16
Listopad 2002 Nieregularnik intelektualno-artystyczny cena 1 zł RESURRECTION

Anyten Mlek 15kostecki/anyten/Anyten_Mlek_15.pdfWypada teraz odrzuciæ oskar¿enia kilku osób (od tylu s³ysza³em, nie wiem ilu w rze-czywis-toœci), ¿e nie do-trzyma³em s³owa

  • Upload
    others

  • View
    2

  • Download
    0

Embed Size (px)

Citation preview

Page 1: Anyten Mlek 15kostecki/anyten/Anyten_Mlek_15.pdfWypada teraz odrzuciæ oskar¿enia kilku osób (od tylu s³ysza³em, nie wiem ilu w rze-czywis-toœci), ¿e nie do-trzyma³em s³owa

Listopad 2002 Nieregularnik intelektualno-artystyczny cena 1 zł

RESURRECTION

Page 2: Anyten Mlek 15kostecki/anyten/Anyten_Mlek_15.pdfWypada teraz odrzuciæ oskar¿enia kilku osób (od tylu s³ysza³em, nie wiem ilu w rze-czywis-toœci), ¿e nie do-trzyma³em s³owa

No wiêc, ee ten tego, odrodzi³ siê..., noten ee... Anyten Mlek.... Lepiej zacznêjeszcze raz...

Trzecio- i czwartoklasiœci pamiêtaj¹, apierwszaków pragnê poinformowaæ, ¿epod koniec zesz³ego roku szkolnegowydany zosta³ trzynasto-czternastynumer gazetki szkolnej Anyten Mlek,zwany równie¿ Ostatnim.

Niezorientowanym uœwiadomiê, i¿poprzedni numer Anytena mia³ byæostatnim, pomimo sporej rzeszy czytel-ników. Zabrak³o autorów – numer czter-nasty sk³ada³ siê wy³¹cznie z tekstówmoich i Rysia. Uznaliœmy to za oczy-wisty znak naturalnej œmierci gazetki. IAnytena mia³o nie byæ...

Jednak¿e na tegowakacyjnym ObozieKGB (Krajonawczo-Geologiczno-Biologicznym) (och!, ¿ebyœcie wiedzieli,ile rzeczyzwi¹zanych zgazetk¹ dziejesiê na tycho b o z a c h . . . )kilku dziwniew y g l ¹ d a j ¹ -cych* facetówzaczê³o mnie molestowaæ pod tytu³em:“Hoffmanowa z gazetka lepsza ni¿Hoffmanowa bez gazetka, my chcieægazetka, my móc prowadziæ gazetka”.Oczywiœcie zgodzi³em siê z pierwsz¹czêœci¹ ich stwierdzenia, ale co do resztyby³em sceptyczny – strasznie zawiod³emsiê na Hoffmaniakach jako autorachi uwa¿a³em, ¿e nie uda im siê skomple-

towaæ numeru. Ale natchniony nik³¹nadziej¹, ¿e a nu¿ oni coœ wycisn¹ zeswojego rocznika – przecie¿ lepiej goznaj¹ – postanowi³em siê zgodziæ zostaæich naczelnym... Wiem, to brzmi dziwnie– jakbym ro-bi³ im ³askê– ale chodzig³ównie o to,¿e trzebaby³o nauczyæich sk³adu, zasad rozliczania siê, umówz dyrekcj¹ itd. itp. Poza tym nie pozwo-li³bym nikomu u¿ywaæ nazwy AnytenMlek, gdybym nie wiedzia³, ¿e jest toAnyten Mlek.

Skoro trzymacie ten numer w rêkachto okaza³o siê, ¿e mimo wszystkopodj¹³em dobr¹ decyzjê.

Wypada teraz odrzuciæ oskar¿eniakilku osób(od tylus³ysza³em,nie wiemilu w rze-c z y w i s -toœci), ¿enie do-

trzyma³em s³owa. Fakt – pisa³em, ¿e ju¿nigdy Anytena, ale zostawi³em klauzulê,¿e jeœli pojawi siê jakiekolwiek zaintere-sowanie, to mo¿e, mo¿e... No i pojawi³osiê... A po drugie zauwa¿cie – w tymnumerze, oprócz tego tekstu (wyma-ganego od naczelnego) nie ma niczegomojego autorstwa. Dotrzyma³em s³owa –nie bêdê ju¿ pisa³ dla Anytena.

Teraz zakoñczêtylko czêœæ formaln¹i ju¿ bêdziecie mogliczytaæ. Oczywiœcie na pierwszym miejs-cu wielkie podziêkowania dla prof.

Natorfa, ¿echcia³o musiê to znówk s e r o w a æ ,po drugie,cieszy mnie,

¿e s¹ tu teksty pierwszaczków, alewola³bym, ¿eby nie trzeba by³o ichszukaæ na ziemi... (patrz strona 5.)O w³aœnie, najwa¿niejsze:

PISZCIE TEKSTY – inaczej Anyten nie bêdzie istnia³ –

ka¿da gazetka potrzebuje autorów,a szkolna czerpie ich spoœród czytel-ników (a trafiæ do nas mo¿na na ró¿nesposoby – patrz og³oszenia).

Na koniec chcia³bym oficjalniepochwaliæ now¹ czêœæ redakcji Anytena.Ja, z racji nat³oku zajêæ czwartoklasisty,w³aœciwie nie miesza³em siê do tegonumeru (tylko korekta i ogólne nauki)i to, ¿e siê ukaza³, jest tylko ich zas³ug¹.

Dobra – na pierwszy wstêpniak star-czy. ¯yczê mi³ego czytania.

Naczelny OdrodzeniowyGroch

* - od razu by³o widaæ, ¿e siê nadaj¹...

Zmartwychwstaniec

Tytu³em wstêpu, krótko, a rzeczowo:hm.

Jest kilka rzeczy, które zawsze budz¹pytania natury moralnej, od klonowaniapoczynaj¹c, a na szkole koñcz¹c. Gdzieœpomiêdzy nimi, na lepkich od kontro-wersji niciach opinii spo³ecznej, zwieszasiê meritum sprawy: nekromancja.

To, ¿e Choffmanova jest Szko³¹ roj¹c¹siê od rozmaitych Tradycyj, nie impliku-je obecnoœci na Jej mrocznych kory-tarzach czeredy umarlaków; nie jesteœmyprzecie¿ ³ódzkim pogotowiem. By theway: czy œciera Cioci Adeli by³abyrównie skuteczna, co osinowy ko³ek czysrebrna kula? Ale do rzeczy. Czas mija,szko³a siê zmienia, jedni odchodz¹ (videSz. P. Prof. S³ojewski), inni przychodz¹

(witamy przysz³¹ Sz. P. Prof. DominikêDrosio!). Pok³osie wytê¿onej pracy luduroboczego sp³ywa w dó³ rynsztokiemrzeczywistoœci; exodus trwa; na smê-tarzu obok Ca³ki spocz¹³ Anyten.

Ewolucja. Naturalny proces wypie-rania lepszych przez brutalniejszych.

Ale.Na koñcu mentalnego tunelu ujrza³em

oczyma duszy œwiat³o nadje¿d¿aj¹cegopoci¹gu; s³owa zebra³y siê w gardle jakwidmo rych³ych wymiotów. Na bliskimhoryzoncie wstaje s³oñce komunizmu...Stop! znowu da³em siê ponieœæ. Dorzeczy: Siostry i Bracia! Pamiêtajcie oNas samych w pocz¹tkach kariery, gdy wNasze roztrzêsione rêce trafi³ pierwszyAnyten - przemieniaj¹c Gustawa w

Konrada, doktora Jekylla w Mr. Hyde’a,wreszcie Znerwicowanego Podsta-wówkowicza w Znerwicowanego Hoff-maniaka.

Tedy powiadam: na usprawiedliwienieSzanownego Teamu Zgredakcyjnego,tych pod³ych hien cmentarnych, mo¿narzec, i¿ wielka misja dziejowa,przekazanie pa³eczki ebonitowejprzysz³ym pokoleniom, nie zosta³ajeszcze zakoñczona. Umar³ król, niech¿yje królik!

Na zakoñczenie, by porzuciæ parszy-wy patetyczny styl i zaspokoiæ potrzeby(fizjologiczne) mojego wybuja³ego ego:ogólne jo³.

Samozwañczy NaczelnyHerr Witos

Wstêpniak od ludu

RedakcjaKonrad „Groch“ Grochowski - Naczelny*Grzegorz „OKli“ Smulko - Sk³adMateusz „Figlarz“ Wolski - Finanse, Scan

Redakcja pragnie z³o¿yæ serdeczne podziêkowaniaprof. W³odzimierzowi NNatorfowi za zupe³nie bezinteresowne

poœwiêcenie swych si³ i czasu na skserowanie gazetki. DZIEN - KU - JE - MY !

2 ∆∆∆∆nyten Mlek nyten Mlek

Page 3: Anyten Mlek 15kostecki/anyten/Anyten_Mlek_15.pdfWypada teraz odrzuciæ oskar¿enia kilku osób (od tylu s³ysza³em, nie wiem ilu w rze-czywis-toœci), ¿e nie do-trzyma³em s³owa

Punkt widzenia humanistyHoffmanowa - szko³a na pozór toleran-

cyjna, z³o¿ona z przyjacielsko nastawio-nych do siebie uczniów i przychylnychim nauczycieli, staraj¹cych siê podzieliæwiedz¹, z nadziej¹ na owocn¹ przysz³oœæpokoleñ.

Wstêp to doœæ propagandowy, a trzebaprzyznaæ, ¿e du¿o w nim racji - lecz niedo koñca. Chocia¿by bior¹c pod uwagêwzajemne nastawienie uczniów. W szkolewytworzy³y siê podzia³y, których pod-staw¹ s¹ profile - jest to rzecz jaknajbardziej naturalna, je¿eli myœlimyo klasie, czy zainteresowaniach, a nieoceniamy poziomu wiedzy innych. I takna przyk³ad „human“ to jedno z naj-powszechniejszych wœród uczniów wyz-wisk, u¿yte, jeœli chcemy nazwaæ kogoœidiot¹.

Dlaczego mamy takie skojarzenia? -wydaje mi siê, ¿e g³ówna przyczyna topostêpowanie nauczycieli wobec profilihumanistycznych, których uczniów trak-tuj¹ jako g³upszych, przez co gorszych odtych z równoleg³ych klas. Jeœli któreœ zzagadnieñ przedstawionych na lekcji jestdla nas niejasne, matematyk, fizyk, czychemik mówi: „Nie przejmujcie siê, wynie musicie rozumieæ, ja nie bêdê tegowymagaæ.“ Pomijam fakt, ¿e rozu-mieæ ≠ umieæ, wiêc choæby z czystejprzyzwoitoœci, widz¹c zainteresowaniektóregoœ z cz³onków klasy, nauczycielmóg³by wyt³umaczyæ zagadnienie.

Kolejn¹ spraw¹ s¹ pretensje ze stronywyk³adowców dotycz¹ce zbyt ma³ej iloœ-ci przyznanych im godzin. Podkreœlaj¹oni mo¿liwoœæ niezrealizowania progra-mu. To naprawdê nie jest nasz¹ win¹i nawet gdybyœmy chcieli to zmieniæ, niele¿y to w naszej mocy. Rozmowy te,prowadzone na lekcji, ograniczaj¹ czaspoœwiêcony na wyk³ad, wiêc rzeczywiœ-cie program mo¿e zostaæ niezreali-zowany, nauczyciel ma prawo czuæ siêjednak usprawiedliwiony, bo przecie¿uprzedza³ o tym od pocz¹tku. Mo¿nachyba mówiæ tu o regule b³êdnego ko³a.

Innym zwyczajem wyk³adowców jestpodkreœlanie lub raczej ukazywanienaszego braku wiedzy z innych przed-miotów i tak na przyk³ad chemik zarzucanam, i¿ nie uczyliœmy siê biologii, bodane pojêcia powinniœmy ju¿ dawno znaæi to najlepiej ze szko³y podstawowej. Niewyjaœnia ich jednak, uznaj¹c, ¿e i tak: niezrozumiemy, nie zapamiêtamy i w ogólenie jest to jego obowi¹zkiem.

Naturalnie czêœæ winy za powstaniestereotypu o „humanach“ le¿y po naszej -uczniowskiej - stronie, mo¿na przecie¿uczyæ siê indywidualnie, lecz nie ka¿dyma wystarczaj¹co du¿o czasu, by przer-abiaæ tematy niezbêdne do matury wdomu lub po prostu przy braku motywacjinie robi nic. Ponadto nauczyciele przed-miotów kierunkowych czêsto twierdz¹, ¿ewybraliœmy ów profil tylko ze wzglêdu

na nasz¹ niechêæ domatematyki lub jejn i e z r o z u m i e n i e .Wyk³adowcy ci nie znaj¹ jednak naszychwyników z przedmiotów œcis³ych, którenie s¹ mo¿e rewelacyjne, lecz na pewnomog³yby byæ lepsze przy wiêkszej wierzew nasze mo¿liwoœci i nie traktowanie nasjak idiotów.

Wiele osób twierdzi, ¿e niektóre dzie-dziny wcale nie s¹ potrzebne „humano-wi“, lecz w rzeczywistoœci stanowi¹ onepodstawy tzw. wiedzy ogólnej (patrz -nazwa liceum). Tymczasem wydaje siê,¿e za³o¿enie jest nastêpuj¹ce - nauczaæprzedmiotów kierunkowych, bo resztajest nieistotna. W klasie humanistycznejnacisk po³o¿ony jest tylko na historiêi jêzyk polski, który i tak wszyscy musz¹zdawaæ na maturze. Brak chocia¿byzapoznania nas z podstawami innychdziedzin mo¿e w rzeczywiœci dyskwali-fikowaæ nas w oczach innych.

Bior¹c pod uwagê te problemy trudnosiê dziwiæ, ¿e w Hoffmanowej wytworzy³siê podzia³ wed³ug profili, a nie stopniainteligencji, bo mniejszy, czy wiêkszyka¿dy z nas posiada i jest on niezale¿nyod opinii innych.

Agata Chiliñska

* pociesz siê, to nie tylko w humanach(przyp. red.)

Drodzy Hoffmaniacy!Nie wiecie, kim jestem. To normalne.

Moja rola w tym, aby siê przedstawiæ lubwyszczególniaj¹c - przypomnieæ. Chc¹cspe³niæ ten zamiar postanowi³em przejrzeæwczeœniejsze numery Anytena, aby przy-pomnieæ sobie, czy mo¿ecie mnie pamiêtaæz wczeœniejszych artyku³ów. I wiecie co?Nic nie znalaz³em... prawie. Wertuj¹c bard-zo dok³adnie treœæ (jasne!) spostrzeg³em zezgroz¹, ¿e mia³em nieprzyjemnoœæ byæok³adk¹ jednego z Anytenów.* Ok³adkanie mia³a jednak wiele wspólnego z rol¹jak¹ mam spe³niæ, wiêc przedstawiê siêjako pojedynczy trybik w machinieSzkolnego Ko³a Astronomicznego zwnegoAntares! Mo¿ecie sami siê zapytaæ, dla-czego taki sztywniak zajmuje cenne miej-sce na stronach Anytena. OdpowiedŸ jestotó¿ prosta. Naczelny tej gazetki równie¿nale¿y do tej organiza... to znaczy ko³a.

No dobra, czas nagli. Piszê w nie-

zmiernie wa¿nej sprawie. Po pierwszymmiesi¹cu mogliœcie mieæ wra¿enie, ¿e ko³oju¿ nie istnieje. Ukrywaliœmy siê, aby mócdokonaæ pewnych zmian wewnêtrznych.Teraz, kiedy ju¿ koñczymy metamorfozê,jesteœmy gotowi do przyjêcia rzeszpragn¹cych wst¹piæ do naszej organiza... toznaczy ko³a. Dwunastego listopadazamierzamy przeprowadziæ ma³espotkanko informacyjno - astronomicznew³aœnie dla was! Zobaczycie, czym siê zaj-mujemy i co nas czeka. Bardzo liczymy nato, ¿e du¿o osób zainteresuje siê astrono-mi¹, zarówno jako powa¿nymi planamistudiowania, jak i hobbbbbbbby.

Mam jeszcze jedn¹ informacjê. Oferu-jemy wam tygodniowy pobyt w czasiezimowych ferii w Bieszczadach na obozieastronomicznym. Je¿eli jednak myœlicie,¿e bêdzie to jakiœ nudny wyjazd, to siêmyyyyyyylicie! Nie tak ³atwo jest przetr-waæ zimê w Bieszczadach z grup¹ szalo-

nych astronomów.Ahhhaaaahhhhaaaaahhaaaaa...........Oczywiœcie wszystko odbêdzie siê pod

opiek¹ równie szalonych nauczycieli.Wstêpnie i nieoficjalnie oszacowany kosztwynosi 350PLN wraz z noclegiem, dwu-posi³kowym wy¿ywieniem i dojazdem.

To chyba ju¿ wszystko... acha, terazmogê siê przedstawiæ:

Szymon Górski

PS. Chcia³em zadedykowaæ piosenkê

zespo³u Queen pod tytu³em “Don’t try sui-side” powsta³ej z popio³ów redakcji gazet-ki Anyten Mlek, bêd¹cej niekulturalno -demagogiczno - amagiczno - interszowin-istyczno - ultraplatoniczno - gigater... o,chyba siê rozpada³o, idê poogl¹daæ, co zaoknem...

Niech Anyten bêdzie z wami!

SKA Antares werbuje...

∆∆∆∆nyten Mlek nyten Mlek 3

Page 4: Anyten Mlek 15kostecki/anyten/Anyten_Mlek_15.pdfWypada teraz odrzuciæ oskar¿enia kilku osób (od tylu s³ysza³em, nie wiem ilu w rze-czywis-toœci), ¿e nie do-trzyma³em s³owa

PRZYGOTOWANIEczyli

DZIADÓW CZÊŒCI III S£AWOJKA

Toaleta koœcielna, kilku MINISTRANTÓW,ka¿dy ze szczoteczk¹ do zêbów. Œpiewaj¹, naznan¹ melodiê:MINISTRANT 1: Do ministrantów wst¹piæ chcia³em,The HÙR: Bo zawsze sracze szorowa³em.MINISTRANT 2: Aby na klopie mog³a spocz¹æ dupa,The HÙR: W koñcu to kibel jest biskupa.

PROLOGScena, przed scen¹ gwi¿d¿¹cy i wyj¹cy t³um

CZYTELNIKÓW. Na scenie, w otoczeniu pomido-rów, butów, jajek i czego popadnie stoi AUTOR.AUTOR: Witajcie, wierni fani i kochane wiel-

bicielki!CZYTELNICY: WAL SIÊ NA RYJ, CIECIU!AUTOR: A wiêc wszyscy chceciepoznaæ moje

nowe dzie³o?!CZYTELNICY: NIEE!!!POLONISTKA: Zdañ nie zaczyna siê od „A wiêc“.AUTOR: No wiêc cieszê siê, ¿e zgromadziliœcie

siê tutaj tak licznie!CZYTELNICY: (wychodz¹)AUTOR: Tedy zaczynamy. Graj, muzyko!(nic

siê nie dzieje, MUZYCY odeszli razemz CZYTELNIKAMI)

AUTOR: Nic was nie uratuje! I tak wam je zaprezentujê!

NIEDOBITKI CZYTELNIKÓW: OH, GOD!G£OS Z NIEBIOS:(przy akompaniamencie chórów anielskich)

OH, SHIT!

SCENA PIERWSZA i OSTATNIAKoœció³, w nim zgromadzeni WIERNI,

przy o³tarzu g³osi S³owo Swoje KSI¥DZ TADEUSZ.ANONIM: Nie czyñcie z domu Ojca mego

targowiska!WIERNI: Zamknij siê, frajerze, bo w ryj! My

tu siê, k***a, modlimy!The HÙR: Amen!£AWA PATRIOTÓW: POLSKA, BIA£O-CZERWONI!WIERNI: LEGIA!

SAMOBÓJCA: WIDZEW!SATANISTYCZNE ŒLIMAKI: AVE!BISKUP TADEUSZ: IN NOMINE PATRI ET FILI

ET SPIRITUS 40% SANCTUS! (Rozdeptuje SATANISTYCZNE ŒLIMAKI; krew i

flaki zalewaj¹ WIERNYCH)WIERNI: Bul, bul...Resztki SATANISTYCZNYCH ŒLIMAKÓW:

To ¿ul, to ¿ul...£AWA PATRIOTÓW: A to Polska w³aœnie...The HÙR: Ale z tym Œwiêtym

Spirytusem to by³o niez³e!

EPILOGAUTOR: No i jak wam siê

podoba³o?CZYTELNICY: (milcz¹, bo ich nie ma)

£AWA PATRIOTÓW: Zdrajca! Zdrajca! Po trzykroæ zdrajca!

POLONISTKA: A co poeta chcia³ przez to wyraziæ?

The HÙR: Ukrzy¿uj go! Ukrzy¿uj!OCHRONIARZE: Za co?

The HÙR: !ARCYBISKUP TADEUSZ:

(ukazuj¹c siê AUTOROWI)ALPAGE SCHMATANAS!

AUTOR: Toruniaee, vicisti! (stacza siê w objêcia OCHRONIARZA i umiera)

fin dé siècle.Witos

* jedynie w za³o¿eniu autora ** j.w. (przyp. sk³ad. x2)

Krfawa Niedziela

KRFAWA NIEDZIELAalias

SYNTHESIS DE BE£TS-SAINT KLOCEX

NIEOCENZUROWANY* DRAMAT W JEDNYM AKCIE,NA WSZELKI WYPADEK ANONIMOWY**

Radziecka etyka sportowa jest czêœci¹sk³adow¹ etyki komunistycznej, wynika-j¹cej z wysokiego poziomu moralnegoludzi radzieckich, z kole¿eñskich stosun-ków miêdzy nimi, wzajemnego szacunkui zaufania. Szachistom radzieckim, jaki innym sportowcom radzieckim, obces¹: zarozumialstwo, intrygi, zawiœæ,wyœmiewanie partnera. W przeciwieñ-stwie do sportowców krajów bur¿uazyj-nych, w których panuje zwierzêce prawo

spo³eczeñstwa kapitalistycznego:„cz³owiek cz³owiekowi wilkiem!“ -radzieccy sportowcy przeprowadzaj¹swoje rozrywki w ciep³ej, kole¿enskiejatmosferze, kieruj¹c siê nie nisk¹ chêci¹pokonania przeciwnika, lecz d¹¿¹c doosi¹gniêcia wysokich, twórczych celów.

W rozgrywkach najlepszych szachis-tów radzieckich istnieje zwyczaj, zgod-nie z którym po zakoñczeniu partiizwyciê¿ony z ¿yczliwym uœmiechem

œciska d³oñ zwyciêzcy, daj¹c tym dowód,¿e nie ¿ywi ¿adnych z³ych, przyziem-nych uczuæ, niegodnych cz³owiekawielkiej epoki stalinowskiej.

W. Panow Szachy

Podrêcznik dla pocz¹tkuj¹cychWarszawa 1952

odnalaz³ OKlipodziêkowania dla Konrada Pecelérowicza

Zasady sportowe i radziecka etyka sportowa

4 ∆∆∆∆nyten Mlek nyten Mlek

Page 5: Anyten Mlek 15kostecki/anyten/Anyten_Mlek_15.pdfWypada teraz odrzuciæ oskar¿enia kilku osób (od tylu s³ysza³em, nie wiem ilu w rze-czywis-toœci), ¿e nie do-trzyma³em s³owa

Ukazanie siê poni¿szego tekstu na³amach Anytena wi¹¿e siê z ogromnymzrz¹dzeniem losu. Nie mogê pozwoliæ,abyœcie przeczytali go bez uprzedniegowprowadzenia.

Pewnego razu, na korytarzu, zauwa¿y-³em kartkê papieru. Podnios³em j¹. Mojeoczy spoczê³y na s³owach rozpoczy-naj¹cych pierwszy akapit. „Ja samazaczytujê siê w poezji...“. W tymmomencie k¹tem oka dostrzeg³em zbitekwyrazów opowiadaj¹cych o marzeniach

autorki w kontekœcie m. in. taniego winai pod³ych papierosów. Pomyœla³emsobie: WOW! Zwykle miewam ambit-niejsze myœli, lecz tym razem dosta³emszczêkozwisu. Stwierdzi³em, ¿e muszêodnaleŸæ autorkê. Okaza³o siê, ¿e znalaz-³em drug¹ stronê jej wypracowania przy-gotowanego na lekcjê polskiego!

Nie zosta³em perfidnym cenzorem,wycinaj¹cym „typowo wypracowan-iowe“ fragmenty. Uzna³em, ¿e aby wpe³ni zrozumieæ i doceniæ treœæ nale¿y

poznaæ j¹ w ca³oœci.Przeczytajcie ten

tekst. S¹dzê, ¿e wszyscypowinniœmy potraktowaæ go jak impulsdo intensywnego przeanalizowania œwia-ta nas otaczaj¹cego. Sami nie wiemy,kogo i co mo¿emy znaleŸæ zarównow Hoffmanowej, jak i w jej dalszychokolicach, zarówno wokó³ siebie nawysokoœci wzroku, jak i pod nogami.Rozejrzyjmy siê!

OKli

Wypracowanie ΠΠerwszaka

Skomentuj zdanie Jose Ortegi yGasseta: Dla chwili obecnej chara-kterystyczne jest to, ¿e umys³y prze-ciêtne i banalne, wiedz¹c o swojejprzeciêtnoœci i banalnoœci, maj¹ czel-noœæ domagaæ siê prawa do byciaprzeciêtnymi i banalnymi i do narzu-cania tych cech wszystkim innym.

D³ugo myœla³am nad zdaniem JoseOrtegi y Gasseta. Zastanawia³am siê,dlaczego indywidualnoœci s¹ tak têpioneprzez masy, szuka³am na to przyk³adówi zastanawia³am siê, dlaczego tak trudnote przyk³ady znaleŸæ. Bo oprócz pobiciach³opaka przez „dresiarzy“ za dredy, czyczarne glany, nic mi nie przychodzi³o dog³owy. A i ten przyk³ad mo¿na ³atwoobaliæ, zadaj¹c pytania: „Czy prawdziwaindywidualnoœæ objawia siê noszeniemdredów?“ Oraz: „czy dresiarzy mo¿natak ³atwo zaliczyæ do przeciêtnej i banal-nej masy?“. K³ad³am siê do ³ó¿kaz niewyjaœnionym problemem, pustk¹w g³owie i na papierze. Nagle, o 23.18,dozna³am olœnienia. Jose Ortega y Gas-set nie wspomnia³ o przeœladowaniuindywidualnoœci, wrêcz przeciwnie, ju¿w samym tytule przyzna³, ¿e to wybitnii wybrani kieruj¹ œwiatem. Bo s³owobunt oznacza nag³e wy³amanie siêz ogólnie przyjêtych zasad. Skoro wiêcbuntuj¹ siê masy, to wed³ug ogólnieprzyjêtych zasad nie maj¹ one nic dopowiedzenia. Gasset z bardzo wysokiejpozycji jednostki wybitnej, mówi: “maj¹czelnoœæ domagaæ siê prawa do byciaprzeciêtnymi i banalnymi”. Mówi to zniejak¹ konsternacj¹ i oburzeniem. Jakbydziwi³ siê, ¿e masy nie tylko oddychaj¹,ale te¿ „maj¹ czelnoœæ“ siê buntowaæ!Zastanawiam siê tylko, przeciwko czemujest ten bunt?

Sama uwa¿am siê za przeciêtn¹,banaln¹ osobê z trywialnymi problema-

mi. To m.in. ze mnie naœmiewa siêMas³owska, w swojej ksi¹¿ce „Wojnapolska-ruska pod flag¹ bia³o-czerwon¹“,gdy opisuje g³upiutkie nastolatki z do-brych domów, które sprzeczaj¹ siê nadwy¿szoœci¹ Herberta nad Mi³oszem. I niepiszê tego z fa³szyw¹ skromnoœci¹ i kok-ieteri¹. Nie oczekuje zaprzeczenia i kom-plementów. To nie tak. Po prostu robiêszczery rachunek sumienia, gdy¿ zdanieGasseta poruszy³o moje najwra¿liwszestruny, uderzy³o mnie. Jego wypowiedŸjest bowiem wyrazem pogardy, naigry-waniem siê z pospolitoœci. A mojaw³asna banalnoœæ jest najbardziej dos-kwieraj¹c¹ mi prawd¹ w ¿yciu. Moimzdaniem, masy buntuj¹ siê tylko przedjednym - przed swoj¹ w³asn¹ masowoœ-ci¹, przed swoj¹ w³asn¹ banalnoœci¹i trywialnoœci¹. Przeciêtni ludzie odczu-waj¹ frustracjê, s¹ zawstydzeni pustk¹swoich myœli, a co za tym idzie - pustk¹swojego nijakiego ¿ycia. To w³aœniedlatego miliony ludzi marzy o s³awie,miliony ludzi wysy³a swoje kandydaturydo programów typu reality shows. Tojest jakby krzyk z do³u: „Patrzcie - tujesteœmy, te¿ chcemy BYÆ!!!“ Maj¹nadzieje, ¿e to odmieni ich ¿ycie, popu-larnoœæ sprawi, ¿e bêd¹ lepsi, m¹drzejsi,a ich œwiat nabierze smaku i ¿e w koñcuprze¿yj¹ coœ wiêcej ni¿ œledzenie losówEsmeraldy i Luisa Fernanda. Zastana-wiam siê, co teraz czuj¹ te zapomnianegwiazdki, które powróci³y do szarej,pustej rzeczywistoœci. Czy s¹ jeszczebardziej sfrustrowane, czy te¿ mo¿eszczêœliwe, ¿e chocia¿ otar³y siê o coœ,co by³o intensywne, barwne, pe³ne, coby³o inne od ich codziennego ¿ycia?

Ja sama zaczytuje siê w poezji Rafa³aWojaczka, Edwarda Stachury, i marzê,by tak jak oni upiæ siê do nieprzytom-noœci tanim winem, zadusiæ pod³ymipapierosami i na narkotycznym g³odzie

nazwaæ kie³basê swoj¹ matk¹.Chcia³abym otrzeæ siê o absolut, nirvanê.Chcia³abym poczuæ, chocia¿ przezchwile, ¿e ¿yjê, ¿e czujê, oddycham,myœlê. Nie jest mi to dane. Najzwy-czajniej w œwiecie bojê siê konsek-wencji. Jestem tchórzem. Bojê siê rodz-iców, opinii innych, bojê siê o swoj¹przysz³oœæ. Swoim strachem zamykamsiê w miejscu, którego nienawidzê.Zamykam siê w szaroœci.

Nie wiem czy moje s³owa oddaj¹ frus-tracjê mas. Chcia³abym przedstawiætekst, który mówi prawdê o nas. O banal-nych i pospolitych. Jest to tekst napisanydo piosenki zespo³u Myslovitz:

Palê w piecuciep³o jest,

moje wiersze trochê wstyd,gdzieœ na œcianie dyplom mam-trzecie miejsce w skoku w dal.

Znowu na nic przydam siê,lepiej chyba pójdê spaæ.

Nie ogl¹daj moich zdjêæ....Bo nie ma we mnie nicI nic nie jestem wart

A czerwieñ mojej krwiTo tylko jakiœ ¿artI zapominaæ chcê

Tak czêsto jak siê da,¯e nie ma we mnie nicI nic nie jestem wart

Piosenka ma bardzo trafny tytu³:„Szklany cz³owiek”. Takie s¹ w³aœniemasy - szklane, przezroczyste, bezp³cio-we. Takie indywidualnoœci jak Gassetodmawiaj¹ nam, przeciêtnym, prawa dog³osu, prawa do bycia takim, jakim siêjest.

My nie narzucamy przeciêtnoœcii banalnoœci wybitnym jednostkom. Mypo prostu chcemy by ktoœ na nas spojrza³i zobaczy³ jak bardzo chcemy byæ inni.

Natalia Tokarska

∆∆∆∆nyten Mlek nyten Mlek 5

Page 6: Anyten Mlek 15kostecki/anyten/Anyten_Mlek_15.pdfWypada teraz odrzuciæ oskar¿enia kilku osób (od tylu s³ysza³em, nie wiem ilu w rze-czywis-toœci), ¿e nie do-trzyma³em s³owa

Szed³ tym szlakiem ju¿ od d³u¿szegoczasu. Wiedzia³, ¿e jeœli w ci¹gu kilku dninie znajdzie TEGO, bêdzie musia³zawróciæ. Domyœla³ siê równie¿, co goczeka jeœli wróci z niczym. Na raziestara³ siê o tym nie myœleæ.

W pewnym momencie us³ysza³ stukotpodków daleko przed sob¹. Nadnatural-nie szybko skoczy³ w poblisk¹ kêpê krza-ków. Przylgn¹³ do ziemi tak, by mieædobry widok na szlak. Zauwa¿y³, jak zzazakrêtu wy³ania siê czarny koñ, nios¹c nasobie kobietê. Zakl¹³ w myœlach.Otacza³o j¹ b³êkitne œwiat³o, promienio-wa³o od niej ciep³o i ch³ód zarazem. Onto ju¿ sk¹dœ zna³. Gdy by³a jakieœ 25metrów od jego kêpy krzaków zatrzy-ma³a siê. Nie móg³ czekaæ ani chwilid³u¿ej. Wyskoczy³ ze swojej kryjówkii b³yskawicznie zacz¹³ siê do niej zbli¿aæ.Podczas biegu w jego rêku pojawi³ siêmiecz. Kobieta na pewno by³aby zaskoc-zona, gdyby widzia³a to po raz pierwszy.Ale ona równie¿ zna³a sk¹dœ ten b³ysk wd³oniach i pojawiaj¹cy siê zabójczy orê¿.Dodatkowo, wyczu³a go wczeœniej, gdysiê jeszcze ukrywa³. Nie spiesz¹c siêwyci¹gnê³a rêce przed siebie uk³adaj¹cpalce w bardzo zawi³e znaki. Nastêpnierównoczeœnie wstrz¹snê³a d³oñmi i poru-szy³a wargami. Zrobi³a to dok³adniew momencie, gdy mê¿czyzna mia³ zadaæcios. Lecz nie zada³ go. Miecz znikn¹³z jego rêki, a on sam sta³ w bezruchu.A raczej nie móg³ siê ruszyæ. By³ spara-li¿owany.

Teraz móg³ siê dok³adnie przyjrzeækobiecie. Mia³a na sobie piêkn¹, czer-won¹ sukniê. Jednak nie by³a to zwyk³asukienka, mia³a mnóstwo ró¿nej wielkoœ-ci kieszonek, a ka¿da by³a wypchana. Jejw³osy by³y b³êkitne, koloru bezch-murnego nieba, misternie splecionew piêæ d³ugich warkoczy opadaj¹cych naplecy.

Mistrzyni purpury spojrza³a na niego.Wyci¹gnê³a z jednej z kieszonek czer-wony owalny kamieñ, œcisnê³a gow prawej d³oni lew¹ wykonuj¹c zawi³ygest. Kiedy skoñczy³a wypowiedzia³adziwne s³owo w niezrozumia³ym jêzyku,kamieñ znikn¹³. Mê¿czyzna odkry³nagle, i¿ mo¿e mówiæ, ale nic wiêcej.

- Kim jesteœ? - spyta³a, mimo i¿ dobrzewiedzia³a, kogo spotka³a. On jednak mil-cza³.

- Nie bêdê powtarzaæ pytania - doda³a.Mê¿czyzna dalej milcza³.

Nagle poczu³a, i¿ coœ jest nie tak.Traci³a nad nim kontrolê. Wyrywa³ siêjej. Nie mog³a ryzykowaæ. Wyci¹gnê³azza pasa coœ w rodzaju kija zakoñc-zonego z jednej strony du¿¹, srebrn¹,b³yszcz¹c¹ kul¹, a z drugiej uchwytem dotrzymania. Ca³y œrodek by³ pokryty dzi-wnymi symbolami i runami. Wypowie-dzia³a s³owo ‘thgil’. Z kuli wyskoczy³ab³yskawica i uderzy³a centralnie w jegopierœ. Zosta³ odrzucony na doœæ spor¹odleg³oœæ. Ju¿ siê mia³a odwróciæ i po-jechaæ dalej, gdy k¹tem oka zauwa¿y³a,jak mê¿czyzna siê podnosi. Bardzo rzad-ko siê czemuœ dziwi³a lub komuœ uda³osiê j¹ zaskoczyæ, ale TO by³o dla niejszokiem. Ktoœ prze¿y³ jej uderzeniepiorunem.

Mê¿czyzna spojrza³ na ni¹, skupi³ siêna u³amek sekundy i otoczy³a goœwiec¹ca, jasna, przezroczystakula. By³ wœciek³y. Powoliruszy³ w kierunku kobiety nakoniu. Zauwa¿y³, jak wyci¹ga zzapasa inn¹ ró¿d¿kê i strzela doniego tym razem feeri¹ognistych p³omieni. Jednak nieprzedar³y siê one przezzas³onê, któr¹ stworzy³ wokó³siebie. Na twarzy kobietymalowa³ siê wyraz strachui zaskoczenia. Jednak niezaprzesta³a dzia³ania.Ciska³a w niego czar zaczarem. Ale to nic niedawa³o. Nic siê nie mog³oprzedrzeæ do wewn¹trzjego kuli. Gdy by³ odniej na odleg³oœæwyci¹gniêtej rêki,sfera ochronna nagleznik³a, a w jego rêkupojawi³ siê sztylet.Zada³ bardzo szy-bki cios, ale niewystarczaj¹coszybki. Kobieta

z d ¹ ¿ y ³ aw y p o w i e d z i e æ

kolejne dziwne s³owo, którego nierozumia³ i zniknê³a. Koñ równie¿.Sztylet w jego rêce powolirozp³yn¹³ siê w powietrzu.

* * *Znajdowa³ siê w ciemnym, obszernym

pokoju. Poprzez umieszczone w suficieszyby wp³ywa³o œwie¿e powietrze orazwpada³o œwiat³o. Sala by³a ca³kiem du¿a,

tak wiêc nie widzia³nic poza oœwiet-lonym œrodkiem.. Ruszy³zrazu niepewnym krokiem, po chwili jed-nak przyspieszy³. Pamiêta³, i¿ jego czaswkrótce siê skoñczy. Nagle zatrzyma³ siê- poczu³ coœ dziwnego. Poruszy³ nieza-uwa¿alnie wargami i praw¹ rêk¹ szybkozakrêci³ ko³o. W ca³ym pomieszczeniuzrobi³o siê jasno, jak w s³oneczny dzieñjest na dworze. W jednym rogupomieszczenia zauwa¿y³ ma³¹ szkatu³kê.Nie by³ pewien, co ma zrobiæ. W koñcu

jednak ciekawoœæ zwyciê¿y³a bard-zo silny g³os rozs¹dku. W momen-cie, gdy dotkn¹³ pude³eczkawszystko wokó³ niegozawirowa³o.

Nic nie widzia³. Po chwilizorientowa³ siê, i¿ znajduje

siê w zupe³nych ciem-noœciach. Ponowi³czynnoœæ wykonan¹ wpoprzednim po-

mieszczeniu, jednak tym ra-zem nie by³o widaæ ¿adnego

efektu. Zdziwi³o go to.Domyœla³ siê, i¿ to praw-

dopodobnie jakaœ magiachroni to pomieszczenie przed

dostaniem siê œwiat³a. Niespo-dziewanie us³ysza³ g³uchyzgrzyt otwieranych drzwi.Pod¹¿y³ po omacku w kierunku,

z którego dobiega³ dŸwiêk.Znalaz³ framugê drzwi otwartychna zewn¹trz. Gdy przez ni¹

przeszed³ œwiat³o jego czaruwype³ni³o pomieszczenie, leczw sali za nim dalej panowa³anieprzenikniona ciemnoœæ. Jakgdyby przezroczysty mur nieprze-

puszczaj¹cy œwiat³a dzieli³ te dwiekomnaty.

Pokój, do którego wszed³ niemia³ ¿adnych okien, mia³ kszta³tszeœcianu, a jego œciany by³y jed-nolite. Pod³oga by³a idealnieg³adka, znajdowa³ siê na niejjedynie kurz. Po chwili zorientowa³siê, i¿ znajduje siê w jaskini,g³êboko, g³êboko pod ziemi¹.Zastanawia³ siê, czy przypadkiem

nie przeniós³ siê do tej czêœci kompleksu,do której pod¹¿a³.

Sztylet zaginionego boga

verte

6 ∆∆∆∆nyten Mlek nyten Mlek

Page 7: Anyten Mlek 15kostecki/anyten/Anyten_Mlek_15.pdfWypada teraz odrzuciæ oskar¿enia kilku osób (od tylu s³ysza³em, nie wiem ilu w rze-czywis-toœci), ¿e nie do-trzyma³em s³owa

Sztylet zaginionego bogaJeœli tak, to wyjaœnia³oby ciemnoœæ

w poprzedniej komnacie. Czu³ ju¿ wrêcz niesamowit¹ intensy-

wnoœæ magii w pomieszczeniu za nim.To musia³a byæ ta sala, Sala WielkiegoKhaala, i tam musia³o znajdowaæ siê TO.Mia³ szczêœcie, uda³o mu siê jakimœ dzi-wnym trafem przeteleportowaæ w miej-sce, którego szuka³. Dziêki temu zyski-wa³ kilka dni czasu.

Wiedz¹c, i¿ musi wróciæ do ciemnegopomieszczenia zacz¹³ przygotowania.Skupi³ siê, wytê¿y³ wolê, przez jegotwarz przebieg³ grymas bólu. Napod³odze przed nim pojawi³ siê du¿y,pó³tora rêczny miecz. By³ stworzonyz jakiegoœ dziwnego materia³u, którydelikatnie emanowa³ jasnym œwiat³emi ciep³em. Mê¿czyzna skrzy¿owa³ rêcena piersi i ponownie siê skupi³. Wokó³niego pojawi³ siê eteralny pancerz, któryw ogóle nie krêpowa³ ruchów. Popatrzy³na siebie z zadowoleniem, schyli³ siêi podniós³ miecz. Zwa¿y³ go w rêce.Uœmiechn¹³ siê, tym razem stworzy³broñ wrêcz idealn¹.Pamiêta³ jednak o tym, i¿ten orê¿ rozp³ynie siê wnicoœæ, gdy przestanie siêna nim chocia¿ w mini-malnym stopniuskupiaæ. By³ w koñ-cu psionikiem, przy-zwyczai³ siê dotego, i¿ czerpie mocz samego siebie i tamoc zawsze musi doniego wróciæ. Zreszt¹che³pi³ siê tym, i¿ niemusi tak jak zwyklimagowie czerpaæ si³y zotoczenia. On zawszemia³ j¹ pod rêk¹.

Mê¿czyzna szybkowróci³ myœlami doczarnego pomieszczenia. Jak móg³odnaleŸæ to, czego szuka³ w takich ciem-noœciach? Po chwili przypomnia³ sobie,co mówili na dworze, zanim wyruszy³ wpodró¿: Nie bêdziesz móg³ polegaæ naswoim wzroku, pamiêtaj o pozosta³ychzmys³ach. Dopiero teraz dotar³o doniego, jak banalne jest przes³anie tegozdania. Pocz¹tkowo myœla³, i¿ chodzi tuo jakieœ omamy, iluzje lub halucynacje.Teraz wiedzia³, ¿e chodzi tu o zwyk³¹ciemnoœæ. Skoncentrowa³ siê. Terazwidzia³ ju¿ tylko plamy przed oczyma,

lecz jego s³uch i czucie wyostrzy³o siêniewyobra¿alnie.

Wkroczy³ do pomieszczenia. Czuj¹cna twarzy delikatne ruchy powietrzaw jego wyobraŸni pojawi³ siê jego zarys.By³o naprawdê wielkie. Wyczuwa³jakieœ dziwne zawirowania cz¹steczek.Po chwili ju¿ wiedzia³, dlaczego.Poœrodku pieczary musia³o byæ jakieœpodwy¿szenie. Ruszy³ w jego kierunku,ostro¿nie badaj¹c przed sob¹ grunt. Gdyby³ ju¿ o krok od celu, zrobi³o siê jasno.Widzia³ dwumetrow¹ kolumnê, z zat-kniêtym na szczycie sztyletem. Od niejw promieniu metra roztacza³a siê œcianaciemnoœci. Cz³owiek ca³¹ swoj¹ uwagêskupi³ teraz na przedmiocie, po który takd³ugo szed³. Na czole wyst¹pi³y mu ¿y³y.Po chwili orê¿ zacz¹³ drgaæ i uniós³ siê wpowietrze. Mê¿czyzna wyci¹gn¹³ rêkê,œmiercionoœne ostrze natychmiast zwró-ci³o siê ku niemu i wsunê³o trzonkiemw jego rêkê.

Jeszcze nigdy nie czu³ w sobietakiej potêgi. Jedn¹ myœl¹ roz-

jaœni³ ca³e pomieszczenie, niszcz¹cdzia³anie staro¿ytnego czaru. Po chwilikolorowe masy powietrza wirowa³ywokó³ niego przenosz¹c go w ca³kieminne miejsce.

Rozejrza³ siê. Nie wierzy³ w³asnymoczom, uda³o mu siê teleportowaæ.Zrobi³ coœ, co potrafi¹ tylko magowie,coœ, co dla psioników pozostawa³ow sferze marzeñ. Znajdowa³ siê przedwielkimi wrotami, w które wst¹pi³ wczo-raj wieczorem. Ca³a wêdrówka i odnale-zienie artefaktu zajê³o mu nieca³¹ dobê.

W ten sposób zyski-wa³ oko³o piêciu dni.Nagle ogarnê³y go w¹tpli-woœci. Zastanawia³ siê, czy oddaæ tenprzedmiot, przedmiot, który dawa³ wrêcznieskoñczon¹ moc. Decyzjê podj¹³zadziwiaj¹co szybko. Musi utrzymaæw tajemnicy istnienie tego przedmiotu,a swoim pracodawcom wcisn¹æ jakiœtani, magiczny miecz bez wiêkszejwartoœci. W koñcu przecie¿ wszystkomog³o okazaæ siê mitem. Zbli¿a³ siêwieczór. Cz³owiek zrobi³ sobie pos³aniez mchu, na którym siê po³o¿y³ i wkrótcezasn¹³.

Nagle siê obudzi³. Instynktowniewiedzia³, ¿e nied³ugo bêdzie œwitaæ. Coœgo obudzi³o i ostrzega³o. By³ to sztylet,ukryty pod jego szat¹. Mê¿czyznaniewyobra¿alnie szybko wsta³ i przyl-gn¹³ do nieodleg³ego drzewa. Ktoœ pod-szed³ do jego pos³ania i schyli³ siê. Pochwili wyprostowa³ siê i krzykn¹³:

- Crovaks, wiem, ¿e jesteœ w pobli¿ui mnie s³yszysz. Oddaj to, co zdoby³eœ,

a bêdziesz móg³ dalej¿yæ - powiedzia³wysoki, kobiecy g³os.

Crovaks uœmiech-n¹³ siê w ciemnoœci.Ona mu grozi³a,a przecie¿ ostatnioo ma³y w³os by jej niezabi³.

- Daj sobie spokój,i tak nie masz¿adnych szans. Zgi-niesz, jeœli spróbu-jesz mnie tkn¹æ. Tychdwudziestu ludzi nic

ci nie pomo¿e. Gdymnie zaatakuj¹, rów-nie¿ zgin¹ - od-krzykn¹³.

Gdyby nie by³ociemno, zauwa¿y³by grymas stra-

chu przebiegaj¹cy przez jej twarz.Zastanawia³a siê, sk¹d zna³ liczbê jejeskorty tak dobrze ukrytej miêdzy drze-wami. To byli wyborowi ¿o³nierze-czar-odzieje. Wczeœniej dwóch takich wystar-czy³oby, ¿eby go zg³adziæ. Czy¿by arte-fakt da³ mu tak wielk¹ moc? Postanowi³azaryzykowaæ. Na pewno go pokonaj¹.

- Crovaks, masz ostatni¹ szansê.Ostrzegaa..... - jej g³os siê urwa³...

Octo

∆∆∆∆nyten Mlek nyten Mlek 7

Page 8: Anyten Mlek 15kostecki/anyten/Anyten_Mlek_15.pdfWypada teraz odrzuciæ oskar¿enia kilku osób (od tylu s³ysza³em, nie wiem ilu w rze-czywis-toœci), ¿e nie do-trzyma³em s³owa

Poeta (1933-1999). Jegowiersze maj¹ w sobie coœbaœniowego. S¹ jak góry,które pe³ni³y dla niegodu¿¹ rolê, z dusz¹. Jegopoezja jest prosta,zwyczajna, oparta napierwotnej wyobraŸnii niczym fantazja poetybezkresna, nieprzebrana,niezmierzona.

Harasymowicz by³ poet¹bardzo p³odnym. Wyda³56 tomików, w tym:„Podsumowanie ziele-ni“, „Pastora³ki polskie“czy „Bauderia Pruteno-rum“. W jego twórczoœci

wiele miejsca zajmuje kultura ³emkowska*, ruska, tradycjawschodnio-chrzeœcijañska oraz dawna kultura s³owiañska. PoetawyraŸnie siêga do korzeni, historii Polski, jej dziedzictwa,rodowodu, fundamentów. Wiersze jego przepe³nia wiara w cz³owieka, jego wrodzon¹dobroæ. Jest te¿ ho³d z³o¿ony codziennoœci i prostocie ludzkiego¿ycia. W poezji póŸniejszej dominujêce staj¹ siê poszukiwaniametafizyczne.

LATAWIEC

Ca³e ¿ycie rzek³ mistrzbudowa³em latawiecchcia³em ¿eby by³taki wielki

I mistrz roz³o¿y³ rêcei ulecia³ szeleszcz¹c

Jak latawiec...

Jerzzy HHarasymmowiiczz

Anna Galuhn

NA DDACHU WWAGONUZ wszystkich domównajbardziej kocham wagontowarowy

Pusty wagonw którym mo¿na mieszkaæna s³omie

Jedzie siê niewiadomo dok¹di ty jedziesz przygrywaj¹c sobiena harmonijce ustnej

W nocy œpisz na dachule¿¹c na brzuchu

Wspominasz kobiety które p³aka³y przez ciebie

I ta przez któr¹ chcia³eœ podci¹æ wierszenie by³a warta tegojak i Ty nie by³eœ wart mi³oœciktór¹wyniesiono na noszach

By³eœ przy tym i poszed³eœzmieszany z drzewami parku

Dobrze¿e le¿ê na grzbiecie graj¹c na harmonijce ustnej na dachu kolejkiRzepiedŸ - Komañcza

Przebacz¹ mi Wszystkie liœcie jesieni

Nieziemskie œwiat³a

* £emkowie (nazwaw³asna Rusnaki), lud-noœæ ruska zamieszku-j¹ca Beskid Niski; przy-by³a tam w XIV-XVwieku ze wschodu, zaj-mowa³a siê g³ówniepasterstwem; w XIXwieku zaczê³a zaj-mowaæ siê rolnictwemi przemys³em leœnym.Posiada ciekawy folklor.

Autorzy tekstówNatalia Tokarska 1DPiotr „Octo“ Oktaba 3BPiotr „Witos“ Witek 3CKrystian Prusak 3CAgata Chiliñska 3EAnna Galuhn 3F

Mateusz „Figlarz“ Wolski 3DGrzegorz „OKli“ Smulko 3DAleksander Koziarski 3D Bartosz Ko³odziejek 3DKonrad „Groch“ Grochowski 4CMarek Szymon Górski 4C

GraficyAnna Rogowska 4ASebastian Zakrzewski 1B

Rekakcja dziêkuje za wspó³pracê i liczy na jej kontynuowanie.

Wyp³ata wkrótce.

DekonspiracjaOto Ci, dziêki którym mo¿ecie przeczytaæ

Anytena Mleka Numer Piêtnasty

Czytelniku! Ta lista powinna byæ d³u¿sza! Hoffmaniacka spo³ecznoœæ liczy na Ciebie!

8 ∆∆∆∆nyten Mlek nyten Mlek

Page 9: Anyten Mlek 15kostecki/anyten/Anyten_Mlek_15.pdfWypada teraz odrzuciæ oskar¿enia kilku osób (od tylu s³ysza³em, nie wiem ilu w rze-czywis-toœci), ¿e nie do-trzyma³em s³owa

PISZCIE

PISZCIE

PISZCIE

PPIISSZZCCIIEE

PISZCIE

PISZCIEPISZCIE

PISZCIE

OObbrraazz śśwwiiaattaa zzaalleeżżyy oodd jjeeggoo ppoossttrrzzeeggaanniiaa......

To, jak widzimy œwiat, wp³ywa nanasze do niego nastawie-

nie. I w odwrotn¹ stronê:nasze nastawienie zaburza rzeczywistyobraz œwiata, deformuje go. Pozytywnemyœlenie powoduje, ¿e widzimy wszys-

tko w kolorowych barwach. I analogiczniemyœlenie negatywne psuje ten obraz.Oczywiœcie granica jest luŸna, ale raczejnie ma mo¿liwoœci, ¿e ktoœ postrzega œwiat

takim, jaki jest. Bo jaki jest?

Anna Galuhn

Zyskaæ obraz czegoœ znaczy postawiæ przed sob¹ sam byt,takim w³aœnie, jak z nim stoi sprawa, i w ten sposób posta-wiony stale mieæ przed sob¹. Mamy obraz czegoœ znaczynie tylko, ¿e byt zosta³ nam w ogóleprzedstawiony, lecz ¿e stoi przednami ze wszystkim, co do niegonale¿y i co jest w nim zestawione,jako system. Mieæ obraz - w tymdŸwiêczy te¿: rozeznanie, gotowoœæi odpowiednie nastawienie.

Czas œwiatoobrazuM. Heidegger

Egzystencjonalnych przemyœleñ ³yk

Anna Galuhn

CiekawostkaWszechpotê¿nyMS Word zapro-ponowa³ zamianêw y s t ê p u j ¹ c e g opierwotnie naok³adce wyrazu„artystyczno“ na„ a u t y s t y c z n o “ .Zastanawiam siê,czy to przypadek... i oddawajcie teksty redakcji lub przesy³ajcie: [email protected]

∆∆∆∆nyten Mlek nyten Mlek 9

Page 10: Anyten Mlek 15kostecki/anyten/Anyten_Mlek_15.pdfWypada teraz odrzuciæ oskar¿enia kilku osób (od tylu s³ysza³em, nie wiem ilu w rze-czywis-toœci), ¿e nie do-trzyma³em s³owa

- Och, czemu znowu przyszed³ czas nato g³upie tar³o. To wieczne mizdrzeniesiê do tych nudnych, wci¹¿ jednychi tych samych samic, zap³adnianie tychobœlizg³ych jaj...och, a potem pewnieznów dam siê wystrychn¹æ na gupikai zostanê pozostawiony z such¹ robot¹bawienia siê w mamkê. Ale nie tymrazem - bêdê nieuleg³y na zaloty tych,tych... gorszych ewolucyjnie istot.

I tak obiecuj¹c sobie nasz biedny rybibohater wp³ywa³ w rozmyt¹ masêrybiego stada. Nagle, zupe³nie niespo-dziewanie poczu³ ból w okolicach liniinabocznej. Coœ du¿ego i trudnego dozidentyfikowania uderzy³o w niego.Wielkie zielone œlepia dziwnie siêporusza³y w trójk¹tnym ³bie tego osobni-ka.

- Siemano Franek, kopê strumieni¿eœmy siê nie zderzali. Yow man,kumasz, patrz, co za laskêzar¹ba³em. Opiera³a siê, aleznasz mnie... - przemówi³ ówdziwny osobnik.

- No, niez³a. Up³ynie. - Hey, laluœ, co ty, oreki-

nia³eœ?! Gdzie twój zach-waœcia³y humor?

- Nie mam nastroju natar³o. Chcê znikn¹æ st¹d -smutno zaduma³ siê, a po-tem krzykn¹³ do wszystkich:

- Pomo¿ecie?- Nie - zaœmia³y siê miêdzy

sob¹ ryby. - Co za wariat? Mówijak ten œwir BierekBurczygardziel.

Tymczasem kolega Franka, znudzonyz³ym nastrojem kuma, odp³yn¹³ by popa-trzeæ jak¹ piêkn¹ ikrê z³o¿y³a jegopartnerka.

- Zenon, kto to by³?- Mój dawny kolega z Rybiotnamu.

Ale jakiœ nie w œluzie. Ma chyba fear ofthe sex, czy jak to siê nazywa.

Biedny Franek próbowa³ odnaleŸæ siêw towarzystwie, gdy niespodziewanieko³o jego p³etwy brzusznej przep³ynê³aryba. Nie, to nie by³a ryba, Franekzobaczy³ niewodn¹ anielicê o nieska-zitelnej ³usce, g³adkiej niczym skóranajszlachetniejszych minogów, o morskokusz¹cej p³etwie ogonowej i pyszczkugodnym boskiej Afroryby. W jednejchwili Franek zapomnia³ o swoich

wczeœniejszych przemyœleniach i odpro-wadzany szelmowskim uœmieszkiemkolegi pop³yn¹³, czym prêdzej, naspotkanie przygody. Widzia³ jak taniewodna istota przep³ywa wœródnêdznej masy ryb, a mimo to wydawa³omu siê, ¿e byli sami - myœliwy i jegopiêkna ofiara. Reszta ryb unosi³a siê nibyuwiêd³e ga³¹zki, muskaj¹ce od czasu doczasu olœniewaj¹c¹ kibiæ wybranki jegojednokomorowego serca. Przesta³obchodziæ go ca³y szeroki strumieñ,wiedzia³ tylko, ¿e z ni¹ w³aœnie, z t¹mar¹ ze snów chce spêdziæ resztê tar³a.

Szybkim p³ywem zbli¿y³ siê do swejofiary, a ta jakby nigdy nic p³ynê³a dalej.Gdy zaszed³ j¹ z lewej strony i niby przy-padkiem

o t a r ³siê o ni¹, onap³ynê³a dalej. Gdy próbowa³ obejœciaz prawej, ona nadal p³ynê³a dalej. Kiedyzbli¿y³ do niej swoj¹ g³owê, niby przy-padkiem oberwa³ ogonem. Franek jed-nak, mimo mylnego wra¿enia, nigdy niepoddawa³ siê bez walki. Pamiêta³ s³owaswego dziadka: „Uwierz w moc, któraciê otacza“. „Touch this“ - pomyœla³. Ichrozgrzane cia³a spotka³y siê ponownie.£uska ociera³a siê o ³uskê, p³etwao p³etwê. Zwarli siê w uœcisku, jakim niepowstydzi³by siê Herkokrab. Niewpra-wnemu obserwatorowi mog³oby wyda-waæ siê, ¿e to zwyk³a bójka, jednak

ka¿de wytrawne oko bez trudu dostrze-g³oby niezwyk³¹ namiêtnoœæ w ichruchach, wskazuj¹c¹ nieomylnie na grêwstêpn¹, chocia¿ trochê brutaln¹.

Nagle, niespodziewanie cia³a rozst¹-pi³y siê, a samica, ocieraj¹c p³etw¹ brzu-szn¹ pot, zaczê³a powoli, ale znacz¹co,przynajmniej jak na rybê jej pokroju,wzdragaæ siê. Zrobi³a dziwny grymas naswej anielskiej paszczce, gdy z jej ogro-du mi³oœci zaczê³y powoli wylatywaækuliste, pokryte œluzem, kryszta³ki.„Jeszcze nigdy nie widzia³em takichz³ocistych jajeczek, chyba siêzakocha³em, jestem w nirwanie“ -Franek westchn¹³ w duchu, poczym zezdwojon¹ energi¹ zabra³ siê do polewa-nia jaj swym królewskim, ¿yciodajnymp³ynem. „No to ikrê mam z ³ba, czas

zaj¹æ siê jeszcze trochêpanienk¹....“ -urwa³ swe prze-

myœlenia w chwili, gdyzobaczy³, ¿e obiekt jego

westchnieñ oddala siê.- Hey, gdzie

p³yniesz, najdro¿sza?- Jak to gdzie?

Odpocz¹æ. Zegnaj,mi³o by³o... hmm...poœwintuszyæ.

- No co ty?Musisz przecie¿

zaopiekowaæ siê na-szymi maleñstwami...

no i mn¹.- Nie ma g³upich, ja

tylko z³o¿y³am jajka.Mog³eœ je przecie¿ zostawiæ

w spokoju, no nie?- Eeeeeeee...

- Moja dewiza to: „Sex and nothingelse matters“. So long sucker.

- Kurde, i znowu da³em siê zrobiæw okonia. Ach, te kobiety... - pogr¹¿a siêw zadumie - wszystkie s¹ takie same.

Chwilê jeszcze Franek spogl¹da³w stronê oddalaj¹cej siê niewodnej aniel-icy, a potem zabra³ za dogl¹danieprzysz³ego potomstwa. I tak to ju¿ odtysi¹cleci naiwne, ale o dobrym sercu,rybie samce daj¹ siê z³apaæ w pu³apkêpodstêpnych samic, a potem haruj¹c jakamury musz¹ marnowaæ swój cenny rybiczas na opiekê nad m³odszym pokole-niem...

Krystian Prusak

Opiekuñcze ryby, czyli...

Pornos dla Skrzelodysznych

CENZURA

10 ∆∆∆∆nyten Mlek nyten Mlek

Page 11: Anyten Mlek 15kostecki/anyten/Anyten_Mlek_15.pdfWypada teraz odrzuciæ oskar¿enia kilku osób (od tylu s³ysza³em, nie wiem ilu w rze-czywis-toœci), ¿e nie do-trzyma³em s³owa

Rudolf móg³by biec przez œnieg, choænie w tej chwili. Móg³by te¿ ci¹gn¹æsanie, a nawet lataæ, ale tak¿e nie teraz.Jedno jest pewne - nie by³ zwyk³ymreniferem. Ba, nie by³ wcale reniferemani teraz, ani nigdy wczeœniej. Jegoprzodkowie mogliby byæ królikami,œwinkami morskimi, wyjcami, ¿yrafami,albo czymkolwiek innym. Mogliby ¿yæw ka¿dym miejscu wszechœwiata, nietylko na Syberii. Mogliby nie cierpieæz powodu artretyzmu, odcisków, anikorników. Rudolf te¿ móg³by byæczymkolwiek, gdziekolwiek i kiedy-kolwiek, ale nigdy go nie by³o, niebêdzie i nie ma go nawet w tej chwili. Poprostu nie istnieje. Dlatego wszelkiedostêpne Ÿród³a milcz¹ na jego temat.Jednak¿e pragnê czytelnikowi przybli-¿yæ tê postaæ, bo gdyby zaistnia³a,mia³aby szansê staæ siêciekaw¹ osobistoœci¹.Chyba najlepiejgo poznamyprzygl¹daj¹c siêjego codziennymzajêciom.

Jego dzieñ (choæ równie dobrzemog³aby to byæ noc, czy inne miejsce naosi czasu), by uznaæ go za standardowyi przeciêtny, powinien siê rozpocz¹æ odnaturalnych czynnoœci, wykonywanychcyklicznie co dobê i ca³kowicie zrutyni-zowanych. Tak wiêc najpierw mogliby-œmy zaobserwowaæ delikatny ruchpokrywy studzienki kanalizacyjnej (albo

czegoœ innego). Nastêpnie mog³abywysun¹æ siê z niej, formalnie nie ist-niej¹ca, czêœæ cia³a, na przyk³adnibynó¿ka czy fragment kosmategoogona, bo przecie¿ nie wiemy, czymby³by nasz bohater. Jedno jest pewne -nikt nie pozosta³by obojêtny na konie-cznoœæ wykonania pierwszych czynnoœcinowego przedzia³u czasu (bo nie wiemyczy by³by to dzieñ, noc czy jeszcze coœinnego). Rudolf zakl¹³by zawziêcie,gdyby potrafi³, a jak nie, to tym lepiej dlaniego. Nie wykaza³by siê przynajmniejbrakiem jakiejkolwiek og³ady i czytelniknie zrazi³by siê doñ ju¿ na samympocz¹tku przygody. Przygody, która i taknigdy siê nie wydarzy. Jeœli wiêc nie manawet mo¿liwoœci zaistnienia opisy-wanych tu zdarzeñ, to czy warto traciæ

czas i nadwerê¿aæ wzrokczytaj¹c te drobne

literki? Zastanówsiê wiêc dobrze.

Mo¿liwoœæ zje-dzenia czegoœ, wch³o-

niêcia, czy zasymilowania mog³abybyæ teraz dla naszego bohatera kusz¹ca.Œmiem przypuszczaæ, ¿e posili³by siêodrobin¹ od¿ywki do paznokci i pokrótkiej toalecie polegaj¹cej na poma-lowaniu poro¿a (przecie¿ móg³by jeposiadaæ) na jakikolwiek kolor, niezw³o-cznie wskoczy³by na przelatuj¹c¹w pobli¿u chmurkê i skierowa³ j¹w stronê najbli¿szej galaktyki, któr¹zapragn¹³by odwiedziæ. Choæ jest to,

wydawa³oby siê,doœæ niebanalnerozwiniêcie akcji, to czynie pasuje bardziej do ciekawej osobis-toœci ni¿ zwyczajne œniadanie z kilkumarchewek i nudna podró¿ kajakiem doznienawidzonej pracy? Jakkolwiek bynie by³o, to nasz Rudolf zapewnedotar³by do obranego przez siebie celubez niezwyk³ych przygód (wszak ma tobyæ jego codziennoœæ, a codziennie niemo¿na mieæ niezwyk³ych przygód, bo¿ycie straci³oby wiarygodnoœæ). Jedz¹clody o bli¿ej nie okreœlonym smaku(przecie¿ nie istnieje, wiêc mu wszystkojedno, o jakim) na pewno zacz¹³by siêzastanawiaæ nad sensem swej niepraw-dopodobnie niemo¿liwej, nieprawdziweji jedynie hipotetycznej egzystencji.

Gdybym móg³, chêtnie pomóg³bym tejbiednej istocie w tych jak¿e powa¿nychrozwa¿aniach. Jeœli by³aby to istotapodobna do mnie pod wzglêdem klasy-fikacji gatunkowej. Nie mamy przecie¿¿adnej pewnoœci, ¿e Rudolf by³bycz³owiekiem. Imiê wskazuje tu zdecy-dowanie na renifera, a jednak kto pozapoznaniu siê z pierwszym akapitemtego¿ dzie³a nadal wyobra¿a sobieRudolfa jako renifera, ten nie ma szanspoj¹æ tragizmu naszej postaci.

Ludzie, on naprawdê nie by³ renife-rem!

Aleksander Koziarski

Przygoda Rudolfa

Przeciêtny po¿eraczu fraktali!Czy w chwili z³ej gdy siê od¿ywiasz,

nie dostrzegasz z³a, które wyrz¹dzaj¹tacy jak Ty przysz³ym pokoleniom.Miliony maleñkich, niewinnychi bezbronnych istotek odchodz¹ w ciszyprzerywanej tylko Twoim g³oœnymmiarowym mlaskaniem, tylko po to, byœTy móg³ zaspokoiæ swój wiecznie nien-asycony g³ód. Nie myœlisz o przysz³ychpokoleniach fraktalnych warzyw, którerozwijaj¹c siê na równych sterylnychgrz¹dkach, pod sztucznym s³oñcem,

w dzieñ czy w nocy, nigdy nie zaznaj¹rodzicielskiej mi³oœci. Cz³owieku,czym¿e Ty siê ró¿nisz od najgorszegoskazañca - mordercy, mordercy niewi-ni¹tek!? Kwiat boskiego gatunku stwo-rzy³by nowe, doskonalsze osobniki,które mia³yby szansê ewoluowaæ w do-skonalsze fraktalne bry³y. Niestety, Tysprzeciwiasz siê prawom przyrody i samchcia³byœ kierowaæ ewolucj¹ tworz¹c wlaboratoriach dowolne fraktalne twory,których nie przewidzia³ naturalny rozwójgatunku. Wciel siê w rolê fraktalnej

jarzyny pozbawianej intymnoœci,ogo³oconej z tego, co dla niejnajwa¿niejsze, nie posiadaj¹cej ju¿ anijednej cz¹stki naturalnego bia³ka. Niepotrafisz, nie wiesz, co to empatiai prze³ykasz nastêpne ³y¿ki kalafiorowej.

Muszê ju¿ koñczyæ, bo mama wo³amnie na obiad. Dziœ znowuKALAFIOR...

Aleksander Koziarski Bartosz Ko³odziejek

Kalafior

PISZCIE TEKSTYI DAWAJCIE JE NAM

∆∆∆∆nyten Mlek nyten Mlek 1111

Page 12: Anyten Mlek 15kostecki/anyten/Anyten_Mlek_15.pdfWypada teraz odrzuciæ oskar¿enia kilku osób (od tylu s³ysza³em, nie wiem ilu w rze-czywis-toœci), ¿e nie do-trzyma³em s³owa

WyjêzyczeniaB. Wanago-Wojtczak (biologia)

• Trudno by by³o, ¿eby nas ktoœ zjad³ -chyba, ¿e niedŸwiedŸ polarnyw tropikach. [!!!]• [kolega] - To jest noga muchy?- Nie, to s¹ tchawki.• S³yszeliœcie na pewno o ró¿aneczni-kach. W Polsce jest tylko jeden.• - Co to za szyszka?[kolega] - Mo¿e Dictiota?- Nie, Dictiota to glon!• - Co ty masz wspólnego z topografi¹stawonogów?[kolega] - Mózg.• Dlaczego K. z F. nie maj¹ ptaka?(imiona ukryte dla dobra zaintere-sowanych - przyp. sk³ad.)• Kto poka¿e mi ptaka wydalaj¹cegomocz, dostanie szóstkê. [nagroda nadalczeka - przyp. sk³ad.]• - Ssaki nie posiadaj¹ j¹der w erytrocy-tach.[kolega] - A erytrocyty w j¹drach?• Wy¿szoœæ samców nad samicami u rybchrzêstnoszkieletowych to z³udnewierzenia babek wiejskich, które nale¿ywypleniæ. [prawdopodobnie wierzenia,nie babki - przyp. sk³ad.]

E. P³aza (j. polski)• [pierwsza lekcja w drugiej klasie, pozmianie polonisty] - Na czymskoñczyliœcie w zesz³ym roku?- „Œwiêtoszek“ Moliera.- Dobrze, to ja zaraz zacznê pytaæ. • [podczas referatu kole¿anka] - ...utr-wala³ swoje wra¿enia na p³ótnie...[kolega] Znaczy siê: „malowa³“?...• - Maciek, czy ty jesteœ na mnieobra¿ony?- Nie, a dlaczego Pani tak s¹dzi?- No bo przesta³eœ siê do mnie uœmie-chaæ...• [kolega] - Nie odrobi³em pracydomowej, ale to nie powinno byæ¿adnym problemem.- To siê jeszcze oka¿e.- Czy¿by?!• [po zadaniu pytania] - Proszê, Bartek.- Ott, uhm, hmm...- To by³o obiecuj¹ce wprowadzenie.

J. Falkowski (j. polski)• Ca³emu z³u na œwiecie winni s¹ ¯ydzi icykliœci. [a masoni? - przyp. red.]• Jak pañstwo pamiêtaj¹, takie opty-mistyczne za³o¿enie...• [kolega] - A mnie siê „Powrót pos³a“podoba. Szarmancki, te ¿arty...

- Mo¿e siê niektórym dewiantompodobaæ, ale...• Tak mo¿emy ad mortem defecatam.• Naci¹ganie turystów nie jest wynalaz-kiem nowym. W staro¿ytnoœci tak samonaci¹gali, ale to siê nie turysta, a piel-grzym nazywa³.

W. Natorf (fizyka)• Jednostka prêdkoœci: wiorsty nazdrowaœkê.• Proste jak czasoprzestrzeñ, ob³êdw centki, ka¿da ry¿ynka, wzór skró-conego kwadracenia, sprawnoœæ ener-getyczna dreszcza, pasztetoida.• Pan £ucznik mia³ galwanomietr 3 razywiêkszy i 5 razy inny.• [kolega] - Dlaczego tam [we wzorze natablicy] jest masa?- Bo jestem idiot¹.• Ja zna³em prezydentów, którzy mówili„posz³em“, za to jego ¿ona mówi³a„poszed³am“, wiêc sie równowa¿yli.• [do kolegi] - Pasujê Ciê na rycerza.- Och, a dlaczego?- Bo masz ju¿ jedn¹ cechê rycerza.- Ach, a jak¹?- Zakuty ³eb.• Jestem fikcj¹ matematyczn¹.• - Co siê robi, jak siê liczy sin(cos(x))?- Dzieli siê na przedzia³y.- To siê jakoœ nazywa?- Tak, masochizm.• Ostatnio sta³o siê to jakieœ 500 mln lattemu. S³abo to pamiêtam.• - Sk¹d wiecie?- Strzelamy.- Wola³bym jakieœ bardziej pacyfisty-czne metody.• Po co robiæ coœ w sposób prosty, skorotak prosto jest to zrobiæ w sposób skom-plikowany.• Joasia mieszka na 8. piêtrze nie tylkodlatego, ¿eby mieæ wiêksze mieszkanie,ale te¿ po to, ¿eby mniej wa¿yæ.• Prezydencka tautologia: p a nawet ~p.• [kolega] A to prawda na kreskówkach,¿e wali w goœcia piorun, a on potem te¿wali piorunami?...• Szczególny przypadek rozporz¹dzaniaczasem zwany w ogólnoœci myœleniem.• [kole¿anka] -Wygl¹da Pan jak buldog!• Bardzo dobrze: 3+.

Z. Kania (historia)• Piotr I kaza³ zgoliæ brody, czêstocuchn¹ce, tak samo jak w autobusie,d³ugie brodziska, w³osy d³ugie,niedomyte...

• Nie bêdziemy siê wlepperiady bawiæ.• K., ty 300 stopni g³owado ty³u! [nie ma siê czego obawiaæ, kole-ga wbrew pozorom nie skrêci³ sobiekarku i jeszcze ¿yje - przyp. sk³ad.]• We Francji przegiêcie króla by³oniesamowite.• [kolega podczas odpowiedzi] - HenrykWalezy sobie ola³.- Wola³abym, ¿ebyœ nie u¿ywa³ nahistorii s³ownictwa potocznego.Superpotocznego!• Naucz siê myœleæ zwiêŸle!• Jesteœcie w profilu myœl¹cym!• - Pierwsze wierzenia na ziemiach pols-kich?[kolega] - Prawos³awie.- A mo¿e islam?• Na takim poziomie cywilizacyjnymjesteœcie, ¿e was zajmuj¹ nie ksi¹¿ki,a internety!• [moja ulubiona scenka - oto i ona:(przyp. sk³ad.)] [po odpowiedzi kole¿anki] - No, mojapanienko, muszê wstawiæ ci nieprzy-gotowanie [czyli 1, tyle, ¿e w dzien-niku ³adniej wygl¹da (przyp. sk³ad.)].Ojej, pomyli³am siê, wstawi³am Asi C.Asia przygotowana? Nie? No w³aœnie,po co mia³am kreœlic?

B. Olejniczak (j. angielski)• Cats are nice animals. Ale ja nie znoszêkotów. Nawet swojego.• Wrona jest samic¹ kruka. • Ale mnie wydyma³!• Wazelina, wazelina, pod³e szczurki!• Ksiê¿yc jest gwiazd¹?...• - Nie wezmê udzia³u w tej dyskusjiz racji mej niekompetencji.[kolega, szeptem] - Jak zwykle...• Musisz siê przyzwyczaiæ do mojegopoczucia humoru.• [w pokoju nauczycielskim] - Dzieñdobry, widzê, ¿e nie ma prof.Kameckiej?- A co, ja ci ju¿ nie wystarczam?- ???!!!- Nie, nie ma.

M. D. Kamecka (PD¯)• - Czy jesteœmy bogaci genetycznie?[kolega] - W porównaniu z kukurydz¹ -nie.• - Chodzicie na rekolekcje?- Tak.- Po co?

12 ∆∆∆∆nyten Mlek nyten Mlek

Page 13: Anyten Mlek 15kostecki/anyten/Anyten_Mlek_15.pdfWypada teraz odrzuciæ oskar¿enia kilku osób (od tylu s³ysza³em, nie wiem ilu w rze-czywis-toœci), ¿e nie do-trzyma³em s³owa

Jeœli uwa¿asz,¿e ty jesteœ tutaj tylkood czytania, a pisaæmaj¹ inni, to jesteœ...

Przys³owia chiñskie• Bezu¿yteczn¹ rzecz¹ jest uczyæ siê,lecz nie myœleæ, a niebezpieczn¹myœleæ, a nie uczyæ siê niczego. • Ksi¹¿ka jest niczym ogród, którymo¿na w³o¿yæ do kieszeni. • Kto przestaje byæ przyjacielem,nigdy nim nie by³.• Z³y m¹¿ bywa niekiedy dobrymojcem, z³a ¿ona nigdy nie bêdziedobr¹ matk¹. • ¯yj tak, jakbyœ mia³ ¿yæ wiecznie,a pracuj tak, jakbyœ mia³ umrzeæjutro.

Przys³owia arabskie• Je¿eli kobieta kocha mê¿czyznê,odda mu siê nawet przez szczelinêw drzwiach. • Kobieta jest wielb³¹dem, któryu³atwia mê¿czyŸnie przejœcie przezpustyniê ¿ycia. • Kobiety czci, kto sam jest czcigodzien; ten nimi gardzi, kto samgodzien wzgardy. • Kto nie posiada piêknej ¿ony, tennie posiada cnoty mêstwa; kto nieposiada dzieci, ten nie ma chwa³y naœwiecie; kto nie ma ich obu, ten niema trosk. • Nie mo¿esz byæ gwiazd¹ na niebie,b¹dŸ lamp¹ w domu.

Ze wszystkich stron œwiata• Dyplomata potrafi powiedzieæ idŸdo diab³a w taki sposób, ¿e w³aœciwiecieszysz siê na tê wyprawê. (przys³.angielskie)• Dzieliæ siê radoœci¹, to dwa razy

tyle radoœci. Dzieliæsiê smutkiem, topo³owa smutku. (przys³. szwedzkie)• Ludzie ucz¹ siê mówiæ bardzowczeœnie, milczeæ - bardzo póŸno.(przys³. ¿ydowskie)• Nale¿y spodziewaæ siê tego, conajlepsze; z³o przyjdzie samo. (przys³.austriackie)• Nic na œwiecie nie zast¹piwytrwa³oœci. Nie zast¹pi jej talent - niema nic powszechniejszego ni¿ ludzieutalentowani, którzy nie odnosz¹sukcesów. Nie uczyni niczego samgeniusz - nie nagradzany geniusz to ju¿prawie przys³owie. Nie uczyni niczegote¿ samo wykszta³cenie - œwiat jestpe³en ludzi wykszta³conych o którychzapomniano. Tylko wytrwa³oœæ i deter-minacja s¹ wszechmocne. (CalvinCoolidge)• Nie wierz uœmiechowi wroga. (przys³.rosyjskie)• Od kwiatu ¿¹da siê zapachu, odcz³owieka uprzejmoœci. (przys³.hindu-skie)• Serce to pa³ac szklany, gdy pêknie,nie mo¿na go naprawiæ. (przys³. per-skie)• Ten, kto traci pieni¹dze - traci du¿o.Ten kto traci przyjaciela - traci wiêcej.Ten jednak, kto traci ducha - traciwszystko. (przys³. hiszpañskie)• Trucizna prawdy jest lepsza od mioduk³amstwa. (przys³. turkmeñskie)• W³asn¹ pomoc daj pierwszy; pomocprzyjaciela przyjmij na koñcu. (przys³.mongolskie)

wybra³ OKli

Wyjêzyczenia cd. oraz Przys³owiaJ. Kie³basa (matematyka)

• - W matematyce jest coœ albo bia³e, alboczarne, nie mo¿na czegoœ uznawaæ...- Jak u Wa³êsy...• Oj, skoñczy³a siê lista. Ale nie szkodzi,mamy j¹ od pocz¹tku znowu.

M. Gonczewska (matematyka)• Mo¿emy siê zastanowiæ nad granicamici¹gów, które nie maj¹ granicy, ale tobêdzie strata czasu.

M. S³ojewski (geografia)• Koniec lekcji bêdzie wtedy, gdy siê lekc-ja skoñczy.• [po kartkówce] Ten drugi zestaw by³³atwiejszy ni¿ pierwszy, a ten pierwszy³atwiejszy ni¿ drugi. Tylko nie p³acz. Damci chusteczkê. Patrz, statek p³ynie...• - Kto jest chory na g³owê?[kolega] - Ja.- No, w sumie...• Jeœli stworzycie taki sam minera³, to ju¿nie bêdzie minera³.• Ka¿da ocena jest tak samo wa¿na, anawet wa¿niejsza.• [podczas lekcji] Idzcie na korytarz z tymitelefonami, tutaj zasiêgu nie ma.• - Panie Profesorze, a czy s¹ takie jezioraw Polsce?- W Polsce to raczej nie, ale na œwiecie tona pewno...• [do kolegi] Nie stukaj. [do innego] A tysiê nie patrz na niego tak intensywnie.• [prof. Beata Wanago informuje klasêo wycieczce. W tym czasie prof. MaciejS³ojewski pyta kolegê]- Maciek, mo¿esz siê chwilê wstrzymaæ?- Przecie¿ ja nic nie mówiê!• [pytanie z klasy] - Jak odró¿niæ i³ odmu³u? - I³ nie zgrzyta w zêbach.

B. Bal (chemia)• Co wy robiliœcie w domu zamiast równa-nia reakcji pisaæ?• - Co ty robisz na lekcji?[kolega] - Myœlê o czym innym.• [kolega o nienazwanych pierwiastkachUnunnil, Ununun, Unubi] Te pierwiastki tochyba jakiœ Arab odkry³?

Anonimowy Historyk• Koœció³ wprowadzi³ inkwizycjê,poniewa¿ chcia³ wypleniæ babki wiejskie,które zna³y naturalne metody antykon-cepcji.

zapisa³ OKli

∆∆∆∆nyten Mlek nyten Mlek 1313

Page 14: Anyten Mlek 15kostecki/anyten/Anyten_Mlek_15.pdfWypada teraz odrzuciæ oskar¿enia kilku osób (od tylu s³ysza³em, nie wiem ilu w rze-czywis-toœci), ¿e nie do-trzyma³em s³owa

Dla kole¿anki realistkiChcia³bym ¿yæ w bajce gdzie wystarczy wyci¹gn¹æ miecz,Chcia³bym ¿yæ w bajce gdzie wystarczy wypowiedzieæ s³owa,Chcia³bym ¿yæ w bajce gdzie wystarczy wyj¹æ pistolet

i wyjœæ na ulice,Chcia³bym ¿yæ w bajce gdzie nie trzeba byæ cz³owiekiem.

NiedokoñczoneDwa dni minê³ydwa dni mi uciek³y¯al, moc¹ goryczy d³awi moje serceRozumne myœli z dwuwoli mej jaŸni Poddaj¹ ................. udrêceBrak mi oczyszczaj¹cej chwili przyjaŸni

[...]Codziennie umieram,Codziennie siê rodzê,Nieskoñczone obszary mychmyœli ulegaj¹ dezintegracji.¯ycie nie jest procesemewolucyjnie bezsensownym.Ka¿dy rodzi siê by umrzeæ,Ka¿dy ¿yje by d¹¿yæ do doskona³oœci.

Mówca umar³ychJestem mówc¹ umar³ych, nie wierzê w ¿adnego z bogów, nie jestem niczyim kap³anemPomagam tym którzy wierz¹ w si³ê ¿yciaMówiê s³owami tych którzy ju¿ dawno odeszli,by daæ nadziejê tym którzy s¹ ju¿ blisko Ostatecznoœci.Wiedz jednak, ¿e nigdy nie udzielam odpowiedzi,Powoduje tylko powstanie nowych pytañ.Boisz siê.Chcesz bym ci pomóg³?Spójrz w siebie....

DrogaWyszed³em na drogê, by zobaczyæ przechodnia....Spotka³em swoj¹ dusze w ciele bezimiennego.Wyszed³em na drogê, by zobaczyæ przechodnia....Spojrza³em w twarz mojego imienia.Wyszed³em na drogê, by zatrzymaæ przechodnia...Spotka³em dawnego przyjaciela.Wyszed³em na drogê, by ...........Poznaæ imiê doskona³oœci.

[...]Chcia³bym, ze by œwiat by³ lepszy.Chce wzruszaæ, bawiæ i uczyæ zarazem.Kim jestem?.....Cz³owiekiem.

[...]Te same frazesy powtarzam codziennie.Te same wznios³e myœli, dumne stwierdzenia.A tak naprawdê, czy w nie wierze?Ma³e krople s³onej wody ciekn¹ mi po policzku.

Czym jest wiara, nadzieja i mi³oœæ.Nie wiem...

Ale si³¹ jest m¹...

Koniec 8. ¿yciaBawiliœmy siê sztyletem

nie rozumieliœmy jak ostre s¹jego krawêdzierzucaliœmy w siebie no¿em

uwa¿aj¹c, ¿e to tylko gramieliœmy zbroje mocniejsze ni¿ metal

naszych snówwtedy rzuci³eœ swym ostrzem,

tak jak zwykle myœl¹c, ¿e to tylko zabawawszystko siê skoñczy³o i wszystko wtedy siê zaczê³oumar³em i zmartwychwsta³em po raz drugi<pierwszy raz przepad³ w mrokach mojej niepamiêci>nadesz³a nowa era - czas rozumurównowaga bêd¹ca moj¹ tarcz¹ rozprys³a siê w nicoœæumys³ siê wyzwoli³...

Do tego, który odnajdzie swoj¹ drogê

obyœ nigdy nie musia³spogl¹daæ w wy¿

obyœ nigdy nie musia³poznawaæ swojej si³y

obyœ nigdy nie musia³udawaæ, ze milczysz

<kiedy twa dusza krzyczy>obyœ zawsze mia³ tegokto powie Ci, ¿e robisz Ÿle

Figle Figlarza

MATKA rzecz. rodz. ¿. 1. MA£A ATOMÓWKA, cz. mini-

bomba atomowa, prod. nieleg., u¿yw. g³.przez poryw., terr., maf., gang., narkom.,szal., kontest., band., szanta¿., zbocz., iin. MATECZKA, ta¿, noszona w teczce,zwykle z zapaln. zdaln. MATULA, tak¿e:MATULINA, ta¿ w otulinie radioakty-wnej wzmag. si³. ra¿. MATUSIA, tak¿eMATUŒKA, ta¿, z otulin¹ sporz. z siar-

czk. kob. i strontu (Co, St). MAMUN-CJA - ta¿, o ³adunku równowa¿n. 1Uncji uranu (U 235). MATUCHNA,tak¿e: ZERUCHNA, ma³a b.a. z otulin¹z izotop. uranu, wêgla, azotu i argonu (U,C, H, N, A). Powod. ska¿enie trwa³e wprom. 1 mili. MAMULINA, MAMU-LITKA, MAMULINEK - m. bombawodorowa z litem (Lithium) jako substr.ekspl.

2. Kobieta, kt. urodzi³a dziecko(nieu¿yw.)

„Verstranda Ekstelopedia“:„Reprodukcja has³a MATKA ze s³owni-ka Zerolangu, przepowiedzianego na rok2 190 ± 5 lat. (Wed³ug Zwiebulinai Courdlebye’a);

Wielkoœæ urojona - Stanis³aw Lem“

„Lema przepowiednia s³ownikowa

Figlarz

14 ∆∆∆∆nyten Mlek nyten Mlek

Page 15: Anyten Mlek 15kostecki/anyten/Anyten_Mlek_15.pdfWypada teraz odrzuciæ oskar¿enia kilku osób (od tylu s³ysza³em, nie wiem ilu w rze-czywis-toœci), ¿e nie do-trzyma³em s³owa

Taka sobie bajeczka...

Ch³opiec by³ ma³y. Mia³ jasne, krê-cone loczki i du¿e, zielone oczka. Jegoma³e, niestrudzone niczym r¹czki³aknê³y ciep³a. Przylepia³y siê do wszys-tkiego, co miêkkie, puszyste, mi³e w do-tyku. Niewielkie stópki chodzi³y potrawie jak po chmurach. Czasem nawetwydawa³o siê, ¿e ch³opiec wcale niest¹pa po ziemi, tylko unosi siê nad ni¹jak mg³a, od czasu do czasu jedyniedotykaj¹c gruntu - zimnej, szorstkiejpowierzchni.

Lubi³ patrzeæ w s³oñce. Zawszepatrzy³ na nie zamkniêtymi oczami.Wyobra¿a³ sobie wtedy ró¿ne, piêknerzeczy. A przebijaj¹ce przez powiekis³oñce nadawa³o wszystkiemu jasnychbarw. Ch³opiec siedzia³ tak godzinamiwpatruj¹c siê w to, co inni widywalitylko w snach, o ile by³ jeszcze ktoœ, ktopiêknie œni³. Koñczy³ swoje dziwnepodró¿e dopiero wtedy, gdy s³oñcechowa³o siê za domem. „Tam, po drugiejstronie domu“ - myœla³ ch³opiec -“S³oñce zasypia na hamaku“. Po drugiejstronie domu ros³y wielkie drzewa.Mo¿na by tam rozwiesiæ nie jeden,a tysi¹ce hamaków. Nikt jednak nierozwiesi³ tam ¿adnego hamaka. Nikt nieprzechodzi³ na drug¹ stronê domu. „Podrugiej stronie mieszka s³oñce“ -t³umaczy³ ch³opiec swojej ma³ejsiostrzyczce, która odpowiada³a mujedynie niezrozumia³¹ pl¹tanin¹dŸwiêków - „My nie mo¿emy tamchodziæ. S³oñce jest tak gor¹ce, ¿ezrobi³oby z nas kotlety schabowe.“

Nie, ch³opiec wcale nie ba³ siê s³oñca.Owszem, czu³ przed nim respekt, aletaki, jaki czuje siê przed surowym i ko-chanym ojcem oraz przed matk¹, którachce dobrze wychowaæ swoje dziecko.Darzy³ s³oñce szacunkiem, jakie przez-naczone jest dla starszego m¹drego pana,któremu nie wypada wypominaæ dzi-wnych nawyków ani zwracaæ uwagi, gdy

przejêzyczy siê niezgrabnie. Podziwia³s³oñce, za to, co robi³o ze starzej¹c¹ siêzieleni¹ i zielonymi pomidorami. I za to,co potrafi³o stworzyæ za jego zaciœniêty-mi powiekami.

Inaczej patrzy³ na niebo. Niebo razi³ogo zimnym b³êkitem. Zawsze zbytostrym. Tylko pulchne ob³oczkidodawa³y niebu nieco dzieciêcej delikat-noœci. Ale nie zawsze na niebie by³ychmury. Przez wiele d³ugich dni nieboby³o zimne i nieprzyjemne. „Niebo tokraina wiecznych œniegów“ - wyobra¿a³sobie ch³opiec - „Drogi tam s¹ skutelodem, zupe³nie nieprzejezdne. Ludziemusz¹ ci¹gle chodziæ w grubychp³aszczach, nosiæ we³niane rêkawiczki,czapki i owijaæ siê ciep³ymi szalikami.Chodz¹ do zimnych szkó³, bo nigdzie niema ogrzewania, i wracaj¹ do zimnychdomów. A tam nie mog¹ nawet zaparzyæciep³ej herbaty ani ugotowaæ rozgrze-waj¹cej zupy, bo w niebie nie ma ognia.“

Kiedyœ, gdy umar³a babcia ch³opca,p³aka³ on bardzo d³ugo. Mama mówi³amu, ¿eby nie p³aka³ tyle, bo babcia napewno jest teraz w niebie. Ch³opiec jed-nak p³aka³ i p³aka³. Mama traci³a g³owê,nie wiedzia³a, co robiæ, jakpocieszyæ tak smutnegosynka. Przytula³a ch³opcai pyta³a, dlaczego takci¹gle p³acze.

- Bo babci jest bard-zo zimno. I mo¿e jeœætylko kanapki - odpo-wiada³ ch³opiec.

- Jak to? Babcia jestteraz w niebie. Tam jest

szczêœliwa. Ma wszystko,czego zapragnie.

- W niebie jest zimno -

powta-r z a ³ch³opiec- tam niema ognia. Nie ma siê czym ogrzaæ. Niema jak ugotowaæ obiadu.

Mama nie wiedzia³a wtedy, coodpowiedzieæ. Przytula³a ch³opca moc-niej. P³aka³a razem z nim.

Gdy spotka³am go patrz¹cegow s³oñce, od razu zauwa¿y³am jegozaczerwienione, smutne oczy.

- Wiesz, w niebiewcale nie jest zimno.- powiedzia³am, przysi-adaj¹c siê do niego - Zobacz, jest tamogromne s³oñce. Ogrzewa ono nie tylkoziemiê. Jego moc jest tak wielka, ¿ewystarcza te¿ na ca³e niebo. A tam, gdzienie docieraj¹ jego promienie mo¿nazapaliæ gwiazdê jak ma³¹ nocn¹ lampkê.

- Nie, to nie prawda - zaprzeczy³ odru-chowo ch³opiec zadziwiony zarównomoimi s³owami jak i niespodziewan¹obecnoœci¹ - tam na pewno jest zimno.S³oñce œwieci jedynie na ziemiê i totylko w dzieñ. Potem œpi u nas zadomem. Sam widzia³em jak schodzi tamka¿dego wieczoru i zasypia w swoimhamaku.

- ChodŸ - wziê³am go za rêkê.Przeszliœmy powoli na podwórko podrugiej stronie domu.

- Spójrz - powiedzia³am - Nie ma tu¿adnego hamaka. Ten las wcale nie jesttaki wielki. Widaæ st¹d wszystkie drze-wa. Na ¿adnych nie wisi hamak.

- Bo to dopiero póŸnym wieczorems³oñce... - ch³opiec nie chcia³ wierzyæmoim s³owom.

- S³oñce nigdy nie zasypia - mówi¹cto, przykucnê³am przy nim i spo-jrza³am prosto w jego du¿e,b³yszcz¹ce oczka.

- I nie czuje siê zmêczone? -zapyta³ ch³opiec.

- Nie, nigdy. Ma w sobie tyleenergii, ¿e nigdy jej nie

zabraknie. Tam w niebie, gdziejest twoja babcia, s³oñce nie

tylko ogrzewa ludzi, s³u¿y imtak¿e do podgrzewania

potraw. Mo¿na na nim naprzyk³ad sma¿yæ kie³baskijak na ognisku.

- Lubiê kie³baskiz ogniska. Ale nie zbytczêsto. Czasem wolêzjeœæ zupê pomidorow¹.Czy na s³oñcu mo¿nate¿ ugotowaæ zupê?

- Tak, pewnie - uœmiechnê³am siê.- To dobrze, bo ja myœla³em...Ch³opiec przesta³ p³akaæ. Ca³kiem

polubi³ niebo. Wiedzia³ ju¿, ¿e to w³aœniepo nim kr¹¿y s³oñce, które jest przecie¿takie piêkne. Piêkne s³oñce mo¿e kr¹¿yætylko po piêknym niebie.

Anna Galuhn

∆∆∆∆nyten Mlek nyten Mlek 1515

Page 16: Anyten Mlek 15kostecki/anyten/Anyten_Mlek_15.pdfWypada teraz odrzuciæ oskar¿enia kilku osób (od tylu s³ysza³em, nie wiem ilu w rze-czywis-toœci), ¿e nie do-trzyma³em s³owa

OKli przedstawia, czyli edukacji troszkê...Gwoli wprowadzenia drobny cytat z samego

programu:

Program ZAKUJ czyli MultiPrzepytywatorjest uniwersaln¹ aplikacj¹ pomagaj¹c¹ w naucepraktycznie wszystkiego. Mo¿na okazaæ siê przy-datna wszêdzie tam, gdzie koniecznie jest dopa-sowanie do siebie dwóch informacji. Mog¹ tobyæ pañstwa i ich stolice, wydarzenia historycznei daty, s³ówka polskie i obce, formy czasu ter-aŸniejszy i przesz³ego jêzyka obcego, nazwypierwiastków chemicznych i ich symbole, wzorymatematyczne i fizyczne, imiona znajomych i ichtelefony lub dowolne inne pary danych.

Reakcjomierz jest drobnym programikiem s³u¿¹cym dobadania refleksu cz³owieka znajduj¹cego siê w ró¿nych sytuac-jach ¿yciowych. Jak szybki jesteœ o 5. rano? A po wyjœciuz Hoffmanowej? Jesteœ flegmatykiem? Nie? Sk¹d wiesz? Mo¿elepiej to sprawdziæ? Teraz jest ju¿ na to sposób!

100% freeware!

Uwaga! Jako specjalny bonus oferujê program Files To File (F2f).Bardzo u³atwia on tworzenie plików z danymi, z których korzystaZAKUJ przy odpytce. Pozwala równie¿ na tworzenie pliku-combosaz dwóch zbiorów o zupe³nie innej treœci, a linie mog¹ byæ oddzielonedowolnym s³owem. Próbowa³eœ tworzyæ pliki zawieraj¹ce na przemianPana Tadeusza i rozwi¹zania równañ ró¿niczkowych, rozdzielone wul-garyzmami? Nie? Nie przegap okazji!

lub

Chcia³byœ pobawiæ siê tymi programikami? A mo¿e uwa¿asz, ¿e s¹ prymitywne i mogê siê wieleod Ciebie nauczyæ? Mo¿e wprost przeciwnie - to ty masz ochotê coœ zrobiæ i nie wiesz jak siê dotego zabraæ? Pragniesz pokazaæ mi swoje aplikacyjki? Têsknisz do obejrzenia paru innych moichdrobnostek? A mo¿e chcesz pogadaæ o pogodzie?

Nic prostszego, jak tylko [email protected] lub z³apanie mnie w Hoffmanowej. To drugierozwi¹zanie uwa¿am zreszt¹ za sensowniejsze. Czekam zatem...

16 ∆∆∆∆nyten Mlek nyten Mlek