Upload
jan-abramek
View
154
Download
11
Embed Size (px)
Citation preview
www.eBook.pl
Adam Mickiewicz
Wiersze wybrane
Copyright 2001, by the Instytut Filologii UG and MarekAdamiec
Copyright 2001, for the electronic edition by eBook.pl
ZIMA MIEJSKA
Przeszy dde wiosny, zbiegoskwarne lato
I przykre miastu jesienne potopy,
Ju bruk zibic obleczony szat,
Od stalnej Fryzw nie krzesanystopy.
Wizieni sot w domowej katuszy,
Dzi na swobodne gdy wyjrzempowietrze,
Londyski pojazd tarkotem nieguszy
Ani nas krgi zbrojnymi rozetrze.
Witaj! narodom miejskim poraboga,
Ju i Niemecw, i ssiednichLechw
Tu szuka ciba, tysicami mnoga,
Zbiegych Dryjadom i Faunom
umiechw.
Tu wszystko czerstwi, weseli,zachwyca,
Czy cign tchnienie, co si zimnemczyci,
Czy na niebieskie zmys podnioslica,
Czyli si nienej przypatruj kici;
Jedna z nich pywa w niepewnymywiole,
Druga ciarem sporsza ju osiada;
T wiatr polecia stwardniae kryrole
Albo pobieli Wiliji wierciada.
Lecz kogo sioo dzisiejsze uwizi.
Zmuszony widzie yse gr wiszary,
Grunt dziki, kniej nagimi gazi
Niesiln zimne podwign ciary -
Taki, gdy smutna cignie siminuta,
Wreszcie zmieniony kraj porzuca zalem
I dajc chtnie Cerer za Pluta,
Pdzi wz ku nam ciarnymetalem.
Tu go przyjmuj gocinne podwoje,
Rzeb i farb odziany przybytek,
Tutaj rolnicze przepomina znoje
W pieszczonym gronie czarownychCharytek.
Na wsi, zaledwie czarna nocrozrzednie,
Kae wraz Ceres wczesny witaranek,
Tu, chocia soce zajmie niebarednie,
pi atasowym pod cieniemfiranek.
Lekkie nareszcie oblkszy nankiny,
Modnej modziey przywoywamkoo;
Strojem poranne zbywamy godziny
Albo rozmow bawim si weso.
Ten, w nicy kryszta woywszyoblicze,
Wschodnim balsamem zoty kdziorpieci,
Drugi stambulskie oddycha gorycze
Lub pije z chiskich zi cignionetreci.
A kiedy chwila dwunasta nadbiey,
Wraz do liskiego wstpuj powozu,
Sobol lub rosmak moje barki jey
I suto zdobic nie dopuszcza mrozu.
Na sali, orszak przywitam wybrany,
Wszyscy siadaj za biesiadnymstoem,
W kolej szl pene smakwporcelany
I sztucznym morz apetytywioem.
Pijemy wgrzyn, mocny setnymlatem,
Wr po krysztaach koniaki i pcze,
Pci pikna gasi pragnieniemuszkatem,
Co dajc rzewo, myli niezaplcze.
A gdy si trunkiem zaiskrz renice,
Dowcipne, czue wszystkim pynsowa,
Niejeden uwdzik zarumieni lice,
Niejedna wzrokiem zapala sigowa.
Nareszcie soce znione zagaso,
Rozsiewa mroki dobroczynna zima,
Boginie daj do rozjazdu haso,
Zagrzmiay schody i ju goci nima.
Ktrzy s z szczciem poufalilepem,
Pod twj znak id, krlu Faraonie.
Lub zrczni lekkim wykrcaoszczepem,
Pdz po suknach wytoczone sonie.
A gdy noc ciemne rozepnie zasony
I szklannym wiatem bysnkamienice,
Modzie, dzie koczc wesoospdzony,
Tysiczn sani szlifuje ulice.
[Hej, radoci oczybysn...]
Hej, radoci oczy bysn
I wieniec czoa okrasi.
I wszyscy si mile cisn:
To wszyscy bracia! To nasi!
Pochlebstwo. chytro i zbytek
Niech kady przed progiem miota,
Bo tu wieczny ma przybytek
Ojczyzna, nauka, cnota.
Braterstwa ogniwem spici,
Zdejmijmy z serca zason,
Otwrzmy czucia i chci.
wite, co tu objawione!
Tu wsplne koj cierpienia:
Przyja, wesoo i pienia.
Ale kto w naszym jest gronie,
rd pracy czy rd zabawy,
Czy przy pugu, czy w koronie,
Niechaj pomni na Ustawy!
Pomni na przysig swoj
I w kadej chwili ywota
Niechaj mu na myli stoj:
Ojczyzna, nauka, cnota.
Dojdziemy, cho przykr drog,
Gdy brat bratu rk poda,
Bo nam i nieba pomog,
I mstwo, praca i zgoda!
PIE FILARETW
Hej, uyjmy ywota!
Wszak yjem tylko raz;
Niechaj ta czara zota
Nie prno wabi nas.
Heje do niej wesoo!
Niechaj obiega w koo,
Chwytaj i do dna chyl
Zwiastunk sodkich chwil!
Po co tu obce mowy,
Polski pijemy mid;
Lepszy piew narodowy
I lepszy bratni rd.
W ksig greckich, rzymskich steki
Wlaze, nie eby gni;
By bawi si jak Greki,
A jak Rzymianin bi.
Ot tam siedz prawnicy,
I dla nich puchar staw,
Dzisiaj trzeba prawicy,
A jutro trzeba praw.
Wymowa wznie nie zdoa
Dzi na wolnoci szczyt;
Gdzie przyja, mio woa,
Tam, bracia, cyt! tam cyt!
Kto metal kwasi, pali,
Skwasi metal i czas;
My ze zotych metali
Bacha cignijmy kwas.
Ten si rd mdrcw liczy,
Zna chemij, ma gust,
Kto pierwiastek sodyczy
Z lubych wycign ust.
Mierzcy wiata drogi,
Gwiazdy i nieba strop,
Archimed by ubogi,
Nie mia gdzie oprze stop.
Dzi gdy chce rusza wiaty
Jego Newtoska Mo,
Niechaj policzy braty
I niechaj powie: do.
Cyrkla, wagi i miary
Do martwych uyj bry;
Mierz si na zamiary,
Nie zamiar podug si.
Bo gdzie si serca pal,
Cyrklem uniesie duch,
Dobro powszechne skal,
Jedno wiksza od dwch.
Hej, uyjmy ywota!
Wszak yjem tylko raz;
Tu stoi czara zota,
A wnet przeminie czas.
Krew stygnie, wos si bieli,
W wiecznoci wpadniem to;
To oko zamknie Feli,
To Filarecka do.
ODA DO MODOCI
Bez serc, bez ducha, to szkieletwludy;
Modoci! dodaj mi skrzyda!
Niech nad martwym wzlecwiatem
W rajsk dziedzin uudy:
Kdy zapa tworzy cudy,
Nowoci potrzsa kwiatem
I obleka w nadziei zote malowida.
Niechaj, kogo wiek zamroczy,
Chylc ku ziemi poradlone czoo,
Takie widzi wiata koo,
Jakie tpymi zakrela oczy.
Modoci! ty nad poziomy
Wylatuj, a okiem soca
Ludzkoci cae ogromy
Przeniknij z koca do koca.
Patrz na d - kdy wieczna mgazaciemia
Obszar gnunoci zalany odmtem;
To ziemia!
Patrz. jak nad jej wody trupie
Wzbi si jaki paz w skorupie.
Sam sobie sterem, eglarzem,okrtem;
Gonic za ywiokami drobniejszegopazu,
To si wzbija, to w gb wali;
Nie lgnie do niego fala, ani on dofali;
A wtem jak baka prysn o szmatgazu.
Nikt nie zna jego ycia, nie znajego zguby:
To samoluby!
Modoci! tobie nektar ywota
Natenczas sodki, gdy z innymidziel:
Serca niebieskie poi wesele,
Kiedy je razem ni powie zota.
Razem, modzi przyjaciele!...
W szczciu wszystkiego swszystkich cele;
Jednoci silni, rozumni szaem,
Razem, modzi przyjaciele!...
I ten szczliwy, kto pad wrdzawodu,
Jeeli polegym ciaem
Da innym szczebel do sawy grodu.
Razem, modzi przyjaciele!...
Cho droga stroma i liska,
Gwat i sabo broni wchodu:
Gwat niech si gwatem odciska,
A ze saboci ama uczmy si zamodu!
Dzieckiem w kolebce kto eb urwaHydrze,
Ten mody zdusi Centaury,
Pieku ofiar wydrze,
Do nieba pjdzie po laury.
Tam sigaj, gdzie wzrok nie siga;
am, czego rozum nie zamie:
Modoci! orla twych lotw potga,
Jako piorun twoje rami.
Hej! rami do ramienia! splnymiacuchy
Opaszmy ziemskie kolisko!
Zestrzelmy myli w jedno ognisko
I w jedno ognisko duchy!...
Dalej, bryo, z posad wiata!
Nowymi ci pchniemy tory,
A opleniaej zbywszy si kory,
Zielone przypomnisz lata.
A jako w krajach zamtu i nocy,
Skconych ywiow wani,
Jednym "sta si" z boej mocy
wiat rzeczy stan na zrbie;
Szumi wichry, ciek gbie,
A gwiazdy bkit rozjani -
W krajach ludzkoci jeszcze nocgucha:
ywioy chci jeszcze s w wojnie;
Oto mio ogniem zionie,
Wyjdzie z zamtu wiat ducha:
Modo go pocznie na swoim onie,
A przyja w wieczne skojarzyspojnie.
Pryskaj nieczue lody
I przesdy wiato mice;
Witaj, jutrzenko swobody,
Zbawienia za tob soce!
IMPROWIZACJA ZPOWODU WYSYANIAFILARETW NA LINI
KAUKASK D. 12PADZIERNIKA 1824 R.O GODZINIE 4. RANNEJ
Musz zakoczy ja, com zaczyna,
Gdy pad mrok, - a wschodzi soce;
Jam da pocztek, dam teraz fina
I zcz pieni dwa koce.
Nie dosy na tych dostarczaszwtek,
Mody poeto i bracie!
Sysz, e blisko nadchodzi Pitek,
O Pitku posucha macie.
Jak w, co, wity stworzycielwiary.
Umczon by przez gmin dziki,
Rwne tu chci, rwne zamiary
I rwne s mczenniki.
On najcelniejszy ze wszystkichwitek
Dzie sobie wity zapisa;
On by, o bracia! umczon w Pitek,
Nim si na skrzydach koysa.
Nim si koysa, skoczy z Taboru,
Wprzd pord mierci by cieni;
Nim anielskiego posucha choru,
Bili go kaci zjuszeni.
Wy, cocie poszli w Chrystusa lady,
My was wielbimy mniej sztucznie,
Ale na wieki z was bra przykady
Przyrzekaj wierni ucznie.
Gdy na wielkiego Uralu czoo
Poszl najezdnicy podli,
Gdy bdzie warcze pocztowe koo,
Duch si za wami pomodli.
Ten, co anioom susznie w urzdzie
Wada na niebieskim tronie.
Anio was jego piastowa bdzie,
W okropnej drogi przegonie.
Ci, co zostaj, z myli nie strac
Pamitki tego wieczora. -
Ach! niegdy wsplnie szlimytam... prac,
Lecz stopa nasza mniej skora.
Wy pierwsi poszli, pierwsi cierpicie,
I pierwsi zyskali chwa. -
Nam caa wolno, nam cae ycie,
Lecz serca nasze nie cae!
DO JOACHIMALELEWELA
Z okolicznoci rozpoczcia kursu historii
powszechnej w uniwersytecie wileskim,
dnia 9 stycznia 1822 r.
Bellorum causas et vitia, et modos
Ludumque Fortunae, gravesque
Principum amicitias, et arma...
Periculosae plenum opus aleae
Tractas, et incedis per ignes
Suppositos cineri doloso.
Horat. L. II. c. 1.
O, dugo modom naszym bdcy nacelu,
Znowu do nas koronny znidzieszLELEWELU!
I znowu ci obstpi pobratymczetumy,
Aby naprawia serca, objaniarozumy.
Nie ten, co wielko ca gruntuje wdowcipie,
Rad tylko, e swe imi szerokorozsypie .
I e barki ksigarzom swymi pismyzgarbi:
Nie taki ziomkw serca nawieczno zaskarbi;
Ale kto i wyszoci sawy innychzami,
I sercem sprodaka yje midzybrami.
LELEWELU, w oboim jak ci zrwnablasku?
Szczliwy i w przyjaci, i w prawdwynalazku.
Oto nad wiek modziana przeroseniewiele,
Tobie mdrszemu siwe zajrzMatuzele;
Imi twoje wybiego za Chrobregoszranki,
Midzy teutoskie sdzie ibystrzejsze Franki;
A jak mocno w litewskimuwielbiany gronie,
Publicznie usta nasze wyznaj idonie.
Ju dugo z sal uczonych wracao nasucho
akome, a przez ciebie znarowioneucho;
Zacznij sync cudami dla uczniw
natoku,
Co je tylekro sprawi wonegdajszym roku,
Gdy twoim czarodziejskim uyciemsposobw
Greckie i Rzymian cienie ruszaesspod grobw.
Wstaj z martwych, przechodz naprawdy zwierciada.
Od czoa ich Plutona przybicaodpada
I elazne na piersiach ami si
pokrycia,
W ktrych myli i chci taili zaycia.
Oto mdrzec Fedona, to Perswzabierca:
Patrzym w bezdenno myli, wlabirynt ich serca.
Tam iskra wiata, wdzie nasionapotgi,
Gdy je zdarze pomylnych wzmagaoddech tgi,
Iskra un roznieca, z nasionek
wylga
Olbrzym dosigajcy brzegwziemiokrga.
Tak dzielne genijusze panuj nadwiatem;
Teraniejszo upada przed ichmajestatem;
Stworzenia, ktre kiedy wydaprzyszo mtna,
Nios kolor ich blasku lub ich razwpitna.
Ale rwna jest wielko, czy to
wiatu wada,
Czy skutki wielkiej wadzy nadwiatem wybada.
Nieraz miasto w podziemnrozpadlin gruchnie,
Soce kirem zachodzi, wodapomie buchnie;
Nadarze si takowych mnogie yjwiadki,
Przecie ich rda dociec umiearcyrzadki;
A na podobnej liczbie jeszcze gorzejzbywa,
Co by, rnego wtek spajajcogniwa,
Potrafili wybada za rozsdkuwodz:
Jak si z przyczyny wsplnej rneskutki rodz,
Jak podziemny wypadek morzemzakoata
I niebieskiego sprawi zaburzeniewiata.
Z mniejszoci postpujmy ustawniedo gry,
Z martwej, przejdmy w krainyjcej natury.
Kdy ludzko jest wiatem,ywioami duchy,
Jak ledzi przyczyn, zwizanastpw acuchy?
Tu zami nieskoczona rnowidowiska,
Tu po obcych wiadectwach droga
myli liska,
A bstwo Prawdy, skpic nagiegopromienia,
Peni swojej nie raczy ukaza spodcienia.
Bo jej trudno dostrzee, cho ktooczy wlepi;
Od dziecistwa jestemy dugo nani lepi.
Skoro zaczniem przeziera, e niedosy bystrze,
Podejmuj si obcy nam usuy
mistrze;
I szka swojej roboty wsadzaj naoko,
Przez ktre wida szerzej i wicejgboko.
Ale jak im barw da mistrzwynalazku,
W takim wszystkie przedmiotyokazuj blasku.
Std cudze malowida, wasnewzroku skazy,
Omyk na zewntrzne przenosim
obrazy.
Czowieku, sugo wieczny! bo nietylko zmysy,
Ale i sdy twoje od drugich zawisy.
Pier dziecinn ojcowskienapeniaj czucia,
Gdy mody, uciskaj zwyczajwokucia.
Nieraz mylisz, e zdanie urodzie zsiebie,
A ono jest wyssane w macierzystymchlebie;
Albo nim nauczyciel poi ucho twoje,
Zawdy cz wasnej duszymieszajc w napoje.
A tak, gdzie si obrcisz, z kadejwydasz stopy,
e znad Niemna, e Polak,mieszkaniec Europy.
A soce Prawdy wschodu nie zna izachodu,
Rwnie chtne kadego plemionomnarodu,
I dzie lubice kadej rozszerzaojczynie,
Wszystkie ziemie i ludy poczyta zablinie.
Std, kto si w przenajwitszychlicach jej zacieka,
Musi sobie zostawi czyst trecczowieka,
Zedrze wszystko, co obcej winienjest przysudze,
Wasnoci okoliczne i posagi cudze.
Ku takim pracom niebo dziejopisawoa.
Odwaaj si liczni, ale ktwydoa?
Tylko sam, komu rzadkim nadaosi cudem
Zczy natchnienie boskie zziemianina trudem,
Nad burz namitnoci, interesusieci,
Z pomrokw ducha czasu nadgwiazdy wyleci;
Uwaa, skd dla ludw przyszaryknie burza,
Albo si pod otchanie przeszocizanurza;
Grzebic zapade wiekw odlegychciemnoty,
Wykopuje z nich prawdy kruszecszczerozioty.
LELEWELU! rzeteln kady chlubwyzna,
Ze ciebie takim polska wydaaojczyzna.
Na witym dziejopisa janiejcurzdzie,
Wskazujesz nam, co byo, co jest ico bdzie.
Pierwszy towarzyskiego widzimobraz stanu
Od oyska Eufratu po wiee Libanu.
Na rwniach nie dzielonych adnymiprzegrody:
Tam naprzd w wielkie ciao zrosysi narody;
Zaraz na karku onych ciemizcyusiedli,
Miasta waem, a ludy acuchemobwiedli.
wdzie midzy wysepki i morskierkawy
Drobny Greczyn urzdza pospolitesprawy,
Ruchem do mirmidoskich podobnyzwierztek,
Od ktrych susznie mniema
wyciga pocztek.
W cudzych osiada miastach, lecz jesam bogaci,
Przychodnim bogom swojskienadaje postaci;
Dla nieznanych cr nieba pierwszyw jego rodzie
Wystawiono Piknoci koci iSwobodzie.
Tych natchnieniem Helenin gdypiersi zagrzewa,
Walczy, rozprawia, kocha, naucza
i piewa.
Lecz ju medaska szabla okradokoa,
Bawanowi wschodniemu wiatuchyli czoa,
Trzaskiem samowadnegonapdzona bicza
Wali si od Kaukazu zgrajaniewolnicza.
Kserkses ludy podepta, miastaporozwala,
Morza flot zahaczy, ldy tumemzala;
Wtem z maej chmurki greckiej gdypioruny padn,
Rozprysny si tumy, floty poszyna dno.
Zgubnego Europejczyk umknwszyrozgromu,
Poszed Azyjanina nka w jegodomu,
A na perskie wzgowia upuciwszy
skronie,
Drzema i na bok rzuci ordzewiaebronie.
Tak swobodnie sennego zabrali wacuchy,
Wilcze Romula plemi, italskiepastuchy.
Ktliwi przez wasne wyuczenizwady,
Jak gwatem lub chytrosciwyniszcza ssiady,
Ustawni napastnicy, we chwilach
pokoju
Ramiona do nowego krzepilirozboju;
Albo darli si z sob, wtenczas tylkow zgodzie,
Kiedy spoem o cudzej przemylaliszkodzie.
Lecz skoro zapanikom przeciwnychnie stao,
Z otyoci prniackiej coraz sabnieciao.
Rzym pastwi si nad wiatem, a
tyran nad Rzymem,
wiat rzymski obumarym staje siolbrzymem.
Kt w nieyjcych zwokach nowyduch roznieci?
Wy, ogniste spod lodwskandynawskich dzieci.
Oto senijor penym odzianykirasem,
Niosc kopij w toku, raniec zapasem,
Pobonoci oddany, kochance ichwale,
Pod dach gotycki ciga na ucztwasale.
Damy wskazuj wiece, bardy wlutnie dzwoni,
Modzie kopije krusz albo wpiercie goni.
Czulsze serce ni u nas bio im spodstali,
Oni najpierwsi z niebios Mioprzywoali
Serdeczn, i za dawnych niecenion wiekw,
U duchownych Hebrew i cielesnychGrekw.
Oni, kiedy praw saba chwieje sibudowa,
Krzepili j acuchem rycerskiegosowa.
Aby naprawia krzywdy, piknezyska wzgldy,
Wayli si na puszcze i zamorskiebdy,
Nowe herby z odlegych przynoszcturniei
Lub krwi kupujc palmmczesk w Judei.
Tymczasem na ich zamkachzasiady opaty,
Ksidz cisn si do celi, a mniszkaza kraty;
Na wystrza bulli z tronw spadaykorony,
Rzym powtrnymi ziemi opasaramiony.
A krlowie zaday przez pukowewadze
mier domowym rozruchom i obcejprzewadze.
U ludw, gdzie spoeczny gmach napismach wsparty,
Panw i sug powinno objaniykarty.
Takie na Albijoskim spisanoostrowie
I takie Jagiellony dali nam krlowie.
Ale po innych wadzachsamowadna stopa
Buntujce si panki zniya dochopa.
Hiszpaczyk dalej zrobi: odbrzegw Gadesu
Docigna a do wiatwnieznajomych kresu;
Tam co rok z flot chodzi, noweskarby kopie
I elazami caej pogrozi Europie.
Naprzeciw chciom jego inne pany
d,
To otwarcie nastaj, to similczkiem wi,
Wzajem sobie nieufni, ustawnymiczaty,
Dla wasnych zyskw cudzej akncyintraty;
Oko ich zawdy czujne, browiecznie dobyt.
Co jeden z rk upuci, wnetdziesiciu chwyta.
Jeli nie mia zawadzi kdy zb
akomy
I ssiednie pokojem zakwitnydomy,
Pokc w dzie mieszkacw, wnocy ogie kadn,
Przybiegaj ratowa, i ratujckradna.
Wszystkie ziemie i ludy za swemajc spadki,
Rozdzielaja na przeda, wiano albodatki;
Raz jako napastnicy, znowu jak
obroce
Czasem dla okrgoci cudze rwalikoce.
Tak w caej Europie szy kolejsprawy,
Nim dojrzay w wulkanachnadsekwaskich lawy.
Tam zadawniony ucisk, ponawianeskargi,
Wieczne pastwa witego zdoczesnym zatargi,
Wyskoki gow mylcych, zapaymodzikw,
Duma panw, rozkutych wciekoniewolnikw;
A jak ziemia, ciarna sprzecznyminasiony,
Z potwornym niegdy cielskiemrodzia Pytony,
Tak z pomconych chci i mylinatoku
Rewolucyjny Gallw wylge sismoku!
Darmo go przemoc zamie iw piasekzagrzebie,
Posiane ky - mcicieli odradzaj zsiebie.
Ktliwa wschodzi zgraja; w jednychch urasta
Platoniczne po ziemi odbudowamiasta;
Drudzy skarbce do nowej znosilibudowy,
eby z nich potem wasne poczyniobowy.
Gdy przeciwnikw szyj zgili albozsiekli,
Poszli cudz przelewa, wasnkrwi ociekli.
Z gminowadnego wzlecia ptakcesarski gniazda,
I krwawa legijonw zabysnagwiazda;
A cho teraz skruszone olbrzymyzachodnie,
Jeszcze na ziemi krew ich moedziaa podnie.
Gdzie jestem, LELEWELU! jakach uniosa
Opiewa morza, ktrych nie tknyme wiosa?
Poziomy pazik, orlej nabrawszyochoty
Uczone myle twoich naladowaloty!
Wyrczaj mi, bo w polskimdziejopisw kole
Wyniosy jestel stan majcy na
czole.
Ty, co nie dozwolie tylu ksigomkama,
Z samego kamstwa prawdumiejc wyama,
Znasz lepiej trudne twojej naukiogromy,
Sodkoci jej owocw sam lepiejwiadomy, -
Gosem, ktrym okrzyki i przyklaskiwzniecisz,
Powiedz, jak tam zaszede, skd
tak rano wiecisz?
Na wierzchy, gdzie parnaska trzymaci opoka,
Zwabiaj niszych agodnym twegoblaskiem oka.
Niejedne ju zyskae zgodniejszych rk wiece,
Nie gard tym, jaki wdziczniskadaj modziece.
I daruj, jeli bdziem chwali si powiatu,
e od Ciebie wzilimy na ten
wieniec kwiatu.
PIERWIOSNEK
Z niebieskich najrasz piosnek
Ledwie zadzwoni skowronek,
Najraszy kwiatek pierwiosnek
Bysn ze zotych obsonek.
Ja
Za wczenie, kwiatku, za wczenie,
Jeszcze pnoc mrozem dmucha,
Z gr biae nie zeszy plenie,
Dbrowa jeszcze nie sucha.
Przymru zociste wiateka,
Ukryj si pod matki rbek,
Nim ci zgubi ronu zbek
Lub chodnej rosy pereka.
Kwiatek
Dni nasze jak dni motylka,
yciem wschd, mierci poudnie;
Lepsza w kwietniu jedna chwilka
Ni w jesieni cae grudnie.
Czy dla bogw szukasz datku,
Czy dla druha lub kochanki,
Uple wianek z mego kwiatku,
Wianek to bdzie nad wianki.
Ja
W podlej trawce, w dzikim lasku
Urosle, o kwiatku luby!
Mao wzrostu, mao blasku,
C ci daje tyle chluby?
Ni to kolory jutrzenki,
Ni zawoje tulipana,
Ni lilijowe sukienki,
Ni ry pier malowana.
Uplatam ciebie do wianka;
Lecz skde ufnoci tyle!
Przyjaciele i kochanka
Czy ci powitaj mile?
Kwiatek
Powitaj przyjaciele
Mnie, wiosny modej anioka;
Przyja ma blasku niewiele
I cie lubi jak me zioka.
Czym kochanki godzien rczek,
Powiedz, niebieska Marylko!
Za pierwszy modoci pczek
Zyskam pierwsz... ach! z tylko.
ROMANTYCZNO
Methinks, I see... Where?
- In my mind's eyes.
Shakespeare
Zdaje mi si, e widz... gdzie?
Przed oczyma duszy mojej.
Suchaj, dzieweczko!
- Ona nie sucha -
To dzie biay! to miasteczko!
Przy tobie nie ma ywego ducha.
Co tam wkoo siebie chwytasz?
Kogo woasz, z kim si witasz?
- Ona nie sucha. -
To jak martwa opoka
Nie zwrci w stron oka,
To strzela wkoo oczyma,
To si zami zaleje;
Co niby chwyta, co niby trzyma;
Rozpacze si i zamieje.
"Tye to w nocy? to ty, Jasieku!
Ach! i po mierci kocha!
Tutaj, tutaj, pomaleku,
Czasem usyszy macocha!
Niech sobie syszy, ju nie maciebie!
Ju po twoim pogrzebie!
Ty ju umare? Ach! ja si boj!
Czego si boj mego Jasieka?
Ach, to on! lica twoje, oczki twoje!
Twoja biaa sukienka!
I sam ty biay jak chusta,
Zimny, jakie zimne donie!
Tutaj po, tu na onie,
Przycinij mnie, do ust usta!
Ach, jak tam zimno musi by wgrobie!
Umare! tak, dwa lata!
We mi, ja umr przy tobie,
Nie lubi wiata.
le mnie w zych ludzi tumie,
Pacz, a oni szydz;
Mwi, nikt nie rozumie;
Widz, oni nie widz!
rd dnia przyjd kiedy... To moewe nie?
Nie, nie... trzymam ciebie w rku.
Gdzie znikasz, gdzie, mj Jasieku!
Jeszcze wczenie, jeszcze wczenie!
Mj Boe! kur si odzywa,
Zorza byska w okienku.
Gdzie znike? ach! stj, Jasieku!
Ja nieszczliwa".
Tak si dziewczyna z kochankiempieci,
Biey za nim, krzyczy, pada;
Na ten upadek, na gos boleci
Skupia si ludzi gromada.
"Mwcie pacierze! - krzyczyprostota -
Tu jego dusza by musi.
Jasio by musi przy swej Karusi,
On j kocha za ywota!"
I ja to sysz, i ja tak wierz,
Pacz i mwi pacierze.
"Suchaj, dzieweczko!" - krzyknierd zgieku
Starzec, i na lud zawoa:
"Ufajcie memu oku i szkieku,
Nic tu nie widz dokoa.
Duchy karczemnej tworemgawiedzi,
W gupstwa wywarzone kuni.
Dziewczyna duby smalone bredzi,
A gmin rozumowi bluni".
"Dziewczyna czuje, - odpowiadamskromnie -
A gawied wierzy gboko;
Czucie i wiara silniej mwi do mnie
Ni mdrca szkieko i oko.
Martwe znasz prawdy, nieznane dlaludu,
Widzisz wiat w proszku, w kadejgwiazd iskierce.
Nie znasz prawd ywych, nieobaczysz cudu!
Miej serce i patrzaj w serce!"
WITE
BALLADA
Do Michaa Wereszczaki
Ktokolwiek bdzisz wnowogrdzkiej stronie,
Do Puyn ciemnego boru
Wjechawszy, pomnij zatrzyma twekonie,
By si przypatrzy jezioru.
wite tam jasne rozprzestrzeniaona,
W wielkiego ksztalcie obwodu,
Gst po bokach puszczoczerniona,
A gadka jak szyba lodu.
Jeeli nocn przybliysz si dob
I zwrcisz ku wodom lice,
Gwiazdy nad tob i gwiazdy podtob,
I dwa obaczysz ksiyce.
Niepewny, czyli szklanna spod twejstopy
Pod niebo idzie rwnina,
Czyli te niebo swoje szklannestropy
A do ng twoich ugina:
Gdy oko brzegw przeciwnych niesiga,
Dna nie odrnia od szczytu,
Zdajesz si wisie w rodkuniebokrga.
W jakiej otchani bkitu.
Tak w noc, pogodna jeli suypora,
Wzrok si przyjemnie uudzi;
Lecz eby w nocy jecha do jeziora,
Trzeba by najmielszym z ludzi.
Bo jakie szatan wyprawia tamharce!
Jakie si larwy szamoc!
Dr cay, kiedy baj o tym starce,
I strach wspomina przed noc.
Nieraz rd wody gwar jakoby wmiecie,
Ogie i dym bucha gsty,
I zgiek walczcych, i wrzaskiniewiecie,
I dzwonw gwat, i zbrj chrzsty.
Nagle dym spada, haas siumierza,
Na brzegach tylko szum jody,
W wodach gadanie cichego pacierza
I dziewic aone mody.
Co to ma znaczy? rni rnie
plot,
C, kiedy nie by nikt na dnie;
Biegaj wieci pomidzy prostot,
Lecz kt z nich prawd odgadnie?
Pan na Puynach, ktregopradziady
Byy witezi dziedzice,
Z dawna przemyla i zasiga rady,
Jak te zbada tajemnice.
Kaza przybory w bliskim robimiecie
I wielkie sypa wydatki;
Zwizano niewd, gboki stpdwiecie,
Buduj czny i statki.
Ja ostrzegaem: e w tak wielkimdziele
Dobrze, kto z Bogiem poczyna,
Dano wic na msz w niejednymkociele
I ksidz przyjecha z Cyryna.
Stan na brzegu, ubra si wornaty,
Przeegna, prac pokropi,
Pan daje haso: odbijaj baty,
Niewd si z szumem zatopi.
Topi si, pawki na d z sob
spycha,
Tak przepa wody gboka.
Pr si liny, niewd idzie z cicha,
Pewnie nie zowi ni oka.
Na brzeg oboje wyjto ju skrzydo.
Cign ostatek wicierzy;
Powieme, jakie zowionostraszydo?
Cho powiem, nikt nie uwierzy.
Powiem jednake: nie straszydowcale,
ywa kobieta w niewodzie,
Twarz miaa jasn, usta jak korale,
Wos biay skpany w wodzie.
Do brzegu dy; a gdy jedni ztrwogi
Na miejscu stanli gazem,
Drudzy zwracaj ku ucieczce nogi,
agodnym rzecze wyrazem;
"Modziecy, wiecie, e tutajbezkarnie
Dotd nikt statku nie spuci,
Kadego miaka jezioro zagarnie
Do nieprzebrnionych czeluci.
I ty, zuchway, i twoja gromada
Wraz bycie poszli w gbinie,
Lecz e to kraj by twojegopradziada,
e w tobie nasza krew pynie -
Cho godna kary jest ciekawopusta,
Lecz ecie z Bogiem poczli,
Bg wam przez moje opowiada usta
Dzieje tej cudnej topieli.
Na miejscach, ktre dzi piaskiem
zanioso,
Gdzie car i trzcina zarasta,
Po ktrych teraz wasze biegawioso,
Sta okrg piknego miasta.
wite, i w sawne orem ramiona,
I w krane twarze bogata,
Niegdy od ksit Tuhanwrzdzona
Kwitna przez dugie lata.
Nie mi widoku ten ostp ponury;
Przez yzne wskr okolice
Wida std byo Nowogrdzkiemury,
Litwy nawczas stolic.
Raz niespodzianie obleg tamMendoga
Potnym wojskiem Car z Rusi,
Na ca Litw wielka pada trwoga,
e Mendog podda si musi.
Nim cign wojsko z odlegejgranicy,
Do ojca mego napisze:
"Tuhanie! w tobie obrona stolicy,
Spiesz, zwoaj twe towarzysze".
Skoro przeczyta Tuhan list ksicy
I wyda rozkaz do wojny,
Stano zaraz mw pi tysicy,
A kady konny i zbrojny.
Uderz w trby, rusza md, ju wbramie
Byska Tuhana proporzec,
Lecz Tuhan stanie i rce zaamie,
I znowu jedzie na dworzec.
I mwi do mnie: "Ja wasnychmieszkacw
Dla obcej zgubi odsieczy?
Wszak wiesz, e wite nie mainnych szacw
Prcz naszych piersi i mieczy.
Jeli rozdziel szczupe wojskomoje,
Krewnemu nie dam obrony;
A jeli wszyscy pocigniem na boje,
Jak bd cry i ony?"
"Ojcze, odpowiem, lkasz siniewczenie,
Id, kdy sawa ci woa,
Bg nas obroni: dzi nad miastemwe nie
Widziaam jego anioa.
Okry wite miecza byskawic
I nakry zotymi piry,
I rzek mi: "Pki me za granic,
Ja broni ony i cry".
Usucha Tuhan i za wojskiem goni,
Lecz gdy noc spada ponura,
Sycha gwar z dala, szczk i ttentkoni,
I zewszd straszny wrzask: "ura!"
Zagrzmi tarany, pady bramostatki,
Zewszd pociskw grad leci,
Bieg na dworzec starce, ndzne
matki,
Dziewice i drobne dzieci.
"Gwatu! - woaj - zamykajciebram!
Tu, tu za nami Ru wali.
Ach! zgimy lepiej, zabijmy sisame,
mier nas od haby ocali".
Natychmiast wcieko bierze
miejsce strachu;
Miec bogactwa na stosy,
Przynosz agwie i pomie dogmachu
I krzycz strasznymi gosy:
"Przeklty bdzie, kto si niedobije!"
Broniam, lecz prny opor,
Klcz, na progach wycigaj szyje,
A drugie przynosz topor.
Gotowa zbrodnia: czyli wezwahordy
I pode przyjc kajdany,
Czy bezbonymi wytpi si mordy;
"Panie! - zawoam - nad pany!
Jeli nie moem uj nieprzyjaciela,
O mier bagamy u ciebie,
Niechaj nas lepiej twj piorunwystrzela
Lub ywych ziemia pogrzebie."
Wtem jaka biao nagle miotoczy,
Dzie zda si spdza noc ciemna,
Spuszczam ku ziemi przeraoneoczy,
Ju ziemi nie ma pode mn.
Takemy uszy zhabienia i rzezi;
Widzisz to ziele dokoa,
To s maonki i crki witezi,
Ktre Bg przemieni w zioa.
Biaawym kwieciem, jak biaemotylki,
Unosz si nad topiel;
List ich zielony jak jodowe szpilki,
Kiedy je niegi pobiel.
Za ycia cnoty niewinnej obrazy,
Jej barw maj po zgonie,
W ukryciu yj i nie cierpi skazy,
miertelne nie tkn ich donie.
Dowiadczy tego car i ruska zgraja,
Gdy, pikne ujrzawszy kwiecie,
Ten rwie i szyszak stalony umaja,
Ten wianki na skronie plecie.
Kto tylko cign do gbini rami,
Tak straszna jest kwiatw wadza,
e go natychmiast choroba wyamie
I mier gwatowna ugadza.
Cho czas te dzieje wymaza zpamici,
Pozosta sam odgos kary,
Dotd w swych baniach prostotago wici
I kwiaty nazywa cary".
To mwic pani zwolna si oddala,
Topi si statki i sieci,
Szum sycha w puszczy, poburzonafala
Z oskotem na brzegi leci.
Jezioro do dna pko na ksztatrowu,
Lecz prno za ni wzrok goni,
Wpada i fal nakrya si znowu,
I wicej nie sycha o nij.
WITEZIANKA
BALLADA
Jaki to chopiec pikny i mody?
Jaka to obok dziewica?
Brzegami sinej witezi wody
Id przy wietle ksiyca.
Ona mu z kosza daje maliny,
A on jej kwiatki do wianka;
Pewnie kochankiem jest tejdziewczyny,
Pewnie to jego kochanka.
Kad noc prawie, o jednej porze,
Pod tym si widz modrzewiem.
Mody jest strzelcem w tutejszymborze,
Kto jest dziewczyna? - ja nie wiem.
Skd przysza? - darmo ledzi ktopragnie,
Gdzie usza? - nikt jej nie zbada.
Jak mokry jaskier wschodzi nabagnie,
Jak ognik nocny przepada.
"Powiedz mi, pikna, lubadziewczyno,
Na co nam te tajemnice,
Jak przybiega do mnie droyn?
Gdzie dom twj, gdzie s rodzice?
Mino lato, zkniay licia
I ddysta nadchodzi pora,
Zawsze mam czeka twojegoprzycia
Na dzikich brzegach jeziora?
Zawsze po kniejach jak sarnapocha,
Jak upir bdzisz w noc ciemn?
Zosta si lepiej z tym, kto cikocha,
Zosta si, o luba! ze mn.
Chateczka moja std niedaleka
Porodku gstej leszczyny;
Jest tam dostatkiem owocw,mleka,
Jest tam dostatkiem wierzyny".
"Stj, stj - odpowie - hardymokosie,
Pomn, co ojciec rzek stary:
Sowicze wdziki w mczyznygosie,
A w sercu lisie zamiary.
Wicej si waszej obudy boj,
Ni w zmienne ufam zapay,
Moe bym proby przyja twoje;
Ale czy bdziesz mnie stay?"
Chopiec przyklkn, chwyci w dopiasku,
Piekielne wzywa potgi,
Kl si przy witym ksiycablasku,
Lecz czy dochowa przysigi?
"Dochowaj, strzelcze, to moja rada:
Bo kto przysig naruszy,
Ach, biada jemu, za ycia biada!
I biada jego zej duszy!"
To mwic dziewka wicej nieczeka,
Wieniec woyla na skronie
I poegnawszy strzelca z daleka,
Na zwyke uchodzi bonie.
Prno si za ni strzelec pomyka,
Rczym wybiegom nie sprosta,
Znika jak lekki powiew wietrzyka,
A on sam jeden pozosta.
Sam zosta, dzik powraca drog,
Ziemia uchyla si grzska,
Cisza wokoo, tylko pod nog
Zwida szeleszcze gazka.
Idzie nad wod, bdny krok niesie,
Bdnymi strzela oczyma;
Wtem wiatr zaszumia po gstymlesie,
Woda si burzy i wzdyma.
Burzy si, wzdyma, pkaj tonie,
O niesychane zjawiska!
Ponad srebrzyste witezi bonie
Dziewicza pikno wytryska.
Jej twarz jak ry bladej zawoje,
Skropione jutrzenki ezk;
Jako mga lekka, tak lekkie stroje
Obwiay posta niebiesk.
"Chopcze mj pikny, chopcze mjmody -
Zanuci czule dziewica -
Po co wokoo witeziu wody
Bdzisz przy wietle ksiyca?
Po co aujesz dzikiej wietrznicy,
Ktra ci zwabia w te knieje:
Zawraca gow, rzuca w tsknicy
I moe jeszcze si mieje?
Daj si namwi czuym wyrazem,
Porzu wzdychania i ale,
Do mnie tu, do mnie, tu bdziem
razem
Po wodnym plsa krysztale.
Czy zechcesz niby jaskka chybka
Oblicze tylko wd muska,
Czy zdrw jak rybka, wes jakrybka,
Cay dzie ze mn si pluska.
A na noc w ou srebrnej topieli
Pod namiotami wierciade,
Na mikkiej wodnych lilijek bieli.
rd boskich usn widziade".
Wtem z zason bysn piersiabdzie,
Strzelec w ziemi patrzy skromnie,
Dziewica w lekkim zblia si pdzie
I "Do mnie, woa, pjd do mnie".
I na wiatr lotne rzuciwszy stopy,
Jak tcza miga w krg wielki,
To znowu siekc wodne zatopy,
Srebrnymi pryska kropelki.
Podbiega strzelec i staje w biegu,
I chciaby skoczy, i nie chce;
Wtem modra fala, prysnwszy zbrzegu,
Z lekka mu w stopy zaechce.
I tak go echce, i tak go znca,
Tak si w nim serce rozpywa,
Jak gdy tajemnie rk modzieca
cinie kochanka wstydliwa.
Zapomnia strzelec o swejdziewczynie,
Przysig pogardzi wit,
Na zgub olep biey w gbinie,
Now zwabiony pont.
Biey i patrzy, patrzy i biey;
Niesie go wodne przestworze,
Ju z dala suchych odbiegwybrzey,
Na rednim igra jeziorze.
I ju do nien w swej ciniedoni,
W piknych licach topi oczy,
Ustami usta rane goni
I skoczne okrgi toczy.
Wtem wietrzyk wisn, oboczekpryska,
Co j w udzcym kry blasku;
Poznaje strzelec dziewczyn zbliska,
Ach, to dziewczyna spod lasku!
"A gdzie przysiga? gdzie moja
rada?
Wszak kto przysig naruszy,
Ach, biada jemu, za ycia biada!
I biada jego zej duszy!
Nie tobie igra przez srebrne tonie
Lub nurkiem pluska w gb jasn;
Surowa ziemia ciao pochonie,
Oczy twe wirem zagasn.
A dusza przy tym wiadomymdrzewie
Niech lat doczeka tysica,
Wiecznie piekielne cierpic arzewie
Nie ma czym zgasi gorca".
Syszy to strzelec, bdny krokniesie,
Bdnymi rzuca oczyma;
A wicher szumi po gstym lesie,
Woda si burzy i wzdyma.
Burzy si, wzdyma i wre a do dna,
Krconym nurtem pochwyca,
Roztwiera paszcz otchapodwodna,
Ginie z modziecem dziewica.
Woda si dotd burzy i pieni,
Dotd przy wietle ksiyca
Snuje si para znikomych cieni;
Jest to z modziecem dziewica.
Ona po srebrnym plsa jeziorze,
On pod tym jczy modrzewiem.
Kto jest modzieniec? - strzelcemby w borze.
A kto dziewczyna? - ja nie wiem.
RYBKA
BALLADA
(ze piewu gminnego)
Od dworu, spod lasa, z wioski,
Smutna wybiega dziewica,
Rozpucia na wiatr woski
I zami skropia lica.
Przybiega na koniec czki,
Gdzie w jezioro wpada rzeka;
Zaamuje biae rczki
I tak aonie narzeka:
"O wy, co mieszkacie w wodzie,
Siostry moje witezianki,
Suchajcie w cikiej przygodzie
Gosu zdradzonej kochanki.
Kochaam pana tak szczerze,
On mi przysiga zalubi,
Dzi ksin za on bierze,
Krysi ubog chce zgubi.
Nieche sobie yj modzi,
Niech si z ni obudnik pieci,
Niech tylko tu nie przychodzi
Urga si z mych boleci.
Dla opuszczonej kochanki
C pozostao na wiecie?
Przyjmijcie mi, witezianki!
Lecz moje dzieci... ach, dzieci!"
To mwic rzewnie zapacze.
Rczkami oczy zasoni
I z brzegu do wody skacze,
I w bystrej nurza si toni.
Wtem z lasu, gdzie si dwr bieli,
Tysiczne wiec kagace,
Zjedaj gocie weseli,
Muzyka, haas i tace.
Lecz mimo tego haasu
Pacz dziecicia sycha w lesie,
Wierny suga wyszed z lasu
I dzieci na rku niesie.
Ku wodzie obraca kroki,
Gdzie oza, gsto spleciona,
Wzdu wykrconej zatoki
Okrya rzeki ramiona.
Tam staje w ciemnym zaktku,
Placze i woa: "Niestety!
Ach, kt da piersi dziecitku!
Ach! gdzie ty, Krysiu, ach, gdzie ty?"
"Tu jestem, w rzece u spodu, -
Cichy mu gos odpowiada -
Tutaj dr caa od chodu,
A wir mnie oczki wyjada.
"Przez wir, przez ostre kamuszki
Fale mnie gwatowne nios;
Pokarm mj koralki, muszki.
A zapijam zimn ros".
Lecz suga, jak na pocztku,
Tak wszystko woa: "Niestety!
Ach, kt da piersi dziecitku?
Ach, gdzie ty, Krysiu, ach, gdzie ty?"
Wtem si co z lekka potrci
rd krysztaowej przezroczy,
Woda si z lekka zamci,
Rybka nad wod podskoczy;
I jak skaka paskim bokiem
Gdy z lekkich rk chopcapierzchnie,
Tak nasza rybka podskokiem
Mokre cauje powierzchnie.
Zotymi plamki nadobna,
Krane ma po bokach pirka,
Gwka jak naparstek drobna,
Oczko drobne jak pacirka.
Wtem rybi usk odwinie,
Spjrzy dziewicy oczyma;
Z gowy jasny wos wypynie,
Szyjka cieniuchna si wzdyma.
Na licach rana krasa,
Piersi jak jabuszka mleczne,
Rybi ma petw do pasa,
Pynie pod chrusty nadrzeczne.
I dzieci bierze do rki,
U ona biaego tuli,
"Luli - woa - mj maleki,
Luli, mj maleki, luli".
Gdy dzieci paka przestao,
Zawiesza kosz na gazi
I znowu ciska swe ciao,
I gwk nadobn zwzi.
Znowu j uski powlek,
Od bokw wyskocz skrzelki,
Plusa i tylko nad rzek
Kipice pky bbelki.
Tak co wieczora, co ranka,
Gdy suga stanie w zaktku,
Wraz wypywa witezianka,
eby da piersi dziecitku.
Za c jednego wieczora
Nikt nie przychodzi na smugi?
Ju zwyka przemija pora;
Nie wida z dzieciciem sugi.
Nie moe on przyj t stron,
Musi zaczeka troszeczk,
Bo wanie teraz pan z on
Poszli przechadzk nad rzeczk.
Wrci si, czeka z daleka,
Za gstym usiadszy krzakiem;
Lecz prno czeka i czeka,
Nikt nie powraca tym szlakiem.
Wstaje i do w trbk zwin,
I patrzy przez palcw szpar,
Ale i dzie ju przemin,
I mroki padaj szare.
Czeka dugo po zachodzie,
A gdy noc gwiazdy zapala,
Zblia si z lekka ku wodzie
I ledzi oczyma z dala.
Przebg! cudy czy moc pieka!
Uderza go widok nowy.
Gdzie pierwej rzeczuka cieka,
Tam suchy piasek i rowy.
Na brzegach porozrzucana
Wala si odzie bez adu,
Ani pani, ani pana
Nie wida nigdzie ni ladu.
Tylko z zatoki poow
Stercza wielki gazu kawa
I dziwn ksztatu budow
Dwa ludzkia ciaa udawa.
Zdumiewa si wierny suga,
Rozpierzchych myli nie zowi;
Przesza godzina i druga,
Nim wreszcie swko przemwi.
"Krysiu, o Krysiu!" - zawoa:
Echo mu "Krysiu" odpowie,
Lecz prno patrzy dokoa,
Nikt nie pokaza si w rowie.
Patrzy na rw i na gazy,
Otrze pot na licu zbladem,
I kiwnie gow trzy razy,
Jakby chcia mwi: ju zgadem.
Dziecitko na rce bierze,
mieje si dzikim umiechem,
I odmawiajc pacierze
Wraca do domu z popiechem.
POWRT TATY
BALLADA
"Pjdcie, o dziatki, pjdciewszystkie razem
Za miasto, pod sup na wzgrek,
Tam przed cudownym klknijcieobrazem,
Pobonie zmwcie pacirek.
Tato nie wraca; ranki i wieczory
We zach go czekam i trwodze;
Rozlay rzeki, pene zwierza bory
I peno zbjcw na drodze".
Syszc to dziatki bieg wszystkierazem,
Za miasto, pod sup na wzgrek,
Tam przed cudownym klkajobrazem
I zaczynaj pacirek.
Cauj ziemi, potem: "W imiOjca,
Syna i Ducha witego,
Bd pochwalona, przenajwitszaTrjca,
Teraz i czasu wszelkiego".
Potem: Ojcze nasz i Zdrowa, iWierz,
Dziesicioro i koronki,
A kiedy cae zmwili pacierze,
Wyjm ksieczk z kieszonki:
I litanij do Najwitszej Matki
Starszy brat piewa, a z bratem
"Najwitsza Matko - przypiewujdziatki,
Zmiuj si, zmiuj nad tatem!"
Wtem sycha tarkot, wozy jaddrog
I wz znajomy na przedzie;
Skoczyy dzieci i krzycz jak mog:
"Tato, ach, tato nasz jedzie!"
Obaczy kupiec, zy radone leje,
Z wozu na ziemi wylata;
"Ha, jak si macie, co si u wasdzieje?
Czycie tskniy do tata?
Mama czy zdrowa? ciotunia?domowi?
A ot rozynki w koszyku".
Ten sobie mwi, a ten sobie mwi,
Peno radoci i krzyku.
"Ruszajcie - kupiec na sugi zawoa -
Ja z dziemi pjd ku miastu".
Idzie... a zbjcy obskocz dokoa,
A zbjcw byo dwunastu.
Brody ich dugie, krcone wsiska,
Wzrok dziki, suknia plugawa;
Noe za pasem, miecz u bokubyska,
W rku ogromna buawa.
Krzykny dziatki, do ojca przypady,
Tul si pod paszcz na onie;
Truchlej sugi, struchla panwyblady,
Drce ku zbjcom wznis donie.
"Ach, bierzcie wozy, ach, bierzciedostatek,
Tylko puszczajcie nas zdrowo,
Nie rbcie maych sierotami dziatek
I modej maonki wdow".
Nie sucha zgraja, ten ju wz
wyprzga,
Zabiera konie, a drugi
"Pienidzy!" krzyczy i buaw siga,
w z mieczem wpada na sugi.
Wtem: "Stjcie, stjcie!" - krzykniestarszy zbjca
I spdza band precz z drogi,
A wypuciwszy i dzieci, i ojca,
"Idcie, rzek, dalej bez trwogi".
Kupiec dzikuje, a zbjca odpowie:
"Nie dzikuj, wyznam ci szczerze,
Pierwszy bym pak strzaska natwej gowie,
Gdyby nie dziatek pacierze.
Dziatki sprawiy, e uchodzisz cao,
Darz ci yciem i zdrowiem;
Im wic podzikuj za to, co sistao,
A jak si stao, opowiem.
Z dawna ju syszc o przejedziekupca,
I ja, i moje kamraty,
Tutaj za miastem, przy wzgrku usupca
Zasiadalimy na czaty.
Dzisiaj nadchodz, patrz midzychrusty,
Modl si dziatki do Boga,
Sucham, z pocztku porwa mimiech pusty,
A potem lito i trwoga.
Sucham, ojczyste przyszy na mylstrony,
Buawa upada z rki;
Ach! ja mam on, i u mojej ony
Jest synek taki maleki.
Kupcze! jed w miasto, ja do lasumusz;
Wy, dziatki, na ten pagrek
Biegajcie sobie, i za moj dusz
Zmwcie te czasem pacirek".
KURHANEK MARYLI
ROMANS
(Myl ze piewu litewskiego)
Cudzy czowiek, Dziewczyna,Ja,
Matka, Przyjacika
Cudzy czowiek
Tam u Niemnowej odnogi,
Tam u zielonej rozogi,
Co to za pikny kurhanek?
Spodem uwieczon, jak w wianek,
W maliny, ciernie i gogi;
Boki ma strojne muraw,
Gow ukwiecon w kwiaty,
A na niej czeremchy drzewo,
A od niej id trzy drogi:
Jedna droga na prawo,
Druga droga do chaty,
Trzecia droga na lewo.
Ja tdy pyn z wicin,
Pytam si ciebie, dziewczyno,
Co to za pikny kurhanek?
Dziewczyna
W caej wsi pytaj si, bracie,
A caa wie powie tobie:
Maryla ya w tej chacie,
A teraz ley w tym grobie.
Na prawej stronie te ladki
Ubite nog pastuszka;
To jest droyna jej matki,
A std przychodzi jej druka.
Lecz oto bysn poranek,
Przyjd oni na kurhanek;
Ukryj si tu za sts omu,
Sam ich posuchasz niedoli,
Wasne twe oczy zobacz.
Patrz w prawo... idzie kochanek.
Patrz, matka idzie z domu.
Patrz w lewo, przyjacika.
Wszyscy id powoli
I nios zika,
I pacz.
Ja
Marylo! o tej porze!
Jeszczemy si nie widzieli,
Jeszczemy si nie cisnli,
Marylo! zaszo zorze!
Tu czeka twj kochanek,
Czy ty przespaa ranek,
Czy na mnie zagniewana?
Ach, Marylo kochana!
Gdzie si ty dotd kryjesz?
Nie, nie przespaa ranka,
Nie gniewasz si na Janka,
Lecz nie yjesz, nie yjesz!
Wizi ci ten kurbanek,
Nie ujrzysz ju kochanka,
Nie ujrzy ci kochanek!
Dawniej, kiedy spa szedem, tymsodziem chwile,
e skoro si obudz, obacz Maryl.
I dawniej spaem mile!
Teraz tutaj spa bd od ludzidaleki,
Moe j we nie ujrz, gdy zamknpowieki;
Moe zamkn na wieki!
Byem ja gospodarny, gdy byemszczliwy;
Chwalili mi ssiedzi,
Chwali mi ojciec siwy.
Teraz si ojciec biedzi,
A ja ni ludziom, ni Bogu!
Niech ziarno w polu przepadnie,
Niech ginie siano ze stogu,
Niech ssiad kopy rozkradnie,
Niech trzod wydusz wilki!
Nie masz, nie masz Marylki!
Daje mi ojciec chaty,
Daje mi sprzt bogaty;
Bym wzi w dm gospodyni,
Namawiali mi swaty,
Nie masz, nie masz Maryli!
Swaty nie namwili.
Nie mog - nie - nie mog;
Wiem, ojcze, co uczyni:
Pjd w dalek drog,
Wicej mi nie znajdziecie,
Chobycie i szukali,
Nie bd ju na wiecie,
Przystan do Moskali,
eby mi wraz zabili.
Nie masz, nie masz Maryli!
Matka
Czemu nie wstaam z rana?
Ju w polu peno ludzi.
Nie masz ci, nie masz, kochana
Marylo! kt mi obudzi!
Pakaam przez noc ca,
Zasnam, kiedy dniao.
Mj Szymon gdzie ju w polu,
Wyprzedzi on witania,
Nie budzi mi, mojego litujc sibolu,
Poszed z kos bez niadania;
Ko ty dzie cay, ko sobie,
Ja tutaj le na grobie.
Czego mam i do domu?
Kto nas na obiad zawoa?
Kto z nami sidzie u stoa?
Nie masz, ach, nie masz komu!
Pkimy mieli ciebie,
W domu byo jak w niebie.
Z caej wsi chopcy, dziewki,
Najweselsze zaynki,
Najhuczniejsze dosiewki.
Nie masz ci! w domu pustynie!
Kady, kto idzie, minie.
Zawiasy rdzawiej w sieni,
Mchem si dziedziniec zieleni;
Bg nas opuci, ludzie opucili,
Nie masz, nie masz Maryli!
Przyjacika
Tutaj, bywao, z ranku
Nad wod sobie stoim,
Ja o twoim kochanku,
Ty mnie mwisz o moim.
Ju wicej z sob nie bdziemmwili.
Nie masz, nie masz Maryli!
Kt mi zwierzy si szczerze,
Komu si ja powierz?
Ach, gdy z tob, kochanie,
Smutku i szczcia nie dziel,
Smutek smutkiem zostanie,
Weselem nie jest wesele.
Cudzy czowiek
Syszy to cudzy czowiek,
Wzdycha i zy mu pyn.
Westchn, otar zy z powiek
I dalej poszed z wicin.
DO PRZYJACI
Posyajc im ballad "To lubi"
Kowno, d. 27 grudnia
Bije raz, dwa, trzy... ju pnocnapora,
Guche wokoo zacisze,
Wiatr tylko szumi po murachklasztora
I psw szczekanie gdzie sysz.
wieca w lichtarzu dopala si nadnie,
Raz w gbi tumi ogniska,
Znowu si wzmoe i znowuopadnie,
Byska, zagasa i byska.
Straszno! - nie bya straszn tagodzina,
Gdy byy nieba askawsze:
Ile mi sodkich chwilekprzypomina!
Precz... to ju zniko na zawsze.
Teraz ja szczcia szukam, ot w tejksidze,
Ksiga znudzia, porzucam;
Znowu ku lubym przedmiotom mylpdz,
To marz, to si ocucam.
Czasem, gdy sodkie zudzizachwycenie,
Kochank widz lub braci;
Zrywam si, patrz, a tylko pocienie
Biega cie wasnej postaci.
Ot, lepiej piro wezm i rd ciszy,
Gdy si bez adu myl plcze,
Zaczn co pisa dla mychtowarzyszy,
Zaczn, bo nie wiem, czy skocz.
Moe te pami o minionej wionie
Zimowy wierszyk umili;
Chc co okropnie, co pisamionie,
O strachach i o Maryli.
Kto pragnie pdzlem swe rozsawiimi,
Niech jej maluje portrety,
Wieszcz w niemiertelnym niechopiewa rymie
Serca, rozumu zalety.
Mnie cho to wszystko w umyleprzytomne,
Pociechy szukam, nie sawy;
Lepiej wam powiem, jeeliprzypomn,
Jakie z ni miaem zabawy.
Maryla sodkie mioci wyrazy
Dzielia skpo w rachubie;
Cho jej kto kocham mwi po storazy,
Nie rzeka nawet i lubi.
Za to wic w Rucie pod pnocnchwil,
Kiedy si wszyscy spa kad,
Ja na dobranoc egnajc Maryl,
Tak straszyem ballad:
TO LUBI
BALLADA
Spjrzyj, Marylo, gdzie si koczgaje,
W prawo z gsty zarostek,
W lewo si pikna dolina podaje,
Przodem rzeczuka i mostek.
Tu stara cerkiew, w niej puszczyk isowy,
Obok dzwonnicy zrb zgniy,
A za dzwonnic chroniakmalinowy,
A w tym chroniaku mogiy.
Czy tam bies siedzia, czy duszazaklta,
e o pnocnej godzinie
Nikt, jak najstarszy czowiekzapamita,
Miejsc tych bez trwogi nie minie.
Bo skoro pnoc nawlecze zasony,
Cerkiew si z trzaskiem odmyka,
W pustej zrbnicy dzwoni samedzwony,
W chrustach co huczy i ksyka.
Czasami pomyk okae si blady,
Czasem grom trzaska po gromie,
Same si z mogi ruszaj pokady
I larwy staj widomie.
Raz trup po drodze bez gowy sitoczy,
To znowu gowa bez ciaa;
Roztwiera gb i wytrzyszcza oczy,
W gbie i w oczach ar paa,
Albo wilk biey; pragniesz goodegna,
A orlim skrzydem wilk macha,
Do "Zgi, przepadnij" wyrzec iprzeegna,
Wilk zniknie wrzeszczc:" cha chacha".
Kady podrny oglda te zgrozy
I kady musia kl drog;
Ten zama dyszel, ten wywrciwozy,
Innemu zwichn ko nog.
Ja, chocia, pomn, nieraz Andrzejstary
Zaklina, nieraz przestrzega,
miaem si z diabw, niewierzyem w czary,
Tamtdym jedzi i biega.
Raz, gdy do Ruty jad w czasnoclegu,
Na mocie z komi wz staje,
Prno wonica przynagla do biegu,
"Hej!" - krzyczy, biczem zadaje.
Stoj, a potem skocz z caej mocy,
Dyszel przy samej pk szrubie;
Zosta na polu samemu i w nocy,
"To lubi - rzekem - to lubi!"
Ledwiem dokoczy, a strasznamartwica
Wypywa z bliskich wd toni;
Biae jej szaty, jak nieg biae lica,
Ognisty wieniec na skroni.
Chciaem ucieka, pademzalkniony,
Wos dbem stan na gowie;
Krzykn; "Niech bdzie Chrystuspochwalony!"
"Na wieki wiekw" - odpowie.
"Ktokolwiek jeste, poczciwyczowieku,
Co mi zachowa od mki,
Doyj ty szczcia i pnego wieku,
I pokj tobie, i dziki.
Widzisz przed sob obraz grzesznejduszy,
Wkrtce si niebem pochlubi;
Bo ty czyscowej zbawi mikatuszy
Tym jednym swkiem; To lubi.
Dopki gwiazdy zejd i dopki
We wsi kur pierwszy zapieje,
Opowiem tobie, a ty dla nauki
Opowiedz innym me dzieje.
Onego czasu yam ja na wiecie,
Maryl zwana przed laty;
Ojciec mj, pierwszy urzdnik w
powiecie,
Mony, poczciwy, bogaty.
Za ycia pragn sprawi mi wesele,
A em dostatnia i moda,
Zbiego si zewszd zalotnikwwiele,
Posag wabi i uroda.
Mnstwo ich marnej pochlebiaodumie,
I to mi byo do smaku,
e kiedy w licznym kaniano situmie,
Tumem gardziam bez braku.
Przyby i Jzio; dwudziest miawiosn,
Mody, cnotliwy, niemiay;
Obce dla niego wyrazy mione,
Cho czu mione zapay.
"Lecz prno ndzny w oczachprawie znika
Prno i dzie, i noc pacze;
W boleciach jego dla mnie radodzika,
miech obudzay rozpacze.
"Ja pjd! mwi ze zami. "Idsobie!"
Poszed i umar z mioci;
Tu nad rzeczuk, w tym zielonymgrobie
Zoone jego s koci.
"Odtd mi ycie stao si nielube,
Pne uczuam wyrzuty;
Lecz ani sposb wynagrodzi zgub,
Ani czas zosta pokuty.
Raz, gdy si w pnoc z rodzicamibawi,
Wzmaga si haas, szum, wisty,
Przylecia Jzio w straszliwejpostawie,
Jak potpieniec ognisty.
Porwa, udusi gszcz dymnychkbw,
W czyscowe rzuci potoki,
Gdzie pord jku i zgrzytaniazbw
Takie syszaam wyroki:
"Wiedziaa, e si spodobao Panu
Z ma rd tworzy niewieci,
Na osodzenie mom zego stanu,
Na rozkosz, nie na boleci.
Ty jakby w piersiach miaa serce zgazu,
Ani ci jki ubody.
Nikt nie uprosi sodkiego wyrazu
Przez zy, cierpienia i mody.
Za tak srogo, dugie, dugie lata
Drcz si w czyscowej zagubie,
Pki m jaki z tamecznego wiata
Nie powie na ci cho: lubi.
Prosi i Jzio niegdy o to sowo,
Gorzkie zy la nieszczliwy;
Proe ty teraz; nie z, nienamow,
Ale przez strachy i dziwy".
Rzek, mnie natychmiast porwayze duchy.
Odtd ju setny rok minie,
W dzie mcz, a noc zdejmujacuchy,
Rzucam ogniste gbinie;
I w cerkwi albo na Jzia mogile,
Niebu i ziemi obrzyda,
Musz podrnych trwoy w nocnechwile,
Rne udajc straszyda.
Idcych w bota zawiode lub wgaje,
Jadcym konia uskubi;
A kady naklnie, nafuka, naaje,
Ty pierwszy wyrzek: to lubi.
Za to ci spadnie wyrokw zasona,
Przyszo spod ciemnych wskachmur:
Ach! i ty poznasz Maryl; leczona..."
Wtem na nieszczcie zapia kur.
Skina tylko, wida radoc z oczek,
Mieni si w par cieniuchn,
Ginie, jak ginie bladawy obloczek,
Kiedy zefiry na dmuchn.
Patrz, a cay wz stoi na ce,
Siadam, powoli strach mija;
Prosz za dusze w czyscu bolejce
Zmwi trzy Zdrowa Maryja.
RKAWICZKA
POWIASTKA
(Z Szyllera)
Chcc by widzem dzikich bojw,
Ju u zwierzyca podwojw
Krl zasiada.
Przy nim ksita i panowie Rada,
A gdzie wzniosy kry ganek,
Rycerze obok kochanek.
Krl skin palcem, zacztoigrzysko,
Spady wrzecidze; ogromne lwisko
Zwolna si toczy,
Podnosi czoo,
Milczkiem obraca oczy
Wokoo,
I ziewy rozdar straszliwie,
I kudy zatrzs na grzywie,
I wycign cielska brzemi,
I obali si na ziemi.
Krl skin znowu,
Znowu przemknie si krata,
Szybkimi skoki, chciwy poowu,
Tygrys wylata.
Spoziera z dala
I kami byska,
Jzyk wywala,
Ogonem ciska
I lwa dokoa obiega.
Topic wzrok jaszczurczy
Wyje i burczy;
Burczc na stronie przylega.
Krl skin znowu,
Znowu podwj otwarty,
I z jednego zachowu
Dwa wyskakuj lamparty.
akoma boju, para zajada
Ju tygrysa opada,
Ju si tygrys z nimi drapie,
Ju obudwu trzyma w apie;
Wtem lew podnis eb do gry,
Zagrzmia - i znowu cisze -
A dzicz z krwawymi pazury
Obiega... za mordem dysze.
Dyszc na stronie przylega.
Wtem leci rkawiczka z krugankwpaacu,
Z rczek nadobnej Marty,
Pada midzy tygrysa i midzylamparty,
Na rodek placu.
Marta z umiechem rzecze doEmroda:
"Kto mi tak kocha, jak po tysicrazy
Czuymi przysig wyrazy,
Niechaj mi teraz rkawiczk poda".
Emrod przeskoczy zapory,
Idzie pomidzy potwory,
miao rkawiczk bierze.
Dziwi si panie, dziwi si rycerze.
A on w zwyciskiej chwale
Wstpuje na kruganki.
Tam od radonej witany kochanki,
Rycerz jej w oczy rkawiczk rzuci,
"Pani, twych dzikw nie trzeba miwcale".
To rzek i poszed, i wicej niewrci.
PANI TWARDOWSKA
BALLADA
Jedz, pij, lulki pal,
Tace, hulanka, swawola;
Ledwie karczmy nie rozwal,
Cha cha, chi chi, hejza, hola!
Twardowski siad w kocu stoa.
Podpar si w boki jak basza;
"Hulaj dusza! hulaj!" - woa,
mieszy, tumani, przestrasza.
onierzowi, co gra zucha,
Wszystkich aje i potrca,
wisn szabl koo ucha,
Ju z onierza masz zajca.
Na patrona z trybunau,
Co milczkiem wyprnia rondel,
Zadzwoni kiesk pomau,
Z patrona robi si kondel.
Szewcu w nos wyci trzy szczutki,
Do ba przymkn trzy rureczki,
Cmokn, cmok, i gdaskiej wdki
Wytoczy ze ba p beczki.
Wtem gdy wdk pi z kielicha.
Kielich zawista, zazgrzyta;
Patrzy na dno: Co u licha?
Po co tu, kumie, zawita?
Diablik to by w wdce na dnie,
Istny Niemiec, sztuczka kusa;
Skoni si gociom ukadnie,
Zdj kapelusz i da susa.
Z kielicha a na podog
Pada, ronie na dwa okcie,
Nos jak haczyk, kurz nog
I krogulcze ma paznokcie.
"A! Twardowski; witam, bracie!"
To mwic biey obcesem:
"C to, czyli mi nie znacie?
Jestem Mefistofelesem.
Wszak ze mn na ysej Grze
Robi o dusz zapisy;
Cyrograf na byczeJ skrze
Podpisale ty, i bisy
Miay sucha twego rymu;
Ty, jak dwa lata przebieg,
Miae pojecha do Rzymu,
By ci tam porwa jak swego.
Ju i siedem lat ucieko,
Cyrograf nadal nie suy;
Ty, czarami drczc pieko,
Ani mylisz o podry.
Ale zemsta, cho leniwa,
Nagnaa ci w nasze sieci;
Ta karczma Rzym si nazywa,
Kad areszt na waszeci."
Twardowski ku drzwim si kwapi
Na takie dictum acerbum,
Diabe za kuntusz uapi:
"A gdzie jest nobile verbum?"
Co tu pocz? kusa rada,
Przyjdzie ju naoy gow.
Twardowski na koncept wpada
I zadaje trudno now.
"Patrz w kontrakt, Mefistofilu,
Tam warunki takie stoj:
Po latach tylu a tylu,
Gdy przyjdziesz bra dusz moj,
Bd mia prawo trzy razy
Zaprzc ciebie do roboty?
A ty najtwardsze rozkazy
Musisz speni co do joty.
Patrz, oto jest karczmy godo,
Ko malowany na ptnie;
Ja chc mu wskoczy na siodo,
A ko niech z kopyta utnie.
Skr mi przy tym biczyk z piasku,
ebym mia czym konia chosta,
I wymuruj gmach w tym lasku,
Bym mia gdzie na popas zosta.
Gmach bdzie z ziarnek orzecha,
Wysoki pod szczyt Krpaku,
Z brd ydowskich ma by strzecha,
Pobita nasieniem z maku.
Patrz, oto na miar wieczek,
Cal gruby. dugi trzy cale,
W kade z makowych ziareczek
Wbij mi takie. trzy bratnale".
Mefistofil duchem skoczy,
Konia czyci, karmi, poi,
Potem bicz z piasku utoczy
I ju w gotowoci stoi.
Twardowski dosiad biegusa,
Prbuje podskokw, zwrotw,
Stpa, galopuje, kusa,
Patrzy, a i gmach ju gotw.
No! wygrae, panie bisie;
Lecz druga rzecz nic skoczona,
Trzeba skpa si w tej misie,
A to jest woda wicona.
Diabe kurczy si i krztusi,
A zimny pot na nim bije;
Lecz pan kae, suga musi,
Skpa si biedak po szyj.
Wylecia potem jak z procy,
Otrzs si, dbrum! parskn ranie.
"Teraz jue w naszej mocy,
Najgortszm odby ani."
"Jeszcze jedno, bdzie kwita,
Zaraz pknie moc czartowska;
Patrzaj, oto jest kobita,
Moja oneczka Twardowska.
Ja na rok u Belzebuba
Przyjm za ciebie mieszkanie,
Niech przez ten rok moja luba
Z tob jak z mem zostanie.
Przysi jej mio, szacunek
I posuszestwo bez granic;
Zamiesz cho jeden warunek.
Ju caa ugoda za nic."
Diabe do niego p ucha,
P oka zwrci do samki,
Niby patrzy, niby sucha,
Tymczasem ju blisko klamki.
Gdy mu Twardowski dokucza,
Od drzwi, od okien odpycha,
Czmychnwszy dziurk od klucza,
Dotd jak czmycha, tak czmycha.
LILIJE
BALLADA
(z pieni gminnej)
Zbrodnia to niesychana,
Pani zabija pana;
Zabiwszy grzebie w gaju,
Na czce przy ruczaju,
Grb lilij zasiewa,
Zasiewajc tak piewa:
"Ronij kwiecie wysoko,
Jak pan ley gboko;
Jak pan ley gboko,
Tak ty ronij wysoko."
Potem caa skrwawiona,
Ma zbjczyni ona,
Biey przez ki, przez knieje,
I gr, i doem, i gr;
Zmrok pada, wietrzyk wieje;
Ciemno, wietrzno, ponuro.
Wrona gdzieniegdzie kracze
I puchaj puchacze.
Biey w d do strumyka,
Gdzie stary ronie buk,
Do chatki pustelnika,
Stuk stuk, stuk stuk.
"Kto tam?" - spada zapora,
Wychodzi starzec, wieci;
Pani na ksztat upiora
Z krzykiem do chatki leci.
"Ha! ha!" zsiniae usta,
Oczy przewraca w sup,
Drca, zblada jak chusta;
"Ha! m, ha! trup!"
"- Niewiasto, Pan Bg z tob,
Co ciebie tutaj niesie,
Wieczorn sotn dob,
Co robisz sama w lesie?"
"- Tu za lasem, za stawem,
Byszcz mych zamkw ciany.
M z krlem Bolesawem
Poszed na Kijowiany.
Lato za latem biey,
Nie masz go z bojowiska;
Ja moda rd modziey,
A droga cnoty liska!
Nie dochowaam wiary,
Ach! biada mojej gowie!
Krl srogie gosi kary;
Powrcili mowie.
"Ha! ha! m si nie dowie!
Oto krew! oto n!
Po nim ju, po nim ju!
Starcze, wyznaam szczerze.
Ty go witymi usty,
Jakie mwi: pacierze,
Gdzie mam i na odpusty.
Ach, pjd a do pieka,
Znios bicze, pochodnie,
Byleby moj zbrodni
Wieczysta noc powleka."
"- Niewiasto, - rzecze stary -
Wic ci nie al rozboju,
Ale tylko strach kary?
Ide sobie w pokoju,
Rzu boja, rozja lica,
Wieczna twa tajemnica.
Bo takie sdy boe,
I co ty zrobisz skrycie,
M tylko wyda moe;
A m twj straci ycie."
Pani z wyroku rada,
Jak wpada, tak wypada;
Biey noc do domu
Nic nie mwic nikomu.
Stoj dzieci przed bram,
"Mamo, - woaj - Mamo!
A gdzie zosta nasz tato?"
- "Nieboszczyk? co? wasz tato?" -
Nie wie, co mwi na to.
- "Zosta w lesie za dworem,
Powrci dzi wieczorem."
Czekaj wieczr dzieci;
Czekaj drugi, trzeci,
Czekaj tydzie cay;
Nareszcie zapomniay.
Pani zapomnie trudno,
Nie wygna z myli grzechu.
Zawsze na sercu nudno,
Nigdy na ustach miechu,
Nigdy snu na renicy!
Bo czsto w nocnej porze
Co stuka si na dworze,
Co chodzi po wietlicy.
"Dzieci - woa - to ja to,
To ja, dzieci, wasz tato!"
Noc przesza, zasn trudno.
Nie wygna z myli grzechu.
Zawsze na sercu nudno,
Nigdy na ustach miechu!
- "Id, Hanko, przez dziedziniec.
Sysz ttent na mocie,
I kurzy si gociniec;
Czy nie jad tu gocie?
Id na gociniec i w las,
Czy kto nie jedzie do nas?"
Jad, jad w t stron,
Tuman na drodze wielki,
R, r koniki wrone,
Ostre byszcz szabelki.
Jad, jad panowie,
Nieboszczyka bratowie!
- "A witaje, czy zdrowa?
Witaje nam, bratowa.
Gdzie brat?" - "Nieboszczyk brat,
Ju poegna ten wiat."
- "Kiedy?" - "Dawno, rok min,
Umar... na wojnie zgin."
- "To kamstwo, bd spokojna!
Ju skoczya si wojna;
Brat zdrowy i ochoczy,
Ujrzysz go na twe oczy."
Pani ze strachu zblada,
Zemdlaa i upada,
Oczy przewraca w sup,
Z trwog dokoa rzuca.
- "Gdzie on? gdzie m? gdzietrup?"
Powoli si ocuca;
Mdlaa niby z radoci
I pytaa u goci:
"Gdzie m, gdzie me kochanie,
Kiedy przede mn stanie?"
- "Powraca razem z nami,
Lecz przodem chcia popieszy,
Nas przyj z rycerzami
I twoje zy pocieszy.
Dzi, jutro pewnie bdzie,
Pewnie kdy w obdzie
Ubite min szlaki.
Zaczekajmy dzie jaki,
Poszlemy szuka wszdzie,
Dzi, jutro pewnie bdzie."
Posali wszdzie sugi,
Czekali dzie i drugi,
Gdy nic nie doczekali,
Z paczem chc jecha dalj.
Zachodzi drog pani:
- "Bracia moi kochani,
Jesie za do podry,
Wiatry, soty i deszcze.
Wszak czekalicie duj,
Czekajcie troch jeszcze."
Czekaj. Przesza zima,
Brata nie ma i ni ma.
Czekaj; myl sobie:
Moe powrci z wiosn?
A on ju ley w grobie,
A nad nim kwiatki rosn,
A rosn tak wysoko,
Jak on ley gboko.
I wiosn przeczekali,
I ju nie jad dalj.
Do smaku im gospoda,
Bo gospodyni moda;
e chc jecha, udaj,
A tymczasem czekaj;
Czekaj a do lata,
Zapominaj brata.
Do smaku im gospoda
I gospodyni moda.
Jak dwaj u niej gocili,
Tak j dwaj polubili.
Obu nadzieja echce,
Obadwaj zjci trwog,
y bez niej aden nie chce,
y z ni obaj nie mog.
Wreszcie na jedno zdani,
Id razem do pani.
- "Suchaj, pani bratowo,
Przyjm dobrze nasze sowo.
My tu prno siedzimy,
Brata nie zobaczymy.
Ty jeszcze jeste moda,
Modoci twojej szkoda.
Nie wi dla siebie wiata,
Wybierz brata za brata".
To rzekli i stanli,
Gniew ich i zazdro piecze,
Ten, to w okiem strzeli,
Ten, to w swko rzecze;
Usta sine przycili,
W rku ciskaj miecze.
Pani ich widzi w gniewie,
Co mwi, sama nie wie.
Prosi o chwilk czasu,
Biey zaraz do lasu.
Biey w d do strumyka,
Gdzie stary ronie buk,
Do chatki pustelnika,
Stuk stuk, stuk stuk!
Ca mu rzecz wykada,
Pyta si, co za rada?
- "Ach, jak pogodzi braci?
Chc mojej rki oba?
Ten i ten si podoba:
Lecz kto wemie? kto straci?
Ja mam malekie dziatki,
I wioski, i dostatki,
Dostatek si zmitra,
Gdy zostaam bez ma.
Lecz, ach! nie dla mnie szczcie!
Nie dla mnie ju zamcie!
Boa nade mn kara,
ciga mnie nocna mara,
Zaledwie przymkn oczy,
Traf, traf, klamka odskoczy;
Budz si, widz, sysz,
Jak idzie i jak dysze,
Jak dysze i jak tupa,
Ach, widz, sysz trupa!
Skrzyp, skrzyp, i ju nad oem
Skrwawionym siga noem,
I iskry z gby sypie,
I cignie mi, i szczypie.
Ach, dosy, dosy strachu,
Nie siedzie mnie w tym gmachu,
Nie dla mnie wiat i szczcie,
Nie dla mnie ju zamcie!"
"Crko, - rzecze jej stary -
Nie masz zbrodni bez kary.
Lecz jeli szczera skrucha,
Zbrodniarzw Pan Bg sucha.
Znam ja tajnie wyroku,
Mi ci rzecz obwieszcz;
Cho m zgin od roku,
Ja go wskrzesz dzi jeszcze."
- "Co, co? jak, jak? mj ojcze!
Nie czas ju, ach, nie czas!
To elazo zabojcze
Na wieki dzieli nas!
Ach, znam, em warta kary,
I znios wszelkie kary,
Byle si pozby mary.
Zrzek si mego zbioru
I pjd do klasztoru,
I pjd w ciemny las.
Nie, nie wskrzeszaj, mj ojcze!
Nie czas ju, ach, nie czas,
To elazo zabojcze
Na wieki dzieli nas!"
Starzec westchn gboko
I zami zala oko,
Oblicze skry w zasonie,
Drce zaama donie.
- "Id za m, pki pora,
Nie lkaj si upiora.
Martwy si nie ocuci,
Twarda wiecznoci brama;
I m twj nie powrci,
Chyba zawoasz sama."
- "Lecz jak pogodzi braci?
Kto wemie, a kto straci?" -
"Najlepsza bdzie droga
Zda si na los i Boga.
Niechaje z rann ros
Pjd i kwiecie znios.
Niech kady wemie kwiecie
I wianek tobie splecie,
I niechaj doda znaki,
eby pozna, czyj jaki,
I pjdzie w kocio boy,
I na otarzu zoy.
Czyj pierwszy wemiesz wianek,
Ten m twj, ten kochanek."
Pani z przestrogi rada,
Ju do maestwa skora,
Nie boi si upiora;
Bo w myli swej ukada
Nigdy w adnej potrzebie
Nie woa go do siebie.
I z tych ukadw rada,
Jak wpada, tak wypada.
Biey prosto do domu
Nic nie mwic nikomu.
Biey przez ki, przez gaje,
I biey. i staje,
I staje, i myli, i sucha:
Zda si, e j kto goni
I e co szepce do nij,
Wokoo ciemno gucha;
- "To ja, twj m, twj m!"
I staje, i myli, i sucha,
Sucha, zrywa si, biey,
Wos si na gowie jey,
W ty obejrze si lka,
Co wci po krzakach stka,
Echo powtarza wci:
"To ja, twj m, twj m!"
Lecz zblia si niedziela.
Zblia si czas wesela.
Zaledwie soce wschodzi,
Wybiegaj dwaj modzi.
Pani, rd dziewic grona
Do lubu prowadzona,
Wystpi rd kocioa
I bierze pierwszy wianek,
Obnosi go dokoa;
"Oto w wiecu lilije,
Ach, czyje to s, czyje?
Kto mj m, kto kochanek?"
Wybiega starszy brat,
Rado na licach ponie,
Skacze i klaszcze w donie:
"Ty moja. mj to kwiat!
Midzy liliji krgi
Uplotem wstek zwj,
To znak, to moje wstgi!
To mj, to mj, to mj!
- "Kamstwo! - drugi zawoa -
Wyjdcie tylko z kocioa,
Miejsce widzie moecie,
Kdy rwaem to kwiecie.
Rwaem na czce w gaju,
Na grobie przy ruczaju,
Oka grb i zdrj,
To mj, to mj, to mj!"
Kc si li modziece;
Ten mwi, ten zaprzecza;
Dobyli z pochew miecza;
Wszczyna si srogi bj,
Szarpi do siebie wiece:
"To mj, to mj, to mj!"
Wtem drzwi kocioa trzasy,
Wiatr zawia, wiece zgasy,
Wchodzi osoba w bieli.
Znany chd, znana zbroja,
Staje, wszyscy zadreli,
Staje, patrzy ukosem,
Podziemnym woa gosem:
"Mj wieniec i ty moja!
Kwiat na mym rwany grobie,
Mnie, ksie, stu wi;
Za ono, biada tobie!
To ja. twj m, twj m!
li bracia, biada obu!
Z mego rwalicie grobu,
Zawiecie krwawy bj.
To ja, twj m, wasz brat,
Wy moi, wieniec mj,
Dalej na tamten wiat!"
Wstrzsa si cerkwi posada,
Z zrbu wysuwa si zrb,
Sklep trzeszczy, gb zapada,
Cerkiew zapada w gb.
Ziemia j z wierzchu kryje,
Na niej rosn lilije,
A rosn tak wysoko,
Jak pan lea gboko.
DO M...
Wiersz napisany w roku 1823
Precz z moich oczu!... posucham odrazu,
Precz z mego serca!... i serceposucha,
Precz z mej pamici!... nie tegorozkazu
Moja i twoja pami nie posucha.
Jak cie tym duszy, gdy padnie zdaleka,
Tym szerzej koo aobne roztoczy, -
Tak moja posta, im dalej ucieka,
Tym grubszym kirem tw pamipomroczy.
Na kadym miejscu i o kadejdobie,
Gdziem z tob paka, gdziem si ztob bawi,
Wszdzie i zawsze bd ja przytobie,
Bom wszdzie czstk mej duszyzostawi.
Czy zadumana w samotnej komorze
Do arfy zbliysz nieumyln rk,
Przypomnisz sobie: wanie o tejporze
piewaam jemu t sam piosenk.
Czy graj w szachy, gdy pierwszymiciegi
miertelna zowi krla twegomatnia,
Pomylisz sobie: tak stay szeregi,
Gdy si skoczya nasza graostatnia.
Czy to na balu w chwilachodpoczynku
Sidziesz, nim muzyk tacezapowiedzia,
Obaczysz prne miejsce przykominku,
Pomylisz sobie: on tam ze mnsiedzia.
Czy ksik wemiesz, gdziesmutnym wyrokiem
Stargane ujrzysz kochankwnadzieje,
Zoywszy ksik z westchnieniemgbokiem,
Pomylisz sobie: ach! to nasze
dzieje...
A jeli autor po zawiej probie
Par mion na ostatek zczy,
Zagasisz wiec i pomylisz sobie:
Czemu nasz romans tak si niezakoczy?...
Wtem byskawica nocna zamigoce:
Sucha w ogrodzie zaszeleszczygrusza
I puszczyk z jkiem w oknozalopoce...
Pomylisz sobie, e to moja dusza.
Tak w kadym miejscu i o kadejdobie,
Gdziem z tob paka, gdziem si ztob bawi,
Wszdzie i zawsze bd ja przytobie,
Bom wszdzie czstk mej duszyzostawi.
SEN
z Lorda Byrona
Dwoiste ycie nasze: sen ma wiatudzielny
rd otchani, nazwanych bytem inicestwem,
Nazwanych, lecz nieznanych, - senma wiat udzielny,
Z rzeteln wadz rzdzc nad
marnym krlestwem.
Mary i ycie bior, i postaci nosz,
Rozczulaj i drcz, i echcrozkosz.
Troski dzienne ciarem przywalajsennym
I ujmuj ciaru naszym pracomdziennym.
One si do istoty naszej mogwcieli,
Zabra poow czasu i byt naszpodzieli.
Jak posace wiecznoci - bysn iprzepadn,
Jako przeszoci duchy - czstoprzyszo zgadn,
Jak wrce Sybille - ciemno doich rki
Skada tyraskie bero rozkoszy imki.
One, gdy zechc, na to przerobinas mog,
Czym nie bylimy nigdy; - one ratrwog,
Wywoujc cie z grobw. - Wicmary s cienie?
Przeszo nie jeste cieniem?czyme jest marzenie?
Robot duszy, - dusza moewyprowadzi
Z nicestwa wiaty nowe i na nichosadzi
Doskonalsze od ziemskich ksztatypromieniste,
Wla im duch trwalszy, nili w ciaarzeczywiste.
Opowiem wam, co mi si dawniejprzywidziao:
Moe we nie - bo kiedy sen uwiziciao,
Duch wolny moe obiec rozlegkrain
I dugie pasmo ycia w jedn zwigodzin.
Zdao mi si, em widzia modychludzi dwoje.
Chopca i dziewk; stali na wzgrku
oboje,
A wzgrek by zielony, pochyejurody,
Niby jaki przyldek; tylko zamiastwody,
Wkoo ywy krajobraz i powiewnafala
Kosw i sianoci, i gdzieniegdzie zdala
Porozrzucane chaty; nad nimi dymbury
Ulotne snu kolumny. Sam
wierzchoek gry
Zdobiy zasadzone drzew i kwiatwwiece;
Nie przypadek je sadzi, leczumylne rce.
Chopiec i dziewka patrz - ta naokolice
Pikne jak ona sama, a ten nadziewic.
W nim rozwija si modo, w niejpikno rozwita,
W obojgu modo, ale modo
rozmaita. -
Jak wrd niebios janiejewdziczna twarz ksiyca,
Tak wpord lat niewiecichjaniaa dziewica.
Chopiec by laty modszy, leczstarsze nad lata
Serce jego; wzrok jego w caymkrgu wiata
Jedyne tylko widzia swej kochankilice,
I widzia j przed sob, w niej
utkwi renice
I nie mg ich oderwa; nie byo wnim ducha,
Ona bya mu duchem; gosu jejdrc sucha,
Ona bya mu gosem; on swychoczu nie ma,
Ona bya mu okiem: bo cigaoczyma
Jej spojrzenia, i wszystkie ogldaprzedmioty
W wietle od niej odbitym; on nie
ma istoty,
Nie ma ycia: w ni przela caeycie swoje,
W niej, jako w oceanie, wszystkiemyli zdroje
Pogry; za jej swkiem, za rkidotknieniem
Krew w nim cina si lodem albowre pomieniem.
Twarz jego na przemiany goreje ibladnie,
Serce boli i bolw przyczyny nie
zgadnie.
Lecz ona sodkich jego cierpie niepodziela,
Wzdycha, lecz nie do niego, - ma wnim przyjaciel?,
Ma brata, i nic wicej! - Onprzestawa na tem.
e j zwa przyjacik, e go zwaabratem;
Teraz nie chce przestawa. Skdeta rnica?
Czas rozwiza zagadk - kochaa
dziewica,
I kochaa innego; i wanie w tejchwili,
Gdy oboje na grze stali i patrzyli,
Ona wzrokiem kochanka dalekiegonci,
eby lecia tak bystro, jak lec jejchci.
Tu zasza zmiana w scenachmojego widzenia.
Wida gmach staroytny; - stoi uprzedsienia
Rumak z siodem do drogi - wgotyckiej kaplicy
U otarza by chopiec - nie widadziewicy.
Chopiec blady, samotny,przechodzi si, myli,
Usiad, dobywa piro, kilka swnakryli
I z pochylon gow, na rkuoparty,
Wsta znowu, wstrzsn gow ipisane karty
Na czci rozerwawszy, w drcejcinie doni,
I z gniewem w zbach szarpie, aleez nie roni.
Uspokoi si nieco, zapalone lica
Ostygy i zmartwiay, - wtem wyszadziewica.
Z obojtnym umiechem spotykamodziana,
Cho dostrzega, e bya od niego
kochana,
e jej cie jako caun pad na jegodusz,
I zgada, e on dla niej ma cierpiekatusze
Dugie, straszne; nie zgada, e miacierpie wiecznie.
Chopiec wzi j za rk; obojtnie,grzecznie
Spojrza - i w tej mu chwili nawierciado lica
Wybia niewymownych uczu
tajemnica,
I zagasa - i znowu czoo zaszomrokiem,
Znowu puci jej rk i powolnymkrokiem
Oddali si w milczeniu, nie egnadziewicy.
Rozstali si z umiechem; onwyszed z kaplicy,
Raz jeszcze na ojczyste gmachyokiem rzuci,
Dosiad konia, pojecha - i wicej
nie wrci.
Tu zasza zmiana w scenachmojego widzenia.
Chopiec dors modzieca - w obcepokolenia,
W dalekie zbdzi kraje i podwschodnim socem
Poi dusz pomieniem, - onwiecznym by gocem
Na ldzie i na morzu. Dokoa
postaci
Podobne jemu kr, przyjaci czybraci?
Tu mnstwo scen okropnych snuosi od razu,
I w chopiec by czstk kadegoobrazu.
Ujrzaem go na koniec. Dziwacznieprzebrany,
Gdzie daleko, w obozie wschodniejkarawany.
rd poamanych kolumn, na gruziepomnikw,
Co przeyy imiona swoichbudownikw,
Lea; a przy nim wielbld u resztobroku,
Kilka arabskich koni paso si ustoku.
Podrni, ktrych znuy upacaodzienny,
Drzemali w cieniu ruin, - on jedenbezsenny,
Na rku wsparty, oczy na pnocobrci,
Z twarz natchnienia pen -rozmyla czy nuci?
Niebo czyste tak wszystkie chmuryzdjlo z siebie,
e ledwie co nie wida Pana Bogaw niebie. -
Tu zasza zmiana w scenachmojego widzenia.
Dziewica z oblubiecem piercionkizamienia.
On j poj, mnogimi osypadostatki.
Widz j w cudzym domu, syszimi matki;
Otaczaj maonk wesoeplemiona,
Nadobne syny, crki, - ale za cona
Jak tsknoty chmur wdzicznposta mroczy,
Zdradzajc tajn bole, co jejserce toczy?
renice niegdy jasne zamgliapowoka,
Niby jaka za dawna, przystyga dooka;
Skde to? - Wszak z kochankiemzczona na wieki,
Wszake ten, co j kocha, jest odniej daleki,
Nie bdzie myli czystych zymyczeniem brudzi,
Nie bdzie jej westchnieniemnieumylnym nudzi.
Czego smutna? wszak darmowzajemnoci da,
Darmo w jej oczach zimnych nadzieiwyglda.
Wzgardzony, nie jest pewniesprawc jej katuszy,
Jest widmem dla pamici, niespem dla duszy.
Tu zasza zmiana w scenach
mojego widzenia.
Modzieniec znowu szukadomowego cienia.
Widz go przed otarzem, z nimoblubienica
Moda, wdzicznej postawy,nadobnego lica:
Lecz nie bya to owa najpierwszakochanka,
Owa gwiazda bogiego modych latporanka.
Musia o niej zapomnie, - stoizadumany,
Rozpatruje kocielne sklepienia iciany -
Zadra i w tej mu chwili nazwierciado lica
Wybia niewymownych uczutajemnica,
I zagasa - i znowu czoo zaszomrokiem.
Poglda na sw on, ale bdnymwzrokiem;
Powtarza jej przysigi, ktrych nierozumie:
Z kim jest, gdzie jest, zapomnia wsprzecznych myli tumie.
Widzi tylko sw modo, starygmach, kaplic,
I listek poszarpany, i swojdziewic.
Te przypomnienia kirem miertelnejzasony
Oddzieliy na wieki modzieca odony; -
Po c w takiej godzinie takieprzypomnienia?
Tu zasza zmiana w scenachmojego widzenia.
Widz dawn dziewic. Jakie w niejodmiany!
Ona w suchotach duszy; - jej rozumznkany
Opuci ster mylenia, wzrok jejdziko lata,
Blask, co wieci w jej oku, nie jest ztego wiata;
Ona jest jak krlowa nadpastwami marze;
Jej myl staa si wzemsprzecznych wyobrae;
Ksztaty, niedotykalne zmysommiertelnika
I niewidzialne, ona dostrzega,dotyka
I w poufaej wzywa do siebierozmowie:
Tak chorob wiek nasz obkaniemzowie.
Lecz nieraz mdrzec gbiej wobkanie wpada,
Jeli melancholiji smutny darposiada;
Bo wzrok melancholijny jakteleskop siga,
Dalekie widma zblia, rozczonesprzga,
I urok ycia chodn rozdarszyuwag,
Rozkrywa rzeczywisto wystyg inag. -
Tu zasza zmiana w scenachmojego widzenia.
Modzieniec by pielgrzymem, jakwida z odzienia.
Ksztaty przy nim krce zniky zsenn mar
Lub wojn z nim toczyy; - on stasi ofiar
Nienawici swych wrogw; zewszdzguby bliski,
Postrzega sida zdrady lub zemstypociski.
Stoy jego zgryzota jak harpijaplami,
On, jak dawny Mitrydat, karmi sijadami;
A trucizna nie bya szkodliw dlaniego
I suya mu na ksztat chlebapowszedniego.
Co innym mierci byo, tym ycieprzewleka;
Zbrzydzi spoeczno ludzk, wpustynie ucieka,
y w przyjani z grami, myl dogwiazd lata,
Wda si w rozmow z wielkimjenijuszem wiata.
Wzbogaconemu naukczarodziejskich zbiorem
Tajemna ksiga nocy stanaotworem.
Jego kltw wyzwane z gbokociziemi
Duchy go otoczyy - i zosta si zniemi.
Nie ma wicej zmian w scenachmojego widzenia.
Zbudziem si. - Jak dziwnewyrokw zrzdzenia!
Mj sen dla dwojga ludzi smutnykoniec znaczy,
Jednemu w obkaniu, objgu wrozpaczy. -
r. 1824. Wilno
[NIEZNAJOMEJ,DALEKIEJ - NIEZNANY,
DALEKI]
[W IMIONNIKU LUDWIKIMACKIEWICZWNEJ]
Nieznajomej, dalekiej - nieznany,daleki,
Kiedy nas jeszcze dalej wyrok chcerozegna,
Posyam, by ci razem pozna ipoegna,
Dwa wyrazy; "Witam ci!", "Bdzdrowa na wieki!"
Tak przechodze zbkany walpejskim parowie,
Pieni chce nudnej drodzeprzyczyni wesela;
A kiedy nie ma komu piewac sercewdowie,
piewa piosnk kochance swegoprzyjaciela;
Lecz nim piosnk przypdz echo kujej stronie,
Moe ju podrnego wieczny niegpochonie.
Dla Ludwiki przyszej Chodkowej
pisaem w godzin po otrzymanyn
rozkazie oddalenia si z Polski.
R. 1824. D. 22 Oktobra
POPAS W UPICIE
(Zdarzenie prawdziwe)
Upita, niegdy miasto, powiatustolica,
Dzisiaj miasteczko liche; jedna wnim kaplica
I kilkanacie chatek ydowskiejsiedziby.
Gdzie byy ludne rynki, dzi tam
rosn grzyby;
Wzgrek, obronny waem izwodzonym mostem,
Teraz broni si tylko pokrzyw iostem.
Mury w gruzach, na miejscuzamkowego gmachu
Sterczy ndzna karczemka bezokien i dachu.
Tam, na popasie, z nudy rozwaapoczem
Miny i mowy ludzi siedzcych zastoem.
Trzech byo. Pierwszy starzec zposrebrzanym wosem,
Na bie konfederatka rzuconaukosem,
Ws augustowski, upan, dzisiajpopielaty,
Trudno odgadnc jak mia barwprzed laty;
U pasa karabela. Obok siedziamody,
We fraku z samodziau, krojemnowej mody,
Fryzowa sobie czubek, konierzyk, aczasem
Bawi si z pywajcym u butakutasem,
Lub artowa z ssiada, ktregopaszcz dugi
I krzy czerwony - znakiemkocielnego sugi.
Czwarty by ydek. Temu czowiekod paasza
Tak mwi: "Hejno! dobra naszabez mariasza!
Po co trupami w szabas arendarzwtrwoy?
Suchajcie, kumy, gotw z wami sizaoy,
e jak tylko Siciski na cmentarzodjedzie,
Dostaniem garniec miodu.Nieprawda, ssiedzie?"
Arendarz kiwn brod. Suchaemciekawy:
Siciski? i w Upicie? Imi strasznejsawy!
"O jakim trupie - rzekem - toczycierozmowy
I o jakim Siciskim?" Na tokontuszowy:
"O Siciskim? z pocztku ca rzeczwywiod.
Na miejscu, gdzie ydowskwidzimy gospod,
By zamek nieboszczyka; przy tymimion wiele,
Konneksyje potne, mnogieklijentele,
A std ma poplecznikw i kresekbez liku:
Siciski by dictator na kadymsejmiku!
Starszych i zasueszych patricioszhasa;
Ale nie dosy na tym: na wysze sikasa.
Pocza te ku w oczy zbyt rogataduma;
Przyszed sejmik poselski: nauczonokuma;
Bo gdy pewny wyboru posem siogasza,
Kiedy dzikuje szlachcie, na obiadysprasza
I gdy si na Mazowsze wybiera dodrogi:
Licz turnum, Siciski pad na czterynogi!
Agitatus furiis et impotens irae,
Umyli zgubi szlacht: o scelus! o
dirae!
Daje obiad; zwiedziona zbiera sidruyna,
Gnie si st pod misami, ciekstrugi wina,
yka plebs; wtem blekotemzaprawione mty
Durz gow: z wesela niechci iwstrty.
Dalej ktnia, haasy, istna wieaBabel.
Od zbw szo do kijw, od kijw
do szabel;
Nie patrzc oka, boku, mordujc jakwciekli,
Tros Rutulusve fuat, wszyscy siwysiekli.
Lecz truciznik niedugo wygran sichwali,
Bo go piorun z rodzestwem imieszkaniem spali.
Jak w Ajaks scopulo infixus acuto,
Expirans flammas: straszna, leczsuszna pokuto!"
"Amen!" - rzek dziad kocielny.Ekonom we fraku
Porwnywa t powie do zboa wprzetaku
I chcc z bajecznej plewy prawdwywia nag,
Harfowa arcikami, zakoczyuwag:
e Pan Marszaek, z ktrym on dostou siada
I u ktrego ksiek niezmiernagromada,
Ilekro o Siciskim wspomni,zawdy mwi:
On zgubi nas, on rce zawizaKrlowi.
Z tych sw Marszaka gowaekonomska wniosa,
e nie szo tam o sejmik ani wybrposa,
e musiaa by wojna - przeciwkomu? kiedy?
Trudno zgadnc, zapewne z Turkialbo Szwedy;
Pewno Siciski krla do Upityzwabi,
Odda w rce najezdzcom i ojczyznzabi.
Chcia dalej rzecz prowadzi, leczsuga kocioa
Zezem na spozierajc: "Niedobrze- zawoa -
Jeli ksidza plebana chc uczydzwonniki,
Jeeli przed siwymi bior gos
modziki.
Ja wam opowiem jako najlepiejwiadomy:
Nie sejmik ani wojna ciga niebiosgromy,
Lecz bezbono. Siciski,wyrzeklszy si wiary,
Zabra, jak mwi, grunta nalenedo fary,
Nie chcia paci dziesicin, niebywa w kociele,
Pdzi chopw do pracy w wita i
niedziele;
Chocia mu nieraz biskup listamizagraa,
Cho go wykl z ambony - Siciskinie zwaa.
W wito Boego Ciaa, pod samopoudnie,
Gdy msza bya w kaplicy, kazakopa studni.
Dokopa si swej zguby ipowszechnej szkody:
Bo z owej studni tyle wybuchno
wody,
e pola, kdy niegdy bujaypszenice,
Zarosy w papro, ki poszy wtrzsawice.
Siciskiego, jak susznie Pan Sdzianamieni,
Piorun zabi, dom spali, potomstwowypleni.
Trup, kltw uderzony, dotd caystoi:
Ziemia go przyj nie chce,
robactwo si boi;
Nie znalazszy na ziemi wiconejspoczynku,
Straszc ludzi, rzec mona, wala sipo rynku,
Bo go nieraz dziad jaki, unisszy zcmentarza,
Wlecze w szabas do karczmystraszy arendarza".
Skoczy i drzwi