Rice Anne - Kroniki Wampirze 6 Wampir Armand

  • Upload
    claudd3

  • View
    256

  • Download
    0

Embed Size (px)

Citation preview

WAMPIR ARMAND ANNE RICEPrzekad adysaw Jerzyski

DOM WYDAWNICZY REBIS Pozna 2007

Dla Brandy ego Edwardsa Briana Robertsona oraz Christophera i Michele Ricew Jezus do Marii Magdaleny Rzek do niej Jezus: Nie zatrzymuj Mnie, jeszcze bowiem nie wstpiem do Ojca. Natomiast udaj si do moich braci i powiedz im: Wstpuj do Ojca mego i Ojca waszego oraz do Boga mego i Boga waszego. Ewangelia w. Jana 20,17 CZ I CIAO I KREW 1 Powiedzieli, e dziecko umaro na strychu. Ubranko znaleziono w cianie. Chciaem tam i, pooy si koo ciany, by zupenie sam. Tu i tam widuj teraz jej ducha. aden z tych wampirw nie widzi duchw, naprawd; a przynajmniej nie tak jak ja. Mniejsza z tym. To przecie nie o towarzystwo dziecka mi chodzio, lecz o to, eby by w tym miejscu. Na nic wicej si nie zda pozostawanie przy Lestacie. Przybyem. Wykonaem swoje zadanie. Nie byem w stanie mu pomc. Widok jego skupionych i nieruchomych oczu wyprowadza mnie z rwnowagi; chocia przepeniay mnie spokj i mio do najbliszych - moich ludzkich dzieci: maego Benjiego i delikatnej, wiotkiej Sybelle - nie byem jeszcze na tyle silny, aby je zabra. Opuciem kaplic. Nie zapamitaem nawet, kto tam by. Klasztor sta si teraz siedzib wampirw. Nie zwrciem uwagi, kto zosta w kaplicy, gdy j opuszczaem. Lestat lea na marmurowej posadzce pod wielkim krucyfiksem. Spoczywa na boku, rce bezwadne, lewa pod praw, palce lekko dotykay marmurowych kafli, jakby w jakim zamyle, chocia zamysu w tym nie byo. Palce prawej doni lekko si skurczyy, nadajc jej ksztat czarki, do ktrej wlewao si wiato; to take sugerowao jakie znaczenie, chocia znaczenia w tym nie byo.

Byo to po prostu nienaturalne ciao, lece bez woli i ruchu, nie bardziej pene zamysu ni twarz, prowokacyjnie wrcz inteligentna, jeli zway na to, e Lestat nie poruszy si od miesicy. Wysokie okna posusznie zasonito, by chroni go przed wschodem soca. W nocy odbijay si w nich promienie wszystkich tych wspaniaych wiec poustawianych wok piknych statuetek i figurek wypeniajcych to miejsce, ongi wite. miertelne dzieci wysuchiway mszy pod wysoko sklepionym dachem; kapan przy otarzu wypowiada aciskie sowa. Teraz ciao byo nasze. Naleao do niego, Lestata, mczyzny, ktry lea bez ruchu na marmurowej posadzce. Mczyzna. Wampir. Niemiertelny. Dziecko ciemnoci. Wszystkie te wspaniae sowa odnosiy si do niego. Nigdy jeszcze nie czuem si tak bardzo dzieckiem jak teraz, gdy spogldaem na niego przez rami. Tym wanie jestem. Odpowiadam definicji dziecka, jak gdyby byo to we mnie idealnie zakodowane i nigdy nie istnia aden inny zapis genetyczny. Miaem siedemnacie lat, gdy Marius uczyni mnie wampirem. Przestaem rosn. Przez rok miaem bez zmian pi stp i sze cali. Mam delikatne, dziewczce donie i gadk, pozbawion zarostu twarz modzieniaszka, jak mwio si wwczas, w szesnastym wieku. Bardzo chtnie widziano wwczas chopcw o kobiecej urodzie. I dopiero teraz znowu ma to dla mnie jakie znaczenie, ale tylko dlatego, e kocham wasne dzieci: Sybelle z wydatnymi piersiami i dugimi nogami oraz Benjiego z okrg arabsk twarzyczk o zmylnych oczach. Staem u stp schodw. adnych luster, jedynie wysokie ciany bez tynku, ciany tylko w Ameryce uchodzce za stare, pokryte wilgoci nawet od wewntrz, wszystkie ich elementy wygadzone przez gorce lata i mokre zimy Nowego Orleanu - zielone zimy, jak je nazywam, gdy drzewa nawet wtedy nie s cakiem nagie. Porwnujc z tym miejscem, o stronach, w ktrych si urodziem, trzeba by byo powiedzie, e panowaa tam wieczna zima. Trudno si dziwi, e w sonecznej Italii zupenie zapomniaem o swych pocztkach i ycie swe urobiem wedle wzorca podanego przez lata spdzone z Mariusem. Wyprze wspomnienia, zda si na: Nie pamitam. Ach, to arliwe ukochanie rozwizoci, zdanie si na woskie wino i wystawne uczty, nawet ciepo marmuru pod bosymi stopami, kiedy

komnaty paacu byy grzesznie, wystpnie ogrzewane przez niezwyke ognie Mariusa. Jego miertelni przyjaciele - istoty ludzkie jak ja sam wwczas - nieustannie si skaryli na wydatki: drewno, oliwa, wiece. A Marius przystawa tylko na wiece z wosku pszczelego. Wany by kady najdelikatniejszy nawet odcie zapachu. Powstrzymaj te myli. Wspomnienia mog by bolesne. Przybye tu z okrelonym zadaniem, wykonae je, teraz musisz znale swych maych miertelnikw, Benjiego i Sybelle, i zrobi nastpny krok. Zycie nie jest ju teatraln scen, na ktrej duch Banka nieustannie zasiada przy pospnym stole. Moja dusza cierpi. Na gr schodami. U si na chwil przy ceglanej klasztornej cianie, tam, gdzie znaleziono dziecice ubranko. U si obok dziecka, zamordowanego w tym klasztorze, jak utrzymuj te pleciugi, wampiry, ktre nawiedziy te sale, aby obejrze Lestata pogronego w nie niczym Endymion. Nie, nie wyczuwam tu morderstwa, sysz tylko ciche gosy zakonnic. Wszedem na schody, pozwalajc, by ciao przybrao ludzk wag i stpao ludzkim krokiem. Po piciuset latach takie sztuczki przychodz mi bez trudu. Potrafibym wystraszy wszystkich modych - czeladnikw i gapiw - tak sprawnie, jak czynili to pradawni, nawet ci najskromniejsi, czy to w sowach objawiajcy sw telepati, czy to znikajcy, gdy przysza im na to ochota, czy te dla okazania potgi wstrzsajcy murami. Tutaj to nawet byoby ciekawe zadanie: mury gruboci osiemnastu cali i belki, ktre nigdy nie przegnij. Podobayby mu si tutejsze zapachy, pomylaem. Gdzie jest teraz Marius? Zanim pogryem si w Lestata, nie chciaem zbyt wiele rozmawia z Mariusem i wypowiedziaem ledwie kilka ukadnych sw, powierzajc me skarby jego opiece. Ostatecznie sam wcignem dzieci w krg niemiertelnych, a kt lepiej mgby je ochroni ni ukochany Marius, tak potny, i nikt nie omiela si kwestionowa najmniejszej jego zachcianki. Oczywicie nie ma midzy nami wizi telepatycznej - to on mnie uczyni wampirem i na zawsze pozostan mu podporzdkowany - ale nawet bez tego wyczuem, e nie dowiadczam w tym budynku obecnoci Mariusa. Nie miaem pojcia, co dziao si w tej krtkiej chwili, kiedy przyklkem, aby spojrze na Lestata. Nie wiedziaem, gdzie jest Marius. Nie wyczuwaem znajomych ludzkich woni Benjiego i Sybelle. Sparaliowao mnie dgnicie trwogi. Byem na pierwszym pitrze. Oparem si o cian i z wystudiowanym spokojem

wbiem wzrok w ciemny, lakierowany parkiet sosnowy. Na klepkach leciutko migotay krki wiata. Gdzie s teraz Benji i Sybelle? I c ja najlepszego zrobiem, sprowadzajc ich tutaj, dwoje rozwinitych i cudownych miertelnikw? Benji by bystrym dwunastolatkiem, Sybelle - dwudziestopicioletni dam. A jeli wielkoduszny Marius straci ich beztrosko z oczu? - Tu jestem, modziecze - odezwa si znienacka agodny, przyjazny gos. Mj protektor sta kilka stopni niej. Wszed za mn po schodach albo - jeli uwzgldni jego moce - ulokowa si w tym miejscu, bezgonie i z ogromn szybkoci, pokonujc odlego, ktra nas dzielia. - Mistrzu - powiedziaem i przywoaem na twarz cie umiechu. - Przez chwil si o nich trwoyem. - Bya to forma przeprosin. - To miejsce napawa mnie smutkiem. Leciutko skin gow. - S ze mn, Armandzie. To miasto pene jest miertelnikw; starczy pokarmu dla wszystkich wasajcych si tu wczgw. Nikt nie skrzywdzi twoich podopiecznych. Nawet gdybym tego nie powiedzia, nikt by si nie omieli. Teraz ja przytaknem, chocia mwic szczerze, nie miaem cakowitej pewnoci. Wampiry s z natury przewrotne i dla samej uciechy robi rzeczy wystpne i okropne. Stwr jaki pody i wredny, cignity wieci o wielkich zdarzeniach, mg dla rozrywki zabi czyjego miertelnego podopiecznego. - Jeste zachwycajcy, modziecze - powiedzia, umiechajc si do mnie. Tylko od niego, mojego stwrcy, mogem usysze takie sowa. Czym byo dla niego marne piset lat? - Wyszede, synu, na soce - cign, a na jego twarzy pojawi si cie zatroskania. - ye, aby przedstawi swoj opowie. - Na soce, Mistrzu? - spytaem tonem wtpliwoci. Nie chciaem ujawnia nic wicej. Na razie nie chciaem opowiada o tym, co si stao, o chucie Weroniki i odcinitym na niej Paskim Obliczu, ani o poranku, gdy w tak cudownym poczuciu szczcia oddaem sw dusz. C to bowiem za historia! Postpi dwa kroki w moim kierunku, zachowujc jednak uprzejmy dystans. Zawsze by dentelmenem, nawet gdy jeszcze nie istniao to sowo. W dawnym Rzymie musieli mie odpowiednie okrelenie dla osoby o nieskazitelnych manierach, gbokim poczuciu honoru i uprzejmoci rwnie wielkiej wobec bogaczy, jak wobec ndzarzy. Taki wanie by Marius i wedle mojej wiedzy - by taki od zawsze. nienobiaa rka spoczywaa na ciemnym atasie balustrady. Mia na sobie paszcz z szarego aksamitu, niegdy wielce wytworny, teraz jednak noszcy wyrane lady wiatrw i

deszczw, dugie jak Lestat jasne wosy, pene wiata i lekko zmierzwione przez wilgo, ktrej kropelki mona byo dojrze nie tylko na ich koniuszkach, ale i na zocistych brwiach i na dugich rzsach, okalajcych due, kobaltowoniebieskie oczy. Byo w nim wicej nordyckoci i mrozu ni w Lestacie, ktrego wosy z kolei wicej miay zocistoci i blasku, oczy za, niczym pryzmaty, zbieray wiato, a wystarczya najdrobniejsza prowokacja ze strony zewntrznego wiata, by napeniy si gbokim fioletem. W Mariusie zawsze widziaem soneczne niebo pnocnej guszy. Oczy jego promienioway wasnym, odtrcajcym wszelkie zewntrzne barwy wiatem; istne wierzeje duszy o niezwykej stabilnoci. - Armandzie - rzek - chc, aby uda si ze mn. - Dokd, Mistrzu? - Ja take chciaem si odpowiednio zachowa. Zawsze wyzwala we mnie takie subtelne instynkty. - Do mojego domu, Armandzie, gdzie i oni si znajduj, Sybelle i Benji. Nie, nie, nie lkaj si ani przez chwil. Zostaa z nimi Pandora. Doprawdy, to zadziwiajcy miertelnicy, byskotliwi, tak odmienni, a zarazem podobni. Kochaj ci, wiedz tak wiele i razem z tob odbyli cakiem dug podr. Poczuem nagy przypyw krwi i kolorw. Byo to ciepo niemie, cuchnce, a kiedy krew znw odpyna z mojej twarzy, pojawi si chd i dziwna sabo, spowodowana jakim doznaniem. Pobyt tutaj by prawdziwym szokiem i chciaem mie to ju za sob. - Mistrzu, nie wiem, kim jestem w tym nowym yciu - powiedziaem. - Istniej na nowo? Odmieniem si? - Zawahaem si, ale nie byo sensu tego odkada. - Nie ka mi teraz tu zostawa. Moe kiedy, gdy Lestat znowu bdzie sob, kiedy czas jaki ju upynie... Wiele jest niejasnoci, w kadym razie nie mog w tej chwili przyj twego askawego zaproszenia. Lekko skin gow na zgod, co potwierdzi gestem doni. Paszcz zsun si z jednego ramienia, na co jednak nie zareagowa. Odsonia si czarna, weniana szata, jakby zaniedbana, klapy i kieszenie obrbia szary kurz. Zupenie to do niego nie pasowao. Wok szyi mia udrapowany biay jedwab, dziki czemu twarz bya bardziej ludzka, ale materia wyglda jak poszarpany przez kolce. W sumie strj, ktry raczej straszy, ni przyodziewa, bardziej odpowiedni dla wczgi ni dla mego starego Mistrza. Wiedzia, jak sdz, e czuj si zagubiony. Zerkaem w mrok ponad gow. Chciaem dosta si na strych, znale si obok ubrania po nieywym dziecku. Impertynencko

pozwoliem swym mylom wdrowa, podczas gdy on czeka. Uprzejme sowa pozwoliy mi si skupi. - Sybelle i Benji bd ze mn, kiedy zechcesz ich zobaczy. Bez trudu nas znajdziesz, jestemy niedaleko. Wystarczy, by zechcia, a posyszysz Appassionat. - Umiechn si. - Dae jej fortepian - rzekem. Mylaem o zotej Sybelle. Swj nadnaturalny such zamknem na wiat, a nie chciaem otwiera uszu nawet dla cudownych dwikw jej gry, za ktr i tak ju tskniem. Ledwie znalelimy si w klasztorze, Sybelle zobaczya fortepian i szeptem spytaa, czy moe zagra. Byo to nie w kaplicy, gdzie lea Lestat, lecz w innym, pustym pomieszczeniu. Odrzekem jej, e nie byoby to waciwe, gdy mogoby jako doskwiera lecemu tu Lestatowi, a my nie wiemy, co myli i czuje, czy co go drczy uwizionego we nie. - Moe kiedy si zjawisz, zostaniesz troch duej - powiedzia Marius. - Z przyjemnoci posuchasz, jak gra na moim fortepianie, bdzie okazja do rozmowy i do odpoczynku, a zosta bdziesz mg, ile zechcesz. Milczaem. - Jest wielki, w stylu Nowego wiata - cign, a na jego wargach igra ironiczny umieszek. - Niedaleko std. Ogromny park ze starymi dbami, znacznie starszymi ni te tutaj na Avenue, okna od podogi do sufitu, sam wiesz, jak to lubi. W stylu rzymskim. Dom otwarty na wiosenny deszcz, a wiosenne deszcze tutaj potrafi by jak sen. - Wiem - szepnem. - Chyba teraz pada? - Umiechnem si. - Wida to po mnie, prawda? - powiedzia niemal radonie. - Przyjd, kiedy bdzie ci odpowiadao. Jeli nie dzisiaj, to jutro - Nie, nie, dzisiaj bd tutaj - rzekem zdecydowanie. Za nic nie chciaem go urazi, ale Benji i Sybelle do ju si napatrzyli tych potworw o biaych twarzach i aksamitnych gosach. Nadszed czas, by trzyma ich na uboczu. Spojrzaem na niego niemal zuchwale, przez moment radujc si pokonywaniem tego wstydu, ktry sta si naszym przeklestwem we wspczesnym wiecie. W dawnej Wenecji stpa dumnie w swych szatach jak wczeni ludzie, zawsze taki widoczny, wytworny, strojny, magister elegantiarum, jak si wtedy mawiao. Kiedy w delikatnej purpurze zachodzcego soca szed przez piazza San Marco, wszyscy si za nim ogldali. Czerwony herb, czerwony aksamit paszcza, wspaniale haftowany kaftan, a pod nim koszula ze zotego jedwabiu, tak wwczas popularnego. Widzc jego wosy, miao si wraenie, i mody

Lorenzo di Medici zstpi z fresku. - Mistrzu, kocham ci - rzekem - ale teraz musz zosta sam. Nie potrzebujesz mnie teraz, panie, prawda? Bo jake? Nigdy nie potrzebowae. Natychmiast poaowaem tych sw; to one, a nie ton, byy obraliwe. A skoro umysy nasze tak byy oddalone przez krew, lkaem si, e le mnie zrozumie. - Chc ci, cherubinie - powiedzia wybaczajcym gosem - ale mog poczeka. Wydaje si, e tak niedawno mwiem te sowa, gdy bylimy razem, a teraz je powtarzam. Nie mogem zdoby si na to, aby mu wyzna, e teraz wol towarzystwo miertelnych, opowiedzie, jak pragnem dzisiaj wieczorem porozmawia z maym Benjim, tak bystrym i mdrym, i posucha, jak ukochana Sybelle wci od nowa odgrywa przepikn sonat. W tej chwili na nic byy jakiekolwiek dalsze wyjanienia. I znowu wielkim, przygniatajcym ciarem zwali si na mnie smutek, e oto przybyem do tego zagubionego, pustego klasztoru, gdzie Lestat lea bez sowa i bez ruchu, ale nikt z nas nie wiedzia: z wasnej woli czy z musu. - Na nic by ci si dzisiaj nie zdao moje towarzystwo, Mistrzu - powiedziaem. Gdyby jednak zechcia da mi jak wskazwk, jak ci odnale, tak by kiedy czas ju bdzie odpowiedni... - Zawiesiem gos. - Lkam si o ciebie - szepn znienacka, z wielkim uczuciem w gosie. - Bardziej ni kiedykolwiek przedtem, panie? - spytaem. Przez chwil si zastanawia, a potem odrzek: - Tak. Kochasz dwoje miertelnych dzieci. Stay si twoim ksiycem i twymi gwiazdami. Zosta ze mn chociaby tylko na krtk chwil. Opowiedz mi, co sdzisz o naszym Lestacie, a take o wszystkim, co si wydarzyo. Opowiedz o rzeczach, ktre ostatnio widziae, a ja przyrzekam, e bd sucha spokojnie, nie naciskajc na ciebie. - Ujmujesz to bardzo delikatnie, Mistrzu, i podziwiam ci za to. Chodzi ci o to, dlaczego uwierzyem Lestatowi, kiedy oznajmi, e by w niebiosach i w piekle, a take, co zobaczyem, gdy pokaza mi przyniesion przez siebie relikwi, chust Weroniki. - Jeli zechcesz mi to powiedzie. Ale najbardziej pragn, aby przyby i odpocz. Przykryem doni jego do, zachwycony, e pomimo tego wszystkiego, co przeyem, mam skr rwnie bia jak on. - Bdziesz cierpliwy wobec moich dzieci, dopki si nie zjawi, prawda? - spytaem. Wydaje im si, e s tak nieustraszone w wystpnoci, skoro przybyy tu, aby by ze mn i by tak rzec - nonszalancko gwizda na krucyfiks Zmartwychwstaego. - Zmartwychwstaego - powtrzy z wyrzutem. - Taki jzyk, i to w mojej obecnoci!

Dobrze wiesz, jak go nienawidz. Szybko ucaowa mnie w policzek, a ja, zaskoczony, dopiero w nastpnej chwili si zorientowaem, e ju go nie ma przy mnie. - Ach, te stare sztuczki - powiedziaem na gos, zastanawiajc si, czy jest dostatecznie blisko, aby mnie usysze, a nawet jeli, czy aby nie zamkn swych uszu na mnie z rwn zaciekoci, z jak ja oguchem na wiat zewntrzny. Zapatrzyem si, marzc nagle - i to nie w sowach, lecz w obrazach, jak uczyniby mj dawny umys - by pooy si na ogrodowej grzdce pord kwiatw, wciska twarz w ziemi, cicho nucc tylko dla siebie. Na zewntrz wiosna, ciepo, mga, ktra spynie deszczem. Tego chciaem. Chciaem podmokego zagajnika, ale take Sybelle i Benjiego; chciaem by gdzie indziej i znale w sobie wol dla dalszych postpkw. Ach, Armandzie, to tego przede wszystkim zawsze ci brakuje: woli. Nie pozwl, eby si wszystko zaczo od nowa. Niechaj tw broni bdzie to, co si wydarzyo. Kto by w pobliu. Znienacka wydao mi si to wstrtne, e jaki nie znany mi niemiertelny miaby zakci bieg mych najskrytszych myli, by moe egoistycznie zgadujc, co czuj. By to jednak tylko David Talbot. Nadszed od strony kaplicy, przez cig komnat, ktre cz j z gwnym budynkiem, gdzie ja staem na szczycie schodw wiodcych na pierwsze pitro. Zobaczyem, jak wkracza na korytarz; za nim widniay przeszklone drzwi na kruganek, ktry mieni si zoto-biaym delikatnym wiatem. - Cicho tu - powiedzia. - I poddasze puste, a ty wiesz, oczywicie, e moesz tam i. - Odejd - rzekem. Nie byo we mnie gniewu, a tylko szczere pragnienie, by moje myli pozostay nie odczytane, a uczucia nietknite. Najpierw z wystudiowanym opanowaniem zignorowa mnie, potem jednak oznajmi: - Tak, boj si ciebie, ale jestem te straszliwie ciekaw. - Rozumiem, i to ma tumaczy, dlaczego mnie ledzisz? - Nie ledz ci, Armandzie. Ja tutaj mieszkam. - W takim razie przepraszam. - Lekko skoniem gow. - Nie wiedziaem. Chyba jestem rad z tego. Strzeesz go. Nigdy nie jest sam. - Na myli miaem, oczywicie, Lestata. - Wszyscy si ciebie boj - powiedzia spokojnie. Zatrzyma si o kilka stp ode mnie, swobodnie zapltszy rce na piersi. - To ogromna wiedza, nauka i zwyczaje wampirw.

- Nie dla mnie - odparem. - Tego jestem wiadom. Tak tylko si zastanawiaem i mam nadziej, e mi wybaczysz. Chodzio o to dziecko na strychu, zamordowane, jak mwi. To wielka historia o bardzo maej osbce. Moe jeli masz wiksze szczcie ni wszyscy inni, zobaczysz ducha dziecka, ktrego ubranie uwizo w cianie...? - Nie bdziesz mia nic przeciwko temu, mam nadziej, e wejrz w ciebie, skoro najwyraniej zamierzasz zagbi si w mj umys? Spotkalimy si jaki czas temu, zanim doszo do tego wszystkiego: Lestat, podr w niebiosa, to miejsce. Nie bardzo jednak zwrciem na ciebie uwag. Z powodu obojtnoci czy uprzejmoci, ju nie pamitam. - Sam byem zdziwiony, syszc tak pasj we wasnym gosie. Nie byo w tym winy Davida Talbota. - Mam na myli obiegowe wieci na twj temat - cignem. - e nie urodzie si w tym ciele, e bye ju w podeszym wieku, gdy pozna ci Lestat, e ciao, ktre teraz zamieszkujesz, naley do przebiegej duszy, ktra potrafi przenosi si z jednego miertelnego ciaa do drugiego, zawierajc pakt z jego przemijajc dusz. Obdarzy mnie do rozbrajajcym umiechem. - Tak powiedzia Lestat - rzek. - Tak napisa. To oczywicie prawda. Wiesz o tym. Wiedziae od chwili, gdy twj wzrok na mnie spocz. - Spdzilimy razem trzy noce, a ja ci nigdy prawdziwie nie zbadaem. Nigdy naprawd nie zajrzaem w twoje oczy. - Mylelimy wtedy o Lestacie. - A teraz jest inaczej? - Nie wiem. - David Talbot - powiedziaem, mierzc go zimnym spojrzeniem. - David Talbot. Genera Zakonu ledczych Zjawisk Nadprzyrodzonych, znanego jako Talamaska, cinity w ciao, w ktrym si teraz porusza. - Nie wiedziaem, czy powtarzam to za kim czy te tworz w chwili mwienia. - Ugrzz w nim czy uwiz, zapltany w tak liczne yy, po czym za spraw fortelu sta si wampirem, gdy spieniona, niekrzepnca krew zalaa jego szczliw cielesno i unieruchomia w niej dusz, czynic ze niemiertelnego: mczyzn o ciemnobrzowej skrze i lnicych, gstych, czarnych wosach. - Masz chyba racj - powiedzia z cierpliwym ugrzecznieniem. - Gadki jegomo - cignem - o skrze barwy karmelu, poruszajcy si z lekkoci kota, kacy mi myle o rzeczach ongi podanych, a teraz zlewajcych si w pot-pourri zapachw: cynamon, godziki, agodny pieprz i inne przyprawy, zote, brunatne i czerwone. Ten zbir aromatw drani mj mzg i pogra mnie w erotycznych tsknotach, ktre w tej

chwili bardziej ni kiedykolwiek chciayby si speni. Skra jego musi mie wo orzechw i gstego olejku migdaowego. I ma. Rozemia si. - Pojmuj, w czym rzecz. Byem wstrznity: przez chwil taka marno. - Nie jestem pewien, czy sam siebie pojmuj - wyznaem. - To chyba proste. Chcesz, abym ci zostawi samego. - Posuchaj - szepnem. - Co si ze mn dzieje: zmysy splataj si niczym nici: smak, wzrok, powonienie. Wzbiera we mnie dziko. Z zimnym okruciestwem zastanawiaem si, czy mgbym go napa, pojma, podda mej wikszej zrcznoci i przebiegoci, aby bez jego zgody zakosztowa krwi. - Na to za daleko ju zaszedem - zauway. - I po co miaby si na co takiego porywa? C za opanowanie. Obecny w nim wiekowy mczyzna wada niepodzielnie w dziarskim, modym ciele, mdry miertelnik z wadz nad wszystkimi rzeczami wieczystymi, potny nad naturaln miar. C za mieszanina energii! Jake przyjemnie byoby pi jego krew na przekr jego woli. Nic na ziemi nie moe si rwna gwatowi na kim, kto jest tobie rwny. - Nie wiem - odrzekem zawstydzony. Gwat jest taki prostacki. - Nie wiem, czemu ci obraam. Widzisz, chciaem zaatwi to szybko. Chciaem odwiedzi strych i opuci to miejsce. Chciaem unikn takich sytuacji jak ta. Jeste zachwycajcy, ty to samo mylisz o mnie; ile w tym bogactwa. Nie dojrzaem go; byem lepy, gdymy si przedtem widzieli: taka bya prawda. Mia zabjczy strj. Z przemylnoci dawnych czasw, gdy mona si byo pyszni niczym paw, odzia si w zot sepi i umbr. Elegancki, gadki, starannie rozmieszczone skrawki czystego zota, w pasie na biodrach, guzikach, spince krawatowej, ta misterna kompozycja barw, w jak si ongi oblekano. Gupie ozdoby. Nawet koszula z lnicej baweny bya rozwile pena soca i ciepej ziemi. Nawet buty lniy niczym pancerzyki chrzszczy. Postpi ku mnie. - Wiesz, o co chc prosi - powiedzia mikko. - Nie zmagaj si z tymi nieforemnymi mylami, zupenie nowymi dowiadczeniami, przytaczajcym zrozumieniem. Uczy z tego dla mnie ksig. Nie mogem przewidzie, e tak bdzie brzmie proba. Zaskoczenie, chocia sodkie,

wytrcio mnie z rwnowagi. - Uczyni ksig? Ja? Armand? Zrobiem krok w jego kierunku, raptownie si odwrciem i pomknem na strych, ledwie muskajc drugie pitro i zatrzymujc si na trzecim. Powietrze gste i ciepe. Miejsce za dnia grzejce si w socu. Sucho, sodycz, zapach drewna niczym kadzido. - Gdzie jeste, dziewczynko? - spytaem. - Chodzi ci o to dziecko - usyszaem z tyu. Pody za mn, z grzecznoci odrobin zwlekajc. - Nigdy jej tu nie byo - dorzuci. - Skd wiesz? - Gdyby bya duchem, mgbym j przywoa. Zerknem przez rami. - Masz tak moc? Czy te po prostu chcesz na mnie w tej chwili zrobi wraenie? Zanim postpisz dalej, musz ci przestrzec, e niemal nigdy nie mamy wadzy widzenia duchw. - Jestem zupenie nowy - odrzek David. - Niepodobny do innych. Wkroczyem w mroczny wiat z innymi zdolnociami. Czy mog si omieli i rzec, e take nasz gatunek, wampirzy, ewoluuje? Skrzywiem si. - To gupie, konwencjonalne sowo. Ruszyem dalej. Zerknem do maego pokoiku, gdzie na tynku piknie odmalowano dorodne, wiktoriaskie re z bladozielonymi listkami. Wszedem do rodka. wiato spywao z wysokiego okna, przez ktre dziecko nie mogo wyjrze. C za bezwzgldno. - Kto mwi, e dziecko tu umaro? Czysto, jeli nie liczy wieloletniego kurzu. Wszystko uporzdkowane i schludne, adnego ducha, ktry by mnie ukoi. I po c dla mnie tylko miaby si duch wyrywa z bogiego spokoju i tu stawa? Moe wic powinienem pochyli si nad wspomnieniami o niej, nad t czu legend. Jak gin dzieci w sierocicach, gdzie prcz nich s tylko zakonnice? Nigdy nie sdziem, e kobiety mog by tak okrutne. Moe wyschnite, pozbawione wyobrani, ale bez agresji, jak u nas, pozwalajcej zabi. Okrciem si na picie. Drewniane szafki wzdu jednej ze cian, jedna otwarta, w niej buciki, mae, brzowe, z czarnymi sznurwkami. Zatrzymaem si, poszarpana dziura, z ktrej wydarto ubranko, cinite teraz, pomite, zbrukane.

Znieruchomiaem, jak gdyby osiada na mnie lodowaty py, osuwajcy si z wysokich i nieczuych szczytw, aby zmrozi wszystkie ywe istoty, aby zdusi i unieruchomi na zawsze wszystko, co oddycha, czuje, marzy, yje. Przemwi wierszem. - Nie straszny ci ju skwar duszny soca ni dzikiej zimy podmuchy straszliwe. Nie straszne ju ci... Z bogoci przymknem oczy. Znaem te sowa. Kochaem je. Uklkem, niczym przed Najwitszym Sakramentem, i dotknem jej ubranka. - Maa, nie wicej ni pi lat, i wcale tutaj nie umara. Nikt jej nie zabi. Nie wyczuwam nic niezwykego. - Jake twoje sowa zaprzeczaj twym mylom - powiedzia. - Nie, myl naraz o dwch rzeczach. Morderstwo jest czym innym. Mnie zamordowano. O, nie, nie Marius, jak mgby przypuci, lecz inni. - Wiedziaem, e mwi cicho i z przekonaniem, albowiem nie chodzio tylko o prawdziwy dramat. - Wspomnienia spowijaj mnie niczym welon. Unosz rami i zaraz otacza je rkaw wspomnie. Spogldam i widz mnogo czasw. Najbardziej jednak lkam si tego, e podobnie jak z innymi kwestiami, okae si, e tak si one tylko cign przez stulecia na samej granicy nicoci. - Nie tego naprawd si lkasz. Czego chciae od Lestata, zjawiajc si tutaj? - Davidzie, przybyem, aby go zobaczy. Aby stwierdzi, co si stao, dlaczego ley nieporuszony. Przybyem... - Urwaem, gdy nie chciaem powiedzie niczego wicej. Lnice paznokcie sprawiay, i jego donie przycigay uwag, pieszczotliwe, urocze, wzbudzajce pragnienie dotyku. Podnis porwan sukienk, szar, ze zwisajcymi falbankami. Obleczone w ciao, wszystko moe sta si olniewajco pikne, jeli tylko skoncentrowa si na tym odpowiednio dugo, a jego pikno bezwstydnie wrcz tryskao. - Tylko ubranie. - Kwiecista bawena, odrobina jedwabiu, bufiaste rkawy z czasw, gdy rce nosio si nagie za dnia i w nocy. - Nie ma wok niego adnej przemocy - doda jakby z alem. - Po prostu biedne dziecko, z natury smutne nawet w mniej ponurych warunkach. Westchnem zrezygnowany. - Powiedz mi jednak, czemu uwizione w cianie? Czym zgrzeszy ten kawaek materiau? Na Boga, Davidzie Talbot, czemu nie pozwoli tej dziewczynce, aby miaa sw opowie, sw saw? Przyprawiasz mnie o gniew. Twierdzisz, e widzisz duchy. Wydaj ci si przyjemne? Lubisz do nich przemawia. Mgbym ci opowiedzie o pewnym duchu... - Kiedy? Naprawd nie widzisz, jak wana byaby ksiga...? Powsta i praw rk otar

kolano z kurzu. W lewej trzyma resztki ubranka. Co mnie niepokoio w tym widoku, wysoka posta dzierca, w rce zmit sukienk. - Jeli si nad tym zastanowi - powiedziaem, odwracajc si, aby nie patrzy na te resztki materiau w jego palcach - nie wida racji, dla ktrej miayby istnie mae dziewczynki i mali chopcy. Pomyl o innych ssakach, o szczeniakach, kocitach, rebitach. Czy maj pe? Nigdy. Te nierozwinite istoty s bezpciowe, nieokrelone. Lecz c jest wspanialszego od widoku chopca lub dziewczynki? Tyle myli si kbi w mojej gowie. Eksploduj, jeli czego nie zrobi, a ty powiadasz: Uczy dla mnie ksig. Sdzisz, e to moliwe, e... - Sdz, e jeli uczynisz ksig, opowiesz histori tak, jak chciaby j widzie. - Nie dostrzegam w tym wikszego sensu. - No c, zastanw si. Czy nasze przemowy nie s w wikszoci wybuchami uczu? Zwracaj uwag, jak to si dokonuje. - Nie chc. - Chcesz, tylko nie s to sowa, ktre by z ochot czyta. Kiedy piszesz, dzieje si co innego. Tworzysz opowie, niezalenie od tego, jak jest pokawakowana, eksperymentalna, jak bardzo gardzi konwencjonalnymi i gotowymi formami. Porwij si na to dla mnie. Nie, nie, mam lepszy pomys. - Jaki? - Zejdmy do moich komnat. Jak ci mwiem, mieszkam teraz tutaj. Z moich okien zobaczysz drzewa. Nie yj tak jak nasz przyjaciel Louis, ktry chodzi po zakurzonych zaukach, a potem wraca do siebie na rue Royale, gdy po raz tysiczny przekona si, e nikt nie moe zaszkodzi Lestatowi. U mnie jest ciepo, wiato wiec. Chod i pozwl mi spisa twoj histori. Opowiedz mi j. Spokojnie albo, jeli wolisz, gniewnie, z wyzwiskami, tak, z wyzwiskami, ale nawet wtedy sam ten fakt, e spisuj, sprawi, i bdziesz nadawa temu ksztat. Dojdzie do tego... - Do czego? - Powiesz mi, jak to si stao. Jak umare i jak ye. - Nie oczekuj cudw, natrtny badaczu. Nie umarem tamtego ranka w Nowym Jorku. Wtedy tylko niemal umarem. Wzbudzi we mnie lekk ciekawo, ale nie mogem uczyni tego, czego oczekiwa. By jednak szczery, zaskakujco szczery, na ile mogem si zorientowa. - Ach, nie, nie rozumiaem tego tak dosownie. Mylaem, e opowiesz, jak to byo wspi si tak wysoko ku socu i tyle, jak mwisz, wycierpie, aby w blu odkrywa

wszystkie te wspomnienia, spltane nici. O tym mi opowiedz, tak! - Nie, jeli chciaby nada temu spjno - rzekem, aby sprawdzi jego reakcj. Nie ba si mnie. Chcia rozmawia dalej. - Spjno? Armandzie, spisz jedynie twoje sowa. Prosta odpowied, pena jednak osobliwej pasji. - Obiecujesz? Rzuciem mu zalotne spojrzenie. Ja i co takiego! Umiechn si. Zmi w palcach strzpy, potem rozprostowa do i pozwoli im spyn na pozostae skrawki ubrania. - Nie zmieni nawet jednej sylaby. Chod do mnie, mw do mnie, bd moj mioci. Znowu si umiechn. Znienacka postpi ku mnie z podobn agresj w ruchach, z jak ja zrazu chciaem go potraktowa. Zanurzy rce w moich wosach, obj twarz, potem zebra loki, zanurzy w nich oblicze i zamia si cicho. Pocaowa mnie w policzek. - Twoje wosy s jak utkane z bursztynu. Roztopionego, wyciganego w pomieniu wiec na dugie, cieniutkie nitki, ktrym pozwolono potem wystygn. Jeste chopcem o dziewczcym piknie. Chciabym przez chwil patrze na ciebie spowitego w stare aksamity, jak to czyni Marius. Chciabym zobaczy, jak stpasz w obcisych spodniach, w kaftanie zdobnym w rubiny. Spoglda na ciebie, lodowate dzieci. Moja mio nie ma do ciebie przystpu. Nie bya to prawda. Mia gorce wargi, czuem natarczywo w palcach obejmujcych gow, po mnie za spyn dreszcz, ciao zesztywniao, a potem zadrao, napeniajc mnie nieprzewidzian sodycz. Byo to dowiadczenie zbyt odurzajce, abym potrafi przetworzy je w odwrotno albo te cakowicie si od niego uwolni. Prdzej umr albo zamkn si w ciemnej samotni, lejc banalne zy. Z wyrazu jego oczu zgadywaem, e potrafiby kocha, nic nie dajc. Bynajmniej nie koneser, aden prosty cheptacz krwi. - Przyprawiasz mnie o gd - szepnem. - Chc nie ciebie, lecz kogo, kto skazany ju wprawdzie, cigle jednak yje. Chc zapolowa. Przesta. Czemu mnie dotykasz? Czemu tak delikatnie. - Wszyscy ci pragn. - A jake, wiem. Kady chciaby zniszczy dzieci winne swego sprytu. Kady chciaby mie rozemianego chopca, ktry wie, jak sobie radzi z kolegami. Dzieci to lepsze jado ni kobiety, a dziewczynki nazbyt podobne s do dojrzaych niewiast, ale chopcy? Nie

s podobni do mczyzn, nieprawda? - Nie szyd ze mnie! Chciaem ci tylko dotkn, poczu twoj gadko, tw wieczyst modo. - O, tak, wieczysta modo, oto i ja, Armand! Jak na osob tak urodziw, wygadujesz nonsensy. Znikam std. Musz si posili. A kiedy bd to ju mia za sob, przyjd rozmawia z tob i opowiem ci wszystko, co chcesz usysze. - Cofnem si o krok, czujc dreszcz, gdy jego palce wysuway si z moich wosw. Spojrzaem w puste okno, zbyt wysoko umieszczone, by mona byo dojrze szczyty drzew. - Nic std nie wida, a na zewntrz wiosna, poudniowa wiosna. Czuj j poprzez ciany. Chocia przez chwil chc spoglda na kwiaty. Zabi, napi si krwi i zerwa kwiaty. - To mnie nie zadowala. Chc ksigi. Chc ksigi teraz i chc, aby poszed ze mn. Nie bd wiecznie si tutaj bka. - C za nonsens, oczywicie, e bdziesz. Przecie uwaasz mnie za lalk, czy nie? Za adn, woskow lalk, zostaniesz wic tak dugo, jak dugo tu bd. - Jest w tobie odrobina podoci, Armandzie. Wygld masz anielski, mwisz jednak jak plugawy ajdak. - C za arogancja! Mylaem, e mnie pragniesz. - Tylko na pewnych warunkach. - Kamiesz, Davidzie Talbot - powiedziaem. Minem go, kierujc si ku schodom. Na zewntrz sycha byo nocne cykady, jak to jest czsto w Nowym Orleanie. Za dzielonymi oknami migny kwitnce wiosenne drzewa; na ganku wio si dzikie wino. Pody za mn. Zeszlimy po schodach, zupenie jak ludzie; na parterze przez roziskrzone szklane drzwi wyszlimy na szerok Napoleon Avenue, z wilgotnym, cudownie zielonym parkiem porodku, gdzie peno byo starannie pielgnowanych kwiatw i powykrzywianych, skatych ze staroci drzew. Cay ten obraz porusza si w delikatnym wietrze od rzeki; wilgotna mga kbia si, ale nie przemieniaa w deszcz; malutkie listki spyway na ziemi niczym patki popiou. Jake agodna i mikka jest wiosna Poudnia. Zdao si, e przepaja nawet niebo, ktre nachylao si i sczyo mg wszystkimi swymi porami. Z ogrodw po prawej i lewej napywa silny sodkawy zapach purpurowych kwiatw zwanych przez miertelnikw dziwaczkami, a take dzikich irysw, niczym lance sterczcych z gleby, wielkimi patkami uderzajcych o mury i kamienne stopnie, i wreszcie r, r

staruszek i modych dziewczyn, r zbyt penych dla tropikalnego wieczoru, r powleczonych trucizn. Wiedziaem, e tu, gdzie pyszniy si teraz trawniki, ongi toczyy si tramwaje, e szyny szy tdy, ktrdy teraz kroczylimy: ja z przodu, on za mn, ku ruderom, rzece, mierci, krwi. Szed za mn. Wystarczyo, bym przymkn oczy, i nawet nie mylc kroku, widziaem je: tramwaje. - Idziesz za mn - powiedziaem, opisujc tylko to, co robi, bynajmniej jednak nie zachcajc. Sekunda za sekund, kolejne przecznice. Dotrzymywa mi kroku. Bardzo silny. Mia w sobie bez wtpienia krew caego dworu wampira krlewskiego. Mona si byo spodziewa, e Lestat wzbogaci wit o prawdziwie morderczego wampira, acz dopiero po wstpnych porakach: Nicolas, Louis, Claudia. adne z nich nie potrafio zatroszczy si o siebie, dwoje przepado, a jeden bka si, kto wie, czy nie najsabszy z wampirw tuajcych si po wiecie. Obejrzaem si. Zadziwiaa mnie ta mocna, lnica, brzowa twarz. Wydawao si, e ciao ma powleczone woskiem i wypolerowane, i znowu przyszy mi na myl najrniejsze aromatyczne specjay, misz ucukrowanego orzecha, sodka czekolada, gsta pomadka. Znienacka poczuem, jak dobrze byoby go skosztowa... Nic jednak nie byo w stanie zastpi gnijcego, marnego, dojrzaego, cuchncego miertelnika. I wiecie co? Wycignem rk we wskazujcym gecie. - Tam. Spojrza w tym kierunku. Zobaczy wygity sznur starych domw. Wszdzie na schodkach, pod zuszczonymi cianami, pod spkanymi sufitami koysali si, spali, siedzieli, jedli, krztali si miertelni. Wyszukaem jednego, najwspanialszego w swej parszywoci, przepenionego zawici, zoci i chciwoci, od ktrego, gdy tak czeka na mnie, wiono pogard. Minlimy Magazine Street, nie nad sam rzek, ale niedaleko; ulica, ktrej nie widziaem albo te nie pamitaem ze swych przechadzek po miecie - ich miecie, Louisa i Lestata - wska uliczka, z domami o cianach przywodzcych na myl spawne drewno, oknach z rcznie sztukowanymi zasonami, a w jednym z nich on, rozlazy, arogancki, obrzydliwy miertelnik, zagapiony w telewizor i popijajcy piwo z brzowej flaszki, nie zwaajcy na karaluchy i napierajce od okna rozgrzane powietrze, ten obrzydliwy, spocony, brudny, nieodparty smakoyk, to ciao i krew czekajce na mnie. Dom tak peen by robactwa, rnorakich obrzydliwych yjtek, e wydawa si tylko

spowijajc go skorup, kruch i spkan. adnej wspczesnej antyseptyki. W dusznej wilgoci nawet meble gniy. Na terkoczcej lodwce widniay krople. Samo cuchnce ko i porwana pociel do mwiy o lokatorze. Waciwe gniazdo dla ownego ptactwa, dla tego okazu z mikkim upierzeniem, worka penego smakowitych koci i krwi. Bezgonie zdjem drzwi z zawiasw i odstawiem na bok; ludzki odr wznis si niczym rj owadw. Gazety na malowanej pododze. Zbrzowiae skrki pomaraczy. Czmychajce karaluchy. Nawet nie spojrza. Napuchnita pijacka twarz dziwacznie niebieskawa, grube czarne brwi w niechlujnym stanie, a przecie mia w sobie co anielskiego, moe za spraw powiaty z ekranu. Nacisn guzik w magicznym plastikowym pudeku, aby zmieni kana, wiato bezgonie zamigotao, pogoni, gra jaki zesp, ludzie klaskali. Ordynarne dwiki, ordynarne obrazy, wszystko wok niego ordynarne. W porzdku, ale ja ci pragn. I tylko ja. Spojrza na mnie. Chopicy intruz, David, zastyg w oczekiwaniu zbyt daleko, eby mg go dostrzec. Odsunity na bok telewizor zachwia si i spad na podog, rozpryskujc si, jakby pkay w nim beczuki energii. Na twarzy pojawiy si wcieko i cie zrozumienia. Zerwa si z wycignitymi rkami i rzuci na mnie. Zanim zatopiem w nim zby, zauwayem dugie, czarne, spltane wosy. Brudne, ale gste. Brudn szmat zwiza je na karku i grub kit zwisay na kraciastej koszuli. Gstej i nasyconej piwem krwi mia w sobie do dla dwch wampirw; smakowita, poda, serce zaciekle walczce, zupenie jakbym ujeda byka. W trakcie uczty wszystkie odory, nawet najwstrtniejsze, przemieniay si w sodycz. Jak zawsze pomylaem, e cicho umr ze szczcia. Ssaem dostatecznie mocno, aby mie usta pene krwi, ktra po jzyku ciekaaby do odka - gdybym go mia - nie na tyle jednak mocno, aby mczyzna nie walczy. Wi si i ciska, gupio chwyta za moje palce, potem jednak, co byo znacznie gorsze, sign do moich oczu. Zamknem je i pozwoliem, aby naciska tustymi paluchami. Nic mu to nie pomogo. Jestem niezniszczalnym chopiciem. Nie mona olepi lepca. Zbyt byem peen krwi, aby si przejmowa. Poza tym to byo do przyjemne. Kiedy szarpi ze wszystkich si, dla nas to tylko pieszczota.

Zycie przemykao, jak gdyby wszyscy, ktrych kocha, mknli na rollercoasterze pod gwiazdami. Gorzej ni na obrazie van Gogha. Z gry nigdy si nie zna palety tego, kogo umiercasz, do chwili, gdy umys wypuci z siebie najpikniejsze barwy. Wkrtce oklap. Padem i ja. Oplataem go lew rk, niczym dziecko leaem na jego muskularnym brzuchu, krew wcigajc teraz dzikimi cmokniciami, wszystko, co myla, widzia i czu stapiajc w jeden kolor, daj mi go, pomaraczowa una, a w chwili, gdy umiera - mier przetoczya si obok mnie, jak wielka kula czarnej siy, ktra okazuje si w istocie czym bardziej ulotnym ni dym - kiedy wic wpeza we mnie i ulotnia si niczym wiatr, mylaem: Czy kruszc wszystko, czym jest, pozbawiam go take ostatecznej wiedzy? Bzdura, Armandzie. Dobrze wiesz, co wiedz duchy, co wiedz anioowie. Bydlak wraca do domu. Do niebios. Do niebios, do ktrych ty nigdy nie bdziesz mia wstpu. Najwspanialszy by w chwili zgonu. Usiadem przy nim i otwarem usta, nie dlatego, e bya na nich jaka kropla. To tylko na filmach wampirom krew cieka z warg. Nawet najbardziej nieudaczny niemiertelny zbyt jest zrczny, aby utraci cho jedn kropelk. Otwarem usta, gdy chciaem usun sodycz, ktra przysiada na nich i na twarzy. Podziwiaem go: wielki i mocny, pomimo rozlazoci. Podziwiaem czarne wosy, ktre przywary w miejscu, gdzie koszula bya nieodwoalnie rozdarta. Warto je zachowa. Zerwaem opask: gste i bujne jak u kobiety. Upewniwszy si, e nie yje, oplotem pukiel wok palca, by jednym szarpniciem zerwa go z czaszki. David stkn. - Musisz to robi? - spyta. - Nie - odrzekem. I tak jednak kilka tysicy wosw oderwao si od skry i zawiso, koyszc w powietrzu zakrwawionymi koniuszkami, jakby to byy czerwone wietliki. Przez chwil trzymaem je w palcach, a potem pozwoliem, by si zsuny na jego odwrcon gow. Opady na policzek; oczy mia mokre i mtne jak bezwadna meduza. David odwrci si, by wyj. Gdzie z oddali dochodzi turkot pojazdw. Na rzece zapiewaa parowa syrena statku. Stanem obok ciaa i otrzepaem si z kurzu. Wystarczyo mi dmuchn i dom zapadby si do wewntrz, belki bezsilnie si wyginaj, ciany wal, nikt z ssiadw nawet by si nie zorientowa. Nie mogem przywoa smaku i zapachu tej sodyczy. - Czemu si sprzeciwiae wyrwaniu mu wosw? - spytaem. - Chciaem je mie na

pamitk, on ju nie yje, nikt si o niego nie zatroszczy, nikt nie bdzie aowa pasma czarnych wosw. - Odwrci si z chytrym umiechem i zmierzy mnie spojrzeniem. Niepokoi mnie twj widok - cignem. - Tak beztrosko ujawniem, jaki ze mnie potwr? Moja ukochana miertelna Sybelle, jeli nie gra na fortepianie utworu Beethovena Appassionata, bez przerwy si we mnie wpatruje. Czy mam ci teraz opowiedzie moj histori? Zerknem przez rami; martwy mczyzna lea na boku, barki zwieszay si bezwadnie. Z tyu na parapecie staa niebieska butelka, a w niej pomaraczowy kwiat. Ile w tym pikna. - Tak, chc jej posucha. Chod, wracajmy. Co do wosw, sprzeciwiem si tylko z jednego powodu. - Tak? - Wpatrywaem si w niego z prawdziw ciekawoci. - A z jakiego? Chciaem mu tylko wyrwa wosy i odrzuci. - Jak musze odrywa si skrzyda - zasugerowa bez przygany w gosie. - Zdechej musze - sprostowaem i umiechnem si z rozmysem. - Chod, czemu si troszczy o drobiazgi. - Chciaem zobaczy, czy mnie posuchasz, i tyle. Bo jeli tak, moe by midzy nami cakiem dobrze. Posuchae. I jest. Dotkn mego ramienia. - Nie lubi ci - mruknem. - Wprost przeciwnie, Armandzie. Pozwl mi to spisa. Spokojnie, z gniewem, z wyzwiskami. Czujesz si w tej chwili wielki i potny, gdy masz tych dwoje cudownych miertelnikw, zalenych od kadego twojego gestu. S tym, czym akolici dla kadego boka. Ty jednak chcesz mi opowiedzie swoj histori i dobrze o tym wiesz. Chodmy! Nie mogem si powstrzyma od miechu. - Czy nieraz ju posuya ci ta taktyka? Teraz on si umiechn. - To bez znaczenia. Dobrze, ujm to inaczej. Napisz swoj histori dla nich. - Dla kogo? - Dla Benjiego. Dla Sybelle. - Wzruszy ramionami. - No? Milczaem. Spisa opowie dla Benjiego i Sybelle. Myli pognay naprzd, jaki radosny i elegancki salon, gdzie za kilka lat spotkamy si we troje - ja, niezmieniony Armand, opiekun chopcw - a Benji i Sybelle w swym miertelnym rozkwicie, Benji, wysoki, smuky

dentelmen o delikatnie arabskich rysach z ulubionym cygarem w doni, modzieniec wielkich nadziei i moliwoci, oraz moja Sybelle, ksztatna kobieta o posgowym ciele, pianistka doskonalsza jeszcze ni obecnie, zociste wosy wok piknej twarzy z wydatnymi ustami i oczyma skrzcymi si promiennie. Moe tak by, e w tym pokoju podyktuj ksik, a potem im j wrcz? Ksik podyktowan Davidowi Talbotowi? Czy uwolniwszy ich z mego alchemicznego wiata, bd im mg da ksik? Ruszajcie, dzieci, biorc na drog cae bogactwo i mdro, ktrymi mog was obdarzy, a oto ksika, ktr dawno temu wraz z Davidem spisaem dla was. Tak, odpara moja dusza. A przecie odwrciem si, zerwaem czarny skalp z mej ofiary i podeptaem go. David nawet nie drgn. Anglicy s tacy ukadni. - Dobrze - rzekem - opowiem ci moj histori. Jego komnaty znajdoway si na pierwszym pitrze, nieopodal podestu, na ktrym si zatrzymaem. C za rnica w stosunku do jaowych, zimnych korytarzy! Biblioteka, stoy, krzesa. Mosine ko, suche i czyste. - To jej pokoje - oznajmi. - Nie pamitasz? - Dora! Naraz poczuem jej aromat; zreszt zawsze by wok mnie. Znikny natomiast wszystkie jej prywatne rzeczy. Byy ksiki, nietrudno zgadn jakie. Nowi badacze wiata duchw: Dannion Brinkley, Hilarion, Melvin Morse, Brian Weiss, Matthew Fox, ksiga Urantii. A do tego stare teksty: Kasjodor, wita Teresa z Avili, Grzegorz z Tours, Wedy, Talmud, Tora, Kamasutra same oryginay. Mia te troch marnych powieci, sztuk i wierszy. - Tak - powiedzia, sadowic si przy stole. - Nie potrzebuj wiata. A ty? - Nie wiem, o czym mwi. - Aha. - Wyj dugopis i notatnik z olniewajco biaym papierem w delikatne zielone linie. - Bdziesz wiedzia. Spojrza wyczekujco. Staem z rkami zaplecionymi na barkach, gow spuciwszy tak bezwadnie, jakby si w kadej chwili moga potoczy po pododze, a ja runbym martwy. Wosy zasaniay mi twarz. Mylaem o Sybelle i Benjim, mojej cudownej dziewczynce i wspaniaym chopcu. - Podobay ci si moje dzieci, Davidzie? - Od pierwszej chwili, gdy je ze sob przywiode. Wszyscy byli zachwyceni,

spogldano na nie z mioci i szacunkiem. Jaki czar i urok! Myl, e kady z nas marzy o takich zaufanych, wiernych miertelnikach, ktrzy wdzicznie nam towarzysz i nie dr si jak optani. Kochajc si, nie czuj obawy, lecz s urzeczeni. Bez ruchu, bez sowa trwaem z zamknitymi oczyma. Syszaem w sercu nieugity rytm Appassionaty, potniejce fale muzyki, pene wibrujcego, roziskrzonego metalu. Appassionata. Tylko j miaem w gowie. J, a nie zocist, dugonog Sybelle. - Zapal wiece - rzekem cicho. - Zrobisz to dla mnie? Bdzie doprawdy sodko przy wiecach, i spjrz, na oknach dalej wisz koronkowe firanki Dory, wiee i czyste. Kocham koronki, to brukselski gust, ten styl, lubi go, szalej za nim. - Oczywicie. Zapal wiece. Byem obrcony do niego plecami. Usyszaem krtki, rozkoszny trzask zapaki, poczuem jej wo, a potem delikatny aromat zwijajcego si knota - i wiato odnajdujce modrzewiowe soje na powale. Nastpny trzask, kilka kolejnych szmerw, i wiato spywajce w d po cianach. - Czemu to zrobie, Armandzie? - spyta. - C, chusta w jaki sposb miaa bez wtpienia w sobie Chrystusa, zdao si, e to wita chusta Weroniki, w co wierzyy tysice innych, ale ty? Tak, zgoda, bya przejmujco pikna, Chrystus, ciernie i krew, Jego oczy spogldajce prosto na nas, na nas obu, dlaczego jednak po tak dugim czasie uwierzye, Armandzie, tak cakowicie? Czemu si uda do Niego? Bo to wanie chciae zrobi, czy nie? Potrzsnem gow, a sw uyem cichych i spokojnych. - Znaj swoje miejsce, uczniu, pilnuj strony. Dla ciebie przeznaczone te sowa i dla Sybelle. Ach, oczywicie, take dla mojego maego Benjiego. W pewnym jednak sensie to moja symfonia dla Sybelle. Historia zaczyna si wiele lat temu. By moe dopiero w tej chwili sobie uwiadamiam, jak dawno temu. Ty pisz i suchaj. Ja za bd paka, paa gniewem i zorzeczy.

2=Spojrzaem na swoje donie i pomylaem o sowach: Nie z rki czowieka. Wiem, co znacz, aczkolwiek zawsze syszaem je wypowiadane o moich dzieach. Chciabym teraz malowa, chwyci za pdzel i uy go jak wtedy, w transie, pasji, kada linia i kada plama raz tylko nanoszone - za to wietnie! Jaki jestem rozbity, przytoczony tym, co pamitam! Musz zadecydowa, gdzie rozpocz.

Konstantynopol, od niedawna we wadzy Turkw, miasto od niespena stulecia muzumaskie, gdzie dostarczono mnie z transportem niewolnikw - chopca pojmanego gdzie na bezdroach kraju, ktrego jedyn nazw dla niego bya Zota Orda. Pami ju bya zduszona, podobnie jak jzyk, podobnie jak zdolno spjnego mylenia. Pamitam brudny pokj, i musia to by Konstantynopol, poniewa pierwszy raz od czasu, gdy wyrwano mnie z tego, co zapomniane, ludzie mwili, a ja ich rozumiaem. Mwili, rzecz jasna, po grecku; handlarze dostarczajcy niewolnikw do europejskich burdeli. Wiedziaem tylko, e nie znaj adnej religii, przed ktr by si korzyli; nie znaem adnych innych szczegw. Rzucono mnie na gruby turecki dywan; pokrycie podogi spotykane w paacach, tutaj suyo ekspozycji cennych towarw. Wosy miaem mokre i dugie; kto wyczesa je dostatecznie brutalnie, aby mi sprawi bl. Wszystkie prywatne rzeczy wyrwano mi z rk i pamici. Miaem na sobie tylko kaftan ze zocistej tkaniny. W pomieszczeniu byo gorco i duszno. Czuem gd, nauczyem si jednak, e jest to bl, ktry zrazu dotkliwy, potem sam z siebie znika. Kaftan z dugimi kloszowymi rkawami musia mi przydawa uroku, upodabniajc do upadego anioa. Uklkem, a potem wstaem; stopy miaem, rzecz jasna, bose. Widzc otaczajcych mnie mczyzn, od razu wiedziaem, czego chc: grzech i podo, a cen byo pieko. Spaday na mnie wrzaski kupcw: za adna, za delikatna, za gadka, oczy nazbyt diabelskie i jeszcze do tego diabelski miech. Tak: rozemiaem si. Kcili si, nawet mi si dobrze nie przyjrzawszy. Znikn gdzie ten, ktry mnie przywiz; ci, co mnie wykpali, nie ruszyli si od wanien. Niczym tumok cinito mnie na dywan. Na moment bysna mi wiadomo, i uwaano mnie za pyskatego cynika, a za dobrze znajcego msk natur. Zamiaem si, gdy kupcy uwaali mnie za dziewczyn. Syszaem strzpy ich targw. Bylimy w duym pomieszczeniu o niskim sklepieniu, pokrytym materi migoczc tysicznymi odamkami szka, midzy ktrymi wiy si tak ukochane przez Turkw arabeski. Wszdzie te byy lampy, ktrych aromatyczny dym wywoywa pieczenie oczu. Widok mczyzn w turbanach i kaftanach by mi ju znany, podobnie jak ich jzyk, aczkolwiek udawao mi si wychwytywa tylko fragmenty zda. Oczy usioway znale drog ucieczki, ale na prno. Wyjcia strzegli zwalici, ponurzy stranicy. Pod cian siedzia mczyzna ze sucym do rachunkw abakusem, a przed nim pitrzyy si stosy zotych monet.

Jeden z kupcw, wysoki i szczupy, z wystajcymi komi policzkowymi, sterczc brod i sprchniaymi zbami, podszed do mnie, aby obmaca ramiona i szyj. Potem zadar mi kaftan. Nie poruszyem si; nie by to gniew, nie bya to wiadoma trwoga, a przecie staem jak sparaliowany. By to kraj Turkw, ja za wiedziaem, co robi z chopcami, chocia nigdy nie widziaem adnych tego obrazw, nie syszaem adnych o tym opowieci, nawet nie znaem nikogo, kto by tu by, a spenetrowawszy ten kraj - powrci do domu. Do domu. Najpewniej chciaem zapomnie, kim jestem. Musiaem chcie, a rdem przymusu by wstyd. Mimo to jednak teraz, pod ozdobnym sufitem, midzy kupcami i sprzedawcami niewolnikw, gdzie ze skarbnicy mojej pamici wynurzay si zamglone obrazy. Zamigotay mi trawiaste rozogi, dzikie, gdzie wychodzio si tylko, by... Ale tu pustka. Byem w stepie, gupio, ale z rozmysem sprzeciwiaem si losowi. Miaem co niezwykle wanego. Zeskoczyem z konia, wyszarpnem ze skrzanego juka to zawinitko i przygarniajc je do piersi, pobiegem. - Drzewa! - krzykn. Ale... kto to by? Wiedziaem jednak, o co mu chodzi. Miaem biec do zagajnika i tam schowa skarb, t wspania i magiczn rzecz, ktra bya Nie z rki czowieka. Nie udao si. Gdy mnie schwycili, cisnem zawinitko, a oni nawet po nie nie signli, a w kadym razie nie w mojej przytomnoci. Gdy mnie nieli, mylaem: Nie tak miao by znalezione, nie okutane w szmat; miao by midzy drzewami. Zgwaci musieli mnie na statku, nie pamitam bowiem drogi do Konstantynopola. Nie pamitam godu, zimna, gniewu ani strachu. I dopiero teraz, po raz pierwszy, poznaem szczegy gwatu, cuchncy tuszcz, sprzeczki, resztki baraniny. Straszliwa, obrzydliwa niemoc. Obrzydliwi ludzie, za nic majcy Boga, za nic majcy natur. Niczym zwierz ryknem na kupca w turbanie, a ten uderzy mnie z takim rozmachem, e zwaliem si z ng. Z ziemi patrzyem na niego z ca pogard, jak potrafiem zawrze we wzroku. Nie wstawaem pomimo kopniakw; nie odzywaem si. Zarzuci mnie sobie na rami i przez zatoczony dziedziniec z dziwacznymi, mierdzcymi wielbdami, osami i kupami brudu ponis do portu, gdzie na wodzie koysay si statki. Po wskim trapie wszed na pokad, a potem cisn mnie do jakiej komrki. I znowu brud, stchlizna, szelest szczurw na pokadzie. Leaem na stosie jakich szmat. Znowu szukaem drogi ucieczki, ale widziaem tylko stopnie, po ktrych mnie zniesiono; z gry dobiegay gosy wielu mczyzn.

Byo jeszcze ciemno, gdy statek odbi od brzegu. Po godzinie byem tak chory, e chciaem ju tylko umrze. Zwinem si w kbek i nieruchomy wtulaem si w materia kaftana. Zasnem na dugo. Gdy si zbudziem, zobaczyem starszego mczyzn, w stroju, ktry mniej we mnie budzi lku ni tureckie szaty. Nachyli si nade mn i powiedzia co mikko i agodnie, ale nie rozumiaem jego jzyka. Kto poinformowa go po grecku, e jestem zidiociaym niemow, ryczcym jak zwierz. Byem zbyt chory, aby si zamia. Ten sam Grek oznajmi, e nie jestem ranny ani kaleki. Wyznaczono za mnie wysok cen. Mczyzna zrobi lekcewacy gest, potrzsn gow i znowu powiedzia co w swym piewnym jzyku, a potem poda mi do i pomg wsta. Trzymajc mnie za rk, poprowadzi do niewielkiej kajuty, wyoonej czerwonym atasem. Spdziem ca podr w jego kabinie, z wyjtkiem jednej nocy. Pewnej nocy - nie potrafi ustali, w jakim to byo momencie podry - zbudziem si i zobaczywszy, e mczyzna - ktry, jeli mnie dotkn, to tylko po to, by pogadzi czy uspokoi - pi, wspiem si po schodkach i przez dugi czas staem na pokadzie zapatrzony w gwiazdy. Statek sta na kotwicy; widziaem granatowe budynki przykryte kopuami, dzwonnice na urwistych cianach skalnych opadajcych do portu, owietlonego pochodniami umieszczonymi pod zdobnymi arkadami. Musia to by widok pocigajcy, a przecie ani przez chwil nie pomylaem, aby skoczy do wody i w ucieczce szuka wyzwolenia. Pod arkadami przechadzali si ludzie, a przy najbliszej sta, najwyraniej na stray, dziwacznie wystrojony mczyzna w lnicym hemie, z wielkim, szerokim mieczem u pasa. Raz tylko dugim uwanym spojrzeniem ogarnem nabrzee i pitrzce si nad nim miasto, potem bowiem patrzyem ju tylko w niebo i dwr mitycznych stworze na zawsze rozpitych na potnych i niezliczonych gwiazdach. Na czarnym jak smoa tle gwiazdy lniy niczym klejnoty; skd napyny ku mnie strofy starych wierszy i dwiki hymnw piewanych tylko przez mczyzn. Jak mi si zdaje, upyno wiele godzin, zanim mnie schwytano, bezlitonie wychostano skrzanym batogiem i na powrt zawleczono do kajuty. Wiedziaem, e bicie si skoczy, gdy pojawi si starzec. By wcieky i drcy. Przygarn mnie i zaszylimy si w kajucie. By zbyt stary, by mnie o cokolwiek wypytywa.

Nie kochaem go. Dla przygupiego niemowy byo jasne, i uwaa mnie za cenny towar, ktry trzeba zachowa w dobrym stanie do chwili sprzeday. Potrzebowaem go jednak, a on ociera mi zy. Staraem si spa jak najwicej. Chorowaem, ilekro morze si burzyo. Czasami wystarczy do tego sam upa; nie znaem wczeniej takiego gorca. Mczyzna karmi mnie tak dobrze, jakbym by przeznaczonym na sprzeda cielakiem. Zawinlimy do Wenecji pnym popoudniem. Nic z pikna Italii do mnie nie dotaro, mj waciciel zamkn mnie w ponurej piwnicy, a kiedy zabra do miasta, potwierdziy si moje przypuszczenia. W jakim ciemnym pokoju wda si w dzik ktni. Nic nie mogo mnie skoni do mwienia, nic nie mogo mnie skoni do okazania, i rozumiem, co si ze mn dzieje. Ale rozumiaem. Pienidze przeszy z rk do rk. Starzec wyszed, nawet si nie obejrzawszy. Prbowali mnie uczy rnych rzeczy. Otacza mnie w pieszczotliwy, mikki jzyk. Przychodzili chopcy, siadali obok mnie i usiowali caowa oraz pieci. Brali w koniuszki palcw moje sutki i prbowali dotkn intymnych czci, na ktre nauczono mnie nawet nie spoglda, aby unikn pokusy grzechu. Kilka razy prbowaem si modli, odkryem jednak, e nie pamitam sw. Nawet obrazy byy zamazane. Znikno wiato, ktre mnie wiodo przez cae ycie. Ilekro pogryem si w mylach, zawsze kto mnie szturcha albo apa za wosy. Kiedy mnie pobili, przychodzili nastpnie z olejkami i opatrywali zranion skr. Zdarzyo si, e gdy jeden z mczyzn uderzy mnie w twarz, drugi krzykn na niego i pochwyci rk, zanim zdy spoliczkowa mnie po raz drugi. Nie chciaem je ani pi, a oni nie potrafili mnie do tego zmusi. Wcale jednak nie chciaem godowa, tylko niczego nie byem w stanie przyj. Nie byem w stanie robi niczego, co zachowaoby mnie przy yciu. Wiedziaem, e wracam do domu. Wracaem do domu. Umr i wrc do domu. Bdzie to straszliwie bolesny powrt. W samotnoci pakabym nad sob, nigdy jednak nie byem sam. Przyjdzie mi wic umrze na oczach ludzi. Przez cay ten czas nie widziaem prawdziwego wiata dziennego. Doskwiera mi nawet blask lamp, ale ludzie zawsze byli obok. Lampy wci si paliy. Siedzieli wok mnie z ponurymi twarzyczkami i maymi domi, ktrymi odgarniali mi wosy z twarzy albo potrzsali za rami. Obracaem si do ciany. Nieprzerwanie towarzyszy mi dwik. Tak skoczy si ycie. By to odgos wody dochodzcy z zewntrz. Syszaem j po drugiej stronie muru. Wiedziaem, kiedy przepywa d, a kiedy o cian szoruje belka. Przytulaem gow do ciany i miaem wraenie, i dom

koysze si na wodzie, jak gdyby znajdowa si nie obok, lecz na niej. I tak rzeczywicie byo. ni mi si kiedy dom, ale niczego nie zapamitaem. Obudziem si z paczem, a z cienia nadpezy jakie przyjazne pozdrowienia, przyjazne gosy. Sdziem, e chc by sam. Kiedy jednak przyszed czas, e w ciemnej piwnicy leaem nie wiem jak dugo, bez wody i jedzenia, zaczem w kocu krzycze i wali pici w mur, ale nikt nie przyszed. Po jakim czasie wpadem w otpienie. Kiedy drzwi si otworzyy, by to prawdziwy wstrzs. Usiadem, zasaniajc rk oczy, lampa bya przeklestwem. W gowie mi omotao. Otoczy mnie intrygujcy zapach: ywiczne drewno palone podczas nienej zimy, zgniecione patki kwiatw, jaki olejek. Dotykay mnie przedmioty z drewna czy metalu, poruszajce si jak ywe. Otworzyem w kocu oczy i zobaczyem, e jaki mczyzna trzyma mnie za ramiona, a tymi twardymi jak kamie czy metal przedmiotami s jego biae palce, on za wpatruje si we mnie z uwag ywymi, jasnoniebieskimi oczyma. - Amadeo - powiedzia. Ubranie mia z czerwonego aksamitu, by imponujco wysoki. Wosy rozczesane porodku gowy opaday na plecy bujnymi lokami. Gadkiego czoa nie znaczya ani jedna zmarszczka, a proste, zociste brwi byy dostatecznie ciemne, aby nadawa obliczu stanowczy wyraz. Gdy si umiecha, jego wargi lekko ciemniay, co jeszcze bardziej uwydatniao ich regularny ksztat. Znaem go. Rozmawiaem z nim. adna inna twarz nie moga mie w sobie tyle czaru. Umiecha si do mnie tak yczliwie. Policzki mia gadko wygolone, nos wski i delikatny, aczkolwiek na tyle wyrany, aby pozostawa w harmonii z ca reszt twarzy. - Nie jestem Jezusem, drogie dziecko - powiedzia. - Ale przynosz ci wybawienie, Amadeo. Pjd w me ramiona. - Umieram, Mistrzu - rzekem. W jakim jzyku? Tego sam dzi nie wiem, on jednak mnie zrozumia. - Nie, dziecko, nie umierasz. Przechodzisz teraz pod moj opiek, a jeli gwiazdy nam sprzyjaj, jeli s dla nas askawe, nigdy ju nie umrzesz. - Ale ty jeste Chrystusem! Znam ci! Pokrci gow, spuci oczy i umiechn si, a ja midzy wargami dojrzaem biae, ludzkie zby. Wsun pode mnie rce, unis w powietrze i ucaowa w szyj; sparalioway mnie dreszcze. - Spij, a ja ponios ci do domu - usyszaem szept. Gdy si zbudziem, bylimy w ogromnej azience. Nigdzie w Wenecji nie byo

azienki rwnie wielkiej. Dzisiaj mog ci to powiedzie z przekonaniem, c jednak wtedy mogem wiedzie o tej budowli poza tym, e jest paacem? Tego byem pewien, widywaem ju bowiem paace. Wstaem i wypltaem si z materiau, w ktry mnie owin - by to, zdaje si, jego czerwony paszcz. Po prawej zobaczyem wielkie, zasonite oe, dalej za owalny basen. Z podtrzymywanej przez aniow muszli laa si woda, z lekko falujcej powierzchni unosia si para, a w jej kbach sta mj Mistrz. Biaa pier bya gadka, sutki rowe, a zaczesane na plecy jasne wosy zday si gstsze nawet i pikniejsze ni przedtem. Skin na mnie. Baem si wody. Przyklknem na skraju basenu i zanurzyem do. Ruchem byskawicznym i wdzicznym wcign mnie do wody, ktra signa mi do okci, a potem zamoczy gow. Znowu spojrzaem na niego, a potem na jasnoniebieski sufit, na ktrym widniay zdumiewajco ywe anioy z wielkimi biaymi skrzydami. Nigdy dotd nie widziaem aniow tak wietlistych i o tak piknych wosach, aniow, ktre tak dumnie prezentowayby ludzkie pikno swych muskularnych cia, spowitych w lotne szaty. Byo co niepokojco buntowniczego w tych mocarnych postaciach, dumnie zagarniajcych dla siebie niebo, pod ktrym rozpyway si w zocistym wietle oboczki pary. Wpatrzyem si w twarz Mistrza tu przy mojej twarzy. Pocauj mnie, tak, ten dreszcz, pocauj... On jednak nalea do tego samego rodu co owe odmalowane niebiaskie istoty, by jednym z boskich rycerzy, ktrzy zatrzymali si w jakim pogaskim miejscu, penym wina, owocw i cielesnoci. Miejscu nieodpowiednim dla mnie.Odchyli gow i rozemia si dwicznie. Nabra wody w donie i pola mi na pier. Gdy si mia, jego jzyk zalni zowrogo w ustach, a zby zday si wilczymi kami. Wraenie to jednak natychmiast znikno i tylko usta przywary do mej szyi, ramion, sutkw, ktrych nie zdyem w por zakry. Jknem. Leaem w wodzie obok niego, a jego wargi z mej piersi przesuny si na brzuch. Ssa agodnie skr, jakby chcia z niej usun wszelk sl i ciepo; dotyk jego czoa przyprawia mnie o dreszcz. Otoczyem go ramieniem, a kiedy dotar do samego grzechu, nie opieraem si, zupenie jakby strzaa wyleciaa z kuszy, daem jej mkn, a z mojej piersi wydar si krzyk. Pozwoli mi lee spokojnie na wodzie. Obmywa mnie delikatnie mikk materi, przepuszcza wosy midzy palcami. A kiedy zobaczy, e do ju wypoczem, znowu zaczlimy si caowa. Przed witem zbudziem si na jego poduszce. Usiadem i zobaczyem, jak narzuca

swj wielki paszcz i nakada kapelusz. Pokj peen by chopcw, nie byli to jednak pospni wykastrowani nauczyciele z burdelu. Uroczy, nakarmieni, umiechnici, radonie zebrali si wok oa. Mieli na sobie barwne, gadko odprasowane kaftany, a ciasno zapite paski nadaway im dziewczcy czar. Wosy opaday im na ramiona gstymi, piknymi puklami. Mistrz spojrza na mnie i w jzyku, ktry wietnie znaem, owiadczy, i jestem jego jedynym dzieckiem i znowu mnie odwiedzi wieczorem, a wtedy otworzy si przede mn nowy wiat. - Nowy wiat! - krzyknem. - Nie, Mistrzu, nie porzucaj mnie. Nie chc wiata, chc tylko ciebie. - Amadeo - powiedzia czule, nachylajc si nad kiem. Wosy mia ju suche i starannie zaczesane, donie pokrywa puder. - Jeste mj na zawsze. Niechaj ci chopcy nakarmi i odziej. Naleysz ju teraz do mnie, Mariusa de Romanusa. Popatrzy na nich i wyda polecenia, a z ich uszczliwionych twarzy mgby wnosi, e obdarowa ich wanie sodyczami i zotem. - Amadeo, Amadeo - powtarzali piewnie i otoczyli mnie, abym nie pody za nim. Szybko i bez trudu mwili do mnie po grecku, a chocia mnie przychodzio to z trudem, to jednak ich rozumiaem. Chod z nami, jeste jednym z nas, mamy by dla ciebie mili, bardzo mili. Ubrali mnie w jakie uywane rzeczy, spierajc si, czy koszula bdzie odpowiednia, te rajstopy, chyba nie, ach, to tylko na teraz, niech bd. Tu masz pantofle, a tu kaftan, za ciasny dla Riccarda. Ten strj wyda mi si icie krlewski. - Wszyscy ci kochamy - oznajmi Albinus, drugi co do wanoci po czarnowosym Riccardzie i tak od niego rny, wosy blond i jasnozielone oczy. Innych jako nie potrafiem zapamita, ale ci dwaj przycigali uwag. - Tak, kochamy ci - potwierdzi Riccardo, odgarniajc na szyj wosy i mrugajc do mnie. Jego skra bya gadka i w porwnaniu z innymi chopcami - ciemna. Oczy mia czarne, paajce. Chwyci mnie za rk, a ja zauwayem, jak dugie i wskie ma palce. Wszyscy tutaj mieli pikne, smuke palce. Podobnie jak ja, a pod tym wzgldem wyrniaem si pord swoich rodakw. O tym jednak nie potrafiem teraz myle. Zawitaa mi w gowie myl, e ja, ten wyblady, ten, ktry spowodowa wszystkie kopoty, ten ze smukymi palcami, przeniosem si duchem do mej ukochanej ojczyzny. Trudno mi byo jednak uwierzy w co rwnie fantastycznego. W bezdwicznych byskach zobaczyem przysadzistych jedcw, ktrzy mnie porwali, cuchnc komor na statku, ktry mnie przywiz do Konstantynopola, pospnych ludzi, ktrzy mnie wizili, zanim si tutaj

znalazem. Na Boga, czemu ktokolwiek miaby mnie kocha? Za co? Mariusie de Romanusie, dlaczego mnie pokochae? Mistrz z umiechem pomacha do mnie od drzwi. Na gowie mia purpurowy kaptur, wida byo tylko jego regularne koci policzkowe i wydatne usta. Moje oczy wypeniy si zami. Gdy drzwi si zamykay, biaa mga owiona Mistrza. Noc zbliaa si ku kocowi, ale wiece nadal pony. Przeszlimy do duego pomieszczenia, w ktrym zobaczyem wiele obrazw, misek z farbami i pdzli usunie sterczcych ze sojw. Na sztalugach czekay rozpite ptna. Chopcy nie sporzdzali farb w tradycyjny sposb, z dodatkiem tka. Nie, mieszali barwniki z bursztynowymi olejkami. W maych pojemniczkach czekay ju na mnie gotowe farby. Wziem podany mi pdzel. Spojrzaem na biae ptno, na ktrym miaem malowa. - Nie z rki czowieka - powiedziaem. C jednak miao to znaczy? Uniosem pdzel i zaczem malowa jego, jasnowosego mczyzn, ktry wybawi mnie z ciemnoci i udrki. Zanurzaem wosie w soiczki z kremow, row i bia farb, lecz kiedy szerokimi ruchami staraem si cign smugi po niechtnym ptnie, nie tworzy si na nim aden ksztat, aden rysunek! - Nie z ludzkiej rki - szepnem, cisnem pdzel i ukryem twarz w doniach. Znalazem odpowiednie greckie sowa; kiedy je wypowiedziaem, kilku chopcw pokiwao gowami, ale najwyraniej nie pochwycio znaczenia. Jak im wyjani sens tej katastrofy? Spojrzaem na swoje place. Co si stao... Wszystkie wspomnienia wypalone, nagle staem si chopcem o imieniu Amadeo. - Nie potrafi. - Spojrzaem na ptno i barwne plamy. - Gdyby to byo drewno, potrafibym. Patrzyli na mnie, nie rozumiejc. Co takiego bym potrafi? Nie by Jezusem mj Mistrz jasnowosy z lodowato niebieskimi oczyma. By jednak moim Panem. A ja nie potrafiem zrobi tego, co powinienem. Aby mnie uspokoi i rozerwa, chopcy chwycili za pdzle; zaskoczyo mnie to, jak spod ich rk strumieniem wypyway obrazy. Chopica twarz, policzki, wargi, oczy, rudawozote wosy. Mj Boe... to nie ptno, lecz lustro. Amadeo! Riccardo nieco poprawi wyraz twarzy, pogbi odrobin cie pod oczyma, musn jzyk - i oto ja, jakbym za chwil mia przemwi. C to za magia sprawiaa, e znikd wynurza si chopiec, zupenie naturalny, z lekko zmarszczonymi

brwiami i rozczochranymi wosami? Umiejtno zarazem bluniercza i pikna, ktra przywoywaa na ptno istot z krwi i koci. Piszc litery, Riccardo wymawia je po grecku, a potem cisn pdzel z okrzykiem: - Zupenie inny obraz Mistrz nosi w swojej gowie. Zaczli oprowadza mnie po budynku, ktry zwali palazzo. Wszdzie mnstwo byo tych malunkw: na cianach, sucie, w ramach i na sztalugach. Zrujnowane budowle, pknite kolumny, zaniedbane winnice, odlege gry, spieszcy dokd ludzie z rumiecami na twarzach, wosami i ubraniami szarpanymi przez wiatr. Wszystko to byo jak wielka taca z owocami i misem, ktr postawili przede mn. Bogi nieporzdek, obfito dla niej samej, rnorako barw i ksztatw. Niczym wino nazbyt sodkie i lekkie. Wszystko to byo jako podobne do miasta, ktre zobaczyem, gdy na ocie otworzyli okna. Mae czarne dki - gondole, jak mi powiedzieli - w jaskrawym socu sunce po zielonkawej wodzie, na brzegach kanaw ludzie w strojnych szkaratnych i zotych paszczach. Take my spor grupk wsiedlimy do naszych gondoli i wnet w ciszy sunlimy wzdu fasad wielkich domostw, z ktrych kade byo wspaniae niczym katedra, z ostroukami, wysokimi oknami i biaym kamieniem lnicym na cianach. Rwnie starsze budynki, nie tak wyborne, byy ogromne i urzekay barwami: czerwie tak intensywna, jakby spyna ze skruszonych patkw r, ziele tak gboka, jakby j zaczerpnito z falujcej w dole wody. Dotarlimy do piazza San Marco, z dwch stron otoczonego cudownie regularnymi arkadami. Gdy spogldaem na setki ludzi kbicych si przed bazylik ze zotymi kopuami, zdao mi si, e to niebiaskie miejsce zgromadze. Zote kopuy. Zote kopuy. Syszaem jak star opowie o zotych kopuach, a take widziaem je na jakim sczerniaym obrazie, czy nie? Kopuy wite i porzucone, kopuy w pomieniach, koci zhabiony i ja zhabiony. Wszystko w ruinie, zgadzone przez nagy wybuch, ktry rozsadzi wszelkie ycie wok mnie. Jake si wszystko odrodzio z zimowych popiow? Jak mogem umrze pord niegu i zgliszcz i odrodzi si pod tym askawym socem? Jego bogie ciepo darzyo pieszczot ebrakw i kupcw; promieniami obdarzao monych kroczcych dumnie, z paziami nioscymi za nimi aksamitne treny, na ksigarzy rozkadajcych swe ksigi pod baldachimami i na mistreli, ktrzy grali na lutniach, w nadziei,

i nie ominie ich drobna zapata. W sklepach i na straganach toczyy si towary z caego diabelskiego wiata: szka najrniejsze, a pord nich niezwyke puchary o rozmaitych barwach, a take figurki przedstawiajce zwierzta, ludzi i baniowe stwory. Byy migotliwe i wielobarwne paciorki do racw i naszyjnikw, byy koronki w wielkim wyborze, a na nich take okoliczne kocioy i malekie domki. Byy pira z ptakw, ktrych nigdy na oczy nie widziaem, byy te i same egzotyczne ptaki, czasami osowiae, czasami dziobami i pazurami atakujce prty klatek. Byy niebywale wzorzyste i barwne dywany, a nazbyt przywodzce na myl Turcj i jej stolic, skd przybywaem. Kt si im oprze? Prawo nie pozwalao muzumanom przedstawia ludzi, na kobiercach roio si wic od niezwykle misternych kwiatw, arabesek i wzorzystych labiryntw. Bya oliwa do lamp, byy wiece wskie i grube, kadzida, wielka rozmaito klejnotw, a take prawdziwych majstersztykw ze zota i srebra, starych i nowych. Niektre sklepy sprzedaway tylko korzenie, inne - jedynie medykamenty i mikstury. Byli sprzedawcy brzowych figur, lwich bw, lamp i ora. Byy cae stosy wschodniego jedwabiu, weny barwionej na najrniejsze sposoby, tkanin malowanych i haftowanych, a take wstek, rnej dugoci, szerokoci i faktury. A midzy tymi bogactwami przechadzali si bogato odziani mczyni i kobiety, ktrzy zatrzymywali si od czasu do czasu, aby skosztowa misiwa ze straganu, upi czystego czerwonego wina czy uraczy si sodkim plackiem. Zobaczyem wielu ksigarzy, oferujcych wieo wydrukowane ksiki, a moi towarzysze z zapaem opowiadali o cudownym wynalazku, dziki ktremu mona byo powszechnie nabywa dziea nie tylko pene liter i sw, ale take rycin. W samej Wenecji byo ju wiele drukarni, pracujcych zawzicie i wypuszczajcych w wiat ksigi po grecku, acinie i w miejscowym agodnym jzyku, ktrym chopcy porozumiewali si midzy sob. Zostawili mnie, abym obejrza sobie te przedziwne maszyny, z ktrych rodziy si ksiki, sami jednak pospieszyli do swoich zada: mieli zakupi prace dawnych niemieckich mistrzw wydrukowane z uyciem nowej techniki i sztychy Memlinga, van Eycka i Hieronymusa Boscha. Nasz Mistrz zawsze by nimi zainteresowany. Takie prace daway Poudniu posmakowa Pnocy. Mistrz w ogle by zachwycony cudem druku. Dziki z gr setce drukarni w naszym miecie mg cisn w kt stare, niedokadne kopie Liwiusza i Wergilego, a zastpi je nowymi, wiernymi i trwalszymi. Ile tu byo nowych wiadomoci!!! Jak si okazao, nie mniej wana od literatury i rysunkw bya kwestia mojego

ubrania. Krawcy mieli odoy na bok wszystkie prace, aby zgodnie z maymi kredowymi szkicami Mistrza sporzdzi dla mnie szaty. Rcznie spisane listy kredytowe naleao zanie do banku, po czym, jak wszyscy, miaem dosta pienidze. Pienidze! Nigdy czego takiego nie miaem. Byy pikne: zote i srebrne floreny, niemieckie guldeny, czeskie grosze, malekie monety bite przez wadcw Wenecji zwanych doami, stare monety z Konstantynopola. Dostaem sakiewk pen brzczcych pienidzy i jak inni przytroczyem j do pasa. Jeden z towarzyszy kupi mi cudo, przed ktrym zastygem w zachwycie. By to may, tykajcy przedmiot. Nie mogem poj, co to takiego, pikne cacuszko wysadzane drobniutkimi klejnotami - ale skd ten dwik? Na nic si zday rce wskazujce w niebo, wpatrzony w szko, zdobienia, ruchome listewki, zrozumiaem: to maleki zegar! Zacisnem swj skarb w doni i poczuem, e krci mi si w gowie. Dotychczas znaem jedynie wielkie zegary na dzwonnicach. - Trzymam w rku czas - szepnem do mych znajomych po grecku. - Amadeo - rzek Riccardo - bdziesz teraz liczy dla mnie godziny. Chciaem powiedzie, e to zdumiewajce odkrycie jest czym bardzo wanym dla mnie. Jest w nim jakie przesanie od wiata zbyt pospiesznie i zowrogo zapomnianego. Czas przesta by czasem i nigdy ju nim nie bdzie. Dzie nie by ju dniem ani noc noc. Nie potrafiem jednak tego wysowi: w grece, w adnym innym jzyku, nie potrafiem nawet w swych spltanych mylach. Otarem pot z czoa, mruc oczy przed jaskrawym socem Italii. Mj wzrok przycigny ptaki, ktre stadami przesuway si po niebie; ich niewidoczne z tej odlegoci skrzyda biy zgodnym rytmem. Chyba wyszeptaem pgosem: Jestemy w wiecie. - Jestemy w rodku najwikszego miasta wiata! - krzykn Riccardo, wcigajc mnie w tum. - Zobaczmy jak najwicej, zanim ugrzniemy u krawcw. Zatrzymalimy si na chwil w sklepie z czekolad, ciastkami i przernymi, nie znanymi mi jaskrawoczerwonymi i tymi akociami. Jeden z chopcw pokaza mi okropn ksik z rysunkami, na ktrych mczyni i kobiety splatali si w lubienych uciskach. Byy to opowieci Boccaccia. Riccardo powiedzia, e przeczyta mi je, gdy to w istocie bardzo dobry sposb, abym nauczy si woskiego. Obieca te, i zapozna mnie z Dantem. Boccaccio i Dante s z Florencji, zauway kto z boku, mimo to wcale nie s najgorsi.

Dowiedziaem si, e Mistrz przepada za ksikami; miao mona byo na nie wydawa pienidze, nigdy nie by syty czytania. Miaem si jeszcze przekona, e nauczyciele bd mnie wrcz doprowadza do szau i desperacji. Wszyscy musielimy si oddawa studia humanitatis, na ktre skaday si historia, gramatyka, retoryka, filozofia, starodawni autorzy... Mnstwo zagadkowych sw, ktre stopniowo dopiero nabieray sensu, gdy powtarzano je i demonstrowano ich znaczenie. Inn lekcj, ktr miaem dopiero pobra, byo to, i nigdy nie wygldalimy dla Mistrza dostatecznie dobrze. Na mojej szyi nieustannie pojawiay si coraz to nowe zote i srebrne naszyjniki, medaliony i inne ozdoby. Podobnie byo z piercieniami i sygnetami. Ile to razy przychodzio nam targowa si ze zotnikami, by na koniec wraca do palazzo z autentycznym szmaragdem z Nowego wiata czy dwoma piercieniami z rubinami, na ktrych obrczce wyryto niezrozumiae dla mnie napisy. Nigdy nie mogem si napatrzy swym palcom zdobnym klejnotami. Jeszcze teraz, piset lat pniej, nawet tej nocy, mam sabo do piercieni. I tylko podczas dugich lat w Paryu, gdy byem jednym z szataskich dzieci nocy, tylko podczas tamtego snu oddaem swe piercienie. Ju niedugo dojdziemy i do tych wydarze. Na razie Wenecja, ja jestem jednym z dzieci Mariusa, wraz z innymi yjcy w cudownym nastroju, ktry trwa bdzie jeszcze przez lata. Poszlimy do krawcw. Gdy zdejmowali ze mnie miar, upinali na mnie rne materiay, zakadali i przycinali, moi towarzysze opowiadali, jak to najbogatsi Wenecjanie zamczali Mistrza probami o najmniejsze chociaby dzieo jego kunsztu. On za, zarzekajc si, i marny z niego artysta, nie sprzedawa niczego, co najwyej od czasu do czasu portret mczyzny lub kobiety, ktrzy wpadli mu w oko, a ktrych przemienia w mityczne postacie, bogw, boginki, aniow, witych. W tych opowieciach a si roio od imion, rzadko mi znanych, najczciej jednak tajemniczych. Pami doradzaa ostrono. Czy nic nie rnio witych od bokw? Czy zlanie ich w jednej opowieci nie sugerowao, e chodzi tu o jakie zmylenia i kamstwa? Nie mogem si w tym wszystkim poapa, a dookoa tak wiele si dziao, tak wiele. Niepodobna przecie, aby za tymi wdzicznymi twarzyczkami kryy si oszustwo i niegodziwo. W to nie mogem uwierzy. A chocia wszelka bogo wydawaa mi si podejrzana, to jake sodko byo jej ulega, a ulegaem z coraz wiksz atwoci. Ten dzie inicjacji by jednym z setki, co mwi, tysica tych, ktre miay nadej, i dzisiaj trudno mi ju ustali, kiedy zaczo do mnie niejasno dociera, co waciwie mwi moi towarzysze. Moment ten jednak nadszed, i to cakiem szybko; powiedziabym, e nie

nazbyt dugo trwaem w naiwnoci. Na razie ta pierwsza wyprawa bya icie magiczna. Od wody cign powiew orzewiajcy i chodny, niebo nad nami byo kobaltowe, usiane chmurami, ktre z tak precyzj oddano na sklepieniu paacu Mistrza. Nasza mnie myl, e nie ma kamstwa w jego obrazach. Za specjalnym zezwoleniem weszlimy do nalecej do doy kaplicy witego Marka; jej bogactwo porazio mnie: ciany jakby powleczono pynnym zotem. Ale poraajca bya te wiadomo, i oto ja sam spowity jestem w strojnoci i zoto i stoj pord mocnych, surowych posgw witych, ktrych znam. Znaem ich wszystkich, stojcych w niszach, w dugich szatach, z rkami zoonymi do modlitwy, z aureolami nad gow. Wiedziaem, jak mnie oceniaj brodaci patriarchowie, spogldajc na mnie nieruchomymi oczyma, stanem wic jak sparaliowany, a potem osunem si na posadzk. Musieli mnie wyprowadzi. Z kadym krokiem rs zgiek na placu, a ja czuem, e zmierzamy ku jakiemu strasznemu finaowi; chciaem im jako przekaza, e to nie ich wina, e to nieuchronne, a jednak nie potrafiem. Byli zaskoczeni. Oguszony, spywajcy potem na caym ciele, siedziaem bezwadnie u stp kolumny i suchaem tpo ich wyjanie, e to przecie tylko jeden ze skarbw miasta, c zatem tak silne na mnie zrobio wraenie. Tak, to prawda, kaplica jest stara i bizantyska z ducha, ale wiele jest takich w Wenecji. Od wiekw handlowalimy z Bizancjum; jestemy prawdziwym morskim imperium. Powoli wracaem do siebie, gdy moi przyjaciele o agodnych gosach i delikatnych rkach podawali mi chodne wino dla orzewienia, podsuwali owoce, najwyraniej wolni od jakiejkolwiek grozy. Spojrzaem w lewo, gdzie by port i nabrzea. Na widok statkw poderwaem si na nogi i rzuciem biegiem. Wielkie galeony o pkatych burtach, wzdtych aglach i migych wiosach, ktre wynosiy je na pene morze, zday mi si prawdziwym cudem. W porcie wrzao. Barki, niemal si o siebie ocierajc, wpyway i wypyway, a cae ich mrowie stao na kotwicy i ze swych wntrznoci wypluwao na nabrzea nieprzebrane bogactwo najrniejszych dbr. Kiedy wraz z przyjacimi ruszyem do Arsenau, kojcy okaza si widok normalnych ludzi, dopiero budujcych owe morskie dziwy. Arsena mia si sta jednym z moich ulubionych miejsc, gdzie wystawaem, oczu nie mogc oderwa od pracy cieli, skadajcych odzie tak ogromne, i zdao mi si nieuniknione, e bez podpory zaraz pjd na

dno. W pojedynczych byskach pojawiay si obrazy zamarzajcych rzek, paskodennych barek, gruboskrnych mczyzn cuchncych zwierzcym sadem i niewyprawion skr. Owe fragmenty wiata, z ktrego przybyem, miay si zjawia coraz rzadziej i coraz bledsze. Gdyby to nie bya Wenecja, kto wie, czyby si wszystko nie uoyo inaczej. Przez wszystkie lata tam spdzone nigdy nie znuy mnie widok Arsenau i pracy szkutnikw. Zawsze miaem tam wstp, starczyo kilka miych sw, czasami wspartych monet lub dwiema. Zafascynowany wpatrywaem si, jak goe ebra pokrywaj si belkami i jak coraz mniej samotne stercz w niebo maszty. Tego jednak dnia tylko przemknlimy przez w jarmark cudw. Byo ich a nadto. Tak, to bya Wenecja, miasto, ktre przynajmniej na chwil zataro w mej pamici spltane wspomnienia wczeniejszego ycia, jakich prawd, ktrym na razie nie musiaem stawia czoa. Gdyby nie bya to Wenecja, nie byoby tu mego Mistrza. Nie min miesic, gdy Mistrz tonem gawdziarza opowiedzia mi o czarze innych miast Italii, o tym, jak cudownie jest oglda we Florencji przy pracy Michaa Anioa, wspaniaego rzebiarza, jak wiele zyska mona z rozmw z rzymskimi nauczycielami, zakoczy jednak sowami: - Tylko w Wenecji s tysicletnie dziea sztuki - lekkimi ruchami pdzla wykaczajc obraz. - Ona sama jest dzieem sztuki, metropoli niewiarygodnie wspaniaych wity, ciasno wzniesionych obok siebie niczym komrki plastra miodu, a i mieszkacy sami w swej skrztnej i podnej pracowitoci s pszczoom podobni. Ale to tylko paace s godne spojrzenia i uwagi. Podobnie jak innych szybko wprowadzi mnie w szczegy dziejw Wenecji, kadc nacisk na jej ustrj republiki, ktra - despotyczna wprawdzie w swych decyzjach i zaciekle niechtna wobec obcych - bya jednak miastem ludzi rwnych. Florencja, Mediolan, Rzym - wszdzie tam rzdziy mae elity: mone rodziny czy grupki wsplnikw, podczas gdy Wenecja, mimo wszystkich swych grzechw, miaa senatorw, miaa bogatych kupcw i miaa Rad Dziesiciu. To tego pierwszego dnia zrodzia si we mnie nieprzemijajca mio do Wenecji. Zdao mi si, e to miejsce wolne od grozy i okruciestw, przyjazne take dla swych dobrze ubranych i sprytnych ebrakw, miejsce szczliwej fortuny, arliwych pasji oraz bogactwa. Bo czy ja sam nie zostaem jak moi nowi przyjaciele przemieniony przez mistrzw krawiectwa w ksicia?

Czy Riccardo nie nosi miecza? Najpewniej wszyscy oni byli szlachcicami. - Zapomnij o tym, co ci dotychczas spotkao - powiedzia Riccardo. - Nasz Mistrz jest naszym Panem, a my to jego ksita, jego dworzanie. Odtd jeste bogaty, a bogactwo ochroni ci przed krzywd. - Nie jestemy tylko zwykymi giermkami - cign Albinus. - Udamy si na studia do Padwy, zobaczysz. Obok sztuk wyzwolonych uczymy si te taca i dobrych obyczajw. Zobaczysz chopcw, wracajcych, aby odwiedzi Mistrza, i sam przyznasz, e to prawdziwie wytworni ludzie. Giuliano wietnie sobie radzi jako prawnik, podczas gdy Simone jest wzitym lekarzem na Torcello, wyspie niedaleko std. Wszyscy, ktrzy std odjedaj, maj za co y, tyle e Mistrz, jak to Wenecjanie, gardzi nierbstwem. Jestemy wszyscy majtni, jak ci wielmoe, ktrzy tylko rozjedaj si po wiecie i smakuj go tak, jakby to by wielki koacz lub talerz smakoykw. Na koniec tego pierwszego dnia przygd, spowitego w soneczne wiato, kiedy poznaem szko mego Mistrza i przecudne miasto, zostaem starannie podstrzyony, uczesany i odziany w barwy, ktre odtd Mistrz zawsze mia dla mnie rezerwowa: jasny bkit rajtuzw, granat krtkiego aksamitnego kaftana i przetykany zotem lazur tuniki, do tego burgund na wypustkach i lamwkach. Wieczorem wraz z innymi taczyem na marmurowej posadzce do dwiku lutni i przygrywajcego jej wirginau, pierwszego klawiszowego instrumentu, jaki widziaem. Kiedy ostatnie blaski zachodu zgasy w kanale widocznym za strzelistymi oknami, bdziem po paacu; towarzyszyo mi moje odbicie w niezliczonych zwierciadach sigajcych od posadzki do sufitu w niezliczonych, zdao si, piknych salonach i alkowach.Powtarzaem za Riccardem nowe sowa. Wenecj zwano Serenissima. Sunce kanaami czarne odzie to gondole. Wiatr, ktry mia nadej niebawem, przywodzc nas na skraj szalestwa, to sirocco. Wspaniaym miastem wada doa, wieczorem czyta bdziemy z nauczycielem Cycerona, instrument, po ktrym Riccardo zrcznie przebiera palcami, nazywa si lutni, a wielkie oe Mistrza otoczone byo baldachimem, ktry co dwa tygodnie obrbiano nowymi zotymi frdzlami. Trwaem w ekstazie. Do pasa przytroczyem nie miecz, lecz sztylet. Tyle ufnoci. Oczywicie, e byem pord reszty niczym zabkane ciel, nie tylko w wiecie, ale i w sobie nie mogce si rozezna, nigdy dotd jednak nikt mi nie zawierzy tak mierciononej broni. I znowu pami pataa figle. Wiedziaem, jak cisn drewnian dzid, jak... Podszept ten by jak smuka dymu, ktra si zaraz rozpyna, ponadto cae to

przytaczajce mnie otoczenie nieodpowiednie byo do broni, walki, przemocy. Nie, bitwa, zmaganie si, umiercanie - to wszystko byo mi wzbronione. Tak, nigdy ju, nigdy, nigdy. mier pochona mnie bez reszty, a potem wyplua tutaj. W paacu Mistrza, pord obrazw, ktre zachwycajco utrwaliy sceny batalistyczne, map zwieszajcych si z sufitw i okien wypenionych zdobionym szkem, wydobyem z pochwy sztylet, przyjrzaem si jego szmaragdom i rubinom, a potem jednym ciciem przepoowiem jabko. Chopcy zamiali si, bya w tym jednak przyja, nie zoliwo. Wkrtce nadejdzie sam Mistrz. I popatrz tylko: od komnaty do komnaty przemykaj najmodsi spord nas, ktrzy nie wzili udziau w wyprawie na miasto, a teraz sprawnie i szybko rozpalali pochodnie, kandelabry i pojedyncze wiece, a ja w niemym zachwycie wpatrywaem si w t rozlewajc si po salach powd wiata mnocego si w lustrach. Pojawi si blady, nieefektowny mczyzna, trzymajc w rkach podniszczon ksik. Mia czarne, wte wosy i prosty czarny kaftan. W jego oczach migotay radosne byski, ale wskie usta by zacinite jak w gniewie. Wszyscy chopcy jknli. Zamknito okna przed chodniejszym powietrzem wieczoru. Mczyni w gondolach suncych po kanale piewali, dwiki wznosiy si, odbijay od cian, wibroway w szybach i opaday ku wodzie. Zjadem jabko do ostatniego kawaeczka. Przez cay ten dzie wchonem wicej owocw, misa, chleba i sodkich akoci, ni jest w stanie pomieci w sobie normalny czowiek. Tyle e ja nie byem normalnym czowiekiem: byem wygodniaym chopcem. Nauczyciel pstrykn palcami, nastpnie wyj zza pasa gitk witk i uderzy ni kilka razy o ydk. - Uwaga! - powiedzia i w tej samej chwili zjawi si Mistrz. Wszyscy chopcy, bez wzgldu na wiek, rzucili si do niego, otoczyli ciasnym koem, chwytali za rce, a on sucha ich okrzykw, potem za kaza si zaprowadzi do namalowanych dzisiaj obrazw. Nauczyciel trzyma si na uboczu, wczeniej powitawszy Mistrza lekkim ukonem. Poszli wic wszyscy do galerii, a Mistrz pozwala, by coraz to nowi podopieczni chwytali go za donie, trzymali si rkaww i ocierali o poy paszcza. Poszedem i ja, szczeglnie e dojrzawszy mnie, kiwn gow, mwic: Chod z nami, Amadeo, mylaem jednak o jednej tylko rzeczy i tylko jednego pragnem. Moje marzenie szybko si spenio. Wszyscy zostali odprawieni do czytania Cycerona, z wyjtkiem mnie. Mistrz chwyci

mnie za przegub, przytrzyma, a nastpnie poprowadzi do swej prywatnej komnaty. Zamkn za sob malowane drzwi na zasuw; w rodku unosiy si tajemnicze zapachy z kadzide i lamp. Na ku pitrzyy si poduchy i poduszki o najrozmaitszych barwach i wzorach. Zacign szkaratne zasony. Czerwie jest jego barw, rzek mi, tak jak niebieski bdzie moj. Uwodzi mnie w uniwersalnym jzyku, sycc mnie obrazami. - Twoje brzowe oczy staj si bursztynowe, gdy padnie na nie blask ognia - szepta. S jak ciemne, lnice zwierciada, w ktrych dostrzegam siebie, nawet gdy zazdronie strzeg swego sekretu. S jak ciemne wierzeje bogactwa twej duszy. A ja zatracaem si w bkicie jego oczu i w lnieniu jego koralowych ust. Uoy si obok mnie, caowa, midzy koniuszkami palcw delikatnie przepuszcza kosmyki moich wosw, wzbudzajc w moim ciele dreszcze - jeden rozchodzi si od gowy, a drugi - midzy nogami. Jego kciuki, twarde i zimne, dotykay moich policzkw, warg, brody, a pod ich dotykiem wszystko wibrowao. Obracajc moj gow to na lewy bok, to na prawy, delikatnie caowa wntrze uszu. Byem za mody na takie pieszczoty. Ciekawe, czy moje doznania byy podobne do kobiecych. Wydawao mi si, i trwaj bez koca. Przyjemno graniczya z blem, nie mogem wyzwoli si od jego rk, ale te nie chciaem tego, i tylko napywajca falami rozkosz bya niemal nie do zniesienia. Potem uczy mnie nowych sw: posadzk zrobiono z marmuru kararyjskiego, kotary z brokateli, na poduszkach wyszyto ryby, wie i sonie, na tapiseriach przedstawiono lwy. Wsuchiwaem si w skupieniu w jego sowa, a on, pord innych rzeczy, tumaczy mi take, jak w muszlach may formuj si pery, ktrymi obsypany by mj kaftan. Chopcy musieli nurkowa gboko w morze i zdobyte skorupy wynosi na powierzchni w ustach. Szmaragdy wydobywano z ziemi, a ludzie potrafili o nie walczy na mier i ycie. A diamenty, ach... Spjrz tylko na nie. Zdj piercie i naoy mi na palec, gadzc go przy tym delikatnie. W diamentach mieszka czyste wiato Boga, mwi. Najczystsze. Boga? A kim jest Bg? Cay zadygotaem, a wszystko wok zaczo falowa i si zapada. Mwic, patrzy na mnie; co jaki czas zdarzao si, i syszaem go wyranie, chocia wargi jego pozostaway nieruchome. Mj niepokj rs. Bg, nie pozwl mi myle o Bogu. Ty bd moim Bogiem. - Daj mi swe usta, obejmij mnie - wyszeptaem, a sowa te tyle go zaskoczyy, ile uradoway.

Leciutko si umiechn i znowu obdarzy mikkimi jak dotknicie kwiatu pocaunkami. Jego ciepy oddech owion moje podbrzusze. - Amadeo, Amadeo, Amadeo - powtarza. - Mistrzu, co znaczy to imi? - spytaem. - Czemu mi je nadae? Zdao mi si, i w tym pytaniu usyszaem dawnego siebie, ale moe to nowo narodzony ksi, dumny ze swych nieoczekiwanych skarbw, mwi teraz zarazem pokornie i miao. - Ukochany przez Boga. Och, nie, nie mogem tego sucha. Czy nie byo adnej ucieczki przed tym Bogiem? Wzbieraa we mnie panika. Uj moj do i koce palcw poprowadzi do maego, otoczonego paciorkami skrzydlatego dziecitka, wyszytego na rogu skbionej, odrzuconej na bok kodry. - Amadeo - rzek. - Ukochany przez Boga mioci. Sign po zegarek lecy koo oa na stosie ubra. Umiechn si. Niewiele takich widzia. Pikne. Dostatecznie drogie, aby byo godne krlewskich wacicieli. - Powiniene mie wszystko, czego zapragniesz - powiedzia mikko. - Dlaczego? I znowu ten miech w odpowiedzi. - Dlatego, e masz takie ogniste loki - powiedzia, caujc moje wosy - oczy cudownie brzowe, skr gadk i jasn, wargi tak podobne do patkw ry. Byo ju pno w nocy, a on opowiada mi o Afrodycie, Erosie, Psyche, ktr ten ostatni tak ukocha, ale ktra nigdy nie moga go ujrze za dnia. Prowadzi mnie po chodnych korytarzach, delikatnie wodzc palcami po ramieniu, i pokazywa marmurowe poski bogw, boginek, kochanek i kochankw: Dafne zamieniajc si w drzewo wawrzynu, Apolla rozpaczliwie jej szukajcego, Ledy bezsilnie wijcej si w mocarnym ucisku abdzia. Prowadzi moje donie po marmurowych ksztatach, twarzach o rysach ostrych i gadkich powierzchniach, napitych udach, zimnych jak ld, na p rozchylonych wargach. A potem pocign moje palce ku swojej twarzy. I majc w pamici ich doskonao, poznaem, i on, ywy i oddychajcy, jest od nich wspanialszy; a do tego jeszcze ar jego oddechu, do tego jeszcze szmer szeptanych przez niego sw. Nim min tydzie nie pamitaem nawet sowa z mowy ojczystej. adne przymiotniki nie opisz tego, co czuem, gdy oniemiay patrzyem na przemarsz czonkw Wielkiej Rady, wsuchiwaem si w msz odprawian w bazylice witego Marka, chonem wzrokiem statki wypywajce na lnice wody Adriatyku, spogldaem na pdzle

zanurzajce si w soiczkach z barwami, ktrych imiona z wolna sobie przyswajaem karmin, turkus, ta ochra, palona umbra, sepia - a potem wyczarowujce na ptnie postacie i rzeczy. Jeli chodzi o taniec i fechtunek, braem gr nad innymi. Najlepszym partnerem okaza si Riccardo; zobaczyem te, e bardzo szybko zbliam si do niego w najrniejszych umiejtnociach, zajmujc w ten sposb miejsce, ktre przed moim przybyciem naleao do Albinusa, ten jednak nie mia o to do mnie najmniejszego alu. Bylimy wszyscy jak bracia. Zaprowadzili mnie do smukej, piknej kurtyzany, Bianki Solderini, czarujcej niewiasty, jak z malowide Botticellego, z dugimi lokami i zielonymi oczyma o ksztacie migdaw, mdrej i dowcipnej. Bardzo lubiem wizyty w jej domu, gdzie kobiety i mczyni cae godziny spdzali na czytaniu wierszy, rozmowie o nie koczcych si zagranicznych wojnach, a take najnowszych malarzach i zamwieniach, jakie dostawali. Bianka miaa cienki, dziecinny gos, ktry bardzo pasowa do jej dziewczcej twarzy i drobnego nosa. Jej usta przywodziy na myl pk ry. Urocza. A zarazem niedostpna. Zimno traktowaa kochankw nazbyt zaborczych; zaleao jej na tym, aby przez cay czas dom peen by ludzi. Wystarczy odpowiedni strj lub miecz u pasa, aby zosta dopuszczonym do towarzystwa. Odprawiani byli ci tylko, ktrzy chcieli mie j na wasno. Czsto spotykao si u niej przybyszw z Francji czy Niemiec, skdkolwiek jednak pochodzili, wszystkich intrygowa nasz Mistrz, tajemniczy Marius. My wszelako bylimy uprzedzeni, i mamy zbywa wszystkie natrctwa i umiechem kwitowa pytania, czy nosi si z zamiarem oenku, czy to on jest autorem tego lub tamtego portretu, czy bdzie skonny przyj kogo z wizyt tego a tego dnia. Czasami przysypiaem w salonie Bianki, zasuchany w gosy dyskutujcych szlachcicw, zatopiony w kojcej muzyce. Rzadko pojawia si u Bianki sam Mistrz, aby zabra do domu mnie i Riccarda, ale zawsze bya to maa sensacja. Nigdy nie przyjmowa zaproszenia, by zasi w fotelu. W wyczekujcej pozie sta w paszczu, nie zdjwszy nawet kaptura, i umiechem odpowiada na wszystkie uprzejmoci. Niekiedy ofiarowywa Biance now miniatur z jej portretem. Dzi jeszcze mam w oczach te miniatury zdobione klejnotami. - Jake z pamici potrafisz, panie, uchwyci podobiestwo - mwia, podchodzc, aby si przywita. Prbowaa go pocaowa, ale cigle widz rezerw, z jak j powstrzymywa, aby nie dotkna jego piersi ani twarzy; zamiast tego sam j caowa w policzek, i tak pozostawaa midzy nimi czuo, ktr jej dotyk mg zabi.

Caymi godzinami czytaem pod kierunkiem naszego nauczyciela, Leonarda z Padwy, dziki ktremu poznawaem zasady kadencji aciskiej, woskiej i greckiej. Arystoteles podoba mi si nie mniej ni Platon, Plutarch, Liwiusz czy Wergiliusz, problem jednak w tym, e niewiele z nich rozumiaem. Zgodnie ze wskazaniem Mistrza pozwalaem, by wiedza si we mnie gromadzia. Nie widziaem powodu, by tak drobiazgowo rozprawia o tak rnorodnych rzeczach, jak czyni to Arystoteles. Opowieci Plutarcha o yciu w dawnych wiekach byy zajmujce, mnie jednak znacznie bardziej interesowali ludzie wspczeni. Wolaem przesiadywa na szezlongu u Bianki, ni rozprawia nad zaletami tego czy innego malarza, zwaszcza e wiedziaem, e aden z nich nie jest w stanie dorwna Mistrzowi. Bardzo szybko nawykem do wiata przestronnych komnat, zdobionych cian, obfitego wiata i zmiennych md; niewiele wiedziaem o cierpieniach i ndzy, a czytane ksiki te budziy we mnie poczucie bezpieczestwa i pewnoci, e nic nie moe mnie cign na niziny blu i niedostatku. Bardzo lubiem gra na wiriginale, szybko te nauczyem si gra na lutni, i akompaniowaem sobie, cicho piewajc piosenki, zawsze smutne, w ktrych nadzwyczaj gustowa mj Mistrz. Byway dni, gdy wszyscy zbieralimy si w chr, by zapiewa Mistrzowi nasze wasne utwory; niekiedy prezentowalimy uoone przez nas tace. W upalne popoudnia zamiast drzema, wolelimy gra w karty; zdarzao si, i wraz z Riccardem wymykalimy si do tawerny, aby zagra na pi