76
1 magazyn lubelski 5[20] 2014

LAJF Magazyn Lubelski #20

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Jedyne na Lubelszczyźnie pismo pozwalające dotrzeć do tak dużej liczby wpływowych i opiniotwórczych osób w tym regionie. Nowoczesny layout, użyteczne rubryki, przejrzysta struktura, doświadczenie zespołu oraz współpracujących z redakcją osób gwarantują wysokiej jakości wydawnictwo

Citation preview

Page 1: LAJF Magazyn Lubelski #20

1magazyn lubelski 5[20] 2014

Page 2: LAJF Magazyn Lubelski #20

2 magazyn lubelski 5[20] 2014

Page 3: LAJF Magazyn Lubelski #20

3magazyn lubelski 5[20] 2014

od redakcji

Grażyna Stankiewicz

25 lat temu Polska stała się wolnym krajem, a Polacy zaczęli stanowić o samych sobie, bez politycznych zakazów i nakazów. 4 czerwca 1989 roku po raz pierwszy wzięłam udział w głosowaniu, a mój

wybór był świadomy. Dokładnie pamiętam, gdzie był punkt wyborczy, czyje zaznaczyłam nazwisko, a nawet jak byłam ubrana. Podobnie jak podczas Sierpnia ’80 czy pod stocznią w Gdańsku 13 grudnia 1981 ludzie przynosili biało-czerwone kwiaty. I potem oczekiwanie na wyniki wyborów i wielki entuzjazm. W 1989 roku wkroczyłam w swoje dorosłe życie, które nadal naznaczała historia – transformacja, stabilizacja, falowania i spadania. Chińczycy mówią „obyś żył w ciekawych czasach”, a ja myślę, że nie tylko dla mojego pokolenia ten czas był i ciągle jest ciekawy. Przy jednoczesnym pamiętaniu, że bez dekady lat 80. nasze życie wyglądałoby zupełnie inaczej. I przy jednoczesnym pamiętaniu, że bycie Polakiem w demokratycznej Polsce zobowiązuje. Z kolei dwa lata temu ukazał się pierwszy numer „LAJF magazyn lubelski”. Mam nadzieję, że to, czego nie udaje się przeżyć Państwu osobiście, możecie przeżyć za pośrednictwem LAJF-a. I za te dwa lata wspólnie spędzonego czasu, w imieniu swoim i całego zespołu redakcyjnego, bardzo Państwu dziękuję.

Page 4: LAJF Magazyn Lubelski #20

4 magazyn lubelski 5[20] 2014

Page 5: LAJF Magazyn Lubelski #20

5magazyn lubelski 5[20] 2014

4 czerwca 2014 – 25 lat późniejfoto Michał Fujcik

Page 6: LAJF Magazyn Lubelski #20

6 magazyn lubelski 5[20] 2014

SPIS TREŚCIod redakcji Grażyna Stankiewicz. 25 lat...rocznica4 czerwca 2014 – 25 lat później. foto Michał Fujcikpirat śródlądowyPaweł Chromcewicz. Stadiony i mikrofony. kocia kołyskaGrażyna Stankiewicz. Koniec świata. tygiel z okładkiNie gadaj tyle, po prostu zrób. Z Magdaleną Piasecką rozmawia Marek Podsiadło. foto Olga Michalec-Chlebik ludzieNie jestem zaklinaczem koni. tekst Maciej Skarga, foto Krzysztof StanekIdę do pracy. tekst Marta Mazurek, foto Robert Pranagal biznesBallada o pieczeniu chleba. tekst Maciej Skarga, foto Krzysztof StanekBusiness Excellence. tekst Patrycja Jurkowska, foto Maja Gula 360 Forum. tekst Marta Mazurek, foto Krzysztof Stanekbiz-njusmotoWyprzedzając epokę – hybrydowe Toyoty. tekst Piotr Nowacki, foto Marek PodsiadłoNa co dzień i od święta – Audi A6. tekst Piotr Nowacki, foto Marek PodsiadłosportAlco Cup 2014. tekst Marek Podsiadło, foto Krzysztof Stanek Serniki 2014. tekst Maciej Skarga, foto Krzysztof StaneknaturaO potrzebie czynnej ochrony storczyków Lubelszczyzny. Obuwik nie-pospolity. tekst i foto Cezary MichalecTam, gdzie nie trzeba kosić trawy. tekst Marta Mazurek, foto Marek Posiadłobliski horyzontŚwidnik – miasto idealne. tekst Grażyna Stankiewicz, foto Marek Podsiadło, archiwumksięgarnikKazimierz Dolny. Przewodnik/Poleskie bajanie. /SCRIPTORES, Lublin – polska transformacja... muzykaJest w orkiestrach jakaś siła... tekst Monika Kołcz, foto Daniel Mróz. galeriaMatematycznie Humanistycznie Malarsko. Anna Szubartowska. foto Tomasz MichalakkulturaZamigotał świat tysiącem barw. tekst i foto Krzysztof Stanek.kultura – okruchyhistoriaIn Memoriam Robert Kuwałek. Kuwałki historii. tekst Michał P. Wójcik, foto Patrycja Turek-Kwiecińska.integracjaNatalia. tekst Maciej Skarga kuchniaMichał P. Wójcik. O kwiatach bzu.zaprosili nasSeniorzy zagrali Gogola/Pozytywnie zakręceni/Żywa lekcja historii/Kaczki do boju/Widelski u Mądzika/Biesiada Drukarza/Z lotniska w Lubelszczyznę/Nalewki w Dworze Anna. wizytownik/prenumerata kalendarium imprez

3

4

8

910

12

1824

28343633

3738

4041

44

47

48

53

54

58

6062

64

66

68

69

7374

str. 12

str. 18

str. 41

str. 58 str. 60 str. 64

Page 7: LAJF Magazyn Lubelski #20

ŻURAWINÓWKA BIŁGORAJSKA od kwietnia 2014 znajduje się na prestiżowej ministerialnej liście produktów tradycyjnych. Stało się to za sprawą Alicji Czarnej, prowadzącej gospodarstwo agroturystyczne „Alicja” w Glinach. Pani Alicja długo ubiegała się o przyznanie nalewce tego zaszczytnego tytułu. Na liście znajdują się najbardziej reprezentatywne produkty lokalne Lubelszczyzny z dowiedzioną minimum 20 letnią historią wytwarzania. A ŻURAWINÓWKA BIŁGORAJSKA jest szczególna

– uwodzi przekazywaną z dziada pradziada recepturą, smakiem, kolorem i wartościami farmaceutycznymi. Żurawinówka to tradycyjny produkt powiatu biłgorajskiego. Od dawna na tym terenie przyrządzano aromatyczny napój o rubinowej barwie i  wykwintnym smaku. Najważniejszym składnikiem jest żurawina, która rośnie na bagnach Puszczy Solskiej, jednego z najczystszych zakątków Polski. W przekazach ludowych świeże żurawiny oraz nalewki spirytusowe z żurawin cieszą się dużą popularnością jako środek leczniczy. Służą do leczenia przeziębień, nadciśnienia, zaburzeń czynności wątroby, nerek i przy prostacie. Wyrównują również niedobór witamin. .

Alicja Czarna Kontakt:

tel. 603 220 999www.agroturystyka-alicja.pl

Smakowanie życia

7magazyn lubelski 5[20] 2014

ISSN 2299–1689

LAJF magazyn lubelski Lublin 20-010 ul. Dolna Panny Marii 3 www.lajf.info e-mail: [email protected], [email protected] tel. 81 440-67-64, 887-090-604Redaktor naczelna: Grażyna Stankiewicz (gras), [email protected]: Magdalena Grela-TokarczykWspółpracownicy i korespondenci: Izabella Kimak (izk), Jola Szala (jos), Michał Fujcik (fó), Robert Kuwałek (kuw), Katarzyna Kawka (kk), Maciej Skarga (ms), Marzena Boćwińska (boć), Tomasz Chachaj (tom), Wojciech Santarek (santi), Marek Podsiadło (pod), Marta Mazurek (maz), Adam Jabłoński (jab), Izolda Wołoszyńska (izo), Jerzy Janiszewski (jan), Klaudia Olender (kol), Barbara Kozik (koz), Ilona Dąbrowska (ido), Aleksandra Lalka (ola), Tomasz Moskal (mos), Paweł Chromcewicz (chro), Mateusz Grzeszczuk (mat).Foto: Marcin Pietrusza (qz), Maks Skrzeczkowski (maks), Daniel Mróz (mró), Jerzy Liniewicz (lin), Olga Michalec-Chlebik (mich), Olga Bronisz (obro), Krzysztof Stanek (sta), Robert Pranagal (gal), Katarzyna Zadróżna (kat), Elwira Kusz (wir).Grafika & DTP: Michał P. Wójcik tel. 665 17 22 01

REKLAMA i MARKETING: Edyta Madej [email protected] Tymburski [email protected]

Agnieszka Wojdałowicz [email protected]

Wydawca: KONO media sp. z o.o, 20-010 Lublin ul. Dolna Panny Marii 3 Prezes Zarządu: Piotr Nowacki (now) [email protected] 061397085, NIP 946 26 38 658, KRS 0000416313e-mail: [email protected]ści zawarte w czasopiśmie „LAJF magazyn lubelski” chronione są prawem autorskim. Wszelkie przedruki całości lub fragmentów artykułów możliwe są wyłącznie za zgodą wydawcy. Odpowiedzialność za treści reklam ponosi wyłącznie reklamodawca. Redakcja zastrzega sobie prawo do dokonywania skrótów tekstów, nadawania śródtytułów i zmiany tytułów. Nie identyfikujemy się ze wszystkimi poglądami wyrażanymi przez autorów na naszych łamach. Nie odsyłamy i nie przechowujemy materiałów niezamówionych. Wszelkie prawa zastrzeżone. Wydawnictwo ma prawo odmówić zamieszczenia ogłoszenia i reklamy, jeśli ich treść lub forma są sprzeczne z linią programową bądź charakterem pisma (art. 36 pkt. 4 prawa prasowego) oraz interesem wydawnictwa KONO media sp. z o.o. Egzemplarz bezpłatny.

[email protected] [email protected] O

kład

ka: M

agda

lena

Pia

seck

a fo

to (m

ich)

Page 8: LAJF Magazyn Lubelski #20

8 magazyn lubelski 5[20] 2014

Paweł Chromcewicz

pirat śródlądowy

Stadiony i mikrofony

❞ Czytam na

różnych forach zawodowych opluwaczy,

dla których stadion jest zły,

bo pieniądze mogły pójść

na przedszkola, albo że będzie

stał pusty, albo zaleje go woda

z Bystrzycy…❞

Z ostałem zaproszony przez Panią Naczelną – dziękuję! – żeby tutaj tro-chę pobrykać, coś tam zamącić, komuś przyłożyć, kogoś pogłaskać. Nie ma sprawy, dla starego pirata śródlądowego to po prostu czysta

frajda. Wody, z której można będzie wyławiać perełki, z pewnością nie za-braknie, przeciwnie – odnoszę wrażenie graniczące z pewnością, że będzie jej nie mniej niż podczas majowych opadów deszczu.

Ruszam zatem w swojej łajbie na pierwszą wypra-wę w zakola rzeczywistości, która trzeszczy okrut-nie, zwłaszcza jeśli oglądać ją w mediach, a nie „na żywo”, jak mecze na mundialu. Zdaje się, że w ogóle najlepiej byłoby po prostu wybrać się do Brazylii, gdzie atmosfera inna i trawa zielona. Niestety, Polacy nie dostali wiz, z własnej winy

zresztą. Większości rodakom, zamiast zamorskiej wyprawy, zaproponowa-no natomiast duszenie się w klimacie garkuchni, w której na deser serwują pluskwy na gorąco.

Jak dla mnie, deser średnio smaczny i zbyt mocno podgrzany. Ale rozu-miem, że ci, co pluskiew (jeszcze) nie jedli, podkręcają kurek kuchenki na maksa. Nie jestem tylko pewien, czy będą wiedzieć, co zrobić, gdy potrawa w końcu całkiem wykipi.

Szczerze i bardzo po ludzku za-zdroszczę Tomkowi Jasinie z Telewizji Lublin, który właśnie teraz ogląda tę trawę w Sao Paulo, Rio de Janeiro czy Porto Alegre. Na dodatek profesjo-nalnie i z wdziękiem opowiada nam, jak biega po niej 22 facetów, z których żaden nie ma pojęcia, że jest na świe-cie kraj, gdzie najniebezpieczniejszym zajęciem jest chodzenie do restauracji.

Cieszę się, że Tomek jest w Brazy-lii, bo swoją znakomitą robotą komen-tatorską zasłużył sobie na to, by już po raz drugi pojechać na mistrzostwa

świata, skutecznie wgryzając się w zabetonowane towarzystwo warszawskie. Słucham go z najwięk-szą przyjemnością, bo jego komentarz jest facho-wy i rzeczowy. Tomek mądrze operuje siłą głosu, zdania buduje ładną polszczyzną, a nazwiska piłka-rzy wymawia i odmienia bezbłędnie, a nie jest to wszystko ani proste, ani często spotykane.

Trzymam kciuki i życzę Tomkowi kolejnych wielkich imprez, świetnych meczów i wielkich sta-

dionów. A skoro o tych ostatnich…Sobie i tysiącom innych kibiców od wielu lat

życzyłem przyzwoitego, nowoczesnego stadionu piłkarskiego w Lublinie. No i jest! No dobra, pra-wie jest, bo jeszcze jakaś kosmetyka, wykończe-nie, poprawka. Ale we wrześniu ma być już na sto procent. Powstał wbrew wszystkim narzekaczom i – jestem przekonany – będzie dla rozwoju lubel-skiego sportu ważnym elementem.

Czytam na różnych forach zawodowych opluwa-czy, dla których stadion jest zły, bo pieniądze mogły pójść na przedszkola, albo że będzie stał pusty, albo zaleje go woda z Bystrzycy… i tak się zastanawiam, czy w ogóle jest coś takiego, co tych ludzi zadowoli. Budują drogi – źle, bo są utrudnienia, powstaje sta-dion – fatalnie, bo po co on komu, wyremontowali Centrum Kultury – też bez sensu, bo dla kogo to? „Zwykły” człowiek tam nie pójdzie…

I w tej zwykłości jest chyba sedno. Bo więk-szości w zupełności wystarcza przeciętność. I tak, przeciętnie do bólu, było latami w Lublinie. Cie-szę się, że od kilku lat są ludzie, którym marzy się niezwykłość. I że potrafią przynajmniej część z tych marzeń realizować.

Oczywiście, i mnie martwi, że nie ma w Lubli-nie klubu piłkarskiego, który zapełniłby trybuny. A należę do pokolenia, które pamięta nie tylko komplety na I-ligowych meczach Motoru przy al. Zygmuntowskich, ale także ponad 20 tysięcy (!) rozgorączkowanych kibiców na stadionie na Wie-niawie, gdy Lublinianka była w II lidze!

Stadion daje nadzieję, że to kiedyś wróci (może także obiekt Lublinianki odzyska blask?). Potrze-ba nadal myśleć nieprzeciętnie, postawić na nie-zwykłość i wykazać się cierpliwością, a przy tym nie spoglądać na Łęczną, bo tam też jest piękny stadion i świetna atmosfera, i niech tak zostanie. Dwa kluby z Lubelskiego w ekstraklasie, to dopie-ro by było coś! Życzę tego sobie, wszystkim kibi-com i Tomkowi Jasinie, który na wielkim meczu zasiądzie na stadionie przy Krochmalnej, a mikro-fon będzie miał przed sobą, a nie pod stołem.

Page 9: LAJF Magazyn Lubelski #20

9magazyn lubelski 5[20] 2014

Grażyna Stankiewicz

kocia kołyska

Koniec świata

❞ Kindersztuba to takie

słowo, które pochodzi z języka niemieckiego i jest używane po polsku dla mocniejszego podkreślenia znaczenia dobrego wychowania. Drodzy Państwo – więcej kindersztuby, więcej szacunku. Dla artystów. I dla samych siebie.❞

20.50. Jeszcze chwila i osiedlowy sklepik zostanie zamknięty. Przed drzwiami kłębi się tłum dyskutujących mężczyzn, niczym zgromadzenie narodowe. Spotykają się pra-

wie zawsze o tej samej porze, pod tymi samymi drzwiami. W mocno średnim już wieku, dobrze ubrani, kulturalni, dowcipni, czynni zawodowo. Łączy ich tradycja wspólnego spożywania złocistego trunku i interesująca wymiana opinii. Tego wieczoru towarzystwo jest wyjąt-kowo liczne. – Już zamknięte? – pytam z niepokojem. – Nie, otwarte – odpowiada mój ulubiony Sąsiad. – My tylko premiera odwołujemy. Atmosfera pod sklepem spokojna, histerii nie ma, dyskusja toczy się elegancko, sto-nowanie, na argumenty. Nasz osiedlowy mikrokosmos uratowany, przynajmniej to jest pod kontrolą.

Wracam do domu, gdzie z kolei ja – przesłuchuję jeszcze raz fragmenty koncertu „Tomasz Momot i przyjaciele”, na który zostałam zaproszona przez Artystę. Wrażeń było dużo – znakomite przedwo-jenne teksty i muzyka, piękni wykonawcy, nie-zapomniane aranże i zdawałoby się – niekłama-ny aplauz wypełnionej po brzegi (plus dostawki) widowni w Centrum Kongresowym Uniwersytetu Przyrodniczego. Półtoragodzinne uniesienia ar-tystyczne i wspólnota odczuć muzycznych mogą oderwać człowieka od przerażającej chwilami co-dzienności i uczynić z niego choć nawet na niedłu-gą chwilę kogoś lepszego. I nagle bach! Wszystko było tip-top, dopóki prowadząca koncert Grażyna Lutosławska nie powiedziała, że utwór, który wła-śnie został zaprezentowany, był ostatnim utworem tego wieczoru. Tylne rzędy natychmiast ruszyły pędem niczym uciekający z płonącego budynku. Czy do szatni, aby ustawić się w kolejkę po cie-płe płaszcze, bo to przecież dopiero czerwiec, czy na ostatni autobus, bo przecież była już 20.30. Nie wiadomo. Tradycją sceny muzycznej są bisy, a potem ukłony artystów i oklaski widowni. Te odbywały się w atmosferze dalszego pospiesznego opuszczania sali. Kindersztuba to takie słowo, któ-re pochodzi z języka niemieckiego i jest używane po polsku dla mocniejszego podkreślenia znacze-nia dobrego wychowania. Drodzy Państwo – wię-cej kindersztuby, więcej szacunku. Dla artystów. I dla samych siebie.

Jadę taksówką do pracy. Jestem niewyspana. Cze-ka mnie trudny dzień. 10 minut jazdy to jak kilka godzin w spa – można się odprężyć, zamknąć oczy, pomyśleć o czymś miłym, bez konieczności wda-wania się w dyskusje. I bach! Kakofonia dźwięków razy trzy. Dyspozytorka z centrali korporacji tak-sówkowej grzmi na cały regulator. Dokładnie wiem, kto, gdzie i kiedy ma kurs i dlaczego na Czechowie klientka zamówiła drugą taksówkę, bo

kierowca tej pierwszej pomylił klatki i czekał nie tam, gdzie powinien czekać, a klientka bardzo się spieszyła, inaczej niż kierowca, który zniecierpli-wił się długim czekaniem na pasażerkę i wyszedł przed samochód w spokoju zapalić papierosa i nie słyszał nawoływań z centrali. Przez oburzenie dyspozytorki daje się słyszeć stacja radiowa, któ-ra właśnie głośnym dżinglem rozpoczyna serwis informacyj-ny i nadaje newsa o konferen-cji prasowej premiera. I jako trzecia równoległa ścieżka ‒ uaktywnia się kierowca, który sprawia wrażenie, jakby od miesięcy nie miał okazji z ni-kim rozmawiać, i rozpoczyna długi wywód na temat pozio-mu polskich elit politycznych. Dyspozytorka, radio, kierow-ca. Dyspozytorka, radio, kie-rowca. – Ile płacę? – 12.50, ale nie uważa pani, że mam rację? – Kierowca nie odpuszcza, dyspozytorka mówi już mono-tonnym głosem, radio nadaje reklamy.

Po kilku dniach, kiedy afera taśmowa nabrała jeszcze większego rozmachu, spotykam mojego ulubionego Sąsiada przed wspólnie przez nas od-wiedzanym sklepikiem. – I co, wybraliście już pre-miera? – pytam z zaciekawieniem. – Nie. Nie ma kogo! – odpowiada szczerze strapiony. – Ale obiecu-ję pani, że jak w końcu MNIE wybiorą na premie-ra, to pani dostanie tekę wice – podsumowuje nasze kilkudniowe dysputy o zmierzchu. I bach! Nie ukrywam, że czuję się nieco rozczarowana. Szału nie ma. Ale zawsze to jakieś światełko w tunelu.

Page 10: LAJF Magazyn Lubelski #20

10 magazyn lubelski 5[20] 2014

tygiel

kity i hity

„Jeśli masz 18–65 lat, nie chorujesz, nie przyjmujesz leków i nie masz przeciw-wskazań zdrowotnych – możesz uratować komuś życie. Każdego dnia w Polsce po-trzeba około 1 tys. litrów krwi, najwięcej w wakacje. Jak dotąd nie wynaleziono żadnego zamiennika, więc jedyną fabryką krwi jest ludzki organizm, a jednorazowo pobieraną od honorowych dawców jej ilość organizm odtwarza zdumiewająco szybko – już po kilku godzinach”. To treść ogłoszenia zamieszczonego przez Studentów Niezależnego Zrzeszenia Stu-dentów KUL i Regionalnego Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Lu-blinie, zachęcające do wzięcia udziału w akcji honorowego krwiodawstwa. Akcja eufemistycznie nazywana „Wampiriadą” odbywa się wiosną i jesienią. Duży szacu-nek dla pomysłodawców. (gras)

Ściana wstydu

Miliony wydane na renowację zabytków i śródmiejskich fasad, miliony wydane na akcje promocyjne mające na celu przyciągnięcie turystów na Lubelszczyznę. I oszukujemy, bo to, co pięknie wygląda w ofercie turystycznej, nijak się ma do rzeczywistości. Od wielu miesięcy na łamach LAJF-a piszemy o zaśmiecaniu przestrzeni miejskiej reklamami szpecą-cymi fasady, parkany, trawniki i o tym, że nikt z tym bałaganem nie zamierza zrobić porządku. I oto na połowie fasady wyremontowanego Centrum Kultury w Lublinie zawisły szmaty reklamowe – wulkanizacja opon, kurczak z rożna, usługi pogrzebowe i inne, co nie zostało bez oddźwięku na portalach społecznościowych i forach internetowych. Pomysłodawcą akcji jest lubelski architekt krajobrazu Wojciech Januszczyk. Czy jego

„Ściana wstydu” będzie miała jakikolwiek wpływ na uporządkowanie naszej wspól-nej przestrzeni do życia? Oby. (gras)

Wampiriada

(sta)

Page 11: LAJF Magazyn Lubelski #20

11magazyn lubelski 5[20] 2014

Święto Wina z sieci

Rowerowo na wakacjeNa samym Roztoczu znajduje się prawie tysiąc kilometrów regionalnych szlaków rowero-wych. Popularna na tych terenach agroturystyka oferuje wypożyczanie rowerów, którymi można przemierzyć na przykład Centralny Szlak Rowerowy Roztocza o długości 269 km, który wiedzie z Kraśnika do Lwowa. Z kolei liczący prawie 288 km długości Nadbużański Szlak Rowerowy zaczyna się w Janowie Podlaskim i prowadzi przez Kodeń i Jabłeczną do Hrubieszowa. Rower jako alternatywny środek lokomocji przeżywa swój renesans również w miastach. Jeszcze w tym roku planowane jest uruchomienie tzw. Lubelskiego Roweru Miejskiego o łącznej liczbie 400 sztuk i zorganizowanie 40 stacji rowerowych. Kolejne pomysły to m.in. połączenie obecnych tras rowerowych na terenie Lublina w spójną sieć oraz dopuszczenie ruchu rowerowego na terenie Starego Miasta. (pod) www.szlaki.lublin.pl/index.php/szlaki-rowerowe

(fó)

Tegoroczne Święto Wina rozpoczęło się kolorowym korowodem, który przeszedł uliczkami Janowca spod kościoła parafialne-go na dziedziniec zamku, na którym odbyła się degustacja win powstałych w winnicach zrzeszonych w Stowarzyszeniu Winiarzy Małopolskiego Przełomu Wisły. Towarzy-szyły jej spotkania i prelekcje z winiarzami i sommelierami. Atrakcją jubileuszowej 5 edycji Święta Wina był Jarmark Jano-wiecki, podczas którego wystawcy z całej Polski zaprezentowali gościom regionalne przysmaki, m.in. sery korycińskie i oscypki, ciasta i chleby domowe, zioła i przyprawy, wędliny ekologiczne oraz ręcznie robione li-zaki. Organizatorem Święta Wina było Mu-zeum Nadwiślańskie w Kazimierzu Dolnym. Tradycyjnie nie zabrakło występów kapel muzycznych i zespołów folklorystycznych, a jedną z gwiazd artystycznej części święta był pochodzący z Janowca 16-letni utalento-wany uczestnik programu „X Factor”.

Skansen Maszyn i Urządzeń RolniczychW Niedrzwicy Kościelnej otwarto Skan-sen Maszyn i Urządzeń Rolniczych prowadzony przez Fundację „Ocalić od Zapomnienia”. Skansen powstał w celu zachowania dziedzictwa kulturowego, duchowego i materialnego polskiej wsi. Placówkę można zwiedzać w każdy piątek i niedzielę po wcześniejszym kontakcie te-lefonicznym. Pomysłodawcy poprzez swoją działalność zamierzają promować gminę, ukazując historię Niedrzwicy Kościelnej, pomniki przyrody, krajobrazy, czyste lasy i powietrze oraz awifaunę stawów rybnych i terenów przyległych. Więcej na:www.skansenniedrzwica.wix.com/skansen (Marcin Pastuszak)

(Andrzej Pastusiak)

(Seweryn Kuter)

tygiel

Hollywood pod KraśnikiemGmina Szastarka jest położona 13 km od Kraśnika. Słynie z lasów bogatych w grzyby i z urozmaiconych krajobrazów – dzięki pagórkom i wzgórzom Wzniesień Urzędowskich i Roztocza Zachodniego, oraz z ciekawego architektonicznie dworca kolejowego. Na te-renie gminy swój początek ma Centralny Szlak Rowerowy Roztocza długości 141,5 km, który prowadzi przez pola wsi Szastarka, Blinów, Moczydła Stare i las blinowski. Ale tym, czym Szastarka ostatnio się wsławiła, jest prawdziwa hollywoodzka skarpa. Napis wykonali uczniowie miejscowej szkoły i bez problemu widać go z drogi przebiegającej obok siedziby gminy. Dobra wiadomość dla celebrytów – nareszcie nie trzeba lecieć za ocean. (pod)

Page 12: LAJF Magazyn Lubelski #20

12 magazyn lubelski 5[20] 2014

Nie gadaj tyle,po prostu zróbZ Magdaleną Piasecką rozmawia Marek Podsiadło. foto Olga Michalec-Chlebik

z okładki

Page 13: LAJF Magazyn Lubelski #20

13magazyn lubelski 5[20] 2014

S iedziała na alpejskich szczytach, pilotowała szybowiec nad Atlantykiem, dla przełamania nieśmia-łości podczas wystąpień publicznych nauczyła się tańczyć salsę, a dla wszystkich, którzy pragną od-mienić swoje życie, stworzyła projekt „Spotkania z Pasją”, prowadzi bloga poświęconego temu, jak

w życiu sięgać po wysokie cele, a ostatnio coraz częściej chodzą jej po głowie akrobacje szybowcowe.

– Dobra była widoczność nad Atlantykiem?– Bardzo dobra.

– Interesująca z Pani osoba. Ma Pani 32 lata i Pani życie składa się z pracy i realizowania swoich pasji. Przy czym pasje są dość nietypowe.

– Rzeczywiście tak to wygląda, ale nie byłoby tych pasji, gdybym ich sobie nie wymarzyła. Jako mała dziewczynka byłam niesamowicie dumna, że mój ojciec chrzestny jest pilotem. I to było moje ma-rzenie od dziecka, że kiedyś sama zasiądę za stera-mi czegoś, co lata, obojętnie czego. Pierwszy raz szybowce zobaczyłam podczas studiów, kiedy wy-jechałam na staż językowy na południe Francji. Podczas wycieczki, gdy siedziałam na szczycie 3,5-tysięcznika, popijając cydr i zajadając kanapki, szybowiec przeleciał kilka metrów nad moją głową. Kiedy już mi przeszła złość, że mnie wystraszył, to pomyślałam: kurczę, fajnie mu tam, ciekawe, jak to jest być na jego miejscu. Ale jeszcze nie mia-łam wtedy przekonania, że jest to rzecz rzędu realnych i wykonalnych. Jakiś czas później prze-jeżdżałam obok Radawca i znowu nad moją głową podchodził do lądowania szybowiec. Postanowiłam spróbować.

– Latanie, obojętnie czym, jest domeną mężczyzn. Kobiety mają jakieś fory?

– To nie jest aż tak trudne. Trzeba zapisać się do aeroklubu, przyjść na zajęcia teoretyczne, które trwają kilka tygodni, i zdać egzamin z teorii, a po-tem przygotować się do egzaminu praktycznego. Podczas szkolenia podstawowego spędzamy na lotnisku średnio 3 tygodnie. W tym czasie latamy z instruktorem na szybowcu dwuosobowym. Kurs kończy się dziesięcioma lotami samodzielnymi. Nie wiedziałam o tym i kiedy instruktor wysiadł, nie wiedziałam dlaczego on wysiada i dlaczego ja mam lecieć sama. Byłam przerażona. A on za-mknął mi kabinę i kazał lecieć. Ale kiedy już po-czułam smak samodzielności w powietrzu podczas tego pierwszego lotu i jak już wylądowałam, to zrozumiałam, że to jest to.

– A potem były 30 urodziny…– Pojechałam na zachodnie wybrzeże Francji, umó-wiłam się z tamtejszym aeroklubem. I ten lot rze-czywiście był niesamowity, ja uwielbiam otwartą przestrzeń, a tam, jak się widzi ocean, to można oczopląsu dostać. Po wylądowaniu rozmawiałam z tamtejszymi pilotami i zastanawiałam się, jak można było czekać tyle lat, żeby spełnić swoje największe marzenie. Oni słuchali, nic nie mówili, aż w końcu jeden z nich powiedział: Magda, ja ci kogoś przedstawię. Chwilę później poznałam pana, 75 lat, miał swój własny szybowiec, zresztą nigdy nie widziałam tak zadbanego szybowca. Tego dnia zrobił ponad 400-kilometrowy spacerek nad tym-że właśnie oceanem… i ten pan mi oświadczył,

że on zaczął swoją przygodę z szybownictwem w wieku 60 lat. O nic więcej go nie spytałam. Ale kiedyś wrócę, żeby mu podziękować za to, co mi wtedy powiedział.

– Nigdy nie ma strachu? Przed niczym? Zawsze jest bezpiecznie?

– Pewnie, że bywa trudniej i sytuacje niebezpieczne też się zdarzają. Albo po prostu jest strach. Rok temu, kiedy już siedziałam w kabinie, w momen-cie kiedy miałam podczepioną linę do szybowca, miałam ochotę zwiać, uciec gdzie pieprz rośnie. Jednak nie zrobiłam tego, a chwilę później już nie żałowałam, byłam spokojna w powietrzu. Ale po wylądowaniu poszłam do mojego instruktora i mówię do niego: słuchaj, ja się boję, czy to jest normalne, że pilot boi się, bo ja nie wiem, czy w takiej sytuacji powinnam w ogóle latać. A on mi odpowiedział: jak kiedyś przyjdziesz do mnie i mi powiesz, że nie boisz się latać, to ja ci zabro-nię wsiąść do szybowca. I zrozumiałam, że to nie jest tak, że strach jest dowodem słabości. Czasami jest dowodem na to, że racjonalnie myślimy. I że nie zrobimy jakiejś głupoty.

– Dobrze jest Pani ubezpieczona na życie?– Mam obowiązkowe ubezpieczenie lotnicze, nato-miast generalnie myślę optymistycznie.

– Co można robić przez kilka godzin na górze, w dodatku w pojedynkę?

– Kiedyś stado młodych bocianów uczyło się latać pode mną – to dopiero był widok. Bycie w górze to taki dystans, którego nabiera się do tego, co zostawia się na dole. Więc dla mnie to jest sposób na odciążenie umysłu. I myślenie nie o proble-mach, tylko o sytuacjach, które czasami zostawia-my sobie na później. W powietrzu przebywa się w zależności od pogody, czasami mówię, że lecę na godzinę, a wracam po 5 minutach. Czasami chcę zrobić tylko krąg nad lotniskiem, a latam 2 godzi-ny. W ostatnim tygodniu latałam tylko godzinę, ale to zależy też od dyspozycyjności sprzętu i kole-gów na lotnisku, bo jest to sport, w którym trzeba pracować w grupie. Nie da się samemu wystarto-wać, schować szybowiec do hangaru. Mój najdłuż-szy lot do tej pory to 4 i pół godziny. Moment największego wyluzowania to druga godzina lotu, kiedy już nie muszę walczyć o utrzymaniesię w powietrzu, to taki czas delektowania się lataniem.

– A taniec? Pomimo ciekawych zainteresowań nie sprawia Pani wrażenia osoby nadekspresyjnej, zwariowanej, szalonej. Raczej typ grzecznej, po-układanej dziewczynki.

– Nigdy nic nie wiadomo. A taniec był sposobem na docieranie się z kobiecością. Moja znajoma zakomunikowała mi, że wybiera się na zajęcia tań-

Page 14: LAJF Magazyn Lubelski #20

14 magazyn lubelski 5[20] 2014

ca i pomyślałam sobie: ciekawe, jak by to było na-uczyć się tańczyć. Zresztą wszystkie moje pasje zaczynają się właśnie od takiego pytania. Po pierwszych zajęciach stwierdziłam, że tu zostaję. Zaczęłam od zajęć solowych, potem zgłosiłam się na zajęcia tańców w parach, aż wzięłam udział w konkursie tańca. Ale prawdę mówiąc, przede wszystkim był to sposób na przełamanie strachu przed wystąpieniami publicznymi. Nie chodziło o to, żeby wygrać coś, ale raczej wygrać z samą sobą, ze strachem. Zatańczyć przed publicznością liczącą 800 osób. W pewnym momencie pomy-ślałam, że ten strach trzeba wystawić na próbę po to, żeby go pokonać, bo inaczej się nie da. I jak to w słynnym powiedzeniu: strach zapukał do drzwi, otworzyła mu odwaga i nikogo nie ujrzała. I to bardzo pomogło mi w tym, co robiłam później.

– Skąd się Pani w ogóle wzięła, Pani Magdo, taka niedzisiejsza. Mocno niezależna. Bez męża, dzieci, tylko z sobą i swoimi marzeniami?

– Pochodzę z małej miejscowości niedaleko Kra-snegostawu. Tam wracam, kiedy tylko mogę, żeby naładować akumulatory. Studiowałam w Lublinie i Paryżu filologię romańską ze specjalizacją z ję-zyka ekonomii i finansów. Po studiach dostałam od razu pracę. Zajmuję się tematami administra-cyjno-organizacyjnymi. Mam możliwość rozwija-nia swoich umiejętności w zakresie organizowania spotkań, eventów, konferencji, imprez integra-cyjnych. Bardzo lubię swoją pracę, ale w pewnym momencie czegoś mi zabrakło. Dlatego postano-wiłam założyć Fundację „Smakuj Życie” i w jej ra-mach organizuję „Spotkania z Pasją”.

– Dla osób, które mogłyby latać szybowcami, tańczyć salsę i pić cydr na szczytach Alp? Co jest takim momentem, że mówimy sobie: Koniec. Teraz ja?– Często nie mamy planu, ale mamy oczekiwania od życia. Problem pojawia się, gdy nasza równo-waga życiowa się chwieje, bo ciągle nam czegoś brakuje. Projekt polega na spotkaniach w całej Polsce z kobietami, które miały odwagę zawojować świat w dziedzinie, o którą nikt wcześniej ich by nie podejrzewał. Mówię tutaj o dyscyplinach spor-towych, również tych ekstremalnych i wyczyno-wych, oraz rywalizacji i dreszczyku emocji, jakie temu towarzyszą. Te spotkania mają dać osobom, które tutaj przychodzą, poczucie, że jednak to nie jest trudne i zachęcić do brania z życia pełnymi garściami. Z drugiej strony mają promować spor-towców i ich sukcesy, ale nie jako nieomylnych mistrzów, tylko ludzi z ich prawdziwą twarzą. Bo w tych spotkaniach ważne jest, aby pokazać, jakie lekcje wyciągnęli z poniesionych porażek.

– A co było Pani porażką?– Myślenie, że podjęcie takich decyzji jest trudne. Do momentu, kiedy o realizacji marzeń przesądza ten pierwszy krok. To uruchamia lawinę zdarzeń i kolejnych kroków. Proszę mi wierzyć, że miałam milion powodów, żeby nie skończyć tego kursu szy-bowcowego. Nie miałam własnego samochodu,

Page 15: LAJF Magazyn Lubelski #20

15magazyn lubelski 5[20] 2014

a musiałam dojeżdżać po pracy z Nałęczowa do Ra-dawca. A znalazł się ktoś, kto mi zaofiarował pomoc. Obawiałam się, że treningi na konkurs tańca będą pokrywać się z kursem na lotnisku, ale okazało się inaczej. Wszystko, czym się martwiłam, zaczęło samo się rozwiązywać. Dlatego uważam, że jest to kwestia podjęcia decyzji, a potem działania. Zresztą ja ciągle powołuję się na słowa Jacka Walkiewicza, który mówi: nie gadaj tyle, po prostu zrób.

– Na czym polegają organizowane przez Panią „Spotkania z Pasją”? Jakich dziedzin dotyczą?– Tych dziedzin jest sporo. Wszystkie te, w któ-rych znajdę kobiety, które mówią o uprawianym przez siebie sporcie z błyskiem w oku i z wypieka-mi na twarzy. Do tej pory zorganizowałam 4 spo-tkania – pierwsze poświęcone kobietom jeżdżącym na motocyklach. Gościem specjalnym była Natalia Kowalska jeżdżąca w Formule 2. Drugie było o lotnictwie akrobacyjnym, trzecie dotyczyło raj-dów samochodowych i driftingu. I ostatnie do-tyczyło wspinaczki i dream jumpingu. W moim projekcie jest w tym momencie 35 kobiet i one re-prezentują rzeczywiście różne dziedziny. Jest rów-nież pani, która ma 81 lat i która mimo zacnego wieku i skromnej emerytury podróżuje po całym świecie autostopem. Jej optymizm jest zaraźliwy. Chciałam ją ściągnąć do Lublina na ostatnie spo-tkanie, ale właśnie znalazła sobie nową pracę. Poza tym pisze bloga ze swoich podróży, przygotowuje wernisaż swoich prac i planuje w tym roku podróż do Korei Północnej.

– Znalazła Pani wśród swoich bohaterów swoje-go guru?

– Oczywiście, to Małgorzata Margońska, którą miałam przyjemność poznać osobiście. Kilka lat temu została mistrzem świata w akrobacjach szy-bowcowych, osoba absolutnie niebywała. Nauka u niej jest jak krok siedmiomilowy do przodu. Po-jechałam na Żar, żeby ją poznać i zaprosić do pro-jektu, a ponieważ jest tam lotnisko, w pobliżu góry, do tego mistrzyni świata w akrobacjach i wolny szybowiec, więc sam pan rozumie. Odby-łyśmy dwa loty na akrobacje. Moi znajomi pukali się w głowę, po co jadę taki kawał drogi dla dwóch minut spadania. Ale tych dwóch minut nie zapo-mnę do końca życia. Kiedyś sobie postanowiłam, że stworzę projekt opierający się na spotkaniach z mistrzami i nauką u mistrzów. To dlatego wła-śnie go realizuję.

– Cały czas rozmawiamy o pasjach i marzeniach, ale codzienność to również bardziej prozaiczne sytuacje. A to wszystko przecież kosztuje.

– Większość wydatków pokrywam ze swoich oszczędności, mam też skromne wsparcie sponsor-skie. W sprawach materialnych raczej jestem mi-nimalistką. Staram się doceniać to, co mam. Nie planuję kupienia mieszkania, mieszkam w wyna-jętym. Zawsze powtarzam mojej babci, która nad tym ubolewa, że przecież na głowę mi się nie leje i jestem szczęśliwa. Ale babcia chciałaby, żebym miała męża, dzieci, stabilizację i wigilię podaną punktualnie o 18.00. Chociaż z drugiej strony

Page 16: LAJF Magazyn Lubelski #20

16 magazyn lubelski 5[20] 2014

moja babcia kiedyś z łezką w oku powiedziała, że gdyby była w moim wieku, to dopiero dzisiaj wiedziałaby, jak ma żyć. To wyznanie mocno mi utkwiło w głowie, bo my te role szeregujemy w odpowiedniej kolejności. I ja boję się tego, że szkoła, studia, praca, rodzina, dom i kredyt na 30 lat. Ludzie odkładają każdy grosz, odmawiają sobie absolutnie wszystkiego, bo ktoś to musi spłacić. I nawet własnym dzieciom wpajają takie podejście, że trzeba być oszczędnym i nie wychylać się. Zatem realizacja pasji i marzeń pozostaje na drugim planie. A kiedy po 30 latach spłacimy kre-dyt za dom, to sobie wesoło podśpiewujemy, że 30 lat minęło jak jeden dzień. Dom wprawdzie wła-sny, ale już nadaje się do remontu, a wieloletnie czekanie nie nauczyło, jak sięgać po marzenia.

– Nie za dużo w tym egzaltacji i chęci ustawienia innym życia? Może ci ludzie są szczęśliwi z takim planem na swoje na życie?

– Niektórzy, mijając Radawiec, zajeżdżają do ae-roklubu i widząc kobietę pilota, pytają: A pani się nie boi? Ja się boję i to za każdym razem. Bo uprawiając takie sporty, to jest naturalne. Ale w życiu trzeba robić coś, co nas zdystansuje do tego kieratu. Poza tym jesteśmy mistrzami w mnożeniu wymówek. No i te role, które mamy

uszeregowane w głowie. Tak powstaje strefa kom-fortu budowana systematycznie przez tyle lat, któ-ra nie pozwala potem ruszyć się z fotela i zrobić coś dla zrealizowania siebie. Więc czasami trzeba odpuścić wymówki i spróbować, jak by to było gdyby. I nie ma w tym żadnej egzaltacji. Nie mam ambicji ustawiania życia innym. Każdy robi to na własną odpowiedzialność.

– Po kim ta energia i optymizm? Dziś zazwyczaj się narzeka i szuka dziury w całym.

– To chyba wzięło się z zaufania moich rodziców do mnie. Całe życie powtarzali, że sobie dam radę, że sobie poradzę. Cokolwiek nie wymyślę, co-kolwiek nie sknocę, to wiem, że we mnie wierzą i mnie wspierają. Znam osoby, które mają kapital-ne możliwości i tego nie wykorzystują, ale znam i takie, które mają ciągle pod górkę i ciągle osią-gają niesamowite sukcesy.

– Na koniec trudno nie zapytać o plany na naj-bliższą przyszłość.

– Po wakacjach ciąg dalszy „Spotkań z Pasją”. A poza pracą na rzecz fundacji myślę o akroba-cjach szybowcowych i kolejnych projektach.

– Dziękuję za rozmowę.

Podziękowania dla Aeroklubu Lubelskiego w Radawcu i Hotelu Victoria w Lublinie za umożliwienie zrobienia zdjęć.

Page 17: LAJF Magazyn Lubelski #20

17magazyn lubelski 5[20] 2014

szerokopasmowe.lubelskie.plWłaśnie ruszyły działania informacyjno-promocyjne projektu „Sieć Szerokopasmowa Polski Wschodniej

– województwo lubelskie”.

Ten projekt to największe przedsięwzięcie teleinformatyczne w historii naszego. Dzięki niemu już niebawem województwo zostanie oplecione systemem światłowodów o łącznej długości ponad 3 tys. km. Sieć szerokopasmowa powstaje równo-legle w 14 tzw. obszarach inwestycyjnych, gdzie zlokalizowane zostaną węzły. Na jej budowę samorządowi województwa udało się pozyskać gigantyczne dofinansowanie z Unii Europejskiej – 267 mln zł. Co ważne, światłowodowa sieć zapewni ultraszybki dostęp do internetu nie tylko miastom, ale również tym gminom, które z różnych względów do tej pory omijali komercyjni operatorzy.

Jeśli chodzi o kampanię promocyjną, pod adresem szerokopasmowe.lubelskie.pl uruchomiono już stronę internetową, newsletter oraz linki do fanpage’u projektu na portalu facebook, z kolei na dniach ruszą reklamy w prasie i internecie, a TVP Lublin rozpocznie emisję audycji informacyjnych.

W kolejnych miesiącach kampanii, która potrwa do września przyszłego roku, przewidziano szereg działań, w tym m.in. 213 eventów (po jednym w każdej gminie), akcję billboardową i bannerową oraz działania z zakresu Public Relations.

Kampania jest skierowana do mieszkańców województwa lubelskiego, samorządów oraz wybranych firm. Jej celem jest do-tarcie z przekazem przede wszystkim do osób zagrożonych wykluczeniem cyfrowym oraz potencjalnych tzw. „operatorów ostatniej mili”. Jej motywem przewodnim jest hasło „Internet wszędzie dobry, ale w domu najlepszy”.

Za realizację opisanych działań odpowiada lubelska agencja reklamowa Vena Art.

Cała sieć szerokopasmowa powinna być gotowa w sierpniu 2015 r.

Page 18: LAJF Magazyn Lubelski #20

18 magazyn lubelski 5[20] 2014

ludzie

Page 19: LAJF Magazyn Lubelski #20

19magazyn lubelski 5[20] 2014

W icher ma dziesięć lat. Paweł dwadzieścia dwa. Od siedmiu lat są przyjaciółmi. Mają do siebie zaufanie i nie ma dnia, żeby nie jeździli razem wokół Pszczelej Woli i nie wymyślali nowych sztuczek. A to Wicher, niosąc Pawła na swoim grzbiecie, wskakuje na samochodową platformę

i dumnie prezentując sylwetkę, pozwala się przewieźć w odległe miejsce. A to znowu kładzie się potulnie na trawę w plenerze czy też na piach w zamkniętym halowym parkurze i nie przejmuje się tym, że Paweł wyko-rzystuje go jako świetne miejsce do chwili własnego odpoczynku. Wspólnie skaczą przez ogień, przebijają tek-turową ścianę i dają się zamknąć w drewnianej skrzyni, czego nikt przed nimi w Polsce do tej pory nie robił.

Kiedy trzeba dotrzeć na piętro jakiegoś budynku, wchodzą do towarowej windy i spokojnie dają się przewieźć temu wynalazkowi, który dla konia jest czymś absolutnie abstrakcyjnym i wywołującym traumę. Tak samo jak przemieszczanie się przycze-pą lub koniowozem. Pamiętajmy, że koń z natury jest dziki i przyzwyczajony do otwartych przestrzeni. Tym bardziej zdumiewa, co ten duet razem może. Jeśli chcą chwilę odpocząć, zwłaszcza w plenerze, Wicher opuszcza zad do ziemi, robi dostojną stój-kę na przednich nogach, a Paweł opiera się na nich plecami i w takiej pozycji mogą poddać się nawet krótkiej drzemce.

– Tu nie ma nic z magii – przekonuje Paweł Ja-chymek. – Przyjęło się, co prawda, że ktoś, kto robi z koniem coś niewyjaśnionego, to zaklinacz. A tak nie jest. Tu działają moje wiedza, doświadczenie i znajomość jego natury. Spokojem, konsekwencją i cierpliwością można konia nauczyć wielu rzeczy. Nawet na przekór jego naturze. Trzeba być tylko jego przyjacielem i nie traktować go rzeczowo, jak przedmiot. Mój koń przez lata wspólnych ćwiczeń zorientował się, że z każdej sy-tuacji, zwłaszcza tej wbrew jego naturalnym odruchom, wychodzi cało i dlatego absolutnie mi ufa. Pamiętam moją wielką radość, kiedy po raz pierwszy udało mi się nauczyć go leżenia. Wtedy wyleciałem z hali i krzy-czałem ze szczęścia. Przecież spełniło się jedno z moich marzeń. Mimo tego, że w tej sytuacji odebrałem mu instynktowną formę obrony, jaką jest ucieczka.

Alfabet gestówKiedy mówi o koniach, a zwłaszcza o swoim Wi-chrze, zmienia się jego wyraz twarzy. Od razu wia-domo, że konie są treścią jego życia. A zaczęło się rodzinnie i pokoleniowo. Dziadkowie mieli konie. Jego ojciec Wojciech Jachymek już w siódmej kla-sie trenował jazdę konną w Lubelskim Klubie Jeź-dzieckim. Potem skończył weterynarię w Lublinie, prowadził hodowlę kuców felińskich, wyhodowa-nych przez prof. Ewalda Sasimowskiego, a obecnie od kilku lat wspólnie z dyrekcją Liceum w Pszcze-lej Woli realizuje swój projekt prowadzenia klasy jeździeckiej. Z nieukrywanym rozrzewnieniem wspomina swojego sześcioletniego syna, który za-nim poszedł do przedszkola, zrywał się wcześnie rano i biegł do stajni, aby nakarmić lub napoić kuce. Wtedy też Paweł po raz pierwszy zaczął je do-siadać. Będąc jeszcze w podstawówce i gimnazjum w Bychawie, trenował na koniach sportowych sko-ki przez przeszkody. Kończąc Liceum w Pszczelej Woli, zaprzestał kariery sportowej. To wtedy zaprzyjaźnił się z trzyletnim Wichrem i oddał się całkowicie jego szkoleniu. Obecnie studiuje na Wydziale Turystyki i Rekreacji Uniwersytetu Przy-rodniczego w Lublinie. Jednak po upływie lat cią-gle wraca do swoich początków szkolenia Wichra.– W tamtych latach – opowiada Paweł – moim guru jeździeckim był amerykański trener koni Monty Roberts. Czytałem jego autobiografię, a w niej

Nie jestem zaklinaczemkonitekst Maciej Skargafoto Krzysztof Stanek

Page 20: LAJF Magazyn Lubelski #20

20 magazyn lubelski 5[20] 2014

m.in, jak obserwując mustangi w Newadzie, opraco-wał swój system naturalnego treningu koni oparty na gestykulacji ich ciała i dostosowania do nich własnych gestów. Przeczytałem ją chyba sześć razy, a zwłaszcza opis sposobu oswajania na wolności dzikiego konia. Roberts za dzikim mustangiem potrafił jechać nawet trzy dni. Widział, jak się zachowuje i ucieka. Cier-pliwie jednak zbliżał się do niego i przyzwyczajał do swojej obecności. Aż w końcu mustang dał się podejść, osiodłać i można było już na nim jechać.

Rodzinne zamiłowanie do koni oraz własne do-świadczenia w kontakcie z nimi sprawiły, iż Pa-weł może śmiało powiedzieć, że je rozumie i zna ich alfabet gestów. Doskonale wie, że mają bardzo rozwinięte: wzrok, słuch i węch. Nawet czują to, co jedliśmy tuż przed wejściem do stajni. I jeśli kogoś nie znają, a poczują, że jego daniem było mięso, bywa, że chcą uciec, myśląc, iż ten, kto do nich podchodzi, jest drapieżnikiem.

Zawsze bierze pod uwagę to, że koń widzi pra-wie na przestrzeni 360 stopni, czyli także do tyłu. Notuje i zapamiętuje wszystkie obrazy. Pozytywne i negatywne, których nigdy nie zapomina, co uła-twia mu decyzję o ucieczce w razie ataku i pomaga przetrwać. Zdaje sobie sprawę z tego, że te zwie-rzęta w kontakcie z człowiekiem świetnie odbierają naszą energię. Czują np. jaki jeździec ma nastrój. Jeśli jest zły, to i koń od razu jest pobudzony oraz nieufny. Kiedy człowiek zachowuje się spokojnie, konie bez problemu poddają się jego poleceniom. Prawdziwe jest więc powiedzenie, że koń w swoim zachowaniu jest odzwierciedleniem jeźdźca i z jego postawy można wyczytać, jakim człowiekiem jest ten, kto go dosiada.

Paweł wie także, że z jednej strony konie darują człowiekowi drobne błędy. W odróżnieniu od mu-łów, które nigdy ich nie zapominają i nie wybaczą. Z drugiej jednak strony, jeśli ktoś nieodpowie-dzialnie i niesprawiedliwie skrzywdzi konia, to ten, nawet po kilku latach, najprawdopodobniej rozpo-zna go po zapachu i mu odda. Ot, po prostu zdzie-li go kopytami lub ugryzie.

Natomiast na pytanie, czy kiedykolwiek pokłócił się ze swoim koniem, odpowiada: – Bywało. I wte-dy Wicher nawet się na mnie obrażał. Zrywał się i uciekał. W takiej sytuacji cóż – skuteczny był tylko kompromis z obu stron. Także i ja musiałem w czymś ustąpić. A nawet, nie ukrywam, przekupić go daniem mu chwili spokoju, aby mógł nacieszyć się soczystą tra-wą lub smaczną karmą w boksie. Ot, jak w życiu. Ale potem mówiłem tak po prostu: – Wicher idziemy na trening – i wracaliśmy do wspólnych zajęć.

ZaufanieKoń od wieków w swojej psychice ma zakodowane dwa cele: przetrwać, aby żyć i się rozmnażać. Od momentu przyjścia na świat musi się więc nauczyć np. odróżniać, czy wysoka trawa rusza się dlatego, że czai się w niej drapieżnik, czy też tylko koły-sze nią podmuch wiatru. W pierwszym przypadku natychmiast ucieka, gdyż jest to jego najlepsza li-nia obrony. W drugim zaś spokojnie skubie swoje ulubione danie. Jest zatem, wbrew potocznej opi-nii, zwierzęciem dość płochliwym. I bardzo trud-

Page 21: LAJF Magazyn Lubelski #20

21magazyn lubelski 5[20] 2014

REKLAMA

no sprawić, aby cokolwiek zrobił wbrew swoim nawykom. Kiedy jednak dokładnie się go pozna i zdobędzie się jego zaufanie, do wielu rzeczy da się przekonać. Na początku więc Wicher każdy nowy element ćwiczy w niewielkim pomieszczeniu o średnicy 15–20 metrów, gdzie można dookoła biegać, ale nie można stamtąd uciec. Po pewnym czasie orientuje się jednak, że nic złego tu się nie dzieje. I wtedy obniża swój łeb, strzyże uszami i podchodzi do Pawła, dając znak, że ulega propo-zycji swego przyjaciela.

– Schematów w pracy z koniem oczywiście nie ma – mówi Paweł. – Ale pewne sposoby trzeba sobie wypra-cować. Na przykład na początku szkolenia kładę mu pod nogi szeleszcząca folię. Chcę, żeby na nią wszedł. Oczywiście się zapiera, bo się boi. To jest coś, czego nie zna w naturze. Po kilku chwilach cierpliwej namowy wreszcie na niej staje. A kiedy przejdzie po niej kilka razy i poczuje, że to nie robi mu żadnej krzywdy, nic go nie zjada i jest cały, dalej będzie chodził po niej już na luzie. Albo inny element. U mnie koń w trakcie po-kazu np. jednocześnie podskakuje do góry na czterech nogach. W naturze staje dęba na przednich albo kopie tylnymi i ten odruchy trzeba było połączyć. Po wielu treningach wyszło nam. Ale jak do tego doszliśmy obaj – nie zdradzę i szczegóły zachowam dla siebie.

Konie będą ze mną na zawszeOto wielka przyjaźń człowieka i konia. Absolutne wzajemne zaufanie. Dowodem zaś na to, jak twier-dzi Paweł, jest chwila, w której Wicher pozwala się pogłaskać po czole między oczami. Wtedy bowiem przez moment ma zasłonięty wzrok i nie bardzo widzi. A to znaczy, że w pełni mu ufa. – Od koni na pewno nie odejdę – podkreśla Paweł. – Będą ze mną na zawsze. Siadam na konia i czuję wyzwolenie od dnia codziennego. Każdy kontakt z nim uczy mnie przy tym szalonej odpowiedzialno-ści za siebie i konia. Zarówno w czasie jazdy, jak też i w trakcie karmienia, pojenia i czyszczenia w stajni. Praca z koniem uczy wielkiego spokoju i to przeniosło się na moje życie. Czy Wicher mnie lubi? Tego jesz-cze, co prawda, mi nie powiedział. Ale gdy tylko pod-chodzę do niego, skłania łeb w moim kierunku. Stąd wnoszę, że pewnie tak.

Niewątpliwie lubią się nawzajem, a wniosek z tej ich siedmioletniej historii może być tylko jeden: Nie każdy musi mieć konia, ale jeśli już go ma, niech go do wielu rzeczy nie zmusza na siłę. Trzeba się z nim dogadać, łącząc ludzką wrażliwość ze zna-jomością sygnałów, jakie wysyła do nas to zwierzę, którym tak bardzo często się zachwycamy.

Page 22: LAJF Magazyn Lubelski #20

22 magazyn lubelski 5[20] 2014

Varia: Pojawił się na ziemi 75 milionów lat temu. Wygi-nął 10 milionów lat później. Nazywał się Condy-larthra. Miał po pięć palców u każdej z czterech nóg. Był niewielki w wyglądzie, ale wielki w hi-storii, którą tworzył. Od niego bowiem zaczął się ród koński, który dziś wyróżnia się wśród zwierząt i zadziwia swoim pięknem ruchu. Z jego genów wywiódł się Eohippus (w tłumaczeniu z greki – Koń Jutrzenki) praprzodek współczesnego konia. A potem w wyniku ewolucji około 10 milionów lat temu pojawił się Pliohippus. Miał już 120 cm wysokości w kłębie. Był pierwszą formą jedno-palczastą. Żył na sawannie i powoli przeobraził się w Equusa caballusa, który swoim wyglądem niewiele odbiegał od koni znanych nam obecnie. Początkowo pierwotni ludzie polowali na konie, traktując je wyłącznie jako pożywienie. Ale już około dziewięciu tysięcy lat temu zaczęto je oswa-jać, wykorzystując jako zwierzęta juczne, pociągo-we i wierzchowe. Historia mówi, że udomowienia konia ostatecznie dokonali Chińczycy, a po nich Hindusi. Od tego momentu stał się nie tylko zwierzęciem użytecznym, ale powoli zaczęto także doceniać jego szlachetną sylwetkę i poza Egiptem, w którym wtedy traktowano go wyłącznie jako zwierzę pociągowe, wybijano jego wizerunek na monetach.

Page 23: LAJF Magazyn Lubelski #20

23magazyn lubelski 5[20] 2014

Najlepiej rozpoznawane są: Lublin, Zamość i Kazimierz Dolny, ale na miejsca wakacyjnego wypoczynku miesz-kańcy górnośląskiej aglomeracji chętnie wybierają nasze Roztocze i Pojezierze. Tak wynika ze spotkań i  rozmów na regionalnym stoisku podczas III Targów Turystyki Weekendowej ATRAKCJE REGIONÓW, które odbyły się w dniach 6-8 czerwca w Chorzowie.

Ostatnie upały dały się we znaki zarówno wystawcom, jak i zwiedzającym targi, którzy najczęściej odwiedzali stoisko Pomorza Zachodniego z ofertami wypoczynku nad Bałty-kiem. Bardzo bogatą ofertę przedstawili też gospodarze z  woj. śląskiego oraz sąsiedzi z Dolnego Śląska. Lubelskie tez jednak nie mogło narzekać na brak zainteresowania, bo mieszkańców Chorzowa, Katowic czy innych miast górnoślą-skiej aglomeracji łączy z naszym regionem sporo kontaktów. W przeszłości była to m.in. migracja do śląskich kopalń i hut, a później współpraca sektora górniczego przy budowie ko-palni w Bogdance. Lublin kojarzy się też niejednemu Śląza-kowi ze studiami… To tylko niektóre powody, dla których mieszkańcy Górnego, ale i Dolnego Śląska darzą nasz region szczególnym sentymentem.

Z uwagi na lokalizację czerwcowych targów w samym ser-cu Parku Śląskiego (dawnego Wojewódzkiego Parku Kultu-ry i Wypoczynku) oraz sąsiedztwo znanej w kraju corocznej Wystawy Kwiatów i Ogrodów, targi turystyczne odwiedziło też sporo przypadkowych osób. Wśród nich zwracali uwagę rowerzyści, czy rolkarze, którzy, korzystając z pogodnego weekendu, wybrali się na ścieżki w parku. Z zadowoleniem przyjmowali informację o sieci znakowanych tras i ścieżek w naszym regionie, w tym szlakach regionalnych, których dokładny przebieg jest do pobrania w sieci w plikach GPS. Wielu z gości zabierało z sobą mapki rowerowych szlaków w Lubelskiem.

Obok turystyki aktywnej mieszkańcy Śląska preferują zde-cydowanie rodzinny wypoczynek na wsi, blisko natury. Stąd duże zainteresowanie Roztoczem oraz Pojezierzem Łęczyń-sko-Włodawskim. Wprawdzie nasze kameralne jeziora nie

mogą konkurować wielkością i ofertą ośrodków sportów wod-nych z wielkimi zalewami na Śląsku, ale wygrywają pięknym leśnym otoczeniem, dającym szansę spokoju i wytchnienia od życia w przemysłowej aglomeracji. Z kolei Roztocze cenione jest za wspaniałe lasy i czyste powietrze oraz za wyjątkowej urody letniska, jak Zwierzyniec, Krasnobród czy Susiec.

Region Lubelski promował się na stoisku z kreacją nawią-zującą do aktualnej kampanii promocyjnej regionu „Lubel-skie – na chwilę lub na dłużej”. W działaniach promocyjnych podczas targowego weekendu pracowników Departamentu Promocji i Turystyki UMWL wspierali specjaliści z: Zamojskie-go Ośrodka Informacji Turystycznej i Historycznej, Chełm-skiego Ośrodka Informacji Turystycznej oraz ze starostwa po-wiatowego we Włodawie. Dzięki dofinansowaniu promocji regionu w Chorzowie funduszami unijnymi z EFRR w ramach projektu „Marketing gospodarczy województwa lubelskie-go”, na targach obecni byli również przedstawiciele biznesu turystycznego. Zakład Leczniczy Uzdrowisko Nałęczów SA zachęcał do pobytów sanatoryjnych oraz krótszych relaksu-jących weekendów, Watra Travel z Lublina przedstawiła ofer-tę wakacyjnych kolonii i obozów w kilku miejscach regionu, a BT QUAND z Zamościa i Tomaszowa zaprezentowało boga-ty katalog wypoczynku na Roztoczu, ale także w Zamościu i Lwowie. W improwizowanych konkursach, sprawdzających wiedzę Ślązaków o regionie lubelskim, zwycięzcy otrzymali od BT QUAND zaproszenia do rodzinnego zwiedzania z prze-wodnikiem Zamościa oraz na weekendową wycieczkę do Lwowa.

Warto dodać, że na targach Atrakcje Regionów nasz re-gion reprezentowała jeszcze – na własnym stoisku - Lokalna Grupa Działania „Jagiellońska Przystań”, skupiająca siedem gmin z Lubelskiego Polesia i Południowego Podlasia (Dę-bowa Kłoda, Jabłoń, Milanów, Ostrów Lubelski, Parczew, Po-dedwórze, Siemień). LGD, odwołując się do pięknej historii związanej z epoką odrodzenia i czasami jagiellońskimi, pre-zentowała na targach także naturalne atuty gmin, które są idealnym miejscem na wakacyjny wypoczynek nad wodą.

Ślązacy lubią Roztocze i Polesie

tekst Adam Niedbałfoto Tomasz Grodek

Page 24: LAJF Magazyn Lubelski #20

24 magazyn lubelski 5[20] 2014

Monika, 38 lat, mieszkanka Lublina, mama trójki dzieci.„Jestem bardzo zadowolona z udziału w projekcie Idę do pracy, ponieważ

zmieniłam swój wizerunek, a przede wszystkim poznałam bardzo miłe osoby”.

tekst Marta Mazurekfoto Robert Pranagal

Idędo pracy

ludzie

Paulina, 23 lata, pochodzi z Lublina, mama dwóch córeczek.

„Dzięki projektowi znalazłam pracę, można powiedzieć, że spełniam się zawodowo”.

Page 25: LAJF Magazyn Lubelski #20

25magazyn lubelski 5[20] 2014

Kasia, 23 lata, obecnie mieszkanka Lublina, w lipcu wyjeżdża za granicę, mama dwóch chłopców, 3,5-letniego Kuby i 1,5-rocznego Filipa, ściśle współpracowała

z organizatorami projektu, trzymając rękę na pulsie, urodzona organizatorka.„Nie pracowałam, bo myślałam, że z dwójką dzieci nie da się tego pogodzić.

Po projekcie znalazłam pracę, już niedługo wyjeżdżam razem ze swoją rodziną zacząć wszystko od nowa”.

Renata, 24 lata, pochodzi z małej miejscowości pod Lublinem, uwielbia rajdy piesze i rowerowe i jest w tym naprawdę świetna, niejedna osoba przy niej nie daje rady.

Dzięki projektowi nie boję się pracy na kasie ani żadnej innej. Wiem, że poradzę sobie z każdym wyzwaniem, jakie dostanę od losu.

Cieszę się, że wzięłam udział w projekcie, polecam wszystkim!”

N atalia, Renata, Kasia, Joanna, Paulina, Justyna, Irmina, Monika, Justyna i Sylwia – 10 bezrobotnych kobiet z Lublina w przedziale wiekowym 20–40 lat. Kilka z nich to mieszkanki domu samotnej matki. Zrezygnowane, bez perspektyw na przyszłość, z przeszłością, o której wolałyby zapomnieć.

W lutym 2014 r. studentki Kolegium Pracow-ników Służb Społecznych w Lublinie w ramach pracy dyplomowej zorganizowały projekt socjalny „Idę do pracy“. Większość studentów skupia swoje działania na pracy z dziećmi lub osobami starszymi mieszkającymi w różnego rodzaju placówkach po-

mocy społecznej. W tym przypadku było inaczej.– Z uwagi na to, że w kręgu moich zainteresowań

jest problematyka bezrobocia wśród kobiet, zależało mi, żeby odbiorcami projektu była właśnie ta grupa. Biorąc pod uwagę moje dotychczasowe doświadczenie zawodowe w pracy przy realizacji różnego rodzaju

Page 26: LAJF Magazyn Lubelski #20

26 magazyn lubelski 5[20] 2014

szkoleń na rzecz bezrobotnych oraz podopiecznych lubelskiego MOPR--u, chciałam stworzyć projekt, którego celem będzie aktywizacja zawodowa wybranej przeze mnie grupy. Zależało mi, by uzyskać efekt profesjonalnego działania szkoleniowego, ale bez funduszy Unii Europejskiej – mówi Anna Chojak, pomysłodawczyni akcji.

Jednym z założeń w realizacji projektów socjalnych jest po-zyskanie partnerów i funduszy; trzeba dotrzeć do firm, insty-tucji i osób prywatnych, które zrealizują swoje usługi nieod-płatnie lub mogą wesprzeć pro-jekt finansowo. To niewątpli-wie najtrudniejszy etap, ale też przynoszący najwięcej satysfakcji w chwili, kiedy projekt kończy się sukcesem. Jednym z pomy-słów na pozyskanie pieniędzy było zorganizowanie kiermaszu własnoręcznie robionych bombek świątecznych.

Z wywiadu poprzedzającego projekt wynikało, że uczestniczki są długotrwale bezrobotne i po-siadają małe dzieci. – Chciałyśmy przede wszystkim udzielić im wsparcia. Szukałyśmy takich roz-wiązań, które wpłynęłyby na ich sposób postrzegania siebie, swojej sytuacji i poczucie własnej wartości – wspomina Anna Chojak.

Z pozyskanych funduszy (po-chodzących spoza unijnych do-tacji) i przy wsparciu lubelskich firm ostatecznie udało się: zor-ganizować kurs z zakresu obsłu-gi komputera i kasy fiskalnej, zajęcia z aktywnych form po-szukiwania zatrudnienia, warsz-taty z psychologiem i doradcą zawodowym, spotkanie ze sty-listką i wizażystką. Przysłowio-wą wisienką na torcie była sesja zdjęciowa poprzedzona zmianą wizerunku. Dzięki uprzejmości i zaangażowaniu jednego z sa-lonów fryzjerskich uczestniczki projektu „dostały“ nową fryzurę, kolor włosów, a makijażystka po-starała się o profesjonalny make--up. Projekt okazał się strzałem w dziesiątkę. Kilka z uczestni-czek znalazło pracę, pozostałe nie dają za wygraną i nadal aktywnie jej poszukują. Zintegrowały się, wzajemnie się wspierają, podnio-sły swoje poczucie wartości, czują się bardziej atrakcyjne, a przez to także bardziej przebojowe.

Natalia, 20 lat, jeszcze do niedawna mieszkała w Lublinie, ostatnio przeniosła się na wieś, mama rocznego Bartka. Fanka stylu sportowego,

4 godziny walczyła z sukienką, w końcu się udało! „Udział w projekcie to była świetna zabawa. Pierwszy raz w życiu włożyłam sukienkę.

Teraz trochę pracuję, a przede wszystkim zdaję końcowe egzaminy w szkole. Czekam na wakacje, bo lato to najfajniejsza pora roku”.

Sylwia, 30 lat, rodowita lublinianka, mama dwójki dzieci, w trakcie projektu zwichnęła nogę, a mimo wszystko ukończyła zajęcia.„Dzięki projektowi podniosłam swoje kwalifikacje zawodowe”.

Justyna, 21 lat, pochodzi z niewielkiej miejscowości niedaleko Lublina, prywatnie mama rocznej Wiktorii, jest bardzo zdolną dekoratorką tortów.

Od niedawna pracuje w cukierni. Łączy pasję z pracą zawodową.„Projekt został zrealizowany bardzo profesjonalnie, zachęcam wszystkich

do brania udziału w podobnych działaniach”.

Page 27: LAJF Magazyn Lubelski #20

27magazyn lubelski 5[20] 2014

Europejski Fundusz Rolny na rzecz Rozwoju ObszarÛw Wiejskich

Europejski Fundusz Rolny na rzecz Rozwoju Obszarów Wiejskich: Europa inwestująca w obszary wiejskiePROJEKT „ZASMAKUJ W TRADYCJI” współfinansowany jest ze środków Unii Europejskiej w ramach działania 4.21 Wdrażanie projektów współpracy

Oś 4 LEADER Program Rozwoju Obszarów Wiejskich na lata 2007- 2013

T o już półmetek projektu „Zasmakuj w tradycji”, który od marca tego roku jest realizowany przez Lokalną Grupę Działania „Kraina wokół Lublina” w partnerstwie z LGD

„Ziemia Biłgorajska” i LGD Ziemi Kraśnickiej.Koncepcja projektu opiera się na przeprowadzeniu 40 warsztatów

kulinarnych z udziałem profesjonalnych kucharzy, połączonych z pre-zentacjami multimedialnymi wyjaśniającymi idee i procedury związa-ne z rejestracją produktów tradycyjnych, oraz zaprezentowaniu prak-tyk stosowanych w innych regionach Polski i Europy.

– Projekt powstał z myślą o uświadomieniu mieszkańcom Lubelszczy-zny, jakim bogactwem jest tradycja kuchni regionalnej. I nie chodzi tyl-ko o przypomnienie tych smaków, ale uzmysłowienie sobie, że wokół tej tradycji można zbudować marketing miejsca. Niekiedy tylko potrawy regionalne, często o stuletniej historii, są tym, co stanowi o tożsamości danego miejsca – mówi Beata Janiszewska-Brudzisz, wiceprezes LGD

„Kraina wokół Lublina”.Przedsięwzięcie skierowane jest do organizacji pozarządowych, Kół

Gospodyń Wiejskich, osób działających w branży spożywczej, gastronomicznej i agroturystycznej, wytwórców lokalnych produktów i osób fizycznych. Celem projektu z jednej strony jest zaktywizowa-nie uczestników w kierunku rozwoju przedsiębiorczości w oparciu o lokalne zasoby, a z drugiej strony zainteresowanie tymi miejscami turystów z regionu i spoza Lubelszczyzny.

W ramach projektu zaproszeni do współpracy producenci lokalnych produktów tradycyjnych wzięli udział w III Targach Produktów Tradycyjnych i Ekologicznych „Regionalia”, które w  kwiet-niu odbyły się w  Warszawie. Wśród wystawców była Anna Sawa z Jabłonny, która jest produ-centem pierników lubelskiego i  żydowskiego wpisanych na Listę Produktów Tradycyjnych Wo-jewództwa Lubelskiego. – Po zarejestrowaniu pierników jako produktów tradycyjnych okazało się, że nie jest tak łatwo je sprzedać. Pierniki produkowane w moim gospodarstwie mają wyższą cenę od wytwarzanych masowo, ponieważ do ich wyrobu używam wyłącznie najlepszych składni-ków, a czas przygotowywania wynosi aż 3 tygodnie. Ale ponieważ są to produkty ekologiczne, wyko-nywane ręcznie, a więc generalnie zdrowe i bardzo smaczne, mam nadzieję, że znajdą liczne grono nabywców – przekonuje Anna Sawa, która na co dzień zajmuje się również prowadzeniem gospo-darstwa agroturystycznego „Sawanna”.

Na stoisku LGD „Kraina wokół Lublina” w Warszawie zaprezentowali się także Zespół Szkół Rolni-czych z Pszczelej Woli z ciastkami „Całuski Pszczelowolskie”, Okręgowa Spółdzielnia Mleczarska z By-chawy z „Masłem Bychawskim”, „Dom Nasutów” z „Zawijasem nasutowskim”, bigosem z buraków i znakomitymi ruskimi pierogami. Ale tegoroczne „Regionalia” to przede wszystkim ogromny sukces Mieczysława Janika z Pszczelej Woli, który otrzymał Złoty Medal w kategorii „Promile i Procenty”, a któ-ry wraz z żoną Janiną zajmuje się produkcją miodów odmianowych i „Krupnika pszczelowolskiego”.

Na obszarze objętym działaniem LGD „KwL” w warsztatach wzięło udział już 400 osób. Tak pomy-ślana formuła interakcji z uczestnikami zwiększa świadomość w zakresie ochrony dziedzictwa kuli-narnego regionu oraz wykorzystania lokalnych zasobów. Podczas spotkań przekazywane są również informacje na temat Listy Produktów Tradycyjnych oraz o Systemie Chronionych Nazw Pochodzenia i Chronionych Oznaczeń Geograficznych. Jedną z uczestniczek projektu jest Bogumiła Wójcik z Ol-szanki, która prowadzi gospodarstwo agroturystyczne i w tradycyjny sposób wyrabia sery. – Kupiliśmy kozy, które dają bardzo dobre jakościowo mleko, z którego wytwarzamy produkty mleczne, w tym sernik, który mam nadzieję przypadnie do gustu gościom mojego gospodarstwa.

Projekt „Zasmakuj w tradycji” charakteryzuje się przemyślaną strategią promocyjną, na którą skła-dają się m.in. cykliczny program telewizyjny pod tym samym tytułem oraz kampania wizerunkowa projektu, która zostanie zwieńczona publikacją w formie przewodnika kulinarnego, prezentującą tradycje kulinarne, sposób wytwarzania produktów lokalnych, sylwetki wytwórców tych produktów oraz receptury potraw prezentowanych podczas warsztatów.

Więcej o projekcie można dowiedzieć się na stronie www.krainawokollublina.pl. Emisja programu „Zasmakuj w tradycji” w co drugą niedzielę w TVP Lublin o godz. 17.45.

Page 28: LAJF Magazyn Lubelski #20

28 magazyn lubelski 5[20] 2014

biznes

Page 29: LAJF Magazyn Lubelski #20

29magazyn lubelski 5[20] 2014

Ballada o pieczeniu chlebatekst Maciej Skarga

foto Krzysztof Stanek

Page 30: LAJF Magazyn Lubelski #20

30 magazyn lubelski 5[20] 2014

U brani w podkoszulki, białe spodnie i z białymi nakryciami głowy wyrabiają ciasto, dodając do niego mąkę żytnią, pszenną, nieco soli i odpowiednią ilość czystej wody ze studni głębinowej. Bywa, że czasem dorzucą trochę drożdży. A kiedy już wyrośnie, dzielą go na duże kęsy. Po

jakimś czasie na mniejsze. I biorąc je w dłonie, robią z nich chleby oraz bułki. Osobno przygotowują ciasta: drożdżowe i francuskie, mieszając je z różnorakim nadzieniem, w którym niepodzielnie kró-lują owoce. No i cebularze. Te mają tutaj swój osobny rytuał wyrobu. Powstają bowiem w oparciu o przedwiekową tradycyjną recepturę i nie może być od niej odstępstwa.

W piekarni w Kraczewicach wszyscy bez przerwy są w ruchu. Każdy wie, co ma robić. Pracują szyb-ko, a zarazem precyzyjnie. I gdyby spojrzeć na nich z boku, wydawałoby się, że ich czynności nie są zbyt skomplikowane. A jednak są, i tylko do-świadczenie nabyte przez lata oraz wyczucie w dło-niach pozwalają im na formowanie ciasta, z pozoru wręcz mechaniczne.

Wreszcie wszystko wędruje w koszyczkach lub na tacach w piecu o temperaturze 200–250°C. Pierwsza partia się piecze, a kolejną przygotowują. Po pewnym czasie wyjmują z pieca jedną i wkła-dają następną. Całość po wypieku przewożą do magazynu. I tak każdej doby od popołudnia do bladego świtu. Od poniedziałku do soboty. Nie-zmiennie, dzień po dniu, tydzień po tygodniu. W sobotnie popołudnie piekarnia pustoszeje.

Zapanował spokój. Z pozoru nic się nie dzieje. A jednak. W jednym z pomieszczeń stoi dzieża, która nigdy nie jest pusta. Zawsze po zakończeniu każdego wypieku pozostaje w niej zaczątek kwasu, który stale fermentuje. Z niego, w odpowiednich odstępach czasu, dodając i mieszając kolejne ilo-ści mąki zalewanej wodą, powstaną: przedkwas,

ćwierćkwas, półkwas i pełny kwas będący pod-stawą pieczywa. Cały proces w kolejnych etapach potrwa wiele godzin. Zakończenie każdego z nich i rozpoczęcie następnego zależy wyłącznie od wie-dzy nadzorującego je piekarza. Ważny jest bowiem nie tylko odpowiedni dobór składników, ale i stała kontrola temperatury panującej w piekarni oraz na zewnątrz. Istotnym jest także ciśnienie powietrza, np. w czasie burzy. Jeśli kwas ze względu na wa-runki atmosferyczne zrobi się za szybko, to wtedy w środku opadnie, a jeśli zbyt wolno dojdzie i opóźni się jego proces, to wtedy, wykorzystywa-ny do chleba, spowoduje, że skóra z niego odcho-dzi, nie jest pokostkowana albo chleb nie ma od-powiedniej porowatości.

I w takie oto sobotnie popołudnie mistrz pie-karstwa Tadeusz Zubrzycki wchodzi do swojej piekarni. Podchodzi do dzieży, pochyla się nad fermentującym w niej zaczątkiem i rozpoczyna wielogodzinne przygotowywanie kwasu. Z zarodka urodzi się chleb.

– W tej naszej dzieży mąka została po raz pierw-szy ukwaszona ponad osiemdziesiąt lat temu – mówi pan Tadeusz. – Zrobił to mój ojciec. A ja przejmując

Page 31: LAJF Magazyn Lubelski #20

31magazyn lubelski 5[20] 2014

od niego nasze rodowe tajniki, tylko go codziennie powielam. Kwas jest bogactwem i sekretem każdej piekarni. Naszej także. Dlatego sobota, a po niej także niedziela, są dla mnie dniami wyjątkowymi. Wyrabiając w tym czasie kwas, utrzymuję przy ży-ciu swoją piekarską tajemnicę. Jestem przy tym sam i wtedy przychodzi moment refleksji. Często myślę o tym, że mój ojciec miał rację, kiedy namawiał mnie do zawodu piekarza i uczył, jak nim być.

Dążyć do doskonałościRzeczywiście, lata młodzieńcze Tadeusza Zubrzyc-kiego wcale nie wskazywały na to, że przejmie ro-dzinną schedę. Znał, co prawda, tradycje piekarni-cze jego rodziny, sięgające trzech pokoleń. Sam od najmłodszych lat większość czasu spędzał z ojcem w piekarni i bywało, że pomagał mu w pracy. Kie-dy jednak zastanawiał się nad tym, kim naprawdę będzie, dochodził do wniosku, że na pewno nie piekarzem. Po zdaniu matury wyjechał do Kielc i tam skończył studia na Wydziale Elektrycznym Politechniki Świętokrzyskiej. Wrócił z dyplomem mgr inż. elektryka automatyka. Zamieszkał w Lu-blinie. Założył rodzinę. Żona Mariola była na-uczycielem akademickim. On zaś pracował w wy-uczonym zawodzie. Pojawiła się dwójka dzieci. Do piekarni ojca jednak często zaglądał i pomagał przy wypieku. Gdzieś podświadomie czuł, że mąka osiadająca na twarzy i dłoniach, ciasto wyrastające w dzieżach i wyjątkowy aromat chleba wyjętego z pieca coraz mocniej przywołują go do siebie. I kiedy w 1982 roku umiera jego ojciec – przejmu-

je piekarnię, bo, jak sam teraz stwierdza, zapach prawdziwego chleba niejednego piekarza utrzymu-je w tym zawodzie i trudno już byłoby mu się na stałe z nim rozstać.

– Dla mnie chleb jest tym, co mnie obecnie najbar-dziej w życiu cieszy – stwierdza. – Kiedy jest już wy-jęty z pieca, wchodzę do magazynu i patrzę na jego kształt. Na początku jest zupełnie gładki, a później powolutku tworzy się na nim kostka, co znaczy, że jest na pewno dobry. Czasem biorę go w ręce i stu-kam od spodu. Kiedy jest dźwięczny, to wiem, że zo-stał dobrze upieczony. Dla mnie piekarz to po prostu dobry rzemieślnik, który dąży do doskonałości i obok receptury wkłada w zrobienie chleba swe serce i duszę.

Tak też się stało. Od tamtej chwili minęły już trzydzieści dwa lata i swojej piekarni poświęcił się bez reszty. Rozbudował zakład i przez lata stworzył własną sieć sklepów. W międzyczasie rodzina na stałe przeniosła się do Kraczewic. Jego dzieci, poza tym, że mają za sobą studia niezwiązane z za-wodem piekarnika: Agnieszka jest absolwentką psychologii, a Kuba kończy reżyserię na łódzkiej filmówce – uzyskały dyplomy mistrzowskie w pie-karstwie i w każdej wolnej chwili mu pomagają.

Taki sam dyplom ma jego małżonka Mariola. Jej największym „oczkiem w głowie” jest sklep „Piekarnia – Bogata Smakiem” w Lublinie, w któ-rym założyła pierwszą w Lublinie „śniadaniownię”, gdzie można zjeść smakowite kanapki z natural-nych produktów od kraczewickich rolników. Pani Mariola jest wielką orędowniczką zdrowego pie-czywa tworzonego w sposób tradycyjny.

Page 32: LAJF Magazyn Lubelski #20

32 magazyn lubelski 5[20] 2014

– Jestem dumna z tego, że mam męża rzemieślni-ka-piekarza – mówi. – Polski chleb robiony trady-cyjnie w takich piekarniach jak nasza zawsze kojarzy mi się ze wspomnieniami z dzieciństwa, z ojczyzną i dawnymi zwyczajami jego poszanowania. W Eu-ropie zazdroszczą nam tego pieczywa. Uważam, że nasz rodzimy chleb powinien być Polską Marką. I bardzo leży mi na sercu uświadomienie ludzi, aby sięgając po chleb na półce sklepowej, nie kupowali produktów z głębokiego mrożenia wyprodukowanych nawet kilka lat temu. Przecież tylko w celach czysto marketingowych odpieka się go na oczach klientów. Nie dajmy się więc nabierać na informacje: „gorące, świeże, prosto z pieca”. W tym przypadku bowiem gorące nie zawsze znaczy świeże.

Czasami trudniej o tym przekonać dorosłych, a o wiele łatwiej młode pokolenie. Dlatego więc państwo Zubrzyccy, kontynuując pomysł ojca pana Tadeusza, zapraszają do kraczewickiej piekarni dzieci na warsztaty piekarnicze zatytułowane: „Od ziarenka do bochenka”. Przyjeżdżają na nie rów-nież spoza Lubelszczyzny. Poznają proces produk-cji pieczywa, słuchają opowieści o tradycjach pie-karnictwa, same sobie wyplatają chałki i bułeczki, a potem ze smakiem się nimi zajadają. Dowiaduję się, że chleb jest podstawowym artykułem żywie-nia, od którego nie utyjemy. I wracają do domów, wiedząc, że nie czekoladkę czy batonik należy brać do szkoły, ale kanapki z pieczywem jako najbar-dziej pożywne i wskazane dla zdrowia.

Trzeba go szanowaćChleb (nazwa zapożyczona z języka starogermań-skiego – hlaiba) znany jest co najmniej od dziesię-ciu – dwunastu tysięcy lat i stanowi jeden z pod-stawowych składników codziennej diety człowieka. Zajadali się nim Sumerowie. Egipcjanie jako pierwsi wprowadzili do niego proces fermentacji. W Rzymie za panowania Oktawiana Augusta funkcjonowało około trzystu piekarń piekących różne rodzaje chleba i ciasteczek. Chleb znany w starożytności nie przypominał współczesnego pulchnego wypieku. Wśród Słowian np. popular-nym był placek chlebowy zwany podpłomykiem, noszący również w języku staropolskim nazwę wy-chopieniek. Taki chleb łatwiej było łamać niż kroić.

Mimo różnego rodzaju i wyglądu zawsze jednak

wszędzie darzono go szacunkiem. Do dziś prze-trwały związane z tym zwyczaje. Nawet obecnie, np. na wsiach Lubelszczyzny, nie można marno-wać chleba i dopuścić do jego zepsucia. Nie wolno go wyrzucać do śmieci, gdyż może to sprowadzić gniew boży. Resztki chleba należy starannie zebrać i dać ptactwu lub dodać bydłu do paszy. Przestrze-gany jest zakaz kładzenia go na stole odwrotną stroną (do „góry nogami”), bo wtedy analogicznie mogłoby tak się zdarzyć w gospodarstwie. W wie-lu domach przed krojeniem chleba czyni się nad nim znak krzyża. Robią też tak starzy mistrzowie piekarstwa.

– Chleb trzeba cenić – powiada pan Jasio, który już pięćdziesiąt lat pracuje w kraczewickiej pie-karni. – Jak się w dawnych czasach jechało z młyna, to nie wolno było siąść na worku z mąką, bo zaraz w domu baty. To była świętość. Kiedyś w naszych rodzinach był tylko czarny chleb, a jak kupiło się na targu biały pszenny, to w domu na kromkę czarnego kładło się ten biały i jadło ze smakiem. I niech dzisiaj ludzie go szanują, bo to podstawa życia.

W Polsce od piętnastego wieku w herbie pie-karzy dwa lwy trzymają w jednych łapach precla, w drugich miecze, a nad nimi króluje korona. Był to jedyny cech, którego rzemieślnicy mogli nosić szable, co stanowiło o ich wysokiej randze. W Lu-blinie zaś pierwsze przywileje cechowi piekarskie-mu, powołanemu na Podzamczu, nadał w 1595 roku król Zygmunt III Waza, ustalając szesnastu majstrów piekarskich.

Czy jest to intratny zawód? Kiedyś niewątpliwie był. Istniało nawet przedwojenne porzekadło, że piekarz to półtora księcia, co znaczyło, że jest to rzemiosło nie tylko dochodowe, ale i honorowe. Obecnie, choćby przy konkurencji hipermarketów, nie można już tak powiedzieć. Ale dobrze, że dalej istnieją piekarnie o tradycyjnej formie wypieku i ich właściciele swoje tajemnice najczęściej prze-kazują rodzinnym następcom. Na terenie Lubelsz-czyzny jest ich ponad dwieście. O jakości ich chle-ba przekonaliśmy się zaś w trakcie szesnastego „Święta chleba”, zorganizowanego w czerwcu tego roku na lubelskim Podzamczu. Okazało się, że tradycyjny chleb trzyma się dzielnie i nie oddaje swego pierwszeństwa wśród najbardziej cenionych smaków.

Page 33: LAJF Magazyn Lubelski #20

33magazyn lubelski 5[20] 2014

biz-njus

Targi Motosession – nic na siłęW dniach 10 i 11 maja na Targach Lublin odbyły się Targi Motosession połączone ze zlotem aut Moto Event East. Podczas trwania imprezy można było zapoznać się z ofertą najnowszych aut. Problem w tym, że wypadła ona dosc ubogo. Organizatorzy nie zadbali, aby zapewnić to co jest zawsze clou programu czyli atrakcje związane z nowinkami na rynku motoryzacyjnym. Tymczasem potencjalni nabywcy mogą to samo zobaczyć w lubelskich salonach, bez konieczności kupowania biletu. Również oprawa targów pozostawiała wiele do życzenia. Gdyby nie połączenie pokazów pojazdów zabytkowych, zawodów jazdy wyczynowej i trialu motocyklistów można uznac ten czas za stracony. To fakt, że Lublin nie jest ani Genewą ani Franfur-tem, gdzie przyjeżdżają producenci aby zaprezentować najnowsze modele. Ale skoro organizator upiera się przy tego typu imprezie niech postara się o bardziej wysublimowany smak i wzoruje się np. na Cavaliadzie. Przecież nawet oprawa mu-zyczna ma znaczenie, podobnie jak hostes-sy, które niewątpliwie były jedną z nie-wielu atrakcji tych targów. Organizatorem targów nie były wprawdzie Targi Lublin SA lale to właśnie im została przypisana zła sława tegorocznej imprezy. (now)

Biznes a kreatywni Nowym wątkiem w pomyśle na rozwój gospodarki na Lubelszczyźnie jest moż-liwość współpracy lubelskich designerów z przedsiębiorcami. W seminarium „Create it in Lubelskie”, zorganizowanym przez Urząd Marszałkowski Województwa Lubelskiego w Lublinie na Zamku Lubelskim, wzięli udział reprezentanci takich dziedzin, jak moda, media, grafika użytkowa, wzornictwo przemysłowe, architektura, oraz przedstawiciele biznesu

Kobiety aktywne6 czerwca we Wrocławiu odbyła się Gala Finałowa Konkursu Aktywność Kobiet

5 zł za kilogramKończą się zbiory z głównego tegoroczne-go wysypu truskawki. Ceny hurtowe kształtują się w granicach 3,5 zł za kilo-gram. Od kilku tygodni te najbardziej dorodne kosztują w detalu niezmiennie około 5 zł za kilogram.W przetwórstwie co trzecia truskawka pochodzi z Lubelszczyzny. Ze względu na nasłonecznienie największe uprawy tego owocu znajdują się na terenie gmin Kra-śnik i Puławy. Na jakość i cenę truskawek przede wszystkim wpływ ma pogoda. Majowe spadki temperatury uszkodziły również zawiązki owoców czereśni, malin i jagody amerykańskiej. I te zbiory będą mniejsze niż w poprzednich latach, a ceny odpowiednio wyższe. W lubelskim tru-skawka uprawiana jest tradycyjnie i w tu-nelach. Plantatorzy narzekają na brak chętnych do pracy. Problemem jest stawka za godzinę. Pracownik sezonowy zarabia równowartość 1 euro za godzinę, podczas gdy na zachodzie Europy stawka ta jest nawet siedmiokrotnie wyższa. (pod)

2013. Konkurs wspiera i promuje osoby przyczyniające się do zwiększenia udziału kobiet w biznesie, polityce, mediach, nauce, administracji publicznej i w dzia-łalności społecznej. Do konkursu napły-nęły nominacje z 7 województw, w tym z Lubelskiego. Aż pięc nagród trafiło trafiły w ręce przedstawicieli Lubelsz-czyzny – Cezarego Sawulskiego, Prezesa Zarządu Centrum Medycznego Sanitas, za działania na rzecz kobiet; Ireny Czer-wińskiej, Prezes Stowarzyszenia Kobiet Gminy Hrubieszów – Polskie Kwiaty, która zainicjowała proces budowania wio-sek tematycznych, przyczyniając się tym samym do przełamywania stereotypów o kobietach na wsi, oraz Wiesławy Sień-kowskiej, Wójta Gminy Komarów-Osada, działającej na rzecz społeczności lokalnej, w tym głównie kobiet. Wśród nagrodzo-nych są również red. Anna Dąbrowska z TVP Lublin oraz reumatolog prof. Maria Majdan. Organizatorem konkursu i gali jest Stowarzyszenie Aktywność Kobiet. LAJF miał przyjemność być patronem medialnym wydarzenia. (pod)

Zapraszamy do archiwum informacji biznesowych na www.lajf.info

i organizacji pozarządowych związanych z branżą kreatywną i designem. Jako przy-kład zostały pokazane innowacyjne tech-nologie i maszyny opracowane w Katedrze Komputerowego Modelowania i Tech-nologii Obróbki Plastycznej Politechniki Lubelskiej. Wśród dyskutantów byli m.in. architekt Bartłomiej Kożuchowski, projek-tantka mody Anna Wendeker i projektant wzornictwa Patryk Góźdź. Podczas spo-tkania zostały określone potrzeby branży kreatywnej oraz konkretne formy wspar-cia. Tak więc jest materia, jest potencjał, a szersza współpraca jest konieczna. (pod)

(now)

(gras)

Lotnicza PodstrefaLublin wraca do przedwojennych tradycji przemysłu lotniczego. Spółka Asquini Polska, należąca do francuskiej grupy przedsiębiorstw produkujących części dla przemysłu lotniczego i kosmicznego, wła-śnie otrzymała zezwolenie na prowadzenie działalności na terenie Specjalnej Strefy Ekonomicznej EURO-PARK Mielec Podstrefa Lublin. Spółka jako jedyna w Polsce posiada ze-zwolenie na produkcję części krytycznych do śmigłowców dla konsorcjum AIRBUS HELICOPTERS. Firma planuje inwesty-cję na poziomie blisko 42 mln zł. Początkowo pracę znajdzie 40 osób, doce-lowo 80–100. Lubelska Podstrefa dyspo-nuje 116 ha w pełni uzbrojonych terenów inwestycyjnych, na których już działa 27 inwestorów. (pod)

(Anna Szymańska)

(Marcin Kręglicki)

Page 34: LAJF Magazyn Lubelski #20

S towarzyszenie Lubelski Klub Biznesu powstało w 2000 roku, by wspierać i integrować, a także reprezentować i ochraniać interesy gospodarcze przedsiębiorców. Obecnie to największa regional-na organizacja biznesowa powołana dla potrzeb przedsiębiorców, instytucji i osób prowadzących

działalność gospodarczą w województwie lubelskim. Program Promocji Firm i Gmin pod nazwą „BU-SINESS EXCELLENCE” ma na celu identyfikację i promocję przedsiębiorstw skutecznie realizujących swoje zamierzenia, upowszechniających etykę zawodową i wrażliwość społeczną, a także propagujących działania na rzecz podnoszenia poziomu wiedzy ekonomicznej i kwalifikacji w przedsiębiorstwie.

Kapituła Programu Promocji Firm „Business Excellence” 2014 przyznała następujące nagrody i wyróżnienia:

Wyróżnienie w Kategorii Mała Firma – Przed-siębiorstwo Innowacyjne otrzymała Firma Embiq Sp. z o.o., która od 2009 roku prowadzi m.in. pra-ce badawczo-rozwojowe, głównie w obszarach in-formatyki mobilnej, serwerów użytkowych i kom-pleksowej budowy usług internetowych.

Wyróżnienie w Kategorii Przedsiębiorstwo Przyjazne Środowisku otrzymała istniejąca od 6 lat firma Garden Designers Mirosław Derkacz , która oferuje usługi w branży architektura krajobrazu, w tym usługi projektowe, wykonawcze i pielęgnacyjne.

Laureatem Programu Promocji Firm w Katego-rii Mała Firma został PPHU „MALINEX” Ry-szard Malinowski z Łęcznej, działający na rynku od 23 lat i współpracujący z przemysłem górniczym, elektrociepłowniami, budownictwem drogowym.

Wyróżnienie w Kategorii Średnia Firma – Przedsiębiorstwo Innowacyjne otrzymała firma Centrum Medyczne Sanitas Sp. z o.o., która od 10 lat świadczy kompleksowy zakres usług od profi-laktyki przez opiekę specjalistyczną i zaawansowa-ną diagnostykę aż po leczenie szpitalne.

Wyróżnienie w Kategorii Średnia Firma – In-westor Regionalny otrzymała działająca od 2002 roku firma ALIPLAST Sp. z o.o. z Lublina, która jest wiodącym i uznanym na rynku projektantem, producentem i dystrybutorem architektonicznych systemów aluminiowych dla budownictwa.

Laureatem Programu Promocji Firm w Kate-gorii Średnia Firma została Spółdzielnia Mleczar-

ska „Ryki”, specjalizująca się w produkcji serów dojrzewających oraz serwatki w proszku. SM Ryki szczyci się godłem programu „Doceń Polskie” oraz tytułem Marki „Lubelskie”.

Wyróżnienie w Kategorii Duża Firma – Przyja-zny Pracodawca otrzymała Fabryka Łożysk Tocz-nych Kraśnik S.A., która zatrudnia ponad 2000 osób i jest największym producentem materiałów toczonych w Polsce.

Wyróżnienie w Kategorii Duża Firma – Inwe-stor Regionalny otrzymała Fabryka Kabli Elpar Sp. z o.o. z Parczewa, wiodący producent kabli i przewodów elektroenergetycznych, obecna na rynkach krajowym i europejskim.

Laureatem Programu Promocji Firm w Kate-gorii Duża Firma została spółka z Lublina POL--SKONE, która od 1990 jest wiodącym producen-tem drzwi i okien drewnianych, produkowanych w Lublinie, Biłgoraju i Niemcach.

Sukces biznesowy odniosły także gminy znajdują-ce się na terenie województwa lubelskiego, któ-rych działania przyczyniły się do rozwoju regionu. Kapituła Programu Promocji Gmin BUSINESS EXCELLENCE 2014 postanowiła przyznać nastę-pujące nagrody:

Wyróżnienie w kategorii Gmina Wiejska – Gmi-na Przyjazna Inwestorom przyznane zostało GMI-NIE KOŃSKOWOLA. Zachętą do rozwoju przed-siębiorczości oraz lokowania tu kapitału są stabilne poziomy podatków, zwolnienia podatkowe i pomoc de minimis. Na terenie gminy działa 376 podmiotów gospodarczych, w tym 4 inwestorów zagranicznych.

34 magazyn lubelski 5[20] 2014

biznes

Business Excellencetekst Patrycja Jurkowska

foto Maja Gula

Page 35: LAJF Magazyn Lubelski #20

Wyróżnienie w kategorii Gmina Wiejska – Gmina Przyjazna Mieszkańcom przyznane zostało GMINIE WOLA UHRUSKA, która dba o roz-budowę infrastruktury społecznej i o zaspokajanie potrzeb mieszkańców w zakresie zdrowia, oświaty i bezpieczeństwa oraz ekologii.

Laureatem Programu Promocji Gmin „Bu-siness Excellence” została GMINA LUDWIN, która uczestniczy w licznych projektach part-nerskich z innymi gminami oraz w progra-mach i umowach międzynarodowych. Jest typo-wą gminą turystyczną, na jej terenie znajduje się park narodowy, rezerwat Brzeziczno, Pojezierze Łęczyńsko-Włodawskie.

Wyróżnienie w kategorii Gmina Miejsko-Wiej-ska – Gmina Przyjazna Inwestorom przyznane zo-stało GMINIE OPOLE LUBELSKIE, która oferu-je kompleksową pomoc potencjalnym inwestorom w zakresie zwolnień podatkowych, w poszukiwaniu działek i w trakcie procesu ubiegania się o wymaga-ne przepisami prawa zezwolenia i zgody.

Wyróżnienie w kategorii Gmina Miejsko-Wiej-ska – Gmina Innowacyjna przyznane zostało GMINIE PARCZEW, która realizuje szereg pro-jektów w partnerstwie z innymi gminami i po-wiatami w zakresie eInclusion, zakupu i montażu instalacji solarnych. Na terenie gminy funkcjonują elektrownie wodne i 2 biogazownie.

Laureatem Programu Promocji Gmin „Busi-ness Excellence” została GMINA NAŁĘCZÓW, której inwestycje gminne obejmują m.in. moder-nizację i rozbudowę oczyszczalni ścieków i plan utworzenia obwodnicy Nałęczowa. Razem z in-nymi gminami Gmina Nałęczów utworzyła Nałę-czowski Obszar Funkcyjny.

Wyróżnienie w kategorii Gmina Miejska do 25 tys. Mieszkańców – Gmina Przyjazna Śro-dowisku przyznane zostało GMINIE KRASNY-STAW. Gmina posiada tytuł Mecenasa Polskiej Ekologii, realizuje inwestycje zgodnie z wszelkimi normami ochrony środowiska, rozbudowuje i uno-wocześnia system segregacji odpadów oraz inwe-stuje w system kanalizacji sanitarnej.

Laureatem Programu Promocji Gmin „Busi-

ness Excellence” została GMINA LUBARTÓW, na terenie której znajduje się specjalna Strefa Ekonomiczna. Ponadto gmina dba o użytkowa-nie zasobów naturalnych, redukuje emisję gazów i pyłów.

Wyróżnienie w kategorii Gmina Miejska do 60 tys. Mieszkańców – Gmina Innowacyjna otrzymała GMINA ŚWIDNIK, która udoskonala zarządzanie w oparciu o nowoczesne technologie informatyczne, ponadto wykorzystuje partnerstwo zagraniczne do realizacji innowacyjnych projektów, takich jak Miejskie Centrum Usług Socjalnych dla Osób Starszych.

Wyróżnienie w kategorii Gmina Miejska do 60 tys. mieszkańców – Gmina Przyjazna Inwe-storom i Mieszkańcom trafiło do GMINY KRA-ŚNIK w związku z pakietem ulg dla inwestorów w Specjalnej Strefie Ekonomicznej oraz rozwija-niem infrastruktury sportowej.

Laureatem Programu Promocji Gmin „Busi-ness Excellence” została GMINA MIASTO PU-ŁAWY za politykę miejską, zwłaszcza rozwijanie bazy sportowej, gospodarczej, edukacyjnej i spo-łecznej, zapewniającej wysoki poziom życia, a także kompleksową gospodarkę odpadami i tereny inwe-stycyjne objęte Specjalną Strefą Ekonomiczną.

Laureatem Programu Promocji Gmin „Busi-ness Excellence” została GMINA LUBLIN m.in. za wdrażanie zasady zrównoważonego rozwoju w wielu sektorach, w tym promowaniu gospo-darki. Gmina Lublin aktywnie wspiera tworzenie ekosystemu przedsiębiorczości w Lublinie i podej-muje działania mające na celu usprawnić transfer wiedzy do sektora biznesu.

– Program umożliwia Laureatom prezentację osią-gnięć zarówno w otoczeniu lokalnym, jak i podczas międzynarodowych imprez, tym samym promuje Lau-reatów i Wyróżnionych za najwyższą jakość i rze-telność. A coroczna gala finałowa jest również szansą kreowania pozytywnego wizerunku, promocji oraz nawiązania nowych kontaktów – powiedziała na za-kończenie uroczystej gali Agnieszka Gąsior-Mazur, prezes Stowarzyszenia Lubelski Klub Biznesu.

35magazyn lubelski 5[20] 2014

Page 36: LAJF Magazyn Lubelski #20

A by w pełni uczestniczyć w 360 Forum, warto było sobie odpowiedzieć na pytanie, co to w ogóle jest network, kim jest broker, na czym polega zawodowe motywowanie siebie same-go i czym jest umiejętność nawiązywania kontaktów i utrzymanie pozytywnych relacji, bez

których trudno funkcjonować w środowiskach zawodowych. Ci, którzy uczestniczyli w forum, już wiedzą, że networking to m.in. dbanie o wzajemne relacje – narzędzie przydatne np. podczas szukania zatrudnienia albo w trakcie rozwijania swoich możliwości zawodowych.

Uważany za jeden z najciekawszych projektów ne-tworkingowych w Polsce 360 Forum miał miejsce w Centrum Akademickim „Chatka Żaka” w Lu-blinie i był skierowany do ludzi młodych, którzy podejmują lub wkrótce podejmą życiowe decy-zje dotyczące ich kariery zawodowej. Uczestnicy forum mieli szansę osobiście poznać najbardziej kreatywne i przedsiębiorcze osoby z całego kra-ju. Kluczowym tematem podczas spotkania był SUKCES w rozmaitych dziedzinach życia, takich jak: nauka, biznes, kultura, sztuka, design. Ideą forum była popularyzacja wiedzy na temat tego, jak skutecznie zmotywować się do działania i jak precyzyjnie wyznaczyć cele oraz wypromować sie-bie i własny biznes.

Uczestnicy dwudniowego spotkania podzielili się własnymi doświadczeniami i receptami na

sukces. Organizatorom udało się zgromadzić inte-resujące grono prelegentów, wśród których zna-leźli się uważani za jednych z najbardziej kreatyw-nych reprezentantów różnych dziedzin m.in.: Rafał Bauer, Design Director polskiego oddziału jednej z najbardziej wpływowych agencji reklamowych na świecie – Saatchi&Saatchi Digital, Dyrektor Migam.pl – Sławek Łuczywek, Zastępca Dyrek-tora TVP1 – Andrzej Godlewski, właściciel studia Sound Boom – Wojciech Urbański, właściciel wytwórni U Know Me Records – Marcin „Groh” Grośkiewicz, producent i wydawca TVP1 Świat się Kręci – Anna Jaglińska.

Patronami wydarzenia byli m.in. Polska Agencja Informacji i Inwestycji Zagranicznych (PAIiIZ) oraz Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości (PARP).

360 Forumtekst Marta Mazurek foto Krzysztof Stanek

36 magazyn lubelski 5[20] 2014

biznes

Page 37: LAJF Magazyn Lubelski #20

S amochody z napędem hybrydowym ciągle budzą wiele wątpliwości wśród kierowców. Czy obawy są uzasadnione? Ponieważ to pyta-nie może jeszcze długo nam towarzyszyć – postaramy się rozwiać te wątpliwości.

Jeżeli chodzi o zużywalność elementów eksploatacyjnych w autach o napędzie hybrydowym to niejednokrotnie ich żywotność jest dłuż-sza niż w samochodach napędzanych konwencjonalnymi jednostkami. Klocki hamulcowe i tarcze zużywają się znacznie wolniej, ponieważ przy hamowaniu część energii kinetycznej pobierana jest do ładowania akumulatorów. Z racji tego, że silnik nie pracuje w cyklu ciągłym (okresowo samochód napędzany jest silnikiem elektrycznym), wolniej zużywają się też filtry paliwa i powietrza. Silnik elektryczny z nich nie korzysta.

moto

Jednostka napędowa samochodu stanowi pomysłową, a jednocześnie prostą konstrukcję. Zawdzięcza to wyeliminowaniu wielu zawodnych części jednostek tradycyjnych, jak chociażby sprzęgło, rozrusznik czy napędzany paskiem alternator. Samochody z napędem hybrydowym nie posiadają też delikatnych turbin czy filtrów cząstek stałych DPF, stanowiących elementy nowoczesnych jednostek diesla.

Pojawia się też obawa o konieczność częstej wymiany akumulato-rów. Możemy być spokojni, bo producent zapewnia, że w ogóle nie trzeba ich wymieniać. Obecnie najstarsze jeżdżące po drogach TO-YOTY PRIUS mają 17 LAT. Dzięki specjalnym mikroprocesorom oraz precyzyjnej kontroli procesów ładowania i rozładowania nawet po 10 latach pojemność akumulatorów wynosi 90%.

Z roku na rok samochody z napędem hybrydowym zyskują coraz szerszą rzeszę zwolenników, chociażby ze względu na znacznie mniej-sze koszty bieżącej eksploatacji. Ostatnio już co druga TOYOTA AURIS sprzedana w Europie posiada napęd hybrydowy. W stolicach miast europejskich, jak chociażby w Wiedniu, duża część taksówek to właśnie samochody z napędem hybrydowym.

Na marginesie zauważyć należy, że zdecydowanie bardziej oszczędna od tradycyjnej hybrydowa jednostka napędowa wcale nie musi przez to tracić na dynamice. Najlepszym przykładem jest wyprodukowany przez Toyotę bolid TS040 z napędem na cztery koła i mocą 1000KM, który w tym roku zwyciężył już dwukrotnie w zawodach formuły FIA WEC. Samochód z napędem hybrydowym naprawdę dobrze się prowadzi. Nasz zespół redakcyjny doświadczył tego, testując samochody TO-YOTY: AURIS, PRIUS.

Prowadzenie hybrydy niewątpliwie różni się nieco od prowadze-nia konwencjonalnego auta. Na pewno jest prostsze, gdyż całą skom-plikowaną koordynacją układu hybrydowego zajmuje się planetarna przekładnia i mikroprocesor. Kierowca tylko przyspiesza, zwalnia i kieruje – nie musi nawet wciskać sprzęgła ani zmieniać biegów.

Prowadzenie samochodu hybrydowego sprawi wielką przyjemność zarówno kierowcom lubiącym płynną jazdę, jak i miłośnikom tej zde-cydowanie bardziej dynamicznej. Pierwsi docenią elastyczność, cichą pracę i oszczędność hybrydy (odczuwalną zwłaszcza w miejskich kor-kach), brak wibracji oraz komfort bezstopniowej przekładni. Drudzy mają do dyspozycji tryb sportowy, łączący moc dwóch silników.

No i tutaj pojawia się pytanie, czy wybrać samochód z silnikiem benzynowym o małej pojemności i dużej mocy, diesla o niskim zuży-ciu paliwa czy opisywaną hybrydę?

Każdy ma swoje wady i zalety. Nowoczesne, turbodoładowane silniki benzynowe, osiągające dużą moc przy małej pojemności, to konstrukcje bardzo wysilone i wrażliwe na przegrzanie, a w efekcie podatne na uszkodzenia. Napęd hybrydowy, z silnikiem wolnossą-cym, pracującym w optymalnym zakresie prędkości obrotowych, jest w porównaniu do silników tradycyjnych znacznie prostszy konstruk-cyjnie, a przy tym o wiele trwalszy.

Nie bez znaczenia dla wyboru auta jest oczywiście cena. I tu już spie-szymy z wyjaśnieniem. Ceny samochodów z napędem hybrydowym są porównywalne do cen analogicznych pojazdów z silnikami diesla i tylko nieznacznie wyższe od cen samochodów z silnikami benzyno-wymi. Po prostu samochody hybrydowe są lepiej wyposażone

w  standardzie niż wersje konwencjonalne. Dzięki niższym kosztom eksploatacji – mniejszemu zużyciu paliwa oraz niższym kosztom serwi-sowania – różnica ceny zwraca się już po około 2 latach użytkowania.

Z pewnością kierowcy samochodów hybrydowych są zadowoleni ze swoich aut, bo znaczna większość z nich, kupując następny samochód, wybiera ponownie… hybrydę. Według badań JD Power, lojalność kon-sumencka wśród właścicieli hybryd wynosi aż 85﹪. Niemniej jednak, Szanowny Czytelniku, przekonaj się o tym sam – przecież jazda testowa nic nie kosztuje.

Wyprzedzając epokę – hybrydowe Toyoty

tekst Piotr Nowacki foto Marek Podsiadło

Autoryzowany Dealer Toyota Motor PolandAuto Park Czarnik i s-ka, Sp. J.

Kalinówka 18 Kalinówka k/Lublinaemail: [email protected] tel. +48 81 534 14 00 fax. +48 81 525 14 29

37magazyn lubelski 5[20] 2014

Page 38: LAJF Magazyn Lubelski #20

tekst Piotr Nowacki foto Marek Podsiadło

38 magazyn lubelski 5[20] 2014

Na co dzień i od święta – Audi A6

moto

Page 39: LAJF Magazyn Lubelski #20

39magazyn lubelski 5[20] 2014

M odel Audi A6 należy do klasy wyższej premium. Testowany przez nas model to generacja C7, której debiut przypadł

na rok 2011. Sylwetka nadwozia na pierwszy rzut oka nie zniewala, ale po przyjrzeniu się robi bar-dzo dobre wrażenie. Wtedy widzimy, że Audi A6 to elegancka limuzyna z odrobiną lekkości, finezji, ale i zadziorności. Auto posiada klasyczną sylwetkę nadwozia, a ta, jak wiemy, najdłużej pozostaje młoda. Przez długie lata będzie się więc podobała nabywcom, którzy szukają klasycznego, eleganckie-go auta, a nie takiego, które głośno krzyczy o ich zamożności.

Jedyną „rysę” na wyglądzie Audi A6 stanowią montowane na rynek polski 16-calowe felgi. Spra-wia to wrażenie, jakby w aucie przypadkowo zamon-towano opony od żuka, ale ma również dobrą stronę – nierówności naszych polskich dróg są zdecydowanie mniej wyczuwalne. Pomimo tego w obecnej chwili Audi A6 to jeden z większych „graczy” w swojej klasie.

Potencjalnego nabywcę auto kusi na wiele sposo-bów, nie tylko przestronnym wnętrzem, pojemnym bagażnikiem, ale również niewątpliwie wysokim komfortem jazdy. Po zajęciu miejsca za kierownicą bardzo szybko zorientujemy się, co do czego służy, wszystko jest intuicyjne i bardzo proste w obsłudze. Nawet panel sterowania MMI (Multi Media Inter-face) umieszczony przy dźwigni zmiany biegów po-przez stosunkowo niewielką liczbę przycisków jest prosty w obsłudze i umożliwia łatwe sterowanie te-lefonem, nawigacją, radiem etc. Funkcje sterowania ukazują się na wyświetlaczu lub na desce centralnej, pomiędzy dwoma zegarami – prędkościomierzem a obrotomierzem.

Silnik, w jaki był wyposażony nasz model, to jednostka 2,0 tdi o mocy 177 KM. Wydawać by się mogło, że dla prawie pięciometrowego auta, o masie ponad 1,6 t, to za mało. Nic bardziej mylnego. Sa-mochód bardzo ładnie „zwijał się do lotu”, a dekla-rowana przez producenta wartość przyśpieszenia na poziomie 8,2 s do 100km/h robi wrażenie. Nie bez znaczenia pozostaje też możliwość skonfigurowania tego modelu według własnych potrzeb. Możemy wybierać pomiędzy dwoma typami nadwozia (limu-zyna oraz kombi), ośmioma konwencjonalnymi jed-nostkami napędowymi (benzyna lub diesel), napę-dem hybrydowym, napędem na oś przednią lub też stałym napędem na cztery koła (Quattro).

Przekonany jestem, że każdy z bardziej zasobnym portfelem w prezentowanym modelu znajdzie coś dla siebie.

Page 40: LAJF Magazyn Lubelski #20

N a boiskach Akademickiego Ośrodka Sportowego w Lublinie odbył się Ogól-nopolski Turniej Koszykówki Ulicznej

Alco Cup. To już siódma edycja tego sportowego wydarzenia. W tegorocznych rozgrywkach najlep-szym teamem koszykarskim została Drużyna, która w finale pokonała 12:8 zespół Mustangów (oby-dwa zespoły z Lublina). Trzecie miejsce przypadło Blue Chips z Lubartowa, w której zagrał między innymi jeden z byłych zawodników Wikany-Star-tu – Mateusz Prażmo. Publiczność równie gorąco kibicowała konkursowi na ilość wsadów, w którym o zwycięstwo do końca spektakularnie rywalizo-wali ze sobą Damian Harsze i Michał Wołowski, w przeszłości związany ze Startem Lublin. Trady-cyjnie było widowiskowo i bardzo sportowo.

tekst Marek Podsiadłofoto Krzysztof Stanek

40 magazyn lubelski 5[20] 2014

sport

Alco Cup 2014

Page 41: LAJF Magazyn Lubelski #20

41magazyn lubelski 5[20] 2014

sport

SERNIKI 2014tekst Maciej Skarga

foto Krzysztof Stanek

Page 42: LAJF Magazyn Lubelski #20

P ierwszy czerwca tego roku zapisze się złotymi zgłoskami w historii gminnego miasteczka Serniki, położonego w powiecie lubartowskim naszego województwa. Tego dnia bowiem na zakolach Wieprza płynącego przez te tereny odbyły się pierwsze na Lubelszczyźnie regaty między UMCS

i Uniwersytetem Przyrodniczym. W imprezie tej, nazwanej przez jej pomysłodawcę Stanisława Marzędę, Wójta Gminy Serniki, „Oxford – Cambridge I Regaty Serniki 2014 r.” wzięło udział osiemnaście kaja-kowych dwójek. Po dziewięć z każdej uczelni.

Startując w Wólce Rokickiej i pokonując z bie-giem rzeki trasę o długości 3,5 kilometra, na pierwszym miejscu w Sernikach pojawiły się osady: kobieca (Joanna Niezgoda i Izabela Filipiak – Uniwersytet Przyrodniczy), męska (Paweł Pik i Jakub Szopa – Uniwersytet Przyrodniczy) oraz żeńsko-męska (Agata Kuźma i Maksymilian Bartuzi z UMCS). Generalnie zatem zwyciężył Uniwersytet Przyrodniczy, otrzymując Puchar Wójta Gminy Serniki. Na tej samej trasie rywali-zowali także mieszkańcy gminy i wśród nich jako pierwsi na mecie pojawili się panowie Michałowie z Czerniejowa.

Dopingujący swoich zawodników Ryszard Dę-bicki, prorektor do spraw badań i współpracy międzynarodowej UMCS, i Andrzej Marczuk, dzie-kan Wydziału Inżynierii Produkcji Uniwersytetu Przyrodniczego, byli jednoznaczni w swojej opinii, stwierdzając, że jest to znakomita forma integracji, zarówno międzyuczelnianej, jak też i studentów ze społecznością tak ciekawych przyrodniczo terenów.

A mieszkańcy? Ci tłumnie zebrani na mecie witali oklaskami załogi i bawili się znakomicie przy szantach śpiewanych przez zespół „Syndrom beczki”. Wyrażali także pewność, że dzięki takiemu wydarzeniu oraz poznaniu piękna czystych eko-logicznie terenów nad Wieprzem jeszcze więcej niż do tej pory osiedli się tu na stałe mieszkańców miast. Zwłaszcza z Lublina. I jest to świetny po-mysł promowania ich gminy.

– Mając wspaniałą rzekę i nad nią tyle zdrowych zielonych terenów, warto takie imprezy organizować – stwierdził Krzysztof Paśnik, mieszkaniec Lubar-towa, gratulując w imieniu Marszałka Wojewódz-twa Lubelskiego Krzysztofa Hetmana nie tylko zwycięzcom regat, ale i pozostałym kajakarzom, którzy wzięli w nich udział. A wójt gminy natych-miast dodał: – Lubelszczyzna jest piękna i kolejne regaty na pewno już za rok o tej samej porze odbędą się w Sernikach.

Warto zatem zawczasu wpisać tę imprezę do swego turystycznego kalendarza.

42 magazyn lubelski 5[20] 2014

sport

Page 43: LAJF Magazyn Lubelski #20

43magazyn lubelski 5[20] 2014

Page 44: LAJF Magazyn Lubelski #20

44 magazyn lubelski 5[20] 2014

M ęża nie ma w domu. Wyjechał na Roztocze zapylać storczyki – zdarzyło się powiedzieć do te-lefonu mojej żonie. Podglądanie storczyków to jedno, ale czynny udział w ich życiu seksu-alnym był dla mnie czymś nowym i bardziej fascynującym. Wziąłem na siebie ten „obowią-

zek” (za zgodą żony, oczywiście) w ramach programu ratowania kilku gatunków rodzimych tej ginącej, a niezwykłej grupy roślin. A sztuczne zapylanie stało się niezbędną praktyką przy rosnącej chemizacji rolnictwa i wymieraniu kolejnych gatunków naturalnych zapylaczy storczyków. Zanikanie naturalnych łąk, muraw kserotermicznych na rzecz jednogatunkowych upraw rolniczych bogatych w pyłek i nektar odwraca uwagę owadów – potencjalnych zapylaczy – od nielicznych storczyków.

A poza tym, proces zapylania u storczyków odby-wa się w specyficzny sposób. Jeśli jest się pszczołą, pszczelnikiem lub choćby zwykłą muchą, zapylanie kwiatów innych gatunków jest bardzo proste. Przysiąść, potrzepotać skrzydełkami, liznąć trochę nektaru, złapać pyłku na grzbiet i dalej w drogę. Ale inteligentne storczyki przez miliony lat ewolu-cji wytworzyły bardziej skomplikowany, wyrafino-wany sposób zapewnienia sobie ciągłości gatunku. Zabieg przenoszenia materiału genetycznego przez owada odbywa się jego kosztem bez jakiejkolwiek nagrody w postaci nektaru, wymaga wiele wysiłku, a często kończy się dla niego źle. Kwiat o skom-plikowanej budowie, bywa, że imitujący owada (osobnika żeńskiego) kształtem, a zdarza się, że także zapachem (dwulistniki), wabi samca, który

staje się narzędziem w procesie reprodukcji stor-czyka. Zadziwiający proceder daje w efekcie nie-wiarygodnie duże ilości nasion, często przekracza-jące milion w jednej torebce nasiennej. Te już dalej będą roznoszone przez wiatr. Tak jest też z naszym najpiękniejszym i największym krajowym storczy-kiem – obuwikiem pospolitym. Pułapkowe kwia-ty obuwika wabią swoim cytrynowo-waniliowym zapachem błonkówki z rodzaju Andrena. Owad, pośliznąwszy się na gładkim i zawiniętym do środka brzegu warżki, na której usiadł, zwabiony odurzającym zapachem, traci równowagę i wpada do wnętrza pułapki. Na dnie warżki znajdują się soczyste włoski, które owad zjada. Po nasyceniu się, aby wydostać się z pułapki, musi najpierw przecisnąć się pod kopytkowatym znamieniem

natura

tekst i foto Cezary Michalec

Obuwik nie-pospolity

Page 45: LAJF Magazyn Lubelski #20

45magazyn lubelski 5[20] 2014

słupka, ocierając się o jego chropowatą powierzch-nię grzbietem i bokami. O ile więc owad posiada na sobie pyłek z innych kwiatów obuwika, to przy-lepi go teraz do znamienia, powodując krzyżowe zapłodnienie kwiatu. Następnie przeciska się mię-dzy brzegiem warżki a ścianą prętosłupa, zbiera z pylników lepki (i smaczny) pyłek na bokach swe-go ciała, przenosząc go w dalszej kolejności na inne kwiaty. Sztuczne zapylanie obuwika oczywi-ście omija wpadanie w pułapkę i sprowadza się do prostego przeniesienia grudki pyłku przy pomocy np. wykałaczki na znamię. Ten prosty zabieg, poza działaniem na rzecz ochrony gatunkowej, ułatwia też hodowlę i krzyżowanie rośliny z pokrewnymi gatunkami obuwika w tworzeniu pięknych hybryd dla ogrodnictwa.

Nasz region został wyjątkowo hojnie obdarzony przez naturę w storczyki, zarówno leśne, jak i łą-kowe. Odpowiada im wapienne podłoże, klimat, w którym nie brakuje ekstremalnych niskich i wysokich temperatur, niestraszne im susze i wio-senny nadmiar wody. Jedyne, co im NAPRAWDĘ szkodzi, to nieprzemyślana działalność człowieka, gatunku, który od niedawna towarzyszy im w ich trwającej miliony lat ewolucji. Trudno określić, co stanowi największe zagrożenie z naszej strony.Łąkowe gatunki znikają razem z zanikającymi na-turalnymi łąkami zastępowanymi koszonym, obficie nawożonym i obsiewanym obcymi gatunkami wy-sokowydajnym rezerwuarem paszy. W sąsiedztwie łąk powstały intensywnie uprawiane pola i sady, w których niezbędna jest ochrona przed chorobami i szkodnikami. Wszystko to oddziałuje zarówno na

dziką florę, wodę, jak i świat owadów, bez których nie zostanie zachowana genetyczna ciągłość. Na-dzieją jest ujęcie potrzeb dzikiej przyrody w pla-nowaniu rolniczej produkcji, propagowanie upraw organicznych i tworzenie stref ochronnych.

Leśne gatunki storczyków wymierają z powodu nadmiernego zacienienia i zmian w glebie wskutek zbyt szybkiego wzrostu drzew, pod którymi przy-szło im w ostatnim stuleciu żyć. Szkody wojenne i intensywna produkcja leśna całkowicie zmieniły skład gatunkowy lubelskich lasów. Większość ga-tunków storczyków była związana symbiotycznie z wolno rosnącymi gatunkami liściastymi: buka-mi, dębami, które dodatkowo wzbogacały ściółkę leśną we wspaniałą próchnicę. Drzewa i ściółka da-wały schronienie setkom gatunków fauny i flory. Tworzyło to w efekcie niezwykle bogatą bioróż-norodną kompanię żyjącą w harmonii. Szczęśliwie ostatnie lata przynoszą wielkie zmiany w podejściu leśników do bioróżnorodności i ochrony gatunko-wej. Lasy Państwowe chronią swoje przyrodnicze skarby poprzez ostoje, leśne rezerwaty i umiejętnie prowadzoną gospodarkę leśną. Gorzej, a nawet fa-

Żródło:„Ochrona Przyrody” 1976 R.41 Maria Świeboda Rozmieszczenie obuwika pospolitego Cypripedium calceolus w Polsce

Page 46: LAJF Magazyn Lubelski #20

46 magazyn lubelski 5[20] 2014

talnie, dzieje się w lasach pry-watnych. Tu nie wystarczą regulacje prawne, potrzebne są zmiany w świadomości ekologicznej właścicieli lasów. Często projektowane rezerwaty storczykowe leżą na gruntach prywatnych i przekonanie go-spodarzy do potrzeby ochrony trafia na duży opór. Być może rozwiązaniem byłby solidny argument finansowy w postaci wsparcia dla zachowania nie-użytkowanych fragmentów lasu.

A teraz pora na bicie się w pierś. Ogrodnicy, botanicy amatorzy, działkowcy. Jeste-śmy poważnym zagrożeniem dla dzikich orchidei. Nasza nieopanowana potrzeba przesadzenia storczyków do ogródka sprawia, że wyginęły ich tysiące w Tatrach, na Ma-zurach, wokół Krakowa, na Rozewiu. Lubelszczyzna też ma swój niechlubny wkład w ten proceder. W 1947 roku zaprojektowano dla obuwika 3-hektarowy rezerwat między Kazimierzem a Puławami. Niestety, w prasie opubliko-wano szczegóły planowanego miejsca. I niedoszły rezerwat stał się mekką żądnych wzbo-gacenia własnego ogrodu w niezwykły kwiat. I obuwik przepadł. Znalazłem jeden je-dyny egzemplarz posadzony pod dużym świerkiem w go-spodarstwie niespełna kilo-metr od niedoszłego rezerwa-tu. Właścicielka, starsza pani, przypomniała sobie, jak daw-no temu wykopała w wąwozie sadzonkę i przesadziła koło domu. Niebagatelne odkrycie. Daje bowiem szanse – jeśli jest to egzemplarz miejscowy – na odtworzenie straconej populacji. Wymaga to jednak wieloletniej pracy zarówno laboratoryjnej, jak i w terenie. Wzorcem może być „Projekt Sainsbury” w Anglii, któremu kibicuję od początku; tam z jednego istniejącego egzem-plarza obuwika odtworzono kilkutysięczną kolonię. I krążą już wokół niej natural-ne i sztuczne zapylacze.

Czego Państwu i sobie życzę.

Page 47: LAJF Magazyn Lubelski #20

47magazyn lubelski 5[20] 2014

J est ich kilkadziesiąt. Cztery samce, reszta łanie danieli. Piękne i dostojne. Na początku nieufne. Podchodzą do człowieka, kiedy zobaczą w jego ręku chleb. Samice trzymają się razem w mniej-szych grupach albo w stadzie. Biegają po otwartej trawiastej przestrzeni. – Kiedyś wzdłuż ogrodze-

nia rosły drzewa, ale jak samce gubiły poroża, to tak obcierały się o te drzewa, że w końcu nic z nich nie zostało – mówi Robert Furdal, hodowca danieli z Niedrzwicy Dużej koło Lublina.

Daniele (łac. Dama dama) przypominają jelenie. Do Polski przywędrowały z Azji Mniejszej w XVIII w. Daniel jest mniejszy od jelenia, a dłu-gość jego ciała wynosi 130–150 cm, przy wysoko-ści w kłębie około 100 cm. Podobnie jak u in-nych przedstawicieli jeleniowatych, samiec posiada poroże, które zrzuca co roku wiosną, a potem na jego miejsce wyrasta nowe. Dorosłe osobniki do-żywają 20 lat. Są roślinożerne, choć same stanowią łup dla drapieżników. Pożywiają się pędami drzew, trawą. Lubią kasztany, żołędzie i jagody, ale zdecy-dowanie ich największym przysmakiem są młode liście drzew i krzewów.

– Jeśli jest porządne pastwisko ze swobodnym wypa-sem i dobre stado zarodowe, to hodowla nie powinna być problemem. Tutaj daniele czują się bardzo dobrze.

Jak widać, najbardziej smakuje im trawa. Mógłbym w ogóle nie korzystać z kosiarki – śmieje się przed-siębiorca budowlany Robert Furdal, który od trzech lat hoduje daniele hobbystycznie. Na jego posesji w Niedrzwicy Dużej znajduje się kilkadziesiąt osob-ników. Mają do swojej dyspozycji wybieg i drewnia-ne zadaszenie, z którego chętnie korzystają zimą.

Również na Lubelszczyźnie znajduje się jedna z największych hodowli tych zwierząt w Polsce. W Przytocznie na ponad 30 hektarach biega ponad pół tysiąca danieli. Część z nich jest eksportowana. Hodowcy podkreślają wartość odżywczą mięsa da-nieli, które w porównaniu z innymi zawiera dużo żelaza i białka oraz ma znacznie mniej tłuszczu. Daniele są również atrakcją gospodarstw agrotury-stycznych.

Tam, gdzie nie trzeba kosić trawy

tekst Marta Mazurekfoto Marek Posiadło

natura

Page 48: LAJF Magazyn Lubelski #20

48 magazyn lubelski 5[20] 2014Skrzyżowanie obecnych ulic Niepodległości i Kardynała Stefana Wyszyńskiego

Świdnik – miasto idealne tekst Grażyna Stankiewicz foto Marek Podsiadło, archiwum

Page 49: LAJF Magazyn Lubelski #20

49magazyn lubelski 5[20] 2014

Z jednej strony ryzality, gzymsy, attyki i reprezentacyjne fasady. Z drugiej strony nazwy ulic – Świerczewskiego, Sawickiej, Buczka, 22 Lipca. Tak można opisać wiele miast i osiedli miesz-kaniowych, które powstały w Polsce w epoce realizmu socjalistycznego. Ale architektura ma to

do siebie, że z wiekiem nabiera charakteru. Zwłaszcza jeśli ma już 60 lat.

Bodaj najczęściej cytowaną w prasie historią zwią-zaną z początkiem Świdnika jest fakt wbicia łopaty przez urzędników z Warszawy w pole w sąsiedz-twie Adampola i stwierdzenie, że tutaj powstanie miasto. Faktycznie, przyszłe miasto posiadało do-godne położenie ze względu na łatwe do zagospo-darowania obszary leśne oraz linię kolejową łączącą przed wojną Lublin z Kowlem, a także rozbu-dowywaną właśnie drogę dojazdową do Lubli-na. Z uwagi na strategiczne znaczenie WSK miało być umiejscowione dwa kilometry od wytwórni na parceli między lasem adampolskim a obecnym lubelskim osiedlem Felin. Jednak strach przed wybuchem wojny atomowej zadecydował o prze-niesieniu lokalizacji osiedla w pobliże wznoszone-go właśnie zakładu.

Pochodzący spod Piask Henryk Wójcik przy-jechał tu w 1951 roku. Wprawdzie zrobiono już podkopy pod pierwsze bloki mieszkalne, ale do-okoła ciągle jeszcze były lasy i pola. Miał 22 lata i jak całe jego pokolenie chciał budować Polskę. Był jednym z najmłodszych nadzorujących gi-gantyczne jak na Lubelszczyznę przedsięwzięcie, jakim było wznoszenie osiedla mieszkaniowego dla robotników budujących Wytwórnię Sprzętu Komunikacyjnego.

– Nie było żadnego architekta ani biura architek-tonicznego. Wszystkie plany budowy miasta przywo-żono w teczce z Warszawy. My tylko mieliśmy wy-konywać to, co postanowiono w stolicy. Do Świdnika przywożono wówczas gruz budowlany z Warszawy, Szczecina i Torunia. Nawet po 40 wagonów dzien-nie – wspomina pierwsze miesiące swojej pracy Henryk Wójcik.

Faktyczna historia przyszłego miasta zaczęła się w sąsiedztwie dzisiejszego dworca kolejowego. Na-dal znajduje się tu kilkanaście parterowych bara-ków, które wówczas były noclegownią dla budow-niczych osiedla i wytwórni. Baraki wąskie, długie i parterowe z wyraźnie zaznaczonymi szczytami w formie nawiązującej do renesansowych attyk i klasycystycznych tympanonów.

Spomiędzy baraków przy ul. Kolejowej wyróżnia się budynek dawnego kina Przodownik (później-szy klub Iskra i kino Lotnik), przed którym został wzniesiony z okazji święta 22 Lipca drewniany łuk triumfalny z napisem Witamy w socjalistycznym Świdniku. Była to stylizowana na antyczną drew-niana konstrukcja wysokości około 2,5 metrów. Prowizoryczne baraki stanęły również w pobliskim Franciszkowie. Ich żywotność była obliczona na 10 lat. Kilkadziesiąt z nich nadal służy siedzibom firm, hurtowni i magazynów. Część została prze-wieziona do Kraśnika Fabrycznego, aby zapewnić zaplecze socjalne dla budowniczych fabryki Łożysk Tocznych. Można więc zaryzykować twierdzenie, że prowizoryczne baraki dały początek świdnickie-mu socrealizmowi.

Nowa idea, nowy czynDo II wojny światowej Świdnik funkcjonował jako wieś letniskowo-uzdrowiskowa Adampol oraz ośrodek aprowizacyjny dla Centralnego Okręgu Przemysłowego. W położonym 9 km na wschód od Lublina Adampolu działała szkoła pilotów oraz lotnisko. Decyzja o budowie WSK oraz zespołu przyzakładowych osiedli dla 10 tysięcy osób zapa-dła w 1949 roku. W tym samym roku, w którym w Polsce została wprowadzona w sztuce i literatu-rze koncepcja realistycznej formy i socjalistycznej treści, czego najlepszym przykładem był otwarty w 1955 roku warszawski Pałac Kultury i Nauki. Za-sada była prosta. Architektura, muzyka, literatura, malarstwo stały się rodzajem komunikatu spo-łecznego o przewodniej myśli panującego systemu. Żeby komunikat był skuteczny, należało go zwizu-alizować. W przypadku architektury główny na-cisk został położony na sztukę klasycystyczną czer-piącą z kultury antyku. W krajach totalitarnych to nic nowego, na tym samym bazowała ideologia faszystowska, czego odzwierciedleniem był m.in. projekt kancelarii Trzeciej Rzeszy. Tak więc nie-wykształcony proletariat miał być pod wrażeniem dostępności przywilejów. A zamieszkanie w bu-dynkach nawiązujących stylistycznie do dworów i pałaców miało być nagrodą.

Idea budowy ośrodków miejskich dla przemysłu narodziła się w ZSRR po wybuchu rewolucji paź-dziernikowej, a jej symbolem stały się Magnito-gorsk, Stalinsk, Leninsk, Kuznieck, Zaporożje czy Komsomolsk nad Amurem.

Realizowany w Polsce w okresie 1950–1955 plan sześcioletni zakładał realizację ośrodków miejskich i osiedli robotniczych w sąsiedztwie zakładów przemysłowych lub na obrzeżach już istniejących miast. Zatrudnienie znajdowali przyjezdni z całej Polski. – Jak się otworzy książkę telefoniczną z lat 70., to po brzmieniu nazwisk można się zorientować, jaki to był zlepek ludzi. Była też taka koncepcja, żeby mieszać inteligentów i robotników. W jednej klatce schodowej mieszkali obok siebie pod czwórką lekarz, a pod szóstką robotnik – wspomina Krzysztof Pasa-man, który wychował się w budynku przy ul. Wyspiańskiego. W myśl ideologii komuni-stycznej nowe organizmy miejskie miały być samo-wystarczalne, tak aby żyjący tu chłoporobotnicy nie mieli potrzeby wychodzenia poza własny krąg. Stąd dbałość o zaplecze kulturalno-socjalne. Wraz ze wznoszeniem osiedli i hoteli robotniczych powstawały punkty usługowo-handlowe oraz domy kultury, których oferta miała zdominować potrzeby religijne. Nic więc dziwnego, że pierw-szy kościół katolicki został wzniesiony w Świdni-ku dopiero w 1987 roku. Założenia planu sześcio-letniego doprowadziły do monopolu gospodarki mieszkaniowej i standaryzacji budownictwa. To dlatego będąc w Krakowie, we Wrocławiu, Bia

Skrzyżowanie obecnych ulic Niepodległości i Kardynała Stefana Wyszyńskiego

Page 50: LAJF Magazyn Lubelski #20

50 magazyn lubelski 5[20] 2014

łymstoku czy Świdniku, mamy uczucie déjà vu. Te same parametry, rozkłady mieszkań i bliźniaczo podobne do siebie bryły budynków mieszkalnych.

Osiedle robotnicze w Świdniku zostało zaprojek-towano na planie krzyża, który wyznaczają dwie główne ulice miasta: Niepodległości (dawna Sła-wińskiego) i Wyszyńskiego (dawna 1 Maja). Więk-szość zabudowań mieszkalno-usługowych powstało w latach 1951–1953, zapełniając trzy kolejne kwar-tały miasta. Budynki czwartej ćwiartki powstały dopiero w latach 1959–1961 i zdecydowanie odróż-niają się od wcześniejszej zabudowy. Jako pierwsza w Świdniku powstała ul. Okulickiego (dawna

Świerczewskiego) z ciągiem domów umiejscowio-nych równolegle do torów kolejowych vis-à-vis lasu oddzielającego przyszłe osiedle od WSK. Li-czyła 14 dwupiętrowych budynków z balkonami. W sąsiedztwie znalazł się żłobek oraz punkty usłu-gowe w parterze jednego z budynków mieszkal-nych ul. Wyspiańskiego (dawna 22 Lipca). Pier-wotnie budowa miasta była podporządkowana idei zorganizowania pieszego traktu z dzisiejszej ul. Okulickiego do WSK na wzór innych miast przemysłowych, gdzie robotnicy przemieszczali się do kombinatów i fabryk reprezentacyjnym traktem zabudowanym architekturą lub terenami rekreacyjnymi. Na pierwszym etapie wznoszenia osiedla oś wyznaczała ul. Fabryczna, prowadząca z pierwszego kwartału zabudowań przez tory kole-jowe tam, gdzie kolejno powstały kombinat lotni-czy, stołówka WSK, budynek Komendantury Bezpieczeństwa Wewnętrznego oraz w latach 60. kompleks sportowy z basenem olimpijskim i kor-tami. Dzięki temu pracownicy WSK podążali do pracy przez park ozdobiony efektownymi kompo-zycjami kwiatowymi. – Z dzieciństwa pamiętam, jak chodziliśmy przez park, gdzie były najładniejsze gazony na całej Lubelszczyźnie. Chodziłem z sio-strą pod bramę WSK-PZL, przed godziną 15.00 czekaliśmy tam na mamę, która tamże pracowała – wspomina burmistrz Świdnika Waldemar Jakson. Z kolei Krzysztof Pasaman z dużą ekspresją pod-kreśla możliwości, jakie dawały obiekty rekreacyj-ne w Świdniku. – To było niebywałe, co ci ludzie zrobili dla Świdnika. Z innymi dzieciakami ciągle siedzieliśmy albo na basenie, albo na lotnisku. Były takie możliwości, że zostałem wyczynowym pływa-kiem i zrobiłem kurs spadochronowy.

Dawne Kino Przodownik

Kino Przodownik z widocznym fragmentem łuku tryumfalnego

Page 51: LAJF Magazyn Lubelski #20

51magazyn lubelski 5[20] 2014

REKLAMA

Serce miastaGłówną arterią Świdnika została ul. Niepodległo-ści z reprezentacyjnymi fasadami budynków, które połączono bramami w kształcie luków wysokości pierwszego piętra. W tym przypadku parter pełni funkcję usługową (sklepy i gastronomia). Budynki przy centralnej ulicy miasta cechuje powściągli-wość dekoracyjna nieprzystająca do założeń re-alizmu socjalistycznego. Nie był to jednak wybór tylko konieczność. Względy finansowe wzięły górę nad względami ideologicznymi i artystycznymi. Budowniczowie Świdnika opierali się na tradycyj-nym systemie murarskim, jedynie gdzieniegdzie stosując elementy gotowe, jak np. stropy z żelbe-tonu. Ich mocna konstrukcja miała chronić miesz-kańców budynków przed ewentualnym atakiem atomowym. Z tego też względu w trzech budyn-kach mieszkalnych na terenie Świdnika znajdują się schrony przeciwatomowe.

Wbrew ideologicznej koncepcji miasta socja-listycznego plan Świdnika nie uwzględnił cen-tralnego placu, tak potrzebnego na ideologiczne wiece i manifestacje. Przy głównym skrzyżowaniu projektanci zostawili cztery niezagospodarowane place. Kolejno wzniesiono tu monolityczną bryłę gmachu, w którym mieściły się siedziby Miejskiej Rady Narodowej i Komendy Milicji Obywatel-skiej. Budynek powstał w 1961 roku, ale stylistycz-nie nawiązuje do wcześniejszej zabudowy ul. Niepodległości. Centralny plac, według projek-tu Jana Malmona, powstał dopiero z okazji 25-le-cia PRL na parceli, która początkowo było składem materiałów budowlanych. W 1969 roku największa wolna przestrzeń w śródmieściu Świdnika, nazy-wana placem Bolka i Lolka, stała się faktycznym centrum miasta ze stanowiskami pomnikowymi, zieleńcami i fontanną.

Bez dwóch zdań Świdnik wypełniał swoją socjalną rolę wobec obywateli, stwarzając im dogodne wa-runki życia. Nawet hotele robotnicze przy ul. Słowackiego zostały zaprojektowane z myślą o ich lokatorach. Trzy- lub dwupiętrowe, z roz-ległym balkonem nad wejściem do budynku, kolumnami podtrzymującymi strop, centralnie zaprojektowanymi schodami, świetlicą, pomiesz-czeniami administracyjnymi i dwu- lub czterooso-bowymi pokojami ze wspólną kuchnią i łazienką w korytarzu. Rozwijające się miasto nie mogło zo-stać pozbawione budynków wychowawczo-eduka-cyjnych. W duchu eklektyzmu architektonicznego zbudowano przedszkola i żłobek, a także częściowo szkoły. Wszystkie w otoczeniu zieleni.

Wtedy i teraz Jak ocenić architekturę śródmieścia Świdnika po upływie 60 lat? Na terenie miasta znajduje się obecnie 80 obiektów w wersji socrealistycznej, które stanowią przykład eleganckiej, lekko klasy-cyzującej architektury z wyważonymi proporcjami między kompozycją całości, kameralną wysokością budynków i pozbawioną komunistycznej demago-gii dekoracją. Świdnik powstaje w tym samym

Odnowiony barak przy ulicy Kolejowej

Projekt architektoniczny z archiwum PEGIMEK w Świdniku

Page 52: LAJF Magazyn Lubelski #20

52 magazyn lubelski 5[20] 2014

czasie, co Nowa Huta i Nowe Tychy, jednak za-równo bryłę, jak i dekorację architektoniczną po-traktowano tu minimalistycznie.

– Architekturę socrealizmu postrzegam jako konty-nuację przedwojennego modernizmu, tyle że ubraną w polityczną sukienkę. Gdyby z warszawskiego Pała-cu Kultury i Nauki zdjąć te wszystkie dekoracje, to w czym bryła pałacu ustępowałaby najlepszym realizacjom modernistycznym w Nowym Jorku? Pa-miętajmy, że architekturę lat 50. projektowali naj-lepsi spece od przedwojennego modernizmu. Budynek dawnego Komitetu Partii w Lublinie zaprojektował Czesław Doria-Dernałowicz i to ciągle jest ponad-czasowa architektura. Jeśli chodzi o Świdnik, to mam do niego sentyment. Jest on znakomitym przy-kładem miasta, w którym planowo została ukształto-wana wspólna przestrzeń publiczna , to o co walczą dziś aktywiści na rzecz poszanowania czy tworzenia takich miejsc – mówi architekt Jadwiga Jamiołkow-ska. Rzeczywiście, to, co w krajobrazie Świdnika jest bezcenne, to tereny zielone. Budowa miasta wpasowała się w zastany drzewostan, który prze-obraził się w pasaże zieleni, zadrzewione trakty piesze, skwery i osławione świdnickie gazony, o które dbano przez cały okres PRL.

Jednak są też minusy. Wzniesienie miasta na planie krzyża znacznie ograniczyło możliwości dal-szego rozwoju aglomeracji np. pod względem ko-munikacyjnym (na przełomie lat 50. i 60. normą w Świdniku było m.in. planowanie miejsc parkin-gowych w stosunku pięć samochodów na tysiąc mieszkańców). Również to, czego nie udało się zrealizować w Świdniku, to rozlokowanie budyn-

ków instytucji kulturalnych w śródmieściu. Mimo to Świdnik postrzegany jest jako miasto, w któ-rym bardzo dobrze się mieszka.

– Architektura Świdnika sprzed 60 lat obroniła się. Jej socjalny charakter przełożył się na to, że w mieście jest dużo zieleni, piesi korzystają z chodni-ków obsadzonych drzewami, a przedszkola są oto-czone ogrodami. Centrum miasta na szczęście ma niezbyt wysokie budynki, więc jest kameralnie, a na-wet stylowo. Ludziom też dobrze się mieszka w starej dzielnicy miasta, więc tę schedę po socrealizmie po-strzegamy jako coś pozytywnego – podkreśla Walde-mar Jakson, burmistrz Świdnika.

Prawa miejskie Świdnik otrzymał w 1954 roku. Dwa lata później nastąpił odwrót od koncepcji ar-chitektury socjalistycznej w treści i realistycznej w formie. Z kolei w 1960 roku podczas sesji na-ukowej socjologów i urbanistów w Kazimierzu nad Wisłą, negując socjalne zdobycze socjalistycznego Świdnika, zostały wypunktowane obszary rozwojo-we miasta. Prezydium Miejskiej Rady Narodowej w Świdniku podjęło uchwałę o oddaniu kilku ty-sięcy nowych izb mieszkalnych i nowego domu kultury. W efekcie tego, co wydarzyło się w bu-downictwie Świdnika w latach 60.–90., zmieni-ła się stylistyka miasta jako całości. Na szczęście śródmieście niezmiennie dobrze wygląda i równie dobrze się miewa. Zwłaszcza jak na sześćdziesię-ciolatka.

Zdjęcia dawnego Świdnika pochodzą z Archiwum Urzędu Miasta Świdnik.Więcej na www.historia.swidnik.net

Budynek mieszkalno usługowy przy ul.Niepodległości

Page 53: LAJF Magazyn Lubelski #20

53magazyn lubelski 5[20] 2014

księgarnik

Kazimierz Dolny. Przewodnik po mieście i okolicach, pod redakcją Zbigniewa Nestero-wicza, Wydawnictwo Gaudium, Lublin 2014.

Wydane przez Włodawską Grupę Li-teracką „Nadbużańska Fraza” wier-

sze dla dzieci pt. „Poleskie bajanie” zosta-ły przekazane najmłodszym czytelnikom w dniu ich święta – w Dniu Dziecka. W słowie do rodziców, opiekunów i nauczy-cieli redaktor wydania Aldon Dzięcioł, po-eta, fraszkopisarz, podróżnik, wyjaśnia ideę powstania książki. Pisze, że inspirujące było zapytanie małej dziewczynki na spotkaniu w szkole podstawowej we Włodawie: „Czy pisze pan bajki albo wierszyki dla dzieci?”.

Wtedy zaczęły powstawać utwory dla najmłodszych. Początkowo była to „Baj-ka o leśnym szemraniu” i „Ptasie spotka-nie”, potem kolejne, wreszcie – pojawiła

N iemal każdy mieszkaniec Lubelsz-czyzny czuje się ekspertem od

Kazimierza, a większość z nas odczuwa sobie tylko znane nostalgie i wspomnie-nia. Kazimierz przemierzamy, znając jego dobre i złe strony, sobie dobrze znanymi ścieżkami. Tymczasem jest to miasteczko, które należy nie tylko do nas i które bywa odkryciem dla coraz to nowych przyby-szów. A warto przy okazji wspomnieć, że do zabytkowego miasteczka nad Wisłą przyjeżdża każdego roku ponad milion turystów z Polski i zagranicy. „Kazimierz Dolny. Przewodnik po mieście i okoli-cach” (Janowiec, Rąblów, Bochotnica, Skowieszynek, Wylągi, Albrechtówka, Miećmierz, Wierzchoniów) jest poręcz-nym wydawnictwem o dopuszczalnym ciężarze, przejrzystej strukturze i wy-starczającej jak na turystyczne wędrówki treści autorstwa Jadwigi Teodorowicz-

-Czerepińskiej, Dariusza Kopciowskiego, Waldemara Odorowskiego i Jacka Studzińskiego. Znajdują się tu interesują-ce informacje dotyczące historii Kazimie-rza, opisy miejscowych zabytków i atrakcji oraz inne przydatne informacje praktycz-ne, dotyczące tras zwiedzania, zakwatero-wania, gastronomii, komunikacji i oferty kulturalnej, przygotowanej m.in. przez prężnie działające Muzeum Nadwiślańskie, które zresztą było jednym z inicjatorów wydania tej publikacji. Nie mogło zabrak-nąć również map pomocnych podczas kazimierskich wędrówek. Zaletą przewod-nika są materiały ikonograficzne poka-zujące niegdysiejszy wygląd wielu miejsc, których już dziś nie ma, oraz niektórych założeń architektonicznych. Z kolei słabą stroną przewodnika są zdjęcia. Kazimierz ma wiele fotograficznych twarzy i jest jednym z najbardziej wdzięcznych dla

fotografów polskich miasteczek. Tymcza-sem to, co widzimy w przewodniku, jest sztampowe i znane od zawsze. W wyko-rzystanym materiale zdjęciowym zabrakło charme, które powinno oddać to, czego autorzy przewodnika nie byli w stanie odzwierciedlić tekstem. Ponadto niektóre fotografie przedstawiające walory przy-rodnicze są mało czytelne. Również grafika poszczególnych stron publikacji bywa toporna, nieprzystająca do całości poruszonych tu tematów i jak mniemam – intencji twórców tej publikacji. Summa summarum długo oczekiwany przewodnik po Kazimierzu Dolnym jest wizytówką miejsca i ma szansę stać się hitem wakacyjnych zakupów, zwłaszcza że trafia na rynek w wersji polskiej i angiel-skiej. A za jego wydanie chwała pomysło-dawcom. (gras)

Włodawska Grupa Literacka „Nadbużańska Fraza”, Poleskie bajanie. Wiersze dla dzieci, praca zbior.a p. red. Aldona DzięciołaWyd. TAWA, Chełm – Włodawa 2014.

się myśl napisania książeczki wspólnie z grupą lokalnych poetów. Do tekstów członków Włodawskiej Grupy Literackiej

„Nadbużańska Fraza”: Teresy Marii Ciodyk, Zofii Iwaniuk, Krystyny Kaszczuk, Edyty Lodwich, Jana Niemierko-Masiukiewi-cza, Marzeny Piotrowskiej-Dedera, Cze-sławy Michańskiej, Władysławy Wójcik dołączono utwory Krystyny Wiśnickiej z Chełma i Kazimiery Pawluk ze wsi Do-łhobrody. Książkę zilustrował Mateusz Zarczuk, współpracujący z chełmskim wy-dawnictwem TAWA.

Gościnność rodzinnych stron wraz z życzeniami szczęścia dla dzieci znajdzie-my w rozpoczynającym tekście „Ziemio Poleska!” autorstwa Aldona Dzięcioła. W tomiku znalazły się wiersze o szarych i uszatych zajączkach z Woli Uhruskiej, o słowiku z Dołhobród, o zupie grzybo-wej i szarlotce u babci, o ropusze nadbu-żańskiej. Poeci opowiadają najmłodszym o spacerze ulicami Włodawy i wsłuchiwa-niu się w tętno miasta, o pani jesieni, któ-ra idzie „mostkiem ponad Bugiem”. Jest wspaniała laurka dla taty, portret dziadka i życzenia dla babci. W opisach wiosny, lata, jesieni i zimy dzieci odnajdą – może zbyt odległy i mało znajomy – nastrój dawnych dni. Spotkają się z niecodzien-nym widokiem kózki z bródką czy stracha na wróble. Ale odnajdą też znajomego bałwana i Świętego Mikołaja niosącego wór prezentów.

Warto mieć na półce tę książeczkę, bo-gato ilustrowaną, która zaciekawia zjawi-skami przyrody, inspiruje do obserwo-wania natury, która wprowadza w świat, gdzie „przepiękne chóry ptasie niosą szczęście w pełnej krasie” i gdzie zdarzają się nawet „nadbużańskie figle liter”. (Joanna Szubstarska)

SCR

IPT

OR

ES n

r 43,

Ośr

odek

„Br

ama

Gro

dzka

-Tea

tr N

N”,

Lub

lin ‒

pol

ska

tran

sform

acja

1989

‒19

91, L

ublin

201

4.

Page 54: LAJF Magazyn Lubelski #20

Jest w orkiestrach jakaś siła...

54 magazyn lubelski 5[20] 2014

muzyka

tekst Monika Kołczfoto Daniel Mróz

Page 55: LAJF Magazyn Lubelski #20

55magazyn lubelski 5[20] 2014

„J est w orkiestrach jakaś siła, lecz ich dzisiaj brak” zaśpiewała w 1970 roku na sopockim festiwalu piosenki Halina Kunicka. Utwór tak spodobał się gościom z Japonii, że zaprosili artystkę na wy-stępy do Tokio. Było to bodaj najbardziej spektakularne zaistnienie w świecie polskich orkiestr

dętych, choć bez ich bezpośredniego uczestnictwa.

W Polsce orkiestry dęte są synonimem uroczysto-ści górniczych na Śląsku, które przez całe lata PRL-

-u podkreślały znaczenie hucznie obchodzonych tu Barbórek. Każda większa kopalnia miała swoją muzyczną reprezentację, w wielu z nich ten zwy-czaj nadal jest kultywowany. Również na Lubelsz-czyźnie ruch orkiestrowy jest mocno pielęgno-wany. Znakomitą orkiestrą szczyci się lubelska kopalnia Bogdanka, która uświetniła swoim wy-stępem m.in. debiut spółki na parkiecie Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie. Ale orkie-stry dęte na Lubelszczyźnie to również Mełgiew, Szastarka, Strzyżewice, Lubartów, Potok Górny, Motycz, Borzechów, Aleksandrów i wiele innych miejscowości. Co ciekawe, prawie 50 orkiestr dzia-ła przy Ochotniczych Strażach Pożarnych.

Najstarszą orkiestrą dętą na Lubelszczyźnie, która cieszy się niesłabnącą popularnością, jest Orkiestra Dęta Gminy Końskowola, która istnieje od pierwszej połowy XVII wieku. Wprawdzie wydarzenia histo-ryczne przerwały działalność orkiestry, jednak już w drugiej połowie XIX wieku kapela z Końskowoli była znanym i liczącym się zespołem wokalno-in-strumentalnym w Polsce, o czym z uznaniem wyra-żała się ówczesna prasa. Orkiestra nadal jest w do-brej formie i czynnie udziela się w uroczystościach państwowych, kościelnych i strażackich na terenie całego powiatu puławskiego.

Orkiestra to wieloletnia tradycja, która łączy po-kolenia. Dlatego w lokalnych orkiestrach dętych nie istnieje podział wiekowy. Gra każdy, i stary, i młody.

Wystarczą chęci i próbowanie sił w coraz to nowym repertuarze, orkiestra dęta to nie tylko konkursy i festiwale. To przede wszytskim występy na festy-nach, podczas uroczystości kościelnych i przy innych okazjach. Więc siłą rzeczy repertuar musi być bogaty.

Instrumenty dęte, które są obowiązkowe w każ-dej orkiestrze, to instrumenty dęte drewniane, czyli flet, obój, fagot, klarnet, saksofon, instru-menty dęte blaszane, jak trąbka, róg, puzon, tuba, a także instrumenty perkusyjne: werbel, bęben wielki, czynele. Fenomen orkiestry dętej polega na dynamicznym, żywym brzmieniu granej muzyki, która nie pozostaje obojętna na słuchacza. Żadna orkiestra dęta nie obędzie się bez kapelmistrza, który nie tylko dyryguje muzykami, ale dba też o dobrą atmosferę w zespole oraz o profesjona-lizm gry. A ponieważ orkiestry dęte to nie tylko dźwięk, ale i wygląd, dlatego wiele zespołów wy-stępuje w tradycyjnych strojach, które mają odnie-sienie do tradycji danej społeczności.

Festiwale Orkiestr Dętych cieszą się dużym zainteresowaniem publiczności. Najstarszy festi-wal w Polsce, który propaguje muzykę instru-mentów dętych, istnieje już 42 lata i odbywa się w Inowrocławiu. Najbardziej znanym festiwalem na Lubelszczyźnie jest Międzynarodowy Festiwal Orkiestr Dętych w Puławach, który ma miejsce we wrześniu. Biorą w nim udział zespoły z Lu-belszczyzny i zza wschodniej granicy. W ubiegłym roku Puławy gościły między innymi orkiestry dęte z Lwowa i Kijowa.

Page 56: LAJF Magazyn Lubelski #20

56 magazyn lubelski 5[20] 2014

Page 57: LAJF Magazyn Lubelski #20

57magazyn lubelski 5[20] 2014

REKLAMA

Page 58: LAJF Magazyn Lubelski #20

galeria

MatematycznieHumanistycznie

Malarskofoto Tomasz Michalak

A bsolwentka Wydziału Matematyczno--Fizycznego UMCS, matematyk, biz-neswoman, malarka. Lublinianka Anna

Szubartowska-Paszkowska swoją przygodę z malarstwem rozpoczęła we wczesnej młodości, a od 14 lat jest związana z pracownią artysty ma-larza Macieja Bijasa, prowadzoną przy Towarzy-stwie Przyjaciół Sztuk Pięknych w Lublinie.

Jej odczuwanie malarstwa miało swoje korze-nie w tradycji sztuki figuratywnej, które później zaczęło czerpać z feerii kolorów, linii i emocji tworzących ekspresyjne środki artystycznego wy-razu. Nie trudno też oprzeć się wrażeniu, że wizje malarskie Anny Szubartowskiej-Paszkowskiej po części zawierają w sobie inspirację poukładanym fizycznym światem materii, co zapewne ma zwią-zek z jej wykształceniem. Wielkoformatowe płót-na powstają w technice akrylu, która uwydatnia fakturę powierzchni i dodatkowo ją wzbogaca.

Artystka swoje prace prezentowała na kilku wystawach zbiorowych i indywidualnych w Lu-blinie – w Galerii „Przy Bramie”, Klubie Garni-zonowym i Galerii „Ogrody i Wnętrza”, a także w Galerii „Patio” w Chełmie. Jej płótna posłużyły do zilustrowania tomiku poezji Danuty Agnieszki Kurczewicz „Iluminacje jesieni”. Anna Szubartow-ska-Paszkowska jest członkiem Towarzystwa Przy-jaciół Sztuk Pięknych w Lublinie oraz Związku Polskich Artystów Plastyków. (maz)

58 magazyn lubelski 5[20] 2014

Page 59: LAJF Magazyn Lubelski #20

59magazyn lubelski 5[20] 2014

Page 60: LAJF Magazyn Lubelski #20

60 magazyn lubelski 5[20] 2014

kultura

Page 61: LAJF Magazyn Lubelski #20

61magazyn lubelski 5[20] 2014

M nóstwo kolorów i pozytywnej energii wystrzeliło w powietrze w czerwcowe sobotnie popołudnie. Kilkuset mło-

dych ludzi zamieniło tereny browaru przy Ber-nardyńskiej w kolorowy, bajkowy świat. A to za przyczyną Festiwalu Kolorów, który do Lublina zawitał po raz pierwszy.

Zanim jednak nastąpił wielki barwny finał, uczest-ników festiwalu rozgrzewali m.in. DJ-e i wspólna ZUMBA. Przed kulminacją ćwiczony był układ taneczny dopasowany do kolorowej fiesty. Do-kładnie o 18.06, w tanecznym rytmie, z setek rąk wzbiły się w powietrze rozdawane wcześniej kolo-rowe proszki. Czerwony, różowy, zielony, niebie-ski i wiele innych barw najpierw wyleciały w górę, a potem pokryły cały teren festiwalu, zamieniając wszystko i wszystkich w kolorową mozaikę. Im-prezie towarzyszyły spontaniczne akcje uczestni-ków festiwalu, w tym Free Hugs, czyli darmowe przytulanie się. Zaraz po tym, jak festiwalowi-cze „nabrali” kolorów, rozpoczęła się spontanicz-na walka na poduszki oraz obsypywanie pierzem, przez co znów wszyscy pokryli się – tym razem tysiącami piór.

Lublin jest tylko jednym z przystanków na dro-dze Festiwalu Kolorów. W tym roku zawita jeszcze do Katowic, Krakowa, Łodzi i Wrocławia. Kozi Gród nieprzypadkowo znalazł się w tym gronie. W internetowym głosowaniu na organizację fe-stiwalu na Lublin zagłosowało 26 628 osób, czym bezapelacyjnie zdobył pierwsze miejsce, pokonując inne miasta.

Nawiązujący do hinduskiego święta wiosny i ra-dości Holi, Festiwal Kolorów rozbudził energię miasta i stał się ciekawym preludium przed Nocą Kultury.

tekst i foto Krzysztof Stanek

Zamigotał świat

tysiącem barw

Page 62: LAJF Magazyn Lubelski #20

62 magazyn lubelski 5[20] 2014

Puławskie Spotkania LalkarzyJuż po raz 46 odbyły się Ogólnopolskie Pu-ławskie Spotkania Lalkarzy. Impreza o tak bogatej tradycji festiwalowej może impono-wać. Wydarzenie jest adresowane do mło-dych aktorów i ich instruktorów. Podczas tegorocznej imprezy można było obejrzeć 11 spektakli. Wśród nich wyróżnił się „Lo-rem Ibsum”, zainspirowany dramatem

„Czekając na Godota”, przygotowany przez Teatr „Expectatio” Płockiego Ośrodka Kul-tury i Sztuki z udziałem niepełnosprawnej młodzieży. Tradycyjnie podczas spotkań za-prezentowały się puławskie grupy teatralne, w tym Teatr „To i Owo” ze Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego w Puła-wach ze spektaklem „Ogrodniczki”. (maz)

kultura – okruchy

Opowiadacze z BramyFestiwal Opowiadaczy w Lublinie to jedyne w swoim rodzaju wydarzenie kulturalne, którego celem jest powrót do prastarej tradycji opowiadania historii. W Ośrodku

„Brama Grodzka – Teatr NN” swoje niezwy-kłe umiejętności przedstawili opowiadacze z Argentyny, Francji, Maroka, Rosji, Włoch i Polski. Spotkali się z publicznością w at-mosferze baśni, legend, mitów i wielkiej światowej literatury zarówno w zamkniętych przestrzeniach, jak i w plenerze. W gronie opowiadaczy znalazła się Ewa Benesz, artyst-ka związana z Teatrem Laboratorium Jerzego Grotowskiego, która popularyzuje podczas występów na całym świecie „Pan Tadeusza”. Wydarzeniu towarzyszyła również promocja książki „Rabin bez głowy i inne opowieści z Chełma” zmarłego w 1942 roku dziennikarza i satyryka Menachema Kipnisa, połączona ze spotkaniem z tłumaczką Bellą Szwarcman-Czarnotą. (maz)

Maki na SkarpieSześciometrowa instalacja rzeźbiarska na lubelskim osiedlu Skarpa stała się faktem. Jej twórcą jest amerykański architekt i autor założeń typu land art Bill Gould. Lokalizacja rzeźby nie jest przypadkowa. W 1984 roku jego żona wykładała na UMCS literaturę ame-rykańską. Dużo czasu spędzali na osiedlu Skarpa, które stało się pierwszym miejscem w Polsce, które artysta poznał tak dobrze. Odwiedzając Lublin po latach, zapropono-wał, aby wspólnie z mieszkańcami stworzyć plenerową konstrukcję rzeźbiarską. Instala-cja jest wykonana z metalu i przedstawia pięć maków. – Właśnie te kwiaty kojarzą mi się z początkiem lat 80. w Polsce, zrywem Solidar-ności, no i opozycją w stosunku do goździków – wyjaśnia artysta. W proces tworzenia rzeźby włączyli się mieszkańcy osiedla, którzy wyko-nali elementy ruchome – wypalone i pokryte glazurą liście z gliny, które tworzą kakofonię dźwięków wydobywanych przez ruch powie-rza. Dobra idea. Zarówno lubelskie śródmie-ście, jak i osiedla mieszkaniowe pozbawione są wyrazistego zagospodarowania przestrzeni. Podobnie jest w innych miastach. Oby Maki na lubelskiej Skarpie to zmieniły. (gras)

Dziady na Zamku LubelskimW 60. rocznicę likwidacji komunistyczne-go więzienia na Zamku Lubelskim Labo-ratorium Teatralne im. Heleny Modrze-jewskiej studentów retoryki stosowanej KUL we współpracy z Muzeum Lubelskim przygotowało spektakl plenerowy „Lubel-skie Dziady”. Scenariusz, według pomysłu Witolda Kopcia, adiunkta w Katedrze Fi-lozofii Kultury i absolwenta Wydziału Ak-torskiego PWSFTViT w Łodzi, oparty został na motywach „Dziadów” Adama Mickiewicza oraz relacjach świadków i dokumentach z lat 1944-1954.Lubelski Zamek pełnił funkcję więzienia przez 128 lat – najpierw było tu więzienie

8. Noc Kultury To dobrze, że Noc Kultury wyróżnia Lu-blin. Dobrze, że lubelskie instytucje kultu-ry przygotowują specjalne atrakcje wyłącz-nie na tę okazję. Dobrze, że mieszkańcy nie śpią, tylko przemierzają swoje miasto nocą, że integrują się z innymi. Dobrze, że Noc Kultury opanowuje nowe rejony śródmie-ścia. Dobrze, że kultura tej nocy jest za darmo. Ale noc, zwłaszcza ta najbardziej kulturalna w roku, zobowiązuje. Słabą stro-ną wydarzeń plenerowych w Lublinie staje się ilość, która nie idzie w jednym kierunku z jakością. Może przydałaby się ostrzejsza selekcja i nie dwieście imprez, a sto. Może przydałoby się, żeby bohaterem tej nocy był Lublin, a nie pijana młodzież. (maz)

carskie, później kryminalno-polityczne, a następnie hitlerowskie. Od sierpnia 1944 roku zamek stał się więzieniem podległym Urzędowi Bezpieczeństwa Publicznego. Więziono tu około 35 tysięcy osób, z któ-rych 333 stracono. Od 1957 roku jest to głów-na siedziba Muzeum Lubelskiego. (kat)

(fó)

(sta)

Lublin w rytmie hip-hopu W Lublinie już po raz drugi odbył się I Love Lublin Perła Festival. Koncerty odbywały się przy ulicy Bernardyńskiej na terenie browaru. Na scenie, specjalnie dla lublinian, wystąpi-ły największe gwiazdy polskiego rapu. Byli to m.in. Łukasz „Małpa” Małkiewicz, Sokół & Marysia Starosta oraz wyczekiwany przez młodzież Bonson. Jest to 24-letni artysta pochodzący ze Szczecina, reprezentant twór-ców polskiego rapu. Jego osobą szczególnie zainteresowana jest młodzież szkolna, dla której kultura i muzyka hip-hop to ważny aspekt ich codziennego życia. Artysta może pochwalić się aż 4 płytami solowymi. Dla tych, którzy chcieliby przypomnieć sobie

ulubionych wokalistów bądź nie byli obecni podczas koncertów, czekają relacje wideo do-stępne w internecie. (Patrycja Jurkowska)

(gras)

(mróz)

(kat)

Page 63: LAJF Magazyn Lubelski #20

63magazyn lubelski 5[20] 2014

kultura – okruchy

Erotycznie na wakacjeLato jest dobrym czasem na przypomnie-nie postaci wybitnego poety Bolesława Leśmiana, słynącego z poetyckich eroty-ków, dziejących się właśnie podczas letniej kanikuły. Poeta w latach 1918–1935 miesz-kał na Lubelszczyźnie, pracując w nota-riatach w Hrubieszowie i Zamościu. Za-pewne nie spodziewał się, że kilkadziesiąt lat później dwie osobowości muzyczne: śpiewak, poeta i kompozytor Adam Strug oraz wokalista, kompozytor i aranżer Sta-nisław Sojka nagrają wspólną płytę, której inspiracją będą wiersze poety. Artystyczne spotkanie tych trzech twórców zaowoco-wało płytą „Strug. LEŚMIAN. Soyka”, która

dopiero co się ukazała, a już zaj-muje pocze-sne mieście na liście polskiej piosenki poetyckiej. (maz)

LUBLIN Miasto PoezjiOd roku 2008 w Lublinie organizowany jest przez pracowników Ośrodka „Brama Grodzka – Teatr NN” oraz Instytutu Filo-logii Polskiej KUL festiwal literacki Miasto Poezji. Wyjątkowe wydarzenie w przestrze-ni miejskiej, angażujące i aranżujące ją do prezentacji literatury mieszkańcom miasta poprzez „Tatuowanie Miasta”: wiersze ma-lowane z szablonów na chodnikach, murale poetyckie (wybrany wiersz jest malowany

(fó)

(fó)

na widocznym i znaczącym miejscu w mie-ście), działania teatralno-poetyckie (różne zaskakujące elementy scenograficzne – sza-fa grająca, trolejbus, radio, łóżko… – po-jawiające się w przestrzeni miejskiej, pro-mujące poezję oraz działania wokoło tych elementów na pograniczu happeningu i sztuk wizualnych). Ważnym elementem festiwalu są tzw. Mieszkania Poezji, an-gażujące i prowokujące prywatnych ludzi w prywatnych miejscach do dyskusji na temat literatury, poezji.

Wśród gości zaproszonych do tegorocznej edycji byli m.in. Julia Hartwig, Ryszard Kry-nicki, Cezary Wodziński, Paweł Huelle. Za-prezentowano tomy z serii „Poeci Lublina”

– Magdaleny Jankowskiej („Dobierany”) i Zbigniewa Dmitrocy („Geoglify”) – wydane przez Ośrodek „Brama Grodzka – Teatr NN”.

Patronem duchowym festiwalu jest Józef Czechowicz, którego debiutancki tomik z 1927 pt. „Kamień” stał się nazwą nagrody przyznawanej na festiwalu za wybitny doro-bek poetycki. Laureatami do tej pory byli: 2008 –Ryszard Krynicki, 2009 – Julia Har-twig, 2010 – Tomasz Różycki, 2011 – Piotr Matywiecki, 2013 –Andrzej Sosnowski. Te-goroczny laureat Marcin Świetlicki prowa-dził przez wszystkie dni festiwalu poetyckie radio festiwalowe. Prócz honorowego przy-jęcia do grona nagrodzonych oraz statuetki autor otrzymał mural ze swym wierszem

„Jonasz” na ścianie III Liceum Ogólnokształ-cącego im. Unii Lubelskiej, którego to jest absolwentem. Nieoczekiwany finał nastąpił w Hadesie-Szeroka, gdzie poeta wraz z przyjaciółmi dał mikrokoncert. W towa-rzystwie muzyków z grupy Rdzeń wystąpił w dwóch utworach z repertuaru Świetlików jako narrator i czajnik, kobietę zagrała Julia Kamińska, a mężczyznę Piotr Jasek. (fó)

(wro)

Pogrom... czyli spis nagród Marcina W.Najmroczniejszy piąty tom kryminalnego cyklu o komisarzu Maciejewskim opisujący Lublin jesienią 1945 roku pt. Pogrom w przyszły wtorek okazał się dla autora być najbardziej jego nagradzaną dotychczas powieścią. Po pierwsze – 4 kwietnia w Pile została przyznana po raz pierwszy Nagroda za najlepszą polską miejską powieść kryminal-ną 2013 roku, czyli najwyższe wyróżnienie Festiwalu Kryminału „Kryminalna Piła”, która przypadła właśnie Wrońskiemu. Po drugie i trzecie – 31 maja we Wrocławiu na Międzynarodowym Festiwalu Kryminału książka otrzymała główną nagrodę festiwalu, czyli Nagrodę Wielkiego Kalibru, oraz na-grodę Wielkiego Kalibru Czytelników. Prze-wodnicząca kapituły jury Janina Paradowska w laudacji podkreśliła, że „po raz pierwszy Jury było jednomyślne i przyznało nagrodę z pełnym przekonaniem”. Pisarz był sześcio-krotnie z rzędu nominowany do Nagrody Wielkiego Kalibru, co jest rekordem tego najważniejszego wyróżnienia dla polskich autorów kryminałów i sensacji. (fó)

(fó)

Page 64: LAJF Magazyn Lubelski #20

64 magazyn lubelski 5[20] 2014

tekst Michał P. Wójcikfoto Patrycja Turek-Kwiecińska

64 magazyn lubelski 5[20] 2014

In memoriamhistoria

(fó)

A jeść i pić lubił. Na fotografii zrobionej kilka lat temu przez córkę w domowej kuchni widzimy Ro-berta w gustownym czarnym fartuchu kuchennym z obrazem wieży Eiffla i napisem Paryż. Biesiady, spotkania towarzyskie i koleżeńskie dawały mu chwilę wytchnienia od spraw związanych z ogro-mem zbrodni XX wieku, którymi się zawodowo zajmował. W pracę angażował się całym sobą.

Ostro i bezkompromisowo piętnował słowem „imprezy na cześć”, które zamiast upamiętniać ofiary i honorować ocalonych, stawały się poli-tycznymi spektaklami organizatorów i dla orga-nizatorów. Kosztowało go to czasowym zakazem wypowiadania się w mediach na tematy bieżące. Jedną z ostatnich, a może już ostatnią wypowiedź Roberta możemy zobaczyć na ekranach w filmie Grażyny Stankiewicz „Widzący z Lublina”. Dzieli się z widzami wiedzą na temat rodziny Horowitza

‒ Widzącego. Jednak największym zawodowym wyzwaniem dla Roberta były tematy zbrodni Ho-lokaustu, relacje ocalonych i Sprawiedliwych, do-kumenty procesowe byłych katów, szmalcowników i zbrodniarzy. Do tych trudnych spraw podcho-dził profesjonalnie, naukowo, niekierowany z góry narzuconą tezą, uprzedzeniami narodowościowy-mi czy religijnymi ‒ fakty były faktami i należało je jak najściślej wyjaśnić, posługując się aparatem naukowym.

Odpoczynek, a także możliwość poznania no-wych relacji, faktów historycznych czy ciekawostek dawały mu także wycieczki na kresy, w szczegól-ności do ulubionego Lwowa. Ostatni artykuł do LAJF-a, spoglądając z niepokojem na wojnę na wschodzie Ukrainy, zakończył takim zdaniem: Ja bym dodał: jedźcie w ogóle do Lwowa – po smaki i wrażenia, a przy tym nie ma się czego bać.

urodzony 7 października 1966 w Lubliniezmarł 5 czerwca 2014 we Lwowie

Niestety…

Page 65: LAJF Magazyn Lubelski #20

65magazyn lubelski 5[20] 2014

Page 66: LAJF Magazyn Lubelski #20

66 magazyn lubelski 5[20] 2014

NATALIA integracja

(now)

tekst Maciej Skarga

N atalia Wołosowicz jest uroczą i wrażliwą kobietą. Kocha życie. I zapewne dlatego, mimo dość poważnej wady wzroku (oczopląs powstrzymany operacyjnie i trwający astygmatyzm wzroczny) i dodat-

kowo nękającej ją niedoczynności tarczycy, uśmiecha się do niego. Doskonale wie, że niektórych ze swoich zamierzeń nie będzie mogła zrealizować. Ale te, które uda się jej osiągnąć, będą sukcesem i przyniosą szczęście.

Nie poddaje się. Wycho-wując się w rodzinie

wielodzietnej, jako najmłodsza z jej pięciorga rodzeństwa dość szybko nauczyła się nie tylko samodzielności, ale i dbania o innych. Wspólne sprzątanie, gotowanie i pomaganie w codziennych pracach polowych sprawiło, że ma w sobie dość siły, aby zmagać się z chorobą, uczyć się i jedno-cześnie pracować. W naszej rozmowie zaś podkre-śla, że w takiej rodzinie człowiek uczy się życiowej zaradności i każdy, żeby nie obciążać rodziców, chce szybko wyjść na swoje.

Maturę zdała w Liceum Ogólnokształcącym im. St. Staszica w Białej Podlaskiej o profilu pla-stycznym. Ukończyła szkołę policealną z dyplo-mem technik hotelarstwa. Próbowała swoich sił na studiach, zaliczając trzy lata na filologii słowiań-skiej UMCS w Lublinie. Była jeden rok na wydziale turystyki. Niestety ze względu na pogłębiającą się chorobę rogówki, póki co musiała je przerwać. Nie znaczy to jednak, że zupełnie zrezygnowała z nauki i niebawem zamierza ją kontynuować. O tym, że jednak można, przekonała się, będąc jeszcze na uczelni. Uczestnicząc w spotkaniach Stowarzysze-nia Osób Niepełnosprawnych, zobaczyła, iż wielu ludzi, zwłaszcza dotkniętych niepełnosprawnością, potrafi sobie doskonale radzić. Jeden z jej kole-gów, poruszający się tylko na wózku z powodu paraliżu kończyn i dowożony przez mamę na za-jęcia, studiował informatykę. Nie poddał się i tak się wyspecjalizował w tworzeniu oprogramowań, że jeszcze w trakcie studiów mógł już nie tylko utrzymać samego siebie, ale i wspomagał finanso-wo swoją mamę. Dlaczego więc jej nie miałoby się udać? Musi.

– Od zawsze chciałam się wyrwać z mojej wsi – powiada. – Chciałam być samodzielna i traktowana jak normalna, pełnosprawna osoba. Chciałam chwila-mi zapomnieć, że mam problemy ze wzrokiem i cho-robami. I od pięciu lat, gdy samodzielnie mieszkam w Lublinie, to mi się udaje. Życie kazało mi być osobą

twardą i taką jestem. Na pewno dam sobie radę.Ponieważ jakiekolwiek zajęcia biurowe nie

wchodziły w grę z powodu niewskazanej dla jej oczu pracy przed komputerem, ukończyła kolejne, tym razem trzy, kursy: kelnerski, robienia wyro-bów garmażeryjnych i kucharza. Z fundacji „Fuga Mundi” dostała kilka ofert pracy w gastronomii i wybrała dość ciekawą w restauracji na lubelskim Starym Mieście, gdzie królują dania hiszpańskie, a właściciel nie widział problemu, aby ją zatrudnić.

– Praca każdemu człowiekowi pozwala na samore-alizację – stwierdza Natalia. – Jest szansą na odstre-sowanie się i lepsze patrzenie w przyszłość. Współpra-cując z innymi ludźmi, trzeba podejmować słuszne decyzje i działać szybko oraz zdecydowanie. Człowiek nie skupia się na sobie i wtedy inaczej patrzy na świat. Lubię tę pracę. Bardzo mi się podoba dekorowanie potraw. Żeby były kolorowe, wesołe i zachęcające do spożycia. Takie połączenie plastyki i gastronomii.

Otóż to – plastyka. Natalia ma swoją wielką pa-sję – malarstwo. W wolnych chwilach staje przed sztalugą i przenosi na płótno obrazy z otaczającej ją rzeczywistości. Ma już niezłą kolekcję swoich prac. Chciała nawet je wystawić, ale w galeriach, do których przychodziła, słyszała jedno: przyjmu-jemy tylko prace artystów z dyplomem ASP. Trud-no jej to zrozumieć. Ale z malarstwa oczywiście nie ma zamiaru zrezygnować. Jest dla niej potrzebą chwili i jednocześnie relaksem. Podobnie jak wier-sze, które także czasem zdarza się jej napisać.

– Zawsze chciałam i nadal chcę być malarką – mówi ze zdecydowanym wyrazem twarzy. – Z tego nie zrezygnuję. Na razie jednak podstawą dla mnie jest praca, którą mam, i w niedalekiej przyszłości próba powrotu na uczelnię. Każdy czło-wiek ma jakieś chwile załamania niezależnie od swojej sprawności. To zależy od stanu ducha. Nie ukrywam, że miałam je także. Miałam, ale wycią-gnęłam się. Jak człowiek coś robi i ma się pracę, to wtedy udaje się mieć więcej luzu w życiu i zapomina się o wadach.

Page 67: LAJF Magazyn Lubelski #20

prawo

67magazyn lubelski 5[20] 2014

K ażdy z nas planując wakacje ma nadzieję, iż wybrana przez niego oferta spełni jego oczekiwania. Dotyczy to komfortu i czasu podróży, jakości zastanego na miejscu zakwaterowania i wyżywienia oraz możliwości skorzy-stania z dodatkowych atrakcji.

Nie dziwi rozgoryczenie turystów, którzy są niezadowoleni ze swoich wakacji i którzy rozważają skierowanie sprawy na drogę sądową. Warto jednak rozważyć przeprowadzenie procesu mediacji z organizatorem naszego wypoczynku i  zastanowić się, czy nie opłaca się już w momencie pod-pisywania umowy z biurem podróży o umieścić w niej tzw. klauzuli arbitrażowej, która określa na jakich zasadach będą rozstrzygane wszelkie spory powstałe w ramach tej umowy. O wiele łatwiej jest dochodzić roszczeń od biur podróży niż od poszczególnych usługodawców, takich jak hotele czy fir-my przewozowe. Podstawę naszych roszczeń mogą stano-wić nie tylko przepisy Kodeksu Cywilnego z zakresu ochrony przed nienależycie wykonaną umową, ale i inne regulacje prawne chroniące konsumenta.

Wygaśnięcie umowy może nastąpić jedynie w sytuacjach, które zostały spowodowane: działaniem lub zaniechaniem klienta, działaniem lub zaniechaniem osób trzecich, nie uczestniczących w wykonywaniu usług przewidzianych w umowie, jeżeli tych działań lub zaniechań nie można było przewidzieć lub zaniechać, siłą wyższą (np. katastrofa ekolo-giczna, wojna).

Aby konsument był w pełni świadomy, czego może oczeki-wać od biura podróży, przedsiębiorca powinien go poinfor-mować o cenie imprezy turystycznej, miejscu pobytu lub tra-sie wycieczki, rodzaju, klasie, kategorii lub charakterystyce środka transportu, położeniu, rodzaju i kategorii obiektu za-kwaterowania, według przepisów kraju pobytu, ilość i rodza-jów posiłków, programie zwiedzania i atrakcji turystycznych, kwocie lub procentowym udziale zaliczki w cenie imprezy turystycznej lub usługi turystycznej oraz terminie zapłaty całej ceny, terminie powiadomienia klienta o ewentualnym odwołaniu imprezy turystycznej lub usługi turystycznej z po-wodu niewystarczającej liczby zgłoszeń, podstawie prawnej umowy i konsekwencjach prawnych wynikających z umowy, informacjach o obowiązujących przepisach paszportowych, wizowych i sanitarnych oraz o wymaganiach zdrowotnych dotyczących udziału w imprezie turystycznej.

Tak ukształtowane przepisy dotyczące odpowiedzialności biur podróży, powinny ułatwić procedurę dochodzenia od

nich roszczeń. Jest to możliwe dzięki temu, że Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów oraz powiatowi rzecznicy praw konsumenta, czyli organy odpowiedzialne za prowadzenie mediacji pomiędzy konsumentami, a przedsiębiorcami, za-częli respektować tzw. tabelę frankfurcką. Dokument ten pomaga polubownie załatwić sprawy pomiędzy biurami podróży a ich klientami dotyczące wysokości odszkodowań. Na przykład - jeżeli okazało się, że jedzenie było zbyt mono-tonne lub zepsute, może to być od 5 do 30%. Klient może również złożyć organizatorowi usług turystycznych pisemną reklamację zawierającą wskazanie uchybienia w sposobie wykonania umowy oraz określającą dokładną kwotę na-szych roszczeń, w związku z nie wywiązaniem się z warun-ków umowy. Reklamacja powinna być złożona w terminie nie dłuższym niż 30 dni od dnia zakończenia imprezy.

W przypadku odmowy uwzględnienia reklamacji organi-zator usług turystycznych jest obowiązany szczegółowo uza-sadnić na piśmie przyczyny odmowy. Jeżeli nie ustosunkuje się na piśmie do reklamacji, w terminie 30 dni od dnia jej zło-żenia, uważa się, że uznał reklamację za uzasadnioną.

W związku z problemem upadających biur podróży usta-wodawca wprowadził do ustawy o świadczeniu usług tury-stycznych zapis, w myśl którego przedsiębiorca wykonujący działalność gospodarczą w tym zakresie jest obowiązany zawrzeć umowę gwarancji bankowej, ubezpieczeniowej lub umowę ubezpieczenia na rzecz klientów w zakresie pokrycia kosztów ich powrotu do kraju, w wypadku gdyby sam nie mógł się wywiązać z tego obowiązku. Pamiętajmy jednak, że pieniądze z gwarancji w pierwszej kolejności są przeznacza-ne na koszty związane ze sprowadzeniem turystów do Polski. Z tego powodu powinniśmy się upewnić, czy nasze biuro jest w dobrej kondycji finansowej. Wystarczy sprawdzić jego dane w Krajowym Rejestrze Długów.

Tekst opracowano w ramach projektu „Mam Prawo” realizowanego przez Stowarzyszenie Inicjatyw Samorządowych.

Odszkodowanie za nieudane

wakacje

Page 68: LAJF Magazyn Lubelski #20

68 magazyn lubelski 5[20] 2014

kuchnia

O kwiatach bzu

Można jeść między inny-mi kwiaty ziół: czosnku, kolendry, koniczyny, ko-pru, lawendy, lubczyku, mięty; kwiaty warzyw: kwiaty dyni, zielonego groszku, kwiaty cukinii

(wspaniałe faszerowane), kwiaty drzew i krzewów: bzu czarnego, bzu lilaka, brzoskwini, gruszy, ja-błoni, lipy, moreli, pigwy, śliwki, wiśni, bzu lilaka i wreszcie bzu czarnego, o którym dwa słowa.

Bez czarny, dziki bez czarny (Sambucus nigra L.) zwyczajowo nazywany jest także: bez lekar-ski, bez pospolity, bzowina, bzina, buzina, hyczka, hyćka. Był on podstawowym składnikiem ulubio-nych placków/naleśników cesarza monarchii au-stro-węgierskiej Franciszka Józefa I.

Kwiaty bzu czarnego w cieście naleśnikowymSkładniki: 15 kwiatostanów czarnego bzu, 250–300 g mąki, 2 jajka, 1,5–2 szklanki mleka, olej do smażenia, cu-kier puder do posypania.Przygotować ciasto jak na naleśniki. Ubijać jajka trzepaczką lub mikserem, dodając mleko, następ-nie dodawać mąki, cały czas ubijając ciasto. Po-winno mieć konsystencję śmietany, jeśli będzie za rzadkie, trzeba dodać trochę mąki, jeśli za gęste – trochę mleka lub mineralnej wody gazowanej.Kwiatostany czarnego bzu delikatnie opłukać i osuszyć papierowym ręcznikiem, tak aby nie od-padały kwiatki. Zanurzać je w cieście (po wyjęciu

chwilę odczekać, aż nadmiar ciasta ścieknie). Smażyć

3–4 minuty na dobrze rozgrzanym tłuszczu. Przed podaniem posypać cukrem pudrem lub polać gę-stym syropem. Tak usmażone naleśniki pełne są aromatu i smaku czarnego bzu.

Hyćka vel hyczka, czyli sok z kwiatów czarnego bzu, czyli syrop na jego bazie, nalewka. W ludowej tradycji podawano ją dzieciom, gdy zbliżały się chło-dy, na wzmocnienie odporności. Spożywano hyćkę również podczas przeziębień i grypy. Współczesna nauka potwierdziła ludową wiarę dotyczącą leczni-czego działania hyćki. Napój z kwiatów bzu zawiera wiele witaminy C, przeciwutleniaczy i witamin z gru-py B. Zwalcza stany zapalne, działa napotnie i skraca okres choroby. Wzmacnia cały organizm.

Napój z kwiatów bzuSkładniki:ok. 80 baldachów kwiatów czarnego bzu, ok. 1,5 kg cukru, woda, kilka litrów, w zależności od naczynia, cytryna – 2 sztuki.Obciąć 80 baldachów z kwiatami czarnego bzu. Uwaga na pyłek, on jest bardzo ważny, należy więc jak najmniej wzruszać kwiatkami. Zostawić na kilka godzin w misce lub na białym płótnie, by pozbyć się ewentualnych owadów. Zasypać 1 kg cukru, dodać plasterki z jednej cytryny i zostawić na noc. Na-stępnego dnia zalać wrzątkiem tak dużo, by wszyst-kie kwiatki pozostawały pod wodą. Zostawić w cie-płym miejscu na dwie doby, mieszając co jakiś czas. Po dwóch dniach przelać sok do garnka, odcedzając przez gazę lub sitko. Do syropu dodać pół kilograma cukru, plasterki drugiej cytryny i gotować na malut-kim ogniu ok. 1 godziny. Przelać sok do wyparzo-nych słoików lub butelek, zamknąć i postawić dnem

do góry. Kiedy ostygnie, jest gotowy do schowania w spiżarni.

Powodzenia i smacznego.

J edzenie kwiatów jest popularne, od kiedy się tylko pojawiły, a współczesna paleontologia twierdzi, że nastąpiło to w późnym mezozoiku w triasie, czyli konsumpcja kwiatów trwa od około 252,2–201,3 milionów lat. My spożywamy kwiaty na co dzień, nawet nie zastanawiając się nad tym, a mia-

nowicie kalafiory, brokuły, kapary i karczochy. Lecz kuchnia kwiatowa jest o wiele bogatsza i bardziej różnorodna niż by się wydawało na pierwszy rzut oka.

Page 69: LAJF Magazyn Lubelski #20

W Teatrze im. H. Ch. Andersena w Lublinie odbył się spektakl pt. ,,Ożenek” Mikołaja Gogola zagrany przez

seniorów – uczestników Zespołu Ośrodków Wsparcia w Lu-blinie. Z zespołem współpracują aktorzy Ilona i Michał Zgiet, którzy przeprowadzili cykl warsztatów teatralnych, czego efektem było przygotowanie spektaklu. Realizowany projekt ma na celu przeciwdziałanie stereotypom dotyczącym starości i ma pokazać, że marzenia można spełniać w każdym wieku. Partnerami pro-jektu są Urząd Miasta Lublina i Fundacja Qulturalne Qulinaria, która przeprowadziła warsztaty dotyczące prowadzenia zdrowej kuchni. (maz) (foto Przemysław Arkadiusz)

Seniorzy zagrali Gogola (fó)

zaprosili nas

Już po raz piąty na placu Litewskim w Lublinie odbył się Festyn Pasji Ludzi Pozytywnie Zakręconych. Pasjonaci przyjechali nie

tylko z Lubelszczyzny. Dominowała tematyka wojenna i motory-zacyjna. Zainteresowani mogli podziwiać zabytkowe samochody, pojazdy bojowe i przypatrzyć się musztrze oddziału Legii Nadwiślań-skiej z epoki wojen napoleońskich. Nad całością unosił się zapach cebularzy, które hojnie były rozdawane (w tym samym czasie na placu Zamkowym trwało Święto Chleba). Festyn wzbudził duże zaintereso-wanie. Organizatorem imprezy jest Polskie Towarzystwo Mieszkanio-we Lublin, a osobą z wielką pasją, która wspiera festyn przez cały rok, jest Zbigniew Jurkowski. (pod)

Pozytywnie zakręceni

69magazyn lubelski 5[20] 2014

Page 70: LAJF Magazyn Lubelski #20

70 magazyn lubelski 5[20] 2014

W ydarzenia z okresu okupacji niemieckiej były inspiracją do zorganizowania inscenizacji historycznej, podczas której zo-

stała pokazana wojenna rzeczywistość. W żywym obrazie pt. „Prawdy nie da się rozstrzelać… Gmina Niedrzwica w latach 1939–1945” wzięli udział mieszkańcy Niedrzwicy – dzieci, młodzież i dorośli oraz trzy grupy rekonstrukcyjne. Jednym z wątków trwającego blisko godzinę widowiska było odtworzenie urządzonej przez Niemców pod Bycha-wą zasadzki na partyzantów. Praca nad scenariuszem rozpoczęła się w styczniu tego roku, od kwietnia trwały próby. Warto było, bo wyszło imponująco. (pod) (foto Honorata Świderska, Wioletta Mazur)

Żywa lekcja historii Kaczki do bojuW zorem innych miast na świecie w Lublinie po raz

pierwszy został zorganizowany wyścig kaczek. Gumowe kolorowe kaczki ścigały się niesione nurtem Bystrzycy z okolic stadionu Motoru do Mostu Kultury. W wyścigu wystartowało 1200 gumowych zielonych, pomarańczowych, różowych, czerwo-nych, niebieskich i żółtych kaczek. Aby wziąć udział w zabawie, wystarczyło kupić kaczkę lub kaczki po 20 zł za sztukę. Właścicie-le pierwszych 20 kaczek oraz ostatniej otrzymali nagrody. Uczest-nikom zabawy dopisywały dobre humory i sportowe emocje. Cał-kowity dochód z imprezy został przeznaczony na dofinansowanie wakacyjnych wyjazdów dzieciom z wielodzietnych rodzin. (pod)

(fó)

zaprosili nas

Page 71: LAJF Magazyn Lubelski #20

71magazyn lubelski 5[20] 2014

T radycyjnie na wernisażu w galerii Leszka Mądzika było i artystycznie, i intelektualnie. Bohaterem wieczoru był

lubelski artysta Andrzej Widelski. W dotychczas niejednorodnym stylistycznie malarstwie tego twórcy rzadko współgrały ze sobą proporcje – zbyt dużo suge-rowanej duchowości, a zbyt mało samego malarstwa. Natomiast otwarta ostatnio w Galerii Sceny Plastycznej KUL na lubelskim Starym Mieście wystawa zatytułowana „Zdarzenia subtelne II” dowodzi, że Andrzej Widelski jest w bardzo dobrej formie twórczej i osiąga górne pułapy swoich możliwości, zaskakując świeżością zarówno materii, jak i ducha. Z okazji 30-lecia pracy twórczej LAJF przyłącza się do gratulacji. (pod)

(fó)Widelski u Mądzika (fó)

zaprosili nas

Zwyczajowo jak co roku w czerwcu z okazji Dnia Drukarza integrowali się ci, dzięki którym mamy co czytać w wersji

papierowej. Wydawać by się mogło, że na co dzień firmy konkurują ze sobą, a tymczasem branża ta wymaga współpracy na wielu etapach produkcji. Na terenie samego Lublina działa ponad sto drukarni. Po raz kolejny gospodarzami spotkania byli właściciele lubelskiej firmy WAB Artykuły Poligraficzne. Wśród zaproszonych gości znaleźli się m.in. przedstawiciele największych firm poligraficznych w Polsce. Oprócz biesiady, pod Starym Gajem zostały rozegrane konkurencje indywidualne i zespołowe, jak strzelanie z łuku i z wiatrówki, rzuty beczką po piwie, wspinaczka skałkowa oraz paintball. Długie rozmowy nie tylko o drukarstwie trwały do późnej nocy. (pod)

Biesiada Drukarza

Page 72: LAJF Magazyn Lubelski #20

72 magazyn lubelski 5[20] 2014

W budynku Portu Lotniczego Lublin został otwarty punkt informacji turystycznej. Możliwość pobrania bezpłatnych

map i folderów w różnych wersjach językowych oraz zakupu prze-wodników, map i pamiątek ma wspomóc popularyzację i rozwój turystyki, branży noclegowej i gastronomicznej oraz być zapro-szeniem na wydarzenia kulturalne na Lubelszczyźnie. Skądinąd dobry pomysł dla przybliżenia walorów regionu potencjalnym turystom, choć warto pomyśleć o narzędziach informacyjnych bardziej zaawansowanych, jak chociażby kioski multimedialne, które mogłyby stanąć m.in. w centralnych punktach miast i mia-steczek Lubelszczyzny. Jeden z takich kiosków info z powodze-niem funkcjonuje na Zamku Lubelskim. (maz)

Z lotniska w Lubelszczyznę Nalewki w Dworze AnnaW Dworze Anna w podlubelskich Jakubowicach Koniń-

skich odbyła się VI edycja Ogólnopolskiego Turnieju Nalewek. W konkursie było ocenianych 96 trunków. Jury, w którym zasiadali m.in. hrabia Waldemar Marcin Kuna-Kwie-ciński i Anna Kalata, pierwsze trzy nagrody przyznało kolejno Jolancie Niedźwiedź z Lublina za nalewkę z czarnej porzeczki, Zbigniewowi Jurkowskiemu z Lublina za nalewkę wiśniową i Wioletcie Tarnowskiej z Jakubowic Konińskich za nalewkę wiśniową na orzechu włoskim. Piknikową ogrodową atmosferę urozmaiciły recital lubelskiej śpiewaczki Krystyny Szydłowskiej, walki rycerskie, pokaz mody, wystawa malarstwa Krystyny Głow-niak i występ kapeli Kazimierza Liszcza. (pod)

zaprosili nas

(fó)(Sławomir Jawor)

Page 73: LAJF Magazyn Lubelski #20

73magazyn lubelski 5[20] 2014

AJFLmagazyn lubelski

AJFLmagazyn lubelski

wizytownik

Mo¿esz tanio podró¿owaæ do najatrakcyjniejszychzak¹tków województwa lubelskiego!

SprawdŸ nasze oferty promocyjne!www.przewozyregionalne.pl

Najpiękniejszaplaża nad

polskim morzem

rogowo.weebly.comrogowo.weebly.com

Gospoda Sto Pociech 22-100 CHEŁM ul. Pocztowa 38 tel. 889 555 626, 82 542 11 05

Page 74: LAJF Magazyn Lubelski #20

74 magazyn lubelski 5[20] 2014

czerwiec/lipiec 2014

LUBLIN10.Ogólnopolski Festiwal Teatrów Niewielkich Wojewódzki Ośrodek Kultury w Lublinie, ul. Dolna Panny Marii 3.

5–8 lipca

LUBLINKoncert Raphaela Rogińskiego Koncert Raphaela RogińskiegoDzielnicowy Dom Kultury „We-glin”, ul. Judyma 2A. godz 19.00Artysta zaprezentuje swoją twór-czość w ramach cyklu „Peryferia”. Rogiński skupiony jest przede wszystkim na improwizacji wy-nikającej z jazzu i bluesa oraz na muzyce etnicznej i ludowej.

28 czerwca

LUBLINNie porzucaj nadzieje Premierowy pokaz teatralny Stani-sławy Celińskiej i Tomasza Bajer-skiego Parking za DDK „Węglin”, ul. Judyma 2A, godz. 21.00.

29 czerwca

26 czerwca–18 lipca LUBLIN

Otwarte miasto

ŚWIDNIKPort Lotniczy Lublin Do Portu Lotniczego Lublin wybiera się największa legenda lotnictwa ‒ maszyna bojowa Sir Supermarine Spitfire! Pojawi się w Świdniku, aby oddać hołd Ta-deuszowi Górze, pilotowi 303, 306 i 315 Dywizjonu Myśliwskiego.

26–28 czerwca

KAZIMIERZ DOLNY48. Ogólnopolski Festiwal Kapel i Śpiewaków Ludowych W ramach festiwalu w Muzeum Nadwiślańskim odbędzie się m.in. Ogólnopolskie Seminarium Folk-lorystyczne „Festiwal kazimierski wobec tradycji kolbergowskiej”, Targi sztuki ludowej, koncert gościa specjalnego, zespołu „Transkapela”.

26–29 czerwca

BIAŁA PODLASKADni Białej Podlaskiej W programie przewidziane są liczne koncerty oraz gala profesjo-nalnej ligi MMA 37.

26–29 czerwca

POWIAT KRASNOSTAWSKI

II Targi turystyki wiejskiej i kulturowej, „Lubelskie lato 2014” Targi Turystyki Wiejskiej i Kul-turowej Lubelskie Lato 2014 to wyjątkowy kiermasz propozycji turystycznych województwa Lubel-skiego na spędzenie urlopu na tym terenie zarówno przez mieszkańców jak też i zachęcenie do przyjazdu osób z Polski i zagranicy. Targi są utrzymane w charakterze festynu turystycznego, rekreacyjnego i sportowego dla całych rodzin.

27 czerwca

ZAMOŚĆWernisaż rysunku Joanny Brzescińskiej-Riccio Galeria Jazz Club „Kosz”,ul. Szczebrzeńska 3, godz.19.00

28 czerwca

28 czerwca PUŁAWY

Rajd rowerowo – kajakowy Start: Centrum informacji turystycz-nej, Aleja Królewska 4. Rajd podzie-lony będzie na dwie części. Pierwszą z nich przemierzymy rowerem od Puław, przez Kazimierz Dolny do Kolonii Szczekarków. Stamtąd roz-poczniemy spływ kajakowy rzekami Chodelka i Wisła, gdzie w przerwie jest planowane ognisko na wyspie. Pozostawione wcześniej rowery będą przetransportowane do Puław busem.

KRUPYJarmark Świętojański

28 czerwca

Page 75: LAJF Magazyn Lubelski #20

75magazyn lubelski 5[20] 2014

Page 76: LAJF Magazyn Lubelski #20

76 magazyn lubelski 5[20] 2014