52

Czerwiec 2012

  • Upload
    sluga-s

  • View
    229

  • Download
    7

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Czerwiec 2012

Citation preview

Page 1: Czerwiec 2012
Page 2: Czerwiec 2012

2

..................................................................

Zapisy do WSD w Toruniu

Kandydaci do Wyższego Seminarium Duchownego Diecezji Toruńskiej win-ni zgłosić się osobiście do Księdza Rektora z następującymi dokumentami:

1. Podaniem o przyjęcie, skierowanym do Biskupa Toruńskiego Andrzeja Suskiego; 2. Własnoręcznie napisanym życiorysem; 3. Świadectwem moralności wystawionym przez Księdza Proboszcza i Katechetę; 4. Świadectwem dojrzałości – w oryginale i odpis; 5. Świadectwem ukończenia nauki religii, jeśli przedmiot ten nie widnieje na świadectwie ukończenia szkoły średniej; 6. Aktem urodzenia; 7. Metryką Sakramentu Chrztu i Bierzmowania; 8. Kserokopią dowodu osobistego (2 egz.) i książeczki wojskowej, numerem NIP-u; 9. Zaświadczeniem lekarskim o możliwości podjęcia studiów (oraz „Kartą zdrowia”);10. Siedmioma aktualnymi fotografiami zgodnymi z wymaganiami stosowanymi przy wydwaniu dowodów osobistych (w tym jedną w postaci elektronicznej, którą Kandydat wprowadza do systemu Internetowej Rejestracji Kandydatów – www.irk.umk.pl);11. Wydrukowanym z systemu Internetowej Rejestracji Kandydatów i podpisanym formulrzem podania (2 egz.);12. Metryką ślubu kościelnego rodziców;13. Potwierdzeniem wpłaty rekrutacyjnej (dokonanej na konto indywidualne, które Kandydat otrzymuje po zarejestrowaniu się w Internetowej Rejestracji Kandydatów).

Sługa nr 4 (64)

Page 3: Czerwiec 2012

SPIS TREŚCI

WIADOMOŚCI Spotkanie z Janem Pospieszalskim „Powołaniówki” Dzień skupienia w duchu focolare Zjazd seminariów metropolii gdańskiejU ŹRÓDŁA – LITURGIA Diakonat stały Liturgia godzin jako modlitwa wiernych „Duch liturgii” wg Josepha kard. Ratzin- gera (cz. IV)WIARA POSZUKUJĄCA ZROZUMIENIA Dlaczego wierzę? WARTO! Nasze lektury Kącik muzyczny Kącik dobrego filmuMIĘDZY NIEBEM A ZIEMIĄ PowołanieZ OBIEKTYWEM W DIECEZJI Dwudziesta rocznica ingresu ks. bpa Andrzeja Wojciecha Suskiego Szarytki Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Chełmnie Chełmżyńskie ingresy Rozmowa z...

To już ostatni numer czasopisma „Sługa” w tym roku formacyjnym. Tak jak zawsze pragniemy przedstawić Wam, Dro-dzy Czytelnicy, szereg artykułów dotyczą-cych naszego kleryckiego życia, naszych przemyśleń oraz zagadnień dotyczących wiary. Przedstawiamy również ropozycje ciekawych książek, wartej do posłuchania muzyki oraz interesującego filmu. Dla nas kleryków czas wakacji to okres nie tylko przerwy od zajęć i pobytu w domu, w czasie którego możemy odpo-cząc i nabrać siły na kolejny rok, rozpoczy-nający się już w październiku, ale to także czas, kiedy możemy w jeszcze większym stopniu zaangażować się w praktyki dusz-pasterskie. W trakcie których mamy okazję spotykać różnych ludzi, przebywać z nimi, dawać świadectwo swojej wiary, ale nade wszystko zdobywać doświadczenie do przyszłej pracy duszpasterskiej w diecezji. Na okres wakacji pragniemy życzyć Wam, Drodzy Czytelnicy, przede wszyst-kim odpoczynku i czerpania radości z tych pięknych letnich dni. Pamiętajmy jesnak, aby ciesząc się tym czasem, nie zapomnieć o Panu Bogu i o naszych praktykach religij-nych, ponieważ od Niego nie ma wakacji.

Szczęść Boże!

Zespół redakcyjny

DRODZY CZYTELNICY!

Redagują: Artur Narodzonek (red. naczelny), Bartosz Adamski (zastępca red.), Piotr Kalicki, Stanisław Szczęsny (red. techniczni), Łukasz Grzelak, Piotr Śliwiński (foto)Asystent kościelny: ks. dr Marcin StaniszewskiAdres redakcji: Sługa, pl. bł. ks. phm. Stefana W. Frelichowskiego 1, 87-100 ToruńAdres internetowy: http://www.seminarium.diecezja.torun.plAdres e-mail: [email protected]: DRUK-TOR S.C., ul. Nieszawska 33, 87-100 ToruńNakład: 1 300 egz.

3

4459

1013

17

24

293031

32

3537

394042

Sługa nr 4 (64)

Page 4: Czerwiec 2012

Dnia 18 kwietnia w auli seminaryjnej gościliśmy Jana Pospieszalskiego. Naszego gościa przywitał ks. rektor Dariusz Zagórski. Spotkanie rozpoczęliśmy modlitwą. Następ-nie głos zabrał przybyły publicysta. Nasz gość opowiadał nam o swojej pracy oraz o tym, w jaki sposób współcze-sne media przekazują informacje. Większość swojej wypowiedzi odniósł do katastrofy pod Smoleńskiem oraz opowiadał o wyda-rzeniach, jakie miały miejsce przed Pałacem Prezydenckim na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. „Operacja z krzyżem” jak na-zwał to, co się działo w Warszawie, trwa dalej i trzeba o tym pamiętać. Nasz gość opowiadał nam także o zachowaniu i przeżyciach uczest-ników uroczystości w Katyniu, w dzień kata-strofy. Jan Pospieszalski był tą osobą, która jako pierwsza przekazała informację do me-diów o katastrofie prezydenckiego samolotu. Gdy tylko ludzie uświadomili sobie, co się sta-ło, rozpoczęli modlitwę różańcową, która po-mogła im wyjść, jak to powiedział, z „bagna rozpaczy”.

Na koniec pan Pospieszalski powie-dział nam kilka słów o swoim filmie doku-mentalnym „Krzyż”, który opowiada o sytu-acji związanej z krzyżem ustawionym przed pałacem prezydenckim w Warszawie.

kl. Janusz Grosanc, rok I

Podczas trzech niedziel Okresu Wiel-kanocnego po raz kolejny mieliśmy okazję wyjeżdżać na modlitwy w intencji powołań do wspólnot parafialnych w naszej diecezji. Odwiedzaliśmy parafie w dekanatach: bierz-głowskim, kurzętnickim oraz unisławskim. Na każdą parafię w poszczególnych dekana-tach udawał się zespół powołaniowy, w skład którego wchodził: ksiądz profesor z semina-rium lub diakon oraz dwóch kleryków. Wszyscy wiemy, jak ważna jest w Kościele modlitwa o powołania do służby Bożej. Jako klerycy Wyższego Seminarium Duchownego jesteśmy, jak mi się wydaje, jeszcze bardziej odpowiedzialni za to dzie-ło, dlatego z największą ochotą udawaliśmy się do wspólnot parafialnych. Szczególnym dniem była Niedziela Dobrego Pasterza – IV niedziela wielkanocna. Razem ze wszystkimi wiernymi modliliśmy się o powołania kapłań-skie, misyjne i zakonne, aby nigdy nie zabra-kło głosicieli Słowa Bożego. Oczywiście mo-dlitwa w intencji powołań nie ogranicza się tylko do tego typu wyjazdów, lecz towarzyszy ona nam nieustannie. Każdy z takich wyjazdów jest dla nas, kleryków, również okazją do zdobywania nowych doświadczeń duszpasterskich. Czas wyjazdów do różnych parafii daje nam możli-wość wielu spotkań z kapłanami oraz z grupa-mi działającymi w parafiach. Podczas pobytu w parafiach uczest-niczymy we Mszach świętych. Organizujemy spotkaniach, na których rozmawiamy z wier-nymi o sprawach powołania do życia kapłań-

Spotkanie z Janem Pospieszalskim

WIADOMOŚCI

„Powołaniówki”

Sługa nr 4 (64)4

Page 5: Czerwiec 2012

skiego, ale nie zapominamy także o ważnym powołaniu do życia rodzinnego. Spotkania te najczęściej są aranżowane dla młodzieży bądź dla ministrantów. W ich trakcie mo-dlimy się także o rozeznanie drogi życiowej dla młodzieży. Podczas rozmów z wiernymi mamy okazję, aby podzielić się z nimi świa-dectwem naszego powołania. Prowadzimy również krótkie katechezy dla młodzieży na podstawie tekstów Pisma Świętego. Wszyscy mamy nadzieję, że nasze modlitwy i wizyty na parafiach zaowocują w nowe powołania kapłańskie w naszej die-cezji.

kl. Andrzej Dembiński, rok III

Zagłębiając się w tekst adhortacji apostolskiej bł. Jana Pawła II „Pastores dabo vobis”, dotyczącej formacji do kapłaństwa, możemy zauważyć, że zwraca ona uwagę na cztery wymiary formacji kapłańskiej. Są nimi wymiar ludzki, duchowy, intelektualny i pastoralny. Dnia 27 kwietnia br. (tj. piątek) o godzinie 20:30 alumni Wyższego Semi-narium Duchownego w Toruniu rozpoczęli kolejny dzień skupienia, który zakończył się następnego dnia Mszą świętą. Jest to wyda-rzenie ściśle związane z jednym z tych wymia-rów, o których mówi adhortacja, a mianowi-

cie z formacją duchową. Jej nieodłącznym, a zarazem istotnym elementem, gdzie nastę-puje zatrzymanie się w pędzie następujących po sobie dni, wyciszenie, jest to czas głębo-kiej modlitwy i szczególnej refleksji nad Bo-żym Słowem. Temu służy wspomniany każdy dzień skupienia. Można by powiedzieć, że nie był to zwyczajny dzień. Wynika to z faktu, że prze-żywaliśmy go w duchu ruchu focolare, co za-pewne dla wielu kleryków było czymś no-wym. Razem z nami przeżywał i prowadził go ks. Wojciech Czekaj. Jest to kapłan diecezjal-ny pochodzący z diecezji kieleckiej. Od trzech lat pracuje w Trzciance koło Garwolina w diecezji siedleckiej. Tam właśnie mieszka w społeczności focolare, w Mariapoli – mie-ście Maryi, które ta społeczność tworzy. Sam ks. Wojciech z tą duchowością zapoznał się w seminarium i od tego czasu pielęgnuje ją w sobie i żyje charyzmatem tej wspólnoty. Fakt, że akurat ks. Wojciech popro-wadził ten dzień skupienia, nie jest jakimś przypadkiem. Związane jest to z rekolekcja-mi, które czterech alumnów naszego semi-narium, w tym również ja, przeżywało zaraz po świętach Zmartwychwstania Pańskiego w dniach 11-13 kwietnia br. Odbyły się one we wspomnianej już Trzciance, gdzie spotka-liśmy się z ks. Wojciechem, który je prowadził wraz z innym kapłanem. Razem ze mną byli również klerycy: Paweł Śliwiński i Miłosz To-maszewski z III roku, a także Paweł Murawski z V roku. Czym właściwie jest ruch focolare? Czym charakteryzuje się owa duchowość? Gdzie ma swoje początki? Skąd nazwa ruchu? Ruch focolare narodził się w bar-dzo bolesnych czasach cierpienia i nienawi-ści II wojny światowej. Wtedy to zaledwie dwudziestoletnia dziewczyna, Chiara Lu-bich – założycielka tego ruchu, wraz ze swy-mi towarzyszkami, chowając się w schronie w Trydencie we Włoszech przed bombami i czytając Ewangelię, odkryły wspaniałe-

WIADOMOŚCI

Dzień skupienia w duchu focolare

Sługa nr 4 (64) 5

Page 6: Czerwiec 2012

go i majestatycznego Boga, którego żadne bomby i nienawiść ludzka nie może zabić czy zniszczyć. W Bożym Słowie odnalazły Bożą miłość, spotkały Jezusa Chrystusa. Sama Chiara zapisała takie oto słowa, pokazując, jak wielkie znaczenie miało i ma Pismo Świę-te dla nich: „Każdego dnia nowe odkrycia: Ewangelia stała się jedyną naszą księgą, jedy-nym światłem życia”. Stąd wzięła się nazwa tego ruchu. Od samego początku mieszkańcy Trydentu widzieli w Chiarze i jej towarzysz-kach ogień miłości ewangelicznej. Dlatego mówili na nich po włosku „il fuoco”, co zna-czy „ogień”. Tak narodziła się nazwa focolare. Szczególną inspiracją dla tej grupy ludzi stały się słowa Pana Jezusa wypowiedziane przez Niego w Wieczerniku podczas Ostatniej Wie-czerzy, gdy modlił się do swego Ojca. Jest to tak zwany testament Pana Jezusa. Są to słowa z Ewangelii wg św. Jana: „Aby wszyscy stano-wili jedno, jak Ty Ojcze, we Mnie, a Ja w To-bie” (J 17, 21a). Ten tekst jest sercem tego ruchu, przewodzi on „teologii jedności”, któ-ra jest jednym z najważniejszych ideałów kie-rujących tym ruchem, a której nieodłącznym elementem jest wspólnota. To we wspólno-cie starają się oni realizować Ewangelię i nią żyć, a przez to oddziaływać na świat. Ich ce-

lem jest tworzenie jedności rodziny ludzkiej. Swoim codziennym życiem – pracą, modli-twą, pragną zachować obecność Pana Jezusa pośród nich, idąc za Jego słowami: „Gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię Moje, tam je-stem pośród nich” (Mt 20, 20). Dlatego człon-kowie tego ruchu zakładają w różnych pań-stwach świata miasteczka, w których żyjąc we wspólnocie realizują te ideały. Obecnie ruch focolare jest potężny. Ze wspomnianej pierwszej małej grupki powstała dziś olbrzy-mia wspólnota licząca przeszło dwa miliony członków w ponad 180 krajach świata. To w takim właśnie duchu nas czte-rech przeżywało rekolekcje. W ciągu tych kil-ku dni zagłębialiśmy się w znaczenie Bożego Słowa dla każdego z nas i w rozmyślanie nad owocami Jego działania. Wsłuchiwaliśmy się w słowa Chiary Lubich, która była duchową przywódczynią ruchu, a także jej następczy-ni Marii Voce, oglądając nagrania z ich wy-powiedziami. Spoglądaliśmy także na to, jak wielkie znaczenie mają nasze relacje z drugim człowiekiem, jak ważne jest to, aby były one odpowiednio uporządkowane i ukierunko-wane na miłość braterską, miłość nadprzy-rodzoną. Zwróciliśmy także uwagę na istotę jedności we wspólnocie, na to, co jest sercem tego ruchu. Były to rekolekcje dla seminarzy-stów, dlatego codziennie towarzyszyła nam modlitwa Liturgią Godzin, a także najważniej-szy element każdego dnia – Msza śwęta. Wie-czory spędzaliśmy na wspólnym dzieleniu się tym, co w tym konkretnym dniu każdego z nas dotknęło, co najbardziej zapadło nam w pamięci. W szczególny sposób w mojej pa-mięci pozostaje fragment Słowa Życia, które rozważaliśmy: „Jego [Chrystusa] Słowa, prze-niknięte Duchem, mają zdolność i moc utrzy-mywać chrześcijanina z dala od zła: jak długo pozwala działać w sobie Słowu, tak długo bę-dzie wolny od grzechu, a więc czysty. Zgrze-szy tylko wtedy, gdy przestanie być posłuszny prawdzie” (Słowo Życia, kwiecień 2012). Te ideały, którymi żyje ruch focolare,

WIADOMOŚCI

Sługa nr 4 (64)6

Page 7: Czerwiec 2012

którymi żyje także ks. Czekaj, znalazły swoje miejsce również w naszym dniu skupienia, który rozpoczął się 27 kwietnia br. Nasz reko-lekcjonista podczas konferencji poruszył czte-ry tematy, zagadnienia, wątki, które z pewno-ścią są mu bliskie, a zarówno są istotne dla nas alumnów oraz każdego chrześcijanina. Pokrótce postaram się przedstawić w tym ar-tykule kilka myśli, którymi podzielił się z nami ks. Wojciech. Pierwsza z tych myśli dotyczyła świa-domego wyboru Pana Boga przez człowieka. Można bowiem być kapłanem i to nawet do-brze posługującym, ale samemu nie budo-wać i nie pielęgnować więzi z Panem Bogiem. Ta sytuacja powinna wyglądać inaczej. Nale-ży całkowicie oddać się Bogu, powierzyć mu wszystko to, co robimy, oraz każdy nasz dzień. Oddać się Bogu bez zahamowań. Czym się ma charakteryzować doskonałość chrześci-jańska? Ma ona polegać na miłości do Pana Boga, na tym, na ile jestem dla Niego. Jeżeli Bóg nie stanie się ideałem dla człowieka, to wiele rzeczy będzie mu przeszkadzać, wiele drobiazgów, gdyż człowiek nie jest doskonały. Nie powinien się on nad tym zatrzymywać, jego perspektywą jest Bóg, On daje mu siłę i moc. Oczywisty jest fakt, że to wszystko od-nosi się nie tylko do życia kleryka czy kapłana,

lecz także do życia każdego ucznia Chrystusa, każdego chrześcijanina. Trudniejszą sprawą, którą poruszył ks. Czekaj, jest relacja z drugim człowiekiem. W pierwszym liście św. Jana Apostoła czy-tamy: „Kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi” (1 J 4, 20b). Wyzwaniem dla każdego chrześcijanina jest próba wyniesienia relacji międzyludzkich na poziom nadprzyrodzony. Chiara Lubich wymieniła cztery cechy chrze-ścijańskiej miłości, którą każdy z nas powi-nien się kierować. Pierwszą z nich jest bycie pierwszym w miłości. Trzeba pierwszemu wyjść do drugiego na wzór Jezusa Chrystu-sa, który będąc pierwszym w miłości, „umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami” (Rz 5, 8b). Kolejna cecha mówi o tym, aby kochać wszystkich. Bóg „sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi i On zsy-ła deszcz na sprawiedliwych i niesprawie-dliwych” (Mt 5, 45b). Cecha trzecia zwraca uwagę na to, aby kochać drugiego, jak sie-bie samego. Ostatnią zaś jest to aby widzieć Pana Jezusa w bliźnich. Tutaj fundamentem stają się słowa z Ewangelii wg św. Mateusza dotyczące Sądu Ostatecznego: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25,

7

WIADOMOŚCI

Sługa nr 4 (64)

Page 8: Czerwiec 2012

40b). To co wyróżnia chrześcijanina, to nie są m.in. dzieła charytatywne, lecz nadprzyro-dzona relacja oparta na Bożej miłości wzglę-dem drugiego człowieka. Potwierdzeniem tego niech będą słowa zapisane w II wieku przez pisarza wczesnochrześcijańskiego Ter-tuliana w jego dziele „Apologetyk”: „Patrzcie, jak oni się miłują”. Przekazuje on nam komen-tarz pogan poruszonych postawą ówczesnych chrześcijan. „Gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię Moje, tam jestem pośród nich” (Mt 20, 20). Kolejne nasze spotkanie było rozwa-żaniem na temat obecności Zmartwychwsta-łego Pana dzisiaj, pośród chrześcijan, którzy gromadzą się w Jego imię. Przez wiarę jeste-śmy przekonani, że Jezus Chrystus jest z nami, jest z Kościołem. Jest On obecny, gdzie są re-lacje żywe, nadprzyrodzone między ludźmi, gdzie chrześcijanie są zgromadzeni w Jego imię. Czasami się zdarza, że ta obecność Boża jest niezauważalna, lecz widać ją po owocach. Bóg jest, posługuje się ludźmi i działa w życiu człowieka. Pewne rzeczy wymagają wiary. Dla przykładu: gdy ktoś słyszy Boże Słowo, to musi uwierzyć, że Ono naprawdę pochodzi od samego Boga. Sprawa ma się podobnie z Mszą świętą. Potrzeba wiary, aby uznać, że pod postacią białego chleba jest sam Pan Jezus. Pierwotny Kościół jest tu przykładem komunii osób, wspólnoty, pośród której był obecny Zmartwychwstały Chrystus. To żywe świadectwo sprawiało, że ludzie, patrząc na nich, chcieli się do nich przyłączyć. Ostatnia myśl, którą chciałbym tutaj poruszyć, została wypowiedziana podczas homilii na Mszy świętej kończącej dzień sku-pienia. Jest ona ściśle związana z drogą ku zbawieniu, którą kroczy każdy z nas. Miano-wicie chodzi tutaj o to, że nie ma możliwo-ści tworzenia wspólnoty chrześcijańskiej bez wyboru krzyża. Idąc dalej, nie ma chrześcijań-stwa bez wyboru krzyża. Spojrzymy jednak na to trochę w innym świetle, w jakim patrzy-ła na to Chiara Lubich. Według niej Pan Jezus

najbardziej cierpiał, gdy wypowiadał słowa: „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił” (Mk 15, 34b). To jest szczyt duchowości fo-colare. Nie możliwym jest, aby człowiek tak umęczony, miał uniesienia modlitewne. Dlatego często w tej duchowości mówi się o Chrystusie ukrzyżowanym i opuszczonym. Gdy człowieka dotykają cierpienia fizyczne i duchowe, stwierdzają oni, że to nie jest spo-tkanie z własnym krzyżem, lecz z osobą Jezu-sa Chrystusa ukrzyżowanego i opuszczonego. Miłość ma wtedy sens, gdy umie się zaakcep-tować i przyjąć cierpienie, przyjąć Pana Jezu-sa ukrzyżowanego i opuszczonego. Kończąc, chciałbym jeszcze raz pod-kreślić, że nieodzownym elementem forma-cji duchowej jest czas wyciszenia i zadumy modlitewnej. Temu dniu skupienia, który przeżywaliśmy, towarzyszył duch focolare. Uważam, że ta duchowość niesie ze sobą przesłanie mocno chrześcijańskie. Wynika to z faktu, że ten potężny ruch głosi idee istot-ne dla chrześcijaństwa, zwracając szczególnie uwagę na ogromną wartość Bożego Słowa, a także na owoce, które towarzyszą jego roz-ważaniu. Drugim wspaniałym przesłaniem jest „teologia jedności”, której celem jest zjednoczenie się ludzi we wzajemnej miłości i poszanowaniu. Temu wszystkiemu przewo-dzi miłość chrześcijańska, a która ma swoje źródło w Bożej miłości, którą jest sam nasz Pan Jezus Chrystus. Myślę, że warto się zagłę-bić choć trochę w charyzmat tej wspólnoty, aby ubogacić siebie, a w ten sposób wzmoc-nić swoją wiarę i relację z Bogiem, z żywą Osobą, Jezusem Chrystusem. Myślę, że ten dzień skupienia, który przeżywaliśmy, wyda obfite owoce w przeżywaniu wiary i swej dro-gi ku kapłaństwu, czy potem w życiu kapłań-skim wielu alumnów naszego seminarium.

kl. Kamil Kurt, rok II

8

WIADOMOŚCI

Sługa nr 4 (64)

Page 9: Czerwiec 2012

Dnia 30 kwietnia 2012 roku nasza wspólnota seminaryjna (z wyjątkiem kursu V) wraz z ks. rektorem Dariuszem Zagórskim oraz ojcem duchownym Sławomirem Wit-kowskim udała się na pierwszy zjazd metro-politalny seminariów duchownych metropo-lii gdańskiej. W zjeździe uczestniczyli klerycy z Gdańska, Pelplina i Torunia. Powodem spo-tkania wszystkich kleryków była 20 rocznica reorganizacji struktury administracyjnej ko-ścioła Katolickiego w Polsce. Otóż 20 lat temu na mocy bulli papieskiej „Totus Tuus Poloniae Populus” powstała metropolia gdańska, w granicach której znalazły się archidiecezja gdańska, diecezja pelplińska oraz diecezja to-ruńska. Pierwszym punktem spotkania była wspólna Msza święta sprawowana w archi-katedrze oliwskiej, w której uczestniczyli wszyscy klerycy. Eucharystii przewodniczył ks. arcybiskup senior Tadeusz Gocłowski, były metropolita gdański. Wśród koncelebrują-cych byli m.in. ks. bp Ryszard Kasyna – biskup pomocniczy archidiecezji gdańskiej oraz mo-deratorzy i ojcowie duchowni trzech semina-riów. W wygłoszonym przez ks. bpa Ryszarda kazaniu klerycy usłyszeli słowa o istocie po-wołania i kapłaństwa. Kaznodzieja podkreślił, że mimo iż pochodzimy z różnych części me-tropolii, to jesteśmy powołani do tej samej posługi: mamy dawać Chrystusa innym. Po Mszy świętej wszyscy mogli usły-szeć koncert organowy. Pochodzące z 1763 roku organy katedry oliwskiej zaliczane są do największych i najpiękniejszych w Europie. Instrument ten zachwycił wszystkich słucha-czy swoim bogactwem oraz potęgą dźwięku. Później bracia z seminarium gdań-skiego oprowadzili nas po archikatedrze, pokazując ciekawe miejsca oraz opowiada-jąc historię tej świątyni. Należy wspomnieć, iż archikatedra oliwska jest najdłuższym ko-

ściołem w Polsce. Główna nawa liczy aż 107 m. Na uwagę zasługuje także zabytkowe wy-posażenie kościoła. Niemal wszystkie obrazy, rzeźby i ołtarze pochodzą z czasów „złotego okresu” katedry, a więc z XVI i XVII stulecia. Kolejnym punktem spotkania była wspólna wyprawa do ZOO. Na samym po-czątku dyrektor gdańskiego ogrodu zoolo-gicznego opowiedział nam o historii tego miejsca oraz o unikatowych zwierzętach, któ-re się tam znajdują. Po obejrzeniu wszystkich zwierząt udaliśmy się do Stoczni Gdańskiej pod pomnik upamiętniający poległych stocz-niowców. Po krótkiej modlitwie rektorzy se-minariów złożyli tam kwiaty. Następnie udaliśmy się na gdańskie Stare Miasto. Zobaczyliśmy wiele zabytków, m.in. Kościół Mariacki, który jest miejscem święceń kapłańskich. Duże wrażenie zrobiła na nas starówka, która ma bardzo bogatą hi-storię. Bezpośrednio po zwiedzaniu wszyscy udaliśmy się na wspólny rejs po porcie gdań-skim. Mimo wiejącego wiatru i chłodu, który odczuwaliśmy, wszyscy się dobrze bawili. Na zakończenie zjazdu udaliśmy się do gdańskiego seminarium na wspólną kola-cję. Po posiłku odmówiliśmy Apel Jasnogór-ski. Następnie rektor gdańskiego seminarium podziękował wszystkim, którzy zaangażowali się w zorganizowanie tego spotkania. Mimo iż ogarniało nas zmęczenie, z uśmiechem na twarzy opuszczaliśmy gdań-skie seminarium, aby udać się w drogę po-wrotną do Torunia. Mertopolitalne spotkanie seminariów dało szansę poznania nowych ludzi, możliwość rozmowy z innymi kleryka-mi oraz dania świadectwa i podzielenia się różnymi doświadczeniami, które mogą nam pomóc w przyszłej posłudze duszpasterskiej.

kl. Mateusz Chudziński, rok I

9

Zjazd seminariów metropolii gdańskiej

WIADOMOŚCI

Sługa nr 4 (64)

Page 10: Czerwiec 2012

Z historii diakonatu stałego

Diakonat stały jest rzeczywistością obecną w Kościele od początku jego istnie-nia. W pierwszych gminach chrześcijańskich posługa diakonów traktowana była jako wartość i bogactwo wspólnoty, a nie jako etap przejściowy w drodze do kapłaństwa. W Pierwszym Liście do Tymoteusza św. Paweł podając, wskazówki odnośnie do posługi we wspólnocie Kościoła lokalnego, o diakonach napisze następujące słowa: „Diakonami tak samo winni być ludzie godni, w mowie nie-obłudni, nie nadużywający wina, niechciwi brudnego zysku, [lecz] utrzymujący tajem-nicę wiary w czystym sumieniu. I oni niech będą najpierw poddawani próbie, i dopiero wtedy niech spełniają posługę, jeśli są bez za-rzutu. [...] Diakoni niech będą mężami jednej żony, rządzący dobrze dziećmi i własnymi do-mami. Ci bowiem, skoro dobrze spełnili czyn-ności diakońskie, zdobywają sobie zaszczytny stopień i ufną śmiałość w wierze, która jest w Chrystusie Jezusie” (1 Tm 3, 8-11). Największy rozkwit diakonatu w Ko-ściele przypada na wiek III. W pierwotnym Kościele stałymi diakonami byli między in-nymi: św. Szczepan, św. Wawrzyniec czy św. Efrem Syryjski. W „Tradycji Apostolskiej” Hi-polita (połowa III wieku) możemy wyczytać,

że podstawowym obowiązkiem diakona była służba biskupowi, która wyrażała się w reali-zowaniu jego decyzji i poleceń. W „Didascalia Apostolorum”, w dziele którego pełna nazwa brzmi: „Katolicka nauka dwunastu Aposto-łów i świętych uczniów Zbawiciela nasze-go” (z pierwszej połowy III wieku), czytamy, że diakon powinien być w ścisłej jedności z biskupem, ma być jego „uchem, ustami, sercem i duszą”. O tożsamości diakonów pi-sali także: Klemens Aleksandryjski, Orygenes, Cyprian, Efrem Syryjski, Hieronim i Jan Chry-zostom.Diakonat jako stała posługa w Kościele zaczy-na tracić na znaczeniu od IV wieku. Dodajmy jednak, że dotyczyło to przede wszystkim Kościoła Zachodniego. Od diakonów zaczęto wymagać zachowania celibatu, a udzielane im święcenia postrzegano przede wszystkim jako stopień przejściowy i konieczny do przy-jęcia święceń prezbiteratu. Ciekawe, że do diakonatu stałego powrócono podczas obrad Soboru Trydenc-kiego (1545-1563). W kanonie 17 poczyniono nawet pewne ustalenia co do jego odrodze-nia, jednak w praktyce pastoralnej brako-wało świadomości potrzeby posługi diakona stałego. Poza tym powszechnie dominowało przekonanie o wystarczającej liczbie prezbi-terów, a więc diakonat był widziany jedynie jako etap i stopień przejściowy do święceń kapłańskich. Ponieważ w okresie potrydenc-kim położono duży nacisk na tworzenie se-minariów, w związku z tym diakonat został zamknięty w środowisku seminaryjnym.

Przywrócenie diakonatu stałego

W trakcie przygotowań do II Soboru Watykańskiego skierowano prośbę do bisku-pów oraz różnych ośrodków teologicznych na całym świecie o wskazanie zagadnień, któ-rymi powinien zająć się sobór. Komisja Przy-gotowawcza otrzymała 2150 odpowiedzi, pośród których aż około 600 wniosków doty-

10

U ŹRÓDŁA – LITURGIA

Diakonat stały

Sługa nr 4 (64)

Page 11: Czerwiec 2012

11

czyło kwestii przywrócenia diakonatu stałego w Kościele. Ojcowie soborowi w Konstytucji dogmatycznej o Kościele „Lumen gentium” orzekli: „Na niższym szczeblu hierarchii sto-ją diakoni, na których nakłada się ręce «nie dla kapłaństwa, lecz dla posługi». Umocnieni bowiem łaską sakramentalną, w posłudze li-turgii, słowa i miłości służą Ludowi Bożemu w łączności z biskupem i jego kapłanami. Za-daniem diakona, stosownie do tego, co mu wyznaczy kompetentna władza, jest uroczy-ste udzielanie chrztu, przechowywanie i roz-dzielanie Eucharystii, asystowanie i błogosła-wienie w imieniu Kościoła związkom małżeńskim, udzielanie wiatyku umierającym, czytanie wiernym Pisma Świętego, nauczanie i napo-minanie ludu, przewodniczenie nabożeństwu i modlitwie wiernych, sprawowanie sakra-mentaliów, przewodniczenie obrzędowi ża-łobnemu i pogrzebowemu. Poświęcając się powinnościom miłości i posługi, diakoni win-ni mieć w pamięci upomnienie św. Polikar-pa: «Miłosierni, gorliwi, postępujący drogą prawdy tego Pana, który stał się sługą wszyst-kich»” (KK 29). Dwa lata po zakończeniu soboru, dnia 18 VI 1967 roku papież Paweł VI ogłosił ogólne normy przywrócenia w Kościele dia-konatu stałego. Dnia 28 VI 1968 roku w kate-drze w Kolonii pierwszych pięciu żonatych mężczyzn otrzymało świecenia dia-konatu. Historia diakonatu stałe-go w Polsce jest znacz-nie krótsza, warto jednak zaznaczyć, że już od lat 70 spotykamy środowi-ska zainteresowane jego wprowadzeniem. Do pre-kursorów działalności na rzecz wprowadzenia diakonatu w naszym kraju

należy zaliczyć Marka Marczewskiego z Lubli-na. W 1988 roku Komisja Episkopatu Polski do spraw Duchowieństwa powołała grupę ekspertów, która pod przewodnictwem bpa Teofila Wilskiego zajęła się przygotowaniem raportu dotyczącego możliwości wprowadze-nia diakonatu stałego. Przygotowany tekst przedstawiono w czerwcu 2001 roku na 313 zebraniu plenarnym Konferencji Episkopatu Polski w Łowiczu. Episkopat podjął decyzję o wprowadzeniu diakonatu stałego w Polsce. Na początku 2004 roku watykańska Kongre-gacja ds. Wychowania Katolickiego zatwier-dziła dokument Konferencji Episkopatu Pol-ski pt. „Wytyczne dotyczące formacji, życia i posługi diakonów stałych w Polsce”, który następnie w marcu tegoż samego roku został przyjęty przez Episkopat Polski. Pierwszy ośrodek w Polsce przygoto-wujący kandydatów do stałego diakonatu po-wołał do istnienia w 2005 roku ordynariusz toruński bp Andrzej Suski. W ostatnich mie-siącach kolejne miejsce formacyjne dla sta-łych diakonów powołano do istnienia także w diecezji opolskiej. Należy się spodziewać, że w kolejnych latach będzie to dynamicznie rozwijająca się rzeczywistość, nie oznacza to jednak, że będzie to rzeczywistość łatwa. Odwołajmy się w tym miejscu jeszcze do słów bpa Wiesława Śmigla, które naszym zadaniem dobrze diagnozują powrót dia-

U ŹRÓDŁA – LITURGIA

Sługa nr 4 (64)

Page 12: Czerwiec 2012

12

konatu stałego do Kościoła: „Przywrócenie diakonatu stałego nie jest zatem wynikiem mody, kaprysu współczesnych teologów, hie-rarchów czy nawet braku kapłanów, ale jest przywróceniem trwałego stopnia hierarchicz-nego. Fakt, że diakonat przejściowy przetrwał w Kościele jako nieodzowny warunek przyję-cia święceń kapłańskich, jest świadectwem, że zawsze był on teologicznie doceniany i traktowany jako trwały stopień. Zreduko-wanie diakonatu tylko do stanu przejściowe-go było zubożeniem wspólnoty eklezjalnej, a co więcej – doprowadziło do pewnej nieja-sności. Współcześnie wielu wiernych uważa, że diakonat jest konieczny do przyjęcia świę-ceń kapłańskich, jest pewnym etapem forma-cji i wtajemniczenia, ale nie celem. Takie my-ślenie jest pozbawione racji teologicznych. Zanik diakonatu stałego był spowodowany przesłankami wyłącznie czysto ludzkimi, so-cjologicznymi i ekonomicznymi. Przywróce-nie więc diakonatu stałego jest powrotem do poprawności i przejrzystości w działaniu Ko-ścioła-Wspólnoty”.

Liczba stałych diakonów w Kościele

Według Agencji Fides w 2009 roku na świecie było 37 592 diakonów stałych. Na po-szczególnych kontynentach statystyka przed-stawiała się następująco:

AfrykaDiakoni diecezjalni - 384

Diakoni zakonni - 22

Ameryka Pn. i Pd.Diakoni diecezjalni - 24 372

Diakoni zakonni - 210

AzjaDiakoni diecezjalni - 130

Diakoni zakonni - 36

EuropaDiakoni diecezjalni - 12 362

Diakoni zakonni - 293

Australia i OceaniaDiakoni diecezjalni - 344

Diakoni zakonni - 2

Liczba stałych diakonów w Polsce

W Kościele katolickim w Polsce obec-nie posługę pełni 6 diakonów stałych:

a) diecezja ełcka: dk. Stanisław Dziemian, wy-święcony w 2009 roku, jest dyrektorem Po-wiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Su-wałkach, posługuje w parafii konkatedralnej pw. św. Aleksandra w Suwałkach, żonaty, ma dwie córki.

b) diecezja pelplińska: dk. Zbigniew Machni-kowski, wyświęcony w 2008 roku, jest wice-dyrektorem Instytutu Teologicznego Diecezji Pelplińskiej w Tczewie, od wielu lat zaanga-żowany w pracę naukową, wykłada teolo-gię fundamentalną i religiologię w Tczewie i w Wyższym Seminarium Duchownym w Pel-plinie, żonaty, ma syna i córkę.

c) diecezja toruńska: - dk. Tomasz Chmielewski, wyświęcony w 2008 roku, katecheta, zaangażowany w Szkołę Nowej Ewangelizacji Diecezji Toruń-skiej św. Jana Umiłowanego Ucznia, posłu-guje w parafii św. Józefa w Toruniu, żonaty, ma córkę i syna. - dk. Mariusz Malinowski, wyświęcony w 2010 roku, pracuje w Ośrodku Wsparcia Caritas Diecezji Toruńskiej w Chełmży im. bł. ks. Stefana Wincentego Frelichowskie-go, posługuje w parafii pw. św. Bartłomieja w Unisławiu, żonaty, ma dwóch synów.- dk. Waldemar Rozynkowski, wyświecony w 2011 roku, pracownik naukowy (historyk) na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w To-runiu, wicedyrektor Wydziału ds. Formacji i Apostolstwa Świeckich Kurii Diecezjalnej

U ŹRÓDŁA – LITURGIA

Sługa nr 4 (64)

Page 13: Czerwiec 2012

Toruńskiej, Przewodniczący Diecezjalnej Rady Ruchów Stowarzyszeń Katolickich Diecezji To-ruńskiej, żonaty, ma syna oraz dwie córki.

- archidiecezja warszawska: dk. Bogdan Sa-dowski, wyświęcony w 2009 roku, dzienni-karz katolicki, wicedyrektor Centrum Myśli Jana Pawła II w Warszawie, posługuje w pa-rafii pw. Matki Bożej Różańcowej w Piasecz-nie pod Warszawą, żonaty, ma dwóch synów.

dk. dr hab. Waldemar Rozynkowski, prof. UMK

(diakon stały diecezji toruńskiej)

Katechizm Kościoła Katolickiego rze-czywistość modlitwy chrześcijańskiej przed-stawia jako komunię. W nawiązaniu do wy-powiedzi św. Grzegorza z Nazjanzu stwierdza: „W Nowym Przymierzu modlitwa jest żywym związkiem dzieci Bożych z ich nieskończenie dobrym Ojcem, z Jego Synem Jezusem Chry-stusem i z Duchem Świętym. Łaską Króle-stwa Bożego jest „zjednoczeniem całej Trójcy Świętej z całym wnętrzem (człowieka)”. Życie człowieka polega zatem na stałym trwaniu w obecności trzykroć świętego Boga i w ko-munii z Nim. Natomiast dla św. Teresy od Dzieciąt-ka Jezus modlitwa była „wzniesieniem serca, prostym spojrzeniem ku Niebu, okrzykiem wdzięczności i miłości zarówno w cierpieniu, jak i w radości”. Te piękne określenia modli-twy wypływające z osobistego doświadcze-nia spotkania z Bogiem na modlitwie stoją w kontraście do kryzysu modlitwy, który przeżywa współczesny człowiek. Ten kryzys nie ominął także chrześcijan. Znany teolog A. M. Bernard pytał w jednej ze swoich pu-blikacji: „Czy człowiek współczesny może się

jeszcze modlić?”. Dziś można by iść dalej i za-pytać: „Czy współczesny człowiek jeszcze się modli?”. Charakterystyczną cechą obecnego życia jest ogromny pośpiech, często zwią-zany z chaosem, oraz pragnienie osiągania szybkich efektów naszych działań. Ponieważ modlitwa wymaga wyciszenia, zatrzymania się oraz cierpliwości i czasu, pewnie dlatego tak łatwo się z niej zwolnić i szybko poszukać odpowiednich usprawiedliwień, aby po pro-stu się nie modlić. Kryzys modlitwy może dotknąć także kapłanów, którzy z racji przy-jętych święceń otrzymali w darze od Chrystu-sa i Kościoła brewiarz. E. von Severus napi-sał kiedyś, że „postać kapłana z brewiarzem w ręku jest najbardziej charakterystycznym obrazem, znanym z literatury i malarstwa”. Stąd rodzi się ważny postulat, aby szukać po-głębionych racji do powrotu do modlitwy i jej właściwego zrozumienia. Celem niniejszego artykułu jest przedstawienie Liturgii Godzin, jako modli-twy całego Ludu Bożego. Takie spojrzenie na modlitwę brewiarzową jest jednocześnie ukazaniem jej istoty i natury. W pierwszej części artykułu zostaną przedstawione istot-ne elementy świadczące o biblijnych „korze-niach” Liturgii Godzin. W ten sposób stworzy-my właściwe tło do ukazania Liturgii Godzin jako modlitwy całego Ludu Bożego. Już w Starym Testamencie znajdu-jemy „korzenie” Liturgii Godzin. I choć, nie-łatwo wykazać ciągłość tradycji liturgicznej pomiędzy żydowskimi godzinami modlitwy i późniejszymi godzinami chrześcijańskimi, tym niemniej sam chrześcijański zwyczaj za-noszenia do Boga modlitw w określonych godzinach w ciągu doby sięga swoimi ko-rzeniami – bez wątpienia – czasów starote-stamentalnych. „Siedem razy na dzień wy-sławiam Ciebie z powodu sprawiedliwych twych wyroków„ – wyznaje w Ps 119 (118) natchniony autor (w. 164), zaś w Ps 55 (54) psalmista stwierdza: „Wieczorem rano i w po-łudnie skarżę się i jęczę, a głosu mego [On]

13

U ŹRÓDŁA – LITURGIA

Liturgia Godzin jako modlitwa Ludu Bożego

Sługa nr 4 (64)

Page 14: Czerwiec 2012

14

U ŹRÓDŁA – LITURGIA

wysłucha” (w. 18). Z kolei słowa Ps 5 stano-wią wyraźnie, modlitwę poranną, Ps 4 – mo-dlitwę wieczorną. Każdego ranka i wieczora, „kładąc się spać i wstając ze snu”, należało odmówić Shema Israel (zob. Pwt 6, 7; 11, 19). Nawet w niewoli, wbrew zakazowi królew-skiemu, „trzy razy dziennie padał na kolana, modląc się i uwielbiając Boga” prorok Daniel (zob. Dn 6, 11.14). Wśród wielu modlitw, jako form kul-tu jedynego Boga Jahwe (związanych na przy-kład z dorocznymi obchodami religijnymi), w Izraelu ukształtowała się zinstytucjona-lizowana, zorganizowana i zrytualizowana codzienna modlitwa jako „ofiara duchowa” całego ludu. Miejscem wspólnej modlitwy, oprócz świątyni, były synagogi, w których modlitwa wspólnotowa odbywała się według ściśle ustalonego porządku. W publicznej modlitwie synagogal-nej uczestniczył sam Pan Jezus. Opisując wystąpienie Chrystusa w synagodze w Naza-recie w dniu szabatu, św. Łukasz podkreśla, że obecność ta nie była czymś sporadycznym w życiu Pana Jezusa (por. Łk 4, 16). Chry-stus chodził także do świątyni (zob. Mt 21, 12-17), a jako wierny świadek dziedzictwa kulturowego i liturgicznego swojego naro-

du, zachowywał również zwyczaj codziennej modlitwy: rano (zob. Mk 1, 35) i wieczorem (zob. Mk 6, 46). Modlił się też i nocą (zob. Mt 14, 23.25; Łk 6, 12). Z modlitwą łączyło się codzienne życie Chrystusa i z modlitwą, „jako mocą ożywiającą całą Jego działalność mesjańską i Jego przejście z tego świata do Ojca”, dokonał Chrystus – poprzez swoje Pas-chalne Misterium – dzieła naszego odkupie-nia. Powstawszy zaś z martwych, żyje na wie-ki i wstawia się za nami (por. Hbr 7, 25). To co Pan Jezus sam czynił, polecił również czynić swoim uczniom. Kościół, po-słuszny nakazowi Założyciela, ową „«pieśń chwały», rozbrzmiewającą w Niebie przez całą wieczność i wprowadzoną na to nasze ziemskie wygnanie przez Jezusa Chrystusa, Najwyższego Kapłana”, podjął „w sposób stały i wierny, nadając jej wspaniałe i różno-rodne formy”. Modlitwa publiczna i wspól-notowa stała się jedną z głównych cech i za-sadniczych powinności Kościoła od samego początku jego istnienia. Już od momentu Zesłania Ducha Świętego w dniu Pięćdziesiąt-nicy ci, którzy się nawrócili i zostali ochrzcze-ni w imię Jezusa z Nazaretu, „trwali w nauce Apostołów i we wspólnocie, w łamaniu chle-ba i w modlitwach” (Dz 2, 42). Dzieje Apostol-skie wielokrotnie wspominają jednomyślną modlitwę młodej wspólnoty chrześcijańskiej (por. Dz 1, 14; 4, 24; 12, 5.12). Zachęcał do niej św. Paweł w Liście do Efezjan, wzy-wając, aby wyznawcy Chrystusa przemawiali do siebie w psalmach i hymnach, i pieśniach pełnych ducha, śpiewając i wysławiając Pana w swoich sercach (por. Ef 5, 19). Z kolei w Li-ście do Rzymian pisał, aby „pełniący służbę Panu” w modlitwie „byli wytrwali” (zob. Rz 12, 12). Podobnie w Liście do Kolosan upomi-nał chrześcijan: „Trwajcie gorliwie na modli-twie, czuwając na niej wśród dziękczynienia” (Kol 4, 2). Zanim jednak Liturgia Godzin przy-brała obecny kształt, przeszła szereg reform. Liturgia Godzin jest bowiem życiem Kościo-

Sługa nr 4 (64)

Page 15: Czerwiec 2012

15

U ŹRÓDŁA – LITURGIA

ła. Oznacza to, że wiąże z nim bardzo ściśle swoje dzieje. Dynamika czy pewne osłabienie życia duchowego znajdowało wyraz w Litur-gii Godzin. Istniała ciągła troska o to, by była ona autentyczną relacją człowieka z Bogiem. Dokonania św. Benedykta z Nursji, założycie-la zakonu benedyktynów, w zakresie Liturgii Godzin uzupełnił św. Grzegorz Wielki (zm. 604 r.), pierwszy papież zakonnik, który za-jął się odnową modlitwy wspólnej Kościoła. Na początku XX wieku zaznaczyła się wyraża-na potrzeba reformy Brewiarza Rzymskiego. Działania reformatorskie podjęte za papieży: Piusa X, Piusa XII i Jana XIII przyczyniły się tyl-ko częściowo do odnowy brewiarza. Dopiero Sobór Watykański II dokonał wielkiej refor-my, czego widocznym owocem jest Liturgia Godzin. „Konstytucja o liturgii” przypomnia-ła, że „zgodnie ze starożytną tradycją chrze-ścijańską Liturgia Godzin jest tak ułożona, aby przez uwielbienie Boga uświęcała wszyst-kie pory dnia i nocy. Gdy kapłani oraz inne do tego wyznaczone osoby lub też wierni modlą-cy się wspólnie z kapłanem, według zatwier-dzonej formy, wykonują w sposób właściwy tę przedziwną pieśń chwały, wówczas jest to prawdziwie głos Oblubienicy przemawia-jącej do Oblubieńca. Jest to ponadto modli-twa, w której Chrystus wraz ze swoim Ciałem zwraca się do Ojca”. Postulaty teologiczne i praktyczne zawarte w „Konstytucji o liturgii” zrealizo-wane zostały w księdze liturgicznej zatytuło-wanej „Liturgia Godzin”, wydanej w 1971 r. Tak więc obecna Liturgia Godzin proponuje na każdy dzień do odmówienia siedem Go-dzin modlitewnych: Godzinę Czytań, Jutrznię, Modlitwę Przedpołudniową, Modlitwę Połu-dniową, Modlitwę Popołudniową, Nieszpory i Kompletę. Z tym, że z trzech Godzin modli-tewnych w ciągu dnia (modlitwa przedpołu-dniowa, południowa, popołudniowa) można wybrać tylko jedną. Każda Godzina, mając w sobie wiele elementów, niektóre z nich

zmienia w zależności od okresu liturgicznego lub święta. Każda z siedmiu Godzin modlitew-nych, które tworzą Liturgię Godzin, ma bar-dzo prostą i podobną do siebie strukturę. Elementy zasadnicze w każdej Godzinie sta-nowią: wprowadzenie, hymn, psalmodia, czytanie, responsorium i modlitwa końcowa. Co więcej, każda z tych pór modlitewnych obejmuje wspomnienie jednej stacji z życia Pana Jezusa. Całość Liturgii Godzin ukazu-je się jako pewnego rodzaju naśladowanie Chrystusa. Modlitwa Ludu Bożego, będąc anamnezą (wspomnieniem, przypomnie-niem), jest także w jakimś sensie pamiątką Pana. Podczas wspominania wydarzeń zbaw-czych z życia Chrystusa dokonuje się uświęce-nie czasu i człowieka oraz świata. Istotnym elementem naszych roz-ważań jest ukazanie Liturgii Godzin jako modlitwy Kościoła. Kościół bowiem został przez Jezusa Chrystusa wezwany do modli-twy i. odpowiadając na to wezwanie. podjął tę Chrystusową modlitwę zwłaszcza w cza-sach, w których modlitwa przeżywa kryzys. Zatem modlitwa liturgiczna jest nie tylko głosem Chrystusa, ale także głosem Kościoła, jest szczególną manifestacją Kościoła i należy do głównych Jego zadań, stanowiąc cześć pu-blicznej służby Bożej. Kościół otrzymał od Chrystusa „przy-kazanie modlitwy”. Nasz Pan przekazał Ko-

Sługa nr 4 (64)

Page 16: Czerwiec 2012

16

U ŹRÓDŁA – LITURGIA

ściołowi, ucząc apostołów Modlitwy Pań-skiej, formę modlitwy (najpierw trzy prośby dotyczące Boga, a następnie cztery dotyczące sytuacji człowieka). Pouczył nas także Jezus Chrystus o tym, co powinno cechować modli-twę, a mianowicie: pokora, uwaga, wytrwa-łość, ufność, w dobroć Boga, czysta intencja i zgoda z wolą Bożą. Już z samego faktu stwo-rzenia człowieka przez Boga, wynika obowią-zek uznania i wyznania władzy Boga Stwórcy nad sobą. I wielu, nie znając nawet Bożego Objawienia, to czyni. Wielkość modlitwy chrześcijańskiej polega na tym, że jest ona udziałem w miłości Jednorodzonego Syna ku Ojcu i w modlitwie, którą Syn podczas swo-jego ziemskiego życia wyrażał ludzkimi sło-wami. Modlitwa zapoczątkowana przez Chry-stusa na ziemi, trwa nieustannie w Kościele i we wszystkich Jego członkach, a zanoszona jest do Boga w imieniu całej ludzkości i dla jej zbawienia. Modlący się Kościół stanowi jedno Ciało. Jedność ta jest dziełem Ducha Świę-tego, który jest i w Chrystusie, i w całym Ko-ściele, i w każdym ochrzczonym. On jednoczy cały Kościół i przez Jezusa Chrystusa, Syna Bożego, prowadzi Go do Ojca. On „przychodzi z pomocą naszej słabości”. Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, „sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami” (Rz 8, 26). On, jako Duch Syna, daje nam „ducha przybrania za synów, w którym możemy wołać: <<Abba, Ojcze>>” (Rz 8, 15). Nie ma zatem modlitwy chrześcijańskiej bez działania Ducha Święte-go. A im więcej jesteśmy Nim przeniknięci, im więcej Go mamy w sobie, im bardziej jeste-śmy wrażliwi na Jego poruszenia, tym łatwiej jest nam się modlić. Należy jeszcze podkreślić ogromną wartość modlitwy wspólnotowej. Sam Chrystus zwrócił na to uwagę, mówiąc: „gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich” (Mt 18, 20). Wynika to także z natury Kościoła, który jest wspól-notą religijną, wspólnotą Ojca i Syna w Du-

chu Świętym, wspólnotą kultyczno-zbawczą wobec Boga i świata, wspólnotą Ludu Boże-go. I właśnie na modlitwie Kościół objawia tę swoją naturę. Kościół, jako wspólnota zgromadzo-na na modlitwie, ukazuje się najlepiej, gdy Liturgię Godzin sprawuje Kościół lokalny (diecezjalny) pod przewodnictwem biskupa. Parafialne zgromadzenie na modlitwie litur-gicznej pod przewodnictwem swego duszpa-sterza także przedstawia Kościół widzialny, ustanowiony na całej ziemi. Wierni wezwani na Liturgię Godzin i na niej zebrani w jedności serc i głosów czynią widocznym Kościół spra-wujący misterium Chrystusa. Tak samo Ko-ściół czynią widzialnym zgromadzone na mo-dlitwie wspólnoty kanonickie, monastyczne, zakonne, grupy świeckich oraz rodziny. Podsumowując, w czasach, w któ-rych wielu dotyka kryzys modlitwy, jeszcze bardziej zdaje rozlegać się głos Chrystusa skierowany do swoich uczniów: „zawsze po-winni się modlić i nie ustawać” (Łk 18, 1). Kościół posłuszny nakazowi Zbawiciela pod-jął tę „pieśń chwały” w sposób stały i wier-ny poprzez celebrację Liturgii Godzin. Jak podkreślił Sobór Watykański II, modlitwa ta nie jest zarezerwowana tylko dla kapłanów i osób konsekrowanych, ale jest także dla ludzi świeckich. Liturgia Godzin bowiem, podobnie jak inne czynności liturgiczne, nie jest czynnością prywatną, lecz całego Ciała Chrystusa. Ona to czyni je widocznym i nań oddziałuje. Jest to najbardziej dostrzegalne – i dlatego najbardziej zalecane – gdy ją spra-wuje Kościół miejscowy wraz ze swoim bi-skupem w otoczeniu kapłanów i sług ołtarza (także wiernych świeckich), bo w tym Koście-le jest obecny i działa jeden, święty, katolicki i apostolski Kościół Chrystusowy.

kl. Mateusz Cyrklaff, rok V

Sługa nr 4 (64)

Page 17: Czerwiec 2012

17

To już czwarta i ostatnia część cyklu poświęconego liturgicznym refleksjom Jose-pha kard. Ratzingera na podstawie jego książ-ki „Duch liturgii”. Omówiliśmy istotę liturgii, zagadnienia czasu i przestrzeni oraz sztuki obrazów w liturgii. Przy tej okazji wspomnieć należy o nowości wydawniczej na naszym rynku: „Opera omnia” Benedykta XVI – edycja dzieł papieża, publikowana po polsku przez Wy-dawnictwo Katolickiego Uniwersytetu Lubel-skiego (w XI tomie znajdziemy także nowy przekład „Ducha liturgii” wykonany przez o. Wiesława Szymonę OP – poprzednie wy-danie było tłumaczone przez Elizę Pieciul). Nie przez przypadek jako pierwszy został wydany tom XI – „Teologia liturgii”. Do-konało się to na specjalne życzenie papieża Benedykta XVI, co pokazuje nam znaczenie, jakie do zagadnień liturgii przykłada Pasterz Kościoła katolickiego. Zatem i my, naśladując

Następcę Św. Piotra, zagłębmy się w teologię liturgii.

Ryt i rytuał

Ryt, rytuał, obrządeki – dla wielu lu-dzi słowa te mogą mieć pejoratywny odcień, kojarząc się z czymś skostniałym, nieade-kwatnym do potrzeb. Rytuałowi przeciwsta-wia się kreatywność i dynamikę inkulturacji. Czy słusznie? Rytuał wskazuje na ortodoksję, a słowo to oznacza nie tylko „prawidłową na-ukę”, ale, zgodnie z etymologią – „prawdziwy blask” chwały Bożej. Podstawowe ryty chrześcijańskie wywodzą się z czterech starożytnych stolic apostolskich: Rzymu, Aleksandrii, Antiochii i Bizancjum. Na Zachodzie początkowo moż-na było wyróżnić trzy duże kręgi liturgiczne: obrządek rzymski z podobną jej liturgią afry-kańsko-łacińską, dawny obrządek galijski spokrewniony z celtyckim oraz dawny obrzą-dek mozarabski z Hiszpanii. Rzym pierwotnie cechowała surowa lakoniczność, liturgia galli-kańska cechowała się poetyckim rozmachem, który na przełomie tysiącleci przeniknął do li-turgii rzymskiej. Na terenie Europy wystę-powały też spokrewnione, lokalne obrządki, właściwe pewnym diecezjom czy zakonom, jak ryt ambrozjański w Neapolu, ryt portu-

U ŹRÓDŁA – LITURGIA

Duch liturgii według Josepha kardynała Ratzingera

(część IV)

Sługa nr 4 (64)

Page 18: Czerwiec 2012

18

galski z Braga, ryt mozarabski z Toledo, ryt lioński, ryt dominikański, karmelitański i kar-tuski. Niestety, jak konkluduje Ojciec Święty – proces zachodzący od XIX wieku, a szczegól-nie silnie po II Soborze Watykańskich rychło „w oczywisty sposób przerodził się w swoje przeciwieństwo, czyli w daleko idące zniesie-nie obrządku, który ma być teraz zastąpiony „kreatywnością” wspólnoty. Poszczególne obrządki odnoszą się do pierwotnych siedzib apostolskich i w nich są zakorzenione. „Raz jeden” zrodzone są na „zawsze”. Kościół nie może porzucać swo-ich korzeni. Do rytuału należy modlitwa po-przez czas, z Ojcami Kościoła i Apostołami. Obrządki mają lokalną specyfikę, nie są jed-nak od siebie odseparowane. Istnieje miedzy nimi wzajemna wymiana i inspiracja. Więk-szość obrządków wschodnich jest zaznaczona wpływami Bizancjum, z kolei Rzym coraz bar-dziej jednoczył różne zachodnie ryty w jeden wspólny obrządek rzymski, kształtując litur-gię narodów łacińskich, germańskich i części słowiańskich (w tym oczywiście liturgię Ko-ścioła w Polsce). Jest rzeczą istotną, że obrządki są za-bezpieczone przed interwencją jednostki, po-jedynczej wspólnoty lub Kościoła; zasadą jest brak dowolności. W rytualne dzieje się to, co mnie dotyczy, a czego nie ja jestem twór-cą, wkraczam w coś większego ode mnie, w to, co swoje źródło ma w Objawieniu. Brak dowolności w liturgii wyraża pięknie wschod-nia nazwa „Boska Liturgia”. Na Zachodzie papież coraz częściej wchodził w rolę prawodawcy liturgicznego, aż wreszcie po Soborze Watykańskim II po-wstało wrażenie, że w kwestii liturgii papież może wszystko. Doprowadziło to do zaniku idei odgórności liturgii. Sam Ojciec Święty Benedykt XVI jednak podkreśla, że pełnomocnictwo pa-pieża nie jest nieograniczone, znajduje się on na służbie świętej Tradycji. Papież, zgod-nie z definicją Soboru Watykańskiego I, nie

jest absolutnym monarchą, lecz gwarantem posłuszeństwa wobec posłanego Słowa. Benedykt XVI nazywa absurdem po-jawiające się ciągle próby „robienia” liturgii od nowa, konstruując oparte na opiniach ludzkich ,,rekonstrukcje" liturgii w oparciu o Pismo święte. Zasada „kreatywności”, która skaża również myślenie części ludzi w Kościele ka-tolickim, pochodzi z marksistowskiego, ma-terialistycznego spostrzegania świata jako owocu bezcelowej ewolucji. W takim świecie człowiek miałby w sposób twórczy budować Nowy Wspaniały Świat.

Czynny udział

Reforma liturgiczna Soboru Waty-kańskiego II opiera się na zasadzie „partici-patio actuosa” – czynnego udziału. Co jednak kryje się pod tym wyrażeniem? Szybko to pojęcie zaczęło być ro-zumiane niewłaściwie, w jego czysto ze-wnętrznym sensie, jako fizycznej aktywno-ści możliwie największej liczby uczestników zgromadzenia. Jednakże – zdaniem papieża – chodzi tu o udział w akcie liturgicznym, w ac-tio liturgii: szczególnie zaś w oratio, Modli-twie Eucharystycznej. Eucharystia jest czymś więcej niż zwykłą modlitwą (prex), jest ponad ludzką przemowę (oratio), staje się actio Divi-na, działaniem Bożym.

U ŹRÓDŁA – LITURGIA

Sługa nr 4 (64)

Page 19: Czerwiec 2012

19

W oratio kapłan mówi w pierwszej osobie: „to jest Ciało moje”, „to jest kielich Krwi mojej”, udzielając swego ciała działaniu Boga samego. Jest możliwe, że nieskończony i święty, święty, święty Bóg współdziała z czło-wiekiem – skończonym i grzesznym, bo Bóg stał się Człowiekiem. Wydarzenie Wcielenia, Krzyża, Śmierci, Zmartwychwstania i Paruzji jest obecne w liturgii. Ofiara Logosu została złożona raz jeden Ojcu i została przyjęta. My, ludzie żyjący na ziemi, musimy prosić i nie-ustannie zabiegać, aby być włączonymi w tą jedną jedyną Ofiarę. Działania zewnętrzne można podzie-lić na części, jak czytanie, śpiew, przyniesie-nie darów. Nie należą ona jednak do istoty liturgii. Ojciec Święty nie szczędzi słów trud-nych: „nie chodzi już teraz o to, by patrzeć na kapłana (...). Ów niemalże teatralny wy-stęp różnych aktorów, który dziś obserwuje-my (...), pomija po prostu istotę rzeczy” (Rat-zinger 2007: 194). Zauważmy, że te słowa nie odnoszą się do starszej formy rytu, zwanej trydencką, lecz do współczesnej, odnowionej liturgii: „jeśli pojedyncze akcje zewnętrzne ((...) które są sztucznie mnożone) stają się istotą liturgii, a ona sama przeradza się w ja-kieś wspólne odgrywanie czegoś, to traci się z oczu właściwy teodramat liturgii, zamienia-jąc go niemalże w parodię” (Ratzinger 2007: 194).

Ciało w liturgii

Liturgia to nie tylko domena słowa, bowiem Słowo stało się Ciałem i my, w na-szym ciele wzywani jesteśmy przez Boga. Od ciała żąda się o wiele więcej niż tylko przenoszenia instrumentów liturgicznych. Nasze ciało ma się kierować w stronę Króle-stwa Bożego, zgodnie ze słowami Modlitwy Pańskiej „bądź wola Twoja jako w Niebie tak i na ziemi”.

Znak krzyża

Znak krzyża był i jest podstawowym chrześcijańskim gestem liturgicznym. Jest to ucieleśnione wyznanie wiary w Jezusa Chrystusa ukrzyżowanego. Krzyż wskazuje nam drogę życia – naśladowanie Chrystusa. Jednocześnie znak krzyża jest wyznaniem wiary w Trójcę Przenajświętszą: Ojca, Syna i Ducha Świętego. Jest on także przypomnie-niem chrztu świętego, zwłaszcza, gdy używa-my wody święconej.

„Jak często czynimy znak krzyża – uczy nas Ojciec Święty – tak często przyjmu-jemy na nowo nasz chrzest; Chrystus z krzyża przyciąga nas niejako do siebie (...). Nazna-czając się znakiem krzyża, uciekamy się pod ochronę krzyża, trzymamy go przed sobą jak tarczę, która osłania nas przed udrękami na-szych czasów i daje nam odwagę, by iść dalej (...). Naznaczając się znakiem krzyża, wstę-pujemy w moc błogosławieństwa Chrystusa” (Ratzinger 2007: 196, 202). Papież wspomina tutaj dawną trady-cję codziennego błogosławienia dzieci przez rodziców znakiem krzyża na czole, a przed dalszą podróżą – wodą święconą na czole, wargach i piersi. Było to unaocznienie mo-dlitwy rodziców za swoje dzieci, a jednocze-

U ŹRÓDŁA – LITURGIA

Sługa nr 4 (64)

Page 20: Czerwiec 2012

20

śnie zobowiązanie dzieci do nieopuszczania przestrzeni tegoż Chrystusowego błogosła-wieństwa. W ten sposób wyraża się kapłań-ska godność rodziców, wynikająca ze chrztu świętego. Benedykt XVI wzywa nas do działa-nia: „błogosławienie znakiem krzyża jako peł-noprawny wyraz kapłaństwa powszechnego wszystkich ochrzczonych powinno na nowo i z większą siłą wkroczyć do codziennego ży-cia i nasycić je mocą Chrystusowej miłości” (Ratzinger 2007: 202).

Klęczenie

Klęczenie jest postawą najbardziej chyba rugowaną współcześnie z liturgii. Po-dobno nie pasuje ona do naszej kultury (czyli niby do jakiej – katolickiej czy może ateistycz-nej), lub że nie wypada klęczeć człowiekowi

dorosłemu, odkupionemu. Starożytni Grecy i Rzymianie odrzucili klęczenie przed pogańskimi bożkami. Nawet, jeśli człowiek zabiegał o ich przychylność, miał świadomość jakiegoś braku Boskości. Uklęknięcie chrześcijan nie jest zatem inkul-turacją zwyczajów pogańskich – lecz prze-ciwnie, jest wyrazem chrześcijańskiej kultury i wypływa wprost z Objawienia Bożego: „aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot

niebieskich i ziemskich, i podziemnych” (Flp 2, 10). W Piśmie Świętym klęknięcie jest ge-stem adoracji, uwielbienia Boga – znaczenie duchowe i cielesne gestu nie dają się od sie-bie całkowicie oddzielić. Na kolanach wielbi Boga Salomon i Ezdrasz, na kolanach wielbią Pana Jezusa uczniowie w łodzi po uciszeniu burzy oraz uzdrowiony niewidomy od uro-dzenia. Pozycja na kolanach jest też pozycją głębokiej modlitwy – tak się modli Pan Jezus w Ogrodzie Oliwnym w relacji św. Łukasza. Z modlitwą na kolanach wiąże się po-stawa prostatio. Obecnie w liturgii Kościoła łacińskiego pojawia się ona w dwu momen-tach: w Wielki Piątek i przy udzielaniu sakra-mentu święceń. Upadając na twarz w Wielki Piątek kapłan przyznaje, kim jest człowiek: istotą upadłą, którą tylko Chrystus może podnieść. Upadamy, aby uzewnętrznić, że przez nasze grzechy Syn Boży poniósł śmierć na krzyżu. Padnięcie na ziemię podczas święceń kapłańskich jest znakiem naszej całkowitej niezdolności do tego, aby własnymi siłami realizować Boże posłannictwo. Cała zgroma-dzona wspólnota modli się Litanią do Wszyst-kich Świętych, aby Bóg tych wybranych po-błogosławił, uświęcił i konsekrował. Tylko bowiem dzięki Bożej mocy pozwala kapłano-wi pójść drogą, która jest przed nim.

Taniec

Taniec, jak stwierdza wyraźnie Be-nedykt XVI, nie jest formą wyrażania liturgii chrześcijańskiej (Ratzinger 2007: 214), żaden chrześcijański obrządek nie obejmuje tańca (Ratzinger 2007: 216). Taniec ma swoje miej-sce w wielu systemach religijnych, ma roz-maite cele: zaklinanie, magię naśladowczą, mistyczną ekstazę. Taniec do liturgii chrze-ścijańskiej usiłowały wprowadzić grupy gno-styckie, które zaprzeczały prawdziwości Krzy-

U ŹRÓDŁA – LITURGIA

Sługa nr 4 (64)

Page 21: Czerwiec 2012

21

ża i Śmierci Chrystusa. Benedykt XVI jasno określa pró-by uatrakcyjniania liturgii pantomimą jako „absolutny nonsens”. Taki taniec jest często oklaskiwany przez zgromadzonych: to jasny dowód tego, że czci się tutaj działanie czło-wieka, a nie Boga, że liturgię zastąpiła religij-na rozrywka. Miejscem dopuszczalnym do tańca i tam mającym swe całkowite uzasadnienie jest pobożność ludowa. Połączenie liturgii i radosnej świeckości – kościoła i gospody – zawsze i słusznie było uważane za typowo ka-tolickie – przypomina papież.Przygotowanie darów Jak zauważa Joseph Ratzinger, ta część Mszy św. nie została jeszcze dobrze przez teologię liturgii przemyślana. Z jednej strony jest bowiem rozbudowana o nowe, często niepotrzebne elementy (Ratzinger 2007: 194), z drugiej zaś strony jest spostrze-gana czysto pragmatycznie, z odebraniem jej wszelkiego sakralnego charakteru – stąd wprowadzona postawa siedząca podczas przygotowania darów (Ratzinger 2007: 212).

Znak pokoju

Pan Jezus naucza: ,,Jeśli więc przynie-siesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw

tam dar swój przez ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim! Potem przyjdź i dar swój ofiaruj" (Mt 5, 23-24)! Z tego też powodu papież wypowiada się: znak pokoju przekazywany nie przed komunią, lecz przed przygotowywaniem darów warto by wpro-wadzić do całego obrządku rzymskiego, jeżeli znak pokoju jako taki ma zostać utrzymany (Ratzinger 2007: 188). Na razie rozwiązanie takie jest zatwierdzone dla Zairu oraz dla Mszy we wspólnotach Drogi Neokatechume-nalnej.Głos

Głos jest głównym elementem litur-gii. Jest formą oracji kapłańskiej, jest formą aklamacji zgromadzonego ludu. Ważnym ele-mentem odnowy liturgicznej XX wieku jest to, że cały lud odpowiada kapłanowi, nie po-zostawiając tego zadania wyłącznie dla mini-stranta.

Muzyka liturgiczna

Głos w liturgii przyjmuje często for-mę śpiewu. Śpiewem liturgicznym są psalmy (mimo, że czasem są odczytane z ambony). Psałterz Izraela został na nowo odczytany w świetle Objawienia Chrystusowego i wpro-wadzony do chrześcijańskiej liturgii. Muzyka kościelna powstaje jako cha-ryzmat, jako dar Ducha – jest ona prawdziwą glosolalią, nowym, od Ducha pochodzącym językiem. Daje upojenie wiarą, które pozwala

U ŹRÓDŁA – LITURGIA

Sługa nr 4 (64)

Page 22: Czerwiec 2012

22

pozostać trzeźwym. Muzyka chrześcijańska ulegała wielo-krotnym przemianom. Wejście nowych form muzycznych, nowych melodii umożliwiało przenikanie do Kościoła trendów heretyc-kich, stąd dbałość Urzędu Nauczycielskiego Kościoła o właściwe formy muzyki kościelnej. W IV w. po Chrystusie troskę podjął o to So-bór Laodycejski, następnie Synod Trydencki, a w XX wieku papież Pius X. Jak zauważa Ojciec Święty, walka między muzyką sakralną a świecką w Koście-le wciąż trwa. Nie każdy rodzaj muzyki może wejść do liturgii chrześcijańskiej – zastrzega wyraźnie Benedykt XVI.

Milczenie w liturgii

Częścią liturgii jest też milczenie. Tajemnica, która przekracza wszelkie słowa, zmusza nas do milczenia. Ale musi to być mil-czenie wypełnione, pozytywne, nie zwykła przerwa między słowami, zwykły brak mowy i działania. Obecnie do liturgii próbuje wprowa-dzać się dwa krótkie okresy milczenia: pierw-szy jest krótką refleksją po kazaniu, drugi –

chwilą refleksji po przyjęciu Komunii świętej. Jednakże milczenie po kazaniu okazało się zwykła przerwą – spostrzega Benedykt XVI – robi wrażenie sztucznej i sprzyja jedynie wyczekiwaniu na kapłana, aż zacznie kolejną część Mszy. Cisza po przyjęciu Komunii świętej okazałą się bardziej pomocna. Jest to mo-ment wewnętrznej rozmowy z Panem, któ-ry przychodzi do człowieka. Przeszkadzać jej może jednak proces dalszego rozdzielania Komunii świętej kolejnym wiernym i związa-ny z tym ruch i pewne zamieszanie. Kolejnym momentem jest cisza chwi-li Podniesienia Ciała i Krwi Pańskiej. Papież przestrzega przed pojmowaniem tego ge-stu jako średniowiecznej pomyłki teologów. Przemienienie jest bowiem wielkim aktem działania Boga w świecie, momentem, gdy my sami wychodzimy z więzi czasu, wchodząc w sam środek Bożego bycia z nami. Ojciec Święty sugeruje możliwość innych momentów pozytywnego milczenia. Jednym z nich jest akcja przygotowania da-rów, której nie sprowadza się tylko do me-chanicznej czynności, ale do uświadomienia sobie, że to my i nasze życie jest tym darem, które składamy w ofierze. Kolejnym takim momentem są ciche modlitwy kapłana. Są to: modlitwa przed głoszeniem Ewangelii, modlitwa przed przy-

U ŹRÓDŁA – LITURGIA

Sługa nr 4 (64)

Page 23: Czerwiec 2012

23

jęciem Komunii świętej i modlitwa dziękczyn-na po Komunii. Kapłan bowiem nie jest tylko przewodniczącym zebrania – jako osoba też jest w drodze do Boga. Cicha modlitwa zachę-ca kapłana do osobistego udania się tą drogą. Wbrew współczesnym tendencjom Joseph kardynał Ratzinger stał na stanowi-sku, że cały Kanon nie musi być odmawiany głośno – i to zdanie ciągle podtrzymuje (Rat-zinger 2007: 228). Propozycja papieża brzmi: pierwsze słowa poszczególnych modlitw winny być mówione głośno jako rodzaj hasła podanego zgromadzonej wspólnocie, aby ci-cha modlitwa każdej osoby mogła wnieść wy-miar osobisty do wymiaru wspólnotowego, a wspólnotowy do osobistego. Związane jest z tym zadanie, aby proces kształcenia litur-gicznego doprowadził wiernych do znajomo-ści zasadniczego znaczenia i podstawowego kierunku Kanonu.

Szata liturgiczna

Szata liturgiczna kapłana wskazuje przede wszystkim, że staje on w zgromadze-niu nie jako osoba prywatna, ale staje w za-stępstwie kogoś innego: samego Jezusa Chry-stusa. Strój liturgiczny jest symbolem przy-obleczenia się w człowieka nowego, stworzo-nego według Boga, w sprawiedliwości i no-wej świętości ( por. Ef 4, 24). Święty Paweł Apostoł w śmierci szu-ka nie ucieczki, lecz przemiany, życia nowego. Teologia szaty staje się teologią ciała. Apostoł ma nadzieję na zmartwychwstanie. Ciało do-czesne rozpada się, ale oczekujemy nowego ciała. Tą teologię wyrażają szaty liturgiczne: nie są utratą odzienia, lecz przywdzianiem nowego odzienia. W przypowieści o Synu Marno-trawnym ojciec mówi: Przynieście natych-miast najlepszą szatę i włóżcie na niego (Łk 15, 22). Jednakże w oryginale greckim szata ta jest określona słowem πρωτην, co ozna-

cza „pierwszą”. Ojcowie Kościoła odnoszą to do szaty Adama, Boskiej światłości, w którą był odziany Adam po stworzeniu i którą utra-cił wraz z grzechem pierworodnym. W ten sposób szata liturgiczna staje się zapowiedzią szaty zbawionych, lśniącej szaty wieczności. Tutaj pojawia się mała refleksja: ile z tej symboliki szat liturgicznych tracimy, za-kładając na drogie ubranie świeckie najtań-szą albę z poliestru i ornat, który kosztuje mniej niż para spodni?

kl. Dominik Jan Domin, rok III

Bibliografia:

Ratzinger Joseph, Duch liturgii. Klub Książki Katolickiej – Fundacja Św. Benedykta, Poznań 2007.Ratzinger Joseph, Opera omnia. Teologia liturgii. Tom XI, Wydawnictwo KUL, Lublin 2012.

U ŹRÓDŁA – LITURGIA

Sługa nr 4 (64)

Page 24: Czerwiec 2012

24

W ostatnim numerze „Sługi” pochy-liliśmy się nad krótkim dziełem pomorskiego filozofa ks. Franciszka Sawickiego zatytuło-wanym „Dlaczego wierzę” (Poznań 1935). W tym numerze kontynuujemy temat wiary, a właściwie racjonalności wiary katolickiej, analizując drugą część wyżej wspomnianej książki. Nasze ostatnie rozważania zakończy-liśmy na wykazaniu zgodności dwóch płasz-czyzn – rozumu i wiary. W tej części poznamy podstawowe argumenty ukazujące auten-tyczność prawd wiary, a także zgłębimy za-gadnienie związane z wątpliwościami wiary, często obecne we współczesnym świecie.Dlaczego wierzymy? Ks. Franciszek Sawicki na pytanie „dlaczego wierzymy?” udziela bardzo krót-kiej, ale chyba też dla wielu zaskakującej odpowiedzi: „ponieważ nauka Kościoła kato-lickiego jest nauką objawioną przez samego Boga”. Autor książki poprzez tę wypowiedź wykazuje, że autorytet Boga i Jego Objawie-nie stanowi kryterium konieczne i zarazem wystarczające, by uznać i przyjąć naukę Ko-ścioła. Jednak pewien problem pojawia się, gdy wątpliwości poddamy fakt objawienia się Boga. Wówczas dociekliwy umysł ludzki znajdzie wiele przesłanek, które poprowadzą go do przekonania o autentyczności Objawie-nia. Warto zapoznać się z tymi argumentami.

Często wysuwany zarzut w kierun-ku wiary katolickiej polega na przyjęciu Ob-jawienia za fakt historyczny. Takie założenie prowadzi do zadania prostego pytania: „Dla-czego [Bóg] wprost do nas nie przemawia?”. Rzeczywiście, powyższy zarzut miałby sens, gdyby nie błąd popełniony w samym punkcie wyjścia rozumowania. Objawienie, owszem, miało miejsce w historii i zostało zakończo-ne wraz ze śmiercią ostatniego z apostołów, „ale Bóg nigdy nie przestał działać w religii swej objawionej i każde pokolenie jest świad-kiem tego boskiego działania”. Dowodów na to działanie jest mnóstwo: sprawowanie sakramentów świętych, nauczanie Kościo-ła (w tym także ogłaszanie dogmatów), itp. Ponadto, z reguły jakiś przekaz wymaga roli pośredniczenia. W przypadku Objawienia „główną rękojmią naszej wiary (…) jest Jezus Chrystus”. Całe Pismo Święte, zarówno Stare-go jak i Nowego Testamentu, znajduje swo-je apogeum w Ewangelii, której celem jest doprowadzenie człowieka właśnie do wia-ry w Pana Jezusa. W tym miejscu zagorzały przeciwnik chrześcijaństwa zasygnalizował-by, że na przestrzeni dziejów powstanie pism Nowego Testamentu próbowano datować na II w. Jednak ścisłe badania naukowe przy-znają, że „przynajmniej trzy pierwsze Ewan-gelie i Dzieje Apostolskie pochodzą z czasów apostolskich”. Co więcej, próby dowodzenia, że Pan Jezus stanowi postać fikcyjną, tracą swoją zasadność w konfrontacji z pozachrze-ścijańskimi świadectwami rzymskich uczo-nych z I i II w. (Tacyta i Pliniusza Młodszego) oraz żydowskiego pisarza z I w. (Józefa Fla-wiusza) i Talmudu. W pewnym względzie ciekawymi, ale jakże pozbawionymi uzasadnienia w rze-czywistości, teoriami jest chociażby hipoteza oszustwa opracowana przez Samuela Reima-rusa (XVIII w.) czy hipoteza mitów autorstwa Fryderyka Straussa (XIX w.). Według pierwszej z nich Ewangelie zostały sfałszowane. Jednak dziś wiemy, że Ewangelie spisano w czasach

WIARA POSZUKUJĄCA ZROZUMIENIA

Dlaczego wierzę?(część II)

Sługa nr 4 (64)

Page 25: Czerwiec 2012

Z obiektywem wśród kleryków ...

40 urodziny ks. dra hab. Dariusza Zagórskiegorektora WSD w Toruniu

(23.04.2012r.)

Zjazd metropolitarny seminariów archidiecezji gdańskiej,Złożenie kwiatów pod pomnikiem Trzech Krzyży w Gdańsku

(30.04.2012r.)

ISługa nr 4 (64)

Page 26: Czerwiec 2012

Zjazd metropolitarny seminariów archidiecezji gdańskiej,Msza święta w oliwskiej katedrze

(30.04.2012r.)

Dzień skupienia,Msza święta pod przewodnictwem rekolekcjonisty

ks. Wojciecha Czekaja(27.04.2012r.)

II Sługa nr 4 (64)

Page 27: Czerwiec 2012

Marsz życia(03.06.2012r.)

Uczesynicy dni seminaryjnych-Zdjęcie z ogrodu WSD w Toruniu

(18-20.05.2012r.)

IIISługa nr 4 (64)

Page 28: Czerwiec 2012

Procesja Bożego Ciała ulicami Toruniapod przewodnictwem J. E. ks. bpa Andrzeja Wojciecha Suskiego

(07.06.2012r.)

Promocja lektorów(04.06.2012r.)

IV Sługa nr 4 (64)

Page 29: Czerwiec 2012

25

apostolskich, więc oszustwa te musiałyby być dziełem samych apostołów. W takim układzie, jak wytłumaczyć męczeństwo, jakie ponieśli uczniowie Chrystusa za wiarę w swo-jego Mistrza? Hipoteza mitów zaś zakłada, że na powstanie Ewangelii złożyły się legendy, powstałe w bardzo krótkim czasie. Jednak i ta hipoteza nie znajduje potwierdzenia w histo-rii, gdyż za datę powstania Ewangelii przyjęła II w. – czyli czas, w którym żaden człowiek ni-gdy nie miał styczności z Chrystusem żyjącym na ziemi. Ks. Franciszek Sawicki w dalszej czę-ści książki porusza problem obrazu Pana Je-zusa w Ewangeliach. Niegdyś sam Chrystus zapytał: „Za kogo mają ludzie Syna Czło-wieczego?”. „Zgodność dziwna objawia się w tym, że na ogół przed Tą postacią świetla-ną kornie chylą czoła wszyscy, nawet wolno-myśliciele, neopoganie i bolszewicy, którzy religię Jego odrzucają i prześladują”. Ci ludzie w Panu Jezusie widzą przede wszystkim czło-wieka szlachetnego, dobrego, mądrego. „Ale Chrystus był więcej niż tylko wielkim człowie-kiem”. Skąd można wnioskować o Boskim po-chodzeniu Chrystusa? Przede wszystkim, Pan Jezus określa siebie jako Syna Bożego, ale nie w znaczeniu wąskim (w odróżnieniu od ty-tułu „Syn Człowieczy”). Co więcej, gdy uczy apostołów modlić się, nie używa zwrotu „Oj-cze nasz”, lecz „Ojciec wasz” lub „Ojciec mój”, w celu ukazania odmiennych relacji z Ojcem. Mocnym argumentem na Bożą tożsamość Chrystusa są Jego tzw. mowy objawieniowe w Ewangelii wg św. Jana, a szczególnie jed-na z nich, gdy Pan Jezus stwierdza, że „za-nim Abraham stał się, Ja Jestem” (J 8,58). Sami Żydzi oskarżają Pana Jezusa o czynienie się równym Bogu, co wnioskują chociażby ze słów „a ja wam powiadam”, które przy-woływały na myśl słowa samego Jahwe: „tak mówi Pan”. Pomimo tych argumentów i wie-lu innych, niektórzy przyjęli, że Boska świado-mość Pana Jezusa była spowodowana choro-bą umysłową. Jednak i ten zarzut negujących

chrześcijaństwo okazuje się bezzasadnym, gdy zauważy się prosty fakt. Mianowicie, On sam przecież uzdrawiał chorych fizycznie, duchowo i umysłowo; a czy chorzy przycho-dziliby po uzdrowienie do chorego? Trafnie więc puentuje ks. Franciszek Sawicki: „jeżeli (…) Jezus nie był ani oszustem ani umysłowo chorym, to nadzwyczajne jego samopoczu-cie musiało polegać na godności nadludzkiej i Boskim posłannictwie”. Ciekawe stwierdze-nie odnotowuje również H. St. Chamberlain: „Dla wierzących jest Jezus Synem Bożym; dla niewierzących trudno znaleźć wyraz, określa-jący tę niezrównaną osobistość w całej jej za-gadkowości”. Nie wystarczy jednak przyjąć, że w Panu Jezusie istnieje Boska natura. Wia-ra w Niego wiąże się także z wiarą w Kościół, którego jest On Głową i którego „bramy pie-kielne nie przemogą”. Kościół jest znakiem działania na ziemi Ducha Świętego, a wraz z nim także całej Trójcy Świętej. Życie Pana Jezusa nie należy do martwej przeszłości. Ponieważ On sam założył Kościół, więc tak-że Kościół katolicki ma Boskie pochodzenie. Co więcej, głoszeniu słowa Bożego przez apostołów towarzyszyły liczne cuda, które przepowiedział ich Nauczyciel (zob. Mk 16,

WIARA POSZUKUJĄCA ZROZUMIENIA

Sługa nr 4 (64)

Page 30: Czerwiec 2012

26

17-18). Już istnienie Kościoła przez dwa tysią-ce lat stanowi chyba największy cud. Mimo burzliwych dziejów, grzeszności ludzi, bramy piekielne go nie przemogły (zob. Mt 16,18). Boskiego pochodzenia Kościoła dowodzi tak-że cudowne rozszerzenie się chrześcijaństwa już w I w. w basenie Morza Śródziemnego, a także poszerzanie liczby wyznawców mimo okrutnych prześladowań – „pomimo tak wiel-kiej słabości ludzkiej, tyle wieków przetrwał niewzruszony”. Oprócz czynników obiektywnych bu-dujących wiarę katolicką i dających pewność wiary można wskazać na przeżycia religijne, stanowiące czynniki subiektywne. „Przeżycie jest to zetknięcie się z jakimś zjawiskiem i od-niesienie stąd pewnego wrażenia uczuciowe-go. (…) Przeżycie staje się religijnym, jeżeli jakieś zdarzenie wywołuje religijne przedsta-wienia, uczucia i akty woli”. Autor zauważa, że przeżycia religijne mogą być zewnętrzne albo wewnętrzne. Pierwsze z nich mają miej-sce w życiu człowieka lub w otoczeniu. Zda-rzenia wywołujące przeżycia religijne o natu-rze zewnętrznej mogą być zarówno radosne, uszczęśliwiające, wzniosłe, jak i tragiczne lub przygnębiające. Z kolei wewnętrzne przeżycia religijne polegają na bezpośrednim odczu-

ciu łaski Bożej przez człowieka. Co prawda, przeżycia religijne mogą mieć znaczny udział w budowaniu wiary u konkretnego człowie-ka, jednak należy pamiętać, że nie można podkreślać ich rangi kosztem obiektywnych źródeł dających pewność wiary, czyli kosztem Objawienia. Proporcji między doświadcze-niem a prawdą objawioną nie zachowała teo-logia protestancka. „Kościół katolicki twardo trzyma się zasady, że ostateczną podstawą wiary chrześcijańskiej nie jest własne przeży-cie religijne, lecz boskie Objawienie”. Uczucia potrafią co prawda dać mocną podbudowę, ale w momentach próby wiary może się okazać, że stanowią „podstawę zbyt słabą i chwiejną”. Kolejny temat podjęty przez ks. Fran-ciszka Sawickiego to Objawienie w kontek-ście rozumu. Jak już prędzej zaznaczył, wia-ra katolicka potrzebuje rozumu, by zgłębiać prawdę. Jakkolwiek, „im głębiej (…) wnika rozum w naukę wiary, tym więcej poznaje, że nauka objawiona zawiera tajemnice, których pojąć całkowicie nie możemy. Bóg przestałby być Bogiem, gdyby przestał być tajemnicą”. W granicach ludzkiego rozumu nie mieści się między innymi możliwość pogodzenia dwóch faktów: nieskończonej dobroci i miłosierdzia

Boga oraz mnogości cierpienia i zła na świecie (i pozorne przyzwolenie Boga na taki stan rzeczy). Należy rozgraniczyć dwa przypadki. Oka-zuje się, że w sytuacji zła moralne-go (np. wojny) pozorne milczenie Boga to Jego poszanowanie wol-ności człowieka, który w pełni po-nosi odpowiedzialność za popeł-nione zło. Z kolei w przypadku zła fizycznego (np. kalectwa) często brakuje odpowiedzialnego za nie, a pojawia się ono z dopustu Boże-go: „wiara w Boga na razie nie roz-wiązuje nam wszystkich trudności, ale dużo jednak daje światła, i bez niej w ogóle nie ma odpowiedzi

WIARA POSZUKUJĄCA ZROZUMIENIA

Sługa nr 4 (64)

Page 31: Czerwiec 2012

27

na ostateczne zagadnienia życia”. Jakkolwiek, każdy doświadczający cierpienia otrzymuje zapewnienie, że w swoich trudach nie pozo-staje osamotniony, ale staje się współuczest-nikiem cierpień Chrystusowych. Ks. Franci-szek Sawicki zauważa, że „człowiek pragnie, aby Bóg nie tylko wiedział o jego cierpie-niach, lecz także w nich uczestniczył, by ulżyć im i uświęcić je”. Z tego powodu człowiek każdej epoki generował w swojej wyobraźni obraz Boga cierpiącego i umierającego. Jak wiadomo, różne religie poprzestawały jedy-nie na płaszczyźnie marzeń. Religia chrześci-jańska natomiast, choć odrzuca możliwość cierpienia Boga w Jego własnej naturze, od-nalazła uwieńczenie swoich pragnień w rze-czywistości – Bóg cierpiał i umarł w Osobie Jezusa Chrystusa. Autor dzieła „Dlaczego wierzę” uka-zuje także, że chrześcijaństwo daje jasną od-powiedź na pytanie o cel życia ludzkiego. Na-wet jeśli człowiek sobie tego nie uświadamia, jego celem ostatecznym zawsze będzie Bóg. Dlaczego więc wierzymy? Przede wszystkim dlatego, że rozum i doświadczenie razem potwierdzają pochodzenie wiary od samego Boga. Pewność tę gwarantuje Jezus Chrystus, zatem wierzymy dla Chrystusa. Ponadto, wie-rzymy także dla Kościoła, „który jest Chrystu-sem na ziemi”. W końcu wierzymy dla samej nauki wiary chrześcijańskiej.Wątpliwości wiary W kontekście poprzedniego rozdzia-łu mogą powstać uzasadnione pytania ludzi wątpiących lub niewierzących? Skąd u nich niewiara, skoro teologia dysponuje tyloma argumentami. Najpierw jednak warto za-uważyć, że sama wątpliwość może okazać się owocna w postaci poznania prawdy. Przecież doktryna chrześcijańska w pierwszych wie-kach chrześcijaństwa kształtowała się głównie pod wpływem różnych wątpliwości czy w wie-rze błędnie przeżywanej. Jednak czym innym jest poddanie prawd wiary osądowi rozumu, a czym innym otwarte wątpienie o prawdzi-

wości swojej wiary. Zatem nie tylko odejście od wiary, ale także dobrowolne wątpliwości w wierze są niewłaściwe, gdyż „o prawdach objawionych wątpić nie można (…), [bo] ob-jawiła je prawda odwieczna”. W tym miejscu ks. Franciszek Sawicki powraca do głównego problemu – dlaczego te choćby najpewniej-sze obiektywne dowody o prawdziwości wia-ry nie są w wielu przypadkach subiektywnie przekonywujące. Autor szukając odpowiedzi, ukazuje, że wiara jest cnotą nadprzyrodzoną, więc nieodzownym jej elementem jest łaska, która oświeca rozum i porusza wolę. Zatem najczęstszym powodem owego „nieprzeko-nania” zdaje się być stan moralny konkretne-go człowieka. Rzeczywiście, choć człowieka zbawia sam Chrystus i wiara w Niego, jednak wiara ta bez dobrych uczynków jest martwa. Zatem człowiek zagubiony moralnie z reguły doświadcza sporych wątpliwości na drodze wiary. Korzeni niewiary można również szu-kać w sercu człowieka, przez które rozumie-my zespół uczuć, popędów i namiętności. Inną moralną przeszkodę dla wiary może sta-nowić ludzka pycha, która stara się odciągnąć od posłuszeństwa Kościołowi. „Pysze pochle-biają słowa: «Będziecie jako bogowie», py-cha powtarza słowa Nietzschego: «Gdyby był Bóg, jakbym to wytrzymał nie być Bogiem!»”. Do stanu niewiary przyczynia się także życie niereligijne. Człowiek bez sakramentów świę-tych, szczególnie Eucharystii (pokarmu na ży-cie wieczne) jałowieje, nie ma sił, by kroczyć drogą wiary. Źródłem niewiary u konkretnego człowieka może być także środowisko kul-turalne i społeczne, w którym żyje. Jak za-uważa ks. Franciszek Sawicki, „kultura nowo-czesna jest głęboko przesiąknięta duchem niechrześcijańskim i wprost antyreligijnym”. Na myśl przychodzi pewne polskie przysło-wie: „z jakim przestajesz, takim się stajesz. Często tak bywa, że katolik, który nie żyje wiarą na co dzień, kiedy w dodatku prze-bywa w środowisku zlaicyzowanym, zaczy-

WIARA POSZUKUJĄCA ZROZUMIENIA

Sługa nr 4 (64)

Page 32: Czerwiec 2012

na poważnie wątpić o wiarygodności religii katolickiej. Dlatego też, „katolik, któremu zależy na zachowaniu wiary, powinien być ostrożnym w przestawaniu z niedowiarka-mi i innowiercami, powinien też możliwie unikać literatury niebezpiecznej dla wiary”. Autor zaznacza, że w tzw. indeksie ksiąg za-kazanych nie chodziło bynajmniej o zabronie-nie katolikom czytania teorii, którym Kościół nie był w stanie stawić czoła, ale o zwyczajną troskę, jaką chciano otoczyć przeciętnego ka-tolika (ze znikomą wiedzą teologiczną). Tro-ska ta wynikała z prostej przyczyny: przecięt-ny katolik nie byłby w stanie dostrzec błędu w teoriach, o których czytałby w książkach. „Kościół nie obawia się walki duchowej ani jej nie chce uniemożliwiać. (…) Udziela po-zwolenia na czytanie książek zakazanych tym wszystkim, którzy mają dostateczny powód do tego i odpowiednie wykształcenie nauko-we”. Nie oznacza to zatem, że katolikowi nie wolno zapoznawać się z różnymi nurtami filo-zofii czy fikcją literacką. Chodzi bardziej o to, by nie sięgać po literaturę deprecjonującą wiarę katolicką bez uprzedniego i dostatecz-nego zapoznania się z teologią katolicką. Co zatem zrobić, by wzmocnić swą wiarę? Warunkiem wiary jest przede wszyst-

kim darmowa i niczym nie-zasłużona łaska; ale wysiłek ze strony człowieka również ma swoją wartość. Do wia-ry potrzeba pokory umysłu i serca; potrzeba także du-cha modlitwy, czyli rozmo-wy z Tym, który jest przed-miotem wiary – z Panem Bogiem; potrzeba w końcu fundamentu intelektualne-go, gdyż często niewiedza lub wiedza powierzchowna stanowi przyczynę niewiary. Właściwe proporcje między poznaniem a tajemnicą okre-ślił Goethe: „Najpiękniejszym

zadaniem myślącego człowieka jest zbadać to, co może być zbadane, a kornie chylić czoło przed tym, czego pojąć nie można”. W ten sposób ks. Franciszek Sawicki kończy swoje 119-stronnicowe dzieło zatytu-łowane „Dlaczego wierzę”. W jednym z ostat-nich akapitów zauważa, że „wiara jest nie tylko światłością dla rozumu, lecz zarazem niezrównaną wartością życiową”. O wartości tej na ogół człowieka przekonuje jego do-świadczenie życiowe, które sprawia, że czę-sto w wieku podeszłym na nowo zbliża się do Boga, odkrywa potrzebę religii. Ten fakt chyba najlepiej obrazuje, że mimo wszelkich intelektualnych wysiłków teologii, nawet naj-bardziej precyzyjne argumenty broniące wia-ry nigdy nie są wyposażone w automatyczną zdolność przekonywania przeciwników wiary. Pierwszorzędną rolę w akcie wiary zawsze odgrywać będzie łaska połączona z osobistą zgodą człowieka na dar wiary.

kl. Maciej Burkiewicz, rok IV

28

WIARA POSZUKUJĄCA ZROZUMIENIA

Sługa nr 4 (64)

Page 33: Czerwiec 2012

29

Nie tak dawno temu obchodziliśmy Święto Miłosierdzia Bożego, które zosta-ło ustanowione dzięki objawieniom, jakie otrzymała św. Faustyna Kowalska. Również w ostatnim czasie nakładem wydawnictwa „Znak” ukazała się biografia dotycząca tej świętej. Została ona napisana po to, by po-znać drogę do świętości tej niezwykłej po-staci. Św. Faustyna z pewnością jest jedną z najbardziej znanych świętych na świecie, ale mimo wszystko na polskim rynku wydaw-niczym ta biografia jest jedyna w swoim ro-dzaju.

Autorka wykorzystując swoje pa-sje dziennikarskie i historyczne, rzetelnie i szczegółowo opisuje życie św. Faustyny. Ktoś mógłby zapytać: po co czytać biografię, skoro

mamy „Dzienniczek” napisany własnoręcznie przez Siostrę Faustynę? Na pewno w „Dzien-niczku” zawarte zostało przesłanie, jakie sam Pan Jezus przekazał światu przez swoją „Se-kretarkę”, ale to w biografii dostrzeżemy cały kontekst tego, co zdziałał Pan Bóg w jej życiu. Biografia daje nam także pełniejszą odpo-wiedź na pytanie, kim była św. Faustyna Ko-walska. Ponadto „Dzienniczek” stanowił jed-no z podstawowych źródeł tej pracy. Autorka pracowała nad tą książką kilka lat i dotarła do wielu źródeł pisanych, miejsc, w których przebywała Faustyna i osób, które dostarczy-ły cennych informacji do stworzenia tej bio-grafii. To właśnie dlatego, moim zdaniem, jest to wyjątkowo dobra książka. Wielu z nas słyszało coś o św. Faustynie, ale mogą to być tylko szczątkowe informacje. Tutaj mamy ca-łościowe spojrzenie na tą wyjątkową postać. Nie chodzi o to, by recytować biegle jej życio-rys. Ważniejsze jest to, by odkryć, że Pan Bóg działa w historii poszczególnych ludzi i chce dać się poznać każdemu z nas. Przez św. Fau-stynę chce nam powiedzieć o sobie coś wy-jątkowego, dlatego polecam przeczytanie tej książki.

kl. Miłosz Tomaszewski, rok III

Włoski autor znany jest już polskie-mu czytelnikowi z wcześniejszych publikacji, choćby takich jak „Śledztwo w sprawie Jezu-sa” czy bardzo osobistej książki dotyczącej jego chorej córki pod tytułem „Caterina”. „Wojna przeciwko Jezusowi” to kolejna jego książka, którą można określić jako dziennikar-skie śledztwo w obronie wiary katolickiej. Antonio Socci prowadzi polemi-kę z tymi, którzy podważają wiarygodność Ewangelii i chrześcijaństwa. Trzeba przyznać, że w tej dyskusji z wrogami wiary jest bardzo

Ewa K. Czaczkowska – „Siostra Faustyna. Biografia Świętej”

Antonio Socci – „Wojna przeciwko Jezusowi”

WARTO!

Sługa nr 4 (64)

Page 34: Czerwiec 2012

30

Wigilia w seminarium

solidny, chociaż nie jest teologiem. Swoją wiedzę z zakresu teologii fundamentalnej, a więc tej, która przede wszystkim chce po-kazać wiarygodność chrześcijaństwa u jego podstaw, czerpie od tych, którzy zajmują się tą dziedziną. Do tego dodaje swoje własne doświadczenie przeżywania wiary i kunszt li-teracki dziennikarza. „Wojna przeciwko Jezusowi” to dość obszerna lektura, ale warto ją przeczytać, ponieważ pokazuje ona, że przez wieki wro-gowie Ewangelii stawiali różne zarzuty Ko-ściołowi, który stara się strzec Dobrej Nowiny i głosić ją światu. Na przestrzeni dziejów poja-wili się różni myśliciele, którzy kwestionowali prawdziwość osoby Jezusa Chrystusa i tego, co On głosił. Autor obnaża kłamstwa, którymi posługiwali się i posługują nadal przeciwnicy Kościoła. Ten spór trwa nadal, dlatego należy przygotować się do obrony tego, w co wierzy-my. Może w tym nam pomóc przeczytanie tej książki.

kl. Miłosz Tomaszewski, rok III

Szalony pociąg Luxtorpedy nie zwal-nia. Równo rok po premierze debiutanckiej płyty ukazują się „Robaki”. Czy zespołowi udało się przeskoczyć wysoko zawieszoną po-przeczkę poprzedniego albumu? Nie da się ukryć, że Luxtorpeda to najbardziej spektakularny debiut ostat-nich lat w polskim rocku. Jeszcze półtora roku temu praktycznie nikomu nieznany i niezobowiązujący projekt grupy przyjaciół, w ciągu zaledwie kilku miesięcy zawojował polską sceną. Masa oddanych fanów, pierw-sze miejsce na liście „Trójki” za sprawą „Auty-stycznego”, rewelacyjne występy w klubach i największych festiwalach, czołowe miejsca we wszelkich podsumowaniach roku, koncer-towy kalendarz wypełniony do końca roku, a ostatnio nagroda Fryderyka i przedpremie-rowa, internetowa sprzedaż „Robaków”, któ-ra rozeszła się w ciągu zaledwie kilku minut (dochód ze sprzedaży płyt przeznaczony był na pomoc rodzinie śp. Piotra „Stopy” Żyzele-wicza). Tradycyjnie Luxtorpeda nie zawodzi pod względem instrumentalnym. Perkusyj-ne mistrzostwo Krzyżyka, do tego rewelacyj-ne riffy i solówki Litzy i Drężmaka, zagrane na mocnym basowym podkładzie Kmiety, którego w końcu słychać nieco więcej. Jed-nak największe brawa należą się dla Hansa, który przeszedł na tej płycie samego siebie,

Luxtorpeda- "Robaki"

WARTO!

Sługa nr 4 (64)

Page 35: Czerwiec 2012

31

stając się w pełni integralną częścią zespołu a nie „wartością dodaną” jak to miało miejsce w przypadku debiutu. Zapomnijcie o mono-tonnych deklamacjach z poprzedniej płyty, tutaj praktycznie w każdym utworze wokali-sta 52 Dębiec brzmi różnorodnie, znakomicie uzupełniając się z Litzą, który zapewne pod-czas sesji zdarł sobie gardło. Jeszcze kilka słów o piosenkach na tej płycie: „Pies Darwina” – utwór, którego po-czątkowa energia gitary i perkusji wciąga w rytm oraz muzykę Luxtorpedy. Prosty re-fren będzie umożliwiał bardzo dobrą współ-pracę z fanami na koncertach, a piosenka zostanie stałą częścią trasy Luxów. Jednym z lepszych i głębszych tekstów jakie znalazły się na płycie to „Amnestia”. Tekst nasączo-ny nutką religijną, próbujący sprowokować do przemyśleń. Najlepszą piosenką na tej płycie jest „Gimli” mówiący o wyniszczają-cym działaniu kłótni międzyludzkich. Głębo-ki tekst doświadczonego życiem człowieka może nie zostać odczytany przez młodą pu-bliczność, lecz starsi słuchacze połączą się z autorem. „Gimli” i „Raus” to kontynuacja poprzedniego krążka – utworów „Trafiony za-topiony” i „Od zera”. Gigantyczny sukces debiutu i spek-takularna klapa przy następnej płycie – ten scenariusz często powtarza się w muzyce nie tylko rockowej. Luxtorpedzie to na szczęście nie grozi, bo „Robaki” to świetny i niezwy-

kle dopracowany album, po prostu skazany na masowy rząd dusz. Znakomity album! Porywający i znie-walający. Zdecydowany kandydat do polskiej płyty roku!

kl . Paweł Śliwiński, rok III

Film przedstawia nam piątkę bohate-rów, których dzieli niemal wszystko: pocho-dzenie, środowisko, doświadczenie życiowe, lecz łączy ich sytuacja, w której się znaleźli. Podążając po zmroku natrafiają na utrudnie-nia w ruchu drogowym, co zmusza ich do sko-rzystania z objazdu. Wstępują do przydroż-nego baru, w którym mogą się posilić przed wyruszeniem w dalszą drogę. Jednak, jak się okazuje, bar „Ostat-nia szansa” zdaje się oferować nie tylko zwykłe menu. Imię barmana, które brzmi Jezus, nie jest przypadkowe. Oferta zwykłe-go zamówienia może okazać się szersza, jeśli na to pozwolimy, a przy tym czas oczekiwa-nia na zamówienie okazuje się krótszy dzięki rozmowie. Mijające minuty pozwalają nam na poznanie losów piątki przybyłych do baru „Ostatnia szansa”. Wymieniające uśmiechy zdają się skrzętnie ukrywać dylematy, przed którymi się znaleźli, a Jezus, podejmując z nimi rozmowę, zdaje się wiedzieć o wiele więcej o każdym z nich. Film z 2010 roku, którego reżyserem

Spotkanie

WARTO!

Sługa nr 4 (64)

Page 36: Czerwiec 2012

32

jest David A. R. White, nie jest tradycyjną amerykańską produkcją, w której mogliby-śmy spodziewać się wielu efektów specjal-nych i znanych aktorów. Stonowany charak-ter i prostota dialogów zwraca szczególna uwagę na kontakty międzyludzkie i nasze relacje do Boga, w których my sami chcemy tego, co niekoniecznie jest nam potrzebne. Film jest ukazaniem w nietypowy sposób tego, jak Bóg działa w życiu, w sytuacjach, przez które my sami, patrząc po ludzku, nie jesteśmy zdolni dostrzegać interwencji Boga, oskarżając Go o to, że zabrał nam tak wiele, niemal nie dając nic w zamian. W trudnych pytaniach, stawianych przez bohaterów, fil-mowy Jezus stara się, byśmy na życie spojrze-li nieco bardziej krytycznie, nie zapominając o Nim, nawet kiedy myślimy, że Jego tam nie ma.

„Spotkanie” staje się jedną z tych produkcji, po których czujemy, że spędzone półtorej godziny stanie się tematem do żywej dyskusji oraz własnych przemyśleń na długo po tym, gdy na ekranie pojawią się napisy końcowe.

kl. Damian Wiśniewski, rok II

Kto?

Kto powołuje? To jest podstawowe, zasadnicze pytanie. Bez odpowiedzi na nie nie ma sensu jakakolwiek refleksja nad rze-czywistością chrześcijańskiego powołania. Papież Benedykt XVI wielokrotnie przypomina o tym, że w centrum chrześcijań-stwa nie stoi jakaś idea, zbiór etycznych za-sad czy fascynujący światopogląd, ale Osoba Jezusa Chrystusa. Tak, sercem naszej wiary jest spotkanie z żywą Osobą Jezusa Chrystu-sa. To właśnie ukazują wszystkie opisy po-wołania, jakie zawarte są w Ewangelii. Pan Jezus, który przemierzał ziemię palestyńską, spotykał się z konkretnymi osobami. Jego spojrzenie i słowa wezwania powodowały, że Szymon, Andrzej, Jakub, Jan zostawili sieci i poszli za Nim. Wezwał po imieniu Zache-usza, innym razem celnika Lewiego. A kiedy był w drodze do Jerozolimy spotkał pewne-go młodzieńca. Spojrzał na niego z miłością i zachęcił go by sprzedał wszystko i poszedł za Nim. Młody człowiek „spochmurniał na te słowa i odszedł zasmucony” (Mk 10,22). Wspomniane wydarzenia ukazują nam dwie zasadnicze cechy chrześcijańskiego powołania. Po pierwsze, Pan Jezus jest Jego autorem, to On wzywa. Po drugie, człowiek jest wolny. Może przyjąć Chrystusowe zapro-szenie bądź je odrzucić. Jeśli chcesz…

Powołanie

Sługa nr 4 (64)

MIĘDZY NIEBEM A ZIEMIĄ

Page 37: Czerwiec 2012

33

Kogo?

Kogo powołuje Pan Jezus? Bóg Ojciec w Chrystusie „wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem. Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów przez Jezu-sa Chrystusa, według postanowienia swojej woli, ku chwale majestatu swej łaski, którą obdarzył nas w Umiłowanym” (Ef 1, 4-6). To oznacza, że każdy z nas jest ukochanym Bo-żym dzieckiem, które jest powołane do tego, by stać się przybranym synem na wzór Je-zusa Chrystusa. Ale dlaczego mamy stać się na wzór Pana Jezusa a nie kogoś innego? Je-steśmy ukochanymi dziećmi Boga, ale nasze serca są zranione przez grzech. Świat jest do-tknięty rzeczywistością grzechu. On jest Dro-gą, Prawdą i Życiem, czyli Tym, który może przywrócić w nas świętość życia według Bo-żego zamysłu. Dlatego podstawowym powo-łaniem każdego z nas jest to, abyśmy się stali synami w Synu. Abyśmy zanurzyli się w miło-ści Boga ukazanej nam w Panu Jezusie i tak doszli do chwały nieba.

To podstawowe powołanie do świę-tości każdy człowiek realizuje w jedyny i nie-powtarzalny sposób. Droga każdego jest inna. Dla jednych może to być życie małżeńskie, życie w samotności, życie zakonne, oddanie się jakiejś służbie - pracy a dla innych życie kapłańskie… Kolejną cechą chrześcijańskiego po-wołania jest więc to, że Bóg powołuje każ-dego z nas do świętości, czyli przyjaźni z Nim samym. Jesteśmy powołani nie ze względu na naszą doskonałość, bezgrzeszność, ale dlatego, że Bóg „okazuje nam swoją miłość właśnie przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami” (Rz 5,8).

Kiedy?

Kiedy Bóg powołuje? To zasadnicze powołanie każdego z nas – do świętości – ma swoje źródło poza czasem, w Sercu sa-mego Boga. Już przed wiekami Bóg ukochał nas wszystkich w swoim Synu, kiedy powziął zamiar stworzenia świata i powołania Ciebie i mnie do życia. Bo przez Pana Jezusa – Sło-wo wszystko się stało, „a bez Niego nic się nie stało, z tego, co się stało” (J 1,3). Ale oprócz tego powołania przed wiekami jest jeszcze to wezwanie, które mogę odkryć w swoim życiu – głos Chrystusa, który zaprasza mnie do czegoś szczególnego. Ten Boży zamysł też został powzięty przed wiekami, ale jego re-alizacja następuje w konkretnym warunkach i okolicznościach naszego życia. Każdy z nas ma w sobie pragnienie szczęścia, pragnie-nie spełnienia. Pan Jezus o tym wie. Też wie o tym, że tylko On może wypełnić nasze serca całkowicie, tak by obfitowały we wszystko, co jest nam potrzebne do życia. Dlatego przy-chodzi do nas. W różny sposób i na różnym etapie życia. Przychodzi, by zaproponować nam Swoją Miłość, Swoją Obecność, abyśmy w naszym życiu pełnili Jego Wolę. Jak to się dokonuje? Bóg działa w historii. Jest kimś, kto interesuje się naszym życiem, naszą co-

MIĘDZY NIEBEM A ZIEMIĄ

Sługa nr 4 (64)

Page 38: Czerwiec 2012

34

dziennością, naszymi wyborami. Bóg prze-mawiając przez wydarzenia naszego życia – spotkane osoby, różne zdarzenia, przeczy-tane książki, doświadczenie modlitwy – uka-zuje nam konkretny plan dla naszego życia. To od nas zależy czy zaufamy Bogu i wyruszy-my w tę życiową przygodę…

Ale czy na pewno ja?

Chyba zawsze pojawia pytanie o to, czy na pewno to dotyczy też mnie: „Powoła-nie – coś takiego może jest. Jakiś ksiądz, jakiś papież, jacyś małżonkowie, oni pewnie od-kryli swoje powołanie, ale czy ja? Nie, chyba nie”. Nic bardziej mylnego! Każdy z nas ma szczególne powołanie. Pamiętam, że sam przez długi czas odkrywałem swoje powołanie do kapłań-stwa. Miałem bowiem wiele własnych pla-nów na życie. W dzieciństwie pasjonowałem się kolejnictwem – modele, makiety, po-

dróże pociągami, zdjęcia, godziny spędzane na dworcu itp. To był mój świat. Myślałem w związku z tym o politechnice. Później poja-wiło się zainteresowanie teatrem. Tworzenie spektakli w grupie, występy na przeglądach teatralnych, udział w festiwalach. Myślałem o szkole aktorskiej. Również doświadcze-nie zakochania i myśl o założeniu rodziny… To wszystko sprawiało, że jakoś widziałam moją przyszłość. Ale równocześnie, pośród tych wszystkich doświadczeń, miałem bar-dzo silny związek ze służbą przy ołtarzu jako ministrant, później lektor. Również bardzo piękne wspomnienia związane z obecnością w KSMie. Przyjaźnie, które wtedy się zaczęły do dziś trwają. A także świadectwo ofiarnej i odpowiedzialnej pracy księży oraz sióstr zakonnych sprawiało, że myśl o powołaniu coraz mocniej we mnie dojrzewała. Pierw-szy raz pojawiła się chyba pod koniec szko-ły podstawowej. Później jakoś „przygasła” aż w końcu z nową mocą pojawiła się pod

MIĘDZY NIEBEM A ZIEMIĄ

Sługa nr 4 (64)

Page 39: Czerwiec 2012

35

koniec liceum… Pan wzywał mnie różnymi sposoba-mi, przez różne wydarzenia. Wiele ich było. Pan Bóg ma niezwykłe poczucie humoru i jest wierny, „bo dary łaski i wezwanie Boże są nieodwołalne” (Rz 11,29). Dziś mam świa-domość tego, że mogłem odmówić Panu. Widzę, że mogłem pójść inną drogą. Jednak myśl ta wcale nie napawa mnie jakimś smut-kiem i żalem, że nie wiadomo co straciłem. Faktem jest, że aby pójść za Panem, trzeba coś zostawić. A ściślej mówiąc, trzeba zosta-wić wszystko, aby to On – Bóg – był wszyst-kim w moim życiu. To jest sekret szczęścia, to jest właśnie niebo – „aby Bóg był wszyst-kim we wszystkich” (1 Kor 15,28).

Życzenie

Każdemu, kto poszukuje Boga w swo-im życiu, mogę życzyć jednego – aby zaufać Bogu i dać się przez Niego prowadzić. Ktoś, kto w swoim życiu spotka Jezusa Chrystusa, nie może już żyć tak, jak żył, zanim Go spo-tkał. Sekret powołania to odwaga życia na se-rio, to podjęcie trudu i radości życia. Tego sobie życzmy, abyśmy w świecie, który woli tworzyć wirtualną rzeczywistość i zajmować się jedynie życiem innych, abyśmy mieli od-wagę ŻYĆ pełnią ŻYCIA, czyli BOGIEM.

ks. Michał Oleksowicz,(neoprezbiter)

31 maja 1992 roku w godzinach po-południowych, w samym sercu Torunia, pod pomnikiem Mikołaja Kopernika oraz wzdłuż ulic Żeglarskiej, Szerokiej i Łaziennej zgro-madził się liczny tłum zaciekawionych to-ruńczyków. Przed Domu Biskupim przy ulicy Łaziennej formowała się procesja. Tego dnia na toruńskim Starym Mieście powszechny był widok czerwieni szat dostojników ko-ścielnych, czerni sutann kapłanów, diakonów i kleryków, bieli i brązu habitów zakonnych, różnokolorowych tog przedstawicieli wyż-szych uczelni, barw mundurów wojskowych i policyjnych oraz bieli sukienek dziewcząt pierwszokomunijnych. Mnogość przedsta-wicieli różnych grup społecznych oraz sznur chorągwi kościelnych i sztandarów instytucji świeckich dawał jednoznacznie do zrozumie-nia, że ów dzień będzie dla Torunia szczegól-ny. Na ratuszowym zegarze wybiła go-dzina 1600. Dzwon katedralny Tuba Dei, wraz z innymi dzwonami toruńskich kościołów, oznajmił Toruniowi, nowopowstałej diecezji toruńskiej oraz całemu Kościołowi w Polsce moment ingresu pierwszego biskupa diecezji toruńskiej – Andrzeja Wojciecha Suskiego. Błogosławiony papież Jan Paweł II

Dwudziesta rocznica ingresu ks. bpa Andrzeja Wojciecha

Suskiego

Z OBIEKTYWEM W DIECEZJI

Sługa nr 4 (64)

Page 40: Czerwiec 2012

bullą „Totus Tuus Poloniae Populus” (zob. B. Adamski, Dwudziestolecie powstania diecezji toruńskiej, w: „Sługa”, nr 3 (63), s. 9) z dnia 25 marca 1992 roku utworzył nową diecezję toruńską, a na jej pierwszego biskupa mia-nował ks. bpa Andrzeja Wojciecha Suskiego, dotychczasowego biskupa pomocniczego diecezji płockiej. Ingres, czyli uroczyste wpro-wadzenie biskupa do diecezji, symbolizowa-ne przez objęcie tronu biskupiego w katedrze, był dopełnieniem uroczystości kanonicznego objęcia diecezji z 25 marca 1992 roku przez jej pierwszego ordynariusza. Orszak procesyjny ruszył spod Domu Biskupiego przy biciu dzwonów i dźwiękach orkiestry. Spośród najwyższych dostojników Kościoła w Polsce do Torunia przybyli m.in.:

kard. Józef Glemp (Prymas Polski), abp Ta-deusz Gocłowski (metropolita gdański), abp Marian Przykucki (ostatni ordynariusz diecezji chełmińskiej, metropolita szczeciń-sko-kamieński), abp Edmund Piszcz (metro-polita warmiński), abp Henryk Muszyński (metropolita gnieźnieński), bp Jan Bernard Szlaga (biskup pelpliński). Procesja przeszła pod pomnik Mi-kołaja Kopernika, gdzie od wieków toruń-czycy witali najdostojniejsze osobistości naszej Ojczyzny, królów Polski oraz wielkich tego świata. W tym miejscu dwadzieścia lat

temu zgromadzili się przedstawiciele władz wojewódzkich, miejskich i samorządowych, aby powitać pierwszego biskupa toruńskie-go. Moment ten upiększał swoim śpiewem chór Schola Puerorum S. Jacobi. Jako pierw-szy ks. bpa Andrzeja witał wojewoda toruński Bernard Kwiatkowski. Następnie głos zabrał prezydent Torunia dr Jerzy Wieczorek, który, witając bpa ordynariusza, wręczył mu herb Torunia na pamiątkę ważnego dnia ingresu. W imieniu mieszkańców miasta głos zabrał pan Jan Adamiak, przewodniczący Rady Miej-skiej. Przekazał on Księdzu Biskupowi symbo-liczny klucz do bram miasta, a wręczając go, wypowiedział następujące słowa: „W cza-sach pewnego zamętu, rozchwiania wartości niechaj klucz ten posłuży Ci [ks. biskupowi Andrzejowi] do otwierania naszych serc, na-szych oczu, naszych umysłów na prawdziwe dobro, piękno – na wszystko to, co nie prze-mija”. Jako ostatni, w imieniu Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, zabrał głos rektor UMK – prof. dr hab. Sławomir Kalembka. Zanim procesja skierowała się w kie-runku katedry, miała miejsce prezentacja przedstawicieli lokalnych władz państwo-wych, samorządowych i związkowych doko-nana przez wojewodę toruńskiego. Następ-nie procesja udała się do bazyliki katedralnej śś. Janów, gdzie u wejścia powitał liturgicz-nie pierwszego biskupa toruńskiego ks. kan. Zdzisław Wyrowiński, Wikariusz Generalny i proboszcz parafii katedralnej. Ks. bp Andrzej wszedł do świątyni wraz z asystującymi ka-płanami, po czym klęknął i przez chwilę ad-orował Najświętszy Sakrament, dając wyraz temu, kto jest najważniejszy w świątyni kate-dralnej i zarazem w całej diecezji. Śpiew pieśni „Serdeczna Matko”, wykonany przez chór Copernicus, rozpoczął uroczystą ingresową Mszę świętą, której przewodniczył ks. bp Andrzej Suski. Na po-czątku kanclerz kurii ks. Wojciech Raszkowski odczytał dokument Stolicy Apostolskiej, po-wołujący bpa Andrzeja Suskiego na ordyna-

36

Z OBIEKTYWEM W DIECEZJI

Sługa nr 4 (64)

Page 41: Czerwiec 2012

riusza diecezji toruńskiej. Następnie słowo pasterskie wygłosił abp Tadeusz Gocłowski, metropolita gdański. W swoim przemówie-niu ks. abp Gocłowski zwięźle przypomniał historię ziem dzisiejszej diecezji toruńskiej w kontekście ich tysiącletniej więzi z Kościo-łem w Polsce. Podkreślił także zasługi ducho-wieństwa katolickiego na ziemiach diecezji toruńskiej, dzięki którym jest ona spadko-bierczynią i kontynuatorką pięknych patrio-tycznych i religijnych tradycji dawnej diecezji chełmińskiej. Po swoim przemówieniu me-tropolita gdański ks. abp Tadeusz Gocłowski wprowadził na tron (katedrę) pierwszego biskupa toruńskiego. Symbolizuje to władzę biskupa w jego diecezji oraz biskupią służbę jej i jej mieszkańcom. W imieniu duchowieństwa diecezji Biskupa Ordynariusza przywitał jej senior, ks. inf. Alfons Groszkowski, proboszcz parafii w Chełmży – dawnej stolicy diecezji chełmiń-skiej. Następnie nadszedł uroczysty moment homagium (symboliczne oddanie czci bisku-powi przez duchowieństwo diecezji). Po ho-magium i Ewangelii słowo pasterskie wygło-sił pierwszy biskup toruński. Gdy uroczysta Msza święta ingresowa dobiegała końca, nadszedł czas na przemówienia i gratulacje. Przemawiali kolejno: prof. Alicja Grześkowiak (wicemarszałek senatu RP), ks. kan. Zdzisław Wyrowiński (wikariusz generalny) – odczy-tując nadesłane telegramy gratulacyjne, abp Marian Przykucki (metropolita szczeciń-sko-kamieński), kard. Józef Glemp (Prymas Polski), bp Andrzej Suski – dziękując za obec-ność i modlitwę. Na zakończenie Mszy świętej Biskup Ordynariusz udzielił zabranym pasterskiego błogosławieństwa. Następnie uroczyście od-śpiewano hymn „Boże coś Polskę”. Przez cały czas trwania uroczystości ingresowych panował podniosły, ale zara-zem serdeczny, życzliwy oraz radosny nastrój. Na twarzach zebranych widać było wzrusze-nie. Wszyscy zebrani mieli świadomość tego,

że wyjątkowy dzień ingresu pierwszego bi-skupa diecezji toruńskiej przejdzie do historii.

kl. Bartosz Adamski, rok II

Bibliografia:

„Toruńskie wiadomości kościelne”, red. Woj-ciech Raszkowski, nr 1-5, marzec – grudzień 1992, s. 163-187.

Zgromadzenie Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego a'Paulo zrzesza na całym świecie ponad dziewiętnaście tysięcy człon-kiń i obecne jest na wszystkich kontynen-tach. Siostry pracują w 91 krajach świata. W Polsce po raz pierwszy pojawiły się po-nad 350 lat temu. Zaprosiła je królowa Pol-ski Ludwika Maria Gonzaga, Francuzka, żona króla Władysława IV i Jana Kazimierza, któ-ra również należała do Stowarzyszenia Pań Miłosierdzia w Paryżu. Osobiście znała księ-dza Wincentego a Paulo, który na jej proś-bę wysłał siostry do Warszawy w 1652 roku Obecnie w Polsce jest ponad 900 sióstr szarytek zrzeszonych w trzech pro-wincjach: Warszawskiej, Krakowskiej i Cheł-mińsko-Poznańskiej. Prowincja Chełmińsko-

37

Z OBIEKTYWEM W DIECEZJI

Szarytki

Sługa nr 4 (64)

Page 42: Czerwiec 2012

-Poznańska rozciąga się od Bałtyku po Śląsk przez Warmię, Pomorze i Wielkopolskę. Zgromadzenie realizuje swój cha-ryzmat poprzez służbę chorym w szpita-lach, opiekę nad dziećmi niepełnosprawnymi i osobami dorosłymi w domach opieki i schro-niskach, odwiedzanie ubogich w ich domach, wychowywanie dzieci w domach dziecka, przedszkolach i ośrodkach szkolno-wycho-wawczych, katechizację, prowadzenie stołó-wek, świetlic środowiskowych i burs dla mło-dzieży oraz grup Dzieci i Młodzieży Maryjnej. Siostry angażują się również w duszpaster-stwo więzienne, a przy parafiach służą jako organistki i kancelistki. Siostry Prowincji Cheł-mińsko-Poznańskiej służą ubogim w diecezji gdańskiej, pelplińskiej, toruńskiej, gnieźnień-skiej, poznańskiej, katowickiej i bielskiej. Dom Prowincjalny Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego a'Paulo w Chełmnie mie-ści się w zespole klasztornym zbudowanym przez Krzyżaków w XIII wieku, a zamieszkałym kolejno przez cysterki, później benedyktynki, a od 1821 roku przez Siostry Miłosierdzia. W 1822 roku zgromadzenie urzą-dziło w obszernych budynkach poklasztor-

nych szpital dla 80 chorych, ochronkę dla 150 dzieci z mia-sta oraz sierociniec, początkowo dla 25 sierot, których liczba z biegiem lat wzro-sła. W następnych latach siostry urzą-dziły szkołę elemen-tarną dla dziewcząt oraz wyższy zakład naukowy dla panien – tak zwaną selektę – gdzie kształciły się przyszłe nauczycielki oraz Dom Starców. Obecnie Dom Po-mocy Społecznej li-

czy ponad 140 mieszkańców: dzieci, młodzież i dorośli, w tym także osoby starsze, którymi opiekują się siostry wraz z personelem świec-kim. W punkcie charytatywnym wydawana jest żywność i odzież dla potrzebujących. Działa również Świetlica Socjoterapeutyczna dla dzieci. Placówka przeznaczona jest dla osób przewlekle somatycznie chorych, osób doro-słych niepełnosprawnych intelektualnie oraz dzieci i młodzieży niepełnosprawnej intelek-tualnie. Z inicjatywy Kleryckiego Kręgu Har-cerskiego „Wicek”, działającego przy Wyż-szym Seminarium Duchownym diecezji toruńskiej oraz w porozumieniu z siostrą Jo-lantą Kiszewską – dyrektorką Domu Pomocy Społecznej w Chełmnie, nasi harcerze podję-li służbę na rzecz osób niepełnosprawnych. Co dwa tygodnie odwiedzają oni placówkę chełmińską i służą pomocą tamtejszemu per-sonelowi. Spotykają się z dziećmi, młodzieżą oraz osobami starszymi, spędzając z nimi czas na modlitwie i zabawie.

kl. Marek Stacherski, rok II

Sługa nr 4 (64)38

Z OBIEKTYWEM W DIECEZJI

Page 43: Czerwiec 2012

Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej Chełmińskiej, to sanktuarium Maryjne w pa-rafii pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Chełmnie. W nawie północnej ko-ścioła farnego, już od trzech i pół wieku, w ka-plicy znajduje się łaskami słynący, cudowny obraz Matki Bożej Bolesnej Chełmińskiej. Przed rokiem 1640 znajdował się on na szczy-cie Bramy Grudziądzkiej – bramy wjazdowej do Chełmna. Szczególnymi wyrazami relacji Matki Bożej i mieszkańców Chełmna, a także pątników są liczne wota, zdobiące ołtarz, na-stawę ołtarzową oraz boczną ścianę kaplicy. Sam barokowy ołtarz obficie złocony jest jed-nym wielkim wotum dziękczynnym. Obraz przedstawia Maryję, trzymają-cą na swych kolanach ciało martwego Syna. Matka Boża wznosi Swój wzrok i ręce ku nie-bu w geście smutku po śmierci Syna, ale tak-że w geście zanoszonej modlitwy za swo-je ziemskie dzieci. Serce Maryi przeszywa miecz, zgodnie z ewangelicznym przekazem proroka Symeona, zapowiadającego męczeń-ską śmierć Chrystusa: ,,A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc

wielu". (Łk 2, 34-35). W 1753 roku Papież Benedykt XIV wydał bullę zezwalającą na koronację cu-downego wizerunku chełmińskiego – była to dziesiąta z kolei koronacja tej rangi w Rze-czypospolitej Obojga Narodów, ale pierwsza koronami papieskimi. Papież Pius VI, 26 mar-ca 1793 roku nadał po wieczne czasy odpust zupełny na urczystość Nawiedzenia NMP. W 2003 roku Sanktuarium obchodziło 250. rocznicę koronacji obrazu. Uroczystościom przewodniczył Józef kardynał Glemp – Pry-mas Polski. Doroczny Odpust chełmiński przy-pada na 2 lipca, ale właściwie rozpoczyna się 29 czerwca w Uroczystość śś. Apostołów

Piotra i Pawła. W te dni przyby-wają liczni pątnicy, między inny-mi z Unisławia, Lisewa, Grudzią-dza i Bydgoszczy – Fordonu, aby przedstawić i zawierzyć swoje ufne intencje Matce Bożej Bo-lesnej Chełmińskiej. Maryja każ-dego dnia roztacza płaszcz swo-jej matczynej opieki nad ziemią chełmińską i nad swoimi dzieć-mi. ,,O Matko, niech wzniesio-ne Twoje ręce bronią nas przed wszelkim złem".

kl. Jarosław Wojewódka, rok ISługa nr 4 (64) 39

Z OBIEKTYWEM W DIECEZJI

Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej

w Chełmnie

Page 44: Czerwiec 2012

Inspiracją do poniższej refleksji nad obecnością biskupów na Ziemi Chełmińskiej jest obchodzona w bieżącym roku dwudzie-sta rocznica powstania diecezji toruńskiej i objęcia pasterskich rządów przez jej pierw-szego ordynariusza ks. biskupa Andrzeja Woj-ciecha Suskiego. Wydarzenia sprzed dwóch dekad należą z pewnością do wyjątkowych i bezprecedensowych, bo rozpoczynających nowy etap dziejów kościelnych w południo-wej części Pomorza Nadwiślańskiego. Nie-mniej można i należy je potraktować jako kolejną odsłonę bogatych dziejów Kościoła żyjącego w dorzeczu Wisły, Drwęcy i Osy. Powołana do istnienia 25 marca 1992 roku diecezja toruńska, nawiązująca swymi grani-cami do diecezji chełmińskiej i obejmująca jej powiększające się w latach 1243-1821 tere-ny, stała się spadkobierczynią wiary i kultury, której punktem odniesienia była biskupia ka-tedra w Chełmży. Dzieje biskupiego miasta Chełmży rozpoczynają się w kilka lat po utworzeniu w 1243 roku diecezji chełmińskiej. Wzmian-

kowaną już w 1222 roku rybacką osadę Łoza obrał sobie za stolicę pierwszy biskup cheł-miński Heidenryk chcąc zapewne uniezależ-nić swą posługę od Krzyżaków zamieszkują-cych znaczniejsze miejscowości tj. Chełmno i Toruń. Tam też rozpoczął budowę imponu-jącej po dziś dzień katedry pw. Świętej Trój-cy. Z pewnością on też zmienił nazwę Łoza na Culmsee (Chełmża), co tłumaczy się: Chełmno nad jeziorem lub wzgórze nad je-ziorem. Odtąd najważniejsza świątynia die-cezji w mieście biskupim była aż do 1824 roku centrum życia religijnego diecezji. Co prawda większość biskupów chełmiń-skich nie rezydowała w Chełmży, ale w Wą-brzeźnie i Lubawie, to jednak katedra stała się dla kilku z nich miejscem ich konsekracji biskupiej (m.in. Arnold Stapil 1402-1416, Jan III Marienau 1416-1457, Tomasz Franciszek hr. Czapski1731-1733) i miejscem wieczne-go spoczynku (Stefan z Niborka 1480-1495, Jan VI Lubodziecki 1551-1562, Piotr I Kostka 1574-1595, Maciej Konopacki 1611-1613, Kasper Działyński 1639-1646, Adam I Kos 1658-1661, Kazimierz II Szczuka 1693-1694, Feliks Ignacy Kretkowski 1723-1730, Tomasz Franciszek hr. Czapski 1731-1733, Wojciech Stanisław Leski 1747-1758, Andrzej IV Ignacy z Broniewic Baier 1759-1785). W ciągu 749-letniej historii diecezji chełmińskiej i pięćdziesięciu ośmiu jej ordy-nariuszy aż dla czterdziestu dziewięciu z nich katedra w Chełmży była ich kościołem bisku-pim. Wyraźne informacje o odbytych do niej ingresach i intronizacjach przekazują zacho-wane po dziś dzień opisy począwszy od 1625 roku, kiedy to 30 kwietnia tegoż roku przybył do Chełmży w towarzystwie senatorów i ma-gnatów biskup Jakub II Zadzik 1624-1635. Wiemy również, że tradycją diecezji chełmiń-skiej, niektórzy biskupi odbywali także uro-czyste ingresy do kościołów farnych Chełmna, Torunia i Lubawy. Egzemplifikacji przebiegu jednej z omawianych uroczystości niech po-służy fragment opracowania ks. Alfonsa Mań-

Z OBIEKTYWEM W DIECEZJI

40

Chełmżyńskie ingresy

Sługa nr 4 (64)

Page 45: Czerwiec 2012

kowskiego: Biskup Jan Lipski konsekrowany przez metropolitę Wężyka w kolegiacie łowic-kiej przybył do diecezji swojej drogą na Sierpc i Golub; w Rychnowie witała go deputacja m. Torunia. Na dzień 12 października 1636 jako na uroczystość ingresu do katedry chełmżyń-skiej zaprosił biskup wszystkich dostojników świeckich z Prus Królewskich, przedstawicie-li miast Gdańska i Torunia oraz przedniejszą szlachtę. Przy kościele oo. Franciszkanów oczekiwali zwierzchnika diecezji oprócz kleru wojewodowie Melchior Wejher chełmiński i Paweł Działyński pomorski, kasztelanowie Łukasz Elzanowski chełmiński i Stan. Działyń-ski gdański ze wspaniałym orszakiem podko-morzych, starostów, chorążych oraz innego rycerstwa ziem pruskich nadto tłum ludu. Stąd pod baldachimem krocząc odbył biskup ingres do katedry, powitany imieniem kapitu-ły przez oficjała Dorpowskiego. Po intronizacji zabrzmiał hymn ambrozjański, procesja wró-ciła do kurii prezesa kapituły ks. Sokołowskie-go, poczem biskup wszystkich dostojników i szlachtę w kapitularzu ugościł. Uczcie zagra-żał przykry incydent. Obaj wojewodowie od pewnego czasu z sobą poróżnieni, po słownej utarczce dobyli szabel, ale osobista interwen-cja biskupa zapobiegła rozlewowi krwi. Akta utrzymują, że „tak wielkiej ilości różnych go-ści Chełmża dotąd nigdy jeszcze nie widzia-ła”. Nazajutrz biskup złożył przysięgę na usta-wy i prawa kapitulne. Uczniowie kolegium jezuitów toruńskich uczcili panegirykiem drukowanym tegoż roku 1636 „najszczęśliw-sze objęcie tronu biskupiego” ciesząc się „wielce pożądanemu pasterza przybyciu”. Dalsza podróż biskupa była podobną do po-chodu triumfalnego. Przed bramę Toruńską w Chełmnie witali biskupa przedstawiciele miasta oraz prob. ks. Szmak, poczem pasterz wizytował kościoły tamtejsze. Do Lubawy towarzyszył biskupowi wojewoda Paweł Działyński. Przed ustawionym na przedmie-ściu ołtarzem oczekiwali dostojnika obywa-tele miasta biskupiego w szyku wojskowym,

szlachta – lennicy dóbr biskupich na koniach, Albrecht Czerski starosta bobrownicki i Jan Bystram sędzia ziemi michałowskiej oraz du-chowieństwo z dziekanem ks. Muentzerem na czele. Po przywitaniu i krótkiej odpowiedzi pochód ruszył wśród huku dział i moździerzy ku bramie miasta, przed którą członkowie ma-gistratu oddawszy hołd swemu bezpośred-niemu zwierzchnikowi klucze miasta jemu wręczyli; biskup na przemowę odpowiedział i klucze oddał. Procesję zakończyły modlitwy w kościele parafialnym, poczem biskup przez trzy dni gości swoich w zamku podejmował. Ostatni ingres do katedry diecezji chełmińskiej w Chełmży odbył biskup Fran-ciszek Ksawery hr. z Wrbna Rydzyński 1795-1814. Wyruszywszy ze swej posiadłości ro-dowej w Nieżychowie przybył do diecezji 16 września 1796 roku przywitany przez bisku-pa pomocniczego Iwa Rogowskiego w Ostro-mecku przez Nawrę udał się do Chełmży. 17 września tegoż roku biskup objął katedrę i diecezję w posiadanie. Z racji, że rezydencje biskupie w Lubawie i Starogrodzie za rządów jego poprzednika Karola hr. Hohenzollerna

Z OBIEKTYWEM W DIECEZJI

41Sługa nr 4 (64)

Page 46: Czerwiec 2012

zostały rozebrane, ordynariusz chełmiński powrócił do swojej posiadłości w Nieżycho-wie, a w jego imieniu administrował diecezją biskup pomocniczy Iwo Rogowski. Po śmierci biskupa Rydzyńskiego 17 października 1814 roku nastał dziesięcioletni wakans na stolicy chełmińskiej. W międzyczasie na podstawie bulli De salute animarum z 16 lipca 1821 roku nastąpiła reorganizacja granic diecezji przez włączenie do niej archidiakonatu pomorskie-go dotąd przynależącego do diecezji kujaw-skiej (włocławskiej), a stolicę biskupią prze-niesiono w 1824 roku do Pelplina. Kolejne więc ingresy dziewięciu ostatnich biskupów chełmińskich odbyły na Ziemi Kociewskiej. Znakiem historycznego znaczenia i roli chełmżyńskiej świątyni pw. Świętej Trój-cy w dziejach kościelnych Ziemi Chełmińskiej i Lubawskiej, jest dla kolejnych pokoleń, pod-niesienie jej do godności konkatedry diecezji toruńskiej. Dokonało się to mocą dekretu Kongregacji ds. Biskupów 10 marca 1994 roku

ks. dr Marcin Staniszewskiwicerektor WSD

Bibliografia:

„Mestwin” 3(1927) nr 7.Diecezja Chełmińska. Zarys historyczno-sta-tystyczny, Pelplin 1928.A. Mańkowski, Prałaci i kanonicy katedralni chełmińscy od założenia kapituły do naszych czasów, Toruń 1928.M. Dorawa, Chełmżyńska Katedra Świętej Trójcy, Kraków 2003.

W lipcu minie rok, odkąd został Ksiądz rektorem Wyższego Seminarium Du-chownego Diecezji Toruńskiej. Z tej okazji chcieliśmy w niniejszej rozmowie przybliżyć naszym Czytelnikom postać ks. Rektora, bę-dącego najważniejszą osobą w seminarium, oraz dowiedzieć się, jaki obraz seminarium ks. Rektor posiada po roku urzędowania.

Kl. Stanisław Szczęsny:

Jak ks. Rektor zareagował na decy-zję ks. bpa Andrzeja Suskiego ustanawiającą Księdza rektorem seminarium?

Ks. dr hab. Dariusz Zagórski:

Muszę powiedzieć, że było to dla mnie bardzo duże zaskoczenie i wyróż-nienie zarazem. Nigdy nie zdawałem sobie sprawy, że przyjdzie taki moment w moim życiu, kiedy będę musiał podjąć obowiązki rektora Wyższego Seminarium Duchownego w Toruniu. Wcześniej, co prawda, docierały do mnie jakieś pogłoski na ten temat, ale ni-gdy nie podchodziłem do nich poważnie.

Z OBIEKTYWEM W DIECEZJI

42

Rozmowa z...

Ks. dr. hab. Dariuszem Zagórskim,Rektorem WSD w Toruniu

Sługa nr 4 (64)

Page 47: Czerwiec 2012

Wierzę, że Pan Bóg daje mi konkretne zada-nia na dany czas. Miałem misję bycia profe-sorem, wykładania języka greckiego, historii Kościoła, patrologii, natomiast nie wybiega-łem myślami nadmiernie w przyszłość i nie chciałem w żaden sposób jej konstruować. W tej materii wiem, że Pan Bóg może nas za-skoczyć wieloma rzeczami i zmienić wszystko to, co już sobie poukładaliśmy. Oczywiście, gdy przyszedł moment, kiedy Chrystus wezwał mnie do posługi rekto-ra w seminarium duchownym, to przeżyłem go bardzo mocno. Wiedziałem, jaka odpo-wiedzialność mnie czeka. Wcześniej, patrząc chociażby na moich Czcigodnych poprzedni-ków – Ks. rektora Franciszka Drączkowskie-go i Ks. rektora Krzysztofa Lewandowskiego, myślałem o tym, jak ciężko pełnić jest taką funkcję i jaka odpowiedzialność spoczywa na człowieku. Rektor przecież ma obowiązek podejmowania pewnych konkretnych decy-zji – tych miłych dla wszystkich, szczególnie dla kleryków, ale też czasami tych trudnych, które muszą być przez kogoś podjęte. Tym kimś jest właśnie rektor.

Kl. Bartosz Adamski:

Do chwili objęcia przez Księdza urzędu rektora był Ksiądz dla nas, kleryków, przede wszystkim profesorem, ponieważ spotykaliśmy się najczęściej na wykładach. Jak dziś ks. Rektor odnajduje się w tej nowej dla siebie roli i czy można ją pogodzić z pracą naukową oraz z własnymi pasjami i zaintere-sowaniami?

Ks. dr hab. Dariusz Zagórski:

Rzeczywiście, bycie profesorem było już jakoś zajmujące. Zdawałem sobie sprawę z tego, jak ciężko jest pogodzić prowadzenie zajęć dydaktycznych i przygotowywanie się do nich z naukową pracą badawczą. Dodat-kowo potrzeba doktorów habilitowanych

na Wydziale Teologicznym sprawiła, że przy-gotowywałem się do kolokwium habilitacyj-nego. Mimo że zdobycie tego stopnia na-ukowego nie trwało zbyt długo, jednak był to okres intensywnego wysiłku naukowego z dużą ilością czasu spędzonego na pracy przy biurku. Pan Bóg daje nam czas, potrafi go rozmnożyć i chyba tego doświadczam również w tym momencie, kiedy muszę go-dzić obowiązki rektora seminarium i profe-sora. Okazuje się, że im więcej mam pracy, tym bardziej potrafię wykorzystać dany mi czas. Oczywiście odczuwam pewne zmęcze-nie w momentach, kiedy nadmiernie wysili się organizm, bo to się też zdarza, ale widzę, że jest obecne w moim życiu – tak bardzo – Boże wsparcie i Boża asystencja. Rzeczywi-ście, czas do osiągnięcia kolejnego stopnia naukowego, czy do napisania następnego artykułu wydłuża się, w porównaniu z okre-sem minionym. Ale powtórzę jeszcze raz – wszystko jest możliwe z Bożą pomocą i kiedy się odpowiednio wykorzysta dany nam czas, o który, nie ukrywam, nawet po ludzku trze-ba bardzo mocno walczyć. Najważniejsze jednak w tym wszyst-kim jest dla mnie seminarium, bo to jest pierwsza funkcja, w hierarchii zadań jakie pełnię. Podczas mojego przyjęcia urodzi-nowego ksiądz biskup Andrzej wspomniał, że wie, jak ja bardzo przeżywam pełnienie obowiązków rektora. To prawda. Semina-rium bowiem to nie tylko instytucja, ale nade wszystko ludzie i to ludzie, którzy są mi bliscy.

Kl. Stanisław Szczęsny:

W jaki sposób ks. Rektor radzi sobie z ciężarem odpowiedzialności wynikającym z pełnienia funkcji głównego wychowawcy przyszłych kapłanów?

Ks. dr hab Dariusz Zagórski: Jasno muszę powiedzieć, że czuję

Z OBIEKTYWEM W DIECEZJI

43Sługa nr 4 (64)

Page 48: Czerwiec 2012

duże wsparcie od moich współpracowników, a zwłaszcza od księdza wicerektora Marcina. Zawdzięczam im bardzo wiele na polu kiero-wania życiem seminaryjnym. Najważniejsze jednak dla nas – mo-deratorów – jest to, żeby nie stracić kogoś z tych ludzi, którzy dostrzegają w głębi ser-ca swoje powołanie. Tak naprawdę nikt z nas nie jest w stanie do końca powiedzieć, jak to jest z tym Bożym wezwaniem. Trudno jest też mi ocenić, czy w pełni zdiagnozować czyjąś sytuację, zwłaszcza wtedy, gdy brakuje pewnego otwarcia na prawdę. Oczywiście są pewne elementy pomagające w weryfikacji powołania. Uważam, że jednym z nich, poza modlitwą, jest rozmowa z klerykiem, który ma problem we właściwym odczytaniu swo-jej drogi ku Kapłaństwu, zwłaszcza rozmowa z jego kierownikiem duchowym, który poma-ga w tworzeniu i budowaniu relacji z Bogiem. Nie ukrywam, że w moich prywat-nych modlitwach nieustannie polecam Panu Bogu wszystkich kleryków. To mi bardzo po-maga i daje niezwykłe wsparcie!

Kl. Bartosz Adamski:

Jak według ks. Rektora powinien wy-glądać sześcioletni okres przygotowywania się kleryka do przyjęcia święceń kapłańskich? Na które elementy formacji należy położyć największy nacisk?

Ks. dr hab. Dariusz Zagórski:

Myślę, że mamy pewne sprawdzo-ne systemy organizacji życia seminaryjnego. Sami wiemy, że seminaria duchowne funk-cjonują w oparciu o liczne dokumenty Ko-ścioła. System ten jest też w jakimś sensie już wypracowany. Natomiast zmienia się bar-dzo mentalność dzisiejszego człowieka i tak naprawdę jest wiele elementów w formacji do kapłaństwa, na które należałoby położyć szczególny nacisk.

Odnośnie do kwestii duchowych – tych związanych z życiem wiary, należy zazna-czyć, że do seminariów wstępować zaczną coraz częściej osoby z rodzin o osłabionym życiu religijnym. Ten brak przykładu i świa-dectwa modlitwy wpływa również znacząco na liczebność kandydatów do kapłaństwa. Poza tym widać wyraźne osłabienie człowie-ka na płaszczyźnie emocjonalnej. Technicyza-cja życia dokonuje ogromnych i nieodwracal-nych czasami zmian w osobowości człowieka, niosąc ze sobą, mimo wielu dobrodziejstw, także poważne zagrożenia. Myślę, że w formacji seminaryjnej brakuje rocznego okresu propedeutyczne-go (jest to dodatkowy rok w okresie forma-cji seminaryjnej, który poprzedza właściwy czas studiów teologicznych – przyp. red.). My mamy skrócony ten czas do kilkunastu dni. Dyskusje jednak nad tym zagadnieniem od-bywały się już wówczas, kiedy ja wstępowa-łem do seminarium.

Kl. Stanisław Szczęsny:

Jakie warunki powinien spełniać kan-dydat do kapłaństwa?

Ks. dr hab. Dariusz Zagórski:

Myślę, że przede wszystkim powinien być szczery i uczciwy. Na to położyłbym głów-ny nacisk. Człowiek, który wie, czego chce na swej drodze ku Kapłaństwu, żyje w praw-dzie, zwłaszcza przed samym sobą, nauczy się modlitwy i nabędzie pobożności. Jestem tego całkowicie pewny. Co do wiedzy, mimo że jestem profesorem wydziału, nie uważam, żeby była ona najważniejszym czynnikiem w ocenie seminarzysty. Oczywiście jest ona konieczna, ale nie w takim stopniu, by miała jako jedyny element weryfikować powołanie. Nikt nie jest w stanie w stu procen-tach odpowiedzieć na pytanie czy jestem powołany, czy też nie? Kleryk powinien kie-

Z OBIEKTYWEM W DIECEZJI

44 Sługa nr 4 (64)

Page 49: Czerwiec 2012

rować się w życiu tym, co w głębi serca szcze-rze odczuwa. Każdy kandydat musi to sobie dobrze poukładać. W przeciwnym wypadku życie duchowe w żaden sposób nie będzie się rozwijało. Myślę zatem, że u kandydata do kapłaństwa uczciwość intencji jest chyba najważniejsza.

Kl. Bartosz Adamski:

Jak wyglądało pelplińskie życie semi-naryjne w kleryckich czasach ks. Rektora i czy dużo ono różni się od życia w naszym toruń-skim seminarium?

Ks. dr hab. Dariusz Zagórski:

Dużo płaszczyzn jest wspólnych w ze-stawieniu funkcjonowania obu seminariów. W pewnym sensie przejęliśmy przecież nie-które tradycje po domu formacyjnym z Pel-plina. Może tylko w czasach naszego pobytu Pelplińskiego więcej było surowości i dystan-su w relacjach z przełożonymi. Tego jednak w ciągłym tworzeniu modelu naszego semi-narium nie chciałbym powielać. Patrząc zaś na pozostałe rzeczy, jak choćby schemat dnia, który znacząco się nie różni, myślę, że poka-zuje to pewną regułę, iż sprawdzone wzorce są dobre i nie należy dokonywać bezcelowych ich zmian. Po przyjściu do Torunia szczególnym doświadczeniem była widoma i pełna troski obecność Księdza biskupa Andrzeja Suskie-go pośród nas. Wspominam, jak – jeszcze będąc w Pelplinie – przybył po raz pierwszy biskup Toruński do swoich kleryków. To było wydarzenie, czuło się tę atmosferę. To chyba najbardziej zapamiętałem, zestawiając oba modele życia seminaryjnego, i to mi głęboko zapadło w serce.

Kl. Stanisław Szczęsny:

Czy według ks. Rektora seminarium

powinno być miejscem zamkniętym „za mu-rami”, kształtującym przyszłych księży w izo-lacji od świata, czy wręcz przeciwnie? Ks. dr hab. Dariusz Zagórski:

Myślę, że zawsze to co leży pośrod-ku jest najlepsze, żeby nie popadać w jakieś skrajności. Seminarium musi być miejscem zamkniętym, aby po święceniach kapłań-skich miało się z czym wyjść do ludzi, będąc już jakoś uformowanymi, a przede wszystkim rozmodlonymi. Z drugiej strony musi nastę-pować już dziś swoiste otwarcie na pew-ne inicjatywy związane z życiem diecezji, czy chociażby z akcjami powołaniowymi. Z doświadczenia pelplińskiego pa-miętam, że nie wychodziło się na zewnątrz poza exitem (exit jest to czas wolny kleryka z możliwością wyjścia poza teren seminarium – przyp. red.), chyba, że rektor uznał, iż jest jakaś ważna sprawa do załatwienia. Dziś wcale nie wspominam tego zamknięcia jako coś złego; wręcz przeciwnie. Seminarium traktowałem jako miejsce, gdzie mogłem się wewnętrznie wyciszyć. Świat już wtedy był głośny, więc za murami można było to zrobić. Natomiast co jakiś czas trzeba zmienić otocze-nie, żeby człowiek nie „zmęczył się” ciągłym przebywaniem w jednym miejscu. Dlatego klerycy opuszczają seminarium na wyjazdy świąteczne i wakacyjne. Nie jestem też, jak wspomniałem, zwolennikiem blokowania ini-cjatyw duszpasterskich, w których klerycy są potrzebni. Dlatego zgadzam się na wyjazdy zespołu muzycznego czy innych grup. Jednak muszę dbać o to, żeby ściśle wiązały się one z formacją seminaryjną.

Dziękujemy za rozmowę.

Rozmawiali:kl. Bartosz Adamski,rok II

kl. Stanisław Szczęsny, rok II

Z OBIEKTYWEM W DIECEZJI

45Sługa nr 4 (64)

Page 50: Czerwiec 2012

Z OBIEKTYWEM W DIECEZJI

46

Modlitwa za Wyższe Seminarium Duchowne

Diecezji Toruńskiej O Panie Jezu, skieruj swoje wejrzenie na nasze Wyższe Seminarium Duchowne w Toruniu, gdzie w pobożności i wiedzy wzrastają przyszli kapłani Twojego Kościoła. Biskupowi i przełożonym Seminarium daj, Panie, łaskę prawdziwej mądrości w wyborze kandydatów do posługi kapłańskiej oraz do wychowania ich ze stanowczością i miłością w cnocie i wiedzy. Dzieciom i młodzieży udziel światła rozeznania, że ich powołanie i odpowiedź na nie pochodzi całkowicie od Ciebie. Spraw, aby ochoczo przyjęli wezwanie do pójścia za Tobą. W rodzinach kleryków i dobroczyńców Seminarium pomnóż Twoją łaskę tak, żeby wielkość powołania kapłańskiego była należycie zrozumiana i doceniana przez wszystkich. Który żyjesz i królujesz na wieki wieków. Amen.

Sługa nr 4 (64)

..................................................................Nabożeństwo majowe

Page 51: Czerwiec 2012

Z OBIEKTYWEM W DIECEZJI

47Sługa nr 4 (64)

Święcenia diakońskie(10.06.2012r.)

Święcenia diakońskie(10.06.2012r.)

Page 52: Czerwiec 2012