40

Staszek i smocza przygoda - fragment

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Staszek i smocza przygoda fragment. Tomasz Duszyński

Citation preview

Page 1: Staszek i smocza przygoda - fragment
Page 2: Staszek i smocza przygoda - fragment
Page 3: Staszek i smocza przygoda - fragment

S������ � ����� ��� ���� ����� ��© by Tomasz Duszyński 2016Staszek i smocza przygoda. Copyright © by PAPERBACK 2016

O autorze:Tomasz Duszyński – jest dziennikarzem, pisarzem, scenarzystą gier komputerowych, a w wolnych chwilach maratończykiem.Debiutował zbiorem opowiadań – Produkt uboczny, wyd. Fabryka Słów.Jego opowiadania pojawiły się w antologiach Jeszcze nie zginęła, Epidemie i zarazy, a także w magazynie „Nowa Fantastyka, Science Fiction Fantasy i Horror”.Nakładem wydawnictwa Paperback ukazała się jego powieść Staszek i straszliwie... pomocna szafa oraz space opera dla młodzieży – Tam i z powrotem. Nakładem wydawnictwa Czwarta Strona powieść Droga do Nawi.Więcej informacji na stronie o(cjalnej autora: www.tduszynski.eu.interia.pl

Wydanie I

Strzelin 2016

ISBN 978-83-936572-7-8

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Projekt okładki i strony tytułowej: Ludwika Micińska

Gra(ki:Blanka Duszyńska i Tomasz Duszyński

Opracowanie gra(czne:Jarosław Motała

Redakcja: Dorota Pacyńska

Korekta i skład: Beata Cybulska

Page 4: Staszek i smocza przygoda - fragment

D�� ������� ������ � �������� !" #$%������

Page 5: Staszek i smocza przygoda - fragment

4

Nazywam się Staszek Wolski. Nie wiem, czy ktoś odnajdzie ten list,

jeśli tak, proszę przekażcie go moim rodzicom. Być może mnie i mojemu

przyjacielowi Karolowi Majchrowi nigdy nie uda się wrócić do domu,

a chciałbym, żeby nasi bliscy wiedzieli, dlaczego zniknęliśmy bez wieści.

To wszystko stało się przez chińską szafę. Tak przynajmniej podej-

rzewam. Chińską magiczną szafę z mojego pokoju.

Na początku wszystko wydawało się ekstra. Szafa spełniała nasze

życzenia. Wychodziły z niej osoby, które pomagały nam w zawodach na-

ukowo-sportowych w szkole. To jednak było zbyt piękne, żeby było praw-

dziwe. Wiedziałem, że gdzieś musi tkwić haczyk. Już wtedy podejrzewa-

łem, że ta pomoc nie będzie za darmo. Uparciuch Karol, nie żebym zwalał

na niego winę, całkowicie się tym nie przejmował. Czasem mam ochotę go

udusić, oczywiście nie dosłownie, ale gdybyście go poznali, to zrozumieli-

byście o co chodzi.

Nieważne. Teraz mamy za swoje. Gdy wydawało się, że z szafą da-

liśmy sobie radę, na strychu znaleźliśmy kufer. One muszą być ze sobą

w jakiś sposób powiązane. Okazało się, że kufer był pułapką. Wciągnął

nas. Tak, tak! Dosłownie wciągnął nas jak odkurzacz. Znaleźliśmy się

w bardzo odległym miejscu i utknęliśmy tu chyba na dobre. Nie wiem, co

mamy robić. Jeśli ktoś nam nie pomoże… wolę o tym nie myśleć. Cała ta

historia staje się coraz bardziej przerażająca i…

List

Page 6: Staszek i smocza przygoda - fragment

5

Mistrz Cien Bien San powolnym krokiem przemierzył ogród. Nie

spieszył się. Za każdym razem, gdy stawiał stopy na płaskich kamie-

niach ułożonych na soczystej, zielonej trawie, udzielał mu się spokój

tego miejsca. Z zadowoleniem zauważył, że pąki na drzewkach morwy

rozwinęły się w piękne różowe kwiaty. Zapach ogrodu był lekko oszała-

miający, ale mistrz wiedział, że gdy nadejdzie czas, by zakończyć żywot,

ten zapach zawsze będzie mu towarzyszył.

Starzec podszedł do sadzawki. Ta'a wody była spokojna, odbijały

się w niej chmury, krzewy i postać samego Cien Bien Sana. Mężczyzna

z namysłem dotknął siwej brody i przejechał po niej dłonią. Gdzieś głę-

boko w jego sercu odezwało się niespokojne drżenie. Szare chmury nie-

oczekiwanie przysłoniły umysł mistrza. Cien Bien San zdał sobie spra-

wę, że to niepokój, który pojawił się w nocy.

Czy to był sen?, zapytał sam siebie. Czy to sen zakłócił mój spo-

kój? Czy sen został zesłany na mnie, by w starym sercu zagościły te nie-

przyjemne uczucia? Jeśli tak, dlaczego snu nie pamiętam? Pozostało

tylko wrażenie, obce, odległe, a jednak… to ono powoduje ten strach?

Nie, mistrz nie odczuwał strachu. Miał zawsze szacunek do swoich

wrogów i rzeczy, których wytłumaczyć nie potra)ł. Nie była to też trwoga.

Może bardziej przeczucie czegoś nieuniknionego. Czegoś, co nadchodziło

nieubłaganie, jak kolejna pora roku, jak sroga, mroźna zima.

Mistrz i smok

Page 7: Staszek i smocza przygoda - fragment

6

Wzrok mistrza przesunął się w górę, prześliznął po czubkach

drzew i szczytach gór, a potem jeszcze wyżej. Na błękitnym niebie poja-

wiła się chmura. Jedna jedyna. Kłębiła się niczym dym z wielkiego ogni-

ska. Wypiętrzyła się, jakby ktoś pompował ją od środka, wtłaczał w nią

życie. Mistrz wiedział, że jeśli poczeka jeszcze chwilę, ten kształt przy-

bierze jakąś formę.

Nie mylił się. Chmura się wydłużyła, skręciła niczym w imadle.

W jednej chwili nabrała szarej barwy, przypominającej popiół. Środek

napęczniał najmocniej, przód wygiął się w literę S. Opary przypomina-

jące ostre igły narosły na brzegach.

To możliwe?, pomyślał Cien Bien San. Stał nieruchomo, patrząc

na tę pogodową anomalię. Zastanawiał się, czy to jego wyobraźnia płata

�gle, czy może on sam nadal śni i nie zdaje sobie z tego sprawy.

Tymczasem chmura objęła już pół nieba. Przybrała przerażający

kształt. Mistrz w jednej chwili zrozumiał, czym jest. Ogon uformował

się jako pierwszy. Długi na kilka kilometrów, zakończony ostrym kol-

cem. Z brzucha bestii wysunęły się mocne nogi przypominające skalne

maczugi. Skrzydła przysłoniły słońce, poruszyły się jak żywe. Wiatr

uderzył w ziemię, przygniatając drzewa. Na końcu pojawiła się głowa.

Wielka rozwarta paszcza wykrzywiona w złowieszczym uśmiechu.

Smok, bo to on wyłonił s&' ( )*+,-./ 01234 2,5 )647 8&7109 :&7;<&

łeb przechylił się na bok. Nozdrza rozchyliły się, jakby bestia wciągnęła

w płuca powietrze. Oczy, głęboko osadzone w czaszce, drgnęły, szukając

czegoś lub kogoś. Powietrze przeszył pomruk, daleki narastający warkot.

Mnie szukasz wyszeptał mistrz Cien Bien San. Przepowied-

nia się wypełni. Noc zapadnie nad światem… Bo ty połkniesz światło,

które jest w nas.

Bestia znieruchomiała. Zwróciła się w stronę starca. Pomruk stał

się mocniejszy, jakby tony kamieni spadały z wysokiej góry.

Nie wygrasz! Głos Cien Bien Sana uniósł się z ogromną siłą.

Nie jesteś jednym z trzech ostatnich smoków. Jesteś tylko wizją zesłaną

przez złego maga!

Page 8: Staszek i smocza przygoda - fragment

7

Bestia, jakby zaskoczona jego mocą, skuliła się w sobie. Lecz już po

chwili błysk w jej oczach powrócił. Nieboskłon wypełnił dudniący głos:

Nie staniesz nam na drodze. Czas się wypełnił. Świat, który

znasz, przestanie istnieć, starcze. Jesteś zbyt słaby, by stawić mi czoła

i temu, który nadejdzie… Ja zawładnę smokami, ja zawładnę światem!

Cien Bien San wyprostował się dumnie. Wiedział, że dzień przezna-

czenia się zbliża. Starzec był n= >? @ABCE?>?F=nCG HCIJ?KL ?n M=JnNLJN=O

dość sił, by stawić czoła temu, co miało nadejść. Jednak przepowiednia mó-

wiła, że wraz z władcą smoków nadejdzie ten, który mu się przeciwstawi.

Po nocy przychodzi dzień, dzień jest nową nadzieją…

Smok naprężył się. Z nozdrzy buchnęły czarne obłoki pary i wte-

dy bestia skoczyła w stronę mistrza. Skłębione cielsko runęło w dół

z ogromną prędkością. Drzewa ugięły się pod wpływem pędu. Błyska-

wice dotknęły ziemi.

Cien Bien San się nie poruszył. Wiatr szarpnął połami jego płasz-

cza, lecz mistrz stał nieruchomo, nie mrużąc nawet powiek.

Bestia dotknęła skrzydłami gór, łapy otarły się o ziemię. Paszcza

rozwarła się, chcąc pochwycić starca, lecz wtedy nagle pojawił się deli-

katny podmuch. Narodził się chwilę wcześniej w drzewach morwy ota-

czających sadzawkę. Ten delikatny wietrzyk musnął najpierw brodę mi-

strza, a potem ruszył naprzeciw bestii.

Smok z ogłuszającym warkotem po raz kolejny uderzył skrzydła-

mi i gdy już miał dosięgnąć celu, rozpłynął się w powietrzu w kłębach

szarej pary.

Słońce rozświetliło dolinę. Mistrz przygarbił się, jakby nagle utra-

cił wszystkie siły. Oparł się o ławkę, przy której stał, a po chwili usiadł na

niej ciężko.

Gdzie jesteś, ty, o którym mówi przepowiednia? Twój przeciw-

nik rośnie w siłę. To mistrz iluzji, potężny mag, który zrobi wszystko, by

zawładnąć mocą trzech ostatnich smoków. Będziesz musiał stoczyć

z nim walkę, przejść próby, które dowiodą, że jesteś smoczym powierni-

kiem. Mam zbyt mało czasu, by pomóc ci odmienić los tego świata…

Page 9: Staszek i smocza przygoda - fragment

8

Płatki kwitnącej morwy zawirowały w powietrzu i spadły na po-

wierzchnię wody. Mistrzowi wydało się, że wyglądały jak popiół, zabar-

wiły wodę na szaro. Nie wiedział, jak odczytać ten znak.

Lepiej się pospiesz szepnął i zamknął oczy, próbując zebrać

siły na nadchodzącą walkę.

Page 10: Staszek i smocza przygoda - fragment

9

Staszek Wolski męczył się przez cały sen. Coś gniotło go w plecy,

ale nie potra#ł zmusić się do przewrócenia na bok. Taką bezsilność we

śnie trudno znieść. Poza tym… cóż, tak naprawdę miał wrażenie, że

w tym śnie w ogóle nie śni. No, może troszeczkę. Wcześniej miał odje-

chany, niewiarygodnie zakręcony majak, horror wręcz.

Chłopak uśmiechnął się w nicości, która była niby-snem.

Sprzątał na strychu swojego domu wraz z Karolem Majchrem.

Właściwie miał się za to sprzątanie zabrać, gdy Karol znalazł dziwny

kufer, a potem go otworzył… i ten kufer go połknął. Choć może nie tyle

połknął, co wciągnął. Tak, to dobre określenie, pomyślał Staszek. A po-

tem, o zgrozo!, Staszka na to senne wspomnienie przeszyły ciarki, po-

tem ten kufer wciągnął i jego.

Nie. Przecież takie rzeczy się nie zdarzają.

Staszek wiedział, że powinien teraz otworzyć oczy. Nagle jednak

zaczął się bać tej prostej czynności. Trudno było mu określić stan, w któ-

rym się teraz znalazł. Co powinien zrobić? Uszczypnąć się? Przynaj-

mniej sprawdziłby, czy śpi.

A może należało przeanalizować ponownie sytuację? Tak, musiał

zastanowić się nad tym, co teraz się z nim działo. Czy leżał w łóżku?

Raczej nie… Nie wyczuwał pod plecami miękkiego materaca.

Coś wbijało mu się w kręgosłup, ale nie były to sprężyny, raczej jakiś kij,

a może kamień? Do tego ten hałas. Gwar jak na targu.

Przebudzenie

Page 11: Staszek i smocza przygoda - fragment

10

Staszek poczuł, że robi mu się gorąco. Uznał, że lepiej skupić się

na otworzeniu oczu. Bał się jednak tego, co zobaczy.

Pac.

Coś uderzyło go w czoło, coś bardzo miękkiego.

Pac, pac.

Teraz w policzek i ucho.

Stach przeraził się nie na żarty. Usiadł gwałtownie i wreszcie

uniósł powieki.

Eeeech… wydał z siebie nieokreślony dźwięk.

To, co zobaczył, sparaliżowało go całkowicie. W dole, zaledwie

kilka metrów poniżej miejsca, w którym się znajdował, przelewała się

żywa fala kolorowego tłumu. Setki, a może nawet tysiące głów. Krzykli-

we napisy, stragany, ludzie na rowerach, kosze pełne owoców i warzyw.

Gwary rozmów w obcym języku, sygnały dzwonków rowerowych

i klaksony samochodów.

Nie… nie!

Wolski wzdrygnął się na głos rozlegający się spod sterty pognie-

cionych gazet.

Chcę Snickersa, a nie Marsa, proszę pani. Pani nie żartuje! Tyl-

ko Snickersa!

Karol? Staszek na czworakach ruszył w stronę głosu. Karol!

Przetrząśnięcie stosu papierzysk zajęło mu kilka minut. Wreszcie

Stach wydobył na świat Karola Majchra, swojego szkolnego kolegę.

Obudź się, Karol! Wolski potrząsnął nim mocno. Obudź

się! Słyszysz!

Majcher otworzył oczy i usiadł gwałtownie. Poklepał się po spo-

rym brzuchu i po chwili ziewnął rozdzierająco. Patrzył teraz dokładnie

w tym samym kierunku co wcześniej Staszek, na tłum przesuwający się

wzdłuż ruchliwej arterii miasta. Wyraz twarzy Karola nie zmienił się

nawet na ułamek sekundy. Chłopak znowu ziewnął, podrapał się po gło-

wie, a potem położył z powrotem, moszcząc się na drugim boku.

Karol, nie śpij! Musisz się obudzić!

Page 12: Staszek i smocza przygoda - fragment

11

Majcher spojrzał półprzytomnym wzrokiem na kolegę. Uśmiech-

nął się nawet i wymamrotał pod nosem:

O, Stachu… ale zakręcony sen, nie? Tobie się śni to samo?

To nie sen! Staszek potrząsnął kolegą jeszcze mocniej. Czło-

wieku, to wcale nie jest sen!

Taaa… Karol ziewnął po raz kolejny. A ja nazywam się Luke

Skywalker…

Majcher zamknął oczy i zachrapał głośno. Staszek opadł z sił,

usiadł i schował twarz w dłoniach.

To przecież niemożliwe wyszeptał.

Pac.

Coś uderzyło go w plecy. Poderwał się i odwrócił gwałtownie.

Kilkanaście metrów od niego, nieco powyżej, na blaszanym dasz-

ku, siedziało w kucki kilku wyrostków. Szczerzyli zęby i celowali w niego

palcami, mówiąc w dziwnym języku. Orientalne rysy twarzy, brudne

ubrania. Nie wyglądali na przyjaźnie nastawionych.

Karol, lepiej się obudź, mamy problem.

I to nie wiesz jak duży, Stachu.

Staszek obrócił się do kolegi. Jak się okazało, ten zdążył już się

obudzić. Wyglądał o dziwo na całkowicie przytomnego. Trzymał w dło-

niach jedną z gazet i wpatrywał się w nią z napięciem.

Obstawiam, że jesteśmy w Chinach…, a jeśli te cyferki na

pierwszej stronie nie są wyciągiem z czyjegoś konta, to mamy lata sie-

demdziesiąte…

Staszek miał zbesztać Karola, że ten mógł przecież znaleźć jakąś

starą gazetę, ale w tym właśnie momencie miejscowe wyrostki zesko-

czyły z daszku i ruszyły w ich stronę.

Page 13: Staszek i smocza przygoda - fragment

12

Antek? To ty? Wejdź. Staszek z Karolem są na górze.

Dzień dobry pani. Rudowłosy chłopiec, Antek Nowicki,

uśmiechnął się szeroko, widząc panią Wolską, mamę swojego kolegi,

Staszka. Jeśli nie przeszkadzam…

Ależ skąd! Pani Wolska otworzyła szerzej drzwi i wykonała tak

zamaszysty ruch ręką, że niemal upuściła trzymaną w dłoni ścierkę.

Wchodź, wchodź! I nie wycieraj tak tych butów. Jeszcze nie sprzątałam.

Antek skinął głową ze zrozumieniem, choć wystarczył rzut oka,

by zorientować się, że podłoga w przedpokoju i schody prowadzące na

piętro lśnią czystością niczym w reklamach telewizyjnych.

Nie miałam okazji pogratulować ci występu w trójkach klaso-

wych… Podobno w triathlonie wspaniale pobiegłeś?

Karol dał czadu na basenie i Staszek na rowerze pod tę morderczą

górę w parku. Żaden z nas sam nie dałby rady. Wie pani, praca zespołowa!

Jesteś bardzo skromny zauważyła pani Wolska.

Pani też. Przecież tu jest tak czysto, że można jeść z podłogi!

Antek uśmiechnął się szeroko.

Ach, takie tam. Mama Staszka odrobinę się zaczerwieniła,

widać było, że zrobiło się jej przyjemnie. Malwinka zaprowadzi cię na

górę. Ja w tym czasie przygotuję dla was coś do przekąszenia i zapew-

niam, że nie będziecie musieli jeść z podłogi!

Page 14: Staszek i smocza przygoda - fragment

13

Antek zaśmiał się. W tym samym momencie w przedpokoju po-

jawiła się Malwina, siostra Staszka.

Jak tam, szafa gra? zapytała, mrugając do Antka.

Szafa… Nowicki niepewnie spojrzał na panią Wolską. No… gra.

Żartowałam. Dziewczynka wzruszyła ramionami i dodała

szeptem, żeby usłyszał ją tylko Antek: Przecież zaczarowana szafa

z pokoju Staszka jest naszą małą tajemnicą. Zaprowadzę cię na górę.

Nowicki zaśmiał się nerwowo i wzruszył ramionami. Potem ski-

nął głową pani Wolskiej i ruszył za dziewczynką po schodach. Ta mała

zadziwiała go za każdym razem coraz bardziej. Chwilami miał wraże-

nie, że siostra Staszka ma dużo więcej niż pięć lat.

Długo już tam są? Antek postanowił zagaić rozmowę. Wyglą-

dało na to, że mają trochę schodów do pokonania, a dziwnie było tak iść

w milczeniu.

Przed chwilą poszli na górę odpowiedziała krótko Malwa.

Widać nie miała ochoty na dłuższą konwersację.

W porzo. Antek szedł krok w krok za dziewczynką. Z piętra

dobiegł do niego odgłos szurania i trzaśnięcia drzwiami. Uśmiechnął się

w duchu. Cieszył się na samą myśl, że dzisiaj będzie mógł spędzić dzień

z kolegami.

Gdy mijali pokój Staszka, Antkowi wydawało się, że ktoś w nim

jest, bo coś głośno zaskrzypiało, ale Malwina dalej wspinała się po scho-

dach. Nie pozostało mu nic innego, jak podążyć za nią.

Drzwi na strych były otwarte. Antek miał wrażenie, że w koryta-

rzu pojawił się przeciąg. Na policzkach poczuł powiew wiatru. Zawahał

się. Nie wiedzieć czemu, ogarnął go niepokój. Malwina nie zauważyła

jego rozterki.

Staszeeeek… masz gościaaaa! zawołała ile sił w płucach.

Stanęli w drzwiach i zajrzeli do środka. Antek poczuł się przytło-

czony wielkością strychu. Zmieściłoby się tutaj całe jego mieszkanie. Ba,

mieszkanie jego i sąsiadów. Śmiało można było tu zagrać w koszykówkę.

Stasiu?

Page 15: Staszek i smocza przygoda - fragment

14

Malwina miała zamiar przejść w głąb pomieszczenia, ale Antek

powstrzymał ją, kładąc stanowczo dłoń na ramieniu dziewczynki.

Nie wiedział, dlaczego to zrobił. Niepokój stał się jeszcze silniej-

szy. Chłopak znów odczuł powiew wiatru, gorące powietrze niosące ze

sobą dziwną tajemniczą woń.

Gdzie Staszek? zapytała Malwina, patrząc podejrzliwie na

Antka. Schowali się?

Nowicki poczuł mrowienie na plecach. Pokręcił głową. Jego uwagę

już wcześniej przykuł kufer stojący pod ścianą. Drżał, wibrował, ale ledwo

wyczuwalnie. Zupełnie jak drapieżnik przyczajony do skoku. Co gorsza,

Antek obok kufra dojrzał coś, co sprawiło, że z trudem przełykał ślinę.

Jesteś pewna… chłopak musiał odkaszlnąć, mimo to jego głos

był bardzo słaby jesteś pewna, że wchodzili tutaj, na górę?

Malwina skinęła tylko głową. Miała szeroko otwarte oczy, wyda-

wało się, że lada chwila się rozpłacze.

To but… Karola? Wskazała palcem coś, czego Antek wolałby

nie dostrzegać.

Malwinko… Antek podjął decyzję bez wahania. Uklęknął

przy dziewczynce i popatrzył na nią. Zejdziesz teraz na dół i pocze-

kasz. Jeśli nie przyjdę za pięć minut ze Staszkiem i Karolem… powiedz

o wszystkim rodzicom, dobrze?

Gdzie jest Stasiu? Dziewczynka zaczęła płakać. Co się stało?

Najprawdopodobniej nic złego, jeśli mam rację… Antek ode-

tchnął głęboko. W piersi serce zaczęło mu łomotać jak przestraszony ptak.

Musiał się uspokoić, wiedział, że jeśli okaże panikę, przerazi Malwinę jesz-

cze bardziej. Z wysiłkiem przywołał uśmiech na twarz. Jeśli mam rację…

zanim dojdziesz na dół, zejdziemy do ciebie ze Staszkiem i Karolem.

Dziewczynka skinęła głową, jakby Antek miał wielki dar przeko-

nywania.

Obiecujesz? zapytała.

Obiecuję. Antek nawet się nie zawahał. Teraz zamknę drzwi,

a ty daj słowo, że sama tu nie wejdziesz.

Page 16: Staszek i smocza przygoda - fragment

15

Tak. Malwina skinęła głową. Słowo.

Antek delikatnie wyprowadził dziewczynkę za próg i zamknął za

nią drzwi. Sam odwrócił się w stronę kufra.

Wieko uchyliło się, jakby właśnie na ten moment czekało. Po-

mieszczenie rozświetliło pulsujące światło.

Antek skinął głową. Mogło wydawać się, że przyjął bliżej nieokre-

ślone wyzwanie. Przemyślał wszystko w ułamku sekundy. Poczuł się tak,

jak wtedy, gdy ze Staszkiem i Karolem przystępowali do konkurencji

w  trójkach klasowych. Przeanalizował wydarzenia ostatnich dni. Ma-

giczna szafa, chiński chłopiec, napis ostrzegający o bramie do innego

świata… Nie mógł pozostawić kumpli samych. To los ich połączył

i poddał pierwszym próbom, z których wyszli zwycięsko. Jeśli mieli so-

bie poradzić z całą magią tego wszechświata… to tylko we trójkę.

Nowicki zrobił krok w stronę kufra, a potem kolejny. Gdy uniósł

się nad ziemię, zdążył tylko odruchowo zaczerpnąć powietrza. W głębi

ducha miał nadzieję, że się nie pomylił.

Page 17: Staszek i smocza przygoda - fragment

16

Oni znają karate wysapał Karol. Jak nic… ten po prawej

wygląda na wnuka Bruce’a Lee.

To co mam zrobić? Staszek czuł na łokciu stalowy uścisk ko-

legi, stali już na samym skraju daszku, nie mieli odwrotu. Skok na głów-

kę w tłum poniżej nie był najlepszym pomysłem.

Błagaj o… o litość!

Staszek w innym wypadku może i by się zaśmiał, ale palce Karola

niczym szpony drapieżnika wbijały się coraz mocniej w jego rękę. Chło-

pak syknął z bólu, co jeszcze bardziej ośmieliło wyrostków. Jeden z nich

powiedział coś, czego Stach nie był w stanie zrozumieć. W tonie głosu

wyczuł jednak ostrzeżenie.

Nie chcemy kłopotów. Wolski starał się mówić wolno i wyraź-

nie, nie chciał zdradzić zdenerwowania. Uśmiech miał mu pomóc

w uspokojeniu sytuacji. Trudno jednak się uśmiechać, gdy palce przyja-

ciela zaciskają się coraz mocniej.

Stach czuł na sobie palące spojrzenia pięciu chłopców. Nie byli

wysocy, ale ich chude żylaste ciała wyglądały na wyćwiczone. Wymienili

między sobą jakieś uwagi i zaśmiali się szyderczo.

Powiedz im coś, niech zostawią nas w spokoju! Karol paniko-

wał coraz bardziej. Co gorsza, ta panika zaczynała się udzielać także Sta-

chowi.

Page 18: Staszek i smocza przygoda - fragment

17

Co mam im powiedzieć? Przecież po chińsku nie mówię!

Zaraz… Karol aż podskoczył na myśl, która przyszła mu do

głowy. Szoguna oglądałeś? Tam mówili… koniczyna… nie, koniciła,

chyba jakoś tak!

Szogun to w Japonii był! Karol! Staszek zauważył, że wyrostek

wyglądający na przywódcę grupy zaczyna tracić cierpliwość. Znowu

powiedział coś w swoim języku. Brak odpowiedzi ze strony dwóch in-

truzów najwyraźniej nie przypadł mu do gustu.

Tylko mi tutaj wyrzutów nie rób. Chiny, Japonia, Korea Północ-

na! Czy ja się tutaj pchałem? Karol najwyraźniej nie zdawał sobie spra-

wy z niebezpieczeństwa. Być może zamknął oczy. – Jeszcze rozumiem,

jakby tutaj na nas czekał ten chłopak z pocztówki. Mao czy jak mu tam?

Tao poprawił przyjaciela Staszek. Miałem taką nadzieję…

przyznał zdenerwowany.

Napastnik, który szykował się właśnie do zepchnięcia ich z da-

chu, zawahał się.

Tao? Chińczyk przekrzywił głowę i spojrzał przenikliwie na

Staszka. Tao?

Przez chwilę na daszku zapanowało milczenie, słychać było tylko

brzęczenie dzwonków rowerowych i głosy sprzedawców zachwalają-

cych swój towar.

Tao? chiński chłopiec powtórzył pytanie.

Tao! Staszek pokonał suchość w gardle i potwierdził skinie-

niem głowy. Przyjaciel, friend.

Friend? Niedoszły napastnik uśmiechnął się szeroko i pokle-

pał Staszka po przyjacielsku w ramię. Powiedział coś jeszcze, ale Wolski

nie był w stanie nic zrozumieć.

Wy friend, my friend i Tao nasz friend. My wszyscy friend!

Karol uczepił się jednego słowa, jakby było ostatnią deską ratunku.

Chińscy chłopcy zaśmiali się głośno i po chwili usiedli w kucki na

daszku. Przywódca dał znak Staszkowi, by ten uczynił podobnie. Karol

po dłuższym wahaniu, jakby wietrząc podstęp, także się przyłączył.

Page 19: Staszek i smocza przygoda - fragment

18

Han! Najstarszy z tubylców uderzył się w pierś.

Staszek… a to Karol. Wolski odczytał bezbłędnie zamiar chło-

paka, więc także przedstawił siebie i przyjaciela. Przypomniały mu się

książki o podróżnikach odwiedzających obce kontynenty i ich spotka-

niach z rdzennymi mieszkańcami. Czuł się teraz zupełnie jak oni. Udało

mu się uniknąć konfrontacji, ale uznał, że podstawy tego chwilowego

zawieszenia broni są kruche. Jeśli nie chciał zrazić do siebie nastoletnich

Chińczyków, musiał być bardzo ostrożny.

Z gestów chłopaka Staszek domyślił się, że ten pyta, jak tu tra)li

z  Karolem. Nie za bardzo wiedział, co odpowiedzieć i w jaki sposób.

W końcu uniósł dłoń, dając znak, że coś chce pokazać. Wstał i otrzepał

spodnie, a potem zamyślił się głęboko.

Na twarzach obserwatorów pojawiło się zaciekawienie.

Stach kiedyś grał z kolegami w kalambury, tutaj jednak sprawa wy-

glądała na trudniejszą. Wziął głęboki oddech i wyciągnął rękę przed siebie,

zaciskając palce na niewidzialnym uchwycie. Szarpnął mocno raz, otwiera-

jąc drzwiczki po prawej. Potem powtórzył czynność, otwierając drzwiczki

po lewej… Otarł czoło, udając, że ta czynność kosztowała go dużo wysiłku.

Na daszku rozległy się brawa, kilku chłopców wyszczerzyło zęby

i zaśmiało się rechotliwie.

Zwariował, po prostu zwariował.

Staszek zignorował lamenty Karola i kontynuował przedstawie-

nie. W sumie zaczynało mu się to podobać. Teraz udawał, że wyciąga

z niewidzialnego mebla ubrania i zakłada je na siebie.

W tym momencie jeden z chłopców wykrzyczał coś w swoim języ-

ku. Reszta pokiwała głowami z niegasnącymi uśmiechami na twarzach.

Igli! Tak, igli… powtórzył za nimi Staszek. Po naszemu sza-

fa! Szaaa-faaaa.

Szeee-faaa powtórzyli chłopcy.

Szefa? Igły? Karol wstał i zamachał rękami jak skrzydłami

wiatraka. Może od razu jedną z tych igieł wbijecie we mnie? Będzie

laleczka voodoo!

Page 20: Staszek i smocza przygoda - fragment

19

Voo dooo? Przywódca zmarszczył brwi i spojrzał dziwnie na

Karola.

Staszek znów zamachał rękami, starając się odwrócić uwagę od

przyjaciela.

Siedź i nic nie gadaj syknął do niego przez zaciśnięte zęby.

Chyba że chcesz, żebyśmy skończyli jak sushi.

Sushi? Chłopcy znów podchwycili jego słowo.

Eeee zawahał się Staszek. Kolega głodny…

Tak, ja być głodny… Karol poklepał się po brzuchu i uniósł

kciuk do góry, uśmiechając się krzywo.

Chińczycy znów zarechotali. Przywódca jednak uspokoił ich ru-

chem ręki i wskazał na Staszka, sugerując, by ten kontynuował.

Wolski ukłonił się niczym aktor i teraz zaczął udawać, że z szafy

wychodzą różne osoby. Najpierw był siłacz… to akurat nie było trudne.

Jednak gdy udawał nianię i ufoludka, chłopcy, nawet Karol, zaczęli tarzać

się ze śmiechu po dachu. Wydawało się, że zaraz wszyscy spadną na ulicę.

Przywódca grupy siedział jednak w milczeniu, wydawał się zasę-

piony. Zmarszczył brwi, zastanawiając się nad czymś intensywnie.

Staszek kontynuował, udając, że wspina się po schodach, otwiera

drzwi pomieszczenia i znajduje kufer. Teraz wystarczyło pokazać, że ku-

fer wciągnął jego i Karola…

Przywódca chłopców zamachał nagle ręką, dając znak, żeby Sta-

szek przerwał swoją opowieść. Rozejrzał się nerwowo dookoła.

Coś chyba mu się stało zauważył Karol. Albo nie spodobała

mu się twoja opowieść.

Chińczycy przestali się śmiać.

Przywódca powiedział coś do Staszka i Karola, ale ci nie zrozu-

mieli nawet słowa. Przez chwilę Chińczycy milczeli, a potem odwrócili

się, skoczyli sprawnie na daszek znajdujący się powyżej i rozpłynęli

w powietrzu.

Co teraz? sapnął Karol zrezygnowany. Naprawdę zrobiłem

się głodny.

Page 21: Staszek i smocza przygoda - fragment

20

Stach usiadł obok przyjaciela. Opuścił smutno głowę.

Nie mam pojęcia powiedział w końcu.

No to padaka… Karol ukrył po raz kolejny twarz w dłoniach.

Wolski wpatrywał się w gazety rozrzucone na dachu. Od oriental-

nych znaczków zakręciło mu się w głowie. Jeśli na pierwszych stronach

pojawiły się jakieś daty, to większość z nich wskazywała lata siedemdzie-

siąte dwudziestego wieku.

Saaa-sziek! Kaa-ol!

Wolski spojrzał do góry. Przywódca wyrostków stał na szeroko

rozstawionych nogach na daszku powyżej, był sam. Najwyraźniej zde-

cydował się po nich wrócić.

Staszek pociągnął za sobą Karola i obaj wspięli się z trudem na

wyższe piętro. Stach wciąż trzymał w rękach gazetę. Teraz pokazał ją

chłopcu, wskazując datę.

Czy teraz mamy ten rok? zapytał.

Chińczyk wzruszył ramionami. Chyba nie zrozumiał pytania.

Staszek bez przekonania jeszcze raz pokazał cyfry.

Chłopak dotknął gazety i zmarszczył brwi. Myślał intensywnie.

W końcu klepnął się w czoło i wskazał palcem za plecami Staszka i Karola.

Przyjaciele obrócili się jak na komendę i popatrzyli w tym samym

kierunku. Na jednym z wieżowców połyskiwał neon z chińskimi napisa-

mi. Nieco wyżej wyświetlacz z godziną i… datą.

O nieee jęknął Karol.

Cofnęło nas wyszeptał Staszek.

Zaraz mi też się cofnie. Majcher zaczął sapać jak miech kowal-

ski. Jak nic… zaraz cofnie mi się śniadanie.

Wyglądało na to, że chłopak mówił poważnie, był zielony na twarzy.

Chińczyk nie zauważył jednak słabości obu przybyszów. Szarpnął

ich za ramię i pociągnął za sobą. Widać było, że bardzo się spieszy,

a może nawet czegoś obawia.

Page 22: Staszek i smocza przygoda - fragment

21

– O jasny gwint, mamo!

Głośny plusk i zimne kropelki wody spadające na twarz wyrwały

mistrza Cien Bien Sana z medytacji. Mężczyzna otworzył oczy w bez-

granicznym zdumieniu. W pierwszej chwili był pewny, że to jedna z ryb

wyskoczyła wysoko do góry, próbując złapać owada, ale plusk wydawał

się zbyt głośny. Poza tym te niezrozumiałe, nieludzkie wręcz słowa.

Krzyk jakiegoś dziecka.

Mistrz zobaczył bąbelki na niespokojnej powierzchni i pomarań-

czowe wodorosty kotłujące się pod ta)ą wody. Kolejny znak, pomyślał.

Nawet woda burzy się na oddech przyszłości.

Mistrz potrząsnął głową, jakby w obawie, że wyobraźnia płata mu +gle.

Czyżby te wodorosty miały oczy? Nie… Starość rządzi się własnymi prawami.

Wodorosty znów się zakotłowały, jakby chciały wypłynąć na po-

wierzchnię. Z wody wyłoniła się czyjaś dłoń.

Mistrz wreszcie zareagował. Wysunął kostur w stronę zaciskają-

cych się kurczowo palców, a potem pociągnął mocno do góry.

Chłopiec zaczerpnął w płuca powietrza i rozkaszlał się. Cien Bien

San doholował go do brzegu i kucnął tuż przy nim.

Dziw nad dziwy, pomyślał. Pomarańczowe niczym ogień włosy.

Nigdy takiego czegoś nie widział. Kiedyś słyszał o żółtych włosach, ni-

czym snopy zboża, ale pomarańczowe? Co to za dziwadło?

Page 23: Staszek i smocza przygoda - fragment

22

– Proszę… ja szszszedłem do Staszszszka… co się sssstało?

Mistrz skrzywił się. Przybysz gadał jakimś dziwnym językiem.

Tylko – sz, cz, szyczysz, czyszyczysz. Cien Bien San zmarszczył brwi.

Pomyślał, że najchętniej swoim kosturem uciszyłby chłopca choć na

chwilę, nigdy nie miał cierpliwości do dzieci… Pod czaszką zaczęło mu

świdrować od dziwnego gadania, ale w tym momencie przypomniał so-

bie o przepowiedni. Jeśli proroctwo mówiło, że potężnego maga ma po-

konać wybraniec zesłany przez niebiosa, no… może i nawet spadający

z nieba? Mistrz cmoknął pod nosem. W końcu nie co dzień podrostki

lądowały wprost z powietrza w jego sadzawce.

– Ty, wstawaj i idź za mną.

Chłopak z trudem usiadł. Otworzył oczy ze zdziwienia tak szero-

ko, że wydawało się, iż jego gałki oczne wpadną z powrotem do sadzaw-

ki. Najwyraźniej nie rozumiał chińskiego.

– Ty! – Mistrz wskazał kosturem chłopca. Mówił jak najwolniej

potra�ł, choć nie spodziewał się, by to coś pomogło. – Wstań! I za mną!

Cien Bien San uznał, że to wystarczy. Obrócił się na pięcie i ruszył

ścieżką w stronę świątyni. Obejrzał się tylko na chwilę i uśmiechnął pod

nosem. Chłopak, słaniając się na nogach, wygramolił się z sadzawki

i podążył za nim. Może i ten ognistowłosy był wątły i chuchrowaty… ale

przynajmniej nie był głupi. Jeśli jednak mistrz miał go wyszkolić, to po-

winni się wziąć do pracy. I to jak najszybciej.

Page 24: Staszek i smocza przygoda - fragment

23

Stach, nie dam rady! Powiedz mu, żeby zwolnił!

Sam mu powiedz, jak… jak… Staszek wziął głęboki oddech,

też gonił już resztkami sił jak jesteś taki mądry dokończył wreszcie.

Ale ja mam tylko jeden but! Karol podskoczył niezdarnie jak

pingwin. Zdążył już podrzeć skarpetkę na nierównych blachach.

A ja jestem w kapciach! zdenerwował się Staszek. Już dwa

razy przez to wylądował na kolanach. Nie marudź, tylko idź!

Przewodnik nie miał dla nich litości. Przebierał nogami tak szyb-

ko, że wydawał się lekki niczym piórko. Podciągał się na rękach, zwinnie

skakał z dachu na dach, jakby nic innego nie robił całe życie.

Tymczasem Staszek i Karol musieli szukać łatwiejszej drogi, nie-

które z przeszkód były dla nich nie do przeskoczenia. Na szczęście takie

wędrowanie po dachach musiało być tutaj na porządku dziennym. Co

chwila natykali się na jakąś drabinę albo skrzynki ułatwiające podróż.

Raz wyszli wprost na siedzącą w kucki rodzinę. Rodzice z dziećmi ze-

brali się wokół niskiego stolika i jedli ryż z małych miseczek. Staszek

i Karol ukłonili im się, a ojciec rodziny, nie okazując zupełnie zaskocze-

nia, wskazał im dalszą drogę przez stertę makulatury ułożoną aż do wy-

sokości kolejnego piętra.

W końcu przewodnik zatrzymał się i usiadł na dachu, machając

do Staszka i Karola, by ci do niego dołączyli. Przyjaciele, sapiąc jak

Page 25: Staszek i smocza przygoda - fragment

24

parowozy, doczłapali do miejsca, w którym siedział wyrostek. Usiedli

obok niego.

Ty wiesz chociaż, gdzie idziemy? westchnął Karol, badając

swoją stopę. Poprawił skarpetkę, starając się ukryć wystający z dziury

duży palec.

Nie mam pojęcia odpowiedział zgodnie z prawdą Staszek.

Ale myślę, że on chce nam pomóc…

Pomóc? Karol spojrzał na Chińczyka. Chłopiec miał za-

mknięte oczy, jakby oddawał się medytacji.

No… na swój sposób. Wzruszył ramionami Stach. Masz

jakiś lepszy pomysł? Zaraz się ściemni. Nie możemy tutaj zostać sami.

Rzeczywiście, słońce było coraz niżej na horyzoncie. Niebo zaróżo-

wiło się, wieżowce zaczęły rzucać coraz dłuższe cienie na niższe budynki.

Musimy iść do ambasady zawyrokował Staszek. Oni nam

pomogą wrócić. Stamtąd zadzwonimy do…

Do?! Gdzie chcesz zadzwonić? zakpił Karol. Zapomniałeś,

że cofnęło nas w czasie?

No tak zgodził się Wolski, pocierając ze zdenerwowania brodę.

A może dryndnę do swojej babci? Karol nie miał zamiaru

odpuścić. Jeśli mamy ten rok, o którym myślę, to… Przecież ona do-

piero co urodziła syna! No, mojego tatę. Przecież, nie… ja dostanę ja-

kiejś epilepsji Karol zarechotał jak wariat. Przecież mój tato ma teraz

jakieś… dwa lata?! O czym ja będę z nim gadał? Jak ja wrócę do Polski?

Co ja mam własnego ojca w wózku wozić? Może jeszcze go karmić prze-

cierami z bananów?!

Karol, uspokój się!

Łatwo ci mówić żachnął się Majcher. Ty masz doświadcze-

nie, ty masz pięcioletnią siostrę…

Odbija ci.

Odbija? Karol uniósł pięści. No pewnie, że mi odbija, kto by

nie zwariował po czymś takim? Tu idzie kitę odwalić. Sam w obcym

kraju pełnym barbarzyńców!

Page 26: Staszek i smocza przygoda - fragment

25

To już chyba przesadziłeś… Stach spojrzał groźnie na przy-

jaciela.

No tak, w sumie masz rację. Majcher nerwowo skinął głową.

To my jesteśmy dla nich barbarzyńcami… historii nie znasz? Wielki

mur zbudowali, żeby się chronić przed takimi, jak my! Ciekawe, co

nam zrobią?

Przestań. Staszek poczuł się tym wszystkim przytłoczony.

Mam pomysł! Karol nakręcił się jednak tak mocno, że nikt nie

byłby w stanie go uspokoić. Ty będziesz tańczył i śpiewał, ja znajdę

jakiś kubek i będziemy zbierać drobne… Chłopak w kapciach, a drugi

w jednym bucie. To dopiero będzie atrakcja! Uzbieramy na telefon. Taki

duży, z obrotową tarczą, pamiętasz takie jeszcze? Musimy przecież za-

dzwonić. Moja babcia na pewno coś wymyśli…

Jedyne co musimy, to pomyśleć! Słyszysz Karol? Musimy pomyśleć!

Saaa-szek! Chiński chłopiec obudził się z letargu i wycelował

palec w słońce.

Wolski spojrzał we wskazanym kierunku, a po chwili przetarł

oczy ze zdumienia. Słońce przykrył czarny obłok. Ten obłok wyglądał

niczym smok, prawdziwy złowieszczy smok.

Long wyszeptał Han.

Smok powiedział Staszek.

Chiński przewodnik wstał i skinął na nich, nerwowo przynagla-

jąc do drogi. Staszek i Karol wykonali polecenie bez komentarza. Mieli

wrażenie, że to jeszcze nie koniec dziwnych wydarzeń, których stali się

uczestnikami.

Page 27: Staszek i smocza przygoda - fragment

26

Antek Nowicki zdjął buty i wylał z nich wodę. Siedział na scho-

dach jakiejś świątyni. Jego ubranie nie dość, że przemoknięte, to zalaty-

wało wodorostami i mułem. Chłopak skrzywił się. Próbował wycisnąć

wodę z nogawek, ale bez powodzenia.

Nagle koło niego pojawił się mnich. Miał ogoloną głowę i ubrany

był w bordową szatę. Ukląkł i podał chłopcu kawałek materiału, który

mógł służyć za ręcznik. Potem skinął ręką i kazał iść Nowickiemu za sobą.

Chłopak wstał. Popatrzył w stronę wejścia do świątyni. Tam znik-

nął starszy mężczyzna, który wyciągnął go z sadzawki.

Staszek, nie wiem co się stało, jeśli tu gdzieś jesteś, to lepiej daj

znać szepnął Antek. Wahał się tylko przez chwilę. Ruszył za mnichem

w stronę niskiego budynku położonego tuż przy murze otaczającym

świątynię.

Widok zapierał dech w piersiach. Musieli przebywać na jakimś

wzgórzu, mur pokryty ceramiczną dachówką znajdował się nieco poni-

żej, odsłaniając panoramę doliny i kwitnących różowo drzew. Wokół

było więcej wzgórz. Widok zielonych lasów, odgłosy egzotycznych pta-

ków i obce zapachy sprawiły, że chłopcu zakręciło się w głowie.

Pamiętał dokładnie moment, w którym podjął brzemienną

w skutkach decyzję. Tam, na strychu u Staszka, miał tyle odwagi albo

głupoty, że zaryzykował. Spodziewał się jednak, że dołączy do swoich

Page 28: Staszek i smocza przygoda - fragment

27

przyjaciół. Nie wyobrażał sobie, że może wylądować w obcym kraju,

w świątyni, gdzieś pośród dzikich gór.

Wkroczyli do pomieszczenia. Mnich ukłonił się przed �gurką

zdobiącą boczną ścianę. Chłopiec także skłonił głowę. Jego mama za-

wsze powtarzała, że trzeba mieć szacunek dla obcych religii i uczuć in-

nych ludzi.

Przeszli dalej do jednej z małych salek. Na drewnianej podłodze

umieszczona była mata, miska z parującą wodą, obok niej, przy ścianie,

niski stolik, który równie dobrze mógł służyć za krzesło. Właśnie na

nim mnich położył ubranie. Pokazał je palcem Antkowi i uśmiechnął

się. Potem mężczyzna ukłonił się i wyszedł.

Nowicki się zawahał. Podszedł do stolika i podniósł białą szatę.

W końcu zdecydował się. Zdjął ubranie, umył się i wytarł ręcznikiem.

Potem założył nowe ubranie i przepasał je białą szarfą.

Przez chwilę nie wiedział, co robić dalej. W końcu wyszedł z salki,

a potem opuścił budynek. Na ścieżce czekał nań staruszek, który wcześ-

niej wyciągnął go z wody. Wsparty na kosturze, nieruchomy niczym

rzeźba. Jedynie długa siwa broda falowała na wietrze. Tylko ten ruch

zdradzał, że jest to żywa osoba. Stalowe oczy wpatrzone były w Antka.

Dzień dobry… powiedział chłopak, unosząc niepewnie dłoń.

Czy widział pan może Staszka i Karola?

Page 29: Staszek i smocza przygoda - fragment

28

Gdzie oni nas ciągną?! Rany! Karol próbował wdrapać się na

szczególnie stromy dach, ale właśnie w tym momencie się zachwiał.

Staszek patrzył, jak przyjaciel nagle traci pion i odchyla się nie-

bezpiecznie do tyłu.

Karol! Wolski wyciągnął rękę, ale zdążył usłyszeć jedynie od-

głos dartego materiału i ryk Majchra.

Huk był potężny. W gorącym powietrzu uniósł się kurz. Staszek

spojrzał w dół. W dachu zionęła czarna nieregularna dziura. Karola nie

było widać.

O mamo! Stach zszedł ostrożnie na niższy daszek i spojrzał

w dół. W pierwszej chwili nic nie był w stanie dostrzec. Karol! Żyjesz?

Obok niego pojawili się chińscy chłopcy, chichotali jak wariaci.

Wolski pewnie by im coś przygadał, ale to było bezcelowe. I tak nic by

nie zrozumieli.

W końcu z dołu dobiegł ich rumor i głośne westchnienie.

Karol? powtórzył niepewnie Staszek.

Żyję! warknięcie Karola nie należało do najprzyjemniejszych.

A babcia mówiła, siedź w domu… gdzie cię znowu nosi?!

W zasięgu wzroku Staszka pojawiła się osmolona dłoń, potem

druga. Chłopcy podbiegli ze śmiechem do poszkodowanego i podciąg-

nęli go w górę. Zupełnie jakby Karol ważył tyle co worek pierza.

Page 30: Staszek i smocza przygoda - fragment

29

Słuchać babci trzeba było! Majcher klapnął ciężko na blasza-

ne podłoże. Próbował się otrzepać z kurzu i brudu, ale jego zabiegi nie

przynosiły najmniejszego efektu. Wyglądał żałośnie w rozdartej koszul-

ce, z czarnymi smugami na policzkach. A tu Long… Śmong… i sami

Jackie Chany… Chanowie?, a mniejsza o odmianę!

Chińscy chłopcy śmiali się wniebogłosy. Większość trzymała się

za brzuchy. Sam Staszek ledwo zachowywał powagę.

A wy co się ryjecie?! nie wytrzymał w końcu Majcher. Popa-

trzył na swoją koszulkę i dotknął rozdartego strzępka materiału. Wi-

dać, że w Chinach robiona! Mejd in Czajna, co?

Daj spokój, Karol. Wolski zobaczył, że twarz przywódcy ban-

dy spoważniała.

Co daj spokój! Majcher zacietrzewił się nie na żarty. A oni

mogą się ze mnie śmiać?

Staszek tylko pokręcił głową.

Han skinął na swoich towarzyszy i wskazał nowy kierunek mar-

szu. Wszyscy jak na komendę popędzili za swoim szefem. Nawet Karol

pozbierał się szybko i ruszył ze Staszkiem w tym samym kierunku. Obaj

przyjaciele mieli wystarczająco dużo rozumu, by wiedzieć, że ich jedyną

szansą są ci chłopcy.

Kilkanaście minut później wkroczyli do budynku, który czasy

świetności miał dawno za sobą. Wyblakła czerwona farba na ścianach,

wielki napis składający się z chińskich znaków, teraz mocno przekrzy-

wiony. W oknach wybite szyby, kilkanaście prętów sterczących z beto-

nowych murków, które pewnie swego czasu miały prowadzić do wnę-

trza. Mogła to być równie dobrze zrujnowana fabryka jak i magazyn.

A może nawet połączenie obu.

Budynek mimo że wyglądał na opuszczony, wcale taki nie był. Na

przywitanie Hana i jego bandy wybiegło kilkunastu innych podrostków.

W pierwszej chwili nie zwrócili uwagi na Staszka i Karola, chłopcy byli

tak umorusani, że trudno było odróżnić kolor ich skóry. Dopiero płowa

czupryna Wolskiego przyciągnęła uwagę tych bystrzejszych.

Page 31: Staszek i smocza przygoda - fragment

30

Han jednak szybko uciszył ferajnę. Miał niewątpliwy posłuch.

Skinął na obu przybyszów, każąc im iść za sobą i zachowywać ciszę.

Przyjaciołom nie pozostało nic innego, jak wykonać polecenie.

Przeszli przez zardzewiałą bramę i ruszyli schodami do góry. Stopnie

ledwie było widać spod sterty gazet i plastikowych toreb. Tutejsi mieszkańcy

utworzyli w śmieciach swoistego rodzaju ścieżkę prowadzącą na piętro.

Trochę dziwnie się czuję wyszeptał Karol.

Staszek miał podobne odczucia. Kilkanaście, a może kilkadziesiąt

par oczu świdrowało ich teraz wzrokiem. Szli w zupełnym milczeniu.

Napięcie wzrastało z każdym krokiem.

Han skręcił w prawo, w szeroki korytarz prowadzący do rozległe-

go pomieszczenia.

Głośne westchnięcie Majchra najlepiej oddawało to, co zobaczyli.

Od podłogi po su!t stały tu sterty ogromnych skrzyń. Kilka długich

ław ustawiono pośrodku sali, pracowali przy nich chłopcy i dziewczyny.

W większości dzieci, przy czym najstarsi mogli mieć kilkanaście lat.

Wszyscy przerwali pracę i w milczeniu obserwowali eskortowa-

nych przybyszów.

Staszek dopiero teraz przyjrzał się dokładniej temu, co leżało na

stołach. Kolorowe papierki i duże pudła, sznurki, a do tego mnóstwo

gazet i dziwnych substancji w słoikach. W powietrzu unosił się aromat

kleju i czegoś ostrego. Trudno było przyzwyczaić się do tego zapachu,

Stacha od razu rozbolała głowa.

Szybkie klaśnięcie w dłonie i stojący przy stołach powrócili do

pracy, jakby nic się nie wydarzyło.

Robią to, co myślę? zapytał konspiracyjnie Karol.

Chyba tak. Petardy.

Teraz Staszek inaczej spoglądał na skrzynie z wielkimi czerwony-

mi znakami chińskiego alfabetu. Tra!li do fabryki petard. Ogromnej,

wypełnionej po brzegi niebezpiecznym towarem. A co gorsze, wygląda-

ło na to, że całe to miejsce pozostawało tylko pod kontrolą Hana i jego

bandy. Kilku chłopców beztrosko paliło jakieś papierosy.

Page 32: Staszek i smocza przygoda - fragment

31

Lai! jeden z Chińczyków przynaglił ociągających się przybyszów.

Staszek skinął głową. Pocił się niemiłosiernie. Nie dość, że było tu

gorąco, to jeszcze tak działała na niego myśl, że znaleźli się w najpraw-

dziwszej beczce prochu.

Przeszli do kolejnej sali. Wyglądało na to, że była to jedna z sy-

pialni. Kilkanaście materacy na podłogach, przy jednej ze ścian ława, na

której stało kilka misek i kubków.

Shuijiao! Han wskazał dwa materace pod ścianą, a potem wy-

ciągnął palce w stronę Staszka i Karola.

Zwariował? wysapał Karol. Mamy tu spać?

Cicho bądź i uśmiechaj się z wdzięcznością. Staszek uśmiech-

nął się sztucznie, szczerząc zęby.

Han skinął głową, wyraźnie zadowolony.

Chi?

Staszek wzruszył ramionami, nie przestając się uśmiechać. Nie

wiedział, o co pyta przywódca.

Han przewrócił oczami, a potem na migi pokazał, o co mu cho-

dzi, unosząc złączone palce do szeroko otwartych ust.

Tak, tak! przytaknął gorączkowo Karol. Wreszcie mądrze

gada! I pić!

Majcher teatralnie odchylił głowę, udał, że podtyka pod usta bu-

telkę. Wydał przy tym z gardła kilka gulgnięć. Wywołał tym ogólną we-

sołość wśród wyrostków.

Coca-cola? zapytał jeden z nich.

Gada po naszemu? Majcher aż wytrzeszczył oczy ze zdumienia.

Gdzie po naszemu. Staszek aż zgrzytnął zębami.

Pepsi wolę, rozumiesz? Karol nawet się nie przejął. PE-PSI!

Coca-cola! Chińczyk zmrużył groźnie oczy.

Staszek pomyślał, że oto stanęli przed kolejnym nierozwiązy-

walnym problemem, co lepsze – cola czy pepsi i co pierwsze – jajko

czy kura?

Niech będzie cola. Karol skinął głową bez większego entuzjazmu.

Page 33: Staszek i smocza przygoda - fragment

32

Podeszli do stołu i zajęli miejsca wskazane przez Hana. Chwilę

później przed przyjaciółmi pojawiły się dwie miski z ryżem i zimne

puszki napoju.

To się rozumie powiedział Karol. Otworzył puszkę, ale o dzi-

wo nie podniósł jej do ust.

Co jest? zapytał Staszek.

No, wszyscy patrzą na tę puszkę. Karol uniósł ją do góry, po-

tem opuścił i przesunął na boki. Kilkanaście par oczu podążało za pusz-

ką, jakby łączyła je z nią niewidzialna guma. Może zatruta?

Stach rozejrzał się po twarzach wyrostków. Rzeczywiście, więk-

szość wpatrywała się w puszkę, kilku chłopców nawet mimowolnie się

oblizywało.

A zauważyłeś, że oni piją tylko wodę? zapytał Wolski.

No tak… Majcher jakoś oklapł. Oddali nam dwie ostatnie

czy jak?

Staszek otworzył swoją colę, upił łyk i westchnął głośno, a potem

poklepał się po brzuchu. Przez cały czas czuł na sobie badawcze spojrze-

nia, ale starał się je zignorować. Po pełnej napięcia chwili podał swoją

puszkę sąsiadowi. Ten wybałuszył oczy i zawahał się, spoglądając na

Hana. W oczach przywódcy pojawił się wesoły ognik, skinął ledwie za-

uważalnie głową.

Majcher upił także łyk, westchnął głośno i zapewne też chciał się

poklepać po brzuchu, ale z jego gardła wydobyło się tak głośne beknię-

cie, że najbliżej siedzący aż podskoczyli na krzesłach.

Sorry! Majcher zachichotał i podał puszkę dalej. Pozdro-

wienia od tasiemca…

Znów wszyscy zarechotali. Chłopak siedzący obok Majchra upił

łyk, poklepał się po brzuchu i beknął równie głośno.

Pozlowinie od sasiemsa!

Majcher niemal spadł z krzesła. Przed głupawką, która ich ogar-

nęła, nie potra%ł się powstrzymać nawet Han.

Page 34: Staszek i smocza przygoda - fragment

33

Znowu to szeleszczenie. Mistrz Cien Bien San zamknął oczy. Lata

ćwiczeń umysłu, hart ciała i ducha. Wszystko na nic. Do tej pory pod-

czas medytacji nic nie potra$ło wyprowadzić go z równowagi, ale to

szczczszszcz… To było nie do zniesienia.

Mistrz, nie otwierając oczu, podniósł palec do ust i czekał.

Tym razem poskutkowało. Chłopak zamilkł. Ale jak długo wy-

trzyma? Jego język musiał być diabelski, skoro był w stanie tak szeleścić.

Mistrz doszedł do wniosku, że nie ma to jak porządna chińska mowa

w porównaniu z tym językołamaczem.

Mijały minuty. Stali przed domem Cien Bien Sana w bezruchu.

Mistrz wciąż starał się pojąć wagę pojawienia się chłopca. Nie miał do

tej pory do czynienia z osobnikami o takim odcieniu skóry i włosach

pełnych żywego ognia. Mimowolnie otworzył oczy.

Chłopak wpatrywał się w niego, nie mrugając nawet powiekami.

Widać, że już miał znów otworzyć usta, ale Cien Bien San był szybszy.

Uniósł groźnie palec ku górze, dając znak, by ten się nie odzywał.

Dobrze. Przynajmniej posłuchał. Nie był taki głupi.

Mistrz westchnął ciężko i ruszył w stronę domu. Słyszał, jak chło-

pak idzie za nim krok w krok.

Cien Bien San przekroczył próg domostwa, zdejmując wcześniej

sandały. Chłopak uczynił podobnie. Nie wszedł jednak do środka.

Page 35: Staszek i smocza przygoda - fragment

34

Mistrz niecierpliwie machnął ręką, by ognistowłosy do niego do-

łączył.

Wskazał mu miejsce przy ławie. Sam ruszył w stronę spiżarni.

Podczas medytacji był pewny, że chłopakowi burczało w brzuchu. Mu-

siał przebyć długą drogę. Skąd jednak przybył? Jaka była jego rola? Czy

ktoś go przysłał? Mistrz miał nadzieję, że czegoś się dowie. Jak jednak

zrozumieć szeleszczącą mowę?

Jedz powiedział do chłopaka, sadowiąc się naprzeciw niego.

Postawił na stole miskę z ryżem i kawałek podpłomyka.

Ognistowłosy zrozumiał. Już po chwili wsuwał, aż mu się trzęsły uszy.

Mistrz przypatrywał się gościowi, gładząc długą siwą brodę. Coś

było w tym chłopaku. Coś niezłomnego.

Skąd jesteś? zapytał Cien Bien San.

Przybysz wzruszył ramionami. Nie zrozumiał pytania.

Czy ja jestem w Chinach?

Tym razem pytanie zadał chłopak. Mistrz przechylił głowę, jakby

mniej szeleszczenia, może ten mały wydawał te wężowe dźwięki z głodu?

Jak tu tra"łeś, ognistowłosy?

Wie pan, nie mam pojęcia, jak tu tra"łem. W sumie była ta

szafa, kufer, ale to… to nie ma sensu…

Mistrz westchnął znów. Nic nie rozumiał z mowy tamtego. Jeśli

miał to być wybraniec smoków, to dlaczego niebiosa wysłały kogoś tak

dziwnego, tak obcego.

Szukam Staszka i Karola… nie było ich tu?

Cien Bien San wzdrygnął się mimowolnie. Znów szeleszczenie.

Sięgnął po resztę podpłomyka i podał chłopakowi. Uznał, że może po

tym ta przypadłość mu minie.

Poczekamy co przyniesie przyszłość, ognistowłosy zawyroko-

wał Cien Bien San. Jeśli masz być moim uczniem, będziesz nim. Jeśli

nie… to nim nie będziesz…

Cien Bien San uśmiechnął się w duchu. Ta prosta "lozo"a. Coś

będzie albo czegoś nie będzie. Na pewne rzeczy wpływu nie mamy. Pew-

Page 36: Staszek i smocza przygoda - fragment

35

ne sprawy dzieją się same. Podążać trzeba ścieżką, która jest prawa.

A wtedy znajdzie się i rozwiązanie wielu trapiących nas pytań, i właści-

wy kierunek, który poprowadzi nas przez życie.

Przepowiednia jest niejasna, mówi o wybrańcach, którzy poja-

wią się, by stawić czoła złemu magowi. Być może jesteś jednym z po-

wierników dobra. Powinienem ci pomóc, jednak nie wiem, w jaki spo-

sób. Kto wie, może pojawiłeś się tylko na chwilę? Jeśli tak, zrobię

wszystko, byś odnalazł to, czego szukasz…

Chłopak słuchał z napięciem. Nie odzywał się jednak.

Wątły jesteś zawyrokował mistrz. Wciąż zastanawiał się, czy

się nie pomylił. Zaprawdę ten chłopiec ma dopełnić legendę?

Szukam Staszka… muszę Staszka znaleźć jęknął Antek.

Cien Bien San pomasował skronie, a potem wstał po dokładkę ryżu.

Page 37: Staszek i smocza przygoda - fragment

36

Staszek z ulgą zaobserwował, że atmosfera wyraźnie się rozluźni-

ła. Zostali jakimś przedziwnym sposobem zaakceptowani. Wystarczyło

beknięcie Karola. A może jednak coś więcej?

Wolski ostrożnie rozglądał się wokół siebie. Majcher zajęty był

wygłupami z nowymi kolegami, jednak Staszek wciąż pamiętał, w jakiej

sytuacji się znaleźli. Próbował wszystko po raz kolejny przeanalizować.

Nie wychodziło mu to najlepiej. Niby powinien być przygotowany na

tak nieoczekiwane zwroty akcji. Uwierzył już w swoją zaczarowaną sza-

fę, z której wychodzili najróżniejsi ludzie. Ale to?

Pozbierajmy wszystko do kupy, myślał. Przenieśliśmy się w inne

miejsce, jesteśmy w Chinach, co ma związek z chińską szafą bezpośred-

ni i z tym dziwnym kufrem… pewnie też chińskim.

Gubię się w tym wyjąkał Staszek, jednak nikt nie zwrócił

na niego uwagi. Karol był teraz duszą towarzystwa. Opowiadał coś

po polsku, powtarzał jak katarynka, jednak najwyraźniej nikomu to

nie przeszkadzało.

…i wtedy mówię wam… ciągnął Karol, a Stach słuchał go

bezwiednie. I wtedy ten chłopak na pocztówce się poruszył… normal-

nie mówię wam… a kiedy z szafy wyszedł Pudzian… to już w ogóle!

Chłopak… wyszeptał Staszek. No właśnie. Zapomniał o tak

ważnej sprawie. Tao!

Tenisówki numer 43

Page 38: Staszek i smocza przygoda - fragment

37

Wszyscy popatrzyli na Wolskiego. Musiał wykrzyczeć imię

chłopca.

Znacie może Tao? Han, gdy wcześniej wypowiadałem to imię,

wydawało się, że je znasz…

Han przeciągle popatrzył na Staszka, jakby coś rozważał. W koń-

cu uderzył palcem w szkiełko swojego zegarka i pokazał trzy razy dzie-

sięć palców. Potem opuścił salę.

Będzie tu za czterdzieści minut? wysapał Karol.

Staszek przewrócił oczami.

Dobrze, że cię nie rozumieją. Za pół godziny przyjdzie. Liczyć

nie umiesz?

Umiem, ale zrobił to tak szybko, że mi się może coś przewidziało…

Nieważne. Zareagował, gdy powiedziałem – Tao. Już drugi raz.

Może go zna? Tylko on może nam wyjaśnić, co tu się dzieje!

Te pół godziny ciągnęło się w nieskończoność. Mieszkańcy

opuszczonego budynku wkrótce stracili zainteresowanie Staszkiem

i Karolem, choć jeszcze niedawno wydawało się, że traktują ich co naj-

mniej jak przybyszów z kosmosu.

Stach miał teraz możliwość rozejrzeć się uważniej wokół siebie.

Gmach musiał być niegdyś potężną, kilkupiętrową halą. Chłopak

mógł sobie wyobrazić, że jeszcze niedawno w tym miejscu pracowało wie-

le osób. Najwyraźniej jednak fabryka została opuszczona dawno temu.

Wiele okien było wybitych, niektóre zabite deskami. Było tu jednak przy-

tulnie, sucho i bezpiecznie, no jeśli nie liczyć skrzyń z fajerwerkami.

Stary, myślisz, że oni tutaj… no wiesz, że to ich dom?

Wolski skinął głową.

Wydaje mi się, że są bezdomni. Muszą sobie jakoś radzić sami.

Zbliżał się wieczór, do hali ściągali nowi mieszkańcy. Niektórzy

mający może siedem, osiem lat. Wracali w towarzystwie starszych ko-

legów. Wszyscy byli umorusani i chudzi jak patyki. Widać było po

nich zmęczenie, ale mieli wciąż w sobie dużo energii i nie okazywali

przygnębienia.

Page 39: Staszek i smocza przygoda - fragment

38

Dzieci przynosiły ze sobą jedzenie, które najprawdopodobniej

udało im się zdobyć w ciągu dnia. Niektórzy mieli ze sobą jakieś mone-

ty, które potem wrzucano do wspólnej puszki. Staszek zaobserwował

podział obowiązków wśród tej grupy. W bocznym pomieszczeniu zaim-

prowizowano kuchnię z paleniskiem. Kilku starszych chłopców zajmo-

wało się gotowaniem. Młodsi zmywali naczynia i sprzątali. Każdy tutaj

wiedział, co do niego należy i nikt nie wymigiwał się od obowiązków.

Co jakiś czas nowa grupka osób zasiadała przy długim stole i spożywała

posiłek. Inni, którzy wcześniej zdążyli zjeść, zajmowali się swoimi spra-

wami lub w grupkach grali w jakieś gry.

Han spóźniał się. Zdaniem Staszka pół godziny minęło już daw-

no temu. Miał problemy, by usiedzieć na miejscu. Czekał na Tao jak na

jakieś zbawienie, chociaż przecież nie mógł mieć pewności, że Han

przyprowadzi tego samego chłopaka, którego widzieli na pocztówce.

Chiny były przecież najludniejszym państwem świata. Wśród ponad

miliarda ludzi chłopców o imieniu Tao mogły być setki tysięcy.

Karol także znudził się czekaniem. Od dłuższego czasu krążył

wokół grupki chłopców grających w jakąś dziwną grę. Wystarczył mo-

ment i nagle Majcher znalazł się w środku rozbawionych graczy. Wolski

podziwiał niezwykłą umiejętność przyjaciela w przystosowaniu się do

nowych warunków. Bariera językowa nie była dla niego problemem. Po

kilku minutach Majcher kłócił się w języku chińskim, dopingował i ga-

dał, jakby przemienił się w Chińczyka.

Staszek z zazdrością patrzył na swojego kolegę. Sam nie mógł się

wyłączyć, przestać myśleć o tym, co się stało. Wciąż nie mógł ogarnąć

umysłem wszystkich wydarzeń. Nie śnił, to pewne. Został przerzucony

jakimś dziwnym, co tu mówić, magicznym sposobem do Chin. Miał

z tym coś wspólnego kufer, który znaleźli na strychu jego domu…

Wolski westchnął ciężko, od tych magicznych spraw rozbolała go

głowa. Wiedział jednak, że musi jakoś rozwiązać tę zagadkę. Hana i Tao

wciąż nie było, chłopak tracił nadzieję, że nagle cudownym sposobem ich

problemy zostaną rozwiązane. Nie mógł się spodziewać, że Tao nagle się

Page 40: Staszek i smocza przygoda - fragment

39

pojawi, machnie różdżką jak Harry Potter, czy czym tam machają chińscy

magowie, i Karol ze Staszkiem wrócą do domu, do swoich czasów.

Wygrałem dla nas buty! Karol w podskokach zbliżył się do

Staszka i położył przed nim tenisówki. Zakładaj! To chyba twój numer.

Jak to wygrałeś?

No, grali w jakąś taką grę i ja coś tam zachachmęciłem…

Zachachmęciłeś? Staszek złapał się za głowę.

W każdym razie dali nam trampki. Patrz, normalnie takie same,

jak kupuję na targu!

Karol założył tenisówki i zaczął w nich podskakiwać jak piłka.

Tenisówki numer czterdzieści trzy!

Nagle wokół Staszka i Karola zebrały się dzieciaki. Także zaczęły

podskakiwać i głośno krzyczeć:

Tenyszowki numer czerdzeszci czy!

Staszek nie poddał się ogólnemu szaleństwu, czuł, że ogarnia go

zupełnie inne, prywatne, które miesza mu wszystkie klepki w głowie.

Majcher tylko wzruszył ramionami i uśmiechnął się szeroko.

Teraz mamy w czym iść na piechotę do Polski zauważył Stach.

To może wygram jeszcze jakąś parę, jak te się zniszczą w dro-

dze? zapytał poważnie Karol.

Człowieku! Myślisz, że naprawdę dojdziemy do Polski na pie-

chotę? zdenerwował się Wolski.

Bądźcie dobrej myśli…

Nagle tłumek rozstąpił się. Wśród chłopców pojawił się Han

i wysoka postać z długimi, opadającymi na ramiona włosami. To ona

przemówiła do Staszka.

Jesteście, a więc to znak, że jest jeszcze czas. Musimy zdążyć,

zanim Bractwo Smoka przejmie władzę nad światem!