Upload
siw-znak
View
225
Download
0
Embed Size (px)
DESCRIPTION
Nie uciekniecie przed prawdą, kłamczuchy. A. Aria, Emily, Hanna i Spencer wyruszają w wymarzony rejs. Zapominają o kłopotach i rzucają się w wir zabawy. Błogie lenistwo, piękne widoki i przystojni faceci – wydaje się, że nic nie może zepsuć tej wyprawy. Kiedy na statku pojawia się tajemnicza pasażerka na gapę, a nadawca SMS-ów powraca ze swoimi pogróżkami, dziewczyny wpadają w popłoch. Gdy myślą, że są o krok od rozwiązania zagadki, okazuje się, że prawdziwa zabawa dopiero przed nimi. Karaibski sen zmienia się w walkę o przetrwanie...
Citation preview
www.otwarte.eu
Zamówienia: Dział Handlowy, ul. Kościuszki 37, 30-105 Kraków,
tel. (12) 61 99 569
Zapraszamy do księgarni internetowej Wydawnictwa Znak,
w której można kupić książki Wydawnictwa Otwartego: www.znak.com.pl
Tytuł oryginału: Burned. A Pretty Little Liars Novel
Copyright © 2012 by Alloy Entertainment and Sara Shepard.
Published by arrangement with Rights People, London
Copyright © for the translation by Mateusz Borowski
Projekt okładki: Katarzyna Bućko
Fotografi e na okładce: płonący lód – © Cmon / Fotolia.com;
pytajniki – Eliza Luty; fotografi a z fi lmu – Key Artwork © 2013 Warner
Bros. Entertainment Inc. All Rights Reserved
Napis Pretty Little Liars na okładce i s. 1, 3: Hand Lettering
by Peter Horridge
Fotografi a autorki: © Daniel Snyder
Opieka redakcyjna: Anna Małocha
Opracowanie typografi czne książki: Irena Jagocha
Ozdobnik we wnętrzu książki: © iStockphoto.com / Olha Shvachych
Adiustacja: Bogumiła Gnypowa / Wydawnictwo JAK
Korekta: Maria Armata / Wydawnictwo JAK,
Bogumiła Gnypowa / Wydawnictwo JAK
Łamanie: Andrzej Choczewski / Wydawnictwo JAK
ISBN 978-83-7515-155-8
Wydawnictwo Otwarte sp. z o.o.,
ul. Kościuszki 37, 30-105 Kraków. Wydanie I, 2013.
Druk: Colonel, ul. Dąbrowskiego 16, Kraków
7
UCIECZKA Z MIEJSCA WyPADKU
Skłamałaś kiedyś, żeby ratować własną skórę? Może zrzuciłaś na brata wgniecenie karoserii mercedesa rodzi-ców, żeby móc pójść na studniówkę? Może powiedziałaś nauczycielce matematyki, że nie ściągałaś w czasie egza-minów na zakończenie semestru, choć to ty ukradłaś klucz z odpowiedziami z jej biurka? Oczywiście zazwyczaj jesteś uczciwa. Ale w trudnych chwilach trzeba czasem sięgnąć po desperackie środki.
Cztery śliczne dziewczyny z Rose wood straszliwie na-kłamały, żeby uniknąć kary. Raz nawet uciekły z miejsca wypadku, kilka kilometrów od swojej rodzinnej miejsco-wości. Chociaż dręczyły je wyrzuty sumienia, miały na-dzieję, że nikt się o tym nie dowie.
Niestety, myliły się.
8
Pod koniec czerwca w Rose wood, bogatym, sielskim miasteczku w stanie Pensylwania, jakieś czterdzieści kilo-metrów od Filadelfii, od ośmiu dni padał deszcz i wszyscy mieli go już serdecznie dość. Idealnie utrzymane trawni-ki i rośliny wschodzące w ogródkach warzywnych pokry-ła gruba warstwa błota. Woda stała w piaszczystych za-głębieniach na polu golfowym, na boisku do bejsbolu należącym do lokalnej ligi i w sadzie brzoskwiniowym, gdzie już zaplanowano pierwszą letnią imprezę pod gołym niebem. Zrobione kredą na chodniku rysunki spłynęły ra-zem z wodą do kanału, ogłoszenia o zaginionych psach całkiem rozmokły, deszcz zniszczył także zwiędły bukiet na grobie, w którym – jak się wszystkim wydawało – spo-częły prochy Alison DiLaurentis. Mieszkańcy miasta po-wtarzali, że taki potop źle wróży na resztę roku. Spencer Hastings, Aria Montgomery, Emily Fields i Hanna Ma-rin też tak myślały, bo ostatnio przydarzyło im się tyle nie-szczęść, że nie potrafiły sobie z nimi poradzić.
Choć wycieraczki w subaru Arii pracowały pełną parą, nie nadążały ze zbieraniem deszczu z przedniej szyby. Aria wytężyła wzrok, patrząc przed siebie, kiedy jechała przez Reeds Lane, krętą drogę biegnącą wzdłuż gęstego, ciem-nego lasu i strumienia Morrell – rwącego potoku, który w każdej chwili mógł wystąpić z brzegów. Choć za wzgó-rzem rozciągały się luksusowe osiedla, na tej drodze pano-wały egipskie ciemności, bo nie było tu ani jednej latarni.
Spencer pokazała na coś w oddali. – To tam?Aria nacisnęła na hamulec i o mało nie wjechała
w znak ograniczenia prędkości. Emily, która wyglądała na straszliwie zmęczoną, bo właśnie zaczęła letnią szko-łę na Uniwersytecie Temple, wyjrzała przez okno.
9
– Gdzie? Nic nie widzę. – Widać światła nad potokiem. Spencer już odpinała pas bezpieczeństwa i wysiada-
ła z samochodu. Natychmiast przemokła do suchej nit-ki i przeklinała się w duchu za to, że nie włożyła czegoś grubszego niż koszulka na ramiączkach i sportowe szorty. Zanim przyjechała po nią Aria, trenowała na bieżni, przy-gotowując się do sezonu hokeja na trawie. Liczyła na to, że zostanie wcześniej przyjęta na studia do Princeton, bo ukończyła pięć rozszerzonych kursów z przedmiotów, któ-re miała kontynuować w czasie szkoły letniej na Uniwer-sytecie Pensylwanii. Ale chciała też zostać gwiazdą szkol-nej drużyny hokejowej, marzyły się jej bowiem sukcesy w każdej dziedzinie.
Spencer przechyliła się przez barierę i spojrzała w dół. Kiedy krzyknęła, Aria i Emily popatrzyły po sobie i na-tychmiast wysiadły z auta. Nasunęły kaptury na głowę i poszły za Spencer na brzeg potoku.
Nad rwącą wodą świeciło żółte światło reflektorów. Bmw kombi stało roztrzaskane o drzewo. Cały przód był zmiaż-dżony, poduszka powietrzna zwisała luźno po stronie pa-sażera, a silnik nadal pracował. Szkło z przedniej szyby rozsypało się na leśnej ściółce. Smród benzyny zagłuszył zapach błota i mokrych liści. Tuż przy reflektorach zauwa-żyły szczupłą rudowłosą dziewczynę, która w oszołomieniu rozglądała się tak, jakby nie wiedziała, skąd się tutaj wzięła.
– Hanna! – zawołała Aria i zbiegła do niej po zboczu. Hanna zadzwoniła do nich pół godziny temu w pani-
ce, twierdząc, że miała wypadek i potrzebuje ich pomocy. – Nic ci się nie stało? – Emily dotknęła ramienia Han-
ny. Jej naga skóra była śliska od deszczu i pokryta drobi-nami szkła z rozbitej szyby.
10
– Chyba nie. – Hanna wytarła oczy. – Wszystko sta-ło się tak szybko. Ten samochód zjawił się jak spod ziemi i zepchnął mnie z pasa. Ale nie wiem, co z... nią.
Jej wzrok powędrował w stronę samochodu. Na siedze-niu pasażera siedziała bezwładnie dziewczyna z zamknię-tymi oczami. Ani drgnęła. Miała czystą cerę, wysokie ko-ści policzkowe, długie rzęsy, kształtne, pełne usta i mały pieprzyk na policzku.
– Kto to jest? – zapytała Spencer. Hanna nie wspomi-nała, że jechała z pasażerką.
– Ma na imię Madison! – odparła Hanna, ścierając z policzka mokry listek. Musiała przekrzykiwać dudnią-cy deszcz, niemal tak gwałtowny jak grad. – Spotkałam ją dziś wieczorem. To jej samochód. Upiła się, więc zapro-ponowałam, że ją podwiozę. Chyba mieszka gdzieś w oko-licy. Prowadziła mnie, choć była kompletnie pijana. Nie poznajecie jej?
Dziewczyny pokręciły głowami w osłupieniu. Aria zmarszczyła czoło.
– Gdzie ją spotkałaś?Hanna spuściła wzrok. – W Cabana – przyznała się nieśmiało. – To taki bar
przy South Street.Dziewczyny spojrzały po sobie ze zdziwieniem. Hanna
mogła wypić jednego cosmopolitana w czasie imprezy, ale nie należała do tych kobiet, które same upijały się w ba-rach. Z drugiej strony przecież każda z nich miała powód, żeby trochę się rozluźnić. Przez cały zeszły rok torturowa-ły je dwie prześladowczynie używające pseudonimu A. – najpierw Mona Vanderwaal, najlepsza przyjaciółka Hanny, a potem prawdziwa Alison DiLaurentis. Jakby tego było
11
mało, musiały jeszcze ukrywać to, co się wydarzyło kilka miesięcy temu. Myślały, że Prawdziwa Ali zginęła w po-żarze w górach Pocono, ale potem pojawiła się na Jamaj-ce, żeby zabić je wszystkie. Dziewczyny spotkały się z nią na tarasie na dachu kurortu, a gdy Ali rzuciła się na Han-nę, Aria zagrodziła jej drogę i zepchnęła ją za balustradę. Kiedy zbiegły na plażę, nie znalazły tam jej ciała. Wspo-mnienie o tym wydarzeniu nawiedzało je każdego dnia.
Hanna otworzyła drzwi po stronie pasażera. – Zadzwoniłam po karetkę z jej telefonu. Wkrótce tu
przyjedzie. Musicie mi pomóc przenieść ją na siedzenie kierowcy.
Emily zrobiła krok w tył i uniosła brwi. – Chwileczkę. O czym ty mówisz? – Hanno, nie możemy tego zrobić – powiedziała jed-
nocześnie Spencer. Hanna szeroko otworzyła oczy. – Słuchajcie, to nie moja wina. Nie jestem pijana, ale
wypiłam dziś drinka. Jak zostanę tutaj i przyznam się, że to ja prowadziłam, na pewno mnie aresztują. Już raz uszła mi na sucho kradzież, a potem zniszczenie samochodu, ale tym razem mi nie darują.
W zeszłym roku Hanna po pijanemu ukradła auto swojego byłego chłopaka Seana Ackarda i wjechała nim w drzewo. Pan Ackard nie wniósł skargi do sądu, ale Hanna musiała odpokutować swój wybryk, pracując spo-łecznie.
– Mogą mnie wsadzić za kratki – mówiła dalej Han-na. – Wiecie, co to oznacza? Zrujnuję kampanię taty, za-nim jeszcze na dobre się zaczęła. – Ojciec Hanny starto-wał w wyborach na stanowisko senatora. O jego kampanii
12
już zaczynało być głośno w mediach. – Nie mogę znowu go zawieść.
Deszcz padał bez przerwy. Spencer zakaszlała zakłopo-tana. Aria przygryzła wargę, spoglądając na leżącą nieru-chomo dziewczynę. Emily przestępowała z nogi na nogę.
– A jeśli coś jej się stało? I przenosząc ją, pogorszymy jej stan?
– I co zrobimy potem? – dodała Aria. – Zostawimy ją tutaj? Tak się nie robi.
Hanna patrzyła na nie z niedowierzaniem. Zacisnę-ła zęby i odwróciła się do dziewczyny siedzącej w samo-chodzie.
– Nie zostawiamy jej tu na zawsze. Nie sądzę, żeby była ranna. Po prostu upiła się do nieprzytomności. Ale jeśli nie chcecie mi pomóc, sama to zrobię.
Schyliła się i chwyciła dziewczynę pod pachami. Bez-władne ciało przechyliło się na bok jak ciężki worek mąki, ale nadal tkwiło w fotelu pasażera. Hanna, postękując, za-parła się nogami i jeszcze raz podniosła dziewczynę. Po-tem zaczęła ją przesuwać na siedzenie kierowcy.
– Nie rób tego tak – powiedziała Emily, podchodząc bliżej. – Trzeba usztywnić jej szyję, żeby nie uszkodzić kręgosłupa. Musimy znaleźć koc albo ręcznik, coś, co pod-trzyma jej szyję.
Hanna oparła dziewczynę plecami o fotel i zajrzała na tylne siedzenie. Na podłodze leżał ręcznik. Chwyci-ła go, zrolowała i owinęła nim szyję dziewczyny jak sza-likiem. Spojrzała w górę. Księżyc wyszedł zza chmury i na chwilę oświetlił drogę. Na ułamek sekundy las ożył. Drzewa kołysały się gwałtownie na wietrze. Kiedy błys-kawica rozdarła niebo, wszystkie mogłyby przysiąc, że
13
widziały cień przemykający nad brzegiem potoku. Może to jakieś zwierzę?
– Łatwiej nam będzie przenieść ją wokół samocho-du, niż przesunąć w środku – powiedziała Emily. – Han, chwyć ją pod pachami, a ja ją wezmę za nogi.
Spencer podeszła do nich. – Ja ją chwycę w pasie.Aria ostrożnie zajrzała do auta, a potem wzięła parasol
z tylnego siedzenia. – Chyba nie powinna być mokra.Hanna z wdzięcznością spojrzała na przyjaciółki.Hanna, Spencer i Emily wyciągnęły dziewczynę na ze-
wnątrz, a potem powoli niosły ją wokół samochodu na sie-dzenie kierowcy. Aria trzymała parasol nad Madison, żeby nie spadła na nią ani kropla deszczu. W strugach ulewy prawie nic nie widziały i musiały mrugać co kilka sekund, żeby deszcz nie dostawał się do oczu.
I nagle, gdy były w połowie drogi, stało się nieszczę-ście. Spencer poślizgnęła się w błocie przypominającym ruchome piaski i puściła dziewczynę. Madison odchyliła się gwałtownie do tyłu i uderzyła głową w zderzak. Roz-legł się trzask – być może gałęzi, a może łamanej kości. Emily próbowała jeszcze utrzymać cały ciężar ciała Ma-dison, ale też się poślizgnęła, jeszcze mocniej popychając bezwładne ciało.
– Jezu! – krzyknęła Hanna. – Trzymajcie ją!Arii trzęsły się ręce, kiedy próbowała utrzymać pro-
sto parasol. – Nic jej się nie stało? – N-nie wiem – westchnęła Emily. Wbiła gniewny
wzrok w Spencer. – Patrz, jak leziesz.
14
– Przecież nie chciałam się poślizgnąć! – Spencer wpa-trywała się w twarz Madison. W głowie wciąż słyszała to trzaśnięcie. Czy szyja Madison przekrzywiła się pod nie-naturalnym kątem?
W oddali rozległ się sygnał karetki. Dziewczyny spoj-rzały po sobie z przerażeniem, a potem przyspieszyły kro-ku. Aria otworzyła drzwi po stronie kierowcy. W stacyjce nadal był kluczyk, a lewy migacz pulsował miarowo. Han-na, Spencer i Emily odsunęły na bok poduszkę powietrzną i posadziły Madison na siedzeniu obitym jasną skórą. Jej ciało przesunęło się w lewo. Nadal miała zamknięte oczy i twarz pozbawioną wyrazu.
– Może powinnyśmy zostać? – jęknęła Emily. – Nie! – krzyknęła Hanna. – A jeśli zrobiłyśmy jej
krzywdę? Tylko się pogrążymy!Syrena wyła coraz głośniej. – Szybko!Hanna wzięła swoją torebkę z tylnego siedzenia i za-
trzasnęła drzwi po stronie kierowcy. Spencer zamknęła drzwi po stronie pasażera. Wspięły się na wzgórze i wsiad-ły do samochodu Arii akurat w chwili, kiedy karetka wje-chała na górę. Emily wsiadła do auta ostatnia.
– Jedź! – wrzasnęła Hanna.Aria wcisnęła kluczyk do stacyjki swojego subaru i sa-
mochód, prychając, obudził się do życia. Szybko ruszyła i odjechała.
– O Boże, o Boże – łkała Emily. – Szybciej – warknęła Spencer, patrząc przez tylną szy-
bę na wirujące światła na dachu ambulansu. Dwóch sani-tariuszy wyskoczyło z karetki i ostrożnie zeszło po zboczu wzgórza. – Nie mogą nas zobaczyć.
15
Hanna odwróciła się i spojrzała przez okno. Kłębiły się w niej sprzeczne uczucia. Na pewno odczuwała ulgę. Ale żal zaciskał się jej jak pętla wokół szyi. Czy przenosząc Madison, zrobiły jej krzywdę? Co tam właściwie się stało?
Powoli zaczęły opadać z niej emocje. Zasłoniła twarz dłońmi, czując, jak do oczu napływają jej łzy. Emily i Aria też się rozpłakały.
– Przestańcie, dziewczyny – warknęła Spencer, choć po jej policzkach także płynęły łzy. – Pogotowie się nią zajmie. Nic jej nie będzie.
– A jeśli coś jej się stało!? – zawołała Aria. – Jeżeli przez nas dostanie paraliżu?
– Chciałam jej tylko pomóc i odwieźć ją do domu! – jęknęła Hanna.
– Wiemy. – Emily ją przytuliła. – Wiemy.Kiedy subaru jechało krętą drogą, wszystkie myślały
o tym samym: „Na szczęście nikt się o tym nie dowie”. Żadna jednak nie ośmieliła się powiedzieć tego na głos. Wypadek zdarzył się z dala od głównej drogi. Uciekły z miejsca wypadku, zanim ktoś je zobaczył.
Były bezpieczne.
Dziewczyny niecierpliwie czekały na medialne do-niesienia o wypadku. Już wyobrażały sobie te nagłówki:
„SAMOCHÓD ZJECHAŁ ZE ZBOCZA PRZy REEDS LANE”. W artykułach pisano by o dużej ilości alkoho-lu we krwi dziewczyny za kierownicą i o zniszczeniu sa-mochodu. Ale o czym jeszcze pisaliby dziennikarze? A je-śli Madison rzeczywiście została sparaliżowana? A jeśli
16
pamiętała, że to nie ona prowadziła i że to dziewczyny ją przeniosły?
Cały następny dzień spędziły przed telewizorem, co chwila sprawdzały w telefonach internetowe wiadomości i na wszelki wypadek nie wyłączały radia. Ale oczekiwa-ne wieści nie nadeszły.
Minął dzień, potem kolejny. Nadal nic. Jakby wypa-dek nigdy się nie zdarzył. Trzeciego ranka Hanna wsiad-ła do samochodu i powoli pojechała na Reeds Lane, za-stanawiając się, czy nie wymyśliła sobie tego wszystkiego. Ale nie, zobaczyła wgniecioną barierę ochronną. W bło-cie pozostały ślady kół. W lesie na ściółce widać było kil-ka odłamków szkła.
– Może jej rodzina tak się wstydziła tego, co się stało, że poprosiła policję, by nie nagłaśniano sprawy – zasta-nawiała się Spencer, kiedy Hanna zadzwoniła do niej, za-niepokojona brakiem wiadomości o wypadku. – Pamię-tasz Nadine Rupert, koleżankę Melissy? Którejś nocy upiła się i wjechała samochodem w drzewo. Nic jej się nie sta-ło, a rodzina ubłagała policję, żeby wypadek pozostał ta-jemnicą. Nadine przez miesiąc nie chodziła do szkoły, bo musiała iść na odwyk, ale wszystkim opowiadała, że była w sanatorium. Kiedyś jednak znowu się upiła i powiedzia-ła Melissie całą prawdę.
– Chciałabym tylko wiedzieć, że nic jej się nie stało – szepnęła Hanna.
– Wiem – powiedziała Spencer zatroskanym głosem. – Zadzwońmy do szpitala.
Z drugiej linii zadzwoniły do szpitala, ale Hanna nie znała nazwiska Madison, więc pielęgniarki nie chcia-ły udzielić jej żadnych informacji. Hanna rozłączyła się,
patrząc w dal. Potem weszła na stronę internetową Uni-wersytetu Pensylwanii, licząc na to, że znajdzie tam na-zwisko Madison. Ale na drugim roku było tyle dziewczyn o tym imieniu, że nie dałaby rady sprawdzić wszystkich.
Czy poczułaby się lepiej, gdyby się przyznała do tego, co zrobiła? Przecież nawet gdyby wyjaśniła, że drugi sa-mochód wyrósł jak spod ziemi i zepchnął ją z drogi, nikt by jej nie uwierzył. Uznaliby, że była równie pijana jak Madison. Policjanci nie doceniliby jej szczerości, tylko na-tychmiast wsadzili ją za kratki. Od razu by się domyślili, że Hanna nie mogła sama przenieść Madison i że musia-ła poprosić o pomoc przyjaciółki. One też miałyby kłopoty.
„Przestań o tym myśleć – skarciła się w duchu Han-na. – Jej rodzina chce to ukryć, a ty powinnaś wziąć z nich przykład”. Pojechała do centrum handlowego. Potem opa-lała się nad brzegiem basenu w klubie golfowym. Unikała swojej przyrodniej siostry Kate. Została druhną na weselu taty i Isabel, ubrana w ohydną zieloną sukienkę. Wreszcie uwolniła się od myśli o Madison i wypadku, które prześla-dowały ją w każdej sekundzie. Przecież to nie ona go spo-wodowała i Madison najprawdopodobniej nic się nie sta-ło. Zresztą i tak nie znała tej dziewczyny i była pewna, że nigdy więcej jej nie spotka.
Hanna nie wiedziała jednak, że Madison przyjaźniła się z osobą, którą wszystkie dobrze znały i która ich szczerze nienawidziła. Gdyby ta osoba się dowiedziała, co zrobiły, rozpętałaby piekło na ziemi. Zemściłaby się. Nie cofnęłaby się nawet przed torturami. Stałaby się kimś, kogo wszyst-kie cztery bały się najbardziej na świecie.
Nowym – i o wiele bardziej przerażającym – A.