1
Widok z okna rodzinnego domu na plac pełen materiałów budowlanych - to jed- no z pierwszych wspomnień z lat dzieciństwa Sylwii Mokrysz. Urodzona w Cie- szynie, do szóstego roku życia mieszkała w Goleszowie, gdzie jej tata i dziadek prowadzili firmę produkującą materiały budowlane. Sprawy prywatne i bizne- sowe przenikały się tam wzajemnie. Nie mogło być zresztą inaczej, skoro część domu zajmowało biuro, a za ścianą toczyło się rodzinne życie. Miesiąc po mie- siącu, rok po roku rosły i potężniały podwaliny, na których z czasem posado- wiono dzisiejsze MOKATE. A ona cały czas była w centrum tych wydarzeń: jako dziecko, nastolatka, studentka, wreszcie partnerka w rodzinnym biznesie. Dzi- siaj zasiada w Zarządzie Mokate S.A., kieruje Herbacianym Team 'em, nadzo- ruje firmowy marketing i PR. SYLWIA MOKRYSZ W ŚWIECIE HERRATY. I NIE TYLKO... Praca, co zrozumiałe, zajmuje w jej życiu wiele czasu. Ale nie znaczy to, że nie starcza go na realizowanie pry- watnych pasji, nie mówiąc o tych najwspanialszych chwi- lach spędzanych z dwójką swoich pociech: Kamilką i Ni- colasem. Pamięta, ile sama wyniosła ciepła i serdeczno- ści z rodzinnego domu. Wie, jak dużo z tego, co osiągnę- ła w życiu, zawdzięcza swoim rodzicom... PODEJRZANY PROSZEK Od najmłodszych lat razem z bratem Adamem wyjeż- dżała na zagraniczne kursy językowe. Swoje umiejętno- ści szlifowali podczas pobytów w Szwajcarii czy na Wy- spach Brytyjskich. Z każdej wyprawy wracała z apara- tem pełnym zdjęć. Po zrobieniu odbitek wklejała zdjęcia do albumów. Dodatek stanowiły inne pamiątki, na przy- kład bilety: z muzeów, autostrad, z przejazdu górską ko- lejką. Teraz często siada z dziećmi na podłodze i zabie- ra je w podróże sprzed wielu lat. Fotografia stała się jej hobby, któremu pozostaje wierna do dziś. Ba, z czasem zaczęła uprawiać ją na sposób profesjonalny. Uczestni- czyła w kilku warsztatach National Geographic, m.in. w Toskanii i nad Bałtykiem, gdzie tajniki zdradzał świetny fotografik Tomasz Tomaszewski. Były to niezwykle in- spirujące zajęcia pod kierunkiem znakomitego eksperta. Fotografuje nieustannie wykorzystując rozmaite oka- zje nadarzające się podczas rozlicznych podróży. To jej kolejne hobby. Każdą wyprawę, daleką czy bliską, nie- ważne, czy jej celem jest polskie morze, czy brazylij- skie pampasy, zawsze lubi starannie przygotować. Czy- ta przewodniki, opracowuje trasę, planuje, co po drodze warto zwiedzić. Po latach z uśmiechem, chociaż wte- dy nie było jej za bardzo do śmiechu, wspomina swoją pierwszą samodzielną podróż. A był to wyjazd do Lon- dynu na kurs językowy. Wówczas Polska nie należała jeszcze do Unii Europejskiej, co oznaczało pewne nie- dogodności dla przybyszów spoza jej terytorium. Każ- dy, kto chciał wjechać na Wyspy Brytyjskie, był szcze- gółowo wypytywany o cel wizyty, do kogo się udaje, jaką sumą pieniędzy dysponuje? I taka przygoda spo- tkała właśnie 16-letnią Sylwię na lotnisku Heathrow pod Londynem. Oficerowie imigracyjni nie od razu dali wiarę zapewnieniom młodej Polki, że jedzie ona do za- mieszkującej w Walii rodziny, a swój pobyt wykorzy- sta na naukę języka angielskiego. Na dokładkę miała w bagażu próbki firmowej śmietanki „Carmen" do kawy. Biały proszek w dziwnym opakowaniu wzbudził jesz- cze większe podejrzenia. I turystka znad Wisły w poko- iku wielkości dwa na dwa metry musiała się gęsto tłu- maczyć, w czym na szczęście pomogła już niezła znajo- mość języka Wyspiarzy. Po szczegółowym przesłucha- niu i dokładnym sprawdzeniu walizki, co zajęło funkcjo- nariuszom około pięciu godzin, dostała zgodę na prze- kroczenie granicy. POBIEGNIESZ BOSO Mówi się, że w życiu człowieka nic nie dzieje się przy- padkiem. I chyba coś jest w tym na rzeczy, bo oto foto- graficzna pasja Sylwii Mokrysz okazała się wielkim atu- M tem, kiedy przyszło wziąć się za bary z reklamą, która w | latach 90. minionego wieku zaczęła coraz częściej poja- g wiać się w mediach i coraz mocniej wpływać na gusty Po- laków. W Mokate zadawano sobie wtedy pytanie: jak na- uczyć rodaków picia cappuccino, z którym ustrońska firma akurat zaczęła wchodzić na polski rynek. I powstała nie- typowa reklama, będąca rodzajem instruktażu, który wy- śpiewała popularna wówczas wokalistka Gąjga. Właśnie tym klipem przed dwudziestu laty wystartowała Agencja Reklamowa „Sylwia". Jej właścicielka przyznaje, iż kre- owanie w tym okresie pewnych trendów, tworzenie cze- goś nowego, dawało ogromną satysfakcję. W kolejnych latach reklamowano cappuccino, cze- koladę do picia dla dzieci, herbatę, grzance. W każdym przedsięwzięciu pojawiały się nowe osoby ze świata kul- tury i sztuki. Jednym z reżyserów pracujących dla Mokate był sam Władysław Pasikowski („Kroll", „Psy", „Opera- cja Samum", „Pokłosie") - profesjonalista o niekwestiono- wanej charyzmie. Zdarzyło się, że na planie zdjęciowym jedna z modelek miała za ciasne buty. Na nowe nie było szans, bo gdzie w polu (w takiej scenerii powstał filmik) kupić buty. - Pobiegniesz boso - krzyknął do niej reży- ser. - Później się wykadruje. Sprzeciwu nie było. CZY JEST Z NAMI PILOT? Wbrew pozorom, spot reklamowy to trudna sztuka. Ła- twiej jest bowiem opowiedzieć historię w półtoragodzin- nym filmie fabularnym, niż zawartą w minucie czy wręcz w trzydziestu sekundach. W tak krótkim czasie trzeba po- kazać, markę, produkt i wszystko musi być tak skompono- wane, żeby ludzie chcieli to oglądać. Do finalnego efektu prowadzi niekiedy dość kręta droga. Oto jesteśmy na pla- nie reklamy inspirowanej słynnym filmem „Pożegnanie z Afryką". Kobieta w domowym zaciszu siedzi przy filiżan- ce cappuccino. Snuje romantyczne wspomnienia o dawnej miłości. W tym momencie, według scenariusza, na pola- nie obok domu miał wylądować pilot z naręczem róż. Eki- pa czeka, a lotnika nie ma. On tymczasem krąży nad pola- i walczy z wirem powietrznym. A na stoliku czekała fi- liżanka kawy, apetyczna, z aksamitną pianką. Przygrzewa- na reflektorami i zdmuchiwana przez pracujące wentylato- ry - pianka co chwila znika. Kiedy lotnik wreszcie dotarł z różami do wybranki, na stoliku stała już dziesiąta filiżan- ka cappuccino z nieskazitelnie aksamitną pianką, a obsługa techniczna modliła się, żeby nie było „dubla"... FILM TO NIE WSZYSTKO... Od roku ambasadorką mokate wskich herbat Loyd jest p. Justyna Steczkowska. Wcześniej był Paolo Cozza, sym- patyczny i żywiołowy Włoch, którego Polacy pokocha- li za jego naturalność i poczucie humoru w telewizyjnym programie „Europa da się lubić". Paolo, pomimo tego że znał scenariusz do spotu Mokate Cappuccino, to ciągle nie potrafił uchwycić klimatu sceny. Rejestrowane uję- cia były jakieś sztywne. Obserwując to, Sylwia podpo- wiedziała: - Paolo, popatrz na tę filiżankę jak na kobie- tę! I wtedy, niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdż- ki, Paolo ożywił się. Zaczął namiętnie szeptać: - Bellis- sima, cappuccino ti amo, a potem dodał: - Pięknissima, ach, pięknissima... To okazało się strzałem w dziesiątkę. A Justyna Steczkowska, jak na artystkęjest... bardzo obowiązkowa. I lubi forsować swoje pomysły dotyczące wyglądu. W rozmowach poza planem zdjęciowym prze- wija się temat domu, rodziny. Nie wstydzi się ukończo- nych czterdziestu lat. Ma męża, architekta i dwójkę dzie- ci. Potrafi być bardzo ciepła, otwarta. I zdradza, że lubi wypiekać prawdziwy domowy chleb. Zdarzają się roz- mowy o dzieciach. - Pani ma takie szczęście, swoją Kamilkę. Ja mam chłopaków, Stasia i Leosia, grają w piłkę, brudzą się. A tak bym chciała kupować zwiewne sukieneczki - pożaliła się pewnego razu Sylwii. JEDYNE TAKIE MIEJSCE Podczas swoich podróży „globttroterka spod Rów- nicy" poznała wiele miejsc na świecie, do których czu- je sentyment. Zawsze jednak najchętniej wraca w swoje ukochane Beskidy. Tutaj czekają bowiem jej skarby - Ka- milką i Nicolas. Kamilka ma 9 lat i artystyczną duszę. To wrażliwa dziewczynka z rozbrajającym uśmiechem, po- trafiąca się odnaleźć w każdej sytuacji. Ma w sobie coś ze słodkiej trzpiotki, a zarazem jest bardzo opiekuńcza w stosunku do młodszego brata. Nicolas dla odmiany nosi chyba w sobie talent konstruktora, bo ze sznurka, patycz- ka i kilku śrubek tworzy na poczekaniu przedziwne, sta- bilne konsrukcje. Nie trzeba mu kupować wyszukanych zabawek. Potrafi zająć się robieniem czegoś z niczego i to całkowicie go pochłania. Dzieci bardzo lubią wizyty u mamy w firmie. Mówią, że jest tam fajnie, wszyscy są mili i przynoszą im pyszną herbatkę. Jednej soboty przyszły z mamą na kilka chwil do biura i zaraz pobiegły na salę konferencyjną. Tam, na takich wielkich planszach zaczęły malować słupki, na któ- rych pojawiły się „Minutka", „Loyd", „Mokate", „La- vazza". Namalowały też saszetkę w piramidce i tira jadą- cego z towarem. Zapytane: „Co to jest", odpowiedziały zgodnie: - To są plany na 2013 rok! Bardzo mnie to roz- broiło - zwierza się Sylwia. MOJE BOŻE NARODZENIE Boże Narodzenie w naszej rodzinie - opowiada Syl- wia Mokrysz - to sianko pod obrusem, chleb, opłatek, barszcz, zupa grzybowa lub rybna, tradycyjne potrawy z ryb, smażony karp, sałatka jarzynowa, 12 rodzajów drob- nych ciasteczek, kompot z suszonych śliwek. Oczywiście jest choinka i dodatkowe miejsce przy stole. Zawsze po- jawia się też świąteczny sernik według przepisu mamy. Bardzo starego przepisu przechowywanego z pokolenia na pokolenie. Tata uciera do niego ser, bo - jak mówi - to jest ciężka praca. I do sałatki jarzynowej zawsze własno- ręcznie robi majonez. Z lat dzieciństwa pamiętam jabł- ka zapiekane z cynamonem i miodem, które wyśmieni- cie przyrządzał mój dziadek Rudolf z Goleszowa. Zawsze wspólnie z Adamem ubieraliśmy choinkę i razem wypa- trywaliśmy pierwszej gwiazdki na niebie. Zwykle podczas tego wypatrywania - nie wiadomo, w jaki sposób - poja- wiały się prezenty. Tę wyjątkową świąteczną atmosferę staramy się zachowywać i dzisiaj. Nie wyobrażam sobie innych świąt i nie dopuszczam do siebie myśli, że moje dzieci mogłyby kiedyś coś utracić z tej pięknej tradycji. Jestem pewna, że podobnie do tego podchodzi wiele ro- dzin z naszych stron. To im wszystkim, całej wielkiej rze- szy Czytelników „GZC" chciałabym wraz z mojąRodziną, życzyć przy tej okazji wspaniałych, najlepszych w życiu świąt Bożego Narodzenia i bardzo wielu dobrych chwil w nadchodzącym Nowym Roku. Mokate - Monitoring mediów Tytu³ gazety: G£OS ZIEMI CIESZYÑSKIEJ Data wydania: 2012-12-21 Czêstotliwo¶æ: Tygodnik Nak³ad: 27000 Rodzaj: regionalna

SYLWIA MOKRYSZ W ÚWIECIE HERRATY. I NIE TYLKO-21-xii... · W ÚWIECIE HERRATY. I NIE TYLKO... Praca, co zrozumiaùe, zajmuje w jej ýyciu wiele czasu. Ale nie znaczy to, ýe nie

Embed Size (px)

Citation preview

Page 1: SYLWIA MOKRYSZ W ÚWIECIE HERRATY. I NIE TYLKO-21-xii... · W ÚWIECIE HERRATY. I NIE TYLKO... Praca, co zrozumiaùe, zajmuje w jej ýyciu wiele czasu. Ale nie znaczy to, ýe nie

Widok z okna rodzinnego domu na plac pełen materiałów budowlanych - to jed­no z pierwszych wspomnień z lat dzieciństwa Sylwii Mokrysz. Urodzona w Cie­szynie, do szóstego roku życia mieszkała w Goleszowie, gdzie jej tata i dziadek prowadzili firmę produkującą materiały budowlane. Sprawy prywatne i bizne­sowe przenikały się tam wzajemnie. Nie mogło być zresztą inaczej, skoro część domu zajmowało biuro, a za ścianą toczyło się rodzinne życie. Miesiąc po mie­siącu, rok po roku rosły i potężniały podwaliny, na których z czasem posado­wiono dzisiejsze MOKATE. A ona cały czas była w centrum tych wydarzeń: jako dziecko, nastolatka, studentka, wreszcie partnerka w rodzinnym biznesie. Dzi­siaj zasiada w Zarządzie Mokate S.A., kieruje Herbacianym Team 'em, nadzo­ruje firmowy marketing i PR.

SYLWIA MOKRYSZ W ŚWIECIE HERRATY. I NIE TYLKO...

Praca, co zrozumiałe, zajmuje w jej życiu wiele czasu. Ale nie znaczy to, że nie starcza go na realizowanie pry­watnych pasji, nie mówiąc o tych najwspanialszych chwi­lach spędzanych z dwójką swoich pociech: Kamilką i Ni­colasem. Pamięta, ile sama wyniosła ciepła i serdeczno­ści z rodzinnego domu. Wie, jak dużo z tego, co osiągnę­ła w życiu, zawdzięcza swoim rodzicom...

PODEJRZANY PROSZEK

Od najmłodszych lat razem z bratem Adamem wyjeż­dżała na zagraniczne kursy językowe. Swoje umiejętno­ści szlifowali podczas pobytów w Szwajcarii czy na Wy­spach Brytyjskich. Z każdej wyprawy wracała z apara­tem pełnym zdjęć. Po zrobieniu odbitek wklejała zdjęcia do albumów. Dodatek stanowiły inne pamiątki, na przy­kład bilety: z muzeów, autostrad, z przejazdu górską ko­lejką. Teraz często siada z dziećmi na podłodze i zabie­ra je w podróże sprzed wielu lat. Fotografia stała się jej hobby, któremu pozostaje wierna do dziś. Ba, z czasem zaczęła uprawiać ją na sposób profesjonalny. Uczestni­czyła w kilku warsztatach National Geographic, m.in. w Toskanii i nad Bałtykiem, gdzie tajniki zdradzał świetny fotografik Tomasz Tomaszewski. Były to niezwykle in­spirujące zajęcia pod kierunkiem znakomitego eksperta.

Fotografuje nieustannie wykorzystując rozmaite oka­zje nadarzające się podczas rozlicznych podróży. To jej kolejne hobby. Każdą wyprawę, daleką czy bliską, nie­ważne, czy jej celem jest polskie morze, czy brazylij­skie pampasy, zawsze lubi starannie przygotować. Czy­ta przewodniki, opracowuje trasę, planuje, co po drodze warto zwiedzić. Po latach z uśmiechem, chociaż wte­dy nie było jej za bardzo do śmiechu, wspomina swoją pierwszą samodzielną podróż. A był to wyjazd do Lon­dynu na kurs językowy. Wówczas Polska nie należała jeszcze do Unii Europejskiej, co oznaczało pewne nie­dogodności dla przybyszów spoza jej terytorium. Każ­dy, kto chciał wjechać na Wyspy Brytyjskie, był szcze­gółowo wypytywany o cel wizyty, do kogo się udaje, jaką sumą pieniędzy dysponuje? I taka przygoda spo­tkała właśnie 16-letnią Sylwię na lotnisku Heathrow pod Londynem. Oficerowie imigracyjni nie od razu dali wiarę zapewnieniom młodej Polki, że jedzie ona do za­mieszkującej w Walii rodziny, a swój pobyt wykorzy­sta na naukę języka angielskiego. Na dokładkę miała w bagażu próbki firmowej śmietanki „Carmen" do kawy. Biały proszek w dziwnym opakowaniu wzbudził jesz­cze większe podejrzenia. I turystka znad Wisły w poko­iku wielkości dwa na dwa metry musiała się gęsto tłu­maczyć, w czym na szczęście pomogła już niezła znajo­mość języka Wyspiarzy. Po szczegółowym przesłucha­niu i dokładnym sprawdzeniu walizki, co zajęło funkcjo­nariuszom około pięciu godzin, dostała zgodę na prze­kroczenie granicy.

POBIEGNIESZ BOSO

Mówi się, że w życiu człowieka nic nie dzieje się przy­padkiem. I chyba coś jest w tym na rzeczy, bo oto foto­graficzna pasja Sylwii Mokrysz okazała się wielkim atu-

M tem, kiedy przyszło wziąć się za bary z reklamą, która w | latach 90. minionego wieku zaczęła coraz częściej poja-g wiać się w mediach i coraz mocniej wpływać na gusty Po­

laków. W Mokate zadawano sobie wtedy pytanie: jak na­uczyć rodaków picia cappuccino, z którym ustrońska firma akurat zaczęła wchodzić na polski rynek. I powstała nie­typowa reklama, będąca rodzajem instruktażu, który wy­śpiewała popularna wówczas wokalistka Gąjga. Właśnie tym klipem przed dwudziestu laty wystartowała Agencja Reklamowa „Sylwia". Jej właścicielka przyznaje, iż kre­owanie w tym okresie pewnych trendów, tworzenie cze­goś nowego, dawało ogromną satysfakcję.

W kolejnych latach reklamowano cappuccino, cze­koladę do picia dla dzieci, herbatę, grzance. W każdym przedsięwzięciu pojawiały się nowe osoby ze świata kul­tury i sztuki. Jednym z reżyserów pracujących dla Mokate był sam Władysław Pasikowski („Kroll", „Psy", „Opera­cja Samum", „Pokłosie") - profesjonalista o niekwestiono­wanej charyzmie. Zdarzyło się, że na planie zdjęciowym jedna z modelek miała za ciasne buty. Na nowe nie było szans, bo gdzie w polu (w takiej scenerii powstał filmik) kupić buty. - Pobiegniesz boso - krzyknął do niej reży­ser. - Później się wykadruje. Sprzeciwu nie było.

CZY JEST Z NAMI PILOT?

Wbrew pozorom, spot reklamowy to trudna sztuka. Ła­twiej jest bowiem opowiedzieć historię w półtoragodzin­nym filmie fabularnym, niż tę zawartą w minucie czy wręcz w trzydziestu sekundach. W tak krótkim czasie trzeba po­kazać, markę, produkt i wszystko musi być tak skompono­wane, żeby ludzie chcieli to oglądać. Do finalnego efektu prowadzi niekiedy dość kręta droga. Oto jesteśmy na pla­nie reklamy inspirowanej słynnym filmem „Pożegnanie z Afryką". Kobieta w domowym zaciszu siedzi przy filiżan­ce cappuccino. Snuje romantyczne wspomnienia o dawnej miłości. W tym momencie, według scenariusza, na pola­nie obok domu miał wylądować pilot z naręczem róż. Eki­pa czeka, a lotnika nie ma. On tymczasem krąży nad pola­ną i walczy z wirem powietrznym. A na stoliku czekała fi­liżanka kawy, apetyczna, z aksamitną pianką. Przygrzewa­na reflektorami i zdmuchiwana przez pracujące wentylato­ry - pianka co chwila znika. Kiedy lotnik wreszcie dotarł z różami do wybranki, na stoliku stała już dziesiąta filiżan­ka cappuccino z nieskazitelnie aksamitną pianką, a obsługa techniczna modliła się, żeby nie było „dubla"...

FILM TO NIE WSZYSTKO...

Od roku ambasadorką mokate wskich herbat Loyd jest p. Justyna Steczkowska. Wcześniej był Paolo Cozza, sym­patyczny i żywiołowy Włoch, którego Polacy pokocha­li za jego naturalność i poczucie humoru w telewizyjnym programie „Europa da się lubić". Paolo, pomimo tego że znał scenariusz do spotu Mokate Cappuccino, to ciągle nie potrafił uchwycić klimatu sceny. Rejestrowane uję­cia były jakieś sztywne. Obserwując to, Sylwia podpo­wiedziała: - Paolo, popatrz na tę filiżankę jak na kobie­tę! I wtedy, niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdż­ki, Paolo ożywił się. Zaczął namiętnie szeptać: - Bellis-sima, cappuccino ti amo, a potem dodał: - Pięknissima, ach, pięknissima... To okazało się strzałem w dziesiątkę.

A Justyna Steczkowska, jak na artystkęjest... bardzo obowiązkowa. I lubi forsować swoje pomysły dotyczące wyglądu. W rozmowach poza planem zdjęciowym prze­wija się temat domu, rodziny. Nie wstydzi się ukończo­

nych czterdziestu lat. Ma męża, architekta i dwójkę dzie­ci. Potrafi być bardzo ciepła, otwarta. I zdradza, że lubi wypiekać prawdziwy domowy chleb. Zdarzają się roz­mowy o dzieciach. - Pani ma takie szczęście, tę swoją Kamilkę. Ja mam chłopaków, Stasia i Leosia, grają w piłkę, brudzą się. A tak bym chciała kupować zwiewne sukieneczki - pożaliła się pewnego razu Sylwii.

JEDYNE TAKIE MIEJSCE

Podczas swoich podróży „globttroterka spod Rów­nicy" poznała wiele miejsc na świecie, do których czu­je sentyment. Zawsze jednak najchętniej wraca w swoje ukochane Beskidy. Tutaj czekają bowiem jej skarby - Ka­milką i Nicolas. Kamilka ma 9 lat i artystyczną duszę. To wrażliwa dziewczynka z rozbrajającym uśmiechem, po­trafiąca się odnaleźć w każdej sytuacji. Ma w sobie coś ze słodkiej trzpiotki, a zarazem jest bardzo opiekuńcza w stosunku do młodszego brata. Nicolas dla odmiany nosi chyba w sobie talent konstruktora, bo ze sznurka, patycz­ka i kilku śrubek tworzy na poczekaniu przedziwne, sta­bilne konsrukcje. Nie trzeba mu kupować wyszukanych zabawek. Potrafi zająć się robieniem czegoś z niczego i to całkowicie go pochłania.

Dzieci bardzo lubią wizyty u mamy w firmie. Mówią, że jest tam fajnie, wszyscy są mili i przynoszą im pyszną herbatkę. Jednej soboty przyszły z mamą na kilka chwil do biura i zaraz pobiegły na salę konferencyjną. Tam, na takich wielkich planszach zaczęły malować słupki, na któ­rych pojawiły się „Minutka", „Loyd", „Mokate", „La-vazza". Namalowały też saszetkę w piramidce i tira jadą­cego z towarem. Zapytane: „Co to jest", odpowiedziały zgodnie: - To są plany na 2013 rok! Bardzo mnie to roz­broiło - zwierza się Sylwia.

MOJE BOŻE NARODZENIE

Boże Narodzenie w naszej rodzinie - opowiada Syl­wia Mokrysz - to sianko pod obrusem, chleb, opłatek, barszcz, zupa grzybowa lub rybna, tradycyjne potrawy z ryb, smażony karp, sałatka jarzynowa, 12 rodzajów drob­nych ciasteczek, kompot z suszonych śliwek. Oczywiście jest choinka i dodatkowe miejsce przy stole. Zawsze po­jawia się też świąteczny sernik według przepisu mamy. Bardzo starego przepisu przechowywanego z pokolenia na pokolenie. Tata uciera do niego ser, bo - jak mówi - to jest ciężka praca. I do sałatki jarzynowej zawsze własno­ręcznie robi majonez. Z lat dzieciństwa pamiętam jabł­ka zapiekane z cynamonem i miodem, które wyśmieni­cie przyrządzał mój dziadek Rudolf z Goleszowa. Zawsze wspólnie z Adamem ubieraliśmy choinkę i razem wypa­trywaliśmy pierwszej gwiazdki na niebie. Zwykle podczas tego wypatrywania - nie wiadomo, w jaki sposób - poja­wiały się prezenty. Tę wyjątkową świąteczną atmosferę staramy się zachowywać i dzisiaj. Nie wyobrażam sobie innych świąt i nie dopuszczam do siebie myśli, że moje dzieci mogłyby kiedyś coś utracić z tej pięknej tradycji. Jestem pewna, że podobnie do tego podchodzi wiele ro­dzin z naszych stron. To im wszystkim, całej wielkiej rze­szy Czytelników „GZC" chciałabym wraz z mojąRodziną, życzyć przy tej okazji wspaniałych, najlepszych w życiu świąt Bożego Narodzenia i bardzo wielu dobrych chwil w nadchodzącym Nowym Roku.

Mokate - Monitoring mediówTytu³ gazety: G£OS ZIEMI CIESZYÑSKIEJ

Data wydania: 2012-12-21Czêstotliwo¶æ: Tygodnik

Nak³ad: 27000Rodzaj: regionalna