40
GÓRNO ŚLĄZAK Gazeta Związku Górnośląskiego MIESIĘCZNIK BEZPŁATNY NR 10 (29) / 2017 ISSN 2391‒5331 PUBLIKACJA WSPÓŁFINANSOWANA ZE ŚRODKÓW MINISTRA RODZINY, PRACY I POLITYKI SPOŁECZNEJ W RAMACH PROGRAMU FUNDUSZ INICJATYW OBYWATELSKICH KATOWICE – DĄB Fot. Dawid Fik

Gazeta Związku Górnośląskiegoski ponownie otwiera się na społeczność studencką i młodzież w ogóle. Jeszcze tej jesieni czekają nas ciekawe wydarzenia w Domu Śląskim

  • Upload
    others

  • View
    2

  • Download
    0

Embed Size (px)

Citation preview

Page 1: Gazeta Związku Górnośląskiegoski ponownie otwiera się na społeczność studencką i młodzież w ogóle. Jeszcze tej jesieni czekają nas ciekawe wydarzenia w Domu Śląskim

GÓRNOŚLĄZAKGazeta Związku Górnośląskiego

MIESIĘCZNIK BEZPŁATNY NR 10 (29) / 2017 ISSN 2391‒5331P U B L I K A C J A W S P Ó Ł F I N A N S O W A N A Z E Ś R O D K Ó W M I N I S T R A R O D Z I N Y, P R A C Y I P O L I T Y K I S P O Ł E C Z N E J W R A M A C H P R O G R A M U F U N D U S Z I N I C J A T Y W O B Y W A T E L S K I C H

KATOWICE – DĄBFot. Dawid Fik

Page 2: Gazeta Związku Górnośląskiegoski ponownie otwiera się na społeczność studencką i młodzież w ogóle. Jeszcze tej jesieni czekają nas ciekawe wydarzenia w Domu Śląskim

Dąb, którego już nie ma

W ciągu minionych 20 lat Dąb zmienił się bardzo. Jeszcze nie tak dawno wyglądało tu zupełnie inaczej. Materiał z po-czątku… XXI wieku przygotował dla nas, na podstawie własnego archiwum fotograficznego, Jacek Cieplok – Sekretarz Zarządu Jednostki Pomocniczej nr 10 Dąb, miłośnik Dębu, społecznik. q

Budynek przy Chorzowskiej – pierwsza szkoła podstawowa w Dębie. W listopadzie 2000 r. jeszcze tu stała

Przystanek tramwajowy przy ul. Dębowej. Obecnie po prawej stomatologia, a wcześniej fryzjer

Widok z placu kościelnego na ul. Chorzowską – wyburzony budynek na skrzyżowaniu

Stary Zakładowy Dom Kultury przy ul. Krzyżowej 1 Ul. Dębowa 1. Widok na wyburzone kamienice, w tle kościół – jeszcze z drzewami na terenie fary

Ulica Złota i wyburzona już restauracja. Obecnie buduje się tu blok mieszkalny. Warto zwrócić uwagę na ilość drzew po lewej stronie – obecnie parking samochodowy

Page 3: Gazeta Związku Górnośląskiegoski ponownie otwiera się na społeczność studencką i młodzież w ogóle. Jeszcze tej jesieni czekają nas ciekawe wydarzenia w Domu Śląskim

3www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAKPraca u podstaw

Jesień zwykła kojarzyć się z apatią i odrętwieniem, a w naj-lepszym przypadku – z wyciszeniem, osłabieniem, zmniej-szeniem dynamiki pracy. Sprzyjający refleksji czas słot

przeplatanych nielicznymi słonecznymi dniami, kiedy nagle w nas coś odżywa – lecz na tyle krótko, by zgasnąć, nim ogień i zapał zdołają się naprawdę rozniecić – nie może być jednak czasem przespanym, zwłaszcza dla organizacji pozarządo-wych. Kiedy więc niektórzy zdają się przygotowywać do zi-mowego snu, Związek Górnośląski aktywnie działa.

Powoli finalizujemy realizowany we współpracy z Miastem Katowice, Regionalnym In-stytutem Kultury w Katowicach i Miejską Biblioteką Publiczną w Katowicach w ramach ministerialnego programu FIO projekt „Moja Dzielnica nie jest mi obojętna!”, a już my-ślimy i zabiegamy o to, by „Górnoślązak” pojawił się w przyszłym roku ze zdwojoną siłą (a więc w większym nakładzie) w kolejnych miastach regionu. Formuła tworzenia mini monografii o dzielnicach – lokalnych społecznościach spodobała się naszym Czytelni-kom, a i wypracowana w tym roku przez Związek Górnośląski metoda współtworzenia „Górnoślązaka” przez lokalnych społeczników warta jest twórczej kontynuacji. Oczywi-ście, myślimy także o innych działaniach!

Związek Górnośląski ma nowego rzecznika. Dawid Wowra jest absolwentem prawa, studiował w Uniwersytecie Jagiellońskim. Odbył również staż w Parlamencie Europej-skim. Jest ekspertem i szkoleniowcem debat oksfordzkich. Od lat współpracuje ze Związ-kiem Górnośląskim. Jest także znany Czytelnikom „Górnoślązaka” jako jeden z naszych stałych felietonistów. Nowy rzecznik wzmocni też nasze moce projektowe. Cieszę się, że do naszego zespołu dołącza na stałe kolejny fachowiec, a do tego człowiek młody, ener-giczny i z pasją.

Skoro o młodych mowa… Wraz z nowym rokiem akademickim Związek Górnoślą-ski ponownie otwiera się na społeczność studencką i młodzież w ogóle. Jeszcze tej jesieni czekają nas ciekawe wydarzenia w Domu Śląskim. Będziemy również regularnie promo-wać młodych artystów – pierwsze wydarzenie tego cyklu już w listopadzie. Od tego nu-meru „Górnoślązaka” zastępujemy także młodzieżową wkładkę „Fajrant” nową formułą – od teraz nie wydzielamy młodym osobnego miejsca, lecz chcemy, by byli pośród nas, na równych zasadach. Zachęcam, by lekturę „Górnoślązaka” zaczynać od artykułów opa-trzonych logotypem „Młody Śląsk” wewnątrz wydania!

Młodość to nasza szansa. Jako Związek Górnośląski (i każda inna śląska organiza-cja) możemy mówić dużo i używać do tego pięknych i ważnych słów. Możemy szczy-cić się – i robimy to! – wspaniałymi i szlachetnymi ideami. Możemy głośno artykułować nasze potrzeby i oczekiwania. Wreszcie – możemy mieć rację. Tylko że nic nam po tym, gdy zabraknie wśród nas młodych, którzy tych słów wysłuchają, którzy te idee pokochają i którzy zaniosą nasze racje i wartości dalej w tej biegnącej od zarania sztafecie pokoleń.

Nie wolno nam tego zaniedbać.Szczęść Boże!

Grzegorz Franki, Prezes Związku Górnośląskiego Wydawca: Związek Górnośląskiwww.zg.org.plRedaguje zespół: Mirella Dąbek, Dawid Fik (fotografia), Grzegorz Franki (redaktor naczelny), Krzysztof E. Kraus (sekretarz redakcji), Łucja Staniczkowa, Emilia Wieczorkowska.Stali współpracownicy: Sławomir Jarzyna, Michał Materowski, Marcin Melon, Dariusz Nowak, Wioletta Rutkowska, Jacek Siegmund, Krystian Węgrzynek, Anita Witek, Dawid Wowra.Korekta: Dominika Kraus.Adres redakcji: 40‒058 Katowice,ul. Pawła Stalmacha 17, tel. 32 251 27 25• [email protected]: Wiktor Franki• [email protected]: Kazimierz Leja • [email protected]: Drukarnia TOLEK Sp. z o.o.43-190 Mikołów, ul. Żwirki i Wigury 1tel. 32 326 20 90 • www.tolek.com.plISSN 2391‒5331

Drodzy Czytelnicy „Górnoślązaka”!Kontynuujemy wspólną wędrówkę po stolicy województwa śląskiego w ramach projektu Moja

Dzielnica nie jest mi obojętna! Do końca 2017 roku opublikujemy łącznie osiem mini monografii ośmiu dzielnic Katowic. W ramach projektu odwiedzamy te miejsca, w których mimo istnienia Rad Jedno-stek Pomocniczych obserwujemy w ostatnich latach najmniejszą aktywność społeczną, mierzoną na podstawie frekwencji w głosowaniach nad Budżetem Obywatelskim i w wyborach do rady dzielnicy, dodatkowo uwzględniając fakt istnienia instytucji kultury jako miejsc tworzenia się relacji sąsiedzkich.

Każdego miesiąca spotykamy się z Mieszkańcami Katowic, dyskutując o ich miejscu zamieszkania, wspólnie tworząc prasowe opowieści o dzielnicach.

Poprzednio pisaliśmy o Osiedlu Witosa, potem o Giszowcu, a następnie o Piotrowicach-Ochojcu, Wełnowcu-Józefowcu i Koszutce. Ten numer jest owocem naszych prac w dzielnicy Dąb, a usilnie pra-cujemy nad kolejnymi publikacjami.

Do końca roku odwiedzimy jeszcze Kostuchnę i Brynów cz. wschodnią – Os. Zgrzebnioka. W każ-dej dzielnicy organizujemy też konkursy towarzyszące naszym działaniom, w których wręczamy atrak-cyjne nagrody.

Projekt „Moja Dzielnica nie jest mi obojętna!” realizowany jest w ramach Programu Fundusz Ini-cjatyw Obywatelskich dzięki wsparciu Ministra Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Wartość dota-cji: 92 309 zł.

Zapraszamy na stronę: www.zg.org.pl/fio.

W numerze między innymi…Temat wydania: DąbDąb, którego już nie ma | s. 2Kreatywnie na Dębie | s. 4-5Urszula Rzewiczok: Na kartach dębskiej

historii | s. 6-17Borys Pronobis: Mieszkańcy Katowic mają

szerokie pole do popisu | s. 18-19Marek Wolski: Zwiększmy budżety rad

dzielnic! | s. 19-20Dębska fara dzisiaj | s. 21MDK „Koszutka” Filia „Dąb” – Dom,

w którym mieszka pasja| s. 22Anita Witek: Na Dębie rosną talenty –

Alojzy Łysko | s. 23-24Konkurs: W mojej Dzielnicy… | s. 39rubryki stałe…Posłowie – Po słowie, po trzy | s. 25Ignorantia iuris nocet | s. 26Komentarze: Karolina Pospiszil | s. 27Rozmowa „GS”: Marek Plura | s. 27Hań downi na dziedzinie | s. 30Rozmowa „Górnoślązaka”: Helena

Leśniowska | s. 31#Okiem młodego Ślązaka | s. 32Polecamy: O edukacji regionalnej… | s. 36Kultura: „Dziedzictwo” | s. 37Emma & Larmo | s. 38oraz…Aktualności: Śląskie Szmaragdy 2017

| s. 28-29Wojciech Hanusek: Młody Śląsk debatuje

| s. 33Reportaż: Dolnośląskie nekropolie

i mauzolea | s. 34-36

Page 4: Gazeta Związku Górnośląskiegoski ponownie otwiera się na społeczność studencką i młodzież w ogóle. Jeszcze tej jesieni czekają nas ciekawe wydarzenia w Domu Śląskim

4 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAK

M A T E R I A Ł P R O M O C Y J N Y M I A S TA K A T O W I C E

Kreatywnie na Dębie

Filia „Dąb” to oddział Miejskiego Domu Kultury „Ko-szut ka”, który jest prężnie działającą instytucją. MDK ma do zaoferowania swoim mieszkańcom liczne zajęcia, war-

sztaty i imprezy. Tutaj każdy znajdzie coś dla siebie. Dzieci mogą uczestniczyć między innymi w zajęciach muzycznych, plastycz-nych czy tanecznych. I to właśnie z myślą o najmłodszych w fi-lii „Dąb” odbywają się koncerty edukacyjne pt. „Kraina Muzyki Małego Księcia”, które są wykonywane przez artystów Instytu-cji Promocji i Upowszechniania Muzyki „Silesia” w Katowicach. Natomiast wszyscy miłośnicy tworzenia muzyki mogą podszli-fować swoje umiejętności na zajęciach z gitary czy fortepianu. W MDK działają również zespoły muzyczne – Eminence oraz chór Anima Canto.

Wszyscy ci, którzy wolą spędzić wolny czas bardziej aktyw-nie, mają możliwość uczestnictwa w zajęciach tańca. Prowa-dzone są one zarówno dla osób, które dopiero zaczynają swoją przygodę z tańcem, jak i dla tych chcących rozwijać swoje umie-jętności. Do wyboru są zajęcia hip-hopu, jazzu, tańca towarzy-skiego czy baletu.

MDK „Dąb” przygotował także wiele propozycji dla senio-rów. Prowadzone są warsztaty malarstwa i rysunku czy poranna gimnastyka. Warto zaznaczyć, że ćwiczenia nie są obciążające dla stawów i są dostosowane do predyspozycji uczestników grupy.

W filii „Dąb” nie brakuje również spotkań ze sztuką. A to za sprawą działającej w budynku galerii „Za szybą”, w której swoje

prace wystawiają nie tylko artyści związani z Dębem. Galeria – choć funkcjonuje od niedawna – ma ambicje wykraczające da-leko poza dzielnicę, a nawet kraj. Swoje fotografie prezentowali już tutaj między innymi uznani twórcy z Czech.

Mieszkańcy znajdą tu także ucztę dla ucha. Z myślą o me-lomanach uruchomiono dwa cykle koncertów, czyli „Wieczory muzyczne” oraz „Koncerty za szybą”.

Więcej informacji na temat oferty filii „Dąb” można znaleźć na: www.mdkkoszutka.pl/filia_dab oraz wewnątrz tego numeru „Górnoślązaka”.

Dębowa Scena 2018Nadchodzący rok na Dębie będzie niezwykle kulturalny.

Wszystko to za sprawą Dębowej Sceny, która zagości w dziel-nicy dzięki środkom z budżetu obywatelskiego. Nie da się ukryć, że to właśnie teatr z jednej strony porusza serca, uwrażliwia, ale też potrafi bawić do łez. Dlatego też mieszkańcy dzielnicy będą mogli wziąć udział w wyjątkowych wydarzeniach teatral-nych, których głównym celem jest wzbudzenie zainteresowania i fascynacji właśnie tą dziedziną sztuki. Na Dębową Scenę zo-staną zaproszeni profesjonalni aktorzy i grupy teatralne, które pozwolą choć na chwilę oderwać się od otaczającej nas rzeczy-wistości i przenieść się w inny, bardziej artystyczny świat. Na scenie nie zabraknie także propozycji dla tych najmłodszych wi-dzów, kabaretów czy recitali piosenek aktorskich.

Moja Dzielnica nie jest mi obojętna!

Page 5: Gazeta Związku Górnośląskiegoski ponownie otwiera się na społeczność studencką i młodzież w ogóle. Jeszcze tej jesieni czekają nas ciekawe wydarzenia w Domu Śląskim

5www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAK

M A T E R I A Ł P R O M O C Y J N Y M I A S TA K A T O W I C E

„Tiramisu” rośnie w siłę

To jeden z największych i najbardziej rozpoznawalnych par-ków biurowych w Katowicach, który ze względu na kolor elewa-cji potocznie nazywany jest „Tiramisu”. Pierwszy z obiektów od-dano do użytkowania ponad dwa lata temu. Każdy z biurowców ma 12 tys. m² powierzchni najmu i ma 12 kondygnacji.

Cały kompleks przy Chorzowskiej będzie składał się z czte-rech biurowych wież. W tym roku Skanska rozpoczęła budowę ostatniego etapu Silesia Business Park. Zakończenie jest pla-nowane na przełom trzeciego i czwartego kwartału 2018 roku. Projekt architektoniczny kompleksu powstał w bytomskiej pra-cowni Medusa Group. Najemcami trzech dotychczas wybudo-wanych obiektów są m.in. PwC, Capgemini czy Epam.

Budowa kompleksu „Tiramisu” przy ulicy Chorzowskiej wpisuje się w program rewitalizacji terenów poprzemysłowych w Katowicach.

Wkrótce Dąb wzbogaci się o nowych mieszkańców, a jedno-cześnie dzielnica zyska kawałek architektury najwyższej próby. Powoli bowiem dobiega końca budowa eleganckiego aparta-mentowca położonego przy ulicy Złotej. Obiekt zaprojektowała katowicka pracownia architektoniczna KWK Promes Roberta Koniecznego, jednego z najlepszych polskich architektów. Na ostatnich kondygnacjach budynku powstaną apartamenty imi-tujące domy jednorodzinne. Będzie to pierwsza realizacja tego typu w Katowicach. W sumie znajdzie się tutaj 66 mieszkań.

Dzięki aktywności radnych sąsiedniej Rady Jednostki Po-mocniczej Wełnowiec-Józefowiec również mieszkańcy Dębu mają od niedawna możliwość rozwijania swoich sportowych pasji. Na granicy dzielnic otwarto w tym roku nowoczesne boi-sko do piłki nożnej z bieżnią.

Nowoczesna arena na granicy dwóch dzielnicOddany do użytku obiekt sportowy to efekt aktywności i sta-

rań lokalnej społeczności Wełnowca-Józefowca i Dębu. Boisko znajduje się na terenie Szkoły Podstawowej nr 19 im. Wojciecha Korfantego przy ul. Krzyżowej 12 (wcześniej Gimnazjum nr 9). Miejsce zostało ochrzczone przez okolicznych mieszkańców mianem „Areny Wełnowiec”. W głosowania w budżecie obywa-telskim we wrześniu 2015 roku zadanie zdobyło 2584 głosów.

Zgodnie z ideą budżetu obywatelskiego obiekt jest dostępny dla wszystkich mieszkańców Katowic bez ograniczeń czaso-wych, a w szczególności ma służyć mieszkańcom Wełnowca-Jó-zefowca i Dębu. Dzięki zakończonej właśnie inwestycji obiekt stał się bezpieczniejszy dla użytkowników i z pewnością zachęci młodzież do aktywności fizycznej i sportowej. Wysokiej klasy sztuczna trawa posiada certyfikat FIFA, a bieżnia jest zgodna z certyfikatem IAAF – Międzynarodowego Stowarzyszenia Fe-deracji Lekkoatletycznych. Obiekt wyposażono w piłkochwyty poprawiające bezpieczeństwo użytkowników boiska i pobli-skich dróg (ustawione za bramkami oraz wzdłuż bieżni). Boi-sko okala dwutorowa bieżnia lekkoatletyczna posiadająca na-wierzchnię poliuretanową.

Projekt budowy boiska został zgłoszony i zrealizowany w ra-mach drugiej edycji Budżetu Obywatelskiego w Katowicach (projekt ogólnomiejski).

– Pomysł powstania „Areny Wełnowiec” zrodził się w 2014 roku. Dysponowaliśmy starym boiskiem poliuretanowym, które w XXI wieku nie może być wykorzystywane do uprawiania piłki nożnej. Młodzież Wełnowca (głównie absolwenci Gimnazjum nr 9) niejednokrotnie pokazała, że to boisko im się należy. Do-wodem na to niech będzie fakt, iż turniej organizowany przez jednego z nauczycieli gimnazjum pod nazwą G9 Cup doczekał się 8 edycji, a jedna z nich przekroczyła liczbę 120 zawodników tylko z tej dzielnicy. Nasz projekt zajął 4. miejsce zdobywając ponad 2500 głosów, co zakwalifikowało zadanie do realizacji. Podczas promocji projektu wsparcie uzyskaliśmy od reprezen-tacji Polski w piłce nożnej, m.in. Roberta Lewandowskiego i Ar-kadiusza Milika – mówi Dawid Walczuk, radny Rady Jednostki Pomocniczej nr 11 Wełnowiec-Józefowiec, inicjator akcji „Po-wstanie boiska na Wełnowcu”.

Wiceprezydent Waldemar Bojarun w trakcie uroczystego ot-warcia boiska mówił:

– Chciałem pogratulować zaangażowania i determinacji, bo efekt waszej pracy jest bardzo wymierny. Jestem przekonany, że boisko zaszczepi miłość do sportu. Budżet obywatelski jest wy-jątkowym narzędziem budowania miasta. Miasto to nie tylko nowe budynki w Strefie Kultury, ale przede wszystkim miesz-kańcy, którzy stanowią o jego sile. Wspólne działania przyniosły fantastyczny efekt, jakim jest boisko. Będzie ono służyło głównie

młodzieży, a każda inwestycja, która służy młodzieży, jest inwestycją po-dwójną. Po pierwsze podnosi prestiż naszego miasta, a po drugie jest in-westycją w przyszłość.

Łącznie w ramach budżetu oby-watelskiego w Katowicach zrealizo-wano już prawie 200 zadań za łączną kwotę ponad 20 mln zł.

– Tak duża kwota przeznaczona na budżet obywatelski wynika z zało-żenia, że mieszkańcy bardzo dobrze wiedzą, co jest potrzebne w ich oto-czeniu. Budżet jest też narzędziem aktywizacji mieszkańców. W tym przypadku efekt partycypacji miesz-kańców robi duże wrażenie i powi-nien być zachętą do dalszej aktywno-ści – mówi prezydent Marcin Krupa.

Koszt budowy boiska zamknął się kwotą 744 145,47 zł. q

Page 6: Gazeta Związku Górnośląskiegoski ponownie otwiera się na społeczność studencką i młodzież w ogóle. Jeszcze tej jesieni czekają nas ciekawe wydarzenia w Domu Śląskim

6 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAKMoja Dzielnica nie jest mi obojętna!

Na kartach dębskiej historii

Dąb jest częścią obecnych Katowic, która najwcześniej została wymieniona w dokumentach – pod koniec XIII wieku. Podobnie jak Mała Dąbrówka i tereny Bytkowa,

na których powstał Wełnowiec, należał niegdyś do księstwa by-tomskiego. Pozostałe dzielnice dzisiejszych Katowic wchodziły w skład ziemi pszczyńskiej.

Od XIII wieku Dąb stanowił własność klasztoru bożogrob-ców w Miechowie. W dokumencie wystawionym 19 marca 1299 roku książę bytomski Kazimierz II zatwierdził dochody pocho-dzące z dwóch wsi – Dębu (Krasny Damb) i Chorzowa – dla szpitala św. Ducha w Bytomiu, który należał do zakonu bożo-grobców w Miechowie.

Dąb lokowany był na prawie niemieckim. Nie znamy jednak dokładnej daty lokacji. Podobno straszliwy los spotkał miesz-kańców Dębu i Chorzowa podczas wojen husyckich w XIV wieku. Obie wsie miały zostać wówczas zniszczone. Dokonać tego miał oddział, którym dowodził burgrabia zamku bytom-skiego Mikołaj Siestrzeniec. Według opinii Ludwika Musioła Dąb został wówczas całkowicie zniszczony, a w opuszczonej przez mieszkańców wsi osadzono nowych kmieci.

W aktach wizytacji parafii chorzowskiej z 1598 roku podano, że we wsi mieszkało 10 siodłoków (kmieci), 1 zagrodnik i 2 soł-tysów. Do 1660 roku powstało dalszych 9 gospodarstw zagrod-niczych, które wydzielono prawdopodobnie z gruntów wolnego sołectwa. W 1780 roku we wsi było 19 gospodarstw kmiecych i 10 zagrodniczych. Mieszkało w niej również 6 chałupników. Liczba gospodarstw wzrosła na skutek ich podziału z łanowych na półłanowe.

Dąb należał do zakonu bożogrobców do początku XIX wieku. Prepozyt (przełożony klasztoru w Miechowie) był jednocześnie

proboszczem parafii w Chorzowie oraz zarządcą majątku Cho-rzów–Dąb. Po kasacie zakonu na początku XIX wieku majątek Chorzów–Dąb przeszedł na własność po części państwa pru-skiego, po części chorzowskiej parafii.

W latach 40. XVIII wieku Prusy podzielone zostały na po-wiaty. Dąb wszedł w skład powiatu bytomskiego. W 1825 roku kraj na nowo podzielono na powiaty i gminy. Dąb pozostał w  powiecie bytomskim aż do 1873 roku. Wówczas w wyniku nowej reformy administracyjnej powstał powiat katowicki, do którego Dąb został włączony. W latach 70. XIX wieku Dąb stał się gminą. W 1894 roku do Dębu został włączony Józefowiec.

Na przełomie XIX i XX wieku w Dębie, podobnie jak w po-zostałych miejscowościach na Górnym Śląsku, rozwinął się pol-ski ruch narodowy. Powstały liczne polskie organizacje, m.in. Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół”, którego członkowie stano-wili trzon działającej w czasie powstań i plebiscytu Polskiej Or-ganizacji Wojskowej. W czasie plebiscytu większość mieszkań-ców Dębu opowiedziało się za przyłączeniem Górnego Śląska do Polski.

Dnia 15 lipca 1924 roku Sejm Śląski uchwalił ustawę o wcie-leniu kilku podmiejskich osad do Katowic. Na mocy tej ustawy w obręb miasta weszły gminy: Bogucice, Zawodzie, Brynów, Li-gota Pszczyńska oraz Dąb bez Józefowca (Józefowiec i część ko-lonii Huta Agnieszka wcielono do nowo powstałej gminy Weł-nowiec). Ustawa weszła w życie 1 października 1924 roku. Wraz z  Dębem do Katowic wcielono także należące do niego kolo-nie: Bederowiec, który rozciągał się przy drodze prowadzącej do Królewskiej Huty (obecnie Chorzów), Sośninę, leżącą w za-chodniej części Dębu – wzdłuż obecnej trasy J. i N. Renców oraz

Zabytkowe zabudowania przy ulicy Dębowej. Fot. Jan Mehlich. Lic. CC BY-SA 3.0

Page 7: Gazeta Związku Górnośląskiegoski ponownie otwiera się na społeczność studencką i młodzież w ogóle. Jeszcze tej jesieni czekają nas ciekawe wydarzenia w Domu Śląskim

7www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAK

stawu zwanego Maroko i dochodzącą do ul. Chorzowskiej część kolonii Huta Agnieszki.

Od czasów średniowiecznych, kiedy pojawili się tutaj pierwsi osadnicy, Dąb otaczały potoki i gęste lasy. Na południu, gdzie wieś graniczyła z Załężem, rozlewała się rzeka Roździanka, czyli dzisiejsza Rawa. Od Bogucic Dąb oddzielał strumień o nazwie Struga Dębska, który wypływał z okolic późniejszego szybu „Al-fred”, położonego na terenie obecnego Wełnowca. Z pozosta-łych stron osada sąsiadowała z Chorzowem. Obie miejscowości oddzielały od siebie lasy.

Po zachodniej stronie dzisiejszej ul. Dębowej, między obec-nymi ulicami Lipową i Szpitalną, znajdowały się gospodarstwa chłopskie. Aż do XIX wieku zabudowania te były drewniane, kryte strzechą. W maju 1884 roku w jednym z gospodarstw wy-buchł pożar. Ogień strawił 20 zabudowań. W 1880 roku Dąb nawiedziła powódź. Kolejnym kataklizmem, który przeszedł przez wieś, był następny pożar – spłonęło wówczas 8 gospo-darstw. Zniszczone przez żywioły budynki odbudowano, ale już nie z drewna, tylko z polnego kamienia i cegły.

Wraz z powstaniem dużych zakładów przemysłowych na te-renie Dębu wzrosła liczba mieszkańców. W 1845 roku stały tu-taj 52 domy, w których mieszkało 788 osób.

Na początku XIX wieku wytyczono szosę Bytom – Królewska Huta – Katowice, która biegła przez Dąb. Wcześniej prowadził tędy szlak z Mysłowic do Gliwic. W 1846 roku przeprowadzono linię kolejową, łączącą Wrocław z Krakowem, a dalej z Wied-niem. Jej odgałęzienie doprowadzono do Huty Baildon.

30 grudnia 1896 roku z Katowic do Dębu i Królewskiej Huty zaczął kursować tramwaj parowy. Dwa lata później, 28 listo-pada, przejechał na tej trasie pierwszy tramwaj elektryczny. Dąb otrzymał również dogodniejsze połączenia z pozostałymi sąsia-dującymi z nim miejscowościami. W połowie XIX wieku wyto-czona została droga biegnąca do Załęża wzdłuż obecnej ul. Bra-ckiej.

Po rozpoczęciu produkcji w Hucie Baildon jej właściciele za-łożyli przy szosie do Królewskiej Huty kolonię dla robotników złożoną z 9 familoków. W latach 60. XIX stulecia dla górników z kopalni „Waterloo” wzniesiono jednopiętrowe domy przy dzi-siejszej ul. Studziennej. Ich zachowane po dziś dzień fragmenty należą do najstarszej zabudowy na tym terenie.

Powstanie Huty Baildon przemieniło Dąb ze wsi, zamieszka-łej głównie przez ludność chłopską, w osadę robotniczą.

Zabudowa Dębu zaczęła się rozwijać intensywnie na przeło-mie wieków. Wzdłuż obecnych ulic Chorzowskiej i Żelaznej, na częściowo zasypanym Stawie Załęskim, wzniesiono budynki no-wych wydziałów produkcyjnych i administracji huty, m.in. bu-dynek dyrekcji. W miejsce pierwszych familoków w 1910 roku wzniesiono przy obecnej ulicy Chorzowskiej kilkupiętrowe ka-mienice w stylu modernistycznym. Te jednak już nie istnieją – zostały wyburzone na początku XXI wieku pod budowę Drogo-wej Trasy Średnicowej. Po wschodniej stronie ul. Chorzowskiej usytuowany został kompleks budynków kopalni „Eminencja”.

Około 1900 roku układ ulic na terenie Dębu był podobny do obecnego. Mniej więcej w tym czasie wytyczona została ul. Szkolna (obecnie: Bukowa), a dzisiejszą ul. Krzyżową pod-dano wówczas regulacji. W 1910 roku na nowo wytyczono rów-nież linię ul. Złotej, równoległej do ul. Dębowej. Wcześniej, bo jeszcze w XIX wieku, ukształtowano przebieg przecznic odcho-dzących od ul. Dębowej (obecne ulice: Lipowa, Sportowa, Stu-dzienna, Węglowa, Szpitalna), które wcześniej były drogami wiejskimi.

Po wschodniej stronie tej ulicy powstało, dziś już nieistnie-jące, odgałęzienie Bülowstraße. Od obecnej ul. Chorzowskiej poprowadzono odnogę w kierunku Stawu Załęskiego – stąd na-zwaną ją ul. Stawową, a po przyłączeniu Dębu do Katowic – Wą-ską. Ona również została wyburzona na początku XXI wieku pod budowę Drogowej Trasy Średnicowej.

Na przełomie XIX i XX wieku wzdłuż ul. Dębowej i jej przecznic ukształtowała się zabudowa, która w większości prze-trwała do lat 70. XX wieku, a znaczne jej fragmenty do dnia dzi-siejszego.

Przy ulicy Agnieszki, stanowiącej przedłużenie ul. Dębowej, „na górce” był szyb „Agnieszka”, należący do kopalni „Król” (później „Prezydent”, a po II wojnie światowej „Polska”) oraz wieża ciśnień. Ulica zabudowana została sześcioma domami w  stylu modernistycznym, w których zamieszkali pracownicy kopalni „Król”.

Od 1924 roku granica Dębu, jako dzielnicy Katowic, po-krywała się mniej więcej z biegiem obecnych ulic Słonecznej i  Bytkowskiej, następnie obiegała od strony zachodniej Kolo-nię Agnieszka i stamtąd nieregularną linią dochodziła do drogi prowadzącej do Chorzowa i Siemianowic.

W 1929 roku przystąpiono do regulacji Rawy. Prace wyko-nywał specjalnie powołany w tym celu Związek Regulacji Rawy.

Dąb współcześnie. Fot. Dawid Fik

Page 8: Gazeta Związku Górnośląskiegoski ponownie otwiera się na społeczność studencką i młodzież w ogóle. Jeszcze tej jesieni czekają nas ciekawe wydarzenia w Domu Śląskim

8 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAKW  ramach tych robót wyprostowano koryto rzeki na terenie Dębu. Dalszej częściowej likwidacji uległ Staw Załęski. Zakryto Strugę Dębską. Również w tym roku Dąb otrzymał połączenie autobusowe z Katowicami i Królewską Hutą.

Już w 1909 roku zarząd gminy wybudował szpital zakaźny przy ówczesnej ul. Polnej (obecnie: ul. Szpitalna) dla miejsco-wej ludności nękanej częstymi epidemiami cholery, odry, ty-fusu, dyfterytu, szkarlatyny i ospy (umiejscowiony był on nieco na uboczu, z dala od innych zabudowań; obecnie w tym miej-scu zlokalizowane jest boisko sportowe). Po 1924 roku szpital gminny zamieniono na oddział dla chorych na gruźlicę szpitala miejskiego. W 1934 roku zamknięto go ze względu na szkody górnicze.

Obecne osiedle Widok (Św. Ducha) zaczęto budować w la-tach 30. XX wieku na obrzeżach dzielnicy Dąb (między ulicami Błękitną i Widok). W latach 1936-1937 wytyczono ulice: Jasną, Cichą, Dobrą, Błękitną, Św. Ducha (obecnie ul. Ks. P. Ściegien-nego). Osiedle początkowo miało charakter willowy i dopiero w późniejszym okresie zaczęto na jego terenie budować także domy wielorodzinne.

Zabudowania dawnej KWK Gottwald przed wybudowaniem Silesia City Center. Fot. Kris Duda. Lic. CC-BY-SA-2.0

15 listopada 2004 roku na terenach po kopalni „Kleo-fas” (dawniej „Eminencja”, później „Gottwald”) przy ul. Cho-rzowskiej wmurowano kamień węgielny pod budowę cen-

trum handlowo-rekreacyjnego Silesia City Center. Inwestorem kompleksu była węgierska firma TriGranit Developoment Cor-poration, a generalnym wykonawcą – spółka Strabag. Projekt architektoniczny przygotowali Marek Tryzybowicz i Borys Ju-raszyński z pracowni Bose International Planing and Architec-ture. Dla potrzeb centrum zaadaptowano dwa budynki kopalni. W  jednym z nich, dawnej lampowni, mieści się galeria han-dlowa AlmiDekor – drugi, w którym znajdowała się maszyna szybu wyciągowego – przeznaczono na kaplicę pw. św. Barbary. Zachowano również wieżę szybu „Jerzy”. Na Placu Słonecznym umieszczono elementy związane z pracą na kopalni: wagoniki do transportu węgla z lokomotywą, stuletni młot, dłutownicę oraz zapasowe koło szybu. Jest to jedno z największych centrów handlowo-rekreacyjnych w Polsce. Otwarcie odbyło się 18 listo-pada 2005 roku. W SCC mieści się ok. 250 sklepów, 13 sal ki-nowych, restauracje, bary szybkiej obsługi oraz infrastruktura usługowa i parkingi. Na dachu znajduje się ogród. Wnętrze cen-trum podzielone zostało na 13 alei, których nazwy pochodzą od miast Górnego Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego, i 8 placów, które pełnią rolę miejsc spotkań i odpoczynku. Przy pl. Tropikalnym znajduje się fontanna wyrzucająca wodę z jednej dysz na wy-sokość aż 13 m. Jesienią 2010 roku w SCC rozpoczęto budowę dodatkowej powierzchni handlowo-usługowej. Powierzchnia użytkowa wynosi obecnie 86 tys. m2.

Dnia 3 grudnia 2005 roku na terenie SCC ks. dziekan Sta-nisław Noga poświęcił kaplicę pw. św. Barbary. Przeniesiono do niej ołtarz św. Barbary, który znajdował się w budynku ce-chowni dawnej kopalni „Eminencja”.

W pobliżu Silesia City Center, przy ul. Johna Baildona, wybu-dowano osiedle Dębowe Tarasy. Kamień węgielny pod jego bu-dowę położono 11 lutego 2007 roku. Jej inwestorem była także węgierska firma TriGranit Developoment Corporation, a wyko-nawcą – firma Bipromet SA. Pierwsi lokatorzy wprowadzili się do mieszkań w 2008 roku. Niektóre mieszkania posiadają małe ogródki lub tarasy. Pod budynkami znajdują się parkingi, połą-czone z budynkami windami.

SzkołyDnia 1 czerwca 1827 roku ks. Józef Beder, proboszcz parafii

w Chorzowie i zarazem inspektor szkolny, zwrócił się do władz rejencji opolskiej o zgodę na założenie szkoły w Dębie. Drew-niany budynek był już gotowy 1 stycznia 1828 roku.

Osiedle Dębowe Tarasy wybudowane na terenach w pobliżu byłej kopalni „Gottwald”. Fot. Dawid Fik

Page 9: Gazeta Związku Górnośląskiegoski ponownie otwiera się na społeczność studencką i młodzież w ogóle. Jeszcze tej jesieni czekają nas ciekawe wydarzenia w Domu Śląskim

9www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAKSzkołę postawiono przy obecnej ul. Dębowej 33. W 1834

roku ks. J. Beder wystawił nowy murowany budynek szkolny przy starej drodze do Gliwic, w miejscu gdzie później po-wstała szosa wiodąca do Królewskiej Huty (Chorzów) – obecnie ul. Chorzowska. Ponieważ liczba dzieci w Dębie systematycz-nie wzrastała, szkołę rozbudowano w połowie XIX wieku. Do szkoły tej uczęszczały również dzieci z Józefowa i Bederowca. Szkołę przy ul. Chorzowskiej zlikwidowano w 1912 roku, a bu-dynek oddano do dyspozycji administracji gminy i na mieszka-nie dla naczelnika gminy.

Szkoła Podstawowa nr 19 im. Wojciecha Korfantego w Katowicach przy ul. Agnieszki 2 (do 2017 r.). Lic. CC-BY-SA-2.0

Nowy budynek szkolny w Dębie oddany został do użytku w 1892 roku przy obecnej ul. Agnieszki 2 (później szkoła nr 19, tzw. „stara szkoła”). Szkoła otrzymała nr II. Po przyłączeniu czę-ści Górnego Śląska do Polski w 1922 roku otwarto w budynku szkołę ośmioklasową. Numer 19 i patrona – Zygmunta Krasiń-skiego – nadano jej w 1932 roku. W latach 1929-1933 szkołę przebudowano. W 1969 roku szkole nadano jako patrona ko-munistę Stefana Franciszoka. W 1977 roku w szkole oddano do użytku salę gimnastyczną. W 1984 roku otwarto szkolną Izbę Regionalną. W 2010 roku szkoła otrzymała imię Wojciecha Korfantego. W 2017 roku szkołę przeniesiono do budynku gim-nazjum przy ul. Krzyżowej, a gmach przy ul. Agnieszki oddano prywatnej szkole podstawowej.

Ponieważ w XIX i na początku XX wieku do szkół w Dębie uczęszczały także dzieci z terenu Chorzowa, dlatego 3 kwietnia 1913 roku oddano oficjalnie do użytku budynek szkolny przy obecnej ul. Sportowej według projektu J. Rudzińskiego. Była to szkoła bardzo nowoczesna. Posiadała kuchnię, łaźnię, salę rysunkową, mieszkania dla kierownika szkoły i nauczycieli. W 1924 roku szkole nadano imię Karola Miarki, a w 1932 roku zmieniono jej numerację i oficjalnie otrzymała nazwę – Szkoła Podstawowa nr 18.

Pod koniec lat 60. szkoła otrzymała sztandar i nadano jej imię komunisty Andrzeja Żabińskiego. W 2007 roku nazwę szkoły zmieniono na Zespół Szkolno-Przedszkolny nr 1.

Kopalnie węgla kamiennegoPierwsze kopalnie na terenie Dębu powstały w XIX wieku.

Były to kopalnie – „Artur” i „Waterloo”. Obie należały w czę-ści do szpitala Św. Ducha w Bytomiu i Johna Baildona. W 1836 roku szkocki przemysłowiec otrzymał pola węglowe, na któ-rych powstała kopalnia „Artur”. Kopalna była eksploatowana do 1853 roku. Pod koniec XIX wieku jej pola weszły w skład ko-palni „Ferdynand” (później „Katowice”).

W 1839 roku J. Baildon stał się współwłaścicielem, wraz z pa-rafią w Chorzowie i szpitalem Św. Ducha w Bytomiu, nowo utworzonej kopalni „Waterloo”. W 1861 roku kopalnię unie-ruchomiono ze względu na wodę, która zalewała jej pokłady. W 1869 roku spadkobiercy Baildona odsprzedali kuksy, czyli udziały, jakie w niej posiadali, Antoniemu Klausowi. Węgiel wy-dobywano jedynie z płytkich pokładów wierzchniowych. Jed-nak mimo pogłębienia szybu „Gneisenau” jej rentowność nie podniosła się. W tej sytuacji udziały Antoniego Klausa nabył Fritz von Friedlaender-Fould z Berlina. Wkrótce po dokonaniu tej transakcji, w 1897 roku, Wyższy Urząd Górniczy nakazał li-kwidację kopalni.

Kopalnia „Eminencja”Drążenie pierwszego szybu wydobywczego nowej kopalni

zaczęto 1 lipca 1904 roku. Ponad miesiąc później poświęcenia kamienia węgielnego pod kopalnię dokonał ordynariusz diece-zji wrocławskiej kardynał Georg Kopp. Na jego cześć kopalnię nazwano „Eminencja”, a jej główny szyb wydobywczy otrzymał imię „Georg” („Jerzy”). Zakończenie budowy kopalni oficjalnie zgłoszono w sierpniu 1907 roku. Eksploatację szybu rozpoczęto jednak dopiero rok później.

Pocztówka. Kopalnia „Eminencja” („Gottwald”), szyb „Georg”, około 1915 roku. Źródło: Domena publiczna

Do wybuchu I wojny światowej prowadzono rozbudowę kopalni. Wykonano m.in. drugi szyb powietrzny, oczyszczal-nię wody kopalnianej, którą zużywano do zaopatrzenia łaźni i kotłowni. Na terenie Dębu zakupiono od gospodarzy grunty i zaczęto budować pierwsze budynki mieszkalne dla robotni-ków pracujących w kopalni. Zabudowania zakładu wydobyw-czego rozciągały się przy obecnych ul. Węglowej i Chorzowskiej. Po wybuchu I wojny dalsze inwestycje w zakładzie zostały prze-rwane.

Od 1918 roku w kopalni rozpoczęto nowe inwestycje. Wy-budowano nową łaźnię na 1400 osób, rozbudowano sortownię, na dole założono oświetlenie elektryczne. W 1929 roku Gware-ctwo Węglowe Waterloo zostało rozwiązane, a kopalnię dzierża-wił koncern Huta Pokój SA. W 1931 roku przeszła ona na włas-ność Rudzkiego Gwarectwa Węglowego.

W okresie stalinowskim, w 1953 roku, kopalni „Eminencja” nadano imię zmarłego w tym czasie prezydenta Czechosłowa-cji, Klementa Gottwalda. Dnia 1 stycznia 1974 roku kopalnię „Gottwald” połączono z kopalnią „Kleofas”. Połączony zakład najpierw nosił nazwę „Gottwald”. Dnia 15 lutego 1990 roku na podstawie zarządzenia Ministerstwa Przemysłu zmieniono jego nazwę na „Kleofas”.

Page 10: Gazeta Związku Górnośląskiegoski ponownie otwiera się na społeczność studencką i młodzież w ogóle. Jeszcze tej jesieni czekają nas ciekawe wydarzenia w Domu Śląskim

10 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAKOd początku lat 90. XX wieku rozpoczęto stopniową likwi-

dację wydobycia w rejonie „Gottwaldu”. Jego pola wydobywcze przejęła kopalnia „Kleofas”. Stopniowo zmniejszano zatrudnie-nie. Większość urządzeń uległa demontażowi. Całkowite wydo-bycie w rejonie kopalni „Gottwald” zakończono w 1994 roku. Większość budynków po byłej kopalni wyburzono, a na jej te-renach powstało wsponiane już Silesia City Center. Wcześniej w budynku dawnej lampowni czynny był basen.

Huta BaildonNa początku XIX wieku na granicy Dębu i Załęża w miejscu,

gdzie wcześniej stała Kuźnica Załęska, założona została pudlin-garnia – zakład przetwarzający żelazo, z którego rozwinęła się nowoczesna huta. Zbudował ją Szkot John Baildon, który przy-był na Górny Śląsk wraz z innymi szkockimi i brytyjskimi inży-nierami, aby rozwijać tutejszy przemysł wydobywczy i hutniczy.

Pudlingarnia Johna Baildona na litografii z połowy XIX wieku. Źródło: Domena publiczna

Współwłaścicielami huty w Dębie byli, oprócz samego J. Ba-ildona, Josef Doms – właściciel fabryki cygar z Raciborza, Adolf Wenzel – kupiec wrocławski oraz Vilem Homolaĉs – doktor medycyny z Frydlandu, który jednak wkrótce wycofał się ze spółki. Pudlingarnia J. Baildona była drugim tego rodzaju zakła-dem w Europie. Do wytopu żelaza w zakładzie stosowano me-todę pudlową, polegającą na oczyszczaniu surówki z domieszek węgla, manganu i krzemu za pomocą mieszania.

Pierwsze wyposażenie huty stanowiły 4 piece pudlowe opa-lane węglem oraz walcownia żelaza sztabowego o napędzie pa-rowym. W 1846 roku, po śmierci J. Baildona, huta przeszła na własność jej współwłaścicieli – J. Domsa i A. Wenzla. Była w  Prusach pierwszym zakładem przemysłowym stanowiącym własność mieszczańską. Do tej pory właścicielami hut było pań-stwo pruskie lub właściciele ziemscy. W latach 1863-1864 huta była nieczynna. Została uruchomiona dopiero w 1865 roku, kiedy zakupił ją Wilhelm Hegenscheidt, właściciel ciągarni drutu w Gliwicach. Nowy właściciel nadał wyrobom huty znak firmowy – litery BHH (był to skrót prawdopodobnie od nazwy Baildon Hütte Hegenscheidt; inna wersja mówi, że jeden z czło-nów tej nazwy pochodził od słowa Hammerwerk). Nad każdą z tych liter widniała korona.

W 1891 roku w hucie uruchomiono 3 pierwsze piece marte-nowskie o pojemności 12 ton. Kolejny piec martenowski o po-jemności 20 ton zainstalowano w 1894 roku. Zastąpiły one

przestarzałe piece pudlerskie, które do czasów I wojny zostały ostatecznie unieruchomione.

Rozwój Huty Baildon na przełomie XIX i XX wieku wynikał głównie z planów zbrojeniowych Cesarstwa Niemieckiego. Do tego celu potrzeba było dobrej jakości stali. Żeby sprostać tym zadaniom, na początku XX wieku w stalowni huty zainstalo-wano pierwszy na Górnym Śląsku piec elektryczny indukcyjny typu Kjellina, umożliwiający produkcję stali narzędziowych, stopowych i szybkotnących, o pojemności 1500 ton. Od tej pory huta stała się czołowym ich producentem. Dzięki tym innowa-cjom w zakładzie rozpoczęto produkcję czterech gatunków stali szybkotnących, które znane były pod nazwami: „Saturn”, „Nep-tun”, „Merkur” i „Super-Merkury”. W 1908 roku rozpoczęto wy-rób wierteł ze stali szybkotnących.

Na przełomie XIX i XX wieku huta uległa rozbudowie. Na częściowo zasypanym Stawie Załęskim przy dzisiejszej ul. Żela-znej powstały hale produkcyjne dla nowopowstających wydzia-łów i budynki administracyjne, w tym budynek dyrekcji huty.

W początkowym okresie działalności huty wszystkie prace związane z produkcją wykonywane były ręcznie. Mechaniza-cję produkcji wprowadzano stopniowo. Pierwsze suwnice, elek-tryczne samotoki, stoły podnośne i piły elektryczne wprowa-dzono w zakładzie w 1905 roku.

W 1922 roku Huta Baildon z częścią Górnego Śląska znalazła się w granicach państwa polskiego. W tym czasie zakład prze-kształcił się w samodzielną spółkę „Huta Baildon Spółka Ak-cyjna” z kapitałem niemieckim.

W 1926 roku doszło do połączenia huty Baildon z koncer-nem „Huta Pokój” SA, który chciał sobie w ten sposób zapew-nić odbiorcę stali surowej. W 1929 roku do „Huty Pokój”  SA włączono również kopalnię „Eminencja”. Miało to zapewnić obu hutom własną bazę węglową. Koncern „Huta Pokój – Ślą-skie Zakłady Górniczo-Hutnicze Spółka Akcyjna” była drugim pod względem wielkości polskim koncernem hutniczym. Huta Baildon należała do koncernu do wybuchu II wojny światowej. Kiedy rozpoczął się wielki kryzys gospodarczy, „Huta Pokój” SA popadła również w tarapaty. Zmniejszyło się zatrudnienie, a po-zostali robotnicy pracowali w systemie „turnusowym”. W 1931 roku huta ogłosił bankructwo Nie chcąc dopuścić do likwi-dacji koncernu, państwo przejęło jego majątek. Ustanowiono nad nim nadzór kuratora sądowego. Huta podpisała dogodną umowę z wierzycielami w sprawie spłaty długów, a Skarb Pań-stwa przejął ponad 50 proc. akcji huty za zaległe podatki.

Budynek centrali Huty Baildon w Katowicach. Fot. Jan Mehlich. Lic. CC-BY-SA-3.0

Page 11: Gazeta Związku Górnośląskiegoski ponownie otwiera się na społeczność studencką i młodzież w ogóle. Jeszcze tej jesieni czekają nas ciekawe wydarzenia w Domu Śląskim

11www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAKPrzy hucie powstał Zakład Badawczo-Doświadczalny. Jego

kierownikiem był profesor Akademii Górniczej w Krakowie (po wojnie Akademia Górniczo-Hutnicza) Iwan Feszczenko--Czopiwski. We wspomnieniach M. Siedlanowski, dyrektor huty, pisze, że to właśnie wśród polskiej kadry technicznej huty zrodziła się myśl o budowie huty w Stalowej Woli. W Hucie Ba-ildon opracowano projekt jej budowy.

Dwa lata przed wybuchem II wojny światowej huta, jako pierwsza w Polsce, rozpoczęła produkcję rur cienkościen-nych, według metody opracowanej przez jej pracowników przy współudziale austriackiego inż. O. Rämschega. Od 1933 roku zakład dostarczał Hucie Ludwików w Kielcach blachę na wyko-nanie hełmów dla Wojska Polskiego.

Elektrody huta produkowała od 1 lipca 1933 roku. W 1934 roku zakład zawarł umowę z firmą Agil z Berlina na zakup li-cencji i urządzeń do produkcji elektrod metodą zanurzania. Od-tąd huta wytwarzała 12 gatunków elektrod.

W 1936 roku rozpoczęto prace badawcze nad produkcją wę-glików spiekanych. Z surowców importowanych produkowano w niewielkich ilościach 3 gatunki węglików spiekanych pod na-zwami Baildonit A, B i C. W tym samym roku powstał wydział metalurgii proszków.

W latach 1936-1938 podjęto przygotowania do produk-cji w  hucie magnesów. Jednak nie poradzono sobie wówczas z opracowaniem tej technologii. Wobec tego powzięto zamiar sprowadzenia z zagranicy licencji na produkcję magnesów. Re-alizację tego planu przerwała jednakże wojna. Magnesy zaczęto produkować w hucie dopiero po jej zakończeniu.

Dnia 12 maja 1937 roku na terenie Huty Baildon odsłonięto pierwszy na Górnym Śląsku pomnik marszałka Józefa Piłsud-skiego. Pomnik zaprojektował pracownik huty Gnoiński, a pro-jekt samego popiersia wzorowany był na rzeźbie Wiktorii Jacy-nowej.

W czasie II wojny światowej pomnik został prawdopodob-nie zdemontowany przez Niemców. Huta produkowała wtedy głównie dla celów zbrojeniowych. Żeby huta mogła sprostać potrzebom produkcyjnym dla potrzeb wojska, zaczęto ją mo-dernizować. Ze względu na duże znaczenie dla celów produk-cji zbrojeniowej 25 marca 1942 roku huta została wpisana na listę zakładów pozostających pod patronatem Wehrmachtu. Od 1942 roku przy Hucie Baildon istniał obóz pracy, w któ-rym przebywało 2 tys. jeńców. Obóz zlikwidowano oficjalnie 23 stycznia 1945 roku, jednak faktycznie zamieniono go na obóz dla jeńców niemieckich.

Po wojnie, w 1947 roku, rozpoczęto przygotowania do pro-dukcji węglików spiekanych. Opracowano technologię spieka-nia w wodorze, zakupiono lub wykonano we własnym zakresie podstawowe urządzenia do ich produkcji. Dobudowano nową halę do starego budynku. Z okazji Święta 1 Maja w 1949 roku ot-warto wytwórnię węglików spiekanych, czyli tzw. Metalu Twar-dego oraz Wydział Magnesów. Wytwarzane w tym czasie w hu-cie wysokiej jakości narzędzia ze stali szybkotnącej stanowiły połowę krajowej produkcji. Zastosowanie do produkcji tech-nologii wysokostopowych – kwasoodpornych oraz walcowania stali magnesowych umożliwiło powstanie przemysłu wytwa-rzającego sprzęt radiowy. Jednak wiele urządzeń i technologii w hucie było nadal przestarzałych.

W hucie produkowano bardzo precyzyjne urządzenia, m.in. dla potrzeb medycyny. Na przełomie 1965 i 1966 roku na Wy-dziale Metalurgii i Proszków wykonano prototyp frezów chirur-gicznych zbrojonych węglikami spiekanymi, używanych do tre-

panacji czaszki. Został on wykorzystany przy operacji w szpitalu w Szopienicach. W 1969 roku w hucie zbudowano prototypowe urządzenie do wykonywania masażu serca nazwane AMAS oraz 10 sztucznych nerek dla Akademii Medycznej w Warszawie.

Na początku lat 70. XX wieku Huta Baildon produkowała około 12 tysięcy asortymentów wyrobów. Specjalizowała się w  produkcji stali konstrukcyjnych, narzędziowych i stopo-wych (400 gatunków). Dnia 29 stycznia 1973 roku w Warsza-wie podpisana została umowa między Hutą Baildon a szwedz-kim koncernem Fagersta na zakup licencji na unowocześnienie i wprowadzenie do produkcji nowych gatunków węglików spie-kanych. Dwa lata później dla nowych linii produkcyjnych wę-glików spiekanych zbudowano nowe hale. W 1978 roku oddano do użytku nową elektryczną stalownię próżniową wraz z urzą-dzeniami do obróbki pozapiecowej metodami VOD i VAD.

Jedna z dawnych hal produkcyjnych Huty Baildon. Fot. Michał Bulsa. Lic. CC BY-SA 3.0

Po przemianach społeczno-politycznych, które dokonały się w naszym kraju na początku lat 90. XX wieku, huta, borykająca się z problemami ekonomicznymi, przystąpiła do restruktury-zacji swoich wydziałów i jednostek gospodarczych. Część wy-działów połączono ze sobą, tworząc zakłady. Restrukturyzacja nie przyniosła jednak poprawy ekonomicznego bytu huty. Dla-tego z jej struktury zaczęto wydzielać spółki, które miały stano-wić samodzielne podmioty gospodarcze.

Huta poszukiwała inwestora, który byłby zainteresowany między innymi unowocześnieniem Zakładu Węglików Spieka-nych „Baildonit”. W 1994 roku Huta Baildon utworzyła spółkę akcyjną ze szwedzką firmą „Sandvik AB” pod nazwą „Sandvik--Baildonit”. Po 4 latach działalności firma szwedzka stała się je-dynym właścicielem spółki. Ogółem do końca 1998 roku ze struktury huty wyłoniono i zarejestrowano 17 spółek. Wiele z nich wkrótce ogłosiło swoją upadłość. Likwidację huty w 2001 roku przetrwało tylko siedem spółek, które istnieją do dzisiaj.

Mimo trudności ekonomicznych, z jakimi borykała się huta w latach 90., podejmowano inwestycje i wdrażano nowe tech-nologie. W 1996 roku huta zbudowała oczyszczalnię ścieków oraz zainstalowała w stalowni urządzenia COS mające słu-żyć do ciągłego odlewania stali. Sukcesem huty były również prace badawcze nad unowocześnieniem produkcji katalizato-rów. W 1995 roku opracowana została konstrukcja katalizatora samochodowego z wkładem metalicznym, który otrzymał me-dale na wielu światowych wystawach wynalazków, m.in. w Bel-gii, Chinach, Norwegii. Mimo to Zakład Katalizatorów nie po-

Page 12: Gazeta Związku Górnośląskiegoski ponownie otwiera się na społeczność studencką i młodzież w ogóle. Jeszcze tej jesieni czekają nas ciekawe wydarzenia w Domu Śląskim

12 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAKtrafił znaleźć nabywców na swoje wyroby i został w 1998 roku zlikwidowany.

W 1990 roku w hucie rozpoczęto budowę nowej wielolinio-wej walcowni stali wysokostopowej, która miała być najnowo-cześniejszą w Europie. Jej uroczyste otwarcie nastąpiło w 1998 roku. Jednak zabrakło 20 mln zł na zakup wsadu, potrzebnego do uruchomienia produkcji. To stało się przyczyną, że przed hutą stanęło widmo bankructwa.

W związku z tym 16 maja 2001 roku hutę postawiono w stan upadłości.

Oprócz huty żelaza i kopalni węgla na granicy Dębu z Weł-nowcem czynna była również Huta Cynku „Agnieszka” („Ag-neshütte”). Jej nazwa pochodzi od wzgórza, na którym powstała w 1842 roku. Jej pierwszym właścicielem był Józef Heinze, który odsprzedał ją w 1845 roku inspektorowi hutniczemu Chorzeli. Dwa lata później kupił ją kupiec z Wrocławia Pringsheim. Huta została wygaszona w 1858 roku.

SportPoczynając od początków XX wieku, Dąb był miejscowością,

w której prężnie rozwijał się sport. W 1905 roku powstało towa-rzystwo sportowe Turnverein. Początkowo istniało ono tylko na Józefowu, jednak już w 1906 roku objęło swym zasięgiem pozo-stałą część gminy, przyjmując nazwę Mener Turn Verein Domb. W kilka lat później został utworzony Spielverein, oddzielny dla Dębu i Józefowa. W zawodach sportowych brali udział członko-wie powstałego tutaj w 1912 roku Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”. Oprócz tej polskiej organizacji patriotycznej działał na terenie miejscowości Klub Sportowy „Eiche 1913”. Dnia 25 lu-tego 1924 roku powstał Klub Szachistów „Pogoń 1924”. W okre-sie międzywojennym w Dębie działał ponadto Robotniczy Klub Sportowy „Przyszłość”, który wyspecjalizował się w piłce ręcz-nej. W latach 30. XX wieku przez krótki okres istniał Klub Spor-towy „Legia” zrzeszający kolarzy. W 1936 roku przy Hucie Bail-don powstał Klub Tenisowy „Baildon”.

W okresie międzywojennym najbardziej liczącą się organi-zacją sportową na tutejszym terenie był Klub Sportowy „Dąb”. Jego zawodnicy wywodzili się głównie spośród pracowników Huty Baildon i kopalni „Eminencja”. Do 1936 roku uprawiano

w nim jedynie piłkę nożną, a dopiero później w jego biało-zie-lonych barwach zaczęli trenować zawodnicy innych dyscyplin sportowych: boksu, hokeja na lodzie, kolarstwa, piłki wodnej, lekkoatletyki, pływania, zapasów.

Najsilniejszymi sekcjami w KS „Dąb” w okresie między-wojennym były sekcje piłki nożnej i hokeja na lodzie. Jednak w Klubie Sportowym „Dąb” wychowało się wielu wielokrotnych reprezentantów Polski w takich dyscyplinach, jak pływanie (Ewald Heidrich, Helmut Bredlich) oraz zapasy (Antoni Fojt). Największą inwestycją klubu na terenie ówczesnego Dębu była budowa stadionu sportowego dla 23 tys. widzów. Powstał on w latach 1935-1939 na terenie obecnego Wesołego Miasteczka. Uległ dewastacji w okresie okupacji hitlerowskiej. Drugie boi-sko aż do lat 60. XX wieku istniało przy ul. Sportowej.

Duże sukcesy w okresie międzywojennym odnosiła i naj-większą popularnością cieszyła się drużyna piłki nożnej. Do 1927 roku piłkarze z „Dębu” występowali w „B” klasie, a póź-niej przez kolejne 2 lata w „A” klasie. Następnie drużyna brała udział w rozgrywkach Ligi Śląskiej. W 1935 roku dębianie trafili do I ligi ogólnopolskiej. Jednak spadli z niej już po roku.

W biało-zielonych barwach KS „Dąb” grali m.in. tacy piłka-rze, jak: Wilibald Kolorz, Roman Kłoda, Franciszek Krawiec, Konrad Kessner, Jerzy Ogórek, Ernest Koszecki, Antoni Her-man, Franciszek Moczko, Engelbert Szojda, Maksymilian Pa-włowski i Ewald Dytko. Ten ostatni był niewątpliwie najbardziej utalentowanym graczem w dębskim zespole.

Drużyna hokejowa powstała w 1936 roku i już wkrótce zna-lazła się w czołówce polskiego hokeja. Podczas trzech kolejnych sezonów ligi hokejowej zdobywała mistrzostwo najpierw klasy B, a następnie klasy A. Hokeiści „Dębu” rozgrywali mecze z naj-lepszymi światowymi i europejskimi reprezentacjami w tej dy-scyplinie.

W 1932 roku drużyna „Dębu” rozegrała mecz z Kanadyj-czykami, ówczesnymi mistrzami świata w hokeju, przegrywa-jąc 10:1. Hokeiści z „Dębu” rozegrali jeszcze mecze z bardzo sil-nymi drużynami ze Sztokholmu i Budapesztu.

Swoje największe triumfy hokejowa drużyna KS „Dąb” świę-ciła w sezonie ligowym 1938-1939, zdobywając wtedy mistrzo-stwo Polski. W sezonie tym hokeiści z Dębu rozegrali rów-nież wiele ważnych meczów ze znanymi drużynami: szwedzką Sődertajtõ, rumuńską Bragadiru, austriacką Wiener Eislaufve-rein, niemiecką Berliner SC, Tropauer Eiskaufverein, a także z  reprezentacją Stanów Zjednoczonych. W dniu 30 stycznia 1939 roku doszło do spotkania drużyny „Dębu” z narodową re-prezentacją Polski, które zakończyło się zwycięstwem klubu.

Wszyscy hokeiści pracowali w Hucie Baildon. Do wybijają-cych się zawodników należał Mieczysław Kasprzycki „Kasper” – jak go nazywano – grający na pozycji obrońcy.

Oprócz M. Kasprzyckiego wyróżniającym się zawodnikiem „Dębu” był bramkarz Kazimierz Tarłowski, który był jedno-cześnie jednym z najlepszych polskich tenisistów ziemnych. Do wielkich hokejowych talentów należał również Franciszek Skar-żyński. W hokeja grał również jego brat Henryk, zwany „Heja”.

W KS „Dąb” sukcesy odnosiła również sekcja pływania. Pły-wacy zdobyli w latach 30. ośmiokrotnie tytuły mistrza Polski w pływaniu i jeden w skokach do wody. Rekordy Polski bili sie-demnastokrotnie.

Po przerwie spowodowanej wybuchem II wojny świato-wej w 1946 roku rozpoczął działalność Robotniczy Klub Spor-towy Kopalni „Eminencja”. Po kilkakrotnych zmianach nazwy w 1957 roku przyjął ostatecznie nazwę Górniczy Klub Spor-Herb GKS „Dąb”

Page 13: Gazeta Związku Górnośląskiegoski ponownie otwiera się na społeczność studencką i młodzież w ogóle. Jeszcze tej jesieni czekają nas ciekawe wydarzenia w Domu Śląskim

13www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAKtowy „Dąb”, nawiązującą do przedwojennej tradycji. Podobnie jak w poprzednim okresie również po II wojnie światowej naj-ważniejszą dyscypliną sportu uprawianą w tym klubie była piłka nożna. Drużyna piłkarska zdobyła mistrzostwo okręgowej klasy „B”. W latach 1954-1962 brała udział w rozgrywkach w okręgo-wej klasie „A”. W 1962 roku dębianie w składzie: Wyrobek, Hib-szer, Brzezina, Kazke, Maksymilian Pawłowski, Nowak, Bierna-cki, Minol Leszczorz, Edward Herman, Dembski, Jerzy Trąbka wywalczyli awans do II ligi. Było to szczytowe osiągnięcie biało--zielonych.

Oprócz piłki nożnej w GKS „Dąb” uprawiano boks, łyżwiar-stwo, lekkoatletykę, pływanie i piłkę wodną. W 1968 roku klub wszedł do powołanego 4 lata wcześniej Górniczego Klubu Spor-towego Katowice. Zlikwidowano boisko przy ul. Sportowej, a GKS Katowice stał się właścicielem stadionu przy ul. Bukowej, które wcześniej należało do Klubu Sportowego „Rapid” Wełno-wiec.

Najwybitniejszymi piłkarzami urodzonymi w Dębie byli: Ewald Dytko i, pochodzący z piłkarskiej rodziny, Ryszard Her-man.

Klub Sportowy Huty Baildon powstał 24 lutego 1945 roku po połączeniu z klubami sportowymi „Pogoń” Katowice i „Fer-rum”. Był klubem wielosekcyjnym. Składał się z następujących sekcji: boksu, brydża, gimnastyki, hokeja na lodzie, jazdy figu-rowej na lodzie, koszykówki, kolarstwa, lekkiej atletyki, moto-rowej piłki nożnej, piłki wodnej, siatkówki pływackiej, podno-szenia ciężarów, szermierki, tenisa stołowego, tenisa ziemnego, zapasów. Klub szczycił się wieloma osiągnięciami.

Nieistniejąca już hala Huty Baildon w Katowicach. Fot. Domena publiczna

Największym zainteresowaniem cieszyły się jednak mecze piłki nożnej. W latach 1949-1951 piłkarze uczestniczyli w roz-grywkach II ligi. Jednak największym sukcesem piłkarzy „Ba-ildonu” był udział w Pucharze Polski. 19 listopada 1967 roku w 1/16 finału Pucharu Polski występujący w katowickiej A-kla-sie piłkarze „Baildonu” zagrali z obrońcą trofeum, Wisłą Kra-ków. W latach 60. i 70. drużyna „Baildonu” grała w najpierw w  lidze terenowej, a później w A-klasie. Na początku lat 80. spadła do B-klasy. Drużyna seniorów została rozwiązana w 1988 roku.

W 1948 roku powstała sekcja gimnastyczna. Zawodniczki z KS „Baildon” przez szereg lat zaliczane były do czołówki kra-jowej w gimnastyce artystycznej.

W latach 50. sukcesy odnosili lekkoatleci. Lekkoatletki na-tomiast zdobyły dwukrotnie drużynowe mistrzostwo Polski.

Do wyróżniających się lekkoatletów należeli: M. Bregulanka – uczestniczka Igrzysk Olimpijskich w Helsinkach w 1952 roku; Elżbieta Cmok-Szyroka – biegaczka, rekordzistka Polski w biegu na 100 m, złota medalistka mistrzostw Europy w 1962 roku; Mi-chalina Wawrzynek-Piwowar – wielokrotna mistrzyni Polski w biegu na 400 m; Renata Heinówna-Lesikiewicz – czołowa za-wodniczka Polski w skoku w dal. Na początku lat 70. ze względu na brak funduszy na utrzymanie sekcji oraz powstanie Akade-mii Wychowania Fizycznego w Katowicach, która przejęła sta-dion przy ul. Kościuszki, nastąpiło rozwiązanie sekcji lekkoatle-tycznej w „Baildonie”.

Od 1949 roku w KS „Baildon” działała z kolei sekcja jazdy figurowej na lodzie. Trenowało w niej wielu mistrzów Polski, m.in. Karol Sojka i Krystyna Skorupa. W 1957 roku sekcja zo-stała włączona do nowo utworzonego Katowickiego Klubu Łyż-wiarskiego.

Drużyna koszykarzy KS „Baildon” była najlepsza na Śląsku. W  1969 roku drużyna weszła na krótko do I ligi, jednak już w następnym spadła do II ligi. Później koszykarze jeszcze dwu-krotnie weszli do I ligi – w 1976 roku i w 1985 roku.

Sukcesy odnoszono również w siatkówce. Siatkarki „Bail-donu” brały udział w rozgrywkach I i II ligi. W rozgrywkach li-gowych brali udział także siatkarze. W drużynie kobiecej wy-różniała się Jadwiga Bemben-Ledwigowa – uczestniczka Igrzysk Olimpijskich w Tokio w 1964 roku.

W pierwszych latach istnienia sekcji kolarskiej (od 1952 roku) zawodnicy uprawiali tę dyscyplinę sportu amatorsko. Dopiero w 1956 roku zaczęli uprawiać kolarstwo wyczynowe. Pierwszymi kolarzami sekcji byli: A. Jandzioł, J. Pisulski, J. Kur-panik, Wilhelm Breguła i F. Dłucik. Sekcję rozwiązano w 1964 roku, prawdopodobnie z przyczyn finansowych.

Sukcesy odnosili także zawodnicy sekcji tenisa ziemnego. Najwybitniejszą tenisistką KS „Baildon” była Jadwiga Jędrze-jowska, która przyjechała do Katowic w 1948 roku. Zawod-niczka ta wprawdzie swoje największe sukcesy odnosiła przed II wojną światową, kiedy wystąpiła w finale Wimbledonu, jed-nak w barwach „Baildonu” także zdobywała tytuły mistrzow-skie. W 1956 roku tenisiści zdobyli tytuł drużynowego mistrza Polski, a w dwóch następnych tytuł wicemistrza. Tytuły druży-nowego mistrza Polski zawodnicy „Baildonu” zdobywali jesz-cze w latach 1957 oraz 1962. Na kortach „Baildonu” rozgrywano wielokrotnie Międzynarodowe Mistrzostwa Polski. Zawodnicy odbywali treningi i zawody na kortach przy ul. Astrów.

Zawodnicy z sekcji bokserskiej trenowali i rozgrywali me-cze na ringu ustawionym w sali widowiskowej w Domu Kul-tury. Zawody bokserskie cieszyły się dużym zainteresowaniem wśród załogi i mieszkańców Katowic. W 1957 roku na skrom-nym ringu KS „Baildon” odbyły się zawody o mistrzostwo Ślą-ska w boksie. Do wyróżniających się zawodników „Baildonu” należeli Roman Drapała i Henryk Figiel, którzy walczyli w wa-dze ciężkiej. Kiedy pod koniec lat 50. ring uległ zawaleniu, sek-cję rozwiązano.

W Klubie Sportowym „Baildon” istniała również sekcja mo-tocyklowa, w której występowali wielokrotni mistrzowie Polski, m.in. Gűnter i Hennek.

Członkowie sekcji pływackiej w latach 50. trenowali latem na kąpielisku „Bugla”, a zimą w łaźni miejskiej przy ul. Mickie-wicza. W 1957 roku zawodnicy zdobyli wicemistrzostwo Pol-ski w piłce wodnej. Najlepszymi pływakami w ekipie „Baildonu” byli Franciszek Szołtysek i Jerzy Porcel. Natomiast wśród kobiet najlepszymi były: Ewelina Opaczewska, Hildegarda i Irena Kli-

Page 14: Gazeta Związku Górnośląskiegoski ponownie otwiera się na społeczność studencką i młodzież w ogóle. Jeszcze tej jesieni czekają nas ciekawe wydarzenia w Domu Śląskim

14 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAKkówne, Renata Winkler oraz Halina Chrząszcz w skokach do wody. Ogółem zawodnicy tej dyscypliny zdobyli 7 tytułów mi-strza Polski w pływaniu i 9 w skokach do wody.

W sekcji podnoszenia ciężarów najlepszymi zawodnikami byli Józef Szklorz i Roman Jermin – wielokrotni mistrzowie Pol-ski.

Zawodnicy klubu odnosili również sukcesy w innych dyscy-plinach. W latach 70. wywalczyli czterokrotnie tytuł wicemistrza Polski w hokeju na lodzie, a trzykrotnie baildonowcy sięgnęli po trzecie miejsce w tej dyscyplinie sportu. Czołowymi hokeistami KS  „Baildon” byli m.in.: Hilary Skarżyński, Mieczysław Ka-sprzycki, Robert i Feliks Góralczykowie, Jerzy Ogonczyk, Gerd Langner, Augustyn Skórski, Wiesław Jobczyk i Andrzej Zabawa. Sekcja została rozwiązana w połowie lat 80. w związku z nara-stającym kryzysem ekonomicznym w kraju i brakiem funduszy w hucie na działalność pozaprodukcyjną.

Na początku lat siedemdziesiątych do wiodących dyscyplin należała również szermierka. Tytuły mistrzów Polski w szer-mierce wywalczyli: Anna Skupieniówna, Jan Nawrocki, Jerzy Twardokęs, Wojciech Rydz, Anna Włodarczyk, Krystyna Ur-bańska i Leszek Gajda. Sukcesy ogólnopolskie klub odnosił rów-nież w pływaniu. Zdobył dwukrotnie tytuł mistrza Polski w te-nisie stołowym, w 1992 i 1996 roku.

Klub z braku funduszy na jego działalność zlikwidowano w 2000 roku.

Hala sportowa Huty Baildon, wybudowana u zbiegu ulic Dzierżyńskiego (obecnie Chorzowska) i Żelaznej, posiadała 25  tys.  m2 powierzchni, wymiary areny wynosiły 24x45  m. Hala mogła pomieścić 2500 osób. Konstrukcja dachu zawie-szona została na linach. Autorem projektu był Tadeusz Rezler z  Wojewódzkiego Biura Projektów w Katowicach. Jej budowę rozpoczęto w 1965 roku. Pierwotnie miały się tam znajdować warsztaty szkolne i sala gimnastyczna dla szkoły przyzakłado-wej. Oficjalne otwarcie hali odbyło się 11 października 1969 roku. Jednak jeszcze przed jej otwarciem rozegrano w niej mecz koszykówki męskiej amerykańskich akademików „All Stars” z reprezentacją Polski. Zwyciężyli Polacy stosunkiem punktów 71:68. W hali odbywały się prestiżowe zawody krajowe, a nawet międzynarodowe. Mecze rozgrywali tam siatkarze i koszykarze „Baildonu”. Ostatnią ważną imprezę sportową rozegrano tam wiosną 1995 roku. Były to 63. Mistrzostwa Polski w Tenisie Sto-łowym. W hali odbywały się także imprezy kulturalne. Wystę-powały w niej m.in. zespoły „Mazowsze” i „Śląsk”. W kwietniu 1982 roku w hali miał miejsce inauguracyjny koncert festiwalu „Rawa-Blues”. Halę zamknięto w połowie lat 90. ze względu na zły stan techniczny. Po remoncie otwarto ją ponownie 5 marca 1998 roku. W 2002 roku teren z halą kupiła firma Vox Industrie z Poznania. W 2003 roku halę wyburzono.

Uczniowski Klub Sportowy „Lider” został założony w listo-padzie 1998 roku przy Szkole Podstawowej nr 18 przez Adama Kołodziejczyka. Jego członkowie trenują biathlon. Młodzi biat-hloniści wielokrotnie brali udział w Międzywojewódzkich Mi-strzostwach Młodzików. Pierwszymi medalistami byli: Justyna Staniek, Sylwia Wilczak, Dawid Potempa. Członkowie klubu zdobywali medale w międzynarodowych spartakiadach i mi-strzostwach światach – byli to między innymi: Patrycja Honisz, Monika Honisz, Rafał Lepel, Aleksandra Krzysteczko, Marcin Skowron, Bartosz Jedynak, Martyna Jedynak, Magdalena Piase-cka, Martyna Ziemba i Karolina Wilk.

Parafia

Zamysł budowy pierwszego kościoła w Dębie pojawił się w 1868 roku. Jednak kuria wrocławska wyraziła oficjalnie zgodę na budowę kościoła tymczasowego w Dębie dopiero w 1871 roku. Wpływ na decyzję o jego budowie miała między innymi wzrastająca liczba starokatolików w Dębie.

Kościół parafialny w Dębie (2017). Fot. Dawid Fik

Parafia w Chorzowie wykupiła wówczas od państwa pru-skiego ponad 4 morgi gruntu, które leżały przy szosie wiodą-cej do Królewskiej Huty, pod budowę kościoła. Wkrótce jednak roboty budowlane wstrzymano na długi czas z powodu zastrze-żeń rejencji opolskiej co do tego, czy kościół wystawiony na tu-tejszym gruncie nie zapadnie się. Innym powodem, dla którego wstrzymano roboty budowlane, był brak funduszy na ich konty-nuowanie. Opóźnienia te spowodowały protesty mieszkańców Dębu skierowane do władz kościelnych. Zgodę na kontynuację budowy rejencja w Opolu wydała dopiero w 1873 roku. Dnia 16  maja tego roku poświęcono kamień węgielny pod ołtarz

Page 15: Gazeta Związku Górnośląskiegoski ponownie otwiera się na społeczność studencką i młodzież w ogóle. Jeszcze tej jesieni czekają nas ciekawe wydarzenia w Domu Śląskim

15www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAKgłówny w przyszłej świątyni. Ostatecznie budowa kościoła tym-czasowego ukończona została w końcu 1874 roku, a ks. Leopold Markiefka z Bogucic poświęcił go 28 lutego następnego roku.

Nieznany jest, niestety, autor projektu pierwszego kościoła w Dębie. Nie wiemy też, jak wyglądała ta budowla. W kościele była jedna nawa. Prezbiterium znajdowało się w południowej części, a wejście – od strony północnej. Obok ołtarza głównego z obrazem św. św. Jana i Pawła – patronów kościoła – znajdo-wał się ołtarz boczny Matki Boskiej Dobrej Rady. Zakrystia była za głównym ołtarzem. Kościół mógł pomieścić jednorazowo 1000 wiernych.

Posługę duszpasterską w świątyni sprawowali księża z Cho-rzowa, którzy odprawiali w niej mszę św. w co drugą niedzielę.

W latach 90. XIX wieku kościół stał się zbyt ciasny dla stale zwiększającej się liczby wiernych. W tej sytuacji gmina w Dę-bie wyraziła zgodę na odprowadzanie podatku kościelnego na rzecz przyszłej parafii. To prawdopodobnie zdecydowało osta-tecznie, że 18 sierpnia 1894 roku metropolita wrocławski kar-dynał Georg Kopp wydał dekret, w którym ustanowił parafię w  Dębie. Obejmowała ona również: kolonię Huta Agnieszka, kolonię Huta Baildon, Bederowiec i Józefowiec.

Pierwszym proboszczem nowej parafii został mianowany ks. Maksymilian Kroker, przeniesiony do Dębu z parafii w Roź-dzieniu, gdzie był wikarym. Do nowo powstałej parafii został uroczyście wprowadzony 8 lipca 1895 roku.

Na początku pracy w parafii w Dę-bie działania ks. M. Krokera skupiły się na założeniu cmentarza i budowie ple-banii. Działkę pod jej budowę przeka-zał parafii kardynał Georg Kopp. Bu-dowę probostwa rozpoczęto w lipcu 1897 roku według projektu budow-niczego diecezjalnego, radcy Josepha Ebersa z Wrocławia, późniejszego pro-jektanta kościoła pw. św. św. Piotra i Pa-wła w Katowicach. Plebanię ukończono w  1898 roku. Liczyła 14  pokoi miesz-kalnych i 5 pomieszczeń dodatkowych. Zbudowane zostały pomieszczenia go-spodarskie. Probostwo otaczał jedno-hektarowy ogród.

W 1896 roku ks. Maksymilian Kro-ker poświęcił cmentarz parafialny przy obecnej ul. Brackiej. Grunt pod cmen-tarz zakupiła od szpitala św. Ducha pa-rafia w Chorzowie. Teren zakupiony pod cmentarz wynosił 4 morgi. Na cmen-tarzu wybudowano kostnicę w  stylu neogotyckim według projektu Ericha Keila. W 1913 roku do-kupiono grunt pod nową część cmentarza. W czasie II wojny światowej, 1  grudnia 1942 roku, cmentarz odebrano parafii i przekazano pod zarząd Friedhofamt. Dnia 12 lutego 1945 roku cmentarz zwrócono parafii. Po 1952 roku władze miejskie naka-zały ekshumację zwłok z części cmentarza. Na tym miejscu zbu-dowano przepompownię wody.

Z zachowanych do dzisiaj na cmentarzu grobów najstarsza jest zbiorowa mogiła górników, którzy zginęli w nocy z  3 na 4 marca 1896 roku podczas pożaru w kopalni „Kleofas” w Za-łężu. W wypadku śmierć poniosło wówczas 104 górników. Po-tężny koncern Georg von Giesches Erben, do którego należała

kopalnia, postawił nad mogiłą pomnik w kształcie kamiennej tablicy; całość otoczona została żelaznym parkanem. Na po-mniku znajduje się napis w języku polskim i niemieckim:

„Ku żałobnej pamięci swoim górnikom, ofiarom nieszczęścia z dnia 3/4 marca 1896. / Poświęcili spadkobiercy GISZEGO. / Niechaj im Bóg da wieczny odpoczynek i światło / Wieczne nie-chaj im świeci”.

Pod tym napisem wymienione zostały nazwiska wszystkich osób pochowanych w tym zbiorowym grobie.

Zaledwie o trzy lata późniejszy od mogiły poległych górni-ków jest grób Thomasa Koscha. Nad pozarastanym grobem stoi pochylony od starości krzyż. Na popękanej tablicy widnieje na wpół zatarty, ledwo czytelny napis w języku polskim:

„Tu spoczywa w Bogu / mój ukochany mąż // i nasz dobry ojciec / siodłak / Thomasz Kosch / ur. 21 grudnia 1830 roku / zm. 10 sierpnia 1899 roku”.

„Siodłakiem” na Górnym Śląsku nazywano uwłaszczonego chłopa, któremu nadano na własność grunty uprawne. Na po-zostałych ziemiach polskich nazywano ich kmieciami. Należeli oni do najzamożniejszych i najbardziej szanowanych obywateli we wsi. Grób siodłaka na cmentarzu przy ul. Brackiej jest naj-prawdopodobniej jedynym do tej pory zachowanym tego typu grobem na terenie obecnych Katowic.

W 1915 roku na cmentarzu w Dę-bie pochowany został ks. Maksymilian Kroker. Znajdują się tutaj także groby 3 innych miejscowych proboszczów – ks. Jana Główczewskiego (1922-1934), ks. Wojciecha Szołtysika (1935-1956) i ks. Jerzego Strzyża (1970-1997) oraz księży z parafią w Dębie związanych – urodzonego tutaj ks. Pawła Lubiny (proboszcza parafii w Siemianowicach) i księdza rezydenta w tutejszej parafii – Ryszarda Drewnioka. Na cmentarzu przy ul. Brackiej pochowanych zostało kilka sióstr ze Zgromadzenia Służebni-czek NMP, które były w Dębie obecne od 1908 roku. Znajdują się na nim rów-nież groby powstańców, którzy zginęli w III powstaniu śląskim w 1921 roku.

Uwagi wymaga grób rodzinny Ka-lembów-Bohdanowiczów, gdyż upa-miętniono na nim nazwisko Henryka Kalemby. Skromny napis na płycie głosi:

„Henryk Kalemba / oficer Wojska Polskiego / zamordowany w Katyniu / w 1940 roku”.

Za udział w powstaniach śląskich otrzymał w sierpniu 1922 roku z rąk Józefa Piłsudskiego krzyż Virtuti Militari.

Ze względu na zły stan techniczny dotychczasowego kościoła powstała konieczność budowy nowej świątyni w Dębie. W tej sytuacji zrezygnowano z planu przebudowy świątyni, tylko po-stanowiono ją rozebrać i przystąpić do wystawienia nowego, większego kościoła. Budowę nowej, obszernej świątyni rozpo-częto 10 kwietnia 1901 roku według projektu architekta Lu-dwiga Schneidera.

Nowy kościół zbudowany został w stylu neoromańskim z  licznymi elementami eklektycznymi na planie krzyża łaciń-skiego, z półkolistą absydą. Wnętrze świątyni ma nawę główną

Rzeźba przedstawiająca Mękę Pańską. Przed kościołem w Dębie (2017). Fot. Dawid Fik

Page 16: Gazeta Związku Górnośląskiegoski ponownie otwiera się na społeczność studencką i młodzież w ogóle. Jeszcze tej jesieni czekają nas ciekawe wydarzenia w Domu Śląskim

16 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAKi poprzeczną (transept). Sklepienie ma charakter krzyżowy. We-dług obrysu murów kościoła tymczasowego nową świątynię po-większono o absydę prezbiterium, kaplicę i nową zakrystię. Do-budowano dwie krótkie nawy boczne, które przecinając się pod kątem prostym z nawą główną, utworzyły nawę poprzeczną. Od  frontu kościoła nad nawą główną rozbudowano emporę (galerię). Na tylnej ścianie kościoła umieszczona została pła-skorzeźba Góry Oliwnej. Nowy kościół przeznaczony został dla 1500 wiernych, w tym były miejsca dla 500 dzieci. Przed koś-ciołem ustawiono rzeźbę Męki Pańskiej, wykonaną z piaskowca. Pod figurą widnieje napis w trzech językach – polskim, niemie-ckim i łacińskim: „Tak Bóg umiłował świat!”.

Wewnątrz kościoła ołtarz główny, z umieszczonym po-środku obrazem św. św. męczenników Jana i Pawła, namalowa-nym przez Antona Bestę z Wrocławia wraz z ołtarzem bocznym Matki Boskiej Dobrej Rady z drewnianym tabernakulum, prze-niesiony został z kościoła tymczasowego. Po przeniesieniu oł-tarza głównego zmieniono nieco jego wygląd: figury Najświęt-szego Serca Pana Jezusa i Niepokalanego Serca Marii Panny zastąpiono figurami św. Barbary i św. Floriana. Ołtarz z obra-zem Matki Boskiej Dobrej Rady ozdobiony został dodatkowo figurami św. Franciszka i św. Antoniego. Drugi ołtarz boczny Świętej Rodziny rzeźbił i malował artysta A. Besta. Znajdował się w nim portatyl z relikwiami św. Jucumodusa męczennika. W specjalnych wnękach ustawiono figury św. Agnieszki i św. El-żbiety.

Organy 18-głosowe dla nowej świątyni zakupione zostały w firmie Berschdorfa w Nysie.

Trzy dzwony o imionach: Maria, Rafał oraz Jan i Paweł odlała firma Otto z Hemellingen. Czwarty dzwon przeniesiono z po-przedniej świątyni. Oprócz ołtarzy do nowego kościoła prze-niesiono również ambonę, wpierw jednak ozdobiono ją dodat-kowo figurami czterech Doktorów Kościoła: św. Ambrożego, św. Augustyna, św. Hieronima i św. Grzegorza oraz Chrystusa Do-brego Pasterza. Wykonanie tych zdobień zlecono rzeźbiarzowi Buhlowi z Wrocławia. Ten sam artysta wykonał również rzeźbę chrztu Chrystusa, wieńczącą kamienną chrzcielnicę oraz czte-rech Ewangelistów na drzwiach wejściowych do kościoła. Nad drzwiami w tympanonie umieszczona została mozaika z wi-zerunkiem Chrystusa Pantokratora (Wszechmogącego), a po-wyżej widoczne jest – wykonane na blasze – malowidło patro-nów świątyni. Ówczesny naczelnik gminy Dąb i członek gminy kościelnej Thomas Kosch ufundował w 1903 roku dla kościoła drewniany zegar stojący z trzema tarczami.

Dnia 15 października 1902 roku biskup Georg Kopp poświę-cił kościół. Już po konsekracji kościoła, 11 listopada 1902 roku, miejscowy proboszcz poświęcił stacje Drogi Krzyżowej, nama-lowane przez A. Bestę. 4 maja 1908 roku, z okazji 50. rocznicy objawień Matki Boskiej w Lourdes, w dębskim kościele poświę-cona została grota ku jej czci.

Za czasów kierowania parafią przez ks. Wojciecha Szołtysika, w latach 1936-1939, nastąpiła zmiana wystroju wnętrza kościoła – odnowiono ołtarz główny i ołtarze boczne. Ozdobiono prez-biterium i nawę główną malowidłami. Na suficie prezbiterium ukazane zostało Ukrzyżowanie Chrystusa, na łuku Baranek Boży, na ścianach prezbiterium życie i śmierć św. Pawła. Na ścia-nach nawy głównej namalowanych zostało osiem postaci anio-łów. W 1937 roku zakupiono witraże z wyobrażeniem Ośmiu Błogosławieństw. Przebudowano ołtarz główny. W 1938 roku do ołtarza głównego wykonane zostało przez firmę Tyrała z Po-znania tabernakulum z brązu, ozdobione cherubinami i symbo-

lami eucharystycznymi – kłosami pszenicy, winoroślą i gwiaz-dami. Prezbiterium wyłożono trzema rodzajami marmuru.

Na początku lat 70. XX wieku wewnątrz kościoła, ze względu na szkody górnicze, założono ankry. Zamalowano wówczas ma-lowidła ścienne i wykonano nową aranżację prezbiterium.

Przełom XX i XXI wieku przypadł na trudny okres dla para-fii, gdyż w tym czasie rozpoczęto budowę Drogowej Trasy Śred-nicowej. Pod wykonanie nowego węzła komunikacyjnego mu-siano wyburzyć większą część ul. Chorzowskiej (zabrano także część ogrodu przy plebanii), całą ul. Wąską oraz dwa domy przy ul. Dębowej. W konsekwencji ok. tysiąca osób musiało wypro-wadzić się z Dębu. Stanowiło to duży uszczerbek w liczbie pa-rafian. Po wyburzeniu ul. Chorzowskiej i Wąskiej oraz wybudo-waniu drogi szybkiego ruchu kościół nazywano „kościołem na wyspie”. W tym czasie nastąpiła również likwidacja Huty Bail-don. Doprowadziło to do wzrostu bezrobocia i zubożenia wśród mieszkańców parafii.

Zarówno kościół, jak i probostwo wymagały kapitalnego re-montu. Brak było sal katechetycznych i kaplicy pogrzebowej z prawdziwego zdarzenia. Prace porządkowo-remontowe wokół kościoła rozpoczęto jesienią 1998 roku. Na placu kościelnym wycięto drzewa, zniwelowano i utwardzono teren pod parking, wymieniono bramę na podwórze, zainstalowano podświetlenie kościoła i założono lampy na placu kościelnym. Wiosną 1999 roku rozebrano ogrodzenie przed kościołem i cały teren wyło-żono kostką brukową. Oczyszczono zewnętrzne mury kościoła. Przystąpiono również do prac remontowych wewnątrz samej świątyni: zmieniono oświetlenie, kościół został pomalowany, odnowiono krzyż przed kościołem. Utwardzono asfaltem także alejki na cmentarzu.

W 2000 roku wykonano częściowy remont dachu kościoła i jego malowanie. W tym samym roku rozpoczęto remont pro-bostwa – wymieniono pokrycie dachu, kable energetyczne, okna i rynny, zainstalowano ogrzewanie gazowe i węzły sani-tarne w pokojach księży. Następnie w lipcu 2001 roku rozpo-częto remont prezbiterium. Zrekonstruowano nastawę ołta-rzową i ambonę. Rekonstrukcji dokonano na wzór dawnego ołtarza. Zrobiony został z drewna dębowego. Wykorzystano za-chowane fragmenty dawnej nastawy. W prezbiterium wymie-niono posadzkę i założono ogrzewanie podłogowe. W nawie głównej odrestaurowano stacje Drogi Krzyżowej i poddano re-nowacji witraże. Zamontowano ogrzewanie promiennikowe. Odnowiono krzyż na zewnątrz kościoła oraz kaplicę z płasko-rzeźbą Chrystusa modlącego się w Ogrójcu, znajdującą się na tyłach kościoła. Wykonano elektroniczne sterowanie dzwo-nami. 15 października 2002 roku arcybiskup Damian Zimoń poświęcił gotowy ołtarz.

W 2003 roku zburzono stare salki katechetyczne, a rok póź-niej rozpoczęto budowę domu katechetycznego.

Dnia 4 grudnia 2005 roku na terenie Silesia City Center ks. dziekan Stanisław Noga poświęcił kaplicę pw. św. Barbary. Kaplica zlokalizowana została w dawnym budynku, w którym znajdowała się maszyna wieży szybu wyciągowego. Przenie-siono do niej tryptykowy ołtarz św. Barbary, który znajdował się w budynku cechowni dawnej kopalni „Eminencja”. Jest to pierwsza kaplica zbudowana na terenie centrum handlowego w  Polsce. Należy do parafii w Dębie. Posługę duszpasterską sprawuje w niej ks. rektor Bogdan Kania.

10 czerwca 2008 roku poświęcona została Gota Matki Bożej z Lourdes w ogrodzie parafialnym. 18 kwietnia 2011 roku bp Jó-zef Kupny poświęcił kaplicę pogrzebową.

Page 17: Gazeta Związku Górnośląskiegoski ponownie otwiera się na społeczność studencką i młodzież w ogóle. Jeszcze tej jesieni czekają nas ciekawe wydarzenia w Domu Śląskim

17www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAKSiostry Służebniczki

Już 16 marca 1908 roku przybyły do Dębu siostry ze Zgro-madzenia Sióstr Służebniczek Najświętszej Marii Niepokalanie Poczętej. Pierwsze trzy z nich przyjechały tutaj z klasztoru tegoż zgromadzenia w Strzelcach Wielkich (obecnie: Strzelce Opol-skie). Zaraz po przyjeździe zakonnice zamieszkały w domu przy dzisiejszej ul. Chorzowskiej, następnie przeniosły się na obecną ul.  Wiejską. Kolejnym miejscem ich pobytu był dom rodziny Koschów przy ul. Dębowej 1. Ostatecznie Zgromadzenie zaku-piło dla sióstr dom przy obecnej ul. Dębowej 23 – nastąpiło to prawdopodobnie w 1918 roku.

Po osiedleniu się w Dębie służebniczki pracowały w należą-cym do gminy szpitalu przy dzisiejszej ul. Szpitalnej i opieko-wały się chorymi w domach. W okresie międzywojennym sio-stry otrzymały z Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego pozwolenie na otwarcie kursów robót ręcznych dla dziewcząt. Cieszyły się one dużym powodzeniem. Jednocześ-nie siostry nadal opiekowały się chorymi, a w budynku klasz-tornym uruchomiły ochronkę dla dzieci przedszkolnych, kuch-nię mleczną dla niemowląt oraz poradnię dla matki i dziecka. Od 1935 roku siostry pracowały w kościelnej zakrystii. W 1938 roku w domu sióstr na parterze założono kaplicę pw. Najświęt-szego Serca Jezusa, którą rozbudowano w 1947 roku. Z chwilą wybuchu II wojny światowej okupant zabronił zakonnicom działalności wychowawczej i katechizacji. Siostry mogły jedynie opiekować się chorymi w domach prywatnych, pracować w za-krystii bądź w kancelarii parafialnej. W okresie okupacji znisz-czono i zabrano z domu zakonnego w Dębie wiele z wyposaże-nia poradni oraz ochronki. Pracę wychowawczą i katechizację służebniczki podjęły od nowa w 1945 roku. Siostry ponownie uruchomiły kuchnię mleczną oraz poradnię dla matki i dziecka. W 1959 roku, w wyniku zarządzeń władz państwowych, obie placówki przejął Wydział Zdrowia, a opiekę medyczną zaczął sprawować nad pacjentami świecki personel. Służba zdrowia z  pomieszczeń w klasztorze zrezygnowała ostatecznie w  1974 roku. Wówczas na parterze, obok kaplicy, zorganizowano salkę katechetyczną. 1 sierpnia 1994 roku budynek klasztorny prze-jął w bezpłatne użytkowanie „Caritas” Archidiecezji Katowi-ckiej. Obecnie w budynku tym mieści się Ośrodek św. Jacka, który prowadzi w nim świetlicę środowiskową dla dzieci z ro-dzin ubogich, dom noclegowy dla mężczyzn oraz dom dzien-nego pobytu dla seniorów. 26 stycznia 1999 roku ks. arcybiskup Damian Zimoń w budynku dawnego klasztoru poświęcił dar-mową jadłodajnię. Jej pierwszym kierownikiem był ks. Jerzy Paliński. Ośrodek zajmuje się także dożywianiem dzieci w ka-towickich szkołach. Natomiast działalność sióstr służebniczek w Dębie zawieszono oficjalnie 14 sierpnia 1996 roku z powodu braków kadrowych.

Kapliczki i krzyże przydrożneJeszcze zanim powstała parafia i postawiono nowy kościół,

zbudowano u zbiegu obecnych ulic Dębowej i Źródlanej mu-rowaną kapliczkę ku czci Matki Bożej (trzeba zaznaczyć, że kapliczki murowane występują znacznie rzadziej niż krzyże i kapliczki figuralne). Jej fundatorami byli Antoni i Józefa Krac-lowie, właściciele gruntu, na którym kapliczka powstała. Mał-żonkowie zajmowali się wywożeniem żużlu z kopalni „Ferdy-nand”. Z własnych funduszy oraz oszczędności, które przywiózł z wojska ich syn, postanowili wystawić kapliczkę ku czci Matki Bożej. Na jej murze widnieje data 1893. Jest to prawdopodobnie data budowy kapliczki. Jej budowniczym był Lauterbach z Ka-

towic. Po zakończeniu budowy kaplica była codziennie oświet-lana. W 1899 roku Kraclowie przekazali ją parafii, przeznaczając 200 marek na jej utrzymanie. Ostatecznie kapliczkę przekazano dopiero po kilku latach, a to dlatego, że toczył się spór o włas-ność gruntu, na której została zbudowana. Dopiero wówczas zo-stała poświęcona przez ks. M. Krokera. W czasach, kiedy została zbudowana, stała wśród pól, gdyż obecna ulica Źródlana była wówczas drogą, wzdłuż której rozciągały się pola i las. Obecna ul. Źródlana została wytyczona dopiero w latach 30. XX wieku.

Przydrożny krzyż stojący u zbiegu ulic Dębowej i Krzyżowej ustawiony został na prywatnej posesji przez rodzinę Orlińskich w  1922 roku. Na postumencie krzyża widnieje napis: „Proszę o pobożne Ojcze nasz i Zdrowaś Marya za wszystkich fundato-rów roku 1922”.

Na terenie Dębu stały jeszcze inne przydrożne krzyże drew-niane. Na terenie Bederowca stały dwa krzyże ufundowane przez rodziny Żołądków i Rajmanów. Krzyż wystawiony przez rodzinę Żołądków został obalony podczas budowy Osiedla Ty-siąclecia. Obecnie jego szczątki znajdują się na placu kościel-nym w Dębie.

W 1931 roku rodzina Blaschke ufundowała na placu kościel-nym krzyż ekspiacyjny w związku z wydarzeniem, które miało miejsce w kościele w Dębie 9 marca 1921 roku. Z tabernaku-lum skradziono puszkę z hostiami i wrzucono do ustępu, który stał w rogu placu kościelnego. Sprawców nigdy nie znaleziono. W  miejscu, gdzie wrzucono hostie, postanowiono zbudować kaplicę. Zamysłu tego jednak nie zrealizowano. 28 czerwca 1931 roku ks. proboszcz J. Główczewski poświęcił mały pomnik, przy którym znajduje się tabliczka z napisem: „Módlcie się o prze-błaganie za zniewagę, wyrządzoną przez rękę zbrodniczą w dniu 9.3.1921 r. na tem miejscu Boskiemu Zbawicielowi, utajonemu w Najświętszym Sakramencie Ołtarza ofiarowała rodzina Bla-schke”. q

Urszula RzewiczokTekst został opracowany przez Autorkę na podstawie książek: Urszula

Rzewiczok, Dąb. Dzieje dzielnicy Katowic; Urszula Rzewiczok, Huta Bail-don i jej twórca.

Zabytkowa kapliczka przy ulicy Źródlanej w Dębie w Katowicach. Fot. Jan Mehlich. Lic. CC-BY-SA-2.5

Page 18: Gazeta Związku Górnośląskiegoski ponownie otwiera się na społeczność studencką i młodzież w ogóle. Jeszcze tej jesieni czekają nas ciekawe wydarzenia w Domu Śląskim

18 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAK

Mieszkańcy Katowic mają szerokie pole do popisuZ Borysem Pronobisem, Radnym Rady Miasta Katowice, rozmawia Krzysztof Kraus.

Krzysztof Kraus: Do wyborów rok, za nami trzy lata obec-nej kadencji władz Miasta. Czy to był dobry czas dla Katowic?

Borys Pronobis: Zdecydowanie tak, to był dobry czas, ale najlepsze dopiero przed nami. Do tej pory planowane były in-westycje w dzielnicach – trzy baseny z halami sportowymi, tramwaj na południe, budowa nowych żłobków, przebudowa strategicznych skrzyżowań w mieście. Teraz i za chwilę nastę-puje czas ich realizacji, czyli wywiązywania się Prezydenta Ka-towic Marcina Krupy z obietnic wyborczych.

A dla Dębu?W Dębie realizowanych jest wiele inwestycji prywatnych,

co  oznacza, że jest on atrakcyjnym dla inwestorów miejscem. Również miasto, poprzez działania Prezydenta, inwestuje w dzielnicę. Od wyborów minęło 3 lata. W tym czasie to w du-żej mierze sami mieszkańcy, poprzez budżet obywatelski, zde-cydowali, co dla nich jest najważniejsze do zmiany w dzielnicy i  rozdysponowali – a więc zainwestowali – w ten sposób parę milionów złotych.

Wspomniał Pan o budżecie obywatelskim. Czy według Pana wymaga on zmian?

Budżet obywatelski w Katowicach, dzięki zwiększeniu przez obecnego Prezydenta Marcina Krupę z 10 mln do 20 mln  zł, to  jeden z najwyższych budżetów obywatelskich w Polsce per capita. To dzięki niemu, jak już wcześniej wspomniałem, sami mieszkańcy mogą decydować i realizować swoje pomysły – czyli tak naprawdę potrzeby w swojej dzielnicy. I idea tego bu-dżetu doskonale się w tym sprawdza! Aczkolwiek w Polsce, jak również w naszym mieście, jest to stosunkowo nowe narzędzie i trzeba się zastanowić nad ewentualną ewolucją budżetu oby-watelskiego, tak by jeszcze lepiej mógł służyć naszemu miastu i jego mieszkańcom.

Czy Pana zdaniem, jako radnego rządzącego ugrupowa-nia, Katowice są probywateskim miastem?

Na szczęście tak. Katowice mają wiele narzędzi, które czy-nią nasze miasto proobywatelskim. Jednym z nich są wspomi-nane już Rady Jednostek Pomocniczych, właśnie Budżet Oby-watelski, inicjatywa lokalna, utworzenie Centrum Organizacji Pozarządowych i Wolontariatu. Wszystko to sprawia, że miesz-kańcy Katowic mają szerokie pole do popisu, by móc dzia-łać na rzecz miasta i innych mieszkańców. Sam współ-pracuję z  wieloma stowarzy-szeniami, z  którymi organi-zujemy Wigilię dla Seniorów, Potańcówki dla Seniorów, Fe-styny Rodzinne i wiele innych inicjatyw.

Jakie jeszcze działania dla mieszkańców podejmuje Pan w pracy radnego?

Razem z organizacjami po-zarządowymi, spółdzielniami mieszkaniowymi, radami Jed-nostek Pomocniczych staram

się pomagać mieszkańcom przy sporządzaniu projektów do bu-dżetu obywatelskiego. Współorganizuję pikniki dla mieszkań-ców, społecznie razem z mieszkańcami sprzątam zaniedbane miejsca i oczywiście… staram się również wywiązywać z moich obietnic wyborczych.

W Dębie wywiązał się Pan z obietnic?Dla przykładu mogę wspomnieć o zrealizowanym placu za-

baw w Miejskim Przedszkolu nr 27 przy ulicy Ściegiennego dostępnym dla wszystkich dzieci z dzielnicy – popołudniami i  w  weekendy. Udało się również wyremontować wszystkie chodniki na Osiedlu Ducha. Kolejne inwestycje są w trakcie pla-

nowania i realizacji.Jak w tym wszystkim

współpracuje się Panu z Ra-dami Jednostek Pomocni-czych? Są pomocą, konku-rencją, partnerem?

Zazwyczaj bardzo dobrze nam się współpracuje, bo wza-jemnie się uzupełniamy i po-magamy sobie. Radni Rady Jednostki Pomocniczej za-wsze są bliżej ludzi w dziel-nicy, znają tam dosłownie każdy problem, a ja z kolei sta-ram się pomóc w rozwiązaniu tych spraw w magistracie.

Page 19: Gazeta Związku Górnośląskiegoski ponownie otwiera się na społeczność studencką i młodzież w ogóle. Jeszcze tej jesieni czekają nas ciekawe wydarzenia w Domu Śląskim

19www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAKPrzez lata był Pan społecznikiem, a teraz jest radnym.

Jak to zmieniło Pana podejście, sytuację?Tak naprawdę usankcjonowało to, co wcześniej robiłem

z pozycji społecznika i mieszkańca miasta. Oczywiście, będąc obecnie Radnym Rady Miasta, zdecydowanie mocniej zaanga-żowanym w życie i strukturę miejską, poznałem wiele innych narzędzi do niesienia pomocy ludziom i stąd też wszystkie te moje działania, o których przed chwilą wspominałem, mogą się rozwijać.

Co jest najtrudniejsze w pracy radnego?Najtrudniejszą rzeczą w pracy radnego, przynajmniej dla

mnie, jest ogromna ilość czasu poświęcona sprawom mieszkań-ców i naszego miasta w godzinach popołudniowych – to wtedy mają miejsca spotkania z mieszkańcami, organizacjami, z Ra-dami Jednostek Pomocniczych w dzielnicach – a w domu cze-kają dzieci i rodzina. Na szczęście moja małżonka jest wyrozu-miała i brak mojego czasu dla rodziny w tygodniu nadrabiamy w weekendy.

Gdybyśmy pokusili się o krótką diagnozę: Jakie są najważ-niejsze problemy Dębu, a szerzej – całej północno-zachod-niej części Katowic?

W związku z budową nowych biurowców i realizowaniem nowych inwestycji mieszkaniowych w Dębie, jak również mo-dernizacją Wesołego Miasteczka, najważniejszym i najistot-niejszym problemem do rozwiązania w dzielnicy jest zdecydo-wane zwiększenie ilości miejsc parkingowych na jej obrzeżach, czyli w pobliżu miejsc realizowanych inwestycji. Moim zdaniem

najlepszym pomysłem na rozwiązanie tego problemu jest wy-budowanie parkingu wielopoziomowego na miejscu obecnych parkingów przy ulicy Złotej. W dni powszednie służyłyby one pracownikom z pobliskich biurowców, a w weekendy korzysta-liby z nich goście Parku Śląskiego i Wesołego Miasteczka. Taka inwestycja oczywiście musiałaby być realizowana w szerszym partnerstwie – właścicielem Legendii, zarządcą Parku Śląskiego, samorządem miasta Chorzów i władzami Katowic. Taki parking odciążyłby nie tylko Dąb, ale również Osiedle Tysiąclecie, gdzie problem z parkowaniem, szczególnie w weekendy, jest również ogromny. Mając na względzie północno-zachodnią część Ka-towic, do rozwiązania na pewno są problemy komunikacyjne, czyli przedłużenie ulicy Złotej w stronę Bytkowskiej i ulicy Stę-ślickiego, ale to już jest w fazie planowania. Tak samo istotną i  ważną kwestią do rozwiązania jest połączenie tego obszaru z centrum miasta ścieżkami rowerowymi, ale to zadanie jest już na szczęście realizowane przez Prezydenta Miasta.

Co najbardziej podoba się Panu w Dębie?Duże zaangażowanie mieszkańców w sprawy Dębu – za-

równo samych mieszkańców, jak i ich przedstawicieli, czyli rad-nych z Rady Jednostki Pomocniczej z Przewodniczącym na czele, dyrektorów jednostek oświatowych i kulturalnych. Są to osoby, które wykazują duże zaangażowanie w sprawy związane z Dębem, jego potrzebami i mieszkańcami. I chwała im za to.

Dziękuję za rozmowę.Również dziękuję. q

Rozmawiał: Krzysztof Kraus

Zwiększmy budżety rad dzielnic!Z Markiem Wolskim, Przewodniczącym Rady Jednostki Pomocniczej nr 10 Dąb, rozmawia Krzysztof Kraus.

Krzysztof Kraus: Czy mieszkańcy Dębu czują to, że miesz-kają w dzielnicy z długą historią? Interesują się tym?

Marek Wolski: Dąb jest dzielnicą o ponad 700-letniej, udoku-mentowanej historii oraz utrwalonych stosunkach rodzinnych, co widoczne jest do chwili obecnej w wielu dziedzinach życia. Miesz-kańcy w większości znają się osobiście lub też orientują się, kto kim jest w znaczeniu pozytywnym, jak i negatywnym. Ułatwia to nie-zwykle pracę, ale też jest niekiedy źródłem problemów. Dąb ma to szczęście, że ma Panią Urszulę Rzewiczok, pracownika Muzeum Historii Katowic, która łącząc pracę zawodową z pasją, jest autorką wielu publikacji związanych z historią Dębu. Korzystamy z  jej wsparcia w zakresie popularyzacji historii na różnych płaszczy-znach, choćby przygotowując ten numer „Górnoślązaka”. Histo-ria przybliżana jest także poprzez wystawy, między innymi w filii Domu Kultury, czy w artykułach w pismach informujących o ży-ciu parafii.

Na ile właśnie budowa nowego domu kultury wpłynęła pozy-tywnie na rozwój dzielnicy?

Budowa i uruchomienie Filii „Dąb” Miejskiego Domu Kul-tury „Koszutka” przy ul. Krzyżowej było moim zdaniem strza-łem w dziesiątkę. Sam początkowo sceptycznie podchodziłem do wpływu tego typu podmiotów na życie dzielnicy. Obecnie jestem jednak bardzo pozytywnie zaskoczony jego niezwykłą prężnoś-cią, bogatą ofertą kulturalną, ale przede wszystkim tym, że jest on miejscem, gdzie można się spotkać. Sądzę, że duży wpływ na to mają osobowości zarządzających tą placówką, czyli dyrektor MDK Lidii Gałęziowskiej oraz kierownik naszej filii Lidii Korzeniow-skiej-Drapacz, a także zaangażowanie pracowników.

Jest jakaś łyżka dziegciu w tej beczce miodu?Niestety negatywnie oceniam rozwiązania komunikacyjne wo-

kół naszego domu kultury, bowiem niebezpieczny jest wyjazd na ul. Krzyżową, a drugi wyjazd poprowadzony jest przez teren pry-

watny, gdzie nie można remontować drogi ze środków publicz-nych. Widoczny był także początkowo brak zagospodarowania te-renu wokół Domu Kultury. Moim zdaniem przy pomocy włodarzy miasta należy ten problem rozwiązać w najbliższej perspektywie. My wsparliśmy i inicjowaliśmy poprzez budżet obywatelski bu-dowę chodników, zagospodarowania parkowego, przebudowy na-wierzchni placu przy domu kultury, jak i projekty miękkie zmie-rzające do wzbogacenia jego działalności kulturalnej.

Wspierają was w tym organizacje pozarządowe? Jak Pan oce-nia ich działanie?

Oczywiście proszę mnie zwolnić z takiej oceny. Ja tylko przypo-mnę, że zasłużoną organizacją dla dzielnicy jest Towarzystwo Mi-łośników Dębu. Jego członkowie na przestrzeni lat aktywnie orga-nizowali festyny, które skupiały rzesze mieszkańców na wspólnych zabawach i wymianie poglądów. Ja sam z grupą osób tworzyłem Stowarzyszenie Katowice – Dąb Przyszłość. Każda działalność, w której poświęca się swój czas, jest ogromną wartością dla spo-łeczności.

Jak ocenia Pan zainteresowanie samych mieszkańców spra-wami dzielnicy? Frekwencja z pierwszej edycji budżetu obywa-telskiego w Dębie była naprawdę słaba…

To prawda, ale jak pokazują ostatnie wyniki głosowań, zmienia się to na lepsze – mieścimy się obecnie w środku statystyk w tym zakresie. To dobry wynik! Mam nadzieję, że to także owoc naszej pracy. Mieszkańcy widząc możliwość pozyskiwania środków i ma-jąc realny wpływ, wnioskują o realizację zadań na terenach spół-dzielczych, wspólnotowych i miejskich. My staramy się pomagać w inicjowaniu i wskazywaniu zadań, które można zrealizować.

Jesteście jedną z młodszych rad pośród katowickich Jedno-stek Pomocniczych. Po co wnioskowaliście jako mieszkańcy o jej powołanie?

Idea powołania, a właściwie reaktywacji działalności, Rady Jed-

Page 20: Gazeta Związku Górnośląskiegoski ponownie otwiera się na społeczność studencką i młodzież w ogóle. Jeszcze tej jesieni czekają nas ciekawe wydarzenia w Domu Śląskim

20 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAKnostki Pomocniczej zrodziła się wśród grona znajomych: mnie, Grzegorza Łagódki, Justyny Setery-Ratajczyk i Jacka Cieploka w momencie, gdy zauważyliśmy, że mieszkańcy nie mają właściwej płaszczyzny wyartykułowania swoich potrzeb. Przy wsparciu Para-fii i organizacji pozarządowych udało się nam pokonać wiele prob-lemów przy organizacji komitetu przy powołaniu dębskiej Rady. Najistotniejszym było przekonanie ludzi nie tyle do głosowania, co do zaangażowania się i wystawienia swojej kandydatury w wy-borach radnych Rady Jednostki Pomocniczej. Radni następnych kadencji w naszej dzielnicy nie będą musieli borykać się z prob-lemami funkcjonalnymi, które musieliśmy pokonać – jak choćby remontem naszej siedziby przy ul. Dębowej 3 i jej wyposażeniem. Obecnie jesteśmy w połowie kadencji i wypracowaliśmy partner-skie mechanizmy współpracy między radnymi dzielnicy. Mam na-dzieję, że dobra atmosfera będzie nam towarzyszyć do końca ka-dencji.

Tylko czy rady dzielnic są w ogóle potrzebne?

Każda forma pobudzania działalności lokalnej, a szcze-gólnie na najniższym szczeblu samorządności, jest pożądana. W  działalności społecznej tkwi największe zrozumienie potrzeb mieszkańców. Uważam, że for-muła Rad Jednostek Pomocni-czych jest właściwa. Jednakże re-alny wpływ ma się wówczas, gdy dysponuje się swoim budżetem lub współdecyduje w wydawa-niu nawet skromnych pieniędzy na dzielnicę. My rozpoczynając działalność, nie mieliśmy żad-nych środków do dyspozycji, a  w  tym roku jest to kwota… 10 000 zł. Pieniądze te przezna-czyliśmy na wyposażenie biura i  zorganizowanie skromnej Wi-gilii dla seniorów. Tak skromne środki nie mogą w żaden spo-sób motywować. Apelujemy za-tem do władz miasta, aby zwięk-szyć tę pulę, przynajmniej do 50  000  zł. Nie marzymy na-wet o  kwocie, jaką miały rady w  przeszłości, tj. 150  000  zł, ale w ten sposób moglibyśmy wspie-rać festyny, dom kultury i inne inicjatywy miękkie. Formuła ogólnomiejska Inicjatyw Lokalnych oraz Budżetu Obywatelskiego jest ze wszech miar pozytywna, ale ma niekiedy charakter przypadkowy i zależny od mobilizacji ludzi (często w głosowaniu internetowym), co w naszej dzielnicy, w któ-rej mieszka dużo osób starszych, stawia nas w trudnej sytuacji.

Jak wam się układa współpraca z władzami naszego miasta?Uważam, że mamy dobry kontakt z Radnymi Rady Miasta Ka-

towice. Trzeba to podkreślić, że obecnie pięciu radnych ma dyżury w naszej dzielnicy! Widzimy ich starania i wsparcie. Jeśli chodzi o współpracę z Urzędem Miasta, to także ma charakter pozytywny. Wiadomym jest, iż są ograniczenia formalne i wynikające ze struk-tur urzędniczych, ale do tej pory staraliśmy się je pokonywać róż-nymi metodami.

Jakie są największe radości, a jakie największe wyzwania w pracy rady dzielnicy?

Radni naszej Rady Jednostki podejmują działania w wielu ob-szarach. Udało się wiele rzeczy zrobić przez te dwa lata. Nie dali-byśmy rady ich zrobić bez pomocy pracowników Urzędu Miasta

Katowice, Radnych Rady Miasta Katowice oraz instytucji działają-cych na terenie miasta. Cieszą mnie małe rzeczy, które udało nam się zrobić dla mieszkańców. Wymienię kilka takich najważniej-szych: remont przejazdu przez torowisko na ulicy Chorzowskiej, utworzenie nowych przejść dla pieszych, wymiana hydrantów nadziemnych zewnętrznych, wymiana barierek, dostawienie koszy na śmieci, wymiana oraz zamontowanie nowych wiat przystanko-wych, jak również ustawienie ławek na przystankach. Dodatkowo udało się wymienić wiele włazów od studzienek kanalizacyjnych i  teletechnicznych, które znajdowały się w złym stanie technicz-nym. Udało się naprawić w wielu miejscach jezdnie, np. na ulicy Lipowej, Dębowej, Sportowej i Węglowej. Dziękujemy za wspar-cie naszych działań wszystkim osobom z różnych instytucji miasta Katowice! Na początku działalności Rady było trudno, teraz jest

prościej - wiemy, do kogo napi-sać pismo w  dnej sprawie, a do kogo wystarczy zadzwonić, aby zgłosić się z  problemem wystę-pującym w dzielnicy.

Co w Dębie jest najpiękniej-sze?

Trudno wymienić jedną rzecz – myślę, że dla każdego będzie to coś innego. Dla jednych bę-dzie to kościół, dla drugich dom, w  którym mieszkają od wielu pokoleń, a dla innych doskonałe położenie komunikacyjne.

Jakie są największe szanse, a jakie zagrożenia dla Dębu?

Obecnie postępuje proces rozpraszania stałych mieszkań-ców poprzez szeroki napływ osób wynajmujących mieszkania i  to nie tylko obywateli naszego kraju, co jest rzeczą naturalną z  uwagi na dość dynamiczny rozwój rynku pracy w Katowi-cach. Z pewnością wpłynie to na nasze działania. Czujemy się jed-nak trochę pomijani w rozwoju Miasta, co odzwierciedla choćby tegoroczny budżet przeznaczony na dzielnicę. Odczuwamy silne zabudowywanie naszej dzielnicy powierzchniami handlowymi, biurowymi i mieszkalnymi, ale nie przekłada się to na przyjmo-wanie kompleksowych rozwią-

zań związanych z miejscami parkingowymi, przebudową ulic i ich naprawami wynikającymi ze zwiększonego ruchu. Jesteśmy pod silną presją ruchu, jaki odbywa się przez naszą dzielnicę – myślę tu o dojazdach do Legendii, Stadionu Śląskiego czy Parku Śląskiego. Wszystko to powoduje, że mieszkańcy są sfrustrowani i często nas obwiniają za brak działań w tym zakresie. Staramy się omawiać to w trakcie dyżurów i organizując debaty na ten temat. Próbujemy poprzez radnych wpływać na władze miasta w celu przyjęcia jak najlepszych rozwiązań.

To znowu także taka łyżka dziegciu…Ale jednak w beczce miodu. Po prostu mamy nadzieję, że

w końcu kompleksowo ktoś spojrzy na Dąb, jako dzielnicę, gdzie mieszkają także stali mieszkańcy.

Z serca wam tego życzę! Dziękuję za rozmowę.Ja również dziękuję. Zapraszam redakcję do nas, na Dąb, częś-

ciej. q

Rozmawiał: Krzysztof Kraus

Page 21: Gazeta Związku Górnośląskiegoski ponownie otwiera się na społeczność studencką i młodzież w ogóle. Jeszcze tej jesieni czekają nas ciekawe wydarzenia w Domu Śląskim

21www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAK

Dębska fara dzisiaj

Nowy proboszcz parafii św. św. Jana i Pawła, ks. Adam Wycisk, objął ją 14 sierpnia 2016 roku.

Jedenasty proboszcz dębskiej parafii urodził się 15 maja 1969 roku w Tarnowskich Górach. Święcenia prezbi-teratu przyjął 14 maja 1994 roku w Katowicach. Był wikariu-szem w parafii Męczeństwa św. Jana Chrzciciela w Łaziskach

Średnich (1994-1997), a następnie w Bielszowicach w  para-fii św.  Marii Magdaleny (1997-2000), w Katowicach w parafii św.  Rodziny i  św. Maksymiliana Kolbego (2000-2003). Potem pracował w  Rudzie Śląskiej-Goduli w parafii Męczeństwa św. Jana Chrzciciela (2003-2006). Ostatnie 10 lat spędził w Tychach: w parafii św. Maksymiliana Kolbego (2006-2011) oraz w parafii św. Jadwigi (2011-2016). Wielokrotnie prowadził grupy wyjeż-dżające na Światowe Dni Młodzieży, a przed ostatnimi w 2016 roku koordynował Dni w Diecezji w Rejonie Tyskim obejmują-cym 70 parafii. Obecnie pełni funkcję duszpasterza policji w ar-chidiecezji katowickiej.

Przez ponad rok pobytu w dębskiej parafii nowy proboszcz doprowadził do zainstalowania grzejników c.o. w Domu Para-fialnym, nowego ogrodzenia części cmentarza, a także nowej iluminacji zewnętrznej kościoła. Rozpoczął też starania o dota-cje na malowanie kościoła, dokończenie remontu dachu świą-

tyni, remont jej wieży. Kontynuuje też zwyczaj czerwcowych fe-stynów parafialnych.

– W naszej parafii nie chcemy być anonimowym tłumem, ale wspólnotą – mówi ks. Adam Wycisk. – Chcemy, aby każdy czuł się potrzebny, zauważony i kochany. Drogą do takiej przemiany są nowe inicjatywy duszpasterskie, między innymi rekolekcje

ewangelizacyjne, które odbyły się w kwietniu br., oraz projekt Newpastoral.net, w którym parafia bierze udział. Wspomniany projekt ma na celu tworzenie parafii jako wspólnoty wspólnot poprzez małe grupy domowe, których spotkania zostaną zain-augurowane w ramach wielkich domowych parafialnych reko-lekcji adwentowych.

W dębskiej świątyni w ciągu ostatniego roku warto zauważyć również dwa wydarzenia: peregrynację Krzyża św. Jana Pawła II (trzymanego przez Papieża-Polaka w czasie pamiętnej Drogi Krzyżowej w Wielki Piątek 2005 roku) we wrześniu ubiegłego roku oraz występ ukraińskiego Zespołu Bandurystów „Struny Elegii” w lutym br.

W parafii działają następujące grupy i wspólnoty: Dzieci Ma-ryi, Grupa Młodzieżowa, Wspólnota Krwi Chrystusa, Zespół Charytatywny, Róże Różańcowe, grupy Anonimowych Alko-holików, Schola Gregoriańska „Ad Fontes”, zespół redakcyjny „Przyjaciela”. q

Marek Wolski

Proboszczowie i administratorzy parafii w Dębie:ks. Maksymilian Kroker (1895-1911), ks. Franciszek Janik

(1911-1914), ks. Oskar Schubert (1914-1922), ks. Jan Główczew-ski (1922-1934), ks. Józef Kubis (1934-1935), ks. Wojciech Szołty-sik (1935-1956), ks. Alojzy Borkowski (1956-1970), ks. Jerzy Strzyż (1970-1997), ks. Jerzy Paliński (1997), ks. Józef Majwald (1997-2016), ks. Adam Wycisk (2016-…)

Kościół św. Jana i Pawła Męczenników (widok ogólny). Fot. MacQtosh. Lic. CC BY-SA 4.0

Plebania. Fot. MacQtosh. Lic. CC BY-SA 4.0

Wejście na cmentarz przy ul. Brackiej w Katowicach. Fot. MacQtosh. Lic. CC BY-SA 4.0

Page 22: Gazeta Związku Górnośląskiegoski ponownie otwiera się na społeczność studencką i młodzież w ogóle. Jeszcze tej jesieni czekają nas ciekawe wydarzenia w Domu Śląskim

22 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAK

MDK „Koszutka” Filia „Dąb” – Dom, w którym mieszka pasja

Miejski Dom Kultury „Koszutka” filia „Dąb” to prze-szklone wnętrza nowoczesnego obiektu bijące sercem, gdzie mieszkańcy w każdym wieku mogą realizować

się twórczo. To miejsce otwarte na wiele dziedzin sztuki, ani-mujące lokalne życie społeczno-kulturalne. Organizowane jest w nim wiele przedsięwzięć z zakresu upowszechniania kultury, działalności edukacyjnej, koncertowej, wydarzeń realizowanych w ramach współpracy z lokalnymi organizacjami i instytucjami, projektów, konkursów, przeglądów i spotkań. W  korytarzach filii Domu Kultury „Koszutka” każdego tygodnia, od rana do późnych godzin wieczornych słychać dźwięczny śmiech dzieci, muzykę i gwar rozmów.

Ukłonem w stronę mieszkańców są cyklicznie organizowane koncerty w ramach comiesięcznych Wieczorów Muzycznych, w których artyści reprezentujący różne gatunki muzyczne dają ludziom wytchnienie przy kojących dźwiękach utworów roz-rywkowych oraz klasycznych. Kilka razy w roku odbywają się również kameralne koncerty w kawiarni Za szybą przy zapachu świeżo palonej kawy.

Pasjonaci podróży, turystyki kulturowej oraz sztuki swoją cie-kawość mogą zaspokoić na comiesięcznych spotkaniach w ra-mach cyklu „W Obiektywie”, w czasie których prezentowana jest kultura różnych regionów świata i Polski. W murach filii „Dąb” znajduje się również prężnie działająca Galeria Za szybą, gdzie artyści sztuk wizualnych prezentują swoje dzieła, spotykając się z odbiorcami na wernisażach inaugurujących wystawy.

Do stałych działań filii „Dąb” można zaliczyć zajęcia odby-wające się w ramach tak zwanych „Przestrzeni Aktywności”, których bogata oferta skierowana jest zarówno do dzieci i mło-dzieży, jak i dorosłych oraz seniorów, dając możliwości rozwoju pasji osobom w każdym wieku. W „Przestrzeni Twórczej” nie-poskromiona dziecięca wyobraźnia ma swoje ujście w  „Krai-nie Barw” – zajęciach plastycznych dla dzieci. Młodzież i do-rośli pracują pod czujnym okiem kuratora Galerii Za szybą na warsztatach fotograficznych, dorośli i seniorzy natomiast mają do wyboru działania w ramach grupy malarskiej Filar oraz war-sztatów malarstwa i rysunku.

W „Przestrzeni Muzyki” odbywają się zajęcia nauki gry na gitarze, fortepianie i keyboardzie oraz śpiewu w Studium Wo-kalnym Za szybą. Wszystkie z tych działań skierowane są do

każdej grupy wiekowej. Ponadto Dom Kultury ma swój zespół muzyczny Eminence oraz chór Anima Canto dla dorosłych pa-sjonatów śpiewu.

W „Przestrzeni Nauki” dorośli i seniorzy spotykają się raz w  tygodniu na turniejach brydża sportowego, a dzieci i mło-dzież na nauce gry w szachy. „Przestrzeń Tańca” daje nieogra-niczone możliwości rozwoju właściwie we wszystkich stylach tanecznych dzieciom, młodzieży i dorosłym, w swojej ofercie proponując hip hop, breakdance, jazz, taniec użytkowy i towa-rzyski oraz taniec, rytmikę, balet dla najmłodszych. W „Prze-strzeni Działań dla Seniorów” mieści się, ciesząca się ogromną popularnością, poranna gimnastyka.

„Przestrzeń Interdyscyplinarna” bogata jest w działania w ra-mach Projektów profilaktyczno-wychowawczych dla młodzieży klas IV-VII szkoły podstawowej. Program działań oparty na profilaktyce zachowań i budowaniu relacji wzajemnego sza-cunku, uważności i równorzędności spotkał się z dużym zain-teresowaniem nauczycieli i będzie kontynuowany w roku 2018 pod nazwą „Rysy kooperacji”, gdzie naszą energię skierujemy w stronę nauki integracji i współpracy przy wykorzystaniu gier planszowych jako odkrywczego i niezwykłego narzędzia pracy.

Organizujemy także cieszące się dużą popularnością imprezy dla osób niepełnosprawnych, gdzie stwarzamy możliwość pub-licznej prezentacji swoich umiejętności dzieciom, młodzieży i  dorosłym niepełnosprawnym uzdolnionym tanecznie, mu-zycznie i aktorsko podczas Przeglądu Amatorskiej Sztuki Osób Niepełnosprawnych P.A.Sz.O.N., a osobom chcącym twórczo się realizować zapewniamy warsztaty podczas Dnia Integracji z osobami niepełnosprawnymi.

Miejski Dom Kultury „Koszutka” filia „Dąb” to Dom, w któ-rym mieszka pasja. q

Lidia Drapacz

Fot.

Daw

id F

ik

Fot.

Daw

id F

ik

Page 23: Gazeta Związku Górnośląskiegoski ponownie otwiera się na społeczność studencką i młodzież w ogóle. Jeszcze tej jesieni czekają nas ciekawe wydarzenia w Domu Śląskim

23www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAK

Na Dębie rosną talenty

Kiedy umierał Jan Paweł II, doszło do wielu spektakular-nych wydarzeń – między innymi do krótkotrwałego po-jednania kibiców dwóch wrogich klubów sportowych.

To było coś niebywałego! Rzecz działa się poza Śląskiem, ale my doskonale rozumiemy, co to jest sportowa rywalizacja i ani-mozje między kibicami (nie piszę o tzw. pseudokibicach, bo to osobny temat). Wiemy, że Śląsk sportem stoi, że mamy ogromne osiągnięcia w tej dziedzinie, bo tak zwana kultura fizyczna była zawsze ceniona w środowisku Ślązaków. A szczególnie piłka nożna. I tu, trochę klucząc, zbliżam się do tematu dzisiejszego felietonu, pragnę bowiem przypomnieć człowieka, który przy-czynił się do rozwoju śląskiego sportu. I to po obu stronach „ba-rykady” –zarówno w Chorzowie, jak i w Katowicach. I nie tylko tam! Przed państwem zdobywca tytułu trenera 50-lecia GKS Katowice, a zarazem zasłużony trener Ruchu Chorzów i jego były zawodnik – Alojzy Łysko.

Nie znam się na sporcie (chociaż wiem, co to rzut rożny i  karny), ale umiem pisać. W związku z tym obiecuję Wam, drodzy Czy-telnicy, że opiszę dzieje naszego bohatera najle-piej jak potrafię, a jeśli popełnię błędy w sporto-wej terminologii, to uprzejmie proszę kibiców o wybaczenie. Mam też prośbę do moich Czy-telniczek… Kochane, może podsuniecie ten artykuł swoim mężom i synom – będą mieli okazję powspominać złoty okres polskiego fut-bolu i ponarzekać na dzisiejsze czasy? Nic tak nas nie łączy, jak takie rozmowy…

Nasz bohater Alojzy Łysko urodził się 14 kwietnia 1935 roku w Katowicach. Dzieciń-stwo i młodość przypadły mu na trudne lata wojny, ale już jako 14-latek, w 1949 roku, roz-począł piłkarską karierę w klubie KS 20 Katowice. Po pięciu la-tach przeniósł się do Siemianowiczanki, gdzie grał do 1958 roku. Trzecim klubem młodego zawodnika stał się Ruch Chorzów, z którym związał się na dłużej, bo do roku 1967. Grał na po-zycji prawoskrzydłowego, a potem obrońcy. Już w trzecim me-czu w barwach Ruchu zdobył premierową bramkę (z Cracovią), a w ciągu dziewięciu sezonów wystąpił w 188 meczach (według innych źródeł – 172) i strzelił 10 goli. W 1960 roku zdobył z Ru-

chem mistrzostwo Polski (jako jeden z 14 zawodników, bo tylko tylu wysta-wiono w  22 meczach złotego sezonu). Wystąpił także w  pierwszym w  histo-rii klubu spotkaniu w europejskich pucharach. „Niezwykle sympatyczny, waleczny zawodnik, imponujący szyb-kością i znakomitą sprawnością” – pisał o  Alojzym Łysce Andrzej Gowarzew-ski. Doskonale radził sobie na boisku – w meczu z Polonią Bydgoszcz strzelił dwa gole w ciągu dwóch minut. Lubiany i  ceniony przez kolegów i trenerów wkrótce zdobył tytuł kapitana drużyny. W 1964 roku wystąpił w między-narodowym spotkaniu w reprezentacji Polski wygranym przez Polaków 3:1 z Irlandią. Do rozstania z chorzowskim klubem do-

szło trzy lata później – w 1967 roku, po scysji z prezesem Trzcionką, który miał zarzucać pił-karzowi słabe zaangażowanie w jednym z me-czów.

Tak oto pojawiła się w życiu Alojzego Łyski nowa ścieżka kariery – przeniósł się do kon-kurencji i związał z Górniczym Klubem Spor-towym Katowice. Były to początki GKS-u, uchwała założycielska weszła w życie w roku 1964. Młody zespół sportowców z różnych dziedzin powstał na bazie już istniejących klu-bów – Górnik 20 Katowice, TKS Rapid-Orzeł Wełnowiec, KS  Koszutka Katowice, Katowi-cki Klub Łyżwiarski, Katowicki Klub Sportowy Górnik, Górniczy Klub Żeglarski Szkwał – oraz przedstawicieli trzydziestu dwóch instytucji i zakładów pracy z terenu Katowic. Wspólnie

tworzyli nową strukturę i walczyli o zaistnienie w sportowym środowisku, co zresztą, jak wiemy, znakomicie się udało, szcze-gólnie w dziedzinie futbolu. To właśnie GKS Katowice na prze-łomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych stał się piłkar-ską potęgą w kraju. Na ten sukces zapracował też Alojzy Łysko, najpierw jako zawodnik (1967-1973) a potem trener (w latach 1985-1987, 1991-1992). W tej drugiej roli dwukrotnie wywal-czył z klubem Puchar Polski (1990/1991, 1992/1993), wicemi-

Dębskie portrety historyczne

Stadion GKS Katowice przy ul. Bukowej. Fot. Dawid Fik

Page 24: Gazeta Związku Górnośląskiegoski ponownie otwiera się na społeczność studencką i młodzież w ogóle. Jeszcze tej jesieni czekają nas ciekawe wydarzenia w Domu Śląskim

24 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAK

strzostwo (w sezonie 1991/1992) i Superpuchar (w 1991 roku). Kibice i zawodnicy odwdzięczyli się Alojzemu Łysce podczas uroczystej gali, która odbyła się 28 lutego 2014 roku w auli Aka-demii Muzycznej w Katowicach. W jej trakcie doszło do uho-norowania trenera 50-lecia, którym został Alojzy Łysko, a także Złotej Jedenastki Wszech Czasów, w której znaleźli się: Jan Fur-tok, Janusz Jojko, Marek Koniarek, Adam Kucz, Adam Led-woń, Piotr Piekarczyk, Gerard Rother, Roman Szewczyk, Marek Świerczewski, Piotr Świerczewski, Mirosław Widuch. I tu muszę dodać, że w plebiscycie Alojzy Łysko wyprzedził takie tuzy jak Piotr Piekarczyk, Władysław Żmuda czy Adam Nawałka.

I tu na chwilę chciałabym się zatrzymać. Otóż mamy na Ślą-sku taki ewenement: na zwykłych dębach rosną żołędzie, a na katowickim Dębie rosną… talenty! I to właśnie za sprawą opi-sywanego Górniczego Klubu Sportowego Katowice. Nie każdy wie, że klub ma charakter wielosekcyjny i odnosi sukcesy w róż-nych dziedzinach sportu, nie tylko w piłce nożnej. Ze strony klubu dowiadujemy się, że GKS wychował aż 44 olimpijczy-ków z pięcioma medalami letnich Igrzysk Olimpijskich, zbu-dował hokejową potęgę z sześcioma tytułami mistrzów Polski, a także sekcję zapaśniczą, która sięgnęła po 250 medali z imprez sportowych najwyższej rangi. GKS mógł również pochwalić się tenisem na wysokim poziomie, w którym brylowała Barbara Krall-Olsza – zdobywczymi kilkudziesięciu tytułów mistrzyni kraju. Nawet w saneczkarstwie zawodnicy GKS-u Katowice mo-gli pochwalić się czterema olimpijczykami i mistrzynią świata Barbarą Piechą. To zjawisko niespotykane na skalę nie tylko naszego kraju, ale i europejską (choć – jak już wspominałam – ekspertem nie jestem)! Być może wszyscy, którzy do tej pory kojarzyli GKS tylko z piłką, nabiorą jeszcze większego szacunku dla tego klubu, co nie umniejsza futbolowych zwycięstw – za-wodnicy cztery razy zdobyli tytuł wicemistrza Polski, trzy razy Puchar Polski i dwa razy Superpuchar Polski. Większość tych zwycięstw przypadła na przełom lat osiemdziesiątych i dzie-więćdziesiątych. Tak atmosferę w klubie opisuje ówczesny za-wodnik (1980-1989) Marek Biegun:

– Było fantastycznie. I nieważne, że zanim zaczęto budować stadion, była tylko malutka drewniana trybunka. Kibice nas do-ceniali. A my, piłkarze, trzymaliśmy się razem. […] „Solidar-ność” chciała, żebyśmy po wypłaty przyjeżdżali na kopalnię i odbierali z górnikami. Nie było trudnych sytuacji, może dla-tego, że graliśmy wtedy naprawdę dobrze, z reguły wygrywa-liśmy. Mieliśmy silną pakę. Właściwie zabrakło tylko mistrzo-stwa. Najczęściej wygrywaliśmy.

Dzisiaj GKS gra w pierwszej lidze, a wierni kibice przeszli z klubem dobre i złe chwile. Wracajmy więc do naszego boha-tera – Alojzego Łyski.

Jako trener prowadził wiele drużyn, między innymi Ruch Chorzów, GKS Katowice, Zagłębie Lubin, Śląsk Wrocław, Cra-covię Kraków. Ostatnim klubem był ŁTS Łabędy (liga okrę-gowa), z którym zdobył w roku 2003 Puchar Polski Podokręgu Zabrze.

W 2011 roku nasz bohater otrzymał nagrodę Super Buka, a w 2015 został uhonorowany tytułem trenera 50-lecia GKS-u. Zapytany o najlepsze sportowe wspomnienia powiedział, że był to mecz z legendarnym klubem FC Barcelona, w którym uczest-niczył jako zawodnik GKS-u. Wtedy katowiczanie przegrali u siebie 0:1, a w Barcelonie 2:3 (prowadząc przez większą część spotkania 2:0). Pamiętny mecz na Camp Nou, niezapomniane chwile przy siedemdziesięciotysięcznej publiczności!

Karierę dziadka kontynuuje wnuk trenera – Kamil Witkow-ski. Młody zawodnik GKS-u (rocznik 1997) z siemianowickiej Przełajki tak mówi o początkach swojej fascynacji sportem:

– To mój dziadek Alojzy Łysko naprowadził mnie na grę w  piłkę nożną. Od zawsze bawił się ze mną piłką, pokazywał różnego rodzaju ćwiczenia. Jemu najbardziej zawdzięczam to, że zaszedłem aż tutaj. Chodził ze mną na mecze i podpowia-dał o boiskowych decyzjach. Pewnie będzie mi ciężko dorów-nać sukcesom z okresu jego pobytu w GieKSie. Jego nagrody dla Trenera 50-lecia podczas jubileuszu GKS-u Katowice nie świę-towaliśmy hucznie, były skromne gratulacje. Bardzo się jednak cieszyliśmy, że został w ten sposób wyróżniony.

O Śląsku mówił Jan Paweł II, że jest to ziemia, na której ro-dzą się diamenty. Z kolei słusznie zauważył autor Małego Księcia Antoine de Saint-Exupery: „Diament ma wartość, kiedy go wy-dobywasz”. Diamenty rodzą się wszędzie, a poprzez podobień-stwo do zwykłych kamieni nie są zauważane. Diament trzeba dostrzec wprawnym okiem i dobrze oszlifować.

Na Śląsku pierwsze szlify daje dom rodzinny, twarde, ale mą-dre wychowanie. Potem pora na dobrych trenerów, którzy uczą, jak cierpliwie zmagać się z własną niemocą i lenistwem, moty-wują do systematycznych ćwiczeń i pokazują wartość wysiłku. A także współpracy i budowania wzajemnych relacji.

No i wtedy dopiero diamenty lśnią pełnym blaskiem. Tak, jak chociażby Alojzy Łysko i jego wychowankowie.

Dziękujemy! q

Anita Witek

Stadion GKS Katowice przy ul. Bukowej. Fot. Dawid Fik

Page 25: Gazeta Związku Górnośląskiegoski ponownie otwiera się na społeczność studencką i młodzież w ogóle. Jeszcze tej jesieni czekają nas ciekawe wydarzenia w Domu Śląskim

25www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAK

Zastraszyć się nie damy!Przedstawmy najpierw sekwencję

zdarzeń.3 października 2016 roku. Zaczął

się „Czarny Protest”. Polki masowo wychodzą na ulicę, żeby zamanife-stować w obronie swoich praw. Ty-siące kobiet zdecydowało się na strajk – część z nich nie przyszła do pracy, inne zdecydowały się tylko na czarny strój. W konsekwencji strajku rząd zrezygnował z barbarzyńskiego planu całkowitego zakazu aborcji.

3 października 2017 roku. W rocznicę „Czarnego Protestu” znów wyszłyśmy na ulicę, aby pokazać, że nie ustajemy w walce o nasze prawa i naszą godność. Musiałyśmy zareagować na skie-rowanie przez Sejm do dalszych prac obywatelskiego projektu za-ostrzającego prawo aborcyjne, przy jednoczesnym odrzuceniu w pierwszym czytaniu projektu liberalizującego przepisy.

4 października 2017 roku. Dzień po kobiecych manifestacjach do siedzib Centrum Praw Kobiet w Warszawie, Gdańsku i Łodzi oraz do lubuskiego stowarzyszenia „Baba” wkraczają policjanci.

Funkcjonariusze żądają dokumentów dotyczących współpracy z Ministerstwem Sprawiedliwości poprzedniej koalicji. Czemu to robią, skoro dokumenty są dostępne także w ministerstwie? Czemu to robią w dzień po antyrządowych manifestacjach kobiet? Można się tylko domyślać, choć wielu komentatorów wprost mówi o tym, że rząd chciał dać jasny sygnał organizacjom kobiecym, że powinny siedzieć cicho. Innymi słowy, że rząd chciał je zastraszyć. Ale kobiety zastraszyć się nie dadzą!

Co jest wyjątkowo przykre to fakt, że w Gdańsku i stolicy funk-cjonariusze zabrali ze sobą komputery i dyski. Centrum Praw Kobiet pomaga kobietom w potrzebie, także ofiarom przemocy domowej. Teraz wrażliwe informacje, prywatne historie kobiet zo-stały wyniesione poza miejsce, w którym były bezpiecznie, a Cen-trum nie ma najbardziej podstawowego narzędzia pracy. Część spotkań z kobietami potrzebującymi pomocy już została odwo-łana. Czyli znów rząd, który ma na sztandarach ochronę najsłab-szych, w nich uderza w imię ideologicznej wojny. Znów zadaję so-bie pytanie: Kto w obozie „dobrej zmiany” tak bardzo nienawidzi kobiet? q

Monika Rosa

Półmetek złych rządówChyba jedyna dobra informacja

związana z drugą rocznicą rządu PiS jest taka, że już połowa tych złych rzą-dów za nami. Z pewnością nigdy nie mieliśmy do czynienia z tak wielką aro-gancją władzy, dzieleniem Polaków i re-alizowaną za publiczne pieniądze or-dynarną propagandą, w której nie ma miejsca na prawdę ani szacunek dla osób o innych poglądach.

Totalną klęskę ponosi polska dyplo-macja, mamy coraz gorsze relacje z większością sąsiadów. Pozosta-jemy osamotnieni w UE, a zamiast zastanowić się, jak skorygować błędy w relacjach z Brukselą, rządzący rozpętują antyeuropejską histerię, która może mieć opłakane w skutkach konsekwencje.

Tylko przerażenie wzbudzać może to, co robi z polską armią mi-nister Macierewicz – z jednej strony wstrzymanie procesu moder-nizacji armii i odsunięcie doświadczonych wojskowych, a z dru-giej zapowiedź budowy strzelnic w każdym powiecie…

Najbardziej jednak smuci to, co się dzieje z polską gospodarką. Minister Morawiecki może pokazywać przeróżne slajdy, ale gdy przychodzi do pokazania twardych danych, pryska mit o zrówno-ważonym budżecie. Patrząc na projekt budżetu na 2018 rok, wi-dzimy niestety powrót do zwiększania długu publicznego szyb-szego od wzrostu gospodarki. Mamy do czynienia z dramatycznym zatrzymaniem inwestycji.

A kasa z państwowych spółek płynie za pośrednictwem prze-różnych fundacji na rządową propagandę. Pewnie jest tam też gdzieś odkładana na kampanię wyborczą. q

Tomasz Głogowski

Posłowie – po słowie, po trzy

PiS dzieli brać górniczą!12 października 2017 roku Sejm RP

przyjął ustawę o świadczeniu rekom-pensacyjnym z tytułu utraty prawa do bezpłatnego węgla, na podstawie której ponad 235 tysięcy emerytów i rencistów górniczych do końca roku otrzyma jednorazowo po 10 tysięcy złotych rekompensaty za utracony de-putat węglowy. Niestety Komisja do Spraw Energii i Skarbu negatywnie zaopiniowała trzy bardzo ważne po-prawki zaproponowane przez Klub

Parlamentarny Platforma Obywatelska RP, które nadałyby tej usta-wie bardziej ludzką i sprawiedliwą twarz.

Klub PO proponował między innymi stworzenie emerytowa-nym górnikom możliwości wyboru, czy chcą otrzymać rekom-pensatę za zrzeczenie się dalszych praw do deputatu, czy wolą

otrzymywać coroczny ekwiwalent za węgiel. Propozycja ta została odrzucona!

Bezskutecznie próbowaliśmy przeforsować również poprawkę, która rozszerzyłaby grupę osób uprawnionych do rekompensaty o około 10-tysięczną grupę byłych pracowników przedsiębiorstw górniczych, którym prawo do bezpłatnego węgla zostało w prze-szłości skutecznie wypowiedziane. PiS jednak postanowił podzie-lić środowisko górnicze na tych, którym rekompensata się należy, i na tych, którym rekompensata się nie należy.

Zabiegaliśmy także o wydłużenie terminu składania wniosków o rekompensatę do 20 grudnia 2017 roku. Propozycja ta nie została zaaprobowana, ale ostatecznie przegłosowana została poprawka, która wydłużyła termin składania wniosków do 21 dni. Pierwotnie PiS w projekcie ustawy wyznaczył na to jedynie 10 dni od dnia wej-ścia ustawy w życie! W moim przekonaniu nie jest fizycznie moż-liwe, żeby w tak krótkim czasie obsłużyć tak ogromną ilość wnio-skodawców. Wiązać się to musi z ogromnymi kolejkami. q

Ewa Kołodziej

Page 26: Gazeta Związku Górnośląskiegoski ponownie otwiera się na społeczność studencką i młodzież w ogóle. Jeszcze tej jesieni czekają nas ciekawe wydarzenia w Domu Śląskim

26 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAK

Tymczasowe aresztowanie w procedurze karnej… jaki ma skutek?

W niniejszym artykule podej-miemy temat najbardziej do-legliwego środka zapobiegaw-

czego w procedurze karnej, czyli w postaci tymczasowego aresztowania.

Tymczasowe aresztowanie jest najbar-dziej drastycznym środkiem zapobiegaw-czym, przewidzianym w procedurze kar-nej. Zastosować może je tylko Sąd, a nie jak w przypadku innych środków zapo-biegawczych również prokurator. Z uwagi na dotkliwość tego środka zapobiegaw-czego należy stosować go z dużą rozwagą i tylko wtedy, gdy niewystarczający byłby inny środek zapobiegawczy. W art. 258 Kodeksu postępowania karnego uregu-lowane zostały podstawy do zastosowa-nia tymczasowego aresztowania. Ten śro-dek o charakterze izolacyjnym stosuje się szczególnie dla zabezpieczenia prawidło-wego toku postępowania przygotowaw-czego i jurysdykcyjnego. Procesowymi przesłankami jest uzasadniona obawa ucieczki lub ukrycia się oskarżonego, zwłaszcza wtedy, gdy nie można ustalić jego tożsamości albo nie ma on w kraju stałego miejsca pobytu, a także uzasad-niona obawa, że oskarżony będzie nakła-niał do składania fałszywych zeznań lub wyjaśnień albo w inny bezprawny sposób utrudniał postępowanie karne.

Tymczasowe aresztowanie można także zastosować, jeżeli oskarżonemu zarzuca się popełnienie zbrodni lub występku za-grożonego karą pozbawienia wolności, której górna granica wynosi co najmniej 8 lat, albo gdy sąd pierwszej instancji ska-zał go na karę pozbawienia wolności nie niższą niż 3 lata – potrzeba zastosowania tymczasowego aresztowania w celu za-bezpieczenia prawidłowego toku postę-powania może być uzasadniona grożącą oskarżonemu surową karą. Środek zapo-biegawczy można wyjątkowo zastosować także wtedy, gdy zachodzi uzasadniona obawa, że oskarżony, któremu zarzucono popełnienie zbrodni lub umyślnego wy-stępku, popełni przestępstwo przeciwko życiu, zdrowiu lub bezpieczeństwu po-wszechnemu, zwłaszcza gdy popełnie-niem takiego przestępstwa groził. Duże kontrowersje budzi stosowanie tymczaso-wego aresztowania, gdy surowość kary jest

jedyną przesłanką i doprowadza do roz-bieżności zarówno w poglądach doktryny, jak i orzecznictwie.

W postępowaniu przygotowawczym Sąd, stosując tymczasowe aresztowanie, oznacza jego termin na okres nie dłuż-szy niż trzy miesiące. Jeżeli ze względu na szczególne okoliczności sprawy nie można było ukończyć postępowania przygoto-wawczego w terminie trzech miesięcy, na wniosek prokuratora sąd pierwszej instan-cji właściwy do rozpoznania sprawy, gdy zachodzi tego potrzeba, może przedłużyć tymczasowe aresztowanie na okres, który łącznie nie może przekroczyć 12  mie-sięcy. Łączny okres stosowania tymcza-sowego aresztowania do chwili wydania

pierwszego wyroku przez sąd pierwszej instancji nie może przekroczyć 2 lat. Osła-bieniem funkcji gwarancyjnej maksymal-nych terminów stosowania tymczasowego aresztowania jest fakt, że sąd apelacyjny może przedłużać tymczasowy areszt na-wet kilkakrotnie. Środek zapobiegawczy należy niezwłocznie uchylić lub zmienić, jeżeli ustaną przyczyny, wskutek których został on zastosowany, lub powstaną przy-czyny uzasadniające jego uchylenie albo zmianę.

Sposób wykonywania tymczasowego aresztowania nie może naruszać upraw-nień procesowych tymczasowo areszto-wanego. Osoby tymczasowo aresztowane powinny być rozmieszczane w areszcie śledczym w sposób zapobiegający ich wza-jemnej demoralizacji. W szczególności należy oddzielać niekaranych od uprzed-nio odbywających karę pozbawienia wol-ności oraz młodocianych od dorosłych, chyba że szczególne względy wychowaw-cze przemawiają za umieszczeniem doro-słego z młodocianym lub młodocianymi. Tymczasowo aresztowany ma prawo do nauki, pracy, bezpośredniego uczestni-ctwa w nabożeństwach, spotkaniach re-ligijnych i nauce religii oraz korzystania z zajęć kulturalno-oświatowych, z zakresu kultury fizycznej i sportu tylko w oddziale, w którym jest osadzony.

W przypadku zastosowania tymczaso-wego aresztowania można i należy wnosić zażalenie na postanowienie do sądu wyż-szej instancji, o ile ku temu są stosowne przesłanki. Europejski Trybunał Spra-wiedliwości w wydawanych orzeczeniach wskazywał wielokrotnie, iż nadużywanie stosowania tymczasowego aresztowania ma charakter problemu strukturalnego i  zachodzi konieczność wprowadzenia zmian, które doprowadzą do ograniczenia stosowania tymczasowego aresztowania.

W związku z tym w każdej indywidu-alnej sytuacji należy zastanowić się, czy zastosowanie tymczasowego aresztu jest adekwatnym środkiem zapobiegawczym w konkretnej sprawie.� q

adw. Dariusz Nowak LAW & TAX Kancelaria Adwokacka

Materowski Nowak s.c.

Ignorantia iuris nocet – Nieznajomość prawa szkodzi

Bezpłatne porady prawne… na łamach „Górnoślązaka”!

Masz pytania do prawnika?Zgłoś problem,

a my postaramy się udzielić odpowiedzi na naszych

łamach.

Pytania prosimy przesyłać na [email protected]

Page 27: Gazeta Związku Górnośląskiegoski ponownie otwiera się na społeczność studencką i młodzież w ogóle. Jeszcze tej jesieni czekają nas ciekawe wydarzenia w Domu Śląskim

27www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAKKomentarze

Czy Górnoślązacy potrzebują wspólnej opowieści, generalizacji, ujednolicenia?

Wydaje mi się, że ważna jest sama dyskusja i pytania. Po co powtarzać błędy narodów, które tworzyły się w XIX wieku? Karel Kosik w eseju Czym jest Europa

Środkowa? napisał o małych wspólnotach czy narodach: „Je-steśmy pytaniem, i tylko dopóki jesteśmy pytaniem, jesteśmy. Jak tylko się temu pytaniu sprzeniewierzymy i wymienimy je za pewność i oczywistość, zagrozimy własnej egzystencji i zde-gradujemy ją do poziomu czystej iluzji. Pytanie to przejaw naj-wyższej formy aktywności. Egzystencja pośrodku Europy […] jest w nieustannym zagrożeniu, często fizycznym i w większo-ści moralnym oraz egzystencjalnym, zastanowienie się nad tą rzeczywistością, próby radzenia sobie z tą niezmienną sytuacją dziejową skupiają się w tym jednym jedynym pytaniu. […] Py-tanie jest skomplikowanym i trudnym poszukiwaniem i wątpie-niem – tak różnym od łatwości gotowych odpowiedzi. Dlatego każde prawdziwe pytanie jest też zawsze wykrzyknieniem, wo-łaniem domagającym się prawdy”.

Śląska opowieść jest rozpisana na bardzo wiele głosów. Nie-zależnie czy to jest polski, czy czeski Górny Śląsk, doświadcze-

nia są podobne. Pojawiają się autorzy w Kraiku Hulczyń-skim, którzy piszą o trauma-tycznych doświadczeniach, a u nas – w tej części Śląska – pewne tematy są przemilczane. W dyskursie ogólnopolskim zaś w ogóle nie pojawia się na przykład temat obozów dla Górnoślązaków. q

Karolina Pospiszil

Karolina Pospiszil (ur. 1986) jest badaczką kultury Europy Środ-kowej; interesuje się także problematyką pogranicza, geokrytyką, li-teraturą współczesną oraz nauczaniem języka polskiego jako obcego. Obroniła pracę doktorską pt. Swojskość i utrata. Obraz Górnego Śląska w literaturze polskiej i czeskiej po 1989 roku. Autorka artykułów nauko-wych publikowanych w czasopismach polskich i zagranicznych, redak-torka książek naukowych i beletrystycznych, tłumaczka z języka cze-skiego.

Śląskość istnieje!Z Markiem Plurą, Posłem do Parlamentu Europejskiego, rozmawia Łucja Staniczkowa.

Łucja Staniczkowa: Czy istnieje coś takiego jak „śląskość”?Marek Plura: Śląskość istnieje. Wie o tym każdy, kto ją prze-

żywa, kto jej doświadcza. Trudno ją jednak zdefiniować, bo to tak, jakby ktoś próbował definiować smak, zapach, odcienie ko-loru. Może dlatego tak trudno uzyskać zrozumienie i akcepta-cję dla naszej śląskiej tożsamości. Jeżeli nawet polskie słowniki nie zauważają śląskości, to czego możemy oczekiwać od polity-ków z Warszawy?

W Kamieniu Śląskim spotkały się organizacje śląskie wszystkich opcji, niektóre z nich stoją nawet na przeciwnych biegunach. Czy to dobrze?

Od spotkania do współdziałania jeszcze daleka droga, ale każda droga jest do pokonania, kiedy postawi się pierwszy, so-lidny krok. Dla mnie to spotkanie było takim krokiem, krokiem w dobrą stronę. Mamy wiele wspólnych górnośląskich celów do zrealizowania. Nie musimy być jednomyślni, ale musimy się do-gadywać po to, żeby mówić jednym, wspólnym głosem w spra-wach najważniejszych dla naszej śląskiej ojczyzny. Ja w spot-kaniach takich jak to szukam śląskich elit, szukam osób, które poprowadzą nasz śląski dialog ku jedności.

Gdyby była możliwość wprowadzenia do Konstytucji RP nowego zapisu, co Pan by proponował?

Chciałbym, żeby Konstytucja mojego kraju gwarantowała głęboką samorządność, czyli autonomię wszystkich regionów.

Dziękuję za rozmowę. q

Rozmawiała: Łucja Staniczkowa

Rozmowa „Górnoślązaka”

Reklama w „Górnoślązaku”?> [email protected] <

O G Ł O S Z E N I E W Ł A S N E W Y D A W C Y

Page 28: Gazeta Związku Górnośląskiegoski ponownie otwiera się na społeczność studencką i młodzież w ogóle. Jeszcze tej jesieni czekają nas ciekawe wydarzenia w Domu Śląskim

28 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAK

Śląskie Szmaragdy 2017

W tym roku – szczególnym, bo jubileuszowym, zwią-zanym z obchodami 500-lecia Reformacji – Diece-zja Katowicka Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego

uhonorowała prestiżowymi nagrodami „Śląskie Szmaragdy” wybitnych przedstawicieli Śląska: Metropolitę Katowickiego ar-cybiskupa Wiktora Skworca, ks. profesora Manfreda Uglorza (duchownego Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego), dra inż. arch. Henryka Mercika (członka Zarządu Województwa Ślą-skiego) oraz Zespół Pieśni i Tańca „Śląsk” im. Stanisława Ha-dyny.

Uroczystość wręczenia „Szmaragdów” odbyła się 7 paździer-nika podczas Gali Reformacyjnej w siedzibie Narodowej Orkie-stry Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach. Oprawą arty-styczną tego niecodziennego doniosłego wydarzenia, był m.in. występ „Śląska“ z fragmentami Solus Christus, chórów diecezji katowickiej oraz Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia pod dyrekcją Alexandra Liebreicha. Orkiestra wykonała Symfonię Reformacyjną Felixa Mendelssohna Bartholdy’ego.

„Śląskie Szmaragdy” przyznawane są od 2004 roku. Hono-rowani są nimi wybitni przedstawiciele Śląska. Są przyznawane za szczególne osiągnięcia w dziedzinie ekumenizmu, tolerancji, pojednania między narodami i integracji europejskiej.

Metropolita katowicki Arcybiskup Wiktor Skworc otrzy-mał „Śląski Szmaragd” „za doskonałe rozumienie Śląska jako szmaragdu, swoistej mieszanki narodów, kultur, wyznań reli-gijnych i poprzez służbę duszpasterską budowanie pojednania, szacunku i akceptacji”. Kapituła nagrody doceniła także ekume-niczną otwartość i życzliwość metropolity.

Biskup Jerzy Samiec, zwierzchnik Kościoła Ewangelicko--Augsburskiego w Rzeczpospolitej Polskiej, w laudacji dla me-tropolity katowickiego podkreślał: „Arcybiskup Wiktor Skworc jest człowiekiem dialogu i pojednania. Już w trudnych latach osiemdziesiątych towarzyszył jako mediator w sporach między robotnikami a pracownikami. Po powrocie na Śląsk jako me-tropolita jest wielkim autorytetem dla wszystkich mieszkańców Śląska. W swoim nauczaniu popartym czynami wzywa do bu-dowania jedności, zrozumienia, tolerancji i akceptacji. Swoim duszpasterskim wzrokiem dostrzega i szanuje mniejszości wy-znaniowe na Śląsku, wiedząc, że stanowią integralną część ślą-skiej społeczności”.

Ks. prof. Manfred Uglorz, najwybitniejszy polski teolog ewangelicki przełomu XX i XXI wieku, wychował wielu du-chownych, kształcił przyszłych teologów i duchownych. Jest au-torem kilkunastu opracowań na temat egzegezy i teologii no-wotestamentowej i teologii dogmatycznej. Jest także autorem książki o ks. doktorze Marcinie Lutrze, która stanowi doskonałe źródło wiedzy o Lutrze i jego nauce oraz publikacji Wprowadze-nie do dogmatyki Ewangelickiej. Od samoświadomości do świa-dectwa wiary. Wiele publikacji poświecił też pobożności i życiu w wierze. Ks. profesor M. Uglorz był związany z Chrześcijańską Akademią Teologiczną w Warszawie, Uniwersytetem Śląskim; był też członkiem Komitetu Etyki Lekarskiej Polskiej Akademii Umiejętności i Komitetu Nauk Teologicznych PAN. Obecnie jest Rektorem Wyższej Szkoły Administracji w Bielsku-Białej.

„Śląski Szmaragd” profesorowi został przyznany „za wkład w rozwój ponadwyznaniowej teologii biblijnej i dogmatycz-

Aktualności

Page 29: Gazeta Związku Górnośląskiegoski ponownie otwiera się na społeczność studencką i młodzież w ogóle. Jeszcze tej jesieni czekają nas ciekawe wydarzenia w Domu Śląskim

29www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAK

nej, wychowanie i wyedukowanie rzeszy teologów i katechetów, a w Roku Reformacji za podarowanie polskiemu czytelnikowi Marcina Lutra. Ojca Reformacji i jego reformacyjnej myśli”.

Dr inż. arch. Henryk Mercik, konserwator zabytków, sa-morządowiec, członek Zarządu Województwa Śląskiego, został uhonorowany m.in. za traktowanie swojej funkcji jako powoła-nia, za zaangażowanie i dbałość o rozwój działalności instytucji kultury podlegającym Samorządowi Województwa Śląskiego, za troskę o zachowanie i rozwój kultury śląskiej, poszanowanie historycznej wielokulturowości i wielowyznaniowości Śląska.

Dr Henryk Mercik w swojej pracy podkreśla i docenia rolę ewangelicyzmu na Śląsku oraz znaczący wkład ewangelików w rozwój Śląska. To dzięki jego zaangażowaniu rok 2017 został ustanowiony przez Sejmik Województwa Śląskiego jako Rok Reformacji, co zaowocowało organizacją wielu wartościowych wydarzeń: konferencji, wykładów, wystaw i koncertów, wydaw-nictw, warsztatów. Jednym z bardzo ważnych wydarzeń w Die-cezji Katowickiej w trakcie obchodów 500-lecia Reformacji była właśnie m.in. Gala Reformacyjna w NOSPR, podczas której wręczono „Szmaragdy”.

„Śląski Szmaragd” dla dra H. Mercika to nagroda „za poka-zanie okaleczonym trudną historią ewangelikom śląskim, że są ważną cząstką śląskiego społeczeństwa, śląskiej kultury i ślą-skiej tożsamości”. Nagroda ta stanowi równocześnie podzięko-wanie dla całego Zarządu Województwa Śląskiego „za rozumie-

nie specyfiki wielokulturowości i wielowyznaniowości Śląska, dostrzeganie i docenianie wkładu społeczności ewangelickiej w rozwój Śląska”.

Zespołowi Pieśni i Tańca „Śląsk” im. Stanisława Hadyny nagrodę przyznano za prezentowanie i propagowanie kultury śląskiej, również ewangelickiej, w Polsce i na świecie oraz za służenie pieśniami na koncertach i na specjalnie wydanej pły-cie reformacyjnej Solus Christus. Zawiera ona program z okazji 500-lecia Reformacji. Prezentuje różnorodność i bogactwo dzieł wybitnych kompozytorów ewangelickich. W programie znala-zły się m.in. utwory Jana Sebastiana Bacha, Jerzego Fryderyka Händla i twórcy „Śląska” – profesora Stanisława Hadyny.

„Śląskie Szmaragdy” są przyznawane corocznie od 2004 roku. Laureatami poprzednich edycji byli: ks. abp Damian Zimoń, prof. Jerzy Buzek, red. Krzysztof Karwat, prof. Ewa Chojecka, ks. abp Alfons Nossol, Jerzy Pilch, prof. Jan Harasimowicz, Adam Małysz, prof. Julian Gembalski, prof. Grażyna B. Szew-czyk, prof. Jan Malicki, Ryszard Gabryś, prof. Dorota Simoni-des, Marcin Tyrna, Kazimierz Kutz, prof. Jan Herma, śp. red. Tadeusz Kijonka, prof. Daniel Kadłubiec, prof. Tadeusz Sławek, prof. Jan Pilarczyk, śp. ks. bp Tadeusz Szurman, Piotr Uszok, ks. bp Paweł Anweiler, prof. Marian Zembala, ks. bp Jan Szarek, Tadeusz Donocik. q

Dawid Wowra

Gratulacje!Nagroda Marszałka w dziedzinie edukacji regionalnej za rok 2017 została przyznana Pani Małgorzacie Łukaszewskiej.

Pani Małgorzata Łukaszewska była konsultantem ds. edukacji regionalnej w Regionalnym Ośrodku Doskonalenia Nauczy-

cieli „WOM” w Katowicach. Koordynowała m.in. działania Klubu Nauczycieli Regionalistów, publikację W kręgu Karola Goduli,

opracowywanie programu edukacji regionalnej.

Serdecznie gratulujemy!

Page 30: Gazeta Związku Górnośląskiegoski ponownie otwiera się na społeczność studencką i młodzież w ogóle. Jeszcze tej jesieni czekają nas ciekawe wydarzenia w Domu Śląskim

30 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAK

„Po naszymu, czyli po śląsku” – jako to sy mnóm było

Witóm Was, moji roztomili lu-deczkowie. Dzisio nóm świyci słóneczko za oknym, liście

furgajóm z drzew i wszystkim się od razu pusy uśmiychajóm, że je tak pieknie na polu. Skyrz tego jakosi mie wziyno na spóminki i uznała żech, że porozprawióm Wóm, jako to było sy mnóm dwanost ro-ków tymu, kie żech wygrała taki szumna-cki kónkurs w Radiju Katowice. A jako to było, tusz poczytejcie.

Była jesiyń i mocka roboty w polu w  moji chałpie rodzinnej, kie ojcowie mieli trziced hektarów. Tusz jo je dziołcha z gospodarki. Po cieszyńsku się to godo: „dziołcha od siedloków”. Ale były też stu-dia, bo żech w tyn czas sztudyrowała w Katowicach. Przebiyrali my z mamóm ziymioki na prziczepie. Jo, siostrziczka i brat. Chrube ziymioki na sprzedani, a drobnica na ważyni babucióm. Strasznie nóm się tam mierzło przi tej robocie i naroz mama prawi:

– Zóndzcie tam kiero do piwnicy, tam je taki stare rozrażóne radijo.

Jo zażynyła chónym, przismyczyłach to radijo i nasztelowa-łach akurat Radijo Katowice. Robota uż nóm szła warciejszy. I naroz słyszymy, że zaproszajóm na kónkórs gwarowy kożdego, kiery poradzi godać po naszymu.

– Posłejcie tam zgłoszyni kiero – prawi mama.– Jo ni! Mie je gańba!– prawi moja siostra. – Kamila je wy-

szczekano, niech tam idzie.– Ja, to mosz recht, dyć óna mo rada mikrofón i wszelejakimi

maściami je mazano. Tusz posyłej zgłoszyni – prawi zaś mama.– Wiysz, wiela jo mom nauki z prawa konstytucyjnego? Jo

tam nikaj nie pójdym, kie czasu ni mom – godóm do nich kapke zafuczano.

I tak mi furt cosi w duszy grało, chodziło po głowie. Biłach się z tymi myślami i naroz żech se to rozważiła. Ja! Jo poślym to zgłoszyni… Cosi tam porzóndzym. Cóżkie bardzo, żech nie wiedziała, co. Odewżiłach te szlabikorze, kie trzeja było jutro je-chać do Katowic i naroz wlazła mama mi do izby na wieczór, bo uż poodbywali z ojcym gowiedź a gadzine.

– Wiysz, dziołcho, możne byś porozprowiała o starce Zofiji i o starziku Francku, jak kiesi u nich na placu była zabijaczka babucia. Dyć ty ani nie wiysz, jako to była kumedyja! – godo mama.

Tusz dobre. I zaczyna mi to wyrzóndzać, jako to było. Jak my zaczyny rozprowiać, tak śmiychu było kupa. A snoci jo je po-dano do tej starki Zofiji, bo żech też je tako energiczno jak óna.

Nadeszoł dziyń eliminacyji. I jo, tako dziołszka z dziedziny, wziynach rugzak z ksiónzkami i rajzyntasze do kierej żech wraziła strój cieszyński po moji starce z rodu Świyżych. Mia-łach procnie wybiglowany kabotek, fortuch i suknie. I wartko wartko żynym na cug do Katowic i rozważujym: „Hmmm, cie-

kawe, jako jo pochledóm tej ulicy Ligónia, kie eszcze móm wykłady”. Ale dycki ojco-wie prawili: Pamiyntej dziołcho, „kóniec jynzyka za przewodnika” – jakbyś się kaj kiedy straciła.

Naszłach to radijo, wpażiłach tam hó-nym. Przewlykłach się roz dwa i poczosa-łach. Uż mi serce prało, kie żech uwidziała tela ludzi. Jedna paniczka dzierżała róża-niec, jakisi panoczek szpacyrowoł z har-mónijóm, a jeszcze inszo baba cosi szkry-fała na kartce. Jo dziepro wtedy żech się dowiedziała, jaki to je wielki kónkurs i kiery to je senator Maria Pańczyk.

– Gdo to je w tej komisji po prawej strónie? – se myślym.

Dziepro żech się dowiedziała, ze same móndre, szkolóne głowy. Prof. Daniel

Kadłubiec, prof. Simonides i publicysta Michał Smolorz. Wszyj-scy im kloskajóm, tusz jo też kloskóm i se myślym naroz tak po cichu: „Cóż jo tu robiym, tako boroczka z dziedziny, jak to je taki wielki konkurs?”. Ale jakosi żech się zebrała w sobie i po-myślałach se o moich starzikach, z kierymi byli my chowani na placu zanim ojcowie się wystawili. Przed oczami furgały mi obrozki mojigo starzika Bolka, kiery uż je pod dornikiym, jak się to godo po cieszyńsku. Starzik był masorzym, a jo za bojtla żech obzajtkowała kole niego przy niejednej zabijaczce babucia i se pomyslałach: „Dyć to mi ni ma cudze! Z szacunku do oj-ców i strarzików żech tu dzisio je!”. I naroz zawołali mie do mi-krofónu. Wysztartowałach. Tak wartko, jak żech zaczyna godać, tak wartko mie zasztopowali. Uż mi się ciepło zrobiło. Prawili, że eliminacje na komentatora sportowego są za godzine i mom godać pomalszy. Wszyjscy się zaczyni śmioć.

„Ja, ja, a mama mi to godała: Mów to pomalszy…” – se po-myslałach. I wiycie, całe żech to energicznie wyrzóndziła.

Za dwa tydnie w niedziele w połednie jedli my obiod całóm familijóm i grało radijo. I ogłoszajóm wyniki…

– Jerónie, dyć Kamila się dostała dali! – godo mama.Ale jako to było z tóm zabijaczkóm babucia i co było niesko-

rzi, to Wóm zaś podrzistóm. Strasznie żech je rada, że mogłach se zas pospóminać, jaki to był piekny czas dwanost roków tymu, kie żech jeszcze była swobodno i taki żech miala przigody.

Teraz się wartko śpiychóm, bo uż je połedni, a trzeja uważić jakisi obiod i poschraniać chałpe. q

Kamila Ptaszyńska-Matloch

Autorka ukończyła prawo na UŚ, jest matką dwóch synów. Urodziła sie i mieszka w Zebrzydowicach. W 2005 roku zajęła II miejsce w kon-kursie organizowanym przez Radio Katowice „Po naszymu, czyli po śląsku”. Od tego momentu jako Wiceślązaczka Roku zajmuje się pro-pagowaniem gwary cieszyńskiej, pisząc teksty czy też występując przed różnoraką publicznością. Chętnie podejmuje sie roli konferansjera podczas wielkich uroczystości. Zawsze występuje w swoim stroju cie-szyńskim.

Hań downi na dziedzinie

Page 31: Gazeta Związku Górnośląskiegoski ponownie otwiera się na społeczność studencką i młodzież w ogóle. Jeszcze tej jesieni czekają nas ciekawe wydarzenia w Domu Śląskim

31www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAKRozmowa „Górnoślązaka”

Język śląski ma dużą szansę na przetrwanieZ Heleną Leśniowską, Prezes Koła Piekary Śląskie Związku Górnośląskiego, laureatką wielu śląskich konkursów, rozmawia Łucja Staniczkowa.

Łucja Staniczkowa: Jest Pani laureatką konkursu „Po naszymu, czyli po śląsku”. Jak czuje się uczestniczka tego konkursu – przed, w trakcie i po nim?

Helena Leśniowska: Do udziału w kon-kursie zgłosiłam się, aby sprawdzić moje kompetencje językowe po namowie przez Leszka Jęczmyka – Ślązaka Roku 2006. Po-trafiłam mówić po śląsku, bo to był mój język domowy. O samym konkursie wiedziałam tylko tyle, że trzeba przygotować autor-ski monolog na dowolny temat. W  czasie przesłuchań okazało się, że to nie wszystko. Trzeba jeszcze było odpowiadać na pytania jury, które stanowili profesorowie językoznawcy i regionaliści, między innymi prof. Jan Miodek, prof. Dorota Simonides, prof. Helena Synowiec, dr Maria Lipok-Bierwiaczonek czy ks. prof. Jerzy Szymik. Byłam z siebie bardzo dumna, gdy za każdym razem (a startowałam w konkursie cztery razy) znalazłam się w gronie półfinalistów wyłonionych spośród 80 czy 100 osób. To jest jedna strona mojego udziału. Inna, nie mniej ważna, to poznanie różnych odmian śląskiej godki i wspaniałych ludzi. Każdy uczestnik konkursu mówi po swojemu, a doskonale się rozumiemy i podobnie czujemy. Teraz, jako ubiegłoroczna fi-nalistka, nie mogę już brać udziału w kolejnej edycji. Wszyscy finaliści, a  jest to już potężna grupa osób, tworzą „Czelodkę – Po naszymu”.

Cóż to za wyjątkowa grupa?Jesteśmy jedną wielką rodziną, której przewodzi pomysło-

dawczyni konkursu, senator Maria Pańczyk-Pozdziej, nazywana przez czelodkowiczów „Mamulką”. O atmosferze panującej w tej wyjątkowej grupie niech świadczy fakt, że są osoby bio-rące udział w konkursie wiele razy, aby zostać finalistą. Rekor-dzistką jest ubiegłoroczna „Ślązaczka Roku” – Teresa Szymoń-ska, która startowała aż 13 razy. Chętnie się spotykamy. Jedną z takich okazji jest kolejna edycja konkursu. Wielu z nas przyje-dzie znowu w listopadzie do Radia Katowice, by posłuchać te-gorocznych monologów.

Tekst Pani wygłaszała w języku? Czy może w gwarze? A może w mowie? Lub w dialekcie śląskim? Które określenie jest najbardziej adekwatne?

Jak wiadomo, nie jestem językoznawcą i trudno mi rozstrzy-gać problem naukowo. Dla mnie ślônsko godka jest językiem regionalnym.

Czy powinno się uczyć śląskiej mowy w szkołach?Moim zdaniem w szkołach powinna być wprowadzona edu-

kacja regionalna jako przedmiot obowiązkowy.Czy Pani – jako pedagog i były dyrektor szkoły – ma kon-

cepcję wprowadzenia takiego przedmiotu?W ramach tych zajęć każdy uczeń poznałby historię, geogra-

fię, przyrodę i kulturę miejsca, w którym żyje. Naukę języka ślą-skiego potraktowałabym jako zajęcia fakultatywne.

Czy śląska mowa ma szanse przetrwa-nia? Co można zrobić, żeby śląska mowa nie zaginęła?

Język śląski ma dużą szansę na przetrwa-nie. Zależy to jednak od wielu czynników. Jednym z nich jest dom rodzinny – to on de-cyduje o tym, czy dzieci będą pielęgnowały mowę swoich dziadków. Następna sprawa to szkoła dająca możliwość nauki języka śląskiego. Wiele do zrobienia w tej sprawie mogą mieć różne instytucje kultury. Warto tutaj wspomnieć, że mimo wszystko od wielu lat podejmowanych jest wiele działań, aby śląska mowa nie zaginęła. Wydawane

są książki pisane po śląsku. Służą temu także różnego rodzaju konkursy godanio po naszymu. Wspomnę tutaj tylko niektóre – Konkurs Gryfny Godki w Piekarach Śląskich, Konkurs „Przi-dom do nos po nieszporach” w Radzionkowie-Rojcy, konkurs organizowany przez Muzeum Górnośląskie w Bytomiu, a także konkursy w Chorzowie, Zabrzu, Mysłowicach, Mikołowie, Ryb-niku i wielu innych miejscach. Wymyślony 25 lat temu przez Związek Górnośląski konkurs „Śląskie Śpiewanie” także prze-cież uczy śląskiej mowy, a  biorą w nim udział tysiące dzieci i młodzieży z terenu całego Górnego Śląska. Jestem optymistką i wierzę, że śląska mowa będzie się miała dobrze. Brakuje mi tylko jednego elementu.

To znaczy?Do tej pory język śląski rozwija się dzięki pasjonatom – zapa-

leńcom. Niezbędne jest uznanie go za język regionalny i finan-sowe wsparcie edukacji regionalnej i nauki języka w szkołach.

Jest Pani także laureatką „Złotego Paszportu Górnoślą-skiego”. Za jakie zasługi otrzymała Pani to wyróżnienie?

Jestem zaskoczona przyznaniem mi „Złotego Paszportu Gór-nośląskiego”. Znalazłam się w gronie znakomitych osób, takich jak prof. Zbigniew Kadłubek, prof. Jolanta Tambor, Marcin Me-lon czy Rafał Adamus. Moje działania są skromne, bardziej lo-kalne. Mogę wymienić konkrety: Konkurs Gryfny Godki, w którym biorą udział dzieci i dorośli z wielu miast Górnego Śląska, lutowe spotkania w Piekarach Śląskich pod hasłem: „Cołki Gôrny Ślônsk cyto po ślônsku” z okazji Międzynarodo-wego Dnia Języka Ojczystego, pisanie tekstów po śląsku do lo-kalnej prasy i opracowanie dwóch książek ze śląskimi tekstami. Można jeszcze zaliczyć fakt wspomnianego już bycia finalistką konkursu „Po naszymu, czyli po śląsku”.

Serdecznie gratuluję Pani zaszczytów i wyróżnień. Je-stem dumna, że Związek Górnośląski ma takich wspania-łych członków. Cieszę się, że Koło Piekary ma taką Panią Pre-zes. Dziękujemy za wszystko. Oczekujemy i życzymy dalszych sukcesów.

Dziękuję.Ja również dziękuję – za rozmowę i Pani wielką robotę dla

naszego Związku i regionu. q

Rozmawiała: Łucja Staniczkowa

Page 32: Gazeta Związku Górnośląskiegoski ponownie otwiera się na społeczność studencką i młodzież w ogóle. Jeszcze tej jesieni czekają nas ciekawe wydarzenia w Domu Śląskim

32 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAK

„Dychomy, dychomy, bo dychać muszymy…”„…bo jak przestanymy, to wykorkujemy!” – tak w znanym ślą-

skim szlagierze śpiewał Mirosław Jędrowski. Ten zabawny ak-cent satyrycznego utworu wcale nie powinien nas uspokajać lub doprowadzać do machnięcia ręką na rzeczywistość, w jakiej przyszło nam żyć. Kiedy słyszę te słowa, to zadaję sobie pytanie: Czy oddychając powietrzem na Śląsku, nie wykorkujemy? Mo-żemy się sprzeczać co do tego, czy ingerencje człowieka w śro-dowisko przyczyniają się do globalnych zmian klimatycznych, podwyższając temperaturę i doprowadzając do topnienia lo-dowców, czy raczej jest to zjawisko niezależne od nas. Wiemy jednak na pewno, że przemysł ciężki w naszym regionie zmienił nasz mały świat, jakim jest Śląsk.

Fakty mówią same za siebie. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) opublikowała raport przestawiający ranking europejskich miast, w którym wyznacznikiem był poziom zanieczyszczenia powietrza. Zgodnie z tą listą, na 50 najbardziej zanieczyszczonych miast Unii Europejskiej aż 33 znajdują się w  Polsce. Co więcej, pośród pierwszych pięciu aż cztery leżą w wojewódz-twie śląskim – Żywiec, Pszczyna, Rybnik, Wodzisław Śląski. Zabrze, Katowice i Gliwice są niewiele dalej, zaś wielu innych miast aglomeracji nie ma w rankingu, ponieważ badania pomiaru zanieczyszczenia powietrza nie były w nich przeprowadzane. Ponadto, lista została zbudowana w oparciu o zawartość w powietrzu pyłu zawieszonego PM 2,5 – uznawanego za najbardziej niebezpieczne z zanieczyszczeń – a przecież w powietrzu na Śląsku znajduje się wiele innych rów-nież szkodliwych substancji, których pomiary WHO nie objęły.

Musimy sobie jednak uświadomić, dlaczego zanieczyszcze-nie powietrza jest aż tak poważną sprawą. Badania potwier-dzają, że smog – który powstaje z powodu zanie-czyszczeń – powoduje nie tylko alergię, astmę, niewydolność oddechową i  przewlekłe zapale-nie płuc, ale przede wszystkim ma także efekt kancerogenny, doprowadzając do nowotworów. To  jednak nie wszystko. Naukowcy potwier-dzają, że negatywne skutki dotykają szczególnie dzieci i osoby starsze, jednak część z nich może być także powodem problemów zdrowotnych kolejnych pokoleń, ponieważ zanieczyszczenia doprowadzają do powstania obciążeń genetycz-nych. To oznacza, że za nasze działania oraz za wpływ na rzeczywistość, w której żyjemy, pono-simy odpowiedzialność nie tylko przed nami sa-mymi i naszymi żyjącymi dzieci, ale także jesz-cze tymi nienarodzonymi wnukami. Ponadto, część uczonych wskazuje, że zanieczyszcze-nie powietrza przekłada się także na nasze co-dzienne bezpieczeństwo. Podobno w efekcie za-chorowania na ołowicę osoba chora jest bardziej skora do zachowywania się agresywnie, co bez-pośrednio wpływa na wzrost przestępczości, a w konsekwencji na nasze bezpieczeństwo.

Uświadomienie sobie poziomu zanieczysz-czenia powietrza na Śląsku, jak również istotno-ści jego konsekwencji, a  także poczucie współ-

odpowiedzialności wobec przyszłych pokoleń powinno skłonić nas do dwóch rzeczy. Po pierwsze: my sami nie po-winniśmy palić w  piecach śmieciami czy paliwami niskiej jakości, jednocześ-nie aktywnie odwodząc od tego naszych bliskich i znajomych. Po drugie, powin-niśmy wywrzeć presję na polityków, aby doprowadzili do zmian systemowych – utworzenia Narodowego Funduszu do Walki z Zanieczyszcze-niem Powietrza. Wiemy już, że samorządy nie są w stanie so-bie z tym poradzić. W aktualnej sytuacji politycznej w Polsce

realne rozwiązanie problemu możliwe jest tylko po-przez podjęcie konkretnych działań przez rząd cen-tralny. Dla regionu, który również cierpi z tego sa-mego powodu, został utworzony Narodowy Fundusz Rewaloryzacji Zabytków Krakowa – czy naprawdę za-bytki ważniejsze są od zdrowia i życia naszego i na-szych dzieci? Co nam po odrestaurowanych kamieni-cach, skoro ich fasady w przeciągu kilku lat znów będą okopcone z powodu zanieczyszczeń powietrza? Nie-zależnie od tego, czy mieszkamy w Katowicach, Sos-

nowcu czy Krakowie, a także od tego, czy głosujemy na tę czy inną partię – wszyscy oddychamy tym samym powietrzem i je-steśmy współodpowiedzialni za jego jakość. Dlatego musimy aktywnie działać na rzecz zmiany. Powinniśmy leczyć chorobę a nie jej objawy – szczególnie, jeżeli jej konsekwencje są tak po-ważne. q

Dawid Wowra

#Okiem młodego Ślązaka

Ryc. Jacek Siegmund

Chopie, ty to ale mosz ruła!

Page 33: Gazeta Związku Górnośląskiegoski ponownie otwiera się na społeczność studencką i młodzież w ogóle. Jeszcze tej jesieni czekają nas ciekawe wydarzenia w Domu Śląskim

33www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAK

Młody Śląsk debatujeUczestniczyłem w kilku rundach Śląskiego Turnieju De-

bat Oksfordzkich w roku szkolnym 2012/2013. Konkurs ten jest w moim odczuciu bardzo dobrym pomysłem. Przygoto-wanie wystąpienia wymaga od uczestników umiejętności syn-tezy oraz dobrego przygotowania merytorycznego argumentów – zarówno za, jak i przeciw postawionej tezie. Jest to niezbędne, gdyż praca tylko nad jednym aspektem jest połowiczna, a im lepiej zostaną poznane potencjalne argumenty strony przeciw-nej, tym łatwiej jest udzielić trafnych odpowiedzi, aby je obalić.

Tematyka regionalna, często dotycząca Śląska i re-gionu, pozwala uczestnikom na uzyskanie nowej wiedzy z zakresu rzadko branego pod uwagę w pro-gramie nauczania, a ważnego z punktu widzenia po-czucia tożsamości i identyfikacji z regionem.

Ponadto uważam, że uczestnictwo w tego typu tur-niejach pozwala rozwijać różnego rodzaju kompe-tencje miękkie, które są bardzo przydatne zarówno uczniom, jak i później dorosłym na rynku pracy. Niewątpliwie ważnym aspektem jest tutaj praktyka wystąpień publicznych, jako że tur-nieje odbywają się przy udziale publiczności. W moim przy-padku z  etapu na etap nabierałem coraz większej pewności siebie przed publicznością i z każdym etapem prezentacja ar-gumentów była coraz bardziej przejrzysta, a i wypowiedzi płyn-niejsze.

Według mnie istotnym aspektem pozostaje kwestia tego, iż strony debaty są losowane, co oznacza, że bardzo często ucz-niowie reprezentują punkt widzenia, który niekoniecznie jest zgodny z ich osobistymi przekonaniami. Jest to pewne utrud-nienie dla uczestników, jednak uważam to za bardzo pozytywną praktykę, ponieważ z jednej strony uczestnicy są mniej zaan-

gażowani emocjonalnie w argumenta-cję, więc bardziej profesjonalni, z dru-giej zaś wymaga to od nich nauczenia się pewnej otwartości oraz oddzielenia swoich osobistych przekonań od tych reprezentowanych przed publicznoś-cią. Myślę, że można to porównać do aktora, który grając, wciela się w kon-

kretną rolę i poniekąd nie jest sobą, gdyż jego wypowiedzi niekoniecznie muszą być zgodne z jego własnymi przekonaniami.

W moim odczuciu taka forma, jak debaty oksfordz-kie, pozwala uczniowi samemu zapoznać się ze źród-łami i rzetelnie poznać i zrozumieć problemy Ślą-ska. Sądzę, że jest to istotny aspekt również dlatego, że według mnie jest to ziemia „trudna”, dla przecięt-nego odbiorcy spoza Śląska kojarząca się z wypad-

kami w kopalniach i przemysłem ciężkim, a przecież wiele się zmieniło i wciąż zmienia również w zakresie postrzegania Ślą-ska poza jego granicami. Warto poznawać specyfikę i bogactwo tego wspaniałego regionu, który jest świetnym przykładem, że edukacja regionalna ma sens i nie jest tylko nauką o folklorze, lecz czymś głębszym.

Podsumowując, zachęcam młodych ludzi do wszelkiej ak-tywności, która pomaga w rozwoju. Uważam, że Turnieje Debat Oksfordzkich są ku temu świetną okazją. q

Wojciech Hanusek

Autor jest absolwentem I Liceum Ogólnokształcącego im. Mikołaja Kopernika w Katowicach oraz Wydziału Studiów Globalnych (Global Stu-dies Institute) Uniwersytetu w Genewie (Szwajcaria).

Górny Śląsk debatuje!

Rozpoczął się IX Śląski Turniej Debat Oksfordzkich. Ini-cjatorem i głównym organizatorem jest Bractwo Oświa-towe Związku Górnośląskiego. Od bieżącej edycji na

podstawie podpisanych porozumień współorganizatorami są: Wydział Filologiczny Uniwersytetu Śląskiego oraz Regionalny Ośrodek Doskonalenia Nauczycieli „WOM” w Katowicach.

Współpraca tych trzech podmiotów rozpoczęła się od nie-zwykle udach warsztatów przygotowujących uczestników do pierwszego etapu rozgrywek. Prof. UE dr hab. Zbigniew Wi-dera omówił temat Metropolia Śląsko-Zagłębiowska to tylko etap do samorządności regionu, prof. dr hab. Aldona Skudrzy-kowa z Zakładu Lingwistyki UŚ w wykładzie na temat Dia-lekty wzbogacają język literacki zaproponowała uczestnikom argumenty za i przeciw tej tezie, natomiast Dawid Wowra, ab-solwent prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego, trener debat par-lamentarnych i uczestnik półfinału Mistrzostw Świata Debat w Salonikach, na przykładzie tezy Technologie odnawialne po-winny wyprzeć górnictwo na Górnym Śląsku przeprowadził szkolenie z techniki debatowania. Czterogodzinne warsztaty napełniły uczestników wiedzą i zapałem do debatowania.

Zespół w składzie: dr Karolina Jędrych (UŚ), Magdalena Paprotny (UŚ), Dawid Wowra (Bractwo Oświatowe ZG), Rafał

Chrzanowski (student UŚ) i dr Łucja Staniczkowa stanowią ze-spół organizujący Śląski Turniej Debat Oksfordzkich.

W IX edycji zaproponowano następujące tezy do debato-wania:

1. Polak, Niemiec – dwa bratanki. Niemcy najlepszym part-nerem strategicznym Polski.

2. Otwartość na innego nie jest cechą Ślązaków.3. Przemysł górniczy na Śląsku należy zlikwidować.4. Dialekty wzbogacają język literacki.5. Społeczność lokalna ma wyłączne prawo do wyboru po-

staci historycznych, które zamierza uhonorować.6. Śląski design powinien czerpać z industrialnej tradycji re-

gionu.7. W szkole powinny być lekcje śląskiej mowy.8. Metropolia Śląsko-Zagłębiowska to tylko jeden z etapów

do samorządności regionu.9. Każda wielka idea na początku jest bluźnierstwem.10. Flagi państw i regionów są fałszywymi bogami.11. Energia odnawialna powinna wyprzeć górnictwo

na Górnym Śląsku.12. Zamiast Katowic to Bytom powinien zostać siedzibą

Metropolii Śląsko-Zagłębiowskiej.

O G Ł O S Z E N I E W Ł A S N E W Y D A W C Y

Page 34: Gazeta Związku Górnośląskiegoski ponownie otwiera się na społeczność studencką i młodzież w ogóle. Jeszcze tej jesieni czekają nas ciekawe wydarzenia w Domu Śląskim

34 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAK

Mauzoleum rodziny Emila Beckera w Maciejowej (dzielnica Jeleniej Góry), milionera z Berlina, który wyremontował pałac, założył park i wybudował wieżę widokową. Fot. Ze zbiorów Autorki

Dolnośląskie nekropolie i mazuzolea„Czy widziałeś, jak w smutny jesienny wieczór opadają umarłe liście? Tak samo każdego dnia

dusze ludzkie ulatują ku wieczności. Pewnego dnia i ty staniesz się takim opadłym liściem”. (św. Josemaria Escriva)

Otwarte groby, w których widać porozrzucane kości, kompletnie zdewastowane mauzolea, kościoły – wysy-piska śmieci. Oto obraz dolnośląskich nekropolii. Naj-

częściej tych ewangelickich, na których zostali pochowani tam-tejsi mieszkańcy przed 1945 rokiem.

Byłam świadkiem wszystkich przytoczonych poniżej roz-mów, wszystkie makabryczne obrazy dewastacji i  ludzkiego zwyrodnienia widziałam na własne oczy. Ten artykuł to plon kilkuletnich podróży Ślōnskij Ferajny po Dolnym Śląsku, w cza-sie których staramy się doprowadzić do porządku cmentarze. Zwykle na jedną nekropolię przeznaczamy godzinę i wykonu-jemy najbardziej niezbędne prace – grabimy liście i trawę, wy-cinamy krzaki. Na każdym grobie zapalamy świeczkę. Chcemy przywrócić pamięć o pochowanych tam ludziach, ale też pró-bujemy zrozumieć motywy ludzkiego postępowania. Jest nas niewielu, zwykle w akcji bierze udział 8-10 osób. Gdyby jednak było takich grup znacznie więcej i każda co roku posprzątałaby

chociaż jeden cmentarz, to przygnę-biający obraz dolnośląskich nekropo-lii zacząłby się powoli zmieniać. Nasza tegoroczna akcja nosiła nazwę „Sprzą-tamy 500 grobów na 500 lat Reforma-cji”, ale tak naprawdę co roku staramy się zadbać o kilkaset miejsc pochówków, niezależnie od przypa-dającej rocznicy.

Od dwóch lat patronat nad naszymi wyjazdami sprawuje Europoseł Marek Plura, w imieniu którego w tym roku złożyliśmy kwiaty i zapaliliśmy znicze na kilku cmentarzach.

Miłków – kościół z gruzem i telewizoremSmukła wieża kościelna w Miłkowie jest widoczna już z da-

leka. W zasadzie stanowi dominantę krajobrazu tej niewielkiej wsi leżącej w przepięknej Kotlinie Jeleniogórskiej. Świątynia ewangelicka powstała w 1755 roku, a w 1863 roku dobudowano

Reportaż

Page 35: Gazeta Związku Górnośląskiegoski ponownie otwiera się na społeczność studencką i młodzież w ogóle. Jeszcze tej jesieni czekają nas ciekawe wydarzenia w Domu Śląskim

35www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAKdo niej okazałą wieżę. Wokół znajduje się cmentarz. Kiedyś – ewangelicki, dzisiaj – katolicki. Kościół zaczął szybko popadać w ruinę po 1945 roku. Obecnie zachowały się tylko mury ze-wnętrzne.

O dawnych mieszkańcach przypominają jedynie nieliczne groby znajdujące się pod jedną ze ścian i lapidarium składające się z kilkudziesięciu płyt nagrobnych. Większość pochodzi z lat 20. i 30. XX wieku. Są niekompletne – brakuje zdobień, widać, że krzyże lub inne elementy, które można było jeszcze wyko-rzystać, zostały wyrwane. Gdzieniegdzie walają się śmieci – wy-palone znicze, papierki i folie, a przecież kilkadziesiąt metrów dalej znajduje się cmentarne wysypisko. Napisy są niewyraźne, niektóre z nich już całkowicie starte przez czas, zdłutowane przez ludzi. Z nielicznych tablic odczytujemy imiona i nazwi-ska dawnych mieszkańców, daty ich urodzin i śmierci, a czasami profesje. Tak jak w przypadku Arthura Bretschneidera – archi-tekta, który zmarł w 1931 roku, mając zaledwie 49 lat. Ukochana mama i babcia Christine Helle zmarła w latach 20. A Hans Sei-del był malarzem i akwaforcistą.

Zachowane groby znajdujące się pod ścianą to przejmujący obraz. Są pootwierane, w środku śmieci, butelki. Wszystko to, co nie jest już potrzebne żyjącym. Ale prawdziwy szok to wnę-trze dawnego kościoła ewangelickiego. Tysiące samosiejek, sterta śmieci, butelki po piwie i mocniejszych alkoholach, gruz, sienniki, a nawet stary telewizor. Gdy wychodziliśmy z cmen-tarza, natknęliśmy się na kobietę w średnim wieku sprzątającą groby swoich bliskich. Zadaliśmy jej z pozoru absurdalne pyta-nie, na które spodziewaliśmy się jednoznacznej, negatywnej od-powiedzi, może nawet z pewną dozą oburzenia:

– Dzień dobry. Czy mogę tu przywieźć gruz, bo nie mam co z nim zrobić? Dwie wywrotki.

– To musi się pan zapytać – odpowiedziała.Kogo się zapytać i o co? O możliwość zbezczeszczenia daw-

nego kościoła?

Brzeg Dolny – ekstrementy w miejscu wiecznego spoczynku

Nietrudno dotrzeć do mauzoleum Karla Georga von Hoyma (1739-1807) – pruskiego ministra ds. Śląska, a przede wszyst-kim jednego z inicjatorów jego uprzemysłowienia i rozwoju – w Brzegu Dolnym. Prowadzi do niego główna aleja w przy-pałacowym parku, a zarys szarego, zniszczonego i „ozdobio-nego” napisami budynku widać już z daleka. Wokół porozrzu-cane nagrobki, butelki po piwie, papiery, papiery… Zewnętrzne i wewnętrzne ściany mauzoleum opisane idiotycznymi hasłami, w stylu: „Człowiek rodzi się mądry, to szkoła go ogłupia”, wy-znania miłości czy podpis „Rokita” (raczej nie chodzi o jednego z bardziej znanych kilka lat temu polskich polityków). Wejście do niszy, w której miejsce wiecznego spoczynku miał znaleźć Karl Georg von Hoym i jego najbliższa rodzina (m.in. ukochana córka ministra – Antonina von Maltzan, zmarła w 1799 roku), jest odsunięte. Bez problemu można wejść do środka. Gdzie-niegdzie… ludzkie odchody. Niedaleko na ławeczce siedzi star-szy mężczyzna. Wie, że to mauzoleum jakiegoś Niemca, właści-ciela Brzegu Dolnego, nazwiska nie pamięta. A kto ponosi winę za dewastację obiektu? Jego odpowiedź jest jednoznaczna: Ko-muniści! To oni również ponoszą winę za… świeże ludzkie od-chody?

Mauzoleum zaprojektował znakomity berliński architekt Friedrich Gilly. Jest to najwybitniejsze klasycystyczne dzieło tego typu na Śląsku. Raczej należy już użyć czasu przeszłego –

było. Z kolei architekt Carl Gotthard Langhans (znany przede wszystkim jako projektant Bramy Brandenburskiej w Berlinie) to autor założeń parkowych. W 2015 roku niszczejący zabytek miał zostać odrestaurowany przez Stowarzyszenie Architektów Niemieckich, które, niestety, wycofało się z remontu. Nie wia-domo, jaki będzie dalszy los mauzoleum.

Trumna jako sankiMauzoleum Emila Beckera w Maciejowej, dzielnicy Jeleniej

Góry, odwiedziliśmy w niedzielne popołudnie, kiedy szalał or-kan „Grzegorz”. Na drodze leżało ogromne drzewo wyrwane z korzeniami. Na szczęście wichura uderzyła w to miejsce kilka godzin przed naszym przybyciem, a drzewo nie spadło na mau-zoleum, bo w zetknięciu z nim zabytkowy obiekt nie miałby żadnych szans. Emil Becker, właściciel fabryk dywanów w Ber-linie, tajny radca handlowy, był bardzo szanowny przez miesz-kańców wsi. Wspierał sieroty i biednych, założył i umunduro-wał straż pożarną.

Brama do mauzoleum jest od jakiegoś czasu otwarta. Widać, że ktoś wyrwał kłódkę. Wchodzących do środka wita wielki po-twór. Pierwsza myśl, jaka przyszła nam do głowy – rekwizyt na Halloween.

– Nie, nie – rozwiał nasze wątpliwości mężczyzna w grubej, zimowej czapce, który wyszedł zobaczyć zniszczenia w parko-wym drzewostanie po przejściu wichury. – W ubiegłym roku kręcili tutaj horror. Rekwizyt po filmowcach pozostał. Zresztą jakiś czas temu ktoś zniszczył bramę i uszkodził potwora.

Oczywiście wyraziliśmy naszą negatywną opinię na temat trzymania straszydła w mauzoleum – w miejscu pochówku, w miejscu świętym, w którym w dolnej części znajdują się jesz-cze dwie trumny.

– Mnie się to też nie podoba, jak wiele innych rzeczy – zgo-dził się z nami mieszkaniec Maciejowej. – U was, na Górnym Śląsku, nie było takich zniszczeń jak tu, na Dolnym. Ludzie, którzy przybyli na tzw. Ziemie Odzyskane, nie mieli poczu-cia przywiązania do tutejszej historii i tradycji. Zresztą trakto-wali przesiedlenie jako stan tymczasowy. Ciągle liczyli na po-wrót na wschód. Spotkałem się nawet z taką opinią, że trzeba to wszystko zniszczyć, bo Niemcy i tak tutaj wrócą. Wy nie wiecie, co się tutaj działo…

Słyszeliśmy już różne opowieści. O tym, jak zwłoki Blanki de Paivo (pierwsza żona Guido von Donnersmarcka) stały przez kilka dni przy świerklanieckim mauzoleum. O tym, że ze zmumifikowanymi szczątkami Johanny Godulla von Schom-berg-Schaffgotsch w Kopicach tańczono, a potem wrzucono do stawu. O tym, że Gebharda Leberechta von Blűcher – do-wódcę armii pruskiej w czasach wojen napoleońskich – wyciąg-nięto z mauzoleum w Krobielowicach, a potem rozjechano. Jed-nak opowieść mieszkańca Maciejowej dotyczyła czasów nie tak znowu odległych i co gorsza aktu profanacji nie dokonali żoł-nierze radzieccy, pałający wojenną zemstą. Otóż w latach 80. XX wieku dzieci urządziły sobie zawody saneczkarskie wykorzystu-jąc… trumny z mauzoleum Beckera. Zresztą w 1990 roku zo-stała uszkodzona naturalnej wielkości figura Chrystusa, którą pięć lat później przeniesiono do kościoła.

Bukowiec, Jodłowiec, KobylnikiNa cmentarzu w Bukowcu (miejscowość należała do Friedri-

cha von Reden) spoczywa mały Willi. Zmarł w kwietniu 1923 roku, mając zaledwie 3 miesiące i 17 dni. Nosił niemieckie na-zwisko, więc na pewno był… faszystą. Dzisiaj nikt o nim nie pa-

Page 36: Gazeta Związku Górnośląskiegoski ponownie otwiera się na społeczność studencką i młodzież w ogóle. Jeszcze tej jesieni czekają nas ciekawe wydarzenia w Domu Śląskim

36 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAK

Polecamy

mięta. A może lepiej by było, gdyby pamięć o nim i o innych pochowanych na tym cmentarzu mieszkańcach Bukowca rze-czywiście została wymazana z ludzkiej świadomości? Z miej-scem pochówku Willego sąsiaduje grobowiec. Nie wiadomo, kto w nim leży. Nie ma krzyża, tablicy – kompletna pustka. Lu-dzie jednak „pamiętają” o tym nieznanym zmarłym… Ktoś po-wrzucał do środka stare, plastikowe doniczki i wypalone znicze. Odległość od najbliższych grobów do grobowca jest taka sama, jak odległość do cmentarnego śmietnika. Ktoś zadał sobie trud wdrapania się na wzniesienie i przedzierania przez zarośla.

Tak samo jak o Bukowcu moglibyśmy opowiedzieć o ty-siącach dolnośląskich wsi, miasteczek i miast. Takie obrazki spotkaliśmy w Jodłowicach, Kobylnikach, Szklarskiej Porębie, Świdnicy i Chełmsku Śląskim. W tej ostatniej miejscowości zdewastowany cmentarz znajduje się prawie w środku wsi. Stał się miejscem, przez które codziennie przechodzi stado krów. Gdy zapytaliśmy przyglądającego się nam mieszkańca, dla-czego zwierzęta właśnie tędy przechodzą, z rozbrajającą szcze-rością odpowiedział, że… same się nauczyły. Ale ktoś im na to pozwolił, by deptały groby zmarłych ewangelików z Chełmska Śląskiego!

Nowice – jedyny dobry przykładJózefa Rainsza po raz pierwszy spotkaliśmy kilka miesięcy

temu. Znaleźliśmy w Internecie informację, że w maleńkiej wsi Nowice w powiecie świdnickim mieszka człowiek, który sam opiekuje się starą, ewangelicką nekropolią. Trafiliśmy na niego niedaleko cmentarza. Wracał z codziennego obchodu z dwoma pieskami. Pokazał nam miejsce spoczynku dawnych mieszkań-ców wsi Neudorf, a przy okazji opowiedział dzieje swojej ro-dziny. Jego matka pochodziła z Rudy Śląskiej, ojciec mieszkał w Neudorf. Pobrali się w 1936 roku. Dzisiaj spoczywają na tam-tejszym cmentarzu. Pan Józef od 9 lat dba o tę nekropolię.

– Wszystko było zarośnięte – mówi. – Tu był las. Poustawia-łem wszystkie pomniki. Może sobie pani wyobrazić, ile to było

roboty. Poskładałem te wszystkie tablice z maleńkich kawałków. Nie mieszkam tutaj, ale przyjeżdżam codziennie, bo został mi dom po matce z psinami. Codziennie też przychodzę na cmen-tarz, żeby coś posprzątać, ułożyć.

330 zadbanych nagrobków robi wrażenie. Na każdym stoi znicz i kwiatki. Pan Józef pokazuje jeden z małych grobów: – Tu leży moja siostra. Zmarła w tym samym dniu, w którym ja się urodziłem. Przyszedłem na świat o godz. 9.00, a ona ode-szła o 11.00.

Pan Józef sam dba o całą nekropolię.– Za swoje pieniądze po trochu, po trochu doprowadzam go

do porządku. Planuję postawić ogrodzenie. Nie zachowały się żadne dokumenty, plany dotyczące cmentarza. Muszę skontak-tować się z Kościołem Pokoju w Świdnicy, może oni coś wiedzą.

Niestety większość dolnośląskich nekropolii nie jest już do uratowania. Za kilka, kilkanaście lat ziemski ślad bytności daw-nych mieszkańców tego regionu przestanie istnieć, ale powinni-śmy starać się ocalić te, które jeszcze nie zostały do końca zde-wastowane. Pamiętajmy jednak, że czas biegnie nieubłaganie i działa na ich niekorzyść, a aktów wandalizmu jest coraz więcej.

Może wzorem dla niemieckich władz powinny być działa-nia red. Grażyny Orłowskiej-Sondej z TV Wrocław? Dzienni-karka – od kilku już lat – jest organizatorką zakrojonej na sze-roką skalę akcji „Mogiłę pradziada ocal od zapomnienia”. Co roku na Ukrainę wyjeżdżają setki polskich gimnazjalistów, ucz-niów szkół średnich i studentów, by porządkować groby swoich przodków. Dzieci i młodzież organizują również zbiórkę pienię-dzy na ten cel. Symboliczna złotówka umożliwia im zakup kwia-tów i zniczy. Zebrano ponad 100 tys. nazwisk i inskrypcji cmen-tarnych. Prawdziwa kopalnia wiedzy dla ludzi poszukujących mogił swoich najbliższych.

A może są jeszcze jakieś inne drogi ratowania dolnośląskich nekropolii? q

Mirella Dąbek

O edukacji regionalnej nigdy dośćNajnowszy – już 18! – numer wydawanego przez Regionalny

Instytut Kultury w Katowicach kwartalnika „Fabryka Silesia” po-święcony jest w całości edukacji regionalnej.

Wydawać by się mogło, że na ten temat napisano i przeczytano już wszystko. Redaktor Karwat i doborowa plejada autorów udo-wadniają jednak, że chociaż może jest w tym ziarnko prawdy, bo w śląskim środowisku temat naprawdę zdaje się być „omówiony”, to jednak wiele zależy od spo-sobu patrzenia na zagadnienie. Co prawda pew-nym minusem jest wrażenie, iż wszyscy autorzy są bezwzględnymi zwolennikami wprowadze-nia edukacji regionalnej, co tworzy w czytelniku z grupy czytających od deski do deski wrażenie nieustannego brodzenia w jednej i tej samej wo-dzie, lecz to raczej kwestia tego, że z aksjoma-tami nie powinno się dyskutować.

Czytelników „Górnoślązaka” na pewno ucie-szy ponowna obecność na łamach „Fabryki Silesii” dra Krystiana Węgrzynka, znanego z  comiesięcznych kulturalnych recenzji w  na-szym piśmie, a także częstych gości i przyja-ciół Związku Górnośląskiego: prof. Zbigniewa

Kadłubka, prof. Małgorzaty Myśliwiec czy dr Karoliny Pospiszil. Z kolei Marcin Melon gości w najnowszej „Fabryce…” od drugiej strony – warto przeczytać dłuższy materiał o nim autorstwa Wal-demara Szymczyka. Oczywiście nie mogło zabraknąć także Jerzego Gorzelika i innych śląskich osobistości. Całości dopełniają trady-cyjne, trafiające w punkt felietony „fabrycznej” Trójcy (Triady?):

red. Karwata, prof. Kadłubka i Ingmara Villqi-sta. Naprawdę warto!

Nowy numer kwartalnika nabyć można – jak zawsze – w sieciach prasowych oraz w empiku, a także w siedzibie Instytutu (od jesieni na ul. Teatralnej 4 w Katowicach) lub poprzez e-sklep na stronie internetowej www.fabrykasilesia.pl. Ten ostatni sposób polecam najbardziej, bo do końca grudnia można w nim nabyć archiwalne numery z 20- i 30-proc. rabatami. Promocja do-tyczy także innych wydawnictw i produktów, np. rewelacyjnej gry „Przemysłowy Magnat” (95 zł zamiast 119 zł!) czy pomarańczowych, indu-strialnych gadżetów ze Szlaku Zabytków Tech-niki. q

Dominika Kraus

Page 37: Gazeta Związku Górnośląskiegoski ponownie otwiera się na społeczność studencką i młodzież w ogóle. Jeszcze tej jesieni czekają nas ciekawe wydarzenia w Domu Śląskim

37www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAKKultura

Dziedzictwo

Zastanawiałem się niedawno, dokładnie wtedy, gdy oglą-dałem monodram Mianujom mie Hanka, czy los Matki Górnoślązaczki, tej, którą przygniotły nieszczęścia

XX wieku, różni się od losu innych matek, które naznaczyła ta sama epoka – i doszedłem do wniosku, że… matka jest tylko jedna. Oczywiście bagaż doświadczeń jest różny, ale ostatecznie los sprowadza się do uniwersalnego łańcucha tragedii: opłaki-wanie męża, który zginął na froncie, heroiczne prowadzenie go-spodarstwa w czasie głodu, przeżywanie śmierci swoich dzieci. Okresem nieustannie wybieranym przez rodzimych artystów do zbudowania takiej przejmującej opowieści są czasy II wojny światowej i nastającej po niej nowy, komunistyczny „porządek”. Jest więc i niemiecka powieść Kolji Mensinga, i czeska epopeja Oty Filipa czy polskie narracje Szczepana Twardocha – by wy-mienić tylko tych kilka z brzegu. Widać ciągle tych dziejów, ograniczeni rozmaitymi cenzurami, nie przepracowaliśmy.

Fakt, iż powieść Evy Trvdej wpisuje się w ten kontekst, nie sprawia, że opowiadana historia jawi się jako wtórna i sche-matyczna, lecz – znajoma i niezwykła. Uczucie to narasta wraz z  zagłębianiem się w  opis Kraiku Hulczyńskiego; to świat przecież nieodległy, a jednak niedostatecz-nie opisany, pamiętając przy tym, że przecież z tamtejszych Bolatic po-chodzi sam August Scholtis!

Prajzacy, bo tak Czesi nazywali niemieckojęzycznych mieszkańców pruskiego Górnego Śląska, w  od-różnieniu od Cisaraków, z części austriackiej, opisywani są w Dzie-dzictwie zdecydowanie z kobiecej perspektywy, a ściśle rzecz ujmu-jąc: poprzez losy Agnes, Hedy, Leny, Gertrudy, Edeltraudy, Żanety, Trudi, Elzy, Marichen i Agaty. Inaczej niż w tradycyjnym epickim fresku, wiel-kie wydarzenia Historii są na dru-gim, trzecim planie, na pierwszy zaś wysunięte zostaje Samo Życie – nie wkraczamy na pole bitwy, a na pole uprawne – to przecież właściwe miej-sce dla robienia kultury. Tu rytm ży-cia wyznaczają pory roku i religijne obrzędy, a jego smak znaczą: zapach palonej kawy czy rozgryzanego so-czystego jabłka; bo przecież „poranna melta pachnie starą cha-łupą”, a „poezją” jest „rwanie owoców, woń dojrzałego zboża, ro-bienie zapraw na zimę” – a to dlatego, bo „na więcej nie starczało czasu”. Najważniejsza jest oczywiście Ta Wieczerza; to jej wspo-mnienie wraca po latach, szczególnie wtedy, gdy wiąże się z in-nymi przeżyciami: „Wigilia pachniała ciastami i rybą. Ściem-niało się. Na dworze padał śnieg i wiał wiatr, ale w domu było ciepło. Agnes przygotowywała świąteczny stół i myślała o tym, jak bardzo jest szczęśliwa. Dziecko w niej rosło. Czuła jego ru-chy, a to dodawało jej sił. […] Agnes miała wrażenie, że jej los

się odmienił. Życie zaczynało wyglądać tak, jak sobie wyob-rażała, że ma wyglą-dać”.

Pomiędzy Wy-obrażeniem a Ży-ciem staje zatem coś jeszcze – Los, uosa-biany przez wiesz-czkę Hanę. To do niej trafiają nawet najpobożniejsze ko-biety z prośbą o po-stawienie wróżby, to tylko ona zna przerażającą przyszłość zagubionych kobiet, za-chowuje się więc jak antyczna Pytia: „Nikomu nie powiedziała całej prawdy, mówiła tylko tyle, ile było konieczne. Ale nie mo-gła kłamać ani przerobić kart”. Ujawnia więc tylko niektóre og-

niwa łańcucha, tylko część nici, którą snują niewzruszone Parki.

Podstawowa narracja Dziedzictwa – historia Agnes – wydaje się być wierną realizacją zasady Kirche – Kü-che – Kinder, ale oglądana od strony współczesnej nam wnuczki Agaty staje się właśnie nowo odkrywanym dziedzictwem wielobarwnego Ślą-ska, małej i wielkiej historii, w której ostatecznie liczy się człowiek. Ileż tu dyskretnych, ale i czytelnych symboli – z tym najważniejszym, ze skrzynią na strychu, w której schowany jest wojskowy płaszcz dziadka z Weh-rmachtu. Agata, wnuczka Agnes, do-staje w spadku po babce gospodar-stwo, złoty krzyżyk z łańcuszkiem i właśnie tyn kofer: „Odwróciła się od okna i uderzyła się o wielką skrzynię. Najpierw rozłościł ją ból goleni, po-tem zechciała otworzyć skrzynię. Już sięgała do zamka, ale zrezygnowała w ostatniej chwili. Wystraszyła się. Była sama w opuszczonym domu, na nieoświetlonym strychu, za oknami

wieczór. W skrzyni mogło być cokolwiek”.Czy dzisiaj otwarcie tej skrzyni wymaga od nas gestu dobrej

woli? Wysiłku? Odwagi? Takie pytania wyczytuję z finałowej sceny i obiecuję sobie, że jeszcze raz przestudiuję rodzinne ta-jemnice. Nigdy dosyć szukania odpowiedzi na pytanie, kim je-stem. q

Krystian Węgrzynek

Eva Tvrda, Dziedzictwo, tłum. Karolina Pospiszil, Wydawnictwo Silesia Progress, Kotórz Mały 2016.

Page 38: Gazeta Związku Górnośląskiegoski ponownie otwiera się na społeczność studencką i młodzież w ogóle. Jeszcze tej jesieni czekają nas ciekawe wydarzenia w Domu Śląskim

38 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAK

Co to jest wdzięczność?Pozwolą Państwo, że dziś na przykładzie własnym

(nie chcesz – nie czytaj i ostrzeż innych).Babcia – nie zwracaliśmy się do Niej ani „oma”,

ani „starka”, bo mimo śląskich korzeni od pokoleń, całe życie przepracowała z koleżankami z Będzina, Czeladzi i Dąbrowy na Wilhelminie i szopienickich magazynach, więc i obyczaje językowe nie były u nas ściśle śląskie – dzień w dzień, rano w rano wsta-wała „wczas” i przychodziła nas (mnie zwłaszcza, choć moje dwie siostry także do rannych ptaszków nie należały) dobudzać, podać nam śniadanie, wyprawić do szkoły. Pamięć się zaciera, ale wiem, że nieraz przychodziła z  przewiązanym chustką czołem – im starsza była, tym częściej – bo to pewnie ciśnienie. A jednak nie rozumiałem jej troski. Nie zrozumcie mnie źle – cieszyłem się, że przychodzi, bo dzięki temu skończy-łem jakąkolwiek szkołę – ale po prostu nie rozumiałem. Mimo otwarcia się na potrzeby innych – nie rozumiałem. Było mi to na rękę, ale nie dziękowałem za to. Nie dało się być wdzięcznym – lub tak to sobie tłumaczyłem – za codzienność, zwyczajność. Łatwo jest być wdzięcznym za uratowanie życia, podobno też ła-twiej oddać za kogoś życie niż spalać się dla niego na co dzień. A jednak – na zwyczajności opiera się życie.

Wdzięczność często przychodzi po latach. Być może naby-cie mądrości wymaga czasu. Jeżeli wierzę w świętych obcowa-

nie, to może łatwiej się z tym pogodzić, bo przecież zmarli widzą i słyszą, tylko inaczej od nas, lepiej. Sły-szą i widzą wdzięczność – tę bez słowa, bez czynu, jedynie w cichości serca. Lecz gdy się nie wierzy w te wszystkie zmartwychwstania, świętych obcowania, całą wlewaną przez chrześcijaństwo nadzieję – ra-chunek krzywd wyrządzonych innym może skutecz-nie odebrać chęć jakiegokolwiek życia, także tego doczesnego.

Mam 31 lat. To znaczy, że od 13 lat jestem już pełnoletni. Je-żeli masz 50 lat, to od 32; a jeżeli 22 lata, to dopiero od 4. Każdy rok to 365 dni, z co cztery lata odchyleniem o 1 dzień więcej. Mnożąc 365 przez 4 i dodając 1, już otrzymamy zawrotną sumę 1461 dni. Nie policzymy, ile nam zostaje; zliczyć da się tylko to, co było. A więc choćby te 1461 dni, lub moje 4749 dni. Tyle było szans na bycie wdzięcznym i na zasłużenie sobie na wdzięcz-ność innych.

Aż wstyd / żal tych zmarnowanych dni. I choć wdzięczność rozumie się dopiero wtedy, gdy inni, miast ją okazać, podkła-dają nogi lub po prostu trwają w błogiej obojętności, czekając na spektakularny upadek, niczego to nie zmienia. Po prostu trudno jest ze sobą wytrzymać. Ze sobą samym, rzecz jasna. q

Krzysztof Kraus

Emma

Larmo

Dąb i trzcinaLa Fontaine opowiada taką bajkę:Dąb użalał się nad losem trzciny:– Ciężkie masz życie, trzcino… Rośniesz na bagnach, między

wodą i lądem, wiatry wiejące od strony wody i lądu przyginają twoją łodygę; kiedy usiądzie na tobie ptak, z trudem utrzymu-jesz jego ciężar. Nie zazdroszczę ci twojego losu.

– To wszystko prawda – powiedziała trzcina. – Żyję na nie-pewnym gruncie między wodą i lądem. Dlatego nie mogę mieć mocnego pnia ani rozłożystych konarów, jak ty. Wiatry chwieją moją łodygę w różne strony. Ale zauważ, nigdy mnie nie złamią.

Wtem nadeszła straszna burza. Dumny dąb stawiał opór wia-trowi, ufny w swoją siłę zapierał się całym sobą. Ale wiatr był sil-niejszy, wyrwał drzewo z korzeniami. A kiedy się uspokoił, dąb leżał powalony, a trzcina powoli się prostowała.

Przechwałki dębu były przedwczesne.

Morał z tej bajki może być różny. Pozory mylą. Nie zawsze ten, którego postrzegaliśmy jako

mocnego, takim jest istotnie. Można też wysnuć wniosek, że w czasach przesileń „przetrwa nie ten, który uważa się za najsil-niejszego, ale ten, który umie się przystosować”.

Ludzie żyjący na pograniczu, chcąc przetrwać, muszą wyka-zać zdolność przystosowania. Są najmocniej narażeni na wia-try historii wiejące coraz to z innej strony. Mogą przyginać ich do ziemi, ale ich nie złamią. I po każdej burzy dziejowej będą się prostować, podczas gdy bohaterowie będą leżeć martwi.

Bajka ta nie jest jednak pochwałą koniunkturalizmu, zwra-cania się zawsze w stronę, skąd wieje silniejszy wiatr. Bajka ta mówi o ludziach, których doświadczenie historyczne nauczyło sztuki przetrwania. q

Emma

Chcesz otrzymywać „Górnoślązaka” prosto do domu? Napisz do nas, a skontaktujemy się z Tobą:

[email protected]

O G Ł O S Z E N I E W Ł A S N E W Y D A W C Y

Page 39: Gazeta Związku Górnośląskiegoski ponownie otwiera się na społeczność studencką i młodzież w ogóle. Jeszcze tej jesieni czekają nas ciekawe wydarzenia w Domu Śląskim

Moja Dzielnica nie jest mi obojętna!

W kolejnej edycji konkursu plastycznego dla najmłod-szych nagrodziliśmy 8 autorów z Dębu. Pośród przedszkolaków kolejne miejsca zajęli: Patryk Krzy-

żaniak, Hanna Szczęsny i Izabela Gonera. Wyróżnienie otrzy-mała Alicja Wójcik. Wśród uczniów klas I-III szkoły podsta-

wowej najlepsze okazały się prace: Wiktorii Tchórz, Julii Kopiec i Julii Dziwińskiej. Wyróżnieniem nagrodzono Alicję Ottenbur-ger.

Zwycięzcom gratulujemy, a wybrane prace części z nich pub-likujemy poniżej. q

Rys. Patryk Krzyżaniak Rys. Wiktoria Tchórz

Rys. Hanna Szczęsny Rys. Julia Kopiec

Rys. Izabela Gonera Rys. Julia Dziwińska

Page 40: Gazeta Związku Górnośląskiegoski ponownie otwiera się na społeczność studencką i młodzież w ogóle. Jeszcze tej jesieni czekają nas ciekawe wydarzenia w Domu Śląskim

DRUK OFFSETOWYwww.tolek.com.pl

DRUK CYFROWYwww.cyfratolek.com.pl

• Pełnokolorowy druk arkuszowy w formacie maksymalnym B1+

• Druk na podłożach papierowych w zakresie gramatur 70g do 350g

• Oprawy zeszytowe, klejone PUR

• Szeroka gama uszlachetnień (folia, lakier UV)

Najniższe ceny! Najwyższa jakość! Najkrótsze terminy!

Nie czekaj! ZADZWOŃ DO NAS!tel. 32 32 62 095

ul. Żwirki i Wigury 1, 43-190 Mikołów

KALKULATOR CEN CYFRA

Policz sam ile zapłacisz!• wizytówki • zeszyty szyte • książki • katalogi • ulotki

R E K L A M A