczesności”. W Polsce „lewica polityczna i spo-łeczna” to rzeczywiście dzisiaj pojęcie niejednoznaczne. To pojęcie całkowicie rozmyte i pozbawione treści. Tak zwa-na transformacja ustrojowa była i jest realizowana przez wszystkie strony polityczne i te, które określają się jako prawicowe i te, które określają się jako lewicowe. Wspólnie wprowadziły one w Polsce brutalny neoliberalny kapitalizm. Wspólnie przez 25 lat niszczą własność społeczną w Polsce. Pry-watyzują służbę zdrowia i szkolnictwo. I prawica i lewica zapo-mniały, że Konstytucja RP określa ustrój gospodarczy naszego państwa. Jest to społeczna gospodarka rynkowa, a więc system,

jaki jest w krajach skandynawskich. W odczuciu społecznym socjaldemokratyczny SLD programowo nie różni się wyraźnie od liberalnego PO. Określanie sił politycznych jako „lewica” i „prawica” zaczęło się ponad dwieście lat temu, na początku Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Od tego czasu „lewica” to reprezentanci „stanu trzeciego” – chłopstwa i mieszczaństwa, a więc reprezentanci ludzi żyjących z własnej pracy. „Prawica” to reprezentanci klas posiadających. Dwieście lat temu była to arystokracja i ducho-wieństwo a dzisiaj są to właściciele wielkiego kapitału między-narodowego i właściciele kapitału lokalnego. Zadaniem formacji lewicowych jest reprezentowanie interesów ludzi, którzy żyją z własnej pracy. Dotyczy to stanowienia prawa oraz wybierania władz państwowych i samorządowych. Dotyczy to pracy i płacy, a także wa-

runków pracy. Interes ludzi pracy wyra-ża się też w sposobie podziału dochodu narodowego czy w kierunkach rozwoju gospodarczego i społecznego państwa. Interesy ludzi pracy oraz interesy klasy posiadającej są różne, zwykle sprzeczne. Ta sprzeczność będzie się trwać, dopóki będzie istniała klasa pracująca i klasa po-siadająca. Oznacza to, że w kapitalizmie musi być „lewica” jako reprezentant i obrońca interesów ludzi pracy. Z założe-

nia lewicowe są związki zawodowe. Postula-ty związków zawodowych to postulaty ludzi pracy. To postulaty, o które mają walczyć le-wicowe partie polityczne.

Dziś w Polsce partie czy organizacje liberalne obyczajowo przedstawiają się jako lewicowe. Liberalizm obycza-jowy, ogólnie rzecz biorąc, jest w interesie pracujących, ale to margines problemów, jakie stoją przed lewicą jako reprezentan-

Znamienne jest jednak to, że temat wolnych sobót dotyczy coraz mniejszej liczby osób. Wspomniałam, że zgodnie z planem, pra-ca w Polsce ma być długa, tania i wytężona, ale warto dodać, że coraz częściej jest to praca niepewna, na umowę o dzieło, zlece-nie czy na zasadzie wypożyczenia przez agencję pracy. Praca ma być wygodna dla pracodawcy, a pracownik – jak najmniejszym „obciążeniem” dla zakładu pracy. I to jest dość powszechny dra-mat. Trudno określić rzeczywistą liczbę pracowników zatrud-nionych poza Kodeksem pracy. Szacuje się, że może to być nawet co czwarty zatrudniony, a przy bardzo ostrożnych danych (np. Głównego Urzędu Statystycznego), problem ten dotyczy około miliona zarobkujących osób. Wolne soboty dla wielu takich pracowników to już od dawna nieosiągalny luksus, podobnie jak stała płaca i jakieś zupełnie zwyczajne plany życiowe, jak zakup mebla, lodówki czy letni rodzinny wyjazd na kilka dni nad jezioro. Niepewna praca to rozchwiane życie na raty. Być może wolne soboty to już utracone prawo, a ewentualna ustawa ma tylko przyklepać stan faktyczny. Tak przecież było z elastycznym czasem pracy. Na obie wspomniane manifestacje w obronie wolnych sobót nie przyszły tłumy, co nie oznacza, że problem większości z nas nie interesuje i nie dotyczy. Myślę, że powód jest inny. Po raz kolejny podzielono społeczeństwo – tym razem na względnych szczęśliwców, którzy mają stałą pracę (nawet za małe pienią-dze) i na partyzantów rynku pracy. Pewnie dlatego szczęśliwcy najczęściej milczą, obawiając się utraty kolejnego prawa, a par-tyzanci w tym czasie polują. Na zarobek.

Lewica i współczesna polska lewica Stanowisko Rady Naczelnej PPSprzyjęte na posiedzeniu w dniu 13.12.2014 r.

Zadaniem formacji lewicowych jest reprezentowanie interesów ludzi, którzy żyją z własnej pracy.

W

Interesy ludzi pra-cy oraz interesy

klasy posiadającej są różne, zwykle

sprzeczne.

Fot. EM, SAP

Wspólna lista to za mało

Ewa Miszczuk

Możemy?

Piotr Kosiński

tem ludzi pracy. Głosząc liberalizm ekonomiczny i obyczajowy nie można przedstawiać się jako partia lewicy, jak robi to pan Palikot. To nie jest nadużycie, to jest oszustwo! Zasadnicza sprawa to panujący system społeczno-gospodar-czy i stosunki własnościowe, jakie on tworzy. Albo stosunki spo-łeczne i gospodarcze odpowiadają potrzebom i dążeniom ludzi pracy albo są sprzeczne z ich interesem. Kapitalizm to system społeczno-gospodarczy sprzeczny z interesem ludzi pracy. Wy-kazano to naukowo już wiele, wiele lat temu. Zakłada on wyzysk pracownika i tworzy przymus ekonomiczny w interesie klasy posiadającej. Umożliwia gromadzenie bogactw z wyzysku pra-cowników, lichwy i handlu jako własności prywatnej chronionej prawem spadkowym. Rozwija najgorsze ludzkie cechy jak ego-izm i chciwość. Niszczy naturalne ludzkie dążenie do życia we wspólnocie. Trzeba postawić pytanie: czy lewica może popierać kapitalizm? W 1990 roku zaczęła się „transformacja” ustrojowa i zbudo-wano w Polsce najbrutalniejszy i najbardziej cyniczny kapitalizm neoliberalny. Majątek wspólny należący do ludzi pracy, tworzo-ny przez dziesięciolecia ich pracy i wyrzeczeń został zniszczo-ny lub „sprywatyzowany”. Właścicielem polskiej gospodarki stał się międzynarodowy kapitał. Ludziom pracy zafundowano ogromny dług publiczny, bo dla utrzymania spokoju społeczne-go kapitalistyczne państwo musi się zadłużać. Ten historycz-ny, mówiąc kolokwialnie, „przekręt” jakim była transformacja ustrojowa, długo będą analizować historycy. Jednak jedno jest pewne – w 1990 roku i później nie było w Polsce prawdziwego reprezentanta interesów ludzi pracy. Nie było lewicy. Kapitalizm na świecie jest w kryzysie systemowym. Od siedmiu lat gospodarki Europy i USA nie rozwijają się. Nie ma przyrostu dochodów narodowych. W USA i w Europie musiano odrzucić neoliberalizm. Włączono interwencjonizm państwowy.

Ale to ciągle za mało, aby wyjść z kryzysu systemowego. W Pol-sce w dalszym ciągu prywatyzuje się i „reprywatyzuje” majątek społeczny. Neoliberalizm jest nadal praktykowaną doktryną. W Polsce dziś – jak w 1990 roku – nie ma siły politycznej, która skutecznie reprezentuje interesy ludzi pracy. Nie ma silnej le-wicy. Czas najwyższy, aby zbudować w Polsce silną formację lewicową. Związki zawodowe, socjaldemokraci i socjaliści powinni przedstawić wspólną propozycję programową. Ustalić, co trzeba zmienić w Polsce, w zarządzaniu pań-stwem, żeby sprawy toczyły się w interesie ludzi pracy. Co powinno być w programie polskiej lewicy:odrzucenie neoliberalizmu w polskiej gospodarce: odstąpienie od prywatyzacji i reprywatyzacji, zbadanie przez sądy niepra-widłowości i strat majątkowych, jakie poniosło społeczeństwo polskie w wyniku procesów prywatyzacyjnych; odrzucenie neo-liberalnych doktryn społecznych i politycznych; potwierdzenie obowiązywania w Polsce publicznych systemów szkolnictwa i ochrony zdrowia wynikających z solidarności społecznej i sys-temu emerytalnego wynikającego z solidarności pokoleń; przy-jęcie do realizacji postulatów związków zawodowych; budowa systemu społeczno-gospodarczego wzorowanego na państwach skandynawskich; media państwowe muszą przedstawiać prawdę w informacji i publicystyce; Polska powinna mieć dobre stosun-ki z sąsiadami, nie powinna mieć obcych baz wojskowych na swoim terytorium i nie powinna uczestniczyć w wojnach impe-rialnych.

Wspólna propozycja programowa lewicy powinna stano-wić wspólny program wyborczy koalicji lewicowej w wy-borach do Sejmu i Senatu.

Jaka strategia dla lewicy?Od redakcji: Ostatnie wybory samorządowe pokazały stan polskiej lewicy. I tej parlamentarnej i tej, która aktualnie jest w opozycji pozaparlamentarnej. By nie podtapiać statku, na którym i my płyniemy, napiszemy tylko, że nie jest różowo. Pojawiło się jednak światełko w tunelu. Słabe wyniki wyborcze skłoniły całe środowisko lewicy do rozmowy o tym, co zrobić, by wyjść z impasu i zacząć wpływać na rzeczywistość. Iść razem czy osobno? Jeśli razem, to z kim? Czy lewica jest w stanie wyłonić ze swojego grona wspólnego kandydata lub kandydatkę na Prezydenta (Prezydentkę) RP? Jeśli tak, to kogo ewen-tualnie? Na naszych łamach zaprezentujemy różne głosy w toczącej się dyskusji. Zachęcamy do dzielenia się opiniami. Dyskusja ma charakter otwarty a prezentowane teksty są osobistymi opiniami autorów.

dsetek osób o poglądach lewicowych w Polsce szacu-je się na 15%. Taki jest szklany sufit dla socjalistów, syndykalistów i lewicowych socjaldemokratów. Jed-nak przykład hiszpańskiego Podemos pokazuje, że

społeczeństwu można „sprzedać” lewicowe hasła, nie ujaw-niając swoich barw. W kraju, w którym ludzie alergicznie re-agują na czerwony, może być to ważną wskazówką, jak robić kampanię do przyszłorocznych wyborów parlamentarnych. Coraz częściej można usłyszeć, że lewica powinna mieć wspólną listę i dzięki temu skorzystać z efektu synergii. Ob-serwatorzy życia pozaparlamentarnej lewicy są zgodni w jed-nym: nie wolno psuć takiego porozumienia poprzez wpadnię-cie w łapy partii establishmentu. Wspólna lista działaczy PPS, innych organizacji lewicy pozaparlamentarnej i ruchów miejskich mogłaby przełamać monopol skompromitowanych partii parlamentarnych, jedy-nie udających lewicowe, i wprowadzić do Parlamentu grupę

aki mamy obraz – z jednej strony znaczna część lewicy liże rany po wyborczych porażkach, z drugiej – rozbu-dzone zostały pewne nadzieje, jakie daje na przykład dobry wynik lewicowej listy Kraków Przeciw Igrzyskom.

Większość z nas zastanawia się, co dalej, bo wybory parlamen-tarne zbliżają się wielkimi krokami. Nie jestem przekonana czy aktualnie tocząca się gorąca debata na temat wspólnej listy le-wicowej to dobry znak, że w końcu coś się ruszyło. Po części na pewno, bo rozmawiamy, bo szukamy punktów wspólnych, bo wyjęliśmy głowy z chmur i opuściliśmy strefę komfortu. Jednak wspólna lista parlamentarna to za mało i chyba nie od tego powinniśmy zacząć debatę na temat strategii le-wicy. Taka lista będzie miała sens tylko wtedy, gdy okaże się wynikiem wspólnie wypracowanej wizji tego, co lewica może zaproponować społeczeństwu i w jaki sposób chce zrealizować swoje postulaty. Oczywiście, startowanie w wyborach może być też celem samym w sobie, ale w takim przypadku życzę

T O

o przeszkadza w zatrudnieniu niepełnosprawnych? „Na ten temat możemy grubą książkę napisać” – mówią pra-cownicy organizacji zajmujących się tą tematyką. Tym bardziej jest to temat ważny. Myślę, że istnieje tu szereg

barier o charakterze systemowym i, niestety, także mentalnym. Nadal z przykrością zauważam, iż niedawne protesty (w sejmie i przed sejmem) środowiska osób niepełnosprawnych tak na-prawdę do niczego nie doprowadziły, a właściwie doprowadziły do jednego – wykorzystania zapału protestujących przez partie polityczne, a także do pogłębienia się podziałów wśród osób nie-pełnosprawnych i ich opiekunów. Piszę to z przykrością, sam bowiem zaliczam się do osób o znacznym stopniu niepełno-sprawności. Wspomniane protesty niestety ujawniły podziały w środowisku, podziały budowane przez ludzi w nim działających. Zostało to wykorzystane przez pseudo-siły polityczne. Od lat nikt nie myśli poważnie o budowie kompleksowego systemu wsparcia, prawidłowo rozumianego systemu opieki nad najsłabszymi mieszkańcami naszego kraju, zarówno nad oso-bami niepełnosprawnymi, jak i eksmitowanymi czy samotnymi matkami z dziećmi, itd. Praca jest właśnie jednym z elementów takiego systemu opieki i jednocześnie jest to najlepsza forma re-habilitacji czy integracji społecznej dla osób niepełnosprawnych z różnym stopniem niepełnosprawności. Chory system prawny jest zabójczy dla polityki zatrudnienia osób niepełnosprawnych. Narzucone normy zatrudnienia osób niepełnosprawnych sprawiają, że właściciele firm rezygnują z zatrudniania takich osób, a ich liczba w zakładach pracy chro-nionej spada lub podlega stałym wahaniom. Problemem oka-zuje się też stale zmniejszany próg dofinansowań do systemu wynagrodzeń osób niepełnosprawnych w stopniu umiarkowa-nym i lekkim. Zmiany w prawie pozbawiły także pracodawców dotychczas przysługujących im ulg w zamian za zatrudnianie osób niepełnosprawnych. Prawo wymusiło również podniesienie poziomu zatrudnienia, jaki należy osiągnąć, by stworzyć zakład pracy chronionej. Tak więc od pierwszego stycznia 2014 roku rząd wprowadził zmiany, które mają na celu zmobilizowanie wszystkich niepełnosprawnych do szukania zatrudnienia na otwartym rynku pracy, co ze względu na stopień niepełnospraw-ności nie będzie możliwe dla wielu osób. Poza tym jako osoba niepełnosprawna obserwuję, że nasze społeczeństwo nie jest niestety jeszcze gotowe do traktowania takich osób w sposób po prostu normalny. Sami, jako środo-wisko, musimy zapracować na to, jak nas postrzegać będą inni pracownicy. Musimy podjąć takie działania właśnie w środowi-sku naszej pracy zawodowej. Nie mamy bowiem wpływu na to, że chorujemy i jest to bardzo często wynik wielu negatywnych czynników. Mamy jednak wpływ na to, jak będziemy podcho-dzić do siebie i do tego co nas spotkało. Czy zaczniemy na siebie patrzeć przez pryzmat własnych ograniczeń i różnorakich zra-nień, czy też będziemy szukać możliwości dla siebie przy pełnej świadomości własnej sytuacji zdrowotnej.

Tak jak my – osoby niepełnosprawne będziemy do siebie podchodzić, tak samo będą patrzeć na nas inni, również w na-szej pracy. By jednak nie narzekać na to, że jest źle i tylko źle, przedstawię swoje propozycje poprawy sytuacji osób niepeł-nosprawnych na rynku pracy. Podkreślę raz jeszcze, że to jak nas postrzegają inni, zależy przede wszystkim od nas samych. Dopóki nie zaczniemy pokazywać szerszemu gronu pozytywne przykłady ludzi na różnych polach aktywności, nie zbudujemy kompleksowego systemu wsparcia osób wykluczonych i niewiele się zmieni w zakresie rozwarstwienia społecznego. Aby sytuacja osób niepełnosprawnych na rynku pracy mogła się poprawić w ewolucyjny sposób (bo nikt tu nie oczekuje rewo-lucyjnych zmian), to proces ten należy wypracować zaczynając od nowego podejścia do problemu pracy osób niepełnospraw-nych.

kilkunastu ideowców. Może nie mielibyśmy dużego wpływu na politykę, ale już sam dostęp do mediów i ekspertów sejmowych (nie wspominając o pieniądzach na raporty i projekty prospo-łecznych ustaw) wybitnie przyczyniłby się do szerszej akceptacji poglądów lewicowych. Dziś postulat podniesienia podatków media nazywają po-pulistycznym, a jego orędowników niebezpiecznymi ekstremi-stami. To jednak szybko się zmieni, jeśli tylko lewica przestanie się nad sobą użalać i tęsknie spoglądać na ustrój słusznie mi-niony oraz na liberałów polskiej lewicy w osobie Leszka Millera i jego bogatych kolegów-baronów.

powodzenia. W kółko biegam tylko dla zdrowia. W polityce musimy wiedzieć, gdzie i po co idziemy. Im śmielej na te pytania odpowiemy, tym lepiej. Po pierwsze, będzie to jasny i wyrazi-sty przekaz dla społeczeństwa, a po drugie – zmobilizuje samą lewicę, bo z tym mamy niemały problem. Przewartościowanie polskiej polityki (co?), pokoleniowa zmiana warty (kto?) i zmia-na mechanizmów rządzenia (jak?) – na razie możliwe cele walki wyborczej określam bardzo ogólnie i formie pytań. Myślę, że niebawem przyjdzie czas na konkretne odpowiedzi, zwłaszcza, że PPS wychodzi z inicjatywą wspólnego frontu lewicy, który nie sprowadzałby się tylko do doraźnego utworzenia lewicowej listy wyborczej.

Jak wspieraćniepełnosprawnychpracownikówMarcin Antoniak

Od lat nikt nie myśli poważnie o budowie kompleksowego systemu wsparcia, prawidłowo rozumiane-go systemu opieki nad najsłabszy-mi mieszkańcami naszego kraju

C

Po pierwsze, wszelkie działania muszą być oparte na znajomości potrzeb zarówno samych osób niepełno-sprawnych, jak i ich otoczenia. W takim rozumieniu na

przykład tematyka szkoleń powinna być dobierana na pod-stawie wiedzy o zapotrzebowaniu lokalnych pracodawców, a kierunki kształcenia w szkołach specjalnych powinny ewo-luować wraz ze zmieniającą się specyfiką danego lokalnego rynku pracy.

Po drugie, działania te muszą mieć charakter mniej masowy, a bardziej zindywidualizowany i dopasowany do konkretnych grup osób. Badania pokazują, iż po-

trzeby i sytuacja osób niepełnosprawnych są bardzo różne. Z tego punktu widzenia bardziej efektywne będą te programy, które adresowane będą do mniejszej liczby osób i będą trak-tować problem bardziej wnikliwie, niż programy skierowane do większych grup, lecz działające tylko w najbardziej podsta-wowym wymiarze.

Po trzecie, działania takie muszą integrować różne obszary i formy wsparcia. Złożoność uwarunkowań ak-tywności zawodowej implikuje taki sam charakter prze-

ciwdziałania skierowanego na likwidowanie różnorodnych barier, zarówno wewnętrznych jak i zewnętrznych. Bezcelowe zupełnie jest organizowanie szkoleń dla niepełnosprawnych mieszkańców terenów wiejskich bez zapewnienia im możli-wości dojazdu na kursy lub też organizowanie doradztwa za-wodowego bez idącego w ślad za nim programu szkoleniowe-go. Kompleksowość działań powinna również odnosić się do włączania w proces aktywizacji zawodowej różnych grup, na przykład pracodawców, pracowników instytucji rynku pracy, a nie tylko samych osób niepełnosprawnych.

Po czwarte w końcu, warunki finansowania i udziału nie mogą stanowić kosztu ani ryzyka większego od ko-rzyści wynikających z partycypacji w danej formie po-

mocy. W innym razie – będzie to kolejna bariera a nie wspar-cie osób niepełnosprawnych na rynku pracy.

1

2

3

4

laczego związki zawodowe w piśmie PPS i dlaczego są one tak ważne? Odpowiedź nasuwa się sama. To przecież związ-

ki zawodowe mają dziś jedyną realną szansę walki z dysproporcjami na rynku pracy. Muszą to być jednak czyste związki, nie uwikłane w konszachty przewodniczą-cego i prezesa, czy w układy wręcz rodzin-ne. Syndykalizm zakładał, że w przyszłości wszelkie zakłady, fabryki, manufaktury będą działały na zasadzie spółdzielczej, zaś syndykaty (czyli związki), przejmą rolę kluczową i własność na rzecz społecz-ności pracowniczej. Nie wolno nam o tym zapominać i dlatego związki zawodowe muszą pozostać czyste. Oznacza to wolność od układów, lewych i cichych porozumień z pracodawcami lub rządem, jak to było w ostatnim 25-leciu rzekomo „wolnej” Polski. Nadal jednak pozostaje pytanie: czy związki zawodowe są potrzebne, czy rzeczywiście działają na rzecz i w interesie pra-cownika, a nie jedynie własnym i partykular-nym? Genezy i różnice między związkami za-wodowymi w różnych kra jach są bardzie j złożone niż prawa mó-wiące o działalności go-spodarczej i o jej swo-bodzie. Wszyscy wiemy, że w Stanach Zjedno-czonych związki nie po-mogą nikomu, kto nie jest w ich strukturach, natomiast u nas niemal jest presja społeczna mówiąca o tym, że związki muszą działać w imieniu wszystkich pracowników, również tych niezrzeszonych. Zawsze gdy to sły-szę, odpowiadam nieco złośliwie: „Czyli ja ryzykuję, płacę skład-ki, obrywam po pensji, premii i dodatkach, natomiast ty ciągle jęczysz, że jest źle, ale żal ci paru groszy na składkę członkow-ską. Masz udział w tym co z innymi związkowcami wywalczyłem i jeszcze śmiesz narzekać, że rzekomo nic nie robimy?” Złośliwość ta jest uzasadniona. Czy wiecie, że około 70 proc. społeczeństwa, według różnych badań, popierało polskie związki zawodowe? A ilu pracowników jest w związkach? Około 6 proc.? 8 proc., no może 12, w zależności od sposobu liczenia. Nie dziwne, że od „grubych ryb” z Business Centre Club (BCC), Związku Przedsiębiorców i Pracodawców (ZPP) i z Lewiatana, słyszę niezmienne: „Jest was mało, bo ludzie nie chcą związ-ków”. Guzik prawda. Napisałbym dosad-niej, ale to pismo powszechnie dostęp-ne. Otóż polska gospodarka opiera się na małych i średnich przedsiębior-stwach, jeśli nie wspomnieć o rzeszy sa-mozatrudnionych, zwanych pompatycznie „mikroprzedsiębiorcami”. Warto wiedzieć, że aby stworzyć związek zawodowy, muszą być spełnione dwa naprawdę ciężkie w dzi-siejszych czasach warunki: trzeba zebrać aż 10 pracowników, co nie jest łatwe, bo zdecydowana większość firm zatrudnia ich mniej; co więcej – dopiero w firmie zatrud-niającej co najmniej 50 osób znajdzie się

odpowiednia liczba chętnych do założenia związku; trzeba znaleźć pracowników, nie osoby zatrudnione. Gdzie tkwi haczyk w tym drugim punkcie? Nie każdy zatrudniony to pra-cownik. „Co z tego?” – zapytacie. Otóż niestety różnica jest kolosalna, bowiem „pracownik” to osoba zatrudniona na pod-stawie przepisów prawa pracy określonych w ustawie zwanej Kodeksem pracy. Z ko-lei „zatrudnionym” można być na umowie

cywilnoprawnej, bądź przez agencję (tak, trafne skojarzenia Wam się nasuwają…) pracy tymczasowej. Do tego dochodzi

wspomniana rzesza samozatrudnionych. Te wszystkie osoby nie mają żadnych praw

pracowniczych. Żadnych płatnych urlopów ani prawa do zasił-ku chorobowego, żadnego ograniczenia w godzinach zatrudnie-nia, żadnego urlopu macierzyńskiego (o wychowawczym nawet marzą). Żadnego „L4” czy urlopu na żądanie, bo nam dziecko się rozchorowało (choć szef i tak powie reszcie załogi – „Dziś

musicie zasuwać więcej, bo Adam nie przyjdzie do roboty, bo się znowu upił”), żadnych świad-czeń przedemerytal-nych, żadnych odpraw, żadnego okresu wypo-wiedzenia. Tak więc pierw-szym krokiem, jaki mu-szą wykonać związki za-wodowe, zwłaszcza trzy największe centrale związkowe, jest zmiana definicji dotycząca tego, kto może przystąpić do

związku zawodowego. Zaś samozatrudnieni powinni przestać wierzyć, że przynależność do Związku Przedsiębiorców i Pra-codawców coś im da. Będą to w najlepszym wypadku jedynie wyższe statystyki dla ZPP. Dalej nie odpowiedziałem na pytanie: czy związki zawodo-we są potrzebne? Jak sądzicie, kto dał pracownikom przeciętnie ośmiogodzinny dzień pracy i płatne nadgodziny, kto załatwił przeciętnie pięciodniowy tydzień pracy w okresie rozliczenio-wym, kto dał inne „przywileje”, choć w rzeczywistości to są podstawowe prawa godności człowieka? Pracodawcy w swej łasce? Nie. To wszystko wywalczyły związki zawodowe. Aktu-alna nagonka na związki zawodowe zamyka je coraz bardziej w klatce, a pracodawcy dopuszczają się coraz częściej podłości i oszustw. Tak, nie bójmy się prawdy – coraz więcej przekrętów z prawami pracownika, coraz więcej okradania pracownika, coraz

więcej ludzkiej krzywdy. Czy mamy na to pozwolić? Nie, ale do tej walki potrzebne są związki zawodowe. Jeśli nie odpowiadają wam istnieją-ce organizacje, możecie założyć własne. W „Nowym Robotniku” pokażemy krok po kroku, co trzeba zrobić, by zostać związ-kowcem. Opiszemy, jakie pułapki czekają na chętnych oraz jakie podłe i wymyślne chwyty stosują pracodawcy. Wystarczy nas czytać. Damy nie tylko nadzieję, damy też oręż, ale sami musicie zdecydować, czy jesteście ludźmi pracy, czy niewolnikami systemu.

Zostań związkowcemZałóż sobie związek Jarosław Przęczek

Dlaczego związki zawodowe w piśmie PPS i dlaczego są one tak ważne?

Czy związki zawodowe są potrzebne, czy rzeczy-wiście działają na rzecz

i w interesie pracownika, a nie jedynie własnym

i partykularnym?

W „Nowym Robot-niku” pokażemy krok po kroku, co trzeba

zrobić, by zostać związkowcem.

D

Aby stworzyć związek zawodowy, muszą być spełnione dwa warunki:

trzeba znaleźć pracowników,nie osoby zatrudnione

trzeba zebrać aż 10 pracowników

Bezpieczeństwo energetyczne - jak go szukać?Cezary Żurawski

ezpieczeństwo energetyczne (lub jego brak), jest obec-nie jednym z najczęściej dyskutowanych tematów w mediach i środowisku elit politycznych. Temat jest na czasie, bo nasz, i nie tylko nasz, główny dostawca gazu

stał się niestabilny politycznie, a nawet raz strzelił „focha”. Ro-sja, bo o niej mowa, przykręciła nam kurek z gazem. Co prawda okazało się, że nie tyle przykręciła, co jedynie ograniczyła dosta-wy do minimalnych zgodnych z kontraktem, aby utrudnić Polsce reeksport na Ukrainę. Dało to powód do poczucia zagrożenia i ostrej dyskusji opozycji z koalicją, z wzajemnym obwinianiem się o złą politykę energetyczną przy okazji. Bezpieczeństwo energetyczne rozumiem w następujący sposób: wytwarzamy energię ze źródeł własnych, przykładowo paliwa stałe ciekłe czy gazowe, ze źródeł naturalnych takich jak wiatr, woda, słońce lub z paliw importowanych. Musi przy tym być spełniony warunek, że paliwa z importu są dla nas ekono-micznie dostępne, a eksporter nie jest nas w stanie szantażo-wać. Służy temu dywersyfikacja dostaw.

Zobaczmy, co mamy Nasze potrzeby „gazowe” zaspakajamy w około 30 proc. ze źródeł własnych i, jak mnie poinformowano, możemy więcej. Po-zostałą ilość gazu sprowadzamy głównie z Rosji. Istnieją jeszcze domniemane zasoby gazu łupkowego, ale na dzień dzisiejszy to zjawisko z pogranicza pięknego mitu. Mamy nawet niewielkie zasoby ropy, ale Polska to nie Kuwejt, dużo tego nie ma. Raz nam trysnęło pod Karlinem na Pomorzu i już cała gmina wyku-piła ręczniki na turbany, bo każdy się poczuł jak szejk. Niestety, nic z tego nie wyszło. Możemy kupować gaz poza Rosją. Budujemy gazoport i na-wet zbudujemy go za rok lub dwa. Termin oddania go do eks-ploatacji to ulubiony argument partii opozycyjnych w dyskusji o zaniechaniach rządu. Przymierzaliśmy się do importu ze Skan-dynawii, ale strony nie wykazały entuzjazmu. A tak poza tym, to ile kosztuje gaz z Kataru lub Norwegii? Oczywiście istnieje roz-wiązanie optymalne. Podłączenie się do sieci gazowej zachodniej Europy oraz wspólna, europejska polityka energetyczna. Wtedy gaz w rurach przestanie posiadać „narodowość”. Nord Stream przestanie być solą w oku a bezpieczeństwo energetyczne Polski będzie bezpieczeństwem Unii. Niestety mimo posiadania osobi-stego przewodniczącego Rady Europejskiej, nie zanosi się na to w najbliższym czasie.

To może Energetyka jądrowa? No niestety! Pierwsze podejście, Żarnowiec, spłonęło na oł-tarzu demokracji, a obecne nawet nie posiada lokalizacji i planu. Paliwo do takiej elektrowni trzeba importować, lecz dywersyfi-kacja źródeł importu jest prosta. Jest oczywiście jeden waru-nek konieczny i niezbędny – kraj, który bierze się za energetykę jądrową musi odznaczać się wysoką kulturą techniczną, stabil-nością polityczną i tak zwanym zdrowym rozsądkiem oraz po-siadać bardzo dużo pieniędzy. Inaczej dojdzie do tragedii. Przy-kładowo Francja wytwarza w ten sposób 80 proc. swojej energii a Włochy około 60 proc. Elektrownie atomowe funkcjonują w Niemczech, Wielkiej Brytanii i w kilku innych europejskich kra-jach.

A elektrownie wodne? Elektrownie wodne produkują energię elektryczną. Ta for-ma energii jest niezwykle wygodna w użytkowaniu. Łatwo ją przesyłać, wystarczy sieć energetyczna, którą już posiadamy. Bez trudu można ją zamieniać na energię cieplną i mechanicz-ną. Do wytwarzania prądu w taki sposób niezbędna jest ener-gia potencjalna wody równa masie wody (m), pomnożonej przez przyspieszenie ziemskie (g), razy wysokość spadku (h), a tą „h” mamy niewielką! Polska jest płaska jak naleśnik. Posiadamy kilka takich elektrowni: Włocławek, Solina, elektrownia na Du-najcu, lecz w porównaniu z górzystą Norwegią, która większość swojej energii wytwarza w hydroelektrowniach, to kropla w mo-rzu. Dawno temu Edward Gierek próbował zrealizować program

„Wisła”, przewidujący kilka progów wodnych na naszej pięknej rzece. Zrealizowano jedynie Włocławek. Należy też pamiętać, że elektrownie wodne, co prawda są czyste, ale zbiorniki wodne, które powstają po zbudowaniu tamy, niszczą naturalne środowisko. Ryby mają ograniczone możliwości migracji, a spowolniony nurt wody powoduje jej odtlenienie i procesy gnilne. Coś takiego wydarzyło się w Kana-dzie, kraju o ogromnej ilości takich elektrowni.

Wiatr, słońce, pływy i świńskie odchody Naturalne źródła energii to przyszłość energetyki, niestety dosyć odległa. Źródła takie stanowią znakomite uzupełnienie zasobów, ale trudno na nich polegać. Prawdopodobnie w przy-szłości będzie to możliwe, ale w tej chwili budowanie na nich bezpieczeństwa energetycznego to mrzonka, a poza tym są dro-gie. Mają też inne wady. Polska to nie Sahara i dni słonecznych w ciągu roku ma niewiele. Wiatraki szpecą krajobraz, wpływają na środowisko i hałasują. Przynajmniej tak twierdzą mieszkańcy z okolic wiatrowych farm. Pływy na Bałtyku wynoszą około 1,5 centymetra. Elektrownie oparte o biomasę to doskonałe uzupeł-nienie bilansu energetycznego dla dużych farm hodowlanych, ale niestety nie jest to źródło uniwersalne. Poza tym, nie chciał-bym sobie wyobrazić awarii zbiornika z biomasą, szczególnie przy obiedzie.

I wreszcie węgiel, polskie „czarne złoto” Polska ma sporo węgla, bo aż 60 proc. wszystkich zasobów Unii. Wystarczy go przy obecnym wydobyciu na ponad sto lat. Wydobycie węgla kamiennego to dosyć trudny proces, a koszty zależą od głębokości i grubości pokładów. Mamy jednak w tej dziedzinie spore doświadczenie, bo robimy to od kilkuset lat. Węgiel brunatny jest także użyteczny dla energetyki, zaś jego pozyskanie jest nieco tańsze, gdyż wydobywany jest w odkryw-kach. Górnictwo to także miejsca pracy. W czasach największego wydobycia pracowało w tej branży pół miliona ludzi, a obecnie tylko około sto tysięcy. Węgiel to nie tylko palenie w siłowniach elektrowni, to cała dziedzina chemii, gdyż jest on niezbędnym składnikiem wielu procesów technologicznych. Oczywiście są także wady – szkody górnicze czy emisja dwu-tlenku węgla podczas spalania. Dwutlenek węgla szczególnie leży na sercu Unii Europejskiej, co owocuje konwencjami w po-staci nakazu ograniczenia emisji. Jest w tym trochę hipokryzji, gdyż państwa popierające takie rozwiązania przeniosły część zakładów emitujących dwutlenek poza Europę i teraz stroją się w szaty cnoty. A przecież dziurze ozonowej nad Antarktydą jest obojętne czy dymek leci z Europy czy też z Indii lub z Chin. Z ograniczeniem emisji powinno się raczej walczyć poprzez rozwój nowoczesnych technologii, w które należy inwestować pieniądze. Duże pieniądze. Programy rewitalizacji terenów po-kopalnianych to także pole do popisu, zarówno dla nauki jak i naszej władzy. Suma summarum, wygląda na to, że pokonując pewne trudności obiektywne, to węgiel powinien zapewnić nam bezpieczeństwo energetyczne, przy racjonalnym wsparciu z in-nych źródeł.

A co mamy? Mamy nierentowne kopalnie, protesty górników tracących miejsca pracy i brak pomysłu na rozwój branży. Nasze bloki energetyczne starzeją się i niewiele nowych jest w budowie. Pol-ski węgiel leży na hałdach a rynek zalewa, co prawda tańszy, ale gorszy węgiel z importu. Grozi nam upadek branży. Nie widać też działań na rzecz modernizacji procesów wydobycia i energe-tyki opartej na węglu. A bezpieczeństwo energetyczne?

(…) I znów poszedł, biedaczysko, Po szerokim szukać świecie Tego, co jest bardzo blisko.

Na Śląsku!

B

Fot. Pixabay

ylwester Bolesław Kwapiński urodził się w Opinogórze pod Będzinem w 1892 roku w rodzinie górniczej. Wcze-śnie osierocony przez matkę, a następnie przez ojca, nie zaznał szczęścia lat dziecinnych i sam musiał przezwy-

ciężać życiowe trudności. Jednak wrodzone zdolności, upór i ambicja pozwoliły mu przetrwać ciężkie lata. Ukończył szkołę podstawową i gimnazjum w Będzinie, a następnie rozpoczął studia w Warszawie. Tam poznał swoją późniejszą żonę, sulejo-wiankę Helenę Chwiedczak. W wieku 25 lat, w dniu 20 kwietnia 1917 roku, otrzymał upragniony dyplom ukończenia studiów medycznych na Uniwersytecie Warszawskim i wkrótce podjął pracę lekarza w Warszawie. W latach 1919-1920 został zmobilizowany i wziął udział w walkach z bolszewikami jako komendant pociągu sanitar-nego. Wojnę ukończył w stopniu porucznika i wkrótce ożenił się. Razem z żoną przyjechał do Sulejowa, gdzie zamieszkał w rodzinnym domu Heleny. W ten sposób zaczęła się jego wielka przygoda z miasteczkiem, które swym górniczym charakterem przypominało mu rodzinne strony. We wrześniu 1923 roku otrzymał pracę w nowopowstałej Sulejowskiej Kasie Chorych, którą przez cały okres między-

wojenny prowadził felczer Władysław Gajda. Kwapiński prowadził praktykę jako lekarz miejski i przewod-niczący miejskiej Komisji Sanitarnej, która dbała o stan higieny w mieście. Od początku lat trzydzie-stych pracował w ośrodku zdrowia zlokalizowanym na jego posesji przy ul. Ko-neckiej 30 (obecny Urząd Miasta). Ośrodek zor-ganizowała Powiatowa Kasa Chorych przy ak-tywnym współdziałaniu

doktora Kwapińskiego, a następnie Ośrodek Zdro-

wia w Sulejowie przejęła Ubezpieczalnia Społeczna. Placówka ta funkcjonowała do końca okresu międzywojennego. Doktor Kwapiński opiekował się również kuracjuszami spoza Sulejowa przebywającymi tutaj na rekonwalescencji w specjalnym pensjo-nacie przy ul. Błonie, obok willi Guriewów. Prowadził również swoją praktykę lekarską w Powiatowym Szpitalu, w Piotrkowie na ulicy Roosevelta. W życiu codziennym dał się poznać jako osoba głębokiego serca, wyczulona na krzywdę i ludzkie nieszczęścia. Niejedno-krotnie udzielał porad lekarskich za darmo, a najuboższym pa-cjentom sam wykupywał niezbędne leki. Bolesław Kwapiński już na studiach w Warszawie zetknął się z lewicowym ruchem młodzieżowym. Po przyjeździe do Sulejo-wa kontynuował pracę lewicową w Polskiej Partii Socjalistycz-nej. W tym czasie sulejowskiemu Komitetowi Robotniczemu PPS przewodził nauczyciel Stefan Fiszer – działacz z Piotrkowa Trybunalskiego. W 1923 roku władze miejskie PPS zmusiły jed-nak Fiszera do odejścia, a członkowie PPS na funkcję przewod-niczącego desygnowali właśnie Bolesława Kwapińskiego, który swoją dobrocią i taktownym obyciem potrafił zjednać liczne grono zwolenników PPS-u. Funkcję prezesa Komitetu Robotni-czego PPS w Sulejowie pełnił nieprzerwanie do 1939 roku. Był bardzo aktywnym społecznikiem, występował na wielu

wiecach i włączał się we wszystkie inicja-tywy mające na celu poprawę ciężkiej doli społeczeństwa. Poza nim działaczami Pol-skiej Partii Socjalistycz-nej w Sulejowie w latach międzywojennych byli także: felczer Władysław Gajda, przedstawiciel robotników Jakub Lesz-czyński, ławnik Magi-stratu Józef Kabziński, Franciszek C iapała , Szczepan Jakubczyk. Byli to ludzie, z którymi Kwapiń-ski stale współpracował, ale równie wielu potrafił przyciągnąć do Sulejowa. Na jego zaproszenie, i niejednokrotnie wspólnie z nim, na licznych wiecach i odczytach przemawiali w Sulejowie posłowie PPS: Adam Próchnik z Piotrkowa, Zygmunt Zaremba, Herman Liberman, Stanisław Dubois, oraz sekretarz Związku Zawodowego Małorolnych Bolesław Łodziński z Piotrkowa. Sam również dużo czasu poświęcał działalności polityczno-oświato-wej, a także uświadamianiu mieszkańców Sulejowa w zakresie higieny. Występował przed liczną publicznością nie tylko w Sulejowie, ale także w okolicznych wsiach oraz w Piotrkowie, Tomaszowie i Bełchatowie. Niejednokrotnie na wiece, w których uczestniczył przychodziło nawet czterysta osób, co świadczyło o popularności, jaką się cieszył wśród lokalnej społeczności. W 1928 roku założył i zorganizował oddział Towarzystwa Uniwersytetu Robotniczego w Sulejowie, którego został pierw-szym prezesem. Doktor Kwapiński był także założycielem kasy zapomogowej dla strajkujących robotników. Z jego inicjatywy piotrkowski OKR PPS wybrał Sulejów na miejsce budowy domu partyjnego im. Teofila Jaszkowskiego. Jednak trudne lata kry-zysu, brak funduszy oraz ustawiczne sprzeciwy władz spowo-dowały, że inicjatywa ta upadła ostatecznie w 1937 roku, choć doktor robił co mógł, by temu zapobiec. W dniu 27 maja 1934 roku odbyły się wybory samorządowe w Sulejowie. Tutejsza społeczność doceniła swojego doktora. Wśród wybranych członków Zarządu Miasta Bolesław Kwa-piński objął funkcję wiceburmistrza, którą sprawował do 1939 roku. Nadal był czynnym działaczem, upominał się o prawa robotników i chłopów, aktywnie sprzeciwiał się akcji antyse-

Doktorz SulejowaBogdan Chrzanowski

Bolesław Kwapiński dał się poznać w życiu codziennym jako osoba głębokiego ser-ca, wyczulona na krzywdę i ludzkie nieszczęścia.

S W 1928 roku założył i zorganizował odd-ział Towarzystwa

Uniwersytetu Robot-niczego w Sulejowie.

Sylwester Bolesław Kwapiński urodził

się w Opinogórze pod Będzinem w 1892 roku

w rodzinie górniczej.

Fot. Z arch. autora

Frag. maszynopisu przygotowywanej książki B. Chrzanowskiego „Piotrkowskie drogi do wolności

mickiej prowadzonej w Sulejowie przez narodowców, głośno potępiając ich m.in. na wiecu 17 stycznia 1938 roku. W stycz-niu tegoż roku został wybrany w skład Okręgowego Komitetu Robotniczego PPS w Piotrkowie, w którym to gronie zasiadał na prawach członka. Oprócz niego znaleźli się tam również: Edward Dobruś (przewodniczący), Mieczysław Szmidt (sekre-tarz i skarbnik) oraz członkowie: Władysław Uziembło, Feliks Haładaj i Józef Pieżyński z Bełchatowa. Wybuch wojny zastał doktora Kwapińskiego w Sulejowie. Niemal od początku włączył się on w nurt socjalistycznej kon-spiracji w mieście spod znaku PPS - Wolność Równość Nie-podległość, udzielając pomocy lekarskiej i materialnej rannym członkom podziemia oraz przekazując leki do oddziałów party-zanckich. Szczęśliwie ominęło go aresztowanie spowodowane zdradą „Stefanka” w dniu 12 lutego 1941 roku. Pozwoliło mu to udzielać się na rzecz tutejszej społeczności jeszcze przez dwa kolejne lata. Jednak w czerwcu 1943 roku Niemcy aresztowali małżeństwo Kwapińskich. Jak wspominają ten dzień najstarsi mieszkańcy miasta: „po Kwapińskim płakał cały Sulejów, bo on dla nas był jak ojciec”. Po kilkudniowym śledztwie w siedzibie gestapo w Piotrko-wie przy ulicy Żeromskiego, podczas którego doktor był strasz-liwie torturowany, 29 lipca małżonkowie Kwapińscy zostali wy-wiezieni do Oświęcimia. Jego żona Helena (nr obozowy 50635) zmarła na dur wysypkowy w Brzezince (17 stycznia 1944 roku). Był to dla niego ciężki cios, z którym nigdy nie mógł się pogo-dzić. On sam, dotkliwie pobity w czasie śledztwa i osłabiony warunkami transportu, przeżył wówczas jedynie dzięki pomocy innego działacza PPS z Piotrkowa – Bolesława Rudzińskiego (nr obozowy 132028), który zaopiekował się nim i wystarał się o

miejsce w obozowym szpitalu. Tam pomogli mu inni uwię-zieni lekarze. Wkrótce potem doktor poczuł się lepiej i jako numer obozowy 132014 za-czął pomagać innym, wykorzystując swe le-karskie umiejętności. Nie sposób tu wyliczyć osób, którym doktor z Sulejowa, członek PPS, ulżył w cierpieniu, ura-

tował, bądź przynaj-mniej przedłużył ży-cie. Wśród nich było

wielu sulejowian. Na przełomie 1944 i 1945 roku wraz z innymi więźniami został przewieziony do obozu w Oranienbur-gu, gdzie nosił numer 114658. W dalszym ciągu pracował jako lekarz przy boku doktora Antoniego Ostaszewskiego z Piotr-kowa, któremu podlegał obozowy szpital. Wspól-nie ocalili od zagłady wielu współwięźniów. Po przeniesieniu Ostaszewskiego do innych baraków, Bole-sław Kwapiński zajął jego miejsce. Próbował na miarę swoich skromnych możliwości uratować jak najwięcej chorych. Jednak w marcu 1945 roku Niemcy nakazali mu przygotować listę cho-rych na gruźlicę w celu uśmiercenia najbardziej osłabionych więźniów. Doktor Kwapiński powiedział wówczas do swojego przyjaciela Władysława Millera (nr obozowy 28048): „Jestem przede wszystkim lekarzem i nigdy tego nie uczynię, nie przy-łożę ręki do wykonania wyroku śmierci, będę walczył o każde ludzkie życie. To co dziś wydaje się beznadziejne, jutro może mieć szansę. To jest nakazem mojego sumienia”. Następnego dnia znaleziono go martwego w baraku obozo-wym. Prawdopodobnie popełnił samobójstwo, nie chcąc uczest-niczyć w zbrodniczej działalności oprawców hitlerowskich. Jego ciało zabrano do krematorium i spalono. Do wyzwolenia obozu zabrakło mu kilku tygodni. Jednak za sprawą ludzi, których ura-tował od śmierci, przetrwała pamięć o nim jako o „doktorze z Sulejowa”. Bolesław Kwapiński nie pozostawił po sobie rzeczy material-nych. Nie doczekał się nawet własnego grobu w Ojczyźnie. Po-został jednak w pamięci wielu ludzi, których ocalił. Najlepszym tego przykładem jest tablica odsłonięta 11 listopada 2006 roku na ścianie Urzędu Miejskiego w Sulejowie, która młodemu po-koleniu będzie przypominać, że w tym domu mieszkał i praco-wał człowiek wielkiego serca i ducha. Państwo Kwapińscy mieli dwóch synów – Jana i Zbigniewa. Obaj przeżyli Drugą Wojnę Światową. Przy odsłonięciu tablicy pamiątkowej uczestniczyli również przedstawiciele OKR PPS z Piotrkowa Trybunalskiego, z jej przewodniczącym towarzyszem Jerzym Kuśmierskim na czele.

Redakcja numeru: Marcin Antoniak, Grzegorz Ilka, Piotr Kosiński, Ewa Miszczuk, Krzysztof Mroczko, Jarosław Przęczek, Cezary Żurawski

Red. prowadzący numer: Ewa Miszczuk, Krzysztof MroczkoKontakt: [email protected]

Próbował na miarę swoich skromnych

możliwości ura-tować jak najwięcej

chorych.

Wybuch wojny zastał doktora

Kwapińskiego w Sulejowie.

Fot. Z arch. autora