144
Michel Foucault Trzeba bronić społeczeństwa Wykłady w Collège de France, 1976 Przełożyła Małgorzata Kowalska A W Y D A W N I C T W O K k Warszawa 1998

Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

  • Upload
    bpsmith

  • View
    492

  • Download
    2

Embed Size (px)

Citation preview

Page 1: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

Michel Foucault

Trzeba bronić społeczeństwa Wykłady w Collège de France, 1976

Przełożyła Małgorzata Kowalska

A W Y D A W N I C T W O K k

Warszawa 1998

Page 2: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

Tytuł oryginału: «11 faut défendre la société» Cours au Collège de France. 1976

©Seuil/Gallimard, 1997 © Copyright for the Polish translation

by Małgorzata Kowalska, Warszawa 1998 © Copyright for the Polish edition

by Wydawnictwo KR, Warszawa 1998

Wydanie przygotowane w ramach prac Stowarzyszenia na Rzecz Centrum Michela Foucault pod kierunkiem François Eswalda i Alessandro Fontany przez Mauro Bertaniego i Alessandro Fontanę

Tytuł wydany dzięki pomocy Ministerstwa Spraw Zagranicznych Francji, Ambasady Francji w Polsce oraz Instytutu Francuskiego w Warszawie

Cet ouvrage, publié dans le cadre du programme de participation à la publication, bénéficie du soutien du Ministère des Affaires Etrangères, de l'Ambassade de France en Pologne et de l'Institut Français de Varsovie

ISBN 83-86989-33-5

UWAGA WYDAWCÓW

Niniejszy tom otwiera edycję wykładów Michela Foucault wygłoszonych w Collège de France.

Michel Foucault wykładał w College de France od stycznia 1971 do śmierci w czerwcu 1984 — oprócz roku 1977, kiedy korzystał z rocznego urlopu. Jego katedra nosiła nazwę Historia Systemów Myśli. Została utworzona 30 listopada 1969 roku na propozycję Jules'a Vuillemin przez ogólne zgromadzenie profe­sorów Collège de France w miejsce Katedry Historii Myśli Filozoficznej, którą aż do śmierci piastował Jean Hyppolite. To samo zgromadzenie powierzyło nową katedrę 12 kwietnia 1970 roku Michelowi Foucault. Miał wówczas 43 lata.

Michel Foucault wygłosił wykład inauguracyjny 2 grudnia 1970 roku.

Nauczanie w Collège de France podlega szczególnym regu­łom. Profesorowie mają obowiązek wygłoszenia 26 godzin wy­kładów rocznie (z czego najwyżej połowa może mieć formę seminariów). Każdego roku muszą przedstawić oryginalne bada­nia, co za każdym razem zmusza ich do odnawiania treści wykładów. Uczestnictwo w wykładach i seminariach jest cał­kowicie dobrowolne; nie wymaga zapisywania się ani posiadania dyplomu. I profesor nie daje żadnego dyplomu*. W języku Collège de France mówi się, że profesorowie nie mają studentów, lecz słuchaczy.

Wykłady Michela Foucault odbywały się w każdą środę od początku stycznia do końca marca. Bardzo liczne audytorium, składające się ze studentów, nauczycieli, badaczy, ciekawskich, z których wielu było cudzoziemcami, wymagało dwóch amfiteat-

W ramach Collège dc France.

Page 3: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

Trzeba bronić społeczeństwa

rów w Collège de France. Michel Foucault często skarżył się na dystans, jaki musiał go dzielić od jego „publiczności", i na nikłą dyskusję, na jaką pozwalała forma wykładu*. Marzył o semina­rium, które byłoby miejscem prawdziwej pracy zbiorowej. Podjął różne próby zorganizowania takiego seminarium. W ostatnich latach po zakończeniu wykładu przez długą chwilę odpowiadał na pytania słuchaczy.

Oto, jak w roku 1975 dziennikarz „Le Nouvel Observateur", Gérard Petitjean opisywał atmosferę tych wykładów: „Kiedy Foucault wchodzi na arenę, szybkim, zdecydowanym krokiem, przeciska się między ludźmi, aby dotrzeć do swojego krzesła, odsuwa magnetofony, aby położyć swoje papiery, zdejmuje marynarkę, zapala lampę i rusza, z prędkością sto na godzinę. Mocny, dobrze słyszalny głos, wspomagany przez głośniki —jedyne ustępstwo na rzecz nowoczesności w tej sali ledwie oświetlonej światłem, które płynie ze stiukowych rozet. Jest trzysta miejsc i pięćset stłoczonych osób, zapełniających najmniejszą wolną przestrzeń [...] Żadnych efektów oratorskich. Jest to przejrzyste i straszliwie sugestywne. Żadnego ustępstwa na rzecz improwizacji. Foucault ma dwanaście godzin rocznie, aby w publicznym wykładzie wyjaśnić sens dociekań, którym poświęcił cały miniony rok. Dlatego maksymalnie zagęszcza i zapełnia marginesy, jak ci piszący listy, którzy mają zbyt wiele do powiedzenia, a doszli już do końca strony. Godzina 19.15. Foucault kończy. Studenci rzucają się do jego biurka. Nie po to, by z nim rozmawiać, ale żeby wyłączyć magnetofony. Nie ma pytań. W rozgardiaszu Foucault jest sam. I komentuje: „Trzeba by móc podyskutować o tym, co proponowałem. Czasem, kiedy wykład nie był dobry, niewiele trzeba, jednego pytania, aby wszystko znów się ułożyło. Ale to pytanie nigdy nie pada. We Francji efekt grupy uniemożliwiajakąkolwiekrzeczywistą dyskusję. A ponieważ nie ma kanału zwrotnego, wykład staje się teatrem. Jestem jak aktor albo akrobata wobec ludzi, którzy tu przychodzą. I kiedy skończyłem mówić, mam poczucie totalnej samotności..."**.

Uwaga wydawców

* W roku 1976, w płonnej nadziei, że słuchacze się przerzedzą, Michel Foucault zmienił porę wykładu z godziny 17.45 wieczorem na 9 rano. Zob. w tym tomie początek pierwszego wykładu (z 7 stycznia 1976).

** Gérard Petitjean, Les Grands Prêtres de l'université française, „Le Nouvel Observateur", 7 kwietnia 1975.

Michel Foucault podchodził do swojego nauczania jak ba­dacz: prowadził dociekania z myślą o przyszłej książce, wytyczał też obszary zagadnień formułowane raczej jako zaproszenie dla ewentualnych badaczy. Dlatego wykłady w Collège de France nie powtarzają jego opublikowanych książek. Nie są również ich zarysem, nawet jeżeli tematy mogą być wspólne dla książek i dla wykładów. Mają własny status. Należą do specyficznego porząd­ku dyskursywnego w całości „aktów filozoficznych" spełnianych przez Michela Foucault. Rozwija on w nich przede wszystkim program genealogii stosunków wiedza/władza, który od początku lat siedemdziesiątych ukierunkuje jego pracę — w opozycji do programu archeologii formacji dyskursywnych, który dominował w niej przedtem*.

Wykłady pełniły również pewną funkcję wobec teraźniejszo­ści. Słuchacza, który je śledził, nie tylko wciągała opowieść, rozwijana tydzień po tygodniu; nie tylko zachwycał rygor wywo­du; znajdował w nich również oświetlenie aktualnych wydarzeń. Sztuka Michela Foucault polegała na diagnozowaniu teraźniejszo­ści za pomocą historii. Mógł mówić o Nietzschem albo o Arys­totelesie, o ekspertyzie psychiatrycznej w XIX wieku albo o chrześcijańskim duszpasterstwie, dla słuchacza zawsze rzucało to światło na teraźniejszość i na współczesne wydarzenia. Potęga Michela Foucault, właściwa jego wykładom, polegała na tym subtelnym łączeniu uczonej erudycji, osobistego zaangażowania i pracy nad wydarzeniem.

Jako że w latach siedemdziesiątych doszło do rozwoju i udos­konalenia magnetofonów kasetowych, szybko zastawiono nimi biurko Michela Foucault. Dzięki temu wykłady (i niektóre semi­naria) zostały utrwalone.

Niniejsze wydanie opiera się na słowach wypowiedzianych publicznie przez Michela Foucault. Stanowi ich możliwie najbar­dziej wierny zapis**. Chcielibyśmy przekazać je w wersji zupełnie dosłownej. Ale przejście od języka mówionego do języka pisane­go wymaga interwencji wydawcy: trzeba co najmniej wprowadzić

Zob. w szczególności Nietzsche, la genealogie, l'histoire, w: Dits et Écrits, II, s. 137.

Wykorzystano zwłaszcza nagrania zrobione przez Gilberta Burleta i przez Jacques'a Lagrange'a, złożone w College de France i w Bibliotece du Saulchoir.

Page 4: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

Trzeba bronić społeczeństwa

interpunkcję i podzielić całość na akapity. Zawsze trzymaliśmy się zasady, aby pozostać możliwie jak najbliżej wygłoszonego wykładu.

Kiedy wydawało się to niezbędne, usunęliśmy powtórzenia; odtworzyliśmy urwane zdania i poprawiliśmy niepoprawne kon­strukcje.

Trzy kropki znaczą, że nagranie było w tym miejscu nie­słyszalne. Kiedy zdanie jest niejasne, w kwadratowych nawiasach umieszczamy hipotetyczne objaśnienia lub uzupełnienia.

Po gwiazdce na dole strony podajemy znaczące wariacje — w stosunku do zdań wypowiedzianych w czasie wykładu — jakie pojawiają się w notatkach, z których korzystał Michel Foucault.

Sprawdziliśmy cytaty i podaliśmy odniesienia do wykorzys­tywanych tekstów. Aparat krytyczny ogranicza się do wyjaśnienia miejsc niejasnych, do uwyraźnienia niektórych aluzji i do uściś­lenia punktów krytycznych.

W celu ułatwienia lektury każdy wykład został poprzedzony wykazem jego głównych wątków.

Tekst wykładów jest uzupełniony o streszczenie, opublikowa­ne w l'Annuaire du Collège de France. Michel Foucault redago­wał je na ogół w czerwcu, w jakiś czas po zakończeniu wykładów. Była to dla niego okazja do retrospektywnego ukazania ich intencji i celów. Stanowi ono ich najlepszą prezentację.

Każdy tom kończy się „usytuowaniem", za które pełną od­powiedzialność ponosi wydawca: chodzi o dostarczenie czytel­nikowi elementów kontekstu biograficznego, ideologicznego i po­litycznego, o usytuowanie wykładów w opublikowanym dziele i o podanie wskazówek dotyczących ich miejsca w korpusie wykorzystanych tekstów, tak by ułatwić zrozumienie i uniknąć nieporozumień, które mogłyby się pojawić w przypadku zapom­nienia o okolicznościach, w jakich każdy wykład powstawał i był wygłaszany.

Dzięki tej edycji wykładów z Collège de France opublikowa­na zostaje nowa część „dzieła" Michela Foucault.

Nie chodzi tu w ścisłym sensie o inedita, ponieważ to wydanie odtwarza słowa Michela Foucault wypowiedziane pu­blicznie, pomijając pisemne notatki, jakich używał, a które bywały bardzo obszerne. Daniel Defert, który posiada notatki

Uwaga wydawców

Michela Foucault, pozwolił wydawcom z nich skorzystać, decznie mu za to dziękujemy.

Ser-

Na to wydanie wykładów z Collège de France zgodzili się spadkobiercy Michela Foucault, którzy pragnęli zaspokoić bardzo silne zapotrzebowanie na taką publikację! zarówno we Francji, jćik za granicą. I to podchodząc do tego bardzo poważnie. Wydawcy starali się nie zawieść zaufania, jakim ich obdarzono.

François Ewald i Alcssandro Fontana

Page 5: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

SŁOWO OD TŁUMACZA

Tłumaczenie tekstu będącego niemal dosłownym zapisem dyskursu mówionego jest zadaniem dosyć szczególnym. Często chropawy, „nieuładzony" charakter tego tekstu — zdecydowanie kontrastujący z bardzo na ogół wypracowanym i „barokowym" stylem pisanych przez Foucaulta książek — można oczywiście oddać w tłumaczeniu, ale zważywszy na różną logikę języków francuskiego i polskiego styl tłumaczenia nie może być prostą kalką stylu oryginału. Nie starałam się „poprawiać" Foucaulta. Jednak w niektórych miejscach niezbędne wydawały mi się pewne zabiegi (np. dodawanie słów, zwłaszcza opuszczonych orzeczeń) służące większej jasności albo elementarnemu „uładze-niu" tekstu. Nie zawsze bowiem to, co po francusku, choć sformułowane eliptycznie, jest mimo wszystko jasne, byłoby równie jasne w dosłownym przekładzie na polski. Kiedy, dodając jakieś słowo, miałam poczucie, że interpretuję, umieszczałam je — wzorem francuskich wydawców — w kwadratowym nawiasie. Czasem (np. po koniecznej w tłumaczeniu zmianie szyku zdania) nie udawało mi się natomiast znaleźć miejsca na zasygnalizowa­nie szczegółowej interwencji wydawcy francuskiego. W sumie, w porównaniu z edycją francuską, tekst polski zawiera zbliżoną liczbę kwadratowych nawiasów: parę znikło, a parę przybyło z mojej inicjatywy. Poza tym różne drobne korekty są rozsiane po całym tekście bez żadnego oznaczenia. Wyszłam z założenia, że dla polskiego czytelnika nie jest w końcu najważniejsze, czy poprawki, które nie zmieniają sensu, a dotyczą jedynie kwestii gramatyczno-stylistycznych, pochodzą od wydawcy francuskie­go, od tłumacza czy też od samego Michela Foucault.

M.K.

Page 6: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

WYKŁAD Z 7 STYCZNIA 1976

Czym jest wykład? — Wiedza ujarzmiona. — Historyczna wiedza o walkach, genealogie i dyskurs naukowy. — Władza jako stawka genealogii. — Prawna i ekonomiczna koncepcja władzy. — Wła­dza jako represja i jako wojna. — Odwrócenie aforyzmu Clause-witza.

Chciałbym, aby możliwie jasne było to, co dzieje się na tych wykładach. Wiecie, że instytucja, w której i wy, i ja w tej chwili się znajdujemy, nie jest ściśle biorąc instytucją dydaktyczną. Niezależnie od tego, jaką rolę zamierzano jej przypisać, kiedy dawno temu powoływano ją do życia, obecnie Collège de France funkcjonuje zasadniczo jako rodzaj organizmu badawczego: płaci się tu ludziom za prowadzenie badań. I sądzę, że działalność dydaktyczna nie miałaby koniec końców sensu, gdyby nie nada­wano jej takiego oto znaczenia (które nasuwa się przynajmniej mnie samemu): skoro człowiekowi płaci się za robienie badań, jak można skontrolować jego pracę? W jaki sposób mogą się o niej dowiedzieć ci, którzy się nią ewentualnie interesują, oraz ci, którzy z jakichś powodów chcieliby się do niej włączyć? Jak, jeśli nie właśnie przez nauczanie, to znaczy przez publiczną deklara­cję, w miarę regularnie zdawać sprawę z wykonanej pracy? Nie uważam zatem tych środowych spotkań za aktywność dydaktycz­ną, lecz raczej za swego rodzaju publiczne informowanie o pracy, którą poza tym pozwala mi się wykonywać mniej więcej tak, jak chcę. Właśnie z tego powodu czuję się absolutnie zobowiązany do tego, by w miarę możliwości opowiedzieć wam o tym, co robię, do czego doszedłem, w jakim kierunku [...] zmierza ta praca; ale z tego samego powodu uważam, że jesteście całkowicie wolni i możecie robić, co wam się podoba, z tym, co wam powiem. Są to tropy badawcze, pomysły, schematy, zarysy, narzędzia — wy­korzystajcie je, jak chcecie. W gruncie rzeczy mnie to nie

Page 7: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

14 Trzeba bronić społeczeństwa

dotyczy, chociaż interesuje. Nie dotyczy, bo nie zamierzam wyznaczać reguł, zgodnie z którymi moglibyście to wykorzystać. Ale interesuje, bo w taki czy inny sposób użytek, jaki z tego zrobicie, wiąże się i zazębia z tym, co sam robię.

A teraz druga sprawa. Wiecie, co działo się na tych wykładach w poprzednich latach: z powodu swoistej inflacji, której przy­czyny są dla mnie niejasne, doszło tu, moim zdaniem, do swego rodzaju blokady. Musieliście przychodzić o wpół do piątej [...], a ja stawałem przed audytorium składającym się z ludzi, z który­mi nie miałem, ściśle mówiąc, żadnego kontaktu, bo część z nich, jeśli nie połowa, musiała przechodzić do innej sali i słuchać tego, co mówiłem, przez głośniki. Nie było to już nawet widowisko — ponieważ się nie widzieliśmy. Ale powód blokady był inny. Powiem wam szczerze, że organizowanie w każdą środę wieczo­rem tego szczególnego cyrku to była dla mnie, jak by tu powiedzieć... męka, to za wiele, przykrość, to trochę za mało. Powiedzmy, że było to coś pośredniego. Doszło do tego, że zajmowałem się przede wszystkim przygotowaniem tych wy­kładów, wkładając w to niemało starań i uwagi, a o wiele mniej czasu poświęcałem właściwej pracy badawczej, rzeczom zarazem interesującym i trochę niespójnym, o których mógłbym opowie­dzieć, gdybym nie zadawał sobie ciągle pytania: jak w ciągu godziny lub półtorej mówić o tym czy owym w taki sposób, żeby za bardzo nie zanudzić słuchaczy, żeby dobra wola, jaką okazali, przychodząc mnie słuchać tak wcześnie i przez tak krótki czas, została im jakoś wynagrodzona itp. Tak płynęły miesiące i sądzę, że to wszystko nie było faktyczną nagrodą za wykonaną pracę i nie tłumaczyło powodu mojej tutaj obecności, a także waszej obecności, bo przecież mamy tu prowadzić badania, doskrobywać się do czegoś, odkurzać niektóre rzeczy. Tymczasem badania pozostawały za bardzo w zawieszeniu. Wtedy powiedziałem sobie, że nie byłoby źle, gdybyśmy mogli spotykać się w jednej sali w trzydzieści lub czterdzieści osób; mógłbym wam mniej więcej powiedzieć, co robię, a jednocześnie mieć z wami kontakt, rozmawiać, odpowiadać na wasze pytania itd., żeby trochę odzys­kać możliwość wymiany, jaka łączy się z normalną praktyką badawczą lub nauczycielską. Co więc robić? Z prawnego punktu widzenia nie mogę wprowadzić formalnych ograniczeń wstępu do tej sali. Uciekłem się więc do dzikiej metody, która polega na robieniu wykładu o godzinie wpół do dziesiątej rano, bo pomyś­lałem sobie, że, jak powiedział mój wczorajszy korespondent,

Wykład z 7 stycznia 1976

studenci nie umieją już wstawać o wpół do dziesiątej. Powiecie, że takie kryterium selekcji: podział na tych, co wstają, i na tych, co nie wstają, nie jest zbyt sprawiedliwe. Ale jeśli nie takie, to jakie? W każdym razie są tu jeszcze głośniki i urządzenia nagrywające, dzięki którym to wszystko potem krąży — czasem na taśmach, czasem w postaci notatek, czasem nawet można coś znaleźć w księgarniach — więc powiedziałem sobie: będzie dalej krążyć. A zatem spróbujmy. [...] Wybaczcie więc, że zmuszam was do tak wczesnego wstawania, i przeproście w moim imieniu tych, którzy nie mogą przychodzić; robię to po to, by te środowe spotkania i rozmowy weszły na bardziej normalne tory pracy badawczej, pracy, którą człowiek wykonuje i z której zdaje sprawę w regularnych, instytucjonalnie przewidzianych odstępach.

O czym więc będziemy mówić w tym roku? Właściwie mam już tego wszystkiego trochę dosyć i chciałbym spróbować w ja­kimś stopniu zamknąć, zakończyć serię badań — choć „badania" to słowo, którego używam tu z braku lepszego, bo cóż ono właściwie znaczy? — które prowadzę od czterech albo pięciu lat, praktycznie od kiedy zacząłem tu pracować, i które zarówno z waszego, jak z mojego punktu widzenia miały wiele niedogod­ności, czego jestem doskonale świadom. Były to badania blisko ze sobą spokrewnione, ale nie tworzące spójnej całości i pozbawione ciągłości; każde z nich było fragmentaryczne i ostatecznie żadne nie zostało doprowadzone do końca ani nawet nie miało dalszego ciągu; wszystkie były zarazem rozproszone i pełne powtórzeń, wpadały w te same koleiny, w te same wątki, w te same pojęcia. Znalazły się tam małe rozważania z historii procedury karnej, parę rozdziałów dotyczących ewolucji i instytucjonalizacji psychiatrii w XIX wieku, wywody na temat sofistyki oraz greckich monet albo na temat Inkwizycji w Średniowieczu, zarys historii seksual­ności, a w każdym razie historii wiedzy o seksualności w świetle siedemnastowiecznych praktyk wyznaniowych-oraz osiemnasto-i dziewiętnastowiecznej kontroli seksualności dziecięcej, szkic o genezie teorii anomalii oraz wiedzy o anomaliach wraz ze wszystkimi związanymi z nią technikami. Wszystko to drepcze w miejscu, nie posuwa się naprzód; wiele rzeczy się powtarza i wiele pozostaje bez związku ze sobą. W gruncie rzeczy wszędzie mowa wciąż o tym samym, a jednak wszystko razem może nic nie mówi; wszystko się przeplata, tworząc trudny do rozsupłania węzeł; słowem, jak to się mówi, nic z tego nie wynika.

Page 8: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

16 Trzeba bronić społeczeństwa

Mógłbym wam powiedzieć: cóż, to były tylko tropy, którymi można podążać, i nie było ważne, dokąd zaprowadzą, a nawet chodziło o to, by nie prowadziły donikąd, w każdym razie w żadną z góry określoną stronę; były to jakby przerywane kawałki linii. Do was należy pociągnięcie ich dalej albo ich złamanie, do mnie, ewentualnie, podążanie za nimi albo umiesz­czenie ich w nowej konfiguracji. Zobaczymy zresztą, wy i ja, co można zrobić z tych kawałków. Zachowywałem się trochę jak kaszalot, który wyskakuje nad powierzchnię wody, zostawiając na niej mały, zanikający ślad piany, i który pozwala innym wierzyć, sprawia, że wierzą, albo sam chce wierzyć, i może nawet rzeczywiście wierzy, że pod wodą, tam, gdzie go już nie widać, gdzie nikt go nie obserwuje i nie kontroluje, podąża głęboką, spójną i przemyślaną drogą.

Tak oto, mniej więcej, sytuacja wyglądała z mojego punktu widzenia; nie wiem, jak wy ją postrzegaliście. Jeżeli praca, którą wam przedstawiłem, miała charakter fragmentaryczny, repety-tywny i nieciągły, było to może wynikiem czegoś, co mógłbym nazwać „gorączkowym próżniactwem", charakterystycznym dla miłośników bibliotek, dokumentów, odsyłaczy, zakurzonych piś-mideł, tekstów, których nikt nie czyta, książek, które zamknięto zaraz po ich wydrukowaniu i które spały odtąd na półkach, nim ktoś je stamtąd ściągnął parę wieków później. Wszystko to pasowało do zaaferowanej inercji ludzi uprawiających wiedzę, która niczemu nie służy, wiedzę swoiście zbytkowną, bogatą parweniuszowskim bogactwem, którego zewnętrzne oznaki moż­na, jak wiecie, obejrzeć na dole strony. Odpowiadałoby to wszystkim, którzy poczuwają się do związku z pewnym tajnym stowarzyszeniem, jednym z tych najdawniejszych, a także najbar­dziej charakterystycznych stowarzyszeń Zachodu, zadziwiająco niezniszczalnych, których, jak mi się zdaje, nie znano w Starożyt­ności, a które wcześnie rozwinęły się w chrześcijaństwie, zapew­ne w epoce pierwszych klasztorów, w otoczeniu najazdów, pożarów i lasów. Mam na myśli wielkie, czułe i serdeczne wolnomularstwo bezużytecznej erudycji.

Ale nie tylko upodobanie do takiej masonerii skłoniło mnie do robienia tego, co robiłem. Wydaje mi się, że pracę, którą wykonaliśmy, która w sposób cokolwiek empiryczny i przypad­kowy powstawała między mną i wami, można usprawiedliwić, mówiąc, że dość dobrze odpowiadała ona pewnemu bardzo ograniczonemu okresowi, przez jaki przeszliśmy w ciągu ostał

Wykład z 7 styczniu 1976 17

nich dziesięciu lub piętnastu, maksimum dwudziestu lat, kiedy można było odnotować dwa zjawiska, nie wiem, na ile ważne, ale przynajmniej, jak sądzę, dość interesujące. Z jednej strony był to okres charakteryzujący się czymś, co nazwałbym skutecznością rozproszonych i nieciągłych ofensyw. Myślę tu o wielu rzeczach, na przykład o zdumiewającej skuteczności, z jaką funkcjonowa­nie instytucjonalnej psychiatrii było hamowane przez dyskurs, a raczej różne lokalne dyskursy antypsychiatryczne. Wiecie, że te dyskursy, niezależnie od tego, do czego się odwoływały i nadal odwołują (na początku do analizy egzystencjalnej', następnie, z grubsza biorąc, do marksizmu albo do teorii Reicha2), nie

1 Michel Foucault odsyła tu do ruchu psychiatrycznego (definiowane­go kolejno jako „antropofenomenologia" i Daseinanalyse), który w filo­zofii Husserla i Heideggera szukał nowych narzędzi pojęciowych. Michel Foucault interesował się nim już w swoich najwcześniejszych tekstach (zob. La maladie et l'existence w: Maladie mentale et Personnalité, PUF, Paris 1954, rozdział IV; Introduction do: L. Biswanger, Le Rêve et l'Existence, Desclée de Brouwer, Paris 1954; La psychologie de 1850 à 1950 w: A. Weber i D. Huisman, Tableau de la philosophie contem­poraine, Fischbacher, Paris 1957; La recherche en psychologie w: Des chercheurs s'interrogent, studia prezentowane przez J.-E. Morère, PUF, Paris 1957; ostatnie teksty są opublikowane w Dits et Ecrits, 1954—1988, 4 t., wydane przez D. Deferta i F. Ewalda przy współpracy J. Lagrange'a, Gallimard, „Bibliothèque des sciences humaines", Paris 1994: t. I: 1954-1969, t. II: 1970-1975, t. III: 1976-1979, t. IV: 1980-1988; zob. nr I, 2, 3) i powrócił do tych zainteresowań w ostatnich latach (zob. Colloqui con Foucault, Salerno 1981, przekład francuski w: Dits et Écrits, t. IV, nr 281).

2 Z prac Wilhelma Reicha zob.: Die Funktion des Orgasmus; zur Psychopathologie und zur Soziologie des Geschlechtslebens, Internatio-naler psychoanalytischer Verlag, Wien 1927 (tłum. franc: La Fonction de l'orgasme, L'Arche, Paris 1971) [Funkcja orgazmu, przełożyła Natasza Szymańska, Jacek Santorski & Co. Wydawnictwo, Warszawa 1996 — przyp. tłum.]; Der Einbruch der Sexualmoral, Verlag fïïr Sexual-politik, Berlin 1932 (tłum. franc.: L'irruption de la morale sexuelle, Paris, Payot, 1972); Charakteranalyse, Selbstverlag des Verfaflers, Wien 1933 (tłum. franc: L'Analyse caractérielle, Payot, Paris 1971); Massenp-sychologie des Faschismus; zur Sexualôkonomie der politischen Reaktion zur proletarischen Sexualpolitik, Verlag fur Sexualpolitik, Copenha­gen—Praga-Zurich 1933 (tłum. franc: La Psychologie de masse du fascisme, Payot, Paris 1974); Die Sexualitàt im Kulturkampf, Sexpol Verlag, Copenhagen 1936.

Page 9: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

18 Trzeba bronić społeczeństwu Wykład z 7 stycznia 1976 19

zakładały i nie zakładają żadnej całościowej systematyzacji. Mam tu również na myśli dziwną skuteczność ataków, jakie przypusz­czono na, powiedzmy, moralność albo tradycyjną hierarchię seksualną, a które też tylko mętnie i z daleka odnosiły się do Reicha lub do Marcusego3. Myślę też o skutecznych atakach na aparat sądowy i karny, w których niekiedy odwoływano się mgliście do ogólnego i zresztą wątpliwego pojęcia „sprawied­liwości klasowej", a kiedy indziej, w sposób niewiele wyraźniej­szy, do tematyki anarchistycznej. Myślę wreszcie, a nawet przede wszystkim, o skuteczności czegoś takiego — nie śmiem nawet powiedzieć: książki —- jak Anti-Œdipe4, co nie odnosiło się praktycznie do niczego poza własną niebywałą pomysłowością teoretyczną; ta książka, a raczej to coś, to wydarzenie, sprawiło, że szept, który już przecież od dawna unosił się między kozetką i fotelem, zachrypł od krzyku, przedostając się do najbardziej codziennej praktyki.

Można zatem powiedzieć, że od dziesięciu albo piętnastu lat ujawnia się potężna i wciąż potężniejąca problematyczność rze­czy, instytucji, praktyk, dyskursów; coś w rodzaju ogólnej sypko­ści gruntów, nawet, i może zwłaszcza, tych, które wydawały się najbardziej swojskie, solidne i najbliżej związane z nami, z na­szym ciałem, z naszymi codziennymi gestami. Ale wraz z tą sypkością i z tą zadziwiającą skutecznością nieciągłych i szczegó­łowych, lokalnych krytyk fakty pozwalają odsłonić coś, czego chyba na początku nie przewidziano, coś, co można nazwać dławiącym efektem totalitarnych, w każdym razie globalnych i wszechogarniających teorii. Nie w tym sensie, iżby owe global-

3 Foucault odwołuje się tu oczywiście do Herberta Marcusego, autora Eros and Civilisation: A philosophical inquiry into Freud, Beacon Press, Boston Ma. 1955 [Eros i cywilizacja, przełożyli Hanna Jankowska i Arnold Pawelski, Muza S.A., Warszawa 1998 — przyp. tłum.] oraz One-dimensional Man: Studies in the ideology of advanced industrial society, Beacon Press, Boston, Ma. 1964. [Człowiek jednowymiarowy, tekst opracował i wstępem poprzedził Wiesław Gromczyński, PWN, Warszawa 1991 —przyp. tłum.]

4 G. Deleuze, F. Guattari, L'Anti-Œdipe. Capitalisme et schisophrenic, Editions de Minuit, Paris 1972. Warto przypomnieć, że Foucault rozwinął tę interpretację Anty-Edypa jako „książki-wydarzenia" w przedmowie do angielskiego przekładu tekstu (Anti-Oedipus, Viking Press, New York 1977; zob. francuskie tłumaczenie tej przedmowy w: Dits et Ecrits, 111, nr 189).

ne teorie nie dostarczały niegdyś i nie mogły dostarczać jeszcze dzisiaj, i to w sposób dość stabilny, narzędzi, które dają się miejscowo stosować: marksizm i psychoanaliza dowodzą, że jest to jak najbardziej możliwe. Sądzę jednak, że dostarczały one takich miejscowo stosowalnych narzędzi pod warunkiem, że teoretyczna jedność ich dyskursu znajdowała się jakby w zawie­szeniu, a w każdym razie pod warunkiem, że się te teorie rozcinało, rozdzierało, rozszarpywało na kawałki, odwracało, przemieszczało, grało się nimi, teatralizowało je itp. Tak czy owak, kiedy odwoływano się do nich jako do całości, dawało to efekt dławienia. Słowem, pierwszą cechą tego, co dzieje się od piętnastu lat, jest lokalny charakter krytyki, co nie oznacza, jak sadzę, tępego, naiwnego albo głupiego empiryzmu, co nie ozna­cza również mdłego eklektyzmu, oportunizmu, podatności na dowolne pomysły teoretyczne, ani też dobrowolnego ascetyzmu, który narzucałby możliwie jak największą powściągliwość teore­tyczną. Sądzę, że ten zasadniczo lokalny charakter krytyki świad­czy w gruncie rzeczy o czymś w rodzaju autonomicznej, niescen-tralizowanej produkcji teoretycznej, która nie potrzebuje wizy żadnego ogólnego porządku, aby się uprawomocnić.

W ten sposób docieramy do drugiej charakterystycznej cechy tego, co dzieje się od pewnego czasu: owa lokalna krytyka dokonała się, jak mi się wydaje, dzięki czemuś, co można nazwać „powrotami wiedzy". Używając tego określenia, chcę powiedzieć coś takiego: choć prawdą jest, że w ostatnim okresie często, przynajmniej na powierzchownym poziomie, spotykaliśmy się z hasłami w rodzaju: „nie! dość wiedzy, chcemy żyć!", „dość poznawania, niech żyje rzeczywistość", „nie chcemy książek, lecz forsy*" itp., wydaje mi się, że za wszystkimi tymi hasłami, a nawet w nich samych, wydarza się coś, co można nazwać buntem „wiedzy ujarzmionej". Przez „wiedzę ujarzmioną" rozu-miem zaś dwie rzeczy. Z jednej strony określam tym mianem treści historyczne, które zostały przysypane i ukryte pod funk­cjonalnymi całościami lub formalnymi systematyzacjami. Kon­kretnie, jeśli chcecie, tym, co pozwoliło przeprowadzić skuteczną krytykę, nie była semiologia życia więziennego ani socjologia przestępczości, ale właśnie wydobycie na światło dzienne pew­nych treści historycznych. Stało się tak po prostu dlatego, że tylko treści historyczne pozwalają odkryć szczelinę konfliktów i walk,

W rękopisie zamiast „forsy" jest „podróży". (Przyp. wyd. fr.)

Page 10: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

20 Trzeba bronić społeczeństwu Wvklacl z 7 stycznia 1976 21

którą funkcjonalne całości lub systematyczne organizacje mają za zadanie maskować. Tak więc „wiedzę ujarzmioną" tworzą te bloki wiedzy historycznej, które były zarazem obecne i ukrytej w funkcjonalnych i systematycznych całościach i które mogły wypłynąć na powierzchnię tylko dzięki krytyce, oczywiście z po­mocą erudycji.

Po drugie, myślę, że przez „wiedzę poddaną" należy rozumieć coś innego i w pewnym sensie odwrotnego. Mianem tym okreś­lam również rozmaite rodzaje wiedzy, którym do tej pory od­mawiano wartości, widząc w nich wiedzę bezpojęciową i niedo­statecznie opracowaną: wiedzę naiwną, podrzędną w poznawczej hierarchii, leżącą poniżej wymaganego poziomu naukowości. Właśnie wypłynięcie na powierzchnię tej wiedzy gorszego rodza­ju, tej wiedzy nie uważanej za wiedzę, a nawet dyskwalifikowa­nej: wiedzy pacjenta psychiatrycznego i chorego, wiedzy pielęg­niarza i lekarza (ale równoległej i marginalnej w stosunku do wiedzy medycznej), wiedzy przestępcy itp. — właśnie odkrycie tej wiedzy, którą nazwałbym, jeśli pozwolicie, „wiedzą zwykłych ludzi" (a która nie jest bynajmniej wiedzą pospolitą, zdroworoz­sądkową, lecz przeciwnie — wiedzą bardzo szczególną, lokalną, regionalną, różniczkową, która nie zna jednomyślności i która całą swą siłę czerpie z przeciwstawiania się wszystkim otaczają­cym naukom) — właśnie wydobycie na jaw tej lokalnej, dys­kwalifikowanej wiedzy zwykłych ludzi umożliwiło krytykę.

Powiecie może, że jakiś dziwny paradoks tkwi w chęci połączenia, zespolenia w ramach jednej kategorii „wiedzy ujarz­mionej", zarówno drobiazgowej, erudycyjnej, technicznej wiedzy historycznej, jak i tej szczególnej, lokalnej wiedzy zwykłych ludzi, której nie dostaje rozsądku i która leżała jakby odłogiem, a nawet specjalnie i skutecznie spychana była na margines. Sądzę jednak, że właśnie zespolenie pogrzebanej wiedzy erudycyjnej i tej dyskwalifikowanej przez hierarchię nauk wiedzy lokalnej nadało istotną siłę krytyce dyskursów, z jaką mieliśmy do czynienia w ciągu minionych piętnastu lat. O co bowiem chodzi zarówno w jednym, jak w drugim przypadku, tak w przypadku wiedzy erudycyjnej, jak w przypadku wiedzy dyskwalifikowanej, w obu tych formach wiedzy ujarzmionej, podległej lub stłumio­nej? Chodzi o historyczną wiedzę o walkach. Zarówno w spec­jalistycznej domenie erudycji, jak w pogardzanej wiedzy zwyk­łych ludzi odnajdujemy tę samą pamięć walk — tę, którą do tej pory spychano na margines. W ten sposób powstał zarys czegoś,

co można nazwać genealogią, a raczej zarysowały się rozmaite badania genealogiczne, zakładające jednocześnie ścisłą analizę walk i surową pamięć zmagań. Warunkiem możliwości tych genealogii, tego zespolenia wiedzy erudycyjnej z wiedzą zwyk­łych ludzi, warunkiem, bez którego w ogóle nie można byłoby się o coś takiego pokusić, było zniesienie tyranii globalnych dyskur­sów z całą ich hierarchią i ze wszystkimi przywilejami teoretycz­nych awangard. Nazwijmy zatem „genealogią" połączenie erudy­cyjnej wiedzy z lokalną pamięcią, połączenie, które pozwala ukonstytuować się historycznej wiedzy o walkach i wykorzys­tywać tę wiedzę w aktualnych taktykach. Będzie to tymczasowa definicja tych genealogii, które próbowałem z wami przeprowa­dzać w ciągu kilku ostatnich lat.

Widzicie więc, że w działalności, którą można nazwać genea­logiczną, nie chodzi w gruncie rzeczy o to, by abstrakcyjnej jedności teorii przeciwstawiać konkretną wielość faktów; nie chodzi też wcale o to, by odrzucić element spekulatywny i prze­ciwstawić mu, w formie jakiegoś scjentyzmu, ścisłość dobrze ustalonych informacji. Projekt genealogiczny nie posiłkuje się cmpiryzmem i nie idzie śladami pozytywizmu w zwykłym sensie słowa. W gruncie rzeczy chodzi o to, by wiedzę lokalną, nieciąg­łą, zdyskwalifikowaną, nieprawomocną rozegrać przeciwko jed­nolitej instancji teoretycznej, która ma pretensje do sublimowa-nia, hierarchizowania, porządkowania tej wiedzy w imię praw­dziwego poznania, w imię praw nauki, jaką ponoć posiedli niektórzy. Genealogie nie są więc pozytywistycznymi powrotami do bardziej uważnej albo ściślejszej formy nauki. Dokładnie rzecz ujmując, genealogie są antynaukami. Nie w tym sensie, iżby rewindykowały liryczne prawo do ignorancji lub nie-wiedzy, nie w tym sensie, że oznaczałyby odmowę wiedzy albo że chciałyby wysunąć na pierwszy plan prestiż bezpośredniego doświadczenia, jeszcze nie zawładniętego przez naukę. Nie o to chodzi. Chodzi o bunt wiedzy. Nie tyle przeciwko treściom, metodom lub pojęciom jakiejś nauki, ile w pierwszym rzędzie przeciwko efektom centralistycznej władzy, związanej z instytucją i funk­cjonowaniem zorganizowanego dyskursu naukowego w społe­czeństwie takim jak nasze. I nie ma w gruncie rzeczy znaczenia, czy ta instytucjonalizacja dyskursu naukowego ucieleśnia się w uniwersytecie lub, ogólniej biorąc, w aparacie pedagogicznym, czy w takiej siatce teoretyczno-komercyjnej jak psychoanaliza, czy wreszcie w aparacie politycznym ze wszystkimi jego przyleg-

Page 11: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

22 Trzeba bronić społeczeństwa Wykład z 7 stycznia 1976 23

łościami, jak w przypadku marksizmu. Genealogia powinna wypowiadać walkę wszystkim efektom władzy związanym z ist­nieniem dyskursu, który uważa się za naukowy.

Mówiąc ściślej, a w każdym razie w sposób, który może bardziej trafi wam do przekonania, powiem tak: od wielu już lat, niechybnie od ponad stulecia, wielu ludzi toczy, jak wiadomo, spór o to, czy marksizm jest, czy nie jest nauką. Można powie­dzieć, że to samo pytanie zostało postawione i wciąż jest stawiane w odniesieniu do psychoanalizy i, co gorsza, w odniesieniu do semiologii tekstów literackich. Ale na takie pytanie: „Czy to jest, czy nie jest nauka?" genealogie lub genealodzy odpowiedzieliby: „Cóż, zarzucamy wam właśnie to, że z marksizmu, psychoanalizy lub czegokolwiek innego chcecie uczynić naukę. I jeśli mamy coś za złe marksizmowi, to właśnie fakt, że istotnie mógłby stać się nauką". Ujmując to w słowach może nie lepiej dobranych, za to bardziej rozwlekłych, powiedziałbym tak: zanim zapytamy, w ja­kiej mierze coś takiego jak marksizm albo psychoanaliza przypo­mina praktykę naukową w swoim codziennym funkcjonowaniu, w swoich regułach konstrukcyjnych, w swoich zwyczajach poję­ciowych, zanim w ogóle zadamy pytanie o formalną i strukturalną analogię między dyskursem marksistowskim lub psychoanalitycz­nym a dyskursem naukowym, czy nie warto się najpierw za­stanowić nad ambicją posiadania władzy, jaką pociąga za sobą pretensja do bycia nauką? Czy pytanie albo pytania, które należy zadać, nie powinny brzmieć: „Jaki typ wiedzy chcecie zdys­kwalifikować, twierdząc, że wasza własna wiedza jest nauką? Jaki podmiot mówiący, doświadczający i poznający chcecie zminory-zować z chwilą, gdy obwieszczacie: ,ja, mówiący w ten sposób, uprawiam dyskurs naukowy i jestem naukowcem?". I dodałbym

' jeszcze: „Kiedy widzę, jak staracie się dowieść, że marksizm jest , nauką, nie sądzę, prawdę mówiąc, abyście mogli raz na zawsze 11 wykazać, że ma on strukturę racjonalną i że zatem jego twier-\\ dzenia mogą sprostać proceduałm weryfikacji. Sądzę, że nade Wszystko robicie co innego.Hwidzę, że dyskurs marksistowski ii wszystkich, którzy go głoszą, chcecie obdarzyć efektem władzy, lefektem, który od Średniowiecza wiązał się na Zachodzie z nauką

J z tymi, którzy uprawiają dyskurs naukowy!^ V W stosunku do projektu wpisania różnych rodzajów wiedzy

w hierarchię władzy, jaka właściwa jest nauce, genealo' ' i byłaby zatem szczególnym przedsięwzięciem mającym na celi. wydoby­cie wiedzy historycznej ze stanu poddaństwa lub podległości,

wyzwolenie jej, to znaczy uzdatnienie jej do opozycji i do walki z przymusem wywieranym przez jednolity, formalny i naukowy dyskurs teoretyczny. Reaktywacja wiedzy lokalnej — „niedoj­rzałej", jak powiedziałby może Deleuze5 — przeciwko naukowej hierarchizacji poznania i przeciwko ściśle z nią związanym efektom władzy — oto, na czym polega projekt tych bezładnych i poszarpanych genealogii.^ Ujmując rzecz w dwóch słowach, mógłbym powiedzieć, że archeologia jest metodą analizy lokal­nych dyskursów, a genealogia — taktyką, która, wychodząc od opisanych w ten sposób dyskursów, wyzwala wiedzę ujarzmioną i robi z niej użytek krytycznyoTak można by określić pewien ogólny projekt.

Widzicie więc, że wszystkie te fragmentaryczne badania, wszystkie te zarazem przecinające się i zawieszone rozważania, do których z uporem wracałem od czterech albo od pięciu już lat, można potraktować jako elementy takich genealogii, które na przestrzeni ostatnich piętnastu lat nie ja jeden uprawiałem. Pyta­nie: dlaczego więc nie robić tego dalej, skoro mamy taką zgrabną — i zapewne tak mało weryfikowalną — teorię nieciągłości?6

Dlaczego nie chcę kontynuować, dlaczego nie znajdę sobie

5 Pojęcia „niedojrzałego" {mineur) i „niedojrzałości" (minorité)—wy­rażające raczej szczególne wydarzenia niż jednostkowe esencje, in-dywiduacje przez „ecceitas" raczej niż przez substancjalność — zostały wypracowane przez Gilles'a Deleuze'a wraz z Félixem Guattari w: Kafka. Pour une littérature mineure (Editions de Minuil, Paris 1975), podjęte przez Deleuze'a w artykule Philosophie et minorité („Critique", luty 1978), a następnie rozwinięte szczególnie w: Deleuze, Guattari, Mille plateaux. Capitalisme et schizophrénie. Editions de Minuit, Paris 1980. „Niedojrzałość" odsyła też do pojęcia „cząsteczkowości" („moléculai­re"), którym Guattari posługiwał się w: Psychanalyse et Transversalitè. Essai d'analyse institutionnelle (Maspero, Paris 1972), a którego logika opiera się na „stawaniu się" i „intensywnościach".

6 Foucault nawiązuje tu do debaty, jaka toczyła się zwłaszcza po opublikowaniu Les Mots et les Choses. Une archéologie des sciences humaines (Gallimard, Paris 1966), w związku z pojęciem episteme oraz statusem nieciągłości. Na wszystkie krytyki Foucault odpowiedział serią teoretycznych i metodologicznych uściśleń (zob. zwłaszcza Réponse o une question, „Esprit", maj 1968, s. 850-874 i Réponse au Cercle ci"epistemologie, „Cahiers pour l'analyse", 9/1968, s. 9-40; w: Dits et Écrits, 1, nr 58 i 59), podjętych potem w: L'Archéologie du savoir, Paris 1969. [Archeologia wiedzy, przełożył Andrzej Siemek, PIW, Warszawa 1977 — przyp- tłum.]

Page 12: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

24 Ti-zeba bronić społeczeństwa Wykład z 7 stycznia 1976 25

jeszcze jakiegoś ciekawego szczególiku z dziedziny psychiatrii, teorii seksualności itp.?

Owszem, można to kontynuować, i do jakiegoś stopnia będę próbował to robić, zaszły jednak pewne zmiany, i to zmiany w samej koniunkturze. Chcę przez to powiedzieć, że w porównaniu z sytuacją, z jaką mieliśmy do czynienia pięć, dziesięć, a nawet piętnaście lat temu, rzeczy się chyba zmieniły i walka nie wygląda już dokładnie tak samo. Czy utrzymuje się jeszcze stosunek sił pozwalający nam ukazywać znaczenie tej odgrzebanej wiedzy niejako na żywo i poza wszelką podległością? Jaką siłę ma ta wiedza sama przez się? I czy z chwilą, gdy wydobywamy na powierzchnię fragmenty genealogii, z chwilą, gdy pokazujemy wartość tych osobliwych elementów wiedzy, które próbowaliśmy odgrzebać, i gdy pozwalamy im krążyć, nie narażamy ich na ryzyko ponownego zakodowania, ponownej kolonizacji przez owe jednoli­te dyskursy, które, najpierw dyskwalifikując tę wiedzę, a następnie, kiedy wydostała się na powierzchnię, ignorując ją, są może teraz gotowe do jej zaanektowania, do tego, by roztopić ją w swoim własnym dyskursie, w swoich własnych efektach wiedzy i władzy? A jeśli będziemy chcieli ocalić wydobyte przez nas fragmenty, czy nie grozi nam, że sami, własnymi rękoma, zbudujemy ten jednolity dyskurs, do którego, niczym do pułapki, wciągają nas ci, którzy mówią: „Wszystko to pięknie, ale do czego to zmierza? W jakim kierunku? Ku jakiej jedności?". Kusi, przynajmniej do pewnego stopnia, by odpowiedzieć: co tam, idźmy dalej, gromadźmy fakty. W końcu moment, w którym groziłaby nam kolonizacja, jeszcze nie nadszedł. Powiedziałem przed chwilą, że te genealogiczne frag­menty są narażone na ryzyko ponownego zakodowania, ale można przecież rzucić wyzwanie i zawołać: „No to spróbujcie!". Można by powiedzieć na przykład tak: czy od czasu, gdy pojawiła się antypsychiatria, czyli genealogia instytucji psychiatrycznych, choć jeden marksista, choć jeden psychoanalityk albo psychiatra podjął te wątki w swojej własnej terminologii, by pokazać, że nasze genealogie były fałszywe, nie dopracowane, nie domyślane, bezpodstawne? W rzeczywistości sytuacja wygląda tak, że odsło­nięte przez nas fragmenty genealogii pozostają nienaruszone i otacza je ostrożne milczenie. W najlepszym wypadku przeciwsta­wia się im stwierdzenia w rodzaju tego, jakie ostatnio usłyszeliśmy z ust bodaj pana Juquin7: „Wszystko to bardzo ładnie. Nie zmienia

7 W tyra czasie był to deputowany Francuskiej Partii Komunistycznej.

to jednak faktu, że psychiatria radziecka jest najlepsza na świecie". Powiedziałbym: „Oczywiście, ma pan rację, psychiatria radziecka jest najlepsza na świecie i właśnie to mamy jej do zarzucenia". Milczenie, a raczej ostrożność, z jaką unitarne teorie podchodzą do genealogii wiedzy, przemawia może za tym, by kontynuować. Można by w każdym razie mnożyć genealogiczne fragmenty, traktując je jak pułapki, pytania, wyzwania czy jak jeszcze chcecie to nazwać. Ale skoro chodzi tu koniec końców o walkę — o walkę rozmaitych odmian wiedzy z efektami władzy charakteryzującymi dyskurs naukowy—zapewne grzeszylibyśmy optymizmem, biorąc milczenie przeciwnika za dowód, że się nas boi. Trzeba, jak sądzę, postępować zgodnie z założeniem, że on się nas właśnie nie boi. Chodzi więc nie o to, by wszystkim rozproszonym genealogiom użyczyć ciągłego i solidnego gruntu — w żadnym wypadku nie zamierzam im narzucać czegoś na kształt teoretycznego zwieńcze­nia, które mogłoby je zjednoczyć — ale o to, by w następnych wykładach, poczynając od tego roku, wydobyć na jaw i precyzyj­niej określić stawkę, o jaką toczy się gra w tym przeciwstawieniu, w tej walce, w tym buncie, w tym wystąpieniu różnych odmian wiedzy przeciwko wiedzy zinstytucjonalizowanej i przeciwko efektom władzy dyskursu naukowego.

Właściwie wiecie już i chyba nie muszę dodawać, że we wszystkich tych genealogiach kluczowy jest problem władzy: czym jest owa władza, której agresywność, siła, bezwzględność i absurdalność ujawniły się konkretnie w ciągu ostatnich czter­dziestu lat jednocześnie po stronie bankrutującego nazizmu i po stronie odpływającego stalinizmu? Co to jest władza? A raczej

- ponieważ pytanie „co to jest władza?" byłoby właśnie pyta­niem teoretycznym zwieńczającym całość, czego nie chcę — cho­dzi o to, by określić, czym są, w swoich mechanizmach, w swoich skutkach, w swoich relacjach, rozmaite narzędzia władzy, działa­jące na różnych poziomach społeczeństwa, w różnych dziedzi­nach i wymiarach. Grosso modo, sądzę, że w tym wszystkim chodzi o następujący problem: czy analizę władzy albo władz można, w taki czy inny sposób, wywieść z ekonomii?

Dlaczego stawiam to pytanie i co chcę przez to powiedzieć? Otóż, choć w żadnym wypadku nie chcę zacierać niezliczonych i gigantycznych różnic, wydaje mi się, że pomimo tych różnic i na ich gruncie istnieje pewien punkt wspólny między prawną i, powiedzmy, liberalną koncepcją władzy politycznej — tą, którą znajdujemy u filozofów XVIII wieku — a koncepcją marksistów-

Page 13: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

26 Trzeba bronić społeczeństwa Wykład z 7 stycznia 1976 27

ską lub przynajmniej pewną powszechnie przyjmowaną koncep­cją, która uchodzi za marksizm. Ten wspólny punkt nazwałbym „ekonomizmem" w teorii władzy. Chcę przez to powiedzieć, że w przypadku klasycznej, prawnej teorii władzy uważa się, że władza jest uprawnieniem, które można posiadać tak, jak posiada się jakieś dobro, i które można zatem przekazywać albo którego można się wyzbywać, całkowicie albo częściowo, przez akt prawny lub przez akt fundujący prawo — na razie mniejsza o to — mający charakter cesji lub kontraktu. Władzą byłaby la konkretna władza, którą posiada każda jednostka i którą można odstąpić, całkowicie lub częściowo, aby powołać suwerena, czyli władzę polityczną. Tak więc w tej serii, w tej teoretycznej całości, do której się tu odwołuję, władza polityczna zostaje ustanowiona zgodnie z modelem operacji prawnej mającej charakter kontrak-tualnej wymiany. We wszystkich tych teoriach istnieje zatem wyraźna analogia między władzą i rozmaitymi dobrami, między władzą i bogactwem.

Oczywiście w drugim przypadku, to znaczy w przypadku ogólnej marksistowskiej teorii władzy, niczego takiego nie ma. Ale w koncepcji tej mamy coś innego, co można by nazwać „ekonomiczną funkcjonalnością" władzy. Władza jest „funkcjo­nalna ekonomicznie" w tym sensie, że jej istotna rola polega jednocześnie na utrzymywaniu określonych stosunków produkcji i na odtwarzaniu dominacji klasowej związanej z rozwojem sił wytwórczych i ze sposobem ich przywłaszczania. W tym wypad­ku ekonomia byłaby historyczną racją bytu władzy politycznej. W jednym przypadku mamy więc władzę polityczną, która swój formalny model znajduje w procederze wymiany, w ekonomicz­nej cyrkulacji dóbr, a w drugim przypadku władza polityczna wspiera się na ekonomii jako na swojej historycznej racji bytu, czerpiąc z niej zasadę swojej konkretnej formy i swojego aktual­nego funkcjonowania.

Kluczowy problem badań genealogicznych można, jak sądzę, rozpisać na następujące pytania. Po pierwsze: czy władza zawsze zajmuje pozycję wtórną w stosunku do ekonomii? Czy ekonomia zawsze określa jej cel i jej funkcjonowanie? Czy racją bytu władzy jest służenie ekonomii? Czy jest ona powołana do tego, by uruchamiać, utrwalać, podtrzymywać i odtwarzać stosunki chara­kterystyczne dla ekonomii i istotne dla jej funkcjonowania? Drugie pytanie: czy modelem władzy jest towar? Czy władza jest czymś, co człowiek posiada, nabywa, oddaje na mocy umowy

albo pod presją siły, czymś, co można zbyć lub odzyskać, czymś co krąży, nasycając jeden obszar, a omijając inny? Czy też przeciwnie, aby ją zbadać, należałoby użyć innych narzędzi nawet jeśli jest prawdą, że stosunki władzy są głęboko zrośnięte z relacjami ekonomicznymi, nawet jeśli w rzeczy samej stosunki władzy zawsze tworzą rodzaj splotu lub pierścienia ze stosunkami ekonomicznymi? Ale w takim wypadku nierozerwalność ekono­mii i polityki nie polegałaby już na funkcjonalnym podporząd­kowaniu, ani też nie należałaby do porządku formalnej izomorfii, lecz mieściłaby się w porządku, który mamy dopiero odsłonić.

Czym w tej chwili dysponujemy, aby przeprowadzić nieeko­nomiczną analizę władzy? Mogę chyba powiedzieć, iż do dys­pozycji mamy tak naprawdę niewiele. Przede wszystkim dys­ponujemy twierdzeniem, że Iwïadzy się nie daje ani się jej nie wymienia, ani nie odzyskuje, ale że władzę się sprawuje i że istnieje ona tylko w akcigjDysponujemy również drugim twier­dzeniem, takim mianowicie, że władza nie jest pierwotnie utrzy­mywaniem i odtwarzaniem stosunków ekonomicznych, lecz nade wszystko stosunkiem siły. Dwa pytania: jeżeli władzę się sprawu­je, czym jest to sprawowanie? Na czym polega? Jaki jest jego mechanizm? Te pytania skłaniają do udzielenia odpowiedzi, którą nazwałbym odpowiedzią okazjonalną, w każdym razie która natychmiast przychodzi do głowy, bo zdaje się wyrastać z kon­kretnego faktu wielu współczesnych analiz: władza polega zasad­niczo na represji. Jest czymś, co uciska przyrodę, instynkty, klasę, jednostki. Ale dyskurs współczesny, który do znudzenia powtarza lę definicję władzy jako represji, w gruncie rzeczy nie wymyślił niczego nowego. Pierwszy powiedział to Hegel, potem Freud, potem Reich8. W każdym razie w dzisiejszym słowniku bycie

* Por. Q.W.F. Hegel, Grundlinien des Philosophie des Rechts, Berlin 1821, par. 182-340 [Zasady filozofii prawa, przełożył Adam Landman, PIW, Warszawa 1969, s. 188 i nast. — przyp. tłum.],- S. Freud, Das Unbewufiten, „Internationale Zeitschrift fiir artzliche Psychoanalyse", I, 111/1915, z. 4 i 5 [Nieświadomość, przełożył Marcin Poręba, w: Z. Rosińska, Freud, Wiedza Powszechna, Warszawa 1993, s. 105-126

przyp. tłum.] oraz Freud, Die Zukunft einer Illusion, Internationaler Psychoanalytischer Verlag, Leipzig-Wien-Zurich 1927 [Przyszłość pew­nego złudzenia, przełożył Robert Reszke, w: Freud, Pisma społeczne (Dzieła, t. IV), Wydawnictwo KR, Warszawa 1998, s. 121 i nast.

przyp. tłum.] Co do Reicha, zob. wyżej, przypis 2.

Page 14: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

28 Trzeba bronić społeczeństwa Wvklacl z 7 styczniu 1976 29

narzędziem represji to niemal homerycki przydomek władzy. Czjij zatem analiza władzy nie powinna stać się w pierwszym rzędzią analizą mechanizmów represji?

Po drugie — jeśli chcecie, jest to druga okazjonalna od­powiedź — skoro władza polega na wykorzystywaniu i roz­wijaniu stosunków sił, to czy zamiast analizować ją w kategoriach^ odstępowania, przekazywania, umowy albo też w funkcjonalis^ tycznych kategoriach odtwarzania stosunków produkcji, nie nale­żałoby analizować jej nade wszystko w kategoriach konfliktu, walki lub wojny? Tak więc obok pierwszej hipotezy, głoszącej, że mechanizm władzy polega zasadniczo i z istoty na represji, mielibyśmy drugą hipotezę, zgodnie z którą władza to wojna, wojna prowadzona z użyciem innych środków. I w tym momencie odwrócilibyśmy twierdzenie Clausewitza, mówiąc, że polityka to wojna prowadzona innymi metodami. Znaczyłoby to trzy rzeczy. Przede wszystkim, że stosunki władzy funkcjonujące w społe­czeństwie takim jak nasze są z istoty zakorzenione w pewnym stosunku sił, który ustalił się w dającym się historycznie określić momencie, w czasie wojny i za sprawą wojny. I choć prawdą jest, że władza polityczna powstrzymuje wojnę, sprawia albo próbuje sprawić, by w społeczeństwie obywatelskim panował pokój, nie znaczy to wcale, że zawiesza ona skutki wojny albo że neu­tralizuje nierównowagę, jakiej dała wyraz ostatnia bitwa wojny. Przy tej hipotezie rolą władzy politycznej jest ciągłe odnawianie tego stosunku sił w ramach swego rodzaju cichej wojny, przez wpisywanie go w instytucje, w sferę nierówności ekonomicznych, w język, a nawet w ludzkie ciała. W ten sposób nadalibyśmy pierwszy sens odwróceniu aforyzmu Clausewitza'': polityka to wojna prowadzona innymi metodami, co znaczy, że polityka polega na sankcjonowaniu i odnawianiu nierównowagi sił, jaką

* Foucault robi aluzję do znanego sformułowania zasady Carla von Clausewitza ( Vom Kriege, księga I, rozdz. I, par. XXIV, w: Hinterlassene Werke, t. I-III, Berlin 1832; tłum. franc: De la guerre, Editions de Minuit, Paris 1955), zgodnie z którą „Wojna jest tylko dalszym ciągiem polityki uprawianej innymi sposobami"; „nie jest tylko pewnym aktem politycz­nym, ale prawdziwym instrumentem polityki, jej prowadzeniem innymi metodami" (tamże, s. 28) [Zob. Carl Clausewitz, O wojnie, przełożyli Augustyn Cichowicz i Leon Koc, Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej, Warszawa 1958 — przyp. tłum.]. Zob. również księga II, rozdz. 3 i księga VIII, rozdz. 6.

ujawniła wojna. Odwrócenie tej maksymy miałoby także inny sens: w czasie „pokoju domowego" walki polityczne, konflikty dotyczące władzy, z władzą i o władzę, modyfikacje w stosun­kach sił — przechylanie się szali na jedną lub drugą stronę, obalenie rządu itp. — cała ta rzeczywistość systemu politycznego powinna być interpretowana jako dalszy ciąg wojny. I należałoby |U odczytywać jako szereg epizodów, perypetii, zmiennych kolei mmej wojny. Zawsze pisalibyśmy historię tej samej wojny, nawet pisząc historię pokoju i jego instytucji.

Odwrócenie aforyzmu Clausewitza miałoby jeszcze trzeci tens: ostateczną decyzję może przynieść tylko wojna, to znaczy laka próba sił, w której sędzią będzie koniec końców oręż. Koniec polityki przyniesie ostatnia bitwa, to znaczy tylko ostatnia bitwa mogłaby położyć kres władzy sprawowanej jako ciągła wojna.

Widzicie więc, że kiedy próbujemy wyzwolić się z ekono­micznych schematów analizy władzy, natychmiast stajemy wobec dwóch ogólnych hipotez: z jednej strony mamy hipotezę, którą dla wygody nazwę hipotezą Reicha: mechanizm władzy to repre-•ija; z drugiej strony — tę, którą, także dla wygody, nazwę hipotezą Nietzschego: u podłoża stosunków władzy tkwi wojenne ocieranie się sił. Te dwie hipotezy nie są ze sobą sprzeczne, przeciwnie; w dość wiarygodny sposób zdają się nawet ze sobą łączyć: czyż represja nie jest w końcu polityczną konsekwencją wojny, trochę tak jak ucisk, w klasycznej teorii praw politycz­nych, był nadużyciem suwerenności w porządku prawnym?

Można zatem przeciwstawić sobie dwa wielkie systemy anali­zy władzy. Pierwszy, stary system, który znajdziecie u filozofów XVIII wieku, opierał się na centralnym pojęciu władzy jako pierwotnego prawa, które człowiek odstępuje suwerenowi, oraz nn pojęciu umowy jako matrycy władzy politycznej. Kiedy ustanowiona w ten sposób władza przekracza swoje uprawnienia, Myli narusza terminy umowy, władza zamienia się w ucisk. Mamy tu zatem do czynienia z koncepcją władzy jako wyniku umowy, której granicą, a raczej przekroczeniem granicy, jest ucisk. I mielibyśmy też drugi system, który próbuje, przeciwnie, Blializować władzę polityczną nie według schematu umowa-ucisk, nic według schematu wojna-represja. Represja nie jest tu tym •ttimym, czym ucisk był w stosunku do umowy, lecz zwykłym Hkutkiem i zwykłym wyrazem stosunku dominacji. Represja nie byłaby niczym innym jak narzucaniem pewnego stałego stosunku ni I w łonie pseudo-pokoju, trawionego przez permanentną wojnę.

Page 15: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

30 Trzeba bronić społeczeństwa

Mamy więc dwa schematy analizy władzy: schemat umoi wa-ucisk, który jest, by się tak wyrazić, schematem prawnyrl| i schemat wojna-represja lub dominacja-represja, w którytg właściwa opozycja nie dzieli, jak w poprzednim schemactf działań prawnych od bezprawnych, ale walkę od podległości.

Ma się rozumieć, że wszystko, co wam mówiłem w ciągaj poprzednich lat, wpisuje się w schemat walka-represja. Tetl właśnie schemat próbowałem stosować w praktyce. Jednak w miarę jak go stosowałem, zmuszony byłem go rewidować zarazem dlatego, że oczywiście w wielu punktach był on jeszcz| nie dopracowany -— powiedziałbym nawet, że jest zupełnie nie opracowany — jak i dlatego, że oba te pojęcia, „represja| i „wojna", trzeba, jak sądzę, znacząco zmodyfikować, a może! nawet ostatecznie porzucić. W każdym razie trzeba się tyrrç pojęciom przyjrzeć bliżej albo, jeśli wolicie, trzeba dokładniej zbadać hipotezę, zgodnie z którą mechanizmy władzy są w istocie mechanizmami represji, a także tę drugą, która powiada, że pod powierzchnią władzy politycznej wre i rozwija się stosunek z istoty swej wojenny.

Nie chwaląc się, sądzę, że mimo wszystko od dość dawna wykazywałem niejaką nieufność wobec pojęcia „represji" i pró­bowałem wam pokazać, właśnie w ramach genealogii, o których przed chwilą mówiłem, w związku z historią prawa karnego, władzą psychiatryczną, kontrolą seksualności dziecięcej itp., że mechanizmy przejawiające się w tych formacjach władzy były czymś całkiem innym, a w każdym razie czymś o wiele więcej niż represją. Nie mogę iść dalej, nie nawiązując trochę właśnie do tej analizy represji, nie próbując zebrać jakoś do kupy tego, co wcześniej mogłem powiedzieć w sposób zbyt chaotyczny. Dlate­go też najbliższy wykład, a może dwa najbliższe wykłady będą poświęcone krytycznemu zbadaniu pojęcia „represji" i próbie pokazania, dlaczego i jak to pojęcie, tak powszechnie dziś stosowane do charakterystyki mechanizmów i efektów władzy, jest do ich opisu absolutnie niewystarczające10.

10 Obietnica nie dotrzymana. W rękopisie znajduje się jednak wykład o „represji", wygłoszony zapewne w jakimś zagranicznym uniwersytecie. Problem zostanie podjęty w: La Volonté desavoir, Gallimard, Paris 1976 [Wola wiedzy w: Foucault, Historia seksualności, przełożyli Bogdan Banasiak i Krzysztof Matuszewski, Czytelnik, Warszawa 1995 — przyp. tłum.]

Wvklud z 7 stycznia 1976 31

Ale zasadnicza część wykładów poświęcona będzie drugiemu i ipektowi zagadnienia^to znaczy problemowi wojny. Chciałbym ipróbować zobaczyć, MTjakiej mierze binarny schemat wojny, »Milki, ścierania się sił, daje się rzeczywiście odkryć u podstaw połcczeństwa obywatelskiego jako jednocześnie zasada i spręży-

iiii sprawowania władzy politycznaj^Czy aby zbadać funkcjono-wtitlic władzy, trzeba mówić właśnie o wojnie? Czy pojęcia Inkłyki", „strategii", „stosunku sił" są tutaj odpowiednie? Jeżeli

luk w jakim stopniu?^§y władza jest po prostu wojnaprowadzo-iiii / użyciem środków innych niż broń lub bitwjyj^źy przez popularne dziś hasło, dość zresztą świeżej daty, zgodnie z którym •mluniem władzy iest bronić «pofr^ypiistwa, należy rozumieć

tuk czy nie — że w swojej politycznej strukturze społeczeń-ilwo jest zorganizowane w taki sposób, by niektórzy mogli się bronić przed innymi, albo bronić swojego panowania przed ii woltą innych, albo też po prostu bronić swojego zwycięstwa I utrwalać je przez podporządkowywanie sobie innych?

Schemat tegorocznych wykładów będzie więc następujący: im początek jedno lub dwa spotkania poświęcone analizie pojęcia u Dicsji, potem zacznę omawiać — i ewentualnie będę tocjągnął » następnych latach, nie wiein-^^-^f&błerrrwojny "w-spełe-

I

i |eństjłje_j2b_yj£ajelskim. Najpierw trzeBaoedzie odsunąć na bok tych, którzy uchodzą właśnie za teoretyków wojny w spo­il izeństwie obywatelskim, a którzy moim zdaniem absolutnie nimi nie są, mianowicie Machiavellego i Hobbesa. Potem spró^ bliję podjąć od nowa teorię wojny jako historycznej zasady funkcjonowania wtââzy, skupiaj"ąc~się na problemie rasy, po­nieważ właśnie w związku z podziałami rasowymi po raz pier-w ./v dostrzeżono na Zachodzie możliwość analizowania władzy politycznej jako wojny. Spróbuję doprowadzić tę analizę do momentu, w którym walka ras i walka klas stają się, pod hmicc XIX wieku, dwoma wielkimi schematami, za pomocą których usiłowano odsłonić zjawisko wojny i stosunki siły we­wnątrz społeczeństwa politycznego.

Page 16: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

WYKŁAD Z 14 STYCZNIA 1976

Wojna i władza. — Filozofia i granice władzy. — Prawo i władza królewska. — Prawo, dominacja i podległość. — Analityka Władzy: pytania o metodę. — Teoria suwerena. — Władza dyscyplinarna. — Reguła i norma.

W tym roku chciałbym zacząć, ale tylko zacząć, serię badań nuci wojną jako nad ewentualną zasadą analizy stosunków władzy: i zy to właśnie w stosunku wojennym, w modelu wojny, w sche-inticie walki lub walk można odnaleźć zasadę, która pozwala /rozumieć i zanalizować władzę polityczną, czy zatem władzę tę można odczytywać w kategoriach wojny, walki, bitewnego star-i iu? Siłą rzeczy chciałbym zacząć, w charakterze kontrapunktu, ml analizy instytucji wojskowej lub instytucji wojskowych w ich izeczywistym, faktycznym, historycznym funkcjonowaniu w na-izych społeczeństwach, od XVII wieku po dzień dzisiejszy.

Do tej pory, przez ostatnich pięć lat, zajmowałem się, z grub-I/.H biorąc, różnymi dyscyplinami; w ciągu pięciu następnych lat będę zajmował się wojną, walką, wojskiem. Chciałbym jednak podsumować to, co próbowałem powiedzieć w ciągu minionych ilit, bo pozwoli mi to zyskać trochę czasu dla moich badań nad wojną, które nie są jeszcze bardzo zaawansowane, a także dlatego, że mogłoby to ewentualnie dać jakiś punkt odniesienia lym spośród was, których nie było tu w poprzednich latach. W każdym razie chciałbym spuentować, choćby dla samego siebie, to, co starałem się robić do tej pory.

Od 1970-1971 roku próbowałem badać ,jak" władzy. Badać , jak" władzy znaczy próbować uchwycić jej mechanizmy, miesz­czące się między dwoma punktami odniesienia lub między dwiema granicami: z jednej strony reguły prawne, które formalnie wyznaczają zakres władzy, a z drugiej strony, przy drugim końcu, ii drugiej granicy, efekty prawdy, jakie władza wytwarza, utrwala

Page 17: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

34 Trzeba bronić społeczeństwa

i które z kolei utrwalają tę władzę. Mamy więc trójkąt: władza, prawo, prawda. Powiedzmy schematycznie tak: istnieje tradycyj­ne pytanie, należące, jak sądzę, do filozofii polityki, które można by sformułować następująco: w jaki sposób dyskurs prawdziwy albo po prostu filozofia rozumiana jako właściwy dyskurs prawdy mogą wyznaczyć prawne granice władzy? Tak brzmi pytanie tradycyjne. To, które ja chciałem postawić, jest pytaniem jakby z niższego poziomu, bardzo faktograficznym w porównaniu z tym tradycyjnym pytaniem, szlachetnym i filozoficznym. Mój prob­lem można wyrazić mniej więcej tak: do jakich reguł prawnych ucieka się władza, aby wytworzyć dyskurs prawdy? Albo też: jakiego rodzaju władza zdolna jest wytwarzać dyskursy praw­dziwościowe, które w społeczeństwie takim jak nasze pociągają za sobą tak potężne skutki?

Chcę powiedzieć, że w społeczeństwie takim jak nasze — ale w gruncie rzeczy w dowolnym społeczeństwie — wielorakie stosunki władzy przecinają, charakteryzują, konstytuują ciało społeczne; nie mogą one istnieć ani funkcjonować bez nieodłącz­nej produkcji, akumulacji, cyrkulacji, bez funkcjonowania dys-jkursu prawdziwościowego. Niemożliwe jest sprawowanie władzy bez pewnej ekonomii dyskursów prawdy, funkcjonujących na gruncie tej władzy i dzięki niej. Władza zmusza nas do wy­twarzania prawdy i nie możemy sprawować władzy inaczej niż wytwarzając prawdę. Dotyczy to każdego społeczeństwa, ale sądzę, że w naszym społeczeństwie ten stosunek między władzą, prawem i prawdą jest zorganizowany w bardzo szczególny sposób.

Aby tylko zaznaczyć nie tyle sam mechanizm relacji między władzą, prawem i prawdą, co intensywność i stałość tego stosun­ku, powiedzmy, że jesteśmy zmuszani do produkowania prawdy przez władzę, która tej prawdy wymaga i która jej potrzebuje dla własnego funkcjonowania; musimy mówić prawdę, jesteśmy zmuszeni i skazani na wyznawanie prawdy albo na jej znaj­dowanie. Władza nieustannie bada, bada nas samych; nieustannie docieka i rejestruje; instytucjonalizuje poszukiwanie prawdy, profesjonalizuje je i wynagradza. Musimy wytwarzać prawdę tak, jak, koniec końców, musimy wytwarzać bogactwa i musimy produkować prawdę, aby móc produkować bogactwa. A z drugiej strony również podlegamy prawdzie w tym sensie, że to prawda stanowi prawo; właśnie dyskurs prawdziwy jest, przynajmniej częściowo, rozstrzygający; to on jest wehikułem i motorem

Wykład z 14 styczniu 1976 35

napędowym efektów władzy. Ostatecznie sądzi się nas, skazuje, klasyfikuje, zmusza do pewnych zadań, do pewnego sposobu życia i do pewnego sposobu umierania zależnie od dyskursów prawdziwościowych, które niosą ze sobą specyficzne efekty władzy. A więc: reguły prawa, mechanizmy władzy, efekty prawdy. Albo też: reguły władzy i władza prawdziwych dyskur­sów. Oto, mniej więcej, czym była ta bardzo ogólna dziedzina badań, jakie chciałem prowadzić, choć dobrze wiem, że prze­prowadziłem je tylko częściowo i z wieloma łamańcami.

O tych badaniach chciałbym teraz powiedzieć parę słów. Jaka ogólna zasada mi przyświecała i jakie imperatywne zalecenia albo jukie wskazówki metodologiczne brałem pod uwagę? Co do ogólnej wskazówki, dotyczącej stosunków między władzą i pra­wem, wydaje mi się, że nie można zapominać o pewnym fakcie, mianowicie o tym, że w społeczeństwach zachodnich, i to od Średniowiecza, tworzenie myśli prawnej skupiało się zasadniczo wokół problemu władzy królewskiej. Prawna budowla naszych upołeczeństw powstała na zlecenie i dla pożytku władzy królew-•kiej, aby służyć jej za narzędzie albo za sposób usprawied­liwienia. Zachodnie prawo jest prawem zależnym od władzy króla. Wszyscy oczywiście wiedzą o doniosłej, znamienitej, wielekroć i do znudzenia sławionej roli prawników w organizo­waniu władzy królewskiej. Nie wolno zapominać, że odnowa prawa rzymskiego, jaka dokonała się gdzieś w połowie Średnio­wiecza i była wielkim wydarzeniem, wokół którego i dzięki któremu odbudowano gmach prawa rozbity po upadku Cesarstwa Rzymskiego, była jednym z technicznych narzędzi konstytuowa­nia się władzy monarchicznej, autorytarnej, administracyjnej i ostatecznie absolutnej. Gmach prawa wzniesiono więc.wokół osoby króla, na zlecenie i na użytek władzy królewskiej. Kiedy w następnych wiekach ta prawna budowla wymknęła się spod królewskiej kontroli, kiedy obrócono ją przeciwko władzy monar­chy, problemem będą nadal granice tej władzy, kwestia jej prerogatyw. Inaczej mówiąc, sądzę, że w całej zachodniej kon-Mrukcji prawnej postacią centralną jest król.jTo nade wszystko o króla, o jego prawa, o jego władzę, o ewentualne granice jego władzy chodzi w ogólnym systemie, a w każdym razie w ogólnej organizacji zachodniego systemu prawnego. Niezależnie od tego, czy prawnicy byli sługami króla, czy jego przeciwnikami, tym, o co chodziło w tych olbrzymich gmachach myśli i wiedzy prawniczej, była zawsze władza królewska.

Page 18: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

36 Trzeba bronić społeczeństwa Wykład z 14 stycznia 1976 37

O władzy królewskiej można było mówić na dwa sposoby; albo pokazując, w jaki aparat prawny ta władza jest wyposażona, w jaki sposób monarcha jest w rzeczywistości żywym ciałem państwa-suwerena, jak jego władza, nawet absolutna, dokładnie odpowiada pewnemu fundamentalnemu uprawnieniu; albo, prze­ciwnie, wywodząc, w jaki sposób trzeba tę suwerenną władzę ograniczać, jakim regułom prawnym winna się ona podporząd­kować, wedle i wewnątrz jakich granic powinna być sprawowana, aby zachować prawomocność. Od Średniowiecza podstawową rolą prawa było określenie prawomocności władzy: najważniej­szym, centralnym problemem, wokół którego organizuje się cała teoria prawa, jest problem suwerena. Mówiąc, że centralnym problemem prawnym w społeczeństwach zachodnich jest problem suwerena, mówimy, że zasadnicza funkcja dyskursu i techniki prawa polegała na tym, by za problemem władzy ukryć fakt dominacji, by zamiast tej dominacji, którą chciano zredukować lub zamaskować, pokazać dwie rzeczy: z jednej strony legalne uprawnienia suwerena, a z drugiej strony legalny obowiązek posłuszeństwa. System prawny jest całkowicie ześrodkowany na królu, to znaczy służy ostatecznie skrywaniu faktu dominacji i jej konsekwencji.

Mówiąc w poprzednich latach o różnych drobnych rzeczach, które tu przypomniałem, realizowałem więc poniekąd ogólny projekt polegający na odwróceniu tego generalnego kierunku analizy, charakterystycznego, jak sądzę, dla całego dyskursu prawnego od czasów Średniowiecza. Chciałem zrobić coś odwrot­nego, to znaczy wydobyć na jaw fakt dominacji, tyleż ukrytej, co brutalnej, a następnie pokazać nie tylko, w jaki sposób prawo jest, ogólnie rzecz biorąc, narzędziem tej dominacji — co się samo przez się rozumie — ale też, w jaki sposób, do jakiego stopnia i w jakiej formie prawo (a kiedy mówię „prawo", myślę nie tylko o aktach prawnych, ale o całości aparatów, instytucji, przepisów, przez które prawo się stosuje) jest nośnikiem i sposobem urzeczy­wistniania stosunków nie będących stosunkami suwerenności, lecz stosunkami dominacji. Przez dominację rozumiem zaś nie ogólny fakt globalnej dominacji jednego człowieka nad innymi albo jednej grupy nad drugą, ale liczne i rozmaite formy dominacji, jakie mogą zachodzić w łonie społeczeństwa; nie myślę tu więc o królu z jego centralną pozycją, ale o poddanych w ich wzajemnych stosunkach, nie o suwerenie w jego jedynej siedzibie, ale o wielorakich stosunkach podległości, jakie powstają w ciele społecznym.

System prawa i obszar związany z wymiarem sprawiedliwości są stałym nośnikiem stosunków dominacji, wielokształtnych tech­nik ujarzmiania. Sądzę, że na prawo trzeba patrzeć nie od strony prawomocności, którą ma ono określać, ale od strony procedur, które za jego sprawą są wcielane w życie, a które wytwarzają podległość. Mój problem polegał więc na tym, by ominąć central­ny w prawie problem suwerena i posłuszeństwa jednostek pod­danych suwerenowi, a zamiast suwerenności i posłuszeństwa pokazać problem dominacji i podporządkowania. Aby podążać po tej linii, która próbowała obejść lub przejść obok generalnej linii analizy prawnej, wskazane były pewne zalecenia metodologiczne.

Podstawowe zalecenie polegało na tym, by nie analizować regularnych i legalnych form władzy w ich ośrodku, w ich ogólnych mechanizmach i skutkach. Chodziło, przeciwnie, o to, by uchwycić władzę u jej granic, w jej najdalszych rozgałęzie­niach, tam, gdzie staje się włoskowata, to znaczy, by ująć władzę w jej formach i instytucjach najbardziej regionalnych, najbardziej lokalnych, przede wszystkim tam, gdzie, wykraczając poza reguły prawne, które ją organizują i wyznaczają, znajduje ona przedłuże­nia poza tymi regułami, wkracza do instytucji, nabiera ciała w technikach i tworzy dla siebie materialne narzędzia interwencji, zakładające ewentualnie przemoc. Weźmy przykład: zamiast próbować się dowiedzieć, w jakim miejscu i w jaki sposób suweren, o którym traktuje filozofia, związany z prawem czy to monarchicznym, czy demokratycznym, staje się podstawą wymia­ru sprawiedliwości, usiłowałem zobaczyć, jak faktycznie wymie­rzano kary w pewnych lokalnych, regionalnych, materialnych instytucjach, takich jak kaźnie lub więzienia, w świecie zarazem instytucjonalnym i fizycznym, składającym się tyleż z przepisów, co z przemocy, w świecie faktycznych aparatów karania. Inaczej mówiąc, zgodnie z tą pierwszą wskazówką, chodziło o to, by ujmować władzę od strony najmniej prawnego końca jej funkcjo­nowania.

Drugie zalecenie polegało na tym, by nie analizować władzy na poziomie intencji lub decyzji, by nie usiłować na nią patrzeć od strony wewnętrznej, by nie zadawać pytania (które uważam za istny labirynt, bo nie ma z niego wyjścia): kto ma władzę? I co taki ktoś ma w głowie? Do czego zmierza? Chciałem, przeciwnie, badać władzę od tej strony, gdzie jej intencja —jeżeli w ogóle jest tu jakaś intencja — zostaje bez reszty pochłonięta przez rzeczywiste, faktyczne praktyki; chciałem badać władzę niejako od

Page 19: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

38 Trzeba bronić społeczeństwa Wvklad z 14 stycznia 1976 39

jej strony zewnętrznej, tam, gdzie pozostaje ona w bezpośredni^ relacji z czymś, co można tymczasowo nazwać jej przedmiotem, jej stawką, jej obszarem zastosowania, tam, inaczej mówiąc, gdzie się ona zagnieżdża i gdzie wytwarza swoje realne skutki. Nie pytam] więc: dlaczego niektórzy chcą mieć władzę? Do czego dążą? Jaka jest ich całościowa strategia? Ale: jak się rzeczy mają w chwili, na poziomie, na wysokości procedury podporządkowywania, ujarzmia^ nia, wytwarzania podległości, czyli w tych ciągłych i nieprzerwa-j nych procesach, które ujarzmiają nasze ciała, które kierują naszymjj gestami i rządzą naszym zachowaniem. Innymi słowy, zamiast zastanawiać się, w jaki sposób suweren jawi się od góry, chciałem się dowiedzieć, w jaki sposób stopniowo, krok za krokiem, rzeczywiście i materialnie z wielości sił, ciał, energii, materii, myśli, pragnień itd. ukonstytuowały się podmioty, jak powstał podmiot. Uchwycić materialną instancję wytwarzania podległości jako instancję konsty^ tuującą podmiot — albo instancję ujarzmiania jako instancję powołującą Ja — to w istocie dokładna odwrotność tego, co w Lewiatanie'1 chciał zrobić Hobbes i co, jak sądzę, robią właściwie wszyscy filozofowie prawa, których problem polega na tym, by dowiedzieć się, w jaki sposób z wielu jednostek i woli może powstać jedna wola albo jedno ciało, ale ożywione duszą, czyli suweren. Przypomnijcie sobie schemat Lewiatana12: zgodnie z tym schema­tem Lewiatan nie jest niczym innym jak skrzepem wielu oddzielnych jednostek, które łączy w całość pewien zbiór elementów konstytuu­jących państwo. Ale w sercu, a raczej w głowie państwa istnieje coś, co ustanawia je jako takie i tym czymś jest właśnie suwerenność, o której Hobbes mówi, iż stanowi duszę Lewiatana.JHîoz sądzę, że zamiast zajmować się problemem tej centralnej duszy, warto się pokusić — i to właśnie próbowałem robić — o zbadanie wielu

" Thomas Hobbes, Leviathan, or the Matter, Forme and Power of a Common Wealth, Ecclesiasticall and Civil/, London 1651. [Tomasz Hobbes, Lewiatan, czyli materia, forma i władza państwa kościelnego i świeckiego, przełożył Czesław Znamierowski, PWN, Warszawa 1954 — przyp. tłum.]. Łacińskie tłumaczenie tekstu, będące w rzeczywistości jego nową wersją, ukazało się w Amsterdamie w 1668 roku.

12 Foucault nawiązuje tu do sławnego frontyspisu z edycji Lewiatana zwanej „headedition" (cytowanej w przypisie 11), opublikowanej u And­rew Crooke'a, który przedstawia ciało państwa składające się z pod­danych, podczas gdy głowa reprezentuje suwercna, który \ ,ednej ręce trzyma miecz, a w drugiej pastorał. Pod spodem przedstawione są podstawowe atrybuty dwóch władz, świeckiej i kościelnej.

peryferyjnych ciał, które za sprawą efektów władzy zostają ukonstytuowane jako podmioty, jako Jaj

Trzecie zalecenie metodologiczne: nie widzieć we władzy zjawiska ogólnej i jednorodnej dominacji •— dominacji jednostki nad pozostałymi ludźmi, jednej grupy nad innymi, jednej klasy nad innymi, ale pamiętać o tym, że władza, chyba że patrzymy na

• nią z bardzo wysoka i z bardzo daleka, nie jest czymś, co daje się podzielić tak, iż jedni mają ją na wyłączność, a inni nie mają jej wcale i tylko jej podlegają. Władzę, jak sądzę, należy uważać za coś, co krąży, a raczej za coś, co funkcjonuje tylko w łańcuchu. Nigdy nie jest ona zlokalizowana tu czy tam, nigdy nie znajduje się w rękach niektórych, nigdy nie daje się przywłaszczyć jak bogactwo czy dobro. Władza funkcjonuje, władzę sprawuje się w sieci, a po tej sieci jednostki nie tylko krążą, ale też zawsze znajdują się w pozycji, która każe im zarazem władzy podlegać i ją sprawować. Nigdy nie są bezwładnym czy bezwolnym obiektem dla władzy, zawsze są jej trybami. Inaczej mówiąc, władza przechodzi przez jednostki, a nie po prostu się do nich odnosi.

Nie powinno się więc uważać jednostki za rodzaj elementarne­go jądra, pierwotnego atomu, niemej materii, do której władza się stosuje i w którą uderza, podporządkowując ją sobie albo łamiąc. W rzeczywistości to, dzięki czemu ciało, gesty, dyskursy, pragnie­nia uzyskują tożsamość i konstytuują się jako jednostka, jest jui właśnie jednym z pierwszych efektów władzy. Znaczy to, że jednostka nie stoi naprzeciw władzy, ale że jest już jednym z jej podstawowych efektów. Jednostka jest efektem władzy, a jedno cześnie, w tej mierze, w jakiej jest jej efektem, jest jednocześnie jej trybem: władza przechodzi przez jednostkę, którą ustanowiła

Czwarta konsekwencja z poziomu rozstrzygnięć metodolo gicznych: kiedy mówię „władza to coś, co się sprawuje, co krąży co jest siecią", jest to prawdą tylko w pewnym sensie. Możn równie dobrze powiedzieć: „wszyscy mamy w głowie faszyzm" na bardziej podstawowym poziomie, „wszyscy mamy władz w ciele". I władza — przynajmniej w jakiejś mierze — prze chodzi lub przenika przez nasze ciała. Wszystko to możn rzeczywiście powiedzieć, myślę jednak, że nie należy wyciąga stąd wniosku, iż władza jest, by się tak wyrazić, rzeczą na sprawiedliwiej w świecie podzieloną, najlepiej podzieloną, che do pewnego stopnia tak jest. Nie chodzi jednak o coś w rodzą demokratycznej lub anarchicznej dystrybucji władzy między ciał

Page 20: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

40 Trzeba bronić społeczeństwa Wykład z 14 stycznia 1976 41

mi. Chcę powiedzieć — i to właśnie byłoby czwarte zalecenie metodologiczne — że wydaje mi się ważne, by nie przeprowa­dzać swoistej dedukcji władzy, wychodząc od centrum i próbując zobaczyć, jak daleko sięga ona w dół, w jakiej mierze reprodukuje się i utrwala w najmniejszych elementach społeczeństwa. Sądzę, że należy, przeciwnie — jest to wskazówka metodologiczna, która powinna nas dalej prowadzić — opracować wznoszącą się analizę władzy, to znaczy wyjść od najdrobniejszych mechaniz­mów, które mają swoją własną historię, własny bieg, własną technikę i taktykę, a potem zobaczyć, w jaki sposób te mechani­zmy władzy, posiadające własną trwałość i niejako własną tech­nologię, były albo są nadal podbijane, kolonizowane, wykorzys­tywane, załamywane, przekształcane, przemieszczane, rozciągane itd. przez coraz to ogólniejsze mechanizmy i formy dominacji globalnej. Nie jest bowiem tak, że to dominacja globalna plurali-zuje się i stacza do dołu. Myślę, że trzeba zanalizować sposób, w jaki zjawiska, techniki, procedury wytwarzania podległości (ujarzmiania) grają już na najniższych poziomach, a następnie pokazać, jak te procedury, co oczywiste, przemieszczają się, rozszerzają, przekształcają, ale zwłaszcza jak są wchłaniane, anektowane przez zjawiska globalne i jak te ogólniejsze poziomy władzy, czyli wydajność ekonomiczna, mogą wkradać się do gry owych technologii władzy, jednocześnie stosunkowo autonomicz­nych i mikroskopijnych.

Aby trochę tę sprawę rozjaśnić, weźmy przykład szaleństwa. JSf9sując analizę zstępującą, której moim zdaniem należy się wystrzegać, można by powiedzieć tak: począwszy od końca XVI i XVII wieku burżuazja stała się klasą panującą. Jak z tego wydedukować fakt zamykania szaleńców? Dedukcję zawsze da się przeprowadzić; jest ona zawsze łatwa i właśnie to mam jej do zarzucenia. Łatwo w istocie pokazać, że ponieważ szaleniec był kimś niepotrzebnym w produkcji przemysłowej, trzeba było się go pozbyć.[.^odobną rzecz można by pokazać już nie w związku z szaleńcami, ale na przykład w związku z seksualnością dziecię-cą(V- co niektórzy faktycznie zrobili, do pewnego stopnia Wmielm Reich13, na pewno Reimut Reiche 1 4 — odpowiadając na j

13 Reich, Der Einbruch der Sexualmoral, dz. cyt. 14 R. Reiche, Seksualitàt und Klassenkamp; zur Abwehr repres.iiver

Entsublimierung, Verlag Neue Kritik, Frankfurt am Main 1968 (tłum. franc: Sexualité et Lutte de classe, Maspero, Paris 1969).

pytanie: jak można zrozumieć tłumienie dziecięcej seksualności na gruncie klasowego panowania burżuazji? Cóż, po prostu poczynając od XVII, XVIII wieku ludzkie ciało zaczęto w rzeczy­wistości postrzegać jako siłę wytwórczą i wszystkie formy wydat­kowania energii, które nie dały się zredukować do tych stosun­ków, do służenia siłom wytwórczym, wszystkie formy bezuży­tecznego trwonienia zostały wyrugowane, wykluczone, stłumio­ne, j ^ k i e dedukcje są zawsze możliwe i tyleż prawdziwe, co \ fałszywe. Są w istocie za łatwe, bo można pokazać coś dokładnie odwrotnego i wychodząc z zasady, że burżuazja stała się klasą panującą, wyciągnąć stąd wniosek, iż kontrola seksualności, w tym seksualności dziecięcej, absolutnie nie jest pożądana, że, przeciwnie, panowanie burżuazji wymaga inicjacji seksualnej, tresury seksualnej, wczesnego rozbudzenia seksualnego, bo cho­dzi w końcu o to, by dzięki seksualności odtwarzać siłę roboczą, n jak dobrze wiadomo, przynajmniej na początku XIX wieku uważano, że siła ta jest optymalna wtedy, kiedy jest nieskoń­czona: im więcej siły roboczej, tym wydajniej i sprawniej mógłby funkcjonować system kapitalistycznej produkcji.

•Sądzę, że z ogólnego faktu panowania burżuazji można wydedukować, co się chce. Wydaje mi się zatem, że trzeba zrobić coś odwrotnego, to znaczy zobaczyć, zaczynając od dołu, jak historyczne mechanizmy kontroli mogły oddziałać na ekskluzję wzaleństwa) na represję, na zakazy seksualne; jak te mechanizmy ekskluzji i represji uzyskiwały swoje narzędzia, swoją logikę, jak odpowiadały na pewne faktyczne potrzeby na poziomie rodziny, bezpośredniego otoczenia, rozmaitych komórek społecznych, izyli na najniższych poziomach społeczeństwa, pokazać wyko­nawców tych mechanizmów, szukając ich nie po stronie burżuazji w ogóle, ale tam, gdzie rzeczywiście się znajdowali, w najbliż-izym otoczeniu, w rodzinie, wśród krewnych, lekarzy, na najniż-izych szczeblach policji itp.; i jak w pewnej chwili, w określonej koniunkturze, te mechanizmy władzy, ulegając pewnym prze-kiztałceniom, zaczęły się stawać zyskowne ekonomicznie i uży­teczne politycznie. I łatwo można pokazać — w każdym razie Wiele razy chciałem to niegdyś zrobić — że w gruncie rzeczy tym, czego burżuazja potrzebowała, tym, co ostatecznie okazało mc leżeć w interesie systemu, nie było zamykanie wariatów ani nadzorowanie i zakazywanie masturbacji u dzieci — gdyż, powtórzmy, system burżuazyjny mógłby znakomicie tolerować t oA przeciwnego — ale sama technika i procedura wykluczania,

Page 21: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

42 Trzeba bronić społeczeństwa

które ów system faktycznie spożytkował. To właśnie mechanizmy wykluczania, aparat nadzoru, medykalizacja szaleństwa, seksual­ności, przestępczości, to wszystko, czyli mikromechanika władzy, od pewnego momentu zaczęło leżeć w interesie burżuazji i zo­stało przez nią wykorzystane.

Inaczej mówiąc, ponieważ pojęcia „burżuazji" i „interesu burżuazji" nie mają tak naprawdę realnej treści, przynajmniej w odniesieniu do problemów, którymi się tu zajmujemy, warto zdać sobie sprawę, iż nie było burżuazji, która myślała, że należy wykluczać szaleństwo i tłumić dziecięcą seksualność, ale że od pewnego momentu mechanizmy ekskluzji szaleństwa i nadzoru nad dziecięcą seksualnością z powodów, które należy zbadać, okazały się dość korzystne ekonomicznie i użyteczne politycznie, a tym samym zostały w naturalny sposób skolonizowane i pod­trzymane przez mechanizmy globalne i ostatecznie przez cały system państwowy. Właśnie wychodząc od tych technik władzy, zatrzymując się na nich i pokazując, w jaki sposób, w pewnym kontekście i z pewnych powodów, płynął z nich pożytek ekono­miczny i polityczny, można zrozumieć, jak faktycznie te mecha­nizmy stawały się w końcu częścią całości. Innymi słowy, burżuazji absolutnie nie obchodzą szaleńcy, ale poczynając od XIX wieku i, powtórzmy, w wyniku pewnych przekształceń, okazało się, że procedury ekskluzji szaleńców przynoszą zysk polityczny, ewentualnie też zysk gospodarczy, pozwalając skon­solidować system, stworzyć zeń funkcjonalną całość. Burżuazji nie interesują więc szaleńcy, lecz władza, która się do szaleńców odnosi; burżuazji nie interesuje seksualność dziecka, ale system władzy, który tę seksualność kontroluje. Burżuazji nie obchodzą przestępcy, ich karanie lub ich resocjalizacja, która z ekonomicz­nego punktu widzenia nie ma większego sensu. Natomiast z cało­ści mechanizmów pozwalających kontrolować, śledzić, karać, reformować przestępcę, płynie dla burżuazji pożytek dotyczący funkcjonowania systemu polityczno-gospodarczego w ogóle. Oto czwarte zalecenie metodologiczne, jakim chciałem się kierować.

Piąte zalecenie: bardzo możliwe, że wielkim machinom wła­dzy towarzyszyły produkcje ideologiczne. Na przykład istniała bez wątpienia ideologia edukacji, ideologia władzy monarchicz-nej, ideologia demokracji parlamentarnej itd. Ale nie sadzę, by ideologie powstawały u podstaw, w węzłowych punktach sieci władzy. Powstaje tam, jak sadzę, coś, co znaczy o wiele mniej, a zarazem o wiele więcej, mianowicie faktyczne instrumenty

Wykład z 14 stycznia 1976 43

tworzenia i kumulowania wiedzy, metody obserwacji, techniki rejestracji, procedury dochodzeniowe i badawcze, aparaty weryfi­kacji. Znaczy to, że sprawowanie władzy w jej najdrobniejszych mechanizmach nie może się obyć bez tworzenia, gromadzenia, wprowadzania w obieg wiedzy, a raczej aparatów wiedzy, które nie są tylko ideologiczną przybudówką.

Streszczając tych pięć wskazówek metodologicznych, po­wiem tak: zamiast orientować badanie na władzę ujmowaną od strony prawnej konstrukcji suwerena, od strony aparatów pań­stwowych, od strony towarzyszących im ideologii, sądzę, że analiza władzy powinna się orientować na problem dominacji (a nie suwerenności), na problem jej materialnych operatorów, na problem różnych postaci podległości, na problem wiązania i wy­korzystywania lokalnych systemów podporządkowywania, wresz­cie na problem zastosowań (les dispositifs) wiedzy.

W sumie należy się wyzwolić z modelu Lewiatana, z tego modelu sztucznego człowieka, będącego jednocześnie stworzo­nym automatem i jednolitą całością, który obejmuje wszystkie rzeczywiste jednostki, którego ciałem są obywatele, a duszą suweren. Trzeba badać władzę poza modelem Lewiatana, poza polem wyznaczonym przez prawną suwerenność i instytucję puństwa; trzeba ją analizować, wychodząc od technik i taktyk dominacji. Oto linia metodologiczna, którą, jak sądzę, należy podążać i którą próbowałem podążać w różnych badaniach, jakie prowadziłem w poprzednich latach w odniesieniu do władzy psychiatrycznej, seksualności dziecięcej, systemu karnego itd.

Otóż kiedy poruszamy się po takiej dziedzinie i uwzględ­niamy powyższe zalecenia metodologiczne, zauważamy pewien podstawowy fakt historyczny, wprowadzający nas trochę bliżej w problem, o którym chciałbym od dzisiaj mówić. Ten pod­stawowy fakt historyczny jest następujący: prawno-polityczna teoria suwerena — teoria, której powinniśmy się pozbyć, jeśli chcemy analizować władzę — wywodzi się ze Średniowiecza; powstała w związku z odnową prawa rzymskiego i ukonstytuowa­ła się wokół problemu monarchii i monarchy. I sądzę, że ta teoria luwerennej władzy — będąca największą pułapką, w jaką może­my wpaść analizując władzę — odegrała, historycznie rzecz biorąc, poczwórną rolę.

Po pierwsze, odnosiła się do faktycznego mechanizmu wła­dzy, jakim był mechanizm monarchii feudalnej. Po drugie, służyła /u narzędzie i za sposób usprawiedliwienia powstających później

Page 22: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

44 Trzeba bronić społeczeństwa

wielkich monarchii administracyjnych. Po trzecie, poczynając od XVI, a zwłaszcza od XVII wieku, ale już w okresie wojen religijnych, teoria suwerena stała się bronią, której używano w różnych obozach, to w takim, to w innym celu, albo żeby ograniczyć władzę królewską, albo, przeciwnie, żeby ją umocnić. Znajdziecie ją zarówno po stronie katolickich monarchistów, jak po stronie protestanckich antymonarchistów; zarówno po stronie protestanckich zwolenników monarchii, jak po stronie mniejszych lub większych liberałów; znajdziecie ją też po stronie katolickich zwolenników królobójstwa albo zmiany dynastii. Zobaczycie, że taką teorią suwerena posługują się zarówno arystokraci, jak członkowie parlamentu, zarówno przedstawiciele władzy królew­skiej, jak ostatni panowie feudalni. Krótko mówiąc, stała się ona wielkim narzędziem walki politycznej i teoretycznej, jaka roze­grała się wokół systemów władzy w XVI i XVII wieku. Wreszcie, tę samą teorię suwerena, wykrzesaną z prawa rzymskiego, odnaj­dziecie w wieku XVIII u Rousseau i u jego współczesnych, kiedy to odgrywa ona kolejną, czwartą rolę: tym razem chodzi o zbudo­wanie modelu alternatywnego w stosunku do administracyjnych, autorytarnych lub absolutystycznych monarchii, to znaczy mode­lu parlamentarnej demokracji. Tę rolę teoria ta odgrywa jeszcze w czasie Rewolucji.

Wydaje mi się, że jeśli przyjrzeć się tym czterem rolom, można zauważyć, iż dopóki trwało społeczeństwo typu feudal­nego, problemy, o których traktowała albo do których się odnosiła teoria suwerena, faktycznie pokrywały się z ogólną mechaniką władzy, ze sposobem, w jaki, od najwyższego do najniższego poziomu, była ona sprawowana. Inaczej mówiąc, stosunek suwe­renności, niezależnie od tego, czy będziemy go pojmować w spo­sób szeroki, czy wąski, w sumie obejmował całość ciała społecz­nego. I sposób, w jaki sprawowana była władza, przynajmniej co do istoty, można było faktycznie opisać w terminach relacji suweren/poddany (podmiot).

Ale w XVII i XVIII wieku miało miejsce ważne wydarzenie: pojawiła się — należałoby może powiedzieć: została wynaleziona — nowa mechanika władzy, zakładająca bardzo szczególne pro­cedury, całkiem nowe narzędzia, zupełnie inne oprzyrządowanie i, jak sądzę, absolutnie nie dająca się pogodzić ze stosunkami suwerenności. Ta nowa mechanika władzy odnosi się w pierw­szym rzędzie do ciał i tego, co one robią, a w mniejszym stopniu do ziemi i jej produktów. Jest to mechanizm władzy, który

Wykład z 14 stycznia 1976 45

pozwala wydobywać z ukrycia nie tyle dobra i bogactwa, co ciała, czas i pracę. Jest to typ władzy sprawowanej stale przez nadzór, a nie w sposób nieciągły przez systemy zobowiązań i powinności. Jest to typ władzy zakładający raczej ciasną szachownicę mate­rialnych przymusów niż fizyczne istnienie suwerena i określający nową ekonomię władzy, której zasada polega na tym, że siły ujarzmione rosną wraz ze wzrostem siły i skuteczności tego, co je ujarzmia.

Wydaje mi się, że ten typ władzy stanowi dokładną, sys­tematyczną odwrotność mechaniki władzy, jaką opisywała lub próbowała opisać teoria suwerenności. Teoria ta wiązała się z formą władzy sprawowanej nad ziemią i nad jej produktami raczej niż nad ciałami i nad tym, co one robią. Dotyczyła wydobywania i przywłaszczania nie tyle czasu i pracy, co dóbr i bogactw. Pozwalała opisać w terminach prawnych nieciągłe i chroniczne zobowiązania, a nie stworzyć kod ciągłego nadzoru; pozwalała ufundować władzę na fizycznym istnieniu suwerena, a nie na systemach ciągłego i permanentnego nadzoru. Teoria suwerenności jest, by się tak wyrazić, czymś, co pozwala ugrun­tować absolutną władzę na absolutnym trwonieniu władzy, a nie czymś, co pozwala władzę skalkulować, tak by wiązała się z minimalnym wydatkiem i z maksymalną skutecznością. Ten nowy typ władzy, którego nijak nie da się opisać w terminach suwerenności, jest, jak sądzę, jednym z wielkich wynalazków społeczeństwa burżuazyjnego. Stał się jednym z podstawowych narzędzi ustanowienia przemysłowego kapitalizmu i odpowiada­jącego mu typu społeczeństwa. Tę władzę, obcą formom suweren­ności, nazywam władzą „dyscyplinarną". Jest to władza wymyka­jąca się opisowi, nie dająca się uzasadnić w terminach teorii suwerenności, radykalnie heterogeniczna i która normalnie po­winna pociągać za sobą zanik tej wielkiej konstrukcji prawnej, jaką była teoria suwerena. W rzeczywistości jednak teoria ta nie tylko nadal istniała jako, by użyć tego określenia, ideologia prawa, ale też organizowała kodeksy prawne, jakie, poczynając od kodeksów napoleońskich, zaczęły powstawać w Europie w cią­gu XIX wieku15. Dlaczego zatem teoria suwerenności przetrwała jako ideologia prawa i jako zasada organizacyjna wielkich kodyfi­kacji prawnych?

15 Chodzi o kodeksy „napoleońskie": Kodeks cywilny (1804), Code d'instruction criminelle (1808) i Kodeks karny (1810).

Page 23: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

46 Trzeba bronić społeczeństwa

Myślę, że stało się tak z dwóch powodów. Z jednej strony w XVIII i jeszcze w XIX wieku teoria suwerenności była narzędziem krytycznym, stale używanym przeciwko monarchii i w walce z wszelkimi przeszkodami, jakie mogły stanąć na drodze rozwoju społeczeństwa dyscyplinarnego. Ale z drugiej strony ta teoria i związana z nią organizacja kodeksów prawnych pozwoliły nadbudować nad mechanizmami dyscyplinarnymi sys­tem prawa, który te mechanizmy maskował, zacierając zawarte w dyscyplinie elementy dominacji i technik dominacji i gwaran­tując każdemu, że poprzez suwerenność państwa będzie mógł realizować swoje własne suwerenne prawa. Inaczej mówiąc, systemy prawne, zarówno na poziomie teorii, jak na poziomie kodeksów, pozwalały zdemokratyzować suwerena i ustanowić prawo publiczne, związane z kolektywną suwerennością, w tej właśnie chwili i w tej właśnie mierze, w jakiej tę zdemo­kratyzowaną suwerenność zaczynały zgniatać mechanizmy dys­cyplinarnego przymusu. W sposób bardziej zwarty można powie­dzieć tak: skoro przymus dyscyplinarny zarazem musiał prowa­dzić do dominacji i skrywać się jako faktyczny mechanizm władzy, kodeksy i aparat wymiaru sprawiedliwości musiały od­woływać się do odnowionej i uzupełnionej teorii suwerenności.

Tak więc poczynając od XIX wieku po dzień dzisiejszy mamy w naszych nowoczesnych społeczeństwach z jednej strony usta­wodawstwo, dyskurs, organizację prawa publicznego oparte na zasadzie suwerenności całego społeczeństwa oraz delegowania przez każdą jednostkę swojej suwerenności na rzecz państwa, a z drugiej strony ciasną sieć dyscyplinarnych przymusów, która faktycznie zapewnia spójność ciała społecznego. Tej sieci w żad­nym wypadku nie da się opisać w języku tego prawa, choć ono jej z konieczności towarzyszy. Prawo suwerenności i mechanika dyscypliny: myślę, że gra władzy toczy się między tymi dwiema granicami. Ale te granice są tak różnorodne, że w żaden sposób nie można ich do siebie zbliżyć. Władza w nowoczesnycłf społeczeństwach jest sprawowana poprzez, na podstawie i w grze samej tej heterogeniczności między publicznym prawem suwe­renności a wielokształtną mechaniką dyscypliny. Nie znaczy to, że z jednej strony mamy wymowny i jasny system prawa, będący systemem suwerenności, a z drugiej strony mroczne i niema techniki dyscypliny, drążące w głąb, w cieniu i tworzące ciche podziemie wielkiej mechaniki władzy. W rzeczywistości dyscyp^ liny mają swój własny dyskurs. Z powodów, o których przed]

Wykład z 14 stycznia 1976 47

chwilą mówiłem, one same wytwarzają aparaty wiedzy i wielo-inkie obszary poznania. Są nawet nadzwyczaj twórcze w wy-iwarzaniu tych aparatów wiedzy lub poznania i niosą ze sobą pewien rodzaj dyskursu, który jednak nie może być dyskursem piuwa, językiem prawników. Dyskurs dyscyplinarny nie ma nic wupólnego z dyskursem prawnym i z pojęciem reguły jako wyniku suwerennej woli. Dyscypliny tworzą dyskurs, w którym mowa o regule, ale nie jest to pochodząca od suwerena reguła

Iiuiwna, lecz reguła naturalna, to znaczy norma. Definiują one indeks, który nie jest kodeksem prawnym, lecz kodeksem nor-

mulizacji i z konieczności odwołują się do horyzontu teoretycz­nego, którym nie jest gmach prawa, lecz pole nauk o człowieku. \ właściwa tym dyscyplinom jurysprudencja przybiera postać R lodzy klinicznej.

W sumie w ciągu ostatnich lat nie chciałem bynajmniej |łi)kazać, w jaki sposób na wysuniętym froncie nauk ścisłych krok |tit kroku podporządkowano nauce niepewny, trudny, splątany |tioblcm ludzkiego postępowania, bo nauki o człowieku nie l"(|W»tały wcale dzięki postępowi racjonalności typowej dla nauk «i Ułych. Sądzę, że proces, który uczynił zasadniczo możliwym ih ikurs nauk o człowieku, polegał na zestawieniu, na zderzeniu ill dwóch absolutnie heterogenicznych mechanizmów i typów •lv «kursu: z jednej strony dyskursu prawnego, zorganizowanego » ukoi pojęcia suwerenności, a z drugiej strony mechaniki dys-opllnarnych przymusów. Fakt, że w naszych czasach władza |imwowana jest zarazem przez prawo i przez techniki dyscyp-

llliiime, że te techniki i zrodzone z dyscypliny dyskursy wdzierają •li. nit obszar prawa, że procedury prawne są coraz wyraźniej I ttltinizowane przez mechanizmy normalizacji, może, jak sądzę,

lllniać globalne funkcjonowanie zjawiska, które nazwałbym I II iloczeństwem normal izacyjnym".

Icislej mówiąc, sądzę, że normalizacja lub normalizacje ily uyplinarne coraz bardziej kolidują z prawnym systemem •liwcujnności, że coraz wyraźniej ukazuje się ich wzajemna ul* pixy sta walność i że coraz bardziej konieczny staje się dyskurs |n ltii.it. s funkcję swoistego arbitra między nimi, to znaczy pewien hu I «| władzy i wiedzy, które uchodzą za neutralne, bo doczekały U Mukowej sakralizacji. I właśnie wciąż rosnące znaczenie

lin ilycyny świadczy nie tyle może o łączeniu się, co o wzajem-ii III ograniczaniu się i wymienianiu, albo o nieustannym zderza­niu K mechaniki dyscypliny i zasady prawa. Rozwój medycyny,

l

Page 24: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

48 Trzeba bronić społeczeństwa

ogólna medykalizacja zachowań, dyskursów, pragnień itd., po­wstaje na froncie, na którym ścierają się dwa heterogeniczne bloki dyscypliny i suwerenności.

Powstała więc taka sytuacja, że aby wystąpić przeciwko uzurpacjom mechaniki dyscyplinarnej i przeciwko umacnianiu się władzy związanej z dyskursem naukowym, nie mamy, jak się wydaje, innego wyjścia jak tylko, co z pozoru wygląda solidnie, odwołać się czy też powrócić do prawa zorganizowanego wokół pojęcia suwerenności, opartego na tej starej zasadzie. Co bowiem konkretnie robimy, kiedy chcemy coś zarzucić zasadom dyscyp­liny oraz związanym z nimi efektom władzy i wiedzy? Co robimy w życiu? Co robią związki zawodowe urzędników i inne or­ganizacje tego rodzaju? Czyż nie powołują się właśnie na prawo, na to sławne, formalne i burżuazyjne prawo, które jest w istocie prawem suwerenności? Myślę, że znaleźliśmy się jakby w ciasnej szyjce butelki i że nie można tak w nieskończoność funkcjono­wać: nie wystarczy odwołać się do suwerenności przeciwko dyscyplinie, aby ograniczyć efekty władzy dyscyplinarnej.

W rzeczywistości suwerenna władza i dyscyplina, legislacja, prawo suwerenności i mechaniki dyscyplinarne są dwiema ab­solutnie konstytutywnymi częściami ogólnych mechanizmów władzy w naszym społeczeństwie. Prawdę mówiąc, aby walczyć z dyscypliną, a raczej z władzą dyscyplinarną, w poszukiwaniu, jakiejś władzy niedyscyplinarnej, nie należy zwracać się w stronę starego prawa suwerenności, ale szukać nowego prawa, które miałoby charakter antydyscyplinarny, ale które byłoby zarazem wolne od zasady suwerenności.

Właśnie tutaj docieramy do pojęcia „represji", o którym będę może mówił następnym razem, chyba że będę miał już dość powtarzania ciągle tych samych rzeczy i od razu przejdę do spraw związanych z wojną. Jeżeli starczy mi ochoty i odwagi, omówią z wami pojęcie „represji", które w swoim powszechnym użyciu, jest, jak sądzę, podwójnie niedogodne, albowiem odwołuje się mętnie do pewnej teorii suwerenności, będącej ponoć teorią suwerennych praw jednostki, a z drugiej strony wprowadza do gry wszelkiej maści odniesienia psychologiczne przejęte z nauk o człowieku, to znaczy z dyskursów i z praktyk, które zakładaj ąj domenę dyscyplinarną. Sądzę, że pojęcie „represji", niezalezniq od krytycznego użytku, jaki chce się z niego robić, jest jeszcze pojęciem prawno-dyscyplinarnym i że w tej właśnie mierzea

z powodu tego swojego dwoistego odniesienia prawno-dyscypJJ

Wykład z 14 stycznia 1976 49

linarnego, zarazem do suwerenności i do normalizacji, jego krytyczne ostrze jest w punkcie wyjścia stępione, spaczone, zgniłe. Powiem wam o represji następnym razem, jeśli nie przejdę od razu do problemu wojny.

Page 25: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

WYKŁAD Z 21 STYCZNIA 1976

Teoria suwerenności i operatory dominacji. — Wojna jako analizator stosunków władzy. — Binarna struktura społeczeń­stwa. — Dyskurs historyczno-polityczny, dyskurs nieustającej wojny. — Dialektyka i jej kodyfikacje. — Dyskurs wałki ras i jego transkrypcje.

Poprzednim razem pożegnaliśmy się w pewien sposób z teorią Miiwerenności jako z teorią, która może, lub mogła, uchodzić za metodę analizy stosunków władzy. Chciałem wam pokazać, że prawniczy model suwerenności nie daje się, jak sądzę, zastosować do konkretnej analizy wielorakich stosunków władzy. Wydaje mi liç bowiem — streszczając to wszystko w kilku, dokładnie w trzech punktach — że teoria suwerenności nieuchronnie zmie-i/.a do ustanowienia czegoś, co nazwałbym cyklem, cyklem, którego początkiem i końcem jest podmiot, to znaczy do pokaza­nia, w jaki sposób podmiot — rozumiany jako jednostka wyposa­żona z przyrodzenia (to znaczy przez naturę) w pewne prawa, «dolności itd. — może i powinna stać się podmiotem rozumianym lym razem jako poddany, jako element podległy w stosunkach władzy. Suwerenność to teoria, która przechodzi od podmiotu do podmiotu, która określa stosunek polityczny między podmiotem I podmiotem. Po drugie, wydaje mi się, że teoria suwerenności w punkcie wyjścia przyjmuje istnienie rozmaitych władz nie będących władzami w politycznym tego słowa znaczeniu, ale zdolnościami, możliwościami, potencjami, i że może je uznać za Władze w politycznym sensie słowa tylko pod warunkiem, iż tymczasem między możliwościami i władzami ustanowi moment itondamentalnej i fundatorskiej jedności, będącej jednością wła­dzy. Mniejsza o to, czy ta jedność władzy przyjmuje oblicze monarchy, czy formę państwa; ważne jest, że właśnie z tej ludności wypływać będą rozmaite formy, aspekty, mechanizmy I Instytucje władzy. Wielość władz rozumianych jako władze

Page 26: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

52 Trzeba bronić społeczeństwu Wykład z 21 stycznia 1976 53

fimïntaW J f T ^ ' f u n k c J o n o w a ć ^Iko na gruncie tej ci r S J J i°SCI' kt°rą U S t a n a w i a t e o r i a S l i w e r e" a ' Wresz Próbuje r 7 o S ' ^ 3l•"" S ' Ç ' Z C t e ° r i a s u werenności pokazuje, n.™ tyle SoHniC ' W J a k l S P ° S Ó b W ł a d z a m o Ż e s i e "konstytuować P awomocnotZ V T ^ ? Z g ° d " i e Z P C W n ą M e n t a l n ą feTczvrS w ^ r d Z , e J . F 0 d S t a W O W ą n i Ż W s z e l k i e P ™ " , która poLaTa ôznv^ J U °gÓlrVeg(: P n W a W S Z y s t k i c h P r a w j która j S a c S p r a w o m f u n k c J °nować jako prawa. Inaczej ToTém w ï S U W

łe , ! n n 0 S C , t 0 C y k l W i ą ż ą c y P° d r a iot z pod-

Z Z T e S f r adflm1' P r a w o m o c n o ś ć * Prawem. Powiedz-rz'aleznoLTnH W ! u** imy SpOSÓb ~ i oczywiście L w t n a T f T h SchemftÓW t e o r e t y c ^ h , w jakich jest SoToweTiZT Z a k ł a d f J " z P ° d m i o t - Bierza do ufundowania

nośĆDodmTorw W,ęC P°trÓjną "lotność": pierwot, sci władzy k S 7 ™ " ^ ** P o d d a n y™; Pierwotność jedno, I ne k t ó t i " n a l e Y u e r u n t o w a ć ' f Pierwotność zasady praw-- o t o S H r e S p e k t 0 W a ć - P o d m i < * Jedność władzy i prawo ' sie teori^sZe" m e m ' f * e l e m e n t y ' m i ę d z y którymi rozgrywa uSndować M o " " 0 8 ' 1 ' *** T J e d n o c z e ś n ' " e zakłada i próbuje pcZciT Î S T " " ; ~~ u1017 j 6 d n a k b*de c h c i a ł za™ Sa^eSeTtóP±g a^a tyum' ?y P°kazać w a m ' w Jaki sposób S ' o t ^ °d ^ alb° C Z t e r e c h W i e k ó w P°sł"g«je się - c h o ć P w t d ï e T P S y C h 0 , 0 g / C Z n a ' t 0 Z n a c z y P ^ c i e " W

albo z frludo L t ' * ° n ° ^ ^ ^ Z freudyZmU

odczyrvwan?» " ^ ^ m U ~ W P ' S U J e s i ę w i s t o c i e w tradycję ISéZ tym cTH W t e r m m a C , h S U W e r e n n o ś c i - Ale musiałbym E DoorzesTan. ' " ^ ° k t Ó f y c h w i e l °krotnie już mówi-okù Ï K s t a n . T T tCJ U W Ï Z C ' Z mdzie*> ż e P° d koniec

powróric ^ C Z a S U ' b ę d Z i C m y m ° 8 H d 0 * < * s P^w

n i c h ^ S l ^ ^ f ' p r z y Ś w i e c a J ^ y " i zarówno w poprzed-wyzwolfć L i W ^ m r ° k U ' P ° l e g a n a t y m ' °y " i ł o w a ć S o t u t e d n ? W ł a d Z y ' W y W a Ć J ą 2 ^ Potrójnych kleszczy SegreŁntuT' ' *"*? •' W ^ SP°SÓb' Z 3 m i a S t f u n d a '^tal-s Z n t m i l u h S U W e r e ™ 0 S C 1 ' z d o b y ć na jaw coś, co nazwałbym S S I o p e r a t o r a m , dominacji. Teoria dominacji, wielu ™Sć7dlrT? S u w e r e n n o ś c i ' zna<*y tyle, że zamiast ZTvt^llliu ï ( a naVTCt ° d P°d™otów) i od elementów,

p o w b K t S y r e l a C J ^ d a W a l y S l ę j a k ° t a k i e lokalizować powinn,smy w y j s c raczej od samej relacji władzy, od stosunku

dominacji w jego faktyczności, rzeczywistości, skuteczności, i zobaczyć, jak sama ta relacja określa elementy, do których się odnosi. Nie pytać zatem podmiotów, jak, dlaczego, w imię jakiego prawa mogą godzić się na poddaństwo, ale pokazać, w jaki sposób przez faktyczne relacje poddawania powstają podmioty. Po drugie, chodziłoby o wydobycie stosunków do­minacji i o uwypuklenie ich wielości, ich rozmaitości, ich specyfiki lub ich wzajemnej przekladalnosci.frVie o to zatem, by szukać czegoś w rodzaju suwerennego źródła władzy, lecz, przeciwnie, o to, by pokazać, w jaki sposób rozmaite operatory dominacji opierają się na sobie nawzajem, odsyłają jedne do drugich, jak w pewnej ilości przypadków wzajemnie się wzmac­niają, a w innych wypadkach przeciwstawiają się sobie albo usiłują się wzajemnie anulowaćJfclie chcę oczywiście powiedzieć, że nie istnieją wielkie aparatywładzy albo że nie można ich uchwycić i opisać. Myślę jednak, że takie aparaty funkcjonują /.awsze na gruncie tych układów {dispositifs) dominacji. Mówiąc konkretnie, można oczywiście opisać aparat szkolnictwa albo ogół aparatów nauczania w danym społeczeństwie, ale sądzę, że dadzą się one skutecznie zanalizować tylko pod warunkiem, że nie będziemy ich ujmować jako globalnej całości, że nie zechcemy ich bezpośrednio wywieść z czegoś takiego jak pań­stwowa jedność suwerennej władzy, ale spróbujemy zobaczyć, jak one działają i jak się wspierają na wielu rozmaitych te­chnikach ujarzmiania, poddawania, podporządkowywania (dziec­ka w stosunku do dorosłego, potomstwa w stosunku do rodziców, ignoranta w stosunku do uczonego, ucznia w stosunku do na­uczyciela, rodziny w stosunku do administracji itd.), na podstawie których aparat może dopiero określić pewne globalne strategie. Wszystkie te mechanizmy i operatory dominacji tworzą faktyczną podstawę, na której opiera się ów globalny aparat, jakim jest system szkolnictwa. Innymi słowy, chodzi o to, by w strukturach władzy widzieć globalne strategie, które zakładają i wykorzystują lokalne taktyki dominacji.

Wreszcie, po trzecie, wydobywanie na jaw raczej stosunków dominacji niż źródła suwerennej władzy znaczy, że nie usiłujemy ujmować tych stosunków od strony ich fundamentalnej prawo­mocności, lecz, przeciwnie, że szukamy technicznych narzędzi zapewniających ich funkcjonowanie. Tak więc, streszczając — aby sprawę tę przynajmniej tymczasowo jeśli nie zamknąć,

przynajmniej w przybliżeniu wyjaśnić —.sądzę, że zamiast

Page 27: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

54 Trzeba brunie społeczeństwa

potrójnej uprzedniości prawa, jedności i podmiotu — na której opiera się teoria suwerenności jako źródła władzy i fundamentu instytucji — trzeba spojrzeć na problem z troistego punktu widzenia faktyczności technik, heterogeniczności technik oraz ich skutków, prowadzących do ujarzmienia, do wytworzenia podleg­łości i sprawiających, że mechanizmy dominacji stają się rzeczy­wistą osnową stosunków władzy i wielkich aparatów władzy. Wytwarzanie podmiotów-poddanych raczej niż geneza suwerena — oto nasz ogólny temat. Ale jeżeli jasne jest, że to właśnie stosunki dominacji powinny otwierać dostęp do analizy władzy, jak można przeprowadzić analizę [codziennych] stosunków domi­nacji? Jeśli prawdą jest, że badać trzeba dominację — a raczej różne dominacje, operatory dominacji — a nie suwerenność, jak można się posuwać po drodze analizy tych stosunków dominacji? W jakiej mierze stosunek dominacji daje się sprowadzić do albo przełożyć na pojęcie stosunku sił? I na ile stosunek sił można sprowadzić do stosunku wojny?

Oto rodzaj wstępnego problemu, którym chciałbym się trochę zająć w tym roku: czy wojna stanowi rzeczywiście odpowiednią perspektywę do analizy stosunków władzy i czy dostarcza mat­rycy technik dominacji? Powiecie mi, że nie można w punkcie wyjścia utożsamiać stosunków sił ze stosunkami wojennymi. Oczywiście. Ale będę to rozważał po prostu jako przypadek skrajny, w tej mierze, w jakiej wojna może uchodzić za punkt maksymalnego natężenia, w którym stosunki sił ujawniają się niejako w swej nagości. Czy stosunek władzy jest w gruncie rzeczy stosunkiem bitewnym, walką na śmierć i życie, wojną? Czy pod powłoką pokoju, porządku, bogactwa, autorytetu władzy, pod pozorem spokojnego ładu subordynacji, państwa, aparatów państwowych, praw itd., powinniśmy założyć i odkryć coś w ro­dzaju pierwotnej i permanentnej wojny? To pytanie chciałbym postawić na początku, nie zapominając o całej serii innych, jakie trzeba będzie zadać, którymi spróbuję się zająć w następnych latach, a spośród których można tu przywołać — w ramach wstępnego rozeznania — pytania następujące: czy fakt wojny rzeczywiście można i powinno się uważać za pierwotny w stosun­ku do innych relacji (relacji nierówności, asymetrii, podziału pracy, stosunków wyzysku itp.)? Czy zjawiska antagonizmu, rywalizacji, konfliktu, walki między jednostkami, gr- ami lub klasami mogą i powinny zostać włączone w ów ogó j mecha­nizm, w tę ogólną formę, jaką jest wojna? A także: czy pojęcia

Wykład z 21 stycznia 1976 55

związane z tym, co w XVIII i jeszcze w XIX wieku nazywano sztuką wojenną (strategia, taktyka itp.), mogą same przez się stanowić odpowiednie i wystarczające narzędzie do analizy sto­sunków władzy? Można się zastanawiać i trzeba się będzie zastanowić także nad tym, czy instytucje wojskowe oraz otaczają­ce je praktyki — i, ogólniej mówiąc, wszystkie środki wykorzys­tywane do prowadzenia wojny — są w mniejszym lub większym stopniu, bezpośrednio lub pośrednio, jądrem instytucji politycz­nych. Wreszcie podstawowe pytanie, które chciałbym zadać w tym roku, brzmi: jak, od kiedy i dlaczego zaczęto dostrzegać lub wyobrażać sobie, że to właśnie wojna podtrzymuje stosunki władzy i rozgrywa się w ich obrębie? Od kiedy, jak, dlaczego wyobrażono sobie, że pokój jest podszyty pewnym rodzajem nieustannej walki i że ostatecznie ład państwowy — w swojej podstawie, w swej istocie, w swoich istotnych mechanizmach — jest porządkiem bitewnym? [...] Kto zauważył wojnę między wierszami pokoju; kto w harmidrze, w zamęcie wojny, w błocie batalii, poszukiwał zasady pozwalającej zrozumieć porządek, państwo, jego instytucje i jego historię?

Właśnie na to pytanie spróbuję jakoś odpowiedzieć na najbliż­szych wykładach, a może będę to robił aż do końca roku. W gruncie rzeczy to pytanie można sformułować bardzo prosto i właśnie w takiej postaci zadałem je najpierw sobie samemu: „Kto tak naprawdę wpadł na pomysł, by odwrócić zasadę Clause-witza, komu przyszło do głowy pytanie: możliwe, że wojna to polityka prowadzona za pomocą innych środków, ale czy sama polityka nie jest wojną prowadzoną innymi metodami?". Sądzę zresztą, że problem polega nie tyle na tym, by dowiedzieć się, kto odwrócił maksymę Clausewitza, ile na tym, by poznać maksymę, która została odwrócona przez samego Clausewitza, a raczej kto sformułował zasadę, którą Clausewitz odwrócił, kiedy powie­dział: „Koniec końców wojna jest tylko polityką prowadzoną innymi metodami". Sądzę bowiem, że w rzeczywistości — co postaram się dalej wykazać — zasada, zgodnie z którą polityka to wojna prowadzona innymi metodami, jest o wiele wcześniejsza od zasady Clausewitza, który po prostu odwrócił tego rodzaju tezę, jednocześnie mętną i precyzyjną, krążącą od XVII i XVIII wieku.

Zatem polityka to wojna prowadzona z użyciem innych środków. W tezie tej — w samym istnieniu tej tezy, wcześniejszej od Clausewitza — tkwi rodzaj historycznego paradoksu. Można

Page 28: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

56 Trzeba bronić społeczeństwa

bowiem powiedzieć, schematycznie i trochę prostacko, że w cią­gu całego Średniowiecza i na progu epoki nowożytnej, wraz ze wzrostem gospodarczym i rozwojem państw, praktyki i instytucje wojenne uległy bardzo wyraźnej, bardzo widocznej ewolucji, którą można scharakteryzować tak: wojenne praktyki i instytucje zaczęły się coraz bardziej skupiać w rękach władzy centralnej; stopniowo doszło do tego, że de facto albo de iure tylko władze państwowe mogły wypowiadać wojny i manipulować narzędzia­mi wojennymi; w rezultacie nastąpiła etatyzacja wojny. Jedno­cześnie, i właśnie z powodu tej etatyzacji, z ciała społecznego, ze stosunków między jednostkami i między grupami, zaczęło znikać to, co można by nazwać wojną dnia codziennego, co faktycznie nazywano „prywatną wojną". Wojny, praktyki wojenne, instytu^ cje wojenne coraz wyraźniej istnieją już tylko na granicach, na zewnętrznych granicach wielkich jednostek państwowych, jako stosunek faktycznej lub możliwej przemocy między państwami. Ale całe ciało społeczne zostaje powoli oczyszczone z tych wojowniczych stosunków, jakie nieustannie wstrząsały nim w okresie Średniowiecza.

Wreszcie za sprawą tej etatyzacji, w związku z faktem, że wojna stała się niejako praktyką funkcjonującą już tylko na zewnętrznych granicach państwa, zaczęła się ona stawać zawodom wym i technicznym przywilejem starannie wydzielonego i koni (rolowanego aparatu militarnego. Na tym, z grubsza biorąc^ polegało pojawienie się armii jako instytucji, która w gruncia, rzeczy nie istniała jako taka w Średniowieczu. Dopiero u schyłkij Średniowiecza powstaje państwo wyposażone w instytucje woj^ skowe, które zajmują miejsce codziennej, globalnej praktykjj wojennej i społeczeństwa stale przenikanego przez stosunki wo­jenne. Do tej ewolucji trzeba będzie powrócić, ale myślę, że jużj teraz można przyjąć jej istnienie przynajmniej tytułem wstępnej hipotezy historycznej.

W czym jednak tkwi paradoks? Paradoks pojawia się właśnie, wraz z tą transformacją (a może zaraz potem). Kiedy wojn^| została zepchnięta do granic państwa, jednocześnie scentralizoi wana w swojej praktyce i stłumiona, pojawił się pewien nowy, dziwny dyskurs. Nowy przede wszystkim dlatego, że, jak sądzę,, był to pierwszy dyskurs historyczno-polityczny na temat społe^ czeństwa, który okazał się bardzo odmienny od dyskursu filozoi ficzno-prawniczego, jaki zwykle do tej pory uprawiano. I ów dyskurs historyczno-polityczny, który się wówczas pojawił, był;

Wykład z 21 stycznia 1976 57

zarazem dyskursem o wojnie rozumianej jako stała relacja spo­łeczna, jako nieusuwalne podłoże wszystkich stosunków i wszyst­kich instytucji władzy. Kiedy narodził się ten dyskurs o wojnie jako podłożu stosunków społecznych? Wydaje mi się symptoma­tyczne, że — jak postaram się pokazać — pojawił się on po zakończeniu szesnastowiecznych wojen domowych i religijnych. Nie powstał więc wcale jako rejestracja lub analiza wojen domowych. Natomiast jest już jeśli nie ukonstytuowany, to przynajmniej jasno sformułowany na początku wielkich walk politycznych w XVII-wiecznej Anglii, w momencie angielskiej rewolucji mieszczańskiej. Pojawia się następnie we Francji, pod koniec XVII wieku, u schyłku panowania Ludwika XIV, w in­nych walkach politycznych — powiedzmy w walkach ariergardy, jakie francuska arystokracja toczyła z monarchią absolutną i ad­ministracyjną. Jest to więc, jak widzicie, dyskurs od początku dwuznaczny, bo z jednej strony, w Anglii, stał się jednym z narzędzi walki, polemiki i organizacji politycznej grup miesz­czaństwa, drobnej burżuazji, ewentualnie nawet ludu, organizują­cych się przeciwko monarchii absolutnej. Z drugiej zaś strony był dyskursem arystokracji występującej przeciwko tej samej monar­chii. Wśród ludzi, którzy ten dyskurs uprawiali, trafiamy często na nazwiska nieznane, a jednocześnie bardzo różnorodne, bo w Anglii znajdujemy tu takich ludzi, jak Edward Coke16 lub John Lilburne17, którzy reprezentują ruch ludowy, a we Francji takich, jak Boulainvilliers18, Freret19 albo jak ów szlachcic z Masywu

16 Podstawowe pisma E. Cooke'a to: A Book of Entries, London 1614; Commentaries on Littleton, London 1628; A Treatise of Bail and Mainprize, London 1635; Institutes of the Laws of England, London, t. I: 1628; t. II: 1642; t. III-IV: 1644; Reports, London, t. I-XI: 1600-1615; t. XII: 1656; t. XIII: 1659. Na temat Cooke'a zob. dalej, wykład z 4 lutego.

17 Na temat Johna Lilburne'a zob. tamże. IH Na temat H..Boulainvilliersa zob. dalej, wykłady z 11, 18 i 25

lutego. 19 Większość dzieł N. Frereta była początkowo opublikowana

w Mémoires de l'Académie des Sciences. Następnie zostały zebrane w jego Œuvres completes, t. I-XX, Paris 1796-1799. Zob. m.in.: De l'origine des Français et de leur établissement dans la Gaule (t. V); Recherches historiques sur les moeurs et le gouvernement des Français, dans les divers temps de la monarchie (t.VI); Réflexions sur l'étude des anciennes histoires et sur le degré de certitude de leurs preuves (t. VI); Vue générales sur l'origine et sur le mélange des anciennes nations et sur

Page 29: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

58 Trzeba bronić społeczeństwa

Centralnego, który nazywał się hrabią d'Estaing20. Następnie uprawiał go Sieyès21, ale także Buonarroti22, Augustin Thierry23

lub Courtet24. A w końcu znajdujemy go u rasistowskich bio­logów, eugeników itd. z końca XIX wieku. Jest to dyskurs wyrafinowany, uczony, erudycyjny, uprawiany przez ludzi o za­czerwienionych oczach i palcach pokrytych kurzem, ale też —jak zobaczycie — dyskurs, który miał na pewno ogromną ilość ludowych i anonimowych słuchaczy. Co ten dyskurs mówi? Cóż, myślę, że w pierwszym rzędzie mówi tyle: w przeciwieństwie do tego, co głosi teoria filozoficzno-prawna, władza polityczna nie zaczyna się wtedy, kiedy ustaje wojna. Organizacja, prawna struktura władzy, państw, monarchii, społeczeństw nie znajduje swojej zasady tam, gdzie milknie szczęk oręża. Wojna nie została zażegnana. Po pierwsze, oczywiście wojna przyświecała narodzi­nom państw: prawo, pokój, ustawy zrodziły się z bitewnej krwi i błota. Ale przez to nie należy rozumieć wyidealizowanych walk i rywalizacji, jakie wyobrażali sobie filozofowie czy prawnicy; nie chodzi tu o rodzaj teoretycznego stanu dzikości. Prawo nie rodzi się z natury, u źródeł, z których pili pierwotni pasterze; prawo rodzi się z rzeczywistych bitew, zwycięstw, masakr,

la manière d'en étudier l'histoire (t. XVIII); Observations sur les Mérovingiens (t. XX). Na temat Frereta zob. dalej, wykład z 18 lutego.

2" Joachim comte d'Estaing, Dissertation sur la noblesse d'extraction et sur les origines des fiefs, des surnoms et des armoiries, Paris 1690.

21 Foucault opiera się zasadniczo, w swoim wykładzie z 10 marca (dalej), na dziele E.-J. Sieyèsa, Qu'est-ce que le Tiers-État?, 1789 (zob. późniejsze wydania tego tekstu: PUF, Paris 1982 i Flammarion, Paris 1988).

22 Por. F. Buonarroti, Conspiration pour l'égalité, dite de Babeuf, suivie du procès auquel elle donna lieu et des pieces justificatives, t. I-II, Bruxelles 1828.

23 Dzieła historyczne Augustina Thierry'ego, do których odwołuje się Foucault, zwłaszcza w wykładzie z 10 marca, są następujące: Vues des révolutions d'Angleterre, Paris 1817; Histoire de la conquête de l'Ang­leterre par les Normands, de ses causes et de ses suites jusqu 'à nos jours, Paris 1825; Lettres sur l'histoire de France pour servir d'introduction à l'étude de cette histoire, Paris 1827; Dix ans d'études historiques, Paris 1834; Récits des temps mérovingiens, précédés de Considérations sur l'histoire de France, Paris 1840; Essai sur l'histoire de la formation et des progrès du Tiers-État, Paris 1853.

24 Z prac A.V. Courtet de l'Isle zob. zwłaszcza La Science politique fondée sur la science de l'homme, Paris 1837.

Wykład z 21 stycznia 1976 59

podbojów, które mają swoją datę i swojego krwawego bohatera; prawo rodzi się ze spalonych miast, ze spustoszonych ziem; rodzi się z opiewanej krwi niewinnych, którzy konają, kiedy wstaje dzień.

Ale nie znaczy to, że społeczeństwo, prawo i państwo ozna­czają jakby zawieszenie broni w tych wojnach albo że stanowią ostateczne usankcjonowanie zwycięstw. Prawo nie jest pacyfika­cją, bo pod powierzchnią prawa, wewnątrz wszystkich, nawet najbardziej regularnych mechanizmów władzy nadal szaleje woj­na. To wojna jest motorem instytucji i porządku: we wszystkich trybach pokoju toczy się głucha wojna. Inaczej mówiąc, pod przykrywką pokoju trzeba odszyfrować wojnę, bo właśnie wojna jest szyfrem pokoju. Znajdujemy się więc w stanie wojny jednych z drugimi; bitewny front przecina całe społeczeństwo, ciągle i permanentnie, i ten front każdego z nas umieszcza w jednym bądź drugim obozie. Nie istnieje neutralny podmiot. Każdy jest z konieczności czyimś przeciwnikiem.

Społeczeństwo ma strukturę binarną. Widzicie, że rysuje się tu coś, do czego spróbuję wrócić i co jest bardzo ważne. Wielka piramidalna struktura ciała społecznego, proponowana przez Śre­dniowiecze albo przez teorie polityczno-filozoficzne, obraz potęż­nego organizmu na modłę ludzkiego ciała, proponowany przez llobbesa, a także obraz organizacji trylogicznej (podział na trzy •tany), odpowiadający Francji (a do pewnego stopnia także niektórym innym krajom europejskim), przez długi czas kształ­tujące pewną ilość dyskursów, a w każdym razie większość Instytucji, zostają zastąpione — niezupełnie po raz pierwszy, ale po raz pierwszy z precyzyjnym odniesieniem historycznym — bi­narną koncepcją społeczeństwa. Istnieją dwie grupy, dwie katego-lie jednostek, dwie stojące naprzeciw siebie armie. I pod płasz­czem zapomnienia, iluzji, kłamstw, które próbują nam wmówić, tjc istnieje jakiś trzeci stan, jakaś piramida podporządkowania •Ibo jakiś organizm, pod tymi kłamstwami usiłującymi nam Wmówić, że ciałem społecznym rządzą albo konieczności natural­ne, albo wymogi funkcjonalne, trzeba odnaleźć wciąż trwającą Wojnę, wojnę ze wszystkimi jej przypadkami i perypetiami. Trzeba odnaleźć wojnę — dlaczego? Ano dlatego, że ta dawna Wojna jest wojną [...] permanentną. Powinniśmy być erudytami bilew, ponieważ wojna się nie skończyła, ponieważ decydujące l)itwy są jeszcze przed nami i ponieważ decydującą bitwę musimy Wygrać. To znaczy, że stojący przed nami wrogowie ciągle nam

Page 30: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

so Trzeba bronić społeczeństwa Wykład z 21 stycznia 1976 61

zagrażają i nie będziemy mogli położyć kresu wojnie przez coś takiego jak pojednanie albo pacyfikacja, ale tylko wtedy, kiedy faktycznie zwyciężymy.

Oto wstępna charakterystyka, oczywiście jeszcze bardzo płyn­na, tego rodzaju dyskursu. Myślę jednak, że już na tej podstawie można zrozumieć, dlaczego jest on tak ważny: dlatego mianowi­cie, że, jak mi się zdaje, jest pierwszym dyskursem w społeczeń­stwie zachodnim od czasów Średniowiecza, który można nazwać dyskursem historyczno-politycznym w ścisłym sensie. Przede wszystkim z tego powodu, że podmiot, który w tym dyskursie przemawia, który mówi ,ja" albo „my", nie może, i zresztą wcale się o to nie stara, zajmować pozycji prawnika albo filozofa, to znaczy pozycji uniwersalnego, totalizującego lub neutralnego podmiotu. W tej ogólnej walce, o której mowa, ten, kto mówi, kto mówi prawdę, kto opowiada historię, kto odświeża pamięć i poko­nuje zapomnienie, ten ktoś należy nieuchronnie do jednego albo do drugiego obozu: prowadzi bitwę, ma przeciwników, pracuje na rzecz partykularnego zwycięstwa. Oczywiście uprawia też dys­kurs prawa, podkreśla znaczenie prawa, domaga się go. Ale tym, czego się domaga i czego znaczenie podkreśla, są ,jego" prawa j — „to nasze prawa", powiada, prawa szczegółowe, silnie na­znaczone przez stosunek własności, przez podbój, przez zwycięst­wo, przez przyrodę. Będzie to prawo jego rodu albo jego rasy, prawo wyższości lub prawo uprzedniości, prawo triumfalnych inwazji, prawo ostatnich podbojów albo tych sprzed tysiąca lat. W każdym razie chodzi o prawo zarazem zakotwiczone w historii i przesunięte w stosunku do centrum prawniczej uniwersalności. I jeżeli ów podmiot, który mówi o prawie (a raczej o swoich prawach), mówi zarazem o prawdzie, również ta prawda nie jest powszechną prawdą filozofa. Nie ulega wątpliwości, że ten dyskurs o powszechnej wojnie, ten dyskurs, który próbuje odkryć wojnę pod pokojem, zamierza opowiedzieć o całości zmagań i odtworzyć globalny przebieg wojny. Ale nie jest z tego powodu dyskursem całości lub neutralności; zawsze pozostaje dyskursem perspektywicznym. Całość ujmuje jedynie z boku, przecinając ją i przeszywając swoim punktem widzenia. Znaczy to, że prawda jest prawdą, która może się odsłonić tylko z jego pozycji bojowej, tylko w świetle upragnionego zwycięstwa, niejako na granicy przetrwania mówiącego podmiotu.

Dyskurs ten ustanawia fundamentalną więź między stosun­kami sił i relacjami prawdy. To znaczy, że związek prawdy

z pokojem, z neutralnością, z tą środkową, medialną pozycją, która, jak pokazał Jean-Pierre Vernant25, była, przynajmniej od pewnego momentu, konstytutywna dla myśli greckiej, zostaje tu rozerwany. W dyskursie tego rodzaju prawdę można wypo­wiedzieć właśnie dlatego, że należy się do pewnego obozu. Właśnie przynależność do obozu — do miejsca leżącego poza centrum — pozwoli odszyfrować prawdę, odrzucić złudzenia i błędy, które pozwalają nam wmówić — za pomocą których przeciwnik chce nam wmówić — że znajdujemy się w świecie uporządkowanym i pokojowym. „Im dalej jestem od centrum, tym lepiej widzę prawdę; im bardziej podkreślam stosunek sił, im zacieklej walczę, tym skuteczniej, w tej perspektywie walki, przetrwania lub zwycięstwa, odsłania się przede mną prawda". I odwrotnie, jeżeli stosunek sił wyzwala prawdę, prawda z kolei wyłoni się tylko o tyle, i tylko o tyle się jej poszukuje, o ile będzie mogła stać się faktyczną bronią w sto­sunku sił. Prawda albo daje siłę, albo burzy równowagę, podkreśla brak symetrii i ostatecznie sprawia, że zwycięstwo przechyla się raczej na jedną niż na drugą stronę: prawda jest dodatkową siłą, która odsłania się tylko na gruncie stosunku sił. Istotowy związek prawdy ze stosunkiem sił, z asymetrią, z porzuceniem środka, z walką, z wojną, jest wręcz wpisany w ten typ dyskursu. Od czasu filozofii greckiej pokojowa uniwersalność może sobie zakładać dyskurs filozoficzno-praw-ny, ale jest ona tu dogłębnie kwestionowana albo po prostu cynicznie ignorowana.

Mamy zatem dyskurs historyczny i polityczny — który pretenduje do prawdy i do bycia w prawie, wychodząc od stosunku sił i pragnąc ów stosunek rozwinąć, a w konsekwencji wyłączając mówiący podmiot — podmiot, który mówi o prawie i który szuka prawdy — z prawno-filozoficznej uniwersalności. Rola tego, kto mówi, nie jest więc rolą ustawodawcy albo filozofa utojącego między obozami, apelującego o pokój i zawieszenie

2 5 Zob. J.-P. Vernant, Les Origines de la pensée grecque, PUF, Paris 1965 (zwłaszcza rozdział VII i VIII) [Źródła myśli greckiej, przełożył Jerzy Szacki, Słowo/Obraz Terytoria, Gdańsk 1996 — przyp. tłum.]; tsgoż, Mythe et Pensée chez les Grecs. Etudes de psychologie historique, éditions du Seuil, Paris 1974; J.-P. Vemant i P. Vidal-Naquet, Mythe et Tragédie en Grèce ancienne, La Découverte, Paris 1972 (zwłaszcza Ki/dział III).

Page 31: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

62 Tneha branle1 spnleczeńitwa

broni z pozycji, o której marzył już Solon i jeszcze Kant26. Stanąć między przeciwnikami, pośrodku albo wyżej, każdemu narzucić ogólne prawo i ufundować porządek, który ich pojedna — bynaj­mniej nie o to tu chodzi. Chodzi raczej o to, by ustanowić prawo naznaczone asymetrią, by ufundować prawdę związaną ze stosun­kiem sił, prawdę-oręż i prawo szczegółowe. Mówiący podmiot jest podmiotem nie powiem nawet: polemicznym, lecz wojują­cym. Jest to właśnie jeden z podstawowych powodów, dla których ten typ dyskursu jest ważny i wprowadza niewątpliwe rozdarcie w dyskurs prawdy i prawa rozwijany od tysiącleci, od ponad tysiąclecia.

Po drugie, jest to dyskurs, który obala wartość równowagi, tradycyjne bieguny zrozumiałości, i który postuluje, domaga się wyjaśnienia od dołu. Ale wyjaśnienie wychodzące od dołu nieko­niecznie jest najjaśniejsze i najprostsze. Wyjaśnienie od dołu jest również wyjaśnieniem najbardziej mętnym, najbardziej niejas­nym, najbardziej bezładnym, najbardziej narażonym na przypa­dek; albowiem tym, co ma uzyskać rangę zasady wyjaśniającej społeczeństwo i jego widzialny porządek, jest zamęt wojny, namiętności, nienawiści, złości, pretensji, goryczy; jest to również mrok przypadków, zbiegów okoliczności, wszystkich najdrob-

M Co się tyczy Solona (zob. zwłaszcza fragment 16, wyd. Diehl), odsyłamy do analizy „miary", jaką Foucault rozwinął w ramach swoich wykładów w Collège de France w roku akademickim 1970-1971 w zwią­zku z Wolą wiedzy. Co się tyczy Kanta, poprzestaniemy na odesłaniu do What is Enlightenment, Qu 'est-ce que les Lumières? (w: Foucault, Dits et Écrits, dz. cyt., t. IV, nr 339 i 351) oraz do jego wykładu z 27 maja 1978 roku, wygłoszonego w Société française de Philosophie, opublikowanegol pod tytułem: Qu 'est-ce que la critique? („Bulletin de la Société française1

de Philosophie", kwiecień-czerwiec 1990, s. 35-63. Z dzieł Kanta por. Zum ewigen Fńeden; ein philosophischer Enwurf, Kónigsberg 1795; zob, w szczególności drugie wydanie z 1796 roku, w: Werke in zwôlf Bàndent Insel Verlag, Frankfurt am Main 1968, t. Xl, s. 191-251; Der Streit der Fakultâten in drei Abschnitten, Kónigsberg 1798, w: tamże, s. 261-393 (tłum. franc: Projet de paix perpétuelle i Le Conflit des facultés, w: Kant, Œuvres philosophiques, Gallimard, Paris 1986, t. III. [Projekt wieczys^ tego pokoju, w 220-lecie wydania pracy Kanta, Wydawnictwo Polskiego Towarzystwa Filozoficznego, Warszawa 1995 — przyp. tłum.] Foucault posiadał dzieła zebrane Kanta w wydaniu Ernsta Cassirera (Bruna Cassirer, Berlin 1912—1922) i pracę Ernsta Cassirera Kants Leben und Lehre, Berlin 1921.

Wykład z 21 stycznia 1976 63

niejszych wydarzeń, które składają się na klęski i zapewniają zwycięstwa. W gruncie rzeczy dyskurs ten domaga się, aby eliptyczny bóg wojny oświetlił długie dni porządku, pracy, pokoju, sprawiedliwości. Bitewna furia ma zdać sprawę ze spoko­ju i ładu.

Co więc uznaje się tu za zasadę historii?* Przede wszystkim serię surowych faktów, faktów, które można wręcz nazwać fizyczno-biologicznymi: sprawność fizyczna, siła, energia, roz­mnożenie się jednej rasy, słabość innej itd.; serię przypadków, a w każdym razie kontyngencji, zdarzeń niekoniecznych: klęsk, zwycięstw, udanych lub nieudanych buntów, udanych lub nieuda­nych spisków albo sojuszy; wreszcie wiązkę elementów psycho­logicznych i moralnych (odwaga, strach, pogarda, nienawiść, zapomnienie itd.). Splot ciał, namiętności i przypadków: oto, co w tym dyskursie stanowi stałą materię historii i społeczeństw. I dopiero nad tą materią ciał, przypadków i namiętności, nad masą lego mrocznego i nierzadko krwawego rojowiska, wznosi się coś kruchego i powierzchownego, rosnąca racjonalność obliczeń, strategii, podstępów; racjonalność technicznych procederów słu­żących utrzymaniu zwycięstwa, pozornemu uciszeniu wojny, zachowaniu lub odwróceniu stosunków sił. Jest to więc racjonal­ność, która, w miarę jak się rozwija i wznosi, staje się w gruncie rzeczy coraz bardziej abstrakcyjna, coraz bardziej związana ze «łabością i ze złudzeniem, ale też z chytrością i złośliwością tych, którzy, odniósłszy na razie zwycięstwo i zdobywszy lepszą pozycję w stosunkach dominacji, mają interes w tym, by już ich nie kwestionować.

Mamy więc w tym schemacie eksplikacyjnym wznoszącą się OŚ, która moim zdaniem bardzo się różni w wyznaczanych przez liebie wartościach od osi tradycyjnej. U podstawy tej osi znajduje lic zasadnicza i permanentna irracjonalność, irracjonalność bru­talna i naga, ale w której rozbłyskuje prawda; a dalej, w wyższych partiach, mamy kruchą, tymczasową racjonalność, zawsze skom­promitowaną i związaną z iluzją i ze złą wolą. Rozum znajduje się po stronie chimery i podstępu, po stronie złych; z drugiej strony, na drugim końcu osi, mamy elementarną brutalność: zbiór ges­tów, czynów, namiętności, nagiej i cynicznej agresji; mamy lnutalność, ale ta brutalność leży po stronie prawdy. Prawda łączy

* W rękopisie po „historii" czytamy jeszcze „i prawa". (Przyp. wyd. I I )

Page 32: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

64 Trzeba bronić społeczeństwa Wykład z 21 stycznia I'J 76 65

się więc z nierozumem i brutalnością, a rozum ze złudzeniem i złośliwością: jest to dokładne przeciwieństwo dotychczasowego dyskursu wyjaśniającego prawo i historię. Wysiłek eksplikacyjny tego dyskursu polegał na tym, by ze wszystkich powierzchow­nych i gwałtownych przypadków związanych z błędem wydobyć pewną fundamentalną i stałą racjonalność, która z istoty wiązała­by się ze sprawiedliwością i z dobrem. [W dyskursie politycz-j no-historycznym] doszło zatem, jak sądzę, do odwrócenia tej eksplikacyjnej osi prawa i historii.

Trzeci ważny aspekt tego typu dyskursu, który chciałbym; trochę zbadać w tym roku, polega na tym, że, jak widzicie, jest to dyskurs, który w całości rozwija się w wymiarze historycznym^ Zanurza się w historii, która nie ma brzegów, która nie ma końca, ni granic. W takim dyskursie nie chodzi o to, by pospolity zamę| historii potraktować jak powierzchowną daną, w którą trzebal następnie wprowadzić ład i kilka stabilnych, podstawowych zasad; nie chodzi o to, by osądzać niesprawiedliwe rządy, naduży| cia i akty przemocy, odnosząc je do pewnego idealnego schemata (którym byłoby prawo naturalne, wola Boga, fundamentalna! zasady itp.). Chodzi, przeciwnie, o to, by pod formami ustanowioi nej sprawiedliwości, narzuconego ładu, przyjętych instytucji od^ kryć i określić zapomnianą przeszłość rzeczywistych walk, fak-i tycznych zwycięstw, klęsk, które zostały może zamaskowane, alei które są nadal głęboko wryte w rzeczywistość. Chodzi o to, bj w kodach odnaleźć zaschłą krew, to znaczy nie poszukiwać poź| ulotnością historii absolutu prawa, nie odnosić historycznej względności do absolutu zasad albo prawdy, ale by pod stabilnośa cią prawa odkryć nieskończoność historii, pod formułą ustawjj — krzyki wojny, pod równowagą sprawiedliwości — asymetria sił. W polu historycznym, którego nie można nawet nazwał względnym, bo nie pozostaje w relacji do żadnego absolutu^ nieskończoność historii staje się niejako „bezwzględna": nieskoń* czoność wiecznego rozpływania się w mechanizmach i wydarzej niach, które mają naturę siły, władzy i wojny.

Powiecie mi — i myślę, że jest to jeszcze jeden powód, dla którego ten dyskurs jest ważny — powiecie mi, że jest to bez] wątpienia dyskurs smutny i czarny, dyskurs, jaki lubią możej nostalgiczni arystokraci albo biblioteczni uczeni. W rzeczywisto! ści od początku i aż do późnego XIX, a nawet do XX wieki! dyskurs ten znajdował również oparcie w bardzo tradycyjnyclj formach mitycznych i często się do nich odwoływał. Bo w końcu

dobrze widać, w jaki sposób mógł się on wiązać (i, jak zobaczy­cie, w jaki sposób faktycznie się wiązał) z całą wielką mitologią: [utracony wiek wielkich przodków, bliskie nadejście nowych czasów i tysiącletniego rewanżu, nastanie nowego królestwa, które zetrze dawne klęski]27. W mitologii tej opowiada się o wspaniałych zwycięstwach olbrzymów, które zostały powoli zapomniane i przysypane kurzem, o zmierzchu bogów, o zranio­nych albo zabitych herosach i o królach uśpionych w niedostęp­nych jaskiniach. Mamy tu również wątek praw i dóbr należących niegdyś do pierwotnej rasy, a następnie odebranych przez chyt­rych najeźdźców; wątek ukrytej wojny, która ciągle trwa; wątek spisku, który trzeba zawiązać, aby tę wojnę ożywić i przepędzić najeźdźców lub wrogów; wątek słynnej bitwy, która ma się odbyć jutrzejszego poranka i która odwróci w końcu siły, z odwiecznych przegranych czyniąc zwycięzców, ale zwycięzców, którzy nie będą znać miłosierdzia. W ten sposób w ciągu całego Średnio­wiecza, ale też później, p tematem nieustającej wojny splata się wielka nadzieja na dzień zemsty, czekanie na imperatora dni ostatnich, na dux novus, na nowego przywódcę, nowego przewod­nika, nowego Fiihrera; idea piątej monarchii albo trzeciego cesarstwa, albo trzeciego Reichu, który będzie jednocześnie bestią Apokalipsy i wybawicielem biedako^ To powrót Aleksan­dra zagubionego w Indiach; to powrót, tak długo wyglądany w Anglii, Edwarda Wyznawcy; to Karol Wielki, uśpiony w swo­im grobowcu, który obudzi się, by wszcząć na nowo sprawiedliwą wojnę; to dwaj Fryderykowie, Fryderyk Barbarossa i Fryderyk II, którzy czekają w jaskini na przebudzenie się swojego ludu i swojego cesarstwa; to król Portugalii, zagubiony w afrykańskich piaskach, który powróci na nową bitwę, na nową wojnę i na nowe zwycięstwo, tym razem ostateczne.

Dyskurs o wiecznej wojnie nie jest więc tylko smętnym wymysłem kilku intelektualistów, których przez długi czas fak­tycznie spychano na margines. Wydaje mi się, że wychodząc poza i omijając wielkie systemy filozoficzno-prawne, dyskurs ten wiąże w istocie wiedzę, będącą często wiedzą zbłąkanych arysto­kratów, z potężnymi pragnieniami mitycznymi i z żarliwością ludowego rewanżu. W sumie jest to chyba pierwszy na Zachodzie dyskurs wyłącznie historyczno-polityczny w przeciwieństwie do

2 7 Według Streszczenia wykładów w College de France z roku 1975—1976 (w: Dits et Écrits, III, nr 187 oraz dalej w naszym wydaniu).

Page 33: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

66 Trzeba bronić społeczeństwa Wykład z 21 stycznia 1976 67

dyskursu filozoficzno-prawnego, dyskurs, w którym prawda ot­warcie funkcjonuje jako broń w walce o wyłączne zwycięstwa jednej strony. Jest to dyskurs mrocznie krytyczny, ale również intensywnie mityczny: dyskurs goryczy [...], ale również dyskurSj najbardziej szalonych nadziei. W swoich zasadniczych element tach jest on więc obcy wielkiej tradycji dyskursów filozoficzi no-prawnych. Dla filozofów i prawników jest siłą rzeczy dyskur-j sem zewnętrznym, obcym. Nie jest nawet dyskursem przeciw-nika, ponieważ się z nim nie dyskutuje. Jest to dyskurs z konieczi ności dyskwalifikowany, który można i trzeba trzymać na uboczu, który trzeba w punkcie wyjścia anulować, aby mógł się wreszcie rozpocząć — pośrodku, między przeciwnikami, ponad nimf — sprawiedliwy i prawdziwy dyskurs prawa. Dlatego też dyskurs1 • o którym mówię, ten stronniczy dyskurs o wojnie i historia | w epoce greckiej będzie może figurować jako dyskurs przebiegi łego sofisty. Zostanie w każdym razie oskarżony jako dyskurêj stronniczego i naiwnego historyka, zajadłego polityka, wywłasz^ czonego arystokraty, czyli jako prymitywny dyskurs nieprzemyś| lanych rewindykacji.

Otóż ten dyskurs, z zasady strukturalnie spychany na margine|i przez dyskurs filozofów i prawników, rozpoczął, jak mi sif| wydaje, swoją karierę, a może nową karierę, na Zachodzie w bardzo określonych warunkach, między końcem XVI i połowa XVII wieku, w związku z podwójną kontestacją — ludowg i arystokratyczną — władzy królewskiej. Myślę, że od tego czasii wydatnie się rozrósł i że do końca XIX, a nawet do XX wiekBl jego zasięg szybko się rozszerzał. Nie należy jednak sądzić, że dialektyka może funkcjonować jako wielki, wreszcie filozoficzna przekład tego dyskursu. Na pierwszy rzut oka dialektyka może sig istotnie wydawać dyskursem powszechnego i historycznego ru­chu sprzeczności i wojny, ale myślę, że w rzeczywistości bynąpj mniej nie nadaje ona temu ruchowi filozoficznego uzasadnienia. ! Przeciwnie, wydaje mi się, że miała ona raczej znaczenie jakq nawiązanie i przemieszczenie w wielkiej formie dyskursu filozof ficzno-prawnego. W gruncie rzeczy dialektyka kodyfikuje walkę| wojnę i wszelkie konflikty w logice, albo w tak zwanej logice sprzeczności; umieszcza je w procesie totalizacji i ujawniając^ się racjonalności, która jest zarazem ostateczna i podstawowa w każdym razie nieodwołalna. Wreszcie, dialektyka zapewnif ukonstytuowanie się poprzez historię uniwersalnego podmiottf pojednanej prawdy, prawa, w którym wszystkie szczegółowoś

znajdą w końcu należne sobie miejsce. W dialektyce heglowskiej, a także, jak myślę, we wszystkich tych, które nastąpiły po niej, powinno się widzieć — co postaram się wam pokazać — koloni­zację i autorytarną pacyfikację, dokonaną przez filozofię i prawo, dyskursu historyczno-politycznego, który był jednocześnie stwie­rdzeniem, proklamowaniem i praktyką wojny społecznej. Dialek­tyka skolonizowała dyskurs historyczno-polityczny, który czasem w pełnym blasku, a często w półmroku, czasem w aurze erudycji, u czasem w oparach krwi przez wieki wędrował po Europie własną drogą. Dialektyka to pacyfikacja tego gorzkiego i stron­niczego dyskursu fundamentalnej wojny przez porządek filozo­ficzny i może też polityczny. Oto więc ogólny system odniesień, w jakim chciałbym się umieścić tego roku, aby trochę odtworzyć historię tego dyskursu.

Chciałbym wam teraz powiedzieć, jak należy prowadzić to badanie i od jakiego punktu zacząć. Po pierwsze, trzeba odrzucić niektóre fałszywe pokrewieństwa, jakie zwykle się przypisuje dyskursowi historyczno-politycznemu. Kiedy bowiem zaczynamy myśleć o stosunku władza/wojna, władza/stosunki sił, natych­miast przychodzą na myśl dwa nazwiska: myślimy o Machia-Vcllim i myślimy o Hobbesie. Chciałbym wam pokazać, że jedno / drugim nie ma nic wspólnego, że w rzeczywistości dyskurs hiBtoryczno-polityczny nie jest i nie może być dyskursem polityki Księcia28 ani oczywiście dyskursem absolutnego suwerena; że W rzeczywistości jest to dyskurs, który może uważać Księcia {•dynie za złudzenie, za narzędzie, a w najlepszym wypadku za Wroga. Jest to dyskurs, który w gruncie rzeczy ścina królowi |łowę, a w każdym razie krytykuje suwerena i go się pozbywa. Następnie, po odsunięciu na bok tych fałszywych powinowactw, * hciałbym pokazać wam punkt, w którym ten dyskurs się wyłania. Wydaje mi się, że trzeba go próbować umieścićs razem z jego Rożnymi cechami, w XVII wieku. Przede wszystkim trzeba bvdzie powiedzieć o podwójnych narodzinach tego dyskursu:

Jednej strony widzimy, jak powstaje w okolicach roku 1630 po

'" Na temat Machiavellego zob. w Wykładach z College de France • loku 1977—1978: Sécurité, Territoire et Population (Bezpieczeństwo, lnytorium i Populacja), wykład z 1 lutego 1978 (La „gouvernemen-liihii"); por. również „Omnes et singulatim": Toward a Criticism of militai Reason (1981) i The Political Technology of Individuals (1982), |w Dils et Écrits, III, nr 239; IV, nr 291 i 364).

Page 34: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

fi8 Trzeba bronić społeczeństwa Wykład z 21 stycznia 1976 69

stronie ludowych lub drobnomieszczańskich rewindykacji w przedrewolucyjnej i rewolucyjnej Anglii; będzie to dyskurf purytanów, dyskurs Niwelatorów (?). A potem, pięćdziesiąt lat później, odnajdziecie go po stronie przeciwnej, ale wciąż jakçj dyskurs walki przeciwko królowi, po stronie rozgoryczonej arys-j tokracji we Francji, pod koniec panowania Ludwika XIV. Następ^ nie, i jest to ważny punkt, poczynając od tej epoki, to znaczy od XVII wieku, widzimy, że idea, zgodnie z którą wojna stanowi nieprzerwaną osnowę historii, przybiera pewną szczególną formęj wojna, która trwa pod pozorem porządku i pokoju, wojna, która! toczy nasze społeczeństwo i dzieli je na dwie części, jest w grun-j cie rzeczy wojną ras. Bardzo wcześnie spotykamy podstawowi elementy, które stanowią o możliwości wojny i pozwalają jej przetrwać oraz rozwijać się dalej: różnice etniczne, różnica językowe; różnice siły, wigoru, energii i przemocy; różnice] stopnia dzikości i barbarzyństwa; podbój i zniewolenie jednej rasy przez inną. Ciało społeczne składa się w gruncie rzeczy z dwóch ras. Poczynając od XVII wieku zostaje sformułowana myśl, zgodnie z którą ów konflikt ras przebiega na wskroś przez całei społeczeństwo, stanowiąc jakby matrycę wszystkich form, jakią będą później przybierać mechanizmy wojny domowej.

Wychodząc od tej teorii ras, a raczej od tej teorii wojny ras, chciałbym prześledzić jej historię w czasach Rewolucji Francusi kiej, a zwłaszcza w początkach XIX wieku, w myśli Augustiną i Amédée Thierry29, i zobaczyć, w jaki sposób została ona poddana dwojakiej transkrypcji. Z jednej strony była to transkryp^j cja czysto biologistyczna, która dokonała się zresztą na długo przed Darwinem i która swój dyskurs ze wszystkimi jego elemen­tami, pojęciami, słownikiem przejęła z material i stycznej anato-mo-fizjologii. Znalazła też oparcie w filologii, dając narodziny teorii ras w historyczno-biologicznym sensie terminu. Podobnie jak w XVII wieku, również ta teoria jest mocno dwuznaczna, bo z jednej strony wiąże się z ruchami narodowymi w Europie, i z walką narodów przeciwko wielkim aparatom państwowym (przede wszystkim austriackiemu i rosyjskiemu), a z drugiej

29 Na temat Augustina Thierry'ego zob. wyżej przypis 23. Co do Amédée Thierry, zob. Histoire des Gaulois, depuis les temps les plus reculés jusgu 'à l'entière soumission de la Gaule à la domination romaine, Paris 1828; Histoire de la Gaule sous l'administration romaine, Paris 1840-1847.

Nlrony wiąże się też z polityką europejskiej kolonizacji. Taki |cst pierwszy przekład — biologiczny — teorii walki perma­nentnej i walki ras. Potem znajdujemy drugi przekład, wy­chodzący od wielkiego tematu i od wielkiej teorii walki spo­łecznej, który rozwija się od pierwszych lat XIX wieku i który /.mierzą do usunięcia wszystkich śladów konfliktu rasowego, by określić się jako teoria walki klas. Mamy tu więc rodzaj istotnego rozgałęzienia, które postaram się odtworzyć, a które wiąże się z podjęciem analizy tych walk w formie dialektyki oraz z podjęciem tematu konfliktów rasowych w teorii ewolu-cjonizmu i walki o przetrwanie. Zaczynając od tego i przy­glądając się bardziej uważnie temu drugiemu odgałęzieniu

transkrypcji biologistycznej — spróbuję pokazać cały rozwój rasizmu biologiczno-społecznego związanego z ideą — która Jest absolutnie nowa i która sprawi, że dyskurs zacznie zupełnie inaczej funkcjonować — iż w gruncie rzeczy inna rasa nie jest rasą, która przyszła skądinąd, zwyciężyła i na pewien czas zapanowała, ale rasą, która stale i bez przerwy przenika ciało społeczne, a raczej stale się odtwarza w (i dzięki) tkance społecznej. Inaczej mówiąc: to, co postrzegamy jako polaryzację, jako binarne pęknięcie w społeczeństwie, to nie jest zderzenie dwóch ras w stosunku do siebie zewnętrznych, lecz rozdwojenie się jednej i tej samej rasy na nadrasę i podrasę. Albo też: jest to wychylanie się spoza rasy jej własnej przeszłości. Krótko mówiąc, ukazywanie się podszewki i ukrytego podłoża rasy.

Prowadzi to do zasadniczej konsekwencji: dyskurs walki ras który w chwili, gdy się pojawił i zaczął funkcjonować w XVII

wieku, był z istoty narzędziem walki obozów odsuniętych od centrum — zostanie ponownie scentrowany i stanie się właśnie dyskursem władzy, władzy centralnej, scentralizowanej i centra­lizującej; dyskursem walki, którą trzeba toczyć nie między dwie­ma rasami, ale w imieniu jednej konkretnej rasy, która jest jedynie prawdziwa, która dzierży władzę i stanowi normę, przeciwko tym, którzy się od tej normy odchylają i stanowią zagrożenie dla biologicznego dziedzictwa. W tym momencie pojawiają się wszy­stkie biologiczno-rasistowskie dyskursy na temat degeneracji, ale tukże wszystkie instytucje, które sprawią, że dyskurs walki ras będzie funkcjonował wewnątrz ciała społecznego jako zasada eliminacji, segregacji i ostatecznie normalizacji społeczeństwa. Od tego momentu dyskurs, którego historię chciałbym tu od­tworzyć, porzuci swoją fundamentalną formułę wyjściową, która

Page 35: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

70 Trzeba bronić społeczeństwa

brzmiała: „Musimy się bronić przed naszymi wrogami, bo w rze­czywistości aparaty państwa, prawo, struktury władzy nie tylkqi nas przed nimi nie bronią, ale są narzędziami, za pomocą których; nasi wrogowie prześladują nas i czynią poddanymi". Ten dyskurs teraz zaniknie. Nie będzie to już: „Musimy się bronić prze<| społeczeństwem", ale: „Musimy bronić społeczeństwa prze<| wszystkimi biologicznymi zagrożeniami, jakie niesie ze sobą ta druga rasa, ta podrasa, ta przeciwrasa, którą wbrew sobie ustana-* wiamy". Od tej chwili tematyka rasistowska przestaje być narzę^ dziem walki jednej grupy przeciwko innej grupie, a zaczyn^ służyć globalnej strategii konserwatyzmów społecznych. W tymj momencie pojawia się — co jest paradoksem, zważywszy na [ same cele i pierwotną formę dyskursu, o którym mowa — rasizrfl państwowy: rasizm, jaki społeczeństwo będzie uprawiało w odi i niesieniu do samego siebie, swoich własnych elementów, swoicH własnych wytworów; rasizm wewnętrzny, rasizm nieustannego oczyszczania, które stanie się jednym z podstawowych wymiaró\f społecznej normalizacji. W tym roku chciałbym więc zbadaj, nieco historię dyskursu walki i wojny ras, zaczynając od XVII wieku i dochodząc do pojawienia się rasizmu państwowego na początku XX wieku.

WYKŁAD Z 28 STYCZNIA 1976

Dyskurs historyczny i jego zwolennicy. — Przeciw-historia walki ras. — Historia rzymska i historia biblijna. — Dyskurs rewolucyj­na. — Narodziny i przekształcenia rasizmu. — Czystość rasy l rasizm państwowy: transformacja nazistowska i transformacja sowiecka.

Mogliście sądzić, że ostatnim razem chciałem przedstawić wam historię, a zarazem wygłosić pochwałę dyskursu rasistow-ikiego. Nie całkiem się pomyliliście, z jednym wszelako za­strzeżeniem: tym, czego historią chciałem się zająć i czego pochwałę wygłosiłem, nie jest dyskurs rasistowski, ale raczej dyskurs wojny lub walki ras. Sądzę, że wyrażenie „rasizm" lub „dyskurs rasistowski" należy zarezerwować dla czegoś, co w gruncie rzeczy było tylko szczególnym i lokalnym epizodem tego wielkiego dyskursu wojny lub walki ras. Prawdę mówiąc, dyskurs rasistowski był jedynie epizodem, fazą, przeinaczeniem, u w każdym razie przeróbką, dochodzącą do głosu przy końcu XIX wieku, dyskursu wojny ras, przeróbką tego starego, już wówczas ponadstuletniego dyskursu w terminach socjobiologicz­nych, w celach zasadniczo społeczno-konserwatywnych, a także, {rzynajmniej w pewnej liczbie przypadków, w celu dominacji

olonialnej. Skoro usytuujemy w ten sposób zarazem związek I różnicę między dyskursem rasistowskim i dyskursem wojny ras, można powiedzieć, że wystąpiłem z pochwałą tego ostatniego dyskursu. Pochwałą w tym sensie, że chciałbym wam pokazać, Juk, przynajmniej przez pewien czas — to znaczy aż do końca XIX wieku, do chwili, gdy przekształca się on w dyskurs msistowski — ów dyskurs wojny ras funkcjonował jako prze-illw-historia. I właśnie o tej funkcji przeciw-historii chciałbym dzisiaj z wami trochę pomówić.

Wydaje mi się, że można powiedzieć — może w sposób liochę pośpieszny lub schematyczny, lecz w sumie słuszny co do

Page 36: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

72 Trzeba bronić społeczeństwa Wykład z 28 stycznia 1976 73

istoty — że dyskurs historyczny, dyskurs historyków, ta praca, która polega na opowiadaniu historii, przez długi czas pozostałj tym, czy zapewne był w Starożytności i jeszcze w Średniowieczu! mianowicie przez długi czas pozostał spokrewniony z rytuałami władzy. Wydaje mi się, że można rozumieć dyskurs historyka) jako rodzaj mówionej lub pisanej ceremonii, która winna wy<j tworzyć w rzeczywistości jednocześnie uzasadnienie dla władzjf i jej umocnienie. Wydaje mi się również, że tradycyjna funkcja] historii, od pierwszych kronikarzy (annalistów30) rzymskich po- czynając po późne Średniowiecze, a może aż do XVII wieku i jeszcze później, polegała na wypowiadaniu prawa władzy i na wzmaganiu jej blasku. Podwójna rola: z jednej strony, opowiadaj jąc historię, historię królów, możnych, suwerenów i ich ofiar (lubf

ewentualnie, ich tymczasowych klęsk), chodzi o to, by prawni^ połączyć ludzi z władzą poprzez ciągłość prawa, jaką pokazuje się wewnątrz tej władzy i w jej funkcjonowaniu; połączyć zatem w sposób prawny ludzi z ciągłością władzy i poprzez ciągłoś| • władzy. Z drugiej strony chodzi również o to, by ich zafasn cynować ledwie dającą się znieść intensywnością chwały, jej przejawami i wyczynami. Jarzmo prawa i blask chwały — oto, jak mi się wydaje, dwa oblicza dyskursu historycznego, po­zwalające mu osiągać pewien efekt wzmocnienia władzy. Histoi ria, podobnie jak rytuały, namaszczenia, uroczyste pogrzeby, ceremonie i legendarne opowieści, jest operatorem, intensyfikatc rem władzy.

Myślę, że tę podwójną funkcję dyskursu historycznego możrd odnaleźć w trzech tradycyjnych gałęziach historiografii Średniól wiecza. Gałąź genealogiczna opowiadała o starożytności kroi lestw, wskrzeszała wielkich przodków, odkrywała czyny herosów zakładających cesarstwa lub dynastie. W tego rodzaju pracy genealogicznej chodziło o to, by wielkość minionych zdarzeni albo ludzi mogła uprawomocnić wartość teraźniejszości, prze» kształcić jej małość i codzienność w coś również heroicznegf i słusznego. Ta genealogiczna gałąź historii — którą odnajdujemy głównie w formie opowieści o dawnych królestwach, o wielkiej

30 Dla pisarzy rzymskich przed Tytusem Liwiuszem słowo annales oznaczało dawne historie, do których sięgali. „Annały" są prymitywrg formą historii, w której wydarzenia relacjonuje się rok po roku. Annexiez maximi. zredagowane przez Poncjusza Wielkiego, były wydane w osiemi dziesięciu księgach na początku H wieku p.n.e.

przodkach — powinna była wypowiedzieć dawność prawa; po­kazać nieprzerwany charakter prawa suwerena, a w konsekwencji ukazać niezbywalną siłę, jaką posiada on jeszcze w teraźniej­szości; wreszcie, genealogia winna opromienić imię królów i książąt chwałą wszystkich czynów, jakie ich poprzedziły. Wielcy królowie fundują zatem prawo suwerenów, którzy przy­chodzą po nich, jak również przekazują swoją sławę małości następców. Tak można by określić genealogiczną funkcję opo­wieści historycznych.

Istnieje również funkcja upamiętniająca, którą odnajdujemy nie w opowieściach o pradawnych czasach i o przywoływaniu dawnych królów i herosów, lecz, przeciwnie, w annałach i kroni­kach prowadzonych z dnia na dzień, z roku na rok, w trakcie samej historii. To stałe rejestrowanie historii, praktykowane przez kronikarzy, także służy umocnieniu władzy. Jest również rodza­jem rytuału władzy: pokazuje, co robią suwereni i królowie, bo nigdy nie jest to działanie próżne, bezużyteczne lub bezwartoś­ciowe, nigdy poniżej godności bycia opowiedzianym. Wszystko, co robią, może i zasługuje na to, by o tym opowiedzieć i by zachować o tym pamięć, co znaczy, że z najmniejszego faktu i gestu króla można i powinno się zrobić czyn sławny i wiekopo­mny; a jednocześnie zapisuje się każdą jego decyzję jako rodzaj prawa dla poddanych i zobowiązania dla następców. Tak więc historia upamiętnia, a upamiętniając, wpisuje gesty w dyskurs, który najdrobniejsze fakty przekształca w pomniki, petryfikując je i czyniąc z nich coś jakby wiecznie obecnego. Wreszcie trzecia funkcja tej historii jako intensyfikacji władzy polega na upo­wszechnianiu przykładów. Przykład to żywe lub wskrzeszone prawo; pozwala osądzać teraźniejszość, poddawać ją prawu sil­niejszemu niż ona sama. Przykład to jakby sława, która staje się prawem, to prawo funkcjonujące w blasku imienia. Właśnie dzięki powiązaniu prawa i blasku chwały z określonym imieniem przykład ma moc puenty — i jako taki funkcjonuje — moc elementu umacniającego władzę.

Wiązać i olśniewać, ujarzmiać pokazując moc zobowiązań i wzmagając blask siły: wydaje mi się, mówiąc schematycznie, że na tym polegają dwie funkcje, jakie odnajdujemy w rozmaitych formach historii, praktykowanej zarówno w cywilizacji rzym­skiej, jak w społeczeństwach średniowiecznych. Otóż te dwie funkcje bardzo dokładnie odpowiadają dwóm aspektom władzy, tej, którą przedstawiano w religiach, rytuałach, mitach, legendach

Page 37: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

74 Trzeba bronić społeczeństwa Wykład z 28 stycznia 1976 75

rzymskich i, ogólniej mówiąc, indoeuropejskich. W indoeuropejj skim systemie przedstawiania władzy" zawsze występują te dwa aspekty, te dwa oblicza, nieustannie ze sobą sprzężone. Z jednej strony aspekt prawny: władza wiąże przez zobowiązanie, przez; przysięgę, przez prawo, z drugiej zaś strony władza ma funkcjęi : rolę i skuteczność magiczną: władza oślepia i zamienia w kamień-Jupiter, niezwykle reprezentatywny bóg władzy, właściwy bófl pierwszej funkcji i pierwszego porządku w indoeuropejskinsj trójpodziale, jest jednocześnie bogiem zobowiązań i bogietrf władającym piorunami. Sądzę zatem, że historia, ta, która funki cjonuje jeszcze w Średniowieczu, ze swoim poszukiwaniem] pradawnych korzeni, ze swoimi kronikami, prowadzonymi dzień | po dniu, ze swoimi zbiorami upowszechnianych przykładów, zakłada jeszcze i wciąż takie samo przedstawienie władzy, które nie jest po prostu jej obrazem, ale również procedurą jej umac­niania. Historia to dyskurs władzy, dyskurs zobowiązań, poprzez które władza podporządkowuje; to również dyskurs blasku, jakim władza fascynuje, przeraża, unieruchamia. Słowem, wiążąq i unieruchamiając, władza jest podstawą i gwarantem ładut

a historia stanowi właśnie dyskurs, dzięki któremu te dwie funkcje zapewniające ład można wzmocnić i uczynić bardziej skutecznymi. Można więc ogólnie powiedzieć, że przez bardzo długi czas historia była w naszym społeczeństwie historią suwe­renności, historią, która rozwija się w wymiarze i w funkcji władzy suwerena. Jest to historia ^jupiterowa". W tym sensie historia, jaką praktykowano w Średniowieczu, pozostawała w bezpośredniej ciągłości z historią Rzymian, z historią opowia-n daną przez Rzymian, na przykład przez Tytusa Liwiusza32 albol przez pierwszych kronikarzy. I to nie tylko przez samą formf opowieści, nie tylko w związku z faktem, że historycy Średnio-wiecza nigdy nie widzieli różnic, nieciągłości, zerwań między

31 Foucault odwołuje się tu naturalnie do prac Georges'a Dumézila, zwłaszcza do: Mitra-Varuna. Essai sur deux représentations indo-euro* péennes de la souveraineté, Gallimard, Paris 1940; i do tegoż. Mythe et Epopée, Gallimard, t. I: L'Idéologie des trois fonctions dans les épopées des peuples indo-européens, Paris 1968; t. Il: Types épiques indo-euro-i péens: un héros, un sorcier, un roi, Paris 1971: t. III: Histoires romaines^ Paris 1973.

12 Tytus Liwiusz, Ab Urbe condita libri (z której pozostały nam księgi I-X, XX1-XLV i połowa piątej dziesiątki).

historią rzymską i ich własną, czyli tą, którą sami opowiadali. Ciągłość między historią uprawianą w Średniowieczu a historią uprawianą w społeczeństwie rzymskim była jeszcze o wiele głębsza, ponieważ historyczna opowieść Rzymian, podobnie jak historyczna opowieść w Średniowieczu, pełniła pewną funkcję polityczną, którą stanowiło właśnie bycie rytuałem umacniania władzy suwerena.

Oto, jak w moim przekonaniu wygląda tło, zarysowane tu bardzo pobieżnie, na którym możemy teraz spróbować umieścić i scharakteryzować w jej specyfice tę nową formę dyskursu, która pojawia się pod sam koniec Średniowiecza, a prawdę mówiąc dopiero w XVI i na początku XVII wieku. Dyskurs historyczny nie będzie już dyskursem suwerennej władzy, ani nawet rasy, lecz dyskursem ras, zderzania się ras, walki ras toczącej się poprzez narody i poprzez prawa. Sądzę, że w tej mierze jest to historia nbsolutnie antytetyczna w stosunku do uprawianej dotychczas historii suwerenności. Jest to pierwsza w dziejach Zachodu historia nierzymska, antyrzymska. Dlaczego antyrzymska i dla­czego przeciw-historia w stosunku do tego rytuału suwerennej władzy, o którym mówiłem wam przed chwilą? Z paru powodów, które, jak sądzę, łatwo dostrzec. Przede wszystkim dlatego, że w tej historii ras i permanentnego zderzania się ras pod powłoką praw i poprzez prawa pojawia się, a raczej zanika milczące utożsamienie między ludem i jego monarchą, między narodem I jego suwerenem, jakie ukazywała historia suwerennej władzy, historia suwerenów. Od tej pory, w tym nowym typie dyskursu I praktyki historycznej, suwerenność nie będzie już wiązała ogółu w jedność, która była właśnie jednością społeczeństwa, narodu, państwa. Suwerenna władza zyskuje szczególną funkcję: nie wiąże, lecz zniewala. I postulat, w myśl którego historia wielkich obejmuje a fortiori historię słabych, historia silnych pociąga za Nobą historię maluczkich, zostaje zastąpiony zasadą heterogenicz-ności: historia jednych nie jest historią drugich. Odkryje się, w każdym razie będzie się tak twierdzić, że historia Saksoń-l zyków, pokonanych w bitwie pod Hastings, nie jest historią Normanów, którzy w tej bitwie zwyciężyli. Powie się, że to, co dla jednych jest zwycięstwem, dla innych jest klęską. To, co było Iwycięstwem Franków i Chlodwiga, można też odczytać odwrot­nie, jako klęskę, podbój i zniewolenie Galo-Rzymian. To, co jest prawem lub zobowiązaniem, jeśli patrzy się na to od strony władzy, nowy dyskurs, patrzący z innej strony, ukaże jako

Page 38: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

76 Trzeba bronić społeczeństwa Wykład z 28 stycznia 1976 77

nadużycie, gwałt, wymuszenie. Koniec końców, własność ziemi ska wielkich feudałów i wszystkie pobierane przez nich należno-s ści ukażą się i zostaną napiętnowane jako akty przemocy, konfis^ kąty, grabieży, jako haracze wojenne siłą ściągane z podbitej ludności. W rezultacie wielka forma ogólnego zobowiązanias

którego siłę umacniała historia, opiewając sławę suwerena, rozi pada się i prawo okazuje się rzeczywistością o podwójnynf obliczu: triumfem jednych, poddaństwem innych.

Właśnie z tego względu historia, która się wtedy pojawia, historia walki ras, jest przeciw-historią. Ale jest nią również z innego i jeszcze ważniejszego powodu. W istocie bowiem ta przeciw-historia nie tylko rozbija jedność suwerennego prawa, wiążącego ludzi, ale też niweczy ciągłość chwały. Pokazuje, że blask — ten sławny, oślepiający blask władzy — nie jest czymś$ co petryfikuje, zespala i unieruchamia całe ciało społeczne, a tym, samym utrzymuje w nim porządek, ale że w rzeczywistości jes^ światłem, które dzieli, które oświetla jedną stronę, ale pozostawia w cieniu albo spycha w mrok nocy drugą stronę ciała społecz^ nego. 1 historia, przeciw-historia, która rodzi się wraz z opowieś| cią o walce ras, będzie mówić właśnie o tej stronie cienia,, wychodząc z cienia. Będzie dyskursem tych, którzy nie zaznają sławy albo którzy ją utracili i pozostają teraz, może tylko na pewien czas, ale z pewnością na długo, w cieniu i w milczeniu, | Dlatego ów dyskurs — w odróżnieniu od nieprzerwanego śpiewu, który utrwalał i umacniał władzę, pokazując jej dawność i jej genealogię — będzie nagłym zabraniem głosu, wezwaniem: „Ni@j mamy za sobą ciągłości; nie stoi za nami wielka i chwalebna genealogia, dzięki której prawo i władza ukazują się w swojej sile i w swoim blasku. Wychodzimy z cienia, nie mieliśmy praw i nie byliśmy sławni, i właśnie dlatego zaczynamy opowiadać naszą historię". Takie zabranie głosu spokrewnią ten typ dyskursu nie tyle z poszukiwaniem wielkiego i nieprzerwanego prawodawstwa od dawna ugruntowanej władzy, ile z pewnego rodzaju profetycz^ nym zerwaniem. Sprawia to, że ten nowy typ dyskursu zbliży się do pewnej grupy opowieści epickich, religijnych lub mitycznych,, które, zamiast opiewać nieskazitelną i nieprzerwaną chwałę suwe­rena, skupiają się, przeciwnie, na opowiadaniu nieszczęść przod­ków, historii wygnań i niewoli. Dyskurs ten będzie przywoływał; nie tyle zwycięstwa, co klęski, pod którymi uginamy się do dzisiaj, czekając na ziemię obiecaną i na spełnienie obietnic przywracające nam nasze dawne prawa i naszą utraconą sławę.

Widzicie, że wraz z tym nowym dyskursem walki ras zaryso­wuje się coś, co o wiele bardziej przypomina mityczno-religijną historię Żydów niż legendarno-polityczną historię Rzymian. Jes­teśmy tu o wiele bardziej po stronie Biblii niż po stronie Tytusa Liwiusza, o wiele bardziej na gruncie formy hebrajsko-biblijnej niż formy kroniki, która dzień po dniu opowiada historię nieprze­rwanej chwały władzy. Myślę, że w ogóle nie wolno nigdy zapominać, że przynajmniej od drugiej połowy Średniowiecza Biblia stanowiła wielką formę, w której artykułowały się religij­ne, moralne, polityczne zarzuty pod adresem władzy króla i des­potyzmu Kościoła. Ta forma, podobnie zresztą jak bardzo częste zwykłe odwołanie się do tekstów biblijnych, funkcjonowała w znakomitej większości przypadków jako zarzut, jako krytyka, juko dyskurs opozycyjny. W Średniowieczu Jeruzalem była za­wsze krytycznie przeciwstawiana wszystkim odrodzonym Babilo­nom; zawsze przeciwstawiana wiecznemu Rzymowi, Rzymowi cezarów, który w cyrkach przelewał krew sprawiedliwych. Jeru­zalem to punkt odniesienia religijnej i politycznej krytyki w Śred­niowieczu. Biblia była bronią biedoty i insurekcji, była słowem, które każe powstać przeciwko prawu i przeciwko sławie: przeciw­ko niesprawiedliwemu prawu królów i przeciwko pysznej sławie Kościoła. W tej mierze nie jest, jak sądzę, niczym dziwnym pojawienie się w końcu Średniowiecza, w XVI wieku, w epoce Reformacji, a także w epoce angielskiej Rewolucji, formy historii, która była dokładnie przeciwstawna historii suwerenów i królów

historii rzymskiej — i fakt, że ta nowa historia odwoływała się do wielkiej biblijnej formy proroctwa i obietnicy.

Dyskurs, który się w tamtym okresie pojawił, można więc Uważać za przeciw-historię, przeciwstawną historii rzymskiej, /, takiego oto powodu: w tym nowym dyskursie historycznym całkowitej zmianie ulegnie funkcja pamięci. W historii typu izymskiego rolą pamięci było przede wszystkim zapobieganie Bapomnieniu — to znaczy utrzymywanie prawa i wiecznego blasku władzy, dopóki ona trwa. Natomiast zadaniem nowej historii będzie wydobycie czegoś, co zostało ukryte i co zostało ukryte nie dlatego, że po prostu o tym zapomniano, ale dlatego, że «ostało starannie, z rozmysłem, złośliwie przeinaczone i zamas­kowane. W gruncie rzeczy nowa historia chce pokazać, że władza, możni, królowie, prawa przesłaniają fakt, że narodziły się / przypadku i z niesprawiedliwości bitew. W końcu Wilhelm Zdobywca nie chciał być nazywany Zdobywcą właśnie dlatego,

Page 39: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

78 Trzeba bronić społeczeństwa Wyktad z 2H stycznia 1976 79

'i

że pragnął ukryć fakt, iż prawa, z których korzystał, lub gwałtjj, które czynił w Anglii, były prawami podboju. Chciał uchodzić za legalnego następcę w dynastii, a zatem zamaskować mianl zdobywcy, podobnie jak Chlodwig, który paradował z pergaml nem, aby wmówić ludziom, że swoje królestwo zawdzięczaj uznaniu jakiegoś niepewnego rzymskiego cesarza. Wszyscy ci niesprawiedliwi i stronniczy królowie próbowali uchodzić za królów wszystkich i sprawować władzę w imieniu wszystkiej chcieli, aby mówiono o ich zwycięstwach, ale nie chcieli, b;j wiedziano, że ich zwycięstwa były klęskami innych, że byłj| „naszą klęską". Tak więc rolą historii będzie pokazanie, że prawf są zwodnicze, że królowie noszą maski, że władza opiera się na f iluzji i że historycy kłamią. Nie będzie to zatem historia ciągłości lecz historia odszyfrowania, odgrzebania sekretu, odwrócenia podstępu, odzyskania przeinaczonej lub stłumionej wiedzy. Bę\ dzie to odczytywanie prawdy zapieczętowanej.

Wreszcie, myślę, że ta historia walki ras, która pojawia si$ w XVI-XVII wieku, jest przeciw-historią w jeszcze innym sensif zarazem prostszym i bardziej elementarnym, ale też mocnie szym. Historia ta, w żadnym razie nie będąc rytuałem związany% ze sprawowaniem, rozwijaniem i umacnianiem władzy, jest niei tylko owej władzy krytyką, ale atakiem i rewindykacją. Władzi jest niesprawiedliwa nie dlatego, że spadła poniżej poziomf swoich najznakomitszych przykładów, ale po prostu dlatego, że nie jest nasza. W pewnym sensie można powiedzieć, że ta nowi historia, podobnie jak stara, chce wypowiedzieć prawo, opowiaj dając perypetie dziejów. Nie chodzi tu jednak o ustalenie wiek kiego, długotrwałego prawodawstwa władzy, która zawsze utrzy| mywała swoje prawa, ani o pokazanie, że władza jest tam, gdzii jest, i że zawsze była tam, gdzie jest nadal. Chodzi o rewindykgy cję praw zapoznanych, to znaczy o taką deklarację praw, która jest deklaracją wojny. Dyskurs historyczny typu rzymskiej pacyfikuje społeczeństwo, usprawiedliwia władzę, ugruntowuj! I ład — lub porządek trzech porządków — który ustanawia ciał! społeczne. Natomiast dyskurs, o którym teraz mówię, ten, którjj rozkwita pod koniec XVI wieku i który można nazwać dyskursel( historycznym typu biblijnego, rozdziera społeczeństwo i o słusZi | nym prawie mówi tylko o tyle, o ile wypowiada wojnę prawom,

Chciałbym to wszystko streścić, wysuwając następującą proj pozycję. Czy nie można powiedzieć, że do końca Średniowiecz a może później, istniała historia — dyskurs i praktyka historyczr

która była jednym z wielkich dyskursywnych rytuałów suwe­rennej władzy, władzy, która ukazywała się i ustanawiała się poprzez ów rytuał jako jednolita, prawomocna, nieprzerwana i olśniewająca w swej suwerenności? Tej historii zaczęła przeciw-łlawiać się inna: przeciw-historia będąca historią mrocznego poddaństwa, upadku, historią proroctwa i obietnicy, a zarazem historią ukrytej wiedzy, którą trzeba odkryć i odszyfrować, wreszcie historią jednoczesnej, bliźniaczej deklaracji praw i woj­ny. Historia typu rzymskiego była w gruncie rzeczy historią głęboko wpisaną w indoeuropejski system przedstawiania i funk-i jonowania władzy; z pewnością wiązała się z organizacją trzech porządków, na szczycie których znajdował się porządek władzy, u w konsekwencji pozostała z konieczności związana z pewną (1/icdziną przedmiotów i z pewnym typem postaci — z legendą 0 herosach i królach -— ponieważ była dyskursem uwzględ­niającym podwójny, zarazem prawny i magiczny, aspekt władzy. 1 ej historii, której modelem jest historia rzymska, a funkcje mają MHięg indoeuropejski, przeciwstawiła się historia typu biblijnego, ijuusi-hebrajskiego, która od końca Średniowiecza stała się dys­kursem rewolty i proroctwa, wiedzy i wezwania do gwałtownego odwrócenia kolei rzeczy. Ten nowy dyskurs nie wiąże się już, jak dyskurs historyczny społeczeństw indoeuropejskich, z trójczłono-wi| organizacją, lecz z teorią binarnego podziału społeczeństwa I ludzi: z jednej strony jedni, z drugiej strony pozostali, nie-iprawiedliwi i sprawiedliwi, panowie i ci, którzy stali się pod-ijknymi, bogaci i biedni, możni i ci, którzy mają tylko własne H|cc, najeźdźcy i ci, którzy przed nimi drżą, despoci i niezadowo­lony lud, ludzie dzisiejszego prawa i ludzie ojczyzny mającej ilopiero nadejść.

W środku Średniowiecza Petrarka zadał pytanie, które wydaje lin się dość zdumiewające, w każdym razie fundamentalne.

•pytał: „Czyż jest w historii coś, co nie byłoby opiewaniem ihwały Rzymu?'03. Myślę, że tym jednym pytaniem, niemal |cdnym słowem, scharakteryzował historię, którą faktycznie za-

" „Quid est enim aliud omni.i historia quam romana laus?" (Petrarca, invectiva conta eum qui maledixit Italiae, 1373). Odnotujmy, że to zdanie Płlnirki jest cytowane przez Erwina Panofsky'ego w: tegoż, Renaissance md Renascenses in Western Art, Almqvist i Wiksell, Stockholm 1960 dłlim. franc: La Renaissance et ses avant-courriers dans l'art d'Oc-i Wen/, Flammarion, Paris 1976, s. 26).

Page 40: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

80 Trzeba bronić społeczeństwa Wykład z 28 stycznia 1976 81

wsze uprawiano, nie tylko w społeczeństwie rzymskim, ale tesS w społeczeństwie średniowiecznym, do którego sam Petrark należał. W parę stuleci po Petrarce narodziła się na Zachodzi historia, która zawierała właśnie coś zupełnie innego niż pc chwałę Rzymu, historia, w której chodziło, przeciwnie, o zdemas) kowanie Rzymu jako nowego Babilonu i w której, przeciwk_ Rzymowi, domagano się utraconych praw Jeruzalem. Rodziła s\% zupełnie inna forma historii, zupełnie inna funkcja dyskursy historycznego. Można by powiedzieć, że ta historia jest począ| kiem końca indoeuropejskiej historyczności, to znaczy pewneg indoeuropejskiego sposobu opowiadania i postrzegania histor Można nawet powiedzieć, że kiedy rodzi się wielki dysku o historii walki ras, kończy się Starożytność — a przez Starożj ność rozumiem tę świadomość ciągłości z czasami starożytny jaką zachowano jeszcze w późnym Średniowieczu. Oczywiścf. Średniowiecze nie wiedziało, że jest Średniowieczem. Ale nia wiedziało również, jeśli tak można powiedzieć, że nie jest jui Starożytnością. Rzym był nadal obecny, funkcjonował w obrębj| Średniowiecza jako rodzaj permanentnej i aktualnej obecność historycznej. Rzym wydawał się podzielony na tysiąc kanałóH przecinających Europę, ale wszystkie te kanały miały spływać do Rzymu. Nie można zapominać, że wszystkie historie polityczn_ narodowe (lub prenarodowe), jakie napisano w tym czasi^ zakładały zawsze jako punkt wyjścia pewien mit trojański. Wsz stkie narody Europy twierdziły, że powstały w wyniku upadk Troi. Powstać w wyniku upadku Troi znaczyło, że wszystk_ państwa, wszystkie monarchie Europy domagały się, by uznać je I za siostrzyce Rzymu. I tak monarchia francuska chciała sifl wywodzić od Frankusa, a monarchia angielska od niejakiej) Brutusa. Każda z wielkich dynastii szukała dla siebie przodkól pośród synów Priama, którzy zapewniali więź genealogicznej! pokrewieństwa ze starożytnym Rzymem. I jeszcze w XV wieki | sułtan Konstantynopola pisał do doży Wenecji: „Dlaczego mieli byśmy ze sobą wojować, skoro jesteśmy braćmi? Turcy, jaWl wiadomo, narodzili się wychodząc z pożaru Troi i są równie! | potomstwem Priama. Turcy, jako dobrze wiadomo, wywodzą sifl od Turkusa, syna Priama, podobnie jak Eneasz i Frankus". RzytJ jest więc obecny w samym wnętrzu historycznej świadomośi Średniowiecza i między Rzymem a tymi niezliczonymi króles wami, jakie pojawiają się od V-V1 wieku, nie ma zerwań ciągłości.

Otóż dyskurs wojny ras ukaże właśnie to zerwanie, które odeśle do innego świata to, co od tej pory zacznie się uznawać za Starożytność: po raz pierwszy w dziejach pojawi się świadomość zerwania. W świadomości Europy wyłonią się wydarzenia, które do tej pory były tylko nieokreślonymi perypetiami i które w is­tocie nie naruszały wielkiej jedności, wielkiej prawomocności, wielkiej, olśniewającej siły Rzymu. Pojawią się wydarzenia, które /aczną być postrzegane jako prawdziwe początki Europy — po­czątki krwawe, zdobywcze: to najazdy Franków, najazdy Nor­manów. Pojawi się coś, co można będzie zindywidualizować jako „Średniowiecze" (ale trzeba będzie poczekać na początek XVIII wieku, aby w świadomości historycznej wyodrębnił się fenomen /wany feudalizmem). Pojawią się nowe postacie: Frankowie, ( lalowie, Celtowie; pojawią się również postacie bardziej ogólne, Jakie jak ludzie Północy i ludzie Południa; pojawią się panowie I poddani, zwycięzcy i zwyciężeni. To ci ostatni wkraczają teraz ilo teatru dyskursu historycznego i stanowią jego główny punkt odniesienia. Europa zapełnia się wspomnieniami i przodkami, których genealogii nigdy przedtem nie badała. Przede wszystkim |cdnak pęka, dzieląc się na dwie części, czego nigdy przedtem nie «nula. Przez dyskurs wojny ras i przez to wezwanie do zmart­wychwstania kształtuje się, a zarazem wyraża się zupełnie inna iwiadomość historyczna. W tej mierze pojawienie się dyskursów o wojnie ras można utożsamić z całkowicie inną organizacją i /.usu w świadomości, w praktyce i w samej polityce Europy. IWychodząc od tego, chciałbym zrobić parę uwag.

Po pierwsze, chciałbym podkreślić, że błędem byłoby uważać, 1/ ten dyskurs wojny ras należy pełnoprawnie i całkowicie do Uciśnionych; że przynajmniej u swoich źródeł był on z istoty ilyskursem zniewolonych, dyskursem ludu, historią, której lud domagał się i którą opowiadał. Trzeba od razu zauważyć, że w rzeczywistości był to dyskurs obdarzony wielką zdolnością i (Upowszechniania się, wielką podatnością na przekształcenia, Iwego rodzaju strategiczną dwuznacznością. To prawda, że zary­sowuje się on, chyba na początku, w wątkach eschatologicznych lub w mitach, które towarzyszyły ruchom ludowym w drugiej połowie Średniowiecza. Ale trzeba zauważyć, że bardzo szybko

natychmiast — odnajdujemy go pod postacią historycznej iMildycji, popularnej powieści lub spekulacji kosmobiologicznych. Przez długi czas był dyskursem opozycji, różnych grup opozycji; I mżąc bardzo szybko od jednej grupy do innej, stał się narzę-

Page 41: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

82 Trzeba bronić społeczeństwa Wykład z 28 stycznia 1976 83

dziem krytyki i walki z pewną formą władzy, ale narzędziem podzielonym między rozmaitych wrogów i między rozmaiti formy opozycji wobec tej władzy. Widzimy bowiem, jak służ3| pod rozmaitymi postaciami, radykalnej myśli angielskiej w czasie rewolucji XVII wieku, ale kilka lat później, tylko trochę prza| kształcony, służy francuskiej reakcji arystokratycznej w walc<| z władzą Ludwika XIV. Na początku XIX wieku z pewności^ związał się z postrewolucyjnym projektem napisania historic której prawdziwym podmiotem będzie nareszcie lud34. Ale kilka lat później widzimy, jak służy dyskwalifikacji kolonizowanych podras. Jest to więc dyskurs niebywale ruchliwy i dwuznaczna jego powstanie u schyłku Średniowiecza nie naznaczyło go dośa mocno, aby mógł funkcjonować tylko w jednym sensie.

Druga uwaga: w tym dyskursie traktującym o wojnie ras i w którym termin „rasa" pojawia się dość wcześnie, słowo to nie jest oczywiście związane stabilnym znaczeniem biologicznynfl Ale nie jest to również słowo całkiem płynne. Ostateczni! oznacza pewne historyczno-polityczne pęknięcie, dość szerokie ale względnie trwałe. Powiemy, i tak mówi się w tym dyskursi«| że istnieją dwie rasy, kiedy można napisać historię dwóch grup, które nie mają tego samego lokalnego pochodzenia; dwóch grup,, które przynajmniej na początku nie mówią tym samym językieifl i często nie wyznają tej samej religii; dwóch grup, które utwórz^ ły jedność i całość polityczną tylko za cenę wojen, najazdova, podbojów, bitew, zwycięstw i klęsk, słowem, tylko za cenę przemocy. Więź między nimi powstała wyłącznie w wynikfl wojennej przemocy. Wreszcie, powiemy, że istnieją dwie rasyl, kiedy istnieją dwie grupy, które, choć żyją na jednym obszarze nie zmieszały się ze sobą z powodu różnic, braku symetrii, barie! związanych z przywilejami, zwyczajami i prawami, z podziałem bogactw i ze sposobem sprawowania władzy.

Trzecia uwaga: można więc rozpoznać dwie wielkie morfo-logie, dwa wielkie główne ogniska, dwie funkcje politycznfl dyskursu historycznego. Z jednej strony rzymska historia suwe^ rennej władzy, z drugiej strony biblijna historia niewoli i wy gnania. Nie sądzę, aby różnica między tymi dyskursami po­krywała się dokładnie z różnicą między dyskursem oficjalnym i, powiedzmy, dyskursem ludowym, tak uwarunkowanym przezj

34 Od Migneta do Micheleta, przez autorów, którymi Foucault będzie się zajmował w następnych wykładach.

Imperatywy polityczne, że niezdolnym nawet do wytworzenia wiedzy. W rzeczywistości ta historia, która stawiała sobie za cel odszyfrowanie sekretów i demistyfikację władzy, wyprodukowała u) najmniej tyle samo wiedzy, co historia usiłująca odtwarzać wielką i nieprzerwaną jurysprudencję władzy. Myślę nawet, że można powiedzieć, iż wielkie odblokowania, płodne chwile w po­wstawaniu historycznej wiedzy w Europie, można umieścić mniej więcej w momencie swoistej interferencji, zderzenia między historią suwerennej władzy i historią wojny ras; na przykład na początku XVII wieku w Anglii, kiedy dyskurs opowiadający 0 najazdach i wielkiej niesprawiedliwości Normanów wobec Ittksończyków nałożył się na całą pracę historyczną, jakiej

podjęli się prawnicy monarchii, aby opowiedzieć nieprzerwaną historię angielskiej władzy królewskiej. Właśnie skrzyżowanie się łych dwóch wielkich praktyk historycznych doprowadziło do iksplozji całego pola wiedzy. Podobnie kiedy pod koniec XVII 1 na początku XVIII wieku francuska szlachta zaczęła dociekać IWojej genealogii nie w duchu ciągłości, lecz, przeciwnie, pod lutem przywilejów, z jakich kiedyś korzystała, a które następnie iitiBciła i które chciałaby odzyskać, wszystkie badania historyczne pizeprowadzone w tym zakresie nałożyły się na historiografię monarchii francuskiej stworzonej przez Ludwika XIV i przez lud/i z nim związanych; również w tym wypadku zaowocowało In znakomitym poszerzeniem wiedzy historycznej. Podobnie d/iiiło się w innym płodnym momencie na początku XIX wieku, Ijedy dyskurs historii ludu, jego niewoli i jego ujarzmiania, hUtoria Galów i Franków, chłopów i trzeciego stanu, nałożyła się

.im prawną historię reżymów. Mamy zatem do czynienia ze stałą Interferencją i z wytwarzaniem pól oraz treści wiedzy dzięki temu ilcrzaniu się historii suwerennej władzy z historią walki ras.

Ostatnia uwaga: poprzez wszystkie te interferencje, albo IKbrew nim, to oczywiście po stronie historii, chciałem powie-df itsc: biblijnej, w każdym razie po stronie historii rewindykacyj-IK'ii historii insurekcyjnej, znalazł się dyskurs rewolucyjny-—za-lOWno ten w dziewiętnastowiecznej Anglii, jak ten we Francji I len w całej Europie XIX wieku. Sądzę, że tej idei rewolucji, I lora przenika całe funkcjonowanie polityczne i całą historię /ichodu od ponad dwóch stuleci i która jest zresztą, w swoich poizątkach i w swojej treści, ostatecznie bardzo enigmatyczna, HU' da się oddzielić od narodzin i od istnienia praktyki prze-i |w-historii. Co bowiem mogłyby znaczyć, czym byłyby idea

Page 42: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

84 Trzeba bronić społeczeństwa Wykład z 2H stycznia 1976 85

i projekty rewolucyjne bez tego uprzedniego odczytania braki symetrii, braku równowagi, niesprawiedliwości i gwałtów funM cjonujących mimo porządku prawa, pod porządkiem prawi poprzez ten porządek i dzięki niemu? Czym byłyby idea, prali tyka, projekt rewolucyjny bez woli wydobycia na światło dzienij rzeczywistej wojny, która się kiedyś odbyła i która toczy sifl nadal, ale którą właśnie milczący porządek władzy, zgodnie zgl swoją funkcją i swoim interesem, tłamsi i maskuje? Czym byłatuB rewolucyjna praktyka, rewolucyjny projekt i dyskurs bez wolj reaktywowania tej wojny toczącej się poprzez określoną wiedą historyczną i bez wykorzystywania tej wiedzy jako narzędzfl w tej wojnie oraz jako elementu taktycznego w rzeczy wis^' wojnie, którą się prowadzi? Co znaczyłby projekt i dysku rewolucyjny bez wizji pewnego ostatecznego odwrócenia stosunl ku sił i ostatecznego przemieszczenia w sprawowaniu władzy|

Odkrycie braku symetrii, wydobycie na jaw wojny, reaktywni cja wojny — nie jest to całość rewolucyjnego dyskursu, którj nieustannie trawi Europę przynajmniej od końca XVIII wieku, aldl jest to przecież jego ważny wątek i właśnie ten wątek zosta" uformowany, zdefiniowany, wprowadzony w obieg i zorganizi wany przez wielką przeciw-historię, która od schyłku Średni*] wiecza opowiadała o walce ras. Nie trzeba w końcu zapominaj I że Marks, u kresu swego życia, w 1882, pisał do Engelsa tak: „A] | wiesz przecież bardzo dobrze, gdzie znaleźliśmy naszą walki I klas: u historyków francuskich, którzy opowiadali o walce ras" ! )

5 W rzeczywistości chodzi chyba o list Marksa do J. WeydemeyejË z 5 marca 1852 roku, w którym Marks pisze między innymi: „WreszcjJ n a Twoim miejscu en général zwróciłbym panom demokratom uwagę, ża powinni zaznajomić się z samą literaturą burźuazyjną, zanim ośmielą się napadać na jej przeciwników. Panowie ci powinni na przykład przef studiować historyczne dzieła Thierry'ego, Guizota, Johna Wade'a etc, aby się czegoś dowiedzieć o dotychczasowej «historii klas»" (KaĄ Marx-Friedrich Engels Gesamtausgabe, Dritte Abteilung, Briejwechs£\ Berlin 1987, t. V, s. 75 [Karol Marks, Fryderyk Engels, Dzieła, Ksiyżki 'Wiedza, Warszawa 1970, t. XXVIII, s. 564 — przyp. tłum.]). Zobj również list Marksa do Engelsa z 27 lipca 1854 roku, w którym Thieril jest określony mianem „«ojca walki klas» we francuskiej historiografii gesamtausgabe, t. VII, s. 129-132 {Dzieła, dz. cyt., t. XXVIII, s. 421 ~ przyp. tłum.]). W rękopisie Foucault pisze: „Jeszcze w 1882 roktf Marks mówił do Engelsa: historia projektu rewolucyjnego i praktyk rewolucyjnej jest nieodłączna od tej przeciw-historii ras i od roli, jakfl

Historia projektu i praktyki rewolucyjnej nie daje się, jak sądzę, Uiklzielić od tej przeciw-historii, która zerwała z indoeuropejską Im mą praktyk historycznych związanych ze sprawowaniem su­werennej władzy; nie daje się oddzielić od powstania tej prze-i lw-historii będącej historią ras i roli, jaką ich walki miały dla i|/iejów Zachodu. Jednym słowem, można powiedzieć, że u schy­lali Średniowiecza, w XVI i XVII wieku, skończyło się, zaczęło i k1 kończyć społeczeństwo, którego świadomość historyczna była |iN/.cze typu rzymskiego, to znaczy skupiała się na rytuałach I mitach suwerennej władzy, a zaczęło się kształtować społeczeń-ilwo typu, powiedzmy, nowoczesnego (ponieważ nie ma innego Iowa, choć sens słowa „nowoczesne" jest oczywiście pusty)

społeczeństwo, którego świadomość historyczna nie jest już xi&rodkowana na suwerenności i na problemie jej ugruntowania, k i z na rewolucji, na jej obietnicach i proroctwach zapowiadają-i ych przyszłe wyzwolenie.

Można zatem, jak sądzę, zrozumieć, w jaki sposób i dlaczego ilytikurs stał się w połowie XIX wieku nową stawką w grze. Mbowiem w chwili, gdy ów dyskurs przemieszczał się, albo pi/.ckładał, albo nawracał się na dyskurs rewolucyjny, w którym pojęcie walki ras miało być zastąpione pojęciem walki klas

choć kiedy mówię „połowa XIX wieku", umieszczam to za pOŻno, tak naprawdę stało się to w pierwszej połowie XIX wieku, ponieważ przekształcenia walki ras w walkę klas dokonał 11 hiers]36 — w chwili zatem, w której następowała ta konwersja, liyto rzeczą normalną, że z drugiej strony próbowano znów pi «kodować tę starą przeciw-historię na język walki ras, a nie wulki klas, i to ras w biologicznym i medycznym sensie terminu. I Mntcgo w chwili, gdy powstaje przeciw-historia typu rewolucyj-IUY.O. kształtuje się też inna przeciw-historia, ale która będzie piMciw-historią w tej mierze, w jakiej zdusi obecny w tym i|y»kursie wymiar historyczny, przyjmując perspektywę biolo-^czno-medyczną. Właśnie wtedy pojawia się coś, co jest we właściwym sensie rasizmem. Podejmując na nowo, przekształ-i iijąc, ale też przeinaczając formę, wizję i samo funkcjonowanie

iiili'i'inki ona w walkach politycznych na Zachodzie" (cytowane naj­wyraźniej z pamięci).

'" Zob. zwłaszcza A. Thiers, Histoire de la Révolution française, t. I-X, I'm Is 1823-1827 oraz tenże, Histoire du Consulat et de l'Empire, 1.1—XX, I'm is 1845-1862.

Page 43: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

86 Trzeba bronić społeczeństwa Wvklad z 28 stycznia 1976 87

dyskursu walki ras, rasizm będzie się charakteryzował tym, Ą temat wojny historycznej — z jej bitwami, najazdami, grabież mi, z jej zwycięstwami i klęskami — zastąpi biologiczny^ postewolucjonistycznym tematem walki o przetrwanie. Nie dzi już o bitwę w sensie wojennym, lecz o walkę w sens biologicznym: o różnicowanie się gatunków, o selekcję najsilnii szego, o przetrwanie ras najlepiej przystosowanych itp. Podobni temat binarnego społeczeństwa, podzielonego na dwie rasy, na dwie grupy obce sobie pod względem językowym, prawnym itdi zostanie zastąpiony tematem społeczeństwa, które pod względe biologicznym ma być jednolite. Zagrażałyby mu tylko.niektć elementy heterogeniczne, nie należące jednak do jego istoty, dzielące ciała społecznego, żywego ciała społeczeństwa na dwi części, lecz w jakimś sensie przypadkowe. Będzie to idea obcycfl którzy się do nas wkradli, będzie to wątek zboczeńców, którzy : odpadem społeczeństwa. Wreszcie, temat państwa, które w przi ciw-historii ras było z konieczności niesprawiedliwe, przekszta| się w swoją odwrotność: państwo nie jest narzędziem jednej ra w walce z inną rasą, lecz jest i powinno być obrońcą jednoś wyższości i czystości rasy. Właśnie idea czystości rasy, z wszystkim, co w niej zarazem monistyczne, etatystyczne i bid logiczne, zastąpi ideę walki ras.

Kiedy temat czystości rasy zajmuje miejsce tematu walki n sądzę, że rodzi się rasizm albo że zachodzi przekształcę» przeciw-historii w rasizm biologiczny. Rasizm nie przydarzył si | | więc przypadkiem antyrewolucyjnemu dyskursowi i antyrewol^ cyjnej polityce Zachodu; nie jest to po prostu dodatkowa przybjfl I dówka ideologiczna, która w pewnym momencie miałaby si(N pojawić w ramach swego rodzaju wielkiego projektu antyrewol^ j cyjnego. Z chwilą, gdy dyskurs walki ras przekształcił się w dys kurs rewolucyjny, rasizm stał się myślą, projektem, profetyzmaf' rewolucyjnym zwróconym w przeciwną stronę, ale na gruncij tego samego korzenia, jakim był dyskurs walki ras. Rasizm to dosłownie dyskurs rewolucyjny, ale na opak. Albo też możiH powiedzieć tak: jeżeli dyskurs ras, walki ras, był bronią wykon? staną przeciwko historyczno-politycznemu dyskursowi rzymska suwerenności władzy, to dyskurs rasy (rasy w liczbie pojedy| czej) był sposobem odwrócenia tej broni i wykorzystania jej I ostrza na rzecz zachowania suwerenności państwa, su\< jrennoślj której blasku i mocy nie zapewniają już rytuały magi«B no-prawne, lecz techniki medyczno-normalizacyjne. Za cen|

pi/.eniesienia prawa na normę, za cenę przekształcenia języka prawniczego na biologiczny, za cenę przejścia od ras w liczbie mnogiej do rasy w liczbie pojedynczej, za cenę transformacji projektu wyzwolenia w troskę o czystość, suwerenne państwo przejęło na własny użytek i wykorzystało we własnej strategii dyskurs walki ras. Suwerenność państwa uczyniła z tego dyskursu Imperatyw ochrony rasy, jakby alternatywę i zaporę dla wezwania inwolucyjnego, które również wywodziło się z tego starego ilyskursu walk, odszyfrowanych niesprawiedliwości, rewindyka­cji i obietnic.

Na koniec chciałbym jeszcze coś dodać. Ten rasizm, który powstał jako przekształcenie dawnego dyskursu walki ras, prze-k»/.lałcenie alternatywne w stosunku do dyskursu rewolucyjnego, W ciągu XX wieku uległ jeszcze dwóm transformacjom. Pod loniec XIX wieku pojawiło się coś, co można nazwać rasizmem puństwowym: rasizmem biologicznym i centralistycznym. 1 właś­nie ten wątek został jeśli nie dogłębnie przekształcony, to w każ­dym razie zmodyfikowany i wykorzystany w specyficznych «liategiach XX wieku. Można zasadniczo wyróżnić dwie takie •litttegie. Z jednej strony transformacja nazistowska, która podej­muje wprowadzony w końcu XIX wieku temat rasizmu państwo­wego, którego zadaniem jest biologiczna ochrona rasy. Ale ten temat zostaje tu podjęty i przekształcony jakby na modłę re-gresywną, to znaczy w taki sposób, że wszczepia się go i każe się mu funkcjonować wewnątrz dyskursu profetycznego, czyli właś­nie takiego, w którym kiedyś pojawił się wątek walki ras. W ten iposób nazizm spożytkuje całą ludową i niemal średniowieczną mitologię, sprawiając, że rasizm państwowy będzie tu funk­cjonować w ideologiczno-mitycznym pejzażu bliskim pejzażowi Wulk ludowych, które w pewnym momencie mogły wesprzeć l pozwolić sformułować temat walki ras. Dlatego w epoce nazistowskiej rasizmowi państwowemu towarzyszyć będzie cały wstaw elementów i konotacji takich na przykład, jak walka rasy gennańskiej, zniewolonej przez pewien czas przez tymczasowych Iwycięzców, jakimi dla Niemiec zawsze były europejskie mocar-Klwa, Słowianie, traktat wersalski itp. Towarzyszy mu także temat powrotu herosów (przebudzenie się Fryderyka i wszystkich tych, którzy byli przywódcami i Fuhrerami narodu); temat podjętej na nowo wojny przodków; temat nadejścia nowego Reichu, który |cst cesarstwem dni ostatnich, który musi zapewnić tysiącletni iriumf rasy, ale który jest również nieuchronnie zapowiedzią

Page 44: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

88 Trzeba bronić społeczeństwa Wvklad z 28 stycznia 1976 89

Apokalipsy i dnia ostatniego. Mamy tu zatem do czynień z ponowną konwersją, z ponownym zaszczepieniem, ponownyij wpisaniem przez nazizm rasizmu państwowego w legendę wojuj | jących ras.

W opozycji do tej transformacji nazistowskiej mamy transfoa"! mację typu sowieckiego, która w pewien sposób dokonuje czegoj odwrotnego: nie transformacji dramatycznej i teatralnej, leci transformacji ukradkowej, bez dramaturgii właściwej legendonjl lecz mętnie „naukowej". Polega ona na podjęciu i przeniesieni! rewolucyjnego dyskursu walk społecznych — właśnie tego dys| kursu, który w wielu swych elementach wyrósł ze starego dysku-su walki ras — na zarządzanie policją, która zapewnia milcząc^ higienę uporządkowanego społeczeństwa. To, co dyskurs rewoltli cyjny określał mianem wroga klasowego, w sowieckim rasizmia j państwowym stanie się rodzajem zagrożenia biologicznego. Kim [ jest teraz wróg klasowy? Ano, jest to chory, zboczeniec, szalej nieć. W rezultacie broń, która kiedyś miała służyć do walki z wrogiem klasowym (broń, jaką była wojna lub dialektykaj może być teraz już tylko policją medyczną, która przeciwni-klasowego eliminuje niczym wroga rasowego. Z jednej stronjj mamy więc nazistowskie wpisanie rasizmu państwowego w star<| legendę wojujących ze sobą ras, a z drugiej strony sowiecka] | wpisanie walki klas w nieme mechanizmy rasizmu państwowegj W ten sposób ochrypła pieśń ras, które ścierają się ze sob poprzez kłamstwa praw i królów, ta pieśń, która przyniosJl przecież pierwszą formę dyskursu rewolucyjnego, stała się adi ministracyjną prozą państwa, które strzeże samego siebie w imifl czystości społecznego dziedzictwa.

Oto sława i niesława dyskursu wojujących ras. Chciałem wam pokazać ten dyskurs, który z pewnością wyrwał nas ze świadoma ści historyczno-prawnej zogniskowanej na problemie suwerenno! ści i który sprawił, że weszliśmy w formę historii, w formę czasu zarazem śnionego i wiedzianego, śnionego i poznawanego, czasie w którym pytanie o władzę jest już nieodłączne od pytani! o niewolę i o wyzwolenie. Petrarka pytał: „Czyż jest w historii coś, co nie głosiłoby chwały Rzymu?". My zaś — i jest to coś, co bez wątpienia charakteryzuje naszą świadomość historyczną i co wiąże się z pojawieniem się tej przeciw-historii — my pytamjj „Czy jest w historii coś, co nie byłoby wezwaniem do rewolucfi lub strachem przed rewolucją?". I dodajemy tylko to pytanie: „Ą gdyby w rewolucji znowu zwyciężył Rzym?".

Po wszystkich tych kawalkadach spróbuję, poczynając od „„stcpneg razù, opowiedzieć trochę historię tego dyskursuras W Stórych jego punktach, w XVII wieku, na początku XIX I w XX wieku.

Page 45: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

WYKŁAD Z 4 LUTEGO 1976

Odpowiedź w kwestii antysemityzmu. — Wojna i suwerenność u Hobbesa. — Dyskurs podboju w Anglii, u rojalistów, zwolen­ników parlamentu i egalitarystów. — Binarny schemat a histo-i vcyzm polityczny. — Co Hobbes chciał wyeliminować.

Od tygodnia albo dwóch docierają do mnie różne pytania I obiekcje, ustne albo pisemne. Bardzo chciałbym o tym z wami podyskutować, ale w tej przestrzeni i w tym klimacie jest to Irudne. W każdym razie, jeżeli chcecie zadać mi jakieś pytania, możecie przyjść po wykładzie do mojego biura. Ale jest jedno pytanie, na które mimo wszystko chciałbym tu trochę odpowie­dzieć, po pierwsze dlatego, że zadawano mi je wiele razy, po drugie dlatego, że choć sądziłem, że odpowiedziałem już na nie l góry, wszystko wskazuje na to, iż moje wyjaśnienia nie były dostatecznie jasne. Mówi mi się tak: „Co to ma znaczyć, że początki rasizmu umieszcza pan w XVI lub w XVII wieku i że wiąże pan rasizm tylko z problemami suwerenności i państwa, podczas gdy dobrze wiadomo, że od czasów Średniowiecza istniał rasizm religijny (zwłaszcza antysemicki)?". Chciałbym więc po­wrócić do tego, czego nie wyjaśniłem w sposób wystarczająco Jasny.

Nie chodzi mi na razie o badanie historii rasizmu w ogólnym i tradycyjnym sensie terminu. Nie chcę zajmować się historią tego, czym mogła być na Zachodzie świadomość przynależności do pewnej rasy, ani historią rytów i mechanizmów, za pomocą których usiłowano wykluczać, dyskwalifikować, niszczyć fizycz­nie jakąś rasę. Problem, który chciałem postawić, jest inny i nie dotyczy rasizmu ani też, w pierwszej instancji, problemu ras. ( 'hodziło mi — i nadal chodzi — o to, by spróbować zobaczyć, juk pojawiła się na Zachodzie pewna (krytyczna, historyczna i polityczna) analiza państwa, jego instytucji i mechanizmów jego władzy. Tę analizę przeprowadza się w terminach binarnych:

Page 46: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

92 Trzeba bronić społeczeństwa Wykład z 4 lutego 1976 93

ciało społeczne nie tworzy piramidy lub hierarchii stanów, nid stanowi spójnego i jednolitego organizmu, lecz składa sig z dwóch całości nie tylko absolutnie odrębnych, ale przeciwstav^ nych. I ten stosunek przeciwieństwa między dwiema całościami które tworzą ciało społeczne i które przenikają państwo, jest i w istocie stosunkiem wojennym, jest permanentną wojną. SamrJ państWO jest bowifim nn nmc-t,< c

i~...Vm, jcoi permanentną wojną. San państwo jest bowiem po prostu sposobem, w jaki wojna miedzi tymi dwiema cald^iami no/)~i "••- * • yM F I W I U apuauucrn, w jaKi wojna międ: tymi dwiema całościami nadal się toczy pod pozornie pokojów^ mi formami. Wychodząc od tego, chciałbym wam pokazać, jak< analiza tego typu w oczywisty sposób otwiera zarazem na nadzieję, na imperatyw nadziei i na politykę buntu lub rewolucji W tym leży istota mojego problemu; nie jest to rasizm.

Wydaje mi się rzeczą dość historycznie usprawiedliwioną, że ta forma politycznej analizy stosunków władzy (jako stosunków wojennych między dwiema rasami w obrębie jednego społeczeńi stwa) nie przenika się, przynajmniej nie w pierwszej instancjj z problematyką religijną. Analiza ta zostaje sformułowana, jesj formułowana, pod koniec XVI i na początku XVII wieku. Inaczej mówiąc, dostrzeganie podziału i walki ras jest wcześniejsze nil pojęcie walki społecznej albo walki klasowej, ale nie jest bynajjj mniej tym samym, co rasizm typu, jeśli chcecie, religijnego. Nie mówiłem o antysemityzmie, to prawda. Chciałem o tym trochę powiedzieć ostatnim razem, kiedy przedstawiałem coś w rodzajij oglądu z lotu ptaka tematu walki ras, ale nie starczyło mi czasu. Myślę, że można powiedzieć — ale wrócę do tego później — coś takiego: antysemityzm jako postawa religijna i rasowa nie od* działał dość bezpośrednio przed XIX wiekiem, aby można była brać go pod uwagę w interesującej mnie historii. Stary antyi semityzm typu religijnego został spożytkowany w rasizmie pań-] stwowym dopiero w XIX wieku, z chwilą, gdy powstał rasizrrj państwowy, z chwilą, gdy pojawiła się koncepcja państwa, zgodj nie z którą powinno ono jawić się, funkcjonować i uważać się za czynnik zapewniający jedność i czystość rasy przeciwko rasie lub rasom, które do tej pierwszej się wkradają, wprowadzając w jej ciało elementy szkodliwe i które trzeba zatem wypędzić z powr>{ dów zarazem politycznych i biologicznych. Dopiero w tym momencie antysemityzm naprawdę się rozwinął, podejmują^ spożytkowując starą siłę antysemityzmu, czerpiąc z niego energif i mitologię, których do tej pory nigdy nie używano w analizie wojny wewnętrznej, wojny społecznej. Dopiero w tym momencie I Żydzi zaczęli być postrzegani — i opisywani —jednocześtrii |

jako rasa obecna wśród wszystkich innych ras i jako ta, której niebezpieczny charakter biologiczny domaga się od państwa rozmaitych mechanizmów odrzucenia i wykluczenia. Tak więc dopiero spożytkowanie przez rasizm państwowy antysemityzmu, który, jak sądzę, miał inne przyczyny, spowodowało charakterys­tyczne zjawiska XIX wieku, prowadząc do tego, że stare mechani­zmy antysemityzmu ostatecznie przeniknęły do tej krytycznej i politycznej analizy walki ras wewnątrz jednego społeczeństwa. Oto dlaczego nie postawiłem ani problemu rasizmu religijnego, mii problemu antysemityzmu w Średniowieczu. Natomiast spró­buję o tym pomówić, kiedy dojdę do XIX wieku. Jeszcze raz przypominam, że gotów jestem odpowiedzieć na wszystkie bar­dziej szczegółowe pytania.

Dzisiaj chciałbym spróbować zobaczyć, w jaki sposób pod koniec XVI i na początku XVII wieku wojna zaczęła być postrzegana jako analizator stosunków władzy. Jest oczywiście nazwisko, które od razu się nasuwa: nazwisko Hobbesa, który na pierwszy rzut oka wydaje się kimś, kto uznał stosunek wojenny za podstawę i zasadę relacji władzy. U źródeł ładu, za pokojem, pod przykrywką prawa, u narodzin wielkiego automatu, jaki stanowi państwo, suweren, Lewiatan, Hobbes odkrywa nie tylko wojnę, ule wojnę najbardziej powszechną ze wszystkich, taką, która wybucha w każdej chwili i we wszystkich wymiarach: „wojnę wszystkich ze wszystkimi"37.1 tę wojnę wszystkich ze wszystkimi llobbes nie tylko umieszcza u źródeł państwa — u zarania rzeczywistego i fikcyjnego Lewiatana — ale również idzie jej iladem, widzi, że nawet po powstaniu państwa jej groźba czai się w szczelinach, w granicach i u granic państwa. Przypominacie Robie trzy podane przez niego przykłady wojny permanentnej. Po pierwsze, mówi on tak: nawet kiedy mieszkaniec cywilizowanego państwa opuszcza dom, nigdy nie zapomina o starannym za­mknięciu drzwi, bo dobrze wie, że istnieje permanentna wojna

17 „Jest więc oczywiste, że gdy ludzie żyją nie mając nad sobą mocy, która by ich wszystkich trzymała w strachu, to znajdują się w stanie, który Kię zwie wojną; i to w stanie takiej wojny, jak gdyby każdy był w wojnie /, każdym innym". Hobbes, Lewiatan, dz. cyt., I, 13. [S. 109 — przyp. tłum.] Na temat „bellum omnium contra omnes" zob. również tegoż, Elementorum philosophiae sectio tertia de cive, Paris 1642, I, I, XIII (tłum. franc: Le Citoyen, ou les Fondements de la politique, Flammarion, Paris 1982).

Page 47: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

94 Trzeba bronić społeczeństwa

między złodziejami i okradanymi38. Inny cytowany przykład w puszczach Ameryki można jeszcze spotkać plemiona żyjąe| w stanie wojny wszystkich ze wszystkimi19. A w każdym raził w naszych europejskich państwach stosunki między jednylj państwem a drugim przypominają stosunki między dwoma mężu czyznami, którzy stoją naprzeciw siebie z wyciągniętymi mieczai mi i wzrokiem wbitym w przeciwnika40. Tak więc nawet po powstaniu państwa wojna ciągle nam grozi, wojna jest wcią| obecna. Stąd problem: na czym polega ta wojna, wcześniejsza od I państwa i której państwo ma w zasadzie kłaść kres, ta wojna| | którą państwo spycha w swoją prehistorię, do stanu dzikości, do swoich tajemnych granic, ale która mimo wszystko jest wciąj obecna? Po drugie, w jaki sposób ta wojna prowadzi do narodzia państwa? Jaki wpływ na państwo ma fakt, że zrodziła je wojną| Jaki stygmat zostawia wojna na ciele państwa, kiedy ono już powstaje? Oto dwa pytania, nad którymi chciałbym się przez chwilę zatrzymać.

Na czym więc polega ta wojna, którą Hobbes odkrywa prze^ państwem i u samej zasady państwa? Czy jest to wojna silnych ze słabymi, zuchwałych z nieśmiałymi, odważnych z tchórzami dzikich arogantów z łagodnymi pasterzami? Czy jest to wojnaj która wynika z bezpośrednich różnic naturalnych? Wiecie, że według Hobbesa wcale nie tak to wygląda. Pierwotna wojną* wojna wszystkich ze wszystkimi, jest wojną równych, wojną zrodzoną z równości i toczącą się w żywiole tej równości. Wojna to bezpośredni efekt braku różnic, w każdym razie niedostatecz* nych różnic. Albowiem, mówi Hobbes, gdyby były duże różnica gdyby między ludźmi rzeczywiście istniały poważne i widoczna nierówności, których najwyraźniej nie sposób usunąć, jest oczy­wiste, że od razu zablokowałyby one wojnę. Gdyby istniały wyraźne, widoczne, potężne różnice naturalne, mielibyśmy jedno z dwojga: albo faktycznie walczyliby ze sobą silni i słabi, ale takie starcie i taka wojna szybko skończyłyby się zwycięstwem silnych nad słabymi; albo w ogóle nie byłoby rzeczywistej walki, bo słaby, dostrzegając, stwierdzając własną słabość, poddałby się bez walki. Słowem — mówi Hobbes — gdyby istniały wyraźne różnice naturalne, nie byłoby wojny, bo albo stosunek sił byłby

Wykład z 4 lutego 1976 95

3* H°bbes, Lewiatan I, 13, dz. cyt. [s. 11 Zob. tamże.

40 Zob. tamże [s. 112 — przyp. tłum.].

przyp. tłum.]

Wyznaczony w punkcie wyjścia przez początkową wojnę wy­kluczającą dalsze wojny, albo, przeciwnie, ów stosunek sił pozo­stałby czymś wirtualnym z powodu onieśmielenia słabych. W ka-tdym razie gdyby istniały różnice, nie byłoby wojny41. Natomiast w stanie braku różnic, niedostatecznych różnic — w tym stanie, w którym można wprawdzie powiedzieć, że różnice istnieją, ale mczkujące, nieuchwytne, drobne, ruchome, bezładne i niewyraź­ne — w tej anarchii małych różnic, jaka określa stan natury, cóż lic dzieje? Nawet ten, kto jest troszkę słabszy od innych, od Jakiegoś innego, jest mimo to wystarczająco podobny do najsil­niejszego, aby uważać, że ma dość siły i że nie powinien ustępować. Tak więc słaby nigdy nie rezygnuje. Co do silnego, który jest tylko trochę silniejszy od pozostałych, nie jest on nigdy dość silny, aby się niczego nie lękać, aby nie być zmuszonym do nieustannej czujności. Naturalne niezróżnicowanie rodzi zatem niepewność, ryzyko, przypadek, a w konsekwencji wolę walki po obu stronach; właśnie ta przypadkowość rządząca pierwotnym stosunkiem sił wywołuje stan wojny.

Ale czym dokładnie jest ów stan wojny? Nawet słaby wie a w każdym razie wierzy — że jest prawie tak samo silny jak

jego sąsiad. Nie zrezygnuje więc z wojny. Ale silny — w każdym razie ten, który jest trochę silniejszy od pozostałych — wie, że mimo wszystko może okazać się słabszy od innego, zwłaszcza gdy ten użyje podstępu, zadziała z zaskoczenia, zawrze sojusze Itp. Tak więc jeden nie zrezygnuje z wojny, ale drugi — silniejszy

- będzie chciał jej mimo wszystko uniknąć. Jednak ten, kto chce uniknąć wojny, może jej uniknąć tylko pod warunkiem, iż pokaże, ie gotów jest do wojny, a nie, że jest gotów do ustępstw. W jaki sposób pokaże, że nie zamierza rezygnować z wojny? No cóż, pokaże to, działając w taki sposób, by inny, przygotowujący się do wojny, zwątpił w swoje siły i w efekcie zrezygnował z walki, zrezygnował dokładnie w tej mierze, w jakiej wie, że drugi nie zamierza z niej rezygnować. Krótko mówiąc, na czym polega typ relacji, które zawiązują się na gruncie tych pełzających różnic i tych przypadkowych starć, których wynik jest niewiadomą? Polega on na grze między trzema seriami elementów. Po pierw­sze, mamy tu kalkulację wyobrażeń: wyobrażam sobie siłę in­nego, wyobrażam sobie, w jaki sposób on wyobraża sobie moją siłę, itd. Po drugie, mamy grę emfatycznych i obłudnych manifes-

41 Zob. tamże [s. 107-108 — przyp. tłum.].

Page 48: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

9ń Trzeba bronić społeczeństwa

tacji woli: każdy pokazuje, że chce wojny, że nie zrezygni|J z wojny. Po trzecie wreszcie, wykorzystuje się taktyki wzajeiflj nego onieśmielania: tak bardzo boję się wojny, że spokojny będ| dopiero wtedy, kiedy ty będziesz się jej bał przynajmniej tak sama jak ja — a nawet, w miarę możności, trochę bardziej. W s umil znaczy to, że stan opisywany przez Hobbesa nie jest wcale staneifl naturalnym i brutalnym, w którym siły ścierają się ze sobjj bezpośrednio: nie jest to porządek bezpośrednich stosunków między rzeczywistymi siłami. Tym, co się ze sobą spotyka, ściera krzyżuje w stanie wojny pierwotnej według Hobbesa, nie są narzędzia walki, nie są pięści, nie są dzikie rozpętane moce< W pierwotnej wojnie u Hobbesa nie ma bitew, nie ma krwi, nie ma trupów. Są wyobrażenia, manifestacje, znaki, emfatyczn J podstępne, kłamliwe ekspresje; są oszustwa i pozory, pragnienia które wydają się swoim przeciwieństwem, niepewność, która udaje pewność. Znajdujemy się tu w teatrze wzajemnych wyobu rażeń, mamy nieustanny stosunek strachu, a nie stan rzeczywistej wojny. Znaczy to ostatecznie, że stanu bestialskiej dzikośc% w którym żyjące jednostki pożerałyby się nawzajem, w żadnym, wypadku nie można uznać za pierwotną charakterystykę stanu wojny według Hobbesa. Tym, co charakteryzuje stan wojny, jesf rodzaj nieskończonej dyplomacji uprawianej przez rywali z przy7 rodzenia równych sobie. Nie jest to „wojna", lecz właśnie, jak mówi Hobbes, „stan wojny". W pewnym tekście powiada: „Al­bowiem wojna polega nie tylko na walce czy też na rzeczywistymi zmaganiu; czasem wojny jest odcinek czasu, w którym dostatecz­nie jest wyraźne zdecydowanie na walkę"42. Okres wojny oznacza zatem stan, a nie bitwę, stan, w którym liczą się nie same siły, lecz wola, wola wystarczająco wyraźnie okazana, to znaczy [wyposa­żona wj system reprezentacji i ekspresji stanowiących właściwy operator w tym stanie pierwotnej dyplomacji.

Widać więc, dlaczego i w jakim sensie ten stan — który nie jest bitwą, bezpośrednim ścieraniem się sił, lecz stanem pewnej gry między rywalizującymi wyobrażeniami — nie jest stadium, które człowiek mógłby definitywnie porzucić w dniu narodzin państwa; w istocie chodzi tu o pewien rodzaj stałego podłoża, które nie może nie funkcjonować, ze wszystkimi swoimi pod­stępami i wzajemnymi kalkulacjami, gdy tylko pojawi się coś, co nie daje poczucia bezpieczeństwa, co nie ustala różnicy i co nie

42 Zob. tamże [s. 107-108 — przyp. tłum.].

I Wykład z 4 lutego 1976 97

umieszcza siły tylko po jednej stronie. Tak więc u Hobbesa nie ma wojny w punkcie wyjścia.

Jak jednak ten stan, nie będący wojną, lecz grą wyobrażeń, za nprawą których do wojny właśnie nie dochodzi, może zrodzić 1'uństwo — dużą literą — Lewiatana, suwerena? Na to drugie pytanie Hobbes odpowiada, odróżniając dwa rodzaje suwerenno­ści: suwerenność opartą na ustanowieniu i suwerenność powstałą przez zawłaszczenie43. O suwerenności opartej na ustanowieniu mówi się dużo i na ogół to do niej sprowadza się całą analizę I lobbesa. W rzeczywistości sprawy są bardziej skomplikowane. Mamy republikę instytucjonalną, oparta na ustanowieniu, i repub­likę z ustanowienia, powstałą przez zawłaszczenie, a nawet, w obrębie tej ostatniej, dwa rodzaje suwerenności, tak że w sumie mamy państwa oparte na ustanowieniu i państwa powstałe przez zawłaszczenie, ale te formy władzy w pewien sposób obejmują trzy formy suwerenności. Weźmy najpierw najlepiej znane repub­liki oparte na ustanowieniu; powiem o nich w ogromnym skrócie. Co robi się w stanie wojny, aby ten stan zakończyć, choć, powtórzmy, nie jest to naprawdę wojna, lecz wyobrażenie i groź­ba wojny? Cóż, ludzie podejmują decyzję. Ale jaką? Nie taką, by jednej osobie — lub wielu — przekazać część swoich uprawnień i swojej władzy. W gruncie rzeczy ludzie nie postanawiają nawet przekazać wszystkich swoich praw. Postanawiają, przeciwnie, przyznać komuś — albo wielu osobom, czyli zgromadzeniu — prawo do ich całkowitego, integralnego reprezentowania. Nie chodzi tu o stosunek odstąpienia lub delegowania czegoś, co należy do jednostek, lecz o reprezentację samych tych jednostek. Znaczy to, że powołany w ten sposób suweren będzie miał wartość wszystkich jednostek. Nie otrzyma po prostu części ich praw; dosłownie zajmie ich miejsce, dysponując całością ich władzy. Jak mówi Hobbes, utworzony w ten sposób suweren „ucieleśnia [...] zbiorową osobę" wszystkich44. Za sprawą takiego przemieszczenia reprezentowane w ten sposób jednostki będą obecne w swoim reprezentancie i o każdej z nich będzie można powiedzieć, że robi to, co robi jej reprezentant, czyli suweren. Jako przedstawiciel jednostek suweren jest dokładnym odwzoro­waniem samych jednostek. Jest zatem indywidualnością sztuczną,

™ W całej następującej dalej dyskusji Foucault odwołuje się do drugiej części Lewiatana („O Republice"), rozdz. XVII, XVIII, XIX, XX.

44 Hobbes, Lewiatan I, 17, dz. cyt. [S. 151 — przyp. tłum.].

Page 49: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

98 Trzeba bronić społeczeństwa Wykład z 4 lutego 1976 99

ale rzeczywistą. Kiedy suwerenem jest monarcha, czyli jednostka naturalna, jako suweren jest mimo wszystko sztuczny; a kiedy! w grę wchodzi zgromadzenie, to chociaż jest to grupa jednostek, chodzi mimo wszystko o coś jednostkowego. Tak rzeczy się mają w republikach instytucjonalnych. Widzicie, że w tym mechaniz* mie występuje tylko gra woli, paktu i reprezentacji.

Spójrzmy teraz na drugą formę powstawania republik, na inną rzecz, jaka może się przytrafić tej lub owej republice: jest to mechanizm zawłaszczenia45. Z pozoru jest to całkiem coś innego, a nawet odwrotnego. W przypadku republik powstałych przez zawłaszczenie wydaje się, że mamy do czynienia z suwerennością1

opartą na stosunkach siły zarazem rzeczywistych, historycznych i bezpośrednich. Aby zrozumieć ten mechanizm, trzeba założyć nie pierwotny stan wojny, lecz prawdziwą bitwę. Wyobraźmy sobie jakieś państwo utworzone zgodnie z modelem, o którym przed chwilą mówiłem, czyli modelem instytucjonalnym. Przypu­śćmy teraz, że to państwo zostało zaatakowane przez inne państwo w ramach wojny z rzeczywistymi bataliami i zbrojnymi decyzjami. Przypuśćmy, że jedno z utworzonych w ten sposób państw zostało pokonane przez inne: jego armia została zwycie^ żona, rozbita, jego suwerenność zniszczona; nieprzyjaciel za­jmuje jego ziemie. Wreszcie mamy tu coś, czego szukaliśmy od początku, to znaczy prawdziwą wojnę, prawdziwą bitwę, praw­dziwy stosunek sił. Są zwycięzcy i zwyciężeni, i zwyciężeni znajdują się na łasce zwycięzców, w ich dyspozycji. Spójrzmy, co ! będzie się teraz działo: skoro zwyciężeni są w dyspozycji zwy­cięzców, to znaczy, że ci ostatni mogą ich pozabijać. Jeżeli ich pozabijają, to oczywiście nie będzie problemu: suwerenność państwa znika po prostu dlatego, że zniknęły tworzące to państwo jednostki. Ale co się stanie, jeżeli zwycięzcy darują życie zwycię­żonym? Kiedy zwyciężeni pozostają przy życiu, a raczej mogą tymczasowo korzystać z życia, z dwóch rzeczy jedna: albo zbuntują się przeciwko zwycięzcom, to znaczy na nowo podejmą wojnę, próbując odwrócić stosunek sił i w takim razie znów mamy rzeczywistą wojnę, którą klęska przynajmniej na jakiś czas zawiesiła; albo, nie chcąc narażać się na śmierć, pokonani nie podejmują wojny, zgadzają się słuchać zwycięzców i dla nich pracować, odstępują im swoją ziemię i płacą im haracz; w takim razie mamy oczywiście stosunek panowania, oparty w całości na

wojnie i na przedłużeniu efektów wojny w pokoju. Panowania, powiecie, a nie suwerenności. Ano właśnie, dla Hobbesa jedno nie wyklucza drugiego: mamy tu wciąż jeszcze do czynienia ze stosunkiem suwerenności. Dlaczego? Dlatego, że skoro pokonani wybrali życie i posłuszeństwo, odtworzyli tym samym suweren­ność, ze swoich zwycięzców uczynili swoich reprezentantów, na miejsce suwerena, którego obaliła wojna, powołali nowego. Tak więc to nie klęska leży u podstaw społeczeństwa dominacji, podporządkowania i niewoli, lecz coś, co zachodzi w trakcie klęski, a nawet już po bitwie, już po klęsce: tym czymś jest strach, poddanie się strachowi, rezygnacja z ryzyka życia. To sprawia, że wkraczamy w porządek suwerenności i w prawny ustrój władzy absolutnej. Wola, która przedkłada życie nad śmierć: oto, co leży u podstaw suwerennej władzy, władzy, która jest równie prawna i prawomocna jak władza powołana na modłę instytucjonalną na gruncie wzajemnej zgody.

Wydaje się dość osobliwe, że do tych dwóch form suwerennej władzy — władzy instytucjonalnej i władzy z ustanowienia — Hobbes dodaje trzecią, o której powiada, że jest bardzo bliska władzy z ustanowienia, tej, która pojawia się o zmierzchu wojny, po klęsce. Ten inny typ suwerennej władzy jest, jak mówi, władzą wiążącą dzieci z ich rodzicami — a dokładnie z matką46. Wyobraźmy sobie, powiada, że rodzi się dziecko. Jego rodzice (ojciec w stanie społeczeństwa cywilnego, matka w stanie natury) mogą z powodzeniem pozwolić mu umrzeć, a nawet zwyczajnie je uśmiercić. W żadnym wypadku nie może ono przeżyć bez rodziców, bez matki. I przez lata, spontanicznie, wyrażając swoją wolę wyłącznie poprzez ujawnianie swoich potrzeb, swego stra­chu, przez krzyk itp., dziecko będzie słuchało rodziców, matki, będzie robiło dokładnie to, co ona każe mu robić, ponieważ od niej i tylko od niej zależy jego życie. Matka będzie zatem miała nad nim suwerenną władzę. Otóż, powiada Hobbes, między tą zgodą dziecka (zgodą, która nie zakłada nawet woli czy umowy) na suwerenną władzę matki, która zapewnia mu przeżycie, a zgo­dą pokonanych po zapadnięciu zmroku klęski nie ma zasadniczej różnicy. Hobbes chce w gruncie rzeczy pokazać, że przy ustana­wianiu suwerena decydująca nie jest jakość woli, ani nawet forma jej wyrazu lub jej poziom. Tak naprawdę nie jest ważne, czy mamy nóż na gardle, czy możemy jasno wyrazić swoją wolę, czy

45 Tamże, rozdz. XX. 46 Zob. też Hobbes, De Cive II, IX.

Page 50: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

100 Trzeba bronić społeczeństwa Wykład z 4 lutego 1976 101

nie. Dla powstania suwerena trzeba i wystarczy pewna elemental! na postać woli sprawiającej, że chcemy żyć, nawet jeżeli wymag§ to podporządkowania się woli innego.

Suwerenna władza powstaje zatem na gruncie pewnej rady| kalnej woli, której jakość nie ma znaczenia. Ta wola wiąże się ze strachem i suweren nigdy nie powstaje odgórnie, to znaczy za sprawą decyzji silniejszego, zwycięzcy lub rodziców. Suwerel zawsze powstaje oddolnie, z woli tych, którzy się boją. Dlateg| mimo pęknięcia, jakie można dostrzec między dwiema wielkimi formami republiki (między republiką opartą na ustanowieni|| zrodzoną ze stosunków wzajemnych i republiką powstałą prze| zawłaszczenie, którą rodzi bitwa), w obu pojawiają się z grunflf takie same mechanizmy. Niezależnie od tego, czy chodzi o umoi wę, o batalię czy o stosunek rodzice/dzieci, w każdym wypadkj odnajdujemy tę samą serię: wola, strach i suwerenna władza. I nia jest ważne, czy tę serię rozpoczyna milcząca kalkulacja, stosundJl sił czy naturalna podległość; nie ma znaczenia, czy chodal o strach prowadzący do nie kończącej się dyplomacji, o stracił przed nożem przyłożonym do gardła czy o krzyk dzieckS W każdym wypadku może powstać suwerenna władza. W grunCJJ rzeczy wygląda na to, że Hobbes, chociaż uchodzi za teoretytj stosunków między wojną i władzą polityczną, chciał wyelimirflj wać historyczną rzeczywistość wojny, wyeliminować ją z genezj suwerena. W Lewiatanie znajdujemy cały front dyskursu, którj polega na mówieniu: nieważne, czy biliście się, czy nie, e/y byliście pokonani, czy nie; wszędzie występuje ten sam mech» nizm, w przypadku pokonanych i w stanie natury, przy powołjf waniu państwa, a nawet w tym najczulszym i najbardziej natura nym stosunku, jakim jest stosunek między rodzicami i dziećnl Hobbes przedstawia wojnę, fakt wojny, rzeczywisty stosunek s|| w bitwie, jako coś w gruncie rzeczy obojętnego dla powstarf suwerena. Ukonstytuowanie się suwerennej władzy nie ma zwiaa ku z wojną. Albowiem czy wojna jest, czy jej nie ma, władaj powstaje w taki sam sposób. W gruncie rzeczy dyskurs HobboÉ jest swego rodzaju „nie" dla wojny: naprawdę to nie ona nnl/l państwa, to nie ona jest wpisana w stosunki suwerenności i to nil j ona wprowadza do władzy państwowej — z całą jej nierównoi| — wcześniejsze asymetrie w stosunkach sił, ujawniająca xii w czasie samej walki.

Narzuca się pytanie: do kogo, do czego zwraca się ten dyskfl» eliminujący wojnę, skoro we wcześniej sformułowanych p i ł

wnych teoriach władzy wojna nigdy nie odgrywała tej roli, której I lobbes jej uparcie odmawia? Do jakiego przeciwnika naprawdę /wraca się Hobbes, kiedy w całej warstwie, w całej linii, na całym froncie swojego dyskursu powtarza z uporem: w każdym razie nie ma znaczenia, czy wojna jest, czy jej nie ma, bo to nie o wojnę idzie w powstawaniu suwerena. Myślę, że tym, do czego zwraca HIC dyskurs Hobbesa, nie jest żadna określona, konkretna teoria, (lic, co byłoby jakby przeciwnikiem tego dyskursu, jego pole­micznym partnerem; nie jest to również coś niewypowiedzianego i nie dającego się ominąć, co jednak dyskurs Hobbesa właśnie próbowałby wyminąć. W rzeczywistości w epoce, w której iworzył Hobbes, istniało coś, co można nazwać nie jego pole­micznym adwersarzem, lecz jego strategicznym vis-à-vis. To (Huczy nie tyle pewna treść dyskursu, którą należało odeprzeć, ile pewna gra dyskursywna, pewna teoretyczna i polityczna strategia, I torą Hobbes chciał właśnie wyeliminować i uczynić niemożliwą. 1'ym zatem, co Hobbes chciał nie odeprzeć, lecz wyeliminować I uczynić niemożliwym, tym strategicznym vis-à-vis, był pewien •iposób funkcjonowania wiedzy historycznej w walce politycznej. Si iślej mówiąc, strategicznym vis-à-vis Lewiatana było, jak miizę, polityczne wykorzystywanie w ówczesnych walkach pew-no| wiedzy historycznej dotyczącej wojen, najazdów, grabieży, Wywłaszczeń, konfiskat, zdzierania łupów, wymuszeń i efektów li no wszystkiego, efektów tych wszystkich wojennych zachowań, lyi h wszystkich rzeczywistych bitew i walk, utrzymujących się w prawach i w instytucjach, które z pozoru regulują władzę.

Jednym słowem, tym, co Hobbes chce wyeliminować, jest pioblem podboju albo wykorzystywanie tego problemu w dyskur-li historycznym i w praktyce politycznej. Niewidocznym prze-

i Wynikiem Lewiatana jest podbój. Ten potężny, sztuczny czło-"Wlk, który przyprawiał o drżenie wszystkich prawomyślnych pilwników i filozofów, ten państwowy potwór, ta straszliwa |in «lać, która widnieje na winiecie otwierającej Lewiatana i która pi luiNlawia króla ze wzniesionym mieczem i z pastorałem » i oku, w gruncie rzeczy także myśli prawomyślnie. Właśnie H HI eu filozofowie, którzy go tak potępiali, w głębi duszy go

liillli), właśnie dlatego jego cynizm zachwycił nawet najbardziej hHjn/Irwych. Dyskurs Hobbesa, z pozoru głoszący wszędzie »n|ne, w punkcie wyjścia i nawet w punkcie dojścia, w gruncie i M ty mówi coś dokładnie odwrotnego. Mówi, że wojna czy jej In ul klęska albo nie, podbój czy umowa, to wszystko jedno: „To

Page 51: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

102 Trzeba bronić społeczeństwa Wvktad z 4 lutego 1976 103

wy, poddani, chcieliście suwerena i wyłoniliście władzę, która was reprezentuje. Przestańcie nas więc zanudzać swoimi historycznyrflj śpiewkami: na dnie podboju (jeżeli koniecznie chcecie, by istniał podbój) również odnajdziecie umowę i wystraszoną wolę poddaj nych". W ten sposób problem podboju zostaje unieważniony niejaką od dołu przez pojęcie wojny wszystkich ze wszystkimi i niejako od góry przez pojęcie woli, nadal ważnej z prawnego punktu widzenia woli ogarniętych strachem przegranych w wieczór klęski. Sądzę zatem, że Hobbes próżno sprawia wrażenie skandalisty. W rzeczy­wistości uspokaja: wciąż jeszcze uprawia dyskurs umowy i suwe­renności, to znaczy dyskurs państwa. Zarzucono mu oczywiście, i to hałaśliwie, że państwu dał za dużo. Ale koniec końców dla filozofii i dla prawa lepiej jest, kiedy państwu daje się za dużo, niż kiedy daje mu się za mało. I kiedy potępia się go za to, że dał państwu za dużo, po cichu jest mu się wdzięcznym, że uchronił państwo przed pewnym podstępnym i barbarzyńskim przeciwnikiem.

Ten przeciwnik — a raczej wrogi dyskurs, do którego zwraca się Hobbes —jest przeciwnikiem dochodzącym do głosu w woj* nach domowych, które w tamtej epoce prowadziły do pękania angielskiego państwa. Jest to dyskurs na dwa głosy. Jeden głos mówił: „Jesteśmy zdobywcami, a wy jesteście pokonanymi. Może jesteśmy tu obcy, ale wy jesteście służbą". Na co drugi głos odpowiadał: „Może zostaliśmy pokonani, ale takimi nie pozo­staniemy. Jesteśmy u siebie, a wy się stąd wyniesiecie". Właśnie ten dyskurs permanentnej walki i wojny domowej Hobbes zażeg-nywał, umieszczając umowę społeczną poza wszelką wojną i poza wszelkim podbojem, i w ten sposób ratując teorię państwa. Stąd oczywiście fakt, że filozofia prawa nagrodziła następnie Hobbesa dostojnym tytułem ojca filozofii politycznej. Kiedy nad kapitolem państwa zawisła groźba, pewna gęś obudziła śpiących filozofów. Był to Hobbes.

Ten dyskurs (a raczej ta praktyka), przeciwko któremu Hob­bes wzniósł cały mur Lewiatana, pojawił się, jak mi się zdaje — jeśli niezupełnie po raz pierwszy, to przynajmniej po raz pierwszy w swoim istotnym znaczeniu i z całą mocą polityczną — w Anglii, zapewne w wyniku nałożenia się dwóch zjawisk: po pierwsze, oczywiście, wczesnej walki politycznej, jaką burżuazja prowadziła z monarchią absolutną z jednej strony i z arystokracją z drugiej strony; ale po drugie, zjawiska, jakim była świadomość, od wieków bardzo żywa nawet w szerokich warstwach ludowych, historycznego podziału wynikającego z podboju.

Ta obecność normańskiego podboju, będącego dziełem Wilhel­ma w 1066 roku pod Hastings, przejawiała się w Anglii na wiele sposobów jednocześnie, w instytucjach i w historycznym doświad­czeniu podmiotów politycznych. Przede wszystkim przejawiała się bardzo wyraźnie w rytuałach władzy, ponieważ aż do Henryka VII, to znaczy do początku XVI wieku, akty królewskie stanowiły, iż król Anglii sprawuje swoją władzę z mocy prawa podboju. Król był dziedzicem prawa podboju wywalczonego przez Normanów. Ta formuła zniknęła pod panowaniem Henryka VII. Obecność podbo­ju przejawiała się również w praktyce prawnej, której akty i procedury odbywały się w języku francuskim i w której czymś absolutnie stałym były konflikty między jurysdykcją niższego rzędu a trybunałami królewskimi. Prawo, nadane z góry i w obcym języku, było w Anglii stygmatem obecności obcych, znamieniem innego narodu. Ta praktyka prawna, to prawo sformułowane w obcym języku, prowadziły z jednej strony do tego, co nazwałbym „cierpieniem językowym" u tych, którzy nie mogli dochodzić swoich praw w mowie ojczystej, a z drugiej strony do pewnej zasadniczej obcości prawa. Z obu tych powodów praktyka prawna była czymś niedostępnym. Stąd żądanie, które pojawia się w Anglii bardzo wcześnie, jeszcze w Średniowieczu: „Chcemy prawa, które będzie naszym prawem, prawa sformułowanego w naszym języku, ujednoliconego oddolnie na gruncie prawa gminnego, które prze­ciwstawia się statutom królewskim". Podbój — wymieniam tu różne rzeczy w dość przypadkowej kolejności — ujawniał się również w obecności, w nakładaniu się na siebie i w ścieraniu się ze sobą dwóch heterogenicznych zespołów legend: z jednej strony zespół opowieści saksońskich, które były w istocie przypowieścia­mi ludowymi, wierzeniami mitycznymi (powrót króla Harolda), kultami świętych królów (jak kult króla Edwarda), popularnymi opowieściami w rodzaju historii o Robinie z Lasu (jak wiecie, to właśnie z tej mitologii Walter Scott—jeden z wielkich inspirato­rów Marksa47—zaczerpnie materiał do Ivanhoe i do pewnej liczby

4 ' Na temat Marksa jako czytelnika Waltera Scotta zob. E. Marx-Aveling, „Karl Marx — Lose Blatter", w: Ôsterreichischer Ar-beiter-Kalendar jur das Jahr 1895, s. 51-54; F. Mehring, Karl Marx; Geschichte seines Lebens, Leipziger Buchdrtickerei Actiengesellschaft, Leipzig 1918, XV, l (tłum. franc: Karl Marx. Histoire desa vie. Editions Sociales, Paris 1983); 1. Berlin, Karl Marx, T. Butterworth, Berlin 1939, rozdz. Xl.

Page 52: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

104 Trzeba bronić społeczeństwa Wyklail 2 4 lutego 1976 105

powieści48, które miały kapitalne znaczenie dla kształtowania się świadomości historycznej w XIX wieku). Obok tego zespołu mitologicznego i ludowego znajdujemy, przeciwnie, zespół le­gend arystokratycznych i qwosj-monarchistycznych, które opo­wiada się na dworze normańskich królów i które zostaną reak­tywowane w XVI wieku, w chwili, gdy rozkwitał królewski absolutyzm Tudorów. Chodzi przede wszystkim o legendy z cyk­lu króla Artura49. Oczywiście nie jest to dokładnie legenda normańska, ale w każdym razie nie saksońska. Było to od­świeżenie starych legend celtyckich, które Normanowie odkryli pod saksońską warstwą populacji. Te celtyckie legendy zostały w naturalny sposób reaktywowane na rzecz normańskiej arysto­kracji i monarchii, dzięki rozlicznym relacjom, jakie w ich kraju ojczystym łączyły Normanów z Bretanią i z Bretończykami. Mamy zatem dwie silne całości mitologiczne, wokół których Anglia śniła swoją przeszłość i swoją historię na dwa absolutnie odmienne sposoby.

Ważniejsza od tego wszystkiego, bo świadcząca o realnych efektach podboju Anglii, była historyczna pamięć o buntach, z których każdy miał określone skutki polityczne. Niektóre bunty, zwłaszcza te wcześniejsze, jak na przykład powstanie Monmou-tha, miały charakter wyraźnie rasowy50. Inne (jak ten, w wyniku

48 Akcja Ivanhoe (1819) toczy się w Anglii w czasach Ryszarda Lwie Serce; Quentin Durward ( 1823) ma w tle Francję czasów Ludwika XI. Wiadomo, że Ivanhoe wywarł wpływ na A. Thierry'ego i na jego teorię zdobywców i zdobytych.

49 Jest to cykl legendarnych tradycji i opowieści skupionych na mitycznej postaci bretońskiego władcy Artura, przywódcy ruchu oporu wobec saksońskiej inwazji gdzieś w pierwszej połowie V wieku. Te tradycje i opowieści zostaną po raz pierwszy zebrane w XII wieku przez Geoffreya of Monmouth w De origine et gestis regum Britanniae libri XII (Heidelberg 1687), a następnie przez Roberta Wace'a w Roman de Brut (1155) i Roman de Rou (1160-1174): jest to tak zwana „materia bretońska", przerobiona przez Chrétiena de Troyes w Lancelocie i w Per-cevalu w drugiej połowie XII wieku.

50 Geoffrey de Monmouth opowiada historię narodu bretońskiego od czasów pierwszego zdobywcy, Trojańczyka Brutusa; po okresie rzym­skich podbojów historia ta prowadzi do oporu Bretonów wobec saksoń­skich najeźdźców i do upadku królestwa bretońskiego. Chodzi o jedno z najbardziej popularnych dzieł Średniowiecza, które wprowadziło legen­dę arturiańską do literatur europejskich.

którego uchwalono Wielką Kartę Swobód) przyczyniły się do ograniczenia władzy królewskiej albo do ustalenia konkretnych sposobów wykluczania cudzoziemców (chociaż chodziło nie tyle o Normanów, co o przybyszy z Poitou, z Andegawenii itd.). Było to jednak prawo ludu angielskiego, który sądził, że musi wypędzić cudzoziemców. Istniała więc cała seria elementów, które po­zwalały wpisać wielkie przeciwieństwa społeczne w historyczne formy podboju i panowania jednej rasy nad inną. Ten kod, a w każdym razie elementy tworzące taki kod, były starej daty. Już w średniowiecznych kronikach można znaleźć zdania w ro­dzaju: „Z Normanów wywodzą się wielkie postacie tego kraju; ludzie niskiego stanu są synami Saksończyków"51. Znaczy to, że konflikty — polityczne, ekonomiczne, prawne — były, za sprawą elementów, które przed chwilą wymieniłem, bardzo łatwo wpisy­wane, kodowane i przekształcane w formę dyskursu lub dyskur­sów będących dyskursami walki ras. Jest zatem dość logiczne, że pod koniec XVI i na początku XVII wieku, kiedy pojawiły się nowe formy walki politycznej, między burżuazją z jednej strony i arystokracją oraz monarchią z drugiej strony, również [te konflikty] znalazły wyraz w języku walki ras. Całkiem naturalnie zadziałał ów rodzaj kodu, a w każdym razie odezwały się elementy, które łatwo było w ten sposób zakodować. Mówię o kodzie dlatego, że teoria ras nie funkcjonowała jako konkretna teza jednej grupy wysuwana przeciwko innej grupie. W rzeczywi­stości podział na rasy i związany z nim system opozycji stanowił rodzaj narzędzia, zarazem dyskursywnego i politycznego, które jednym i drugim pozwalało formułować własne tezy. Praw-no-polityczna dyskusja o prawach suwerena i o prawach ludu odbyła się w siedemnastowiecznej Anglii na gruncie tego swois­tego języka [zrodzonego przez] wydarzenie podboju, przez stosu­nek panowania jednej rasy nad drugą i przez bunt — lub stałą groźbę buntu — zwyciężonych przeciwko zwycięzcom. Dlatego odnajdziecie teorię ras, albo temat ras, zarówno w pozycjach królewskiego absolutyzmu, jak w pozycjach zwolenników par­lamentu, a wreszcie w najbardziej skrajnych poglądach Niwelato-rów (Levellerow) lub Diggerów.

Prymat podboju i panowania można faktycznie znaleźć w tym, co określiłbym jednym słowem jako „dyskurs króla". Kiedy Jakub I obwieszczał Izbie Gwiaździstej, że królowie

W rękopisie Foucault wymienia „Kronikę Gloucestera".

Page 53: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

106 Trzeba bronić społeczeństwa

zasiadają na tronie Boga52, odwoływał się oczywiście do teologia czno-politycznej teorii prawa boskiego. Ale dla niego ta boska elekcja — sprawiająca, że był on faktycznie właścicielem Anglii —posiadała znak i kaucję historyczną w zwycięstwie Normanów. I kiedy był jeszcze tylko królem Szkocji, Jakub I twierdził, że ponieważ Normanowie zdobyli Anglię, to oni ustanawiają prawa królestwa53 — co miało dwie konsekwencje. Po pierwsze, że Anglia została zawłaszczona, a więc że wszystkie angielskie ziemie należą do Normanów i do ich przywódcy, to znaczy do króla. Właśnie jako przywódca Normanów król okazuje się faktycznym właścicielem angielskiej ziemi. Po drugie, prawo nie musi być prawem wspólnym dla różnych ludów, których dotyczy władza; prawo jest właśnie oznaką panowania Normanów: zostało ustanowione przez nich i oczywiście dla nich. I uciekając się do wybiegu, który musiał być dość krępujący dla przeciwników, król, a przynajmniej głosiciele dyskursu króla, wydobywali bar­dzo osobliwą, ale bardzo ważną analogię. Wydaje mi się, że jako

52 ,Monarchae proprie sunt judices. quibus juris dicendi potentatem proprie commisit Deus. Nam in throno Dei sedent, unde omnis ea facultas derivata est" (James I, Oratio habita in camera stellata, 1616, w: Opera édita a Jacobo Montacuto..., Francofurti ad Moenum et Lipsiae 1689, s. 253). „Nihil est in terris quod non sit infra Monarchiae J'astigium. Nee enim solum Dei Vicarii sunt Reges, deique throno insident: sed ab ipso Deo Deorum nomine honorantur" (Oratio habita in comitis regni ad onmes ordines in palatio albaulae, 1609, w: Opera édita..., dz. eyt, s. 245; na temat „Divine Right of Kings" zob. też Basilikon down, sive De institutione principis, w: Opera édita..., dz. cyt, s. 63—85).

53 ,Jit qumaquam in aliis regionibus ingentes regii sanguinis facta» sint mutationes, sceptrijure ad novos Dominos jure belli translata; eadem tamen Ulic cernitur in terram et subditos potestatis regiae vis, quae apud nos, qui Dominos numquam mutavimus. Quum spurius ille Normandicu& validissimo cum exerciiu in Angliam transiisset, quo, obsecro nisi armorum et belli jure Rex/actus est? At ille leges dédit, non accepit, et vêtus jus, et consuetudinem regni antiquavit, et avitis possessionibuą eversis homines novos et peregrinos imposuit, suae militiae comités; quemadmodum hodie pleraque Angliae nobilitas Normannicam prae se

J'en originem; et leges Normannico scriptae idiomatem facllem testantur auctorem. Nihilominus posteri ejus sceptrum Mud hactenus faciliteĄ tenuerunt. Nee hoc soli Normanno licuit: idem jus omnibus fuit, qui ante ilium victae Angliae leges dederunt" (James I, Jus liberae Monarchiaei sive De mutuis Regis liberi et populi nascendi conditione Mi subditi officiis, 1598, w: Opera édita..., dz. cyt., s. 91).

Wykluci z 4 lutego 1976 107

pierwszy sformułował ją Blackwood w 1581 roku, w tekście pod tytułem Apologia pro regibus, w którym mówi coś bardzo ciekawego. Mówi tak: „Naprawdę trzeba pojmować sytuację Anglii w epoce najazdu Normanów tak, jak pojmuje się dzisiaj sytuację Ameryki wobec potęg, których nie nazywano jeszcze kolonialnymi. Normanowie byli w Anglii tym, czym ludzie z Europy są obecnie w Ameryce". Blackwood rysował paralelę między Wilhelmem Zdobywcą i Karolem V: „Podporządkował sobie siłą część Indii Zachodnich, dał pokonanym ich dobra nie na własność, a tylko w dzierżawę i w zamian za zapłatę. Otóż to, co Karol V zrobił w Ameryce i co uważamy za całkowicie zgodne z prawem, bo nie oszukujmy się, robimy to samo, co Normanowie zrobili w Anglii. Normanowie mają w Anglii takie same prawa jak my w Ameryce, to znaczy prawa kolonizatora"54.

I mamy w tej końcówce XVI wieku, jeśli nie po raz pierwszy, w każdym razie jeden z pierwszych, swoisty wpływ zwrotny praktyki kolonialnej na prawno-polityczne struktury Zachodu. Nie należy nigdy zapominać, że kolonizacja, ze swoimi tech­nikami i swoją bronią polityczno-prawną, oczywiście przeniosła modele europejskie na inne kontynenty, ale też wywołała wiele efektów zwrotnych, oddziałujących na zachodnie mechanizmy, aparaty, instytucje i techniki władzy. Jest cała seria mechanizmów kolonialnych, które zostały przeniesione na Zachód i które spra­wiły, że Zachód zaczął uprawiać swego rodzaju kolonizację także na samym sobie, kolonizację wewnętrzną.

Tak temat przeciwieństwa ras funkcjonował w dyskursie króla. Ale ten sam wątek normańskiego podboju pojawia się w replice, jaką dyskurs króla znalazł w dyskursie parlamentarzys­tów. Sposób, w jaki odrzucali oni pretensje królewskiego ab­solutyzmu, nawiązywał również do dualizmu ras i do faktu podboju. Analiza parlamentarzystów i zwolenników parlamentu zaczynała się paradoksalnie od swego rodzaju odrzucenia faktu

S4 „Carolus quintus imperator nostra memoria partem quondam oc-cidentalium insularum, veteribus ignotam, nobis Americae vocabulo non Ilu pridem auditam, vi subegit, victis sua reliquit, non mancipio, sed usu, nec eo quidem perpetuo, nec gratuito, ac immuni (quod Anglis obtigit Vilielmi nothi benejicio) sed in vitae tempus annuae prestation! certa lege locationis obligatd" (A. Blackwood, Adversus Georgii Buchanani dialo-giim, de jure regni apud Scotos, pro regibus apologia, Pictavis, apud Pagaeum 1581, s. 69).

Page 54: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

108 Trzeba bronić społeczeństwa Wykład z 4 lutego 1976 109

podboju, a raczej od swego rodzaju roztopienia tego faktu w pochwałach pod adresem Wilhelma Zdobywcy i jego prawowj tej władzy. Oto, jak przebiegała ich analiza. Mówili: nie trzeba ulegać złudzeniu — widzicie, jak jesteśmy w tym bliscy Hobbe* sowi; tak naprawdę to nie Hastings, nie bitwa i nie sama wojna są ważne. W gruncie rzeczy Wilhelm był prawowitym królem. A był królem prawowitym po prostu dlatego (i w tym miejscu wygrz m bywano pewne fakty historyczne, prawdziwe lub fałszywe), że Harold — jeszcze przed śmiercią Edwarda Wyznawcy, którjH wyznaczył Wilhelma na swego następcę — złożył przysięgę, iż nie zostanie królem Anglii, lecz odstąpi tron lub zgodzi się, by na tron Anglii wstąpił Wilhelm. W każdym razie tak się nie stało: ponieważ Harold zginął w bitwie pod Hastings, nie było już prawowitego następcy — jeśli przyjąć prawowitość Harolda — i w rezultacie korona winna była całkiem naturalnie przypaść Wilhelmowi. W ten sposób Wilhelm okazywał się nie zdobywca Anglii, lecz spadkobiercą praw nie będących prawami podboju, ale prawami istniejącego królestwa Anglii. Okazywał się dziedzi­cem królestwa, w którym obowiązywały już pewne prawa — i spadkobiercą władzy, którą ograniczają same prawa ustroju saksońskiego. Zgodnie z tą analizą to, co uprawomocnia monar­chię Wilhelma, jest jednocześnie tym, co ogranicza jego władzę. Zresztą, dodają parlamentarzyści, gdyby naprawdę chodziło o podbój, gdyby naprawdę bitwa pod Hastings pociągnęła za sobą stosunek czystego panowania Normanów nad Saksończykami, ten podbój nie mógłby się przecież utrzymać. Jak sobie wyobrażacie — powiadają — że parę dziesiątek tysięcy nieszczęsnych Norma­nów, zagubionych na angielskich ziemiach, mogłoby przetrwać i skutecznie sprawować stałą władzę? Można byłoby ich zabić w ich własnych łóżkach w wieczór po bitwie. Tymczasem] przynajmniej na początku nie było poważnych buntów, co dowo­dzi, że w gruncie rzeczy pokonani nie uważali się specjalnie za pokonanych i nie sądzili, iż okupuje ich zwycięski najeźdźca, ale że w gruncie rzeczy uznawali Normanów za ludzi, którzy mogli sprawować władzę. Tą zgodą, tym brakiem masakry na Norma­nach i tym brakiem buntu Saksończycy uprawomocnili monarchię Wilhelma. Zresztą Wilhelm złożył przysięgę i został koronowany przez biskupa Yorku; nałożono mu koronę i w czasie tej ceremo­nii zobowiązał się do przestrzegania praw, o których kronikarze mówią, że były to dobre, odwieczne i szanowane prawa. Związał się zatem z poprzedzającym go systemem monarchii saksońskiej.

W tekście, który nazywa się Argumentum Anti-Normanni-CHW55 i który jest reprezentatywny dla tej tezy, widzimy rodzaj winiety, którą można porównać z winietą Lewiatana, a która wygląda tak: na obrzeżach wyobrażona jest bitwa, dwa oddziały wojska (chodzi oczywiście o Normanów i Saksończyków pod I lastings), a pośrodku, między nimi, trup króla Harolda; znaczy to, że prawowita monarchia Saksończyków faktycznie zginęła. Niżej scena większego formatu przedstawia Wilhelma w trakcie koronacji. Ale ta koronacja jest przedstawiona w następujący sposób: posąg o imieniu Britannia wyciąga do Wilhelma papier, na którym czytamy: „Prawa Anglii"56. Król Wilhelm otrzymuje koronę od arcybiskupa Yorku, podczas gdy inny dostojnik Koś­cioła podaje mu papier z napisem: „Przysięga króla"57. W ten sposób ilustruje się fakt, że Wilhelm nie był w rzeczywistości zdobywcą, za jakiego się podawał, lecz prawowitym spadkobier­cą, dziedzicem władzy ograniczonej prawami Anglii, uznaniem przez Kościół i złożoną przez niego samego przysięgą. Winston Churchill, ten z XVII wieku, pisał w roku 1675: „W istocie Wilhelm nie podbił Anglii; to Anglicy podbili Wilhelma"58. I dopiero po tym — całkowicie prawomocnym — przekazaniu saksońskiej władzy normańskiemu królowi rozpoczął się, mówią parlamentarzyści, prawdziwy podbój, to znaczy cała gra wywłasz­czeń, wymuszeń, nadużyć prawa. Podbojem był ten długi ciąg wypaczeń, który nastąpił po osiedleniu się Normanów i który doprowadził do tego, co właśnie w tej epoce nazwano „normaniz-mem" albo „normańskim jarzmem"59, to znaczy do ustroju poli-

55 Argumentum Anti-Normannicum, or an Argument proving, from ancient histories and records, that William, Duke of Normandy, made no absolute conquest of England by the word, in the sense of our modern writers, London 1682. Dzieło to było niesłusznie przypisywane E. Coke'owi.

56 „The excellent and most famous Laws of St. Edward". 57 „Coronation Dath". O lustracji z tej winiety zob.: „An Explanation

of the Frontispiece" w: Argumentum Anti-Normannicum..., dz. cyt., 4 strony s.fol.

58 W.S. Churchill, Divi Britannici, being a remark upon the lives of all the Kings of this Isle, from the year of the world 2855 unto the year of grace 1660, London 1675, fol. 189-190.

59 Teoria ,florman yoke" (albo ,florman bondage") była rozpowszech­niania w ciągu XVI i XVII wieku przez pisarzy politycznych (Blackwo-oda itd.), przez „Elizabethan Chroniclers" (Holinshed, Speed, Daniel itd.),

Page 55: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

110 Trzeba bronić społeczeństwu Wykład z 4 lutego 1976 III

tycznego systematycznie niesymetrycznego i systematycznie fa­woryzującego arystokrację i monarchię normańskiego pochodzą nia. To przeciwko takiemu „normanizmowi" — a nie przeciw-Wilhelmowi — wybuchały wszystkie bunty w Średniowieczu; to przeciwko takim nadużyciom, związanym z normańską monar­chią, wymierzone były prawa Parlamentu, prawdziwego spadkotj biercy tradycji saksońskiej; to z takim „normanizmem", później!) szym od Hastings i od nastania Wilhelma, walczyły sądy niższej instancji, kiedy chciały absolutnie narzucić prawo gminne [,,CotH& mon Law"] przeciwko królewskim statutom. To również przeciw| ko niemu toczy się obecna, czyli XVlI-wieczna walka.

Na czym jednak polega to stare saksońskie prawo, które, jak widać, zostało de facto i de iure zaakceptowane przez Wilhelma» które Normanowie chcieli następnie zdusić lub wypaczyć i które próbowano przywrócić przez Wielką Kartę Swobód, przez in­stytucję Parlamentu i przez Rewolucję XVII wieku? Cóż, miało to być pewne ustawodawstwo saksońskie. I tutaj duże znaczenie odegrał wpływ pewnego prawnika, który nazywał się Coke i który twierdził, że odkrył, który faktycznie odkrył rękopis z XIII wieku. Ten manuskrypt miał zawierać spis starych praw saksońskich60,

przez „Society of Antiquarians" (Selden, Harrison, Noweli), przez pra­wników (Coke itd.), aby ,glorify the pre-Norman past" sprzed najazdu i podboju.

60 ,J have a very auntient and learned treatise of the Ixiwes of this kingdome whereby this Realme was governed about 1100 years past, of the title and subject of which booke the Author shake! you himself in these words. Which Summary I have intituled «The Mirrors of Justice», according to the vertues and substances embellies which I have observed, and which have been used by holy customs since the time of King Arthur and C. (...) In this book in effect appeareth the whole frame of the auntient common Lawes of this Realme" (E. Coke, La Neuf.me Part des Reports de S. Edv. Coke, London 1613, Przedmowa „Lectori / To the Reader", fol. 1—32 s. pag. Zob. też La Tierce Part des Reports de S. Edv. Coke, London 1602, Przedmowa, fol. 9—17; La Huictieme Part des Reports de S. Edv. Coke, London 1611, Przedmowa; La Dix.me Part des Reports de S. Edv. Coke, London 1614, Przedmowa, fol. 1-48, aby zapoznać się z wykładem historii „o/ the nationall Lawes of their native country". Trzeba za­znaczyć, że Coke będzie się odwoływał do Mirror of Justice także w swoich Institutes. Zob. w szczególności The Fourth Part of the Institutes of the Laws of England, London 1644, rozdz. VIII, Xl, XIII, XXXV; ale przede wszystkim The Second Part of the Institutes of the Laws of England, London 1642, s. 5-78).

chociaż w rzeczywistości pod tytułem The Mirror of Justice6' krył się wykład niektórych średniowiecznych praktyk prawnych, z prawa prywatnego i publicznego. Za sprawą Coke'a zaczął on funkcjonować jako wykład prawa saksońskiego. Wyobrażano sobie, że to prawo Huksońskie jest jednocześnie źródłowym i historycznie autentycznym

stąd znaczenie rękopisu—ustawodawstwem ludu saksońskiego, który wybierał swoich przywódców, miał własnych sędziów*, u władzę króla uznawał tylko w czasie wojny, widząc w nim wojennego przywódcę, a nie suwerena sprawującego absolutną i niekontrolowaną władzę nad ciałem społecznym. Chodziło zatem o pewną figurę historyczną, którą próbowano—poprzez badania nad dawną przeszłością prawa—ustalić w historycznie ścisłym kształcie. Ale jednocześnie to saksońskie prawo jawiło się i było charakteryzo­wane jako właściwy wyraz rozumu ludzkiego w stanie naturalnym. Prawnicy w rodzaju Seldena62 podkreślali, iż było to wspaniałe prawo i bardzo bliskie ludzkiemu rozumowi, że w porządku cywilnym było bardzo podobne do prawa ateńskiego, a w porządku militarnym mniej więcej takie samo jak prawo Sparty. Natomiast w zakresie prawa religijnego i moralnego państwo saksońskie miało być bardzo bliskie prawom mojżeszowym. Ateny, Sparta, Mojżesz—ma się rozumieć, że państwo saksońskie było państwem doskonałym. W tekście z 1647 roku czytamy: „Saksończycy stali się, trochę jak Żydzi, ludem odrębnym od pozostałych: ich prawa były szanowane jako prawa,

61 The Mirror of Justice jest tekstem napisanym pierwotnie po francus­ku pod koniec XIV wieku, prawdopodobnie przez Andrew Horna. Angielski przekład z 1646 roku uczyni z tego tekstu jedno z pod­stawowych odniesień dla wszystkich zwolenników „Common Law", zarówno parlamentarzystów, jak radykalnych rewolucjonistów.

W rękopisie zamiast „który miał własnych sędziów" czytamy „którzy byli własnymi sędziami".

62 Foucault odnosi się prawdopodobnie do An Historical Discourse of the uniformity of Government of England. The First Part, t. HI, London 1647, zredagowanego przez Nathaniela Bacona na podstawie rękopisów Johna Seldena (zob. An Historical and Political Discourse of the Laws and Government of England... collected from some manuscript notes of John Selden... by Nathaniel Bacon, London 1689). W związku z Saksoń-czykami Selden mówi, że „their judicial were very suitable to the Athenian, but their military more like the Lacedemonian" (s. 15; zob. rozdz. 1V-XLIU). Z prac Seldena zob. też Analecton Anglobritannicon libri duo, Francofurti 1615; Jani Anglorum, w: Opera omnia lationa et anglica, Londini 1726, t. II.

Page 56: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

112 Trzeba bronić społeczeństwa Wykład z 4 lutego 1976 113

a ich rządy były jak królestwo Boże, którego jarzmo jest swobodnjf a ciężar lekki"63. W ten sposób, jak widzicie, historycyzm, jak| przeciwstawiano absolutyzmowi Stuartów, popadał w pewna, utopię początków, w której mieszały się ze sobą teoria pra\łlj naturalnych, wyidealizowany model historyczny i marzenie o swegą rodzaju królestwie Bożym. Właśnie ta utopia prawa saksońskiego uznanego ponoć przez normańską monarchię, miała stać się prawnym fundamentem nowej republiki, jaką chcieli ustanowi! parlamentarzyści.

Ten sam fakt podboju odnajdujemy jeszcze w trzecim miejji scu, tym razem w radykalnym stanowisku ludzi, którzy byjj przeciwnikami nie tylko monarchii, ale i parlamentu, to znaczjj w drobnomieszczańskim albo, jeśli wolicie, w bardziej ludowyrfl dyskursie Niwelatorów, Diggerów itp. Ale w tym wypadki historycyzm tylko w swych ekstremalnych postaciach prowadjf do tej szczególnej utopii praw naturalnych, o której mówiłen! przed chwilą. W gruncie rzeczy u Niwelatorów odnajdujemy, w pewnym sensie dosłownie, tezę królewskiego absolutyzm^ Mówią oni tak: „Faktycznie, monarchia ma rację, kiedy twierdzi że nastąpiły najazd, klęska i podbój. To prawda, był podbij i właśnie od tego faktu trzeba wyjść. Ale monarchia absolutni odwołuje się do faktu podboju, aby ugruntować w nim swoji prawa. My natomiast, przeciwnie, ponieważ widzimy, że miał miejsce podbój, że Saksończycy rzeczywiście ponieśli klęskf w starciu z Normanami, uważamy, że ta klęska i ten podbój nie stanowią bynajmniej punktu wyjścia dla prawa — i to dla prawa absolutnego — lecz dla bezprawia, unieważniając wszystk^j ustawy i wszystkie różnice społeczne związane z istnienied arystokracji, z ustrojem własności itd.". Wszystkie prawa funkii cjonujące w Anglii — jak mówi tekst Johna Warra The Corrup­tion and Deficiency of the Laws of England — trzeba uważać za „oszustwa, pułapki, złośliwe kruczki"64. Ustawy są pułapkami, bo

63 „Thus the Saxons become somewhat like the Jewes, divers from till other people; their lawes honourable for the King, easie for the subject» and their government above all other likest unto that of Christs King dome, whose yoke is easie, and burthen light: but their motion proveAso irregular as God was pleased to reduce them by another way" (AĄ Historical Discourse..., dz. cyt., s. 112—113).

M „The laws of England are full of tricks, doubts and contrary to themselves; for they were invented and established by the Normal^

nie wyznaczają wcale granic władzy, lecz stanowią narzędzie władzy; nie są wcale środkami szerzenia sprawiedliwości, lecz środkami służenia interesom rządzących. Skoro tak, podstawo­wym celem rewolucji musi być zniesienie wszystkich praw normańskich, które w sposób bezpośredni lub pośredni ustanawia­li) Norman yoke, normańskie jarzmo. Prawa, powiadał Lilburne, /ostały narzucone przez najeźdźców65. Trzeba zatem zlikwidować cały aparat prawny.

Po drugie, trzeba znieść również wszystkie różnice, które przeciwstawiają arystokrację — i nie tylko arystokrację, lecz arystokrację wraz z królem, albowiem król jest jednym z arysto­kratów — reszcie ludu, ponieważ stosunek istniejący między płachtą i królem a ludem nie jest stosunkiem opieki, lecz Mtosunkiem zwyczajnej i nieustannej grabieży. Lud nie zaznaje opieki królewskiej, lecz szlacheckiego gwałtu, z którego król korzysta i który gwarantuje. Wilhelm i jego następcy, mówi Lilburne, uczynili książętami, baronami i lordami swoich bandyc­kich kompanów, towarzyszy grabieży i złodziejstwa66. Wynika / tego, że obecny ustrój własności jest nadal ustrojem wojennej okupacji, konfiskaty i grabieży. Wszystkie stosunki własności

podobnie jak całość systemu prawnego — trzeba zbudować od

which were of all nations yhe most quarrelsome and most fallacious in contriving of controversies and suits" (J. Warr, The Corruption and Deficiency of the Laws of England, London 1649, s. 1 ; por. w szczególno­ści rozdz. II i III. Zob. też Administration Civil and Spiritual in Two Treatises, London 1648,1.1, par. XXXVII). Zaznaczmy, że zdanie Warra JCNI częściowo cytowane przez Ch. Hilla w. Puritanism and Revolution, locker and Warburg, London 1958, s. 78.

M Zob. w szczególności J. Lilburne, The Just Mans Justification, I ondon 1646, s. 11—13; zob. też A Discourse betwixt John Lilburne, close prisoner on the Tower of London, and Mr. Hugh Peters, London 1649; I'nglands Birth-right Justified against all arbitrary usurpation, London 1645; Regali Tyrannie Discovered, London 1647; Englands New Chains Discovered, London 1648. Większość pamfletów „Niwelatorów" została «obrana w: The Levellers Tracts 1647—1653, Columbia University Press, New York 1944.

** Wilhelm Zdobywca i jego następcy ,^/iade Dukes, Earles, Barrons Oiitl Lords of their fellow Robbers, Rogues and Thieves" (Regali Tyran­nic,,., dz. cyt., s. 86). Autorstwo tego pamfletu, przypisywane Lilbur-lie'owi, nie jest pewne; przy jego redagowaniu współpracował praw­dopodobnie R. Overton.

Page 57: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

114 Trzeba bronić społeczeństwa Wykład z 4 lutego 1976 115

nowa, od podstaw. Fakt podboju całkowicie unieważnia stosunki własności.

Po trzecie — powiadają Diggerzy — dowodem tego, że rząd, prawa, stosunki własności są tylko dalszym ciągiem wojny, inwazji i klęski, jest fakt, iż lud zawsze uważał swoje rządy, prawa i stosunki własności za skutek podboju. W pewien sposób lud nieustannie demaskował złodziejski charakter własności, wy­muszony charakter praw i panowania rządzących. Demaskował to po prostu w ten sposób, że nigdy nie przestał się buntować — a dla Diggerów bunt jest tylko innym obliczem wojny, podobnie jak prawo, władza i rządy są jej trwałą kontynuacją. Prawo, władza i rządy to wojna, wojna, jaką jedni prowadzą przeciwko drugim. Bunt nie jest zatem naruszeniem pokojowego systemu praw z jakiegoś błahego powodu. Bunt to tylko druga strona wojny nieustannie prowadzonej przez rządzących. Rządy to wojna jednych z drugimi; bunt to wojna drugich z pierwszymi. To prawda, że do tej pory bunty były nieskuteczne — nie tylko dlatego, że Normanowie wygrali, ale i dlatego, że bogaci skorzys­tali z normańskiego systemu i stali się zdrajcami wspomagający­mi „normanizm". Zdradzili bogacze, zdradził Kościół. I nawet te elementy, które parlamentarzyści cenili jako ograniczenie nor­mańskiego prawa — nawet Wielka Karta Swobód, instytucja Parlamentu, praktyka trybunałów — w gruncie rzeczy to wszyst­ko jest nadal normańskim systemem, czymś wymuszonym, tyle, że z udziałem części populacji, najbogatszej i najbardziej uprzy­wilejowanej, która zdradziła sprawę saksońską i przeszła na stronę Normanów. W rzeczywistości wszystko, co było pozornym ustępstwem, było tylko zdradą i podstępem wojennym. W rezul­tacie Niwelatorzy i Diggerzy, nie podzielając bynajmniej opinii parlamentarzystów, że trzeba zachować prawa i nie dopuścić do zwycięstwa królewskiego absolutyzmu, będą mówić, że trzeba się wyzwolić spod praw przez wojnę w odpowiedzi na wojnę. Przeciwko normańskiej władzy trzeba prowadzić wojnę domową aż do zwycięskiego końca.

W tym miejscu dyskurs Niwelatorów zaczyna rozchodzić się w kilku kierunkach, które w większości zostały słabo opracowa­ne. Jednym z nich był kierunek we właściwym sensie teologicz^ no-rasowy, przypominający trochę dyskurs parlamentarzysto^ „Wróćmy do praw saksońskich, które są naszymi prawami i które są sprawiedliwe, ponieważ są zarazem prawami natury". Poza tym pojawia się też inna forma dyskursu, który pozostaje trochę

w zawieszeniu i który mówi mniej więcej tyle: ustrój normański jest ustrojem grabieży i haraczy, ustrojem sankcji wojennej. A co znajdujemy pod tym ustrojem? Historycznie rzecz biorąc, prawa saksońskie. Czy jednak nie można przeprowadzić takiej samej analizy w odniesieniu do praw saksońskich? Czy również te prawa nie były sankcją wojenną, rodzajem grabieży i haraczu? Czy koniec końców również ustrój saksoński nie opierał się na panowaniu, tak samo jak ustrój normański? Czy zatem nie trzeba cofnąć się jeszcze dalej i powiedzieć — jak mówi się w nie­których tekstach Diggerów67 — że w gruncie rzeczy panowanie jest nieodłączne od każdej formy władzy, to znaczy, że nie ma takich historycznych form władzy, których nie dałoby się analizo­wać w terminach panowania jednych nad drugimi? Oczywiście lakie ujęcie problemu pozostaje w zawieszeniu. Pojawia się w postaci ultymatywnych zdań, ale zdania te nigdy nie do­prowadziły do rzeczywistej analizy historycznej ani do spójnej praktyki politycznej. Nie zmienia to faktu, iż po raz pierwszy znajdujemy tu myśl, iż każde prawo, wszystko jedno czyje, że każda forma władzy, wszystko jedno jaka, że każdy typ rządów można analizować nie w kategoriach prawa naturalnego i ustana­wiania suwerena, lecz jako nieskończony — i nieskończenie historyczny — ruch stosunków panowania jednych nad drugimi.

Poświęciłem tak wiele uwagi temu angielskiemu dyskursowi dotyczącemu walki ras, bo myślę, że widać tu, jak funkcjonuje

- po raz pierwszy w wymiarze zarazem politycznym i historycz­nym, jednocześnie jako program działalności politycznej i jako poszukiwanie wiedzy historycznej — schemat binarny, pewien schemat binarny. Schemat opozycji między bogatymi i biednymi bez wątpienia istniał już i kształtował postrzeganie społeczeństwa zarówno w Średniowieczu, jak w państwach greckich. Ale po raz

67 Najbardziej znanymi tekstami Diggerów, do których Foucault mógł tlę tu odwoływać, są dwa anonimowe manifesty: Light Shining in Buckinghamshire, 1648; More Light Shining in Buckinghamshire, 1649. Por. też G. Winstanley i inni, To his Excellency the Lord Fairfax and the Counsell of Wane the brotherly request of those that are called Diggers theweth, London 1650; G. Winstanley, Fire in the Bush, London 1650; The Law of Freedom in a Platform, or True Magistracy Restored, London 1652 (zob. G.H. Sabine, The Works of Gerrard Winstanley, with an appendix of documents relating to the Digger Movement, Cornell Univer-»lly Press, Ithaca, N.Y. 1941).

Page 58: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

116 Trzeba bronić społeczeństwa Wvklud z 4 lutego 1976 117

pierwszy ten binarny schemat nie był już tylko środkiem wyrażaj nia skargi, rewindykacji, stwierdzania niebezpieczeństwa. Po raz pierwszy pozwolił opisać fakt, że społeczeństwo może się dzielié wedle wskaźników narodowościowych, takich jak język, kraj pochodzenia, zwyczaje odziedziczone po przodkach, balast wspó| Inej przeszłości, istnienie archaicznego prawa, odkrycie dawnycj| zobowiązań. Z drugiej strony, ten binarny schemat pozwalaj odszyfrować cały zespół instytucji w ich historycznym trwania i w ich ewolucji. Pozwalał również analizować współczesna instytucje w kategoriach walki i wojny, jaką w przemyślny!, obłudny, ale i gwałtowny sposób prowadzą ze sobą różne rasy. Wreszcie schemat ten uzasadniał bunt nie tylko przez fakt, że sytuacja najbardziej pokrzywdzonych stawała się nie do wy* trzymania i że zatem muszą się oni zbuntować, aby ich wreszcie usłuchano (tyle, z grubsza biorąc, głosił dyskurs buntowników w Średniowieczu). Teraz pojawia się możliwość buntu, który zasadza się na swego rodzaju prawie absolutnym: mamy prawo do buntu nie dlatego, że do tej pory nikt nie chciał nas wysłuchać^ i nie dlatego, że trzeba naruszyć porządek, aby sprawiedliwoś$ stała się sprawiedliwsza. Teraz bunt usprawiedliwia się jako rodzaj historycznej konieczności: jest on odpowiedzią na po­rządek społeczny będący porządkiem wojny, której trzeba poło^ żyć kres. Bunt jest ostatnią perypetią wojny.

W rezultacie logiczna i historyczna konieczność buntu zostaje wpisana w ramy całej analizy historycznej, która ukazuje wojng jako stałą cechę stosunków społecznych, jako osnowę i sekret instytucji oraz systemów władzy. I myślę, że właśnie to był wielki przeciwnik Hobbesa. Działa Lewiatana wymierzone są w prze­ciwnika każdego dyskursu filozoficzno-prawnego, który ugrun­towuje suwerenną władzę państwa. Właśnie do takiego przeciw-j nika zwracała się Hobbesowska analiza narodzin suwerena. 1 wła­śnie dlatego Hobbes tak bardzo chciał wyeliminować wojnę, że w istocie pragnął usunąć ten straszliwy problem angielskiega podboju, tę bolesną kategorię historyczną i trudną kategorię prawną. Chodziło o to, by uniknąć problemu podboju, wokół którego, jakkolwiek by było, rozwinęły się w kilku kierunkach wszystkie dyskursy i wszystkie programy polityczne pierwszej połowy XVII wieku. Właśnie to należało wyeliminować. A ogól­niej rzecz biorąc, i na dłuższą metę, trzeba było wyeliminować coś, co nazwałbym „politycznym historycyzmem", to znaczy ów rodzaj dyskursu wyłaniającego się z dyskusji, o których wam

opowiadałem, ów rodzaj dyskursu formułowanego w niektórych najbardziej radykalnych fazach, który mówi: gdy tylko mamy do czynienia ze stosunkami władzy, kończy się prawo i kończy się suwerenność, a zaczyna się panowanie, ten historycznie nieskoń­czony, nieskończenie gęsty i wielokształtny stosunek panowania. Dopóki trwa panowanie, dopóty trwa historia. Filozoficzno-pra-wny dyskurs Hobbesa był sposobem blokowania tego politycz­nego historycyzmu, który był dyskursem i wiedzą faktycznie działającą w siedemnastowiecznych walkach politycznych. Cho­dziło o to, by ten dyskurs i tę wiedzę zahamować, dokładnie tak, jak w XIX wieku dyskurs politycznego historyzmu będzie bloko­wany przez materializm dialektyczny. Polityczny historycyzm napotkał dwie przeszkody: w XVII wieku w postaci dyskursu filozoficzno-prawnego, który próbował go zdyskwalifikować, w XIX wieku w postaci materializmu dialektycznego. Operacja Hobbesa polegała na uruchomieniu baterii wszystkich możliwo­ści, nawet najbardziej skrajnych, jakich dostarczał dyskurs filozo-ficzno-prawny, aby zmusić do milczenia dyskurs politycznego historycyzmu. Cóż, chciałbym opowiedzieć historię, a zarazem wygłosić pochwałę właśnie tego dyskursu.

Page 59: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

WYKŁAD Z 11 LUTEGO 1976

Opowieść o początkach. — Mit trojański. — Dziedzictwo Francji. — „Franco-Gallia". — Inwazja, historia i prawo publiczne. — Dualizm narodowy. — Wiedza księcia. — „Państwo Francji" Boulainvilliersa. — Szczep, biuro i wiedza szlachty. — Nowy podmiot historii. — Historia i konstytucja.

Zacznę od opowieści, która krążyła po Francji od początku Średniowiecza, lub prawie, aż do Odrodzenia, to znaczy od historii, zgodnie z którą Francuzi wywodzą się od Franków, a Frankowie od Trojan, którzy pod przywództwem króla Fran-kusa, syna Priama, opuścili Troję w czasie pożaru miasta, schroni­li się najpierw na brzegach Dunaju, potem w Germanii na brzegach Renu, a wreszcie znaleźli, a raczej założyli ojczyznę we Francji. Nie chcę tu dociekać, jakie znaczenie mogła mieć ta opowieść w Średniowieczu, albo jaką rolę mogła odgrywać ta legenda, mówiąca jednocześnie o przebytej drodze i o zakładaniu ojczyzny. Chcę tylko zastanowić się nad następującą kwestią: jest mimo wszystko rzeczą zdumiewającą, że opowieść ta została podjęta i nadal krążyła w epoce takiej jak Odrodzenie68. Jest to zdumiewające nie z powodu fantastycznego charakteru dynastii

m Od Historia Francorum Pseudo-Frédégaire'a (727) po Franciadę Ronsarda (1572) znanych jest co najmniej pięćdziesiąt świadectw po­twierdzających istnienie legendy o trojańskim pochodzeniu Franków. Foucault albo odwołuje się do tej tradycji, albo opiera się na jakimś określonym tekście, którym mógłby być tekst wspominany przez A. Thierry'ego w Récits des temps mérovingiens, précédés de Considération sur l'histoire de France, Paris 1840, to znaczy Les Grandes Chroniques de Saint-Denis (zredagowane w drugiej połowie XII wieku i opub­likowane przez Paulina Parisa w 1836; nowe wydanie u J. Viarda w 1920). Znaczną część tych opowieści można przeczytać w: Dom M. Bouquet, Recueil des historiens des Gaules et de la France, Paris 1739-1752, t. II, III.

Page 60: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

120 Trzeba bronić społeczeństwa

lub faktów historycznych, które w niej przywoływano, lecz raczej dlatego, że w gruncie rzeczy w tej legendzie kompletnie pomijan^ Rzym i Galię, Galię, która była najpierw nieprzyjaciółką Rzymuj która napadła na Italię i oblegała Rzym; ale pomijano również Galię jako rzymską kolonię, pomijano Cezara i Cesarstwo Rzymf skie. W rezultacie pomijano całą literaturę rzymską, która prze­cież była w tej epoce doskonale znana.

Myślę, że można zrozumieć pominięcie Rzymu w tej trojańskiej historii tylko wtedy, gdy zaniecha się traktowania tej opowieści o początkach jako próby dociekań historycznych przemieszanych jeszcze ze starymi wierzeniami. Wydaje mi się, przeciwnie, że jest to dyskurs pełniący bardzo konkretną funkcję, która polega nie tyle na opowiadaniu przeszłości lub początków, co na wypowiadaniu prawa, prawa władzy: w gruncie rzeczy jest to lekcja z prawa publicznego Sądzę, że opowieść ta krążyła właśnie jako taka lekcja z prawa publicznego. I właśnie dlatego, że chodzi o taką lekcję, Rzym jest w tej opowieści w zasadzie nieobecny. A jednak jest w niej równica obecny, jakby w odbitej, przemieszczonej, bliźniaczej postaci: Rzym; się pojawia, ale jako lustrzane odbicie i obraz. Albowiem mówiąc, że Frankowie, podobnie jak Rzymianie, byli uciekinierami z Troi| mówiąc, że Francja jest jakby inną gałęzią wyrastającą z trojańskiegjj pnia obok gałęzi rzymskiej, mówi się dwie albo trzy rzeczy, które, jai| sądzę, są ważne z politycznego i prawnego punktu widzenia.

Twierdzenie, iż Frankowie, podobnie jak Rzymianie, sąocalałyrmj potomkami Troi, znaczy przede wszystkim, że z chwilą, gdy zniknęłdj państwo rzymskie (będące w końcu bratem, najwyżej starszynj bratem), w naturalny sposób, zgodnie z prawem narodów, dziedzicz^ po nim inni—młodsi—bracia. Zgodnie z naturalnym i powszechnU uznawanym prawem Francjajest spadkobierczynią Cesarstwa. ZnaczJ to dwie rzeczy. Po pierwsze, że król Francji dziedziczy w odniesieniu do swoich poddanych prawa i władzę przysługujące cesarzowi rzymskiemu w odniesieniu do jego poddanych: suwerenność króla Francji okazuje się tego samego typu, co suwerenność cesarza RzymïlJ Prawem króla jest prawo rzymskie. A legenda trojańska jest sposobettj wyrażenia w sposób obrazowy, czyli sposobem zobrazowania zasada, która została sformułowana w Średniowieczu, w szczególności przea Boutilliera, twierdzącego, iż król Francji jest cezarem w swoirfl królestwie69. Rozumiecie, że jest to teza ważna, ponieważ w sumi<

Wykład z U lutego 1976 121

69 ,£achez ąu 'il est empereur en son royaume, et ąu 'U peut faire tout et autant qu 'à droit impérial appartient" („Wiedzcie, że w swoim- królesh

chodzi o to, że w ciągu całego Średniowiecza istniał historycz-no-mityczny akompaniament dla rozwoju władzy królewskiej, która kształtowała się na wzór rzymskiego imperium, reaktywując imperialne prawa skodyfikowane w epoce Justyniana.

Ale powiedzieć, że Francja jest spadkobierczynią Cesarstwa, /.naczy też powiedzieć, że jako siostra lub kuzynka Rzymu ma ona takie same prawa, jak sam Rzym. To powiedzieć, że Francja nie jest częścią uniwersalnej monarchii, która, po upadku Im­perium, dążyłaby do stworzenia go od nowa. Francjajest tak samo cesarska jak wszyscy pozostali potomkowie Imperium; jest tak samo cesarska jak Cesarstwo niemieckie i w niczym nie musi się podporządkowywać germańskim cesarzom. Żadna więź wasalna nie może jej prawomocnie wiązać z monarchią Habsburgów, II tym samym z wielkimi marzeniami o monarchii powszechnej, jnkie ta ostatnia w owym czasie żywiła. W tych warunkach jest zrozumiałe, dlaczego trzeba było pominąć Rzym. Ale trzeba było również pominąć rzymską Galię, Galię Cezara i kolonizacji, aby nie dać jakiegokolwiek powodu do podejrzeń, że Galia i potom­kowie Galów wciąż jeszcze podlegają imperium. Trzeba było także pominąć najazdy Franków, rozrywające od wewnątrz ciąg­łość z Cesarstwem Rzymskim. Wewnętrzna ciągłość między izymskim imperium i francuską monarchią wykluczała zerwanie, Jakim były inwazje. Ale aby Francja nie wydawała się podporząd­kowana Cesarstwu, spadkobiercom Cesarstwa (w szczególności powszechnej monarchii Habsburgów), nie mogła się również okazać podporządkowana dawnemu Rzymowi. Tak więc rzymska (iulia musiała zniknąć. Inaczej mówiąc, Francja musiała się stać rodzajem nowego Rzymu — nowego, czyli niezależnego, ale Jednak Rzymu. Absolutyzm króla miał tu takie samo znaczenie juk w samym Rzymie. Oto, z grubsza biorąc, na czym polegała llinkcja tych lekcji z prawa publicznego, jakie odnajdujemy w reaktywowanej lub wciąż podtrzymywanej legendzie trojań-ikiej jeszcze w czasach późnego Renesansu, czyli w epoce, w której rzymskie teksty dotyczące Galii, rzymskiej Galii, były dobrze znane.

Wic jest on cezarem i że może robić wszystko, co należy do prawa ilwrskiego"). J. Boutillier, Somme rurale, ou le Grand Coutumier lignerai de pratiques civiles [XIVe siècle] Bruges 1479. Ten tekst w wydaniu z 1611 roku jest cytowany przez A. Thierry'ego w: Con­siderations sur l'histoire de France, dz. cyt.

Page 61: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

122 Trzeba bronić społeczeństwa

Powiada się niekiedy, że dopiero wojny religijne pozwolili porzucić te stare mitologie (które, jak twierdzę, były lekcją prawą publicznego) i po raz pierwszy wprowadziły wątek tego, co Augustin Thierry nazwie później „narodowym rozdwojeniem"^, czyli temat dwóch wrogich sobie grup stanowiących stałą podi strukturę państwa; nie sądzę jednak, aby było to całkiem słuszrwi Kiedy mówi się, że to wojny religijne pozwoliły pomyśla| narodowe rozdwojenie, przywołuje się tekst François Hotmani Franco-Gallia1^ z 1573 roku, którego sam tytuł zdaje się wskazjj wać, że autor miał na myśli pewien dualizm. Istotnie, w tekście tym Hotman podejmuje tezę germańską, która w owym czasifl obiegała imperium Habsburgów i która w gruncie rzeczy była ekwiwalentem, swoistym vis-à-vis tezy trojańskiej, krążącej we Francji. Ta teza germańska, sformułowana wiele razy, w szcze­gólności przez niejakiego Beatusa Rhenanusa, mówi tyle: „My, Niemcy, nie jesteśmy Rzymianami, lecz Germanami. Ale ponie| waż odziedziczyliśmy formę imperium, jesteśmy naturalnyrnj i prawnymi spadkobiercami Rzymu. Ale Frankowie, którzy podi bili Galię, są również Germanami. To prawda, że kiedy podbilj Galię, opuścili swoją rodzinną Germanię; ale z drugiej stronjj w tej mierze, w jakiej byli Germanami, pozostali nimi. Tyraj samym pozostają wewnątrz naszego imperium; a ponieważ z dru­giej strony podbili i zajęli Galię, zwyciężyli Galów, całkiem naturalnie sprawują nad nimi, nad tą podbitą i skolonizowani ziemią, imperialną władzę, imperium, które w oczywisty sposól] przysługuje im jako Germanom. W efekcie Galia, ziemia galijską będąca dzisiaj Francją, z dwóch powodów, z tytułu prawa podboju i zwycięstwa, a zarazem z tytułu germańskiego po­chodzenia Franków, jest związana z powszechną monarchią Habsburgów"72.

70 Thierry, Considérations sur l'histoire de France, dz. cyt., s. 41 (wydanie z 1868).

71 F. Hotman, Franco-Gallia, Genevae 1573 (tłum. franc: La Gaule française, Cologne 1574; nowe wydanie: La Gaule française, Fayard, Paris 1981).

72 Zob. Beati Rhenani Rerum Germanicarum libri très, Basileae 1531. Trzeba jednak sięgnąć do wydania ulmskiego z 1693 roku, aby znaleźć w komentarzu i przypisach opracowanych przez członków Cesarskiego Kolegium Historycznego (College Historique Impérial) genealogię i po­chwałę „Europae Corona" Habsburgów). Por. Beati Rhenani libri très

Wykład z II lutego 1976 123

To ciekawe, że właśnie tę tezę, oczywiście tylko do pewnego stopnia, podejmie i wprowadzi do Francji François Hotman w 1573 roku. Poczynając od tego momentu i przynajmniej aż do początku XVII wieku będzie ona odnosić znaczne sukcesy. Podejmując tezę niemiecką, Hotman mówi: „Istotnie, Frankowie, którzy w pewnym momencie podbili Galię i stworzyli nową monarchię, nie są Trojanami, lecz Germanami. Zwyciężyli Rzy­mian i wypędzili ich". Jest to mniej więcej dosłowne odtworzenie germańskiej tezy Rhenanusa. Mówię „mniej więcej", bo istnieje mimo wszystko różnica, i to zasadnicza: Hotman nie mówi, że Frankowie pokonali Galów; mówi, że pokonali Rzymian73.

Teza Hotmana jest z pewnością ważna, bo wprowadza, mniej więcej w tym samym czasie, gdy pojawia się on w Anglii, ów fundamentalny temat najazdu (który jest jednocześnie krzyżem pańskim prawników i utrapieniem królów), najazdu, za sprawą którego giną jedne państwa, a powstają inne. Wokół tego prob­lemu zawiążą się wszystkie debaty prawno-polityczne. Jest oczy­wiste, że od tej pory, na gruncie tej fundamentalnej nieciągłości, nie da się już opowiadać lekcji prawa publicznego, której zada­niem było gwarantować nieprzerwany charakter genealogii kró­lów i ich władzy. Od tej pory wielkim problemem prawa publicznego stanie się problem czegoś, co jeden z następców Hotmana, Etienne Pasquier, nazwie „innym dalszym ciągiem"74, to znaczy pytanie: co się dzieje, kiedy jedno państwo nastaje po innym państwie? Co się dzieje — i jakie to ma znaczenie dla prawa publicznego i dla władzy królewskiej — kiedy państwa nie następują po sobie zgodnie z zasadą nieprzerwanej ciągłości, lecz rodzą się, wchodzą w fazę mocy, a potem w fazę dekadencji i wreszcie całkowicie znikają? Hotman rzeczywiście postawił problem dwóch obcych narodów w jednym państwie, ale nie wydaje mi się, aby był to problem różny, zdecydowanie różny, od

Institutionum Rerum Germanicarum nov-antiquarum, historico-geograp-hicarum, juxta primarium Collegi Historici Imperialis scopum illust-ratarum, Ulmae 1693, zwłaszcza s. 569-600. Zob. też komentarze w aneksie do wydania strasburskiego: Argentoratii 1610).

" Zob. F. Hotman, Franco-Gallia, dz. cyt., rozdz. IV: ,J)e ortu Francorum, qui Gallia occupata, eius nomen in Franciam vel Francogal-liam mutarunf (s. 40-52 wydania z 1576 roku).

74 E. Pasquier, Recherches de la France, t. I-III, Paris 1560-1567. Pasquier był uczniem Hotmana.

Page 62: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

124 Trzeba bronić społeczeństwa

problemu cyklicznej natury i nietrwałego życia państw. Zresztą, ogólnie rzecz biorąc, w epoce wojen religijnych żaden autor nie wyznawał poglądu, że monarchię rozcina jakaś dualność—rasowa, narodowa czy pochodzenia. Było to niemożliwe, ponieważ z jednej strony zwolennicy jednej religii—którzy oczywiście głosili zasadę ,jedna wiara, jedno prawo, jeden król"—nie mogliby domagać się jedności religii, przyjmując, że naród dzieli się na dwie części; z drugiej zaś strony ci, którzy, przeciwnie, domagali się możliwości wyboru religii, wolności sumienia, mogli głosić swoje tezy tylko pod warunkiem, że jednocześnie mówili: „Ani wolność sumienia, ani możliwość wyboru religii, ani nawet istnienie dwóch religii w jednym ciele narodu nie mogą w żadnym razie naruszać jedności państwa. Wolność sumienia nie zagraża jedności państwa". Tak więc niezależnie od tego, czy ktoś bronił tezy jednej religii, czy, przeciwnie, domagał się wolności sumienia, teza głosząca jedność państwa została w czasie wojen religijnych wzmocniona.

Kiedy Hotman opowiadał swoją historię, chciał powiedzieć coś innego. Na swój sposób proponował inny model prawny rządu, przeciwstawny modelowi rzymskiego absolutyzmu, jaki chciała odtwarzać monarchia francuska. Historia o germańskich korzeniach inwazji znaczy tu mniej więcej tyle: „Nie, to niepraw­da, król Francji nie ma prawa sprawować nad swoimi poddanymi władzy imperialnej w rzymskim stylu". Problemem Hotmana nie jest zatem dysjunkcja dwóch heterogenicznych elementów w na­rodzie, lecz wyznaczenie wewnętrznych granic władzy monar­chy75. Dlatego opowiada swoją historię w szczególny sposób, kiedy mówi: „W istocie Galowie i Germanie byli na początku bratnimi ludami. Osiedlili się w dwóch sąsiadujących ze sobą regionach, po tej i po tamtej stronie Renu. Kiedy zatem Germanie przyjdą do Galii, nie będzie to naprawdę obca inwazja. W rzeczy­wistości przyjdą oni prawie do siebie, w każdym razie do swoich braci76. Ale w takim razie kto był obcy Galom? Obcy byli Rzymianie, którzy w wyniku najazdu i wojny (wojny opowiedzia­nej przez Cezara77) narzucili ustrój polityczny mający charakter

7 5 ,JSemper reges Franci habuerunt [...] non tyrannos, aut carnejkes: sed libertatis suae custodes, praefectos, tutores sibi constitueruni" (F. Hotman, Franco-Gallia, Az. cyt., s. 54).

7 6 Zob. tamże, s. 62. " Julius Cezar, Commentarii de bello gallico, zob. zwłaszcza księgi

VI, VII, VIII.

Wykład z II lutego 1976 125

absolutyzmu; to oni, cudzoziemcy, ustanowili coś, co było Galii obce: rzymskie imperium. Galowie przez wieki stawiali opór, ale mało skutecznie. W końcu to ich germańscy bracia podjęli około IV i V wieku wojnę na rzecz braci galijskich, która była wojną wyzwoleńczą. Tak to Germanie przybyli nie jako najeźdźcy, ale jako bratni lud pomagający swoim braciom wyzwolić się od najeźdźców, którymi byli Rzymianie"78. Rzymianie zostali tedy wypędzeni, a Galowie oswobodzeni. I wraz ze swoimi germań­skimi braćmi utworzyli jeden naród, którego konstytucja i pod­stawowe prawa — j a k zaczynają mówić prawnicy epoki — były podstawowymi prawami społeczeństwa germańskiego. To zna­czy: suwerenną władzą ludu, który regularnie zbierał się na Polach Marsowych albo na majowych zgromadzeniach; władzą ludu, który wybierał króla, jakiego chciał, i odbierał mu tron, gdy było to konieczne; władzą ludu, którym rządzili tylko urzędnicy magistratu piastujący funkcje tymczasowe i znajdujący się za­wsze w dyspozycji rady. Ta germańska konstytucja została następnie pogwałcona przez królów budujących ów absolutyzm, o którym świadczyła Francja XVI wieku79. To prawda, że w histo­rii opowiedzianej przez Hotmana nie chodzi o stwierdzenie dualizmu. Chodzi, przeciwnie, o zawiązanie w pewien sposób bardzo silnej więzi germańsko-francuskiej, franko-galijskiej, franco-galienne, jak mówi autor. Chodzi o ustalenie głębokiej jedności, a jednocześnie jakby o wyrażenie w formie historycznej dzisiejszego rozdwojenia. Jest bowiem jasne, że rzymscy najeźdź­cy, o których Hotman opowiada, są przeniesionym w przeszłość ekwiwalentem Rzymu papieża i jego kleru. Bratni i wyzwoliciel-scy Germanie to oczywiście przychodząca zza Renu reformacja; jedność królestwa opartego na władzy ludu to polityczny projekt monarchii konstytucyjnej, mający w tamtej epoce licznych zwo­lenników w kręgach protestanckich.

Ten dyskurs Hotmana jest ważny, bo w sposób, który okaże się chyba ostateczny, wiąże projekt ograniczenia królewskiego absolutyzmu z odkryciem w przeszłości pewnego konkretnego modelu historycznego, który miał swego czasu określać wzajem­ne prawa króla i jego ludu, a który został następnie pogwałcony i zapomniany. Myślę, że w dyskursie Hotmana nie chodzi wcale

7 8 F. Hotman, Franco-Gallia, dz. cyt., s. 55-62. n Tamże, s. 65 i nast, gdzie Hotman opisuje w szczególności

„ciągłość władz rady publicznej" poprzez różne dynastie.

Page 63: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

126 Trzeba bronić społeczeństwa Wykład s 11 lutego 1976 127

o dualizm, ale właśnie o tę więź, istniejącą od XVI wieku, między ograniczeniem praw monarchii, odtworzeniem pewnego modelu z przeszłości i, w pewnym sensie, rewolucją, która przywróci fundamentalną i zarzuconą konstytucję. W punkcie wyjścia ta germańska teza była pochodzenia protestanckiego. W rzeczywis­tości bardzo szybko zaczęła krążyć nie tylko w środowiskach protestanckich, ale również w środowiskach katolickich, z chwilą, gdy (pod panowaniem Henryka III, a zwłaszcza od czasu zdoby­cia władzy przez Henryka IV) z kolei katolicy mieli interes w ograniczeniu władzy królewskiej i nagle zwrócili się przeciwko absolutyzmowi. Dlatego tę germańską tezę pochodzenia protes­tanckiego znajdziecie u katolickich historyków takich jak Jean du Tillet, Jean de Serres80 itd. Z końcem lat trzydziestych XVII wieku teza ta zacznie być przedmiotem zabiegów zmierzających jeśli nie wprost do dyskwalifikacji, to w każdym razie do ominięcia kwestii tych germańskich korzeni, tego germańskiego elementu, który dla monarchicznej władzy był podwójnie nie do przyjęcia: nie do przyjęcia w perspektywie sprawowania władzy i z punktu widzenia zasad prawa publicznego; nie do przyjęcia również w perspektywie polityki europejskiej prowadzonej przez Richelieu i przez Ludwika XIV.

Aby ominąć kwestię germańskich korzeni Francji, wykorzys* tano wiele środków, zwłaszcza dwa: pierwszy polegał na swego rodzaju powrocie do mitu trojańskiego, który faktycznie zostaje reaktywowany w połowie XVII wieku; przede wszystkim jednak ugruntowano i wprowadzono do obiegu temat absolutnie nowy, który stanie się zasadniczy. Chodzi o wątek, który nazwałbym wątkiem radykalnego „galocentryzmu". Galowie, o których mó­wił Hotman, ukazując ich jako ważnych partnerów w prehistorii francuskiej monarchii, byli w pewnym sensie tylko bezwładną materią, substratem: ludźmi, którzy zostali pokonani, których ziemie okupowano i których trzeba było wyzwolić z zewnątrz, Ale poczynając od XVII wieku ci sami Galowie staną się pierwszą zasadą, niejako motorem historii. W wyniku swoistego

odwrócenia biegunów i wartości to Galowie będą elementem pierwotnym i zasadniczym, a Germanów będzie się ukazywać, przeciwnie, jako swego rodzaju przedłużenie Galów. Germanie są tylko epizodem w historii Galów. Tę tezę znajdziecie u takich ludzi jak Audigier81 albo Tarault82 itp. Audigier opowiada na przykład, że Galowie byli ojcami wszystkich ludów Europy. Pewien król Galii, który nazywał się Ambigate, miał pod sobą lud lak bogaty, tak pełny, tak ponad miarę liczny, że musiał zlik­widować jego część. Wysłał więc jednego ze swych bratanków do Włoch, a innego, niejakiego Zigowega, do Germanii. W taki Mposób, w wyniku swoistej ekspansji i kolonizacji, Galowie i naród francuski byliby swego rodzaju matrycą wszystkich pozostałych ludów Europy (a nawet spoza Europy). Z tego też powodu, powiada Audigier, naród francuski miałby .jednakie pochodzenie ze wszystkimi najstraszliwszymi, najdzielniejszymi I najsławniejszymi ludami świata, to znaczy z Wandalami, Gota­mi, Burgundami, Anglikami, Herulami, Zylingami, Hunami, Ge-pidami, Alanami, Kwadami, Uranami, Rufinami, Turyngami, I ombardami, Turkami, Persami, a nawet z Normanami"83.

Tak więc Frankowie, którzy w IV i V wieku zajęli Galię, byli lylko odpryskiem tej pierwotnej Galii; byli po prostu Galami pragnącymi znów ujrzeć ojczystą ziemię. Wcale nie chodziło im 0 wyzwolenie niewolonej Galii, pokonanych braci. Powodowała nimi po prostu głęboka tęsknota i pragnienie, by skorzystać / kwitnącej cywilizacji galo-rzymskiej. Był to powrót kuzynów 1 synów marnotrawnych. Ale, wracając, bynajmniej nie odrzucili Dni obowiązującego w Galii rzymskiego prawa, lecz je sobie piïyswoili. Wchłonęli rzymską Galię, a raczej pozwolili, aby to (inn ich wchłonęła. Nawrócenie się Chlodwiga było wyrazem foktu, że dawni Galowie, którzy stali się Germanami i Frankami, pi7yjmowali wartości oraz system polityczny i religijny rzym-dkiego Cesarstwa. I jeżeli w momencie powrotu Frankowie musieli się bić, to nie z Galami, ani nawet z Rzymianami (których Wartości przejmowali), ale z Burgundami i z Gotami (którzy, jako

8 0 Jean du Tillet, Les Mémoires et Recherches, Rouen 1578; Recueil des Roys de France, Paris 1580; Remonstrance ou Advertissement à la noblesse tant du parti du Roy que des rebelles, Paris 1585. Jean de Serres, Mémoires de la troisième guerre civile, et des derniers troubles de la France, Paris 1570; Inventaire général de l'histoire de France, Paris 1597.

"' P. Audigier, De l'origine des François et de leur empire, Paris 1676. 1,1 J.-E. Tarault, Annales de France, avec les alliances, généalogies,

i tnquêtes, fondations ecclésiastiques et civiles en l'un et l'autre empire et (tuns les royaumes étrangers, depuis Pharamond jusqu 'au roi Louis Inilzlème, Paris 1635.

"' P. Adigier, De l'origine des François..., dz. cyt., s. 3.

Page 64: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

128 Trzeba bronić społeczeństwa

arianie, byli heretykami) albo z niewiernymi Saracenami. To, co w tamtej epoce nie nazywało się jeszcze ustrojem feudalnym, ma zatem początek w pewnej wojnie.

Bajka ta pozwalała twierdzić, że populacja galijska ma charai kter autochtoniczny. Pozwalała twierdzić również, że Galia ma naturalne granice: te opisane przez Cezara84 — a zarazem te, które były celem polityki zewnętrznej Richelieu i Ludwika XIV. W opowieści tej chodziło również nie tyle o zatarcie wszelkiej różnicy rasowej, ile przede wszystkim o zatarcie wszelkiej heteroi geniczności między prawem germańskim i prawem rzymskinq Trzeba było pokazać, że Germanie zrezygnowali z własnego prawa i przejęli prawno-polityczny system Rzymian. Wreszcie, trzeba było wywieść system lenna i prerogatyw szlacheckich nie z fundamentalnych i pradawnych praw samej szlachty, ale po prostu z woli króla, którego władza i absolutyzm miały być wcześniejsze od organizacji samego feudalizmu. Chodziło o to — ostatni punkt — by pretensję do monarchii powszechna przenieść na stronę francuską. Skoro Galia była tym, co Tacyfl (zresztą zwłaszcza à propos Germanii) nazywał vagina natio* nurrł5 i skoro Galia była w istocie matrycą wszystkich narodowi, któż miał lepsze prawo do ustanowienia monarchii powszechna od monarchy, który dziedziczył ziemię Galów?

Oczywiście wokół tego schematu powstało wiele wariacjf które tu pominę. Opowiadałem tę historię dość długo dlatego, że chciałem pokazać, iż można ją odnieść do zjawiska, które w tej samej epoce obserwujemy w Anglii. Między tym, co mówiona w Anglii na temat początków i fundamentów monarchii angiel<| skiej, a tym, co w połowie XVII wieku mówi się o powstania monarchii francuskiej, jest przynajmniej jeden punkt wspómjj

Wykład z U lutego 1976 129

M Zob. Julius Cezar, De bello gallico, dz. cyt., ks. I, 1. S5 W rzeczywistości to biskup Ragvaldsson na soborze bazylejskiij

w 1434 roku w związku z problemem „pochodzenia rodzaju ludzkiego j wskazał na Skandynawię jako na źródłowa kolebkę ludzkości, opierają^ się na kronice Jordanisa z VI wieku: ,JHac igitur Scandza insula quaĄ officina gentium aut certę velut vagina nationum [...] Gothi quondar\ memorantur egressf (De origine actibusque Getarum, w: Monumentî Germaniae Historica, Auctorum antiquissimorum tomi V, pars /, BerolinJ 1882, s. 53-138, cytat ze s. 60). Wokół tej kwestii rozwinie się szeroki debata po odkryciu tekstu Tacyta De origine et situ Germaniae, wydanej go w 1472 roku.

i jedna zasadnicza różnica. Punkt wspólny — i myślę, że jest on ważny — polega na tym, że inwazja —jej formy, jej motywy i jej skutki — stała się problemem historycznym w tej mierze, w jakiej wiązała się z nią istotna stawka prawno-polityczna: to inwazja ma decydować o naturze, prawach i ograniczeniach władzy monar-chicznej; to fakt i historia najazdu mają decydować o tym, czym są rady królewskie, zgromadzenia, sądy; to inwazja ma nam powiedzieć, czym jest szlachta, jakie są jej prawa wobec praw króla, wobec rad królewskich i wobec ludu. Słowem, to z inwazji próbuje się wywieść same zasady prawa publicznego.

W epoce, w której Grocjusz, Pufendorf, Hobbes poszukiwali reguł powstania sprawiedliwego państwa po stronie prawa natu­ralnego, rozpoczynało się, na zasadzie kontrapunktu i opozycji, usilne badanie historyczne dotyczące początków i ważności fak­tycznie obowiązujących praw — i to od strony takiego faktu historycznego lub, jeśli wolicie, od strony takiego wycinka historii, który z prawnego i politycznego punktu widzenia będzie najdrażliwszym odcinkiem całej historii Francji. Jest to okres, który w przybliżeniu trwał od Merowingów do Karola Wielkiego, od V do IX wieku, i o którym zawsze mówiono (powtarzano to od XVII wieku), że jest najgorzej znany. Najgorzej znany? Być może. Ale z pewnością najczęściej przetrząsany. W każdym razie w horyzont historii Francji, której zadaniem było do tej pory ustalanie ciągłości władzy królewskiego imperium i opowiadanie historyjek o Trojanach i Frankach, wkraczają teraz — j a k sądzę, po raz pierwszy — nowe postacie, nowe teksty, nowe problemy: postacie to Merowingowie, Chlodwig, Karol Młot, Karol Wielki, Pepin; teksty to tekst Grzegorza z Tours86, zapiski z czasów Karola Wielkiego. Odsłaniają się dawne zwyczaje, jak Pole Marsowe, zgromadzenia majowe, rytuał elekcji królów przez podnoszenie na tarczy itd. Odsłaniają się wydarzenia, jak chrzest Chlodwiga, bitwa pod Poitiers, koronacja Karola Wielkiego; albo symboliczne anegdoty w rodzaju tej o wazie ze Soissons, która opowiada, jak Chlodwig musiał zrezygnować z pewnego rosz­czenia ze względu na prawa wojowników, a potem się za to mścił.

Wszystko to otwiera przed nami nowy pejzaż historyczny, nowy horyzont odniesienia, który jest zrozumiały tylko w tej mierze, w jakiej istnieje bardzo silna korelacja między tym nowym materiałem a dyskusjami politycznymi dotyczącymi pra-

Grzegorz z Tours, Historia Francorum (575—592), Paris 1512.

Page 65: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

130 Trzeba hionià społeczeństwa

wa publicznego. W rzeczywistości historia i prawo publiczne idą ze sobą w parze. Problemy stawiane przez prawo publiczna i wyznaczenie pola historycznego są ze sobą w fundamentalna sposób skorelowane — zresztą wyrażenie „historia i prawo publiczne" aż do końca XVIII wieku będzie uświęconą zbitką^ Jeżeli przyjrzycie się, jak w rzeczywistości, i to długo po końcu XVIII wieku, jeszcze w wieku XX, naucza się historii, metodytaj historii, zobaczycie, że mówi się o prawie publicznym. Nie wiem, czym dzisiaj stały się podręczniki szkolne, ale jeszcze niedawno historia Francji zaczynała się od historii Galów. I zdanie „nasi galijscy przodkowie" (które śmieszy, kiedy uczyli się go Algiery czycy, Afrykanie) ma bardzo określony sens. Mówiąc „nasi galijscy przodkowie", w gruncie rzeczy formułujemy zdanie, które ma sens w teorii prawa konstytucyjnego i w problemach stawianych przez prawo publiczne. Kiedy opowiada się szczegół łowo o bitwie pod Poitiers, ma to również bardzo określony sens, bo faktycznie mowa wtedy o wojnie nie między Frankami i Galami, ale między Frankami, Galami i najeźdźcami obcej rasy i religii, co pozwala wywieść początki feudalizmu z czegoi innego niż wewnętrzny konflikt między Frankami i Galami, A historia wazy ze Soissons — która, jak mi się wydaja wypełniała podręczniki historii i której być może uczy się do dzisiaj — była na pewno jedną z tych, które najbardziej poważni* studiowano w wieku XVIII. Historia tej wazy jest historią pewnego problemu z zakresu prawa konstytucyjnego: na począt* ku, kiedy dokonywano podziału bogactw, jakie były rzeczywista prawa króla wobec praw jego wojowników i ewentualnie szlachty (przyjmując, że ci wojownicy byli zaczątkiem szlachty)? Sadzo* no, że uczy się historii; ale w XIX i jeszcze w XX wieku podręczniki historii były w istocie podręcznikami prawa publicz­nego. Uczono prawa publicznego i prawa konstytucyjnego w ob­razowej postaci historii.

Taki jest zatem pierwszy punkt: pojawienie się we Francji tego nowego pola historycznego, które jest zresztą bardzo podob­ne (w zakresie materiału) do tego, co dzieje się w Anglii w chwili, gdy wokół problemu monarchii reaktywuje się temat najazdu. Istnieje jednak zasadnicza różnica w porównaniu z Anglią. O ile w Anglii podbój i podział rasowy Normanowie/Saksończycy stały się istotnym punktem węzłowym historii, o tyle we Francji aż do końca XVII wieku nie uznawano żadnej heterogeniczności w cie­le narodu i cały system fantastycznego pokrewieństwa między

-Wykład z II lutego 1976 131

Galami i Trojanami, potem między Galami i Germanami, potem między Galami i Rzymianami itd. pozwalał zapewnić ciągłość w przekazywaniu władzy i bezproblemową jednorodność w ciele narodu. Jednak właśnie ta jednorodność zostanie zburzona pod koniec XVII wieku, i to nie przez żadną teorię ani przez jakąś opowieść teoretyczno-mitologiczną, będącą dodatkiem do teorii albo od niej różną, lecz przez dyskurs, który, jak sądzę, jest w swoich funkcjach, celach i konsekwencjach dyskursem absolut­nie nowego typu.

To nie wojny domowe lub społeczne, nie walki religijne okresu Odrodzenia i nie konflikty Frondy wprowadziły temat dualizmu narodowego, znajdując w nim swoje odbicie lub wyraz. Inny konflikt, problem z pozoru uboczny, coś, co na ogół nazywa się walką ariergardy, choć moim zdaniem nią nie jest — zobaczy­cie dlaczego — sprawiło, że można było pomyśleć dwie kapitalne rzeczy, do tej pory nie zapisane w historii ani w prawie publicz­nym. Z jednej strony jest to problem, czy wojna dwóch wrogich grup rzeczywiście stanowi podbudowę państwa; z drugiej strony jest to pytanie, czy władzę polityczną można uważać jednocześnie za produkt, do pewnego stopnia za arbitra, ale częściej za narzędzie, za beneficjenta i za stronę, za element nierównowagi w tej wojnie. Jest to problem ścisły i ograniczony, ale, jak sądzę, istotny, za sprawą którego przyjmowana milcząco teza o jedno­rodności ciała społecznego (teza, której nie trzeba było nawet formułować, tak powszechnie ją uznawano) ulegnie załamaniu. Ale w jaki sposób? Cóż, na gruncie problemu, który nazwałbym problemem z zakresu pedagogiki politycznej: co powinien wie­dzieć książę, skąd i od kogo winien czerpać wiedzę; kto jest powołany do kształtowania wiedzy księcia? Konkretnie mówiąc, chodziło po prostu o sławną edukację księcia Burgundii, która, jak wiecie, przysporzyła masę problemów z mnóstwa powodów (nie myślę tylko o jego kształceniu podstawowym, bo w epoce, w której dzieją się wydarzenia, o których będę mówił, książę jest już dorosły). Chodzi o cały zespół wiadomości dotyczących państwa, rządu, kraju, niezbędnych dla człowieka, który za kilka lat, kiedy umrze Ludwik XIV, ma władać tym państwem, przewo­dzić temu rządowi i temu krajowi. Nie chodzi więc o Telema-chaS7, ale o ów potężny raport o stanie Francji, jakiego sporządze­nie Ludwik XIV zlecił swojej administracji i swoim intendentom

1(7 Fénelon, Les Aventures de Télémaque, Paris 1695.

Page 66: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

132 Trzeba bronić społeczeństwa

z myślą o swoim wnuku, księciu Burgundii, który miał stać się jego następcą. Chodzi zatem o bilans Francji (generalne studium" o sytuacji, gospodarce, instytucjach, zwyczajach Francji), któryi stanowiłby wiedzę króla, wiedzę, dzięki której mógłby on dobrza panować.

Ludwik XIV żąda zatem od swoich intendentów tego rodzajtj raportów. Po kilku miesiącach zostały one dostarczone i zebrani w całość. Otoczenie księcia Burgundii — otoczenie, w którego skład wchodziło jądro szlacheckiej opozycji, szlachty zarzucają cej reżymowi Ludwika XIV naruszenie jej potęgi ekonomicznej i władzy politycznej — otrzymuje ten raport i zobowiązujf niejakiego Boulainvilliersa do przedstawienia go księciu Burgun-t dii, to znaczy do jego skrócenia, bo był ogromny, a następnie do jego objaśnienia, zinterpretowania — ponownego zakodowania jeśli chcecie. I rzeczywiście, Boulainvilliers dokonuje selekcjjj i oczyszczenia tych potężnych raportów, streszczając je w dwóch grubych woluminach. W końcu redaguje prezentację, której towa­rzyszy pewna ilość refleksji krytycznych i wykład, będący ko­niecznym uzupełnieniem tej ogromnej, administracyjnej pracy polegającej na opisie i analizie państwa. Ten wykład jest dość osobliwy, bo aby oświetlić aktualny stan Francji88, przybiera

Wykład z II lutego 1976 133

8 8 Chodzi o Etat de la France dans lequel on voit tout ce qui regarde le gouvernement ecclésiastique, le militaire, la justice, les finances, le commerce, les manufactures, le nombre des habitants, et en général tout ce qui peut faire connoître à fond cette monarchie; extrait des mémoire^ dressés par les intendants du royaume, par ordre du roy Louis XIV à la sollicitation de Monseigneur le duc de Bourgogne, père de Louis XV à présent régnant. Avec des Mémoires historiques sur l'ancien gouver] nement de cette monarchie jusqu 'à Hugues Capet, par M. le comte de Boulainvilliers {Stan Francji, w którym widać wszystko, co się tyczy rządiĄ kościelnego, wojska, sprawiedliwości, finansów, handlu, manujaktuĄ liczby mieszkańców, i w ogóle wszystko, co pozwala dogłębnie poznać tę monarchię; wyciąg z memuarów sporządzonych przez intendentów kró­lewskich z rozkazu króla Ludwika XIV na prośbę Jego Wysokości księcia Burgundii, ojca rządzącego obecnie Ludwika XV. Wraz z inemuarami historycznymi o dawnym rządzie tej monarchii aż po Hugona CapetOą napisanymi przez pana hrabiego de Boulainvilliersa), t. I-II in fóliOf London 1727. W następnym roku ukazał się tom III pt. Etat de la France, contenant XIV lettres sur les anciens Parlemens de France, avec l'histoire de ce royaume depuis le commencement de la monarchie! jusqu 'à Charles VHI. On y a joint des Mémoires présentés à M. le duc

formę eseju na temat dawnych rządów, cofając się aż do czasów Hugona Kapeta.

W tekście Boulainvilliersa — ale również w innych, które później podejmą ten problem8" — poczesne miejsce zajmują tezy korzystne dla szlachty. Krytykuje się więc sprzedaż urzędów, szkodliwą dla zubożałej szlachty; protestuje się przeciwko po­zbawianiu szlachty prawa do jurysdykcji i do związanych z tym profitów; domaga się prawnego zagwarantowania miejsca szlach­ty w królewskiej radzie; krytykuje się rolę, jaką w administ­rowaniu prowincją odgrywają intendenci. Ale nade wszystko w tekście Boulainvilliersa i w całym tym przedsięwzięciu przeko­dowania raportów przedstawianych królowi mamy do czynienia z protestem przeciwko faktowi, że wiedza, jakiej udziela się królowi, a następnie księciu, jest wiedzą wyprodukowaną przez samą machinę administracyjną. Chodzi o protest przeciwko temu, że wiedza króla na temat jego poddanych została całkowicie skolonizowana, zawłaszczona, narzucona, zdefiniowana przez wiedzę, jaką o państwie ma samo państwo. Problem jest na­stępujący: czy wiedza króla dotycząca jego królestwa i jego

d'Orléans (Stan Francji, zawierający XIV listów o dawnych Parlamen­tach Francji wraz z historią tego królestwa od początku monarchii do Karola VIII. Dołączono Memuary przedstawione Jego Wysokości księciu Orleanu), London 1728.

*' Foucault nawiązuje do historycznych dzieł Boulainvilliersa dotyczą­cych francuskich instytucji politycznych. Chodzi zwłaszcza o: Mémoire sur la noblesse du roiaume de France fait par M. le comte de Boulainvil­liers (1719) (wyjątki opublikowane w: A. Devyver, Le Sang épuré. Les préjugés de race chez les gentilhommes français de l'Ancien Régime, éditions de l'Université, Bruxelles 1973, s. 500-548); Mémoires pour la noblesse de France contre les Ducs et Pairs, s.l., 1717; Mémoires présentés à Mgr. le duc d'Orléans, Régent de France, La Haye/Amster­dam 1727; Histoire de l'ancien gouvernement de la France avec quatorze lettres historiques sur les Parlements ou États Généraux, t. T—III» La Haye/Amsterdam 1727 (organiczona i zmodyfikowana wersja Mémoi­res); Traité sur l'origine et les droits de la noblesse (1700), w: Continuation des mémoires de littèraure et d'histoire, Paris 1730, t. IX, s. 3—106 (wydane ponownie, z wieloma zmianami, pt. Essais sur la noblesse contenant une dissertation sur son origine et abaissement, par le feu M. le comte de Boulainvilliers, avec des notes historiques, critiques et politiques, Amsterdam 1732); Abrégé chronologique de l'histoire de France, t. HII, Paris 1733; Histoire des anciens Parlemens de France ou Etats Généraux du royaume, London 1737.

Page 67: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

134 Trzeba bronić społeczeństwa

'" Z dzieł o charakterze historycznym L.G. hrabiego du Buat-Nançay zob.: Les Origines ou l'Ancien Gouvernement de la France, de l'Italie, de l'Allemagne, Paris 1757; Histoire ancienne des peuples de l'Europe, t. I-XII, Paris 1772; Eléments de la politique, ou Recherche sur les vrais principes de l'économie sociale, London 1773; Les Maximes du gouver' nement monarchique pour servir de suite aux éléments de la politique, London 1778.

" F. de Reynaud, hrabia de Montlosier, napisał bardzo wiele dzieł o charakterze historycznym. Poprzestaniemy na odnotowaniu tych, które mają związek z problemami poruszanymi w wykładzie Foucaulta: De la monarchie française depuis son établissement jusqu'à nos jours, t. I—III, Paris 1814; Mémoires sur la Révolution française, le Consulat, l'Empire, la Restauration et les principaux événements qui l'ont suivie, Paris 1830. Na temat Montlosiera czytaj dalej, wykład z 10 marca.

poddanych powinna być izomorficzna z wiedzą państwa o pań­stwie? Czy wiadomości biurokratyczne, fiskalne, ekonomiczną prawne, które są konieczne do administracyjnego funkcjonowanif monarchii, trzeba zaszczepiać księciu w ramach udzielanego mu wykształcenia, które ma mu pozwolić dobrze panować? W sumie problem polega na tym, że administracja, ten wielki aparat administracyjny, w jaki król wyposażył monarchię, jest jakby zrośnięta z samym księciem, związana z nim przez arbitralną i nieograniczoną wolę, jaką narzuca on administracji znajdującej się całkowicie w jego rękach i w jego dyspozycji; właśnie dlatego nie może ona stawić mu oporu. Ale książę, z którym jego administracja zrasta się z powodu jego władzy, dobrowolnie lub z konieczności zaczyna w końcu sam do tej administracji przyras­tać, staje się od niej zależny za sprawą wiedzy, jaką ona mu przekazuje, tym razem z dołu do góry. Administracja pozwala królowi panować, rozciągać nad krajem swoją nieograniczona wolę. Ale i odwrotnie, administracja panuje nad królem przez jakość i naturę przekazywanej mu wiedzy.

Myślę, że celem ataku Boulainvilliersa i tych, którzy go w tej epoce otaczali — a także celem ataku jego następców w połowie XVIII wieku (jak hrabia du Buat-Nançay90) albo Montlosiera91

(którego problem będzie o wiele bardziej skomplikowany, bo pisał on na początku Restauracji przeciwko administracji cesar­skiej) — prawdziwym celem ataku wszystkich tych historyków związanych ze szlachecką reakcją jest mechanizm wiedzy-wła-dzy, który od XVII wieku wiąże aparat administracyjny z ab­solutyzmem państwa. Myślę, że sprawy miały się trochę tak,

Wykład z II lutego 1976 135

jakby zubożona, częściowo odepchnięta od władzy szlachta uzna­ła za pierwszorzędny cel swojej ofensywy i kontrofensywy nie tyle bezpośrednie i natychmiastowe odzyskanie władzy ani też odzyskanie dóbr (które stały się chyba definitywnie niedostępne), ile przechwycenie pewnego ogniwa w systemie władzy, ogniwa, które szlachta zawsze zaniedbywała, nawet w epoce, gdy była n szczytu swej potęgi: to zaniedbane przez szlachtę strategiczne ogniwo znajdowało się w posiadaniu Kościoła, kleru, urzędników sądowych, a następnie burżuazji, administratorów, nawet finansis­tów. Pozycją, którą trzeba było zdobyć przede wszystkim, strate­gicznym celem, wyznaczonym szlachcie przez Boulainvilliersa, warunkiem wszelkiego rewanżu nie było, jak mawiano w dwor­skim języku, „pozyskanie względów księcia". Tym, co trzeba teraz zdobyć i zająć, jest wiedza króla; wiedza króla lub pewna wiedza wspólna królom i szlachcie: milczące prawo, wzajemne zobowiązanie króla i jego arystokracji. Trzeba obudzić nieuważ­ną, roztargnioną pamięć szlachty i przywołać wspomnienia mona­rchy, starannie i może ze złośliwą premedytacją pogrzebane, aby ustanowić właściwą wiedzę króla, która będzie właściwą pod­stawą właściwych rządów. Potrzebna jest zatem pewna prze-ciw-wiedza, cała praca, która przyjmie postać absolutnie nowych badań historycznych. Mówię „przeciw-wiedza", ponieważ ta no­wa wiedza i te nowe metody dostarczania wiedzy królowi są definiowane w pierwszym rzędzie, przez Boulainvilliersa i przez jego następców, negatywnie w stosunku do dwóch rodzajów wiedzy erudycyjnej, dwóch rodzajów wiedzy będących dwoma obliczami (i może też dwiema fazami) wiedzy administracyjnej. W owej chwili wielkim wrogiem tej nowej wiedzy, poprzez którą szlachta zechce kształtować wiedzę króla, wiedzą, którą trzeba odrzucić, jest wiedza prawników: wiedza sądu, prokuratora, radcy i kancelisty. To oczywiste, że szlachta nienawidzi tej wiedzy, bo to ona zastawiła na nich pułapkę, wywłaszczyła ich, stosując niepojęte dla nich kruczki, pozbawiła ich prawa do jurysdykcji, a potem nawet ich dóbr, w taki sposób, że dopiero po fakcie zdali sobie z tego sprawę. Ale jest to wiedza znienawidzona również dlatego, że jest w pewien sposób kolista, że odsyła od wiedzy do wiedzy. Kiedy król, chcąc poznać swoje prawa, pyta o nie kancelistów i doradców prawnych, co może otrzymać w od­powiedzi, jeśli nie pewną wiedzę ustaloną przez sędziego i przez prokuratora na podstawach, które stworzył sam król, a zatem wiedzę, która w oczywisty sposób schlebia jego władzy (nawet

Page 68: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

136 Trzeba bronić społeczeństwa

jeśli to schlebianie maskuje pewne subtelne przesunięcia władza na rzecz prokuratorów, kancelistów itd.)? W każdym razie jest to wiedza kolista. Wiedza, w której król może znaleźć tylko obraz własnego absolutyzmu, która mu go odsyła w postaci prawa, czyli| wszystkich uzurpacji, jakich król dopuścił się wobec szlachty.

Właśnie tej wiedzy kancelistów szlachta będzie chciała przeciw| stawić inną formę wiedzy, którą będzie historia. Historia charaktery-żująca się tym, że przechodzi obok prawa, poza prawem, przez szczeliny prawa; historia, która nie będzie już tylko, jak do tej pory, obrazowym, udramatyzowanym wykładem z prawa publicznego, Przeciwnie, spróbuje ująć prawo publiczne u jego korzeni, umieścić jego instytucje w starej sieci głębszych, bardziej solennych, bardziej istotnych zobowiązań. Chodzi o to, by wiedzy kancelisty, w której król może znaleźć tylko pochwałę swojego absolutyzmu (to znaczy raz jeszcze pochwałę Rzymu), przeciwstawić pewną prawdę historyczną. Aby, poza historią prawa, obudzić niepisane zobowią­zania, przypomnieć o więzach wierności, których zapewne nie uwieczniła litera tekstów. Aby odświeżyć zapomniane tezy i przy­pomnieć o krwi przelanej przez szlachtę dla króla. Chodzi również 0 to, by pokazać, że sam gmach prawa—nawet w jego najbardziej uznanych instytucjach, nawet w jego najjaśniejszych i najszerzej akceptowanych nakazach—jest wynikiem całej serii niesprawiedli­wości, nadużyć, wywłaszczeń, zdrad, wiarołomstw popełnionych, przez władzę królewską, która wyparła się swoich zobowiązań; wobec szlachty, a także przez urzędników sądowych, którzy uzurpowali sobie władzę szlachty, a nawet, może nie zdając sobie z tego dobrze sprawy, władzę królewską. Historia prawa będzie więc oskarżeniem o zdradę i o wszystkie zdrady, jakie wyrosły! z pierwszej zdrady. Ta historia, samą swoją formą przeciwstawiają'» ca się wiedzy kancelisty i sędziego, będzie chciała otworzyć oczy księcia na uzurpacje, których nie był świadom, i przywrócić mu pamięć o siłach, o więzach, o których we własnym interesie zapomniał i kazał zapomnieć. W opozycji do wiedzy kancelistów, która odsyła od jednej aktualności do drugiej, od władzy do władzy, od tekstu prawa do woli króla i odwrotnie, historia będzie bronią zdradzonej i upokorzonej szlachty. Z gruntu antyprawniczą formą tej historii będzie odczytywanie zapomnianego szyfru poza pismem, odwoływanie się do pamięci poza wymogami współczesności. 1 demaskowanie ukrytej wrogości wiedzy prawniczej. Oto więc pierwszy wielki przeciwnik tej historii, którą zacznie lansować szlachta, aby zyskać wpływ na wiedzę króla.

Wykład z 11 lutego 1976 137

Drugim wielkim przeciwnikiem jest wiedza już nie kancelisty czy sędziego, lecz intendenta: wiedza płynąca nie z kancelarii, lecz z biura. Ta wiedza jest równie znienawidzona. I to z symetrycznych powodów, ponieważ jest wiedzą, która pozwoliła nadwerężyć dobra i władzę szlachty. Również ta wiedza może oślepiać króla i dawać mu złudzenia, bo to dzięki niej król przeprowadza swoją wolę, uzyskuje posłuch, ściąga podatki itp. Jest to wiedza administ­racyjna, zwłaszcza ekonomiczna, ilościowa: wiedza o aktualnych lub potencjalnych bogactwach, wiedza o dających się nałożyć podatkach, o użytecznych taryfach. Tej wiedzy intendentów i biurokratów szlachta będzie chciała przeciwstawić inną formę poznania, proponując zamiast historii gospodarczej historię bo­gactw, to znaczy historię przemieszczania się bogactw, konfiskat, kradzieży, wyłudzeń, ubożenia i popadania w ruinę. Historię zatem, która pomija problem wytwarzania bogactw, aby pokazać, w wyni­ku jakich ruin, długów, nieuczciwych akumulacji powstał w rzeczy­wistości pewien stan bogactw, który w ostatecznej instancji jest tylko mieszanką nieuczciwości popełnionych przez króla i przez burżuazję. W odróżnieniu od analizy bogactw będzie to więc historia sposobu, w jaki szlachta została zrujnowana w nieustan­nych wojnach; historia sposobu, w jaki podstępnie dawano ziemię i dochody Kościołowi; historia sposobu, w jaki burżuazja wciągnę­ła szlachtę w długi; historia sposobu, w jaki dochody szlachty zostały naruszone przez królewskiego fiskusa, itp.

Te dwa wielkie dyskursy — kancelisty i intendenta, trybunału i biura — którym zamierza się przeciwstawić historia uprawiana przez szlachtę, nie miały takiej samej chronologii: walka z wiedzą prawniczą jest bez wątpienia bardziej zażarta, bardziej aktywna i intensywna w epoce Boulainvilliersa, to znaczy między końcem XVII i początkiem XVIII wieku; walka z wiedzą ekonomiczną stała się z pewnością bardziej gwałtowna w połowie XVIII wieku, w epoce fizjokratów (wielkim przeciwnikiem du Buat-Nançaya jest właśnie fizjokratyzm92). W każdym razie, niezależnie od tego, czy chodzi o wiedzę intendentów i biurokratów, wiedzę ekono­miczną czy o wiedzę kancelarii i trybunału, mamy do czynienia z wiedzą o państwie formułowaną przez samo państwo, którą teraz będzie się chciało zastąpić inną formą wiedzy o ogólnym profilu historycznym. Ale jaka to będzie historia?

"2 Zob. L.G. hrabia du Buat-Nançay, Remarques d'un Français, ou Examen impartial du livre de M. Necker sur les finances, Genève 1785.

Page 69: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

138 Tneba bronić społeczeństwa

Do tej pory historia zawsze była tylko historią władzy opowia­daną przez samą władzę, historią, którą władza kazała sobie opowiadać o sobie samej: historią władzy sporządzoną przez władzę. Teraz historia, którą zaczyna opowiadać szlachta prze­ciwko dyskursowi państwa o państwie, władzy o władzy, jest dyskursem, który, jak sądzę, rozbije samo funkcjonowanie wiedzy historycznej. Myślę, że rozpada się w niej — i jest to rzecz ważna — wzajemna przynależność między z jednej strony opowiada­niem historii a z drugiej strony sprawowaniem władzy, [rozpada się] rytualne umacnianie władzy, obrazowe formułowanie prawa publicznego. Wraz z Boulainvilliersem, wraz z tym dyskursem reakcyjnej szlachty końca XVII wieku, pojawia się nowy podmiot historii. Oznacza to dwie rzeczy. Z jednej strony, nowy podmiot mówiący: ktoś inny zabierze głos w historii, zacznie opowiadać historię; ktoś inny, opowiadając historię, powie ,ja" i „my"; ktoś inny przedstawi swoją własną historię; ktoś inny będzie nadawał sens przeszłości, zdarzeniom, prawom, ktoś inny będzie oceniał niesprawiedliwości, klęski i zwycięstwa, wychodząc z własnego doświadczenia i mówiąc o własnym losie. Następuje zatem przemieszczenie podmiotu {sujet) mówiącego w historii, ale również przemieszczenie przedmiotu (sujet)' w tym sensie, że zmianie ulega sam obiekt opowiadania lub, jeśli wolicie, temat: modyfikacja dotyczy podstawowego, wcześniejszego i głębszego elementu, w stosunku do którego będzie się określać prawa, instytucje, monarchię, a nawet ziemię. Jednym słowem, mówić się będzie o perypetiach czegoś, co dzieje się poniżej poziotrtt| państwa, co podszywa prawo, co jest zarazem starsze i głębsze od instytucji.

Jak określić to nowe subiectum historii, będące zarazem podmiotem, który mówi w opowieści historycznej, i przedmid| tern, o którym mówi ta opowieść, ten nowy podmiot-przedmiâj pojawiający się po odsunięciu administracyjnego lub prawniczego dyskursu państwa o państwie? Historyk tamtej epoki nazywa go „społeczeństwem", ale przez społeczeństwo rozumie zrzeszenia grupę, zespół jednostek połączonych pewnym statusem, społecz| ność składającą się z pewnej liczby jednostek, które mają swojlj obyczaje, przyzwyczajenia, a nawet swoje szczególne prawOq Owo coś, co dochodzi teraz do głosu w historii, co zabiera w niej

Nieprzekładalna dwuznaczność: po francusku sujet znaczy zarazem podmiot i przedmiot (a skądinąd również poddany) — przyp. tłum.

Wykład z // lutego 1976 139

głos i o czym ona mówi, w języku epoki zostanie określone słowem „naród".

W epoce tej narodu nie definiuje wcale jedność terytorium ani pewna określona morfologia polityczna, ani system podporządko­wania jakiemuś imperium. Naród nie ma granic, nie ma określone­go systemu władzy, nie ma państwa. Naród krąży poza granicami i poza instytucjami. Naród, a raczej „narody", to znaczy zespoły, społeczności, grupy ludzi, jednostek związanych statusem, obycza­jami, zwyczajami, pewnym szczególnym prawem — ale prawem rozumianym raczej jako prawidłowość wynikająca ze statusu niż jako państwowa ustawa. Właśnie o tym, o tych elementach, będzie teraz mowa w historii. I to właśnie te elementy, czyli naród, zabiorą głos. Szlachta jest narodem obok innych narodów, które krążą po państwie i przeciwstawiają się sobie nawzajem. To z tego pojęcia, z tego konceptu narodu wyniknie sławny narodowy problem rewolucyjny; to oczywiście z niego wezmą się fundamentalne pojęcia XIX-wiecznego nacjonalizmu; to również z niego wynik­nie pojęcie rasy; wreszcie, to ono da początek pojęciu klasy.

Wraz z tym nowym subiectum historii —nowym podmiotem, który mówi w historii, i nowym przedmiotem, o którym mówi historia — pojawia się również, co oczywiste, zupełnie nowa morfologia wiedzy historycznej, która otrzyma teraz nową dzie­dzinę przedmiotów, nowe odniesienie, całe pole badawcze, które do tej pory nie tylko pozostawało w cieniu, ale było całkowicie nieznane. Wypływają na powierzchnię, jako podstawowa tematy­ka historii, wszystkie te mroczne procesy dziejące się na poziomie ytrup, które ścierają się ze sobą pod państwem i poprzez prawa. Jest to mroczna historia sojuszy, rywalizacji między grupami, ukrywanych albo zdradzanych interesów; historia przeinaczania prawa, przechodzenia fortun z rąk do rąk; historia wierności I zdrady; historia wydatków, wymuszeń, długów, oszustw, zapo­mnień, przeoczeń itd. Z drugiej strony jest to wiedza, której metoda będzie polegała nie na rytualnym reaktywowaniu fun­damentalnych aktów władzy, lecz, przeciwnie, na systematycz­nym doszukiwaniu się jej złośliwych intencji i na przypominaniu o wszystkim, o czym ona systematycznie zapominała. Jest to metoda nieustannego demaskowania całego zła w historii. Nie ł hodzi już o chwalebną historię władzy; jest to historia niskich popędów władzy, jej złośliwości, jej zdrad.

Jednocześnie temu nowemu dyskursowi (dyskursowi z no­wym podmiotem i z nowym odniesieniem) towarzyszy coś, co

Page 70: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

140 Trzeba bronić społeczeństwa Wykład z II lutego 1976 141

można by nazwać nowym patosem, patosem całkowicie różnym od wielkiego, ceremonialnego rytuału, który towarzyszył jeszcze dyskursowi historii, kiedy opowiadano historie o Trojanach, Germanach itd. Nie jest to już ceremonialne umacnianie władzy, lecz nowy patos, który naznaczy swoim blaskiem myśl będącą we Francji myślą w dużym stopniu prawicową, to znaczy, po pierw­sze, niemal erotyczna namiętność do wiedzy historycznej; po drugie, systematyczna perwersja inteligencji interpretacyjnej; po trzecie, zajadłość w demaskowaniu; po czwarte wreszcie, wiąza­nie historii z czymś, co stanie się spiskiem, atakiem na państwo, zamachem stanu albo zamachem na państwo, przeciwko państwu.

Bynajmniej nie chciałem wam tu pokazać tego, co zwie się „historią idei". Chodziło mi nie tyle o pokazanie, w jaki sposób szlachta przedstawiała sobie poprzez dyskurs historyczny swoje roszczenia albo swoje nieszczęścia, ile o pokazanie, jak wokół władzy powstało, uformowało się pewne narzędzie walki — we władzy i przeciwko władzy; i o to, że tym narzędziem walki była pewna wiedza, nowa wiedza (w każdym razie częściowo nowa), mająca postać nowej historii. Myślę, że przywołanie historii w tej postaci było w gruncie rzeczy wyrwą, jaką szlachta próbowała wykopać między wiedzą suwerena i wiedzą administracji po to, ' by móc rozerwać więź między absolutną wolą księcia i absolutną uległością jego administracji. Toteż dyskurs historii, stara historia Galów i Germanów, długa opowieść o Chlodwigu i o Karolu Wielkim będą instrumentami walki z absolutyzmem nie jako śpiewka o dawnych wolnościach, ale właśnie jako rozłącznik administracyjnego splotu wiedza-władza. Dlatego ten typ dyskur­su — o pochodzeniu szlacheckim i reakcyjnym — będzie się pojawiał, z różnymi modyfikacjami i formalnymi rozbieżnoś­ciami, za każdym razem, gdy jakaś grupa polityczna będzie chciała, z takiego czy innego powodu, zaatakować ów splot władzy i wiedzy w funkcjonowaniu absolutnego państwa ad­ministracyjnej monarchii. Dlatego też jest całkiem naturalne, że ten sam typ dyskursu (nawet w sformułowaniach) znajdujemy zarówno u tych, których można nazwać prawicą, jak u tych,, których można nazwać lewicą, zarówno w reakcji szlacheckiej» jak w tekstach rewolucyjnych sprzed 1789 roku lub późniejszych, Zacytuję wam tylko jeden tekst mówiący o niesprawiedliwymi złośliwym i zdradzieckim królu: „Na jaką karę — pyta autor, zwracający się w tym momencie do Ludwika XVI — zasługują twoim zdaniem taki barbarzyńca, nieszczęsny dziedzic tylu gra­

bieży? Czy sądzisz, że prawo Boże nie zostało stworzone dla ciebie? Albo że jesteś więcej niż człowiekiem, skoro wszystko ma służyć twojej chwale i twojemu zadowoleniu? Kim więc jesteś? Bo jeśli nie bogiem, toś potworem!". Tych zdań nie napisał Marat, lecz hrabia du Buat-Nançay, zwracający się do Ludwika XVI w 1778 roku93. Ale ta wypowiedź zostanie dosłownie powtórzona dziesięć lat później przez rewolucjonistów.

Jeżeli ten nowy typ wiedzy historycznej, ten nowy typ dyskursu rzeczywiście odgrywał tak ważną rolę polityczną na styku wiedzy i władzy monarchii administracyjnej, rozumiecie, dlaczego władza królewska nie mogła nie próbować przejąć nad nim kontroli. Podobnie jak dyskurs ten krążył od prawicy do lewicy, od reakcji szlacheckiej do mieszczańskiego projektu rewolucyjnego, również i władza królewska próbowała go sobie przywłaszczyć lub kontrolować. Widzimy więc, jak od 1760 roku — co świadczy o wartości politycznej, o kapitalnej stawce politycznej, jaką stanowiła ta wiedza historyczna — władza królewska usiłuje tę wiedzę zorganizować, w pewien sposób umieścić ją w swojej grze wiedzy i władzy, między władzą administracyjną i poznaniem możliwym na jej gruncie. Widzimy, jak około 1760 roku zaczynają powstawać instytucje, które staną się czymś w rodzaju ministerstwa historii. Najpierw, około 1760, powstaje Biblioteka Finansów, która ma dostarczać ministrom Jego Wysokości niezbędnych dokumentów, wiadomości i komen­tarzy; w 1763 powstaje Depozyt Archiwów (Dépôt des chartes) dla tych, którzy chcieliby studiować historię i prawo publiczne Francji. Wreszcie w 1781 te dwie instytucje łączą się, tworząc

- zważcie na terminy — Bibliotekę Legislacji, Administracji, Historii i Prawa Publicznego. Nieco późniejszy tekst mówi, że ta biblioteka jest przeznaczona dla ministrów Jego Wysokości, dla łych, którzy zajmują się jakąś częścią administracji ogólnej, dla uczonych i dla doradców prawnych, którzy z polecenia kancelisty lub kanclerza pracują na koszt Jego Wysokości nad dziełami użytecznymi dla ustawodawstwa, dla historii i dla społeczeństwa94.

" L.G. hrabia du Buat-Nançay, Les Maximes du gouvernement monar­chique..., dz. cyt., t. 11, s. 286-287.

M Na ten temat zob. J.-N. Moreau, Plan des travaux littéraires ordonnés par Sa Majesté pour la recherche, la collection et l'emploi des monuments de l'histoire et du droit public de la monarchie française, Paris 1782.

Page 71: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

142 Trzeba bronić społeczeństwa

Na czele tego ministerstwa stał Jacob-Nicolas Moreau i to on, w powiązaniu z wieloma innymi, zgromadził ogromny zbiór'1 średniowiecznych i przedśredniowiecznych dokumentów, nad którymi w początkach XIX wieku będą mogli pracować tacy historycy, jak Augustin Thierry i Guizot. W każdym razie w epoce, w której pojawia się ta instytucja — to prawdziwa ministerstwo historii —jego sens jest dość jasny: w chwili, gdy osiemnastowieczne walki polityczne przechodziły przez dyskufl) historyczny, gdy, ujmując rzecz dokładniej i na głębszym pozio^ mie, wiedza historyczna stała się rzeczywistą bronią polityczna zwróconą przeciwko wiedzy typu administracyjnego, typowej dla monarchii absolutnej, monarchia chciała niejako zrekolonizowaâ tę wiedzę. Jeśli chcecie, utworzenie ministerstwa historii było swoistym ustępstwem, pierwszym milczącym przyznaniem przez króla, że istnieje materiał historyczny, z którego można zapewn» wydobyć fundamentalne prawa królestwa. Na dziesięć lat przed zwołaniem Stanów Generalnych jest to już milcząca akceptacja swego rodzaju konstytucji. Zresztą to właśnie na podstawie tych zgromadzonych materiałów Stany Generalne zostaną zaplanowq ne i zorganizowane w 1789 roku. Jest to zatem pierwsze ustęp» stwo władzy królewskiej, pierwsze milczące przyznanie, że mię­dzy tą władzą i jej administracją jest miejsce na coś jeszcze, co stanie się konstytucją, fundamentalnymi prawami, przedstawicie-stwem ludowym itd. Ale jest to również próba nadania tej historycznej wiedzy postaci autorytarnej i ponownego umocowa­nia jej w miejscu, z którego chciano ją wyrwać, aby walczyij z absolutyzmem, czyniąc z niej broń do zawłaszczenia wiedzjj księcia: między jego władzą, jego wiedzą i funkcjonowaniejj administracji. Właśnie tam, między księciem i administracja umieszczono ministerstwo historii, aby w pewien sposób odtwoi rzyć naderwaną więź, aby pozwolić funkcjonować historii w grze władzy monarchicznej i jej administracji. Między wiedzą księcia i wiedzą administracji utworzono ministerstwo historii, któreE

między królem i jego administracją, miało ustanowić w sposól| kontrolowany więź nieprzerwanej tradycji monarchicznej.

Tyle chciałem wam wstępnie powiedzieć o powstaniu tego nowego typu wiedzy historycznej. Spróbuję następnie zobaczy-

Wykiadz II lutego 1976 143

95 Zob. J.-N. Moreau, Principes de morale, de politique et de droit public puisés dans l'histoire de notre monarchie, ou Discours sur l'histoire de France, t. [-XX1, Paris 1777-1789.

w jaki sposób na jej gruncie i w jej żywiole pojawia się temat walki narodów, to znaczy czegoś, co stanie się walką ras i walką klas.

Page 72: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

WYKŁAD Z 18 LUTEGO 1976

Naród i narody. — Podbój rzymski. — Wielkość i upadek Rzymu. — O wolności Germanów według Boulainvilliersa. — Waza ze Soissons. — Początki feudalizmu. — Kościół, prawo, język państwa. — Trzy uogólnienia wojny u Boulainvilliersa: prawo historii i prawo natury; instytucje wojny; rachunek sił. — Uwagi na temat wojny.

Ostatnim razem próbowałem wam pokazać, jak wokół szla­checkiej reakcji doszło nie tyle do wynalezienia dyskursu histo­rycznego, co do rozbicia wcześniej istniejącej postaci tego dys­kursu, którego funkcja polegała wówczas —jak mówił Petrarka"6

•— na opiewaniu chwały Rzymu; który był wewnętrznie związany z dyskursem państwa o samym sobie; którego rolą było ukazywa­nie prawa państwa, umacnianie jego suwerennej władzy, opowia­danie jego nieprzerwanej genealogii oraz ilustrowanie zasadności prawa publicznego za pomocą bohaterów, wielkich czynów i dy­nastii. Załamanie się gloryfikującego stosunku do Rzymu pod koniec XVII i na początku XVIII wieku dokonało się na dwa sposoby. Z jednej strony przez przypomnienie, przez reaktywację faktu inwazji — który, jak pamiętacie, już szesnastowieczna historiografia protestancka wypominała królewskiemu absolutyz­mowi. Przypomina się więc o inwazji; wprowadza się to wielkie zerwanie w czasie: najazd Germanów w IV-V wieku oznacza uchylenie prawa, jest momentem zerwania z prawem publicznym, momentem, w którym hordy przybywające z Germanii kładą kres rzymskiemu absolutyzmowi. Z drugiej strony inne zerwanie, inna zasada rozpadu —• jak sądzę, ważniejsza — polega na wprowa­dzeniu nowego subiectum historii, w podwójnym sensie terminu, który oznacza zarazem nową dziedzinę przedmiotową opowieści

Zob. wyżej, wykład z 28 stycznia; por. też wykład z 11 lutego.

Page 73: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

146 Trzeba bronić społeczeństwa

historycznej i nowy podmiot mówiący w historii. To już nie państwo, lecz coś innego mówi o samym sobie i tym czyirUj innym, co mówi w historii, a zarazem staje się przedmiotami historycznej opowieści, jest nowa jednostka zwana narodem. Narodem pojmowanym oczywiście w szerokim sensie tego słowa, Będę chciał do tego wrócić, bo właśnie z tego pojęcia narodu zaczną promieniować lub wyrastać pojęcia takie jak narodowość, rasa, klasa. W XVIII wieku pojęcie to jest jeszcze rozumiane w sensie bardzo szerokim.

To prawda, że w Encyklopedii znajdujemy definicję narodu, którą nazwałbym etatystyczną, ponieważ encyklopedyści podają cztery kryteria istnienia narodu97. Po pierwsze, musi to być wielka ilość ludzi; po drugie, musi to być masa ludzi mieszkających, w określonym kraju; po trzecie, ów określony kraj musi być wyznaczony granicami; i po czwarte, ta masa ludzi osiedlonych w tych granicach musi podlegać jednakowym prawom i jednemu rządowi. Mamy tu zatem definicję, która w pewien sposób zamyka naród: z jednej strony w granicach państwa, a z drugiej strony w samej formie państwa. Myślę, że jest to definicji polemiczna, której celem było jeśli nie odparcie, to przynajmnią| wykluczenie dominującej w tym czasie definicji szerokiej, którą znajdujemy zarówno w tekstach pisanych przez szlachtę, jak w tekstach burżuazji, a zgodnie z którą szlachta, podobnie jak burżuazja, była narodem. Wszystko to będzie miało kapitalne znaczenie w czasie Rewolucji, szczególnie w tekście Sieyèsa na temat trzeciego stanu98, który to tekst spróbuję dla was skomen­tować. Ale to mętne, płynne, ruchome pojęcie narodu, tę ideę, zgodnie z którą naród nie zamyka się w obrębie granic, lecz jest, przeciwnie, czymś w rodzaju zbioru jednostek przemieszczają cych się między granicami, między państwami, poniżej pozioma

Wykład z 18 lutego 1976 147

" ,Mot collectif dont on fait usage pour exprimer une quantitA considérable de peuple, qui habite une certaine étendue de pays, renfermée dans de certaines limites, et qui obéit au même gouvernement („Termin zbiorowy, którego używa się do oznaczenia znacznej ilości ludzi, którzy zamieszkują kraj o pewnych rozmiarach, zamknięty w pew­nych granicach, i którzy podlegają temu samemu rządowi" (hasło „Nation" w: Encyclopédie, ou Dictionnaire raisonné des sciences, des arts et des métiers, Lucques 1758, t. XI, s. 29-30).

98 E.-J. Sieyès, Qu'est-ce que le Tiers État?, dz. cyt. Na temat Sieyè^j zob. dalej, wykład z 10 marca.

państw, na poziomie infrapaństwowym, znajdziecie jeszcze u wielu autorów dziewiętnastowiecznych, u Augustina Thier-ry'ego99, u Guizota100 itd.

Mamy zatem nowy podmiot-przedmiot historii i postaram się wam pokazać, jak i dlaczego właśnie szlachta wprowadziła do wielkiej, państwowej organizacji dyskursu historycznego tę zasa­dę rozpadu, którą stanowił naród jako podmiot i jako przedmiot nowej historii. Ale czym jest ta nowa historia, na czym polega, jak powstaje na początku XVIII wieku? Myślę, że powód, dla którego właśnie w dyskursie francuskiej szlachty rozwija się ów nowy typ historii, stanie się jasny, kiedy [problem francuski] porównamy z tym, czym w XVII wieku, niemal sto lat wcześniej, był problem angielski.

Angielska opozycja parlamentarna i opozycja ludowa między końcem XVI i początkiem XVII wieku musiały rozwiązać prob­lem, który był w gruncie rzeczy stosunkowo prosty. Chodziło o pokazanie, że w angielskiej monarchii istniały dwa przeciw­stawne systemy prawa, a jednocześnie dwa narody. Z jednej strony system prawa odpowiadający narodowi normańskiemu: w tym systemie prawnym arystokracja i monarchia tworzą jakby jeden blok. Naród normański przyniósł ze sobą system prawny będący systemem absolutyzmu i narzucił go przemocą inwazji. A zatem monarchia i arystokracja, prawo typu absolutystycznego i podbój. Chodziło o to, by tej całości przeciwstawić inną całość, czyli system prawa saksońskiego: prawo fundamentalnych swo­bód będące też prawem najdawniejszych mieszkańców tej ziemi, a zarazem prawem, którego domagają się biedni, w każdym razie ci, którzy nie należeli ani do rodziny królewskiej, ani do rodów arystokratycznych. Mamy więc dwa wielkie systemy i chodziło o to, by starszy i bardziej liberalny przeważył nad nowszym, jakim był narzucony w wyniku inwazji absolutyzm. Jest to prosty problem.

Problem, przed jakim wiek później, w końcu XVII i na początku XVIII wieku, stanęła francuska szlachta, był o wiele bardziej skomplikowany, bo tym razem chodziło o walkę na dwa fronty. Z jednej strony trzeba było walczyć z monarchią i uzur-pacjami jej władzy, z drugiej zaś strony z trzecim stanem, który korzystał z monarchii absolutnej, by ze swej strony i we własnym

99 Na temat Augustina Thierry'ego zob. ten sam wykład. 100 Na temat François Guizota zob. ten sam wykład.

Page 74: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

148 Trzeba bronić społeczeństwa

interesie naruszać prawa szlachty. A zatem walka na dwa fronty, której nie można było prowadzić w taki sam sposób na obu frontach. Absolutyzmowi monarchii szlachta przeciwstawi fun­damentalne wolności, będące ponoć wolnościami ludu germań| skiego lub frankijskicgo, który w pewnym momencie zajął Galię, Słowem, w walce z monarchią trzeba podkreślić znaczeni! swobód. Ale w walce z trzecim stanem trzeba, przeciwni-podkreślić nieograniczone prawa wynikające z inwazji. To zna­czy, że z jednej strony — przeciwko trzeciemu stanowi — trzeba pokazać szlachtę jako absolutnych zwycięzców o nieogranicziq nych prawach, ale z drugiej strony — przeciwko monarchii — trzeba ukazać wartość niemal konstytucyjnego prawa, jakim) jest prawo do fundamentalnych swobód. Stąd złożoność problème i stąd, jak sądzę, nieskończenie bardziej wyrafinowany charakter] analizy, jaką znajdujemy u Boulainvilliersa, w porównaniu z tą, którą spotykamy kilkadziesiąt lat wcześniej.

Będę jednak traktował Boulainvilliersa po prostu jako przy­kład, bo w rzeczywistości chodzi o całą plejadę, o całą mgławic^ szlacheckich historyków, którzy zaczynają formułować swojej teorie w drugiej połowie XVII -wieku (na przykład hrabia d'Estaing w latach 1660-1670101) i robią to aż do czasów hrabiegl du Buat-Nançay102, a nawet aż do hrabiego de Montlosier"! w okresie Rewolucji, Cesarstwa i Restauracji. Rola Boulainvil»? liersa jest ważna, ponieważ próbował on przekodować raporty intendentów pisane dla księcia Burgundii i dlatego może nam służyć za punkt odniesienia, dostarczając tymczasowej ogólnej charakterystyki wszystkich pozostałych'04. Jak Boulainvilliers przeprowadza swoją analizę? Jego pierwsze pytanie brzmi: co

Wykład z IS lutego 1976 149

101 Joachim comte d'Estaing, Dissertation sur la noblesse d'extract tion..., dz. cyt.

102 Na temat du Buat-Nançay zob. dalej, wykład z 10 marca. ,03 Na temat Montlosiera zob. ten sam wykład. 104 Analiza historycznej pracy Boulainvilliersa, jaką Foucault rozwij;

w tym (i w następnym) wykładzie, opiera się na tekstach wymieniony^ już w przypisach 89^90 do wykładu z 11 lutego, w szczególnośi Mémoires sur l'histoire du gouvernement de la France... w: État de France..., dz. cyt.; Histoire de l'ancien gouvernement de la France..., dz. cyt.; Dissertation sur la noblesse françoise servant de Préface aux Mémoires de la maison de Croi et de Boulainvilliers, w: A. Devyver, Le Sang épuré..., dz. cyt.; Mémoires présentés a Mgr. le duc d'Orléans..., dz. cyt.

/ustają Frankowie, kiedy przybywają do Galii? Nie znajdują oczywiście tej utraconej ojczyzny, do której mieliby chcieć powrócić z powodu jej bogactwa i jej cywilizacji (wedle starej, historyczno-legendarnej opowieści z XVII wieku Frankowie, jako potomkowie Galów, którzy opuścili ojczyznę, w pewnym momencie zapragnęli do niej powrócić). Galia opisana przez Boulainvilliersa nie jest wcale Galią szczęśliwą, trochę arka­dyjską, która zapomniała o gwałtach Cezara i uległa radosnej fuzji, tworząc nową jedność z Rzymem. Kiedy Frankowie wkra­czają do Galii, zastają ziemię podbitą. A ziemia podbita znaczy, że rzymski absolutyzm, ustanowione przez Rzymian monar-chiczne lub cesarskie prawo, wcale nie były w tej Galii prawem przyswojonym, przyjętym, zaakceptowanym, zrośniętym z ziemią i z ludem. To prawo jest prawem podboju i Galia jest zniewolona. Obowiązujące w niej prawo nie jest bynajmniej dobrowolnie uznaną suwerennością, lecz faktem panowania. I Boulainvilliers, wyróżniając kilka faz tego panowania, trwającego przez cały okres rzymskiej okupacji, stara się wydobyć sam jego me­chanizm.

Pierwszą troską wkraczających do Galii Rzymian miało być oczywiście rozbrojenie tej wojennej arystokracji, która była jedy­ną siłą militarną, jaka im się rzeczywiście przeciwstawiła; chodzi­ło więc o to, by osłabić szlachtę, poniżyć ją zarazem politycznie i ekonomicznie, i to przez sztuczne wywyższenie plebsu (w każdym razie w korelacji z jego wywyższeniem), plebsu, które­mu, jak powiada Boulainvilliers, schlebiano ideą równości. To znaczy, że wykorzystując klasyczny proceder wszelkich des-potyzmów (który rozwijał się również w Republice Rzymskiej od czasów Mariusa po Cezara), wmówiono warstwom niższym, że trochę więcej równości na ich rzecz przyniesie dużo więcej wolności wszystkim. W rzeczywistości dzięki takiej „egalitaryza-cji" dochodziło do rządów despotycznych. Podobnie Rzymianie uczynili społeczeństwo galijskie społeczeństwem egalitarnym, poniżając szlachtę, a wywyższając plebs, i dzięki temu mogli Ustanowić własny cezaryzm. Jest to pierwsza faza, kończąca się w czasach Kaliguli systematyczną rzezią starej szlachty galijskiej, która opierała się zarazem Rzymianom i temu poniżeniu, które charakteryzowało ich politykę. Od tego momentu Rzymianie zaczynają ustanawiać swego rodzaju własną szlachtę, która była Im potrzebna, nie szlachtę wojskową — która mogłaby wystąpić przeciwko nim, lecz szlachtę administracyjną, której rolą było

Page 75: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

150 Trzeba bronić społeczeństwa Wykład z 18 lutego 1976 151

wspomaganie Rzymian w organizowaniu rzymskiej Galii, a zwteh szcza we wszystkich zabiegach służących czerpaniu przez nich z galijskiego bogactwa oraz ściąganiu korzystnych dla nich podatków. W ten sposób powstaje nowa szlachta, cywilna, praw« nicza, administracyjna, która charakteryzuje się, po pierwszej biegłą, wnikliwą znajomością prawa rzymskiego, a po drugiej; znajomością rzymskiego języka, czyli łaciny. Nowa szlachta wyrasta właśnie ze znajomości języka i z praktykowania prawa,

Taki opis pozwala rozwiać stary, siedemnastowieczny mit szczęśliwej i arkadyjskiej Galii pod rzymskim panowaniem* Odrzucanie tego mitu jest oczywiście sposobem mówienia królo­wi Francji: jeżeli powołujesz się, panie, na rzymski absolutyzm, w rzeczywistości powołujesz się nie na fundamentalne i istotne prawo ziemi galijskiej, lecz na pewną szczególną historię, która niespecjalnie przynosi ci zaszczyt. W każdym razie wpisujesz się wówczas w mechanizm zniewalania Galii. Zresztą ten rzymski absolutyzm, narzucony przez pewne mechanizmy dominacji, został ostatecznie obalony, zmieciony, pokonany przez Germa­nów — i to nie tyle w wyniku przypadkowej klęski militarnej, ile wskutek nieuchronnej degradacji wewnętrznej. W tym miejsctl zaczyna się drugi etap analizy Boulainvilliersa — moment» w którym analizuje on rzeczywiste skutki rzymskiego władania Galią. Przybywając do Galii, Germanie (czyli Frankowie) zastali ziemię podbitą, to znaczy armaturę militarną Galii*. Rzymianie nie mieli już zatem nic, aby móc bronić Galii przed inwazjami nadchodzącymi z drugiego brzegu Renu. Ponieważ nie było juź szlachty, aby bronić tej galijskiej ziemi, którą zajmowali, byli oni zmuszeni odwołać się do najemników, to znaczy do ludzi, którzy1

bili się nie za siebie i nie za swoją ziemię, ale za zapłatę. Istnienie armii najemnej, armii opłacanej, zakłada oczywiście olbrzymia podatki. Trzeba było zatem ściągnąć z Galii nie tylko najem­ników, ale także środki pozwalające ich opłacić. Stąd dwie rzeczy. Po pierwsze: znaczne podniesienie podatków pieniężnych. Po drugie: spadek wartości tego pieniądza, czyli, jak powiedzieli* byśmy dzisiaj, dewaluacja. Stąd dwoiste zjawisko: z jednej strony pieniądz traci wartość z powodu tej dewaluacji i, co jeszcze ciekawsze, staje się wskutek tego coraz rzadszy. Ten brak

pieniądza pociągnie za sobą spowolnienie operacji handlowych i ogólne zubożenie. Właśnie w tym stanie globalnego upadku wydarzy się, a raczej będzie w ogóle możliwy frankijski podbój. Podatność Galii na inwazję Franków wiąże się z ruiną kraju, której zasadniczą przyczyną było istnienie wojsk najemnych.

Wrócę później do tego typu analizy. Ale pewien interesujący fakt można odnotować już teraz, mianowicie, że analiza Boulain­villiersa nie jest już w żadnym razie analizą tego rodzaju, jaki spotykamy kilkadziesiąt lat wcześniej, kiedy zadawano pytanie będące z istoty pytaniem z zakresu prawa publicznego: czy rzymski absolutyzm ze swoim systemem prawnym przetrwał de lure nawet po inwazji Franków? Czy Frankowie, prawomocnie lub nie, obalili rzymski typ władzy? Z grubsza biorąc, taki problem historyczny stawiano w wieku XVII. Teraz problem Boulainvilliersa nie polega wcale na tym, czy prawo przetrwało, czy nie przetrwało, czy jedno prawo ma prawo zastąpić inne prawo itp. Nie zadaje on takich pytań. W gruncie rzeczy prob­lemem nie jest to, czy ustrój rzymski albo ustrój frankijski były czy nie były legalne. Problemem jest ustalenie wewnętrznych przyczyn klęski, to znaczy powodów, dla których rzymskie rządy (mniejsza z tym, prawomocne czy nie, w końcu nie o to chodzi) były absurdalne logicznie lub sprzeczne politycznie. Sławny problem przyczyn wielkości i upadku Rzymian, który stanie się jednym z wielkich klasycznych problemów XVIII wieku105 i który Montesquieu'06 podejmie po Boulainvilliersie, ma bardzo okreś­lony sens. Po raz pierwszy stosuje się tu analizę typu ekonomicz-no-politycznego zamiast, jak do tej pory, analizy zupełnie innego rodzaju, skupiającej się na problemie stanowienia prawa, zmiany prawa, zastąpienia prawa absolutystycznego prawem typu ger-

„to znaczy armaturę militarną Galii" nie figuruje w rękopisie? w tym miejscu: „czyli kraj zrujnowany przez absolutyzm". (Przyp. wyd. franc.)

105 Literatura ta zaczyna się wraz z Machiavellim (Discorsi sopra la prima deca di Tito Livio [1513—1517], Firenze 1531), znajduje dalszy ciąg u Bossueta (Discours sur l'Histoire universelle, Paris 1681), u E.W. Montagu (Reflections on the Rise and Fall of the Ancient Republics, London 1759), u Fergusona (The History of the Progress and Termination of Roman Republic, London 1783) i prowadzi do dzieła Edwarda Gibbona History of the Decline and Fall of the Roman Empire, t. I-VI, London 1776-1788. [Zmierzch Cesarstwa Rzymskiego, przełożył Stanisław Kryń­ski, PIW, Warszawa 1975 — przyp. tłum.]

106 Charles-Louis de Montesquieu, Considérations sur les causes de la grandeur des Romains et de leur décadence, Amsterdam 1734.

Page 76: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

152 Trzeba bronić społeczeństwa Wykład z 18 lutego 1976 153

mańskiego. Dlatego problem przyczyn upadku Rzymu stanie si# modelem nowego typu analizy historycznej. Tyle na temat pierwj szej warstwy analiz, jakie można znaleźć u Boulainvilliersa» Trochę to wszystko systematyzuję, aby iść szybciej.

Drugi problem, po problemie Galii i Rzymian, albo drug^| grupa problemów, które uważam za przykładowe dla analiz! Boulainvilliersa, to pytanie, jakie stawia on w odniesieniu do Franków: kim właściwie są ci Frankowie, którzy przybywają do Galii? To pytanie jest drugą stroną problemu, o którym mówiłem przed chwilą: co stanowi siłę tych nieokrzesanych, barbarzyihj skich, stosunkowo nielicznych ludzi, którzy mogli wejść do Galii z tak dobrym skutkiem, niszcząc najwspanialsze z imperiów, jakie do tej pory znała historia? Chodzi więc o to, by pokazać siłę Franków wobec słabości Rzymian. Otóż siła Franków miała polegać przede wszystkim na tym, że korzystali oni z czegoś, bez czego Rzymianie zamierzali się obejść, to znaczy z istnienia wojennej arystokracji. Społeczeństwo Franków jest w całości zorganizowane wokół swoich wojowników, którzy, chociaż mają za sobą cały szereg ludzi będących chłopami pańszczyźnianymi (a w każdym razie służącymi zależnymi od swoich panów), są w gruncie rzeczy jedynym narodem frankijskim, ponieważ naród germański z istoty składa się z Leute, z leudes, z dobrowolnych wojowników, czyli z przeciwieństwa najemników. Z drugiej strony, ci wojownicy, te wojenne arystokracje, obierają sobie króla, którego funkcja polega jednak tylko na tym, że w czasie pokoju rozwiązuje spory lub problemy dotyczące sprawiedliwo- ' ści. Królowie są po prostu cywilnymi urzędnikami i niczym, więcej. Co więcej, są oni wybierani w wyniku wspólnego przy­zwolenia różnych grup leudes, różnych grup wojowników. Tylko w czasie wojny — kiedy zachodzi potrzeba silnej organizacja i jednej władzy — wybiera się przywódcę, którego przywództwo podlega całkiem innym zasadom, ma bowiem charakter absolut­ny. Przywódca jest przywódcą wojennym, który niekoniecznie musi być królem społeczeństwa cywilnego, choć w niektórych wypadkach może nim być. Ktoś taki jak Chlodwig — postać o wielkim znaczeniu historycznym — był zarazem cywilnym arbitrem, cywilnym urzędnikiem obranym dla rozstrzygania spo­rów i przywódcą wojennym. W każdym razie mamy tu do ] czynienia ze społeczeństwem, w którym władza, przynajmniej w czasie pokoju, jest minimalna, a zatem w którym panuje maksymalna wolność.

Czym jest jednak owa wolność, z której korzysta wojenna arystokracja? Nie jest to wcale wolność niezależności, nie jest to wcale ta wolność, która z zasady każe szanować innych. Wolność, jaką cieszyli się germańscy wojownicy, była z istoty wolnością egoizmu, zachłanności, upodobaniem do bijatyk, do podboju i do grabieży. Wolność tych wojowników nie ma nic wspólnego z tolerancją i równością wszystkich; jest to wolność, która może urzeczywistniać się tylko przez panowanie. Znaczy to, że nie jest bynajmniej wolnością opartą na szacunku, ale wolnością dzikości. I jeden z następców Boulainvilliersa, Freret, dokonując etymolo­gii słowa „franc", powie, że nie znaczy ono wcale „wolny" w sensie, w jakim rozumiemy je dzisiaj, ale przede wszystkim ,férocé", ,/erox". Słowo „franc", mówi Freret, ma dokładnie takie same konotacje jak łacińskie słowo ,/erox", dokładnie takie same sensy pozytywne i negatywne. Znaczy „dumny, pyszny, zuchwały, okrutny"107. Tak zaczyna się sławny portret „bar­barzyńcy", który odnajdujemy do końca XIX wieku i oczywiście u Nietzschego, dla którego wolność jest równoznaczna z okru­cieństwem, z miłością władzy i z pewną zachłannością, z niezdol­nością do służenia i z nieustannym pragnieniem podporząd­kowania sobie innych. „Nieokrzesane obyczaje, nienawiść do rzymskich nazw, języka, obyczajów. Wielbiciel wolności, wojow­niczy, lekkomyślny, niewierny, uganiający się za zdobyczą, nie­cierpliwy, niespokojny"108* itd. — oto epitety, jakich Boulainvil-

107 Zob. N. Freret, De l'origine des Français et de leur établissement dans la Gaule, w: Œuvres complètes, Paris 1796—1799, t. V; Paris, rok VII, s. 202.

108 Por. F. Nietzsche, Zur Genealogie der Moral; eine Streitschrift, Lepzig 1887, par. 11, 16, 17 i 18 [Z genealogii moralności, przełożył Grzegorz Sowiński, Znak, Kraków 1997 — przyp. tłum.]; zob. też tegoż, Morgenrôte; Gedanken tiber die moraiischen Vorurtheile, Chemnitz 1881, par. 112. [Jutrzenka. Myśli o przesądach moralnych, przełożył Stanisław Wyrzykowski, Nakładem Jakuba Mortkowicza, Warsza-wa-Kraków 1912, s. 112 i nast. — przyp. tłum.] Por. cytat z Boulainvil­liersa w: A. Dcvyver, Le Sang épuré..., dz. cyt., s. 508: ,Jls étaient d'ailleurs très amateurs de la liberté, vaillans, légers, infidèles, avides du gain, inquiets, impatients: c 'est ainsi que les anciens auteurs les dépeig­nent" („Byli zresztą wielkimi amatorami wolności, lekkomyślni, niewier­ni, żądni zysku, niespokojni, niecierpliwi: tak opisują ich dawni auto-

Fragment w cudzysłowie w rękopisie. (Przyp. wyd. franc.)

Page 77: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

154 Trzeba bronić społeczeństwa Wykład z 18 lutego 1976 155

liers i jego następcy używają do opisu tego nowego, wielkiego barbarzyńcy o blond włosach, który w ten sposób, przez ich teksty, uroczyście wkracza do europejskiej historii, chcę powie-dzieć: do europejskiej historiografii.

Taki portret okrutnych jasnowłosych Germanów pozwala wyjaśnić, po pierwsze, dlaczego po wejściu do Galii frankijscsj wojownicy mogli i musieli odrzucić jakąkolwiek asymilacja z Galo-Rzymianami, a zwłaszcza jakąkolwiek uległość wobec imperialnego prawa. Byli o wiele zbyt wolni, to znaczy zbyt dumni, zbyt aroganccy itp., aby dopuścić, że przywódca wojenny stanie się suwerenem w rzymskim sensie słowa. Byli w swej wolności o wiele zbyt zachłanni, zbyt spragnieni zdobyczy i panowania, aby nie przywłaszczyć sobie samowolnie, indywidu­alnie, galijskiej ziemi. Dlatego po zwycięstwie Franków król, który był ich przywódcą wojennym, nie stał się właścicielem Galii, lecz każdy z wojowników samodzielnie i bezpośrednio korzystał ze zwycięstwa i z podboju, biorąc w posiadanie kawałek galijskiej ziemi. Taki był daleki początek feudalizmu — pomijam tu wszystkie szczegóły, które w analizie Boulainvilliersa są skomplikowane. Każdy faktycznie zagarnął kawałek ziemi; król miał tylko swoją własną ziemię, a w konsekwencji żadnego prawa — w stylu suwerenności rzymskiej — do całości ziem Galii. I nie było, rzecz jasna, żadnych powodów, aby wojownicy, którzy stali się niezależnymi i indywidualnymi właścicielami, uznawali po­nad sobą króla będącego czymś w rodzaju spadkobiercy rzym­skich cesarzy.

Właśnie tutaj zaczyna się historia, a raczej, po raz kolejny, historiografia wazy ze Soissons. Co to za historia? Zapewne znacie ją ze szkolnych podręczników. Jest to wynalazek Boulain­villiersa, jego poprzedników i jego następców. Tę historię, która stanie się jednym z komunałów nie kończących się dyskusji historycznych, ściągnęli oni od Grzegorza z Tours. Jak wiecie, kiedy po jakiejś bitwie109 Chlodwig dzielił łupy, a raczej przewod­niczył jako cywilny urzędnik podziałowi łupów, widząc pewną wazę, powiedział: „To zatrzymam dla siebie!", ale na to wstał jakiś wojownik i rzekł: „Nie masz prawa do tej wazy; to nic, że jesteś królem, musisz dzielić się łupem z innymi. Nie przysługuje ci żadne prawo pierwszeństwa, żadne prawo do pierwotnego

105 Chodzi o zdobycie Soissons w walce z Rzymianinem Syagriusem w 486 roku.

i absolutnego posiadania tego, co zdobyliśmy na wojnie. Wszyst­kie rzeczy zdobyte na wojnie muszą być rozdzielone między różnych zwycięzców i król nie ma żadnej przewagi nad innymi". Taka jest pierwsza faza historii wazy ze Soissons. O drugiej fazie będę mówił później.

Proponowany przez Boulainvilliersa opis wspólnoty germań­skiej pozwala więc wytłumaczyć, dlaczego Germanie byli ab­solutnie niepodatni na rzymską organizację władzy. Ale pozwala również wyjaśnić, jak i dlaczego podbój ludnej i bogatej Galii przez biedne i nieliczne plemię mógł mimo wszystko się udać. Także w tym wypadku interesujące jest porównanie z Anglią. Przypominacie sobie, że Anglicy też stali przed problemem: jak to możliwe, że sześćdziesiąt tysięcy normańskich wojowników mog­ło się osiedlić i przetrwać w Anglii? BoulainviUiers ma taki sam problem. Oto, jak go rozwiązuje. Mówi tak: Frankowie mogli faktycznie utrzymać się na tej podbitej ziemi dlatego, że przezor­nie nie tylko nie dali broni Galom, ale im ją odebrali, tak, że w środku kraju powstała dobrze izolowana kasta wojskowa, wyraźnie odróżniona od innych, kasta militarna będąca kastą całkowicie germańską. Galowie nie mają już broni, ale w zamian zostawia się im rzeczywiste gospodarowanie ziemią, ponieważ Germanie, czyli Frankowie nie mają innego zajęcia prócz wojacz­ki. Tak więc jedni się biją, a drudzy zostają na swojej ziemi i ją uprawiają. Wymaga się od nich tylko pewnych należności, które mają pozwolić Germanom sprawować ich funkcję militarną. Te należności nie są wprawdzie małe, ale w każdym razie dużo lżejsze od podatków, jakie próbowali ściągać Rzymianie. Dużo lżejsze, bo mniejsze w sensie ilościowym, ale przede wszystkim dlatego, że kiedy Rzymianie, aby opłacić swoich najemników, wymagali od chłopów podatku pieniężnego, ci ostatni nie mogli go zapłacić. Teraz wymagane są należności w naturze, które zawsze można uiścić. W tej mierze między galijskimi chłopami, od których żąda się tylko należności w naturze, a kastą wojow­ników nie ma już wrogości. Powstaje tedy rodzaj frankijskiej Galii szczęśliwej, stabilnej, o wiele zamożniejszej niż Galia rzymska pod koniec rzymskiej okupacji. Jedni i drudzy, Galowie i Frankowie, byli — powiada BoulainviUiers — szczęśliwi z powodu spokojnego posiadania tego, co mieli: Frankowie korzystali z gospodarności Galów, a Galowie cieszyli się bez­pieczeństwem, jakie zapewniali im ci pierwsi. Jest to swoiste jądro tego, co, jak wiecie, wynalazł BoulainviUiers, to znaczy

Page 78: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

156 Trzeba bronić społeczeństwa Wykład z 18 lutego 1976 157

systemu feudalnego jako systemu historyczno-prawnego charaki teryzującego społeczeństwo, społeczeństwa europejskie, od VI, VII, VIII wieku aż po wiek XV. Przed analizami Boulainvilliersfl systemu feudalnego nie wyodrębniali ani historycy, ani prawnie^. Szczęście kasty wojskowej, podtrzymywanej i utrzymywana przez ludność chłopską, która świadczy owej kaście należności w naturze, tworzy swoisty klimat prawno-politycznej jedność tego systemu.

Trzeci zespół faktów analizowanych przez Boulainvilliersa, który chciałbym wyróżnić, bo jest on ważny, to seria wydarzeńj w wyniku których ta szlachta, czy raczej ta arystokracja wojennej osiedlona w Galii, ostatecznie utraciła istotną część swojej władza i swojego majątku, a w końcu została spętana przez władza królewską. Analiza, jakiej dokonuje Boulainvilliers, przebiega mniej więcej tak: na początku król Franków był królem w dwóji| nasób sytuacyjnym w tym sensie, że jako przywódca wojenny był wybierany tyłko podczas wojny. W konsekwencji jego władza miała charakter absolutny tylko tak długo, jak długo trwała sama wojna. Z drugiej strony, jako urzędnik cywilny, nie należał koniecznie do jednej i tej samej dynastii: nie istniało żadne prawa sukcesji; król musiał być wybrany. Jednak ten władca, ten podwójnie sytuacyjny przywódca, stopniowo stanie się monarcha, permanentnym, dziedzicznym i absolutnym — monarchą, jakiegq | zaznała większość monarchii europejskich, a szczególnie monar­chia francuska. Jak doszło do takiej transformacji? Przede wszystj j kim za sprawą samego faktu podboju, z powodu samego militar­nego zwycięstwa, w wyniku tego, że niewielka armia osiedliła się w ogromnym kraju, co do którego można było zakładać, przynaji mniej na początku, że będzie stawiał opór. Było więc rzeczą normalną, że frankijska armia pozostawała niejako na wojennej stopie z okupowaną Galią. W efekcie ten, kto był tylko dowódcą, wojskowym na czas wojny, z powodu okupacji stał się jednocześn nie przywódcą wojennym i cywilnym. Tak więc sam fakt okupa* ej i wymusza utrzymanie organizacji militarnej. Taka organizacja utrzymuje się zatem, ale nie bez problemów, nie bez trudność^ nie bez buntów, i to właśnie ze strony Franków, frankijskich wojowników, którzy nie godzą się z tym, iż dyktatura wojskowa, w pewien sposób przeciąga się na czas pokoju. Dlatego król, aby utrzymać swoją władzę, był zmuszony, on także, odwołać się do najemników, rekrutujących się z tego samego ludu galijskiegO| który miał zostać rozbrojony, ewentualnie z zagranicy. W każdym;

razie wojenna arystokracja znajduje się w kleszczach między monarchiczną władzą, która próbuje zachować swój charakter absolutny, i ludem galijskim, do którego sam monarcha zaczyna się odwoływać, aby utrzymać absolutną władzę.

W tym miejscu spotykamy drugi epizod historii wazy ze Soissons. Chlodwig, który nie mógł pogodzić się z zakazem przywłaszczenia wazy, przy okazji przeglądu wojskowego rozpo­znaje wojownika, który ów zakaz wygłosił. Chwyta za wielki topór i roztrzaskuje czaszkę śmiałka, mówiąc: „Pamiętasz wazę za Soissons?". Jest to dokładnie moment, w którym ktoś, kto miał być tylko cywilnym urzędnikiem — Chlodwig — zachowuje wojskową formę władzy nawet wtedy, gdy chodzi o rozstrzyg­nięcie kwestii cywilnej. Posługuje się przeglądem wojskowym, czyli formą, która ukazuje absolutny charakter jego władzy, aby /.ałatwić sprawę, która miała być wyłącznie sprawą cywilną. Monarcha absolutny rodzi się zatem z chwilą, gdy militarna forma władzy i dyscypliny zaczyna organizować prawo cywilne.

Druga i ważniejsza operacja, w wyniku której władza cywilna przyjmie formę absolutną, wygląda tak: z jednej strony władza cywilna odwołuje się do ludu galijskiego, aby utworzyć bandę najemników, ale z drugiej strony rysuje się inny sojusz, tym razem między władzą królewska i dawną arystokracją galijską. Oto jak rozwija się analiza Boulainvilliersa. Pyta on: jakie warstwy ludności Galii ucierpiały w istocie najbardziej po najeź­dzie Franków? Nie tyle chłopi (którzy, przeciwnie, mogli cieszyć się z zamiany podatków pieniężnych na należności w naturze), ile galijska arystokracja, której ziemie zostały oczywiście skonfis­kowane przez germańskich i frankijskich najeźdźców. Właśnie ta arystokracja została rzeczywiście wywłaszczona. Ucierpiała na tym i co zrobiła? Ponieważ nie miała już ziemi i ponieważ znikło samo państwo rzymskie, pozostało jej tylko jedno wyjście, jedno schronienie: był nim Kościół. Galijska arystokracja schroniła się w Kościele; nie tylko rozbudowała aparat Kościoła, ale też poprzez Kościół pogłębiła, rozciągnęła swój wpływ na lud, upowszechniając cały system wierzeń; w ramach Kościoła roz­winęła również znajomość łaciny i, po trzecie, mogła tu uprawiać prawo rzymskie, będące prawem o formie absolutystycznej. Jest więc całkiem naturalne, że kiedy frankijscy władcy musieli oprzeć się na ludzie galijskim przeciwko germańskiej arysto­kracji, a ponadto chcieli stworzyć państwo (w każdym razie monarchię) typu rzymskiego, nie mogli znaleźć lepszych sojusz-

Page 79: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

158 Trzeba bronić społeczeństwa

ników niż ci ludzie, którzy z jednej strony mieli tak duży wpłyg na lud, a z drugiej strony, dzięki znajomości łaciny, tak dobrzl znali prawo rzymskie. Tak więc galijska arystokracja, galijskf szlachta, która znalazła schronienie w Kościele, staje się natural nym sojusznikiem nowych monarchów z chwilą, gdy chcą oni ustanowić absolutyzm. I tak Kościół ze swoją łaciną, z prawem rzymskim i z praktyką prawniczą stał się wielkim sojuszniki^l monarchii absolutnej.

Jak widzicie, Boulainvilliers przywiązuje duże znaczenie do tego, co można by nazwać językiem wiedzy, systemem jp. zyk-wiedza. Pokazuje, w jaki sposób arystokracja wojenna został! zakleszczona przez sojusz między monarchią i ludem za pośredni ctwem Kościoła, łaciny i praktyki prawnej. Łacina stała się językiem państwowym, językiem wiedzy i językiem prawa. Szła* chta utraciła władzę w tej mierze, w jakiej należała do innegfl systemu językowego. Mówiła językami germańskimi, nie znał| łaciny. Dlatego kiedy powstawał nowy system prawny oparty na regulacjach łacińskich, nie rozumiała nawet, co się dzieje. A rozm miała tak mało — i było tak ważne, by nie rozumiała — właśni! dlatego, że Kościół z jednej strony, a król z drugiej strony robilft co w ich mocy, by utrzymać szlachtę w niewiedzy. BoulainvillieS opowiada całą historię edukacji szlachty, pokazując, że Kościół kładł na przykład tak wielki nacisk na życie pozagrobowi przedstawiane jako jedyna racja życia doczesnego, przede wszys<| kim po to, by wmówić ludziom wykształconym, że w gruncif rzeczy nic, co dzieje się na tym padole, nie ma znaczenia, że to, co istotne, rozgrywa się po drugiej stronie życia. W ten sposób ci spragnieni własności i władzy Germanie, ci jasnowłosi wojownik tak przywiązani do chwili obecnej, zamienili się stopniowi w ludzi typu rycerzy, typu krzyżowców, którzy nie mieli pojęci! o tym, co się dzieje z ich własną ziemią i z ich własnym krajem, aby w końcu odkryć, że pozbawiono ich majątku i władzyi. Wyprawy krzyżowe, ta wielka wędrówka w stronę zaświatów, są dla Boulainvilliersa wyrazem, przejawem tego, co się działo» kiedy szlachta całkowicie zwróciła się ku życiu wiecznemu, gdy tymczasem w życiu doczesnym, to znaczy na ich własnych ziemiach, w czasie gdy oni przebywali w Jeruzalem, cóż widzi-my? Król, Kościół, dawna galijska arystokracja manipulują łacin-skimi prawami, aby wywłaszczyć ich z ziemi i pozbawić ich praw.

Dlatego Boulainvilliers wzywa — do czego? Zasadnicza — i jest to motyw obecny w całym jego dziele — właśnie nie

Wykład z 18 lutego 1976 159

do

buntu szlachty pozbawionej swoich praw, jak miało to miejsce na przykład u parlamentarnych (a zwłaszcza ludowych) historyków angielskich XVII wieku. Szlachta zostaje wezwana przede wszys­tkim do otwarcia się na wiedzę: do otwarcia się na własną pamięć, do uświadomienia, do poznania i odzyskania wiedzy. W pierw­szym rzędzie właśnie do tego Boulainvilliers wzywa szlachtę: „Nie odzyskacie władzy, jeżeli nie odzyskacie statusu wiedzy, której zostaliście pozbawieni — a raczej, której nigdy nie chcieli­ście posiąść. Albowiem w gruncie rzeczy zawsze się tylko biliście, nie zdając sobie sprawy, że od pewnego momentu prawdziwa bitwa, przynajmniej wewnątrz społeczeństwa, roz­grywa się przy użyciu już nie broni, ale wiedzy". Nasi przodkowie — powiada Boulainvilliers — z próżnego kaprysu nie chcieli

wiedzieć, kim są. Nieustannie zapominali o sobie, jak idioci albo jak ludzie, na których ktoś rzucił urok. Odzyskanie samowiedzy, odkrycie źródeł wiedzy i pamięci to warunek odrzucenia mis­tyfikacji historii. I tylko odzyskując samowiedzę, tylko chwytając osnowę wiedzy, szlachta będzie mogła znów stać się siłą, uczynić się podmiotem historii. Aby stać się siłą w historii, trzeba więc, w pierwszej fazie, poznać siebie i wpisać się w porządek wiedzy.

Tak wyglądają niektóre wątki, które wyodrębniłem w znaczą­cym dziele Boulainvilliersa i które, jak mi się wydaje, wprowa­dzają typ analizy fundamentalny dla wszystkich analiz historycz-no-politycznych, poczynając od XVIII wieku po dzień dzisiejszy, Dlaczego te analizy są ważne? Po pierwsze, ze względu na ogólny prymat, jaki przyznają wojnie. Ale myślę, że ponieważ prymat przyznawany w tych analizach wojnie polega na formie, jaką przybiera w nich relacja wojenna, nade wszystko ważna jest rola, jaką Boulainvilliers przypisuje tej relacji wojennej. Sądzę bo­wiem, że aby wykorzystać wojnę jako ogólny analizator społe­czeństwa, tak jak to robi Boulainvilliers, musi on poddać wojnę trzem kolejnym lub nakładającym się na siebie uogólnieniom. Po pierwsze, uogólnia ją w stosunku do podstaw prawa; po drugie, uogólnia ją w stosunku do formy bitwy; po trzecie, uogólnia ją w stosunku do faktu inwazji, a także w stosunku do buntu będącego drugą stroną inwazji. Chciałbym się teraz trochę za­trzymać nad tymi trzema uogólnieniami.

Po pierwsze, uogólnienie wojny w stosunku do prawa i pod­staw prawa. We wcześniejszych analizach, tych, które prze­prowadzali francuscy protestanci z XVI wieku, francuscy par­lamentarzyści z XVII wieku i angielscy parlamentarzyści z tej

Page 80: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

160 Trzeba bronić społeczeństwa Wykład z 18 lutego 1976 161

samej epoki, wojna jest rodzajem epizodu zerwania, który zawiei sza i obala prawo. Wojna to jakby przewoźnik, który pozwajj przebyć odległość między jednym systemem prawnym a innynj U Boulainvilliersa wojna nie odgrywa tej roli, nie przeryw| prawa. W istocie wojna całkowicie zakrywa prawo, nawet prawq naturalne, robiąc z niego coś nierzeczywistego, abstrakcyjnej^ i w pewien sposób fikcyjnego. Boulainvilliers podaje trzy dowocjfl na to, że wojna całkowicie zakryła prawo naturalne, czyniąc je bezużyteczną abstrakcją; formułuje tę myśl na trzy sposoby. Po pierwsze, w sposób historyczny, mówi tak: można przemierzaj historię tak długo, jak się chce, i we wszystkich kierunkach, a i tak nie znajdzie się w niej praw naturalnych. W żadnym społeczejj stwie, obojętnie jakim, nie ma takich praw. Chociaż niektórzj historycy sądzili, że odkrywają małe połacie, małe wysepki prawi-naturalnego na przykład u Saksończyków albo u Celtów, jest to absolutnie fałszywe. Wszędzie znajdujemy tylko coś, co jest albo samą wojną (Francuzów poprzedziła inwazja Franków, Galo-RzJJ mian poprzedziła inwazja Rzymian), albo nierównościami wyrąg żającymi wojnę i przemoc. I tak na przykład Galowie byli juj podzieleni na arystokratów i niearystokratów. Podobnie u Me-dów, u Persów, znajdujemy arystokrację i lud. Co oczywiśoj świadczy o tym, że za tym porządkiem kryją się walki, gwałtjj, wojny. I zresztą za każdym razem, gdy różnice między arystokrij| cją i ludem w jakimś społeczeństwie lub w jakim państwie ulegajfl zatarciu, można być pewnym, że państwo wchodzi w okrej dekadencji. Grecja i Rzym utraciły swój status, a nawet zniknętj jako państwa, kiedy podupadła ich arystokracja. Wszędzie istniej| więc nierówności, wszędzie akty przemocy u źródeł tych nierówl ności, wszędzie wojny. Nie ma społeczeństwa, które mogłobj przetrwać bez swoistego wojennego napięcia między arystokracji i masą ludu.

Teoretyczne przedstawienie tej samej idei jest następując* Boulainvilliers mówi: oczywiście można wyobrazić sobie rodzsj pierwotnej wolności poprzedzającej wszelką dominację, wszelki władzę, wszelką wojnę, wszelką niewolę, ale ta wolność, którąj można sobie wyobrazić między jednostkami nie związany!^ żadnym stosunkiem dominacji, ta wolność, przy której wszyscj byliby sobie równi, ta para wolność-równość musi być w rzeczyi wistości czymś bezsilnym i pozbawionym treści. Ponieważ*» czym jest wolność? Wolność nie polega oczywiście na po« wstrzymywaniu się przed naruszaniem wolności innych, bo w ta­

kim wypadku nie jest to już wolność. Na czym polega wolność? Wolność polega na możliwości brania, przywłaszczania sobie, korzystania, rozkazywania, uzyskiwania posłuchu. Pierwszym kryterium wolności jest możliwość pozbawiania wolności innych ludzi. Czemu służyłby i na czym miałby konkretnie polegać fakt bycia wolnym, gdyby nie można było właśnie naruszać wolności Innych? Jest to podstawowy wyraz wolności. Wolność dla Bou-liiinvilliersa jest więc dokładnym przeciwieństwem równości. Jest lym, co urzeczywistnia się przez różnicę, przez panowanie, przez wojnę, przez cały system stosunków sił. Wolność, która nie wyraża się w nierównym stosunku sił, może być tylko wolnością abstrakcyjną, bezsilną, słabą.

Zarazem historyczne i teoretyczne przedstawienie tej idei wygląda zatem tak. Boulainvilliers mówi (po raz kolejny bardzo Nchematyzuję): załóżmy, że w pewnym momencie, jakby w po­czątkowym momencie historii, faktycznie istniało prawo natural­ne, prawo, zgodnie z którym ludzie byli wolni i równi. Ta wolność, ponieważ jest wolnością abstrakcyjną, fikcyjną, bez rzeczywistej treści, była tak słaba, że musiała ustąpić przed historyczną siłą wolności, która funkcjonuje jako nierówność. I jeżeli jest prawdą, że gdzieś, w jakiejkolwiek chwili, istniało coś takiego jak wolność naturalna, jak ta wolność egalitarna, jak prawo naturalne, nie mogło ono oprzeć się prawu historii, które sprawia, że wolność jest silna, prężna, pełna tylko wtedy, gdy jest wolnością niektórych, urzeczywistniającą się kosztem innych; tylko wtedy, gdy istnieje społeczeństwo, które gwarantuje zasad­niczą nierówność.

Egalitarne prawo natury jest słabe w porównaniu z nieegalitar-nym prawem historii. Jest więc rzeczą normalną, że egalitarne prawo natury ustąpiło miejsca, i to definitywnie, nieegalitarnemu prawu historii. Prawo naturalne, choć było prawem początkowym, nie jest, jak mówią prawnicy, prawem podstawowym, lecz wyłą­czonym przez silniejsze prawo historii. Prawo historii jest zawsze silniejsze od prawa natury. Tak utrzymuje Boulainvilliers, kiedy mówi, że historia stworzyła w końcu własne prawo naturalne, ustanawiając antytezę wolności i równości, i że to nowe prawo naturalne jest silniejsze od prawa zwanego naturalnym. Większa siła historii w porównaniu z siłą natury: oto, koniec końców, powód, dla którego historia całkowicie przykryła naturę. Kiedy zaczyna się historia, natura milknie, bo w wojnie między historią i naturą zawsze zwycięża historia. Między naturą i historią istnieje

Page 81: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

162 Trzeba bronić społeczeństwo

stosunek sił, który ostatecznie kształtuje się zawsze na korzyś$ historii. Tak więc prawo naturalne nie istnieje albo istnieje tylkq jako pokonane: jest zawsze wielkim przegranym historii, tym, co „inne" (jest jak Galowie wobec Rzymian, jak Galo-Rzymianig wobec Germanów). Jeśli chcecie, historia jest germańskoścjfl wobec natury. Mamy zatem pierwsze uogólnienie: wojna nie jest po prostu wstrząsem i przerwą w historii, lecz całkowicie po­krywa się z historią.

Drugie uogólnienie wojny rozciąga ją poza formę bitwy. Boulainvilliers przyznaje, że podbój, inwazja, wygrana albo przegrana bitwa rzeczywiście ustalają stosunek sił, ale w gruncie rzeczy ten stosunek sił, który wyraża się w bitwie, został ustalomjj już wcześniej i za sprawą czegoś innego niż wcześniejsze bitwy. Czym jest to coś, co ustala stosunek sił i co sprawia, że jeden naród wygra bitwę, a inny ją przegra? Ano, jest to natura i organizacja instytucji militarnych, są to instytucje wojskown armie. Są one ważne oczywiście dlatego, że pozwalają odnostó zwycięstwa, ale również dlatego, że pozwalają zjednoczyć całe społeczeństwo. W istocie rzeczą dla Boulainvilliersa najważniejl szą, tym, co sprawia, że wojna staje się dla niego zasadą analizjj społeczeństwa i tym, co określa w jego oczach całą organizacji społeczną, jest problem organizacji wojskowej albo, całkiem po prostu, pytanie: kto posiada broń? Organizacja Germanów opieraj ła się zasadniczo na fakcie, że niektórzy — leudes — mieli bron, a inni jej nie mieli. Ustrój frankijskiej Galii charakteryzował się tym, że rozmyślnie pozbawiono broni Galów, rezerwując ją dla Germanów (którzy jako wojownicy mieli być utrzymywani przez Galów). Rzeczy zaczęły się zmieniać, kiedy ten podział broni w społeczeństwie został zamazany, kiedy Rzymianie odwołali się do najemników, kiedy frankijscy królowie zorganizowali milicjej kiedy Filip August odwołał się do zagranicznych rycerzy itd. Od tej chwili prosta organizacja, pozwalająca posiadać broń Ger« manom i tylko Germanom, czyli wojennej arystokracji, uległą załamaniu.

Otóż ten problem posiadania broni — i w tym sensie może on służyć za punkt wyjścia do ogólnej analizy społeczeństwa — zje. dnej strony jest oczywiście związany z problemami technicznynj| Na przykład, kiedy mówimy „rycerze", mamy na myśli lancoi ciężkie zbroje itd., ale również nieliczną armię złożoną z ludzi bogatych. Przeciwnie, kiedy mówimy „łucznicy", myślimy o lek» kiej zbroi i o licznej armii. Wiąże się to z całą serią problemófl

Wykład z IS lutego 1976 163

ekonomicznych i instytucjonalnych: kiedy mamy wojsko składa­jące się z rycerzy, ciężką i nieliczną armię rycerską, władza króla jest z konieczności ograniczona, bo król nie może opłacić tak kosztownej armii. O swoje utrzymanie dbać muszą sami rycerze. Natomiast w przypadku wojska składającego się z lekkiej piecho­ty mamy do czynienia z liczną armią, którą opłacać może król; stąd umocnienie władzy królewskiej, ale jednocześnie wzrost ciężarów podatkowych. Widzicie więc, że tym razem wojna pozostawia ślady na ciele społecznym niejako fakt inwazji, ale za pośrednictwem instytucji militarnych, wywierających ogólne sku­tki na porządek cywilny. W konsekwencji tym, co służy za analizator społeczeństwa, nie jest już tylko rodzaj prostego dualizmu najeźdźcy/podbici, wspomnienie bitwy pod Hastings albo wspomnienie najazdu Franków. To już nie ten prosty, binarny mechanizm naznaczy całe ciało społeczne pieczęcią wojny, lecz pewna wojna tocząca się ponad bitwami i pod przykrywką bitew, wojna jako sposób uprawiania wojny, jako sposób przygotowywania i organizowania wojny. Wojna rozu­miana jako rozdział broni, natura broni, techniki walki, rekrutacja, wynagradzanie żołnierzy, podatki przypadające na armię; wojna jako instytucja wewnętrzna, a nie jako nagie wydarzenie bitwy: właśnie to jest operatorem w analizach Boulainvilliersa. Jeśli ostatecznie uprawia on historię francuskiego społeczeństwa, robi to tylko o tyle, o ile nieustannie trzyma tę nić, która poza bitwą i poza inwazją pozwala ukazać instytucję militarną, a na dalszym planie ogół instytucji i ekonomię narodową. Wojna to ogólna ekonomia broni, ekonomia ludzi, którzy w danym państwie posiadają broń albo jej nie posiadają, wraz ze wszystkimi pochod­nymi seriami instytucjonalnymi i gospodarczymi. W porównaniu / tym, czym wojna była jeszcze u siedemnastowiecznych histo­ryków, właśnie ta niezwykła generalizacja wojny nadaje analizom IJoulainvilliersa znaczenie, które staram się wam pokazać.

Wreszcie, trzecie uogólnienie wojny w tej analizie, nie w sto-nunku do faktu bitwy, lecz w stosunku do systemu inwazja-bunt, czyli w stosunku do drugiego spośród dwóch wielkich elementów, do jakich się odwoływano, aby ukazać wojnę w społeczeństwach (na przykład w angielskiej historiografii XVII wieku). Problem lioulainvilliersa nie polega więc po prostu na tym, by odkryć, że miała miejsce inwazja, ani też na tym, by pokazać, że doszło albo nic doszło do buntu. Chce on natomiast pokazać, w jaki sposób |)ewien stosunek sił, który przejawił się w inwazji i w bitwie,

Page 82: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

164 Trzeba bronić społeczeństwa

został powoli i po cichu odwrócony. Problem angielskich his* fonografów polegał na odnalezieniu wszędzie, we wszystkijfl instytucjach, miejsca silnych (Normanów) i miejsca słaby«| (Saksonów). Problemem Boulainvilliersa jest to, w jaki sposófl silni stali się słabi, a słabi silni. Właśnie problem przechodzeń^ siły w słabość i słabości w siłę będzie stanowił istotę jego analizg.

Tej analizy i tego opisu przechodzenia Boulainvilliers dokonl przede wszystkim dzięki czemuś, co można by nazwać określ leniem wewnętrznych mechanizmów odwrócenia. Z łatwoścj można znaleźć przykłady takich mechanizmów. Co bowiem dało siłę frankijskiej arystokracji — na samym początku okresu, którjjj niebawem zostanie nazwany Średniowieczem? Był to fakt, że po najechaniu i zajęciu Galii Frankowie bezpośrednio zawłaszczjfl ziemię. Byli więc bezpośrednimi właścicielami ziemskimi i z tego tytułu pobierali należności w naturze, które zapewniały z jednqj strony spokój ludności chłopskiej, a z drugiej strony siłę samegq rycerstwa. Ale właśnie to, co stanowiło ich siłę, powoli stało się zasadą ich słabości, ponieważ rozproszenie się szlachty po swoicW ziemiach i fakt, że aby uprawiać wojnę, musiała ona być utrzymjf wana przez system należności, z jednej strony oddalił ją od króląi którego powołała, a z drugiej strony skazał ją na zajmowanie się wyłącznie wojną, i to wojną między sobą. W konsekwen^ szlachta zaniechała edukacji, kształcenia się, nauki łaciny, po­znawania. Ten zespół zjawisk stanie się zasadą jej niemocy.

Rzeczy mają się odwrotnie, kiedy rozważamy przykład arysf tokracji galijskiej. Na początku frankijskiej inwazji znajdowała się ona w ostatnim stopniu słabości: każdy galijski posiadacj został ze wszystkiego wywłaszczony. I właśnie ta słabość, w wy­niku koniecznego rozwoju, historycznie stała się ich siłą. Wypęj dzenie z ziemi sprawiło, że zwrócili się oni do Kościoła, co dało im wpływ na lud, ale również pozwoliło poznać prawo. Dzięldt temu znaleźli się stopniowo w bezpośredniej bliskości króla, jako* królewscy doradcy, a w efekcie znów położyli rękę na władzjj politycznej i na bogactwie ekonomicznym, których niegdyś ich pozbawiono. Forma, elementy konstytuujące słabość galijskiej arystokracji były jednocześnie, poczynając od pewnego momenta^ zasadami jej odwrócenia.

Problemem, który analizuje Boulainvilliers, nie jest więc: kto zwyciężył, a kto został pokonany, ale: kto stał się silny, kto stał się słaby? Dlaczego silny stał się słaby i dlaczego słaby stał się silny? Znaczy to, że historia jawi się teraz zasadniczo jako

Wykład z 18 lutego 1976 165

inchunek sił. Do czego siłą rzeczy prowadzi ta analiza wymagają­ca opisu mechanizmów stosunków sił? Do tego, że wielka i prosta dychotomia zwycięzcy/zwyciężeni przestanie być odpowiednia do opisu całego tego procesu. Z chwilą, gdy silny staje się słaby, n słaby silny, powstają nowe opozycje, nowe pęknięcia, nowe podziały: słabi łączą się ze sobą, silni szukają sojuszu z nie­którymi przeciwko niektórym innym. To, co w epoce inwazji było czymś w rodzaju wielkiej masowej bitwy: jedno wojsko przeciw iliugiemu, jedna masa narodowa przeciwko drugiej, Frankowie przeciwko Galom, Normani przeciwko Saksończykom, ulegnie leraz podziałowi i wielokrotnemu przekształceniu. Pojawią się rozmaite walki z odwracającymi się frontami, z koniunkturalnymi sojuszami, z mniej lub bardziej ciągłymi przegrupowaniami: lojusz władzy monarchicznej z dawną szlachtą galijską, oparcie lic tego sojuszu na ludzie, zerwanie milczącego porozumienia między frankijskimi wojownikami i galijskimi chłopami, kiedy zubożali wojownicy podniosą wymagania i zażądają wyższych nuleżności itd. Cały ten mały system wspierania się, sojuszy, wewnętrznych konfliktów zostanie teraz niejako uogólniony pod mianem wojny, którą aż do XVII wieku historycy pojmowali /.nsadniczo jako wielkie starcie w wyniku inwazji.

Do XVII wieku wojna była z istoty wojną jednej ludzkiej masy / inną masą. Boulainvilliers wprowadza stosunek wojenny do każdego stosunku społecznego, dzieli go na tysiąc rozmaitych kanałów i pokazuje wojnę jako rodzaj permanentnego stanu między różnymi grupami, frontami, jednostkami taktycznymi, które w pe­wien sposób oswajają się ze sobą, przeciwstawiają się sobie lub, przeciwnie, zawiązują ze sobą sojusze. Nie ma już wielkich, stałych i licznych mas, jest wieloraka wojna, w pewnym sensie wojna Wszystkich ze wszystkimi, ale oczywiście nie w tym abstrakcyjnym I —jak sądzę — nierealnym sensie, jaki temu wyrażeniu nadawał I lobbes, kiedy mówił o wojnie wszystkich ze wszystkimi i próbował pokazać, że w istocie to nie wojna wszystkich ze wszystkimi jest prawdziwym operatorem we wnętrzu ciała społecznego. U Boulain­villiersa, przeciwnie, mamy uogólnioną wojnę, która przebiega Jednocześnie przez całe ciało społeczne i przez całą historię ciała społecznego, ale oczywiście niejako wojna jednostek z jednostka­mi, lecz jako wojna grup z grupami. Myślę, że takie uogólnienie wojny jest charakterystyczne dla myślenia Boulainvilliersa.

Kończąc, chciałbym powiedzieć tak. Do czego prowadzi to potrójne uogólnienie wojny? Prowadzi do tego: dzięki temu

Page 83: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

166 Trzeba bronić społeczeństwa Wykład z 18 lutego 1976 167

Boulainvilliers dochodzi do miejsca, w którym filozofowie prawf [...]* Dla historyków opowiadających historię w ramach praw| publicznego, w ramach państwa, wojna była z istoty zerwanie^ z prawem, zagadką, czymś w rodzaju mrocznej masy lub surowfl go wydarzenia, które należało brać za to, czym było, i które nie tylko nie stanowiło zasady zrozumiałości — o tym nie mogło by$ w ogóle mowy — ale które, przeciwnie, było zasadą zerwanU Natomiast tym razem właśnie wojna, nawet gdy zrywa z prawerï| dostarcza czegoś w rodzaju siatki zrozumiałości, to znaczj pozwala określić stosunek sił, który stale podtrzymuje pewilj stosunek prawny. W ten sposób Boulainvilliers będzie mógj włączyć te wydarzenia — które były kiedyś tylko gwałtei| i prymitywnymi, sumarycznymi danymi — te wojny, te inwazja te zmiany, w cały splot treści i proroctw spowijających społeczej stwo (ponieważ, jak widzieliście, dotyczy to prawa, ekonomij systemu podatkowego, religii, wierzeń, sposobu kształcenia, pralq tyki językowej, instytucji prawnych). Historia, właśnie przez fakt wojny i dzięki analizie przeprowadzanej w kategoriach wojrtj, będzie mogła powiązać ze sobą wszystkie te rzeczy: wojnfl religię, politykę, obyczaje i charaktery, i w ten sposób stanie sigj zasadą zrozumienia społeczeństwa. U Boulainvilliersa i, jal^ sądzę, poczynając od niego w całym dyskursie historycznym to wojna pozwala zrozumieć społeczeństwo. Kiedy mówię o siatcfl zrozumiałości, nie chcę przez to oczywiście powiedzieć, że to, co mówi Boulainvilliers, jest prawdą. Prawdopodobnie można nawel wykazać, że to, co mówi, jest w każdym calu fałszywe. Powiei działem, że można to wykazać. Na przykład dyskurs uprawiarfj w XVII wieku na temat trojańskich korzeni albo na temat emigracji Franków, którzy w pewnym momencie, za rządów niejakiego Zigowega, mieli opuścić Francję, a potem powróci^ nie należy do uznawanego przez nas porządku prawdy lub fałszu* Nie potrafimy go oznaczyć w kategoriach prawdy lub fałszu.

Przerwa w nagraniu. Rękopis mówi jasno: „W pewnym sensie jest to wciąż zagadnienie analogiczne do problemu prawniczego: jak powstaj| suwerenna władza? Ale tym razem nie chodzi o ilustrowanie historyczni opowieścią ciągłości władzy, która jest prawomocna, ponieważ od po­czątku do końca pozostaje w żywiole prawa. Chodzi o to, by powiedzie^ jak przez grę stosunków sił, będących rodzajem uogólnionej wojriJJ narodów, powstaje pewna szczególna instytucja, nowożytna postać histo« ryczna państwa absolutnego". (Przyp. wyd. franc.)

Natomiast zaproponowana przez Boulainvilliersa siatka zrozu­miałości ustanowiła — jak sądzę — pewien porządek, pewną władzę podziału prawda/fałsz, którą można zastosować do dys­kursu samego Boulainvilliersa i która może skłonić do wniosku, że jego dyskurs jest fałszywy w całości albo fałszywy w szczegó­łach. A nawet, jeśli chcecie, że jest całkowicie fałszywy. Nie zmienia to faktu, że nasz dyskurs historyczny przyjął właśnie taką siatkę zrozumiałości. I dzięki zrozumiałości tego typu możemy leraz mówić, że dyskurs Boulainvilliersa jest prawdziwy albo fałszywy.

Chciałbym również podkreślić, że wprowadzając stosunki sił jako rodzaj ciągłej wojny wewnątrz społeczeństwa, Boulainvil­liers mógł odzyskać — ale tym razem w kategoriach historycz­nych — typ analizy, jaki znajdywano u Machiavellego. Ale ii Machiavellego stosunek sił był opisany zasadniczo jako tech­nika polityczna, w którą należy wyposażyć suwerena. Teraz stosunek sił staje się przedmiotem historycznym, który może odkryć i określić we własnej historii ktoś inny niż suweren — to znaczy coś takiego jak naród (w sensie, w jakim narodem była arystokracja, a potem burżuazja itd). Stosunek sił, który był obiektem z istoty politycznym, staje się teraz przedmiotem historycznym, a raczej historyczno-politycznym, ponieważ anali­zując ten stosunek sił szlachta, na przykład, będzie mogła uzyskać samowiedzę, odnaleźć swoją wiedzę i znów stać się siłą politycz­ną w polu sił politycznych. Ustanowienie pola historyczno-poli-tycznego, funkcjonowanie historii w walce politycznej stały się możliwe z chwilą, gdy w dyskursie takim jak dyskurs Bou­lainvilliersa ów stosunek sił (który był niejako wyłącznym przed­miotem troski Księcia) mógł stać się przedmiotem wiedzy pewnej grupy, pewnego narodu, pewnej mniejszości, pewnej klasy itd. Tak zaczyna się organizacja pola historyczno-politycznego. Funk­cjonowanie historii w polityce, wykorzystywanie polityki jako rachunku stosunków sił w historii, to wszystko tutaj się zawiązuje.

Kolejna uwaga. W końcu, jak widzicie, dochodzimy do idei, że wojna była w gruncie rzeczy matrycą prawdziwości dyskursu historycznego. „Matryca prawdziwości dyskursu historycznego" znaczy tyle: w przeciwieństwie do tego, co chciały nam wmówić filozofia i prawo, prawda nie zaczyna się, prawda i logos nie zaczynają się tam, gdzie ustaje przemoc. Przeciwnie, dopiero wtedy, gdy szlachta zaczęła prowadzić swoją polityczną wojnę, zarazem z trzecim stanem i z monarchią, dopiero wewnątrz tej

Page 84: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

168 Trzeba bronić społeczeństwa

wojny i dzięki myśleniu o historii jako wojnie mogło powstać coś takiego jak dyskurs historyczny w znanej nam dziś postaci.

Przedostatnia uwaga. Jak wam wiadomo, istnieje komunału zgodnie z którym to klasy wstępujące są nosicielami zarazem uniwersalnych wartości i potęgi racjonalności. Męczono się okrutnie, aby dowieść, że to burżuazja wymyśliła historię, bo historia — jak wszyscy wiedzą — to racjonalność, a osiem­nastowieczna burżuazja, jako klasa wstępująca, niosła ze sobą uniwersalność i racjonalność. Cóż, myślę, że kiedy patrzymjj] na rzeczy trochę uważniej, widzimy przykład klasy, która, będąc w stanie pełnej dekadencji, pozbawiona władzy politycznej i go­spodarczej, ustanowiła pewną racjonalność historyczną, przy­właszczoną następnie przez burżuazję i proletariat. Nie powiem; jednak, że francuska arystokracja wynalazła historię dlatego, że była w stanie dekadencji. To dlatego, że prowadziła wojnę, mogła dostrzec wojnę jako przedmiot. Wojna stała się zarazem punktem wyjścia dyskursu, warunkiem możliwości wyłonienia się dyskursu historycznego i odniesieniem, przedmiotem, do którego ów dyskurs się zwraca, jednocześnie tym, dzięki czemu ów dyskurs mówi, i tym, o czym mówi.

Wreszcie ostatnia uwaga: jeżeli pewnego dnia, sto lat po Boulainvilliersie, a zatem dwa wieki po historykach angielskich* Clausewitz mógł powiedzieć, że wojna to polityka prowadzona innymi metodami, było to możliwe dlatego, że w XVII wieku, na przełomie XVII i XVIII wieku, był ktoś, kto analizował, omawia! i pokazywał politykę jako dalszy ciąg wojny prowadzonej innymi metodami.

WYKŁAD Z 25 LUTEGO 1976

Boulainvilliers i ustanowienie kontinuum historyczno-polityczne-go. — Historycyzm. — Tragedia i prawo publiczne. — Centralna administracja historii. — Problematyka Oświecenia i genealogia wiedzy. — Cztery operacje wiedzy dyscyplinarnej i ich skutki.

Filozofia i nauka. — Dyscyplinowanie wiedzy.

Mówiąc wam o Boulainvilliersie, nie chciałem wcale poka­zać, że wraz z nim zaczyna się coś takiego jak historia, bo w końcu nie ma powodu, by twierdzić, że historia rodzi się raczej u niego niż na przykład u tych szesnastowiecznych prawników, którzy kolacjonowali pomniki prawa publicznego, niż u tych parlamentarzystów, którzy w ciągu całego XVII wieku poszuki­wali w archiwach i w państwowej jurysprudencji tego, czym mogły być fundamentalne prawa królestwa; niż u tych benedyk­tynów, którzy od końca XVI wieku byli wielkimi zbieraczami dokumentów. W rzeczywistości wraz z Boulainvilliersem na

ipoczątku XVIII wieku powstało, jak sądzę, coś takiego jak pole historyczno-polityczne. W jakim sensie? Przede wszystkim w ta­kim oto: obierając za przedmiot naród, a raczej narody, Boulain­villiers analizował — pod instytucjami, pod zdarzeniami, pod królami i ich władzą — coś innego, to znaczy te, jak mawiano w epoce, społeczeństwa, w których wiązały się jednocześnie interesy, obyczaje i prawa. Obierając więc taki przedmiot, prak­tykował on podwójną konwersję. Z jednej strony uprawiał (i myślę, że zdarzyło się to po raz pierwszy) historię podmio-tów-poddanych — to znaczy patrzył od drugiej strony w stosunku do władzy; zaczynał nadawać status w historii czemuś, co w XIX wieku, wraz z Micheletem, stanie się historią ludu lub ludów"0. Odkrywał pewną materię historii będącą drugą stroną relacji

110 J. Michelet, Le Peuple, Paris 1846.

Page 85: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

170 Trzeba bronić społeczeństwa

władzy. Ale analizował tę nową materię historyczną nie jaka bezwładną substancję, lecz jako siłę lub siły, do których należałl sama władza, rodzaj szczególnej siły, najdziwniejszej ze wszyli kich sił walczących w obrębie ciała społecznego. Władza jell sprawą małej grupy tych, którzy ją sprawują, ale którzy nie mają siły; a jednak koniec końców ta władza staje się najsilniejszą ze wszystkich sił, siłą, której nie może się oprzeć żadna innai pomijając przemoc albo bunt. Boulainvilliers odkrył, że historia nie może być historią władzy, lecz musi być historią tego monstrualna go, w każdym razie dziwnego stadła, którego zagadki nie mogł| poprawnie rozwiązać lub zbadać żadna fikcja prawna, to znaczjfl tego sprzężenia między początkowymi siłami ludu i ostateczna ukonstytuowaną siłą czegoś, co nie ma siły, a co jednak jest władzifl

Przesuwając oś, centrum grawitacji swojej analizy, Boulaim villiers dokonał czegoś ważnego. Przede wszystkim dlatego, że zdefiniował zasadę zjawiska, które można nazwać relacyjny^ charakterem władzy: władza nie jest własnością, nie jest mocą; władza zawsze jest tylko relacją, której nie można i nie powintfl się badać inaczej niż jako funkcję terminów, między którynfl zachodzi. Nie można zatem pisać ani historii królów, ani historii ludów, a tylko historię tego, co tworzy związek tych terminóMl, z których jeden nie jest nigdy nieskończony, a drugi nie jest nigdy zerem. Pisząc taką historię, definiując relacyjny charakter władzi i analizując go w historii, Boulainvilliers odrzucał — i jest to, ja j sądzę, drugi aspekt jego operacji — prawny model władzy, który do tej pory był jedynym sposobem myślenia stosunku międzjl ludem i monarchą albo między ludem i rządzącymi. Boulainvia Hers opisał fenomen władzy nie w prawnych kategoriach suwe­renności, lecz w historycznych kategoriach dominacji i gry między stosunkami sił. I właśnie w takim polu umieścił przedmioj swojej analizy historycznej.

Robiąc to, obierając za przedmiot władzę, która jest z ist relacyjna i która nie odpowiada prawnej formie suwerennośi a zatem definiując pole sił, w którym rozgrywa się relacja władzy, Boulainvilliers czynił przedmiotem wiedzy historycznej to samo, co analizował Machiavelli1", tyle że [ten ostatni robił to] w pre-

Wykiad z 25 lutego 1976 171

" ' N . Machiavelli, // Principe, Roma 1532 [Książe, przełożył Czesław Nanke, PIW, Warszawa 1984 — przyp. tłum.]; Discorsi sopra la prima deca di Tito Livio, dz. cyt.; Dell'arte delia guerra, Firenze 1521; Istorie florentine, Firenze 1532. Foucault będzie zajmował się Machiavellim

ukrypcyjnych terminach strategii — strategii widzianej wyłącznie od strony władzy i Księcia. Można powiedzieć, że tak naprawdę Machiavelli robił coś innego, a nie po prostu udzielał rad Księciu

poważnych czy ironicznych, to inna sprawa — w zakresie zarządzania i organizacji władzy, bo w końcu w samym tekście Kxiecia jest pełno odniesień historycznych. Można również po­wiedzieć, że Machiavelli napisał Rozprawę o pierwszej dekadzie Tvtusa Liwiusza itd. Ale w rzeczywistości historia nie jest dla Machiavellego dziedziną, w której analizuje on stosunki władzy. Historia jest dla niego po prostu miejscem przykładów, czymś w rodzaju zbioru regulacji prawnych albo taktycznych modeli, użytecznych do sprawowania władzy. U Machiavellego historia /uwsze tylko rejestruje stosunki sił i kalkulacje, w których te Htosunki się wyrażają.

Natomiast dla Boulainvilliersa (i, jak sądzę, to jest najważ­niejsze) stosunek sił i gra władzy stanowią samą substancję historii. Jeżeli istnieje historia, jeżeli zachodzą jakieś zdarzenia, jeżeli wydarza się coś, co można i należy zapamiętać, jest to możliwe właśnie dlatego, że między ludźmi rozgrywają się Htosunki władzy, stosunki siły i pewna gra władzy. Dlatego opowieść historyczna i rachunek polityczny mają u Boulainvil­liersa dokładnie taki sam przedmiot. Bez wątpienia opowieść historyczna i kalkulacja polityczna nie mają tego samego celu, ale to, o czym mówią, to, o co chodzi w tej opowieści i w tym rachunku, jest doskonale ciągłe. Myślę więc, że u Boulainvilliersa pojawia się po raz pierwszy continuum historyczno-polityczne. Można też powiedzieć, w innym sensie, że Boulainvilliers ot­worzył pole historyczno-polityczne, a to z następującego powodu. Powiedziałem wam i myślę, że jest to zasadnicze dla zrozumienia punktu wyjścia Boulainvilliersa, że chodziło mu o poddanie krytyce wiedzy intendentów, tej swoistej analizy i tego programu rządzenia, jakie intendenci lub, ogólniej mówiąc, królewska administracja nieustannie przedkładali władzy. To prawda, że Boulainvilliers radykalnie przeciwstawia się tej wiedzy, ale robi to, przeszczepiając do swojego własnego dyskursu, aby wykorzy­stać je do własnych celów, te same analizy, które znajdujemy

zwłaszcza w dwóch esejach: Omnes et singulatim... (1981) i The Political Technology of Individuals (1982); zob. też wykład w College de France 7, 1 lutego 1978 roku na temat „zarządzania" (,gouvernementalité") (teksty cytowane wyżej, wykład z 21 stycznia, przypis 28).

Page 86: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

172 Trzeba bronić społeczeństwa Wykład z 25 lutego 1976 173

w wiedzy intendentów. Chodzi o to, by tę wiedzę skonfiskował i zwrócić ją przeciwko systemowi monarchii absolutnej, będącej mu jednocześnie miejscem narodzin i obszarem wykorzystywana tej administracyjnej wiedzy, tej wiedzy intendentów, tej wiedzjj ekonomicznej.

I w gruncie rzeczy kiedy Boulainvilliers analizuje poprzea historię całą serię konkretnych relacji między, na przykłada organizacją wojskową i systemem podatkowym, po prostu adapj ruje, a raczej wykorzystuje do własnych analiz historycznyejj dokładnie taką formę raportu, taki typ zrozumiałości, taki model relacji, które zostały zdefiniowane przez wiedzę administracyjnąi wiedzę fiskalną, wiedzę intendentów. Na przykład kiedy Boulain­villiers wyjaśnia związek istniejący między utrzymywaniem na­jemników, podnoszeniem podatków, zadłużaniem się chłopów, niemożnością zbycia produktów ziemi, podejmuje jedynie, ale w wymiarze historycznym, problem rozważany w tamtej epoce przez intendentów lub finansistów Ludwika XIV. Znajdziecie dokładnie takie same spekulacje u ludzi takich jak Boisgulibert"2

czy Vauban"3. Również związek między zadłużeniem właścicieli ziemskich a bogaceniem się miast był przedmiotem istotnej dyskusji w końcu XVII i na początku XVIII wieku. Tak więc w wiedzy intendentów i w historycznych analizach Boulainvillier-sa znajdujemy taki sam rodzaj inteligibilności, ale Boulainvilliers jako pierwszy każe funkcjonować temu typowi relacji w ramach opowieści historycznej. Inaczej mówiąc, sprawia on, że jako zasada zrozumiałości w historii zaczyna funkcjonować coś, co do tej pory było jedynie zasadą racjonalności w zarządzaniu pań­stwem. Fakt, że opowieść historyczna i zarządzanie państwem zaczynają tworzyć kontinuum, jest, jak sądzę, zjawiskiem o kapi* talnym znaczeniu. Wykorzystanie modelu administracyjnej racjo­nalności państwa jako siatki spekulatywnej zrozumiałości historii — oto, dzięki czemu powstaje continuum historyczno-politycznąj

112 Pierre le Pesant de Boisgulibert, Le Détail de la France, 1695, s. 1; Factum de la France (1707), w: Economistes financiers du XVIII* siècle, Paris 1843; Testament politique de M. de Vauban, Maréchal de France^ t. l-II, 1707, s. 1; Dissertation sur la nature des richesses, de l'argent et des tributs, Paris s.d.

113 Sébastien de Prestre de Vauban, Méthode générale et facile pour faire le dénombrement des peuples, Paris 1686; Projet d'une dixme royale, s.l., 1707.

I'o continuum sprawi, że od tej pory w tym samym języku I zgodnie z tą samą siatką zrozumiałości lub rachunku można będzie mówić o historii i analizować zarządzanie państwem.

Sądzę wreszcie, że Boulainvilliers ustanowił continuum histo-tyczno-polityczne w tej mierze, w jakiej jego opowieści przy­świecał ścisły i szczególny projekt: chodziło mu przecież o to, by przywrócić szlachcie utraconą pamięć, a zarazem dać jej wiedzę, którą zawsze zaniedbywała. Przywracając jej pamięć i wiedzę, boulainvilliers chce przywrócić jej siłę, odtworzyć szlachtę jako Kiłę wewnątrz sił pola społecznego. W konsekwencji zabranie głosu w dziedzinie historii, opowiedzenie pewnej historii, dla lłoulainvilliersa nie jest po prostu opisaniem pewnego stosunku Kił, ani tylko ponownym wykorzystaniem, na przykład na rzecz Kzlachty, rachunku zrozumiałości, który do tej pory był wykorzys-lywany przez władzę. Chodzi mu o to, by jednocześnie zmodyfi­kować stosunki sił, zmodyfikować je w samym ich rozkładzie I w ich aktualnej równowadze. Historia nie jest po prostu Hposobem analizy lub odkrywania sił, ale jest sposobem ich modyfikowania. Znaczy to, że kontrola nad porządkiem wiedzy historycznej, fakt posiadania w tym porządku racji, słowem: mówienie prawdy o historii, jest równoznaczne z zajmowaniem decydującej pozycji strategicznej.

Streszczając to wszystko, można powiedzieć, że ustanowienie pola historyczno-politycznego wyraża się przejściem od historii, której funkcja polegała na wypowiadaniu prawa poprzez opowia-dunie o wyczynach bohaterów lub królów, o ich bitwach, ich wojnach itd., od historii, która wypowiada prawo, opowiadając o wojnach, do historii, która teraz sama przystępuje do wojny, odczytując wojnę i walkę, jakie przenikają wszystkie instytucje prawa i pokoju. Historia stała się zatem wiedzą o walkach, która sama rozwija się i funkcjonuje w polu walki: od tej pory walka polityczna i wiedza historyczna są ze sobą związane. I chociaż jest bez wątpienia prawdą, że nigdy nie było walk, którym nie towarzyszyłyby wspomnienia, pamięć, rozmaite rytuały upamięt­niające, myślę, że teraz, poczynając od XVIII wieku — a właśnie wtedy życie polityczne i wiedza polityczna zaczynają się wpisy­wać w rzeczywiste walki społeczeństwa — strategia, immanentna tym walkom kalkulacja, zostają powiązane z wiedzą historyczną, która polega na odczytywaniu i na analizie sił. Nie można zrozumieć pojawienia się tego specyficznie nowoczesnego wy­miaru polityki, nie rozumiejąc, jak poczynając od XVIII wieku

Page 87: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

174 Trzeba bronić społeczeństwa Wykład z 25 lutego 1976 175

wiedza historyczna stała się elementem walki: zarazem opiseifl walk i bronią w walce. Doszło zatem do organizacji tego pol» historyczno-politycznego. Historia poddała nam myśl, że znaj­dujemy się w stanie wojny, więc przystępujemy do wojny poprze! historię.

Skoro to ustaliliśmy, powiedzmy jeszcze dwa słowa na mar­ginesie, nim powrócimy do problemu tej wojny prowadzond poprzez historię ludów. Pierwsze słowo dotyczy histoiycyzn£ Oczywiście wszyscy wiedzą, że historycyzm jest rzeczą najstraMfl liwszą w świecie. Nie ma rzecz jasna filozofii godnej tego mianl, nie ma teorii społeczeństwa, nie ma choć trochę dystyngowana lub szanującej się epistemologii, które nie wypowiadałyby walki płaskim tezom historycyzmu. Nikt nie śmiałby się przyznać, żfl jest historycystą. I myślę, że można by łatwo pokazać, iż od XIX wieku wszystkie wielkie filozofie były w taki czy inny sposób antyhistorycystyczne. Można by, myślę, pokazać również, że wszystkie nauki humanistyczne wspierają się na antyhistoryejs| mie, a w ostateczności tylko dzięki niemu w ogóle istnieją'^ Można by też pokazać, jak historia, dyscyplina historyczni w swoich ucieczkach (które mają dla niej taki urok) czy to w stronę filozofii historii, czy to w stronę idealności moral* no-prawnej, czy to w stronę nauk humanistycznych, usiłuj* wymknąć się temu, co mogłoby być jej fatalną i wewnętrzni skłonnością do historycyzmu.

Ale czymże jest ów historycyzm, którego wszyscy, filozofia, nauki humanistyczne, historia, tak się wystrzegają? Co to jest ten historycyzm, którego należy za wszelką cenę unikać i którego nowoczesność filozoficzna, naukowa, a nawet polityczna zawsze próbowała uniknąć? Cóż, myślę, że historycyzm nie jest niczyj innym niż tym, o Czym właśnie wspomniałem: tym węzłem, tą nieusuwalną przynależnością wojny do historii i, nawzajem, historii do wojny. Wiedza historyczna, jakkolwiek byśmy ją rozwijali, nie odkrywa nigdy ani natury, ani prawa, ani ładu, ani pokoju. Jakkolwiek daleko by sięgała, wiedza historyczna spotyka tylko nieskończoność wojny, to znaczy siły wraz z ich stosunkami i starciami oraz wydarzenia, w których stosunki sił zostają, w sposób zawsze tymczasowy, określone. Historia spotyka tylko wojnę, ale nigdy nie może spojrzeć na nią z boku; historia nigdy

Na temat antyhistorycyzmu współczesnej wiedzy zob. w szczegół» ności Foucault, Les Mots et les Choses, dz. cyt., rozdz. X, par. IV,

nic może obejść wojny ani poznać jej fundamentalnych praw, ani nurzucić jej ograniczeń po prostu dlatego, że sama wojna pod­li zymuje tę wiedzę, przechodzi przez nią, przenikają i określa. Ta wiedza jest zawsze tylko bronią albo taktycznym urządzeniem w wojnie. Wojna toczy się więc poprzez historię, w tym poprzez historię, która o niej opowiada. Dlatego historia może odczytać tylko tę wojnę, którą sama prowadzi i która ją przenika.

Sądzę zatem, że, z grubsza biorąc, to ten istotny węzeł wiedzy historycznej i praktyki wojennej stanowi jądro historycyzmu, to Jądro, którego zarazem nie sposób usunąć i które zawsze trzeba usuwać z powodu idei nieustannie lansowanej od jednego lub dwóch tysiącleci, którą można nazwać „platońską" (chociaż lizeba zawsze uważać, by nie przypisać biednemu Platonowi wszystkiego, czego w ogóle chcemy się pozbyć). Ta idea, którą znajdujemy prawdopodobnie w każdej organizacji zachodniej wiedzy, głosi, że wiedza i prawda nie mogą nie należeć do rejestru ładu i pokoju, że nigdy nie można znaleźć wiedzy I prawdy po stronie przemocy, bezładu i wojny. W związku z tą Ideą (platońską czy nie, mniejsza z tym), zgodnie z którą wiedza I prawda nie mogą należeć do wojny, ale muszą należeć do porządku pokoju, ważne, jak myślę, jest to, że w naszych czasach została nam ona głęboko zaszczepiona przez nowoczesne państwo w wyniku czegoś, co można by nazwać „zdyscyplinowaniem" wiedzy w XVIII wieku. Właśnie ta idea sprawia, że historycyzm wydaje nam się nieznośny, że nie jesteśmy w stanie zaakceptować czegoś takiego, jak nierozerwalna kolistość związku między wiedzą historyczną i wojnami, o których ona opowiada, a które ją jednocześnie przenikają. Mamy zatem pierwszy problem i, jeśli chcecie, pierwsze zadanie: spróbujcie być historycystami, to znaczy spróbujcie przeanalizować ten stały i nieusuwalny zwią­zek między wojną opowiadaną przez historię i historią przenikaną przez tę wojnę, o której ona opowiada. Właśnie w takim duchu będę próbował ciągnąć dalej tę opowieść o Galach i Frankach, którą zacząłem.

Tyle w związku z pierwszą uwagą, w ramach tego pierwszego excursus na temat historycyzmu. Druga sprawa: temat, o którym przed chwilą wspomniałem, to znaczy dyscyplinowanie wiedzy w XVIII wieku, a raczej, by ująć rzecz pod innym kątem, obiekcja, jaką można tu zgłosić. Czyniąc z historii, z historii wojen i z wojny prowadzonej przez historię, wielki aparat dyskursywny, za pomocą którego w XVIII wieku dokonano

Page 88: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

176 Trzeba bronić społeczeństwa Wykład z 25 lutego 1976 177

krytyki państwa, czyniąc z tego związku wojna/historia waruinl wyłonienia się polityki we „właściwym" sensie (de „la" połt tique) [...] ład miał więc za zadanie odtworzenie ciągłości swoj^ go dyskursu*.

[W czasie, gdy prawnicy badali archiwa, aby poznać lun damentalne prawa królestwa, nabierała kształtów historia histc» ^ _ ryków nie będąca pieśnią władzy o władzy. Nie wolno zapoml nać, że w XVII wieku, i to nie tylko we Francji, jedną z wielkich rytualnych form, w których przejawiało się prawo publiczfl| i w których roztrząsano związane z nim problemy, była tragedia I tak, „historyczne" tragedie Szekspira są tragediami prawi i króla, zogniskowanymi zasadniczo na problemie uzurpatot| i upadku, królobójstwa i narodzin nowego bytu w związki z koronacją króla. Jak jednostka może przez gwałt, intrygf| zabójstwo i wojnę uzyskać publiczną moc, która winna zapewnij pokój, sprawiedliwość, ład i szczęście? Jak bezprawie możł wytworzyć prawo? Podczas gdy w tej samej epoce teoria i historii I prawa usiłowały tkać nieprzerwaną ciągłość władzy publiczn<|| tragedia Szekspira]"5, przeciwnie, rozdrapuje tę bliznę, ten rodzaj rany wciąż na nowo otwierającej się w ciele królestwa, gdy dochodzi do zabójstwa króla i gdy przychodzą nieprawomoS|j| władcy. Myślę więc, że szekspirowska tragedia jest, przynajmni^ na jednej ze swych osi, swoistym ceremoniałem, swoistyi|| i rytuałem upamiętniania problemów prawa publicznego. To samo można powiedzieć o tragedii francuskiej, o tragedii Corneille'^ a jeszcze bardziej Racine'a. Zresztą, mówiąc ogólniej, czy rów« nież tragedia grecka nie jest zawsze tragedią prawa? Myślę, że istnieje fundamentalna, istotowa przynależność między tragedia i prawem, między tragedią i prawem publicznym, podobnie jak istnieje zapewne istotowa przynależność między powieścią i pro­blemem normy. Tragedia i prawo, powieść i norma: temu wszys1>| kiemu należałoby się chyba przyjrzeć.

W każdym razie tragedia we Francji w XVII wieku jest również swego rodzaju przedstawianiem prawa publicznego, historyczno-prawnym przedstawianiem publicznej władzy. Oczy*

Uściślenie sensu na podstawie nagrania było trudne, pierwszych "** '— ; '—'

yniauu. {rityp. wyd. franc.) 115 Tekst między kwadratowym

uściślenie sensu na podstawie nagrania było trudne. W istocie Foucault przeniósł 18 pierwszych stron rękopisu na koniec wygłaszanego wykładu. (Przyp. wyd. franc.) (Przyp. wyd. franc.)

115 Tekst między kwadratowymi nawiasami został ustalony na pod stawie rękopisu Michela Foucault. uu-

wldeie z tym zastrzeżeniem — i jest to zasadnicza różnica « porównaniu z Szekspirem (pomijając kwestię geniuszu) — że « klasycznej tragedii francuskiej na ogół chodzi tylko o królów •ilwożytnych. Jest to kod związany zapewne z polityczną przezor-lujacią. Nie należy jednak zapominać, że wśród rozmaitych powodów takiego odwoływania się do Starożytności jest i taki: pittwo monarchiczne w siedemnastowiecznej Francji, zwłaszcza /ii panowania Ludwika XIV, chce być w swej formie i przez samą i Ingłość swej historii bezpośrednim spadkobiercą prawa monar-ihii starożytnych. Ten sam typ władzy i ten sam typ monarchii, lubstancjalnie i prawnie taką samą monarchię znajdujemy w cza-Wich Augusta lub Nerona, a ostatecznie nawet Pyrrusa, i w cza­tach Ludwika XIV. Z drugiej strony, w klasycznej tragedii francuskiej, choć odwołuje się ona do Starożytności, obecna jest Instytucja, która w pewien sposób zdaje się ograniczać tragiczne możliwości tragedii i przekształcać ją w teatr galanterii i intrygi: chodzi o obecność dworu. Tragedia starożytna i tragedia dworska. Ale czym jest dwór, jeśli nie właśnie — jest to szczególnie uderzające w czasach Ludwika XIV — znów swoistą lekcją /, prawa publicznego? Funkcją dworu z istoty jest ustanawianie, organizowanie miejsca, w którym codziennie i stale będzie mogła przejawiać się władza królewska w całym swoim blasku. W grun­cie rzeczy dwór jest rodzajem permanentnej operacji rytualnej, ponawianej dzień po dniu, która pewnej jednostce, pewnemu człowiekowi nadaje godność króla, monarchy, suwerena. Dwór ze swym monotonnym rytuałem to wciąż ponawiana operacja, dzięki której człowiek, który wstaje z łóżka, spaceruje, je, ma swoje miłości i swoje pasje, jednocześnie, poprzez to wszystko, na gruncie tego wszystkiego i niczego z tego nie tracąc, jest suwerenem. Uczynić jego miłość miłością suwerena, jego jedze­nie jedzeniem suwerena, jego wstawanie i jego kładzenie się wstawaniem i kładzeniem się suwerena — oto, na czym polega specyficzna operacja dworskiego rytuału i ceremoniału. I podczas gdy dwór nieustannie podnosi codzienność do rangi suwerenno­ści, [jednostkę] do rangi monarchy, który jest samą substancją monarchii, tragedia w pewnym sensie postępuje w odwrotnym kierunku: tragedia, by się tak wyrazić, rozkłada i składa na nowo to, co każdego dnia ustala ceremonialny rytuał dworu.

Co robi klasyczna tragedia, tragedia Racine'a? Jej funkcja — w każdym razie funkcja jednej z jej osi — polega na pokazywaniu drugiej strony ceremoniału, na pokazywaniu cere-

Page 89: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

178 Trzeba bronić społeczeństwa Wykład z 25 httego 1976 179

monii rozdartej, momentu, w którym ten, kto dzierży moc publiczną, suweren, powoli rozpada się na człowieka ogarnięteM namiętnością, gniewem, żądzą zemsty, owładniętego miłoścfl kazirodczym pożądaniem itd., kiedy powstaje pytanie, czy po takim rozłożeniu się suwerena na człowieka z namiętnośeiaffli będzie mógł się ponownie narodzić i powstać król-suwerflE śmierć i zmartwychwstanie ciała króla w sercu monarchy. Na tym polega problem prawny, o wiele bardziej niż psychologiczna stawiany przez tragedie Racine'a. Rozumiecie teraz, że Ludwł XIV, prosząc Racine'a, by został jego historiografem, nie wyszedł poza linię wyznaczoną przez dotychczasową historiografię mo­narchii, to znaczy przez opiewanie władzy, ale jednocześni! pozwalał Racine'owi zachować funkcję, jaką spełniał on pisząc tragedie. W istocie prosił go o to, by jako historiograf napisaj piąty akt szczęśliwej tragedii, to znaczy aby pokazał wznoszenia się osoby prywatnej, człowieka dworu i człowieka serca, do godności przywódcy wojennego, monarchy sprawującego suwe­renną władzę. Powierzenie swojej historiografii poecie tragice nemu w istocie nie było wcale rezygnacją z porządku prawa ani dopuszczaniem się zdrady na dawnej funkcji historii, która polegała na wypowiadaniu prawa, i to prawa suwerennego pań­stwa. Był to, przeciwnie, powrót — konieczny, bo związana z absolutyzmem króla — do najczystszej i najbardziej elementar­nej formy królewskiej historiografii, bo nie można zapominać, że monarchia absolutna, jakby cofając się do archaicznych korzeni, czyniła z ceremoniału władzy intensywny moment polityczny i że dwór jako ceremoniał władzy stanowił codzienną lekcję prawa publicznego, codzienny przejaw prawa publicznego. Rozumiecie, że w tych warunkach historia króla mogła przyjąć swoją czystą, jakby magiczno-poetycką formę. Historia króla nie mogła nie stać się pieśnią władzy o władzy. Tak więc absolutyzm, ceremoniał dworu, ilustracja prawa publicznego, klasyczna tragedia, historio­grafia króla: to wszystko należało, jak sądzę, do jednej całości.

Wybaczcie mi te spekulacje na temat Racine'a i historiografii. Przeskoczmy teraz jeden wiek (wiek, który został zapocząt­kowany właśnie przez Boulainvilliersa) i przyjrzyjmy się ostat­niemu z monarchów absolutnych i jego ostatniemu historio­grafowi, Ludwikowi XVI i Jacobowi-Nicolasowi Moreau, dale­kiemu spadkobiercy Racine'a, o którym powiedziałem wam już parę słów, bo był on właśnie tym administratorem, tym ministrem historii, którego Ludwik XVI mianował około 1780 roku. Jeżeli

porównamy go z Racine'em, kim jest Moreau? Niebezpieczna paralela, ale może nie wypadnie ona, jak się spodziewamy, niekorzystnie dla tego ostatniego. Moreau jest oczywiście uczo­nym obrońcą króla, który w ciągu swego życia będzie miał niemało okazji do bycia bronionym. Obrońca — to rola, jaką odgrywa, gdy zostaje powołany około 1780 roku, w chwili, gdy prawa monarchii są właśnie atakowane w imię historii i to z bardzo różnych pozycji, nie tylko ze strony szlachty, ale też ze strony parlamentarzystów i burżuazji. Jest to właśnie moment, kiedy historia stała się dyskursem, za pomocą którego każdy „naród" w cudzysłowie, w każdym razie każdy stan, każda klasa, chcą wykazać swoje własne prawa; moment, gdy historia stała się, jeśli chcecie, ogólnym dyskursem walk politycznych. W tym więc momencie powstaje ministerstwo historii. W tym miejscu może­cie zapytać: czy historia naprawdę do tego stopnia wymknęła się spod kontroli państwa, skoro w sto lat po Racinie pojawia się historiograf, który jest co najmniej tak samo związany z władzą państwową, ponieważ piastuje, sprawuje, jak powiedziałem, funk­cję jeśli nie ministerialną, to w każdym razie administracyjną?

O co zatem chodziło w tym utworzeniu [ministerstwa histo­rii], w tym centralnym zarządzaniu historią? Chodziło o to, by w tej politycznej batalii uzbroić króla, który ostatecznie jest tylko siłą wśród innych i atakowaną przez inne. Chodziło również o ta, by spróbować narzucić tym walkom historyczno-politycznym jakiś rodzaj pokoju. Chodziło o takie przekodowanie, raz na zawsze, dyskursu historii, by dał się on włączyć w praktykę państwa. Stąd zadania, jakie powierzono Moreau: sprawdzić dokumenty administracji, przekazać je do dyspozycji samej ad­ministracji (najpierw administracji finansów, a potem pozosta­łym), wreszcie otworzyć te dokumenty, ten skarbiec dokumen­tów, przed opłacanymi przez króla ludźmi, którzy będą nad nimi pracować"6. Poza tym, że Moreau nie jest Racine'em, że Ludwik XVI nie jest Ludwikiem XIV i że znajdujemy się bardzo daleko od ceremonialnego opisu przebycia Renu — jaka jest różnica między Moreau i Racine'em, między dawną historiografią (której

'"' Wynik tej ogromnej pracy wykonanej przez J.-N. Moreau znajduje się w: Principes de morale, de politique et de droit public..., dz. cyt. Dla zilustrowania kryteriów stosowanych przez Moreau w przygotowaniu tej pracy i dla zapoznania się z jej historią zob. też Plan des travaux littéraires ordonnés par sa Majesté..., dz. cyt.

Page 90: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

180 Trzeba bronić społeczeństwa

najczystszą w pewnym sensie postać znajdujemy pod koniec XVII wieku) a tym rodzajem historii, którym państwo chce się zająć i który chce kontrolować pod koniec XVIII wieku? Czy można powiedzieć, że historia przestała być dyskursem państwa o państwie, kiedy chyba kończy się historiografia dworska, a zaczyna się historiografia typu administracyjnego? Myślę, że różnica jest znaczna, a w każdym razie, że trzeba ją zmierzyć.

W tym miejscu, jeżeli pozwolicie, kolejny excursus. Tym, co różni dyscyplinę, która można nazwać historią nauk, od genealo­gii wiedzy, jest fakt, że historia nauk mieści się z istoty na osi, która jest, z grubsza biorąc, osią poznanie-prawda, w każdym razie osią, która idzie od struktury poznania do wymogu prawdy. W opozycji do historii nauk genealogia wiedzy mieści się na innej osi, która jest osią dyskurs-władza albo, jeśli wolicie, osią praktyka dyskursywna-walka o władzę. Otóż wydaje mi się, że kiedy do tego z wielu powodów wyjątkowego okresu, jakim był wiek XVIII, do tej dziedziny, do tego regionu, zastosujemy tę oś, genealogia wiedzy będzie musiała zdemistyfikować przede wszy­stkim problematykę Oświecenia. Będzie musiała zdemistyfiko­wać to, co w tamtej epoce (i zresztą jeszcze w wiekach XIX i XX) opisywano jako postęp oświecenia, jako walkę wiedzy z niewie­dzą, rozumu z chimerami, doświadczenia z przesądami, popraw­nych wniosków z błędami itd. Tego wszystkiego, co opisywano i symbolicznie przedstawiano jako pochód dnia rozpraszającego noc, trzeba, jak sadzę, się pozbyć; zamiast tego stosunku między dniem i nocą, między poznaniem i ignorancją, [trzeba] dostrzec w wieku XVIII coś bardzo odmiennego: ogromną i wielokształtną walkę nie między wiedzą i niewiedzą, ale między jednymi rodzajami wiedzy a innymi — między różnymi rodzajami wiedzy przeciwstawiającymi się sobie z powodu własnej morfologii, z powodu wrogości między ludźmi uprawiającymi te rodzaje wiedzy oraz z powodu wewnętrznie z nimi związanych efektów władzy.

Przytoczę tu jeden albo dwa przykłady, które chwilowo oddalą mnie od historii, dotyczą bowiem problemu wiedzy technicznej, technologicznej. Mówi się często, że wiek XVIII to wiek, w którym rodzi się wiedza techniczna. W rzeczywistości w XVIII wieku wydarzyło się coś całkiem innego. Przede wszyst­kim spotykamy w nim mnogie, wielokształtne, wielorakie, roz­proszone istnienie różnych odmian wiedzy, zmieniających się zależnie od regionu geograficznego, od wielkości przedsiębior-

Wykład z 25 lutego 1976 181

stwa, warsztatu itd. — mówię oczywiście o różnych rodzajach wiedzy technologicznej — zależnie od kategorii społecznej, od wykształcenia, od bogactwa ludzi, którzy tę wiedzę posiadali. I te rodzaje wiedzy walczyły ze sobą, występowały przeciwko sobie nawzajem w społeczeństwie, w którym znajomość sekretu wiedzy technologicznej oznaczała bogactwo, a także w którym wzajemna niezależność różnych rodzajów tej wiedzy oznaczała niezależność jednostek. Wiedza była więc mnoga, ta wiedza-sekret, wiedza funkcjonująca jako bogactwo i jako gwarancja niezależności: właśnie w takim poszatkowaniu funkcjonowała wiedza technicz­na. Jednak w miarę jak rozwijały się zarazem siły wytwórcze i żądania ekonomiczne, cena tych rodzajów wiedzy rosła, a walka między nimi, granice ich niezależności i wymagania dotyczące zachowania sekretu stawały się coraz ostrzejsze i jakby bardziej napięte. Jednocześnie nasiliły się procesy aneksji, konfiskaty, przejmowania mniejszych, bardziej szczególnych, bardziej lokal­nych, bardziej rzemieślniczych rodzajów wiedzy przez jej więk­sze rodzaje, to znaczy przez odmiany bardziej ogólne, bardziej przemysłowe, te, które łatwiej się upowszechniały; doszło do swego rodzaju wielkiej walki ekonomiczno-politycznej wokół tych odmian wiedzy, w związku z tymi odmianami wiedzy, w związku z ich rozproszeniem i ich różnorodnością; do wielkiej walki wokół następstw ekonomicznych oraz efektów władzy związanych z wyłącznym posiadaniem pewnej wiedzy, z jej rozproszeniem i z jej sekretnością. Właśnie w takiej formie, w formie mnogich, niezależnych, heterogenicznych i sekretnych rodzajów wiedzy, należy myśleć o tym, co nazwano rozwojem wiedzy technologicznej w XVIII wieku; właśnie w tej formie wielości, a nie w formie postępu dnia nad nocą, wiedzy nad niewiedzą.

Otóż do tych walk, do tych prób aneksji, będących jednocześ­nie próbami generalizacji, włączy się państwo, bezpośrednio albo pośrednio, stosując, jak myślę, cztery wielkie metody. Po pierw­sze, eliminacja, dyskwalifikacja tego, co można by nazwać małymi rodzajami wiedzy, bezużytecznymi i nie poddającymi się redukcji, ekonomicznie kosztownymi; a zatem eliminacja i dys­kwalifikacja. Po drugie, wzajemna normalizacja różnych rodza­jów wiedzy, pozwalająca dopasować je do siebie, umożliwiająca komunikację między nimi, obalająca bariery sekretu oraz geogra­ficzne i technologiczne granice, słowem, pozwalająca na wzajem­ną wymienialność nie tylko różnych rodzajów wiedzy, ale rów-

Page 91: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

182 Trzeba bronić społeczeństwa

nież ludzi, którzy daną wiedzę posiadają; zatem normalizacja M rozproszonej wiedzy. Trzecia operacja polega na hierarchiczUJ klasyfikacji tych rodzajów wiedzy, pozwalającej w pewien spo* sób podporządkować jedne z nich innym, od najbardziej szczegó!| nych i najbardziej materialnych rodzajów, które staną się tym samym wiedzą poddaną, po formy najbardziej ogólne, po najbaf* dziej formalne rodzaje wiedzy, które staną się zarazem nadrzęd^ nymi i przewodnimi postaciami wiedzy. A więc hierarchiczni klasyfikacja. Wreszcie na tej podstawie pojawia się możliwoifl czwartej operacji, która polega na piramidalnej centralizaqj| pozwalającej kontrolować te rodzaje wiedzy, zapewniającej se­lekcję, a jednocześnie umożliwiającej przekazywanie z dołu do góry treści tych rozmaitych form wiedzy, a z góry do dołu globalnych kierunków i ogólnych organizacji, które chce się uczynić dominującymi.

Temu ruchowi organizowania wiedzy technologicznej od­powiadała cała seria praktyk, przedsięwzięć, instytucji. Na przy» kład Encyklopedia. Przyzwyczailiśmy się widzieć w EncyklopedĘ tylko jej polityczną lub ideologiczną opozycyjność w stosunku do monarchii i przynajmniej pewnej formy katolicyzmu. W rzeczy» wistości jej znaczenie technologiczne nie daje się zapisać na konto materializmu filozoficznego, lecz polega na jednocześnie politycznej i ekonomicznej operacji ujednolicenia różnych rodzą» jów wiedzy technologicznej. Obszerne badania nad metodami stosowanymi w rzemiośle, nad technikami metalurgicznymi, nad wydobywaniem złóż itd. — te obszerne badania rozwijane od połowy do końca XVIII wieku — odpowiadały przedsięwzięcia normalizacji wiedzy technicznej. Istnienie, tworzenie i rozwój wielkich szkół, takich jak Wyższa Szkoła Górnictwa albo Wyższa Szkoła Dróg i Mostów, pozwoliły ustalić jednocześnie jakościowi i ilościowe poziomy, warstwy, cięcia między różnymi rodzajami wiedzy, umożliwiając ich hierarchizację. Poza tym korpus inspek» torów, którzy na obszarze całego królestwa udzielali zaleceń i rad dotyczących przystosowania i wykorzystania rozmaitych odmian tej technicznej wiedzy, zapewnił funkcję centralizacji. Wziąłem przykład wiedzy technicznej; ale to samo można by powiedzieć o wiedzy medycznej. W całej drugiej połowie XVIII wieku obserwujemy wytężoną pracę jednocześnie homogenizn :ji, nor­malizacji, klasyfikacji i centralizacji wiedzy medycz W jaki sposób nadać formę i treść wiedzy medycznej, ja narzucić jednolite reguły praktyce lekarskiej, jak narzucić te reguły ludno-

Wyklad z 25 lutego 1976 183

ici, nie tyle zresztą po to, by podzieliła ona tę wiedzę, ile po to, by |t| zaakceptowała? Dlatego otwierano szpitale, przychodnie, dlate-H<> utworzono Królewskie Towarzystwo Medyczne, dlatego sko­dy II kowano profesję medyczną i dlatego prowadzono ogromną kampanię na rzecz higieny publicznej, a także ogromną kampanię nu rzecz higieny niemowląt i dzieci itd."7

W gruncie rzeczy we wszystkich tych przedsięwzięciach, /. których przytoczyłem wam tylko dwa przykłady, chodziło o cztery rzeczy: o selekcję, normalizację, hierarchizację i cen­tralizację. Działanie tych czterech operacji można zobaczyć przy trochę bardziej dokładnym badaniu tego, co nazywa się władzą dyscyplinarną1 "\ Wiek XVIII był wiekiem dyscyplinowania wie­dzy, to znaczy wewnętrznego organizowania każdej wiedzy jako dyscypliny mającej w swoim własnym polu jednocześnie kryteria, które pozwalają odsunąć wiedzę fałszywą, nie-wiedzę, formy normalizacji i homogenizacji treści, formy hierarchizacji, u w końcu wewnętrzną zasadę centralizacji tych różnych rodza­jów wiedzy wokół swego rodzaju faktycznej aksjomatyki. Do­chodzi więc do zorganizowania każdej wiedzy jako dyscypliny, a z drugiej strony do rozprzestrzenienia się tych rodzajów wiedzy zdyscyplinowanych od wewnątrz, do ich komunikowania się, do ich podziału, do ich wzajemnej hierarchizacji w swego rodzaju globalnym polu albo globalnej dyscyplinie, którą nazywa się właśnie „nauką". Nauka nie istniała przed XVIII wiekiem. Ist­niały nauki, rozmaite rodzaje wiedzy, istniała też, jeśli chcecie, filozofia. Filozofia była właśnie systemem organizowania, a ra­czej wiązania ze sobą rozmaitych rodzajów wiedzy — i w tej mierze mogła odgrywać faktyczną, rzeczywistą, operacyjną rolę w rozwoju wiedzy. Teraz, wraz ze zdyscyplinowaniem wiedzy

117 Temat procedur normalizacyjnych w wiedzy medycznej pojawia się praktycznie we wszystkich tekstach Foucaulta, od Naissance de la clinique. Une archéologie du regard médical (PUF, Paris 1963) przez brazylijskie wykłady z 1974 roku dotyczące historii medycyny (zob. Dits et Écrits, dz. cyt., t. 111, nr 170, 196 i 229) po analizę policji medycznej w La politique de la santé au XVIIF siècle (1976 i 1979) (w Dits et Écrits, dz. cyt., t. III, nr 168 i 257).

'1R Na temat władzy dyscyplinarnej oraz skutków, jakie wywiera ona na wiedzę, zob. zwłaszcza Foucault, Surveiller et Punir. Naissance de la prison, Gallimard, Paris 1975. [Nadzorować i karać. Narodziny więzienia, przełożył Tadeusz Komendant, Spacja-Aletheia, Warszawa 1993 •— przyp. tłum.]

Page 92: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

184 Trzeba bronić społeczeństwa

w jej polimorficznej szczególności, pojawia się ten fakt, a /MfH zem ten przymus, zrastający się z naszą współczesną ku li ulu który nazywamy „nauką". W tym momencie i z tego powiulll znika, jak sądzę, zarazem fundamentalna i fundująca rola llloro fii. Od tej pory filozofia nie będzie miała żadnej rzeczywistej mil do odegrania wewnątrz nauki i w procesach wiedzy. Jednoczoi# i korektywnie znika mathesis jako projekt uniwersalnej nmilll która stanowiłaby zarazem formalny instrument i ścisłe ugnill towanie wszystkich nauk. Nauka jako dziedzina ogólna, |nk| dyscyplinarna policja wiedzy, zajęła miejsce jednocześnie filo/u fii i mathesis. I od tej chwili będzie stawiała problemy spccylU / ne dla dyscyplinarnej policji wiedzy: problemy klasyflk|( ||, problemy hierarchizacji, problemy sąsiedztwa itd.

Tę znaczącą zmianę związaną ze zdyscyplinowaniem u ud/y, I a w rezultacie z odsunięciem dyskursu filozoficznego jako dyl kursu operacyjnego w nauce oraz projektu mathesis, wcwnoji/ nego wobec samych nauk, XVIII wiek, jak wiecie, uświadumB sobie jedynie pod postacią postępu rozumu. Myślę jednaki /$ tylko dostrzegając, iż pod tym, co nazywano postępem rozuiiiUi zachodziło dyscyplinowanie polimorficznych i heterogeniczna li rodzajów wiedzy, można zrozumieć pewne rzeczy. Po pinws/tf, pojawienie się Uniwersytetu. Oczywiście nie pojawienie *ll w sensie ścisłym, bo uniwersytety istniały i miały swoją liinkajj swoją rolę na długo przedtem. Ale od końca XVIII i od poczqtkjM XIX wieku — jest to akurat czas utworzenia uniwersyt^| napoleońskiego — pojawia się coś w rodzaju wielkiego, jednoj litego aparatu wiedzy ze swoimi różnymi etapami i m/nyinl odnogami, ze swoimi stopniami i wypustkami. Uniwersytet polni przede wszystkim funkcję selekcji, nie tyle ludzi (bo w istocie nit to jest najważniejsze), ile rodzajów wiedzy. Tę rolę scli'ki'|l spełnia przez rodzaj monopolu de facto, ale również de iure, kloty sprawia, że wiedza, która nie narodziła się, nie została uksztif towana wewnątrz tego swoistego pola instytucjonalnego, /IVN/IH o dość płynnych granicach, jaki jednak, z grubsza biorąc, stanowił uniwersytet albo oficjalne organizmy badawcze, że wiedza po wstająca poza tym polem, wiedza w stanie dzikim, zrodzoM gdzie indziej, automatycznie, w punkcie wyjścia, zostaje jeśli nlo całkowicie wykluczona, to przynajmniej a priori zdyskwalillkn wana. Zanik uczonego-amatora — to znany fakt w hislcull XVIII-XIX wieku. A zatem: rola selekcji odgrywaną przei uniwersytet, selekcji wiedzy; rola rozdzielania wiedzy na rózm

Wykład z 25 lutego 1976 185

|tu loiny, dzielenia jej na stopnie jakościowe i ilościowe: jest to i ilu którą pełni nauczanie, ze wszystkimi barierami istniejącymi

dzy różnymi poziomami aparatu uniwersyteckiego; rola ujed­nolicania wiedzy przez tworzenie swoistej wspólnoty naukowej u u/nanym statucie; organizowanie consensusu; wreszcie bezpo-ii 'Inia lub pośrednia centralizacja przez aparaty państwowe. Tak

* lvi pojawienie się na początku XIX wieku czegoś takiego jak Bllwersytet, z jego odroślami i płynnymi granicami, jest zro-Uiniałe, jeśli przyjmiemy, że nastąpiło to zdyscyplinowanie

* ledzy, to dyscyplinarne uporządkowanie różnych jej rodzajów. Drugi fakt, który można na tej podstawie zrozumieć, to

pi wnego rodzaju zmiana w formie dogmatyzmu. Z chwilą, gdy ilochodzi do formy kontroli w mechanizmie wiedzy, to znaczy do |i | wewnętrznego zdyscyplinowania przez powołany do tego iipurat, z chwilą zatem, gdy mamy tę formę kontroli, rozumiecie, '/ można z powodzeniem zrezygnować z czegoś takiego jak iitodoksja wypowiedzi. Ta stara ortodoksja, ta zasada funk-lonująca jako religijny, kościelny sposób kontroli wiedzy, była

. «Atorapnip wvkluczenie pewnej lonująca jako osztowna, bo ]

liczby wypowieazi, KIUIC uyry >mu»u„v r

płodne. Tę ortodoksję — która dotyczyła samych ..„, HA.-* nHH-zielała wvoowiedzi zgodne z doktryną od niezgodnych,

kosztowna, bo pociągała za sobą potępienie, wykluczenie pewnej liczby wypowiedzi, które były naukowo prawdziwe i naukowo

UHn<» TR ortodoksie — która dotyczyła samych wypowiedzi, pioane. iç UHUUUłOJV

[ lora oddzielała wypowiedzi zgodne z aoiaryną uu mu B U U . ; . . . , jkceptowalne od nieakceptowalnych — dyscyplina, wewnętrzne •dyscyplinowanie wiedzy, do którego doszło w XVIII wieku, «nstaoi czvmś innym: kontrolą, która nie dotyczy treści wypowie-Wstąpi czymś innym: kontrolą, wum i,^ ^, v_~,

' » •< 1„^„; i„v, niR^ondności z pewną prawdą, in./. F Up.u„, -r- . . lonciations). Prob­lemem stanie się to, kto mówi i kto ma do tego stosowne kwalifikacje, na jakim poziomie sytuuje się wypowiedź, w jakiej kwalifikacje, na jakim poziomie syiuujv S..V „ J r

całości można ją umieścić, w czym i w jakiej mierze zgadza się ona z innymi formami i z innymi typologiami wiedzy. Pozwala to, z jednej strony, na liberalizm, jeśli nie absolutny, w każdym razie znacznie większy, w stosunku do samej treści wypowiedzi, u z drugiej strony na nieskończenie bardziej rygorystyczną, bardziej wnikliwą, bardziej rozległą kontrolę na poziomie proce­dur wypowiadania. Tym samym w sposób całkowicie naturalny

'ynika z tego możliwość o wiele większej rotacji wypowiedzi, o wiele szybsze

O ile

1 dur wypowiadania. îym samym w o p u

wynika z tego możliwość o wiele większej rotacji wypowiedzi, o wiele szybsze starzenie się prawd; stąd epistemologiczne odblokowanie. O ile ortodoksja dotycząca treści wypowiedzi mogła stanowić przeszkodę w odnawianiu się zasobów wiedzy naukowej, o tyle zdyscyplinowanie na poziomie sposobów wypo-

Page 93: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

Trzeba bronić społeczeństwa

\

Wykład z 25 lutego 1976 187

wiadania pozwoliło, przeciwnie, na znacznie szybsze odnawiani! się wypowiedzi. Nastąpiło przejście, jeśli chcecie, od cenzur! wypowiedzi do dyscypliny wypowiadania się albo od ortodokąfl do czegoś, co nazwałbym „ortologią", która jest formą kontroli sprawowaną teraz dzięki dyscyplinie.

Dobrze! Trochę się w tym wszystkim pogubiłem... Badaliśmy, mogliśmy zobaczyć, w jaki sposób dyscyplinarne techniki wła­dzy"9, ujmowane na ich najsubtelniejszym, najbardziej elemen­tarnym poziomie, na poziomie samego ciała jednostek, stopniowa odmieniły ekonomię polityczną władzy, zmodyfikowały aparaty; a także w jaki sposób te dyscyplinarne techniki władzy dotycząc!! ciała spowodowały nie tylko kumulację wiedzy, ale też wydobyłj) na jaw możliwe dziedziny wiedzy; a ponadto w jaki sposób dyscypliny władzy odniesione do ciał wydobyły z tych pod­porządkowanych ciał coś takiego jak dusza-podmiot, ja, psychu^ itd. To wszystko próbowałem badać w ubiegłym roku120. Myśl^J że należałoby teraz zbadać, jak doszło do innej dyscyplinaryzacjfi innej formy zdyscyplinowania, współczesnej tej pierwszej formią ale dotyczącej już nie ciał, lecz wiedzy. Imożna by pokazać, jak sądzę, w jaki sposób zdyscyplinowanie dotyczące wiedzy spowo* dowało odblokowanie epistemologiczne, jak doprowadziło do nowej postaci, do nowych reguł namnażania się wiedzy. Można by pokazać, jak to zdyscyplinowanie ustanowiło nowy rodzaj stosunku między władzą i wiedzą. Można by wreszcie pokazać, jak dzięki tej zdyscyplinowanej wiedzy pojawił się nowy przy­mus, który nie jest już przymusem prawdy, lecz przymusem nauki.

To wszystko trochę nas oddala od historiografii króla, od Racine'a i od Moreau. Można by również podjąć analizę (ale tutaj tego nie zrobię) i pokazać, jak właśnie w tym czasie, gdy historia, wiedza historyczna, wkraczała w ogólne pole walki, historia była w gruncie rzeczy w tej samej sytuacji, choć z innych przyczyn, co wiedza technologiczna, o której mówiłem wam przed chwilą. Różne rodzaje wiedzy technologicznej, w ich rozproszeniu, w ich

" ' Zob. w szczególności wykłady w College de France w roku akademickim 1971—1972: Theories et Institutions pénales [Teorie i In' stytucje karne] i w roku akademickim 1972-1973: La Société punitive [Społeczeństwo karceralne] — w przygotowaniu do druku.

120 Zob. Wykłady w Collège de France w roku akademickim 1974-1975: Les Anormaux [Anormalni] — w przygotowaniu do druku.

specyficznej morfologii, w ich regionalizacji, w ich lokalnym charakterze, w otaczającym je sekrecie, były jednocześnie stawką i narzędziem walki ekonomicznej i walki politycznej; i w tę ogólną walkę jednych rodzajów wiedzy technologicznej z innymi jej rodzajami wkroczyło państwo z funkcją, z rolą dyscyplinującą, to znaczy z rolą jednocześnie selekcji, homogenizacji, hierar­chizacji, centralizacji. Mniej więcej w tej samej epoce, choć /. zupełnie innych powodów, na pole walk i bitew weszła też wiedza historyczna. Nie z powodów bezpośrednio ekonomicz­nych, ale z powodów wojennych, w ramach walki politycznej. Kiedy bowiem wiedza historyczna, która do tej pory należała do dyskursu, jaki państwo, czyli władza, głosiło na swój własny temat, kiedy ta wiedza została z tej władzy wyłuskana i kiedy, na przestrzeni całego XVIII wieku, stała się narzędziem walki politycznej, w taki sam sposób i z takiego samego powodu pojawiło się dążenie ze strony władzy, by wiedzę tę przejąć i skontrolować. Utworzenie w końcu XVIII wieku swoistego ministerstwa historii, utworzenie tego wielkiego zbioru archiwów, który zresztą w XIX wieku miał stać się Szkołą Dokumentów Dawnych (l'École des Chartes), powołaną mniej więcej w tym samym czasie, co Szkoła Górnictwa, Szkoła Dróg i Mostów — Szkoła Dróg i Mostów to trochę inna sprawa, ale mniejsza o to — odpowiada również temu dyscyplinowaniu wiedzy. Władzy królewskiej chodziło o to, by zdyscyplinować wiedzę historyczną, rozmaite rodzaje wiedzy historycznej, i w ten sposób ustanowić wiedzę państwową. Jest jednak pewna różnica w porównaniu z wiedzą technologiczną: w tej mierze mianowicie, w jakiej historia była, jak sądzę, wiedzą z istoty antypaństwową, między historią dyscyplinowaną przez państwo, historią, która stała się treścią oficjalnego nauczania, a historią związaną z walkami, będącą jakby sumieniem walczących podmiotów, dochodziło do nieustannych starć. Zdyscyplinowanie nie wyrugowało konfliktu między nimi. Podczas gdy w porządku technologii można powie­dzieć, że z grubsza biorąc dyscyplinowanie prowadzone w ciągu XVIII wieku było skuteczne i że się powiodło, to w odniesieniu do wiedzy historycznej dyscyplinowanie miało wprawdzie miej­sce, lecz nie tylko nie przeszkodziło rozwojowi historii niepań­stwowej, historii zdecentralizowanej, historii walczących pod­miotów, ale ostatecznie, przez całą grę bojów, konfiskat, wzajem­nych kontestacji, tę historię umocniło. I dlatego mamy ciągle dwa poziomy świadomości i wiedzy historycznej, dwa poziomy, które

Page 94: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

188 Trzeba bronić społeczeństwa

oczywiście będą się coraz bardziej rozchodzić. Ale to rozejście się nigdy nie przeszkodzi istnieć jednemu ani drugiemu- z jednej strony w.edzy rzeczywiście zdyscyplinowanej, przyjmującej po­stać dyscyphny historycznej, a z drugiej strony polimorficznej świadomości historycznej, podzielonej i wojującej, która jest niczym innym jak drugim aspektem, drugim obliczem świadomo­ść, politycznej. Właśnie o tych rzeczach, dziejących się przy końcu XV II, na początku XIX wieku, spróbuję wam troszeczkę powiedzieć.

WYKŁAD Z 3 MARCA 1976

Taktyczne uogólnienie wiedzy historycznej. — Konstytucja, Re­wolucja i historia cykliczna. — Dzikus i barbarzyńca. — Trzy rodzaje filtru wobec barbarzyńcy: taktyki dyskursu historycznego. — Problemy metody: pole epistemologiczne i antyhistorycyzm burżuazji. — Reaktywacja dyskursu historycznego w epoce Rewo­lucji. — System feudalny i powieść gotycka.

Ostatnim razem pokazałem wam, jak wokół szlacheckiej reakcji z początku XVIII wieku doszło do powstania, do ukon­stytuowania się dyskursu historyczno-politycznego, pola histo-ryczno-politycznego. Chciałbym teraz umieścić się w innym punkcie czasowym, to znaczy w okolicach Rewolucji Francuskiej, w czasie, kiedy, jak sądzę, można uchwycić dwa procesy. Z jed­nej strony widzimy, jak ten dyskurs, który początkowo był związany ze szlachecką reakcją, uogólnił się nie tyle, nie tylko w tym sensie, że stał się w pewien sposób regularną, kanoniczną formą dyskursu historycznego, ale w tym sensie, że stał się taktycznym instrumentem dającym się wykorzystać nie tylko przez szlachtę, lecz ostatecznie w ramach dowolnej strategii. Albowiem w ciągu XVIII wieku wiedza historyczna, oczywiście za sprawą pewnych modyfikacji zasadniczych twierdzeń, stała się w końcu rodzajem dyskursywnej broni wykorzystywanej i roz­budowywanej przez wszystkich przeciwników w ramach pola politycznego. W sumie chciałbym wam pokazać, z jakich wzglę­dów tego dyskursu historycznego nie można uważać za ideologię czy za produkt ideologiczny szlachty i jej pozycji klasowej, i że nie o ideologię tu chodzi; chodzi o coś innego, co próbuję właśnie odsłonić, a co można uznać za taktykę dyskursywną, za pewien mechanizm wiedzy i władzy, który właśnie jako taktyka może być przenoszony z jednego miejsca w drugie i ostatecznie staje się prawem rządzącym powstawaniem wiedzy, a jednocześnie współ-

Page 95: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

190 Trzeba bronić społeczeństwa Wykład z i marca 1976 191

ną formą bitwy politycznej. Mamy zatem uogólnienie dyskurs^ historii, ale jako taktyki.

Drugi proces, jaki zarysowuje się w okresie Rewolucji, to rozwijanie się tej taktyki w trzech kierunkach, odpowiadający^ trzem różnym bataliom i wytwarzających ostatecznie trzy równii różne taktyki: pierwsza skupia się na problemie narodowości i okaże się w istotny sposób związana ze zjawiskami językftg a w konsekwencji z filologią; druga skupia się na klasach społecznych z centralnym zjawiskiem dominacji ekonomiczneJi w efekcie jest zasadniczo związana z ekonomią polityczna wreszcie trzeci kierunek skupia się już nie na narodowościach i nie na klasach, ale na rasie, z centralnym fenomenem biologicz^ nej specyfikacji i selekcji, co wiąże ten rodzaj dyskursu historyc&j nego z problematyką biologiczną. Filologia, ekonomia polityczną, biologia. Mówić, pracować, żyć121. Widzimy, jak cała ta profea lematyka zostaje podjęta i wyartykułowana na nowo wokół tej wiedzy historycznej i taktyk, które z nią się wiążą.

Pierwszą sprawą, o której chciałbym dzisiaj z wami pomówi^ jest więc to taktyczne uogólnienie wiedzy historycznej: jak przesunęła się ona z miejsca swoich narodzin, którym była szlachecka reakcja na początku XVIII wieku, aby stać się tym ogólnym instrumentem wykorzystywanym we wszystkich wal­kach politycznych — niezależnie od punktu widzenia, z jakiego na nie patrzymy — przy końcu XVIII wieku? Pierwsze pytanie, dotyczące powodu tej taktycznej wszechstronności: jak i dlaczego ten tak szczególny instrument, ten w końcu tak osobliwy dyskurs, który polegał na opiewaniu chwały najeźdźców, mógł stać się ogólnym instrumentem w taktykach i w politycznych starciach XVIII wieku?

Myślę, że powód można znaleźć, szukając w takim oto kierunku. Boulainvilliers uczynił z podziału narodowego zasadę zrozumiałości historii. Zrozumiałość oznaczała trzy rzeczy. Po pierwsze, Boulainvilliersowi chodziło o odkrycie źródłowego konfliktu (bitwy, wojny, podboju, inwazji itd.), tego począt­kowego konfliktu, tego wojennego jądra, z którego mogły wyras­tać inne walki, wszystkie inne bitwy, czy to jako bezpośrednie następstwa, czy to w wyniku serii przesunięć, modyfikacji,

121 Chodzi tu wyraźnie o podjęcie na nowo i o „genealogicznej przeformułowanie pól wiedzy i form dyskursywności, których „archeo­logiczną" analizę Foucault rozwinął w Les Mots et les Choses, dz. cyt.

odwróceń w stosunkach sił. Mamy więc u niego rodzaj wielkiej genealogii walk ustalanej poprzez wszystkie najrozmaitsze boje, jakie toczono w ciągu historii. Jak odnaleźć fundamentalną walkę, jak związać nić strategiczną łączącą wszystkie te bitwy? Zro­zumiałość historyczna, jakiej chciał dostarczyć Boulainvilliers, zakładała również, że trzeba nie tylko odnaleźć tę fundamentalną, centralną bitwę i to, w jaki sposób wywodziły się z niej inne boje, ale także wykryć zdrady, sprzeczne z naturą sojusze, podstępy jednych i tchórzostwo drugich, wszystkie sposoby omijania pra­wa, wszystkie wstydliwe kalkulacje, wszystkie niewybaczalne zapomnienia, które umożliwiły transformację, a jednocześnie jakby zafałszowanie tego fundamentalnego stosunku sił i tego fundamentalnego konfliktu. Chodziło o przeprowadzenie swego rodzaju wielkiego egzaminu historycznego („kto jest winien?"), a więc nie tylko o związanie strategicznej nici, ale też o wykreś­lenie poprzez historię niekiedy krętej, ale nieprzerwanej linii podziałów moralnych. Po trzecie, ta zrozumiałość historyczna miała znaczyć jeszcze coś innego: chodziło o to, by ponad wszystkimi przesunięciami taktycznymi, ponad wszystkimi mal­wersacjami historyczno-moralnymi, odnaleźć, wydobyć na jaw pewien stosunek sił, który byłby jednocześnie słuszny i praw­dziwy. Prawdziwy stosunek sił — w tym sensie, że chodziło o odkrycie pewnego stosunku sił, który nie był stosunkiem idealnym, lecz realnym, który rzeczywiście zaistniał i został zapisany przez historię podczas pewnej decydującej próby sił, jaką w tym wypadku był najazd Franków na Galię. Chodzi więc o taki stosunek sił, który byłby historycznie prawdziwy, histo­rycznie rzeczywisty, a po drugie, który byłby dobrym stosunkiem sił, bo oczyszczonym ze wszystkich niedobrych przekształceń, jakim podległ w wyniku rozmaitych zdrad i przemieszczeń. W tym poszukiwaniu zrozumiałości historycznej chodziło właśnie o to: o odkrycie stanu rzeczy będącego stanem siły w jego pierwotnej słuszności. I ten projekt został jasno sformułowany przez Boulainvilliersa i jego następców. Boulainvilliers mówił na przykład: trzeba odnieść nasze obecne zwyczaje do ich praw­dziwego początku, odkryć zasady wspólnego prawa narodu i zba­dać, co zmieniło się z upływem czasu. A du Buat-Nançay, trochę później, miał powiedzieć: przez poznanie pierwotnego ducha rządów trzeba przywrócić moc pewnym prawom, utemperować te, których zbyt wielka moc mogłaby zakłócić równowagę, ustalić harmonię i przywrócić dawne stosunki.

Page 96: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

192 Trzeba bronić społeczeństwa

Ten projekt analizy i zrozumiałości historii obejmuje więd trzy zadania: związać nić strategiczną, wyznaczyć linie podziałowi moralnych i przywrócić słuszność czegoś, co można nazwać konstytucyjnym punktem polityki i historii, konstytucyjnym mo­mentem królestwa. Mówię „punkt konstytucyjny", „moment kon­stytucyjny", aby w pewien sposób uniknąć, a jednocześnie cał­kowicie nie zatrzeć słowa „konstytucja". W istocie, jak widzicie to przecież o konstytucję tutaj idzie: uprawia się historię, aby odtworzyć konstytucję, ale konstytucję rozumianą wcale niejako jawny zespół praw sformułowanych w jakimś momencie. Nie chodzi również o odnalezienie swego rodzaju pierwotnej konwent cji prawnej, która w pewnym czasie, a raczej w przed-czasiej została ustalona między królem, czyli suwerenem i jego pod­danymi. Chodzi o odkrycie czegoś, co ma ciężar sytuacji histo­rycznej; co należy nie tyle do porządku prawa, ile do porządku; siły i nie tyle do porządku pisma, ile do porządku równowag^ Czegoś, co jest konstytucją, ale nieomal w sensie, jaki temu terminowi nadają lekarze, to znaczy stosunkiem siły, równowag! i grą proporcji, stałym brakiem symetrii, stosowną nierównością Właśnie o tym wszystkim mówili osiemnastowieczni lekarze^ kiedy używali słowa „konstytucja"122. Idea konstytucji, która pojawia się w literaturze historycznej wokół szlacheckiej reakcji,, jest jakby jednocześnie ideą medyczną i wojskową: oznacza stosunek sił między dobrem i złem, a zarazem stosunek sił między przeciwnikami. Do tego momentu konstytucyjnego, o którego odkrycie chodzi, trzeba dotrzeć przez poznanie i przywrócenia zasadniczego stosunku sił. Trzeba wprowadzić w życie konstytu>i cję nie przez przywrócenie dawnych praw, ale przez coś takiego jak rewolucja sił — rewolucja w ścisłym sensie, w jakim rewolucją jest przejście od punktu nocy do punktu dnia, od najniższego do najwyższego punktu. Dzięki Boulainvilliersowl stało się możliwe — i myślę, że jest to fakt o fundamentalny^ znaczeniu — połączenie tych dwóch pojęć, pojęcia konstytucji i pojęcia rewolucji. Dopóki w literaturze historyczno-prawnej, która była z istoty literaturą parlamentarzystów, przez konstytucję

'

Wykład z 3 marca 1976 193

122 Medyczna teoria „konstytucji" ma długą historię, ale Foucault odwołuje się tu zapewne do teorii anatomo-patologicznej, sformułowanej w XVIII wieku na podstawie takich autorów, jak Sydenham, Le Brun, Bordeu, a rozwiniętej w pierwszej połowie XIX wieku przez Bichata i szkołę paryską (zob. Foucault, Naissance de la clinique, dz. cyt.).

rozumiano z zasady fundamentalne prawa królestwa, to znaczy pewien aparat prawny, coś z porządku konwencji, było oczywiste, że przywrócenie konstytucji mogło oznaczać tylko przywrócenie praw wydobytych na światło dzienne po prostu mocą decyzji. Natomiast z chwilą, gdy konstytucja nie jest już armaturą prawną, zespołem praw, lecz stosunkiem sił, staje się oczywiste, że tego stosunku nie da się przywrócić z niczego; że można go przywrócić lylko pod warunkiem, że istnieje coś takiego jak cykliczny ruch historii, w każdym razie tylko o tyle, o ile istnieje coś, co każe krążyć historii i powracać jej do punktu wyjścia. W rezultacie ta medyczno-wojskowa idea konstytucji, to znaczy idea stosunku sił, prowadzi, jak widzicie, do czegoś w rodzaju filozofii historii cyklicznej, w każdym razie do myśli, że historia rozwija się koliście. Można powiedzieć, że w pewnym sensie ta idea zostaje „wprowa­dzona". Ale prawdę mówiąc zostaje przywrócona, bo w gruncie rzeczy jest to po prostu stary milenarystyczny wątek powracania rzeczy, wpleciony w wyartykułowaną wiedzę historyczną.

Taka filozofia historii jako filozofia czasu cyklicznego staje się możliwa od XVIII wieku, z chwilą, gdy wprowadzono do gry te dwa pojęcia: pojęcie konstytucji i pojęcie stosunku sił. Idea historii cyklicznej pojawia się bowiem w obrębie wyartykułowa­nego dyskursu historycznego, jak sądzę, po raz pierwszy, właśnie u Boulainvilliersa. Imperia, powiadał Boulainvilliers, rosną i upa­dają w taki sam sposób, w jaki słońce oświetla ziemię'23. Obrót

123 W Essai sur la noblesse de France contenant une dissertation sur son origine et abaissement (dzieło zredagowane około 1700 roku i wyda­ne w 1730 w: Continuation des mémoires de littérature..., dz. cyt., t. IX) Boulainvilliers przyznaje, w związku ze „schyłkiem" i „dekadencją" starożytnego Rzymu, że jest to „une destinée commune a tous les Etats de longue durée" [„los wspólny wszystkim długo trwającym państwom"] i dodaje: „...le monde est le jouet d'une succession continuelle; pourquoi la noblesse et ses avantages seraient-ils hors de la règle commune?" [„...świat jest igraszką nieustannej zmiany; dlaczego szlachta i jej zalety miałyby się wymykać tej powszechnej regule?"]. Niemniej, w związku z tą zmianą, myśli, że „du nombre de nos enfants, quelqu 'un percera cette obscurité où nous vivons pour rendre à notre nom son ancien éclat" [„któreś spośród naszych dzieci przebije ten mrok, w jakim żyjemy, aby przywrócić naszemu imieniu jego dawny blask"] (s. 85). Co do idei cyklu, znajdujemy ją w tej samej epoce raczej w Scienza nuova G.B. Vico (Napoli 1725) [Nauka nowa, przełożył Jan Jakubowicz, opracował i wstępem poprzedził Sław Krzemień-Ojak, PWN, Warszawa 1966

Page 97: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

194 Trzeba bronić społeczeństwa

słońca, obrót historii: widzicie, jak te dwie rzeczy są teraz związane. Mamy więc to sprzężenie, to połączenie trzech tema­tów: konstytucji, rewolucji, historii cyklicznej. Oto, można po­wiedzieć, jeden z aspektów tego narzędzia taktycznego, jakim posłużył się Boulainvilliers.

Drugi aspekt: co chce zrobić Boulainvilliers szukając w histo­rii punktu konstytucyjnego — który byłby słuszny i prawdziwy^ Chodzi mu oczywiście o to, by odeprzeć możliwość poszukiwania takiego punktu w prawie, ale również w naturze: jego anty-jurydyzm (o którym wam przed chwilą mówiłem) jest również antynaturalizmem. Wielkim przeciwnikiem Boulainvilliersa i je­go następców będzie natura, człowiek natury; albo też, jeśli chcecie, wielkim przeciwnikiem tego rodzaju analizy (i również z tego powodu analizy Boulainvilliersa zyskają wymiar instru­mentu taktycznego), jest człowiek naturalny, czyli dzikus, rozu­miany w dwóch znaczeniach: po pierwsze, dzikus jako ten człowiek natury, którego prawnicy albo teoretycy prawa umiesz­czali przed społeczeństwem, aby ukonstytuować społeczeństwo» widząc w nim element, na bazie którego mogło powstać ciało społeczne. Szukając punktu konstytucyjnego, Boulainvilliers i je­go następcy nie zamierzali odkryć takiego dzikusa, niejako wcześniejszego od społeczeństwa. Po drugie, chcieli również uniknąć drugiego aspektu dzikusa, tego innego człowieka natury, jakim jest wymyślony przez ekonomistów człowiek bez historii i bez przeszłości, powodujący się tylko własnym interesem

Wykład z 3 marca 1976 195

—przyp. tłum.]. W Astrologie mondiale (1711 ) Boulainvilliersa, wydanej przez Renée Simon w 1949 roku, pojawia się, można by powiedzieć, „preheglowska" idea „przenoszenia się monarchii z jednego kraju i z jed­nego narodu do innego". Boulainvilliersowi chodzi o „porządek", który ,/t 'a toutefois rien de fixe, puisqu 'il n 'est point de société toujours durable et que les Empires les plus vastes et les plus redoutés sont sujets à se détruire par des moyens pareils à ceux qui les ont formés; d'autres sociétés naissent souvent dans leur propre sein qui usent à leur tour de force et de persuasion, font des conquêtes sur les anciennes et les assujetissements à leur tour" [„który nie jest jednak niczym starym, ponieważ nie ma zawsze trwającego społeczeństwa i ponieważ najwięk­sze i najstraszliwsze imperia podlegają zniszczeniu w wyniku takich samych mechanizmów jak te, co je zrodziły; często w ich własnym łonie rodzą się inne społeczeństwa, które z kolei używają siły i perswazji, dokonują podboju na starych [społeczeństwach] i z kolei je ujarzmiają"] (s. 141-142).

i wymieniający produkt swojej pracy na inny produkt. Politycz-no-historyczny dyskurs Boulainvilliersa i jego następców chciał więc przepędzić zarazem dzikusa teoretyczno-prawnego, dzikusa wycho­dzącego z lasu, aby zawrzeć umowę i założyć społeczeństwo, jak i dzikiego homo oeconomicus, oddającego się wymianie i handlowi. Myślę, że w gruncie rzeczy to połączenie dzikusa z wymianą jest absolutnie zasadnicze nie tylko dla myślenia prawniczego, nie tylko w osiemnastowiecznej teorii prawa, ale że ten splot dzikusa i wymiany odnajdujemy stale, od teorii prawa w XVIII wieku po dziewiętnasto- i dwudziestowieczną antropologię. W istocie w osiemnastowiecznej myśli prawnej podobnie jak w dziewiętnasto-i dwudziestowiecznej antropologii dzikus jest zasadniczo człowie­kiem wymiany, wymieniaczem, kimś, kto wymienia prawa lub dobra. W tej mierze, w jakiej wymienia prawa, funduje społeczeń­stwo i władzę. W tej mierze, w jakiej wymienia dobra, ustanawia ciało społeczne, będące jednocześnie ciałem ekonomicznym. Od XVIII wieku dzikus jest podmiotem elementarnej wymiany. Otóż zapoczątkowany przez Boulainvilliersa dyskurs historyczno-polity-czny w gruncie rzeczy był wymierzony przeciwko temu dzikusowi (który miał wielkie znaczenie w osiemnastowiecznej teorii prawnej), przeciwstawiając mu inną postać, jeśli chcecie równie elementarną, jak dzikus prawników (i wkrótce antropologów), ale zupełnie inaczej ukonstytuowaną. Tym przeciwnikiem dzikusa jest barbarzyńca.

Barbarzyńca przeciwstawia się dzikusowi, ale w jaki sposób? Przede wszystkim tak: w istocie dzikus jest dziki zawsze tylko w stanie dzikości, razem z innymi dzikusami, ale przestaje być dzikusem, kiedy wchodzi w stosunek typu społecznego. Nato­miast barbarzyńca to ktoś, kto daje się pojąć i scharakteryzować, zdefiniować tylko w stosunku do jakiejś cywilizacji, na zewnątrz której się znajduje. Nie ma barbarzyńcy, jeżeli nie ma gdzieś punktu cywilizacyjnego, wobec którego barbarzyńca jest zewnęt­rzny i przeciwko któremu występuje. Punkt cywilizacyjny — któ­rym barbarzyńca gardzi i którego pożąda — to punkt, w stosunku do którego barbarzyńca znajduje się w stanie wrogości i per­manentnej wojny. Nie ma barbarzyńcy bez cywilizacji, którą usiłuje on zniszczyć i zawłaszczyć. Barbarzyńca to zawsze człowiek, który narusza granice państw, który uderza w mury miast. Barbarzyńca, w odróżnieniu od dzikusa, nie opiera się na podstawie naturalnej. Pojawia się tylko na gruncie cywilizacji, przeciwko której występuje. Nie wkracza do historii zakładając społeczeństwo, lecz wdzierając się, puszczając z dymem i niszcząc

Page 98: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

196 Trzeba bronić społeczeństwa

jakąś cywilizację. Sądzę więc, że pierwszym punktem, podstawowej różnicą między barbarzyńcą i dzikusem jest właśnie ten stosunek do cywilizacji, a zatem do wcześniejszej historii. Nie ma barbarzyńca bez uprzedniej historii będącej historią cywilizacji, którą on podpala. Z drugiej strony barbarzyńca nie jest, jak dzikus, wektorem wymiany. Barbarzyńca jest z istoty wektorem czegol całkiem innego niż wymiana: jest wektorem dominacji. W odróż­nieniu od dzikusa barbarzyńca zdobywa, zawłaszcza; praktykuje nie pierwotne zajęcie gruntów, lecz grabież. To znaczy, że jego stosunek do własności jest zawsze wtórny: zawsze zdobywa czyjąś uprzednią własność; podobnie podporządkowuje sobie innych, czyni z nich swoich niewolników, każe im uprawiać ziemię, pilnować swoich koni, przygotowywać swoją broń itd. Również jego wolność opiera się tylko na utraconej wolności innych. I w stosunkach, jakie utrzymuje z władzą, barbarzyńca w odróżnie­niu od dzikusa nigdy nie rezygnuje z wolności. Dzikus to ktoś, kto ma w rękach jakby nadmiar wolności, który odstępuje, aby zapewnić sobie życie, bezpieczeństwo, własność, dobra. Barbarzyń»j ca nigdy nie odstępuje swej wolności. I kiedy tworzy dla siebie władzę, kiedy wybiera sobie króla, przywódcę, robi to wcale nie po to, by umniejszyć własne prawa, lecz przeciwnie, po to, by pomnożyć swoją siłę, by mieć więcej siły do grabieży, do gwałtów i kradzieży, by jako najeźdźca być bardziej pewnym własnej mocy. Barbarzyńca ustanawia władzę jako multiplikator swojej własnej» jednostkowej siły. To znaczy, że modelem rządu dla barbarzyńca jest rząd z konieczności wojskowy, który nie opiera się w żadnym razie na cywilnych umowach dotyczących odstępowania praw, charakterystycznych dla dzikusa. Myślę, że w XVIII wieku historia typu Boulainvilliersa wprowadziła właśnie taką postać barbarzyńcy.

Rozumiemy teraz bardzo dobrze, dlaczego dzikus, nawet kiedy we współczesnej myśli prawniczo-antropologicznej, w tym w dzisiejszych bukolicznych utopiach amerykańskich, przypisuje mu się trochę złośliwości i wad, mimo wszystko jest zawsze dobry. Bo i jak mógłby nie być dobry, skoro jego funkcja polega na wymianie, na dawaniu — na dawaniu, które oczywiście wypływa z jego interesów, ale które dokonuje się w formie wzajemności, stanowiącej, jeśli chcecie, akceptowalną i prawną formę dobroci? Natomiast barbarzyńca, nawet jeżeli przyznaje mu się jakieś zalety, nie może nie być zły i podły. Musi być pełen buty i nieludzki, ponieważ właśnie nie jest człowiekiem wymiany i natury; jest człowiekiem historii, człowiekiem grabieży i pożogi,

Wykład z 3 marca 1976 197

człowiekiem panowania. „Lud dumny, brutalny, bez ojczyzny, bez prawa", mówił Mably (który przecież bardzo lubił barbarzyńców); toleruje okrutne gwałty, bo należą one w jego pojęciu do porządku publicznego124. Dusza barbarzyńcy jest wielka, szlachetna i dum­na, ale też zawsze podstępna i okrutna (to wszystko u Mably'ego). De Bonneville, mówiąc o barbarzyńcach, pisał: „ci awanturnicy (...) żyją tylko wojną (...) ich prawem był miecz i uderzali nim bez skrupułów"125. A Marat, również wielki przyjaciel barbarzyńców, mówi o nich, że są „biedni, prostaccy, bez obycia, bez sztuki, ale wolni"126. Czy barbarzyńca jest człowiekiem natury? Tak i nie. Nie — w tym sensie, że zawsze jest związany z jakąś historią (i z jakąś wcześniejszą historią). Barbarzyńca pojawia się na gruncie histo­rii. A jeżeli ma związek z naturą, powiadał du Buat-Nançay (polemizując ze swoim prywatnym wrogiem, Monteskiuszem), jeżeli jest człowiekiem naturalnym, to czym jest natura rzeczy? Jest to stosunek słońca do błota, które wysycha pod jego wpływem, stosunek ostu i osła, który się nim żywi1 2 7.

W tym polu historyczno-politycznym, w którym jako in­strumentu politycznego stale używa się wiedzy o walkach, można, jak sądzę, określić każdą z wielkich taktyk stosowanych w XVIII

124 „Un peuple fier, brutal, sans patrie, sans loi [...] Les Français pouvaient tolérer, de la part de leur chef, quelques violences atroces mêmes, parce qu'elles étaient dans l'ordre des moeurs publiques" [„Lud dumny, brutalny, bez ojczyzny, bez prawa [...] Francuzi mogli tolerować ze strony swojego przywódcy nawet okrutne gwałty, bo należały one do porządku publicznych obyczajów"]. (G.-B. de Mably, Observations sur l'histoire de France, Paris 1823, rozdz. 1, s. 6; wydanie I: Genève 1765).

125 N. de Bonneville, Histoire de l'Europe moderne depuis l'irruption des peuples du Nord dans l'Empire romain jusqu 'à la paix de 1783, Genève 1789,1.1, część I, rozdz. 1, s. 20. Cytat kończy się tak: „l'èpée était leur droit, et ils l'exerçaient sans remords, comme le droit de la nature" [„ich prawem był miecz i korzystali z niego bez wyrzutów sumienia, jako z prawa natury"].

126 ,J*auvres, grossiers, sans commerce, sans arts, sans industrie, mais libres" [„Biedni, prostaccy, nie znający handlu, sztuk ni przemysłu, ale wolni"]. (Les Chaînes de l'esclavage. Ouvrage destiné à développer les noirs attentats des princes contre le peuple, Paris, rok I, rozdz. Des vices de la constitution politique; zob. nowe wydanie: Union générale d'Editions, Paris 1988, s. 30).

127 Du Buat-Nançay, Eléments de la politique..., dz. cyt., t. I, ks. I, rozdz. I-IX: De l'égalité des hommes. Kontekst tego cytatu (jeżeli jest to cytat), którego nie mogliśmy odnaleźć, mógłby być właśnie taki.

Page 99: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

198 Trzeba bronić społeczeństwa .

Wykład z 3 marca 1976 199

128 Foucault robi tu aluzję do ugrupowania intelektualnego, które od 1948 roku zaczęło się zbierać wokół Corneliusa Castoriadisa i które od 1949 roku będzie publikować „Socialisme ou Barbarie". Pismo przestanll] się ukazywać od 40 numeru w 1965 roku. Pod wpływem Castoriadisa i Claude'a Leforta dysydenci trockistowscy, działacze polityczni i in­telektualiści (m.in. Edgar Morin, Jean-François Lyotard, Jean LaplanchĄ Gérard Genette i in.) poruszali takie tematy, jak na przykład krytyk* ustroju radzieckiego, zagadnienie demokracji bezpośredniej, krytyka reformizmu itd.

Aluzja do tytułu głośnego lewicowego pisma „Soc:,'isme ou Barbarie", wydawanego we Francji od lat pięćdziesiątycł i siedem­dziesiątych, w którym pisywali m.in. C. Castoriadis, J.-F. Lyotard, C. Lefort. (Przyp. tłum.)

wieku przez sposób, w jaki wprowadza ona do gry cztery element obecne w analizie Boulainvilliersa: konstytucję, rewolucję, barba* rzyństwo i dominację. W gruncie rzeczy problem jest następując$| jak ustalić optymalny punkt wiązania między panoszeniem się barbarzyństwa z jednej strony a z drugiej strony równowagą tej konstytucji, którą chce się odkryć? Jaką rolę w słusznym stosunku sił należy przypisać niesionej przez barbarzyńcę przemocy, wolnoi ści itd.? Inaczej mówiąc, co trzeba zachować, a co trzeba odrzucie z barbarzyńcy, aby mogła funkcjonować słuszna konstytucja? Na czym w istocie polega użyteczność barbarzyństwa? W grunctq rzeczy problem polega na przefiltrowaniu barbarzyńcy i barbarzyń^ stwa: jaki filtr trzeba założyć na barbarzyńską dominację, aby uzyskać rewolucję konstytucyjną? Właśnie ten problem konieczne^ go przefiltrowania barbarzyństwa dla celów konstytucyjnej rewolui cji i różne rozwiązania tego problemu będą definiować — w polu dyskursu historycznego, w polu historyczno-politycznym — tak­tyczne pozycje różnych grup, różnych interesów, różnych ośrodków bitewnych, związanych czy to ze szlachtą, czy z władzą monarchii czną, z burżuazją albo z rozmaitymi tendencjami w łonie burżuazjif

Myślę, że nad całym dyskursem historyczno-politycznyîj w XVIII wieku unosi się ten problem: nie rewolucja albo barbarzyństwo, lecz rewolucja / barbarzyństwo, ekonomia bar» barzyństwa w rewolucji. Ze chodzi właśnie o ten problem, widzf tego nie dowód, ale swoiste potwierdzenie w tekście, który ktoś mi zostawił poprzednim razem, gdy skończyłem wykład. Jest to tekst Roberta Desnosa, który znakomicie pokazuje, jak jeszcz| w XX wieku ten problem rewolucji albo barbarzyństwa — o mało ]^^m nie powiedziałem: socjalizmu albo barbarzyństwa128* - jest

problemem fałszywym i że prawdziwym problemem jest: rewolu­cja i barbarzyństwo. Zacytuję więc w charakterze świadectwa ten tekst Desnosa, który, jak przypuszczam, ukazał się w „La Révolu­tion surréaliste", nie wiem, bo brak tu odniesień. Oto ten tekst. Można by pomyśleć, że pochodzi z XVIII wieku: „Ludy cywilizo­wane, które wyszły z mrocznego Wschodu, odbywają ten sam marsz na Zachód, co Atylla, Tamerlan i wielu innych, nie­znanych. Kto mówi «ludy cywilizowane», mówi «dawni bar­barzyńcy», to znaczy bękarty nocnych awanturników, to znaczy ci, których skorumpował nieprzyjaciel (Rzymianie, Grecy). Wy­gnani z wybrzeży Pacyfiku i ze zboczy Himalajów, «ci wielcy towarzysze», niewierni własnej misji, stoją teraz naprzeciw tych, którzy przepędzili ich w nie tak odległych dniach inwazji. Synowie Kałmuka, wnukowie Hunów, zrzućcie te szaty, które wzięliście sobie z garderób Aten i Teb, te pancerze zabrane w Sparcie i w Rzymie, i ukażcie się nadzy jak wasi przodkowie na swoich małych koniach. I wy, pracowici Normandowie, łowcy sardynek, fabrykanci cydru, wejdźcie na te niebezpieczne łodzie, które kreśliły za sobą długi ślad za kołem polarnym, nim dotarły do tych wilgotnych łąk i do tych pełnych zwierzyny lasów. Hordo, poznaj swojego pana! Sądziłaś, że od niego uciekłaś, od tego Wschodu, który cię wypędził, dając ci prawo niszczenia, którego nie umiałaś zachować, ale oto, obszedłszy świat dokoła, znaj­dujesz go za plecami. Proszę cię, nie naśladuj psa, który chce złapać własny ogon, zawsze będziesz ścigać Zachód, zatrzymaj się. Opowiedz nam trochę o swojej misji, o wielkiej armii ze Wschodu, która dziś stała się ludźmi Zachodu"129.

Spróbujmy teraz konkretnie odtworzyć różne dyskursy histo­ryczne i związane z nimi taktyki polityczne. Boulainvilliers wprowadził do historii jednocześnie wielkiego, jasnowłosego barbarzyńcę, prawny i historyczny fakt inwazji oraz przemoc podboju, przywłaszczanie ziem i zniewalanie ludzi, wreszcie skrajnie ograniczoną władzę królewską. Jakie spośród tych ogól­nych, związanych ze sobą zjawisk, składających się na irrupcję barbarzyństwa w historię, trzeba usunąć? I co trzeba zachować, aby odtworzyć właściwy stosunek sił, na jakim powinno się opierać królestwo? Rozważę trzy wielkie modele filtru. W XVIII

129 R. Desnos, Description d'une révolte prochaine, „La Révolution surréaliste", nr 3, 15 kwietnia 1925, s. 25. Przedruk w: La Révolution surréaliste (1924-1929), Paris 1975.

Page 100: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

200 Trzeba bronie społeczeństwa

wieku istniało wiele innych, ale wskażę tylko te trzy, poniewa^ politycznie, a chyba też epistemologicznie, są one najważniejsza odpowiadają trzem bardzo różnym pozycjom politycznym.

Pierwszy sposób filtrowania barbarzyńcy, najbardziej radykalna, filtrowanie absolutne, polega na tym, że próbuje się nie pozostawaj w historii niczego z barbarzyńcy: w tym wypadku chodzi o to, by pokazać, że francuska monarchia nie wyrasta z germańskiego najazdu, który miałby tę monarchię wprowadzić i w pewien sposób przynieś^ ze sobą. Chodzi o to, by pokazać, że również szlachta nie ma wśród, swoich przodków najeźdźców spoza Renu, a zatem, że przywileje szlachty—które umieszczają ją między suwerenem a pozostałym^ podmiotami—albo zostały jej przyznane późno, albo są wynikien| jakiejś mętnej uzurpacji. W sumie chodzi o to, by zamiast wiązać szlachtę z założycielską hordą barbarzyńców, pominąć to barbarzyńi skie jądro, sprawić, że ono zniknie, a szlachta znajdzie się jakby w zawieszeniu—-stanie się tworem jednocześnie późnym i sztucz­nym. Ta teza jest oczywiście tezą monarchii, którą możecie znaleźć u całego szeregu historyków, od de Dubosa130 do Moreau131.

Wyrażona w postaci fundamentalnego twierdzenia, ta teza brzmi mniej więcej tak: Frankowie — mówi Dubos i powie potem Moreau — są po prostu mitem, złudzeniem, w każdym calu wytworem Boulainvilliersa. Frankowie nie istnieją, to znaczy, po pierwsze, nie było żadnej inwazji. Co się w rzeczywistości wydarzyło? Owszem, były najazdy, ale dokonane przez innych^ najazd Burgundów, najazd Gotów, wobec których Rzymianie byli bezradni. I właśnie w związku z tymi najazdami Rzymianie wezwali — ale w charakterze sojuszników — mały lud, który miał pewne zasługi wojenne, a którym byli właśnie Frankowie, Frankowie zostali przyjęci wcale nie jako najeźdźcy, nie jako wielcy barbarzyńcy zdolni do panowania i do grabieży, lecz jako małe, sojusznicze i użyteczne plemię. Dlatego od razu uzyskali prawa obywatelskie; nie tylko natychmiast uczyniono z nich

130 Zob. J.-B. Dubos, Histoire critique de l'établissement de la monar­chie française dans les Gaules, Paris 1734.

131 Zob. Moreau, Leçons de morale, de politique et de droit public, puisées dans l'histoire de la monarchie, Versailles 1773; tenże, Exposé historiques des administrations populaires aux plus anciennes époques de notre monarchie, Paris 1789; tenże, Exposition et Défense de notre constitution monarchique française, précédées de l'Histoire de toutes nos assemblées nationales, Paris 1789.

Wvklad z 3 marca 1976 201

obywateli galo-rzymskich, ale też dostarczono im narzędzi władzy politycznej (dlatego Dubos przypomina, że Chlodwig był w końcu rzymskim konsulem). Nie było więc ani najazdu, ani podboju, lecz imigracja i sojusz. Nie było inwazji i nie można nawet powiedzieć, że istniał naród frankijski ze swoim ustawodawstwem i swoimi obyczajami. Przede wszystkim po prostu dlatego, powiada Dubos, że Franków było stanowczo za mało, aby mogli traktować Galów ,jak Turek Maura"132, narzucając im własne prawa i obyczaje. Zagubieni w galo-rzymskiej masie nie mogli nawet zachować swoich własnych zwyczajów. Tak więc dosłownie się rozpuścili. Jak zresztą mogliby się nie rozpuścić w tym społeczeństwie i w tym galo-rzymskim aparacie, skoro tak naprawdę nie mieli żadnego pojęcia o administrowaniu czy o rządzeniu? Nawet swoją sztukę wojenną, twierdzi Dubos, przejęli od Rzymian. W każdym razie mechanizmy administracji, które, mówi Dubos, były w rzy­mskiej Galii znakomite, nie zostały przez Franków zniszczone. Nic z rzymskiej Galii nie zostało przez nich zniszczone, mówi Dubos. Zatriumfował porządek. Frankowie zostali zatem wchło­nięci, a ich król pozostał po prostu na szczycie, na powierzchni tej galo-rzymskiej budowli, do której weszło raptem paru germań­skich imigrantów. Tylko król pozostał na szczycie budowli, król będący właśnie spadkobiercą cesarskich praw rzymskiego impera­tora. To znaczy, że od początku istniała nie, jak sądził Boulainvil-liers, arystokracja typu barbarzyńskiego, ale monarchia absolutna. Dopiero wiele wieków później doszło do zerwania; wydarzyło się coś analogicznego do inwazji, ale była to inwazja wewnętrzna133.

132 Stare wyrażenie, które znaczy „traktować kogoś tak, jak Turcy traktowali Maurów". Dubos pisze: „Que le lecteur veuille bien faire attention sur l'humeur naturelle des habitants de la Gaule, qui n'ont passé dans aucun siècle pour stupides ni pour lâches, sans avoir recours à d'autres preuves; on verra bien qu 'il est impossible qu 'une poignée de Francs ait traité de Turc à Maure un million de Romains des Gaules" [„Niech czytelnik zechce zwrócić łaskawą uwagę na przyrodzony tem­perament mieszkańców Galii, którzy w żadnym stuleciu nie uchodzili za głupców ani za tchórzy, by nie odwoływać się do innych dowodów; zobaczymy, iż jest rzeczą niemożebną, aby garstka Franków traktowała jak Turek Maura milion galijskich Rzymian"] (Histoire critique..., dz. cyt., t. IV, ks. VI, s. 212-213).

133 Jeśli chodzi o krytykę Boulainvilliersa u Dubosa, zob. tegoż, Histoire critique de l'établissement de la monarchie française dans les Gaules, dz. cyt., rozdz. 8 i 9.

Page 101: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

202 Trzeba bronić społeczeństwa Wykład z 3 marca 1976 203

W tym miejscu analiza Dubosa przenosi się do epoki schyłku Karolingów i początku Kapetyngów, kiedy to dostrzega on osłabienie władzy centralnej, tej władzy absolutnej typu cesar­skiego, z której na początku korzystali Merowingowie. Coraz więcej władzy przejmują delegowani przez suwerena oficerowie; to, czego byli administracyjnymi zarządcami, czynią swoim lennem, jakby to była ich prawdziwa własność. W ten sposób» w wyniku rozkładu władzy centralnej, rodzi się coś takiego jak system feudalny: system, który jest, jak widzicie, zjawiskiem późnym, związanym bynajmniej nie z najazdem, lecz z wewnętrz­ną destrukcją władzy centralnej, i który przynosi skutek, który ma takie same skutki jak inwazja, ale inwazja dokonana od wewnątrz przez ludzi uzurpujących sobie władzę, której byli tylko delegata­mi. „Rozczłonkowanie suwerennej władzy i przemiana oficerów w panów feudalnych wywołały — czytam wam tekst Dubosa — skutki podobne do skutków obcej inwazji, wzniosły między królem i ludem dominującą kastę i uczyniły z Galii kraj praw­dziwie podbity"134. Te trzy elementy — inwazję, podbój, domina­cję — które według Boulainvilliersa charakteryzowały to, co działo się w czasach Franków, odnajdujemy również u Dubosa, ale jako zjawisko wewnętrzne, wynikające z narodzin lub związa­ne z narodzinami arystokracji, będącej jednak, jak widzicie, arystokracją sztuczną i w żaden sposób nie związaną z frankij-skim najazdem, całkowicie niezależną od niesionego przez tę inwazję barbarzyństwa. Skoro tak, walki wybuchną przeciwko takiemu podbojowi, przeciwko takiej uzurpacji, przeciwko tej wewnętrznej inwazji: z jednej strony monarcha, z drugiej strony również miasta, które zachowały wolność rzymskich municy* piów, będą wspólnie walczyć z feudałami.

Ten dyskurs Dubosa, Moreau i wszystkich monarchistycznych historyków stanowi odwrócenie punkt po punkcie dyskursu Bou­lainvilliersa, z jednym wszak ważnym przekształceniem: ośrodek analizy historycznej przesuwa się od inwazji i pierwszych Mero-wingów w stronę innego faktu, jakim były narodziny feudal izmu i pierwsi Kapetyngowie. Widzicie również —- i jest to ważne

— że inwazja szlachty jest analizowana nie jako skutek militar­nego zwycięstwa i wtargnięcia barbarzyńców, ale jako wynik wewnętrznej uzurpacji. Nadal stwierdza się fakt podboju, ale pozbawia się go barbarzyńskiego pejzażu oraz skutków praw­nych, jakie mogło za sobą pociągać zwycięstwo wojenne. Szlach­ta to nie barbarzyńcy, lecz oszuści, oszuści polityczni. Oto pierwsze stanowisko, pierwsze taktyczne wykorzystanie — przez odwrócenie — dyskursu Boulainvilliersa.

A teraz inny rodzaj filtru, inny sposób filtrowania barbarzyń­cy. Tym razem, w tym innym rodzaju dyskursu, chodzi o to, by oddzielić germańską, to znaczy barbarzyńską wolność od przywi­lejów przysługujących wyłącznie arystokracji. Inaczej mówiąc chodzi o to — i właśnie dlatego ta teza, ta taktyka pozostanie bardzo bliska tezie Boulainvilliersa — by przeciwko rzymskiemu absolutyzmowi monarchii ukazać znaczenie wolności, jaką przy­nieśli ze sobą Frankowie i barbarzyńcy. Owłosione bandy przyby­wające zza Renu rzeczywiście wkroczyły do Galii i przyniosły zë sobą swoje swobody. Ale te owłosione bandy nie były germański­mi wojownikami tworzącymi arystokratyczne jądro, które prze­trwało jako takie w ciele społeczności galo-rzymskiej. Po Galii rozlali się wojownicy, ale w rzeczywistości chodziło o cały uzbrojony lud. Forma polityczna i społeczna, wprowadzona w Galii, nie była formą arystokracji, lecz, przeciwnie, demokracji, demokracji możliwie najszerszej. Taką tezę znajdziecie u Mab-ly'ego135, u Bonneville'a136 i jeszcze u Marata w Les Chaînes de l'esclavage. Mielibyśmy zatem do czynienia z barbarzyńską demokracją Franków, którzy nie znali żadnej formy arystokracji, którzy byli tylko egalitarnym ludem żołnierzy-obywateli. „Lud dumny, brutalny — powiada Mably — bez ojczyzny, bez pra­wa"137, w którym każdy żołnierz-obywatel żył tylko z łupów i nie chciał być krępowany żadną karą. Ten lud nie uznawał żadnego stałego autorytetu, żadnej rozumnej i ukonstytuowanej władzy. Według Mably'ego w Galii powstaje więc taka brutalna, bar­barzyńska demokracja. Od tej chwili, na tym gruncie, zachodzi szereg procesów: ta zachłanność, ten egoizm frankijskich bar­barzyńców, które były zaletą, kiedy chodziło o przekroczenie

m Tylko ostatnie zdanie wydaje się cytatem: Dubos, po tym, jak mówi! o uzurpacjach oficerów królewskich i o przekształcaniu się urzędów książąt i hrabiów w godności dziedziczne, pisze: „Ce,fut alors que les Gaules devinrent un pays de conquête" [,,I wtedy to Galia stała się krajem podbitym"] (tamże, wydanie z 1742 roku, ks. IV, s. 290).

135 De Mably, Observations sur l'histoire de France, dz. cyt. 1,6 De Bonneville, Histoire de l'Europe moderne depuis l'irruption des

peuples du Nord..., dz. cyt. 137 De Mably, Observations..., dz. cyt., s. 6.

Page 102: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

204 Trzeba bronie społeczeństwa

. Wykład z 3 marca 1976 205

Renu i zajęcie Galii, stają się wadą z chwilą, gdy Frankowie! osiedlają się: zajmują się oni już tylko grabieżą i przywłaszczał niem. Zaniedbują i sprawowanie władzy, i te marcowe lub majowej zgromadzenia, które w każdej chwili, każdego roku, kontrolowała władzę królewską. Pozwalają więc działać królowi, pozwalają również, by ponad nimi powstała monarchia, która powoli staje się absolutna. A kler — według Mably'ego raczej z niewiedzy niż z chytrości — interpretuje germańskie obyczaje w terminach prawa rzymskiego: [Frankowie] sądzą, że są poddanymi monar­chii, podczas gdy w rzeczywistości byli ciałem republiki.

Również oficerowie — funkcjonariusze suwerena — prze­jmują coraz więcej władzy i w końcu wszyscy odchodzą od tej ogólnej demokracji, przyniesionej przez frankijskich barbarzyń-ł ców, by wejść w system zarazem monarehiczny i arystokratyczny. Był to proces powolny, jednak w pewnej chwili wywołał reakcję. Stało się tak, kiedy Karol Wielki, czując się coraz bardziej zdominowany i zagrożony przez szlachtę, znów oparł się na ludzie, zaniedbywanym przez poprzednich królów. Karol od­twarza Pole Marsowe i przywraca zgromadzenia majowe; po­zwala, by w tych zgromadzeniach brali udział wszyscy, także nie-wojownicy. Była więc krótka chwila powrotu do germańskiej demokracji, a potem, po tej przerwie, znów powolne działanie procesu, który doprowadził do zaniku demokracji i do narodzin dwóch bliźniaczych figur. Z jednej strony rodzi się monarchia, monarchia [Hugona Kapeta]. W jaki sposób dochodzi do po­wstania monarchii? Powstaje ona w tej mierze, w jakiej, przeciw­stawiając się barbarzyńskiej, frankijskiej demokracji, arystokracja godzi się na wybór króla, który będzie coraz wyraźniej dążył do absolutyzmu; ale z drugiej strony dlatego, że Kapetyngowie, w ramach rekompensaty za to królewskie namaszczenie, jakim szlachta obdarzyła Hugona Kapeta, będą oddawać szlachcie w lenno obszary administracyjne i urzędy, które zostały jej kiedyś powierzone. Tak więc wspólnictwo szlachty, która obrała króla, i króla, który zbudował system feudalny, sprawiło, że ponad barbarzyńską demokracją pojawiła się bliźniacza figura monar­chii i arystokracji. Na gruncie germańskiej demokracji zachodzi ten dwoisty proces. Oczywiście, pewnego dnia arystokracja i mo­narchia absolutna wejdą ze sobą w konflikt, ale nie wolno zapominać, że w gruncie rzeczy są bliźniaczymi siostrami.

Trzeci typ dyskursu, trzeci typ analizy, a jednocześnie trzecia taktyka jest w istocie najsubtelniejsza i zrobi największą karierę

historyczną, chociaż w epoce, w której została sformułowana, miała bez wątpienia nieskończenie mniej blasku niż tezy Dubosa lub Mably'ego. W tej trzeciej operacji taktycznej chodzi w grun­cie rzeczy o odróżnienie dwóch rodzajów barbarzyństwa: pierw­sze, barbarzyństwo Germanów, zostanie uznane za złe, za bar­barzyństwo, z którego trzeba się wyzwolić; istnieje jednak rów­nież dobre barbarzyństwo, barbarzyństwo Galów, które niesie ze sobą prawdziwą wolność. W ten sposób przeprowadza się dwie ważne operacje: z jednej strony rozdziela się wolność i germań-skość, związane w jedno przez Boulainvilliersa; a z drugiej strony oddziela się romańskość od absolutyzmu. To znaczy, że w rzym­skiej Galii odkrywa się te elementy wolności, o których wszystkie poprzednie tezy mniej lub bardziej wyraźnie twierdziły, iż zostały one przyniesione przez Franków. Z grubsza biorąc, podczas gdy teza Mably'ego: demokratyczny wybuch germańskich swobód, stanowiła przekształcenie tezy Boulainvilliersa, nowa teza, będą­ca tezą Bréquigny'ego138, Chapsala139 itd., powstaje przez inten­syfikację i przesunięcie czegoś, co zajmowało marginalne miejsce u Dubosa, kiedy mówił on, że przeciwko systemowi feudalnemu wystąpił nie tylko król, ale również miasta, miasta, które oparły się feudalnej uzurpacji.

Teza Bréquigny'ego i Chapsala, teza, która ze względu na swoje znaczenie stanie się tezą mieszczańskich historyków XIX wieku (Augustina Thierry'ego, Guizota), polega na twierdzeniu, iż w gruncie rzeczy system polityczny Rzymian był dwupiętrowy. Oczywiście na poziomie rządu centralnego, na poziomie wielkiej rzymskiej administracji, mamy do czynienia, przynajmniej w cza­sach cesarstwa, z władzą absolutną. Ale Rzymianie pozostawili Galom ich źródłowe swobody. W ten sposób rzymska Galia jest wprawdzie w pewnym sensie ojczyzną wielkiego absolutystycz-nego imperium, ale jest również usiana, przeniknięta ogniskami wolności, które w istocie są starymi swobodami galijskimi lub celtyckimi pozostawionymi przez Rzymian i nadal funkcjonują-

138 L.G.O.F. de Bréquigny, Diplomata, chartae, epistolae et alia monumentu ad res franciscas spectantia, Parisiis 1679-1783; Ordonnan­ces des rois de France de la troisième race, Paris, t. XI: 1769 i t. XII: 1776.

139 J.-F. Chapsal, Discours sur la féodalité et l'allodialité, suivi de Dissertations sur le franc-alleu des coutumes d'Auvergne, du Bourbon­nais, du Nivernois, de Champagne, Paris 1791.

Page 103: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

206 Trzeba bronić społeczeństwa

cynii w miastach, w tych sławnych municypiach rzymskie Cesarstwa, gdzie wciąż utrzymują się, zresztą w formie przynaj­mniej częściowo przejętej z dawnych osad rzymskich, archaiczna odwieczne wolności Galów i Celtów, Wolność (i, jak sądzę, ten wątek po raz pierwszy pojawia się w analizach historycznych) jest więc zjawiskiem dającym się pogodzić z rzymskim absolutyJ| mem; jest to zjawisko galijskie, ale nade wszystko zjawislu miejskie. Wolność należy do miast. I właśnie dlatego, że należjf do miast, będzie mogła walczyć i stać się siłą polityczną i histo» ryczną. To prawda, że te rzymskie miasta zostaną zniszczojU w wyniku najazdu Franków i Germanów. Ale Frankowie i Ger« manie, ci wędrowni wieśniacy, w każdym razie barbarzyńcy, nie doceniają miast i osiedlają się w szczerej wsi. Miasta, wzgardzoflfl przez Franków, odbudowują się więc i korzystają z noweg0 wzbogacenia. Kiedy pod koniec panowania Karolingów powstajj system feudalny, wielcy świecko-kościelni panowie będą oczywfl ście próbowali położyć rękę na tym odtworzonym bogactwł| miast. Ale miasta, uzyskawszy w ciągu historii siłę dzięki swoj#( mu bogactwu, dzięki swoim swobodom, a także dzięki wspólnfl| cie, jaka tworzyły, będą mogły walczyć, stawiać opór, buntował się. Widzimy, jak wszystkie te wielkie buntownicze ruchy gmin rozwijają się od czasów pierwszych Kapetyngów i w końctf narzucają zarówno władzy królewskiej, jak arystokracji szacunell dla swoich praw i, do pewnego stopnia, swój system prawny, swój typ gospodarki, swoje formy życia, swoje zwyczaje itd. Dzieje się tak w XV i w XVI wieku.

Widzicie, że tym razem mamy do czynienia z tezą, która w o wiele większym stopniu niż poprzednie tezy, o wiele bardzief nawet niż teza Mably'ego, będzie mogła stać się tezą trzeciego stanu, ponieważ właśnie tutaj można będzie po raz pierws?! wyartykułować, w ramach analizy historycznej, historię miastSi historię instytucji urbanistycznych, a także historię bogactwf i jego skutków politycznych. Ta historia pokazuje, a przynajmriMJ zarysowuje obraz trzeciego stanu, który powstaje nie po prostu dzięki królewskim koncesjom, lecz dzięki własnej energii, włas» nemu bogactwu, własnemu handlowi, dzięki dobrze opracowana mu prawu miejskiemu, które w części zostało przejęte z prawi rzymskiego, ale które było też zaszczepione na dawnej wolność^ to znaczy na dawnym galijskim barbarzyństwie. Od tej pory — i po raz pierwszy — romańskość, która w myśli historycznffl i politycznej XVIII wieku zawsze miała barwę absolutyzmu, która

-Wykiad z 3 marca 1976 207

zawsze była po stronie króla, zabarwi się liberalnie. I zamiast być teatralną formą, w jakiej władza królewska może ujmować swoją historię, romańskość, dzięki analizom, o których tu mówię, stanie się stawką w grze samej burżuazji. Burżuazja będzie mogła odzyskać romańskość w postaci galo-rzymskiego municypium, stanowiącego w pewnym sensie jej tytuł szlachecki. Galo-rzym-Hkie mieszczaństwo to szlachectwo trzeciego stanu. I właśnie tego mieszczaństwa, tej formy autonomii, tej municypalnej wolności trzeci stan będzie się domagał. Ma się rozumieć, że to wszystko należy umieścić w kontekście debaty, jaka miała miejsce w XVIII wieku właśnie wokół problemu miejskich swobód i autonomii. Odsyłam was na przykład do tekstu Turgota, który pochodzi z 1776 roku140. Ale widzicie, że tym samym w przededniu rewolucji romańskość będzie mogła wyzbyć się wszystkich mo-narchistycznych i absolutystycznych konotacji, jakie wiązały się z nią w ciągu XVIII wieku. Będzie mogła wyłonić się romańskość liberalna, a zatem taka, do której będzie można powrócić nawet jeżeli nie jest się monarchistą, nawet jeżeli nie jest się absolutystą. Można powrócić do romańskości nawet jeżeli jest się tylko mieszczaninem. I, jak wiecie, Rewolucja nie omieszka dokonać takiego powrotu.

Inny ważny aspekt tego dyskursu Bréquigny'ego, Chapsala itd. polega na tym, że pozwala on, jak widzicie, fantastycznie poszerzyć pole historyczne. W gruncie rzeczy XVH-wieczni historycy angielscy, ale również Boulainvilliers, wychodzili od małego jądra, jakim był fakt inwazji, tych parędziesiąt lat, najwyżej to stulecie, w czasie którego barbarzyńskie hordy rozlewały się po Galii, I widzicie, że powoli ten wyjściowy obszar znacznie się poszerza. Widzieliśmy już, na przykład, jakie zna­czenie ma u Mably'ego taka postać jak Karol Wielki, a także jak u Dubosa analiza historyczna rozciąga się aż po czasy pierwszych Kapetyngów i powstania systemu feudalnego. Teraz, w analizach Bréquigny'ego, Chapsala itd., ośrodek, dziedzina użytecznej i płodnej politycznie wiedzy historycznej rozciągnie się-z jednej strony w dół, bo cofamy się tu aż do rzymskiej organizacji miejskiej, a ostatecznie aż do starych swobód galijskich i celtyc­kich; jest to niebywałe przesunięcie wstecz. Z drugiej strony historia rozciągnie się w górę, przez wszystkie walki, przez wszystkie komunalne bunty, które od początkowej fazy feudaliz-

R.-J. Turgot, Mémoire sur les Municipalités, Paris 1776.

Page 104: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

208 Trzeba bronić społeczeństwa

mu doprowadzą do częściowego przynajmniej wypłynięcia burżua-* zji w XV i XVI wieku. Od tej pory polem debaty historycznej i politycznej staje się półtora tysiąca lat historii. Prawny i historyczki ny fakt inwazji zupełnie stracił teraz znaczenie i mamy do czynienia z ogromnym polem powszechnych walk pokrywających tysiąfl pięćset lat historii, w których biorą udział tak różni aktorzy, jak królowie, szlachta, kler, żołnierze, oficerowie królewscy, trzeci stan, burżuazja, mieszkańcy miast, chłopi itd. Jest to historia oparta się na takich instytucjach, jak rzymskie wolności, swobody miejskie, Kościół, edukacja, handel, język i tak dalej. Ogólny wybuch pola historii; i właśnie w tym polu podejmą pracę historycy XIX wieku.

Powiecie mi: po co te wszystkie szczegóły, po co to umiesz­czanie rozmaitych taktyk w polu historii? To prawda, że mógłbym, po prostu przejść bezpośrednio do Augustina Thierry'ego, do Montlosiera i do tych wszystkich, którzy na podstawie takiej instrumentacji wiedzy próbowali pomyśleć fenomen rewolucyjna Zatrzymałem się nad tym wszystkim z dwóch powodów. Po pierwsze, z powodu metodologicznego. Jak widzicie, można bardzo dobrze pokazać, że poczynając od Boulainvilliersa ukon­stytuował się dyskurs historyczny i polityczny, którego dziedzina, istotne elementy, pojęcia, metody analizy są sobie bardzo bliskie. W ciągu XVIII wieku powstał rodzaj dyskursu historycznego wspólnego całemu szeregowi historyków, którzy przecież bardzo się od siebie różnią zarówno w swoich tezach, jak w swoich hipotezach i w swoich marzeniach politycznych. Można z powo- dzeniem, bez jakiegokolwiek zerwania, przebiec całą tę sieć zasadniczych twierdzeń stojących u podstaw każdego typu anali­zy; prześledzić wszystkie transformacje prowadzące od jednej historii, która [chwali] Franków [jako wojenną arystokrację], do innej, która, przeciwnie, opowiada o frankijskiej demokracji (jak u Mably'ego, jak u Dubosa). Można bez trudu przejść od jednej z tych historii do innej, wykrywając kilka bardzo prostyc^ przekształceń w zasadniczych twierdzeniach. Mamy więc bardzo ciasną sieć epistemiczną wszystkich tych historycznych dysku-sów, niezależnie od stawianych w nich tez historycznych i od przyświecających im celów politycznych. Jednak fakt, że ta sieć epistemiczna jest tak zwarta, nie znaczy wcale, że wszyscy myślą w taki sam sposób. Jest to nawet, przeciwnie, warunek, aby można było nie myśleć w taki sam sposób, jest to warunek, aby można było myśleć na różne sposoby i aby ta różnica była politycznie istotna. Aby różne podmioty mogły mówić, aby

-

Wykład z 3 marca 1976 209

mogły zajmować taktycznie przeciwstawne stanowiska, aby mog­ły być dla siebie przeciwnikami, aby w konsekwencji opozycja była opozycją zarazem w porządku wiedzy i w porządku polityki, musiało powstać właśnie to bardzo gęste pole, ta bardzo ciasna sieć regulująca wiedzę historyczną. Im bardziej zgodnie z regułami powstaje wiedza, tym bardziej jest możliwe, że mówiące w niej podmioty rozdzielą się wedle wyraźnych linii konfliktu i że walczące ze sobą dyskursy będą funkcjonować jako różne zespoły laktyczne w ramach globalnych strategii (w których nie chodzi po prostu o dyskurs i o prawdę, ale również o władzę, o status, o interesy ekonomiczne). Inaczej mówiąc, taktyczna odwracalność dyskursu jest bezpośrednią funkcją jednorodności reguł formacyj­nych tego dyskursu. Właśnie regularność pola epistemicznego, jednorodność sposobu formowania dyskursu pozwolą wykorzystać go w walkach o charakterze ekstradyskursywnym. Z takiego to powodu metodologicznego położyłem nacisk na podział różnych taktyk dyskursywnych w obrębie spójnego, regularnego i bardzo gęsto utkanego pola historyczno-politycznego141.

Położyłem na to nacisk również z innego powodu — fakto­graficznego — który dotyczy tego, co wydarzyło się w czasie Rewolucji. Chodzi o to: pomijając ostatnią formę dyskursu, o której wam mówiłem (formę Bréquigny'ego albo Chapsala itd.), widzicie, że ludźmi, którzy w gruncie rzeczy mieli najmniejszy interes w tym, by swoje projekty polityczne wspierać na historii, byli, ma się rozumieć, ludzie burżuazji albo trzeciego stanu, ponieważ powrót do konstytucji, żądanie powrotu do czegoś takiego jak równowaga sił zakładały w pewien sposób pewność, iż w tym stosunku sił można będzie samemu się odnaleźć. Jest jednak rzeczą oczywistą, że trzeci stan, burżuazja, nie mogły zbytnio, w każdym razie przed połową Średniowiecza, odnaleźć się jako podmiot historyczny w tej grze stosunków sił. Dopóki badano epokę Merowingów, Karolingów, frankijskich inwazji, a nawet Karola Wielkiego, jak można było znaleźć coś z porządku trzeciego stanu albo burżuazji? Dlatego w przeciwieństwie do tego, co się mówi, burżuazja w XVIII wieku była z pewnością

141 Ten fragment jest znaczącym świadectwem, które należałoby uwzględnić w sporze i kontrowersjach, jakie budziło pojęcie épistèmè, wypracowane przez Foucaulta w Les Mots et les Choses, dz. cyt., i podjęte w Archeologie du savoir, dz. cyt. [Archeologia wiedzy, dz. cyt., rozdz. IV, par. VI, s. 193 i nast. — przyp. tłum.]

Page 105: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

210 Trzeba bronić społeczeństwa Wykład z 3 marca 1976 211

142 Na soborze, który odbył się w Pistes (albo Pitres) w 864 roku i którego postanowienia noszą miano edyktu pistejskiego, pod wpływeo| arcybiskupa Hincmara zajęto się organizacją systemu pieniężnego, na­kazano zburzenie zamków wzniesionych przez panów feudalnych i przj" znano wielu miastom prawo do wybijania własnej monety. Zgromadzenin dokonało również sądu nad Pepinem II, królem Akwitanii, oświadczają że utracił on władzę.

najbardziej oporna, najbardziej niechętna wobec historii. To arystokracja była dogłębnie historyczna. Można to również po­wiedzieć o monarchii i parlamentarzystach. Ale burżuazja długa| pozostała antyhistorycystyczna lub, jeśli chcecie, antyhistorycziJB

Ten antyhistoryczny charakter burżuazji przejawia się na dwa sposoby. Po pierwsze, przez całą pierwszą połowę XVIII wieki! burżuazja sprzyjała raczej oświeconemu despotyzmowi, to znaczj| pewnej formie umiarkowanej władzy monarchicznej, która nie opierałaby się jednak na historii, ale na ograniczeniu wynikają| cym z wiedzy, z filozofii, z techniki, z administracji itd. Następj nie, w drugiej połowie XVIII wieku, zwłaszcza przed Rewolucja burżuazja próbowała uciec przed otaczającym historycyzmend domagając się konstytucji, która właśnie nie byłaby re-konstyttj cją, lecz która z istoty byłaby jeśli nie antyhistoryczna, to przynajmniej ahistoryczna. Stąd, jak rozumiecie, odwołanie się do prawa naturalnego, do czegoś takiego jak umowa społeczna Roussoizm burżuazji w końcu XVIII wieku, przed Rewolucją i na początku Rewolucji, był dokładnie odpowiedzią na historycyzfll , innych podmiotów politycznych, które walczyły w tym polu teorii i analizy władzy. Być roussoistą, odwoływać się właśnie do dzikusa, odwoływać się do umowy, znaczyło wymykać się całemu temu pejzażowi wyznaczonemu przez barbarzyńcę, przez jego historię i przez jego stosunki z cywilizacją.

Oczywiście ten antyhistorycyzm burżuazji nie ostał się jako taki; nie przeszkodził nowemu artykułowaniu historii. W momen­cie zwołania Stanów Generalnych „Kajety Skarg" są, jak widzn cie, pełne odniesień historycznych, ale jest rzeczą zrozumiałą, że główne odniesienia dotyczą szlachty. I po prostu po to, by odpowiedzieć na te liczne odniesienia do kapitularzy, do edyktt| pistejskiego142, do merowińskich lub karolińskich praktyk, z kolei burżuazja reaktywowała całą serię wiadomości historyczny^ niejako tytułem polemicznej repliki na wielość odniesień histo­rycznych, jakie znajdujecie w kajetach szlachty. Potem mamy drugą

reaktywację wiedzy historycznej, która jest bez wątpienia ważniejsza i ciekawsza. Była to reaktywacja, już w czasie Rewolucji, niektórych momentów lub form historycznych, które funkcjonowały, jeśli chcecie, jako pomniki historii i których powrót w języku, w instytu­cjach, w znakach, w manifestacjach, w świętach itd. pozwalał dać widzialną postać Rewolucji rozumianej jako cykl i jako powrót.

Dlatego w czasie Rewolucji mamy dwie wielkie reaktywowane formy historyczne, w pewnym sensie wyrastające nawet z tego prawniczego roussoizmu, który przez długi czas stanowił nić przewodnią. Z jednej strony była to reaktywacja Rzymu, a raczej rzymskiego państwa, to znaczy zarówno archaicznego, republikań­skiego i cnotliwego Rzymu, jak państwa galo-rzymsktego z jego swobodami i z jego pomyślnością: stąd rzymskie święto jako polityczna rytualizacja tej formy historycznej, która zakładała swobody niczym swego rodzaju fundamentalną konstytucję. Drugą reaktywowaną figurą jest figura Karola Wielkiego, do której, jak widzieliście, duże znaczenie przywiązywał Mably i w której widzi się punkt łączący swobody frankijskie ze swobodami galo-rzym-skimi: Karol Wielki — człowiek, który zwoływał lud na Polach Marsowych, Karol Wielki —suweren i wojownik, ale jednocześ­nie protektor handlu i miast, Karol Wielki — król germański i cesarz rzymski. Istniał cały sen karoliński, który rozwinął się na początku Rewolucji i przetrwał do jej końca, a o którym mówi się znacznie mniej niż o rzymskim święcie. Pole Marsowe, święto z 14 lipca 1790 roku, jest świętem karolińskim: odbywa się właśnie na Polach Marsowych i do pewnego stopnia pozwala odtworzyć i reaktywować pewien stosunek zgromadzonego ludu do jego suwerena, ten stosunek w stylu karolińskim. W każdym razie to ten rodzaj języka historycznego jest implicite obecny w lipcowym święcie 1790 roku. Najlepszym zresztą tego dowodem jest fakt, że w czerwcu 1790 roku, na kilka tygodni przed świętem, w klubie jakobinów ktoś zaproponował, aby w czasie tego święta Ludwik XVI utracił tytuł króla, aby zastąpić ten tytuł króla tytułem cesarza i aby na drodze jego przejazdu krzyczano nie „Niech żyje król!", ale „Cesarz Ludwik", bo ten, kto jest cesarzem, „imperat sed non regit", panuje, ale nie rządzi, jest cesarzem i nie jest królem. W świetle tego projektu143 Ludwik XVI winien wrócić z Pól

143 Chodzi o wniosek przedstawiony na posiedzeniu 17 czerwca 1790 roku (por. F.-A. Aulard, La Société des jacobins, Paris 1889-1897, t. I, «. 153).

Page 106: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

212 Trzeba bronić społeczeństwa Wykład z 3 marca 1976 213

Marsowych z cesarską koroną na głowie. I ma się rozumieć, że w punkcie, w którym to (trochę zapoznane) marzenie karolińskie zbiega się z marzeniem rzymskim, znajdziemy też Cesarstw! napoleońskie.

Inna forma historycznej reaktywacji w czasie Rewolucji wiążą się z odrzucaniem systemu feudalnego, tego, co d'Antraigue$| szlachcic, który przystał do burżuazji, nazywał „najstraszliwsi plagą, jaką w swym gniewie niebo mogło zesłać na wolnj| naród"144. Otóż odrzucanie feudalizmu przybiera wiele form. Po pierwsze, znajdujemy zwykłe i proste odwrócenie tezy Boulaini villiersa, tezy dotyczącej inwazji. Możecie znaleźć różne teksty — na przykład taki oto tekst księdza Proyart: „Panowie Frani kowie, jest nas tysiąc przeciwko jednemu: dość długo byliśmjf waszymi wasalami, stańcie się naszymi, pragniemy powrócić do dziedzictwa naszych ojców"145. Ojczulek Proyart chciał, aby trzeci stan przemówił tymi słowy do szlachty. A Sieyès w swoiifl sławnym tekście, do którego wrócę następnym razem, mówiłł „Dlaczego nie odesłać do lasów Frankonii tych wszystkich rodów, które zgłaszają szaloną pretensję do wywodzenia się z rasy zdobywców i do dziedziczenia prawa podboju?"146 A w 1795 lub 1796, nie pamiętani, po wielkiej emigracji, Boulay de Meurtłrtl! twierdził: „Emigranci reprezentują pozostałości po podbojtą z którego Francja prawie się wyzwoliła"147.

Widzicie, że powstało tu coś, co będzie równie ważne na początku XIX wieku, to znaczy reinterpretacja Rewolucji Franm cuskiej oraz przenikających ją walk politycznych i społecznych w terminach historii ras. Odrzucenie systemu feudalnego tłuma* czy też zapewne dwuznaczną waloryzację gotyku, z jaką mamy do czynienia w sławnych „średniowiecznych" powieściach epoldj

144 E.L.H.L. hrabia d'Antraigues, Mémoires sur la constitution des Etats provinciaux, Vivarois 1788, s. 61.

145 L.-B. Proyart, Vie du Dauphin père de Louis XV, Paris/Lyon 1782, t. I, s. 357—358. Cyt. w: A. Devyver, Le Sang épuré..., dz. cyt., s. 370.

146 Sieyès, Qu'est-ce que le Tiers-État?, dz. cyt., rozdz. II, s. 10-11. W oryginale zdanie zaczyna się tak: pourquoi ne renverrait-il pas [le Tiers-Etat)..".

147 Zob. A.-J. Boulay de la Meurthe, Rapport présenté le 25 Ven-> démiaire an VI au Conseil des Cinq-Cents sur les mesures d'ostracisme d'exil, d'expulsion les plus convenables aux principes de justice et de liberté, et les plus propres à consolider la république. Cyt. w: Devyveï| Le Sang épuré..., dz. cyt., s. 415.

Rewolucji: tych powieściach gotyckich, które są jednocześnie powieściami grozy, strachu i tajemnicy, ale też powieściami politycznymi, bo zawsze opowiadają o nadużyciach władzy, o wymuszeniach; jest to baśń o niesprawiedliwych władcach, 0 bezlitosnych i żądnych krwi panach, o butnych duchownych itd. Powieść gotycka jest powieścią fantastyczno-naukowa i fantas-tyczno-polityczną: fantastyczno-polityczną w tej mierze, w jakiej z istoty skupia się na nadużyciach władzy, a fantastyczno-nauko­wa w tej mierze, w jakiej reaktywuje na poziomie wyobraźni pewną wiedzę o systemie feudalnym, pewną wiedzę o gotyku, która w gruncie rzeczy liczy już sobie sto lat. To nie literatura i nie wyobraźnia wprowadziły pod koniec XVIII wieku te wątki gotyku i feudalizmu jako nowość lub coś odkrytego absolutnie na nowo. W rzeczywistości wpisały się one w porządek wyobraźni dlatego, że ten gotyk i ten feudalizm były wcześniej stawką stuletniej już walki toczącej się na poziomie wiedzy i form władzy. Na długo przed pierwszą powieścią gotycką, prawie wiek wcześniej, toczono boje wokół tego, czym z historycznego i poli­tycznego punktu widzenia byli feudalni panowie, ich lenna, ich władza, ich formy panowania. Na poziomie prawa, historii i poli­tyki cały wiek XVIII zajmował się problemem feudalności. 1 dopiero w czasie Rewolucji — czyli w sto lat po prze­prowadzeniu tej ogromnej pracy na poziomie wiedzy i na pozio­mie polityki — został on podjęty w wersji imaginacyjnej w tych powieściach fantastyczno-naukowych i fantastyczno-politycz-nych. Dlatego mieliśmy w tej dziedzinie powieść gotycką; ale to wszystko należy umieścić w kontekście tej historii wiedzy i moż­liwych dzięki niej taktyk politycznych. Następnym razem powiem wam więc o tym, w jaki sposób historia została podjęta w czasie Rewolucji.

Page 107: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

WYKŁAD Z 10 MARCA 1976

Polityczne przepracowanie idei narodu w czasie Rewolucji: Sieyès. - Teoretyczne konsekwencje i skutki dotyczące dyskursu histo­

rycznego. — Dwie siatki zrozumiałości nowej historii: dominacja i totalizacja. — Montlosier i Augustin Thierry. — Narodziny dialektyki.

Myślę, że w XVIII wieku to dyskurs historyczny, z istoty i niemal tylko on, uczynił z wojny podstawowy i prawie jedyny analizator stosunków politycznych; dyskurs historyczny, a więc nie dyskurs prawny i nie dyskurs teorii politycznej (z jego umowami, dzikusami, ludźmi lasów i łąk, z jego stanami natury, z jego walką wszystkich ze wszystkimi itd.); to nie te rodzaje dyskursu, lecz dyskurs historyczny. Chciałbym teraz pokazać, jak, w sposób cokolwiek paradoksalny, od czasu Rewolucji ten ele­ment wojny, będący właściwym elementem konstytutywnym zrozumiałości historycznej w XVIII wieku, zostanie jeśli nie wyeliminowany z dyskursu historycznego, to przynajmniej zredu­kowany, ograniczony, skolonizowany, rozdzielony, chciałoby się powiedzieć: ucywilizowany i do pewnego stopnia spacyfikowany. Stało się tak dlatego, że ostatecznie historia (w wersji Boulainvil-liersa albo du Buat-Nançay, nieważne) niosła ze sobą wielkie niebezpieczeństwo: wielkie niebezpieczeństwo związane z tym, że jesteśmy w stanie nieustannej wojny i że wszystkie nasze stosunki, obojętnie jakiego rodzaju, należą zawsze do porządku dominacji, porządku panowania. I to podwójne niebezpieczeńst­wo, niebezpieczeństwo nieustannej wojny jako podłoża historii i niebezpieczeństwo stosunku dominacji jako zasadniczego ele­mentu polityki, zostanie w dziewiętnastowiecznym dyskursie historycznym zredukowane, podzielone na niebezpieczeństwa regionalne, na przejściowe epizody, rozpisane na poszczególne kryzysy i akty przemocy. Ale co więcej i co, jak sądzę, bardziej

Page 108: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

216 Trzeba bronić społeczeństwa

istotne, to niebezpieczeństwo zostanie umieszczone w perspeM tywie pewnego ostatecznego uspokojenia, nie w sensie słusznjj i prawdziwej równowagi, jakiej poszukiwali historycy XVIII wieku, lecz w sensie pojednania.

Nie sądzę, by to odwrócenie problemu wojny w dyskurs^ historycznym było wynikiem przeszczepienia albo swego rodzajj kontroli sprawowanej nad historią przez filozofię dialektycznjf Myślę, że zaszło coś w rodzaju wewnętrznej dialektyzacji, auto* dialektyzacji dyskursu historycznego, która wiąże się oczywiścB z jego zmieszczanieniem. Problem polega na tym, by dowiedzie! się, jak na gruncie tego przesunięcia (jeśli nie tego upadku) roli wojny w dyskursie historycznym ów okiełznany stosunek wojeng ny znów pojawia się w obrębie tego dyskursu, ale tym rażeni w roli negatywnej, niejako zewnętrznej: w roli już nie element! konstytutywnego historii, ale elementu chroniącego i zapewfj niającego przetrwanie społeczeństwa. Wojna nie jest już waruni kiem istnienia społeczeństwa i stosunków politycznych, lecaj warunkiem jego przetrwania w istniejących stosunkach polityc^ nych. W tym momencie pojawi się idea wojny wewnętrznej jak<|| I obrony społeczeństwa przed niebezpieczeństwami rodzącymi się w jego własnym ciele i z jego własnego ciała; jest to, by się tak wyrazić, wielkie odrzucenie historii na rzecz biologii, elementffl konstytucyjnego na rzecz elementu medycznego w myślenia o wojnie społecznej.

Dzisiaj spróbuję zatem opisać ten ruch autodialektyzac^[ a w efekcie mieszczanienia historii, dyskursu historycznego ; Ostatnim razem próbowałem wam pokazać, jak i dlaczego w pokj historyczno-politycznym, jakie ukonstytuowało się w XVIII wien ku, to właśnie burżuazja, której pozycja była w końcu najtrudniej| sza, miała najwięcej kłopotów z posłużeniem się dyskursefj| historycznym jako bronią w walce politycznej. Chciałbym teraz I pokazać, jak doszło do odblokowania [takiej możliwości], wcalei nie dlatego, że burżuazja w jakiś sposób stworzyła lub uznała własną historię, lecz dzięki czemuś bardzo szczególnemu, czym| stało się nie historyczne, lecz polityczne przepracowanie tego sławnego pojęcia „narodu", z którego arystokracja uczyniła w XVIII wieku podmiot i przedmiot historii. To dzięki tej [nowejj roli, to znaczy dzięki politycznemu przepracowaniu narodu, pojęcia narodu, dokonała się transformacja, która umożliwiła, nowy typ dyskursu historycznego. Wezmę tu, może nie jako punkt wyjścia, ale przynajmniej jako przykład takiego przekształć

Wykład z W marca 1976 217

cenią, sławny tekst Sieyèsa na temat trzeciego stanu, tekst, który, jak wiecie, stawia trzy pytania: „Czym jest Trzeci Stan? Wszyst­kim. Czym był do tej pory w porządku politycznym? Niczym. Czym chce być? Chce stać się czymś" l4S. Jest to tekst tyleż sławny, co zużyty, ale myślę, że kiedy przyjrzeć mu się trochę bliżej, świadczy on o pewnych istotnych przekształceniach.

Co się tyczy narodu (wracam do spraw, o których już mówiłem, aby je streścić), wiecie, że, z grubsza biorąc, teza monarchii absolutnej brzmiała, iż naród nie istnieje, a przynaj­mniej, że może istnieć tylko o tyle, o ile znajduje swój warunek możliwości i swoją substancjalną jedność w osobie króla. Naród istnieje nie dlatego, że istnieje jakaś grupa, masa, wielość jedno­stek zamieszkujących jedną ziemię, mówiących tym samym językiem, posiadających takie same zwyczaje, takie same prawa. To nie te rzeczy czynią naród. Tym, co czyni naród, jest fakt, że chociaż istniejące obok siebie jednostki są tylko jednostkami, które nie tworzą całości, wszystkie one i każda z osobna utrzymu­ją pewien stosunek, zarazem prawny i fizyczny, z rzeczywistą, żywą, cielesną osobą króla. To ciało króla wraz z fizycz-no-prawnym stosunkiem, jakie utrzymuje ono z każdym pod­miotem, tworzy ciało narodu. Pewien prawnik z końca XVII wieku mówił: „każdy poszczególny człowiek jest tylko jednostką wobec króla"*. Naród nie tworzy jedności. Tkwi jako całość w osobie króla. I z takiego narodu, będącego niejako prostym skutkiem prawnym ciała króla, mającego swą rzeczywistość tylko w jedynej i jednostkowej rzeczywistości króla, szlachecka reakcja wydobędzie wiele „narodów" (w każdym razie przynajmniej dwa) i między tymi narodami ustali stosunki wojny i panowania, czyniąc z króla narzędzie wojny i dominacji jednego narodu nad drugim. To nie król tworzy naród; to naród obiera sobie króla właśnie po to, by walczyć z innymi narodami. I historia napisana przez szlachecką reakcję uczyniła z tych stosunków osnowę historycznej zrozumiałości.

Sieyès podaje całkiem inną definicję narodu, a raczej definicję podwójną. Z jednej strony, stan prawny. Sieyès, mówi, że aby istniał naród, trzeba dwóch rzeczy: wspólnego prawa i instancji

148 Sieyès, Qu'est-ce que le Tiers-État?, dz. cyt., s. 1. W rękopisie przed „każdy poszczególny człowiek" czytamy: „Król

stanowi cały naród i". Foucault podaje, że ten fragment jest cytowany w: P.E. Lemontey, Œuvres, Paris 1829, t. V, s. !5. (Przyp. wyd. franc.)

Page 109: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

218 Trzeba bronić społeczeństwa

ustawodawczej149. Tyle jeśli chodzi o stan prawny. Ta pierwsîfl definicja narodu (a raczej pierwszy zespół warunków konieczny^ dla istnienia narodu) wymaga więc o wiele mniej, by można było mówić o narodzie, niż definicja proponowana przez monarchii absolutną. To znaczy, że dla istnienia narodu nie jest konieczna aby istniał król. Nie jest nawet konieczne, aby istniał rząd. Naród istnieje przed powstaniem jakiegokolwiek rządu, przed narodzinai mi suwerena, przed delegowaniem władzy, byle tylko uprawnioHJ do tego instancja, czyli ciało ustawodawcze, nadała narodowi wspólne prawo. Naród jest więc czymś o wiele mniej w porówna] niu z tym, czego wymagała definicja monarchii absolutnej. Ale z drugiej strony jest czymś o wiele więcej w porównaniu z tym, czego wymagała definicja szlacheckiej reakcji. W myśl tej défini» cji, w myśl historii pisanej przez Boulainvilliersa, do tego, by istniał naród, wystarczało istnienie grupy ludzi połączonyef pewnym interesem oraz istnienie między nimi pewnych współ-nych rzeczy, takich jak obyczaje, nawyki, ewentualnie język.

Według Sieyèsa, aby istniał naród, muszą istnieć jasne prawa oraz instancje, któreje formułują. Para prawa-instancja ustawodaw^ cza jest formalnym warunkiem istnienia narodu. Ale jest to dopiera pierwszy stopień definicji. Aby naród mógł przetrwać, aby jego prawo było stosowane, a jego instancja ustawodawcza uznawana (i to nie tylko na zewnątrz, przez inne narody, ale również wewnątrz), aby [naród] trwał i prosperował już nie tylko jako formalny waruneW swojego prawnego istnienia, ale jako warunek historyczny istnienia whistorii, trzeba czegoś innego, trzeba innych warunków. I właśnie takim warunkom Sieyès poświęca dużo uwagi. Są to niejako substancjalne warunki narodu i Sieyès dzieli je na dwie grupy. Przede wszystkim chodzi o to, co nazywa „pracami", to znaczy, po pierwszej o rolnictwo, po drugie, o rzemiosło i przemysł, po trzecie, o handel, po czwarte, o sztuki wyzwolone. Ale poza tymi „pracami" potrzebne jest coś, co nazywa „funkcjami": to wojsko, wymiar sprawiedliwości| Kościół i administracja150. „Prace" i „funkcje"; prawdopodobni»

Wykład ź Ii) marca 1976 219

"*9 „Une loi commune et une représentation commune, voila ce qui fait une Nation" [„wspólne prawo i wspólna reprezentacja —• oto, co tworzy Naród"] (tamże, s. 12).

150 „Que faut-il pour qu 'une Nation subsiste et prospère? Des travaux particulière et des fonctions publiques" [„Czego trzeba, aby Naród trwał i prosperował? Vrac prywatnych i funkcji publicznych"] (tamże, s. 2; por. rozdz. I, s. 2-9).

powiedzielibyśmy raczej „funkcje" i „aparaty", aby oznaczyć te dwa /.espoły historycznych rekwizytów narodu. Ale ważne jest to, że właśnie na tym poziomie funkcji i aparatów zostają zdefiniowane warunki historycznego istnienia narodu. Otóż myślę, że postępując w taki sposób, dodając do formalnoprawnych warunków istnienia narodu warunki historyczno-funkcjonalne, Sieyès odwraca (i jest to pierwsza sprawa, którą można zasygnalizować) kierunek wszystkich analiz, jakie do tej pory przeprowadzono, czy to w sensie tezy monarchistycznej, czy to w analizie typu roussowskiego.

Czym bowiem były te elementy, wyodrębnione przez Sieyèsa jako substancjalny warunek narodu — rolnictwo, handel, prze­mysł itd. — dopóki panowała prawnicza definicja narodu? Nie był to warunek istnienia narodu, lecz, przeciwnie, skutek tego istnienia. Kiedy ludzie, rozmieszczeni pojedynczo na powierzchni ziemi, na skraju lasów lub na łąkach, chcieli rozwijać rolnictwo, uprawiać handel, móc ze sobą utrzymywać stosunki typu ekono­micznego, ustanawiali wtedy prawo, państwo albo rząd. To znaczy, że wszystkie te funkcje należały w rzeczywistości do porządku konsekwencji, a w każdym razie do porządku celów w stosunku do prawnego ukonstytuowania się narodu; funkcje te mogły się rozwijać dopiero wtedy, gdy dokonała się już prawna organizacja narodu. Co do aparatów — takich jak armia, wymiar sprawiedliwości, administracja itd. — one również nie były warunkiem istnienia narodu; były to jeśli nie skutki, w każdym razie zwykłe narzędzia i środki gwarancyjne. Dopiero po ukon­stytuowaniu się narodu można było utworzyć coś takiego jak armia albo wymiar sprawiedliwości.

Widzicie zatem, że Sieyès odwraca tę analizę. Te prace i te funkcje, albo te funkcje i te aparaty, umieszcza przed narodem — przed, jeśli nie w sensie historycznym, w każdym razie w porządku warunków istnienia. Naród może istnieć jako naród, może wejść do historii i przetrwać w niej tylko pod warunkiem, że jest zdolny do handlu, do rolnictwa, do rzemiosła; tylko pod warunkiem, że są w nim jednostki, które potrafią stworzyć armię, sąd, Kościół, administrację. Znaczy to, że grupa jednostek zawsze może się połączyć, zawsze może powołać władzę ustawodawczą i ustanowić prawa; może przyjąć konstytucję. Jednak jeżeli nie potrafi uprawiać handlu, rzemiosła, rolnictwa, jeżeli nie potrafi stworzyć armii, sądu itd., nigdy nie będzie narodem w sensie historycznym. Ani umowa, ani prawo, ani konsensus nigdy nie mogą być rzeczywistymi sprawcami narodu. Ale i odwrotnie,

Page 110: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

220 Trzeba bronić społeczeństwa Wykład z 10 marca 1976 221

z powodzeniem może zdarzyć się tak, że jakaś grupa jednostki ma historyczną zdolność do wykonywania prac i spełniani funkcji, a jednak nigdy nie otrzymała wspólnego prawa i nie miała instancji ustawodawczej. Ci ludzie będą niejako w posiadj niu substancjalnych i funkcjonalnych elementów narodu, ale nie będą posiadać jego elementów formalnych. Będą zdolni do bycif narodem, ale nie będą narodem.

Otóż na tej podstawie można analizować — jak to czyni Sieyès — to, co według niego dzieje się we Francji w końcll XVIII wieku. Istnieje tu w rzeczy samej rolnictwo, handefl rzemiosło, sztuki wyzwolone. Kto spełnia te rozmaite funkcjïfl Trzeci stan i tylko trzeci stan. Dzięki komu funkcjonuje armi<| Kościół, administracja, sądownictwo? Oczywiście w niektórymi ważnych miejscach znajdujemy ludzi należących do arystokraci ale w dziewięciu dziesiątych funkcjonowanie tych aparatów zapewnia, według Sieyèsa, trzeci stan. Natomiast ów trzeci stan* który spełnia substancjalne warunki narodu, faktycznie nie uzys| kał statusu formalnego. Nie ma we Francji praw wspólnych, ale jest seria praw, z których jedne odnoszą się do szlachty, inne do trzeciego stanu, jeszcze inne do kleru itd. Nie istnieją wspólnj prawa. Nie istnieje również władza ustawodawcza, poniewą| prawa lub rozporządzenia są ustalane przez system, który Sieyèij nazywa „salonowym"151, przez system dworski, to znaczy przez arbitralną wolę króla.

Myślę, że z tej analizy można wysnuć pewną liczbę wniosą I ków. Jedne należą oczywiście do porządku bezpośrednio polii tycznego. Są bezpośrednio polityczne, o ile znaczą, że, jak widaćj Francja nie jest narodem, ponieważ brak jej formalnych, prawt nych warunków narodu: wspólnych praw, władzy ustawodawczej A jednak istnieje we Francji „pewien" naród, to znaczy grupa jednostek zdolnych do tego, by zapewnić substancjalne i histo­ryczne istnienie narodu. Ci ludzie są nosicielami historycznyc|[ warunków istnienia pewnego narodu i narodu w ogóle. Stąd centralna formuła tekstu Sieyèsa, którą można zrozumieć tylko w polemicznym, wyraźnie polemicznym związku z tezami Boula-invilliersa, du Buat-Nançay itd., a która głosi: „Trzeci stan jest pełnym narodem"152. Ta formuła znaczy tyle: pojęcie narodu, które arystokracja chciała zastrzec dla grupy jednostek mającychj

151 Zob. tamże, rozdz. II, s. 17. 152 Zob. tamże, rozdz. I, s. 2.

tylko wspólne obyczaje i wspólny status, jest niewystarczające, »by pokryć historyczną rzeczywistość narodu. Ale z drugiej itrony całość państwowa, jaką tworzyło królestwo Francji, też nie Jest rzeczywiście narodem, ponieważ nie pokrywa się dokładnie / funkcjami historycznymi, które są koniecznym i wystarczają-cym warunkiem ustanowienia narodu. Gdzie zatem odnajdujemy historyczne jądro narodu, który będzie narodem we właściwym Ncnsie? W trzecim stanie i tylko w trzecim stanie. Sam przez się Irzeci stan jest historycznym warunkiem istnienia narodu, i to tttkiego narodu, który, jak widzicie, de iure powinien pokrywać niç z państwem. Trzeci stan jest pełnym narodem. To, co stanowi naród, jest w nim zawarte. Albo też, by wyrazić te same twierdzenia inaczej: „Wszystko, co jest narodowe, jest nasze", mówi trzeci stan, „i wszystko, co jest nasze, jest narodowe"153.

Ta formuła polityczna, której Sieyès nie jest ani wynalazcą, uni jedynym wyrazicielem, będzie oczywiście matrycą całego dyskursu politycznego, który, jak dobrze wiecie, nie wyczerpał Kię jeszcze do dzisiaj. Matryca tego dyskursu politycznego chara­kteryzuje się, jak sądzę, dwiema cechami. Po pierwsze, pewnym nowym stosunkiem między partykularnością i uniwersalnością, pewnym stosunkiem stanowiącym dokładną odwrotność stosun­ku, jaki charakteryzował dyskurs szlacheckiej reakcji. Co bowiem robiła w gruncie rzeczy szlachecka reakcja? Z ciała społecznego, jakie stanowił król i jego poddani, z monarchistycznej jedności wydobywała pewne szczególne prawo, opieczętowane krwią, poświadczone zwycięstwem: szczególne prawo szlachty. I rościła pretensje do tego, by niezależnie od konstytucji otaczającego ją ciała społecznego zachować dla szlachty absolutny i szczególny przywilej tego prawa, a zatem, by z całości ciała społecznego wydobyć to szczególne prawo i zapewnić jego funkcjonowanie w tej jego szczególności. Tym razem chodzić będzie o coś całkiem innego. Chodzić będzie o to, by, przeciwnie, móc powiedzieć (jak powie trzeci stan): „Jesteśmy tylko pewnym narodem pośród innych jednostek. Ale naród, jaki stanowimy, jest jedynym, który może faktycznie ukonstytuować naród w ogóle.

153 „£e Tiers embrasse tout ce qui appartient à la nation; et tout ce qui n 'est pas le Tiers ne peut pas se regarder comme étant de la nation. Qu 'est-ce que le Tiers? Tout" [„Trzeci stan obejmuje wszystko, co należy do narodu; i nic, co nie jest Trzecim stanem, nie może się uważać za naród. Czym jest Trzeci stan? Wszystkim"] (tamże, s. 9).

Page 111: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

222 Trzeba bronić społeczeństwa

Może sami przez się nie jesteśmy całością ciała społecznego, ale jesteśmy zdolni do zapewnienia scalającej funkcji państwa, Nie­siemy ze sobą państwową uniwersalność". Dlatego też — i jest to druga cecha tego dyskursu — mamy tu odwrócenie czasowej osi rewindykacji. Teraz rewindykacja będzie się artykułować już nie w imię pewnego prawa z przeszłości, które powstało albo w wynk ku konsensusu, albo wskutek zwycięstwa, albo wskutek inwazji] Rewindykacja będzie mogła się artykułować w imię pewnej możliwości, pewnej przyszłości, przyszłości, która już się rysuje która jest już obecna w teraźniejszości, ponieważ chodzi o pewną funkcję państwowej uniwersalności, już spełnianą przez ,jeden| naród zawarty w ciele społecznym, który to naród właśnie z tego powodu, w imię tego, domaga się, aby jego statut jedyneg| narodu został faktycznie uznany, i to uznany w prawnej formie państwa.

Oto, w uproszczeniu, konsekwencje polityczne tego typy analizy i dyskursu. Ma on również konsekwencje teoretyczne i są one następujące. Widzicie, że tym, co w tych warunkach definiujj naród, nie jest jego starożytność, jego przodkowie, jego stosunel do przeszłości; ale jest to jego stosunek do czegoś innegaj mianowicie do państwa. Znaczy to kilka rzeczy. Przede wszysf kim, że naród nie określa się istotowo przez stosunek do innycj narodów. Narodu we właściwym sensie nie charakteryzuje hory| zontalny stosunek z innymi grupami (które byłyby innymi narodaa mi, wrogimi, przeciwstawnymi albo zjednoczonymi). Tym, co charakteryzuje naród, jest, przeciwnie, stosunek wertykalny, pro« wadzący od tego ciała jednostek zdolnych ukonstytuować pań^ stwo do faktycznego istnienia samego państwa. Naród będzie się charakteryzować i sytuować właśnie wzdłuż tej wertykalnej osi naród/państwo albo możliwość państwa/państwo rzeczywista Znaczy to również, że siłę narodu stanowi nie tyle jego moc fizyczna, jego zdolności militarne, niejako intensywność jegą barbarzyństwa, którą chcieli opisywać szlacheccy historycy z po^ czątku XVIII wieku. Tym, co stanowi teraz siłę narodu, jest coi takiego jak zdolności lub możliwości, które wiążą się wyłączni! z figurą państwa: naród będzie silny i tym silniejszy, im więcej będzie w sobie zawierał zdolności państwotwórczych. Znaczy to również, że właściwością narodu nie jest panowanie nad innymi Istotą funkcji i historycznej roli narodu nie jest pozostawano w stosunku dominacji wobec innych narodów, lecz coś innegd| jest to zdolność do administrowania, do zarządzania, do rządzenjfl

-Wykład z 10 marca 1976 223

samym sobą, do ustanowienia dla siebie konstytucji oraz do zapewniania figury państwa i władzy państwowej. Nie dominacja, lecz etatyzacja. Naród nie jest więc już zasadniczo partnerem w barbarzyńskich i wojennych stosunkach dominacji. Naród to aktywne, konstytutywne jądro państwa. Naród to przynajmniej zarys państwa, to państwo w trakcie powstawania i znajdowania swoich historycznych warunków istnienia w określonej grupie jednostek.

Oto, jeśli chcecie, konsekwencje teoretyczne na poziomie sposobu rozumienia słowa „naród". Przejdźmy do konsekwencji dotyczących dyskursu historycznego. Pojawia się teraz dyskurs historyczny, który znów wprowadza i do pewnego stopnia znowu umieszcza w swoim centrum problem państwa. W tym sensie ten dyskurs historyczny do pewnego stopnia będzie przypominać dyskurs historyczny, który istniał w XVII wieku i który, jak próbowałem wam pokazać, był z istoty pewnym sposobem uprawiania dyskursu o państwie przez samo państwo. Ten dyskurs pełnił funkcje usprawiedliwiające, liturgiczne: państwo opowia­dało swoją własną przeszłość, to znaczy ustalało swoją własną prawomocność i w pewien sposób umacniało się na poziomie swoich fundamentalnych praw. Na tym polegał dyskurs historycz­ny jeszcze w XVII wieku. To przeciwko niemu szlachecka reakcja upichciła swój ostry wywar, tworząc inny typ dyskursu historycznego, w którym naród był właśnie tym, dzięki czemu można było rozłożyć jedność państwową i pokazać, że pod formalną powierzchnią państwa istnieją inne siły, które nie są siłami państwa, lecz siłami pewnej szczególnej grupy mającej swoją szczególną historię, swój stosunek do przeszłości, swoje zwycięstwa, swoją krew, swoje stosunki dominacji itd.

Teraz pojawia się dyskurs historyczny, który znów zbliża się do państwa i który w swoich istotnych funkcjach nie będzie już antypaństwowy. Ale w tej nowej historii chodzić będzie nie o to, by państwo mogło uprawiać dyskurs o samym sobie i dostarczać sobie usprawiedliwienia. Będzie chodziło o uprawianie historii stosunków, jakie nieustannie tkają się między narodem i pań­stwem, między państwowymi możliwościami narodu i faktyczną całością państwa. Pozwala to pisać historię, która oczywiście nie będzie się poruszać w kole rewolucji i rekonstytucji, rewolucyj­nego powrotu do pierwotnego porządku rzeczy, jak miało to miejsce w XVII wieku. Teraz powstanie lub będzie mogła powstać historia typu linearnego, w której momentem decydują-

Page 112: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

224 Trzeba bronić społeczeństwa

cym będzie przejście od możliwości do rzeczywistości, przejść^ od całości narodowej do uniwersalności państwa, historia zatem, której biegunami będą zarazem teraźniejszość i państwo; historia której punktem kulminacyjnym będzie pojawienie się państwa] całkowitej, kompletnej i pełnej figury państwa w teraźniejszość Pozwoli to również -— druga sprawa — pisać historię, w której stosunek między wchodzącymi w grę siłami nie będzie stosum kiem typu wojennego, lecz, by się tak wyrazić, stosunkiem typu całkowicie cywilnego.

Oczywiście, w analizie Boulainvilliersa, jak próbowałem wam pokazać, walka różnych narodów w tym samym ciele społecznyil toczyła się za pośrednictwem instytucji (ekonomii, edukacji języka, wiedzy itd.). Ale to wykorzystanie cywilnych instytucji było tam tylko narzędziem wojny, która pozostawała zasadniczl wojną; były to tylko narzędzia dominacji, która zawsze pozostał wała dominacją typu wojennego, typu inwazji itp. Teraz, przecrd| nie, pojawi się historia, w której wojna — wojna o panowanj — zostanie zastąpiona walką o niejako odmiennej substancji: nia jest to już zbrojne starcie, lecz wysiłek, rywalizacja, napięć^ zmierzające do uniwersalności państwa. Właśnie państwo i uni* wersalność państwa będą jednocześnie stawką walki i jej poleflf bitwy. Będzie to zatem walka, która, ponieważ jej celem i wyraq zem nie jest dominacja, której przedmiotem i przestrzenią jest państwo, będzie z istoty walką cywilną. Z istoty będzie się toczyj poprzez ekonomię i w stronę ekonomii, poprzez instytucja produkcję, administrację. Będzie to walka cywilna, w stosunku do której walka militarna, krwawa, może być tylko wyjątkowy^ momentem, kryzysem lub epizodem. Wojna domowa, nie będąfl bynajmniej podłożem wszystkich starć i walk, w istocie będzi| tylko epizodem, tylko fazą kryzysu w stosunku do walki, któr| trzeba będzie teraz ujmować nie w terminach wojny i dominacja nie w terminach militarnych, ale w terminach cywilnych.

I myślę, że w tym miejscu rodzi się jedno z fundamentalny^ pytań historii i polityki, nie tylko w XIX wieku, ale jeszcze w XX, Jak można pojąć walkę w kategoriach ściśle cywilnych? Czy to, co nazywa się walką, walką ekonomiczną, walką polityczitM walką o państwo, można faktycznie analizować w terminaci nie-wojennych, w terminach wyłącznie ekonomiczno-polityt^ nych? Czy też musimy odkryć poza tym coś, co jest właśnie tyfflj nieskończonym podłożem wojny i dominacji, jakie usiłowali odsłonić historycy XVIII wieku? W każdym razie od XIX wieklfl

I Wvklad z 10 marca 1976 225

i to dzięki takiemu przedefiniowaniu pojęcia narodu, powstanie historia, która w przeciwieństwie do tego, co robiono w XVIII wieku, będzie szukała w przestrzeni państwa cywilnego podłoża walki, mającego zastąpić podłoże wojenne, militarne, krwawe, odkryte przez historyków osiemnastowiecznych.

Tyle, jeśli chodzi o warunki możliwości tego nowego dyskur­su historycznego. Konkretnie, jaką postać przyjmie ta nowa historia? Myślę, że kiedy chce sieją rozważać w sposób globalny, można powiedzieć, że będzie się ona charakteryzować wzajemną grą, wzajemnym dostosowaniem dwóch siatek zrozumiałości, które nakładają się na siebie, do pewnego stopnia krzyżują się ze sobą i wzajemnie się korygują. Pierwsza jest siatką zrozumiałości, która była stworzona i wykorzystywana w XVIII wieku. To znaczy, że w historii pisanej przez Guizota, przez Augustina rhierry'ego, przez Thiersa, a także przez Micheleta w punkcie wyjścia będzie się przyjmować pewien stosunek sił, pewien stosunek walki, i to w takiej samej formie, w jakiej przyjmowano go już w XVIII wieku, to znaczy w formie wojny, bitwy, inwazji, podboju. Historycy, powiedzmy, typu jeszcze arystokratycznego, jak Montlosier154 (ale również Augustin Thierry, ale również Guizot), zawsze uznają taką walkę za, jeśli chcecie, matrycę historii. Thierry mówi na przykład: „Uważamy, że jesteśmy narodem i że na jednej ziemi żyją dwa narody, dwa narody wrogie sobie przez swoją pamięć, nie do pogodzenia w swoich projek­tach: jeden z nich podbił kiedyś drugi". I oczywiście niektórzy panowie znaleźli się po stronie przegranych, ale reszta, to znaczy ci, którzy pozostali panami, reszta „równie obca naszym uczu­ciom i naszym obyczajom, jakby przyszła do nas wczoraj, równie głucha na nasze słowa wolności i pokoju, jakby nasz język był jej nieznany, tak jak ich język był nieznany naszym przodkom, reszta podąża swoją drogą, nie oglądając się na naszą"1 5 5.1 także Guizot mówił: „Od ponad trzynastu stuleci Francja obejmowała dwa narody, naród zwycięzców i naród zwyciężonych"156. Tak więc

154 F. dc Reynaud, hrabia de Montlosicr, De la monarchie française depuis son établissement jusqu'à nos jours, t. I—III, Paris 1814.

155 Thierry, Sur l'antipathie de race qui divise la nation française, „Le Censeur européen", 2 kwietnia 1820, zebrane w: Dix ans d'études historiques, Paris 1835, s. 292.

1,6 Zob. F. Guizot, Du gouvernement de la France depuis la Re-Hlawation et du ministère actuel, Paris 1820, s. 1.

Page 113: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

226 Trzeba bronić społeczeństwa Wvklait z 10 marca 1976 227

jeszcze w tym momencie mamy taki sam punkt wyjścia, taki samą siatkę zrozumiałości, jak w XVIII wieku.

Ale na tę pierwszą siatkę nakłada się inna, która jednocześi uzupełnia i odwraca ten źródłowy dualizm. Jest to siatka, która, zamiast funkcjonować na podstawie początkowego punktu, jakitł| była pierwsza wojna, pierwsza inwazja, pierwszy podział narodoi wy, funkcjonuje, przeciwnie, w sposób regresywny, wychodzi _ od teraźniejszości. Ta druga siatka jest właśnie siatką, która stała się możliwa w wyniku przepracowania idei narodu. Momentem fundamentalnym nie jest już początek, punktem wyjścia zro­zumiałości nie jest już element archaiczny; jest to, przeciwni-teraźniejszość. Mamy tu do czynienia z ważnym, jak sądzę» zjawiskiem, które polega na odwróceniu wartości teraźniejszości w dyskursie historycznym i politycznym. W gruncie rzeczy] w historii i w polu historyczno-politycznym XVIII wieku teraź­niejszość była zawsze momentem negatywnym, pustką, pozor­nym spokojem, zapomnieniem. Teraźniejszość była chwila^ w której wskutek całego szeregu przesunięć, zdrad, modyfikafijfl w stosunkach sił pierwotny stan wojny został jakby zamazattJJ i nie można go już rozpoznać; nie tylko zapoznany, ale też dogłębnie zapomniany nawet przez tych, którzy powinni by czerpać pożytek z jego wykorzystania. Niewiedza szlachty, jej roztargnienie, jej lenistwo, jej zachłanność, to wszystko sprawił* że zapomniała ona o fundamentalnym stosunku sił, jaki określ jej relację z innymi mieszkańcami jej ziem. Co więcej, ten źródłowy stosunek sił został przykryty przez dyskurs kleru, prawników, administratorów władzy królewskiej; dlatego dla historii XVIII wieku teraźniejszość była zawsze momentem głę­bokiego zapomnienia. Stąd konieczność wyjścia z teraźniejszo^ dzięki gwałtownemu i nagłemu przebudzeniu, które miało zostaâ przygotowane, po pierwsze i nade wszystko, przez wielką reak« tywację pierwotnego momentu w porządku wiedzy. Przebudzeni* świadomości wychodzące od tego skrajnego momentu zaporn^ nienia, jakim była teraźniejszość.

Teraz, z chwilą, gdy historia zostaje spolaryzowana przez, stosunek naród/państwo, możliwość/aktualność, funkcjonalna ca­łość narodu/rzeczywista uniwersalność państwa, widzicie, że w siatce zrozumiałości historii teraźniejszość będzie, przeciwnej momentem najpełniejszym, momentem największej intensywna ści, uroczystą chwilą, w której uniwersalność wkracza do rzeczy-wistości. Właśnie dlatego, że teraźniejszość (teraźniejszość, która

już się wydarzyła i która się jeszcze wydarzy) jest tym punktem styczności między uniwersalnością i rzeczywistością, uzyskuje ona zarazem wartość i intensywność i staje się zasadą zrozumiało­ści. Teraźniejszość nie jest już momentem zapomnienia. Jest, przeciwnie, momentem, w którym rozbłyskuje prawda, w którym to, co niejasne, to, co możliwe, objawia się w pełnym blasku. Dlatego teraźniejszość staje się zarazem rewelatorem i analizato­rem przeszłości.

Myślę, że historia, jaka funkcjonuje w XIX wieku, a przy­najmniej w pierwszej połowie XIX wieku, wykorzystuje dwie siatki zrozumiałości: tę, która opiera się na pierwotnej wojnie przenikającej wszystkie procesy historyczne i ożywiającej wszys­tkie ich następstwa, oraz tę drugą siatkę, która wychodzi od aktualności czasu teraźniejszego, od totalizującej rzeczywistości państwa, ku przeszłości, aby odtworzyć jej genezę. W rze­czywistości te dwie siatki nigdy nie funkcjonują oddzielnie: zawsze są wykorzystywane prawie konkurencyjnie, zawsze wy­chodzą sobie na spotkanie, mniej lub bardziej na siebie się nakładają, na swych rubieżach częściowo się ze sobą krzyżują. W gruncie rzeczy mamy historię, która z jednej strony pisana jest w formie dominacji — z wojną w tle, a z drugiej strony w formie totalizacji — z wyłanianiem się państwa w teraź­niejszości, w każdym razie w bliskim czasie, który już się zdarzył albo który wkrótce się zdarzy. Jest to więc historia pisana jednocześnie w kategoriach początkowego rozdarcia i koń­cowej totalizacji. I myślę, że tym, co określa użyteczność, polityczną wykorzystywalność dyskursu historycznego, jest w gruncie rzeczy sposób, w jaki te siatki ze sobą współgrają; sposób, w jaki jedną z nich przedkłada się nad inną.

Z grubsza biorąc, uprzywilejowanie pierwszej siatki zrozu­miałości— siatki rozdartego początku — daje historię, którą, jeśli chcecie, można nazwać reakcyjną, arystokratyczną, prawicową. Uprzywilejowanie drugiej — teraźniejszego momentu uniwersal­ności — daje historię, która będzie historią typu liberalnego lub burżuazyjnego. Ale w istocie ani jedna, ani druga z tych dwóch historii, z których każda ma własną pozycję taktyczną, nie będzie mogła obejść się bez wykorzystania w taki czy inny sposób obu siatek. Chciałbym wam podać dwa tego przykłady: jeden wzięty z historii typowo prawicowej, typowo arystokratycznej, która do pewnego stopnia wpisywała się w bezpośrednią tradycję historii osiemnastowiecznej, ale która w rzeczywistości w znacznym

Page 114: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

228 Trzebu bronić społeczeństwa

stopniu ją przekształciła i mimo wszystko wykorzystała siatka zrozumiałości opartej na prymacie czasu teraźniejszego. Drugf przykład jest odwrotny, to znaczy pokazuje, jak te dwie siatki funkcjonują u historyka uznawanego za liberalnego i burżuazyj| nego, jak również u niego obecna jest ta siatka zrozumiałość^ która opiera się na prymacie wojny, chociaż absolutnie nie jest tu uprzywilejowana.

Zatem pierwszy przykład: historia typu prawicowego, na pozór leżąca na linii szlacheckiej reakcji z XVIII wieku, to historia, jaką na początku XIX wieku napisał Montlosier. W hiskw rii tego rodzaju znajdujemy oczywiście w punkcie wyjścia uprzy­wilejowanie stosunków dominacji: zawsze jest to ten stosunefe narodowego dualizmu, ten charakterystyczny dla narodowego dualizmu stosunek dominacji, odnajdywany w ciągu całej historii* I książka, książki Montlosiera usiane są inwektywami pod ad­resem trzeciego stanu, w rodzaju: „Raso wyzwoleńców, raso niewolników, narodzie poddanych, obdarzono cię licencją wolnoi ści, ale nas nie obdarzono szlachectwem. Nam wszystko należjj się z prawa, wam wszystko jest dane z łaski. Nie należymy do waszej wspólnoty, stanowimy całość sami w sobie". Równie! tutaj odnajdujecie ten sam sławny wątek, o którym mówiłem warn w związku z Sieyèsem. W podobnym duchu Jouffroy napisaj w jakimś piśmie (nie wiem już, w jakim) takie zdanie: „Rasą z Północy zdobyła Galię, ale nie wytępiła pokonanych; przekazał| swoim następcom ziemie, które podbiła, aby nimi zarządzaj i ludzi, których podbiła, aby nad nimi panować"157.

Dualizm narodowy jest faktem stwierdzanym przez wszys^| kich tych historyków, którzy, w przybliżeniu, są emigrantanjj powracającymi do Francji i którzy w momencie reakcji ultrasóyij

Wvklmlz II) marca 1976 229

157 Foucault robi tu aluzję do Achille'a Jouffroy d'AbbanS (1790-1859). Ten zwolennik Burbonów opublikował w „L'Observateur! artykuły broniące prawa Bożego, władzy absolutnej i ultramontanizmuj Po upadku Karola X zaczął wydawać gazetę „La Légitimité", której rozpowszechnianie było we Francji zakazane. Jest autorem, międzjg innymi, broszury Des idées libérales du Français (1815), opowieś^j o Rewolucji: Les Fastes de l'anarchie ( 1820) i pracy historycznej o Galii; Les Siècles de la monarchie française (1823). Cytat z Jouffroya znajdiijj się w: L'Observateur des colonies, de la marine, de la politique, de la littérature et des arts, wydanie IX: 1820, s. 299. Por. Thierry, „Sur l'antipathie de race...", dz. cyt.

rekonstytuują w pewien sposób coś w rodzaju uprzywilejowanego momentu inwazji. Ale jeśli przyjrzeć się temu bliżej, analiza Montlosiera funkcjonuje zupełnie inaczej niż to, co widzieliśmy w XVIII wieku. Montlosier mówi oczywiście o stosunku domina­cji, który wynika z wojny, a raczej z wielu wojen, których w gruncie rzeczy nie stara się usytuować. I mówi: istotne jest nie tyle to, co stało się w chwili inwazji Franków, bo w rzeczywisto­ści stosunki dominacji istniały o wiele wcześniej i jest ich o wiele więcej. W Galii, jeszcze na długo przed najazdem rzymskim, istniał stosunek dominacji między szlachtą i poddanym ludem. Był to skutek jakiejś dawnej wojny. Następnie przyszli Rzymia­nie, przynosząc ze sobą wojnę, ale przynosząc też stosunek dominacji między ich arystokracją i ludźmi, którzy byli tylko klientami tych bogaczy, tej szlachty lub tej arystokracji. I także w tym wypadku stosunek dominacji wynikał z jakiejś dawnej wojny. Potem przyszli Germanie z ich własnym wewnętrznym stosunkiem podporządkowania między tymi, którzy byli wolnymi wojownikami, i tymi, którzy byli tylko poddanymi. Tak więc ostatecznie to, co ukształtowało się na początku Średniowiecza, u zarania systemu feudalnego, nie było po prostu zwykłym nałożeniem się narodu zwycięzców na naród zwyciężonych, lecz zmieszaniem się trzech systemów wewnętrznej dominacji, sys­temu Galów, systemu Rzymian i systemu Germanów158. W istocie feudalna szlachta Średniowiecza jest mieszanką tych trzech arys­tokracji, które utworzyły nową arystokrację i które narzuciły stosunek dominacji ludziom będącym również mieszanką galij­skich chłopów, rzymskiej klienteli i germańskich poddanych. W ten sposób powstał stosunek dominacji między czymś, co było pewną szlachtą, pewnym narodem, ale co było też całym naro­dem, to znaczy całą feudalną szlachtą, a całym ludem poddanych, chłopów pańszczyźnianych itp., którzy w rzeczywistości nie są drugą częścią narodu, lecz którzy mieszczą się poza narodem, na zewnątrz tego narodu, jako przedmiot, jako element stosunku dominacji. Montlosier wprowadza zatem monizm na poziomie narodu i na rzecz szlachty, a dualizm na poziomie panowania.

W porównaniu z tym jaką rolę odgrywa, według Montlosiera, monarchia? Cóż, rolą monarchii będzie utworzenie z tej leżącej poza narodem masy — która była wynikiem zmieszania się

De Montlosier, De la monarchie française..., dz. cyt., ks. I, rozdz. I, s. 150.

Page 115: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

230 Trzeba bronić społeczeństwa -

Wykład z 10 marca 1976 231

u się ' j śe l | top

germańskich poddanych z rzymską klientelą i z galijskimi niewofl nikami — innego narodu, innego ludu. Na tym właśnie polegali rola władzy królewskiej. Monarchia wyzwoliła niewolnikowi, przyznała prawa miastom, uczyniła je niezależnymi od szlach^fl wyzwoliła nawet chłopów poddanych i stworzyła od podstaw coJ| co Montlosier nazywa nowym ludem, nowym narodem, mówiąfl iż był on równy prawem dawnemu narodowi, to znaczy szlachcic a znacznie od niej liczniejszy. Władza królewska, powiacji Montlosier, stworzyła ogromną klasę159.

W tego typu analizie mamy oczywiście do czynienia z reaki tywacją wszystkich elementów, jakie wykorzystywano w XVIII wieku, ale zjedna zasadniczą modyfikacją. Polega ona na tym, że, jak widzicie, procesy polityczne, wszystko, co wydarzyło się od Średniowiecza do XVII i XVIII wieku, nie polegają wedłu| Montlosiera po prostu na przekształcaniu, na przemieszczaniu się stosunków sił między partnerami danymi w punkcie wyjś( i stojącymi naprzeciw siebie od czasu inwazji. W rzeczywisto^ w ramach całości, która była jednonarodowa i całkowicie skupia na wokół szlachty, doszło do stworzenia czegoś innego: nowegj narodu, nowego ludu, tego, co Montlosier nazywa nową klasa'T Mamy zatem do czynienia ze stworzeniem klasy, klas wewnątll ciała społecznego. Ale co wyniknie z takiego stworzenia now<j| klasy? Cóż, król posłuży się tą nową klasą, aby wyrwać szlachcil jej ekonomiczne i polityczne przywileje. Jakich użyje ś r o d k ó ^ Również w tym punkcie Montlosier podejmuje to, co mówili jui jego poprzednicy: kłamstwa, zdrady, sprzeczne z naturą sojusjfl itd. Król wykorzystuje także żywą siłę tej nowej klasy: buntjj miast przeciwko panom, rewolty chłopskie przeciwko właścieill lom ziemskim. Co trzeba widzieć za wszystkimi tymi buntami! — pyta Montlosier. Oczywiście niezadowolenie tej nowej klasjP. Ale przede wszystkim rękę króla. To król animował wszystRB bunty, bo każdy bunt osłabiał władzę szlachty i w konsekwen^ umacniał władzę królów, którzy zmuszali szlachtę do ustępstAW, Zresztą wskutek kolistego procesu każda królewska decyzjf o wyzwoleniu sprawiała, że rosła arogancja i siła nowego ludu, Każde ustępstwo, jakie król czynił na rzecz tej nowej klasy, pociągało za sobą nowe bunty. W całej historii Francji występuj| więc istotny związek między monarchią i ludową rewoltą. Monaru

chia i bunt ludowy idą ze sobą w parze. I przekazanie monarchii całej władzy politycznej, jaką niegdyś posiadała szlachta, odbywa Hię zasadniczo przy użyciu broni tych buntów, za sprawą tych buntów, do których władza królewska podżegała, które animowa­ła, w każdym razie które podtrzymywała i którym sprzyjała.

W końcu monarchia przejmuje całą władzę, ale nie może zapewnić jej funkcjonowania, nie może jej sprawować inaczej, niż odwołując się do tej nowej klasy. Powierzy więc tej klasie swoje sądy i swoją administrację, to znaczy przekaże jej wszys­tkie funkcje państwa. Dlatego ostatnim momentem tego procesu musi być oczywiście ostateczny bunt: bunt, w wyniku którego całe państwo, znajdujące się już w rękach tej nowej klasy, w rękach ludu, wymknie się władzy królewskiej. Naprzeciw siebie stać będą już tylko król, mający w rzeczywistości tyle władzy, ile mu jej dały ludowe bunty, a z drugiej strony klasa ludowa, która ma w swoich rękach wszystkie instrumenty państwa. Przeciwko komu dokonuje się ten ostatni epizod, ten ostatni bunt? Ano przeciwko temu, kto zapominał, że był ostatnim arystokratą mającym jeszcze władzę, to znaczy prze­ciwko królowi.

Rewolucja Francuska jawi się zatem w analizie Montlosiera jako ostatni epizod tego procesu przekazywania [władzy], jaki stworzył królewski absolutyzm161. Dopełnieniem takiego kon­stytuowania się władzy monarchicznej jest Rewolucja. Czy Re­wolucja obaliła króla? Bynajmniej. Rewolucja dokończyła tylko dzieła królów, dosłownie wypowiedziała jego prawdę; było to może dokończenie tragiczne, ale politycznie prawdziwe. I scena, jaka rozegrała się 21 stycznia 1793 roku, była może ścięciem głowy królowi; ścięto króla, ale ukoronowano monarchię. Kon­went był prawdą monarchii w nagiej postaci, a suwerenna władza, wyrwana szlachcie przez króla, znalazła się teraz w sposób absolutnie konieczny w rękach ludu, który, mówi Montlosier, okazuje się prawomocnym dziedzicem królów. Montlosier, arys­tokrata, emigrant, gwałtowny przeciwnik najmniejszej próby libe­ralizacji w okresie Restauracji, może napisać coś takiego: „Suwe­renny lud: nie wolno go potępiać ze zbyt wielką zajadłością. Konsumuje on tylko dzieło suwerenów, którzy byli jego poprzed­nikami". Lud jest więc spadkobiercą, i to prawomocnym spadko­biercą, królów; konsumuje tylko dzieło suwerenów — swoich

159 Zob. tamże, ks. III, rozdz. II, s. 152 i nast. 160 Zob. tamże. Tamże, ks. II, rozdz. II, s. 209.

Page 116: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

232 Trzeba bronić społeczeństwa Wykład z 10 marca 1976 233

poprzedników. Punkt po punkcie przeszedł drogę wyznaczoną mu przez królów, przez parlamenty, przez prawników i przez uczo­nych. Tak więc, jak widzicie, mamy u Montlosiera formułę tworzącą jakby ramy właściwej analizy historycznej, że wszystkf zaczęło się od stanu wojny i od pewnego stosunku dominacjfj Mamy w tych politycznych rewindykacjach epoki Restauracja twierdzenie, że szlachta powinna odzyskać swoje prawa i znacjo^ nalizowane dobra, odtworzyć te stosunki dominacji, w jakich niegdyś pozostawała z całym ludem. Oczywiście mamy takie twierdzenie, ale widzicie, że uprawiany przez Montlosiera dyskursy historyczny w swoim jądrze, w swojej centralnej treści, jest też dyskursem historycznym, w którym teraźniejszość funkcjonuje jako moment pełny, moment urzeczywistnienia, moment totaliza-cji, moment, w którym wszystkie procesy historyczne określającą stosunki między arystokracją i monarchią osiągają w końcu swój najwyższy, ostateczny punkt, swoją pełnię, moment, w któryrr| powstaje całość państwowa znajdująca się w rękach narodowej zbiorowości. I w tej mierze można powiedzieć, że ten dyskunfl —niezależnie od wątków politycznych albo od elementów analizy, które wiążą go z historią Boulainvilliersa lub du Buata-Nancąjj — w rzeczywistości funkcjonuje zgodnie z innym modelem.

Teraz, na zakończenie, chciałbym wziąć inny, na pierwszy rzut oka przeciwstawny typ historii. Jest to historia Augustina Thier-, ry'ego, wyraźnego przeciwnika Montlosiera. Uprzywilejowany^ punktem zrozumiałości historii będzie u niego oczywiście teraz* niejszość. Wyraźnie wykorzystuje on drugą siatkę, tę, która wychodzi od teraźniejszości, od pełnej teraźniejszości, aby odkry| elementy i procesy z przeszłości. Totalizacja przez państwo—oto» co rzutuje się tu na przeszłość; zadanie polega na tym, by odkryj genezę tej totalizacji. Rewolucja jest dla Augustina Thierry'ego właśnie tym „pełnym momentem". Z jednej strony — powiadaj — Rewolucja jest oczywiście momentem pojednania. Umieszcza on to pojednanie, to powstanie państwowej całości, w sławnej chwili, kiedy Bailly, jak wiecie, przyjmując przedstawicieli szlach­ty i kleru w tym samym pomieszczeniu, w którym znajdowali się przedstawiciele trzeciego stanu, powiedział: „Oto rodzina w kom­plecie"162.

Wyjdźmy więc od tej teraźniejszości. Aktualny moment jest momentem narodowej totalizacji w formie państwa. Niemniej jest prawdą, że ta totalizacja mogła dokonać się tylko w gwałtownym procesie Rewolucji i że ten moment pojednania zawiera jeszcze figurę i ślad wojny. I Augustin Thierry mówi, że w gruncie rzeczy Rewolucja Francuska nie jest niczym innym, jak ostatnim epizo­dem walki, która trwała ponad trzynaście stuleci, a która jest walką między zwycięzcami i zwyciężonymi " , J. Skoro tak, cały problem analizy historycznej będzie polegał dla Augustina Thier­ry'ego na pokazaniu, jak walka między zwycięzcami i zwyciężo­nymi mogła toczyć się przez całą historię i doprowadzić do teraźniejszości, która właśnie nie ma już formy wojny i niesymet­rycznej dominacji, stanowiąc dalszy ciąg albo odwrócenie poprze­dnich [wojen i dominacji]. Problem polega również na pokazaniu, jak ta wojna mogła doprowadzić do powstania uniwersalności, w której walka, a w każdym razie wojna, może tylko zniknąć.

Jak doszło do tego, że z dwóch walczących stron wyłoniła się jedna, która była nosicielką uniwersalności? Na tym polega problem historii dla Augustina Thierry'ego. Jego analiza będzie zatem zmierzała do odnalezienia początku procesu, który jest dualny w punkcie wyjścia, ale który będzie jednocześnie monis-tyczny i uniwersalistyczny na końcu. Istotny dla przebiegu walki jest według Augustina Thierry'ego właśnie fakt, że ma ona swój początek oczywiście w czymś takim jak inwazja. Ale chociaż w ciągu całego Średniowiecza i aż do chwili obecnej toczyła się walka, trwały starcia, w gruncie rzeczy działo się tak nie dlatego, że zwycięzcy i zwyciężeni walczyli ze sobą poprzez instytucje; w rzeczywistości walczyły ze sobą dwa ekonomiczno-prawne typy społeczeństwa, które ukonstytuowały się i zaczęły ze sobą rywalizować w zakresie administracji i zajmowania się pań­stwem. Jeszcze przed powstaniem społeczeństwa średniowiecz­nego istniało społeczeństwo wiejskie, zorganizowane w następst­wie podboju zgodnie z formą, która niebawem stanie się formą systemu feudalnego, a z drugiej strony społeczeństwo miejskie, ukształtowane wedle modelu rzymskiego oraz modelu galijskie­go. I chociaż w pewnym sensie walka jest w rzeczy samej wynikiem najazdu i podboju, w istocie, substancjalnie, jest to

lfi2 Thierry, Essai sur l'histoire de la formation et des progrès du Tiers-État, w: Œuvres complètes, t. V, Paris 1868, s. 3. Thierry pisze: „La

famille est complète".

m Zob. w szczególności Thierry, „Sur l'antipathie de race...", dz. cyt.; tenże. Histoire véritable de Jacques Bonhomme, „Le Censeur européen", maj 1820, przedruk w: Dix ans d'études historiques, dz. cyt.

Page 117: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

234 Trzeba bronić społeczeństwa Wykład z 10 marca 1976 235

walka między dwoma społeczeństwami, których konflikty będą miały chwilami charakter zbrojny, ale zasadniczo charakter poli-j tyczny i ekonomiczny. Jest to zapewne wojna, ale wojna prawą i wolności z jednej strony przeciwko długom i bogactwu z drugiej strony.

Właśnie takie starcia między dwoma typami społeczeństwa o konstytucję państwa stanowią zasadniczy motor historii. Do IX-X wieku w tych starciach, w tej walce o państwo i o uniwersał ność państwa, przegrywają miasta. Potem, od X-X1 wieku, na­stępuje odrodzenie miast, zgodnie z modelem włoskim na połu^ dniu, zgodnie z modelem nordyckim w regionach północnychj W każdym razie powstaje nowa forma organizacji prawnej i ekonomicznej. I jeżeli społeczeństwo miejskie ostatecznie wy grywa, dzieje się tak wcale nie dlatego, że odniosło ono jakieś, | | militarne zwycięstwo, ale po prostu dlatego, że w coraz większymj stopniu znajdowało się w posiadaniu nie tylko bogactw, ale też | | umiejętności administracyjnych, ale też moralności, pewnego sposobu życia, pewnego sposobu bycia, pewnej woli, nowator­skich instynktów — powiada Augustin Thierry — jak również pewnej aktywności, co w sumie da mu dość siły, by pewnego dnia jego instytucje przestały być lokalne i stały się w końcu instytu* cjami politycznego i cywilnego prawa całego kraju. Do uniwer-salizacji dochodzi zatem nie przez stosunek dominacji, który miałby całkowicie przechylić się na stronę społeczeństwa miej­skiego, ale dzięki temu, że wszystkie konstytutywne funkcje państwa znajdują się, rodzą się w jego rękach, a w każdym razie przechodzą w jego ręce. I z tej siły, która nie jest już siłą wojny, ale siłą państwa, burżuazja nie będzie robić użytku wojennego albo będzie z niej robiła użytek wojenny tylko wtedy, kiedy będzie do tego naprawdę zmuszona.

W tej historii burżuazji i trzeciego stanu znajdujemy dwa wielkie epizody, dwie wielkie fazy. Najpierw, kiedy trzeci stan czuje, że ma w rękach wszystkie siły państwa, proponuje szlach­cie i klerowi coś w rodzaju paktu społecznego. W ten sposób powstają jednocześnie teoria i instytucja trzech stanów. Ale jest to jedność sztuczna, która tak naprawdę nie odpowiada ani rzeczy­wistemu stosunkowi sił, ani woli strony przeciwnej. W istocie trzeci stan ma już w ręku całe państwo, a strona przeciwna, czyli szlachta, nie chce mu nawet przyznać jakiegokolwiek prawa. W tym momencie zaczyna się, w XVIII wieku, nowy proces, który będzie bardziej gwałtownym procesem walki. I Rewolucja

będzie właśnie ostatnim epizodem tej gwałtownej wojny, oczy­wiście reaktywując dawne konflikty, ale w pewnym sensie będąc tylko militarnym narzędziem konfliktu i walki, które nie należą do porządku wojny, które z istoty należą do porządku cywilnego i których przedmiotem oraz przestrzenią jest państwo. Zanik systemu trzech stanów, gwałtowny wstrząs Rewolucji, w gruncie rzeczy to wszystko oznacza jedno: jest to moment, w którym trzeci stan, stawszy się narodem, narodem we wła­ściwym sensie, przez absorpcję wszystkich funkcji państwowych, sam jeden faktycznie weźmie na siebie rolę narodu i państwa. Samodzielnie ustanawiać naród i brać na siebie rolę państwa znaczy spełniać funkcje uniwersalności, dzięki którym znika dawny dualizm i wszystkie stosunki dominacji, jakie mogły do tej pory funkcjonować. Burżuazja, trzeci stan staje się więc narodem, staje się państwem. Ma w sobie moc powszechności. 1 chwila obecna — ta, w której pisze Augustin Thierry — jest właśnie chwilą zaniku dualizmów, narodów, klas, „Ogromna ewolucja — mówi Augustin Thierry — która sprawiła, że z ziemi, na której żyjemy, stopniowo znikły wszystkie nie­równości oparte na przemocy albo na bezprawiu, znikli pan i niewolnik, zwycięzca i zwyciężony, pan i poddany, aby wreszcie ukazać na swoim miejscu jeden naród, jednakowe dla wszystkich prawo, naród wolny i suwerenny"164.

Widzicie, że w tego rodzaju analizach z jednej strony oczywiście usuwa się, a w każdym razie zdecydowanie się ogranicza funkcję wojny jako analizatora procesów historycz-no-politycznych. Wojna jest już tylko momentem i narzędziem w stosunku do starć nie mających charakteru wojennego. Po drugie, elementem istotnym nie jest już stosunek dominacji, zachodzący miedzy jednymi a drugimi, między jednym narodem a innym, między jedną grupą a inną; fundamentalnym stosunkiem jest teraz państwo. Wreszcie, widzicie, jak w ramach tego rodzaju analiz zarysowuje się coś, co daje się, powiedziałbym, bezpośrednio porównać, bezpośrednio przenieść do dyskursu filozoficznego typu dialektycznego.

Możliwość filozofii historii, to znaczy pojawienie się na początku XIX wieku filozofii, która w historii i w pełni czasu teraźniejszego odnajdzie moment, w którym uniwersalność wypo-

164 Thierry, Essai sur l'histoire... du Tiers-État, tamże, s. 10. Cytat, niedokładny, został w tekście poprawiony zgodnie z oryginałem.

Page 118: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

236 Trzeba bronić społeczeństwa

wiada się w swojej prawdzie, taka filozofia jest, jak widzicie, nie powiem przygotowana, ale już obecna wewnątrz dyskursu histo­rycznego. Doszło do samodialektyzacji dyskursu historycznego która dokonała się niezależnie od jakiegokolwiek wyraźnego przeniesienia albo od jakiegokolwiek jawnego wykorzystania w dyskursie historycznym filozofii dialektycznej. Ale wykorzya stanie przez burżuazję dyskursu historycznego, zmodyfikowana przez burżuazję zasadniczych elementów zrozumiałości histo­rycznej, jakie przejęła ona z XVIII wieku, było jednocześnie samodialektyzacją dyskursu historycznego. I rozumiecie teraz, jak na takiej podstawie mogły nawiązać się stosunki między dyskur­sem historycznym i dyskursem filozoficznym. W gruncie rzeczy w XVIII wieku filozofia historii istniała tylko jako spekulacja na temat ogólnego prawa historii. Od XIX wieku zaczyna się coś nowego i, jak sądzę, fundamentalnego. Historia i filozofia po­stawią wspólne pytanie: co w chwili obecnej jest nośnikiem powszechności? Co w chwili obecnej jest prawdą powszechności? Jest to pytanie historii, jest to również pytanie filozofii. Narodziła się dialektyka.

WYKŁAD Z 17 MARCA 1976

Od władzy suwerena do władzy nad życiem. — Kazać żyć i pozwalać umierać. — Od człowieka-ciała do czlowieka-gatun-ku: narodziny biowładzy. — Pola zastosowania biowladzy. — Po­pulacja. — O śmierci, a szczególnie o śmierci Franco. — Związki między dyscypliną i regulacją: społeczność robotnicza, seksual­ność, norma. — Biowładza i rasizm. — Funkcje i dziedziny zastosowania rasizmu. — Nazizm. — Socjalizm.

Trzeba zatem spróbować zakończyć, jakoś zamknąć to, o czym mówiłem w tym roku. Próbowałem postawić problem wojny traktowanej jako siatka zrozumiałości procesów histo­rycznych. Wydawało mi się, że na początku i praktycznie jeszcze przez cały XVIII wiek tę wojnę pojmowano jako wojnę ras. Chciałem właśnie po trosze odtworzyć tę historię wojny ras. A ostatnim razem próbowałem wam pokazać, jak samo pojęcie wojny zostało w końcu usunięte z analizy historycznej przez zasadę uniwersalności narodowej*. Chciałbym wam teraz pokazać, jak temat ras nie zniknie, lecz zostanie podjęty na nowo w czymś całkiem innym, to znaczy w rasizmie pań­stwowym. Chciałbym więc trochę wam dziś opowiedzieć o na­rodzinach rasizmu państwowego, a przynajmniej wprowadzić was w sytuację.

Wydaje mi się, że jednym z fundamentalnych zjawisk XIX wieku było, jest to, co można nazwać rozciągnięciem się władzy na życie lub, jeśli wolicie, rozciągnięciem się władzy na człowie­ka jako istotę żywą, swego rodzaju etatyzacja biologiczności, a przynajmniej pewna skłonność prowadząca do tego, co można by nazwać etatyzacja biologiczności. Myślę, że aby zrozumieć, co

* W rękopisie po „narodowej" zdanie ma dalszy ciąg: „w epoce Rewolucji". (Przyp. wyd. franc.)

Page 119: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

238 Trzeba bronie społeczeństwa

-Wvktadz 17 marca 1976 239

się stało, można odwołać się do klasycznej teorii suwerenności, która ostatecznie służyła nam za tło, za obszar odniesienia tych wszystkie analiz dotyczących wojny, ras itd. Wiecie, że w klasycznej teorij władzy prawo życia i śmierci było jednym z zasadniczych atrybutójl suwerena. Otóż to prawo życia i śmierci jest prawem dziwnynj dziwnym już na poziomie teoretycznym; cóż to bowiem znaczy mieć prawo życia i śmierci? W pewnym sensie twierdzenie, że suweren ma prawo życia i śmierci, znaczy w gruncie rzeczy, że może on skazywaj na śmierć i pozwalać żyć; w każdym razie, że życie i śmierć nie są zjawiskami naturalnymi, bezpośrednimi, niejako źródłowymi 1 radykalnymi, które nie mieszczą się w obszarze władzy polityczo Kiedy posuniemy się trochę dalej, aż, jeśli chcecie, do paradoks* znaczy to w gruncie rzeczy, że wobec władzy podmiot nie jefl prawomocnie ani żywy, ani martwy. Zpunktu widzeniaźycia i śmierci jest neutralny i dopiero za sprawą suwerena ma prawo żyć albo,, ewentualnie, umrzeć. W każdym razie życie i śmierć podmiotów stajaj się prawami tylko dzięki woli suwerena. Oto, jeśli chcecie, paradokj teoretyczny. Paradoks teoretyczny, który oczywiście musi znaleil dopełnienie w swoistej nierównowadze praktycznej. Co w istocie znaczy prawo życia i śmierci? Ma się rozumieć nie to, że suweren moża skazać na życie tak, jak może skazać na śmierć. Prawo życia i śmierci sprawowane jest w sposób niesymetryczny, zawsze po stronie śmierci Efekt władzy suwerena nad życiem ujawnia się tylko o tyle, o ile suweren może zabić. Ostatecznie istota prawa życia i śmierci zawiera się w sposób efektywny w prawie do zabijania; suweren ma prawo nad życiem wtedy, gdy może zabijać. Jest to z istoty prawo miecza. Nie ma więc w tym prawie życia i śmierci rzeczywistej symetrii. Nie jest to prawo skazywania na śmierć albo skazywania na życie. Nie jest to również prawo zezwalania na życie i zezwalania na śmierć. Jest to prawo skazywania na śmierć i zezwalania na życie. Rozumie się, że wprowadza to jaskrawą asymetrię.

Myślę, że jedno z najbardziej doniosłych przekształceń prawa politycznego w XIX wieku polegało właśnie, nie powiem na faktycznym zastąpieniu, ale na uzupełnieniu tego dawnego prawa suwerena — skazywać na śmierć i pozwalać żyć — nowym prawem, które nie zniesie pierwszego, ale je przeniknie, przesą* czy, przekształci, a które będzie prawem, a raczej władzą dokład* nie odwrotną: władzą „skazywania" na życie i „zezwalania" na śmierć. Prawo suwerena jest więc prawem skazywania na śmierć i zezwalania na życie. Teraz pojawia się nowe prawo: skazywania na życie i zezwalania na śmierć.

I

Takie przekształcenie nie dokonało się oczywiście za jednym zamachem. Można je prześledzić w teorii prawa (ale w tym punkcie będę niezwykle lapidarny). Widzicie, już prawnicy XVII i XVIII wieku stawiają kwestię prawa życia i śmierci. Pytają: kiedy zawiera się umowę na poziomie umowy społecznej, to znaczy kiedy jednostki zbierają się, aby powołać suwerena, aby delegować na suwerena absolutną władzę, dlaczego to robią? Robią to dlatego, że grozi im niebezpieczeństwo lub nagli potrzeba. Robią to zatem po to, by chronić swoje życie. Właśnie po to, aby móc żyć, powołują suwerena. Ale skoro tak, to czy życie może faktycznie należeć do uprawnień suwerena? Czy to nie życie jest podstawą, na której opiera się prawo suwerena, i czy suweren rzeczywiście może rościć sobie pretensje do sprawowania nad swoimi poddanymi władzy życia i śmierci, to znaczy po prostu władzy ich zabijania? Czy życie nie powinno znajdować się poza umową, skoro to ono było pierwotnym, źródłowym i fundamentalnym motywem umowy? Wszystko to jest przedmiotem dyskusji z zakresu filozofii politycz­nej, którą możemy odłożyć na bok, ale która dobrze pokazuje, jak problem życia zaczyna się problematyzować w polu myśli politycz­nej, analizy władzy politycznej. W istocie chciałbym jednak prześledzić to przekształcenie nie na poziomie teorii politycznej, ale raczej na poziomie mechanizmów, technik, technologii władzy. Spotykamy tu rzeczy znajome: w XVII i XVIII wieku pojawiają się techniki władzy, które z istoty skupiały się na ciele, na jednostko­wym ciele. Były to wszystkie procedury zapewniające przestrzenną dystrybucję jednostkowych ciał (ich rozdzielenie, ich uporządkowa­nie, uszeregowanie i ustawienie w taki sposób, by można je było nadzorować) i organizację, wokół tych jednostkowych ciał, całego pola widoczności. Były to również techniki pozwalające te ciała kształtować, zwiększać ich użyteczną siłę przez ćwiczenia, tresurę itd. Były to także techniki racjonalizowania władzy, czynienia jej bardziej ekonomiczną, władzy, która w sposób możliwie najmniej kosztowny miała być sprawowana przez cały system nadzoru, hierarchii, inspekcji, pism, raportów: przez całą tę technologię, którą można nazwać dyscyplinarną technologią pracy. Zostaje ona wprowadzona pod koniec XVII i w ciągu XVIII wieku155.

Jednak w drugiej połowie XVIII wieku pojawia się, jak sądzę, coś nowego, inna technologia władzy, tym razem niedyscyplinar-

165 Na temat technologii dyscyplinarnej zob. Foucault, Nadzorować i karać, dz. cyt.

Page 120: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

240 Trzeba bronić .ipolecz.eii.ilwa Wykład z 17 marca 1976 241

na. Ta technologia władzy nie wyklucza pierwszej, nie wykluczą techniki dyscyplinarnej, ale ją obejmuje, włącza, częściowo mo­dyfikuje, a przede wszystkim wykorzystuje ją, niejako w nią wrastając i zyskując siłę faktycznie dzięki tej uprzedniej technice dyscyplinarnej. Ta nowa technika nie znosi techniki dyscyplinar­nej po prostu dlatego, że leży na innym poziomie, że ma inną skalę, że obejmuje inną powierzchnię i posiłkuje się zupełnie innymi narzędziami.

Ta nowa, niedyscyplinarna technika władzy odnosi się — w odróżnieniu od dyscypliny, która zwraca się do ciała —- do ludzkiego życia albo, jeśli wolicie, zwraca się nie do człowie-ka-ciała, lecz do człowieka żyjącego, do człowieka jako istoty żywej, a ostatecznie, jeśli chcecie, do człowieka jako gatunku biologicznego. Ściślej mówiąc, powiedziałbym tak: dyscyplina próbuje rządzić wielością ludzi, o ile ta wielość może i powinna rozłożyć się na indywidualne ciała, które trzeba nadzorować, tresować, wykorzystywać, ewentualnie karać. Natomiast nowa technologia, która teraz powstaje, odnosi się do wielości ludzi nie jako do wielości rozkładającej się na wiele ciał, lecz, przeciwnie, o tyle, o ile tworzy ona globalną masę, której dotyczą ogólne procesy właściwe życiu, takie jak narodziny, śmierć, produkcja, choroba itd. Tak więc po pierwszym zawładnięciu ciała, które dokonało się według modelu indywidualizacji, mamy drugie zawładnięcie, które nie jest już indywidualizujące, ale umasawia-jące, które zwraca się nie do człowieka-ciała, ale do człowie-ka-gatunku. Po anatomo-polityce ludzkiego ciała, stworzonej w ciągu XVIII wieku, pojawia się, pod koniec tego samego stulecia, coś, co nie jest już anatomo-polityką ludzkiego ciała, ale co nazwałbym „biopolityką" ludzkiego gatunku.

O co chodzi w tej nowej technologii władzy, w tej biopolityce, w tej biowładzy, która teraz powstaje? W dwóch słowach powie­działem to wam przed chwilą: chodzi o pewien zespół procesów, takich jak proporcja narodzin i zgonów, wskaźnik reprodukcji, płodność danej populacji itp. Właśnie te procesy narodzin, śmier­telności, długowieczności, związane z całą masą problemów ekonomicznych i politycznych (o których nie będę teraz mówił) w drugiej połowie XVIII wieku stały się, jak sądzę, podstawowy­mi przedmiotami wiedzy i podstawowymi celami kontroli zwią­zanej z tą biopolityką. W każdym razie to w tym okresie zaczyna się stosować statystyczny pomiar tych zjawisk w pierwszych demografiach. Jest to obserwacja mniej lub bardziej spontanicz­

nych albo mniej lub bardziej zaplanowanych narodzin i metod, które faktycznie wprowadzono w populacji w odniesieniu do wskaźnika narodzin; inaczej mówiąc, odnotowuje się praktyko­wane w XVIII wieku zjawiska kontroli urodzeń. Był to również zarys polityki urodzeń, a w każdym razie zarys schematów interwencji w globalne zjawiska narodzin. W tej biopolityce nie chodzi po prostu o problem płodności. Chodzi również o problem umieralności, już nie tylko, jak miało to miejsce do tej pory, na poziomie tych sławnych epidemii, których groźba obsesyjnie prześladowała władze polityczne od głębokiego Średniowiecza (tych sławnych epidemii, które były okresowymi dramatami zwielokrotnionej śmierci, śmierci bezpośrednio grożącej wszyst­kim). W tym momencie, pod koniec XVIII wieku, nie chodzi o epidemie, ale o coś innego: w przybliżeniu o to, co można by nazwać endemiami, to znaczy o formę, naturę, zasięg, trwanie, intensywność chorób panujących w danej populacji. Chorób mniej lub bardziej trudnych do wytępienia i których nie uważa się za epidemie, ponieważ są najczęstszymi przyczynami śmierci, ale za stałe czynniki — i właśnie w taki sposób się je traktuje — odbierania siły, skracania się czasu pracy, spadku energii, wzrostu kosztów ekonomicznych, tyleż z powodu braków w pro­dukcji, co z powodu możliwych kosztów leczenia. Słowem, choroba jako zjawisko populacyjne: już nie jako śmierć, która brutalnie miażdży życie — to przypadek epidemii — ale jako śmierć permanentna, która wkrada się do życia, nieustannie je podgryza, umniejsza i osłabia.

Właśnie takie zjawiska zaczyna się brać pod uwagę w końcu XVIII wieku, co doprowadzi do powstania medycyny, której główną funkcją będzie teraz zapewnianie higieny publicznej, z organizmami koordynującymi sposoby leczenia, z centralizacją informacji, z normalizacją wiedzy, a także z kampanią uczenia higieny i medykalizacji ludności. Mamy zatem problemy re­produkcji, wskaźnika urodzeń, jak również problem śmiertelno­ści. Drugim obszarem interwencji biopolityki będzie cały zespół zjawisk, z których jedne mają charakter uniwersalny, a inne akcydentalny, ale których nigdy, nawet jeżeli są akcydentalne, nie sposób całkowicie wyeliminować i które również pociągają za sobą analogiczne konsekwencje, takie jak niezdatność jednostek, ich wypadanie z obiegu, neutralizacja itd. Od początku XIX wieku (w momencie industrializacji) będzie to bardzo ważny problem starości, a zatem problem jednostki, która traci zdolność

Page 121: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

242 Trzebu bronić społeczeństwa

:

Wykluci z 17 marca 1976 243

do pracy, przestaje być aktywna. Z drugiej strony będzie to problem wypadków, kalectwa, rozmaitych anomalii. W odniesial niu do tych zjawisk biopolityka wprowadzi nie tylko instytucji opiekuńcze (które istniały od bardzo dawna), ale też mechaniztjB o wiele subtelniejsze, o wiele bardziej racjonalne ekonomiczna niż prymitywna opieka, jednocześnie masowa i pełna luk, która zasadniczo była domeną Kościoła. Powstaną subtelniejsze, bar­dziej racjonalne mechanizmy ubezpieczenia, indywidualnej^ i zbiorowego oszczędzania, opieki społecznej itd."*

Wreszcie, ostatnia dziedzina (wymieniam główne, w każdyifl razie te, które pojawiły się pod koniec XVIII i na początku XIX wieku; potem będzie wiele innych): uwzględnienie relacji między ludzkim gatunkiem, między istotami ludzkimi jako gatunkienj| jako istotami żywymi, a ich środowiskiem, środowiskiem ich egzystencji. Chodzi o ogólne skutki środowiska geograficznego klimatycznego, wodnego: na przykład w ciągu całej pierwszą połowy XIX wieku mówi się o problemie bagien, o probierni^ epidemii związanych z bagnami. W problemie środowiska chodzi również o środowisko, które nie jest naturalne, które zostało stworzone przez ludzi, ale które wywiera na nich skutki zwrotne* Jest to z istoty problem miasta. Sygnalizuję tu tylko niektóre punkty, na których oparła się ta biopolityka, niektóre jej praktyk^ i podstawowe dziedziny, będące jednocześnie dziedzinami jej interwencji, jej wiedzy i jej władzy: biopolityka oprze swoją wiedzę i zdefiniuje interwencyjne pole swojej władzy na prob­lemach narodzin, umieralności, rozmaitych niezdolności biolo­gicznych, skutków środowiska.

Otóż w tym wszystkim jest, jak myślę, parę rzeczy ważnych. Pierwszą z nich jest pojawienie się nowego elementu — o mało nie powiedziałem: nowej postaci — którego w gruncie rzeczy nie znały ani teoria prawa, ani praktyka dyscyplinarna. W istocie teoria prawa znała tylko jednostkę i społeczeństwo: jednostkę, która zawiera umowę, i ciało społeczne, które zostaje ukon­stytuowane w wyniku jawnej lub niejawnej umowy jednostek. Aparat dyscyplinujący miał zaś praktycznie do czynienia z jed­nostką i z jej ciałem. To, z czym mamy do czynienia w nowej technologii władzy, nie jest dokładnie społeczeństwem (w kaź-

166 O wszystkich tych zagadnieniach traktują wykłady w Collège de France z roku akademickiego 1973-1974 pt. Le Pouvoir psychiatrique [Władza psychiatryczna], w przygotowaniu do druku.

dym razie nie jest to ciało społeczne definiowane przez pra­wników); nie jest to również jednostka-ciało. Jest to nowe ciało: ciało mnogie, wielogłowe, jeśli nie nieskończone, przynajmniej i konieczności niezliczone. Jest to pojęcie „populacji". Bio­polityka ma do czynienia z populacją i myślę, że populacja jako problem polityczny, jako problem jednocześnie naukowy i poli­tyczny, jako problem biologiczny i jako problem władzy, pojawia się właśnie w tym momencie.

Po drugie, poza samym pojawieniem się tego elementu, jakim jest populacja, równie ważna jest natura zjawisk, które bierze się pod uwagę. Widzicie, że są to zjawiska zbiorowe, które pojawiają się wraz ze swoimi skutkami ekonomicznymi i politycznymi, które stają się istotne dopiero na poziomie masy. Jeżeli rozpat­rywać je w nich samych, indywidualnie, są to zjawiska przypad­kowe i nieprzewidywalne, ale na poziomie zbiorowym ukazują stałe prawidłowości, które łatwo, w każdym razie które można ustalić. Wreszcie są to zjawiska, które z istoty rozwijają się w czasie, które trzeba ujmować w pewnych, węższych lub szerszych, granicach czasowych; są to zjawiska seryjne. W sumie biopolityka będzie się zwracać do przypadkowych zdarzeń, które zachodzą w populacji ujmowanej jako trwająca w czasie.

Trzecia ważna, jak sądzę, sprawa, to fakt, że dzięki temu ta technologia władzy, ta biopolityka wprowadzi mechanizmy, któ­rych niektóre funkcje będą się bardzo różnić od funkcji peł­nionych przez mechanizmy dyscyplinarne. W mechanizmach wprowadzonych przez biopolitykę chodzić będzie oczywiście przede wszystkim o przewidywania, o szacunki statystyczne, 0 globalne pomiary; chodzić będzie również nie tyle o zmodyfi­kowanie jakiegoś szczególnego elementu, nie tyle jednostki jako jednostki, ale zasadniczo o interwencję na poziomie ogólnych determinacji zjawisk, na poziomie tego, co w zjawiskach global­ne. Trzeba będzie zmodyfikować, zmniejszyć umieralność; trzeba będzie przedłużyć życie; trzeba będzie stymulować rozrodczość, 1 chodzić będzie przede wszystkim o to, by ustalić mechanizmy regulujące, które w tej globalnej populacji z jej przypadkowym polem będą mogły ustanowić równowagę, utrzymać średnią, wprowadzić rodzaj homeostazy, zapewnić kompensację; słowem o to, by wprowadzić mechanizmy bezpieczeństwa wokół tej nieodłącznej od populacji żywych istot przypadkowości, o to, by, jeśli chcecie, zoptymalizować stan życia. Jak widzicie, te mecha­nizmy przypominają mechanizmy dyscyplinarne, bo w sumie

Page 122: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

Wykład z 17 marca 1976 245

244 Trzeba bronić społeczeństwa

służą wydobywaniu sił oraz ich maksymalizowaniu, ale posługuj| się zupełnie innymi środkami. Albowiem w odróżnieniu od dyscyplin nie chodzi tu o indywidualną tresurę, której dokonuj| się przez pracę nad samym ciałem. Absolutnie nie chodzi o to, by opanować jednostkowe ciało, jak robi dyscyplina. W konsekwerl cji nie chodzi wcale o ujmowanie jednostki na poziomie szczegół łu, lecz — przeciwnie — o działanie za pomocą globalny^ mechanizmów w taki sposób, by uzyskać globalne stany równoi wagi, regularności; słowem, o branie pod uwagę życia, biologicz| nych procesów człowieka jako gatunku i o poddawanie ich nie dyscyplinie, lecz regularyzacji157.

Tak więc poniżej poziomu tej wielkiej, absolutnej, dramatycSg| nej i mrocznej władzy, jaką była władza suwerena, która polegała na możliwości skazywania na śmierć, pojawia się teraz, wraz z tą technologią biowładzy, tą technologią władzy „nad" populacja jako taką, nad człowiekiem jako istotą żywą, pewna ciągłai uczona władza, która ma możliwość „skazywania na życie*] Suweren skazywał na śmierć i pozwalał żyć. Teraz pojawia si( zaś władza, którą nazwałbym władzą regularyzacji, która poleg przeciwnie, na tym, że każe żyć i pozwala umierać.

Myślę, że konkretny przejaw tej władzy widać w dobrzG znanym fakcie stopniowego dyskwalifikowania śmierci, o któryn| tak często mówili historycy i socjologowie. Wszyscy wiedzaj zwłaszcza od czasu kilku niedawnych studiów, że od końca XVIII wieku do dzisiaj stopniowo zanikała, w każdym razie zacierała się wielka, publiczna rytualizacja śmierci. Do tego stopnia, że teraz śmierć — przestając być jedną z olśniewających ceremonii w jakiej uczestniczyły jednostki, rodziny, grupy, niemal całe społeczeństwo — stała się, przeciwnie, czymś skrywanym; stała się rzeczą najbardziej prywatną i najbardziej wstydliwą (i osta­tecznie śmierć bardziej niż seks jest dzisiaj przedmiotem tabu)i Otóż sądzę, że powodem, dla którego śmierć stała się rzeczą skrywaną, nie jest jakiś rodzaj przeobrażenia się trwogi albo jakaś modyfikacja mechanizmów represyjnych. Jest nim transformacji technologii władzy. Tym, co kiedyś (i aż do końca XVIII wiekuj

167 Foucault powróci do problemu tych wszystkich mechanizmów w Wykładach w Collège dc France z roku akademickiego 1977—1978: Sécurité, Territoire et Population [Bezpieczeństwo, Terytorium i Populo^ cja] oraz z roku 1978—1979: Naissance de la biopolitique [NarodzfMg biopolityki], w przygotowaniu do druku.

przydawało śmierci blasku, tym, co narzucało jej tak potężną rytualizację, był fakt, że ukazywała ona przejście od jednej władzy do innej. Śmierć była momentem, w którym przechodziło się od władzy doczesnego suwerena do władzy pana z zaświatów. Przechodziło się z jednej instancji sądowej do innej, z prawa cywilnego lub publicznego, prawa życia i śmierci, do prawa będącego prawem życia wiecznego albo wiecznego potępienia. Przejście od jednej do drugiej władzy. Śmierć była również przekazywaniem władzy przez umierającego tym, którzy pozo­stawali przy życiu: ostatnie słowa, ostatnie polecenia, ostatnia wola, testamenty itd. Wszystkie te fenomeny władzy podlegały rytualizacji.

Otóż teraz, gdy władza w coraz mniejszym stopniu polega na prawie do skazywania na śmierć, a w coraz większym stopniu na prawie do interwencji po to, by utrzymać przy życiu, oraz na prawie do interwencji w sposób życia, w ,jak" życia, z chwilą zatem, gdy władza interweniuje przede wszystkim na tym pozio­mie, aby przedłużyć życie, aby kontrolować wypadki, przypadki, ułomności, z tą chwilą śmierć jako kres życia staje się oczywiście kresem, granicą, końcem władzy. W stosunku do władzy mieści się ona na zewnątrz, poza jej zasięgiem: jest czymś, co władza może uchwycić tylko ogólnie, globalnie, statystycznie. W zasięgu władzy mieści się nie śmierć, lecz umieralność. Dlatego jest rzeczą całkowicie normalną, że śmierć znajduje się teraz po stronie prywatności, staje się tym, co najbardziej prywatne. Podczas gdy pod panowaniem prawa suwerennej władzy śmierć była punktem, w którym w sposób najbardziej oczywisty rozbłys­kiwała absolutna władza suwerena, teraz, przeciwnie, śmierć staje się chwilą, w której jednostka wymyka się wszelkiej władzy, znajduje się sama ze sobą i w pewien sposób zamyka się w swoim wymiarze najbardziej prywatnym. Władza nie zna już śmierci. W sensie ścisłym zostawia śmierć na boku

Aby to wszystko zilustrować, weźmy śmierć Franco, która jest wydarzeniem bardzo, bardzo interesującym ze względu na warto­ści symboliczne, jakie wchodzą tu w grę, ponieważ umierał ktoś, kto sprawował suwerenne prawo życia i śmierci z wiadomym okrucieństwem, najbardziej krwawy z dyktatorów, który przez czterdzieści lat w sposób absolutny władał prawem życia i śmierci i który w chwili, gdy sam miał umrzeć, wkroczył jeszcze w ten swoisty, nowy obszar władzy nad życiem, która polega nie tylko na urządzaniu życia, nie tylko na skazywaniu na życie, ale

Page 123: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

246 Trzeba bronić społeczeństwa Wvklad z 17 marcu 1976 247

ostatecznie na sprawianiu, że jednostka żyje jeszcze po śmiereii Dzięki władzy, która nie jest po prostu uprawianiem nauki, ale faktycznym sprawowaniem tej politycznej biowładzy wprowa*j ! dzonej w XIX wieku, tak dobrze udaje się utrzymywać ludzi przy życiu, że w końcu każe się im żyć jeszcze w chwili, gdy biologicznie powinni być już od dawna martwi. I tak człowiek| który sprawował absolutną władzę życia i śmierci nad setkami tysięcy ludzi, znalazł się w zasięgu władzy, która tak dobrze urządzała mu życie i tak mało zwracała uwagi na śmierć, że nawet nie zauważył, iż jest już martwy i utrzymuje się go przy życiu po jego śmierci. Myślę, że to drobne i wesołe wydarzenie syrrl» bolizuje zderzenie między dwoma systemami władzy, systemett(| I suwerennej władzy nad śmiercią i systemem regularyzacji życia,

Chciałbym teraz wrócić do porównania miedzy technologa regulującą życie i technologią dyscyplinującą ciało, o którycf mówiłem wam przed chwilą. Od XVIII wieku (w każdym razie od końca XVIII wieku) mamy zatem dwie technologie władzy, które zostają wprowadzone w pewnym odstępie czasowym jedna po drugiej i które się na siebie nakładają. Technika dyscyplinarni skupia się na ciele, wytwarza efekty indywidualizujące, manipUJ luje ciałem jako ogniskiem sił, które trzeba uczynić jednocześni| pożytecznymi i posłusznymi. A z drugiej strony mamy techno-logię, która skupia się na ciele, ale na życiu: technologię, która wykorzystuje właściwe populacji efekty masowe, która usiłuje kontrolować serie przypadkowych wydarzeń, jakie mogą zajść w żywej masie; technologię, która próbuje kontrolować (ewen­tualnie modyfikować) ich prawdopodobieństwo, a w każdyfl| razie kompensować ich skutki. Jest to więc technologia, która zmierza, nie przez indywidualną tresurę, ale przez globalnf równowagę, do czegoś w rodzaju homeostazy: do zabezpieczeni] całości przed wewnętrznymi zagrożeniami. Mamy więc techno-logię tresury w przeciwieństwie lub w odróżnieniu od technolog! bezpieczeństwa; technologię dyscyplinarną, która różni się od technologii zabezpieczającej lub regulującej; technologię, która wprawdzie w obu przypadkach jest technologią ciała, ale w jed« nym przypadku chodzi o technologię, w której ciało jest zin« dywidualizowane jako obdarzony zdolnościami organizm, w dru* gim zaś przypadku o technologię, w której ciała są ujmowaif| przez pryzmat ogólnych procesów biologicznych.

Można by powiedzieć, że wszystko potoczyło si ak, jakbjj władza, której modalnością, schematem organizacyjnym była)

suwerenność, okazała się nieskuteczna w zarządzaniu ekonomicz­nym i politycznym ciałem społeczeństwa, które weszło na drogę jednocześnie eksplozji demograficznej i industrializacji. Starej mechanice suwerennej władzy wymykało się zbyt wiele rzeczy, jednocześnie od dołu i od góry, na poziomie szczegółu i na poziomie masy. Aby uchwycić szczegół, zastosowano pierwszą akomodację: akomodację władzy nad jednostkowym ciałem, z nadzorem i tresurą — była to dyscyplina. Była to oczywiście najłatwiejsza akomodacja, najprostsza do realizacji. Dlatego do­konała się najwcześniej — od XVII, od początku XVIII wieku — na poziomie lokalnym, w formach intuicyjnych, empirycz­nych, cząstkowych i w ograniczonych ramach instytucjonalnych szkoły, szpitala, koszar, zakładu pracy itp. Następnie, pod koniec XVIII wieku, powstaje druga akomodacja, władza nad zjawis­kami globalnymi, nad zjawiskami populacyjnymi, z biologicz­nymi lub bio-socjologicznymi procesami ludzkich mas. Była to akomodacja o wiele trudniejsza, bo, jak łatwo zrozumieć, za­kładała złożone organy koordynacji i centralizacji.

Mamy więc dwie serie: serię ciało — organizm — dyscyplina — instytucje i serię populacja — procesy biologiczne — mecha­nizmy regulujące* — państwo. Szereg organiczno-instytucjonalny lub, jeśli chcecie, organo-dyscyplina instytucji, a z drugiej strony szereg biologiczno-państwowy: bioregulacja przez państwo. Nie zamierzam twierdzić, że ta opozycja między państwem i instytu­cją jest absolutna, bo w rzeczywistości dyscypliny zawsze dążą do wykraczania poza instytucjonalne i lokalne ramy, w jakich je ujmujemy. Poza tym łatwo nabierają wymiaru państwowego za sprawą niektórych aparatów, takich jak na przykład policja, która jest jednocześnie aparatem dyscyplinarnym i aparatem państwo­wym (co dowodzi, że dyscyplina nie zawsze jest instytucjonalna). Podobnie te wielkie, globalne regulacje, mnożące się w ciągu XIX wieku, znajdujemy oczywiście na poziomie państwowym, ale również poniżej poziomu państwowego, w całej serii in­stytucji podpaństwowych, takich jak instytucje medyczne, kasy pomocy, ubezpieczalnie itd. To pierwsza uwaga, jaką chciałem wygłosić.

Z drugiej strony, te dwa zespoły mechanizmów, jeden dyscyp­linarny, drugi regulujący, nie leżą na tym samym poziomie. Co

* W rękopisie zamiast „regulujące" jest „zabezpieczające". (Przyp. wyd. franc.)

Page 124: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

248 Trzeba bronić społeczeństwa Wykład z 17 marca 1976 249

właśnie pozwala im nie wykluczać się nawzajem i móc wchodzić ze sobą w związki. Można nawet powiedzieć, że w większości przypadków dyscyplinarne mechanizmy władzy i regularyzacyjne mechanizmy władzy, mechanizmy dyscyplinarne dotyczące ciała i mechanizmy regulujące dotyczące populacji, nakładają się na siebie. Jeden lub dwa przykłady: spójrzcie, proszę, na problem miasta, a ściślej na ten przemyślany, zaplanowany układ prze­strzenny, jaki stanowi miasto modelowe, sztuczne, miasto z rze­czywistości utopijnej, o jakim nie tylko marzono, ale też jakie faktycznie stworzono w XIX wieku. Spójrzcie na coś takiego, jak miasto robotnicze. Co to jest miasteczko robotnicze istniejące w XIX wieku? Bardzo dobrze widać, że dyscyplinarne mechani­zmy kontroli nad ciałem, nad ciałami, przez sam podział na osiedla, przez sam układ miasteczka, przez lokalizację rodzin (każda w jednym domu) i jednostek (każda w jednej izbie) wiążą się tu niejako poprzecznie [z innymi mechanizmami]. Rozdziele­nie jednostek, umieszczenie ich na widoku, normalizacja za­chowań, rodzaj spontanicznej kontroli policyjnej, zapewnionej przez sam układ przestrzenny miasta: cała seria mechanizmów dyscyplinarnych, które łatwo odnaleźć w dzielnicy robotniczej. A z drugiej strony macie całą serię mechanizmów będących, przeciwnie, mechanizmami regulującymi, które dotyczą populacji jako takiej i które pozwalają, które indukują na przykład postawy oszczędzania, związane z mieszkaniem, z lokalizacją mieszkania i ewentualnie z jego zakupem. Systemy ubezpieczania od choroby i ubezpieczania od starości; reguły higieny, które zapewniają optymalną długość życia populacji; presja, jaką sama organizacja miasteczka wywiera na życie seksualne, a zatem na prokreację; presja, jaką wywiera się na higienę rodzin; opieka nad dziećmi, szkolnictwo itd. Mamy więc mechanizmy dyscyplinarne i mecha­nizmy regularyzacyjne.

Weźmy zupełnie inną dziedzinę — zresztą, może niezupełnie inną; weźmy, na innej osi, coś takiego jak seksualność. W istocie dlaczego w XIX wieku seksualność stała się obszarem o kapital­nym znaczeniu strategicznym? Myślę, że była ona ważna z wielu powodów, ale w szczególności z takich: z jednej strony za­chowanie seksualne jako zachowanie ściśle cielesne znalazło się w zasięgu kontroli dyscyplinarnej, indywidualizującej, mającej postać stałego nadzoru (na przykład sławna kontrola, jaką od końca XVIII do XX wieku sprawowano, w środowisku rodzin­nym, szkolnym itd., nad masturbacją u dzieci, stanowi właśnie

przykład tego rodzaju dyscyplinarnego kontrolowania seksualno­ści); z drugiej zaś strony życie seksualne wpisuje się i poprzez prokreację wpływa na powszechne procesy biologiczne, które dotyczą już nie ciała jednostki, lecz tego żywiołu, tej mnogiej jednostki, jaką stanowi populacja. Zycie seksualne leży dokładnie na skrzyżowaniu ciała i populacji. Należy więc do dziedziny dyscypliny, ale należy również do dziedziny regularyzacji.

Skrajna medyczna waloryzacja seksualności w XIX wieku tłumaczy się, jak sądzę, tą uprzywilejowaną pozycją seksualności między organizmem i populacją, między ciałem i zjawiskami globalnymi. Stąd również idea medyczna, zgodnie z którą życie seksualne, jeżeli jest niezdyscyplinowane i nieregularne, przynosi zawsze dwa rodzaje skutków: skutki dotyczące ciała, niezdyscyp­linowanego ciała, które zostaje bezpośrednio ukarane przez wszy­stkie jednostkowe choroby, jakie ściąga na siebie seksualny rozpustnik. Dziecko, które się za bardzo masturbuje, będzie przez całe życie chore: jest to sankcja dyscyplinarna na poziomie ciała. Ale jednocześnie rozpustne, perwersyjne życie seksualne rodzi skutki na poziomie populacji, ponieważ uważa się, że seksualny rozpustnik będzie miał równie nienormalne potomstwo, i to przez całe pokolenia, do siódmego pokolenia i do siódmego po tym siódmym. Jest to teoria degeneracji168: seksualność jako ognisko chorób jednostkowych, a z drugiej strony jako jądro degeneracji stanowi dokładnie punkt wiązania między dyscypliną i regulacją, między ciałem i populacją. Skoro tak, rozumiecie, dlaczego i w jaki sposób taka wiedza techniczna, jak medycyna, a raczej zbiór obejmujący medycynę i higienę, będzie w XIX wieku elementem może nie najważniejszym, ale o istotnym znaczeniu ze

168 Foucault odwołuje się tu do teorii sformułowanej we Francji w połowie XIX wieku przez alienistów, w szczególności przez B.-A. Morela (Traité des dégénérescences physiques, intellectuelles et morales de l'espèce humaine, Paris 1857; Traité des maladies mentales, Paris 1870), przez V. Magnana (Leçons cliniques sur les maladies mentales, Paris 1893) oraz przez M. Legraina we współpracy z V. Magnanem (Les Dégénérés, état mental et syndromes épisodiques, Paris 1895). Ta teoria degeneracji, oparta na zasadzie przekazywalności wady zwanej „dziedzi­czną", stanowiła jądro wiedzy medycznej na temat szaleństwa i nienor­malności w dnigiej połowic XIX wieku. Bardzo szybko przejęta przez legalną medycynę, miała znaczący wpływ na doktryny i praktyki eugeni-czne i nie omieszkała wpłynąć na istotny odłam literatury, kryminologii i antropologii.

Page 125: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

250 Trzeba bronić społeczeństwa Wykład z 17 marca 1976 251

względu na związek, jaki ustanawia ona między naukowy^ ujęciem procesów biologicznych i organicznych (to znaczy mię­dzy naukowym ujęciem populacji i ciała) a właściwymi efektami władzy, w tej mierze, w jakiej medycyna stanie się polityczit| techniką interwencyjną. Medycyna to wiedza-władza, która doty» czy jednocześnie ciała i populacji, organizmu i procesów bio­logicznych, i która zatem będzie miała skutki dyscyplinarni i skutki regularyzacyjne.

Mówiąc jeszcze ogólniej, można powiedzieć, że elementem który będzie krążył od dyscypliny do regularyzacji, który w po-dobny sposób będzie się stosował do ciała i do populacji, który pozwala kontrolować jednocześnie porządek dyscyplinarny i po­rządek przypadkowych zdarzeń zachodzących w biologicznej wielości, tym elementem krążącym między jedną dziedziną a dru­gą jest „norma". Norma jest czymś, co może równie dobrze odnosić się do ciała, które chcemy zdyscyplinować, jak do populacji, którą chcemy uregulować. W tych warunkach społe­czeństwo normalizacyjne nie jest więc czymś w rodzaju uogóli nionego społeczeństwa dyscyplinarnego, w którym instytucja dyscyplinarne rozmnożyłyby się tak, że w końcu pokryłyby całą przestrzeń — jest to, myślę, tylko pierwsza i niewystarcząją<J( interpretacja idei społeczeństwa normalizacyjnego. Społeczeńn stwo normalizacyjne jest społeczeństwem, w którym krzyżują się ze sobą pod kątem prostym norma dyscypliny i norma regulacji Mówiąc, że w XIX wieku władza wzięła w posiadanie życie» a przynajmniej, że zajęła się życiem, mówimy, że udało jej się objąć całą przestrzeń, jaka rozciąga się między organizmeiq i biologicznością, między ciałem i populacją, dzięki podwójnąl grze technologii dyscypliny z jednej strony i technologii regulacj z drugiej strony.

Mamy zatem władzę, która objęła i ciało, i życie, lub, jeśli chcecie, która objęła życie w ogóle z jego dwoma biegunami: po stronie ciała i po stronie populacji. W rezultacie biowładza prowadzi do paradoksów, które można łatwo zauważyć, a które ujawniają się na granicy jej funkcjonowania. Z jednej strony paradoksy pojawiają się wraz z władzą atomową, która nie jest po prostu władzą zabijania, zgodnie z prawami udzielanymi każ­demu suwerenowi, milionom i setkom milionów ludzi (bo w koń­cu jest to rzecz tradycyjna). Jeżeli władza atomowa jest dla funkcjonowania aktualnej władzy politycznej rodzajem trudno przekraczalnego albo zgoła nieprzekraczalnego paradoksu, to

dlatego że władza wytwarzania i wykorzystywania bomby atomo­wej oznacza władzę suwerena, który może zabijać, ale również władzę, która polega na zabijaniu samego życia. Dlatego w wy­padku władzy atomowej władza sprawowana jest w taki sposób, aby mogła zniszczyć życie. A w konsekwencji, aby mogła zniszczyć samą siebie jako władzę, która zapewnia życie. Albo władza jest suwerenna i wykorzystuje bombę atomową, ale w takim razie nie może być władzą, biowładza, która, jak to się dzieje od XIX wieku, zapewnia życie. Albo, co stanowi drugą skrajność, mamy, przeciwnie, już nie nadmiar prawa suwerena w stosunku do biowładzy, ale nadmiar biowładzy w stosunku do prawa suwerena. Ten nadmiar biowładzy pojawia się, kiedy człowiekowi zostaje dana techniczna i polityczna możliwość już nie tylko urządzenia życia, ale też zwielokrotnienia życia, stwo­rzenia życia, stworzenia potwora, stworzenia — w skrajnym przypadku -— niekontrolowanych i wszystko niszczących wiru­sów. Takie niebywałe rozszerzenie biowładzy, w przeciwieństwie do tego, co mówiłem przed chwilą o władzy atomowej, rozsadzi wszelką ludzką suwerenność.

Wybaczcie mi te przydługie dygresje na temat biowładzy, ale myślę, że właśnie na takim tle można zobaczyć problem, który próbowałem postawić.

A zatem w jaki sposób, w tej technologii władzy, której przedmiotem i celem jest życie (i która wydaje mi się jedną z fundamentalnych cech technologii władzy od XIX wieku), sprawowane będzie prawo do zabijania i jak będzie się spełniać funkcję mordu, jeżeli jest prawdą, że władza suwerena coraz bardziej się kurczy, a dyscyplinarna lub regulująca biowładza, przeciwnie, coraz bardziej się rozszerza? Jak taka władza może zabijać, jeżeli jest prawdą, że z istoty chodzi jej o poprawę życia, o jego przedłużenie, o zwielokrotnienie jego szans, o zapobiega­nie wypadkom albo o kompensowanie braków? Jak w tych warunkach jest możliwe, że władza polityczna zabija, że domaga się śmierci, żąda śmierci, każe zabijać, daje rozkaz zabijania, naraża na śmierć nie tylko swoich wrogów, ale nawet swoich własnych obywateli? Jak ta władza, która z istoty stawia sobie za cel podtrzymywanie życia, może pozwalać umierać? Jak sprawo­wać władzę śmierci, jak spełniać funkcję śmierci w systemie politycznym skupionym na biowładzy?

Myślę, że właśnie w tym miejscu pojawia się rasizm. Nie chcę wcale powiedzieć, że rasizm wynaleziono w tej epoce. Istniał od

Page 126: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

252 Trzeba bronić społeczeństwa

dawna. Ale myślę, że funkcjonował gdzie indziej. Tym, co wpisało rasizm w mechanizmy państwa, było właśnie powstanie biowładzy. To w tym momencie pojawił się rasizm jako fun­damentalny mechanizm władzy sprawowanej w nowoczesnych państwach, który sprawia, że staje się rzeczą prawie niemożliwą, aby w nowoczesnym funkcjonowaniu państwa w jakimś momen­cie, w pewnej granicznej sytuacji i w pewnych okolicznościach nie odwoływano się do rasizmu.

Czym jest bowiem rasizm? Jest to przede wszystkim sposób wprowadzenia pewnego cięcia do tej dziedziny życia, którą zajęła się władza: cięcia między tym, co powinno żyć, i tym, co powinno umrzeć. W biologicznym continuum gatunku ludzkiego pojawie­nie się ras, odróżnienie ras, hierarchia ras, uznanie pewnych ras za dobre, a innych, przeciwnie, za gorsze, to wszystko będzie sposobem pokawałkowania tego biologicznego pola, jakie objęła władza; sposobem odsunięcia jednych grup od innych w obrębie populacji. Słowem, sposobem ustanowienia cezury typu bio­logicznego wewnątrz dziedziny, która podaje się właśnie za dziedzinę biologiczną. Pozwoli to władzy traktować populację jako mieszankę ras, a dokładniej: dzielić gatunek, nad którym się rozciągnęła, na podgrupy, którymi będą właśnie rasy. Taka jest pierwsza funkcja rasizmu: podzielić, wprowadzić cezury do tego biologicznego continuum, do jakiego zwraca się biowładza.

Z drugiej strony, rasizm ma również inną funkcję: jego rolą będzie pozwolić na ustalenie pewnej, jeśli chcecie, pozytywnej relacji typu: „im częściej będziesz zabijał, im częściej będziesz skazywał na śmierć" lub „im bardziej będziesz zezwalał na śmierć, tym bardziej będziesz żył". Powiedziałbym, że tej relacji Cjeżeli chcesz żyć, musisz skazać na śmierć innych, musisz móc zabijać") ostatecznie nie wynalazł ani rasizm, ani nowoczesne państwo. Jest to relacja wojenna: „aby żyć, musisz zmiażdżyć swoich wrogów". Ale za sprawą rasizmu ta relacja typu wojen­nego — Jeżeli chcesz żyć, inny musi umrzeć" — zaczyna funkcjonować w zupełnie nowy sposób, właśnie w taki sposób, który daje się pogodzić z biowładza. Z jednej bowiem strony rasizm pozwala ustalić między moim życiem a śmiercią innego relację, która nie jest relacją militarną i wojenną, lecz relacją typu biologicznego: „im bardziej będą zanikać gatunki niższe, im bardziej będzie się eliminować nienormalne jednostki, tym mniej będzie degeneratów w stosunku do całego gatunku, tym bardziej ja — nie jako jednostka, ale jako gatunek — będę mógł żyć, tym

Wvklad z 17 marca 1976 253

będę silniejszy, bardziej prężny, tym lepiej będę się rozmnażać". Śmierć innego to nie tylko moje własne życie w sensie mojego osobistego bezpieczeństwa: śmierć innego, śmierć złej, niższej rasy (albo degenerata, albo kogoś nienormalnego) czyni zdrow­szym życie w ogóle; zdrowszym i czystszym.

Mamy tu więc stosunek nie militarny, wojenny lub polityczny, lecz stosunek biologiczny. I ten mechanizm może funkcjonować właśnie dlatego, że wrogami, których trzeba usunąć, nie są przeciwnicy w politycznym sensie słowa; są to zewnętrzne lub wewnętrzne niebezpieczeństwa, które zagrażają populacji. Ina­czej mówiąc, uśmiercanie, imperatyw śmierci są akceptowalne w systemie biowładzy tylko o tyle, o ile zmierza nie do zwycięst­wa nad przeciwnikami politycznymi, ale do eliminacji zagrożenia biologicznego i do wzmocnienia, bezpośrednio związanego z tą eliminacją, całego gatunku lub rasy. Rasa, rasizm to warunek akceptowalności zabijania w społeczeństwie normalizacyjnym. Tam, gdzie macie społeczeństwo normalizacyjne, tam, gdzie macie władzę, która przynajmniej na powierzchni lub w pierwszej instancji, w pierwszej linii, jest biowładza, rasizm staje się niezbędny jako warunek skazania kogoś na śmierć, skazania innych na śmierć. Z chwilą, gdy państwo funkcjonuje według modelu biowładzy, państwowa funkcja zabijania może być speł­niana tylko przez rasizm.

Rozumiecie, co za tym idzie, znaczenie — chciałem powie­dzieć: witalne znaczenie — rasizmu w sprawowaniu takiej wła­dzy: jest to warunek pozwalający korzystać z prawa do zabijania. Jeżeli władza normalizacyjna chce stosować stare prawo do zabijania, musi przejść przez rasizm. I odwrotnie, jeżeli władza suwerena, to znaczy władza, która ma prawo życia i śmierci, chce funkcjonować z instrumentami, z mechanizmami, z technologią normalizacji, to również musi przejść przez rasizm. Oczywiście przez zabijanie rozumiem nie tylko bezpośredni mord, ale też wszystko, co może być zabójstwem pośrednim: fakt narażania na śmierć, zwiększanie ryzyka śmierci dla niektórych albo po prostu śmierć polityczną, wykluczanie, odrzucanie itp.

Myślę, że można dzięki temu zrozumieć pewne rzeczy. Po pierwsze, można zrozumieć związek, jaki szybko — chciałem powiedzieć: od razu — zawiązał się między XIX-wieczną teorią biologiczną i dyskursem władzy. W istocie teoria ewolucji rozu­miana w szerokim sensie — to znaczy nie tyle sama teoria Darwina, co zbiór, pakiet jej pojęć (jak hierarchia gatunków na

Page 127: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

254 Trzeba bronić społeczeństwa Wvkladz 17 marca 1976 255

wspólnym drzewie ewolucji, walka o życie między gatunkami selekcja, która eliminuje najgorzej przystosowanych) — w ciągu kilku lat w XIX wieku stalą się w sposób całkiem naturalny nie tylko sposobem tłumaczenia dyskursu politycznego na języfe biologiczny, nie tylko sposobem ukrywania dyskursu polityce nego pod płaszczykiem naukowym, ale naprawdę całym sposo. bem myślenia o stosunkach kolonialnych, o konieczności wojęnt

o przestępczości, o zjawiskach szaleństwa i choroby umysłowej o historii społeczeństw z ich różnymi klasami itd. Inaczej mó­wiąc, za każdym razem, gdy dochodziło do konfliktu, zabijani», walki, ryzyka śmierci, było się dosłownie zmuszonym do myś« lenia o tym w formie teorii ewolucji.

1 można też zrozumieć, dlaczego rasizm rozwija się w tych nowoczesnych społeczeństwach, które funkcjonują zgodnie z mo­delem biowładzy; rozumiemy, dlaczego rasizm wybuchnie w pe­wnych uprzywilejowanych momentach będących właśnie mo­mentami, w których koniecznie wymagane jest prawo do śmierci, Rasizm rozwinie się primo wraz z kolonizacją, to znaczy wraz z kolonizatorskim ludobójstwem. Kiedy trzeba będzie zabijać ludzi, zabijać całe populacje, zabijać cywilizacje, jak można będzie to zrobić, jeżeli się funkcjonuje według modelu bio* władzy? Dzięki teoriom ewolucjonizmu, przez rasizm.

Wojna. Jak można nie tylko prowadzić wojnę ze swoimi przeciwnikami, ale też narażać na wojnę swoich własnych obywa» teli, zabijać ich milionami (jak to się działo właśnie od XIX wieku, od drugiej połowy XIX wieku), jeśli nie posługując się tematem rasizmu? Od tej pory w wojnie będzie chodziło o dwie rzeczy: o to, by zniszczyć nie po prostu przeciwnika politycznego^ lecz wrogą rasę, ten rodzaj biologicznego zagrożenia, jakie dla rasy, którą jesteśmy, stanowią ci z naprzeciwka. Oczywiście jest to tylko niejako biologiczna ekstrapolacja wroga politycznego Ale, co więcej, wojna — i to jest absolutnie nowe — zacznie byó uważana pod koniec XIX nie po prostu za sposób wzmocnienia własnej rasy przez eliminację rasy przeciwnej (zgodnie z tym, co głosi temat selekcji i walki o przetrwanie), ale również za sposób odrodzenia własnej rasy. Im więcej spośród nas umrze, tym czystsza stanie się rasa, do której należymy.

Macie tu w każdym razie rasizm wojny, który pod koniec XIX wieku był czymś nowym i który był, jak sądzę, koniecznością ze względu na fakt, że biowładza, kiedy chciała prowadzić wojnę, nie mogła inaczej powiązać woli zniszczenia przeciwnika z ryzy­

kiem zabicia również tych, których życie miała z definicji chronić, organizować, zwielokrotniać. To samo można by powie­dzieć w związku z przestępczością. Jeżeli o przestępczości myśli się w terminach rasizmu, dzieje się tak również dlatego, że w mechanizmie biowładzy trzeba było umożliwić uśmiercenie przestępcy albo jego wykluczenie ze społeczeństwa. To samo odnosi się do szaleństwa, to samo do rozmaitych anomalii.

Z grubsza biorąc, sądzę, że rasizm zapewnia funkcję śmierci w ekonomii biowładzy, zgodnie z zasadą, że śmierć innych jest biologicznym wzmocnieniem siebie samego, o ile jest się człon­kiem pewnej rasy lub populacji, o ile jest się elementem w jedno­litej, żywej całości. Widzicie, że w gruncie rzeczy jesteśmy tu bardzo daleko od rasizmu, który byłby po prostu i tradycyjnie pogardą lub nienawiścią rasową. Jesteśmy również bardzo daleko od rasizmu będącego swego rodzaju operacją ideologiczną, dzięki której państwo lub jakaś klasa próbowałyby odwrócić w stronę mitycznego przeciwnika wrogość zwracającą się przeciwko nim lub rozdzierającą ciało społeczne. Myślę, że jest to o wiele głębsze niż stara tradycja, o wiele głębsze niż nowa ideologia, że jest to coś innego, Specyfika nowoczesnego rasizmu, to, co stanowi tę specyfikę, nie wiąże się z mentalnością, z ideologiami, z kłamstwami władzy. Wiąże się z techniką władzy, z technologią władzy. Wiąże się z tym, co leży jak najdalej od wojny ras i od takiej zrozumiałości historii, co umieszcza nas w mechanizmie, który pozwala na panowanie biowładzy. Rasizm jest więc związa­ny z funkcjonowaniem państwa, które jest zmuszone posługiwać się rasą, eliminacją ras i czyszczeniem rasy, aby sprawować swoją suwerenną władzę. Dochodzi do połączenia, a raczej do tego, że stara władza suwerena wyposażona w prawo śmierci funkcjonuje poprzez biowładzę o tyle, o ile wprowadza i aktywuje rasizm. Myślę, że właśnie tutaj zakorzenia się on skutecznie.

Skoro tak, rozumiecie już, jak i dlaczego państwa najbardziej zbrodnicze są zarazem z konieczności najbardziej rasistowskie. Oczywiście trzeba tu wziąć przykład nazizmu. W końcu nazizm rozwinął aż do paroksyzmu nowe mechanizmy władzy, wprowa­dzone od XVIII wieku. Nie ma oczywiście państwa bardziej dyscyplinarnego niż reżym nazistowski; nie ma również państwa, w którym regulacje biologiczne stosowano by w sposób bardziej systematyczny i natarczywy. Władza dyscyplinarna, biowładza: to wszystko przenikało, podtrzymywało w całej rozciągłości społeczeństwo nazistowskie (rozciągnięcie władzy na sferę bio-

Page 128: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

256 Trzeba bronić społeczeństwu

logiczną, na prokreację, na dziedziczność, a także na chorobę, na wypadki). Nie ma społeczeństwa jednocześnie bardziej zdyscyH linowanego i bardziej zabezpieczającego niż to, które zostało wprowadzone, w każdym razie zaprojektowane przez nazistów. Kontrola przypadków, nieodłącznych od procesów biologicznych była jednym z bezpośrednich celów reżymu.

Ale to społeczeństwo uniwersalnie zabezpieczające, oferująo| powszechne bezpieczeństwo, uniwersalnie regulujące i dyscypi linujące, było jednocześnie społeczeństwem, poprzez które szala­ła najbardziej zbrodnicza władza, to znaczy stara, suwerenna władza zabijania. Ta władza zabijania, która przenika całe ciało społeczne społeczeństwa nazistowskiego, przejawia się przede wszystkim w fakcie, że władza zabijania, władza życia i śmiercij dana jest nie tylko państwu, ale całej serii jednostek, znaczn«(fl liczbie ludzi (na przykład członkom SA, SS itd.). W granicznyj| wypadku w państwie nazistowskim każdy ma prawo życia i śmie­rci w odniesieniu do swojego sąsiada, chociażby w rym sensie, że może na niego donieść i w ten sposób skutecznie usunąć lub sprawić, że zostanie usunięty człowiek, który mieszka obok.

Tak więc władza zbrodnicza i suwerenna szaleje poprzez całe ciało społeczne. Podobnie, w związku z faktem, że wojna zostaje jasno wskazana jako cel polityczny — i to nie po prostu taki, który służy uzyskaniu pewnych środków, lecz jako rodzaj osta­tecznej i decydującej fazy wszystkich procesów politycznych —polityka musi prowadzić do wojny, a wojna musi być ostatecz* ną i rozstrzygającą fazą, która będzie stanowić zwieńczeni! całości. Znaczy to, że celem reżymu nazistowskiego nie jest po prostu zniszczenie innych ras. Zniszczenie innych ras stanowi jedną stronę projektu, którego drugą stroną jest narażenie swojej własnej rasy na absolutne i powszechne niebezpieczeństwo śmiem ci. Ryzyko śmierci, narażanie się na totalną zagładę jest jedną z zasad wpisanych do podstawowych obowiązków nazistów! skiego posłuszeństwa i do istotnych celów polityki. Trzeba dojśaj do takiego punktu, w którym cała populacja będzie narażona na śmierć. Tylko takie uniwersalne narażenie całej populacji na śmierć będzie mogło ją efektywnie ukonstytuować jako wyższfl rasę i definitywnie ją odrodzić w stosunku do innych ras, które zostaną całkowicie wyeliminowane lub ostatecznie podporząd| kowane.

W społeczeństwie nazistowskim jest więc coś mimo wszystkjf niezwykłego: jest to społeczeństwo, które dokonało absolutnej

:

Wvklmi z 17 marcu 1976 257

generalizacji biowładzy, ale które jednocześnie zgeneralizowało suwerenne prawo zabijania. Dwa mechanizmy, jeden klasyczny, archaiczny, dający państwu prawo życia i śmierci nad obywatela­mi, a drugi nowy, zorganizowany wokół dyscypliny, regulacji, słowem, nowy mechanizm biowładzy, okazują się doskonale zbieżne. Dlatego można powiedzieć tak: państwo nazistowskie doprowadziło do tego, że pole życia, organizowanego, chronione­go, gwarantowanego, biologicznie uprawianego przez to państwo, absolutnie pokryło się z suwerennym prawem do zabijania kogo­kolwiek — nie tylko innych, ale też swoich ludzi. Naziści doprowadzili do koincydencji między uogólnioną biowładzą i dy­ktaturą, jednocześnie absolutną i przekazaną całemu ciału spo­łecznemu wskutek tego niezwykłego zwielokrotnienia prawa do zabijania i narażania na śmierć. Mamy tu państwo absolutnie rasistowskie, państwo absolutnie zbrodnicze i państwo absolutnie samobójcze. Państwo rasistowskie, państwo zbrodnicze, państwo samobójcze. To wszystko z konieczności się na siebie nakłada i oczywiście prowadzi jednocześnie do „ostatecznego rozwiąza­nia" (które miało służyć eliminacji, poprzez Żydów, wszystkich innych ras, których Żydzi byli zarazem symbolem i przejawem) z lat 1942—1943 oraz do telegramu 71 z kwietnia 1945 roku, w którym to telegramie Hitler nakazywał zniszczenie warunków życia samego narodu niemieckiego'61'.

Ostateczne rozwiązanie dla innych ras, absolutne samobój­stwo rasy [niemieckiej]. Oto, do czego prowadził mechanizm wpisany w funkcjonowanie nowoczesnego państwa. Oczywiście jedynie nazizm doprowadził do paroksyzmu grę między suweren­ną władzą zabijania i mechanizmami biowładzy. Ale ta gra jest faktycznie wpisana w funkcjonowanie wszystkich państw. Wszy­stkich państw nowoczesnych, wszystkich państw kapitalistycz­nych? Nie jest to takie pewne. Myślę — ale wymagałoby to innego wywodu — że właśnie państwo socjalistyczne, socjalizm, jest równie naznaczone rasizmem, jak funkcjonowanie nowoczes-

"* Od 19 marca Hitler wydawał dyspozycje mające na celu znisz­czenie logistycznej i przemysłowej infrastruktury Niemiec. Dyspozycje te znalazły wyraz w dwóch dekretach, z 30 marca i z 7 kwietnia. Na temat tych dekretów zob. A. Speer, Erinnerungen, Propylàen-Verlag, Berlin 1969 (tłum. franc.: Au coeur du Trosième Reich, Fayard, Paris 1971). Foucault z pewnością czytał pracę J. Festa Hitler, Ullstein-Vcrlag, Frankfurt a.M.-Berlin-Wien 1973 (tłum. franc: Gallimard, Paris 1973).

Page 129: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

258 Trzeba bronić społeczeństwa Wvktatlz 17 marca IV76 259

nego państwa kapitalistycznego. Obok państwowego rasizm*! zrodzonego w warunkach, o których mówiłem przed chwilfl powstał socjal-rasizm, który nie czekał na powstanie państog socjalistycznych, aby się pojawić. Socjalizm w chwili narodził w XIX wieku był już pewnym rasizmem. I niezależnie od tego, czy weźmiemy Fouriera170 z początku wieku, czy anarchistów z końca wieku, przechodząc przez wszystkie formy socjalizi zawsze zobaczymy w nich komponentę rasistowską.

Bardzo trudno mi o tym mówić. Mówić o tym ot, tak, to rzucać twierdzeniami jak maczugami. Dowodzić wam tego za­kładałoby zaś (co chciałem zrobić) wytaczać na koniec tych wykładów nową baterię dział. W każdym razie chciałbym powie-dzieć po prostu tyle: ogólnie biorąc, wydaje mi się —jest to dość swobodna uwaga — że dopóki socjalizm nie stawia na pierwszylfl miejscu problemów ekonomicznych lub prawnych typu własność albo sposób produkcji, dopóki zatem nie stawia i nie analizuje problemu mechaniki władzy, mechanizmów władzy, dopóty nie może nie doświadczać i nie stosować tych samych mechanizmóii władzy, jakie powstały w państwie kapitalistycznym czy przemy-słowym. W każdym razie jedno jest pewne: temat biowładzjj, rozwijany w końcu XVIII wieku i przez cały wiek XIX, nie tylko nie był krytykowany przez socjalizm, ale faktycznie został prze­zeń podjęty, rozwinięty, przeszczepiony, w niektórych punktaclfl zmodyfikowany, ale absolutnie nie przebadany na nowo w swoich podstawach i sposobach funkcjonowania. W końcu wydaje mi się, że idea, iż zasadniczą funkcją społeczeństwa lub państwa, albo czegoś, co powinno zastąpić państwo, jest troska o życie, o jego urządzenie, zwielokrotnienie, o skompensowanie jego niepewnfl| ści, o sprawdzenie i wyznaczenie jego szans i biologicznymi możliwości, że to wszystko zostało jako takie podjęte przez socjalizm. Wraz z konsekwencjami, do jakich to prowadzi z chwilą, gdy powstaje państwo socjalistyczne, które ma prawo do zabijania lub eliminowania, czyli prawo do dyskwalifikacji Dlatego w sposób całkiem naturalny odnajdziecie rasizm — nie rasizm ściśle etniczny, ale rasizm typu ewolucjonistycznegfl rasizm biologiczny — rozkwitający w państwach socjalistycflj

170 Z dzieł Ch. Fouriera zob. zwłaszcza w związku z tym: Théorie des Quatre Mouvements et des Destinées générales, Leipzig [Lyon| 1808; Le Nouveau Monde industriel et sociétaire, Paris 1829; La Fausse Industrie morcelée, répugnante, mensongère, t. I—II, Paris 1836.

nych (typu Związek Radziecki) w odniesieniu do chorych psychi­cznie, do przestępców, do przeciwników politycznych itd. Tyle jeśli chodzi o państwo.

Interesujące wydaje mi się również to, i długo stanowiło to dla mnie problem, że, powtórzmy raz jeszcze, takie samo funk­cjonowanie rasizmu znajdujemy nie tylko na poziomie socjalis­tycznego państwa, ale też na różnych poziomach analizy lub projektu socjalistycznego, w ciągu całego XIX wieku. Zawsze wtedy, gdy socjalizm kładł w gruncie rzeczy nacisk na przekształ­cenie warunków ekonomicznych jako na zasadę transformacji i przejścia od państwa kapitalistycznego do państwa socjalistycz­nego (inaczej mówiąc, wtedy, gdy zasady transformacji szukał na poziomie procesów ekonomicznych), nie potrzebował rasizmu, a przynajmniej nie potrzebował go bezpośrednio. Natomiast zawsze wtedy, gdy socjalizm zmuszony był kłaść nacisk na problem walki, walki z wrogiem, eliminacji przeciwnika w ob­rębie samego społeczeństwa kapitalistycznego; zawsze wtedy zatem, kiedy chodziło o myślenie fizycznego starcia z przeciw­nikiem klasowym w społeczeństwie kapitalistycznym, znowu pojawiał się rasizm, ponieważ dla myśli socjalistycznej, mimo wszystko bardzo związanej z tematami biowładzy, był to jedyny sposób ujmowania racji, dla których można zabić przeciwnika. Kiedy chodzi po prostu o jego eliminację ekonomiczną, o ode­branie mu jego przywilejów, nie potrzebuje się rasizmu. Ale kiedy tylko zaczyna się myśleć o konieczności stanięcia z nim twarzą w twarz, o tym, że trzeba będzie bić się z nim fizycznie, narażać swoje własne życie i usiłować go zabić, rasizm staje się potrzebny.

W rezultacie zawsze, gdy macie do czynienia z takim socjaliz­mem, z tymi formami, z tymi momentami socjalizmu, które akcentują problem walki, macie do czynienia z rasizmem. Dlate­go najbardziej rasistowskimi formami socjalizmu były oczywiście blankizm, Komuna Paryska i anarchizm, o wiele bardziej niż socjaldemokracja, o wiele bardziej niż Druga Międzynarodówka i o wiele bardziej niż sam marksizm. Socjalistyczny rasizm został w Europie zlikwidowany dopiero pod koniec XIX wieku, z jednej strony przez dominację socjaldemokracji (i, trzeba to powiedzieć, pewnego reformizmu związanego z tą socjaldemokracją), a z dru­giej strony przez niektóre procesy, takie jak sprawa Dreyfusa we Francji. Ale przed sprawą Dreyfusa wszyscy socjaliści, a przynaj­mniej miażdżąca większość socjalistów, byli z gruntu rasistami.

Page 130: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

260 Tnehii bronić społeczeństwa

I sądzę, że byli rasistami w tej mierze (i na tym skończę), w jakiej nie poddali rewizji — lecz przyjęli jako coś oczywistego — tych mechanizmów biowładzy, do których od XVIII wieku prowadzi! rozwój społeczeństwa i państwa. Jak inaczej można zapewni| funkcjonowanie biowładzy, a jednocześnie stosować prawo woj^ ny, prawo do zabijania i funkcję śmierci, jeśli nie za pośrednia ctwem rasizmu? Na tym polegał problem i myślę, że ciągle jest to problem.

STRESZCZENIE WYKŁADÓW*

Aby przeprowadzić konkretną analizę stosunków władzy, trzeba zrezygnować z prawnego modelu suwerenności. Przed­stawia on bowiem jednostkę jako podmiot naturalnych praw lub pierwotnych władz; za cel stawia sobie wyjaśnienie idealnej genezy państwa; wreszcie, ukazuje prawo jako fundamentalny przejaw władzy. Trzeba spróbować zanalizować władzę wycho­dząc nie od pierwotnych członów relacji, ale od samej relacji, ponieważ to ona określa elementy, których dotyczy: zamiast pytać, jakie prawa lub jakie władze mogły zostać odstąpione przez idealne podmioty, które w ten sposób stały się poddanymi, trzeba zbadać, w jaki sposób relacje poddawania (ujarzmiania), mogą wytwarzać podmioty. Podobnie, zamiast szukać jedynej formy, centralnego punktu, z którego wypływałyby w drodze konsekwencji lub rozwoju wszystkie formy władzy, trzeba naj­pierw wydobyć ich znaczenie w ich wielości, w ich różnicach, w ich specyfice, w ich zmienności, a zatem zbadać je jako stosunki sił, które krzyżują się, odsyłają do siebie nawzajem, zbiegają się lub, przeciwnie, przeciwstawiają się sobie i usiłują się wzajemnie anulować. Wreszcie, zamiast przyznawać uprzywile­jowaną rolę prawu jako przejawowi władzy, należałoby raczej spróbować odkryć różne techniki stosowanego przez władzę przymusu.

Jeżeli należy unikać sprowadzania analizy władzy do schema­tu proponowanego przez prawną konstytucję suwerenności, jeżeli trzeba pojmować w kategoriach stosunków sił, czy znaczy to, że trzeba ją również odczytywać zgodnie z ogólną formą wojny?

To pytanie obejmuje kilka innych:

Opublikowane w: „Annuaire du Collège de France", 76e année, Histoire des systèmes de pensée, année 1975-1976, 1976, s. 361—366. Przedruk w: Dits et Écrits, 1954-1988, Gallimard, Paris 1994, 4 tomy; zob. Ill, nr 187, s. 124-130.

Page 131: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

262 Trzeba bronić społeczeństwu

—- czy powinniśmy uważać wojnę za pierwotny i lundamefih talny stan rzeczy, w stosunku do którego wszystkie zjawisktfl dominacji, zróżnicowania, hierarchizacji społecznej są pochodnej

— czy procesy antagonizmów, starć i walk między jedno* stkami, grupami lub klasami wywodzą się w ostatecznej instancja z ogólnych procesów wojny?

—-czy zespół pojęć wywodzących się ze strategii lub z taktyki może stanowić odpowiednie i wystarczające narzędzie analiza stosunków władzy?

— czy instytucje wojskowe i wojenne, a ogólniej metody stosowane w czasie wojny są w większym lub mniejszym stopniu, bezpośrednio albo pośrednio, jądrem instytucji politycznych?

— ale pytanie, które należy chyba zadać przede wszystkim-brzmi: jak, od kiedy i w jaki sposób zaczęto sobie wyobrażaen że w relacjach władzy funkcjonuje wojna, że za pokojem toczy się nieprzerwana walka i że porządek cywilny jest zasadniczo porządkiem bitewnym?

Właśnie to pytanie postawiłem w tegorocznych wykładach^ Jak dostrzeżono wojnę między wierszami pokoju? Kto w zgiełku i zamęcie wojny, w błocie bitew, szukał zasady zrozumiałości porządku, instytucji i historii? Kto pierwszy pomyślał, że polityki to wojna prowadzona innymi metodami?

Na pierwszy rzut oka widać paradoks. Wydaje się, że w miar. ewolucji państw od początku Średniowiecza praktyki i instytucja wojenne również podległy widocznej ewolucji. Z jednej strony zaczęły się one skupiać w rękach centralnej władzy, która jako jedyna miała prawo i środki do prowadzenia wojny; tym samym zniknęły one, choć powoli, ze stosunków między jednostkami i między grupami, stając się coraz bardziej przywilejem państwa, Z dnigiej strony, co stanowi konsekwencję powyższego, wojna staje się coraz wyraźniej zawodowym i technicznym apanażeffll starannie zdefiniowanego i kontrolowanego aparatu wojskowego} Jednym słowem, społeczeństwo całkowicie przeniknięte stosun­kami wojennymi zostaje stopniowo zastąpione przez państw^ wyposażone w instytucje militarne.

Jednak ledwie dokonało się to przekształcenie, pojawił się pewien typ dyskursu dotyczący stosunków między « jłeczeń^ stwem i wojną. Powstał dyskurs na temat związki . między społeczeństwem i wojną. Dyskurs historyczno-polityczny — bar-

Streszczenie wvklatliiw 263

dzo odmienny od dyskursu fîlozofïczno-prawnego, podporząd­kowanego problemowi suwerenności —• czyni z wojny stałe podłoże wszystkich instytucji władzy. Ten dyskurs pojawił się krótko po zakończeniu wojen religijnych i na początku wielkich walk politycznych w Anglii w XVII wieku. Zgodnie z tym dyskursem, opisywanym w Anglii przez Coke'a lub Lilburne'a, we Francji przez Boulainvilliersa, a później przez du Bu-at-Nançaya, to wojna leży u źródeł państw, ale nie wojna idealna —• taka, jaką wyobrażali sobie filozofowie stanu natury — lecz wojny rzeczywiste i faktyczne bitwy; prawa zrodziły się z wy­praw wojennych, z podbojów i z podpalonych miast; ale ta wojna wciąż szaleje również w mechanizmach władzy, a przynajmniej nadal stanowi ukryty motor instytucji, praw i porządku. Pod zapomnieniem, pod złudzeniami lub kłamstwami, które każą nam wierzyć w konieczności naturalne albo w funkcjonalne wymogi ładu, trzeba odkryć wojnę: jest ona szyfrem pokoju. Stale przeni­ka całe ciało społeczne; każdego z nas umieszcza w jednym albo w drugim obozie. I nie wystarczy odkryć tę wojnę jako zasadę wyjaśnienia; trzeba ją odrodzić, wydobyć ją z larwalnych i głu­chych form, w jakich toczy się tak, że niezbyt dobrze zdajemy sobie z niej sprawę, i doprowadzić do rozstrzygającej bitwy, do której musimy się przygotować, jeżeli chcemy zwyciężyć.

Ta tematyka, scharakteryzowana w sposób jeszcze bardzo niewyraźny, pozwala zrozumieć znaczenie takiej formy analizy.

1. Podmiot, który mówi w tym dyskursie, nie może zajmować pozycji prawnika lub filozofa, to znaczy pozycji uniwersalnego podmiotu. W tej ogólnej walce, o której mówi, jest z konieczności po jednej lub po drugiej stronie; uczestniczy w bitwie, ma przeciwników, bije się o zwycięstwo. Owszem, usiłuje pokazać znaczenie prawa, ale chodzi o jego prawo — o szczególne prawo naznaczone stosunkiem podboju, dominacji lub przywilejem daw-ności: prawa rasy, prawa zwycięskich inwazji lub tysiącletnich okupacji. I chociaż mówi też o prawdzie, chodzi mu o tę stronniczą i strategiczną prawdę, która pozwala mu odnieść zwycięstwo. Mamy tu zatem dyskurs polityczny i historyczny, który rości sobie pretensje do prawdy i do prawa, ale który wyraźnie wyłącza się z prawno-filozoficznej uniwersalności. Jego rola nie jest rolą, o jakiej marzyli ustawodawcy i filozofowie od Solona po Kanta: stanąć między przeciwnikami, pośrodku albo ponad zamętem walki, narzucić zawieszenie broni, ustanowić

Page 132: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

264 Trzeba bronić społeczeństwu

porządek, który pojedna strony. Tym razem chodzi o ustanowień nie prawa charakteryzującego się asymetrią i funkcjonującego jako przywilej, który trzeba utrzymać lub odzyskać, chodzi o ukazanie prawdy, która funkcjonuje jako oręż. Dla podmiotu, który uprawia tego rodzaju dyskurs, powszechna prawda i ogólne prawo to złudzenie albo pułapka.

2. Poza tym chodzi tu o dyskurs, który odwraca tradycyjne wektory zrozumiałości. Proponuje wyjaśnienie wychodzące od dołu, które nie jest wyjaśnieniem przez to, co najprostsze, najbardziej elementarne i najjaśniejsze, ale przez to, co naj­bardziej mętne, mroczne, najbardziej nieuporządkowane, naj­bardziej zdane na przypadek. To zamęt przemocy, namiętności, nienawiści, zemsty ma służyć za zasadę odszyfrowania [historii]; to także splot drobnych okoliczności, które decydują o klęskach i o zwycięstwach. Eliptyczny i mroczny bóg wojny ma oświetlić długie dni ładu, pracy i pokoju. Furia ma wytłumaczyć harmonię, Dlatego u podstaw historii i prawa ukaże się serię brutalnych faktów (tężyzna fizyczna, siła, cechy charakteru) i serię przy­padków (klęski, zwycięstwa, sukcesy lub porażki spisków, bun­tów albo sojuszy). I dopiero nad tym splątanym gąszczem zarysuje się rosnąca racjonalność, racjonalność kalkulacji i stra­tegii — racjonalność, która, w miarę jak się rozwija i w miarę jak postępuje historia, staje się coraz słabsza, coraz bardziej podstępna, coraz bardziej związana z iluzją, z chimerą, z mi­styfikacją. Mamy tu zatem całkowite przeciwieństwo tych tra­dycyjnych analiz, które pod pozorną i powierzchowną przy­padkowością, pod widomą brutalnością ciał i namiętności, usiłują odnaleźć fundamentalną, stałą racjonalność, z istoty związaną; ze sprawiedliwością i z dobrem.

3. Ten typ dyskursu rozwija się całkowicie w wymiarze historycznym. Nie zamierza osądzać historii, niesprawiedliwych* rządów, nadużyć i gwałtów, odwołując się do idealnej zasadyi rozumu lub prawa, ale chce, przeciwnie, obudzić w formie instytucji lub ustaw zapomnianą przeszłość rzeczywistych walk* zamaskowanych zwycięstw lub klęsk, krwi, która wsiąkła w ko­deksy. Jego polem odniesienia jest nieograniczony ruch historii, Ale może on jednocześnie oprzeć się na tradycyjnych formach mitycznych (utracony wiek wielkich przodków, rychłe nadejścia nowych czasów i odwiecznego rewanżu, nastanie nowego królest-

Streszczenie wykładów 265

wa, które zatrze dawne klęski): jest to dyskurs, który będzie mógł wyrazić równie dobrze nostalgię schyłkowych arystokracji, jak żarliwość zemsty ludowej.

W sumie, w opozycji do dyskursu filozoficzno-prawnego podporządkowanego problemowi suwerenności i prawa, ten dys­kurs, który odkrywa w społeczeństwie stałość wojny, jest dyskur­sem z istoty historyczno-politycznym, dyskursem, w którym prawda funkcjonuje jako broń w walce o jednostronne zwycięst­wo, dyskursem mrocznie krytycznym, a jednocześnie intensywnie mitycznym.

Tegoroczne wykłady były poświęcone pojawieniu się tego rodzaju analizy: w jaki sposób wojna (i jej rozmaite aspekty, inwazja, bitwa, podbój, zwycięstwo, stosunki między zwycięz­cami i zwyciężonymi, grabież i przywłaszczenie, powstania) została wykorzystana jako analizator historii i, ogólnie rzecz biorąc, stosunków społecznych?

1. Najpierw trzeba odrzucić parę fałszywych powinowactw. Zwłaszcza powinowactwo z Hobbesem. To, co Hobbes nazywa wojną wszystkich ze wszystkimi, nie jest w żadnym razie rzeczy­wistą i historyczną wojną, lecz grą przedstawień, w wyniku której każdy może zmierzyć niebezpieczeństwo, jakie stanowi dla niego każdy inny, oszacować wolę walki u innych i ocenić ryzyko związane z użyciem siły przez samego siebie. Suwerenna władza — niezależnie od tego, czy chodzi o „suwerenność instytucjonal­ną", czy o „suwerenność narzuconą" — powstaje nie wskutek wojennej dominacji, lecz, przeciwnie, w wyniku kalkulacji, która pozwala uniknąć wojny. Dla Hobbesa to właśnie nie-wojna leży u podstaw państwa i nadaje mu jego formę.

2. Historia wojen jako matrycy państw zarysowała się wpraw­dzie w XVI wieku, pod koniec wojen religijnych (we Francji na przykład u Hotmana). Ale ten typ analizy rozwinął się zwłaszcza w XVII wieku. Najpierw w Anglii, w środowisku opozycji parlamentarnej i wśród purytanów, gdzie zrodziła się myśl, że społeczeństwo angielskie od XI wieku jest społeczeństwem pod­bitym: monarchia i arystokracja z właściwymi sobie instytucjami pochodzą z normańskiego importu, gdy tymczasem saksoński lud zachował, choć z trudem, ślady swoich pierwotnych swobód. Na tym tle wojennej dominacji angielscy historycy, tacy jak Coke lub Selden, odtwarzają główne epizody historii Anglii; każdy z nich

Page 133: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

266 Trzeba bronić społeczeństwa

jest analizowany albo jako konsekwencja, albo jako wznowienia tego historycznie pierwotnego stanu wojny między dwiema wro­gimi rasami, które różnią się od siebie instytucjami i interesami. Rewolucja, która wybucha w epoce tych historyków, rewolucja, której są oni świadkami, a niekiedy protagonistami, byłaby tedy ostatnią bitwą i zemstą w tej odwiecznej wojnie.

Podobnego typu analizę znajdujemy we Francji, ale później i zwłaszcza w środowiskach arystokratycznych, pod koniec pano­wania Ludwika XIV. Najwyraźniej sformułuje ją Boulainvilliers; ale tym razem historia zostaje opowiedziana w imieniu zwycięz­ców, którzy domagają się swoich praw. Francuska arystokracja, poczuwająca się do germańskiego pochodzenia, przypisuje sobie prawo podboju, to znaczy prawo do posiadania wszystkich ziem królestwa i do absolutnego panowania nad wszystkimi jej galij­skimi lub rzymskimi mieszkańcami; ale przypisuje sobie również prerogatywy w stosunku do władzy królewskiej, która na począt­ku powstała ponoć tylko z przyzwolenia arystokracji i zawsze powinna się utrzymywać w wyznaczonych wówczas granicach. Pisana w taki sposób historia nie jest już, jak w Anglii, historią nieustannej walki zwyciężonych ze zwycięzcami, której fun­damentalną kategorią jest bunt i wyrywanie ustępstw; będzie to historia uzurpacji lub zdrad, jakich król dopuścił się wobec szlachty, z której wyszedł, historia jego sprzecznych z naturą konszachtów z burżuazją pochodzenia galo-rzymskiego. Ten schemat analizy, podjęty przez Frereta, a zwłaszcza przez du Buat-Nançaya, stał się stawką całego szeregu polemik i okazją do znaczących badań historycznych aż do czasu Rewolucji.

Ważne jest to, że zasady analizy historycznej szuka się w podziale i w wojnie ras. Na tej podstawie, za pośrednictwem dzieł Augustina i Amédée Thierry, w XIX wieku rozwiną się dwa typy lektury historii: jeden będzie się odwoływał do walki klas, drugi do walki biologicznej.

USYTUOWANIE WYKŁADÓW

Wygłoszone między 7 stycznia a 17 marca 1976 roku, między opublikowaniem Surveiller et Punir (w lutym 1975)* i Volonté de savoir (w październiku 1976)**, wykłady te zajmują w myśli i w badaniach Foucaulta specyficzne, można by powiedzieć, strategiczne miejsce: jest to rodzaj przerwy, chwilowy przystanek i bez wątpienia moment zakrętu, kiedy ocenia on przemierzoną już drogę i kreśli linie przyszłych badań.

W Trzeba bronić społeczeństwa Foucault, na początku wykładu, przedstawia w formie podsumowania i uściślenia ogólne zarysy władzy „dyscyplinarnej" — władzy, która w szczególny sposób odnosi się do ciał, stosując wobec nich techniki nadzoru, sankcje normalizacyjne, panoptyczną organizację instytucji karnych—apod koniec wykładów rysuje profil tego, co nazywa „biowładzą" —-władzy, która odnosi się globalnie do populacji, do życia i żywych istot. Próbując ustalić „genealogię" tej władzy, Foucault zastanawia się następnie nad „zarządzaniem", władzą, która od końca XVI wieku była sprawowana za pomocą urządzeń i technologii racji stanu oraz „policji". Zagadnieniu dyscyplin Foucault poświęcił wykłady wiatach 1972-1973 (Społeczeństwo karceralne), 1973-1974 (Władza psychiatryczna) i 1974-1975 (Anormalni) oraz książkę Nadzorować i karać; „zarządzaniu" i biowładzy poświęci natomiast pierwszy tom Historii seksualności (La Volonté de savoir, grudzień 1976), a następnie wykłady z lat 1977-1978 (Bezpieczeństwo, Terytorium i Populacja), 1978—1979 (Narodziny biopotityki) oraz początkowe wykłady z lat 1979—1980 (O zarządzaniu żywymi istotami).

Ponieważ zagadnienie dwóch władz, ich specyfiki i wy­stępującego między nimi związku, jest w tych wykładach zagad-

Wydanie polskie: Nadzorować i karać. Narodziny więzienia, przeł. Tadeusz Komendant, Alelheia-Spacja, Warszawa 1993.

" Wydanie polskie: Wola wiedzy, w: Historia seksualności, przeł. Tadeusz Komendant, Czytelnik, Warszawa 1995.

Page 134: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

268 Trzeba bronić społeczeństwa

nieniem centralnym — wraz z zagadnieniem wojny jako „analizatora" stosunków władzy i zagadnieniem historyczno-pcsj litycznego dyskursu walki ras — próbując je „usytuować"!, warto chyba wspomnieć o paru punktach, które, jak sądzimy, stały się przyczyną nieporozumień, pomyłek, fałszywych inter­pretacji, niekiedy falsyfikacji. Z jednej strony chodzi o pojawie­nie się problematyki władzy u Foucaulta; z drugiej strony o funkcjonowanie urządzeń i technologii władzy w społeczeń­stwach liberalnych i w totalitaryzmach, o „dialog" z Marksem i z Freudem na temat procesów produkcji i seksualności, a wreszcie o problem nieposłuszeństwa. Odwołamy się tu do bezpośrednich świadectw, zaczerpniętych zwłaszcza z tekstów zebranych w Dits et Écrits. Niemniej trzeba podkreślić, że kompletne dossier dotyczące kwestii władzy, władz, będzie dostępne dopiero po opublikowaniu wszystkich wykładów i że trzeba zatem na nie poczekać, by pokusić się o sporządzenie ostatecznego bilansu.

Foucault nigdy nie poświęcił książki problemowi władzy. Wielokrotnie szkicował jej istotne rysy; niestrudzenie wyjaśniał swoją myśl; nie skąpił ostrzeżeń i uściśleń. Badał zwłaszcza funkcjonowanie władzy, jej skutki, jej ,jak" w wielu analizach historycznych, jakie przeprowadził w odniesieniu do przytułków, szaleństwa, medycyny, więzień, seksualności, „policji". Problem władzy jest obecny we wszystkich tych analizach, zrasta się z nimi, jest dla nich wewnętrzny, a tym samym od nich nieodłącz­ny. Ponieważ problematyka wzbogacała się pod naciskiem wyda­rzeń i w miarę wewnętrznego rozwoju, próżno chcielibyśmy za wszelką cenę ją uspójnić, nadać jej linearną i pozbawioną szczelin ciągłość. Za każdym razem chodzi raczej o ruch podejmowania na nowo: we właściwy sobie sposób Foucault do końca życia nie przestał na nowo „odczytywać", na nowo sytuować i inter­pretować swoich dawniejszych prac w świetle najnowszych, dokonując czegoś w rodzaju nieustannej reaktualizacji. Dlatego zawsze się wzbraniał przed twierdzeniem, że zaproponował jakąś „ogólną teorię" władzy, czego nic omieszkano mu przypisać, na przykład w związku z „panoptyzmem". Na temat stosunków prawda/władza, wiedza/władza mówił w roku 1977 tak: „... ta warstwa przedmiotów, a raczej ta warstwa relacji jest trudno uchwytna; a ponieważ nie mamy ogólnej teorii pozwalającej ją ująć, postępuję jak ślepy empirysta, to znaczy znajduję się w najgorszej sytuacji. Nie mam ogólnej teorii i nie mam też

Usytuowanie wykładów 269

pewnego narzędzia" (DE, III, 216: 404)*. Problem władzy, mówił jeszcze w roku 1977, „zaczął stawać w całej nagości" gdzieś koło roku 1955 na tle tych „dwóch gigantycznych cieni", tych „dwóch rodzajów czarnego dziedzictwa", jakimi dla niego i dla jego pokolenia były faszyzm i stalinizm. „Brak analizy faszyzmu jest jednym z ważnych faktów politycznych ostatnich trzydziestu lat" {DE, III, 218: 422). Jeżeli problemem XIX wieku był problem ubóstwa — mówił — to problemem postawionym przez faszyzm i przez stalinizm jest problem władzy: „za mało bogactwa" z jednej strony, „za dużo władzy" z drugiej strony (zob. DE, III, 232: 536). Od lat trzydziestych w kołach trockistowskich analizo­wano fenomen biurokratyczny, biurokratyzację Partii. Pytanie o władzę powraca w latach pięćdziesiątych za sprawą „czarnego dziedzictwa" faszyzmu i stalinizmu; w tym momencie miało dojść do pęknięcia między dawną teorią bogactwa, zrodzonego ze „skandalu" ubóstwa, i problematyką władzy. Są to lata raportu Chruszczowa, początku „destalinizacji", rewolucji węgierskiej, wojny w Algierii.

Relacje władzy, fakty dominacji, praktyki ujarzmiania nie są specyficzne dla „totalitaryzmów", przenikają również społeczeń­stwa zwane „demokratycznymi", które Foucault analizował w swoich badaniach historycznych. Jaki związek istnieje między społeczeństwem totalitarnym i społeczeństwem demokratycz­nym? W czym ich racjonalność polityczna, wykorzystywane w nich technologie i urządzenia władzy są do siebie podobne, a czym się różnią? Na ten temat Foucault mówił w 1978 roku: „Społeczeństwa zachodnie, ogólnie mówiąc, przemysłowe i roz­winięte społeczeństwa końca tego stulecia, są społeczeństwami, które przenika rodzaj głuchego niepokoju, a nawet zupełnie jawne ruchy buntu, podważając ten rodzaj nadprodukcji władzy, jaki w faszyzmie i w stalinizmie ukazał się bez wątpienia w sposób nagi i monstrualny" (DE, III, 232: 536). A trochę wcześniej, w tym samym wykładzie: „Oczywiście zarówno faszyzm, jak komunizm odpowiadały na określoną i bardzo specyficzną koniunkturę. Bez wątpienia faszyzm i stalinizm doprowadziły do skutków na nieznaną dotąd skalę i można żywić nadzieję, jeśli nie racjonalne przekonanie, że w takiej skali więcej się nie powtórzą. Są to zatem zjawiska szczególne, ale nie wolno zapominać, że

Skrótowe odniesienia do Dits et Ecrits: DE, tom, numer wypowie­dzi; strona/strony.

Page 135: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

270 Trzeba bronić społeczeństwa

pod wieloma względami faszyzm i stalinizm były tylko prze­dłużeniem całej serii mechanizmów, które istniały już w społecz­nych i politycznych systemach Zachodu, W końcu organizowani© wielkich partii, rozwój aparatów policyjnych, istnienie technik represji, takich jak obozy pracy, to wszystko jest dziedzictwem zachodnich społeczeństw liberalnych, które to dziedzictwo stali­nizm i faszyzm po prostu przejęły" (tamże, s. 535-536).

Tak więc między „społeczeństwami liberalnymi" i państwami totalitarnymi istniałoby przedziwne pokrewieństwo, związek nor­malności z patologią, a nawet z potwornością, nad którym wcześniej lub później trzeba się będzie zastanowić, Jeszcze w roku 1982, w związku z tymi dwiema „chorobami" władzy, tymi dwiema „gorączkami", jakimi były faszyzm i stalinizm, Foucault pisał: „Jednym z wielu powodów, dla których są one dla nas tak niepokojące, jest fakt, że mimo swojej historycznej szczególności nie są całkowicie oryginalne. Faszyzm i stalinizm wykorzystały i rozszerzyły mechanizmy obecne już w większości innych społeczeństw. Co więcej, mimo swojego wewnętrznego szaleństwa w znacznym stopniu wykorzystały idee i metody naszej politycznej racjonalności" (DE, IV, 306; 224), A zatem transfer i takie rozwinięcie technologii, że prowadzą one do choroby, do szaleństwa, do potworności. A także „ciągłość" między faszyzmem i stalinizmem ze względu na biopolityke wykluczenia i eksterminacji tego, co politycznie niebezpieczne i etnicznie nieczyste — biopolityke wprowadzaną od XVIII wieku przez policję medyczną, a w XIX wieku przejętą przez darwinizro społeczny, eugenikę, medyczno-prawne teorie dziedziczności, degeneracji i rasy. Można przeczytać rozważania Foucaulta na ten temat w ostatnim wykładzie, z 17 marca, w cyklu Trzeba bronić społeczeństwa. Ostatecznie jednym z celów, niewątpliwie celem istotnym, tych wykładów jest analiza użytku, jaki zwłaszcza faszyzm (ale również stalinizm) zrobił z rasowych biopolityk w „zarządzaniu istotami żywymi", odwołując się do czystości krwi i do ortodoksji ideologicznej.

Ze względu na stosunki między władzą i ekonomią polityczną Foucault prowadził rodzaj „nieprzerwanego dialogu" z Marksem, Marksowi nie był bowiem obcy problem władzy i dyscyplin, jeżeli mamy o tym sądzić choćby na podstawie analiz z pierw­szego tomu Kapitału (na temat „dnia roboczego", „podziału pracy i manufaktury", „maszyn i wielkiego przemysłu", a także z dru­giego tomu (na temat „procesu krążenia kapitału"; por. DE, IV,

Usytuowanie wykładów 271

297 [a. 1976]: 182-201, zwłaszcza 186 i następne); podobnie jak Foucaultowi nieobcy był problem przymusu, jaki na organizację przestrzeni dyscyplinarnych wywierają procesy ekonomiczne. Ale u Marksa relacje panowania, z jakimi mamy do czynienia w fab­ryce, zdają się powstawać wyłącznie za sprawą gry i efektów „antagonistyczncgo" stosunku między kapitałem i pracą. Nato­miast dla Foucaulta taki stosunek staje się możliwy tylko wskutek ujarzmiania, tresury, nadzoru, jakie wcześniej tworzy i jakimi administruje aparat dyscyplinujący. W związku z tym mówił:

kiedy w podziale pracy potrzebowano ludzi potrafiących zro­bić to lub tamto, a także kiedy się przestraszono, że ludowe ruchy oporu lub inercji, lub buntu zburzą cały ten rodzący się porządek kapitalistyczny, wtedy konieczny stał się ścisły i konkretny nadzór nad wszystkimi jednostkami i myślę, że medykalizacja, o której mówiłem, jest z tym związana" (DE, III, 212: 374). Tak więc to nie „kapitalistyczna" burżuazja XIX wieku wymyśliła i narzuciła stosunki dominacji; odziedziczyła je ona po siedem­nasto- i osiemnastowiecznych mechanizmach dyscyplinarnych i pozostało jej po prostu je wykorzystać, dostosować, inten­syfikując jedne, a łagodząc inne: „Nie ma zatem jedynego ośrodka, z którego wypływałyby, niczym przez emanację, wszyst­kie te relacje władzy, ale splot rozmaitych relacji władzy, który w sumie umożliwia panowanie jednej klasy nad inną, jednej grupy nad inną" (tamże, s. 379). „W gruncie rzeczy — pisze Foucault jeszcze w 1978 roku — to prawda, że pytanie, które stawiałem, było adresowane do marksizmu i do innych koncepcji historii i polityki, a brzmiało tak: czy stosunki władzy nie stanowią, w odniesieniu na przykład do stosunków produkcji, poziomu rzeczywistości jednocześnie złożonego i stosunkowo, ale tylko stosunkowo niezależnego?" (DE, III, 238: 629). I można by się wówczas zastanawiać, czy „kapitalizm", sposób produkcji, w który wpisują się te stosunki władzy, nie stanowił z kolei wielkiego urządzenia do kodowania i intensyfikowania tych „stosunkowo niezależnych" relacji za pomocą rozdzielania, hie-rarchizowania, podziału pracy, w wyniku których w manufak­turach, zakładach rzemieślniczych i fabrykach powstają, to praw­da, „ekonomiczne" i konfliktowe stosunki między siłą roboczą i kapitałem, ale także i przede wszystkim za pomocą reglamen­tacji dyscyplinarnych, przez ujarzmianie ciał, przez regulacje sanitarne, które dostosowały, zintensyfikowały, nagięły tę siłę roboczą do ekonomicznych wymogów produkcji. Zatem to nie

Page 136: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

272 Trzeba bronić społeczeństwu

praca wprowadziła dyscypliny, ale raczej dyscypliny i normy umożliwiły pracę zorganizowaną tak, jak w gospodarce zwanej kapitalistyczną.

To samo można powiedzieć o „seksualności" (tym razem chodzi o „dialog", ale o wiele bardziej żywy, z dziewiętnastowiecz* ną medycyną, a zwłaszcza z Freudem). Foucault nigdy nie negował centralnego miejsca seksualności w dyskursach i praktykach medycznych od początku XVIII wieku. Ale odrzucał ideę, zgłoszo­ną przez Freuda, a następnie steoretyzowaną przez „freu-do-marksizm", że owa seksualność była tylko przekreślana, tłumio­na, represjonowana; przeciwnie, zdaniem Foucaulta, zrodziła ona mnóstwo wybitnie pozytywnych dyskursów, za pomocą których sprawowano w rzeczywistości tę władzę kontroli i normalizacji jednostek, zachowań i populacji, jaką jest biowładza. „Seksual­ność" nie jest zatem zbiorem sekretów, z których można by wyprowadzić, pod warunkiem, że umie się te sekrety odkryć i odczytać, prawdę o jednostkach; jest raczej dziedziną, w której od czasu kampanii przeciwko dziecięcemu onanizmowi, rozpętanej w Anglii w pierwszej połowie XVIII wieku, sprawowano dwojaką władzę nad życiem: w formie „anatomo-polityki ludzkiego ciała" i w formie „biopolityki populacji". Wokół seksualności wiązałyby się więc ze sobą, wzajemnie się wspierając i umacniając, dwie władze, władza dyscypliny ciała i władza zarządzania populacją. „Organizacja władzy nad życiem skupia się na dwóch biegunach: dyscypliny ciała i regulacji ludnościowych—pisał Foucault w Woli wiedzy. Wprowadzona w dobie klasycyzmu wielka technologia o podwójnym, anatomicznym i biologicznym profilu, indywiduali­zująca i klasyfikująca, zwrócona ku dokonaniom ciała i spoglądają­ca na procesy życia, charakteryzuje władzę, której funkcją naczelną nie jest odtąd zabijanie, lecz zagarnianie życia we wszystkich przejawach"171. Stąd znaczenie seksu, nie tyle jako składu sekretów i podstawy prawdy o jednostkach, ile raczej jako celu, jako „stawki politycznej". Albowiem „z jednej strony powoduje dyscyplinowa­nie ciała: tresurę, intensyfikację i dystrybucję sił, wyrównywanie i oszczędność energii, z drugiej zaś, za sprawą swych globalnych wpływów, regulację odniesioną do zjawisk ludnościowych. Tech­nikom dyscyplinarnym podsuwa wzorzec, a regulacjom zasadę"172

171 Foucault, Wola wiedzy, przełożył Bogdan Banasiak, w: tegoż, Historia seksualności, dz. cyt., s. 122. [Przyp. tłum.]

172 Tamże, s. 127-128. [Przyp. tłum.]

Usytuowanie wykludńw 273

Toteż tym, co stanowi o specyfice i o znaczeniu pracy oraz seksualności, a zarazem powodem, dla którego zostały one tak bardzo „doinwestowane", „przeinwestowane" z jednej strony przez dyskurs ekonomii politycznej, z drugiej strony przez wiedzę medyczną, jest fakt, że w nich i poprzez nie połączyły się, intensyfikując w ten sposób swoje działanie i swoje skutki, relacje władzy dyscyplinarnej i normalizacyjne techniki biowładzy. Te dwie władze nie stanowią więc, jak czasami mówiono, dwóch „teorii" w myśli Foucaulta, z których jedna wykluczałaby drugą, które byłyby od siebie niezależne, które następowałyby po sobie, ale raczej dwa powiązane ze sobą sposoby funkcjonowania wiedzy/władzy, co prawda ze specy­ficznymi w każdym wypadku ogniskami, punktami stosowania, celami i stawkami: z jednej strony tresowanie ciał, z drugiej strony regulowanie populacji. Świadczą o tym analizy Foucaulta dotyczące miasta, normy, seksualności w wykładzie z 17 marca w Trzeba bronić społeczeństwa oraz ostatni rozdział, „Prawo śmierci i władza nad życiem", Woli wiedzy.

Tam, gdzie jest władza, zawsze istnieje opór, mają one jednakowy zakres: „...z chwilą, gdy powstaje stosunek władzy, pojawia się możliwość oporu. Władza nigdy nie wciąga nas całkowicie w pułapkę: zawsze możemy zmodyfikować jej działa­nie w określonych warunkach i zgodnie z określoną strategią" (DE, III, 200: 267). Pole, w którym rozwija się władza, nie jest więc obszarem „ponurej i stałej" dominacji: „Wszędzie toczy się walka [...] i w każdej chwili przechodzi się od buntu do panowa­nia i od panowania do buntu, i właśnie ten ciągły ruch chciałbym spróbować ukazać" (DE, III, 216: 407). Władzę w jej zamierze­niach i w jej manewrach charakteryzuje więc nie tyle nieograni­czona moc, co swego rodzaju konstytutywna nieskuteczność: „Władza nie jest wszechmocna, wszechwiedząca, przeciwnie", mówił Foucault w 1978 roku w związku z analizami przed­stawionymi w Woli wiedzy. „Jeżeli relacje władzy wytworzyły formy badania, analizowania modeli wiedzy — dodawał — stało się tak właśnie dlatego, że władza nie była wszechwiedząca, lecz ślepa, dlatego, że znajdowała się w impasie. Jeżeli mogło się rozwinąć tyle stosunków władzy, tyle systemów kontroli, tyle form nadzoru, to właśnie dlatego, że władza była zawsze bezsil­na" (DE, III. 238: 629). Czy jeżeli historia jest chytrością rozumu, władza ma być chytrością historią, czymś, co zawsze wygrywa?

- pytał jeszcze w Woli wiedzy. Wprost przeciwnie: „Nie do-

Page 137: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

274 Trzeba bronić społeczeństwa Usytuowanie wykładów 275

strzegalibyśmy wówczas ściśle relacyjnego charakteru stosunków władzy. Istnieją one wyłącznie jako funkcja wielości punktów oporu, które w relacjach władzy pełnią rolę przeciwnika, celu, podpory, łupu do zdobycia. Te punkty oporu obecne są wszędzie w sieci władzy"173.

Ale jak ten opór, a raczej te opory się przejawiają, jakie formy przyjmują, jak można je analizować? Trzeba w związku z tym podkreślić przede wszystkim, co następuje: jeżeli władza, jak mówi Foucault w pierwszych wykładach cyklu, nie rozwija się i nie jest sprawowana w postaci uprawnienia i prawa, jeżeli nie jest czymś, co się zdobywa albo co się wymienia, jeżeli nie powstaje na gruncie interesów, woli, intencji, jeżeli nie ma źródła w państwie, jeżeli zatem nie daje się wywieść z prawno-politycz* nej kategorii suwerenności ani zrozumieć przez tę kategorię (chociaż uprawnienie, prawo i suwerenność mogą stanowić rodzaj kodu, zgoła umocnienia tej władzy —- por. DE, III, 218: 424; 239: 654), to również opór nie należy do porządku prawa, nie jest uprawnieniem i na wszystkie strony wylewa się z prawnych ram tego, co poczynając od XVII wieku nazywano „prawem do oporu": nie opiera się na suwerenności uprzednio istniejącego podmiotu. Władza i opór ścierają się według zmiennych, rucho­mych, wielorakich taktyk w polu stosunków sił, którego -logika jest nie tyle uregulowaną i zgodną z kodem logiką prawa i suwerenności, ile strategiczną i zaczepną logiką walk. Relację między władzą i oporem trzeba będzie zatem analizować nie tyle w prawnej formie suwerenności, ile w strategicznej formie walki.

Jest to jedna z kluczowych linii tych wykładów w epoce, gdy Foucault bardzo interesował się instytucjami militarnymi i armią (por. na ten temat DE, III, 174: 89; 200: 268; 229: 515; 239: 648, a później, w 1981 roku, IV, 297: 182-201). Pytanie, jakie sobie wtedy stawiał, było następujące: czy te walki, te starcia, te strategie dadzą się analizować w binarnej i ogólnej formie dominacji (dominujący/zdominowani), a zatem, w ostatecznej instancji, w formie wojny? „Czyżby zatem należało — pisał w Woli wiedzy — odwrócić formułę i powiedzieć, że polityka równa się wojnie prowadzonej innymi środkami?"174. Zarzucając marksistom, w związku z pojęciem „walki klas", że zastanawiają się raczej nad tym, czym jest klasa, niż nad tym, czym jest walka

' " Tamże, s. 86. [Przyp. tłum.] 174 Tamże, s. 84. [Przyp. tłum.]

(zob. DE, III, 200: 268; 206: 310-311), twierdził: „Tym, o czym chciałbym podyskutować, wychodząc od Marksa, nie jest prob­lem socjologii klas, ale problem strategicznej metody dotyczącej walki. To jest miejsce, w którym zakotwicza się moje zaintereso­wanie Marksem i na takim gruncie chciałbym stawiać problemy" (DE, UU, 235: 606).

Relacjom między wojną i panowaniem Foucault poświęcił już wykład z 10 stycznia 1973 roku, dotyczący Społeczeństwa kar-ceralnego. Krytykuje tam Hobbesowską teorię „wojny wszystkich ze wszystkimi", analizuje stosunki między wojną domową i wła­dzą oraz opisuje sposoby obrony podejmowanej przez społeczeń­stwo przeciwko temu „wrogowi społecznemu", jakim od XVIII wieku stał się przestępca. W 1967 i 1968 roku, jak przypomina Daniel Defert w swojej „Chronologii" (DE, I, 30-32), Foucault czytał Trockiego, Guevare, Różę Luksemburg i Clausewitza. W związku z pismami Black Panthers, które czytał w tym samym okresie, mówił w jednym z listów: „Rozwijają oni analizę strategiczną wyzwoloną z marksistowskiej teorii społeczeństwa" (tamże, s. 33). W liście z grudnia 1972 roku pisał, że chce podjąć analizę relacji władzy, wychodząc od „najbardziej niesławnej z wojen: ani Hobbes, ani Clausewitz, ani walka klas, lecz wojna domowa" (tamże, s. 42). Wreszcie, w sierpniu 1974 roku, w in­nym liście pisał jeszcze: „Moi bohaterowie z marginesu są już niewiarygodnie swojscy i powtarzają się. Mam ochotę zająć się innymi rzeczami: ekonomią polityczną, strategią, polityką" (tam­że, s. 45).

Niemniej wydaje się, że Foucault długo się wahał co do skuteczności modelu strategii zastosowanego do analizy stosun­ków władzy: „Czy procesy panowania nie są bardziej złożone, bardziej skomplikowane niż wojna?", zastanawiał się w roz­mowie z grudnia 1977 roku (DE, III, 215: 391). A w piśmie „Hérodote" (lipiec-wrzesień 1976) pisał: „Pojęcie strategii jest istotne, kiedy chce się przeprowadzić analizę wiedzy i jej stosun­ków z władzą. Ale czy zakłada ono koniecznie, że poprzez tę wiedzę prowadzi się wojnę! Czy strategia nie pozwala analizować stosunków władzy jako techniki dominacji? Czy też trzeba powie­dzieć, że dominacja jest tylko inną formą wojny?" (DE, III, 178: 94). A trochę później dodawał: „Czy stosunek siły w porządku polityki jest relacją wojenną? Osobiście nie czuję się na razie gotowy do tego, by w sposób ostateczny odpowiedzieć tak lub nie" (DE, III, 195: 206).

Page 138: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

276 Trzeba bronić społeczeństwa

Tym pytaniom poświęcona jest istotna część wykładów, które tu publikujemy. Foucault analizuje w nich tematy wojny i dominacji w historyczno-politycznym dyskursie wojny ras u angielskich Levellerow i Diggerów oraz u Boulainvilliersa, albowiem ich opisy panowania Normanów nad Saksończykami po bitwie pod Hastings oraz germańskich Franków nad Ga-lo-Rzymianami po inwazji na Galię zakładają historię podboju, którą przeciwstawiają oni „fikcjom" prawa naturalnego i praw­nemu uniwersalizmowi. Właśnie u nich, a nie u Machiavellego lub Hobbesa, rodzi się według Foucaulta radykalna forma historii, która mówi o wojnie, o podboju, o panowaniu i która funkcjonuje jako oręż w walce z królestwem i ze szlachtą w Anglii, z kró­lestwem i z trzecim stanem we Francji. Foucault, który podejmuje tu, bezpośrednio albo pośrednio, tezę sformułowaną w 1936 roku, w zupełnie innym kontekście teoretyczno-politycznym i w zupełnie innych zamiarach, przez Friedricha Meineckego w Die Entstehung des Historismus, nazywa „historycyzmem" ten historyczno-polityczny dyskurs o podboju: dyskurs walk, dyskurs bitew, dyskurs ras. W XIX wieku „dialektyka" miała poddać kodowi, a zatem „zneutralizować" te walki, po tym, jak Augustin Thierry wykorzystał je w swoich pracach do­tyczących normańskiego podboju oraz powstania trzeciego stanu i zanim nazizm wykorzysta kwestię rasową w dobrze znanej polityce dyskryminacji i eksterminacji. I choć to prawda, że ten dyskurs historyczno-polityczny zmusza historyka do opo­wiedzenia się po stronie jednego albo drugiego obozu, do po­rzucenia pozycji „środkowej" — pozycji „arbitra, sędziego, uniwersalnego świadka" (DE, III, 169: 29), która od Solona po Kanta była pozycją filozofa — choć prawdą jest również to, że te dyskursy rodzą się z wojny, a nie z pokoju, to przecież pozostaje faktem, iż binarny stosunek, jaki do tych dyskursów wprowadzają fakty dominacji i jaki tłumaczy model wojny, nie wyjaśnia całkowicie ani wielości rzeczywistych walk wywołanych przez władzę dyscyplinarną, ani tym bardziej efe­któw zarządzania zachowaniami, wywołanych przez biowładzę.

Otóż po roku 1976 badania Foucaulta ukierunkowują się na analizę tego ostatniego typu władzy i jest to może jeden z powo­dów, dla których, nawet jeśli nie porzuca on potem problematyki wojny, która znajduje się jeszcze w centrum Trzeba bronić społeczeństwa, w każdym razie poddaje ją pod dyskusję. W rze­czywistości, która jest „polemiczna", „wszyscy walczymy ze wszy-

U.iymowunie wykładów 277

stkimr, mówił w roku 1977 (DE, III, 206: 311). Ale to twierdzenie, pozornie Hobbesowskie, nie powinno wprowadzać w błąd. Nie chodzi o wielkie, binarne stracie, o intensywną i gwałtowną formę, jaką walki przybierają w niektórych, ale tylko niektórych momen­tach historii: o starcia zakodowane w formie „rewolucji". Chodzi raczej o zespół punktowych i rozproszonych walk w polu władzy, o wiele lokalnych, nieprzewidywalnych, heterogenicznych opo­rów, których nie udaje się dobrze wytłumaczyć przez ciążący fakt panowania i binarną logikę wojny. Pod koniec życia, w 1982 roku, w tekście będącym po trosze jego „testamentem" filozoficznym, w którym próbował, jak robił to często przedtem — wydaje się to nawet jedną z jego „figur" myślowych — przemyśleć i umieścić w nowej perspektywie te wszystkie kwestie w świetle swoich ostatnich prac, Foucault pisał, że jego celem nie było „analizowa­nie zjawisk władzy ani tworzenie podstaw do takiej analizy", ale raczej opracowanie „historii różnych sposobów upodmiotawiania bytu ludzkiego w naszej kulturze". Sprawowanie władzy miałoby zatem według niego polegać zwłaszcza na „kierowaniu zachowa­niami", tak jak robiło to chrześcijańskie duszpasterstwo lub „zarządzanie". „W gruncie rzeczy — pisał — władza należy nie tyle do porządku walki między dwoma przeciwnikami albo do porządku zobowiązania jednych wobec drugich, ile do porządku ,rządzenia'" (DE, IV, 306: 237). I, mówiąc o tych stosunkach między władzami i walkami, konkludował (ale należałoby prze­czytać cały tekst): „W sumie marzeniem każdej strategii walki jest stać się stosunkiem władzy, a każdy stosunek władzy, zarówno wtedy, gdy podąża za własną linią rozwoju, jak i wtedy, gdy potyka się o frontalne opory, skłania się do tego, by stać się wygrywającą strategią" (tamże, s. 242).

Foucault stawiał problem władzy już w Historii szaleństwa, tej władzy, która działa i jest sprawowana poprzez administracyj­ne i państwowe techniki „wielkiego zamykania" niebezpiecznych jednostek (włóczęgów, przestępców, szaleńców). Podejmie go znowu na początku lat siedemdziesiątych w wykładach w Collège de France dotyczących wytwarzania i porządków prawdy w staro­żytnej Grecji, mechanizmów karnych w Europie od Średnio­wiecza, urządzeń normalizacyjnych w społeczeństwie dyscyp­linarnym. Ale w tle tego wszystkiego odkrywamy kontekst polityczno-militarny, „okoliczności historyczne", jak mówił Can-guilhem, związane z konfliktami międzynarodowymi i z walkami społecznymi we Francji po 1968 roku.

Page 139: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

278 Trzeba brtmlć społeczeństwu

Nie możemy odtwarzać tu historii tych okoliczności. Przy­pomnijmy krótko, dla pamięci, że były to lata wojny w Wie­tnamie, „Czarnego Września" w Jordanii (1970), ruchów stu­denckich przeciwko reżymowi Salazara w Portugalii (1971), trzy lata przed „rewolucją goździków", ofensywy terrorystycznej IRA w Irlandii (1972), nasilenia się konfliktu arabsko-izrael-skiego w związku z wojną Jom Kipur, normalizacji w Cze­chosłowacji, reżymu pułkowników w Grecji, upadku Allende w Chile, zamachów faszystowskich we Włoszech, strajku gór­ników w Anglii, okrutnej agonii frankizmu w Hiszpanii, przejęcia władzy przez Czerwonych Khmerów w Kambodży, wojny do­mowej w Libanie, w Peru, w Argentynie, w Brazylii i w wielu państwach afrykańskich.

Zainteresowanie Foucaulta problemem władzy tu właśnie ma swoje źródło: w czujności, uwadze, napięciu, z jakimi śledził to, co Nietzsche nazywał „die grafie Politik": wzbierającą niemal na całym świecie falę faszyzmów, wojny domowe, wpro­wadzenie dyktatur wojskowych, represyjne zamiary geopolitycz­ne wielkich mocarstw (w szczególności Stanów Zjednoczonych w Wietnamie); zainteresowanie to zakorzenia się także i przede wszystkim w jego „praktyce politycznej" lat siedemdziesiątych, która pozwoliła mu uchwycić na żywo, w terenie, funkcjonowanie systemu więziennego, obserwować los więźniów, badać ma­terialne warunki ich życia, oskarżać praktyki administracji pe­nitencjarnej, wspierać konflikty i bunty wszędzie tam, gdzie wybuchały.

Co do rasizmu, jest to temat, który pojawił sie i został podjęty na seminariach i wykładach dotyczących psychiatrii, kar, jedno­stek anormalnych, tych wszystkich praktyk i rodzajów wiedzy, w których wokół medycznej teorii „degeneracji", medycz-no-prawnej teorii eugenizmu, darwinizmu społecznego oraz pe-nalnej teorii „obrony społecznej" powstają w XIX wieku techniki dyskryminacji, izolacji i normalizacji jednostek „niebezpiecz­nych": wczesna zapowiedź czystek etnicznych i obozów pracy (które, jak przypomina Foucault, pewien kryminolog francuski z końca XIX wieku, J. Léveillé, w czasie międzynarodowego Kongresu Penitencjarnego w Sankt-Petersburgu, radził swoim rosyjskim kolegom założyć na Syberii; zob. DE, III, 206: 325). Nowy rasizm narodził się, kiedy „wiedza o dzied ;zności" — której Foucault, jak mówił w tekście kandydackim o Collège de France, zamierzał poświęcić swoje przyszłe badania (zob. DE,

Usytuowanie wykładów 279

I, 71: 842-846) — sprzęgła się z psychiatryczną teorią degenera­cji. Zwracając się do swego audytorium, mówił pod koniec ostatniego wykładu (18 marca 1975) z lat 1974-1975, w związku z Anormalnymi: „Widzicie, jak na podstawie tego pojęcia degene­racji, na podstawie tych analiz dziedziczności, psychiatria może się skutecznie związać z rasizmem, a raczej zrodzić rasizm". A z kolei nazizm — dodawał — w gruncie rzeczy tylko „włączył" ten nowy rasizm, jako środek wewnętrznej obrony społeczeństwa przed jednostkami nienormalnymi, w rasizm etniczny, który w XIX wieku był zjawiskiem endemicznym.

Na tle wojny, wojen, walk i buntów tych lat, w których, jak mawiano, „powietrze było czerwone", Trzeba bronić społeczeń­stwa można zatem uznać za punkt, w którym polityczny problem władzy spotyka się, łączy, wiąże się z historycznym zagad­nieniem rasy: jest to genealogia rasizmu wychodząca od histo­rycznych dyskursów o walce ras w XVII i XVIII wieku i opisują­ca ich przekształcenia w wiekach XIX i XX. Co się tyczy wojny, tej wojny, która przenika pole władzy, stawia siły naprzeciw siebie, wyróżnia przyjaciół i wrogów, rodzi dominacje i bunty, można by przywołać „wspomnienie z dzieciństwa", które sam Foucault opowiedział w jednej z rozmów w 1983 roku, a które wiąże się z „przerażeniem", jakie ogarnęło go w roku 1934, w czasie zabójstwa kanclerza Dollfussa: „Groźba wojny była dla nas tłem, ramą naszego istnienia. Potem przyszła wojna. Te wydarzenia dotyczące świata są substancją naszej pamięci o wiele bardziej niż sceny z życia rodzinnego. Mówię „naszej" pamięci, bo jestem prawie pewny, że większość Francuzów i Francuzek żyjących w tej epoce przeżyła to samo doświadczenie. Nad naszym życiem prywatnym zawisła prawdziwa groźba. Może właśnie dlatego fascynuje mnie historia i związek między osobis­tym doświadczeniem a wydarzeniami, w które się wpisujemy. Myślę, że tu kryje się jądro moich pragnień teoretycznych" (DE, IV, 336: 528).

Jeśli chodzi o „koniunkturę intelektualną" lat poprzedzają­cych te wykłady, lat naznaczonych przez kryzys marksizmu i przez wzrost znaczenia dyskursu neoliberalnego, trudno, a może wręcz nie sposób ustalić, do jakich tekstów Foucault odnosi się implicite albo explicite w Trzeba bronić społeczeństwa. Od 1970 roku przetłumaczono i opublikowano prace Maxa Webera, Han­nah Arendt, Ernsta Cassirera, Maxa Horkheimera i Theodora W. Adorno, książki Sołżenicyna. W wykładach Foucault oddaje

Page 140: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

280 Trzeba bronić społeczeństwa

wyraźny hołd Anty-Edypowi Gilles'a Deleuze'a i Felixa Guattari. Foucault nie prowadził, jak się wydaje, notatnika z lektur, a z drugiej strony nie lubił spierać się z jakimś konkretnym autorem: od polemiki wolał problematyzację (zob. DE, IV, 342: 591-598). Możemy również wyrobić sobie tylko hipotetyczne wyobrażenie o sposobie, w jaki czytał książki, wykorzystywał dokumentację, czerpał ze źródeł (należałoby wykonać ogromną pracę na temat „fabryki" jego książek). Nie wiemy też za dobrze, jak przygotowywał wykłady. Te, które tutaj publikujemy i któ­rych rękopis mogliśmy przejrzeć dzięki uprzejmości i pomocy Daniela Deferta, są niemal całkowicie zredagowane. Jednak nie odpowiadają temu, co Foucault faktycznie wygłosił: są to „bloki myślowe", które służyły mu za trop, za punkt odniesienia, za nić przewodnią i na podstawie których często improwizował, roz­wijając i pogłębiając taki lub inny punkt, antycypując jakiś wykład albo powracając do jakiegoś innego. Odnosi się również wrażenie, że nie postępował całkiem według wcześniej ustalone­go planu, ale raczej wychodził od problemu, od problemów, a wykład rozwijał się „na gorąco" przez rodzaj aktu twórczego, z rozgałęzieniami, antycypacjami, z porzucaniem pewnych wąt­ków (na przykład obiecany wykład o „represji" nie nastąpi, ale Foucault wróci do tego w Woli wiedzy). Co się tyczy jego pracy, jego sposobu pracy, Foucault pisał w 1977 roku: „Nie jestem filozofem ani pisarzem. Nie tworzę dzieła, prowadzę badania, które mają charakter jednocześnie historyczny i polityczny; częs­to wciągają mnie problemy, na które natknąłem się w jakiejś książce, których w tej książce nie mogłem rozwiązać, które zatem próbuję rozważyć w następnej książce. W grę wchodzą też zjawiska koniunktury sprawiającej, że w danym momencie jakiś problem wydaje się pilny, politycznie pilny w odniesieniu do aktualnych wydarzeń, i z tego powodu to mnie interesuje" {DE, III, 212: 376-377). Na temat „metody", a zarazem na temat Archeologii wiedzy, mówił: „Nie mam metody, którą mógłbym stosować w taki sam sposób do różnych dziedzin. Przeciwnie, powiedziałbym, że istnieje to samo pole przedmiotów, dziedzina przedmiotów, które staram się wyodrębnić, wykorzystując narzę­dzia, które znajduję albo które tworzę dopiero w chwili, gdy prowadzę badanie, ale nie przyznając żadnego przywileju prob­lemowi metody" {DE, III, 216: 404).

Z dwudziestoletniego dystansu można stwierdzić, że te wy­kłady nie straciły nic ze swej aktualności i nowości: to odsunięcie

Usytuowanie wvklatlow 281

teorii prawnych i doktryn politycznych, niezdolnych do wyjaś­nienia relacji władzy i stosunków sil w ścieraniu się różnych rodzajów wiedzy i w rzeczywistych walkach; to nowe odczytanie wieku Oświecenia, w którym należałoby widzieć raczej dys­kwalifikację wiedzy „niedojrzałej" na rzecz centralizacji, nor­malizacji, zdyscyplinowania wiedzy dominującej niż postęp Ro­zumu; to krytyka idei, zgodnie z którą historia byłaby wynalaz­kiem i spuścizną burżuazji, dominującej od XVIII wieku; to zdecydowana pochwała „historycyzmu", a więc tej historii, która mówi o podbojach i o dominacjach, „historii-bitwy" w praw­dziwym sensie słowa, historii, która wyszła od walki ras przeciw­stawionej prawu naturalnemu; wreszcie, to postawienie problemu biopolitycznej regulacji zachowań, a także — horyzont jest tu bliski i pamięć pozostaje żywa — problemu narodzin i rozwoju rasizmu oraz faszyzmu w związku z przekształcaniem się tej walki w XIX wieku. Czytelnicy Foucaulta, przyzwyczajeni do właściwych mu zmian dekoracji, do typowego dlań modyfikowa­nia perspektyw w stosunku do dominujących idei i ustalonej wiedzy, nie będą zaskoczeni. Co do specjalistów, można im tylko zasugerować, aby nie zapominali, że ten tekst nie jest książką, lecz cyklem wykładów i że trzeba go brać jako taki, widząc w nim nie erudycyjną pracę, a raczej postawienie pewnego „pilnego" problemu, problemu rasizmu, oraz otwarcie pewnego tropu, zarys linii genealogicznej, którą należałoby spróbować przemyśleć. Jak zatem czytać ten tekst? W odpowiedzi i tytułem konkluzji można przypomnieć to, co Foucault mówił w 1977 roku: „Problem filozofii to problem tej teraźniejszości, którą jesteśmy my sami. Dlatego filozofia jest dzisiaj całkowicie polityczna i całkowicie historyczna. Jest polityką immanentną wobec historii, jest historią niezbędną dla polityki" {DE, III, 200: 266).

*

Co się tyczy książek lub studiów, do jakich Foucault mógł sięgać, przygotowując te wykłady, skazani jesteśmy na hipotezy. Źródła są podane w przypisach, ale praktycznie nie sposób ustalić, czy chodziło o tekst czytany bezpośrednio, czy o zapożyczenia z drugiej ręki. Bibliografię „naukową" można by sporządzić tylko na podstawie notatek, które Foucault prowadził starannie, zapisu­jąc każdy cytat na osobnej stronie, z odniesieniami bibliograficz-

Page 141: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

282 Trzeba bronić społeczeństwa Usytuowanie wyklmltiw 283

nymi, z podaniem wydania, numeru strony; ale następnie klasyfi­kował je tematycznie, a nie jako dossier do określonego tomu albo do określonego wykładu. Pracę polegającą na odtworzeniu „biblioteki" Foucaulta należałoby dopiero wykonać, w każdym razie wykracza ona poza ramy tej noty edytorskiej.

Aby wskazać pewne tropy i ukierunkować czytelników oraz przyszłych badaczy, poprzestaniemy na razie na zasygnalizowa­niu kilku dzieł, które odnoszą się do zagadnień poruszanych w wykładach i które były dostępne w epoce, gdy Foucault te wykłady przygotowywał:

— „mit trojański" i historia ras: Th. Simar, Étude critique sur la formation de la doctrine des

races, Lamertin, Bruxelles 1922; J. Barzun, The French Race, Columbia University Press, New York 1932; M. Bloch, Sur les grandes invasions. Quelques positions de problèmes, „Revue de synthèse", 1944-1945; G. Huppert, The Idea of Perfect History: Historical Erudition and Historical Philosophy in Renaissance France, University of Illinois Press, Urbana 1970 (tłum. franc: L'idée de l'histoire parfaite, Flammarion, Paris 1973); L. Polia-kov, Histoire de l'antisémitisme, III: De Voltaire à Wagner, Calmann-Lévy, Paris 1968 oraz Le Mythe aryen, Calmann-Lévy, Paris 1971; C.-G. Dubois, Celtes et Gaulois au XVIe siècle. Le développement d'un mythe littéraire, Vrin, Paris 1972; A. Devy-ver, Le Sang épuré. Les préjugés de race chez les gentilshommes français de l'Ancien Régime, 1560-1720, Editions de l'Univer­sité, Bruxelles 1973; A. Jouanna, L'idée de race en France au XVIe siècle et au début du XVIIe siècle, rozprawa doktorska obroniona w czerwcu 1975 roku w Uniwersytecie Paris IV i opublikowana przez wydawnictwo Champion w 1976.

Odnotujmy również, że problem historiografii ras był pod­noszony, po Meineckem, przez G. Lukâcsa w VII rozdziale Die Zerstôrung der Vernunft, Aufbau-Verlag, Berlin 1954 (tłum. franc: La Destruction de la Raison, L'Arche, Paris 1958-1959) oraz w Der historische Roman, Aufbau-Verlag, Berlin 1956 (tłum. franc: Le Roman historique, Payot, Paris 1965).

Przypomnijmy też, że kwestia mitu trojańskiego jest omawia­na w dwóch dawnych pracach niemieckich: E. Luthgen, Die Quellen und der historische Wert der frankischen Trojasage, R. Weber, Bonn 1876 oraz M. Klippel, Die Darstellung des frankischen Trojanersagen, Beyer und Hans Knecht, Marburg 1936.

— Levellerzy i Diggerzy: J. Frank, The Levellers, Harvard University Press, Cambridge

Ma. 1955; H.N. Brailsford, The Levellers and the English Revolu­tion (wydane przez Ch. Hilla), Cresset Press, London 1961, a zwłaszcza Ch. Hill, Puritanism and Revolution, Seeker & War­burg, London 1958; tenże, Intellectual Origins of the English Revolution, Clarendon Press, Oxford 1965 oraz The World Turned upside down, Temple Smith, London 1972.

— rzymska idea imperialna i jranslatio imperif od Średnio­wiecza do Odrodzenia:

F.A. Yates, Astrea. The Imperial Theme in the Sixteenth Century, Routledge and Kegan Paul, London-Boston 1975 (tłum. franc: Astrea, Boivin, Paris 1989).

— Boulainvilliers: R. Simon, Henry de Boulainvilliers, historien, politique,

philosophe, astrologue, Boivin, Paris 1942 oraz Un révolté du grand siècle, Hemy de Boulainvilliers, Ed. du Nouvel Humanis­me, Garches 1948.

— kłótnia między „romanistami" i „germanistami" odnośnie do francuskiej monarchii, historiografii i „konstytucji" w XVIII wieku:

E. Carcassonne, Montesquieu et le problème de la constitution française au XVIIIe siècle, PUF, Paris 1927 (Slatkine Reprints, Genève 1970); L. Althusser, Montesquieu. La politique et l'histoire, PUF, Paris 1959.

— A. Thierry i historiografia we Francji w okresie Restauracji oraz Monarchii Lipcowej:

P. Moreau, L Histoire en France au XIX' siècle, Les Belles Lettres, Paris 1935; K.J. Carroll, Some Aspects of the Historical Thought of Augustin Thierry, Catholic University of American Press, Washington, D.C. 1951; F. Engel-Janosi, Four Studies in French Romantic Historical Writings, Johns Hopkins University Press, Baltimore M.D. 1955; B. Reizov, L'Historiographie ro­mantique française (1815-1830), Editions de Moscou 1957; S. Mellon, The Political Uses of History in the French Re­storation, Stanford University Press, Stanford Ca., 1958; M. Seliger, Augustin Thierry: Race-thinking during the Restoration,

Page 142: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

284 Trzeba bronić społeczeństw

„Journal of History of Ideas", t. XIX/1958; R.N. Smithson, Augustin Thierry: Social and Political Consiousness in the Evolu­tion of Historical Method, Droz, Genève 1972.

—• „Antysemityzm" lewicy francuskiej w XIX wieku: R.F. Byrnes, Antisemitism in Modern France, H. Fertig, New

York 1969 (1 wydanie w 1950); Rabi (W. Rabinowicz), Anatomie du judaïsme français, Minuit, Paris 1962; L. Poliakov, Histoire de l'antisémitisme, 1.1—III, Calmann-Lévy, Paris 1968. Foucault znał chyba liczne prace E. Silbernera zebrane w tomie pt. Sozialisten zur Judenfrage, Colloqium Verlag, Berlin 1962 oraz pracę Zosy Szajkowskiego Jews and the French Revolutions of 1789, 1830 and 1848, Ktav Publ. House, New York 1970 (nowe wydanie w 1972).

Odnotujmy wreszcie dwa tomy dzieła R. Arona, Penser la guerre. Clausewitz, które ukazały się u Gallimarda w lutym 1976.

Alessandro Fontana i Mauro Bertani

SPIS RZECZY

UWAGA WYDAWCÓW 9 SŁOWO OD TŁUMACZA 11

WYKŁAD Z 7 STYCZNIA 1976 13 Czym jest wykład? — Wiedza ujarzmiona. — Historyczna wiedza o walkach, genealogie i dyskurs naukowy. — Władza

jako stawka genealogii. — Prawna i ekonomiczna koncepcja władzy. — Władza jako represja i jako wojna. — Odwróce­nie aforyzmu Clausewitza.

WYKŁAD Z 14 STYCZNIA 1976 33 Wojna i władza. — Filozofia i granice władzy. — Prawo i władza królewska. — Prawo, dominacja i podległość. — Analityka władzy: pytania o metodę. — Teoria suwere-na. — Władza dyscyplinarna. — Reguła i norma.

WYKŁAD Z 21 STYCZNIA 1976 51 Teoria suwerenności i operatory dominacji. — Wojna jako analizator stosunków władzy. — Binarna struktura społe­czeństwa. — Dyskurs historycznó-polityczny, dyskurs nie­ustającej wojny. — Dialektyka i jej kodyfikacje. — Dyskurs walki ras i jego transkrypcje.

WYKŁAD Z 28 STYCZNIA 1976 71 Dyskurs historyczny i jego zwolennicy. — Przeciw-historia walki ras. — Historia rzymska i historia biblijna. — Dys­kurs rewolucyjny. — Narodziny i przekształcenia rasizmu. — Czystość rasy i rasizm państwowy: transformacja nazis­towska i transformacja sowiecka.

WYKŁAD Z 4 LUTEGO 1976 91 Odpowiedź w kwestii antysemityzmu. — Wojna i suweren­ność u Hobbesa. — Dyskurs podboju w Anglii, u rojalistow,

Page 143: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

286 Trzeba bronie społeczeństwa

zwolenników parlamentu i egalitarystów. — Binarny sche­mat a historycyzm polityczny. — Co Hobbes chciał wyeli­minować.

WYKŁAD Z 11 LUTEGO 1976 119 Opowieść o początkach. — Mit trojański. — Dziedzictwo Francji. — „ Franco-Gałłia ". — Inwazja, historia i prawo publiczne. — Dualizm narodowy, — Wiedza księcia. — „Państwo Francji" Boulainvilllersa. — Szczep, biuro i wiedza szlachty. — Nowy podmiot historii. — Historia i konstytucja.

WYKŁAD Z 18 LUTEGO 1976 145 Naród i narody. — Podbój rzymski. — Wielkość i upadek Rzymu. — O wolności Germanów według Boulainvilllersa. — Waza ze Soissons. — Początki feudalizmu. — Kościół, prawo, język państwa. — Trzy uogólnienia wojny u Bouta-invilliersa: prawo historii i prawo natury; instytucje wojny; rachunek sił. — Uwagi na temat wojny.

WYKŁAD Z 25 LUTEGO 1976 169 Boulainvilliers i ustanowienie kontinuum historyczno-poli-tycznego. — Historycyzm. — Tragedia i prawo publiczne. — Centralna administracja historii. — Problematyka Oświecenia i genealogia wiedzy. — Cztery operacje wiedzy dyscyplinarnej i ich skutki. — Filozojia i nauka. — Dyscyp­linowanie wiedzy.

WYKŁAD Z 3 MARCA 1976 189 Taktyczne uogólnienie wiedzy historycznej. — Konstytucja, Rewolucja i historia cykliczna. — Dzikus i barbarzyńca. — Trzy rodzaje filtru wobec barbarzyńcy: taktyki dyskursu historycznego. — Problemy metody: pole epistemologiczne i antyhistorycyzm burżuazjL — Reaktywacja dyskursu his­torycznego w epoce Rewolucji. — System feudalny i po­wieść gotycka,

WYKŁAD Z 10 MARCA 1976 215 Polityczne przepracowanie idei narodu w czasie Rewolucji: Sîeyès. — Teoretyczne konsekwencje i skutki dotyczące dyskursu historycznego. — Dwie siatki zrozumiałości nowej

S/jis rzeczy 287

historii: dominacja i totalizacja. Thierry. — Narodziny dialektyki.

Montlosier i Augustin

WYKŁAD Z 17 MARCA 1976 237 Od władzy suwerena do władzy nad życiem. — Kazać żyć i pozwalać umierać. — Od czlowieka-ciała do człowie-ka-gatunku: narodziny biowładzy. — Pola zastosowania biowładzy. — Populacja. — O śmierci, a szczególnie o śmierci Franco. — Związki między dyscypliną i regula­cją: społeczność robotnicza, seksualność, norma. — Bio-wladza i rasizm. — Funkcje i dziedziny zastosowania rasizmu. — Nazizm. — Socjalizm.

STRESZCZENIE WYKŁADÓW USYTUOWANIE WYKŁADÓW

261 267

Page 144: Foucault trzeba bronić społeczeństwa ok

W wykładach z 1976 roku pod tytułem „Trzeba bronić społeczeństwa" Michel Foucault zastanawia się, czy relacje władzy można analizować odwołując się do

modelu wojny. Foucault definiuje dwie formy władzy: władzę dyscyplinarną, która panuje nad ciałami za

pośrednictwem technik nadzoru i instytucji karnych oraz to, co odtąd będzie nazywał „biowładzą", która

sprawowana jest nad populacją, nad życiem i żywymi istotami. Analizując dyskursy mówiące o wojnie ras oraz

opowieści o podbojach (w szczególności u Bouiainvilliersa), Foucault kreśli genealogię biowładzy i rasizmów państwowych.

Logika stosunków między władzą i oporem nie jest logiką prawa, lecz walki: nie należy do porządku

ustawodawczego, lecz do porządku strategicznego. Pojawia się zatem pytanie, czy nie należy odwrócić

sławnego aforyzmu Clausevitza i stwierdzić, że polityka jest wciąż jeszcze wojną prowadzoną innymi metodami.

Publikowane tu wykłady zostały wygłoszone w Collège de France między styczniem i marcem 1976,

to znaczy między wydaniem Nadzorować i karać a publikacją Woli wiedzy.

Niniejsza edycja zapoczątkowuje publikację wykładów wygłoszonych przez

Michela Foucault w Collège de France.