12
1 Wydanie 4 Kwiecień 2016 Cóż, jesteśmy w połowie kwietnia i zamiast cieszyć się ciepłą, słoneczną pogodą, musimy zmagać się z silnym wiatrem i deszczem. Maturzyści walczą o dobre oceny i szykują się do matury, a redakcja "Cyprianka" pracowała cały miesiąc, aby wydać dla Was ten numer gazetki. Znajdziecie w nim między innymi: wywiad z nowym przewodniczącym Samorządu Szkolnego, zapoznacie się z sylwetkami pozostałych członków samorządu. Oczywiście znajdzie się coś o Jerzym Różyckim, a także dowiecie się, co przydarzyło się niektórym uczniom pierwszego kwietnia. Zatem nie przedłużając, życzymy miłej lektury! Redakcja

Wydanie 4 Kwiecień 2016 - 1lowyszkow.home.pl1lowyszkow.home.pl/gazetka/4_2016.pdf · Jego zainteresowania to : sport i piłka nożna. Młody, przystojny, ... Lubi języki obce, choć

  • Upload
    dangdan

  • View
    216

  • Download
    0

Embed Size (px)

Citation preview

1

Wydanie 4 Kwiecień 2016

Cóż, jesteśmy w połowie kwietnia i zamiast cieszyć się ciepłą, słoneczną pogodą, musimy zmagać się z silnym wiatrem i deszczem. Maturzyści walczą o dobre oceny i szykują się do matury, a redakcja "Cyprianka" pracowała cały miesiąc, aby wydać dla Was ten numer gazetki. Znajdziecie w nim między innymi: wywiad z nowym przewodniczącym Samorządu Szkolnego, zapoznacie się z sylwetkami pozostałych członków samorządu. Oczywiście znajdzie się coś o Jerzym Różyckim, a także dowiecie się, co przydarzyło się niektórym uczniom pierwszego kwietnia.

Zatem nie przedłużając, życzymy miłej lektury!

Redakcja

2

Skład nowego Samorządu Szkolnego

Przewodniczący Samorządu Szkolnego Maciej Kopytowski

Uczeń klasy 1A, wieloletni harcerz, od 8 lat trenuje Karate. Jego zainteresowania to : sport i piłka nożna. Młody, przystojny, inteligentny, w szczęśliwym związku. Gotowy do odpowiedzi na każde pytanie i skory do pomocy.

Wiceprzewodniczący Samorządu Szkolnego Kacper Zyśk

Uczeń klasy 1G. Jego zainteresowaniami są muzyka i film, tworzenie ich i czynne uczestniczenie w tego typu przedsięwzięciach. Oprócz tego interesuje się przedmiotami społecznymi. Do samorządu wystartował, bo chciałby tej szkole dać coś od siebie, tworzyć ciekawe wydarzenia w których mogliby uczestniczyć uczniowie, by również oni

mogli rozwijać swoje zainteresowania.

3

Skarbnik – Joanna Ziembowska Chodzi do klasy ID. Jej największym zainteresowaniem jest rysowanie i to właśnie z nim wiąże przyszłość, bo zamierza iść na architekturę. Zgłosiła się do Samorządu, bo po prostu lubi organizować różne wydarzenia związane z życiem szkoły.

Łącznik

Michalina Łojek

Pełna pozytywnego myślenia. Lubi języki obce, choć jak twierdzi nie jest umysłem humanistycznym. Zawsze całkowicie angażuje się w to, co robi. Uczennica klasy IB.

Łącznik

Magdalena Gryc

Uczęszcza do klasy o profilu społeczno-geograficznym. Interesuje się sportem i wiąże z tym swoją przyszłość. Jest osobą kreatywną, dającą z siebie wszystko oraz pełną energii. Niejednokrotnie brała udział w imprezach charytatywnych. Twierdzi, że dając swoje serce innym ludziom, wszystko to wróci do nas z podwojoną siłą.

4

Łącznik

Weronika Maksajdowska

Kochająca czekoladę drugoklasistka. Humanistka, recytatorka, dziennikarka, audio-wolontariuszka, aktorka. Po godzinach lekcji, a czasem i w trakcie, psycholog – amator, opcjonalnie wiedźma. Prywatnie - chodzący paradoks.

Łącznik

Aleksandra Królik

Uczennica drugiej klasy o profilu społeczno-geograficznym. Zgodnie z profilem interesuje się sprawami społecznymi. Swoje życie chce poświęcić pracy na rzecz drugiego człowieka i środowiska lokalnego. Jej marzeniem jest odbyć podróż dookoła świata.

Łącznik

Kinga Pieńczuk

Uczęszcza do klasy społeczno-geograficznej. W swoim życiu zawsze stara się pomagać ludziom i obdarowywać ich swoim optymizmem. Jej przyszłość waha się pomiędzy dwoma zawodami, a mianowicie: policjantką do spraw kryminalnych lub przedszkolanką. Jest miłośniczką różnorakiego sportu i w 100% potwierdza słynne zdanie, że "Sport to zdrowie". Jeżeli ktokolwiek będzie miał z czymś problem, jest otwarta i chętnie pomoże! Także bez wstydu!

5

W dzisiejszym numerze prezentujemy Wam wywiad z nowym przewodniczącym samorządu szkolnego, uczniem klasy I a Maciejem Kopytowskim. Rozmowa o zainteresowaniach, chęci kandydowania i o celach kadencji nowej grupy uczniów.

Co skłoniło cię do objęcia tak ważnej posady?

Sam się skłoniłem, wiedziałem, że moment wyborów kiedyś w całkiem bliskiej przyszłości nadejdzie, więc no trochę nieśmiało, ale myślałem o tym. Kiedy już trzeba było zgłaszać kandydatury nie byłem pewien, ale właściwie w ostatni dzień, kiedy można było zgłaszać kandydatury zapytałem klasę co o tym sądzi, zapytałem dziewczynę, przyjaciół, samego siebie i zgłosiłem się.

Jaki jest twój najważniejszy cel w kadencji przewodniczącego?

Chyba po prostu, żebyście się wszyscy częściej i szerzej uśmiechali i żeby Wam się bardziej chciało. Są oczywiście założenia programowe jak np. radiowęzeł, który chcielibyśmy ruszyć, ale my (samorząd) jesteśmy po to, żeby ta szkoła nie była tylko miejscem katuszy, mąk i cierpień zadawanych sprawdzianami, kartkówkami i pytaniami przez „strasznych” nauczycieli, ale żeby się chciało uczniom tutaj przychodzić, ja widzę to tak: Dyrekcja i nauczyciele są od nauki, a my od dobrej zabawy, oczywiście jedno drugiego nie wyklucza .

Jakie nasz przewodniczący ma pasje i zainteresowania?

Jestem harcerzem, chodzę na karate już parę ładnych lat, jestem prezesem ministrantów w Rybienku Leśnym. Bardzo lubię to wszystko, głównie przez ludzi, których tam spotykam, zawsze mi się bardziej chcę po zbiórce, czy treningu. Tak poza tym to oczywiście sport, a najbardziej piłka nożna, ulubiony zespół FC Barcelona. Interesuję się polskim kabaretem, historią, polityką, a w porywach psychologią.

Czy w momencie przyjścia do Norwida już wiedziałeś że chcesz kandydować?

Nie nie, wydawało mi się, że jestem za malutki, że są lepsi (bo pewnie są), że nie dźwignę tego ciężaru. Pewnie jak znakomita większość pierwszoklasistów zastanawiałem się czy dobrze wybrałem klasę, czy to moje miejsce, czy dobrą ścieżką zaczynam kroczyć. Potem zrobiłem trochę zamieszania, zmieniłem ścieżkę ustabilizowałem się psychicznie i wtedy mogłem zacząć myśleć o kandydowaniu.

Jakie cechy powinien posiadać przewodniczący?

Myślę, że takie jak każdy lider: powinien ciągnąć za sobą ludzi, być dobrym mówcą, powinien być zorganizowany, wymagać od siebie potem od współpracowników, zorganizowany, ale i uśmiechnięty, bo jak wprowadzać uśmiech, kiedy sam jesteś mrukiem. Przewodniczący przede wszystkim powinien być człowiekiem-instytucją, figurą, swoją obecnością świadczyć o sobie samym i tych, których reprezentuje.

Czy czujesz ciężar na swoich ramionach i presję?

Czuję, czuję się naprawdę odpowiedzialny za to co robię, a chciałbym to robić jak najlepiej. Presji może nie czuję, ale odpowiedzialność na pewno. Kurde, odpowiadam przed ponad pół tysięczną

6

grupą młodych, sprawnych ludzi, strach pomyśleć co się stanie jak coś się nie spodoba.

Jak Ci się współpracuje z pozostałymi członkami samorządu?

Na razie nie mam prawa się skarżyć na nic. Czas zweryfikuje czy będzie lepiej czy gorzej, ale w samorządzie nie ma ludzi z przypadku, jeżeli ktoś tu jest to jest „po coś”, żeby pracować, pomagać, ciężko jest mi sobie wyobrazić, że ta współpraca miałaby być zła, bo to są moi ludzie, moja ekipa.

Jakub Wróblewski, kl. I g

Marcel Kozon, kl. II

7

LAMENTACJA MATURZYSTY

Tuż za oknem mojego pokoju znajduje się szereg świerków. Bardzo je lubię ze względu na fakt, iż na ich gałęziach gniazdują gołębie, których gruchanie wprawia mnie zawsze w pozytywny nastrój. Relaksująco działa również śpiew innych, niezidentyfikowanych przeze mnie ptaków. Szczególnie dobre wrażenie dają pierwsze wiosenne koncerty. Uświadamiają, że wszystko już się budzi, pozytywnie nastawiają do życia.

Tego dnia było inaczej. Słonecznego weekendowego poranka, z łóżka wyrwał mnie potworny świergot ptasiego „przyjaciela”, który akurat o godzinie wpół do siódmej postanowił zwrócić na siebie uwagę podobającej mu się koleżanki. Chciałbym potrafić obrazowo opisać jak wyglądał ten koncert i moje reakcje na niego, ale nawet gdybym posiadł taką zdolność, to taka poezja nie miałaby szans wejść do kanonu literatury pięknej ze względu na nasycenie wulgaryzmami. Tej scenie daleko było do filmowych, idyllicznych sytuacji, w których śpiew skowronka o brzasku budzi świeżego bohatera, który dzięki tak wspaniałemu rozpoczęciu dnia jest natychmiast gotowy do działania. Zamknięcie okna obniżyło decybele do poziomu pozwalającego znów zasnąć, ale przykre wspomnienie pozostało.

Po przemyśleniu feralnego poranka wpadłem w zakłopotanie. Rozdźwięk uczuć, jakie żywimy do różnych zwierząt, jest w gruncie rzeczy bardzo niesprawiedliwy. Lubimy słuchać poetyckich uwertur słowika, przerażającego krzyku żurawi czy majestatycznego pisku orła, czując do nich cichą sympatię. Jednocześnie żywimy szczerą nienawiść do małego, pewnie nawet całkiem ładnego ptaszka tylko dlatego, że jego głos przypomina dźwięk porysowanej płyty włożonej do popsutego gramofonu. Przecież żaden z nich nie śpiewa po to, żeby sprawić nam przyjemność, lecz jedne robią to bardziej efektownie od drugich. Dla nas liczą się tylko ich zdolności wokalne, intencje idą w odstawkę.

Pozycja gatunku zwierzęcia w ludzkiej świadomości jest z góry zaszufladkowana. Każdy wie, że należy zachwycać się pięknem króliczków i dostawać mdłości na widok włochatych pająków. Nawet gdyby któryś z tych ostatnich był z charakteru słodziutkim pieszczoszkiem, to sądzę, że znalazłoby się niewielu ludzi, żywiących do niego jakieś pozytywne uczucia. Niech nikt nie twierdzi jednak, że jestem zwariowanym ekologiem, dążącym do równouprawnienia żywych organizmów całego świata. Ten naturalny porządek rzeczy nie jest nawet niczym dziwnym. Snując takie rozważania nasuwają się pewne analogie, nadające im bardziej uniwersalny sens.

Maturzyści są troszkę jak ta gorsza część ptaków. Z góry wpisani w schemat, że całym życiem trzecioklasisty ma być nauka. Pooglądać ulubiony serial? Tylko z wyrzutami sumienia, że nie robisz zadań z matematyki. Bezmyślne pogapienie się w telewizor? Byle nie za długo. Wyjście na imprezę? Tak, ale nie unikniesz na niej pytań o stan przygotowań do egzaminu dojrzałości. Wchodzisz na Facebooka, wyskakują ci powiadomienia z grup maturalnych. Przyjeżdżająca do ciebie na obiad rodzina zalewa cię pytaniami o to, jak ci idzie. Nawet jak ktoś się tym egzaminem kompletnie nie przejmuje, to otoczenie za wszelką cenę chce mu to narzucić. Maturzyści nie pojadą na dłuższą wycieczkę, nie zorganizują szkolnej akademii. Najlepiej jakby zamknęli się w pokoju i przez rok z niego nie wychodzili.

Sama nauka do matury naprawdę nie jest czymś strasznym. Owszem, poważne podejście do tematu wiąże się z pewnymi wyrzeczeniami, ale są one do przełknięcia w obliczu świadomości

8

celu. Straszna jest głównie presja otoczenia. Nakładana na ucznia konieczność koncentracji swojego życia na jednym egzaminie. Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że ten napompowany do granic możliwości balon, nazywany maturą, nie jest wart takich emocji, jakie budzi.

Trudno nie zadać sobie w takiej sytuacji pytania o sensowność dziesięcioletniej edukacji. Czy uczymy się po to, żeby stać się mądrzejszymi, posiąść wszechstronną wiedzę? Czy może cała nasza nauka skupia się na kolejnych egzaminach: szóstoklasisty, gimnazjalnym, dojrzałości? Czy liceum ogólnokształcące nie jest już ogólnokształcące tylko w swojej nazwie?

Dalsze lamenty nie mają większego sensu, bo w tym akurat przypadku życie rozdaje po równo. Matura czeka nas wszystkich, nie ma co płakać nad mlekiem, które jeszcze się nie rozlało (i oby się nie rozlało w maju!). A jako, że rocznik 97’ już chyba ostatecznie kończy swój udział w Gazetce Szkolnej i w ogóle w życiu „Norwida”, to wypada się jakoś pożegnać.

No, to cześć!

Krzysztof Głowacki, kl. III e

W naszym liceum od kilku tygodni trwają przygotowania do uroczystości upamiętnienia 90. rocznicy zdania egzaminu dojrzałości przez Jerzego Różyckiego. Dla grupy uczniów, zaangażowanych w tworzenie programu artystycznego z tej okazji, jest to czas szczególnie obfitujący w stres, ale i ekscytację. Ekscytację spowodowaną chociażby wyjazdem do siedziby TVP. Tylko po co…?

Jak mówi powiedzenie „nie szata zdobi człowieka”, ale w przypadku aktora, kostium potrafi być naprawdę wielce pomocny. I to właśnie kostiumy były motywacją naszego wyjazdu. 13 kwietnia ruszyliśmy busem wypełnionym po brzegi (dosłownie, nie w przenośni), by za sprawą strojów i rekwizytów z magazynów TVP móc przenieść się w klimat dwudziestolecia międzywojennego. Pękające w szwach garderoby przypadły do gustu szczególnie dziewczynom, choć męska część naszej załogi była niemniej rozemocjonowana. Rozpoczęło się istne buszowanie między regałami. Każda z kreacji była wykorzystywana na potrzeby programów czy seriali realizowanych przez Telewizję Polską, więc w takim otoczeniu dało się odczuć niesamowitą atmosferę i historię, jaka stała za, można by rzec, kawałkami materiałów. Jak nie trudno się domyślić, przymiarki trwały i trwały, jednak ich efekty okazały się być warte tego czasu.

Przy tej okazji mieliśmy również przyjemność zostać oprowadzeni po poszczególnych studiach siedziby TVP przy ul. Woronicza. Odwiedziliśmy studio, w którym realizowane są nagrania finałów WOŚP (i w którym część z nas miała już okazję gościć), miejsce nagrywania programu „Jaka to melodia?” oraz „Świat się kręci”. Zdradzono nam kilka patentów, które są wykorzystywane przy tworzeniu programów emitowanych później w telewizji publicznej.

Jednak co z resztą przygotowań do obchodów wspomnienia absolwenta naszej szkoły? Zapewne niczyjej uwadze nie umknęła wycinka drzew wzdłuż chodnika. Jest ona uzasadniona faktem, iż w odsłonięty kawałek ściany będzie wmurowana pamiątkowa tablica poświęcona Jerzemu Różyckiemu. Nauczyciele, którzy są absolwentami Norwida, z sentymentem wspominają zielonych przyjaciół, którzy towarzyszyli im w drodze do szkoły i pracy. W związku z prowadzonymi pracami na terenie naszego liceum, pojawiła się także chwila grozy. Nie tak dawno znaleziono w ścianie pocisk, co zmusiło całą społeczność szkolną do ewakuacji. Sytuacja nie okazała się jednak tak groźna, jak mogłaby się wydawać, a po niewybuchu został jedynie ślad w postaci dziury w murze.

9

Choć święto na cześć kryptologa wciąż przed nami, to już w powietrzu unosi się niezwykły

klimat. Nie pozostaje nam nic innego, jak swoim zaangażowaniem, chociażby w konkurs na najlepiej przebraną klasę, współtworzyć atmosferę międzywojnia w tym szczególnym dniu.

Anna Puchalska, kl. I a

PRIMA APRILIS

Kwiecień - plecień wciąż przeplata trochę... prawdy trochę kłamstwa? W końcu rozpoczyna go dzień, który może sprawić, że będziemy bardzo z siebie zadowoleni albo bardzo zdenerwowani przez czyjś głupi żart i to, że daliśmy się „wkręcić”. To dość ciekawe, że Prima Aprilis stał się popularny już w późnym średniowieczu, a niektórzy uważają, że jego geneza sięga nawet starorzymskich praktyk. Chodzi o rzymskie święto „Veneralia” obchodzone 1 kwietnia, kiedy to dozwolone były żarty i wygłupy. Cytując Wikipedię (najbardziej zaufane przez uczniów internetowe źródło informacji) tego dnia: „Kwiryci odstawiali komiczne występy, mężczyźni przebierali się w damskie palle (okrycia), zakładali peruki, tańczyli na ulicach, co nie przydarzyłoby się im w innych dniach.” Nasze Prima Aprilis nie jest tak obchodzone, mimo tego, że możliwym jest spotkać dowolnego dnia na ulicy mężczyznę przebranego za kobietę (bądź na odwrót). Natomiast sądzę, że u nas w szkole jest jeszcze większe prawdopodobieństwo takiego spotkania, gdyż uczniowie „Norwida” nie boją się wyzwań i jeśli mają możliwość przebrać się w ramach jakiegoś święta obchodzonego w szkole, to są w stanie na ten jeden dzień wizualnie stać się osobą płci przeciwnej.

Kończę już tę dygresję i przechodzę do sedna tego działu: waszych wypowiedzi! Tym razem poprosiłam niektórych z Was o ujawnienie żartu jaki Was spotkał, bądź jaki Wy komuś zrobiliście. Oto i one:

Może to nie żart, ale na pewno miła niespodzianka, jaką sprawiła nam pani profesor w tegoroczne Prima Aprilis. Swoją niezapowiedzianą nieobecnością zafundowała klasie skrócone o dwie godziny lekcje, co zostało przyjęte z dużą aprobatą.

*

Było to chyba ze cztery lata temu. Wstałem rano, dzień jak co dzień (kto otumaniony resztkami snu pamiętałby, że jest 1 kwietnia). Jak zwykle rano - toaleta poranna: mycie twarzy, rąk i zębów... Nakładam na szczoteczkę pastę, już jakaś dziwna mi się wydawała na pierwszy rzut oka, ale dobra. Zabrałem się do szczotkowania zębów i wtedy sobie uświadomiłem, że tak słodkiej pasty chyba jeszcze nigdy nie używałem. Myślę: "kurde dla dzieci jakąś dali, czy jak". W tym momencie do łazienki wszedł mój kochany brat i z fałszywą troską zapytał: "ząbki umyłeś kochanieńki?". Okazało się, że poprzedniego wieczoru wcisnął chyba strzykawką jakiś słodki krem do tubki, oczywiście wcześniej usuwając pastę właściwą. Mama i tata też dali się nabrać.

*

Ostatnim razem do przeciętej siekiery doczepiłam kilka magnesów, podkleiłam gąbeczką, pomalowałam i przyczepiłam w nocy do dachu auta. Mina mamy - bezcenna. Co prawda później przez tydzień do szkoły chodziłam piechotą, ale warto było.

10

*

Rano, kiedy byłam w łazience, stuknęłam parę razy o wannę i zorientowałam się, że mama pobiegła do drzwi wejściowych myśląc, że ktoś przyszedł. Ja pukałam dalej, więc mama, widząc, że nikogo nie ma, pobiegła na górę na balkon, po czym zdezorientowana zajrzała do garażu w poszukiwaniu dobijającego się do naszego domu gościa. Gdy jednak nikogo nie znalazła, zdyszana wróciła, a ja wychodząc z łazienki krzyknęłam "prima aprilis!" i po chwili śmiejąc się, zorientowała się o co chodzi.

*

W prima aprilis moja dziewczyna powiedziała mi, że przy następnym naszym spotkaniu u niej w domu będę musiał siedzieć z nią na rodzinnym obiedzie. Po 30minutowym wypytywaniu się o każdego członka rodziny, który będzie na tym obiedzie, powiedziała mi, że tak naprawdę to

żadnego obiadu nie będzie. Czekam aż przestanie mi to wypominać i na następne Prima Aprilis, żeby się odwdzięczyć. P.S. I tak ją kocham.

*

Mój dialog z mamą w poranek Prima Aprilis. W telewizji lecą informacje o ostatnich projektach socjalnych PiS-u. Powiedziałem: „Wiesz co mamo? Ja to jednak popieram PiS. Uważam, że

reformy wprowadzane przez tę partię są znakomite i stanowią najlepszą możliwą formę zmian dla Polski. Naprawdę, Polacy to wspaniały naród, który przetrwał trudne lata zaborów, do tego

niesłusznie marginalizowany przez świat. Ponadto próbują jeszcze nam wmawiać jakieś kompleksy. Istna głupota. Uważam, że jesteśmy dumnym narodem, który stanie się potęgą na

skalę światową dzięki Prawu i Sprawiedliwości. Naprawdę, te reformy uzdrowią polską gospodarkę!” Mama zdziwiona zapytała: „Stało się coś? Boli Cię głowa?” Odpowiedziałem: „Prima

aprilis!”

*

Od pewnego czasu naszej kotce przytyło się do tego stopnia, że zaczęła być podejrzewana o ciążę, pomimo tego, iż teoretycznie w nią zajść nie mogła. Zaraz po przyjściu ze szkoły

zadzwoniłem do taty oznajmiając spanikowanym głosem, że w mojej wersalce znalazłem małe kociaki i nie wiem co robić. Uwierzył.

Ciężko kogoś (kto ma świadomość, że jest Prima Aprilis) przekonać do najprawdziwszej prawdy, która 1. kwietnia wydaje się tak abstrakcyjna jak nigdy. Ludzie są bardziej podejrzliwi tego dnia i na ogół sukcesem do nabrania danej osoby jest pewność, że nie łapie się ona dobrze w kalendarzu albo po prostu jest normalna i nie ma obsesji na punkcie Prima Aprilis. Tak czy inaczej nieraz z żartami trzeba uważać, bo nie każdy człowiek ma do siebie duży dystans, więc i żarty należy umieć dostosowywać. Trzeba pamiętać też o pewnych granicach, bo mimo tego, że tego dnia ludzie łatwiej wybaczają, to nie znaczy, że można przeciągać strunę. Miło, jak nasz żart zostanie zapamiętany na długo, ale lepiej, żeby nie stał się dla kogoś traumą. Jeśli nie wykorzystaliście tego dnia w pełni, macie około jedenastu miesięcy na zastanowienie się jak może wyglądać Prima Aprilis w 2017r. Jeszcze nie zapominajcie o tym, że niektórzy mogą wyczekiwać na ten dzień tylko po to, aby się na Was odegrać.

Rozalia Wota, kl. II a

11

Październikowy poranek. W przestronnej sali dwudziestu paru uczniów słucha profesora, jednocześnie wodząc za nim wzrokiem, gdy ten przemieszcza się po linii okno – ściana. W pewnym momencie nauczyciel wzdycha i zaleca zabrać się za pisanie notatki, którą lada chwila podyktuje.

„Drugą zasadę dynamiki Newtona możemy zapisać wzorem:

F=m×a

Oznacza on, że jeżeli na ciało działa siła, to ciało porusza się z przyspieszeniem oraz jeżeli ciało porusza się z przyspieszeniem, to musi na nie działać siła.”

Piszę bez mrugnięcia okiem, lecz w mózgu następuje szybkie przetrawienie zdobytych informacji.

… jeżeli ciało porusza się z przyspieszeniem…

Zaraz, zaraz!, myślę sobie i, korzystając z nadarzającej się okazji (jaką okazuje się być chwila, gdy pan profesor skupia się na poszukiwaniach arcyważnej rzeczy ukrytej w czeluściach pomieszczenia za drzwiami w kwiatki), bez szkody dla siebie i wiedzy, popadam w zadumę.

Przyspieszenie czy przyśpieszenie? Rozumując logicznie, nie ma czegoś takiego jak pospiech. Jest pośpiech.

Bohatersko męczę się z owym pytaniem cały dzień, po czym w domu nagle doznaję olśnienia. Z szalonym błyskiem w oku wpadam do swojego pokoju, potykam się o krzesło i w ostatniej chwili udaje mi się uniknąć bliskiego spotkania z framugą okienną. Ściągam z najniższej półki ogromne tomiszcze i szukam czegoś zawzięcie. Znajduję.

przyśpieszenie, przyspieszenie 1. ‘przyrost prędkości w jednostce czasu’ No dobrze. Skoro przyśpieszenie ma dwie poprawne formy, oznacza to, że śpieszyć

także…? Jak widać, myśli poruszają się odpowiednim torem. śpieszyć, spieszyć ndk 1. ‘iść, jechać, zdążać dokądś z pośpiechem’: Żołnierze śpieszyli

do stołówki. 2. ‘podejmować jakieś działanie tak szybko, jak to jest możliwe’: Ratownicy śpieszą na ratunek zasypanym górnikom. Śpieszę wyjaśnić, że zaszła pomyłka.

Aha! Wszystko jasne! Zauważam, że we wszystkich przykładach powtarza się śpieszyć, a nie spieszyć. Czyżby jednak któraś wersja była poprawniejsza…? Żeby mieć pewność… co jeszcze można pos(ś)pieszyć? Bezmyślnie wpatruję się w okładkę książeczki dla dzieci. Kiedy uświadamiam sobie, na co patrzę, mój wzrok rozświetla się. No przecież…! Pociąg!

pośpieszny zob. pospieszny Uh… same przeszkody na drodze do zdobycia wiedzy!, myślę poddenerwowana, ale bez

żadnych wymyślnych epitetów szukam dalej. pospieszny, pośpieszny 1. ‘dokonywany, odbywający się w pośpiechu, szybko’: Zjedli

pospiesznie śniadanie. Pospieszne przygotowania do wymarszu. Pospieszny wyjazd. 2. ‘czyniący coś lub odbywający się szybciej w porównaniu z innymi’: Pociąg pospieszny. 3. ‘odbywający się za szybko, za wcześnie, pochopnie’: Pospieszna decyzja. Wydać pospieszny sąd.

Tu z kolei wszędzie jest pospieszny… Z ciężkim westchnieniem człowieka doświadczonego przez los siadam przed komputerem. Palce szybko wystukują pożądane hasło w wyszukiwarce Google. Zachęcona przez widniejącą nazwę („Słownik języka polskiego”) klikam ów link, mój wzrok przebiega pobieżnie definicję i zatrzymuje się na krótkiej wymianie zdań szukającego pomocy z językoznawcą.

12

przyśpieszyć

zwiększyć prędkość, szybkość; przyspieszyć;

skrócić czas trwania czegoś

- Czyli dopuszczalne są oba wyrazy, przyśpieszyć, jak i przyspieszyć, tak?

Tak.

Ah… więc to tak… myślę, uśmiechając się lekko.

P.S. „Pospiech” jednak istnieje...

Hanna Kwaśny, kl. I g

Na samym końcu tego wydania "Cyprianka" w imieniu całej redakcji naszej gazetki chcemy podziękować za wspaniałą współpracę odchodzącym już niestety trzecioklasistom: Magdalenie Uzdowskiej (IIIF), Mariannie Kubiak (IIIA), Karolinie Ciok (IIIF), Amandzie Nisio (IIIB), Krzysztofowi Głowackiemu (IIIE) i byłemu redaktorowi naczelnemu Jakubowi Siuchno (IIIF). Wasz wkład w rozwój "Cyprianka" jest nieoceniony, ponieważ dzięki waszej ciężkiej pracy, zaangażowaniu, kreatywności, świetnym pomysłom i tekstom, gazetka obecnie prezentuje tak dobry poziom. Powinniście być z siebie dumni, gdyż udało się Wam stworzyć coś, co pozwala uczniom dzielić i rozwijać swoje zainteresowania i pasje poprzez pisanie tekstów. Życzymy Wam, jak i wszystkim maturzystom, matury zdanej na 100% i dostania się na wymarzone kierunki studiów. Nigdy o Was nie zapomnimy.

Dziękujemy! :)

Redaktorzy Naczelni: Rozalia Wota IIA i Marcel Kozon IIF