42
* Georges Sorel Rozważania o przemocy przełożył Marek J. Mosakowski Wydawnictwo Krytyki Politycznej WARSZAWA 2014

Georges Sorel, "Rozwazania o przemocy", rozdz. 1 i 2

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Pierwsze dwa rozdziały klasycznej książki Georges'a Sorela "Rozważania o przemocy", wydanej przez Wydawnictwo Krytyki Politycznej.

Citation preview

*Georges Sorel

Rozważania o przemocyprzełożył Marek J. Mosakowski

Wydawnictwo Krytyki PolitycznejWarSzaWa 2014

Georges Sorel, Rozważania o przemocyWarszawa 2014

Tytuł oryginału: Réflexions sur la violence

Copyright © for this edition by Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2014

Wydanie pierwsze

ISBN 978-83-63855-85-7

Wydawnictwo Krytyki PolitycznejSeria Idee * 46

*rOzDzIaŁ I

Walka klasowa i przemoc

I. – Walka ugrupowań biednych z ugrupowaniami bogatych. – Sprzeciw demokracji wobec podziałów klasowych. – Sposoby kupowania pokoju społecznego. – Duch korporacyjnyII. – złudzenia dotyczące zaniku przemocy. – Mechanizm poro-zumień i wsparcie, jakiego udzielają one strajkującym. – Wpływ strachu na ustawodawstwo społeczne i jego konsekwencje

Wszyscy narzekają na to, że dyskusje dotyczące socjalizmu są z reguły wy-jątkowo nieprzejrzyste. Nieprzejrzystość ta w znacznej mierze wiąże się z faktem, że dzisiejsi pisarze socjalistyczni używają terminologii, która, ogólnie mówiąc, nie pokrywa się już z ich koncepcjami. Najbardziej znani z ludzi, którzy tytułują się r e f o r m i s t a m i, nie chcą sprawiać wraże-nia, że rezygnują z pewnych zwrotów, które przez długi czas służyły za etykiety charakteryzujące literaturę socjalistyczną. Kiedy Bernstein, do-strzegając olbrzymią sprzeczność, jaka istniała między językiem socjal-demokracji a prawdziwą naturą jej działań, zachęcił swoich niemieckich towarzyszy do zdobycia się na odwagę pokazania się takimi, jakimi byli w rzeczywistości1, i do zrewidowania swej kłamliwej od pewnego czasu doktryny, rozległ się ogólny krzyk oburzenia przeciwko jego zuchwałości. a i sami reformiści nie należeli do tych, którzy bronili dawnych formuł

1 Bernstein narzeka na sofizmaty i frazesy, które panują w socjaldemokracji: Eduard Bernstein, Socialisme théorique et social-démocratie pratique, tłum. franc., Stock, Paris 1900, s. 277. Kieruje do socjaldemokracji słowa Schillera: „Niech ośmieli się pokazać, kim jest” (s. 238).

rozdział i56*

najmniej gorliwie ze wszystkich. Przypominam sobie, że z ust znamieni-tych francuskich socjalistów słyszałem, iż łatwiej im było przyjąć taktykę Milleranda niż tezy Bernsteina.

To ubóstwianie słów odgrywa wielka rolę w dziejach wszystkich ide-ologii. Trzymanie się marksistowskiego języka przez ludzi, którym cał-kowicie obca stała się myśl Marksa, stanowi dla socjalizmu wielkie nie-szczęście. Terminu „walka klasowa” na przykład używa się w najbardziej niewłaściwy sposób. Dopóki nie uda nam się przywrócić socjalizmowi jego dokładnego i ścisłego znaczenia, będziemy musieli zrezygnować z jego sensownego wykładania.

a. – W oczach ogromnej liczby ludzi walka klasowa stanowi z a s a -d ę s o c j a l i s t y c z n e j t a k t y k i. Oznacza to, że partia socjalistyczna opiera swe wyborcze sukcesy na konflikcie interesów, który utrzymuje się w ostrym stanie między pewnymi grupami, i gdy przyjdzie taka potrzeba, postara się je jeszcze bardziej zaognić. Kandydaci zwrócą się do najliczniej-szej i zarazem najbiedniejszej klasy, aby postrzegała się jako coś, co tworzy pewną korporację, i zaofiarują jej swoje orędownictwo. Dzięki wpływom, jakie może zapewnić im godność przedstawicieli, będą pracować nad po-lepszeniem losu wydziedziczonych. Nie jesteśmy więc aż tak daleko od tego, co działo się w miastach greckich: socjaliści parlamentarni mocno przy-pominają demagogów, którzy nieustannie domagali się zniesienia długów i podziału własności ziemskiej, którzy obciążyli bogatych wszelkimi spo-łecznymi kosztami, którzy wymyślali spiski, aby doprowadzić do konfiskaty wielkich majątków. „W demokracjach, w których masy ludowe samowol-nie stanowią o prawach – mówi arystoteles – (…) demagogowie, którzy walcząc z bogatymi ustawicznie, rozszczepiają państwo na dwie części. (…) Przysięga składana przez oligarchów powinna by też brzmieć przeciwnie aniżeli obecna. Teraz bowiem w niektórych oligarchiach przysięgają: »do ludu wrogo się będę odnosić i ku szkodzie jego doradzać, co zdołam«”2. Jest to z pewnością walka między dwiema klasami, tak wyraźnie zdefiniowana, jak tylko się da. ale moim zdaniem absurdem byłoby zakładać, że właśnie w ten sposób Marks rozumiał walkę, którą uczynił istotą socjalizmu.

2 arystoteles, Polityka, przeł. Ludwik Piotrowicz, zakład Narodowy im. Ossoliń-skich, Wrocław 2005, ks. V, rozdz. VI, s. 240.

walka klasowa i przemoc 57*

Sądzę, że autorzy ustawy francuskiej z 11 sierpnia 1848 roku mieli głowy pełne owych klasycznych reminiscencji, kiedy uchwalili kary dla wszystkich tych, którzy poprzez swoje przemówienia lub artykuły praso-we usiłowali „zakłócić spokój publiczny, podburzając jednych obywateli do pogardy lub nienawiści wobec drugich”. Właśnie skończyło się strasz-liwe czerwcowe powstanie i ludzie byli przekonani, że zwycięstwo pary-skich robotników doprowadzi jeśli nie do wprowadzenia komunizmu, to przynajmniej do ogromnych rekwizycji narzuconych bogatym na rzecz biednych. Spodziewano się położyć kres wojnom domowym, utrudniając propagowanie d o k t r y n n i e n a w i ś c i mogących podburzyć proleta-riat przeciwko burżuazji.

Dziś socjaliści parlamentarni nie myślą już o rewolucji. Jeśli czasami jeszcze o niej mówią, to dlatego, by dodać sobie znaczenia. Nauczają, że karta do głosowania zastąpiła karabin. Być może sposób na zdobycie wła-dzy uległ zmianie, lecz uczucia wcale się nie zmieniły. Literatura wyborcza zdaje się inspirować demagogicznymi doktrynami w ich najczystszej po-staci. Socjalizm zwraca się do wszystkich niezadowolonych, nie interesu-jąc się wcale, jakie miejsce zajmują oni w świecie produkcji. W tak złożo-nym społeczeństwie jak nasze i podobnie jak ono narażonym na wstrząsy ekonomiczne w każdej klasie istnieje ogromna liczba niezadowolonych. Dlatego też często natrafiamy na socjalistów tam, gdzie najmniej spodzie-walibyśmy się ich znaleźć. Socjalizm parlamentarny przemawia tyloma językami, ile ma rodzajów klienteli. zwraca się do robotników, drobnych przedsiębiorców, chłopów. I na przekór Engelsowi zajmuje się dzierżaw-cami gruntów3. raz jest patriotyczny, innym razem występuje przeciwko armii. Żadna sprzeczność go nie powstrzymuje – ponieważ doświadcze-nie dowiodło, że podczas kampanii wyborczej można gromadzić siły, któ-re zazwyczaj, wedle koncepcji marksistowskich, powinny być antagoni-styczne. Czy deputowany nie może zresztą oddać przysługi wyborcom pochodzącym ze wszystkich ekonomicznych środowisk?

3 Fryderyk Engels, La question agraire et le socialisme. Critique du programme du par-ti ouvrier français, tłum. franc. w „Le Mouvement socialiste”, 15 października 1900, s. 453 [Por. Fryderyk Engels, Kwestia chłopska we Francji i w Niemczech, Książka i Wiedza, Warszawa 1949]. Wielokrotnie zwracano uwagę, że niektórzy socjalistyczni kandydaci mieli inne plakaty wyborcze w miastach, a inne na wsi.

rozdział i58 *

Określenie „proletariusz” stało się ostatecznie synonimem człowieka uciskanego, a ludzi uciskanych spotyka się we wszystkich klasach4. Socja-listów niemieckich żywo zainteresowały przygody księżnej von Coburg5. Jeden z naszych najwybitniejszych reformistów Henri Turot, przez długi okres redaktor „La Petite république”6 i doradca magistratu w Paryżu, napisał książkę o „proletariuszkach miłości”. W ten sposób określa on najniższą klasę prostytutek. Jeśli któregoś dnia nada się kobietom prawa wyborcze, Henri Turor zostanie niewątpliwie wezwany do sporządzenia listy rewindykacji tego szczególnego proletariatu.

B. – Współczesna demokracja we Francji jest nieco zdezorientowana tak-tyką walki klasowej. To tłumaczy, dlaczego socjalizm parlamentarny nie przyłącza się do głównego korpusu partii skrajnej lewicy.

aby zrozumieć przyczyny takiej sytuacji, musimy pamiętać o wielkiej roli, jaką odegrały w naszej historii wojny rewolucyjne. Ogromna licz-ba naszych politycznych koncepcji wywodzi się z wojny. Wojna zakłada zjednoczenie sił całego narodu w obliczu wroga, a nasi francuscy history-cy zawsze bardzo surowo krytykowali powstania, które utrudniały obro-nę ojczyzny. Wydaje się, że nasza demokracja jest bardziej surowa wobec buntowników niż monarchie. Wandejczyków nadal codziennie piętnuje się jako haniebnych zdrajców. Wszystkie artykuły, jakie opublikował Cle-menceau, aby zwalczać koncepcje Hervégo, inspirują się czystszej postaci tradycją rewolucyjną, o czym on sam wyraźnie wspomina. „Opowiadam się i zawsze będę się opowiadał za staromodnym patriotyzmem naszych ojców rewolucji”, i szydzi z ludzi, którzy pragną „wyeliminować wojny międzynarodowe, aby powierzyć nas w p o k o j u s ł o d y c z o m w o j n y d o m o w ej” („L’aurore”, 12 maja 1905).

4 Pośrednicy transakcji giełdowych, ograniczani przez monopol maklerów, są zatem f i -n a n s o w y m i p r o l e t a r i u s z a m i, i znajduje się wśród nich niejeden wielbiciel Jaurèsa.

5 Socjalistyczny deputowany Südekum, n a j b a r d z i e j e l e g a n c k i c z ł o w i e k w Berlinie, odegrał wielką rolę w uprowadzeniu księżnej von Coburg. Miejmy nadzie-ję, że nie czerpie z tej a f e r y korzyści finansowych. Südekum reprezentował wówczas w Berlinie dziennik Jaurèsa.

6 Henri Turot pracował dość długo jako redaktor w nacjonalistycznym dzienniku „L’Éclair” i jednocześnie w „La Petite république”. Kiedy Judet przejął kierownictwo „L’Éclair”, odprawił swego socjalistycznego współpracownika.

walka klasowa i przemoc 59*

Przez dość długi czas republikanie zaprzeczali, że we Francji istnieje walka klasowa. Tak bardzo przerażały ich bunty, że nie chcieli dostrzegać faktów. Oceniając wszystko z punktu widzenia Deklaracji Praw Człowie-ka, twierdzili, że ustawodawstwo z roku 1789 zostało stworzone w celu zniesienia wszelkich różnic klasowych w prawie. Właśnie dlatego sprze-ciwiali się projektom ustawodawstwa społecznego, które prawie zawsze przywracają pojęcie klasy i wyodrębniają spośród obywateli grupy, które nie są zdolne do posługiwania się wolnością. „rewolucja sądziła, że znio-sła klasy – pisał z poczuciem melancholii Joseph reinach w „Le Matin” z 19 kwietnia 1895 roku – ale na każdym kroku one się odradzają… Te agresywne nawroty przeszłości należy zauważać, lecz nie wolno im się poddać. Trzeba je zwalczać”7.

Praktyka wyborcza skłoniła wielu republikanów do uznania, że so-cjaliści osiągają wielkie sukcesy, wykorzystując istniejące w świecie uczu-cia zazdrości, rozczarowania czy też nienawiści. Więc od tamtej pory zaczęli dostrzegać walkę klasową i wielu z nich przejęło od socjalistów parlamentarnych ich żargon: tak oto narodziła się partia, którą zwiemy radykalno-socjalistyczną. Clemenceau zapewnia nawet, że zna pewnych u m i a r k o w a n y c h l u d z i, którzy z dnia na dzień stali się socjalistami: „We Francji – mówi Clemenceau – socjaliści, których znam8, to doskonali radykałowie, którzy sądzą, że reformy społeczne nie posuwają się na tyle szybko, by ich zadowolić, i twierdzą, że dobrą taktyką jest żądać więcej, aby uzyskać mniej. Ileż to nazwisk i sekretnych wyznań mógłbym przy-toczyć na dowód tego, co mówię! Byłoby to jednak zbędne, ponieważ nie ma w tym absolutnie nic tajemniczego” („L’aurore”, 14 sierpnia 1905).

Léon Bourgeois – który nie chciał w pełni poświęcić się nowej modzie i który, może właśnie dlatego, opuścił Izbę Deputowanych, aby wejść do Senatu – stwierdził na kongresie swojej partii w lipcu 1905 roku: „Walka klasowa jest faktem, ale faktem okrutnym. Nie sądzę, aby przedłużając ją, udało się nam problem ten rozwiązać. Myślę, że rozwiązanie leży raczej w tym, aby ją znieść, sprawiając, że wszyscy ludzie uznają się za współ-uczestników tego samego dzieła”. Chodziłoby więc o to, aby stworzyć po-

7 Joseph reinach, Démagogues et socialistes, Chailley, Paris 1898, s. 198. 8 Clemenceau bardzo dobrze zna wszystkich socjalistów w parlamencie, i to od da-

wien dawna.

rozdział i60 *

kój społeczny za pomocą ustaw, pokazując biednym, że rząd o nic nie troszczy się bardziej niż o polepszenie ich losu, wymuszając konieczne wyrzeczenia na tych, którzy posiadają fortunę uznaną za zbyt wielką dla harmonii klas.

Społeczeństwo kapitalistyczne jest tak zamożne, i przyszłość jawi się mu w tak optymistycznych kolorach, że znosi ono straszliwe ciężary bez zbytniego narzekania: w ameryce politycy bezwstydnie marnują wielkie sumy podatków; w Europie przygotowania wojenne pochłaniają coraz bardziej znaczne kwoty9; pokój społeczny można zatem kupić dzięki kilku dodatkowym wyrzeczeniom10. Doświadczenie pokazuje, że burżu-azja łatwo daje się oskubać, ale pod warunkiem że nieco się ją przyciśnie i postraszy rewolucją: przyszłość będzie należeć do partii, która w naj-bardziej zuchwały sposób będzie umiała manipulować widmem rewo-lucji. Partia radykalna zaczyna to właśnie rozumieć. ale niezależnie od zręczności jej klownów trudno przyjdzie znaleźć jej takich, którzy będą w stanie olśnić wielkich żydowskich bankierów tak dobrze, jak robi to Jaurès i jego przyjaciele.

C. – Organizacja syndykalistyczna nadaje walce klasowej trzecią wartość. W każdej gałęzi przemysłu pracodawcy i robotnicy tworzą antagonistycz-ne grupy, które ustawicznie prowadzą dyskusje, które negocjują i zawie-rają ze sobą układy. Socjalizm wnosi do nich swą terminologię walki klasowej i tym samym komplikuje konflikty, które mogły zachować swój czysto prywatny charakter. Ekskluzywizm korporacyjny, który bardzo przypomina ducha przynależności do danego miejsca lub rasy, w ten spo-sób się konsoliduje, zaś ci, którzy go reprezentują, lubią wyobrażać sobie,

9 Na konferencji w Hadze delegat niemiecki oświadczył, że jego kraj bez trudu po-nosi koszty zbrojnego pokoju. Léon Bourgeois stwierdził, że Francja „równie radośnie dźwiga osobiste i finansowe ciężary, jakie nakłada na jej obywateli obrona narodowa”. Charles Guieysse, który słowa te przytacza, sądzi, że car zażądał ograniczenia wydat-ków militarnych dlatego, że rosja nie jest na tyle bogata, aby dotrzymać kroku wielkim państwom kapitalistycznym (Charles Guieysse, La France et la paix armée, Pages Libres, Paris 1905, s. 45).

10 Właśnie dlatego Briand 9 czerwca 1907 roku oznajmił swoim wyborcom z Saint--Étienne, że republika złożyła pracownikom ś w i ę t e p r z y r z e c z e n i e dotyczące robotniczych emerytur.

walka klasowa i przemoc 61*

że spełniają jakiś szczytny obowiązek i wykonują świetną pracę na rzecz socjalizmu.

Wiadomo, że strony w procesie, które nie pochodzą z danego mia-sta, są z reguły źle traktowane przez sędziów sądów handlowych, którzy w tym mieście zasiadają i którzy orzekają na korzyść swoich pobratymców. Kompanie kolejowe płacą niebotyczne ceny za grunty, których wartość jest ustalana przez przysięgłych rekrutujących się spośród miejscowych właścicieli ziemskich. Byłem świadkiem, jak rozjemcy ze zrzeszeń rybac-kich nakładali na mocy dawnych traktatów grzywny za rzekome narusze-nie prawa na włoskich marynarzy, którzy stanowili dla nich konkurencję. Na tej samej zasadzie wielu robotników jest skłonnych przyznać, że we wszystkich konfliktach z pracodawcą to właśnie pracownik ma po swo-jej stronie moralność i prawo. Słyszałem, jak pewien sekretarz syndykatu, tak fanatycznie reformatorski w swoim zapale, że odmówił krasomów-czego talentu Guesde’owi, oświadczył, że nikt nie miał tak mocno rozwi-niętego jak on poczucia klasowego (ponieważ argumentował w sposób właśnie przez mnie wskazany), z czego wywnioskował, że rewolucjoniści nie posiadali monopolu na właściwą koncepcję walki klasowej.

Jest zrozumiałe, dlaczego wielu ludzi uznało ów korporacyjny duch za wcale nie lepszy od parafiańszczyzny, i że usiłowało go zniszczyć, uży-wając bardzo podobnych metod do tych, które mocno złagodziły zawiść, jaka niegdyś istniała we Francji między prowincjami. Wykształcenie bardziej ogólne oraz kontakty z ludźmi z innych regionów błyskawicz-nie prowincjonalizm usuwają. Czy doprowadzenie do częstych spotkań ważnych osób z syndykatów z pracodawcami i danie im okazji do uczest-niczenia w dyskusjach natury ogólnej w ramach komisji mieszanych nie sprawiłoby, że znikną korporacyjne nastroje? Doświadczenie dowiodło, że jest to możliwe.

II

Wysiłki, jakie podejmowano, aby doprowadzić do zaniku przyczyn wro-gości istniejącej w nowoczesnym społeczeństwie, przyniosły bezsporne rezultaty, nawet jeśli rozjemcy pomylili się co do zasięgu swojego dzieła. Dowodząc niektórym urzędnikom syndykatów, że burżuje nie są wca-le tacy straszni, jak sądzili, obsypując ich uprzejmościami w komisjach

rozdział i62*

utworzonych przy ministerstwach lub w Musée social, dając im do zro-zumienia, że ponad klasowymi uprzedzeniami i nienawiścią istnieje coś takiego jak n a t u r a l n a i r e p u b l i k a ń s k a s p r a w i e d l i w o ś ć, uda-ło im się zmienić postawę kilku dawnych rewolucjonistów11. W efekcie nawrócenia niektórych z byłych przywódców w umyśle klas robotniczych pojawił się ogromny zamęt. U niejednego socjalisty dawny entuzjazm ustąpił miejsca wielkiemu zniechęceniu. Wielu pracowników zastanawia-ło się, czy organizacja syndykalna miała stać się odmianą polityki, środ-kiem do zrobienia kariery.

Jednakże równolegle z tą ewolucją, która napełniła radością serca roz-jemców, w ogromnej części proletariatu nastąpiło odnowienie ducha re-wolucyjnego. Odkąd rząd republikański i filantropowie wpadli na pomysł unicestwienia socjalizmu, doskonaląc ustawodawstwo społeczne i łago-dząc opór pracodawców w trakcie strajków, dało się zauważyć, że niejed-nokrotnie konflikty przybierały znacznie większą ostrość niż wcześniej12. Często tłumaczy się to, mówiąc, że mamy tu do czynienia ze zwykłym przypadkiem, który można przypisać pozostałościom po starych błędach. Chcemy bowiem łudzić się nadzieją, że wszystko będzie działać idealnie w dniu, kiedy przemysłowcy lepiej zrozumieją obyczaje pokoju społecz-nego13. Ja jednak sądzę, że mamy tu do czynienia ze zjawiskiem, które zupełnie naturalnie wypływa z samych uwarunkowań, w jakich rozjemcy przeprowadzają rzekomą pacyfikację.

Od razu zauważmy, że teorie i postępowanie rozjemców opierają się na pojęciu obowiązku i że obowiązek to coś zupełnie nieokreślonego – gdy tymczasem prawo poszukuje ścisłych definicji. różnica ta wiąże się z fak-tem, że ta druga domena znajduje swą rzeczywistą podstawę w ekonomii

11 W kwestii społecznej błazenady niewiele jest nowego pod słońcem. Już arystoteles wyłożył zasady pokoju społecznego. arystoteles twierdzi, że demagodzy „powinni by stwarzać wrażenie, że przemawiają za sprawą bogatych. Podobnie w oligarchiach rzecz-nicy rządu winni udawać, że walczą o prawa ludu” (arystoteles, Polityka, dz. cyt., s. 240). Oto tekst, który powinien zostać wyryty na drzwiach biur Direction du Travail.

12 Por. Georges Sorel, Insegnamenti sociali della economia contemporana, dz. cyt., s. 343. 13 W swoim przemówieniu z 11 maja 1907 roku Jaurès wspomniał, że nigdzie nie mia-

ło miejsca tyle aktów przemocy co w anglii w okresie, kiedy pracodawcy i rząd nie wy-rażali zgody na uznanie związków zawodowych. „W końcu ustąpili. Teraz ich działanie jest stanowcze i solidne, lecz jednocześnie legalne, twarde i roztropne”.

walka klasowa i przemoc 63*

produkcji, podczas gdy pierwsza opiera się na poczuciu wyrzeczenia, do-broci i ofiarności. Któż może osądzić, czy osoba poddana obowiązkowi jest dostatecznie dobra, dostatecznie zdolna do poświęceń i wyrzeczeń? Chrześcijanin ma przeświadczenie, że nigdy nie zdoła dokonać wszyst-kiego, co nakazuje mu Ewangelia. Kiedy jest wolny od wszelkich więzi ekonomicznych (w zakonie), wymyśla różnego rodzaju pobożne obo-wiązki, aby w ten sposób przybliżyć swoje życie do życia Chrystusa, który tak bardzo ukochał ludzi, że przyjął swój haniebny los, aby ich odkupić.

W rzeczywistości ekonomicznej każdy wyznacza granicę swemu obo-wiązkowi poprzez odczuwaną niechęć do rezygnacji z pewnych korzyści. Pracodawca zawsze będzie przekonany, że cały swój obowiązek spełnił, natomiast pracownik będzie przeciwnego zdania, i żaden argument ich sporu nie rozwiąże: ten pierwszy uzna, że był heroiczny, natomiast ten drugi potraktuje ów rzekomy heroizm jako bezwstydny wyzysk.

Dla naszych wielkich arcykapłanów obowiązku umowa o pracę nie jest formą sprzedaży. Nie ma nic prostszego od sprzedaży. Nikt nie kło-pocze się rozstrzyganiem, czy sklepikarz, czy też klient ma rację, kiedy nie są zgodni co do ceny sera. Klient udaje się tam, gdzie może taniej kupić, sprzedawca natomiast jest zmuszony zmienić cenę, jeśli klienci go opuszczają. Kiedy jednak dochodzi do strajku, to coś zupełnie innego. Wszyscy ludzie dobrej woli w naszym kraju, ludzie postępu i przyjaciele republiki, zaczynają dyskutować nad tym, która z obydwu stron ma rację: mieć r a c j ę o z n a c z a , ż e s p e ł n i ł o s i ę c a ł y s w ó j s p o ł e c z n y o b o w i ą z e k. Le Play udzielił wielu rad na temat sposobu organizowania pracy, mając na względzie ścisłe przestrzeganie obowiązku, nie udało mu się jednak ustalić zakresu wzajemnych powinności obu stron. Pozostawił to osobistemu wyczuciu, właściwemu rozumieniu swojego miejsca w hie-rarchii, inteligentnej ocenie prawdziwych potrzeb robotnika przez pana14.

Pracodawcy z reguły godzą się na dyskusję na tym obszarze. Na żąda-nia pracowników odpowiadają, że osiągnęli już granicę ustępstw, na jakie mogą przystać – gdy tymczasem filantropowie zastanawiają się, czy ceny sprzedaży nie pozwoliłyby jeszcze nieco płace podwyższyć. Taka dyskusja

14 Frédéric Le Play, L’Organisation du travail, a. Mame, Tours 1870, rozdz. II, § 21. Według niego więcej uwagi powinniśmy zwracać na siły moralne niż na systemy wymy-ślane po to, aby mniej lub bardziej automatycznie ustalić płacę.

rozdział i64 *

zakłada, że można dokładnie ustalić, jak daleko powinien sięgać zakres społecznego obowiązku i jakie finansowe wyrzeczenia nadal musi pono-sić pracodawca, aby mógł on z a c h o w a ć s w ą p o z y c j ę. W momencie gdy żadne argumenty nie są w stanie takiego problemu rozstrzygnąć, l u -d z i e r o z s ą d n i sugerują odwołanie się do arbitrażu. rabelais zasuge-rowałby uciec się do rzutu kośćmi. Jeśli strajk jest znaczny, deputowani z wielkim krzykiem domagają się przeprowadzenia śledztwa, aby spraw-dzić, czy główni przemysłowcy należycie wywiązują się ze swej f u n k c j i d o b r e g o p a n a.

Taka droga przynosi efekty, niemniej jednak wydaje się absurdal-na, ponieważ z jednej strony pracodawcy zostali wychowani na ideach obywatelskich, filantropijnych i religijnych15, z drugiej strony nie mogą okazać się zbyt oporni, gdy pewnych rzeczy domagają się od nich ludzie zajmujący wysoką pozycję w państwie. Cała próżność doradców uzależ-niona jest od sukcesu [porozumienia], więc byliby wielce urażeni, gdyby główni przemysłowcy przeszkodzili im w osiągnięciu pokoju społecznego. robotnicy natomiast znajdują się w bardziej korzystnym położeniu, po-nieważ prestiż rozjemców liczy się dla nich znacznie mniej niż dla kapita-listów. Toteż ci ostatni dużo łatwiej ustępują niż robotnicy, aby pozwolić ludziom dobrej woli cieszyć się chwałą zakończenia konfliktu. zwróćmy uwagę, że takie metody niezwykle rzadko przynoszą sukces, kiedy sprawy spoczywają w rękach byłych, wzbogaconych robotników: względy literac-kie, moralne czy też socjologiczne w bardzo niewielkim stopniu poruszają ludzi, którzy nie urodzili się w szeregach burżuazji.

Osoby powołane do tego, aby w ten właśnie sposób zabrać głos w spra-wie konfliktów, zostają wprowadzone w błąd przez to, co widzą u pewnych sekretarzy syndykatów, których uważają za dużo mniej bezkompromiso-wych, niż mogłyby sądzić, i którzy wydają im się dostatecznie dojrzali, aby zrozumieć ideę pokoju społecznego. Podczas rozjemczych spotkań, na których niejeden rewolucjonista ujawnił swoje aspiracje do drobno-mieszczaństwa, nie brak ludzi bardzo inteligentnych, którzy wyobrażają sobie, iż socjalistyczne i rewolucyjne koncepcje to tylko pewna przypa-dłość, której można uniknąć dzięki ustanowieniu lepszych relacji między

15 Na temat sił, które dążą do tego, aby utrzymać poczucie umiarkowania, por. Geor-ges Sorel, Insegnamenti sociali della economia contemporana, dz. cyt., część 3, rozdz. V.

walka klasowa i przemoc 65*

klasami. Sądzą oni, że świat robotniczy postrzega ekonomię całkowicie z perspektywy obowiązku, i zakładają, że można by dojść do porozumie-nia, gdyby udostępniono obywatelom lepszą edukację społeczną.

zobaczmy, jakie wpływy kryją się za tym drugim ruchem, który dąży do zaostrzenia konfliktów.

robotnicy dość szybko uświadamiają sobie, że działania pojednawcze czy też arbitrażowe nie opierają się na żadnej ekonomiczno-prawnej pod-stawie, więc swoją taktykę, być może instynktownie, prowadzą stosownie do tego faktu. Ponieważ w grę wchodzą uczucia i przede wszystkim próż-ność rozjemców, należy silnie zadziałać na ich wyobraźnię i dać im do zrozumienia, że mają do wykonania iście tytaniczne zadanie: toteż piętrzy się liczbę żądań, ustala wyliczenia w sposób nieco przypadkowy i nikt nie martwi się o to, że są przesadzone. Powodzenie strajku często zależy od zręczności, z którą jakiś członek syndykatów (doskonale rozumiejący du-cha dyplomacji społecznej) potrafi przedłożyć żądania, które same w sobie są zupełnie drugorzędne, jednak zdolne do wywołania wrażenia, iż przed-siębiorcy przemysłowi nie wypełniają należycie swoich społecznych obo-wiązków. Wielokrotnie pisarze, którzy zajmują się tymi kwestiami, dziwią się, że musi upłynąć wiele dni, zanim strajkujący wreszcie ustalą, czego do-kładnie powinni się domagać, i że w końcu pojawiają się żądania, o których nigdy nie było mowy podczas wcześniejszych pertraktacji. Można to łatwo wytłumaczyć, jeśli weźmiemy pod uwagę kuriozalne okoliczności, w jakich odbywa się dyskusja między zainteresowanymi stronami.

Jestem zdziwiony, że nie ma profesjonalnych specjalistów od strajków, którzy wzięliby na siebie zadanie sporządzenia listy robotniczych roszczeń. Osiągnęliby tym większy sukces w komisjach rozjemczych, że nie daliby się uwieść pięknym słowom z taką samą łatwością, co delegaci robotników16.

Gdy strajk dobiegnie już końca, nie brak robotników, którzy dobrze pamiętają, że pracodawcy początkowo twierdzili, iż nie mogło być mowy o jakichkolwiek ustępstwach. Więc zaczynają zdawać sobie sprawę, że

16 Wygląda na to, że ustawa z 27 grudnia 1892 roku doskonale przewidziała taką moż-liwość. Nakazuje ona, by delegatów do komitetów pojednawczych wybierano tylko spo-śród zainteresowanych stron. Tym samym eliminuje ona profesjonalnych specjalistów od strajków, których obecność mogłaby podać prestiż władz czy też filantropów w wąt-pliwość.

rozdział i66*

pracodawcy to albo ignoranci, albo kłamcy. Nie sprzyja to rozwojowi po-koju społecznego!

Dopóki pracownicy znosili bez sprzeciwu wymagania pracodawców, sądzili, że wola ich panów była całkowicie zdominowana przez koniecz-ność ekonomiczną. Po strajku dostrzegają jednak, że owa konieczność nie jest wcale taka nieuchronna i że jeśli na wolę pana wywrze się sil-ny, oddolny nacisk, wola ta znajdzie sposób na to, by uwolnić się od rze-komych przeszkód ekonomicznych. Toteż kapitalizm (w obrębie granic praktycznych) jawi się robotnikom jako n i c z y m n i e s k r ę p o w a n y i rozważają go, jak gdyby właśnie takim był. Czymś, co w ich oczach ową wolność ogranicza, nie jest wcale konieczność wynikająca z konkurencji, lecz niewiedza wielkich przemysłowców. Tym samym wkracza pojęcie n i e s k o ń c z o n o ś c i p r o d u k c j i, które stanowi jeden z aksjomatów teorii walki klasowej w socjalizmie Marksa17.

Dlaczego więc mowa o obowiązku społecznym? Obowiązek ma pew-ne znaczenie w społeczeństwie, którego wszystkie części są ściśle ze sobą zsolidaryzowane. ale jeśli kapitalizm jest nieograniczony, solidarność nie opiera się już na ekonomii, więc robotnicy sądzą, że byliby głupcami, gdyby nie żądali wszystkiego, co tylko da się osiągnąć. Toteż postrzegają pracodawcę jako przeciwnika, z którym pertraktuje się po wojnie.

Tak jak nie istnieje obowiązek międzynarodowy, tym bardziej nie istnieje obowiązek społeczny.

Muszę przyznać, że dla wielu umysłów idee te wydają się nieco mgli-ste, lecz mają one dużo bardziej trwały charakter, niż zwolennicy pokoju społecznego mogliby sądzić. Ci ostatni dają się nabrać pozorom i nie po-trafią przeniknąć do ukrytego podłoża, na którym opierają się współcze-sne tendencje socjalizmu.

zanim przejdziemy do innych rozważań, należy zauważyć, że nasze kraje łacińskie stanowią wielką przeszkodę dla ukształtowania się po-koju społecznego. W krajach łacińskich cechy zewnętrzne klas bardziej wyraziście oddzielają je od siebie niż w krajach anglosaskich. Takie po-działy niezwykle przeszkadzają przywódcom syndykatów, gdy porzucają oni swoje dawne przyzwyczajenia, aby objąć pozycję w oficjalnych czy

17 Georges Sorel, Insegnamenti sociali della economia contemporana, dz. cyt., s. 390.

walka klasowa i przemoc 67*

też filantropijnych kręgach18. Ludzie należący do tych kręgów witają ich z wielką radością, odkąd pokazano im, że taktyka postępującego przeni-kania do burżuazji przedstawicieli syndykatów może przynieść doskonałe rezultaty. Lecz ich towarzysze nie mają do nich zaufania. Nieufność ta znacznie nasiliła się we Francji, odkąd wielu anarchistów dołączyło do ru-chu syndykalistycznego, ponieważ anarchista czuje wstręt do wszystkiego, co przypomina metody polityków – ludzi pożeranych potrzebą awansu do klas wyższych, noszących już w sobie ducha kapitalizmu nawet wów-czas, kiedy są jeszcze biedni19.

Polityka społeczna wprowadziła nowe elementy, które musimy te-raz wziąć pod uwagę. Można od razu dostrzec, że robotnicy liczą się dziś w świecie tak samo, jak różne grupy producentów, które doma-gają się dla siebie protekcji: muszą być traktowani z taką samą troską co producenci wina czy też fabrykanci cukru20. W protekcjonizmie nie ma nic trwale określonego. Opłaty celne zostały ustalone tak, aby spełnić pragnienia bardzo wpływowych osób, którzy chcą powiększyć swoje dochody. Polityka społeczna działa w dokładnie ten sam sposób. rząd protekcjonistyczny twierdzi, że posiada wiedzę, która pozwala mu ocenić, co każdej grupie należy przyznać, tak aby bronić produ-centów bez szkodzenia konsumentom. Na tej samej zasadzie polityka społeczna głosi, że uwzględni zarówno interesy pracodawców, jak i ro-botników.

18 Każdego, kto tylko przyjrzał się z bliska przywódcom trade-unions, uderza skrajna różnica, jaka istnieje między Francją a anglią. Przywódcy trade-unions bardzo szyb-ko stają się dżentelmenami i nikt im tego nie wypomina (Paul de rousiers, Le tra-de-unionisme en Angleterre, Colin, Paris 1897, s. 309 i 322). Kiedy wnosiłem do tego dzieła poprawki, przeczytałem artykuł Jacques’a Bardoux, który donosi, że pewnemu cieśli i górnikowi Edward VII nadał tytuły szlacheckie („Débats”, 16 grudnia 1907).

19 Kilka lat temu arsène Dumont wymyślił określenie s p o ł e c z n a k a p i l a r n o ś ć, aby wyrazić powolny awans klas. Gdyby syndykalizm postępował zgodnie ze wskazów-kami rozjemców, byłby potężnym czynnikiem społecznej kapilarności.

20 Często wskazywano, że organizacja robotnicza w anglii jest zwykłym syndykatem interesów mającym na uwadze bezpośrednie korzyści materialne. Niektórych pisarzy taka sytuacja bardzo cieszy, bo upatrują w niej, i słusznie, pewną przeszkodę dla socja-listycznej propagandy. N a p r z y k r z a ć s i ę s o c j a l i s t o m, nawet za cenę postępu gospodarczego i ocalenia kultury przyszłości, oto wielki cel, jaki stawiają sobie niektórzy wybitni i d e a l i ś c i filantropijnej burżuazji.

rozdział i68 *

Niewiele osób, z wyjątkiem wydziałów prawa, jest na tyle naiwnych, aby sądzić, że państwo może taki program zrealizować: i w rzeczy samej, parlamentarzyści skłaniają się ku temu, by częściowo zaspokajać intere-sy ludzi najbardziej wpływowych podczas wyborów, nie wzbudzając zbyt głośnych protestów tych, których składa się w ofierze. Nie ma innej reguły jak tylko prawdziwy czy też domniemany interes wyborców: komisja cel-na modyfikuje codziennie swoje taryfy i oświadcza, że nie przestanie ich zmieniać, dopóki nie uda jej się zagwarantować takich cen, jakie uważa za opłacalne dla ludzi, wobec których podjęła się odegrać rolę opatrz-ności. Czujnym okiem obserwuje transakcje importerów, każda obniżka cen przyciąga jej uwagę i prowokuje do wszczęcia dochodzenia, które ma sprawdzić, czy aby nie można sztucznie podnieść ich wartości. Polityka społeczna działa dokładnie w ten sam sposób: 27 czerwca 1905 roku spra-wozdawca ustawy o długości czasu pracy w kopalniach oznajmił w Izbie Deputowanych: „W przypadku gdyby wdrożenie tej ustawy miało dopro-wadzić do rozczarowania wśród górników, zobowiązaliśmy się do bez-zwłocznego złożenia nowego projektu ustawy”. Ten wspaniały człowiek przemawiał dokładnie tak, jak sprawozdawca ustawy celnej.

Nie brakuje robotników, którzy doskonale rozumieją, że cały ten par-lamentarny stos papierów służy wyłącznie ukryciu prawdziwych pobudek, które kierują rządami. Protekcjoniści osiągają swój cel dzięki subwencjom dla kilku ważnych przywódców partii lub też finansując dzienniki wspiera-jące politykę owych przywódców. robotnicy pieniędzy nie mają, mają jed-nak do swej dyspozycji pewien bardziej skuteczny sposób działania. Mogą wzbudzić poczucie strachu i od kilku lat nie odmawiają sobie tego środka.

Podczas debaty nad ustawą regulującą pracę w kopalniach kilkakrot-nie poruszono kwestię gróźb kierowanych do rządu: 15 lutego 1902 roku przewodniczący komisji oznajmił w Izbie, że władza „bardzo uważnie wysłuchała dochodzących z zewnątrz narzekań, że kierowana uczuciem życzliwej hojności łaskawie pozwoliła, by dotarły do niej, pomimo ich tonu, robotnicze żądania i rozpaczliwy krzyk cierpiących górników”. Nie-co później przewodniczący dodał: „Dokonaliśmy dzieła sprawiedliwości społecznej… a także aktu dobrej woli, wychodząc naprzeciw tym, którzy doznają bólu i cierpią jak przyjaciele pragnący jedynie pracować w spoko-ju i w godnych warunkach, i nie wolno nam, poprzez naszą bezwzględną, zbyt egoistyczną nieustępliwość, pozwolić im na to, aby ulegli porywom,

walka klasowa i przemoc 69*

które, n i e b ę d ą c w s z a k ż e r e w o l t ą, mogłyby przynieść im wcale nie mniejszą liczbę ofiar”. Wszystkie te zawiłe zdania służyły temu, aby ukryć przeraźliwy strach, który dopadł tego groteskowego deputowane-go21. Na posiedzeniu Senatu z 6 listopada 1904 roku minister oświadczył, że wprawdzie rząd nie mógł ustąpić pod naciskiem gróźb, jednakże nale-żało otworzyć szeroko nie tylko uszy i umysł, lecz także i serce „na pełne szacunku żądania”(!). Wiele wody upłynęło w Sekwanie od dnia, w któ-rym rząd przyrzekł uchwalenie ustawy pod groźbą strajku generalnego22.

Mógłbym wybrać wiele innych przykładów, aby wykazać, że najbar-dziej decydującym czynnikiem w polityce społecznej jest tchórzostwo rządu. W najbardziej widoczny sposób ujawniło się to w niedawnych de-batach dotyczących zamknięcia biur pośrednictwa pracy i ustawy, któ-ra odsyłała do sądów cywilnych apelacje przeciwko decyzjom podjętym przez sądy arbitrażowe. Prawie wszyscy przywódcy związkowi potra-fią zrobić z tej sytuacji doskonały użytek i pouczają robotników, że nie chodzi o to, by zwracać się do kogoś o łaskę, lecz że trzeba wykorzystać t c h ó r z o s t w o b u r ż u j ó w, aby narzucić im wolę proletariatu. za taką taktyką przemawia zbyt wiele faktów, by nie zakorzeniła się ona w świecie robotniczym.

Jedną z rzeczy, która w moim mniemaniu najbardziej zaskoczyła ro-botników w ciągu ostatnich lat, była nieśmiałość sił porządku publiczne-go wobec zamieszek. Organy sądowe, które mają prawo zażądać użycia wojsk, nie mają jednak odwagi posłużyć się do końca swoją władzą, zaś oficerowie przyzwalają na to, aby ich lżono i bito z cierpliwością, jakiej wcześniej u nich nie widzieliśmy. Dzięki doświadczeniu, które z dnia na dzień coraz bardziej się potwierdza, stało się oczywiste, że przemoc ro-botnicza posiada nadzwyczajną skuteczność podczas strajków: prefekci w obawie przed tym, że będą zmuszeni zastosować legalną siłę przeciw-ko powstańczej przemocy, nalegają na pracodawców, aby zmusić ich do

21 Ten dureń został ministrem handlu. Wszystkie jego przemówienia dotyczące tej kwestii to czysty galimatias. Pracował jako psychiatra i być może wpłynęła na niego logika oraz język jego klientów.

22 Minister oświadczył, że uprawia „prawdziwą demokrację” i że demagogią byłoby „uleganie zewnętrznym naciskom, lekceważącym pozwom, które najczęściej są podbi-janiem stawki i ordynarną przynętą skierowaną do łatwowierności tych, którzy wiodą ciężki żywot”.

rozdział i70 *

ustępstw. Bezpieczeństwo fabryk uznaje się obecnie za przywilej, którym prefekt może dysponować wedle własnej woli. W efekcie prefekt dozuje użycie swoich sił policyjnych tak, aby nastraszyć obydwie strony i umie-jętnie skłonić je do ugody.

Przywódcy syndykatów nie potrzebowali zbyt dużo czasu, by tę sy-tuację w pełni zrozumieć, i należy przyznać, że wyjątkowo sprawnie po-służyli się bronią, którą włożono im prosto do ręki. Usiłują zastraszyć prefektów za pomocą masowych demonstracji, które mogą doprowadzić do poważnych konfliktów z policją, i zalecają działania oparte na prze-mocy jako najbardziej skuteczny środek do osiągnięcia ustępstw. rzadko kiedy się zdarza, by po upływie jakiegoś czasu administracja, udręczona i wystraszona, nie interweniowała u wielkich przemysłowców i nie zmu-siła ich do pójścia na ugodę, która staje się zachętą dla propagandzistów przemocy.

Niezależnie od tego, czy popieramy, czy też potępiamy to, co nazywa się m e t o d ą b e z p o ś r e d n i ą i r e w o l u c y j n ą, widać wyraźnie, że daleko jej do zniknięcia. W tak wojowniczym kraju jak Francja istnieją przemożne racje, które metodzie tej mogłyby zagwarantować znaczną po-pularność, nawet gdyby jej nadzwyczajnej skuteczności nie potwierdzało tak wiele przykładów. To wielki fakt społeczny dnia dzisiejszego i musimy postarać się zrozumieć jego znaczenie.

Nie mogę powstrzymać się w tym miejscu od zwrócenia uwagi na pewną refleksję Clemenceau dotyczącą naszych relacji z Niemcami, która równie dobrze może odnosić się do konfliktów społecznych, kiedy kon-flikty te przybierają gwałtowny wymiar (co pewnie stawać się będzie co-raz bardziej powszechne, w miarę jak tchórzliwa burżuazja coraz silniej ulega mrzonkom pokoju społecznego): „nie ma lepszego sposobu – mó-wił – [od polityki nieustannych ustępstw], aby sprawić, że strona przeciw-na zacznie wysuwać coraz więcej żądań. Każdego człowieka i każdą wła-dzę, której działanie polega wyłącznie na ustępowaniu, czeka tylko jeden koniec, samozniszczenie. Wszystko, co żyje, stawia opór. Ten, kto oporu nie stawia, pozwala na to, by poćwiartowano go na kawałki” („L’aurore”, 15 sierpnia 1905).

Polityka społeczna oparta na mieszczańskim tchórzostwie, polegająca na nieustannym ustępowaniu wobec groźby przemocy, może niezawod-nie zrodzić myśl, że burżuazja jest skazana na śmierć i że jej zniknięcie

walka klasowa i przemoc 71*

to już tylko kwestia czasu. Każdy konflikt, w którym dochodzi do aktów przemocy, staje się tym samym walką awangardy i nikt nie potrafi prze-widzieć, co z takich potyczek wyniknie. Co z tego, że wielka bitwa jeszcze nie nadeszła, skoro za każdym razem, gdy tylko dochodzi do rękoczynów, strajkujący mają nadzieję, iż jest to początek wielkiej b i t w y n a p o -l e o ń s k i e j, która ostatecznie zgniecie pokonanych. Tak oto z praktyki strajków wytwarza się pojęcie pewnej katastroficznej rewolucji.

Wnikliwy obserwator współczesnego ruchu robotniczego wyraził taką samą opinię: „Podobnie jak ich przodkowie, francuscy rewolucjoni-ści opowiadają się za walką, za podbojem. Pragną siłą dokonać wielkich dzieł. Tyle tylko, że wojna zdobywcza już ich nie interesuje. zamiast my-śleć o zbrojnych bojach, myślą teraz o strajku. za ideał nie stawiają sobie bitwy z wojskami państw europejskich, lecz strajk generalny, w którym unicestwi się cały system kapitalistyczny”23.

Teoretycy pokoju społecznego starają się nie dostrzegać tych kło-potliwych dla nich faktów. Niewątpliwie wstydzą się przyznać do swe-go tchórzostwa, podobnie jak rząd wstydzi się swej polityki społecznej prowadzonej pod groźbą zamieszek. Jest wielce osobliwe, że ludzie, któ-rzy przechwalają się tym, iż przeczytali Le Playa, nie dostrzegli, że jego koncepcja warunków pokoju społecznego była zupełnie odmienna od koncepcji jego głupich następców. Le Play zakładał istnienie burżuazji hołdującej surowym moralnym obyczajom, przenikniętej poczuciem własnej godności, burżuazji, która posiadała niezbędną energię do tego, aby rządzić krajem bez potrzeby uciekania się do starej, tradycyjnej biuro-kracji. Tych właśnie ludzi, dysponujących bogactwem i władzą, zamierzał uczyć s p o ł e c z n e g o o b o w i ą z k u w o b e c s w o i c h p o d d a n y c h. Jego system zakładał niepodważalną władzę. Wiadomo, że ubolewał nad skandaliczną i niebezpieczną swobodą prasy, jaka istniała za czasów Na-poleona III. Dziś jego rozważania na ten temat wzbudzają lekki uśmiech u ludzi, którzy porównują dzienniki z tamtej epoki z obecnymi24. ale nikt

23 Charles Guieysse, La France, dz. cyt., s. 125. 24 Mówiąc o wyborach z roku 1869, Le Play wspomniał, że „używano wówczas prze-

mocy językowej, jakiej Francja nigdy jeszcze nie słyszała, nawet podczas najgorszych dni rewolucji (Frédéric Le Play, L’Organisation du travail, Dentu, Paris 1871, trzecie wydanie, s. 340). Chodzi oczywiście o rewolucję z roku 1848. W roku 1873 Le Play oświadczył, że cesarz nie miał żadnych powodów, by chwalić się tym, że uchylił nałożony na prasę sys-

rozdział i72*

w jego czasach nie byłby w stanie zrozumieć, że jakiś wielki kraj mógłby zgodzić się na pokój za wszelką cenę. W tej kwestii jego punkt widzenia nie różnił się zbytnio od punktu widzenia Clemenceau. Le Play nigdy nie pogodziłby się z myślą, że można być na tyle tchórzem czy też hipokrytą, by mianem obowiązku społecznego zdobić tchórzostwo niezdolnej do sa-moobrony burżuazji.

Tchórzostwo burżuazji bardzo przypomina tchórzostwo angielskiej Partii Liberalnej, która przy każdej okazji obwieszcza swoje całkowite za-ufanie do międzynarodowego arbitrażu: arbitraż prawie zawsze przynosi anglii katastroficzne rezultaty25. ale ci p o c z c i w c y wolą raczej zapła-cić, lub nawet narazić przyszłość własnego kraju, niż stawić czoło okro-pieństwom wojny. angielska Partia Liberalna zawsze ma na ustach słowo s p r a w i e d l i w o ś ć, zupełnie jak nasza burżuazja. Można by się zastano-wić, czy ta cała wielka moralistyka wielkich współczesnych myślicieli nie opiera się na degradacji poczucia honoru.

tem ograniczeń, zanim nie zreformował moralnych obyczajów kraju (La Réforme sociale en France, a. Mame, Tours 1874, piąte wydanie, tom 3, s. 356).

25 Już dawno temu Summer Maine zauważył, że anglii przeznaczone było mieć mało sympatycznych adwokatów (Le droit international, tłum. franc., Thorin, Paris 1890, s. 279). Wielu anglików sądzi, że upokarzając własny kraj, staną się bardziej sympatycz-ni, co jednak nie zostało dowiedzione.

*rOzDzIaŁ II

Schyłek burżuazji i przemoc

I. – Parlamentarzyści, którzy mają potrzebę zastraszania. – Me-tody Parnella. – Kazuistyka; fundamentalna tożsamość ugru-powań socjalizmu parlamentarnegoII. – Degeneracja burżuazji poprzez pokój. – Marksowskie kon-cepcje konieczności. – rola przemocy w przywracaniu dawnych stosunków społecznychIII. – związek między rewolucją a gospodarczym dobrobytem. – rewolucja Francuska. – zwycięstwo chrześcijaństwa. – Najazd barbarzyńców. – Niebezpieczeństwa, jakie zagrażają światu

Niezwykle trudno zrozumieć jest przemoc proletariacką, jeśli próbu-jemy myśleć o niej za pomocą idei, które rozpowszechniła w świecie filozofia burżuazyjna. Podług owej filozofii przemoc byłaby reliktem barbarzyństwa i miałaby zaniknąć pod wpływem postępu wiedzy. Jest zatem zupełnie naturalne, że Jaurès, wychowany na ideologii burżuazyj-nej, żywi głęboką pogardę wobec ludzi, którzy pochwalają przemoc pro-letariacką. Dziwi go widok wykształconych socjalistów, którzy działają w porozumieniu ze związkowcami. Jaurès zastanawia się, jakim cudem i za sprawą jakiej złej wiary ludzie, którzy dowiedli, że są myślicielami, potrafią piętrzyć s o f i z m a t y, aby nadać pozór racjonalności m r z o n -k o m g ł u p c ó w, k t ó r z y w o g ó l e n i e m y ś l ą1. To pytanie wiel-ce niepokoi przyjaciół Jaurèsa, którzy przedstawicieli n o w e j s z k o ł y

1 zdaje się, że właśnie w tych kategoriach mówi się o ruchu proletariackim w wiel-kim świecie wyrafinowanego socjalizmu.

rozdział ii 74 *

chętnie uznają za demagogów i oskarżają ich o szukanie poklasku wśród impulsywnych mas.

Socjaliści parlamentarni nie potrafią zrozumieć celów, jakie przy-świecają n o w e j s z k o l e. Wyobrażają sobie, że cały socjalizm spro-wadza się do poszukiwania środków do zdobycia władzy. Czy nie myślą przypadkiem, że zwolennicy n o w e j s z k o ł y pragną ich przelicytować, aby zdobyć zaufanie naiwnych wyborców i wykraść uprzywilejowanym socjalistom miejsca w parlamencie? apologia przemocy mogłaby ponad-to przynieść dodatkowe szkodliwe skutki, zniechęcając robotników do polityki wyborczej, co doprowadziłoby do utraty szans socjalistycznych kandydatów poprzez zwiększenie liczby osób niegłosujących! Czy chce-cie powrotu wojen domowych? – pytają socjaliści parlamentarni. Naszym wielkim mężom stanu wydaje się to niedorzeczne.

Odkąd wymyślono nowe rodzaje broni palnej i wytyczono w naszych metropoliach prostokątną siatkę ulic, wojna domowa stała się niezwykle trudna2. Ostatnie wydarzenia w rosji udowodniły, jak się zdaje, że rzą-dy, bardziej niż przypuszczano, mogą liczyć na siłę oficerów. Kiedy rosja przegrywała w Mandżurii, niemalże wszyscy francuscy politycy przepo-wiadali nieuchronny upadek caratu, ale w obliczu rozruchów wewnętrz-nych armia rosyjska wcale nie wykazała się tą samą słabością, co armia francuska podczas naszych rewolucji. Prawie wszędzie represje były na-tychmiastowe, skuteczne, a nawet bezlitosne. Dyskusje, jakie odbyły się na kongresie socjaldemokratów zgromadzonych w Jenie, świadczą o tym, że socjaliści parlamentarni w ogóle już nie liczą na walkę zbrojną, aby przejąć państwo.

Czy oznacza to, że socjaliści parlamentarni są całkowicie wrogo nasta-wieni do przemocy? W ich interesie nie leży przecież, by lud zachowywał całkowity spokój. Jest im na rękę, kiedy lud się burzy, aczkolwiek polity-cy muszą wytyczyć temu wzburzeniu ścisłe granice i sprawować nad nim kontrolę. Jaurès, kiedy tylko uzna, że dla jego interesów jest to korzystne,

2 Por. rozważania Engelsa w przedmowie do wznowionego przez niego w roku 1895 wydania artykułu Marksa zatytułowanego Walka klasowa we Francji 1848–1850. We francuskim tłumaczeniu tej przedmowy brak. W wydaniu niemieckim dokonano na-tomiast wycięcia pewnego fragmentu tekstu, ponieważ przywódcy socjaldemokracji uznali niektóre zdania Engelsa za niewystarczająco zręczne politycznie.

schyłek burżuazji i przemoc 75*

zabiega o względy Confédération générale du Travail3. Czasami wręcz na-kazuje swoim pacyfistycznym klerkom zapełniać jego gazetę rewolucyjny-mi hasłami. Jest starym wyżeraczem w sztuce wykorzystywania gniewu ludu. Umiejętnie skanalizowane wzburzenie jest nadzwyczaj korzystne dla socjalistów parlamentarnych, którzy przechwalają się przed rządem i przed zamożną burżuazją, że potrafią uspokoić rewolucyjne nastroje. W ten spo-sób mogą z korzyścią dla siebie załatwić interesujące ich sprawy finansowe, wystarać się o drobne przywileje dla wielu wpływowych wyborców i przy-czynić się do uchwalenia ustaw społecznych, aby dodać sobie znaczenia w oczach głupców, którzy myślą, że owi socjaliści to wielcy reformatorzy prawa. zawsze jednak, aby taktyka ta się powiodła, musi być choć trochę poruszenia zdolnego utrzymywać burżuazję w strachu.

za każdym razem, kiedy tylko między robotnikami a pracodawcami pojawi się jakiś konflikt, myśli się o ewentualnym stworzeniu regularnej dyplomacji między partią socjalistyczną a państwem: każdy poszczególny spór miałyby regulować d w i e w ł a d z e. W Niemczech, za każdym ra-zem, gdy tylko kler zaczyna przeszkadzać administracji, rząd podejmuje z Kościołem negocjacje. Socjalistów niejednokrotnie zachęcano do na-śladowania Parnella, który często przecież potrafił narzucić anglii swo-ją wolę. Podobieństwo socjalistów do Parnella jest tym większe, że jego władza nie opierała się jedynie na liczbie głosów, jakimi dysponował, lecz również, i w głównej mierze, na przerażeniu, jakiego doznawali wszyscy anglicy na samą zapowiedź rozruchów agrarnych w Irlandii. Kilka ak-tów przemocy kontrolowanych przez jedno parlamentarne ugrupowanie dobrze przysłużyło się polityce Parnella, podobnie jak służą one polityce Jaurèsa. zarówno w jednym, jak i w drugim przypadku jedno ugrupowa-nie parlamentarne s p r z e d a j e s p o k ó j k o n s e r w a t y s t o m, którym brak śmiałości, aby rządzić za pomocą siły.

Dyplomację tego rodzaju uprawiać jest trudno i nie widać, by po śmierci Parnella wychodziła ona Irlandczykom tak dobrze jak za jego życia. We Francji przedstawia ona dość szczególną trudność, bo pewnie nigdzie indziej nie jest trudniej kierować światem robotniczym: we Fran-

3 W zależności od potrzeb Jaurès jest za lub przeciw strajkowi generalnemu. Według niektórych ludzi na kongresie międzynarodowym w roku 1900 zagłosował za strajkiem generalnym, z kolei według innych wstrzymał się od głosu.

rozdział ii 76*

cji można stosunkowo łatwo wzniecić gniew ludu, nie jest jednak łatwo położyć mu kres. Dopóki nie pojawią się bardzo bogate, mocno scentra-lizowane syndykaty, których przywódcy będą utrzymywać ciągły kontakt z politykami4, dopóty nie sposób będzie ustalić, dokąd może posunąć się przemoc. Jaurès życzyłby sobie, aby takie stowarzyszenia robotnicze istniały, ponieważ w dniu, kiedy szerokie masy dostrzegą, że nie jest on zdolny łagodzić rewolucji, jego prestiż przepadnie w jednej chwili.

Wszystko staje się kwestią wyceny, miary i koniunktury. Trzeba wie-le subtelności, taktu i śmiałości, by prowadzić dyplomację taką jak ta: przekonać robotników, że niesiemy sztandar rewolucji, burżuazję, że po-wstrzymujemy grożące jej niebezpieczeństwo, kraj natomiast, że repre-zentujemy pewien nieodparty prąd przekonań. Wielka masa wyborców nic nie rozumie z tego, co dzieje się w polityce, i nie ma żadnego pojęcia o historii ekonomicznej. Masa zawsze opowiada się po stronie, która jej zdaniem posiada siłę, i możemy od niej dostać wszystko, co tylko zechce-my, jeśli będziemy umieli jej dowieść, że jesteśmy na tyle silni, aby do-prowadzić rząd do kapitulacji. Nie należy jednak posuwać się zbyt dale-ko, ponieważ burżuazja mogłaby się przebudzić, zaś państwo mogłoby oddać się w ręce zdecydowanie konserwatywnego męża stanu. Przemoc proletariacka, która wymyka się wszelkiej wycenie, wszelkim miarom i koniunkturom, może wszystko zakwestionować i zniszczyć dyplomację socjalistów.

Dyplomacja tego rodzaju rozgrywa się na wszystkich poziomach: z rządem, z przywódcami ugrupowań w parlamencie, z wpływowymi wy-borcami. Politycy usiłują wyciągnąć możliwie jak najwięcej korzyści ze stanowisk rozbieżnych sił, jakie prezentują się na gruncie politycznym.

Socjalizm parlamentarny odczuwa pewne zakłopotanie z powodu faktu, że u swych źródeł socjalizm zasadzał się na pewnych absolutnych zasadach i przez długi czas odwoływał się do tej samej świadomości bun-tu co najbardziej postępowa partia republikańska. Te dwie okoliczności uniemożliwiają uprawianie polityki w duchu partykularyzmu, podobnej

4 Gambetta narzekał, że francuski kler to „ludzie bez głowy”. Życzyłby sobie, aby w jego łonie wytworzyła się pewna elita, z którą mógłby dyskutować rząd (François--Clément Garilhe, Le clergé séculier français au XIXe siècle, Savaète, Paris 1899, s. 88–89). Syndykalizm nie posiada głowy, z którą można prowadzić pożyteczną dyplomację.

schyłek burżuazji i przemoc 77*

do tej, jaką często zalecał Charles Bonnier: pisarz ten, który przez długi czas był naczelnym teoretykiem partii guesdystów, pragnął, aby socjaliści trzymali się ściśle przykładu Parnella, który negocjował z partiami an-gielskimi, nigdy nie podporządkowując się żadnej z nich. Na tej samej zasadzie można by dojść do porozumienia z konserwatystami, gdyby tyl-ko ci ostatni zobowiązali się przyznać proletariuszom lepsze warunki niż radykałowie („Le Socialiste”, 27 sierpnia 1905). Wielu ludziom polityka ta wydała się jednak skandaliczna. Toteż Bonnier musiał złagodzić swą tezę: poprzestał na żądaniu, aby rządy jak najlepiej dbały o interesy proleta-riatu (17 września 1905). ale jak poznać, gdzie owe interesy leżą, jeśli za jedyną i bezwzględną regułę nie przyjmuje się już zasady walki klasowej?

Socjaliści parlamentarni sądzą, że posiadają specjalną wiedzę, która pozwala im brać pod uwagę nie tylko materialne i bezpośrednie korzyści uzyskane przez klasę robotniczą, lecz także racje moralne, które zmusza-ją socjalizm do tego, by stanowił część wielkiej republikańskiej rodziny. Ich kongresy marnują energię na tworzenie formuł, których celem jest regulacja zasad dyplomacji socjalistycznej, na określanie, które sojusze są dozwolone, a które zabronione, na godzenie abstrakcyjnej zasady walki klasowej (socjaliści parlamentarni chcą jej przestrzegać tylko słownie) z rzeczywistością układów z politykami. Przedsięwzięcie tego rodzaju jest czystym szaleństwem. Toteż prowadzi ono do dwuznaczności, jeśli wręcz nie zmusza deputowanych do przyjęcia pożałowania godnej postawy hi-pokrytów. Każdego roku trzeba poddać te same zagadnienia ponownej dyskusji, bo wszelka dyplomacja wymaga pewnej elastyczności zachowań, niezgodnej z istniejącymi, absolutnie jasnymi statutami.

Kazuistyka, z której tak bardzo szydził Pascal, nie była ani bardziej subtelna, ani też bardziej absurdalna od kazuistyki, na jaką natrafiamy w polemikach między czymś, co nazywa się dziś szkołami socjalistyczny-mi. Escobar miałby pewne trudności z rozpoznaniem się wśród rozróż-nień dokonanych przez Jaurèsa. Teologia moralna poważnych socjalistów nie jest najmniejszą błazenadą naszych czasów.

Każda teologia moralna dzieli się z konieczności na dwa odłamy: ist-nieją kazuiści, którzy twierdzą, że należy zadowolić się opiniami, które mają tylko ograniczony stopień prawdopodobieństwa, inni natomiast chcą, aby zawsze przyjmować najbardziej bezwzględne i pewne stanowisko. Ta-kie rozróżnienie nie mogło nie stać się udziałem naszych socjalistów par-

rozdział ii 78 *

lamentarnych. Jaurès opowiada się za metodą łagodną i koncyliacyjną, ale pod warunkiem, że znajdzie się sposób na to, aby jako tako pogodzić ją z pierwotnymi zasadami. za tą metodą przemawiają przynajmniej nie-które szanowane autorytety: Jaurès to probabilista w najmocniejszym tego słowa znaczeniu lub nawet laksysta. Vaillant natomiast zaleca silną i waleczną metodę, które według niego jako jedyna zgodna jest z zasadami walki klasowej i która cieszy się jednogłośnym poparciem wszystkich daw-nych autorytetów. Jest on tutiorystą i pewnego typu jansenistą.

Jaurès niewątpliwie sądzi, że działa na rzecz najwyższego dobra socja-lizmu, podobnie jak spolegliwi kazuiści sądzili, że są najlepszymi i najbar-dziej użytecznymi obrońcami Kościoła. rzeczywiście powstrzymywali sła-bych na duchu chrześcijan przed upadkiem w bezbożność i nakłaniali ich do przyjmowania sakramentów. Dokładnie tak samo postępuje Jaurès: po-wstrzymuje zamożnych intelektualistów, którzy przystąpili do socjalizmu jako dreyfusardzi, od wycofania się z niego w strachu przed walką klasową – i nakłania ich do finansowania dzienników partii. W jego oczach Vaillant to marzyciel, który nie widzi rzeczywistości świata, który mami się urojeniami o niemożliwej już dzisiaj rewolucji i który nie rozumie, jak wielkie korzyści z głosowania powszechnego może wyciągać sprytny polityk.

Pomiędzy tymi dwiema metodami istnieje wyłącznie różnica w stop-niu, nie zaś różnica w istocie, jak sądzą ci z socjalistów parlamentarnych, którzy tytułują się mianem rewolucjonistów. W tym punkcie Jaurès ma wielką intelektualną przewagę nad swoimi przeciwnikami, ponieważ ni-gdy nie podał w wątpliwość fundamentalnej tożsamości obydwu metod.

Obydwie metody zakładają bowiem, że społeczeństwo burżuazyjne znajduje się w stanie całkowitego rozbicia, że zamożne klasy zatraciły wszelkie poczucie interesu klasowego, że ludzie są skłonni podążyć na ślepo za inicjatywą tych, którzy wzięli na siebie zadanie kierowania opinią publiczną. Sprawa Dreyfusa udowodniła, że oświecona burżuazja znala-zła się w dziwnym stanie umysłu: postaci, które długo i hałaśliwie służyły partii konserwatywnej, zaczęły prowadzić kampanię u boku anarchistów, wzięły udział w brutalnym ataku skierowanym przeciwko armii czy też nawet wstąpiły w szeregi partii socjalistycznej. z drugiej strony dzienni-ki, które zawodowo zajmują się obroną tradycyjnych instytucji, obrzuciły błotem sędziów Sądu Kasacyjnego. Ten dziwny epizod naszej współcze-snej historii uwidocznił stan rozkładu klas.

schyłek burżuazji i przemoc 79*

Jaurès, tak mocno zaangażowany we wszystkie perypetie dreyfusizmu, bardzo szybko rozpoznał mentalność wielkiej burżuazji, której dotąd jeszcze nie udało mu się przeniknąć. Dostrzegł, że ową wielką burżuazję cechowała potworna ignorancja, błoga głupota i absolutna polityczna niemoc. Uznał, że z ludźmi, którzy nic nie rozumieją z zasad rządzących gospodarką kapitalistyczną, łatwo prowadzić politykę ugody, opierając się na bardzo szeroko pojmowanym socjalizmie. Oszacował, w jakim stop-niu – chcąc stać się panem ludzi pozbawionych wszelkich idei – należy wymieszać ze sobą: pochlebstwa wobec wybitnej inteligencji durniów, których ma się uwieść, odwoływanie się do bezinteresownych uczuć spe-kulatywnych myślicieli, którzy szczycą się tym, że wynaleźli ideał, oraz straszenie rewolucją. Doświadczenie wykazało, że Jaurès miał doskona-łą intuicję na temat sił istniejących obecnie w łonie burżuazji. Vaillant natomiast jest bardzo słabo obeznany z tym światem. Uważa, że jedyną bronią, jaką można się posługiwać, aby nabrać burżuazję, jest strach. Bez wątpienia strach to doskonała broń, ale jeśli przekroczy się pewną granicę, może ona sprowokować zacięty opór. Vaillant nie ma w sobie ani wybitnej lotności umysłu, ani być może nawet owej chłopskiej dwulicowości, które przydają Jaurèsowi blasku i które sprawiają, że często porównywano go do genialnego handlarza bydłem.

Im wnikliwiej przyjrzymy się historii ostatnich lat, tym bardziej uzna-my, że dyskusje o tych dwóch metodach są dziecinne: zwolennicy oby-dwu metod w równej mierze sprzeciwiają się bowiem przemocy prole-tariackiej, ponieważ wymyka się ona spod kontroli tych, którzy zajmują się zawodowym uprawianiem polityki parlamentarnej. Syndykalizm re-wolucyjny nie musi czerpać pobudek do działania ze strony socjalistów zwanych parlamentarnymi rewolucjonistami.

II

Ten sam motyw historyczny zakładają obydwie metody oficjalnego socja-lizmu. Na degenerację gospodarki kapitalistycznej zaszczepia się ideolo-gia bojaźliwej, humanitarnej klasy burżuazyjnej, która pragnie wyeman-cypować swą myśl od uwarunkowań własnego istnienia. rasa śmiałych przywódców, którzy zbudowali wielkość nowoczesnego przemysłu, zani-ka, aby ustąpić miejsca przerafinowanej arystokracji, która chce żyć w po-

rozdział ii 80 *

koju. Degeneracja ta napełnia radością serca naszych parlamentarnych socjalistów. Nie odgrywaliby żadnej roli, gdyby mieli przed sobą burżu-azję energicznie podążającą drogą kapitalistycznego postępu, która na trwożliwość patrzyłaby ze wstydem i dla której czymś chwalebnym było-by myślenie o swych własnych klasowych interesach. Ich moc jest wielka w obecności burżuazji, która stała się mniej więcej tak samo ogłupiała jak szlachta w XVIII wieku. Jeśli umysłowe otępienie wielkiej burżuazji będzie postępować ciągle, w tempie, jakiego nabrało ono od kilku lat, nasi oficjalni socjaliści słusznie mogą liczyć na to, że osiągną cel swoich ma-rzeń i położą się spać w wystawnych pałacach.

Wygląda na to, że ruch ten zdolne są powstrzymać jedynie dwa wy-padki: wielka zagraniczna wojna, która mogłaby dać zastrzyk nowej energii i która w każdym razie wyniosłaby niewątpliwie do władzy ludzi mających wolę rządzić5, czy też wielkie rozprzestrzenienie się przemocy proletariackiej, która unaoczniłaby burżuazji rzeczywistość rewolucyj-ną i zniechęciła ją do humanitarnych banałów, którymi usypia ją Jaurès. To właśnie z powodu tych dwóch wielkich niebezpieczeństw ten ostatni popisuje się wszystkimi swymi zdolnościami ludowego krasomówcy: za wszelką cenę należy zachować pokój w Europie; przemocy proletariackiej należy wyznaczyć granice.

Jaurès jest przekonany, że Francja stanie się w pełni szczęśliwa w dniu, gdy tylko redaktorzy i współudziałowcy jego dziennika będą mogli czer-pać swobodnie z kasy Skarbu Państwa. W tym przypadku możemy po-wtórzyć słynne przysłowie: „Gdy august pił, cała Polska była pijana”. Taki socjalistyczny rząd zrujnowałby niewątpliwie kraj, który byłby zarządza-ny z taką samą dbałością o porządek finansowy, z jaką zarządza się „L’Hu-manité”. ale jakie znaczenie ma przyszłość kraju, jeśli nowy reżim zapew-ni słodki żywot kilku profesorom, którzy wyobrażają sobie, że wymyślili socjalizm, i kilku dreyfusardzkim finansistom?

aby również i klasa robotnicza mogła zaakceptować ową d y k t a t u r ę n i e u d o l n o ś c i, najpierw sama musiałaby stać się tak samo ogłupiała jak burżuazja i zatracić całą energię rewolucyjną, gdy w tym samym czasie jej panowie musieliby zatracić całą energię kapitalistyczną. Taka przyszłość

5 Por. Georges Sorel, Insegnamenti sociali della economia contemporana, dz. cyt., s. 388. Obecnie hipoteza wielkiej europejskiej wojny wydaje się mało prawdopodobna.

schyłek burżuazji i przemoc 81*

wcale nie jest niemożliwa i gorliwie pracuje się nad tym, aby robotników właśnie tak ogłupić. Direction du Travail oraz Musée social przykładają się z całych sił do tej nadzwyczajnej misji wykształcenia idealistycznego, którą przyozdabia się niezwykle szumnymi określeniami, przedstawiając ją jako dzieło cywilizowania proletariatu. Syndykaliści ogromnie wadzą naszym zawodowym idealistom, zaś doświadczenie dowodzi, że czasami wystarczy jeden strajk, aby całą e d u k a c y j n ą p r a c ę, którą fabrykanci pokoju społecznego prowadzili cierpliwie przez wiele lat, zniweczyć.

aby należycie zrozumieć konsekwencje tak osobliwego ustroju, w którym żyjemy, musimy odwołać się do koncepcji Marksa dotyczących przejścia od kapitalizmu do socjalizmu. Koncepcje te są dobrze znane. Należy jednak ustawicznie do nich powracać, ponieważ oficjalni pisarze socjalizmu często o nich zapominają lub co najmniej ich nie doceniają. Należy mocno je podkreślać za każdym razem, gdy tylko mamy mówić o antymarksistowskiej transformacji, jakiej ulega współczesny socjalizm.

Według Marksa kapitalizm, z racji wewnętrznych praw rządzących jego naturą, wkracza na drogę, która prowadzi dzisiejszy świat ku bramom świata przyszłego, z całą ścisłością, jaka wiąże się z ewolucją organicznego życia. ruch ten obejmuje długi okres budowy kapitalizmu i kończy się jego szybkim zniszczeniem, które jest dziełem proletariatu. Kapitalizm tworzy: spuściznę, którą przejmie po nim socjalizm, ludzi, którzy obalą obecny system, oraz środki, które owo zniszczenie wytworzą. Jednocześnie wraz z jego rozpadem dokona się zachowanie owoców nabytych w procesie pro-dukcji6. Kapitalizm daje początek nowym sposobom pracy. Dzięki naci-skowi, jaki kładzie on na zmniejszenie płac, wpycha klasę robotniczą w ob-jęcia organizacji protestu. Ogranicza swą własną bazę polityczną poprzez konkurencję, która nieustannie eliminuje przywódców przemysłu. W ten sposób, rozwiązując wielki problem organizacji pracy, na temat którego utopiści wysunęli tyle naiwnych i głupich hipotez, kapitalizm sam wyzwala narodzenie się przyczyny, która go obali, i tym samym czyni bezużytecz-nym wszystko to, co napisali utopiści, aby skłonić światłych ludzi do prze-prowadzenia reform. System ten stopniowo niszczy tradycyjny porządek,

6 To pojęcie rewolucyjnego zachowania jest bardzo istotne. zwróciłem uwagę na coś analogicznego w przypadku przejścia od judaizmu do chrześcijaństwa (Le système histo-rique de Renan, dz. cyt., , s. 72–73, 171–172, 467).

rozdział ii 82*

którego krytyki, dokonane przez ideologów, ujawniły swą wielką, pożało-wania godną niemoc. Można zatem powiedzieć, że kapitalizm odgrywa podobną rolę do nieświadomości, jaką Hartmann przypisuje naturze, po-nieważ kapitalizm przygotowuje nadejście takich społecznych form, któ-rych sam wcale nie chce wytworzyć. Bez wizji całości, bez żadnej przewod-niej idei, bez ideału przyszłego świata, kapitalizm wyznacza jednak pewną absolutnie nieuchronną ewolucję. Wszystko, co może dać rozwojowi historycznemu, kapitalizm czerpie z dnia obecnego. W sposób niemalże mechaniczny robi wszystko, co konieczne, aby mogła nadejść pewna nowa epoka, która, mimo zachowania zdobyczy gospodarki kapitalistycznej, bę-dzie mogła zerwać wszelkie więzi z ideologią dzisiejszych czasów7.

Socjaliści powinni więc zaniechać szukania (w ślad za utopistami) spo-sobów na to, jak skłonić oświeconą burżuazję do przygotowania przejścia do lepszego systemu prawa. Ich jedyna funkcja polega bowiem na zajmo-waniu się proletariatem, aby wyjaśnić mu wielkość rewolucyjnej roli, jaka mu przypadła. Poprzez nieustanną krytykę należy zmuszać proletariat do doskonalenia swoich organizacji. Należy wskazywać mu, jak ma rozwinąć zarodkowe formacje pojawiające się w jego grupach oporu, tak aby udało mu się stworzyć instytucje bezprecedensowe w historii burżuazji, aby mógł sformułować idee, które opierając się wyłącznie na jego własnym położeniu jako wielkoprzemysłowego producenta, uwolnione zostały od wszelkich wpływów myśli burżuazyjnej, i wreszcie, aby mógł p r z y s w o i ć s o b i e z a s a d y wolności, których burżuazja dzisiaj już nie zna.

Doktryna ta nie znajdzie rzecz jasna zastosowania, jeśli burżuazja i proletariat nie powstaną przeciwko sobie z całą bezwzględnością, na jaką tylko je stać, z całą mocą, jaką tylko dysponują. Im większa będzie kapi-talistyczna gorliwość burżuazji, im bardziej proletariat będzie przepełniał duch walki i pewność rewolucyjnej siły, tym pewniejszy sukces ruchu.

Ogromną większość burżuazji, którą Marks poznał w anglii, nadal jeszcze ożywiał nienasycony i bezlitosny duch podbojów, jaki na począt-ku epoki nowożytnej cechował twórców nowego przemysłu i awantur-ników wyruszających odkrywać nowe lądy. Kiedy badamy nowoczesną ekonomię, zawsze musimy mieć w pamięci podobieństwo między ty-

7 Porównaj z tym, co o transformacji, jaką Marks dostrzegł w socjalizmie, powiedzia-łem w Insegnamenti sociali della economia contemporana, dz. cyt., s. 179–186.

schyłek burżuazji i przemoc 83*

pem kapitalisty a typem wojownika. Całkowicie słusznie k a p i t a n a m i p r z e m y s ł u nazwano przecież ludzi, którzy kierowali gigantycznymi przedsiębiorstwami. Jeszcze dzisiaj typ ten odnajdujemy w jego czystej formie w Stanach zjednoczonych. Tam bowiem stykają się ze sobą nie-okiełznana energia, śmiałość oparta na właściwej ocenie własnych sił, zimny rachunek interesów, które to cechują wybitnych generałów i wiel-kich kapitalistów8. Według Paula de rousiers każdy amerykanin czuje, że jest zdolny do tego, aby „spróbować szczęścia” (to try his luck) na polu walki gospodarczej9, i tym samym powszechnie panujący w tym kraju duch w pełni współbrzmi z duchem miliarderów. Nasi literaci są niezwy-kle zdziwieni widokiem tych ostatnich, którzy skazują się do końca swo-ich dni na żywot galerników i wcale nie marzą o tym, aby wieść żywot szlachciców, jak czynią to rothschildowie.

W społeczeństwie tak bardzo rozgorączkowanym namiętnością suk-cesu osiągalnego poprzez konkurencję z innymi wszyscy aktorzy chodzą prostymi drogami niczym prawdziwe automaty, nie przejmując się przy tym koncepcjami wybitnych socjologów. Podlegają oni bardzo prostym siłom i żaden z nich nawet nie myśli o tym, by wyrwać się ze swego poło-żenia. Tylko w takich okolicznościach rozwój kapitalizmu następuje z ową nieuchronnością, która tak bardzo uderzyła Marksa i która wydała mu się porównywalna do nieuchronności praw natury. Jeśli natomiast bur-żuje, otumanieni b z d u r a m i kaznodziejów od moralności i socjologii, zwracają się w stronę i d e a ł u k o n s e r w a t y w n e j m i e r n o t y, usiłują naprawić n a d u ż y c i a systemu gospodarczego i pragną zerwać z barba-rzyństwem swych poprzedników, wówczas część sił, która miała pchnąć rozwój kapitalizmu do przodu, zostaje wykorzystana do wyhamowania go, na scenę wkracza przypadkowość, zaś przyszłość świata staje się kom-pletnie nieokreślona.

Nieokreśloność ta jeszcze bardziej wzrasta, jeśli proletariat nawraca się na pokój społeczny wraz ze swymi panami, czy też po prostu wówczas,

8 Do tego podobieństwa powrócę w rozdziale VII, [sekcji] III. 9 Paul de rousiers, La vie américaine, l’éducation et la société, Firmin-Didot, Paris

1899, s. 19. „Ojcowie rodzin udzielają niewielu rad swoim dzieciom i pozwalają im uczyć się po swojemu, jak to się tam nazywa” (s. 14). „[amerykanin] nie tylko chce być nie-zależny, lecz także chce być mocny” (Tenże, La vie américaine: ranches, fermes et usines, Firmin-Didot, Paris, 1899, s. 6).

rozdział ii 84 *

kiedy każdą rzecz zaczyna on rozważać z perspektywy korporacyjnej, gdy tymczasem socjalizm nadaje wszystkim sporom gospodarczym ogólnego rewolucyjnego kolorytu.

Konserwatyści wcale się nie mylą, gdy w zawieranych kompromisach dających sposobność do zawierania umów zbiorowych i w korporacyj-nym partykularyzmie widzą właściwe sposoby na uniknięcie rewolucji marksistowskiej10. Wpadają jednak z jednego niebezpieczeństwa w drugie i narażają się na pożarcie przez socjalizm parlamentarny11. Jaurès podcho-dzi do środków zaradczych oddalających klasę robotniczą od rewolucji marksistowskiej z takim samym entuzjazmem co członkowie kleru. Sądzę, że lepiej od nich rozumie, jaki może być wynik pokoju społecznego. Swe własne nadzieje opiera na jednoczesnym zniszczeniu ducha kapitalistycz-nego i ducha rewolucyjnego.

Ludziom, którzy bronią koncepcji marksistowskiej, zarzuca się, że nie są w stanie powstrzymać podwójnego ruchu degeneracji, który zmu-sza burżuazję i proletariat do wyraźnego zejścia z drogi wyznaczonej im przez teorię Marksa. Niewątpliwie mogą oni wpływać na klasę robotniczą i nikt nie zaprzecza, że przemoc strajków nie ma w sobie mocy zdolnej podtrzymać duch rewolucyjny, ale czy mogą oni liczyć na to, że uda im się przywrócić burżuazji jej gasnący zapał?

To właśnie tu rola przemocy w dziejach wydaje się nam szczegól-nie istotna, ponieważ w sposób pośredni może ona oddziaływać na burżujów, aby przypomnieć im o świadomości interesów własnej klasy. Niejednokrotnie zwracano uwagę na niebezpieczeństwo pewnych form przemocy, które zagroziły z n a k o m i t y m c z y n o m s p o ł e c z n y m, wzbudziły wstręt pracodawców gotowych uszczęśliwić swoich robotni-ków i pogłębiły egoizm tam, gdzie niegdyś rządziły te najbardziej szla-chetne uczucia.

10 Dzisiaj ciągle mówi się o organizowaniu pracy, co oznacza: posługiwać się duchem korporacyjnym, poddając go kierownictwu ludzi wybitnie poważnych i uwalniając robotników od jarzma s o f i s t ó w. O w i wybitnie poważni ludzie to albert de Mun, Charles Benoist (pocieszny specjalista od prawa konstytucyjnego), arthur Fontaine i banda księży demokratów… no i w końcu Gabriel Hanotaux!

11 Vilfredo Pareto wyśmiewa naiwnych burżujów, którzy są szczęśliwi, że nie zagraża-ją im już marksiści ustępliwi oraz wpadnięcie w sidła marksistów ustępliwych (Vilfredo Pareto, Systèmes socialistes, Girard et Brière, Paris 1902–1903, tom II, s. 453).

schyłek burżuazji i przemoc 85*

Odpłacać się c z a r n ą n i e w d z i ę c z n o ś c i ą za d o b r ą w o lę tych, którzy pragną chronić pracowników12, rzucać klątwy na homilie obroń-ców ludzkiego braterstwa i odpowiadać ciosem na awanse propagato-rów pokoju społecznego to z całą pewnością nie jest zgodne z zasadami modnego dziś socjalizmu w wydaniu państwa renardów13, jest to jednak bardzo praktyczna metoda na wskazanie burżujom, że powinni zająć się własnymi sprawami i tylko tym.

Myślę, że byłoby czymś wielce użytecznym wychłostać również kra-somówców demokracji i przedstawicieli rządu, aby żaden z nich nie miał złudzeń co do charakteru aktów przemocy. Te bowiem mogą posiadać jedynie wówczas wartość historyczną, jeśli stanowią b r u t a l n y i j a s n y w y r a z w a l k i k l a s o w e j. Nie można dopuścić do tego, aby burżuazja wyobrażała sobie, że dzięki swej przebiegłości, naukom społecznym czy też szlachetnym uczuciom znajdzie życzliwe przyjęcie wśród proletariatu.

Dzień, w którym pracodawcy uświadomią sobie, że niczego poprzez dzieła pokoju społecznego i demokrację nie uzyskają, zrozumieją, iż złą radą służyli im ci, którzy nakłaniali ich do porzucenia swego zawodu jako twórców siły produkcyjnej na rzecz szlachetnej profesji wychowawców proletariatu. Wówczas pojawi się jakaś szansa, że odzyskają oni część swo-jej energii i że umiarkowana czy też konserwatywna ekonomia wyda im się tak samo niedorzeczna, jak wydawała się ona Marksowi. Tak czy ina-czej, jeśli dobitniej podkreśli się rozdział klas, ruch będzie miał większą szansę na to, by rozwijać się bardziej systematycznie niż dzisiaj.

Tak oto dwie antagonistyczne klasy oddziaływają na siebie w spo-sób częściowo pośredni, lecz zdecydowany. Kapitalizm pcha proletariat do buntu, ponieważ w życiu codziennym pracodawcy używają swej siły w kierunku przeciwnym do pragnień swoich robotników. Jednakże bunt ten nie determinuje całkowicie przyszłości proletariatu. Tenże bowiem organizuje się pod wpływem innych przyczyn, a socjalizm, wpajając mu

12 Por. Georges Sorel, Insegnamenti sociali della economia contemporana, dz. cyt., s. 53. 13 Pani renard opublikowała w wydaniu „La Suisse” z dnia 26 lipca 1900 roku artykuł

pełen wzniosłych socjologicznych rozważań na temat pewnego robotniczego przyję-cia, które wydał Millerand (Léon de Seilhac, Le monde socialiste, Lecoffre, Paris 1904, s. 307–309). Jej małżonek natomiast rozwiązał pewien poważny problem, a mianowicie kto w społeczeństwie przyszłości będzie pić clos-vougeota (Georges renard, Le régime socialiste, alcan, Paris 1898, s. 175).

rozdział ii 86*

ideę rewolucyjną, przygotowuje go do obalenia wrogiej klasy. Siła kapi-talistyczna stanowi podstawę całego tego procesu i działa w sposób nie-uchronny14. Marks zakładał, że burżuazji nie trzeba było drażnić, aby użyła swojej siły, ale my stajemy w obliczu nowego, zupełnie nieprze-widzianego faktu: burżuazji, która usiłuje złagodzić swą siłę. Czy należy sądzić, że marksistowska koncepcja jest martwa? W żadnym wypadku, ponieważ przemoc proletariacka wkracza na scenę dokładnie w tym mo-mencie, w którym pokój społeczny zaczyna rościć sobie prawo do wyci-szania konfliktów. Przemoc proletariacka zamyka pracodawców w ich roli producentów i dąży do odtworzenia struktury klas w miarę, jak te zdają się stopniowo grzęznąć w demokratycznym bagnie.

Przemoc proletariacka nie tylko może zapewnić przyszłą rewolucję, lecz ponadto zdaje się ona stanowić jedyny środek, jakim dysponują naro-dy europejskie, otumanione przez humanitaryzm, aby odzyskać swą daw-ną energię. Przemoc ta zmusza kapitalizm do interesowania się wyłącznie swą rolą materialną i dąży do tego, aby przywrócić mu te waleczne cechy, które niegdyś posiadał. rosnąca i solidnie zorganizowana klasa robotni-cza może zmusić klasę kapitalistyczną do tego, aby nadal oddawała się gorliwie walce przemysłowej. Jeśli bogatej i spragnionej podbojów bur-żuazji przeciwstawi się zjednoczony i rewolucyjny proletariat, społeczeń-stwo kapitalistyczne osiągnie swoją historyczną doskonałość.

W ten oto sposób przemoc proletariacka stała się istotnym czynni-kiem marksizmu. Dodajmy raz jeszcze, że skutkować ona będzie, jeśli zostanie odpowiednio pokierowana, zniesieniem socjalizmu parlamen-tarnego, który nie będzie już mógł uchodzić za pana klas robotniczych i strażnika porządku.

14 W artykule napisanym we wrześniu 1851 roku (pierwszym z serii wydanej pod ty-tułem Rewolucja i kontrrewolucja) Marks stwierdza następujący paralelizm między roz-wojem burżuazji i proletariatu: licznej, bogatej, skupionej na sobie i potężnej burżuazji odpowiada liczny, silny, skupiony na sobie i inteligentny proletariat. Tym samym wydaje się sądzić, że inteligencja proletariatu zależy od warunków historycznych, które zapew-niają burżuazji jej społeczną moc. Wspomina jeszcze, że prawdziwe cechy charaktery-zujące walkę klasową istnieją jedynie w krajach, gdzie burżuazja przemodelowała rząd zgodnie ze swoimi potrzebami.

schyłek burżuazji i przemoc 87*

III

Marksistowska teoria rewolucji zakłada, że kapitalizm, choć jeszcze pe-łen witalnych sił, zostanie śmiertelnie ugodzony w serce w momencie, kiedy wraz z osiągnięciem pełnej przemysłowej wydolności wypełni swą historyczną misję, podczas gdy gospodarka pozostanie nadal na drodze wzrostu. Nie wygląda na to, że Marks zadał sobie pytanie, co stanie się w przypadku, gdy gospodarka zacznie upadać. Nigdy nie pomyślał o tym, że mogłaby nastąpić rewolucja, która za swój ideał obierze ruch wsteczny lub nawet zakonserwowanie dawnych form społecznych.

Dzisiaj jednak widzimy, że mogłoby to z łatwością nastąpić: przyjaciele Jaurèsa, kler i demokraci, umieszczają swój ideał przyszłości w średnio-wieczu. Pragnęliby zahamować konkurencję, ograniczyć bogactwo, pro-dukcję podporządkować potrzebom. Oto mrzonki, które Marks uważał za reakcyjne15 i w konsekwencji za mało znaczące, ponieważ wydawało mu się, iż kapitalizm został wciągnięty na ścieżkę niepowstrzymanego wzrostu. Dzisiaj dostrzegamy jednak koalicję wielkich sił, które próbują za pomocą ustaw zreformować gospodarkę kapitalistyczną w kierunku średniowiecz-nym. Socjalizm parlamentarny chciałby dołączyć do moralistów, Kościo-ła i demokracji w celu przyhamowania biegu kapitalizmu. zważywszy na tchórzostwo burżuazji, być może nie jest to wcale niemożliwe.

Marks porównywał zmianę epok historycznych do dziedziczenia cy-wilnego: nowe czasy dziedziczą wcześniejsze nabytki. Gdyby jednak re-wolucja miała nastąpić w okresie gospodarczego upadku, czy spuścizna nie byłaby mocno nadwątlona i czy moglibyśmy liczyć na to, że zoba-czymy rychły powrót wzrostu gospodarczego? Ideologowie wcale się tą kwestią nie przejmują. zapewniają, że spadek gwałtownie się zatrzyma w momencie, gdy tylko będą mieli do swojej dyspozycji Skarb Państwa.

15 „Ci, którzy – jak Sismondi – pragną powrócić do słusznej proporcjonalności pro-dukcji, zachowując jednak obecne podstawy społeczeństwa, są reakcjonistami, gdyż chcąc być konsekwentni, powinni życzyć sobie również powrotu do wszystkich innych warunków przemysłu dawnych czasów. (…) W społeczeństwie obecnym, w przemy-śle opartym na aktach wymiany indywidualnej, anarchia produkcji, będąca źródłem tylu nieszczęść, jest zarazem źródłem wszelkiego postępu” (Karol Marks, Nędza filozo-fii, przeł. Kazimierz Błeszyński, czwarte polskie wydanie (elektroniczne), Organizacja Czerwonej Gwardii, 2012, s. 72. http://bit.ly/1pXYfjn )

rozdział ii 88 *

Olśniewa ich ogromny zasób bogactw, które zastaną wydane im na łup. Ileż to uciech ich czeka, ileż kobiet lekkich obyczajów, ileż spełnienia wła-snej próżności! Jednakże my, którzy podobnej perspektywy przed oczy-ma nie mamy, musimy zwrócić się do historii, czy nie mogłaby nam ona udzielić kilku wskazówek na ten temat i pozwolić nam na domysły, czym skutkuje rewolucja, która wybucha w epoce upadku.

Badania Tocqueville’a pozwalają nam przemyśleć z tej perspektywy re-wolucję Francuską. Tocqueville niezwykle zaskoczył swoich współczesnych, kiedy pół wieku temu wykazał im, że rewolucja była dużo bardziej konser-watywna, niż twierdzono dotychczas. Unaocznił, że te najbardziej charakte-rystyczne dla nowoczesnej Francji instytucje sięgają czasów dawnego ustroju (centralizacja, nadmierne regulacje, administracyjna kuratela gmin, wyjęcie urzędników państwowych spod jurysdykcji sądów). Tocqueville doszukał się tylko jednej istotnej innowacji: ustanowionej w roku VII koegzystencji osob-nych urzędników państwowych i soborów obradujących. zasady dawnego ustroju ponownie pojawiły się w roku 1800 i dawne zwyczaje powróciły do łask16. Turgot wydał się Tocqueville’owi doskonałym typem administratora napoleońskiego, który „ucieleśniał ideał urzędnika państwowego w demo-kratycznym społeczeństwie podległym rządowi absolutnemu”17. Tocqueville był zdania, że parcelacja gruntów rolnych, którą zazwyczaj wpisuje się w za-szczytny poczet rewolucji, rozpoczęła się już znacznie wcześniej i wcale pod jej wpływem szczególnie szybko nie postępowała18.

Pewne jest, że Napoleon nie musiał wcale podejmować nadzwyczajnych wysiłków, aby ponownie skierować kraj na drogę monarchiczną. znalazł Francję doskonale na to przygotowaną i musiał dokonać jedynie kilku popra-wek co do szczegółów, aby korzyści przyniosły doświadczenia zdobyte w roku 1789. Ustawy administracyjne i fiskalne zredagowali w czasie rewolucji ludzie, którzy wcześniej stosowali metody dawnego ustroju. I przetrwały one do dziś w prawie niezmienionym kształcie. Ludzie, których Napoleon zaangażował do pracy, zdobywali praktykę za dawnego ustroju i rewolucji. I wszyscy są do

16 alexis de Tocqueville, Dawny ustrój i rewolucja, przeł. anna Wolska, Czytelnik, Warszawa 1970, księga druga, rozdz. I, III, IV, s. 71–108, 112, 113, 115, 258.

17 alexis de Tocqueville, Mélanges. Fragments historiques et notes sur l’Ancien Régime, La Révolution et l’Empire, Calmann-Lévy, Paris 1864, s. 155–156.

18 alexis de Tocqueville, Dawny ustrój i rewolucja, dz. cyt., s. 72–74.

schyłek burżuazji i przemoc 89*

siebie podobni. W swych sposobach rządzenia są oni ludźmi starych czasów. Wszyscy z jednakowym zapałem pracują na rzecz chwały Jego Majestatu19. Prawdziwą zaletą Napoleona było to, że nie za bardzo ufał swemu własnemu geniuszowi i że nie uległ urojeniom, które niejednokrotnie zawiodły ludzi XVIII wieku na manowce, sprawiając, że ich pragnieniem było wszystko do-szczętnie odnowić. Jednym słowem jego prawdziwą zaletą było to, że potrafił umiejętnie rozpoznać zasadę historycznego dziedziczenia. Wynika z tego, że system napoleoński można uznać za doświadczenie, które unaocznia nam wielką rolę konserwacji w czasach największych rewolucji.

Moim zdaniem zasadę konserwacji można by nawet rozciągnąć na kwestie militarne i wykazać, że armie okresu rewolucji i cesarstwa sta-nowiły przedłużenie wcześniejszych instytucji. W każdym razie dość cie-kawe jest to, że Napoleon nie wprowadził żadnych istotnych innowacji w sprzęcie wojskowym i że broń palna z czasów dawnego ustroju tak bar-dzo przyczyniła się do zapewnienia zwycięstwa oddziałom rewolucyjnym. artylerię ulepszono dopiero za rządów restauracji.

Łatwość, z jaką rewolucja i cesarstwo dokonały dzieła dogłębnej transformacji kraju, konserwując jednak tak wielką część dziedzictwa przeszłości, wiąże się z faktem, na który nasi historycy nie zawsze zwraca-li uwagi i którego Taine, jak się zdaje, nie odnotował: gospodarka produk-cyjna czyniła wielkie postępy, a postępy te były tak znaczne, że około roku 1780 powszechnie wierzono w dogmat nieskończonego postępu człowie-ka20. Dogmat ten, który miał wywrzeć tak wielki wpływ na myśl nowocze-sną, stanowiłby dziwny i niewytłumaczalny paradoks, gdyby nie rozważa-no go jako coś, co ściśle łączy się z postępem gospodarczym i z poczuciem absolutnej ufności, które postęp ten zrodził. Wojny okresu rewolucji i ce-sarstwa poczucie to rozbudziły jeszcze bardziej, nie tylko dlatego, że były okryte chwałą, ale również i dlatego, że wprowadziły do kraju mnóstwo pieniędzy i tym samym przyczyniły się do wzrostu produkcji21.

19 Do takiego wniosku doszedł również Louis Madelin w artykule w „Débats” z 6 lip-ca 1907 roku o prefektach Napoleona I.

20 alexis de Tocqueville, Dawny ustrój i rewolucja, dz. cyt., s. 254–262, oraz Mélanges, dz. cyt., s. 62. Porównaj rozdział 4 i 5 moich badań o z ł u d z e n i a c h p o s t ę p u.

21 Kautsky mocno podkreślał rolę, jaką odegrały bogactwa, którymi zawładnęły fran-cuskie wojska (Karl Kautsky, La Lutte des classes en France en 1789, tłum. franc., Jacques, Paris 1901, s. 104–106).

rozdział ii 90 *

Triumf rewolucji zadziwił prawie wszystkich jej współczesnych i wy-gląda na to, że najbardziej zaskoczeni byli ci najbardziej inteligentni, naj-bardziej rozsądnie myślący i najlepiej zorientowani w sprawach politycz-nych. Stało się tak dlatego, że racje wywiedzione z ideologii nie mogły wyjaśnić tego paradoksalnego sukcesu. zdaje mi się, że nawet jeszcze dziś dla historyków kwestia ta nie jest wcale mniej zawiła niż dla naszych oj-ców. Pierwotnej przyczyny tego triumfu należy bowiem szukać w gospo-darce. To, że narodzinom współczesnego świata towarzyszyły stosunko-wo łagodne bóle i że tak szybko mógł on zapewnić sobie krzepki żywot, wynika z faktu, że na dawny ustrój spadły gwałtowne ciosy w momencie, kiedy produkcja znalazła się na drodze silnego wzrostu.

z drugiej natomiast strony posiadamy przerażające doświadczenie hi-storyczne, które dotyczy wielkiej transformacji, jaka dokonała się w cza-sach upadku gospodarczego. Mam na myśli zwycięstwo chrześcijaństwa i upadek cesarstwa rzymskiego, który nastąpił tuż po nim.

Wszyscy dawni autorzy chrześcijańscy zgodnie nas informują, że nowa religia żadnej istotnej poprawy w położeniu świata nie przynio-sła: deprawacja władzy, opresja i nieszczęścia nadal gnębiły ludzi tak jak dawniej. Dla Ojców Kościoła stanowiło to wielkie rozczarowanie. W epoce prześladowań chrześcijanie wierzyli, że Bóg obdarzy rzym pełnią swoich łask w dniu, kiedy tylko cesarstwo zaprzestanie dręcze-nia wiernych. W chwili gdy cesarstwo już się schrystianizowało i bi-skupi stali się pierwszorzędnymi postaciami, wciąż wszystko działało tak samo źle jak w przeszłości. Jeszcze bardziej zasmucające było to, że złe obyczaje, tak często krytykowane jako wynik bałwochwalstwa, stały się obyczajami wielbicieli Chrystusa. zamiast narzucić światu świec-kiemu dogłębną reformę moralną, Kościół uległ zepsuciu, naśladując świat świecki. zaczął przybierać postawę cesarskiej administracji, zaś rozdzierające go frakcje dużo bardziej pobudzał do działania apetyt na władzę niż racje religijne.

Często zadawano sobie pytanie, czy właśnie chrześcijaństwo nie było przyczyną, a przynajmniej jedną z głównych przyczyn, upadku rzymu. Gaston Boissier przeciwstawia się jednak takiej opinii, próbując wyka-zać, że chylenie się ku upadkowi, jakie można dostrzec po Konstantynie, stanowi kontynuację istniejących już od dawna trendów, i że nie sposób powiedzieć, czy chrześcijaństwo przyspieszyło, czy też opóźniło śmierć

schyłek burżuazji i przemoc 91*

świata antycznego22. Sprowadza się to do stwierdzenia, że zachowawczość była ogromna. Na zasadzie analogii można wyobrazić sobie, co wynik-nęłoby z rewolucji, która dzisiaj dałaby władzę naszym oficjalnym socja-listom: instytucje pozostałyby prawie takie same jak dziś, a cała ideolo-gia burżuazyjna zostałaby utrzymana. Burżuazyjne państwo panowałoby wraz ze swoimi dawnymi nadużyciami. Gdyby zaś upadek gospodarki rozpoczął się wcześniej, stałby się o wiele bardziej widoczny.

Wkrótce po zwycięstwie chrześcijaństwa nastąpiły barbarzyńskie najazdy: niejeden chrześcijanin zastanawiał się, czy właśnie teraz nie miał się narodzić porządek zgodny z zasadami nowej religii. Oczeki-wania te były tym bardziej uzasadnione, że barbarzyńcy, wkraczając do cesarstwa, nawracali się i nie byli skażeni zepsuciem rzymskich obycza-jów. z ekonomicznego punktu widzenia można było oczekiwać pew-nego odrodzenia, ponieważ świat upadał pod ciężarem miejskiego wy-zysku. Nowi władcy, cechujący się prostackimi, wiejskimi obyczajami, nie mieli przecież żyć jak wielcy możnowładcy, lecz jak zarządcy wiel-kich majątków ziemskich. Być może więc i sama ziemia miała być le-piej uprawiana. złudzenia chrześcijańskich autorów żyjących w czasach najazdów można porównać do złudzeń licznych utopistów, którzy spo-dziewali się ujrzeć świat odrodzony dzięki cnotom, które przypisywali ludziom stanu średniego: zastąpienie bardzo zamożnych klas nowymi warstwami społecznymi miało przynieść ze sobą moralność, szczęście i powszechny dobrobyt.

ale barbarzyńcy wcale nie stworzyli postępowych społeczeństw. Byli bardzo nieliczni i niemalże wszędzie zajęli po prostu miejsce dawnych wielkich panów, wiedli taki sam żywot jak oni i zostali wchłonięci przez cywilizację miejską. We Francji szczególnie dokładnym badaniom pod-dano dynastię Merowingów: Fustel de Coulanges użył całej swej erudycji do tego, aby rzucić światło na konserwatywny charakter, jaki ona przyjęła. Konserwacja wydała mu się tak silna, że ośmielił się napisać, iż nie doko-nała się żadna prawdziwa rewolucja, zaś w jego wyobrażeniu cała historia późnego średniowiecza była pewnym mechanizmem, który kontynu-ował mechanizm cesarstwa rzymskiego, z niewielkim przyspieszeniem23:

22 Gaston Boissier, La fin du paganisme, Hachette, Paris 1891, księga IV, rozdział III. 23 Numa-Denis Fustel de Coulanges, Origines du régime féodal, Hachette, Paris 1890,

rozdział ii 92*

„rząd Merowingów – stwierdził – stanowi w trzech czwartych kontynu-ację rządu, jaki nadało Galii cesarstwo rzymskie”24.

Pod rządami owych barbarzyńskich królów nasilił się upadek gospo-darczy. Odrodzenie mogło nastąpić jedynie znacznie później, kiedy świat przeszedł już długi ciąg prób. Trzeba było co najmniej czterech wieków barbarzyństwa, aby mógł zarysować się pewien ruch postępu. Społe-czeństwo zostało zmuszone do cofnięcia się do stanu nie odbiegającego zbyt daleko od jego prapoczątków, zaś Vico miał znaleźć w tym zjawisku egzemplifikację swej doktryny ricorsi. Tym samym rewolucja, która na-stąpiła w czasach upadku gospodarczego, zmusiła świat do ponownego przejścia przez okres prymitywnej niemalże cywilizacji i na kilka stuleci zatrzymała wszelki postęp.

Do tego przerażającego doświadczenia wielokrotnie odwoływali się przeciwnicy socjalizmu. Nie podważam wartości tego argumentu, należy jednak dodać dwa szczegóły, które zawodowym socjologom wydadzą się być może mało istotne: doświadczenie to zakłada: 1° upadek gospodar-czy; 2° organizację, która zapewnia doskonałą konserwację ideologicz-ną. Cywilizowany socjalizm naszych oficjalnych mędrców wielokrotnie przedstawiano jako strażnika cywilizacji: sądzę, że przyniesie on ten sam skutek, jaki przyniosły nauki klasyczne udzielone królom barbarzyńskim przez Kościół: proletariat ulegnie zepsuciu i otępieniu dokładnie tak, jak stało się to z Merowingami, zaś pod wpływem działania owych rzeko-mych cywilizatorów upadek gospodarczy stanie się jeszcze bardziej nie-uchronny.

Niebezpieczeństwa, jakie zagraża przyszłości świata, można uniknąć, jeśli proletariat będzie uparcie obstawał przy ideach rewolucyjnych, tak aby na tyle, na ile tylko jest to możliwe, urzeczywistniła się koncepcja Marksa. Wszystko można uratować, jeśli dzięki przemocy proletariatowi uda się ponownie skonsolidować podział klasowy i przywrócić burżuazji jej utraconą energię. To właśnie ten wielki cel, ku któremu powinno kie-rować się całe myślenie ludzi, których nie zahipnotyzowały wydarzenia dnia dzisiejszego, lecz którzy myślą raczej o uwarunkowaniach jutra. Tym

s. 566–567. Nie zaprzeczam, że w tezie Fustel de Coulanges’a nie ma wiele przesady, jed-nakże konserwacja była niezaprzeczalna.

24 Tenże, La monarchie franque, Hachette, Paris 1888, s. 650.

schyłek burżuazji i przemoc 93*

samym przemoc proletariacka, praktykowana jako najczystszy przejaw świadomości walki klasowej, jawi się jako coś pięknego i heroicznego. Jest na służbie tych pierwotnych interesów cywilizacji. Być może nie jest ona najbardziej właściwą metodą do tego, aby osiągnąć natychmiastowe ko-rzyści materialne, lecz może uchronić świat przed barbarzyństwem.

Ludzi, którzy oskarżają syndykalistów o tępotę i prostactwo, mamy prawo poprosić o rozliczenie się z gospodarczego upadku, do którego się przyczyniają. Powitajmy rewolucjonistów tak, jak Grecy powitali spartań-skich bohaterów, obrońców Termopil, którzy przyczynili się do utrzyma-nia cywilizacji w świecie antycznym.

Przekład: Marek J. Mossakowskiredakcja: Tomasz KaszubskiKorekta: Danuta SabałaProjekt okładki: Hanna Gill-PiątekUkład typograficzny: Skład:

Druk i oprawa: www.totem.com.pl

Wydawnictwo Krytyki Politycznejul. Foksal 16, II p00-372 [email protected]

Książki Wydawnictwa Krytyki Politycznej dostępne są w siedzibie głównej Krytyki Poli-tycznej (ul. Foksal 16, Warszawa), Świetlicy KP w Łodzi (ul. Piotrkowska 101), Świetlicy KP w Trójmieście (Nowe Ogrody 35, Gdańsk), Świetlicy KP w Cieszynie (ul. zamkowa 1) oraz księgarni internetowej KP (krytykapolityczna.pl/wydawnictwo), a w cenie deta-licznej w dobrych księgarniach na terenie całej Polski.