Roger Zelazny - Aleja Potępienia

Embed Size (px)

Citation preview

ROGER ZELAZNY

ALEJA POTPIENIA (DAMNATION ALLEY)

Tu obok zanurkowaa mewa. Przez chwil wydawao si, e zawisa nieruchomo w powietrzu na szeroko rozpostartych skrzydach. Czart Tanner cisn w ni niedopakiem cygara i zaliczy celne trafienie. Ptak wyda ochrypy krzyk, wzbi si gwatownie w gr i czy wrzasn ponownie, tego Tanner nigdy ju si nie dowiedzia. Ptak odlecia. Na tle fioletowego nieba koysao si jedno jedyne siwe pirko. Spychane wiatrem poza krawd urwiska, opadao na ocean, wirujc wok wasnej osi. Do jednostajnego wycia wichru i grzmotu tukcych o brzeg fal doczy si chichot zadowolonego z siebie Tannera. Spuci nogi z kierownicy motocykla, zoy kopniakiem podprk. Rykn zapuszczany silnik. Bra wolno pochyo terenu, dopki nie dotar do szlaku, tam przyspieszy i kiedy wpada na autostrad strzaka licznika staa ju na pidziesitce. Mia ca drog dla siebie, pochyli si wiec nad kierownic i gna przed siebie, dociskajc do dechy peda gazu. Na oczy nasun gogle i oglda wiat przez szka koloru ekskrementw, co byo mniej wicej sposobem, w jaki na patrzy take bez nich. Z jego kurtki znikneo cae stare elastwo. Straci swastyk oraz, nad czym bola najbardziej, uniesiony ku grze kciuk. Zerwali mu rwnie jego emblemat. Moe zdoa zdoby taki w Tijuanie i poderwie jak dziwk, ktra mu go naszyje i... Nie. Do tego. Z tamtym ju koniec. Zdradziby si i nie doczeka koca dnia. Zrobi tak: sprzeda Harleya, czysty i nie zwracajcy uwagi przedostanie si wybrzeem na poudnie i zobaczy, co mona zdziaa w drugiej Ameryce. Zjecha na luzie z jednego wzgrza i z oguszajcym rykiem silnika wdar si na nastpne. Mkn autostrad, mijajc po drodze Laguna Beach, Capistrano Beach, San Clemente i San Onofre. Zatrzyma si w Oceanside, gdzie zatankowa, a potem pojecha dalej przez Carisbad i wszystkie te zapomniane, mae plae, zapeniajce wybrzee przed Solana Beach Del Mar. Czekali na niego na peryferiach San Diego. Spostrzeg blokad drogi i zawrci. Nie wierzyli wasnym oczom, e

przy prdkoci jak rozwija, zdoa tego dokona tak szybko, faktem jednak byo, i teraz oddala si od nich. Usysza strzay, ale nie zatrzymywa si. Potem doszed go jk syren. W odpowiedzi nacisn dwukrotnie swj klakson i jeszcze niej pochyli si nad kierownic. Pdzc tak z wiatrem w zawody, zastanawia si, czy nawizali ju kontakt radiowy z kim, oczekujcym go na trasie. Ucieka dziesi minut i nie mg zgubi pocigu. Nie udao si to rwnie po pitnastu minutach. Wspi si na szczyt kolejnego wzgrza i daleko przed sob dostrzeg drug blokad. Wzili go w dwa ognie. Rozejrza si za jak boczn drog. Nie byo adnej. Pdzi wiec dalej, kierujc si prosto na drug blokad. Moe uda si j sforsowa. Niedobrze! Samochody ustawione byy jeden za drugim w poprzek caej drogi. Stay rwnie na poboczach. Zahamowa w ostatniej chwili i, gdy prdko spada do rozsdnych granic, poderwa w gore przednie koo, obrci motocykl na tylnym i dodajc gazu pomkn na spotkanie swych przeladowcw. Nadjedao ich szeciu, a za plecami rozlegao si ju wycie nowych syren. Przyhamowa ponownie, zjecha na lew stron drogi i kopic peda gazu zeskoczy z siodeka. Harley pojecha dalej sam, a on rbn o ziemie, potoczy si po niej, zerwa na nogi i zacz ucieka. Biegnc, sysza piski opon, sysza omot zderzenia, ale nie oglda si za siebie. Strzelanina przybraa teraz na sile. Chcieli go ywego i celowali nad jego gow, nie wiedzia jednak o tym. Po pitnastu minutach przyparli go do skalnej ciany i otoczyli wachlarzem. Kilku miao karabiny, ale aden nie by skierowany na niego. Rzuci na ziemie yk do opon i unis rce w gore.

- Macie j, obywatele - powiedzia. - Zabierzcie j sobie. Tak te zrobili. Potem skuli mu rce kajdankami i zaprowadzili do pozostawionych na drodze samochodw. Wepchnli go na tylne siedzenie jednego z nich, a po obu jego stronach zajli miejsca funkcjonariusze policji. Jeszcze jeden usiad z przodu obok kierowcy i ten trzyma na kolanach karabin z upiowan luf. Kierowca zapuci silnik, wrzuci bieg i zawracajc ruszy drog numer 101 na pnoc. Mczyzna z karabinem odwrci si i patrzy na Tannera przez szka z podwjn ogniskow, za ktrymi jego oczy, kiedy pochyli gow, wyglday jak wypenione zielonym piaskiem klepsydry. Gapi si tak moe z dziesi sekund, a potem powiedzia: - To byo gupie z twojej strony, Tanner. Czart Tanner patrzy na niego bezmylnie, wiec mczyzna doda: - Bardzo gupie, Tanner. - O, nie wiedziaem, e pan mwi do mnie. - Przecie patrz na ciebie, synu. - Ja te na pana patrz. Halo, tam. - Szkoda, e musimy dostarczy go w dobrej formie, co? - odezwa si nie odrywajc oczu od drogi kierowca. - Rozwali przecie tym swoim cholernym motocyklem drugi wz. - Moe jeszcze mie wypadek - powiedzia mczyzna siedzcy po lewej rce Tannera. - Dajmy na to, moe upa i zama sobie ze dwa ebra. Mczyzna z prawej nie odezwa si, ale czowiek z karabinem wolno potrzsn gow. - Nie moe, chyba e prbowaby ucieczki - powiedzia. - L. A. chce go w dobrej kondycji. - Czemu prbowae nawia, chopie? Moge si spodziewa, e i tak ci zapiemy. Tanner wzruszy ramionami. - Dlaczego mnie przyskrzynilicie? Przecie nic nie zrobiem. Kierowca zachichota. - Wanie dlatego - powiedzia. - Nic nie zrobie, a miae co zrobi,

pamitasz? - Nic nikomu nie obiecywaem. Uaskawili mnie i wypucili z mamra. Masz kiepsk pami, dziecino. Obiecae co Pastwu Kalifornijskiemu, kiedy ci wczoraj zwalniali. Na zaatwienie swoich spraw miae ju wicej ni dwadziecia cztery godziny, o ktre prosie. Jak chcesz, to moesz im powiedzie nie" i zarobi cofniecie amnestii. Nikt ci nie zmusza. Potem moesz spdzi reszt ycia robic mae kamyczki z wikszych. Mniej nie moglibymy ci zaatwi. Syszaem zreszt, e maj ju kogo na twoje miejsce. - Dajcie mi papierosa - powiedzia Tanner. Mczyzna z prawej przypali papierosa i poda go Tannerowi. Przyj go podnoszc obie rce. Pali, strzsajc popi na podog. Pdzili autostrad, a kiedy przejedali przez miasteczka, lub natykali si na wzmoony ruch, kierowca uruchamia syren i na dachu samochodu zaczynao migota czerwone wiato. Wtedy rozlegao si rwnie wycie syren dwch wozw patrolowych jadcych za nimi. Przez ca drog do L. A. kierowca ani razu nie dotkn hamulca i co kilka minut czy si przez radio z baz. Powietrzem targn nagle grzmot, ktry mona by porwna do odgosu towarzyszcego przekraczaniu bariery dwiku, i z gry runa na nich lawina pyu i wiru. W prawym dolnym rogu przedniej, kuloodpornej szyby pojawia si maleka rysa. O dach i mask samochodu bbniy kamienie wielkoci pieci. Opony chrzciy na wirze zacielajcym teraz ca nawierzchnie drogi. Kurz wisia w powietrzu niczym gsta mga, ale wyjechali z niego po dziesiciu sekundach. Mczyni w samochodzie pochylajc si patrzyli z napiciem w gr. Niebo przybrao barw purpury, przecinay je czarne linie przesuwajce si z zachodu na wschd. Pczniay, zway si, poruszay na boki, to znw zleway si ze sob. Kierowca ju wczeniej wczy wiata. - Zanosi si na co powaniejszego - powiedzia mczyzna z karabinem. Kierowca kiwn gow.

- Dalej na pnoc wyglda to jeszcze gorzej - stwierdzi. Gdzie wysoko w grze rozlego si zawodzenie, a czarne pasma poszerzay si nieustannie. Dwik przybra na sile i, zatracajc swj piewny charakter, przerodzi si w jednostajny ryk. Pasma zlay si ze sob i niebo pociemniao, jak podczas bezgwiezdnej, bezksiycowej nocy. Py opada wok gstymi chmurami. Od czasu do czasu syszeli omot, wiadczcy o trafieniu samochodu przez wikszy odamek skay.

Kierowca przeczy reflektory na wiata terenowe, ponownie uruchomi syren i pdzi przed siebie na zamanie karku. W grze, nad nimi, jk syreny i ryk nieba walczyy ze sob o prymat, a daleko na pnocy, pulsujc, zacza si rozlewa niebieska zorza. Tanner skoczy papierosa i mczyzna poda mu nastpnego. Palili teraz wszyscy. - Masz szczcie, e ci schwytalimy, chopie - odezwa si mczyzna z lewej. - Co by powiedzia, gdyby d tak przyszo pru teraz przez ten farsz na swoim motocyklu? - Nic. Lubi to robi - odpar Tanner. - Ty masz chyba nierwno pod sufitem. - Nie. Ju mi si to zdarzao. To by nie byo pierwszy raz. Kiedy dojedali do Los Angeles, niebieska zorza zalewaa ju p nieba, a ono samo miao odcie rowy i przecinay je smugi tego dymu, sigajce, niczym nogi pajka, daleko na poudnie. Ryk by tak oguszajcy, i wydawao si, e powietrze wypenia jaka gsta substancja, napierajca na bbenki uszu i powodujca mrowienie skry. Kiedy wysiedli z samochodu i przecinali dziedziniec, kierujc si w stron wielkiego, podpartego kolumnami budynku o przyozdobionej fryzem cianie frontowej, musieli krzycze, aby wzajemnie si sysze. - Szczcie, e zdylimy - wrzeszcza mczyzna z karabinem. Prdzej l Przyspieszajc kroku dopadli do schodw. - Teraz moe si zacz w kadej chwili - krzykn kierowca.

II Kiedy wjedali na dziedziniec, igrajce na cianach refleksy przesuwajcej si po niebie zorzy upodobniay budynek do lodowej rzeby, rzucajcej wok zimne cienie. Teraz znw przypomina on bry wosku, gotow stopnie w nagym podmuchu ciepa. Twarze mczyzn i skra na ich doniach nabray bezkrwistego, trupiosinego koloru. Wbiegli szybko po schodach. Czowiek z patrolu stanowego wpuci ich do rodka przez furtk widniejc w murze tu obok cikiej, podwjnej, metalowej bramy, stanowicej gwne wejcie do budynku. Na widok Tannera, stranik odpi kabur. Szybko zatrzasn za nimi drzwi, blokujc je acuchem. - Ktrdy? - spyta czowiek z karabinem. - Drugie pitro - odpar stranik, wskazujc ruchem gowy schody. Kiedy wejdziecie na gr, cofnijcie si korytarzem do samego koca. Jest tam due biuro. - Dziki. Ryk szalejcych na zewntrz ywiow dociera tutaj znacznie stumiony, a sztuczne owietlenie przywracao postaciom i przedmiotom ich normalny wygld. Wspili si krtymi schodami na drugie pitro i poszli korytarzem prowadzcym w gb budynku. Przystajc przed ostatnimi drzwiami, czowiek z karabinem skin na kierowc. - Zapukaj. Drzwi otworzya kobieta. Zacza co mwi, ale na widok Tannera przerwaa i odstpia na bok, przytrzymujc drzwi. - Wejdcie - powiedziaa, czynic zapraszajcy ruch gow. Mijajc j wkroczyli do biura. Kobieta nacisna wmontowany w jej biurko przycisk. - Tak, Mrs. Fiske? - spyta jaki gos. - S tu z tym czowiekiem, sir. - Prosz ich wprowadzi.

Podesza do wyoonych ciemn boazeri drzwi w gbi pokoju i otworzya je przed przybyymi. Weszli do gabinetu. Siedzcy za biurkiem przykrytym szklan tafl, krepy mczyzna odchyli si na oparcie fotela. Splatajc na karku donie o krtkich palcach, obrzuci ich spojrzeniem oczu o jeden zaledwie ton ciemniejszych od jego siwej czupryny. Gdy przemwi, gos mia cichy i nieco chrapliwy. - Usid - zwrci si do Tannera. - A wy poczekajcie na zewntrz. - Mister Denton, ten go jest niebezpieczny - odezwa si czowiek z karabinem, gdy Tanner siada na krzele odsunitym na pi stp od biurka. Wszystkie trzy okna gabinetu zasonite byy aluzjami i chocia mczyni nie widzieli co dzieje si na zewntrz, to mogli domyla si jednak potgi szalejcych tam furii. Przez pokj przeszed nagle dwik przypominajcy serie z karabinu maszynowego. - Wiem. - No wanie. Na wszelki wypadek skulimy go kajdankami. Ma pan pistolet? - Mam. - No to dobrze. Bdziemy obok. Wycofali si z gabinetu. Dopki drzwi nie zamkny si za nimi, dwaj mczyni mierzyli si wzrokiem. Wreszcie czowiek nazwiskiem Denton odezwa si: - Jak. do diaba, brzmi naprawd twoje imi? Nawet w aktach... - Czart - wpad mu w sowa Tanner. - Mam na imi Czart. Byem sidmym bachorem w naszej rodzinie i kiedy przyszedem na wiat, akuszerka uniosa mnie w gr i spytaa starego jakie imi dla mnie wybra, na co tatu zakl A, Czarta tam" i wyszed trzaskajc drzwiami. No i tak mi wpisaa do wiadectwa urodzin. Opowiada mi o tym brat. Sam nigdy nie widziaem mojego staruszka, nie mogem wiec go zapyta jak to byo naprawd. Tego samego dnia wycign kopyta. Myl jednak, e tak mogo by. - A wiec ca wasz sidemk wychowywaa matka? - Nie. Matka uderzya w kalendarz w dwa tygodnie pniej i rni krewni nas przygarnli.

- Rozumiem - powiedzia Denton. - Cigle jeszcze masz prawo wyboru. Decyduj si. Bdziesz prbowa, czy nie? - A kim pan w ogle jest? - spyta Tanner. - Jestem Inspektorem Ruchu Drogowego na Pastwo Kalifornijskie. - Nie rozumiem co Zarzd Drg moe mie wsplnego z t afer? - Jestem koordynatorem caej akcji. Rwnie dobrze mgby nim by Naczelny Chirurg, czy Naczelny Poczmistrz, ale wikszo posuni z ni zwizanych ley w zakresie moich kompetencji. Ja najlepiej znam si na sprzcie. Ja najlepiej mog oceni szans... - A jakie s szans? - przerwa mu Tanner. Denton po raz pierwszy spuci oczy. - No c, to ryzykowne przedsiwzicie... - Nikt jeszcze tego nie dokona, nie liczc faceta, ktrzy przeby te tras, eby przynie nam wieci. Ale on ju nie yje. Jak na takiej podstawie moe pan mwi o jakich szansach? - Wiem - powiedzia wolno Denton. - Mylisz, e to robota dla samobjcy i chyba masz racje. Wysyamy trzy samochody, po dwch kierowcw w kadym. Jeli ktry z nich zdoa zbliy si przynajmniej na dostateczn odlego, to wysyane przez niego sygnay radiowe mog posuy za wskazwk kierowcy z Bostonu. Nikt ci nie zmusza, eby jecha, ale sam wiesz. - Wiem. Mog sobie w zamian spdzi reszt ycia w mamrze. - Zabie troje ludzi. Moge dosta kar mierci. - Ale nie dostaem, a wiec nie ma o czym gada. Niech pan posucha. Mister. Nie chce ani umiera, ani nie odpowiada mi ta druga ewentualno. - Jedziesz, albo nie jedziesz. Decyduj si. Pamitaj tylko, e jeli si tego podejmiesz i uda ci si dojecha, wszystko zostanie ci puszczone w niepami i moesz sobie i gdzie chcesz. Pastwo Kalifornijskie zapaci nawet za ten motocykl, ktry sobie przywaszczye, a potem rozbie, nie wspominajc ju o uszkodzonym wozie policyjnym. - Wielkie dziki - odpar Tanner. Wiatr zawodzi za cian, a pokj wypenia nieustajcy klekot okiennic.

- Jeste bardzo dobrym kierowc - podj po chwili Denton. Prowadzie chyba kady pojazd, ktry mona prowadzi. cigae si nawet. Kiedy, gdy jeszcze bawie si w kontraband, robie co miesic wypady do Salt Lak City. Nawet dzisiaj niewielu jest kierowcw, ktrzy si na to odwa. Czart Tanner umiechn si na wspomnienie jakiego epizodu z tamtych czasw. - ...Oprcz tego, bye jedynym czowiekiem, ktry dostarcza poczt do AIbuquerque. Nawiasem mwic, byo to jedyne uczciwe zajcie w twoim yciu. Od kiedy ci wylali, dokonao tego niewielu. - To nie byo z mojej winy. - Bye te najlepszy w wypadzie do Seatle - cign dalej Denton. Tak twierdzi twj zwierzchnik. Z tego co powiedziaem wynika, e ze wszystkich, ktrych udao nam si zwerbowa, ty prawdopodobnie masz najwiksz szans przedostania si przez kontynent. Dlatego do tej pory pobaalimy ci, ale nie moemy ju czeka duej. Tak albo nie. I to teraz. Jeli to bdzie tak, wyruszasz przed upywem godziny. Tanner unis skute kajdankami donie i uczyni nimi gest w kierunku okna. - W te ca bryndze? - spyta. - Te samochody mog stawi czoa burzy - odpar Denton. - Czowieku, ty oszala. - Nawet w tej chwili, gdy my tu tracimy czas na prne dyskusje, tam umieraj ludzie powiedzia Denton. - No to paru mniej, czy paru wicej nie zrobi wielkiej rnicy. Nie moemy zaczeka do jutra? - Nie! Czowiek odda ycie, aby przynie nam wezwanie o pomoc! Musimy przedosta si jak najszybciej przez kontynent i to teraz. Pniej nie bdzie ju po co! Burza, nie burza, samochody wyruszaj teraz! Twoje zdanie w tej sprawie nic mnie nie obchodzi! Chce od ciebie usysze tylko jedno sowo, Czart: w ktrym wozie pojedziesz? - Chciabym co zje. Nie jadem... - ywno jest w samochodzie. Jaka jest twoja decyzja? Czart gapi

si na ciemne okna. - W porzdku - odezwa si w kocu. - Pojad dla pana Alej Potpienia. Ale nie rusz si std bez wistka z odpowiednim tekstem. - Mam go tutaj. Denton otworzy szuflad i wydoby z niej grub kartonow kopert, a z koperty wycign dokument opatrzony Wielk Pieczci Pastwa Kalifornijskiego. Wsta, wyszed zza biurka i wrczy go Tannerowi. Czart studiowa dokument przez kilka minut, wreszcie odezwa si. - Tu jest napisane, e jeli dotr do Bostonu, zostan objty pen amnesti i wszystkie czyny kryminalne, jakich kiedykolwiek dopuciem si w granicach Pastwa Kalifornijskiego ulegn przedawnieniu. - Zgadza si. - Czy przedawnienie dotyczy bdzie rwnie tych przestpstw, ktre nie wyszy jeszcze na jaw, a kto si ich potem dokopie? - Przecie jest tam wyranie napisane. Czart - wszystkie czyny kryminalne". - W porzdku. Wygrae, grubasku. Zdejmij mi teraz te bransoletki i poka mi mj samochd. Czowiek zwany Demonem wrci na swoje miejsce za biurkiem. - Pozwl Czart, e co ci przedtem powiem - odezwa si. -Jeli bdziesz prbowa urwa si gdzie po drodze, to wiedz, e pozostaym kierowcom wydano odpowiednie polecenia i zgodzili si do nich stosowa. Otworz ogie i zamieni ci w kupk popiou. Poje? - Pojem - powiedzia Tanner. - Przypuszczam, e w razie czego mam ich potraktowa w podobny sposb? - Dobrze przypuszczasz. - Niele. To moe by zabawne. - Wiedziaem, e ci si spodoba. - Nawet nie wie pan jak. Przekona si pan, jak mnie pan rozkuje. - Nie zdejm ci kajdanek, dopki nie powiem co o tobie myl. W porzdku, jeli chce pan traci czas obrzucajc mnie wyzwiskami, gdy tam umieraj ludzie... - Zamknij si! Nic ci oni nie obchodz i dobrze o tym wiesz! Chce ci

tylko

powiedzie, na

e

dla

mnie typem,

jeste

najpodlejszym, kiedykolwiek

najbardziej spotkaem.

zasugujcym

pogard

jakiego

Zabijae mczyzn i gwacie kobiety. Raz, tak sobie, dla zabawy, wyupie czowiekowi oczy. Bye trzykrotnie stawiany w stan oskarenia za panie narkotykw i dwukrotnie za strczycielstwo. Jeste alkoholikiem i degeneratem i pewien jestem, e nie kpae si od dnia narodzin. Ty i twoja banda terroryzowalicie przyzwoitych ludzi, gdy po wojnie prbowali uoy sobie ycie na nowo. Grabie ich i napadae. Pod grob uycia przemocy fizycznej wymuszae od nich pienidze i rodki niezbdne do ycia. auje, e tamtej nocy nie zgine w Wielkiej Obawie razem z ca reszt. Ty nie jeste czowiekiem, a jeli ju, to tylko z biologicznego punktu widzenia. Masz wielki, zimny pryszcz w miejscu, gdzie inni ludzie maj cos, co pozwala im y zgodnie w spoeczestwie i by ssiadami. Jedyn zalet, e tak to nazw, ktr obdarzya ci natura jest to, e twj refleks jest moe nieco szybszy, twoje minie troch silniejsze, twoje oko odrobin bystrzejsze ni u kadego z nas. Moesz wiec si za kierownic i jecha przez wszystko, przez co prowadzi jaka droga. To jest wanie przyczyna, dla ktrej Pastwo Kalifornijskie skonne jest wybaczy ci twoje rozbestwienie, pod warunkiem jednak, e wykorzystasz te jedyn swoj zalet do pomagania ludziom, a nie do szkodzenia im. Ja tego nie popieram. Nie chce by zaleny od ciebie, bo ty nie jeste facetem, na ktrym mona polega. ycz ci, eby zgin w tej akcji i chocia mam nadzieje, e ktry z was dojedzie do celu, to jednoczenie spodziewam si, e to nie bdziesz ty. Nienawidz twojej cholernej gby. Masz ju teraz swoje uaskawienie. Samochd gotowy. Chodmy. Denton wsta, prostujc si. By o gow niszy od Tannera i ten zachichota, spogldajc na inspektora z gry. - Dojad - powiedzia. - Jeli ten obywatel z Bostonu przejecha i umar, to ja przejad i bd y. Robiem wypady a do Missus Hip. - Kamiesz. - Nie, nie kamie. A jeli kiedy przekona si pan, e to prawda to niech pan pamita o tym papierku, ktry mam w kieszeni - kady czyn kryminalny" i tak dalej. Nie byo atwo, a poza tym miaem troch

szczcia, ale naprawd dotarem tak daleko i jak panu zapewne wiadomo, nikt inny nie moe pochwali si takim wyczynem. Zdaje si, e to prawie poowa drogi. Jeli wiec zrobiem jedn powk, potrafi przeby i drug. Ruszyli do drzwi. - Nie mwi, ani nie myl tego szczerze - powiedzia jeszcze Denton - ale powodzenia, chocia nie przez wzgld na ciebie. - Jasne, wiem. Denton uchyli drzwi. - Rozkujcie go - powiedzia do oczekujcych mczyzn. -Jedzie. Czowiek z karabinem odda bro mczynie, ktry czstowa Tannera papierosami i sign do kieszeni po klucz. Znalazszy go otworzy kajdanki i cofajc si zawiesi je sobie u pasa. - Pjd z wami - oznajmi Denton. - Garae s na dole. Wyszli z biura. Mrs. Fiske otworzya torebk, wyja z niej raniec i pochylia gow. Modlia si za Boston. Modlia si za dusze zmarego kuriera. Dorzucia nawet dwa pacierze na intencje Czarta Tannera.

III Zeszli do podziemi. Denton sprowadzi ich na trzeci poziom i tam Tanner ujrza trzy gotowe do drogi wozy; zauway te piciu mczyzn siedzcych na aweczkach ustawionych wzdu ciany. Rozpozna jednego z nich. - Denny - powiedzia - chod no tu. Z awki podnis si szczupy modzieniec o jasnych wosach i obracajc w doniach kask motocyklisty, podszed do Tannera. - Co ty, do diaba, wyprawiasz? - spyta go Tanner. - Jestem drugim kierowc w wozie numer trzy. - Masz wasn stacje obsugi i moesz kicha na wszystko. Co ci przyszo do gowy? - Denton zaproponowa mi pidziesit patykw - odpar Denny. Czart odwrci wzrok. - Rzu to! Co ci po forsie, jeli zginiesz? - Potrzebuje pienidzy. - Po co? - Chce si oeni. Mam duo wydatkw. - Mylaem, e dobrze ci si powodzi. - Zarabiam niele, ale chciabym kupi dom. - Czy twoja dziewczyna wie w co si pakujesz? - Nie. - Tak mylaem. Suchaj, ja musze jecha - nie mam innego wyjcia. Ty nie musisz... - To moja sprawa. - ...czekaj, chce ci co powiedzie. Jed do Pasadeny w to miejsce, gdzie bawilimy si zawsze, bdc dzieciakami. Wiesz o co mi chodzi? Te skaki i trzy wysokie drzewa, pamitasz? - Jasne, e pamitam. - Obejd dookoa rodkowe drzewo. Wyryem na pniu swoje inicjay. Stamtd, gdzie je znajdziesz, odlicz siedem krokw i kop na jakie cztery

stopy. Kapujesz? - Jasne. Co tam jest? - Tam jest spadek po mnie. Znajdziesz tak star, solidn skrzynk; teraz caa ju chyba przerdzewiaa. Rozwal j. Bdzie pena weny drzewnej i bdzie w niej jeszcze szeciocalowy kawaek rurki. Rurka jest nagwintowana i z obu stron ma nakrcone pokrywki. Wewntrz znajduje si jakie pi patykw, zwinite w rulonik. Wszystkie banknoty s czyste. - Po co mi to mwisz? - Bo s teraz twoje - odpar Tanner i wymierzy Danny'emu cios w szczk. Gdy Denny upad. Czart, zanim policjanci dopadli go i odcignli od lecego, kopn chopaka raz, drugi i trzeci. - Gupcze - krzykn Denton. - Ty cholerny gupcze! - Dobra, dobra - rzuci Tanner - aden mj brat nie pojedzie Alej Potpienia, dopki jestem w pobliu i mog mu tak przyoy, eby wypad z gry. Lepiej znajd pan szybko innego kierowc, bo ten ma poamane ebra. Albo jeszcze lepiej - pojad sam. - No to pojedziesz sam - zdecydowa Denton - bo nie moemy ju duej zwleka. W schowku s tabletki pobudzajce i lepiej je zaywaj, bo jak zaniesz i zostaniesz z tyu, to ci spal. Pamitaj o tym.- Zapamitam

sobie pana. Mister, na wypadek, gdybym kiedy wrci

do miasta. Nie martw si pan o to. - Wa lepiej do wozu numer dwa i ruszaj. Wszystkie pojazdy wioz adunek. Baganik jest pod tylnym siedzeniem. - Tak, wiem. - ...I jeli w ogle si kiedy spotkamy, to nie nastpi to prdko. Zejd mi z oczu, kanalio. - Tanner splun na ziemie i odwrci si plecami do Inspektora Ruchu Drogowego. Kilku policjantw udzielao pierwszej pomocy jego bratu, a jeden oddali si biegiem w poszukiwaniu lekarza. Z pozostaych kierowcw Denton zestawi dwie zaogi i przydzieli im samochody numer jeden i trzy. Tanner wspi si do kabiny swego wozu, zapuci silnik i czeka. Patrzc w zamyleniu na pnc si ku zwierzchni ramp,

zastanawia si co go tam spotka. Przeszuka schowek i znalaz papierosy. Zapali i rozpar si wygodnie w fotelu. Pozostali kierowcy wgramolili si tymczasem do swych ciko opancerzonych wehikuw. Z radia wydobyy si trzaski, potem szum, potem znowu trzaski, wreszcie, gdy Tanner sysza ju pomruk pracujcych silnikw samochodw numer jeden i trzy, gonik przemwi: - Wz numer jeden - gotw! Nastpia pauza. - Wz numer trzy - gotw! - zachrypia inny gos. Tanner podnis mikrofon i wcisn guzik z boku obudowy. - Wz numer dwa gotowy - powiedzia. - Odjazd - pad rozkaz i ruszyli ramp pod gr. Brama uniosa si przed nimi, znikajc w szczelinie sufitu i stanli oko w oko z ywioem.

IV

Wydostanie si z Los Angeles i dotarcie do Trasy 91, byo koszmarem. Z nieba lay si potoki wody a o pancern karoserie samochodu bbniy odamki ska wielkoci baseballowych piek. Tanner zapali papierosa i wczy wiata specjalne. Mia na oczach gogle noktowizyjne. cigay go noc i burza. Kilka razy w radio rozlegay si jakie trzaski i wtedy Tannerowi wydawao si, e syszy dobiegajcy z oddali gos, ani razu jednak nie mg zrozumie o co mu chodzi. Przez pewien czas jechali szos, ale nadszed wreszcie moment, gdy wielkie opony samochodw westchny na nierwnym terenie. Tam szosa urywaa si i tam Tanner wysun si na czoo kolumny. Pozostali przyjli to nawet z zadowoleniem i pewn ulg. Tanner zna drog, oni nigdy jeszcze tu nie byli. Prowadzi konwj starym, przemytniczym szlakiem, ktry przemierza kiedy, dostarczajc Mormonom cukier. Nie byo wykluczone, e z tych, ktrzy znali te tras, on jeden pozosta jeszcze przy yciu. Zaczo si byska. Nie, to nie byy pojedyncze byskawice, to rozjarzay si cae poacie nieba. Samochd by izolowany, ale po pewnym czasie wosy stay Tannerowi dba. Przez chwile wydawao mu si, e widzi gigantycznego potwora Gile, ale nie by tego cakiem pewien. Na razie nie dotyka pulpitu sterowania ogniem. Oszczdza swe pazury na specjalne okazje. Na ekranie wywietlajcym obrazy przekazywane przez tylne skanery, pojawi si krotki bysk, co mogo oznacza, e jeden z posuwajcych si za nim wozw odpali rakiet. Pewnoci nie mia, gdy utraci z nimi kontakt radiowy zaraz po opuszczeniu budynku. Nacierajce masy wody rozbryzgiway si wok samochodu. Niebo grzmiao niczym dywizjon artylerii. Przed mask spad gaz wielkoci nagrobka i Tanner musia zboczy z trasy, aby go objecha. Niebo przecinay raz po raz czerwone byskawice. Gdy gasy, Tanner dostrzega wiele czarnych pasm, przesuwajcych si z zachodu na wschd. Nie byo to zachcajce widowisko. Burza moga potrwa kilka dni.

Par naprzd skrajem pasa promieniowania, ktrego natenie nie zmalao przez cztery lata, jakie upyny od czasu, gdy przejeda tedy ostami raz. Dotarli do miejsca, gdzie stopiony piasek zastyg, tworzc szklane morze. Wjedajc na szklist tafl, Tanner zwolni, wypatrujc kraterw i przepastnych szczelin, ktre przecinay jej powierzchnie. Jeszcze trzykrotnie kamienny deszcz szturmowa samochd Tannera, zanim niebiosa rozstpiy si, odsaniajc jaskrawoniebieskie sklepienie, graniczce w odcieniu z fioletem. Ciemne zasony chmur zwiny si ku biegunom, a ryk i huk przypominajcy artyleryjsk kanonad, przycichy. Na pnocy jarzya si jeszcze lawendowa una. Zielone soce chylio si ku linii widnokrgu. Przejechali. Tanner wyczy urzdzenie noktowizyjne, zdj gogle i zapali zwyke, nocne reflektory. Nawet w dobrych warunkach atmosferycznych, ta paszczyzna bya trudna do przebycia. Z gry runo co duego, podobnego do nietoperza i przecinajc snopy wiata, rzucane przez reflektory, rozpyno si w mroku. Zignorowa ten incydent. Po piciu minutach stwr pojawi si znowu, tym razem duo bliej. Tanner wystrzeli flar. W jej wietle ukaza si czarny ksztat o rozpitoci jakich czterdziestu stp. Tanner wpakowa w niego dwie piciosekundowe serie z dziaka kaliber pidziesit. Potwr spad na ziemi i nie pojawi si ju wicej. Dla tamtych frajerw bya to ju Aleja Potpienia. Dla Czarta Tannera by to cigle jeszcze zaciszny parking. Jedzi tdy trzydzieci dwa razy i uwaa e prawdziwa Aleja Potpienia zaczyna si dopiero na terenie znanych niegdy pod nazw Colorado. Jecha przodem, tamci podali jego ladem. Nadcigaa noc. Od chwili zakoczenia wojny, nie mg tdy przelecie aden samolot. aden nie omieli si wznie na wysoko przekraczajc dwiecie stop. Tam bray swj pocztek wiatry. Wiatry. Potne huragany, obiegajce glob, cierajce wierzchoki gr, powalajce niebotyczne sekwoje, obracajce w gruzy budynki, porywajce z sob ptaki, nietoperze,

insekty i wcigajce wszystko do pasa mierci. Wiatry, szalejc po wiecie w -optaczych wirach powietrznych trb, siekc niebo ciemnymi krechami gruzu, spotykay si czasem, czc ze sob, cierajc, siejc mier i zniszczenie. Transport drog powietrzn do jakiegokolwiek miejsca na wiecie nie wchodzi absolutnie w rachub, gdy wiatry te kryy i nigdy nie ustaway. Nie popuciy w kadym razie przez cae dwadziecia pi lat, jakie ze swego ycia pamita Tanner. Par do przodu w zielonkawej powiacie, rzucanej przez zachodzce soce. Z nieba opaday bez przerwy tumany, wielkie chmury pyu, a ono samo, przed chwil jeszcze fioletowe, przybrao teraz odcie purpury. Niebawem soce skryo si cakowicie za widnokrgiem i zapada noc. Gwiazdy byy bladymi punkcikami wiata zawieszonymi gdzie wysoko w przestworzach. Gdy wzeszed ksiyc, poowa jego tarczy, ktr tej nocy odsania, miaa barw lampki wina Chianti trzymanej przed wiec. Tanner zapali papierosa i zacz kl; powoli, cicho, bez emocji. Przedzierali si midzy stosami gruzu i pordzewiaego elastwa. Mijali rumowiska skalne, sterty zomu, porozrzucane w nieadzie czci maszyn, dzib statku. Przez drog biegnc pord zwaw elastwa sun w, gruby jak pojemnik na mieci i ciemnozielony w padajcym na niego wietle reflektorw. Tanner zahamowa, a w pez, pez i pez. Zanim Tanner zdj nog z hamulca i znowu delikatnie nacisn peda gazu. przesuno si przed nim jakie sto dwadziecia stp gada. Gdy spojrza na ekran ukazujcy podczerwon wersj widoku na lew stron, wydao mu si, e w cieniu sterty belek i cegie widzi par jarzcych si lepi. Pooy do w pobliu klawisza spustu i trzyma j tam przez kilka mil jazdy. W samochodzie nie byo ani jednego okna. Zastpoway je ekrany, przekazujce obrazy tego, co dziao si na zewntrz ze wszystkich stron, w grze, nad pojazdem i pod spodem, midzy jego koami. Tanner siedzia w owietlonej Samochd" kabinie, przez ktra niego chronia go mia przed osiem promieniowaniem. k na gboko prowadzony

bienikowanych oponach i trzydzieci dwie stopy dugoci. Zamontowano w nim osiem karabinw maszynowych kaliber pidziesit i cztery

granatniki. Uzbrojony by ponadto w trzydzieci rakiet przeciwpancernych, ktre mona byo odpala na wprost i pod ktem, regulowanym pynnie od zera do czterdziestu stopni w stosunku do poziomu. W kad z czterech cian wehikuu oraz w jego dach wmontowany by miotacz ognia. Ostrymi jak brzytwa skrzydami" z hartowanej stali - szerokimi na osiemnacie cali u podstaw i zwajcymi si w ostrza gruboci, w miejscu gdzie ich profil byt najszerszy, jeden i wier cala - mona byo porusza wzdu burt samochodu na wysokoci dwch stp i omiu cali, rwnolegle do powierzchni terenu. Ustawione pod ktem prostym do korpusu pojazdu osiem stp od wewntrznej strony przedniego zderzaka - sterczay z obu burt na odlego szeciu stp. Mona je byo nastawia jak lance podczas szary. Mona je byo trzyma odchylone od burt, aby przecinay wszystko, co atakowao wz z boku. Samochd by kuloodporny, klimatyzowany, posiada wasn spiarnie i urzdzenia sanitarne. Na drzwiczkach, po rej rce kierowcy, wisia dugolufy Magnum 0,357. Na pce, tu nad przednim siedzeniem, spoczyway: pistolet 30.06, automat kaliber 0.45 i sze rcznych granatw. Pomimo dysponowania takim arsenaem, Tanner zatrzyma swoj wasn bro - wsunity za cholew buta, dugi, wski sztylet, bdcy ongi w wyposaeniu formacji SS. cign rkawiczki i wytar spocone donie o kolana kombinezonu. Na grzbiecie prawej doni wid-to wytatuowane serce, czerwone w powiacie padajcej z tablicy rozdzielczej. Przeszywajcy je n t ciemnoniebieski, a pod spodem litery w tym samym kolorze, wytatuowane na kostkach palcw, skaday si, poczynajc od nasady palca serdecznego, na jego imi - CZART". Otworzy dwa najblisze schowki i przeszuka je, ale cygar nie znalaz. Zgnit o podog niedopaek papierosa i zapali nastpnego. Na przednim ekranie pojawiy si lady rolinnoci. Tanner zwolni. Sprbowa skorzysta z radia, i odbierajc w odpowiedzi jedynie zakcenia elektrostatyczne, nie potrafi stwierdzi, czy kto go syszy. Zwolni ponownie patrzc na ekran i zatrzyma si. Przeczy przednie reflektory na pen jasno i bada sytuacje.

Przed nim wyrasta zbity gszcz ciernistych zaroli, wysokich na dwanacie stp. Spojrza w prawo, potem w lewo, ale zwarta, najeona kolcami ciana cigna si w obu kierunkach jak okiem sign. Jak gesty dalej i jak szeroki by ten monstrualny ywopot trudno byo przewidzie. Nie byo go tutaj kilka lat temu. Ruszy wolno naprzd, przygotowujc miotacze ognia. Na wstecznym ekranie widzia, jak dwa pozostae wozy zatrzymuj si o sto jardw za nim i przygaszaj wiata. Podjecha tak blisko, jak tylko mg i nacisn klawisz spustu przedniego miotacza. Bluzgajcy z niego ognisty jeyk wdar si na pidziesit jardw w gb ciernistego gszczu. Tanner uciska klawisz przez piec sekund, puci go, nacisn jeszcze raz i kiedy krzaki zajy si, szybko wycofa wz. Pomie, z pocztku ledwo zauwaalny, z trudem torowa sobie drog ku grze i powoli rozprzestrzenia si na boki, potem znienacka buchn wysoko, zalewajc okolice krwawym blaskiem. Jadc cigle na wstecznym biegu, Tanner musia przyciemni ekran, gdy nim zdy wycofa si na wystarczajc odlego, zarola paliy si ju na szeroko pidziesiciu stp, a jeyki pomieni strzelay w gr na wysoko trzeciego pietra. Ogie rozszerza si w byskawicznym tempie. Tanner, z miejsca gdzie si zatrzyma, mg obserwowa odpywajc w dal rzek pomieni. Wok byo jasno jak w dzie. Wpatrywa si z fascynacj w szalejcy ywio i w kocu mia wraenie, e widzi przed sob roztopione morze. Przeszuka wtedy lodwk, ale piwa w niej nie znalaz. Otworzy puszk bezalkoholowego napoju i popijajc z niej, obserwowa ponce zarola. Po okoo dziesiciu minutach klimatyzator zaskomla i zacz pracowa. Z rozszalaego pieka wypaday w popochu hordy ciemnych, czworononych stworze wielkoci szczura albo kota. Ich futerka dymiy. Przemykay tu obok samochodu. W pewnym momencie zakryy obiektyw skanera przekazujcego obraz na przedni ekran i Tanner usysza drapanie ich pazurw o botniki i dach. Wyczy reflektory, zgasi silnik i wrzuci pust puszk do pojemnika na odpadki, po czym popchn dwignie usytuowan w porczy fotela i

odchyli oparcie do tyu. Opad na nie i zamkn oczy.

V Obudzio go wycie klaksonw. Bya jeszcze noc. Spojrza na zegar wmontowany w tablice rozdzielcz i stwierdzi, e spa niewiele ponad trzy godziny. Przecign si, usiad prosto i wyregulowa oparcie fotela. Dwa pozostae wozy podjechay tymczasem bliej i stay teraz po obu stronach jego samochodu. Zatrbi dwukrotnie na swoim klaksonie i napuci silnik. Wczy przednie reflektory i nacigajc rkawice zbada wzrokiem roztaczajcy si przed nim krajobraz. Z poczerniaego pola cigle unosiy si pasma dymu, a daleko po prawej wiecia krwawa una, jak gdyby hen w oddali poar trwa nadal. Znajdowali si w okolicy znanej niegdy pod nazw Nevada. Przetar oczy i podrapa si w nos, po czym jeszcze raz nacisn klakson i wrzuci bieg. Ruszy powoli naprzd. Wypalona strefa wydawaa si by zupenie paska, a opony samochodu, grube i szerokie, nie powinny ucierpie na skutek aru bijcego od pogorzeliska. Wjecha na czarne pole wzbijajc koami fontanny dymu i popiou, ktre spowiy samochd gstym tumanem i przysoniy wszystkie skanery. Ekrany natychmiast pociemniay. Posuwa si dalej, syszc chrzest rozgniatanych oponami, kruchych resztek zwglonych zaroli. Ustawi ekrany na najwiksz Jasno i przeczy reflektory na wiata dugie. Jadce po obu stronach jego wozu samochody zostay nieco w tyle i Tanner musia znowu przyciemni ekrany, gdy blask ich reflektorw przekazywany przez wsteczne skanery olepia go. Wystrzeli flar i gdy zawisa wysoko, oblewajc okolice jaskrawym, zimnym wiatem, ujrza przed sob zwglon rwnin cignc si hen, po sam widnokrg. Doda gazu i jadce za nim wozy, chcc unikn tumanw popiou wznieconych przez opony jego samochodu, rozjechay si daleko na boki. Radio zatrzeszczao i usysza dobiegajcy z oddali, zanikajcy gos, nie mg jednak rozrni stw.

Zatrbi klaksonem i potoczy si jeszcze szybciej. Dwa jadce z tyu samochody dotrzymyway mu kroku. Dopiero po upywie ptorej godziny dostrzeg w dali przed sob kraniec spopielonego pola. Dalej cign si czysty piasek. W pi minut pniej jecha ju przez pustynie, sprawdzajc wskazanie kompasu i kierujc si nieco bardziej na zachd. Wozy numer jeden i trzy pdziy z tyu, przyspieszajc, aby dostosowa si do nowego tempa jazdy, a Tanner prowadzi jedn rk i zajada kanapk z woowin. Wiele godzin pniej, gdy nadszed ranek, Tanner zay tabletk pobudzajc i wsucha si w wycie wichru. Soce wzeszo po jego prawej rce niczym kula roztopionego srebra. Trzecia cze nieba, poprzetykana pajczyn cienkich linii, nabraa barwy bursztynu. Pustynia bya topazowa, a gdy ciemnoci pierzchy na zachd i wok soca utworzya si jasnoczerwona aureola, brzowa kurtyna kurzu wiszca bez przerwy za jego plecami, przebijana jedynie snopami wiate rzucanymi przez jadce z tyu wozy, nabraa odcienia rowawego. Mijajc pomaraczowy kaktus o rednicy dobrych pidziesiciu stp, przypominajcy ksztatem muchomora, przygali reflektory. Na poudnie czmychay gigantyczne nietoperze, a daleko przed sob ujrza szeroki, biorcy swj pocztek w niebiosach, wodospad. Zanim dotar do wilgotnego w tym miejscu piasku, wodospad ju znik, ale po lewej dostrzeg rozkadajce si cierwo zdechego rekina, a wszdzie wok zacielay pustyni morskie ryby, wodorosty i kawaki przegniego drewna. Niebo porowiao ze wschodu na zachd i nie zmieniao ju tej barwy. Tanner wychyli duszkiem butelk lodowatej wody, czujc jak zimny pyn spywa mu do odka. Mija coraz wicej kaktusw, a przy jednym z nich siedziaa para kojotw, obserwujc go, gdy przejeda obok. Odnis wraenie, e umiechaj si do niego. Miay bardzo czerwone jzyki. Gdy soce stao si janiejsze, przyciemni ekran. Zapali papierosa i odszuka klawisz wczajcy muzyk. Zakl, syszc wypeniajce kabin paczliwe dwiki strun, ale nie wyczy ich. Skontrolowa panujcy na zewntrz poziom promieniowania i

stwierdzi, e niewiele odbiega on od normy. Kiedy ostatnio tedy przejeda, promieniowanie byo znacznie silniejsze. Min kilka rozbitych pojazdw, takich samych jak jego. Pdzi teraz krzemow rwnin. Po jej rodku zia ogromny krater i Tanner musia naoy drogi, aby objecha go wokoo. Rowo nieba blada, blada i blada, a jej miejsce zajmowa odcie niebieskawy. Ciemne linie stale tam byy i od czasu do czasu ktra z nich pczniaa do rozmiarw czarnej rzeki, odpywajc na zachd. W poudnie, jedna z takich rzek przymia na jedenacie minut soce. Ziemie zalay ciemnoci i rozptaa si gwatowna burza piaskowa. Tanner wczy radar i reflektory. Wiedzia, e gdzie przed nim przecina rwnin szeroka rozpadlina. Kiedy do niej dojecha, skrci w lewo i przez niemal dwie mile posuwa si krawdzi urwiska, zanim szczelina zwzia si i w kocu znika. Wozy numer jeden i trzy suny za nim. Tanner jeszcze raz okreli z kompasu swoje pooenie. Py opada, gnany silnym wiatrem i chocia ekran by przymiony, Tanner musia zaoy przydymione gogle, aby uchroni oczy przed racym blaskiem sonecznych promieni odbijajcych od wyszlifowanego niczym klejnot pola, ktre teraz przemierza. Mija wznoszce si ku niebu twory, uformowane chyba z kwarcu. Nigdy przedtem nie zatrzymywa si, aby obejrze je z bliska i teraz te nie odczuwa takiej potrzeby. U ich podstaw plsay barwy rozszczepionego wiata, a w pewnym od nich oddaleniu pojawiay si i znikay widmowe, kolorowe plamy. Oddalajc si szybko od krateru, Tanner wjecha ponownie na czysty, brzowy piasek. Tu kaktusw byo wicej. Rosy wrd ogromnych wydm. Niebo zmieniao si nadal, a w kocu stao si bkitne jak oczy noworodka. Tanner nuci akurat pod nosem, wtrujc melodii wydobywajcej si z gonika, gdy nagle dostrzeg potwora. To by Gila. Wikszy od jego samochodu. Porusza si bardzo szybko. Wyprysn z porosej kaktusami doliny, w ktrej cieniu mia swoj kryjwk i gna w kierunku Tannera. Jego perlisty tuw skrzy si w socu wieloma kolorami. Pdzi wielkimi susami na zwinnych jaszczurczych nogach, nie mrugnwszy nawet ciemnymi, ponurymi lepiami. Za uniesionym w gr,

potnym ogonem potwora, szerokim jak agiel i spiczastym jak namiot, wzbijay si czarne fontanny pyu. Tanner nie mg uy rakiet, gdy stwr szarowa z boku. Otworzy strzelnice pidziesitek, rozwin skrzyda" i wcisn do dechy peda gazu. Gdy kreatura zbliya si na dostateczn odlego, wygarn do niej z miotacza pomieni. W tym samym momencie otworzyy te ogie wozy numer jeden i trzy. Potwr stan jak wryty, machn ogonem i kapn paszczk, a tryskajca krew utworzya na ziemi czarn kaue. I wtedy ugodzia go rakieta. Gila odwrci si. Gila skoczy. Rozlego si chrupniecie i chrzest wgniatanego metalu. Gila spad na samochd oznaczony numerem jeden i znieruchomia na jego dachu. Tanner pocisn po hamulcach, zawrci i pojecha z powrotem. Wz numer trzy zbliy si ju do miejsca wypadku i stan. Tanner zatrzyma si rwnie. Zeskoczy z kabiny na ziemie i podbieg do rozbitego samochodu ciskajc w garci karabin. Zanim zbliy si do wozu wpakowa w eb potwora sze pociskw. Drzwiczki otworzyy si same i zwisay na jednej, dolnej zawiasie. Wewntrz, rozcignici na pododze, leeli dwaj mczyni. Na tablicy rozdzielczej i fotelu widniay plamy wieej krwi. Do zagldajcego do rodka Tannera zbliyli si dwaj kierowcy z samochodu numer trzy. Niszy z nich wdrapa si do kabiny. Przyoy ucho do klatki piersiowej jednego z mczyzn, zbada mu puls, sprawdzi, czy oddycha, potem przeczoga si do nastpnego i powtrzy te sam procedur. - Mik nie yje - krzykn do stojcych na zewntrz - ale Greg zaczyna przychodzi do siebie. Z tyu samochodu zacza tworzy si kaua. Powikszaa si i powikszaa, a powietrze wypeni zapach benzyny. Tanner wyj papierosa, zawaha si i wsun go z powrotem do paczki. Sysza bulgotanie wydobywajce si z ogromnych zbiornikw paliwa, ktrych zawarto spywaa wanie na ziemie.

- Nigdy w yciu nie widziaem czego podobnego... - odezwa si mczyzna stojcy obok Tannera. -Chodziem do kina, ale czego takiego jeszcze nie widziaem. - Ja widziaem - odpar Tanner i w tym momencie z wraku wynurzy si drugi kierowca pomagajc wysi czowiekowi, do ktrego zwraca si Greg. - Z Gregiem w porzdku - zawoa. - Uderzy tylko gow w tablice rozdzielcz. - Mgby go zabra. Czart - powiedzia czowiek stojcy obok Tannera. Moe ci pomaga, jak poczuje si lepiej. Tanner wzruszy ramionami, odwrci si plecami do rozgrywajcej si sceny i zapali papierosa. - Myl, e nie powiniene... - zacz mczyzna, ale Tanner dmuchn mu w twarz kbem dymu. Odwrci gow, aby widzie dwch zbliajcych si mczyzn i stwierdzi, e Greg jest ciemnookim chopakiem o brzowej cerze. Pewnie pkrwi Indianin. Mia gadk skr, pominwszy dwie blizny po ospie pod prawym okiem, wystajce koci policzkowe i ciemne wosy. By wzrostu Tannera, chocia nie tak dobrze zbudowany. Mia na sobie kombinezon, i teraz, gdy wcign ju w puca kilka gbokich haustw powietrza, szed wyprostowany, szybkim, penym gracji krokiem. - Musimy pochowa Mike'a - odezwa si niski mczyzna, przystajc przed Tannerem i drugim kierowc. - Nie lubi traci czasu - odezwa si jego towarzysz - ale... W tym momencie Tanner cisn papierosa i pad na ziemie. Jarzcy si niedopaek wyldowa w kauy wyciekajcej ze zbiornika benzyny. Nastpia eksplozja, buchny pomienie, potem powietrzem wstrzsna znowu seria wybuchw. Tanner sysza wizg startujcych ku wschodowi rakiet, znaczcych swj tor ciemnymi bruzdami w upalnym powietrzu poudnia. Eksplodowaa amunicja do pidziesitek i rozerway si granaty rczne. Tanner zagrzebywa si coraz gbiej w piasku, zasaniajc rkoma gow i zakrywajc uszy. Gdy tylko si uciszyo, porwa za karabin, ale tamci stali ju nad nim.

Podnoszc gow, ujrza wycelowan w siebie luf pistoletu. Powoli podnis rce w gr i wsta. - Dlaczego to zrobie, do cholery? - spyta kierowca trzymajcy pistolet. - Teraz nie musimy go ju grzeba - wyjani z umiechem Tanner. Kremacja jest rwnie dobra, a poza tym ju po wszystkim. - Moge nas wszystkich pozabija, gdyby te dziaka i te wyrzutnie rakiet byy skierowane w nasz stron! - Nie byy. Widziaem. - Odamki mogy... Ach, rozumiem. Podnie swj karabin, chopie i trzymaj go luf w d. Wyjmij z niego wszystkie naboje i w je do kieszeni. Tanner bez ocigania wykonywa wszystkie polecenia. - Chciae si nas wszystkich pozby, tak? Potem mgby si urwa i ruszy wasn drog, tak jak ju tego prbowae wczoraj. Nie mam racji? - Pan to powiedzia. Mister, nie ja. - Mnie si wydaje, e mam racje. Gwno ciebie obchodzi, e cay Boston wykituje, no nie? - Mj karabin ju rozadowany - powiedzia Tanner. - No to wracaj do swego cholernego grata i ruszaj! Przez ca drog bd jecha za tob! Tanner odwrci si i poszed w stron swojego samochodu. Sysza jak mczyni spieraj si o co za jego plecami, ale by pewien, e go nie zastrzel. Gdy mia si ju wspi do kabiny dostrzeg ktem oka cie i odwrci si szybko. Za nim sta czowiek imieniem Greg. Zjawi si tu cicho jak duch. - Chcesz, ebym troch poprowadzi? - spyta Tannera bezbarwnym gosem. - Nie, odpocznij. Trzymam si jeszcze nieze. Moe pniej, po poudniu, o ile bdziesz si czu na siach. Mczyzna skin gow i obszed samochd dookoa. Wsiad z drugiej strony i natychmiast rozoy swj fotel. Tanner zatrzasn drzwiczki od swojej strony i zapuci silnik. Usysza jak wcza si klimatyzator.

- Zechciaby go naadowa i pooy z powrotem na pk? powiedzia wrczajc Gregowi karabin i amunicje. Tamten skin potakujco gow. Tanner nacign rkawice i powiedzia: - W lodwce jest peno napojw. Niewiele wicej. Greg ponownie skin gow. Po chwili usyszeli jak rusza samochd numer trzy. - No to odjazd - powiedzia Tanner, wrzuci bieg i zdj nog ze sprzga.

VI

Po trzydziestu minutach jazdy, czowiek imieniem Greg odezwa si do Tannera: - Czy to prawda, co mwi Marlowe?- spyta. - Co za Marlowe? - Ten, ktry prowadzi drugi wz. Czy prbowae nas zabi? Naprawd chciae nawia? Czart rozemia si. - Naprawd - odpar. - Dlaczego? Czart zwleka minut z odpowiedzi. - A dlaczego nie miabym tego zrobi? - powiedzia w kocu. Niespieszne mi do umierania. Chciabym jeszcze troch poy, zanim wybior si na tamten wiat. - Jeli nie dojedziemy, to wymrze poowa ludzi na kontynencie powiedzia Greg. - Gdybym ju mia wybiera oni czy ja, wolabym raczej, eby to byli oni. - Zastanawiam si czasem skd si bior tacy ludzie jak ty. - Stamtd co i wszyscy. Mister. Najpierw jest chwila przyjemnoci dla dwojga ludzi, a potem zaczynaj si kopoty. - Co oni d w ogle zrobili, Czart? - Nic. A co oni w ogle zrobili dla mnie? Nic. Nic. Co im jestem duny? To samo. - A dlaczego skopae tam w garau swojego brata? - Bo nie chciaem, eby pakowa si w taki mierdzcy interes jak ten i nadstawia karku. Poamane ebra sobie wykuruje. mier to bardziej przewleka dolegliwo. - Nie o to pytaem. Chciaem wiedzie, co de obchodzi czy on zginie, czy nie? - Obchodzi mnie, bo to dobry chopak. Chyba jednak co czuje do tej dzierlatki . i nie potrafi trzewo myle.

- Dalej nie rozumiem, po co si w to wtrcie? - Mwiem ju. Jest moim bratem i dobry z niego chopak. Lubi go. - Jak to moliwe? - Ech, do diaba! Duo razem przeszlimy i basta! O co ci chodzi? Bawisz si w psychoanalityka? - Chciaem tylko wiedzie, nic wicej. - No to teraz wiesz. Jak ju chcesz gada, to mwmy o czym innym, w porzdku? - Okay. Kiedy ju tedy jechae, tak? - Tak, jechaem. - A bye jeszcze dalej na wschd? - Przejechaem ca tras, a do Missus Hip. - Znasz miejsce, w ktrym mona by si przez ni przeprawi na drug stron? - Chyba tak. Most w Saint Louis cigle stoi. . - To dlaczego nie przejechae przez niego jak ju tam bye? - Nie wygupiaj si. Jest zakorkowany samochodami penymi kociotrupw. Szkoda byo fatygi, eby ;o oczyci. - po co w ogle pojechae tak daleko? - eby zobaczy jak tam jest. Nasuchaem si tych wszystkich opowiada... - No i jak tam byo? - Jeden wielki burdel. Wypalone rdmiecia, wielkie kratery, oszalae zwierzta, troch ludzi... - Ludzi? To ludzie jeszcze tam yj? - Jeli mona ich nazwa ludmi. S zdziczali i zamknici w sobie. Ubieraj si w jakie achmany albo w skry zwierzt, albo chodz nago. Rzucali we mnie kamieniami, dopki dwch nie zastrzeliem. Potem zostawili mnie w spokoju. - Dawno to byo? - Sze, moe siedem lat temu. Byem wtedy prawie dzieciakiem. - Jak to si stao, e nigdy nikomu o tym nie opowiadae? - Opowiadaem. Paru kumplom. Nikt inny nawet mnie nie zapyta.

Zamierzalimy wybra si tam, porwa par dziewczyn i przywie je z powrotem, ale wszyscy skrewili. - A co bycie z nimi zrobili? Tanner wzruszy ramionami. - Licho wie. Chyba bymy je sprzedali. - Tak, wiem. Trudnilicie si tym na Barbary Coast - znaczy si, sprzedawalicie ludzi, prawda? Tanner ponownie wzruszy ramionami. - Owszem - odpar. - Przed Wielk Obaw. - A jak ci si udao uj z niej z yciem? Mylaem, e oczycili cay rejon. - Siedziaem - odpar Tanner. - N.B.R." - Co to znaczy? - Napad z Broni w Rku. - A co robie, kiedy ci wypucili? - Daem si zresocjalizowa. Dostaem robot przy przewoeniu poczty. - A tak, syszaem o tym. Nie wiedziaem tylko, e to bye ty. Niele si zapowiadae. Pracowae dobrze i awans miae ju w kieszeni. Potem skopae swojego szefa i wylali de z pracy. Jak do tego doszo? - Czepia si cigle mojej przeszoci i mojej starej bandy z Barbary Coast. Pewnego dnia powiedziaem mu wreszcie, eby si odczepi, a on rozemia mi si w twarz. No to mu przyoyem acuchem. Jak upad, wybiem mu kopniakiem przednie zby. Zrobibym to jeszcze raz. - To niedobrze. - Byem najlepszym kierowc, jakiego mia. To bya jego strata. Nikt oprcz mnie nie dojedzie do Albuquerque. Nawet dzisiaj. Nie dojedzie, o ile nie bdzie na gwat potrzebowa forsy. - Chyba lubie swoj prace, skoro j wykonywae? - Tak. Lubi prowadzi. - Powiniene poprosi o przeniesienie, kiedy ten facet zacz ci wierci dziur w brzuchu. - Wiem. Jeliby si to zdarzyo dzisiaj, to tak bym prawdopodobnie zrobi. Wciekem si. Wciekaem si wtedy duo szybciej ni teraz. Teraz jestem chyba duo cwaszy ni wtedy. - Gdyby udao ci si teraz dojecha i jeli wrciby potem do domu,

to mgby dosta z powrotem te prace. Wziby j? - Po pierwsze - odpar Tanner - nie wierze, e dojedziemy, po drugie, jeli nam si to nawet uda i w tym miecie bd jeszcze ludzie, to raczej zostan tam ni wrc. Greg pokiwa gow. - Sprytnie. Byby tam bohaterem. Nikt nie znaby twojej przeszoci. Kto mgby ci sprowadzi na dobr drog. - Do diaba z bohaterami - powiedzia Tanner. - Co do mnie, to wracam, jeli dojedziemy. - Poeglujesz wok przyldka Horn? - Tak. - To moe by zabawne. A po co wracasz? - Mam star matk i kup braci i sistr na utrzymaniu. Zostawiem tam te dziewczyn. Tanner rozjani ekran, bo niebo zaczynao ciemnie. - Jaka jest twoja matka? - adna jak lady. Wychowywaa nas omioro. Cierpi teraz na artretyzm. - A jaka bya, kiedy bye dzieciakiem? - W dzie pracowaa, ale gotowaa nam posiki i czasem daa po cukierku. Uszya nam duo ubra. Opowiadaa nam jak byo przed wojn. Graa z nami w rne gry i czasem kupowaa nam zabawki. - A co z twoim starym? - Niele sobie popija, czsto zmienia prace, ale nigdy za bardzo nas nie bi. By w porzdku. Przejecha go samochd, gdy miaem dwanacie lat. - I teraz ty utrzymujesz wszystkich? - Tak. Jestem najstarszy. - A gdzie pracujesz? - Przyszedem na twoje miejsce. WO poczt do Albuquerque - artujesz. - Nie. - Niech mnie cholera! Kierownikiem jest stale Gorman? - Poszed na rent w zeszym roku. Niezdolno do pracy. - A jak jedzie do Albuquerque, to bye kiedy w barze, ktry

nazywa si U Pedra"? - Byem. - Maj tam jeszcze tak blondyneczk, ktra gra na pianinie? Nazywa si Margaret? - Nie. -O... - Maj tam teraz jednego faceta. Taki grubas. Nosi wielki piercie, na palcu lewej rki. Tanner pokiwa gow i zmieni bieg. Pieli si teraz pod strome wzniesienie. - Jak z twoj gow? - spyta Grega, gdy dotarli do szczytu i zaczli zjeda w d przeciwlegym zboczem. - Niele. Wezm dwie twoje aspiryny. - Czujesz si na siach, eby za chwile poprowadzi? - Jasne, mog prowadzi. - No to dobrze. - Tanner nacisn klakson i zahamowa. - Jed jakie sto mil wedug kompasu, a potem mnie obud. Zgoda? - Dobrze. Mam na co szczeglnie uwaa? - Na we. Par ju pewnie widziae. Nie najed na nie, eby nie wiem co. - W porzdku. Zamienili si miejscami i Tanner rozkadajc swj fotel zapali papierosa. Wypali tylko poow, zgnit niedopaek o podog i zapad w sen.

VII

Gdy Greg obudzi go, bya ju noc.- Tanner zakaszla, popi odrobin lodowatej wody i przeczoga si do latryny. Po wyjciu z niej. zaj miejsce w fotelu kierowcy, sprawdzi licznik przebytych mil i spojrza na kompas. Skorygowa kurs. - Jak dobrze pjdzie, to przed witem bdziemy w Salt Lak City zawyrokowa. - Nie wpakowae si w jakie kopoty? - Nie. Poszo gadko. Widziaem par wy, ale ominem je z daleka. To wszystko. Tanner chrzkn i wrzuci bieg. - Jak si nazywa ten facet, ktry przynis wiadomo o epidemii? - Brady, czy Brody - co w tym .rodzaju - odpar Greg. Na co umar? Mg przecie przywlec zaraz do L.A. ' Greg potrzsn gow. - Nie. Jego samochd zosta uszkodzony, a on sam by cay pogruchotany i przez du cze drogi wystawiony na dziaanie promieniowania. Spalili jego ciao i samochd, a kady kto si z nim styka, dosta zastrzyk Haffikiny. - Co to takiego? - Wanie j wieziemy. Antyserum Haffikina. To jedyny preparat, ktry moe zapobiec rozszerzaniu si epidemii. Kiedy przed dwudziestu laty grasowaa na naszym terenie, mielimy Haffikine pod rk i zachowalimy rodki, aby szybko wyprodukowa jej wicej. Boston o to nie zadba i teraz cierpi. - To mi wyglda na co w rodzaju gupoty ze strony jednego z dwch pastw istniejcych jeszcze na tym kontynencie, a moe i na caym wiecie. eby nie zadba o siebie wiedzc, e my to mamy. Greg wzruszy ramionami. - Chyba masz racje, ale stao si. Robili ci przed zwolnieniem jakie zastrzyki? . - Tak. - A wiec to byo wanie to. - Zastanawiam si, w ktrym miejscu ich kierowca przeprawi si

przez Missus Hip? Nie powiedzia tego, co? - W ogle mao co mwi. Wikszo tej historii wyczytali z listu, ktry mia przy sobie. - To musia by po byku kierowca, jeli przejecha Alej. - Tak. Nikt tego chyba przedtem nie dokona, co? - Ja przynajmniej nic o tym nie wiem. - Chciabym pozna tego gocia. - Ja te. - Dobrze, e nie mamy cznoci radiowej przez cay kraj, jak to byo dawniej. - Dlaczego? - Wtedy nie musiaby jecha, a my moglibymy bada ca tras, eby stwierdzi, czy w ogle da si ni przejecha. Wszyscy mogliby tam przez ten czas powymiera. - Masz orzech do zgryzienia. Mister. Za dzie, czy co koo tego, znajdziemy si w punkcie, z ktrego trudniej bdzie wrci ni jecha dalej. Tanner wyregulowa ekran, po ktrym przesuway si jakie ciemne ksztaty. - Popatrz na to! - Nic nie widz. - Za noktowizory. Greg nasun na oczy gogle noktowizyjne i utkwi wzrok w ekranie. Nietoperze. W powietrzu szyboway olbrzymie nietoperze, przelatujc nad samochodem czarnymi chmurami. - Musz by ich setki, moe tysice... - Chyba tak. Zdaje si, e jest wicej ni kilka lat temu, kiedy tedy jechaem. Musz si wylga w Carisbad. - W L.A. nigdy ich nie widzimy. Moe s nieszkodliwe? - Kiedy ostatni raz byem w Salt Lak, syszaem gadki, e wiele z nich jest wciekych. Kto musi si tym wreszcie zaj - one, albo my. - Jeste rwny facet. Dobrze si z tob jedzie, wiesz? Tanner zachichota i zapali papierosa. - Moe zrobiby nam jakiej kawy? - powiedzia. - A co do

nietoperzy, to s to bydlaki, ktrych mog si ba nasze dzieci, jeli jakie mamy. Greg napeni ekspres do kawy i wsun wtyczk w tablice rozdzielcz. Po chwili ekspres zacz dudni i sycze. - A to co, u diaba? - zdziwi si Tanner i gwatownie zahamowa. Drugi samochd zatrzyma si o sto jardw za nimi. Tanner podnis mikrofon i powiedzia: - Wz numer trzy! Co to wedug ciebie jest? - Czeka. Obserwowa je: niebotyczne, stokowate bki, wirujce miedzy niebem, a ziemi, chyboczce si na boki, przesuwajce tam i z powrotem w odlegoci mili przed nimi. Byo ich czternacie albo pitnacie. To stay prosto i nieruchomo jak filary, to znw taczyy jakiego diabelskiego walca. Wwiercay si w ziemie i zasysay w siebie ty py. Otaczaa je leciutka mgieka. Ponad i poza nimi gwiazdy byty przymione albo nie byo ich wcale. Greg szeroko otwartymi oczami wpatrywa si w ekran. - Syszaem o trbach powietrznych, o tornadach - wielkich wirach powietrza. Nigdy ich nie widziaem, ale tak wanie mi je opisywano. Radio zatrzeszczao i przemwio przytumionym gosem czowieka nazwiskiem Marlowe: - Gigantyczne, pyowe diaby. Wielkie obrotowe burze piaskowe. Myl, e wszystko co napotykaj po drodze, wsysaj do pasa mierci, bo nie widz, eby co opadao z powrotem na d. - Widziae kiedy cos podobnego? - Ja nie, ale mj pomocnik mwi, e widzia. Mwi, e lepiej bdzie wysun supy kotwiczne i zosta tu na miejscu. Tanner nie odpowiedzia od razu. Patrzy na tornada, ktre zdaway si powiksza. - Przejd tedy - stwierdzi w kocu. - Nie jestem za tym, eby si tu zatrzyma i czeka, a mnie porw. Chce zachowa zdolno manewru. Jad przez nie. - Nie radz ci. - Nikt ciebie nie pyta, Mister, a jeli masz cho troch oleju w gowie, to zrobisz to samo.,

- Moje rakiety s wycelowane w ty twojego wozu. Czart. - I tak ich nie odpalisz - nie za takie co. Przecie to ja mog mie racje, nie ty. A poza tym jest tu jeszcze Greg. Zapada chwila milczenia, mcona zakceniami elektrostatycznymi. - Okay, wygrae Czart - odezwa si wreszcie Marlowe. - Jedz, a my popatrzymy. Jak ci si uda, ruszymy za tob, a jak nie, zostaniemy tu, gdzie stoimy. - Wystrzel flar, gdy przedostan si na drug stron - powiedzia Tanner. - Gdy j zobaczycie, zrbcie to samo, okay? Przerwa poczenie i spojrza przed siebie, oceniajc wzrokiem ogromne, czarne, rozdte u wierzchokw kolumny. Z burzy, ktr podtrzymyway, spyno kilka wietlnych rozbyskw, ale przestrze pomidzy ciemnymi, obracajcymi si w zawrotnym tempie pniami bya cigle zasnuta mgiek. - Id na nas - powiedzia Tanner, przeczajc reflektory na najwiksz moliw jasno. - Zapnij pasy, chopcze. Greg usucha go. Pojazd z chrzstem ruszy naprzd. Tanner zapi swj pas bezpieczestwa i prowadzi wz powoli w kierunku czarnych supw. W miar jak si do nich zbliali, filary chwiejc si rosy w oczach. Byo teraz sycha agresywny piewny dwik - pie wichrowego chru. Min pierwszy w odlegoci trzydziestu jardw i skrci w lewo, aby zej z drogi temu, ktry tkwi naprzeciw i bezustannie pcznia. Kiedy go wymin, natkn si na nastpny i skrci jeszcze bardziej w lewo. Przed sob dostrzeg wiermilowy pas wolnej przestrzeni biegncy nieco w prawo. Doda gazu i pojecha szybciej, przemykajc po drodze miedzy dwoma wieami wznoszcymi si ku niebu niczym ebonitowe filary. Gdy je mija, o mao nie wyrwao mu kierownicy z rk. Mia wraenie, e znalaz si w centrum trwajcego wiecznie uderzenia gromu. Skrci w prawo i przyspieszajc jeszcze bardziej, omin nastpn kolumn. Gdy to uczyni, ujrza przed sob siedem kolejnych. Przemkn na penym gazie miedzy dwiema i objecha trzeci. Wtedy kolumna, ktra zostaa za nim, ruszya gwatownie z miejsca, uniemoliwiajc mu skrt w

prawo. Westchn ciko i skrci w lewo. Otaczay go ostatnie cztery kolumny. Zahamowa gwatownie. Szarpniecie byo tak silne, e pasy bezpieczestwa werny mu si w ramiona. Dwa z wirw powietrznych zadray i ze straszliwymi przyspieszeniami ruszyy nagle do przodu. Jeden, przechodzc przed mask, unis przd samochodu w gore. Tanner wcisn do dechy peda gazu i przemkn miedzy dwoma ostatnimi. To by koniec. Wszystkie czarne diaby zostay za nim. - Przejecha jeszcze wier mili, potem zawrci, wjecha na mae wzniesienie i stan. Wystrzeli flar. Wisiaa przez jakie p minuty w powietrzu, niczym gasnca gwiazda. Zapali papierosa i wytajc wzrok patrzy w kierunku, z ktrego przed chwil nadjecha. Czeka. Skoczy papierosa. - Nic - powiedzia. - Moe jej nie dostrzegli poprzez te burze. Albo to my nie zauwaylimy ich sygnau. - eby tak byo - odezwa si Greg. - Jak dugo chcesz czeka? - Napijmy si kawy.

Mina godzina, potem dwie. Trby powietrzne zaczy si kurczy, a wreszcie pozostay tylko trzy z tych smuklejszych. W kocu i one odleciay na wschd, ginc z pola widzenia. Tanner wystrzeli nastpn flar. Odpowiedzi nadal nie byo. - Pojedmy lepiej z powrotem i poszukajmy ich - odezwa si Greg. - Okay. Pojechali z powrotem. Nie znaleli tam jednak nic. Nic, co wiadczyoby o losie samochodu numer trzy. Zanim zakoczyli poszukiwania, na wschodzie zaczo wita. Tanner zawrci, sprawdzi wskazanie kompasu i ruszy na pnoc.

- Kiedy, wedug ciebie bdziemy w Salt Lak? - spyta po dugiej chwili milczenia Greg. - Za jakie dwie godziny. - Bae si jak przejedalimy przez to wistwo? - Nie, ale potem nie czuem si najlepiej. Greg pokiwa gow. - Moe chcesz, ebym znowu poprowadzi? - Nie. I tak nie mgbym zasn. Zatankujemy w Salt Lak i moemy tam co przeksi, kiedy mechanicy bd sprawdzali wz. Potem docign do dobrej drogi i bdziesz mg mnie zmieni, a ja si zdrzemn. Niebo byo znowu purpurowe, a czarne pasma poszerzay si. Tanner zakl i przyspieszy. Bluzn pomieniem z miotacza zamontowanego pod spodem wozu do dwch nietoperzy, ktre postanowiy dokona przegldu pojazdu. Spady na ziemie i zostay z tyu, a Tanner przyj od Grega kubek gorcej kawy.

VIII

Gdy wczesnym rankiem dotarli do Salt Lak City, niebo byo tak ciemne, i wydawa si mogo, e to ju wieczr. John Brady - tak wanie brzmiao jego nazwisko - przejeda tedy kilka dni wczeniej i miasto przygotowane byo na przyjcie samochodu z Los Angeles. Na ulice wylega wikszo z dziesiciu tysicy mieszkacw i zanim Czart i Greg zeskoczyli z kabiny na ziemie, po zatrzymaniu si w pierwszej napotkanej stacji obsugi, maska wozu numer dwa bya ju otwarta i nad silnikiem pochylao si trzech mechanikw. Zrezygnowali ze spoycia posiku w wozie restauracyjnym, zaparkowanym po drugiej stronie ulicy, gdy zbyt wielu ludzi zarzucio ich zbyt wieloma pytaniami, kiedy tylko ruszyli si na krok poza bram garau. Wycofali si szybko z powrotem i posali kogo po jajecznice na bekonie i tosty. Po skoczonym przegldzie, samochd wytoczy si na ulice i przyspieszajc odjecha na wschd, egnany przez wiwatujce tumy. - Moglimy napi si piwa - westchn Tanner. - Diabli nadali! Pdzili teraz wzdu czego, co dawniej byo Tras U.S. 40. Tanner przekaza Gregowi kierownice i wycign si w pasaerskiej czci kabiny. Niebo nad nimi nieustannie ciemniao, nabierajc powoli wygldu, ktry miao poprzedniego dnia w LA. - Moe uda nam si przed ni uciec - powiedzia Greg.- Miejmy nadzieje. Na pnocy pojawio si niebieskie pulsowanie, przeradzajc si stopniowo w byszczc zorze. Niebo nad nimi byo teraz niemal czarne. - Gazu! - krzykn Tanner. - Gazu! Tam przed nami jest pasmo wzgrz! Moe znajdziemy jaki nawis skalny albo jaskini. Ale burza rozptaa si zanim dotarli do wzgrz, najpierw spad grad, potem nieg, w kocu z nieba zaczy sypa si wielkie gazy i prawy skaner przesta dziaa. Karoserie sieky tumany piasku. Nagle z gry lunety na nich kaskady wody. Silnik zacz przerywa i krztusi si. Kiedy dotarli wreszcie pod oson wzgrz, burza szalaa ju na dobre. W skalistej dolince znaleli zaciszne miejsce, gdzie ciany sterczc stromo

do przodu, osabiay znacznie si tej wiatro-piaskowo-pyowo-skalnowodnej burzy. Siedzieli tam w miar bezpieczni, a wok zawodzi i hucza wiatr. Palili papierosy i suchali. - Nie damy rady - powiedzia Greg. - Miae racje. Wydawao mi si. e mamy szans. Teraz ju wiem, e ich nie mamy. Wszystko sprzysigo si przeciwko nam, nawet pogoda. - Mamy szans - powiedzia Tanner. - Moe niezbyt realn, ale jak dotd dopisywao nam szczcie. Nie zapominaj o tym. Greg splun do pojemnika na odpadki. - Skd ten przypyw optymizmu? I to u ciebie? - Bytem wtedy wcieky i gadaem co mi lina na jeyk przyniosa. Zreszt nadal jestem zy, ale czuj, e szczcie mi sprzyja. Greg rozemia si. - Do diaba ze szczciem. Zobacz co si tam dzieje - powiedzia. - Widz - odpar obojtnie Tanner. Tego grata przystosowano do takich warunkw i na razie spisuje si dobrze. Poza tym, tu gdzie stoimy, burza pokazuje tylko dziesi procent tego, co potrafi. - Okay, ale co to za rnica? To moe potrwa par dni. - No to poczekamy. - Jak bdziemy za dugo czeka, to nawet te dziesi procent moe nas zmiady. Jak bdziemy za dugo czeka i jeli nawet nas nie zmiady, to nie bdzie ju po co jecha dalej. A sprbuj si std ruszy, to rozgniecie nas na placek. - Zamontowanie nowego skanera zajmie mi dziesi, najwyej pitnacie minut. Mamy zapasowe oczy". Jeli burza potrwa duej ni sze godzin, to ruszamy. Niech si dzieje co chce. - Kto tak mwi? - Ale dlaczego? Przecie to ty z takim zapaem bronie si przed nadstawianiem wasnego karku. Co to si stao, e ni z tego ni z owego chcesz ryzykowa? Co innego ja. Tanner zacign si dymem. - Duo mylaem - powiedzia po chwili i zamilk. - O czym? - spyta Greg. - O tych ludziach z Bostonu - odpar Tanner. - Moe to warto. Sam

nie wiem. Nic nigdy dla mnie nie zrobili, ale do diaba, lubi dziaa i cholera mnie bierze, gdy widz jak cay wiat umiera. Poza tym, chciabym zobaczy Boston. Po prostu zobaczy jak wyglda. To moe by nawet zabawne - zosta bohaterem. Chociaby po to, eby przekona si na wasnej skrze jak to jest. Nie zrozum mnie le. Nie dabym zamanego grosza za nikogo stamtd. Szlag mnie tylko trafia, jak sobie pomyle, e wszystko moe si sta takie, jak ta Aleja - wypalone, przewrcone do gry nogami i pene gwna. Zaczem myle, jak stracilimy drugi wz w tym tornadzie. Nie chciabym widzie jak wszyscy gin w ten sposb - jak wszystko tak ginie. Cigle jeszcze mog nawia, jak nadarzy mi si dobra okazja. Mwi ci tylko, co teraz czuje. Skoczyem. Greg odwrci gow i rozemia si, nieco serdeczniej ni zwykle. - Nigdy ci nie podejrzewaem o takie gbie filozoficzne. - Ja siebie te. Zmczyem si. Opowiedz mi lepiej o swoich braciach i siostrach, co? - Okay. Cztery godziny pniej, gdy burza stracia na sile i spadajce z nieba gazy zastpi py, a deszcz przerodzi si w mg, Tanner wymieni prawy skaner i ruszyli przez Park Narodowy Gr Skalistych. Mga i unoszcy si w powietrzu kurz przez cay dzie ograniczay widoczno. Tego wieczora okryli ruiny Denver. Potem Tanner zmieni Grega za kierownic i poprowadzi samochd w stron terenw zwanych kiedy Kansas. Jecha ca noc. O wicie niebo byo czystsze ni w cigu poprzednich dni. Pozwoli Gregowi chrapa, a sam, siorbic kaw, zabra si do porzdkowania swoich myli. Gdy tak siedzia z domi na kierownicy pdzcego samochodu i zuaskawieniem w kieszeni, ogarn go dziwny nastrj. Z tyu, za samochodem unosiy si tumany kurzu. Niebo miao barw pczka ry, a czarne bruzdy znowu si skurczyy. Przypomnia sobie opowieci o dniach, kiedy spady pociski, obracajc w perzyn wszystko, oprcz rejonw pooonych na pnocnym wschodzie i poudniowym zachodzie; o dniach, kiedy zerway si wichry, zniky chmury, a niebo stracio swj bkitny kolor; o dniach, kiedy zniszczony zosta Kana Panamski i przestao dziaa

radio; o dniach, po ktrych samoloty nie mogy ju lata. aowa tego, bo zawsze chcia lata, wysoko jak ptak, nurkujc i wzbijajc si w gr. Poczu chd. Ekrany miay teraz przezroczysto krysztau i wyglday jak sadzawki zabarwionej wody. Gdzie przed nim, daleko, daleko przed nim leao co, co byo moe jedynym, poza Los Angeles, wikszym skupiskiem ludzkim, jakie nosi jeszcze na swych barkach wiat. Jeli zdoa dotrze tam na czas, moe je ocali. Rozejrza si wok. Zobaczy skay, piasek i cian rozwalonego garau, ktry w jaki niewyjaniony sposb znalaz si na grskim zboczu. Dugo jeszcze pozosta mu w pamici, chocia dawno go ju min. Pogruchotany, zapadnity, na wp zasypany gruzem przypomina monstrualn, zmursza czaszk, ktr nosiy kiedy ramiona olbrzyma. Cisn mocniej peda gazu, chocia ten doszed ju do oporu. Chwyciy go dreszcze. Niebo pojaniao, ale nie regulowa ekranu. Dlaczego to musia by on? Przed sob, nieco po prawej, dostrzeg gste kby dymu. Podjedajc bliej zobaczy, i wydobywa si on z gry o citym wierzchoku, na miejscu ktrego uwi sobie gniazdo ogie. Skrci gwatownie w lewo, zbaczajc na wiele, wiele mil z trasy, ktr wczeniej obra. Ziemia draa od czasu do czasu pod koami. Wok opaday popioy, ale dymicy stoek zosta ju daleko z tyu i by ledwo widoczny na prawym ekranie. Zastanawia si nad dniami, ktre ju przeminy, i nad tym co mu przyniosy. Jeli uda mu si przejecha, zadecydowa, poduczy si troch historii. Par do przodu, mijajc kaniony jak z obrazka, przeprawiajc si przez pytkie rzeki. Nikt go nigdy przedtem nie prosi, eby zrobi co wanego i mia nadzieje, e nikt ju nigdy tego nie uczyni. Teraz jednak czu, e potrafi tego dokona. Chcia tego dokona. Wok, ponc, dymic, drc, leaa Aleja Potpienia i jeli nie uda mu si jej pokona, umrze p wiata, a podwoj si szans, e pewnego dnia cay wiat stanie si tak Alej. Greg cigle spa. Spa snem czowieka wyczerpanego fizycznie i psychicznie. Tanner przymruy oczy, zagryz wargi i nie dotkn hamulca nawet wtedy, gdy zauway sunc po grskim zboczu kamienn lawin. Zdoa j omin i odetchn. Ten rozdzia by ju dla niego zamknity. Wyszed bez jednego zadrapania. Jego umys by powikszajcym si pcherzem o ciankach niczym

rejestrujce wszystko wok ekrany. Poczu prd powietrza i nacisk wywierany przez peda gazu na jego stop. Zascho mu w gardle, ale to nie miao znaczenia. Kciki oczu kleiy si, nie otar ich jednak. Pdzi przez zryte kraterami rwniny Kansas i wiedzia ju, e wczu si cakowicie w swoj role i e mu ona odpowiada. Denton, niech go licho, mia racje. Trzeba byo to zrobi. Zatrzyma si nad krawdzi przepaci, a potem skierowa si na pnoc. Trzydzieci mil dalej urwisko skoczyo si, zawrci wiec i pojecha z powrotem na poudnie. Greg mamrota co przez sen. Brzmiao to jak przeklestwo. Tanner powtrzy je cicho kilka razy i kiedy tylko natkn si na paski teren, wykrci znowu na wschd. Soce stao wysoko na niebie i Tanner mia wraenie, e unosi si lekki jak pirko w jego promieniach ponad brzow ziemi, podzioban tu i wdzie zielonymi szpilkami kiekujcych rolin. Zacisn zby i wrci mylami do Denny'ego, ktry lea teraz niewtpliwie w szpitalu. Lepiej, e jest tam ni w miejscu, do ktrego odeszli jego niedawni wsptowarzysze. Mia nadzieje, e pienidze, o ktrych mu powiedzia, cigle jeszcze tam s. Poczu nagle narastajcy bl w okolicy karku i ramion i dopiero teraz uwiadomi sobie jak kurczowo ciska kierownice. Zamruga oczyma i wzi gboki oddech. Bolay go gaki oczne. Zapali papierosa. Nie smakowa mu, pyka go jednak dalej nie zacigajc si. Popi troch wody i przyciemni wsteczny ekran, na ktrym byszczao zachodzce soce. Wtedy wanie usysza dwik, przypominajcy odlegy grzmot pioruna i to ponownie obudzio jego czujno. Poprawi si w fotelu i zdj nog z pedau gazu. Zwolni, zahamowa i stan. Zobaczy je. Siedzia nieruchomo i patrzy jak przechodziy o jakie p mili przed nim. Monstrualnej wielkoci stado bizonw przecinao drog, ktr jechali. Zanim przeszy, mino p godziny. Ogromne, cikie, czarne, o spuszczonych bach, ryjc kopytami gleb pdziy z oguszajcym grzmotem, ktry z czasem przetoczy si na pnoc, cich, cich, a zamar w oddali. Kurtyna wzniesionego ich kopytami kurzu cigle jeszcze wisiaa w powietrzu. Tanner zanurzy si w ni, wczajc reflektory.

Zastanawia si, czy zay tabletk pobudzajc, ale zrezygnowa z tego. Greg mg si niebawem obudzi. Nie mgby zasn, gdy zmieni si za kierownic. Jecha teraz wzdu autostrady. Nawierzchnia wygldaa na niele zachowan, wprowadzi wiec samochd na szos i popdzi dalej. Po pewnym czasie min wyblaky drogowskaz goszcy: TOPEKA-110 MIL". Greg-ziewn i przecign si. Przetar piciami oczy, dotkn czoa, ktre po prawej stronie byo spuchnite i pociemniae. - Ktra godzina? - spyta. Tanner ruchem gowy wskaza zegar na tablicy rozdzielczej. - Rano, czy po poudniu? -Popoudniu. - O Boe! Spaem prawie pitnacie godzin. - Co koo tego. - Cay czas prowadzie? - Tak. - Ty dojedziesz. Masz w sobie co z czarta. Pozwl, e przyjd do siebie. Za pi minut de zmieni. - Dobrze pomylane. Greg przeczoga si na ty pojazdu. W pi minut pniej Tanner dotar do peryferii wymarego miasteczka. Jecha gwn ulic, wzdu ktrej stay pordzewiae wraki samochodw. Wikszo budynkw zapada si. Niektre z odsonitych piwnic wypeniaa woda. Po jej powierzchni pyway paty to-zielonej piany. Na rynku miejskim leay ludzkie szkielety. Nad rosncymi tam chwastami nie growao ani jedno drzewo, stay jednak jeszcze trzy supy telefoniczne, z ktrych jeden, pochylony do przodu, wlk za sob warkocz pozrywanych przewodw i przypomina gigantyczny widelec, nioscy do ust nieistniejcego olbrzyma porcje czarnego spaghetti. Wrd chwastw, na popkanym chodniku, stao kilka awek. Mijajc drug, Tanner zauway siedzcy na niej szkielet czowieka. Drog zatarasowa mu przewrcony sup telefoniczny, objecha wic budynek wkoo. Nastpna ulica zachowaa si nieco lepiej, jednak wszystkie, wychodzce na ni witryny sklepw byty

rozbite, a nagi manekin zastyg w usunej pozie, wycigajc przed siebie kikut urwanej w okciu prawej rki. Na skrzyowaniu gapiy si na Tannera lepe oczodoy wiate sygnalizacyjnych. Skrcajc w nastpn przecznic, usysza, e Greg przesuwa si na przd samochodu. - No, zmieniamy si - powiedzia, przystajc za Tannerem. - Chc najpierw std wyjecha - odpar Tanner i patrzyli w milczeniu dopki wymare miasto nie pozostao daleko za nimi. Dopiero wtedy Tanner zatrzyma wz. - Jestemy o dwie godziny drogi od miejscowoci zwanej kiedy Topeka. Obud mnie, jak wpakujesz si w jak kaba. - Jak byo, kiedy spaem? Miae jakie kopoty? - Nie - powiedzia Tanner, zamkn oczy i zacz chrapa. Greg prowadzi, majc za plecami soce i zanim dojecha do Topeki zjad trzy kanapki z szynk, popijajc kubkiem mleka.

IX

Obudzi Tannera wizg odpalanych rakiet. Przetar oczy, spdzajc sen z powiek i przez prawie p minuty gapi si nieprzytomnym wzrokiem w przestrze. Zewszd, niby gigantyczne, zesche licie, opaday koyszc si wielkie chmury. Nietoperze, nietoperze, nietoperze. Byty wszdzie. Tanner sysza kwilenie, piski i skrobanie. Raz po raz ktry z nich zderza si z samochodem. - Gdzie jestemy? - spyta. - W Kansas City. Peno ich tutaj - powiedzia Greg i odpali nastpn rakiet, ktra wycia ognisty tunel poprzez spadajc na nich korkocigami hord. - Oszczdzaj rakiety. Uyj miotaczy ognia - powiedzia Tanner, przeczajc najbliszy siebie karabin na obsug rczn i wyostrzajc na ekranie krzy nitek celownika. - Wal po nich we wszystkich kierunkach przez pi, sze sekund. Potem ja wchodz. Trysn pomie, rozkwitajc pomaraczowo-kremowymi, ognistymi kwiatami. Gdy zgas, Tanner zerkn na ekran i nacisn spust. Zamiata luf karabinu w prawo, w lewo i znowu w prawo, dodajc do lecych na ziemi zwglonych cia nowe sztuki. - Przejed po nich! - krzykn do Grega. Samochd, kiwajc si na boki, ruszy do przodu. Pod koami chrupay rozgniatane trupy nietoperzy. Tanner siek niebo seriami broni maszynowej, zarzucajc gradem pociskw nastpn fal atakujcych z lotu nurkowego stworw. W nagym rozbysku wystrzelonej w gr flary zobaczyli, e krc spiralami, zniaj si ku nim miliony postaci o twarzach wampirw. Tanner przeskakiwa od karabinu do karabinu i nietoperze spaday na ziemie jak ulgaki. - Hamuj i grzej z miotacza grnego! - krzykn i Greg wykona polecenie. - Teraz na boki! Potem do przodu i do tyu! Wszdzie wok paliy si ciaa, tworzc ju stos sigajcy poziomu

maski samochodu. - Naprzd! - krzykn Tanner i Greg wrzuci pierwszy bieg. Parli przez sterty zwglonych cia. Tanner wystrzeli nastpn flar. Nietoperze cigle byty w pobliu, ale kryy ju wyej. Tanner zaadowa karabiny i czeka, lecz zmasowany atak wicej si nie powtrzy. Odda kilka strzaw na postrach do paru przelatujcych obok stworw. Bitwa bya wygrana. - Tam po lewej, to rzeka Missouri - odezwa si po dziesiciu minutach jazdy. - Jadc wzdu jej brzegu, trafimy do Saint Louis. - Wiem. Mylisz, e te bdzie pene nietoperzy? - Chyba tak. Ale jeli nie bdziemy si za bardzo spieszy i dotrzemy tam za dnia, to nie powinny sprawie nam kopotu. W Saint Louis moemy pomyle nad sposobem przeprawienia si przez Missus Hip. Ich oczy spoczy na ekranie wstecznym, gdzie na tle usianego bladymi gwiazdami nieba, podkrelana blaskiem krwawego ksiyca, rysowaa si ponura sylwetka Kansas City - miasta nietoperzy. Jaki czas potem Tanner zasn ponownie. ni, e jedzie wolno na swym motocyklu rodkiem szerokiej ulicy, a na chodnikach stoj tumy ludzi, ktrzy wiwatuj, gdy ich mija. Zewszd rzucaj konfetti, ale kiedy dolatuje do niego, okazuje si, e to mokre, cuchnce mieci. Dodaje gazu, ale motocykl zwalnia jeszcze bardziej, a ludzie obrzucaj go teraz wyzwiskami, wykrzykuj obelgi, powtarzaj cigle jego imi. Harley zaczyna si chwia, ale nie moe si podeprze nog, bo jego stopy s jak przyklejone. Motocykl zatrzymuje si i przechyla na praw stron. Wie ju, e upadnie. Gdy ley na ziemi, tum rzuca si w jego kierunku i ju wie, e zblia si koniec... Obudzi go wstrzs i zobaczy rozcielajcy si wok niego poranek: byszczca moneta porodku ciemnoniebieskiego obrusu i rzd szklanek wzdu krawdzi. nagle bardzo godny. Po spoyciu posiku, skierowali si w stron mostu. ' - No, jestemy - powiedzia Greg. - To Missus Hip. Tanner poczu si

- Nie zauwayem adnego z twoich nagich ludzi z wczniami powiedzia Greg. - Moglimy oczywicie min ich po zapadniciu zmroku, jeli w ogle jacy tu jeszcze s. - No i dobrze - odpar Tanner. - Oszczdzilimy troch amunicji. Ich oczom ukaza si most, obwisy i ponury z wyjtkiem miejsc, gdzie soce zocio liny, na ktrych by zawieszony. Rozciga si, nie przeamany, nad byszczc tafl wody. Przedzierali si powoli w jego kierunku, torujc sobie drog przez zwalone gruzem ulice, kluczc objazdami, gdy drog tarasoway rzdy rozbitych samochodw, sterty cegie ze zburzonych budynkw, sigajce kanaw ciekowych wyrwy w chodnikach. Pokonanie pmilowego odcinka zajo im dwie godziny i gdy dotarli do przyczka mostu byo ju poudnie. - Wyglda na to, e Brady mg przeprawi si tedy - powiedzia Greg, dostrzegajc co w rodzaju przejcia przetartego pomidzy zawalajcymi most od przsa do przsa wrakami. - Jak on to zrobi, wedug ciebie? - Moe mia ze sob co do podnoszenia ich i wyrzucania za barierk. Tam pod mostem, gdzie jest pytko, wystaje z wody par wrakw. - Byy tu, jak ostatnio tedy przejedae? - Nie wiem. Nie dotarem do samego mostu. Wdrapaem si tylko na to wzgrze, tam za nami -powiedzia Tanner wskazujc ruchem gowy na ekran wsteczny. - Tak. Std wydaje si, e zdoamy przejecha. Ruszamy. Wjechali na most i rozpoczli mudn przepraw przez potn Missus Hip. Byy momenty, gdy most trzeszcza pod ich wozem, wzdycha, jcza i czuli wtedy, e si porusza. Soce zniao si ju ku zachodowi, a oni cigle przedzierali si naprzd, zadrapujc botniki o krawdzie wrakw, uywajc skrzyde" jako pugw. Dopiero po trzech godzinach, pomidzy filarami przsa, dostrzegli kraniec mostu. Gdy koa samochodu dotkny wreszcie staego gruntu po drugiej stronie rzeki, Greg, dyszc ciko, opad na oparcie fotela kierowcy i

zapali papierosa. - Chcesz troch poprowadzi. Czart? - Dobra. Zamiemy si. - Boe! Jestem wykoczony! - powiedzia Greg, rozwalajc si na siedzeniu w pasaerskiej czci kabiny. Tanner prowadza wz wrd ruin wschodniego Saint Louis, spieszc si, aby wyjecha z miasta przed zapadniciem nocy. W miar jak posuwali si naprzd, poziom promieniowania cigle wzrasta, a ulice byy coraz bardziej zawalone gruzem i popkane. Sprawdzi licznik wskazujcy poziom promieniowania w kabinie. Odczyt by duo niszy od dopuszczalnego. Jazda przez zniszczone miasto zaja kilka godzin i kiedy soce zaszo z tyu, za nimi, Tanner ujrza rozlewajc si znowu na pnocy niebiesk zorze. Niebo jednak pozostawao czyste, usiane gwiazdami i nie widzia na jego Ue czarnych linii. Po duszym czasie wzeszed rowy ksiyc i zawis przed nimi. Wczajc cich muzyk, Tanner spojrza na Grega. Nie wygldao, eby mu przeszkadzaa. Jego wzrok przycign przyrzd z tablicy rozdzielczej. Wskazanie poziomu promieniowania cigle pio si w gr. Nagle, na przednim ekranie Tanner ujrza krater i zatrzyma si. Krater mia z p mili rednicy, a jego gbokoci nie dao si oceni. Wystrzeli flar i w jej wietle przyjrza si mu przez lornetk teleskopow Zdecydowa, e atwiej bdzie przejecha, kierujc si w prawo, skrci wiec w te stron i rozpocz objazd. Tu byo gorco! Bardzo, bardzo gorco! Spieszy si. Pdzi. Obserwujc rosnce wskazanie licznika promieniowania, zacz si zastanawia: jak to byo wtedy, tego dnia, gdy rozbyso tutaj malekie soce, zmagao si z tym na niebie i na chwile przymio je, a potem powoli zaszo do swej nory w ziemi? Prbowa to sobie wyobrazi i udao mu si, potem prbowa usun to z pamici i nie mg. Jak stumi pomienie, ktre pal si wiecznie? Chciaby to wiedzie. Byo wtedy tyle miejsc, ktre mona byo odwiedza, a on lubi podrowa. Jak to byo,

kiedy czowiek mg sobie, gdy tylko chcia, wskoczy na motocykl i pojecha do innego miasta? I nikt nie wylewa na niego z nieba kubw z pomyjami? Czu si oszukany, co nie byo dla niego nowym uczuciem, ale teraz kl duej ni zwykle. Objechawszy wreszcie krater, zapali papierosa i gdy wskazanie licznika promieniowania zaczo znowu spada, umiechn si po raz pierwszy od miesicy. Po przejechaniu wielu mil zobaczy falujce wszdzie wok wysokie trawy, a niedugo potem ujrza pierwsze drzewa. Byy z pocztku karowate i poskrcane, ale im bardziej oddala si od miejsca rzezi, tym staway si wysze i prostsze. Tam na rwninach Illinois, rosy drzewa, jakich nigdy przedtem nie widzia wysokie na pidziesit, szedziesit stp, smuke, przesaniajce gwiazdy. Jecha pust, tward, szerok drog i wanie wtedy poczu, e chce ni tak jecha zawsze - na Floryd, z jej bagnami, torfowiskami, gajami pomaraczowymi, piknymi plaami i z Zatok Meksykask; a do zimnego, skalistego Przyldka, gdzie wszystko jest szare i brzowe, gdzie fale rozbijaj si u podny morskich latami, gdzie sl pali ci w nozdrza i gdzie s cmentarzyki, na ktrych koci le od wiekw, a stale jeszcze mona odczyta nazwiska jakie nosiy, wyryte nad nimi w kamiennych nagrobkach; na poudnie przez kraj, w ktrym jak mwi, trawa jest niebieska; potem wzdu potnej Missus Hip, a do miejsca, gdzie si ona rozwidla i gdzie jest znowu Zatoka Meksykaska pena maych wysepek, na ktrych dawni piraci ukrywali swoje upy, i przez poronite lasami gry, o ktrych sysza: Smokies, Ozarks, Poconos, Catskills; jecha tak przez lasy Shenandoah, zatrzyma si tam, wynaj dk i wypyn ni na Zatok Chesapeake; zobaczy Wielkie Jeziora i miejsce, w ktrym wody spadaj w d - Niagar. Jecha zawsze gwnymi drogami, eby zobaczy wszystko, eby chon wiat. Tak. Moe nie wszdzie jest Aleja Potpienia. Niektre z tych legendarnych miejsc musz nadal by czyste, nie skaone, tak jak kraina, ktra leaa teraz wok niego. Poda jej godem, ogniem takim,

jaki zawsze pon w jego ldwiach. Rozemia si wtedy, bo wydao mu si, e moe to mie. Muzyka graa cicho, moe zbyt rzewnie i wypenia go.

X Nad ranem, cigle jadc szos, by ju na terenach noszcych niegdy nazw Indiana. Zabudowania gospodarcze, ktre teraz mija, wyglday na niele zachowane i mogli w nich nawet mieszka ludzie. Mia wielk ochot to sprawdzi, ale ba si zatrzyma. Po godzinie jazdy, krajobraz zacz si degenerowa. Trawy byy coraz nisze, coraz bardziej wysuszone, wreszcie zniky zupenie. Gdzieniegdzie tylko nagiej gleby trzymao si kurczowo poskrcane drzewo. Poziom promieniowania zacz znowu wzrasta i z oznak tych Tanner wywnioskowa, e zblia si do Indianapolis, ktre jako dua metropolia, musiao ulec zniszczeniu. No i nie myli si. Aby je okry, musia zboczy z trasy daleko na poudnie. Wrci z powrotem na szos w miejscowoci o nazwie Martinsville, aby tam przeprawi si przez White River. Znalazszy si na drugim brzegu, ruszy na wschd i wtedy radio zatrzeszczao i przemwio przytumionym gosem, powtarzajc wezwanie: - Niezidentyfikowany samochd, zatrzyma si! Tanner przeczy wszystkie skanery na zasig teleskopowy. Daleko przed sob, na szczycie wzgrza, dostrzeg czowieka z lornetk i krtkofalwk. Nie potwierdzi odbioru transmisji i pdzi dalej. Gna rodkiem autostrady, znajdujcego si w przyzwoitym szybko z stanie pasa do zwikszajc stopniowo czterdziestu

pidziesiciu piciu mil na godzin, chocia protesty opon kaleczonych o popkan nawierzchnie byty tak gone, e obudziy Grega. Tanner nie odrywa wzroku od szosy, gotowy w kadej chwili do odparcia ataku, a radio, goniej teraz, gdy zbliyli si do wzgrza, powtarzao Wszed bez w ustanku agodny wezwanie zakrt do zatrzymania stop na si i dao i nie potwierdzenia odbioru. kadc hamulcu odpowiadajc Gregowi, ktry chcia wiedzie co si stao. Ujrzawszy tarasujcy drog czog z wielkim dziaem skierowany

wprost na niego, zareagowa natychmiast. Podczas gdy oczy szukay luki, ktr mgby si przelizn i znalazy j, prawa rka odpalia trzy rakiety przeciwpancerne, lewa skrcia kierownice w stron przeciwn do ruchu wskazwek zegara, a stopa spada ciko na peda gazu. Czog wypali z dziaa, ale samochd by ju lewymi koami poza szos i podskakujc na nierwnociach terenu pdzi poboczem, wzdu krawdzi przydronego rowu. Ognisty pocisk chybi celu. Ominwszy blokujcy drog czog, Tanner wprowadzi wz z powrotem na szos i przyspieszajc pomkn przed siebie. cigay go serie z broni maszynowej. Greg posa po jednym granacie na prawo i na lewo, a potem otworzy ogie z pidziesitek. Oddaliwszy si na wier mili od zasadzki, Tanner, nie zmniejszajc szybkoci, podnis mikrofon, powiedzia: Przepraszam za to co si stao. Hamulce mi nawaliy" i odwiesi go z powrotem. Odpowied nie nadesza. Gdy tylko znaleli si na otwartej przestrzeni, zapewniajcej dobr widoczno na wszystkie strony, Tanner zatrzyma wz i za kierownic usiad Greg. - Jak mylisz, skd mieli takie uzbrojenie? - Kto ich tam wie. - A dlaczego nas zatrzymywali? - Nie wiedzieli co wieziemy... A moe chodzio im o nasz samochd. - Psiakrew! Piekielny sposb sobie wynaleli, eby go zdoby. - Jeli oni nie mogli go mie, to dlaczego my mielibymy go sobie zatrzyma? - Znasz ich sposb mylenia, prawda? - Znam. - Masz, zapal. Tanner skin gow i przyj od Grega papierosa. - Byo gorco, co? - Nie bd si spiera. - ... Mamy jeszcze przed sob kawa drogi. - Tak, i dlatego ruszajmy.

- Mwie niedawno, e nie wierzysz, e uda nam si dojecha. - Zrewidowaem swoj opinie. Teraz myl, e dojedziemy. - Po tym wszystkim przez co przeszlimy? - Mimo wszystko przeszlimy przez to. - Co nas jeszcze czeka na trasie? - Tego nie wiem. - - Ale z drugiej strony, wiemy czego moemy si spodziewa tam, skd przyjechalimy. Wiemy teraz jak unikn wielu z tych niebezpieczestw. Tanner skin gow. - Prbowae raz nawia. Teraz de za to nie winie. - Zaczynasz si ba, Greg? - Nic nie bd wart dla mojej rodziny jeli zgin. - No to po co zgodzie si jecha? - Nie wiedziaem, e tak bdzie. Ty bye rozsdniejszy, bo wiedziae czego si mona spodziewa. - Wiedziaem. - Jeli nie dojedziemy, nikt nie moe nas za to wini. Mimo wszystko prbowalimy. - A co z tymi ludmi z Bostonu, o ktrych wygosie mow? - Oni do tej pory ju chyba nie yj. Epidemia nie bdzie czeka, no nie? - A co z tym gociem Bradym? Umar, eby przynie nam wieci. - Prbowa i Bg mi wiadkiem doceniam to. ale my stracilimy ju trzech kumpli. Czy teraz mamy te liczb powikszy do piciu tylko po to, eby pokaza, e wszyscy prbowalimy? - Greg, jestemy teraz duo bliej Bostonu ni LA. W zbiornikach powinno by tyle paliwa, abymy dojechali tam, gdzie mamy dojecha, ale nie starczy nam ju na drog powrotn. - Moemy zatankowa w Salt Lak. - Nie jestem nawet pewien, czy wystarczyoby nam do Salt Lak. - Zaraz, zaraz, to atwo wyliczy. Jeli jednak nawet by nam nie wystarczyo, to ostatnie sto mil moglibymy przejecha na motocyklach. Zuywaj duo mniej benzyny.

- I ty jeste tym facetem, ktry obrzuca mnie wyzwiskami? I ty jeste tym obywatelem, ktry zastanawia si skd si bior tacy ludzie jak ja? I ty mnie pytae, co oni mi takiego zrobili? Odpowiedziaem ci wtedy Nic", a teraz moe to ja chce co zrobi dla nich. Tylko dlatego, e tak mi si podoba. Duo przemylaem. - Nie masz na gowie rodziny, Czart. Ja, oprcz siebie, mam innych ludzi, o ktrych musze si martwi. - Masz uroczy sposb odwracania kota ogonem, gdy chcesz skrewi. Mwisz: Nie boje si ale mam matk, braci i siostry, ktrymi musze si opiekowa i dziewuszk, na ktr mam ochot. Tylko dlatego si wycofuje. Nie ma innych powodw". - Bo to prawda! Nie rozumiem ci, Czart! Wcale ci nie rozumiem! Przecie to ty wbie mi to do gowy! - No to teraz wybij to sobie z niej i ruszajmy. Dostrzeg ktem oka, e rka Grega sunie w stron wiszcego na drzwiach kabiny karabinu, cisn mu wiec papierosem w twarz i zdoa uderzy go raz w odek - saby cios z lewej rki, ale najlepszy jaki mg zada z tej pozycji. Greg rzuci si na niego i Tanner poczu, e jest przygnieciony do swego fotela. Mocowali si w milczeniu, a palce Grega pezy powoli do jego twarzy, w kierunku oczu. Tannerowi udao si wreszcie oswobodzi rce, zapa Grega za gow i robic pobrt, odepchn go z caej siy od siebie. Greg uderzy o tablice rozdzielcz, zesztywnia, po czym jego ciao zwiotczao. Tanner chwyci go za wosy i jeszcze dwa razy grzmotn jego gow o tablice po to tylko, aby mie pewno, e nie spieprzy roboty. Potem odepchn bezwadne ciao i wrci na fotel kierowcy. apic oddech sprawdzi wszystkie ekrany. Nic mu na razie nie zagraao. Wydoby sznur ze skrzyni z narzdziami i wykrcajc Gregowi rce do tyu, skrpowa je w okciach i przecign link do nadgarstkw. Potem przechyli czciowo fotel, posadzi na nim Grega i przywiza go do niego.

Wrzuci bieg i ruszy w stron Ohio. W dwie godziny pniej Greg zacz jcze i Tanner wczy muzyk, eby go zaguszy. Znowu pojawi si sielski krajobraz: trawy i drzewa, zielone pola, sady jaboniowe, w ktrych jabka byy jeszcze mae i zielone, biae zabudowania farmerskie, brzowe i czerwone stodoy pobudowane daleko od szosy, ktr jecha. Falujce na wietrze rzdy zielonej kukurydzy o wyksztaconych ju brzowych kitkach, najwyraniej otaczane przez kogo opiek; ogrodzenia ze sztachet; zielone ywopoty; wysokie, gwiazdolistne klony; wieo odmalowane znaki drogowe; kryta zielonym gontem wiea, z ktrej dochodzio bicie dzwonu. Linie na niebie poszerzyy si, ale samo niebo nie pociemniao, jak to zwyko czyni przed burz. Pdzc tak szos, dotar w poudnie do Dayton Abyss. Zatrzyma si przed zasnutym mg kanionem i spojrza w d. Potem rozejrza si na prawo i lewo, zdecydowa, e pojedzie w lewo i skierowa si na pnoc. Poziom promieniowania znowu by wysoki, spieszy si wiec, zwalniajc jedynie przy omijaniu szczelin, przepaci i rozpadlin, wydzielajcych si z mrocznej otchani kanionu gwnego. Z niektrych sczyy si gste, te opary. W pewnej chwili spowiy go zewszd lepk, siarkow chmur. Rozwia j dopiero lekki wietrzyk, ktry zerwa si na moment i ucich. I wtedy odruchowo uderzy po hamulcach. Samochd szarpn i stan, a Greg znowu zajcza. Tanner patrzy przez chwile szeroko otwartymi oczami na to, co nagle przycigno jego wzrok, potem ruszy wolno naprzd. Widok ten nie powtrzy si ju wicej, ale nieatwo byo wymaza go z pamici i Tanner nie potrafi oprze si wraeniu, e gdzie ju to widzia. Tam, niedaleko Abyss, natkn si na poky, szczerzcy w umiechu zby, ukrzyowany szkielet. Ludzie, pomyla. To wyjania wszystko. Kiedy wydosta si z rejonu mgie, niebo byo cigle ponure i przez jaki czas nie zdawa sobie sprawy, e znajduje si znowu na

otwartej przestrzeni. Okrenie Dayton zabrao mu prawie cztery godziny. Pdzi teraz przez zryte pociskami wrzosowiska, kierujc si znowu na wschd. Z nurtw rwcej po niebie czarnej rzeki wyjrza na chwile cieniutki sierp soca, daremnie prbujcego wspi si na jej pnocny brzeg. Reflektory przeczone byy na najwiksz jasno i Tanner, zdajc sobie spraw z tego, co moe za chwile nastpi, rozglda si za jakim schronieniem. Na wzgrzu staa stara stodoa, skrci wiec w tamt stron. Jedna ciana grozia zawaleniem, a wrota, wyrwane z zawiasw, leay na ziemi, wjecha jednak ostronie do rodka. Wntrze wygldao w wietle reflektorw na zawilgocone i zapleniae. W rozwalonym boksie lea szkielet konia. Zatrzyma wz, wyczy reflektory i czeka. Niebawem znowu rozlego si zawodzenie, zaguszajc jki wydawane od czasu do czasu przez Grega. Potem da si sysze inny dwik, nie tak oguszajcy jak ten, ktry pamita z LA., a agodny raczej, jednostajny, cichy pomruk. Uchyli drzwiczki samochodu, eby lepiej sysze. Nic go nie zaatakowao, wysiad wic z kabiny i przecign si. Poziom promieniowania by prawie normalny, tote nie zadawa sobie trudu, aby nacign skafander ochronny. Podszed do lecych na ziemi wrt i wyjrza na zewntrz. Zza pasa stercza mu pistolet. Z nieba spadao kroplami co szarego, a spoza czarnego pasma na niebie wychyli si ponownie skrawek soca. Pada deszcz, zwyky, normalny deszcz. Tanner nigdy jeszcze nie widzia deszczu, stal wiec, palc papierosa i patrzy z zaciekawieniem na lecce z ni