23
MARCIN ŚWIETLICKI 37 WIERSZY O WÓDCE I PAPIEROSACH PO NAS Najeżdżony, ukryty w wannie. Czterodniowy bród usuwający. Najeżony, nieutulony. Najeżony i odstawiony do granicy wytrzymałości. Nieciekawy już świata za wanną. Nieciekawy już miasta i kobiet. Nieciekawy siebie samego, spłukujący nazwisko, charakter. Pozostaje tym bardziej, wewnątrz, w zimnej wodzie, razem z wodą w lód się przebóstwia, potem znowu w wodę, potem w lód, potem w wodę, potem choćby w potop. (95) WIERSZ BEZ ŚWIATŁA Nie, nie napiszę listu. Światło nam, umarło, śmierdzi po śmierci naftą. Światło zmarło. Światło nam wyłączyli urzędnicy. Pan kierownik przyszedł z fizycznym i wyłączył. Bo żyjemy w grzechu, nijak za to nie płacąc, więc znaleźli sposób, żebyśmy zapłacili – wyłączając światło. Ciekawy eksperyment. Telewizor umarł. Nie żałujemy nazbyt. Jedyny mankament, że już nic nie zagłusza szczekania sąsiadek. 1

37 wierszy o wódce i papierosach

Embed Size (px)

Citation preview

Page 1: 37 wierszy o wódce i papierosach

MARCIN ŚWIETLICKI

37 WIERSZY O WÓDCE I PAPIEROSACH

PO NAS

Najeżdżony, ukryty w wannie. Czterodniowy bród usuwający. Najeżony, nieutulony. Najeżony i odstawiony do granicy wytrzymałości.

Nieciekawy już świata za wanną. Nieciekawy już miasta i kobiet. Nieciekawy siebie samego, spłukujący nazwisko, charakter.

Pozostaje tym bardziej, wewnątrz, w zimnej wodzie, razem z wodą w lód się przebóstwia, potem znowu w wodę, potem w lód, potem w wodę,

potem choćby w potop.

(95)

WIERSZ BEZ ŚWIATŁA

Nie, nie napiszę listu. Światło nam, umarło, śmierdzi po śmierci naftą. Światło zmarło. Światło nam wyłączyli urzędnicy. Pan kierownik przyszedł z fizycznym i wyłączył. Bo żyjemy w grzechu, nijak za to nie płacąc, więc znaleźli sposób, żebyśmy zapłacili – wyłączając światło.

Ciekawy eksperyment. Telewizor umarł. Nie żałujemy nazbyt. Jedyny mankament, że już nic nie zagłusza szczekania sąsiadek. Ale za to kochamy się głośniej. I bardziej.

Ciekawy eksperyment. Jest tak, że się wszystka elektryczność skończyła, lecz nie tylko ona, także i w innych światłach trwa powolna czystka, zapałki nie chcą płonąć, przemokły, i kota oczy nie świecą nazbyt w ciemnościach, zimnościach, piwnicznościach, w których stanął dom.

1

Page 2: 37 wierszy o wódce i papierosach

A więc światło umarło. Wiele martwych świateł leży przede mną, w tym bezkształtnym mroku. Ze wszystkiego się zawsze uda robić wiersze, z martwego światła także. Nawet jest pożytek z ujadania sąsiadek. Z pana kierownika, który się niebezpiecznie w Pana Boga bawi.

(94)

PROSTY POZYTYWNY

Nie przepadam za tego rodzaju śmierciami. Dzwonek do drzwi zabija, ale potem trzeba żyć długo, a przynajmniej przez czas tej wizyty. Za każdym razem myślę, że to pozytywny listonosz z pozytywnym przekazem pieniężnym, czy coś równie dobrego. Za każdym cholernym razem myślę, łudzę się – przecież ludzie byli tu niedawno, w zeszłym tygodniu – i przecież przesadą byłoby ich podejrzewać o takie aż wielkie okrucieństwo, tak myślę, łudzę się, otwieram.

Otworzyć się, rozmawiać. Kurewski ekumenizm. Nadmierna ilość papierosów. Trzeba się, niestety, czegoś trzymać. Rozmawiać. Trzeba zrobić coś z ustami i rękami. Po coś tu umieram na wysuniętej placówce. Oparty o wiersze, wiersz kobietę, wiersz dziecko, wiersz ja, wiersz świat i wiersz zaświat. Rozmawiać. Wymieniać się wszystkim - poniedziałkiem i grudniem, obiadem, gazetą. Wyjść na miejskie powietrze, wyjść na barykady przystanków tramwajowych, sklepów, knajp, autostrad.

Otworzyć się. Rozmawiać. Pozytywny program. Prosty i pozytywny. Kontaktować się. Mówić, zacisnąć zęby. Po coś tutaj jestem. W sobie nie znajdę odpowiedzi. Nie.

(93)

WSZYSTKO

Zobaczyć wszystko z wnętrza ciężarówki o świcie, w drodze na poligon. Widzieć poprzez zgarbione sylwetki w panterkach to nieznane miasto na północy, które za chwilę zmieni się w nic znaczącego, jakieś białe pole z patykami.

Na razie jednak moc sensacji: sklep! na ulicach cywile! księgarnia

2

Page 3: 37 wierszy o wódce i papierosach

jeszcze zamknięta! niewyraźna kobieta! No, tylko nasze karabiny mają erekcję – my patrzymy – wszystko łaskawie się odsłania na tych kilka minut dotkliwie niewyraźnych. Kobieta! Piekarnia! Wrząca kropelka śliny spada mi na rękaw.

A potem, wyskakując na komendę z wozu i stając w dwuszeregu, widząc jak nierówno stoją drzewa, jak nierówno śnieg je pokrywa, jak nierówno wieczór zapada, czuję wszystko blisko tuż za plecami. Dzisiaj będę spał ze wszystkim – na polowym łóżku, w namiocie. Będziemy kochać się bardzo powoli, delikatnie, żeby zostało jeszcze coś na jutro.

(90)

M – W PODRÓŻY

To miejsce to jest neutralny teren. Ani to moje łóżko, ani też nie twoje. Żadnej pamięci co do tego miejsca nie masz, ja także nie mam. Niemożliwe będzie zaznaczenie tu naszej obecności. Ślady na prześcieradłach zostaną wyprane, nasze śmieci zostaną wyniesione.

To miejsce to jest neutralny teren. Nie udeptana ziemia, a więc żadnych wojen nie uda nam się tu prowadzić. Koniec na dzisiaj i na jutro. Zawieszenie broni chwilowe. Więc co? Pozostaje tylko kochać się, bo inaczej nie zdołamy przetrwać tej nocy i następnej nocy.

Mamy przecież mentalność gości hotelowych i niby łatwo jest się przyzwyczajać do przypadkowych mebli i ciał przypadkowych. Wybrałem jednak własne twoje ciało i to wszystko co można znaleźć, gdy się przejdzie przez nie (teraz mówię za siebie, nie mam prawa wiedzieć, co ty w tej chwili...) Mocno, lecz nie rozpaczliwie --------

Mamy przecież mentalność gości hotelowych, ale mamy przy sobie również osobiste drobiazgi: zapalniczki, paczki papierosów, klucze i kartki z numerami jakichś odległych telefonów, bilety, pieniądze, ty masz te swoje różne kobiece niezbędne, ja – okruchy tytoniu w kieszeniach. I chociaż

często jesteśmy do siebie podobni, to różnimy się bardzo, różnimy się płcią,

3

Page 4: 37 wierszy o wódce i papierosach

śmiercią i drobiazgami. Wyjeżdżamy pojutrze. Zapominam zapomnieć.

(92)

KLUCZENIE, KWIECIEŃ

Pętam się, kluczę. Nie zacieram śladów. Znów całkiem niepotrzebny klucz w kieszeni. Nie mam zamiaru ani możliwości mieszkania na dworcu, na ulicy, pod mostem, w samochodzie, w hotelu. Nie chcę się tam. Daleko wysunięta placówka liryczna.

Nikt mnie nie ściga, nikt nie idzie za mną. To ja sam ten cień rzucam. Pętam się pałętam, kluczę pomiędzy miejscem, gdzie mnie teraz już nie ma a miejscem gdzie mnie nie ma jeszcze - i nie do końca wiadomo, czy w ogóle. Kluczę. Moja kurtka została w domu, co go nie ma. Dzisiaj spałem w tym domu, co go nie ma jeszcze. Dała mi rano – tuż przed wyjściem w ten deszcz – klucze do tego domu, będzie jeszcze śmieszniej. Więc jak się czujesz? W porządku. Dziękuję.

Powoli się przestawiam. Sam sobie wybrałem. Pętanie się po deszczu z dwoma kompletami bezużytecznych kluczy. Tak żałośnie, że aż nie na wiersz. Pętam się, pałętam, snuję się kluczę. Sam. Bezużyteczny.

Nigdzie, z kluczami, w deszczu, w mokrym swetrze, brak formy, złamany język.

(92)

GDZIEŚ TAK POCZĄTEK 1993, WARSZAWA

- Mówiłeś przecież... (zawahał się i wskazał znacząco włosy). – To nie ta – stwierdziłem. - To już nie ta – stwierdziłem. Nie ciągnąłem dalej. On byłby z tego zrobił kilkadziesiąt wierszy, zmiana kobiety wymaga celebry jak zmiana warty, przesilenie wiosenne, czy coś takiego. U mnie to przebiegło nie w wierszach. Poza planem kartki. W zaledwie kilku nowych siwych włosach, w kilku dreszczach.

(94)

4

Page 5: 37 wierszy o wódce i papierosach

POZA ROZKŁADEM

Przed trzecią w nocy – tuż po awanturze z szarpaniem ubrań, robieniem zadrapań i siniaków, normalnie – jak zwykle z jego winy, bo czyjej, nikogo tu nie ma prócz niego, och, winnego nieskończenie – nagle sam siebie idąc gdzieś po torach kolejowych.

Wędrująca zła krew, brud, hipokryzja, zdrada, obrzydzenie, nienawiść, wiadomo, to zawsze było w nim, bo nie umiał kochać, mówił kocham a nie umiał kochać, przyszedł rok temu z chlebakiem i odchodzi z chlebakiem, nie ma nic, niczego ci nie zostawi, prócz pustki, pustka jest ruchoma, można ją upchnąć w kącie, wynieść, zostawić na torach kolejowych.

Właśnie znalazł sam siebie na torach kolejowych, żadnych zupełnie, absolutnie żadnych skojarzeń samobójczych, noc, pomarańczowe światła, w tej chwili poczuł się pociągiem z setką wagonów, eszelonem, który jedzie poza rozkładem, lirycznym zboczeńcem, co nie wytrzyma bez tragedii, jeśli jej nie ma, to ją sprowokuje, zmyśli, poza rozkładem.

(93)

URBI ET ORBI

Wielkanoc 94 różni się od innych. Wielkanoc 94 zastaje nas na Rondzie Grunwaldzkim, na przystanku, wobec deszczu, wielkiego nieba, wielkiej rzeki, wobec.

Nasz wybór. Chora, niepełna rodzina. Ty, ja – oraz owoc żywota naszego. Chorzy, niepełni, nie rejestrowani nigdzie oprócz tych wierszy.

Dużo przestrzeni. Wielkie oko patrzy nam w oczy. Maciek usiłuje wyjść z wózeczka wprost w kałużę, wściekłe walki z Maćkiem.Zmącona Wisła i zmącone światło.

5

Page 6: 37 wierszy o wódce i papierosach

Zmąceni, ale wściekle kolorowi. Agresywnie wyraźni. Trzy żywe pochodnie, jaskrawe i widoczne z każdej odległości!

(94)

TRZYLATEK Dziecko, powszechnie znielubiony demon. Niezły w abstrakcji, w konkrecie fatalny. Nie odpowiada ładnie na pytania. Czai się. kombinuje wymyślne tortury skacowanym dorosłym. Odrobinę przydatny jedynie politykom i ich fotografom nadwornym. Udręczone koty i psy. Ostra czułość. Granica gdzie czułość łączy się z uduszeniem. Wstydliwa niezmiernie duma rodziców, obiekt infantylnych klimakteryjnych estetycznych uniesień różnych pań (lecz niektóre z tego pokolenia reagują odmiennie, gotowe są zabić). Czy już go ochrzciliście?

(95)

JESZCZE JEDEN Ja się tylko spowiadam. Codziennie w malignie aż do nocy ja chodzę do spowiedzi, którą składam w ustronnych miejscach i ciałach kobiecych, i w ziemi. Krzyczy trawa. Ja nie mam aż tyle śmiałości, żeby prosić by mnie rozgrzeszono, nie mam śmiałości by komunię połknąć. Nie jestem naród Tak się porobiło. Nie chcę tego odkręcać.

(95)

MIEJSCE ZBRODNI Tyle adrenaliny na darmo, poważnie.

Kałuże adrenaliny, adrenalinowe światło. Na scenie dom buduję sobie z butelki piwa, papierosów. Nie jest przyjemnie. Bo nie po to jest, aby było przyjemnie. Dom buduję sobie stojąc przed mikrofonem, mówiąc, wystawiając

6

Page 7: 37 wierszy o wódce i papierosach

na sprzedaż język. Jeśli coś ma smak adrenaliny – to na pewno tym czyś jest moja ślina, na pewno. Jest tak, jakbym kogoś przez okno wychylając się przywoływał. Jest miejsce, ofiara się znajdzie.

(95)

PARASOLKI Mówię coś. Mówię coś. Mówię coś, wolałbym żeby samo się mówiło, żeby samo się grało, żeby samo się zaczęło, żeby samo się skończyło. Mówię coś, a w głowie mam stare numery telefonów, nieaktualne adresy, mnóstwo bardzo wulgarnych wyrazów.

W porządku, idź bez parasolki, zmoknij.

A wszystko to jest identycznie trwałe jak numer telefonu na pudełku zapałek...

(92)

POGO Spałem źle. Ona spała źle. Pełne porozumienie – spało nam się źle w tym kraju, w którym wciąż więcej i więcej palantów nosi przy sobie broń (zażartowałem, że to są dla nich namiastki penisów, choć chodzi o coś groźniejszego). Źle spałem. Spałem źle. W tym kraju, w którym wzorcem mężczyzny jest ksiądz albo handlarz. Spałem źle. W tym kraju, w którym znów ojczyznę a nie wiosnę zobaczą. (Jak ci się nie podoba – to wypierdalaj!). Źle spałem. Spałem źle. Chociaż się zdarzają jakieś jaśniejsze monety – na przykład:

7

Page 8: 37 wierszy o wódce i papierosach

czarne oliwki, wino Sophia – Riesling, 22 grudnia 91 oraz efekty owej rewolucji seksualnej, z których skorzystałem wyjątkowo skwapliwie, ponadto ty jesteś, a ciebie nikt mi nie zabroni. Źle spałem. Spałem źle i przyśniła mi się Idea, przyśnił mi się Działacz, przyśniły mi się Obowiązki i konieczność Skruchy. Kolaboruję z pismem katolickim, nie mając nawet kościelnego ślubu, nawet nie będąc bierzmowany! Jakaż perwersja! Zawsze zdradzam, w tym szczególnie pozostaję sobie wierny - i przelatuję przez te Muzea, Biblioteki, Banki, a one ścian już niemal nie mają, nie warto się skupiać na tych obcych detalach, mam w sobie gorący detal, teraz cię muszę znaleźć, przejdziemy przez siebie w lepsze, gorące kraje, bo istnieją, skoro

ty zaistniałaś i ja już istnieję...

I co? I pożar. To bardzo powoli się zaczynało. Najpierw mnóstwo znaków, zapachów, trzasków, drobnych świateł. Teraz płonie. Poważnie. Ogień stawia swoje stopy ostrożnie. Ja to sobie tańczę. Siedząc przed lustrem, zupełnie nieruchomo, z zamkniętymi oczami, tańczę to sobie, ja to sobie tańczę. Wyjąc bezgłośnie, postępując tuż za ogniem, powoli, powoli, powoli. Tańczę to sobie.

(92)

OPLUTY (44)

Któregoś dnia to miasto będzie należeć do mnie. Na razie chodzę. Na razie patrzę. Na razie swój nóż ostrzę. Wkładam – zdejmuję kastet.

Opluty. Opluty. Napluli mi na plecy. Nic o tym nie wiem – chodzę po mieście. Chodzę po mieście: Planty, Szewska,Rynek. Chodzę po mieście: Rynek – Szewska – Planty.

8

Page 9: 37 wierszy o wódce i papierosach

Opluty. Opluty. OPLUTYOPLUTYOPLUTYOPLUTYOPLUTY...

Któregoś dnia to miasto będzie należeć do mnie. Na razie chodzę, patrzę. Na razie nic.

Któregoś dnia rzeką Wisłą przypłynie statek piratów, o pięciu masztach, dwudziestu armatach. I zapytają: - Który to Świetlicki? A ja wtedy stanę na samym środku Rynku i będę wskazywać: Tego. Tego. Tego. Tego. Tamtą. Tego. Tego sprzątnąć. Tamtą skasować. Tego. Tamtą. WSZYSTKICH!

K r a k ó w i N o w a H u t a. S o d o m a z G o m o r ą. Z S o d o m y d o G o m o r y j e d z i e s i ę t r a m w a j e m.

Chodzę po mieście. Chodzę po mieście. Opluty. Opluty. Opluty...

(92)

CASABLANCA

Niekochany nie zdradza. Niekochany chodzi dzwoniąc w kieszenie niepotrzebnym kluczem.

Z bramy wychyla się staruszek niepokojąco podobny do Bogarta. „Celuję prosto w twoje serce, synu!” „Przecież wiesz, że to najmniej czuły we mnie punkt.”

W sąsiedniej bramie znaleziono siedemdziesięcioletnią Marilyn Monroe. Potrafiła wyksztusić jedynie:

9

Page 10: 37 wierszy o wódce i papierosach

PU PU PI DU.

„Jaka jest pańska narodowość?” „Jestem pijakiem. Jestem nieślubnym dzieckiem Bogarta i Marilyn Monroe. To ja zabiłem Laurę Palmer.” To wszystko na ten temat.

(92)

PAN TRAKTOR Nie legalizować niczego. Zdelegalizować wszystko.

Wprowadzić godzinę policyjną o piętnastej trzydzieści.

Nie legalizować niczego. Zdelegalizować wszystko.

Pomiędzy mnie a ciebie położyć policjanta.

Nie legalizować niczego. Zdelegalizować traktor. Zdelegalizować pana. Zdelegalizować panią. Zdelegalizować domek. Zdelegalizować tramwaj. Zdelegalizować jajko. Zdelegalizować wszystko.

(95)

OLIFANT

10

Page 11: 37 wierszy o wódce i papierosach

Zobaczyłem światło, więc przyszedłem. Zadzwoniłem i otworzyłaś. Nie przyszedłem rozmawiać, nie przyszedłem się kłócić, nie przyszedłem prowadzić odwiecznej wojny. Ja przyszedłem się kochać, przyszedłem się kochać.

Mam już jeden nóż w plecach i nie ma tam miejsca na następne. Ja przyszedłem się kochać. Odpada dylemat: kawa – herbata. Ja przyszedłem się kochać, przyszedłem się kochać.

Zobaczyłem światło, więc przyszedłem. Zadzwoniłem i otworzyłaś. Nie przyszedłem rozmawiać, nie przeszedłem namawiać, nie przyszedłem zbierać podpisów, nie przyszedłem pić wódki. Ja przyszedłem się kochać, przyszedłem się kochać.

(92)

McDONALD’s Znajduję ślad twoich zębów w obcym mieście. Znajduję ślad twoich zębów na swoim ramieniu. Znajduję ślad twoich zębów w lustrze. Czasami jestem hamburgerem.

Czasami jestem hamburgerem. Sterczy ze mnie sałata i musztarda cieknie. Czasami jestem podobny śmiertelnie do wszystkich innych hamburgerów.

Pierwsza warstwa: skóra. Druga warstwa: krew. Trzecia warstwa: kości. Czwarta warstwa: dusza.

A Ślad twoich zębów jest najgłębiej,

11

Page 12: 37 wierszy o wódce i papierosach

najgłębiej.

(94)

M – MORDERSTWO A ona leży z nożem w plecach. Troszeczkę na podłodze, troszkę na dywanie. Skromnie skulona. O, tak. Jest wrzask. Świadkowie są jak ryby, które przed chwilą nauczono mówić. A ona leży z nożem w plecach.

A ona leży z nożem w plecach. Morderca idzie wolno korytarzem. Otwiera drzwi wejściowe i wychodzi w ogród. Mija klomby. Wychodzi przez furtkę na ulicę. Wsiada do tramwaju. Jedzie tramwajem, jedzie, czyta gazetę, dojeżdża do pętli. Wraca do domu. Przekręca klucz w zamku. A ona leży z nożem w plecach.

A ona leży z nożem w plecach. Troszeczkę na dywanie, troszkę na podłodze. Skromnie skulona. O, tak. Jest wrzask. Świadkowie są jak ryby, które przed chwilą nauczono mówić. A ona leży z nożem w plecach.

A ona leży z nożem w plecach. A ona wstaje, otrzepuje się. Wkłada panterkę, przewiesza przez ramię karabin. Wychodzi na ulicę, wytacza haubicę. Wsiada do tramwaju. Jedzie tramwajem, jedzie, czyta gazetę, dojeżdża do pętli. Puka do jego drzwi.

(79 – 92)

HENRYK KWIATEK Henryk Kwiatek przyjaźnił się z gościem ze świętego obrazu. To był jedyny facet, z którym mógł to robić. Wracał do domu – zaparzał herbatę, a wtedy święty obraz doń z obrazu schodził. I rozmawiali. Henryk Kwiatek mówił o wszystkim co mu się zdarzyło tego dnia a święty milczał i świętymi oczami na Henryka patrzył. Henryk Kwiatek przyjaźnił się z gościem ze świętego obrazu. Bo z kim się miał przyjaźnić? No przecież nie z księdzem, co raz do roku po kolędzie chodził. Bo z kim się miał przyjaźnić? Przecież nie z listonoszem,

12

Page 13: 37 wierszy o wódce i papierosach

co raz na miesiąc mu rentę przynosił.

Henryk Kwiatek... Henryk Kwiatek przyjaźnił się z gościem ze świętego obrazu. Któregoś dnia wrócił z miasta – zaparzył herbatę A obraz zszedł z obrazu i usiadł przy stole, a listonosz nie przyszedł i renty nie przyniósł. Następnego dnia także listonosz nie przyszedł. Henryk Kwiatek co chwilę do swych drzwi podchodził. Minął tydzień czekania – listonosz nie przyszedł. Henryk Kwiatek do gościa z obrazu powiedział: - Ja dotychczas niczego nie chciałem od ciebie. Wiem doskonale, że ty możesz wiele. Do tej pory niczego od ciebie nie chciałem, więc teraz o pożyczkę chciałbym cię poprosić,

Henryk Kwiatek...

Święty gość długo milczał i patrzył świętymi oczami na Henryka – Henryk Kwiatek znowu poprosił o pożyczkę. A Gość palec uniósł, Popatrzył na Henryka i powiedział: - MIŁOŚĆ...

Teraz Kamera opuszcza mieszkanie i widać blokowisko przeraźliwie czarne i widać czarne niebo – i na niebie czarnym WIELKIE I BLADE PRZERAŹLIWIE SERCE.

(95)

NIEPRZYSIADALNOŚĆ No, proszę sobie wyobrazić: marzec albo kwiecień (mmm... raczej marzec), wieczór. Spotykam JP, jest pijany jak świnia, a ja jestem trzeźwy jak świnia. Idziemy na kawę. On – między morzem wódki a powrotem do domu. Ja – między kłótnią z jedną kobietą a rozmową z drugą, która być może także przemieni się w kłótnię.

Siedzimy więc w knajpie. (choćbym się nawet bardzo skupił, nie pamiętam w jakiej). On – pijany jak świnia. Ja – trzeźwy jak świnia. Pijemy tę kawę i nagle on, wskazując mi jakieś dwie siedzące przy sąsiednim stoliku, proponuje byśmy się do tych dwóch przysiedli, a ja mówię: Daj mi spokój, ja nie mam ochoty. Ja to pierdolę, dziś jestem w nastroju nieprzysiadalnym. Ja to pierdolę, dziś jestem w nastroju nieprzysiadalnym.

13

Page 14: 37 wierszy o wódce i papierosach

Pomiędzy kłótnią z jedną kobietą a rozmową z drugą, która być może także się przemieni w kłótnię, ja to pierdolę, dziś jestem w nastroju nieprzysiadalnym.

Więc rezygnuje. Rozmawiamy o czymś. O literaturze, być może nawet o kobietach. Deszcz zaczyna padać. Patrzę na niego: no, trzyma się nieźle, chociaż jest pijany jak świnia. Ja się nieźle trzymam, chociaż jestem jak świnia trzeźwy, I nagle on – wskazując mi znów te dwie, mówi: Zobacz, jak to się dobrze składa, ich dwie i nas dwóch, dosiądźmy się do nich. Więc mówię: Nie chcę, nie mam ochoty. Ja to pierdolę, dziś jestem w nastroju nieprzysiadalnym. Pomiędzy kłótnią z jedną kobietą a rozmową z drugą, która być może także się przerodzi w kłótnię, ja nie mam ochoty. Ta to pierdolę, dziś jestem w nastroju nieprzysiadalnym. Tak się zdarza czasami, że jestem w nastroju nieprzysiadalnym. Tak się zdarza zazwyczaj, że jestem w nastroju nieprzysiadalnym. Siedzę przy stoliku i nie mam ochoty dosiąść się do was, choć na mnie kiwacie. Ja to pierdolę, dziś jestem w nastroju nieprzysiadalnym.

(92)

VAN MORRISON, JIM MORRISON, PATTI SMITH, JIMMI HENDRIX SIĘ DRĄ

Jest to historia z połowy lat sześćdziesiątych. Śliczna dziewczyna i gruby mężczyzna w domu grubego. No co ty robisz? – pyta gruby, ona zdejmuje swoje ryże rajstopy, gruby śliniąc się pyta: Ile masz lat, do której chodzisz szkoły, jak masz na imię? Och, nie mamy czasu. Zróbmy to szybciej. Jezus

14

Page 15: 37 wierszy o wódce i papierosach

umarł tak wcześnie. Ledwo się obudził. Zróbmy to szybciej.

Śliczna dziewczyna i gruby mężczyzna w domu dziewczyny. Ojciec jest w pracy, zarabia pieniądze, a matka wyszła je wydawać. Śliczna dziewczyna rzuca klucz na stół. Na ścianie wisi Mao, Marilyn Monroe i zdjęcia z dzieciństwa. Jak ty masz na imię? Jak ty masz na imię? Nie mamy czasu. Za chwilę wracają.Zróbmy to szybciej.

W nocnej taksówce, odwrócona do mokrej szyby, przez zaciśnięte zęby, jeszcze drżąc, niespodziewanie mówi: Gie – eL – O – eR – I – A, powiedziała: Gie – eL – O – eR – I – A, powiedziała: G L O R I A ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! !

(86)

NOW I WANNA BE YOUR DOG

Nie ma świata. Skończył się. Nie ma czasu. Skończył się. Nie ma celu.Skończył się. Nie ma sensu. Skończył się.

Teraz chcę być twoim psem. Teraz chcę być twoim psem. Teraz chcę być twoim psem. (No chodź).

(tutaj następuje solówka gitarowa)

Ostatnia audycja ostatniego radia, zakończona hymnem umarłego państwa. Teraz, kiedy zostaliśmy sami,

15

Page 16: 37 wierszy o wódce i papierosach

teraz możemy to robić, na gazetach, sztandarach, sztandarach, gazetach.

Teraz chcę być twoim psem. Teraz chcę być twoim psem. Teraz chcę być twoim psem. (no chodź).

(94)

ÓWDZIE Z białymi wiąże mi się wiele przykrych historii, innych ras nie spotykam, mieszkam w raczej białym kraju, przyjezdni nie mają znaczenia.

Miałem wyłącznie białe kobiety, białych pracodawców, to się zawsze kończyło tak samo – z mniejszym albo większym hukiem, tak samo zawsze zaczynało się:

nerw piekła wystający z asfaltu.

Był wypadek, ja ocalałem, teraz żyję ówdzie.

(93)

JUŻ, TERAZ Już teraz są nie do zniesienia. Schodzę po coś tam do piwnicy. Oddycham. Jeden klucz, zapamiętać który. Drugi klucz, zapomniałem włączyć światło. Tak łatwo się w tym mroku. Kurwa. Otarłem się o zimny mur i było to. Wchodzę pomiędzy te wilgotne. Tam w kącie gniją nadal przedwojenne sanki. Po coś tam zszedłem, stoję i oddycham. Są tam u góry, są nie do zniesienia. Mówią, nazywają, chcą.

(90)

POMALUJ TO NA JAKIKOLWIEK KOLOR

16

Page 17: 37 wierszy o wódce i papierosach

Pierwszomajowy pochód zaczynam tuż poza moimi drzwiami – trasa jest niejasna – zbaczam pomiędzy jakieś niespełna zielone zarośla obok Wisły, co płynie do morza.

Ostatecznie na pewno trafię na ulicę Komandosów – tymczasem przeglądam się w Wiśle badawczo i dokładnie, dostrzegam jej zmarszczki i ślady butów wypełnione wodą na dnie.

(90)

WIERSZYK DLA PIOTRA Wiesz chciałbym się podzielić tyle się przydarza. Wiesz nie mam podzielności uwagi toteż kiedy jem palę i piję, czytam piszę i oglądam telewizję nie mogę w tym czasie nikogo kochać. Nie bierze mnie polityka bo nie mam podzielności uwagi musiałbym przestać żyć. Wiesz chciałbym ci powiedzieć. Ale nie mam którędy.

(90) WEJDŹ GWOŹDZIU Świt powiedziały ptaki. W południe przeszedłem przez most. Nie patrząc powiedziałem rzeka. Jeżeli zmarli wymuszają wiersze, to niech to zdanie będzie wymuszone. Pomiędzy wszystkim biega na oślep niemowa. (91)

TRUPIE SPRAWY MIŁOSNE W tym związku w związku z tym realizuję całą pornograficzną nadzieję. Próżnia dosiada perfum. Próżnia wchodzi w bieliznę.

17

Page 18: 37 wierszy o wódce i papierosach

Próżnia zostawia po sobie zużytą zapalniczkę. Próżnia toczy się, kreuje dalsze ciągi, pospiesznie. Co oznacza wielkie, rozwarte na całą okolicę przerażone usta.

(94) COPO WSZYSTKIM i co po wszystkim skończyliśmy już się kochać oczy okna wieżowca w którym nikt nie mieszka wpatrzone w okna wieżowca w którym nikt nie mieszka mam coś powiedzieć nic muśnięcie i co napijesz się zapalisz nie muśnięcie jak było nie przepraszam nic muśnięcie wiesz kiedyś kiedy jeszcze nic muśnięcie muśnięcie

(91) (...)

Wycięte kilkanaście zwrotek. Cenzura wewnętrzna. Ale to było wczoraj. Dziś jadę tramwajem uśmiechając się wstrętnie do wczoraj. Wącham wczoraj, ostry i grzeszny zapach. Ale to było wczoraj. Dziś nic. Tylko jadę i więcej nie wydarza się. Lekki grzesznie. Cokolwiek mi zrobią, nie sięgną wstecz. Już jestem przedawniony. Dziś tylko jadę i głównie jestem jechaniu oddany.

(95) KOLEJNY WIERSZ O WÓDCE I PAPIEROSACH

18

Page 19: 37 wierszy o wódce i papierosach

Od pewnego momentu nie krępuje Obecność. Można się przyzwyczaić tak samo jak do chrobotu myszy. Kiedy wychodzę – następuje szybkie i czujne przeglądanie wersów. Wersy się przeglądają. Jedna dedykacja na jedno życie. (95) PRZECIEKI

Rowerzyści na nocnej ścieżce mijający mnie i rozpoznający mnie, przeze mnie nie są rozpoznani, odjeżdżają i nigdy pewnie się nie dowiem, tak jak nie dowiem się o i o. Był ktoś i pytał o ciebie, kto? nie jestem w stanie ci opisać, nawet płci, ktoś był, nie zostawił wiadomości. Wyszedłem rano, wsiadłem i jechałem. Gdzieś jest to drzewo. (95)

19