96
1 WIERSZE Baczyński Krzysztof Kamil 1. Astronomia 2. Autobiografia 3. Ballada o wisielcach 4. Bez imienia 5. Bezsenność 6. Biala magia 7. Bohater 8. Burza 9. Ciemna milość 10. Co wieczór widzę twoje oczy 11. Czarne cheruby kolyszą 12. Czart 13. Demon 14. Deszcze 15. Do niewinności 16. Do matki 17. Do przyjaciela 18. Dokąd to jeszcze… 19. Drogi nocne 20. Drzewa 21. Elegia 22. Elegia dziecięca 23. Elegia IV 24. Elegia o… (chlopcu polskim) 25. Erotyk 26. Gdy za powietrza zasloną 27. Gwiazdka 28. Hej z drogi 29. Hymn wieczorów miejskich 30. Inny erotyk 31. Jesienny spacer poetów 32. Kobieta, którą kochaleś 33. Kolysanka 34. Kot 35. Lasem 36. Magia 37. Martwa pieśń 38. Melancholia 39. Milość 40. Miserere 41. Mistyka 42. Moce 43. Narodziny Boga 44. Narzeczona 45. Nie to, co mi się śnilo 46. Niebo zlote ci otworzę 47. ty mój smutku cichy 48. Ojczyzna II 49. Orfeusz w lesie 50. Ostatni wiersz 51. Pamiętniczki 52. Piosenka 53. Pokolenie 54. Pragnienia 55. Przypowieść 56. Psalm IV 57. Rodzicom 58. Rzeczy niepokój 59. Sny II 60. Sny III 61. Sny dziecinne 62. Spojrzenie 63. Stuletni wieczór 64. Sur le Pont de’Avignon 65. Swoboda 66. Śmierć kukly 67. Świat obok 68. Świat sen 69. Ten czas 70. Ten wiersz jak śmierć smutny… 71. Tren II 72. Ty jesteś moje imię i w ksztalcie, i w przyczynie 73. W Ŝalu najczystszym 74. Warstwy 75. Wiatr 76. Wróble 77. Wspomnienie 78. Wyzwanie 79. Z glową na karabinie 80. Z wiatrem 81. Zla kolysanka 82. Znów wędrujemy 83. Źródlo 84. śal

Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

Embed Size (px)

Citation preview

Page 1: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

1

WIERSZE

Baczyński Krzysztof Kamil

1. Astronomia 2. Autobiografia 3. Ballada o wisielcach 4. Bez imienia 5. Bezsenność 6. Biała magia 7. Bohater 8. Burza 9. Ciemna miłość 10. Co wieczór widzę twoje oczy 11. Czarne cheruby kołyszą 12. Czart 13. Demon 14. Deszcze 15. Do niewinności 16. Do matki 17. Do przyjaciela 18. Dokąd to jeszcze… 19. Drogi nocne 20. Drzewa 21. Elegia 22. Elegia dziecięca 23. Elegia IV 24. Elegia o… (chłopcu polskim) 25. Erotyk 26. Gdy za powietrza zasłoną 27. Gwiazdka 28. Hej z drogi 29. Hymn wieczorów miejskich 30. Inny erotyk 31. Jesienny spacer poetów 32. Kobieta, którą kochałeś 33. Kołysanka 34. Kot 35. Lasem 36. Magia 37. Martwa pieśń 38. Melancholia 39. Miłość 40. Miserere 41. Mistyka 42. Moce 43. Narodziny Boga

44. Narzeczona 45. Nie to, co mi się śniło 46. Niebo złote ci otworzę 47. ty mój smutku cichy 48. Ojczyzna II 49. Orfeusz w lesie 50. Ostatni wiersz 51. Pamiętniczki 52. Piosenka 53. Pokolenie 54. Pragnienia 55. Przypowieść 56. Psalm IV 57. Rodzicom 58. Rzeczy niepokój 59. Sny II 60. Sny III 61. Sny dziecinne 62. Spojrzenie 63. Stuletni wieczór 64. Sur le Pont de’Avignon 65. Swoboda 66. Śmierć kukły 67. Świat obok 68. Świat sen 69. Ten czas 70. Ten wiersz jak śmierć smutny… 71. Tren II 72. Ty jesteś moje imię i w kształcie, i w

przyczynie 73. W Ŝalu najczystszym 74. Warstwy 75. Wiatr 76. Wróble 77. Wspomnienie 78. Wyzwanie 79. Z głową na karabinie 80. Z wiatrem 81. Zła kołysanka 82. Znów wędrujemy 83. Źródło 84. śal

Page 2: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

2

Astronomia Stojąc pod niebem bez góry i dołu tętnię dojrzały do wielkości gwiazd. Własnych zaklęć ogromne koło krąŜę po niebie płynącym w czas. W sklepieniu cichym jak śmierć słowików nagle porywa mosięŜny cyklon i tylko ludzie zostają - podobni rozdartym nad śmiercią cyrklom. A tu dzwonią światy obojętne, maczek gwiazd zamieniony w kosmos, rosną groźnie światy obojętne, przybliŜone planety rosną. Oto droga bez góry i dołu. Kto widział nieba zamknięty strop? Oto przestrzeń trójkątów i punktów, linie dłoni przedłuŜone w głąb. Wtedy w sen pierwotniejszy od planet płyną masy coraz dalszych kół. O, rozrąbać cień meteorów ciosem snu jak toporem: na pół!

Page 3: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

3

Autobiografia Ja, poszukiwacz ludzi prawdziwych, Ja, zaklinacz węŜów wijących się nade mną, zastygłem w pomnik ze wzniesionym mieczem, którym człowieka rozetnę czy ciemność?

Page 4: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

4

Ballada o wisielcach I Kołyszemy się, kołyszemy, wmurowani w pejzaŜ szubienic. Wieje śmiercią znuŜoną. Jak kruk krąŜy niebo drapieŜnie i cicho dzwoni wiatr u ostrogi nóg! Nocy inna, nie przyjdziesz, nie przychodź, Tylko dni obdrapany mur kończy ziemię wyrwaną krokom. Zaciśnięty wilgocią sznur - Ŝalu lament skowyczy nad drogą. Jak upiory Ŝerujemy na snach, jak upiory wypijamy Ŝycie. Nocą księŜyc podchodził jak znak i jak oko wisielca z chmur wyciekł. Kołyszemy się, kołyszemy, wmurowani w pejzaŜ szubienic, pośród zdarzeń, zygzaków i gwiazd, z długich rąk wyrzucamy cienie - pętle palców na martwy sen miast. Wmurowani w pejzaŜ szubienic. II Ci sami w schodów dysonans wchodzimy co wieczór. do tych samych mieszkań, gdzie martwa Ŝarówka ćmi. budzimy się jesienią, zawsze jesienią, oczy zawsze - w czarny wyrok drzwi. Potem w długie ulice, od mgły gęstniejące w realny opór. W nasze głowy - drzewa jesienne, słońce spada zachodem jak tupór. Potem dalej, potem dalej, potem dalej, w noc bezgwiezdną, w puste ręce łapać oddech, w korowody zaplątanych alej, w gwiazdy czarne i jak niebo - chłodne. Potem dalej, potem dalej, potem dalej, zawikłani w wodorosty zjaw i cieni, obudzimy się kołysząc, znów kołysząc, wmurowani w pejzaŜ szubienic.

Page 5: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

5

Bez imienia Oto jest chwila bez imienia: drzwi się wydęły i zgasły. Nie odróŜnisz postaci w cieniach, w huku jak w ogniu jasnym. Wtedy krzyk krótki zza ściany; wtedy w podłogę - skałą i ciemność płynie jak z rany, i w łoskot wozu - ciało. Oto jest chwila bez imienia wypalona w czasie jak w hymnie. Nitką krwi jak struną - za wozem wypisuje na bruku swe imię.

Page 6: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

6

Bezsenność Wiatr gra chorały nocy na organach podwórz; z pyska chlapie ulicom kroków szara piana, a noc mŜy czarnym piaskiem w kwadraty trawników, dom brodzi zatopiony w kirach po kolana. Czarny pająk obrazu wpełzł na śliską ścianę, napęczniały i syty krwi słodkawej mroku, sieje pustkę bezmierną i meble w nią plącze Ostre cienie wazonów snują czerń z odwłoków. Noc się nigdzie nie kończy, jest wszędzie bezkresna, wiatr gra chorały nocy na podwórz organach; noc mi zalewa gardło mdlącą, duszną falą, czekam, stopiony w mroku wyzwolenia... rana...

Page 7: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

7

Biała Magia Stojąc przed lustrem ciszy Barbara z rękami u włosów nalewa w szklane ciało srebrne kropelki głosu. I wtedy jak dzban - światłem zapełnia się i szkląca przejmuje w siebie gwiazdy i biały pył miesiąca. Przez ciała drŜący pryzmat w muzyce białych iskier łasice się prześlizną jak snu puszyste listki. Oszronią się w nim niedźwiedzie, jasne od gwiazd polarnych, i myszy się strumień przewiedzie płynąc lawiną gwarną. AŜ napełniona mlecznie, w sen się powoli zapadnie, a czas melodyjnie osiądzie kaskadą blasku na dnie. Więc ma Barbara srebrne ciało. W nim pręŜy się miękko biała łasica milczenia pod niewidzialną ręką.

Page 8: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

8

Bohater On w wielości stoi pośród rzeczy, które rosną w potwornej przemianie, pośród roślin przezroczystych mieczy, pośród zwierząt, ludzi, a poznanie będzie obce mu, by trudniej było wielość formy połączyć w miłość. Więc się mienić będą i brunatnieć w złotych formach dojrzałe oczy, to obłoki będą dnem się toczyć, dnem tych spojrzeń, by nie było łatwiej snów od ludzi, kamieni od rąk porozróŜnić, a gradu od trąb. A ten, który przeciw niemu zawoła o swej sile i wstrząśnie owadem wszechmałości - przejdzie w apostoła, przemartwiały swej słabości jadem, i ze strachu potęgę głoszący w pięści zmienić chce gwiazdy i słońce. On w wielości stoi. Wśród kaskady tryskającej mleczem i tonami, a nie spadnie, choć poryty gradem, i nie wiedząc, gdzie koniec - nie skłamie. Ani w bojach zjednoczy się w ogień, ani w ludziach nie przystanie - z trwogi. I nie wiedząc - choć otchłań zobaczy, i nie wierząc w wiarę, która depcze, czuciem światła łącząc przez powietrze tak gwiazdami i łzami zapłacze. Ręce prosto kładąc w tęczę tonu sklepi ziemię z niebem na kształt domu Będzie człowiek w ludziach, zieleń w ziemi nad wiekami trwający ciemnymi.

Page 9: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

9

Burza Deszcz się w błoto leje smugowaty, szyby krzyczą kroplami uderzeń, chodnikowe poszarzały kraty ciemną smugą deszczu błotnych zwierzeń. I drzew czarnych ręce krzyŜowane na smuŜasty, perlny deszczu zaciek z kroplociskiem się zwarły uzdrgane, z ścianą wody w stusrebrnej zapłacie. Wypryskami z kałuŜastych kręgów światy istot wyrzucone w górę, w drogę mleczną, w długą, białą wstęgę przebiegają tęczowatym sznurem. Wiatr Ŝylasty łomoce pięściami, wiatr wyrywa pędem okna z zawias, woła, ciągnie nas, ukrytych w domach, nas - litery zamykane w nawias. Rozmiotane pełnymi garściami, przeciw ściętym huraganem róŜom, pędzą, pędzą słowa nie spełnione, myśli moje obłąkane Burzą.

Page 10: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

10

Ciemna Miłość LeŜymy w łoŜu mrocznym jak na dnie strumienia wyschłego. Włosy długie, poplątane wioną, rozdzielają się, łączą jak smugi cierpienia i niosą się jak ścieŜki ku dalekim strunom. Tu u nas zła tarnina rośnie tak po brzegu biała czasem, a czasem jest jak rozpacz dłoni, i armie cięŜko dzwonią jak wykute w śniegu, w księŜycach jasnych sunąc. Krzyk, parskanie koni i czołgów ryk podziemny - jakby wydzierały dusz trzepot nieostroŜnie pobratany z ciałem. Więc nasze ciała długie, splecione jak palce w nocnym konaniu cierpną i wiatr nam na twarze niesie płatki tarniny odstrzelone w walce, i leŜą tak jak piętna pośmiertne, na miłość strącone, aby wspomnieć, Ŝe się nic nie śniło, bo oczy były otwarte i we śnie. I źródła są w powietrzu, i czujemy je to są pociski krwi, co jeszcze trysną. I łkania są w powietrzu metalowy jęk, który się w ogniu spełnia ulewą ziarnistą. I boleść, którą kiedyś nazwiemy ojczyzną, co teraz jest jak dziecko, które nam we śnie umiera. Jeszcze oddech jego z ziemi drŜy, bo to był mej miłości pierworodny syn. A potem długa noc. I zrywam się w ciemności bez zbroi, nagi, taki, jakem z ziemi wstał, rozpleść łodygi naszych nie spełnionych ciał i być Ŝołnierzem nocnym wiary bez litości. I nim odejdę jeszcze, nim się broń rozpali, widzę, jak się ten obłok twego ciała Ŝali. Bo ciemne miłowanie jest na dnie człowieczem, które pragnących traci i czystość rozdziera, a które się do dłoni bierze razem z mieczem, lecz się w nim cierpi długo, chociaŜ nie umiera. l znów widzimy miasta płonące l dymy, co się powoli wznoszą pnąc na stopnie niebios, i szubieniczne drzewa skrzypią, i z daleka bicz strzela i rozcina z ziemią wraz - człowieka. A nad tym krzewy kwitną. Z pąków zielonkawe chmury płyną. Dojrzałość lepko się przelewa. Widnokręgiem o świtach ciągną kluczem drzewa. I ludzie ci Ŝałosni, w nie obeschłych gruzach, pod namiotami cyrków, w świergocie karuzel,

Page 11: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

11

unoszą się jak łachman, wśród dymu śpiew niosą weseli. Jak wyzwanie sczerniałym niebiosom. Długie, suche koryto - jest to dno strumienia, gdzie leŜymy jak kamień pod kurzawą gwiazd. Tyle jeszcze milczenia strasznego jest w ziemi, Ŝe chyba go wystarczy na niejedną śmierć! Módlmy się, módlmy słowami ciemnymi! Siejmy, o, siejmy, chociaŜ ziarnem serc!

Page 12: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

12

Co wieczór widzę twoje oczy Więc nie poszukasz mnie w oberŜach kwiatów i nie wyślesz mi zamiast listu - szklarki. Co wieczór widzę twoje oczy dalekie jak skurczone od mrozu poczwarki. Za czym ty tęsknisz? za gromem, który krąŜy po stanie przeczuć? na co czekasz, pogrzebana domem zamkniętym na klucz wiolinowy, na wieczór? Co ty śpiewasz błądząc wśród domków jak pielgrzymów na własnym pogrzebie: "Mój kochanek utopii się w studni wykopanej w wiosennym niebie".

Page 13: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

13

Czarne cheruby kołyszą Czarne cheruby kołyszą widnokrąg. Konno, na koniu przestrzelonym przez wiatr. Ziemia oddycha juŜ wolniej i mokro, wroną leniwy kracze trakt . Otom jest rycerz średniowiecza. Drogi prowadzą wszędzie naraz, a ptaki jak liście oderwane gałęziom. Biją o ostrogi kroki traktów, przy drogach płaczą białe wiśnie. Dni wypełzły do zamków daleko, a jelenie z lasów wychodząc patrzą lasem. Przystanę nad bezludną jesionową rzeką poić konia zielenią i czasem. JakieŜ to drogi wypraw? dzwoni cicho niebo. Pośród liści szeleszczę jak sen o wygnaniu. Tyle wieków minęło od mego pogrzebu, tylu ludzi umarło przy ostróg mych graniu. Mnie nie wolno umierać. Nie jestem upiorem, tylko wspomnieniem o sobie, trwoŜliwym zwierzeniem królewny o zielonym spojrzeniu. Toporem rozrąbuję gałęzie przed sobą i siebie, a wieniec, wieniec liści jesiennych kołuje nad czakiem. Jakie mi góry szklane koń wystuka z podków? Gdy gwiazdy nieostroŜnie przemienione w ptaki za włosy mnie prowadzą pod melodię słodką. Jakie tętnią miraŜe? Oto rosną baszty zasiane dłonią tęsknot, śpiewniej słychać głos twój. Oto wieŜe kołyszą wysmuklej niŜ maszty. Ach, nie wrócę juŜ do was. Trakt się zbliźnił ostem.

Page 14: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

14

Czart Melancholijne damy o rękach z Ŝółtego wosku, kukły z oczami z fałszywych obłoków, pobladłe wargi zanurzają w spokój jak w białe futro troski. Łuki wygięte trąby i skrzypiec zerwane struny wiszą na ścianach, na ukos na stłuczonych oknach. Widma zmierzchliwe biorą znuŜenie w słomiane palce i jak soczewkę pomniejszającą wznoszą do oka. A sale puste; ktoś echo rozlał i zmroził. Rozlane wino, czy krew rozlana, czy światło? Tylko postaci, co juŜ odeszły, wklejone ciągle jeszcze w zwierciadło. I ptak zabity ciągle śmiertelnie jęczy w ogrodzie. JuŜ ta kareta nigdy nie wróci, a słychać tętent. Tylko te stoły poprzewracane, rzucone karty. Twarze przy świecach, twarze z zwierciadeł, twarze przeklęte, czy nie widzicie? ta zgasła świeca jest czartem.

Page 15: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

15

Demon Papier wezbrał, a dłoń jak odcięta niałym ptakiem biegła po nim sama, aŜ stanęła; wtedy z czaszki zmiętej ziała otchłań otwarta jak rana. Wtedy wstał znad stołu i na barki ciemność spadła, a on nieprzytomny poczuł skrzydeł łopot u wargi, zaczajony grom - u brwi ogromnych. Stanął w oknie : o krok las przystanął, wśród powietrza napiętego burzą nieruchomy, pełen lwów, tytanów i upiorów, które oczy mruŜą. Cały w grozie, rozpłaszczony lękiem, człowiek drŜał, do czoła podniósł rękę i zawołał w las, co stojąc groził: "Kim ty jesteś, który mówisz ze mnie?" A juŜ pękał bór tysiącem noŜyc i pioruny biły w ciemność - ciemne.

Page 16: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

16

Deszcze Deszcz jak siwe łodygi, szary szum a u okien smutek i konanie. Taki deszcz kochasz, taki szelest strun, deszcz - Ŝyciu zmiłowanie. Dalekie pociągi jeszcze jadą dalej bez ciebie. CóŜ? Bez ciebie . CóŜ? w ogrody wód, w jeziora Ŝalu, w liście, w aleje szklanych róŜ. I czekasz jeszcze? Jeszcze czekasz? Deszcz jest jak litość - wszystko zetrze: i krew z bojowisk, i człowieka, i skamieniałe z trwóg powietrze. A ty u okien jeszcze marzysz, nagrobku smutny. Czasu napis spływa po mrocznej, głuchej twarzy, moŜe to deszczem, moŜe łzami. I to, Ŝe miłość, a nie taka, I to, Ŝe nie dość cios bolesny, a tylko ciemny jak krzyk ptaka, i to Ŝe płacz, a tak cielesny. I to, Ŝe winy niepowrotne, a jedna drugą coraz woła, i to, jakbyś u wrót kościoła widzenie miał jak sen samotne. I stojąc tak w szeleście szklanym, czuję, jak ląd odpływa w poszum. Odejdą wszyscy ukochani, po jednym wszyscy - krzyŜe niosąc, a jeszcze innych deszcz oddali, a jeszcze inni w mroku zginą, staną za szybą jak ze stali i nie doznani miną, miną. I przejdą deszcze, zetną deszcze, jak kosy ciche, i bolesne, i cień pokryje, cień omyje. A tak kochając, walcząc, prosząc stanę u źródeł - studni ciemnych, w groźnym milczeniu ręce wznosząc; jak pies pod pustym biczem głosu.

Page 17: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

17

Nie pokochany, nie zabity, nie napełniony, niedorzeczny, poczuję deszcz czy płacz serdeczny, śe wszystko Bogu nadaremno. Zostanę sam, ja sam i ciemność. I tylko krople, deszcze, deszcze coraz to cichsze, bezbolesne.

Page 18: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

18

Dni niewinności Trzeba nam było długo iść w nienawiść (roztarty w gwiazdy kryształ chrupał nam pod butem) i dni w przegniły, Ŝółty blask rozkrwawić, na bezoblicze iść pod zwiędłą nutę z chrypnących gardeł zdartą suchym skrzekiem, w bryzgi i sople krwi cuchnącej trupem, idzie się tędy, by się stać człowiekiem A nocą więdły w oknach ciche okiennice i czerń wysychała z błotem w szorstki, cięŜki drelich, Ŝeby ją świt odkruszył, którym niebo pęka, świt... jeszcze jeden granat spadły w gęstej bieli. A nocą okna w obcych, pustych miastach pluły nam nienawiścią w czarny kontur twarzy i szczekały po nocach charczącym budzikiem dalekich karabinów, by usta nam sparzyć. i budziły gwałtownym, z Ŝył wyprutym krzykiem, który sypał się w czaszce w rozpalony ołów a potem znowu było dno nakisłe ciszą i znów przelewające szprychy w ciemność, koło. Zostaną... noce ukrzyŜowane zmarzłymi snami., zostaną oczy z mroków wyrŜnięte w łez kryształ i oczy, które wykwitną przegniłe - - niezapominajkami...

Page 19: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

19

Do Matki Matko! czy są gdzieś jeszcze te ciche godziny snów o sławie, zwycięstwie i Ŝyciu - bezklęsce, marzone i zaklęte: z Bogiem, sławą, synem. Matko! czy są gdzieś jeszcze te jasne godziny? Godziny... zgonów, Ŝycia podeptane butem, rozbite na minuty i sekundy bólu, w ostrza broni i walki potrzebą przekute, ciąŜące z krokiem naprzód ołowianą kulą. Były dni - rozpalone szczęściem niezmierzonym, były dni - zachlapane błotem lilie białe, były dni - jak perłami usiane korony, były dni ciche, smutne, nijakie, nieśmiałe. Ty zawsze jesteś we mnie, trwasz we mnie krwiopłynem i trwasz tak ziemsko, jednak nadczasowo... Jak Chrystus cudze przyjmująca winy i cudze krzyŜe niosąca nad głową. Nad nami miłość Ŝywa, bo bogata, wieczna, nie zakwitła na rwanych rozognieniem ranach, miłość jak przystań spokojna, bliskością bezpieczna i jedyna wzajemna bez rany poznana...

Page 20: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

20

Do przyjaciela Jak daleko jest od słowa do słowa! A dalej chyba do mocnego jak sosna wypełnia się w uśmieniach prostych, które wiąŜą jak wstąŜka rzeki powitania, boje nasze dalekie. CóŜ jest więcej nad gest niewidoczny, przerzucony jak zielona struna nad miastem huczacym w łunach, nad stawania się obłok mroczny? Mostek wiotki, taki śpiewny, pomocny. I nie grzmiące to nasze witanie, nie olbrzymie, ale ręka, gdy dotkniesz, jest jak deska dębowa od łez mokra, która błyszczy się, tęga i dobra, na kołyskę i na trumnę sposobna. Ale i krzyŜ z z niej strugać moŜna, no i kostur, co zieloną grzywę liści puści z wiosną. Bo się wierzy, Ŝe milczenie to śpiewanie, a jak śpiewać, to Bóg nas tak śpiewem łączy. Jeśli głosy będą jako dech gorący, co roztopi dni topory, grób roztuli, tośmy dobrze przyjacielu, Boga czuli.

Page 21: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

21

Dokąd to jeszcze Dokąd to jeszcze? Ten cień stoi we mnie Jak obraz wieczny mego zatracenia, Rdzewieje tarcza i gorzknieje ziemia Pod zamyśleniem moim obosiecznym. O, bo ja jestem mieczem krzywdy wszelkiej Przez moje ręce wyciągnięte we śnie Wędrują grzechy jak milczące węŜe I wytryskają z palców jako pieśni. I czego dotknę to się łzą pokryje Jakoby rosą, tylko, Ŝe tak słoną, śe się nie pięścią - całą ziemią biję W pierś, której nigdy win nie odpuszczono. O, bo i jakŜe odpuścić, Ŝe człowiek Zapomniał głosu mówiąc w boŜej mowie I gdzie postąpię pęknie mi pod stopą Ostatni kamień, a dalej juŜ ciemność I jestem jak ten pierwszy człowiek po potopie Który zawinił. Więc wtedy nade mną TeŜ blasku nie ma i w dłoni mi próŜno Jakby z niej krzyŜ wyjęto i włoŜono topór i jestem duszą smutku po ciałach podróŜną I jestem sam i ziemi twardy opór. O, Ŝeby chwila jedna dzban by dano Ze zdrojem chłodnym, Ŝeby klątwę zdjęto I Ŝeby serce - sercem, a nie raną, I Ŝeby droga choć w konaniu - świętą I niebo mnie nie skrywa jak ziemi powieka I śniegu nawet nie ma, który mnie pokryje Tylko jak głosy łzami po omacku ryję Jak cień, jak cień strudzony, co zgubił człowieka.

Page 22: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

22

Drogi Nocne Kiedy zabolą nas nogi tysiącem drzew, pójdziemy dalej księŜycem - przez słup oporu - postój, gdy noc jak pręt leszczynowy gwiazdami się gnie w niebo prosto. Drogi pętlami udusiły las. Hukiem oczy zmęczone drogę przenoszą w uśpienie. Kilometr kaŜdy - w serce głaz. Spoza brzęczą kroki - kilometrowe kamienie. A w wydmach cięŜej wiatru śmierć swoją mówią mi w usta gwiazd konające szerszenie i znów z dróg lasy spływają jak z rynien w okrzyki lip cichsze od Ŝalu zresztą wieczór jest dziś zmęczony i jak księŜyc - płynie.

Page 23: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

23

Drzewa Drzewa - to chumr zgęszczenia, pod nimi dzwoni ziemia, nad nimi rwą wezbrane planety z brązu lane. Lasy - smutku zielone serca - w szmer przemienione, pod nimi piły lament białymi jęczy kłami. Drzewa - bawoły złote dymiły rudym poetem, z pomrukiem ciała kładły ku ziemi, aŜ upadły. Drwale w śmiechu sypali zęby jak sznur korali. To piłą - ciszy przytną, to śmiechu białą brzytwą. Liście jak oczy wydrą lśniące zieloną krzywdą, to korę ciemną z ciała, aŜ tryśnie krew dojrzała. A nocą w sen zagięci - - w warczący wir pamięci - zobaczą drwale w lęku, przykuci nocy ręką, idące na nich prosto topory sosen ostre.

Page 24: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

24

Elegia To odwaga - Ŝycie wzdycha tak cięŜko w pokoju opustoszałym z myśli który kaŜdy dzień czyściej wygładza dla nich ze zmarszczek. Jest pusto puściej dnia chodzącego bez Ciebie ulicą obojętną kurzem jak co dzień. I kaŜdy dzień chodzi aleją przeraŜeń i kaŜdy jest jak obcość wybuchająca w codzienność. Jak przechodzień mija przyjaźń która odwisła od zdarzeń. W pociągach pustych od smutku wypatruję: nie dźwięczysz nadchodzący jak radość. Odległej - noce których nie wiem. Czekam: parostatki zielonych dni rzekami wracają o pokładach wyblakłych jak otchłań bez Ciebie. I kaŜdy pokój który juŜ głuchnie jak kroki jest pełen słów moich nie powiedzianych rozstrzelanych przez wystrzały okien i pełen myśli moich nie wybuchłych. Za oknem świece wypalonych drzew chłodną deszcze letnie wybuchają łzami i słyszę - muchy roznoszą brzęczenie jak Twoja samotność.

Page 25: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

25

Elegia Dziecięca Prolog Na fortecy z białego piasku bije zegar z kukułką trwogi. Gdzie mnie wiedziesz, smutku, do laski przykutego jak do pustej drogi? Tyle lat to niebo obraca jak zegara dziecinnego tarcza, coraz dalej muszę powracać, kiedy ziemi na drodze nie starcza. Biorę ptaki zamarzłe do ręki jak gałązki nieodrosłych wspomnień. Wybuduję z rzewnych klocków piosenki - - infantylny piaskowy pomnik. 1.Zima I. Świerkowo rosną jabłka pod ciszą dziecięcych poduszek. Oto patrząc na śnieg szklany na ławkach moŜna w własną uwierzyć duszę. II. Na rzece rąbią lód - - kwadraty śliskie jak węgorz. Oniemiali czekają na cud przeŜegnani drzew czarnych ręką. A widmo wyrosłe pod strop przybija nędzą, nadzieję. Zima. Jakby zamarzły chłop szukał panny gromnicznej w zawiei. 2. Wiosna Pomnik rzeki prostuje twarz, z której jasny wychodzi wodnik. Ryczą statki. To drzewa jak maszt - - podpalone zielenią pochodnie. Odtajały ptaki na niebie, ułoŜone w czarne konstelacje. Na przedmieściach ruszają stacje wraz z pociągiem o wędrownym chlebie. 3. Lato Świętowid klaskał od polan. Konik wodny w płaski klaskał kamień. Uchyliłaś sukni zmierzchu od kolan -

Page 26: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

26

Teraz smutek mój w motyla zamień. O południu pod słońce - domki stoją w ogniu białego poŜaru. W pylny pejzaŜ jak obcy Tonkin przylatują srebrne lutnie komarów. Oto ptaków pogańskie boŜki. Twarz złocona wyrzeźbiona w dębie. Ulatują staroŜytne mity przemienione w mosięŜne gołębie. 4. Jesień Puch brunatny porasta w obłokach, złoty zodiak płynie z wysoka. Obracają niedźwiedzie głowy po powietrza przejrzały owoc. Idzie zwierząt znuŜony masyw jak wyprawy w pastelowe lasy. Dokąd ptaki jak liście dąŜą? Składam oczy księŜniczce z brązu. Świecznik dębu długo płowiał, aŜ ziścił hymn grobowy do boga liści. Przeszedł obłok, śpiew komarzej fletni. Wyrzucono kwiat paproci na śmietnik. Epilog O, zodiaki zwierząt prawdziwych, kołujecie w mych snach jak echo. Otom posąg pogański wśród śmiechu powalony w przydroŜne pokrzywy.

Page 27: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

27

Elegia IV śegnaj, księŜniczko jawy. W akwarelowe miasta, pędzi koń mój drewniany płosząc ptaki krzewów, gdzie ty w kamienny pejzaŜ jak biały posąg wzrastasz gdzie moją dawną maską płacze nad tobą niebo. Miasta dzwonków miedzianych! W pokojach waszych ulic gwiazdy płyną, gospody, a w szyldzie czerwony kogut, tam w winny sześcian kubka jak w ciszę się zatulić, cień nieprawdziwych ludzi jak totem zawiesić nad trwogą Trzeszczy zbroja, czerwono mury odbija jak rzeka kruków i płynie ze mną wśród wróbli, wśród czarnych lotów: z kołyski siodła wieczorem wysiądę i poczekam na zamek, który wzdłuŜ ulic nadjedzie w kolczugach łuków zamkowe sale jak echo - sklepienia martwych chórów obsiądą mnie, jak pomnik gołębi obsiada trzepot. ZnuŜony stygnę u sklepień; w strzelnicy rudego muru twój portret sprzed lat zobaczę, wprawiony w zimne niebo twe oczy białe od marzeń zawloką mnie nad studnię, gdzie skuty w drewniane dłonie płomień wody mdławy w tym wspomnieniu prawdziwym skoczę.....a Ŝółte popołudnie słońce uwiesi u szyi, Ŝegnaj księŜniczko jawy.

Page 28: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

28

Elegia o… (chłopcu polskim) Oddzielili cię, syneczku, od snów, co jak motyl drŜą, haftowali ci, syneczku, smutne oczy rudą krwią, malowali krajobrazy w Ŝółte ściegi poŜóg, wyszywali wisielcami drzew płynące morze. Wyuczyli cię, syneczku, ziemi twej na pamięć, gdyś jej ścieŜki powycinał Ŝelaznymi łzami. Odchowali cię w ciemnościach, odkarmili bochnem trwóg, przemierzyłeś po omacku najwstydliwsze z ludzkich dróg. I wyszedłeś, jasny synku, z czarną bronią w noc, i poczułeś, jak się jeŜy w dźwięku minut - zło. Zanim padłeś, jeszcze ziemię przeŜegnałeś ręką. Czy to była kula, synku, czy to serce pękło?

Page 29: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

29

Erotyk W potoku włosów twoich, w rzece ust, kniei jak wieczór - ciemnej wołanie nadaremne, daremny plusk. Jeszcze w mroku owinę, tak jeszcze róŜą nocy i minie świat gałązką, strzępem albo gestem, potem niemo się stoczy, smugą przejdzie przez oczy i powiem: nie będąc -jestem. Jeszcze tak w ciebie płynąc, niosąc cię tak odbitą w źrenicach lub u powiek zawisłą jak łzę, usłyszę w tobie morze delfinem srebrnie ryte, w muszli twojego ciała szumiące snem; Albo w gaju, gdzie jesteś brzozą, białym powietrzem i mlekiem dnia, barbarzyńcą ogromnym, tysiąc wieków dźwigając trysnę szumem bugaju w gałęziach twoich - ptak. Dedykacja: Jeden dzień - a na tęsknotę - wiek. jeden gest - a juŜ orkanów pochód, jeden krok - a otoś tylko jest w kaŜdy czas - duch czekający w prochu.

Page 30: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

30

Gdy za powietrza zasłoną Gdy za powietrza zasłoną noc pocznie kształty fałdować I czuje się jak wielkie ptaki rosnące za chmur kwiatami Zmierzch schodzi lekko. A ona świeci u okna głową Jasną jak listek światła i śpiewa piosenkę ciszy. Długą wijącą się wstęgą głos ciepły w powietrzu stygnie AŜ jego dosięgnie o zmroku i szept przy ustach usłyszy "Kochany" - szumi piosenka i głowę owija mu, dzwoni Jak włosów miękkich smuga, lilie z niej pachną tak mocno, śe on pochylony nad śmiercią, zaciska palce na broni, Wstaje i jeszcze czarny od pyłu bitwy - czuje, Ŝe skrzypce grają w nim cicho, więc idzie ostroŜnie, powoli Jakby po nici światła, przez morze szumiące zmroku I coraz bliŜsza jest miękkość podobna do białych obłoków AŜ się dopełnia przestrzeń i czuje jej głosik miękki Stojący w ciszy olbrzymiej na wyciągnięcie ręki. "Kochany" - szumi piosenka, więc kiedy obejmą ramiona Więcej niŜ objąć moŜna kochając jedno ciało Dłoń wielka kształty fałduje za nieba czarną zasłoną I kreśli na niej zwierzęta linią drŜącą i białą. A potem świat się rozlewa. Broń w kącie ostygła i czeka Pnie się wąŜ biały milczenia, przeciągły wydaje syk I wtedy budzą się płacząc, bo strzały pękają z daleka, Bo śnili, Ŝe dziecko poczęli całe czerwone od krwi.

Page 31: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

31

Gwiazdka Gwiazdy - łzy światła, opadła noc przez szyby wybite arkad... noc odpływa w nagęstłą przestrzeń w czarnych, wodą cieknących barkach. Mosty brodzą w prąd własne czernią, gwiazdy czochrzą włosy mgłom wiklin... Przeszli ludzie, którzy szli mostem... Oczy cicho w złe miasto wnikły... Rzeka gęsto wolno poziewa w duszną szarość ciemnego płynu, most się w niebo wrzyna Ŝelazem na krzyŜowych wygięciach klinów... Głodem cierpkim usta mdlą puste, połykają gorzkie łzy świateł... Szare nocą znad śliskich wiklin pełźnie świtem niebo jak krater...

Page 32: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

32

Hej z drogi W mojej ojczyźnie była wiosna i maki kwitły w krople krwi; w mojej ojczyźnie była wiosna, słoneczna wiosna krwawych dni; warkotem werble w mózg nas biły, w ulicach kroki w twarz kopały; nahają kłamstwa serca pękły. W stosach w nienawiść rozgorzałych płonęły wieki serc i ducha. "Die Strasse frei..." kamieniem słów; upadło kłamstwo błotem w twarz, szeregi głów, szeregi rąk, kompanii śpiew: "Die Strasse frei..." a werbel tłukł, po sercu tłukł, po mózgu tłukł, po ustach tłukł, "Die Strasse frei..." i werbli huk... W ulicach krew... po ustach, po sercach, po mózgach, po głowach... butami, butami kompania szturmowa. pamiętasz? z posiniałych warg upadło tylko jedno słowo (pamiętasz, Hans?) i tłum jak noc nad twoją się wypiętrzył głową, a potem w oczach słony piasek, a potem w ustach zapach krwi; pamiętasz, towarzyszu Hansie, słoneczną wiosnę czarnych dni?...

Page 33: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

33

Hymn wieczorów miejskich Miasto tańczy drŜącego kankana w barwnym mleku świateł rozproszone dyszy niebo jak zgaszony dywan namarszczony z flandryjskich koronek asfalt ślisko ucieka przed światłem w łuk moŜna bardzo cicho mówić moŜna bardzo głośno krzyczeć latarniami miasto zgasi gwiazdy i dźwięk zacznie w banię nieba wnikać sam zostanę na czarnym asfalcie balansując krawędzią chodnika w skośny stół z matowej czerni księŜyc wylał płytką rzeką szumią ciszą w szklany werniks gwiazdy spadłe niedaleko w gęstej nocy jak w akwarium płyną długie, śliskie ryby uliczkami gęstych podwórz szyby szorstką łuską wybić latarniami miasto zgasi gwiazdy i dźwięk zacznie w banię nieba wnikać sam zostanę na czarnym asfalcie balansując krawędzią chodnika gładzi zwilgłe srebrem ściany płynnych łysków miękki natłok i na stole rozślizganym czarny piesek gryzie światło

Page 34: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

34

Inny Erotyk Nie wierzę w twoje oczy, jak się nie wierzy w niebo. Wilgotne chmury. Jak co dzień wracam z własnego pogrzebu. Małe psy biegną naprzeciw jak nieme zwierzenia wieczoru. Przepływam na ukos ulic, na ukos godzinom i porom. Jakie to ptaki dolecą? Przestrzeń Pęknięta na pół. Jaki to murarz rozklei wzniesiony przez ciebie mur? Kto przeciw śmierci stanie i wzrokiem zatrzyma prąd ten? Rzucam na ciebie gwiazdę jak naraz modlitwę i klątwę. Listy pieczęcie na trosce. Nie wierz tym słowom, nie wierz. Oto umarły dziś rano, nie spotkam cię w czarnym niebie.

Page 35: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

35

Jesienny spacer poetów Drzewa jak rude łby barbarzyńców wnikały w Ŝyły Ŝółtych rzek. Biało się kładł popiołem tynku wtopiony w wodę miasta brzeg. Szli po dudniącym moście kroków jak po krawędzi z kruchego szkła, pod zamyślonym grobem obłoków, po liściach jak po krwawych łzach. I mówił pierwszy: Oto jest pieśń, Która uderza w firmament powiek. A drugi mówił: Nie, to jest śmierć, którą przeczułem w zielonym słowie.

Page 36: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

36

Kobieta, którą kochałeś Kobieta, którą kochałeś, upłynęła w listy, spotykasz ją w szybie kaŜdego tramwaju. Gdy odpoczywasz pod przydroŜną gwiazdą, w ciszy zmęczeni odwagą przechodnie przystają. Nie śpiesz, zostaniesz zagnany w zaułek, nie nadąŜą juŜ stopom wysadzone mosty. Daleko oknom dospiewano światło: to palce wydłuŜone w wiotką melancholię układają Szopena w akrostych.

Page 37: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

37

Kołysanka Nie bój się nocy, ona zamyka Drzewa lecące i ptasie tony W niedostrzegalnych, mrocznych muzykach W przestrzeni kute złote demony, Które fosforem sypiąc wśród blasku Wznoszą się białe, modre, róŜowe Wznoszą się w lejach Ŝółtego piasku, W chmurach rzeźbione unoszą głowy. Nie bój się nocy. Jej puchu strzegą Krople kosmosu, tabuny zwierząt, Oczy w nią otwórz, wtedy pod dłonią Uczujesz ptaki i ciche konie, Uczujesz kształty, które nieznane Przez ciebie idąc - tobą się staną. Nie bój się nocy. To ja nią wiodę Ten strumień Ŝywy przeobraŜenia. Duchy świecące, zwierząt pochody Które zaklinam kształtów imieniem. UłóŜ wezbrane oczy w kołysce Ciało na skrzydłach jasnych demonów Wtedy przypłyniesz do mnie jak listek Opadły w cichy, tygrysi pomruk.

Page 38: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

38

Kot BoŜek wschodu, gdzie z twarzy wschodzą bez wyrazu dwie krople oceanu - dojrzałe owoce wody, zastyga przy kominkach i trójkątną twarzą prowadzi sny puszyste w wilgotne ogrody. Przez kasztanowy zapach i jesienną wilgoć kołysze noc wysmukłą jakby widmo łowów i długo śpiewa pieśni nad zabitą wilgą wywołując upiory krąŜące nad głową. A potem ogień ciągnie złotych iskier struny, bulgocą oczy, to woda, zenitalne deszcze, i wieje duszny samum sypkim piaskiem dreszczy, gdy otworzą się oczy jak martwe pioruny. Wtedy nagle urosną miękkie łapy kota i ogromnym tygrysem wyfrunie przez okno do wygiętej w księŜycu samicy ze złota. Zostanę ja i ogień, i moja samotność.

Page 39: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

39

Lasem Chodzę lasem, zostawiam nie ślady, lecz tropy i sapię w wąskiej norze oddechem włochatym. Czy to prawda, Ŝe Ŝyłem rybą przed potopem i Ŝe jestem dziś wilkiem kochającym kwiaty? JakŜe płyną te sosny? sierść ma zapach ostry. Patrzę wam prosto w oczy, a krok mój jest wiekiem. Gdzie las się kończy nagle fioletowym ostem - - myśliwy z psem, który teŜ był kiedyś człowiekiem.

Page 40: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

40

Magia Dym układa się w gryfy, postaci i konie nad rozlewanym ogniem, a on czesząc grzywy Ŝółtych promienie woła :"Przez gwiazdy zielone zaklinam cię, demonie, Ahrbalu - przybądź!" Wtedy przez pustą ramę portretu wychodzi duch ogromny szeleszcząc od niebieskich iskier i staje u pułapu jak wstrzymany pocisk napręŜonych obłoków, i unosi wszystkie rozlane dymy w sobie. Wtedy on zbielały, porywany przez ciszę, trojony przez cienie, "Ahrbalu - zaklina - przez ten dym stęŜały, Ahrbalu - zaklina - przynieś jej wspomnienie!" Więc w suchym blasku iskier rośnie łuk róŜowy Piersi wygiętych twardo, ust rozwartych koncha, podłuŜne liście powiek. Wtedy z jego głowy odrzuconej w odległość wypływają oczy jakby łzy, w których widać odwrócony obraz coraz mniejszy; i płacze "O siostro niedobra!" a juŜ ona jak kamień - rozpuszcza się w nocy.

Page 41: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

41

Martwa pieśń Martwa pieśń, przyjaciele, bo gdzie rąk zabrakło, tam i pieśni nie staje, a Ŝaglom ni tratwom nie płynąć tam, nie śpiewać młodzieńcom, a starcom być czymś więcej niŜ tymi, co znają juŜ - gardzą popiołem, bo tym łatwo pogardzać, a zdobyć wstawanie nowym drzewem najłatwiej za grobem. I któŜ z was stanie tak sam, bez przyczyny ponad miłość i proste wyznawanie winy, ponad tę jeszcze, Ŝe tworzyć ci dano i Ŝe przez dzieło twoje sny zmartwychpowstaną? I cóŜ? śeście tak słabi, Ŝeście tylko mali przez ciała - bryły martwe, bo stąd tak zuchwali, Ŝe ciało jest wam bogiem, bo zbyt jest oporem, aby je wolą zrąbać jak kamień toporem? Bo ciało jest jak zwierzę nieświadome czynu, gdy je po grzechu gładzić, to wyrasta winą, to się pnie na kolumny, a pochłania ducha i potem jest juŜ wolne, i steru nie słucha, i nie boi się czynu Ŝadnego. Za czyny tylko duch pokutuje krzyŜem własnej winy, i tam juŜ duchów nie ma. O Ŝalu, o trwogo jakaś ty jest - składana nagim z głazu bogom, jakaś ty jest - składana na kopce, gdzie nawet grób tak jest łzami gorzki, Ŝe nie wzrośnie trawą. A sen wieczny upiory zabitych unosi, których - krzyŜów ognistych i krzyŜ nie uprosi. i płacz wzniesiony późno nie przywróci bieli i nie zetrze znamienia z śmiertelnej pościeli, Martwa pieśń, przyjaciele, jeśli wam nie unieść ruchu w prawd uczuwanie, nie zobaczyć w łunie turkusowych posągów i najśmielszych marzeń, jeśli wam tylko droga, gdzie zgniecione twarze pod kołami rozpękłe są jak prochy czynu, a ogień Ŝądz odwiecznych - koroną wawrzynu. Jeśli kto jeszcze wierzy w stawanie się czasem, jeśli kto jeszcze ceni człowieka nad głazem, o, niech przez wiarę swoją otworzy przemianę w spętanie, nie pochwałę zbrodni. Niech się stanie jak mistrz, co siłę gromu zaklina w kształt Ŝywy, bo jeśli wiary zabraknie - kto wstanie szczęśliwy, bo jeśli wiary zabraknie w odwrócenie ruchu, martwa pieśń, przyjaciele - grobowcem na duchu, martwy sen, przyjaciele, pod kolumną blasku i popiołu wracanie popiołem - do piasku.

Page 42: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

42

Melancholia Szary pejzaŜ tętni kroplami w rzeki gęste, lśniące jak ołów, noc przepędza do pustych obór czarne chmury, stada bawołów. Po wądole nakisłym zmierzchem pełźnie szumem chmur szarych liszaj, przez zasiane w ugorach cisze dzień brzeziną schodzi przez pole.

Page 43: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

43

Miłość O nieba płynnych pogód, o ptaki, o natchnienia. Nie wydeptana ziemia, nie wyśpiewane Bogu te drzewa, te kaskady iskier, ten oddech nieba, w ramionach jak w kolebach zamknięty. Jak cokoły drzewa z szumem na poły; serca jak dzbany łaski, takie serca jak gwiazdki, takie oczu obłoki, taki lot - za wysoki. Słońce, słońce w ramionach czy twego ciała kryształ pełen owoców białych, gdzie zdrój zielony tryska, gdzie oczy miękkie w mroku tak pół mnie, a pół Bogu. Twych kroków korowody w urojonych alejach, twe odbicia u wody jak w pragnieniach, w nadziejach. Twoje usta u źródeł to syte, to znów głodne, i twój śmiech, i płakanie nie odpłynie, zostanie. Uniosę je, przeniosę jak ramionami - głosem, w czas daleki, wysoko, w obcowanie obłokom.

Page 44: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

44

Miserere 1 Oto stoimy nad ziemią tragiczną Pobojowisko dymi odwarem strzaskanych wspomnień i snów. Lepkimi krwią pytaniami zdejmujemy hełmy przyrosłe do głów. Głowy - czerwone róŜe przypniemy hełmom pokoleń. Widzę: czas przerosły kitami dymów, widzę czas: akropol zarosły puszczami traw. Rzuć się, ostatni kainie, na ostatniego abla, dław! 2 Wracając z pogrzebu ostatniego człowieka, jak wyzwanie rzucam przygarść powietrzną - skowronka - w niebo i ziemię ronię jak łzę nad wszechświatem.

Page 45: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

45

Mistyka Zmierzch spada słodko w cięŜkie ramiona bzów plusz wpada oknem cięŜkimi pluskami - krew noc przechodzi firanki - łąki powiewne snu umarłe chryzantemy wiatr opłakuje w ulicach. Dzień obliczem obrzmiałym wyszczerza zęby jak topielec (piasek gwiazdy wieczornej na ustach) noc piele zmierzch z celuloidowych kwiatów. Wieczór wypija słońce z napełnionych domów nikomu... nie moŜna powiedzieć gdzie światło kapie bólem w zaklęśniętych snach. Umiera... dziecko ma blade powieki - oczy wyprzęgnięte z dnia śledzi obłoki Ŝycia - dołem nabrzmiałe miasto za oknem w półśnie ulice kołyszą się dźwięcząc zegar zepsuty o zmierzchu wybija dwunastą. Ludzie przechodzą wolno słońcem oblani jak miodem zmierzch szemrze... wieczór odpływa ogrodem w małe podmiejskie parki. Umiera... dziecko ma usta blade od więdnących świec. Noc mnie opryskała zieloną rosą gwiazd drŜę (źle postawiona noga rozsadza pokój - ciszę) rŜą chmury wprzęŜone do trumny (od złotyro podków zbyt duszno) obłoki nogami niecierpliwie grzebią dymią grzywami napięte oceany - niebo.. Po cieniach - arkadach wonnego mostu dzień przyjedzie lazurowym pociągiem westchnienia. Zaczniemy niebo w błękitne plamy na łąkach zamieniać po prostu świt odetchnie zielono razem na srebrnych dłoniach dzwonów odpłyniemy wonnymi kolejami łąki. Dzień który kipi z drzewa moŜna pić śpiewać kolorowymi chórami ptaków a wysoko sosna podarła adamaszek nieba. Jak w lustrze serce odbiło się w słońcu. W las barwy zasiewać

Page 46: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

46

cisza przyroodzi w obłoku. Dzień jak paproć kołysze się w chmurach macierzanki obrzmiewają bladym złotem Wiosna lekko eksploduje samolotem.

Page 47: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

47

Moce Was było trzech aniołów w koronach krwawych ogni, byliście zbrodniom podobni śnionym w nawach kościołów i byliście jak harfy pól-boŜe, pól-śmiertelne, jak gromy niepodzielne, a pełne niepokoju. Ja byłem jeden, czysty, nie naznaczony grzechem, was było trzech aniołów- trzy wiatry wiekuiste. A to był świt. Wiał wiatr. Tabuny drzew się rwały spośród sodomy małych do nieznajomych spraw. A pełno było boju na ziemi i w obłokach. Was było trzech aniołów a wiara za wysoka. A pełno było krwi na ziemi i w obłokach, w sercu ciemność i trwoga, w ustach milczenia krzyŜ. Wtedy wyście ręce wznieśli i tak palców nakazem na klęsce mnie przykuli, na trumnach-ciemnym głazem. I stoję tak wśród wiatrów, wśród śnieŜyc, gdzie pochody wygnańców i narody, po których ślady zatrą burze, gdzie grzmoty dziejów, gdzie tylko śmierć nadzieją, i stoję tak, i czekam na dłoń, na głos człowieka. O, jest was trzech aniołów. Ja jestem jeden, czarny jak ciemny ptak cmentarny, wydarty snom na poły, na poły w krwi poczęty, w krzyŜ na poły zaklęty,

Page 48: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

48

zimny, niepokochany. I milczy świat, i toczy przez nieporadne oczy kolumny groźnej ciszy, bryły krwi i mozołu... Nikt nie wie, nikt nie słyszy, Ŝe było trzech aniołów.

Page 49: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

49

Narodziny Boga Słyszę co noc konary rzek, które pod ziemią się pręŜą, co noc za sercem rąk goniąc nie chwytam. Oto deszcze spadają podobne szklanym węŜom, wzrok jak nóŜ po szkle po niebie zgrzyta. Jeszcze mi twarze zwierząt migną, jeszcze lądy albo zamyślenie, albo puszcze jak róŜe po płatku rozwiną, albo i ta ucieczka wieczna. A kto mi tak sfery pogłębia, aŜ się planety w głąb nieba, bez końca nakładają na kręgi wirując i huczą? Ja morderca - na śmierci liczyć się uczę, to znów ja ptaków płonących obrońca. Ach, jadą rycerze, po lodzie konie ślizgają kopyta srebrne od szronu, to złota cięŜki łańcuch. I tropiciele mijają śród świateł zapomniani, mijają panny białe, mijając w śpiewie tańczą. Czy gwiazdom stanąć pochodnią, brzegiem nawałnic idąc, i tak je czytać jak księgi stojące w rzędach czy półkach, choć nie ma końca oparciom? Czy ziemię krokami rytą tak odgadywać, nim zetrze ją świerszcz lub lecąca jaskółka? Czy moŜe słuchać w noc? Tam, gdzie dudniące łowy albo kruszący się kosmos pyłem świszczącym odpowie, czy tak u oceanu tragicznie ręce wiązać, czy tak w kościoły i lud, dzielić zapomnienie? O, nie unoście przyłbic, zamczyste kule stropu, ciemni, po nocy szukamy, takŜe w zawiei nam poznać? Toczą się, toczą kule, dymią i dzwonią potopy i zapadają się zmarzłe rzeki lodowe pod stopą. JuŜ zapomnieliśmy barw, juŜ zapomnieliśmy znaków, które pogasły, a teraz w drzewie czy gwieździe, czy księdze jakkolwiek mówisz - odpowiedz i włóŜ w noc pioruny czy ręce, jeśli cię nawet nie ma.

Page 50: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

50

Narzeczona Ona stojąc w jeziorze ręce obraca do góry i z nich unoszą się z wolna kwiaty i białe motyle, kiedy pod kolanami w wodzie mkną ciche chmury, niebo się szybko przetacza. Ona się fali przychyla i bierze w dłoń otwartą jak pyszczek róŜowy kuny niebieskie łodyŜki wody, które się pręŜą jak struny i grają cicho i miękko: "W kwiaty nas zamień, panienko". Więc ręce zwraca w górę i krople wypryska wysoko, czyni z nich liście i jabłka, węŜe i srebrne jaszczury; zanim opadną znowu, jeszcze podobne są głogom, co kwitną. Potem, gdy spadną, przemkną w nich szybko chmury. Ona się z wolna zawróci unosząc z sobą odbicie, nie wiedząc jeszcze, czy w sobie, czy w wodnym obrazie prawdziwa, patrzy w kryształ powietrza i widzi dalekie Ŝycie, raz zapylone trakty, to znowu potoków grzywę. Nie wie i jeszcze czeka. Wtedy na brzegu, w kotlinie, rycerz ogromny przystaje i jabłko wyciąga na dłoni, błękitne jak kropla nieba. Ona ku niemu płynie, powietrze w krąg rozgarniając, co jak pod skrzydłem dzwoni. Potem ich las zamyka. I tylko drzewa dojrzałe tak samo stoją w głębinie, jakby najmocniej kochały.

Page 51: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

51

Nie to, co mi się śniło Nie to, co mi się śniło, alem co krwią przepłakał, to widzę, gdy się schylę nad wodą, w której ptaki kreślą węzły daremne, które nie zwiąŜą bólu ani mi świat utulą, ale się plączą ciemne, ale mi grób rozwiną i rozwijając - miną. ten świat, gdzie widzieć chciałem roślinnych linii mądrość, gdzie kształty ukochałem i duchy wszystkich rzeczy, ten świat, co miaŜdŜąc leczy, a ginie razem z ciałem, ten świat czy mi się wyśnił jak biała gałąź wiśni, jak tylko wiew anioła, a potem krwią się polał? Czym ja rycerzy widział tam tylko, gdzie się buta jak chmura cięŜka toczy, czym ja miłości patrzył przez snem zasnute oczy? A teraz świat-pokuta wystąpił rzeką z brzegów i czy tak znów nauczę mądrości albo chłodu niewypaloną młodość? Trzeba było miłości po jednej tak odrywać, pragnienia krwią nazywać, przywykać tak do rzeczy, jak mi je Bóg zaprzeczył. Aby się stała Ŝywa ziemia cięŜka jak zwierzę, w którą juŜ teraz wierzę, której bólem nie przegnę, miłością ledwo sięgnę.

Page 52: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

52

Trzeba mi było w ludziach znajdować głaz po głazie, aby mnie trzykroć raził blask niebiosów ogromnych, abym się w nocy budził, w powietrzu szukał, wołał płonących ust anioła. Trzeba mi było jeszcze, Ŝem wierzył w ludzkie czyny, aby opadły deszcze od noŜy bardziej ostre, aby porosły winy jak suche, gorzkie osty, abym jak wiór ognisty spłonął w oddechu nocy, bym teraz rozwarł oczy, bym teraz wierzyć umiał w to, co lŜejsze niŜ ziemia, w to, co się nie przemienia.

Page 53: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

53

Niebo złote ci otworzę Niebo złote ci otworzę, w którym ciszy biała nić jak ogromny dźwięków orzech, który pęknie, aby Ŝyć zielonymi Usteczkami, śpiewem jezior, zmierzchu graniem, aŜ ukaŜe jądro mleczne ptasi świt. Ziemię twardą ci przemienię w mleczów miękkich płynny lot, wyprowadzę z rzeczy cienie, które pręŜą się jak kot, futrem iskrząc zwiną wszystko w barwy burz, w serduszka listków, w deszczów siwy splot. I powietrza drŜące strugi jak z anielskiej strzechy dym zmienię ci w aleje długie, w brzóz przejrzystych śpiewny płyn, aŜ zagrają jak wielonczel Ŝal róŜowe światła pnącze, pszczelich skrzydeł hymn. Jeno wyjmij mi z tych oczu szkło bolesne obraz dni, które czaszki białe toczy przez płonące łąki krwi. Jeno odmień czas kaleki, zakryj groby płaszczem rzeki, zetrzyj z włosów pył bitewny, tych lat gniewnych czarny pył.

Page 54: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

54

O ty mój smutku cichy O ty mój smutku cichy, smutku gwiazdek maleńkich, Nazywałem, szukałem brałem ciebie do ręki. Jak to się ciało twarde tak w piasek albo w glinę zamienia w moich dłoniach, pragnienie kaŜde- w winę. Jak to się - kiedy dotknę- kwiat przeobraŜa w ciemność, a poszum drzew - w głuchotę, a chmury - w grzmot nade mną. Jak to ja nieobaczny mijam, sam sobie błachy, i rzeźbę zanim zacznę marmur wypełniam strachem. Jak to ja nasłuchuję błyskawic w niebie trwogi. JakŜe to ja nazywam kaŜde czynienie- Bogiem? Otom strzęp oderwany od drzewa wielkich pogód, sam swym oczom nie znany obcy swojemu Bogu. Oto słyszę, jak w popiół przemieniam się i kruszę. I coraz mniejszy ciałem wierzę we własną duszę.

Page 55: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

55

Ojczyzna II Ziemio krwią i ogniem płynąca, na rozdroŜach twoich stoję - tułacz jesieni i zanim cię ramionami ogarnę, słyszę takt twego serca, takt moich kroków. Serca nieodmienne przez gorzki potop, serca spalone czarne zawiesić na sosnach twoich - wotum. Ziemio nie skojarzona niebu, osobna, wypalona wiekami, piętnem. Milionem grobów słyszę rytm twój niedoczekany: góry ławą bijące do morza jak tętno. Szeroko drŜy oskarŜone niebo wbite na zgliszcza - na pal i jak period po nocach uderza o burzę Ŝal: śmierć mnie ucałuje, śmierć mnie ucałuje, ale nie ty. Ziemio, szept twój serce rozerwał jak szrapnel, gdzie jest twój krzyk? Litanie, dzwony sucho do nieba jak śrut nieba nie podpalają, nie podpalą. Ręce-kamienie na dnie oceanu. Ziemio twarda jak Ŝołnierski suchar, ziemio gorzka od krwi i Ŝalu, ziemio głucha.

Page 56: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

56

Orfeusz w lesie 1. Zamysł On jak wygłoś dwustronny zestroił miłość pieśni i miłość niewiasty. Teraz ucho ciszą leśną poił, kiedy w strumień wstępował liściasty. Prawą ręką gałęzie odgarniał, lewą ręką lirę tulił drŜącą, gdy nad głową zbudzona ptaszarnia trzepotała chmurą świergocącą. A on ptakom i sobie się modlił, a modlitwa go do tej zbliŜała, co mu była poczęciem melodii, które spełniał na lirze jej ciała. Jeszcze cienia jej nawet nie podszedł, juŜ pod dłonią pisklę śpiewu poczynał i milczeniem śpiących brzóz warkocze w Eurydyki płowe włosy zaklinał. 2. Wahanie SkądŜe ten uśmiech na usta się przybłąkał? "Przywróćcie - mówił - do Ŝycia tę piosenkę, co zmarła we mnie". Wtedy na jego rękę dźwięczną kropelką stoczyła się biedronka. "Wiem: to jest tkliwość. Lecz ona nie wystarczy. Bo więcej trzeba, by śmierć śpiewaniem uwieść: na skałach dzikich muzyczne gniazdo uwić, by wywieść śpiew od trwogi ludzkiej starszy". I wzrok przygasły utonął w własnym cieniu. "Oddajcie - mówił - tę moc, co tylko ona obudzić mogła". Wtedy jak uskrzydlona drapieŜność siadł mu jastrząb na ramieniu. "Wiem: to są szpony, które się rychło stępią, lecz skalnej kory niezdolne nigdy przebić. Nie taką drogę trzeba mi pieśnią przebyć, by łzami osnuć Jej źrenicę sępią". I w leśną ciszę wszeptywał się: "Przestrzeni, jakŜe cię struną, co krwawić śmie, ogarnę?" I załkał cicho. I jak jagody czarne, łzy dojrzewały w puszystych mchów zieleni. 3. Płacz Jak zmierzch szare - zlatywały się wilki, błędnym wyciem wypełniając las, u nóg jego czołgały się: "Zmilknij, czemu łzami odzwierzęcasz nas?" Jak świt chyŜe - przybiegały jelenie, jak sen cieple - łasiły się samy i błagały: "Zmiłuj się, przenieś ból i w siebie z powrotem go wgarnij". Przypełzały zielone zaskrońce,

Page 57: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

57

obwijały mu ręce jak pień: "Kto ty jesteś, Ŝe tak jasny jak słońce płaczesz łzami czarnymi jak cień?" Lecz zadziwił się Orfeusz, gdy w górze roześmiała się wierzba płacząca: "JakŜe, wieszczu, Ŝalem chcesz nas urzec, skoro płacz twój nie roztkliwia, lecz wstrząsa?" 4. Wstyd I zapadł w siebie gwiazdą, która boli, bo go smuciła siła własnej pieśni, jakŜe niecelna - myślał - Ŝe pozwolił łzom nazbyt ludzkim w grom się ucieleśnić. Płacz ma być płaczem - myślał - a łzy łzami, a pieśń - wysnutą spod serca muzyką - lecz jak ją wysnuć i gdzie nieść? Wtem zamilkł, bo jego lira łkała: "Eurydyko! Ten, co się z tobą zestrajał, jak z struną łączy się liry melodyjne drewno, z krawędzi śpiewu w własny mrok się zsunął. Jak po obczyźnie stopą brnąc niepewną, błąka się w sobie, ocienia Ŝałobą nie Ŝal po tobie, lecz smutek nad sobą..." Więc się zawstydził Orfeusz, a mgły coraz to gęściej liśćmi szeleszcząc, na twarz mu kładły swe wilgotne sny. A on nie wiedział, czy to deszcz, czy łzy. I tylko jeŜ przez mokre biegnąc mchy, zbierał na kolce srebrne jabłka deszczu. 5. Zmaganie Pod tym dębem, pod stuletnim, wśród gałęzi skrył się, a deszcz pierzchnął, siedmiobarwnym łukiem nad nim wzbił się. Ledwie okiem w nim utonął, w barwnej brodząc nucie, blady błękit tęczę wchłonął, dąb zawołał: "Zbudź się. Czas na ciebie, czeka lira, nowej pieśni głodna, wdrąŜ się w ziemię, bij o niebo, serca przepal do dna. Ze mną, boski Orfeuszu, zmierz muzyczną silę, mnie pokonasz - śmierć przemoŜesz, którą zwycięŜyłem. Popatrz: uschnie młoda łoza, runie smukła jodła, patrz: topole śmierć podcięła, ale mnie nie zmogła. W niebo śpiewem rosnę, w ziemię korzeniami wrastam, me milczenie jest strumieniem, a ma pieśń liściasta!" Więc Orfeusz chwycił lirę rozmodloną dłonią, strunę trącił, juŜ obłoki przebudzone dzwonią. Jeszcze głosu nie wydobył, juŜ na wargi drŜące, jak na liście, promieniście wbiega młode słońce. I pieśń począł. Wrył się w ziemię takim jasnym tonem, Ŝe wzleciały ponad drzewa krety uskrzydlone, Ŝe strumienie, co pod ziemią ciemno się poczęły, nad brzegami, co je więŜą, w lirę się wygięły. Wzniósł się w górę, ręką jeno cięŜar strun odmierzał, a juŜ wiatrem swego głosu w Ŝołędzie uderzał,

Page 58: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

58

a Ŝołędzie melodyjnie trącając się wzajem, rozdzwoniły włosy wierzby nad leśnym ruczajem, a w tych włosach smutek nagły wylągł się tak cicho, Ŝe nie będąc jeszcze szeptem, szeptał: "Eurydyko..." Jeno woda pochwyciła to czułe wezwanie, a juŜ w kwiaty je wkropiła na leśnej polanie, a tam trawy zielonawe w korzenie wyszeptały i juŜ drzewa jej imieniem szumieć poczynały. Targnął strunę, bo nie szeptem śmierć miał głuchą przemóc, lecz wołaniem tak wysokim, jak gwiazda nad ziemią: "Chcecie? Rozpacz wam wyśpiewam: płomieniste góry rosną we mnie, burza wraŜa w ziemię kły wichury. Chcecie? Błyskawicą chłostam, serca gryzę gromem, w ręku piorun mam i rozpacz w oku nieruchomem, a ta rozpacz w gniew urasta, a ten gniew jest burzą przeciw tobie, której kształty czarno się marmurzą". JuŜ nie słowem, ale głosem w twardą korę nieba tłukł Orfeusz, aŜ sypnęła cięŜkich gwiazd ulewa... Wtedy przerwał, bowiem uczuł, Ŝe mu głos uwięŜnie w niebie drŜącym jeszcze... Ale dąb milczał potęŜniej. 6. PoraŜka "Eurydyko, poraŜka jest słodka. Chwała tobie, któryś mnie zwycięŜył". Mijał strumień. Trzcina wiała wiotka. Las się kończył i zaczynał księŜyc. A te skały, co wyrosły ostre, zdały mu się czułym zapewnieniem. A tę noc obejmował jak siostrę i nazywał najczulszym imieniem. I przemierzał strunami śpiącymi oddalenie nie objęte słowem, i jak klucz do zamkniętych podziemi niósł na wargach milczenie dębowe.

Page 59: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

59

Ostatni wiersz Te dni są małym miasteczkiem zdarzeń. Znam świat na pamięć, na pamięć znam kaŜdą gwiazdę i ból wieków, rzeczywistość granitową co dzień. Nie Ŝyję w mieście i krajach globów, Ŝyję w ogrodzie przekwitłych uczuć zwierzęcych i pragnień. Ja: rozstrzelany po tysiąckroć Ŝołnierz stuleci, z sercem na bagnet brata nakłutym, nie czekam. Za wzgórzami czasu nabrzmiewa nowy atak. OdwaŜnie nie wiem końca i początku świata. Kiedy mnie jak boga - przez tysiąclecia nie znanego - wyklęto, znam drogę krzyŜowej mądrości - obojętność.

Page 60: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

60

Pamiąteczki Pamiąteczki zasuszone - nieba róŜ. Na pudełku tyrol i jabłoń. Takie proste było wszystko: chleb i nóŜ. a teraz gdzie opadło? Takie proste byłyby lata - zasuszone dziś w ksiąŜkach płatki. Jak obrazki zielenią odczuć? Niewypukłe obrazki, gładkie. [Nie ma ciebie, nie będzie, po co szukać gwiazdek w czarnej sali? Tylko pamięć wysycha - potok, świat - klinika trocinowych lalek.] Dziecinnieje mi ziemia znów zamykana w tajemnice pudełek. Oddalony smutek snów jak nad śmiercią rzucona przełęcz. Srebrny kluczyk. Nakręcane ptaszki - - pomniejszone pozytywki zdarzeń. A to wszystko maleńkie obrazki powieszone na potęŜnym konarze.

Page 61: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

61

Piosenka Wprost, na przełaj, przez pola zardzewiałe zmierzchem pojedziemy w głąb nocy, smutni Don Kiszoci, po to tylko, by kiedyś (moŜe w baśni progu) rozerwał nam świadomość zabłąkany pocisk Nasze istnienie cierpkie jest, na pół przytomne, czekające na nowość - nastanie nieznane. Lękiem w noc wyczekiwań serce pięścią bije, nie wie, czy błądzić dalej, czy czekać na ranek. Wiatraki rozszalałych, wirujących myśli drą nam jaźnie purpurą, powstających godzin. Los nasz tętni, za słońca ukryty zachodem, zbudzi się moŜe szczęściem w jutrzni słońc narodzin. Szczęścia jest tylko tyle, ile go wymarzysz, kiedy ręce ugrzęzną ci palcami w błocie. Ty!... pamiętaj o baśni, co cię kiedyś zbawi, lecz nie walcz o nią z ludźmi, smutny Don Kiszocie.

Page 62: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

62

Pokolenie Do palców przymarzły struny z cienkiego krzyku roślin. Tak się dorasta do trumny, jakeśmy w czasie dorośli. Stanęły rzeki ognia ścięte krą purpurową; po nocach sen jak pochodnia straszy obciętą głową. CzegoŜ ty jeszcze? W mrozie świat jest jak z trocin sypki. Oczu stęŜały orzech. To śnieg, to nie serce tak skrzypi. KaŜdy - kolumną jesteś, na grobie pieśni własnych zamarzły. CzegoŜ ty jeszcze? To śmierć - to nie włosy blasku. To soli kulki z nieba? Czy łzy w krzemień twarzy tak wrosły? Czy ziemia tak bólem dojrzewa, jakeśmy w czasie dorośli?

Page 63: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

63

Pragnienia Co dzień kochając cię płaczę, tęsknię za tobą patrząc, oczy mi popieleją, wiedzą, Ŝe nie zobaczą. A z ciebie gorycz płynie jak w niebo dym spokojny, dzień jak liść kruchy się zwinie i ptak, co w śpiew niezbrojny. Przysiadają na mnie modlitwy przelotne, ach, przelotne. Elementarne bitwy, trwoŜne, samotne. Uczę się ciała na pamięć i umiem. Widać dusza jest jeszcze, która kłamie, a we mnie śmierć porusza. Po snów kipieli ciemne) szukam cię, tak się spalam, ręce mi nadaremne jak ptak, co gniazdo kala. I moŜe by w milczeniu i w cierpieniu by moŜe, cóŜ, kiedy nocy groŜę, niedowidzeniu. I takim ci ja hardy jak ręce, co rycerzom przypinają kokardy, w których siłę nie wierzą. I takim ci ja mocarz, Ŝe kiedy słów nie trzeba, nie umiem stworzyć nieba miłością w oczach.

Page 64: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

64

Przypowieść Pan Bóg uśmiechnął się i wtedy powstała ziemia, podobna do jabłka złotego i do zwierciadła przemian. Po niej powoli się sączą zwierząt dojrzałe krople wstępując z wód w powietrza - drgające srebrem - stopnie. A śpiew najcichcszego z ptaków zamienia się w miękki obłok i wtedy powstają chmury do ziemi i gwiazd podobne. Więc knieje do mórz podchodzą i kładą włosy na wodę i wtedy fale się barwią na kolor dojrzałej jagody. Światło przenika do ziemi, a ziemia blask przygarnia; bory wrastają w powietrze, powietrze od lasów - czarne. Zwierzęta wnikają w korę, a kora porasta Ŝycie i niewidzialne, w przestrzeni, wiruje ziemi odbicie. Wtedy są wszystkie kolory, kaŜdy od innych róŜny, które są wszystkie te same pod szklaną kopułą próŜni. I zafrasował się Bóg, Ŝe sam swych dzieł nie ogarnie, więc cisza złoŜyła się w fałdy, a światło stało się czarne i cięŜkich kowadeł gór rosły łodygi ogniste, a gromy z wysiłku kuły zmarszczone w groźnym namyśle, aŜ się wykrzesał z kuźni pod niebo od huku białe z chmur i ziemi ulany - człowiek ciemny i mały. Teraz uśmiechnął się Bóg i we śnie znuŜony oniemiał, i do dziś błądzi wśród grozy człowiek ciemny jak ziemia.

Page 65: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

65

Psalm IV BoŜe mój. Ja przed Tobą ołtarz ciała rozdarty. Ja - jednym sumieniem rodzony, dymię tysiącem martwych. Nie tłomacz mi ptaków i roślin, ja znich poczęty - rozumiem, tylko się krzywdy nauczyć i ludzi się uczyć nie umiem. Ja juŜ spokojny . Ześlij ulewy głów obciętych, strąć nieba płaską dłoń, Ty ze wszystkiego - święty. Ale mi czyny wytłomacz, ziemi ziejący orkan, bo nic, Ŝe po klęsce jej depczę jak po krzemiennych toporkach ludzi, co nigdy nie rosnąc, o ściany jaskiń miecz ostrzą. Ale wytłomacz mi tych, co niewiedzący - u ciemnych wód są spopielałe krzyŜyki czarne nie odegranych nigdy nut.

Page 66: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

66

Rodzicom A otóŜ i macie wszystko. Byłem jak lipy szelest, na imię mi było Krzysztof, i jeszcze ciało - to tak niewiele. I po kolana brodząc w blasku ja miałem jak święty przenosić Pana przez rzekę zwierząt, ludzi, piasku, w ziemi brnąc po kolana. Po co imię takie dziecinie? Po co, matko, taki skrzydeł pokrój? Taka walka, ojcze, po co - takiej winie? Od łez ziemi krwawo mi, mokro. Myślałaś, matko: "On uniesie, on nazwie, co boli, wytłumaczy, podźwignie, co upadło we mnie, kwiecie - mówiłaś - rozkwitaj ogniem znaczeń". Ojcze, na wojnie twardo. Mówiłeś pragnąc, za ziemię cierpiąc: "Nie poznasz człowieczej pogardy, udźwigniesz sławę cięŜką". I po cóŜ wiara taka dziecinie, po cóŜ dzieciństwo jak płomieni dom? Zanim dwadzieścia lat minie, umrze mu Ŝycie w złocieniach rąk. A po cóŜ myśl taka jak sosna, za wysoko głowica, kiedy pień tną. A droga jakŜe prosta, gdy serce niezdarne - proch. Nie umiem, matko, nazwać, nazbyt boli, nazbyt mocno śmierć uderza zewsząd. Miłość, matko - juŜ nie wiem, czy jest. Nozdrza rozdęte z daleka Boga wietrzą. Miłość - cóŜ zrodzi - nienawiść, struny łez. Ojcze, broń dźwigam pod kurtką, po nocach ciemno - walczę, wiary więdną. Ojcze - jak tobie - prócz wolności moŜe i dzieło, moŜe i wszystko jedno.

Page 67: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

67

Dzień czy noc - matko, ojcze - jeszcze ustoję w trzaskawicach palb, ja, Ŝołnierz, poeta, czasu kurz. Pójdę dalej - to od was mam: śmierci się nie boję, dalej niosąc naręcza pragnień jak spalonych róŜ.

Page 68: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

68

Rzeczy niepokój Nie wiem nic. Jest wokoło ten rzeczy niepokój, który rzeki przesyca i morza obłoków, który jest sam przez siebie, a ja ponad którym jestem jak smutne dziecko przenoszące góry. I nie wiesz nic, i moŜesz ręce jeszcze zanurzyć w płynności rzeczy i rzeczy niepokój. Bo jest w tym jak w tworzeniu z marmuru drzew Ŝywych (które się same ciosają pod ręką) coś jak nieuchwycenie w locie złotej grzywy, jak opadanie - smutne i jak ziemia - piękne. Jak ziemia, bo ta w trwodze najdalszej wywoła - i w grobach - jakąś smukłość anielską kościoła. Więc idź, chociaŜbyś wiedział, Ŝe zmierzasz do grobu, bo nie w tobie jest trwoga, ale ty przez trwogę. Bo to nie Ŝądzą wzrasta, ale zapatrzeniem, jak wierzby, które rosnąc w wodzie, rosną - cieniem. Wtedy ziemia się skurczy, aŜ za wąska stopom będzie chmura - na przekór arkom i potopom. Tylko ludzie znad trawy - jak krowy - spojrzenie zwrócą w niepokój rzeczy, w to, co zapatrzenie, i przez swoją osobowość, w to, co gromem śniło, powiedzą nierozwaŜnie i osobno: miłość.

Page 69: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

69

Sny II Dziewczyna śpiąc odrzuca ręce w górę, w sąsiedni sen, który się o nią otarł, a nad nią drŜą ciągnące długim sznurem zjeŜone kły - jak ciche myśli kota. Więc bierze sen i mrucząc wtula usta w puszystą sierść, przykłada ją do piersi, aŜ skośny cień wychodzi nagle z lustra i sen jak wzrok zachodzi białą śmiercią. Dziewczyna śniąc nazywa po imieniu zielony liść i chmury, które płyną, i skośny cień zamknięty we wspomnieniu i budzi się, i nie zna Ŝadnych imion. A wtedy świt zamyka pusty pokój jak biały dzwon. Dziewczyna w odrętwieniu widzi w swych snach róŜową krew obłoków i tropy łap - jak czarnych gwiazd na ziemi.

Page 70: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

70

Sny III Śnią się dalekie łowy. Wtedy się odmyka łuk grzbietu, który długo tęŜał w zamyśleniu, i z wolna noc się pije jak ptaki i cienie wirujące po kole zastygłego krzyku. Sierść rozrasta się szybko, aŜ całkiem wypełni mroczną kotlinę ścieŜki i fosforem trzeszcząc sypie szelest napięty jak ogromne kleszcze, Ŝe zdaje się: za chwilę spadnie kropla pełni. Wreszcie wielki jak jesion, na zdrętwiałych łapach, trzeba się wznosić wyŜej i skradać z daleka za cieniem, który niesie przykrą woń człowieka, a ma bezwładne skrzydła róŜowego ptaka. A gdy łapy opadną, jak skórę się zdziera pazurami krzyk ostry, który cuchnie krwią, spod powiek wschodzą nagle brązowe owoce i słychać z góry: ptaki na modrzewiu drwią.

Page 71: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

71

Sny dziecinne Sny dziecinne pachniały wanilią. Jak oderwać to Ŝycie od trwogi? Te dni jak małe boŜki w oliwkowym lesie - - wyrosły z nich dorosłe wilki i ogień opalił sosny strzelistych uniesień. Takie to dzieje, matko. Boli wiatru kolec wbity w dwudziestą jesień, kiedy umiem juŜ najtrudniejsze słowa. Na pękniętym stole umierają kwiaty - suche deski trumien. Dusi las zdarzeń przyrosłych. Nic więcej. Matko, jeszcze jednym uśmiechem sprzed lat dwudziestu przywróć mi wzrok dla świata dziecięcy.

Page 72: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

72

Spojrzenie Nic nie powróci. Oto czasy juŜ zapomniane; tylko w lustrach zasiada się ciemność w moje własne odbicia - jakŜe zła i pusta. O znam, na pamięć znam i nie chcę powtórzyć, naprzód znać nie mogę moich postaci. Tak umieram z półobjawionym w ustach Bogiem. I teraz znów siedzimy kołem, i planet dudni deszcz - o mury, i cięŜki wzrok jak sznur nad stołem, i stoją ciszy chmury. I jeden z nas - to jestem ja, którym pokochał. Świat mi rozkwitł jak wielki obłok, ogień w snach i tak jak drzewo jestem prosty. A drugi z nas - to jestem ja, którym nienawiść drŜącą począł, i nóŜ mi błyska, to nie łza, z drętwych jak woda oczu. A trzeci z nas - to jestem ja odbity w wypłakanych łzach, i ból mój jest jak wielka ciemność. I czwarty ten, którego znam, który nauczę znów pokory te moje czasy nadaremne i serce moje bardzo chore na śmierć, która się lęgnie we mnie.

Page 73: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

73

Stuletni wieczór Wyjść na ulicę w niebieski, letni zmierzch, dymią fajki jak zapach zielonych bazylii, gwiazdy jak ryby zabite wypływają na wierzch, znad gitar - kapelusze jak czarne pluszowe motyle. Wyjść na ulicę: kołyski zwiewnej muzyki i bajek, tam grają katarynki jedwabny stuletni walczyk. Ten niderlandzki obraz z porcelanowych fajek, z baldachimów dłoni kobiecych i strun kobiecych palców. Otom dzieckiem, skrzydłem jednodniowych przeczuć. Jestem tylko chłopcem, który płacze nad zabitym ptakiem. Nie przeŜyłem tylu lat i drzew, co ten wieczór. Jestem chłopcem, który płacze nad zabitym ptakiem.

Page 74: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

74

Sur le Pont de’Avignon Ten wiersz jest Ŝyłką słoneczną na ścianie jak fotografia wszystkich wiosen. Kantyczki deszczu ci przyniosę - wyblakłe nutki w nieba dzwon jak wody wiatrem oddychanie. Tańczą panowie niewidzialni "na moście w Awinion". Zielone, staroświeckie granie jak anemiczne pączki ciszy. Odetchnij drzewem, to usłyszysz jak promień - napręŜony ton, jak na najcieńszej wiatru gamie tańczą liściaste suknie panien "na moście w Awinion". W drzewach, w zielonych okien ramie przez widma miast - srebrzysty gotyk. Wirują ptaki płowozłote jak lutnie, co uciekły z rąk. W lasach zielonych - białe łanie uchodzą w coraz cichszy taniec. Tańczą panowie, tańczą panie "na moście w Awinion".

Page 75: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

75

Swoboda koń bryzgiem srebrnych dzwonków parska w zieloną ruń jak wodę miękką kwiaty przynoszą w barwnych garstkach świt gęstych rzek na sutkach dźwięku. Drzewa są wolne w rudych lasach przebiega koń przez płynność polan róŜowo gra rozbiegiem oczu balony nozdrzy gnie do kolan a kiedy wbiegnie w dźwięczne stepy w rozlany łan błękitem świeŜy stanie wysoko wyzwolony i wchłonie słońce wolne zwierzę...

Page 76: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

76

Śmierć kukły

Zasłoń firanki, szklana madonno złudzenia! JuŜ nie ma nic za oknem, którym uwiądł pejzaŜ. Noc, w którą tylko wieczór śmiercią wejrzał, ciszę w bolesne kraty drzew poplątanych zamienia. Śmierć w cięŜkich ramach z ołowiu wieszam na ścianie. Zasłoń firanki, szklana madonno złudzenia! To obojętność spada mi w oczy jak kamień, gorzki świt deszczu więdnie w niedochceniach. Smutne pociągi są obojętnym pościgiem, węszą po śladach pomiętych brudną ulicą, i kaŜdym świtem płacz mi się zrywa jak wybieg. Czuję brzęczącą jak komar zgubiony - nicość. Wieczór bezdomny umarł mi cicho na rękach... Niebo zapina d1rnury na księŜyc jak Ŝeton. Zasłoń firanki, szklana madonno złudzenia! Patrzę: wiatr przechodzi pod rękę z umarłą gazetą.

Page 77: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

77

Świat obok Na wybrzeŜu uduszonym przez płynące drzewa w obrzeŜach dymi zmierzchu niebieski opar i alejami przechodzi śpiewny, wielki cień zgubionego w dziecięctwie kota. Przez puste lustro zmierzchu przechodzę co wieczór wiszę ciemnym odbiciem i znikam. Falują aleje palmowe wezbrane od przeczuć, powietrze zaszyte w szum cykad. Za naroŜną ulicą, zmniejszony przez księŜyc wyjść na bulwar : otwiera się morza szelest. Na rejach brygantyny cieniem się wypręŜył wiatru czarny wisielec. Na okręcie wieków omszonym w zielony plusz odpływam pod nieba pełne błyskawic, zwierząt, znaków od chłodnych studni portów obrosłych w powoje róŜ w pejzaŜe japońskich ryb, pereł i laku. Gdy podróŜ przekroczy czas i smutek, na gąbkach lagun zadymi róŜowym deszczem, w ten dzień ukryty za brzegiem spojrzenia znajdę cię na polanie nie przewidzianej przez przestrzeń.

Page 78: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

78

Świat sen Smutny, jaki smutny człowiek uśpiony w zdarzeniach, w zdarzeniach prawdziwych. Jakbyś kreślił kółko na piasku, a w dębów cienie jak w rzeczywiste zamki kolorowe powprawiał szyby. Tak sobie nieroztropnie - niby przypominasz dziecięce twierdze z pisaku. Uwierzyć łatwo: Ŝyjesz tam, a teraz śnisz tylko oślepiający sen piorunów, krzywdy i blasku. JakŜe spokojnie, choć upłynął dwudziesty rok, nie wierzyć w rzeki ognia, przez wiatr unoszonych ludzi, tonąc po brzegi spojrzenia w rzeczywistość. Ale ja się obudzę, ale ja się obudzę.

Page 79: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

79

Ten czas Miła moja, kochana. Taki to mroczny czas. Ciemna noc, tak juŜ dawno ciemna noc, a bez gwiazd, po której drzew upiory wydarte ziemi drŜą. Smutne nieba nad nami, jak krzyŜ złamanych rąk. Głowy dudnią po ziemi, noce schodzą do dnia, dni do nocy odchodzą, nie łodzie trumny rodzą, w świat grobami odchodzą, odchodzi czas we snach. A serca tak ich mało, a usta tyle ich. My sami tacy mali, krok jeszcze przejdziem w mit. My sami takie chmurki u skrzyŜowania dróg, gdzie armaty stuleci i krzyŜ, a na nim Bóg. Te sznury, czy z szubienic? długie, na końcu dzwon to chyba dzwon przestrzeni. I taka słabość rąk. I ulatuje słyszę ta moc jak piasek w szkle zegarów starodawnych. Budzimy się we śnie bez głosu i bez mocy i słychać, dudni sznur okutych maszyn burzy. Niebo krwawe, do róŜy podobne leŜy na nas jak pokolenia gór. I płynie mrok. Jest cisza. Łamanych czaszek trzask; i wiatr zahuczy czasem, i wiek przywali głazem. Nie stanie naszych serc. Taki to mroczny czas. Ten wiersz jak śmierć smutny… I Ten wiersz jak śmierć jest smutny i obojętny jak śmierć. Szare koty pod światło puszą ostrą sierść.

Page 80: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

80

śółty lament ulicy, gdzie nie chodzi nikt. Bije trwoga Ŝaglami o codzienność szyb. II Niebo blaknie za kaŜdym krokiem. Ogień wydzwania łuny, a wesołe ptaki są poŜegnaniem moim z ludźmi i bogiem. Ślepnę, tracę drogi, chodzę torem rakiet. A więc jesień. Dymi miasto, ptaki płyną na ukos, liście opadłe z czerwonych kominów fabryk. Po ulicy chodzą umarli, leŜą skrzydła oderwane krukom, czeka powóz i w drzwiach martwy lokaj z kandelabrem. WojaŜ toczy powoli drogi wysokich kasztanów. Upływam w jesień mniejszy z kaŜdym krokiem, w pola zasianych zjaw, w kolumny martwych peanów, w obojętność - mijanych - okien. Gdzie powóz drogą odpływa? Szelestem dymi bruk. O, najsmutniejsza jesieni, w zamęcie znaków i elips nad pieśnią kołujesz jak kruk. Jak miłość powierzoną dwóm Ŝyciom - rozdzielić?

Page 81: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

81

Tren II Oto jak pomnik własnego miłowania u sinych wód milczeniem stoję, a dołem płyną trumny i posłania, a górą czas i wielkie boje. O źli, źli ludzie, jakie to wam było ciało złowrogie, tępe takie złe, o, jaka była ta kłamana miłość, której nie starczy i na jedną łzę. O źli, nieszczęśni czy w Bogu zapomniani, tłumem wylegli nad przepaści brzeg, nie dostający ciemnymi głowami, nie uskrzydleni rytmem ciemnych serc. Mroczne, mroczne wąwozy. To mi przed oczami cień duchów jakichś mignie, to strzaskany krzyŜ, to drogi stratowane trwogą i kołami, nad grobowiskiem ziemi - nieba drŜący liść. Nie ma, nie ma powrotu, sine wody moje, do zatopionych dziejów, które w was odbite. Ja jestem posąg wasz i nad milczeniem stoję skamieniałym - pragnieniem i Ŝywym - granitem. Nie ma, nie ma ucieczki. Na rozdartej ziemi ten milion serc kalekich z mojej piersi krwawi. Byli Ŝywi, odeszli z słowami prostymi, tych Bóg milczeniem zbawił. Ale nam ziemia gorzka, twarda, nieudała. Widzę was krew węszących, palących kościoły, zdzierających z umarłych strzęp Ŝałosny ciała, zła trwogą i chciwością złączonych na poły. Czuję stopy węszące ostatnie przymierze i ciemność, która chlusta na to martwe złoto. I jestem posąg czasu śmieszny - który wierzę, choć nie ma znów powrotu, znów nie ma powrotu.

Page 82: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

82

Ty jesteś moje imię i w kształcie, i w przyczynie Ty jesteś moje imię i w kształcie, i w przyczynie, i moje dłuto lotne. Ja jestem, zanim minie wiek na koniu - bezczynie, ptaków i chmur zielonych złotnik. Ty jesteś we mnie jaskier w chmurze rzeźbiony blaskiem nad czyn samotny. Ja z ciebie ulew piaskiem runo burz, co nie gaśnie, kaŜdym Ŝyciem i śmiercią stokrotny. Ty jesteś marmur Ŝywy, przez który kształt mi przybył, kształt w wichurze o świcie widziany, który o mleczne szyby buchnął płomieniem grzywy i zastygł w dłoni jak z gwiazdy odlany. I jesteś mi imię ruchów i poczynaniem słuchu, który pojmie muzykę i sposób, który z lądu posuchy wzejdzie Ŝywicą-duchem w łodygę głosu.

Page 83: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

83

W Ŝalu najczystszym O, dziecko smutne, o ty zagubiony w Ŝalu najczystszym za wrót niedomknięciem, którędy by duch przewiał natchnionym cyklonem i wiarę święcił. Ty gdzie odjeŜdŜasz, coś aniołów widział w ludziach znuŜonych, co szli nad strumieniem, i juŜ odbicia ich ujrzałeś światłem, gdy były cieniem? Gdzie chciałeś wyczuć pod dłonią kształt lawy, która by w gemmy zastygła zwycięstw? Czy gdzie się bunt nie z ognia, a z małości stawał, a z pieśni - wyciem? Czy gdzie się wolność stawała skuwaniem w imię powstałych, którzy kładli nowe spadli jak głowy? Czyś ty nie widział, Ŝe w słabości wokół nikt nie dopatrzył do końca przeznaczeń i Ŝe za mały, by stanąć na cokół wojownik płacze? A wiesz, Ŝe mędrców i magów spełnienia to niebo było czynione przez człeka, by trwał dla celu, szedł, jak idzie-cieniem, czekał, jak czeka! I wiesz, co miłość - jeśli tylko sobie? co znaczy przemoc, jeśli tylko zemstą za krzywdy, których nie wydrze i spowiedź, aŜ staną klęską? O, dziecko smutne, ty nie dopełnione człowiekiem - jakby nie spełnione Ŝyciem. CóŜ to rzeźbienie, jeśli tylko w marmur marmuru ryciem? CóŜ to pod snami jak pod palcem czułym znajdziesz, gdyś człowiek przez ciało i ruchy, kiedy cię smutkiem w kamieniu wykuły najczystsze duchy? Nie płacz i pojmij prawo, które mija i pojmij sen, a tając pojmowanie, uczyń Ŝywy grom w głazie jak ręka niczyja, co Ŝyjąc - uczy.

Page 84: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

84

Warstwy Z pętli latarń jak wzrok ku tobie oderwać? Oto miasto umarłe od Ŝalu. Ulicą przechodzi ślepy pies dozorcy, a róŜowe suknie wracają z balów. Lokomotywy jesienią Ŝółkną i sypią liście. Po szynach zardzewiałych jaki pociąg odejdzie? Oto mali chłopcy przynieśli nóŜ i słońce maszyniście, a pusta drezyna brzęcząc odjeŜdŜa bezludna i w pędzie obrywa sczerwieniały liść - semafor. Z szynku poeta wychodzi niosąc kota zabitego przez pijanych. Kobiety są obce, obce jak stare fotografie ciotek. Omijam zmierzch, idę po ciebie w małą zmyśloną uliczkę, gdzie klon jesienny opada najprawdziwszym złotem.

Page 85: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

85

Wiatr Jak wtedy jest nas wszędzie troje, ja i ty, ja i ty, a za oknem wiatr uchodzi pękniętym obojem, narasta zmęczony krzyk. Unoszą się drzewa i czarne ptaki, o szyby biją liście czerwieńsze niŜ jesień. Wydęte uciekają dni i obłoki spłoszone jak ryby w ten nasz bolesny, pierwszy wrzesień. Nie odchodź, to motyle pluszowe tak dzwonią o te szyby umarłe, o martwy wiatr. Chodzi za oknem upiór zabitego konia i kaleki, o kulach nienawiści - świat. To powietrze wezbrane od trwogi uderza,

Page 86: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

86

przebacz mi świat i Ŝycie, i ten wiatr mi przebacz. Lecą gwiazdy - jaskółki prawdziwego nieba, rozsypują nam śmierć na pokoje, umierają chwile nieostroŜnych lat, bo jak wtedy jest nas wszędzie troje, ja i ty, ja i ty, i wiatr.

Page 87: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

87

Wróble Dzień wróbli i jasności! W dzbanuszkach małych ptaszków świat się ustał miłością, niefrasobliwą łaską. Na wyciągnięcie ręki mam czystość ich, puszystość jakbym dotykał ciebie gałęzią ich- wielolistną. Niebo się ziemi skłania leŜąc śniegiem na drzewach oczy mruŜysz, zasłaniasz piórka w blasku nagrzewasz. Nie zerwiesz się, nastroszysz ciepło ptasiego futra odpowiesz wróblim głosem w moją ciemność - malutka. Bo w tym śniegu ludzie - - my z czarnymi sercami. Ziemio przez nas zabita, rzeszą tych ptaków czystych Módl się za nami!

Page 88: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

88

Wspomnienie Kraju, kraju ujrzany przez zielone szkło. Szare osiołki płyną jak łzy zarosłym dnem wspomnienia. Te krajobrazy, nim spadną, wiszą na rzęsach i drŜą. Szare osiołki płyną jak łzy - zarosłym dnem wspomnienia. Miniaturowe domki, dalekie o całe powietrze, o tabun dni i obłoków, dalekie o czyjąś śmierć. Płyną przeze mnie osiołki zarosłym dnem wspomnienia i rosną we mnie lata jak czarna, zjeŜona sierść.

Page 89: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

89

Wyzwanie Moje myśli są ciemniejsze od obcych słów proroków moich słów prawdziwych nie zna nikt. Kto z was wierzy, Ŝe oto na polanie czerwonych obłoków Przebiegł koń apokalipsy i znikł? Kto wierzy, Ŝe w niedzielne popołudnie nad pyłem odświętnych przechodniów spadło siedem nieboskłonów w zawiei planet, a w próŜni sypano garściami dukaty płonących pochodni? Czy byliście w pociągach pustych, które anielsko wstąpiły w zaświat? Na ostatnich stacjach, gdzie urywa się czas, gdzie w czarnych lustrach wypisano ostateczne znaki i hasła kto z was zna cmentarz świata i nieustanny potop gwiazd? Czy widzicie : w mroku odchodzą idee rzeczy i czyści ludzie, których nigdy nie było, i Ŝe Chrystusa tylko Szatan wymyślił Ŝebyście mogli na co dzień zabijać Boga i miłość.

Page 90: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

90

Z głową na karabinie Nocą słyszę, jak coraz bliŜej drŜąc i grając krąg się zaciska. A mnie przecieŜ zdrój rzeźbił chyŜy, wyhuśtała mnie chmur kołyska. A mnie przecieŜ wody szerokie na dźwigarach swych niosły ptaki bzu dzikiego; bujne obłoki były dla mnie jak uśmiech matki. Krąg powolny dzień czy noc krąŜy, ostrzem świszcząc tnie juŜ przy ustach, a mnie przecieŜ tak jak innym ziemia rosła tęga - nie pusta. I mnie przecieŜ jak dymu laska wytryskała gołębia młodość; teraz na dnie śmierci wyrastam ja - syn dziki mego narodu. Krąg jak noŜem z wolna rozcina, przetnie światło, zanim dzień minie, a ja prześpię czas wielkiej rzeźby z głową cięŜką na karabinie. Obskoczony przez zdarzeń zamęt, kręgiem ostrym rozdarty na pół, głowę rzucę pod wiatr jak granat, piersi zgniecie czas czarną łapą; bo to była Ŝycia nieśmiałość, a odwaga - gdy śmiercią niosło. Umrzeć przyjdzie, gdy się kochało wielkie sprawy głupią miłością.

Page 91: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

91

Z wiatrem Jesienie rok za rokiem idą, gwiazdy jak deszcze szyby tną. Zielone łanie na polanie, u okien huczy serca bąk. Nie płacz, kochana, lat złowrogich, spod twoich rzęs zielony liść, ptaki i drzewa trysną, drogi, po których dalej trzeba iść. Liście opadły. Wrócą liście i modlitewne łuki gór, przeminą ludzie w nienawiści, zostanie trzepot ptasich piór. Knieje się pienią - tylko pomyśl - w powietrza falującym tchu niedźwiedzi pomruk zaczajony, niebieski jezior duch. Nie płacz, kochana. Śpij w cierpieniu, na dłoni mojej drŜący ptak, rzekom i mnie, i wiosen cieniom, i miłowaniu lat. Przeminie łoskot burz gwiaździstych, nie stanie ludzkich burz. Nam, śpiewającym pieśni czyste, serce rozetnie czas jak nóŜ, Bo juŜ kolebią aniołowie imię - jak złote imię gwiazd, próchnieje pod stopami czas, zostaje wieniec chmur na głowie. Bo juŜ kolebią aniołowie na niewidzialnych dłoni śnie proste jak sosna, czyste dnie rosnące w ptasim słowie.

Page 92: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

92

Zła kołysanka Jesiennych liści, twoich włosów zapach, brzęczy trwogi pęknięty zegar. Od gwiazd wieje chłód, zagasł świecznik lata i mój Ŝal czarnym psem co wieczór do rąk ci przybiega. Czy umiesz zasnąć? Płacz umarłej olchy długo wyje po nocy - kopule echa. Płyniemy, nie ma portów, nie ma dla nas kolchid, wiesz: smutek - zaczajony patrol - tylko czeka. Dobry smok w bajce, teraz jest sen zastygły, sen upiorów - upływa nocy pomnik niebosięŜny. Tylko krzyk widma, które chłop nabił na widły, tylko krzyk kotów duszonych przez księŜyc. Czy umiesz zasnąć? Dziś obłąkany poeta powiesił się w czarnym krzyku zamiejskich sosen, a trupa kukły woskowej przy wiatru fletach deszcz po ulicach długo ciągnął za włosy. Śpij, przecieŜ cicho. Noc urasta deszczowa na szybach i wiatr ślepy jak ja przed domem przyklęka. Kto nam ten czas wolny od trwogi wydarł - maleńka?

Page 93: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

93

Znów wędrujemy Unieś głowę jak źródło, z niej powstanie kolor i nazwanie wszechrzeczy, i płynienie porom. Widzisz, wszystko spełnione, czas po brzeg nalany i niebo syte Ŝaru jak złote fontanny. A wszystko moŜesz spełnić od nowa i począć widowiska w obłokach tryskające oczom. I wszystko co przypomnisz, będzie jak czas głuchy, nad którym jak nad ciałem zawirujesz duchem. Bo kochać znaczy tworzyć, poczynać w barwie burzy rzeźbę gwiazdy i ptaka w łun czerwonych marmurze.

Page 94: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

94

Źródło

Znów wędrujemy ciepłym krajem, malachitową łąką morza. Ptaki powrotne umierają wśród pomarańczy na rozdroŜach. Na fioletowoszarych łąkach niebo rozpina płynność arkad. PejzaŜ w powieki miękko wsiąka, zakrzepła sól na nagich wargach. A wieczorami w prądach zatok noc liŜe morze słodką grzywą. Jak miękkie gruszki brzmieje lato wiatrem sparzone jak pokrzywą. Przed fontannami perłowymi noc winogrona gwiazd rozdaje. Znów wędrujemy ciepłą ziemią, znów wędrujemy ciepłym krajem.

Page 95: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

95

śal

Pościnano drzewa światowidom, ścięto głowy buntom dziecięcym, bo nie przyjdą anioły z ptasich puchów, nie przyjdą. Oto nóŜ szafotów do chleba. CóŜ więcej? Zatroskane madonny mdleją; jakbyś podniósł ziemi upiorną powiekę, więc Ŝal mi, Ŝal, bo świat to Ŝal za utraconym człowiekiem.

Page 96: Baczyński Krzysztof Kamil - zbiór wierszy

96

ŹRÓDŁO: HTTP://WIERSZE.NET.PL